Nr 4 Luty 2011 r.
Nie jestem Terako wską Wywiad z Katarzy ną T. Nowak
Polska literatura gejowska, cz. 2
Ściągnij Literadar w interaktywnej wersji PDF!
Krzysztof Schec
htel
Ozzy Osbourne Chris Ayres
Ja, Ozzy
Tomasz Stężała
Elbing 1945, T.1: Odnalezione wspomnienia
Edytorial K
Piotr Stankiewicz
redaktor naczelny
Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, jednocześnie zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów i poprawek w nadesłanych materiałach.
Literadar jest wydawany przez: Porta Capena Sp. z o.o. ul. Świdnicka 19/315 50-066 Wrocław Wydawca: Adam Błażowski Redaktor naczelny: Piotr Stankiewicz piotr.stankiewicz@literadar.pl tel. 792 291 281 Współpracownicy: Bogusława Brojacz, Grzegorz Grzybczyk, Mieczysław Jędrzejowski, Dorota Jurek, Katarzyna Kędzierska, Przemysław Klaman, Joanna Krasińska, Bartek Łopatka (polter.pl), Maciej Malinowski, Joanna Marczuk, Artur Mars, Grzegorz Nowak, Marek Piwoński, Dagmara Puszko, Maciej Reputakowski, Iwona Romańska, Maciej Sabat, Krzysztof Schechtel, Łukasz Skoczylas, Sylwia Skulimowska, Michał Stańkowski, Dawid Sznajder, Natalia Szpak, Aleksandra Tomicka, Dorota Tukaj, Michał Paweł Urbaniak, Paweł Wolniewicz, Tymoteusz Wronka, Roksana Ziora Korekta: Oddani użytkownicy BiblioNETki Projekt graficzny i skład: Mateusz Janusz (Studio DTP Hussars Creation)
2
nr 4 luty 2011 r.
łaniamy się Państwu po raz czwarty, a pierwszy w tym roku. Ten tekst zawsze powstaje jako ostatni, wtedy kiedy już wiem, jak będzie wyglądał cały numer. Tym razem nie widziałem jeszcze okładki, piszę go w trakcie oczekiwania na propozycje studia graficznego obsługującego Literadar. Wiem tylko, że będzie to droga, bo na taki motyw zdecydowaliśmy się wspólnie, chcąc nawiązać do kolejnego odcinka cyklu Kropla Krwi Nelsona Krzysztofa Schechtela. Choć kiedy będziecie czytać te słowa wszystko już będzie gotowe, to i tak trzymajcie kciuki za okładkę, żeby była dobra. Czas jest wszak rzeczą umowną. Grudniowy numer pisma (ten z Mikołajem) odnotował rekordową liczbę czytelników. Według danych z portalu issuu.com, na którym jest umieszczany nasz magazyn, było Was blisko 60 000! Sami byliśmy zaskoczeni, postrzegamy to jako informację z Waszej strony, że chcecie Państwo czytać Literadar, a założenie cyfrowego magazynu o książkach było właściwym krokiem. Nie będę ukrywał, że rosnąca popularność Literadaru sprawia, że zaczyna on być powoli, ale pozytywnie dostrzegany przez całą branżę wydawniczą. Jest to dla nas o tyle ważne, że od początku naszym celem było stworzenie poważnego i liczącego się pisma, które skutecznie będzie walczyć o czytelnika zarówno stroną wizualną, jak i wysoką jakością publikowanych tekstów. A propos, odsyłam do spisu treści. W tym numerze zamieściliśmy ponad 30 recenzji. Polecam artykuł Michała Urbaniaka, którego, mam nadzieję, już nie trzeba, przynajmniej stałym odbiorcom, przedstawiać. Z kolei Bartek Łopatka (swój chłop spod Żywca, poszukujemy obecnie autorów z okolic Tych) odpowie na pytanie, co do zaoferowania ma współczesna fantastyka. Mam również nadzieję, że zainteresuje Państwa wywiad, którego niżej podpisanemu udzieliła krakowska pisarka, córka Doroty Terakowskiej, Katarzyna T. Nowak. Od tej pory Literadar będzie ukazywał się co miesiąc, następny numer już w marcu. Wyglądajcie nas! Polecając się na przyszłość, życzę miłej lektury. Piotr Stankiewicz
Spis treści Polska literatura gejowska, cz. 2
2 4 5 8 22 24 34 42 49 102
Edytorial Newsy Nowości książkowe Nie jestem Terakowską – wywiad z Katarzyną T. Nowak O zdradliwości zapożyczeń (3) Polska literatura gejowska, cz. 2 Uczta Wyobraźni – Fantastyka na Nowy Wiek Recenzje książek KONKURS Kropla krwi Nelsona: odsłona czwarta
S
KONKUR
x5
Dołącz do nas na facebooku!
nr 4 luty 2011 r.
3
Newsy Order Orła Białego dla Wisławy Szymborskiej 17 stycznia, w Krakowie Wisława Szymborska została odznaczona Orderem Orła Białego przez prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Uroczystość odbyła się na Wawelu. Poetka i noblistka została uhonorowana w uznaniu „znamienitych zasług dla kultury narodowej i za wybitne osiągnięcia w twórczości literackiej”.
Paszporty Polityki za rok 2010 18 stycznia ogłoszono laureatów Paszportów Polityki za rok 2010. Nagrodę w dziedzinie literatury otrzymał Ignacy Karpowicz za powieść Balladyny i romanse. ozmach, odwagę i poczucie humoru oraz zaufanie do czytelni-
„Zemsta jest kobietą” - konkurs literacki „Zemsta jest kobietą” to temat, który zdaniem pomysłodawców, czyli Daniela Koziarskiego i Damiana Gajdy, powinien natychmiast posadzić nad klawiaturą albo kartką papieru rzesze piszących. Wydawnictwo JanKa podziela zdanie wymienionych Panów i ogłasza nabór opowiadań do tak właśnie zatytułowanego tomu. * Przysyłać teksty – oryginalne, własne, nigdzie wcześniej niepublikowane – może każdy piszący po polsku, bez jakichkolwiek ograniczeń poza jakościowymi, byle zdążył do 10 maja tego roku (włącznie). 4
nr 4 luty 2011 r.
* Miło by też było, gdyby rozmiar opowiadania pozwolił się w nim rozsmakować czytelnikowi (jakieś, powiedzmy, 25 tysięcy znaków), ale że sztuki nie mierzy się na metry, nie będzie to warunek ortodoksyjnie przestrzegany. * Wymienieni wyżej Panowie w ścisłej współpracy z wydawnictwem do 10 sierpnia wybiorą najlepsze z przysłanych opowiadań. * Z ich autorami wydawnictwo do 25 sierpnia podpisze stosowne umowy. * Tego też dnia upubliczni na swojej stronie listę autorów, których utwory wejdą do tomu. * Przewidywany termin ukazania się książki drukiem: 7 grudnia 2011.
ka, który zostaje zaproszony do inteligentnej rozmowy o współczesności. Nagrodę w kategorii Kreator kultury otrzymał Tadeusz Różewicz – za świadectwo dane kilku kolejnym epokom oraz pytania, które włączyły polską literaturę i teatr w europejską debatę o najważniejszych doświadczeniach współczesnego człowieka”.
Teksty w wersji elektronicznej (z dopiskiem ZEMSTA w temacie e-maila, zawierającego też dane autora) należy adresować: dkozantologia@wp.pl damiangajda@vp.pl wydawnictwo@jankawydawnictwo.pl Teksty w wersji tradycyjnej, papierowej: Wydawnictwo JanKa ul. Majowa 11/17 05-800 Pruszków z dopiskiem ZEMSTA na kopercie.
Telefon kontaktowy: 694 536 051. Wydawnictwo uprzedza, że nie będzie odsyłać tekstów niezakwalifikowanych ani też informować ich autorów odrębnymi pismami czy e-mailami o wynikach naboru.
Nowości książkowe Marek S. Huberath Vatran Auraio W nieokreślonej przyszłości, na niegościnnej planecie, w położonej miedzy górami Matcinu Dolanu żyje niewielka wspólnota. Ludzie żyją tylko kilka sezonów, dopóki nie strawi ich krve znama lub nie poddadzą się vyleta – jedynemu sposobowi prokreacji, wymagającemu – ze względu na anatomię kobiet – śmiertelnej ofiary mężczyzny i kobiety. Żeby ludzkość mogła przetrwać, specjalnie wybrani kobieta i mężczyzna z doliny czuwają nad przebiegiem obrzędów, gromadzą i przekazują następnym pokoleniom całą dostępną wiedzę o świecie. Steven D. Levitt, Stephen J. Dubner Superfreakonomia Co łączy prostytutki z Mikołajami z centrum handlowego? Autorzy Superfreakonomii prowadzą śledztwa w sprawie lekarzy, którzy nie myją rąk, czy śmiertel-nie groźnych huraganów, a nawet próbują rozwiązać problem globalnego ocieplenia i zbadać, czy ludzie z natury są altruistami, czy też egoistami. A wszystko to podane z dużą dawką humoru i szczyptą przekory. Wraz z Superfreakonomią do księgarń trafia nowe, poszerzone wydanie Freakonomii. William Dietrich Berberyjscy piraci Amerykański podróżnik Ethan Gage wyrusza w kolejną misję. Tym razem stara się odszukać i kontrolować zwierciadło Archimedesa, starożytną superbroń, która według legendy pokonała rzymską flotę. W tej chwili należy do piratów, którzy zamierzają ją wykorzystać i naruszyć równowagę sił w świecie śródziemnomorskim. Ethan musi powstrzymać piratów i uratować swoją ukochaną Astizę.
Cormac McCarthy W ciemność W ciemność grzechu i przeznaczenia… Południe Stanów Zjednoczonych, początek XX wieku. Straszna, okrutna baśń o dziecku porzuconym w lesie. O grzechu, kazirodztwie, tragicznej nieuchronności losu. Druga chronologicznie powieść w dorobku Cormaca McCarthy’ego (1968). Jej filmowa adaptacja weszła na ekrany kin w USA w 2009. Krzysztof Owedyk Prosiacek 1990–2010 Ukazujący się z okazji 10. rocznicy istnienia kultury gniewu tom zbiera wszystkie „Pro-siacki”, poczynając od debiutanckiego zeszytu, który zawierał głównie krótkie autorskie komiksy o tematyce subkulturowej, ekologicznej, pacyfistycznej i antyfaszystowskiej, a także jedno opowiadanie Prosiaka. Dla fanów jednego z najważniejszych współczesnych polskich komiksiarzy to rzecz obowiązkowa. Antologia Steampunk Witajcie w niesamowitym świecie fantastycznych przygód, których nigdy nie zapomnicie. Steampunk
nr 4 luty 2011 r.
5
Nowości książkowe to połączenie wiktoriańskiej elegancji z nowoczesną technologią. Znajdziecie tu roboty na parę, podrasowane dyliżanse, szalonych naukowców, ciasno dopasowane surduty oraz ogromne sterowce napędzane romansami w świetle lamp gazowych. Przygotujcie się na ostrą jazdę. Giles Milton Nos Edwarda Trencoma Edward Trencom, właściciel słynnego londyńskiego sklepu z serami, wiedzie spokojny żywot. Jednak pewnego dnia w sklepie zjawia się tajemniczy Grek, który utrzymuje, że panu Trencomowi grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Edward zaczyna badać rodzinne dokumenty, które potwierdzają wieści o ciążącej nad Trencomami klątwie. Coraz mocniej czuje, że musi się wypełnić jego przeznaczenie. Jarosław Stawirej Masakra profana „Stałanieruchomo, milcząc, ze wzrokiem wbitym w nieskończoność. Na moich ustach natomiast zagościł głupkowaty uśmiech. Chyba dlatego, że do tej pory byłem przekonany, że Matki Boskie nie istnieją. – Czy Pani jest…? – zapytałem w końcu nieśmiało. – Tak – odpowiedziała, nie odrywając wzroku od nieskończoności. – Hmm… – zawahałem się. – A czemu, jeśli można wiedzieć, zawdzięczam ten zaszczyt? – Zostałeś wybrany. – Ja? Do czego? – Pójdziesz w świat głosić Słowo Boże.” 6
nr 4 luty 2011 r.
Jodi Picoult W naszym domu „Poznałam bardzo wielu rodziców, których dzieci cierpiały na zaburzenia mieszczące się po przeciwnej stronie spektrum autyzmu niż rozpoznany u Jacoba zespół Aspergera. Mówili mi, że to wielkie szczęście mieć syna, który nauczył się mówić i jest inteligentny do tego stopnia, że potrafi w ciągu zaledwie godziny naprawić zepsutą mikrofalówkę. Dla takich ludzi nie ma nic gorszego niż życie z dzieckiem uwięzionym we własnym świecie i nieświadomym tego, że istnieje inny, większy i wart poznania. Ale niechby tylko spróbowali, jak to jest wychowywać syna, który z uporem próbuje przekroczyć tę granicę, choć nigdy nie może się wyrwać z własnego świata. Który stara się być taki jak wszyscy, ale nie ma pojęcia, jak to się robi.” Jacek Piekara Mój przyjaciel Kaligula Piętnaście niezwykłych historii i fascynujących światów. Literacka podróż, która zacznie się w antycznym Rzymie, sięgnie mocarstwowej Polski alternatywnego świata i współczesnej Ameryki, a zakończy się na rubieżach naszej Galaktyki oraz w Piekle zapełnionym przez demony i ich ofiary. Mariusz Agnosiewicz Heretyckie dziedzictwo Europy Zrodziliśmy się z Grecji, Rzymu i herezji. Wbrew papiestwu i Kościołowi. Dla dzisiejszej Europy papiestwo i kościół były instytucjami hamulcowymi. Wielka część potencjału pozytywnych zmian wyrażała się przez wieki w ruchach heretyckich. Synteza dziedzictwa grecko-rzymskiego oraz heretyckiego to fundamenty Europy oraz szerzej – kultury zachodniej.
Mark Rowlands Filozof i wilk Kiedy młody wykładowca filozofii Mark Rowlands postanowił kupić puchatego małego wilczka, nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo zmieni się jego życie. I nie chodziło tylko o zjedzoną klimatyzację i zrujnowany ogród. Relacja z Breninem gruntownie zmieniła jego myślenie, stając się inspiracją filozoficznych rozważań nad naturą miłości, śmierci, szczęścia i człowieczeństwa. Ich owocem jest autobiograficzna książka Filozof i wilk, poruszający i zabawny opis niezwykłej przyjaźni przekraczającej granice gatunków. Eric-Emmanuel Schmitt Trucicielka Zbiór czterech wyjątkowych opowiadań bestsellerowego francuskiego autora. Schmitt porusza w nich kwestie poszukiwania miłości, nadziei, zwątpienia, ale tym razem wzbogaca je o coś nowego. O namiętność, analizę naszych najskrytszych pragnień, emocji; uczuć, które w jednej chwili mogą nas wyzwolić lub doprowadzić do zbrodni. Schmitt uczy nas czegoś ważnego – że nigdy nie jest za późno na zmianę, nawet jeśli nie zawsze dane nam będzie szczęśliwe zakończenie. Yiwu Liao Prowadzący umarłych. Opowieści prawdziwe. Chiny z perspektywy nizin społecznych Zbiór blisko trzydziestu wywiadów z przedstawicielami najniższych warstw chińskiego społeczeństwa. Wśród rozmówców Yiwu Liao są m. in.: handlarz ludźmi, kierownik szaletu publicznego, mistrz feng shui, trędowaty, chłopski cesarz, lunatyk, śpiewak uliczny. Ich opowieści mówią nam równie wiele o życiu codziennym Chińczyków żyjących na samym dole drabiny społecznej, co o kulturowym bogactwie, wielosetletniej tradycji i skomplikowanej historii najnowszej tego kraju. Oddając głos tym, jak to określił Philip Gourevitch, „zakneblowanym grupom społeczeństwa”, tym nieuznawanym przez Partię renegatom i pariasom, Yiwu Liao kreśli pasjonujący i bardzo prawdziwy obraz Chin.
Marcin Wroński A na imię jej będzie Aniela W Lublinie na początku września 1938 roku policja znajduje zwłoki młodej służącej. Niewyjaśniona zbrodnia nie daje spokoju komisarzowi Zygmuntowi Maciejewskiemu. Żeby móc zbadać sprawę do końca, wstępuje w czasie wojny w szeregi niemieckiej policji. Zostaje uznany za zdrajcę...
Patronaty medialne Literadaru Z dumą informujemy, że Literadar objął patronat medialny nad dwoma mającymi się wkrótce ukazać nowościami wydawniczymi. Pierwszą z nich jest książka Kiedy ulegnę Chang-rae Lee. Szokująca historia o tym, jak miłość i wojna nieodwracalnie odmieniają życie tych, których dotykają – elegancka w formie, pełna napięcia i niezapomniana. To wnikliwe studium natury bohaterstwa i poświęcenia, potęgi miłości oraz dróg prowadzących do miłosierdzia i zbawienia. Książka ukaże się w marcu nakładem Świata Książki, a jej fragment będzie można przedpremierowo przeczytać już na początku przyszłego miesiąca w kolejnym numerze Literadaru. Kolejnym tytułem jest trzeci, ostatni tom zbierającej świetne recenzje Trylogii Arturiańskiej – Excalibur Bernarda Cornwella. Książka ukaże się nakładem Instytutu Wydawniczego Erica. Oba tytuły gorąco polecamy, jako że Literadar patronuje wyłącznie najlepszym książkom! nr 4 luty 2011 r.
7
<<< Czytaj recenzję: Ja, Ozzy
a r e T m e t Nie jes owak
yną T. N rz ta a K z d ia Wyw
Ten
wywiad odbył się w niecodziennych okolicznościach. Spotkaliśmy się wieczorem, wsiedliśmy do mojego samochodu i 3 godziny jeździliśmy bez celu po bezdrożach wokół Krakowa. Cały czas rozmawiając. O życiu, facetach, kotach, pisarstwie i pieniądzach. No i o rodzicach, a szczególnie jednym – Dorocie Terakowskiej. To była długa, bardzo osobista rozmowa, jak się okazało w trakcie autoryzacji, w sporej części off-the-record. Było iście mickiewiczowsko – po długich, nocnych Polaków rozmowach, z nocnej wróciliśmy wycieczki. Sądzę, że była to ciekawa wycieczka. Zapraszam do wywiadu Piotr Stankiewicz
8
nr 4 luty 2011 r.
Czytaj recenzję: Dopóki mamy twarze >>>
Część zdjęć zrobiliśmy kilka dni po wywiadzie w Parku Maćka i Doroty. Tu Katarzyna T. Nowak przy obelisku z tablicą upamiętniającą jej rodziców
ą k s w o k a
nr 4 luty 2011 r.
9
<<< Czytaj recenzję: Kajtek, Koko i inni
Jaki powinien być idealny facet dla pisarki? Nie mam pojęcia, ale chyba nie pisarz, bo jakoś sobie tego nie wyobrażam. Na pewno taki, który akceptuje jej pracę i to, że czasami kobieta pisarka jest kompletnie wyłączona z rzeczywistości. Tata powiedział kiedyś w jakimś wywiadzie, że się czuje osierocony z powodu pisarstwa mamy. Mama siedziała od godziny piątej po południu w swoim pokoju i pisała do późnego wieczora. Nieraz tata gotował obiad czy zajmował się domem, podczas gdy ona była pochłonięta swoją pracą. On też przecież pisał? Wtedy już zajmował się głównie swoją firmą Shot Szumowski i produkcją filmów dokumentalnych. Wracając, to musi być człowiek, który taką sytuację akceptuje, bo spotykałam się już z opiniami, że pisanie to nie jest praca; jeśli nie idę gdzieś na osiem godzin to znaczy, że nie pracuję. Mężczyźni z Pani książki Kobieta w wynajętych pokojach istnieją naprawdę? Tak. To pani faceci? No tak, niestety. Tylko ja ich trochę złośliwie opisałam… Główna bohaterka też nie jest szczególnie dobrym przykładem do naśladowania. To książka o Pani? Trochę tak. Zaczęłam pisać jakoś niecałe dwa lata po śmierci rodziców. Pierwszy szok zaczął mijać, byłam podłamana, zostałam przecież nagle bez domu i bez rodziny 10
nr 4 luty 2011 r.
(bo poza rodzicami i siostrą w Warszawie zasadniczo nie mam rodziny. Jest jeszcze mój biologiczny ojciec – Andrzej Nowak, mieszka w Krakowie, ale ma już swoje lata, nie mogłam siąść mu na głowie). Do tego straciłam pracę. Miałam mieszkanie na Starym Mieście, ale nie czułam się w nim dobrze. Pomyślałam, że je zmienię. Sprzedałam i kupiłam inne, niedaleko Kazimierza… To było idiotyczne, jak w kiepskiej komedii, bo przecież przeniosłam się ledwie dwie przecznice dalej. Ale wtedy tego nie dostrzegałam. Potrzebowałam zmian. Po 2 latach znów kolejne mieszkanie i znów kilka przecznic dalej. Miotając się z miejsca na miejsce, nie umiejąc poczuć się dobrze w żadnym z kolejnych mieszkań, zaczęłam pisać Kobietę... Przyznaję – z frustracji. Nie był to zatem świadomy akt, tylko pokłosie traumy? Nie lubię słowa trauma, ale nie czułam się dobrze. Miałam wrażenie, że wariuję. Zaczęłam cierpieć na bezsenność. W nocy robiłam notatki… Jak Balzak? Taaak. … i byłam tak zła, że jest u mnie w domu jakiś mężczyzna, że nagle w ogóle nie wiem, kto to dla mnie jest, co tu robi. Nie tylko on wydawał mi się obcy. Siebie też przestałam rozumieć. Przeczytałam gdzieś, że jak komuś umiera matka, to musi się pogodzić nie tylko z jej odejściem, ale też z tym nowym człowiekiem, którym sam się staje. A proces godzenia był bolesny. W rezultacie rozstałam się, zamieszkałam sama, ale książkę „wysmarowałam”. Czułam się tak nonsensownie, że chciałam
Czytaj recenzję: Przedwiośnie żywych trupów >>>
i niejako musiałam to opisać. Sam proces pisania mi pomagał. Oczywiście, gdybym tylko wylewała żale, to powstałaby kiepska, ckliwa i nudna powieść. Ale momentami chciało mi się śmiać z samej siebie, stąd jak napisała w recenzji w krakowskiej Gazecie Wyborczej Renata Radłowska, wyszła książka „ironiczna, gorzka, złośliwa i przejmująca jednocześnie – tak jak jej bohaterka”. Opisując swoje perypetie z mężczyznami chciała Pani kogoś przestrzec? W żadnym razie nie traktuję literatury jako poradnika. Nie ma też funkcji te-
Czasami kobieta pisarka jest kompletnie wyłączona z rzeczywistości
rapeutycznej. Nigdy nikogo nie chciałam przestrzegać. Zawarłam tam sporo prawdy, jednak nieco wyostrzyłam pewne wątki, innych w ogóle nie opisałam. Poza tym to nie jest książka o facetach. Kiedy ukazała się na rynku (2007 rok, przyp.red.), dosta-
łam maila od Magdy Umer: „to jest książka o twojej matce. Trudno będzie ci znaleźć podobną bliskość z innym człowiekiem”. Miała rację. Najpierw jednak napisała Pani biografię swojej zmarłej matki, Doroty Terakowskiej – Moja mama czarownica. Zrobiła to Pani dla siebie, dla mamy, była to próba odreagowania? Zaproponowało mi to wydawnictwo, sama pewnie nigdy bym się nie zdecydowała. Pamiętam, że żył jeszcze Maciek Szumowski. Przyszłam do niego i mówię: Jezu, tato, ja nic nie pamiętam, nie wiem, co mam napisać. Powiedział, żebym zaczęła pisać i powolutku otworzy mi się pamięć, ale też, żebym nie robiła żadnych uników, nie zwracała uwagi na żadne inne biografie, żebym napisała po swojemu, dokładnie tak, jak ja to pamiętam. I rze-
czywiście w trakcie pisania przypomniało mi się wiele rzeczy, w rezultacie wyszła z tego całkiem fajna książka. To szalenie trudne pisać biografię własnej matki i zachować dystans. Myślę, że mamie też by się spodobała. nr 4 luty 2011 r.
11
<<< Czytaj felieton O zdradliwości zapożyczeń
Ale tej książce daleko do laurki. Matka nie chciałaby laurki. To nie jest też stricte biografia, musiałam przemycić trochę własnego życia. To miała być książka o matce, widzianej oczami córki. Pierwsza część ma charakter reportażowy, rozmawiałam z blisko pięćdziesięcioma osobami, przeglądałam jej maile i notatki, żeby dowiedzieć się więcej. Druga skupia się bardziej na moich relacjach z mamą.
Pó
ale ukrywała to przed nami. Z innych znów, jak mnie kochała, jak jej zależało, bym zaczęła pisać, tylko nie mówiła o tym głośno. Nie była wylewna, raczej skryta. Czytałam jej ostatnie książki (te dla dorosłych, bo zaczynała od literatury dla dzieci), ale dopiero wtedy odkryłam, jak wiele jest w nich wątków autobiograficznych. Nigdy nie
źniej, kiedy zostałam Skąd tytuł Moja dziennikarką, to ludz mama czarownica? ie myśleli, Jest taka książka dla że matka mi wszystk o załatwia, dzieci Nasza mama że jest mi łatwiej, a to nieprawda, czarodziejka… bo było trudniej Po pierwsze mama napisała Córkę czarownic, po drugie ona trochę taka była. Ja bym to określiła, że była właściwie wiedźmą, ale mówiła o swoim ojcu, wspominiefajnie by to wyglądało w tytule. Wiedźmą, nała tylko, że go nie lubiła. Pojechałam do czyli kobietą, która wie, co komu dobrego, co Włocławka, gdzie mieszka przyrodnia siokomu złego. Ona lubiła zaczarować świat, żeby stra mamy, Anna Dominik. Opowiedziała był trochę inny, czarowała ludzi, czarowała też mi o ich wspólnym dzieciństwie, między w swoich książkach. Akurat wtedy, kiedy gło- innymi, to że matka nie miała żadnej rewiłam się nad tytułem, przyjechał do Krakowa lacji ze swoim ojcem, który kompletnie ją Jacek Dukaj, który przyjaźnił się z moja matką ignorował i z nią nie rozmawiał. Traktował (wcześniej wysłał mi ich niemal trzyletnią ko- ją jak powietrze. respondencję, te maile dużo wniosły do książki). Poszliśmy na obiad i ja mówię: „Jacek, jak Dlaczego? nazwę ją czarownicą, to mnie zlinczują” ale on Uważał, ze nie jest jego dzieckiem. Kiepowiedział, że to świetny prowokujący tytuł, dy szedł na spacer to brał tylko jej siostrę. tak jak i mama lubiła prowokować. Okazało się, że maska silnej i twardej kobiety zakrywała potrzebę akceptacji Odkryła Pani coś ciekawego pracując i wrażliwość na ataki. Z pewnością znalazła nad tą biografią? tę akceptację u Maćka Szumowskiego, byli Wiele. Np. z tych właśnie maili do Jac- bardzo dobraną parą. I u czytelników. Doka, dowiedziałam się, jak bardzo cierpiała, stawała tysiące listów. Na każdy odpisywała. 12
nr 4 luty 2011 r.
Ściągnij Literadar w interaktywnej wersji PDF!
Czasem latem przychodzę tu na spacer lub poczytać książkę i pomyśleć
Oboje rodzice byli powszechnie znani i cenieni. Nie wiem, czy można powiedzieć, że byli celebrytami w dzisiejszym rozumieniu, ale na pewno była Pani dzieckiem osób wówczas rozpoznawalnych, związanych ze środowiskiem artystycznym. W domu rodzinnym bywała krakowska „śmietanka”? Cały czas, ale ja byłam do tego przyzwyczajona od dziecka i traktowałam to zupełnie naturalnie. Później, kiedy zostałam dziennikarką, to ludzie myśleli, że matka mi wszystko załatwia, że jest mi łatwiej, a to nieprawda, bo było trudniej. Wszyscy ci patrzą na ręce, musisz być wyjątkowo dobry. Byli ludzie, którzy twierdzili, że matka za mnie pisze artykuły, a za siostrę ojciec kręci filmy. Później, po ich śmierci, już się śmiałam, że chyba na seansie spirytystycznym.
Pokój w krakowskim mieszkaniu pisarki
nr 4 luty 2011 r.
13
<<< Czytaj recenzję: Wolni Ciut Ludzie
Czy moment śmierci obojga rodziców nie robi, bo jedynym problemem jest to, uważa Pani za istotny zwrot w swoim ży- co inni powiedzą. Wszechpanująca (sic! ciu? (Maciej Szumowski odszedł trzy tygodnie przyp.red.) hipokryzja, świętojebliwość, po śmierci Doroty Terakowskiej przyp.red.) pogoń za pieniędzmi…. Skończyłam wtedy 40 lat, zawsze się z tego śmiałam, uważałam, że to jakiś mit Pani nie goni za pieniędzmi? z tą granicą, ale w moim przypadku to się Nie gonię, ale chciałabym je mieć, żeby zbiegło. I nagle poczułam się bezradna jak spokojnie pisać. Staram się po prostu gdzieś dziecko, dostałam stosy rachunków, jakieś pracować, przynajmniej co jakiś czas. pity. Pracowałam w Twoim Stylu, zdarzało mi się wtedy przepuszczać wszystkie pieniądze na ciuchy, kosmetyki Mężczyźni nie są dla mnie czy cokolwiek innego, pożywką, choć miałam bo zawsze wiedziatakiego przyjaciela, z którym się łam, że mama pokrzyspotykałam czy, zrobi wykład, ale i on ciągle mówił: „tylko ty tego da mi na rachunki. nie opisz w książce” A tu nagle strata pracy, i ja, kompletnie sama z tym wszystkim… Jednak musiała Pani zacząć sobie radzić bez rodziców? W styczniu mija siódma rocznica, człowiek się uczy życia. Dojrzała Pani? Chyba tak, choć zależy, co to jest dojrzałość? A czym jest dojrzałość według Pani? To na pewno odpowiedzialność. Staram się teraz być osobą bardziej odpowiedzialną, choć wcześniej bywałam raczej nieodpowiedzialna. Natomiast dorosłość nie zawsze mnie pociąga. Mam na myśli sytuacje, które znam ze swojego otoczenia – mąż ma kochankę, żona o tym wie, ale nic z tym 14
nr 4 luty 2011 r.
Na czym polega ta praca? Jestem dziennikarzem, tzw. freelancerem. Zawód dziennikarza pomaga w byciu pisarzem? Nie mam pojęcia, jednym pomaga, innym nie. Mnie trochę pomógł. Podobno mam bardzo minimalistyczny, wręcz suchy styl, używam mało przymiotników, opisów. Być może wzięło się to z dziennikarstwa, zaczynałam w dziale miejskim, tam trzeba było pisać krótkie teksty, które są dużo trudniejsze od sążnistych artykułów. Renata Radłowska napisała też, że dziennikarstwo nauczyło mnie wyławiania szczegółów, więc może coś w tym jest.
Czytaj recenzję: Panowie herbaty >>>
Kim Pani jest teraz bardziej, dziennikarką czy pisarką? Boże drogi, czy ja wiem. Po tej drugiej książce to tak się zastanawiałam, czy ja już jestem pisarką, czy jeszcze nie. Czy trzeba napisać dziesięć książek, czy wystarczy jedną? Już po napisaniu trzeciej poczułam się trochę pewniej. A dziennikarzem jest się chyba już całe życie. Specjalizowała się Pani w wywiadach. Może Pani wskazać te szczególnie ważne ze swojego punktu widzenia? Jestem zadowolona z rozmowy z Marią Stangret-Kantor, Ritą Gombrowicz czy Romą Ligocką. Napisałam też reportaż Kto kupi buty dla noblistki, który znalazł się nawet w jakimś podręczniku szkolnym. Po tym tekście przyjęto mnie do Twojego Stylu. Pracowałam wtedy w krakowskim Przekroju, zarabiałam jakieś grosze, a tu nagle Krystyna Kaszuba, wówczas szefowa TS dała mi etat korespondentki. Zaczęłam nie tylko robić naprawdę ciekawe wywiady, ale też świetnie zarabiać. To była wielka zmiana. Dokładnie w tym czasie siostra zaczęła odnosić sukcesy, ojciec nakręcił serial dokumentalny, mama wydawała książki… Było niepokojąco dobrze. Za dobrze. Matka, nieco przesądna, wierzyła, że w życiu istnieje „coś za coś”. No, i niestety miała rację. Dwie pierwsze książki „żerują” w pewien sposób na Pani życiu osobistym. Czy ta trzecia również zapożycza jakieś wątki z Pani wspomnień?
Mój portret, który najbardziej lubiła mama
Po części tak. Mój biologiczny ojciec – Andrzej Nowak – pyta mnie czasem: „o czym ty teraz będziesz pisać, skoro wszystko już wykorzystałaś?”. I co Pani odpowiada? Że jeszcze sporo zostało. A wracając do Kasiki Mowki? Moje dzieciństwo opisałam w Mojej mamie czarownicy. Wychowywała mnie babcia, w taki sam sposób jak wychowywała moją mamę. Na przykład nauczyła mnie, tak jak i ją zresztą, czytać w wieku 5 lat. Ale wszystko za mnie robiła, dosłownie wszystko! Za matkę też próbowała. Różnica polegała tylko na tym, że moja mama zawsze się nr 4 luty 2011 r.
