Wywiad z
Co studenci
Współczesna
przewodniczącym
naprawdę
poezja
NZS UW
robią w BUW-ie?
śpiewana
No. 1/2016 (1)
Wstępniak!
Słowem wstępu dy usiądziecie przed pierwszym numerem „Magazynu 204” z pewnością zastanowicie się, po co ktoś tworzy kolejną gazetę na i tak już bogatym studenckim rynku wydawniczym. Odpowiedź na to pytanie jest bardzo złożona.
G
dzielić i którymi chcemy Was zarażać. Naszym głównym hasłem jest niezmiennie „Nie Zmarnuj Studiów” i właśnie do tego będziemy chcieli Was zachęcać. Dość już jednak o tym. Przejdźmy do tego, co dla Was przygotowaliśmy!
Po pierwsze, nasza gazeta chce realizować określoną misję. Nie powstaliśmy po to, aby nasi redaktorzy mieli gdzie publikować swoją radosną twórczość. Chcemy pokazać Wam, że studia to nie wszystko. Pokazać, że student może o wiele więcej niż mogłoby się mu wydawać. Na łamach naszego pisma chcemy ukazywać aktywność studencką na wielu polach. Sztuka, kultura, polityka, nauka, czy też zwyczajna impreza. To są wszystko nisze, w których studenci mogą się bez trudu odnaleźć, i to są właśnie miejsca, do których chcemy Was wprowadzić. Chcemy Wam pokazać, co potrafi student, a także gdzie studenci mogą być potrzebni, gdzie nas brakuje i gdzie możemy stworzyć coś lepszego.
W pierwszym numerze znalazło się wiele ciekawych tekstów. Będziecie mogli poznać Tomka Lesia i zapoznać się z jego receptą na udane studia. Poznacie kulisy zarządzania dużą organizacją studencką oraz wady i zalety zaangażowania w życie akademickie. Potem uraczymy Was ironicznym i luźniejszym spojrzeniem na minioną sesję. Nie zabraknie również tekstów z dziedziny kultury i sztuki. Czas spędzony na czytaniu „Magazynu 204” nie będzie czasem straconym! Nie chcę Wam jednak zdradzać wszystkiego!
Po drugie, nie zamierzamy wcale ukrywać, że jesteśmy z NZS-u i mamy do przekazania określone spojrzenie na świat i pewne wartości, którymi chcemy się ze Wami
Mam nadzieję, że lektura „Magazynu 204” będzie dla Was przyjemnym przeżyciem i że zostaniecie z nami na dłużej! Nasz magazyn powstaje właśnie dla Was i to Wasz punkt widzenia jest dla nas najważniejszy. Jeśli jest coś, o czym chcecie przeczytać, dowiedzieć się o czymś więcej, to dajcie nam znać. My się tym zajmiemy!
Napisz do mnie: maciej.witkowski@nzs.org.pl Redaktor naczelny „Magazynu 204”
No. 1/2016
2
Spis treści
W tym numerze: 4
Wywiad z Tomaszem Lesiem
9
Współczesna poezja śpiewana - rozmowa
13 18 24 30
Nowe technologie dla studentów Jak odetchnąć po sesji? - sonda studencka
16
Recenzja Madame Antoniego Libery
21
Prawo: Ustawa o wychowaniu w trzeźwości
27
BUW dla słów - felieton
Narkotyki w kinematografii
Przegląd działalności NZS UW
Wydawca: Niezależne Zrzeszenie Studentów Organizacji Uczelnianej Uniwersytetu Warszawskiego
Skład i łamanie: Magdalena Sibicka, Maciej Witkowski Szef działu korekty: Weronika Kamińska
Przewodniczący: Tomasz Leś
Projekt okładki: Kinga Pałasz
Adres redakcji: Krakowskie Przedmieście 24 00-927 Warszawa; pokój 204
Projekt logo: Magdalena Bąk Stali współpracownicy:
Kontakt: nzsuw.redakcja@gmail.com
Angela Kormańska, Anna Pernal, Kinga Potocka, Krzysztof Ślasa, Michalina Nowak, Piotr Pacek
Redaktor naczelny: Maciej Witkowski mail: maciej.witkowski@nzs.org.pl I Redaktor wicenaczelna: Magdalena Sibicka II Redaktor wicenaczlena: Aleksandra Baka
No. 1/2016
3
Musimy porozmawiać Fot. Bartosz Seweryński ©
Łącz i rządź W największej organizacji studenckiej
na UW No. 1/2016
4
Musimy porozmawiać Z Tomaszem Lesiem, przewodniczącym Niezależnego Zrzeszenia Studentów Uniwersytetu Warszawskiego, rozmawia Angela Kormańska. Magazyn 204: Zadanie pierwszego pytania stanowi nie lada problem - czy powinno ono dotyczyć ciebie, czy raczej NZS-u? A może stanowicie już nierozerwalny duet?
jako decydujący, jako ten który wskazał mi dalszą drogę i wykreował mnie w jakiś sposób. 204: A jak wyglądał pierwszy krok na tej drodze? Opowiedz mi proszę o pierwszych wspomnieniach związanych z NZS-em, pierwszych znajomościach, pierwszych projektach.
Tomasz Leś: Sam już tak naprawdę nie wiem. NZS jest na pewno bardzo ważną częścią mojego życia, czymś co mnie ukształtowało. NZS to dzisiaj dla mnie trochę taki sposób życia. Ale to są przede wszystkim ludzie, którzy mnie gdzieś tam ukształtowali, i niewątpliwie jest to etap, który potem z perspektywy całego swojego życia będę wspominał
T.L. Pierwszą osobą jaką spotkałem w NZS-ie jest moja poprzedniczka, Monika, która jeszcze wtedy była HR-em, miałem tutaj rozmowę rekrutacyjną w 204. Pierwsze moje sekcje to były historyczna i debat. W sekcji historycznej pierwszą rzeczą jaką robiłem,
Fot. Bartosz Seweryński ©
No. 1/2016
5
Musimy porozmawiać 204: Przejdźmy teraz do tej mniej oficjalnej strony NZS-u. Co możesz nam opowiedzieć o integralu? T.L. Uważam, że o integralu nie ma co opowiadać, integral trzeba po prostu przeżyć, tak samo krajówki. Ale to są na pewno wspomnienia, które kiedyś, gdy syn czy wnuk zapyta mnie o życie studenckie, to najpierw nie będę chciał mówić, ale potem posypie się tysiąc anegdotek.
Archiwum prywatne
„Nie wiem kim będę w przyszłości, ale chcę być sprawny w swoich działaniach. NZS uczy skuteczności.”
pamiętam, był research filmów, które moglibyśmy puścić na 13 grudnia, no i wykonałem to podobno bardzo dobrze, dostałem pochwałę od członka honorowego, ówczesnego koordynatora sekcji (Michała Gawriłowa). Ale wtedy byłem tak naprawdę gdzieś obok NZS-u, miałem jeszcze inne działalności. Zacząłem angażować się na poważnie w sekcji debat, zorganizowałem swój pierwszy projekt "W samo popołudnie", w ramach którego poznałem choćby obecnego prezydenta RP Andrzeja Dudę.
