2 minute read

Felieton

Next Article
Archiwum

Archiwum

Andrzej Kruszewicz

Taki mamy klimat

Advertisement

Zmiana klimatu. Wszyscy, na całym świecie, we wszystkich możliwych językach deklarują, że „trzeba coś z tym robić”, ale mało jest konkretnych czynów. Wiele organizacji pozarządowych prorokuje koniec świata, wymieranie gatunków i katastrofy ekologiczne, ale nie robi niczego, co miałoby znaczenie globalne. Organizowane są konferencje klimatyczne, na które ministrowie środowiska i głowy wielu państw przylatują własnymi odrzutowcami, a dania serwowane na tych spotkaniach bywają wręcz ciężkie od dwutlenku węgla. O czym mówię? Posłużę się przykładem choćby szczytu klimatycznego COP 24, zwołanego w grudniu 2018 r. w Katowicach. 20 tys. prominentnych gości zajadało się tam, podawanymi w wielkiej obfitości, mięsem i jego przetworami, serami z całego świata, nabiałem pod wszelką postacią. Nawet pierogi, popisowe danie naszej kuchni, miały farsz wieprzowo-wołowy. Tymczasem, gdyby zdecydowano się na takie z kapustą i grzybami, to ich tzw. ślad węglowy byłby aż 24 razy mniejszy.

9 lutego 2020 r. upłynął termin przedstawienia ONZ nowych, wyższych celów klimatycznych, ustalonych na szczycie COP 21 w Paryżu w 2015 r. (po raz pierwszy w historii 195 krajów przyjęło tam prawnie wiążące postanowienia w sprawie klimatu). Terminu dotrzymały tylko pacyficzne Wyspy Marshalla i południowoamerykański Surinam, odpowiadające łącznie za 0,01 proc. światowej emisji gazów cieplarnianych. Jednak dla tych krajów globalne ocieplenie to problem życiowy – od powstrzymania zmian klimatycznych zależy ich byt.

Pogrążająca się w wodach Pacyfiku, składająca się z jednej wyspy koralowej i 32 atoli Republika Kiribati szykuje mieszkańców do emigracji. Taneti Mamau, prezydent tego państewka, mówił w Katowicach o tragedii rodaków, powodowanej żywiołowym rozwojem krajów najbogatszych. Te zaś obiecują, że swoje cele klimatyczne przedstawią jesienią br. podczas COP 26 w Glasgow. O ile, mając na uwadze pandemię, konferencja w ogóle dojdzie do skutku.

Dlaczego wspominam o tym tu i teraz? Otóż, musimy mieć świadomość, że w dzisiejszych czasach walka z globalnym ociepleniem spoczywa głównie na barkach leśnika. Nie, nie ma przesady w tym stwierdzeniu! Każda siewka i włożona do ziemi sadzonka to przeciwwaga dla emisji dwutlenku węgla przez resztę świata, jego przemysł, samoloty, samochody i zwierzęta gospodarskie. Każdy dom z drewna, drewniany mebel, płot i miliardy drzew w lesie to depozyt CO 2 złożony na długie lata. Każdy kawałek plastiku to węgiel organiczny wydobyty z kurczących się zasobów Ziemi i uwolniony w postaci CO 2 do atmosfery.

Leśnicy troszczą się o trwałość lasu i jego bogactwo biologiczne, pielęgnują go, chronią przed pożarami, zalesiają nieużytki. Każdy na czas ugaszony pożar lasu to przyczynek do ochrony klimatu. Dlatego utrwalone w tym zawodzie poczucie odpowiedzialności za wielkie, wspólne dobro ma nie tylko znaczenie lokalne czy narodowe, ale również trudny do przecenienia wymiar globalny. Postawię więc tezę, że to właśnie oni, leśnicy gospodarujący w najróżniejszych zakątkach świata pozostają dziś jedyną konkretną siłą przeciwstawiającą się zmianie klimatu.

This article is from: