Region Nieograniczonych Możliwości (listopad 2017)

Page 1

KUJAWSKO-POMORSKIE REGION NIEOGRANICZONYCH MOŻLIWOŚCI

9 LISTOPADA 2017 REDAKTOR PROWADZĄCY SŁAWOMIR ŁOPATYŃSKI DODATEK DO GAZETY WYBORCZEJ

GĘSINA

NA ŚWIĘTEGO MARCINA

Na tegorocznego św. Marcina powstała specjalna grafika, inspirowana kujawsko-pomorską twórczością ludową – kształt gąski stanowią motywy regionalnych haftów z Borów Tucholskich, Kociewia, Kujaw, Pałuk i Krajny.

RP 1


KUJAWSKO-POMORSKIE

REGION NIEOGRANICZNYCH MOŻLIWOŚCI SZYMON ZDZIEBŁO / TARANTOGA

Czwartek 9 listopada 2017

MIKOŁAJ KURAS

2

krótce minie rok od rozpoczęcia rozbudowy Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego im. Ludwika Rydygiera na toruńskich Bielanach – w grudniu 2016 r. wykonawca, firma Budimex, zaczęła przygotowywać plac budowy. Czytelnicy „Gazety Wyborczej” w głosowaniu uznali to za wydarzenie roku w Toruniu. 5 stycznia 2017 r. symbolicznie wbito pierwsze łopaty. Przemawiający wówczas marszałek Piotr Całbecki przypominał, że przygotowania do budowy trwały siedem lat. W tym czasie kadra kierownicza lecznicy jeździła po Europie, gdzie podpatrywała dobre wzorce z innych szpitali i słuchała rad kolegów po fachu.

W

Z papieskim błogosławieństwem – Myśląc o tej inwestycji, wczuwaliśmy się w rolę pacjenta – kontynuował marszałek. – Staraliśmy się wyobrazić sobie, co się powinno dziać, by pomoc dla niego była odpowiednio szybko zorganizowana, by nie musiał się stresować i stać w długich kolejkach, żeby wiedział, co się z nim dzieje, żeby był w przyjaznej przestrzeni już od początku. W ten sposób doszliśmy do detali takich jak tablet przy każdym łóżku z darmowym dostępem do wi-fi. Kolejna symboliczna uroczystość odbyła się 11 kwietnia. W rzeźbie o sześciennym kształcie, autorstwa plastyka Zbigniewa Mikielewicza, wmurowano kamień węgielny, który w Rzymie pobłogosławił papież Franciszek. Jedna z inskrypcji na rzeźbie to cytat ze św. Jana Pawła II: „Człowiek chory zawsze zachowuje swą godność”. Tego samego dnia w fundamenty budynku oficjale wmurowali akt erekcyjny. – My, medycy, możemy pracować wszędzie, nawet w ziemiankach lub pod bombami – przemawiał prof. Marek Jackowski, naczelny lekarz Bielan. – Dzięki inwestycjom w szpitale poprawiamy jednak byt pacjentów, a dzięki nowym technologiom możemy pomóc wszystkim mieszkańcom województwa.

Budynki rosną w oczach Powierzchnia budynków lecznicy powiększy się z 20 tys. m kw. do ponad 50 tys. m kw. Zakończenie wszystkich prac jest planowane na końcówkę 2019 r., ale część obiektów nowego szpitala zacznie służyć pacjentom znacznie szybciej. Inwestycja postępuje z miesiąca na miesiąc bez przeszkód, chociaż, jak to na budowie, zdarzają się drobne niespodzianki – np. po rozpoczęciu wykopów trzeba było wołać saperów do znalezionych niewybuchów, innym razem budowlańcy natrafili na kabel, którego nie było w żadnych planach. Prace są tym bardziej skomplikowane, że stara część szpitala ani przez chwilę nie została wyłączona z eksploatacji, jedynie część oddziałów tymczasowo przeniesiono do innych placówek

TU PACJENT NIE BĘDZIE ZAGUBIONY TOMASZ CIECHOŃSKI

W Toruniu kosztem ponad pół miliarda złotych rośnie jeden z najnowocześniejszych szpitali w Polsce, z hybrydowymi salami operacyjnymi i aparaturą do zaawansowanej diagnostyki. Nowatorska jest tu nie tylko technika, ale też model finansowania i podejście do pacjenta. medycznych podległych Bielanom. Nie dało się też uniknąć problemów z miejscami postojowymi dla samochodów, te jednak wkrótce odejdą z zapomnienie, bo gotowy jest już czteropoziomowy parking na ponad 420 samochodów, który niebawem ma być oddany do użytku. Najważniejszy jest jednak nowy gmach główny szpitala, z racji swojego kształtu zwany niekiedy budynkiem H. Jego mury są już widoczne z daleka, według harmonogramu budowa zakończy się w drugiej połowie przyszłego roku. W tym obiekcie znajdą się m.in. szpitalny oddział ratunkowy (SOR), pracownia kardiologii inwazyjnej, oddziały: chirurgii, ginekologii, otolaryngologii, okulistyki, neurochirurgii, intensywnej terapii, chemioterapii i ortopedii oraz główny blok operacyjny z 10 salami, w tym dwiema tzw. hybrydowymi, z aparaturą do zaawansowanej diagnostyki śródoperacyjnej. W takiej sali pacjent po wypadku, wymagający np. zabiegów neurologicznych, okulistycznych, ortopedycznych i kardiochirurgicznych, jest diagnozowany i operowany w jednym miejscu. Łącznie w budynku H znajdzie się 318 łóżek, a na jego dachu powstanie lądowisko dla helikopterów. Obiekt zostanie połączony ze starym gmachem głównym, który przejdzie remont. Właśnie dobudowywane jest do niego nowe skrzydło – na biura, aptekę, prosektorium i sale dydaktyczne.

Sprzęt ma współgrać z murami Budynek H, czyli nowe serce lecznicy, ma wyróżniać się nowoczesną aparaturą. – Nie będziemy kupować sprzętu przez kolejnych 10 lat. Oddamy do użytku szpital już w pełni wyposażony – zapowiedział marszałek Całbecki.

Trwa właśnie przetarg na zakup pierwszej partii sprzętu. Niektóre urządzenia muszą być dostarczone jeszcze w trakcie trwania budowy, by wykończenie pomieszczeń pasowało do konkretnych modeli sprzętu. Chodzi przede wszystkim o urządzenia wbudowywane w ściany budynku, ale też bardziej przyziemne sprawy jak lokalizacja wtyczek do prądu, wielkość okien itp. Urządzenia, na które ogłoszono już przetarg, to m.in.: różnego rodzaju stoły operacyjne, angiografy, tomografy, rezonans, aparat RTG, lampy operacyjne, automatyczne śluzy do transferu pacjenta, wysięgniki, zestawy laparoskopowe z torami wizyjnymi.

# Z lewej: Wielopoziomowy parking na ponad 400 samochodów Z prawej: Budynek administracyjny z apteką i magazynem odpadów chemicznych

FINANSE Z PLANU JUNCKERA Rozbudową zajmuje się marszałkowska spółka Kujawsko-Pomorskie Inwestycje Medyczne. Jej dokładny koszt poznamy po rozliczeniu wszystkich zakupów, szacunkowo to ok. 540 mln zł, z czego 336 mln zł będą kosztowały prace budowlane, a pozostała kwota pójdzie na wyposażenie. By skompletować tak duży budżet, konieczne było połączenie środków Unii Europejskiej, województwa oraz szpitala. Najważniejszym źródłem finansowania jest kredyt na blisko 240 mln zł, jaki Kujawsko-Pomorskie zaciągnęło w Europejskim Banku Inwestycyjnym. Już wcześniej modernizowało służbę zdrowia z pomocą pieniędzy pożyczonych w EBI, kredyt na Bielany jest jednak szczególny, bo został udzielony ze środków Europejskiego Funduszu na rzecz Inwestycji Strategicznych, w ramach tzw. planu Junckera. W tym modelu to nie KujawskoPomorskie a Bruksela gwarantuje spłatę kredytu. Kolejnym największym źródłem finansowania jest dotacja na 172 mln zł z unijnego Regionalnego Programu Operacyjnego. Z tej puli kupiony będzie sprzęt do lecznicy.