15
<<< Czytaj recenzję: Nieprzyjaciel
buntowała, a ja nie. W pewnym momencie, kiedy byłam już nastolatką, chciałam zacząć żyć własnym życiem, babci było trudno to zaakceptować. Zawsze chciałam napisać o niej książkę. Wszystko jednak potoczyło się nieco innym torem i ze wspomnień o babci wyszedł emocjonalny horror. Mam nadzieję, że tą książką przekroczyłam pewien próg. Jest w niej dużo więcej fikcji niż prawdy, choć podstawowy konflikt pozostał, jako rdzeń tej książki. Sądzę, że teraz pójdę mocniej w kierunku literatury, a nie reportażu. Inna sprawa, że zabroniłam ojcu czytać Kasikę, bo mógłby wziąć to, co tam napisałam, zbyt do siebie. Mógłby pomyśleć, że opisałam tam swoje dzieciństwo. Bez niego. Rozwiedli się ledwie po dwóch latach, Andrzej wyjechał za granicę, nie miałam z nim kontaktu, a babcia próbowała izolować mnie od matki. Latami. Jej miłość była tak wielka jak zaborcza. Ale prawdziwa historia relacji z babcią i z rodzicami jest w Mojej mamie czarownicy. Czy kolejna książka będzie czystą fikcją? Nie sądzę, żebym tak potrafiła, ale z pewnością postaram się oprzeć w większym stopniu na cudzym życiu i doświadczeniach. Przecież otaczają mnie ludzie z różnymi historiami. Pisarz jest trochę podglądaczem. Nad czym teraz Pani pracuje? Jeszcze nad niczym konkretnym. Muszę się oczyścić po tej ostatniej książce, już o czymś myślę, ale jeszcze za wcześnie. Chcę się oswoić z nowymi pomysłami. Jak długo pisze Pani książkę? Około roku, z redakcją trwa to trochę dłużej. 16
nr 4 luty 2011 r.
Po co się pisze książkę? Dla pieniędzy? Dla sławy? Z potrzeby! Pasji! Czemu zdecydowała się Pani publikować w Wydawnictwie Literackim? To Wydawnictwo Literackie powzięło zamiar wydania biografii mamy. Zresztą było to logiczne, zważywszy, że wydało wcześniej wszystkie jej książki. Zgłosiło się do mnie, chcąc, żebym to ja napisała tę biografię, nikt inny. Napisałam Moją mamę czarownicę, potem już samo poszło. Która z Pani książek najlepiej się sprzedaje? Moja mama…. Ale nie powinnam narzekać, Kasika Mowka sprzedaje się też nieźle. W ogóle nie powinnam narzekać, wszystkie zbierają dobre recenzje i mają dobre wyniki. *** Ma Pani teraz kogoś? Teraz nie. Czyli nie ma nawet potencjalnej pożywki na kontynuację Kobiety w wynajętych pokojach? Mężczyźni nie są dla mnie pożywką, choć miałam takiego przyjaciela, z którym się spotykałam i on ciągle mówił: „tylko ty tego nie opisz w książce”. Tam nie chodziło o tych facetów. Co prawda książka podobno robi furorę wśród licealistów, bo oni zwracają głównie uwagę na te romanse – ksiądz i kucharz plus kobieta. Tak naprawdę najważniejsza jest ta kobieta, która nie śpi po nocach i rozmawia ze swoim mózgiem. I nie ma poczucia bliskości.
Czytaj recenzję: Obrzęd. Tajemnice współczesnych egzorcystów >>>
W trakcie spaceru po parku
Bliskości z kim? Z drugim człowiekiem. Jednakże relacja z matką nie jest relacją z facetami, że nawiążę do genezy powstania Kobiety w wynajętych pokojach. Pani to przenosi? Miałam partnera, ale codziennie widywałam się z matką. Potrzebowałam rady, szłam do matki – ona była dla mnie autorytetem. Miałam trzy tak zwane poważne związki. O mało co, a doszłoby do ślubu, tylko że ja nigdy nie chciałam wyjść za mąż. Mama z Maćkiem wzięli ślub dopiero po 36 latach wspólnego życia, by uporządkować sprawy prawne, bo w Polsce konkubinat nie jest oficjalnie uznawany. Nie potrzebowali papierka, by się kochać i przyjaźnić. Jako para byli dla mnie wzorem. Pewnie, że się kłócili. Jak wszyscy. Ale nigdy nie mieli „cichych dni”,
byli otwarci wobec siebie. Takie związki rzadko się zdarzają. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że moi partnerzy byli jakby dodatkiem do mojego życia z matką. Dziewięć lat przed jej śmiercią zrozumiałyśmy siebie, dawne konflikty poszły w kąt. Nie wiedziałyśmy, że mamy mało czasu, ale starałyśmy się nadrobić ten stracony. To prawda, że mama nie zajmowała się Panią w dzieciństwie? Jak się urodziłam, miała 25 lat, chwilę później rozwiodła się z moim biologicznym ojcem. Była babcia i to ona mnie wychowywała. Długo miałam do mamy o to żal. Zbyt długo… No właśnie. Trudno jest wrócić do siebie po latach. Trudno przychodzi powiedzenie: wybaczam ci, kocham Cię? nr 4 luty 2011 r.
17
x5
KONKURS
Moja mama „wiedźma”
Cały czas mówimy o Pani mamie, a jak to jest mieć dwóch ojców? Mój pierwszy ojciec, Andrzej Nowak, wyjechał zaraz po moim urodzeniu i objawił się dopiero po 12 latach. Był muzykiem jazzowym, często koncertował np. w Norwegii, rzadko go widywałam, więc za ojca uważałam Maćka Szumowskiego. Cały czas był przy mnie, to on mnie uczył różnych rzeczy i był dla mnie prawdziwym rodzicem. Wracając do Andrzeja Nowaka – macie dobre relacje ? Teraz tak, z tym, że jest dla mnie kimś w rodzaju ojca i kumpla jednocześnie.
18
Myśmy nigdy sobie takich rzeczy nie mówiły, nie było to potrzebne. Po prostu pewnego dnia złapałyśmy ze sobą kontakt, porozumienie bez słów i stałyśmy się największymi przyjaciółkami. Tym bardziej, że ona się raczej nie przyjaźniła z innymi ludźmi. Po pewnym czasie zdałam sobie sprawę, że ci mężczyźni mieli tego dość, ale ja też dostrzegałam, iż ta więź z matką jest chwilami zbyt silna. Jak mawiają psycholodzy, pępowina nie została odcięta.
W życiu istnieje szczęście? Szczęście zdarza się od czasu do czasu i na ogół trwa krótko. Możemy osiągnąć poczucie bezpieczeństwa.
Rozumiem, że tym facetom to przeszkadzało? Każdemu by przeszkadzało to, że nie jest żadnym autorytetem dla swojej kobiety czy partnerki, a ta ciągle chodzi do mamusi i się jej we wszystkim radzi.
Pytam dlatego, że Pani fabuły zdają karmić się nieszczęściem. Może i tak jest, ale to nie dlatego, że ja jestem, czy byłam nieszczęśliwa. Uważam tak jak moja matka, że książka musi boleć, powinna zadawać pytania, a nie dawać odpowiedzi.
nr 4 luty 2011 r.
*** Co Pani kocha? Książki kocham, swoich przyjaciół kocham, swoje koty kocham. Siostrę (Małgorzatę Szumowską przyp.red.), ojca, życie. Cholernie trudne ale i piękne.
Czytaj felieton Kropla Krwi Nelsona>>>
Przecież nie wszystkie książki Pani matki zadawały te pytania. No nie wszystkie, ale ja tylko powtarzam, co mówiła i że się z tym zgadzam. Czytelnik nie ma prawa odnaleźć w literaturze odrobiny szczęścia? To niech czyta inne książki. Przecież jest mnóstwo takich, które relaksują i dają poczucie szczęścia. Przy Pani książkach nie da się relaksować? Chyba nie. Zwłaszcza przy tej ostatniej. Pisze Pani dla masochistów? Absolutnie nie. Przecież jest tyle książek, które są bolesne, ludzie jednak je czytają
i kochają, wracają do nich wiele razy. Są jak życie: i piękne i kolczaste. Sądzę, że powoli odczuwalny jest przesyt łatwą treścią. Widzi Pan, co się dzieje w telewizji? Komedia za komedią, a co jedna to głupsza. Patrząc na rankingi popularnych książek, odnoszę wrażenie, że czytelnikom już trochę znudziły się komedie romantyczne. Próbuję cały czas znaleźć wspólny mianownik dla Pani pisarstwa i to, co mi się nasuwa to ekshibicjonizm. Czy to jest zamierzona konwencja? Ja tego nie uważam za ekshibicjonizm. Są rozmowy i wydarzenia, których nie sposób wymyślić. Jeśli mi się to przydarzało to
nr 4 luty 2011 r.
19
<<< Czytaj recenzję: Nasze piękne dni i kochane psy w Andaluzji
nic, tylko siadać i pisać. Myślę, że większość pisarzy korzysta ze swojego życia, być może bardziej subtelnie. Spotyka się Pani często z czytelnikami? Teraz zdecydowanie rzadziej, przy okazji promocji Mojej mamy czarownicy miałam całą trasę i było tych spotkań bardzo dużo. Ludzie podchodzili do mnie, mówili, że mama odeszła za wcześnie i pytali, czy będę pisać tak jak ona. Patrzyli na mnie trochę jak na jej następczynię. A ja nie mogę pisać tak jak mama. To tak, jakby chcieć pisać jak Helen Fielding, jedna już jest, po cholerę druga? Nie korzysta Pani z mitu Doroty Terakowskiej? W jaki sposób? Sądzi Pan, że coś mi to ułatwia? Nie wiem, ale na pytanie kto to jest ta Katarzyna Nowak, wiele osób odpowie, że to córka Terakowskiej. To chyba dość prawdopodobne skojarzenie. W tej chwili już na szczęście coraz rzadsze. Chcę, żeby ludzie czytali Katarzynę T. Nowak. Dlatego nie zmieniłam nazwiska, bo to, co robię ludzie od razu kojarzyliby z mamą. Zresztą co? Mam udawać, nie jestem jej córką, bo robię to samo co ona? To nonsens. Co Pani czyta na co dzień, dla przyjemności? A różnie. Lubię Llosę, czasem kryminały Mankella. 20
nr 4 luty 2011 r.
A czytałaby Pani siebie? Tylko raz w życiu przeczytałam siebie, to była Kasika Mowka i to był błąd. Przysłali mi egzemplarze autorskie, a ponieważ książka jest krótka, więc usiadłam i przeczytałam. Pomyślałam wtedy: „o Boże, co ja napisałam”. Dlaczego? Bo to jest horror, tam nie ma cienia szansy dla nikogo. Pomyślałam, że to może być zbyt okrutna książka w czasach, gdy ludzie szukają często w literaturze pocieszenia. A jednak okazało się inaczej. Zdobyłam nowych czytelników, nie tracąc starych. Dla kogo jest ta książka? To jest trudna literatura, raczej nie dla tych licealistów, którzy się zaczytywali w Kobiecie w wynajętych pokojach. Czytało ją dużo bardzo różnych osób. Czy pisząc, wyobraża sobie Pani te osoby, która będą to czytać? Nie. To kto jest, w sensie marketingowym, odbiorcą Pani książek? W wydawnictwie mieli z tym problem i ciągle mnie pytali na jaką półkę ja piszę, bo muszą coś powiedzieć księgarzom. Powiedziałam im, żeby sobie coś wymyślili. Pisanie to nie marketing. Czy powiedziałaby Pani: piszę dla kobiet po czterdziestce, z problemami? Nie.
Czytaj recenzję: Wampir z M-3 >>>
Jaka jest Pani opinia o książkach stricte rozrywkowych? Niech sobie będą, są poradniki, niech takie też będą. Gospodynie domowe lubią je czytać, sprawiają im przyjemność. Niech czytają – ja nie muszę.
Ludzie podchodzili do m nie, mówili, że mama odeszł a za wcześnie i pytali, czy będę pisać tak jak ona. Patrzyli na mnie trochę ja k na jej następczynię. A ja nie mogę pisać tak jak mam a. To tak, jakby chcieć pisa ć jak Helen Fielding, jedna już jest, po cholerę druga?
Jacek Dukaj zawsze tworzył trudną, hermetyczną prozę, teraz wszedł na salony, sprzedaje się doskonale. Chciałaby Pani napisać coś, co odniesie duży sukces komercyjny? Pewnie, że bym chciała. Jacek pracował na sukces długie lata. Ja też chcę zdobywać kolejnych czytelników. Nie piszę przecież po to, żeby książki zalegały w magazynie. Mam grono wiernych czytelników, piszą do mnie dużo listów, również ze słowami zachęty do pracy nad kolejnymi. Piszą też o sprawach osobistych? Często, ja jednak staram się nie udzielać nikomu życiowych porad. Czasem przysyłają również swoje teksty, sądząc, że jestem w stanie coś pomóc. Tymczasem w tej dziedzinie nie da się pomóc. Trzeba po prostu napisać dobrą rzecz, którą przyjmie wydawca. A gdyby ktoś zaproponował – Kaśka napisz romans? Dla chleba, jak to się mówi, czemu nie?
Wielu pisarzy pisywało pod pseudonimem tzw. łatwe książki, właśnie dla pieniędzy. Nie ma w tym nic dziwnego. Tak się ciekawie składa, że złożono mi taką ofertę, wstępnie ją przyjęłam i powoli nad czymś takim pracuję. Jak się zatem pisze romans, dodajmy, że gatunkowo bardzo odmienny od tego, co dotąd Pani stworzyła? Trochę się przy tym bawię, ale czasem zastanawiam się co dalej. To nie jest mój styl, tu trzeba wymyślać zabawne historie, więc trochę grzebię wśród znajomych, podpatruję ich życie. Zobaczymy, co z tego wyniknie, ale na pewno się pod tym nie podpiszę. nr 4 luty 2011 r.
21
<<< Czytaj: Polska literatura gejowska. cz. 2
O zdradliwości zapożyczeń (3)
Maciej Malinowski jest mistrzem ortografii polskiej (katowickie „Dyktando”), autorem książek „(...) boby było lepiej. Mistrz polskiej ortografii pokazuje, jak trudna jest polszczyzna, i namawia językoznawców do... zmian w pisowni (Kraków 2002 r.); „Obcy język polski” (Łódź 2003 r.) oraz „Co z tą polszczyzną?” (Kraków 2007 r.). Od 2002 r. prowadzi rubrykę językową w ogólnopolskim tygodniku „Angora”.
Być na tapecie
Zwrotem być (pojawiać się, znaleźć się) na tapecie chętnie posługuje się spora część rodaków, ale mało kto wie, że kryje on w sobie… tajemnicę i pułapkę. Nie będę ukrywał, że wyjaśniając to, chcę przestrzec, iż trzeba być niezwykle ostrożnym, kiedy używa się nawet najbardziej utartego wyrażenia czy niebudzącego wątpliwości zwrotu, bo może się zdarzyć, że niewinnie wyglądający wyraz wchodzący w jego skład znaczy zupełnie co innego, niż się sądzi. 22
nr 4 luty 2011 r.
Jeśli chodzi o odczytanie znaczenia tego frazeologizmu, będącego germanizmem (etwas aufs Tapet bringen), to kłopotu raczej nie ma. Wszyscy wiedzą, że gdy coś było, pojawiło się, znalazło się na tapecie, to inaczej ‘stało się ośrodkiem zainteresowania, sprawą, o której się w danej chwili mówiło’. Spotyka się natomiast zmodyfikowane wersje tego powiedzenia, np. Sprawa podatków weszła *na tapetę; Bierzcie wreszcie kwestię dodatków rodzinnych *na tapetę; Temat telewizji wraca *na tapetę, wersje, dodam od razu, niepoprawne ze względu na występowanie w nich błędnej formy biernikowej
Czytaj wywiad – Katarzyna T. Nowak >>>
*na tapetę. Dowodzi to niezbicie tego, że (pojawiać się, znaleźć się) na tapecie, i mówić jeden z wyrazów pojawiających się w całej oraz pisać: Sprawa wraca, wchodzi *na tapekonstrukcji odczytywany jest błędnie. tę; Bierzecie to, dajcie to na tapetę (zamiast: Otóż nie chodzi w tym wypadku Sprawa wraca, wchodzi na tapet; Bierzecie o żadną tapetę, tę służącą do wyklejania to, dajcie to na tapet). ścian (albo o… mocny, przesadny makijaż, Tak to już jest, że nie zastanawiamy bo i takie znaczenie ma obecnie tapeta), się nieraz nad znaczeniem poszczególnych tylko o zapomniane już słowo (ten) tapet, słów wypowiedzi (a szczególnie frazeoloinaczej ‘przykryty zielonym suknem stół, gizmów), tylko niejako automatycznie je przy którym toczą się jakieś obrady, odbywają konferencje, dyskusje’. W zwrocie tym wystę puje Wystarczy przywołać zapomniane już dziś sł owo „tapet” niemiecki Tapet ‘obrus’, (inaczej ‘przykryty zie francuski tapis ‘dywan’, lonym włoskie tappeto ‘serwesuknem stół, przy któr ym ta, dywan’, łacińskie toczą się obrady’)… tapete ‘dywan, nakrycie’ czy późnołacińskie tapetum ‘kobierzec’. Ciśnie się na usta pytanie: dlaczego (ten) tapet został mylnie (powiedziałbym przywołujemy, nie zwracając w dodatku bezmyślnie!) skojarzony z wyrazem (ta) uwagi na gramatykę. Jak widać, o pomyłtapeta? kę nietrudno (że przypomnę błędne, ale Abstrahując od tego, że jest to dziś niezwykle rozpowszechnione wyrażenie po archaizm występujący wyłącznie w zwro- najmniejszej linii oporu zamiast: po linii cie być (pojawiać się, znaleźć się) na tapecie najmniejszego oporu, bo przecież to opór ma (a więc można o nim nie słyszeć), nie mam być najmniejszy, a nie linia). wątpliwości, iż stało się tak z powodu tzw. Dziś w użyciu potocznym językoznawhomonimii fleksyjnej. Tak się bowiem nie- cy zezwalają na (tę) tapetę, czyli mówienie szczęśliwie składa, że zarówno (ta) tapeta, wracać, wchodzić, brać coś na tapetę. Pamięjak i (ten) tapet mają w miejscowniku formę tajmy jednak, że poprawnie zawsze jednak o tym samym zakończeniu -cie: (ta) tapeta coś wchodzi na tapet, coś wraca na tapet, – na (tej) tapecie oraz (ten) tapet – na (tym) coś bierze się na tapet. Najlepiej w ogóle tapecie. zrezygnować w tym wypadku z tego gerNie wiedząc, że w powiedzeniu być manizmu i mówić oraz pisać, że coś zaczęło (pojawiać się, znaleźć się) na tapecie chodzi być omawiane, coś powróciło, znowu stało się o (ten) tapet, zaczęto przekształcać stały tematem, o którym się wcześniej mówiło. związek frazeologiczny, jakim jest zwrot być Maciej Malinowski nr 4 luty 2011 r.
23
<<< Czytaj recenzję: Zmrok
Polska literatura
gejowska cz. 2
Polska literatura mniejszo ści seksualnych ma być mo że niezbyt długą, ale za ną (bo tęczową przecież) to barwhistorię. W poprzedniej części mojego artykułu wybranych książek wpisu opisałem kilka jących się nurt prozy gej owskiej. Iwaszkiewicz, Go Andrzejewski czy Witka mbrowicz, cy w swoich utworach zas adniczo ukrywali bądź ma znaczenie homoseksualiz rginalizowali mu, względnie czynili go podstawą dla zaprawion gier artystycznych. Z ko ych groteską lei Romanowicz, Gorgo l, Krzeszowiec czy Jabłoń o homoseksualizmie po ski pisali imieniu, ale z jeszcze um iarkowaną otwartością. w ich powieściach hasła Głoszone nawołujące do tolerancji nie znalazły wystarczają cia. Dopiero „Lubiewo” cej siły przebiWitkowskiego – z jedne j strony łamiące wszelkie miłości męsko-męskiej, tabu dotyczące z drugiej ostentacyjnie od żegnujące się od emancyp dążeń – przetarło przysł acyjnych owiowe szlaki współczesn ej literaturze homoseksua cie dziś o tych sprawach lnej. W efekpisze się już z pełną otw artością i – co najważniej różnych sposobów. sze – na wiele 24
nr 4 luty 2011 r.
Czytaj recenzję: Droga do raju >>>
N
iejako pokłosiem publikacji „Lubiewa” stała się tak zwana „gejowska jesień 2007”, kiedy to w jednym czasie ukazało się kilka niezwykle istotnych dla tego nurtu książek: „Śmierć w darkroomie” Edwarda Pasewicza, „Berek” Marcina Szczygielskiego, „New romantic” Michała Zygmunta i „Ja, czyli 66 moich miłości” Bartosza Żurawieckiego. Na tej samej fali wypłynęła również opublikowana rok później „Zatoka Ostów” Tadeusza Olszewskiego. Przedostanie się tak wielu gejowskich książek w obręb nie tylko ogólnodostępnej, ale i szeroko komentowanej literatury to sprawa bez precedensu na polskim rynku wydawniczym. Dzięki tym powieściom nurt gejowski wyszedł ze sztywnych ram w jakie wpisała go niskonakładowa literatura mniejszości seksualnych lat 90. Każda z nich choć w zasadzie podejmuje ten sam temat, reprezentuje zupełnie inny sposób patrzenia na kwestię homoseksualizmu. Przede wszystkim oswoić
necie. Narrator poznaje kolejne ze swoich tytułowych sześćdziesięciu sześciu miłości, z których każda jest inna – są to zarówno
Żurawiecki zamiast „ciotowskiego >>Dekameronu<<”, chce stworzyć „wielką narodową epopeję ge jowską”
Najbliższa „Lubiewu” wydaje się powieść Bartosza Żurawieckiego. „Ja, czyli 66 moich miłości” nie tylko nawiązuje do dzieła Witkowskiego, ale podejmuje z nim grę, proponując ujęcie w pewnym sensie alternatywne. Żurawiecki zamiast „ciotowskiego >>Dekameronu<<”, chce stworzyć „wielką narodową epopeję gejowską”. Nie umieszcza swoich bohaterów – jak jego poprzednik – w PRL-u, lecz w inter-
związki romantyczne, erotyczne, łagodne czy perwersyjne (czasem chodzi wręcz tylko o partyjkę brydża!). I być może dzieło Żurawieckiego pozostałoby tylko miernym naśladownictwem prawdziwie kultowego ponr 4 luty 2011 r.
25
<<< Czytaj recenzję: Generał w habicie
przednika, gdyby nie skoncentrował się na jest w przypadku książki Edwarda Pasewifilozoficznym prawie pytaniu o własne „ja”. cza. „Śmierć w darkroomie” nawiązuje do Nie wiadomo kim jest narrator – wszak na autentycznych wydarzeń, jakie miały miejinternetowych portalach randkowych moż- sce w Poznaniu 19 listopada 2005 roku, na się podawać za kogokolwiek – i on wyko- kiedy brutalnie spacyfikowano „nielegalny” rzystuje tę zasadę. Przemiana staje się punk- marsz równości. To właśnie po tym wydatem wyjścia dla kolejnych historii rzeniu (już w ramach powieściowej fikcji) – prześmiewczych, tragicznych, bajkowych, mistycznych – a także „Pedałom nie wywiesza wyrafinowanych gier z tekstami się tablic, nie stawia pomników, nie na kultury. Żurawiecki wychodzi zywa się ich imionami ulic ani pla z tych samych założeń, co wczeców. śniej Witkowski, jednak osiąga Są (…) niepotrzebni gatun kowi” zupełnie inny efekt. Jego książka to prawdziwy melanż form, odniesień, który nie tyle ma spełniać zadania emancypacyjne, co gwaranto- w darkroomie Grzechu Warte – jednego wać czytelnikowi dobrą zabawę. z klubów gejowskich zostają znalezione Inne powieści tego okresu zasadniczo zwłoki młodego chłopaka, który uczestnisytuowały się w kontrze do „Lubiewa”. Tak czył w nielegalnej Paradzie. Do Poznania przyjeżdża komisarz Marcin Zielony, aby rozwikłać zagadkę śmierci brata. Śledztwo wymaga wejścia w środowisko stałych bywalców Grzechu Warte, poznania ich, zrozumienia, uporania się nie tylko z własnymi uprzedzeniami, ale i wyrzutami sumienia. Marcin Zielony wchodzi zatem niejako w rolę pośrednika między przeciwstawnymi sobie światami. W kolejnych salach gejowskiego klubu spotyka przeróżne osoby: od demonicznych bliźniaków-hedonistów, przez parę sympatycznych gejów mówiących o sobie w rodzaju żeńskim, faszystowską lesbijkę-poetkę, chłopca, który niczym pies chciałby komuś służyć, aktywistę przeżywającego żałobę po zmarłym partnerze, czy dostojnika kościelnego podziwiającego młodych chłopców, jako przykład bożego geniuszu. Na przykładzie tych kilku cha26
nr 4 luty 2011 r.
Czytaj recenzję: Dobrego złodzieja przewodnik po Las Vegas >>>
rakterystycznych postaci (które zresztą mają swoje autentyczne pierwowzory) Pasewicz pokazuje niezwykle barwny i przyjazny świat, w którym każdy może czuć się sobą. Jednak komisarz – choć łatwo ulega urokowi Grzechu Warte – pozostaje obiektywny, dostrzegając zarówno winy uprzedzonego społeczeństwa, jak i wycofanego homoseksualnego środowiska. Jest zatem „Śmierć w darkroomie” sprawiedliwym, bo podwójnym policzkiem. Pasewicz nie oszczędza bywalców tego specyficznego gejowskiego getta, którzy nie znajdują w sobie siły na wspólną walkę z nietolerancją, dając się trawić rozlicznym konfliktom i podziałom wewnątrzśrodowiskowym. Nie pozostawia również przysłowiowej suchej nitki na obłudnym polskim społeczeństwie, które uważając się za wzorowych katolików, piętnuje wszelką odmienność, dając przyzwolenie na slogany typu: „pedały, zrobimy z wami co Hitler z Żydami”. Jest bezkompromisowym demaskatorem, zadaje odważne pytania, uderza w najczulsze punkty: „Pedałom nie wywiesza się tablic, nie stawia pomników, nie nazywa się ich imionami ulic ani placów. Są (…) niepotrzebni gatunkowi. Gałęzie, które albo same usychają, albo się je odcina”; „Syn pedał to wrzód na katolickiej dupie [ojca]”; „Co musi czuć człowiek, który nie może normalnie spotkać się z kimś, kogo kocha?”. Jednak wbrew temu, co można przeczytać na okładce, „Śmierć w darkroomie” nie ma z kryminałem wiele wspólnego (a na pewno nie jest pierwszym kryminałem
gejowskim – wystarczy przypomnieć wątek kryminalny w „Zakazanej miłości” Gorgola). To po prostu kolejna próba pokazania środowiska homoseksualnego, a powieść Pasewicza – choć tytułem odwołuje się do „Śmierci w Wenecji” Manna – pretenduje raczej do tytułu gejowskiego „Wesela” – co potwierdza wieńcząca powieść impreza, na której spotyka się większość bohaterów. Warto podkreślić, że Pasewicz ustawia się niejako w opozycji do powieści Witkowskiego. Jego bohaterowie to nie, znane z „Lubiewa”, przegięte cioty, dla których liczy się tylko przypadkowy seks – to pokiereszowani przez los ludzie, których życiorysy kryją prawdziwe dramaty. Mniej przygnębiającą konwencję obrał Marcin Szczygielski. Jego „Berek” to przede wszystkim humorystyczne, sprawnie nanr 4 luty 2011 r.
27
x5
KONKURS pisane czytadło oparte na błyskotliwym koncepcie. Szczygielski usiłuje pogodzić światy, których chyba pogodzić się nie da. Umieszcza po sąsiedzku wyemancypowanego, wielkomiejskiego geja i typową przedstawicielkę tak zwanych moherowych beretów. Paweł Sieniawski i Anna Lewandowska nienawidzą się z całego serca i na wszelkie sposoby próbują sobie uprzykrzyć życie. Co jednak się stanie, kiedy ci dwoje zostaną niejako skazani na siebie? Czy w wyniku zetknięcia się dwóch tak odrębnych światów może dojść do porozumienia? Szczygielski poprzez „Berka” tylko pozornie nie wpisuje się w „homoseksualny nurt walczący”. Nie rozlicza on społeczeństwa, nie wytyka błędów mniejszościom seksualnym. Krzewi za to bardzo pozytywne wartości poprzez… humor. Swoje postaci buduje na stereotypach, a jednocześnie nie czyni ich jedynie zbiorem takich stereotypów. Anna okazuje się starą, opuszczoną przez wszystkich kobietą, która przestaje rozumieć świat. Z kolei Paweł to ktoś tylko pozornie szczęśliwy – praca go nie satysfakcjonuje, codzienny wyścig szczurów wykańcza, a przelotne romanse nie zastąpią prawdziwej miłości. Jednak w tej moherowo-gejowskiej
28
nr 4 luty 2011 r.
bajeczce o Pawle i Gawle, co „w jednym stali domu”, wszystko musi się szczęśliwie rozwiązać. Zasygnalizowanie ogólnoludzkiegoproblemu, że uczucia (miłości, ale i samotności, zagubienia) pozostają te same bez względu na religię, czy orientację seksualną. Wreszcie sympatia, której nie sposób nie odczuwać w stosunku do głównych bohaterów sprawia, że „Berek” jest książką nie tylko przystępną, ale również pomysłowo promującą tolerancję, bez zbędnego moralizatorstwa. Zupełnie inny typ literatury prezentuje „New Romantic” Michała Zygmunta. To zbiór trzech odrębnych całości, gdzie polityka i homoseksualizm mieszają się w mniejszych lub większych proporcjach. W swojej debiutanckiej książce – reklamowanej jako „pierwsza powieść antykaczyńska” – Zygmunt dokonuje swoistej zemsty na IV RP. Jednak to tekst „Bądź sobą, wybierz Westerplatte” wydaje się mieć najbardziej doniosłe znaczenie dla polskiej literatury homoseksualnej. Trudno określić czas akcji tego opowiadania – z jednej strony to niedaleka przyszłość, z drugiej wydaje się, jakby historia zatoczyła koło. Władzę w państwie obejmuje Partia Rządząca i stosując metody znane z praktyk komunistycznych chce doprowadzić między innymi do eksterminacji gejów. Następuje tak zwane „Radykalne Oczyszczenie”, obejmujące wprowadzenie cenzury, zakaz rozwodów, delegalizację praktyk homoseksualnych, przymusowe leczenie osób innej orientacji, zakaz działalności religii Wschodu, wreszcie wyrzucenie z kanonu lektur oraz przestrzeni publicznej dzieł Gombrowicza, Schulza i Witkacego. To jednak dopiero
Czytaj felieton Kropla Krwi Nelsona>>>
początek zmian. Bycie osobą homoseksual- ki miały miejsce w nowojorskim klubie ną równa się politycznej śmierci. Ze szkół Stonewall, co w rezultacie zapoczątkowało i uczelni w imię obrony moralności usuwa amerykański i światowy ruch walki o prawa się homoseksualnych nauczycieli i wykła- mniejszości seksualnych. dowców, zamyka się kluby gejowskie, maMichał Zygmunt odwołuje się do histosowo internuje najzagorzalszych działaczy rii, odgrzewa rewolucyjne mity narodowe, (również tych, którzy jedynie sympatyzują operuje patosem, nie wzbrania się przed z mniejszościami seksualnymi), krwawo tendencyjnością, wszystko sprowadzając do tłumione są strajki i manifestacje. Zostaje ostrzeżenia: to, co dziś jest fikcją polityczną, zamordowany jeden z najbardziej znanych homoseksualnych aktywistów, co pociąga za sobą groźbę Jedyną możliwością uc wojny domowej, a jest oczywistym ieczki od terroru jest zawarcie m nawiązaniem do zbrodni popełnioałżeństwa z kobietą, gdyż – jak gł nej na księdzu Jerzym Popiełuszce. osi wymowny W końcu wszyscy homoseksualiści napis nad główną bram ą zostają przeniesieni do miejsc reso– „cipka czyni wolnym ” cjalizacji (właściwie są to zwyczajne obozy zagłady), gdzie podlegają powolnej eksterminacji. Jedyną możliwością ucieczki od terroru jest zawarcie małżeństwa z kobietą, gdyż – jutro może się urzeczywistnić. Jednak poza jak głosi wymowny napis nad główną bra- mocnym apelem o tolerancję, Zygmuntomą – „cipka czyni wolnym”! wi udało się osiągnąć coś jeszcze – stworzył Pomimo oczywistych nawiązań do pierwszą literacką martyrologię społecznometod komunistycznych i zbrodni nazi- ści homoseksualnej. W jego prozie gej nie stowskich, proza Zygmunta określana jest jest dewiantem, staje się męczennikiem, zamianem politicalfiction. Jednak opisywane pełnia współczesne hagiografie. zdarzenia czy prognozy nie są li tylko wyMówiąc o „gejowskiej jesieni 2007” nie mysłem autora. Projekt usunięcia homo- wolno pominąć „Zatoki Ostów” Tadeusza seksualnych nauczycieli ze szkół był swego Olszewskiego. Choć książka ta ukazała się czasu dosyć głośny, zakaz „promocji” ho- rok później, to chronologicznie należy do moseksualizmu wprowadzono na Litwie, powieści z przełomu lat 80/90 – została a pozycja „Ferdydurke” i „Trans-Atlantyku” ukończona w 1988 roku. Główny bohater Gombrowicza na liście lektur była swego – Piotr – ukrywa swój homoseksualizm czasu mocno niepewna. Również opisując przed światem – tym samym skazuje niejako nalot policji na gejowski klub Angel Zyg- sam siebie na wykluczenie, nie umie nawiąmunt wzorował się na prawdziwych wy- zać silnych i trwałych relacji międzyludzdarzeniach – w 1969 identyczne zamiesz- kich, wreszcie zmusza się do ożenku, choć nr 4 luty 2011 r.
