Ofensywa nr 15

Page 1

nr 2 (15) STuDencKie cZASOPiSMO SPOłecZnO-KuLTuRALne Grudzień 2012

HttP://www.OFenSYwA.umCS.luBlin.Pl iSSn 1895-5169

wywiad numeru:

Hanka Brulińska

reportaż:

Bezdomność w DNA

reportaż:

Gdzie ja położyłam te klucze?


Studenckie czasopismo społeczno-kulturalne nr 2 (15) grudzień 2012 Wydawca:

Wydział Politologii UMCS Pl. Litewski 3,  20-080 Lublin

Kontakt:

www.ofensywa.umcs.lublin.pl www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa magazyn.ofensywa@gmail.com

Redaktor naczelna:

Gabriela Rybińska

Zastępca redaktor naczelnej:

Sylwia Mosór

Sekretarz redakcji:

Małgorzata Richter

Promocja:

Luiza Nowak

Korekta:

Maria Buczkowska buczkowskamaria2@gmail.com

Literatura:

Beata Marzec literatura.ofensywa@gmail.com

Muzyka:

Paweł Gregorczyk, Radek Szczuchniak, Szczepan Rybiński muzyka.ofensywa@gmail.com

Film:

Małgorzata Boryczka film.ofensywa@gmail.com

Teatr:

Izabela Zin teatr.ofensywa@gmail.com

Piszą dla nas:

Agata Jurek, Dominik Gac, Diana Kubów, Elżbieta Borowik, Katarzyna Maleta, Klaudia Olender, Magdalena Julia Bury, Maria Buczkowska, Paulina Krzyżowska, Martyna Skrok, Aleksander Przytuła

Skład, projekt layoutu i okładki:

Mateusz Nowak (goldencut.pl)

Druk:

Drukarnia Akapit

Opieka nad projektem:

dr Anna Granat, dr Piotr Celiński, red. Franciszek Piątkowski,

Podziękowania dla Wydziału Politologii i Wydziału Humanistycznego UMCS za wsparcie, bez którego druk czasopisma nie byłby możliwy. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów. Materiałów niezamówionych nie zwracamy. Przedruk z magazynu dozwolony jest jedynie za pisemną zgodą wydawcy. Redakcja nie ingeruje w poglądy autorów i nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów.


w numerze

Paranormalna Ofensywa

Społecznie 4

Gdzie ja położyłam te klucze? Diana Kubów

6 Bezdomność w DNA Beata Marzec 10 Susza w Termach Antoniusza Martyna Skrok 16 Kierunek: ulica Pokątna Luiza Nowak 20 W sidłach magii Elżbieta Borowik 22 Fobie, czyli to, co w nas ukryte Agata Jurek 25 To wyniszcza mnie od środka Magdalena Julia Bury

Redaktor naczelna Gabriela Rybińska

N

owy numer magazynu „Ofensywa” jest pełen lęków i obaw. Wykorzystaliśmy na różne sposoby nasze skojarzenia z motywem przewodnim tego numeru. Fobie, szaleństwo, obłęd i wszystko, co z tym związane, jest do Waszej dyspozycji! Uważajcie też na duchy, przekleństwa czy sidła magii, które czyhają na każdej stronie magazynu. Wśród różnego rodzaju paranormalnych historii, pojawi się również całkiem realny i trudny problem zaburzeń psychicznych, nerwicy oraz fobii. O swojej fobii opowie Wam także, lecz nieco z przymrużeniem oka, Aleksander Przytuła w swoim ciętym i błyskotliwym, jak zawsze, felietonie. Jeśli zastanawialiście się nad tym, czy zmarli Wam towarzyszą i czy duchy naprawdę istnieją, przeczytajcie reportaż Diany Kubów Gdzie ja położyłam te klucze? Czekając wieczorami na autobus na lubelskich przystankach MPK, pamiętajcie o tekście Beaty Marzec Bezdomność w DNA. Jeśli natomiast lubicie horrory, z pewnością zainteresuje Was artykuł Dziwne dzieci autorstwa Małgorzaty Boryczki, która pokazuje jak ten gatunek filmowy obala stereotyp dziecka jako symbolu niewinności. Postaraliśmy się zadbać o każdego czytelnika, dlatego dla miłośników kina przygotowaliśmy wywiad z Hanką Brulińską – lubelską czarodziejką sztuki filmowej. Fanom podróży polecamy reportaże z gorącej Tunezji oraz miasta Orlando ze słonecznej Florydy, gdzie magiczny świat Harry’ego Pottera stał się rzeczywistością. Ponadto w tym numerze mamy dla Was opowiadania, wiersze dwóch autorek, a także prace plastyczne Dominiki Wilk. Oprócz tego recenzje płyt łączące trzy style muzyczne oraz recenzje teatralne i książkowe. „Ofensywa” jest lekturą obowiązkową!

26 Histrioniczne wampiry emocjonalne atakują! Paulina Krzyżowska

Kulturalnie Wywiad 27 Czarodziejka obrazów – rozmowa z Hanką Brulińską Klaudia Olender Film 30 Dziwne dzieci Małgorzata Boryczka Muzyka 32 Młoda krew w starym jazzie Paweł Gregorczyk 32 Nowi kierownicy remizowego disco polo Paweł Gregorczyk 33 Przełamując schematy Radosław Szczuchniak 34 Miłość w XXI wieku Szczepan Rybiński literatura 34 Światy nierównoległe Szczepan Rybiński 35 Wariaci mają donośny głos Klaudia Olender 37 Kto ratuje Katarzyna Maleta Teatr 39 Komornicka. Biografia szaleństwem pisana Izabela Zin Proza 40 Z czasu ludzi pióra i ołowiu Dominik Gac 43 Menady Maria Buczkowska 45 Bajka ze słów MR Poezja 46 Beata Marzec 48 Magdalena Julia Bury Prace plastyczne 50 Dominika Wilk Felieton 54 Moja fobia – „imprezowe” autobusy Aleksander Przytuła

OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012  3


społecznie

Gdzie ja położyłam te klucze? – Gdzie ja położyłam te klucze? Przecież dopiero miałam je w ręku! – wrzeszczę sama na siebie i miotam się po pokoju. Spieszę się na uczelnię i już na pewno jestem spóźniona. Znowu przez pół drogi będę musiała biec i wpadnę do sali zziajana, zdyszana i spocona. Nie dość, że zaspałam, to jeszcze teraz te przeklęte klucze do mieszkania!

M

ama zawsze mi powtarzała: „Dziecko, w tym swoim »burdelu« kiedyś sama się zgubisz.” No i miała rację, tylko, że wiem gdzie ja jestem, ale nie wiem, gdzie są moje klucze! Nie ma ich w torbie, nie ma w kieszeni, nie ma pod papierami na biurku, pod poduszką też nie ma. – Zajrzyj pod łóżko, spadły, kiedy zakładałaś kurtkę. Ha! Rzeczywiście! Stukam się w czoło i lecę do drzwi. Chwytam za klamkę, już otwieram drzwi, już przechodzę przez próg, ale zatrzymuję się, szepczę: „Dzięki” i puszczam wdzięczne oczko w kierunku poDiana Kubów koju… chociaż nikogo tam nie ma. Gadam z nią lub z nim – w sumie to do dziś nie wiem, czy to facet, czy kobieta – od kilku lat. Może od trzech albo czterech. Jakoś specjalnie tego nie dokumentuję , nie zapisuję… więc ciężko mi powiedzieć jednoznacznie. Zresztą na początku nawet nie zauważałam tego, a może po prostu nie chciałam się do tego przyznać. Nawet przed samą sobą. Przecież wielu ludzi mówi do siebie, ja zresztą też. Gdy coś gotuję, gdy w szkole rozwiązywałam zadania z matmy, w ogóle wówczas, gdy się uczę. Mam bujną wyobraźnię, to mogę szczerze przyznać, nawet przed całym światem. Myślałam, że to jej sprawka. Zresztą dzisiaj też czasem sobie wmawiam, że to ona za tym stoi. Chociaż sama sobie już nie wierzę. Mam pewne podejrzenia, kto może za tym stać. Powiedzmy, że testuję tę możliwość i, jak na razie, sprawdza się w praktycznie stu procentach. Kilka lat temu umarła mama mojej przyjaciółki Ewy. Zawsze miałam z nią dobry kontakt i lubiłyśmy się. Pani Kasia ciągle powtarzała mi, że z taką koleżanką jak ja, jej córka na pewno wyjdzie na ludzi. Jednak los płata figle. Dziś dawne przyjaciółki unikają się jak ognia. A ja tworzę szczęśliwy związek z bratem jednej i tym samym synem drugiej. Ot, taka zamiana! Mimo tych wszystkich tragedii i zawirowań obiecałam sobie, że skoro z Ewą moje drogi się rozeszły, to z całych sił zaopiekuję się jej synem. I pewnie usłyszała tę obietnicę! Ktoś mądry kiedyś powiedział, żeby nie rzucać słów na wiatr, jeśli nie wiesz, dokąd je zaniesie. No i zaniosło, wysoko. Dlaczego myślę, że

4 OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012

to ona? Bo mi pomaga z tym swoim synkiem. On jest trochę niepokorny i jeszcze nie do końca, powiedzmy… wyrzeźbiony. Poza tym jest daleko, dość daleko i nie zawsze z tego powodu jest łatwo. Czasem się na niego wściekam, płaczę po kątach, wpadam w ogromny dół, bo jest coś nie tak i wtedy właśnie ją słyszę. Nie raz się ze mnie śmiała, bo, jak to baba, robię z igły widły, czasem mówi: „Nie odzywa się, bo jest zmęczony. Wiesz, że miał służbę w weekend”. W sumie to nie mogę powiedzieć, że ona mówi, że słyszę jakiś obcy głos. To nie tak. Raczej nagle pojawia mi się myśl w głowie i ja wiem, że ona nie jest moja. Nie czuję jej obecności gdzieś obok, nic się nie rusza, nie wieje żaden wiatr, nie błyska żarówka i tak dalej, jak to w filmach. No i nie śni mi się. Nigdy. Trochę to głupie, wiem. Ciężko się o tym pisze, bo nie wiem, jakich słów mam użyć, jak to ująć, opisać. Starałam się nieraz zmusić ją do rozmowy. Chciałam, żeby mi odpowiedziała, chciałam, żeby przyszła wtedy, kiedy ja chcę, ale to nie jest takie proste. Szkopuł tkwi w tym, że gdy uświadamiam sobie, że to ona, że to ona mówi, to wszystko pryska, ucieka. To dzieje się w jednej chwili, w ułamku

W sumie to nie mogę powiedzieć, że ona mówi, że słyszę jakiś obcy głos. To nie tak. Raczej nagle pojawia mi się myśl w głowie i ja wiem, że ona nie jest moja. sekundy, gdy nie mam możliwości się zastanowić, gdy działa impuls. Nie pozwala mi myśleć nad tym, co się dzieje, jak gdyby sama wyrywała sobie odpowiedź z mojej głowy i uciekała. Wołam za nią, krzyczę, w myślach oczywiście, i nic. Pusto. Nie pojawia się zawsze wtedy, gdy mam problem, czasem słyszę ją, gdy stoję przy lustrze.


rys. Mateusz Nowak (goldencut.pl)

– Jest dobrze – i to wszystko. Cóż mi pozostaje? Uśmiecham się, nie wiem, czy tylko do siebie, czy jeszcze do kogoś i żyję dalej. Pewnie, że czasem jestem przerażona. Tym, że może jestem jakąś psycholką i za kilka lat wyląduję za drzwiami bez klamki. Że mam jakieś omamy, a może jestem nawiedzona?! Całkiem niedawno zdecydowałam się komuś o tym powiedzieć. Jakoś tak samo wyszło w rozmowie z siostrą. Wcale się ze mnie nie śmiała i nie przestraszyła się. Liczyłam na jakąś mocniejszą reakcję, a tu nic. Pytała, jak to jest, jak to się dzieje i to wszystko. Potem kazała mi powiedzieć o wszystkim mamie. Powiedziałam. I znów reakcja mnie zawiodła. Skoro tak, to może rzeczywiście nic dziwnego się ze mną nie dzieje. Może nie tylko ja gadam z niewidzialną osobą? Może to u nas rodzinne? Namawiają mnie do wizyty u psychologa i może kiedyś się wybiorę. Kiedyś. Trochę się boję i wolę to jeszcze odłożyć. Zobaczymy, jak długo mi

Nie czuję się inna, niezwykła, lepsza czy gorsza od innych. Jedną rzecz to zmieniło w moim życiu, szerzej otworzyłam oczy. Trochę inaczej patrzę. się to uda… może mama i siostra zaciągną mnie w końcu siłą. Nie czuję się inna, niezwykła, lepsza czy gorsza od innych. Po prostu tak mam i już. Jedną rzecz to zmieniło w moim życiu, szerzej otworzyłam oczy. Trochę inaczej patrzę. To całkiem fajne uczucie. Wychodzę na balkon nad ruchliwą ulicą i zatrzymuję czas. Jestem ponad. Zastanawiam się, gdzie ten facet tak pędzi, dlaczego to dzieciątko ma taki ciężki plecak, co ten gość jadł na obiad… Zastanawiam się, dlacze-

go właściwie urodziłam się jako ja, w tej miejscowości, w tej rodzinie? Dlaczego nie jestem na przykład Angelą Merkel? Fakt, to zwykle nastraja pesymistycznie, ale lubię to. Mam poczucie takiej małości i zagubienia w świecie. Popatrz na ziemię tak jakby z kosmosu – jesteś tylko tyci tyci, kropeczką. Jednym ziarenkiem maku w całym worku. A dodatkowo jeszcze ktoś patrzy na ciebie z góry, czasem cię odwiedza i podszeptuje coś do ucha. Jestem ciekawa, czy ona mnie w ogóle widzi, czy ma oczy. Może non stop jesteśmy przez kogoś podglądani, jak się ubieramy, śpimy, jemy, bawimy, myjemy… Trochę to bezczelne, a nawet poskarżyć się nie ma komu. Ja do niej krzyczę, wołam, a ona sobie po prostu odchodzi. I pewnie śmieje się ze mnie w najlepsze. Próbowałam spytać ją, czy to dobrze, że o tym piszę. Żadnej odpowiedzi. Cicho. Pewnie przyszłości przepowiadać nie umie. A szkoda. Będę musiała przekonać się sama.

OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012  5


Bezdomność w DnA

m

fot. Mateusz Nowak (goldencut.pl)

Beata marzec

arcowy Lublin nocą jest piękny, a zarazem straszny. Jest również niesamowicie samotny. Przystanek autobusowy przy Parku Saskim wygląda zwyczajnie, duże samochody z numerami: N1, N2 czy N3 przejeżdżają bez pośpiechu, a jednak na żaden z nich nie zdążyłam. Spoglądam na boki i zauważam, że inni ludzie z czerwonymi nosami również stoją półśpiąco i odliczają minuty do następnego nocnego autobusu. Wszystko wygląda tak, jakby zatrzymało się w miejscu, tylko od czasu do czasu jakiś obdarty ford czy maluch przejeżdża obok ulicą, co można uznać za największą atrakcję wieczoru. Do czasu… Naszą przystankową sielankę nagle przerywa duża banda chłopaków i to nie byle jaka – w rękach mają kije bejsbolowe, pałki, jeden pod czarną kurtką chowa duży nóż. Zakapturzone towarzystwo bez ostrzeżenia atakuje kilku chłopaków stojących za przystankiem. Wokół robi się zamęt, wyższy starszy pan stara się pomóc pobitym, jednak na widok noża odsuwa się bez namysłu. Chwila zatrzymuje się w powietrzu, czas zamiera na zegarach, w oczach umiera odwaga. Nóż upada na ziemię zamiast w człowieka, uderza w przystanek i odskakuje na odległość kilku metrów. Nikt go nie podnosi, wszyscy na niego patrzą, a on błyszczy w świetle latarni jak talizman. Walka przenosi się w stronę kiosku, gdzie jest ciemniej i trudniej być rozpoznanym. W okolicy śmietnika, który stoi w samym środku przystanku, pojawia się czerwona kałuża. Ktoś obserwujący wymiotuje z nerwów pod płotem pośpiesznie wyciera ręce w swoją zamszową kurtkę, prawdopodobnie bardzo drogą. Przystanek zaczyna przypominać miejsce egzekucji, „rzezi niewiniątek”. Po kilku minutach większość ludzi wychodzi na ulicę, by zatrzymać przejeżdżające samochody, inni uciekają lub wyciągają najnowsze modele nokii, by zadzwonić po policję. Nagle jeden chłopak uderza głową drugiego o przystanek. Gruchot łamania kości przeszywa mnie na wskroś. Chłopak z czarnym szalikiem na twarzy, który rozpoczął całą bójkę, ucieka teraz do parku Saskiego. Kilku dresów instynktownie biegnie za nim.


Społecznie

Przeskakują bez problemów wysokie barierki robotnicze, które odgradzają park od ulicy. Szybko znikają w ciemności. Wojna gangów – tak można nazwać to zajście – przenosi się po kilku minutach na drugą stronę ulicy. Chłopak w czerwonej bluzie i z krwią na rękach, który pierwszy został zaatakowany przez tę bandę, ucieka w stronę Domu Żołnierza im. Marszałka Piłsudskiego. Cała banda biegnie za nim, wymachując rękami i wydobywając z siebie nieartykułowane dźwięki. Po chwili z drugiej strony ulicy nie słychać już żadnych

siebie, nie ogląda się na boki – ale prezentuje się nadzwyczajnie, wręcz komicznie, co przykuwa mój wzrok. Ma długą, brudną kurtkę koloru różowego, z wyciągniętymi na zewnątrz kieszeniami, a rękawy zwisają mu bezwiednie na plecach. Jego buty ozdobione są pięknymi, barwnymi kwiatkami, a na głowie nosi najnowszy krzyk mody letniej – słomiany kapelusz. W prawej ręce trzyma podartą torbę podróżną, a w lewej kulę, która bynajmniej nie służy mu jako pomoc przy chodzeniu – nosi ją lekko uniesioną nad ziemią, co wygląda naprawdę niety-

nóż upada na ziemię zamiast w człowieka, uderza w przystanek i odskakuje na odległość kilku metrów. nikt go nie podnosi, wszyscy na niego patrzą, a on błyszczy w świetle latarni jak talizman. odgłosów, a starsza pani, która stoi obok czerwonej belki. Mówi do siebie szeptem, że go dopadli. Zmrożeni przerażeniem „przystankowi cze” zaczynają w końcu oddychać, lecz jeszcze nie pełną piersią. W głębi wszyscy jesteśmy przekonani, że chuligani mogą lada chwila powrócić. Nie mogę pojąć, jak kierowca autobusu mógł nas tak po prostu zostawić w tym „jądrze ciemności”. Lampa obok gaśnie, wiatr kołysze konary drzew. W głowie mam wizje jak z Kołysanki Baczyńskiego. Księżyc powoli wydostaje się zza chmur. Oślepia nas – widownię bardzo nieudanego spektaklu, po którym lepiej w ciszy i bez aplauzu wrócić do domu. Każdy z „przystankowiczów” milczy, a cisza wije się pomiędzy nami niczym jadowita żmija i nie pomaga złapać jakiejkolwiek rozsądnej myśli. Nie patrzymy na siebie – nie wiadomo dlaczego, jednak czujemy, że tak być powinno. Przypominamy bardziej figury woskowe w muzeum Madame Tussaud niż ludzi. Na przystanku o nazwie „Park Saski” spektakl zakończony Po drugiej stronie ulicy widzę wałęsającego się psa. On się nie boi. Światła drogowe migają cyklicznie na pomarańczowo, a ja nie potrafię oderwać od nich wzroku. Pewnie długo stałabym zahipnotyzowana w takim półśnie, gdyby nie człowiek, który, przechodząc obok, staje mi na stopę. Nie przeprasza. Nie odwraca się, jakby deptanie ludzi było naturalne. Idzie przed

powo. Przez głowę przechodzi mi myśl, że ów człowiek jest jedną z postaci surrealistycznych Dalego i uciekł z jego obrazu na chwilkę. Pojawienie się owego pana na przystanku „Park Saski” przyciąga wzrok wielu osób. Jedni ze wstrętem odsuwają się w głąb przystanku, inni komentują pod nosem jego wygląd. Ten niski człowieczek, nie zwracając na nic uwagi, kieruje się prosto w stronę śmietnika i odkrywa tajemnicę swej kuli. Otóż właśnie nią zaczyna grzebać w śmietniku, szukając puszek i butelek po piwie. Stoję tuż obok, więc dokładnie widzę z jaką zwinnością poszukuje „skarbów” i z jakim zacięciem ogląda wszystko, co mu wpadnie do ręki. Pół batona, kilka puszek, dwie butelki i posrebrzany kolczyk – oto jego znalezisko, które wywołuje na jego twarzy lekki uśmiech. Po swoich poszukiwaniach spogląda szybko wokół i zauważa, że z uporem maniaka, bez wstydu mu się przyglądam. Gdy po chwili zdaję sobie sprawę ze swojego wścibstwa, odwracam głowę udając, że wcale nie jestem zainteresowana jego obecnością. – Nigdy nie widziałaś bezdomnego? – Pyta bez ogródek patrząc na mnie swoimi małymi oczkami. – Dlaczego Cię tak interesuje co robię? Odsuń się ode mnie jak inni z odrazą. – Nie czuję odrazy. Przepraszam, że patrzę na pana – Odpowiadam z udawanym spokojem, ale

oFenSYWa

nr 2 (15) Grudzień 2012 7


Społecznie

pewnie długo stałabym zahipnotyzowana w takim półśnie, gdyby nie człowiek, który, przechodząc obok, staje mi na stopę. nie przeprasza. nie odwraca się. – Dziecko, czego Ty się tak boisz? – pyta mnie głośno w głębi duszy czuję, że właśnie pakuję się w kłopoty. po raz drugi bezdomny staruszek, którego nie zauwa– Nie chciałam pana urazić. Myślę, że słowa skruchy wystarczą, że malutki żam i przechodzę obok obojętnie. Ze szczyptą niepewczłowieczek w różowej kurtce odwróci się na pięcie ności odwracam się w jego stronę – Mów mi Zenon. Podchodzę do niego na bezpieczną odległość. Nie i odejdzie w swoją stronę. Lecz szybko orientuję się, że jestem w błędzie, gdyż ów pan podchodzi do mnie jestem zainteresowana rozmową i spuszczam nerwowo wzrok na chodnik. Rozmowa z nieznajomymi i patrząc mi znacząco w oczy, pyta: – Czego ty się tak boisz? Pod mostem bardziej bywa kłopotliwa, a ta wydaje mi się szczególnie nie wieje niebezpieczeństwem, a tutaj jest bezpieczniej, na rękę. Obok siebie zauważam butelkę po piwie, więc podnoszę ją i podaję panu Zenonowi. Bezdomny spokojniej. Jego słowa uderzają mnie jak fala absurdu, która nawet nie wstaje z murku, wyciąga tylko swoją dłoń z czasem nabiera charakteru truizmu. Zaczynam się w dziurawej rękawiczce i szybko chowa nowy nabyzastanawiać, czy ja za mało widziałam w życiu, czy on tek bez słowa. Na moje szczęście pan Zenon jest gadatliwą osobą. za dużo. Bezdomność, którą ma na twarzy, mówi za niego, opowiada jego historię, nie zostawiając przy Mówi wiele, szybko, nieskładnie. Jego monolog ma tym nawet nuty tajemnicy. Z bliska widzę jego oczy w sobie odrobinę uroku, może nonszalancji, może manieryzmu. Z jego wypowiedzi dowiaduję się, „jak bez wyrazu, tylko pustka i nicość. Nic więcej. W konfrontacji z nim cofam się niepewnie, czuję nie dostać w ryj za nic, jak unikać kiboli po meczu skurcz w żołądku i gubię wzrok. Mały człowiek, wi- albo nie zadzierać z dzielnicowymi bezdomnymi”. dząc to, odwraca się na pięcie i odchodzi bez słowa. Zauważam też w jego słowach sens, a raczej bezsens Odprowadzam go wzrokiem i słyszę, jak przeklina życia bezdomnego człowieka, który nie ma dokąd pod nosem, zerkając z ukosa na wszystkich pozosta- wrócić. Siedzi na murku popalając niedopałki z papierosów, bo tak naprawdę całymi dniami i nocami łych ludzi na przystanku. Ten bezdomny bez twarzy, bez imienia i bez toż- podąża donikąd z brudnym plecakiem pełnym puszek samości staje się coraz mniejszy, aż w końcu siada i beznadziei. Jego czas nie posiada zegarka, a na jego na murku naprzeciwko KUL-u. Nie jest aż tak daleko, drodze brak drogowskazów. Z każdą sekundą odczuwam coraz większą sympabym nie mogła zauważyć, że dopala niedopałki patię do pana Zenona. Noc zaczyna pachnieć przyszłą pierosów, które znalazł w śmietniku. Tymczasem mój przystanek pustoszeje. Ludzie, wiosną, a ja siedzę na murku z nieznanym bezdomktórzy otrząsnęli się po bójce, w końcu decydują się nym, przy którym miasto staje się mniej groźne. W końcu dowiaduję się, że pan Zenon nie boi się pieszo dotrzeć do domu. Muszę uczynić podobnie, więc ruszam wzdłuż Parku Saskiego w stronę ulicy śmierci. On boi się życia. Przeraża go fakt, że pewnego dnia znów dostanie własny kąt i nie będzie Sowińskiego. Pierwsze kroki stawiam niepewnie i ostrożnie. Co w stanie w nim mieszkać. Boi się, że za bardzo przechwilę rozglądam się wokół, odwracam kilkakrotnie siąkł bezdomnością i uparcie wierzy, że pod mostem za siebie, bo przecież „gdy rozum śpi, budzą się upio- najbardziej wieje niebezpieczeństwem i fiołkami. Pan ry”. A mój umysł z pewnością zasnął, gdy zdecydowa- Zenon udomowił w sobie bezdomnego człowieka, który wie, jak przeżyć za 5 złotych. łam się na samotną i pieszą podróż do domu.

