STUDENCKIE CZASOPISMO SPOŁECZNO-KULTURALNE • NR 18 KWIECIEŃ 2014 • ISSN 1895-5169 www.ofensywa.umcs.lublin.pl • www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
O ŚWIĘTY KICZU… Rumunia. Lubię to! • Hana Frank – wywiad Pole rażenia białych kozaczków • Niekończące się bolly
STUDENCKIE CZASOPISMO SPOŁECZNO-KULTURALNE NR 18 KWIECIEŃ 2014 • ISSN 1895-5169
Wydawca: Wydział Politologii UMCS Pl. Litewski 3 20-080 Lublin
Kontakt: www.ofensywa.umcs.lublin.pl www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa magazyn.ofensywa@gmail.com
Redaktor naczelna: Małgorzata Richter m.richter@op.pl
Film: Małgorzata Boryczka film.ofensywa@gmail.com
Zastępca red. naczelnej: Aleksander Przytuła bananotaku@wp.pl
Teatr: Iza Zin teatr.ofensywa@gmail.com
Sekretarz redakcji: Katarzyna Olichwiruk katarzyna.olichwiruk@gmail.com
Prace graficzne: Olga Wagner, Miłosz Lalak
Promocja i marketing: Ada Koperwas promocja.ofensywa@gmail.com Korekta: Maria Buczkowska buczkowskamaria2@gmail.com Literatura: Beata Marzec literatura.ofensywa@gmail.com Muzyka: Paweł Gregorczyk muzyka.ofensywa@gmail.com
Skład, projekt okładki, ilustracje: Mateusz Nowak (mnowak.eu) Opieka nad projektem: dr Piotr Celiński, dr Anna Granat, red. Franciszek Piątkowski Inni: Agata Renata Chwedoruk, Magda Rejnowska, Dariusz Okoń, Katarzyna Lutka, Joanna Marszalec, Jakub Pilch, Katarzyna Januszczak, Szczepan Rybiński, Katarzyna Sienkiewicz, Michał Markiewicz, Katarzyna Kirsz, Izabela Maciejko, Klaudia Olender, Piotr Stańczyk, Katarzyna Świegot
Podziękowania dla Wydziału Politologii UMCS za wsparcie, bez którego druk czasopisma nie byłby możliwy. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów. Materiałów niezamówionych nie zwracamy. Przedruk z magazynu dozwolony jest jedynie za pisemną zgodą wydawcy. Redakcja nie ingeruje w poglądy autorów i nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów.
W NUMERZE
Lukrowane ciasto-kicz Redaktor naczelna MAŁGORZATA RICHTER
M
ąka, odrobina proszku do pieczenia, niecała kostka margaryny, szklanka cukru, dwa jajka, trzy łyżki kwaśnej śmietany i, rzecz jasna, dwa kilogramy jabłek. Składniki łączymy, mieszamy, a uzyskaną w ten sposób masę pieczemy. Tadam! Szarlotka gotowa. Pysznie, szybko i smacznie. W tym rzecz – smacznie. W dzisiejszych czasach bardzo łatwo jest utracić poczucie dobrego smaku. I nie chodzi mi tu o gust kulinarny, ale o wyczucie estetyczne. Spróbujmy dziś odnaleźć dziedzinę życia nieskalaną (w jakikolwiek sposób) kiczem. Nie da się. Wszędzie odnajdziemy celowe, lub nie, nawiązania do kiczu. Nie uchroni się przed tym żadna dziedzina sztuki, nie wzbroni moda. Kicz jest wszędzie i wszystko jest kiczem. Brzmi nieco apokaliptycznie, ale jeśli dłużej się nad tym zastanowić, to trochę w tym prawdy. W tym numerze postanowiliśmy zastanowić się, czym tak naprawdę jest kicz. Pojęcie wydawać by się mogło znane, jednak po dłuższym zastanowieniu można dojść do dość niejasnych definicji tego zjawiska. Próbę odnalezienia odpowiedzi na pytanie czym jest kicz i jak należy go rozumieć podjął Darek Okoń w artykule Rozpoznać kicz. Każde ciasto składa się z kilku warstw. Wiadomo. Tak samo jest z prześwietlanym przez nas kiczem. To, że niejedno ma imię, jesteście w stanie stwierdzić sami. Jednak jakie hasło wpisalibyście w puste pola krzyżówki w odpowiedzi na pytanie „Synonim słowa kicz”? Kasia Olichwiruk bez wahania napisałaby „Japonia”. Dlaczego? Przekonacie się o tym, czytając jej artykuł. Kolejna warstwa naszego ciasta jest niebywale słodka. Powiedziałabym nawet, że niechcący, przez nieuwagę, dosypaliśmy za dużo cukru. Każdemu może się zdarzyć. Podobnie jest z wpadkami modowymi. Nasze stylizacje nie zawsze są idealne, wręcz wybiegowe, ale jak skomentować strój osób, które uważają, że białe kozaczki pasują do wszystkiego? Czy to zupełny brak gustu, czy też przemyślany pomysł na siebie? Tematowi przyjrzała się Kasia Kirsz. W modowej kontrze stoją założycielki i projektantki marki Hana Frank. W rozmowie z Beatą Marzec mówią o współczesnej modzie i sztuce celowego tworzenia kiczowatych stylizacji. Wisienką na naszym torcie niech będzie felieton Olka Przytuły. Tym razem przyjrzał się on właścicielom przesadnie ładnych tuningowanych „czterech kółek”. O obecności kiczu w naszym codziennym życiu mówić moglibyśmy godzinami. Jednak czy wystarczy nam na tyle siły i wytrwałości, by zmierzyć się z wszechobecną stylistyką w złym guście? Lepiej przyjmijmy to za dobrą monetę, bo zawsze tam, gdzie istnieć będzie prawdziwa sztuka, moda, muzyka funkcjonować będzie też i jej tani, zniekształcony odpowiednik. Zamiennik dla mniej wymagających odbiorców lubiących sztuczność, przesadę i ładność.
SPOŁECZNIE 4
Top kiczu wszechczasów Ada Koperwas
6 O święty kiczu... Agata Renata Chwedoruk 9
Rozpoznać kicz Dariusz Okoń
12 Rumunia. Lubię to! Magda Rejnowska 18 Jak blond opanował świat Katarzyna Januszczak 20 Pole rażenia białych kozaczków Katarzyna Kirsz 22 Nie nakładaj kiczowatej osobowości – wywiad z Hana Frank Beata Marzec 25 Make-up dla średnio zaawansowanych Izabela Maciejko 26 Synonim słowa kicz. Japonia? Katarzyna Olichwiruk 28 Polska wersja „american dream” Ada Koperwas 30 Zbieracze wspomnień Maria Buczkowska
KULTURALNIE LITERATURA 31 Waldorff – ostatni pogromca kiczu Kuba Pilch 33 Batman na skraju dojrzałości Szczepan Rybiński 33 Miasto Masa Maszyna Szczepan Rybiński FILM 34 10 filmów, które kochamy, ale wstydzimy się do tego przyznać Małgorzata Boryczka 36 Bollywood, czyli czasem uśmiech, czasem łzy Katarzyna Lutka 38 Niekończące się bolly Katarzyna Świegot MUZYKA 40 Not for bubel Joanna Marszalec TEATR 43 Hollywood w małej, irlandzkiej wiosce na deskach lubelskiego teatru Iza Zin SZTUKA 44 Malarski kicz Katarzyna Sienkiewicz 46 Koniec sztuki Klaudia Olender PRACE PLASTYCZNE 50 Olga Wagner 54 Miłosz Lalak POEZJA 58 Beata Marzec 59 Piotr Stańczyk 60 Michał Markiewicz FELIETON 62 Jazda wiejską dyskoteką Aleksander Przytuła
NR 18 KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 3
SPOŁECZNIE
TOP KICZU WSZECHCZASÓW Istnieje wiele definicji kiczu. Każda ma swoją wartość i wyjaśnia pojęcie, które nie zawsze potrafimy zrozumieć. Jeśli skojarzymy tandetę z konkretnymi osobami i przedmiotami, kicz stanie się przejrzysty jak woda w jeziorze – tylko niekoniecznie na Mazurach. 1. Białe kozaki
ADA KOPERWAS
Są kwintesencją stylu większości dziewczyn, które lubują się w muzyce disco polo, oraz nieodłącznym elementem stroju każdej festynowej elegantki. Muszą być koniecznie przyozdobione cekinami, z długim noskiem i na jak najwyższym obcasie. Do białych kozaków idealnie pasują kreacje w każdym odcieniu różu, ciemnopomarańczowa cera i włosy w kolorze „piaskowy blond”. Buty te świetnie komponują się też z muzyką techno, ultrafioletem i tanimi narkotykami. Ostatnimi czasy stały się niezbyt popularne i rzadko są widziane są na ulicach, ale ta inwestycja może się opłacić – podobno moda wraca.
2. David Hasselhoff Pseudonim: Słoneczny Patrol. Jest piosenkarzem, aktorem teatralnym i telewizyjnym, producentem, reżyserem, scenarzystą i celebrytą. Poza tym prowadzi reality show. Krótko mówiąc, David Hasselhoff jest jednym z najwszechstronniejszych ludzi na świecie. Kiedyś był nawet kelnerem. Podobno uśmiech nigdy nie schodzi z jego twarzy. Wyjątkiem była wizyta w Polsce, gdzie nie mógł rozpędzić swojego supernowoczesnego auta na naszych drogach. Gwiazda popularnego serialu lat 90. od ostatniego klapsa na planie filmowym unika wody jak ognia. Trzy najistotniejsze fakty o Davidzie, które musisz znać: nie ma dublera, poci się olejkiem do opalania i urodził się z włosami na klacie.
3. Moda na sukces „Moda na Sukces jest jak półprosta. Ma początek, ale nie ma końca” – tak mówią matematycy o tym serialu. Fabułę ciężko opanować nawet zagorzałym fanom, a poznanie wszystkich bohaterów zajmuje blisko tydzień. Nie łatwiej jest też zrozumieć
4 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
panujące tam wzajemne relacje. Produkcja jest przeznaczona dla wytrwałych, znudzonych życiem osób, które nie narzekają na nadmiar obowiązków. Istnieje „n” odcinków, ale zawsze znajdzie się odcinek „n+1”. Pierwszy nakręcono jeszcze przed wynalezieniem kamer, a ostatni spodziewany jest wtedy, gdy lektorowi zabraknie antenowego czasu na przeczytanie jego numeru.
4. Harlequin Pozycje z tej serii wydawniczej to książki fantasy dla ubogich. Są szczególnie popularne wśród gospodyń domowych, a rozpowszechnione zostały w czasie komunizmu. Stanowią około jednej trzeciej księgozbioru Biblioteki Narodowej w Warszawie i połowę w Państwowym Instytucie Nauk. Bohaterami „Harlequinów” są zazwyczaj pary kochanków, panie poszukujące miłości lub te w stanie załamania nerwowego oraz bogaci jegomoście. Pomimo upływu czasu i zwiększonej świadomości wśród kobiet, wydawnictwo ciągle świetnie prosperuje, a książki można kupić w ilościach hurtowych nawet na Allegro.
5. Pamiątki z wakacji Ulubione przedmioty, jakie Polacy przywożą z krajowych wycieczek, to nadal muszle, statki w butelkach oraz miniaturki Smoka Wawelskiego. Wszystkie opatrzone są napisem z nazwą miejscowości, w jakiej zostały kupione. Niegasnącą popularnością cieszą się też koszulki z aktualnymi napisami, typu: „Żona albo zdrowie, wybór należy do ciebie” lub „Nie jestem ginekologiem, ale mogę zerknąć”. Inny trend to przedmioty z imieniem. Dominują miniatury tablic rejestracyjnych, długopisy, breloczki i kubki.
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
Nie ma to jak obrazek delfinka albo kotka wystający spod bluzki lub patrzący na ciebie z ramienia osoby, za którą idziesz po plaży. Taka namiastka prawdziwej dziary pozwala przygotować się niejednemu zapaleńcowi na prawdziwy tatuaż. Jednak ludzie, których marzeniem nie jest zwiększenie ilości malunków na swoim ciele, traktują je jak „oryginalne” pamiątki z wakacji. Znajomi od razu widzą, kto był w tym roku nad morzem.
7. Ogrodowe ozdoby Pierwszym skojarzeniem, jakie mi się nasuwa, są krasnale – małe, w niebieskich spodenkach i czerwonych, spiczastych czapkach. Poza tym koniecznie muszą mieć duże, pękate nosy. Kiedy widzę je w ogródkach sąsiadów, mam przed oczami niezbyt udany film twórcy Shreka 2 – Gnomeo i Julia. Chylę czoła już za sam pomysł stworzenia produkcji, której bohaterami są krasnale. Inne ogródkowe gadżety to wyrośnięte żaby, które można spotkać przy oczkach wodnych, plastikowe łabędzie bacznie obserwujące każdy twój ruch i dzikie kaczki, o wiele brzydsze i większe niż w rzeczywistości.
graf. Mateusz Nowak (mnowak.eu)
6. Tatuaże z henny
8. Klapki Kubota Można się spierać o to, czy rzeczywiście uchodzą jeszcze za kicz, czy już za symbol narodowy. Są jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek w naszym kraju i z dumą nosi je co drugi Polak. TVN kręci o nich reportaże, a sklepy obuwnicze nie pomijają ich w swoich zamówieniach. Sprawa nie jest jednak już tak prosta, kiedy pojawiają się równie kultowe skarpety, które nie pasują tylko do sandałów. Takiego fau paux nie wybaczamy nawet Łukaszowi Kubocie.
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
NR 18 KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 5
graf. Mateusz Nowak (mnowak.eu)
O ŚWIĘTY KICZU... Można go znaleźć wszędzie: w domu, w małej wiosce na Podlasiu, w kamienicy w Krakowie, w sklepie z dewocjonaliami w Lublinie i oczywiście w Kodniu na odpuście. Przybiera różne formy – czasem wysublimowane rysy twarzy i gesty figurki, niekiedy barokowy przepych sukienki, innym razem nowoczesny efekt 3D, a jeszcze innym – komiczny, popkulturowy wydźwięk. A teraz nie bój się panienko – kosmiczny Jezusman przybywa!
6 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
SPOŁECZNIE
Będziesz miał świętych naiwności pełnych Sakrokicz pojawił się w Kościele wiele lat temu. Już pierwsi misjonarze używali go do swoich celów. Najciekawszym przykładem jest Ostatnia wieczerza w stylu cuzceńskim, gdzie apostołowie i Chrystus jedzą świnkę morską. O ile w kolonizowanym Nowym Świecie było to dosyć uzasadnione – Majowie, AGATA RENATA Aztekowie czy Inkowie mieli swoich bogów, swoje CHWEDORUK zwyczaje, zupełnie inne od tych europejskich, a nowe „przedmioty kultu” wzbudzały, jak wcześniejsze, podziw i lęk – o tyle dzisiejsze zabiegi „artystyczne” bardziej śmieszą i odpychają od religii niż jej sprzyjają. Sakrokicz z naw kościelnych trafił do kultury popularnej. W jednym z wywiadów ojciec Jan Andrzej Kłoczowski, filozof religii, mówił, że kicz jest w religii wszechobecny. – Kicz robi z Boga bożka stworzonego na nasz obraz i podobieństwo. Sam człowiek jest kiczowaty i ma zapotrzebowanie na kicz – mówił dla portalu Opoka. Z sakrokiczem mają do czynienia już najmłodsi. To do nich są adresowane pierwsze biblijki, malowanki, obrazki i historyjki. Ich „twórcy” decydują się na przedstawianie w swych publikacjach nawet samego Boga, który zwykle przypomina czcigodnego Zeusa z mitologii greckiej. Dalej są przede wszystkim święci. Teresa z Lisieux na najpopularniejszym obrazkowym wizerunku ma bezmyślną minę, perfekcyjnie ulizane szaty, a w dłoniach, jakby w znaku obrony przed światem, dzierży krucyfiks i pęk kwiatów. Święta Katarzyna Aleksandryjska w ręku trzyma gałązkę palmową i wpatruje się w nią z natchnieniem. Dominik Savio lekko przysypia na swoim obrazkowym portrecie. Przykłady świętych z głupimi wyrazami twarzy można mnożyć.
Będziesz jadł i pił ze świętymi W dniu odpustu w Kodniu, sanktuarium znanym na całym Południowym Podlasiu, stragany z odpustnymi „gościńcami" ciągną się długo, zanim się dotrze do bazyliki. Wśród „szczypek”, cukrowej waty, zabawek dla dzieci „made in China” i taniej biżuterii można znaleźć przedmioty kultu religijnego: różańce, medaliki i krzyżyki. Ale oprócz tego są tam również obrazki, figurki, zakładki, pudełka i kubki z wizerunkiem Matki Boskiej Kodeńskiej. Można sobie wybrać rysunki malowane na drewienku albo na tekturce. Obok leżą serwety, plakaty, talerzyki i miseczki z wizerunkiem Jana Pawła II. Ceny są do wyboru, do koloru, przeważnie od dziesięciu złotych w górę. Pytam sprzedawczynię o biały talerzyk z uśmiechniętym papieżem na błękitnym tle. – Czy z tego talerza można jeść? – Pewnie, że można. Dobre szkło z polskiej fabryki – zachwala.
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
– Ale tak z papieża jeść? – wątpię. – Można też powiesić albo postawić w kredensie, bardzo ładnie się prezentuje – odpowiada. Podchodzę do kolejnego sprzedawcy. Tym razem wpadł mi w oko kubek z obrazem Matki Boskiej Kodeńskiej z wielkimi literami „Kodeń” umieszczonymi wzdłuż uszka. Po wstępnych pytaniach o cenę i producenta zastanawiam się, czy lepiej smakuje kawa w takim kubku, czy lepiej wybrać ten z papieżem, bo widzę również obok uśmiechającego się do mnie Jana Pawła II. – Nadaje się do kawy i herbaty. Sama z takiego piję. – Po tych słowach następuje prezentacja kubka stojącego na straganie. – A czy lepiej Matkę Boską, czy papieża, to już kto co woli. Mnie się bardziej podoba papież.
Papieżem ozdabiaj domy swoje Od kiedy ojcem świętym został Polak, kraj oszalał. Każdy musi mieć w mieszkaniu wizerunek wybitnego Polaka. Zwariowali też handlowcy, zwłaszcza w okresie kolejnych pielgrzymek Jana Pawła II do Polski, bo każdy chciał „sprzedawać papieża”. Oszaleli też producenci, bo każdy chciał „produkować papieża”. Z dzieciństwa pamiętam drewniany, okrągły talerzyk-podstawkę z wizerunkiem ojca świętego, taki w kształcie żubra z Białowieży, którego każdy szanujący się wycieczkowicz z podstawówki musiał posiadać. – Przywiozłam z pielgrzymki – odpowiada mama na moje pytanie o pochodzenie owej ozdoby. Drążę dalej: a dlaczego taki papież, a nie coś innego? – Każdy musi mieć w domu coś z papieżem – odpowiada.
Z sakrokiczem mają do czynienia już najmłodsi. To do nich są adresowane pierwsze biblijki, malowanki, obrazki i historyjki. Ich „twórcy” decydują się na przedstawianie w swych publikacjach nawet samego Boga, który zwykle przypomina czcigodnego Zeusa z mitologii greckiej. Na talerzyku z pomarańczowo-brązowym obramowaniem widnieje zdjęcie Jana Pawła II z jednej z pielgrzymek. Ojciec święty ubrany jest w zielone szaty z mitrą na głowie, a dłoń ma uniesioną ni to w błogosławieństwie, ni to w powitalnym geście. Z kolei po pierwszej pielgrzymce do diecezji siedleckiej na oknie pojawił się witrażyk również z papieNR 18 KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 7
SPOŁECZNIE
Chrystus wszedł na salony z popkulturowym hukiem. Zwłaszcza Amerykanie prześcigają się w projektowaniu gadżetów jezusowych. Można mieć lalkę o twarzy Jezuska i ubrać ją w strój Supermana lub Batmana. ma otwarte ramiona, jakby, w zamyśle autora, każdego chciała objąć. Wyraz twarzy ma sprawiać wrażenie zatroskanej i nieco natchnionej, jednak trudno w gipsie klasy n-tej oddać uczucia. Postać jezuska daje większe pole do popisu. Albo jest dziecięciem z gęstymi, długimi włosami i lekko uniesionymi rękoma lub dłonią w geście błogosławieństwa, albo również długowłosym młodzieńcem owiniętym w biało-burgundowe szaty. Ta figurka ma tak namalowane tęczówki, żeby sprawiały wrażenie, że postać patrzy na modlącego się. Jezus może być również przedstawiony jako zawisły na krzyżu. Tu jednak jest zwykle bardzo spokojnie ułożony, jakby została pominięta męka, która doprowadziła do jego śmierci – ot położył się na krzyżu, przysnął i wygląda pięknie. Na Allegro można „zaopatrzyć się we wszystkich świętych” bez wychodzenia z domu. Jedno kliknięcie, 20 złotych na konto sprzedawcy i po paru dniach w naszym domu ląduje nowiutki jezusek z wyciągniętymi rękami i przerzuconą przez ramię szatą, jakby dopiero co sfrunął z nieba. Można też przygarnąć do kompletu maryjkę – tutaj do wyboru, do koloru, w zależności od miejsca, w którym się objawiła. Najbardziej trendy jest wersja fluorescencyjna. Istne szaleństwo to obrazek 3D – trzy w jednym. W zależności od punktu widzenia pojawia się na nim wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej, Matki Boskiej albo Jezusa.
Baw się z nami
Antonio Strafella, Jesus Vader, fot. www.antoniostrafella.it
Chrystus wszedł na salony z popkulturowym hukiem. Zwłaszcza Amerykanie prześcigają się w projektowaniu gadżetów jezusowych. Można mieć lalkę o twarzy żem na błękitnym tle. We wsi wszyscy się prześcigali Jezuska i ubrać ją w strój Supermana lub Batmana. w dekoracji swoich okien. Najstrojniejsze składały Być może ma to coś wspólnego z nowoczesną ewansię z wielkich plakatów z wizerunkiem Jana Pawła II, gelizacją – Jezus, którym się bawimy, to Jezus oswochorągiewek z herbem Stolicy Apostolskiej, kwiatów jony. Może w takiej nowoczesnej formie jest „łatwiej i krzyży. strawny” dla dzieci, a może raczej dla ich rodziców, którzy niby są wierzący, ale jednak nie do końca praktykujący, a dziecko chcieliby mieć wierzące, więc dają Módl się do figurek pięknych mu taką oto lalkę. Najsmutniejsze jest to, że w ten Papalia to nie jedyny sakralny gadżet. Do sakroki- sposób uczą dzieci gustu, zamiłowania do pseudoreczu historycy sztuki zaliczają maryjki, jezuski, anioł- ligijnych, niby ładnych „pierdół”. Potem te dzieci uczą ki oraz postacie świętych. Błękitno-strojne maryjki swoje dzieci, dzięki czemu biznes kwitnie. Wygrywają ozdabiają wszystkie kapliczki. Zwykle taka figurka „projektanci”, producenci i importerzy.