Gotowy jest też budynek techniczny na kotłownię, trafostację, garaż dla karetek i podziemny neutralizator ścieków. Wkrótce obiekt zostanie uruchomiony. Wtedy możliwa będzie rozbiórka starej kotłowni, w miejscu której powstanie całkiem nowy oddział psychiatryczny ze 196 miejscami dla pacjentów. Inny nowy obiekt, którego budowa już się rozpoczęła, to przyszły oddział zakaźny z 40 łóżkami. Znajdą się w nim także poradnie przyszpitalne.

Pacjent na pierwszym miejscu Nowatorstwo rozbudowywanego szpitala przejawia się nie tylko w architekturze i wyposażaniu, ale też w podejściu do chorego. Każdy oddział będzie miał swój kolor. Już od wejścia pacjentów i odwiedzających ich bliskich będą kierowały we właściwym kierunku specjalne linie na ścianach i podłodze, też w odpowiednich kolorach. Do tego pracownicy lecznicy będą nosili identyfikatory w kolorach przyporządkowanych ich oddziałom. Wszystko po to, by nikt w szpitalu nie czuł się zagubiony. – Sale będą co najwyżej dwuosobowe, wszystkie z sanitariatami, urządzone elegancko, w standardzie światowym, przypominające raczej pokoiki dobrych hoteli – zapowiadał marszałek. Odwiedziny chorych mają się odbywać w specjalnie wydzielonych, przytulnych salach. Innym rozwiązaniem poprawiającym samopoczucie pacjentów jest rozdzielenie SOR-u i rejestracji planowej, co zminimalizuje zamieszanie i stres oczekujących na przyjęcie. Głębszy sens ma też umieszczenie na Bielanach oddziału psychiatrycznego, dziś zlokalizowanego przy ul. Skłodowskiej-Curie. Nowoczesne podejście do medycyny zakłada, że pacjenci z problemami psychicznymi nie mogą czuć się stygmatyzowani. Ciekawostką są planowane nowinki techniczne, chociażby poczta pneumatyczna – materiał do badań pacjenta i leki będą wkładane do specjalnych tub i transportowane siecią rur po całym szpitalu. Apteką będzie zarządzał specjalny program, który wyda dokładnie tyle leku, ile potrzeba. Panele fotowoltaiczne oraz gazowe pompy ciepła sprawią, że zapewnienie energii dla lecznicy będzie tańsze niż przy zastosowaniu tradycyjnych metod. Na terenie szpitalnego kompleksu powstaną cztery podziemne zbiorniki retencyjne do zbierania deszczówki na potrzeby spłukiwania toalet. Niezależnie od tego, szpital ma już trzy podziemne zbiorniki na wodę pitną, na wypadek problemów z siecią wodociągową. Postępy prac na budowie można obserwować osobiście – urząd marszałkowski organizuje wycieczki na plac budowy, dla zainteresowanych ma też upominki. Najbliższe terminy zwiedzania to 19 listopada i 3 grudnia br. Obowiązują wcześniejsze zapisy, szczegóły na stronie internetowej kujawsko-pomorskie.pl.

RP 1


KUJAWSKO-POMORSKIE

PARTNEREM WYDANIA JEST WOJEWÓDZTWO KUJAWSKO-POMORSKIE

Czwartek 9 listopada 2017

REGION NIEOGRANICZNYCH MOŻLIWOŚCI

3

NIEZWYKŁOŚCI NA KUJAWSKĄ NUTĘ

Kujawsko-Dobrzyńskim Parku Etnograficznym w Kłóbce, który jest częścią Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku, dzieje się sporo. Zaledwie kilka tygodni temu udostępniono zwiedzającym zabytkowy kościół. Świątynia pochodząca z Brzeźna, leżącego w powiecie lipnowskim, została odtworzona zgodnie z jej wyglądem w latach 1789-1914. Podlegała wtedy parafii w Kikole. Jest to kościół salowy z niewyodrębnionym prezbiterium, ściany mają konstrukcję zrębową, dach jest kryty gontem. Świątynię zdobi wieżyczka sygnaturkowa z baniastym hełmem. Budynek można podziwiać od końca września. Czy kościół przyciąga więcej zwiedzających? – Za wcześnie na odpowiedź. Na pewno z zainteresowaniem oglądają go osoby z różnych stron Polski, którzy się tą tematyką akurat interesują, a także ci, którzy byli chrzczeni w tej świątyni albo chodzili do niej kiedyś na mszę. Oczywiście zwiedzili ją także wszyscy parafianie – mówi Piotr Nowakowski, dyrektor Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku.

W

AGNIESZKA KĘPKA

MZKID WE WŁOCŁAWKU

Tu zobaczymy kolekcję malarstwa jedynej oficjalnej narzeczonej Chopina, piękny zabytkowy dwór, urokliwy kościółek, chałupy i stodoły. Pospacerujemy malowniczą ścieżką historyczno-przyrodniczą, a w przyszłości zwiedzimy działający młyn wodny i spichlerz dworski.

Wyposażenie z różnych stron

Wisienka na torcie

RP 1

Poza tym warte uwagi jest samo otoczenie kościoła. Został zorientowany właśnie tak, jak nakazywały zalecenia soboru trydenckiego. Miał być widoczny, leżeć na osiach widokowych, najlepiej na wzniesieniu. Dlatego położenie kościoła nie jest przypadkowe, znajduje się na granicy wsi skansenowskiej i parku dworskiego, przy zboczu doliny rzecznej zpiętrzącym się zbiornikiem wodnym. Tuż za kościółkiem można wejść na 2-3-kilometrową ścieżkę historyczno-przyrodniczą otwartą w zeszłym roku. Alejkami parkowymi i pomostami zwiedzający docierają do 150-letniego dębu powstańców, oglądają urządzenia wodne, stawy. – Nasz skansen ma wyjątkowe wskali kraju walory krajobrazowe, amy je wykorzystujemy – słyszymy od Nowakowskiego. Naturalności dodają otoczeniu spacerujące po muzeum owce, kozy, kury i kaczki. – Staramy się odtworzyć dawny klimat, teraz taką naszą wisienką na torcie jest kościół – mówi dyrektor. Kolejnym zwielu zabytków jest dwór, udostępniony zwiedzającym w 2015. Był siedzibą rodu Orpiszewskich. Parterowa część budowli została wzniesiono po 1845 roku. Wlatach 80. XIX wieku obiekt rozbudowała Maria Wodzińska Orpiszewska, młodzieńcza miłość Fryderyka Chopina. – To była jego jedyna oficjalna narzeczona. W dobudowanym przez Marię skrzydle dworu można obejrzeć wystawę poświęconą jej życiu i twórczości malarskiej – opowiada Piotr Nowakowski. W starszej parterowej części budynku urządzona jest ekspozycja wnętrz dwor-

%

Od lewej: Widok na skansen w Kłóbce

MZKID WE WŁOCŁAWKU

%

ANDRZEJ GOIŃSKI

Poświęcenie kościółka z Brzeźna – wnętrze JAROSŁAW CZERWINSKI

Oglądając budynek, warto zwrócić uwagę na jego wyposażenie i wystrój. Elementy te pokazują okres, kiedy to mszę odprawiano w rycie trydenckim, po łacinie, a ksiądz tak jak wierni stał przodem do ołtarza. W środku zgromadzono około 50 zabytków. Starano się zachować jak najwięcej elementów kościoła w Brzeźnie, ale są także przedmioty z innych świątyń. Ambonę przywieziono np. z miejscowości Ostrowite, także w powiecie lipnowskim. – Eksponaty pochodzą z wielu kościołów całej diecezji. Scenariusz ekspozycji zakładał pokazanie kościoła takiego, jaki był wczasach sprzed II Soboru Watykańskiego, kiedy wiele rzeczy wyglądało w świątyni inaczej. Są tam elementy wyposażenia, sprzęty liturgiczne, których już się nie używa. Chodzi np. o ambonę czy szaty mszalne. Warto zwrócić uwagę na tzw. tron biskupi, który po zamontowaniu kratownic pełnił funkcję konfesjonału. To jest zupełnie unikalna rzecz. Zobaczyć można tam wszystko, co było wtakim XVIII-, XIX-wiecznym kościele wiejskim – opowiada dyrektor.