8 oFenSYWa nr 2 (15) Grudzień 2012


Słuchanie opowieści tego człowieka całkowicie mnie pochłania, rozjaśnia panujący wokół złowrogi półmrok i sprawia, że latarnie świecą jaśniej. Zaczynam rozumieć, dlaczego nie przeraża go tłum bijących się na noże chłopaków. Pan Zenon umiera od kilku lat powolną i kapryśną śmiercią, która co dzień boleśnie go doświadcza samym życiem. Zderzenie z innym, bezdomnym światem stało się dla mnie wyzwaniem. Kiedy ja zaciekle od kilku godzin próbuję się dostać do domu, gdzie czeka na mnie ciepła herbata i spokój – w tym samym czasie ktoś inny siedzi na murku i nie ma nic lepszego do roboty oprócz palenia niedopałków papierosów. Chciałam wiedzieć coraz więcej o tym człowieku, jakbym w panu Zenonie zobaczyła własne alter ego. Nasza rozmowa trwałaby pewnie jeszcze długo, ale nagle, w oddali dostrzegam autobus. Od razu budzi się we mnie nadzieja, że to może być mój transport do domu. W pośpiechu wyciągam drobne, które mam w portfelu i podaję dwie dwuzłotówki z groszami panu Zenonowi. Po sekundzie szybko kieruję się w stronę przystanku. Nieopodal mnie wyłącza się latarnia i półmrok ogarnia nie tylko chodnik, ale i większość ulicy. – Gdy gaśnie latarnia trzeba szybko wracać do schronienia. – powiedział donośnie Pan Zenon, oparł się o swoją kulę i zaczął iść przed siebie w przeciwnym kierunku – Ja idę do swojego schronienia, ty idź do swojego. Czerwony autosan z napisem N2 pojawia się na przystanku. Szybko wsiadając do pojazdu mogę jedynie obejrzeć się za siebie na chwilę i zobaczyć pana Zenona po raz ostatni. Jadąc do domu zaczynam czuć tę bezdomność, która podobno wpisana jest w DNA. Latarnia w sercu gaśnie. A bezdomność na duszy, która z dnia na dzień pewnie stanie się normalnością, uderza do głowy. Chyba przez przypadek ją udomowiłam.


Społecznie

Susza w Termach Antoniusza Afrykańskie słońce we wrześniowym zenicie, temperatura w cieniu – ponad 40ºc. Piach pod stopami, susza wewnątrz ciała, żadnego sklepu w zasięgu wzroku, a jedyna woda w pobliżu – to ta słona z Morza Śródziemnego. usiłuję chronić się w cieniu kamieni pozostałych po starożytnej Kartaginie i zapomnieć, że pić się chce. natrętne myśli podświadomie ustalają cenę, jaką zapłaciłabym za chociaż dwa łyki lodowato zimnej wody...

martyna Skrok

P

oranek w tunezyjskim Nour Kantaoui. Chłodno i przyjemnie. Naprędce zjadamy ostatnie kęsy śniadania, autokar czeka już pod hotelem. Jedziemy zobaczyć kilka ważniejszych miejsc Republiki Tunezyjskiej. Nasz przewodnik, ogolony na łyso, wyglądający niczym egipski kapłan, potężny mężczyzna – zwany przez tutejszych „Kojakiem” – pogania spóźnialskich.

10 oFenSYWa nr 2 (15) Grudzień 2012


społecznie

Drogi W drodze do pierwszego punktu jednodniowej wyprawy słuchamy opowieści przewodnika o państwie, w którym spędzamy tegoroczne wakacje. Tunezyjskie plaże są piaszczyste, choć nie tak czyste jak polskie, bo Arabowie, delikatnie rzecz ujmując, mało troszczą się o utrzymanie porządku gdziekolwiek. Morze jest przepiękne, czyściutkie, turkusowo-błękitne, ale woda jest bardzo słona, dużo bardziej niż ta w Bałtyku. Drogi udało im się wybudować dużo lepsze niż w ojczyźnie naszej; są tak równe, że nie powstydziłby się ich żaden tor „formuły pierwszej". Nie dowiedzieliśmy się, niestety, z czego tutejsi robią asfalt, bo zapewne – przy umiejętnym wykorzystaniu tych wiadomości – zapewnilibyśmy sobie byt dostatni w naszym państwie po kres życia. Ten asfalt wytrzymuje ekstremalne temperatury afrykańskiego lata i nie ma w nim kolein! Nic jednak nie jest doskonałe: drogi sprawiają wrażenie „wyślizganych” i takie rzeczywiście są. Dlatego kierowcy, pomimo szaleńczych umiejętności (wszelkie oznakowania poziome i pionowe stanowią dla nich jedynie dekoracje, ponieważ by jeździć po tunezyjskich drogach, wystarczy mieć – i to obowiązkowo! – sprawny klakson) nie jeżdżą z prędkością większą niż osiemdziesiąt do stu kilometrów na godzinę, gdyż przyczepność do owego asfaltu jest dużo mniejsza, a tym samym droga hamowania dłuższa.

Samochody Pomiędzy miasteczkami kursują żółte taksówki. Litr benzyny w Tunezji kosztuje jeden dinar tunezyjski (DT), czyli 1,25$, tj. ok. 2,20zł. Przy granicy z Libią kwitnie przemyt paliwa; jeden litr oleju napędowego kosztuje, w przeliczeniu na nasze, około dwudziestu groszy, a benzyny – około pięćdziesięciu groszy. Szokująca cena, porównując z tymi na europejskich stacjach benzynowych. Ale i tu jest jedno małe „ale”, bo żeby kupić w Tunezji samochód, trzeba za niego zapłacić trzy razy więcej niż jest on wart w Europie. Powodem tak wygórowanych cen jest bardzo wysokie cło. Aby wybrać się własnym samochodem, trzeba go z Europy do Afryki przeprawić promem. I tak np. z Sycylii, skąd przeprawa jest najdogodniejsza, przy-

Powyżej: Medina Na sąsiedniej stronie: Medina (fot. archiwum autora)

Drogi udało im się wybudować dużo lepsze niż w ojczyźnie naszej. Ten asfalt wytrzymuje ekstremalne temperatury afrykańskiego lata i nie ma w nim kolein! jemność ta kosztuje około czterystu euro od sztuki. Gra jest jednak warta świeczki, bo potem, po tunezyjskich drogach jeździ się już prawie za darmo i można zwiedzić dużo, dużo więcej, niż będąc uzależnioOFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012  11


społecznie

nały, naturalny olejek do opalania, pięknie brązujący Przy granicy z Libią kwitnie przemyt skórę. Dowiedzieliśmy się o tym dopiero w połowie paliwa; jeden litr oleju napędowego drugiego tygodnia pobytu, po przejściach z poparzekosztuje, w przeliczeniu na nasze, około niami słonecznymi… dwudziestu groszy, a benzyny – około Daktyle pięćdziesięciu groszy. Co się tyczy daktyli, to uprawia się je w oazach punym od autobusu, taksówki czy autokarowych wypadów zorganizowanych. Wśród samochodów przeważają w Tunezji „francuzy” – peugeot, renault, citroën, widoczne są też samochody niemieckie: volkswageny, mercedesy i stare „audice”, oraz jeepy i pikapy. Aby wypożyczyć samochód, trzeba mieć skończone 21 lat i posiadać prawo jazdy przynajmniej przez 12 miesięcy. Ważne jest również, by mieć sprawdzoną wypożyczalnię, bo tamtejsi potrafią człowieka nieźle w osła zrobić.

Oliwki Dumą Tunezji, podobnie jak i Grecji, są gaje oliwne. W kraju rośnie około czterdziestu dwóch milionów drzewek, z czego rocznie uzyskuje się w przybliżeniu osiemdziesiąt pięć tysięcy ton owoców. Ilość ta plasuje Tunezję na zaszczytnym, czwartym miejscu w świecie. Udowodniono naukowo, że oliwki wpływają korzystnie na leczenie nowotworów i przewodu pokarmowego. Oliwa z oliwek zmieszana z sokiem z cytryny (limonki) w proporcjach 1:1 stanowi dosko-

12 OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012

stynnych, na palmach daktylowych. Ciekawostką przyrodniczą jest to, że palmy daktylowe dzielą się na męskie (z kwiatostanami) i żeńskie (z owocami). Na 100 palm żeńskich przypadają zaledwie 3 męskie, a zapłodnienie najczęściej zachodzi z ludzką pomocą. Wygląda mniej więcej tak: rolnicy pocierają wielkimi liśćmi palm męskich o palmy żeńskie. Jedna palma potrzebuje około pięciuset litrów wody dziennie! Dostarczenie palmom takiej ilości wody umożliwia system studni artezyjskich. Istnieje w przybliżeniu sto gatunków daktyli. Mają ogromnie dużo substancji odżywczych, minerałów, dlatego też żywią się nimi między innymi Beduini na Saharze. Istnieje też tradycja rozpoczynania kolacji od trzech daktyli z mlekiem; mieszanka podobno nieźle łechce podniebienie. Nie próbowaliśmy, szkoda. Z daktyli robi się jedyny, tradycyjny tunezyjski alkohol – wódkę „Boukhę”. Zawiera ona trzydzieści sześć procent alkoholu i służy miejscowym głównie do odkażania się po posiłkach, gdyż Koran zakazuje picia alkoholu. W całej Tunezji jest dostępny w sprzedaży tylko jeden gatunek piwa. Ma półtora procenta alkoholu, a sprzedawane jest w butelkach podobnych


społecznie do tych od PRL-owskiej oranżady w szkolnym sklepiku. Przeobrzydliwa „Celtia”! Natomiast wina nie dzielą się, tak jak u nas, na wytrawne, półwytrawne, słodkie itd., a na czerwone, białe i, rzadko spotykane, różowe. Warto przy tym dodać, że alkoholu nie można kupić w żadnym sklepie. Jedynym miejscem, stworzonym dla obcokrajowców, jest sieć sklepów „Magazin General” oraz hotelowe bary. Na koniec parę słów o jeszcze jednej przyjemności: o arabskiej shishy, czyli fajce wodnej. Palona ze zwykłym tytoniem ma moc aż 40 papierosów, z zapachowym – zaledwie dwóch.

Płace Tunezyjczycy nie zarabiają wiele. Najniższa płaca wynosi dwieście czterdzieści dinarów tunezyjskich i tyle otrzymują np. hotelowe pokojówki. Najwięcej, bo od tysiąca pięciuset do dwóch tysięcy DT zarabiają lekarze, prawnicy i nauczyciele. Widać Tunezyjczycy bardziej szanują i doceniają edukatorów niż polskie władze. System szkolnictwa oparty jest na systemie francuskim, przy czym skala ocen rozciąga się od 0 aż do 20. W podstawówce dzieciaki uczą się arabskiego i francuskiego, który jest językiem urzędowym Tunezji. Potem, na dalszych etapach kształcenia, dochodzi język obcy, najczęściej jest to angielski lub niemiecki,

a nawet chiński. Arabowie posiadają naprawdę niesamowite zdolności do nauki języków obcych. Alfabet arabski, wyglądający jak przecudny, misternie wyrysowany szlaczek, składa się z 32 znaków i akcentów, co daje w sumie aż ok. 150 kombinacji, jednak jest to podobno bardzo logiczny układ. Wszak nasze cyfry

W całej Tunezji jest dostępny w sprzedaży tylko jeden gatunek piwa. Ma półtora procenta alkoholu, a sprzedawane jest w butelkach podobnych do tych od PRL-owskiej oranżady w szkolnym sklepiku. też są arabskie, przez co logice zaprzeczać nie można. Dwadzieścia dwa procent ludności trudni się rolnictwem, dwadzieścia osiem procent pracuje w przemyśle; bezrobotnych jest aż szesnaście procent. Większość domów w Tunezji sprawia wrażenie nieukończonych, co faktycznie jest jedynie podatkowym kłamstwem, gdyż wedle prawa, dopóki dom nie zostanie ukończony, właściciele nie mają obowiązku płacenia za niego podatku, który wynosi pięćdziesiąt DT za sześćdziesiąt metrów kwadratowych. Banki nie udzielają kredytów, a współfinansują budowę domów, stając się jednocześnie ich współwłaścicielami.

Poniżej: Medina Na sąsiedniej stronie: Medina (fot. archiwum autora)

OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012  13


społecznie

W podstawówce dzieciaki uczą się arabskiego Zdjęcia i francuskiego, który jest językiem urzędowym Pierwszym etapem wycieczki było miaTunezji. Potem dochodzi język obcy, najczęściej steczko Bardo, gdzie podziwialiśmy wspaniałą kolekcję mozaik rzymskich, jedną jest to angielski lub niemiecki, a nawet chiński. z największych na świecie. Żałuję, że bieg Arabowie posiadają naprawdę niesamowite po muzeum trwał dwadzieścia pięć minut, bo właściwie niczego nie zobaczyłam na zdolności do nauki języków obcych. żywo. Oglądałam wszystko przez obiektyw aparatu, by po powrocie do kraju móc pokazać jak najwięcej. Przez niecałe pół godziny zrobiłam ponad 150 zdjęć, co daje średnio 5 fotografii na minutę, czyli jedno zdjęcie co 12 sekund.

Gafa Prosto z Bardo pojechaliśmy do Kartaginy, gdzie dotarliśmy w słonecznym zenicie. Przy potwornej spiekocie afrykańskiego słońca przyszło nam oglądać pozostałości Term Antoniusza. I to właśnie tam, z powodu upału, zmęczenia i lekkiego zatrucia pokarmowego z dnia poprzedniego popełniłam największą głupotę wyjazdu. Nasz „Kojak” w autokarze słowem nie wspomniał o tym, że jedziemy do Kartaginy, choć wielokrotnie mówił o „jakichś” Termach Antoniusza. Wstyd przyznać, ale historia nie jest moją mocną stroną. O Kartaginie miałam więcej niż mgliste pojęcie. Kiedy więc opuszczaliśmy pozostałości Term Antoniusza, spytałam z nadzieją w głosie: „To gdzie teraz jedziemy? Do Kartaginy?”. Nastąpiła dłuższa chwila ciszy, wymieszanej ze zdziwieniem, przechodzącym w niedowierzanie. Na koniec wielki wybuch śmiechu, a na mojej twarzy wielkie rumieńce...

Jaśmin Odwiedziliśmy również Sidi Bou Said – tunezyjskie miasteczko zakochanych, w którym poznaliśmy zwyczaje „kraju jaśminu”. Tradycja głosi, że kobiety, które poszukują partnera, umieszczają kwiat jaśminu w swoim dekolcie, panowie zaś za lewym uchem. Podobno bardzo ułatwia to nawiązywanie kontaktów. Kwiat jaśminu wygląda przepięknie, a jego zapach jest bardzo intensywny i pociągający. Nic dziwnego więc, że działa jak wabik. Ostatniego dnia pobytu dostałam malutki jaśminowy bukiecik i pilnowałam go jak oka w głowie, by dowieźć go

Po lewej: Sidi Bu Said (fot. archiwum autora)

14 OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012


społecznie

do Polski. Niestety, kiedy autokar ruszył spod hotelu do Monastiru, gdzie znajduje się najbliższe lotnisko, spostrzegłam, że kwiatu nie mam. Musiał wypaść mi z ręki, kiedy pakowaliśmy walizki do luku bagażowego. Siedziałam ze łzami w oczach, wciąż jednak czując jego woń, bo taki zapach doprawdy trudno jest zapomnieć.

Medina Tunis był zdecydowanie najbrzydszym miejscem, jakie zwiedzaliśmy. Stolica Tunezji sprawia wrażenie bardzo nieudolnej kopii większego europejskiego miasta, a przy tym nie jest tajemnicą, że Tunezyjczycy bardzo starali się stworzyć ją na wzór Paryża. Główna ulica Tunisu, mająca przypominać paryskie Champs Elysees, wygląda co najmniej żałośnie. To był ostatni etap naszej wycieczki, ale nie obyło się bez przygód i gwałtownego wzrostu adrenaliny. Zgubiliśmy się (cztery osoby) w najgorszym z możliwych miejsc – na bazarze mieszczącym się na medinie. Medina to jest stara część każdego arabskiego miasteczka, której sieć wąskich uliczek przypomina labirynt, a każda następna jest łudząco podobna do poprzedniej. Mieliśmy prowizoryczną mapkę i chcieliśmy dotrzeć do zabytkowego meczetu, który mieścił się mniej więcej w środku „labiryntu”. Ktoś z tamtejszych podchwycił w naszej rozmowie słowo „meczet” i zaoferował, że nas poprowadzi. Naiwni i zbyt ufni zgodziliśmy się. Nasz „przewodnik” wskazał jeszcze raz palcem kierunek, w którym mamy podążać do meczetu i popędził przodem, a my za nim. Po kilkunastu minutach szaleńczej wędrówki wąskimi uliczkami i zakamarkami – otrzeźwiałam: przecież nie mam zielonego pojęcia, gdzie jesteśmy, ani jak wrócić z powro-

ty spuszczały wzrok (muzułmankom nie wolno rozmawiać z obcymi, szczególnie mężczyznami), a inni udawali, że nie rozumieją ani po angielsku, ani po nie-

Medina to stara część każdego arabskiego miasteczka, której sieć wąskich uliczek przypomina labirynt, a każda następna jest łudząco podobna do poprzedniej. tem. Zatrzymałam pozostałych, którzy szli za mną. Przewodnik zniknął gdzieś w tłumie. Zerknęłam na zegarek – za pół godziny mieliśmy stawić się w miejscu zbiórki, a my nie wiedzieliśmy, jak tam trafić, a co gorsze, jak wydostać się z mediny. Nikt nie chciał nam pomóc, kobie-

miecku… Trochę spanikowaliśmy. Zza gęsto ustawionych domów, stojących wzdłuż wąskich uliczek, nie widać było żadnego punktu odniesienia. Ostatecznie poszliśmy, jak nam się wydawało, drogą powrotną, gdzie mieliśmy prawdziwe szczęście spotkać jakichś biznesmenów,

Powyżej: Termy Antoniusza, Kartagina (fot. archiwum autora) którzy po angielsku życzliwie pokierowali nas do miejsca zbiórki. Tyle ciekawych rzeczy w ciągu jednego dnia, a przecież ta podróż wcale nie skończyła się wraz z dotarciem do punktu spotkania i późniejszym powrotem do Polski. Wynikająca z chęci poznawania nowych kultur miłość do zwiedzania świata zaczęła się wiele lat wcześniej i z każdą kolejną wyprawą ulega tylko pogłębieniu. Jest niczym wiecznie nienasycony, łaknący deszczu pustynny grunt. Reportaż powstał w 2008 roku, wyprawa miała miejsce pół roku wcześniej.

OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012  15


społecznie

Kierunek: ulica Pokątna Jeżeli uważasz, że w realnym świecie Hogwart nie istnieje, to niezawodny znak, że jesteś MUGOLEM!

O

rlando, miasto znajdujące się w centrum składa się z dwóch oddzielnych parków rozrywki, stanu Floryda, to jedno z najchętniej odwie- Universal Studios Florida oraz Universal's Islands of dzanych miejsc w Stanach Zjednoczonych. Adventure. Ja wybrałam ten drugi, po zapoznaniu się Sezon trwa tu niemal cały rok, przez co w Orlando z opisem tych miejsc i mapą, wiedząc, że nie zdążę International Airport przewijają się miliony turystów zobaczyć wszystkiego w ciągu jednego dnia. z całego świata. Nic w tym dziwnego, że mieszkańUniversal’s Islands of Adventure, jak każdy park cy żyją głównie z turystyki. Gorące słońce, błękitne rozrywki, podzielony jest na części. Przygody rozponiebo, palmy i plaże to nie jedyne atrakcje Orlando czynamy w Seuss Landing. To miejsce jest związane – każdy podróżnik znajdzie tam coś dla siebie, ponie- z kreskówkami Theodora Seussa Geisela – nie są one waż to miejsce słynne jest z różnego rodzaju parków popularne w Polsce tak jak w Stanach Zjednoczonych. Luiza Nowak rozrywki. Znajdują się tam m.in. Walt Disney World Znajdują się tam karuzele dla najmłodszych i sklepy Resort, SeaWorld, Gatorland oraz Universal Orlando z przeróżnymi gadżetami. Co więcej, nie powinien Resort. nas tam zaskoczyć widok zaczepiającego przechodMimo, że to moja kolejna podróż do Orlando, za niów Grincha lub bohaterów bajki Cat in the Hat, któkażdym razem jestem pod wrażeniem tego tętniącego życiem miejsca, w którym spełniają się marzenia nie tylko dzieci, ale również dorosłych, pozwalających sobie na odrobinę szaleństwa. Universal Orlando Resort to park, w którym nie tylko poczujemy się jak gwiazdy na planie filmowym, ale również możemy przenieść się do świata wykreowanego na dużym ekranie.

Universal Orlando Resort to park, w którym nie tylko poczujemy się jak gwiazdy na planie filmowym, ale również możemy przenieść się do świata wykreowanego na dużym ekranie.