8 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
SPOŁECZNIE
Rozpoznać kicz
Występuje tuż obok sztuki, czasem nawet chce sprawiać jej pozory. Kicz dostarcza rozrywki, ale jest zarazem karykaturą kultury. Jak jednak poznać, kiedy mamy z nim do czynienia i czy w ogóle warto go zwalczać? Kicz dla kiczu Wiek XXI jest tyglem, w którym mieszają się różne nurty, wizje i koncepcje, a także odmienne podejścia do sztuki wynikające z globalizacji. Bardzo często może nam się zdarzyć nazwanie dzieła sztuki kiczem i odwrotnie. Często słuchamy innych i ślepo przyznajemy im rację, aby samemu nie być posądzonym o niezrozumienie sztuki. Granica między kiczem a jego brakiem zaciera się. Bez odpowiedniego przygotowania do zrozumienia dzieła nie można nazwać rzeczy po imieniu. Bezpieczniej chyba wyciągnąć skrywany w głowie pakiet „słów-obrońców” i kicz nazwać groteską, nową falą, awangardą, sztuką współczesną, śmiałą i odważną próbą interpretacji świata, połączeniem sacrum z profanum, innowacją, czy też dziełem przekraczającym granicę sztuki. Pole do popisywania się swoimi subiektywnymi wyjściami z opresji jest przebogate. Ale jak zatem poznać, co jest rzeczywiście sztuką nowoczesną, a co kiczem i tandetą? Te ostatnie są tzw. sztuką dla sztuki, odnoszą się tylko do samych siebie, nie wychodząc „poza”, nie mając przesłania, ukrytych treści, szerszego zna-
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
czenia i wydźwięku. Są stworzone dla samego faktu istnienia. Tak, jak krasnal ogrodowy, który może nie mieć innej roli poza zwracaniem na siebie uwagi, tak kicz nie wychodzi poza ramy swojej nieskomplikowanej, niewymagającej formy.
Paulo Coelho i lalka Barbie Przykładem czegoś, co miało być sztuką, a zostało przez wielu ludzi wyśmiane, mogą być aforyzmy Paulo Coelho. Nie niosą przesłania, a jedynie są pustymi frazesami ubranymi w ładne słowa i będącymi ozdobą fabuły, mającą sprawiać wrażenie wyjątkowości. A mimo to są rozchwytywane przez czytelników, masowo wykupywane z księgarń i niejednokrotnie okrzyknięte bestsellerami. Barbie też będzie się dobrze prezentować, ale nawet najpiękniejsze miniatury ubrań od słynnych projektantów nie sprawią, że stanie się czymś więcej niż zwykłą zabawką dla dziewczyn. Różowa, przerysowana i wyidealizowana reprezentuje szybkie, łatwe, powierzchowne
DARIUSZ OKOŃ
Powyżej: Pieter Bruegel, Ślepcy
NR 18 KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 9
SPOŁECZNIE
i bezproblemowe życie oderwane od realnej rzeczywistości. Lalka Barbie stała się inspiracją dla pokoleń nastolatek i dorosłych kobiet, które, naśladując jej styl, pragnęły żyć w jej iddylicznym świecie. Niezależnie od akcesoriów, zawsze taka sama. Stała się obiektem pożądania dziewczynek, które chciały
Kicz działa. Co więcej, zdarza mu się czasami przynosić nieprzewidywalne skutki. Przede wszystkim jednak zaspokaja podstawowe pragnienia, trafia do mas, do szerszego grona adresatów. się z nią identyfikować, wierząc w gwarancję popularności i sukcesu, zależną od wyglądu. Barbie stała się przykładem negatywnych skutków globalizmu (zawsze ta sama powierzchowność ukryta pod warstwą różnych akcesoriów). Tutaj akurat mamy do czynienia z kiczem, który nim pozostał do dziś i ludziom nie przeszkadza (a nawet został przez nich zaakceptowany). Umieszczona w jakimś kontekście (np. jako element happeningu), lalka może zyskać nowe znaczenie, wyjść z pierwotnej roli zabawki i stać się ikoną pewnej idei, buntu lub wyrazu artystycznej wizji twórcy dzieła. Nie zmieni to jednak faktu, że odarta z dodatkowych treści jest po prostu zabawką, której rola polega wyłącznie na „wyglądaniu”. Lalka będąca maskotką dla dzieci (i przy okazji działająca w sposób sentymentalny na dorosłe kobiety, które miały w dzieciństwie swoje Barbie i chcą córkom zapewnić ten sam luksus), czy też Paulo Coelho, którego niezgrabna myśl zostanie sprawnie przetworzona przez odbiorcę i zmieni czyjeś życie.
Sztuczne emocje Kicz działa. Co więcej, zdarza mu się czasami przynosić nieprzewidywalne skutki. Przede wszystkim jednak zaspokaja podstawowe pragnienia, trafia do mas, do szerszego grona adresatów. Nie wymaga przygotowania, więc ma szersze pole działania. Niesie radość, gra na emocjach. Nie dostarcza bowiem prawdziwego smutku, żalu, trwogi ani zadowolenia (jak w przypadku kultury wyższej), a jedynie namiastki tych uczuć, opierające się na chwilowym uniesieniu, a nie na głębszym wniknięciu w dzieło. Na podstawie wymienionych przykładów można powiedzieć, że kulturowa lichota przejawia się w różny sposób: jako coś, co miało być sztuką, a wyszło kiczem (wspomniany Coelho), bądź też jako sztuka, którą ludzie przezwali tandetą (przykład Bruegla, który w swoich czasach był uznanym artystą, szczególnie przez środowisko kupieckie, a po kilkuset latach nazwany został prymitywnym „malarzem
10 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
SPOŁECZNIE
chłopskim”). Ostatnią kategorią może być kicz, który jest rozpoznany, jego rola jest wiadoma, ale ludzie go akceptują (np. lalka Barbie).
Pod inną nazwą pachnie tak samo Kicz rozpoznać jest łatwo. Tak, jak to zostało napisane wcześniej, dopiero zastosowanie go w określonym kontekście, celowe złamanie reguł estetycznych i umiejscowienie go równocześnie ze sztuką wysoką wyciągnie go poza ramy pierwotnej tandety. Mimo wszystko kiczu chyba nie warto zwalczać. Można nie rozumieć fenomenu jego istnienia, to samo można czynić względem kultury wyższej. Pojęcie sztuki jest przecież względne i dla każdego znaczy coś innego. „Czemże jest nazwa? To, co zowiem różą. Pod inną nazwą równieby pachniało...”. Myślę, że cytat wyszeptany z ust Szekspirowskich kochanków dobrze odda istotę problemu. To, co dostarcza wielu wrażeń estetycznych podczas oglądania dzieła sztuki komuś obytemu z malarstwem Rembrandta, drugiemu przyniesie te same emocje podczas lektury taniego romansu zakupionego w kiosku. I to, i to zostanie uznane za sztukę przez określonych ludzi (mających inną wrażliwość, wykształcenie, wpojone kanony piękna, pochodzenie i przez to odrębne podejście do artyzmu). Dla jednego dziełem sztuki będzie Wenus z Milo, komuś innemu bardziej do gustu przypadnie ilość koni mechanicznych pod maską samochodu i warkot silnika. Do wielu osób bardziej może trafić malarstwo Bruegla lub Boscha niż Matejki. Ale w tym szaleństwie jest metoda! Choć coś może wyglądać jak kicz (i w rzeczywistości nim być), to jednak spełnia swą rolę, przenosi odbiorcę na wyższy poziom
O ile obcowanie z prawdziwą sztuką faktycznie „oczyszcza”, o tyle tak rozumiana „kąpiel z kiczu” po prostu chłodzi, pozostawiając wcześniej zgromadzony brud.
wirtualne książki wydawane na platformach self-publishingowych, na zdjęcia, grafiki i obrazy zamieszczane na portalach poświęconych sztuce, czy też na muzykę tworzoną i publikowaną przez amatorów, można odnieść wrażenie, że tandeta się rozrasta. Choć z tego natłoku treści da się czasem wyłowić coś cennego. Inną przyczyną tworzenia kiczu może być chęć szybkiego dotarcia do odbiorcy, zaistnienia w szerszym gronie (co sieć umożliwia w stu procentach), opublikowania swojego dzieła – wszystko to kosztem jakości. Jeszcze innym powodem upowszechnienia tandety może być niechęć. Ludzie czasami celowo nie obcują ze sztuką, uznając ją za przeżytek, za coś nieużytecznego, zbyt skomplikowanego. W jakim celu taki bunt? Patrząc chociażby na filmy i produkcje spod znaku paradokumentu (Trudne sprawy, Ukryta prawda i im pochodne), można powiedzieć, że taki seans nie wymaga od widza przygotowania. Tu sprawa jest prosta: serial paradokumentalny opowiada w każdym odcinku odrębną historię, daje mózgowi szansę na chwilowy odpoczynek, rzadko pozostawia miejsce na refleksję. Wszystko to ma postać prysznica, który odświeża. O ile obcowanie z prawdziwą sztuką faktycznie „oczyszcza”, o tyle tak rozumiana „kąpiel z kiczu” po prostu chłodzi, pozostawiając wcześniej zgromadzony brud. Być może chodzi tu o to, że ludzie lubią patrzeć na osoby głupsze od nich. Czerpią przyjemność z obserwowania czyichś bezmyślnych, naiwnych, bezsensownych zachowań, by samemu się dowartościować, ocenić siebie jako kogoś lepszego. Łatwiej wytykać czyjeś błędy niż własne. Może chodzi jednak o to, że nawet obcując z kulturą wysoką, czasem potrzebne jest chwilowe „wolne” dla mózgu, podobne do popołudniowej drzemki, mającej przecież za zadanie zebranie sił przed dalszą pracą. Czyżby słabe scenariusze, ograniczona do minimum gra aktorska i brak przesłania mają za zadanie być odpoczynkiem przed kontaktem z wyższą sztuką?
Na stronie obok: Jan Davidsz. de Heem, Martwa natura (fragment)
Obok siebie
Geneza kiczu i umiłowania „odkulturalnienia” nie jest prosta. Może aforyzm wspomnianego wcześniej Coelho oddaje trochę prawdy: „Jeśli ktoś zbyt długo żyje w miejscu doskonałym, zaczyna się nudzić”. Może i jest w tym trochę prawdy. Choć wokół wieobserwacji świata, wywołuje w nim określone emo- le jest różnych okazji do obcowania z kulturą wyżcje, zostaje potraktowane jak kultura wyższa. A zatem, szą, tuż obok występuje niska. W końcu kicz też jest w jakim celu odbierać komuś tę przyjemność, którą potrzebny, pozwala na zajęcie się czymś w wolnej czerpie z obcowania ze sztuką? Lepiej dać ludziom chwili, daje szybką i lekką rozrywkę i nie wymaga cieszyć się z tego, co jest dla nich przejawem kultury, zbytniego wysiłku. Czasem możemy czuć potrzebę póki chcą jeszcze po to sięgać. zainteresowania się czymś prostszym i mniej wymagającym, by odpocząć od interpretacji i szukania drugiego dna.
A co z „Ukrytą prawdą”?
Nad przyczyną pojawienia się kiczu w świecie można by pewnie spędzić wiele dni i miesięcy, nie otrzymując jednoznacznej odpowiedzi. Twórcą sztuki może być każdy, kto cokolwiek stara się zdziałać. Nie każdy jednak zostaje od razu artystą. W dobie Internetu jest to o wiele łatwiejsze. Patrząc na dostępne w sieci
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
Źródła: 1. M. Rigamonti, N. Terentiew, Prawdziwy brylant zawsze zostanie, „Wprost”, nr 51/2012. 2. D. Bianco, Bruegel, Wyd. HPS, Warszawa 2006. 3. P. Coelho, Demon i panna Prym, tłum. B. Stępień, G. Misiorowska, wyd. Drzewo Babel, Warszawa 2002. NR 18 KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 11
SPOŁECZNIE
Rumunia. Lubię to! Lubię wyruszać w podróż przed świtem. Lubię obserwować, jak niebo zmienia swoje kolory (od ciemnogranatowego, po różowy), rozświetlane pierwszymi promieniami słońca. Lubię oglądać szybko zmieniające się za oknem krajobrazy. Lubię patrzeć na drogę i zastanawiać się, co będzie za następnym zakrętem. Lubię, jak słońce prześwituje między drzewami. Tak, wiem, że to wszystko brzmi kiczowato, ale nic na to nie poradzę. Ja najzwyczajniej w świecie to wszystko lubię.
12 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
SPOŁECZNIE
W
taki „idealny” świt wyruszamy w podróż do Rumunii. Przed wyjazdem wielokrotnie słyszałam od znajomych: „Do Rumunii?! A co ty tam będziesz robić?” albo: „Aha”, które w zasadzie znaczyło tyle samo, co pierwsze stwierdzenie.
Ukraina Do Rumunii można dotrzeć szybko i łatwo, jadąc przez Słowację i Węgry. Wybieramy drogę przez Ukrainę, a ta, niestety, przypomina kręgosłup anorek- MAGDA tyczki, który miejscami zamienia się w poligon, gdzie REJNOWSKA detonowane są miny. Dodatkową atrakcją są wystające z dziur gałęzie, które służą oznaczeniu ubytków drogowych sięgających co najmniej do połowy łydki. Cała Ukraina pełna jest takich „niespodzianek”. Jedną z nich jest przejście graniczne, gdzie zrobiono nam zdjęcie bagażnika. Ukraina to kraj kontrastów. W mijanych miastach widzę piękne wille, a zaraz obok niszczejące i walące się domy. Na ulicach, przy starych moskwiczach i ciężarówkach UAZ jeżdżą nowe mercedesy i BMW. Ludzie pomimo otaczającej ich, często smutnej i szarej, rzeczywistości są bardzo życzliwi. Pierwszy raz zdarzyło mi się, żeby w muzeum ktoś machnął ręką na to, że nie mam wystarczającej ilości pieniędzy na bilet wstępu i pozwolił mi zwiedzać. W Kamieńcu Podolskim zatrzymujemy się na barszcz ukraiński. Właścicielka restauracji
Wybieramy drogę przez Ukrainę, a ta, niestety, przypomina kręgosłup anorektyczki, który miejscami zamienia się w poligon, gdzie detonowane są miny. pyta, czy nam smakowało, udziela pomocy w kwestii wyboru dalszej drogi i życzy miłego wyjazdu. „Wam to dobrze, możecie sobie tak podróżować i jeździć. U nas nie jest tak łatwo...”. Nie wiemy, co powiedzieć, więc tylko dziękujemy za barszcz. Na ulicy starsza kobieta pozdrawia nas słowami Chrystos Woskres i idzie w swoją stronę. Na granicy ukraińsko-rumuńskiej samochody są ustawione w trzech kolejkach. Nie wiedzieć czemu ci z samego końca nagle znajdują się tuż za szlabanem. Jak się okazało, panuje tu jedna podstawowa zasada – ten kto da więcej, szybciej przekroczy granicę. Celnicy skupieni w małych grupach palą papierosy i rozmawiają, nigdzie im się nie spieszy. Pomiędzy samochodami kręcą się bezpańskie psy, które liczą na resztki wyrzucane z samochodów. Sama, patrząc w smutne, psie oczy, oddaję swoją kanapkę. Po dwóch godzinach udaje nam się dotrzeć pod szlaban po stronie rumuńskiej. Celnik tylko pyta, czy nie lepiej jechać do Bułgarii, nad morze.
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
Na stronie obok: Monastyr Neamţ, fot. archiwum autora
Na kolejnych stronach: Monastyr Suceviţa; Mnich z monastyru; Przydrożny krzyż przed monastyrem Râşca; Tradycyjny drewniany dom na Bukowinie fot. archiwum autora
NR 18 KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 13
SPOŁECZNIE
Wokół monastyrów unosi się woń kadzideł. Na targach przy klasztorach można kupić kilimy i haftowane obrusy, matrioszki i drewniane przybory kuchenne, kożuchy i skórzane pasy.
14 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
SPOŁECZNIE
Malowane cerkwie Rano z okien pensjonatu roztacza się piękny widok na zielone pagórki. Mam wrażenie, jakbym znalazła się nagle w Hobbitonie z książek Tolkiena. Dookoła panuje cisza przerywana od czasu do czasu muczeniem krowy albo śpiewem ptaków. Na rumuńskiej Bukowinie czas stanął w miejscu. Pośród zielonych dolin znajdują się małe wioski z drewnianymi domkami otoczonymi takimi płotami. Do większości z nich prowadzą szutrowe drogi, po których jeżdżą furmanki i stare zastawy. Planując podróż do Rumunii, zastanawiałam się, co takiego ludzie widzą w tych nieodkrytych przez masowego turystę monastyrach. Malowane cerkwie, umieszczone na liście światowego dziedzictwa UNESCO, pochodzą z XV wieku. Były fundowane przez władców mołdawskich, między innymi przez Stefana Wielkiego i Petru Rareşa. Zewnętrzne polichromie, które powstały w XVI wieku, były Biblią w obrazkach dla niepiśmiennych chłopów, zgromadzonych na zewnątrz świątyni podczas nabożeństwa. Każdy z monastyrów jest niepowtarzalny, jednak wszystkie posiadają pewne
Za klasztornymi murami czas biegnie inaczej. Panuje tam atmosfera, która pozwala odpocząć zarówno ciału, jak i duszy. Mnisi i mniszki uprawiają pola, produkują miody i wina, zajmują się renowacją ikon i fresków. wspólne cechy, które tworzą styl mołdawski. Charakterystyczne są zaokrąglone, strome dachy oraz nawa zakończona trzema absydami. Na ścianach zachodnich umieszczano malowidła, które przedstawiały sceny Sądu Ostatecznego. W cerkwi strona ta utożsamiana jest ze śmiercią, z zachodem życia. Strona wschodnia natomiast przedstawia sceny związane z Rajem. Wokół monastyrów unosi się woń kadzideł. Na targach przy klasztorach można kupić kilimy i haftowane obrusy, matrioszki i drewniane przybory kuchenne, kożuchy i skórzane
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
pasy. Na sznurach, obok kolorowych stoisk, powiewają płócienne koszule i ręcznie wyszywane bluzki. Na straganach można też znaleźć kiczowate pamiątki, takie jak wszelkie plastikowe wyroby „made in China”, które w zasadzie możemy dostać na całym świecie. Mănăstirea Suceviţa, nazywana „architektonicznym cackiem”, była ostatnią cerkwią na Bukowinie, którą ozdobiono zewnętrznymi freskami. Największe wrażenie robi polichromia przedstawiająca Drabinę Cnót. Pochodzący z 1601 roku fresk przedstawia mnichów wspinających
się po drabinie, w drodze do duchowego zbawienia. Nawet u szczytu czekają na nich demony, strącając w dół tych, którzy ulegli pokusie. Według legendy, malarz tworzący freski spadł z rusztowania i zmarł. Uznano to za zły znak i wstrzymano dalsze prace. Na dziedzińcu monastyru widać dbające o ogród mniszki. Za klasztornymi murami czas biegnie inaczej. Panuje tam atmosfera, która pozwala odpocząć zarówno ciału, jak i duszy. Mnisi i mniszki uprawiają pola, produkują miody i wina, zajmują się renowacją ikon i fresków. W Mănăstirea NR 18 KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 15
SPOŁECZNIE
Agapia za budynkami klasztoru znajduje się „osiedle” małych drewnianych domków, które są zamieszkane przez siostry zakonne. Jesteśmy świadkami, jak jedna z nich sprzedaje mieszkańcom pobliskiej miejscowości pachnące bochenki chleba. Sami mamy okazję spróbować wypieków takich specjałów w Mănăstirea Văratec, gdzie przed wejściem do klasztoru można kupić drożdżówki wypiekane przez mniszki. W jednym z monastyrów siostry zakonne zajmują się robieniem tradycyjnych rumuńskich sarmali.
Pofte buna!, czyli smacznego Czym są sarmale? Jest to jedna z regionalnych potraw Bukowiny. Przypominają nasze polskie gołąbki, owinięte w liście winogron. Będąc w tamtym regionie, trzeba spróbować ciorba de burta, zabielanych flaczków, podawanych z ostrą papryką. Wszystko przepysznie brzmi i smakuje jeszcze lepiej, jednak podczas zamawiania jedzenia pojawił się jeden podstawowy problem – język. Jedyną restauracją w pobliżu naszego pensjonatu
Czym są sarmale? Jest to jedna z regionalnych potraw Bukowiny. Przypominają nasze polskie gołąbki, owinięte w liście winogron. była ta, znajdująca się w przydrożnym motelu. Nie wiem, czy kelnerka była bardziej przerażona faktem, że mówimy do niej w niezrozumiałych językach, czy tym, że chcemy coś zjeść. Zamawiamy „na czuja” ciorbę, bo wiemy, że to zupa i tajemnicze danie, które okazało się być piersią z kurczaka. Mici, czyli kiełbaski z siekanego mięsa, przygotowywane na grillu, udało nam się zjeść po drodze do jednego z monastyrów. Mówiący po angielsku kelner doradził nam, co warto jeszcze zwiedzić i gdzie można zjeść sarmale.
Samochód Mieszkańcy Bukowiny są niezwykle otwarci i uprzejmi. W zasadzie w każdej wsi, przy wjeździe siedzi lub stoi człowiek, który macha do kierowców. Początkowo myśleliśmy, że uśmiechnięty, starszy pan w ten sposób chciał przywitać obcą reje-
16 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
strację. Ku naszemu zdziwieniu okazało się, że jest on swojego rodzaju sygnalizatorem, który ma ostrzegać kierowców przed policją. Nam nie udało się uniknąć spotkania z władzą. A zaczęło się wszystko od tego, że jak na złość samochód odmówił posłuszeństwa. Rzęził i rzęził, ale odpalić stanowczo nie chciał. „Rozrusznik” – zawyrokował mój tata. Ruszy tylko na tak zwany „popych”. Pozostały nam dwa rozwiązania: albo nie gasić silnika, albo szukać miejsc, gdzie łatwo będzie popchać samochód z górki. To nie był koniec naszych „motoryzacyjnych” przygód. Jadąc przez malownicze wsie, po górskich drogach, ni stąd, ni zowąd zza zakrętu wyłonił się radiowóz. Mrużąc oczy od świecącego prosto w twarz słońca, dostrzegłam wyciągniętą przez szybę rękę z policyjnym „lizakiem”. Młody, mówiący po angielsku policjant ze smutkiem oznajmił, że prze-
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
Rumuńska Bukowina to niewiarygodnie malowniczy region, gdzie to, co wybudował człowiek, współgra z tym, co stworzyła natura. kroczyliśmy prędkość. Niewiele myśląc, ze następny budynek, który był również pułzami w oczach, zaczęłam mu tłumaczyć, sty. Wjechaliśmy do miejscowości Ostra, że mamy zepsuty samochód i szukamy gdzie jeszcze do niedawna znajdowała warsztatu, a jest sobotni wieczór i na się kopalnia uranu. Dopóki prosperowała, dodatek mamy mnóstwo kilometrów do miejscowość była zamieszkała. Obecnie Polski. Policjant przerwał mój potok słów sprawia upiorne wrażenie, a jedyną żywą i udał się do radiowozu. Chyba zrobiło mu duszą był bezpański pies. się nas szkoda. Wrócił i życzył bezpiecznej Wśród Karpat Wschodnich, w Bu podróży do domu. kowinie życie płynie swoim rytmem. Rumuńska Bukowina to niewiarygod- Wrócę tam na pewno, żeby odpocząć nie malowniczy region, gdzie to, co wy- i nacieszyć oczy intensywną zielenią budował człowiek, współgra z tym, co pagórków. Rumunia jest piękna. Jak stworzyła natura. W jednej z dolin na- mówi powiedzenie z czasów Monarchii szym oczom ukazał się paskudny, beto- Austrowęgierskiej: „Gdyby Pan Bóg ponowy blok. Socjalistyczne straszydło było stanowił spędzić wakacje na Ziemi, na opuszczone. Kawałek dalej zobaczyliśmy wypoczynek wybrałby Bukowinę”. NR 18 KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 17
graf. Mateusz Nowak (mnowak.eu)
SPOŁECZNIE
Jak blond opanował świat Cechuje ją smukła i zgrabna sylwetka, długie blond włosy, delikatne rysy twarzy, alabastrowa cera, niebieskie oczy oraz przenikliwe spojrzenie i czarujący uśmiech. Do tego zawsze nosi nienaganny, najmodniejszy ubiór, czyli sukienkę we wszystkich odcieniach różu i wysokie szpilki. Jednym słowem piękno, ideał kobiety. Każda dziewczyna w dzieciństwie miała taką przyjaciółkę, którą przebierała, czesała, zazdroszcząc jej jednocześnie idealnego wyglądu. Mowa o lalce Barbie – pierwszej konsumentce na świecie.
