MAGAZYN TOGETHER - Rodzinna strona Trójmiasta 1/2 - 2015

Page 1

5 /NR (5)

20141-2/Nr (7) 2015

walentynki miły zwyczaj czy komercyjny terror

ewa malika spełniona mama

mdm zmiany w programie

lidia kalita trendy 2015

WWW.TOGETHERMAGAZYN.PL

sieroctwo migracyjne xxi wieku

Magazyn dostępny w 280 miejscach

egzemplarz bezpłatny egzemplarz bezpłatny

egzemplarz bezpłatny

MAGAZYN

Together

1



OD REDAKCJI

K

iedy byłam nastolatką i zastanawiałam się, jak mnie życie pokieruje i kim zostanę, gdy dorosnę, wiele zawodów brałam pod uwagę, lecz zapewniam – nie przyszło mi ani na chwilę do głowy, że będę przygotowywała dla Was rodzinny magazyn! Na ten moment nie wyobrażam już sobie, by robić cokolwiek innego! Podpisuję się pod odpowiedzią dotyczącą zmiany planów życiowych Ewy Maliki ( wywiad S. 58 ), że znacznie łatwiej byłoby się urodzić z instrukcją obsługi, ale czy byłoby tak ciekawie? Życie cały czas nas zaskakuje, lecz wiemy też, jak bardzo wystrzegamy się monotonności. A Wy? Zajmujecie się tym, co zakładaliście, gdy byliście w wieku naszych dzieci? Jakie mieliście marzenia, plany? Magazyn Together przeszedł dużo zmian w ubiegłym roku. Było dużo śmiechu, miłych chwil, ale nie odbyło się też bez płaczu w chwilach bezsilności. Wiemy, jak trudny jest rynek trójmiejski. Na szczęście, przebrnęliśmy przez 2014 rok, w którym przygotowaliśmy dla Was sześć numerów.

Dziękuję za miłe słowa, cenne uwagi i krytykę, która jest nieodzownym elementem tworzenia, ale także oznaką zainteresowania. Dziękuję także bohaterom naszych tekstów. Klientom, których reklamy finansują czasopismo i pozwalają bezpłatnie rozpowszechniać egzemplarze. Przedstawicielom miast, którzy od tego roku będą nas wspierać i dostarczać treści związane z realizowanymi projektami. Dziękuję mojemu zespołowi, który stara się i realizuje moją wizję rodzinnego magazynu. A najbardziej dziękuję czytelnikom, którzy sięgają po kolejne egzemplarze i coraz częściej się z nami kontaktują, ponieważ chcą uczestniczyć w projekcie. Wierzę, że kolejny rok będzie dla nas jeszcze bardziej sprzyjający oraz pozwoli się rozwinąć gazecie i portalowi do tego stopnia, że nie będziecie mogli już bez nas żyć! Życzę Wam dużo miłości, spokoju i cierpliwości do samych siebie, a przede wszystkim – do Waszych dzieci.

Redaktor Naczelna Agnieszka Kulinkowska

REDAKTOR NACZELNA

GRAFIK Katarzyna Kiełpikowska grafik@togethermagazyn.pl 506-574-141

Agnieszka Kulinkowska redakcja@togethermagazyn.pl REDAKTOR

PUBLIC RELATIONS

Michał Mikołajczak michal.m@togethermagazyn.pl Zenon Gołaszewski KOREKTA Alicja Pawluk-Gołaszewska SKŁAD DTP Justyna Chrzanowska j.chrzanowska@togethermagazyn.pl 506-574-141 FOTOGRAF

Ewa Papakul Manager ds.kluczowych ewa.p@togethermagazyn.pl 511-671-651

WYDARZENIA/KALENDARIUM Klaudia Grohs wydarzenia@togethermagazyn.pl 506-574-670

Katarzyna Swałowska Manager ds.kluczowych katarzyna.s@togethermagazyn.pl 506-574-700

DZIAŁ INFORMATYCZNY

WYDAWNICTWO

www@togethermagazyn.pl

Agencja City Media Sp. z o.o. Centrum Biznesu Zieleniak ul. Wały Piastowskie 1 lok. 1302 80-557 Gdańsk 506-574-141

Magdalena Biała Boguszewska

Tomasz Dunajski

Michalina Ciszewska Michał Głuszek Aurelia Has

facebook.com/togethermagazyn twitter.com/TogetherMagazyn issu.com/togethermagazyn

SPONSOR MAGAZYNU:

PATRONAT HONOROWY:

Ezdrasz Gołaszewski Dyrektor Działu Sprzedaży reklama@togethermagazyn.pl 506-574-136

Paulina Marwińska pr@togethermagazyn.pl 506-574-150

WSPÓŁPRACOWNICY

Andrzej Zięba

REKLAMA

PARTNERZY:

3


4

W AKTUALNYM NUMERZE

AKTUALNOŚCI WALENTYNKI - Miły zwyczaj czy komercyjny terror emocjonalny...................................................................8

TEMATY TABU ZA CHLEBEM - Współczesne emigracje Polaków i ich skutki..........................................................................10 MAŁŻEŃSTWA MIĘDZYKULTUROWE - Związki wysokich lotów i wysokiego ryzyka.........................26 CO MÓWI O NAS SMUTEK I BÓL - Jak przetrwać trudny czas.......................................................................50

DOM MIESZKANIE DLA MŁODYCH - Zmiany w programie.............................................................................................14 WIETRZENIE MIESZKANIA ZIMĄ - Co warto wiedzieć..........................................................................................16 MEBLE DLA DZIECKA - Jak często wymieniać.........................................................................................................18

BEZPIECZEŃSTWO BEZPIECZNE DZIECKO ZIMĄ ..............................................................................................................................................20

MOTORYZACJA AUTO NA GAZ - CZY TO SIĘ OPŁACA............................................................................................................................22 NIE DAJ SIĘ ZIMIE ZA KÓŁKIEM ........................................................................................................................................23

36

TECHNOLOGIE W DOMU TELEWIZJA A DZIECKO - wszystko zaczyna się niewinnie.................................................................................24

ZDROWIE PRÓCHNICA - wyzwanie któremu trzeba sprostać..................................................................................................28 MEDYCYNA KOMÓRKOWA A CHOROBY SERCA......................................................................................................40

DZIECKO CZEMU TO ZROBIŁEŚ - abc zachowania.......................................................................................................................30

MODA LIDIA KALITA - starałam się ułatwiać życie kobietom.............................................................................................32 MODOWE TRENDY 2015.......................................................................................................................................................34

WYJAZDY RODZINNE FERIE JUŻ BLISKO -jak się pakować na zimowisko lub wczasy rodzinne....................................................36

HISTORIA ŻYCIE CODZIENNE POMORZAN W DAWNYCH WIEKACH - wiek X, święta i obrzędy..........................42

52

TWARZE 3 MIASTA ANNA CZERWIŃSKA RYDEL - piszę dla dziecka które jest we mnie..............................................................44 EWA MALIKA SZYC -JUCHNOWICZ - każdy ma jakieś Asy w rękawie..........................................................58

SPORT MOSIR GDAŃSK - program aktywuj się........................................................................................................................46 STOCZNIOWIEC GDAŃSK - gdańskie zmagania na lodzie..................................................................................49 OGNIWO SOPOT - klub w blasku mistrzowskich tytułów.....................................................................................56 ARKA GDYNIA - żółto - niebieska historia gdyńskiego futbolu..........................................................................61

WSPIERAMY MIESZKAŃCÓW

FUNDACJA – Rodzinny Gdańsk ….....................................................................................................................................48 FUNDACJA – Trzeba Marzyć …...........................................................................................................................................54 FUNDACJA – Mamy z Morza …...........................................................................................................................................62

KULTURA

GDAŃSKI TEATR SZEKSPIROWSKI ….............................................................................................................................52 OPERA LEŚNA W SOPOCIE …............................................................................................................................................55 MUZEUM MIASTA GDYNI …..................................................................................................................................................60

KALENDARIUM – Gdańsk, Sopot, Gdynia …...............................................................................................................63 KULTURA – oglądamy, słuchamy, czytamy...................................................................................................................65

58

nr. 1/2


ZDJĘCIA : ARCHIWUM MAGAZYN TOGETHER

TAK BYŁO W 2014 ROKU! 5

DZIĘKUJEMY!


6

EKSPERCI

Zenon Gołaszewski

Michał Mikołajczak

historyk, pisarz, członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Jest autorem zarówno książek popularnonaukowych, jak i powieści historycznych, a nawet baśni, m. in.: Bracia polscy (2004, 2005), Bracia polscy w Gdańsku i okolicach (2008), Elementarz gdańszczanina (2008), Szepty Raduni, szepty Motławy (2009), Baśnie z Grodu Neptuna (2010), Złota Twierdza (2011), Aleksander i piękna Helena (2014).

Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Gdańskim. Z zawodu i zamiłowania jest redaktorem. Jak przystało na urodzonego humanistę, ma bardzo wszechstronne zainteresowania. Szczególnie interesują go: kryminalistyka, współczesna historia Polski, medycyna (zwłaszcza psychiatria), a także kultura popularna lat 80. i transport. Wolne chwile spędza z rodziną, najczęściej na oglądaniu filmów grozy.

Dominika Dietrich-Stefankiewicz

Michał Głuszek

Problemami żywienia, dietetyki i zdrowia w sposób całościowy zajmuję się od wielu lat. Tytuł dietetyka medycznego uzyskała kończąc Uniwersytet Medyczny w Katowicach, tajniki wiedzy z wyżej wymienionego zakresu uzupełniła kończąc Akademię Morską w Gdyni gdzie w chwili obecnej jest pracownikiem dydaktycznym i prowadzI zajęcia z zakresu dietetyki z osobami, które łączą swoją przyszłość z zawodem dietetyka.

Tanatopsycholog, reporter, nauczyciel, instruktor jogi, podróżnik. Gdańszczanin, ktory ostatnich kilka lat życia marnował między innymi w Chinach, Syrii, Indonezji i Mongolii Wewnętrznej. Od kilku miesięcy, wraz z żoną i synem, mieszka w Birmie. Dumnie dzierży kaganek oświaty w jednej z yangońskich szkół, zgłębia, ze zmiennym powodzeniem, tajniki jogi, włóczy się po okolicy, czyta ponure książki, zastanawia się nad tym, jaki to wszystko ma sens i – jakkolwiek niedorzeczne by to nie było – o wszystkim tym pisze

AGNIESZKA SENKO

Iwona Woźniewska

Certyfikowany coach i trener rozwoju osobistego. Autorka projektu „Kobieta Niezależna”. Trenerka i coach w ogólnopolskiej grupie Smart Coaching. Przedsiębiorcza i empatyczna kobieta sukcesu. Certyfikowany Konsultant Medycyny Komórkowej II stopnia. Prowadzi wykłady i indywidualne konsultacje dotyczące prostych i skutecznych metod wspomagania organizmu i zapobiegania chorobom bez stosowania środków sztucznie syntetyzowanych.

Pasjonatka zaburzeń zachowania i rozwoju oraz krytyk systemu wsparcia rodziny na co dzień pracujący w Fundacji Zmian Społecznych „Kreatywni” w ramach której współprowadzi świetlice socjoterapeutyczną. Oficjalnie magister Pedagogiki, pracownik socjalny, socjoterapeuta dobrze czujący się w roli street workera oraz animatora kultury. Podczas stażu w Centrum Diagnozy i Terapii Zaburzeń Zachowania oraz studiów podyplomowych ze Stosowanej Analizy Zachowania zrozumiała czym chce zająć się w życiu. Teraz wie że nic nie wie, ale wie więcej.

julita marzec

MARTA BAJ LIEDER

Adwokat - specjalista w dziedzinie prawa cywilnego, rodzinnego i gospodarczego

Logopeda, terapeuta SI, instruktor masażu Shantala


OKIEM BLOGERKI

Życzę wam więcej… Więcej czasu dla rodziny A może by tak zwolnić? Po co ja tak pędzę? Czy aby na pewno potrzebna mi ta dodatkowa praca? Mniej pracy równa się mniej pieniędzy. Ale czy to równanie na pewno jest takie proste? Nie! Bo mniej pracy może oznaczać też więcej czasu wolnego. Poświęćmy go rodzinie, dzieciom, przyjaciołom i znajomym. W końcu CZAS jest bezcenny, nie można go kupić. To luksus i towar deficytowy w dzisiejszych czasach. Ta inwestycja na pewno zaprocentuje. Jest zdecydowanie lepsza niż aktualnie dostępne lokaty bankowe. Nie tylko my poczujemy się lepiej, spędzając weekend gdzie indziej niż w pracy, ale także nasze dzieci, rodzina i znajomi. Dzieci w szczególności nas potrzebują: naszej uwagi, zainteresowania, rozmowy, przytulenia, a czasem i pomocy. Dzieci to nasza największa życiowa inwestycja. Co im damy, oddadzą z nawiązką. Jestem tego pewna…

Więcej inwestycji w siebie OK, nie zapominaj też o sobie. Pomyśl o czym już od dawna marzyłeś, co chciałeś zrobić, ale to porzuciłeś? Bo nie było czasu, bo co inni powiedzą lub po prostu Ci się odwidziało. Zaraz, zaraz… Czy to przypadkiem nie był plan nauczenia się angielskiego/ hiszpańskiego/mandaryńskiego? Albo fajne szkolenie, które poszerzy horyzonty i wzbogaci Twoje CV? A może by tak zacząć zajęcia z rysunku, lepienia z gliny, fotografii lub dołączyć do chóru? Zaktywizujmy się w tym nowym roku. Pomyślmy o sobie. By nasz świat nie zamknął się w kręgu seriali oglądanych codziennie po pracy. Zróbmy coś nowego, może szalonego, zaskoczmy innych.