29
<<< Czytaj recenzję: Nakarmić wilki
ten związek ani jemu, ani jego żonie Ewie nie przyniesie szczęścia. Latami tłumione pożądanie powraca, kiedy na wakacjach w Grecji (będącej przecież kolebką homoseksualizmu jako zjawiska kulturowego) Piotr poznaje Anglika Jeffa. Ich romans kwitnie, co Olszewski opisuje z niezwykłym ciepłem i czułością, lecz nie bez przeszkód. Koniec lat osiemdziesiątych to przecież burzliwy dla Polski okres niepokojów społecznych, strajków i przemian politycznych. Czy w takich warunkach homoseksualne uczucie ma szansę przetrwania? W porównaniu z dosadnością „Lubiewa” czy „Ja, czyli 66 moich miłości”, powieść Olszewskiego może wydawać się mdła i nieciekawa. Jednak należy pamiętać, że powstała w czasach, kiedy o homoseksualizmie nie mówiło się z pełną otwarto30
nr 4 luty 2011 r.
ścią i konieczne było podleganie pewnym językowym kluczom i literackim manierom (co stosowali przecież również Romanowicz czy Krzeszowiec). Jeśli jednak zestawić „Zatokę Ostów” z „Nie znanym światem” czy „Zakazaną miłością”, okaże się, że ta pierwsza jest w pewien sposób nowatorska. Olszewski nie portretuje całego środowiska homoseksualnego – przedstawia historię pojedynczej jednostki uwikłanej z jednej strony w zakazany romans, a z drugiej w burzliwe, wymagające solidarności czasy polityczne. Być może na tle współczesnych powieści gejowskich „Zatoka Ostów” wypada blado – tak już dziś o tych kwestiach się nie pisze – jednak gdyby ukazała się w właściwym sobie czasie, stanowiłaby na pewno ciekawe uzupełnienie polskiej literatury lat 90. „Gejowska jesień 2007” wprowadziła mniejszości seksualne na dobre w polski dyskurs literacki. Na przykładzie powieści Szczygielskiego, Pasewicza, Zygmunta i Żurawieckiego można również zaobserwować, jak zmienił się sposób pisania o homoseksualizmie. Nie tylko dotyczy to zupełnej otwartości w temacie (nawet sceny erotyczne sytuują się gdzieś na granicy pornografii), lecz o zupełnie nową postać współczesnego geja. Homoseksualista u progu XXI wieku jest już kimś zasadniczo pogodzonym ze sobą, lecz nie z nastawionym wrogo społeczeństwem. Przede wszystkim zaakceptować Powieści „gejowskiej jesieni 2007”, sprawiły, że tematyka mniejszości seksualnych stała się niemal wszechobecna. Widać to choćby na przykładzie literatury, która
Czytaj recenzję: Wampiry Hollywoodu >>>
porusza kwestie homoseksualizmu w coraz to rozmaitszych gatunkach i rodzajach literackich, Mówiąc o „gejowskie j jesieni z których wymienić należy poezję 2007” nie wolno pomin ąć (Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyc„Zatoki Ostów” Tadeus kiego, Edwarda Pasewicza, Tadeza usza Olszewskiego), fantastykę Olszewskiego (powieści Witolda Jabłońskiego), reportaż („Wściekły pies” Wojciecha Tochmana), biografie („Homobiografie” Krzysztofa Tomasika), powieści typu chick-lit („Klub („Moja les” Zofii Staniszewskiej). RewoMało Używanych Dziewic” Moniki Szwai), lucyjne novum stanowią „Bierki” Marcina publicystykę („Tęczowy elementarz” Ro- Szczygielskiego. To pierwsza polska powieść berta Biedronia), zbiory analiz i szkiców gejowska, adresowana do młodzieży (choć krytycznoliterackich („Homo niewiadomo” nie tylko), przedstawiająca komiczno-traBłażeja Warkockiego). Równolegle z gejow- giczne perypetie dorastającego geja. Po teską, rozwija się również literatura lesbijska matykę związaną z mniejszościami seksual-
nr 4 luty 2011 r.
31
<<< Czytaj recenzję: Popiełuszko. Będziesz ukrzyżowany
nymi coraz częściej sięgają również pisarze heteroseksualni (zobacz m.in.: „Senność” Wojciecha Kuczoka, „Piaskowa Góra” Joanny Bator, „Raz, dwa, trzy” Huberta Klimko-Dobrzanieckiego). Jakie są aspiracje tej literatury? Przede wszystkim ma ona przybliżyć problemy dzisiejszego homoseksualisty, pokazać niesłuszność homofobii, wreszcie zrównać geja Kowalskiego z heterykiem Kowalskim, doprowadzając do sytuacji, w której orientacja seksualna nie będzie miała znaczenia. Stąd właściwie bardzo
społecznych. Równolegle prężnie rozwija się kultura gejowska – powstają nie tylko kolejne książki i filmy prezentujące ten nurt, ale także coraz liczniejsze kluby gejowskie, czy miejsca przyjazne (tak zwane gay-friendly). Swoistym fenomenem jak na polskie warunki jest pierwsza polska księgarnia gejowska – internetowy homomarket kulturalny „Bearbook”.
Rafał Maćkowiak i Bartosz Obuchowicz – jako para gejowska w filmie Senność Magdaleny Piekorz
Kiedy zaczynałem tę dział alność, była to pierwsza księgarnia tak mocno skierowana do gejów – przez dwadzieścia lat nie było chętnych na taki bizne s ważnym odbiorcą literatury gejowskiej jest heteroseksualny czytelnik. Literatura gejowska w tym właśnie duchu kształtuje pewne wzorce, podpowiada postawy, przekazuje określone wartości i trzeba przyznać, że nie trafia w próżnię. Dyskusja o homoseksualizmie nie zamiera, a szeroko pojęta tolerancja staje się jedną z najbardziej palących kwestii 32
nr 4 luty 2011 r.
- Kiedy zaczynałem tę działalność – mówi prowadzący księgarnię Wojciech Kowalik – była to pierwsza księgarnia tak mocno skierowana do gejów – przez dwadzieścia lat nie było chętnych na taki biznes. Trzeba dużo czasu, żeby środowisko gejowskie przekonać, że poza miejscami spotkań, portalami internetowymi i poszukiwaniami ukochanego/ukochanej – potrzebuje też swojej kultury. I jeśli w to uwierzy, być może będę mógł zaprosić wszystkich do pierwszej w Polsce stacjonarnej, realnej księgarni. Na herbatę i fantastyczne gejowsko-lesbijskie książki. Osobiście doradzę w wyborze.
Czytaj recenzję: Obca >>>
Gwałtowny rozwój literatury i kultury beletrystykę, mamy poezję, mamy komiksy, mniejszości seksualnych to kwestia bez- biografie, dzienniki i przewodniki, literacką dyskusyjna, mamy do czynienia nie tyle z pornografię, albumy z przeglądem homoerochwilowo modnym zjawiskiem, ale z istot- tycznej sztuki, wywiady z otwarcie żyjącymi nym nurtem, który dopiero teraz znalazł się na odpowiednim gruncie do właściwej emancypacyjnej realiJakie są aspiracje tej literatury? zacji. Przede ws
zystkim ma ona przybli żyć problemy dzisiejszego homoseksualisty, pokazać niesłuszność homofobii, wreszcie zrównać geja Kowalskiego z heterykiem Kowalskim
- Nie ma w tej chwili miesiąca bez nowości w literaturze LGBT (skrót obejmujący osoby o odmiennej od heteroseksualnej orientacji – przyp. M.P.U.) czy to polskich autorów, czy tłumaczeń – przekonuje Wojciech Kowalik. Aluzyjne zaledwie dzieła twórców czasów PRL, szczera (nie zawsze najwyższych lotów, ale prawdziwa) literatura początku lat 90., rewolucje lat dwutysięcznych zaowocowały jednym: w gejowskiej i lesbijskiej literaturze mamy już wszystko. Mamy zwyczajną
homoseksualistami, mamy gejowską fantastykę, mamy ekranizacje powieści, adaptacje teatralne. Za mało? Z tej drogi nie ma już odwrotu – dodaje – pisarze i pisarki gejowskolesbijscy tworzą i nie zamierzają przestać. Michał Paweł Urbaniak
Ściągnij Literadar w interaktywnej wersji PDF! nr 4 luty 2011 r.
33
<<< Czytaj recenzję: Bedzies wisioł za cosik
Uczta Wyobraźni
– Fantastyka na Nowy Wiek
Na
forach internetowych, zlotach miłośników czy choćby w audycjach radiowych spotkać się można z opiniami, że w Polsce trudno o ambitną, satysfakcjonującą literaturę fantastyczną ze względu na to, iż w naszym kraju ukazują się głównie książki lekkie, niewymagające czy wręcz „chłamowate”. Opinia ta wydaje się być fałszywą i wydaną na podstawie popularności tak zwanego paranormal romance oraz masowego wydawania, czy wręcz „fabrycznej” produkcji książek przez niektóre rodzime przedsiębiorstwa. Natomiast jej całkowitym zaprzeczeniem jest cykl Uczta Wyobraźni, który ukazuje się nakładem wydawnictwa MAG. Został on zapoczątkowany w 2006 roku powieścią Wieki światła Iana R. MacLeoda, do dzisiaj ukazało się w nim osiemnaście pozycji. Założeniem Uczty Wyobraźni jest prezentowanie polskiemu czytelnikowi
34
nr 4 luty 2011 r.
najlepszych i najciekawszych propozycji z dziedziny światowej fantastyki oraz promowanie najnowszych trendów tego gatunku. To utwory różnorodne: science fiction, która jest dużo bardziej science niż fiction; biopunk, który w wizji przyszłości kładzie
Czytaj recenzję: Złudzenie >>>
Z Andrzejem Miszkurką,
redaktorem serii uczta wyobraźni rozmawia Piotr Stankiewicz
spory nacisk na zagadnienia ekologiczne; new weird, wykraczający poza sztywne ramy gatunków, będący syntezą wielu konwencji czy steampunk przedstawiający świat XIX wieku, w którym postęp zatrzymał się na odkryciu maszyny parowej. MAG wprowadza do Polski rzeczy nowe oraz nieznane, rozszerzając nasze upodobania – rzadka inicjatywa na naszym rynku fantastyki, by wydawać tytuły tak nietypowe oraz niszowe. O tym co znajdzie się w serii decyduje jej główny pomysłodawca oraz redaktor – Andrzej Miszkurka (wywiad obok przyp. red). W wielu przypadkach ukazanie się danej pozycji w Polsce ma miejsce bardzo szybko po światowej premierze (często po minimalnym czasie potrzebnym na tłumaczenie oraz redakcję), co także stanowi ewenement na krajowym rynku fantastyki – to druga polska seria (obok Kroków w nieznane) próbująca nadążyć za światowymi tren-
Kto wpadł na pomysł serii? To mój pomysł, choć samą naz wę serii wymyślił Jacek Rodek (założy ciel wydawnictwa Mag przyp.red.). Czy Uczta Wyobraźni róż ni się czymś od innych książek fan tastycznych, ukazujących się na polskim rynku? Większość książek wydawanyc h w naszym kraju i na świecie dobiera się według innego klucza. Na pierwsz ym miejscu jest sukces finansowy, a skoro tak, pozycje te muszą schlebiać czyt elniczym gustom, wpasowywać się w ukochane schematy, smakować tak, jak ulubione potrawy. Wszystko, co stara się być inne, zmierza pod prąd, zbacza na nieznane terytoria, zazwyczaj jest z gór y skazane na porażkę. I tutaj właśnie zna jduje się to źródełko, z którego czerpiem y, wybierając książki do UW. Nie oznacza to, że inni wydawcy nie wydają „nie konwencjonalnych” książek, chyba jedn ak żaden nie robi tego tak konsekwentn ie. Spotkałem się z opinią, że „to są książki dla literackich snobów „Cz y można się snobować na fantastykę? Snobizm może pewnie dotyczy ć każdej sfery życia, ale... Uczta, przy najmniej w moich oczach, nie ma z nim nic
nr 4 luty 2011 r.
35
<<< Czytaj recenzję: Kapelusze doñi Nicanory
zapłacić za kolejny tom wampirzego romansu w miękkiej oprawie.
dami w celu zaszczepienia ich u nas oraz pokazania co obecnie jest modne i dobre na Zachodzie, czym zachwycają się tamtejsi czytelnicy. Zwieńczeniem tej tendencji jest wydanie Nakręcanej dziewczyny/Pompy numer sześć (książka otrzymała wszystkie najważniejsze nagrody fantastyczne: Hugo, Locusa i Nebulę) Paolo Bacigalupiego w kilka miesięcy po ich ukazaniu się w oryginale – takie tempo może budzić podziw. Autor ten został obwołany największym objawieniem fantastyki w XXI wieku. Jego twórczość to powrót w znakomitym stylu do podstawowych założeń naukowej odmiany tego gatunku – profetyzmu. Zaskoczenie budzi konsekwentna strategia marketingowa tej serii. Książki są szyte, z twardymi okładkami, zdobione gustownymi ilustracjami, a ich cena oscyluje w granicach czterdziestu złotych, a to dość rzadka praktyka. Mniej więcej tyle trzeba 36
nr 4 luty 2011 r.
Choć utwory wchodzące w skład tej serii są bardzo różnorodne, to mają co najmniej jedną wspólną cechę – odbiegając od kanonów, próbują je definiować na nowo. Różnorodność serii to jedna z jej głównych zalet: każdy z twórców próbuje oczarować czytelnika w inny sposób. Hal Duncan tworzy multiuniwersum, nawiązuje do mitów, porzucając tradycyjną formę narracji oraz podział na fantasy i science fiction, z kolei K. J. Bishop tworzy prozę oniryczną, abstrakcyjną, pełną metafor, intryg i cynizmu. Bruce Sterling wprowadza czytelnika w świat steampunku, ukazując alternatywną historię rozwoju myśli technicznej i ludzkości. Natomiast Peter Watts i Charles Stross to przedstawiciele hard science fiction, ale całkowicie różniący się podejściem – gdy
Czytaj recenzję: Białe zęby >>>
pierwszy skupia się na posthumanizmie i kondycji człowieka, opisując np. pierwszy kontakt z obcymi, ten drugi tworzy literaturę naprawdę trudną, ciężką, której zdecydowanie bliżej do artykułu popularnonaukowego niż książki rozrywkowej. M. John Harrison jest prekursorem new weird. Ian R. MacLeod prezentuje alternatywną wizję Anglii epoki wiktoriańskiej z eterem jako surowcem i przenosi na grunt brytyjski realia Wojny Secesyjnej. Zupełnie odmienną jest proza Catherynne M. Valente, która zabiera czytelników w baśniowe podróże, oczarowując językiem i szokując wizjami; inne rodzaje powieści proponują także Ian McDonald, przekazujący w swojej prozie fascynację kulturą Wschodu i jej tradycjami, wymieszaną z dobrym science fiction oraz Jeff VanderMeer, którego surrealistyczna twórczość wielu zachwyca, jak i równie wielu zniechęca. W Uczcie Wyobraźni znalazło się także miejsce dla Jeffreya Thomasa i jego new weirdowskiej wizji piekła, przedstawionej surowym językiem. I wreszcie Paolo Bacigalupi, pionier biopunku oraz pesymistyczny wizjoner prezentujący przerażającą przyszłość ludzkości. To szeroki przekrój nowych kierunków i stylów w literaturze fantastycznej – naprawdę mocna fantastyka naukowa, oniryczne opowieści, mistrzowskie stylizacje oraz niesamowicie złożone, często abstrakcyjne utwory. Niektóre dzieła z tej serii bardzo daleko odbiegają od przyzwyczajeń czytelniczych, są tak trudne w lekturze, że potrafią zniechęcać – przykładem niech będzie Viriconium. Ponadto, nawet te pozornie łatwiejsze
wspólnego, to jedynie propoz ycja dla osób, które szukają czegoś inn ego, niż jest w stanie zaoferować im „tradycyjna” fantastyka królująca na księ garskich półkach. Jak seria radzi sobie na rynku wydawniczym? Z czyjej strony odc zuwacie najsilniejszą konkurencję? Trudno mówić o konkurencji w przypadku książek niechcianych, nie gwarantujących sukcesu finansowego, o które nikt nie walczy. Nie w sytuacji , kiedy do ich publikacji nie zmusiłby większości wydawców nawet pluton egzekuc yjny. Czy pozyskiwanie kolejnych tytułów wymaga dużo zachodu? Kto trzyma „rękę na pulsie”? Nie. Nie wymaga. To proste, przynajmniej dla mnie. Którego z polskich autorów był by Pan gotów (teoretycznie) wydać w ramach Uczty Wyobraźni? Nie będę oryginalny… Gdyby było to możliwe, chętnie wydałbym ksią żki Jacka Dukaja, Ani Brzezińskiej i Wita Szostaka. Co uważa Pan za największ y sukces serii? Nie rozpatruję UW w ramach sukcesu. To seria książek, jakie sam chciałbym czytać. Miłe jest to, że znalazło się sporo osób, które podobnie do mn ie myślą, czują i poszukują „nowych” liter ackich terytoriów. Jakie książki czyta Pan „po godzinach”, ewentualnie, co Pan rob i w ramach relaksu? Staram się „po godzinach” nie mieć nic wspólnego z książkami. Moje ulubione zajęcie to gry MMORPG; gram w Lineage 2 i czekam niecierpliwie na Gui ld Wars 2. nr 4 luty 2011 r.
37
<<< Czytaj felieton O zdradliwości zapożyczeń
(Palimpsest, Shriek: posłowie), pozostają trudne z powodu języka, misternie tworzonych wizji, czy sugestywnych obrazów. To proza wymagająca skupienia oraz intelektualnego wysiłku od czytelnika, z którym autorzy w wielu miejscach prowadzą subtelne gry. Wyzwaniem może okazać się próba zmiany sposobu odbioru lektury. Podczas gdy przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że pisarz skupia się na bohaterach oraz mniej lub bardziej zaznaczonych wątkach fabularnych, w Uczcie Wyobraźni ten porządek nierzadko zostaje zaburzony, gdyż twórcy porzucają standardową budowę powieści choćby na poziomie prowadzenia fabuły. Nie można natomiast znaleźć w tym cyklu klasycznego fantasy ze smokami, elfami oraz magią, choć niektóre książki (Viriconium, powieści Catherynne M. Valente) zawierają elementy tego gatunku. To oczywiście skutek założeń samej serii, ale świadczy to także 38
nr 4 luty 2011 r.
o obecnej kondycji fantasy na świecie – gatunek ten coraz rzadziej wychodzi poza pewien utarty schemat i coraz rzadziej ma czytelnikowi coś nowego do zaoferowania, bo większość to mniej lub bardziej udane kalki pomysłów legendarnych twórców (na przykład Ursuli K. le Guin, Tolkiena, Zelaznego). Jednak można w Uczcie Wyobraźni znaleźć teksty łatwiejsze, bardziej przyjazne dla mniej wyrobionego czytelnika. Należy do nich z pewnością Ślepowidzenie Petera Wattsa, które pomimo przynależności do hard science fiction i sporej ilości naukowego słownictwa, cechuje się klarownością oraz typową dla standardowej powieści strukturą fabularną. Można także wskazać dwa tomy Opowieści sieroty wspominanej już Catherynne M. Valente, których budowa przywodzi na myśli Baśnie tysiąca i jednej nocy, a ich zawartość inspirowana jest rozmaitymi mitologiami.
Porywajace zwienczenie bestsellerowej Trylogii Arturianskiej!
www.trylogiaarturianska.pl
<<< Czytaj recenzję: Moherfucker
Do najważniejszych utworów w serii można z pewnością zaliczyć Nakręcaną dziewczyną/Pompę numer sześć Paolo Bacigalupiego, ze względu na jej przynależność do absolutnego światowego topu fantastyki oraz szybkość, z jaką została wydana w Polsce – to wyjątkowe dzieło, uznane za jedną z najlepszych książek pierwszej dekady XXI wieku. Wyróżnić można także teksty Hala Duncana oraz Viriconium Johna M. Harrisona, które stanowią jedne z pierwszych tekstów new weird w naszym kraju – łamią ramy gatunkowe i ukazują nowe perspektywy literackie. Trudno wskazać pozycję, od której należałoby rozpocząć znajomość z Ucztą Wyobraźni, każda z nich to coś zupełnie odmiennego – dlatego wszystko zależy od osobistych preferencji czytelnika. Na pewno zadowoleni będą Ci czytelnicy, nie tyl-
ko z grona fanów fantastyki, którzy szukają w literaturze czegoś nowego, którzy mają dość kolejnych prostych oraz sztampowych historii. Dzięki wysokiemu poziomowi literackiemu oraz brawurowym wizjom usatysfakcjonowani mogą okazać się także czytelnicy tzw. głównego nurtu, szukający dobrej oraz wymagającej lektury. Z tych samych powodów cykl ten z pewnością nie jest przeznaczony dla ludzi preferujących prostą rzeź i rąbankę. Jest to obecnie najbardziej wysublimowana z dostępnych w Polsce serii książkowych, odwołujących się do szeroko rozumianej fantastyki – ryzykowny krok wydawnictwa, które nie ukrywa, że do tej Uczty Wyobraźni dokłada. Wydaje się, że mieści się to w założeniach polityki wydawniczej MAG-a: zarabiać na siebie literaturą popularną i łatwiejszą (cykle Lauren Kate czy Charlaine Harris), a promować książki ambitne, bardziej wartościowe literacko, nawet z założeniem ich niskiej rentowości. Przynoszenie strat przez Ucztę Wyobraźni to nic zaskakującego – nawet w USA, skąd większość tytułów pochodzi, pomimo zachwytu krytyków i recenzentów, książki te nie zostały docenione rynkowo, większość nie została bestsellerami. Znamiennym tego efektem jest skierowana do fanów prośba Catherynne M. Valente o pomoc finansową, ze względu na niemożność utrzymania się ze swojego pisarstwa. Nie dziwi więc, że pisarze, których utwory są publikowane w ramach Uczty Wyobraźni, pomimo rozlicznych światowych nagród i nominacji (Hugo, Locus,
40
nr 4 luty 2011 r.
Czytaj recenzję: Bitwa o Anglię >>>
Nebula), są w Polsce niemal nieznani. Przed publikacją swoich utworów kojarzeni byli przez bardzo niewiele osób, orientujących się w tendencjach światowych, płynnie czytających po angielsku i szukających nowych doznań literackich poza rodzimym rynkiem wydawniczym; niektórych z pisarzy można było kojarzyć co najwyżej na podstawie pojedynczych publikacji ukazujących się w polskich czasopismach zajmujących się fantastyką. Wadą Uczty Wyobraźni z pewnością jest jej ograniczenie do książek anglojęzycznych, wydawanych głównie w Stanach Zjednoczonych. Ogranicza to obserwację najciekawszej, innowacyjnej i zaskakującej fantastyki do jednego rynku, przez co możliwość ominięcia intrygującej pozycji wzrasta. A choć inne rodzime wydawnictwa fantastyczne sprowadzają książki z innych zakątków globu (między innymi z Czech, Rosji, Hiszpanii), to brakuje wśród nich perełek, książek wybitnych. Lukę tę mógłby wypełnić cykl MAG-a proponując coś więcej, prezentując w Polsce geniusza nieznanego nawet na Zachodzie. Przyszłość tej serii zapowiada się całkiem dobrze – planowane są kolejne utwory (na przykład Nova Swing Johna M. Harrisona, Trojka Tracy Chapman, Finch VanderMeera), miejmy nadzieję, że MAG będzie wprowadzał coraz to nowych autorów do naszego kraju, nawet pomimo ich niszowości. A chętni, by wykupywać stosunkowo małe nakłady tych utworów, na pewno się znajdą – przykładem niech będzie Ślepowidzenie Petera Wattsa, które na Allegro osiąga ceny rzędu 150 zł. Wychodzi dzięki temu na jaw pewna
prawidłowość – często dobrą powieścią czytelnicy interesują się dopiero w momencie, kiedy staje się białym krukiem. Uczta Wyobraźni to najbardziej wartościowa literacko seria fantastyki dostępna na polskim rynku. Ukazuje w pełni potencjał tego gatunku i stanowi niejako zaprzeczenie często pojawiających się zarzutów ze strony tak zwanego głównego nurtu, że fantastyka to utwory kiepskie, będące jedynie rozrywkowymi czytadłami, nieoferującymi satysfakcji intelektualnej. Pomimo sporej hermetyczności seria ta udowadnia, że fantastyka jako gatunek literacki wciąż ma sporo do zaoferowania. Bartek Łopatka Redaktor naczelny działu książkowego serwisu Polter.pl nr 4 luty 2011 r.
41
<<< Czytaj recenzję: Szczeniaki
Recenzje książek 44 45 46 48 50 52 54 55 56 58 60 62 64 65 66 68 70 71
42
Ja, Ozzy Dopóki mamy twarze Kajtek, Koko i inni Przedwiośnie żywych trupów Wolni Ciut Ludzie Panowie herbaty Nieprzyjaciel Obrzęd. Tajemnice współczesnych egzorcystów Nasze piękne dni i kochane psy w Andaluzji Wampir z M-3 Zmrok Droga do raju Generał w habicie Dobrego złodzieja przewodnik po Las Vegas Nakarmić wilki Wampiry Hollywoodu Popiełuszko. Będziesz ukrzyżowany Obca
nr 4 luty 2011 r.
73 75 77 78 79 81 83 84 86 87 88 90 92 94 95 97
Bedzies wisioł za cosik Złudzenie Kapelusze doñi Nicanory Białe zęby Moherfucker Bitwa o Anglię Szczeniaki Mogliby w końcu kogoś zabić Stulecie chirurgów Raj tuż za rogiem Metro 2034 Muzeum niewinności Koniec Trzeciej Rzeszy Ofiara w środku zimy Bale maturalne z piekła Elbing 1945, T.1: Odnalezione wspomnienia 99 Tytus, Romek i A’Tomek – Księga 80-lecia 100 Mroczna wieża #1: Narodziny rewolwerowca
Czytaj recenzję: Mogliby w końcu kogoś zabić >>>
nr 4 luty 2011 r.
43
<<< Czytaj recenzję: Stulecie chirurgów
spodziewał. I jeszcze trochę. Autobiografia Osbourne’a jest szczerą opowieścią o życiu i karierze. Anegdotki z życia zespołu przeplatają się z momentami z gorzkawymi refleksjami na temat alkoholu i narkotyków. Ozzy opowiada o swoim dzieciństwie wśród Ja, Ozzy zbombardowanych kamienic, o gównianej szkole, w której nikt nie słyszał o ADHD Ozzy Osbourne i dysleksji, zadymach w pubach i odsiadChris Ayres ce w zakładzie karnym. Potem błysk flesza i trzydzieści lat picia, ćpania i rwania przygodnych panienek. Ze wszystkimi szczegółami, które spodziewacie się tam znaleźć. Nie mogło być lepszego tytułu dla auto- Również tymi, jak to puszczają zwieracze biograficznej książki Ozzy’ego Osbourne’a. po tygodniu ładowania kokainy. Książę Ciemności, legenda rocka, jeden Wydawać się może, że Ozzy ma z największych wokalistów dwudziestego w głowie dwóch gości – jeden jest kolesiem wieku i ojciec chrzestny heavy metalu, to z Aston, walniętym rockmanem, który ikona kultury popuprzez trzydzieści lat larnej. Jego ksywa jest ładuje koks i wódę Całość dosłownie „trejdmarkiem” roz– i pewnie nadal by połyka się jednym poznawanym na cato robił, gdyby ten tchem, przeskakując łym cywilizowanym drugi Ozzy mu na to od jednej anegdoty i w połowie dzikiepozwolił. Ten drudo drugiej go świata. Albumy, gi, który od czasu na których udzielał do czasu stwierdza, się wokalnie, sprzedały się, jak podaje ma- że nie pamięta pierwszego kroku swoich gazyn Billboard, w ponad stu milionach dzieci, pierwszych słów przez nie wypoegzemplarzy. Człowiek, który od czterech wiedzianych, który obudził się w celi z zadziesięcioleci koncertuje i stał się dla nie- rzutem próby zabójstwa żony. To ten Ozzy, których synonimem muzyki. Gdyby Bóg który kilka lat temu zwyciężył i zahamował pisał biografię, zatytułowałby ją „Ja, Bóg”. na autodstradzie do samozagłady. Ta książka Ozzy nazwał swoją „Ja, Ozzy”. I słusznie. jest po części rachunkiem sumienia, rozliAle nie o pociesznym Angliku z robot- czeniem z przeszłością. Rockman wspomina niczego Aston miała być mowa, lecz o jego niektóre rzeczy z wyjątkową sympatią, widać, rozrachunku z sześćdziesięcioma latami ży- że trochę brak mu młodzieńczych wybryków cia i czterdziestoma latami kariery. Co za- i imprez. Z drugiej strony pobrzmiewa głos tem otrzymuje czytelnik? Cóż – odpowiedź dojrzałego mężczyzny, który wreszcie objął jest banalnie prosta – wszystko, czego się jako-taką kontrolę nad swoim życiem. 44
nr 4 luty 2011 r.
Czytaj recenzję: Raj tuż za rogiem >>>
Biografia Ozziego ma jedną, szczególnie drażniącą cechę – należy bowiem do literatury obdarzającej czytelnika przerażającym syndromem „jeszcze jedna strona, jeszcze jeden rozdział”. Od lektury nie sposób się oderwać. Odlotowa treść w żywiołowej narracji Ozziego, ugładzona przez Chrisa Ayresa, jednego z czołowych dziennikarzy The New York Times, sprawia, że całość dosłownie połyka się jednym tchem, przeskakując od jednej anegdoty do drugiej. Solidne, mięsiste czterysta stron tekstu „wchodzi” w ciągu kilku wieczorów. To naprawdę dobry kawał popularnego
Dopóki mamy twarze Clive Staples Lewis
Clive Staples Lewis urodził się w 1898 roku i jako dziewiętnastoletni chłopak brał udział w I wojnie światowej, której traumatyczne doświadczenia wpłynęły na jego późniejszą twórczość i prezentowany w niej światopogląd. Po wojnie wstąpił na uniwersytet w Oxfordzie, gdzie studiował literaturę angielską, a także poznał J. R. R. Tolkiena. Wiele wskazuje na to, że znajomość obu dżentelmenów wpłynęła znacząco na ich twórczość, nawet jeśli był to proces niewolicjonalny.
czytadła, porządnie napisany i całkiem nieźle przetłumaczony. Pozycja (zdecydowanie) obowiązkowa dla fanów mrocznego brzmienia, dla pozostałych – godna uwagi opowieść o życiu zupełnie innego od nas człowieka. Tytuł: Ja, Ozzy Autor: Ozzy Osbourne, Chris Ayres Tłumacz: Dariusz Kopociński Wydawnictwo: Telbit 2010 Liczba stron: 402 Cena: 69,00 zł Oprawa twarda
Dorobek twórczy Lewisa jest bogaty i różnorodny, obejmuje nie tylko powieści, ale również eseje, autobiografie i teksty krytyczne. Pisarz jest obecnie znany przede wszystkim jako autor cyklu Kroniki Narnii, w ostatnich latach kolejno ekranizowanego (trzecia część miała premierę w grudniu ubiegłego roku). Dopóki mamy twarze to powieść dotychczas niemal nieznana w Polsce oraz adresowana – w przeciwieństwie do tych bardziej popularnych w naszym kraju – w głównej mierze do dorosłego czytelnika. Rzecz dzieje się w antycznej krainie Glome, gdzie pewne plemię czci krwawą boginię Ungit. W przypadku plag i nieszczęść, celem ich zażegnania, bogini składa się ofiary z ludzi. Król tej krainy ma dwie córki: jedna jest piękna, druga zaś tak brzydka, że zakrywa swoją twarz przez całe życie. W wyniku klęsk nawiedzających królestwo, kapłani Ungit żądają jako ofiary jednej z córek królewskich. Na tej kanwie tej prostej, zdawałoby się, historii rozwija się pasjonująca opowieść nr 4 luty 2011 r.
