ARENA nr 12

Page 1

Historia stosunków międzynarodowych

// Broń jądrowa a relacje Indii i Pakistanu // Wojna w Wietnamie – wojna nieregularna // Ludobójstwo w Rwandzie // Afera Dreyfusa // Lata 30. XX w. – gospodarka i polityka // Wojna „futbolowa”?


Czasopismo Koła Studentów Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego Redaktor naczelny /////////////////////////// Grzegorz Stachowiak Sekretarz redakcji /////////////////////////// Beata Beliavska Redaktor techniczny /////////////////////////// Adam Krzykowski Projekt okładki /////////////////////////// Joanna Matczak Autorzy /////////////////////////// Daniel Baldys Beata Beliavska Zuzanna Borzęcka Karolina Buczkowska Sebastian Rodzik Grzegorz Stachowiak Wydawca /////////////////////////// Koło Studentów Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego ul. Jabłonowskich 5, 31-114 Kraków www.arena.kssm.pl arena@kssm.pl Nakład /////////////////////////// 300 egzemplarzy ISSN /////////////////////////// 1896-8511

Czasopismo dofinansowane ze środków:

Copyright by Koło Studentów Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego & the Authors. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za prezentowane w artykułach opinie autorów. Wszystkie teksty podlegają ochronie własności intelektualnej. Przedruk bez zgody redakcji zabroniony. Kraków 2014


4

Wpływ broni jądrowej na wzajemne relacje Indii i Pakistanu Daniel Baldys

Wojna w Wietnamie jako przykład wojny nieregularnej Sebastian Rodzik

22

Wpływ czynników zewnętrznych na ludobójstwo w Rwandzie Zuzanna Borzęcka

Sprawa Dreyfusa. Jak sfałszowany rękopis doprowadził do wielowymiarowego kryzysu Karolina Buczkowska

32

26

Wpływ kryzysu ekonomicznego lat 30. XX wieku na politykę w świecie Beata Beliavska Wojna „futbolowa”? Grzegorz Stachowiak

45

11

38

„Po co nam Parlament Europejski?” Sprawozdanie V Festiwal Dyplomatyczny Zapowiedź

46


4

Wpływ broni jądrowej na wzajemne relacje

Indii i Pakistanu Daniel Baldys

Wprowadzenie Głównym przedmiotem zainteresowania artykułu są relacje pakistańskoindyjskie, a także ich uwarunkowania, ze szczególnym uwzględnieniem aspektu nuklearnego. Teza badawcza brzmi następująco: arsenał jądrowy Indii i Pakistanu spowodował względną stabilizację w regionie. „Względna stabilizacja” oznacza, że państwa nie prowadzą poważnego konfliktu zbrojnego, czyli takiego, który zakładałby wykorzystanie wszelkich dostępnych środków walki (w myśl teorii o wojnie ograniczonej)1. Artykuł składa się z trzech rozdziałów: w pierwszym zarysowano historię tytułowych relacji; w drugim naszkicowano programy jądrowe Indii i Pakistanu; trzeci poświęcono kwestiom ważnym z punktu widzenia wzajemnych relacji obu państw. Tekst kończy weryfikacja tezy badawczej.

Skrócona historia relacji indyjsko-pakistańskich Początek konfliktu indyjsko-pakistańskiego datuje się na rok 1947, kiedy to Brytyjczycy postanowili wycofać się ze swoich kolonii w Azji Południowej. Podział terytorium przeprowadzili oni pod względem etnicznym – obszary zamieszkałe w większości przez muzułmanów zostały włączone do Dominium Pakistanu (późniejszej Islamskiej Republiki Pakistanu), a te, gdzie dominowała ludność hinduska, włączono do Unii Indyjskiej (poprzedniczki Republiki Indii). Problem pojawił się w przypadku setek państewek rządzonych przez książęta. Brytyjczycy bo-

wiem nie sprawowali nad nimi bezpośredniej kontroli, wobec czego zaoferowali im wybór przynależności państwowej. Decyzja ta należała do monarchów i w zasadzie wola poddanych się nie liczyła. Skutkiem tego był konflikt pomiędzy Indiami i Pakistanem o największe księstwo – Dżammu i Kaszmir – gdyż hinduski maharadża Hari Singh – rządzący społeczeństwem w większości muzułmańskim – zadecydował o przyłączeniu swojego księstwa do Indii. Decyzję tę podjął na skutek umowy z tym państwem zawartej z powodu wybuchu rewolucji muzułmańskiej, którą sam wywołał2. Armia indyjska została więc wysłana do obrony nowej prowincji, na co Pakistan – z pewnym opóźnieniem – odpowiedział wysłaniem swoich oddziałów. Doszło do walk i wytworzenia się tzw. linii kontroli oddzielającej zajęte obszary. Ostatecznie, dzięki interwencji Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ), w 1948 r. zawarto układ o zawieszeniu broni. Odtąd Kaszmir stał się kością niezgody w relacjach obu państw, doprowadzając do kolejnych wojen z tym regionem w tle. Kolejne lata pokazały, że w relacjach indyjsko-pakistańskich możliwa była także współpraca. W 1960 r. doszło do podpisania porozumienia w sprawie wód Indusu3, co pozwoliło na pokojowe korzystanie z rzeki i jej dorzecza przez obie strony. Pakistan i Indie utworzyły wspólną instytucję dbającą o przestrzeganie umowy i warto podkreślić, że wywiązywały się z niej nawet podczas konfliktów. Do tych powrócono w drugiej połowie lat 60. – druga wojna o Kaszmir miała miejsce w 1965 r. Zakończona została przywróceniem stanu sprzed wojny, co spowodowało wzrost nastrojów antyindyjskich. Trzecia wojna indyjsko-pakistańska wybuchła w 1971 r. Jej rezultatem było oderwa-


nie Pakistanu Wschodniego i powstanie w jego miejsce niepodległego Bangladeszu. Pakistan stracił 14,4%4 (130 168 km2) swojego terytorium, na którym zamieszkiwała prawie połowa populacji tego państwa, co przełożyło się na utratę jego pozycji w regionie5. Wojna ta spowodowała wielką traumę narodową, jak również była ogromną porażką pakistańskiej armii, która oddała władzę Zulfikarowi A. Bhutto6, pierwszemu cywilnemu prezydentowi Pakistanu. W 1979 r. wybuchła wojna w Afganistanie. Na swoim terytorium Pakistan – przy pomocy Stanów Zjednoczonych (USA) – organizował i wspierał bojowników islamskich (mudżahedinów), którzy doprowadzili do wycofania się Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich (ZSRR) z Afganistanu w 1989 r. Po udanym wyparciu sił radzieckich z regionu, USA pozostawiły jednak Pakistan samemu sobie – musiał on zmierzyć się z problemem mudżahedinów, grup terrorystycznych i separatystycznych szkolonych wcześniej na potrzeby walki z ZSRR. Pakistańczycy – być może nie mając innego wyjścia – rozwiązali tę sprawę wykorzystując wymienione grupy, aby zainstalować w Afganistanie przychylny sobie rząd talibów oraz w celu zorganizowania ruchu separatystycznego w Kaszmirze7. Pozwoliło to Pakistanowi na uporanie się z problemami mudżahedinów i wschodniej granicy, a także na realizowanie strategii nastawionej na opanowanie Kaszmiru. Wskutek tego w 1988 r. miało miejsce największe dotąd powstanie separatystyczne8 w tym regionie. Pakistan szybko zaczął wspierać militarnie i logistycznie powstańców. Hindusom udało się opanować sytuację, nie obyło się jednak bez nadużyć na ludności cywilnej9. Rok 1999 przyniósł starcie w kaszmirskim Kargilu – pakistańska armia zajęła kilka strategicznych szczytów, jednak po kilku miesiącach została wyparta przez Hindusów. Jest to interesujący epizod, gdyż od 1998 r. oba państwa dysponowały arsenałem jądrowym, z którego jednak nie skorzystały. W 2001 r. miał miejsce zamach terrorystyczny na parlament indyjski, o który Hindusi oskarżyli Pakistan. Prze-

prowadzono mobilizację i doszłoby do wojny, gdyby nie mediacja Stanów Zjednoczonych. W 2003 r. przywrócono stosunki dyplomatyczne. Kolejne lata były owocne pod względem współpracy gospodarczej. W 2005 r. oba państwa niosły pomoc ofiarom trzęsienia ziemi w Kaszmirze. Dzięki temu kontynuowano proces pokojowy, co poskutkowało otwarciem – nieczynnego od pierwszej wojny międzypaństwowej – szlaku handlowego łączącego obie części Kaszmiru10. W latach 2006-2008 doszło do serii krwawych zamachów terrorystycznych – z czego najsłynniejszy miał miejsce w Mumbaju w 2008 r. – których celem było zerwanie dialogu indyjsko-pakistańskiego. Za zamachami stały organizacje działające z terenu Pakistanu, m.in. Laszkar-i-Toiba. Islamabad odciął się od współpracy z nimi i wyraził zainteresowanie walką z terroryzmem. Efektem tego były działania pakistańskich sił specjalnych na terenie Kaszmiru oraz pochwycenie Hafiza Saeeda, założyciela Laszkar-i-Toiba wraz z kilkoma współpracownikami11.

O programach jądrowych Nuklearny wyścig zbrojeń rozpoczęły Indie. Nie przystąpiły one do Układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (Nuclear Non-Proliferation Treaty – NPT)12, uzasadniając to zagrożeniem bezpieczeństwa regionalnego przez Chiny, które w 1964 r. weszły w jej posiadanie13. W kolejnych latach – przy pomocy ZSRR – Indie rozwijały swój program jądrowy. W dniu 18 maja 1974 r. przeprowadziły pierwszy „pokojowy” test nuklearny pod nazwą „Uśmiechnięty Budda”14. Kilkanaście lat później, 10 października 1997 r., prasa indyjska ujawniła prawdę na jego temat. Opublikowano wówczas wywiad przeprowadzony z Rajem Ramanną, byłym dyrektorem indyjskiej agencji jądrowej, który przyznał, iż detonowany wówczas ładunek był bombą. Dodał on również: „Chcę, aby było jasne, że test nie był taki pokojowy”15. O ile Indie uzyskały arsenał jądrowy dzięki ZSRR, to Pakistan nie miał takiej możliwości. Jego program jądrowy rozwinął się

5


6 dzięki Abdulowi Q. Khanowi16 i wsparciu Chin17. Był on odpowiedzią na indyjskie działania w tym kierunku. Khan ukończył Uniwersytet Karaczi, następnie wyemigrował do Niemiec, gdzie również studiował. W latach 70. podjął pracę w zakładach Urenco, gdzie zdobył technologię budowy wirówek do wzbogacania uranu. W 1976 r. powrócił do Pakistanu, aby na prośbę premiera Bhutto rozpocząć pakistański program jądrowy18. Kiedy w maju 1998 r. na pustyni Pokhran Indie przeprowadziły próbne eksplozje nuklearne, jeszcze w tym samym miesiącu podobne testy zorganizował Pakistan19. Pod wpływem środowiska międzynarodowego w dniu 21 lutego 1999 r. zawarto w Lahore deklarację o nieprzeprowadzaniu dalszych prób nuklearnych.

Uwarunkowania wzajemnych relacji Zdaniem Johna Mearsheimera, twórcy realizmu ofensywnego, „Prawda jest taka, że broń jądrowa jest znakomitym środkiem odstraszającym dla państw, które czują się zagrożone przez rywali. Innymi słowy, żadne państwo nie naruszy terytorium czy żywotnych interesów państwa posiadającego arsenał jądrowy ze strachu, że taki ruch spowodowałby przerażającą nuklearną odpowiedź. Nic dziwnego więc, że państwa często kuszone są [przez swoją żądzę maksymalizacji bezpieczeństwa – D. B.] do wejścia w posiadanie broni jądrowej dla zwiększenia swojego bezpieczeństwa”20. Słowa te implikują następującą myśl: potęgi nuklearne nie prowadzą (poważnych) wojen. Teza ta doskonale uzupełnia tezę badawczą artykułu: arsenały jądrowe Indii i Pakistanu spowodowały względną stabilizację w regionie, tzn. nie ma w nim miejsca na szeroko zakrojone konflikty zbrojne. W tej części artykułu zostaną przedstawione uwarunkowania relacji pakistańsko-indyjskich, które z kolei mają znaczenie dla późniejszej weryfikacji tezy badawczej. Zaprezentowane uwarunkowania będą różnorodne, wielowymiarowo odnosząc się do

stabilizacji w regionie, gdyż jedynie takie kompleksowe podejście pozwala zrozumieć specyfikę relacji indyjsko-pakistańskich. Po pierwsze, Stany Zjednoczone blokują energetyczny rozwój Pakistanu i Indii21. Chodzi tutaj o cywilne wykorzystanie technologii nuklearnych, import gazu i ropy naftowej, a te mogłyby przyczynić się do budowy pokojowych relacji. USA czynią to przykładowo poprzez nakładanie sankcji na handel z Iranem. Zablokowały one również propozycję budowy rurociągu pakistańsko-indyjskiego do Iranu22, uznając, że powstanie rurociągu IPI (Iran – Pakistan – Indie) „przyczyniłoby się do rozwoju broni jądrowych [przez Iran – D. B.]”23 (warto w tym kontekście wspomnieć, że ostatecznie powstanie gazociąg z Iranu do Pakistanu24). Inną sprawą jest to, że zrealizowanie takiego międzynarodowego przedsięwzięcia wymagałoby sporych nakładów finansowych i byłoby trudne do osiągnięcia ze względu na wzajemną nieufność, a także potrzebę ochrony rurociągu na najbardziej wrażliwym odcinku 760 km mającym przebiegać przez Pakistan, który to odcinek podatny byłby na sabotaż25. Na sankcjach i embargach nakładanych na handel z Iranem korzystają Chiny, które rozwinęły silne relacje ekonomiczne z tym państwem26. Podobnie sprawa ma się z Birmą, od której Chińczycy kupują surowce w zamian za broń (są dostarczycielem 90% arsenału tego państwa)27. Zarówno Indie, jak i Pakistan, mogłyby postąpić wbrew woli Stanów Zjednoczonych, jednakże powstrzymują się przed tym, aby nie narazić wzajemnych relacji. Utrata poparcia tego mocarstwa oznaczałaby spadek znaczenia w regionie28. Dlaczego ten wątek jest istotny? Otóż brak energii w połączeniu ze słabą infrastrukturą kraju w dłuższym czasie spowoduje zahamowanie wzrostu ekonomicznego i społecznego29. Przy stale zwiększającej się liczbie ludności doprowadzi to z kolei do poważnych niestabilności, a te będą musiały zostać w jakiś sposób rozładowane. Sondaż BBC pokazuje, że społeczeństwa Indii i Pakistanu są nastawione względem siebie dość negatywnie – 11% Hindusów postrzega Pakistan


pozytywnie, zaś 45% z nich jest do niego ustosunkowane negatywnie; w przypadku Pakistańczyków dane te wynoszą odpowiednio 19% i 54%30. Pojawia się zatem niebezpieczeństwo, że państwa wybiorą wojnę jako sposób poskromienia niezadowolenia społecznego. Po drugie, Pakistan jest bardzo niestabilnym państwem, co wynika z wielu czynników. Przykładowo różnorodność polityczna i etniczna społeczeństwa jest przyczyną wielu konfliktów, jak widać np. w Karaczi. To zamieszkane przez 20 mln ludzi miasto jest miejscem, gdzie na porządku dziennym są porwania, morderstwa oraz wojny gangów związanych z partiami politycznymi31. Innym istotnym czynnikiem destabilizującym państwo jest rola, jaką Pakistan odgrywa względem Afganistanu. Jest ona niczym obosieczny miecz – z jednej strony Pakistan zapewnia wsparcie USA, wzmacniając swoje znaczenie w regionie, z drugiej zaś dla wielu wyznawców Allaha dopuścił się apostazji, gdyż ich zdaniem rządzący Pakistanem sprzymierzyli się z Zachodem, aby walczyć z islamem. Powoduje to wzrost napięć społecznych i rozwój ekstremizmu, co z kolei zwiększa problemy USA32. Zdaniem Stephena Cohena nie pomogłyby tutaj nawet demokratyczne wybory33. Jest on zdania, że problemem Pakistańczyków jest to, iż zmuszeni są oni współpracować z rządem w Kabulu (zależnym od Indii) po to, aby zwalczać talibów, którzy z kolei wywodzą się z naturalnego sojusznika Pakistanu w Afganistanie, czyli Pasztunów stanowiących aż 42% afgańskiego społeczeństwa34. Z racji faktu, że granica pomiędzy tymi dwoma państwami nie jest szczelna, niemożliwa jest ocena, czy dany talib to obywatel pakistański czy też nie. Śmierć takiego obywatela powoduje negatywne reakcje społeczeństwa Pakistanu. Warto tutaj dodać, że różnorakie grupy ekstremistyczne (zwłaszcza Al-Kaida) przeniknęły pakistańskie instytucje państwowe, armię i służby bezpieczeństwa, co jeszcze bardziej destabilizuje kraj35 i mocniej wpływa na poparcie dla tychże grup. Idąc dalej, jedyne co łączy Pakistan i USA to walka z terroryzmem, poza tym trud-

no się doszukiwać wspólnych interesów strategicznych36. W 2004 r. Pakistan otrzymał status „największego sojusznika USA, niebędącego członkiem NATO”37 za czym poszły miliardy dolarów. Stany Zjednoczone stopniowo odchodzą jednak od partnerstwa strategicznego z tym państwem na rzecz Indii, co powoduje, że elity pakistańskie tym bardziej czują się zagrożone38. Nieuchronne jest więc to, że same postanowią zadbać o swoje państwo tak, jak robiły to dotychczas, czyli wzmocnią ciche wspieranie talibów w Afganistanie (miałoby zapewnić im to kontrolę nad tym państwem) oraz jeszcze więcej środków przeznaczą dla separatystów i terrorystów działających w Indiach39. Talibowie pozostają więc jedynym środkiem oddziaływania Pakistanu na Afganistan w celu kontrolowania sytuacji w regionie i przeciwdziałaniu „ściśnięciu” (pokonaniu) Pakistanu w – jak określił to minister spraw wewnętrznych Indii Chakravarti Rajagopalachari na spotkaniu z premierem Afganistanu w 1951 r. – „uścisku miłości” przez Afganistan i Indie40. Powstaje więc błędne koło utraty zaufania i coraz większej sprzeczności interesów – z jednej strony walka z terroryzmem prowadzona przez USA, z drugiej zaś poleganie na grupach terrorystycznych. Pakistańczycy pamiętają również, jak zostali pozostawieni sami sobie po wycofaniu armii radzieckiej z Afganistanu41. W kraju znalazły się wówczas 2 mln Afgańczyków, wśród których panowała „kultura kałasznikowa”, powodująca wzrost przemocy na obszarach przygranicznych, które zamieszkali uchodźcy42. Do tego dochodzą pakistańskie obawy o izolację, gdyż „naturalna” (bo muzułmańska i zamieszkała w dużej części przez Pasztunów) strefa wpływów, jaką jest Afganistan, kurczy się wraz z rozwijaniem tam interesów gospodarczych przez Indie. Iran także jest niepewnym sąsiadem z racji tego, że w 2001 r. „dał Indiom dostęp do swoich baz wojskowych na wypadek wojny indyjskopakistańskiej”43. Podobnie sprawa ma się z Tadżykistanem, który udostępnił Hindusom swoją bazę wojskową44, wieńcząc tym samym dzieło otaczania Pakistanu (wyłączając Chiny). Zrozumiałe wydaje się więc to, że planiści pakistańscy a priori zakładają

7


8 istnienie realnego zagrożenia integralności terytorialnej ze strony Indii45. Na wszystko to nakłada się fakt, że najważniejsze decyzje w państwie pakistańskim podejmowane są przez armię46. Indie również mają swoje problemy wewnętrzne. Przykładowo są to naksalici terroryzujący wschodnią część kraju (uznani zostali za „największy problem bezpieczeństwa Indii”47), rosnąca inflacja (prowadząca do wzrostu cen żywności) czy szerząca się korupcja i nadużycia władzy48. Ciekawą kwestią jest sprawa Dżammu i Kaszmiru, który to obszar znajduje się pod kontrolą indyjską. Ten – zamieszkały w większości przez muzułmanów – region doświadcza ciągłej niestabilności ze względu na popularne tam hasła secesjonistyczne49. Pakistan natomiast stale wspiera bojowników przez – jak to określił rząd Indii – „infrastrukturę terroryzmu”50. Pozycja międzynarodowa Indii jest jednak znacznie lepsza niż ta, którą posiada Pakistan. Otóż USA i Indie są dwoma największymi demokracjami świata51, mają też wspólne interesy strategiczne: walkę z terroryzmem, rozwój energetyczny52 i równoważenie Chin53. Ten drugi opiera się przede wszystkim na cywilnym wykorzystaniu technologii jądrowych i imporcie paliwa do reaktorów. W 2010 r. USA i Indie zakończyły negocjacje nad umową o współpracy znoszącą 30-letnie memorandum na handel jądrowy54. Barack Obama – podczas wizyty w Indiach w 2010 r. – opisał je jako „odpowiedzialną potęgę globalną”, przyznając też relacjom USA z Indiami najwyższy priorytet. Na koniec zaś ogłosił, że wesprze starania indyjskie o miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ55. Jest to ważny wątek, gdyż coraz mocniejsze zacieśnianie relacji strategicznych Indii i Stanów Zjednoczonych, powoduje, że USA tym bardziej dążyć będą do stabilizacji w regionie. Taka sytuacja nie jest jednak na rękę Pakistanowi, który uznając Indie za mocarstwo regionalne, poniósłby porażkę w kwestii Kaszmiru, musząc uznać nad nim zwierzchność Indii. Jeśli chodzi o relacje pakistańsko-indyjskie to, jak pokazała historia, dominuje w nich rywalizacja. Obecnie dotyczy ona przede wszyst-

kim następujących kwestii: wyścigu zbrojeń (także w nuklearnym kontekście), terroryzmu i podejścia do niego, strategicznych powiązań z Pekinem i/lub z Waszyngtonem. Do tego dochodzi spór o surowce naturalne – głównie energetyczne oraz wodę56.

Podsumowanie Społeczności międzynarodowej zależy na utrzymaniu względnej stabilizacji, status quo w Azji Południowej ze względu na obecność arsenału jądrowego w tym regionie. Jego ewentualne wykorzystanie wiązałoby się z naruszeniem swoistego tabu57 międzynarodowego oznaczającego niestosowanie broni jądrowej. Mogłoby to doprowadzić do eskalacji konfliktu na skutek chybionego w inne państwo ataku lub poprzez włączenie się do niego innych państw (np. Chin po stronie Pakistanu). Istotny jest też fakt, że po wzajemnym zbombardowaniu się powstałby ogromny opad nuklearny, który skaziłby znaczną powierzchnię. Zanim jednak doszłoby do wojny Stany Zjednoczone, w ostateczności, mogłyby zmusić strony do negocjacji, zapobiegając eskalacji konfliktu – jak miało to miejsce w 2011 r. po atakach terrorystycznych w Bombaju58. Warto wspomnieć, że to nie pierwszy raz kiedy Stany Zjednoczone zmieniły sytuację w regionie, gdyż w 1999 r. – jeszcze zanim odnowiły sojusz strategiczny po 11 września 2001 r. – doprowadziły do wycofania pakistańskich sił z Kargilu. W najgorszym wypadku USA mogą postąpić jak we wrześniu 2001 r., kiedy to sekretarz stanu Richard Armitage zagroził przebywającemu akurat w Nowym Jorku szefowi jednej z pakistańskich służb Mohmoundowi Ahmedowi, że jeśli Pakistan poprze rząd talibów w Afganistanie – identyfikowanym jako odpowiedzialny za ataki na World Trade Center – to USA zbombardują jego państwo do tego stopnia, że powróci ono do epoki kamienia łupanego59. Jest mało prawdopodobne, że Indie i Pakistan same dojdą do porozumienia biorąc pod uwagę historię wzajemnych relacji i nieufności60. Sytuację taką mogą zmienić


mediacje zewnętrznego partnera – najlepiej Stanów Zjednoczonych z racji zaangażowania tego państwa w regionie. USA mogłyby zacząć od zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego zwaśnionych państw, które nie są stronami układu NPT, a tym samym przeciwdziałać proliferacji atomowej poprzez wprowadzenie kontroli nad technologią nuklearną. USA powinny podejść wielowymiarowo61 do takiego traktatu po to, aby zwiększyć bezpieczeństwo regionalne. Rozmowa premiera Pakistanu Nawaza Sharifa i premiera Indii Manmohana Singha przy okazji Zgromadzenia Ogólnego ONZ budzi nadzieje na poprawę relacji. Wytworzył się konsensus w ramach którego współpraca gospodarcza pomiędzy państwami nastąpi, gdy rozwiązane zostaną takie problemy, jak terroryzm62. Póki co są to puste deklaracje. Do znormalizowania relacji jeszcze długa droga, o czym świadczy to, że niewiele wcześniej doszło do incydentu na granicy kaszmirskiej, w którym zginęło pięciu hinduskich żołnierzy i jeden cywil pakistański63. Nawaz Sharif stwierdził, że „akty terroru są nieszczęściem, jednakże nie powinny one wykolejać rozmów pokojowych”64. Raczej niemożliwe jest, że państwa te wyzbędą się swojego arsenału nuklearnego

– również ze względu na Chiny – mogą jednak dzięki niemu zachować pewną równowagę. W świetle przedstawionej złożoności wzajemnych relacji broń nuklearna przedstawia się jako skuteczny środek hamowania eskalacji konfliktu. Normalizacja stosunków indyjsko-pakistańskich nie jest jednak możliwa bez udziału silnego aktora zewnętrznego, który będzie dysponował możliwościami oddziaływania na oba państwa. Takim aktorem mogą i powinny być Stany Zjednoczone, gdyż jak zostało pokazane wcześniej, są one w stanie wymusić żądaną przez siebie – i społeczność międzynarodową – stabilizację, a także dysponują instrumentami do pogłębienia relacji Indii i Pakistanu. Artykuł warto podsumować słowami indyjskiego ministra spraw zagranicznych Jaswanta Singha, który powiedział: „Jeśli strategia odstraszania sprawdziła się w warunkach zimnej wojny, dlaczego w kontekście południowoazjatyckim miałoby być inaczej?”65. Oznacza to, że strategia ta jest obecnie najbardziej prawdopodobnym scenariuszem relacji międzypaństwowych w regionie, który wyklucza poważne konflikty zbrojne. Tym samym należy pozytywnie zweryfikować przedstawioną tezę badawczą. //

////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////// Więcej o wojnie ograniczonej – zob. Wojna ograniczona, strona internetowa stosunki-miedzynarodowe.pl, http://stosunki-miedzynarodowe.pl/slownik/68-w/775-wojna-ograniczona (data dostępu: 10 marca 2014). 2 B. Umar, ‘Nehru didn’t want to publicise the Poonch rebellion because it would have strengthened Pakistan’s case’, strona internetowa tehelka.com, http://www.tehelka.com/nehru-didnt-want-to-publicise-the-poonch-rebellion-because-it-would-have-strengthened-pakistans-case (data dostępu: 10 marca 2014). 3 T. Ashan, History of the India-Pakistan Conflict, strona internetowa Coalition to Oppose the Arms Trade, http://coat.ncf.ca/our_magazine/links/issue47/articles/a02.htm (data dostępu: 10 marca 2014). 4 Obliczenie własne na podstawie danych dostępnych na stronie internetowej Centralnej Agencji Wywiadowczej. 5 H. Haqqani, Pakistan: Beetwen Mosque and Military, Washington 2005, p. 87. 6 A. S. Ghazali, Islamic Pakistan, The Second Martial Law, strona internetowa ghazali.net, http://ghazali.net/book1/chapter_5.htm (data dostępu: 10 marca 2014). 7 B. Riedel, Pakistan and Terror: The Eye of the Storm, „Annals of the American Academy of Political and Social Science” 2008, vol. 618, p. 34. 8 P. Szymczuk, Historia konfliktu indyjsko-pakistańskiego o Kaszmir, strona internetowa stosunkimiedzynarodowe.pl, http://www.stosunkimiedzynarodowe.pl/historia-konfliktu-indyjsko-pakista%C5%84skiego-o-kaszmir (data dostępu: 10 marca 2014). 9 T. Ashan, op.cit. 10 P. Szymczuk, op.cit. 11 Ibidem. 1

9


10 12 Traktat o Nierozprzestrzenianiu Broni Jądrowej: nowa rzeczywistość, nowe wyzwania, strona internetowa Parlamentu Europejskiego, http://www.europarl.europa.eu/sides/getDoc.do?pubRef=-//EP//TEXT+IM-PRESS+20060920STO10816+0+DOC+XML+V0//PL (data dostępu: 10 marca 2014). 13 Chinese Nuclear Tests Allegedly Caused 750,000 Deaths, strona internetowa „The Epoch Times”, http://www.theepochtimes.com/n2/china-news/chinese-nuclear-tests-allegedly-cause-750000-deaths-14535.html (data dostępu: 10 marca 2014). 14 S. Laxman, ‘Smiling Buddha’ had caught US off-guard in 1974, strona internetowa dziennika „The Times of India”, http://articles.timesofindia.indiatimes.com/2011-12-07/india/30485174_1_pokhran-ii-nuclear-device-underground-test (data dostępu: 10 marca 2014). 15 M. Araźna, Płonąca granica – dzieje relacji indyjsko-pakistańskich, strona internetowa Geopolityka.org, http://www.geopolityka.org/analizy/1834-plonaca-granica-dzieje-relacji-indysko-pakistanskich (data dostępu: 10 marca 2014). 16 Profile: Abdul Qadeer Khan, strona internetowa BBC.com, http://news.bbc.co.uk/2/hi/south_asia/3343621.stm (data dostępu: 10 marca 2014). 17 J. Mearsheimer, Here We Go Again, strona internetowa Johna J. Mearsheimera, http://mearsheimer.uchicago.edu/pdfs/P0006.pdf (data dostępu: 10 marca 2014). 18 Weapons of Mass Destruction (WMD). A. Q. Khan, strona internetowa GlobalSecurity.org, http://www.globalsecurity.org/wmd/world/pakistan/khan.htm (data dostępu: 10 marca 2014). 19 Profile: Abdul Qadeer Khan, op.cit. 20 G. H. Snyder, Mearsheimer’s World – Offensive Realism and the Struggle for Security: A Review Essay, „International Security” 2002, no. 1, p. 149-173. Tłum. własne na podstawie tekstu oryginalnego: „In fact, nuclear weapons are a superb deterrent for states that feel threatened by rival powers. Simply put, no state is likely to attack the homeland or vital interests of a nuclear-armed state for fear that such a move might trigger a horrific nuclear response. Not surprisingly, therefore, states are often tempted to acquire nuclear weapons to enhance their security”. 21 L. Sáez, U.S. Policy and Energy Security in South Asia: Economic Prospects and Strategic Implications, „Asian Survey” 2007, vol. 47, no. 4, p. 677. 22 Ibidem, p. 675. 23 We need to stop pipeline, says Bodman, strona internetowa dziennika „The Hindu”, http://www.hindu.com/2007/03/23/stories/2007032320831400.htm (data dostępu: 10 marca 2014). 24 Pakistan Ratifies Iran-Pakistan Pipeline Agreement, strona internetowa NaturalGasAsia.com, http://www.naturalgasasia.com/pakistan-ratifies-iran-pakistan-pipeline-agreement (data dostępu: 10 marca 2014). 25 R. G. Wirsing, In India’s Lengthening Shadow: The U.S.-Pakistan. Strategic Alliance and the War in Afghanistan, „Asian Affairs: An American Review” 2007, vol. 34, p. 155. 26 L. Sáez, op.cit., p. 674. 27 Ibidem, p. 676. 28 R. G. Wirsing, op.cit., p. 156. 29 L. Sáez, op.cit., p. 660. 30 BBC World Service Poll. Views of China and India Slide While UK’s Ratings Climb: Global Poll, strona internetowa GlobeScan.com, http://www.globescan.com/images/images/pressreleases/bbc2013_country_ratings/2013_country_rating_poll_bbc_globescan.pdf (data dostępu: 10 marca 2014). 31 S. Benh, Violence Cripples Pakistan’s Economic Hub, strona internetowa GlobalSecurity.org, http://www.globalsecurity.org/wmd/library/news/pakistan/2012/pakistan-120903-voa01.htm (data dostępu: 10 marca 2014). 32 R. G. Wirsing, op.cit., p. 165. 33 S. P. Cohen, The Pakistan Time Bomb, „The Washington Post”, 3 June 2007, p. 15. Cytat za: R. G. Wirsing, op.cit., p. 165. 34 The World Factbook. South Asia: Afghanistan, strona internetowa Centralnej Agencji Wywiadowczej, https://www.cia.gov/library/publications/the-world-factbook/geos/print/country/countrypdf_af.pdf (data dostępu: 10 marca 2014). 35 Ch. C . Fair, Pakistan in 2011: Ten Years of the “War on Terror”, „Asian Survey” 2012, vol. 52, no. 1, p. 108. 36 L. Sáez, op.cit., p. 672. 37 R. G. Wirsing, op.cit., p. 156. 38 Ibidem, p. 165. 39 Ch. C . Fair, op.cit, p. 104. 40 R. G. Wirsing, op.cit., p. 164. Tłum. własne na podstawie tekstu oryginalnego: „It is no secret, that ourforeign policy holds Indo-Afghan friendship to be essential; and when we two are bound in friendship we will squeeze anyone in between in the same embrace of affection – a pincer movement for peace, so to speak”. 41 B. Riedel, op.cit., p. 33. 42 Ibidem. 43 R. G. Wirsing, op.cit., p. 162. 44 Ibidem. 45 A. Głogowski, Pakistańska strategia bezpieczeństwa, [w:] M. Chorośnicki [et al.] (red.), Nowe strategie na nowy wiek. Granice i możliwości integracji regionalnych i globalnych, Kraków 2013, s. 525. 46 Ch. C . Fair, op.cit., p. 113. 47 S. Sharma, India in 2010, „Asian Survey” 2011, vol. 51, no. 1, p. 112. 48 Ibidem, p. 114. 49 Ibidem, p. 112-113. 50 A. Kotoky, Pakistan ‘aiding insurgents in Kashmir’, strona internetowa dziennika „The Scotsman”, http://www.scotsman.com/news/world/pakistan-aiding-insurgents-in-kashmir-1-3132657 (data dostępu: 10 marca 2014). 51 L. Sáez, op.cit., p. 671. 52 D. Misty, Diplomacy, Domestic Politics, and the U.S.-India Nuclear Agreement, „Asian Survey” 2006, vol. 46, no. 5, p. 675. 53 L. Sáez, op.cit., p. 672. 54 S. Sharma, op.cit., p. 118. 55 Ibidem, p. 121-122. 56 R. G. Wirsing, op.cit., p. 153. 57 B. Watts, Nuclear-Conventional Firebreaks and the Nuclear Taboo, s. 2, strona internetowa Center for Strategic and Budgetary Assessments, http://www.csbaonline.org/wp-content/uploads/2013/04/Nuclear-Conventional-Firebreaks-Report.pdf (data dostępu: 10 marca 2014). 58 A. Głogowski, op.cit., s. 529-530. 59 B. Riedel, op.cit., p. 37. 60 Ibidem, p. 43. 61 L. Sáez, op.cit., p. 673. 62 Indian, Pakistani PMs agree to reduce Kashmir tensions, strona internetowa dziennika „The Express Tribune”, http://tribune.com.pk/story/611142/nawaz-hopeful-of-positive-outcome-from-manmohan-meeting/ (data dostępu: 10 marca 2014). 63 J. Overdorf, Analysis: Are India and Pakistan headed for war?, strona internetowa globalpost.com, http://www.globalpost.com/dispatch/news/war/conflict-zones/130814/analysis-are-india-and-pakistan-headed-war (data dostępu: 10 marca 2014). 64 Indian, Pakistani…, op.cit. 65 M. Araźna, op.cit.

//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////


Wojna w Wietnamie jako przykład wojny nieregularnej Sebastian Rodzik

Wprowadzenie Wojna w Wietnamie, pomimo upływu blisko 40 lat od jej zakończenia, pozostaje fenomenalnym źródłem do badań nad charakterem strategii asymetrycznych, pokazując ciągłość myśli terrorystycznej i partyzanckiej. Zarówno bowiem talibowie czy powstańcy iraccy, jak i inni „bojownicy”, prowadzą swoje działania niczym natchnieni zwycięstwem Ho Chí Minha, kolejny raz wykorzystując „asymetryczne” zasady, tak dosadnie wyłożone w „Sztuce wojny” Sun Tzu. Zastosowana w wojnie wietnamskiej strategia przez znacznie słabiej uzbrojoną i mniej liczną stronę pozwoliła na przechylenie szali zwycięstwa na jej korzyść. Konflikt ten uważa się obecnie za przykład tzw. wojny nieregularnej realizowanej w jej obu postaciach – za taką uznaje się bowiem zarówno terroryzm, jak i działania powstańcze, choć niektórzy badacze identyfikują ten pierwszy jako jedną z taktyk w obrębie strategii powstańczej1. Działania zbrojne tego typu są zawsze atrakcyjne dla tych, którzy podejmują walkę z potężniejszym od siebie przeciwnikiem o zmianę status quo, dążąc tym samym do symetryzacji szans na wygraną. Skuteczne prowadzenie wojny nieregularnej jest zadaniem skrajnie trudnym, pomimo tego wzorem Wietnamu Północnego wciąż podąża wielu „bojowników”. Pozornie niepowiązane ze sobą zjawisko terroryzmu i wojna wietnamska mogą mieć jednak wiele wspólnego. Po bliższej analizie dostrzegamy, że w czasie drugiej wojny indochińskiej, jak niektórzy badacze nazywają wojnę w Wietnamie, strategicznie ważną rolę odegrali partyzanci. Tych zaś często trudno odróżnić od terrorystów. Skłania to do wniosku, iż zrozumienie charakteru tej

wojny może stanowić inspirujący materiał do tworzenia strategii prowadzenia „wojen naszych czasów” – w tym wojny z terroryzmem. W zgodzie z powyższym celem autora jest analiza konfliktu pod kątem jego aspektu strategicznego. Celem szczegółowym jest natomiast wykazanie, iż współczesna nieregularna przemoc, przynajmmniej pod kątem strategii, niewiele różni się od metod walki znanych chociażby z konfliktów na Bliskim Wschodzie (vide Irak, Afganistan2). Tekst jest owocem zainteresowania strategią partyzancką, bardzo dobrze dającą się zobrazować na podstawie omawianego konfliktu. Dobór literatury, szczególnie polskojęzycznej, był utrudniony przez często napotykany brak obiektywizmu w opisie wydarzeń historycznych (zwłaszcza publikacje z okresu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej) oraz koncentrację autorów na aspektach polityczno-społecznych czy też polityczno-ustrojowych. Pomimo tego warto zauważyć wartościowe pozycje traktujące o aspekcie militarnym, jak np. „Ofensywa Tet 1968”3 Przemysława Benkena czy „Wietnam. Najdłuższy konflikt powojennego świata 1945-1975”4 Piotra Ostaszewskiego. Ciekawe przemyślenia na temat wojny w Wietnamie w kontekście trwającej rewolucji w sprawach wojskowych zawarł w swojej książce „Technologia i wojna przyszłości” Łukasz Kamieński.

Preludium konfliktu Wojna w Wietnamie (1957-1975) to potoczna nazwa konfliktu między, z jednej strony, Demokratyczną Republiką Wietnamu (DRW; tzw. Wietnam Północny) wspieraną przez Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich (ZSRR) oraz Chińską Republikę Ludową (ChRL) oraz, z drugiej strony, Re-

11


12 publiką Wietnamu (tzw. Wietnam Południowy) wspieraną przez międzynarodową koalicję obejmującą Stany Zjednoczone (USA) i ich sojuszników – Koreę Południową, Tajlandię, Australię, Nową Zelandię i Filipiny. Również dziś ciężko ocenić, czy była to wojna domowa, konflikt dwóch państw o terytorium, wybuch powstania w Wietnamie Południowym czy przejaw agresji międzynarodowego komunizmu. Unikatowości wojnie dodają również jej skutki – zarówno wewnątrzkrajowe, jak i międzynarodowe. W konsekwencji doprowadziła ona do upadku legalnie istniejącej Republiki Wietnamu, równocześnie powodując reperkusje międzynarodowe – zmianę status quo w Azji Południowo-Wschodniej na korzyść komunistów. Z punktu widzenia teorii konfliktu równie istotna jest kwestia bratobójczej walki grup jednolitych etnicznie i kulturowo, które poróżniła tylko, a być może aż ideologia. Zagadnienie to nie jest jednakże poruszane w artykule. Przyczyn wojny należy upatrywać w końcu XIX w., kiedy na terytoriach Półwyspu Indochińskiego utworzono francuski protektorat. Francuzi zainteresowali się Wietnamem w połowie stulecia, jednak decyzję o podboju odsuwał w czasie fakt, iż kraj ten nie posiadał zbyt wielu bogactw. W 1858 r. podjęto ekspedycję pod pretekstem ochrony misjonarzy katolickich. Twardy opór, pomimo przewagi technicznej agresorów, trwał aż 25 lat – Wietnam skapitulował dopiero w 1883 r. Już wtedy zaczęły się kształtować duch powstańczy i ruch oporu przeciwko obcemu panowaniu. W kolejnych latach, na początku XX w., rozpoczęła się działalność ruchów politycznych o przeciwstawnej ideologii – narodowców i komunistów – co w konsekwencji doprowadziło do wybuchu wojny w 1957 r. W tym czasie ideologia komunistyczna zyskiwała coraz większą popularność w krajach Trzeciego Świata ze względu na opinię o ustroju komunistycznym jako mającym zagwarantować powszechny dobrobyt. Popularność ideologii marksizmu-leninizmu motywowana była dodatkowo konfliktem klasowym między proletariatem

i kapitalistami5. Krążące widmo komunizmu poszerzało zakres swojego oddziaływania. Tworzące się ruchy polityczne były więc mieszanką ideologii komunistycznej z nurtem narodowo-niepodległościowym. Mocnym bodźcem do zaangażowania politycznego były doświadczenia chińskie, w tym ożywiona działalność Chińskiej Partii Narodowej (Kuomintangu) na wzór której w 1927 r. powstała pierwsza wietnamska partia polityczna – Wietnamska Partia Narodowa. Nie była ona partią ideologii marksistowskiej. Stanowiła raczej rozwinięcie istniejących od początku XX w. inicjatyw politycznych o ideologii narodowo-wyzwoleńczej. Jej program opierał się niemal wyłącznie na celach niepodległościowych, nie biorąc pod uwagę problemów społecznych. Celem stronnictwa było zrzucenie zależności od administracji francuskiej – tak w wymiarze politycznym, jak i gospodarczym – oraz utworzenie niepodległej, nowoczesnej republiki. Doprowadziło to w konsekwencji do zbrojnego powstania w lutym 1930 r. i spotkało się z krwawą represją francuskich kolonizatorów6, w wyniku czego narodowcy skapitulowali. Równolegle do rozwoju partii narodowo-wyzwoleńczej rozwijał się ruch marksistowski. Komuniści rozpoczęli swoją działalność od zakładania tzw. frontów narodowych. Nie popełnili oni błędów swoich konkurentów – narodowców – od początku przywiązując wagę do kwestii społecznych, obiecując obniżenie czynszów za dzierżawioną przez chłopów ziemię oraz konfiskatę i podział własności Francuzów7. Poparcie chłopów – wówczas głównej warstwy społecznej (95% ówczesnego społeczeństwa8) – było kluczowe. W czasie drugiej wojny światowej, po upadku Francji, kontrolę nad Indochinami przejęli Japończycy9. Po kapitulacji tych ostatnich we wrześniu 1945 r. rozwinął się w Wietnamie zbrojny ruch partyzancki kierowany przez Ligę na rzecz Niepodległości Wietnamu (LNW, Viet Minh). Powołano ją do życia w 1941 r., wtedy też zaczęły powstawać pierwsze bazy partyzanckie10. Na czele Ligi stanął Ho Chí Minh. Głównym jej celem było wypędzenie z półwyspu Francuzów


i odzyskanie niepodległości. Działalność LNW spowodowała długotrwałe (1946-1954) starcia z wojskami kolonialnymi (pierwsza wojna indochińska), zakończone ostatecznie sukcesem partyzantów11. Strony konfliktu, po przeprowadzonych w Genewie rokowaniach, parafowały układy, które podzieliły Indochiny Francuskie na cztery niepodległe państwa, w tym Wietnam na dwie części według 17 równoleżnika: komunistyczną Demokratyczną Republikę Wietnamu na północy oraz Republikę Wietnamu na południu. Podział miał być jednak czasowy, a strony zobowiązały się do przeprowadzenia wolnych i powszechnych wyborów. Nie oznaczało to jednak początku okresu pokoju na półwyspie. Wspierany przez USA premier Wietnamu Południowego Ngo Diem Dinh nie zdecydował się na zorganizowanie wyborów – co było jednym z warunków porozumień genewskich – motywując decyzję brakiem możliwości przeprowadzenia uczciwej elekcji na północy ze względu na tamtejsze braki pluralizmu i wolności politycznej (Diem przede wszystkim obawiał się jednak wyborczej porażki z Ho Chi Minhem). Zamiast tego proklamował on powstanie Republiki Wietnamu ze stolicą w Sajgonie. Na północy w tym czasie planowano zbrojne przejęcie kontroli nad południem kraju. W 1958 r. na plenum Wietnamskiej Partii Pracujących większością głosów podjęto decyzję o poparciu powstania komunistycznego na południu. Od tej chwili rozpoczęto przerzucanie na terytorium Republiki Wietnamu kadr partii komunistycznej i żołnierzy, których pierwsze kilka tysięcy wysłano już w 1959 r. Podjęto też budowę tzw. szlaku Ho Chí Minha – skomplikowanego systemu tajnych tras komunikacyjnych łączących Wietnam Północny z Wietnamem Południowym, omijających silnie obsadzoną strefę zdemilitaryzowaną poprzez obszary sąsiednich Laosu i Kambodży. W efekcie siła bojowa wojsk komunistycznych w Wietnamie Południowym rosła w szybkim tempie. W latach 1960-1965 liczebność sił partyzanckiego Narodowego Frontu Wyzwoleńczego (NFW) – zwanych dla celów propagandowych Wietkongiem (Viet Cong) – miała

wzrosnąć z 9 tys. do 130 tys., a na początku 1968 r. – do blisko 300 tys.12 Nazwę ruchu powstańczego wymyślił Diem – myślał on, iż nazwa „wietnamscy komuniści” pozbawi go popularności. Późniejsze sukcesy partyzantów i sympatia dla nich części zachodnich mediów prawie zupełnie wymazały ów zamierzony pejoratywny wydźwięk13. „Władze Republiki Wietnamu próbowały zdusić Viet Cong w zarodku: wzmożono represje, zamknięto w obozach i więzieniach tysiące ludzi, torturowano ich (…) W konsekwencji doprowadziło to do paradoksu – Diem nie tylko wymyślił nazwę Viet Congu, ale stał się jego niejako współzałożycielem, bowiem do zorganizowanego przez komunistów Narodowego Frontu Wyzwolenia pchnął wiele grup, które inaczej nigdy by się tam nie znalazły”14. Fakt wzrostu liczebności NFW implikował poważne zagrożenie dla Wietnamczyków z południa. Po pierwsze, co jest dość oczywiste, wzrastająca liczebność explicite przekładała się na siłę i potencjał militarny wojsk północnych. Po drugie, owa tendencja ułatwiała pozyskiwanie poparcia ludności, komunistyczne hasła trafiały na podatny grunt, co dodatkowo wzmagały tworzone tzw. fronty ludowe i ułatwiały dyktatorskie rządy Diema (kraj był pozbawiony w zupełności swobód demokratycznych, a stworzone w nim warunki egzystencji nie spełniły oczekiwań związanych z wieloletnią wojną o niepodległość15). Po trzecie w końcu, utrudnione były izolacja partyzantów (również od wsparcia materialnego z zagranicy) oraz inwigilacja środowiska ze względu na jego rozproszoną i coraz większą strukturę. Reperkusje związane z przewagą partyzantów i widmo komunizacji Wietnamu Południowego nie mogły pozostać bez reakcji amerykańskiej.