Dwór rodu Orpiszewskich Kościółek z Brzeźna – widok z zewnątrz

skich. Ich aranżacja nie jest przypadkowa. Funkcje i wyposażenie poszczególnych pomieszczeń zrekonstruowano na podstawie relacji ostatniej przed 1939 rokiem właścicielki dworu. W zabytkowych piwnicach pałacowych znajduje się trzecia część ekspozycji. Odtworzono tu m.in. kuchnię dworską, spiżarnię i pralnię.

Teraz robią świece...

Skansen odwiedza coraz więcej turystów, w 2012 roku naliczono ich 15 tys., w roku 2016 już 20 tys. W tym roku liczba zwiedzających może być jeszcze większa, a według szacunków dyrektora w kolejnych latach dobije do 30 tys. Rośnie także liczba osób biorących udział w warsztatach, które muzeum ma w ofercie. Podczas zajęć można nauczyć się m.in. wyrobu masła, świec, tłoczenia oleju. – Na udział w nich decyduje się wielu gości. Kiedyś uczestniczyły w warsztatach głównie dzieci i młodzież szkolna, teraz to się zmienia. Coraz więcej zorganizowanych grup ludzi w wieku 60 plus chce brać udział w takich zaję-

ciach. Są to np. członkowie uniwersytetów trzeciego wieku – mówi Piotr Nowakowski.

...w przyszłości wyprodukują prąd W Kujawsko-Dobrzyńskim Parku Etnograficznym w Kłóbce planowane są kolejne inwestycje. Zrekonstruowany ma być młyn wodny. Można będzie zobaczyć nie tylko, jak wyglądał, ale przekonać się także, jak działał. Przy jego rekonstrukcji wykorzystane zostanie naturalne spiętrzenie wody. Drewniane łopaty będą się obracały, a umieszczone w środku urządzenia pracowały. – Młyn wodny będzie rekonstruowany na zachowanych fundamentach z wykorzystaniem zabytkowych elementów i urządzeń, które posiadamy w zbiorach – informuje dyrektor. W zabudowaniach młyna sprytnie ukryta zostanie mała elektrownia wodna. Jej urządzenia będą na wskroś nowoczesne, produkować mają prąd na potrzeby muzeum. – Oczywiście to jest tak, że prąd od-

dawać będziemy do sieci i go z sieci pobierać, ale ogólnie, w dużym uproszczeniu, można powiedzieć, że pod względem energetycznym będziemy samowystarczalni – mówi dyrektor. Inwestycja ma kosztować ponad 800 tys. zł. Kolejnym planowanym obiektem jest spichlerz dworski. Obiekt stoi, ale trzeba poddać go przebudowie, oczyścić zpóźniejszych przybudówek, odnowić, przywrócić mu oryginalny wygląd, przeprowadzić prace konserwatorskie. Inwestycja rozłożona będzie na 3 lata, a jej koszt to ponad 2 mln złotych. W środku spichlerza powstanie ekspozycja prezentująca dawną gospodarkę folwarczną. Zobaczymy więc maszyny i urządzenia rolnicze sprzed lat. – Zwiedzający będą mogli się przekonać, jak wyglądały ifunkcjonowały kiedyś takie gospodarstwa – mówi Piotr Nowakowski. – Obydwie inwestycje objęte są wnioskami o dofinansowanie przez naszego organizatora, tj. samorząd województwa kujawsko-pomorskiego. Jednak podobnie jak wprzypadku dworu ikościółka zakładamy możliwość montażu finansowego.

KIEDY ZWIEDZAĆ? W poniedziałki skansen jest nieczynny. W sezonie letnim, czyli od 1 maja do 31 października, zwiedzać można od wtorku do niedzieli w godz. 10-18. W pozostałych miesiącach skansen otwarty jest także od wtorku do niedzieli, ale w innych godzinach: od 10 do 16. Wejście możliwe jest na godzinę przed zamknięciem. W piątek wstęp jest bezpłatny. Muzeum nieczynne jest 1 i 6 stycznia, w pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych, w Boże Ciało, 15 sierpnia, 1 i 11 listopada oraz w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia


Czwartek 9 listopada 2017

KUJAWSKO-POMORSKIE

REGION NIEOGRANICZNYCH MOŻLIWOŚCI

Nasze święta nie zawsze nas łączą, często są wykorzystywane do dzielenia. Tak wcale nie musi być. Zależało nam, by trochę inaczej spojrzeć na 11 listopada. Dlatego zaproponowaliśmy, by celebrować ten dzień w rodzinnym gronie, oczywiście z gęsiną na stole.

ŻANETA KOPCZYŃSKA: To w Kujawsko-Po-

% Gęsinę

morskiem rozpoczęła się akcja przywracająca gęsinę na stoły – nie tylko mieszkańców naszego województwa, ale całego kraju. A przecież duże gęsinowe tradycje mają także Wielkopolska i Pomorze.

sporządzają: od lewej Marco Ghia, szef Akademii Kulinarnej Whirlpool i marszałek Piotr Całbecki

PIOTR CAŁBECKI: Rzeczywiście, dziś do gęsiny nie trzeba już nikogo zachęcać. Wiadomo, że smakuje wyśmienicie, jest zdrowa i elegancko się prezentuje na talerzach i półmiskach. Wiadomo też, że najlepsza jest ta kujawsko-pomorska. Nasza kampania to sposób na wspólne świętowanie, na dobrą zabawę, na spędzenie czasu z rodzinami, z sąsiadami, z ludźmi, którzy tak jak my chcą celebrować rocznicę odzyskania niepodległości radośnie i z dumą.

NIECH NAS ŁĄCZY GĘSINA NA ŚW. MARCINA ROZMOWA Z PIOTREM CAŁBECKIM, MARSZAŁKIEM WOJEWÓDZTWA KUJAWSKO-POMORSKIEGO

Niektórzy boją się eksperymentować, zwłaszcza gdy po raz pierwszy przygotowują gęsinę. Obawiają się, że sobie nie poradzą, zepsują danie. Ma pan taki przepis, by się nie zrazili, a wręcz przeciwnie – rozsmakowali się w tym mięsie?

ANDRZEJ GOIŃSKI

4

Nie bez znaczenia jest Kołuda – z taką bazą pomysł udało się zrealizować.

To absolutnie fenomenalny ośrodek, w którym cały czas ulepszane są genotyp i rasa gęsi białej kołudzkiej. Dzięki Kołudzie łatwiej nam było uzasadnić naszą akcję gęsinową i wytłumaczyć, skąd w ogóle nasz pomysł. Myślę, że związek drobiarstwa polskiego ma powody do dziękowania samorządowi województwa, bo tak naprawdę hodowcom gęsiny zrobiliśmy kawał dobrej roboty promocyjnej. Kilka lat temu gęsina gościła na stołach w pałacu prezydenckim – ponad podziałami zajadali się nią polscy i zagraniczni politycy i artyści. W przyszłym roku obchodzić będziemy 100. rocznicę odzyskania niepodległości – może uda się, by produkt z naszego regionu uświetnił tę datę?

Pamiętam spotkanie, na którym goście z Polski i z zagranicy, tak jak pani mówi, ponad podziałami zajadali się naszymi przysmakami. To był bardzo udany wieczór. Chcemy to powtórzyć – zwrócimy się do pałacu prezydenckiego z propozycją wieczoru gęsinowego. Chcemy zrobić dużą promocję w parlamencie – gęsina to coś, czym zdecydowanie powinniśmy się chwalić. Cała nasza tradycyjna kuchnia warta jest promowania – jest kapitalna, różnorodna i bogata. Gęsi jemy częściej i więcej – wróciła w dobrym stylu. Pan także przywrócił gęsinę na swój stół, czy była obecna już na nim wcześniej?

Przywróciłem, bo wcześniej jej nie było. Owszem, pamiętam gęsi z domu, z dzieciństwa, ale to raczej sąsiedzi je hodowali. U nas były kaczki, ale jak to na wsi – kwitł handel wymienny, więc czasem się z nimi wymienialiśmy. Nie było jednak tradycji przygotowywania gęsi na ten konkretny dzień, czyli 11 listopada. Wielokrotnie podkreślał pan, że świąteczną gęś przygotowuje sam. Serwuje ją pan rodzinie od pierwszego roku akcji?