18 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
SPOŁECZNIE
KATARZYNA JANUSZCZAK
przedmioty. Kiedy produkcja ubrań i dodatków dla lalek rosła, zwiększało się też w społeczeństwie zapotrzebowanie na odzież i przedmioty codziennego użytku. Kobiety, tak jak Barbie, zapragnęły zmieniać swoje stroje.
Współcześnie
Od momentu, gdy powstała pierwsza lalka Barbie, jej wygląd ciągle się zmieniał. Metryczka Zaczynając od włosów, po kolor skóry, Pełne imię: Barbara Millicent Roberts kończąc na zmianie kierunku patrzenia. Rok urodzenia: 1959 Obecnie w sklepach można kupić mnóWzrost: 29 cm stwo modeli tej zabawki. Do jej rodziny Wymiary: 36–18–33 mm należą My Scene czy Monster High. Są Wykształcenie: absolwentka Willows lalki wcielające się w różne bajkowe poHigh School stacie oraz te, przedstawiające wielorakie Rodzina: pięć sióstr, dwie kuzynki, brat zawody, co stanowić ma o samodzielności Związki: 1961–2004 Ken, 2004–2006 kobiet. Barbie jeździ jeepem, kabrioletem Blane, od 2006 ponownie Ken lub konno, opiekuje się dziećmi bądź Praca: każda, począwszy od opiekun- zwierzętami. Jest inteligentna, wszechki, po weterynarza, lekarkę, kończąc na stronnie uzdolniona i zaradna. Jednak dziastronautce siejszy obraz lalki Barbie jest trochę inny niż ten powstały kilkadziesiąt lat temu. Współcześnie wiele dziewcząt za wzór Przeszłość... stawia sobie właśnie tę zabawkę. Zarówno Jest zawsze piękna i młoda, mimo że jej mała dziewczynka śpiewająca I’m a Barbie historia zaczęła się już ponad 50 lat temu. girl... w różowej sukieneczce i z lalką Na pomysł stworzenia lalki Barbie wpadła Ruth Handler, współwłaścicielka zabawkarskiej firmy Mattel. Zauważyła, że jej córeczka Barbara, na której cześć później nazwano zabawkę, nie lubi się bawić bobasami, tylko lalkami papierowymi, które przedstawiają dorosłe kobiety. Kolejnym bodźcem do stworzenia Barbie była niemiecka Bild Lilli, która służyła głównie jako „zabawka” dla dorosłych mężczyzn. w ręce, jak i kobieta, która ma naście lub Na jej wzór Handler stworzyła nową, wła- dzieścia lat. Starsze dziewczyny kreują sną lalkę – Barbie, która podbiła świat swój wizerunek na słodką blondyneczkę: 9 kwietnia 1959 roku na Amerykańskich róż, mini i niewinny wyraz twarzy. Do tego Międzynarodowych Targach Zabawek. jeszcze modne fatałaszki oraz mocny maTwórcy rozwiązali też sprawę zbyt duże- kijaż, by jak najbardziej upodobnić się do go podobieństwa do Bild Lilli – wykupili ideału. Bo, jak powszechnie wiadomo, taprawa do niemieckiego pierwowzoru, kie kobiety mają większe powodzenie i są którego produkcję zakończono po kilku bardziej atrakcyjne. Ale z drugiej strony latach. Pierwsza lalka Barbie miała cha- posiadanie blond włosów powoduje, że rakterystyczny wygląd: jej włosy związa- osoba ta nie jest traktowana poważnie, ne były w koński ogon, oczy spoglądały a czasem staje się obiektem drwin. Co w dół, ubrana była w biało-czarny strój więc z tymi, które mają taki naturalny kokąpielowy, a w ręce trzymała okulary lor włosów, a osobowościowo nie przypoprzeciwsłoneczne. Produkowana była minają stereotypowej Barbie, czyli słodrównież w wersji brunetki, ale to właśnie kiej i głupiutkiej panienki? Ciągle muszą jako blondynka stała się ikoną popkul- udowadniać, że są inne, dają sobie radę tury. Barbie otrzymała też miano pierw- w życiu i zasługują na szacunek. To ciężka szej na świecie konsumentki – kupowała i mozolna praca, bo, jak wiadomo, pierworaz uczyła ludzi kupować i zbierać różne sze wrażenie jest najważniejsze.
W mediach i nie tylko Telewizja, kolorowe gazety, Internet, wszystko jest zapełnione osobami o słodkim, często kiczowatym wyglądzie blondynek. Do walki ze stereotypem blond lali, choć bezskutecznie, próbowała stanąć Lisa Simpson w jednym z odcinków serialu The Simpsons. Bohaterka rozczarowana słowami, które wymawiała Malibu Stacy, najbardziej rozchwytywana mówiąca zabawka, zapragnęła stworzyć własną lalkę. Zaprojektowana przez nią Lisa Lionheart miała zachęcać do samodzielności i wspominać wielkie, niezależne kobiety. Jednak Simpson przegrała z marketingiem – większym hitem okazała się nowa wersja Malibu Stacy, tym razem z kapeluszem. Nie zapominajmy jednak o tych blondynkach, które nie tylko dzięki swojej urodzie, ale i osobowości, stały się kobietami wielkimi i słynnymi, ikonami mody i kultury, np. Marylin Monroe, Brigitte Bardot czy Kate Moss. Pierwsza z nich to gwiazda filmowa, legenda światowego kina XX wieku. Brigitte Bardot, francuska piosenkarka i aktorka, została ogłoszona symbolem seksu. Z kolei Kate Moss pod-
Dziewczyny kreują swój wizerunek na słodką blondyneczkę: róż, mini i niewinny wyraz twarzy. Do tego jeszcze modne fatałaszki oraz mocny makijaż, by jak najbardziej upodobnić się do ideału.
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
biła rynek modelingowy. Chyba nikt nie zaprzeczy temu, że są piękne, a w dodatku osiągnęły w życiu coś ważnego. Takich kobiet, jak te właśnie, jest i może być o wiele więcej, warto więc o blondynkach myśleć pozytywnie.
A za lat kilka… Popularność Barbie utrzymuje się na wysokim poziomie i nic nie wskazuje na to, aby się obniżył. Na pewno zabawka ta pozostanie ikoną popkultury jeszcze przez kolejne lata, a także będzie wzorem dla małych i tych większych dziewczynek. Mimo że pojawia się teraz moda kreowania się na postacie z anime i mangi, lalka Barbie nie schodzi z podium. Nie ma dla niej groźnych przeciwników. Przecież to ideał...
NR 18 KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 19
SPOŁECZNIE
Pole rażenia białych kozaczków Na ulicy nie sposób ich nie zauważyć. Przyciągają wzrok ciekawskich przechodniów i działają niczym polimery przewodzące cały szereg złowieszczo naelektryzowanych stereotypów z naszej podświadomości. Mimo swojej zwykłej konstrukcji, białe kozaczki mają naprawdę wielką siłę rażenia.
KATARZYNA KIRSZ
W
spółczesna moda jest mało restrykcyjna – można nos i ć w s zy s t ko, b ez wzg l ę du na płeć, wiek czy też status majątkowy. Mężczyźni śmiało wkładają kolorowe, mocno obciskające spodnie, a kobiety lubują się w jeansach o popularnym kroju boyfriend. Powstały kolekcje i sklepy, które nie kategoryzują ubrań pod względem „damskie” lub „męskie” – wszystko jest unisex. Gwiazdy noszą ubrania z sieciówek, ba, nawet projektują dla nich i prowadzą kampanie przekonujące do zakupów (np. Rihanna dla H&M). Jednak w całym tym „galimatiasie” jest kilka wyjątków, które nigdy nie przyjęły się pozytywnie w kanonach mody. Jednym z nich są białe kozaczki – powszechny symbol złego smaku, taniości i kiczu. Oczywiście nie można na wstępie demonizować samego obuwia, nie jest ono złe same w sobie. W 2005 roku powstał fotoblog prezentujący zdjęcia pań noszących białe kozaki. Idea bloga zakładała publikację fotografii nadesłanych przez internautów. Zasady były dwie: na zdjęciu musi być osoba nosząca białe kozaczki, a fotografia powinna być zrobiona „z zaskoczenia”. Czyli w 90% przypadków osoby prezentowane na stronie są zupełnie nieświadome, że ich wizerunek został wykorzystany na pożytek bloga. Ponadto wymyślony został termin „bikej”, którym określono panie noszące białe kozaczki. Według Słownika języka polskiego jest to rzeczownik rodzaju męskozwierzęcego. Miejski słownik slangu i mowy potocznej podaje definicję „bikeja” jako „specyficznej grupy kobiet noszących białe kozaczki, bez względu na porę roku i warunki
20 OFENSYWA NR 1 (18) KWIECIEŃ 2013
atmosferyczne” . Wkrótce potem jeden z twórców bloga, pragnąc zachować anonimowość, wypowiedział się o jego zaskakującej popularności: „Nie ukrywam, że nie spodziewałem się sukcesu na skalę ogólnokrajową!” Rzecz jasna, kluczową rolę pełnią wypowiedzi internautów: „Czytając komentarze odwiedzających, idzie zauważyć, że jest tam cały przekrój osobowości. Są osoby, które po prostu zaglądają, żeby popatrzeć na dziewczyny; są osoby, które znają się na modzie i nie szczędzą swoich uwag. Są też ludzie, którzy przede wszystkim obserwują wszystko to, co dzieje się w tle zamieszczonego zdjęcia” . Mimo wszystko z biegiem czasu potencjał strony, jako miejsca dokumentującego fenomen białych kozaków, coraz bardziej chylił się ku zagładzie. Z sączącego strumyczka drobnych uszczypliwości rozlał się potok złowieszczych kpin. Socjolodzy, Krzysztof Pietrowicz i Tomasz Szlendak, podeszli badawczo do sprawy braku pozytywnej opinii o wła-
mal od swego zarania, odróżnianiu «elity» od «ludu»” . Białe kozaczki, poprzez nadmierne wykorzystanie przez „lud”, stały się bezużyteczne dla „elity”. A gdzie się bawi taka masa? Na dyskotekach, wiejskich potańcówkach i wszelkich innych imprezach, gdzie królują przeboje w stylu Jesteś szalona, a co druga pani ubrana w białe trzewiki wiruje na parkiecie. Zespół Letni Chamski Podryw śpiewa w utworze Białe kozaki: „Rusz na parkiet mała ej, pokaż co potrafisz, zdejmij z twarzy głupi uśmiech, a z nóg, białe kozaki”. Poza tym ponad połowa zdjęć zebranych na stronie www.bialekozaczki.pl jest z dyskotek. „Elita”, która spędza czas w modnych klubach i której przekaz płynie ze szklanych ekranów, dokonuje podziału na lepsze i gorsze. W erze „postzakazowej”, gdzie nie można niczego narzucić lub zabronić, ludzie dokonują samodzielnych wyborów i muszą się liczyć z ich skutkami. Niewątpliwie wybór białych kozaczków ciągnie za sobą szereg nieprzyjemnych i często nieprzewidywalnych konsekwencji i kwalifikuje
Moda potrzebuje wiecznych inspiracji, czerpie garściami z różnych źródeł, miksuje rozmaite style i kreuje nieobliczalne nurty. Jest jak pogoda – nie przewidzimy jej wahań do końca. ścicielkach białych kozaków. W swojej książce Rozkoszna zaraza. O rządach mody i kulturze konsumpcji tak oto zdefiniowali osoby noszące białe kozaczki: „Skąd wiadomo – zapytają miłośnicy białego obuwia damskiego – że białe kozaczki są w złym guście? Ano stąd, że białych kozaczków nie nosi i z białych kozaczków wyśmiewa się warszawsko-poznańsko-krakowska elita. Białe kozaczki nosi «lud», którego nie pokazują główne kanały telewizyjne. (...) Jak widać na podstawie białych kozaczków, ostatnim krzyku mody dla niezbyt majętnej, małomiasteczkowej polskiej ulicy, mechanizm mody służy, co socjologia uwypukla nie-
nas do konkretnej zbiorowości – w tym przypadku „źle ubranej”. W Rozkosznej zarazie czytamy dalej: „Tak jest z (…) białymi kozaczkami. Nie są one kopią jakichkolwiek mód prezentowanych corocznie na paryskich czy mediolańskich wybiegach. Jakim więc cudem wiele kobiet chce je wkładać, do tego nosząc je dumnie i wcale się tego nie wstydząc?” Jednakże niemiecki projektant światowej sławy Karl Lagerfeld, podczas pokazu jesień/zima 2008 lansował spektakularnie wysokie, białe kozaki Fendi. Opisywał je jako proste i klasyczne. W 2009 roku sieciówka H&M w swojej jesiennej kolekcji stawiała na krótkie, białe koza-
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
graf. Mateusz Nowak (mnowak.eu)
ki. Wykonane były z zamszu o odcieniu lekko brudnej bieli. Fason trącił nieco dzikim zachodem, a wysoka szpilka podkreślała ich ekstrawagancję. Tym samym potwierdza się teza, że biały kozak sam w sobie nie jest w złym guście. Tak więc mamy „białe kozaki” i „białe kozaczki”. Tę subtelną różnicę wyjaśnia polska czołowa, modowa blogerka – Macademian Girl: „Białe kozaki, które teraz widzimy na wybiegach, nijak mają się do «słynnych modeli» białych kozaczków, które tak chętnie wyśmiewamy. Jestem zdania, że nie ma co ich nawet porównywać. Sama poluję na swoją idealną parę, a kiedy ją znajdę, na pewno będę nosić”. Ja osobiście też jestem zdania, iż białe kozaczki nie muszą być symbolem kiczu. Śmiało zestawiłabym odpowiedni model białego kozaka z miękkiej, koziej skóry z długą spódnicą w stylu boho oraz ażurowym swetrem, miękko opadającym na ramiona. Autorzy książki Rozkoszna zaraza
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
również nie przekreślają jednoznacznie tego obuwia: „Bywają przecież sytuacje, w których założenie białych kozaczków jest uznawane za przejaw znakomitego, elitarnego gustu. Jeśli, dajmy na to, założymy je z odpowiednimi rajstopami oraz ze spódnicą, która pochodzi z innego niż te kozaki świata, i wejdziemy do modnego warszawskiego klubu, będąc znaną dziennikarką magazynu o trendach w modzie, to kozaczki są jak najbardziej na miejscu, są sygnałem naszego dystansu do kozaczków, a zatem jednocześnie emblematem naszej przynależności do elity «prawdziwej»” . Tutaj biały kozak stanowi manifest odwagi, dystansu do stereotypów, do uprzedzeń społeczeństwa. Wchodząc „z buta” w homogeniczną „elitę” z elementem wyróżniającym się, mamy szansę stać się twórcami trendu – trendsetterami. Moda potrzebuje wiecznych inspiracji, czerpie garściami z różnych źródeł, miksuje rozmaite sty-
le i kreuje nieobliczalne nurty. Jest jak pogoda – nie przewidzimy jej wahań do końca. Możemy prognozować, ale nigdy nie wiadomo, w którym momencie dojdzie do „burzy”, anomalii zakłócającej panujący ład i wprowadzi zupełnie nowe spojrzenie na świat mody. Świat, który tak naprawdę tylko czeka, aż kolejne „tornado” wedrze się na zaplecza domów mody, poprzestawia dotychczasowy porządek, strzeli „piorunami” twórczej ekspresji, a w końcowej fazie zaprezentuje niby kiczowatą, ale zawsze chwytającą za serce tęczę. Źródła 1. http://www.miejski.pl/slowo-Bikeje 2. http://www.blog.pl/artykuly/bialekozaczki-to-stan-umyslu,37,1 3. K. Pietrowicz, T. Szlendak: Rozkoszna zaraza. O rządach mody i kulturze konsumpcji, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2007.
NR 1 (18) KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 21
SPOŁECZNIE
Nie nakładaj kiczowatej osobowości Z wykształcenia są prawniczkami, z zamiłowania zaś projektantkami mody. Dziś razem prowadzą firmę odzieżową. Słowa kicz nie lubią, a ubieranie się w mięso uważają za zwykłą prowokację. Jak się sprzeczają, to tylko o detale. Z założycielkami Hana Frank – Anną Pudłowską i Jaonną Ronowiecką rozmawia Beata Marzec.
BEATA MARZEC
W Internecie można znaleźć co najmniej kilka kobiet pod nazwiskiem Hana Frank. Która z nich zainspirowała was aż tak bardzo, że nazwałyście firmę jej nazwiskiem? Joanna Ronowiecka: Słyszałyśmy różne hipotezy na temat nazwy Hana Frank. Mówię to z uśmiechem, bo nasza nazwa to czysty przypadek. Mój synek nazywa się Franek, a bratanica Anny to Hania. Nazwa to połączenie ich imion. Początkowo miała brzmieć – Czwarte LO. Ale agencja reklamowa, która miała nam tworzyć logo, negatywnie odniosła się do niej, więc musiałyśmy poszukać nowej. Spontanicznie wymyśliłyśmy Hana Frank. Anna Pudłowska: Chciałyśmy, aby nazwa identyfikowała się z naszym produktem, aby miała charakterystyczne i rozpoznawalne logo oraz zauważalną metkę. A jak się zaczęła wasza przygoda z Haną Frank? A. P.: Od dawna fascynowałam się modą, przerabiałam ubrania w stylu vintage. Uczyłam się też w Szkole Stylu Moniki Jaruzelskiej, tam poznałam świat projektowania od środka. Jestem z natury osobą, która lubi dobrze wyglądać i dobrze się czuć w tym, co nakłada na siebie codziennie. Ważne jest dla mnie, żeby się wyróżnić, nie być szarą myszką, ubraną jak wszyscy inni. Zawsze chciałam zrobić coś więcej w tym kierunku, więc początkowo zaczęłam przerabiać ubrania, które kupowałam. J. R.: A ja szyłam. Sama z siebie, bez niczyjej ingerencji w to, co robię i jak robię. Trochę uszyłam, trochę zmieniłam po swojemu. Z Anią od zawsze rozmawiałyśmy dużo o modzie, ten świat nas pasjonuje. A. P.: Nie miałyśmy odwagi, by coś z modą zrobić na poważnie. W tamtym roku, w listopadzie, w końcu spotkałyśmy się i porozmawiałyśmy, czy nie wejść w projektowanie ubrań na poważnie.
A. P.: Wszystko same zrobiłyśmy – od a do zet. Projektowałyśmy, zamawiałyśmy materiał, zrobiłyśmy logo, stworzyłyśmy metkę, która chyba była najważniejsza, bo jest w tym momencie naszym znakiem rozpoznawczym. Popełniamy błędy, z zawodu jesteśmy prawniczkami. Im więcej błędów mamy na koncie, tym szybciej się uczymy. Same też prowadzimy bloga, tworzymy stronę, profil na FB.
Obejrzałam waszą stronę internetową i powiem szczerze, że trudno mi określić jednoznacznie, I ostatecznie weszłyście w to. czym możecie się inspirować. Jak rodzą się wasze J. R.: Był dokładnie pierwszy listopada. Ania miała pomysły? przerobioną przez siebie bluzkę, ja miałam także A. P.: Słucham kobiet. One najtrafniej są w stanie bluzkę własnego projektu. Zachwyciłyśmy się nawza- określić, co chcą nosić, jak ubranie ma na nich wyjem swoimi kreacjami na tyle, że postanowiłyśmy we glądać. To jest moja podstawowa inspiracja. dwie założyć firmę odzieżową. Ruszyłyśmy dokładnie J. R.: To jest oczywiście ważne, ale niesie to ze sobą pierwszego kwietnia tego roku. pewne zagrożenie. Nie zawsze w parze idzie nasz po-
22 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
SPOŁECZNIE
Same białe kozaczki nie są kiczem, tylko osoba, która je nakłada. Tworzy stereotypowe skojarzenia, przez co łączymy taką osobę z konkretnym ubraniem. Jeżeli stylowa kobieta nagle ubierze się w te nieszczęsne kozaczki dla przełamania konwencji, to wtedy wszyscy powiedzą, że to awangarda, nowatorskie podejście. mysł z życzeniami klientek. Konflikt może być prozaiczny, ale w pewnym momencie można zatracić tę granicę pomiędzy byciem projektantką mody a rzemieślnikiem. Szycie na zamówienie uczy kompromisu pomiędzy wizją własną a życzeniem klienta.
Projektujecie razem czy osobno? A. P.: Spotykamy się i wtedy przekrzykujemy się nawzajem, ponieważ każda z nas ma tysiąc różnych pomysłów. Na szczęście posiadamy podobny gust, styl, spojrzenie na piękno, ale mamy różne charaktery i to widać w projektach. J. R.: Przeważnie jest tak, że spieramy się o szczegóły, ale ogólny zarys zawsze jest podobny. Często wspólne projekty to taki miks naszych odmiennych koncepcji. Jeżeli chodzi o miks, można u was zauważyć projekty, które są prawdziwą mieszanką stylów. Na przykład biała, klasyczna bluzka z suwakiem na plecach, połączona z przetartymi dżinsami i czerwonymi szpilkami. A. P.: Nie mamy grzecznego stylu. Chcemy pokazać, że dzięki temu, co nosimy na sobie, można pokazać swój osobowościowy pazur. Zadzwoniła do mnie ostatnio klientka i powiedziała, że sukienka, którą od nas kupiła, daje jej poczucie pewności siebie. To było dla mnie bardzo ważne. Podchodzimy inaczej do klientek niż sieciówka. Projekty są indywidualne, robione z myślą o osobie, która potencjalnie będzie go później nosić. Nie robimy ubrań na ilość. Uciekamy www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
od tego, co noszą wszyscy. Interesuje nas jakość, ale i staramy się o element zaskoczenia.
Czy kiczem jest noszenie tych samych ubrań, co inni? J. R.: Nie lubię słowa kicz. Choć, jeśli mam się odnieść do niego, to oznaczałoby właśnie takie zjawisko wśród ludzi, że wszyscy chodzą w podobnych ubraniach, z tych samych sieciówek. Nie szukają własnego stylu, tylko idą na łatwiznę i kupują to, co ogół uzna za „modne”. A. P.: Kicz może być też modny, jak na przykład powrót do lat PRL-owskich. J. R.: Kicz to pojęcie względne. Można poświęcić wiele czasu, pracy i pieniędzy, a coś nadal nie wygląda tak, jak powinno. O wiele bardziej pejoratywnym słowem jest tandeta – brzydko, tanio, byle jak. To budzi we mnie taką „modową zgrozę”, wzbudza emocje. Wpisałam sobie słowa – kicz i moda – do wyszukiwarki. Wyskoczyły mi ubrania w jaskrawe, neonowe kolory, plastikowa biżuteria, białe kozaczki. Dość stereotypowo. Co dołożyłybyście do tego worka? J. R.: Dołożyłabym kiczowatą osobowość. Same białe kozaczki nie są kiczem, tylko osoba, która je nakłada. Tworzy stereotypowe skojarzenia, przez co łączymy taką osobę z konkretnym ubraniem. Jeżeli stylowa kobieta nagle ubierze się w te nieszczęsne kozaczki dla przełamania konwencji, to wtedy wszyscy powiedzą, że to awangarda, nowatorskie podejście. Złamała styl i wygląda dobrze, bo to tylko jeden element w całości. NR 18 KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 23
SPOŁECZNIE
Projektujemy w zgodzie ze sobą. Jak my się zmienimy, to nasze ubrania również. Nasze rewolucje nie są drastyczne. Przełamujemy styl, łączymy różne konwencje, ale nie odbywa się to na zasadzie totalnej zmiany.
dzenie, że kicz to coś złego. Jej outfity nie są tandetne, mimo że z pewnością ktoś by powiedział, że mogą być kiczowate.