204: Czy Twoim zdaniem specyficzny klimat zrzeszenia będzie wpisywał się w oczekiwania młodzieży za kilka lat? T.L. Szczerze - nie wiem. Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Mogę opowiedzieć tylko jaki chciałbym, żeby ten NZS był, bo tak naprawdę miesiąc w NZS-ie równa się połowie roku w życiu realnym. I nie jestem w stanie powiedzieć, jak to będzie wyglądało, za trzy miesiące - może jeszcze, ale za rok... Nie jestem w stanie tego przewidzieć. Ale chciałbym, żeby to była organizacja cały czas mająca swój charakter. NZS obalił system komunistyczny, jest stowarzyszeniem społeczno-politycznym. Byłbym bardzo smutny gdyby NZS bał się podejmować ważne tematy. Uważam, że misją naszej organizacji, największą, fundamentalną, jest kreowanie w pełni świadomych obywateli RP - patriotów, którzy chcą służyć temu krajowi. Jakkolwiek śmiesznie to nie brzmi, to ja w to wierzę. NZS nie powinien kreować pracowników korporacji zagranicznych, lecz ludzi budujących kapitał tego państwa, którzy będą zakładać własne firmy. Formowanie ludzi, którzy będą rządzić tym
204: Brzmi imponująco. Twoja historia idealnie wpisuje się w hasło: “Nie zmarnuj studiów”. Jak rozumiesz tę sentencję? T.L. Przede wszystkim rozumiem to jako zmiany w życiu: i moim, i ludzi, których spotkałem. Wielu ludzi przychodziło tu jako ciche, czasem bardzo wycofane osoby, a teraz to są liderzy. Mam poczucie, że sam nie zmarnowałem studiów i mógłbym godzinami opowiadać o rzeczach, których się tu nauczyłem: od zarządzania grupą, tego jak mówić do ludzi, jak ich mobilizować, po konkrety - jak promować coś medialnie, jak pozyskiwać partnerów, jak pisać granty. Studia to jedno, liczy się coś innego. Nie wiem kim będę w przyszłości, ale chcę być sprawny w swoich działaniach. NZS uczy skuteczności.
No. 1/2016
6
Musimy porozmawiać państwem działając na jego korzyść, rozwijać go, jest misją NZS-u. Mam nadzieję, że na zawsze pozostaną w nim wielkie idee.
dziej nakręcają mnie rozmowy z nowymi sympatykami. Zawsze. Dlatego, że czuję, że gdy opowiadam o NZS-ie to czuję jakbym znowu zaczynał, znowu miał ten wigor początku. Rola przewodniczego faktycznie polega na tym, że mam mnóstwo obowiązków, ale też mnóstwo płynącej z nich satysfakcji. Czasem jest ciężko, wczoraj na przykład poszedłem spać o godzinie 4.50 a wstałem o 8.40, ale - o! - zacytuję mojego ulubionego mówcę, Jacka Walkiewicza, który powiedział: Czy to się opłaca? To się nie opłaca. Czy warto? Bardzo.
204: Co oznacza dla ciebie bycie liderem? Jak udaje ci się pogodzić te wszystkie obowiązki? T.L. To jest wielkie wyzwanie, któremu cały czas staram się sprostać. To też jest kolejna rzecz, której uczy NZS. Podejmuję się pewnego zobowiązania na rok. Tak jak w życiu. I muszę to robić, po prostu. I ode mnie zależy to, czy będę potrafił odnaleźć w sobie mobilizację. Każdy powinien znaleźć coś takiego, co go mobilizuje w tej pracy i sprawia, że chce działać i to robić dalej. Mi największą radochę sprawiają sukcesy, które osiągamy, patrzenie jak to wszystko się rozwija, ale przede wszystkim ludzie. Zawsze najbar-
204: Gdybyś miał opisać NZS w trzech słowach? Oczywiście wykluczając Niezależne Zrzeszenie Studentów. T.L. Niemożliwe nie istnieje. Pozwolę sobie wyjaśnić, dlaczego niemożliwe nie istnieje. To brzmi jak kolejna Archiwum prywatne
No. 1/2016
7
Musimy porozmawiać coachingowa głupota, ale ta organizacja dowodzi tego, że niemożliwe nie istnieje. Ja mając 19 lat, razem z Michałem Moskalem, stworzyłem pomysł i potem doprowadziliśmy do realizacji programu rządowego: Żłobki na uczelnię. Miałem 20 lat, jak stworzyliśmy system, który działa od 1 stycznia : bezpłatnej pomocy prawnej, który przeforsowaliśmy w ministerstwie. Miałem 21 lat jak zrealizowaliśmy koncert, który był transmitowany w TVP w programie 2. Gdybym usłyszał o sobie, o tym wszystkim, kilka lat temu, gdyby mi to ktoś powiedział, to pomyślałbym, że jest niespełna rozumu, że to jest po prostu niemożliwe. Przyznam szczerze, że wkurza mnie to, że ludzie czasami umniejszają swoje zasługi. Niemożliwe nie istnieje odnosi się to również do ludzi, którzy tu działają i robią niebywałe rzeczy. Astrid Jarosławska jest przykładem osoby, która robi rzeczy niemożliwe. Pamiętam dzień, kiedy było Prawie Kino letnie na UW. Ja przychodzę i pani na portierni mówi mi: “Panie Tomku, po co znosicie tu tyle tych krzeseł, to się nie opłaca, tu dwie-trzy osoby przyjdą. Ostatnio tak było. Co tu w ogóle robicie”. Pytam się Astrid ile znieśli krzeseł, a ona mówi że 200. Okazało się później, że tych krzeseł zabrakło. I takich historii jest mnóstwo. Każdego dnia. To, że ktoś się przełamuje, też dowodzi, że niemożliwe nie istnieje. Rzeczy wielkie dzieją się codziennie. Każdy z nas pokonuje sam siebie i po to jest właśnie NZS.
204: Kilka słów do osób, które po raz pierwszy usłyszały o NZS-ie: T.L. Spróbujcie. Warto spróbować zabawy w NZS. Nie każdemu może się to spodobać, nie każdy może się w tym odnaleźć. Ale warto spróbować, bo dla wielu ludzi, którzy gdzieś coś znaczą w życiu publicznym, w życiu społecznym to był etap przełomowy, w którym wiele się nauczyli. Ja uważam że mamy dwa najlepsze hasła. Pierwsze to Nie Zmarnuj Studiów, które idealnie odwzorowuje to, o co chodzi. I drugie, które powstało parę miesięcy temu na zarządzie krajowym: Bądź częścią historii, która trwa. Przeszliśmy z pozycji walki z ustrojem, złym ustrojem, na etap budowania Polski. To jest moim zdaniem jedyna organizacja, która zapewnia te idee, które nie są w żaden sposób rozmyte. Więc proponuję, żeby spróbować, bo warto.
Archiwum prywatne
No. 1/2016
8
Musimy porozmawiać
Ballada bezbożna czyli jak śpiewać poezję inaczej
Śpiewać każdy może, pisać wiersze w sumie też. Robić to dobrze - to zupełnie inna kwestia. Gdy w końcu świetni muzycy zabiorą się za wybitnych poetów, pojawia się mieszanka wybuchowa. Nie można przejść obok tego bez dyskusji. Stąd ta rozmowa na marginesie poezji, muzyki i polskiej kultury. Z Natalią Nowicką z Koła Naukowego Korespondencji Sztuk rozmawia Maciej Witkowski. Maciej Witkowski „Więcej poezji - batem na tandetę w kulturze’’. Takie hasło pojawia mi się w głowie, gdy słucham niektórych hitów współczesnej sceny muzycznej Niektórzy nauczyciele języka polskiego, którzy nie minęli się z powołaniem, a także garstka działaczy społecznych - chyba tylko ci ludzie głowią się, jak dotrzeć z geniuszem polskiej poezji do ludzi, którzy ją docenią, lecz nie mają w zwyczaju pożerać jednego tomiku poezji za drugim. Skuteczność ich starań nie zwala niestety z nóg. Natalia Nowicka Nie sądzę, żeby wtłaczanie poezji do kultury popularnej przyniosło zamierzony skutek. Każdy przymus można obejść. To powinien być proces naturalny. W dwudziestoleciu międzywojennym modną muzyką popularną były tanga, utwory z akompaniamentem orkiestry oraz tekstami świetnych autorów. To może być przykład na niewymuszone spotkanie poezji z kulturą. O wiele mniej naturalności jest w idei wieczorków poetyckich i salonów literackich,
gdzie z namaszczeniem zagłębiano się w poezję wygłaszaną czy improwizowaną przy dźwiękach pianina. M.W. Tradycja godna uwagi, lecz poezja śpiewana wciąż kojarzy mi się głównie zwykle z wspominanymi przez Ciebie wieczorkami i salonikami poetyckimi oraz z różnej jakości galami języka polskiego... N.N. ...których formuła została mocno nadwyrężona. Gdy jest się wrażliwym na literaturę, trudno znieść ze spokojem niedopracowane czy wręcz zupełnie nieprzemyślane aranżacje. Albo przesadnie sytuuje się tekst poetycki na piedestale, albo sprowadza się go wprost w rzeczywistość uliczną. M.W. Chyba jednak nie wszystko stracone. W ostatnich latach powstały dwie bardzo ciekawe inicjatywy promujące polskich mistrzów słowa. Mam na myśli zespoły Fonetyka i Buldog, które w bardzo ciekawym stylu reinterpretują poezję Tuwima, Wojaczka, Barańczaka i wielu innych. N.N. Buldog jest moim zdaniem zbyt specyficzny, żeby można go było porównywać z Fonetyką. Sięga po bardzo mocne brzmienia, wyraźnie odwołuje się do przeszłości polskiej muzyki chociażby dlatego, że w skład grupy wchodzi Kazik. Na pewno jego osoba zaważyła na stylu Buldoga. Fonetyka stworzyła własny styl, ma wyjątkowe podejście do poezji, którą opracowuje. Prace nad debiutanckim albumem z lirykami Rafała Wojaczka zaczęli dopiero wtedy, gdy córka poety Dagmara zgodziła się na muzyczne opracowanie jego tekstów. Oni nie bawią się tekstem, podchodzą do niego z wielkim uznaniem.