Tak, trochę przez ten czas poeksperymentowałem. Raz próbowałem luzować gęś, ale to wyższa szkoła umiejętności i sobie darowałem. Stawiam na proste sprawdzone przepisy.

Kujawsko-pomorska gęsina Przed nami 9. odsłona akcji „Gęsina na św. Marcina”. Przywrócenie zwyczaju spożywania gęsi 11 listopada to pomysł kujawskopomorskiego urzędu marszałkowskiego, który postawił na promocję województwa poprzez to, co mamy najlepsze – regionalne przysmaki z gęsią na czele.Akcja promocyjna nie udałaby się, gdyby nie miała mocnych podstaw – w tym przypadku niezwykłej hodowli w Kołudzie Wielkiej. Pochodząca stamtąd biała gęś jest dziś popularna nie tylko w naszym województwie, ale też w całym kraju i daleko poza jego granicami. Jej historia sięga 1962 r., kiedy do tamtejszego Instytutu Zootechniki przywieziono 20 białych gąsek. Naukowcy z ośrodka przystąpili do pracy nad stworzeniem nowego gatunku. Zależało im, by nie tylko był jak najlepiej przystosowany do warunków naszego środowiska, ale też był odporny i miał dobrej jakości mięso oraz pierze. Po latach pracy wyodrębniono dwa rody: matczyny W11, charakteryzujący się dużymi walorami reprodukcyjnymi, oraz ojcowski W33 o bardzo dobrym mięsie. W wyniku ich skrzyżowania powstała W31, czyli młoda polska gęś owsiana. W krótkim czasie mieszaniec został hitem eksportowym polskiej produkcji zwierzęcej. Nie bez powodu: jest odporny na choroby i warunki atmosferyczne, ma tzw. dobre przyrosty, co oznacza, że ptaki karmione głównie owsem nie tyją, bo pokarm nie odkłada się w tłuszcz, a buduje mięśnie. Dzięki temu w mięsie kołudzkich gęsi znajdują się wyłącznie korzystne dla zdrowia kwasy tłuszczowe, dodatkowo jest wyróżniane za rewelacyjne walory smakowe. Na pochwałę zasługują też puch i pierze – badania w najlepszych

światowych laboratoriach potwierdziły najwyższą klasę sprężystości. Na jakości mięsa pierwsi poznali się Niemcy, którzy od lat importują na swoje stoły tysiące gęsi. Pierze zaś ma wzięcie także poza Europą – kupują je m.in. Japończycy. W akcję promująca kujawsko-pomorskie gęsi zaangażowało się wiele osób z przeróżnych branż. Jednym z pierwszych etapów współpracy było podpisanie przez urząd marszałkowski umowy ze Slow Food Polska – organizacją a zarazem ruchem społecznym propagującym wiedzę o regionalnych kuchniach i tradycyjnych sposobach przygotowywania lokalnych specjałów. Od tej pory organizowane są konkursy i warsztaty oraz festyny, m.in. w Przysieku koło Torunia. Kołudzkie gęsi promowały się też na jednych z największych targów kulinarnych na świecie, m.in. w Turynie na Salone del Gusto, gdzie spotykają się najwięksi smakosze z całego globu. Inicjatywa spodobała się w Ministerstwie Rolnictwa, była też przebojem w parlamencie – senatorowie i posłowie z wszystkich ugrupowań zgodnie spotykali się przy półmiskach z gęsimi frykasami. Gęś kołudzka króluje również na kulinarnych targach. Do gęsiny przekonali się także mieszkańcy. Co roku urząd marszałkowski kupuje dla nich w Kołudzie tysiące tuszek, które następnie mogą zamawiać lub wygrywać w konkursach. Odbywają się również warsztaty i spotkania, na których specjaliści pokazują, że mięsa gęsiego nie trzeba się bać – wcale nie jest tak trudne w obróbce, jak się niektórym wydaje. To wspaniały surowiec, nadający się zarówno do pieczenia, smażenia, duszenia, faszerowania oraz przygotowywania wielu ciekawych dań.

W moim domu tradycyjna gęś musi być zasypana w majeranku, z pieprzem i solą oraz jabłkami w środku – najlepiej takimi, których nikt nie chce zjeść, bo są zbyt kwaśne. Gdy mam więcej czasu, przygotowuję farsz z podrobów. Świetna jest również gęś duszona – niewielkie kawałki mięsa przygotowujemy na patelni, w bulionie z warzywami i koniecznie z koncentratem pomidorowym. Gęś świetnie przechodzi aromatami i smakami dodatków. Tak naprawdę gęś jest prosta w przygotowaniu, nie ma co się jej bać. Najważniejszy jest czas i cierpliwość – niech piecze się 2,5, a nawet 3 godziny w 150 stopniach. Mięso musi być delikatne i miękkie. Jeśli nie będziemy mieli cierpliwości, wówczas gęś wysuszymy, a to najgorsze co można z nią zrobić. Gęsina jest naprawdę bardzo wdzięczna – można ją obrabiać na wiele sposobów i wykorzystać każdą część. Warto też spróbować półgęska wędzonego, to naprawdę wytworna rzecz – ja osobiście bardzo lubię. Promocja gęsiny to jedno, ale nie jedyne założenie akcji.

Nie chodzi wyłącznie o przywrócenie gęsi na stoły ani o promowanie naszych kulinariów w kraju. Powiedzenie „Gęsina na św. Marcina” było dla mnie odkryciem, dodatkowo sama historia spożywania gęsinowego mięsa w dniu świętego jest niezwykle ciekawa. A tak się składa, że tego dnia obchodzimy nasze święto narodowe. Zależało nam, by trochę inaczej spojrzeć na 11 listopada – to przecież nie tylko pompatyczny czas oficjalnych uroczystości i ceremonii. Dlatego zaproponowaliśmy, by celebrować ten dzień w rodzinnym gronie, oczywiście z gęsiną na stole. Zwróćmy uwagę, że nasze święta nie zawsze nas łączą, często są wykorzystywane do dzielenia. Tak wcale nie musi być. Niech młode pokolenie zobaczy zaangażowanie w domach, przygotowania i uroczysty obiad. Być może inaczej spojrzy na to święto, na naszą historię, na wolność. Zrozumie, że ojczyźnie można podarować chwile naszej prywatności. To najistotniejsze w całej akcji. Poza tym samo przygotowywanie posiłku, mówię o wspólnym przygotowywaniu z bliskimi, czy to z rodziną czy przyjaciółmi, jest fantastyczną sprawą. To bardzo przyjemny moment, gdy wszyscy zbierają się w kuchni, rozmawiają i spędzają ze sobą czas. To także powrót do pięknej polskiej tradycji. Potrawy przyrządzone z gęsi wiązały się z dawnym czterdziesto-

RP 1


KUJAWSKO-POMORSKIE

REGION NIEOGRANICZNYCH MOŻLIWOŚCI

Ludziom spodobał się chyba ten pomysł – sama od wielu swoich znajomych słyszę o celebrowaniu święta niepodległości.

Tak, myślę, że spodobał się pomysł i ludzie go podjęli. Jedni spędzają ten czas w gronie rodzinnym, inni idą na uroczysty obiad do restauracji – 11 listopada w Toruniu nie znajdziemy właściwie wolnego stolika bez rezerwacji. Obserwuję coraz większe zainteresowanie także oficjalnymi uroczystościami. Staramy się więc urozmaicać apele – jest wojsko, ostatnio też husaria. Ważne, żeby ludzie świętowali 11 listopada – w sposób, który im najbardziej odpowiada. Cały czas organizowane są plebiscyty, konkursy, jarmark w podtoruńskim Przysieku, a każdego roku rozdawane są mieszkańcom regionu tysiące tuszek. Kiedy uzna pan, że akcja osiągnęła wszystkie zamierzone cele?