Opublikowałyście na blogu wpisy dotyczące nowych trendów w modzie, na przykład panowie chodzący na szpilkach czy ubrania z mięsa. A. P.: W naszej nowej kolekcji pojawią się ubrania dla panów. Może nie będą chodzić w szpilkach, ale z pewnością będą to projekty nietuzinkowe, przyciągające wzrok pań. A co z wpadką modową? J. R.: Ubrania z mięsa to nie jest moda, tylko ściągaJ. R.: Dla nas moda jest zabawą. Jeżeli ktoś ma wła- nie uwagi na siebie. Kwestia pokazania się w czymś, sne, indywidualne spojrzenie na siebie, swój wize- w czym jeszcze nikt nie wystąpił. Na naszym blogu runek, to nikt nie powinien tego negować, oceniać są też pokazane sesje fotograficzne, gdzie jedzenie czy ingerować w to. Zwrot „wpadka modowa” zamie- służy jako rekwizyt modelki, co nadaje apetyczny kliniłabym na „wpadkę okolicznościową”, na przykład mat na zdjęciu. A samo ubieranie się w jedzenie jest przyjście w jeansach na ślub. zbyt naciągane. A. P.: Za nami dużo wpadek, przed nami również. Każdy, kto bawi się modą, eksperymentuje i zmienia Planujecie jakąś rewolucję u siebie? konwencje, zawsze jest narażony na nieprzychylną A. P.: Projektujemy w zgodzie ze sobą. Jak my się ocenę. Trzeba mieć świadomość tego, że komuś może zmienimy, to nasze ubrania również. Nasze rewonie spodobać się moja bluzka, ale to nie oznacza od lucje nie są drastyczne. Przełamujemy styl, łączymy razu, że źle wyglądam. różne konwencje, ale nie odbywa się to na zasadzie J. R.: Ja zachęcam zawsze, że może zamiast krytyki, totalnej zmiany. warto inspirować się odmiennym stylem, wziąć z nie- J. R.: Moda polega na zaufaniu, na zachowaniu pewgo coś dla siebie. nej ciągłości pomiędzy tym, co robiłyśmy, a tym, co zamierzamy zrobić. Klient pragnie czuć się pewnie, Lubicie blogi modowe? Śledzicie je? a to poczucie daje trwałość stylu w tworzeniu ubrań. J. R.: Lubię Macademian Girl. Jest bardzo kolorowa, łamie wszystkie możliwe konwencje. Zastanawiam Wasza pełna nazwa brzmi: Hana Frank. Express się, czy właśnie ona nie bawi się kiczem i przy oka- Yourself. Co kobiety mają wyrażać dzięki waszym zji wygląda zjawiskowo. Prawdopodobnie może projektom? być przykładem kobiety, która jest kiczowata, ale A. P.: Aby nie bały się wyrazić siebie. Nabrały peww bardzo pozytywnym znaczeniu tego słowa. Jest ności i robiły to, na co mają ochotę. Oczywiście nie odmienna, nieprzewidywalna i to ją wyróżnia na chodzi tylko o modę. tle innych. J. R.: To właśnie kobiety nas inspirują, dzięki nim A. P.: To osoba, która ma jasno sprecyzowany styl. tworzymy. Zachęcamy ich do bycia inspiracją dla Przełamuje granice, swoim wyglądem neguje stwier- innych.
24 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
SPOŁECZNIE
Make-up dla średnio zaawansowanych Wszyscy jesteśmy kiczowaci. Otaczamy się bezpieczną, wręcz pożądaną brzydotą. Kicz przemyka gdzieś między słowami, przesiąka gesty i wyprzedza nas na ulicy. Czasem trzyma nas za rękę i prowadzi do drzwi. Bywa, że robi sobie przerwę, zostawiając nas zdezorientowanych i niepewnych.
B
o z tandetą jest trochę jak z makijażem. Niby niepotrzebny, niby liczy się naturalne piękno, ale tu kreseczka, tam szminka, troszkę różu i świat od razu staje się jakby piękniejszy. Kicz to maska z greckiego teatru, w której tle stoi katharsis. Facet i makijaż? Ktoś krzyknie: „Gej!”. Ale nie, kicz jest bezpłciowy, unisex, uniwersalna poza, czyniąca wieśniaka panem. Nasza forma – iście gombrowiczowska – jest tandetą, która nie potrzebuje miliona dodatków, plastikowych kolczyków i firmowego dresu z logo, gdzie tylko możliwe. Przystosowujemy się do wszystkiego i wszystkich, przejaskrawiając, co się da, a podobno w prostocie siła. Liczymy na to, że nasze maski, formy, gęby, tak jak to czasem bywa z kiczem, zostaną kiedyś docenione. Ale czy ktoś kiedyś wyróżnił owcę, która bezmyślnie i ślepo podążała za stadem? Brzydota spływa po naszych zakłamanych policzkach jak tusz do rzęs na deszczu, zostawiając czarne smugi. Spokojnie, woda z mydłem wystarczy. Tracimy całą swoją wartość. Pożyczamy niebieski cień do powiek od koleżanki, bo wszyscy już taki mają. Zakładamy neonowy szaliczek, bo podobno modny. W kieszeni zawsze mamy hollywoodzki uśmiech i dobry humor – nie wypada inaczej. Jesteśmy chodzącymi klonami z farbowanymi włosami. Kicz wymalowany pędzlem wizażystek. Gruba warstwa podkładu przykrywa wyimaginowane pryszcze. Mieszkamy w drogeriach, próbując podobać się całemu światu. Przemycamy tanie kosmetyki z chińskiego bazaru. Szukamy brokatu na Allegro. Wypełniamy kolejne kosmetyczki, szafki i półki. Nakładamy ciężkie, tapirowane peruki, licząc, że będziemy sięgać wyżej niż inni. A zamiast tego robimy się niscy jak karły. Dziś wieczorem kolacje jemy pod stołem, nikt nie sięga wyżej. Podłogi są idealnie czyste – według rad perfekcyjnej pani domu. Pędzimy do przodu z naszą kiczowatą mapą, mającą postać ulotki firmy kosmetycznej. Nieważne gdzie, nieważne czym i dlaczego. Najważniejsze, by dobrze wyglądać na zdjęciu i by mieć czym się pochwalić znajomym. Może lot do Ameryki? Tam mają
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
dobrze rozwiniętą chirurgię plastyczną, maski przyszywają na stałe. Make-up zmywamy wieczorem, gdy na dworze jest już ciemno, a rolety w oknach odgradzają nas od wścibskich sąsiadów. Przemykamy między sypialnią i łazienką, by nikt nie zauważył zmarszczek wciskających się w nasze czoła. Choć i tu na pomoc znajdzie się jakiś krem. Szybko wskakujemy pod bezpieczne kołdry i gasimy lampki nocne, przygotowując zestawy uśmiechów na jutrzejszy dzień. Jesteśmy jak zdezorientowane masy na miękkich materacach, które wyj- IZABELA mują z szafy swoje wyjściowe uniformy i dobierają do MACIEJKO nich kolor szminki.
Make-up zmywamy wieczorem, gdy na dworze jest już ciemno, a rolety w oknach odgradzają nas od wścibskich sąsiadów. Przemykamy między sypialnią i łazienką, by nikt nie zauważył zmarszczek wciskających się w nasze czoła. Po przebudzeniu pełni czystości i niewinności szukamy pereł i złota przy porannej toalecie. Malujemy paznokcie na szkarłat i przeglądamy dzisiejszy scenariusz. Otwieramy starą, drewnianą skrzynię z maskami na każdą okazję, kupionymi na bazarku za grosze. Zakrywamy lustra, by nie przejrzeć się w nich przed przeobrażeniem i nie zatęsknić za swobodą, za sobą samym. Lubujemy się w kiczu, bo nam tak każą, bo to ma być dla nas dobre i komfortowe. Czy w takim razie maska równa się konformizmowi, a konformizm jest kiczem? Czy można nosić „gębę”, nie będąc konformistą i być kiczowatym, nie nosząc maski? Pewnie, że można, takie czasy. Wszystko przecież zawsze można przypudrować.
NR 18 KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 25
SPOŁECZNIE
Synonim słowa kicz. JAPONIA? Gdyby w teleturnieju pojawiło się takie pytanie, to czy ktokolwiek dałby inną odpowiedź? Zapraszam w podróż po kraju skrajności: nowoczesności, tradycji, kiczu oraz praktycznych technologii. Ojczyzna „Sailor Moon”, „Hello Kitty” i… zawieszek do telefonu Jedną z rzeczy, z jaką kojarzy się Japonia, to zapewne anime lub manga. Rysowane postacie o wielkich oczach, długich nogach oraz fantazyjnych fryzurach robią furorę i podbijają nie tylko japoński rynek. Pierwsze anime obejrzałam, mając może 5 lat. Nietrudno się domyślić, że była to Czarodziejka KATARZYNA z Księżyca. Fascynacja jej postacią pozostała do OLICHWIRUK dziś. Jednak, będąc dzieckiem, raczej trudno mówić o świadomym oglądaniu anime jako gatunku. W tym sensie zapoznałam się z japońską animacją w wieku 16 lat. Na początku fascynowało mnie to, co powierzchowne – kreska, prosta fabuła. Później, wraz z każdym kolejnym tytułem, zaczęłam zgłębiać kulturę i obyczaje tego kraju. Możecie mi wierzyć lub nie, ale (o zgrozo!) „chińskie bajki” mogą wiele nauczyć, chociażby podstaw języka czy ciekawostek na temat zachowań samych Japończyków. Jedną z nich jest na przykład ich skłonność do przepraszania. Robią to często i za drobne przewinienia, których my byśmy tak nawet nie nazwali. Później była drama. Tutaj przeżyłam prawdziwy szok. Nasz polski Klan z kilkoma tysiącami odcinków czy odległa produkcja zza oceanu – Moda na Sukces – to nic w porównaniu z tym, co zobaczyłam. Japończycy przenieśli to, co animowane, na to, co „żywe”, realne. Trudno to sobie wyobrazić, ale aktorzy grają tak, jak rysunkowe postacie. Ich seriale nie przypominają naszych pod żadnym względem. Są barwne, a gra mocno przesadzona. Oczywiście wszystko zależy od gatunku. Bywają produkcje, przy których można nawet uronić łzę. Anime, manga czy drama to świetny biznes. Weźmy na przykład mangę. Jeżeli cieszy się popularnością, na jej podstawie powstaje film animowany. Ten z kolei bije rekordy popularności. Producenci wpadają na pomysł, że zaczną sprzedawać zawieszki i spinki z postaciami tej „superpopularnej” produkcji. Przechadzając się ulicami Tokio, w ciągu niespełna godziny mijamy kilkanaście osób z breloczkiem do telefonu prezentującym bohatera naszego anime. Interes kręci się tak dobrze, że powstaje ekranizacja – drama. I kolejne superbreloczki i zawieszki do te-
26 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
lefonu. Tym razem z wizerunkami aktorów grających nasze ulubione postacie. Japończycy kochają dodatki. Fenomen tandetnych zabawek czy ozdób doskonale oddaje popularne „Hello Kitty”. To chyba najlepszy przykład „japońskiego kiczu”. Chociaż liczy już sobie 39 lat, nadal cieszy się popularnością. Postać, wymyślona przez firmę Sanrio produkującą odzież, akcesoria i artykuły papiernicze, po raz pierwszy pojawiła się na portmonetce dla małych dziewczynek. Dziś znamy ją z filmów animowanych, gier komputerowych i właśnie – dodatków. Jest sławna nie tylko na wyspach Japonii, ale nawet w Polsce. Spacerując ulicami Lublina, można zauważyć różowo-białe wizerunki Hello Kitty w każdym większym kiosku. Dodatki te są zupełnie bezużyteczne, o niewyszukanym kształcie, za niemałe pieniądze. Do mnie nie przemawiają.
Kierunek – zachód! Często słyszałam opinię, że Japończycy mają kompleks swojej kultury i chcą być jak najbardziej „zachodni”. Być może pogląd ten wynika z długiej izolacji tego kraju. Społeczeństwo nie znało wówczas niczego poza tym, co japońskie. Patrząc na pewne style ubioru, jakie widuje się teraz, opinia ta wydaje się jak najbardziej prawdopodobna. Subkultura ganguro zakłada alienację od kultury japońskiej. Wyznawcy tej ideologii (jeśli można to tak nazwać) to głównie młode kobiety, które wyglądem starają się być „zachodnie”. Długie blond włosy, ciemna opalenizna, jaskrawy makijaż mający na celu ukryć japońskie rysy twarzy, różowa bluzka, mini spódniczka i buty na platformie to ubiór preferowany przez tę grupę. Jednak ganguro to nie tylko makijaż i ubrania, to także sposób porozumiewania się, własny język – połączenie japońskiego z angielskim i używanie łacińskiego alfabetu. Nurt ten był bardzo popularny na początku XXI wieku. Dziś spotyka się kobiety tylko z elementami stroju tego właśnie stylu. Jeżeli mowa o japońskich subkulturach, nie można zapomnieć o visual kei. Właściwie jest to sposób ubierania się artystów wykonujących niezależną muzykę rockową. Styl ten charakteryzuje się jaskrawym, ekscentrycznym strojem (najczęściej z piórami), mocnym, nienaturalnym makijażem i natapirowaną fryzurą. Visual kei łączy elementy obu płci. Dlatego,
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
fot. Jacob Ehnmark / Wikimedia Commons
SPOŁECZNIE
Japończycy przenieśli to, co animowane, na to, co „żywe”, realne. Trudno to sobie wyobrazić, ale aktorzy grają tak, jak rysunkowe postacie. przyznam szczerze, czasami sama mam jeszcze problem ze stwierdzeniem, czy wokalista jest płci męskiej, czy żeńskiej. Jako przykład podam zespół An Cafe. Członkowie tej grupy to mężczyźni. Chociaż, biorąc pod uwagę ich cukierkowy wizerunek, słowo „mężczyźni” zdecydowanie tutaj nie pasuje. Mają dłuższe, idealnie ułożone włosy, sprawiające wrażenie „rockowego nieładu”. Nie dajcie się zwieść! To praca stylistów, a nie zasługa pogo. Do tego podkreślone kości policzkowe oraz usta i oczywiście soczewki Circle Lens – optycznie powiększające oczy. W efekcie mamy wizerunek wokalisty wyglądającego jak słodka nastolatka. Upodobanie młodych Japonek jest dość charakterystyczne, jeśli chodzi o idola, ale przecież o gustach się nie dyskutuje.
Dlatego należy pamiętać, że Japonia to nie tylko ojczyzna Hello Kitty, barwnych subkultur, automatów z bielizną (tak, jeśli jakimś cudem zapomniałeś tej części garderoby, żaden problem – za rogiem czeka taki aparat!), teleturniejów z Japonkami w skąpych strojach (gdzie zadaniem uczestników jest tak wykonać zadanie, by odsłonić jeszcze więcej ich ciała) czy zawieszek do telefonów. Muszę zaznaczyć, że w tym kraju jest mnóstwo świetnych filmów animowanych, które są znacznie lepsze od znanej wszystkim Czarodziejki z Księżyca. Zainteresowanym polecam obejrzeć Death Note, skłaniające do refleksji nad życiem i panowaniem nad nim. Podobnie zresztą jak Ghost In The Shell, którym bracia Wachowscy inspirowali się przy produkcji Matrixa. Panie powinny zapoznać się z Naną, ponieważ to opowieść o każdej z nas. W dodatku podane prze„Są różnice, które łączą” ze mnie tytuły to solidna porcja świetnej muzyki, Japonia to państwo skrajności z bogatą kulturą i hi- której daleko do kiczu. Anna Tsuchiya, stojąca za storią. To kraj nowych technologii i niepraktycznego częścią utworów muzycznych Nany, jest j-rockową kiczu, ojczyzna najbardziej pracowitych i uprzejmych wokalistką na wysokim poziomie. Jestem pewna, że pracowników. Z jednej strony mamy nieśmiałe społe- piosenką Kuroi Namida zaskarbi sobie Waszą sympaczeństwo, innowacyjne i funkcjonalne produkty, któ- tię, mimo różnic między muzyką japońską a zachodre mają nam ułatwić życie. Z drugiej–jest młodzież nią. Ponieważ „są różnice, które łączą”, może warto pragnąca wyrwać się z klatki tradycji oraz zupełnie przekonać się o tym na własnej skórze? Do czego nieprzydatne dodatki i ozdoby. Was szczerze zachęcam.
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
NR 18 KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 27
SPOŁECZNIE
POLSKA WERSJA „AMERICAN DREAM” „Wspaniałe w tym kraju jest to, że Ameryka zaczęła tę tradycję, w której najbogatsi konsumenci kupują zasadniczo te same rzeczy, co najbiedniejsi. Możesz oglądać telewizję i zobaczyć coca-colę i wiesz, że prezydent pije colę, Liz Taylor pije colę i pomyśl, że ty też możesz pić colę. Cola to cola i za żadną sumę pieniędzy nie kupisz lepszej coli od tej, jaką pije bezdomny na rogu. Wszystkie cole są takie same i wszystkie cole są dobre. Liz Taylor to wie, prezydent to wie, bezdomny to wie i ty to wiesz” – powiedział Andy Warhol. Kult amerykańskiego stylu życia przenika bez przerwy do naszego skromnego, polskiego „zaścianka”. Zaczęło się w latach 90. i – cytując klasyka – końca nie widać.
ADA KOPERWAS
P
o smutnych jak Euro 2012 czasach komunizmu przyszły lata 90. Wolność w Polsce kwitła na każdym krawężniku. W telewizji pojawiły się nowe seriale, a w kawiarniach zaczęła dominować muzyka disco. Większość z nas pamięta Teleranek, Rower Błażeja i Od przedszkola do Opola. Akurat te programy to nasza polska inwencja twórcza. Obok nich pojawiły się też Power Rangers, Świat według Bundych i Moda na sukces – wszystkie rodem z USA. Polacy przesiąknięci tradycją i kulturą, z którą nie rozstają się od wielu pokoleń, zasiedli przed telewizorami. Szklane ekrany pokazały to, czego nigdy wcześniej nie widziano. Prosty, łatwy i przyjemny model życia na tyle się spodobał, że Polacy nie zająknęli się choćby wtedy, kiedy jego elementy zaczęły przenikać do ich rzeczywistości. Ile tytułów, tyle różnych zachowań: Drużyna A, Zwariowany świat Malcolma, Ulica Sezamkowa, Muppety, Ostry dyżur... Jak powszechnie wiadomo, obraz niesie ze sobą dokładniejszy i jaśniejszy komunikat. Każdy fan wie, jak łatwo utożsamić się z jego bohaterami, ich zachowaniami, wyglądem, a nawet poglądami. Masowo
28 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
zaczęły pojawiać się więc polskie megaprodukcje. Nasze rodzime seriale zbierały rzesze stałych widzów. Codziennie albo kilka razy w tygodniu rodacy zasiadali i nadal zasiadają na kanapie, żeby zobaczyć, co słychać u Rodziny zastępczej i co ciekawego wydarzy się w Klanie. Seriale to nie jedyny przejaw amerykanizacji. W sklepach pojawiły się nowe półki, a na półkach jedzenie. Dla typowego mieszkańca naszego kraju otworzyły się w ten sposób wrota do raju. Oczy, przyzwyczajone do widoku kilku butelek octu ustawionych w idealnym rzędzie zaczęły odmawiać współpracy. Tak zaczęła się przygoda z konserwantami, ulepszaczami smaku i konsumpcjonizmem. Na rogu każdego większego miasta ruszyły budowy restauracji McDonald’s, które stały się ulubionym miejscem spotkań Polaków. Jedzenie na wynos, przyrządzane w kilka chwil i do tego dosyć tanie, stało się symbolem wyższego poziomu
mie, doprowadziło do przejęcia ich złych nawyków żywieniowych. Wszystko dlatego, że w sklepach kuszą kolorowe opakowania, których do lat 90. nikt w Polsce nie widział. Niektórzy pamiętają ze zdjęć szyk lat 50., styl lat 60. albo znaleźli na strychu ubrania swoich mam czy babć, kiedy były młodymi dziewczętami. Moda tamtych czasów jest klasyką samą w sobie. Jednak w Polsce nie zawsze było tak ładnie i szykownie. Spódnice i sukienki do ziemi, białe bluzki i ogromne swetry, choć dziś święcą triumfy, kiedyś były wpisane w szarą codzienność. Powiewem zachodniej mody były adidasy, legginsy, bluzy z kapturem i ogromne, złote łańcuchy. Duży wpływ miał na to rap, który właśnie rodził się za oceanem. Do dziś miłośnicy tej muzyki noszą szerokie ubrania, a w szczególności upodobali sobie dres popularnej firmy na „A”. W USA rodziła się nowa moda, tymczasem u nas sprzedawcy na
Szklane ekrany pokazały to, czego nigdy wcześniej nie widziano. Prosty, łatwy i przyjemny model życia na tyle się spodobał, że Polacy nie zająknęli się choćby wtedy, kiedy jego elementy zaczęły przenikać do ich rzeczywistości. życia. Pojawiła się moda na kawę na wynos firmy, której nazwę ciężko wymówić, a co dopiero zapamiętać. Z każdej szafki patrzą płatki „słodka śmierć” i butelka coca-coli „próchnica”. Obserwowanie mieszkańców USA, mniej lub bardziej świado-
Stadionie Dziesięciolecia „zbijali kokosy”. Zainteresowaniem cieszyły się, dawniej i teraz, podróbki znanych, światowych firm. Ludzie kupują, bo mogą, nieważne, czy płacą za Adidas, czy Abibas, Dolce & Gabbana, czy Deutsche & Gabbana.