Alohomora! Brama świata przygód została otwarta

Powyżej: Kierunek Hogsmeade (fot. archiwum autora)

Atmosferę planu filmowego czuć od samego wejścia na teren parku. Przemierzając Universal CityWalk można zobaczyć zapowiedź tego, co czeka nas za bramą: nie tylko sklepy i kawiarnie (m.in. Hard Rock Café w kształcie Koloseum oraz Jimmy Buffett’s Margariteville), ale również telebimy z reklamami czekających na nas atrakcji. Universal Orlando Resort

16 OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012

rzy na dodatek bardzo chętnie pozują do zdjęć. The Lost Continent to kolejna cześć parku. Są tam „ruiny” posągu Posejdona, „wyrzeźbiony w zboczu skały” Zeus, a także miejsce przypominające scenerię filmów o przygodach Sindbada. Toon Lagoon to miejsce dla miłośników wodnych kolejek. To rozrywka dla tych, którzy nie boją się dużych prędkości i wody wlewającej się do wagoników. Na szczęście dzięki promieniom florydzkiego słońca przemoczone ubranie szybko wysycha i można bawić się dalej – a jest co robić. W Jurassic Park możemy poczuć się jak w filmowym parku jurajskim – jest tam ogród zoologiczny z dinozaurami, a także laboratorium przypominające to z ekranu, które oglądamy z wagonika kolejki wodnej. Jadąc nią, widzimy sceny z filmu – dinozaury wychodzące z wody, a także tyranozaurusa rexa, który grasuje po laboratorium. Marvel Super Hero Island to z kolei gratka dla fanów komiksów z serii Marvela. Przygody superbohaterów z tych historii rysunkowych od wielu lat śledzą czytelnicy na całym świecie. Trudno wymienić wszystkie postacie, które tam występują, jednak chyba najbardziej znani to Spiderman, Hulk i Kapitan Ameryka. Znajdują się tam roller coastery dla osób o mocnych nerwach. Incredible Hulk Coaster osiąga prędkość do 105 km/h natomiast


społecznie

Doctor Doom's Fearfall (roller coaster w formie wieży) ma ok. 60 m wysokości. Jednak wszystkie te parki to tylko dodatek do tego, który kryje się na samym końcu obiektu. To miejsce niezwykłe, znane na całym świecie. Mimo przeświadczenia większości osób o jego jedynie filmowym „istnieniu”, Amerykanie po raz kolejny udowodnili, że potrafią zaskakiwać nawet najbardziej sceptycznych turystów – „przenieśli” bowiem Szkołę Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie z deszczowej Wielkiej Brytanii do słonecznej Florydy (The Wizarding World of Harry Potter).

Ekspres do Hogwartu odjedzie z peronu nr 9 i ¾ o godzinie 11.00 ze stacji King’s Cross Serii książek o Harry’ym Potterze autorstwa J. K. Rowling chyba nie trzeba nikomu reklamować. Siedem tomów o przygodach „chłopca, który przeżył” sprzedały się w ponad 325 mln egzemplarzy na całym świecie, czyniąc z autorki najbogatszą kobietę w Wielkiej Brytanii. Do sukcesu przyczyniły się również kasowe ekranizacje powieści. Osiem filmów (ostatnią część książki podzielono na dwa filmy – przyp. red.) zarobiło na świecie ponad 7 mld dolarów. Ostatnia część (Harry Potter i Insygnia Śmierci cz.2 –przyp.red.) znajduje się obecnie na trzecim miejscu najbardziej kasowych filmów wszechczasów. Niebywały sukces komercyjny serii o Harry’m Potterze przyczynił się do stworzenia pierwszego na świecie dotyczącego go parku rozrywki. Został otwarty w 2010 roku w jednej z części Universal Orlando Resort. Jak zatem się tam dostać? Nie trzeba świstoklika, miotły, proszku Fiuu ani zdolności do teleportacji. Przechodząc przez cześć The Lost Continent, na

Pierwsze, co rzuca się w oczy, to... śnieg. Na Florydzie to przecież niespotykany widok. Dachy budynków pokryte są tworzywem imitującym śnieg, a na rynnach znajdują się wielkie sople, z których od czasu do czasu kapie woda. końcu, turystów czeka niespodzianka – brama do Hogsmeade. Czytelnicy zapewne wiedzą, że jest to jedyna miejscowość w Wielkiej Brytanii zamieszkała Powyżej: Hogwart Po lewej: Lot na hipogryfie (fot. archiwum autora)

OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012  17


Społecznie

wyłącznie przez czarodziejów, znajdująca W poszukiwaniu się niedaleko Hogwartu. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to… śnieg. Na Florydzie mandragory, różdżki oraz to przecież niespotykany widok. Dachy sprzętu do Quidditcha budynków pokryte są tworzywem imitującym śnieg, a na rynnach znajdują się W Hogsmeade nie mogło zabraknąć chawielkie sople, z których od czasu do cza- rakterystycznych sklepów i restauracji. su kapie woda. Cała sceneria przypomina Jednak uważny czytelnik zauważy, że sklekadr z filmu – budynki są niemal iden- py, które w książce i w filmie znajdowały tyczne, z zachowanymi wszelkimi detala- się na ulicy Pokątnej, tutaj zostały umieszmi – takimi jak wykrzywione kominy. Tuż czone w centrum Hogsmeade. Wędrówkę przy samym wejściu znajduje się stacja po sklepach najlepiej zacząć w sklepie Hogsmeade, na której stoi lokomotywa Zonka (Zonko’s). To miejsce, w którym możparowa Hogwarts Express. Wokół niej na znaleźć różne przedmioty służące do są porozrzucane walizki uczniów szkoły robienia żartów i słodycze: np. czekoladomagii. Jest tam nawet konduktor pociągu, we żaby (z kolekcją ruszających się kart), z którym turyści chętnie robią zdjęcia. musy świstusy i fasolki wszystkich sma-

18 oFenSYWa nr 2 (15) Grudzień 2012

ków Bertiego Botta. Tuż obok znajduje się Miodowe Królestwo (Honeydukes) – ulubione miejsce uczniów Hogwartu, słynące z wyrobów czekoladowych. Sklep z różdżkami Ollivandera (Ollivanders – sklep założony przez rodzinę Ollivanderów w 382 r. p.n.e w Londynie) to miejsce, które wygląda jak plan filmowy. Są tam wysokie, aż do sufitu, regały, na których znajdują się pudełka z kilkoma modelami różdżek. Najwięksi fani mogą kupić za jedyne 40$ różdżkę, która wygląda jak ta Harry’ego Pottera czy Hermiony Granger. Wiele sklepów, które były ważne dla akcji książki, nie są otwarte dla turystów. Ale za to witryny tych sklepów zostały bardzo szczegółowo i precyzyjnie zrobione. Dzięki temu, oglądając wystawę sklepu z roślinami Dogweed&Deathcap, widzimy nie tylko dziwne, niespotykane kwiaty czy kaktusy, ale nawet wrzeszczącą i ruszającą się małą mandragorę. Kolejne miejsce to Sowia Poczta (Owl Post). Są tam oczywiście przesyłki, sowy (pluszowe w klatkach), pióra, atrament i inne potrzebne rzeczy do wysłania listu. Sklep Scrivenshafta to sklep z wyrobami papierniczymi: są tam np. pióra, pergaminy i buteleczki atramentu. Dużą atrakcją jest sklep z szatami wyjściowymi – Gladrags Wizardwear. W gablocie znajduje się różowa sukienka, w której Hermiona wystąpiła podczas balu bożonarodzeniowego. Ponadto są tam igły i metry krawieckie, które się ruszają i mierzą stroje znajdujące się na wystawie. Kolejną atrakcją jest sklep z akcesoriami do najpopularniejszej gry wśród czarodziejów – Quidditcha. W gablocie znajduje się skrzynia, w której są przywiązane (zabezpieczone przed ucieczką, ponieważ się ruszają) wszystkie piłki potrzebne do gry: kafel, tłuczki oraz złoty znicz. Ponadto są tam też akcesoria, takie jak: miotły, rękawice, kaski etc. Kolejny sklep to Tomes&Scrolls – księgarnia znajdująca się w Hogsmeade. Są tam podręczniki oraz inne książki (np. autobiografia Gilderoy’a Lockharta). Oczywiście okładki i zdjęcia ruszają się i są atrakcją dla przechodniów.

Lot na hipogryfie, podróż na smoku i inne rozrywki nieprzeznaczone dla mugoli Wychodząc z alei sklepów, napotykamy oczyma piękny widok – zamek na wzgórzu z wieżami i bramą, której strzegą posągi w postaci dwóch skrzydlatych dzików. Szkoła Magii i Czarodziejstwa


Społecznie w Hogwarcie, niczym wyjęta z filmu, góruje nad głowami turystów. Niedaleko pracownicy parku w strojach uczniów Hogwartu z „ruszającymi się ogromnymi ropuchami” wykonują utwory znane z filmu. Tuż obok zamku znajduje się Chatka Hagrida w otoczeniu ogromnych dyń i z atrakcją dla odważnych – „przejażdżką na hipogryfie” (Flight of the Hippogriff). Niestety nie jest to hipogryf, który wygląda jak filmowy Hardodziob, ponieważ jest to tylko niewielki roller coaster, który przypomina hipogryfa. Nie jest to także wysoka kolejka. Jej atutem jest fakt, że jedzie bardzo szybko po poziomych, pokręconych jak serpentyna pętlach. Przejażdżka jest niezapomniana i każdy śmiałek, który odważy się do niej wsiąść, wraca z niej zadowolony. Drugi roller coaster znajdujący się w parku to tzw. „lot na smoku” (Dragon Challenge). Jest to bardzo ekstremalna i wysoka kolejka tylko dla tych, którzy nie boją się ani wysokości, ani norweskich smoków kolczastych. Trzeci,

Szkoła Szkoła magii i czarodziejstwa w Hogwarcie, niczym wyjęta z filmu, góruje nad głowami turystów. a zarazem ostatni, roller coaster znajduje Hufflepuff, Ravenclaw, Slytherin –przyp. się we wnętrzu zamku. Jest bardzo szybki red.). Poza tym, można tam kupić gadżei dynamiczny. Przed wejściem jest nawet ty znane czytelnikom na całym świecie ostrzeżenie dla tych, którzy źle znoszą ta- – Mapę Huncwotów, szachy czarodziejów kie przejażdżki. Cała podróż odbywa się albo magiczne pióro Rity Skeeter. Dla po klasach lekcyjnych i korytarzach zam- najmłodszych są pluszowe zwierzęta – ku, które wyglądają jak pomieszczenia kot Krzywołap, sowa Hedwiga czy szczur znane z filmu. W lochach zamku znajduje Parszywek. Ponadto można kupić poczsię również sklep, w którym można kupić tówki, breloczki, magnesy i inne pamiątki. nie tylko książki i filmy z serii o Harry’m Jednak największą atrakcją jest Potworna Potterze, ale również miotły czy szaty księga potworów, która dzięki naładowauczniów Hogwartu z przypiętą tarczą nym bateriom jest równie „żarłoczna” jak jednego z czterech domów (Gryffindor, ta w filmie. Oczywiście fani serii mają na

Powyżej: Hogsmeade Poniżej: Potworna ksiega potworow na sąsiedniej stronie: Witryna sklepu w Hogsmeade (fot. archiwum autora) nią sposoby – wiedzą, że gdy podrapie się ją po grzebiecie, staje się spokojna. Kończąc wycieczkę po Hogsmeade, warto wstąpić do pubu „Pod Trzema Miotłami” (Three Broomsticks), prowadzonego przez Madame Rosmertę. Wnętrze karczmy zostało odtworzone według wzoru z filmu. Znajduje się tam restauracja. Czekając na jedzenie, turyści słuchają ścieżki dźwiękowej z filmu lub obserwują z zaskoczeniem i dezorientacją cienie sów lub złotego znicza nad głową. Jednak to nie jedzenie jest główną atrakcją pubu, tylko piwo kremowe i sok z dyni. Sprzedawane w kuflach piwo kremowe to słodki, lekko gazowany i bezalkoholowy napój. Jest chłodny i orzeźwiający – idealny na florydzkie upały.

Koniec psot! Orlando International Airport. Airbus A380 linii Lufthansa krąży po pasach startowych. Rzęsisty deszcz i silny wiatr powodują wstrzymanie lotów. Wreszcie ruszamy. Ogromne krople uderzają w okno samolotu. Pioruny rozświetlają spowite nocą niebo. Orlando żegna mnie gamą kolorowych świateł. Po kilku chwilach stają się nieznaczącymi, małymi punktami, które nikną w strugach deszczu.

oFenSYWa

nr 2 (15) Grudzień 2012 19


rys. Mateusz Nowak (goldencut.pl)

W sidłach magii P elżbieta Borowik

oczątki czarodziejstwa sięgają mroków starożytności. Już wtedy ludzie rozprawiali o zauroczeniu. Żeby skończyć ze swoim nieszczęściem, zwracali się często do jakiegoś czarownika, który miał im pomóc. Już wtedy wierzono w czarną magię, przekleństwa, złorzeczenia, gusła czy rzucanie na kogoś uroku wzrokiem. Do dziś przecież przy wózkach niemowląt wiąże się czerwone kokardki, które mają chronić przed złym spojrzeniem. Wielu z nas ciągle pielęgnuje te zwyczaje. Nieprzypadkowo coraz popularniejsze w ostatnich latach stają się seanse spirytystyczne, wizyty u wróżek, astrologów, jasnowidzów czy czytanie horoskopów. Świat magii ciągle nas fascynuje.

20 oFenSYWa nr 2 (15) Grudzień 2012

Czasami, gdy spotyka nas wiele złego, zastanawiamy się, dlaczego tak się dzieje. Gdy nie znajdujemy racjonalnego wytłumaczenia naszych niepowodzeń, często sięgamy do mądrości ludowych. Może nasze nieszczęścia spowodowane są tym, że ktoś nas przeklął albo nam źle życzy? Czy to jednak możliwe, aby słowo miało taką moc czynienia zła? Nasi przodkowie byli przekonani, że tak. Wierzyli oni na przykład w straszne czary, mające na celu zniszczenie całej rodziny – tak zwane klątwy rodowe. Okazuje się, że stają się one przedmiotem rozpraw nie tylko zabobonnego ludu, ale także ludzi oczytanych. Co jakiś czas w prasie przywoływane


Społecznie

W internecie można już znaleźć strony, gdzie możemy kogoś przekląć. niepokojące jest to, że korzystają z nich także dzieci.

są przykłady osób, których życiowe niepowodzenia tłumaczone są właśnie klątwą rodową. Jako przykład można tu podać historię rodziny Grimaldich. Według legendy przodek książąt zdobył zamek Monako podstępem. Wypędzony z Genui rzezimieszek Franciszek Grimaldi, w przebraniu franciszkańskim, zakołatał do bramy miasta w 1297 roku i opowiedział ówczesnemu panu zamku wzruszającą historię o pątniku, który udaje się do Ziemi Świętej. Przy okazji rozkochał w sobie córkę gospodarza. Wspólnie z nią, nocą, otworzył bramę miasta i wpuścił swoich kamratów, którzy wymordowali załogę gościnnego zamku. Po objęciu rządów kazał zamurować żywcem zakochaną w nim dziewczynę. To właśnie ona rzuciła klątwę na miłość w rodzie Grimaldich: nikt z tej rodziny miał nie zaznać szczęścia w miłości. Faktycznie, pozornie szczęśliwe małżeństwo księcia Rainera i Grace Kelly zostało przerwane w 1982 roku, gdy księżna zginęła w wypadku samochodowym. Księżniczka Karolina wychodziła za mąż trzy razy, księżniczka Stefania dwa, a książę Albert, po przeszło pięćdziesięciu latach stanu kawalerskiego, ożenił się w ubiegłym roku. Jego małżonka została jednak niechlubnie okrzyknięta „najsmutniejszą panną młodą w historii”. Klątwa ma najczęściej związek z rodzicami czy dziadkami, którzy przeklinają swoje dzieci lub wnuki. W pewnym miasteczku we Włoszech młoda kobieta urodziła syna. Bardzo chciała, aby został on kapłanem. Lata mijały. Chłopiec wyrósł na inteligentnego młodego mężczyznę, skończył studia, ożenił się i założył rodzinę. Jednak jego matka, która marzyła o innej przyszłości dla swojego syna, zerwała z nim więzi i nie chciała go więcej widzieć. Gdy mężczyźnie urodził się syn, przeklęty postanowił wykorzystać ten fakt, aby pogodzić się z matką. Pomyślał, że kobieta bardzo się ucieszy, widząc zdjęcie wnuczka. Posłał jej zdjęcie. Na odpowiedź nie musiał długo czekać. Matka zamiast słów radości przesłała mu złowrogie życzenie: „Niech nogi tego chłopca będą zawsze chore, a jeśli ty powrócisz do rodzinnego miasteczka, obyś umarł w łóżku, w któ-

rym przyszedłeś na świat”. Tak też się stało. Chłopiec ciężko zachorował, a jego nogi wskutek częstych operacji były strasznie pocięte. Mężczyzna powrócił do rodzinnego miasteczka po wielu latach. Zaraz po przybyciu niespodziewanie źle się poczuł, więc zaniesiono go do rodzinnego domu, gdzie umarł tej samej nocy. W internecie można już znaleźć strony, gdzie możemy kogoś przekląć. Niepokojące jest to, że korzystają z nich także dzieci. Innym sposobem „rzucania” czarów są gusła. Przykładem może być podanie jakiejś osobie napoju albo pokarmu z „wkładem” mającym wywołać zamierzony skutek. Kiedyś za szczególnie obdarzone magiczną mocą uznawano jajka, krew, kości zmarłych, włosy. Za inny sposób zaszkodzenia komuś uważa się zaczarowanie przedmiotu należącego do osoby, której chcemy zaszkodzić, albo rzucenie uroku na figurkę, która tego człowieka uosabia. Chodzi tu między innymi o wbijanie laleczce w głowę igieł z myślą o osobie, którą w tym momencie strasznie boli głowa. Albo inny przykład: aby wyrządzić szkodę dziecku jeszcze w łonie matki, sporządza się plecionkę lalki od szyi do pępka. Do tego wypowiada się złowrogie życzenie, aby dziecko rozwijało się nieprawidłowo. Niestety, niektórym nie wystarczają takie czary i sięgają oni do bardziej drastycznych środków. Mam tu na myśli „przedmioty, które wyrażają życzenie śmierci poprzez gnicie”. W tym przypadku mamy do czynienia z zakopywaniem zaczarowanego mięsa czy żywych zwierząt. W dzisiejszych czasach wiele osób wpada w sidła magii. Ciągle poszukują oni „prawdy” o swojej przyszłości, chcą wiedzieć, jak potoczą się ich losy. Czarownicy, znachorzy czy wróżbici mają coś, co przyciąga do nich innych: moc przeklinania, przewidywania, leczenia. Tylko od nas samych zależy, czy my także podążymy tym śladem. Literatura: G.Amorth Wyznania Egzorcysty I.Froc Egzorcyści www.slubclick.com

oFenSYWa

nr 2 (15) Grudzień 2012 21


społecznie

Fobie, czyli to, co w nas ukryte Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi za wasz lęk przed absurdem istnienia i delikatność niemówienia innym tego co w nich widzicie za niezaradność w rzeczach zwykłych i umiejętność obcowania z niezwykłością za realizm transcendentalny i brak realizmu życiowego, za nieprzystosowanie do tego co jest a przystosowanie do tego co być powinno za to co nieskończone - nieznane - niewypowiedziane ukryte w was Fragment wiersza Posłanie do Nadwrażliwych Kazimierz Dąbrowski, psycholog

F Agata Jurek

obia jest uporczywą reakcją strachu, której strachu nie chcą być widziani lub obserwowani. Picie rozmiary występują w znacznej dysproporcji i jedzenie w obecności osób trzecich jest dla nich w stosunku do wielkości faktycznego zagro- przerażające. Obawiają się upokorzenia. Młody chłożenia. Nie ma większych trudności w jej rozpozna- pak od czasu pewnego incydentu nie bierze udziału waniu. Objawy są jednoznaczne: dojmujący niepokój w życiu towarzyskim. Zawstydził się, gdy zdarzyło mu przed określoną sytuacją, silne pragnienie uniknię- się zwymiotować podczas przyjęcia. Od tamtej pory cia zagrożenia i świadomość, że lęk jest niepropor- całkowicie unika przyjęć, a jeśli musi się na jakimś pojawić, stara się szybko wyjść z niego niezauważony. cjonalnie wielki. Możemy wyróżnić takie fobie, jak: agorafobię, foFobie zwierząt są najbardziej powszechne. bie społeczne, fobie zwierząt, fobie obiektów nieożyZaczynają się już we wczesnym dzieciństwie, lecz wionych, fobie choroby i uszkodzenia ciała. w wielu przypadkach znikają wraz z wiekiem. Anna Agorafobia – dosłownie „strach przed rynkiem nie wychodziła z domu, bo bała się kotów. Kiedy jej miejskim”. Cierpiące na nią osoby boją się otwartych sąsiedzi wyprowadzili się, trawnik zarósł i stał się przestrzeni (takich jak ulice), tłumów, podróżowa- ulubionym miejscem schadzek wszystkich kotów nia. W większości przypadków na agorafobię cier- z okolicy. Dziewczynę paraliżowała myśl, że jeśli pią kobiety. Dobrym przykładem może być historia wyjdzie z domu, to zostanie przez któreś zwierzę 19-letniej ekspedientki. Dziewczyna wybiegła z pracy, zaatakowana. krzycząc, że zaraz umrze. Miała duszności, była przeFobia obiektów nieożywionych dotyczy miejsc rażona – wydawało się jej, że dostała udaru. Przez dwa tygodnie leżała w łóżku. Jej stan nie poprawił się na dużej wysokości, zamkniętych przestrzeni, burz, mimo leczenia. W ciągu siedmiu lat wyszła z domu brudu, ciemności, płynącej wody, samolotów i wiatru. Czasami jest zapoczątkowana przez traumatyczne tylko dwa razy. zdarzenie. Historia Hildy to potwierdza. Jako mała Fobie społeczne to wyolbrzymiony niepokój w sy- dziewczynka znalazła się w strefie zagrożenia latuacjach publicznych. Ludzie cierpiący na ten rodzaj winą. Zasypał ją śnieg, nie mogła nic mówić ani

22 OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012


rys. Mateusz Nowak (goldencut.pl)


społecznie

Żadna z teorii nie pozwala do końca na odkrycie przyczyn zachorowań. Każdy przypadek jest indywidualny i tak też należy go rozpatrywać. Lekarze mogą jedynie próbować rozszyfrować ludzki umysł i zalecić odpowiednie środki.

rys. fromoldbooks.org

Ludzie cierpiący z powodu panicznego strachu potrzebują wsparcia rodziny i przyjaciół. Czasem trudno jest zrozumieć, dlaczego ktoś wyrzuca każdą rzecz przez okno, tylko dlatego, że siadła na niej mucha.

się ruszać. Była w potrzasku. Na szczęście chorego z zagrożeniem, sprawdzeniu jego uratował ją wuj. Wydarzenia te wywołały realności. Niestety, w większości przypadu niej fobię śniegu. Nie mogła zdobyć się, ków jest to niemożliwe. by wyjść zimą na zewnątrz. Nie słuchała Żadna z teorii nie pozwala do końca prognoz pogody. Sama myśl o śniegu na- na odkrycie przyczyn zachorowań. Każdy pawała ją lękiem. Stawała się wtedy na- przypadek jest indywidualny i tak też napięta, przestraszona. leży go rozpatrywać. Lekarze mogą jedyFobia choroby i uszkodzenia ciała. nie próbować rozszyfrować ludzki umysł Osoba, która na nią cierpi, jest przekona- i zalecić odpowiednie środki. W tym pona o swojej ułomności lub chorobie i do- mocne są cztery terapie: desensytacyjna, szukuje się jej oznak. Fobii tej nie należy czyli inaczej odwrażliwianie; zanurzanie, mylić z hipochondrią. Osoby z tego typu które polega na obcowaniu z obiektem przypadłością często znają ludzi cierpią- powodującym strach; modelowanie, kiecych na schorzenie, którego się obawiają. dy to osoba cierpiąca na fobię obserwuje Co ciekawe, nabawienie się choroby może kogoś zdrowego (modela) w trakcie wyuleczyć strach przed nią. Pewien mężczy- konywania czynności, której ona sama zna przyjęty do szpitala twierdził, że jest nie jest w stanie się podjąć oraz terapia chory na syfilis. Przeprowadzone badania farmakologiczna. Praktyka pokazuje, że nie wykazały obecności tej choroby, dla- łączenie ich daje najlepsze efekty w letego wrócił do domu. Po jakimś czasie czeniu fobii. znów przyjęto go do szpitala, tym razem Ludzie cierpiący z powodu panicznez prawdziwymi objawami kiły. Po zacho- go strachu potrzebują wsparcia rodziny rowaniu lęk ustąpił. i przyjaciół. Czasem trudno jest zrozuIstnieją dwie teorie fobii: psychoana- mieć, dlaczego ktoś wyrzuca każdą rzecz lityczna, opracowana przez Freuda, oraz przez okno, tylko dlatego, że siadła na niej behawioralna. Pierwsza metoda pole- mucha. Aby lepiej zrozumieć nieprzystoga na pomocy pacjentowi w wydobyciu sowanie do rzeczywistości takich osób, nieuświadomionego konfliktu na światło warto przypomnieć sobie Adriana Monka, dzienne oraz na uzyskaniu wglądu w wy- którego inteligencja jest porównywalnie parte zdarzenie traumatyczne. Teoria be- wielka z ilością jego lęków. hawioralna opiera się na założeniu, że normalny strach oraz fobia są wynikiem Tekst został opracowany na podstawie procesu uczenia się. Wystarczy zastoso- informacji z pierwszego tomu wać próbę wygaszania, by pomóc pacjen- Psychopatologii Martina E. P. Seligmana towi. Próba ta polega na skonfrontowaniu i Davida L. Rosenhana.