Tekst autorki bloga Smart Mum Poland s m a r t m u m - p o l a n d . b l o g s p o t. c o m

Więcej ruchu Rozpoczął się Nowy Rok. Nowy początek. Nowe otwarcie. Stary rok każdy z nas zakończył małym podsumowaniem. Pamiętacie, co Was wzruszyło, rozbawiło lub wkurzyło w ubiegłym roku? Na pewno… Ale to już, jak to się mówi, zamknięta karta Waszej małej prywatnej historii. Nadszedł Nowy Rok. Świętowaliśmy hucznie jego nadejście. Coś się skończyło i coś się zaczyna. Niby nic, ale jednak. Symboliczna zmiana kalendarza niesie zapowiedź nowego. A nowe – czytaj: „nieznane” – trzeba zaplanować. Ujarzmić jakoś. Wziąć byka za rogi. Stąd słynne oklepane postanowienia noworoczne. Wy też co roku je robicie? Jestem pewna, że każdy z nas coś tam sobie w duszy na nowy rok planuje. Staramy się wprowadzić zmiany na lepsze. By żyć lepiej, więcej, pełniej. A może by tak rok 2015 uczynić rokiem WIĘCEJ? Brzmi nieźle, prawda?

Kupiliście już karnet na fitness lub siłownię? Kiwacie głową? Wiedziałam... Co roku to samo. Kupuję karnet, chodzę miesiąc i na tyle starcza mi determinacji. Nie! Stop! Wróć! W tym roku będzie inaczej. Dam radę. Miło będzie w końcu nie dostać zadyszki, biegnąc za dzieckiem? Lepiej się poczuć? Wcisnąć się w spodnie, które już od dawna leżą na dnie szafy? Zaprezentować komuś zgrabną sylwetkę i twarde jak stal mięśnie. Do dzieła! Krata na brzuchu to będzie Twój znak rozpoznawczy już niedługo. Wystarczy w to uwierzyć, mocno chcieć – i start!

Więcej zdrowia Przerażają mnie coniedzielne tłumne wizyty całych rodzin w lokalach z czerwono-żółtym logo. Nie lepiej wybrać się rzadziej, ale na coś zdrowego? By nauczyć dzieci, że dobre jedzenie to część dobrego życia. 0% fast foodów, 0% napojów gazowanych, 0% gotowych dań. To ideał? Ale stawką jest Twoje zdrowie. Lepsze samopoczucie. Zgrabniejsza sylwetka. Oto nagrody za trud. W tym roku stawiam na koktajle. Wiem, wiem – są modne. Zamiast bomb kalorycznych, wybieram jednak bomby witaminowe.

Więcej czytania Czy sądzicie, że czytanie jest przereklamowane? Nie macie na to czasu? A może by tak zaczytać się w tym roku? Odwiedzić bibliotekę? I czytać sobie i dzieciom. Wystarczy kilka stron dziennie. Chociaż trochę. Ćwiczmy nie tylko nasze ciała, ale także i głowy. Używajmy książek nie tylko jako ozdób na półkach. Ufff, dużo tego WIĘCEJ. Ale brzmi nieźle, prawda? W końcu ten rok ma być rokiem zmian na lepsze. Gdyby chociaż tak część …Masz już plan? No to do dzieła! I widzimy się za miesiąc. Do zobaczenia!

7


8

AKTUALNOŚCI

Walentynki

– miły zwyczaj czy komercyjny terror emocjonalny?

Od czasu przełomu 1989 roku elementy kultury Zachodu (materialnej i mentalnej) cieszą się w Polsce dużym powodzeniem. Chcąc nadgonić zapaść gospodarczą, staraliśmy się również przejąć pewne modele zachowań, a nawet tradycji. W ten sposób akcentowaliśmy naszą przynależność do zachodniego obszaru kulturowego. Przykładami mogą być świętowanie Halloween czy dnia świętego Walentego. Do dziś te święta mają wśród Polaków tyle samo zwolenników co przeciwników.


9

od tego, którą przyjmiemy teorię o pochodzeniu tego święta, jest ono właściwe tradycji i kulturze łacińskiej. W krajach muzułmańskich obchodzenie Walentynek jest uznawane za niezgodne z duchem islamu. Mogłoby się wydawać, że różne teorie dotyczące pochodzenia tego święta będą sprzyjać powszechnej akceptacji zwyczajów walentynkowych. Od kilku lat można jednak zauważyć zdecydowany opór wobec komercjalizacji Walentynek. Każdego roku, wraz ze zbliżaniem się dnia 14 lutego, można zaobserwować wzmożoną aktywność sieci usługowo-handlowych, które oferują „wyjątkowe okazje” dla zakochanych. Reklamy w telewizji i internecie coraz bardziej nasycają się czerwonym kolorem, głównie za sprawą okolicznościowych serduszek, których nie może zabraknąć w Walentynki. Złośliwi twierdzą, że jest to dla sprzedawców sposób na rekompensatę strat po okresie styczniowych wyprzedaży… Oczywiście, nie ma przymusu dokonywania zakupów prezentów okolicznościowych. Trudno jednak pominąć milczeniem cichy szantaż emocjonalny. To subtelna sugestia, w myśl której osoba niekupująca prezentów na Walentynki nie lubi okazywać uczuć, a być może… jest ich wręcz pozbawiona wobec bliskiej osoby. Rzecz jasna, jest to ewidentne przerysowanie. Niemniej warto samodzielnie odpowiedzieć na pytanie, jakie są motywacje kupujących prezenty? Czy wszyscy zawsze kierują się uczuciami? A może po prostu, ulegając reklamowej presji, nie chcą sprawiać przykrości partnerce lub partnerowi? Można przypuszczać, że odsetek osób z tej ostatniej grupy jest całkiem pokaźny… Tam, gdzie pojawia się szum medialny, można się spodziewać interakcji społecznej. Nie inaczej jest z Walentynkami. Osoby samotne, niepozostające nigdy w trwałych związkach, rozwiedzione, ale także wdowy i wdowcy często uznają to święto za zbyt nachalne. Zwłaszcza dla osób, które niedawno straciły życiowego partnera, radosny charakter Walentynek, przesycony motywami wspólnego życia we dwoje, może być irytujący lub przygnębiający. Osoby żyjące samotnie z wyboru, zgrupowane w społeczności quirkyalone, uznały 14 lutego za swoje święto międzynarodowe – przeciwwagę dla dnia świętego Walentego, czyli „antywalentynki”. To nie tylko wyraz sprzeciwu wobec postępującej komercjalizacji. To również deklaracja braku zgody na narzucanie określonego schematu społecznego, wedle którego szczęście można znaleźć tylko w związku z drugim człowiekiem.

autor: MICHAŁ MIKOŁAJCZAK fot: fotolia.coM

Czy tego chcemy, czy nie, Walentynki zakorzeniły się już w polskiej kulturze. Być może za kilkanaście lat w ogóle nie będą miały racji bytu wątpliwości odnoszące się do obcości tego święta na gruncie rodzimej tradycji. Warto jednak pamiętać o dystansie do komercjalnej otoczki, która towarzyszy temu, skądinąd – całkiem sympatycznemu, świętu. Podkreślanie bliskości z drugą osobą, wzmacnianie trwałości związku – to wyzwania, które warto realizować przez cały rok, nie tylko w dzień świętego Walentego. Prezentem niekoniecznie musi być gadżet kupiony w walentynkowej promocji. Czasami wystarczy po prostu być obok i zapewniać poczucia wsparcia.

Wbrew utartym schematom, dzień świętego Walentego nie ma korzeni amerykańskich, choć trzeba przyznać, że jest mocno spopularyzowany w Stanach Zjednoczonych. W południowej i zachodniej Europie jest on obchodzony już od czasów średniowiecza. Nieco później zwyczaj ten przyjął się na północy Europy. Czy Walentynki można uznać za święto kościelne? Nie do końca. Chociaż wspomnienie św. Walentego faktycznie jest obchodzone w Kościele katolickim 14 lutego, równie dobrze można wskazać na powiązania tego święta z tradycją wywodzącą się ze starożytnego Rzymu. Czczono wówczas Junonę – rzymską boginię kobiet i małżeństwa. Według Anglików zwyczaj obchodzenia dnia św. Walentego spopularyzował sir Walter Scott. Niezależnie

TUGISIOWY KONKURS WYTNIJ

papierowego odbierz pluszowego

Więcej informacji na

www.togethermagazyn.pl


10

TEMATY TABU

Za chlebem…

współczesne emigracje Polaków i ich skutki

Jedną z najważniejszych dat w najnowszej historii Polski z pewnością pozostanie 1 maja 2004 roku – dzień wstąpienia naszego kraju do Unii Europejskiej. Można przyjąć, że odtąd historyczna i kulturowa przynależność do dziedzictwa Zachodu znalazła swoje formalne potwierdzenie, kończąc trwający od 1945 roku podział Europy. Otwarto również nowe możliwości rozwoju gospodarczego – zarówno dla całych państw, jak i poszczególnych obywateli. Jedną z nich stała się możliwość osiedlania się w krajach Wspólnoty. Rys historyczny

Skala zjawiska

Emigracje nie są zjawiskiem nowym. Przemieszczanie się przedstawicieli plemion, a później – narodów, głównie w poszukiwaniu optymalnych warunków do życia, tworzyło i nadal tworzy współczesny obraz geopolityczny świata. To samo można powiedzieć o Polakach. Polscy emigranci już od od dawna są obecni na wszystkich kontynentach, tworząc liczne wspólnoty oraz budując kulturę materialną i duchową licznych krajów. Pierwszym masowym polskim ruchem emigracyjnym była tak zwana Wielka Emigracja z 1831 roku. Należy jednak pamiętać, że był to ruch przymuszony, o charakterze represyjnym ze strony zaborców. Jego genezą był upadek powstania listopadowego. Za granicą znalazło się wówczas wielu przedstawicieli polskiej inteligencji, wśród których warto wskazać choćby na Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego czy Fryderyka Chopina. Zmuszeni do wyjazdu zostali również przywódcy zrywu listopadowego. Paradoksalnie, przymus wyjazdu z kraju stworzył podwaliny pod budowę nowej, odrodzonej Polski. Duch polskiego patriotyzmu rozkwitał na emigracji, dodając otuchy rodakom, którzy pozostali na ziemiach zajętych przez zaborców. Największe dzieła polskiej kultury powstają poza granicami Polski… Historia współczesnej Polski w dużej mierze opiera się na ruchach migracyjnych. Niebagatelną rolę odegrało ostateczne przesunięcie granic państwa po II wojnie światowej na zachód. Masowe przesiedlenia ludności ukraińskiej, niemieckiej, białoruskiej i polskiej były procesem, który realizowano przez kilka powojennych lat. Niechlubną kartą polskiej najnowszej historii był 1968 rok – w wyniku nacisków politycznych zmuszono do wyjazdu z Polski około 25 tys. Żydów polskiego pochodzenia. Ostatnie polskie emigracje, które miały charakter typowo polityczny, przyniosło wprowadzenie stanu wojennego w 1981 roku. Szacuje się, że kraj opuściło wówczas co najmniej 250 tys. obywateli. Obecnie zjawisko emigracji politycznej praktycznie nie istnieje. Najczęstszą przyczyną osiedlania się za granicą jest chęć poprawy warunków ekonomicznych.