No. 1/2016
9
Musimy porozmawiać M.W. Ich brzmienie idealnie oddaje klimat wierszy Wojaczka. Ta estetyka literacka zresztą bardzo pasuje Fonetyce. Dostrzega to zarówno krytyka, chociażby Tomasz Wybranowski, jak i odbiorcy. N.N. Fonetyka jest bardzo autentyczna. Członkowie grupy wiele mówią o swoim podejściu do muzyki, d tworzenia tekstów. W ich wypowiedziach nieustannie wraca kwestia rozumienia poezji. Decyzja o muzycznym opracowaniu dzieł Wojaczka była bardzo odważna. Zmierzyli się nie tylko z trudnym językiem, ale też ze sławą poety, w niektórych kręgach ciągle żywą. Wyrecytowali jego wersy w takt synthpopu, muzyki zupełnie własnej, chociaż nie bez pewnych inspiracji. Nie brzmienie muzyczne gra tu pierwszoplanową rolę. Najważniejsza jest poezja. To, co robimy, wywołuje skrajne emocje. Jedni nas kochają, inni nienawidzą. Interpretacja to rzecz dowolna (...) to nie podstawówka, gdzie belfer uczy dzieci jak rozumieć to, co autor miał na myśli. Mam w dupie tych, którzy chcą narzucić swój model rozumienia wiersza, ale szanuję zdanie odmienne od mojego (...) Nie znoszę akademickiego bełkotu o tym, że Wojaczek był taki czy taki... I to, jak akcentuję dany wyraz, że jest nie poprawne, bo coś tam, bo ktoś tak wyczytał w mądrych książkach. To śmieszne.
N. N. Fonetyka zapytana dlaczego nie występuje z własnymi tekstami odpowiedziała dość dosadnie. Ale sądzę, że nie była to tylko prymitywna impertynencja z ich strony, lecz sedno ich filozofii twórczej.
Nie jest tajemnicą, że pisałem i nadal piszę teksty piosenek. Nie jestem jednak poetą, być poetą to poziom wyżej. Wojaczek i Bursa imponują mi. Identyfikuję się z ich tekstami, to dla mnie wielka rzecz, że rodziny tych poetów wyraziły zgodę na to, by Fonetyka robiła takie płyty. Uważam, że nagrywając te wiersze robimy coś dla kraju i to jest wspaniała rzecz. Fonetyka jest zespołem stworzonym do celu promowania tekstu poetyckiego. Przemysław Wałczuk
Fonetyce nie zależy na tworzeniu wokół siebie zbędnego szumu. Obie płyty bronią się same i są ciekawym zjawiskiem na polskim rynku muzycznym, zmonopolizowanym przez zachodnią muzykę rozrywkową.
Przemysław Wałczuk
Requiem dla Wojaczka było dla mnie tak pochłaniającym uwagę odkryciem, że na płytę z tekstami Andrzeja Bursy nie czekałam. Ciekawość jednak pchnęła mnie ku tej drugiej płycie, która muzycznie wydaje mi się dojrzalsza. Muzyka znowu jest dopasowana do wybranej poezji, momentami wręcz uzupełnia ekspresję poetycką. Odnosiłam czasem wrażenie, że warstwa dźwiękowa powstała jakby równolegle z tekstami, jest wyrażeniem tych samych jakości za pomocą innych środków. Mnożą się półcienie i półtony, obecne zarówno w warstwie słownej, jak i muzycznej, a także w teledyskach. Dla mnie zetknięcie z działalnością Fonetyki było przeżyciem niezwykle silnym. M.W. Fonetyce jest jednak bliżej do tradycyjnej poezji śpiewanej. Trochę inaczej wygląda to w przypadku Buldoga. Oni przecież sięgają po zadziorne, punkrockowe brzmienie, znane bardzo dobrze chociażby z Kultu, którego obecnymi lub byłymi członkami jest większość muzyków zespołu. Taki rodzaj muzyki nie jest na co dzień kojarzony z poezją. A jednak znaleźli
No. 1/2016
właśnie taką inspirację. Zastanawia mnie często, co może ciągnąć twórców muzyki, szeroko ujmując, popularnej do klasyków liryki polskiej.