24 OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012


społecznie

To wyniszcza mnie od środka Dzień zaczynamy od pięciokrotnego umycia rąk. Następnie ścielimy łóżko. Dwukrotnie – bo raz to za mało. Nie oglądamy wiadomości. Wojna na drugim końcu świata nie pozwoli nam wyjść z domu przez kilka następnych dni.

Magdalena Julia Bury

rys. im-possible.info

C

horobliwe rytuały, nieustanne kłótnie z samym sobą, lęk przed nadchodzącym dniem. Nerwica natręctw, bo o niej mowa, to choroba powodowana przez różne czynniki, zarówno biologiczne, jak i społeczne. Często jest wynikiem stresu, presji społeczeństwa. Większość osób cierpiących na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne nie zdaje sobie sprawy, że jest chora. Winę za swoje zachowania zrzuca na zmęczenie, zły, z natury, charakter. Problemy Michała* miały swój początek w 2007 roku. Zaczął wtedy nowy związek, wszystko układało się w jak najlepszym porządku. Pewnej nocy obudziła go myśl, że jego dziewczyna jest gwiazdą filmów porno. Przez kilka dni surfował po Internecie, przeglądając strony i szukając na okładkach filmów swojej ukochanej. To podejrzenie wyniszczało go od środka. Po dwóch miesiącach zakończył związek. Nie był w stanie znieść myśli, że jego jedyna w taki sposób zarabia na życie. To nic, że dziewczyna nie miała o niczym pojęcia. Od tamtej pory paniczny strach nie odstępował go ani na krok. Rok 2009 – nowa miłość Michała. Podobno ta najważniejsza w życiu, trwała. Pierwsze kłótnie, nieporozumienia. Raz nie wytrzymał, uderzył „kobietę swego życia” w twarz. Strach przed rozstaniem zrobił z niego choleryka. Mówił, że kocha i sprawdzał jej pocztę, czytał SMS-y. Kontrolował na każdym kroku, by następnego dnia wręczyć jej bukiet czerwonych róż i przeprosić.

Pewnej nocy obudziła go myśl, że jego dziewczyna jest gwiazdą filmów porno. Surfował po Internecie, przeglądając strony i szukając na okładkach filmów swojej ukochanej. To podejrzenie wyniszczało go od środka. Po dwóch miesiącach zakończył związek.

obsesje – myśli powracają często ze zdwojoną siłą... OCD (zaburzenia obsesyjno-kompulsywne) można leczyć. Niestety, wiele osób cierpiących na tę chorobę wstydzi się zasięgnąć opinii lekarskiej. Rzadko chcą się przyznawać do objawów swoich przeżyć, sądząc że nikt ich nie zrozumie i wyśmieje. Wydaje im się, że są sami. Zdarza się, że objawy nerwicy wyglądają jak zwykłe fochy. Dlatego też osoby, które przebywają z chorym, nie zdają sobie sprawy z ich problemu. Najlepsze efekty daje terapia psychiatryczno-psychologiczna, jednak, jak wiadomo, tylko od chorych zależy, czy przyniesie ona zamierzony skutek. Najtrudniejsze dla cierpiącego jest przyznanie się przed samym sobą, że ma problem. Michał dwa lata ukrywał swoją chorobę przed dziewczyną. Gdy się przyznał, było już za późno.

Nerwica natręctw wpływa na życie jak żadna inna choroba. Nie chodzi tu tylko o rutynowe mycie zębów czy codzienne alfabetyczne układanie książek. To odczuwanie chronicznego strachu przed wojną, śmiercią bliskiej osoby, nadchodzącym dniem. To nieustanne myśli zabijające radość życia, obsesja XXI wieku. Nerwica zmienia całe nasze życie, wywraca je do góry nogami. I chociaż tego nie chcemy, nienawidzimy się za kolejne * Imię bohatera zostało zmienione.

OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012  25


społecznie

Histrioniczne wampiry emocjonalne atakują! Można ich spotkać na ulicy, w pracy, sklepie czy miejskim klubie – słowem wszędzie. Na pierwszy rzut oka wyglądają niegroźnie, swym zachowaniem mogą nawet budzić bardzo pozytywne emocje. Jednak pozory mylą, psychologowie biją na alarm: uważajmy na histrioniczne wampiry emocjonalne! Nie wiedzieć, znaczy być zagrożonym, dlatego też czym prędzej zorientujmy się, co w trawie piszczy.

Paulina Krzyżowska

A

by skutecznie móc się przed czymś obronić, należy „to coś” najpierw dobrze poznać. W myśl zasady, że im bardziej nie zdajemy sobie sprawy z zagrożenia, tym bardziej jesteśmy wobec niego bezbronni. A histrioniczne wampiry emocjonalne tylko na to czekają! Aby dowiedzieć się, kim są, co ich cechuje i dlaczego warto na nie uważać, należy najpierw dowiedzieć się czegoś więcej o zaburzeniach osobowości. Kryteria diagnostyczne American Psychiatric Assication definiują je jako pewien utrzymujący się wzorzec doświadczeń wewnętrznych i zewnętrznych i zachowań w znacznym stopniu odbiegających od wymagań danej kultury wobec jednostki. Wzorzec tych „odchyleń” przejawia się w minimum dwóch z wymienionych obszarów: sposobie postrzegania i interpretowania siebie, innych ludzi oraz wydarzeń; zakresie, intensywności, labilności i adekwatności reakcji emocjonalnych; funkcjonowania w relacjach z ludźmi; kontroli emocji. Kryteria diagnostyczne obejmują opisy jedenastu typów zaburzeń osobowości. My jednak skupimy się na zaburzeniach o takim charakterze, z których ludzie nierzadko w ogóle zdają sobie sprawę, a nawet jeśli tak – to traktują je jako, zupełnie niegroźne, dziwactwa. Wśród nich znaj-

dują się też nasi bohaterowie, czyli osoby a już wpada, jak przysłowiowa śliwka z histrionicznym zaburzeniem osobowości. w kompot. A z ich szponów, jak się już raz Warto bliżej poznać specyfikę ich natury, da usidlić, nie tak łatwo się wydostać. Co zanim wpadniemy w misternie przez nich nie znaczy, że jest to niemożliwe! Istnieje kilka wskazówek i porad, jak postępować budowane, urocze pułapki. z histrionikami, by wilk był (w miarę) syty Jak zatem rozpoznać histrionika? Wygląd: zazwyczaj wyróżnia się w tłu- i owca (w miarę) cała. Po pierwsze: pod żadnym pozorem (!!!) nie można dopumie osobowością, stylem bycia. Cechy charakteru: towarzyskość, przyja- ścić do tego, by wciągnęły nas do obsazne nastawienie do otoczenia, entuzjazm, dy swojego życiowego show. Jednak jeśli nerwowość, uwodzicielskość (czasem nie- już do tego doszło, należy niezwłocznie opracować dla siebie nową rolę (mieć na świadoma), egocentryzm. Ulubione zajęcie: rozmawianie i plot- nią wyłączny monopol) i konsekwentnie kowanie (co ważne: często bardzo barwne wcielać w życie w miejsce tej starej, naacz mgliste i niejasne), znajdowanie się rzucanej nam przez histrionicznego wampira. Zaleca się również sceptycyzm, jeśli w centrum zainteresowania. Znaki szczególne: często wyróżnia się chodzi o informacje, jakie uzyskujemy od w tłumie za sprawą swojego stroju, ma- nich, a co za tym idzie – tak profilaktycznie! – sprawdzanie ich wiarygodności. kijażu, itp. Warto wiedzieć, iż osoba z histrionicz- Warto również zaopatrzyć się w „środek nym zaburzeniem osobowości często kontrastobójczy”, który polega na tym, traktuje zwykłych znajomych jak bliskich żeby robić dokładnie to, czego nasze przyjaciół. Ma słabą pamięć do szczegó- wampirki bardzo nie lubią. Jeżeli zastosujemy się do powyższych łów życia codziennego oraz problemy z wykonywaniem pospolitych obowiąz- wskazówek, istnieje duże prawdopodo-

Jak postępować z histrionikami? Pod żadnym pozorem nie można dopuścić do tego, by wciągnęły nas do obsady swojego życiowego show. ków (np. domowych), które zwyczajnie ją nudzą. Niejednokrotnie wykonuje parę rzeczy naraz, co może być wyrazem powierzchowności jej zainteresowań. Często denerwuje się z błahych powodów, jednakże bardzo rzadko przyznaje się do gniewu. Cechuje ją dobry gust, przy jednoczesnym zbytnim troszczeniu się o własną powierzchowność. Mimo wszystkich problemów, jakich jest źródłem, osoba taka jest rozchwytywana i bardzo popularna w gronie swoich znajomych. Urocze te nasze histrioniczne wampirki, nie ma co… Nim się człowiek spostrzeże,

26 OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012

bieństwo, że zetknąwszy się z histrionicznym wampirem, nie dopuścimy do tego, żeby wyssał z nas, może nie krew, ale – co równie niebezpieczne – wszystkie życiowe soki. A swoją drogą cóż za ironia losu!... Jak już spotkamy na swojej drodze kogoś tak niezwykle czarującego, sympatycznego, oryginalnego, przy kim czujemy się ważni, docenieni, ba..! wręcz niezastąpieni i jedyni w swoim rodzaju, to nagle okazuje się, że to wampir. W dodatku histrioniczny! No cóż, jak to się mówi – nie ma rzeczy idealnych…


Kulturalnie / wywiad

Czarodziejka obrazów Rozmowa z Hanką Brulińską Kim jest Hanka Brulińska? Z odpowiedzią na to pytanie żaden lublinianin nie powinien mieć trudności. Bo przecież oprócz wspaniałej gry aktorskiej na deskach Teatru im. J. Osterwy ostatnio dała się poznać jako debiutująca reżyserka. O jej autorskim filmie było głośno i to nie bez powodu. „Biec w stronę Ty” stanowi bowiem refleksję nad kondycją człowieka, jest jak zwierciadło, w którym każdy może odnaleźć cząstkę siebie... dania. Chciałam być jak najbardziej wiarygodna. Od pewnego momentu pracuję inaczej. Po prostu czekam na to, co zrobi ze mną tekst. To on jest potęgą i ma wielką moc.

Klaudia Olender

Można powiedzieć, że aktorstwo zmienia postrzeganie siebie i swojego otoczenia. Zmusza też do wnikliwej obserwacji, ciągłego poszukiwania. Czym według Pani powinien charakteryzować się dobry aktor? Pracowitością i talentem, naturalnie rzecz ujmując. Praca nad rolą, jej rozwój i rozmowy o niej sprawiają, że w pewnym sensie aktor zaczyna się z nią coraz bardziej utożsamiać i „staje się” postacią, którą ma zagrać. Musi jednak w tym wszystkim zachować naturalność, odnaleźć złoty środek. Naśladowanie czy poznawanie? Wypracowała Pani własną metodę? Po szkole aktorskiej moja praca nad rolą wyglądała zupełnie inaczej niż teraz. Zajmowała o wiele więcej czasu prywatnego niż obecnie. Pracując na przykład nad Balladyną Słowackiego w reżyserii Bogdana Cioska, chodziłam z rolą od rana do wieczora. Budziłam się z nią i zasypiałam z nią. Działałam w oparciu o metodę Stanisławskiego, pracowałam nad atmosferą, nad gestem psychologicznym itd. Tworzyłam cały życiorys Balladyny. Analizowałam każde słowo, stawiałam przed sobą różne, często abstrakcyjne, za-

Lubi Pani aktorskie wyzwania? Którą kreację najtrudniej było zagrać, a z którą „zżyła się” Pani najbardziej? Uwielbiam wyzwania! Każdą rolę traktuję zawsze jako wyzwanie, ale najtrudniejsza, z perspektywy kilku lat pracy w zawodzie, była rola Kamilli z Żołnierza Królowej Madagaskaru Tuwima w reżyserii Bradeckiego, którą zagrałam w zastęp- fot. Kinga Dąbrowska stwie za koleżankę aktorkę. Cały problem polegał na tym, że było to właśnie zastęp- Moja Marianna dojrzewała we mnie, a ja stwo, czyli nie uczestniczyłam w próbach w niej. Dała mi bardzo dużo. Graliśmy ten od początku. Poza tym Kamilla, gwiaz- spektakl trzy lata i kiedy zdjęto go z afiszy, da teatrzyku, miała w sobie dokładnie poczułam smutek, żal, że muszę się z nią wszystko to, czego ja nie miałam..., na rozstać. Nigdy nie podejrzewałam, że taki przykład umiała śpiewać (uśmiech). Praca stan może mnie dopaść, a jednak... nad nią trwała do momentu, gdy sztuka nie zeszła z afiszy. Każde wejście na Szekspir napisał kiedyś, że: Świat jest scenę w tym spektaklu było dla mnie teatrem, a aktorami ludzie, którzy kolejpokonywaniem wielkiej góry. Zastępstwa, no wchodzą i znikają… Jak wiele z teatru generalnie, są najtrudniejszą i bardzo przenosi Pani na życie prywatne? niewdzięczną sprawą, a ja „stety, nie- Na szczęście coraz mniej, przynajmniej stety” odpracowałam ich całkiem sporo. świadomie. Ale na studiach miałam W tym momencie już się na nie, po pro- pewne doświadczenie: pracując nad wystu, nie zgadzam. A ukochana rola? Chyba branymi scenami ze Szklanej Menażerii Marianna z Opowieści lasku wiedeńskiego Tennessee Wiliamsa, tak zżyłam się z rolą Ödöna von Horvátha w reżyserii Bogdana Laury, że nie mogłam uwolnić się od niej Toszy. Bardzo dobrze napisany dramat, przez kolejne pół roku. Na egzaminie dociekawie poprowadzony reżysersko, z du- stałam najlepszą ocenę, ale jakim koszżym wyczuciem. Wszystko grało w nim tem? Zaczęłam „myśleć Laurą” i w pewjak w szwajcarskim zegarku i ta cudowna nym sensie wcieliłam ją w życie. Brak muzyka Salabera... Marianna była rolą warsztatu i doświadczenia spowodowały fantastyczną – niezwykle trudną i niezwy- zatracenie się w roli. To była dla mnie kle piękną. Pamiętam, że za każdym razem ogromna lekcja. Od tamtej pory nie poodkrywałam w niej coś innego. Tyle barw, zwalam sobie na takie kompletne oddanie tyle prawdy i tyle współodczuwania. . . kreacji. Umiem chronić się przed tym. OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012  27


Film zrodził się z mojego indywidualnego przewartościowania pewnych rzeczy. Zrozumiałam, że najważniejszy związek człowiek tworzy sam ze sobą i powstało we mnie silne pragnienie podzielenia się tą myślą z innymi.

Niedawno grała Pani „krasnoludkę” Lenkę w bajce się ująć precyzyjnie w słowa. Tak naprawdę potęga O dwóch krasnoludkach i jednym końcu świata G. podświadomości jest wielka i niezbadana. Lutosławskiej. Trudniej grać dla dzieci, czy dla Do kogo szczególnie ten film jest skierowany ? Czy dorosłych? Sama nie wiem. Miło grało się to przedstawienie. w ogóle reżyser powinien myśleć o odbiorcach twoSzczególnie, że było ono dedykowane najmłodszym. rząc autorski film, czy nie burzy to wtedy szczerości, Ich reakcje były cudne, spontaniczne i autentyczne. autentyczności dzieła? Dziecięca widownia jest w moim odczuciu, przez To ładne. Szczerość i autentyczność. We mnie była swoją nieskazitelną czystość i niewinność, bardzo na pewno. Choć w procesie tworzenia nie zastanawdzięcznym odbiorcą. wiałam się nad adresatem. Oczywiście byłoby idealnie, gdyby film oddziaływał na emocje wszystkich, Ostatnio pojawił się Pani debiut reżyserski – Biec ale tak nie jest i wiele osób go nie zrozumie. Zresztą, w stronę Ty. Czego, jako aktorka, oczekuje Pani od re- specjalnie mi na tym nie zależy, nic na siłę. Wierzę, żysera i czego, jako reżyserka, oczekuje od aktorów? że poruszy dusze wszystkich tych, których dusze ma Czy praca w reżyserii – z tej drugiej strony, wpłynęła poruszyć... (uśmiech) w jakiś sposób na zmianę tych relacji? Od reżysera oczekuję, poza całym profesjonalizmem, Można powiedzieć, że teatr posługuje się metafooryginalnego myślenia i determinacji. Reżyser musi rą. Film zaś, przeważnie operuje dosłownością, wyposiadać wrażliwość, mądrość, osobowość, indywidu- maga nieco innego podejścia. Zmienia się również alny stosunek do swojej realizacji. Musi być czarodzie- sposób gry aktorskiej, prowadzenia roli, patrzenia jem (uśmiech), który w pierwszej fazie zaczaruje innych na świat – przez pryzmat zbliżeń, kadrów, sekwenrealizatorów i aktorów, a następnie widza. Dzięki pracy cji. Paradoksalnie jest to inny rodzaj twórczości. Pani nad swoim filmem zdobyłam większy dystans do za- udało się połączyć te dwa rodzaje ekspresji. Czy trudwodu aktora i zrozumiałam, że największa odpowie- no było przestawić się na inny sposób postrzegania dzialność leży po stronie reżysera. On odpowiada za świata – z drugiej strony kamery – i ile w tym filmie wszystko, także za to, jak zagra aktor. Stając po drugiej jest teatru? stronie, poczułam się doskonale. Z punktu widzenia Nie było to dla mnie trudne, a raczej zaskakująco reżysera dla mnie najważniejszą kwestią jest zdobycie proste. Oczywiście pojawiają się wątki nawiązujązaufania aktora – tak, aby potem swobodnie wprowa- ce do teatru dosłownie. Takie zabiegi są niezwykle dzić go w pewien rodzaj transu. trudne i ryzykowne, ale nie umiałam się im oprzeć. Z premedytacją więc pokazałam w filmie kilka scen Film Biec w stronę Ty utrzymany jest w konwencji ściśle związanych z teatrem. onirycznej. Co było impulsem, inspiracją do filmu? Film zrodził się z mojego indywidualnego przewar- Jako widz preferuje Pani bardziej teatr czy kino? tościowania pewnych rzeczy. Zrozumiałam, że naj- Nie potrafię dać tu jasnej odpowiedzi. Lubię kino na ważniejszy związek człowiek tworzy sam ze sobą równi z teatrem. Ubolewam tylko nad jego kondycją. i powstało we mnie silne pragnienie podzielenia Dawno mnie nic w teatrze nie zachwyciło: ostatnio, się tą myślą z innymi. Tak naprawdę impulsów było trzy lata temu, Mewa Czechowa w reżyserii Krystiana kilka, a jednym z nich – chęć zrobienia czegoś zu- Lupy z aktorami z Sankt Petersburga. Była tam metapełnie nowego, nieznanego. Inspiracji również wiele, fizyka, najtrudniejsza do osiągnięcia w teatrze. Z fila przede wszystkim życie... Nie chcę teraz opowiadać, mem jest już lepiej. Powstaje dużo dobrych filmów, co dokładnie mnie natchnęło, bo tego chyba nie da które poruszają moją duszę.

28 OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012

fot. Bolesław Lutosławski

Kulturalnie / wywiad


KulturAlnie / wywiad

miasto jest wyjątkowe pod każdym względem. Głównie lubię jego rytm i lubię ludzi, którzy w nim mieszkają. Bardzo dobrze się tu czuję. cieszę się, że los skierował mnie właśnie do lublina.

Ogromną rolę odgrywa w Pani filmie muzyka. Pod jakim kątem dobierała Pani artystów, mieli oni wolną rękę w komponowaniu aranżacji, czy też rodzaj muzyki był przez Panią wcześniej zaplanowany? Rafała Rozmusa odkryłam dzięki Piotrowi Kotowskiemu, producentowi filmu. Rafał napisał muzykę do Hymnu o miłości z Listu św. Pawła do Koryntian, który otwiera film. Rozmawiałam z nim chwilę na temat tej kompozycji, nic nie narzucając. I powstał utwór, wykonały go dziewczynki z Chóru La Musika. Jestem bardzo zadowolona z efektu końcowego. Z kolei z Bartoszem Kowalskim spędziliśmy wiele godzin nad pozostałą częścią ścieżki dźwiękowej. Muzyka ewoluowała mocno, było mi ciężko znaleźć właściwy klucz. Ten proces trwał długo, przeczuwałam, jakie dźwięki muszą się pojawić, ale nie wiedziałam, jak to wytłumaczyć kompozytorowi. Całe szczęście udało się. W napisach końcowych filmu można usłyszeć niezwykły utwór Alice Mai Olenderek Ensemble, którego słowa idealnie komponują się z przekazem całego obrazu. Maja śpiewa: a flash comes out of shadows, flowers start to bloom i zza ciemnych chmur zaczyna wychodzić słońce. Virginia Woolf, prekursorka techniki strumienia świadomości w Chwilach istnienia, wyznaje, że: Każdy dzień zawiera o wiele więcej nieistnienia niż istnienia... Wielkiej części każdego dnia nie przeżywa się świadomie. (…) Wiele jasnych kolorów, wiele wyrazistych dźwięków, trochę istot ludzkich, karykatur komicznych, liczne gwałtowne chwile istnienia, zawsze zawierające koło sceny, którą wykrawały, i wszystko otoczone rozległą przestrzenią – oto pobieżny opis dzieciństwa. Oto jaki mu nadaję kształt i jak widzę samą siebie jako dziecko, włóczące się w tej przestrzeni czasu (…). Można odnieść wrażenie, że alegoryczny bieg głównej bohaterki Irmy to właśnie taka ucieczka od ciągu wstrząsów, które wyjęte z „waty nieistnienia”, stanowią próbę rozliczenia się z własną tożsamością, z dzieciństwem. Jest to ucieczka przed samą sobą... paradoksalnie w stronę siebie? Symboliczne uroboros? Ciekawe skojarzenie z Virginią Woolf. Lepiej nie mogła Pani tego odczytać.