Trudno powiedzieć. Na razie nie zaprzestajemy naszych działań. Myślę, że świętowanie można wydłużyć, a np. jarmark w Przysieku jeszcze bardziej rozbudować. Cały czas myślimy i pracujemy nad poprawą wielu logistycznych kwestii. Pamiętam, że pierwszą akcję zorganizowaliśmy na toruńskich Jordankach – zainteresowanie przeszło wtedy nasze najśmielsze oczekiwania. Przenieśliśmy się więc do Przysieka – impreza się rozrosła, a uczestników z roku na rok przybywa, dlatego chcemy poprawić ich komfort. Myślimy o nowej formule, pragniemy ożywić święto. Chciałbym, aby w niedalekiej przyszłości świętowano w każdej miejscowości w naszym województwie, ale do tego potrzeba zaangażowania prezydentów, burmistrzów i wójtów. W jednej z chat Muzeum Etnograficznego w centrum Torunia miał powstać ośrodek promocji naszej regionalnej kuchni. Czekają na niego smakosze tradycyjnych potraw oraz miłośnicy tradycji. Kiedy mogą liczyć na jego otwarcie?

RP 1

Z planów nie zrezygnowaliśmy. Było trochę zachodu z pozwoleniami na budowę, teraz szukamy wykonawców. Myślę, że za trzy miesiące ośrodek powinien zacząć działać. Plany są ambitne, ale wierzę, że uda się je zrealizować. To nie będzie zwykła restauracja – nie chodzi nam o samą kuchnię, a o całe kulinarne bogactwo kulturowe, które jest ogromną wartością. Włosi chwalą się swoimi produktami i są w tym niebywale konsekwentni – nie odpuszczają. My też powinniśmy tak postępować. A naprawdę mamy czym się chwalić. Będziemy promowali nie tylko gęsinę, ale wiele różnych smaków. Nic przecież nie stoi na przeszkodzie, by zorganizować np. wieczór z rybami pojezierza brodnickiego. Myślę, że niejedna osoba zdziwi się jak świetne mamy ryby. Planujemy zapraszać kucharzy, naszych regionalnych, ale nie tylko – także gości zagranicznych, którzy pokażą własne spojrzenie na naszą lokalną kuchnię. Mam nadzieję, że prezentacja różnorodnych smaków z naszego województwa zachęci do odwiedzin i wycieczek po regionie. Chcemy, by w ośrodku odbywały się warsztaty i zajęcia kulinarne, degustacje, imprezy tematyczne. Jego misją będzie też pokazanie innego spędzania czasu – w dzisiejszym świecie, w tej pogoni, zapominamy bowiem o najprzyjemniejszych i najprostszych rzeczach.

5

NASZE TRADYCYJNE PRZYSMAKI ŻANETA KOPCZYŃSKA

Kuchnia regionu kujawsko-pomorskiego ma się czym pochwalić. Na ministerialnej liście produktów tradycyjnych reprezentuje aż 79 przysmaków. Są na niej słodycze, potrawy mleczne, mięsne, a także owoce, warzywa, miody i masła. istę produktów i gotowych potraw tradycyjnych od 2004 r. prowadzi Ministerstwo Rolnictwa iRozwoju Wsi. Są na niej przysmaki utożsamiane z kulturą i odrębnością poszczególnych regionów. Różnice te wynikają zarówno zpowodu lokalnych ras zwierząt hodowlanych, odmian roślin uprawnych, jak i charakterystycznych przepisów. Warunkiem wpisania specjału na listę jest wytwarzanie go przez co najmniej pięć gospodarstw od minimum 25 lat. Przysmaki muszą też silnie nawiązywać do tradycji danego obszaru. Na liście znajdują się głównie proste dania, oparte na łatwo dostępnych składnikach. Przed laty gościły zazwyczaj na chłopskich stołach, rzadziej raczyły podniebienia wyższych warstw. Kuchnię województwa reprezentuje 79 potraw i produktów z Kujaw, ziemi chełmińskiej idobrzyńskiej, Pałuk, Borów Tucholskich, Krajny, Kociewia oraz Kosznajderii. Jest wśród nich 16 wyrobów cukierniczych ipiekarniczych, pięć mlecznych, osiem mięsnych, 23 gotowe dania, a także napoje, warzywa, owoce, miody i masła. Wkuchni naszego województwa dają zauważyć się wyraźne wpływy niemieckie, choćby w nazewnictwie, np. sznek czy ajntopf. Podstawą wielu potraw, głównie na Kujawach, była mąka oraz kasza jęczmienna i jaglana. Na chłopskich stołach gościł żytni chleb razowy, pszenny wypiekano wyłącznie z okazji świąt dorocznych irodzinnych, awczasie uroczystości zajadano się też często ciastem drożdżowym. Na co dzień nie brakowało potraw, których bazą była kapusta, zarówno świeża, jak ikiszona. Przygotowywano zniej zupy, chętnie jadano ją z grochem. Pragnienie gasiła zaś kawa zbożowa zprażonego jęczmienia i cykorii, albo chmielowy podpiwek. Oskar Kolberg, XIX-wieczny etnograf znany zwnikliwej obserwacji zwyczajów współczesnej mu wsi, tak zanotował kulinarne upodobania mieszkańców naszego regionu: „Na śniadanie żur zkartoflami lub chlebem. [...]. Obiad zwykle złożony z dwóch potraw. Kapusta kiszona z utartym grochem, kluski rżane ze słoniną lub nabiałem, kartofle ze siadłym mlekiem, mięso, różne jarzyny, jak brukiew, marchew, buraki, itp. Na podwieczorek jadają chleb zgzikiem albo jajecznica lub chleb z masłem albo serem. Na kolację idzie bania rozgotowana, zalana mlekiem izasypana zacierkami zżytniej mąki, tudzież kartofle”. Wiele ztych zwyczajów pozostało żywych do dzisiaj. Świadczą otym potrawy iprodukty, które znalazły się na ministerialnej liście produktów tradycyjnych. Wgrupie przysmaków piekarniczych icukierniczych wyróżniają się amoniaczki, drobne i kruche ciasteczka wypiekane głównie wkarnawale ipodczas świąt. Do ich przygotowania najlepsza jest mąka krupczatka, dawniej dodawano też mąkę ziemniaczaną, którą dzisiaj zastąpił budyń (najczęściej śmietankowy). Do zagniecenia ciasta niezbędne były: śmietana, masło, cukier, jaja i oczywiście amoniak. Na uwagę zasługują karbowane krawędzie ciastek – do ich wykrawania używano specjalnego radełka. Ciekawe są również ziemniaczano-dyniowe pączki, do dziś przygotowywane wyłącznie z produktów naturalnych, bez konserwantów iulepszaczy. Ciasto na nie musi być bardzo dobrze wyrobione, gwarantuje to bowiem późniejszą puszystość wypieku. Wbrew po-

L

ANDRZEJ GOIŃSKI

dniowym okresem adwentowym, który rozpoczynał się po św. Marcinie. 11 listopada był zatem dniem, kiedy po raz ostatni spożywano mięso, a była nim zazwyczaj gęsina. W dawnej Polsce ten dzień był również dniem wolnym od pracy. Wszyscy spotykali się przy wieczerzy, na której ucztowano i bawiono się. Tego dnia bogate osoby, biorąc przykład ze świętego Marcina, dzieliły się jadłem i napojem z potrzebującymi.

Czwartek 9 listopada 2017

# Regionalnych produktów można posmakować i kupić je na Festiwalu Smaku w Grucznie

zorom nie był to wytrawny przysmak – jego środek wypełniała słodka iaromatyczna konfitura zdzikiej róży. Do dziś na wielu wielkanocnych stołach gości również kujawiok, czyli drożdżowa baba posypana cukrem pudrem lub polana białym lukrem. Ciasto charakteryzowało się intensywnym żółtym kolorem – gospodynie nie szczędziły na nią jaj, ale barwę często dodatkowo wzmacniano szafranem. Nie traktowano baby jako deseru – jadano ją na śniadanie, smarowano masłem, ćwikłą lub chrzanem i okładano kiełbasą. Zapotrzebowanie na słodycze zaspokajał natomiast fjut, czyli gęsty syrop robiony zburaków cukrowych. Warzywo to było powszechnie znane w regionie, działały tu bowiem cukrownie, upowszechniły się więc plantacje buraków. Miejscowa ludność szybko znalazła sposoby na ich zastosowanie – opracowała metody domowego przerobu, by uzyskać słodkie produkty. Fjut, zwany również cyropem, używany był do smarowania racuchów, pieczywa lub jako polewa do kasz. Jednym z najmłodszych na ministerialnej liście jest jabłecznik kujawski – nic dziwnego, bowiem jabłonka rosła niemal przy każdej kujawskiej zagrodzie. Owoce przechowywano w słomie na strychach, poddaszach lub zakopcowane, czyli przykryte dobrze słomą i zasypane ziemią, dzięki czemu aromatycznym wypiekiem można było cieszyć się przez cały rok. Na jabłecznik kujawski najlepiej nadaje się antonówka, szara reneta i papierówka, obowiązkowo przyprawione cynamonem. Od wieków na tych ziemiach jedzono również żur, w ubogiej wersji występował bez wędzonek i kiełbas. Zakwas na niego przygotowywano w specjalnym glinianym garnku, popularnie zwanym żurownikiem. Dopiero z czasem zaczęto zaprawiać zupę śmietaną oraz dodawać pieprz, majeranek, chrzan i jaja. Tradycyjną potrawą, również często przygotowywaną dzisiaj, jest groch zkapustą. Wludowych wierzeniach groch chronił przed chorobami, w połączeniu z kapustą zapewnić miał urodzaj nie tylko dla jedzącego, ale również dla całego gospodarstwa domowego. Wczasie adwentu iwielkiego postu wiejskie gospodynie gotowały rosopitę, czyli zupę śledziową. Podawano ją zugotowanymi wmun-

