LifeStyle Muse nr 3

Page 1

LifeStyle Muse nr 3 || KWIECIEŃ - MAJ 2014

URODA | TRENDY | KULTURA | DESIGN | LIFESTYLE

1


2

Jak powiedział ktoś sławny: „Tworzymy demony, które nas prześladują”. Kto to był, co to właściwie znaczy – nieważne. Ważne jest to, że był sławny i teraz już powiedziało to dwóch sławnych ludzi.

- Tony Stark (Iron Man 3) -


SPIS TREŚCI

SŁOWEM WSTĘPU Od pierwszego numeru LSM marzyło mi się wydanie bardzo komiksowe, ale nie sądziłam, że pojawi się tak szybko. Zasługą tego są niewątpliwie wspaniali ludzie, którzy pomagają realizować mi projekt. Dzięki nim w kwietniowym wydaniu znajdziecie mnóstwo treści dotyczących nie tylko komiksów samych w sobie. Poczytacie o wydawnictwach, adaptacjach filmowych i superbohaterkach, którym nikt zazwyczaj nie poświęca wiele uwagi, zupełnie niesłusznie. Miośnicy tematów z zakresu “beauty” i “lifestyle” również nie będą się nudzić i z pewnością znajdą coś dla siebie. Zapraszam nie tylko do lektury, ale także dzielenia się spostrzeżeniami, lajkowania, promowania i udostępniania. :) MAGDALENA DZIWISZ

STOPKA REDAKCYJNA Redaktor naczelna / SKŁAD Magdalena Dziwisz Redakcja NovaPola, Paulina Bieniek, Katarzyna Pszeniczna, Elżbieta Hap-Susik, Paulina Popek, Magda Nocoń-Łysko, Joanna Suska, Michał Łazarów Współpraca Karolina Grzybowska, Karina Lasek, Konrad Kasprzycki, Justyna Łobodzińska, Katarzyna Dudzińska, Katarzyna Złamaniec, Maciej Lipiński, Szczepan Marciniec, Katarzyna Czajka Kontakt redakcja@lifestylemuse.pl https://www.facebook.com/lifestylemuse

MODA 4 Miejski POPART TRENDY 8 Zaskocz fryzurą 10 Odcienie niebieskiego FOTOGRAFIA 12 Sposób na samodoskonalenie 16 Fotografia to rejestrowanie wspomnień DESIGN 20 Z przymrużeniem oka 22 Zawsze na czasie LIFESTYLE 24 Ciekawy przypadek Adama Darskiego 30 32 36 40 46

KULTURA Śladami kultowego wydawnictwa Kaznodzieja Komiks Kobieca strona superbohaterów The Amazing Seven

Okładka: PHOTO: Michał Łazarów

3


MODA 4

miejski KATARZYNA DUDZIŃSKA

POPART

Większość z nas hasło “pop-art” kojarzy z przepełnionymi kolorami obrazami Andy’ego Warhola, komiksami i czasami Beatlesów. Nurt występujący w latach 60. jest jednak nadal obecny i powraca do nas w nowych odsłonach z mocą bumerangu. Pop-art to jeden wielki misz-masz. Łączenie kolorów, faktur i materiałów bardzo szybko znalazło odzwierciedlenie w modzie. Trendy zmieniają się z sezonu na sezon. Jednak śmiało można stwierdzić, że szaleństwo soczystych barw i artystycznych nadruków w naszych garderobach powróciło na dobre. Już dwa lata temu, przy przeglądaniu grudniowego wydania brytyjskiego Vogue’a, można było zauważyć wpływ kolorów na nadchodzące trendy. Sesja w wykonaniu mistrza Tima Walkera, z udziałem Natalii Vodianovy i Małgosi Beli, dała projektantom sporo do myślenia. Szalone czasy, w których farbowano włosy na kolorowo, inspirowano się komiksami i noszono okulary stylizowane na Johna Lenona, nie musiały długo czekać na powrót w odświeżonej formie. Miuccia Prada doskonale przełożyła to wszystko na swoją wiosenną kolekcję! Sportowe szpilki na plastiku z ekstrawagnckim obcasem, futra w kolorach tęczy, getry z kryształkami i elementy bielizny naszyte na płaszcze nie musiały długo czekać na falę komentarzy. Rządzący absurd przyjął się jednak w mgnieniu oka. Dlaczego tak się stało? Nakłanianie kobiet by nosiły coś, czego nigdy by się nie odważyły założyć, sprawiło, że kolekcja Prady stała się bardzo feministyczna. Odważne kreacje nie tylko wyróżniają nas z tłumu, ale i dodają odwagi, robiąc piorunujące wrażenie na innych. Moda to ekstrawagancja, odkrywanie wciąż czegoś nowego, ale przede wszystkim dobra zabawa. Pojęcie “street art’u” nabrało dzięki temu nowego znaczenia i nie kojarzy się już tylko z malowidłami na murach. Nie zapominajmy,

że trendy wyznaczamy my sami! Schowajmy więc na dnie szaf ciemne ubrania i dajmy się ponieść popartowemu szaleństwu! Polski rynek modowy również zaskakuje pod względem kolorowych i futurystycznych kolekcji. W wielu kolekcjach znajdziemy setki oryginalnych nadruków i kolorowych wzorów. Magda Hasiak, którą osobiście uznaję za mistrzynię klasyki w nowoczesnej formie, przedstawiła kolejne świetne płaszcze i bluzy. Można śmiało stwierdzić, że minimalizm w ultranowoczesnej odsłonie to jej niepodważalny atut. Kolekcja pełna streetartowych modeli pełna jest ciekawych połączeń. Elementy pop-artu znajdziemy równie często na koszulkach. Kolorowe nadruki, karykatury znanych osób czy przerysowane widoki to idealna odskocznia od nudnych t-shirtów. Pod tym względem nie zawiodły nas poznańskie firmy. Pozerki proponują koszulki ze stuprocentowo czesanych włókien bawełny egejskiej oraz domieszek oryginalnej lycry i japońskiego poliestru. Ekologiczną kolekcję zdobią autorskie rysunki polskich artystów. Projektantki zainspirowane ulicznym stylem światowych stolic mody, czyli elegancji Paryża, ekstrawagancji Mediolanu i swobody Berlina, stworzyły konkretne modele bluz i koszulek. Jeśli chodzi o nadruki można śmiało skupić się na firmie Kartel Clth. Nadruki tworzą młodzi ludzie, którzy doskonale wiedzą, jakie motywy są najbardziej pożądane przez fanów streetartowych nowości. T-shirty wykonane ze 100% nierozciągliwej oraz wysokogatunkowej bawełny, posiadające podwójny szew wokół wykroju szyi, gwarantuje cieszenie się ulubionym modele przez naprawdę długi czas.

PO


OZERKI

MOD 5


MODA 6

MAGDA

HASIAK

KARTEL

CLTH


MOD HION

CONFAS

7


TRENDY

8


KATARZYNA ZŁAMANIEC stylistka fryzur

TRENDY

ZASKOCZ FRYZURĄ Wiosna to doskonały moment, aby pokazać włosy w nowej odsłonie - zaskoczyć fryzurą. Trendem, który zdominował wybiegi w tym sezonie, są długie włosy. Zmysłowe, lekkie, delikatnie pofalowane z zamierzonym efektem niedbałości fryzury. Mają romantyczny i naturalny charakter. Z “długich” fryzur modne są również proste i gładkie włosy. Zarówno z przedziałkiem pośrodku głowy. jak i gładko zaczesane do tyłu. W tym sezonie wciąż pożądane są warkocze: dobierane, klasyczne, oplecione wokół głowy. Cokolwiek sobie wymarzymy! Kobiety o dlugich wlosach na pewno pokochają ten look. Krótkie włosy nadal są na czasie i występują w rożnorodnych wersjach. Dopełnieniem, a zarazem dominującym elementem, są rozmaite grzywki.Te krótko ścięte, które lansuje Marc Jacobs, są idelne dla buntowniczek. Natomiast w propozycjach Chanel obserwujemy proste i lekko postrzę-pione, nadające nowy kierunek elegancji. Inaczej jest w przypadku Fendi.Tu grzywki są geste, opadające na oczy, obszerne - z pewnością przypadną do gustu kobietom o swobodnym stylu. Hitem tej wiosny zdecydowanie jest koloryzacja 3D. Przenikające się barwy tworzą wrażenie większej objętości i lekkości. Dla odważnych pań proponujemy kolory kontrastowe: zieleń, niebieski, czerwony, miedziany. Dobrym rozwiązaniem są też bardzo modne pastele - jasny róż, wrzos, błękit - wprowadzane w sekcjach przy twarzy. Jednak żadna fryzura nie może zachwycić bez odpowiednio wypielęgnowanych włosów. Najlepszym sposobem na to jest stosowanie profesjonalnych szamponów nawilżających lub wygładzając, odżywek, masek rozświetlających czy regenerujących, które poprawią kondycję włosa i zamkną łuskę włosową. Świetnym rozwiązaniem jest również olejek arganowy, który odżywia, wzmacnia włosy, chroni przed słońcem, wyjątkowo pielęgnuje, zmniejsza łamliwość włosa oraz zapobiega rozdwajaniu końcówek. Najważniejsze jest, by przed jakimikolwiek zabiegami , udać się do profesjonalnego salonu fryzjerskiego, w którym fachowcy sprawdzą strukturę i kondycję włosów,oraz dobiorą odpowiednia pielęgnacje, która pozwoli nam osiągnąć wspaniały efekt. FOTOGRAF: Paweł Bugała MODELKA: Brygida Surowiec / Eastern Models MAKIJAŻ/STYLIZACJA: Paulina Popek/ ESTILO Paulina Popek/ www.estilopp.pl/ www.paulinapopek.pl WŁOSY: Katarzyna Złamaniec / Atelier fryzjerstwa La Provocation Katarzynan Złamaniec SUKIENKA: Robert Kupisz / Butik LOUVE

9


TRENDY

10


PAULINA POPEK wizażystka i stylistka

TRENDY

ODCIENIE NIEBIESKIEGO Mocnym trendem makijażowym sezonu wiosna-lato 2014 są powieki w kolorze niebieskim. Jeśli chodzi o odcienie, to w zasadzie panuje pełna dowolność – ale oczywiście, odpowiednio dobrane do urody i koloru tęczówki. Błękity w makijażu pojawiły się na wielu wybiegach m.in. u Marca Jacobsa, Prady, u Anny Sui i Miu Miu – w wersji light, pastelowej, modern, smoky i graficznej. Dodają świeżości i lekkości, a w niektórych zestawieniach nawet zaskakują intensywnością. Moja propozycja makijażu to błękitno-szare powieki wycieniowane wzdłuż, nieco poza obszar oka. Dolna powieka mocno zaznaczona ciemniejszym odcieniem – granatem lub szafirem. Graficzne kreski na górze są nadal niesłychanie modne. Warto więc zarysować oko grubszą linią w kolorze klasycznej czerni, granatu lub bardziej odważnie – electric blue. Aby oczy jeszcze bardziej podkreślić, dodajmy ekstremalnej gęstości rzęsom – wieczorową porą możemy nawet pozwolić sobie na paski sztucznych rzęs. Oprawą oczu są widocznie zarysowane brwi. Usta i policzki w odcieniach chłodnego różu, a twarz alabastrowa, rozjaśniona w okolicy oczu i w partiach środkowych. Chłodny makijaż modelki i wystylizowana do góry fryzura komponują się z monochromatyczną i prostą stylizacją całości, na którą składa się m.in. szara sukienka „dresówka” projektu KOIRE Feminine Clothes .