Wielu artystów stosujących metodę strumienia świadomości porównuje swoją twórczość do próby autoterapii, traktuje ją jako swoistą autobiografię... Mój film jest osobistą wypowiedzią, ale nie jest autobiografią.

Powyżej: Kadr z filmu „Biec w stronę Ty”

Biec w stronę Ty przedstawia piękną panoramę Lubelszczyzny, ukryte zakątki, często nieznane nawet ich mieszkańcom. Miejsca dobierane były na podstawie wizji, czy wizje powstały na podstawie widzianych wcześniej scenerii? Scenariusz powstawał w Lublinie i zależało mi, żeby zdjęcia, konsekwentnie, także powstały w tym mieście. Przeprowadziłam bardzo dokładną dokumentację w poszukiwaniu odpowiednich kadrów. I podczas tych poszukiwań odkryłam wiele niezwykłych miejsc. Zachwycił mnie Park Czartoryskich w Puławach, piękna Świątynia Sybilli, Plac po Farze na Starym Mieście w Lublinie, wąwóz w Wąwolnicy czy Dworek w Łańcuchowie. Te wszystkie miejsca wykorzystaliśmy w filmie. Co zdecydowało o przyjeździe Pani do Lublina? Przeznaczenie, bo nie ma innego wytłumaczenia... (śmiech). Miasto jest wyjątkowe pod każdym względem. Dużo można by mówić. Głównie lubię jego rytm i lubię ludzi, którzy w nim mieszkają. Bardzo dobrze się tu czuję. Cieszę się, że los skierował mnie właśnie do Lublina. Czy w szufladzie czeka już scenariusz na kolejny film? Może, może... (uśmiech). Dziękuję za rozmowę, życzę wielu filmowych, jak i teatralnych inspiracji, a czytelników „Ofensywy” odsyłam do filmu Biec w stronę Ty, który, być może, stanie się drogą dotarcia do własnej podświadomości. Biec w stronę Ty wchodzi do polskich kin 7 grudnia i będzie można obejrzeć go przed seansami filmu To tylko wiatr Bence'a Fliegaufa.

oFenSYWa

nr 2 (15) Grudzień 2012 29


fot. photoxpress.com

Społecznie

Dziwne dzieci 30 oFenSYWa nr 2 (15) Grudzień 2012


KulturAlnie / film

małgorzata Boryczka

F

ilmy od dawien dawna próbują straszyć widzów. Silne emocje wpływają zwykle na naszą ocenę – im bardziej się wzruszyliśmy, tym dramat był lepszy; śmiech do rozpuku bywa gwarancją dobrej komedii; przerażenie i nieprzespana noc – to dobry horror. W naszym życiu brakuje nieraz dreszczyku emocji – praca na pełny etat, rodzina czy studia potrafią skutecznie zdusić w zalążku emocjonalne wybuchy. Dlatego sięgamy po horror. Do wyboru mamy rozmaite kategorie i tematy. Dawniej popularne były głównie siły nadprzyrodzone, obecnie świat horroru skupia się na przerażającej istocie, jaką jest człowiek. Co ciekawe, nie przerażają nas już filmy, w których zamaskowany morderca biega z siekierą i ćwiartuje ludzi. Największy strach wywołują w nas dzieci. Dzieci wyglądające uroczo, dzieci, które z założenia powinny być dobre i niewinne. Wystarczy maleńka iskra, nietypowe ujęcie, jedno niepasujące zdanie włożone w usta małoletniego bohatera i do widza dociera elektryzująca informacja, że coś z tym dzieckiem jest „nie tak”. Historia horroru pełna jest dziwnych dzieci. Wystarczy spojrzeć na absolutny klasyk gatunku – Omen z 1976 roku. Mimo upływu lat film nie zestarzał się, bo bazuje na społecznie trudnej do zaakceptowania koncepcji: dziecko jest podatne, dziecko może być źródłem zła. To mały Damien − świadomie i nieświadomie – jest sprawcą nadnaturalnych i złych wydarzeń, a cierpią wszyscy, bez wyjątku. Film przeszedł do kanonu gatunku i doczekał się trzech kontynuacji i remake’u. Temat się nie wyczerpał. Po dziwne dzieci sięgają chętnie twórcy nieco kiczowatych produkcji, opierających się na zmaterializowaniu czystego zła w postaci niewinnie wyglądającej dziewczynki lub chłopca. Na tej fali powstały wszelkiego rodzaju filmy ze słowem „egzorcyzm” w tytule, nawiązujące do prekursora gatunku: Egzorcysty. Tak oto kina zasypane zostały Ostatnim egzor-

cyzmem czy Egzorcyzmami Dorothy Mills. Wnioski: szatan kocha małe dziewczynki, a rozkosz przynosi mu wyzywanie księży po aramejsku. Demoniczne dzieci szczególnie umiłowało sobie kino azjatyckie, po które później sięgnęli amerykańscy miłośnicy „odgrzewania kotletów”. W ten sposób, zaczynając od filmu Krąg, a kończąc na Klątwie, dowiadujemy się, jak wielką siłą są dziecięce emocje. Miłość, nienawiść, zranienie małej istoty, to wszystko może wywołać lawinę wydarzeń. W koreańskim horrorze Opowieść o dwóch siostrach motorem zdarzeń są relacje rodzinne, a nadprzyrodzone zjawiska pojawiają się jako ich efekt uboczny. Dzieci w tych filmach chodzą z potarganymi, czarnymi włosami, patrzą złowieszczo w oczy dorosłych i bez trudu znajdują przejście przez zamknięte drzwi. Nigdzie nie jesteś bezpieczny, przekleństwo małych demonów będzie podążać za tobą gdziekolwiek się udasz. Kwestię roli rodziny i rodziców w życiu dziwnego dziecka podejmuje wiele filmów. Twórcy Sieroty postanowili nie umieszczać w fabule sił nadprzyrodzonych. Młode małżeństwo adoptuje intrygującą dziewczynkę, małą damę obdarzoną wieloma talentami. W wolnych chwilach, między graniem Rachmaninova

do niego jedynie agresja, a sam sprytnie manipuluje otoczeniem, stawiając matkę w karykaturalnej pozycji marionetki. Nastolatek wydaje się być pozbawiony uczuć, w zaciszu swojego umysłu snując demoniczne plany. Film opiera się na prostej koncepcji przełamania schematu dziecka jako symbolu niewinności. Kevin jest zły. Być może stał się potworem, bo nie doświadczył matczynej miłości. Możliwe, że zwyczajnie urodził się taki i to matka musiała toczyć nieustanną walkę ze sobą, by w imię zasad społecznych wykrzesać iskrę miłości do dziecka, które odpychało ją na każdym kroku. W chwili ostatecznej próby zrobi to, co matka zrobić powinna – wstawi się za swoim zwyrodniałym synem i każdego dnia swojego życia będzie płacić jego długi. W równie niekomfortowej sytuacji jest tytułowa bohaterka klasycznego Dziecka Rosemary Romana Polańskiego. Rosemary (Mia Farrow) wraz z mężem wprowadza się do nowego domu i zachodzi w ciążę. Jej ciało i przyjaciele jasno sugerują, że z dzieckiem jest coś nie w tak, jednak sąsiedzi i mąż ciasno oplatają ją siatką fałszywej życzliwości i intryg. A może to Rosemary nie radzi sobie emocjonalnie z wielkimi zmianami, jakie zaszły w jej

największy strach wywołują w nas dzieci. dzieci wyglądające uroczo, dzieci, które z założenia powinny być dobre i niewinne. Wystarczy maleńka iskra, nietypowe ujęcie, jedno niepasujące zdanie włożone w usta małoletniego bohatera i do widza dociera elektryzująca informacja, że coś z tym dzieckiem jest „nie tak”. a malowaniem tajemniczych obrazów, Esther z zimną krwią morduje zwierzęta i szantażuje przyrodnie rodzeństwo. Rodzice próbują reagować, jednak czy zdążą odkryć tajemnicę adoptowanej córki na czas? I przede wszystkim: czy tak małe dziecko może być zwyczajnie złe? Odpowiedzi na to pytanie szukają twórcy dramatu psychologicznego Musimy porozmawiać o Kevinie. Aktorka Tilda Swinton jest zmuszona zmierzyć się z tym, czego matki obawiają się najbardziej – że nie pokochają swojego dziecka, a ono nie pokocha ich. Tytułowy Kevin (doskonały Ezra Miller we wcieleniu nastoletniego bohatera) od najmłodszych lat zachowuje się nietypowo. Przemawia

życiu i obwinia otoczenie? Rosemary podejrzewa, że dziecko rozwijające się w jej łonie jest niezwykłe. Matczyna miłość nakazuje jej jednak walczyć o jego życie za wszelką cenę. Dla miłości Rosemary nie ma limitu. Czymkolwiek okaże się jej potomek, będzie go kochać bezgranicznie. Na tym polega główny problem z filmowymi dziećmi z horrorów – chcemy, czy nie, trzeba je obdarzyć miłością. Dzieci się kocha. Jeśli nie, to rzucają klątwy, mordują ludzi albo opętuje je szatan. Co jednak zrobić, gdy nasze dziecko zwyczajnie urodziło się dziwne czy szalone i nie mamy na to wpływu? Horrory mówią jasno: cierpieć. Wina i tak leży po stronie dorosłych.

oFenSYWa

nr 2 (15) Grudzień 2012 31


Kulturalnie / muzyka

Młoda krew w starym jazzie Zastanawialiście się kiedyś, co mogłoby wyjść z połączenia nowoczesnego jazzu, hip-hopu i świeżej krwi? Odpowiedź jest prostsza niż wam się wydaje.

Paweł Gregorczyk

B

adBadNotGood to zespół stworzony przez trzech dobrych kumpli: pianistę Matta Tavaresa, basistę Chestera Stone’a Hansena i perkusistę Alexa Sowinski’ego „jarających się” rówieśnikami z kolektywu Odd Future Wolf Gang Kill Them All (lub w bardziej rozpoznawanym skrócie – OFWGKTA). Ledwie widoczny zarys zarostu i bladość swojej skóry rekompensują świńskimi maskami i wykręconymi aranżacjami mniej lub bardziej znanych kawałków. Ich debiutancką płytę BBNG określano jako jedną z kreatywniejszych produkcji 2011 roku, dlatego, gdy pojawiła się informacja, że młodziaki w kwietniu tego roku wydadzą BBNG2, wzbudziły się wątpliwości, czy przeskoczą i tak już wysoko postawioną poprzeczkę. Odpowiedź okazała się zadziwiająco prosta. Mimo że BadBadNotGood lubują się w coverowaniu, na nowej płycie

Nowi kierownicy remizowego disco polo Jesteście gotowi na disco? Jesteście gotowi na polo? Jesteście gotowi na recenzję? No to MYK!

nie zabrakło też kilku autorskich kawałków – odpowiednio utwory: 2, 3, 6, 7 i 8. Aranżacje obejmują wspomnianych wcześniej Odd Future, Kanye Westa, ale też Jamesa Blake’a, czym udowadniają, że ich muzyka, choć oparta na solidnych hip-hopowych fundamentach, sięga też do innych muzycznych gatunków. Bastard/Lemonade z repertuaru Tylera, the Creator’a (nie taki już młody kot z Odd Future) odzwierciedla klimat oryginału, ale dzięki smaczkom (ta szarżująca perkusja) zmienia całkowicie jego odbiór. To samo można powiedzieć o coverze Flashing Lights (Kanye I’mma Let You Finish Westa), który, chyba większości z Was, przydarzył się na płonącym dancefloorze. „ŹliŹliNieDobrzy” postanowili go wydłużyć do imponujących 7 minut, z czego ponad 2-minutowy początek to klimatyczne, lekko przytłumione wprowadzenie, przeplatane tu i ówdzie orzeźwiającym syntezatorem. Zaraz potem temat się zmienia i na warsztat wchodzi solidna improwizorka. „Miód dla uszu”, jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało. Wieńczącym dzieło, 11 kawałkiem, jest dynamiczny You Made Me Realise, który aż się prosi o gromkie brawa i zasłużone gesty aprobaty ze strony My Bloody Valentine. Perełką nowego albumu jest wspomniany James Blake i jego Limit To Your Love. Oryginał podziwiałem za świetne partie pianina, natomiast w wersji BBNG są one niemal rozciągnięte do nieskończoności. Eargasm do potęgi porównywa-

ny z rodzeniem się nowej galaktyki. Cała płyta pełna jest intensywnych rytmów pulsujących łagodnie w głowach, zachęcających do powtarzania playlisty raz za razem. Ot choćby UWM, którego oficjalne wideo można już znaleźć w Internecie. Oglądając chillujących na kanapie dobrych kumpli można wprowadzić się w dobry, weekendowy stan. Ogólnie teledysk niejako można odnieść do atmosfery nowej produkcji, jednocześnie świeżej (młodziaki z płatkami – Hell yeah saturday morning) i zaskakującej (nowi goście w mieszkaniu). BadBadNotGood nie zawiodło moich oczekiwań, a warto dodać, że z muzyką jazzową nie mam zbyt wiele do czynienia na co dzień, dlatego tym bardziej wymowny będzie gest eksplodującego umysłu świadczący o wrażeniu, jaki wywarł na mnie BBNG2. Na koniec mam dla Was bardzo dobrą wiadomość – BBNG2 jak i debiutancki album łącznie z kilkoma singlami można pobrać z oficjalnych stron za darmo: http://www.badbadnotgood.com/ http://badbadnotgood.bandcamp.com/ BadBadNotGood „BBNG2”

Paweł Gregorczyk

B

racia Figo Fagot powinni być szerzej znani fanom produkcji ZF Skurcz (potem GIT Produkcji) i Kalibra 200 Volt. To na potrzeby tego drugiego Piotr Połać i Bartosz Walaszek stworzyli swoje alter ego – Fabiana Barłosia i Szymona Filipa Barłosia, którzy już zaklepali sobie miejsca na podium swoim debiutem Na Bogatości. O co tyle szumu? Przede wszystkim o to, że płyta wśród masy średniej jakości (disco) polo

32 OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012

przebojów bryluje zaskakującymi aranżacjami i zapadającymi w pamięć, życiowymi tekstami. Na Bogatości to swego rodzaju koncept-album – podróż po meandrach rozpaczy ze zdradzonym Figo i balującym w tym samym czasie, jakby świat się kończył, Fagotem, który nie przejmuje się konsekwencjami (Bal jak Bal, Wesele). Dla przykładu otwierający numer Hot Dog – sentymentalna podróż po losach Pana Hotdoga – letniego sezonowca, któ-


Kulturalnie / muzyka

ry raczył balujących pod dyskoteką garmażerką. Wszystko okraszone mocarnymi syntezatorami. Bożenka, kolejny kawałek, który doczekał się teledysku, to wyciskająca łzy przestroga Figo, który utracił ukochaną na rzecz przebiegłego Cygana. Jedyne lekarstwo to wódka, w której topi smutki. Oczywiście w rytmie disco polo. Jednocześnie Fagot daje szybką lekcję towarzyskiej ogłady i prezentuje różnicę między prawdziwymi świnkami a damami. Chłopie, wyjmij kalkulator albo przelicz se pod kreską to równanie. To słowa, które najlepiej wyryć sobie w pamięci. Fabian natomiast wciąż w okowach depresji wymienia kolejne kobiety: Małgoś (Małgoś Głupia), Teresa, Dorota (Teresa), Beata, Paulina (utwór o tym samym tytule). Słowem – więcej tych kobiet miał niż frytek w ustach, które poszły za Cyganami, gdzie czekało już na nie rozczarowanie. Figo podsumowuje, że morał piosenki, pewnie już znacie (Małgoś Głupia). Nie ma sensu opisywać każdego kawałka z osobna, bo siła Na Bogatości drzemie w przesłuchaniu płyty od początku do końca bez przerw. Warto wspomnieć o zamykającej płytę perełce (Mozambiku) – Mamuniu miła. Chwytająca za serce ballada o samotności, z dala od matczynego domu, pośród bezkresu morza. Tekst: A teraz na pokładzie kutra „Bąk”/ Rozplątuje sieci, w tle mewy płacz!/ Ja mamo płaczę razem z mewą tą! Sprawia, że samotna łza żłobi bruzdy, spływając po policzku. A mogłem skończyć studia – tak śpiewa o swoim zmarnowanym życiu Figo. Możliwe, że pobyt na kutrze jest konsekwencją przygód z Bożenką, Małgoś i tak dalej. Tym samym cała historia uzyskuje wyraźne zakończenie. Podsumowując, płyta jaka jest, każdy słyszy. W zestawie z nią otrzymujemy charakterystyczny wąs, który możemy nosić „na wesołości” lub „na smutności” w zależności od tego, z kim w danej chwili się utożsamiamy. Ostateczną decyzję pozostawiam Wam, ja od siebie mogę dodać, że jeżeli komuś nie podoba się Na Bogatości to pewnie jest z cygańskiego taboru. Myk! Bracia Figo Fagot „Na bogatości”

Przełamując schematy Londyński duet: James Ford i Jas Shaw, bardziej znani jako Simian Mobile Disco, powraca po 3 latach z albumem, który sprawi niespodziankę pewnie nawet największym fanom. Ale czy najnowsza produkcja ich zadowoli? Cóż...

U

npatterns zaskakuje. Jeżeli czekacie na elektro, znane z debiutanckiego Attack Decay Sustain Release, lub liczycie na elektropopowe brzmienia, jakie zespół zaprezentował na Temporary Pleasure, niestety, czeka Was zawód. Jeśli spodziewacie się wokali, chwytliwych melodii i tanecznej muzyki – tu również czeka Was rozczarowanie. Bo poza odrobiną damskiego głosu (do tego jakby na drugim planie) w Seraphim czy krótkich, ale powtarzających się bez przerwy samplach (Put Your Hands Together), na najnowszym krążku niemal nie zaznacie odpoczynku od wszechobecnych syntezatorów. Mówiąc wprost: do Unpatterns nie zatańczycie. Nawet jakbyście bardzo tego chcieli. To oczywiście nie oznacza, że album jest zły. Jest po prostu inny niż pozostałe z dorobku brytyjskich muzyków. Już rozpoczynający go I Waited for You delikatnie podpowiada, czego możecie spodziewać się po nowym krążku. Drugi kawałek, czyli Cerulean, łączy chłodne brzmienie syntezatora i zdecydowaną linię basu z dochodzącymi jakby z daleka dzwonkami, które lekko łagodzą prawie matematyczną precyzję elektronicznych. Szczególnie wart jest uwagi wspomniany już wcześniej Seraphim, który jest jednocześnie ostatnim w albumie utworem godnym tej nazwy. Dwa kolejne podkręcają tempo, przygotowując słuchacza na The Dream of the Fishermans Wife, który jest utworem niemal transowym. Pozostałe dwa kawałki już tylko minimalnie schodzą z tonu, utrzymując klimat. Z pewnością warto wspomnieć także o teledysku nakręconym do utworu Seraphim. Pokazując w nim różnego typu zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne, twórcy twierdzą, że odnoszą się do inspiracji najnowszego albumu – powtarzających się schematów i wzorów. Bo to właśnie na nich oparty jest najnowszy album Simian Mobile Disco. Na tym, jak powtarzają się, nachodzą na siebie, a w końcu załamują się i niszczeją. Wzory, nie-wzory, czyli właśnie Unpatterns. Nowy album duetu jest zaskakującym muzycznym eksperymentem. Nie idzie w ślady poprzednich, przełamuje schematy. I chociażby dlatego warto po niego sięgnąć.

Radosław Szczuchniak

Simian Mobile Disco „Unpatterns”

OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012  33


Kulturalnie / literatura

Miłość w XXI wieku Chyba każdy, kto choć trochę interesuje się muzyką, zgodzi się, że bez bluesa nie byłoby niczego. Jednak z drugiej strony, to formuła eksploatowana chyba na wszystkie możliwe sposoby – aż do znudzenia. Jack White, podobnie jak P.J. Harvey, wykorzystuje te dobrze znane motywy w różnorodny sposób, ostatnio na swojej solowej płycie – „Blunderbuss” Szczepan Rybiński

Jack White „Blunderbuss”

R

óżnorodność to raczej złe słowo, jeśli spojrzeć na tej płycie odniesień do folku i country niż gaz dystansu na dorobek Jacka White’a, bardziej rażowego grania, może poza świetnym singlowym pasowałoby określenie wszechstronność. Sixteen Saltines i Freedom at 21. Odstawienie gitary Najpierw dostaliśmy dawkę minimalistycznego, ale elektrycznej wyszło tej płycie na dobre. White potrafi surowego grania od The White Stripes, którzy jako napisać świetne melodie, wykorzystując tylko gitarę pierwsi z tych „nowych” zespołów wprowadzili akustyczną i oszczędne klawisze (Love Interruption). rock’n’rolla z powrotem na salony. Następni w kolejce Żadne z jego wcześniejszych wydawnictw nie byli The Raconteurs – lżejsza wersja duetu. Ostatni brzmiało tak bardzo w stylu retro: cover I’m Shakin’ zespół, w którym udzielał się amerykański muzyk, to ale też numer Trash Tongue Talker – ze świetną partią Dead Weather gdzie White objawił się jako świet- pianina, mógłyby znaleźć się na ścieżce dźwiękowej ny perkusista. Każdy z tych projektów jest na swój któregoś filmu Tarantino. Te jeszcze wyraźniejsze odsposób inny, ale formalnie to monolity. Blunderbuss, niesienia do przeszłości bardzo dobrze współgrają to chyba jego pierwsza płyta tak niejednorodna z gorzkimi tekstami, ale dzięki świetnym melodiom stylistycznie, ale to nie znaczy, że nie jest spójna. To na pewno łatwiej będzie wam przyjąć to, co Jack ciągle blues, tyle że o różnych odcieniach. Więcej White ma do powiedzenia.

Światy nierównoległe To mogła być książka, którą „dobrze się czyta”. I w zasadzie tak jest, ale to raczej test na spostrzegawczość. Jeśli potraktujecie tę lekturę jako kolejną historię o amerykańskiej rodzinie, będzie łatwo i przyjemnie. Jeśli zaczniecie zwracać uwagę na szczegóły, może się okazać, że sprawa nie jest już tak oczywista. Szczepan Rybiński

Z „Co na kolację?”