durkach ziemniakami. Do dziś przygotowywana jest wokolicach Bądkowa, Włocławka, Radziejowa, Lubrańca i Izbicy Kujawskiej. Trudno jednak znaleźć na nią przepis, receptura była bowiem przekazywana ustnie z pokolenia na pokolenie. Na liście znajduje się również sporo napojów – zKujaw pochodzi domowe wino znane już za czasów pierwszych Piastów, jest też piwo nakielskie (jasne iciemne), księżycówka z okolic Nieszawy i sporo nalewek: orzechowa izkwiatów głogu (zwana bulimączką), czarnej porzeczki idereniowa. Najnowszymi produktami, którymi możemy się chwalić, są łamliwe sucharki z kluskowego ciasta, zupa kiszczok inaturalne lody z Koronowa. Na kujawskich stołach często pojawiały się żytnie kluski. Przy okazji ich formowania odkrawano kawałki ciasta, rozwałkowywano je i krojono na cienkie podłużne paski. Wypiekano je następnie na płycie węglowego pieca, dzięki czemu nabierały charakterystycznych ciemnobrązowych lub czarnych przebarwień i chropowatej powierzchni. Nazywa się je też sucharkami, bo są dosyć twarde, suche i łamliwe. Na liście resortu rolnictwa znalazł się również kiszczok, czyli zupa zwykle goszcząca na kujawskim stole po świniobiciu. Do gustu powinna przypaść szczególnie smakoszom kaszanek, które gotowano razem z innymi podrobami. Pęknięte zostawały w garze, następnie dodawano do nich zakwas z mąki żytniej i przyprawy, głównie majeranek. Zupa była tłusta, zawiesista i pożywna. Jako dodatek do niej podawano ziemniaki w mundurkach. Wgrupie produktów mięsnych na uwagę zasługuje szary smalec po kujawsku – świeżynka na liście ministerstwa. Tym się różni od pozostałych podobnych produktów, iż przyrządza się go z samych wytopionych izmielonych skwarek. Nie dodaje się cebuli, by smalec dłużej zachował świeżość, nie żałuje się za to czosnku, który dobrze konserwuje produkty mięsne. Do dziś serwowany jest na pajdzie chleba izkiszonym ogórkiem. Miano produktu tradycyjnego dostały też koronowskie lody. Zimny przysmak o maślanej i delikatnej konsystencji występuje w czterech smakach: waniliowym, truskawkowym, porzeczkowym i czekoladowym. Do ich produkcji wykorzystywane są wyłącznie tradycyjne maszyny i receptury, a naturalne składniki pochodzą od lokalnych hodowców i producentów. Nie znajdziemy w nich konserwantów, polepszaczy smaków ani barwników.


KUJAWSKO-POMORSKIE

Czwartek 9 listopada 2017

REGION NIEOGRANICZNYCH MOŻLIWOŚCI SZYMON ZDZIEBŁO / TARANTOGA

6

% Miód zebrany na dachu przekazywany jest w prezencie gościom Urzędu Marszałkowskiego

Już drugi rok na dachu Urzędu Marszałkowskiego mieszkają pszczoły. W tym sezonie wyprodukowały ponad 50 kilogramów miodu tak czystego, jak ten uzyskiwany w ekologicznych pasiekach.

AGNIESZKA KĘPKA

le pojawiły się na dachu budynku przy pl. Teatralnym w Toruniu – w samym centrum miasta – w maju ubiegłego roku. Pasiekę założył Regionalny Związek Pszczelarzy, na co dzień opiekuje się nią Tadeusz Dussa. Każda zpięciu pszczelich rodzin urzędująca na budynku liczy wszczycie sezonu po około 45 tys. pszczół. Zimą, bo owady przy pl. Teatralnym spędzają także chłodne miesiące, jest ich w ulu około 10-12 tys.

U

Aklimatyzacja i do roboty Założyciele pasieki przez pewien czas żyli w niepewności. Zastanawiali się, jak owady przystosują się do nowego środowiska wścisłym centrum miasta, czy poradzą sobie zwlatywaniem na dosyć dużą wysokość, mają przecież do pokonania cztery piętra, atakże czy nie będą przeszkadzały sąsiadom: urzędnikom pracującym kilka metrów niżej iprzechodniom. Ale dość szybko okazało się, że nie ma się czym martwić. Pszczoły sobie świetnie radzą i z miejskim terenem, i z wysokością. A że są bardzo łagodne, więc nie słychać, by wchodziły w drogę ludziom. – Jak widać pszczoły potrafią się dostosować do różnych warunków. Wzlecą na czwarte piętro, a nawet wyżej. W Warszawie pasiekę ustawiono na dachu wieżowca intraco, przed dworcem centralnym, a to przecież dużo, dużo wyżej, bo tam jest ponad 20 pięter i też jakoś sobie radzą. Pszczoły się dostosowują. Potrzeba przedłużenia gatunku, utrzymania go, wykarmienia młodych larw jest tak silna, że podejmują ten wysiłek. Być może jest tak, że pszczoły, które muszą pokonać taką wysokości krócej żyją, bo to jednak dla nich spory wysiłek, ale ilość wyprodukowanego miodu jest taka sama – mówi Tadeusz Dussa. Wubiegłym roku pszczoły musiały mieć czas na aklimatyzację. Na dachu budynku pojawiły się już w trakcie sezonu. – Przyzwyczajały się do nowego środowiska. Musiały

MIÓD Z DACHU CZYSTY JAK ŁZA I MA BOSKI SMAK się nauczyć funkcjonować winnym miejscu. Jedna od drugiej. Pszczoła letnia żyje około 3 tygodni, ale w tym czasie zdąży się nauczyć od swojej poprzedniczki, jak należy zbierać nektar, jak z nim lecieć na to czwarte piętro, wjaki sposób rozłożyć siły. Wubiegłym roku poznawały teren, wtym nie było już tego problemu, właściwie od początku sezonu nosiły nektar, pyłek. Cieszyło oko, jak one na tych wylotkach szalały. Widziałem, że rodziny są wdobrej kondycji, bo my, pszczelarze nie musimy zaglądać do środka ula, by ocenić kondycję pszczół, wystarczy nam spojrzeć właśnie na wylotki – opowiada pszczelarz.