45
<<< Czytaj: Polska literatura gejowska. cz. 2
o walce pomiędzy rozumem a pierwotnymi siłami, prawdzie i fałszu, wierze i złudzeniu. Dzieło można czytać jak starożytny mit opowiedziany na nowo, historię o człowieku – istocie zależnej od swojej cielesności, czasem zazdrosnej i mściwej, jednocześnie tęskniącej do piękna i doskonałości. Autor w sposób wnikliwy, ze znajomością ludzkiej natury, opisuje poszczególne postaci. Mają one bogatą osobowość, nie ma tu uproszczeń, szablonów, banalności. To wreszcie, a może przede wszystkim, opowieść o miłości bez granic, zdolnej do poświęceń i przeciwstawienia się wszelkim zasadom, ryzykującej wszystko. Należy jednak zaznaczyć, że w tym przypadku nie chodzi o romans. Dopóki mamy twarze – to niewątpliwie wielka literatura, a zarazem arcydzieło mistrza wyobraźni. W fabule okraszonej
Kajtek, Koko i inni Janusz Christa
Na komiksach zmarłego w zeszłym roku Janusza Christy wychowały się pokolenia polskich fanów historyjek obrazkowych. Pochodzący z Wilna, mieszkający w Sopocie mistrz zapisał się w pamięci czytelników zwłaszcza za sprawą sympatycznych mary46
nr 4 luty 2011 r.
nienachalną filozofią dominuje sensacja, tajemnica, czasami groza. Powieść trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Na czytelnika, który z satysfakcją kończy lekturę, czeka jeszcze mała niespodzianka: posłowie autora. Odkrywa ono źródła, z których czerpał natchnienie, co może być dla niektórych zaskoczeniem. Dowiadujemy się również, że pisarz pracował nad powieścią całe swoje życie. Kto zapragnie poznać efekty tej pracy, nie będzie rozczarowany. Tytuł: Dopóki mamy twarze Autor: Clive Staples Lewis Przekład: Albert Gorzkowski Wydawnictwo: Esprit 2010 Stron: 359 Cena: 34,90 zł
narzy Kajtka i Koka oraz ich średniowiecznych odpowiedników – wojów Kajka i Kokosza. Wydawnictwo Egmont w ostatnich latach z powodzeniem wznawiało przygody tych kultowych bohaterów. Tomik Kajtek, Koko i inni (to już jego drugie wydanie, co świadczy o trafionym pomyśle wydawniczym) również wpisuje się w politykę przypominania kolejnym pokoleniom miłośników komiksu osiągnięć Christy. W tym przypadku mamy jednak do czynienia z prawdziwym miszmaszem tematycznym i gatunkowym. Zebrane komiksy ułożono w porządku chronologicznym. Najstarsze pochodzą z roku 1957 i można je traktować jako swoiste juwenilia początkującego komiksiarza. Dzięki takim tytułom jak Kuku Ryku,
Czytaj wywiad – Katarzyna T. Nowak >>>
Korak, syn Tarzana czy Skarby starego zamczyska przechodzimy razem z Christą błyskawiczny, choć w stosunku do Zachodu mocno opóźniony, kurs historii światowego komiksu. Proste, humorystyczne epizody oraz wariacje na temat znanych powieści przygodowych stanowią podwaliny komiksu jako autonomicznego gatunku. Odbiorca, poza archaicznością formy i narracji, powinien być jednak przygotowany na nienajlepszą jakość druku. Wynika to niestety z problemów, jakie towarzyszą dziś pozyskiwaniu oryginalnych plansz. Najmocniejszą, broniącą się do dziś, część zbioru stanowią opowieści z „Relaksu” (z lat 1976-78) oraz dwie pełne przygody Gucka i Rocha. Chociaż Christę ciągnęło wyraźnie do tematyki marynistycznej, sprawdzała się również doskonale w krótkich komiksach humorystycznych i fantastycznych. Wisienkę na torcie stanowią Bajki dla dorosłych, inteligentne, przepięknie narysowane, utrzymane w mrocznej tonacji dwuplanszówki, które w przewrotny sposób podejmują baśniową tematykę. Tytułowa „dorosłość” czytelnika, ze względu na aluzje do rzeczywistości PRL-u czy podteksty erotyczne, jest tutaj niemalże wymagana. Do bieżącej tematyki społeczno-politycznej Christa próbował jeszcze powrócić w latach 90., ale cyklu „Polbida” nie udało mu się już dokończyć. Wydaje się przy tym, że absurdy realnego socjalizmu stanowiły bardziej wdzięczny obiekt żartów niż polska rzeczywistość po transformacji ustrojowej. Przygody Gucka i Rocha starsi czytelnicy mogą pamiętać z publikacji w odcinkach w Relaksie oraz późniejszych kolorowych albumów: Tajemniczego rejsu czy Kursu na Półwysep Jork. W niniejszym wydaniu kolor odjęto, jednak kreska Christy nic na tym nie traci.
Wręcz przeciwnie – oba komiksy wciąż cieszą oko tempem akcji, dowcipnymi dialogami i kompozycją fabuły. To (proszę komiksowych fanatyków o wyrozumiałość) literatura młodzieżowa na najwyższym poziomie. Kajtek, Koko i inni to propozycja skierowana przede wszystkim do kolekcjonerów. Znalazły się w niej zarówno komiksy dojrzałe i dopracowane, jak i te, które stanowią dziś raczej historyczną ciekawostkę. Znalazło się też miejsce dla projektów rozpoczętych, lecz nigdy nie ukończonych. Dla fana Christy to pozycja obowiązkowa, stanowiąca ważne uzupełnienie pokaźnego albumowego dorobku sopockiego autora. Tytuł: Kajtek, Koko i inni (wydanie II) Scenariusz i rysunki: Janusz Christa Wydawnictwo: Egmont Polska 2010 Stron: 240 Druk: czarno-biały Cena: 59,99 zł nr 4 luty 2011 r.
47
<<< Czytaj recenzję: Metro 2034
i w Internecie. Ten ostatni obfituje również w krytyczne opinie o projekcie Śmiałkowskiego. Postarajmy się jednak odejść na chwilę od świętego oburzenia nad majstrowaniem przy dziełach klasyków liPrzedwiośnie teratury i spojrzeć na tę książkę w nieco odmienny sposób. Tak naprawdę niewiele żywych w niej zmieniono, zasadniczy rys treści potrupów zostaje ten sam, co u samego Żeromskiego. Fragmenty fantastyczne wplecione zostały Stefan Żeromski Kamil M. Śmiałkowski w akcję w sposób umiejętny, przez co nie zakłócają odbioru powieści jako całości. Dodatkowo, ich odnajdywanie i wyłapyJesteśmy w ostatnim czasie świadkami wanie w tekście może być dla czytelninarodzin i rozkwitu mody na przerabianie ka źródłem dobrej zabawy. Nie ma tutaj starych, klasycznych już dzieł na nowe, sensu opisywać fabuły, znanej prawdopow których akcję wpleciony zostaje wątek dobnie większości z potencjalnych odbiorżywych trupów. Za ców od lat. To nie przykład mogą tutaj ona stanowi w tym Fragmenty fantastyczne służyć Duma i uprzeprzypadku o atrakwplecione zostały w akcję dzenie i zombi czy cyjności książki. w sposób umiejętny, przez co Opowieść zombilijna, W Przedwiośniu nie zakłócają odbioru powieści a więc dwie zagrażywych trupów jako całości niczne wariacje na atrakcją jest botemat książek zagrawiem nowe, lekkie nicznych autorów. Niedawno dołączyło do potraktowanie uznanego dzieła, próba tego grona polskie dzieło – Przedwiośnie jego uwspółcześnienia poprzez dodanie żywych trupów. modnych obecnie wątków. Jest to książka Recepta na sukces wydaje się być dla tych, którzy klasykę literatury traktuw przypadku tego typu książek prosta: ją jako inspirację i źródło dobrej zabawy. należy wziąć klasyczną powieść, dodać Myślę więc, że wbrew licznym negatywdo niej żywe trupy, zmienić nieco tytuł i nym opiniom o tej powieści, Przedwiodopisać się jako współautor – ot, i wszyst- śnie żywych trupów znajdzie uznanie ko gotowe. Według tego samego sche- w oczach sporej grupy czytelników. matu moglibyśmy oceniać Przedwiośnie Z pewnością można pozostawiać klasykę żywych trupów. I zapewne wiele osób w spokoju. Ale wtedy pozostaje ona martwa. w ten właśnie sposób postąpi. Pełne obu- W końcu, jak mawiał Mark Twain, klasyczrzenia opinie na temat nowego trendu ne są te dzieła, które wszyscy chcieliby przeznaleźć można w poważnych czasopismach czytać, ale których tak naprawdę nikt nie 48
nr 4 luty 2011 r.
KONKURS Cieszymy się z rosnącej popularności naszych konkursów. Biorą w nich udział całe rodziny. Okazało się, że w przypadku niektórych pytań odpowiedzi nie były oczywiste, co nie było dla nas zaskoczeniem lub też istniało kilka możliwych poprawnych odpowiedzi, co już było. I tak, w przypadku konkursu numer 1 mieliśmy na myśli widowisko Big Zbig Show, ale jak się przekonaliśmy, panowie Zamachowski i Mann uwielbiają ze sobą pracować przy rozlicznych okazjach. Nagrody powędrują* do następujących osób: Piotr Jachacy, Wojciech Wlach, Anna Nawrot. Konkurs numer 2 – tu nie było wątpliwości, liczyła się twarda wiedza. Nagrody powędrują do następujących osób: Ewa Jaros (Rymszewicz), Piotr Hankus, Agnieszka Swięchowicz. W konkursie numer 3 sami nie znaliśmy poprawnej odpowiedzi i liczyliśmy na inwencję uczestników. Nie zawiedliśmy się, zapewniam. Nagrody powędrują do następujących osób: Anna Szumlańska-Kopeć, Kamila Hankus, Maciej Święchowicz. W przypadku konkursu numeru 4, nie wzięliśmy pod uwagę, że nie jednemu psu Burek. Oryginalnie mie-
Znaczenia wyrazów: 1. Amerykański autor powieści kryminalnych, laureat nagrody Shamus Award. 2. Książę, bohater powieści Jacka Vance’a „Lyonesse”. 3. Ojciec Basilide Rahidy prowadził rubrykę „Fanoharana” w tym pierwszym katolickim czasopiśmie w języku malgaskim (ukazującym się od roku 1874); rubryka zawierała – przeniesione na malgaski grunt – baśnie La Fontaine’a. 4. W tym fantastyczno-naukowym horrorze lekarz dokonuje przeszczepu duszy pacjenta przy pomocy specjalnej aparatury. 5. Długoletni kierownik literacki Zespołu Filmowego „Silesia” opisał w tej swojej najsłynniejszej książce historię bojownika lewicowej organizacji czekającego w tytułowej knajpie na kontakt i walizę z amunicją. 6. Chłopiec z kraju o bardzo chłodnym klimacie (bohater znanej książki dla młodzieży).
liśmy na myśli szympansią psycholog, bohaterkę filmu Planeta małp. Jednak po analizie odpowiedzi uczestników i bazy filmweb.pl rozszerzyliśmy zakres możliwych poprawnych odpowiedzi. Nagrody powędrują do: Beaty Kubiak, Fpc Andrzeja, Aquilli z Biblionetki. Wszystkim zwycięzcom gratulujemy i prosimy o przesłanie swoich danych adresowych (jeśli to nie problem, to prosimy wraz z numerem telefonu kontaktowego). * Jeśli zastanawiacie się, dlaczego z uporem maniaka piszemy, że nagrody do kogoś powędrują, to spieszymy z wyjaśnieniami. Otóż założyliśmy, że laureaci konkursu z listopadowego numeru Literadaru mogą odnieść wrażenie, że ich nagrody do nich wędrują, w dodatku pieszo. Bardzo przepraszamy za opóźnienie. Nagrody na pewno do Państwa dotrą.
x5 1
2
A teraz nowy konkurs I tu krzyżówka oraz pytania: 3
4
5
6
1 2 3 4 5 6
Do wygrania 5x Nakręcana dziewczyna/Pompa numer sześć Na odpowiedzi czekamy do 20 lutego pod adresem konkursy@literadar.pl Nagrodę ufundowało wydawnictwo Mag.
<<< Czytaj recenzję: Koniec Trzeciej Rzeszy
czyta. Mówiąc inaczej – klasyka to w dużej mierze literatura martwa, czytana częściej z przymusu niż dla przyjemności. Oryginalne Przedwiośnie, czytane jako lektura szkolna, doskonale do tego opisu pasuje. Śmiałkowski dodał do tej książki coś nowego, co może się nie podobać i na co można się oburzać. Nie można jednak zaprzeczyć, że dzięki temu lektura Żeromskiego znów staje się czymś nowym, dla niektórych – zabawnym czy ekscytującym, dla innych – oburzającym. Od ilu już lat Żeromski nie wywoływał takich emocji? Krótko mówiąc: dzięki Śmiał-
Wolni Ciut Ludzie Terry Pratchett
Żegnaj, Akwillo Dokuczliwa! Od niedawna miłośnicy Świata Dysku mogą cieszyć się nowym tłumaczeniem trzydziestego tomu swojej ulubionej sagi. Poprzednie polskie wydanie z 2005 roku w tłumaczeniu Doroty Malinowskiej-Grupińskiej było lekko nudnawą książeczką o dziewczynce z wyjątkowo głupim imieniem i grupie dzielnych, szlachetnych krasnoludków. Pięć lat później, razem z tłumaczeniem Piotra Cholewy, dostajemy mło50
nr 4 luty 2011 r.
kowskiemu Przedwiośnie jest znów literaturą żywą (nawet jeśli z żywymi trupami), wywołującą emocje i polemiki. I z pewnością tak jest lepiej – zarówno dla nas, czytelników, jak i dla schedy po Żeromskim. Tytuł: Przedwiośnie żywych trupów Autor: Stefan Żeromski, Kamil M. Śmiałkowski Wydawnictwo: Runa 2010 Liczba stron: 389 Cena: 32,50 zł
dą, acz wyjątkowo charakterną czarownicę i klan zapijaczonych, wrednych i skorych do urządzania zadym, miniaturowych szkockich górali. Powieść od razu nabiera charakteru, dając kolejny dowód na prawdziwość rozpowszechnionego wśród fanów żartobliwego powiedzonka o powodach popularności serii: „To nie Pratchett, to tłumacze”. Wolni Ciut Ludzie to druga, po Zadziwiającym Maurycym, książka z cyklu Opowieści ze Świata Dysku, przeznaczonego dla młodszych odbiorców. Nowa sub-seria nie jest tak mocno zakorzeniona w światodyskowej mitologii, kolejne tomy można czytać bez znajomości reszty książek. Powieść wprowadza do dyskowego panteonu sław nową bohaterkę – kolejną czarownicę. Tiffany Obolała ma tylko jeden problem z całym tym czarownicowym interesem – zupełnie nie wie, o co w tym wszystkim chodzi. Jest tylko zwyczajną, dziewięcioletnią dziewczynką, na którą spadają Obowiązki. Ale na szczęście jest
Czytaj recenzję: Ofiara w środku zimy >>>
też wnuczką Babci Obolałej, prawdziwej Odświeżenie tłumaczenia było świetną kobiety z Kredy i, jak można się domyślić, decyzją. Poprzednia wersja, sztucznie polukroz wszystkim i wszystkimi poradzi sobie wana i nasycona cukrem, była kpiną z orygiśpiewająco. nalnego tekstu. To znowu sycąca, po angielsku To historia dla zabawna fantastyka, młodszych czytelubrana w kostium Odświeżenie tłumaczenia ników, pozbawiona książki dla młodziebyło świetną decyzją. części klasycznych ży. Mimo zmiany Poprzednia wersja, sztucznie dla Pratchetta podgrupy docelowej wipolukrowana tekstów. Jednak nikt dać, że autor traktuje i nasycona cukrem, nie powinien czuć się swojego czytelnika była kpiną z oryginalnego oszukany – zamiast poważnie, jako dojtekstu zwyczajnego sztafarzałego partnera w liżu intertekstualnych terackiej przygodzie. nawiązań popkultuTu nie ma odwracarowych, znajdziemy multum odniesień do nia się od trudnych tematów – Babcia Oboświata baśni i bajek z czasów dzieciństwa. lała nie żyje, wilki czasem zjadają jagnięta, A bajki, jak wiadomo, służą wychowaniu a potwory żyjące w rzece chętnie rozszarpią na młodzieży. Jednak Wolni Ciut Ludzie kawałki małego berbecia. świetnie bronią się Wolni Ciut Luprzed byciem książdzie to książka dla Razem z tłumaczeniem Piotra ką pełną moralizakażdego – młody Cholewy dostajemy młodą, torstwa i nachalnej czytelnik na pewno acz wyjątkowo charakterną pedagogiki. Dla polubi szalony Świat czarownicę i klan przykładu – Tiffany Dysku. Starszy z nutzapijaczonych, wrednych ma problemy z więką nostalgii wróci do i skorych do urządzania zami rodzinnymi, bajek dzieciństwa. zadym, miniaturowych niezbyt przepada za A doskonałe tłumaszkockich górali swoim braciszkiem czenie Piotra Cholei przyznaje się do wy pozwoli im obojtego na głos. Podobnie rzecz się ma z Nac gu cieszyć się przygodami Tiffany Obolałej Mac Feeglami, którym daleko do moral- takimi, jakie powinny być od początku. nej czystości i bycia wzorem dla każdego dziecka. Mimo niezbyt wielkiej miłości Tytuł: Wolni Ciut Ludzie do Wentwortha, młoda wiedźma rusza Autor: TerryPratchet na ratunek porwanemu bratu do świata Tłumaczenie: Piotr Cholewa Królowej Elfów, a przyjaźń z niesfornymi Wydawnictwo: Prószyński Media 2010 małymi góralami okaże się w tej wyprawie Liczba stron: 224 Cena: 29,90 zł niezaprzeczalnym atutem. nr 4 luty 2011 r.
51
<<< Czytaj recenzję: Bale maturalne z piekła
dzieniec, gotowy walczyć o swą przyszłość. Właśnie skończył studia i z niecierpliwością oczekuje wyjazdu na Jawę (część Holenderskich Indii Wschodnich, akcja toczy się w latach 1869-1918), by dołączyć do rodziny i zostać asystentem ojca na plantacji herPanowie baty. Lecz jego entuzjazm studzą co chwilę herbaty niespodziewane przeszkody. Zanim uda mu się dostać na Jawę, parę kolejnych lat spędza Hella S. Haasse w Holandii, gdy dociera już na miejsce, ku jego rozczarowaniu okazuje się, że ojciec zatrudnił kogoś innego. Jednak to nie zniechęca młodego człowieka i w końcu obejmuje Hella S. Haasse, holenderskim czytel- w długoletnią dzierżawę starą plantację kawy, nikom znana od kilku dekad, to już ne- tym samym zostając djuraganem, posiadastorka niderlandzkiej literatury. Pomimo czem ziemskim. A to dopiero początek. tego, że Panowie herbaty to jej czwarta Haasse daje nam ciekawy i, możpowieść wydana na naszym rynku, nadal na przypuszczać, prawdziwy obraz życia jest autorką nierozpoznawalną, a szkoda, w holenderskich koloniach, ich rozwoju bo obcowanie z jej prozą to prawdziwa ekonomicznego i politycznego. Coraz barprzyjemność. „Padziej komplikujące nowie herbaty są się relacje rodzinne, Panowie herbaty są powieścią, lecz nie pełne rywalizacji są fikcją” autorka i nieporozumień, bardzo konserwatywnie zaznacza w końcozazdrości i uraz, i elegancko wej notce. I rzeczyproblemów małżeńskomponowaną wiście interpretacje skich, finansowych powieścią, we wręcz postaci, zdarzeń i przedwczesnych staroświeckim stylu zostały opracowaśmierci, zakładanie ne na podstawie kolejnych spółek korespondencji, i ich finansowanie fotografii i innych dokumentów, udo- – to wszystko zostało w powieści oddane stępnionych przez rodzinę i krewnych w sposób wyrazisty i klarowny. Kolejny bohaterów. Lecz nie miejmy wątpliwości, raz mamy przykład na to, że najciekawsze to nie żadne dzienniki czy biografia, ale historie pisze życie. Na początku lektury pełnokrwista powieść. bardzo przydatna jest tablica genealogiczGłówny bohater, Rudolf Kerkhoven, to na rodziny Kerkhovenów umieszczona nieco sztywny, niezbyt miły w obyciu ide- na końcu książki, zdecydowanie pomaga alista, a zarazem pełen determinacji mło- połapać się we wszystkich familijnych za52
nr 4 luty 2011 r.
Czytaj recenzję: Elbing 1945, T.1: Odnalezione wspomnienia >>>
wiłościach. Mimo bogactwa szczegółów Ta powieść to nie tylko barwna wyi wielowątkowości fabuły, autorka nie po- cieczka do egzotycznego kraju, opis cieni zwala, by nasza uwaga odbiegła na długo i blasków życia kolonialnego przedsiębiorcy od jej głównych bohaterów – Rudolfa czy też ukazanie psychologicznych mechai jego żony – Jenny. Zresztą wątek Jenny nizmów kierujących ludźmi. i jej małżeństwa to jeden z bardziej intereTo przede wszystkim opowieść o tym, sujących elementów. Życie w jawajskim in- jak raj może stać się piekłem, gdy jesteśmy teriorze w wręcz spartańskich warunkach, na niego skazani, o miłości, która okapowtarzające się rok po roku ciąże to wy- zuje się pułapką, o tęsknocie za życiem stawienie na próbę i niezależnością, nie tylko miłości do o zaślepieniu, w jaHaasse daje nam męża, ale i psychiki kie wpada człowiek ciekawy i, można młodej kobiety. Po skoncentrowany na przypuszczać, jakimś czasie zaczygromadzeniu dóbr. prawdziwy obraz nają się pojawiać Wreszcie jest to hiżycia w holenderskich oznaki czegoś, co jej storia o tym, jak koloniach, ich rozwoju otoczenie nazwie nerłatwo rozminąć się ekonomicznego wowością. Niektórzy z własnym spełniemogliby mieć za złe niem. i politycznego autorce, że wątek ten Nieco wymaganie został bardziej jący Panowie herbarozwinięty, jednak czasem niedopowiedzenie ty, mimo że napisani bardzo klarownym, mówi nam więcej niż „przegadanie” tematu. oszczędnym językiem, nie są książką dla Panowie herbaty są bardzo konserwatyw- każdego. Niektórym niespieszna, wręcz nie i elegancko skomponowaną powieścią, wolna, choć zawsze ciekawa, narracja we wręcz staroświeckim stylu. Dużą rolę może się wydać nużąca. Niestety od tej odgrywają też listy umieszczone w tekście, powieści raczej nie rozpocznie się wielka często dzięki nim poznajemy motywację kariera Helli S. Haasse w Polsce. I bardziej bohaterów, która czasem wydaje się dziwna niż prawdopodobne, nie będzie ona takim i niezbyt logiczna. Można odnieść wrażenie, wydarzeniem literackim jak w Holandii, że powieść została napisana w XIX wieku. gdzie została wybrana najlepszą książką Jednak pozbawiona jest tego, co często od- roku 1992. strasza niektórych czytelników od literatury z tamtego okresu, czyli dłużyzn i „nudnych Tytuł: Panowie herbaty przerywników”. Tutaj bardzo sugestywne Autor: Hella S. Haasse opisy uprawy herbaty czy chinowców, buj- Tłumacz: Alicja Oczko nej jawajskiej fauny i flory bądź zwyczajów Wydawnictwo: Noir sur Blanc 2010 tubylców są częścią prawdziwie wielkiej li- Liczba stron: 304 teratury, a nie chwilą na ziewnięcie. Cena: 32 zł nr 4 luty 2011 r.
53
<<< Czytaj recenzję: Tytus, Romek i A’Tomek – Księga 80-lecia
życiowej mimo nieustającego powodzenia u kobiet. Po odejściu z wojska Jack zajmuje się… właściwie nie bardzo wiadomo czym, ale gdy tylko nadarza się okazja, wchodzi w skórę detektywa lub swoimi metodami działa w obronie prawa (albo słabszego Nieprzyjaciel człowieka). Nieprzyjaciel zaskakuje czytelnika Lee Child o tyle, że stanowi prequel wcześniejszych tomów, opowiadając o sprawie z czasów służby Jacka w żandarmerii wojskowej US Army, a narratorem jest sam bohater. W ostatnich dniach grudnia 1989 roku Jeśli nie znamy jeszcze Lee Childa Reacher niespodziewanie dostaje przeniesiei poszukamy informacji o nim na przykład nie z Panamy do bazy Fort Bird w Karolinie na okładce przegląPółnocnej. Podczas danej w księgarni sylwestrowego dyReacher to postać dość powieści, dowiemy żuru odbiera telefon szczegolna, nie mieszcząca się, że jest autorem z informacją o znasię w definicji praworządnego „serii thrillerów ze lezieniu w przydrożobywatela USA, żywo wspólnym bohatenym motelu zwłok przypominając filmowego rem, byłym żandar- Harry’ego Callahana i podobnie żołnierza, zmarłego mem, wojskowym najpewniej na zawał. jak on narażając się rozmaitym oficjalnym instytucjom Jackiem Reacherem”. Okazuje się, że deZaczynając lekturę nat to generał, dzień tej serii w porządku wcześniej przybyły chronologicznym, tj. zgodnie z datą wy- z Niemiec, gdzie stacjonowała jego jednostdania poszczególnych tomów w oryginale, ka, z zamiarem udania się na konferencję zorientujemy się, że Reacher to postać dość wojsk pancernych w jednej z armijnych szczególna, nie mieszcząca się w definicji baz. Dość szczególne okoliczności zgonu praworządnego obywatela USA, żywo przy- wskazują na niesłużbowy charakter jego pominając filmowego Harry’ego Callahana pobytu w tym miejscu. Pojawia się jednak i podobnie jak on narażając się rozmaitym pytanie, dlaczego zniknęła jego teczka z dooficjalnym instytucjom. „Czego nie ma: kumentami? I dlaczego żona generała zostaprawa jazdy, prawa do zasiłku federalnego, ła zamordowana przez włamywacza w kilka zwrotu nadpłaconego podatku, dokumen- godzin po śmierci męża, nim jeszcze dotarli tu ze zdjęciem, osób na utrzymaniu” – taką do niej posłańcy ze smutną wiadomością? oto wizytówkę zawiera każda z wcześniej- Dla Jacka to już za wiele jak na przypaszych powieści. Nie tęskni do stabilizacji dek! Gdy przystępuje do badania sprawy, 54
nr 4 luty 2011 r.
Czytaj recenzję: Mroczna wieża #1: Narodziny rewolwerowca >>>
zdumiewające i szokujące zdarzenia zaczynają się mnożyć. Najwyraźniej ktoś rzuca mu kłody pod nogi z wyjątkową precyzją, jego wojskowa kariera zawisa na włosku, a tymczasem w Paryżu czeka ciężko chora matka. Nim zagadka (a właściwie seria zagadek) zostanie rozwiązana, wydarzy się jeszcze sporo. Nieprzyjaciel wydaje się najlepszym z poznanych do tej pory tytułów z serii o Jacku Reacherze. Wartka akcja z niespodziewanymi zwrotami, dawka brutalnych scen i mocnego języka nie większa, niż potrzeba dla uwiarygodnienia sytuacji,
Obrzęd. Tajemnice współczesnych egzorcystów Matt Baglio
Obrzęd. Tajemnice współczesnych egzorcystów to pierwsza książka urodzonego w USA włoskiego dziennikarza, Matta Baglio. Opowiada ona historię katolickiego kapłana, Gary’ego Thomasa, który – wyznaczony do tego zadania przez swojego biskupa – uczestniczył w 10-miesięcznym kursie dla egzorcystów zorganizowanym przez Watykan. W ramach zajęć pod okiem doświadczonego opiekuna ksiądz Gary wziął udział w wielu męczących rytuałach
zgrabny styl (nieco przypominający wczesnego Alistaira MacLeana), dobry przekład (gdyby tylko tłumacz zechciał czytelnikowi wyjaśnić, co to takiego „frakowa torba”!), no i oczywiście bohater dający się choć trochę lubić – to wszystko, czego wymagam od dobrej literatury sensacyjnej. Tytuł: Nieprzyjaciel Autor: Lee Child Tłumaczenie: Andrzej Szulc Wydawnictwo: Albatros 2010 Liczba stron: 480 Cena: 37,50 zł
wyrzucania złych duchów, zbierając doświadczenia i gromadząc obserwacje przydatne dla jego przyszłej pracy. Dzielił się nimi na bieżąco z towarzyszącym mu na każdym kroku Mattem Baglio. To właśnie ta współpraca zaowocowała Obrzędem. Fragmenty typowo fabularne przeplatają się tu z rozdziałami, które spoglądając na problem z perspektywy nauki, podejmują próbę tłumaczenia omawianych zjawisk z punktu widzenia Kościoła katolickiego. Takie podejście z jednej strony pomaga być może w odbiorze książki i wprowadza elementy uwiarygodniające prezentowane w niej treści, z drugiej jednak wydaje się, że dla debiutującego autora podobna forma okazała rozwiązaniem nieco ryzykownym. Już sam temat egzorcyzmów może nastręczać trudności w przekazie, a gdy dodać do tego jeszcze „naukowe podejście do sprawy”, książka momentami zwyczajnie nudzi. Można zauważyć także rozdźwięk pomiędzy ujęciem quasi-naukowym, a historią nr 4 luty 2011 r.
55
<<< Czytaj recenzję: Ja, Ozzy
księdza Gary’ego, która prostotą i przystępnością formy przekazu kontrastuje z naszpikowanymi fachową wiedzą fragmentami. Istotne wydaje się być zwrócenie uwagi na to, że przeciętni odbiorcy nie dysponują z reguły aparatem pojęciowym odpowiednim do przyjęcia podobnej książki z wystarczającą dozą zrozumienia. Niemniej jednak – i tu trzeba oddać sprawiedliwość autorowi książki – wiele faktów zawartych w Obrzędzie może być cennym przyczynkiem do poszerzenia wiedzy statystycznego Polaka (bo nie tylko katolika) na temat opętania i egzorcyzmów. Należałoby wytknąć drobną niekonsekwencję autorowi, który z jednej strony duży nacisk położył na to, by nie popadać w skrajności, z drugiej jednak momentami epatuje opisami, które dla lekkich już nawet sceptyków mogą wydawać się co najmniej mało wiarygodne (jak np. zwracanie przez ofiary opętania żywych zwierząt, czy też całych gwoździ, które
Nasze piękne dni i kochane psy w Andaluzji Jackie Todd
Znacie? Znamy! No to posłuchajcie: mieszkaniec [dla wygody posługuję się ro56
nr 4 luty 2011 r.
materializują się w jamie ustnej danej osoby, dzięki czemu nie ranią jej przełyku). Ważne jest więc zdroworozsądkowe podejście i – niezależnie od tego czy jesteśmy wierzący czy nie – umiejętność selekcji faktów. Obrzęd nie rości sobie prawa do nawracania niedowiarków i dobrze, ponieważ traktując o zjawiskach z gruntu metafizyki, powinno się raczej postępować delikatnie. A jednak po odwróceniu ostatniej kartki książki w czytelniku zaczyna narastać wrażenie, że czytając nie był w pokoju sam… I być może o danie pretekstu do głębszych rozważań chodziło między innymi autorowi. Tytuł: Obrzęd. Tajemnice współczesnych egzorcystów Autor: Matt Baglio Tłumacz: Konrad Czerski Wydawnictwo: Znak 2010 Liczba stron: 336 Cena: 34.90 zł
dzajem męskim, ale wszystko odnosi się do osób płci obojga] jednego z wysokouprzemysłowionych krajów strefy umiarkowanej północnej półkuli, zmęczony tempem życia i wielkomiejskim zgiełkiem, wiedziony jakimś ponadnaturalnym impulsem, kupuje dom położony wśród idyllicznych śródziemnomorskich pejzaży. Doprowadzenie nowego lokum do stanu używalności kosztuje go nieco zdrowia, ale wszystko się udaje i od tej pory wiedzie szczęśliwe życie w maleńkim miasteczku lub wiosce, gdzie słońce przygrzewa przez dziesięć miesięcy w roku, czas płynie wolniej, a ludzie są przyjaźni…
Czytaj recenzję: Dopóki mamy twarze >>>
Znacie? Znamy! No to posłuchajcie: odmienne środowisko, każdego przygarnięrodzina w sposób dość przypadkowy wcho- cia psa, kota czy choćby ptaka ze złamanym dzi w posiadanie zwierzaka, który wnosi skrzydłem. No i teraz wyobraźmy sobie, że w jej życie tyleż zamętu, co radości i czyni wszyscy ludzie doświadczający takich zmian wszystkich jej członków o wiele lepszymi, i potrafiący w miarę poprawnie posługiwać niż byli wcześniej. W razie multyplikacji się językiem ojczystym zechcą napisać o tym liczby zwierzaków natężenie zamętu i rado- książki.... Również fakt, że rzecz dzieje się ści ulega oczywiście w miejscu, do któpomnożeniu… rego przeprowadzki Że Nasze pięknikt dotąd nie opiProblem tylko w tym, ne dni i kochane sał, nie czyni jeszcze że takich opowieści psy w Andaluzji to, tekstu wyjątkowym; ukazuje się w ostatnich jak głosi napis na on przede wszystkim latach dość sporo, okładce, „prawdzimusi mieć to coś… przez co zaczynają wa opowieść o spełto coś, czego wspoone powszednieć nieniu marzeń”, nie mnieniom Jackie ma co wątpić. ProTodd brakuje. Forblem tylko w tym, malnie nie można im że takich opowieści ukazuje się w ostatnich wiele zarzucić – poprawny styl, wyraziste latach dość sporo, przez co zaczynają one opisy, sporo drobnych informacji o regiopowszednieć i jeśli ktoś zdążył przeczytać nie i zamieszkujących go ludziach – ale też takich kilka, przy lekturze kolejnej ma wra- nie ma w nich niczego nieprzeciętnego, co żenie nieustającego deja vu: zaraz, zaraz, czy pozwoliłoby zapamiętać je na długo. Może czegoś podobnego tylko podziw dla aunie było u Mayle’a? torki i jej małżonka, Również fakt, że rzecz A znów tamta scenktórzy zamiast planoka – wypisz wymawanego sprawienia dzieje się w miejscu, luj jak z Grogana… do którego przeprowadzki sobie na emeryturze Oczywiście, dla sajednego psa i jednenikt dotąd nie opisał, mych osób zaangago kota określonej nie czyni jeszcze tekstu żowanych w sprawę, rasy, zdecydowali wyjątkowym decyzja o zmianie się na stworzenie i jej następstwa SĄ w domu istnewydarzeniami wyjątgo schroniska dla kowymi, które aż się proszą, by reminiscen- niechcianych zwierząt. Na początek to cjami ich dotyczącymi podzielić się z kim było „tylko” osiem psów i cztery koty, ale dusza zapragnie; ale prawdę powiedziaw- „w 2007, kiedy staliśmy się rodziną zastępszy, dotyczy to prawie każdej zasadniczej czą, przyjęliśmy sto dwadzieścia trzy kociazmiany – każdych przenosin w zupełnie ki i psiaki, a w 2008 kolejnych sto dziewiętnr 4 luty 2011 r.