James Schulyer W.A.B, Warszawa 2012

notki biograficznej załączonej do tekstu głównego, dowiecie się, że Schuyler (czyt. Skajler) był jednym z najważniejszych poetów tzw. Szkoły Nowojorskiej, tym bardziej dziwi fakt, że jego pierwszą pozycją wydaną w Polsce jest powieść… która w zasadzie mogłaby być dramatem. Historia dwóch małżeństw z przedmieść jest rozpisana w całości na dialogi. Większość informacji można wywnioskować na podstawie tego, co mówią, albo raczej czego nie mówią bohaterowie. Wszystko tutaj jest fasadowe, opiera się na konwencji, której nie ośmieli się przełamać żadna z postaci: z dzisiejszej perspektywy niewinne i trochę archaiczne powiedzonka czy eufemizmy uchodzą za największe bluźnierstwa, a niewykrochmalenie kołnierzyków to niewybaczalny błąd. Chcąc ująć to prościej, można by

34 OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012

pokusić się o tezę, że Schuyler w swojej powieści opisuje świat, którego już nie ma, a który współczesnemu czytelnikowi może się wydawać tak odpychający, że aż mało wiarygodny. Chociaż z drugiej strony może o to chodziło? Podkreślić konwenanse, po to żeby je ośmieszyć? Być może, ale takie wnioski nie nasuwają się od razu. Nawet wówczas kiedy jedna z bohaterek – Lottie, przykładna pani domu, trafia do szpitala psychiatrycznego gdzie leczy się z alkoholizmu. Codzienność sterylnej sali nie jest wcale rewersem domu na przedmieściach. Ta sama uprzejmość z zachowaniem odpowiedniego dystansu. Schuyler nawet wtedy, kiedy dzieli wykreowany przez siebie świat na pół, nie opowiada się po żadnej ze stron, raczej obserwuje, jak zmierza ku upadkowi.


Kulturalnie / literatura

Wariaci mają donośny głos

Klaudia Olender

M

istrz polskiego repor tażu – Ryszard Kapuściński – w jednej ze swoich książek, w nawiązaniu do filozofii Emmanuela Levinasa, apelował: Zatrzymaj się. Oto obok ciebie jest inny człowiek. Spotkaj się z nim. Spotkanie t a k i e j e s t n a j w i ę k s z y m p r zeż yc i e m . Największym doświadczeniem1. – Te słowa, już od czterech lat, stanowią główne hasło Wakacyjnej Akademii Reportażu im. Ryszarda Kapuścińskiego odbywającej się w Siennicy Różanej, podczas której młodzi adepci dziennikarstwa mierzą swoje siły w sztuce pisania reportażu – sztuce niezwykle trudnej, bo wymagającej wielu poświęceń i ogromnych pokładów pokory. Słuchaczką pierwszej edycji była m.in. Agnieszka Góra, która na tegoroczną WARRK przyjechała tym razem w roli gościa – jako początkująca pisarka reportażystka. Krzyk do nieba Agnieszki Góry to debiut podwójny: pierwsza publikacja książkowa w dorobku autorki i zarazem pierwszy w całości autorski tytuł wydany pod szyldem Akademii. Jest to zbiór czternastu reportaży podzielonych tematycznie na trzy części (Ten inny, Prix Polonia, Z emigracji się nie wraca), opatrzonych celnym mottem i odrębnymi tytułami wprowadzającymi bezpośrednio w określoną problematykę. Cztery z nich: To Cygany są, Krzyk do nieba, Tu i Idunia, zagraj zostały wyróżnione w kilku prestiżowych konkursach na najlepsze reportaże w Polsce w latach 2007–2009. Dobrze przemyślana strategia doboru tekstów i kolejności, w jakich prezentowane są w poszczególnych częściach, sprawia wrażenie ogólnego uporządkowa-

nia. Celowo użyłam sformułowania „ogólnego”, gdyż każda z opisywanych przez autorkę postaci wprowadza w odrębny, zindywidualizowany mikroświat. Z kolei dopiero te na pozór odrębne mikroświaty stanowią cegiełki, które na zasadzie kontekstu uzupełniają materiał, dobudowują fragmenty „ogólnego” obrazu świata nakreślonego przez autorkę. Zaprezentowani bohaterowie bez względu na płeć, wiek, obywatelstwo czy stan fizycznej sprawności mają w reportażu równe prawa. Znajdują się poza odgórnym podziałem na dobrych i złych, bogatych i biednych. Choć są odmienni, łączy ich pewna determinacja w dążeniu do spełniania marzeń, potrzeba przemieszczania się, poczucie życiowej misji, ciągłej wędrówki, a przede wszystkim – przekraczania granic. Zarówno w formie zmiany terytorium (obszaru geograficznego), jak i zmiany postrzegania świata, uwarunkowanego m.in. zaburzeniami chorobowymi – w aspekcie psychicznym. Bo przecież na emigracji trzeba się ruszać. Życie jest wieczną podróżą, ale życie emigranta jest podróżą w podróży2. – komentuje Marek Kusiba, polski pisarz mieszkający w Kanadzie. I niezależnie od tego, czy emigracja jest stricte fizyczna, czy dotyczy tylko obszarów duchowości – zawsze wymusza nowe wyzwania, świadome bądź mniej świadome wybory, jest doskonałą okazją do refleksji. Agnieszka Góra do każdego ze swoich rozmówców podchodzi z pasją i zrozumieniem, nie narzuca własnej interpretacji postaw, nie generalizuje prezentowanych wyborów życiowych. Podążając za przykładem Ryszarda Kapuścińskiego, jak prawdziwy reporter pracuje na zasadzie akumulatora, ładuje, zbiera, wchłania w siebie tę całą rzeczywistość, gromadzi materiał. Dla zachowania rzetelności opisu nie ogranicza się w doborze źródeł informacji, korzysta zarówno z własnych obserwacji, jak i publikacji ogólnodostępnych. Spotkaniu z rozmówcą przypisuje formę kolejnego doświadczenia – kolejnego katharsis. Autorka towarzyszy bohaterom w codziennych zmaganiach, w podróżach do przeszłości, w walce o pamięć. Nie bagatelizuje wymownych gestów i spoj-

rzeń – posiłkując się prawie niedostrzegalnymi szczegółami, przenika głębiej, by w końcu przez uwypuklenie wnętrza bohaterów dotrzeć do prawdziwej istoty ich egzystencji. Pierwsza część książki dotyczy różnych aspektów inności. Przytoczone w Tym innym historie pokazują, jak diametralnie, w zależności od sytuacji, może różnić się przeżywanie codzienności i jak bardzo

„Krzyk do nieba” Agnieszki Góry to debiut podwójny: pierwsza publikacja książkowa w dorobku autorki i zarazem pierwszy w całości autorski tytuł wydany pod szyldem Akademii. krzywdzące jest postrzeganie drugiego człowieka tylko i wyłącznie przez pryzmat odgórnie narzuconych podziałów. Są tu Cyganie, którym, często bez głębszego umotywowania, przypisuje się obraźliwe epitety i niesłuszne obelgi; chorująca na schizofrenię Hanka, która odnajduje się w roli poetki na oddziale zamkniętym szpitala neuropsychiatrycznego w Lublinie; niewidomy masażysta Kamil; „Mała” Julka adoptowana przez babcię i babcia Łucja, która bohatersko spełnia rolę matki. Są to osoby w różny sposób zepchnięte na margines społeczny, które mimo przeciwnościom losu, a dzięki chęciom przemiany, wsparciu znajomych i wielkiemu samozaparciu osiągnęły określony poziom spełnienia. Autorka zdaje się powtarzać za Bau­ manem: Wydaje się, że świat, w którym żyjemy, jest zaludniony głównie przez obcych; można odnieść wrażenie, iż to świat uniwersalnej obcości. Otaczają nas obcy, pośród których i my jesteśmy obcymi. Tutaj obcych nie można odgraniczyć czy zepchnąć na obrzeża. Trzeba z nimi żyć3. Reportażystka oswa-

OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012  35


Kulturalnie / literatura

Autorka zdaje się powtarzać za Baumanem: „Wydaje się, że świat, w którym żyjemy, jest zaludniony głównie przez obcych; można odnieść wrażenie, iż to świat uniwersalnej obcości. Otaczają nas obcy, pośród których i my jesteśmy obcymi”.

ja „tego obcego”, pokazuje czytelnikom „inny” kawałek dzeń wobec osób niepełnosprawnych, starsi z troską świata, który funkcjonuje blisko, tuż za rogiem, na wy- odnoszą się do młodszych, a wariaci w swojej twórciągnięcie ręki. Przez szczere zainteresowanie i chęć czości wyprzedzają pomysłami niejednego artystę. zrozumienia uzyskuje kredyt zaufania bohaterów, co U Agnieszki Góry paradoksalnie tak jak u Baumana z kolei umożliwia swobodne przeprowadzenie spo- „tym innym” jest każdy z nas. Podobnie jak każdy z nas tkań, podczas których można odnieść wrażenie, że jest artystą, ale o tym można przeczytać w kolejnym rozmówcy nie kryją przed nią żadnych tajemnic. rozdziale: Prix Polonia. Na kartach kilku barwnych hiMajewski powiedział kiedyś, że każdy człowiek storii: Lekcja pokory, To wszystko dzieje się naprawdę, żyje w obszarze urojonego na swoje potrzeby świata Wyrzeźbi matkę Sienkiewicza i Idunia, zagraj, zarysowai myślę, że te słowa idealnie pasują jako motto do ne zostały sylwetki w różnej mierze znanych twórców prezentowanych w książce tekstów. Gdzie zatem polskich, którym dzięki godnej podziwu konsekwencji, „Krzyk do nieba” przebiega granica między urojeniem a normalno- pełnej wyrzeczeń pracy i ujmującej pokory udało się Agnieszka Góra ścią? I czy sposób postrzegania świata, siebie i tego wspiąć na wyżyny artystycznego spełnienia, osiągnąć innego – drugiego człowieka, nie zależy wyłącznie życiowy sukces. Reportażem łączącym drugą i trzecią od nas samych? Właśnie na te pytania odpowiadają część jest opowieść Idy Heandel, 80-letniej skrzypaczPolski Fundusz reportaże Agnieszki Góry. Jednym z najciekawszych ki pochodzenia żydowskiego, która po kilkudziesięciu Wydawniczy tekstów prezentowanych w pierwszej części jest ty- latach powraca do rodzinnego Chełma, aby zagrać w Kanadzie, tułowy Krzyk do nieba. Główna bohaterka, zamknięta koncert. W ujmujący sposób opowiada o obcości, wyBiblioteka w „psychiatryku”, Hanka to osoba niezwykle wrażliwa muszonej emigracji i przede wszystkim wielkim artyWakacyjnej i niezwykle doświadczona przez życie. Ma świado- zmie. Nie bez powodu historia ta została doceniona Akademii mość swojej ułomności i tego, że przez ludzi postrze- w prestiżowym Konkursie im. Julka Cyperlinga „Świat Reportażu gana jest jako wariatka: Wtedy mój świat się zupełnie w zbliżeniu. Ukryte w szufladzie” na najlepszy reporim. Ryszarda przemienił... I wtedy ja zwariowałam. To miało miejsce taż w roku akademickim 2007/2008. Kapuścińskiego, w Lublinie... No cóż? Ja... Ja po prostu krzyczałam do Książkę w klarowny sposób zamyka rozdział Toronto-Siennica nieba... O sprawiedliwość... Jako wariatka... A, proszę mi Z emigracji się nie wraca. Jak zatem emigranci defiRóżana 2011 wierzyć, wariaci mają donośny głos! 4 Pacjentka „psy- niują ojczyznę i czy to pojęcie w ich świadomości chiatryka” przez terapię sztuką próbuje osłabić ból jeszcze istnieje? Czy emigracja to zaczynanie życia świata, załagodzić prawdę. Jest bardzo twórcza, po- od nowa, lekcja oswajania obcości? Właśnie z takimi mimo choroby pisze wiersze, odkrywa piękno języka wątpliwościami borykają się na co dzień bohateropolskiego: Niedawno zaczęłam pisać. Język polski jest wie Agnieszki Góry. Jednym z nich jest Marek Kusiba, językiem najdoskonalszym na świecie. Jest w nim tak współpomysłodawca WARRK, poeta, felietonista, wiele niuansów i znaczeń, a jej refleksje o życiu zaska- reprezentant polskiej kultury w Kanadzie. On rówkują prostotą i niezwykłą dojrzałością: z tego, co wi- nież ma problem z określeniem ojczyzny, swojego dzę, jak bardzo urojony jest ten świat, i jak wiele absur- miejsca. W pewnym momencie mówi: Z chwilą, gdy dalnych rzeczy się w nim dzieje, to trudno się odnieść. zatracimy poczucie ojczyzny, nie tylko szukamy daleNaprawdę chyba trzeba być wariatem, żeby nie zwa- kich, dających obietnicę przygody światów, wyjeżdżamy, riować!, po czym dodaje: w wariatach jest jakaś, jakaś aby być najdalej. A więc ruch, tyle życia, ile ruchu. Ile głęboka intuicja, która mówi: „ludzie, otwórzcie oczy”5. ruchu, tyle szczęścia, a stanie w miejscu – śmierć (…). Wszelkie próby zdefiniowania anomalii, wyznaczenia Ojczyzna jest pojęciem, które wyszło z użycia. Miejsce, granicy między normalnością a wariactwem mogą kraj, miasto, ale nie – ojczyzna. „Fatherland” brzmi okazać się błędne i krzywdzące. Agnieszka Góra dzię- nawet śmiesznie w kraju, do którego przybywa co ki umiejętnemu zestawieniu kilku odsłon inności ne- roku ćwierć miliona nowych obywateli z całego świaguje myślowe schematy, otwiera oddziały zamknięte, ta. Ziemia ojczyzna ludzi – zamieszkujących Kanadę6. odsłania przed czytelnikami świat z zupełnie innej, Czym jest emigracja jeśli nie wieczną podróżą, oddotąd nieznanej perspektywy. Okazuje się, że Cyganie krywaniem nowych miejsc, szukaniem schronienia? potrafią uczciwie pracować, są zdolni do wzniosłych Dla każdego, kogo dotyczy w pewien sposób „pouczuć i wykształceni, ludzie młodzi nie mają uprze- dróż w podróży” wypowiedź ta ma wartość ogromną,

36 OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012


Kulturalnie / literatura

w prosty sposób bowiem tłumaczy istotę emigracji – zależnej od miejsca i czasu. Brak schematycznej monochromatyczności w opisach i indywidualizacja języka każdej z przestawionych postaci sprawia, że bohaterowie Agnieszki Góry zyskują u czytelnika sympatię, a ich historie są niezwykle bliskie i ludzkie, bo przypominają losy każdego z nas. U Góry przede wszystkim liczy się człowiek. I nieważne, czy pochodzi on ze społeczności parczewskich Cyganów, czy jest to jedna z nagradzanych reportażystek radiowych, znajduje się w gronie polskich emigrantów, pięknie gra na skrzypcach, uwielbia samoloty, czy jest to osoba chora na miłość lub na schizofrenię – los każdego człowieka jest inny, a ta inność to świetny materiał – tworzywo na reportaż. W końcu życie to niekończąca się podróż, skarbnica niezwykłych historii. Często nie zdajemy sobie sprawy, jak intrygujące opowieści skrywają w sobie anonimowi dla nas ludzie: spotkani na ulicy, w barze, w osiedlowym warzywniaku czy w zatłoczonej przychodni. Krzyk do nieba Agnieszki Góry jest jak spacer

po małym miasteczku, gdzie tuż za rogiem czyha na nas człowiek-tajemnica. To lektura pełna refleksji, która wręcz krzyczy do czytelnika: Zatrzymaj się. Obok Ciebie jest inny człowiek! Musisz tylko otworzyć szeroko oczy, otworzyć się na świat... Warto zatrzymać się choć na chwilę, by wysłuchać Krzyku do nieba, poznać świat, gdzie czas posiada jeszcze jakąś wartość – tę, którą z dnia na dzień w naszej zabieganej codzienności powoli przestajemy zauważać. 1. R. Kapuściński, Ten Inny, Wydawnictwo Znak, Kraków 2007, s. 28 2. A. Góra, Krzyk do nieba, Biblioteka Wakacyjnej Akademii Reportażu im. Ryszarda Kapuścińskiego, Toronto – Siennica Różana 2011, s. 61. 3. Z. Bauman, Dwa szkice o moralności ponowoczesnej, Instytut Kultury, Warszawa 1994, s.70. 4. A. Góra, Krzyk do nieba, op. cit., s. 21. 5. Ibidem. 6. Ibidem, s. 102.

Kto ratuje Kto ratuje jedno życie, jakby cały świat ratował. (słowa z Talmudu) To jest takie piękne powiedzenie, to oni ładnie to wymyślili – „Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat”. To tak, jakby ten cały świat był mój, bo ja go ratowałam, a to nieprawda, nie jest on mój, jest nasz wszystkich, ten świat do wszystkich nas należy, do złych i do dobrych ludzi, rozmaicie. Byli u nas i takie, który zabili, pod żłób pochowali Żydów. Ale to piękne słowa, to mnie się bardzo podoba. Nieraz tak słyszę, jak mówią w telewizji: „Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat.” A ich ciężkie to życie było. (Czesława Chojnacka – odznaczona medalem Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata)

H

olocaust… opisywany, analizowany, ze wszech miar znany. A jednak nadal współczesnemu człowiekowi nie mieści się w głowie, że coś takiego mogło mieć miejsce. Hanna Krall po raz kolejny podejmuje się trudnej tematyki Holocaustu, lecz Biała Maria, w przeciwieństwie do jej poprzednich dzieł, jest książką przepełnioną postaciami, przedmiotami, dramatami wyborów i wzruszającymi historiami. Najnowsza powieść znanej reportażystki to zaledwie 140 stron podzielonych na zwięzłe, krótkie, nie-

kiedy enigmatyczne, kilkuzdaniowe rozdziały. Na taką lekturę trzeba mieć odpowiedni nastrój i chwilę refleksji; należy czerpać z niej powoli: z uwagą i w skupieniu pochłaniać słowa jak gąbka, by móc je potem analizować i przeżywać, bo nie ma tu zbędnych wyrazów. Hanna Krall napisała mądrą, lecz trudną książkę. Reportaż łączy się z literacką fantazją autorki. To mistrzowska lektura dla wymagających. Utkana z wielobarwnych losów, chwil, zachowań, tworzy mozaikę opisów ciężkich doświadczeń, w której jednak nie brak bezinteresownej pomocy, życzliwości i „miłości braterskiej” – narażania własnego istnienia dla życia innych. Autorka w piękny sposób ukazuje wielowymiarowość człowieka, to jak potrafi być czuły i podły, wspaniałomyślny i zdradziecki, odważny i tchórzliwy. Nie interesuje ją jednoznaczność, niezauważalnie wnika w psychikę bohaterów i odkrywa „winę niezarzucalną”, za którą nie można ukarać, ale która ciąży na sumieniu przez całe życie. Taką winę kryje w sobie ten, kto nie chce być chrzestnym małej Żydówki, bo to łamie ósme przykazanie. O tej dziewczynce pisarka pisze: Znałam tę małą dość dobrze. Bo tą dziewczynką była sama autorka. Hanna Krall zdradziła już wcześniej komuś historię małej Żydówki. Byli to Krzysztof Kieślowski i Krzysztof Piesiewicz, oni zaś wspomnienia reportażystki przeobrazili w scenariusz filmowy Dekalogu VIII. Tam też występuje Żydówka. Dziewczynka przychodzi do kobiety, szanowanej

Katarzyna Maleta

OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012  37


Kulturalnie / literatura

fot. Wikimedia Commons

Hanna Krall napisała mądrą, lecz trudną książkę. Reportaż łączy się z literacką fantazją autorki. To mistrzowska lektura dla wymagających. Utkana z wielobarwnych losów, chwil, zachowań, tworzy mozaikę opisu ciężkich doświadczeń, w której jednak nie brak bezinteresownej pomocy, życzliwości i „miłości braterskiej” – narażania własnego istnienia dla życia innych.

profesor etyki, która odmówiła jej w czasie wojny schronienia. Ale czy jednak taka historia miała miejsce? Nie. To tylko wspólna wizja Krall, Kieślowskiego i Piesiewicza. Biała Maria dedykowana jest Krzysztofowi Kieślowskiemu, a on sam często się w niej pojawia. Autorka nawiązuje do jego filmowej historii podwójnego życia Weroniki, pisząc o podwójnym życiu porucznika W., a dokładniej opisując fascynujące losy dwóch poruczników Wiślickich. W książce Hanny Krall przeplatają się losy bohaterów. Sytuacje życiowe napędzają ich, zmieniają, ale zawsze ze sobą się łączą. Tytułowa Maria, jest inna niż pani profesor z Dekalogu VIII, czy osoby, które bały się złamać ósme przykazanie. Gdy Jadwigę i jej malutką czarnooką córeczkę aresztuje policjant, kiedy zacznie je przepytywać z modlitwy Anioł Pański i powie, że jedna z nich jest Żydówką i musi się przyznać,

38 OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012

wówczas Maria krzyknie: Co, moja siostra Żydówką?... O panowie… – uratuje je obie. O policjancie narrator już nic nie wspomni, za to Maria z Jadwigą będą przechodzić przez karty książki jak duchy, a wspominać to będzie tylko malutka, czarnooka dziewczynka. Maria, zwykła krawcowa z ulicy Siennej, nie wahała się złożyć „fałszywego świadectwa”, pani profesor się bała… Lecz ta książka nie jest tylko o tragedii narodu żydowskiego. Sama autorka na stwierdzenie Wojciecha Tochmana, mówiące, że pisze tylko historie o zagładzie Żydów, odparła znacząco: Jest wojna druga „Biała Maria” światowa, jest stalinizm, jest PRL, jest dzisiejszość. I ta Hanna Krall dzisiejszość jest nie tylko dlatego, że ci umarli są w dzisiejszej pamięci. Tam są też pestki wiśni, które ekspor- Świat Książki, tuje się do Holandii. […] Jest nawet strażak amerykański Warszawa 2011 z 11 września. Więc nie tylko Zagłada. Tam się czas toczy, życie się toczy. I faktycznie, bo oprócz wymienionych postaci występują Grażyna i Jacek Kuroniowie, Marek Edelman, Krzysztof Warlikowski, ale i ci nienazwani z imienia: Kinoman, który poćwiartował swoją ukochaną, bo nie chciała z nim żyć; student, który zabił własną matkę dziadkiem do orzechów, bo była dla niego za dobra; mężczyzna, który podpala wagony kolejowe. A z każdym rozdziałem czytelnik dostaje nową historię, nowego bohatera, którego los zazębia się z życiem następnego. W ten sposób autorka wprowadza czytelnika w labirynt postaci oraz niecodziennych i niezwykle dramatycznych sytuacji życiowych. Biała Maria jest formą osobistej rozmowy autorki z czytelnikami. Nie jest to łatwa rozmowa – enigmatyczna, zagmatwana, ale symboliczna, bo pisarka w dużym stopniu wyraża nie swoich bohaterów, ale samą siebie. Czytając tę książkę nie można uciec od wrażenia, że wszystko, co opisuje autorka, dotknęło ją samą. Zna tych ludzi, była w tych miejscach, możliwe, że nawet czuła to samo, co oni. O Białej Marii można powiedzieć, że jest przesiąknięta autobiografią, lecz nie jest to tak oczywiste. Krall nie zdradza swych tajemnic, a ta opowieść jest tajemnicą życia przedstawiającą wszystkie jego graniczne momenty, opowiedzianą w trzeciej osobie. Jest to świadectwo, o tych, którzy się nie wahali, którzy poświęcali wszystko co najdroższe, by ratować innego człowieka, tak jak Maria – Sprawiedliwa Wśród Narodów Świata.