Chociaż w latach 80. i 90. ubiegłego wieku emigracja z przyczyn ekonomicznych zaczęła coraz bardziej zyskiwać na znaczeniu, wciąż była ograniczona, głównie z powodów formalnych. Polacy często pracowali nielegalnie, narażając się na deportację i poważne konsekwencje prawne. To sprawiało, że na Zachód wyjeżdżały głównie osoby mocno zdeterminowane albo mające rodziny w innych krajach, które przebywały tam i pracowały zgodnie z prawem. Przystąpienie Polski do Unii Europejskiej diametralnie zmieniło tę sytuację. Szacuje się, że obecnie ogólna liczba polskich emigrantów wynosi około 21 mln osób, czyli ponad połowę liczby ludności naszego kraju. Największym skupiskiem Polonii są Stany Zjednoczone (ok. 10 mln). W samym Chicago, Nowym Jorku i Detroit mieszka około 2,5 mln Polaków. Polacy licznie zamieszkują również Niemcy (ok. 2 mln) i Brazylię (ok. 1,8 mln). Są także najliczniejszą grupą imigrantów w Wielkiej Brytanii – na Wyspach Brytyjskich przebywa ich około 700 tys., choć to jedynie ostrożne szacunki. Wedle danych brytyjskiego Narodowego Urzędu Statystycznego (ONS), w latach 2001–2011 więcej osób, głównie z państw UE, osiedliło się w Wielkiej Brytanii (ok 1,5 mln) niż w latach 1960–2001 (ok. 1,2 mln). Odsetek brytyjskich obywateli, którzy urodzili się za granicą, wynosi 13–15%. O tym, jak duże znaczenie ma wejście Polski do Unii Europejskiej, może świadczyć fakt, że około 10% wszystkich polskich emigrantów wyjechało z kraju właśnie po 2004 roku.

Według badań Głównego Urzędu Statystycznego, które odnoszą się do skali czasowej emigracji z Polski w latach 2004–2013, pod koniec 2013 roku w krajach zachodnich (UE i Norwegia) przebywało około 2,2 mln Polaków, którzyjednocześnie byli zameldowani w Polsce.


11 Warto podkreślić, że są to dane szacunkowe i mocno przybliżają jedynie skalę tego zjawiska. Jak wynika z rezultatów Narodowego Spisu Powszechnego z 2011 roku, głównym powodem wyjazdów za granicę była emigracja zarobkowa. O ile w 2004 roku poza granicami Polski przebywało około miliona obywateli, w 2010 roku liczba ta uległa już podwojeniu. Dynamika emigracji nieco osłabła w latach 2008–2010, głównie wskutek nasycenia rynków pracy na Zachodzie oraz globalnego kryzysu gospodarczego. Niemniej w latach 2012 i 2013 odnotowano ponownie zwiększone zainteresowanie osiedlaniem się w krajach zachodnich, między innymi w Norwegii czy Niemczech, które zniosły ograniczenia dotyczące napływu pracowników z zagranicy. Pod koniec 2013 roku liczba Polaków przebywających na stałe za granicą wzrosła o około 66 tys. (ok. 3,1%). Reasumując, skala emigracji Polaków za Zachód przybrała na sile po 2004 roku. Choć ruchy migracyjne są zjawiskiem naturalnym, znanym od stuleci, jej dynamika zadziwiła nawet znawców tego tematu. W ciągu 10 lat z Polski wyjechały ponad 2 mln osób. To tak jakby całkowicie wyludniła się Estonia bądź Słowenia… Większość Polaków zna inne osoby, które żyją i pracują za granicą – są to członkowie ich rodzin, przyjaciele lub znajomi. Ogromne nasilenie emigracji musiało wywoływać nie tylko skutki ekonomiczne, mniej lub bardziej pożądane, ale i społeczne.

Bilans zysków i strat Decyzja o emigracji często bywa przełomem w życiu. Nie zawsze łatwo można ją podjąć, co dotyczy zwłaszcza całych rodzin. Najczęściej oznacza ona całkowitą rewolucję w zakresie życia zawodowego, obyczajowego, zmianę warunków mieszkaniowych, przyjęcie odmiennego systemu opieki zdrowotnej, edukacji, wreszcie – pokonanie bariery językowej, która dla wielu osób stanowi jedną z najpoważniejszych przeszkód w rozwoju kariery. Emigracja to długotrwały proces adaptacji do nowych warunków, które nie zawsze odpowiadają naszym wcześniejszym wyobrażeniom. Najpoważniejszym skutkiem społecznym jest konieczność życia w oddaleniu od rodziny czy przyjaciół. Chociaż świat coraz bardziej przypomina globalną wioskę, a jeszcze nigdy wcześniej w historii kontakt z drugim człowiekiem nie był tak prosty, emigranci muszą się uczyć życia w oderwaniu od dotychczasowych realiów. Nawet najbardziej zamożni emigranci, z racji obowiązków zawodowych i ograniczeń finansowych, nie mogą sobie pozwolić na częste podróże do Polski. Stopniowe przenoszenie ośrodka interesów życiowych za granicę jeszcze bardziej rozluźnia związki z krajem. Emigracja oznacza zatem również rewolucję mentalną. Niestety, nie każda osoba wyjdzie z niej bez szwanku. Niepożądanymi skutkami emigracji są i bywały poważne zaburzenia psychiczne, depresja i zespoły nerwicowe. Wielu emigrantów nadużywa alkoholu, szukając w nim antidotum na tęsknotę za najbliższymi. To samo dotyczy zresztą osób, które pozostały w Polsce. Rozdzielenie małżeństw często kończy się trwałym rozbiciem związku. Ciemną stroną emigracji jest osłabienie więzi rodzinnych. Szybko może się okazać, że zaspokajanie potrzeb emocjonalnych jest równie ważne jak dostarczanie środków materialnym, a być może nawet ważniejsze. Tyle tylko, że na co dzień, pochłonięci pogonią za pieniądzem, nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę… Pytanie o ekonomiczny sens emigracji wydaje się mieć charakter retoryczny. Gdyby emigracja nie miałaby racjonalnych podstaw finansowych, zapewne setki tysięcy osób nie podjęłoby się trudu życia na obczyźnie. Najczęściej jest to prawda. Różnica w zarobkach między krajami Zachodu a Polską, choć stopniowo i powoli się zmniejsza, nadal może być najważniejszym bodźcem skłaniającym do opuszczenia kraju. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego i Eurostatu, średnia miesięczna płaca netto w większości krajów Unii Europejskiej jest co najmniej trzykrotnie wyższa niż w Polsce. Dla porównania, w Niemczech wynosi ona 8600 zł, w Holandii – 9000 zł, w Irlandii – 9200 zł, w Wielkiej Brytanii – 9800 zł, podczas gdy w naszym kraju

– 2700 zł. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku płacy minimalnej. Według danych Eurostatu w Polsce wynosi ona 400 euro, natomiast w innych krajach Europy Zachodniej mieści się w granicach 1200–1500 euro. Na dobre zarobki za granicą mogą liczyć przede wszystkim wykwalifikowani fachowcy. Nie powinni mieć oni również problemów ze znalezieniem zatrudnienia. Na przykład lekarze w tym stomatolodzy w Wielkiej Brytanii bez trudu mogą osiągnąć miesięczny dochód przekraczający 20 tys. zł. Podobne dochody mogą uzyskiwać programiści, specjaliści finansowi czy prawnicy. Pracownicy fizyczni, posiadający odpowiednie uprawnienia i doświadczenie, mogą zarabiać więcej niż osoby wykonujące prace biurową. Średnia pensja kierowcy ciężarówki lub autobusu w Wielkiej Brytanii wynosi około 2 tys. funtów miesięcznie, czyli ponad 10 tys. zł. Podobnie zarabiają, na przykład, spawacze, pielęgniarki czy operatorzy maszyn budowlanych. Zarobki w różnych branżach są różnicowane, w zależności od konkretnego kraju, a nawet regionu. Osoby zatrudnione przy pracach rolnych zarabiają w Norwegii około 9 tys. zł, we Francji – około 5–6 tys. zł, ale już w Grecji – niespełna 3 tys. zł. Po otwarciu europejskich granic dla Polaków w 2004 roku wiele osób zdecydowało się na emigrację, mimo braku kwalifikacji, kontaktów czy choćby podstawowej znajomości języka. Co gorsze często tego typu wyjazdy kończyły się powodzeniem, chociaż nie brakowało sytuacji, w których polskie konsulaty musiały pomagać Polakom w powrocie do kraju. Przypadki bezdomności i bezrobocia wśród Polaków, wskutek nieudanych wyjazdów za granicę, nie należały do rzadkości. Obecnie minęły już czasy, w których niemal każdy chętny do podjęcia pracy mógł znaleźć zatrudnienie za granicą. W Wielkiej Brytanii, Szwecji, Norwegii, Niemczech, czyli ulubionych krajach emigracji zarobkowej Polaków, liczą się przede wszystkim znajomość języka (co najmniej komunikatywna) oraz wysokie kwalifikacje. Niebagatelne znaczenie mają także wiek i stan zdrowia. Zwracając uwagę na dysproporcje między zarobkami w Polsce i za granicą, warto pamiętać również o różnicach w kosztach utrzymania. Polska jest wciąż relatywnie tanim krajem, na co zwracają choćby uwagę zagraniczni turyści. Koszt wynajęcia pokoju w polskiej enklawie, czyli Londynie, wynosi w zależności od strefy zamieszkania i standardu 80–200 funtów tygodniowo. Koszty wynajmu całego mieszkania czy domu są oczywiście jeszcze wyższe. Jeśli ktoś uzyskuje najniższe wynagrodzenie z racji pracy na pełen etat, może sobie pozwolić na opłacanie wynajętego lokum, doładowanie elektronicznego biletu na przejazdy komunikacją miejską i wniesienie opłaty za media. Do tego dochodzą bieżące wydatki na żywność, odzież i kosmetyki, których ceny są porównywalne lub wyższe od polskich. Również koszty opieki zdrowotnej mogą być wysokie. A przecież wiele osób pracujących za granicą przesyła dodatkowo pieniądze rodzinie, która pozostała w Polsce. W takich przypadkach na pewno nie można mówić o życiu ponad stan. Dodatkowe wydatki, na które można by sobie pozwolić w kraju (np. zakup i utrzymanie własnego auta), mogą już przekraczać możliwości finansowe emigranta. Niewykwalifikowani pracownicy-emigranci, często