M.W. Fonetyka zaczynała od poezji, jest z nią związana od początku, natomiast Buldog musiał dojrzeć do tej inspiracji. Za czasów wokalu Kazika grali utwory własnego autorstwa. W 2009 roku Kazik porzucił projekt, a jego miejsce zajął Tomek Kłaptocz. Misja zespołu została przedefiniowana. Wtedy właśnie zajęli się popularyzacją klasyków polskiej poezji. Efektem była płyta „Chrystus miasta”, która składała się niemal wyłącznie z utworów napisanych do tekstów Tuwima. „Gościnnie” wykorzystano teksty Leopolda Staffa i Stanisława Barańczaka. Płyta jest zaskakującą, rockową aranżacją tekstów klasyków. Na kolejnym krążku, czyli „Laudatores Temporis Acta”, członkowie zespołu znów sięgnęli po poetycką inspirację. Tym razem ich inwencja nie ograniczyła się tylko do trzech autorów. Twórcy Buldoga nie potrafią jednak oprzeć się pokusie tworzenia własnych tekstów i wśród klasyków zawsze znajdą się jeden lub dwa utwory autorstwa wokalisty. Płyty Buldoga nie są jednorodne muzycznie. Na drugiej płycie widać większą inspirację reggae. Łatwo można zauważyć, że styl grupy ewoluuje. Chyba trochę inaczej jest z Fonetyką. Ich
10
Musimy porozmawiać płyty są muzycznie bardzo zbliżone. N. N. Nie powiedziałabym, że Fonetyka stoi w miejscu. Chociaż trzymają się kierunku wyznaczonego przez Requiem dla Wojaczka, to w Andrzeju Bursie trafiają w nowe rejony, i wydaje się, że nie dzieje się to przypadkowo. M.W. Na pewno nie jest to żadna rewolucja. To co mnie uderza, to fakt, że pomimo podobnej warstwy muzycznej, w mój gust znacznie mocniej trafiło Requiem dla Wojaczka. Bardziej czuję tę płytę. Andrzej Bursa jest trochę przegadany. Jest to jakiś pomysł, w końcu to poezja, ale do mnie to nie trafia. Mimo wszystko to nie muzyka robi różnicę. Być może chodzi tutaj o dobór tekstów. Nie widzę innego wytłumaczenia. N. N. W przypadku Fonetyki nie oceniamy tak naprawdę płyty jako dzieła pewnych muzyków, kompozytorów, autorów tekstów. Oceniamy wybrzmiewającą poezję. Chociaż zarówno twórczość Wojaczka, jak i poezje Bursy są mocno zanurzone w beznadziejnie szarym PRL-u, to sytuują się poza czasem i przestrzenią. Mają w sobie uniwersalność, którą Fonetyka wychwyciła i uwydatniła. Osadziła ich wiersze w realiach współczesnych, czym wyświadczyła zasługę przede wszystkim tej współczesności. M.W. Buldog natomiast próbuje odczarować znane nazwiska. Nie można powiedzieć, że nazwiska Tuwima czy Staffa trzeba przywracać kulturze. Misją Buldoga jest pokazanie, że nie ma jednej metody muzycznej aranżacji tekstów literackich, a także, że niektóre wiersze mogą wiele zyskać w mocniejszym brzmieniu. Takie teksty jak Chrystus miasta, Do generałów, czy Pio-
senka o Bośni nie ukażą po prostu swojej głębi, gdy wykona je aktorka na wieczorku poetyckim. Najważniejszym zadaniem Buldoga jest dopasować wykonanie do klimatu wiersza, a ich wyczucie jest pod tym względem bardzo sugestywne. N.N. Fonetyka podkreśla, że na pierwszym planie ma być tekst i konsekwentnie się tego trzyma. Przemysław Wałczuk mocno akcentuje „inność” swoich płyt i wie, że ani Requiem dla Wojaczka, ani Andrzej Bursa, nie mają szans zawojować list przebojów. Daleko im do ideałów tak zwanej estetyki tanecznej, która jest odpowiednia dla masowego odbiorcy. Mówi o elitarności i wyjątkowej wrażliwości tych, którzy przyjmują ich twórczość. Polemizowałabym z tą opinią, ponieważ ich koncerty przyciągają nie tylko fanów, ale też osoby przypadkowe, szukające miejsc, gdzie dzieje się coś ciekawego. Koncerty Fonetyki do takich ciekawych wydarzeń należą, chociażby ze względu na oprawę wizualną. Członkowie zespołu noszą się w eleganckich białych koszulach i krawatach, nie korzystają z efektów specjalnych. Nie muszą. M.W. Ja widzę trochę taką dumę na pokaz. Na pewno każdy artysta w głębi duszy chce być wysłuchany i doceniony, ale najważniejsze by nie robił tego kosztem swojej wizji. Być może te zespoły nie są bardzo popularne, ale mimo to dają nowe życie polskim geniuszom pióra. Pozwalają im uciec od skostniałych środowisk literackich, niszowych wieczorków poetyckich i nudnych kart podręczników. Twórczość poetycka dociera w ten sposób do większego grona ludzi wrażliwych na sztukę. To niewątpliwa zasługa.
No. 1/2016
11
Musimy porozmawiać N.N. Sięganie po taką literaturę może być źródłem przytyków, że to niemoc twórcza i próba podparcia się cudzym geniuszem. A może jest to raczej tęsknota za siłą wyrazu, za prawdziwym, niekłamanym słowem? M.W. W tym wypadku cudzy geniusz trzeba podeprzeć swoim. Inaczej nic by z tego nie było. A właśnie dzięki takim inicjatywom poezja polska może zostać postawiona w nowym świetle, które jeszcze bardziej uwypukla jej wielkie zalety. Osobiście uważam, że poezja może być rodzajem muzyki. Nie każda, rzecz jasna, lecz można o niej sądzić tylko wtedy gdy się ją usłyszy. A nasz sąd o niej może być tym lepszy, im autentyczniej ją ktoś zaśpiewa. Czyli tak jak to czynią Buldog i Fonetyka. N. N. O Buldogu już mówiłam, warstwa muzyczna moim zdaniem za mocno wybija się na pierwszy plan, żeby można było docenić słowa. Fonetyka lepiej ustala proporcje między dźwiękiem instrumentów a dźwiękiem słów, które też mają wspaniałe brzmienie
No. 1/2016
i same w sobie stanowią sztukę. Stopienie tej trudnej poezji z muzyką ułatwia odbiór, otwiera na wielki świat poetyckiej wrażliwości. M.W. Warstwa muzyczna stanowi w końcu interpretację i właśnie jej wyrazistość stanowi siłę Buldoga. Jednakże najbardziej intryguje w tych zespołach to, że w gruncie rzeczy wymykają się wzajemnym porównaniom. To dwa różne zespoły. Można słuchać jednego lub drugiego w zależności od nastroju, celu czy nastawienia. Gdy ich słucham, uderza mnie to, że gdy nawet podejmują się interpretacji tego samego artysty, robią to zupełnie odmiennie, całkowicie niepowtarzalnie. Inaczej widzą swoją misję, dobór tekstów i styl muzyczny. Jedyne co ich łączy to poezja. I to ona najwięcej zyskuje na ich działalności - przede wszystkim nową, intrygującą twarz. N.N. Ja bym powiedziała, że nie tyle poezja zyskuje nową twarz, co dzięki muzyce odsłania swoją właściwą.
12
Studencki Insider
Keep calm
and study smart!
Czasy, kiedy studenci robili notatki na papierze w zeszycie, powoli odchodzą w niepamięć. Notes i długopis stają się coraz bardziej oldschoolowe. Pomimo tego, że praktycznie każdy z nas posiada smartfona i korzysta z nowych technologii na co dzień, nie wszyscy jesteśmy w stu procentach świadomi tego, jak mogą być one pomocne podczas nauki. Zarówno stosowny hardware, jak i odpowiednie oprogramowanie mogą sprawić, że przyswajanie wiedzy nie tylko stanie się bardziej efektywne, ale przede wszystkim przyjemniejsze.
P
ierwszym urządzeniem są bezprzewodowe skanery ręczne, które z pewnością przydadzą się każdemu studentowi. Wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do robienia zdjęć milionom stron notatek kolegów i koleżanek oraz książek z biblioteki, których nie można wypożyczyć. Zaletą tych urządzeń jest to, że jakość wykonywanych skanów jest często o wiele lepsza
od zdjęć wykonywanych komórką. Skanery posiadają własną pamięć, która pozwala na przechowywanie setek stron. Informacje zgromadzone w pamięci urządzenia przenoszone są do komputera przez port USB, a potem mogą być przez nas wydrukowane w bardzo dobrej rozdzielczości. Dzięki temu nie musimy już męczyć naszych oczu czytaniem materiałów na małych ekranach telefonów.
Fot. Alvin Trusty (lic. CC BY-NC-SA 2.0)
No. 1/2016
13
Studencki Insider
Fot. Randi Deuro (lic. CC BY-NC 2.0)
Być może część z was korzysta już z programów OCR, które służą do rozpoznawania znaków tekstu wczytanego wcześniej do pamięci komputera w postaci obrazu. Wczytana przy pomocy skanera kartka książki dzięki OCR-owi ulega zamianie na kody znaków. W rezultacie tak wczytany i rozpoznany tekst może być przez nas modyfikowany w dowolnym programie edytorskim. Obecnie istnieje bardzo bogate oprogramowanie OCR-owe, którego jakość mierzona jest przede wszystkim trafnością rozpoznawanych znaków oraz szybkością działania. W niektórych OCR -ach jest możliwe „uczenie” programu znaków, których ów program nie jest w stanie samodzielnie rozpoznać. Ta funkcja jest szczególnie przydatna w OCR -ach, które rozpoznają pismo ręczne.
Możliwość rozpoznania pisma ręcznego została także wykorzystana w innym urządzeniu o nazwie Fly-pen. Funkcjonalnie jest ono długopisem, który dzięki miniaturowemu sensorowi rejestruje w swojej pamięci znaki pisane na papierze. Następnie zawartość pamięci długopisu przenoszona jest do komputera, gdzie zostaje rozpoznana przez stosowny OCR. W rezultacie tekst napisany ręcznie niemal automatycznie może być przeniesiony do edytora tekstu w komputerze. Urządzenie to jest idealne dla osób, które od pisania na komputerze wolą jednak kartkę papieru, ale chcą mieć także notatki zapisane w postaci cyfrowej.