KulturAlnie / teatr

Komornicka. Biografia szaleństwem pisana

izabela zin

S

tego nie czyni. Reżyser określił swój cel jako próbę podjęcia teatralnego śledztwa, które miało wykazać, kim naprawdę była poetka. Ale odpowiedzi nie uzyskamy - i słusznie, gdyż sama bohaterka prawdopodobnie nie wiedziała do końca, kim jest. Maria Komornicka przyszła na świat w Grabowie nad Pilicą. Tam, w rodzinnej posiadłości, spędziła swoje dzieciństwo i wczesną młodość. Już w wieku 16 lat jej opowiadania były publikowane w „Gazecie Warszawskiej”. Studiowała przez niespełna rok na Uniwersytecie w Cambridge w Wielkiej Brytanii. Naukę przerwała na własne życzenie, rozczarowując tym samym rodziców, którzy pokładali w swym „cudownym dziecku” ogromne nadzieje.

zaleństwo - emocja jakże pożądana przez współczesną sztukę. Otaczająca nas rzeczywistość, która karmi się obłędem, wywiera znaczący wpływ na działalność twórców. Przeciętność i przewidywalność nie wzbudzają zainteresowania widza, dla którego obcowanie z kulturą stanowi narzędzie pozwalające, choć na krótką chwilę, uciec przed banałem i szarością ziemskiego żywota. Chcąc zaspokoić popyt na szaleństwo, artyści sięgają po tematy niekonwencjonalne i kontrowersyjne. Wskrzesza się zapomnianych bohaterów-odmieńców, których egzystencja wykracza poza ramy powszechnie rozumianej normalności. Niewątpliwie odmieńcem była Maria Komornicka – modernistyczna poetka zapomniana przez epokę, w której przyszło jej żyć i tworzyć. Była nietuzinkową postacią, której biografia podyktowana została przez permanentnie celebroW 1898 roku poślubiła poetę Jana wany obłęd i pielęgnowane szaleństwo. Lemańskiego. Para odbyła razem liczne Próbę odczytania na nowo życia boha- podróże po Europie. Jako obywatele światerki podjęli twórcy spektaklu: Bartek ta odwiedzali wspaniałe miejsca, oddając Frąckowiak i Weronika Szczawińska. się wszelkim przyjemnościom i uciechom. Sztuka Komornicka. Biografia pozorna zo- Ten okres w życiu Marii jest niewątpliwie stała zrealizowana w ramach funkcjono- najbardziej hedonistyczny. W sztuce Bartka wania lubelskiej Sceny Prapremier InVitro. Frąckowiaka został ukazany za pośrednicW postać poetki wcieliła się Anita twem pocztówek, które Madame Lemańska Sokołowska, która odbywa wspólnie z wi- wysyła do swojej matki. Już tam można zadzem podróż przez najważniejsze mo- uważyć, że poetka nie jest do końca szczęmenty życia kobiety kontrowersyjnej, nie- śliwa. Eksponowane przez nią nieposkroprzeciętnej, niemieszczącej się w ramach mione emocje są sprzeczne. Początkowa otaczającej ją rzeczywistości. Ale czy ekstaza szybko przeradza się w niepokój, na pewno kobiety? Złożona osobowość następnie w rozpacz i przerażenie. Komornickiej nie pozwala jednoznacznie Po dwóch latach nieudane małżeństwo udzielić odpowiedzi na to, jakże pozornie zostało formalnie zakończone. Rozstanie proste, pytanie. Sam spektakl również pary tłumaczono brakiem porozumie-

nia, wynikającym z różnicy charakterów. W roku 1907 w Poznaniu Maria dokonała aktu transgresji. Spaliła wszystkie swoje suknie i oznajmiła światu, że jest Piotrem Odmieńcem Włastem – w ten sposób kazała się do siebie zwracać. Wyrwała też zęby, by nadać rysom twarzy bardziej męski charakter. Przemiana Marii w Piotra miała znaczenie przełomowe. Rozpoczęła okres wieloletniej tułaczki po uzdrowiskach, zakładach dla psychicznie chorych. Po tym nastąpiło życie w totalnej alienacji, na strychu rodzinnej posiadłości w Grabowie. Piotr Włast zdawał sobie sprawę ze swojej odmienności oraz z tego, że odcięcie go od świata jest zamachem na jego wolność. W spektaklu została ukazana rozpacz Odmieńca za pośrednictwem wyśpiewanych przez Anitę Sokołowską listów, w których bohater wprost stwierdzał, że łamane są jego swobody obywatelskie i odbierana jest mu godność. Autor listów domagał się przestrzegania podstawowych praw człowieka, które gwarantują mu międzynarodowe konwencje. Komornicka odeszła w całkowitym zapomnieniu w 1949 roku w Izabelinie, odcięta od świata. W orszaku pogrzebowym szły jedynie dwie zakonnice i siostra poetki - Aniela. Pochód, trzeba przyznać, był wyjątkowo skromny jak na tak niebanalną i wybitną postać. Komornicka widziana oczami Bartka Frąckowiaka to postać, której odkrywanie stanowi wędrówkę w głąb stanu ludzkiego umysłu. Bohaterka z jednej strony zachwyca, z drugiej – niepokoi, a nawet przeraża i „zniesmacza”. Jej trudne życie bez wątpienia jednak wzrusza. Ostatni taniec Komornickiej / Piotra Własta w chwili poprzedzającej śmierć wywołuje uśmiech na twarzach publiczności - dlaczego? Prawdopodobnie dlatego, że daje nadzieję - bohaterka ma szansę by ponownie stać się dzieckiem. Śmierć uwalnia ją od upokorzenia, wyobcowania i niezrozumienia. Pozwala wkroczyć w świat inny niż jej ziemska egzystencja. Świat, który, miejmy nadzieję, nie kpi z jej indywidualizmu, lecz uznaje ją za postać odmienną, a tym samym prawdziwie i niezaprzeczalnie wartościową.

oFenSYWa

nr 2 (15) Grudzień 2012 39


Kulturalnie / proza

Z czasu ludzi pióra i ołowiu

Dominik Gac

K

arczmy, szynki, oberże i arendy mają swoją tradycję. Każde miasto legitymuje się przybytkami Dionizosa, których charakter, poziom i klimat różnią się od siebie diametralnie. Niektóre przynoszą wstyd, inne wywołują dumę. Podczas, gdy wzrok przyciągają wystawne witryny reklamujące prestiżowe lokale, najciekawsze historie i zdarzenia rozgrywają się w ciemnych, ponurych zaułkach – w miejscach, których zdrowa tkanka społeczeństwa stara się unikać. Epizody bywają mniej lub bardziej intrygujące. Te autentycznie ciekawe nie są naturalnie zbyt powszechne. Nie każde ludzkie skupisko może pochwalić się fantastycznymi historiami i legendami, być może dlatego, że o wielu z nich nie wie nikt, poza bezpośrednimi uczestnikami. Właśnie tak było z wydarzeniami, które rozegrały się w pewnym zapomnianym mieście na Wschodzie… To ludzkie mrowisko, podobnie jak wiele innych, skrywało specyficzną mozaikę knajp. Większość z nich raziła swą bezbarwnością. Istniały jednak także inne miejsca, ukryte w bocznych, zapotniałych ściekami uliczkach. Miejsca, do których nikt, dumnie zwący się normalnym, zdrowym mieszczaninem, nie zachodził. Miejsca, gdzie ukojenie w alkoholu znajdowały osoby pogardliwie zwane „marginesem”. Do jednego z takich przybytków chadzał pewien mężczyzna, wizytując go codziennie z godną podziwu regularnością . Charakterystyczny gość podczas swoich rozlicznych wizyt w owej spelunie zwykł pijać i rozlewać co najmniej dwie flaszki najtańszej okowity przy jednym posiedzeniu. Inni stali bywalcy, rekrutujący się zazwyczaj z meneli i kloszardów, nie znali

swojego towarzysza, nigdy z nim nie rozmawiali, a między sobą zwali go Poetą. Słyszeli pogłoski o tym, iż jest to artysta i człowiek pióra. Zapracował sobie jednak na ich szacunek, konsekwentnie niszcząc swój organizm i własną godność. Przesiadywał bowiem w szynku i pił aż do upadku. Smutny finał jego codziennych praktyk rozgrywał się zazwyczaj na progu knajpy. Zwykł on bowiem wytaczać się na zewnątrz w chwilach, gdy chodzenie stawało się już ekwilibrystyką. Jednocześnie świadomość, iż jest to człowiek wykształcony, tworzyła barierę, której pokonać żaden z drobnych pijaczków nie był w stanie. Nigdy nie zintegrowali się ze swym niemym towarzyszem, choć przyzwyczaili się do niego, tak jak do masywnej postaci karczmarza przecierającego brudną szmatą wyszczerbione kufle. Tego pamiętnego wieczoru Poeta tradycyjnie spędzał czas wśród znajomych twarzy. Zajął miejsce przy najmniejszym, stojącym w rogu stoliku. Pochylony nad brudną szklanką, oświetlony chybotliwym płomieniem gazowej lampy, wpatrywał się w wypełniającą ją do połowy, przezroczystą ciecz. Ten obraz, tak zwyczajny, a jednocześnie pełen magii, zdawał się być wykrojony z malarskiego płótna i w nieznany sposób zmaterializowany. Kompozycja zachwiała się i runęła, gdy jej bohater z grymasem odrazy podniósł naczynie i gwałtownym ruchem przechylił je, wylewając na poplamiony blat resztkę wódki. Część płynu spadła na jego gustowny, nieco archaiczny i wytarty frak. Kałuża szybko rozlewająca się po ciemnych, sosnowych deskach zatrzymała się na granicy ronda okalającego szykowny cylinder. Człowiek ten nie podnosił wzroku, siedział pochylony i zapatrzony w rozlany alkohol. Czas upływał leniwie i odtwórczo, zupełnie jakby zapomniał o tym, iż wszyscy czekają na to, co przyniesie w bliskiej i dalekiej przyszłości. Wnętrze szynku wyglądało dokładnie tak, jak wczoraj i onegdaj. Ponurą harmonię pijackiej świątyni zakłóciło wejście szczupłego, ubranego w czarny płaszcz jegomościa. Wystarczyło jedno, niezbyt uważne spojrzenie, aby wiedzieć, iż ten człowiek jest tutaj obcy. Zdradzał to jego postawiony kołnierz,

40 OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012

równo obcięte włosy, młoda, niezniszczona twarz, a nade wszystko schludna i czysta marynarka oraz modnie skrojone spodnie wyłaniające się spomiędzy skrzydeł rozpiętego płaszcza. Było to wydarzenie na tyle niezwykłe, że tubylcy rozparci na ułomnych krzesłach niby książęta na swych złotych stolcach, obserwowali niespodziewanego gościa z otwartą wrogością. Zdawał się on jednak nie dostrzegać żadnego z ostrych i pełnych pogardy spojrzeń. Pewnym krokiem skierował się wprost do stolika Poety, przy którym usiadł bez słowa. Wszedł tym samym w strefę zamkniętą dla reszty knajpianych bywalców. O ile pojawienie się nowej osoby w karczmie wywołało zrozumiałe zaskoczenie, o tyle to, co stało się później, sprawiło, iż wszyscy, nie wyłączając karczmarza, oniemieli. Otóż najbardziej wykształcony i tajemniczy spośród tutejszych klientów spojrzał na swojego niespodziewanego towarzysza, uśmiechnął się i podsunął mu swój kieliszek, sprawnie nalewając doń wódki. Gość, nie namyślając się, przyjął ofiarę, po czym skinął na stojącego za ladą właściciela i poprosił o następną flaszkę. Literat uśmiechnął się po raz kolejny i z uwagą przyglądając się młodej i ładnej, gładko ogolonej twarzy, rozpoczął rozmowę: – Nie powinieneś tu wchodzić. – Dlaczego? – Usłyszał cichy, zjadliwy głos, wyrzucony spoza ironicznego grymasu ust. Gość natychmiast wszedł w konwencję rozmowy, narzuconą przez stałego bywalca, który rzekł podobnym tonem: – To nie jest miejsce dla takich krasnych młodzieńców. Tutaj się pije, nie bywa. – Przyszedłem pić. – Kolejne słowa wypłynęły z pewnych siebie i niezmiennie skrzywionych ust. – W takim razie, pij i słuchaj. Poroz­ mawiamy… Po tym wstępie Poeta zamilkł. Pustym wzrokiem wpatrywał się w swój kieliszek, sprawiając wrażenie, iż zapomniał o uczynionej przed momentem deklaracji. Gość nie przerywał zadumy, czekając cierpliwie. Po kilku minutach jego trud został nagrodzony, Literat począł mówić cichym, zduszonym i beznamiętnym głosem, tak jakby jego ustami mówił ktoś inny – ukry-


ty w umyśle człowieczek, pociągający za sznurki swej fizycznej marionetki: – Byłem jak Lambro, jak Witkacy… Odkrywając nowy kosmos tego drugiego, spadałem w zimną, pustą przestrzeń międzygwiezdnego piekła, w którym zatracił się ten pierwszy. Będąc Diabłem w mym umyśle, stawałem się wrakiem na oczach innych. Pisałem, tworzyłem, rodziłem, wyrąbywałem siekierą mego pióra kolejne wersy z twardego pnia języka. Plątałem się w gałęziach, tonąłem w opadających, gnijących już w powietrzu, pięknie brudnych liściach. Skazany na los tych zlatujących skrawków leśnej skóry, czułem przygniatający ciężar wbijającego mnie w błoto buta krytyki. Opinii znawców i tych, którzy nie znali się w ogóle, czytelników i tych, którzy nie mieli w rękach żadnej literatury, humanistów i tych, którzy humanistami nie byli w jednym bodaj procencie. Oni wszyscy, sędziowie niezawiśli, w swych sztucznych, zatęchłych i zmurszałych perukach patrzyli na moje dzieci, układane przeze mnie z takim pietyzmem, z czułością kreślone literki... Widzieli je i szydzili z nich! Opluwali, deptali, wymiotowali na moje świadectwo, dziedzictwo; na moje prawdziwe, bo nieśmiertelne, potomstwo! Miot mej duszy… Oprawcy, skryci za doniosłymi nazwiskami, tytułami czasopism, figurami idealnie skrojonych szmat, okrywających ich puste formy! – Przerwał na chwilę, czując, że stracił beznamiętny ton i w jego słowach pojawia się coraz więcej emocji. Uspokoił się jednak i wychylając kolejny kieliszek wódki, podjął znowu:

fot. sxc.hu

Słyszeli pogłoski o tym, iż jest to artysta i człowiek pióra. zapracował sobie jednak na ich szacunek, konsekwentnie niszcząc swój organizm i własną godność. przesiadywał bowiem w szynku i pił aż do upadku.

– Moje życie płynęło pośród takich rozegzaltowanych dywagacji, pretensji do całej ludzkiej zarazy, która na nieszczęście otaczała mnie i otacza... Do ciebie też mam pretensje, słuchasz mnie w tej ponurej knajpie, ciekawsko nachylasz głowę i łapiesz me słowa, zupełnie jak szczur wietrzący ścierwo... Jesteś szczurem. Najchętniej obrzygałbym te twoje modne łachmany... Uśmiechasz się? Wiedz, że parszywym jest ten uśmiech, grymas. . . Nie mogę na ciebie patrzeć. A przecież tylko ty chcesz mnie słuchać i nie odchodzisz... Dlaczego nie podnosisz się i nie zmieniasz stolika? Dlaczego? Nie odpowiadasz... Słusznie, nie oczekuję odpowiedzi, chcę się po prostu wygadać jak człowiek drugiemu człowiekowi. Słyszysz, jak pokracznie to brzmi? Jak razi uszy, dźga rozpalonym drutem bębenki? Człowiek...Opowiem ci o tym, jak miałem rodzinę... Skąd to zdziwienie? Tak, ja też kiedyś wierzyłem w gówniany obraz podstawowej komórki społecznej, tylko że ta moja… zdechła. Miałem kiedyś żonę. Wcale nie była piękna, wyglądała zwyczajnie, miliony takich kręci się po tej zamarłej planecie, ale ona była moja. Czy ty wiesz, co to znaczy mieć własną kobietę? Ha! Widzę po twojej minie, że nie wiesz... Może to i lepiej. Miałem też dziecko. Nie syna, nie córkę – dziecko. Co za różnica, co miało między nogami? Jakie to ma znaczenie, skoro rozpadło się w proch, zanim jeszcze powiedziało śliskie od plugawego, przesłodzonego, sztucznego cukru „ta ta”. Proch... Wszyscy tak skończymy, moja żona i dziecko mają to już za sobą. Być

może słyszałeś o pożarze kamienicy dwie ulice stąd. Kiedy to było? Kilka, a może kilkanaście lat temu. Sam nie wiem, od tamtej pory czas stracił dla mnie swoją zwyczajną rolę. Czy to widziałem? Nie, ale opisywałem wielokrotnie, wyobrażałem sobie rubinowe, krwistoczerwone i szkarłatne języki ognia liżące ich ciała, chciałem usłyszeć ich krzyki, jęki, ich konanie. Chciałem tam z nimi być, po prostu, kurwa, być i zdychać, tak jak oni... – Pomiędzy kolejnymi słowami dało się słyszeć, tym razem zupełnie wyraźnie, drżącą lawę emocji, która niszczyła tłumiącą ją skorupę obojętności. Literat przerwał, napił się i niemal natychmiast, zanim jeszcze odstawił kieliszek, kontynuował: – To był koniec. Popadłem w stan prawdy, realnego spojrzenia na rzeczywistość... To całe bagno, które śmierdzi nieustannie, uporczywie wwierca się plugawym odorem w moje nozdrza! Wy wszyscy, schowani za barwną kotarą tak zwanej normalności, nazywacie ten stan chorobą. Melancholią, depresją. Nigdy jednak nie byłem częścią tego tłumu pisarzy, malarzy, artystów – tej podłej bandy, która chciała umrzeć, ze śmierci czyniąc marną farsę dla wygłodniałej plotek tłuszczy. Nazywali się mózgowcami, denerwując się, gdy ktoś chrzcił ich mianem synów dekadencji. Cóż to znaczy dekadent? Któż mówi o schyłku w obliczu druzgocącego i nieodwołalnego upadku? Zaprawdę, w dzisiejszych czasach dekadent to optymista! Ich zrezygnowany głos płynący z zapijaczonych mord, uwalanych wódką dusz, utopionych w absyncie umysłów, dźwięczy mi w uszach po

oFenSYWa

nr 2 (15) Grudzień 2012 41


Kulturalnie / proza

dziś dzień. I bawi mnie! Niby odpustowa, cepeliowa zabawka, bo tyle też wart jest ich bunt i sprzeciw, tak czarny od zrezygnowania. Powiedz mi, jak można, zatracając się w śmierdzących kamieniach miast, nie pożądać dziewiczych skał natury? Znowu milczysz, słuchasz mojego żałosnego monologu i uśmiechasz się ironicznie… – Łyk wódki przerwał wypowiedź. Mówca, wpatrując się uważnie w swego słuchacza, zapytał po chwili: – Ty mnie znasz, prawda? – Znam. Poeta zamilkł, czyniąc swe spojrzenie ostrzejszym i uważniejszym, jakby usiłując sobie przypomnieć, gdzie mógł poznać tego dziwnego młodzieńca. Cisza przedłużała się, nagle w oczach schludnego gościa zobaczył coś na kształt świateł niesamowitych i nieprawdopodobnych, jakby błyskawice rozdarły czerń jego źrenic. Te oczy! Oczy, zapłonęły niby drzewa uderzone piorunem, rozgorzały piekielnym i nienaturalnym płomieniem. – Wiem, kim jesteś! – wykrzyknął zdławionym głosem. Gość uśmiechnął się dobrotliwie i wyrozumiale, nic nie odpowiadając. Poeta, upijając się coraz mocniej, przełknął następną porcję gorzkiej ambrozji: – Kiedyś cię szukałem… Teraz nie jesteś dla mnie wart więcej od tej plugawej wódki. Słyszysz?! – Jego głos zatracił bezpowrotnie dawny chłód i opanowanie. Drgał niby miotana zimowym wiatrem trzcina. – Wiedz o tym, gardzę tobą! Nie czuję lęku, choć powinienem drżeć niby zgwałcona dziewka! Zabiłem w sobie nawet strach… – Na te słowa gość uśmiechnął się szerzej i bardziej dobrotliwie, zupełnie, jak nauczyciel słuchający nieszkodliwych bredni głoszonych przez swego ulubionego ucznia. Literat zauważył to i drżącą ręką polał znowu. Wódka się skończyła, młodzieniec zauważywszy to, poprosił o kolejną flaszkę. Poeta wypił następną porcję, alkohol uspokajał go, wprowadzał w ten etap pijaństwa, kiedy umysł rozświetla się jeszcze ostatnim blaskiem zrozumienia. Nowe słowa, płynące z jego ust, brzmiały już spokojnie: – Znam jednak nadal wielu, którzy za spotkanie z Tobą oddaliby wszystko, co posiadają, dlaczego przyszedłeś więc do mnie? Nie odpowiadasz… Masz rację, nie musisz. Znam odpowiedź, ja już oddałem Tobie wszystko… Wszystko, co miałem, wszystko poza jednym. Chcesz i tego,

prawda? Ale to już należy do Ciebie! – Krzyk po raz kolejny zburzył pozorny spokój. – Nie, jeszcze tego nie zrobiłeś. Odebrałeś mi swój talent, staczając się w opary alkoholu… – rozpoczął Gość, jakby chciał uraczyć swego rozmówcę dłuższym wykładem, ten jednak przerwał i zaśmiał się szczerze: – Ha, ha, ha… Oto rzecz prawdziwa! Byłem sługą i wyznawcą połowicznym, zapomniałem o złożeniu ofiary najcenniejszej, czyż nie? Przybyłeś za późno, mój talent rozpłynął się w wódce już dawno! – Przyszedłem po rekompensatę. – Gdy rozwiało się w powietrzu brzmienie tych słów, Gość wyjął z kieszeni drewniane pudełeczko i położył je na stoliku. Następnie wstał i nie zapinając nawet płaszcza, wyszedł bez słowa, po raz wtóry ignorując wrogie spojrzenia innych gości. Poeta wziął do ręki czarną szkatułkę i przypatrywał się jej sosnowej, gładkiej powierzchni pozbawionej wszelkich znaków szczególnych. Dyskretnie podniósł przykrywkę, w środku znajdował się kawałek kartki oraz płócienne zawiniątko nieokreślonego kształtu. Gdy go dotknął, wyczuł gładki i podłużny kształt, kolejne badania drżącej dłoni odkrywały tajemnicę. Literat miał przed sobą rewolwer. Wyjął go i schował do kieszeni, spoglądając następnie na tajemniczy liścik. Na papierze widniał zapisany jego własnym charakterem pisma wers z dawno zapomnianego wiersza, którego był autorem. W milczeniu wyjął z kieszeni spodni ołówek i pochylił się nad kartką. Zanim jednak zdecydował się, po raz pierwszy od wielu lat, postawić kolejne grafitowe domy z pochylonych liter, jego wzrok zatrzymał się na flaszce, błyszczącej w rozmigotanym świetle lampy. Gdyby ktoś przyjrzał się teraz tej zgarbionej postaci, mógłby pomyśleć, iż toczy się wewnątrz niej straszliwa walka, wojna o to, czemu się poświęcić. Ołówek z głuchym stuknięciem wylądował na poplamionym stoliku, w ręce zaś zajaśniało mętne szkło butelki. Poeta pił długo i łapczywie, spragniony sensu zdawał się odnajdywać źródło wypływające z konarów drzewa życia. Gdy skończył, na dnie zostało jeszcze nieco płynu. On jednak, wiedziony jakimś impulsem, ponownie wziął do ręki ołówek, przyjrzał się leżącej kartce i tym razem podjął wyzwanie, kreśląc dodatkowy wers. Skończywszy, wypił resztkę okowity i nie żegnając się z nikim, jak to czynił co-