FOTOGRAF: Paweł Bugała MODELKA: Brygida Surowiec / Eastern Models MAKIJAŻ/STYLIZACJA: Paulina Popek / ESTILO Paulina Popek / www.estilopp.pl/ www.paulinapopek.pl WŁOSY: Katarzyna Złamaniec / La Provocation Katarzyna Złamaniec-Szal SUKIENKA: KOIRE feminine clothes / www.koire.pl

11


FOTOGRAFIA 12

SPOSÓB NA SAMODOSKONALENIE ROZMOWA Z JUSTYNĄ ŁOBODZIŃSKĄ Twoje zdjęcia od razu przykuwają uwagę, a mimo to nie uważasz się za profesjonalistkę. Dlatego pierwsze pytanie bez owijania w bawełnę: dlaczego? Nie uważam się za profesjonalistkę, ponieważ stąpam twardo po ziemi i widzę jak wysoki poziom panuje w branży fotograficznej. Generalnie jestem osobą, która stawia sobie wysoko poprzeczki. Kiedy już osiągnę pewien cel, poprzeczka zostaje postawiona jeszcze wyżej. W taki sposób mogę kontrolować swoje efekty i stawiać sobie nowe trudniejsze cele i wyzwania, które kształtują moją kreatywność, a także podnoszą jakość pracy. Jest to pewien sposób na samodoskonalenie, jak również rozwój nie tylko swoich umiejętności, ale również osobowości. W końcu nikt od razu nie staje się profesjonalistą, wiem że czeka mnie dużo pracy i wcale mnie to nie demotywuje. A jak zaczęła się Twoja przygoda z fotografią? Miały w tym udział jakieś osoby trzecie? Moja przygoda z fotografią w zasadzie rozpoczęła się od aktywności na forum „Lumisfery” kiedy to dostałam w ręce aparat cyfrowy z zoomem optycznym. W tamtym czasie fotografowałam głównie przyrodę, krajobrazy, przedmioty. Pojawiły się małe nagrody i wyróżnienia, jedna publikacja na łamach gazety Polska The Times. Te wydarzenia bardzo zmobilizowały mnie do zakupu pierwszej lustrzanki, którą właściwie używam do tej pory. Jaki teraz posiadasz sprzęt i komu mogłabyś go polecić? Fotografuje Nikonem D90. Jest to aparat amatorski, półprofesjonalny, śmiało mogę go polecić każdej osobie zarówno początkującej jak i średnio-zaawansowanej. Uważam jednak, że najbardziej trafny byłby tu cytat: „Amator martwi się o sprzęt profesjonalista martwi się o kasę, a mistrz martwi się o światło”.

Co najbardziej inspiruje Cię przy robieniu zdjęć? Inspirację czerpię począwszy od muzyki po książki, filmy, teledyski, otaczający świat. W mojej głowie często rodzi się jakiś pomysł, następnie przechodzi etap tzw. burzy mózgów (wraz z osobami biorącymi udział w sesji) i jest już cały misterny plan. Lubię układać sobie pewne kadry w głowie, planować miejsce, potrzebne dodatki, często szkicuje pewne pomysły. Sięgam do magazynów modowych, oglądam różne lookbooki. Oczywiście inspirują mnie również zdjęcia innych fotografów, których cenie i obserwuję ich progres. Czy Twoje hobby doprowadziło Cię już do realizacji projektu, z którego byłabyś szczególnie dumna i zadowolona? Staram się aby każdy projekt który wykonuję był zadowalający dla obu stron. Jestem dumna i zadowolona kiedy widzę, że moje zdjęcia podobają się innym. Bardzo motywują mnie publikacje moich prac przez inne strony takie jak np. Vouge Italia lub np. Male Models Scene. Myślę jednak, że na wielkie projekty jeszcze przyjdzie czas. Póki co tak jak wspomniałam wcześniej nie uważam się za profesjonalistkę, więc cenię sobie szczere oceny, komentarze jak i konstruktywną krytykę. Największy uśmiech i zadowolenie na mojej twarzy wywołuje pozytywna reakcja osoby fotografowanej po obejrzeniu przez nią zdjęć – jest to bezcenne uczucie. Czy wydarzyła się kiedyś jakaś szczególna sytuacja podczas sesji, którą będziesz pamiętać do – przysłowiowego – końca życia? Szczególne sytuacje przytrafiają się prawie zawsze, nie sposób ich tu wymieniać. Na każdej sesji dzieje się coś ciekawego, jeżeli jest to plener, prawie zawsze wzbudza zainteresowanie przechodniów. Było kilka backstagów, przy których wraz z modelami pośmiałam się do łez, takie


13

FOTOGRAFI


FOTOGRAFIA

14


FOTOGRAFI

wydarzenia z pewnością pozostaną w mojej pamięci na długo. Czy fotografia kosztuje Cię dużo wyrzeczeń, samozaparcia, motywacji... Jak w ogóle widzisz się w tej roli? Fotografia jest dla mnie pasją, a jak wiadomo jeśli coś lubimy, wykonujemy to bez względu na to ile pochłania nam to czasu i jak dużo kosztuje wyrzeczeń. Z pewnością ciężko jest to pogodzić z innymi obowiązkami jak praca czy studia, ale wyznaję zasadę, że im więcej mamy obowiązków, jesteśmy bardziej zorganizowani i zdyscyplinowani. W roli fotografa czuję się świetnie. Jestem z natury osobą kreatywną, a ta profesja pozwala wprowadzić człowieka w stan kreatywnego myślenia, uruchamiają się wtedy niewyobrażalne pokłady energii i mocy sprawczej. Co doradziłabyś początkującym fotografom? Jeżeli chodzi o fotografowanie ludzi, bardzo ważny jest kontakt z osobą fotografowaną. Dobra atmosfera na sesji to sukces gwarantowany, przypieczętowany świetnymi kadrami. Warto współpracować z różnymi osobami, każda osobowość jest inna, uczy nas czegoś nowego. Ważna jest moim zdaniem również regularność wykonywania zdjęć, im częściej to robimy tym swobodniej czujemy się na sesji. Zachęcam również do zaprzyjaźnienia się z aparatem fotograficznym, noszeniem go wszędzie ze sobą. Ciekawą formą rozwoju jest również fotografia mobilna jaką sama wykonuje od jakiegoś czasu, telefon zawsze mam przy sobie więc zawszę mogę uchwycić jakiś ciekawy moment lub wydarzenie.

str. 13 FOTOGRAF: Justyna Łobodzińska MODEL: Dawid Witusik / Embassy Models str. 14 FOTOGRAF: Justyna Łobodzińska MODELKA: Barbara Dźwierzyńska

15


FOTOGRAFIA

16


ROZMOWA Z KARINĄ LASEK

Czym dla Ciebie jest fotografia? To bardzo trudne pytanie. Fotografia dla mnie jest tak wieloznaczeniowa, że trudno jest mi ją zdefiniować… Dla mnie fotografia to głównie “rejestrator wspomnień”. Nie ma chyba cenniejszych skarbów rodzinnych niż zdjęcia pradziadów, przyjaciół, czy dzieci, które już wyrosły. Nic nie zastąpi wspólnego przeglądania rodzinnych fotografii. Z drugiej strony, fotografie to dzieła sztuki. Malowane światłem obrazy, które niekoniecznie muszą wiązać się ze wspomnieniami. Mogą tworzyć odrębną historię, którą każdy interpretuje na swój sposób. Uważasz fotografię za swoje główne zajęcie, które sprawia, że czujesz się spełniona, czy może jest to miłe hobby, którym urozmaicasz sobie wolny czas? Fotografia od jakiegoś czasu w moim życiu przeistoczyła się z pasji w drugą, równoległą pracę, która pozwala mi się spełniać w tej materii. Uwielbiam ludzi, poznawać ich i rozmawiać. Ale najbardziej fotografować, więc obcowanie z nimi podczas sesji czy reportażu jest dla mnie czymś więcej, niż tylko urozmaicaniem czasu. Fotografia to integralna część mojego życia. Prowadzisz trzy profile facebookowe ze swoimi fotografiami o tematyce retro i pinup. Co Cię fascynuje w tych stylach? Tak naprawdę to dwa profile: PinUp Picnic i Retro Studio by Brit Style są mocno związane ze stylem pin-up. Trzeci profil SneakPics by Karina Lasek jest już bardziej osobisty. Tam wrzucam swoje ulubione prace, nie tylko związane ze stylem pin-up. Natomiast jeśli chodzi o samą tematykę pin-up girls, to najzwyczajniej uwielbiam modę i styl z lat 50. i 60.. Dla mnie to ponadczasowa elegancja i delikatny, uroczy flirt, który zaniknął gdzieś w naszych czasach Lady Gagi i Miley Cyrus…

FOTOGRAFI

FOTOGRAFIA TO REJESTROWANIE WSPOMNIEŃ Masz duże doświadczenie. Jak oceniasz dzisiejszą kondycję fotografii w ogóle? Duże doświadczenie miał Avedon. Ja jestem tylko kobietą, która lubi robić zdjęcia… Ne śmiałabym oceniać kondycji fotografii w naszych czasach. Może jedyne co przychodzi mi na myśl, to to, że w obecnie, w erze fotografii cyfrowej, zalewa nas fala tysięcy obrazów dziennie. Każdy może fotografować - co jest bardzo ciekawe, ale nie zawsze idzie za tym jakość… Z którego projektu jesteś najbardziej dumna? Najbardziej dumna jestem chyba z Pin Up Picnic’u, ponieważ z mrzonki powstał event na dużą skalę, który pozwolił spełnić marzenia kilkunastu kobiet oraz moje własne. Dzięki Piknikowi, poznałam również mnóstwo fantastycznych, pozytywnych ludzi, a to jest dla mnie bardzo cenne. Czy Twoje najlepsze modelki są również Twoimi przyjaciółkami? Często na Twoich zdjęciach pojawia się Carrie the Diamond... Właśnie Karola jest przykładem jednej z osób poznanych przy projekcie Pin-Up Picnicu. To świetna modelka i uwielbiam ją fotografować. Zawsze odkrywam w niej coś nowego. W ogóle to zaczynałam fotografować 10 lat temu od robienia zdjęć właśnie koleżankom. Takie sesje to okazja do tego, aby pokombinować i dać upust własnym pomysłom i pasjom, ponieważ nie zawsze wykonując zdjęcia na zlecenia jest taka możliwość. Inspiracje przychodzą same czy musisz ich szukać? Inspiracji poszukuję codziennie. Czasem pomysł na sesję spada jak grom z jasnego nieba, znikąd, a czasem słuchając muzyki tworzy się pomysł. Najczęściej jednak mam wrażenie, że największa inspiracją jest fotografowana osoba.

17


FOTOGRAFIA

18


Jakie marzenie jeszcze chciałabyś spełnić w tematyce fotografii? Hm… Chciałabym kiedyś zrealizować projekt na miarę fenomenalnego „Humans of New York”, jaki stworzył Brandon Stanton, gdzie bohaterami zdjęć są napotkani na ulicy mieszkańcy Nowego Jorku, z którymi fotograf rozmawia i zadaje im kilka prostych pytań. Ale, w rezultacie, zrealizowanych zdjęć nie trzeba opisywać czy komentować. Forografie i ludzkie historie mówią same za siebie.