Przebieg i skutki konfliktu Amerykanie – zaniepokojeni przebiegiem walk w Wietnamie i de facto beznadziejną sytuacją wojsk południowych – zdecydowali się wspomóc swoich sojuszników. W dniu 2 sierpnia 1964 r. w czasie jednej

13


14 z operacji amerykański niszczyciel USS Maddox, prowadząc wywiad elektroniczny u wybrzeży DRW, został zaatakowany przez łodzie pod jej banderą; skuteczny kontratak zmusił siły północne do odwrotu. Atak został ponowiony dwa dni później, co bezpośrednio spowodowało wypowiedzenie wojny przez Stany Zjednoczone. Niektórzy historycy twierdzą, że incydent ten został sprowokowany, a następnie instrumentalnie wykorzystany przez administrację prezydenta Lyndona Johnsona16. W dniu 7 sierpnia 1964 r. Kongres uchwalił tzw. rezolucję tonkińską. Upoważniała ona rząd do „podjęcia wszelkich kroków łącznie z użyciem siły zbrojnej dla udzielenia pomocy członkom lub państwom znajdującym się pod ochroną SEATO”17. Wypowiedzenie otwartej walki komunistom wpisywało się w tzw. doktrynę Johnsona (Johnson zastąpił w 1963 r. na stanowisku prezydenta tragicznie zmarłego Johna F. Kennedy’ego) polegającą na uzurpowaniu sobie prawa do zbrojnej interwencji w miejscach aktywności sił postępowych czy ruchów narodowowyzwoleńczych. „Doktryna Johnsona” oznaczała powrót do „polityki siły” Johna F. Dullesa – sekretarza stanu USA w latach 1953-1959, który opowiadał się za walką przeciwko komunizmowi również przy użyciu siły zbrojnej. Pod płaszczem „powstrzymywania komunizmu” i „obrony wolnego świata” Stany Zjednoczone usiłowały utrzymać swoje słabnące pozycje w świecie18. James Reston pisał że: „(…) »doktryna Johnsona« idzie o wiele dalej, aniżeli »doktryna Trumana«: Truman zgodził się z tym, że Stany Zjednoczone, stosując przymus lub wybiegi, nie mogą dopuszczać do zmiany status quo. Johnson zdaje się twierdzić, że Stany Zjednoczone powinny samotnie dźwigać ciężar, jeżeli zajdzie tego potrzeba”19. Przyszłość miała się jednak okazać rozczarowująca. W związku z nieustępliwą postawą komunistów Pentagon zaczął opracowywać plan bombardowania DRW. Operacja otrzymała kryptonim „Rolling Thunder” („Dudniący Grzmot”)20. W 1965 r. rozpoczęła się systematyczna wojna powietrzna przeciwko Wietnamowi Północnemu, w Wietnamie Południowym operowały natomiast od-

działy lądowe. Po pierwszych miesiącach bombardowań zorientowano się jednak, że nie przynoszą one niemal żadnych rezultatów. Równocześnie podczas całej operacji „Rolling Thunder” prowadzono intensywne ataki lotnicze przeciwko siłom komunistycznym na terytorium Wietnamu Południowego, szczególnie wzdłuż tzw. szlaku Ho Chi Minha, którym przerzucano na południe broń, amunicję, sprzęt, a w końcu także żołnierzy regularnej armii północnowietnamskiej. Celem było zniszczenie dżungli, która stanowiła oparcie dla wietnamskiej partyzantki, jednocześnie powodując rozmycie pola walki i znakomity kamuflaż, co w terminologii Carla von Clausewitza określa się mianem „mgły” wojny. Amerykanie z kilku przyczyn nie umieli efektywnie wykorzystać jednostronnego panowania w powietrzu. Po pierwsze – jak pisze Ian Horwood – „słabość sił powietrznych spowodowana była międzyresortową rywalizacją i brakiem porozumienia pomiędzy poszczególnymi dowódcami rodzajów sił zbrojnych, co utrudniało realizację zamierzeń strategicznych na poziomie taktycznym i operacyjnym”21. Po drugie, lotnictwo nie mogło posłużyć do bombardowania terenów przemysłowych czy znaczącej militarnie infrastruktury, ponieważ de facto ona nie istniała, a transport większości koniecznych towarów był prowadzony z Chin i Związku Radzieckiego22. Po trzecie w końcu,komuniści potrafili dobrze zorganizować swoją obronę przeciwlotniczą, w dużej mierze dzięki rozpoznaniu elektronicznego radzieckiego wywiadu wojskowego23. Eksperci Centralnej Agencji Wywiadowczej i Pentagonu zgodnie twierdzili, że zawiniła strategia zastosowana w wojnie powietrznej – stopniowego wzmagania nacisku, która miała skłonić rząd w Hanoi do podjęcia rokowań24. Przystąpiono do zmiany strategii, która zakładała silniejsze zaangażowanie na lądzie. Jak pisze Artur Dmochowski: „W 1965 r. stało się więc to, przed czym przestrzegali od czasu wojny koreańskiej amerykańscy politycy i wojskowi. Stany Zjednoczone zaangażowały się w wojnę lądową na kontynencie azjatyckim. Tym samym – według


obrazowego określenia F. Fitzgeralda – globalna strategia (…) »powstrzymywania komunizmu« i »bezpieczeństwo Wolnego Świata« zostało uzależnione od państwa, w którym »rządy powstają i upadają w wyniku kłótni między żonami dwóch pułkowników«”25. Na początku stycznia 1968 r. – po szczegółowej analizie sytuacji polityczno-militarnej w Wietnamie Południowym – decydenci wojskowi DRW skłonili się ku konkluzji, iż „istnieją pewne przesłanki” do osiągnięcia zwrotu w toczącej się wojnie. Podjęto decyzję o przeprowadzeniu operacji zaczepnej, zwanej ofensywą Tet26. Miała się ona okazać punktem kulminacyjnym całej kampanii. W dniu 31 stycznia 1968 r. siły komunistyczne złamały niepisane zawieszenie broni, atakując najważniejsze bazy oraz dążyły do przeniesienia walk do miast, przez co objęły one Sajgon. Dnia 20 lutego pod kontrolą komunistów znalazło się „cesarskie miasto” – Hue. Po jego zdobyciu siły Wietkongu oraz armii Wietnamu Północnego dokonały masakry ludności cywilnej, w większości osób z wyższym wykształceniem oraz pracowników administracji27. Eugeniusz Zieliński w następujący sposób opisuje ofensywę Tet: „Uderzając równocześnie na 40 miast oraz na 24 amerykańskie i reżimowe [południowowietnamskie – S. R.] bazy, zadając dotkliwe ciosy całkowicie niemal zaskoczonemu przeciwnikowi, wojska wyzwoleńcze [siły partyzanckie i wojsko DRW – S. R.] pokazały światu, że potęga militarna Stanów Zjednoczonych ma bardzo wyraźnie zakreślone granice (…) Ofensywa lutowa [Tet – S. R.] była majstersztykiem sztuki wojskowej. Podkreślając precyzję podziału ról i zadań oraz współdziałanie trzech różnych formacji wojsk wyzwoleńczych – oddziałów regularnych, regionalnych i lokalnych grup partyzanckich – generał John Chaisson, jeden z bliskich współpracowników generała Westmorelanda [głównodowodzącego sił amerykańskich – S. R.] (…), oświadczył, iż »była to bardzo udana ofensywa, niespodziewanie dobrze skoordynowana, nieoczekiwanie silna i przeprowadzona z zaskakująco wielką odwagą«”28.

Nasilające się ataki amerykańskie stopniowo traciły swoją skuteczność, gdyż od 1968 r. partyzanci Wietkongu znali wcześniej cele bombardowań oraz kierunki wielu operacji armii amerykańskiej i zwykle ewakuowali się przed mającymi nastąpić uderzeniami. Informacje te przekazywane były sztabom północnowietnamskim z komórek rozpoznania elektronicznego wywiadu wojskowego ZSRR, które pozyskiwały je dzięki informacjom radzieckiego agenta Johna A. Walkera, wysokiego oficera łączności ze sztabu dowódcy floty okrętów podwodnych na Atlantyku29. Od 1969 r. toczyły się w Paryżu rokowania pokojowe Stanów Zjednoczonych z rządem północnowietnamskim, zakończone podpisaniem paryskich układów pokojowych w styczniu 1973 r.30 Po roku 1969 USA rozpoczęły proces stopniowego wycofywania swoich oddziałów. W styczniu 1970 r. kontyngent wojskowy zmniejszył się do 473 tys. żołnierzy, w roku 1971 – do 336 tys., w roku 1972 – do 45 tys. Postępował proces „wietnamizacji wojny”. W obliczu zmniejszającego się kontyngentu Stany Zjednoczone podjęły ogromne wysiłki, by wzmocnić armię Wietnamu Południowego, przekazując jej duże ilości uzbrojenia i zaopatrzenia. Zgodnie z ustaleniami z czerwca 1969 r. pomoc wojskowa na lata 19691972 zamknęła się w nienotowanej do tej pory kwocie rzędu 7,5 mld USD31. Wysiłki te przyniosły efekty, gdy w 1972 r. Armia Republiki Wietnamu (Army of the Republic of Vietnam – ARVN), z minimalnym udziałem amerykańskich sił lądowych, lecz dalej z silnym amerykańskim wsparciem lotniczym, zdołała odeprzeć poważną ofensywę sił komunistycznych. Równolegle lotnictwo USA przeprowadziło zmasowane naloty na Hanoi i Hajfong32. W ciągu kolejnych kilkunastu miesięcy względnego spokoju Wietnam Północny prowadził intensywne przygotowania do ostatecznej ofensywy. Na terytorium Wietnamu Południowego przerzucono m.in. ponad 140 tys. żołnierzy, 400 czołgów i wielkie ilości zaopatrzenia i amunicji (pochodzące głównie z dostaw z ZSRR i ChRL). Dodatkowo Związek Radziecki przeka-

15


16 zał znaczne kwoty na pomoc gospodarczą i wojskową dla Wietnamu Północnego – w latach 1969-1973 komunistyczny rząd w Hanoi otrzymał kolejno 1,82 mld USD i 1,12 mld USD. W tym samym czasie Stany Zjednoczone, z powodu nacisku politycznego przeciwników zaangażowania w Wietnamie, poważnie ograniczyły wydatki na zaopatrzenie dla armii Wietnamu Południowego (w roku 1973 kwota wsparcia wyniosła jeszcze 2,3 mld USD, a w połowie 1974 r. zaledwie 1,1 mld USD). Wwyniku tego ARVN, zbudowana na modłę amerykańską, a więc wymagająca ogromnych i nieprzerwanych dostaw zaopatrzenia i amunicji, utraciła dużą część swojej efektywności – szwankował także system dystrybucji zaopatrzenia, co powodowało, iż posiadane zapasy sprzętu, amunicji i benzyny w 1975 r. były niewystarczające33. Poważnie podupadły morale armii, zwiększały się bezrobocie (wskutek wycofania się 350 tys. Amerykanów) i inflacja, szerzyły się korupcja i dezercje34. Tymczasem wzrastały możliwości bojowe armii ludowej – u schyłku 1974 r. jej stan osobowy liczył blisko 400 tys. żołnierzy, z czego poważną część stanowiły jednostki regularne35. Duch rewolucyjny pozostawał niezdławiony. W październiku 1974 r. decydenci wojskowi i polityczni DRW ocenili, iż zmieniająca się sytuacja staje się wyjątkowo korzystna do generalnego rozstrzygnięcia. W marcu 1975 r. przeprowadzono ostateczną ofensywę. Postępujący atak prowadził do stopniowego zmniejszania się obszaru południowowietnamskiego państwa, którego armia na przełomie marca i kwietnia 1975 r. była w beznadziejnym położeniu militarnym. Amerykańskie przedstawicielstwa szturmowane były przez tłumy uchodźców, rozgrywały się dantejskie sceny. W kwietniu 1975 r. generał Nguyen Van Thieu (przywódca ARVN) podał się do dymisji i wyemigrował, a armia uległa rozkładowi. W dniu 30 kwietnia praktycznie bez walk padł Sajgon – Republika Wietnamu przestała istnieć36. Sukces armii ludowej i partyzantów był olbrzymi. W ciągu 55 dni rozgromiona została niemal 1,5-milionowa armia wy-

posażona w najnowocześniejszy sprzęt. Na zwycięstwo złożyło się wiele czynników. Jak pisze Wiesław Olszewski: „W niezwykle trudnych warunkach udało się stworzyć na Południu oraz przerzucić z Północy wielkie związki taktyczne. W trakcie ofensywy regularna armia osiągnęła perfekcję współdziałania z ludową partyzantką. Systematyczne zaopatrzenie walczących zgrupowań zapewniał rozbudowany i udoskonalony w okresie niemal 20 lat »szlak Ho Chi Minha«. Kolosalną rolę odegrało również wykorzystanie wszystkich dotychczasowych doświadczeń wojny partyzanckiej, stworzenie silnych baz na Południu oraz potężnej armii na Północy, przede wszystkim zaś nieugięta wola zjednoczenia kraju jako najważniejszy cel postawiony przez partię narodowi i armii”37.

Wojna nieregularna – podstawowe pojęcia Wojna wietnamska nie byłaby tak żmudnie studiowana przez entuzjastów studiów strategicznych, gdyby nie jej wysoka pod tymże strategicznym kątem wartość. Choć wojna ta zaliczana jest do konfliktów nazywanych nieregularnymi czy też asymetrycznymi (ze względu na nierówność potencjałów adwersarzy w potencjale siły/mocy), należy zauważyć, że prowadzona kampania nosiła znamiona również konfliktu konwencjonalnego. Poza komunistycznymi partyzantami, określanymi ogólnie jako siły Wietkongu, akcje zbrojne przeprowadzała również regularna armia Wietnamu Północnego – Ludowa Armia Wietnamu. Zwykle terminem „wojna nieregularna” określa się działania narodowowyzwoleńcze, a zatem konflikt w którym stronami są legalny rząd i powstańcy. W tego typu przypadkach nieocenione jest międzynarodowe wsparcie, co w terminologii stosunków międzynarodowych określa się mianem „umiędzynarodowionych konfliktów wewnętrznych”38. Tak skomplikowany obraz konfliktu zmusza, aby na początku wyjaśnić podstawowe pojęcia związane z wojną niere-


gularną. Jest to istotne ze względu, na specyfikę omawianych zagadnień, wokół których często panuje zamęt terminologiczny. Sama kwestia ich stosowania jest naznaczona uwarunkowaniami emocjonalnymi, np. o ile określenie „bojownik o wolność” brzmi pochlebnie i rodzi nastawienie pozytywne, to termin „terrorysta” wzbudza negatywne emocje. Można zatem wnioskować, iż używane nazwy mogą być instrumentalnie wykorzystywane.

Wokół terroryzmu i partyzantki Jak wspomniano wyżej, trudno nazwać wojnę w Wietnamie narodowowyzwoleńczą zgodnie z podręcznikowym rozumieniem tego pojęcia. Klasyfikacje poszczególnych konfliktów utrudnia brak powszechnie przyjętej definicji omawianych terminów (wojny nieregularnej, działań partyzanckich czy terroryzmu) i – jak pisze James D. Kiras – „jeśli wojna partyzancka jest orężem słabych w walce z silniejszymi, to terroryzm należy uznać za oręż najsłabszych, w desperacji odwołujących się świadomie do wąskiej grupy, do której przemawia ich sposób nacisku”39. Stwierdzenie to upraszcza kwestie terminologiczne i nie jest wolne od wątpliwości, niektórzy badacze bowiem uważają terroryzm za jedną z taktyk w obrębie strategii powstańczej40. Nie inaczej było właśnie w przypadku Wietnamu, choć istnieją głosy zdające się ignorować znaczenie terroru stosowanego wobec cywilów przez żołnierzy Wietkongu, co jest egzemplifikacją „terroryzmu w partyzantce”. Wojna w Wietnamie stanowi zatem sztampowy przykład zastosowania taktyki terrorystycznej w ramach strategii powstańczej. Powstanie i terroryzm określa się ogólnie jako rodzaje szerszego pojęcia – wojny nieregularnej, choć dla omawianej formy przemocy nie przyjęto jednej nazwy. Dla porządku należy wymienić inne stosowane terminy: „przemoc polityczna” (political violence), „wojna nieregularna” (irregular warfare), „konflikt o małej intensywności” (low-in-

tensity conflict), „wojna ludowa” (people’s war), „konflikt asymetryczny” (asymmetric warfare), „wojna rewolucyjna” (revolutionary warfare), „wojna partyzancka” (guerilla war), „wojna narodowowyzwoleńcza” (war of national liberation) czy „małe wojny” (small wars)41. Ciężko określić, jak wiele wspólnego wojna nieregularna ma ze swoim klasycznym odpowiednikiem w postaci konwencjonalnego konfliktu. Robert Taber, świadek rewolucji kubańskiej, opisuje jednak wojnę partyzancką jako „wojnę polityczną i społeczną”, której „metody są co najmniej w równym stopniu polityczne, jak i wojskowe, a jej cele – niemal wyłącznie polityczne; parafrazując zdanie von Clausewitza, można powiedzieć, że wojna partyzancka to kontynuacja polityki środkami konfliktu zbrojnego”42. Pomimo podobieństw z klasyczną definicją wojny von Clausewitza, nie należy zapominać, iż wojnę odnosił on do sfery dyplomacji jako element prowadzenia polityki zagranicznej. W przypadku działań partyzanckich celem politycznym jest przejęcie władzy na danym terytorium, a więc odnoszą się one do sfery polityki wewnętrznej, bliższej zamachowi stanu, co widać również na przykładzie działań Wietkongu dążącego do zmiany sytuacji politycznej – zjednoczenia państwa. Wojskowi lubią charakteryzować terroryzm i partyzantkę jako „brudną wojnę”, w której zacierają się granice między kombatantami i niekombatantami, dowodząc tym samym, iż rozmyciu ulega również wyodrębniona przez von Clausewitza tzw. trójca w postaci ludu, wojska i rządu. Nie sposób jednak nie dostrzec, iż każdy z tych elementów posiada swoją wartość również w wojnie partyzanckiej. I tak lud stanowi zasób militarny, zdobycie jego poparcia jest jednym z celów wojny. Wojsko stanowią uzbrojeni partyzanci, natomiast rząd uosabiają dowódcy powstania. W strategiach asymetrycznych jednakże to pojęcie czasu zajmuje centralne miejsce, przy czym zachodzi istotna dychotomia w jego wykorzystaniu. Jak trafnie zauważa Herfried Münkler, terroryzm osiąga asymetrię poprzez przyspieszenie wojny, natomiast partyzantka – poprzez jej spowolnie-

17


18 nie43. Odmienne zastosowanie asymetrii czasu obrazuje różnice pomiędzy strategiami terrorystyczną i partyzancką. Przedłużający się konflikt posiada wiele zalet w przypadku działań partyzanckich, działa jednak na szkodę terrorystów, nastawionych na szybkie osiągnięcie celu i wykorzystanie elementu zaskoczenia. Długotrwały konflikt rodzi brak nadziei na zwycięstwo, osłabia morale oraz powoduje wzrost niezadowolenia opinii publicznej. Stosunkowo łatwo motyw czasu koreluje z nieustającym oporem oraz chęcią pokrzyżowania planów przeciwnika, co jest zdaniem Sun Tzu „najważniejszym zadaniem podczas prowadzenia wojny”44 i jedną z cech prowadzenia działań partyzanckich. Potwierdzają to inne słowa chińskiego teoretyka wojny: „Gdy zwycięstwo długo nie nadchodzi, tępieje broń i gaśnie zapał”45. Czas pozostaje zatem silnym orężem w walce „słabych” z „silniejszymi”. Tę dychotomię doskonale oddaje strategia Wietkongu, próbująca asymilować oba oblicza wojny nieregularnej. Pomimo przedłużania konfliktu – spowolnienia – charakterystycznego dla partyzantów, Wietkong w odpowiednim momencie potrafił przyspieszyć, zaskakując wroga, często brutalnym terrorem. Na tym polegała wyjątkowość jego strategii – stanowiła ona hybrydę terroru i powstania. Wśród innych różnic między partyzantką a terroryzmem zwykle wymienia się również odbiór opinii publicznej. Partyzanci przeważnie cieszą się czynnym lub przynajmniej biernym poparciem znacznej części mobilizowanej dla ich sprawy ludności, tymczasem terroryści swoimi działaniami demobilizują społeczność, powodując jej zastraszenie. Przy zachowaniu wszelkich wymienionych różnic, czasem trudno określić, czy prowadzona działalność jest partyzancka czy stanowi przejaw terroryzmu, a być może ich połączenie. Szczególnie trudno wytyczyć granicę pomiędzy tymi pojęciami w przypadku formy wojny nieregularnej, jaką jest partyzantka miejska, ideologicznie bliska wielu organizacjom terrorystycznym z lat 60. XX w.46 Dla przykładu grupa BaaderMeinchof, pomimo podejmowanych

czynów terrorystycznych, w kulminacyjnym momencie swojej działalności cieszyła się poparciem społeczeństwa większym niż legalnie sprawujący władzę rząd Republiki Federalnej Niemiec. Zestawiając to z jej ideologią bazującą na pismach Mao Zedonga, Lenina i Guevary – a więc stricte partyzanckich – ciężko o jednoznaczną klasyfikację. Całości obrazu wojny nieregularnej dopełnia jej definicja zaproponowana przez Departament Obrony Stanów Zjednoczonych, wyróżniająca trzy poziomy47: • na poziomie strategicznym celem wojny nieregularnej jest przejęcie kontroli i wpływu na ludność danego terytorium, ­• na poziomie operacyjnym celem jest planowanie oraz prowadzenia operacji i kampanii, ­• na poziomie taktycznym celem jest aplikacja asymetrycznych taktyk, technik i procedur, które mają szersze zastosowanie podczas wojny nieregularnej niż w konwencjonalnym konflikcie. Poziom strategiczny odnosi się do zdobycia poparcia ludności, która w tym przypadku zaczyna urastać do miana zasobu militarnego. Tubylcy, w otoczeniu których przychodzi walczyć partyzantom, poza wsparciem emocjonalnym mogą też udzielać zaopatrzenia, schronienia, wszelkiej pomocy materialnej. Wykazując bierny opór, dodatkowo wzmacniają pozycję partyzantów. Planowanie operacji i kampanii jest szczególnie istotne, ponieważ rebelianci ze względu na ograniczone zasoby i możliwości muszą skumulować swoje siły w miejscu rozproszenia sił przeciwnika. Konieczne jest zatem odpowiednie rozpoznanie i wywiad. Taktyka działania w dużej mierze zależy od miejsca – inaczej wygląda partyzantka miejska, odmiennie zaś wyglądała w Wietnamie, gdzie do wielu ograniczonych starć dochodziło w dżungli. Asymetria w sile (uzbrojeniu, liczebności armii) w tym przypadku była niwelowana wykorzystaniem znajomości terenu. Stany Zjednoczone nie przygotowały spójnej strategii politycznej dla prowadzenia wojny w Wietnamie, przypuszczając, że wystarczy po prostu gigantyczny potencjał militarny. Podobnie było ze strategią mili-


tarną, którą Biały Dom wtłoczył w ciasne ramy ograniczeń, lekceważąc ponadto doświadczenia Francji48. Amerykanie opierali się na wnioskach wyciągniętych z wojny koreańskiej – stąd m.in. silna wiara w lotnictwo i sprzęt, objuczanie żołnierzy ciężkim ekwipunkiem i rozbudowana intendentura. Amerykanie lekceważyli teren i warunki naturalne, ślepo wierząc w przewagę techniczną. Ich położenie dodatkowo komplikował fakt „restrykcji” nałożonych przez prezydenta Johnsona, który nie chciał naruszać „neutralności” Laosu i Kambodży. W wyniku tego nieprzyjaciele bez trudu mogli wykorzystywać „efekt głębi” i w razie potrzeby wycofywać się do baz za granicą49. Według A. Dmochowskiego „Wietnam Południowy przypominał oblężoną twierdzę, do której nieprzyjaciel mógł wchodzić, kiedy tylko chciał, a obrońcom nie wolno było go ścigać, gdy się wycofywał”50. Z czysto militarnego punktu widzenia najskuteczniejszą taktyką byłoby dokonanie inwazji na DRW, ale ten wariant odpadł ze względów politycznych. Generał William Westmoreland był w ciężkiej sytuacji. Postanowiono przyjąć tzw. strategię wyczerpania (strategy of attrition), która miała polegać na zadaniu Wietkongowi strat przewyższających możliwości regeneracji. Opierała się ona na założeniu, że istnieje dla Hanoi pojęcie „strat nie do przyjęcia”51. Myślenie to okazało się fałszywe i zgubne. Wybór przyjętej strategii generała Westmorelanda determinował wybór taktyki „odszukać i zniszczyć” (search and destroy). Miała ona na celu inteligentne tropienie partyzantów i precyzyjne uderzenia. Decyzja o jej wyborze okazała się jednak fatalna w skutkach. Partyzantów było równie trudno odszukać, jak i zniszczyć. „Szukanie” miało być prowadzone przez lotnictwo i wywiad, obserwacja z powietrza jednak na niewiele się przydała – partyzantów skrywała gęstwina dżungli, a Wietkong doprowadził maskowanie do perfekcji. Nawet gdy udało się zrealizować pierwszy człon taktyki (znalezienie), szwankował drugi element. Wietkong był znakomicie zorganizowany, posługiwał się taktyką w pełni dostosowaną do terenu, klimatu i możli-

wości nieprzyjaciela. Prymitywna broń synergicznie współdziałała z nowoczesną technologią – w dżungli zastawiano wilcze doły i pułapki z ostrymi bambusowymi szpikulcami, jednocześnie posiadano na wyposażeniu moździerze 120 mm, wyrzutnie rakiet ziemia-ziemia, kałasznikowy AK-47 czy działa bezodrzutowe 75 mm (sprzęt pochodził z ZSRR)52. Rebelianci stosowali wiele klasycznych działań asymetrycznych – atakowali nocą, zaskakiwali przeciwnika oraz gromadzili duże siły w miejscu niewielkich zgrupowań nieprzyjaciela. W 1966 r. dokonali przykładowo oblężenia obozu w A Shau i zaatakowali zmasowanym ogniem, powodując wysokie straty w ludziach53. Lotnictwo, poza nieskutecznością działań wywiadowczych i rozpoznawczych, szwankowało również w działaniach bojowych. Helikoptery lądujące w dolinie mogły zostać łatwo unieszkodliwione przy pomocy zwykłych karabinów – przez atak z otaczających wzgórz. Deszcz i mgła, typowe dla pory monsunowej, zmniejszały natomiast widoczność. Całości dopełniała dżungla amortyzująca skutki bombardowań. Paradoksalnie lotnictwo amerykańskie zadawało większe straty Wietnamowi Południowemu, ponieważ to na jego terenie prowadzono większość działań wojennych54. Żołnierze Wietkongu, podobnie jak inni partyzanci, wykazywali się niesłabnącym morale i wiarą w zwycięstwo. Jak zwykle ma to miejsce w wojnach nieregularnych – czas działał na rzecz partyzantów. Im dłużej trwała wojna, tym wyższe morale panowało w szeregach Wietkongu, a niższe w oddziałach Amerykanów i ich sojuszników. Jak zauważył Henry Kissinger „Partyzantka zwycięża, gdy nie przegrywa. Armia konwencjonalna przegrywa, gdy nie zwycięża”55. Żołnierze Wietkongu górowali również dyscypliną i uporczywością nad Amerykanami. Fenomen ten starał się wyjaśnić William Sullivan, ambasador USA w Laosie w latach 60. XX w.: „Kluczowym elementem arsenału wietnamskich komunistów było terroryzowanie ludności cywilnej i brutalne prowadzenie wojny”56. Podobnie ujmował to Douglas Pike, autor monografii „The Viet

19


20 Cong Strategy of Terror”, w której uzasadnia tezę, iż „terror był integralną częścią taktyki i programów NFW”57. Jego zdaniem skuteczność „strategii terroru”, którą komuniści przeciwstawili „strategii wyczerpania”, opierała się jednak nie na samym zastraszaniu, lecz w równej mierze na znakomitych technikach organizacyjnych58. Asymetria w wyposażeniu również nie stanowiła faktycznej przewagi Amerykanów. Ciężki ekwipunek powodował szybsze zmęczenie organizmu, co dodatkowo było wzmacniane warunkami pogodowymi, nieznośnym klimatem i szerzącymi się chorobami. Jak czytamy w „A Rumor of War” Phillipa Caputo: „Walczyliśmy z klimatem, snajperami i monotonią, a z tych trzech klimat był najgorszy”59. Odmiennie na tym tle wyglądali żołnierze Wietkongu z ekwipunkiem składającym się głównie z broni i amunicji. Jak pisze Martin van Creveld: „[Partyzanci byli – S. R.] ubrani w czarne piżamy, nosili buty ze zużytych opon i żyli dzięki przysłowiowej garści ryżu”60. Wyniszczenie psychiczne Amerykanów było zatrważające. Chodziło nie tylko o tęsknotę za ojczyzną i rodziną, ale o permanentny lęk. Rebelianci zawsze stosują działania asymetryczne polegające na zaskoczeniu, ataku nocą oraz stosowaniu niespodziewanych środków – od roju pszczół po nowoczesną broń. Chcąc sobie z tym radzić, Amerykanie często sięgali po alkohol i narkotyki. To dlatego często wojnę wietnamską określa się mianem „pierwszej wojny farmakologicznej”61.