42 OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012

dziennie, wyszedł na ulicę. Zamykając za sobą drzwi karczmy, zachwiał się i z trudem utrzymał równowagę. Noc zalegała głęboka i ciemna, gęste chmury przykrywały nieboskłon, zasłaniając latarnie gwiazd. Poeta ruszył przed siebie chwiejnym i niepewnym krokiem. Jak klaun tańczący przed ubawioną gawiedzią w cyrkowej arenie, tak on dostarczał złośliwej radości nielicznym szczurom zaczajonym w rynsztokach. Pokonując kolejne metry, niby bramy dantejskiego piekła, wszedł w średniowieczną uliczkę, jedyną pozostałą po żebraczych i chwalących Boga dziejach tego miasta. Spoglądając mętnym wzrokiem na zniszczone mury, wyjął rewolwer i przyglądał mu się, podsuwając go niemal pod same oczy. Stojąc na pijackie baczność, starał się utrzymać równowagę, a jednocześnie odnaleźć zastosowanie przedmiotu, który trzymał w dłoni. Nagle, szybkim i zdecydowanym ruchem włożył go w usta. Czując smak stali i dotyk wylotu lufy na swoim podniebieniu poczuł, że jego żołądek wzbiera i za chwilę jak wulkan wyrzuci z siebie plugawe strumienie lawy. Próbując wyjąć broń, szarpnął ręką do tyłu, wszystkie palce zacisnęły się w pięść, także ten spoczywający na cynglu. Gdy o poranku wąską uliczką przechodził jeden z mieszkańców, zmierzając do swojej codziennej pracy, w pierwszej chwili nie zauważył leżącego na bruku trupa. Przystanął zdziwiony, nie czując jednak strachu, niemal automatycznie podszedł do truchła i bezrefleksyjnie przeszukał kieszenie zniszczonego ubrania. Rozczarowany znalazł w nich jedynie ołówek, kartkę papieru i kilka drobnych monet. Odczytawszy rękopis, zbladł i rzucił go na ciało. Poczuł lodowaty uścisk strachu w żołądku, rozejrzawszy się w popłochu, zauważył na jednym końcu ulicy szczupłą postać w czarnym płaszczu z postawionym kołnierzem. Ten widok tylko spotęgował przerażenie. Mieszczanin rzucił się w przeciwną stronę i potykając się na nierównym bruku pobiegł ile sił w nogach. Wiatr porwał niepozorny kawałek papieru i unosząc go delikatnie, pogrzebał w jednej z kałuż, gdzie woda szybko i zachłannie porwała grafitowe znaki. To, co napisano, wybrzmiewało jednak w głowie przerażonego, biegnącego w panicznym pośpiechu, mężczyzny monotonnym i spiżowym dźwiękiem niby dzwon: Moja droga wiedzie ku otchłani. Szatanie, przygotuj mi miejsce…


Menady jące nasze ciała, czerpiemy z nich moc, dla naszych celów. Powoli wyruszamy w głębie lasu, który nas wzywa. Słyszymy szepty drzew, roślin i zwierząt, które go zamieszkują. Widzimy go ich oczami, słyszymy go ich uszami, czujemy go ich nosami. Wędrujemy po leśnych ścieżkach, po traktach górskich, które tylko my znamy. Maria Inni mówią, że to bezdroża, lecz nie dla Buczkowska nas. My widzimy ścieżki, które zniszczył czas, widzimy drogi, których jeszcze nikt nie wydeptał. Wraz z pogłębianiem się nocy, nasz dy rydwan Heliosa skrywa się taniec staje się bardziej energiczny, barza oceanem, rozpoczynamy nasz dziej dziki. Świat wokół zaczyna wirować, taniec. Uwalniamy nasze włosy gubić kształty nadane mu przez bogów. z niewolniczych więzów wymyślnych Widzimy go coraz bardziej, słyszymy cosplotów i nakładamy na nie jedynie wień- raz więcej szeptów, czujemy coraz więcej ce z winorośli. Uwalniamy nasze ciała i więcej. Nasze głowy wypełniają wizje. z krępujących nas szat. Węże owijają na- Nasze zmysły szaleją. Nasze ciała porusze sylwetki i wplątują się w nasze włosy. szają się w ekstatycznym tańcu, którego Nasze dłonie trzymają tyrs1 – niektóre same nie pojmujemy. Jak liście, które spaz nas niosą pochodnie, by przyświecały dają z drzewa, wirują bezładnie, niesione nam w naszym tańcu ścieżki, którymi bę- przez podmuch wiatru w przestrzeń niedziemy kroczyć tej nocy. Wszystko to na znaną. Tak my podążamy traktami, które widzimy, ale nie wiemy dokąd prowadzą. cześć naszego władcy i boga. Zdążamy w nieznane, prowadzone głosem naszego boga, w którym mamy wiarę, ufność. Tańczymy coraz szybciej i szybciej, wędrujemy coraz dalej i dalej. A noc otacza nas z każdej strony. My, menady boga Dionizosa oddajemy mu cześć. Wirujemy w szaleńczym tańcu przepojone jego mocą. On nas wybrał. On nas stworzył. On nas uczynił wolne. Jesteśmy w nim, a on jest w nas. W noc taką, jak ta, jesteśmy jednością. Czujemy w każdym kawałku naszych ciał i dusz jego moc. Nasze szaleństwo otworzyło nasze zamknięte oczy. Widzimy więcej, widzimy bardziej. Spostrzegamy wszystko to, co ukryte dla innych. Nie boimy się niczego, nie znamy granic. J e s te ś m y m e n a d a m i . S z a l o n y m i . W obłędnym tańcu gubimy siebie, odnajdujemy siebie. Jesteśmy harmonią. Jesteśmy chaosem. Widzimy przeszłość. Zaczynamy nasz taniec wsłuchiwaniem Widzimy przyszłość. Jesteśmy szalone… się w odgłosy wiatrów, których pan, Eol, jesteśmy wolne. tworzy muzykę z ich szumu, muzykę, tylko dla nas zrozumiałą. W jej takt rozpoczy1. Laska Dionizosa, długi kij zakończony szysznamy nasze pląsy. Na początku delikatką z wstążkami, pękiem winnych liści lub nie, zaczynamy wić się jak węże oplatabluszczu.

G

fot. Wikimedia Commons

Świat wokół zaczyna wirować, gubić kształty nadane mu przez bogów. Widzimy go coraz bardziej, słyszymy coraz więcej szeptów, czujemy coraz więcej i więcej. Nasze głowy wypełniają wizje. Nasze zmysły szaleją. Nasze ciała poruszają się w ekstatycznym tańcu


fot. Wikimedia Commons

KulturAlnie / proza

44 oFenSYWa nr 2 (15) Grudzień 2012


Bajka ze słów "Ty – rozbłysły w każdej gwieździe której na imię miłość..." H. Poświatowska

O

budziła się cała oblana potem. Po co ci to zwykłego, że zamieniasz się w milczącego kochanka było? – Pomyślała, podnosząc się na miękkiej oczarowanego blaskiem księżyca? Oczy połyskują poduszce ubranej w pastelową poszewkę. To Ci, twarz zmienia kształt, rysy stają się łagodniejnie przez niego, a przez ciebie. To... Usiadła na skraju sze, a dłonie mniej szorstkie i zmęczone. Długo nie łóżka. Zaczęła łapczywie spoglądać na gwiazdy, któ- wiedziałam co Cię trapi. Zagadką pozostawało też re tej nocy przybierały dziwne, wręcz przerażające Twoje uczucie do nocnej pani. Kiedy wieczorami wykształty. Poczuła przeraźliwy ból rozsadzający jej gło- chodziłeś jej naprzeciw byłam zazdrosna. Widziałam wę. Wszystko jakby nagle zaczęło coś od niej chcieć. Wasze postacie oblane mleczną poświatą księżyca. Usłyszała jednoczesnie kilkanaście głosów. To było Pewnej nocy, kiedy wróciłeś od niej, postanowiłam ukraść trochę Twojego magicznego ciepła. Położyłam nie do wytrzymania. Po omacku sięgnęła po ołówek leżący na stole. dłoń na Twoim udzie. Ręka świadomie powędroNie włączając światła zaczęła kreślić nienaturalnie wała wyżej. Nie broniłeś się przed moim dotykiem. duże i krzywe znaki. Jedynie księżyc zaglądał jej Łakomym wzrokiem patrzyłeś na jej piękny, lśniący przez ramię i przyglądał się ciekawemu widowisku. płaszcz. Pomimo to, że byłam blisko ciebie czułam Skończyła. Złożyła nasączoną łzami kartkę na cztery. chłód. Blask księżyca oblewał nasz twarze. Moja ręka Popatrzyła na swoje dłonie, potem chwyciła nerwo- zaczęła coraz śmielej i swobodniej dotykać Twojego ciała. Przedzierając się przez kolejne warstwy ubrań wo złożony w kostkę papier. Wybiegła z mieszkania. zaczęłam je pieścić i całować. Spojrzałeś wtedy na Piszę mój pierwszy, a zarazem ostatni list. To bę- mnie wzniośle i obojętnie. Twój wzrok przeszył mnie dzie krótka historia. Był jeden powód – Ty, powie- na wskroś. Dotknąłeś mnie. Poczułam dreszcz, a moje trze, które pieści drzewa, dotyka i głaszcze policzki ciało zaczęło wypełniać się ciepłym szczęściem. Wszystko zaczęło gwałtownie pulsować. Łapczywie obłoków. Każdy pragnie odrobiny szczęścia, ja także. Ty też łykałam powietrze. Czułam Cię całą sobą. Chwilę popotrzebowałeś. Zrobiłam to dla Ciebie. Chciałam że- tem położyłeś się obok. Tej nocy miałam Cię tylko byś w końcu był szczęśliwy. Ostatnio mało ze sobą dla siebie. To miał być początek czegoś nowego. Tej rozmawialiśmy, prawie w ogóle na mnie nie patrzy- nocy dałam Ci więcej, niż oczekiwałeś. Odebrałam łeś. Wycofałeś się. Problemy wpełzły do naszego ży- Ci kawałek Twojego nieba, odrobinę powietrza, któcia niczym podstępny wąż. Chyba sam je do siebie rym oddychasz, cząstkę Ciebie samego. To miało nas zaprosiłeś. Potrzebowałam Cię, chciałam rozmawiać, połączyć na nowo. Chciałam dać Ci szczęście i... To mówić. Chciałam kochać. Tyle się we mnie nazbierało dziecko to my. Cała ta historia potoczyła się jednak torem insłów mądrych, dojrzałych, tyle zwierzeń, tak dużo niewypowiedzianych myśli, które przepadły w ciemnym nym, niż przypuszczałam. Nie powinieneś tego robić. zaułku milczenia. Chciałam żebyś choć raz był blisko Ty, Twoja księżycowa pani, ja i to małe zawiniątko mnie, lecz Ty obijałeś się o ostre krawędzie absurdu w moim brzuchu – to jednak za dużo. Znalazłeś sporzeczywistości. Noc stała się twoim sprzymierzeńcem, kój w metalicznym blasku jej oczu. Choć bardzo się tylko wtedy stawałeś się podobny do dawnego siebie. starałam nie potrafiłam Ci tego dać. Nigdy nie patrzyZdarzały się chwile, kiedy siadałeś na łóżku i gapiłeś łeś tak na mnie. Muszę poszukać spokoju. Najlepiej się w niebo, jakbyś chciał odczytać stworzony z mi- jak najdalej stąd. Ono nie będzie czuło bólu. Zrobię lionów gwiazd poemat. Siadałam wtedy obok Ciebie to cicho i delikatnie. Nie stanie się nam krzywda, zai starałam się dostrzec to, co Ty. Na próżno. Czym noc opiekuje się nami noc. PS Do ostatniej chwili myślę o Tobie. różniła się od wieczoru? Co jest w niej takiego nieMR


Wiersze Beata marzec

i love you, Salvi paranoiczno-krytyczna postawa kurczy się w oczach

***

na wąsie ma kwiat

ona mieszka między słowami jest odrealnieniem rzeczywistości która tłamsi i przygniata kamieniem życia

ciężkie życie postawy bez drugiej ciepłej postawy obok

ona jest sensualnością zamkniętą na klucz w przerwie wyrazowej aliterowej a dosłownej

Dali i Dala surrealistyczna miłość dziwactwami szyta

nie wolno jej odwiedzać liter nawet na pół „wu” nie może zajść

a na końcu kolejki po sztukę stoję zgarbiona z czerwonym napisem na cienkim przedramieniu neosurrealizm to ja

bo jak się tak stanie opadną jej złote szaty tajemnicy i stanie się goła na duszy jawna i rozebrana z uczuć z serca z szaleństwa nijakość przywiążą jej do szyi będzie niczym jak twarz nieokrojona zmarszczką


KulturAlnie / poezja

Mimo wszystko życie obok

Alter ego zmarł

walizki wiatru i bagaż wspomnień to wszystko na jej plecach

utopił się w kałuży twoich pocałunków zachłysnął się szorstkością słów nie lubiłeś swojego alter ego wysyłał twoje myśli pocztą do chmur i szeptał włosom o ich bezsilności walczył o zduszony smak błyskawic o moralne muchy o ucieczkę do sosny i z powrotem

zgarbiona smutna nieugięta staruszka z twarzą młodości idzie w ślubnej sukni przed siebie dotyka wszystkie kamienie na których kiedyś siedziała z ukochanym całuje wszystkie klamki mimo wszystko życie obok staruszka o imieniu nieznanym kusi pozostałością jedwabiu na włosach nonszalancko pali papierosa uwodzi powabną siwizną i skrzywionym przez życie uśmiechem

teraz twój alter ego nie żyje zabiłeś go z premedytacją i teraz dziwnie masz szklane policzki

a na policzku ma miłość

oFenSYWa

nr 2 (15) Grudzień 2012 47


KulturAlnie / poezja

Wiersze magdalena Julia Bury

jakby nic w moim życiu nie było zbyt ekscentryczne może przyjęłabym to z należytą uwagą najpierw była iniekcja w niebieską żyłę uspołecznienia skok w błękitny otwór serca przeszywające zimno towarzyszy zawsze o tej porze oddechu następuje przeinaczanie granatów zachowań siedzimy na wpół objęci z naszymi bólami przy stole nakrytym obrusem pamięci niestety zapominanie nigdy nie szło nam zbyt dobrze podejście kelnera obfituje w nowe doznania związane z wyborem linii oferowanych przygód wybieramy najcenniejsze uroki pobliskiej łąki na niej rosną nasze nowe intymności odegrawszy role wracamy do domów by już bez dusz zatańczyć nasz ostatni taniec dzisiejszej nocy na skrzypiącej zakurzonej podłodze pokrytej wczorajszymi łzami jutro znowu usiądziemy w tym samym miejscu a ja będę czekać na nasz nowy szept 2010

bo kiedy naprawdę zamkniesz te drzwi od pokoju z którego nie potrafiłaś wyjść dotkniesz palcami moich ust i wszystko zatrzyma się w miejscu gdzie wszystko się rozpoczęło schody do góry te same na które nigdy nie miałaś siły wyjść udawałaś taką dzielną ławka naszego początku osobisty kontakt z niebem i zapach uniesienia nie do końca przemyślane rozmowy spojrzenia wejście w etap nieczystości zamroczone złudzeniami oczy słowa padające z cudzych ust czekam na ciebie nieustannie kochanie siedzieliśmy pod naszym niebem tam wszystko miało smak wierności i że cię nie opuszczę aż do zachodu słońca kimkolwiek teraz będziesz w jedynym miejscu ukrytym przed światem będziesz taki sam 2012

48 oFenSYWa nr 2 (15) Grudzień 2012


dostałam to czego pragnęłam od tamtej wiosny dostałam w zamian za twoje uderzenia celowałeś prosto w serce dostałam nowe wraz z nowym ciałem tylko dusza ta sama zbyt cierpka jak na tutejsze życie bez niego w czterech ścianach chociaż mówią że mam wszystko wciąż chcę więcej za wszystkie słowa którymi raniłeś mnie przy wschodzie słońca

rys. Mateusz Nowak (goldencut.pl)

2012


KulturAlnie / prace plastyczne

Dominika Wilk Rocznik 1991. Szkołę średnią skończyła w Lublinie w V Liceum Ogólnokształcącym. na studia udała się do Kolegium Sztuk Pięknych w Kazimierzu Dolnym. Obecnie zaczęła również Architekturę krajobrazu na Katolickim uniwersytecie Lubelskim. Prace Dominiki można było zobaczyć na licznych wystawach organizowanych m.in. przez Muzeum Plakatu w Wilanowie i Zakład Grafiki Projektowej i Litografii Wydziału Artystycznego uMcS w Lublinie. Do jej sukcesów można również zaliczyć wyróżnienie na festiwalu filmowym Dwa Brzegi za film „Odwrócony czakram”. W wolnych chwilach Dominika kolekcjonuje winyle i zajmuje się tkactwem ludowym. Jej najważniejszym planem na przyszłość jest obecnie obronienie dyplomu. Oprócz tego, interesuje ją wiele dziedzin, począwszy od grafiki i rysunku, po malarstwo, projektowanie i fotografię. Wciąż szuka swojej życiowej drogi.

50 oFenSYWa nr 2 (15) Grudzień 2012


na sąsiedniej stronie: „miasto i”, grafika warsztatowa, sitodruk (serigrafia), czerwiec-maj 2012 powyżej: „miasto ii”, sitodruk, czerwiec-maj 2012 obok: „Garnitury”, serigrafia, czerwiec-maj 2012

oFenSYWa

nr 2 (15) Grudzień 2012 51


Powyżej: „Tryby I” (pierwsza praca z cyklu), ołówek


Kulturalnie / prace plastyczne

Po lewej: „Tryby II”, ołówek Powyżej: Bez tytułu, technika mieszana: węgiel, ołówek, tusz

OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012  53


(Nie)Kulturalnie / felieton

Moja fobia – „imprezowe” autobusy

L Aleksander Przytuła

udzka cywilizacja ma tysiące lat. Gdy znudzi- Błagam, zaprzestańmy produkcji telefonów z głośniły się drzewa – zeszliśmy na ziemię. Potem kiem albo róbmy jakieś testy na inteligencję zanim najgenialniejszy człowiek jaki się urodził, wy- go komuś sprzedamy! To bez sensu. Kiedyś, z małmyślił jedzenie mięsa, a następny wymyślił ogień, piej ciekawości, próbowałem przesłuchać Stairway to koło… i psa. Przetrwaliśmy epidemie, wojny i kata- heaven Zeppelinów z takiego telefonowego głośnika klizmy. Człowiek zaaklimatyzował się na piekącej – brzmiało jak żabie skrzeki. Jestem pewien, że gdySaharze i na lodowatych stepach Syberii. Wszystko bym miał w odtwarzaczu żabie skrzeki to brzmiałyby dzięki całej rzeszy genialnych umysłów, ludzi nie jak Zeppelini… W zasadzie to każda muzyka z głopotrafiących siedzieć w jednym miejscu, sprawia- śniczka telefonu brzmi jak Puritania zespołu Dimmu jących że świat jest lepszy. Niewielka garstka sza- Borgir. W dodatku jest tak zadziwiająco donośna, że leńców–geniuszy, którzy chcieli rzucać kamieniem mogłaby zagłuszyć nawet myśliwce F-16 kołujące dalej niż inni. Iść o jedną górę dalej niż inni. Biec pod sceną Ozziego Osbourne’a, podczas pokazu faszybciej niż inni. Wiedzieć więcej niż inni. Jednak jerwerków, na ogólnoświatowym zlocie perkusistów, najlepsze pod względem rozwoju są wiek XVIII, XIX ścigaczy i pił do drewna. Głośnik z telefonu mógłby i XX! Zobaczcie: prąd, silniki spalinowe, statki pa- nawet nagłośnić cały Opener w Gdyni. Pod warunrowe, windy, rower, serdelki, ubezpieczenia, opieka kiem, że byłby to Opener dla żab… zdrowotna, rewolucja techniczna, spódniczki mini, To po prostu przykre, że tyle starań naukowców samoloty, loty na księżyc, sonda na Marsa, i najlepsze odnośnie słuchawek idzie na marne… Tyle ciężkiej z najlepszych – muzyka! Wiem, wiem muzykę wy- pracy a tu i tak ktoś woli tłuc muzykę tym głupim, myślono wcześniej… Ale dajcie spokój! Dzisiaj pod astmatycznym, trzeszczącym głośniczkiem? Proszę każdą strzechą, (założę się o śniadanie), znajdziemy was, już wolałbym aby ten ktoś gwizdał… albo został chociaż jedną płytę CD z muzyką. WSZĘDZIE! Nawet, dzwonnikiem… jeśli pan Mbutu z Mozambiku używa jej jak noża do Ostatnią rzeczą, jaką mam ochotę słuchać w aupatatów. Wraz z powstaniem muzyki dla mas wymy- tobusie, jest skrzek telefonu 14-letniego chłopaczka ślano coraz to nowe możliwości rozpowszechniania w idiotycznych spodniach do biegania i białej czapce jej. Najpierw woskowe cylindry, potem gramofony, tak nasuniętej na potylicę, że w zasadzie mógłby ją nosić na tyłku… Ale nie mogę mu tego nigdy powiedzieć wprost, bo jestem pewien, że od razu dźgnąłby mnie nożem… Dlatego skorzystam z możliwości i napiszę to: Naprawdę kolego, nie słuchasz absolutnie niczego co zainteresuje pasażerów! Może ich tylko co najwyżej wku*wić. Nie jesteś cholernym Fatboy Slimem, ani Paulem Van Dykiem, a autobus to nie dyskoteka… Jedzie nim cała masa zmęczonych, biednych ludzi, którzy kompletnie nie mają ochoty na set Summer of hardtrance–Ibiza 2011. Każdy z nich wprost marzy, aby poodrywać Ci paznokcie albo obtłukiwać twoją głowę krzesłem…. Więc proszę, błagam, zaklinam! Zakładajmy słu8-ścieżkowce, kasety magnetofonowe (kto pamięta chawki i nie psujmy życia innym! I my będziemy weczasy, gdy nabijało się je na ołówki i kręcąc przewi- selsi i ludzie dookoła! Będzie żyło się lepiej, będzie jało się je na lekcjach?) i w końcu digitalizacja w po- pięknie! Świat choć trochę przestanie przypominać staci płyt CD, minidisków (rest in peace) aż w końcu cholerne piekło na Ziemi. Mam marzenie: wchodzę do autobusu i słyszę tylformatów mp3. I stało się najgorsze! Każdy, dosłownie każdy kto ko moje Dire Straits, na moich słuchawkach, z mojej był na tyle rozgarnięty żeby mieć odtwarzacz mp3 Nokii. Bez podkładu dźwiękowego Manieczki hits jalub telefon miał własną muzykę cały czas przy so- kiegoś przygłupiego dzieciaka. PS Mam w domu tyle starych słuchawek że można bie i dla siebie. I tutaj zbliżam się do, konkluzji… Chodzi mi właśnie o to „dla siebie”! Nie po to jakiś by z nich pleść kurpiowskie kosze i fotele na biegukolejny genialny naukowiec namęczył się tyle, żeby nach, więc jeżeli kogoś nie stać na własne, przez co wymyślić słuchawki żebyśmy z nich nie korzystali! psuje życie innym, to z chęcią mu jakieś odstąpię…

Każda muzyka z głośniczka telefonu muzyka brzmi jak „Puritania” zespołu Dimmu Borgir. W dodatku jest tak zadziwiająco donośna, że mogłaby zagłuszyć nawet myśliwce F-16 kołujące pod sceną Ozziego Osbourne’a, podczas pokazu fajerwerków, na ogólnoświatowym zlocie perkusistów, ścigaczy i pił do drewna.

54 OFENSYWA NR 2 (15) Grudzień 2012


rys. Mateusz Nowak (goldencut.pl)



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.