Bogaty bukiet smakowy W tym roku owady musiały się zmierzyć z niesprzyjającą aurą. Długo było zimno. – Akacje ilipy kwitły, kiedy padał deszcz iwiało, więc pszczoły miały mniej godzin lotnych, by gromadzić nektar – wyjaśnia pszczelarz. Ale mimo to pozyskano 50-60 kilogramów miodu. I to bardzo czystego. – Niektórzy uważają, że miód miejski jest zanieczyszczony metalami ciężkimi. Nie jest tak. Pszczoły przynoszą do ula tylko dobry nektar. A dzieje się tak dlatego, że wyposażone są w specjalne narządy, cewki Malpighiego, które oczyszczają miód, adopiero potem jest on składany w ulu. Co roku miód jest badany i wyniki są wręcz wzorowe. Próbki są tak

CORAZ WIĘCEJ PASIEK W MIEŚCIE Czy pomysł chwycił, czy zgłaszają się kolejne instytucje, które chciałyby mieć pasiekę na swoim terenie? – To był w Toruniu pionierski pomysł. Słyszeliśmy o pasiekach w Warszawie, Lublinie, Krakowie, a przecież Toruń to zielone miasto, postanowiliśmy to wykorzystać i się udało – mówi Dussa. Obecnie w centrum Torunia są cztery pasieki: na dachu Urzędu Marszałkowskiego, w parku przy Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, w Ogrodzie Zoobotanicznym i przy ulicy Żwirki i Wigury w Centralnym Laboratorium Ochrony Roślin.

czyste jak z ekologicznej pasieki. Nie znaleziono wnim ani jednego środka ochrony roślin. Wmieście stosuje się mniej pestycydów niż na wsi. Wzasadzie używają ich tylko niektórzy działkowcy – wyjaśnia pszczelarz. W dodatku miód „marszałkowski” ma bogaty bukiet smakowy. I nie jest to tylko specyfika toruńska, różnice dostrzegają także pszczelarze mający pasieki w innych miastach. Do wyjątkowego smaku przyczynia się różnorodność roślin rosnących w mieście. Na wsiach dominują monokultury. – Wysiane jest np. 20 hektarów rzepaku, a kiedy on przestaje kwitnąć, pszczelarz ma wokół siebie prawie pustynię. Bo nic już z kwitnących roślin nie ma, więc musi gdzieś pszczoły wywozić albo kończy sezon. Kiedyś wśród pól czy przy drogach rosły drzewa, teraz się je wycina. Zabiegi chemiczne są tak intensywne, że w rzepaku nie pojawi się już np. chaber modrak, a dawniej każdy z nas go widział. To zmusza do momentalnego przerwania tempa rozwoju rodziny – tłumaczy Tadeusz Dussa.

Wmieście lepiej niż na wsi A pszczoły miejskie mają urozmaicony żywot. Roślin jest mniej, ale jednak stale coś kwitnie. Na rabatach kwiaty się zmieniają, różnych gatunków drzew w pobliżu pasieki też jest sporo. Pszczoła po pożywienie może się wybrać nawet 3 kilometry od ula, jednak – jak zaznacza pszczelarz – tak długi lot dla ula nie będzie efektywny, bo po drodze owad będzie musiał się posilić. Dlatego pszczoły wybierają krótsze dystansy, kilometr, półtora. Dla owadów marszałkowskich celem są m.in. rośliny w Muzeum Etnograficznych, rabaty między skansenem a przystankami przy al. Solidarności. W muzeum między chatami tworzy się niewielkie poletka z różnymi rodzajami roślin. I okazują się one istnym rajem dla pszczół. – Na żyto, które tam jest wysiewane, pszczoła nie poleci, ale inne rośliny są już dla niej bardziej atrakcyjne. Jedna pani z muzeum, która się takim poletkiem opiekowała, opowiadała mi, że gdy rosła tam gryka, pszczoły przylatywały masowo. Sie-

działo ich po trzy, cztery na jednym kwiatku. Rabaty na skwerze są wbrew pozorom naprawdę spore, a rosną na nich rośliny ziołowe takie jak rozmaryn, tymianek, lawenda. One też dodają specyficznego smaku – opowiada. Tadeusz Dussa podkreśla, że pszczoły na stałe się wpisały w miejski krajobraz. – To, ile uda się pozyskać miodu w przypadku tej pasieki, nie jest dla nas istotne. Mamy inny cel, chcemy uświadamiać ludziom, że pszczoła w przyrodzie, także w środowisku miejskim, jest w stanie przeżyć i powinna na takim terenie współistnieć z człowiekiem. Pasieka miała za zadanie oswoić ludzi z tą myślą – tłumaczy.

Pszczoła pokojowa nastawiona Podkreśla, że pszczoły na dachu urzędu są bardzo łagodne. Przez dwa lata do pszczelarzy nie docierały żadne uwagi na ich temat. Nikt nie zgłaszał, że stanowią jakieś zagrożenie. – One żyją dla siebie i nie interesują się człowiekiem. Nawet podczas takich czynności jak miodobranie i odwirowywania miodu na dachu, które trwały kilka godzin, pszczoły praktycznie nie zwracały uwagi na ludzi. Dzięki temu pracownicy, np. na trzecim piętrze otwierają sobie okna i nie mają z nimi żadnych problemów. Nie słyszałem, by komuś coś zrobiły. A chodzi nam także o to, by utrwalić obraz pszczoły jako pożytecznego łagodnego owada. Teraz jesteśmy przekonani, że pszczoła w środowisku miejskim jest potrzebna, powinna funkcjonować, nie może tu być pustyni – mówi pszczelarz. W tym roku pszczoły marszałkowskie zakończyły już sezon. Zostały dokarmione i odpowiednio przygotowane do zimy. Tak jak poprzednim razem chłodne miesiące spędzą na dachu urzędu. – To najważniejszy okres dla pszczelej rodziny. Ważne jest, by mogły w spokoju i bezpiecznie przetrwać zimę – mówi Dussa. Pszczelarz spodziewa się, że przyszłe lata będą jeszcze lepsze imiodu będzie więcej.

RP 1


KUJAWSKO-POMORSKIE

7

KORNELIA GŁOWACKA-WOLF/AGENCJA GAZETA

REGION NIEOGRANICZNYCH MOŻLIWOŚCI

Czwartek 9 listopada 2017

Ten Years After, Dorrey Lin Lyles, Leif de Leeuw, Gang Olsena i Tortilla wystąpią w klubie Od Nowa – 17 listopada zacznie się Toruń Blues Meeting. GRZEGORZ GIEDRYS en festiwal to jedno z największych wydarzeń artystycznych w Toruniu. Niektórzy twierdzą, że to trzeci – po Rawie Blues i Olsztyńskich Nocach Bluesowych – festiwal bluesowy w Polsce. Impreza organizowana przez uniwersytecki klub Od Nowa wyróżnia się tym, że na koncertach panuje wyjątkowa atmosfera. Festiwal cieszy się co roku niesłabnącą popularnością wśród widzów, którzy przez dwa koncertowe dni wypełniają klub Od Nowa. Tradycją Toruń Blues Meeting są nocne jam sessions na małej scenie klubu. Biorą w nich udział muzycy z różnych formacji, a często również przedstawiciele publiczności. Nigdy nie wiadomo, kto z kim zagra. Gorące jamy trwają do białego rana, a rekordowy zakończył się w niedzielne południe.

T

RP 1

Filozofia festiwalu Co nas czeka na 28. edycji TBM? – Ułożenie programu to jeden z najważniejszych elementów organizacji festiwalu, od tego zależy jego kształt – opowiada Maurycy Męczekalski, szef klubu Od Nowa. – Tak trzeba zaplanować rozkład emocji podczas kolejnych wieczorów, żeby utrzymać napięcie widzów. Z układaniem festiwalowego programu jest trochę tak jak z wyborem piosenek na płytę. Ten program po prostu musi być ciekawy. Podstawowe kryterium wyboru artystów nie zmienia się od lat. – Zależy mi przede wszystkim na tym, żeby pokazywać bogactwo tej muzyki. Blues ma wiele obliczy, odmian, stylów. Asymiluje też elementy innych gatunków. Zawsze staram się prezentować jak najszersze spektrum tego wspaniałego i trochę jednak w Polsce niedocenianego gatunku. Na tegorocznym festiwalu obok bluesa elektrycznego nie zabraknie również akustycznej jego odmiany. Pojawią się soliści, duet, ale również rozbudowane zespoły z sekcją dętą. Spektrum stylistyczne będzie również bardzo szerokie. Zawsze interesuje mnie jeszcze geograficzny klucz doboru artystów – dodaje Męczekalski. Tradycją festiwalu jest koncert Tortilli, której liderem jest szef toruńskiego klubu. Formacja znów pojawi się na scenie ze znanym muzykiem jazzowym Markiem Stryszowskim. – Bardzo lubię jazz, słucham tej muzyki od dawna i zawsze podkreślam, że blues jest pomostem pomiędzy jazzem i rock and rollem. Bez bluesa nie byłoby jaz-

INTENSYWNE SPOTKANIA Z BLUESEM # Ten Years After wystąpili we wrześniu br. we Wrocławiu w ramach wROCK for Freedom

zu. Jazzmani to przede wszystkim doskonali instrumentaliści o imponującym warsztacie i wiedzy. Granie z nimi jest niezwykle inspirujące i rozwija horyzonty – tłumaczy szef toruńskiego festiwalu.