57
<<< Czytaj recenzję: Kajtek, Koko i inni
naście”, czyli średnio dziesięć miesięcznie. Żeby się zdobyć na podobny wyczyn, trzeba nie tylko do szaleństwa kochać zwierzęta, ale także, co tu kryć, dysponować pokaźnymi funduszami… I chyba niezwykłą siłą perswazji, bo przecież trzeba nieustannie polować na dobre ręce, w które trzeba przekazać 95% podhodowanych podopiecznych! Podsumowując – jeśli ktoś szuka tylko ciepłej, szczerej opowieści o tym, że marzenia się spełniają i że dobro na świecie ist-
nieje, powinien być z lektury zadowolony; jeśli natomiast wymaga od literatury czegoś więcej, może poczuć lekki niedosyt. Tytuł: Nasze piękne dni i kochane psy w Andaluzji Autor: Jackie Todd Tłumaczenie: Agata Kowalczyk Wydawnictwo: Amber 2010 Liczba stron: 280 Cena: 29,80 zł
rym smokingu i relaksach? A to tylko jeden z wielu naprawdę zabawnych i niecodziennych pomysłów z jakimi będziemy mieli tu do czynienia. Akcja najnowszej powieści Andrzeja Pilipiuka dzieje się w bliżej nie określonych Wampir latach PRL-u (możemy się domyślać, że są z M-3 to lata osiemdziesiąte). Naszym przewodnikiem jest Małgorzata, początkowo zwykła Andrzej Pilipiuk licealistka, prawdziwa fanka Limahla. Z nie do końca wiadomych nam przyczyn, po samobójczej śmierci (oczywiście chodziło Czy spotkałeś kiedyś wampira? Czy o chłopaka) budzi się jako młody wamwiesz po czym go rozpoznać? Może praco- pir. Naturalnie, jak każdy normalny człowaliście w jednej fawiek znajdujący się bryce, może staliście w takiej sytuacji, Wampir z M-3 w jednej kolejce, ale Gosia, jak gdyby nito tak naprawdę zbiór nie wiedziałeś, że to gdy nic, udaje się do opowiadań, które są on. W najnowszej domu. I tam czeka ją ze sobą luźno książce Andrzeja przykra niespodzianpowiązane Pilipiuka, Wampir ka. Po jej dawnym z M-3, poznajemy pokoju nie zostały całkiem nowy wizenawet tapety, a rodzirunek tej krwiożerczej istoty. W końcu, czy na już dawno pogodziła się z jej śmiercią. spodziewalibyście się, aby najstarszy wam- Co gorsza jej bliscy od teraz będą urządzać pir, prawdziwy nestor rodu, chodził w sta- na nią polowania (a nie możemy zapo58
nr 4 luty 2011 r.
Czytaj recenzję: Przedwiośnie żywych trupów >>>
mnieć, że w tamtych czasach nawet czosnek z wad ustrojowych, tajnych agentów, a nabył na kartki, co było dość kłopotliwe), wet lotów w kosmos. W końcu, czy wambo w końcu nie wypada, żeby szanowany pir nie byłby idealnym kandydatem na członek PZPR-u miał krewnych wśród astronautę? To bardzo dobra książka z bardzo dokrwiopijców. Małgorzata bez problemu porzuca stare przyzwyczajenia i na nowo uczy brym poczuciem humoru. Wszystko jest się jak „żyć”. Jak każda nastolatka będzie celowo przerysowane. Pilipiuk naśmiewa się buntować, szukać prawdziwej miłości się z książek o wampirach, absurdów reali popełniać wszystkie możliwe błędy. To ra- nego socjalizmu, ale też naszych wierzeń zem z nią, stopniowo dowiadujemy się, ile i przekonań. W tej książce nawet babcia prawdy jest w mitach na temat wampirów. w moherowym berecie może być bardzo groźPomimo wielu czyhających na Małgorzatę nym przeciwnikiem. Oprócz tego mamy tutaj wplecione wątki na niebezpieczeństw, ta temat Harrego Potteszybko przyzwyczaja Podziwu godna jest ra czy wegetarianina się do nowej roli i bez również autoironia Pilipiuka, Edwarda ze „Zmierzproblemu odnajduje a także próba (udana) chu”, a wszystko się w odmiennej dla wyjścia poza schemat w przemyślany i niesiebie rzeczywistości. wymuszenie zabawny Wraz z grupą innych dotychczasowej sposób. krwiopijców będzie tworczości Po ukończeniu zmagać się z szarą książki odczuwalny codziennością, gdzie nawet wampir musi targować się z „koni- jest, niestety, niedosyt. Niedosyt spowodowany ukończeniem książki – spieszę uspokiem” i odstać swoje w kolejce. Wampir z M-3 to tak naprawdę zbiór koić. To prosi się o dalszy ciąg i liczę na to, opowiadań, które są ze sobą luźno powiąza- że Gosia jeszcze do nas powróci. Podziwu ne i można je traktować jak osobne historie. godna jest również autoironia Pilipiuka, Pilipiuk nie boi się bawić konwencją, dzię- a także próba (udana) wyjścia poza schemat ki temu w książce możemy również znaleźć dotychczasowej twórczości. Jeśli autor ma wilkołaki, mumie, niezniszczalnego Pana w planach kolejne części, to mamy szansę Samochodzika i, oczywiście, Jasia Wędrow- na coś naprawdę świeżego, a cykl stanie koniczka. I nie są to tylko postacie drugiego lejnym ważnym elementem w twórczości planu, ale biorą czynny udział w akcji książ- autora. ki, która idealnie wplata się w rzeczywistość czasów PRL, gdzie bezpieka dybie nawet Tytuł: Wampir z M-3 na istoty rodem z legend. Autor bardzo do- Autor: Andrzej Pilipiuk kładnie, z pieczołowitością wręcz, przedsta- Wydawnictwo: Fabryka Słów 2011 wia nam realia tamtych czasów. Puste półki, Liczba stron: 326 długie kolejki i sławne Pewexy. Nabija się Cena: 33,00 zł nr 4 luty 2011 r.
59
<<< Czytaj felieton O zdradliwości zapożyczeń
Od tego momentu fast-foodowa literatura spod znaku Draculi stała się rozchwytywanym towarem. Popyt na krwiożerczych bohaterów nadgorliwie wykorzystali wydawcy, oferując chyba wszelkie możliwe aranżacje wampirzej legendy od drapieżZmrok nych, mrocznych kochanków po mordercze bestie i ich pogromczynie. Znajdziemy Harvard Lampoon nawet instruktaż uwodzenia dla zdesperowanych śmiertelniczek. Nadmiar szkodzi. Co z osobami, które mają uczulenie na wampiry? Które na sam widok okładki z krwiopijcą wzdrygają się Wampir i wilkołak. Prastarzy bohate- z czytelniczą odrazą, a wzmianka o wielkim rowie mitów i legend zadomowili się we uczuciu Belli i Edwarda wywołuje u nich wszystkich dziedzinach sztuki. Film, lite- nadciśnienie? ratura, anime... nie trudno o spotkanie. Dla zwolenników metod Van Helsinga Zdawałoby się, że ich historia została przez (żadnych amorów, czosnek, kołek i mogiła) artystów zupełnie Harvard Lampoon, wyeksploatowana, satyryczne pismo że z ich udziałem uniwersyteckie przyKapitalna stylizacja nie powstanie już gotowało parodię sprawia, że nic oryginalnego. Zmierzchu pod tytuniewtajemniczeni A jednak amerykańłem Zmrok. mogą pomylić książkę skiej pisarce StepheCzarne tło, trupio z kolejną częścią blada dloń trzymająca nie Meyer udało się zmierzchowego cyklu ogryzek – jawna kpiz tych zakurzonych na z wampirycznej wampiryczno-wilsagi zaczyna się już kołaczych motywów od okładki. Świetny stworzyć dzieło unikalne i efektowne. Nawet gdy uznamy słynną żart perfekcyjnie i dosadnie pokazuje co zmierzchową sagę za popis grafomanii i zle- autorzy sądzą o twórczości Stephenie pek zużytych literackich odpadów, to trzeba Meyer. Kapitalna stylizacja sprawia, że przyznać, że ta miłosna opowieść o wampi- niewtajemniczeni mogą pomylić książrze, kobiecie i wilkołaku fascynuje rzesze kę z kolejną częścią zmierzchowego czytelników. Tłum książkolubów chwycił cyklu. (Dla przypomnienia: na okładza pierwszy tom i nie przestał czytać aż ce Zmierzchu w wampirzych dłoniach do ostatniej kropki w czwartej, końcowej Edwarda spoczywa piękne, czerwone jabłko). części. 60
nr 4 luty 2011 r.
Ściągnij Literadar w interaktywnej wersji PDF!
Przygody Belli Swan i Edwarda CulleNiestety żarty harvardzkich satyryków na (zmienionych w Bellę Goose i Edwar- nie śmieszą. Owszem czasem zdarza się, że ta Mullena) przedstawione są w krzywym kąciki ust wesoło zadrżą, a w oczach pojawi zwierciadle. Wszystko jest inaczej, na opak, się błysk rozbawienia, niemniej to rzadkie przerysowane i przechwile. Jest kilka jaskrawione. Pozdań perełek w roTajemniczy Edwart także czytalność Belli stoi dzaju: „bezwarunkoma oryginalną osobowość. pod dużym znakiem wo, nieodwołalnie, Ku rozżaleniu Belli doskonale zapytania. Dziewzatwardziale, heterogemaskuje swoje wampirze czyna wyrzuca listy nicznie i ginekologiczpochodzenie pod przykrywką z Urzędu Skarbowenie pragnęłam, żeby maniaka komputerowego go uważając, że to mnie pocałował”, i szkolnego dziwaka adresowane do niej jest ich jednak zdemiłosne wyznania cydowanie za mało księgowych, zamiast (kpina z powszechlokówki używa sprężyn z fotela, wstrzyku- nie znanego nagromadzenia przymiotników je sobie nawet sok grejfrutowy do krwi, w książkach Meyer). by wzbudzić zainteresowanie wampira. Jej Choć każda strona pełna jest absurdalnesposób postrzegania rzeczywistości przypra- go humoru, a karykatury Belli i Edwarda są wia o zawrót głowy. Detronizacja z łabędzia wyraziste, pełne ironii i kpiny, to czytaniu nie na gęś (Swan – Goose) podkreśla jej stan towarzyszą salwy śmiechu. Zabrakło spójnoumysłowy. ści. Styl jest nierówny i chaotyczny. Zamiast Tajemniczy Edwart także ma oryginalną lekkiej, zabawnej lektury dostajemy do ręki zlepek tekstów różosobowość. Ku rozżanych autorów. Toporleniu Belli doskonale nie połatana fabuła maskuje swoje wamZamiast lekkiej, zabawnej zamiast rozbawienia pirze pochodzenie lektury dostajemy do ręki wywołuje zgrzytanie pod przykrywką mazlepek tekstow rożnych zębów. Raz jeszcze niaka komputerowego autorow potwierdziła się przei szkolnego dziwaka. stroga – nie oceniaj Jacob... Jacoba książki po okładce. nie ma. Autorzy nie wpadli na pomysł, jaką rolę w parodii wyznaczyć zakocha- Tytuł: Zmrok nemu w Belli wilkołakowi. To tak, jakby Autor: Harvard Lampoon opowiadać o miłosnych perypetiach Skrze- Tłumacz: Andrzej Leszczyński tuskiego i Heleny pomijając Bohuna lub, Wydawnictwo: Świat Książki 2010 sięgając po serialowy przykład, Jacka i Kate Liczba stron: 159 bez Sawyera (Lost). Cena: 26,90 zł nr 4 luty 2011 r.
61
<<< Czytaj recenzję: Wolni Ciut Ludzie
dorastała. Tam ukończyła studia, wyszła za mąż i została szczęśliwą matką czwórki dzieci. Można pokusić się o stwierdzenie, że to Amerykanka z rosyjską duszą, a jej proza to mieszanka kultur, mentalności i różnych sposobów patrzenia na świat. Widać to doDroga skonale w jej najnowszej powieści. do raju Droga do raju to opowieść o Shelby, która postanawia odnaleźć matkę, jej przyPaullina Simons jaciółce Ginie, która, chcąc powstrzymać swojego chłopaka przed ślubem z inną, postanawia wraz z Shelby wyruszyć w podróż przez cały kontynent, i o nieznajomej Okładka najnowszej powieści Paulliny autostopowiczce Candy, która wsiadłszy do Simons zdecydowanie zachęca do zakupu. żółtego mustanga, którym jechały dziewczyTrzy roześmiane dziewczyny jadące samo- ny, zmienia ich doskonale zaplanowaną pochodem, niebieskie dróż w niebezpieczną tło i tytuł – Droga przygodę i sprawia, do raju zdają się że życie jej współtoTo opowieść o trzech zapraszać do bezwarzyszek podróży rożnych osobowościach, troskiej podróży już nigdy nie będzie o rożnych postawach pełnej lata, słońca, takie, jak przedtem. lenistwa i wolności, Każda z nich będzie wobec wielorakich przywodzą na myśl musiała podjąć ważsytuacji, a ogólnie rzecz młodość, szczęśliwe ne, często bardzo ujmując – wobec życia chwile, które upłytrudne decyzje, przenęły, ale i te, które zwyciężyć problemy dopiero nadejdą. i zdefiniować siebie Wydawałoby się na nowo. Wyraźnie – pozytywna książka, doskonała na podróż nakreślone sylwetki postaci sprawiają, że lub do przeczytania w pochmurny dzień, wraz z przebytymi przez bohaterki kilomeprosta i przyjemna. Wystarczy jednak prze- trami wzrasta nasza sympatia do tych nieszaczytać prolog, aby zrozumieć, że to wszyst- blonowych nastolatek, i choć nie zawsze się ko jest tylko złudnym wrażeniem. z nimi zgadzamy, życzymy im jak najlepiej. Paullina Simons to popularna w Pol- Czytelnik z łatwością odnajdzie w każdej sce i na świecie autorka trylogii o Tatianie z dziewcząt po części własne odbicie. i Aleksandrze. Urodzona w radzieckiej Rosji, Powieść przez większość stron czyta się w wieku dziesięciu lat wyemigrowała wraz dobrze, choć zdarzają się fragmenty nużąz rodziną do Stanów Zjednoczonych, gdzie ce, przez które trudno przebrnąć. Jednakże 62
nr 4 luty 2011 r.
Czytaj recenzję: Panowie herbaty >>>
dużo większy problem stanowi zupełnie co innego – zderzenie literatury „lekkiej” z dyskusjami o Bogu, życiu, religiach. Zderzenie dwóch konwencji nie wypadło korzystnie. Odczuwalny jest pewien zgrzyt, kiedy obok kłótni o to, kto zapłaci za jedzenie na stacji benzynowej, zaczyna się dyskusja, która dotyczy buddyzmu, a po emocjonującej ucieczce słyszy się ewangeliczną przypowieść w nieco zmienionej wersji. Może był to zabieg celowy, ale autorka nie osiągnęła zamierzonego efektu. Zamiast efektu jedności życia przyziemnego z duchowym otrzymaliśmy niejednolitą i stylistycznie niejednorodną powieść. Droga do raju to powieść wielowymiarowa. Jej bohaterki wymykają się
jednoznacznym ocenom, a ich przygody i przemyślenia zmuszają, mimo wszystko, do refleksji. To opowieść o trzech różnych osobowościach, o różnych postawach wobec wielorakich sytuacji, a ogólnie rzecz ujmując – wobec życia. Nie pozwala nam tym samym przejść obojętnie wobec dziewczyn zagubionych na bocznych drogach życia, zmuszając do zastanowienia, którędy wiedzie nasza droga do raju? Tytuł: Droga do raju Autor: Paullina Simons Tłumacz: Katarzyna Malita Wydawnictwo: Świat Książki 2010 Liczba stron: 544 Cena: 37,00 zł
zobacz www.hussars.pl
nr 4 luty 2011 r.
63
<<< Czytaj recenzję: Nieprzyjaciel
Główny wątek dotyczy historii powstania i rozwoju wspólnoty „Chleb życia”. W jego skład wchodzą opowieści o ludziach z różnych stron świata, u których dokonała się głęboka przemiana duchowa, bądź też o takich niespokojnych i wiecznie poszuGenerał kujących spełnienia duchach, jak tytułowa w habicie bohaterka. Spełnienia osiąganego poprzez pomoc niesioną potrzebującym. I właśnie Stanisław Zasada świadectwa tych ostatnich autor co jakiś czas zręcznie wplata, czyniąc tym samym krótkie antrakty między kolejnymi aktami całej opowieści. Jak często przeciętnemu człowiekowi To co wyróżnia siostrę Chmielewską przychodzi do głowy myśl, jak wiele miał i prowadzoną przez nią wspólnotę spośród szczęścia w życiu? innych organizacji Czy jest w stanie tego typu, to nie W książce zawarta jest docenić fakt, że ma determinacja, czy miejsce, w którym bezinteresowność, ważna myśl przewodnia może znaleźć schrolecz praca u podstaw wypowiadana przez nienie, miłość, ciei próba zmiany siostrę Małgorzatę, pło, bezpieczeństwo sposobu myślenia że kochać to znaczy i spokój? Chyba u swoich podopieczprzede wszystkim najczęściej nie. To nych. To z czym wymagać znaczy, nie ma tej przychodzi jej się dojmującej i stale borykać: bieda, alkoobecnej świadomohol, narkotyki są niści, że już dzięki temu zalicza się do grona czym wobec plag, które nękały ludzkość od prawdziwych szczęśliwców. zawsze, czyli lenistwa i głupoty. Jak wiadoWłaśnie taka refleksja, choć nie jedyna, mo, w wielu przytułkach czy też noclegowmoże stać się udziałem tych którzy sięgną po niach warunkiem sine qua non pobytu jest lekturę Generała w habicie. Tytułową boha- całkowita abstynencja od alkoholu czy narterką jest siostra Małgorzata Chmielewska, kotyków. W przypadku wspólnoty „Chleb założycielka polskiego przedstawicielstwa życia” wygląda to nieco inaczej – nie ma tam wspólnoty „Chleb życia”, która działa obecnie miejsca dla obiboków i pasożytów. Pozwala w 8 krajach świata, a w Polsce prowadzi siedem to rozwiązywać problem systemowo, a nie domów pomocy, gdzie schronienie znaleźć tylko i wyłącznie objawowo. W porę podamogą bezdomni oraz ci, których los gdzieś na na pomocna dłoń takich ludzi jak siostra zakręcie życia wyrzucił z właściwej drogi. Chmielewska daje szansę zepchniętym na 64
nr 4 luty 2011 r.
Czytaj recenzję: Obrzęd. Tajemnice współczesnych egzorcystów >>>
margines społeczeństwa, a analogia do przysłowiowej ryby i wędki wręcz się narzuca. Z jednej strony Generał w habicie to książka o samotności, wyobcowaniu i odrzuceniu. Nie napawa optymizmem, wręcz przeraża, gdy wczytamy się w historie zwyczajnych ludzi i ich stopniowego i nieuchronnego, wydawać by się mogło, upadku. Może właśnie dlatego powinna być traktowana jako przestroga, bo choć z jednej strony w życiu bardzo wiele zależy od nas samych, to czasem – niczym w greckiej tragedii – z góry jesteśmy skaza-
Dobrego złodzieja przewodnik po Las Vegas Chris Ewan
Dobry złodziej Charlie Howard powraca w kolejnej książce autorstwa Chrisa Ewana. W poprzednich częściach serii (Dobrego złodzieja przewodnik po Amsterdamie i Dobrego złodzieja przewodnik po Paryżu) dał poznać się czytelnikom jako uroczy, inteligentny i zabawny pisarz, i złodziej w jednej osobie. Autor tym razem przenosi swojego bohatera oraz jego wierną przyjaciółkę i agentkę wydawniczą, Victorię, do błyszczącego
ni na przegraną. Z drugiej strony to również opowieść o tym co czyni nas ludźmi: o współczuciu, wierze, nadziei i miłości bliźniego. Jednak w książce zawarta jest ważna myśl przewodnia wypowiadana przez siostrę Małgorzatę, że kochać to znaczy przede wszystkim wymagać. Tytuł: Generał w habicie Autor: Stanisław Zasada Wydawnictwo: Znak 2010 Liczba stron: 224 Cena: 29,90 zł
z zewnątrz, a zepsutego od środka, wspaniałego Las Vegas. Wydawać by się mogło, że nie ma lepszego miejsca dla zdolnego złodzieja – a jednak okazuje się, że Charlie i w Las Vegas potrafi wpakować się w nieliche kłopoty i więcej stracić niż zyskać. Bo oto już na pierwszych stronach powieści jesteśmy świadkami gry w karty, która nie idzie bohaterowi tak, jakby tego oczekiwał. Później jest już tylko ciągłe pasmo nieprzyjemnych wydarzeń – trup w wannie, zniknięcie iluzjonisty, który oszukał właścicieli kasyna, a za którego winy to Charlie musi odpokutować pod groźbą śmierci. Mnożą się kolejne kłopoty i nieporozumienia spotykające jego i Victorię. Treść książki to następujące w ciągu 24 godzin wydarzenia, prowadzące do dość nieoczekiwanego finału. Czytelnik znajdzie tu kryminał, odrobinę komedii i wnikliwe studium Miasta Grzechu. Las Vegas opisane oczami Charliego jawi się jako smutne miasto, żerujące na turystach i graczach tłumnie zjeżdżających nr 4 luty 2011 r.
65
x5
KONKURS szukać tam szczęścia. Wspaniałe neony, fontanny i atrakcyjne hotele The Strip (czyli najpiękniejszego, najbarwniejszego obszaru Las Vegas, znanego wszystkim z filmów, w których „gra” Las Vegas), w przedświcie tracą na atrakcyjności i blasku, którym kuszą ciemną nocą. Skupieni na zyskach właściciele hotelu i kasyna Fifty-Fifty, rudowłosi bracia bliźniacy, odzwierciedlają podwójną twarz miasta – piękna fasada i okrutne wnętrze. Powieść czyta się dobrze i szybko. Ciekawy i rzadko spotykany styl narracji, w którym główny bohater opisuje wydarzenia, zwracając się wprost do czytelnika, znakomicie służy odbiorowi książki. Czytelnik może odnieść wrażenie, że czyta zwierzenia starego znajomego, co z kolei powoduje większe przywiązanie do bohatera. Nie oszukujmy się jednak, nie jest to wielki kryminał, ale też i nie miał chyba takim być. Książka wywołuje uśmiech
Nakarmić wilki Maria Nurowska
Maria Nurowska to uznana już na polskim rynku autorka powieści i dramatów, jej książki doczekały się wznowień (Wybór Anny, dawniej znany pod tytułem Postscrip66
nr 4 luty 2011 r.
i nieco zadumy, czasem również pozytywnie stymuluje szare komórki, kiedy czytelnik usiłuje domyślić się tego, o czym wiedzą już bohaterowie, a autor zwleka z ujawnieniem tych tajemnic do ostatniego momentu. Czyni ją to bardzo przyzwoitą lekturą na wakacje czy inne wolne chwile dla wszystkich, którzy chętnie przeniosą się myślami na chwilę do „światowej stolicy rozrywki” i zechcą towarzyszyć swojemu dobremu znajomemu – Charliemu Howardowi – w pokonywaniu pułapek zastawianych przez Miasto Grzechu. Tytuł: Dobrego złodzieja przewodnik po Las Vegas Autor: Chris Ewan Tłumaczenie: Katarzyna Makaruk Wydawnictwo Amber 2010 Liczba stron: 288 Cena: 29,80 zł
tum) oraz przeniesienia na ekran (Panny i wdowy). Ma ona w swoim dorobku blisko trzydzieści pozycji. Tym bardziej dziwi, że przy tak bogatym doświadczeniu pisarskim, jej najnowszą powieść Nakarmić wilki można nazwać przy najlepszych intencjach ledwie przeciętną – a i to będzie eufemizmem. Katarzyna Lewicka przyjeżdża w Bieszczady, aby skompletować materiał do pracy doktorskiej o wilkach. Dołącza do dwóch innych naukowców – Olgierda i Marcina zwanego Klunejem – przebywających
Czytaj felieton Kropla Krwi Nelsona>>>
w prymitywnej stacji badawczej. W tych najlepiej zostaje opisany bohater zbioroiście spartańskich warunkach młodzi ludzie wy – wilki. Nie tylko są one przedmiotem uczą się sztuki przetrwania, organizują pracę fascynacji, ale również przekazują pewne naukową, a także poznają siebie nawzajem. wartości, przydają ludzkim obserwatorom Okazuje się, że uczucia, które w nich drze- impulsu do określonych działań i pokonymią są jak dzikie wilki – groźne, tajemnicze wania barier. i nieokiełznane. Czy otwarcie na przyjaźń Jednak sama egzotyka tematu nie i miłość oraz obserwacja wilków pozwo- może w tym przypadku stanowić o warli bohaterom pokonać własne lęki, stawić tości książki, której głównym mankaczoła głęboko zakorzenionym traumom? mentem pozostaje niedopracowanie we Sytuacja odcięcia wszystkich aspekod świata, zespolenie tach. Nurowska najz przyrodą prawie wyraźniej nie może Nakarmić na zasadzie powrotu się zdecydować, czy do stanu pierwotpisze powieść o wilwilki wręcz epatuje nego sprzyja obraniespójnością, rażącym kach, czy o ludziach chunkom z własnym umieszczonych infantylizmem sumieniem, okrew specyficznej sytuśleniem na nowo acji egzystencjalnej konstrukcyjnym własnych celów, – w efekcie nieprzezadaniem sobie pykonująca jest zarówtań, przed którymi no psychologiczna ucieka się w cywilizacyjnym zgiełku. To dla jak i przyrodnicza płaszczyzna. Być może pisarza okazja do zbudowania wyrazistych należało powieść rozpisać na trzy głosy, portretów psychologicznych, niemal wi- a problematykę w niej poruszaną – zarówwisekcyjnego zbadania postaci, ich uczuć no tę dotyczącą obserwacji bieszczadzi spiętrzonych problemów. Niestety, Nurow- kich wilków, jak i tę skupiająca się na ska nie korzysta z tego aspektu własnej po- wewnętrznych dylematach i wzajemnych wieści. Katarzyna, Olgierd i Klunej to może relacjach młodych naukowców – rzetelnie nie tyle ludzie nieciekawi, co potraktowani pogłębić. Tymczasem głos zostaje oddany z karygodną powierzchownością. Każde tylko i wyłącznie Katarzynie, poznajez nich skrywa meandry własnych życio- my tylko jej spojrzenie na rzeczywistość, rysów, a może raczej pozostają one skry- a wszystkie wątki ulegają nagannemu spłyte przede wszystkim przed czytelnikiem. ceniu. Często to, co pozostaje istotne dla Młodzi badacze w powieści biorą się jakby powieści zostaje zamknięte w zaledwie kilku znikąd, bo choć wyrwano ich z określonych zdaniach. I nawet ciekawy temat, egzotyczśrodowisk i życiorysów, niewiele o tych ny zwierzęcy bohater, czy w końcu wciśniężyciorysach wiadomo – osobiste drama- ty chyba trochę na siłę wątek romansowy ty i tajemnice rozmywają się. Stosunkowo nie są w stanie uratować tej powieści. nr 4 luty 2011 r.
67
<<< Czytaj recenzję: Nasze piękne dni i kochane psy w Andaluzji
Wszystko łączy się z wyraźnymi brakami warsztatowymi Nurowskiej. Nakarmić wilki wręcz epatuje niespójnością, rażącym infantylizmem konstrukcyjnym z brakiem płynnego przejścia pomiędzy poszczególnymi scenami na czele. Uderza ponadto żenująca lakoniczność i wszechobecna trywializacja, która sprawia, że wszelkie zdarzenia, wybory i konflikty bohaterów zdają się mało wiarygodne. To właśnie przede wszystkim przez ową powierzchowność na każdej płaszczyźnie ta całkiem obiecują-
Wampiry Hollywoodu Adrienne Barbeau Michael Scott
Wampiry to dziś jeden z najbezpieczniejszych i najłatwiejszych sposobów na sukces finansowy w show biznesie. Filmy, seriale, a także i ksiązki o tej właśnie tematyce w próbie zdyskontowania sukcesu sagi Zmierzch, szeroką falą płyną w stronę widzów i czytelników. Tematyka wampirów nie miała się tak dobrze od Draculi Coppoli i Wywiadu z Wampirem Neila Jordana. Jak to zwykle bywa, w licznej ofercie różnych związanych z wampirami pozycji znaleźć można te wyśmienite, te mniej atrakcyjne, jak i te rozczarowujące. 68
nr 4 luty 2011 r.
ca powieść nie zasługuje nawet na miano przyzwoitego czytadła. Nakarmić wilki staje się takim przysłowiowym wilkiem, którego nie powinno się wywoływać z literackiego lasu. I winna jest temu wyłącznie Maria Nurowska. Tytuł: Nakarmić wilki Autor: Maria Nurowska Wydawnictwo: W.A.B. 2010 Liczba stron: 255 Cena: 34,90 zł
Tu rzecz dzieje się w filmowo-celebryckim światku Los Angeles, którego część mieszkańców swoją dietę dobiera raczej na podstawie lektury wyników badań krwi niż menu Planet Hollywood. Wampiry… to utrzymana w konwencji kryminału powieść, której jednym z głównych bohaterów jest piękna, wiekowa, ale niestarzejąca się prawie wcale wampirzyca Ovsana. Drugim jest pewien nietypowy policjant, któremu przychodzi prowadzić śledztwo związane z zabójstwami gwiazd Hollywoodu. Oboje są naprzemiennie narratorami kolejnych rozdziałów. Ten zabieg to zaleta Wampirów… – jedna z niewielu. Ponieważ rozdziały są krótkie i obejmują sobą od kilku chwil do paru godzin, czytelnik jest często i raptownie przerzucany z jednego punktu widzenia do drugiego, skrajnie różnego. Co jednemu z bohaterów wydaje się niewyjaśnione, dla drugiego jest oczywiste, co jeden bierze za dobrze ukryte, dla drugiego jest całkiem dobrze widoczne. Te same wydarzenia, pokazane z dwóch perspektyw wydają się dużo ciekawsze, niż byłyby bez tego.
Czytaj recenzję: Wampir z M-3 >>>
Bez tego niestety byłyby nie tylko miało w zamierzeniu być stylizacją pokazuniespecjalnie pasjonujące, ale zwyczajnie jąca blichtr Hollywoodu, po najdalej kilkunudne. Wampirom… brak jakiejkolwiek, dziesięciu stronach zaczyna nużyć i drażnić. choćby ulotnie atrakcyjnej intrygi, co jest Drugi syndrom uwidacznia się najbardziej rzeczą w powieści stylizowanej na kryminał w końcówce, ale nie tylko. Przy pokonyraczej niewybaczalną. Poczynania obojga waniu przeciwności regularnie przychogłównych bohaterów ograniczają się do dzą bohaterom z pomocą posiadane przez przemieszczania się nich, niewspominane po Los Angeles i rozwcześniej na kartach mawiania z różnymi książki, umiejętnoAkcję cechują także dwa ści, zdolności i cechy, osobami, bez szczesyndromy – „product gólnego zamysłu, dzięki którym na placement” oraz „deus ex zdrowy rozsądek nie w oczekiwaniu, że machina” coś z tego wynikpowinni się w ogóle nie. I w rzeczy samej niepokoić o swój los – wynika – rozjuż od pierwszych mówcy najczęściej stron. z własnej inicjatywy, powodowani motyWraz ze wzrostem popularności wamwami znanymi chyba tylko im i autorom, pirów nieuchronnie wzrasta liczba ukazubo z pewnością nie czytelnikowi, dzielą się jących się pozycji należących do tej temaz bohaterami swoją tyki. Dzięki temu raz wiedzą i przypuszna jakiś czas trafia Jak to zwykle bywa, w licznej czeniami, które prosię książka świeża, ofercie rożnych związanych wadzą bohaterów pokazująca znany z wampirami pozycji znaleźć od jednego nudjuż i ograny motyw można te wyśmienite, nego spotkania do w nowy, odświeżate mniej atrakcyjne, drugiego, aż do nie jący sposób. Równie jak i te rozczarowujące mniej nudnego finieuniknione jest nału. Jeśli jest w injednak także to, że trydze i zakończeniu takim pozycjom toWampirów… coś nieoczekiwanego, to jak warzyszy liczniejsza grupa tych, które warto bardzo bzdurne i nieprawdopodobne wy- obchodzić z daleka. dają się po przeczytaniu całości. Akcję cechują także dwa syndromy – Tytuł: Wampiry Hollywoodu „product placement” oraz „deus ex machi- Autor: Adrienne Barbeau, Michael Scott na”. Pierwszy objawia się wprowadzaniem Tłumaczenie: Paweł Korombel nazw marek handlowych do każdego opisu Wydawnictwo: Rebis 2010 otaczającej bohaterów rzeczywistości, cza- Liczba stron: 344 sem kilku na jedno zdanie. To, co być może Cena: 29,90 zł nr 4 luty 2011 r.