Podsumowanie Jak spostrzegł P. Caputo, wojna w Wietnamie była przełomowa także dlatego, że „(…) dobitnie zakwestionowała amerykański mit. Amerykanie wkroczyli do Wietnamu z pewnymi oczekiwaniami, iż ujawnia się ich historia, ich wyjątkowa amerykańska historia”. Wietnam jednak zakpił z oczekiwań Amerykanów, tworząc ranę na dumie i psychice narodowej. „Syndrom Wietnamu”, przez który na ogół rozumie się strach polityków przed szafowaniem krwią amerykańskich żołnierzy w zagranicznych

interwencjach62, tak mocno zakorzenił się w samoświadomości Amerykanów, że do dziś walki z prymitywnie wyposażonymi, lecz mocno zdeterminowanymi powstańcami są rzadko przywoływane. Dopiero obraz sytuacji w Iraku, gdzie Amerykanie nie zostali potraktowani jak „wyzwoliciele”, zmusił Stany Zjednoczone do nadrabiania strat w teorii i praktyce. Klęskę Amerykanów spowodowała również ich własna kultura strategiczna. Ścisłe ujęcie w ramy czynów akceptowalnych i zabronionych,moralność i legalność prowadzonych działań. Asymetria polegająca na wykorzystaniu słabości przeciwnika w pierwszej kolejności popchnęła powstańców do stosowania strategii terroru, do działań nieetycznych, pozbawionych romantyzmu i honoru, tak typowych dla zachodniego archetypu rycerza. Nieumundurowani partyzanci łatwo wtapiali się w tłum, pozostając trudnymi do rozróżnienia od ludności cywilnej. Atakowali szybko i znikali nagle, świetnie wykorzystując znajomość terenu i sieć podziemnych tuneli – spuściznę po „brudnej” wojnie z Francją. Jak trafnie ujął to generał Westmoreland: „Nikt dotąd nie zademonstrował jeszcze większej umiejętności ukrywania swoich obiektów niż Wietkong. Byli ludźmi-kretami”63. Śmierć i ciężkie obrażenia siały wśród Amerykanów różnorodne pułapki, słynne booby traps. Żołnierze na patrolu mogli nagle, po prostu, zapaść się pod ziemię. Jak pisze Ł. Kamieński: „Wietnam nie był tradycyjną wojną z liniami frontów, typowymi tyłami, wrogiem mobilizującym siły przed każdym atakiem, z terytorium, które należało zdobyć. Był wojną pozbawioną formy, podczas której dawne zasady nie miały zastosowania. Właśnie ta specyfika uczyniła z Wietnamu ostatnią wojnę nowoczesną, jak chcą jedni, lub pierwszą wojnę ponowoczesną, jak sugerują inni”64. Słowem, wszelkie dotychczasowe doświadczenia strategiczne stanowiły nicość w konfrontacji z „nowym obliczem wojny”. Konkludując, Wietnam precyzyjnie oddaje charakter wojny nieregularnej, podkreślając jej hybrydowy charakter. Działania asy-


metryczne, przeplatane konwencjonalnymi bitwami, wsparte pomocą zagraniczną, dodatkowo komplikują jej istotę. Mnogość niuansów strategicznych, strategia Wietkongu przeciwko strategii Stanów Zjednoczonych, ich wzajemne zależności i uwarunkowania, stanowią tak obszerne zagadnienie, że nie sposób omówić ich

na kilkunastu stronach. Stąd tekst ten nie aspiruje do wyczerpania tematu, sygnalizuje jednak potrzebę analizy wojen nieregularnych w kontekście wykorzystania późniejszych wniosków do kreowania teoretycznych rozwiązań dotyczących zwalczania terroryzmu i tzw. działań kontrpartyzanckich (counterinsurgency). //

////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////// Zob. szerzej: B. O’Neill, Insurgence and Terrorism: Inside Modern Revolutionary War, Washington 1990, p. 24; A. Merari, Terrorism as a Strategy of Insurgency, „Terrorism and Political Violence” 1993, vol. 5, no. 4, p. 213-251. 2 Co ciekawe, pierwsza książka poświęcona porównaniu wojen w Wietnamie i w Iraku ukazała się w Europie. Zob. J. Dumbrell, D. Ryan, Vietnam In Iraq: Tactics, Lessons, Legacies and Ghosts, London 2007. 3 Zob. P. Benken, Ofensywa Tet 1968, Warszawa 2010. 4 Zob. P. Ostaszewski, Wietnam. Najdłuższy konflikt powojennego świata 1945-1975, Warszawa 2000. 5 A. Dmochowski, Wietnam – wojna bez zwycięzców, Kraków 1991, s. 15 i nast. 6 Ibidem, s. 11. 7 Ibidem, s. 14. 8 Ibidem, s. 11. 9 W. Olszewski, Historia Wietnamu, Wrocław – Warszawa – Kraków 1991, s. 319 i nast. 10 Ibidem, s. 322-324. 11 Ibidem, s. 349 i nast. 12 A. Dmochowski, op.cit., s 72 i nast. 13, 14 Ibidem, s. 69. 15 W. Olszewski, op.cit., s. 381. 16 A. Dmochowski, op.cit., s. 91. 17 L. Pastusiak, Prezydenci, t. III, Warszawa 1989, s. 187. 18 Ibidem, s. 179. 19 Cytat za: ibidem. 20 A. Dmochowski, op.cit., s. 92. 21 I. Horwood, Interservice Rivalry and Airpower in the Vietnam War, Kansas 2006. 22, 23 Ibidem. 24 A. Dmochowski, op.cit., s. 93 i nast. 25 Ibidem. 26 W. Olszewski, op.cit., s. 409. 27 Ibidem, s. 410. 28 E. Zieliński, Wietnam socjalistyczny-zjednoczony, Warszawa 1978, s. 124-125. 29 Zob. szerzej: P. Earley, Family of Spies: The John Walker Jr. Spy Case, strona internetowa Crime Library, http://www.trutv.com/library/crime/terrorists_spies/spies/walker/1.html (data dostępu: 17 stycznia 2014). 30 Zakończenie wojny w Wietnamie, strona internetowa Polskiego Radia, http://www.polskieradio.pl/130/2351/Artykul/852459,Zakonczenie-wojny-w-Wietnamie (data dostępu: 17 stycznia 2014). 31 W. Olszewski, op.cit., s. 414. 32 P. Jenkins, Historia Stanów Zjednoczonych, Kraków 2009, s. 305. 33 Ibidem, s. 306. 34 W. Olszewski, op.cit., s. 427. 35 Ibidem, s. 426. 36, 37 Ibidem, s. 427-428. 38 Na ten temat – zob. np. J. Bańbor, Umiędzynarodowiony konflikt wewnętrzny, Warszawa 2001. 39 J. D. Kiras, Wojna nieregularna: terroryzm i działania partyzanckie, [w:] P. D. Williams (red.), Studia bezpieczeństwa, Kraków 2012, s. 176 40 Zob. A. Merari, op.cit.; G. Chailand, A. Blin, History of Terrorism – From Antiquity to Al Qaeda, Berkeley – Los Angeles 2007, p. 208-221. 41 J. D. Kiras, op.cit., s. 175. 42 Cytat za: ibidem, s. 174. 43 H. Münkler, Wojny naszych czasów, Kraków 2004, s. 43. 44 Sun Tzu, Sztuka wojny, Gliwice 2004, s. 34. 45 Ibidem. 46 J. D. Kiras, s. 177. 47 Irregular Warfare ver. 1.0, Washington D.C. 2007, p. 5-9, strona internetowa Federation of American Scientists, https://www.fas.org/irp/doddir/dod/iw-joc.pdf (data dostępu: 17 stycznia 2014). 48 A. Dmochowski, op.cit., s. 99. 49, 50, 51 Ibidem, s. 100. 52 R. B. Johnson, The Biggest Stick: The Employment of Artillery Units in Counterinsurgency, Kansas 2011, p. 99. 53 A. Dmochowski, op.cit., s. 102. 54 J. H. Willbanks, Thiet Giap! The Battle of An Loc, April 1972, Kansas 1993, p. 63-67. 55 Cytat za: P. Gadzinowski, Lekcja stabilizacji, strona internetowa tygodnika „Przegląd”, http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/lekcja-stabilizacji (data dostępu: 18 stycznia 2014). 56 Cytat za: A. Dmochowski, op.cit., s. 107. 57 Ibidem. 58 Por. przypis nr 49. 59 Ph. Caputo, A Rumor of War, New York 1996, s. 59. 60 M. van Creveld, Zmienne oblicze wojny, Poznań 2008, s. 273. 61 Por. Ł. Kamieński, Farmakologizacja wojny. Historia narkotyków na polu bitwy, Kraków 2012, s. 300-334. 62 J. Spear, Walka z rebeliantami, [w:] P. D. Williams (red.), op.cit., s. 392. 63 Cytat za: T. Mangold, J. Penycate, Wietnam – podziemna wojna, Warszawa 1998, s. 37. 64 Ł. Kamieński, op.cit., s. 302. 1

//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

21


22

Wpływ czynników zewnętrznych na

ludobójstwo w Rwandzie Zuzanna Borzęcka

Wprowadzenie Rwanda to państwo położone w środkowo-wschodniej części Afryki. W 1994 r. stało się ono areną jednej z najtragiczniejszych i najkrwawszych zbrodni po drugiej wojnie światowej – w dniu 6 kwietnia 1994 r., po katastrofie samolotu, którym podróżowali prezydenci Rwandy i Burundi, Juvénal Habyarimana i Cyprien Ntaryamira, rozpoczęła się akcja „ostatecznego rozwiązania” kwestii ludności Tutsi, zaplanowana wcześniej przez plemię Hutu1. Celem ludobójstwa była eliminacja umiarkowanych Hutu oraz całkowite zniszczenie Tutsi. Zabijano każdego napotkanego człowieka z tej grupy etnicznej. W trakcie trwającej około 100 dni rzezi zginęło ponad 5 tys. osób, a około 2 mln uciekło do sąsiednich państw2. Co doprowadziło do tak straszliwej zbrodni?

Hutu kontra Tutsi Rwanda zamieszkana była przez trzy grupy ludności: Hutu byli najliczniejszą (około 80%), trudniącą się przede wszystkim rolnictwem; Tutsi (około 20%) uważani byli za klasę wyższą; najniższą pozycję zajmowali Twa (około 1% całego społeczeństwa rwandyjskiego)3. Do początku lat 50. XX w. plemiona te miały ze sobą wiele wspólnego – język, przekonania religijne oraz kulturę4. Jednak stosunki pomiędzy Hutu i Tutsi zaczęły się z czasem pogarszać, rozpoczęła się rywalizacja o zasoby, pozycję społeczną, dostęp do urzędów i władzy. Konflikty i napięcia między dwoma plemionami narastały przez dłuższy okres, czego apogeum nastąpiło w latach 1990-1994.

Nienawiść obu grup doprowadziła do wojny domowej w Rwandzie i ludobójstwa na ludności Tutsi. W październiku 1990 r. oddziały Rwandyjskiego Frontu Patriotycznego5 – niewielkiej, ale dobrze wyszkolonej armii, w skład której wchodzili potomkowie uchodźców Tutsi z lat 1959-1960 – wkroczyły na terytorium Rwandy i zaczęły się walki, które trwały do 1993 r. W tym okresie narastała wrogość pomiędzy dwoma plemionami, zaczęły się mordy ludności cywilnej, sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Hutu zapoczątkowali kampanię nienawiści wobec wrogich Tutsi, których zaczęto nazywać „karaluchami”6. W kwietniu 1994 r. nastąpił najtragiczniejszy wybuch agresji i przemocy. Co doprowadziło do zrodzenia się nienawiści pomiędzy plemionami i czy ludobójstwo było jedynie sprawą wewnętrzną „kraju tysiąca wzgórz”? Europejska opinia publiczna często ulega stereotypowi rzekomej normalności i nieuniknioności takich sytuacji w krajach afrykańskich7. W artykule przedstawiono argumenty przemawiające za tezą, iż duży wpływ na ludobójstwo w Rwandzie miały czynniki zewnętrzne – często wzmacniały one bowiem wrogość i nienawiść między dwiema grupami oraz bezpośrednio wpłynęły na tragedię.

Kolonializm niemiecki i belgijski Wpływów na stosunki pomiędzy plemionami należy upatrywać już w kolonializmie niemieckim, chociaż nie były one jeszcze tak wyraźne, jak w latach późniejszych. Pierwsi Niemcy pojawili się w Rwandzie w 1892 r., kiedy to na tereny tego kraju wkroczyła ekspedycja Oskara Baumanna8. Rozpoczęło się panowanie Niemców, ale ich wpływ na po-


litykę wewnętrzną był bardzo mały. Można zauważyć, że nie faworyzowali oni żadnej grupy etnicznej, ale popierali władzę Tutsi – Niemcy (później również Belgowie) zaakceptowali i zachowali tradycyjny układ sił, który występował w Rwandzie9. Pozwalali na to, że Tutsi mieli wiodącą pozycję w kraju i panowali nad innymi plemionami, zwłaszcza nad Hutu. Za przykład wspierania Tutsi przez Niemców może świadczyć pomoc udzielona w 1911 r. w tłumieniu powstania Hutu10. W dużo większym stopniu niż niemiecki wpłynął na ludobójstwo kolonializm belgijski. Po pierwszej wojnie światowej Niemcom odebrano wszystkie kolonie. W 1923 r. Belgowie oficjalnie objęli mandat Ligi Narodów w Rwandzie11. Od początku swojego panowania faworyzowali Tutsi. Pogłębiali różnice pomiędzy plemionami, by zaprowadzić swoją politykę w myśl zasady divide et impera. Wyrażało się to głównie w podziale zasobów, którymi rozporządzali Belgowie. Tutsi uzyskali łatwiejszy dostęp do stanowisk administracyjnych, edukacji, pracy, co przekładało się na lepsze warunki życia. Hutu traktowano jako obywateli drugiej kategorii. Byli całkowicie wykluczani ze służby państwowej, nie mieli dostępu do wykształcenia wyższego. Tłumaczono, że ludność Rwandy dzieli się na zwycięskich Tutsi i podbitych przez nich Hutu (teoria chamicka)12. Świadczyć to miało o większych zdolnościach i przewadze intelektualnej Tutsi. Od 1933 r. Belgowie rozpoczęli instytucjonalizację podziału społecznego, czego wyrazem miały być wprowadzone tzw. etniczne dowody osobiste. Umieszczano w nich informację o przynależności do danej grupy. Odegrały one bardzo ważną rolę w czasie ludobójstwa, gdyż pozwoliły z łatwością identyfikować Tutsi13. Belgowie stworzyli mit o rasie panów, którymi oczywiście mieli być Tutsi – prowadzono badania antropologiczne, które miały m.in. wykazać, jakoby mieli oni większe mózgi niż Hutu, co miało wpływać na ich inteligencję14. Dostrzegano pewną bliskość i podobieństwo Tutsi do białych ludzi, Europejczyków. Warto jednak zauważyć, że Belgowie nie wymyślili podziału społeczeństwa, istniał on już wcześniej, jednakże polityka belgij-

ska doprowadziła do pogłębienia się różnic pomiędzy obiema grupami oraz wzrostu nienawiści i sporów15. Tutsi, dzięki polityce Belgii, zaczęli udowadniać swoją pozycję i wyższość, wykorzystując swoje pochodzenie. Hutu czuli się obywatelami drugiej kategorii, gdyż nie mogli dorównać Tutsi w ich statusie materialnym i pozycji w kraju. Sytuacja zmieniła się po rewolucji z 1959 r. i odzyskaniu niepodległości w 1962 r., gdy władzę w kraju przejęli Hutu. Wtedy to władze belgijskie przeniosły na nich swoje poparcie16. Hutu zdobyli wszystkie wyższe stanowiska polityczne. Rozpoczęło się systematyczne dyskryminowanie ludności wrogiego plemienia. Rząd prowadził politykę anty-Tutsi, o czym może świadczyć groźba prezydenta Grégoire Kayibandy, który zasugerował uchodźcom Tutsi, że całe plemię zostanie zniszczone, gdy tylko będą oni chcieli ponownie dojść do władzy17.

Kościół katolicki Duży wpływ na pogłębienie się różnic pomiędzy Tutsi i Hutu, a równocześnie na ludobójstwo, miał Kościół katolicki. Pierwsi misjonarze ze Zgromadzenia Misjonarzy Afryki (Ojcowie Biali) przybyli do Rwandy w 1900 r.18 Kościół od pierwszych dni działalności wpływał na politykę etniczną, stając się sceną walki ludności o wpływy oraz dostęp do zasobów. Misjonarze twierdzili, że Tutsi byli lepszą grupą niż Hutu. Tych pierwszych uznawali za lud podobny do ludności europejskiej oraz bardziej inteligentny w porównaniu z prostym i pracowitym ludem Hutu. Zgodnie ze swoimi poglądami księża oferowali dostęp do edukacji i zatrudnienia przede wszystkim ludności Tutsi. Hutu mogli korzystać tylko z elementarnego wykształcenia, co utrudniało im potem zdobycie dobrej pracy. Po drugiej wojnie światowej wśród duchownych zostały zanegowane nierówności w społeczeństwie Rwandy. Niższe duchowieństwo głosiło doktrynę, w myśl której wszyscy ludzie mieli być równi wobec Boga19. Powoli zaczęto ograniczać politykę faworyzowania Tutsi, Hutu zdobyli dostęp do szkolnictwa i niższych urzędów. Po 1959 r.,

23


24 kiedy doszło do zmian we władzy politycznej, duchowni zaczęli popierać Hutu. Role się odwróciły i to oni przejęli wszystkie przywileje posiadane do tej pory przez Tutsi20. Taka polityka Kościoła, podobna przede wszystkim do polityki Belgów, przyczyniała się do wzrostu nierówności między grupami. W grupie mniej uprzywilejowanej rodziła się nienawiść i chęć zmienienia wszelkimi sposobami istniejącego stanu rzeczy.Warto dodać, że w czasie wojny domowej,kiedy zaczęło dochodzić do mordowania ludności cywilnej oraz w okresie ludobójstwa Kościół nie zareagował na to, co działo się w kraju i nie potępił otwarcie przemocy, a nawet wspierał rząd21. Oprócz tego niektórzy duchowni z ludu Hutu dołączyli do morderców i bez wyrzutów zabijali niewinnych Tutsi.

Gospodarka Ważnym czynnikiem, który wpłynął na sytuację w Rwandzie, była gospodarka. Rwanda jako biedny kraj była uzależniona od wpływów zewnętrznych. W 1989 r. załamały się Międzynarodowe Porozumienia Kawowe22, wskutek czego nastąpiło obniżenie cen kawy o prawie 50%23 – był to towar, z którego Rwanda czerpała największe korzyści. Dodatkowo obszar Rwandy nawiedziła susza. Wiele osób straciło źródło dochodu, obniżył się poziom życia. Zaczęły rodzić się problemy, m.in. głód czy brak wody. W oczywisty sposób wpłynęło to na stosunki pomiędzy ludźmi, rodząc konflikty i wrogość.

Działalność Francji Wpływ na ludobójstwo miała również Francja. Jednym ze zwolenników prezydenta Rwandy Juvénala Habyarimany był François Mitterand, szef państwa francuskiego24. W czasie wojny domowej obiecał on pomoc gospodarczą, w zamian za co prezydent rwandyjski miał zerwać z systemem monopartyjnym i wprowadzić instytucje demokratyczne. Duża część środków, które otrzymała Rwanda, została przeznaczona na ulepszenie armii: zakup moździerzy, samo-

chodów opancerzonych czy helikopterów25. Oprócz wsparcia finansowego Francja udzieliła również pomocy wojskowej, która przejawiała się obecnością wojsk francuskich w Rwandzie. Podczas patroli Francuzi często aresztowali Tutsi i przekazywali oddziałom armii rwandyjskiej. Działalność Francji zaczęto szybko nazywać polityką anty-Tutsi. Jej przyczyn należy dopatrywać się w tzw. frankofonii, czyli wspólnocie ludów i państw posługujących się językiem francuskim26, w myśl której atak na państwo francuskojęzyczne odbierany jest jako atak na samą Francję. Nie dziwi więc fakt, że udzieliła ona pomocy Rwandzie, gdy Tutsi z Ugandy, która jest krajem anglojęzycznym, dokonali ataku. W dniu 6 października 1990 r. Francja rozpoczęła operację „Noroît” w celu zatrzymania Rwandyjskiego Frontu Patriotycznego, zaś od jesieni wysyłała do Rwandy duże ilości sprzętu wojskowego i przeprowadzała szkolenia armii rwandyjskiej. Oprócz tego, dzięki pomocy finansowej, rząd Rwandy kupował broń w Egipcie i Republice Południowej Afryki. Skutkiem interwencji Francji były także represje względem Tutsi, ponieważ władza czuła się bezkarna. Hutu stosowali akty przemocy i mordy na cywilnych Tutsi, a żołnierze francuscy nie reagowali. Dodatkowo w kwietniu 1994 r. Francja nie chciała dopuścić do szybkiej reakcji Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ) w Rwandzie, ponieważ była sojusznikiem rządu tego kraju27. Niejako próbą rehabilitacji była operacja „Turkus”, rozpoczęta 23 czerwca 1994 r. w celu łagodzenia skutków ludobójstwa – przyczyniła się ona do ocalenia istnień wielu osób, ale jednocześnie pozwoliła na ucieczkę tych, którzy byli za mordy odpowiedzialni.

