AKTUALNOŚCI NA ◊ REGIONY.RP.PL
Poniedziałek 8 marca 2021 | nr 9 (11906)
Życie Regionów ROZMOWA >R3
TRANSFORMACJA >R2
Przedsiębiorcy oczekują równego traktowania
Regiony górnicze w obliczu wielkich zmian
Brak wsparcia i sprawiedliwego podejścia do finansowania różnych przedsięwzięć będzie skutkował marginalizacją naszego regionu – mówi Piotr Grzymowicz, prezydent Olsztyna
Jastrzębie-Zdrój, Bytom i Zabrze to miasta, które znajdą się w najtrudniejszej sytuacji po zamknięciu kopalń węgla
TEMAT NUMERU: KRAJOWY PLAN ODBUDOWY
Deszczu unijnych pieniędzy dla samorządu nie będzie Na lokalne inwestycje z KPO może popłynąć ok. 3,4 mld euro. To niewielka kwota wobec potrzeb. ANNA CIEŚLAK-WRÓBLEWSKA
Duzi kontra średniaki To komentarze samorządowców do rządowego projektu Krajowego Planu Odbudowy, czyli planu wykorzystania 23,9 mld euro unijnych dotacji na walkę z efektami kryzysu pandemicznego. KPO zawiera głównie spis reform i służących ich realizacji tzw. wiązek projektów. Szczegółów na temat do kogo i na co mają trafić dotacje, nie ma zbyt dużo, ale jak wynika z analizy „Rzeczpospolitej”, rzeczywiście główny nacisk położony jest na potrzeby miast średnich i mniejszych, o metropoliach mało się mówi. Przykładem na „tak” jest projekt „zeroemisyjny transport zbiorowy”, który zakłada kompleksową wymianę taboru autobusowego na pojazdy elektryczne i wodorowe. Rząd przyznaje, że tego typu tabor potrzebny jest głównie dla transportu aglomeracyjnego, więc metropolie mogą tu widzieć swoją szansę na sięgnięcie po wsparcie o łącznej wartości ponad 1 mld euro (ok. 4,5
URZĄD MIASTA
R
ząd chce wydać 100 mld zł unijnych dotacji z pominięciem 12 największych miast Polski. Chce wyłączyć metropolie z tych pieniędzy z czysto politycznych względów – alarmuje Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy. – Nasuwają się pewne wątpliwości i pytania dotyczące inwestycji w obszarze zielonej transformacji miast. Inwestycje zostały dedykowane tylko małym i średnim miastom i ich obszarom funkcjonalnym, co niesie ryzyko wykluczenia metropolii, w tym Wrocławia, z możliwości otrzymania wsparcia w kilku obszarach – wtóruje Marcin Obłoza z wrocławskiego magistratu.
Z KPO mają być finansowe pasywne rozwiązania w gminnych centrach kultury. Jak może wyglądać pasywny budynek pokazuje projekt biblioteki i przedszkola w Józefowie (na zdjęciu) mld zł). Za to wielkie miasta zapewne zostaną odcięte od dotacji na „zieloną transformację miast”. To projekt wsparcia punktowych „zielonych” inwestycji (np. ścieżki rowerowe, parki, małe retencja, rewitalizacja, itp.) w małych i średnich miastach. Na ten cel ma zostać skierowanych 460 mln euro (ok. 2 mld zł), które trafić mają do 50 miejscowości.
Ile i dla kogo z KPO Podobnie ma się sprawa z kilkoma innymi projektami, które są skierowane głównie na obszary poza aglomeracyjnymi, do miast średnich i terenów wiejskich. To wsparcia inwestycji w gospodarce wodno-kanalizacyjnej (204 mln euro), na kompleksowe przygotowanie terenów inwestycyjnych (350 mln euro) czy na inwestycje związane z pasywnymi rozwiązaniami w ośrodkach kultury i bibliotekach (67 mln euro). Nasza analiza pokazuje też, że w ogóle w KPO pieniędzy na lokalne inwestycje nie zaplano-
PARTNER ŻYCIA REGIONÓW
wano w dużej skali. Oprócz wymienionych wyżej projektów, można tu dodać 200 mln euro na plany zagospodarowania przestrzennego, 194 mln euro na termomodernizację szkół i 531 mln euro na cyfryzację szkół czy 381 mln zł na budowę sieci żłobków. W sumie mowa o 3,4 mld euro, co stanowi ok. 15 proc. całego KPO (części dotacyjnej). W stosunku do potrzeb to kwota niewielka. Podczas prac nad KPO samorządy zgłosiły 1200 propozycji o wartości sięgającej kilkudziesięciu miliardów złotych. W rządowym planie trudno je jednak znaleźć.
Zagadkowe zapisy – Wrocław chciałby pozyskać wsparcie na zadania m.in. w zakresie termomodernizacji, transportu nisko- i zeroemisyjnego, cyfryzacji, oświaty czy szkoleń dla osób powracających na rynek pracy. Jak na razie trudno wskazać, w jaki sposób i czy w ogóle możliwe będzie pozyskiwanie środków na konkretne typy działań – komentuje Marcin Obłoza z Wrocławia. – KPO ma służyć wsparciu rozwoju gospodarczego i poprawie konkurencyjności firm i nauki. Takie kierunki są istotne dla zwiększenia potencjału ekonomicznego i biznesowego – także poznańskich firm i uczelni – komentuje Grzegorz Kamiński, dyrektor biura koordynacji projektów i rewitalizacji w Poznaniu. – Nie ma tam
miejskich projektów. W ramach konsultacji będziemy jednak zabiegać, by KPO zawierał kierunki inwestowania niezbędne dla realizacji działań miejskich – w szczególności w obszarze transportu publicznego i poprawy środowiska – dodaje Kamiński. Samorządowcy zauważają, że w KPO zagadkowa jest też kwestia, kto w ogóle ma realizować lokalne inwestycje. Przykładowo z opisu systemu budowy sieci żłobków wynika, że to raczej resort rodziny (i urzędy wojewódzkie) będą rozdysponowywały dotacje, choć zwykle zajmowały się tym urzędy miast i gmin. Z kolei ciekawy komponent „Bezpieczeństwo transportu” (760 mln euro), gdzie przewidziana jest budowa 70 km obwodnic i przebudowa 250 niebezpiecznych punktów na drogach, w całości ma być realizowany przez GDDKiA.