69
<<< Czytaj recenzję: Zmrok
i społecznie istotny temat w wykonaniu znanego i cenionego autora to przepis na murowany sukces. Jak się jednak okazuje, nie do końca. Zaletą książki jest solidny warsztat, Popiełuszko. z jakim Kąkolewski przystąpił do pracy – na wstępie zdaje sprawę z materiału, który muBędziesz ukrzyżowany siał „przekopać”, aby osiągnąć zadowalający efekt. Autor drobiazgowo analizuje świadectwa prasowe i materiał dowodowy, wyKrzysztof Kąkolewski łapując wszystkie nieścisłości, zaniedbania i przeoczenia. Wrażenie robi też pasja, z jaką dziennikarz zgłębia temat i odwaga, z jaką Książka Popiełuszko. Będziesz ukrzy- stawia tezy, łącząc śmierć księdza Jerzego żowany powstała na bazie cyklu reportaży z innymi wydarzeniami, m.in. zamachem publikowanych w 1996 roku w Tygodniku na papieża. Reportaż, choć rzetelny, chwiSolidarność. Wcześniejszy materiał został lami sprawia jednak wrażenie chaotyczuzupełniony o nowe informacje oraz wzbo- nego – jakby autor chciał ująć i powiązać gacony fotografiami – wszystko po to, aby zbyt wiele wątków naraz. Częste przeskoki jak najpełniej odpomiędzy latami tworzyć okoliczności osiemdziesiątymi Wydaje się, że autor, towarzyszące śmierci i teraźniejszością, przez brak chłodnego księdza Popiełuszki, wymienianie zbyt spojrzenia na sprawę, a także oddać mewielu nazwisk i liczzatraca proporcje chanizm działania ne dygresje sprawiai daje się ponieść służb specjalnych ją wrażenie zamętu. i ich zagraniczne poNieporządek wyniemocjom wiązania. kać może ze skali, Kąkolewski to jaką przyjął Kąkobezsprzecznie jeden z najważniejszych pol- lewski – usiłuje on powiązać ze sobą poskich reporterów, zaliczany do tzw. złotej zornie odległe wydarzenia, co czasami daje trójki polskiego reportażu. Jego znakomita efekt bałaganu, a w najgorszym wypadku książka Co u pana słychać?, (recenzja Litera- zbliża się niebezpiecznie do konstruowania dar nr 3, grudzień 2010) to wybitny przy- teorii spiskowej. Nie tego oczekuje się po kład sztuki reporterskiej. Sięgając po Popie- reporterze tej klasy. łuszko… można się zatem spodziewać, że Kąkolewski udowodnił tę klasę pisząc znów otrzymamy reportaż najwyżej próby, Co u pana słychać? – jego wywiady z nazistana poziomie, do jakiego autor nas przyzwy- mi wolne były od uprzedzeń i ocen, przy caczaił. Wydawałoby się, że kontrowersyjny łej emocjonalności prowadzonych rozmów, 70
nr 4 luty 2011 r.
Czytaj recenzję: Droga do raju >>>
Kąkolewski potrafił wówczas zachować odpowiedni dystans. Tego dystansu brakuje w Będziesz ukrzyżowany – autor jednoznacznie formułuje opinie, ocenia, czy wręcz potępia. Pasja w podejściu do tematu jest oczywiście czymś godnym pochwały, jednak wydaje się, że autor, przez brak chłodnego spojrzenia na sprawę, zatraca proporcje i daje się ponieść emocjom. Jest to widoczne zarówno w bardzo dosadnie ujmowanych ocenach osób związanych ze Służbą Bezpieczeństwa, jak i w natrętnie powtarzanych porównaniach Popiełuszki do Chrystusa. Pisanie takiej książki jak Popiełuszko. Będziesz ukrzyżowany wiąże się z ryzykiem
Obca Diana Gabaldon
Cykl opowiadający o przygodach Claire Randall, tytułowej Obcej, znany jest polskim czytelnikom od roku 1999, w którym, nakładem wydawnictwa Amber, został wydany pierwszy tom, a do dzisiaj cała siedmioczęściowa seria doczekała się kilku wznowień. Ostatnio serię na nowo wydał Świat Książki. Są to powieści historyczno-przygodowe, których autorką jest Diana Gabaldon, amerykańska pisarka o meksykańsko-
przesady – pisarzowi grozi wówczas, że zamiast rzetelnego reportażu stworzy hagiografię. Wydaje się, że Kąkolewski balansuje na cienkiej granicy i tylko jego ogromny talent sprawia, że książka ma dużą wartość poznawczą i czyta się ją szybko. Gdyby tylko autor trzymał emocje na wodzy, ocenianie pozostawiając czytelnikowi, reportaż miałby prawdopodobnie większą siłę rażenia. Tytuł: Popiełuszko. Będziesz ukrzyżowany. Autor: Krzysztof Kąkolewski Wydawnictwo: Zysk i s-ka 2010 Liczba stron: 278 Cena: 29,90 zł
angielskich korzeniach, z wykształcenia biolog. Osoby nie znające jej twórczości, będą zaskoczone stopniem, w jakim Obca odbiega od typowo kobiecej, romantyczno-przygodowej prozy: w żadnym sensie nie jest lekkim i naiwnym powieścidłem, a po odrobinę nużącym początku, z każdym rozdziałem robi się coraz bardziej wciągająca i złożona fabularnie. Akcja rozpoczyna się niedługo po zakończeniu II wojny światowej, ale szybko przenosi się 200 lat wstecz, zabierając ze sobą główną bohaterkę. Claire Randall w tajemniczych okolicznościach trafia do XVIII-wiecznej Szkocji. Przyjdzie jej zderzyć się z całkowicie odmienną rzeczywistością, od norm i stosunków społecznych, aż po poziom wiedzy medycznej czy technicznej. Claire, pielęgniarka polowa, która przeżyła koszmar wojny, znajduje się nagle w czasach, w których jej codzienny strój budzi jednoznaczne skojarzenia z prostytutnr 4 luty 2011 r.
71
<<< Czytaj recenzję: Generał w habicie
ką, jako kobieta pozbawiona jest większo- wiającym się w miarę bliższego poznawaści praw, do których przyzwyczajona była nia bohaterów Obcej, a autorka igra sobie w swoich czasach, a ujawnienie swojej z nimi, sprawiając, że na przykład uwielbiawiedzy zawodowej może doprowadzić do na dotychczas osoba wyprowadza czytelnika niebezpiecznych oskarżeń o czary. Szkocja z równowagi i sporo czasu zajmuje mu wyogarnięta jest nastrojami buntu przeciw baczenie jej zachowania. Ten, nieuchronnie angielskim rządom i powoli rodzącym się pojawiający się w trakcie lektury, osobisty konfliktem, a poniestosunek do postaci waż główna bohai wydarzeń w któObca odbiega od typowo terka nie potrafi wyrych biorą udział, kobiecej, romantycznotłumaczyć swojego jest chyba najmoc-przygodowej prozy: nagłego pojawienia niejszą stroną tej w żadnym sensie nie się, w najlepszym pozycji. jest lekkim i naiwnym razie uważana jest Twórczość Diaza szpiega. Autorka ny Gabaldon różni powieścidłem podjęła się naprawsię od wielu podę trudnego zadania, pularnych książek jakim jest przekonujące oddanie sytuacji, tego gatunku również dzięki dylematom w której współczesna kobieta doświadcza moralnym, przed którymi stawia swoich skrajnie różnego od znanego jej świata, traci bohaterów. Jesteśmy często przyzwyczajeni wolność i jest zmuszona do podporządko- do prostych, oczywistych rozwiązań i jedwania się barbarzyńskim z jej puntu widze- noznaczności, które sprawiają, że akcja jest nia normom oraz do życia wśród, pod wie- przewidywalna, a postacie płytkie i jednoloma względami, drastycznie odmiennych wymiarowe. Wybory, przed którymi staje kulturowo od niej ludzi. Udało się rewela- Claire Randall, są tak złożone i trudne do cyjnie. Od samego początku Gabaldon bu- rozstrzygnięcia pod względem etycznym, duje napięcie i odkrywa zmiany zachodzące że można by prowadzić na ich temat niewe wnętrzu Claire w niezwykle wiarygodny kończące się dyskusje. Wywołują emocje, sposób, nie pozwalając sobie na uproszcze- prowokują do zastanowienia się nad włania, czy banalne schematy. Zresztą wszyst- snym systemem wartości, zmuszając do kie postacie odmalowane przez autorkę są postawienia się w sytuacji bohaterki i dokonaprawdę żywe. Każda posiada złożoną, nania samodzielnego wyboru. pełną jasnych i ciemniejszych stron osoSilną stroną powieści jest również spobowość, a szczegółowy sposób opisania ich sób prowadzenia akcji, która niezwykle częwyglądu, sposobu mówienia czy poruszania sto zaskakuje i wymyka się próbom antycysię, dodaje im realności. Podobną dbało- pacji. Pełna scen brutalnych, barbarzyńsko ścią Gabaldon wykazała się opisując tło namiętnych, chwilami delikatnie ociera się kulturowe i historyczne powieści. Ciężko o romansidło, ale te nieliczne fragmenty również oprzeć się silnym emocjom poja- można autorce wybaczyć, choćby dlatego, 72
nr 4 luty 2011 r.
Czytaj recenzję: Dobrego złodzieja przewodnik po Las Vegas >>>
że wielka, szalona miłość ma swoje prawa. Pojawiający się w kluczowych momentach deus ex machina jest na tyle wiarygodny, że akcja nie traci napięcia, a w punkcie kulminacyjnym wbija w fotel i do końca udaremnia czytelnikowi odzyskanie emocjonalnej równowagi. Po tej naprawdę dobrej, soczystej (jak trafnie to ujął amerykański recenzent) lekturze, świadomość, że pierwszy tom jest dopiero początkiem przygód Claire, jest trochę niepokojąca. Przy tak imponującej objętości książki, bohaterka jest kobietą po tylu przejściach, że pojawia sie obawa, czy – jak to często bywa – autorka nie będzie powtarzać
Bedzies wisioł za cosik Bartłomiej Kuraś Paweł Smoleński
Bedzies wisioł za cosik była przedstawiana jako książka o Józefie Kurasiu „Ogniu”. Jej tematyka, choć na „Ogniu” skupiona szczególnie, jest jednak znacznie szersza i zawarta w podtytule Godki podhalańskie – to książka o Podhalu. Jej kolejne rozdziały omawiają wydarzenia wymagające od ich uczestników brzemiennych w konsekwencje wyborów, budzące skrajne emocje u ówcześnie żyją-
sprawdzonych pomysłów, czy uda jej się sięgnąć do tak wysoko postawionej na wstępie poprzeczki i czy w kolejnych częściach zdoła utrzymać napięcie i zainteresowanie dalszym ciągiem? Wszystko to okaże się niebawem, przed nami bowiem kontynuacja Obcej – Uwięziona w bursztynie. Tytuł: Obca Autor: Diana Gabaldon Wydawnictwo: Świat książki 2010 Tłumaczenie: Maciejka Mazan Liczba stron: 712 Cena: 44,90 zł
cych, nie poddające się łatwej ocenie nawet po latach. Przede wszystkim jednak Kuraś i Smoleński piszą o wyjątkowych ludziach, którzy w tych wydarzeniach uczestniczyli i tworzyli historię Podhala. Galeria postaci, ich historii przed II wojną światową, w jej trakcie i po wojnie (niektóre wątki są pociągnięte aż do współczesności) to swoista układanka, puzzle, w których poszczególne elementy zazębiają się z następnymi i dopiero wszystkie razem dają pełny obraz Podhala w tym okresie. Józef Kuraś to postać niewątpliwie trudna do opisania, wymykająca się jednoznacznej ocenie. Uczestnik sytuacji i zdarzeń niemożliwych dzisiaj do zweryfikowania, już za życia obrósł legendą. Jedni uważają go za bohatera i patriotę, inni za bandytę i mordercę, ale chyba takich, którzy nie mają żadnego zdania, trudno byłoby znaleźć, zwłaszcza wśród podhalańskich górali. Trudno też go przedstawić tak, by wobec braku obiektywnych źródeł, nie urazić żadnej ze stron. nr 4 luty 2011 r.
73
x5
KONKURS Autorom się to udało – język książ- natomiast był kurierem podziemnej Polski ki jest taktowny, a wnioski przedstawiane i ryzykował życie, przenosząc przez granicę w sposób nienachalny. Czytelnik jest pro- informacje, pieniądze i przemycając ludzi. wadzony przez życiorys „Ognia” w taki spo- Sam skromnie tłumaczył, że chciał w ten sób, by miał możliwość samodzielnej anali- sposób zmyć z nazwiska hańbę sprowadzozy i własnego osądu, ną przez Wacława. z marginesem na Józef Oppenhebłąd wynikający im to kolejna barwJózef Kuraś to postać z przekłamań i brana postać Podhala, niewątpliwie trudna ków w dostępnym pokazana przed wojmateriale. Widzimy do opisania, wymykająca ną, na jej początku więc odważnei już po wojnie. się jednoznacznej ocenie go górala z WakCeper, Żyd i miasmundu, o trudstowy, który jednak nym charakterze, wrósł w Zakopaktóry chce jedynie ne i w jego mieszwalczyć o niepodległość Polski, ale po- kańców. Wspominany po równo: jako chwycony w tryby historii, zgodnie ze swo- doskonały narciarz i świetny ratownik im pseudonimem, wypala się gwałtownym górski, ale także miłośnik kobiet, uciech i jasnym płomieniem. Ścigany przez Niem- i zabaw. ców, a potem przez komunistyczne władze, Wiele jest tu ciekawych, często dwucoraz bardziej zaszczuty i nieprzystający do znacznych postaci, którym nie poświęcono otaczającej rzeczywiosobnych rozdziałów, stości, uderza na oślep ale które przewijają w prawdziwych i dosię przez całą książkę: Wiele jest tu ciekawych, mniemanych wro- często dwuznacznych postaci, Henryk Szatkowski, gów, aż do tragiczneJózef Cukier, Zbiktórym nie poświęcono go końca. gniew Korosadoosobnych rozdziałów, Bardzo ciekawie wicz. Przytaczane są ale które przewijają się zostali opisani dwaj także wypowiedzi przez całą książkę członkowie rodziny księdza Józefa TischKrzeptowskich, któnera i wielu innych rzy przyjęli skrajnie osób pamiętających różne postawy podczas okupacji niemiec- tamte czasy osobiście lub mających przekiej. Wacław Krzeptowski, „książę górali”, kaz z pierwszej ręki, od rodziców będących kolaborował z Niemcami w ramach Gora- uczestnikami wydarzeń. lenvolk, organizacji mającej na celu stwoBardzo dużo jest w książce gwary góralrzenie satelickiego względem III Rzeszy skiej. Wyobrażam sobie, że dla części czytelpaństwa góralskiego. Józef Krzeptowski ników nie wszystkie przytaczane dosłownie
74
nr 4 luty 2011 r.
Czytaj felieton Kropla Krwi Nelsona>>>
wypowiedzi mieszkańców Podhala będą w pełni zrozumiałe. Bartłomiej Kuraś i Paweł Smoliński, z zawodu dziennikarze, założyli sobie, co jest nawet napisane na tylnej okładce, że pójdą środkiem, między jedną prawdą a drugą, pisząc książkę możliwie obiektywnie. Trzeba przyznać, że wydarzenia opisali skrupulatnie – są i te świadczące za bohaterami, i te przeciwko nim. Ale cała książka całkiem obiektywna nie jest,
Złudzenie Peter Abrahams
Amerykański pisarz Peter Abrahams ma na swoim koncie kilkanaście książek sensacyjnych (m.in.: Fatum, Czas powrotu, W mroku prawdy, Korepetytor czy – sfilmowany z Robertem DeNiro i Wesleyem Snipesem w rolach głównych – Fan) oraz nominacje do prestiżowych nagród (Edgar Award i Seamus Award w kategorii „najlepszy thriller roku”). Stephen King chyba niebezzasadnie nazwał go swoim ulubionym autorem powieści sensacyjnych – Peter Abrahams po prostu wie, jak je pisać. Złudzenie – najnowsza na polskim rynku książka Abrahamsa – stanowi najlepszy dowód jego niewątpliwego talentu.
pewne nuty sympatii do niektórych bohaterów dają się w tekście łatwo wychwycić. Do których? To zostawiam do odnalezienia w tej ciekawej, mądrej i ważnej książce jej czytelnikom. Tytuł: Bedzies wisioł za cosik Autor: Bartłomiej Kuraś, Paweł Smoleński Wydawnictwo: Znak 2010 Liczba stron: 237 Cena: 32,90 zł
To miała być po prostu kolejna randka. Zakochani Nell i Johnny Blanton spacerowali nad rozlewiskiem w świetle księżyca, poważne rozmowy przeplatając czułym flirtem. Ich wspólna przyszłość rysowała się w samych jasnych barwach. Jedno nagłe spotkanie przekreśliło wszystko. Johnny zginął zadźgany nożem przez agresywnego włóczęgę. Wkrótce detektyw Clay Jarreau dokonał aresztowania Alvina DuPree, w którym Nell rozpoznała napastnika. Dzięki jej zeznaniom morderca Johnny’ego wylądował w więzieniu. Dwadzieścia lat później Nell Jarreau prowadzi szczęśliwe i satysfakcjonujące życie u boku kochającego męża, Claya, który jest obecnie szefem miejscowej policji. Udane małżeństwo, zdolna córka, bezpieczny dom, obiecujące perspektywy – wydaje się, że demony przeszłości nie mają dostępu do tej sielanki. Wtedy zupełnie nieoczekiwanie pojawia się nowy dowód w sprawie zabójstwa Johnny’ego Blantona – staje się jasne, że DuPree nie mógł popełnić przypisywanej mu zbrodni. To rodzi mnóstwo pytań. Dlaczego Nell wskazała niewłaścinr 4 luty 2011 r.
75
<<< Czytaj recenzję: Nakarmić wilki
wą osobę? Skąd silne przekonanie, że to na przełom w swojej karierze, lojalny przyjawłaśnie DuPree zamordował jej chłopaka? ciel-krezus, manipulowana nastolatka czy pełCo się naprawdę wydarzyło tamtej nocy? na zapału aktywistka. Każda z tych postaci jest I wreszcie: kto tak naprawdę jest odpowie- równie wyrazista co niejednoznaczna. Dużym dzialny za śmierć Johnny’ego? atutem Abrahamsa jest przy tym umiejętność Być może pomysł z niewłaściwym czło- precyzyjnego wyważenia obu płaszczyzn wiekiem, posądzonym o morderstwo do (sensacyjnej i emocjonalnej), zachowania nowych nie należy, jednak wciąż może być we wszystkim odpowiednich proporcji. Nie przekonujący. Peter Abrahams opowiada sili się on na tandetne wstawki romansowe, wciągającą historię, umiejętnie dozuje na- nie mnoży niepotrzebnych wątków poboczpięcie, powoli odsłania wszystkie karty tej nych. Wszystko zostaje podporządkowane mrocznej historii. Okazuje się, że sielanka, w całości osi sensacyjnej, co świadczy jak w której żyła Nell najlepiej o konstrukopiera się na tytułocji Złudzenia. wym złudzeniu i kryNajnowsza książNajnowsza na polskim je niejednego trupa, ka Petera Abrahamsa rynku książka Abrahamsa w dodatku nie tylko tego potwierdza jego silną stanowi najlepszy dowód z przysłowiowej szafy. jego niewątpliwego talentu pozycję wśród ameJednak Złudzerykańskich twórców nie, obok precyzyjnie powieści sensacyjnej. skonstruowanej senDzięki historii pełnej sacyjnej fabuły, może się poszczycić wyrazistą niewiadomych, umiejętnie stopniowanemu warstwą psychologiczną. Bohaterowie Abra- napięciu i galerii pełnokrwistych, nieszablohamsa nie tylko zostają uwikłani w historię nowych bohaterów Złudzenie jest thrilletajemniczego morderstwa, ale również prze- rem psychologicznym najwyższych lotów. żywają rozliczne konflikty wewnątrz samych Jednak poruszanie kontrowersyjnych kwestii siebie. Nell, która skazała niewinnego czło- (zasadność karania, prawdziwość szczęścia, wieka na wieloletnie więzienie jest zagubiona konflikt prawa i sumienia), wobec których między miażdżącymi wyrzutami sumienia, trudno znaleźć oczywiste rozwiązanie spraobawami o własne kruche szczęście, a niemal wiają, że Złudzenie wychodzi z typowych obsesyjną potrzebą poznania prawdy o wyda- ram gatunkowych i staje się czymś więcej niż rzeniach sprzed dwudziestu lat. Niesłusznie tylko sprawnie napisanym czytadłem. oskarżony DuPree – uważający się za kolejne wcielenie biblijnego Hioba – próbuje się od- Tytuł: Złudzenie. naleźć na nowo jako wolny człowiek i chce za Autor: Peter Abrahams wszelką cenę żyć w zgodzie ze światem. Obok Tłumaczenie: Lech Z. Żołędziowski nich pojawiają się: policjant o rzekomo żela- Wydawnictwo: Albatros 2010 znych zasadach, bystra dziennikarka, która Liczba stron: 414 w historii DuPree widzi nieoczekiwaną szansę Cena: 30,32 zł 76
nr 4 luty 2011 r.
Czytaj recenzję: Wampiry Hollywoodu >>>
szyła w daleką podróż, don Bosco nie ożenił się z kobietą, którą kochał, a burmistrz zupełnie nie radzi sobie z obowiązkami”... Jednak Kapelusze doñi Nicanory są bardziej optymistyczne, niżby się to na pierwszy Kapelusze rzut oka wydawało. Przybycie zagadkowego Amerykanina, nazywanego przez mieszkańdoñi ców Gringito, pewnego dnia zmienia całNicanory kowicie życie uśpionego miasta. Zaczynają dziać się rzeczy dziwne, których świadkami Kirstan Hawkins – prócz palącego fajkę w cieniu eukaliptusa Gringito – są wszyscy czytelnicy. Autorka z dużym poczuciem humoru Czy po latach uśpienia warto jest raz ukazuje to, jak bohaterowie radzą sobie jeszcze stanąć do walki o niespełnione ma- z zupełnie nowymi dla siebie doświadczerzenia? Czy sklep z kapeluszami ma szan- niami. Nawiązuje do ich przeszłości, tą sę zaistnieć w małym miasteczku? I czy przeszłością uzasadnia teraźniejszość, nie człowiek, który całe życie spędził w swoim zdradza jednak szczegółów czekającej ich zakładzie golarskim przyszłości (no, może może – tak po prostu oprócz tej najbliższej, Autorka z dużym poczuciem – wyruszyć w wielw skali tygodnia lub humoru ukazuje to, dwóch). Ponadto ką podróż? Te oraz jak bohaterowie radzą sobie – i to się ceni – potrafi inne pytania stawia z zupełnie nowymi dla w umiejętny sposób w swoim debiucie siebie doświadczeniami rozładować żartem książkowym Kirstan sytuację poważną, Hawkins – autorka momentami wręcz błyskotliwej powieści patetyczną. To ostatnie sprawia, że książkę Kapelusze doñi Nicanory. Oto naszym oczom ukazuje się spokoj- czyta się z przyjemnością, tym bardziej, że ne prowincjonalne miasteczko Valle de la uważny czytelnik zamiast „leżeć ze śmiechu”, Virgen. Kolej rzeczy od pokoleń toczy się uśmiechnie się ze zrozumieniem i zastanowi tu niezmiennym rytmem – mieszkańcy tu chwilę, czy pod tym żartem nie skrywa się się rodzą, tu żyją i tu umierają. Rzadko zda- czasem jakieś pytanie? Bo autorka naprawrza się śmiałek, który przez bagna otaczają- dę zadaje wiele pytań. Przede wszystkim ce miejscowość chciałby przeprawić się do o odwagę, ale też o istotę miłości, spokoju odległych miejsc. A ci „inni”, którzy mają i pełnego życia. W tym świecie uczony lekarz, śmiałość snuć marzenia, muszą po jakimś zadręczający się pytaniami o swą użyteczność czasie skonfrontować je z rzeczywistością. dla społeczności, wcale nie jest szczęśliwI tak czytamy: „Doña Nicanora nie wyru- szy od paru „prostaczków”, pijących dzień nr 4 luty 2011 r.
77
<<< Czytaj recenzję: Popiełuszko. Będziesz ukrzyżowany
w dzień kawę przed zakładem golarskim. I choć ci ludzie też mają wady, momentami zdają się wiedzieć o życiu więcej niż niejeden wielki profesor. Miasteczko Valle de la Virgen otacza osnowa jakiejś magicznej mocy. Jakiś spokój bije od tej książki, która warta jest tego, by w deszczowy dzień siąść z nią w fotelu z kubkiem gorącej czekolady.
Białe zęby Zadie Smith
Problem imigrantów przybywających do Europy z różnych zakątków świata cały czas narasta. Jest obecny w mediach, badaniach, dyskusjach i – jakże by mogło być inaczej – w literaturze. Zwykle jest on traktowany z lekkim nadęciem lub obawą. Rzadko się zdarza, by temat ten został podjęty z przymrużeniem oka, a tak właśnie czyni Zadie Smith w debiutanckiej, ale jednocześnie bardzo dojrzałej powieści pod tytułem Białe zęby. Pod pozorem pełnej absurdów i przerysowań opowieści o splecionych losach trzech rodzin (bengalskiej, angielsko-jamajskiej oraz brytyjskiej z korzeniami na kontynencie) żyjących w Londynie autorka porusza wiele aspektów związanych z życiem po migracji. 78
nr 4 luty 2011 r.
Tytuł: Kapelusze doñi Nicanory Autor: Kirstan Hawkins Tłumacz: Magdalena Moltzan-Małkowska Wydawnictwo: Prószyński Media 2010 Liczba stron: 270 Cena: 34 zł
Według badań dotyczących imigrantów w Stanach Zjednoczonych, najtrudniej z asymilacją radzą sobie przedstawiciele drugiego pokolenia żyjącego w nowej ojczyźnie. Znajduje to odbicie w Białych zębach; o ile postacie z kart powieści, które przyjechały do Wielkiej Brytanii z ojczyzny odnalazły dla siebie rolę w obcym społeczeństwie, o tyle ich potomkowie przeżywają problemy z identyfikacją, a spowodowana tym frustracja powoduje popadanie w skrajności. Ukazane są tego nie tylko skutki, ale także przyczyny i cały proces. Istotna dla Smith jest kwestia asymilacji i odrzucenia wzorców kulturowych z kraju ojczystego; lub odwrotnie, skierowanie się w stronę fundamentalizmu, przeinaczenie oryginalnych wartości. Powieść ukazuje całą paletę zachowań – skrajności i kompromisów. Autorka nie opowiada się za żadnym z rozwiązań, ukazując je bez taryfy ulgowej; być może nie piętnuje, ale bezlitośnie punktuje wady i hipokryzję współczesnych mieszkańców Zachodu. Chociaż większa część powieści i jej główne przesłanie koncentrują się na życiu imigrantów w obcym im pod wieloma względami świecie, znalazło się w niej miejsce (szczególnie w drugiej połowie po-
Czytaj recenzję: Obca >>>
wieści) na inne kwestie. Smith w swej roz- wyuczone rzemiosło początkującej autorki, ciągniętej na wiele lat opowieści pokazuje ale w pełni wykształcony, charakterystyczny zmieniające się mody, obyczaje, spojrzenia i barwny styl, w którym fraza porywa i niena świat. Dokonuje też konfrontacji no- sie czytelnika. Białe zęby stanowią intelekwoczesności z konserwatyzmem, wchodzi tualnie i estetycznie piękną powieść. w dyskurs pomiędzy Powieść Smith racjonalizmem, a wiarą. nie podlega proPowieść Smith to stym klasyfikaSłusznymi zdają się żywa i barwna gawęda, cjom. Jak każda wszelkie porównania pełna humoru, ale też dobra literatura jest do tuzów pióra, jak na świetnie obrazująca wielopłaszczyznoprzykład Salmana prawdziwe problemy wa; dotyka spraw Rushdiego współczesnego świata. wielkich i małych. Autorka pisze o ludzTraktuje o rzeczach kich losach i historii, współczesnych, ale przede wszystkim jest wnikliwą obser- obecnych w codziennym życiu; czasem coś watorką, czułą na zmiany, bezlitośnie punk- sugerując, jednak nade wszystko pozwalając tującą absurdy i sprzeczności. W jej pisar- odbiorcy na własną interpretację. stwie daje się wyczuć niezwykłą dojrzałość i pewność, której można by się nie spodzie- Tytuł: Białe zęby wać po debiutantce. Słusznymi zdają się Autor: Zadie Smith wszelkie porównania do tuzów pióra, jak na Tłumacz: Zbigniew Batko przykład Salmana Rushdiego; między nim Wydawnictwo: Znak a młodą brytyjską autorką widać intelektu- Liczba stron: 576 alne powinowactwo. Również sam sposób Cena: 38,90 zł pisania Smith budzi podziw; nie jest to Oprawa: twarda
Moherfucker Eugeniusz Dębski
Rok 2010 przyniósł wiernym fanom twórczości Eugeniusza Dębskiego kolejną powieść – kontynuację Hell-P – o jakże dźwięcznym tytule Moherfucker, będącym jednocześnie przezwiskiem głównego bohatera – Kamila Stocharda. I choć tytuł ten będzie zrozumiały ze względu na swoje konotacje jedynie w kraju nad Wisłą, to sama treść powieści mogłaby zainteresować obywateli innych państw, a szczególnie Rosji, tam bowiem rozgrywa się większość akcji. nr 4 luty 2011 r.
79
<<< Czytaj recenzję: Tytus, Romek i A’Tomek – Księga 80-lecia
Fabuła książki czerpie inspirację z twór- wydarzeniami w Polsce sprawia, że tytułoczości Howarda Philipsa Lovecrafta, osła- wy funkcjonariusz polskiego ABW zostaje wionego Samotnika z Providence. Blisko zaproszony do Rosji w roli konsultanta. sto lat temu w swoich powieściach i opo- Ku zdziwieniu Stocharda okazuje się, że na wiadaniach stworzył on mroczną mitologię miejscu nikt nie zamierza zadawać kłamu pełną potwornych bóstw z innych światów, jego rewelacjom. Wręcz przeciwnie – zostawładających niegdyś Ziemią, a teraz czeka- je ekspertem w sprawie „zabójczych emeryjących w uśpieniu na tów”, współpracując możliwość powrotu. nad rozwiązaniem Treść powieści mogłaby Jednym z najważsprawy z Sukoninem niejszych i najbaroraz piękną agentką zainteresować obywateli dziej przerażających Zemfirą. Zaczyna się innych państw, pośród nich jest polowanie na sługi a szczególnie Rosji Cthulhu. Ponieważ zła, choć przez więkjednak śpi głęboko szość czasu zdawać w oceanie, Ziemię by się mogło, że to usiłują przygotować na jego powtórne przyj- one polują na bohaterów. ście słudzy bóstwa – guimony (guimon to Powieść Dębskiego skrzy się wartką i szybsłowo wymyślone na użytek powieści przez ką akcją. I dobrze, bo temat aż się o to prosi Dębskiego). Nie wiedzieć czemu najczęściej i właśnie to dostaje czytelnik. Dużą zaletą w guimony przemieniają się drobni i niepo- autora jest umiejętność bardzo plastycznego zorni emeryci w zaawansowanym wieku. opisu. Książkę czyta się jednym tchem, niePo burzliwych wydarzeniach Hell-P malże widząc opisywane sceny, a narastające Kamil Stochard zostaje przeniesiony z war- napięcie sprawia, że nawet przewrócenie stroszawskiej centrali ABW do placówki we ny trwa czasem zbyt długo. Jest to kawałek Wrocławiu. Kiedy jego przełożeni zastana- porządnej literatury rozrywkowej, w której wiają się co począć z kłopotliwym oficerem, miesza się sensacja i horror. Główny bohater Kamil przeżywa ciężkie chwile – w czasie nie jest nietykalny i zdarza mu się porządnie walk z guimonami stracił przyjaciela, a w tej oberwać, jednak sam również wie, jak skuchwili zewsząd wypatruje nadprzyrodzone- tecznie posługiwać się bronią. Jeśli dodać do go niebezpieczeństwa w postaci sług Cthul- tego sprawny warsztat i umiejętnie wpleciony hu. Tymczasem w Rosji drobna staruszka humor, to otrzymujemy pozycję godną polerozszarpuje na strzępy kilku petersburskich cenia nie tylko fanom ww. gatunków. blokersów, co w powiązaniu z kilkoma podobnymi incydentami powoduje szczególne Tytuł: Moherfucker zainteresowanie świetnego analityka miej- Autor: Eugeniusz Dębski scowej milicji – Konstantego Sukonina. Agencja Wydawnicza Runa Skojarzenie obecnej sytuacji w Petersburgu 480 stron z mającymi miejsce kilka miesięcy wcześniej Cena: 32,50 zł 80
nr 4 luty 2011 r.
Czytaj recenzję: Mroczna wieża #1: Narodziny rewolwerowca >>>
Bitwa o Anglię Stephen Bungay
Biorąc do ręki Bitwę o Anglię Stephena Bungaya wiadomo, czego można się po niej spodziewać. Gruba księga, wydana przez Znak w tej samej szacie graficznej, co tytuły Beevora, Daviesa, Braithwaita i Zawilskiego, między dwiema twardymi okładkami,
na prawie 750 stronach zawiera mnóstwo doskonałego merytorycznie tekstu oraz kilka schematów, map i tabel. Sto procent książki historycznej w książce historycznej, parafrazując fragment lubianej komedii. Autor potraktował temat naprawdę szeroko, opisując nie tylko przebieg samej bitwy, ale i okoliczności do niej prowadzące, jej bezpośrednie i pośrednie rezultaty. Poddaje analizie również ewentualny wpływ na przebieg wojny tych wydarzeń bitwy, które mogły się potoczyć inaczej. Bungay zaczął książkę od mitu Bitwy o Anglię. Tak, mitu – jego własne pierwsze zetknięcie się z tematem, które miało miejsce jeszcze dzieciństwie za sprawą wydanej w 1941 roku przez Ministerstwo Lotnictwa broszury, było spotkaniem z kreowanymi propagandowo bohaterami narodowymi,
Ściągnij Literadar w interaktywnej wersji PDF! nr 4 luty 2011 r.