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
fot. Mateusz Nowak (mnowak.eu)
W każdą niedzielę o 10.00 jeszcze nie tak dawno Polacy zasiadali przed telewizorami, żeby obejrzeć Disco Polo Live. To takie pierwsze polskie MTV, muzyka z teledyskami dla spragnionych rozrywki telewidzów. Później przyszedł czas na Vivę, 4fun Tv, Eskę Tv i inne. Pierwsze było jednak MTV. Dzisiaj program tej stacji wygląda jak TVP 2 po 20.00. Pełno jest programów rozrywkowych i seriali. Powstają kolejne odcinki, kręcone są następne sezony. Polska telewizja usilnie tworzy własne wersje. Nie chodzi już o tłumaczenia tytułów, trafne jak wróżenie z fusów, ale o banalność tych produkcji i, podobno, istniejący w nich przekaz. Co ma wnieść do naszego życia program Nastoletnie matki, Ekipa z Newcastle i Operacja stylówa? Kiczem, dla mnie, jest wszystko to, co za szybko upowszechniło się w użyciu. To, co trafiło do dużej liczby odbiorców, którzy przyjęli zjawisko lub rzecz pochopnie i niedbale. Przenikanie elementów życia typowych dla mieszkańców USA do naszej rzeczywistości jest jednym z wielu bubli, które Polacy przejęli nieostrożnie. Jak powszechnie wiadomo, Polak zrobi coś z niczego. Mamy więc namiastkę swojej Ameryki. Na ulicach widzimy anglojęzyczne nazwy sklepów i budki z fast foodem, na które 80-letnia babcia nie zwróci nawet uwagi. Króluje kult młodości, więc usługi są skierowane do określonej grupy osób, do której z kolei większość próbuje się dopasować. Bożego Narodzenia już nigdy nie będziemy obchodzić bez kolorowych żarówek, miniaturek św. Mikołaja i kilometrowych kolejek w supermarketach. Sąsiedzi będą rywalizować o to, kto ma największą
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
Przenikanie elementów życia typowych dla mieszkańców USA do naszej rzeczywistości jest jednym z wielu bubli, które Polacy przejęli nieostrożnie. Jak powszechnie wiadomo, Polak zrobi coś z niczego. Mamy więc namiastkę swojej Ameryki. liczbę świątecznych ozdób w ogrodzie. Ameryka kojarzy nam się z ziemią obiecaną, bo w czasach komunizmu była symbolem wolności i otwartego rynku pracy. Stamtąd pochodzi wszystko, co nowe, modne i warte uwagi. Ziemia i tak jest już globalną wioską, nie warto więc zabijać się w imię ojczyzny czy za każde obce słowo usłyszane na molo w Sopocie. Myślę, że ten sielankowy obraz krajów zza Pacyfiku i jego wpływ na nasze, trochę inne życie, doskonale czuje się obok terminu kicz. „Na Zachodzie panowała ogólna tolerancja, połączona z wiarą w odrodzenie ludzkości na tle kompletnego materialnego dobrobytu. (...) Jakie miało być to «odrodzenie», nikt nie wiedział i nie dowie się nigdy, aż po czasy zgaśnięcia słońca. Chyba że odrodzeniem będziemy nazywali: spokój, brak wszelkiej twórczości, z wyjątkiem udoskonaleń technicznych i bydlęcą szczęśliwość po odwaleniu pewnej ilości mechanicznej pracy.” – S. I. Witkiewicz NR 18 KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 29
SPOŁECZNIE
Zbieracze wspomnień Rozmawiamy z ludźmi, którzy pragną opowiedzieć komuś historię swojego życia. Wysłuchujemy różnych relacji i nagrywamy je, by następnie przekazać szerszemu gronu osób. Zbieramy wspomnienia ludzi, którzy przeżyli wojnę, by służyły innym, by były świadectwem czasu minionego. Jesteśmy studentami historii i tworzymy Bibliotekę Wspomnień.
MARIA BUCZKOWSKA
G
rupę tę tworzy kilkunastu studentów historii UMCS działających od roku. Zajmujemy się historią mówioną, a naszym głównym zadaniem i celem, do którego konsekwentnie staramy się dążyć, jest zbieranie ustnych relacji „świadków historii” – ludzi, których życie przeplotło się z wielkimi wydarzeniami historycznymi. Priorytetem w tej chwili są dla nas ci, którzy przeżyli II wojnę światową. Czas nieubłaganie płynie, dlatego bardzo ważne jest, by wspomnienia o tamtych wydarzeniach nie zginęły, by ludzie i ich historie nie odeszły w zapomnienie. Dzięki działalności w Bibliotece Wspomnień mamy okazję wyjść poza przestrzeń książkową, podręcznikową, poznać przeszłość opisaną nienaukowym językiem. Mamy szansę spojrzeć na dawne czasy z perspektywy
30 OFENSYWA NR 1 (18) KWIECIEŃ 2013
ludzi zaplątanych w historii, zarówno tych wielkich, jak i maluczkich. W ramach Biblioteki Wspomnień co jakiś czas organizujemy wykłady otwarte, spotkania oraz debaty na temat oral history. Ma to na celu poszerzenie naszej wiedzy o tej dziedzinie oraz przygotowanie nas na spotkania ze świadkami historii. Wykłady prowadzą różni ludzie, których łączy jedno: zajmują się tym na terenie Lublina. Dlatego też gościliśmy między innymi psychologa, socjologa, historyka, pracowników Państwowego Muzeum na Majdanku i pracownika lubelskiego IPN-u. Poznaliśmy wiele opinii na temat zbierania wspomnień. Nasi rozmówcy są naszymi głównymi bohaterami. Najczęstszym miejscem spotkań są ich mieszkania, ponieważ czują się tam najpewniej, najswobodniej, a my jesteśmy ich gośćmi, którym pozwalają nam wejść w swój świat. Dlatego my swoim zachowaniem musimy sprawić, by nam zaufali i otworzyli się przed nami. Czasem wystarczy po prostu słuchać, nic więcej. W czasie rozmowy możemy dowiedzieć się wielu ciekawych i zaskakujących rzeczy. Każda opowiedziana historia jest inna. Każda jest wyjątkowa, tak jak jej
bohaterowie. Dzięki tym spotkaniom poznajemy naprawdę ciekawe, serdeczne i przemiłe osoby, które z wielką chęcią i radością opowiadają młodym ludziom o sobie i o swoich losach. Bardzo często jest tak, że oni sami się do nas zgłaszają i czekają z niecierpliwością na spotkanie. Pragną bowiem być wysłuchani. Zdając sobie sprawę z upływającego czasu, chcą, by ich historia nie została zapomniana, by była nauką dla nowych pokoleń. Ludzie, których wspomnienia nagrywamy, snują opowieści o wojnie, o tym, jak przetrwali ten burzliwy, pełen niepokoju czas. Mówią nam o losach swoich rodzin, najbliższych i sąsiadów. Ich opowieści są jak historie opowiadane po zmroku przez babcię, w trakcie robienia swetra na drutach, bądź dziadka siedzącego wygodnie w fotelu. My zajmujemy miejsca ich wnuków i wnuczek, siedzących u ich stóp, którzy z oczami pełnymi uwielbienia pochłaniają każde ich słowo. Są to bajki na dobranoc, historie życia – lecz nie te zabawne i lekkie, tylko te smutne, często przepełnione cierpieniem, strachem i śmiercią. Ale najbogatsze i najgłębsze. Bo właśnie takie pamiętamy najdłużej, takie mają wpływ na nas największy.
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
KULTURALNIE / literatura
Waldorff – ostatni pogromca kiczu „Nie wiem kiedy (chyba już nie za mojego życia) cała sfera ludzi rządzących w naszym kraju przyjmie do wierzenia tę prawdę niewątpliwą, że o trwałym bycie narodu nie polityka decyduje, lecz kultura i sztuka”.
S
łowa te Jerzy Waldorff napisał w jednym ze swoich felietonów w 1988 roku. Mimo ćwierćwiecza, jakie upłynęło od chwili ich nakreślenia, sens i aktualność pozostały niezmienne. Chyba jeszcze nigdy oferta kanałów telewizyjnych
przed trzydziestką, to będzie twój kapitał, twój bank, z którego tylko będziesz odcinał kupony przez całe życie”. Mądrość rodzicielki i edukacja przez nią zapewniona faktycznie zaowocowały w późniejszych latach. Wyrafinowany gust i smak, jakich Waldorff nabył podczas podróży, uczyniły z niego nie tylko bezwzględnego krytyka kiczu i bylejakości, ale także niezłomnego piewcę najbardziej wymagających sztuk. Zarówno w kraju, jak i za granicą, miał okazję oglądać najsłynniejsze opery, klasyczne spektakle i koncerty najświetniejszych kompozytorów. Takie KUBA PILCH obycie dawało mu podstawy do wygłaszania niejednokrotnie kontrowersyjnych opinii. Mało jednak brakowało, a świat nie usłyszałby o Waldorffie jako krytyku muzycznym. Z wykształcenia był bowiem prawnikiem. Świeżo po studiach dostał do poprowadzenia pierwszą sprawę. Dotyczyła ona warszawskiego krawca, który od malarzy nie brał pieniędzy za szycie ubrań, tylko kazał płacić sobie w obrazach. Sęk w tym, że na malarstwie zupełnie się nie znał. Jeden z obrazów oddał do renowacji pewnej firmie, która go zniszczyła podczas odnowy. Waldorff obejrzał obraz, po czym stwierdził, że
Jego twórczość od początku charakteryzowała maksyma: szczodrość w krytyce, oszczędność w pochwałach. czy imprez kulturalnych (tylko z nazwy) nie była przepełniona chłamem i kiczem w takim stopniu jak ma to miejsce teraz. Nie wiem, co powiedziałby Jerzy Waldorff, gdyby przyszło mu, ciętym jak zwykle językiem, zrecenzować obecną dbałość o kulturę. Wiem, co mówił za życia. Posłuchajcie.
Czym skorupka za młodu… Jerzy Waldorff herbu Nabram urodził się 4 maja 1910 roku w rodzinie wywodzącej się ze starej szlachty. Gdy był młodym chłopakiem, jego matka mawiała mu: „Mój drogi, póki mamy pieniądze, to ja będę pilnowała, żebyś co roku spędzał co najmniej dwa miesiące za granicą. Bo czego tam się nauczysz
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
osoba odpowiedzialna za zniszczenie powinna dostać raczej państwową nagrodę, bo – jak mówił po latach w wywiadzie dla Tomasza Raczka – „(…) to było takie paskudztwo! Niech pan sobie wyobrazi: – ciągnął swoją opowieść – dziewica na katafalku, obstawiona gromnicami, a górą płynie tłum zapłakanych duchów. No ohyda zupełna!” Wiedział jednak, że zwrócono się do niego jako prawnika, nie zaś znawcy sztuki. Wykorzystując swój talent do niebywałego krasomówstwa, wmówił sędziemu, że ów obraz to dla jego klienta strata niepowetowana, zdecydowanie większa, niż gdyby było to dzieło Rubensa czy Rembrandta, a 4000 złotych, których żąda, to pociecha „na otarcie jednego oka”. Sędzia uwierzył świeżo upieczonemu prawnikowi i przyznał poszkodowaneNR 1 (18) KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 31
KULTURALNIE / literatura
mu wspomnianą kwotę. Dla porównania warto dodać, że w czasach II Rzeczypospolitej robotnik rolny najmujący się do pracy u bogatego chłopa otrzymywał dniówkę (wówczas wynagrodzenie za pracę od świtu do zmierzchu) w wysokości jednego złotego. Klient był zadowolony, Jerzy Waldorff – wcale. Po latach wspominał tylko o obrzydzeniu, jakie poczuł wówczas do swego wyuczonego zawodu. Bez żalu porzucił karierę prawniczą, by zająć się wyłącznie pisarstwem oraz ukochaną muzyką.
Najniższe gusty tłumu Niedoszły prawnik kształcił się w poznańskim Konserwatorium Muzycznym. Już w 1936 roku został recenzentem, a swoje teksty publikował w „Kurierze Porannym” oraz w tygodniku „Prosto z Mostu”. Jego twórczość od początku charakteryzowała maksyma: szczodrość w krytyce, oszczędność w pochwałach. W roku 1947 na ekrany kin wszedł pierwszy powojenny, rodzimy film – Zakazane piosenki. Produkcja, będąca antologią piosenek okupacyjnych, spotkała się z ciepłym przyjęciem widzów, a do czasów współczesnych w kinach całego kraju film ten obejrzało ponad 15 milionów osób. Jednak po raz kolejny to, co schlebiało pospolitym gustom, kompletnie nie spodobało się Waldorffowi. Krytyk, piszący w tamtym czasie na łamach „Przekroju”, nazwał dzieło „ckliwym kiczem pod najniższe gusty tłumu”, który „niczym nie różni się od przedwojennych tego rodzaju kiczów”. Pisał: „Widzieliśmy szereg filmów o wojennej tematyce produkcji zagranicznej. W porównaniu z nimi «Piosenki» są kompromitacją i dlatego nie wolno ich wywozić za granicę. Po Radomiach, Białychstokach czy Wadowicach zrobią zresztą pewnie furorę”.
O masowym odbiorcy wyrażał się dość nieprzychylnie. Gardził rock and rollem, festiwalami w Opolu i w Sopocie, a gdy była taka potrzeba, ostrych słów nie szczędził nawet ministrom czy dyrektorom oper i teatrów. Bezkompromisowo wygłaszał swoje poglądy. Nie interesowało go to, że większość prawdopodobnie myśli inaczej. O masowym odbiorcy wyrażał się zresztą dość nieprzychylnie. Gardził rock and rollem, festiwalami w Opolu i w Sopocie, a gdy była taka potrzeba, ostrych słów nie szczędził nawet ministrom czy dyrektorom oper i teatrów. Działalność Waldorffa nie opierała się tylko na krytyce: gdy apele i prośby nie dawały rezultatów, potrafił sam brać sprawy w swoje ręce. Przykładem takich starań może być willa Atma w Zakopanem, na której wykup w latach 70. publicysta zebrał niezbędne
32 OFENSYWA NR 1 (18) KWIECIEŃ 2013
fundusze. Dzięki temu możemy dziś podziwiać tam muzeum, w którym zgromadzone są pamiątki po jednym z najwybitniejszych polskich kompozytorów – Karolu Szymanowskim. O samym artyście Waldorff mówił: „W sztuce tak jak w życiu – ma się tylko jedną wielką miłość. A reszta to są przygody, skoki w bok, czasami nawet noce, których się nie spędza w domu, i taką moją wielką miłością w muzyce był i został Szymanowski”. Gdy apele o ratowanie Cmentarza Powązkow skiego nie przyniosły rezultatu, działacz powołał Społeczny Komitet Opieki na rzecz Ochrony Starych Powązek. Od chwili powstania, czyli od 1974 roku, Komitet uchronił od zniszczenia ponad 1300 bezcennych pomników. Co roku 1 listopada na terenie cmentarza prowadzona jest kwesta przez warszawskich artystów, z której całkowity dochód przeznaczany jest na dalsze prace konserwatorskie. Waldorff był człowiekiem czynu. Gdy postawił sobie cel, uparcie do niego dążył. Nie miało znaczenia to, czy chodzi o kwestie kultury narodowej, czy o sprawy prywatne – w obu przypadkach wygrana musiała być po stronie kontrowersyjnego krytyka. Ludwik Jerzy Kern wspominał w jednej ze swych książek, że gdy w Polsce pojawiły się fiaty 125p, Jerzy Waldorff postanowił, iż za wszelką cenę musi takie auto zdobyć. To, że w owych czasach nie było łatwo zdobyć rzeczy o wiele mniej luksusowe, niewiele go obchodziło. Po zdobyciu talonu pojechał wybrać swoje cudo. Na placu stało kilka egzemplarzy. Wybór padł na pojazd w kolorze „palonej wiśni”. Gdy dozorca placu oznajmił, że samochody w tym kolorze dostępne są wyłącznie dla klientów Peweksu, za waluty obce, Waldorff oszalał. Wskoczył w taksówkę i kazał się wieźć do ministerstwa. Wbrew protestom sekretarki wtargnął do gabinetu i wrzasnął: „Panie ministrze, jeśli ja natychmiast nie dostanę auta w kolorze palonej wiśni, będę wszem, wobec i każdemu z osobna rozpowiadał, że pan ma polskie pieniądze w d…”. Okazało się, że tupet i siła perswazji robią swoje. Waldorff odjechał fiatem w kolorze „palonej wiśni”. Do końca piętnował kicz i bylejakość. Z niezwykłą erudycją i polotem opowiadał o koncertach chopinowskich, rodzimych twórcach kultury wysokiej czy o (często wówczas zaniedbanych) polskich zabytkach. Za swą miłość do muzyki zapłacił wysoką cenę. Gdy w filharmonii kończył się koncert otwierający sezon 1999/2000, na zewnątrz hulał zimny wiatr. Tego wieczoru nobliwy krytyk „nabawił się” zapalenia płuc, które ostatecznie pokonało go 29 grudnia 1999 roku. Ostatni pogromca kiczu zmarł w swym warszawskim mieszkaniu w wieku 89 lat. Spoczął na ukochanych przez siebie Powązkach. Większość cytatów pochodzi z felietonów Jerzego Waldorffa, które ukazały się w wyborze pism pt. Uszy do góry oraz z wywiadu udzielonego Tomaszowi Raczkowi w ramach programu Ósme Niebo zrealizowanego dla stacji Canal+.
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
KULTURALNIE / literatura
Batman na skraju dojrzałości Poezja Świetlickiego jest niby cały czas taka sama, a jednak całkiem inna. W tomie jego wierszy pt. Jeden istnieje identyczna gorycz, jaką spotykamy w jego wcześniejszej twórczości, ale w mniejszych dawkach. W tym przypadku „mniej” naprawdę znaczy „lepiej”. Świetlickiego, zamykający pewien etap stą historię. Wiersze przypominają bajki w jego twórczości. I rzeczywiście to, co z gorzką pointą, na przykład w wierszu jest najczęstszym motywem pojawiają- Niespodzianka: cym się w najnowszym zbiorze wierszy tego twórcy, to przemijanie, ciągłe prozaZima minie, wiosna przyjdzie, iczne zmiany, o których można przeczytać ukochana SZCZEPAN w krótkim tekście otwierającym całość. Śniegi spłyną lody zginą RYBIŃSKI Wyjdzie trup z bałwana Opuszczam Gotham To, co skryte dotąd było Z kobietą-kotem Ujawnione wnet zostanie TAK Wiosna przyjdzie. O, jak miło. eden to pod kilkoma względami Ja opuszczam Gotham Trup w bałwanie! chyba najbardziej znaczący toZ kobietą-kotem mik w dotychczasowym dorobku TAK Świetlicki dla wielu pozostanie poetą Marcina Świetlickiego. Za sprawą trylogii piszącym tylko „o wódce i papierosach”. o pijanym mistrzu poeta dał się poznać Nawet jeśli jest to zmiana na lepsze, to Tym razem jeśli pojawia się alkohol, to jako autor nie-do-końca-kryminałów jest naznaczona świadomością upływu tylko dla podtrzymania legendy i zacho(co było akurat zaletą całej serii), które czasu. Poeta nie próbuje zaklinać rze- wania. I może po kilku głębszych zdarzą przyniosły mu dużą popularność. W 2011 czywistości. Relacjonuje raczej proces się jakieś drobne uszczypliwości nad roku ukazał się zbiór wszystkich wierszy przemijania tak, jakby opowiadał pro- książką o Jacku Reacherze.
J
MIASTO MASA MASZYNA […] tomików, do polskiego czytelnika trafia Jesteśmy tu wszyscy, żeby liczyć zbiór zawierający wiersze jedynie z szeI żeby nas liczono, Lemon ściu książek poety. Ale to na początek Rosie, Eugene, Luis wystarczy. Ci, którzy – jak niżej podpiI ja, za młody, by wiedzieć, sany – nie znali wcześniej twórczości że to jest na zawsze, przypinanie Amerykanina, powinni wyrobić sobie fartucha, zdanie i przede wszystkim sięgnąć po Podwijanie rękawów więcej. To poezja przyjazna odbiorcy, przynajMimo pesymistycznego wydźwięku mniej jeśli chodzi o formę: niewiele abs- całości, Levine większe nadzieje pokłada trakcyjnych metafor, prosty i precyzyjny w człowieku skazanym na stagnację niż język, który służy do opowiedzenia zwy- w maszynie będącej cały czas w ruchu. kłych historii z nie zawsze szczęśliwym Ta wiara w ludzkie siły kończy się jednak zakończeniem. Mimo że Levine jest często w obliczu śmierci. bohaterem swoich wierszy, da się w nich To nie jest rodzaj poezji, który zmusza wyczuć dystans. Amerykanin bazuje na do rozszyfrowywania tego, „co poeta miał wspomnieniach, ale w swoich sądach na myśli”. Historie opowiadane w tych zawsze jest racjonalny, a może nawet wierszach są proste, bo dylematy, które SZCZEPAN RYBIŃSKI bezlitosny. Nie ma złudzeń co do życia z nich wynikają, nie wymagają wielkich w tytułowym mieście marzeń, rodzinnym słów. Levine porywa się na walkę z czymś prawdzie Levine w ciągu po- Detroit, gdzie pracował w fabryce samo- większym od niego, tak jakby w dyskusji nad pięćdziesięciu lat pracy chodów. W jednym ze swoich tekstów tak o sprawach ostatecznych nie miał siły na twórczej wydał kilkadziesiąt wspomina tamte czasy: metafory.
Philip Levine to obok Johna Ashbery’ego jeden z najbardziej cenionych, żyjących amerykańskich poetów. I tak, jak większość twórców tej narodowości, jest w naszym kraju prawie nieznany. Wybór wierszy tego twórcy – Miasto Marzeń – może choć trochę przyczyni się do zmiany tej sytuacji.
W
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
NR 1 (18) KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 33
KULTURALNIE / film
10 filmów, które kochamy, ale wstydzimy się do tego przyznać Kicz w mediach jest wszechobecny. Stacje telewizyjne przechodzą same siebie w produkowaniu coraz głupszych programów. Aktorzy parają się każdą, nawet najgorszą chałturą. Tandeta nie omija także kina – czasem odnosi się wręcz wrażenie, że dobrych filmów już się nie robi. Są jednak produkcje, które do tego stopnia wniknęły w popkulturę i świadomość widzów, że nikt nie zastanawia się nad ich wartością artystyczną. Są filmy, które wszyscy kochamy, ale wstydzimy się do tego przyznać. ści. Tę niezwykłą produkcję cechują kiep- Szklanką po łapkach, mówią przecież same skie gagi, porażająco złe aktorstwo oraz za siebie. Yippee-ki-yay, motherfucker, jak żenująca fabuła. Wymieniać można długo, by to ujął John McClane. ale po co, skoro i tak przy następnej części tłumy ludzi ruszą do kina.
6. Kiler
MAŁGORZATA BORYCZKA
10. Grease Musical o miłości ponad subkulturami młodzieżowymi w Ameryce lat 50. Tandeta goni tandetę, zaczynając od wyglądu bohaterów, a kończąc na samej formie przekazu. Wyśpiewywane kwestie, ociekające żelem stylizacje i kultowy chód Travolty sprawiają, że Grease jest jednym z czołowych przedstawicieli kiczu w świecie filmu. To jednak także manifest pokolenia, zapis rzeczywistości i kawał dobrej zabawy przy niezapomnianych przebojach w wykonaniu wciśniętego w skórzane spodnie Johna Travolty i Olivii Newton-Jones. Jeszcze długo po seansie będziemy nucić Summer Nights czy You’re the One That I Want. Tylko pod nosem, żeby nikt nie słyszał.
9. American Pie Komedia o inicjacji seksualnej amerykańskich nastolatków nie może być dobra z jednego prostego powodu: jest to komedia o inicjacji seksualnej. Dlatego humor jest prostacki, wulgarny i wyświechtany. I dlatego właśnie pokochaliśmy go szczerze i zaśmiewaliśmy się w głos, oglądając przejścia młodych ludzi u progu dorosło-
34 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
8. Szczęki Gigantyczny rekin terroryzuje wybrzeże, więc trzeba go złowić – to wszystko. Poważnie, to już jest cała fabuła. Zachodzę w głowę, dlaczego nadal emocjonujemy się tym filmem – chyba po prostu stał się kultowy i już nic się z tym nie da zrobić. Spielberg użył swojego dotyku Midasa i z absolutnie koszmarnego pomysłu zrobił jeden z najbardziej kasowych przebojów w historii, film który znają wszyscy. Pomaga w tym trochę polska telewizja, bo, jak powszechnie wiadomo, nic tak nie poprawia smaku niedzielnego schabowego, jak lecące w tle zmagania z gumowym rekinem ludojadem.