Pominięte tramwaje Wielkie rozczarowania wśród miast budzi też kwestia całkowitego pominięcie wsparcia dla miejskiego transportu szynowego i regionalnego kolejowego. – Województwo pomorskie przygotowało zbiorczą fiszkę do KPO skupiającą potrzeby wszystkich województw w zakresie zakupów taboru kolejowego dla potrzeb ruchu regionalnego – przypomina Michał Piotrowski, rzecznik marszałka Pomorza. W sumie zgłoszono zapotrzebowanie na zakup
ponad 600 oraz modernizację ponad 100 pociągów. – Te znaczące oczekiwania nie znalazły żadnego odzwierciedlenia w projekcie KPO – wytyka Piotrowski. Za to prawie 400 mln euro na „inwestycje w pasażerski tabor kolejowy do przewozów międzywojewódzkich i regionalnych” trafi do spółki PKP Intercity na zakup 38 składów typu push-pull.
Plan scentralizowany Samorządowcy komentują, że realizacja KPO będzie silnie scentralizowana i skupiona na przedsięwzięciach o wymiarze krajowym. A to oznacza, że wielomiesięczna praca samorządów przez KPO poszła na marne, tematy ważne dla społeczności regionalnych i lokalnych nie zostały uwzględnione. – Parlament Europejski stwierdził, że krajowe plany odbudowy powinny być konsultowane z władzami lokalnymi i regionalnymi. Nie chodzi tu o to, by były prezentowane władzom samorządowym, ale by razem z władzami samorządowymi je tworzyć – podkreśla Marek Woźniak, marszałek województwa wielkopolskiego. – Niestety, dotychczasowe doświadczenie wskazują na jedynie marginalne potraktowanie roli samorządów regionalnych w polskim KPO. Będziemy kontynuować nasze starania na rzecz aktywnego włączenia regionów w opracowanie i wdrożenie KPO – podsumowuje. / ©℗
OPINIE DLA „ŻYCIA REGIONÓW”
Adam Struzik marszałek województwa mazowieckiego
Mimo uczestnictwa przedstawicieli regionów w pracach grup roboczych w wielu przypadkach zgłaszane przez nas wnioski i uwagi nie były uwzględniane w procesie oceny i selekcji projektów do KPO. Dlatego regiony zgłosiły liczne wątpliwości co do procesu kwalifikowania projektów do wiązek programowych, szczególnie w obszarze zdrowia, gdzie nie znalazła się żadna regionalna propozycja. Analizując inne projekty zakwalifikowane do KPO o zbliżonym charakterze, pominięcie tych regionalnych w wielu przypadkach jest niezrozumiałe.
Artur Kosicki marszałek województwa podlaskiego
KPO uruchomi dodatkowe środki z UE na strategiczne z punktu widzenia kraju reformy, na czym z pewnością skorzystamy jako region w północno-wschodniej Polsce. Zgłosiliśmy do KPO ponad 30 projektów o wartości 5,5 mld zł. Bardzo się cieszymy, że znalazł się tam priorytetowy dla nas, unikalny w skali światowej, projekt Doliny Rolniczej 4.0, który zakłada, że Podlaskie, niczym Dolina Krzemowa, stanie się wielkim ekosystemem innowacji technologicznych w przemyśle rolno-spożywczym.
Piotr Całbecki marszałek województwa kujawsko-pomorskiego
Zgłaszając projekty do KPO, przedstawiliśmy naszą paletę potrzeb, wiedząc, że kwota, o którą wnioskujemy, łącznie 22 mld zł, znacznie przekracza możliwości Planu Odbudowy. Liczmy, że przynajmniej część projektów – wynikających z naszej strategii rozwoju województwa, przemyślanych, gotowych do realizacji – znajdzie akceptację. Na przykład rozbudowa Filharmonii Pomorskiej. Ale najważniejszym, na co liczymy, są środki na zreformowanie służby zdrowia, tak by stała się bardziej odporna.
Życie regionów
R2
Poniedziałek 8 marca 2021
◊ regiony.rp.pl
SAMORZĄDY
W przedszkolach ruszyły zapisy na nowy rok W części miast już rozpoczęły się nabory do przedszkoli, w kolejnych ruszą w najbliższych tygodniach. Niektóre samorządy wprowadziły dodatkowe kryteria podczas rekrutacji.
Polski rząd szacuje, że ostatnia kopalnia węgla energetycznego na Śląsku zostanie zamknięta w 2049 roku
TRANSFORMACJA
Regiony górnicze w obliczu wielkich zmian Jastrzębie-Zdrój, Bytom i Zabrze to miasta, które znajdą się w najtrudniejszej sytuacji po zamknięciu kopalń węgla. BARBARA OKSIŃSKA
T
ransformacja polskiej gospodarki w kierunku niskoemisyjnych technologii dotknie całego kraju, ale nie wszystkie regiony odczują to w tym samym stopniu. Obecnie wydobycie węgla kamiennego i brunatnego odbywa się w siedmiu spośród 16 polskich województw. Wszystkie rejony górnicze będą musiały się dostosować do nowych kierunków rozwoju krajowej energetyki, która zakłada stopniowe odchodzenie od spalania węgla. Eksperci Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE) zbadali, które podregiony i powiaty będą miały z tym największy problem.