FOTOGRAFI

Ulubieni fotografowie i co w nich najbardziej cenisz? Ervin Olaf – za odjechane pomysły oraz to, że każde z jego zdjęć opowiada historię. David Sims – za prostotę i minimalizm. Steven Meisel – za to, że każda fotografowana przez niego kobieta wygląda jak bogini. Bardzo cenię również Igę Drobisz, jest fotografie są po prostu magiczne.

str. 16 FOTOGRAF: Karina Lasek MODEL: Carrie the Diamond MAKIJAŻ/STYLIZACJA: Natalia Charłan str. 18 FOTOGRAF/STYLIZACJA: Karina Lasek MODEL: Natalia MAKIJAŻ: Magda Majer

19


DESIGN 20

Z PRZYMRUŻENIEM OKA wnętrza w klimacie pop-art ELŻBIETA HAP-SUSIK projektantka wnętrz Andy Warhol. To postać, która przychodzi na myśl jako pierwsza po wywołaniu tematu pop-artu. Jego prace, takie jak słynna poczwórna reprodukcja zdjęcia Marilyn Monroe czy puszki zupy Campbell’s, ugruntowały cechy charakteryzujące cały ten nurt. Czym zatem jest pop-art? To przede wszystkim prąd w sztuce powstały po II wojnie światowej będący reakcją i odpowiedzią na rosnący konsumpcjonizm i materializm w krajach zachodnich (zwłaszcza w USA). Reklama, rosnąca w siłę kultura masowa, wielkomiejski klimat, wreszcie przedmioty codziennego użytku – to zjawiska, które inspirowały twórców pop-artowych. Na ich pracach zagościły postaci i motywy związane z popkulturą (aktorzy, bohaterowie komiksów i kreskówek, przedmioty codziennego użytku). Nowe trendy wkraczają do wnętrz Pierwotnie postulaty pop-artu realizowane były głównie w malarstwie i szeroko pojętej grafice, jednak zupełnie naturalne wydaje się przeniknięcie w tamtym czasie nowych tendencji do wnętrzarstwa i designu. Z czasem we wnętrzach zaczęły się także przyjmować pewne ogólne wyznaczniki nowego nurtu, do których można zaliczyć: jaskrawe kolory, wysoki kontrast, powtarzalność motywów, proste, acz nierzadko agresywne zestawienia. Wprowadzenie pop-artu do wnętrz zaczyna się w zasadzie już od umieszczenia na ścianach reprodukcji dzieł artystów tego nurtu. Można jednak pójść zdecydowanie dalej, stosując proste zasady. Kolor u władzy Najłatwiejszym sposobem na uzyskanie klimatu pop-art w aranżacji jest użycie mocnych, zdecydowanych kolorów: czerwieni, błękitu, żółci, oranżu, jaskrawego różu. Żywe

kolory automatycznie określą charakter wnętrza jako radosny i nowoczesny. Kolejny krok to użycie materiałów takich jak plastik, pleksi i wszelkie podobne materiały sztuczne (obecne w dodatkach, meblach, oprawach oświetleniowych itp.). Doskonale sprawdzą się także odważne wzory mebli – sofa w kształcie ust, futurystyczne Bubble chairs czy np. oklejona komiksami komoda. Egzamin zdadzą także meble lakierowane na wysoki połysk, dywany z wysokim, gęstym włosiem oraz kolorowe oświetlenie. W styl taki wpasują się też kolorowe naklejki ścienne, plakaty, grafiki itp. Pop-art a kicz Kicz wydaje się pojęciem nierozerwalnie związanym ze stylistyką oscylującą wokół pop-artu. Nurt ten celowo odwołuje się do elementów, pojęć czy postaci utożsamianych z kiczem czy brakiem smaku. Jest to wyraz świadomego buntu przeciwko sztuce rozumianej jako zjawisko elitarne. Wnętrza urządzane w takim duchu mają zaskakiwać, wywoływać uśmiech i kojarzyć się z wszelkimi przejawami kultury popularnej w jej miejskim wydaniu. Stąd też trudno w takich aranżacjach o przesadę – jest ona bowiem wpisana w całą tę konwencję. Wnętrza w takim wydaniu z pewnością nie zadowolą każdego. Decyzja o wystroju nawiązującym do pop-artu musi być świadoma. Wybór takich rozwiązań gwarantuje, że lokum będzie wyraziste i niepowtarzalne, jednak mnogość mocnych kolorów może przytłaczać i szybko zacząć męczyć domowników. Dlatego jest polecany ludziom odważnym, dynamicznym, ze sporym poczuciem humoru i posiadającym zrozumienie dla miejskiej estetyki.

INTERIUM PROJEKT elzbieta.hap@interium-projekt.pl www.interium-projekt.pl || tel. 506 041 299


DESIG INTERIUM PROJEKT

21


DESIGN 22

ZAWSZE NA CZASIE czyli wnętrza “ponadczasowe” KATARZYNA PSZENICZNA projektantka wnętrz Mówiąc o ponadczasowych wnętrzach mamy na myśli wnętrza, które zawsze będą “na czasie”. Ale co tak na prawdę mamy przez to rozumieć? Moda, trendy - czy to w sztuce, designie, czy też w projektowaniu wnętrz - nieustannie się zmieniają. Próbując nadążyć za tym, co w danym momencie jest modne, obserwujemy relacje z targów wnętrzarskich, wzorujemy się na wnętrzach z gazet czy wystawach sklepowych. To, co modne szybko przemija, a my zostajemy z wnętrzem, z którego nie do końca jesteśmy zadowoleni. No dobrze. Czy można więc zaprojektować wnętrze w taki sposób, by zawsze było modne i jego styl “szedł z duchem czasu”? Można. Z pomocą przychodzi nam termin “ponadczasowy”. To projektowanie, które nie skupia się jedynie na obecnych trendach, lecz wybiega w przyszłość. Każdy element zaprojektowany jest z myślą o potrzebach użytkowników. Nie znajdziemy tu przesady, wybujałych form czy tandety. Idealnie wkomponują się tu przedmioty o prostych kształtach, funkcjonalne, z dobrych jakościowo materiałów. Przysłowiową “wisienką na torcie” niech będzie jeden mebel, przedmiot odbiegający swoją formą lub fakturą od innych. Trochę o okładzinach Na ścianach świetnie sprawdzi się drewno, długie deski nieco grubsze niż znana nam wszystkim boazeria. Może być bielone, bejcowane lub olejowane. Drewno łatwo jest odświeżyć. Należy je systematycznie impregnować olejem albo woskiem. Dobrze spisze się tu fornir, czyli bardzo cienkie warstwy drewna (0,1 - 1,5mm) naklejane na sklejkę MDF. Możemy pokrywać nim większe płaszczyzny, modyfikować kształty, nacinać, wycinać i - na reszcie - łączyć różne rodzaje drewna. Dodatkową cechą forniru jest jego plastyczność.

Możemy więc śmiało obkładać nim zaokrąglone powierzchnie czy łuki. Ciekawym rozwiązaniem będzie okładanie ścian równej wielkości kwadratowymi płytami z drewna o różnym wybarwieniu lub innym ułożeniu słoi. Warto wykorzystać sklejkę o różnych grubościach. W przeciwieństwie do litego drewna, możemy układać ją w dużych formatach. Z czego najbardziej powszechnym jest format 122x144cm. Dodatkową zaletą sklejki jest jej cena. Już za niewielkie pieniądze możemy wyczarować coś naprawdę fajnego. Ze względu na jej uniwersalny charakter, możemy stosować ją na ściany, podłogi, meble, schody... W tym wypadku ogranicza nas jedynie wyobraźnia. Możemy barwić ją bejcą do drewna na dowolne kolory. Coś o meblach We wnętrzu, które ma mieć charakter ponadczasowy, dzielnie spiszą się meble z litego drewna. Będą przede wszystkim trwałe i łatwe do renowacji. Możemy tu dowolnie zestawiać ze sobą różne jego rodzaje. Z uwagi na to, że drewno lite samo w sobie jest bardzo bogate, meble niech będą proste, bez zbędnych ozdobników. Dobrze wygląda łączone ze szkłem i skórą. Trwałym materiałem na blaty okaże się granit, marmur, ale też stal nierdzewna. Proste formy. O tym powinniśmy pamiętać. O tkaninach słów kilka Mięsiste, o ciekawym splocie, fakturze, wymyślnym wzorze, kolorze. Wszystkie, byle z naturalnych włókien. Świetnie wkomponuje się tu lniana narzuta, bawełniana pościel i wcale nie mniej dobrze lniana, ciężka zasłona, dywan z juty, naturalna skóra, wełna. Wszystkie te materiały są zarówno trwałe, jak i łatwe w czyszczeniu. Len jest „oddychający” i odporny na ścieranie, bawełna lekka i mocna, skóra i juta są z kolei bardzo wytrzymałe. Kolor ziemi Kolory naturalnie występujące w przyrodzie dobrze sprawdzą się też we wnętrzach. Zieleń, szarości, brązy, złamane biele wprowadzą do pomieszczenia ład i spokój. Będą idealnym, niekrzykliwym tłem dla mebli i dodatków. Dodadzą wnętrzu elegancji oraz czystości. Wnętrza “ponadczasowe” z pewnością będą świetnym rozwiązaniem dla osób ceniących sobie klasę, funkcjonalność oraz trwałość.

KOBE STUDIO || projekty architektoniczne i projektowanie wnętrz || www.kobestudio.pl


23

DESIG


LIFESTYLE 24

CIEKAWY PRZYPADEK

Adama Darskiego MACIEJ LIPIŃSKI

Po raz pierwszy zobaczyłem go ponad dziesięć lat temu. To był czas, kiedy młodzież należąca do subkultury metalowej silnie manifestowała swoją przynależć do „klimatu”. Najlepszym sposobem był odpowiedni dobór ubioru bardzo popularne były koszulki z nazwą zespołu i wyobrażeniem okładki alnumu. Widywałem ję często wśród znajomych i sam także miałem ich kilka. Ta jednak była inna, a obrazek, który na niej widniał, był dość szczególny. Spętany drutem kolczastym mężczyzna unosi ręce w wymownym geście. Jego twarz jest niewidoczna i tonie w półmroku. Być może gdybym wcześniej spotkał się z samą okładką, obraz nie wywarłby na mnie tak silnego wrażenia. Jednak w powiększeniu przyciągnął mój wzrok i zmagnetyzował, emanując czymś naprawdę mrocznym. W pierwszym odruchu nie zadałem pytania o zespół. Interesował mnie jedynie człowiek z obrazka. Zapytałem „nosiciela” koszulki, kto zacz? Nergal, lider Behemotha. Nazwa zespołu oczywiście brzmiała znajomo. W środowisku metali nie wypadało jej nie znać. Natrafiałem często na recenzje płyt zespołu, które zawsze otrzymywały zawsze najwyższe noty. Zachęcony tym, ciągle pod mocnym wrażeniem wspomnianego widoku, zrobiłem kilka podejść do ich dokonań. Jednak mimo zamiłowania do ciężych brzmień ta muzyka była dla mnie zbyt mocna, zbyt ekstremalna. Mimo to postać z obrazka pozostała w mojej pamięci przez kolejne lata. Pierwsze wyjście z mroku Kilka lat później z zapowiedzi programu Kuby Wojewódzkiego wychwyciłem znajomy psueodnim. W studio miał