7. Szklana pułapka Ta produkcja jest synonimem kina akcji. Poprzez niezapomniane kreacje Bruce Willis i Alan Rickman zredefiniowali pojęcie twardziela i czarnego charakteru. W Szklanej pułapce mnóstwo jest wybuchów, strzelania i świetnych dialogów. To film, od którego tak naprawdę zaczęło się kino, gdzie najpierw się strzela, a potem zadaje pytania. Tutaj nie ma Bonda w garniturze, który zatrzymuje kule gadżetami. Tu jest krew, pot i łzy. Co prawda śmiertelny wróg nadal jest obcokrajowcem, ale wszystkiego naraz zmienić się nie da, a może nawet nie trzeba – cztery kolejne części i komediowe przeróbki, takie jak
Czołowa polska komedia, która wylansowała więcej kultowych tekstów niż cała reszta naszej rodzimej kinematografii. Film przez wielu uważany jest za fabularny majstersztyk, u innych tania kryminalna zagadka z podwórkowymi gangsterami powoduje reakcję alergiczną. Nieśmiertelne teksty Siary i Jurka Kilera bawią nas jednak tak samo, jak kilkanaście lat temu, a ścieżka dźwiękowa w wykonaniu Elektrycznych Gitar jako żywo przywraca widzom obrazy niezapomnianych lat 90.
5. Braveheart, Gladiator i Ostatni samuraj Te trzy produkcje to właściwie jeden i ten sam film. Prześledźmy fabułę: wyrzutek społeczeństwa prowadzi walkę z systemem skazaną na porażkę. Po przeciwnej stronie barykady stoi niemal demoniczny wróg, który w odpowiednim momencie wbije bohaterowi nóż w plecy (nieraz całkiem dosłownie). Jest też oczywiście niedostępna kobieta, w której nasz bohater się zakochuje. Dodatkowo nie jest ona jego pierwszą miłością, tę pierwszą utracił i to dało mu siłę do walki… No, może poza Tomem Cruisem. Jego zdaje się napędzać sake. To jest jednak mało ważne, bo na koniec, gdy Mel Gibson krzyknie „Wolność!”, Russel Crowe wróci przez zboże do domu,
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
graf. Mateusz Nowak (mnowak.eu)
3. Kevin sam w domu
a Tom Cruise usłyszy od samuraja, że każdy kwiat wiśni jest doskonały, wszyscy Bez komentarza. będziemy płakać jak bobry.
4. I kto to mówi John Travolta jako zakochany lekkoduch, Kirstie Alley szukająca męża i niemowlak komentujący wydarzenia w filmie głosem Bruce’a Willisa. Fabularny koszmar okazał się wielkim hitem i doczekał się nawet drugiej części, a kto nie śmiał się z pogaduszek Mikey’a z innymi berbeciami, ten zgred. Bo choć tak tragicznie zły, I kto to mówi jest pociesznie zabawny i, jak każda tego typu produkcja, przywraca ludziom wiarę w prawdziwą miłość, szczęście i nadzieję, że talent aktorski Travolty będzie miał szansę objawić się w produkcjach Tarantino.
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
2. Wirujący seks „Przyniosłam arbuza” – wypala nastoletnia wczasowiczka Baby (Jennifer Gray), chcąc zagadnąć bezwstydnie atrakcyjnego tancerza Johnny’ego. Tak zaczyna się wakacyjny romans jej życia, który zakłócą małe dramaty i dopełni niezapomniana ścieżka dźwiękowa z hitami She’s Like the Wind czy Time of My Life. Atmosfera schyłku lat 60. w Ameryce zawsze przyciąga tłumy przed ekrany telewizorów, a kocie ruchy Patricka Swayze’ego nadal przyprawiają panie o szybsze bicie serca. Wszystko, począwszy od imion bohaterów, aż po ich końcowy taniec, skąpane jest w kiczu, ale któż by się tym przejmował?
1. Titanic Niekwestionowany zwycięzca nagrodzony 11 Oscarami. W 1997 roku wzbudzał zachwyty, obecnie jest wyśmiewany i kojarzony wyłącznie z kiczem, półnagą Kate Winslet i młodziutkim Leonardo DiCaprio. I choć teraz wszyscy się z tej produkcji śmieją, a puszczany w telewizji publicznej musi być dzielony na dwie tury, bo z reklamami trwa pięć godzin, to Titanic stał się filmem kultowym. W końcu miłość bohaterów była wieczna, a orkiestra z przytupem poszła na dno, nie przerywając tanga. Nikt się do tego nie przyzna, ale każdy choć raz uronił łzę, gdy Jake zamarzł uczepiony drzwi. Każdy zarumienił się , gdy ręka Rose zostawiała ślad na zaparowanej szybie samochodu. Ja też, ale nie mówcie nikomu.
NR 18 KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 35
KULTURALNIE / film
Bollywood, czyli czasem uśmiech, czasem łzy Biedna ona, bogaty on… lub odwrotnie – jak kto woli. Przeciwni związkowi rodzice, konkurent o serce ukochanej jako czarny charakter i wielka, namiętna miłość. A do tego mnóstwo tańca i śpiewu, świdrujących ucho dźwięków oraz skoczności w choreografii. Jednym słowem, przepis na bollywoodzki hit gotowy, bo przecież musi być kolorowo, podniośle i z przytupem. Czasem słońce, czasem deszcz Kicz można znaleźć praktycznie wszędzie, także w filmie. Najlepszy przykład? Bollywood. Już sama umowna nazwa („Bollywood” pochodzi z połączenia określeń: Hollywood i Bombaj, który jest największym indyjskim ośrodkiem kinematograficznym), za którą sami Hindusi nie przepadają, wywołuje pobłażliwy uśmiech na twarzy. Czy są wielbiciele takiego rodzaju kina? To trochę jak z disco polo: nikt nie lubi, KATARZYNA nikt się nie przyznaje, ale każdy zna. Chyba nikomu nie trzeba przedstawiać kina LUTKA Bollywood. Warto może wspomnieć, że również świat hinduskich filmów ma aktorów cieszących się popularnością i uwielbieniem fanek, niczym Ryan Gosling czy Brad Pitt w produkcjach hollywoodzkich. Mowa między innymi o takich postaciach, jak: Shah Rukh Khan lub Hrithik Roshan. Aktorzy ci goszczą w wielu popularnych obrazach hindi cinema, jak lubią określać Hindusi swoją kinematografię zamiast pojęcia „Bollywood”. Nie trzeba oczywiście dodawać, że bardzo często są to role pierwszoplanowe.
społecznych, on – bogaty i wykształcony, syn dobrze postawionych rodziców, dla których tradycja jest najwyższą wartością. Chcą być razem, lecz nie mogą, ponieważ ich związkowi przeciwstawia się konserwatywny ojciec, który już zdążył wybrać dla swojego syna o wiele odpowiedniejszą, jego zdaniem, partnerkę. Żeby było bardziej romantycznie i dramatycznie młodzi, wbrew całemu światu, pobierają się. Pozostaje tylko pytanie: z jakimi konsekwencjami przyjdzie im się zmierzyć? Cała historia nabiera jeszcze większej bajkowości i magii dzięki fabule oraz choreografii pełnej tańca i skocznej muzyki. Miłosne wyznania wyśpiewywane są niezwykle wysokimi głosami w rytm świdrujących ucho dźwięków. Do tego dochodzą kolorowe stroje, niezliczona ilość świecącej biżuterii i orientalne makijaże. Całości dopełniają pałacowe, bogato zdobione wnętrza oraz azjatyckie krajobrazy, pośród których młodzi kochankowie wyznają sobie miłość. Jednym słowem nieziemsko, fantastycznie i romantycznie aż do przesady, niczym w wątpliwej klasy „Harlequinie”.
Schemat jest prosty: ona jest biedna Czasem uśmiech, czasem łzy i pochodzi z niższych sfer społecznych, Nie da się ukryć, że filmy bollywoodzkie pełne są zarówno kiczu, jak i przesadnej patetyczności. on – bogaty i wykształcony, syn dobrze Podniosłe dialogi, wręcz przesycone namiętnością fascynacja spojrzeniem, muśnięciem ręki, postawionych rodziców, dla których wyznania, nie mówiąc już o samym pocałunku, są na porządku tradycja jest najwyższą wartością. dziennym. Przesadzam? Nie sądzę, bo kto tak robi Jak takie filmy wyglądają i co sobą reprezentują? Najlepiej odpowiedzieć na te pytania, przedstawiając to na przykładzie jednej z indyjskich produkcji. Mój wybór padł na największy chyba przebój tego kina z ostatnich lat: Czasem słońce, czasem deszcz. Jest to film Karana Johara z 2001 roku, który swojej premiery doczekał się nawet w Polsce. Schemat jest prosty: ona jest biedna i pochodzi z niższych sfer
36 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
w prawdziwym życiu? Do tego dochodzą jeszcze wartości, kultura i religia. Z tym kłócić się nie sposób. W końcu to nie nasze klimaty i to, co naturalne dla ludzi tamtych krajów, dla nas może wydawać się niecodzienne i dziwne. Nie mogę się jednak powstrzymać, aby chociaż o tym nie wspomnieć, ot, tak. Bo cóż to za ojciec, który unosi się honorem i wyrzuca własnego syna z domu, ponieważ ten nie wypełnił obowiązku dziecka? Dlaczego młodzieniec tego nie
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
zrobił? Ponieważ zakochał się w nieodpowiedniej dla niego (naturalnie zdaniem rodziciela) kobiecie, która, będąc z niższej klasy społecznej, może nie znać wartości i obyczajów wyznawanych w zamożnej rodzinie. Jednak, co by nie mówić, filmy Bollywood mają jedną cechę, którą większość uzna za pozytywną – szczęśliwe zakończenia. W tym przypadku pojawia się wierzący w zgodę między ojcem a synem drugi brat, który doprowadza do szczęśliwego – bo jakżeby inaczej – zakończenia konfliktu. Nagle wszelkie zasady, które do tej pory wyznawał ojciec, przestają mieć
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
znaczenie i widzowie mogą się cieszyć pozytywnym zwrotem akcji. Nie trzeba przy tym dodawać, że młodszy syn również znajduje miłość. Nie można zaprzeczyć, że kino w takiej otoczce jest mocno kiczowate. Za dużo „ochów” i „achów”, groteski, patetyzmu i przerysowanych sytuacji, które czasem wydają się być żywcem wyjęte z bajki. Z pewnością znajdą się fani takiej twórczości, tak samo, jak bez wątpienia istnieją jej przeciwnicy. W końcu: co kto woli. W realnym życiu przecież nie zawsze świeci słońce dobrego smaku, czasem musi spaść także kiczowaty deszcz.
graf. Mateusz Nowak (mnowak.eu)
Podniosłe dialogi, wręcz przesycone namiętnością wyznania, fascynacja spojrzeniem, muśnięciem ręki, nie mówiąc już o samym pocałunku, są na porządku dziennym. Przesadzam? Nie sądzę, bo kto tak robi w prawdziwym życiu?
NR 18 KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 37
KULTURALNIE / film
Niekończące się
BOLLY
graf. Mateusz Nowak (mnowak.eu)
Jaśkowi, z wdzięcznością za słodki koszmar Aśoki.
38 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
J KATARZYNA ŚWIEGOT
eszcze kilka lat temu, słysząc słowo „kicz”, myślałam „Bollywood”. Kiedyś dałam temu wyraz w rozmowie z kolegą. Posłuchał, pokiwał głową, a na następne spotkanie przyniósł mi płytę i kazał obejrzeć. Nie miałam na to najmniejszej ochoty i pewnie bym sobie odpuściła ów seans, ale dziwnym zrządzeniem losu trafił się wieczór, gdy – nudząc się wprost niemożebnie – włączyłam pierwszy w swoim życiu film Bollywood. Nie pamiętam już dziś, co mnie do tego skłoniło. Wiem jedynie, że nie przypuszczałam, by ta decy-
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
KULTURALNIE / film
zja mogła mieć jakieś inne skutki prócz tego, że wypełnię trzy godziny kolorowymi obrazkami. I pamiętam całkowite zaskoczenie. Obejrzałam Aśokę. Potem obejrzałam go jeszcze raz. W trakcie trzeciego seansu zasnęłam. Kiedy się obudziłam, włączyłam film ponownie, żeby przekonać się, czy przypadkiem coś się w nim nie zmieniło. Przez tydzień wymyślałam kolejne preteksty, by rzucić okiem na tę czy inną scenę i rzadko udawało mi się obejrzeć fragment krótszy niż 60 minut. A przecież cały film znałam już wtedy na pamięć. Myślałam, że to będzie tak samo jak ze wszystkimi moimi fascynacjami: przesyt doprowadzi w końcu do znudzenia i zainteresowanie samoczynnie wygaśnie. Myliłam się. Za każdym razem, kiedy pojawiały się napisy końcowe, czułam ten sam niedosyt i tęsknotę. I nie umiałam powiedzieć, co właściwie tak mnie porusza w tych stu pięćdziesięciu minutach ruchomych obrazków. Fabuła? Prosta jak konstrukcja cepa. Bohater owie? W niejednym filmie można takich znaleźć. Emocje? Silne, ale zrozumiałe. Przyszło mi do głowy, że może nie chodzi o ten jeden konkretny obraz, ale o jakieś spe cyficzne cechy kina bollywoodzkiego w ogóle. Obejrzałam Aśokę jeszcze parę razy i w końcu ruszyłam na poszukiwanie innych okazów mumbajskiej kinematografii. – Świegot, zlituj się! – usłyszałam od koleżanki, której wyłuszczyłam prośbę o jak najwięcej Bollywoodu (wiedząc, że jej siostra jest miłośniczką gatunku). – Przecież tego się nie da oglądać! – Wiem – poinformowałam ją, czując narastający dygot – ale i tak chcę wszystko, co da się zdobyć. Musiała usłyszeć w moim głosie jakąś straszną determinację, bo już dalej nie protestowała. Wróciłam do domu z zapasem upragnionych materiałów i ze świadomością, że prawdopodobnie wszystkie te dzieła będą kolorowe do oczopląsu, słodkie do przesytu i łzawe do szaleństwa. I takie właśnie były, ale z każdym kolejnym filmem wsiąkałam coraz głębiej w stan bezbrzeżnego oszołomienia. Hindusi, z wszędobylskim SRK na czele, wtańczyli się i wśpiewali w moje serce z siłą tajfunu, co było o tyle niezwykłe, że
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
na co dzień nie używam – a przynajmniej wówczas nie używałam – serca... Tłumaczyłam sobie, że najwyraźniej jestem naiwna. Że kocham te baśnie kolorowe jak rajskie ptaki, bo ich twórcy nie silą się na efekt artystyczny, nie taplają widza w absurdach, nie budzą w nim poczucia zagrożenia, tylko – najzwyczajniej w świecie – opowiadają historie. Że jest w tym kinie jakaś pierwotna czystość, która urzeka i pociąga. I wreszcie, że odmienność kultury hinduskiej fascynowała mnie od dziecka, więc teraz po prostu wracam do czegoś, co dawno już było mi bliskie. Powiecie, że to racjonalizacja. Macie rację, oczywiście, że tak. Ale kamieniem niech rzuci ten, kto nigdy nie próbował zracjonalizować nagłego ataku miłości. Moje próby usprawiedliwiania tej niepojętej sympatii wynikały z faktu, że coś w tym uzależnieniu było nowością, coś było dziwne i zastanawiające. Żaden nurt literacki, żaden człowiek, żadna subkultura, żadne zjawisko nie oddziaływało na mnie wcześniej z tak wielką siłą. Desperacko szukając zrozumienia swojego stanu, przekopałam się przez mnóstwo mądrych artykułów w prasie i jeszcze więcej głupich dyskusji w Internecie. Wnioski z lektury były zawsze takie same: hinduskie kino jest szmirą niemiłosierną, produktem przeznaczonym wyłącznie dla widzów o niewyrobionym smaku, nie szukających w kinie głębi, piękna i artyzmu, tylko głupiutkiej rozrywki prostej w odbiorze. Trochę się na tę diagnozę obraziłam, ale na jakiś czas przystopowałam z „bollywoodzkością”. Chyba nikt nie chce być zjadaczem szmiry ani naiwnym widzem goniącym za płytką rozrywką. Przez dwa miesiące oglądałam tylko ambitne kino europejskie, co skończyło się zawaloną sesją, rozstrojem nerwowym i ogólną niechęcią do świata. W obliczu wyrzucenia ze studiów zdecydowałam się na kinoterapię. „Zacznę łagodnie, od placebo” – myślałam. „Jest przecież mnóstwo hinduskich filmów, które nie są typowymi bollywoodami. Na przykład remaki filmów europejskich i hollywoodzkich. Grają ci sami aktorzy, mówią tym samym językiem, ale nie ma aż tyle tańców, a jazgotliwego śpiewu nie ma w ogóle. Może to wystarczy...” Nie wystarczyło – z dwóch powodów. Po pierwsze, te ersatze budziły we mnie nieopisaną frustrację. Po drugie, stwier-
dziłam, że nawet w tych filmach Hindusi pozostają Hindusami i przynoszą ze sobą na plan słabe efekty dźwiękowe (w całych Indiach nagrano chyba tylko jeden odgłos ciosu), specyficzne poczucie humoru i zamiłowanie do melodramatu, czyli to wszystko, co w Bollywoodzie byłam w stanie znieść, a co w namiastkach raziło mnie okrutnie. Po długiej szarpaninie złożyłam w końcu broń. Kapituluję. Przestaję walczyć, bo w starciu z bollywoodzkością nie mam żadnych szans. Jestem bezsilna. Mimo
Moje próby usprawiedliwiania tej niepojętej sympatii wynikały z faktu, że coś w tym uzależnieniu było nowością, coś było dziwne i zastanawiające. Żaden nurt literacki, żaden człowiek, żadna subkultura, żadne zjawisko nie oddziaływało na mnie wcześniej z tak wielką siłą. siedmiu lat studiów, mimo trzech literek, które mam prawo wstawiać przed nazwiskiem, mimo setek przeczytanych książek, mimo Eliadego, Lévi-Straussa i Proppa, którzy cierpliwie tłumaczyli mi antropologiczne przyczyny funkcjonowania archetypów, mitów i bajek, mimo wszystkich wokół, którzy podśmiewają się z tego szaleństwa jawnie lub za moimi plecami. Są okresy remisji. Wtedy dyskutuję ze znajomymi o intertekstualności, onomastyce i chiropterach (nieważne zresztą, o czym – ważne, żeby określać to trudnymi zwrotami zapożyczonymi z łaciny i greki). Ale kiedy mam już wszystkiego dosyć, wyłączam telefon i zaszywam się na trzy godziny w innym świecie: kolorowym do oczopląsu, słodkim do przesytu, łzawym do szaleństwa. I tu mi dobrze.
NR 18 KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 39
KULTURALNIE / muzyka
NOT FOR BUBEL Słowo „kicz” pochodzi z języka niemieckiego i oznacza „lichotę, tandetę, bubel”. Wyraz jest nacechowany negatywnie. Ale czy nie może sprawić, że odbiorca dozna pozytywnego wrażenia? Czy kicz może być wartościowy? Jasne, że tak.
JOANNA MARSZALEC
Heavy Metal Beatles
Hard Rock Hallelujah
Kiczowate stroje, przesadzony makijaż i showmańskie pokazy pirotechniczne są nieodłącznym elementem zespołu. Czy genialna muzyka i tandetne dodatki mogą dać dobry efekt? Kiss jest przykładem tego, że tak. Artyści czarują nas technologią 3D, ciekawymi kostiumami i makijażem rodem z komiksów o superbohaterach. Dodatkowo na koncertach dosłownie latają nad publicznością, Simmons zieje ogniem i pluje krwią, a z gitary Thayera wydobywają się dym oraz ogień. Całość uzupełniają wybuchające petardy i sztuczne ognie. Ale na tym nie koniec. W ruch idzie konfetti, a Stanley na scenie niszczy gitarę i jej część oddaje publiczności. Ich koncerty to spektakl cyrkowy, który bawi nie tylko oczy, ale przede wszystkim uszy. Heavy Metal Beatles to własny styl Kissów. Grupa, będąc pod ogromnym wpływem The Beatles i rock and rolla, wytyczyła całkiem nową drogę dla rocka. Zespół poprzez swoje showmaństwo i „magię”, którą pokazuje na scenie, przez wielu jest uznawany za kiczowaty. Jednak przy bliższym poznaniu wszyscy mówią o klasyce, jaką jest Kiss. Wyrazisty makijaż, ciekawe stroje i cała oprawa wizualna świetnie komponują się z mocną muzyką kapeli. Czy wyobrażacie sobie tych artystów bez całego spektaklu, jaki pokazują na scenie? Pewnie tak, ale czy dałoby to taki sam efekt? Wątpliwe. Członkowie Kiss w swojej twórczości wykorzystują świadomie kicz. Skutek jest niesamowity. Nie bez powodu na ich koncerty zjeżdżają ludzie z całego świata, a sam zespół jest uważany za jedno z przeło-
Groza, mrok i surowy wokal? To właśnie Lordi. Zwycięzcy Eurowizji pokazują, po raz kolejny, że można tworzyć swój styl i być w tym świetnym. Kostiumy artystów są zainspirowane filmami grozy, a ich twórcą jest wokalista zespołu – Mr. Lordi. Stroje to nie tylko „maska”, którą zakładają na scenie, ale przede wszystkim wizerunek publiczny. Warto dodać, że są one niewygodne i nie przepuszczają powietrza, co dodatkowo budzi podziw. Muzycy odcinają się od nurtu satanistycznego, tłumacząc swój gust zamiłowaniem do horrorów. Hard Rock Hallelujah to utwór, z którym Lordi reprezentowali Finlandię na Eurowizji w 2006 roku. Czy może być coś bardziej kiczowatego od tego „konkursu”? Pewnie coś by się znalazło, ale jak dla mnie, przynajmniej na razie, nie ma. Grupa jak burza przeszła przez eliminacje krajowe, napotykając po drodze nie lada przeszkody. Artyści musieli tłumaczyć się ze swojego stylu muzycznego i wyboru strojów. Zarzucano im satanizm i zły wpływ na społeczeństwo. Zespół jednak nie zmienił swojego pierwotnego założenia. Gdy pierwszy raz zobaczyłam zdjęcie Lordi, pomyślałam, że to totalna tandeta, ale, jak wiadomo, pierwsze wrażenie często bywa mylne. Włączyłam teledysk i… boom. Mroczne stroje i ciężkie brzmienia idealnie do siebie pasują. Jest to kolejny przykład na to, że, wykorzystując kiczowaty konkurs i halloweenowe stroje, można zostać zauważonym z pozytywnym skutkiem. Dzięki tym zjawiskom oraz surowemu wokalowi Putaansuu, Lordi są uznawani za jeden z wielu kultowych zespołów na świecie.