Postawa ONZ Do ludobójstwa przyczyniła się również Organizacja Narodów Zjednoczonych – przez brak reakcji w odpowiednim czasie. Hutu – widząc bezczynności społeczności międzynarodowej – poczuli się bezkarni. Gdy dowódca wojsk ONZ Roméo Dallaire poinformował o tym, co działo się w Rwandzie i ujawnił in-


formację o planowanym ludobójstwie, ONZ zwlekała z podjęciem jakiejkolwiek decyzji28. W pierwszych tygodniach kwietnia, gdy już wiadomo było, co działo się w afrykańskim państwie, ONZ zamiast bardziej zaangażować się w sprawę, ograniczyła swoją Misję ds. Pomocy Rwandzie (United Nations Assistance Mission in Rwanda – UNAMIR), co oznaczało brak potępienia dla działań Hutu29. Dopiero w maju zadecydowano o zwiększeniu misji i pomocy Rwandzie. Gdyby Organizacja Narodów Zjednoczonych zareagowała wcześniej, może udałoby się uniknąć zbrodni albo chociaż ograniczyć jej skalę. Politykę ONZ można tłumaczyć tym, że kraje zachodnie nie miały żadnych interesów w Rwandzie, więc interwencja była nieopłacalna. Uznano, że to co działo się w Rwandzie, było jej wewnętrzną sprawą.

Podsumowanie Ludobójstwo w Rwandzie nie było tylko problemem tego kraju. Jednocześnie nie można stwierdzić, że doszło do niego tylko z powodu czynników zewnętrznych, ale miały one bardzo duże znaczenie. Władze kolonialne, głównie belgijskie, przyczyniły się do

pogłębienia różnic pomiędzy Hutu i Tutsi. Zaczęła się rodzić pomiędzy nimi wrogość i nienawiść, która znalazła ujście w 1994 r. Kolonizatorzy zamiast próbować załagodzić różnice, doprowadzili do jeszcze większego ich wzrostu. Popierali tych, którzy w danym momencie byli przy władzy. Niemałą rolę odegrał też Kościół katolicki, który tak jak władze kolonialne faworyzował jedną z grup – najpierw Tutsi, potem Hutu. Kościół posiadał monopol na edukację, więc oferując ją tylko jednej z grup, przyczynił się do tego, iż druga była skazana na gorsze warunki życiowe. Francja z kolei bezpośrednio przyczyniła się do ludobójstwa, gdyż dzięki niej dozbrojono armię Rwandy. Popierała ona jej rząd, gdyż chciała odbudować swoje wpływy w tej części Afryki. Istotną rolę odegrała ONZ, która mogła zmniejszyć skalę ludobójstwa, ale jej decyzje były podejmowane zbyt późno. Zmniejszając liczebność misji UNAMIR w pewnym stopniu udzieliła pozwolenia na działania Hutu. Badając zbrodnię ludobójstwa w Rwandzie, nie należy ograniczać się tylko do analizowania sytuacji wewnętrznej. Ważne jest to, by dostrzec, jak bardzo czynniki zewnętrzne wpłynęły na to, co działo się w tym państwie w 1994 r. //

////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////// J. Bar, Rwanda, Warszawa 2013, s. 167-168. D. Newbury, Understanding Genocide, „African Studies Review” 1998, no. 41(1), p. 74. 3 J. Regina-Zacharski, Rwanda. Wojna i ludobójstwo, Warszawa 2012, s. 17. 4 H. M. Hintjens, Explaining the 1994 Genocide in Rwanda, „The Journal of Modern African Studies” 1999, no. 37(2), p. 247. 5 P. Uvin, Prejudice, Crisis, and Genocide in Rwanda, „African Studies Review” 1997, no. 40(2), p. 108. 6 J. Bar, op.cit., s. 155. 7 D. Newbury, op.cit., p. 76. 8 J. Bar, op.cit., s. 55. 9 C . Newbury, Ethnicity and the Politics of History in Rwanda, „Africa Today” 1998, no. 45(1), p. 11. 10 J. Regina-Zacharski, op.cit., s. 24. 11 Ibidem, s. 33. 12 J. Bar, op.cit., s. 77. 13 H. M. Hintjens, op.cit., p. 254. 14 J. Regina-Zacharski, op.cit., s. 36-37. 15 P. Uvin, Reading the Rwandan Genocide, „International Studies Review” 2001, no. 3(3), p. 78-79. 16 C . Newbury, op.cit., p. 9. 17 P. Uvin, Prejudice, Crisis and…, p. 99-100. 18 T. Longman, Church Politics and the Genocide in Rwanda, „Journal of Religion in Africa” 2001, no. 31(2), p. 167-168. 19 J. Regina-Zacharski, op.cit., s. 42. 20 T. Longman, op.cit., p. 170. 21 Ibidem, s. 180-181. 22 J. Regina-Zacharski, op.cit., s. 72. 23 D. Newbury, op.cit., p. 88-89. 24 J. Regina-Zacharski, op.cit., s. 75-76. 25 J. F. Clark, Rwanda. Tragic Land of Dual Nationalism, [w:] L. W. Barrington (ed.), After Independence: Making and Protecting the Nation in Postcolonial and Postcommunist States, Michigan 2006, p. 95. 26 J. Bar, op.cit., s. 145. 27 D. Newbury, op.cit., p. 79. 28 J. Regina-Zacharski, op.cit., s. 104. 29 P. Uvin, Reading the Rwandan…, p. 88. 1

2

//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

25


26

Sprawa Dreyfusa

Jak sfałszowany rękopis doprowadził do wielowymiarowego kryzysu Karolina Buczkowska „Tragedia omyłek”, jak nazywa tzw. sprawę Dreyfusa Leslie Derfler, w pierwszej chwili wydaje się być politycznym skandalem, jakich we Francji w drugiej połowie XIX w. było wiele. Jednak tym, co wyróżnia tę aferę na tle innych, jest fakt jej nadzwyczaj silnego oddziaływania na ówczesną sytuację polityczno-społeczną Francji. Sprawa Dreyfusa doprowadziła bowiem do ideologicznego rozbicia tego kraju na dwa skrajne obozy, co znacząco wpłynęło także na kształt dzisiejszej francuskiej sceny politycznej.

Tło sprawy Sprawa Alfreda Dreyfusa rozgrywała się w czasach III Republiki Francuskiej. Jednym z najistotniejszych wydarzeń tego okresu była tzw. Komuna Paryska, która wydaje się być eskalacją dumy narodowej, tak nadwerężonej po przegranej wojnie z Niemcami w 1871 r. Istotnie wszystkie podyktowane przez Otto von Bismarcka elementy preliminariów pokojowych – utrata Alzacji i Lotaryngii, kontrybucja w wysokości 5 mld franków, zwycięska defilada wojsk niemieckich w Paryżu – zraniły dumę Francuzów i stały się skutecznymi zapalnikami wielkiej patriotycznej eksplozji, silnej, ale nieskutecznej. Wkrótce bowiem Louis A. Thiers poskromił Komunę, przejął władzę i ustabilizował sytuację Francji, doprowadzając do podpisania pokoju z Niemcami i szybkiej spłaty kontrybucji. Społeczeństwo pozostawało jednak rozdrażnione – pamięć o klęsce narodowej nie zanikła, Francuzi marzyli o odwecie. Mimo że kondycja armii po wojnie z Prusami była krytyczna, jako przyszłe narzędzie wendety stała się ona przedmiotem powszechnej adoracji. Rolę przywódcy owej „świętej arki” przyjął generał Georges Boulanger, który w 1886 r. ob-

jął urząd ministra wojny. Stanowczość wobec Niemiec oraz wojowniczość zapewniły mu przydomek „generał Rewanż” oraz szerokie poparcie, co jednak nie pomogło mu uniknąć osobistej klęski – w 1891 r. Boulanger popełnił samobójstwo na grobie kochanki. Jego upadek rozbudził we Francji swoisty antymilitaryzm. Sam ruch bulanżystowski ujawnił siłę nacjonalistycznych, a nawet szowinistycznych nastrojów. Wojciech Morawski nazywa III Republikę „osłabionym mocarstwem”. Rzeczywiście obserwując sytuację gospodarczą Francji w tym okresie, nie można się z nim nie zgodzić. Zwolnienie tempa rozwoju francuskiej gospodarki w latach 1873-1877 było związane głównie z kryzysem międzynarodowym – wbrew pozorom problem strat będących bezpośrednim skutkiem wojny zniknął o wiele szybciej w znaczeniu ekonomicznym niż politycznym. Na świecie miał miejsce wielki krach bankowy, który nie ominął także Francji – lawina bankructw objęła w 1882 r. cieszący się dotychczas dużym zaufaniem społecznym bank Union Général. Polityka Francji w omawianym okresie, za sprawą wielu skandali, dodatkowo osłabiła sytuację gospodarczą. Afera ze sprzedażą orderów, która wybuchła w 1887 r. doszczętnie kompromitując


prezydenta Julesa Grévy’ego, była dopiero zapowiedzią prawdziwej katastrofy politycznej, którą zapoczątkowało bankructwo Spółki Kanału Panamskiego w 1889 r. Firmowana nazwiskiem Ferdinanda de Lessepsa przyciągnęła ona około 850 tys. inwestorów, głównie mieszczan, którzy łącznie ulokowali w niej 1,3 mld franków. Zaufanie do takiej lokaty wzmacniało poparcie władzy dla inwestycji spółki. Jednak jak się okazało, oszczędności mieszczan były niewystarczające – konieczne było zaciąganie wielu pożyczek. Dopiero śledztwo przeprowadzone jesienią 1892 r. wykazało, że właściciele spółki przekupili ministrów, posłów, a nawet dziennikarzy w celu uzyskania pewnych przywilejów oraz krzewienia społecznego zaufania do spółki, które miało przyciągnąć i rzeczywiście przyciągnęło wielu inwestorów. Mimo że wśród czekobiorców znalazło się ponad 100 deputowanych, otrzymali oni relatywnie niskie wyroki, często kasowane z powodu „uchybień proceduralnych”. Ordynarne łapownictwo ujawnione w ramach tzw. afery panamskiej wzburzyło francuską scenę polityczną. Jej rezultaty polityczne okazały się poważne – wiele osób dotychczas naprawdę znaczących w polityce, musiało z niej odejść. Na fali szerzącego się antysemityzmu opinia publiczna zrzuciła również winę za aferę na jej kilku żydowskich uczestników. Warto zauważyć, że antysemityzm wzmacniał się wówczas w całej Europie. Od 1880 r. w Rosji miała miejsce wręcz jego eksplozja, zakończona licznymi pogromami Żydów. Także w Niemczech zaobserwować można było rodzącą się propagandę antysemicką – w 1882 r. w Dreźnie odbyła się międzynarodowa konferencja w sprawie upowszechnienia ruchu antysemickiego. Francja wówczas jeszcze nie uczestniczyła w owej europejskiej antyżydowskiej kampanii – chociażby nie wysłała do Drezna swojej delegacji. Problem nietolerancji wobec Żydów zrodził się w niej wraz z ich wielką imigracją do tego kraju po 1882 r. Do tej pory szacowana liczba Żydów przebywających we Francji wynosiła około 70 tys., z czego 2/3 było mieszkańcami Al-

zacji i Lotaryngii. Po 1886 r. liczba ta wzrosła do około 100 tys., a głównym ośrodkiem Żydów stał się Paryż. Kulminacja nastrojów antysemickich przypadła na rok 1892, kiedy to dziennik „La Libre Parole” – który później rozpoczął kampanię przeciwko Dreyfusowi – zaczął wściekłą akcję przeciwko obecności oficerów pochodzenia żydowskiego w armii francuskiej.

Przebieg afery Dreyfusa Francja, zhańbiona w wojnie z Niemcami, osłabiona domową rewoltą, strapiona kryzysem gospodarczym, raniona coraz to nowymi skandalami politycznymi pilnie potrzebowała odbudowania swego morale. Prasa szukała więc kozła ofiarnego. Wreszcie pojawił się kandydat idealny – Alfred Dreyfus, który wkrótce został oskarżony o zdradę stanu czy może w istocie o całą serię porażek Francji. Dreyfus urodził się w Alzacji w zamożnej żydowskiej rodzinie. Kiedy Alzacja w wyniku wojny francusko-pruskiej została przyłączona do Niemiec, Dreyfusowie opowiedzieli się za obywatelstwem francuskim i przenieśli do Paryża. W 1882 r. Alfred wstąpił do prestiżowej szkoły wojskowej École Polytechnique w Palaiseau i rozpoczął karierę w armii francuskiej. Warto zastanowić się, co skłoniło młodego Dreyfusa do służby wojskowej. Okazuje się, że wstąpił on do armii głównie ze względu na poczucie przywiązania do swego regionu. Czuł, że to właśnie armia pozwoli mu zaspokoić pragnienie zemsty na najeźdźcy, czyli Niemcach. Poza tym nieśmiałemu, młodemu człowiekowi niezwykle imponowały armia i jej karność. Młody Dreyfus wierzył, że wojsko to wcielenie bliskich mu wartości – patriotyzmu, honoru, porządku. Stąd jego całkowite poświęcenie służbie, co w 1889 r. doprowadziło go do sukcesu – awansował do rangi kapitana i został pierwszym Żydem pracującym w Sztabie Generalnym. Jednak w 1894 r. kariera młodego oficera została brutalnie przerwana, a wszelkie złudzenia dotyczące wartości, jakimi miała kierować się armia francuska, rozwiane.

27


28 We wrześniu 1894 r. francuski kontrwywiad przechwycił notatkę wykradzioną z biura attaché wojskowego ambasady niemieckiej w Paryżu. Wynikało z niej, że pewien związany ze sztabem oficer francuski proponował Niemcom przekazanie informacji o nowym uzbrojeniu francuskiej armii. Dowódcy sztabu w porozumieniu z ministrem wojny zdecydowali się na dyskretne śledztwo wśród oficerów. Podobieństwo charakteru pisma kierowało podejrzenie na Dreyfusa, który w związku z tym został aresztowany pod zarzutem zdrady stanu. Można przypuszczać, że do jego wytypowania przyczynił się bardzo prozaiczny fakt – jeszcze podczas nauki w École Polytechnique Dreyfus zraził do siebie kolegów. W dniu 19 grudnia 1894 r. odbył się proces za zamkniętymi drzwiami. Zawartość dokumentów poznało jedynie kilku wtajemniczonych ze sztabu wojskowego. Jedynym dowodem rzekomej zdrady, podważanym przez wielu zewnętrznych specjalistów, było podobieństwo pisma z notatki do pisma Dreyfusa. Wojskowi byli świadomi, że należy wzmocnić ów dowód. Stąd podczas rozprawy członkowie sztabu oświadczyli, że minister jest w posiadaniu dowodu ostatecznego, który miał wykluczyć wszelkie wątpliwości co do winy Dreyfusa. Jednak utrzymywano, że ujawnienie rzeczonej „tajnej teczki” było niemożliwe, gdyż wiązałoby się z zagrożeniem wybuchu wojny europejskiej. Ówczesna niestabilna sytuacja polityczna na kontynencie sprawiła, że taki szantaż był skuteczny. Trybunał wojskowy w dniu 22 grudnia 1894 r. jednomyślnie skazał Dreyfusa na dożywotni pobyt w kolonii karnej na Wyspie Diabelskiej oraz pozbawienie stopnia wojskowego. Ceremonia degradacji kapitana została przeprowadzona na dziedzińcu szkoły wojskowej w Paryżu. Wstrząsające łamanie szpady odbyło się w obecności tłumnie zgromadzonych żołnierzy, którzy później wyzwiskami odprowadzali skazanego w porcie La Rochelle. W 1896 r. w ręce pułkownika wywiadu Georgesa Picquarta dostał się list wykradziony z biura attaché wojskowego ambasady niemieckiej w Paryżu. Tym razem notatka była zaadresowana do majora Ferdinanda

Walsina Esterhazy’ego. Picquart porównał pismo majora z rzekomą notatką Dreyfusa i zorientował się, że obie muszą być autorstwa Esterhazy’ego. Pułkownik zaalarmował swoich zwierzchników, jednak otrzymał odpowiedź,że zdradę Dreyfusa i tę Esterhazy’ego należy traktować jako dwie oddzielne sprawy. Mimo to Picquart postanowił nadal przyglądać się sprawie, za co został karnie przeniesiony do Tunisu. Posiadane informacje przekazał jednak wiceprzewodniczącemu Senatu Auguste’owi Scheurer-Kestnerowi. Odkrycie Picquarta wywarło znaczący wpływ na przebieg sprawy Dreyfusa. Pomimo prób ukrycia ich przez wojsko, nowe informacje dostały się do opinii publicznej. Dreyfus zyskał nowych obrońców, ponadto Picquart wprowadził swoisty niepokój do armii, dlatego dowództwo zdecydowało się bronić „dobrego” imienia jej oraz trybunału wojskowego, który musiał pozostać nieomylny. Zbawicielem miał być komendant kontrwywiadu Hubert-Joseph Henry, który wkrótce sporządził fałszywy dowód winy Dreyfusa – do listów włoskich i niemieckich dyplomatów dokleił wzmiankę wprost wywołującą nazwisko Dreyfusa. Nowy „dowód” przez kolejne lata był dla dowództwa armii podstawą do odmowy rewizji procesu. Sfabrykowany materiał Henry’ego nie zmienił jednak faktu, że sprawa śledztwa Picquarta stała się publiczna – armia nie mogła już uniknąć sądu nad Esterhazym, dlatego w styczniu 1898 r. trybunał wojskowy rozpoczął obrady. Ostatecznie zarzuty wobec majora zostały uznane za bezpodstawne, w związku z czym natychmiast go uwolniono. Proces Esterhazy’ego miał za zadanie uspokoić opinię publiczną, jednak w istocie wywołał burzę prasową. Wreszcie na temat sprawy zaczęli wypowiadać się uczeni – dyrektor Instytutu Pasteura opublikował artykuł, w którym sarkastycznie skwitował, że jeśli nauka posługiwałaby się metodami, które zastosowali eksperci sztabu przy ustalaniu autentyczności dowodów, nigdy nie uczyniłaby postępów. Najbardziej znaczący okazał się list otwarty autorstwa Émile’a Zoli zatytułowany „J’accuse…!” („Oskarżam…!”). Adresowany do ówczesnego prezyden-


ta Félixa Faure’a został opublikowany 13 stycznia 1898 r. (dzień po uniewinnieniu Esterhazy’ego) na łamach dziennika „L’Aurore”. Pod listem, w którym pisarz oskarżył z nazwiska dowódców wojskowych o fałszerstwa oraz świadomą ochronę zdrajcy i obciążanie niewinnego, podpisali się francuscy intelektualiści. List miał sprowokować proces samego Zoli (o zniesławienie) i w ten sposób, rozpętując skandal, wymusić na władzach rewizję sprawy Dreyfusa. Rzeczywiście proces wytoczony Zoli miesiąc później stał się najważniejszym tematem prasowym. Opinia publiczna poznała oceny naukowców, którzy jednogłośnie ośmieszyli ekspertów sądowych. Dzięki takiej mobilizacji intelektualistów wydawało się, że rewizja procesu Dreyfusa stała się wreszcie osiągalna. Jednak próby odkrycia prawdy znów zostały złamane, kiedy jeden z generałów oświadczył, że na własne oczy widział dokument potwierdzający winę Dreyfusa (była to fałszywka Henry’ego). W obliczu tych zeznań Zola został skazany jako oszczerca. Tymczasem donośny głos uwięzionego pułkownika Picquarta po raz kolejny nadał sprawie właściwy bieg. Jego krytyczna opinia odnośnie dowodu Henry’ego doprowadziła do decyzji o ponownym zbadaniu autentyczności tego dokumentu. Fałszerstwo okazało się niebywale nieudolne. W tej sytuacji Henry ostatecznie przyznał się do winy – trafił do aresztu, gdzie popełnił samobójstwo. Jego wyznanie stało się swoistym punktem zwrotnym w sprawie Dreyfusa, bowiem doprowadziło w 1899 r. do rewizji procesu. Jednak orzeczenie sądu wojskowego w Rennes potwierdziło winę kapitana, choć tym razem z „okolicznościami łagodzącymi”. Trybunał tłumaczył, że uniknięcie w ten sposób kompromitacji armii miało ochronić kraj przed wojną domową, jednak dla obserwatorów ówczesnej sceny politycznej wyrok ten nie wymagał tłumaczenia i wcale nie był zaskakujący – jednym z głównych powodów wyciszenia sprawy w taki sposób była obawa przed bojkotem paryskiej Wystawy Światowej planowanej na rok 1900. Ostatnim etapem owego ukartowanego kompromisu było uwolnienie Dreyfusa na mocy ułaskawienia

przez prezydenta Émile’a Loubeta. Amnestia wiązała się z anulowaniem wszystkich dochodzeń związanych ze sprawą. Na takie rozwiązanie nie mogli zgodzić się obrońcy Dreyfusa, którzy żądali pełnej rehabilitacji kapitana i pociągnięcia do odpowiedzialności wszystkich sprawców i wspólników fałszerstw. W istocie w dniu 22 lipca 1906 r. cywilny sąd apelacyjny skasował wyrok sądu wojskowego z 1899 r. Zrehabilitowany kapitan formalnie powrócił do poprzedniego stanowiska i otrzymał medal Legii Honorowej. Miejsce w armii zostało przywrócone także pułkownikowi Picquartowi.

Polityka wewnętrzna Francji a sukcesy międzynarodowe Sprawa Dreyfusa skutecznie podzieliła francuską scenę polityczną i społeczną na dwa obozy, co najjaskrawiej zarysowało się po publikacji listu Zoli. Jedną ze stron konfliktu stanowili tzw. antydreyfusiści. Celem, jaki sobie stawiali, była obrona honoru armii. Wina kapitana musiała być podtrzymana, aby nie dopuścić do upokorzenia wojska, które miało pozostać nieomylne. Obóz antydreyfusistów skupił ludzi o poglądach prawicowych, tradycjonalistycznych, którzy ustrój republikański postrzegali jako zagrożenie. Ich zdaniem armia była jedyną ostoją porządku i prawości w obliczu wszechobecnej korupcji oraz nieudolności rządu. Antydreyfusiści otrzymali silne wsparcie od Kościoła katolickiego, który w projekcie republikańskim także widział źródło zaniku porządku. Takie jego jednostronne zaangażowanie polityczne doprowadziło do wzrostu nastrojów antyklerykalnych i trwale osłabiło pozycję kleru we Francji – w latach 19021905 rząd Émile’a Combesa zniósł zakony, skonfiskował majątki kościelne i zerwał stosunki z Watykanem. Ponadto w 1905 r. premier Aristide Briand przeprowadził ostateczny rozdział Kościoła od państwa. Drugą stroną sporu byli tzw. dreyfusiści. W tym obozie zarysował się swoisty antymilitaryzm i antyklerykalizm. Głośne były hasła obrony ustroju republikańskiego, ale

29


30 przede wszystkim praw człowieka. Stąd dreyfusiści żądali rewizji procesu kapitana, którego uważali za ofiarę sądowej omyłki, a może nawet umyślnej pułapki. Obóz dreyfusistów nie był spójny ideologicznie, ale wbrew pozorom zadecydowało to o większej sile tego ugrupowania. Jego poglądy docierały bowiem do różnych warstw społeczeństwa, były bardziej nośne, o czym przede wszystkim świadczy ostateczne zwycięstwo dreyfusistów. Oczywiście na fali owego sukcesu wzmocniła się francuska lewica – wybory w 1902 r. wygrał Blok Lewicy. Skandal z armią w roli głównej doprowadził także do reform wojskowości we Francji – w 1906 r. Georges Clemenceau przywrócił cywilną kontrolę nad armią, zmieniony został także system nominacji wyższych oficerów wojskowych. Po omówieniu oddziaływania sprawy Dreyfusa na sytuację wewnętrzną Francji, warto przyjrzeć się polityce zagranicznej tego kraju. Po wojnie z 1870 r. Otto von Bismarck konsekwentnie utrzymywał Paryż w izolacji międzynarodowej. Od początku celem wojny było dla niego odsunięcie Francji od spraw niemieckich, eliminacja jej sprzeciwu wobec zjednoczenia Niemiec. Bismarck miał jednak świadomość, że choć Francja samodzielnie nie stanowiła zagrożenia, to jednak jeśli dołączyłaby do jakiejś antyniemieckiej koalicji owo zagrożenie mogło stać się realne. Stąd fundamentem polityki zagranicznej Bismarcka było kształtowanie dobrych stosunków z potencjalnymi koalicjantami Francji. Do priorytetów tych działań należało utrzymanie solidarności w ramach sojuszu trzech cesarzy oraz zaniechanie gwałtownej rozbudowy floty wojennej i ekspansji kolonialnej, aby nie drażnić Brytyjczyków. Ponadto Bismarck wspierał francuskie aspiracje kolonialne. Przyzwolenie na nie z jednej strony miało osłabić francuskie nastroje antyniemieckie, a z drugiej pogłębić izolację międzynarodową Paryża. Co więcej mogło doprowadzić do upragnionego przez Bismarcka konfliktu brytyjsko-francuskiego, co było bliskie spełnienia w 1898 r. przy okazji tzw. incydentu w Faszodzie, który powstał w wyniku zajęcia przez francuskiego kapita-

na Jeana Marchanda tej niewielkiej osady w Sudanie. Wkrótce przybył do niej brytyjski generał Herbert Kitchener i rozwiesił brytyjską flagę, sygnalizując prawo Wielkiej Brytanii do zajęcia tego terenu. Kapitan Marchand, mając świadomość, że Francja nie była wówczas przygotowana do wojny, ostatecznie wycofał się z Faszody.Finalnie oba państwa zdecydowały się na zawarcie porozumienia – tzw. entente cordiale w 1904 r., które stało się początkiem Trójporozumienia. W polityce zagranicznej, w przeciwieństwie do wewnętrznej, Francja wydawała się mieć naprawdę silną pozycję. Sytuacja międzynarodowa stała się dla niej w tym okresie zdecydowanie korzystna. W 1890 r. cesarz Wilhelm II doprowadził do dymisji Bismarcka, co stworzyło szansę, że niemiecka polityka wkroczy na nowe, mniej antyfrancuskie tory. Ponadto w 1891 r. wygasł niemiecko-rosyjski traktat reasekuracyjny oraz rozpadł się sojusz trzech cesarzy. Tym samym Francja miała wreszcie możliwość uzyskania wsparcia Rosji – jednego z najsilniejszych graczy na arenie międzynarodowej, z czego w istocie rychło skorzystała. Pozwoliło jej to kontynuować politykę kolonialną, która w omawianym okresie przeżywała niebywały rozkwit (w 1914 r. Francja dysponowała drugim co do wielkości imperium kolonialnym na świecie, które obejmowało ponad 11 tys. km2). Jednym z czynników, który z pewnością wpłynął na powodzenie kolonializmu Francji, była silna pozycja jej kapitału. Analizując tę sferę polityki zagranicznej warto również wspomnieć o ważnej roli, jaką Francja odgrywała w tym czasie w wyścigu zbrojeń morskich – jeszcze w 1900 r. flota francuska była drugą co do wielkości na świecie, a przewaga brytyjska w najważniejszej kategorii okrętów liniowych wynosiła zaledwie 37:30. Jak przekonuje Wojciech Morawski, „Przezwyciężenie podziałów okazało się zadaniem trudniejszym od przezwyciężenia polityki Bismarcka”. Rzeczywiście w obliczu niezaprzeczalnie pomyślnej koniunktury na sukcesy we francuskiej polityce zagranicznej, stan sytuacji wewnętrznej był daleko zaniedbany. Doskonałą ocenę polityki wewnętrznej Francji w odniesieniu do


sprawy Dreyfusa wygłosił w swym słynnym liście Zola, pisząc: „La France a sur la joue cette souillure” („Francja ma tę skazę na policzku”).