TEMATY TABU

wykonujący zajęcia, których nie chcą się podjąć rodowici Anglicy, Norwegowie czy Szwedzi, czasami żyją na granicy ubóstwa. Mimo to nie chcą wracać do swego ojczystego kraju, bojąc się utraty stabilizacji finansowej. Podsumowując, życie polskiego emigranta za granicą bywa zróżnicowane. Jeśli jest on wykwalifikowanym pracownikiem, a do tego dobrze włada językiem obcym, może liczyć na godziwe, a nawet bardzo wysokie wynagrodzenie. Jednak wyższa stopa życiowa oznacza także większe nakłady na utrzymanie. Rachunek ekonomiczny w takich przypadkach na ogół przemawia jednak za emigracją. Inaczej jest w przypadku konieczności wykonywania pracy poniżej posiadanych kwalifikacji. Tutaj można wręcz uzyskiwać dochody niższe niż w Polsce, a dodatkowo koszty życia mogą być poważnym problemem. O ile osoby trwale bezrobotne mogą wziąć pod uwagę takie rozwiązanie, o tyle porzucenie intratnej posady i podjęcie niskopłatnej pracy na Zachodzie bywa ryzykowne. W zależności od wybranego kraju, można także liczyć na pomoc socjalną, choć nie zawsze spełnia ona oczekiwania przybyszów z zagranicy. Realizacja planów i aspiracji zawodowych jest oczywiście ważna. Niemniej wiele osób, podejmując decyzję o emigracji, niesłusznie marginalizuje znaczenie życia osobistego i emocjonalnego. Emocji i uczuć nie da się przeliczyć na pieniądze; nie można też zaskarbić sobie tych wartości za pomocą prezentów. Oddalenie od najbliższej rodziny może, choć oczywiście nie musi, mieć poważne konsekwencje. Istota życia rodzinnego polega na wspólnym analiz waniu, przeżywaniu i rozwiązywaniu problemów. Trudno realizować takie cele na odległość, za pomocą telefonu czy komunikatora internetowego… Zacieśnianie więzów rodzinnych przy okazji sporadycznych wizyt w rodzinnym domu może być równie trudne, o ile w ogóle wykonalne. Dokonując rachunku ekonomicznego pobytu za granicą, trzeba uwzględnić także i niewymierne, emocjonalne koszty emigracji. Koszty, które musi pokryć każdy domownik we własnym zakresie…

młodzież gimnazjalna i ponadgimnazjalna – poszukująca własnej tożsamości, poczucia wartości i autorytetów. Chociaż problem rozłąki z rodzicami może być dotkliwy dla dzieci w każdym wieku, dorastająca młodzież odczuwa go szczególnie dotkliwie, często tracąc sens życia. Nierzadkie są także przejawy braku kontroli emocji, wybuchy agresji, a przede wszystkim – zaniedbania w nauce. Młodzi ludzie, pozbawieni czynnego wsparcia ze strony rodziców, często szukają akceptacji w grupie rówieśników, co nie zawsze bywa korzystne. W przypadku dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym poważnym problemem może być zahamowanie rozwoju emocjonalnego, które następuje wskutek braku poczucia miłości i bezpieczeństwa. Brak solidnych fundamentów emocjonalnych, które na co dzień zapewniają rodzice, może mieć opłakane skutki, częstokroć trudne do odwrócenia. W badaniu przeprowadzonym przez Ministerstwo Edukacji Narodowej uczestniczyła ponad połowa (55,51%) wszystkich polskich przedszkoli, szkół podstawowych, gimnazjów, liceów ogólnokształcących i profilowanych oraz techników. Badania ankietowe przeprowadzano wśród uczniów poniżej 18. roku życia. Do placówek objętych badaniem uczęszczało łącznie 3 384 164 uczniów. Zgodnie z danymi, które udało się uzyskać od respondentów: – w przypadku 10 759 uczniów obydwoje rodziców przebywało za granicą (0,3%); – 9911 uczniów (0,29%) było samotnie wychowywanych przez tylko jednego z rodziców. Warto jednak zaznaczyć, że prawidłowo wypełnione ankiety dostarczyło jedynie niespełna 70% uczniów (67,66%). A zatem podane wyniki są jedynie przybliżone. Nauczyciele podawali w 22,06%, że w ich placówce są dzieci, których oboje rodziców przebywa za granicą, a 21,93% przedstawicieli szkół stwierdziło, iż są uczniowie, których wychowuje samotnie tylko jeden z rodziców. Badanego problemu nie stwierdzono w 74,20% placówek oświatowych. To oznacza, że w 2010 roku, w skali całego kraju, problem sieroctwa migracyjnego dotyczył co piątej polskiej szkoły. Ponieważ, jak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego, liczba osób, które zdecydowały się na emigrację, od tego czasu wzrosła co najmniej o 200 tys., należy przypuszczać, że omawiane zjawisko uległo nasileniu. W opinii nauczycieli, którzy wypowiadali się na temat sierot emigracyjnych, najczęstszym problemem było pogorszenie wyników w nauce od czasu wyjazdu rodziców (19%). Innymi ważnymi zagadnieniami były złe zachowanie (16,2%) oraz zaniedbywanie obowiązku uczęszczania do szkoły (14,6%). Chociaż aż w 41% przypadków nauczyciele zauważali poprawę materialnej sytuacji ucznia, oceniali emigrację ogólnie jako zjawisko negatywne, stwarzające poważne zagrożenia dla rozwoju psychicznego, emocjonalnego i dydaktycznego. Rolą szkoły, oprócz realizowania oczywistych funkcji dydaktycznych, jest również reagowanie na sytuacje kryzysowe. Nauczyciele, którzy brali udział w badaniu MEN, wskazali, że w przypadku sierot emigracyjnych występują poważne trudności w kontakcie z rodzicami bądź opiekunami prawnymi.Często bowiem pieczę nad dziećmi sprawowali nieformalnie dziadkowie, starsze rodzeństwo lub osoby z dalszej rodziny bądź niespokrewnione. Zarówno na podstawie badań przeprowadzonych przez MEN, jak i innych obserwacji, można uznać, że problem sieroctwa emigracyjnego w Polsce ciągle bywa niedoszacowany. Pozytywnym symptomem na pewno jest nagłośnienie tematu w mediach. Niemniej na poziomie szkoły nie zawsze nauczyciele wykazują aktywną postawę w zapobieganiu niepokojącym zjawiskom wśród uczniów, których rodzice przebywają za granicą. Często reagują w sposób zdecydowany tylko wówczas, gdy pojawia się poważny problem – niska frekwencja na lekcjach, złe stopnie, karygodne zachowania wobec innych uczniów czy nauczycieli lub wręcz postępowanie niezgodne z prawem. Tyle tylko, że powyższe zachowania są już skutkiem głębszego kryzysu. Nie każdy pedagog jest w stanie na tyle wcześnie dotrzeć do ucznia, by zaradzić problemowi u jego zarania. Sami nauczyciele badani przez MEN przyznają, że najczęściej stosują standardowe działania wychowawcze, takie jak rozmowy prewen-

– w przypadku 10 759 uczniów obydwoje rodziców przebywało za granicą (0,3%);

Sieroty migracyjne XXI wieku

– 9911 uczniów (0,29%) było samotnie wychowywanych przez tylko jednego z rodzców.

Sieroctwo migracyjne od zawsze istniało we współczesnej Polsce. Sytuacja, w której jedno z rodziców wyjeżdżało na Zachód do pracy, nie należała do rzadkości. Z podobnym układem odniesień miały do czynienia rodziny marynarzy czy pracowników realizujących wieloletnie kontrakty zagraniczne. Niemniej od czasu przystąpienia Polski do Unii Europejskiej wzrost dynamiki emigracji sprawił, że przybrało ono charakter niemal powszechny. Pojawiło się również nowe, niezbyt fortunne, choć nośne medialnie pojęcie – „eurosieroctwo”. Oznacza ono sytuację dzieci, nad którymi rodzice nie mogą sprawować czynnej opieki, wskutek wyjazdu za granicę. Chociaż może mieć wartość stygmatyzującą, wskazując wprost na problem danego dziecka, jest dość trafne. W wielu wypadkach sugeruje bowiem trudności wychowawcze, adaptacyjne czy emocjonalne, które stają się udziałem dzieci pozostawionych w kraju przez rodzica lub oboje rodziców. Można się spierać, czy nazywanie opuszczonych dzieci „eurosierotami” jest właściwe. Natomiast nie ulega wątpliwości, że podjęcie tego ważnego tematu ma sens. Problem zauważyło również Ministerstwo Edukacji Narodowej. W 2010 roku przeprowadziło duże badania nad tym zagadnieniem. Ich celem było ukazanie rozmiarów zjawiska współczesnej emigracji zarobkowej i sieroctwa emigracyjnego, a także sprecyzowanie realnych problemów dydaktyczno-wychowawczych, z jakimi mają do czynienia nauczyciele opiekujący się dziećmi w sytuacji rozłąki z rodzicami. Pozbawione opieki rodzicielskiej dziecko może mieć obniżone poczucie bezpieczeństwa, czuć się odtrącone, nierozumiane i osamotnione. Różnego rodzaju zaburzenia mogą negatywnie wpływać na samokontrolę emocjonalną, zakłócając system wartości dziecka i utrudniając realizację szkolnego programu dydaktyczno-wychowawczego. Grupą podwyższonego ryzyka jest w tym przypadku

autor: Michał mikołajczak fot: fotolia.coM

12


13

cyjne, motywowanie do intensywniejszej nauki czy łagodzenie konfliktów, często pod groźbą sankcji regulaminowych. Wychodzenie z inicjatywą do ucznia, który jest pozbawiony opieki rodzicielskiej, niestety, wciąż nie jest powszechną praktyką. To samo można powiedzieć o organizowaniu wolnego czasu czy zajęć integracyjnych w obrębie klasy. Nie warto mieć złudzeń – nawet najlepsza opieka dziadków, rodzeństwa czy przyjaciół nie zastąpi stałej obecności rodziców w domu. Nawet codzienne rozmowy telefoniczne nie mogą zrekompensować dziecku braku poczucia pewności siebie, jaką daje przebywanie z rodzicami. Wychowanie polega nie tylko na zapewnieniu komfortu materialnego. To również umiejętność dostrzegania drobnych symptomów, które wskazują na potencjalny problem. To sztuka odgadywania nastroju na podstawie niepozornych gestów i sygnałów wysyłanych przez dziecko. Tego wszystkiego są pozbawieni rodzice przeżywający rozłąkę z dzieckiem. Być może lepszym wyjściem jest rodzinny wyjazd za granicę?

Rodzina za granicą Wzmożona skala emigracji w wymiarze rodzinnym to również efekt przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Wiele osób, które samodzielnie wyjechały za granicę, albo sprowadziło już tam swoje rodziny, albo planuje takie działania w najbliższym czasie. Przyczyną są względy typowo emocjonalne: chęć wspólnego przeżywania wszelkich chwil w życiu – zarówno radosnych, jak i smutnych – a także aktywnego wychowywania dzieci, w bliskim, bezpośrednim kontakcie. Stabilizacja finansowa nie zawsze musi oznaczać poprawę zacieśniania więzów rodzinnych, jeśli oznacza rozłąkę z powodu emigracji. Co więcej, budowanie trwałych relacji rodzinnych na odległość najczęściej jest skazane na porażkę. Poza czynnikami emocjonalnymi ważną przyczyną emigracji rodzinnych są względy finansowe. W Szwecji, Norwegii, Wielkiej Brytanii czy Niemczech obowiązuje rozbudowany system osłon socjalnych dla rodzin z dziećmi. W większości przypadków pracujące osoby, które mają dzieci, mogą liczyć na spore zasiłki rodzinne, a ich wielkość rośnie wraz z liczbą posiadanego potomstwa. Jeszcze bardziej rozbudowana opieka socjalna przysługuje małżeństwom, których dzieci urodziły się już za granicą. Z tych powodów Polki decydują się na macierzyństwo na obczyźnie znacznie częściej niż w kraju. Wedle danych brytyjskiego ONS, w samym tylko 2011 roku polskie matki urodziły na terenie Anglii i Walii aż 20,5 tys. dzieci. Ocenia się, że spośród wszystkich nacji Polki są emigrantkami o najwyższym wskaźniku dzietności. Statystyczna Polka ma dwukrotnie więcej dzieci poza granicami kraju niż w Polsce. Narodziny na obczyźnie są również zjawiskiem korzystnym dla przyszłości samego dziecka. Staje się ono obywatelem kraju, w którym przychodzi na świat. Podlega zatem wszelkim uwarunkowaniom prawnym i przywilejom, jakie wynikają z tego faktu. Ogromne znaczenie ma fakt, że przebywając od urodzenia w określonym państwie, dziecko automatycznie uczy się języka. W wielu polskich domach za granicą to właśnie dzieci najbieglej władają urzędowym językiem kraju swoich narodzin. Wprawdzie naukowcy wskazują, że dopiero trzecie pokolenia emigrantów traktuje nowy kraj jako swoją prawdziwą ojczyznę, niemniej dzieci urodzone za granicą mają zde-