Grupa, będąc pod ogromnym wpływem Muzyczna Apokalipsa The Beatles i rock and rolla, wytyczyła Walka z Kościołem, satanizm, kontrowersje i protesty, czyli niesamowity Marilyn Manson. Zespół, propagucałkiem nową drogę dla rocka. Zespół jący nonkonformizm i ikonoklazm, znany jest z budzących społeczne zainteresowanie tekstów i specypoprzez swoje showmaństwo i „magię”, ficznego wyglądu. Słysząc Marilyn Manson, widzę okropny makiktórą pokazuje na scenie, przez wielu jaż, odrzucające zachowanie i protestujący Kościół. jest uznawany za kiczowaty. Nikogo już nie dziwią oskarżenia o branie narkotyków przez muzyków, oburzające czytanie Pisma mowych zjawisk w muzyce. Mamy więc żywy przykład Świętego na koncertach czy makabryczne obrazy na na to, że tandeta może dodać uroku, ale, co ważniej- scenie. To, co jest dla mnie lamerskie, to zachowasze, nie obniżyć walorów muzycznych. nie Mansona, lidera zespołu, i groza, jaką sieją wokół
40 OFENSYWA NR 1 (18) KWIECIEŃ 2013
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
fot. Il Fatto Quotidiano / flickr.com
Makabra i psychodela, w jaką wprowadzają nas muzycy, jest kwintesencją świata. Kapela uwidacznia nam najgorszą stronę rzeczywistości, która nas przeraża.
fot. Alterna2 / Wikimedia Commons
KULTURALNIE / muzyka
syka rocka. Wygląd jest ściśle powiązany z gatunkiem i osobowościami artystów. Ciekawym elementem jest nazwa zespołu – pierwszy człon to imię artystki uważanej za symbol seksu, a drugi to nazwisko znanego, seryjnego mordercy. Dźwięki i kreacja postaci są godne podziwu. Marilyn Manson to zespół, który daje lekcję z tego, jak się wyróżniać i tworzyć wokół siebie kontrowersyjny szum medialny. Ale najważniejsze są błyskotliwe teksty, świetna muzyka i odrażająca kreacja artystów, które bez siebie są jak niepełna układanka.
Meld Zespół łączący trash i death metal, a do tego metalcore, świetnie się w to wszystko wkomponowujący. Slipknot, czyli jedno z ciekawszych brzmień alternatywnych. Na pierwszy rzut oka można ocenić zespół jako tandetę. Jednak, po bliższym kontakcie z jego brzmieniami, dociera do nas, jak bardzo te elementy są sobie potrzebne. Artyści w maskach wizualnie przyciągają odbiorców, a muzyka wprowadza nas w odpowiedni klimat. Meld to pierwotna nazwa zespołu, którą najpierw zmieniono na Pyg System, a następnie na Slipknot. Dzisiaj zespół kojarzy się z genialnymi dźwiękami,
42 OFENSYWA NR 1 (18) KWIECIEŃ 2013
przerażającymi maskami, niczym z Hannibala Lectera, i agresywnymi zachowaniami na koncertach. Ale to, co ostatnio najbardziej przykuwa uwagę widzów, to maska i kombinezon nieżyjącego członka grupy – Paula Graya, które podczas występów znajdują się na scenie. Jest to swego rodzaju pośmiertny hołd składany jednemu z założycieli zespołu. Slipknot lekko kpi sobie z kiczu, wykorzystując maski oraz dziwne zachowania na koncertach. Grupa pokazała, jak się przekracza granice. Skutkiem tego jest uznawanie zespołu za jedną z najważniejszych formacji metalowych ostatnich 15 lat.
So… Kiss, Lordi, Marilyn Manson i Slipknot są przykładami, że bubel można zmienić w coś ciekawego i intrygującego. Kiczowate stroje, mocne uderzenia, zaskakujące poglądy i kontrowersyjne zachowania – to wszystko określa muzyków i daje niesamowity efekt końcowy. Kicz sam w sobie powinien być negatywny, słaby i wyzuty z doznań estetycznych. Zespoły, które wymieniłam powyżej, pokazują, jak różnie można postrzegać to zjawisko. Nie tylko pomysł wykorzystania elementów powszechnie uważanych za lamerskie, ale również ich skomponowanie z muzyką i osobowościami artystów sprawia, że chcemy więcej i więcej.
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
KULTURALNIE / teatr
Hollywood w małej, irlandzkiej wiosce na deskach lubelskiego teatru Do repertuaru lubelskiej Sceny Prapremier InVitro i Teatru Centralnego powrócił spektakl Łukasza Witt-Michałowskiego Kamienie w Kieszeniach, który miał swoją premierę 18 września 2006 roku.
S
ztuka, oparta na tragikomedii irlandzkiej pisarki Marie Jones, porusza problem bezpośredniej konfrontacji wielkiego świata z zacofaną prowincją. Do małej wioski przybywa ekipa z Hollywood, chcąc kręcić tu film z udziałem miejscowych statystów. Światy, których zderzenie się ze sobą obserwujemy, są zupełnie różne. Pierwszy z nich jest pełen możliwości, szans na realizację pragnień, przepychu i fałszu, podczas gdy drugi osnuty jest niespełnionymi marzeniami, determinacją w dążeniach do osiągnięcia obranego celu, a także szczerością i prawdą. Historia opowiedziana została w dwóch aktach. Pierwszy z nich ma charakter zdecydowanie komediowy, odsłania przed nami kulisy powstawania filmu. Mieszkańcy wioski uczestniczą jako statyści przy realizacji hollywoodzkiej produkcji. Jest to dla nich szansa nie tylko na zarobienie pieniędzy. Obecność sławnych i bogatych ludzi we wsi daje wiele możliwości, ale również niesie ze sobą liczne zagrożenia. Niespełniony reżyser upatruje w niej szansy na dostrzeżenie i zrealizowanie jego amatorskiego scenariusza. Podczas wspólnych lekcji wymowy młodego statysty z aktorką, które mają na celu zdobycie przez nią irlandzkiego akcentu, nawiązuje się między nimi relacja o wyraźnych znamionach romansu. Jeszcze inni nie wytrzymują presji i, w poczuciu beznadziei oraz braku perspektyw na lepsze jutro, popełniają samobójstwo. Tak właśnie kończy się pierwszy, a rozpoczyna drugi akt sztuki. Nastoletni Sean Harkin, jeden z mieszkańców wioski, odbiera sobie życie – topi się, obciążając celowo kamieniami (w kieszeniach) własne ciało. To wydarzenie głęboko wstrząsa życiem tamtejszej ludności, która dotkliwie przeżywa stratę oraz obwinia siebie, że w porę nie udzieliła pomocy chłopcu. Wybucha też konflikt pomiędzy mieszkańcami wioski a ekipą filmową, ponieważ ta nie zgadza się dać przerwy lokalnym statystom, by mogli wziąć udział w uroczystościach pogrzebowych Seana. Największa siła tkwi w formie spektaklu. Na scenie obserwujemy tylko dwóch aktorów: Bartka Kasprzykowskiego oraz Mateusza Damięckiego, którzy wcielają się w kilkanaście różnych postaci, m.in. w: Caroline Giovanni – amerykańską gwiazdę filmową, Seana – nastoletniego buntownika czy Clema – despotycznego reżysera, który nie rozumie lokalnego środowiska. Wszystkie osoby łączy dwóch głównych bohaterów, dwóch statystów: Charlie Conlon i Jack Quinn. Są oni uczestnikami wszystkich wydarzeń,
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
które miały miejsce podczas realizacji hollywoodzkiej produkcji na terenie irlandzkiej wioski. Biorą w nich udział, jednocześnie je komentując. W dodatku odkrywają, przed publicznością zgromadzoną na sali widowiskowej, towarzyszące im emocje, ukryte tęsknoty oraz marzenia, których spełnienia pragną. Charlie i Jack są niezaprzeczalnie częścią lokalnego społeczeństwa, jednak skrycie chcą coś w życiu zmienić, dlatego też niekiedy w sposób dość nieudolny dążą do odmiany swojego losu oraz podejmują działania pozwalające choć na chwilę uciec od bezna- IZA ZIN dziei i monotonni dnia codziennego. Na uwagę zasługuje również scenografia, którą można zdefiniować za pośrednictwem dwóch słów: pomysłowość i minimalizm. Aktorom towarzyszą na scenie jedynie dwie toalety przenośne clip clop. W spektaklu spełniają one różnorakie funkcje: są wanną, garderobą, prysznicem, a nawet trumną. Należy zaznaczyć, że są one w swych rolach niezwykle wiarygodne. Spektakl został już doceniony zarówno w Lublinie, jak i poza jego granicami. Jest laureatem licznych nagród: Wielkiej Nagrody Publiczności Festiwalu Kontrapunkt (2007), Anioła Publiczności Wiosennego Festiwalu Teatralnego w Bielsku-Białej (2008) oraz indywidualnej nagrody aktorskiej Ogólnopolskiego Festiwalu Komedii Talia w Tarnowie (2009). Ponadto w 2011 roku sztuka została wyemitowana przez TVP Kultura. W czym tkwi siła spektaklu? Co jest przyczyną tego, że pomimo upływu lat publiczność licznie gromadzi się na sali widowiskowej, chcąc obserwować dwóch,
Aktorom towarzyszą na scenie jedynie dwie toalety przenośne clip clop. W spektaklu spełniają one różnorakie funkcje: są wanną, garderobą, prysznicem, a nawet trumną. niekiedy nieudolnych, chłopców statystujących przy realizacji hollywoodzkiej produkcji? Myślę, że są to w szczególności zdecydowane działania reżysera, dynamiczna gra aktorska oraz siła tekstu. Kamienie w kieszeniach to bowiem nie tylko historia opowiadająca o kulisach powstawania filmu, ale również opowieść o potędze przyjaźni, wolności i pogoni za marzeniami. NR 1 (18) KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 43
KULTURALNIE / sztuka
MALARSKI KICZ Choć kicz ponoć sztuką nie jest, to w twórczości czołowych przedstawicieli malarstwa można z łatwością znaleźć jego przejawy. Pojawiają się one zarówno u Giotta, jak i u Warhola. Marek Hendrykowski wymienia moc przykładów na istnienie kiczu nawet w tych epokach, w których to pojęcie jeszcze nie istniało. Obarcza nim dzieła (wspomnianego już) Giotta, Botticellego, Rafaela, Leonarda da Vinci, Tycjana, Rubensa, a także malarstwo nurtu rokokowego i trudno się z nim nie zgodzić. Pisze o kiczu doby romantyzmu (widocznym między innymi w gotycyzmie), operetkowym i operowym, a nawet o zawartym w dziełach znanych i cenionych twórców (m.in. Cervantesa, Sienkiewicza, Mickiewicza i Norwida).
KATARZYNA SIENKIEWICZ
C
zym jest kicz, skoro wdziera się w twórczość artystów tego pokroju? Odrzyjmy go z resztek tajemniczości, a siebie z niepewności. Marek Hendrykowski uważa go za element sztuki wykluczający się z nią, a zarazem jej potrzebny. Czym bowiem byłaby jasność bez ciemności? Abraham Moles wymienia zasady rządzące kiczem: przedmiot mający jego cechy leży pomiędzy tym, co jest powszechnie akceptowane, a tym, co nowatorskie.
44 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
Jest niedostosowany, ponieważ przekracza zasadę funkcjonalności, ma wiele różnych funkcji, działa na wiele zmysłów na raz, jest przeciętny. Według Molesa, malarze, wymienieni powyżej jako maczający palce w tej niechlubnej kategorii, zdają się zawinić idealizacją i naiwną ładnością idyllicznych przedstawień – fałszywych i próżno pięknych. Natomiast zdaniem Theodora Adorno kicz to parodia katharsis i świadomości estetycznej.
Granice kiczu – pop-art i dada Na początku XX wieku w Nowym Jorku pojawiła się grupa „antymalarska” dążąca do rewolucji w pojmowaniu sztuki. Należeli do niej Marcel Duchamp i Francis Picabia, którzy przybyli z Europy, oraz Amerykanin, Man Ray. Duchamp przestał malować, zajął się tworzeniem przedmiotów gotowych – readymades. Nie zależało mu przy tym, by dzieła były
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
KULTURALNIE / sztuka
plastikowe mieszkanie i tacy też towarzysze: przyjaciel Ken i młodsza siostra Skipper. Obie „kobiety”, konstrukcja Picabii oraz lalka Barbie są przedmiotami trójwymiarowymi, odległymi malarstwu, zaprzeczającymi sztuce. Jedna z pań ociera się o granicę kiczu, druga jest poza nią. Nie tylko pop-art i dadaiści oscylowali na tej linii. Również Maja Kitajewska radzi sobie z tym doskonale. Jest młodą, polską artystką, a jej prace można było zobaczyć między innymi przed rokiem w Galerii Białej w Lublinie. Tworzy “obrazo-tkaniny”, bawi się cekinami i materią farby. „Animowany” królik na tle „wyzłoconym” cekinami, boki płócien obszyte taśmą ze sklepu z pasmanterią, jeans naciągnięty na krosna, zabawa pop-artem i długie, enigmatyczne tytuły – to cechuje jej twórczość. Artystka łączy świat fine art z popkulturą dzięki warsztatowi, talentowi, wiedzy o otaczającym ją świecie oraz wnikliwej obserwacji. Zaskakuje, łamie standardy i zachwyca fakturą „płócien” i kolorami. Kiczowaty jest jeleń wyrzeźbiony w salonie dla ukazania rogów w pełnej okazałości, cukierniczka z idyllicznym przedstawieniem młodzieńca i panny w rokokowych szatach, a także obrazek, na którym widnieje bukiet kwiatów, kupiony na targu i rozbielony w miejscach, w których nie przewidują tego zasady światłocienia, o płatkach wychodzących w trzeci wymiar, gdyż szary „artysta” nie żałował farby. Wreszcie kiczem jest również opakowanie masła „bez masła” ze szczęśliwymi twarzami nad wyraz zdrowo odżywiającej się rodzinki. Reklama sprzedaje wizję szczęścia. Byłoby wspaniale, gdyby każdy świadomie wybierał swoją panoramę spełnionych marzeń będącą zarazem celem dążeń i pamiętał o niej przy setkach codziennych wyborów dokonywanych chociażby w supermarketach. Balansowanie na granicy kiczu jest zjawiskiem ciekawym i pożądanym. Takie dzieła mogą tworzyć tylko ci, którzy tę linię doskonale rozumieją. Pozostaje ona w pamięci twórców predestynowanych do bycia artystami, a nie rzemieślnikami czy
Reklama sprzedaje wizję szczęścia. Byłoby wspaniale, gdyby każdy świadomie wybierał swoją panoramę spełnionych marzeń będącą zarazem celem dążeń i pamiętał o niej przy setkach codziennych wyborów dokonywanych chociażby w supermarketach. ładne i wizualnie interesujące. Miały nie tylko zaskoczyć i zbić z tropu krytyków i widzów, ale również ich zaszokować. Mimo jego starań trudno nie odróżnić tej absurdalnej, aczkolwiek wyrafinowanej, twórczości od kiczu. Czym innym są skomplikowane, nonsensowne maszynerie Picabii, opatrywane zagadkowymi tytułami (jak na przykład Oto kobieta), a czym innym lalka Barbie. Tę wynalazło amerykańskie wzornictwo lat pięćdziesiątych jako kurę znoszącą złote jajka. Samą Barbie kupowano za niewielkie pieniądze, dużo więcej kosztowało jej utrzymanie, garderoba,
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
kopistami. O granicę tandety po prostu trzeba się ocierać, a jeśli nie ocierać, to wiedzieć, gdzie ona leży, by móc się od niej trzymać z daleka. Celową kiczowatość, jak się okazuje, świadomie wykorzystują wybitni twórcy, by zamanifestować bunt wobec „akademickich standardów”. Niestety, niewprawne oko, niewidzące linii oddzielającej kicz od sztuki, choćby podskórnie i intuicyjnie, kiczem nazywa twórczość celową, wykorzystującą jego elementy. Kultura masowa może być cennym tworzywem dla wysokiej sztuki. NR 18 KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 45
KULTURALNIE / sztuka
KONIEC SZTUKI Akcjonizm wiedeński. Przeciwny biegun społeczeństwa. Prace z kolekcji Essla. MOCAK, Kraków, 7.11.2011–29.01.2012 Wystawa zbiorowa: Günter Brus, Otto Müehl, Hermann Nitsch, Rudolf Schwarzkogler Kurator wystawy: Stanisław Ruksza
KLAUDIA OLENDER
Okrutny przejaw kiczu i antykultury czy ostra krytyka hipokryzji i obłudy konsumpcjonizmu? Wystawa zbiorowa „Akcjonizm wiedeński. Prze ciwny biegun społeczeństwa” w Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK w Krakowie została zorganizowana przy współpracy z wiedeńskim Essl Museum Klosterneuburg. Do końca stycznia ubiegłego roku można było obejrzeć prace z pogranicza różnych form przekazu, dokumentujące twórczość czterech wiedeńskich skandalistów: Güntera Brusa, Otto Müehla, Hermanna Nitscha i Rudolfa Schwarzkoglera. Jak podają organizatorzy, główną inspiracją i zarazem mottem przewodnim wystawy były słowa najstarszego teoretyka nurtu akcjonizmu – Otto Müehla, które symbolicznie oddają zacieranie się granicy między sztuką a prawdą, wyobrażeniem a realnością: „W moich akcjach wyszedłem początkowo z założeń artystycznych, ale teraz widzę wszystko coraz mniej jako sztukę. To, co robię, jest raczej czymś w rodzaju przeciwnego bieguna społeczeństwa”. Zatem, skoro sam twórca przyznaje się do gwałtownego przejścia w stronę antysztuki na rzecz głębszego wyrażenia siebie, do jakiej kategorii należy przypisać tego typu wystąpienia? W czasach zdewaluowanych wartości trudno jednoznacznie stwierdzić, czy krwawe show połączone z brutalnym danse macabre jest prawdziwą alternatywą kultury buntującej się przeciwko drastycznej rzeczywistości, czy przeciwieństwem sztuki – zwykłym przejawem snobistycznego kiczu, rozkoszy okrucieństwa i skrajnego ekshibicjonizmu.
46 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
Zszokować „pohańbione społeczeństwo” Akcjoniści wiedeńscy, nazywani niekiedy Jeźdźcami Apokalipsy, od początku swojej działalności (lata 60. XX wieku) wzbudzali wielkie poruszenie społeczne. Jako potomkowie cywilizacyjnych kataklizmów – dwóch wojen światowych, Holocaustu oraz nazizmu, przeciwstawiali się zakłamanej kulturze i sposobie życia w powojennej Austrii. Pragnęli stworzyć sztukę, która w sposób szczególny korespondowałaby z nowoczesnością, a poprzez piętnowanie wszechogarniającej obłudy czy krytykę historii, obrazowałaby w sposób symboliczny rozpad społeczeństwa. Akcjonistom zależało przede wszystkim na pojęciu prawdy i samopoznania, dlatego też odrzucili ówczesną awangardę, zwracając się tym samym w stronę egzystencjalizmu w poszukiwaniu formy wyrazu akcentującej wszelkie aspekty wolności człowieka. Działania, które przeprowadzali, w głównej mierze miały charakter prowokacyjny – m.in. publiczne załatwianie potrzeb fizjologicznych, kąpiel w ekskrementach, szlachtowanie niewinnych zwierząt, kopulacja, kanibalizm i koprofilia. W myśl zasady „nie istnieje nic takiego, czego by sztuka nie mogła wyrazić” przeprowadzali zbrodnie codzienności, wykorzystując coraz to odważniejsze środki wyrazu i realizując coraz bardziej drastyczne pomysły. Na szczęście, niektóre z nich, pewnie z powodu braku zainteresowania, pozostały tylko w formie projektu, np. odpłatne zlecenie popełnienia samobójstwa, czy odegranie symfonii
bólu podczas obierania martwego dziecka ze skóry. W ich twórczości, prezentowanej w opuszczonych pozamiejskich suterenach, przeważnie w postaci happeningu, czy ulicznego performance’u, można odnaleźć liczne elementy rytualne (m.in. orgie, zarzynanie zwierząt, obrzezanie), misterium, a także wykorzystanie symboliki (krew, krzyż, owca, genitalia). Każdy z aktywistów wiedeńskich mocno odczuwał traumę zbiorowej zagłady, pragnął na własnej skórze doświadczyć śmierci. Dlatego też dręczyli niewinne zwierzęta i siebie – „pohańbione człowieczeństwo”. Kolekcjonerzy noży, ostrych żyletek, blizn i zbrodni już za życia wydali na siebie wyrok śmier-
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
fot. Ludwig Hoffenreich / mocak.pl
Akcjonistom zależało przede wszystkim na pojęciu prawdy i samopoznania, dlatego też odrzucili ówczesną awangardę, zwracając się tym samym w stronę egzystencjalizmu w poszukiwaniu formy wyrazu akcentującej wszelkie aspekty wolności człowieka.
NR 18 KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 47
W myśl zasady „nie istnieje nic takiego, czego by sztuka nie mogła wyrazić” przeprowadzali zbrodnie codzienności, wykorzystując coraz to odważniejsze środki wyrazu i realizując coraz bardziej drastyczne pomysły killers” z lat 90. XX wieku, tym samym przypisuje im winę za późniejsze krwawe bunty: „Pod płaszczykiem artystycznych wyczynów akcjoniści wiedeńscy, tacy jak Nitsch, Müehl czy Schwarzkogler, dopuszczali się masakrowania zwierząt na oczach publiczności; tłumy kretynów patrzyły, jak wyrywają, rozciągają organy i wnętrzności, zanurzają ręce w mięsie i krwi, doprowadzając niewinne zwierzęta do ostatecznych granic cierpienia – podczas gdy jakiś palant fotografował, czy filmował tę jatkę, by potem wystawić otrzymane w ten sposób dokumenty w galerii sztuki. Ową dionizyjską chęć uwolnienia bestialskich instynktów zła, zapoczątkowaną przez wiedeńskich akcjonistów, można odnaleźć w następnych dziesięcioleciach.1” Kontynuatorzy owego nurtu są wszędzie, m.in. w 2000 roku w Holandii Katina Simonse, tworząca pod pseudonimem Tinkebell, w akcie poświęcenia się dla sztuki z zimną krwią zadźgała własnego kota i przerobiła go na futrzaną torebkę. Trzeba przyznać, że diagnoza akcjonistów prezentowana przez Houellebecq’a z pewnością stanowi cenny komentarz do omawianego zjawiska.
Ręka, noga, mózg na białej ścianie MOCAK-u fot. Heinz Cibulka / mocak.pl
ci. Wywracając kulturę bebechami do „góry”, zostali wygnani na „przeciwny biegun społeczeństwa” i tym samym, jako kulturowa anomalia, mocno odznaczyli się w historii sztuki. Tylko, czy potrzebnie przelało się tyle krwi?