się pojawić Adam „Nergal”Darski, wokalista i lider grupy Behemoth. Samo zaproszenie do programy nie wydaje się niczym dziwnym, nieco wcześniej gościli u Wojewódzkiego Roman Kostrzewski, lider grupy Kat i wokalista Vadera, Piotr „Peter” Wiwczarek. W trakcie programu Nergal wypowiadał się na różne tematy. Widoczna była u niego silna potrzeba zaznaczania swojej odmienności. Pragnął uchodzić za postać, która z wartości istotnych dla społeczeństwa niewiele sobie robi. Mówił o nonkonformizmie, poszukiwaniu własnej drogi. O wskazywaniu alternatywy dla człowieka, który jako jednostka nie chce być tylko uczestnikiem społecznych mechanizmów. Mroczna, satanistczyna symbolika oznaczała dla niego akt sprzeciwu wobec nacisku religijnego ze strony społeczeństwa. We wszystkim, co mówił wydawał się autentyczny i szczery. W zestaweniu z Wojewódzkim sprawiał wrażenie postaci z zupełnie innej bajki. Występ u Wojewódzkiego wzbudził w mediach pewne zainteresowanie osobą Darskiego i muzyką Behemotha. Z pewnością wiele osób niezwiązanych ze światkiem okołometalowym pierwsze zetknięcie z dokonaniami Behemotha było szokiem poznawczym. Muzyka zespołu była ekstremalna i przerysowana do tego stopnia, że dla niektóch dość szybko stała się wdzięcznym obiektem kpin. W internecie pojawiają się teledyski grupy z podłożonymi polskimi napisami, które „tłumaczyć” mają niezrozumiałe ryki wokalisty. Trzeba przyznać, że efekt tych zabiegów może się podobać, „tłumaczenia” takie jak „idziemy kijem mieszać piach” w połączeniu z piekielną muzyka i ciemną aranżacją tworzą niezrównaną parodię. Filmiki błyskawicznie zyskują popularność, powstają liczne wersje i warianty tekstów. Pod adresem zepołu i samego Nergala padają różne komentarze, często nie tyko prześmiewcze, ale i wulgarne:


25

LIFESTYLE


Zanim udało się rozstrzygnąć zagadkę, sytuacja zmieniła się diametralnie, a same pytania straciły sens.

Zespół jednak nadal nagrywa muzykę i koncertuje. Dla tej części społeczenństwa, która o nim słyszała, Nergal jest ciągle tylko liderem zespołu grającego dziwną muzykę.

Choroba U Nergala zdiagnozowano białaczkę, muzyk trafił do szpitala. Znana z ekscesów i skandali Doda ujawniła zupełnie nieznane oblicze nie odstępowała od łóżka ukochanego, nie tylko w mediach, ale i na koncertach apelowała o pomoc dla muzyka. Miłość i choroba wywołały jeszcze większe zainteresowanie mediów. Podwyższyło to temperaturę emocji, które otaczały samego Nergala. Napływały życzenia powrotu do zdrowia, ale nie brakowało i złorzeczeń: „teraz ma za swoje”. Wszystkich jednakowo interesowało, czy się nawróci, czy nie. Jego związek z Dodą to jednak prawdziwa miłość? Kiedy opuścił szpital był już pod ciągłym obstrzałem mediów. Wkrótce naczelnym tematem miało być zakończenie jego miłosnej relacji z Dodą, ale uwaga nadal była na nim skoncentrowana. On sam bynajmniej jej nie unikał. Udzielał wywiadów, pojawiał się na okładkach kolorowych magazynów i w telewizji śniadaniowej.

Doda Kilka lat później media znów skierowały swoją uwagę na jego postać za sprawą jego związku z Dodą. Czy też, by lepiej oddać proporcje związku Dody z nim. Wywołało to powszechne zdziwienie. Jak to ten wcielony demon, który nawet nie śpiewa, a ryczy pochwalne hymny na cześć diabła, i tleniona królowa kiczu , największa polska różowa landrynka? Takie połączenie stanowiło łakomy kąsek dla tabloidów i plotkarskich magazynów. Prasa zainteresowała się też samym zespołem i pisała o koncertach Behemotha. W artykułach pobrzmiewał niekiedy ton fascynacji brutalnością muzyki i wyrazistością postaci, które ją tworzą. Efektu dodawały zdjęcia członków zespołu, którzy prężyli do obiektywu muskuły i tatuaże.

LIFESTYLE 26

„Nergal jest tak mroczny, że diabeł mu z d*** wystaje” „Nergal, lubisz ssac diabelskiego kut***, jak widać, uważaj tylko się nie udław!!!”

Takie połączenie stanowiło łakomy kąsek dla tabloidów i plotkarskich magazynów.

Najszerzej pisała jednak o romansie. Związek wywoływał też lawinę komentarzy wśród zwykłych ludzi. Pojawiały się głosy, że romans był chwytem marketingowym, dzięki któremu wokalista miał zyskać popularność. Zarzuty te wyśmiewali zarówno członkowie zespołu, jak i wszyscy, którzy mieli jakiekolwiek pojęcie o jego dokonaniach. Behemoth to przecież jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich zespołów za granicą. Koncertował na całym świecie, płyty rozchodziły się w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy. Może więc związek z Nergalem miał przysłużyć się Dodzie, która dotąd nie przbierała w środkach, by znaleźć się na pirwszym miejscu w mediach?

Popularny serwis plotkarski Pudelek.pl poświęcił mu masę newsów i komentował każde jego zachowanie. Nie ulega wątpliwości, że zestawienie nazw wypada komicznie: Pudelek i Nergal, wokalista grupy Behemoth, twórca albumu Satanica. Jak reagowali na koncertach fani zespoły, którzy ryczącego, wymalowanego na biało diabła jeszcze niedawno widzieli wystrojonego w czarne futro na okładce „Gali”, czasopisma które zapewne czytają ich matki i babcie? Czy kiedy darł na strzępy Biblię, wierzyli mu nadal, mając w pamięci jego dumną minę i i tani tytuł Więcej grzechów nie pamiętam zaraz obok świecącej nalepki z napisem ”Tylko 99 groszy”? Juror Kiedy całkiem wrócił do zdrowia, zrobił ostatni krok, by przestać być tylko bohaterem miłosnej afery i w przestrzeni medialnej otworzyć własny rachunek. Został jurorem w „The Voice of Poland”. Zawód jurora kojarzony jest z rolą medialnego błazna, kogoś pokroju Wojewódzkiego. Ale przestrzeń medialna łaknie coraz to nowszych błaznów, a Nergal w nowej roli odnajduje się jednak zaskakująco dobrze. Zachowuje się dokładnie tak, jak się tego po nim spodziewano. Do jednej z uczestniczek programu zwrócił się słowami „Bardzo mi się podobało, kiedy przede mną klęczałaś”.


LIFESTYL

Nadal stara się prowokować, mówi o swoim zamiłowaniu do pornografii, ale równocześie przyjaźni się z Radkiem Majdanem, pozuje do zdjęć z księdzem Bonieckiem i czyta dzieciom. Pojawia się na kilku imprezach, na których gośćmi są głównie celebryci. Rozdartą koloratkę zastępują wykwinte i modne szale, zamiast czarnych skór nosi esktrawaganckie ubrania.

Napisał też książkę Spowiedź heretyka. Pomijajac pretensjonalny i tani tytuł, jest to świetny ruch. Nergal doskonale zdaje sobie sprawe, że jest to doskonały produkt marketingowy. Opowiadanie o pełym buntu dzieciństwie, epizody z koncertów na całym świecie, romanse i choroba to treści, która sprzedają się znakomicie.

Rozdartą koloratkę zastępują wykwinte i modne szale.

Naczelny satanista show-biznesu Za najlepszy komentarz do miejsca, w którym znalazł się Nergal, może posłużyć określenie zaczerpnięte z Pudelka: „Naczelny satanista show-biznesu”. To ono wskazuje, jak dalece przyjął się i odnalazł w obecnej sferze lider Behemotha. Czy stałoby się tak, gdyby nie pragnął do niej należeć? Rodzi się pytanie, kim więc tak naprawdę jest Nergal? Który z nich jest prawdziwy? Nergal, satanista z Behemotha, czy Adam Darski, ulubieniec Pudelka? Behemoth trzyma się mocno, w 2014 r. wydał kolejny album. Nazwany najmroczniej i najpieknielniej jak tylko można: The Satanist. Można przypuszczać, że Darski w swojej sferze również nie powiedział ostatniego słowa. Z pewnością jego przykład jest bardzo ciekawy. Dowodzi również tego, że jeśli przestrzeń medialna połknęła nawet spętaną drutem kolczastym postać z metalowej koszulki, to może połknąć każdgo.

27


28

[Komiks] To ultra nowoczesne medium Posługuje się skrótem i idealnie wpaso Z jednej strony komiks to tekst pisany i zbliżenia, czyli opowiadanie obrazem coś magicznego, że jedna osoba moż tych dwóch dziedzin.


m o wielkiej sile przekazu. owuje się w sztukę postmodernistyczną. y, a z drugiej - kadrowanie, „montaż” m identyczne jak w filmie. Jest w tym że opowiedzieć historię z pogranicza

- Jacek Frąś -

(rysownik komiksów, malarz, plakacista, ilustrator)

29


KULTURA 30

ŚLADAMI

KULTOWEGO WYDAW SZCZEPAN MARCINIEC

Ostatnia dekada to wręcz eksplozja filmów bazujących na komiksach. Czym komiks jest, chyba nie trzeba tłumaczyć. Jaki znamy najpotężniejsze wydawnictwa? Myślę, że niejeden pięćdziesięciolatek byłby w stanie wymienić DC oraz MARVEL (choć w internecie można zauważyć, że niejednemu nastolatkowi marzy się: „kiedy zrobią film z Batmanem i Spidermanem?” Cóż, „stary, to dwa różne wydawnictwa - nigdy”). Wydawnictwo sobie, a zjawisko sobie. Nasz polski rynek od dłuższego czasu zalewa fala Marvelowych komiksów, a na rynku książkowym jakiś czas temu pojawiła się pozycja Niezwykła Historia Marvel Comics. Cała przygoda rozpoczyna się od Martina Goodmana, założyciela Timely Publications, które później przekształci się w Marvel Comics. Wielu ludzi wierzy, że Stan Lee (Stanley Martin Lieber) był założycielem, alfą i omegą oraz ojcem komiksu amerykańskiego. Cóż, prawda okazuje się nieco inna. Przygodę zaczynamy praktycznie na początku ubiegłego stulecia, w czasie kiedy rynek wydawnictw amerykańskich stawiał swoje pierwsze kroki, a byle dzieciak z ulicy był w stanie znaleźć tam pracę za kilka centów. Takim właśnie dzieciakiem był sławny Stan The Man, którego kariera przypomina stereotypową historię „od pucybuta do milionera”. Co ciekawe, nigdy tak naprawdę nie był on zaangażowany całym sercem w komiks (a przynajmniej nie we wczesnych latach swojej kariery). Zawsze pociągł go Hollywood i wizja tworzenia filmów. Komiksy i ich bohaterowie byli tylko pretekstem, by się tam dostać, co w końcu się udało, ale za jaką cenę? To tylko jeden z powtarzających się wątków książki. Całoś tak naprawdę opowiada o ludziach, którzy tworzyli wydawnictwo, stając się jego częścią. Z czasem wspinali się na kolejne szczeble kariery lub odchodzili, zmieniając się w zaciekłych wrogów wydawnictwa. Będzie nam dane