81
<<< Czytaj recenzję: Koniec Trzeciej Rzeszy
przeszacowanymi danymi odnośnie zwy- osób rządzących Zjednoczonym Królecięstw powietrznych i zaczerpniętym wprost stwem. Przytoczył też wyrywki z kolejnych z eposów rycerskim językiem. Dobrze, że mów Churchilla, gdzie ukazał jak ten stopautor wspomniał o tym już we wstępie, gdyż niowo przedstawiał rodakom, sojusznikom polskiemu czytelnikowi pozwala to poczuć i wrogom kolejne aspekty swojej wizji wojny. z nim mocną więź porozumienia. Wszak Każdy z fragmentów został poddany dogłębi my jesteśmy wychowani na patriotycznym nej analizie, poprzez odwołania do ówczesnej micie bohaterskiego polityki, ale też liteDywizjonu 303, któratury (w tym Biblii) rego walkę Arkady czy kultury antyczFiedler opisał jeszcze nej. Zaproponował Bitwa o Anglię to świetna w 1940 roku (pierwtropy, które większoksiążka historyczna sze wydanie 1942). ści czytelników nie I dla nas pierwsze przyszłyby do głowy. spotkanie z uczestTę benedyktyńską nikami bitwy nadokładność widać stąpiło poprzez pryzmat utworu pisanego w każdym rozdziale książki. „ku pokrzepieniu serc”, w czasie gdy okuJako Polak rozpocząłem lekturę od popujący Polskę Niemcy zaskakiwali świat szukiwań w indeksie osób nazwisk Urbaszybkością i łatwością kolejnych zwycięstw. nowicza, Zumbacha, Skalskiego. Nie ma. Autor odniósł się do tego mitu z taktem. Bungay to jednak nie Davies. Jednak lektura Oparł się pokusie częstego dzisiaj użycia książki mnie uspokoiła – rola Polaków i posłowa mit, jako synonimu fałszu przeciwsta- zostałych obcokrajowców jest wielokrotnie wianemu prawdzie. Pokazał za to odniesie- wskazywana i podkreślana, choć autor daleki nia do starożytności czy średniowiecznych jest od opinii, że to oni wygrali za Anglików legend (kapitalne analogie: rycerz – lotnik; Bitwę o Anglię. Excalibur – Spitfire, siły zła – Luftwaffe, Z drobiazgowych opisów podniebnych dobra magia – radar). starć przebija się ich niewielka skala. Przy tak Praca, której wymagało napisanie tak ograniczonej liczbie uczestników starć rzeszczegółowego opracowania historycznego, czywiście ma się wrażenie, że obie walczące jest imponująca i łatwo zauważalna. Przykła- strony reprezentowane są przez „tak niewiedowo: opisując stanowisko Wielkiej Brytanii lu” i że każde jedno podniebne zwycięstwo przed zbliżającym się starciem nie poprzestał ma znaczenie dla przebiegu bitwy. na prostym opisie, że Anglia zdecydowała Mile zaskakuje, że książka opowiada o obu się stawić opór i przytoczeniu fragmentu walczących stronach. Niemcy nie są anonimonajbardziej znanej mowy Churchilla. Opi- wą czarną, złą siłą – poświęcono im bardzo sał cały proces zmieniania się polityki w tym dużo miejsca. Możemy zapoznać się z Emilem zakresie, szerokie spektrum korzyści i strat (Messerschmitt 109E), poznać strategię i takz niego wynikających oraz ewolucję postaw tykę Luftwaffe, a także tych asów myśliwskich, 82
nr 4 luty 2011 r.
Czytaj recenzję: Ofiara w środku zimy >>>
którzy mieli na skrzydłach wymalowane czarne krzyże. I zobaczyć w nich ludzi. Bitwa o Anglię to świetna książka historyczna. Jednej rzeczy nie mogę jej jednak wybaczyć. Stephen Bungay wspominał, że jako dziecko z wypiekami oglądał zdjęcia walk powietrznych, lotników, samolotów i podpisy pod nimi. Niestety, w jego własnej książce nie ma ani jednej fotografii.
Szczeniaki Sylwia Siedlecka
Dobry, mocny debiut – tak krótko można określić Szczeniaki Sylwii Siedleckiej, zbiór opowiadań, które po prostu krzyczą do czytelnika. Pytanie tylko, czy krzyczą ze strachu, z radości, a może to krzyk wyrwanego z koszmarnego snu dziecka? Cóż – tu odpowiedź nie jest prosta, wiadomo jedynie, że krzyczą dzieci. A taki gest małej istoty niemal zawsze i na każdego działa. Dzieciństwo jest motywem starym, opisanym w literaturze wzdłuż i wszerz w różnorakich wariantach, wydaje się więc być prostym i dobrym pomysłem na książkę. Każdy bowiem dzieckiem był i każdy ma wspomnienia, zazwyczaj jasne i oczywiste – dobre lub złe. I wydaje się, że tylko tak
Tytuł: Bitwa o Anglię Autor: Stephen Bungay Tłumaczenie: Jan Wąsiński Wydawnictwo: Znak 2010 Liczba stron: 748 Cena: 69,90 zł Twarda oprawa, obwoluta
warto o dzieciństwie pisać – albo o czymś radosnym, szczęśliwym – wtedy książka jest prawdziwym zastrzykiem pozytywnej energii i daje nam chwile bezdyskusyjnej przyjemności, albo o złych, straconych, smutnych latach, które pozostawią mocne wrażenia, będą wzbudzały sprzeciw i oburzenie. Sylwia Siedlecka jednak, mimo wyboru sprawdzonego, starego motywu, pisze o czymś zupełnie innym, o dziwnej sferze pomiędzy tym znanym dobrem, a znanym złem. Opowiadania debiutantki stanowią pewien rodzaj rozrachunku z mitologią dzieciństwa. Odkrywa to, co było zawsze przemilczane, sferę, która zazwyczaj jest wypierana z pamięci, o której się nie wspomina, bo… I właśnie, to tłumaczą fabuły poszczególnych opowiadań, pozbawiając elementu tabu tematy, których zazwyczaj unika się frazesem „nie chcę o tym mówić”. Na szczególną uwagę zasługuje opowiadanie Wodny motyl, historia bliźniąt syjamskich zrośniętych plecami. Narracja prowadzona jest naprzemiennie z perspektywy obu chłopców – Oliego i Beniamina. Choć nie mogą zobaczyć swoich twarzy, znają się doskonale, bo łączy ich dużo więcej niż oczywista fizyczność. Bracia muszą ciągle ze nr 4 luty 2011 r.
83
x5
KONKURS sobą rywalizować, walczyć o własną indywidualność, którą w takiej sytuacji trudno zachować. W końcu jeden z bliźniaków poświęci życie dla drugiego, pozostając jedynie blizną na plecach brata. Brzmi tragicznie i w istocie ponura historia przyprawia o dreszcz. Siedlecka nie unika takich tematów, nie czaruje humorem (którego jednak książka nie jest pozbawiona), ale też nie rozsiewa łatwego pesymizmu. Trudno też zgodzić się z opinią jednego z recenzentów, jakoby opowiadania Siedleckiej utrzymane były w grobowym nastroju, a nawet pretendowały do miana opowieści grozy czy horrorów. Zależy to zapewne od indywidualnej percepcji i wrażliwości czytelniczej, ale można by też powiedzieć – nie takie rzeczy się czytało, a smutne historie o dzieciach owszem, działają, ale do horrorów im daleko. Trzeba jednak przyznać, że Szczeniaki są lekturą wywołującą dziwny, nieokreślony niepokój (nie mylić z przerażeniem) i przygnębienie, skłaniając do refleksji.
Mogliby w końcu kogoś zabić Antologia
Napisać dobry kryminał nie jest łatwo. Trzeba zadbać nie tylko o intrygującą za84
nr 4 luty 2011 r.
Pewną skazą odznaczają się opowiadania z drugiej części zbioru. Historie ni to wyrośniętych dzieci, ni to dorosłych nie są już tak poruszające, co więcej – są jakby nieco niedopracowane, może nawet nużące, nie zawierają już swoistego magnetyzmu, nie robią takiego wrażenia, jak te zawarte w pierwszej części. Niemniej jednak Szczeniaki pozostają mocną, silną pozycją, przyciągającą mieszankę niesmaku i zainteresowania. No i sam tytuł – pejoratywny czy miły? Takich interpretacyjnych wahań będzie podczas lektury dużo więcej, a to sprawia, że nad zbiorem opowiadań Siedleckiej warto się pochylić. Tytuł: Szczeniaki Autor: Sylwia Siedlecka Wydawnictwo: W.A.B Liczba stron: 220 Cena: 34,90 zł. Oprawa twarda
gadkę, napięcie i suspens, a także o to, aby zaskoczyć czytelnika rozwiązaniem. Jeszcze trudniejsze wydaje się zmieszczenie tego wszystkiego w krótkiej formie literackiej, jaką jest opowiadanie. Dlatego antologie takie jak Mogliby w końcu kogoś zabić wydają się intrygującym pomysłem. Autorzy zawartych w antologii opowiadań nie są debiutantami, nie są to też jednak nazwiska z list bestsellerów. Różnorodność autorów sprawia, że opowiadania różnią się od siebie diametralnie – zarówno stylem, jak i sposobem rozumienia słowa „kryminał”. Dzięki temu czytelnik otrzy-
Czytaj felieton Kropla Krwi Nelsona>>>
muje niezły przegląd tego, co się w polskiej freniczną atmosferę rodem z filmów Hitchliteraturze kryminalnej obecnie dzieje. cocka. W napięciu trzyma także Kosztowny Utwory, które znalazły się w Mogliby błąd Jacka Skowrońskiego, pełen zaskakuw końcu kogoś zabić łączą oczywiście konsty- jących zwrotów akcji, zbliżony raczej do tutywne cechy kryminału – krótko mówiąc: historii sensacyjnej niż kryminalnej. Niezła jest przestępstwo, jest jest także napisana śledztwo w sprawie z punktu widzenia przestępstwa. Jest to maltretowanego Różnorodność jednak właściwie jedydziecka Kraina czaautorów sprawia, ne, co je łączy – konrów Alicji Nowak auże opowiadania wencje realizowania torstwa Ewy Ostrowkryminalnej intrygi są skiej. Choć czasami różnią się od siebie w każdej z opowieści można polemizować diametralnie skrajnie inne. Mamy z zakwalifikowaniem więc i detektywów zaniektórych utworów wodowych, policjando kategorii literatów, jak i detektywów z przypadku. Mamy tury kryminalnej, przyznać trzeba, że są to i stolicę, i senne miasteczka. Mamy klasycz- w większości rzeczy całkiem udane. Niene opowieści kryminalne, w których stop- kiedy mogą sprawiać wrażenie niedopraconiowo odkrywamy zagadkę, są opowieści, wanych lub pozbawionych napięcia, trzeba w których kryminalna intryga jest jedynie tłem jednak chyba zrzucić to na karb specyficznej lub pretekstem do pokazania innych zjawisk. formy – trudno w opowiadaniu rozwinąć Można przypuszczać, że każdy znajdzie tu coś, podobny suspens i wprowadzić tyle tropów, co wyda mu się interesujące. co w pełnoprawnej powieści. Wadą tego typu antologii może być to, Mogliby w końcu kogoś zabić to książże treść przeczytanych utworów dość szybko ka, którą czyta się bardzo szybko, krótkie ulatuje z pamięci – trudno zżyć się z boha- opowiadania pochłania się praktycznie nieterami krótkiego opowiadania, a zestawio- zauważalnie. To idealna lektura na podróż ne ze sobą, łatwo się mylą. W przypadku lub do zrelaksowania się po ciężkim dniu, Mogliby w końcu kogoś zabić jest na szczę- zwłaszcza, że z powodzeniem można ją czyście inaczej, zwłaszcza, że kilka opowiadań tać na raty. W efekcie otrzymaliśmy godną stanowczo wybija się ponad przeciętną. polecenia rozrywkę, w dodatku z adnotacją Interesującym pomysłem jest np. umiej- „Dobre bo polskie”. scowienie akcji w międzywojniu i śledztwo w sprawie zabójstwa Gabriela Narutowicza Tytuł: Mogliby w końcu kogoś zabić (Artur Górski, Fotografia z wystawy). Poza Autor: antologia ramy klasycznego kryminału wykracza Wydawnictwo: Oficynka Piotr Schmandt, który w Czterech ścianach Liczba stron: 316 Agnieszki buduje klaustrofobiczną, schizo- Cena: 29,90 zł nr 4 luty 2011 r.
85
<<< Czytaj: Polska literatura gejowska. cz. 2
dujemy się dlaczego ich tezy były nieakceptowane, często wręcz wyśmiewane; z jakich powodów (osobistych, politycznych, często ze zwykłej głupoty) przełomowe odkrycia były bagatelizowane, a ich upowszechnienie – celowo wstrzymywane. Odkrywamy Stulecie osobiste tragedie pacjentów, ale również lekarzy, którzy pomagając innym narażali się chirurgów na zarzut błędu w sztuce lub nawet morderJürgen Thorwald stwa. Poznajemy historie wzajemnych niesnasek i kłótni o to, kto pierwszy zastosował daną metodę i w związku z tym, kto powinien otrzymać za nią finansową gratyfiJürgen Thorwald prowadzi w swojej kację. I choć Stulecie chirurgów to książka książce czytelnika przez mroczny świat cier- o nierównej, najczęściej zresztą przegranej, pienia, choroby i bólu. Prowadzi go za rękę, walce o ludzkie życie i godność pacjentów, wyjaśniając w prosty sposób zawiłe kwestie to jednak ostatecznie wymowa dzieła jest medyczne i historyczne. I, co chyba najważ- bardzo optymistyczna. Na kolejnych stroniejsze, prowadzi w kierunku przez wszyst- nach czytamy bowiem o przełamywaniu kich pożądanym – ku barier, o sukcesach lepszym metodom i następujących zmiaNie ma tu hermetycznego nach, które – choć leczenia, większej medycznego żargonu, skuteczności lekarzy, wprowadzane z trumniejszemu bólowi dem – to jednak ponie ma szczegółowych i dłuższemu życiu. zwoliły na przemianę opisów anatomicznych, Droga ta jest dla nas, są za to liczne nawiązania szpitali z brudnych czytelników, fascyi śmierdzących buhistoryczne dynków wstrząsanych nująca. Poznajemy krzykami chorych, osobiste (zdrowotne, w miejsca, gdzie menaturalnie) problemy narratora i jego rodziny. Odkrywamy dycyna święci swoje tryumfy, niosąc realną smutny świat medycyny sprzed odkrycia pomoc coraz większej liczbie potrzebujących. Książka dzieli się na 17 rozdziałów, znieczulenia. Poznajemy kulisy walk, jakie odkrywcy nowych metod musieli toczyć z których każdy – choć powiązany z pozostao uznanie w światku naukowym. Obserwu- łymi – tworzy jednak osobną całość. Dzięki jemy losy ludzi, których nazwiska zostały temu Stulecie chirurgów świetnie nadaje już niemal zapomniane, a których dokona- się do czytania w pociągu lub w kolejce (do nia na zawsze odmieniły medycynę, ratując lekarza) – wszędzie tam, gdzie potrzebujeżycie niezliczonej rzeszy pacjentów. Dowia- my lektury przyjemnej i ciekawej zarazem. 86
nr 4 luty 2011 r.
Czytaj wywiad – Katarzyna T. Nowak >>>
Dzieło Thorwalda czyta się bowiem jak powieść sensacyjną, szybko przewracając kartki, nie mogąc się oderwać od opisywanej w danym rozdziale historii. Nie ma tu hermetycznego medycznego żargonu, nie ma szczegółowych opisów anatomicznych, są za to liczne nawiązania historyczne (sięgające średniowiecza, a nawet starożytności). Każdy niemal bohater – lekarz czy pacjent – jest nam przedstawiany jako człowiek z krwi i kości, mający swoje problemy, doświadczenia i powiązania rodzinne. Dzięki temu czytelnik może wczuć się w sytuację i lepiej ją zrozumieć. Na tym z pewnością polega wyższość Stulecia chirurgów nad książkami hi-
Raj tuż za rogiem Mario Vargas Llosa
Tak to już jest od dawna, że książka zrównała się w swoim merkantylnym znaczeniu z mydłem, pończochą damską, śledziem w oleju czy musztardą sarepską. Jest li tylko towarem, którego obrót ma przynieść określone zyski. I zdarza się, że pojawia się pewniak, który te zyski przyniesie. Najlepszy pewniak w księgarskiej branży to albo buntownik, pornograf i ikonoklasta, albo
storycznymi. Ostatecznie bowiem informacje w nim zawarte moglibyśmy znaleźć zapewne również w encyklopedii powszechnej. Tym bardziej więc należy podkreślić, iż nie jest w tym przypadku najważniejsze, co mówi nam autor. Njważniejszy jest sposób, w jaki to robi – wciągający i wyzwalający emocje. Tytuł: Stulecie chirurgów Autor: Jürgen Thorwald Tłumacz: Karol Bunsch Wydawnictwo: Wydawnictwo Znak Liczba stron: 533 Cena: 44 zł Twarda okładka
klasyk, obdarowany najwyższymi wyróżnieniami branży – Goncourtami, Nikami czy Noblami. Nic dziwnego, że pewniak do kwadratu – Mario Vargas Llosa – doczekał się paru wznowień i wydań w tym roku. Raj tuż za rogiem to całkiem świeża powieść Peruwiańczyka – napisana została w 2003 roku. Jej akcja splata losy dwu postaci – rewolucjonistki Flory Tristan i malarza Paula Gauguina. W pogoni za niedoścignionym rajem, oboje zostają schwytani w pół kroku od spełnienia i prawdziwego szczęścia. Oboje toczą skazany na porażkę pojedynek z życiem, szukając nieodnajdywalnego. Flora jest pisarką i rewolucjonistką. Działa na rzecz socjalistycznej republiki robotników, w której nadrzędnymi wartościami mają być miłość, szacunek i dobro. Dla swych idei porzuca absolutnie wszystko – rodzinę, dzieci, na nowo znalezioną miłość, wreszcie dobre imię i zdrowie. Paul ucieka od kajdan cywilizacji. Na dzikiej nr 4 luty 2011 r.
87
<<< Czytaj recenzję: Moherfucker
Polinezji chce zedrzeć z siebie warstwę kultury białego człowieka i dotrzeć do pierwotnych, prawdziwych korzeni sztuki. On również odcina się od wartości uznawanych społecznie za najwyższe – rodzina, kultura i religia nic dla niego nie znaczą. Dla obojga liczy się tylko pogoń za Ideą. Bohaterowie Llosy nigdy nie dotrą do pomyślnego rozwiązania swoich spraw. Rzecz jasna, będą odnosić drobne sukcesy: Flora spotka na swej drodze bystrych robotników i rozumnych przemysłowców, Paul namaluje arcydzieło i zakocha się w kolejnych dzikuskach. Ale prawdziwe spełnienie nie będzie udziałem postaci – co zresztą typowe jest dla Llosy. Bohaterowie krążą jak ćmy wokół świecy, wabieni światłem, które w końcu ich spali tuż przed momentem spełnienia. Czytając książkę Llosy można mieć wrażenie oglądania pięknej, choinkowej bombki. Bibelot cieszy oczy i serce, jest jednocześnie czymś niezwykle bliskim i znajomym – wieszany na choince od lat. Równocześnie dla chrześcijan jest symbolem związanym z wielką tajemnicą narodzin Chrystu-
Metro 2034 Dimitrij Głuchowski
88
nr 4 luty 2011 r.
sa, a dla reszty oznacza przynajmniej magię świąt. Ale kiedy do głosu dochodzi rozum, do oczu widza dociera kolejna prawda – ta piękna, jednocześnie bliska i magiczna rzecz, jest pusta w środku. To tylko nadmuchana, szklana bańka z kolorowym wzorem. Taka jest powieść Llosy – wydarzenia przesuwają się przed oczyma czytelnika i niewiele wynika z tego fotoplastykonu. Racja, piękne momenty literackiego zachwytu nad obrazami Gauguina czy pełne pasji przemyślenia Flory budzą doznania estetyczne. Ale brak tu głębi, brak prawdziwego zmierzenia się z tematem. Reporterskie przedstawienie wydarzeń, powierzchowna analiza, skupienie na cielesności, żądzy i opresji – wszystko ubrane w piękną formę. Jednak ani pół myśli o motywach, znaczeniach i sensach. Tytuł: Raj tuż za rogiem Autor: Mario Vargas Llosa Tłumaczenie: Danuta Rycerz Wydawnictwo: Znak 2010 Liczba stron: 456 Cena: 36,90 zł
Metro 2034 to świeża kontynuacja Metra 2033, stanowi jednak na tyle luźne rozwinięcie poprzedniej powieści, iż może być czytana osobno. Przypomnijmy: rzecz dzieje się moskiewskim metrze, zamienionym na schronienie po wojnie atomowej. Znajdziemy tu podobny klaustrofobiczny klimat, poczucie zagrożenia oraz będziemy mogli rzucić okiem za kurtynę z napisem Apokalipsa. Głównym bohaterem jest zasygnalizowany w poprzedniej części Hunter
Czytaj recenzję: Bitwa o Anglię >>>
– zagadkowy żołnierz, członek organizacji przy poznawaniu świata i możliwość szybchroniącej resztki ludzkości przed nowymi kiego zagłębienia się w fabułę. Ta zaś jest zagrożeniami. Po zniknięciu w dziwnych wartka, sprawnie poprowadzona, bez więkokolicznościach, opisanych w Metrze 2033, szej ilości dłużyzn – groza podziemi dalej pojawia się, bez słowa wyjaśnienia ze strony budzi ciarki na plecach, trup ścieli się gęsto, autora, na stacji Sewastopolska. W obliczu a my nie wiemy jak to się wszystko skończy. tajemniczego zagrożenia mogącego doproZmianą jakościową w stosunku do wadzić do upadku stacji, zgłasza się do jego Metra 2033 jest zauważalne przesunięcie wyjaśnienia. Staje się odmienionym, po- fabuły w kierunku ujęcia socjologicznego. nurym i antypatycznym człowiekiem. Jego O ile pierwsza część epatowała pesymistyczodpychający charakter zostaje zrównoważo- ną rzeczywistością nuklearnego holokaustu, nypostacią Homera, tak teraz przygnębiastarego pracownika jąco zostaje nakreślometra, poczciwego ny rozkład etycznych Miłośnicy socjologicznej gawędziarza i zbienorm społeczności. fantastyki w starym racza opowieści meResztki ludzkości, stylu (Wnuk-Lipiński, tra, który dołącza do w bezrefleksyjny Zajdel, Strugaccy) będą ekspedycji. Trzecim sposób, zatracają się z głównych bohatew chaosie. Tracą swą zachwyceni rów, wbrew mylącej pamięć, tożsamość, notce na okładce, jedynym celem jest jest Sasza, młoda zwierzęca chęć przeosierocona dziewczyna. Czytelników Metra trwania. Tak narysowany człowiek metra 2033 zapewne zainteresuje epizodyczne po- nie ma chęci na myślenie o dalszej przyjawienie się jego głównego bohatera – Ar- szłości, o tym co słuszne lub dobre. Książka tema. Tutaj historia, stanowiąca uprzednio nabiera przez to dodatkowej, gorzkiej wyzamkniętą, dobrze napisaną całość, znajdu- mowy. Miłośnicy socjologicznej fantastyki je swoje postscriptum. w starym stylu (Wnuk-Lipiński, Zajdel, Nie wdając się nadmiernie w opisywanie Strugaccy) będą zachwyceni. Ciekawym fabuły, wystarczy zaznaczyć, że został po- kontrapunktem jest postać Homera, który wtórzony schemat powieści drogi. Trudno pragnie zostawić po sobie opowieść mieszo lepszy, skoro mamy do czynienia z metrem czącą w sobie zarówno okruchy przeszłości, i kilometrami ciemnych tuneli. Dodatkowo, jak i otaczającą go rzeczywistość, opowiaautor bez wahania sięga po sprawdzone, daną i pamiętaną przez kolejne pokolenia znane składniki i klisze fabularne, nasuwa- mieszkańców metra. To jego sposób na niejące się w takich realiach. Są nawiązania do śmiertelność. Mało przekonująco wypadają Pikniku na skraju drogi Strugackich, gier z kolei skomplikowane relacje pomiędzy z serii Fallout, czy filmów o epidemiach lub Saszą i Hunterem. To jeden ze słabszych serii Obcy. Daje to czytelnikowi komfort elementów powieści. nr 4 luty 2011 r.
89
<<< Czytaj recenzję: Bale maturalne z piekła
Trochę irytuje niekonsekwencja scenograficzna, utrzymująca się od Metra 2033, mianowicie bezproblemowy dostęp do różnorakich wytworów przedwojennej cywilizacji. Żarówki się nie wypalają, amunicja się nie kończy. Autora zdradzają też czasem cywilizacyjne nawyki. Przykładowo, gdy Homer elegancko womituje w toalecie „porządnej” stacji, spuszcza po sobie wodę, a my kiwamy głową – „wot kulturnyj czeławiek”. Refleksja, że takie marnotrawstwo wody to czyste szaleństwo, dopada czytelnika po chwili. Głuchowski niepotrzebnie uległ też pokusie zasugerowania co mogło
Muzeum niewinności Orhan Pamuk
„Piosenki o miłości są takie banalne”– śpiewał niegdyś zespół Cool Kids Of Death – to samo stwierdzenie tyczyć się może wszystkich historii opartych na pozornie oklepanym schemacie: „chłopiec poznaje dziewczynę, chłopiec traci dziewczynę, chłopiec odzyskuje dziewczynę”. Jednak czytelnicy wciąż z chęcią sięgają po powieści o miłości, które wręcz zalewają półki księgarń. Tym milej jest przeczytać książkę, która wśród innych lovestories wyróżnia 90
nr 4 luty 2011 r.
być przyczyną wojny i globalnej katastrofy. Pomimo drobnych wad, powieść czyta się świetnie. Fabuła jest zauważalnie dojrzalsza i nie pozostawia zbyt wiele nadziei na szczęśliwe zakończenia. Światełko w tunelu okazuje się być światłem nadjeżdżającego pociągu. Tytuł: Metro 2034 Autor: Dimitrij Głuchowski Tłumaczenie: Paweł Podmiotko Wydawnictwo: Insignis 2010 Liczba stron: 496 Cena: 39,90 zł
się tym, że do miłosnej historii dodaje coś jeszcze. Książki Orhana Pamuka cieszą się w Polsce niesłabnącą popularnością. Należy to docenić – nie tylko nie należą one do najłatwiejszych, ale także trudno je potraktować jako lekturę do podróży (noblista zwykł pisać obszernie). Nie inaczej jest z Muzeum niewinności, które sprzedało się całkiem nieźle, mimo, że na 750-ciu stronach właściwie dzieje się niewiele – ot, mężczyzna poznaje kobietę, a potem historia toczy się według reguł romansu. Jak przystało na noblistę, Pamuk wykracza jednak poza banał. Jak to robi? Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie, musimy najpierw zwrócić uwagę na to, gdzie i kiedy toczy się akcja powieści. Stambuł lat 70-tych to bowiem szczególny mikroświat – zawieszony między tradycją a nowoczesnością, między konwenansem a wolnością. W takim właśnie mikroświecie rodzi się miłość między trzydziestoparolet-
Czytaj recenzję: Elbing 1945, T.1: Odnalezione wspomnienia >>>
nim bogatym przedsiębiorcą Kemalem, a jego ubogą krewną Füsun. Na drodze do szczęścia zakochanych stoją nie tylko różnice klasowe, ale także fakt, że Kemal jest już związany z Sibel, wykształconą dziewczyną z dobrego domu, z którą lada dzień ma się zaręczyć. Ten klasyczny trójkąt komplikują dodatkowo obyczajowe konwenanse: Kemal i Sibel są powszechnie znani jako para i tajemnicą poliszynela jest fakt, że ze sobą sypiają – fakt, który mógłby zrujnować reputację dziewczyny, gdyby Kemal się z nią nie ożenił. W tej patowej sytuacji każda decyzja może okazać się zła. Opis obyczajowości transformującej się Turcji fascynuje – sztywność struktury społecznej i surowe zasady islamu sprawiają, że historia miłości Kemala i Füsun staje się czymś więcej niż kolejną lovestory – towarzyszy jej dużo silniejsze niespełnienie, bohaterowie nie mogą bowiem tak naprawdę
decydować o sobie – każdy ich krok uwikłany jest w sieć ściśle określonych reguł i zależności. Kemal odnajduje przestrzeń dla swojej namiętności w zbieraniu przedmiotów należących do Füsun – drobiazgów, które pozwalają mu przywoływać w pamięci chwile, spędzane z ukochaną. Z tych właśnie drobiazgów buduje tytułowe muzeum. Idea proustowskiej magdalenki zostaje w Muzeum niewinności doprowadzona niemal do skrajności. Gromadzone przedmioty zyskują dla Kemala erotyczny wymiar, to nie tylko pamiątki, ale wręcz fetysze. Ich obecność i znaczenie, jakie mają dla głównego bohatera, nasycają powieść ogromną zmysłowością, a jednocześnie tęsknotą, sprawiając, że rozterki, o których czytaliśmy już dziesiątki razy, nabierają nieco innych barw. Choć niewątpliwie dobrze napisana, powieść Pamuka wydaje się jednak nieco
nr 4 luty 2011 r.
91
<<< Czytaj recenzję: Kapelusze doñi Nicanory
przydługa – niespieszna akcja, rozgrywająca się na ponad siedmiuset stronach zaczyna w pewnym momencie nużyć, a wahania i próby zbliżenia się do ukochanej drażnić, tym bardziej, że główny bohater przypomina zachowaniem raczej egzaltowanego nastolatka niż dorosłego mężczyznę. Opisy jego rozterek można było – z pożytkiem dla książki – znacznie skrócić. Miłość w Muzeum niewinności może wydawać się inna niż w powieściach autorów zachodnich – mniej swobodna, bardziej skrępowana regułami, częściej skon-
Koniec Trzeciej Rzeszy Toby Thacker
Tematyka książki Thackera obejmuje końcowy okres walk w czasie drugiej wojny światowej w Europie oraz krótki okres po kapitulacji Trzeciej Rzeszy. W sposób przystępny zajmuje się najważniejszymi wydarzeniami tego okresu, opisuje nastawienie oraz plany przywódców walczących państw, stara się również ukazać kierujące nimi motywy. Opis politycznych aspektów końca wojny pozwala na zrozumienie, dlaczego okupacja Niemiec zorganizowana 92
nr 4 luty 2011 r.
centrowana wokół banalnej codzienności – jednak jest to ciągle miłość. Namiętność między Füsun a Kemalem jest prawdziwa i intensywna i jeśli fabułę powieści oskarżać o banał, to tylko w takim stopniu, w jakim można o niego oskarżać każdą miłość. Tytuł: Muzeum niewinności Autor: Orhan Pamuk Tłumacz: Anna Akbike Sulimowicz Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie 2010 Liczba stron: 752 Cena: 42 zł
została w taki a nie inny sposób. Uwidacznia rozterki aliantów, przedstawia ich plany dotyczące powojennej przyszłości Niemiec i Niemców, opisuje powody, dla których jeden z tych planów został zrealizowany, inne zaś – odrzucone. Wszystko to opisane jest w sposób przystępny, ale dość szczegółowy – z uwzględnieniem niezwykle pomocnych przykładów. Czytelnik Końca Trzeciej Rzeszy dowiaduje się więc m.in. o obawach aliantów dotyczących istnienia świetnie zorganizowanego podziemia nazistowskiego, otrzymuje również próbę wyjaśnienia, dlaczego takie podziemie nigdy nie powstało. A to tylko jedna z wielu powszechnie mało znanych a bardzo ciekawych kwestii, które w swojej książce podejmuje brytyjski historyk. Największą wartością dzieła Thackera jest zręczne powiązanie powojennej polityki aliantów wobec okupowanych Niemiec z wydarzeniami wojennymi. Kapitulacja wojsk niemieckich jest tu traktowana jako element długiego procesu historyczne-
Czytaj recenzję: Białe zęby >>>
go, mającego swoje Polskiego czytelnika określone przyczyny razić mogą jednak Największą wartością dzieła i rezultaty. Czytelnik pewne niefortunThackera jest zręczne poznaje nie tylko ne sformułowania powiązanie powojennej wzajemne stosunki – np. wskazujące, iż polityki aliantów wobec pomiędzy aliantami, Bydgoszcz znajdookupowanych Niemiec ale także szczegówała się w Prusach ły odróżniające ich Zachodnich (!), bez z wydarzeniami wojennymi podejście do okupododania, iż były to wanych przez siebie tereny okupowanej terytoriów. Poznaje Polski. Kolejnym również nastroje społeczeństwa niemiec- minusem książki jest fatalna jakość map kiego tuż przed i już po upadku Trzeciej (co gorsza, zbiorczo umieszczonych na Rzeszy. Wszystko to końcu książki). Na pozwala lepiej zropochwałę zasługuje zumieć wydarzenia za to ciekawy spozwiązane z końcem sób przedstawienia Proponowane przez wojny i procesem debibliografii – do Thackera ujęcie politycznej nazyfikacji Niemiec. każdej pozycji dohistorii końca Trzeciej Rzeszy Ukazanie tego prodano krótki opis, oraz początków okupacji cesu, przedstawienie pozwalający zainterenów niemieckich jest jego etapów i kryteteresowanym zoz pewnością godne riów, wedle których rientować się w jej polecenia ze względu był on organizowany tematyce. Na liście na swoją całościowość i przeprowadzany, to zaznaczono również kolejna zaleta książki te publikacje, które Thackera. Wskazuje ukazały się w polon na powszechność skim tłumaczeniu, i nowoczesną formę procesu denazyfika- co z pewnością będzie stanowiło spore cyjnego, ale również na jego ograniczony ułatwienie dla osób chcących pogłębić zakres. Opisuje także wątpliwości związane swoją wiedzę na temat drugiej wojny ze sposobem przeprowadzenia rozpraw są- światowej. dowych zbrodniarzy wojennych oraz formą Tytuł: Koniec Trzeciej Rzeszy samej kary. Proponowane przez Thackera ujęcie Autor: Toby Thacker politycznej historii końca Trzeciej Rzeszy Tłumacz: Zofia Kunert oraz początków okupacji terenów nie- Wydawnictwo: Świat Książki mieckich jest z pewnością godne pole- Liczba stron: 294 cenia ze względu na swoją całościowość. Cena: 49,90 zł nr 4 luty 2011 r.