No. 1/2016
Oprócz różnego rodzaju gadżetów, które pomagają studentom zebrać, uporządkować i korzystać w pełni efektywnie ze zrobionych na wykładach notatek, inną wartą uwagi sprawą jest oprogramowanie. Ilość aplikacji, z których możemy korzystać na urządzeniach mobilnych jest ogromna, jednak z kilku z nich warto korzystać na co dzień.
„W rezultacie tekst napisany ręcznie niemal automatycznie może być przeniesiony do edytora tekstu w komputerze.” Do takowych z pewnością zalicza się Lumosity – aplikacja, która określana jest mianem wirtualnego trenera mózgu. Oferuje ona gry logiczne i zadania, które mają na celu poprawić sprawność umysłową na wielu płaszczyznach, takich jak: szybkość podejmowania
14
Studencki Insider decyzji, pamięć, umiejętność błyskawicznego kojarzenia faktów czy koncentracja. Badania naukowe potwierdziły, że po 10 tygodniach wykonywania ćwiczeń w aplikacji, u badanych osób poprawiło się funkcjonowanie mózgu.
„Badania naukowe potwierdziły, że po 10 tygodniach wykonywania ćwiczeń w aplikacji, u badanych osób poprawiło się funkcjonowanie mózgu”
Warto również skorzystać z zasobów strony internetowej Khan Academy, która oferuje setki filmów edukacyjnych z niemalże wszystkich dziedzin nauki. Na stronie przydatne informacje znajdą nie tylko uczniowie, ale również studenci. Znajdują się tu informacje, które często nie są prezentowane na zajęciach. Cała filozofia Khan Academy opiera się na dostarczaniu darmowej edukacji przez Internet, która w przyszłości ma stać się wiodącą metodą pozyskiwania wiedzy. Sposób nauki przez takie platformy ma wyrównać szanse wśród osób, które potrzebują różnego czasu na przyswojenie rożnych informacji oraz multimedialnych metod nauczania.
Przedstawione powyżej informacje na temat różnego rodzaju gadżetów oraz oprogramowania to zaledwie kropla w morzu, jeśli chodzi o nowe technologie. Każdego dnia w głowach ludzi na całym świecie powstają pomysły, dzięki którym nasze codzienne obowiązki, w tym nauka, stają się łatwiejsze i przyjemniejsze. Warto jest poszukać w Internecie i w sklepach z aplikacjami narzędzi, które odpowiedzą na nasze wymagania i cieszyć się z udogodnień XXI wieku.
Fot. Rasmus Andersson (lic. CC BY-NC 2.0)
Jeśli chodzi o media społecznościowe, to ostatnio zrobiło się głośno o nowym kanale komunikacyjnym Spray Networks Poland. Jest to polska aplikacja, która powstała w Dolinie Krzemowej. Służy do wysyłania wiadomości do osób, które znajdują się w pobliżu, nawet jeśli nie znamy ich numerów, maili czy imion. W Instytucie Dziennikarstwa UW można już korzystać z tej aplikacji, dzięki czemu studenci błyskawicznie wysyłają sobie nawzajem informacje o zmianie sal, odwołanych zajęciach czy prośby o pożyczenie notatek.. Wszystkie te komunikaty trafiają do osób korzystających z aplikacji i znajdujących się w pobliżu Instytutu. Każdy, kto dostał wiadomość, może na nią odpowiedzieć.
Aleksandra Baka
No. 1/2016
15
Studencki Insider
Relaks posesyjny Fot. David Barnas (lic. CC BY-NC 2.0)
Przełom stycznia i lutego to dla każdego studenta czas walki o byt i przetrwanie w akademickim gronie. Jest to okres starcia z potworem o wielkich oczach nazwanym złowrogo sesją. Zbliża się małymi kroczkami i mimo że jesteśmy świadomi jej nadejścia, atakuje niespodziewanie.. Bombarduje nas serią kolokwiów, zaliczeń, egzaminów. Część z nas walkę tę przegrywa, zatracając resztki nadziei i poddając się, przez co traci zaszczytny status. Część z nas stoczy bój ponownie już na początku marca. Ci natomiast, którzy wyszli z bitwy zwycięsko zasługują na upragniony odpoczynek. Nasze skonane nieprzespanymi nocami i leczone zbyt dużą ilością kofeiny organizmy, wymagają rehabilitacji, a wymęczony dużą ilością materiału w krótkim czasie mózg należy poddać odprężeniu.
Daria Na skutek wielu nieprzespanych nocy, podczas których trzeba powtarzać nawał materiału na egzaminy (można by zaśpiewać sobie “będzie zabawa, będzie się działo i znowu nocy będzie mało”) na pewno wielu studentów odkryje na nowo urok swego łóżka.
Fot. Marco Crupi (lic. CC BY-NC-SA 2.0)
No. 1/2016
„Ferie to wręcz idealny czas, aby wykupić karnet, udać się na siłownie i podreperować zszargane sesją ciało.” Krzysiek Pasjonaci sportu nie mają problemów z odpowiedzią na pytanie o relaks posesyjny. Koniec egzaminów jest dla nich możliwością powrotu do ulubionej dyscypliny sportu. Trochę ruchu po godzinach spędzonych nad książkami przyda się każdemu. Krótki jogging lub spacer pozwoli nam się dotlenić i odetchnąć po czasie nauki.
16
Fot. RelaxingMusic (lic. CC BY-NC-SA 2.0)
„Po sesji co najmniej trzy dni nie wstaję z łóżka! Kto nie marzy o tym, by położyć się nie nastawiając budzika i obudzić się po południu następnego dnia bez wyrzutów sumienia?”
Studencki Insider
Fot. Damien Quick (lic. CC BY-NC-SA 2.0)
„Piwo, ciemnia, skanowanie i obróbka zdjęć do jazzu lecącego w tle.” Bartek Po sesji należy wrócić do rzeczy najważniejszych, czyli do swojej pasji. Dla jednych będzie to fotografia, dla innych sport, jeszcze inni przeczytają zaległe książki. Najistotniejsze w tym wszystkim jest to, aby odciąć się od rzeczy związanych ze studiami i skupić się na tym, co nadaje sens naszemu życiu.
Fot. Christos Tsoumplekas (lic. CC BY-NC 2.0)
„Uzbierane przez semestr oszczędności wydałam na bilet do ciepłych krajów. Ceny wcale nie są takie kosmiczne. Polecam!” Alina Podróż zawsze jest świetną odskocznią. Wielu studentów z przyjemnością opuszcza szare zabudowania naszej stolicy i wyjeżdża w miejsca, które pozwolą im zapomnieć o stresie i zarwanych nocach. Cele podróży są przeróżne. Część wybiera Polskę, inni robią wypad za granicę. W tym wypadku odległość mentalna jest dużo istotniejsza od tej geograficznej.
Fot. Bill Badzo (lic. CC BY-NC-SA 2.0)
Doświadczanie ciepła, miłości i spokoju w domku to najlepszy sposób na odzyskanie równowagi życiowej. Spożytkuję ten czas na przebywanie z rodzicami i rodzeństwem. Weronika Część z nas odpocznie, wyjeżdżając do swoich rodzinnych domostw. Po sesji dobrze jest choć na chwilę uciec z murów uniwersytetu. Dotyczy to nie tylko tzw. „słoików”. Każdy ma swoją niszę, do której chce wracać.
Anna Pernal No. 1/2016
17
Studencki Insider
BUW dla słów W założeniu zwanym celami edukacji każdy uczeń powinien opuścić szkolne mury z umiejętnością samodzielnej nauki. Jednak rzeczywistość często odbiega od założeń. Świeżo upieczeni studenci (chociaż ci starsi również) pozbawieni przewodników nie umieją odnaleźć się w gąszczu możliwości, jakie stawiają przed nimi studia i szukając dla siebie miejsca, przeważnie decydują się iść za tłumem.