poznanie faktów o wielu sławnych postaciach z branży, jak np. Jack Kirby, rysownik wielu klasycznych postaci Marvela i wieloletni współpracownik Stana. Legendarny i niezwykle kreatywny duet, którego współpraca z czasem zaczęła się psuć, a na wierzch powyciągano wszystkie brudy, o których nawet dziś się rzadko wspomina. Poznamy też politykę, którą się kierują wydawnictwa i to jak zmieniają się w bezduszne korporacje, w których tak naprawdę liczy się ilość sprzedanych egzemplarzy i wewnętrzne układy (brzmi znajomo?). Rysownicy tyrają dniami i nocami, a jedno słowo redaktora wystarczy, żeby miesiąc pracy wylądował w koszu. Zeszyt ma być gotowy na jutro rano, więc zaczyna się walka z czasem, która kosztowała życie kilka osób. Tak, w rzeczywistości. W książce znajdziemy przynajmniej jeden przykład śmierci z przepracowania jednego z „trybików” wielkiej machiny i poczujemy ściśnięcie w gardle. Jeśli kiedyś się zastanawialiście, jak wyglądają relacje DCMARVEL, to w końcu będziecie mieli okazję przyjrzeć się zjawisku. Wystarczy wspomnieć, że przez długi czas ich siedziby znajdowały się na tej samej ulicy naprzeciw siebie, a twórcy niekiedy pracowali w obu naraz, ewentualnie po stracie pracy u jednych szli do drugich. Bywały sytuacje, gdy ktoś wylatywał z Marvela i szedł do DC, a po kilku latach wracał do Marvela. Stara miłość nie rdzewieje. Na szczęście dla czytelników książka dostarcza też wielu okazji do uśmiechu, zwłaszcza przy fragmentach dotyczących okresu wolnej miłości, dzieci-kwiatów i narkotycznych wizji... A te będą miały ogromny wpływ na komiksy. Nowi bohaterowie, kosmiczni wojownicy, podróże w głąb siebie i inne nieopisane rzeczy, które tworzyli hipisi dla nastolatków. Był to chyba najbardziej zakręcony okres w historii wydawnictwa. Nie obędzie się bez sympatycznych złośliwości, wykręcaniu sobie numerów i ucierania nosa szefom różnymi anonimowymi notkami. Końcówka książki ukaże czytelnikowi drogę naszych


KULTUR

WNICTWA bohaterów z kart komiksów na ekrany kin, drogę bardzo wyboistą. Wielu znawców tematu orientuje się, że prawa do postaci posiadają różne studia filmowe, dlatego nigdy nie zobaczymy Avengersów i X-Menów w jednym filmie, tak samo jak Spiderman kreuje swoje własne uniwersum. Pytanie zatem podstawowe: dla kogo jest ta książka? Dla fanów komiksów czy dla przeciętnego zjadacza chleba? Z pewnością człowiek, który nie zagłębia się w meandry komiksowych światów będzie czerpał z lektury satysfakcję, bo jest to opowieść przede wszystkim o ludziach, którzy chcieli coś osiągnąć i zbudować. To historia o przyjaźniach i konfliktach, które nie kończą się nawet po śmierci jednej ze stron. O realiach rynku, świecie kolorowych magazynów, układach, a przede wszystkim o pasji. Na pewno komiksowy maniak będzie czerpał z lektury garściami, kojarzył nazwiska i kariery danych ludzi, ale ta wiedza nie jest niezbędna, ponieważ autor napisał książkę przystępną dla każdego. Wydawcą polskiej edycji jest Sine Qua Non i trzeba oddać mu honor za jakość wydania: twarda oprawa, własna wersja okładki (osobiście uważam, że lepsza od amerykańskiej), zakładka wstążkowa. Cena potencjalnego nabywcę może odstraszać: 59,50 zł za blisko 500 stron tekstu. Myślę, że nie jedna osoba się zastanowi, zanim ją kupi, ale naprawdę warto. Biografia, sensacja, thriller, polityka w jednym. Czyta się z zapartym tchem i nie można się oderwać, mówię ja: Człowiek Który Łatwo Się Rozprasza.

Autor: Sean Howe Tytuł oryginału: Marvel Comics: The Untold Story Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski Format: 140x205 mm (twarda oprawa) Liczba stron: 512 WYDAWNICTWO Sine Qua Non

31


KULTURA 32

KAZNODZIEJA

KOMIKS, KTÓRY ZMIENI TWOJE MYŚLENIE O... KOMIKSIE KONRAD KASPRZYCKI

Pojęcie „komiks“ w Polsce nadal kojarzy się zazwyczaj z wesołą historyjką dla dzieci, ewentualnie z historią o superbohaterach dla dojrzewających chłopców, ewentualnie z japońskimi mangami. Przyznanie się w towarzystwie do czytania komiksów jest dość ryzykowne, przecież porządny, dorosły Polak delektuje się występami gwiazd krążących po lodzie, tudzież oddaje się intelektualnej rozpuście, oglądając reality show z cycatą panną znaną z tego, że jest cycata. Oczywiście komiksy mają w Polsce wielu czytelników, nie są jednak medium, które mogłoby konkurować z filmem czy telewizją ‑ ani pod względem finansowym, ani popularności. W USA zwykło się używać pojęcia graphic novel (powieść graficzna), aby nikt nie mylił poważniejszych pozycji z lżejszymi, mniej ambitnymi jak właśnie tak popularne opowieści o superbohaterach i złoczyńcach. Osobiście nie mam nic przeciwko lżejszym komiksom, sam od czasu do czasu z przyjemnością po nie sięgam, ale rzeczywiście nie powinno się wrzucać do jednego worka Myszki Miki i Sin City, tak jak nikt rozsądny nie pomyli raczej “M jak Miłość” z “Rodziną Soprano”. Oczywiście nikomu nie trzeba też tłumaczyć, że tak jak w przypadku filmów i gier komputerowych, które nie zawsze są przeznaczone dla małoletnich odbiorców, tak i nie wszystkie powieści graficzne komiksy nadają się dla małolatów, choć zwykle z nimi się je kojarzy. Chciałbym przedstawić powieść graficzną, której warto dać szansę, jeśli tylko ktoś ma ochotę sprawdzić w praktyce, z czym to się je, i która mogłaby zmienić zdrowego psychicznie dziesięciolatka w nastolatka dysfunkcyjnego. Kaznodzieja nie jest powieścią graficzną dla każdego, niemniej jednak pojawia się na każdej poważnej liście typu „100 komiksów, które musisz przeczytać przed śmiercią“. Na kartach powieści ze świecą szukać zamaskowanych mścicieli w pelerynach, eksżołnierzy zwalczających zło pod amerykańską flagą czy pogryzionych przez radioaktywne

kowaliki mutantów. Ale wykolejeńców i zjawisk nadnaturalnych nie brakuje. Jesse Custer jest kaznodzieją, który w pewnym momencie swojego bardzo skomplikowanego życia utracił predyspozycje do bycia duchownym. Pisząc “predyspozycje”, mam na myśli wiarę. Dla osoby duchownej może to być problem. Ponadto lubi sobie strzelić drinka, a najchętniej szesnaście. Wiara w Siłę Wyższą poniekąd wraca w momencie, kiedy na drodze Jesse’iego zupełnie przypadkowo staje byt o znaczącej nazwie Genesis. Kaznodzieja i byt stają się jednością, dzięki czemu Jesse otrzymuje swoją jedyną, można powiedzieć, supermoc – Głos Pana (w oryginale The Word of God). Kiedy wielebny mówi „Go fuck yourself“, to sprawa jest poważna, gdyż nie sposób oprzeć się rozkazowi wydanemu Głosem Pana. Postanawia on odnaleźć Boga, ale nie w sensie duchowym. Jesse Custer to prosty chłopak wzorujący się na Johnie Wayne’ie i chce pogadać z Wszechmocnym oko w oko, jak facet z facetem. Bo Wszechmocny nie jest dobrym i kochającym Bogiem, tylko egocentrycznym, narcystycznym tchórzem. W przygodach wielebnego Custera towarzyszy mu jego była / aktualna dziewczyna, Tulip, złodziejka i spluwa do wynajęcia, oraz charyzmatyczny wampir Cassidy, który jest z pochodzenia Irlandczykiem. Tak jak Francuzi mają swoje sery, a Hiszpanie corridę, tak Irlandczycy mają alkoholizm, a Cassidy jest bardzo irlandzki. Jesse i Cassidy to świetny duet – dwóch popijających życiowych wykolejeńców z zamiłowaniem do barowych bójek. Trójka przyjaciół zderza się z plejadą antagonistów, od „karków“, przez zakompleksionych gliniarzy z małych, amerykańskich miasteczek, po seryjnego mordercę i multimiliardera organizującego sex party dla śmietanki towarzyskiej, który spółkuje ze wszystkim, co żywe. Jednym z głównych antagonistów jest Święty od Morderców (który doczekał się własnego, krótkiego spin-offu). Jest on starym


33

KULTUR


KULTURA 34

rewolwerowcem, prawdziwym sukinsynem, który po śmierci trafił do piekła, a jego (na dobrą sprawę) uzasadniony gniew sprawił, że piekło zamarzło. Zostaje wysłany z powrotem na ziemię, uzbrojony w colty wykonane z przetopionego miecza Anioła Śmierci, by spełniać funkcję tegoż anioła i naprawić sytuację. Clint Eastwood z lodowatą wodą w żyłach nie jest nawet w połowie tak cool jak Święty od Morderców. Postać ucieleśnia jednocześnie koncepcję mówiącą, że nie każdy, kto wydaje się zły, służy złu, i nie każdy, kto z definicji powinien byś oazą dobra, jest przyzwoity. W pewnym momencie Jesse wraca na łono rodziny, od której uciekł jako młody chłopak, i jest to jedna z najstraszniejszych rzeczy, jakie przyszło mi czytać. Jeśli myślicie, że mieliście dysfunkcyjną rodzinę, to polecam wizytę u babci Custera…

Kaznodzieja wzrusza i szokuje, ale także zmusza do refleksji.