Oddźwięki sprawy Dreyfusa w szerszej skali Jeszcze 100 lat po pierwszym procesie sprawa Dreyfusa została przypomniana, bowiem w 1995 r. armia wreszcie publicznie ogłosiła niewinność kapitana. Jednak oddźwięki sprawy francuskiego kozła ofiarnego rozbrzmiewały znacznie wcześniej i na zdecydowanie szerszą skalę. Interesujący wydaje się komentarz do listu Zoli, który ukazał się w 1898 r. w krakowskim „Życiu”. Komentarz ten przedstawia pozytywną ocenę społeczeństwa francuskiego jako tego, które „imponuje nawet w zbrodni”, ponieważ dzięki „niestępionej wrażliwości społecznej na prawdę i sprawiedliwość” potrafiło odrodzić się nawet z najgorszego kryzysu. Rzeczoną wrażliwość naprawdę pielęgnowali przede wszystkim francuscy intelektualiści. Hasłem „Puisqu’ils ont osé, j’oserai aussi, moi” („Skoro oni się odważyli, odważę się i ja”) Zola rzucił ówczesnym, ale także współczesnym intelektualistom wyzwanie. Odtąd byli oni zobowiązani realizować postulat zaangażowania się w szeroko pojęte sprawy społeczno-polityczne – zarówno w ramach polityk wewnętrznych, jak i w zakresie międzynarodowym. Na kanwie sprawy Dreyfusa Zola ośmielił intelektualistów, wezwał ich do czynnego udziału w życiu społecznym. Obok postulatu zaangażowania intelektualistów wyróżnić można również inny

nieoczekiwany skutek afery Dreyfusa, jakim był początek ruchu syjonistycznego. Theodor Herzl, austriacki dziennikarz żydowskiego pochodzenia, poruszony niesprawiedliwością procesu i społecznymi reakcjami we Francji, założył ruch syjonistyczny, a więc ruch separatyzmu Żydów od innych narodów, m.in. dążący do realizacji prawa Żydów do posiadania własnego państwa. Należy tym samym stwierdzić, że sprawa Dreyfusa wywarła wpływ nie tylko na kształt wewnętrznej sceny politycznej Francji, ale także na szerszą skalę zapoczątkowała pewne tendencje w życiu społeczno-politycznym. Sprawa Dreyfusa niewątpliwie w największym stopniu wpłynęła na samą Francję. Choć z pewnością powinna ona długo pamiętać o niewinnym człowieku, któremu odebrano nie tylko lata życia spędzone w więzieniu, ale przede wszystkim wiarę w wartości, którym owe życie poświęcił, o tej „skazie na policzku”, to jednak warto przy tym spojrzeć na jej „drugi policzek”, drugi wymiar tego wydarzenia. Jeśli analizować sprawę Dreyfusa z szerszej perspektywy, to czyż nie pokazała ona siły Francji jako państwa, które ostatecznie zdołało przyznać się do błędu, przezwyciężyć jeden z najpoważniejszych kryzysów wewnętrznych, które w dodatku nie pozwoliło, aby owe wewnętrzne problemy w jakikolwiek sposób osłabiły jego pozycję na arenie międzynarodowej? Otwarte pozostaje więc pytanie, czy ów sfałszowany rękopis doprowadził jedynie do wielowymiarowego kryzysu, czy może sprawa Dreyfusa w szerszej perspektywie okazała się ważną próbą? Próbą, którą Francja ostatecznie zdała pomyślnie, udowadniając, że potrafi „imponować nawet w zbrodni”. //

////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////// • „J’accuse!”, „Życie”, 22 stycznia 1898 r. • Bieńkowska E., Sprawa Dreyfusa, „Magazyn”, nr 20, dodatek do „Gazety Wyborczej”, 19 maja 1995 r. • Bredin J. D., L’affaire, Paris 1983. • Derfler L., The Dreyfus affair. Tragedy of errors, Westport – Connecticut 2002. • Morawski W., Trzecia Republika – osłabione mocarstwo, strona internetowa magazynu „Mówią Wieki”, http://www.mowiawieki.pl/index.php?page=artykul&id=328. • Seroka K., Sprawa Alfreda Dreyfusa, czyli ideowy spór o wizję III Republiki, strona internetowa histmag.org, http://histmag.org/Sprawa-Alfreda-Dreyfusa-czyli-ideowy-spor-o-wizje-III-Republiki-6876.

Źródła

//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

31


32

Wpływ kryzysu ekonomicznego lat 30. XX wieku

na politykę w świecie Beata Beliavska

Wiek XX pozostawił po sobie wspomnienia o wielu okrutnych wydarzeniach. Czas między wojnami był stosunkowo łagodny, a jednak niósł społeczeństwom nowe wyzwania. „Wielki kryzys”, który nastąpił w 1929 r., przyczynił się nie tylko do zmiany postrzegania gospodarki jako odrębnej dziedziny mającej wielki wpływ na codzienne życie ludzi, ale także do przekształceń w zakresie roli w niej państwa. „Wielka depresja” wpłynęła również na politykę w świecie.

Państwo a gospodarka Od momentu istnienia państwa jako instytucji społecznej zastanawiano się, jak wielki wpływ na rozwój gospodarki kraju ma czy też powinna mieć władza. Na przestrzeni dekad powstawały różne teorie odnośnie tej kwestii – sprowadzano rozwój gospodarczy do ścisłej kontroli sprawowanej przez państwo, rozwijano teorię „nocnego stróża”, próbowano zaszczepić ekonomię planową, wracano do ekonomii rynkowej. Każda regulacja jednak przebiegała zgodnie z ideami politycznymi, dlatego powiązania między ekonomią a decyzjami polityków są niezmiennie bliskie. Herbert C . Hoover, prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki (USA) w latach 1929-1933, uważał, że państwo powinno stać na uboczu tego, co się dzieje w gospodarce, a po wybuchu „wielkiego kryzysu” w latach 30. XX w., twierdził, że rynek jest zdolny do samodzielnego wyjścia z zaistniałej sytuacji. Jego teoria się jednak nie potwierdziła. Celem artykułu jest udowodnienie tezy, że „wielki kryzys”, zwany też „wielką depresją”, który nastąpił w 1929 r. po tzw. czarnym czwartku na nowojorskiej giełdzie papierów wartościowych na Wall Street, wywarł ogromny wpływ nie tylko na gospodarkę oraz codzienne życie ludzi, lecz

przede wszystkim na politykę w świecie. Po wybuchu kryzysu władza stanęła przed trudnym zadaniem złagodzenia krachu ekonomicznego, natomiast zbulwersowane społeczeństwa przejawiły swoje zdanie popierając inicjatywy nowych działaczy politycznych głoszących idee nazizmu bądź komunizmu – idee prowadzące do gwałtownych zmian. By zbadać efekty polityczne i dostrzec zmiany, jakie niósł za sobą „wielki kryzys”, należy spojrzeć na ogólny zarys sytuacji na arenie politycznej wielkich mocarstw przed rokiem 1929, co pomoże odkryć przyczyny kryzysu. Następnie warto wskazać zmiany nastrojów społecznych, co doprowadzi do podsumowania omawianych wydarzeń oraz ujawni ostateczny wpływ „wielkiej depresji” na rozwój polityki.

USA przed kryzysem a załamanie ekonomiczne W latach 20. XX w. Stany Zjednoczone przeżywały okres rozkwitu gospodarczego. Od początku 1922 r. uważano, że państwo to wkroczyło w „nową erę ekonomiczną”. Jego produkcja przemysłowa już w końcu drugiego dziesięciolecia XX w. równała się produkcji Francji, Wielkiej Brytanii i Niemiec


razem wziętych. W latach 1922-1929 dochód narodowy wzrósł prawie o 40%, a wartość produkcji przemysłu przetwórczego o 64%. Banki hojnie rozdawały kredyty, a ludzie chętnie inwestowali w papiery wartościowe. Stopa życiowa uległa znacznemu polepszeniu – niemal każda rodzina posiadała własny samochód i dom. Nadmiar zasobów kapitałowych żywił spekulację. Nawet najmniej obeznana w rynku osoba potrafiłaby przyznać, że ilość pośredników kredytów zabezpieczonych przez papiery wartościowe jest świetnym wskaźnikiem skali spekulacji. Ludzie rozumieli, że to jest właśnie najlepszy czas na wzbogacenie się. Sprzyjająca koniunktura utrwalona w gospodarkach kapitalistycznych w drugiej połowie lat 20. XX w. wywoływała pozytywne reakcje ekonomistów na temat przyszłości, a prezydent USA John C. Coolidge – kończąc swoją kadencję w 1928 r. – w pożegnalnym liście do Kongresu pisał, że państwo może z satysfakcją spoglądać na rzeczywistość i z optymizmem w przyszłość. Amerykański rozwój „grzmiących lat 20.” wpływał także na Europę. Należy zaznaczyć, że Zachód dla obiegu swego kapitału wykorzystywał udzielanie pożyczek – Wielka Brytania w 1930 r. była zadłużona w USA na 1,568 mld USD, Niemcy na 1,205 mld USD, a Francja na 1,179 mld USD. Takie powiązanie gospodarek przyczyniło się później do ogarnięcia kryzysem również Europy. W 1929 r. prezydentem USA został Herbert C. Hoover. Już za jego czasów zauważono zmiany w polityce, zapowiadał on bowiem rezygnację Stanów Zjednoczonych z roli „starszego brata” na półkuli zachodniej. Nie wynikało to jednak z chęci skupienia się na problemach swego kraju, a zapowiedzi nie były w pełni przestrzegane. Przykładem tego może być plan Younga, czyli projekt regulacji obowiązku reparacyjnego Niemiec po pierwszej wojnie światowej z 1929 r., który ustalał zasady spłacenia przez nie kontrybucji w ciągu najbliższych 37 lat. W realiach niemieckich nie odegrał on dużej roli, gdyż z powodu „wielkiego kryzysu” Niemcy zwróciły się do USA z prośbą o udzielenie moratorium, a te pomocy nie odmówiły.

Październikowe wydarzenia z 1929 r. wstrząsnęły niejednym Amerykaninem. W dniu 24 października – w „czarny czwartek” – sprzedano 13 mln, a 29 października – w „czarny wtorek” – 16,4 mln akcji, zaś ich wartość obniżyła się o 25%. Wycofywanie kapitałów doprowadziło wkrótce do kryzysu systemu finansów międzynarodowych. Nikt nie widział, a raczej nie chciał widzieć tragedii, która narastała w ciągu wielu lat tak, jak narastała nadprodukcja na rynkach Stanów Zjednoczonych. Krach utopijnych manipulacji ekonomicznych spowodował bankructwa licznych spółek, farm, banków i osób fizycznych. Prezydent Hoover – w obliczu „wielkiej depresji” – podjął decyzję o zamknięciu dostępu do rynków USA, czego skutkiem było w 1932 r. trzykrotne zmniejszenie importu w porównaniu z rokiem 1929. Radykalny spadek obrotów międzynarodowych pociągnął za sobą spadek produkcji, dochodów i zatrudnienia. Prezydent skłonny był oddać kontrolę nad sytuacją rządowi, natomiast jego plan działań przedstawiony ludziom biznesu 5 grudnia 1929 r., który zakładał udzielenie kredytu dla uzasadnionych potrzeb biznesu, utrzymanie poziomu płac i wsparcie cen produktów rolnych, by zapobiec deflacyjnej spirali, nie brzmiał wysoce przekonująco w związku ze skromnym budżetem. Głowa państwa wraz z wybitnym ekonomistą Josephem Schumpeterem i sekretarzem skarbu Andrew Mellonem sugerowali cierpliwość w oczekiwaniu na samoczynny powrót ożywienia i odrzucali wszelkie sugestie pobudzania koniunktury poprzez zwiększanie emisji pieniądza i podejmowanie radykalnych kroków. Tymczasem stopniowo pogarszały się opinie o Hooverze a republikańska przewaga w obu izbach Kongresu traciła na popularności. Ludzie zaczęli popadać w stan beznadziei, wzrosły pesymizm i frustracja, odbywały się marsze głodu, wskutek pozbawienia środków życia mnożyła się liczba popełnianych samobójstw. Zbliżające się wybory zapowiadały więc zmianę głównych graczy politycznych, a kryzys przenosił się z jednej gałęzi gospodarki na drugą, z jednego kraju do drugiego.

33


34

Sytuacja w Europie Po zakończeniu pierwszej wojny światowej w wielu państwach powstał lub utrwalił się system demokratyczny. Podekscytowane społeczeństwa wierzyły, że demokracja i liberalizm ekonomiczny zapewnią stabilizację polityczną i rozwój gospodarki. Wkrótce kryzys ekonomiczny dotarł też do Europy, która dopiero podnosiła się po mniej znacznych kryzysach lat 1923 i 1926. Niemcy wchodziły na drogę budowy potęgi na równi z państwami zwycięskimi, we Włoszech nabierali rozgłosu faszyści, Wielka Brytania ustabilizowała sytuację pod skrzydłami konserwatystów, a Francja miała problem z często zmieniającym się rządem, natomiast władze Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich (ZSRR) aktywnie pracowały nad rozwojem socjalizmu i przemysłu, który miał doprowadzić do pełnej samowystarczalności. Niemcy uznano za odpowiedzialne za wybuch wojny i zmuszono do przeprowadzenia procesów zbrodniarzy wojennych. Naród był oburzony. Jednakże z każdą konferencją budowany był nowy niemiecki wizerunek, nawiązywano współpracę. Plan opracowany przez zespół ekspertów pod kierownictwem amerykańskiego bankiera Charlesa Dawesa i przyjęty 30 sierpnia 1924 r. podczas obrad konferencji londyńskiej, zapowiadał wobec Niemiec ogół działań mających na celu stymulowanie procesów gospodarczych i w dalszej perspektywie spłatę reparacji w kwocie 33 mld USD rozłożoną na 50 lat. Było to nieco więcej niż 3% niemieckiego PKB. Napływ kapitału z zagranicy uruchomił obieg finansowy – Niemcy zaczęły spłacać państwom ententy długi reparacyjne, te zaś długi wojenne Stanom Zjednoczonym, skąd kredyty znów napływały do Niemiec. System ten szybko ożywił ich gospodarkę, a o zmianie nastrojów politycznych wokół nich świadczy przyjęcie w 1926 r. do Ligi Narodów. Tymczasem nowy ustrój państwa nie wszystkim odpowiadał. W republice gotowość do działania na rzecz demokratycznego państwa była powiązana z ilością dóbr dla społeczeństwa. W okresie spadku płac realnych i wysokiego

bezrobocia skończyła się lojalność wobec demokracji, co potwierdzała rosnąca liczba członków – wywodzącej się z proletariatu – partii narodowosocjalistycznej. Z upływem czasu opinia publiczna wzywała do zerwania z liberalizmem. Szczególne zaostrzenie krytyki wobec demokracji miało miejsce we Włoszech. Tam już w 1922 r. Benito Mussolini, wraz z Narodową Partią Faszystowską, uzyskał pełnomocnictwo od parlamentu, po czym nastąpiło wiele reform wzmacniających władzę wykonawczą, ograniczenie wpływów partii politycznych i związków zawodowych, zreorganizowanie sił zbrojnych. Ruch faszystowski nawiązywał do zasad solidaryzmu narodowego, silnie eksponował tradycje rzymskie i nacjonalizm, preferował poczucie dumy z siły i potęgi. Dzięki niemu zmniejszyło się bezrobocie, rozbudowano opiekę socjalną i medyczną. To właśnie idee faszystowskie zainspirowały później Adolfa Hitlera do przejęcia podobnej, jednak o wiele bardziej rygorystycznej kontroli nad państwem. Wielka Brytania po pierwszej wojnie światowej pozornie nie wyglądała na zbyt osłabioną. Wręcz przeciwnie, przejęła kontrolę nad cieśninami Bosfor i Dardanele, a Niemcy przestały jej zagrażać. Przeważała jednak trudna wewnętrzna sytuacja państwa. Imperium Brytyjskie było poważnie zadłużone w USA, w czasie wojny zginęło wielu ludzi, a kolonie nabrały tendencji narodowowyzwoleńczych. Pod naciskiem problemów w 1922 r. konserwatyści wystąpili z rządu Lloyd George’a, a po przeprowadzeniu nowych wyborów uzyskali oni większość mandatów – 344. Wybory ujawniły też, że obok dwóch tradycyjnych partii powstała trzecia – Partia Pracy, która uzyskała 142 mandaty. Ogólnie rzecz biorąc, rząd brytyjski wspierał międzynarodową politykę Niemiec, a Churchill uważał, że dopóki Francja pozostawała uzbrojona, a Niemcy rozbrojone, dopóty można było mieć pewność, że drugie z tych państw nie zaatakuje. W następnych latach do władzy doszli laburzyści, zaczęła pogarszać się sytuacja finansowa oraz zmniejszać wpływy na wodach. Nadciągającą depresję ekonomiczną Imperium przeżyło jednak stosun-


kowo łagodnie. Powstałe w Wielkiej Brytanii ruchy faszystowskie i komunistyczne nie uzyskały większych wpływów. Odmiennie wyglądała sytuacja we Francji, która próbowała osiągnąć stanowisko najsilniejszego mocarstwa w Europie. Dysponowała wielką armią, liczyła, że Wielka Brytania zajmie się terytoriami zamorskimi, a pokonanym Niemcom postanowiła narzucić jak największe reparacje wojenne, ku czemu podejmowała kolejne starania. Wielka Brytania, mimo że Francja w wojnie poniosła duże straty, nie mogła jej pozwolić na wzmocnienie, dlatego stanęła w obronie Niemiec. W 1926 r. we Francji z niebywałą szybkością zmieniały się rządy, narastał chaos ekonomiczny. Wkrótce dzięki gabinetowi Henriego Poincaré’a francuski frank zaczął zwyżkować na giełdach, poprawiła się koniunktura gospodarcza. Francja u schyłku lat 20. XX w. była krajem zamożnym i ekonomicznie ustabilizowanym. „Wielki kryzys” wraz z problemami finansowymi przyniósł państwu kryzys demokracji.

Zmiany polityczne oraz sposób na kryzys Zmiany polityczne, jakie zaszły w Stanach Zjednoczonych, znacznie się różnią od tych europejskich. Warto jednak zauważyć, że „wielka depresja” i niepowodzenia polityczne spowodowały, że obywatele odwracali się od demokracji i szukali ratunku, oddając władzę w silne ręce jednostki. Odnośnie USA należy zaznaczyć, że ciężar szukania sposobu na wyjście z kryzysu wziął na siebie prezydent Franklin D. Roosevelt. Z kolei w Europie rozpowszechniły się rządy autorytarne bądź totalitarne. Dokładniejsze omówienie dotyczyć będzie Niemiec, gdzie w zdecydowany sposób poparto nazistów. Należy także pamiętać o szerzeniu się komunizmu, co miało miejsce np. we Francji. W 1933 r. w Stanach Zjednoczonych funkcję prezydenta objął Roosevelt. Już podczas mowy inauguracyjnej wygłoszonej w dniu 4 marca 1933 r. oświadczył: „Nasze stosunki gospodarcze z zagranicą – mimo ich do-

niosłego znaczenia – muszą zejść na plan drugi wobec konieczności uporządkowania gospodarki narodowej (…) W dziedzinie polityki międzynarodowej skieruję nasz kraj na tory polityki dobrego sąsiada (…)”. Tak więc tendencje izolacjonistyczne nasiliły się w Stanach Zjednoczonych, a głównym sposobem na pokonanie kryzysu był interwencjonizm gospodarczy. Prezydent przedstawił wkrótce program „nowego ładu”, którego celem było zwiększenie konsumpcji i pobudzenie ekonomii przez wzrost cen. Postanowiono też poszerzyć zakres prac publicznych, wprowadzić minimalne płace, emerytury oraz ubezpieczenia. Program ten wniósł sporo zmian w instytucje życia publicznego. Utworzono wiele rządowych agend regulujących gospodarkę. Nowe reformy powstrzymały częściowo negatywne skutki depresji, lecz nie uniknięto wyłonienia się kolejnych problemów gospodarczych w 1937 r. USA poprzez politykę izolacjonizmu znacznie wpłynęły na inne państwa. Trzymano się z dala od konfliktów w świecie. W 1935 r. została uchwalona ustawa o zakazie sprzedawania broni dla stron walczących, co tak naprawdę bardziej szkodziło ofiarom agresji niż agresorom. Amerykańskie ograniczenie się tylko do swojego kraju sprzyjało szerzeniu się totalitaryzmu w Europie – nikt mu w większej mierze nie zaprzeczał. Chociaż nastąpiły lata częściowej stabilizacji i pokoju w Europie, jednak sytuacja szybko się zmieniała. Wycofywanie się USA z inwestycji zagranicznych (przede wszystkim niemieckich) miało fatalne konsekwencje. Niemcy, pod władzą prezydenta Paula von Hindenburga, w 1929 r. przeżywały katastrofę „wielkiego kryzysu” razem z ogromnym niezadowoleniem z republiki i demokracji – właśnie je obwiniano o dotkliwy dla wszystkich warstw społecznych upadek ekonomiczny. Dramatyczny wzrost bezrobocia, nasilenie się akcji strajkowych i burd ulicznych – wszystko to kruszyło zwartość gabinetu rządowego i wzmacniało nacisk poszczególnych partii na swoich ministrów, żeby uwolnili się od coraz mniej wygodnej odpowiedzialności. Sukces poli-