W
stolicy wszystkie drogi prowadzą do BUW-u, więc ten, kto płynie z prądem, prędzej czy później zajrzy do murów przy Dobrej 56/66. W żadnym wypadku nie chodzi tu o krytykowanie korzystania ze zbiorów biblioteki, czy przemyślanego wykorzystania „okienka” na szybką powtórkę przed kolosem, a o tak zwany buwing, który najpełniej objawia się podczas akcji ,,BUW dla sów”. Studenci mogą wtedy przebywać w bibliotece aż do piątej nad ranem. W założeniu mają w pełnym skupieniu zakuwać do sesji i nawzajem motywować się w at-
mosferze pracy, objawiającej się ciszą, zakłócaną jedynie odgłosem zakreślanych haseł bądź stukania w klawiaturę. Spora część osób korzystających wtedy z dóbr BUW-u przychodzi tam właśnie z takim zamiarem, w planach mając trzy proste kroki: wejść do biblioteki, uczyć się i wrócić do domu. Jednak podczas nocnych sesji naukowych tak prosty schemat często okazuje się niewykonalny. Pierwszą przeszkodą, na jaką przeważnie natrafiamy, jest dwukilometrowa kolejka do szatni, często zakończona informacją o braku numerka. Gdy jednak uda nam się wystać swoje i zdobyć upragniony kawałek
Fot. David Thompson (lic. CC BY-NC-SA 2.0)
No. 1/2016
18
Studencki Insider Fot. Magdalena Sibicka ©
Fot. Śpiochy w BUWie ©
plastiku w zamian za okrycie wierzchnie, znalezienie wolnego biurka okazuje się jeszcze większym wyzwaniem. Jeśli jesteś stałym bywalcem BUW-u i masz swoje upatrzone miejsce pracy, podczas przedsesyjnej akcji możesz o nim zapomnieć. Jeśli do nauki potrzebujesz laptopa, lepiej przygotuj się na ciężką walkę, bo stoliki przy kontaktach są cenniejsze niż złoto. Niestety, nie wszyscy wytrzymują skutki pojedynków i czując psychiczne napięcie oraz fizyczny ból (stanie w kolejce i chodzenie po schodach góra dół wpływa na stan nóg) udają się na zasłużoną przerwę. Dlatego BUW zazwyczaj wygląda jak pole bitwy, z którego połowa żołnierzy uciekła, zostawiając w pośpiechu broń, składającą się z zakreślaczy i notatek, część poległa, dając za wygraną ze zmęczeniem i
ucinając drzemkę i jedynie garstka z początkowo zmotywowanych studentów ciągle jeszcze walczy. Bardzo prawdopodobne, że tych, którzy postanowili na chwilę (czasem trwającą kilka godzin) zamknąć oczy i przywitać się z Morfeuszem, znajdziemy na cieszącym się dużą popularnością fanpage’u ,,Śpiochy w BUWie”. Są tam zdjęcia studentów przyłapanych na spaniu w bardzo różnych pozycjach i miejscach, poczynając od wygodnych puf, a kończąc na drzemce pod stołem. Paradoksalnie czasem to właśnie chęć znalezienia się na tym fp motywuje do przyjścia do biblioteki. Jednak obok zwykłej chęci nauki częstym powodem, dla jakiego decydujemy się uczyć w BUW-ie, jest obecność znajomych, z którymi możemy wspólnie ponarzekać na masę roboty, złych
Dlatego BUW zazwyczaj wygląda jak pole bitwy, z którego połowa żołnierzy uciekła, (…), część poległa, dając za wygraną ze zmęczeniem i ucinając drzemkę i jedynie garstka z początkowo zmotywowanych studentów ciągle jeszcze walczy. No. 1/2016
19
Studencki Insider prowadzących i zbyt trudne pytania na egzaminie. Niekiedy takie rozmowy zamiast odbywać się na zewnątrz mają miejsce pośród biurek, notatek i innych studentów. Często w takich sytuacjach dochodzi do nieprzyjemnej wymiany zdań, która zazwyczaj skutkuje tym, że rozgadani przyjaciele przenoszą się na świeże powietrze, zostawiając naukę na dłuższy czy krótszy czas. Niestety, wielu studentów, którzy raczej nie opuścili szkolnych murów z umiejętnością samodzielnego uczenia się, myśli, a raczej ma nadzieję, że samo siedzenie w bibliotece przy otwartych podręcznikach równe jest przygotowaniom do sesji. Niestety, trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i zrozumieć, że przesiady-
wanie po nocach w BUW-ie, przeglądanie fejsa i rozmawianie ze znajomymi, nie zagwarantuje zdanych egzaminów. Mając wokół siebie tyle osób, łatwo jest się rozproszyć, dlatego czasem lepiej na rzecz własnych przygotowań odpuścić sobie wspólną powtórkę i skupić się na samodzielnej pracy. Niemniej jednak, będąc optymistką, wierzę, że większość przebywających w bibliotece ma za główny cel rzetelną naukę. W sumie pal to sześć, mam nadzieję, że zarówno ci którzy pilnie uczyli się w BUW-ie oraz ci, którzy przychodzili tam raczej w celach towarzyskich zaliczyli wszystkie egzaminy i mogli cieszyć się feriami.
Michalina Nowak
Fot. Joanna Adamowicz ©
Fot. Śpiochy w BUWie ©
No. 1/2016
20
Trochę kultury!
Przezwyciężyć szarość.
Madame Antoniego Libery
Jeśli zdążyliście już odpocząć po sesyjnych męczarniach, warto sięgnąć po nieco mniej naukową lekturę. Trafionym wyborem okaże się Madame Antoniego Libery, którą już od wielu lat można znaleźć na księgarnianych półkach.
N
arratorem utworu jest dorosły mężczyzna, który wspomina czasy spędzone w jednym z warszawskich liceów w latach 60. XX wieku. Przyjmuje przy tym perspektywę maturzysty o artystycznych aspiracjach, którym kiedyś był. Chłopiec odróżnia się od rówieśników niezwykłą bystrością umysłu, jednak nauczyciele nie doceniają jego aktywności i zaangażowania, hołdują intelektualnej przeciętności. Nic, co nie wpisuje się w ideologię władzy, nie ma szansy przetrwać.
Fot. Fred Baby (lic. CC BY-NC-SA 2.0)
„Znacznie różni się od Polek realiów socjalizmu. Jest piękna, oryginalna, budzi postrach większości uczniów.”
Pewnego dnia egzystencja młodzieńca w omotanej przez komunizm polskiej rzeczywistości diametralnie się zmienia. Wszystko to za sprawą nowej dyrektorki, nauczycielki języka francuskiego. Romanistka intryguje bohatera. Znacznie różni się od Polek realiów socjalizmu. Jest piękna, oryginalna, budzi postrach większości uczniów. Jej sposób
No. 1/2016
21
Trochę kultury! mówienia, styl ubierania się, a nawet zapach perfum fascynują bohatera. Dzięki wrodzonej wnikliwości młodzieńcowi udaje mu się zdobyć informacje dotyczące jej życia prywatnego. Nauczycielka daje się wciągnąć w pewnego rodzaju grę aluzji, nie przekraczając przy tym wyznaczonych granic. Umie rozsądnie i odpowiedzialnie pokierować młodym człowiekiem, doprowadzając do rozwoju jego talentów. Madame jest swoistym dokumentem epoki komunizmu, jednak nie bez dodatku elementów satyrycznych.. Życie w PRL–u było skomplikowane, a normalne funkcjonowanie utrudnione, bo rzeczywistość była zdominowana przez wszechobecną ideologię.