93
<<< Czytaj recenzję: Ja, Ozzy
potwornie okaleczone zwłoki otyłego mężczyzny. Na wezwanie przybywają policjanci z komisariatu w Linköpingu: Malin Fors i Zeke Martinsson. Wkrótce dowiadują się, że zamordowany to notoryczny podopieczny Ofiara opieki społecznej, chory umysłowo samotnik, pośmiewisko dzieciaków i chuliganów. w środku Kto mógłby chcieć śmierci nieszkodliwego zimy „Bengana Piłki” i co skłoniło zabójcę, by tak się nad nim pastwić? Pierwsza hipoteMons Kallentoft za sugeruje, że denat przypadkowo wpadł w ręce jakiejś sekty, składającej ofiary z ludzi na wzór przedchrześcijańskich plemion Zacytowana na okładce opinia szwedz- zamieszkujących Półwysep Skandynawski. kiego krytyka Magnusa Utvika może wpra- Ale w miarę postępu śledztwa pojawiają się wić w konsternację lub oburzyć niejednego coraz to nowe tropy i coraz to bardziej przewielbiciela współczesnych powieści krymi- rażające upiory przeszłości dręczące niejednalnych. „Nie zawranego mieszkańca cajcie sobie głowy okolicy… W końcu Stiegiem Larssonem, dociekania Malin Kallentoft jest lepMetafizyka jest, być może, nadadzą śledztwu szy”. Czy to w ogóle właściwy kierunek, na miejscu gdziekolwiek możliwe? ale nim to się stanie, indziej, ale na pewno nie No, cóż… możzdążymy się jeszcze w literaturze kryminalnej! liwe jest na pewno, sporo dowiedzieć bo przecież mało o niej samej i o wielu istnieje takich dzieł osobach zaangażo– nie tylko w obręwanych w sprawę. bie literatury kryminalnej, ale jakiejkolwiek Sama fabuła jest typowa dla krymina– które byłyby skończonymi doskonałościa- łu policyjnego i pod tym względem łatwiej mi i do tego trafiały w gust absolutnie wszyst- byłoby porównywać Ofiarę w środku zimy kich czytelników. Że Kallentoft jest INNY z powieściami Mankella, niż Larssona czy niż Larsson, przyzna zapewne większość czy- Marklund, gdzie główna rola przypada telników. Ale czy rzeczywiście potrzebne jest dziennikarzom prowadzącym nieoficjalne takie wartościowanie: „lepszy-gorszy”? śledztwo. Ale tym, co najbardziej odróżnia Zacznijmy od początku, czyli od intry- debiut Kallentofta od utworów wszystgi. W przeraźliwie mroźny lutowy poranek kich wspomnianych pisarzy, jest stopień kierowca auta przejeżdżającego przez od- introspekcji, wykraczający daleko poza to, ludną okolicę dostrzega wiszące na drzewie, do czego przyzwyczaili nas inni autorzy 94
nr 4 luty 2011 r.
Czytaj recenzję: Dopóki mamy twarze >>>
kryminałów. Narrator zagląda w myśli nie tylko Malin – będącej, nawiasem mówiąc, żeńskim odpowiednikiem Mankellowskiego Wallandera (te trudne relacje z byłym małżonkiem, rodzicami, córką, ta nieumiejętność ułożenia sobie życia po rozwodzie i skłonność do nadużywania alkoholu!) – ale i poszczególnych jej współpracowników, a nawet niektórych podejrzanych. W połączeniu z dość oryginalnym stylem, wykazującym spore podobieństwo do stylu Majgull Axelsson, i z zakresem poruszanej problematyki sprawia to momentami wrażenie, że mamy do czynienia raczej z powieścią psychologiczno-obyczajową, niż z kryminałem. W zależności od tego, czego czytelnik oczekuje, może to być zarzut (tym bardziej, że taka obudowa psychologiczna w przypadku niektórych postaci utyka w próżni, nie prowadząc do żadnych wniosków i nie mając najmniejszego wpływu na pozostałe elementy fabuły), ale może być i argument dla tych, którzy wzorem Utvika uznają: „Kallentoft jest lepszy”.
Bale maturalne z piekła Stephenie Meyer, Meg Cabot, Kim Harrison, Michelle Jaffe, Lauren Myracle
Ofiarę w środku zimy można by ocenić równie wysoko, jak pierwszą część trylogii Larssona, gdyby nie jeden totalnie chybiony chwyt zastosowany przez autora. Metafizyka jest, być może, na miejscu gdziekolwiek indziej, ale na pewno nie w literaturze kryminalnej! Urozmaicenie akcji monologami z zaświatów kompletnie niczemu nie służy i – w odróżnieniu od pogłębienia analizy psychologicznej postaci – powoduje, że powieść traci na realizmie. Miejmy nadzieję, że w kolejnym swoim utworze, już dostępnym w polskim przekładzie, Kallentoft uniknął tego błędu. Koniecznie trzeba to sprawdzić – bo nawet jeśli NIE jest lepszy od Larssona, jest naprawdę dobry! Tytuł: Ofiara w środku zimy Autor: MonsKallentoft Tłumaczenie: Bogumiła Pawłowska-Petterson Wydawnictwo: Rebis 2010 Cena: 39,90 zł Twarda oprawa, obwoluta
Bale maturalne z piekła to zbiór pięciu opowiadań autorstwa m.in. Stephenie Meyer, znanej z robiącej aktualnie furorę sagi Zmierzch, czy Meg Cabot – autorki zekranizowanych przez wytwórnię Disneya Pamiętników księżniczki. Wraz z pozostałymi (Kim Harrison, Michelle Jaffe oraz Lauren Myracle) należą do grona kobiet doświadczonych w pisarstwie i mających na swoim koncie często różnorodne gatunkowo powieści. Zamieszczone w omawianym tomie opowiadania wpisują się w niezwykle modną dzisiaj falę mrocznych opowieści nr 4 luty 2011 r.
95
<<< Czytaj recenzję: Kajtek, Koko i inni
dla młodzieży i wydają się być skierowane na rozrywkę w postaci lekkich w odbiorze przede wszystkim do nastolatków, a ujmu- opowiadanek, lektura również może okając bardziej precyzyjnie – nastolatek. zać się przyjemna, chociaż utożsamienie się Opowiadania, mimo że są autorstwa z bohaterami będzie utrudnione. Irytować różnych osób, łączą wspólne, charakte- mogą również błędy korektorskie, niestety rystyczne dla tego dosyć liczne. rodzaju literatury Biorąc pod uwawątki. Nie rozugę treść opowiadań Poszczególne opowiadania, miana, wyautowana – im dalej, tym lea także książkę jako całość, licealistka, z różpiej. W Piekle na ziemożna oceniać wyłącznie nych powodów nie mi Meyer, jeżeli choz perspektywy odbiorców, należąca do żadnej dzi o akcję, niewiele do których Bale maturalne... z typowych grupek się dzieje. Autorka mają trafić z amerykańskiej high skupiła się raczej na school, która mimo, budowaniu napięcia że nie jest popularna emocjonalnego, co w szkole, posiada tajemnicę czyniącą z niej zresztą wyszło jej całkiem nieźle. Nie udało najbardziej niezwykłą osobę w towarzy- jej się jednak uniknąć banalnych sformustwie. Bohaterki łączy marzenie o poznaniu łowań (najtrudniejsza do strawienia jest Tego Jedynego, a że wszystkie przygotowują rozmowa bohaterki z koleżanką po fachu) się do balu maturalnego, liczą na to, że ich i całość raczej rozczarowuje, szczególnie zagomarzenie się spełni. Poza ten schemat wy- rzałych fanów Zmierzchu. Za to w kolejnych chodzi jedynie Meyer, gdyż Piekło na ziemi utworach pojawiają się naprawdę ciekawe wyróżnia nietypowy pomysł na główną bo- pomysły i można pokusić się o stwierdzenie, haterkę i mało skomplikowany, ale przesy- że dwóch ostatnich opowiadań, Bukiecik cony silnymi emocjami przebieg wydarzeń. i Superdziewczyny nie płaczą, nie powstydziliPoszczególne opowiadania, a także książ- by się nawet „poważni” pisarze. kę jako całość, można oceniać wyłącznie Co zatem znajdziemy w tym młoz perspektywy odbiorców, do których Bale dzieżowym i raczej kobiecym tomiku? maturalne ... mają trafić. Jest to bowiem Małe studium psychologiczne współczepod każdym względem proza dla nastolat- snej nastolatki, okraszone dreszczykiem ków: począwszy od specyficznego języka, wywołanym obcowaniem z aniołami, który – jak na przetłumaczony na polski wampirami, demonami czy innymi poslang amerykańskich licealistów – brzmi nadnaturalnymi istotami. Do tego wielzaskakująco naturalnie, aż po problemy eg- ką, przyprawioną hormonami miłość, zystencjalne, skupione wokół zasadniczego prowokującą pojawienie się lekkiego pytania: „Czy ON zaprosi mnie na bal?”. uśmiechu na twarzy dojrzalszego czytelDla starszego wiekiem czytelnika, lubiącego nika, a z drugiej strony dotykającą ukrynieco mroczne klimaty i mającego ochotę tej gdzieś tęsknoty, z której być może 96
nr 4 luty 2011 r.
Czytaj recenzję: Przedwiośnie żywych trupów >>>
wcale nie wyrastamy. Dla nastolatków oraz dorosłych obdarzonych sporą tolerancją dla sposobu bycia, wyrażania się i problemów życiowych młodzieży w wieku szkolnym, będzie to całkiem sympatyczna rozrywka.
Elbing 1945, T.1: Odnalezione wspomnienia Tomasz Stężała
Elbing 1945, T.1: Odnalezione wspomnienia to utwór absolutnie i bez wątpienia wyjątkowy. Niekoniecznie ze względu na walory literackie, ale na historię, którą przedstawia. W polskiej literaturze nie ma dużo pozycji, które opisywałby historię II wojny światowej z perspektywy „Niemca”. Teraz dostajemy solidnie opracowane, sfabularyzowane losy mieszkańców Elbingu/ Elbląga tuż przed „wyzwoleniem” miasta. Dodajmy, że opisane zostały przez miłośnika lokalnych dziejów, nauczyciela elbląskiego liceum, który pokusił się o wielowątkowe studium historii swego miasta w schyłkowym okresie wojny. Pierwszy tom jego dzieła mieści się chronologicznie mniej więcej w okresie od 1943 roku do rozpoczęcia styczniowej ofensywy radzieckiej. Na uwagę zasługuje również próba ukazania
Tytuł: Bale maturalne z piekła Autor: Stephenie Meyer, Meg Cabot, Kim Harrison, Michelle Jaffe, Lauren Myracle Wydawnictwo: Amber 2010 Liczba stron: 304 Cena: 29,80 zł
tych wydarzeń z punktu widzenia radzieckich „wyzwolicieli”. Prusy Wschodnie stanowiły miejsce prapoczątków nowożytnego państwa niemieckiego, ale były jednocześnie zawsze nieco odrębne kulturowo i zazdrośnie strzegły swej autonomii. Zawierały w sobie zarówno dumnych pruskich junkrów, przebogate i świetnie urządzone miasteczka, jak i prawdziwą mozaikę narodowościową: Niemców, Mazurów, Polaków, Kaszubów czy Litwinów. Książka stara się podtrzymać ten obraz, opisując kraj multikulturowy, przyjazny i nawet w obliczu szaleństwa hitleryzmu – względnie tolerancyjny. Przy tym mimo trwającej wojny, jest to kraj dostatni i elizejski, gdzie nie docierają echa armat ani wizg bomb kolejnej alianckiej ofensywy lotniczej. Bohaterowie książki, uczestnicy tamtych wydarzeń, to efekt fantastycznej pracy faktograficznej autora. Zostali pieczołowicie zrekonstruowani w oparciu o listy (często cytowane wprost) oraz rozmowy z ich potomkami. Widzimy ich, rozumiemy ich dominowane chęcią przeżycia motywacje, które budzą naszą odruchową sympatię. Nie ma przy tym żadnej postaci wiodącej. Tomasz Stężała nie zapomniał o przedstawieniu wszystkich aktorów dramatu miasta. Zapoznaje nas więc też ze szlakiem nr 4 luty 2011 r.
97
<<< Czytaj recenzję: Wolni Ciut Ludzie
bojowym tych, „których droga wiodła na przekonanie, że jest to dzicz ze wschodu, Berlin”, krasnoarmiejców – przyszłych, ży- ogarnięta niepohamowaną żądzą mordu wych i pośmiertnych Bohaterów Związku i grabieży. Wyczuwamy, że oto nadchodzi Radzieckiego. Po drugiej stronie frontu ob- Atylla nowych czasów, jeszcze bardziej paserwujemy narastającą nerwowość miesz- zerny, dziki i obcy. kańców Elbląga, przetaczające się niedobitki Czytelnik zaczyna zatem obdarzać Wehrmachtu i panikujących uciekinierów sympatią Niemców, pomimo mniej lub z terenów już zajętych przez Rosjan. Staną bardziej wyznawanego przez nich nanam przed oczami mobilizowani masowo zizmu. Przecież dzielą z nami kulturę, licealiści, kopiący poruszają się w tych bez mała gołymi ręsamych mieszczańW polskiej literaturze nie kami rowy przeciwskich stereotypach, ma dużo pozycji, które czołgowe. Dowiemy pragnąc tylko guopisywałby historię II wojny się, jak wyglądał laszu i piwa na coświatowej z perspektywy dramatyczny wyścig dzienny obiad. A że „Niemca” z czasem o uczychcą mieć przy tym nienie z Elbingu swojego „Untertwierdzy, czego zamenscha”, który na życzył sobie Himmler, a także bezsilność to zapracuje – czy to coś tak strasznie złekomendantury miasta, która nie tylko go moi mili państwo? Nie szukają zegarnie mogła spełniać nierealnych rozkazów, ków, nie wybijają złotych zębów, nie chcą ale również zabroniono jej ewakuować koniecznie „rozmawiać z diewuszkami”. mieszkańców, aby nie zepsuć morale spo- Nie można się oprzeć wrażeniu, że jest łeczeństwa w głębi Rzeszy. W tle pozna- to poniekąd manipulacja naszymi uczumy zwykłych mieszkańców, w tym także ciami. Dobrze, że Niemcy nie są przedPolaków oraz robotników przymusowych stawiani jednowymiarowo, zgodnie z kai innych więźniów reżymu. nonem obowiązującym przez cały PRL, Sytuacja po stronie radzieckiej przed- jednak brakuje mocniejszego podkreślestawiona została zarówno z perspektywy nia, że to zbrodniczy system umożliwiał dowódców dywizji prących na Zachód, szczęśliwe bytowanie mieszkańców Prus jak i najzwyklejszych żołnierzy, którzy Wschodnich. w swej masie nie tylko pragną okrutnej Zapoznanie się w trakcie lektury z mnopomsty na znienawidzonym powszech- gością wątków może trochę rozpraszać czynie „Giermańcu”, ale równie mocno chcą telnika, ale jest to niezbędne dla ukazania szczęśliwego powrotu do domu. Pomi- Elbląga jako miejsca niezwykłego. Wczucie mo jednak nadania im rysu człowieczeń- się w klimat tamtych dni bardzo ułatwia stwa, autor wpaja nam (acz nienachalnie żywy język powieści, choć autor nie unik– w sposób odległy choćby od Zapisków nął kilku drobnych błędów warsztatowych oficera Armii Czerwonej Piaseckiego) – nie zawsze trafne zdają się być niektóre 98
nr 4 luty 2011 r.
Czytaj recenzję: Panowie herbaty >>>
dialogi czy opisy. Czekajmy zatem na drugi tom, w którym zostaną przedstawione działania na terenie miasta, a także festiwal gwałtów i rabunków, który odbył się po jego zdobyciu.
Tytus, Romek i A’Tomek – Księga 80-lecia Henryk Jerzy Chmielewski
Kilka pokoleń Polaków (chociaż raczej nie dotyczy to obecnej młodzieży) wychowało się na komiksach z serii Tytus, Romek i A’Tomek, rysowanych już przez dziesiątki lat przez Henryka Jerzego Chmielewskiego, być może lepiej znanego po prostu jako Papcio Chmiel. Wydawnictwo Egmont z okazji osiemdziesiątych urodzin autora zdecydowało się na opublikowanie specjalnego albumu pod tytułem Księga 80-lecia, którego kolejna reedycja niedawno trafiła do sprzedaży. Pozycja zawiera szereg historii obrazkowych, które wcześniej nie ukazały się w formie albumowej. Czytelnik odnajdzie tutaj zarówno pierwsze przygody Tytusa i spółki, drukowane oryginalnie w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku w Świecie Młodych, jak i paski humorystyczne i rysunkowe przygody powstające już po reformie ustrojowej. Księga 80-lecia oferuje więc przekrojowe
Tytuł: Elbing 1945, T.1: Odnalezione wspomnienia Autor: Tomasz Stężała Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica 2010 Ilość stron: 356 Cena: 32,90 zł
spojrzenie na ewolucję komiksów z serii Tytus, Romek i A’Tomek. Dotyczy to niemal wszystkich aspektów: od kreski po treść. Pierwsze epizody są czarnobiałe i surowe w formie, ale z czasem wygląd postaci przechodzi ewolucję, a plansze nabierają kolorów. Nie zawsze jednak zmiany zachodziły w dobrym kierunku, autorowi zdarza się więc rezygnować z niektórych manier, by wprowadzać inne rozwiązania. Pod względem graficznym najbardziej udane wydają się utwory ze środkowego etapu twórczości Papcia Chmiela. Album podzielony jest na kilka rozdziałów, z których niemal każdy zawiera długą historię trójki bohaterów, składającą się z licznych, krótkich epizodów. Formę taką z pewnością wymusiło publikowanie kolejnych odcinków w prasie; każda przygoda musiała się więc składać z niewielkich, przynajmniej częściowo zamkniętych historii. Dopiero w najnowszych dziełach zawartych w Księdze nr 4 luty 2011 r.
99
x5
KONKURS 80-lecia ta reguła nie została zachowana, ale i przeznaczenie samych komiksów było już inne. Początkowe historie obrazkowe z Tytusem, Romkiem i A’Tomkiem są wybitnie przygodowe, a także humorystyczne. Ten ostatni aspekt nie zmienia się z czasem, aż do samego końca dymki pełne są żartów słownych, błyskotliwych i dwuznacznych ripost, czy wreszcie gier z czytelnikiem. Jednakże, wraz z rozwojem twórczości, pojawiają się w niej coraz silniej inne elementy, przede wszystkim satyryczne, niekiedy również pełne ironii komentarze dotyczące współczesnej autorowi rzeczywistości. Niestety część motywów fabularnych pojawia się kilkukrotnie w komiksach zebranych w Księdze 80-lecia, kilka z nich również było punktem wyjściowym do przygód zaprezentowanych w regularnych księgach poświęconych tym bohaterom. Księga 80-lecia stanowi swego rodzaju ciekawostkę, którą docenią przede wszystkim wierni fani komiksów Papcia Chmiela,
Mroczna wieża #1: Narodziny rewolwerowca Peter David, Robin Furth, Jae Lee, Richard Isanove
O naprawdę dobry komiksowy horror nie jest łatwo. W poszukiwaniu propozycji 100
nr 4 luty 2011 r.
od lat śledzący dokonania autora. Nie jest to z pewnością pozycja, od której należy rozpoczynać znajomość z Tytusem, Romkiem i A’Tomkiem, szczególnie tyczy się to młodszych czytelników. Album należy raczej traktować jako wydawnictwo wspomnieniowe, które na niewielkiej przestrzeni pozwala dostrzec ewolucję stylu autora, a także zmiany, jakie zaszły w bohaterach komiksu. Jest to także podróż przez historię najnowszą naszego kraju – od komunizmu, poprzez burzliwe przemiany, aż do drapieżnego kapitalizmu. Tytus, Romek i A’Tomek jak zawsze bawią, ale i pozwalają spojrzeć na otaczającą nas rzeczywistość w nieco innym świetle. Tytuł: Tytus, Romek i A’Tomek – Księga 80-lecia Autor: Henryk Jerzy Chmielewski Wydawnictwo: Egmont 2010 Liczba stron: 200 Cena: 49,99 zł Oprawa twarda
dla miłośników opowieści z dreszczem (bo „dreszczyk” to dla wielu zdecydowanie za mało) wydawnictwo Albatros sięgnęło po Stephena Kinga. Debiutujący na komiksowym rynku gracz postawił na najbardziej sprawdzone nazwisko w branży i znany tytuł. Nie odnosząc się do książkowego pierwowzoru Mrocznej Wieży, można by pominąć tradycyjnie miałkie rozważania o „wierności adaptacji”. Sam „Król” w przedmowie – dość bełkotliwej zresztą – udziela kredytu zaufania czwórce artystów, którzy wzięli na siebie trudne zadanie przekładu z języka prozy na język komiksu. Jednym z nich jest zresztą Robin
Czytaj felieton Kropla Krwi Nelsona>>>
Furth, współpracownik Kinga, co powinno uspokoić tych, którzy obawiają się nieuprawnionych odstępstw od pierwowzoru. Niestety największą wadą tej pozycji jest to, co ma być jej największą zaletą, czyli literacki fundament. Można chwilami odnieść wrażenie, że autorzy adaptacji za mocno wsłuchali się w słowa mistrza i nie chcą uronić najważniejszych literek. Oczywiście nikt tu powieści Kinga nie przepisał. Wydaje się jednak, że na którymś etapie nie dokonano niezbędnych skrótów. Archaiczna w formie narracja zawarta w ramkach broni się jeszcze, dzięki stylizacji na czyjąś opowieść i poprzez urozmaicenie bezpośrednimi zwrotami do czytelnika. Jednak dialogi sprawiają już wrażenie „dętych”, a nadmiernego patosu w żadnym razie nie równoważą sporadyczne wstawki humorystyczne. W budowaniu gęstej atmosfery i poczucia narastającego zagrożenia zgubiono gdzieś lekkość. Rozpoczynający lekturę czytelnik zostanie bez ostrzeżenia wrzucony w świat, który rządzi się ustalonymi, lecz skrajnie obcymi mu prawami. Pewne elementy, jak choćby rewolwery, stanowiące w komiksie atrybut prawdziwych mężczyzn, pozwalają znaleźć punkty oparcia. Szybko jednak okazuje się, iż pomimo westernowego sztafażu, Mroczna Wieża wymyka się łatwemu przyporządkowaniu gatunkowemu, a elementy pochodzące z różnych stylistyk, w tym najciekawiej zaprezentowanego wątku postapokaliptycznego, łączą się pod sztandarem horroru. Nadciągające zło i mrok są w komiksie wręcz namacalne, a dominujące w rysunku czarne plamy i cienie nie pozostawiają złudzeń, że Świat Pośredni nie jest przyjaznym miejscem. Obrazy są statyczne, bardziej
dynamiczne ujęcia pojawiają się wyłącznie w scenach konfrontacji. Jednakże nawet wówczas postaci i inne obiekty sprawiają wrażenie, jakby upozowano je przed gotowym do pracy malarzem. Bohaterowie uchwyceni są w posągowych pozach, zazwyczaj bez śladu mimiki – słowo najlepiej oddające charakter tych rysunków to majestatyczny. Mroczna wieża #1: Narodziny rewolwerowca to, jak sugeruje tytuł, dopiero początek. Początek, który klarownie zapowiada estetykę cyklu. W kolejnych tomach będą nas zaskakiwać raczej zwroty akcji niż rozwiązania narracyjne. Dla czytelników, w których ta konwencja wywoła ten pożądany dreszcz emocji, następne części staną się z pewnością pozycjami obowiązkowymi. Tytuł: Mroczna wieża #1: Narodziny rewolwerowca Autorzy: Peter David, Robin Furth, Jae Lee, Richard Isanove Tłumacz: Zbigniew A. Królicki Wydawca: Albatros 2010 Stron: 240 Cena: 69,90 zł Oprawa twarda, papier kredowy nr 4 luty 2011 r.
101
<<< Czytaj recenzję: Nieprzyjaciel
a n o s l e N i w r k a l p o r K
warta
cz Odsłona
102
nr 4 luty 2011 r.
Czytaj recenzję: Obrzęd. Tajemnice współczesnych egzorcystów >>>
„N
iech mnie diabli, posłuchajcie, ludzie, musimy przyznać, że wszystko jest jak należy, absolutnie nie ma się czym przejmować, a w istocie powinniśmy sobie uprzytomnić, co by dla nas znaczyło ZROZUMIEĆ, że tak NAPRAWDĘ w ogóle NICZYM się nie przejmujemy.”1 Przerwa świąteczno-noworoczna to czas mocnych postanowień, refleksji i przemyśleń, słowem czas optymizmu i zmiany. Ja, idąc tym tropem postanowiłem uczynić żelazne postanowienie >>nic nie zmieniamy<<. Przynajmniej nie złamię. Zatem w Kropli po staremu – wciąż tropimy stałe motywy w męskiej literaturze i jest nam z tym cholernie dobrze. No nie? A więc powieść drogi. Ktoś powie, że to nie jest typowo męski motyw, lecz oczywiście nie będzie miał racji. Jasne, że kobiety też ruszają w podróże i nawet Wszystkie cytaty zamieszczone w tekście pochodzą z: Jack Kerouac W drodze. Wydawnictwo WAB, Warszawa 2005 r. Tłumaczenie: Anna Kołyszko. Oryginalny tekst powstał w 1955 r.
czasem się o tym pisze, czy kręci filmy, no ale właśnie – w podróże. Między podróżą, a drogą jest różnica zasadnicza, bowiem podróż ma swój cel – np. zobaczyć słonie w Indiach albo spędzić tydzień w Andach. W drogę tymczasem jedzie się po to, aby... być w drodze. I to robią faceci. I to genialnie już pół wieku temu opisał Jack Kerouac. Słowem polecimy dzisiaj klasyką. Polecany trunek: Bombay na niewielkiej ilości toniku. Polecany podkład muzyczny: How How grupy Yello. „A teraz, Sal, zostawiamy wszystko za sobą i wkraczamy w nowy, nieznany etap. Tyle lat, kłopotów, ubawów, a teraz c o ś t a k i e g o ! Możemy więc spokojnie nie myśleć o niczym innym, jak tylko pruć naprzód, wyciągając szyję tak jak teraz, kapujesz, i rozumieć świat tak jak, szczerze, uczciwie mówiąc, żadni Amerykanie dotąd go nie rozumieli…”
1
Szczerze i uczciwie pisząc, żadna książka mnie tak nie rozwaliła od czasów nr 4 luty 2011 r.
103
<<< Czytaj recenzję: Nasze piękne dni i kochane psy w Andaluzji
pierwszego posmakowania Vonneguta, a Dean Moriarty zaczął w moim sercu walczyć o lepsze z Kilgorem Troutem. A to naprawdę COŚ, jak zakrzyknąłby sam Dean. Jest w niej coś totalnie prawdziwego, niszcząco bliskiego życiu, coś przejmującego, a może nawet COŚ PRZEJMUJĄCEGO. Niszcząco, ponieważ Kerouac (swoją drogą rekord świata, jeśli idzie o stosunek samogłosek do spółgłosek w nazwisku, przynajmniej w cywilizowanym swiecie) opisując własne dzieje pokazuje, jak niesamowicie intensywnie można wykorzystywać czas. Jak fantastycznie jest mieć w dupie wszystkie zobowiązania
i nakazy, jak prawdziwie można oderwać się od formy. Słowem, jak można żyć w drodze: wszędzie jako gość, wszędzie i zawsze jak na wakacjach. Czytając tę książkę czułem się jak poniżsi turyści: „A teraz przyuważ tych z przodu. Mają swoje zmartwienia, liczą kilometry, myślą o tym, gdzie będą dzisiaj spać, ile forsy muszą mieć na benzynę, jaka będzie pogoda, jak tam dojadą...a przecież, kapujesz, i tak tam dojadą. Ale muszą się zamartwiać i zdradzać czas pilnymi problemami, fałszywymi albo i nie, bo tak się lubią wiecznie przejmować i narzekać, a ich dusze po prostu nie zaznają spokoju, dopóki się nie przypną do jakiegoś uznanego, niepodważalnego zmartwienia, a kiedy już je znajdą przyjmą odpowiedni wyraz twarzy, który będzie do niego pasował, czyli, kapujesz, nieszczęśliwą minę, i przez cały czas wszystko im umyka, o czym zresztą wiedzą, a co ich r ó w n i e ż bez reszty martwi.” Normalny człowiek na co dzień tak właśnie liczy kilometry, tak właśnie wszystkim się przejmuje i masa rzeczy mu umyka. Nie Kerouacowi, czyli książkowemu Salowi, no i nie Moriartemu bo, przecież oni znają TO COŚ, wiedzą CO TO CZAS i że wszystko jest naprawdę JAK NALEŻY. Czytając to dostałem obuchem, wszak uznanie, że wszystko jest naprawdę jak należy, to szczęście w czystej formie, szczęście, o którym nie śniło się filozofom! A to wszystko w starym rozklekotanym wozie, którym pruje z Denver do Frisco lub
104
nr 4 luty 2011 r.
Czytaj recenzję: Wampir z M-3 >>>
z Frisco do Denver. Kierunek zresztą nie robi specjalnej różnicy. Ważne, że jak się dojedzie, to będą ubawy, to będą bary, bibki, tańce, chorusy i generalnie będzie zajebiście. A że bez pieniędzy i w podartych ciuchach? Who cares? Kolejna rzecz składająca się na maestrię tej książki, to bijący z niej entuzjazm. Radość granicząca z euforią. „Stary, przyuważ tego faceta! Jak on tam siedzi, nawet mu nie drgnie jedna kość, tylko grzeje przed siebie, i mógłby tak pruć i gadać całą noc, ale jemu wisi gadanie, ech, stary, co ja bym, co to ja bym... żebym ja mógł... o, tak. No to fru, tylko nie stawać... jechać! Tak!”
Ii-jaa do bardziej szalonego Ii di li jaa! i dudniące przy łoskocie poharatanych bębnów, w które walił potężny, brutalny murzyn z byczą szyją, a niczym się w ogóle nie przejmował, tylko katował te swoje rozwalone klamoty, bach, szur-szur-ti-bum, bach. Zgiełk muzyki i tenorzysty d a w a ł y p o p a l i ć i wszyscy wiedzieli, że gość daje popalić.” Uważa się, że nikt nie pisał tak o jazzie, jak Kerouac i całkiem jest to możliwe, no bo w tle co chwile jest o tych chorusach i riffach. Bezwzględnie też jest to książka o Stanach. Pokazuje ogrom tego kontynentu, jego różnorodność, czyli rze-
Nie stawać, jechać. Tak! Nie szukać straconego czasu, tylko go cholera jasna nie tracić, o! I do przodu i dalej, bez wytchnienia. I tak cały czas ze wschodu na zachód, z zachodu na wschód a potem na południe i dalej i do Meksyku. Ubawy, ubawy, ubawy. Tą książką można się zaciągać, niczym fajkiem, albo jeszcze lepiej niczym świeżym powietrzem, można poczuć ją w płucach, chwycić i przyswoić jej klimat, jej rytm, jej... witalność. Bije z niej właśnie taka amerykańska witalność, optymizm młodego lądu, odrzucenie cynizmu, odrzucenie dystansu. A w tle muzyka. „Tenorzysta w kapeluszu dmuchał na wyżynach niesamowicie rajcującej swobodnej myśli, wznoszące się i opadające riffy przechodzące od nr 4 luty 2011 r.
105
Ściągnij Literadar w interaktywnej wersji PDF!
czy, o których na starym lądzie łatwo się zapomina. American dream – bez granic, bez zbędnych kontroli, prostą jak z bicza strzelił drogą przez pustynię, przez prerie, raz po asfalcie, raz po bagniskach. Raz na dachu samochodu, raz w wagonie towarowym, raz gnając na oślep jako kierowca, innym razem jako pasażer. Więcej, mocniej, dalej. Jak mantrę powtarza się, że Kerouac sportretował pokolenie, ba nawet stworzył jego nazwę: beat generation. A ja napisałbym: mniejsza o to. Tak naprawdę W drodze
Jack Kerouac (1922-1969)
jest cholernie uniwersalne. Ono nie opowiada o generacji beatu czy generacji jazzu, ale i o hipisach, i o punkach czy najaranych hip-hopowcach. Mówi o oderwaniu, o wyjściu z kolejki, o odrzuceniu toksyny codziennych smutów i starań. Jest kazaniem na górze i przemówieniem Pattona, jest przekazem: człowieku, gdzieś tam gość daje popalić, rzuć wszystko i wiedz, że on daje popalić... Nie jest też tak, że Kerouac zamyka oczy na konsekwencje takiego życia. Nie – przeciwnie, Dean to facet, który spieprzył, w naszym obiegowym rozumieniu, własne życie po wielokroć. Tu ślub, tam dziecko, brak kasy i perspektyw. On pokazuje ciemną stronę, tyle tylko, że włącza w didaskaliach who cares. Ba, on włącza ogromny neon z napisem WHO CARES. Bądź nomadem, bądź nomadem, bądź NOMADEM. Ile we współczesnym facecie jest nomada? Czy w naszym poukładanym i pełnym sadła życiu, jeszcze tli się gotowość do takiej roli? Gotowość do bezkompromisowej pogoni za ubawem? Odpowiedzmy otwartym tekstem – nie. Zazwyczaj nie. Z kalkulacji zysków i kosztów większości z nas wychodzi na koszty. Ale W drodze pokazuje, że cząstka nomada się tli i istnieje. Coś rusza, coś trąca. Niepokoi i nie daje o sobie zapomnieć. „I wtedy hajda po uroki życia, bo nadszedł już czas, a m y w i e m y, c o t o czas!”
106
nr 4 luty 2011 r.