Odporność na szok Z analizy PIE wynika, że w relatywnie najlepszej sytuacji są podregiony lubelski i katowicki, których poziom PKB wynosi 130 proc. średniej w ich regionach. Z kolei w najsłabszym położeniu są podregiony jeleniogórski i koniński, dla których ten wskaźnik znajduje się na poziomie 70 proc. średniej dla województwa. Natomiast patrząc z poziomu poszczególnych powiatów, w najtrudniejszej sytuacji w kontekście nadchodzącej transformacji energetycznej znajdują się miasta typowo górnicze: Jastrzębie-Zdrój, Bytom i Zabrze. – Te miejscowości mają stosunkowo niski poziom rozwoju gospodarczego. Nawet jeśli mamy tam do czynienia z wysokim średnim wynagrodzeniem pracowników, jak w Jastrzębiu-Zdroju, to jest to związane z wysokim udziałem osób pracujących w górnictwie. Jeśli więc zlikwidujemy lokalne kopalnie, to takie miasto sobie z tym nie poradzi, nie będzie umiało zamortyzować
szoku, nie będzie miało miejsc pracy do zaoferowania górnikom czy osobom wchodzącym dopiero na rynek pracy – wyjaśnia Adam Juszczak, analityk zespołu energii i klimatu PIE. W przypadku tych trzech miast wpływ na pogorszenie wskaźników społeczno-gospodarczych miała dokonana lub rozpoczęta likwidacja kopalń. W trudnej sytuacji znajdują się także Ruda Śląska, Mysłowice, Świętochłowice oraz powiaty wodzisławski, rybnicki, włodawski, chełmski i pszczyński. Na drugim biegunie znajdują się Gliwice, Katowice i Jaworzno. Raport wskazuje, że miasta te nie ucierpiały w znaczący sposób na likwidacji kopalń, ich struktura gospodarcza jest zdywersyfikowana, a udział pracowników kopalń w relacji do ogółu pracujących jest relatywnie niewielki. Z podobnych przyczyn dobrymi perspektywami w kontekście transformacji górnictwa odznaczają się Dąbrowa Górnicza i Tychy, a także powiaty bełchatowski, wadowicki, bolesławiecki, cieszyński, świdnicki oraz krakowski. – Co ciekawe, trzy najbardziej i najmniej wrażliwe powiaty znajdują się w woj. śląskim. Tak więc należy odejść od mówienia o Śląsku jako o monolicie, a zejść w tej debacie na niższy poziom, bo to pozwoli dobrze odpowiedzieć na wyzwania, jakie będzie stawiać transformacja regionów górniczych – zauważa Juszczak. Różnice w kondycji poszczególnych rejonów górniczych są gigantyczne. W 2018 r. bezrobocie w przebadanych przez PIE powiatach wahało się od 1,7 do 15 proc., z kolei w latach 2010–2017 rozpiętość zmiany PKB na mieszkańca wyniosła 10–70 proc. wobec średniej krajowej na poziomie 38 proc. Od kilku lat rola górnictwa w lokalnym krajobrazie
społeczno-gospodarczym systematycznie maleje.
Potrzebne wsparcie Wsparciem dla regionów górniczych, które będą się żegnać z przemysłem węglowym, mają być środki z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Polska ma dostać z tego źródła 3,5 mld euro, a doliczając do tego pieniądze przekierowane na ten cel z polityki spójności, do dyspozycji mamy w sumie 4,4 mld euro. Jak dotąd środki mają zapewnione trzy województwa: śląskie, dolnośląskie i wielkopolskie. Trwa walka o objęcie wsparciem także woj. małopolskiego, łódzkiego i lubelskiego. Ale nie będzie to łatwe. – Kluczowe jest to, czy wydobycie węgla w danym regionie będzie wygaszane albo już jest wygaszane. Trudno o tym mówić w przypadku kopalni Bogdanka z woj. lubelskiego, która nie tylko się nie zamyka, ale ma plany rozwoju i chce zwiększać zatrudnienie w najbliższych latach. To teraz przedmiot negocjacji z Komisją Europejską – wyjaśnia Witold Naturski, zastępca dyrektora Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce. Zaznacza jednocześnie, że poszczególne regiony przygotowują właśnie swoje plany sprawiedliwej transformacji. – W maju plany te powinny być już gotowe, a w czerwcu zatwierdzone przez Komisję Europejską. Wtedy będzie mogło ruszyć wsparcie dla regionów – zapowiada Naturski.
Prace już ruszyły W woj. śląskim, gdzie działa obecnie najwięcej kopalń węgla, od września ubiegłego roku trwa społeczna dyskusja o kształcie i kierunkach planowanej transformacji. – Proces zmian właściwie już następuje, a poszczególne miejscowości górnicze znajdu-
ją się w różnych miejscach rozwoju gospodarczego. Niektóre z nich tracą swoje funkcje, mają złą jakość powietrza, inne z kolei są biegunami wzrostu, są cenne przyrodniczo. Dla każdego trzeba przygotować inną ścieżkę rozwoju – zauważa Stefania Koczar-Sikora, zastępca dyrektora Departamentu Rozwoju Regionalnego w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Śląskiego. Polski rząd szacuje, że ostatnia kopalnia węgla energetycznego na Śląsku zostanie zamknięta w 2049 r. Znacznie wcześniej, bo już w 2030 r., zamknięte zostaną kopalnie węgla brunatnego w Wielkopolsce Wschodniej. Taką decyzję podjął prywatny Zespół Elektrowni Pątnów–Adamów –Konin. – Udało nam się przekonać największego pracodawcę w regionie, żeby zmienił podejście i sam ogłosił transformację. Moglibyśmy wydobywać węgiel jeszcze do 2035 r. albo i dłużej, ale z punktu widzenia ekonomicznego i środowiskowego sprawa jest z góry przegrana. ZE PAK ogłosił więc zieloną strategię, a cały region ma szansę na transformację – podkreśla Maciej Sytek, prezes Agencji Rozwoju Regionalnego w Koninie. W jego ocenie jednym z najtrudniejszych zadań, obok budowy nowego przemysłu i nowych miejsc pracy, będzie budowa nowej tożsamości społeczności lokalnej, która jest mocno związana z przemysłem wydobywczym. – To ogromne wyzwanie, jakie stoi przed każdym regionem górniczym. Nie powinniśmy rozmawiać o węglu, ale o ludziach. Bo zapewnienie im dobrej przyszłości to najważniejsze zadanie, które zdecyduje o tym, czy transformacja okaże się sukcesem czy porażką – dodaje Sytek. Wielkopolska Wschodnia chce osiągnąć neutralność klimatyczną do 2040 r., a więc szybciej niż cała Unia Europejska, która zapowiada realizację tego celu do roku 2050. / ©℗
W Warszawie dotyczą one szczepień ochronnych. – Dziecko poddane obowiązkowym szczepieniom ochronnym lub dziecko, które ze względów zdrowotnych stwierdzonych przez lekarza nie może zostać zaszczepione, zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia może liczyć na dodatkowe 32 pkt – mówi Karolina Gałecka, rzecznik stołecznego ratusza. W tej sprawie rodzice muszą złożyć specjalne oświadczenie. W Warszawie rekrutacja do przedszkoli ruszyła we wtorek. Do 18 marca rodzice będą mogli wypełnić w elektronicznym systemie rekrutacyjnym wniosek o przyjęcie lub zgłoszenie i przesłać do przedszkola. Stołeczny ratusz na podstawie danych z ubiegłych lat szacuje, że w rekrutacji przedszkolnej weźmie udział ok. 24 tys. dzieci, w tym 17 tys. w wieku trzech–pięciu lat oraz ok. 7 tys. sześciolatków. Tak jak w latach ubiegłych wszystkie dzieci będą miały zapewnione miejsca. – W przypadku nieprzyjęcia dziecka w postępowaniu rekrutacyjnym do żadnego z przedszkoli i oddziałów przedszkolnych wskazanych we wniosku burmistrz dzielnicy, w której dziecko mieszka, wskaże rodzicom inne przedszkole lub oddział przedszkolny w szkole podstawowej, gdzie jest miejsce – zapewnia rzeczniczka stołecznego ratusza.