Fabuła powieści została zbudowana wokół dosyć prozaicznego problemu, jakim jest uczucie licealisty do nauczycielki francuskiego. Jednak nie ujmuje to niczego utworowi Libery. Główni bohaterowie to niezwykle wyraziste postacie. Żyją w kraju omotanym fałszywym przeświadczeniem o słuszności wyznawanej przez władze ideologii, pośród zrodzonej z niej przeciętności, a mimo to nie tracą indywidualizmu i pozostają okryci pewną w tajemnicą. Charakter utworu doskonale oddaje zamieszczony na początku książki cytat Arthura Schopenhauera „Romansopisarz powinien dążyć nie do tego, by opisywać wielkie wydarzenia, lecz by małe czynić interesującymi”.
„Romansopisarz powinien dążyć nie do tego, by opisywać wielkie wydarzenia, lecz by małe czynić interesującymi”
No. 1/2016
22
Trochę kultury!
Godny podziwu jest także plastyczny, stylistycznie nienaganny język powieści . Miejscami przypomina język XVIII–wiecznej sielanki, a czasami idealnie oddaje charakter prozy detektywistycznej. Liczne nawiązania do literatury czy muzyki światowej nie tylko świadczą o wiedzy i erudycji autora, ale także nadają powieści intertekstualny charakter.
romansem i powieścią detektywistyczną osadzoną w konkretnych realiach historycznych. Bez wątpienia Madame to prawdziwe dzieło, które wykracza poza jedną konwencję literacką.
Madame Antoniego Libery zachwyca przede wszystkim niesamowitą fabułą. Wszystkie przeplatające się wątki wpływają na los i światopogląd bohaterów. W utworze nie ma nic przypadkowego. Jest zarazem
No. 1/2016
23
Magdalena Sibicka
Trochę kultury! Fot. Gary Owen (lic. CC BY-NC 2.0)
Zobacz moją historię, czyli narkotyki w kinematografii W uzależnienie od substancji psychotropowych może popaść każdy z nas – bez względu na wiek, religię, status społeczny i majątkowy. Doskonałym zobrazowaniem nałogu narkomanii jest film dokumentalny „Katka” Heleny Trestikovej.
F
ilm „Katka” opowiada historię 19-letniej Czeszki uzależnionej od narkotyków. Przedstawia jej ciągłą walkę z uzależnieniem. Mijają lata, a Katka nadal nie może wyzbyć się swojego nałogu. Wraz ze swoim chłopakiem szuka różnych sposobów, by zdobyć pieniądze na narkotyki, m.in. okradając sklepy. Co jakiś czas chcą podejmować próby pójścia na terapię, jednak niedługo po tym dotyka ich demotywacja. Nie widzą w życiu żadnego konkretnego i wartościowego celu. Właściwie mają tylko jeden: zdobyć narkotyki. Oboje nie mogą się uwolnić z piekła nałogu. Katka w pewnym momencie wypowiada słowa: „Ja nigdy nie przestanę brać”. Powoli zaczyna w to wierzyć. Przez wytwarzające się blokady emocjonalne napotyka na jeszcze większe trudności. Po rozstaniu z narzeczonym zaczyna się prostytuować. Bo jak inaczej może zdobyć pieniądze na narkotyki? Wynika z tego teza: bardzo łatwo jest wpaść w szpony nałogu. Przyczyny uzależnienia bywają różne, jednak
No. 1/2016
nie możemy podzielić ich na określone kryteria, takie jak np. wiek, płeć, status społeczny. Jeżeli nie znajdziemy w sobie motywacji wewnętrznej, nie otrzymamy odpowiedniego wsparcia od odpowiednich osób, miłość do narkotyków zaprowadzi nas na samo dno. Bardzo podobną historię poznajemy w książce Christiane F. „My, dzieci z dworca Zoo”. Główna bohaterka, wówczas 14-letnia Christiane także jest uzależniona od narkotyków i przechodzi podobne piekło jak Katka. Obie dziewczyny zaczynają brać, by poczuć się lepsze, wyjątkowe, trafić do innego, lepszego – ich zdaniem – świata. Na początku zaczyna się niewinnie: zażywanie narkotyków podczas imprez i tok myślenia „mam wszystko pod kontrolą, to nic takiego, a jest mi po tym o wiele lepiej”. Kolejnym krokiem jest ukrywanie się przed bliskimi, którzy nie zauważają pierwszych symptomów uzależnienia. Następnie zaczyna się regularne zażywanie narkotyków. Gdy brakuje pieniędzy, uzależnione są zdolne do różnych rzeczy, by je zdobyć:
24
Trochę kultury! od wspomnianych już wcześniej kradzieży do maksymalnego upodlenia się, polegającego na sprzedaży swojego ciała, nawet za najmniejszą kwotę, byleby tylko mieć za co ćpać. Smutnym faktem, zarówno w „Katce”, jak i w książce „My, dzieci z dworca Zoo”, jest miłość dziewczyn do chłopaków uzależnionych podobnie jak one. Po-
„Gdy brakuje pieniędzy, uzależnione są zdolne do różnych rzeczy, by je zdobyć, (…) byleby tylko mieć za co ćpać.”
woduje to wzajemne napędzanie się – jeżeli jedno bierze, to drugie też. W pewnym momencie zaczyna się pojawiać matnia i błędne koło. Bohaterkę często kusi wizja powrotu do normalnego życia, do bycia dobrą, pojawia się temat przejścia na detoks bądź terapię odwykową. Przez dolegliwości psychofizyczne towarzyszące odtruwaniu organizmu uzależnieni jednak często nie wytrzymują. Rezygnują z odwyku i powracają do narkomańskiego życia. Pewnego dnia Katka dowiaduje się, że jest w ciąży. Ojciec dziecka, tak jak ona, jest uzależniony. W tym momencie dziewczyna postanawia na dobre zmienić swoje życie. Jej nałóg jest jednak silniejszy – Katka porzuca córeczkę. Twierdzi, że musi się pozbierać i dopiero „po dziesięciu detoksach” może ją odzyskać. Podobny problem ma również Barbara Rosiak – bohaterka książki „Pamiętnik narkomanki”. Tam również odkrywamy heroiczne zmagania i wiele upadków. Totalnie wyniszczony organizm nie ma już siły,
Fot. Greg McMullen (lic. CC BY-NC-SA 2.0)
No. 1/2016
25
Trochę kultury! by walczyć. Wszystkie bohaterki są do cna wykończone nałogiem i detoksami, które zazwyczaj i tak kończą się fiaskiem. Dopiero po dłuższym czasie nielicznym udaje się częściowo wyjść z uzależnienia, a niektórzy przedawkowują.
„Jej nałóg jest jednak silniejszy – Katka porzuca córeczkę. Twierdzi, że musi się pozbierać” Dokument Trestikovej może być przestrogą dla młodych ludzi, czym może grozić uzależnienie od narkotyków. Jak wspomniałam wcześniej - zaczyna się niewinnie: narkotyki bierze się okazjonalnie, dla towarzystwa, chęci poczucia przynależności do danej grupy społecznej, wrażenia inności. Następnym etapem jest już totalna utrata godności ludzkiej spowodowana nałogiem: od kradzieży do świadczenia usług seksualnych, a następnie dziesiątki detoksów kończące się niepowodzeniem.