cydowanie ułatwiony proces adaptacji do otoczenia, które w dużej mierze staje się dla nich naturalne. Również z tych względów rodziny z dziećmi urodzonymi poza granicami Polski często składają wnioski o status rezydentów w kraju swojego pobytu, decydując się na trwałą zmianę miejsca zamieszkania. Chociaż emigracja całych rodzin ogólnie jest zjawiskiem bardziej pozytywnym niż rozłąka, wiąże się z niełatwymi wyzwaniami, którym trzeba stawić czoła – począwszy od materialnych, a skończywszy na emocjonalno-adaptacyjnych. Korzystniejszym rozwiązaniem jest wyjazd z bardzo małym dzieckiem, które łatwiej będzie się adaptowało do nowych warunków, środowiska społecznego i języka. Dzieci uczęszczające do szkół mogą mieć już znacznie więcej problemów w tym względzie. Można powiedzieć w uproszczeniu, że im młodsze dziecko, tym łatwiejsza jego integracja z nowym otoczeniem. Należy również pamiętać o wszelkich wymaganiach formalnych. Zgodnie z Konwencją o prawach dziecka, przyjętą przez Zgromadzenie Ogólne ONZ 20 listopada 1989 roku, każde dziecko ma prawo do bezpłatnej nauki na poziomie podstawowym. Wszystkie polskie dzieci do ukończenia 18. roku życia podlegają obowiązkowi szkolnemu. Przed wyjazdem za granicę konieczne jest zebranie informacji o systemie edukacji w określonym kraju. Może się bowiem okazać, że w niektórych krajach konieczne będzie powtarzanie danej klasy bądź uczęszczanie na obowiązkowe kursy językowe (na ogół bezpłatne). Warto tak zaplanować wyjazd za granicę, by dziecko mogło zacząć naukę od nowego roku szkolnego, a przy tym miało trochę czasu na poznanie miejscowych realiów. Na przykład, w Anglii wakacje letnie trwają tylko miesiąc, w sierpniu, a zatem dobrym miesiącem na osiedlenie się w tym państwie może być lipiec. Aby uniknąć kłopotów związanych z niedopełnieniem obowiązku szkolnego w Polsce, rodzice powinni poinformować dyrektora szkoły, do której dotąd uczęszczało ich dziecko, o planowanym wyjeździe; z tych samych powodów już w docelowym kraju należy się skontaktować z polskim konsulatem. Należy zabrać ze sobą wszelkie dokumenty potwierdzające przebieg edukacji, takie jak świadectwa, opinię o uczniu czy akt urodzenia, najlepiej przetłumaczone na język urzędowy kraju, który jest miejscem emigracji. O ile obowiązek szkolny jest powszechny w całym cywilizowanym świecie, o tyle zasady przyjęcia do określonej szkoły regulują już przepisy wewnątrzpaństwowe i lokalne. W przypadku wątpliwości dotyczących względów formalnych, należy zgłosić się do najbliższego konsulatu polskiego. Pochłonięci pracą i organizowaniem życia na obczyźnie rodzice nie zawsze zauważają, jak wielkim stresem może być dla ich dzieci ten całkiem nowy start, w odmiennych realiach. Samo pójściedo nowej szkoły i konieczność porozumiewania się oraz nauki w obcym języku bywa ogromnym wyzwaniem. Może być również przyczyną izolacji wśród rówieśników, a nawet patologicznych zjawisk, takich jak ostracyzm czy jawna dyskryminacja. W takich przypadkach należy reagować z całą stanowczością, kontaktując się z dyrekcją szkoły. W przypadku młodszych dzieci warto sprawdzić, czy w danym mieście istnieją szkoły z klasami polskojęzycznymi; w niektórych placówkach oświatowych są zatrudnieni Polacy w charakterze osób wspomagających integrację i nauczanie. Młodsze dzieci często przeżywają dylematy związane z problemami integracyjnymi wśród rówieśników. Nie są od nich również wolni nastolatkowie. Oderwani od dotychczasowego środowiska, mogą się czuć zagubieni w obcym kraju. W poszukiwaniu swojej pozycji i autorytetów, niektórzy młodzi ludzie odsuwają się od swoich rodzin. Bardzo ważna jest aktywna postawa rodziców i udzielanie wsparcia dosłownie na każdym kroku, nawet jeśli bywa ono odbierane przez nastolatków jako swoista uciążliwość. To znacznie lepsza postawa niż obojętność bądź zakładanie, że dziecko „musi sobie jakoś radzić”. W przypadku poważniejszych problemów adaptacyjnych czy integracyjnych, warto skorzystać z pomocy psychologa. Może on pomóc nakreślić nowe priorytety i odnaleźć się w zmienionych realiach emigracji. Przede wszystkim zaś rodzice nie mogą zapominać, że nastoletnie dzieci najczęściej cechuje ogromna wrażliwość, która w nowym otoczeniu może być wystawiona na niełatwą próbę. Dzięki kontaktowi z dzieckiem, trafnemu odczytywaniu jego pragnień,


DOM

Mieszkanie dla Młodych

– zmiany w programie

Zakup nowego mieszkania wciąż jest jedną z najważniejszych inwestycji w życiu. Powodem są oczywiście ceny lokali, zwłaszcza w dużych metropoliach, takich jak Trójmiasto. Tylko niewielu młodych ludzi może pozwolić na pokrycie większości kwoty zakupu mieszkania ze środków własnych. Z myślą o nich powstał projekt Mieszkanie dla Młodych. Co warto wiedzieć o najnowszych zmianach w tym programie?

UWAGA: Targi Mieszkań i Domów (21–22.02.2015, Gdańsk) Do kogo skierowany jest program? Odpowiedź na to pytanie jest oczywista – przede wszystkim do młodych osób, które nie mają możliwości całkowitego sfinansowania inwestycji mieszkaniowej i muszą zaciągnąć komercyjny kredyt mieszkaniowy. W praktyce mogą z niego korzystać osoby do 35. roku życia. W przypadku małżeństw liczy się wiek młodszego ze współmałżonków. Co istotne, w programie nie muszą uczestniczyć wyłącznie małżeństwa. Może być to również, na przykład, rodzeństwo, ojczym, macocha czy teściowie. Jest to program długofalowy, organizowany przez Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju. W bieżącym roku zarezerwowano w budżecie na dopłaty 715 mln zł, dzięki czemu można przypuszczać, że środków wystarczy dla wszystkich chętnych osób, które spełniają określone wymagania. Na czym polega wsparcie? Wsparcie, które można uzyskać w ramach programu Mieszkanie dla Młodych, obejmuje jednorazowe dofinansowanie wkładu własnego. Jest ono udzielane w momencie wypłaty kredytu, który zaciąga klient w banku komercyjnym, ale związanym umową z Bankiem Gospodarstwa Krajowego. Gdy kredyt zostanie już uruchomiony, Bank Gospodarstwa Krajowego pomniejsza jego kwotę – w porozumieniu z kredytodawcą – o wartość przyznanego dofinansowania. Minimalny okres kredytowania przedsięwzięcia wynosi 15 lat. Kredyty są udzielane w złotówkach. Zakres wkładu własnego kredytobiorcy nie powinien przekraczać 50%. Kredytobiorca nie może (obecnie lub w przeszłości) być właścicielem innego mieszkania. Poniżej wymieniono najważniejsze i aktualne aspekty dotyczące wysokości proponowanego wsparcia. • Osoby samotne i bezdzietne mogą liczyć na rekompensatę w wysokości 10% wartości odtworzeniowej kupowanego mieszkania. Ważne jest uwzględnienie stawki maksymalnej wartości 1 m kw, która jest zmienna, w zależności od miasta i województwa. Uwzględnia się przy tym rzeczywistą powierzchnię lokalu. Dla mieszkań, których powierzchnia przekracza 50 m kw, podstawą naliczenia będzie 50 m kw. • Osoby samotnie wychowujące dzieci i małżeństwa mogą uzyskać wsparcie w wysokości 15% wartości nabywanego mieszkania. Tutaj również obowiązuje limit 50 m kw. powierzchni użytkowej. • W przypadku narodzin trzeciego lub kolejnego dziecka, osoba korzystająca z programu Mieszkanie dla Młodych, w okresie 5 lat od zakupu lokalu, może się ubiegać o jednorazową, dodatkową dopłatę w wysokości 5% wartości odtworzeniowej lokalu. A zatem program Mieszkanie dla Młodych obejmuje dopłatą 50 m kw powierzchni lokali mieszkalnych. Całkowita powierzchnia miesz-

kania nie może natomiast przekraczać 75 m kw. W przypadku rodzin z trojgiem dzieci wartością graniczną jest 85 m kw. Gdzie szukać okazji? Przeglądając oferty deweloperów, można zauważyć, że istnieje wiele możliwości skorzystania z dopłat w ramach programu Mieszkanie dla Młodych, również w Trójmieście. Chociaż program ma swoje wady i ograniczenia, cieszy się na Pomorzu dużym zainteresowaniem. Dowodem mogą być tłumnie odwiedzane targi mieszkaniowe. Najbliższą tego typu imprezą będą Targi Mieszkań i Domów, które odbędą się 21 i 22 lutego w Gdańsku (Amber Expo, ul Żaglowa 11). Deweloperzy tak konstruują wiele swoich ofert, by umożliwić skorzystanie z programu Mieszkanie dla Młodych. Udział w targach może być stosowną okazją, by się o tym przekonać osobiście. Prorodzinny wymiar programu Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju zamierza zwiększyć wartość wsparcia dla rodzin wielodzietnych nawet o 160%. W przypadku rodzin z dwójką dzieci wielkość wsparcia w ramach programu ma wynieść 20% wkładu. Rodziny z co najmniej trojgiem dzieci będą mogły uzyskać rekompensatę 25% wartości lokalu. Co ważne, wymóg zakupu pierwszego mieszkania nie ma być egzekwowany wobec rodzin wielodzietnych. W modyfikacjach, które przygotowało ministerstwo, zauważalna jest wyraźna tendencja prorodzinna. Można przypuszczać, że wywoła ona większe zainteresowanie zakupem mieszkań trzy- i czteropokojowych. Jak dotychczas program Mieszkanie dla Młodych cieszył się zainteresowaniem głównie bezdzietnych klientów – zarówno małżeństw, jak i osób mieszkających samotnie. Obecnie jest szansa, by ten trend uległ odwróceniu. Nowe limity cenowe na Pomorzu Zgodnie z oczekiwaniami ekonomistów specjalizujących się w rynku budowlanym, uległy zmianie limity cenowe za 1 m kw w województwie pomorskim. Nowe stawki będą obowiązywać w I kwartale 2015 roku. Jeśli chodzi o miasto Gdańsk, maksymalna cena 1 m kw mieszkania może wynieść 5303,1 zł. Dla gmin ościennych stawka ta wynosi 4912,9 zł. Natomiast w przypadku pozostałych gmin województwa pomorskiego limit ma wartość 4522,7 zł. Warto wspomnieć, że jest to najwyższa stawka w skali całego kraju, która nie zmieni się co najmniej do czerwca bieżącego roku. Niewątpliwie ma ona przełożenie na ceny mieszkań na wolnym rynku, które, w przypadku Trójmiasta, należą do najwyższych w Polsce.

autor: Michał mikołajczak fot: fotolia.coM

14


15


DOM

Wietrzenie mieszkania zimą – co warto wiedzieć?

Zimą kochamy ciepło, a latem – tęsknimy niekiedy za powiewem chłodu. I nie ma w tym nic dziwnego. Jesteśmy przecież istotami stałocieplnymi i trudno adaptujemy się do zmiany temperatury. Czujemy się komfortowo w tak zwanej temperaturze pokojowej. Niekiedy jednak nasze przywiązanie do ciepła sprawia, że po prostu przegrzewamy swoje mieszkania. Ekonomicznie i zdrowo Wiele mówi się o zachowaniu rozsądku w korzystaniu z ogrzewania mieszkania. Czasami wydajemy spore sumy na ekologiczne (i ekonomiczne) systemy grzewcze. Jednak równie ważna jest dbałość o odpowiednie wietrzenie mieszkania podczas zimy. To nie tylko kwestia ekonomii, choć ten czynnik oczywiście jest ważny, ale i naszego zdrowia. Co ważniejsze, aby stosować odpowiednie wietrzenie, nie potrzebujemy praktycznie żadnych inwestycji. Wystarczy zdrowy rozsądek. Nie od dzisiaj wiadomo, że wymiana powietrza w mieszkaniu jest konieczna o każdej porze roku. Przebywając na zewnątrz, codziennie stykamy się z milionami szkodliwych dla zdrowia bakterii, które następnie przenikają do naszych domów – na odzieży, obuwiu, w zakupach przyniesionych ze sklepu czy po prostu na dłoniach. Wietrzenie mieszkania nie jest oczywiście sposobem na całkowite pozbycie się takich „nieproszonych gości”, niemniej to najprostsza metoda i, co ważniejsze, dość skuteczna. Równie ważne jest mycie rąk po powrocie do domu. Późną jesienią, zimą i wczesną wiosną nasza odporność jest obniżona. Tym bardziej warto ograniczać napływ szkodliwych bakterii i wirusów do mieszkania. Po powrocie do domu, oprócz wietrzenia, warto zmienić odzież wierzchnią, w której poruszaliśmy się na zewnątrz. Warto wiedzieć, na przykład, że wirus grypy, który przypadkowo może się znaleźć na spodniach czy swetrze, jest aktywny przez około 4 godziny. Ciepłe i suche powietrze w mieszkaniu będzie stanowiło optymalne środowisko do namnażania się bakterii i wirusów. Czasowe obniżenie temperatury w mieszkaniu poprzez wietrzenie może wyeliminować takie zagrożenie na kilka godzin. Regularne powtarzanie tej czynności umożliwia utrzymanie wewnątrz korzystnych warunków dla naszego zdrowia. Jak w pudełku…? Oprócz zewnętrznych zagrożeń mikrobiologicznych, używanie kosmetyków czy produktów chemii gospodarczej również ujemnie wpływa na stan zdrowia. Niektóre mieszkania, zwłaszcza w nowym budownictwie, mogą przypominać szczelnie zamknięte pojemniki. Sytuacja pogarsza się zimą, gdy temperatury na zewnątrz spadają poniżej 0 st. C. W mieszkaniach powstaje swoisty mikroklimat, który może niekorzystnie oddziaływać na układ oddechowy. Szczelnie zamknięte pomieszczenia, bez dostępu do świeżego powietrza, gromadzą szkodliwe związki chemiczne. Wystarczy pomyśleć, ile spośród nich zawierają choćby kosmetyki (np. freon) czy środki czystości. Stwierdzenie, że „w mieszkaniu jest ciepło jak w pudełku” niekoniecznie musi więc przywodzić pozytywne skojarzenia. W powietrzu zbiera się także kurz czy dwutlenek węgla. Zarodniki pleśni, dla których naturalnym środowiskiem są ciepłe i wilgotne pomieszczenia, mogą zniszczyć nawet najpiękniejsze ściany, ale co ważniejsze – są bardzo szkodliwe dla zdrowia. W przypadku małych dzieci trzeba bezwzględnie zapobiegać ich powstawaniu. Pleśń jest oczywiście szkodliwa również dla dorosłych. Wilgoć w naszych mieszkaniach również gromadzi się wskutek codziennych czynności, takich jak pranie, gotowanie czy mycie się. Nawet oddychanie powoduje powstanie wilgotnego środowiska

w mieszkaniu. A to z kolei bywa przyczyną powstawania zagrzybień. W wielu mieszkaniach wentylacja grawitacyjna, która wykorzystuje różnicę ciśnień między wentylowanym pomieszczeniem a ujściem kanału wentylacyjnego, jest niewydolna. Dodatkowo część osób zasłania kratki wentylacyjne, uznając, że są one nieestetyczne i stanowią źródło zimna, co błyskawicznie doprowadza do pojawienia się grzyba, ponieważ wilgotne powietrze nie ma jak ujść z pomieszczenia. Dlatego nigdy nie należy zasłaniać kratek wentylacyjnych. Lepiej od wentylacji grawitacyjnej wymianę powietrza w mieszkaniu reguluje wentylacja mechaniczna, którą jednak spotyka się raczej w nowym budownictwie. Wentylacja mechaniczna wywiewna polega na tym, że z pomieszczenia wyciągana jest stała ilość powietrza, zaś ta sama ilość świeżego powietrza wprowadzana jest do pomieszczeń przez nawiewniki okienne, co zapewnia stałą wymianę powietrza i nie wymaga zaangażowania użytkownika (nie ma konieczności pilnowania rozszczelnienia okien czy częstego wietrzenia). Zdaniem części naukowców, mikroklimat w zamkniętych, zawilgoconych pomieszczeniach może być bardziej szkodliwy niż zanieczyszczone powietrze na zewnątrz. To paradoks, ale w przypadku mieszkań o gorszym standardzie, o ile są odpowiednio dogrzane, istnieje mniejsze ryzyko rozwoju pleśni. Przyczyną jest naturalna wymiana powietrza w drewnianych oknach starego typu, którą nie zawsze zapewniają nowoczesne okna PCV. Prosta czynność w przypadku nowych okien, jaką jest delikatne rozszczelnienie, zapobiega nadmiernemu gromadzeniu się wilgoci. Natomiast nowoczesne systemy wentylacyjne wydatnie przyczyniają się do utrzymania optymalnego mikroklimatu w mieszkaniach. Wietrzyć, ale nie wyziębiać Z pozoru prosta czynność, jaką jest otwarcie okna, zimą wymaga całkiem sporej rozwagi. Nazbyt częste i długie wietrzenie pomieszczeń, zwłaszcza w przypadku mrozów, doprowadzi do wyziębienia ścian, które są w mieszkaniu zasobnikami ciepła. Poza tym długotrwałe oddziaływanie niskiej temperatury może być przyczyną poważnych uszkodzeń sprzętu elektronicznego, takiego jak telewizory czy komputery. W przypadku silnych opadów deszczu lub śniegu lepiej w ogóle zaniechać wietrzenia, poprzestając na rozszczelnieniu okien, niż narażać na zniszczenie podłogi czy ściany. Jeśli w naszym mieszkaniu mamy podłogi wykonane z paneli drewnianych (lub drewnopochodnych), warto pamiętać, że nawet niewielka ilość wody może być przyczyną trwałych uszkodzeń całej struktury. A to już oznacza spory wydatek związany z naprawą powstałych szkód. Długotrwałe wietrzenie mieszkania zimą jest również nieefektywne ekonomicznie. Aby przywrócić normalną temperaturę pokojową, będziemy zmuszeni ponownie skorzystać z maksymalnej mocy grzejników, przynajmniej na jakiś czas. Optymalny czas wietrzenia, przy temperaturze zewnętrznej oscylującej w okolicach 0 st. C, wynosi maksymalnie 10 minut. Lepszym rozwiązaniem będzie nawet kilkakrotne, intensywne i krótkie wietrzenie niż jednorazowe otwarcie okien na dłuższy czas. Okna powinny być otwarte na oścież, przy jednoczesnym unikaniu przeciągów, które mogą spowodować wyziębienie. Jeśli w naszym mieszkaniu są odrębne pokoje, warto wietrzyć je osobno, zamykając na czas wietrzenia zawory termostatów. Nowoczesne termostaty reagują na gwałtowną zmianę temperatury wewnątrz mieszkania. Gdy pozostawimy je otwarte, wietrząc mieszkanie, kaloryfery zaczną pracować z pełną mocą. W takim przypadku oczywiście nie może być mowy o oszczędnościach, wręcz przeciwnie – narażamy się na niepotrzebne wydatki.

autor: Michał mikołajczak fot: fotolia.coM

16



WNĘTRZE

Porada eksperta: Dobre wzornictwo przedmiotów to nie tylko przyjemne kolory, oryginalne kształty czy eleganckie wykończenia detali. Oprócz elementów związanych z estetyką, ważna jest funkcja. W przypadku mebli dla dzieci, funkcjonalność powinna wysuwać się na pierwszy plan. Oczywiste jest to, że wygląd mebli także jest funkcją – decyduje o estetyce otoczenia, w jakim wzrasta dziecko. Jednak najważniejsze są względy ergonomiczne. Pozycja przy stole podczas pracy (zbytnie pochylanie się, praca na poziomie wzroku) przekłada się na wady postawy i wzroku. Meble, które są dobrze dobrane do wzrostu dziecka, pozwalają ograniczyć takie ryzyko. Praktycznym rozwiązaniem są meble z możliwością regulacji wysokości blatu, siedziska czy oparcia. Zakup mebli źle dopasowanych do wzrostu dziecka, „na wyrost”, może mieć ekonomiczne uzasadnienie. Korzystanie z takich sprzętów negatywnie wpływa jednak na komfort pracy dziecka. W przyszłości może też oznaczać problemy ze zdrowiem. Dr Piotr Mikołajczak Prodziekan Wydziału Architektury i Wzornictwa ASP w Gdańsku

Meble dla dziecka

– jak często wymieniać? O ile nie kupujemy specjalistycznych mebli na wymiar, i to renomowanej firmy, albo wytwarzanych z użyciem kosztownych materiałów, lubimy co kilka lat wymienić je na nowe, niekoniecznie przy okazji generalnego remontu. Najczęściej zwracamy uwagę na estetykę i funkcjonalność danego mebla. Czy w przypadku mebli dziecięcych należy się kierować wyłącznie tymi względami? O czym jeszcze warto wiedzieć, kupując nowe meble do dziecięcego pokoju? Trwałość na miarę XXI wieku… Niektórzy producenci mebli bardzo poważnie traktują takie wyzwanie. Stosując materiały wysokiej jakości, wytwarzają produkty, które mogą służyć przez wiele lat. Jest tylko jeden problem – takie meble często są po prostu bardzo drogie… Zdarza się, że jeden mebel, taki jak niewielka komoda, za to wykonany z litego drewna, kosztuje więcej niż cały zestaw mebli z płyt wiórowych wątpliwej jakości. Niegdyś zakup mebli był inwestycją na długie lata. Mimo remontów, odświeżania wnętrz, zmiany koloru ścian, meble wymieniano dość rzadko. Po pierwsze, były one stosunkowo drogie i trudno dostępne. Zdarzało się, że w dziesiątkach tysięcy mieszkań królowały te same segmenty meblowe. Po drugie, mimo wątpliwych walorów estetycznych, cechowała je solidność wykonania i trwałość. W wielu domach nadal używa się mebli wyprodukowanych nawet 30–40 lat temu, które dalej z powodzeniem spełniają swoje funkcje. Liczne przedsiębiorstwa działające na współczesnym rynku meblarskim – i nie tylko – stosują zasadę maksymalizacji zysków, przy jednoczesnej redukcji kosztów produkcji. W efekcie przy wytwarzaniu mebli stosuje się więc tanie półprodukty, których jakość pozostawia wiele do życzenia. Wizualnie są one przyjemne dla oka, na przykład za sprawą kolorowych oklein czy dodatków. Niemniej po jakimś czasie płyty wiórowe ulegają wyszczerbianiu, śruby i nity – zerwaniu, zawiasy odpadają od drzwiczek, a tkaniny tapicerskie łatwo można uszkodzić, zupełnie nieświadomie. Doraźna naprawa mebla nigdy nie zapewni mu pierwotnej trwałości, nie wspominając już o estetyce. Nic dziwnego, że w końcu podejmujemy wiadomą decyzję – ku-

pujemy nowe meble. Po czym, po kilku latach, sytuacja się powtarza i… nie ma w tym nic dziwnego. Trwałość mebli na miarę XXI wieku można właśnie rozumieć w ten sposób – nabywamy produkt, który ma określoną wartość tylko przez relatywnie krótki czas. Przecież producentom mebli i ich sprzedawcom zależy najbardziej na popycie. Spiralę popytu nakręca zapotrzebowanie na nowe wyroby meblarskie, przy czym nie zawsze chodzi o posiadanie nowego modelu mebla, który charakteryzuje się modną linią… Problem ograniczonej trwałości dotyczy zresztą także innych wyrobów, na przykład sprzętu AGD czy RTV. Znacznie częściej opłaca się wymienić go na nowy niż naprawiać. Ktoś mógłby powiedzieć, że jest to zmowa jakościowa producentów, którzy niejako zmuszają konsumentów do zakupu nowych artykułów. Jednak to tylko część prawdy. Nikt nas przecież nie przymusza do kupowania tanich mebli wątpliwej jakości… Najczęściej samodzielnie dokonujemy takich wyborów, sugerując się ceną. Oczywiście, wiele osób daje się nabrać na promocje cenowe i nieuczciwe zagrywki sprzedawców. Czasami podświadomie wybieramy ładny, choć tani produkt, bo mamy wrażenie, że skoro jest miły dla oka, będzie również trwały i funkcjonalny. Takie pomyłki bardzo często dotyczą również mebli dziecięcych. Bajeczne kolory i wymyślne uchwyty czasami kamuflują katastrofalnie niską jakość, o czym nie zawsze chcemy pamiętać… Dzieci rosną… A meble? Jeśli nie chcemy się narażać na niepotrzebne koszty, w przypadku doboru mebli do pokoju dzie-

autor: michał mikołajczak fot: fotolia.coM

18


19

cięcego warto uwzględnić kilkuletnią pespektywę. Zresztą dotyczy to również innych elementów, takich jak kolor ścian. O ile jaskrawy róż podoba się siedmioletniej dziewczynce, po kilku latach może ją przyprawiać o irytację… Wracając do mebli, rozsądnym rozwiązaniem jest zakup zestawów, które „rosną” razem z dzieckiem. Co to oznacza? Istnieją, na przykład, łóżeczka dziecięce, które, za pomocą kilku prostych czynności, można przerobić na wygodny tapczan. Warto pamiętać, że rosnące dziecko będzie potrzebowało coraz więcej powierzchni na przechowywanie swojej odzieży. Niektóre małe komody daje się przemodelować na całkiem spore szafy. Aby takie meble mogły spełniać swoją pierwotną rolę, a więc służyć przez wiele lat, muszą być wykonane z trwałych, naturalnych materiałów. To może oznaczać wyższą cenę w stosunku do ich odpowiedników projektowanych dla określonego przedziału wiekowego użytkowników. W dłuższej perspektywie może się jednak okazać, że jednorazowy zakup droższych mebli jest lepszą inwestycją niż wymienianie całego wyposażenia co 2–3 lata.

• dla dziecka o wzroście 119–142 cm wysokość siedziska krzesła powinna wynosić 35 cm (+/– 1 cm), a wysokość blatu stolika – 59 cm (+/– 1 cm); • dziecko o wzroście 133–159 cm powinno korzystać z siedziska na wysokości 38 cm (+/– 1 cm), przy czym wysokość blatu powinna wynieść 64 cm (+/– 1 cm); • w przypadku osiągnięcia wzrostu 146–176 cm dziecko powinno mieć siedzisko na wysokości 43 cm (+/– 1 cm), a blat – 71 cm (+/– 1 cm); • przy wzroście dziecka 159–188 cm siedzisko musi być na wysokości 46 cm (+/– 1 cm), a blat – 76 cm. Powyższe zestawienie ma charakter poglądowy i jest istotne dla producentów mebli szkolnych, wprowadza bowiem kategorie wzrostu, które zresztą częściowo się pokrywają. Najważniejsze jest zachowanie prawidłowej, wyprostowanej postawy za biurkiem i zasad ergonomii.

Gdy dziecko wkracza w wiek szkolny, trzeba zadbać o to, by miało odpowiednie miejsce do odrabiania lekcji. Tutaj również należy pamiętać o fakcie, że wzrost dziecka jest wartością, która szybko się zmienia. Zarówno krzesło, jak i biurko powinny mieć zatem możliwości regulacji wysokości, jeśli mają służyć przez kilka lat. W instytucjach oświatowych te wartości określa Polska Norma. Wprawdzie pokój dziecięcy nie jest salą lekcyjną, niemniej warto się zapoznać z tymi uregulowaniami – opracowano je na podstawie szczegółowych badań:

REKLAMA

Sokrates to niepubliczna szkoła

podstawowa oraz przedszkole o najwyższym standardzie nauczania

Oferujemy:

• realizację programów nauczania i wychowania na najwyższym poziomie • bogatą ofertę zajeć dodatkowych • wykwalifikowaną kadrę pedagogiczną • boisko i plac zabaw na terenie szkoły • rozszerzoną edukację artystyczną i sportową • naukę języków obcych (angielski, niemiecki, francuski, hiszpański) • grupy 18-osobowe

Nowa sala gimnastyczna ze specjalistycznym wyposażeniem (boiska do koszykówki, siatkówki, piłki ręcznej oraz badmintona) oraz lokalizacja w centrum miasta – parking przy szkole.

Niepubliczna Szkoła Podstawowa SOKRATES ul. Zakopiańska 37a, 80–142 Gdańsk

www.szkolasokrates.pl

tel. 58 320 13 00 e-mail: gdansk@szkolasokrates.pl


BEZPIECZEŃSTWO

Bezpieczne dziecko zimą Nie wszyscy lubimy zimę… Zmienna aura, mróz i śnieg, nie uprzyjemniają życia dorosłym, zwłaszcza na chodnikach i drogach. Zupełnie inaczej jest w przypadku dzieci, które z reguły uwielbiają uroki zimy. Zabawy na śniegu i lodzie należą do najprzyjemniejszych chwil w roku, szczególnie w okresie ferii zimowych. Dorośli muszą już zadbać o to, aby spędzanie czasu na świeżym powietrzu zawsze było bezpieczne. Drogi, ulice i chodniki Dzieci lubią się bawić dosłownie wszędzie. Ich temperament sprawia, że często zabawa przybiera charakter spontaniczny. Problem zaczyna się wówczas, gdy terenem zabaw, celowo lub przypadkowo, staje się ruchliwa ulica. Późną jesienią, zimą i wczesną wiosną kierowcy mają utrudnione zadanie – wczesne zapadanie ciemności i zmienne warunki atmosferyczne pogarszają widoczność. Jeśli dziecko przebywa na dworze już po zmroku, warto zadbać, by miało przy sobie elementy odblaskowe. Mogą to być elementy odzieży, odblaskowe opaski czy zawieszki. Są one dostępne w wielu sklepach, kosztują niewiele, a niekiedy są nawet rozdawane za darmo (np. przez policjantów). Jeszcze prostszym sposobem zadbania o bezpieczeństwo dziecka jest zakup, na przykład, kurtki czy butów, które fabrycznie są wyposażone w elementy odblaskowe – to gwarancja, że dziecko nigdy o nich nie zapomni, wychodząc z domu. Warto przypomnieć, że każdy pieszy poruszający się poza terenem zabudowanym musi być wyposażony w element odblaskowy. To efekt zmiany przepisów z ubiegłego roku. Wprawdzie taki nakaz dotyczy każdego pieszego, niezależnie od jego wieku, jednak rodzice powinni starannie pilnować, by szczególnie przestrzegały go dzieci. Wtargnięcie na jezdnię zawsze może mieć tragiczne konsekwencje. Jednak gdy zapada zmrok, kierowca jest w stanie zauważyć osobę bez elementów odblaskowych z odległości około 20–30 metrów. Jeśli porusza się z dozwoloną prędkością 90 km/h, po prostu nie ma możliwości, by zatrzymać samochód. O ile droga hamowania osobowego auta na suchym asfalcie wynosi przy tej prędkości około 40 metrów, w przypadku zaśnieżenia nawierzchni dystans ten wzrasta do około 100 metrów. Gdy jezdnia dodatkowo jest oblodzona, droga hamowania wydłuża się do ponad 200 metrów! Pieszy zaopatrzony w elementy odblaskowe jest widoczny dla kierowcy z odległości przekraczającej 200 metrów. To pozwala mu na wcześniejszą reakcję i odpowiednio szybkie zatrzymanie pojazdu. Gdzie dzieci lubią najbardziej korzystać z uroków zimy? To proste – tam, gdzie pojawią się ku temu odpowiednie warunki. Wypoczywając podczas ferii zimowych w mieście, dzieci często nie mają większego wyboru, a nawet niewielka górka często zamienia się w tor saneczkowy. Niestety, część spośród takich spontanicznie organizowanych miejsc rozrywki sąsiaduje z drogami publicznymi lub osiedlowymi uliczkami. Dorośli zdecydowanie powinni zadbać o to, by zimowa zabawa odbywała się jak najdalej od miejsc uczęszczanych przez kierowców. Jeśli zjazd z zaśnieżonej górki przecina się z chodnikiem, również nie trudno o przykry wypadek. Uderzenie rozpędzonymi sankami w pieszego może mieć poważne konsekwencje zarówno dla przechodnia, jak i dla dziecka. Tradycyjny kulig to wspaniała forma rekreacji, nie tylko zresztą dla dzieci. W warunkach miejskich trudno jednak zorganizować taką atrakcję w klasycznej formie. Niestety, ciągle

nie brakuje kierowców bez wyobraźni, którzy decydują się na ciągnięcie sanek za samochodem. Warto zatem przypomnieć, że jest to zachowanie skrajnie niebezpieczne i nielegalne. O ile dzieci nie zawsze potrafią przewidzieć konsekwencje takiej zabawy, od dorosłych należy już wymagać pełnej odpowiedzialności. W przypadku konieczności ostrego hamowania, pasażerowie jadący na sankach są narażeni na poważne obrażenia. Na zakrętach istnieje duże ryzyko wpadnięcia sanek w poślizg. Wedle przepisów ruchu drogowego, obowiązuje zakaz organizowania kuligów z użyciem samochodów, quadów i ciągników na drogach publicznych, w strefach ruchu i zamieszkania; dozwolone jest użycie zaprzęgu konnego i jednej pary sań. Kierowca, który złamie ten przepis, może zostać ukarany mandatem w wysokości do 500 zł i 5 punktami karnymi. Kuligi z użyciem pojazdów mechanicznych można organizować jedynie na drogach polnych i leśnych, o ile nie mają one statusu dróg publicznych. W ostatnich latach w Polsce zima często przypomina raczej jesień lub wczesną wiosnę, a deszcz bywa częstszym opadem atmosferycznym niż śnieg. Opady marznącej mżawki, choć niepozorne i kojarzące się raczej z niezbyt uciążliwymi anomaliami pogodowymi, mogą być bardzo niebezpieczne. Cienka warstwa lodu na chodnikach nie zawsze jest dobrze widoczna. Jeśli dziecko musi w tym czasie przebywać na dworze, trzeba je uczulić na takie zagrożenia. Istotny jest również dobór właściwego obuwia. Klasyczne buty sportowe najczęściej mają gładką podeszwę, która zwiększa ryzyko ewentualnego poślizgu na lodzie. W czasie zimy trzeba również zwracać uwagę na sople zwisające z dachów budynków. Spadający sopel może spowodować poważne obrażenia. Lód – tylko na lodowisku! Zimowe atrybuty aktywności na świeżym powietrzu to nie tylko narty i sanki, ale również łyżwy. Różnego rodzaju lodowiska są tłumnie odwiedzane przez całe rodziny. Taki wspólny sposób spędzania wolnego czasu to zdrowa rozrywka i znakomita forma integracji. Należy jednak korzystać wyłącznie z profesjonalnie zorganizowanych lodowisk, które działają nawet mimo dodatniej temperatury powietrza. Wchodzenie na naturalną pokrywę lodową, którą mogą być pokryte, między innymi, stawy czy zbiorniki retencyjne, jest śmiertelnie niebezpiecznie, zwłaszcza jeśli temperatura powietrza oscyluje około 0 st. C. Jeszcze bardziej groźny może być kontakt z lodem na rzekach, gdzie woda, wskutek ciągłego przepływu, zamarza znacznie wolniej. Niestety, każdego roku nie brakuje doniesień medialnych o tragicznych skutkach załamania się lodu. Obowiązkiem rodziców jest bezwzględne uświadamianie dzieciom, że staw, jezioro czy rzeka nie mogą być traktowane jak darmowe, otwarte lodowisko.

autor: Mmichał mikołajczak fot: fotolia.coM

20


21


MOTORYZACJA

samego paliwa. Litr gazu LPG (liquefied petroleum gas) kosztuje dwukrotnie mniej niż litr benzyny czy oleju napędowego. Chociaż eksperci rynku paliw mają wątpliwości, czy takie proporcje cenowe w dłuższej perspektywie będą miały trwały charakter, można przypuszczać, że jeszcze przez wiele lat gaz będzie tańszą opcją niż benzyna i olej napędowy. Na pozór wydaje się, że eksploatacja auta zasilanego gazem LPG musi być korzystna pod względem finansowym. Wystarczy przecież porównać współczesne ceny poszczególnych paliw… Jak wygląda to w praktyce? Blaski i cienie LPG

Auto na gaz czy to się opłaca?

Chociaż w ostatnich miesiącach ceny paliw mile zaskakują kierowców, nikt nie ma złudzeń, że taka sytuacja będzie trwała wiecznie. Wahania cen ropy na światowych rynkach są na dłuższą metę nieprzewidywalne, a i polski rząd również czerpie pokaźne zyski z podatków zawartych w cenie benzyny i oleju napędowego. Przykładem może być nowy podatek – tak zwana opłata zapasowa. Nic dziwnego, że w Polsce kierowcy wciąż chętnie kupują samochody z instalacją gazową. Czy nadal jest to opłacalna inwestycja?