Zerówka w szkole jak przedszkole W Lublinie rekrutacja do publicznych przedszkoli i oddziałów przedszkolnych w szkołach rozpoczęła się 1 marca i potrwa do 12 marca. Miasto przygotowało na nowy rok szkolny ponad 10,3 tys. miejsc, a dodatkowo ponad 5650 miejsc oferują przedszkola, oddziały przedszkolne w szkołach podstawowych oraz inne formy wychowania przedszkolnego prowadzone przez podmioty prywatne. Łącznie w ww. placówkach
Mniej oddziałów w szkołach W Poznaniu rekrutacja rozpocznie się 16 marca. – Na rok szkolny 2021/2022 zaplanowaliśmy podobną liczbę miejsc organizacyjnych w samorządowych przedszkolach – 14 050 – mówi Joanna Żabierek, rzecznik prezydenta Poznania. A w oddziałach przedszkolnych w szkołach podstawowych miasto planuje zmniejszyć liczbę miejsc o około 150. – Liczbę wolnych miejsc do rekrutacji poznamy po złożeniu przez rodziców deklaracji o woli kontynuacji edukacji przedszkolnej. Mają to zrobić do 15 marca – przypomina Joanna Żabierek. Jeszcze później, bo dopiero 24 marca, rozpocznie się rekrutacja do przedszkoli we Wrocławiu. Tak jak w innych miastach, wystarczy wypełnić wniosek w elektronicznym systemie, ale musi zostać on podpisany profilem zaufa/ ©℗ nym.
SHUTTERSTOCK
ADOBESTOCK
JANINA BLIKOWSKA
przygotowanych jest 16 tys. miejsc dla dzieci w wieku przedszkolnym. W Lublinie dodatkowo promują rozliczanie podatku w mieście podczas przyjęcia dzieci do przedszkola. W Gdańsku rekrutacja do przedszkoli i pierwszych klas szkół podstawowych ruszyła 1 marca. – Obecny rok szkolny naznaczony jest pandemią koronawirusa. Skutki obowiązujących obostrzeń sanitarnych dotykają wszystkich w szkolnych społecznościach. Dbając o bezpieczeństwo zarówno nauczycieli, rodziców, jak i samych dzieci, nie przeprowadzimy w tym roku dni otwartych w gdańskich podstawówkach – mówi Monika Chabior, zastępczyni prezydent ds. edukacji i usług społecznych. W Gdańsku liczba miejsc w przedszkolach i zerówkach szkolnych samorządowych jest na zbliżonym do poprzedniego roku poziomie. – Nieco więcej jest miejsc dla najmłodszych. Dodatkowo, w trakcie realizacji są procedury związane z powstaniem kolejnych publicznych miejsc przedszkolnych zwiększających dostępność wychowania przedszkolnego na rok szkolny 2021/2022 – mówi Patryk Rosiński z gdańskiego magistratu.
Rekrutacja do przedszkoli w wielu miastach już trwa
◊ regiony.rp.pl
Życie regionów
Poniedziałek 8 marca 2021
R3
ROZMOWA
Brak wsparcia i sprawiedliwego podejścia do finansowania różnych przedsięwzięć będzie skutkował marginalizacją naszego regionu – mówi Piotr Grzymowicz, prezydent Olsztyna. Na Warmii i Mazurach od tygodnia kolejny ostry lockdown, bo liczba zakażeń na 100 tys. mieszkańców przekroczyła wskaźnik 40, a nawet 50 osób. Tymczasem narasta bunt przedsiębiorców. Jakie nastroje są w samym Olsztynie? Nastrój niepokoju, destabilizacji, oczekiwania. Nasi przedsiębiorcy podporządkowują się nakazom, ale są i tacy, którzy – nie mając wyjścia – wznawiają działalność z zachowaniem wszelkich rygorów sanitarnych. Przede wszystkim przedsiębiorcy oczekują wsparcia finansowego i równego traktowania z przedsiębiorcami z innych regionów. Poziom frustracji rośnie – trzeba spłacać raty kredytów, leasingów, a nagle z dnia na dzień ich, często świetnie prosperujące, biznesy zostały zamknięte. To są ludzkie dramaty, które trudno z boku oceniać. Na poziomie samorządu niewiele możemy pomóc, nasi przedsiębiorcy potrzebują klientów lub systemowego wsparcia finansowego. Trzymam kciuki za wszystkich przedsiębiorców i mam nadzieję, że jak najszybciej wrócimy do normalności. Miasto wspiera przedsiębiorców w tym trudnym czasie? Komu i jaką pomoc oferujecie? Mamy Olsztyński Pakiet Pomocowy, w którym przygotowaliśmy szereg zwolnień, ulg oraz możliwości rozłożenia na raty płatności i zobowiązań, jakie przedsiębiorcy mają względem gminy i naszych podmiotów. Do tego w ubiegłym roku uchwaliliśmy obniżenie stawek za ogródki gastronomiczne – teraz są to kwoty o połowę niższe, niż były przed pandemią. I ostatnia decyzja, sprzed kilku dni – radni zgodzili się na częściowe zwolnienie przedsiębiorców z branży gastronomicznej z koncesji na alkohol. Pandemia i kolejne lockdowny uderzają w budżet Olsztyna, ale i innych samorządów. W Olsztynie bardzo spadły wpływy miasta z tego powodu? Recesja i pandemia mają i będą miały długofalowy negatywny wpływ na budżet miasta. Tak duże straty w dochodach podatkowych PIT i dochodach własnych miasta są nie do odrobienia w krótkim okresie, zwłaszcza że statystyki dotyczące pandemii nie wskazują na rychłe jej wygaszenie, wręcz