Przodkowie hippisów i „serial killers” Francuski eseista i powieściopisarz Michel Houellebecq w swojej „kultowej książce antynowoczesności”, pomimo silnej krytyki konsumpcjonizmu i frustrujących wyczynów pokolenia końca lat 60. XX wieku, paradoksalnie potępia alternatywną kulturę akcjonistów wiedeńskich, dopatrując się w ich działaniu mechanizmu akceptacji nazistowskich zbrodni. Krytykuje ich za bezmyślność, propagowanie kultu brutalnej siły i okrucieństwa, a dostrzegając w nich przodków zbuntowanego pokolenia hippisów i „serial
48 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
„Przeciwległy biegun społeczeństwa” to pierwszy w Polsce pokaz twórczości akcjonistów wiedeńskich. Ponad trzysta fotografii, wykonanych w latach 1962– 1970, trzy dokumenty audiowizualne i kilkanaście obrazów, pochodzących ze zbiorów Essl Collection. Jedno z najbardziej znanych dzieł Brusa, Wiedeński spacer (1965), umieszczone na samym początku wystawy, wprowadza nas w tematykę całej ekspozycji. Wraz z artystą, zacementowanym i ochlapanym białą farbą, przypominającym przeciętego na pół trupa, przemierzamy ulice Austrii w kierunku Placu Bohaterów. Miejsce to dość szczególne, gdyż w 1938 roku przemawiał tam sam Hitler, szczęśliwy z włączenia Austrii do III Rzeszy. Spacer Brusa jest krzykiem przeciwko zapomnieniu i niesprawiedliwości, sumieniem zdeptanego bolesną historią narodu, który jednak milczy – tak, jak milczą białe ściany galerii MOCAK. Kolejnym dziełem Brusa jest seria fotodokumentacji z kilkumiesięczną córeczką Dianą z 1967 roku. Artysta, znowu wymalowany białą farbą, tym razem
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
KULTURALNIE / sztuka subtelnie wtapia się w ścianę, tworząc zjawisko żywego obrazu. Znajdując się za plecami dziecka, naśladuje jego gesty. Przesłaniem może tu być próba rozliczenia się z winą przodków, wcześniejszego pokolenia, bo choć dziecko – ucieleśnienie niewinności i prawdy – w zestawieniu z ojcem, białym manekinem, zdaje się być bardziej wyraziste i czystsze, to z pewnością odczuwa na sobie oddech „żywej ściany”. A być może to ono nieświadomie powtarza jego gesty. W innych pracach jest brutalniej – to akty autodestrukcji, masochizmu, autoagresji (zabawy z workami, sznurem, nożem i żyletką) – nieznośna samotność, brak zrozumienia i alienacja. Szokującą prezentacją i zarazem elementem kontrastowym wobec wcześniej przedstawionych prac Brusa są m.in. dokumentacje audiowizualne Müehla Orgien Mysterien Theater (2003). Stanowią zapis kilkugodzinnej sesji, podczas której doszło do aktu składania ofiary: wydłubywania wnętrzności z prosiaka. Sam artysta nie dopuszcza się jednak rytualnego, zbrodniczego czynu, stoi on z boku i z gwizdkiem w ręku nadzoruje pracę młodych asystentów – oprawców. Na ich barkach ciąży odpowiedzialność za „poprawne” wykonanie zabiegu przyjętego jako forma trawestacji aktu religijnego. Happening Rudolfa Schwarzkoglera to z kolei kolekcja symulowanych okaleczeń genitaliów. Fotografie wydają się być autentyczne i na początku łatwo uwierzyć, że artysta w akcie poświęcenia sztuce poddał się licznym zabiegom autokastracyjnym – podobnie jak w Testowaniu artykułów spożywczych Ottona Müehla. Poćwiartowane ciała ludzkie na pierwszy rzut oka zdają się być niezwykle realistyczne, a dopiero przy bardziej wnikliwej analizie można dostrzec, że efekt ten został osiągnięty za pomocą złudzenia – „odrąbane” ręce i nogi wynurzają się z podziurawionego prześcieradła.
Prowokacja pod kontrolą
Jeśli zamysłem projektu był kontrast pomiędzy formą a treścią, to realizację tego pomysłu można uznać za potwierdzenie myśli Brusa: „Mówiąc prosto, sztuka od dość dawna nie narusza już porządku publicznego. Albo ludzie zaczęli się spokojnie zachowywać, albo sprawcy tych naruszeń się zmęczyli 2”. Dodatkowo zabrakło kuratorskich opisów prac, jakichkolwiek wyjaśnień, interpretacyjnych naprowadzeń, które pomogłyby widzom zrozumieć prezentowane zjawiska. Na uwagę zasługują do-
Jak daleko artysta (lub ktoś określający się artystą) może odejść od sztuki? Jak daleko sztuka może ingerować w rzeczywistość? kumenty audiowizualne, cieszące się dość dużym zainteresowaniem, które umożliwiają odbiorcom zestawienie wizji z prawdziwym przebiegiem rytualnych performance’ów. Ukryte w małych wnękach bocznych czekały na odkrycie przez tych bardziej uważnych oglądających. Drastyczne akcje Günthera Brusa, wymyślne happeningowe orgie Hermanna Nitscha korespondują z brutalnymi pracami Ottona Müehla czy Rudolfa Schwarzkoglera. Każde z dzieł przedstawia pewien rozpad – natury, wartości, społeczeństwa i tradycji – w nieco odmiennych odsłonach. Interesujące mogą wydać się zestawienia prac poszczególnych twórców i sposób, w jaki zmienili podejście do sztuki na przestrzeni lat. Po obejrzeniu obszernej wystawy prac akcjonistów wiedeńskich paradoksalnie pojawia się pytanie o problem autentyczności w sztuce, bo skoro akt zbrodni można upozorować i zrekonstruować za pomocą iluzji, to w takim razie, czy warto korzystać z tak radykalnych środków, jak cierpienie i zbrodnia, skrajna przemoc, narażając się tym samym na potępienie i wywołanie światopoglądowego skandalu? Jak daleko artysta (lub ktoś określający się artystą) może odejść od sztuki? Jak daleko sztuka może ingerować w rzeczywistość? Czy posługiwanie się brutalnymi środkami wyrazu na rzecz walki z okrucieństwem nie stanowi paradoksalnie profanacji idei? I – w końcu – czy status artysty pozwala na działania niezgodne z prawem, zwalnia z obowiązku zachowania norm etycznych? I choć teraz artystyczne kontestacje i eksperymentalne przełamywanie tabu stały się zjawiskami do tego stopnia upowszechnionymi, że większość świadomych odbiorców już w pewien sposób oswoiło się z kontrowersyjnością i prowokacją w sztuce, to, mimo wszystko, można zaryzykować stwierdzenie, że twórczość Jeźdźców Apokalipsy przetrwała próbę czasu – dalej budzi emocje i dalej pozostawia w nas z okrutny ciężar refleksji.
Być może Stanisław Ruksza, kurator wystawy „Akcjonizm wiedeński. Przeciwny biegun społeczeństwa” w krakowskim MOCAK-u, prezentując twórczość Jeźdźców Apokalipsy, chciał przetestować granicę wytrzymałości współczesnych odbiorców i granicę historii sztuki, zbadać relację między społeczeństwem a formami artyzmu, przeprowadzić obligatoryjny eksperyment, który zdemaskuje kondycję naszego człowieczeństwa. Bo czy w dzisiejszych czasach istnieje jeszcze coś, co jest w stanie nas zszokować? Sam sposób przedstawienia ekspozycji może budzić niemałe kontrowersje. Ascetyczna biel ścian, rozwieszone (wręcz z pedantyczną starannością), równo wykadrowane fotografie i obrazy, spokojne oświetlenie czy skąpe, lapidarne podpisy, na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie wystawy wywieszonej w lokalnym domu kultury. Kłóci się to jednak z tematyką Przypisy: prezentowanych prac – zamiast estetycznych widocz- 1. M. Houellebecq, Cząstki elementarne, Wydawnictwo WAB, Wydanie I, Warszawa 2004, s. 242. ków, krzyczą ze ścian zarzynane zwierzęta, szokują odcięte uszy, zestawione na talerzu wraz z kawałkiem 2. G. Brus, Wybrane teksty teoretyczne, w: Akcjonizm wiedeński. Przeciwny biegun społeczeństwa, pod red. S. wątroby i garścią zwierzęcych odchodów. A krzyk ten Rukszy, MOCAK, Kraków 2011, s. 58. tłumi i przytłacza wielkość, chłód hal galerii MOCAK.
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
NR 18 KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 49
KULTURALNIE / prace graficzne
Prace graficzne OLGA WAGNER
Z
amiłowanie i talent plastyczny odziedziczyłam po ojcu. Wychowa łam się w malowniczym Barlinku. W swojej drodze do Lublina poznałam Szczecin, Koszalin, Poznań i Warszawę. Jako studentka Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu odkryłam zamiłowanie do grafiki projektowej. Całe życie kierowałam się uczuciami, które w efekcie doprowadziły mnie do Lublina. Obecnie jestem studentką grafiki projektowej II stopnia na UMCS-ie. Pracę licencjacką wykonałam w technikach grafiki warsztatowej, co tak mnie zafascynowało, iż chcę pogłębiać swoją wiedzę w tej dziedzinie. Inspiracją do moich prac jest natura, jednak pragnę unikać dosłowności. Z tego też powodu moje prace przybierają formę niepełną, tajemniczą. Są zależne od współudziału widza i jego interpretacji. W tych wizualnych aranżacjach chcę przypominać, że ciągle umiemy sięgać po nowe zrozumienie świata oraz dostrzegać coraz więcej jego szczegółów.
Na kolejnych stronach (od lewej): Jeże, Jabłka, Kasztan, Jeżoliść
50 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
KULTURALNIE / prace graficzne
52 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
KULTURALNIE / prace graficzne
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
NR 18 KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 53
KULTURALNIE / prace graficzne
Prace graficzne MIŁOSZ LALAK
N
ie był w stanie dokładnie opowiedzieć o sobie, więc z niedokładnej opowieści wynikło, że jest on dwudziestojednolatkiem. Jego wykształcenie, szczególnie strona artystyczna, oznacza się samouctwem. W teorii wygląda to tak, że Miłosz nie studiuje, bo owo samouctwo jest dla niego samodzielną drogą do rozwiązywania zagadek, zwłaszcza tych z zakresu rysunku i grafiki. Miłosz inspiruje się twórczością takich osobistości jak Andy Warhol, Markiz De Sade, David Bowie czy Witold Gom browicz. Mówi też, że ma jeszcze jedno zamiłowanie: skateboarding. I zdecydowanie ten element wpływa na specyficzny (trochę uliczny, niechlujny, brudny) klimat jego grafik. Jego prace są bardzo skondensowane i skupione na treści. Są to w większości kolaże tworzone techniką komputerową. Widać w nich pewne zamiłowanie do minimum, lecz nie objawia się to poprzez ich ubogość formy, lecz poprzez skupienie uwagi odbiorcy na danym obiekcie. W pracach Miłosza nie ma zbyt wielu elementów pobocznych, rozbudowanego tła czy zegarmistrzowsko stworzonych szczegółów. Każda z grafik szybko wpada w oko, od razu można ją ogarnąć i ocenić, czy się podoba, czy nie. Istotne dla Miłosza jest to, że pochodzi z Lubartowa i mieszka w nim na stałe. Sam tytułuje go „Najgorszym miastem na Świecie”.
54 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
NR 18 KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 55
KULTURALNIE / prace graficzne
56 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
NR 18 KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 57
KULTURALNIE / poezja
Wiersze taki owaki świat
blok
nadal masz szaro-czarne oko jak ja i jak tamten z boku na ramieniu czarne pretensje i z kieszeni wystaje ci szara twarz
szaro-tendencyjny blok z przeciętnym do bólu metrażem i z żulem pod oknem czeka bez uśmiechu na remont
a ręce takie niedomyte z ciemnej mazi
zamieszkały przez tysiące dziwnych nieznanych dusz których imienia nikt nie poznał i nie pozna upada pod naporem alkoholu brudu łez i warczenia
ile potrzebujesz kostek czekolady by umrzeć? jakiej potrzebujesz pasty do zębów by ulepić dobre pierogi? który samochód wybierzesz by spokojnie umyć naczynia? kolorowy billbord nie pytanie o twoje zdanie tak, twoje z małej litery gdzie nasza tęcza nad głowa? gdzie twoja tęcza? moja? tamtego z boku? Nad głową tylko kolorowy billbord billbord który nie pyta o twoje zdanie
przenikająca plastik-sztuka życia którą oznaka jest ślina na ścianie w tym maksymalnie smutnym bloku wygląda najlepiej w nocy przy śmietniku czy na melanżu w piwnicy cud do samego nieba i ta niewinna winda nieżyjącej od założenia świata w tym bloku win umarła natura brudnego sumienia
tak, twoje z małej litery
BEATA MARZEC Rocznik ‘90, wzrost mizerny, waga nieciekawa. Z urodzenia lublinianka, ale prowadząca nieustannie koczowniczy tryb życia. Studentka psychologii i dziennikarstwa na UMCS. Niepoprawna uczuciowo pasjonatka literatury, fotografii, uśmiechu i miłości. Uzależniona od muzyki chilloutowej i problemów na własne życzenie. Zakochana do szaleństwa w paprykarzu szczecińskim. Lubi dokuczać, a oprócz tego interesuje się reportażem i fotografią streetową. Czasami udaje introwertyczną poetkę, a czasami ekstrawertyczną duszę towarzystwa.
58 OFENSYWA NR 1 (18) KWIECIEŃ 2013
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
Stół
Niewspółmierność
Mówiłaś że tajemniczy to jestem ale jak stół w twojej kuchni Fakt kładziesz na mnie co zechcesz wycierasz gdy jestem brudny Znów ktoś mnie masłem wymazał które wyjęłaś z lodówki I trochę się kołyszę ale udaję że jestem równy
Jak daleko do ławki w kościele jak blisko do nocnego sklepu Głuchy głos z kościelnej ambony w uszach szumi diabeł ze szkła Ciało Chrystusa jest bez smaku Kielich i miękki fotel niesprawiedliwie tylko dla jednego Reszta o suchym pysku w drewnianych ławkach
I tylko coś nogi podcina Z drewnianym uśmiechem mówię że są całe Spokojnie opierasz ręce i jesz śniadanie
Każdy w końcu zostaje królem Niesiony jak w lektyce bo tylko tam wszystkim blisko Ojcze nasz któryś jest Bóg wie gdzie
PIOTR STAŃCZYK Na co dzień spaceruję po linie albo przyjaźnię się z sufitem. Interesuję się rzuceniem palenia i rewolucją francuską.
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
NR 1 (18) KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 59
KULTURALNIE / poezja
Wiersze
Ocalenie mam przodków ludzi ja jestem tylko plastikowym workiem organów moi przodkowie budowali domy mnie stać tylko na ogrodzenie znam ludzi którzy kiedyś płodzili dzieci
MICHAŁ MARKIEWICZ Urodzony w 1989 roku, pochodzi z Krosna, mieszka w Krakowie, student krytyki literackiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Interesuje się literaturą, filozofią i antropologią. Pisze odkąd sam pamięta. Obecnie pracuje nad wydaniem debiutanckiego tomiku wierszy.
ja się tylko zabezpieczam na wszystkie spusty znam z przeszłości światy przyjazne teraz nie znam świata znam siebie z kiedyś teraz nie znajduję dla siebie racji. Nie ma istnienia są słowa i nic nie ma znaczenia. Mam przodków którzy wiedzieli co to słońce i deszcz i co to człowiek a co zwierzę odróżniali słowem słowem wiedzieli kto swój a kto obcy ja nie odróżniam niczego bo jest tylko niebo czarne i zbliża się ku ziemi z prędkością nieporównywalną by zdusić i przygnieść zgładzić nie ma już, że dla przestrogi nie ma już, że za karę jest tylko ostatecznie martwe ptaki nie mogą wzbijać się do lotu martwe światy nie mogą liczyć na ocalenie.
60 OFENSYWA NR 1 (18) KWIECIEŃ 2013
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
do Andrzeja Bursy
Parnas
za darmo można dostać
niechcący chodziłem dłużej niż zwykle i doszedłem na szczyt Parnasu niechcący patrzyłem na dwa karły tańczące w rytm swoich spazmów
wszystko i nic z tego zachód słońca nie jest darmowym prezentem drogi panie trzeba paręnaście godzin umierać i wstawać by go zobaczyć. Nie czyni go to jednak pięknym jak również nie czyni mnie pięknym picie wódki. Siedzenie na fotelu z papierosem i gorącą kawą na stole też bywa brzydkie. Wszystko to marność
w przerwach pomiędzy kolejnym zrywem serc leżeli jedli chipsy popijali colą zmieniali statusy robiąc szybko mądre miny by zdążyć przed samowyzwalaczem niechcący dołączyłem do nich nie wiedząc że powrót będzie trudny a nawet jak niechcący mi się uda to będę musiał wyjść by znowu niechcący zejść spróbować
albo tylko ja jestem
próżne wysiłki więc niechcący tańczę nie pytaj mnie o światopogląd ja już na nic nie czekam tylko zmieniam garderobę w związku jestem ze światem
za darmo
to skomplikowane
piękna nie ma
za chwilę wątpliwej przyjemności rodziców. Za chwilę osiągnę mierną wartość artystyczną. Widzę siebie chodzącego po świecie i siebie jak mnie na nim nie ma. Znajduję wiele różnic.
www.facebook.com/Magazyn.Ofensywa
NR 1 (18) KWIECIEŃ 2013 OFENSYWA 61
(NIE)KULTURALNIE / felieton
Jazda wiejską dyskoteką jestem wielkim fanem samochodów. Kocham ich wygląd, zapach wnętrza i historię. Nie znoszę, gdy ktoś, dla kogo wyznacznikiem stylu są dyskoteki Qlimax czy inne Inwazje Mocy, niszczy coś, co uwielbiam. Nie zrozumcie mnie źle, tuALEKSANDER ning jest fajnym sposobem na poprawę PRZYTUŁA wyglądu i osiągów samochodu, ale trzeba przyznać, że jest też cholernie kosztownym zajęciem. Nie da się odessać sobie onieważ w pracy mamy urwanie tłuszczu odkurzaczem ani opalać się żagłowy i huk roboty, postanowiłem, rówką we własnej łazience. Nie da się też że cały dzień przesiedzę z dupą przeprowadzić ładnego, stylowego tuninw fotelu, przeglądając wszechpotężne gu auta bez odpowiedniego zaplecza fiInterneło. Gdy znudziłem się już do- nansowego i wręcz aptekarskiego wyczuszczętnie gołymi babami i tym kotełem, cia smaku. Po pierwsze, trzeba mieć dobrą co to gra na pianinie, hałasując meandrami wszechsieci, natrafiłem na Allegro na dział: motoryzacja/samochody/tuning. Mój piękny Panie, czego tam nie było! To tak, jakby cały czas trwał festyn w powiecie połączony z odpustem w parafii i niekończącą się dyskoteką w remizie! Jeżeli chodzi o tuning samochodowy w Polsce, bazę – niekoniecznie drogie, ale zadbane, to podejrzewam, że jesteśmy nawet niżej w miarę ciekawe auto. Nic nie wygląda niż w rankingu FIFA czy UEFA, czy w ja- lepiej niż obniżona Honda Civic z silnikiejkolwiek innej klasyfikacji na całym kiem Vtec na fajnych, białych alufelgach świecie. albo małe hot-hatche, jak Renault Clio RS, Dla niewtajemniczonych – tuning sa- Fiesta ST czy Opel Corsa Opc. Niestety pomochodowy występuje wtedy, gdy robisz łowa ogłoszeń znalezionych przeze mnie wszystko, żeby twój samochód wyglądał to pojazdy z silnikiem jak jądra kastrata, jak najgłupiej i najbardziej tandetnie. Im mające moc małego palca u nogi i werwę tandetniejszy, tym większy wzbudzi re- łóżka szpitalnego. Od razu wiadomo, że spekt wśród całkiem dorosłych, łysych zwiększenie ilości spojlerów, głośników mężczyzn z wytatuowanymi smoka- i wlotów powietrza nie pozwoli mi wymi i w okularach, które są używane do startować tym autem na światłach, jakby skoków spadochronowych. A dokładniej, mnie ktoś smagał kablem. polega to na dodawaniu zastraszającej Jestem leniwy, gruby i powolny. Nie powręcz liczby części, które oprócz głupie- prawię swoich osiągów ani wyglądu, gdy go wyglądu sprawią, że pojazd będzie nałożę na siebie pomarańczową, poliecięższy i przez to będzie się gorzej prowa- strową koszulkę do lekkoatletyki i szordził. Aby osiągnąć absolutną wirtuozerię ty powyżej uda. I tak nigdy nie dobiegnę tuningu, musisz też koniecznie wziąć się w żadne miejsce, bo po drodze umrę z odza przerabianie najbardziej idiotycznych wodnienia albo na zawał… modeli samochodów. Będzie to przeważRównież zamontowanie kalkomanii nie coś w stylu Renault Thalii, Fiata Sieny w chińs kie znaki i spojlerów na okręt albo Volkswagena Jetty twojego dziad- towarowy nie sprawi, że ten będzie ka, który nie jeździ nim od wylewu. Gdy przyspieszał do setki w mniej niż sześć już będziesz miał taki samochód, musisz sekund, a wielkie chromowane felgi z bazacząć przeczesywać giełdy, ogłoszenia zaru, zainstalowane w rowerze „Jubilat” i Internet w poszukiwaniu gigantycznych twojej babci nie spowodują, że seniorka spojlerów, chińskich reflektorów oraz ża- dotrze do kościoła przed innymi babkami. rówiastych oklein. Jeżeli znaleziona rzecz Żyjemy w czasach, gdy protoplasta jest wyceniona na więcej niż 10 złotych, Tajemnicy Brokeback Mountain, czyli film olewasz ją. Szybcy i wściekli, zdobył miliony fanów. Dlaczego jestem taki nieuprzejmy A nie są to w większości ludzie z jakimś względem domorosłych „tjunerów”? Bo szczególnie wybujałym ilorazem inteli-
P
gencji. Dość powiedzieć, że kiedyś, po wizycie w kinie na chyba szesnastej części wyżej wymienionej produkcji, dokładnie ponad połowa widowni powsiadała do swoich beemek tak starych, że pewnie jeszcze obalały Mur Berliński i golfów „bardzo bym chciał, żeby to było GTI” i ruszyła do domów z piskiem zimowych opon i erekcją w spodniach. I właśnie takie osoby na następny dzień przeczesują Internet w poszukiwaniu „wlotu powietrza do Opla Kadetta” albo innego „sportowego wydechu Seat Toledo 1996”. I kończą się żarty, gdy na światłach podjeżdża obok polski Vin Diesel w tuningowanym Matizie. Ja zawsze czekam
Dlaczego jestem taki nieuprzejmy względem domorosłych „tjunerów”? Bo jestem wielkim fanem samochodów
62 OFENSYWA NR 18 KWIECIEŃ 2013
ze śmiechem do żółtego światła. Wtedy wiem, że nie zdąży wysiąść i kopnąć mój samochód. Nie zdąży też mnie dogonić, bo spojler na jego dachu generuje docisk rzędu 5G i przez to jego bolid nie dobije nawet do osiemdziesięciu na godzinę. Domorośli „tjunerzy” nie zdają sobie sprawy, że to, co można zobaczyć w filmie albo stworzyć w grze Need for Speed, w normalnym ruchu się nie sprawdzi i spowoduje co najwyżej histeryczny śmiech innych użytkowników dróg. Tym bardziej, gdy za bazę do przeróbek służy im Skoda Felicja z 1,3 litrowym, pięćdziesięciokonnym wibratorem zamiast silnika oraz stówka, którą dostali od babci na Dzień Dziecka. Apeluję więc, jeżeli masz włosy na żel, białe spodnie do połowy łydki, czarną koszulkę bez rękawów, srebrną ketę na szyi oraz wytatuowane menu Złotego Smoka na bicepsie, daj sobie spokój z tuningiem. Odpuść go sobie również wtedy, gdy non stop słuchasz „Eska summer trends” i za najlepszego aktora uważasz Stevena Seagala. Nie radziłbym ci zajmować się tuningem również wtedy, gdy nosisz spodnie w kratę do koszuli w kratę. Ponieważ wystarczy już, że sam wyglądasz głupio. Nie skazuj na to samo swojego biednego samochodu. On już wygląda wystarczająco głupio, wożąc ciebie. Nie krzywdź go bardziej, nie zasługuje na to.
www.ofensywa.umcs.lublin.pl
graf. Mateusz Nowak (mnowak.eu)