35


36 tyczny miał zatem odnieść ktoś, kto wsparłby protest socjalny i obiecał odbudowę wspólnoty wolnej od napięć wewnętrznych i zjednoczoną w tradycjach. Był to właściwy czas na wykazanie sprytu i instynktu politycznego przez Adolfa Hitlera. Jego Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotnicza (Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei – NSDAP) głosiła ideę wspólnoty narodowej. Pierwotnie jako wytwór katolicko-romantycznej doktryny państwa stanowego zdawała się ona obiecywać rozwiązanie trudności socjalnych, doktryna rasowa służyła zaś jako instrument agresywnego spotęgowania marzenia o wielkoniemieckiej Rzeszy w centrum Europy. Upadek gospodarczy i polityczny wzajemnie się uzupełniały. Liczba bezrobotnych wzrosła ponad czterokrotnie: z 7% w 1928 r. do 30% w 1932 r. Przy tak napiętej sytuacji część elit finansowych w wyborach do Reichstagu poparła program NSDAP, w którym apelowano głównie o gospodarcze ożywienie. W latach 1928-1932 podczas czterech tur wyborów partia zyskiwała coraz więcej poparcia i jesienią 1932 r. stała się główną pretendentką do tworzenia rządu. W 1933 r. prezydent von Hindenburg powierzył Hitlerowi urząd kanclerza, ten z kolei utworzył rząd koalicyjny. W czasie przejściowym, gdy nowy parlament nadał Hitlerowi pełnomocnictwo do wydawania ustaw i uchylania konstytucji, kanclerz zlikwidował pluralizm partyjny i od tego momentu w Niemczech istniała już tylko jedna partia – hitlerowska. Społeczeństwo poparło nowego wodza, bo posiadał on niesamowitą charyzmę i umiejętność manipulowania nastrojami ludzi, ich obawami i oczekiwaniami. Liberalizm zawiódł, dlatego teraz w nazistowskich ideach widziano szansę na podniesienie państwa i zbawienie. Nazistowskie sposoby na pokonanie kryzysu wprawdzie wyciągnęły kraj z upadku ekonomicznego, lecz wciągały w inne niebezpieczeństwo. Podstawy polityki gospodarczej Hitler czerpał z faszystowskich Włoch, które już wcześniej realizowały podobne reformy. Program robót społecznych został połączony z programem zbrojeniowym, dzięki czemu wzmocniono przemysł, który nie

został znacjonalizowany, lecz poddany pełnej kontroli reżimu. Następnie zlikwidowano wszystkie związki zawodowe w zamian za przynależność do Narodowego Funduszu Pracy, utworzono też organizację Todt, której celem było budowanie obiektów wojskowych. Wkrótce gospodarka niemiecka zaczęła odczuwać niedobór siły roboczej. Opinia publiczna jednak nie zauważyła, że Hitler nie był politykiem, lecz ideologiem i rewolucjonistą, który po dojściu do władzy od początku dążył do wojny. Do Francji, jak i do większości krajów europejskich, kryzys dotarł z opóźnieniem. Pierwsze symptomy pojawiły się już w 1930 r. (bankructwo banku Oustric), ale dopiero w 1931 r. dostrzec można poważne załamanie gospodarki. W najgorszej sytuacji, jak zresztą wszędzie, znaleźli się robotnicy – w 1934 r. liczba bezrobotnych wynosiła ponad 1,2 mln, masowo usuwano z pracy obcokrajowców. Często zmieniające się rządy nie potrafiły łagodzić skutków kryzysu, co więcej ani władza, ani większe siły społeczne nie dążyły do opracowania żadnego programu na rzecz poprawy gospodarki, każdy egoistycznie patrzył na swoje interesy. Komuniści głosili hasła kryzysu kapitalizmu i na przykładzie ZSRR, gdzie według nich władza służyła ludowi i zapewniała „porządek”, propagowali „dyktaturę proletariatu”. Z drugiej strony do głosu dochodzili faszyści, a od 1933 r. propagandę tę wzmacniały osiągnięcia reżimu hitlerowskiego. III Republika, podobnie jak Republika Weimarska, została więc podzielona na dwa stronnictwa: z ideami republikańskimi po jednej oraz komunistami i nacjonalistami, odrzucającymi republikę i demokrację, po drugiej. Różnica jednak polegała na tym, że Francja miała znacznie mocniej zakorzenioną demokrację. Wybory 1932 r. wygrała lewica, lecz związki zawodowe zorganizowały masowe strajki, w wyniku czego premier Edouard Daladier ustąpił, a nowy rząd, który przetrwał rok, utworzył człowiek prawicy, były prezydent Gaston Doumergue. Nowa władza nieskutecznie próbowała likwidować kryzys, polepszenie nie nastąpiło. W 1932 r. podpisano pakt o nieagresji z ZSRR, a w 1933 r. Francja miała dołączyć do tzw. paktu czterech,


z którego ostatecznie zrezygnowano. Chociaż rządy dyktatorskie we Francji nie ugruntowały się, Hitler, jako główny agresor już w niedalekiej przyszłości, widział jak słabe i chwiejne są mocarstwa zachodnie, miał świadomość, że nastawione pacyfistycznie będą nadal prowadziły „politykę ustępstw” i „uspokajania”, co przybliży go do zbudowania wielkoniemieckiej republiki.

Podsumowanie Z pewnością rok 1929 świat zapamiętał na długo, jako że miał on olbrzymi wpływ na sposób myślenia ludzkości. Na początku lat 20. XX w. społeczeństwa USA oraz Europy Zachodniej mogły z ulgą odetchnąć, a nawet przez chwilę cieszyć się pomyślną koniunkturą. Szybko jednak dostrzeżono skutki chybionych inwestycji i ekspansji kredytowych. Trzeba zaznaczyć, jak wielkim błędem było samozadowolenie ekonomistów i liderów politycznych w czasie słynnego krachu. Kryzys lat 30. XX w. słusznie nazwano „wielkim”, bowiem przyczynił się on nie tylko do problemów gospodarczych, lecz również stworzył odpowiednie warunki do umocnienia się systemów totali-

tarnych w Europie Zachodniej – głównie faszystowskich i nazistowskiego, skutkował też wzrostem znaczenia komunistów. Wielka depresja gospodarcza pociągnęła ze sobą kryzys liberalizmu i demokracji. USA poradziły sobie z krachem dzięki izolacji międzynarodowej oraz polityce interwencjonizmu państwowego w postaci „nowego ładu” prezydenta Roosevelta. Natomiast Europa za odbudowę ekonomii musiała zapłacić większą cenę. Naziści przejęli wkrótce władzę w Niemczech, faszyści – w Austrii, Rumunii i Bułgarii oraz umocnili się we Włoszech. Ludzie uwierzyli w moc i rolę państwa, poparli nacjonalistyczne poglądy. Czy można więc wnioskować, że „wielka depresja” przyczyniła się do wybuchu drugiej wojny światowej? Zmiany, jakie zaszły w polityce podczas kryzysu, na pewno sprzyjały dalszym dziejom historycznym. W teorii „wielki kryzys” kończy epokę panowania ekonomii klasycznej, opartej na twierdzeniu, że rynek jest regulatorem zapewniającym równowagę gospodarczą. W oparciu o wyżej wskazane argumenty i wydarzenia można jednak stwierdzić, że „wielki kryzys” kończy też dwie dekady spokoju i jest kluczowym momentem zmian w polityce przed drugą wojną światową. //

////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////// • Attali J., Zachód 10 lat przed totalnym bankructwem?, Warszawa 2010. • Baszkiewicz J., Francja, Warszawa 1997. • Bernanke B., Essays on the Great Depression, Princeton 2000. • Crafts N., Fearon P., The Great Depression of the 1930s: Lessons for Today, Oxford 2013. • Czubiński A., Europa XX wieku, Poznań 2000. • Galbraith J. K., The Great Crash of 1929, New York 2009. • Kaliński J., Zarys historii gospodarczej XIX i XX w., Warszawa 2000. • Schulze H., Niemcy nowa historia, Kraków 1999. • Zyblikiewicz L., USA, Warszawa 2004.

Źródła

//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

37


38

Wojna „futbolowa”? Grzegorz Stachowiak Wojna futbolowa to jeden z wielu konfliktów zbrojnych po drugiej wojnie światowej. Wybuchła ona pomiędzy Hondurasem i Salwadorem 14 lipca 1969 r. i była – zgodnie z jej drugą historyczną nazwą – „wojną stu godzin” trwająca do 18 lipca 1969 r. To jednak ta pierwsza, historycznie utarta nazwa konfliktu zaszufladkowała i naznaczyła go, przydając mu dodatkowej egzotyki przez jednoznaczną sugestię, iż przyczyną chwycenia za broń było wcześniejsze kopanie piłki. Czy jednak rzeczywiście główną przyczyną konfrontacji militarnej była rywalizacja sportowa piłkarskich reprezentacji?

Możliwe skutki piłkarskiej pasji Punktem wyjścia niech tymczasowo będzie medialna, potoczna, niezwykle nośna, plastyczna i chwytliwa nazwa konfliktu – wojna futbolowa. Określanie jej jako „medialnej” jest jak najbardziej uzasadnione, bowiem motorem wielu dociekań o tym konflikcie jest to, jak rywalizacja sportowa, w której krew jest zawsze sygnałem do jej przerwania czy też zakończenia, mogła pchnąć dwa państwa do rywalizacji zbrojnej, w której krew jest jedynie statystyką. Nie da się tego zrozumieć bez zarysowania pozycji, jaką w krajach Ameryki Łacińskiej ma piłka nożna. Ów kontekst odmalować da się dostatecznie jednym przykładem – związanym z brazylijskim mundialem roku 1950. W ostatnim jego meczu, Brazylii z Urugwajem, gospodarzom do tytułu wystarczał remis (były to jedyne mistrzostwa, na których medalistów wyłaniano w rundzie finałowej, w której grały cztery zespoły na zasadzie „każdy z każdym”, a zwycięzca tej grupy zostawał mistrzem świata). Widniał on na tablicy do 79. minuty. Wówczas jednak 200-tysięczna Maracana ucichła – Alcides Ghiggia wbiegł w pole karne Brazylijczyków i strzałem przy słupku ustalił wynik spotkania na 2-1 dla Urugwaju. „Tylko trzech ludzi potrafiło

uciszyć trybuny na Maracanie: Frank Sinatra, Jan Paweł II i ja” – żartował po latach Ghiggia. Po końcowym gwizdku sędziego szpitale zapełniły się ludźmi, których serca nie wytrzymały rozpaczy. Masowe były samobójstwa, a piłkarze miesiącami leczyli się z depresji. Przeklęto białe koszulki reprezentacji (konkurs na nowy ich kolor wygrał znany do dziś kanarkowy). Po tak wielkiej tragedii, gdy minął pierwszy szok, zaczęto szukać kozła ofiarnego. Skupiono się na tym, który stał wówczas w brazylijskiej bramce – na Moacirze Barbosie. Wytknięto mu, że przy bramce Ghiggii mógł zachować się lepiej, czemu zaprzeczał sam strzelec, ale Brazylijczycy wiedzieli swoje. Barbosę traktowali jak trędowatego. Niedługo po finale wezwała go policja i przesłuchiwała, czy aby nie był komunistą, a wpuszczona bramka – sabotażem. Przez lata wytykano go palcami, mówiąc, iż niegdyś płakał przez niego cały kraj. W 13. rocznicę finału Barbosa zorganizował ognisko, na którym przyznał, iż w jego trakcie dopalały się słupki i poprzeczka tamtej bramki z Maracany. Nie pomogło to w zdjęciu klątwy. Na krótko przed śmiercią w 2000 r. Barbosa powiedział: „Najwyższa kara więzienia wynosi w Brazylii trzydzieści lat. Ja cierpiałem przez pięćdziesiąt”. Wojna pomiędzy Hondurasem i Salwadorem jako wynik tylko rywalizacji spor-


towej nie byłaby więc niczym dziwnym, wpisywałaby się w mentalność społeczeństw tamtego regionu. Sytuacja była jednak dodatkowo dużo bardziej skomplikowana, a wynik meczu piłkarskiego był jedynie iskrą rzuconą na hondurasko-salwadorską beczkę prochu. Co doprowadziło do tego, że sytuacja już przed latem 1969 r. była aż tak napięta?

Rzeczywiste przyczyny wojny Począwszy od końca lat 50. XX w. postępował w Ameryce Środkowej proces integracji państw tego regionu. Działająca w ramach Organizacji Narodów Zjednoczonych Komisja Gospodarcza ds. Ameryki Łacińskiej doprowadziła do zawarcia w 1958 r. wielostronnego układu o wolnym handlu i integracji gospodarczej Ameryki Środkowej oraz konwencji o integracji przemysłowej (współpraca w poszczególnych gałęziach na podstawie porozumień sektorowych). Działania szefów państw środkowoamerykańskich obserwowała administracja Stanów Zjednoczonych i z czasem zaczęła ona wpływać na zastąpienie współpracy sektorowej wolnym rynkiem. Zaowocowało to podpisaniem w lutym 1960 r. w stolicy Gwatemali układu trójstronnego (Gwatemala, Honduras, Salwador) o stowarzyszeniu gospodarczym z pełną liberalizacją wymiany towarowej (przewidziano niewielkie wyjątki). Po początkowych protestach na zaproszenie do nowego porozumienia przystały także Kostaryka i Nikaragua – proces integracji regionu nabrał dynamiki. Efektem tego było podpisanie w grudniu 1960 r. w Managui Traktatu ogólnego o środkowoamerykańskiej integracji gospodarczej – jego celem było utworzenie Środkowoamerykańskiego Wolnego Rynku (hiszp. Mercado Común Centroamericano – MCCA). Początkowo do jego tworzenia przystąpiły Nikaragua, Gwatemala, Salwador i Honduras, a później także Kostaryka. MCCA przewidywał strefę wolnego handlu (z wyjątkami, np. kawa, bawełna) z jednolitym kodeksem celnym, wspólnymi

zasadami wymiany towarowej i współpracy w przemyśle oraz finansowaniem wspólnych operacji przez regionalny bank inwestycyjny. Protokół dodatkowy powoływał Środkowoamerykański Bank Integracji Gospodarczej i wyrównywał cła. Dodatkowym elementem zacieśniającym współpracę między państwami regionu miał być program „Sojusz dla postępu” administracji Johna F. Kennedy’ego. Był to powodowany zaostrzającą się sytuacją wokół Kuby bezpośredni zwrot amerykańskiego prezydenta do krajów Ameryki Łacińskiej – inicjatywa miała być nowym wydaniem planu Marshalla i zakładała doinwestowanie gospodarek tamtejszych państw kwotą 20 mld USD w ciągu 10 lat. W 1961 r. na konferencji w Punta del Este Międzyamerykańska Rada Gospodarczo-Społeczna Organizacji Państw Amerykańskich (OPA) zaakceptowała projekt „Sojuszu dla postępu” i ustaliła – w tzw. Karcie Punta del Este – przeciętny roczny wzrost dochodu narodowego krajów zainteresowanych na poziomie 2,5%. Instytucjonalizację tych planów zatrzymała śmierć Kennedy’ego oraz spory w Waszyngtonie. Niemniej jednak w przeciągu kilku lat dało się zauważyć efekty zmian – same Stany Zjednoczone zainwestowały w Ameryce Środkowej 1 mld USD w latach 1961-1969. Sukcesem był też wzrost handlu między państwami-członkami MCCA – z 30,3 mln USD w 1961 r. do 286,3 mln w 1970 r. Środkowoamerykański wspólny rynek obejmował głównie produkty przetworzone (ich udział to 87% w 1967 r.). Liczby te nie pociągały za sobą jednak równego rozwoju wszystkich zainteresowanych. Zarysowując sytuację, Honduras nie był zadowolony z korzyści osiąganych ze współpracy w ramach MCCA. Jeszcze w 1950 r. był on zdecydowanym liderem regionu pod względem operacji na rynku wewnętrznym – udział jego obrotów handlowych w Ameryce Środkowej wobec całości jego obrotów zagranicznych wynosił 10,1%. Dla porównania – Salwador miał tę statystykę na poziomie 2,4% (jak Nikaragua; Kostaryka i Gwatemala – poniżej 2%). Do 1965 r. Honduras zwiększył udział Ameryki Środko-

39


40 wej w swoim handlu zagranicznym do 18,9%, ale Salwador miał tę samą statystykę już na poziomie 23,4%. Pięć lat później wartości te wynosiły odpowiednio – 19,5% dla Hondurasu (spadł na ostatnie miejsce) i 30,9% dla Salwadoru (został liderem). Słabnący w regionie Honduras zażądał uzyskania preferencyjnych warunków uczestnictwa w integracji gospodarczej – chciał dla siebie dłuższego okresu znoszenia ceł i większego napływu inwestycji. Głównym oponentem był – wspierany przez Nikaraguę – Salwador, który przodował w uprzemysłowieniu i uzależniał eksportowo sąsiada. W opinii ekonomistów Honduras zyskiwał na integracji najmniej. Kolejne niesnaski między szefami rządów państw oraz kryzys gospodarczy w roku 1968 doprowadziły do rozluźniania się więzów integracyjnych. Zbyt wysokie koszty realizacji MCCA postawiły koncepcję integracji regionalnej w Ameryce Środkowej na skraju przepaści. Wojna futbolowa koncepcję tę w ową przepaść pchnęła, gdyż wystąpiły zbrojnie wobec siebie dwa z najaktywniejszych państw regionu. Honduras i Salwador graniczą ze sobą na odcinku długości około 340 km. Oba państwa były od pierwszej połowy XVI w. hiszpańskimi koloniami, oba w 1821 r. uzyskały niepodległość. Oba też od początku istnienia napotykały tożsame problemy: niestabilność polityczną, słabość ekonomiczną, podatność na zewnętrzne wpływy. Wspólna granica nierozerwalnie sprzęgała ze sobą ich wewnętrzne problemy kwestią mobilności ludności – do dziś Honduras jest krajem powierzchniowo pięciokrotnie większym od Salwadoru, ale w 1969 r. to Salwador był dwukrotnie bardziej zaludniony od sąsiada. Ważne były powiązania ekonomiczne – opisywane wyżej spory obu państw w ramach MCCA nie uniemożliwiały przypadania 27% wartości regionalnego handlu Hondurasu na rynek salwadorski oraz 47-procentowego eksportu towarów Hondurasu w ramach MCCA właśnie do Salwadoru, dla którego taka sytuacja była niezwykle korzystna, bowiem eksportował on do Hondurasu gotowe wyroby, a importował głównie surowce. Nacjonalistycz-

ne kręgi w Hondurasie coraz silniej ostrzegały przed nadmiernym uzależnianiem się od sąsiada, które miało wyrażać się także w stale rosnącej liczebnie mniejszości salwadorskiej w Hondurasie – tradycyjnie od wielu dekad ludzie uchodzili z przeludnionego Salwadoru przez tereny dżungli. W ojczyźnie nie mogli liczyć na ziemię – znacząca większość terenów uprawnych znajdowała się w rękach kilkunastu wielkich klanów obszarniczych. Około 2/3 ludności wiejskiej nie miało ziemi na własność. W Salwadorze 1 tys. latyfundystów posiadało 10 razy więcej ziemi niż miało jej łącznie 100 tys. chłopów. Emigrujący więc do Hondurasu Salwadorczycy stanowili w latach 60. XX w. ponad 10% jego ludności, było ich w nim około 300 tys. (połowa bez dokumentów legalizujących pobyt), najczęściej dobrze sytuowanych, o wysokim statusie społecznym – obiekcie zazdrości rodowitych Honduran i pożądania innych Salwadorczyków. Z czasem sytuacja ta nawarstwiła się do stopnia sprawiającego obu stronom problemy – Honduras nie był w stanie kontrolować migracji, chciał ją więc gwałtownie przerwać, Salwador nie był w stanie przyjąć z powrotem własnych obywateli, chciał więc uregulować ich kwestię traktatowo. Honduras do działania – w postaci reformy rolnej – motywowały kolejne niepokoje rodzimej ludności. Sytuację komplikowała dodatkowo gigantyczna obecność koncernu United Fruit na areale Hondurasu, który był ex definitione przykładem tzw. republiki bananowej. Po pierwsze, amerykańska firma wolała zatrudniać salwadorskich imigrantów zamiast Honduran, gdyż zadowalali się oni mniejszą płacą i byli wydajniejsi. Po drugie, Honduras był uzależniony od Waszyngtonu i eksportu bananów, dlatego rząd w Tegucigalpie nie brał nawet pod uwagę podziału ogromnych plantacji amerykańskiego koncernu – zamierzał wyrównać krzywdę swoich obywateli odzyskaniem ziemi uprawianej przez Salwadorczyków. Salwador zareagował zdecydowanym sprzeciwem. Powołał się na przepisy Traktatu o stowarzyszeniu gospodarczym i Traktatu z Managui o zakazie stosowania środków prawnych lub admini-


stracyjnych do utrudnienia przepływu ludzi lub do ich deportacji. Takie same ustalenia potwierdzał podpisany w 1965 r. hondurasko-salwadorski Traktat o migracji. Wszystkie te wytyczne nie były realizowane, a imigrantów salwadorskich w Hondurasie systematycznie przybywało – Honduras doprowadził więc do wygaśnięcia Traktatu o migracji w styczniu 1969 r. Od tego momentu wydarzenia potoczyły się nadzwyczaj szybko. Wiosną 1969 r. nasiliły się znacząco strajki ludności Hondurasu związane z rosnącym bezrobociem spowodowanym słabym uprzemysłowieniem, odpływem ludności ze wsi do miast i mechanizacją przemysłu bananowego. Prezydent generał Oswaldo Lopez Arellano ugiął się pod żądaniami ulicy – w lutym 1969 r. do przeprowadzanej reformy rolnej wprowadzono zapis o prawie do posiadania ziemi tylko przez rodowitych Honduran. Kwiecień 1969 r. przyniósł masową akcję wysiedlania salwadorskich imigrantów – objęła ona ponad 15 tys. ludzi, co doprowadziło do paniki w przeludnionym Salwadorze, w którym wskaźnik bezrobocia na wsi sięgał niemalże 50%. Gazety obu krajów regularnie lżyły sąsiadów, zaś ksenofobiczne nastroje w Hondurasie spowodowały jawne nawoływania do oczyszczenia terytorium kraju z Salwadorczyków. Sytuacji dodatkowo nie ułatwiał trwający od lat spór graniczny o wyspy w Zatoce Fonseki oraz przede wszystkim o tzw. bolsones, czyli trudne do precyzyjnego rozgraniczenia tereny dżungli (to głównie w ich okolicach nowe miejsce zamieszkania znajdowała duża część salwadorskich emigrantów). W tym momencie na scenę dramatu wturlała się piłka.

Konfrontacja sportowa Powyższa analiza pokazuje więc bezsprzecznie fakt, że określenie „wojna futbolowa” to jedynie chwytliwa nazwa. Konfrontację zbrojną obu państw wywołał splot czynników ekonomiczno-społecznych powiązany z trudną historią i sytuacją polityczną. Histeria i nacjonalizm w obu krajach

sięgały zenitu właśnie na przełomie wiosny i lata 1969 r. – jedynie ich ujściem stała się piłkarska rywalizacja. Z braku innych możliwości oba narody chciały zademonstrować swą wyższość poprzez piłkę nożną. Zakończyło się to tragicznie. Feralne mecze pomiędzy Hondurasem i Salwadorem rozgrywane były w ramach eliminacji do zaplanowanych na rok 1970 w Meksyku mistrzostw świata. Ówczesny format piłkarskiego mundialu przewidywał udział w nim 16 drużyn, z czego na strefę zrzeszającą reprezentacje Ameryki Północnej, Środkowej i Karaibów (The Confederation of North, Central America and Caribbean Association Football – CONCACAF) przypadało jedno miejsce (również zrzeszony w CONCACAF Meksyk brał udział w mistrzostwach jako ich gospodarz). Rywalizacja o nie toczyła się w trzech fazach: w pierwszej 12 reprezentacji podzielonych było na cztery grupy, w których rozgrywano dwie rundy systemem „każdy z każdym”; w drugiej – półfinałowej – zwycięzcy grup tworzyli dwie pary i grali systemem „mecz – rewanż”; w trzeciej – finałowej – zwycięzcy par półfinałowych rozgrywali dwumecz o awans do finałów mistrzostw świata. Reprezentacje Hondurasu i Salwadoru trafiły na siebie w fazie półfinałowej – w rundzie grupowej Honduras wyprzedził w tabeli Jamajkę i Kostarykę (trzy zwycięstwa, jeden remis), Salwador – Surinam i Antyle Holenderskie (trzy zwycięstwa, jedna porażka). Pierwszy mecz odbył się 8 czerwca 1969 r. na stadionie w Tegucigalpie. O jego przebiegu wiadomo na tyle mało, iż istotny jest wyłącznie wynik – 1-0 dla Hondurasu. Dużo więcej wiadomo zaś o tym, co działo się przed i po meczu. Ryszard Kapuściński opisywał, że „Drużyna Salwadoru przyjechała do Tegucigalpy w sobotę i spędziła w hotelu bezsenną noc (…) była obiektem wojny psychologicznej rozpętanej przez kibiców Hondurasu (…) Tłum walił kamieniami w szyby, tłukł kijami w blachy i w puste beczki. Raz po raz wybuchały hałaśliwe petardy. Przeraźliwie wyły klaksony (…) Kibice gwizdali, wrzeszczeli, wznosili wrogie okrzyki. Trwało to przez całą noc”. Po meczu pobito wielu salwador-

41


42 skich imigrantów. Preludium zakończyło się tragicznym finałem – po porażce reprezentacji swego kraju 18-letnia Salwadorka Amelia Bolanios popełniła samobójstwo, strzelając do siebie z pistoletu ojca. Nastroje i nerwy w Salwadorze napięte były do granic możliwości. Wyczekiwano tylko rewanżu, który poprzedził, mający charakter ogólnonarodowy, pogrzeb dziewczyny – jej trumna owinięta była w państwową flagę, udział w nim wzięła kompania honorowa wojska oraz cały rząd i piłkarska reprezentacja. Mecz rewanżowy rozegrano w San Salwador 15 czerwca 1969 r. Kibice gospodarzy nie mieli żadnych skrupułów. Kapuściński relacjonował, iż „(…) wrzeszczący tłum kibiców wybił wszystkie okna w hotelu, wrzucając do środka tony zgniłych jaj, zdechłych szczurów i cuchnących szmat. Zawodnicy zostali przewiezieni na stadion w wozach pancernych I Zmechanizowanej Dywizji Salwadoru (…) Cały stadion był otoczony wojskiem. W czasie odgrywania hymnu Hondurasu stadion wył i gwizdał. Następnie, zamiast flagi narodowej Hondurasu, którą spalono na oczach oszalałej ze szczęścia widowni, gospodarze wciągnęli na maszt brudną, podartą ścierkę. Zrozumiałe, że w tych warunkach zawodnicy z Tegucigalpy nie myśleli o grze. Myśleli, czy wyjdą stąd żywi. »Całe szczęście, że przegraliśmy ten mecz« – powiedział z ulgą trener gości, Mario Griffin”. Honduras przegrał 0-3. Zawodnicy od razu po meczu wrócili do Tegucigalpy, zaś ich kibice „(…) bici i kopani, uciekali w stronę granicy. Dwie osoby poniosły śmierć. Kilkadziesiąt trafiło do szpitala”. W Hondurasie doszło do zamieszek i pogromów imigrantów z Salwadoru. Dalszy przebieg wydarzeń był przesądzony – zamknięto granicę między krajami, a 24 czerwca 1969 r. Salwador ogłosił powszechną mobilizację. Zgodnie z ówczesnymi zasadami odbyć musiał się jeszcze jeden mecz – w neutralnym Meksyku Salwador zwyciężył po dogrywce 3-2. W Hondurasie doszło do kolejnych aktów przemocy wobec Salwadorczyków i 27 czerwca 1969 r. Salwador zerwał stosunki dyplomatyczne z Hondurasem.