Jednakże głównym „złym“ w całej powieści jest Graal ‑ zdawać by się mogło, wszechpotężna organizacja kościelna, której nie w smak to, że śmiertelnik włada Głosem Pana. Jej agentem jest Herr Starr, przy którym zawsze przypomina mi się cytat z Sin City: „Uwielbiam zabójców. Co byś im nie zrobił, nie masz wyrzutów sumienia“. Główną misją Graala jest ochrona Świętej Rodziny. Koncepcja stara jak Erich von Daniken, jednakże Smaczku dodaje fakt, że potomkowie pewnego cieśli z Nazaretu krzyżowali się między sobą, dla zachowania czystości boskiej linii. Efekt jest taki, że żyjący we współczesności potomkowie tej linii są… Pamiętacie Pikoków z Archiwum X? Albo rodzinkę z Teksańskiej masakry? Coś w tym stylu. Wbrew pozorom Kaznodzieja nie traktuje jedynie o bytach nadprzyrodzonych i kazirodztwie. Owszem, jest sporo seksu, nagości. Jest dużo przemocy, alkoholu i papierosów, praktyk okultystycznych. Jest i postać o imieniu Dupogłowy. Jednakże Kaznodzieja to przede wszystkim

historia o przyjaźni i poszukiwaniu tego, co w życiu ważne. Jest to w pewnym sensie historia drogi, na której końcu istnieje lek na całe zło, wyjaśnienie kwestii ważnych życiowo. I rzeczywiście, pod koniec podróży można odnieść wrażenie, że wszystko będzie dobrze. Razem z bohaterami przemierzamy spory kawałek Stanów Zjednoczonych, odczuwając wyjątkową atmosferę powieści. Kaznodzieja wzrusza i szokuje, ale także zmusza do refleksji. Tak, ten sam komiks, w którym wampir alkoholik i duchowny z boską mocą zalewają się w Nowym Orleanie, naprawdę skłania do przemyśleń, choćby na temat wiary. Kaznodzieja nie jest jednak moralitetem sztywnym jak kij od miotły. Powieść jest pełna humoru, czasem czarnego i odrobinę absurdalnego, a czasem takiego z najniższej półki, ale jednak zawsze celnego. Z tempem akcji bywa różnie. Są momenty, gdzie dzieje się dużo, powieść staje się dynamiczna, można dostać zadyszki, ale jest też sporo spokojnych scen, wypełnionych świetnymi dialogami. Właśnie dzięki dialogom i scenom bez wartkiej akcji można się zżyć z bohaterami, którzy mają swoje wady, ale nie sposób ich nie polubić. Głównym scenarzystą serii jest Garth Ennis, Irlandczyk, którego fanom dobrego komiksu nie trzeba przedstawiać (np. Hellblazer), a za stronę wizualną odpowiadają Brytyjczycy – Steve Dillon (współtwórca serii) i Glenn Febry, którzy zawodowo mieszają tu i ówdzie. Styl graficzny mnie osobiście bardzo odpowiada, choć spotkałem się z opiniami, że jest trochę za mało złożony, cokolwiek miałoby to znaczyć. Natomiast każda z okładek to małe dzieło sztuki. Kaznodzieja nie jest z całą pewnością literaturą przeznaczoną dla ludzi, którym brakuje do niej dystansu. Co ciekawe, ta obrazoburcza powieść zyskiwała swego czasu pochlebne recenzje wśród redaktorów o zacięciu prokatolickim. Jeden z nich napisał: „Czy powieść wstrząsnęła fundamentami mojej wiary? Nie. Zmusiła mnie do przemyślenia spraw, którym wcześniej nie poświęcałem uwagi. Czy byłem oburzony jej treścią? Jasne. Znajdźcie kogoś, kto nie był. Czy pokochałem każdą, pojedynczą stronę? No ba“. Kaznodzieję wydawano w latach 1995‑2000. Powieść liczy 66 odcinków w dziewięciu seriach (w tym tzw. specials, opowiadające o pojedynczych postaciach). Piszę rzecz jasna o wydaniu amerykańskim. Krąży legenda, że ktoś


KULTUR

kiedyś miał w rękach komplet Kaznodziei w języku polskim. Fakty są takie, że na znanym serwisie aukcyjnym pojawił się jakiś czas temu komplet za 800 zł, a pewien tłumacz / korepetytor / redaktor / smakosz nawet nie zdążył się zalogować w serwisie, a już ktoś sprzątnął mu polskie wydanie sprzed nosa. Ma ono niezaprzeczalnie wartość kolekcjonerską. Osobiście polecam czytanie Kaznodziei w oryginale. Powieść jest pisana bardzo specyficznym językiem i nie da się wiernie przełożyć treści na język polski bez utraty zapachu kajuńskiej kuchni i burbona.

Kaznodzieja nie jest z całą pewnością literaturą przeznaczoną dla ludzi, którym brakuje do niej dystansu.

Z Nowym Rokiem gruchnęła wiadomość, że AMC, stacja odpowiedzialna za Żywe Trupy, chce się podjąć ekranizacji Kaznodziei. Mój wewnętrzny nerd ma uderzenie gorąca z radości, ale jego kolega sceptyk obawia się, że w bardzo pruderyjnych i chrześcijańskich Stanach Zjednoczonych dużo elementów z materiału źródłowego po prostu nie przejdzie przez cenzurę. Żywe trupy w wersji komiksowej to też zupełnie inna, bardziej brutalna i kontrowersyjna historia niż telewizyjna adaptacja. Nie jest zła, ale nie jest też wierna. Zobaczymy.

35


KOMIKS 36

COMIC BOOK LIFE


KOMIK STARRING: Magda Fuglewicz Slawek Trzesniowski

37


KOMIKS 38

PHOTO: Michal Lazarow MUA: Agata Pasterz


KOMIK Models: Magda & Slawek (Pink MELON)

39


KULTURA

40


KULTUR

KOBIECA STRONA superbohaterów KATARZYNA CZAJKA

Superbohaterów znają wszyscy. Symbole Supermana i Batmana rozpoznają bez pudła nawet ci, którzy nigdy sami nie sięgnęli po komiksy. Gorzej sprawa się ma, gdy zaczynamy mówi o superbohaterkach. Do głowy przychodzi Batgir i Supergir, niektórym wytrwałym Wonder Woman. Większość jednak nie ma pojęcia jak wyglądają i jakimi mocami obdarzone są kobiece bohaterki komiksów. Część czytelników może być nawet przekonana, że kobiety w świecie komiksu nigdy nie odgrywały specjalnie ważnej roli i od zawsze były to opowieści przeznaczone dla chłopców opowiadające o silnych męskich bohaterach. Tymczasem superbohaterki są obecne na kartach komiksów od bardzo dawna, a ich historia jest nie mniej ciekawa, niż powszechnie rozpoznawanych bohaterów męskich. Pierwsze postacie kobiece obdarzone specjalnymi mocami zaczęły pojawiać się w komiksach w latach 40. Wtedy to właśnie zadebiutowała Czarna Wdowa, (która potem przeszła wiele transformacji, by stać się w końcu Nataszą Romanoff agentką SHIELD, znaną m. in. z filmu “Avengers”), Miss Amercia i Wonder Women. Ta druga to zresztą jedna z najważniejszych postaci w świecie komiksów wydawnictwa DC. Stworzona z myślą o pokazaniu kobiecej mocy i niezależności (autor postaci publicznie przyznawał, że pomysł podsunęła mu żona) szybko stała się jedną z ulubionych bohaterek Ameryki. Wonder Woman – potomkinie amazonek, nie tylko posiadała wiele specjalnych mocy, ale także jasno wypowiadała się w sprawach kobiet. W 1943 roku wyszedł nawet komiks, w którym Wonder Woman startowała na stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych. I choć ostatecznie powierzyła stanowisko mężczyźnie, to podpis pod obrazkiem brzmiał w sposób następujący „Kobiety zdominują kiedyś rządzy wszystkich państw, bo tylko kobieta potrafi bez egoizmu służyć innym”. Niezależnie jak zinterpretujemy to zdanie, to jednak w kontekście politycznego zaangażowania kobiet brzmi całkiem nieźle jak na lata 40. Inne super bohaterki z tego okresu radziły sobie równie dobrze – obok walki ze złem zajmowały się czasem pracami typowo kobiecymi (sporo było wśród nich pielęgniarek), ale też było w nich sporo dociekliwości – fotografowały, pisały do dzienników. a nawet były ich redaktorami naczelnymi. Niewiele osób wie, że gdy po wojnie spadła sprzedaż komiksów (były one dość powszechnie czytane przez żołnierzy, którzy teraz po powrocie do domu zajęli

41


KULTURA 42

się rodzinami karierami) zdecydowano się poszukać nowych odbiorców – postanowiono więc zainteresować komiksami młode dziewczęta. Plan odniósł sukces i przez ponad dekadę sprzedaż komiksów wśród dziewcząt przerastała czytelnictwo wśród chłopców. Niestety nie przełożyło się to na proste zwiększenie ilości kobiecych superbohaterek. Na drodze do powstawania nowych kobiecych postaci (umieszczanych w innych komiksach niż te humorystyczne czy romantyczne – bo takie też oczywiście drukowano) stał tak zwany Kodeks Komiksowy. Z jednej strony – zabraniał on rysowania kobiet o zbyt ponętnych kształtach (z czego można bez trudu wnioskować, że w latach wcześniejszych było to powszechną praktyką), z drugiej – zniechęcał d powierzania kobiecym postaciom ról pierwszoplanowych, zwłaszcza takich, które wiązałby się z wystawianiem bohaterki na przemoc czy niebezpieczeństwo. I rzeczywiście przez następne dekady kobiece bohaterki – nawet, jeśli obecne na kartach komiksów - rzadko odgrywały pierwsze skrzypce. Dobrym przykładem może być Batgirl – choć towarzyszyła Batmanowi od lat 60., to jej postać nigdy nie była brana przez autorów ani samych bohaterów na poważnie. Walczyła ze złem, ale jej arsenał zawierał specjalne perfumy czy puder, wciąż musiała walczyć z przekonaniem Batmana, że walka ze zbrodnią nie jest dla dziewczyn. W pewnym momencie Batman groził nawet, że ujawni wszystkim jej tajną tożsamość, jeśli Batgirl nie zrezygnuje z tropienia zbrodni. Nie oznacza to jednak, że świat komiksów na wieki wieków miał pozostać jedynie przestrzenią, gdzie kobiece postacie są traktowane jako dodatek do męskich (nie można zapominać, że niemal każdy superbohaterów miał ukochaną, z których wiele zginęło w tragicznych okolicznościach). Zmiana przyszła w latach 70. i 80. Zaczęły pojawiać się nowe - albo przedstawione na nowo postacie kobiece. Tym razem zadbano już o to, by miały własną ciekawą historię i charakter. Największe wrażenie na czytelnikach robiły bohaterki związane z serią o X-menach – Storm, afrykańska księżniczka potrafiąca panować nad pogodą nawet bez swoich supermocy budziła podziw pewnością siebie i niezależnością, Jean Grey – obdarzona telekinetycznymi mocami okazała się Phoenixem, najpotężniejszą ze wszystkich mutantów i centralną postacią jednej z najciekawszych osi komiksowych. Zmiany zachodziły nawet wśród antybohaterek – Kobieta Kot – wcześniej jedna z najważniejszych przeciwniczek Batmana (mająca jednak do niego pewną słabość) dostała w 1990 roku własny komiks opowiadający o jej przygodach. W latach 90. własnych serii komiksowych doczekały się też inne bohaterki m. in. Elektra – postać z komiksu o Daredevilu. Co ciekawe mimo, że kobiety w komiksach obecne są od samego początku to w chwili, kiedy o świat komiksu upomniał się świat filmu nagle straciły na znaczeniu. Obecne w filmach o X-menach, czy w niezbyt udanych produkcjach takich jak Kobieta Kot czy Elektra, wciąż nie mogą doczekać się własnej produkcji na miarę nowych odsłon Batmana, Spidermana czy Iron Mana. Co prawda niedawno Marvel ogłosił, że zdecyduje się wyprodukować film o Black Widow, ale nie ma jeszcze oficjalnych danych, kiedy rozpoczną się prace nad filmem, więc jak na razie Scarlett Johansson (odtwórczyni tej roli) pozostaje pojawianie się w drugoplanowych rolach w filmach poświęconych męskim bohaterom uniwersum Marvela. Z kolei studio filmowe DC stwierdziło, że Wonder Woman zadebiutuje dopiero