UM OLSZTYN
JANINA BLIKOWSKA
Przedsiębiorcy oczekują równego traktowania przeciwnie. Nikt z nas nie wie, jak długo jeszcze potrwa, wciąż szacujemy, jakie straty finansowe wyrządzi – w budżetach domowych naszych mieszkańców, przedsiębiorców i w budżecie Olsztyna. Pierwsze wstępne podsumowanie finansowe, które pokazało nam, jakie konsekwencje niosą kolejne obostrzenia i zakazy prowadzenia działalności gospodarczych, zrobiliśmy we wrześniu ubiegłego roku. Minęło wówczas pierwsze pół roku pandemii i mogliśmy zaobserwować, jakie skutki finansowe ona spowodowała. Na tej podstawie wstępnie oszacowaliśmy, z jaką stratą zamkniemy rok. Wstępne sprawozdania przekazane
Jak to się odbija na inwestycjach, na codziennym funkcjonowaniu miasta? Proszę pamiętać, że na sytuację z pandemią nałożyły się jeszcze inne czynniki, które negatywnie wpłynęły na finanse miasta. Możliwości finansowania wydatków są znacznie ograniczone wskutek decyzji rządu podjętych w 2019 roku w odniesieniu do zmian w podatku PIT, wzrostu płacy minimalnej z jednoczesnym wyłączeniem dodatku za staż pracy z podstawy obliczania płacy minimalnej, wzrostu stawek odpisów na zakładowy fundusz świadczeń socjalnych oraz podwyższenia wynagrodzeń nauczycieli (z jednoczesnym niedoszacowaniem
Na poziomie samorządu niewiele możemy pomóc, nasi przedsiębiorcy potrzebują klientów lub systemowego wsparcia finansowego przez komórki i jednostki wskazują, że dochody miasta były niższe o około 25 mln zł, a wydatki o 136 mln zł niższe od planowanych. Przede wszystkim wydatki bieżące zanotowały spadek o 48 mln zł – jest to wynik rezygnacji z zadań fakultatywnych oraz ograniczenia zadań będących obowiązkiem gminy. Zanotowaliśmy mniejsze przychody np. ze sprzedaży biletów komunikacji publicznej – o około 12 mln – czy o 5 mln zł niższe przychody z działalności Ośrodka Sportu i Rekreacji. Wpływy z PIT-ów będą trochę wyższe, niż zakładaliśmy, ale i tak spadną o 8 mln zł.
subwencji oświatowej). Sytuacja ta wpłynęła na rezygnację z wielu zadań.
Gdzie miasto szuka oszczędności? Oszczędności szukamy w zasadzie wszędzie. Począwszy od własnego podwórka – nasi pracownicy od lat nie mieli podwyżek (poza wzrostem płacy minimalnej), przy jednoczesnej redukcji etatów. Ogłaszamy konkursy tylko na te stanowiska, których nie jesteśmy w stanie uzupełnić własnymi siłami, zwykle są to stanowiska wymagające specjalistycznych kwalifikacji. Podobnie jest w jednostkach podległych.
A co z inwestycjami? To są zadania, które mieliśmy nadzieję w najbliższych latach zrealizować, ale które teraz muszą zostać odsunięte w czasie. Dotyczy to m.in. budowy nowej ul. Bałtyckiej, budowy centrum kultury, żłobka czy mniejszych inwestycji w infrastrukturę drogową, pieszą i rowerową. Pan teraz, podobnie jak wcześniej samorządy z Krainy Tysiąca Jezior, apeluje do rządu o wsparcie dla regionu. Był jakiś odzew na te apele? Jako samorządy staramy się użyć wszelkich form, żeby rząd zwrócił uwagę na nasze problemy, będące po części pokłosiem jego polityki, a po części skutkiem pandemii. Coraz lepiej rozumiemy też, że „w jedności siła”, i dlatego angażujemy również do tego nasze organizacje samorządowe. Niestety, odzew na nasze działania jest słaby. Mamy do czynienia z grą pozorów, czego najlepszym przykładem jest „wielki nieobecny”, czyli minister ds. samorządu. Gdyby nie to, że lider ugrupowania, dzięki któremu został na to stanowisko powołany, postanowił zmienić zdanie i wystąpił o jego odwołanie, nikt by nie wiedział, że taka funkcja w ogóle istnieje. Pana zdaniem rząd nie reaguje na prośby, bo w tym regionie ma mniej wyborców niż na Podhalu czy Podkarpaciu, czy chodzi o coś innego? Jeśli popatrzeć na niektóre rozstrzygnięcia, chociażby w ramach Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych, i nałożyć na to mapę preferencji wyborczych, to trudno się z tym nie zgodzić. Zwykło się
mówić, że „koszula bliższa ciału”, i wygląda na to, że jest to prawda.