Gwiazda światowego formatu Dawno na festiwalu nie było niekwestionowanej gwiazdy światowego formatu. Ostatnio w 2010 roku w Toruniu zagrał amerykański gitarzysta Johnny Winter. Tym razem na scenie klubu na Bielanach pojawi się Ten Years After z Wielkiej Brytanii. Zespół największe sukcesy święcił na przełomie lat 60. i 70. Brytyjczycy zasłynęli jako jedni z wykonawców na słynnym Woodstocku – zagrali m.in. 11-minutową wersję piosenki „I'm Going Home”. Do dziś ten występ – uwieczniony na legendarnym filmie dokumentującym festiwal – uważany jest, obok koncertów Carlosa Santany i Jimiego Hendrixa, za jeden z najważniejszych momentów całej imprezy. Amerykanów zachwycał ich sposób wykonywania bluesa, a Alvin Lee, lider formacji, uchodził za jednego z najszybszych gitarzystów na świecie. Aż 12 płyt z ich dorobku znalazło się na światowych listach przebojów, a największymi hitami zespołu pozostają takie piosenki, jak m.in. „I'm Going Home”, „Hear Me Calling”, „Love Like a Man”, „I'd Love to Change the World”.

TORUŃ BLUES MEETING Co nas czeka w tym roku na festiwalu? Pierwszego dnia gwiazdą będzie amerykańska wokalistka Dorrey Lin Lyles, która przyjdzie do Torunia z niemieckojapońską formacją White Trash. Bardzo ciekawie zapowiada się koncert grupy Leif de Leeuw Band z Holandii. Do Torunia po wielu latach powraca polska znakomitość Gang Olsena. W piątek 17 listopada na scenie zaprezentują się jeszcze grupa Mr. Big Jack, a także duet – pianista Bartłomiej Szopiński i gitarzysta Maciej Sobczak. Największym wydarzeniem sobotniej części festiwalu będzie występ Ten Years After. 18 listopada na scenie pojawi się oczywiście Tortilla z Markiem Stryszowskim. Usłyszymy łotewskiego bluesmana ukrywającego się pod pseudonimem Johnny B’Beast. Wystąpią też polskie formacje Hot Lips i Bang On Blues. Wszystkie koncerty zaczną się o godz. 19 w klubie przy ul. Gagarina 37A w Toruniu. Karnety na cały festiwal kosztują 80 zł w przedsprzedaży i 100 zł w dniu rozpoczęcia imprezy. Za bilety na piątkowe koncerty zapłacimy 50 zł w przedsprzedaży i 60 zł w dniu koncertu. Wejściówki na sobotnie wydarzenie są odpowiednio o 10 zł droższe. Więcej informacji: www.blues.umk.pl/

Później już tak dobrze nie było – grupa w latach 80. nie potrafiła powtórzyć sukcesu z poprzedniej dekady. Wielokrotnie zawieszała działalność i wracała na scenę w zmienionych składach. W końcu formację opuścił Alvin Lee, którego solową działalność przerwała nagle śmierć w 2013 roku. Ze starego składu z lat 60. do dziś grają klawiszowiec Chick Churchill i perkusista Ric Lee. W 2014 roku dołączył do nich śpiewający gitarzysta Marcus Bonfanti, laureat prestiżowej nagrody British Blues Award. W tym samym czasie basistą formacji został Colin Hodgkinson.

Amerykanka w Berlinie Wydarzeniem Toruń Blues Meeting będzie także koncert Dorrey Lin Lyles. Ta amerykańska wokalistka swoją przygodę z muzyką zaczęła od gospel. – Jestem córką pastora. Kościół jest dla mnie opoką, a Bóg jest moim przewodnikiem. Jego Duch pozwala mi robić to, co robię, w tym także muzykę. To właśnie czują ludzie, kiedy śpiewam. Moim zamiarem jest zawsze pobłogosławić publiczność moim darem. Chcę, aby poczuli każde wyśpiewane przeze mnie słowo – opowiada artystka. Miała przyjemność wstępować w Carnegie Hall w Nowym Jorku u boku Jamesa Ingrama, Olety Adams, Peabo Brysona i Melissy Manchester. W trakcie kariery mogła również spróbować swoich sił w musicalach. Po wielu latach spędzonych w USA zdecydowała się osiedlić w Europie. – To muzyka sprawiła, że przeprowadziłam się do Berlina. Chciałam sprawdzić, czy to możliwe, żebym utrzymała się wyłącznie z muzyki. No i po dziewięciu latach nadal tutaj jestem! Uwielbiam koncertować w Polsce. Publiczność zawsze szczerze okazuje swoje uczucia. Czasami wydaje mi się, że one są intensywniejsze niż w innych miejscach, w których byłam – dodaje śpiewaczka. Lubią łączyć gatunki Leif de Leeuw, jeden z najlepszych holenderskich gitarzystów, zagra ze swoim zespołem, który tworzą: basista Boris Oud, perkusista Tim Koning i gitarzystka Britt Jansen. Jak wygląda tamtejsza scena bluesowa? – Blues to u nas nisza. W Holandii jest wielu ludzi, którzy sądzą, że blues powinien być wyłącznie tradycyjny. Myślę, że w pozostałych częściach Europy publiczność ma bardziej otwarte umysły. No i w Holandii ludzie za dużo gadają podczas koncertów, a gdzie indziej ludzie naprawdę słuchają muzyki – opowiada artysta.

Zespół nie gra czystego bluesa – lubi go łączyć z takimi gatunkami, jak rock, Americana, roots, soul. – Dla nas takie połączenie wydaje się po prostu bardzo naturalne. Muzyka, której słuchamy, też jest miksem bluesa z country, soulem i rockiem. Lubimy zespoły w stylu The Allman Brothers Band, Henrik Freischlader i Blackberry Smoke – mówi Holender.

Łotewska rezygnacja i smutek Janis Zvers z Łotwy już od lat młodzieńczych grał w lokalnych zespołach metalowych i hardcore’owych, ale to jednak blues był tym, co go najbardziej pociągało. Doskonały rym, melodia z dodatkiem prostych tekstów i „południowego bluesa” to klimat oddający charakter jego twórczości. Łotewski gitarzysta od lat występuje solo jako Johnny B’Beast. – Wszystko jest prostsze, gdy jesteś sam – podróże, koncerty, aranżacje. Mogę sam decydować, co w danym momencie zagrać. To daje mi ogromne poczucie wolności – opowiada. Jak czytamy na stronie artysty, jego muzyka jest „zainspirowana smutnymi deszczowymi latami, trudnymi zimowymi nocami, opuszczonymi liniami kolejowymi, miłością, nienawiścią i pożądaniem”. – Pogoda na Łotwie to totalna katastrofa – pada i niemal cały czas jest u nas ciemno. W tym roku nawet nie mieliśmy lata. To dobry klimat, aby robić bluesa. Właściwie to nawet lubię ten bluesowy smutek, zapachy jesieni i wsi, palący się kominek i mrok lasu – mówi Zvers. Znakomity Gang Olsena W filmach z duńskiej serii „Gang Olsena” plan jest znakomity i wszystko idzie klawo. Dopiero w pewnym momencie zaczyna szwankować. Śląskiemu zespołowi, który przyjął taką nazwę, udaje się jednak wszystko. Ten ambitny projekt muzyczny zaczął się w Rudzie Śląskiej. Już sama nazwa grupy sugerowała charakter i założenia programowe: bawić siebie i publiczność. Zafascynowani muzyką Blues Brothers, Jamesa Browna, Lynyrd Skynyrd i innych wykonawców z pogranicza soulu, rocka i rhythm & bluesa bardzo szybko określili swój styl i dopracowali się własnego wizerunku scenicznego. Bezprecedensowa formuła koncertów, bigbandowy skład zespołu – od ośmiu aż do 13 muzyków – oraz emanująca ze sceny radość grania sprawiły, że Gang Olsena jest entuzjastycznie przyjmowany na każdym koncercie już od prawie 30 lat.


8

czwartek 9 listopada 2017

REKLAMA

33717195

1


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.