43

KULTUR


KULTURA 44

w 2016 w filmie o Batmanie i Supermanie. W Internecie można uslyszeć głosy, że żyjemy w dziwnym świecie, w którym robimy filmy na podstawie komiksów, gdzie jednym z bohaterów jest gadający szop pracz (Guardians of the Galaxy) ale wyprodukowanie filmu o kobiecej superbohaterce wydaje się producentom zbyt dużym ryzykiem. Po Intrenecie krąży zdanie, które daje do myślenia. Czarna Wdowa ma dokładnie tyle samo supermocy, co Batman. Teoretycznie to prawda – przeszkoloną rosyjską agentkę i podwójnego szpiega od obrońcy Gotham dzieli tylko stan konta. Nie jest to jednak pełny obraz sytuacji. Czarna Wdowa, podobnie jak wiele kobiecych superbohaterek, musi walczyć jeszcze z licznymi uprzedzeniami i stereotypami. Chociażby tym, który nakazuje niemal wszystkie postacie kobiet w komiksach rysować w skąpych i bardzo podkreślających figurę strojach. To jeden z najbardziej krytykowanych elementów przedstawiania kobiet w komiksowym świecie na przestrzeni lat. Do tego stopnia, że nawet w latach 50. czytelnicy zgłaszali sprzeciw, kiedy Marvel Girl występowała w kostiumie z tak olbrzymim rozcięciem, że nawet tolerancyjni dla takiej konwencji czytelnicy poprosili o jego zmianę. Wciąż jednak większość autorów komiksów rysuje bohaterki tak, że trudno uwierzyć w ich fizyczną siłę i wprost nie chce myśleć się o ich diecie. Oczywiście, można stwierdzić, że wszystkie postacie kobiece i męskie są pokazywane w komiksach w sposób wyidealizowany, ale w przypadku kobiet ten schemat dotyczy niemal wszystkich postaci. Chlubnym wyjątkiem jest tu SheHulk, po której naprawdę widać jej siłę i moc. Ale nie chodzi tylko o wygląd komiksowych bohaterek. Dla twórców wielu komiksowych historii kobiety służą głównie jako dostarczanie motywacji do działania męskim bohaterom. Ukochane, żony, matki, ciotki – postacie z tła, których nasi bohaterowie muszą bronić lub mścić się za ich śmierć. Choć czasy się zmieniają wciąż wiele postaci kobiecych traktowanych jest jako element tła. Przyglądając się kobietom w komiksach nie trudno, więc dostrzec, że mamy tu do czynienia z pewnymi rozbieżnościami. Z jednej strony super inteligentne i przeszkolone superbohaterki, często stojące w obronie nie tylko sprawiedliwości i równości. Z drugiej – czekające na swoich bohaterów ukochane czy wojowniczki, biegające na obowiązkowych wysokich obcasach i z dekoltem do pępka. Co powinno nas tylko przekonać, że w świecie komiksu, jak w tym realnym, nic nie jest proste.

FOTOGRAF: Piotr Dejneka MODELKI: Malina Stećko (Wonder Woman), Anna Hajduk (Supergirl), Monika (Cat Woman) MAKIJAŻ: Magdalena Nocoń-Łysko oraz Anna Hajduk KOSTIUMY/STYLIZACJA: Monika


45

KULTUR


KULTURA 46

The Amazing Seven okiem KONRADA KASPRZYCKIEGO Filmów opartych na komiksach jest całkiem sporo, aż sam się zdziwiłem, kiedy z ciekawości sprawdziłem liczbę haseł na Wikipedii. Niektóre adaptacje uchodzą jedynie za wierne oryginałowi, co moim zdaniem niekoniecznie musi być komplementem, ponieważ od filmu wymagamy czegoś innego niż od komiksu czy książki nawet, jeśli znamy pierwowzór na wylot. Są także filmy, które uchodzą za kultowe, a także takie za które przepraszają odtwórcy głównych ról, jak George Clooney za Batman i Robin. Tymi ostatnimi nie będziemy się dzisiaj zajmować, bo słów szkoda tracić... Chciałbym przedstawić krótką listę filmów bazujących na komiksach, którym warto poświęcić uwagę nawet wtedy, jeśli nie jest się fanem tego typu produkcji. Starałem się wyszukać w pamięci kilka ekranizacji, które nie są może tak znane jak Wolverine czy The Avengers, ale i tak są godne polecenia. Wybór kilku filmów okazał się trudny, ponieważ przypomniałem sobie blisko 30 tytułów, ale postarałem się opisać te, do których najczęściej wracam, oraz te, które wywołały chociaż raz efekt „WOW!“. Kolejność jest totalnie przypadkowa.

Watchmen (2009) Film Watchmen powstał na kanwie komiksu, którego współtwórcą jest Alan Moore – legenda-rny scenarzysta, geniusz i szaleniec w jednym, a także zatwardziały brodacz. W moim wyborze najciekawszych adaptacji Strażnicy nie będę pierwszą i ostatnią, za której materiał źródłowy odpowiada brodaty anarchista-okultysta z Northhampton. Twórcy filmowi najwyraźniej wyszli z założenia, że sięgając po doskonały pierwowzór będą w stanie stworzyć doskonałe filmy. Różnie to bywało... Strażnicy opowiadają historię grupy superbohaterów, zamaskowanych mścicieli, którzy to lata świetności mają już dawno za sobą. Jedyną postacią posiadającą jakiekolwiek supermoce jest Dr Manhattan, swego czasu genialny fizyk,

a po pewnym nieudanym eksperymencie - istota niemalże wszechmocna, dzięki której np. USA pokazuje Vietcongowi, gdzie raki zimują. Jedną z najciekawszych cech Dr. Manhattana jest jego percepcja. Wydarzenia z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości mają dla niego miejsce w tym samym momencie. Pomimo że zna przyszłość, nie jest w stanie jej zapobiec, ponieważ wszystkie jego czyny są już z góry przesądzone. Brzmi paradoksalnie, ale tak jest. Smutna postać, jeśli tak dobrze to sobie przeomyśleć... Wizja alternatywnej historii USA (i też świata w pewnym sensie) jest pokazana w ciekawy sposób: niezbyt przekombinowany, a jak podejdzie się do tematu z dystansem, to można się nawet nieźle rozerwać. Nawiązań do popkultury jest naprawdę sporo i nie wszystkie rzucają się w oczy przy pierwszym seansie. Postacie są zdecydowanie najmocniejszą stroną filmu. Spora część akcji to retrospekcje dotyczące jednego z „bohaterów“, który jest bardzo złym człowiekiem, ale nawet tacy (jak udowadnia film) zasługują na towarzyszy, którzy staną nad ich trumną.


Nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek kiedykolwiek w mojej obecności stwierdził, że nie podobało mu się Miasto Grzechu. Adaptacja komiksu Franka Millera rzeczywiście jest czymś wyjątkowym. Film można śmiało nazwać antologią, ponieważ bazuje na kilku nie związanych ze sobą fabularnie historiach, a łączy je tylko brudne i zepsute miasto. Mamy więc historię gliniarza (Bruce Willis), który ratuje z rąk pedofila małą, chudą Nancy Callahan (Jessica Alba). Gliniarz wrobiony przez wpływowego ojca tegoż pedofila trafia za kratki. Jednak właściwa akcja zaczyna się dopiero po wyjściu Bruce’a z mamra. Przybliżone zostaje nam również życie pewnego wielkiego i brzydkiego gościa imieniem Marv, który po upojnej nocy znajduje obok siebie martwą kobietę i robi wszystko, żeby ją pomścić. W roli Marva dający z siebie wszystko Mickey Rourke, niemalże nierozpoznawalny przez charakteryzację, grający jednego z najtwardszych kolesi w historii kina. Rourke udowodnił w Sin City, że jeszcze nie powiedział ostatniego słowa jako aktor. Kolejną historią jest opowieść o pewnym gliniarzu (Benitio del Toro), który jest na tyle głupi, by podskoczyć dziewczynom ze Starego Miasta. Dziewczyny te parają się najstarszą profesją świata i na dobrą sprawę rządzą dzielnicą, jednak status quo jest delikatny i łatwo go zburzyć. Na pomoc dziewczynom rusza Dwight (Clive Oven), spluwa do wynajęcia i facet po przejściach, dla którego odwiedziny w Starym Mieście nie są nowością. W jednej z drugoplanowych ról występuje nieodżałowany Michael Clarke Duncan. Dwa króciutkie, ale mocne epizody zalicza także tajemniczy mężczyzna (Josh Hartnett), częstujący damy papierosami. Ludzie odpowiedzialni za obsadzenie ról mają zaklepane

specjalne miejsce w niebie, jestem tego pewien. Pomijając plejadę znanych aktorów trzeba zaznaczyć, że każda postać po prostu pasuje i przekonuje, czy to na pierwszym czy na drugim planie. Charakterystyczną cechą filmu jest to, że podobnie jak komiks, jest utrzymany w czarno-białej tonacji. Aczkolwiek niektóre elementy czy wręcz całe postacie są, khem, ubarwione.

KULTUR

Sin City (2005)

Sin City to thriller neo-noir połączony z filmem akcji – brzmi skomplikowanie, ale tak właśnie to wygląda. Miejmy nadzieję, że sequel będzie przynajmniej równie dobry.

Kruk (1994) Istnieją dwa rodzaje osób, które nie znają adaptacji komiksu Jamesa O’Barra – takie, które po prostu filmów nie oglądają oraz takie, które mieszkają w miejscach, gdzie łatwiej zostać pożartym przez hipopotama niż złapać Wi-Fi. Jest to historia Erica Dravena (Brandon Lee), muzyka rockowego, który wraz z narzeczoną zostaje brutalnie zamordowany w Noc Szatana, wypadającą na dzień przed Halloween. Rok po tragedii na grobie Erica przysiada wielkie, czarne ptaszysko – kruk. Gwiazdor powstaje z grobu, kruk staje się jego przewodnikiem po świecie żywych, a jedynym celem wskrzeszonej ofiary jest zemsta na oprawcach, szczególnie na ich szefie - Top Dollarze, granego przez rewelacyjnego Michaela Wincotta. Eric spotyka także postacie ze swojego poprzedniego życia, w tym krnąbrną małolatę Sarę, przyjaciółkę jego i Shelly. Relacja Erica z dziewczynką jest bardzo ciepła, aż przyjemnie się to ogląda. Kruk to największe osiągnięcie artystyczne Brandona Lee, syna Bruce’a Lee swoją droga, ale także jego ostatnie. Brandon Lee zginął na planie filmu zastrzelony przypadko-

47


KULTURA 48

wo przez jednego z aktorów. Oficjalna wersja głosi, że w lufie pistoletu znajdowało się „ciało obce“ wystrzelone za pomocą ślepego naboju, ale w internecie krąży wiele teorii na ten temat. Kruk to bodajże pierwszy film dokończony bez głównego aktora za pomocą efektów specjalnych. Zmarłego Lee dublował kaskader, a twarz nałożyli eksperci od efektów. Naprawdę nie widać, kiedy mamy do czynienia z dublerem, a kiedy z oryginałem. Techniczny majstersztyk. Na ekranie przewija się plejada aktorów, których już gdzieś się widziało, ale za nic nie można sobie przypomnieć ich nazwisk. Na szczególną uwagę zasługuje banda Top Dollara, barwna zbieranina szumowin, każda z własną cechą charakterystyczną i każda na swój sposób „cool“. Pisząc o Kruku nie można nie wspomnieć o fantastycznej ścieżce dźwiękowej, na której możemy usłyszeć znanych wszem i wobec Nine Inch Nailsów, jak i mniej znanych, ale wartych poznania wykonawców ciężkiego grania. Pomijając świetną, mroczną stronę wizualną filmu, to właśnie muzyka buduje jego niepowtarzalny klimat. Kruk to film kultowy, stanowiący obowiązkową pozycję podczas seansu w Halloween.