Brak wsparcia z budżetu państwa, co będzie oznaczał dla miasta i dla regionu? To nie tylko brak wsparcia, ale obserwujemy wręcz systematyczne obniżanie naszych dochodów. To działania, które mają doprowadzić do upadku samorządności. Jak wiemy, w samorządach głównie pracują ludzie niezwiązani z partią rządzącą czy inną, a to się PiS-owi nie podoba. Przypomnę, jak zostaliśmy potraktowani podczas podziału drugiej transzy Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych. Mimo że mieliśmy świetny projekt – budowy żłobka, który idealnie wpisywał się w założenia projektowe – nie otrzymaliśmy żadnych pieniędzy na jego realizację. Brak wsparcia i sprawiedliwego podejścia do finansowania różnych przedsięwzięć będzie skutkował marginalizacją naszego regionu, powiększaniem dysproporcji i w żaden sposób nie będzie się wpisywał w politykę naszego państwa – czyli wyrównywania szans. Od marca zmieniły się w mieście opłaty za komunikację miejską, a od kwietnia rosną stawki i sposób naliczania opłat za wywóz odpadów komunalnych. Nie dało się tych podwyżek uniknąć? Proszę zauważyć, że wszędzie, we wszystkich miastach w Polsce, jest podobna sytuacja. Opłaty rosną, więc nieuniknione są również podwyżki w miejskich instytucjach. Staramy się, by były na minimalnym poziomie, jak
najmniej odczuwalne dla mieszkańców, ale nie sposób ich uniknąć. I tak np. podatek od nieruchomości – przy mieszkaniu 50-metrowym wzrósł o ok. 5 zł rocznie. W przypadku komunikacji podwyżek nie odczują osoby, które regularnie podróżują komunikacją miejską. Dla nich wręcz przygotowaliśmy bonus w postaci biletu rocznego, którego cena to równowartość 11 biletów miesięcznych (880 zł normalny i 440 ulgowy). Bez zmian pozostają ceny biletów miesięcznych, trzymiesięcznych oraz Biletu Dużej Rodziny. Podnieśliśmy ceny biletów jednorazowych (3,40 normalny i 1,70 ulgowy) – to porównywalna cena z tą, jaką płacą podróżni w Kielcach, a niższa niż np. w Rzeszowie, Gdyni, Lublinie czy Białymstoku. A jeśli chodzi o opłatę za wywóz odpadów – tej podwyżki również nie uniknęły inne miasta. Wiąże się ona z niezależnymi od nas podwyżkami cen prądu, paliwa, płacy minimalnej oraz wzrostu tzw. opłaty marszałkowskiej. Przypomnę też, że nie możemy dokładać do tego systemu. Jednak staraliśmy się zminimalizować te podwyżki. Metoda naliczania opłat w oparciu o liczbę mieszkańców nie sprawdziła się, ponieważ dane podawane w deklaracjach są zaniżane. W efekcie pozostali uczciwi mieszkańcy muszą płacić za śmieci coraz więcej, bo rosnące koszty funkcjonowania systemu gospodarowania odpadami są dzielone na coraz mniejszą liczbę mieszkańców. Aby uszczelnić system, skorzystaliśmy z realnych instrumentów naliczania i kontroli, co pozwoli sprawiedliwie podzielić koszty zbiorki, transportu i zagospodarowania odpadów na wszystkich użytkowników systemu. A zatem od kwietnia będziemy naliczać opłaty za śmieci w zależności od ilości metrów sześciennych zużytej wody – to 8,40 zł za metr sześcienny.
Ambitne plany miasta w sprawie rozbudowy sieci tramwajowej były przez dłuższy czas blokowane przez firmy, które walczyły o te kontrakty. To już się skończyło? Kiedy więc ruszy budowa i kiedy zwiększy się sieć tramwajowa w mieście? Kontrola uprzednia prezesa Urzędu Zamówień Publicznych zakończyła się wynikiem pozytywnym, potwierdzono tym samym orzeczenia Krajowej Izby Odwoławczej. Niestety, w wyniku walki konkurencyjnej kolejna firma złożyła odwołanie od orzeczenia KIO do sądu, a od 1 stycznia jedynym sądem, który zajmuje się tego typu sprawami, jest Sąd Okręgowy w Warszawie. Na razie nie mamy wyznaczonego terminu rozprawy, a zatem nie wiemy, kiedy moglibyśmy podpisać umowę z wybranym wykonawcą. Apelujemy, piszemy, szukamy sojuszników, by zmienić decyzję co do centralizacji orzekania w tego rodzaju sprawach. Długa kolejka do orzekania uderzy nie tylko w inwestycje samorządowe, ale także rządowe. To działanie nie wpisuje się w strategię na rzecz odpowiedzialnego rozwoju naszego kraju. / ©℗
Życie regionów
R4
Poniedziałek 8 marca 2021
◊ regiony.rp.pl
KOBIETY W SAMORZĄDZIE
Trzeba przebić szklany sufit
Na 2461 wójtów, burmistrzów i prezydentów w Polsce tylko 299 to kobiety
JANINA BLIKOWSKA
– Uważam, że my, kobiety, dostrzegamy to, co jest niewidoczne dla mężczyzn. Kobiety wnoszą dużo ciepła, dużo prawdziwych emocji i wartości do relacji międzyludzkich, bo bardziej niż na konkurencję nastawione są na współpracę. Jesteśmy konsekwentne w działaniu i skuteczne, dzięki czemu odnosimy sukcesy – mówi Elżbieta Anna Polak, marszałek województwa lubuskiego od dziesięciu lat, a wcześniej wicemarszałek i burmistrz Małomic. Jest jedyną kobietą w Polsce, która stoi na czele urzędu marszałkowskiego.
Kobieta w samorządzie to częste zjawisko 8 marca to od ponad 100 lat Dzień Kobiet. Okazuje się, że samorząd przyciąga płeć piękną. Jak wynika z danych Krajowego Biura Wyborczego przekazanych „Życiu Regionów”, na 551 radnych wojewódzkich aż 161 to panie – czyli niemal co trzeci. Na niższych szczeblach samorządu jest jeszcze lepiej. W gminach do 20 tys. mieszkańców i dzielnicach Warszawy jest w sumie ponad 32 tys. radnych, z czego ponad 10 tys. to kobiety (31 proc). Z kolei w radach powiatów i w radzie Warszawy zasiada łącznie ponad 6,3 tys. radnych,
w tym 1555 pań. Szklany sufit kobiety nadal widzą, jeśli chodzi o kierowanie miastem czy gminą. Na 2461 obecnie sprawujących urząd wójta, burmistrza czy prezydenta tylko 299 to płeć piękna. Zaledwie dwoma miastami wojewódzkimi rządzą dziś panie: Łodzią Hanna Zdanowska i Gdańskiem Aleksandra Dulkiewicz. – O pracy w samorządzie zdecydowała moja pasja, zainteresowania i kierunek studiów. Od zawsze byłam aktywną obywatelką, już jako nastolatka w szkolnym samorządzie, a będąc dorosła, rozpoczęłam zawodową współpracę z panem prezydentem Pawłem Adamowiczem – wspomina prezydent Dulkiewicz. Przyznaje, że jak w każdej pracy są lepsze i gorsze dni. – W samorządzie, gdzie codziennie zapadają tysiące decyzji, głównym czynnikiem wywołującym stres jest czas. I oczywiście świadomość tego, że podejmowane decyzje wpływają bezpośrednio na funkcjonowanie całych społeczności, firm, szkół czy pojedynczych osób – opowiada prezydent Gdańska. Największą satysfakcję daje jej pojęcie tzw. sprawczości, czyli dzień, w którym można z satysfakcją otworzyć długo planowaną i przygotowywaną inwestycję. Albo gdy udaje się doprowadzić do pomyślnego finału ważne dla Gdańska negocjacje. – W piątek pożegna-
liśmy ostatni wysokopodłogowy tramwaj w Gdańsku. Dzięki naszym wieloletnim zakupom wreszcie osoby niepełnosprawne poruszające się na wózku czy rodzic z dziecięcym wózkiem, czy senior nie będą się zmagali z wejściem do pojazdu. Bardzo często te trzy stopnie to było dużo za dużo. To właśnie daje najwięcej satysfakcji w samorządowej pracy – mówi Aleksandra Dulkiewicz. A Hanna Zdanowska przyznaje, że praca samorządowca to ogromna satysfakcja i możliwość realnego wpływania na rzeczywistość. – W samorządzie rano wprowadzamy jakieś rozwiązania, w południe one wchodzą w życie, a wieczorem widać już ich skutki – mówi nam Hanna Zdanowska. Łodzią rządzi od ponad dziesięciu lat. – I po tych latach prezydentury mam przekonanie, że razem z łodzianami zmieniliśmy Łódź w sposób, jaki trudno było sobie wcześniej wyobrazić – dodaje Zdanowska. Prezydent Łodzi mówi, że ukończyła politechnikę, jest inżynierem i całe życie jest pytana o to, czy bycie kobietą pomaga czy przeszkadza w pracy, czy da się ją godzić z życiem osobistym. – Ciekawe, że nikt o to samo nie pyta mężczyzn. Marzy mi się taka sytuacja, kiedy kobieta na budowie, w polityce, za sterami helikoptera przestanie być
SHUTTERSTOCK
Średnio co trzeci radny w gminach, powiatach i sejmikach województw to kobieta, ale tylko co ósmą gminą czy miastem rządzi przedstawicielka płci pięknej. traktowana jako wyjątkowe zjawisko – mówi prezydent Łodzi. Cieszy się, że dużo w tej sprawie zmieniło się przez ostatnie dziesięć lat. – Praca w samorządzie to dosłownie praca 24 h przez siedem dni w tygodniu i wymaga wielu poświęceń, ale dotyczy to zarówno kobiet, jak i mężczyzn – uważa prezydent Łodzi. Prezydent Gdańska: – Być może jestem szczęściarą, ale w pracy zawodowej nigdy nie doświadczyłam gorszego traktowania z uwagi na płeć. – Raczej niektórzy panowie w relacji zawodowej starają się wykazywać aż nadto grzecznością. A przecież też nie do końca o to chodzi – mówi prezydent Gdańska.
mówi nam pani wojewoda. Zdradza, że obecnie wśród jej współpracowników jest wiele kobiet, ale nie brakuje także mężczyzn. – W sprawach kadrowych – choć nie tylko – ufam swojej intuicji. Doświadczenie pokazuje, że jak na razie ta mnie nie zawodzi. Od osób, z którymi pracuję dziś i chciałabym pracować w przyszłości, oczekuję mądrości, kreatywności oraz inspiracji. To właśnie najbliższe otoczenie samorządowca nadaje rytm zachodzącym zmianom i buduje zaplecze dobrego gospodarza – mówi Ewa Leniart. Przyznaje, że na pewno ciężko pogodzić publiczną służbę z życiem rodzinnym. – Do tego potrzeba zrozumienia obu stron. Cieszę się, że najbliższe mi osoby zaakceptowały moją naturę. W zamian oddaję im każdą wolną chwilę. Taka relacja pozytywnie wpływa na życie zawodowe i jestem przekonana, że dotyczy to każdego z nas. Pozwala złapać dystans i spojrzeć na wyzwania z szerszej perspektywy – mówi wojewoda podkarpacki. Przygoda Elżbiety Anny Polak z samorządem zaczęła się od Urzędu Gminy w Małomicach. Była tam inspektorem, radną, a w końcu burmistrzem. – Moja samorządowa przygoda zaczęła się od… kajaków. Moje dziewczyny z sekcji kajakowej nosiły kajaki na plecach po kilka kilometrów, a ja nie
Same musimy urządzać świat W maju do grona prezydentów metropolii może dołączyć Ewa Leniart, od ponad pięciu lat wojewoda podkarpacki, a dziś kandydatka PiS w przedterminowych wyborach na prezydenta Rzeszowa. – Uważam, że praca prezydenta nie będzie większym, ale innym wyzwaniem. Nie mam natomiast złudzeń, że sprawowanie każdej funkcji publicznej stawia na naszej drodze problemy na równi z szansami. Do tej pory nauczyłam się korzystać z tych drugich i nie unikać pierwszych –
mogłam się doprosić budowy bazy sportowej. Dlatego zdecydowałam się przejść na drugą stronę mocy. Nie prosić, ale decydować. Zostałam radną gminy, następnie burmistrzem. Tak to się zaczęło – wspomina pani marszałek. Na co dzień w pracy stawia na... różnorodność. – W partnerstwie jest wielka siła, bo gdy buduje się zespół, płeć nie ma znaczenia. Liczą się doświadczenie, wiedza, kompetencje, pracowitość i uczciwość, które są przecież niezależne od płci – podkreśla marszałek Polak. Przyznaje, że pandemia jest szczególnym wyzwaniem w jej pracy. – W tak trudnych warunkach w ciągu 12 lat pracy w zarządzie województwa się nie znalazłam. Były różne momenty, zmagaliśmy się z wielkimi problemami, ale to jest sytuacja wyjątkowa, bo zdrowie i życie mieszkańców jest bardzo narażone – mówi pani marszałek. Zachęca inne kobiety do działania w samorządzie. – Chcę, żeby kobiety były aktywne, doceniane. Trzeba promować modę na wyjście z cienia i przebicie szklanego sufitu. Nie możemy prosić o zmianę polityki w ważnych dla nas sprawach, tylko same musimy ją kreować. Nie przyglądać się, jak inni robią to za nas, ale naprawdę razem urządzać świat – uważa marszałek województwa lubu/ ©℗ skiego.