Kinga Potocka
Fot. Rev. Xanatos Satanicos Bombasticos (lic. CC BY-NC-SA 2.0)
No. 1/2016
26
Prawie o prawie
czyli brzeg brzegowi nie równy
„W trosce
o trzeźwość obywateli…” Fot. F. Kwiatkowski (lic. CC BY-NC 2.0)
Kiedy w ciepły dzień staniemy na moście Poniatowskiego i będziemy spoglądać na brzegi Wisły, zaobserwujemy widoczną różnicę pomiędzy nimi. Na zachodnim brzegu zobaczymy biegaczy, rowerzystów i spacerowiczów, natomiast na wschodnim grupy ludzi siedzących na plaży i w większości spożywających napoje alkoholowe. Skąd ten dziwny podział? Wszystko za sprawą Ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi.
p
reambuła tej Ustawy brzmi „Uznając życie obywateli w trzeźwości za niezbędny warunek moralnego i materialnego dobra Narodu, stanowi się, co następuje”. Co ciekawe, takie wstępy nie zdarzają się zbyt często i ich występowanie nie jest w żaden sposób zależne od rangi aktu prawnego, co może świadczyć o tym, że ustawodawca zdawał sobie sprawę z kontrowersyjności niektórych zapisów i chciał je uzasadnić. W tym miejscu należy się zatrzymać i zastanowić nad pojęciem ,,życie w trzeźwości” oraz podkreślić różnicę między ,,trzeźwością” i ,,abstynencją”. To sformułowanie nie oznacza, że obywatele nie powinni w ogóle spożywać alkoholu, ale nie mogą upadać w pijaństwo i alkoholizm, co stoi w sprzeczności z ,,dobrem moralnym narodu”. Dlatego też, zdecydowana większość przepisów ustawy odnosi się do przeciwdziałania tym zjawiskom, poprzez określenie zadań administracji publicznej takich jak np. edukacja (Art.5.), a także usystematyzowanie han-
No. 1/2016
dlu wyrobami alkoholowymi. Tu jako przykład możemy podać artykuł 10.: ,, (…)akty prawne wpływające na strukturę cen napojów alkoholowych powinny służyć ograniczaniu spożycia tych napojów oraz zmianie struktury ich spożycia na rzecz napojów o niskiej zawartości procentowej alkoholu.” Zakaz spożywania w miejscach publicznych? Najbardziej interesujące dla obywateli są te normy, które stanowią w pewien sposób ograniczenia ich praw. Najistotniejszy pod tym względem jest artykuł 14, a w szczególności ustęp 2a: „Zabrania się spożywania napojów alkoholowych na ulicach, placach i w parkach, z wyjątkiem miejsc przeznaczonych do ich spożycia na miejscu, w punktach sprzedaży tych napojów”. Podkreślmy: ulice, place, parki, a nie jak to się przyjęło mówić ,,miejsca publiczne”. Wróćmy do przykładu z brzegami Wisły - nie można ich nazwać żadnym z tych trzech określeń. Sytuacja
27
Prawie o prawie z ,,La playą” jest prostsza - plany zagospodarowania miasta nie pozwalają określić statusu prawnego tego miejsca, przez co wymyka się ono z zakresu ustawowego. Natomiast „schodki” po „lewej” stronie ani nie są drogą, ponieważ nie figurują jako takie w ewidencji gruntów, ani parkiem, ani placem, co wynika z opinii prawnej adw. Mateusza Janowskiego zamówionej przez Zarząd Mienia m. st. Warszawy. Jednak pić zupełnie spokojnie tam nie można. Dlaczego? Pozostaje nam spekulować czy to wykorzystywanie niewiedzy obywateli, czy policja i straż miejska same nie wiedzą jak traktować to miejsce, ale uznają, że lepiej dać mandat niż nie dawać. Na szczęście w jednym z Warszawskich sądów toczy się już postępowanie w sprawie nieprzyjęcia mandatu za spożywanie alkoholu w tym miejscu, więc już niedługo będziemy wiedzieli czy schody są ulicą Dla tych, którzy uwielbiają nadwiślańskie widoki podziwiać z piwkiem w ręku mamy więc dwie rady: jeżeli lubicie dreszczyk adrenaliny i przepychanki słowne zapamiętajcie treść artykułu 14 i zajrzyjcie do wspomnianej opinii prawnej, jeśli jednak wolicie spędzić czas bez interwencji funkcjonariuszy wybierzcie prawą stronę Wisły. Zakazane jest też spożywanie, podawanie i sprzedawanie alkoholu na terenie szkół oraz innych zakładów i placówek oświatowo-wychowawczych, opiekuńczych i domów studenckich (art. 14, ust.1, pkt 1), na terenie zakładów pracy oraz miejsc zbiorowego żywienia pracowników (art. 14, ust.1, pkt 2), w miejscach i czasie masowych zgromadzeń (art. 14, ust.1, pkt 3), w środkach i obiektach komunikacji publicznej, z wyjątkiem wagonów restauracyjnych i bufetów w pociągach, w których dopuszcza się sprzedaż, podawanie i spożywanie napojów alkoholowych do 4,5% zawartości alkoholu oraz piwa (art. 14, ust.1, pkt 4) oraz w innych niewymienionych miejscach, obiektach lub na określonych obszarach gminy, gdzie ze względu na ich charakter rada gminy może wprowadzić czasowy lub stały zakaz sprzedaży, podawania, spożywania oraz wnoszenia napojów alkoholowych. (art.14, ust. 5). Pan do domu czy do izby wytrzeźwień?
Fot. Magdalena Sibicka ©
No. 1/2016
Zdarza się czasem, że pod wpływem silnych emocji lub specyficznych okoliczności sięgamy po wysokoprocentowe alkohole, które powodują zachowanie znacznie odbiegające od ogólnie przyjętych norm.
28
Prawie o prawie Gdy takie występki zaczną przeszkadzać lub zagrażać innym, możemy się narazić na skutki przewidziane w artykule 40. opisywanej ustawy: „Osoby w stanie nietrzeźwości, które swoim zachowaniem dają powód do zgorszenia w miejscu publicznym lub w zakładzie pracy, znajdują się w okolicznościach zagrażających ich życiu lub zdrowiu albo zagrażają życiu lub zdrowiu innych osób, mogą zostać doprowadzone do izby wytrzeźwień lub placówki, podmiotu leczniczego albo do miejsca zamieszkania lub pobytu”. Zacznijmy od adresata przepisu, zgodnie z artykułem 46. ustępem 3.:,,stan nietrzeźwości zachodzi, gdy zawartość alkoholu w organizmie wynosi lub prowadzi do: 1) stężenia we krwi powyżej 0,5‰ alkoholu albo 2) obecności w wydychanym powietrzu powyżej 0,25 mg alkoholu w 1 dm3”. Definicja ta została wprowadzona, żeby te osoby nie odpowiadały tak jak trzeźwi, którzy mogą kontrolować swoje zachowanie, a to czy funkcjonariusze uznają, że wypełnione zostały pozostałe przesłanki z przepisu art. 40. zależy od nich samych, a nawet wtedy nie muszą doprowadzać takiej osoby do wskazanych miejsc. Najgroźniej brzmi oczywiście izba wytrzeźwień, a jeszcze bardziej przerażające są kwoty, które trzeba zapłacić za taki nocleg. Może zdarzyć się też tak, że wieczór skończy się ,,tylko” na przejażdżce radiowozem i rozmowie z policjantami, ale nie polecamy takich prób oszczędzania na taksówce.
,,Kara”
Na koniec jeszcze kilka słów o poważnie brzmiącym rozdziale 3. ,,Przepisy karne”. Dla osób niebędących przedsiębiorcami najważniejsze są: artykuł 43., który wprowadza odpowiedzialność za sprzedawanie alkoholu bez licencji i art. 43.1 mówiący o karze za spożywanie napojów alkoholowych wbrew zakazom określonym w art. 14 ust. 1 i 2a-6, nabywaniu lub spożywaniu napojów alkoholowych w miejscach nielegalnej sprzedaży, albo tychże przyniesionych przez siebie lub inną osobę w miejscach wyznaczonych do ich sprzedaży lub podawania. Czyny zawarte w tych artykułach zagrożone są karą grzywny w wysokości od 20 do 5000 złotych, zgodnie z artykułem 24. Kodeksu wykroczeń, a dodatkowo za czyny z artykułu 43.1 można orzec przepadek napojów alkoholowych. Co ciekawe, kara grzywny jest jedyną karą jaką można zastosować za wskazane w tych artykułach wykroczenie, ale zdarzały się przypadki w których sądy postanawiały orzec karę ograniczenia wolności, a ich uchylenie nastąpiło dopiero w Sądzie Najwyższym.
Krzysztof Ślasa
Fot. Magdalena Sibicka ©
No. 1/2016
29
Inside NZS UW
No. 1/2016
30
Inside NZS UW
No. 1/2016
31