From Hell (2001) Kolejny film oparty na materiale źródłowym autorstwa Alana Moore’a. Jednocześnie jest to jedyny z filmów na liście, którego nie boję się „zespojlerować” („spojlnąć”?), ponieważ historia którą opowiada jest znana raczej każdemu. Film skupia się na śledztwie prowadzonym w 1888 roku, miejsce akcji – Wschodni Londyn. Inspektor Scotland

Yardu, Fred Abberline (Johny Depp) usiłuje rozwiązać zagadkę brutalnego seryjnego mordercy, Kuby Rozpruwacza, który jako adres zwrotny w liście do jednej z gazet podaje Z piekła rodem. Abberline podejrzewa, że w sprawę jest zamieszany ktoś z wyższych sfer, a jego przeczucie jest potęgowane przez podsycane opium wizje. Film polecam z dwóch powodów. Pierwszy – świetny Johny Depp grający postać nie pomalowaną nie do poznania. To taka złośliwość z mojej strony może, ale nie przypominam sobie kiedy ostatnio Depp zagrał wartą zapamiętania rolę bez tony make-upu. Inspektora Scotland Yardu gra jednakowoż popisowo. Abberline nie jest wzorowym gliną czy chlubą społeczeństwa. Są momenty w filmie, gdzie miałem wątpliwości czy inspektor zmaga się bardziej ze sprawą mordercy, czy z samym sobą? Inspektor to facet zniszczony i złamany, brnie przez życie spowity opiumowymi oparami, jednak ciężko go potępiać, kiedy już poznamy jego przeszłość. Drugim powodem, dlaczego gorąco polecam ten film, jest jego strona wizualna. Ta część adaptacji jest zrealizowana genialnie. Londyn z 1888 roku i jego ciemne, niebezpieczne zaułki tętnią życiem, i to życiem marnym, najgorszego sortu. Alfonsi, prostytutki, rzezimieszki, a do tego wszechobecny syf i choroba – właśnie tak wyobrażam sobie Whitechapel w XIX wieku. I to wszechogarniające uczucie niepewności i zagrożenia... Scenariusz From hell mógł równie dobrze powstać w wyobraźni scenarzysty filmowego, a nie komiksowego, dlatego nawet najwięksi przeciwnicy adaptacji komiksowych mogą śmiało po film sięgnąć.

Ghost in the Shell (1995) Lista ciekawych adaptacji komiksów bez reprezentanta Nipponu byłaby niekompletna. Adaptację mangi (japońskiego komiksu) Masamune Shirow spośród setek innych anime (japońskich animacji) wybrałem z kilku powodów. Przede wszystkim Ghost in the Shell jest filmem kultowym, i jeśli dobrze pamiętam, to właśnie od niego rozpoczęła się


Ghost in the Shell opowiada historię pani major Motoko Kusanagi, wysokiego rangą oficera specjalnego wydziału tokijskiej policji. Major Kusanagi jest cyborgiem policyjnym, co czyni z niej (dosłownie) maszynę bojową. Razem z pozostałymi członkami swojego wydziału tropi tajemniczego i groźnego hakera o pseudonimie Władca Marionetek. Haker ten nie zajmuje się jednak wstawianiem świńskich zdjęć na strony rządowe. Władca Marionetek hakuje cybernetyzowanych ludzi, dzięki czemu przejmuje nad nimi kontrolę. W świecie, gdzie niemal każdy pracujący człowiek posiada cybernetyczne wszczepy, człowiek o możliwościach Władcy Marionetek staje się po prostu bogiem. Ale czy Władca na pewno jest „tylko” człowiekiem? Na to pytanie wraz ze swoim zespołem odpowiedź próbuje znaleźć pani major. Kusanagi w pewnym momencie sama nie jest pewna, czy jest jedynie cyborgiem, bezduszną maszyną, czy może czymś więcej, czymś z duszą? W filmie nie brakuje scen akcji zrealizowanych w takim stylu, że proszę siadać, jednakże Ghost in the Shell to nie jest historia o naparzających się cyborgach w przyszłości. Film jest mocno cyberpunkowy, pokazuje ciekawą wizję

ciekawą wizję przyszłości, skłaniając jednocześnie do przemyśleń na temat człowieka i duszy, oraz granicy między maszyną, a istotą świadomą.

KULTUR

rozpoczęła się moda na japońską animację w Polsce. Jasne, wcześniej były seriale pokroju Dragon Ball czy Kapitan Jastrząb, lecz te anime traktowano z przymrużeniem oka, ot produkcje dla dzieci, a Ghost in the Shell nijak nie można postrzegać jako produkcję dla małolatów. Po drugie – ten blisko dwudziestoletni film bije pod względem jakości wykonania wiele współczesnych produkcji animowanych, strona wizualna jest po prostu piękna, a fabularnie ośmiesza wiele produkcji z żywymi aktorami zrealizowanych za grube miliony dolarów. A muzyka? To jeden z najlepszych soundtracków, jakie w życiu słyszałem. Jeśli nie macie czasu na oglądanie filmu i jednocześnie nie macie już czego słuchać w drodze do pracy, to polecam gorąco, bo pan Kenji Kawai, skądinąd świetny kompozytor, razem z soundtrackiem do Ghost in the Shell stworzył jak dla mnie swoje opus magnum.

Constantine (2005) I znowu Alan Moore, który nie odpowiada tym razem za całą serię, ale za samą postać. Przy Constantine należy zaznaczyć, że ten film bardziej spodoba się ludziom, którzy nigdy nie mieli do czynienia z komiksowym pierwowzorem. Nie chodzi o to, że film daleko odbiega od fabuły komiksów, ani o to, że John Constantine w wykonaniu Keanu Reeves’a jest ciut inny, niż oryginał – po prostu film ma troszeczkę inny klimat. Na ziemskim padole razem ze śmiertelnikami bytują także dusze, zarówno te dobre jak i złe. Constantine pełni funkcję łowcy nagród, który tropi zbiegłe z piekła dusze i odsyła je tam, gdzie ich miejsce. Nie robi tego jednak z dobrego serca, tylko w celu odkupienia własnych grzechów. Sprawy na ziemi komplikują się, kiedy Antychryst postanawia uniezależnić się od Lucyfera i przybywa na ziemię. Antychrystowi próbuje pomóc ktoś, kogo nikt w tej sytuacji by się nie spodziewał. Dodatkowo John spotyka na swojej drodze policjantkę (Rachel Weisz), która nie wierzy w samobójstwo siostry, która to posiadała podobny dar, jak główny bohater – dar widzenia istot nie z tego świata. Constantine nie jest filmem idealnym, momentami brakuje mu „duszy“, a Boski Wiatr Reeves gra swoją postać trochę sztywno, chociaż fajki pali profesjonalnie. Jednakże warto poświęcić swój czas dla androgenicznej Tildy Swinton w roli Archanioła Gabriela, a także dla krótkiego epizodu Petera Stormare w roli Lucyfera pod koniec filmu, którego kreację bije tylko Lucyfer w wykonaniu Vigo Mortensena w Armia Boga. Po prostu aktorstwo na najwyższym poziomie, dla którego warto przeboleć lekkie niedociągnięcia w fabule całości.

49


KULTURA 50

The Dark Knight (2008) Jest to chyba najbardziej „mainstreamowy” film na mojej liście. W ogólnym mniemaniu Mrocznego Rycerza po prostu wypada lubić, bo Heath Ledger, i przez to często spotykam się z opinią, że gdyby Ledger nie zmarł, to film nie odniósłby takiego sukcesu. I jest to moim zdaniem opinia krzywdząca. Wbrew pozorom bardzo trudno opisać fabułę tego filmu nie zdradzając zbyt wielu szczegółów. W mieście pojawia się tajemniczy kryminalista, Joker. Widz nie potrzebuje wiele czasu by zorientować się, że ten jegomość nie ma do końca wszystkich filiżanek w kredensie. Równolegle Batman/Bruce Wayne (Christian Bale) i komisarz Gordon (Gary Oldman) postanawiają wykorzystać potencjał prokuratora Harvey’a Denta w eliminacji przestępczości w mieście Gotham. Skoro o eliminacji mowa – Joker oferuje szefom gothamskiego półświatka, że zabije dla nich Batmana za połowę ich pieniędzy, które zostały „zabezpieczone” przez bankiera-kryminalistę z Hong Kongu, dzięki czemu Mroczny Rycerz będzie miał okazję odwiedzić to egzotyczne miasto, i to w wielkim stylu. A w Gotham Batman musi zmagać się nie tylko z kryminalistami i swoimi naśladowcami w maskach hokejowych. Joker ogłasza, że dopóki Batman nie zdemaskuje się publicznie, dopóty będą ginąć ludzie. Gotham opanowują chaos i przerażenie, ujeżdżane przez Jokera. To, co najbardziej podoba mi się w Mrocznym Rycerzu, to jego rozmach. Tutaj nikt nie szczypał się z forsą. Chcecie mieć panoramiczne ujęcia Hong Kongu z wieżowca? Proszę bardzo. Pościg z udziałem transportera opancerzonego? Nie ma sprawy. Chcecie „wywrócić” kilkunastutonową ciężarówkę na pełnym gazie? No problemo. W dodatku wiele efektów specjalnych to tak zwana „stara szkoła” efektów, czyli worki na śmieci wypełnione benzyną zamiast cyfrowego wybuchu i prawdziwa ciężarówka stająca dęba. Oczywiście jest sporo efektów

komputerowych, ale nie biją po oczach. Mroczny Rycerz to nie czysta fantastyka, to po prostu film akcji z nietypowymi protagonistami i antagonistami. Wypada też jednak napisać coś roli Heatha Ledgera, którego osobiście lubiłem na długo przed Jokerem. Joker był wcześniej postrzegany jako wariat i kryminalista z zacięciem kawalarza, postać groźna i groteskowa, ale w jakiś sposób zabawna. Joker w wykonaniu Jacka Nicholsona taki właśnie był, i był przy tym świetny, bardzo komiksowy. Joker Ledgera już taki nie jest. To terrorysta, potwór, psychopata któremu nie zależy na pieniądzach, tylko na tym, żeby świat płonął. I naprawdę nie ma w nim nic zabawnego. Najlepiej zarabiająca adaptacja komiksu w historii, najlepszy komisarz Gordon, chyba nawet najlepszy Mroczny Rycerz, i zdecydowanie najlepszy Joker. Czego więcej trzeba do szczęścia?


KULTURA Jestem przedstawicielem chaosu. I wiesz, co jest najwaĹźniejsze w chaosie? Jest sprawiedliwy.

- Joker (The Dark Knight) -

51


52

KULTUR POLUB NAS NA FACEBOOKU https://www.facebook.com/lifestylemuse

redakcja@lifestylemuse.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.