KULTURA
Pandemia zamknęła instytucje w Warmińsko-Mazurskiem, wdziera się do zespołów, grozi Lubuskiemu i Pomorskiemu, gdzie zabiła Jerzego Limona, szefa Teatru Szekspirowskiego. JACEK CIEŚLAK
Od 27 lutego zamknięte są w Mazursko-Warmińskiem muzea, kina, teatry i galerie sztuki. Nie minęło kilka dni, a środowiskiem polskiej kultury wstrząsnęła informacja o spowodowanej covidem śmierci profesora Jerzego Limona, światowej sławy szekspirologa, pomysłodawcy i realizatora odbudowy Teatru Szekspirowskiego w Gdańsku, jego dyrektora oraz szefa lipcowo-sierpniowego Festiwalu Szekspirowskiego, organizowanego od 1997. Jerzy Limon miał 71 lat, ale zawsze zarażał pozytywną energią, był wzorem regionalnych, samorządowych inicjatyw, które promieniowały na całą Polską – konkurs na najlepszy spektakl szekspirowski pobudzał środowisko teatralne i reżyser-
skie, ale także na cały świat – poprzez międzynarodowe prezentacje, zgodnie z hasłem „działaj lokalnie, myśl globalnie”. Jest strasznym paradoksem, że wybitnego znawcę teatru elżbietańskiego zabiła, być może mutacja wirusa, z Wielkiej Brytanii. Nikt nie wyklucza, że z powodu wzrostu liczby zachorowań instytucje kultury zostaną zamknięte również w Pomorskiem i Lubuskiem. Są w stanie alarmowym. Ale nawet bez odgórnej, rządowej decyzji, dyrektorzy są zmuszeni do odwoływania spektakli, ponieważ w zespołach pojawiły się osoby chore lub takie, które z chorymi miały kontakt i lepiej „chuchać na zimne”. Sytuacja jest bardzo dynamiczna. Tydzień temu „Życie Regionów” informowało, że z powodu kontaktu z osobą zakażoną Teatr im. Kochanowskiego odwołuje premierę „Amatora 2020” w reżyserii Norberta Rakowskiego, o zgrozo, czterokrotnie wcześniej już odwoływaną. Można mówić o rozległym paraliżu, ponieważ spektakl jest koprodukcją zrealizowaną
MAT. PRAS.
Trzecia fala może się okazać dla instytucji najgorsza
Profesor Jerzy Limon, założyciel gdańskiego Teatru Szekspirowskiego, padł ofiarą koronawirusa. To wielka strata dla polskiej kultury z Teatrem im. Wyspiańskiego w Katowicach, który jednocześnie musiał zrezygnować z grania „Inteligentów” oraz „Mayday 2”. – To prawda, ale staram się walczyć, na ile
pandemia pozwala, dlatego kiedy trzeba stosujemy obostrzenia, ale na przykład z marcowej premiery „Testosteronu” nie rezygnujemy – powiedział nam Robert Talar-
czyk, dyrektor Teatru im. Wyspiańskiego. Norbert Rakowski, dyrektor opolskiej sceny, miał jeszcze nadzieję, że dojdzie przynajmniej do marcowej prapremiery „Króla Leara” w reżyserii Anny Augustynowicz. Niedawno przyszła następująca wiadomość: „Ze względu na bezpieczeństwo zespołu aktorsko-realizatorskiego (…) informujemy, że jesteśmy zmuszeni odwołać premierę spektaklu »Król Lear« zaplanowaną na 6 marca oraz pokazy 5 i 7 marca”. To nie wszystko. „Z przykrością informujemy, że z przyczyn niezależnych od Teatru zmuszeni jesteśmy odwołać zaplanowane na najbliższy weekend (5, 6 i 7 marca) spektakle „Czerwonych nosów” – to z kolei mailowa depesza z Teatru Nowego w Poznaniu, który musiał zrezygnować ze spektaklu Jana Klaty, w którym występuje cały zespół. – Dla bezpieczeństwa wszystkich, kiedy pojawi się nawet cień zagrożenia, izolujemy pośród pracowników osoby potencjalnie zagrożone wirusem – mówi Piotr Grusz-
czyński, dyrektor Nowego. – Niestety, trzecia fala pandemii okazała się najgorsza. O ile Jan Klata, reżyser „Czerwonych nosów”, ma prawo mieć żal do losu za odwołanie poznańskich spektakli, o tyle może też powiedzieć, że „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”, ponieważ powrócił na afisz wrocławskiego Capitolu jego „Lazarus” oparty na piosenkach Davida Bowiego. Co byłego złego, a co jest dobre? Jesienią 2020 r. odwoływano spektakl tuż po premierze, bo w zespole pojawił się wirus. Aktorzy mają go już za sobą i ze zdwojoną energią wrócili na scenę. Żal mogą mieć ci widzowie, którzy w pozycji „bilety” widzą na stronie teatru informację „brak biletów”. Podobny opis ma inny hit Capitolu „Mock. Czarna burleska”. Na szczęście spokojnie jest w galeriach, muzeach i w kinach, gdzie artyści nie muszą pracować na żywo. Tam jedyną bolączką jest ograniczenie frekwencji o połowę oraz konieczność zapewnienia zwiedzającym 15 metrów kwadratowych na jedną osobę. / ©℗