Konfrontacja wojskowa W środę, 16 lipca 1969 r., polskie gazety codzienne słowami korespondenta Polskiej Agencji Prasowej Ryszarda Kapuścińskiego obwieściły wybuch nowego konfliktu zbrojnego w Ameryce Środkowej: „W poniedziałek [14 lipca 1969 r. – G. S.] o godzinie 18:45 rozpoczęła się inwazja Salwadoru na Honduras”. W tym dniu lotnictwo salwadorskie zbombardowało cztery miasta Hondurasu i lotnisko w Tegucigalpie, a 15 lipca oddziały lądowe przekroczyły granicę międzypaństwową. W kilkadziesiąt godzin życie w Hondurasie zamarło: „W kilka minut ulice stolicy Hondurasu – liczącej 256 tys. mieszkańców – opustoszały, zamknięto sklepy i ustał ruch samochodowy. Elektrownia wyłączyła światło, przestały również pracować radiostacje. Zostały przerwane połączenia telefoniczne wewnętrzne i zagraniczne”. Kapuściński donosił, że w całym kraju działał jeden telegraf – utrzymujący łączność Arellano z Waszyngtonem, który prezydent poprosił o pomoc. Wojska Salwadoru, po wdarciu się w głąb kraju, rozważały uderzenie na Tegucigalpę – licząc na łatwe zwycięstwo z powodu przewagi militarnej, chciały państwa od Pacyfiku do Atlantyku (takim byłby Salwador po aneksji Hondurasu). Zaangażowanie militarne stron było takie, jak możliwości obu państw – armia Hondurasu liczyła 2,5 tys. żołnierzy, posiadał on jedną baterię artylerii, trzy kutry straży przybrzeżnej i 50 samolotów z czasów drugiej wojny światowej; siły zbrojne Salwadoru liczyły 6,6 tys. żołnierzy, posiadał on pięć morskich jednostek pływających oraz kilka samolotów, również z czasów drugiej wojny światowej. Doprecyzować można modele samolotów – wojna futbolowa była ostatnim konfliktem, w którym walczyły śmigłowe samoloty myśliwskie Corsair F4U-4 i F4U-5 (Honduras) i Corsair FG1D oraz Mustangi (Salwador). Każda wojna, nawet jeżeli jej globalne znaczenie polityczne każe kwalifikować ją bardziej jako ciekawostkę, jest dla pojedynczego człowieka tragedią. Taką też była ta


wojna – jednakowo umundurowani i uzbrojeni żołnierze obu stron, młodzi ludzie, zmuszeni zostali do przeczesywania gęstej dżungli, w której w momencie spotkania nie wiedzieli, czy stoją oko w oko z wrogiem czy kompanem. Ponadto nie wiedzieli, o co walczyli – nacjonalistycznie nastawiona miejscowa burżuazja czy mieszkańcy miast byli w armii jednostkami nielicznymi, żołnierze rekrutowali się ze wsi, wpływ polityki na ich życie był dla nich czymś abstrakcyjnym, próbowali odnaleźć się w każdej życiowej sytuacji, rozgrywali w trakcie wojny swoje prywatne życiowe dramaty, łatali własne duchowe i materialne wyrwy. Działania na froncie były zaciekłe, ale nie na tyle spektakularne, by doczekały się szczegółowych relacji. Wiadomo, że front ustabilizował się około 50 km od granicy w głąb Hondurasu i żadna z armii nie zyskała znaczącej przewagi, a ta, którą Salwador dzięki przewadze militarnej miał na początku, szybko została przez Honduras zniwelowana – już 15 lipca honduraskie media podawały fakt powstrzymania wroga. Tego samego dnia OPA zwróciła się do obu rządów o natychmiastowe zawieszenie działań wojennych i podjęcie środków w celu rozwiązania konfliktu – Honduras odpowiedział na nie natychmiastowo i pozytywnie. Salwador nie był skłonny zgodzić się na takie rozwiązanie – szef tamtejszego ministerstwa spraw zagranicznych określał konkretne warunki niezbędne do rozpoczęcia negocjacji: zagwarantowanie prawa bytu Salwadorczykom w Hondurasie i nietykalność ich własności. W dniu 16 lipca oba kraje przedłożyły sprawę konfliktu na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ, wzajemnie się o jego wywołanie oskarżając. Ostatecznie 18 lipca OPA wynegocjowała zakończenie działań zbrojnych, ale Salwador odmówił wycofania wojsk z Hondurasu bez zagwarantowania przez ten kraj godnych warunków życia licznej mniejszości salwadorskiej. Ponowne uderzenie Hondurasu na przygraniczne miasta sąsiada i uznanie przez OPA Salwadoru za agresora, połączone z sankcjami ekonomicznymi, zmusiły go jednak do zmiany stanowiska – wojska Salwadoru wycofały się z Hondurasu do 5 sierpnia 1969 r.

Wynik Przez kolejne dni lipca 1969 r. Honduras i Salwador, państwa na co dzień zapomniane, były bohaterami światowych relacji prasowych, przynajmniej do momentu startu Apollo 11 i pierwszego w historii lądowania człowieka na Księżycu (kolejno 16 i 20 lipca 1969 r.) czy rozpoczęcia operacji „Boxer” na Bliskim Wschodzie (19 lipca 1969 r.). Granica między nimi pozostała niezmieniona i wciąż nieuregulowana – utworzono jedynie strefę zdemilitaryzowaną pod kontrolą OPA na terenach przygranicznych, wzdłuż całej granicy. Część Salwadorczyków wróciła do ojczyzny (niektóre źródła mówią o około 130 tys. ludzi), część pozostała w Hondurasie. Wojna nie zmieniła niczego, nie poprawiła w żaden sposób sytuacji. Nikt jej nie wygrał, byli jedynie przegrani – cywilna ludność obu państw, cierpiąca i nawzajem zadająca sobie przemoc oraz zmarli i ranni w czasie wojny (odpowiednio około 2-3 tys. i 4 tys. ludzi). Kolejne dwa lata obfitowały w lokalne przygraniczne incydenty zbrojne, żaden jednak nie przerodził się w następną wojnę. Oficjalne pojednanie obu państw nastąpiło w 1971 r., jednak traktat nie został wówczas podpisany. W latach 70. oba kraje, rządzone przez wojskowe dyktatury, dochowały się zbrojnych partyzantek na swoich terenach. Te opozycyjne siły swoje bazy wypadowe i organizacyjne urządziły na terenie strefy zdemilitaryzowanej, gdzie de facto nie sięgała władza żadnego z zainteresowanych państw. Konieczność współpracy w kwestii ich zwalczenia przybliżyła do siebie Honduras i Salwador – obie junty zaczęły dążyć do zlikwidowania dzielącej oba państwa strefy zdemilitaryzowanej, dokąd nie mogły wkraczać ich oddziały wojskowe. Dawne konflikty pomiędzy rządami powoli wygasały, a poczucie wspólnego zagrożenia ze strony opozycji lewicowej i partyzantki komunistycznej zmuszało do poszukiwania zbliżenia i współdziałania. OPA nie zgadzała się na likwidację strefy ze względu na formalnie utrzymujący się cały czas stan wojny pomiędzy Hondurasem i Salwadorem.

43


44 Ewentualny pokój hamowała roszczeniowa postawa Salwadoru. W wyniku mediacji Peru na spotkaniu w Limie ministrowie spraw zagranicznych obu państw ustalili treść traktatu pokojowego, który zakładał oddanie części ziem Salwadorowi – nie zgodziły się na to jednak żadne siły polityczne w Hondurasie. Rozstrzygnięcie sprawy przyspieszyły wydarzenia polityczne w Nikaragui, której władze oskarżały i Honduras, i Salwador o wspieranie niedobitków po reżimie rodziny Somoza i planowanie przewrotu w Nikaragui. To dyplomatyczne napięcie pierwszy wykorzystał Salwador, który bezprawnie wtargnął na teren strefy zdemilitaryzowanej i spacyfikował rodzimą partyzantkę oraz rozpoczął na terenie całego kraju cichą eliminację opozycji (podaje się, że w roku 1979 stracono w Salwadorze około 10 tys. osób). Traktat pokojowy podpisano w grudniu 1980 r. Na jego podstawie Honduras przekazał część strefy zdemilitaryzowanej Salwadorowi, którego władze przystąpiły do akcji eliminacji operującej tam opozycyjnej partyzantki. Ciężko o jednoznaczną ocenę wojny futbolowej jako wydarzenia historycznego. Poprzez formalne zakończenie jej dopiero

w 1980 r. wpłynęła ona, przez kwestię polityki wewnętrznej Salwadoru wobec opozycji, na wybuch 12-letniej wojny domowej w tym kraju. Od 1971 r. – nie licząc zdarzających się incydentów – stosunki pomiędzy Hondurasem i Salwadorem były poprawne, na co miała wpływ sytuacja innych państw regionu – Salwador i Honduras musiały podjąć współpracę. Sytuacja taka – stabilnego współdziałania – trwa do dziś. Aktualnie produkt krajowy brutto Hondurasu to 18,88 mld USD, Salwadoru – 24,67 mld USD. Państwa te wciąż są w globalnej skali traktowane po macoszemu. W ich przypadku prawdziwe są słowa Kapuścińskiego, że „małe kraje trzeciego, czwartego i dalszych światów mają szanse wzbudzić żywsze zainteresowanie dopiero wówczas, kiedy zdecydują się na przelew krwi”. Honduras i Salwador zaistniały w świadomości świata jedynie na 100 lipcowych godzin 1969 r. W drodze na piłkarski mundial Salwador pokonał w rundzie finałowej Haiti (2-1, 0-3, 1-0). W finałach mistrzostw przegrał wszystkie trzy mecze grupowe – 0-3 z Belgią, 0-4 z Meksykiem i 0-2 ze Związkiem Radzieckim. Nie zdobywając ani punktu, ani bramki, był najgorszym uczestnikiem turnieju. //

////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////// • Agresja Salwadoru na Honduras, „Życie Warszawy”, 16 lipca 1969 r. • Gruszczak A., Ameryka Środkowa, Warszawa 2007. • Honduras odpiera agresję Salwadoru, „Trybuna Ludu” 18 lipca 1969 r. • Honduras powstrzymał agresję Salwadoru, „Trybuna Ludu”, 17 lipca 1969 r. • Kapuściński R., Wojna futbolowa, Warszawa 1998. • Konflikt zbrojny Honduras – Salwador, „Życie Warszawy”, 21 lipca 1969 r. • Kukułka J., Historia współczesna stosunków międzynarodowych 1945-2000, Warszawa 2007. • Wilkowicz P., Cisza na Maracanie, „Piłka w grze”, nr 4, s. 11, dodatek do „Rzeczpospolitej”, 28 listopada 2005 r. • Wojska Salwadoru wkroczyły do Hondurasu, „Trybuna Ludu”, 16 lipca 1969 r. • Wójcicki B., To nie wojna piłkarska, „Trybuna Ludu”, 22 lipca 1969 r.

Źródła

//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////


„Po co nam Parlament Europejski?”. Sprawozdanie Konferencję „Po co nam Parlament Europejski?” można już zaliczyć do przeszłości. Był to kolejny projekt Koła Studentów Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego poruszający zasadniczą z punktu widzenia aktywności międzynarodowej Polski tematykę jej funkcjonowania w Unii Europejskiej (UE). Główną ideą organizacji konferencji była chęć przybliżenia problematyki dotyczącej Parlamentu Europejskiego (PE) w kontekście zaplanowanych w Polsce na 25 maja 2014 r. wyborów do niego. Największym zainteresowaniem cieszył się dwuczęściowy panel polityczny, którego gośćmi byli aktualni posłowie do PE oraz kandydaci w najbliższej europejskiej elekcji. Zostali oni poproszeni o przedstawienie planów na nadchodzącą kadencję, ci pierwsi zaś także swoich dotychczasowych osiągnięć. W dyskusji prowadzonej przez profesorów Janusza Węca i Zdzisława Macha udział wzięli: Jadwiga Emilewicz, Jan Hartman, Ryszard Legutko, Joanna Senyszyn, Czesław Siekierski, Bogusław Sonik i Róża Gräfin von Thun und Hohenstein. Zdominowana została ona przez kwestie polityczne, społeczne oraz stricte legislacyjne. Uczestnicy panelu eksperckiego – dr hab. Andrzej Podraza, prof. KUL; dr hab. Tomasz Młynarski; dr Agnieszka Nitszke; dr Beata Kosowska-Gąstoł – skupili się na konkretnych zagadnieniach dotyczących spe-

cyfiki funkcjonowania PE, jego wpływu na UE jako całość oraz na podsumowaniu bieżącej i perspektywach na kolejną kadencję. Prelegenci omówili m.in. pozycję PE w unijnym systemie instytucjonalnym po wejściu w życie traktatu lizbońskiego, jego rolę w kształtowaniu bezpieczeństwa energetycznego Unii i kompetencje budżetowe oraz istniejące w nim frakcje. Moderatorem panelu był profesor Janusz Węc. W ostatnim panelu konferencji okazję do zaprezentowania swoich wystąpień mieli zajmujący się omawianą tematyką doktoranci – Michał Dulak i Adam Kirpsza – oraz studenci – Wiktoria Cekiera i Grzegorz Stachowiak. Poświęcili oni swoje referaty kolejno roli Sejmu i Senatu w okresie przed akcesją Polski do UE, pozycji PE w zwykłej procedurze ustawodawczej, jego stanowisku wobec sytuacji na Ukrainie oraz działaniom w związku z przystąpieniem Unii do Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. Moderatorem panelu był magister Paweł Musiałek. Konferencja była dużym osiągnięciem – jej wysoki poziom merytoryczny i zaproszeni goście zapewnili świetną frekwencję. Wydarzenie zostało odnotowane przez ogólnopolskie media, co z pewnością przyczyniło się do promocji zarówno Koła, jak i Uczelni. Organizatorzy już pracują nad kolejnymi projektami, które mają szansę stać się podobnym sukcesem. //

//////////////////////////////////////////////////////////////////////////Po co nam Parlament Europejski? Data i miejsce: Organizator: Współorganizatorzy: Patroni honorowi:

27 marca 2014 r., Sala Wystawowa A Auditorium Maximum Uniwersytetu Jagiellońskiego Koło Studentów Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego Instytut Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego, Centrum Inicjatyw Międzynarodowych Dyrektor Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego dr hab. Robert Kłosowicz, prof. UJ Dziekan Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. dr hab. Bogdan Szlachta Marszałek Województwa Małopolskiego Marek Sowa Patroni medialni: PSZ.pl, Unia Europejska.org, dlaStudenta.pl, EurActiv.pl, Radio17, „SMS – Stylowy Magazyn Studencki”, „ARENA. Sprawy międzynarodowe” Wsparcie finansowe: Instytut Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego, Rada Kół Naukowych Uniwersytetu Jagiellońskiego

//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

45


46

V Festiwal Dyplomatyczny. Zapowiedź Zbliża się maj, a wraz z nim Festiwal Dyplomatyczny – sztandarowy projekt Koła Studentów Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Tegoroczna edycja będzie już piątą – po sukcesie poprzednich organizatorzy postanowili kontynuować projekt w sprawdzonej formule. W tym roku odbędzie się on w dniach 21-23 maja, a jego temat przewodni to „Współczesna dyplomacja, a zmiany klimatyczne”. Zmiany klimatyczne to jedno z największych wyzwań współczesnego świata. Brak konkretnych porozumień i rozbieżne interesy państw utrudniają negocjacje, wypracowanie stanowiska, które stworzyłoby ramy do utworzenia międzynarodowego systemu ochrony środowiska. W procesie tym duże znaczenie przypisuje się lobbingowi ze strony koncernów oraz aktywnym organizacjom pozarządowym. Jakie powiązania naprawdę mają znaczenie? Czy istnieje efektywna dyplomacja klimatyczna? Jakie są szanse na osiągnięcie kompromisu w sprawie przeciwdziałania szkodliwym zmianom w środowisku naturalnym? To jedynie podstawowe pytania, które stawiają organizatorzy V Festiwalu Dyplomatycznego. Głównym elementem Festiwalu jest Turniej Negocjacyjny wspierany przez partnera strategicznego projektu – firmę szkoleniową Neraida. Do udziału w nim zaproszeni są reprezentanci kół naukowych z całej Polski. Jest to wydarzenie unikatowe, bowiem łączy w sobie elementy debat, negocjacji oraz dyplomacji. Przed przystąpieniem do rywalizacji drużyny uczestniczą w szkoleniu, które daje podstawy do zrozumienia case studies, na których opiera się Turniej. Jego finał to niezwykle emocjonujący po-

pis najlepszych młodych negocjatorów w Polsce, którzy walczą o główną nagrodę – wyjazd do Brukseli możliwy dzięki wsparciu eurodeputowanej Róży Thun. Kolejną ważną częścią składową Festiwalu jest dwudniowa międzynarodowa konferencja naukowa, która każdorazowo podejmuje ważną, ale zazwyczaj rzadko omawianą tematykę. Zaproszeni do udziału w konferencji obecni i byli dyplomaci, pracownicy administracji rządowej, pracownicy naukowi polskich uczelni oraz przedstawiciele organizacji pozarządowych skupią swoje rozważania wokół kilku ważnych kwestii. Przede wszystkim będą starali się odpowiedzieć na pytania: czy w dobie globalizacji możliwe jest wspólne przeciwdziałanie problemom środowiska naturalnego?; jak wygląda dyplomacja klimatyczna?; czy powinna mieć ona większe znaczenie w kształtowaniu relacji między państwami? Wreszcie, bazując na europejskich realiach, jaka jest rola Unii Europejskiej w kształtowaniu międzynarodowego systemu zapobiegającego nadmiernemu zanieczyszczeniu? Czy w Polsce istnieje współpraca między Ministerstwem Spraw Zagranicznych oraz Ministerstwem Środowiska jeżeli chodzi o sprawy klimatyczne? Organizatorzy mogą z dumą stwierdzić, iż każdego roku Festiwal Dyplomatyczny przyciąga osoby zainteresowane dyplomacją z całej Polski. Organizowana w tym roku piąta edycja projektu jest potwierdzeniem faktu, iż ma on sprawdzoną formułę, która jest na tyle unikatowa i interesująca, że stała się flagowym projektem Koła Studentów Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego. //

//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////// V Festiwal Dyplomatyczny Data i miejsce: 21-23 maja 2014 r., Auditorium Maximum Uniwersytetu Jagiellońskiego Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Krakowie Organizator: Koło Studentów Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego Partner strategiczny: Neraida. Szkolenia z pasją Partner: Róża Thun

//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////


Koło Studentów Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego ///////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

Koło Studentów Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego (KSSM UJ) jest samorządną organizacją studencką o charakterze naukowym. Działa przy Instytucie Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego (INPiSM UJ). W latach 2010-2013 Koło było organizatorem lub współorganizatorem ponad 60 wydarzeń, w tym: // czterech edycji Festiwalu Dyplomatycznego – interdyscyplinarnego wydarzenia łączącego ogólnopolską konferencję naukową, Turniej Negocjacyjny oraz warsztaty, // międzynarodowych wyjazdów badawczych i konferencyjnych (Rzym, Hamburg, Odessa), // ponad 25 ogólnopolskich i międzynarodowych konferencji naukowych, // ponad 15 debat eksperckich, // kilkunastu spotkań i wykładów otwartych, podczas których gośćmi byli m.in. Nuncjusz Apostolski w Polsce abp Celestino Migliore; prof. dr hab. Roman Kuźniar; dr hab. Dariusz Kozerawski, prof. AON; Jim Hocking, dyrektor ICDI; dr hab. Kilion Munyama, poseł na Sejm RP; Andrzej Łupina, były Ambasador RP w Zairze, Kongu, Gabonie, Algierii i Senegalu. Koło od kilku lat wydaje naukowy periodyk „Zeszyty Naukowe KSSM UJ”, magazyn „ARENA. Sprawy międzynarodowe” oraz liczne publikacje tematyczne, np. „Podsumowanie polskiej prezydencji w Radzie UE”, „Polityka zagraniczna Polski. Wybrane zagadnienia i problemy”, „W murach Wiecznego Miasta – między państwem a Kościołem”, „Współczesne oblicze Iranu”. Koło prowadzi także działalność samokształceniową w oparciu o sekcje tematyczne (afrykańska, europejska, prawa międzynarodowego i praktyki dyplomatycznej, strategii i bezpieczeństwa międzynarodowego, wschodnia). W ramach Koła funkcjonują także zespoły badawcze. Projekt jednego z nich –­ „Dywizje papieża – najlepsza armia świata? Studium wpływu Stolicy Apostolskiej na wybrane aspekty stosunków międzynarodowych za pontyfikatów Jana Pawła II i Benedykta XVI” – został wyróżniony w konkursie StRuNa 2011 w kategorii „Projekt Roku 2011”.

W konkursie StRuNa 2012 Koło Studentów Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego zostało wyróżnione w kategorii „Koło Naukowe Roku 2012”. kssm@kssm.pl www.kssm.pl facebook.com/KSSMUJ

Przewodnicząca: Simona Sienkiewicz Opiekun naukowy: dr Piotr Bajor


Stań do walki na ARENIE Wokół Ameryk

// Haiti jako przykład państwa upadłego // Argentyńskie walki medialne // Generación Desaparecidos // Quo vadis Ameryko? // Stracone zwycięstwo? // Democracy enforcement // Strategia Obamy wobec Bliskiego Wschodu // Relacje USA – UE w dziedzinie bezpieczeństwa

Magazyn „ARENA. Sprawy międzynarodowe” – czasopismo popularno-naukowe Koła Studentów Stosunków Międynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego o tematyce międzynarodowej ukazujące się od 2005 r. // POSZUKUJEMY osób z różnych kierunków studiów i o różnych zainteresowaniach, z dobrym piórem, zacięciem naukowym lub dziennikarskim oraz głową pełną ciekawych pomysłów.

// oferujemy publikację w profesjonalnym, rozpoznawalnym i cenionym magazynie, połączoną z możliwością doskonalenia warsztatu naukowego i dziennikarskiego pod okiem specjalistów.

// OCZEKUJEMY artykułów naukowych oraz ogólnie przyjętych form dziennikarskich.

// zachęcamy do dołączenia do zespołu autorów. Wyjdź na ARENĘ, pisząc na arena@kssm.pl!


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.