Największą zaletą korzystania z samochodu zasilanego gazem, do której nikogo nie trzeba szczególnie przekonywać, jest oczywiście cena samego paliwa. Zbiornik gazu jest lekki i nie powoduje znaczących obciążeń, wbrew obiegowym opiniom. Większość silników iskrowych czterosuwowych bez problemów będzie pracować z użyciem LPG – najczęściej nie jest potrzebna większa ingerencja mechaników. Warto również wspomnieć, że samochody zasilane gazem LPG są bardziej przyjazne dla środowiska niż auta z silnikami benzynowymi czy diesla. Gaz LPG zawiera węglowodory o krótszym łańcuchu – w procesie ich spalania wydziela się mniejsza ilość gazów cieplarnianych niż w przypadku tradycyjnych paliw. Instalacja butli z gazem zmniejsza funkcjonalność samochodu, zwłaszcza powierzchnię bagażnika. To jedna z najczęstszych niedogodności, na którą zwracają uwagę użytkownicy samochodów z instalacją gazową. Wyższe są również koszty przeglądu auta i jego serwisowania. Niepoprawnie zamontowana instalacja gazowa może być przyczyną dość poważnych usterek, takich jak uszkodzenie katalizatora spalin czy układu wydechowego. Kierowcy mogą również odczuwać spadek mocy silnika, w zależności od rodzaju instalacji, zwłaszcza tych starszego typu. Starsze konstrukcje, obecnie już wycofane z produkcji, cieszyły się złą sławą, ze względu na swoje wątpliwe bezpieczeństwo. Ryzyko powstania tak zwanej fali wstecznej mogło oznaczać nawet ewentualną eksplozję butli z gazem. Z tych względów na niektórych parkingach podziemnych nadal obowiązuje zakaz wjazdu dla samochodów zasilanych LPG. Podsumowując, większość negatywnych opinii na temat instalacji gazowych pochodzi z czasów, gdy były one nowością na rynku. Z czasem wyeliminowano największe bolączki konstrukcyjne, co sprawia, że współczesne instalacje tego typu są zdecydowanie bardziej przyjazne kierowcom i samochodom. Nadal jednak należy zwrócić uwagę na poprawność ich montażu i bezpieczeństwo użytkowania.

Rozterki przy dystrybutorze Warto czy nie warto…? Kilkanaście lat temu ogromną popularnością cieszyły się w naszym kraju silniki diesla, napędzane olejem napędowym. Chociaż miały swoje wady, zwłaszcza w przypadku starszych samochodów z importu, takie jak kłopoty z serwisem, słaba dynamika czy trudności w uruchomieniu zimą, na ich korzyść przemawiał rachunek ekonomiczny. Niewielkie zużycie paliwa było jednym z największych atutów. Do tego cena oleju napędowego była znacząco niższa niż benzyny. Obecnie nowoczesne silniki diesla nadal charakteryzują się niewielkim spalaniem, choć auta wyposażone w tego typu jednostki są zarazem droższe od benzynowych odpowiedników. Natomiast ceny oleju napędowego zrównały się z cenami benzyny – zniknęła zatem część legendy tanich w eksploatacji samochodów „na ropę”. Od kilkunastu lat w Polsce i wielu innych krajach (np. Indie, Wielka Brytania Holandia) sukcesywnie wzrasta popularność wozów zasilanych gazem. Po naszych drogach porusza się obecnie już około 3 mln aut na gaz. Przyczyną tej popularności jest oczywiście cena

Niestety, aby cieszyć się z potencjalnych zysków wynikających z zakupu tańszego paliwa, najpierw należy zainwestować w zakup instalacji… Koszty takiej inwestycji są zróżnicowane i mogą wynosić od około 2,5 tys. zł do nawet 9 tys. zł. Chociaż litr gazu kosztuje o 50% mniej niż benzyna, nie należy się spodziewać, że… będziemy jeździć o połowę taniej. Jak to możliwe? Po pierwsze, nasze auto zużyje około 20–30% więcej gazu niż benzyny. Jest to prawidłowość, na którą nie ma lekarstwa. Im większy silnik, tym większe zużycie gazu. Po drugie, silnik nadal będzie potrzebował benzyny. W przypadku klasycznych instalacji gazowych, zasilanie gazem włącza się dopiero po rozgrzaniu do odpowiedniej temperatury płynu chłodzącego. Do tego czasu będzie spalana benzyna. Jeśli kierowca codziennie pokonuje krótkie trasy (ok. 2 km), może się okazać, że… niemal wcale nie korzysta z gazu, a oszczędności z tego tytułu są znikome lub wręcz zerowe.

autor: MICHAŁ MIKOŁAJCZAK fot: fotolia.coM

22


MOTORYZACJA

Nie daj się zimie za kółkiem!

autor: MICHAŁ MIKOŁAJCZAK fot: fotolia.coM

Dla jednych zima jest urokliwą porą roku, a śnieg i mróz tylko podkreślają jej walory; dla innych – to najgorszy okres, który trzeba po prostu przetrwać. Do tej drugiej grupy najczęściej należą kierowcy. Zaśnieżone drogi i miejsca parkingowe, błoto pośniegowe, kłopoty z uruchomieniem silnika – to tylko niektóre spośród wielu problemów, z którymi muszą się zmierzyć zmotoryzowani.

Zanim spadnie pierwszy śnieg i nadciągnie fala mrozów, warto zadbać o stan techniczny naszego auta, zwłaszcza jeśli na co dzień parkujemy je „pod chmurką”. Gdy temperatury zaczynają spadać poniżej 10 st. C, trzeba pomyśleć o wymianie opon na zimowe. Kupując nowe opony do jazdy zimą, nie warto za wszelką cenę oszczędzać. To bardzo ważny element samochodu, który decyduje o naszym bezpieczeństwie. Należy zwrócić uwagę na stopień przyczepności opony i drogę hamowania. Przy zakupie używanych opon trzeba sprawdzić stan bieżnika i skontrolować je ciśnieniowo. Jeśli w cieplejszych miesiącach nasz stary akumulator nie zawsze spisywał się zgodnie z oczekiwaniami, zimą może być tylko gorzej. Aby uniknąć przykrych niespodzianek w czasie chłodów, warto zawczasu wymienić go na nowy model. Problemy z uruchomieniem silnika mogą dotyczyć każdego auta, ale są szczególnie uciążliwe w samochodach napędzanych silnikami diesla, zwłaszcza starszych generacji. Doładowywanie akumulatora za pomocą prostownika jest tylko doraźnym rozwiązaniem, zresztą dość uciążliwym. Akumulatory – tak jak wszystkie ogniwa elektryczne – mają ograniczoną żywotność, a w czasie mrozów ich sprawność drastycznie spada. Warto również przeczyścić klemy akumulatora i przesmarować je wazeliną. Jeśli nowy akumulator

sprawia nam kłopoty, być może trzeba zainwestować w wymianę alternatora. O ile używamy naszego samochodu codziennie, akumulator jest regularnie ładowany. Gdy planujemy dłuższy wyjazd w okresie zimowym, pozostawiając samochód na parkingu, warto wymontować akumulator i schować go w ogrzanym pomieszczeniu. Aby zapobiec przymarzaniu drzwi i zerwaniu uszczelek, warto wcześniej przesmarować gumowe elementy specjalnymi środkami. Są one tanie i dostępne na stacjach benzynowych. W naszpikowanych elektroniką samochodach nadal przydają tak banalne narzędzia, jak skrobaczka do szyb, zmiotka, linka holownicza czy łopatka. Nie należy również zapominać o wymianie płynu do spryskiwaczy na zimowy. Śnieg i lód to prawdziwe wyzwania dla każdego kierowcy. Chociaż poruszamy się coraz lepiej wyposażonymi samochodami, w których nie brakuje różnych zabezpieczeń, nic nie rozstąpi zdrowego rozsądku na drodze. W przypadku poruszania się ośnieżoną drogą, trzeba pamiętać o wydłużonej drodze hamowania. Konieczne jest zatem zwiększenie bezpiecznego odstępu od pojazdów, które poruszają się przed nami. Ze względu na ryzyko wpadnięcia w poślizg, należy unikać niepotrzebnych, gwałtownych ruchów kierownicą i nadmiernego używania pedału hamulca. Nie można dopuścić do zblokowania kół, choć w nowych samochodach dbają już o to systemy bezpieczeństwa. Pokonując zakręty, należy unikać nadmiernego przyspieszania – w pierwszej fazie zakrętu najlepiej jest całkowicie odciążyć pedał gazu. Jazda po śniegu musi być płynna i spokojna. Przyczyną większości wypadków drogowych jest nadmierna prędkość, niedostosowana do warunków na drodze. W trudnych warunkach drogowych nie zawsze musimy się poruszać maksymalną dozwoloną prędkością. Przede wszystkim należy zachować wzmożoną czujność – nawet dobrze odśnieżone drogi mogą być zdradliwe, pokryte niewidoczną warstwą lodu (tzw. czarny lód). Teoretycznie wyprowadzenie samochodu z poślizgu nie jest trudne, jednak dla niedoświadczonego kierowcy oznacza przede wszystkim ogromny stres. W sytuacji poślizgu przede wszystkim nie można używać pedału hamulca, choć wielu kierowców instynktownie podejmuje właśnie takie działanie. Trzeba wykonać kontrę kierownicą w tę stronę, w którą nastąpił uślizg tylnej osi. W ten sposób ustawiamy koła zgodnie z kierunkiem jazdy. Po delikatnym dodaniu gazu auto powinno się poruszać już po linii prostej. Prawidłowe wychodzenie z poślizgu i właściwe zachowanie w innych niebezpiecznych sytuacjach zimą wymagają długiej praktyki. Trudno ją nabyć na drogach publicznych, które nie są przecież poligonem doświadczalnym. Być może warto skorzystać z usług szkół jazdy, które oferują zajęcia doszkalające w tym zakresie, w bezpiecznych warunkach. W czasie zimy każdy kierowca, nawet bardzo doświadczony, może popełniać błędy. Jeśli mamy krótki staż za kółkiem i nie czujemy się pewnie na drodze, warto rozważyć skorzystanie ze środków komunikacji miejskiej w śnieżne dni. To naprawdę żaden wstyd, lecz zdrowy rozsądek.

23


24

TECHNOLOGIE W DOMU

TELEWIZJA A DZIECKO

-Wszystko zaczyna się niewinnie Po prostu chcąc chwilę odpocząć, mieć czas dla siebie lub najzwyczajniej w świecie móc przygotować obiad, sadzamy malca przed telewizorem. W duchu tłumaczymy sobie, że to nic takiego, ot tylko kilka minut, przecież wiemy co ogląda, ale ponieważ TV okazuje się „niańką doskonałą”, po ten sposób zajęcia dziecka sięgamy coraz częściej. Aż w pewnym momencie okazuje się, że to nie my, rodzice, ale właśnie telewizja wychowuje nasze dziecko. Czy słusznie? Czy jest to powód do zmartwień? Ktoś może odpowie „Przecież dziecko nie siedzi przed telewizorem cały dzień. To tylko kilka chwil, cóż wielkiego może się stać?”. Jak się okazuje, powodów do zmartwień jest wiele, a ten najważniejszy przedstawiono w ostatnich badaniach, dowodząc, że dzieci w Polsce spędzają przed telewizorem nawet kilka godzin dziennie. Tak naprawdę to bez znaczenia, czy dziecko ogląda bajki, programy edukacyjne, czy też kanały muzyczne. Najmłodsi najwięcej uczą się przez ruch i doświadczanie, poznają wykorzystując wszystkie swoje zmysły: dotyk, smak, węch, wzrok i słuch. Tego nie są w stanie nam zapewnić kanały telewizyjne. Od zawsze można było usłyszeć powtarzane jak mantrę słowa dorosłych: „Nie siadaj tak blisko telewizora, popsujesz sobie wzrok”, jednak wada wzroku to nie jedyny minus wczesnego i częstego oglądania TV. Spędzanie czasu przed telewizorem negatywnie wpływa na rodzinę i relacje panujące pomiędzy poszczególnymi jej członkami. Po pierwsze, mamy coraz mniej czasu dla siebie, nie bez znaczenia mówi się, że jest to „złodziej czasu”; po drugie mniej, ze sobą rozmawiamy. Dzieje się tak również wtedy, kiedy telewizor gra w tle, a dziecko niby „tylko” zerka na niego kątem oka. W takich sytuacjach ciężko jest dziecku skupić się na zabawie, która jest co chwilę przerywana; także rodzic nie skupia wówczas swojej uwagi na dziecku. Oczywistym jest, że dzieci przesiadujące przed telewizorami mają mniej czasu dla swoich rówieśników, a to właśnie przebywanie w grupie uczy nas współdziałania, relacji, umiejętności społecznych. Oglądanie telewizji powoduje rozdrażnienie, stres, kumulowanie się napięć, a co z tego wynika – bardzo często wywołuje zachowania impulsywne, nierzadko agresywne. Telewizja nie daje nam szansy na odpoczynek, relaks czy „zbieranie myśli”, wręcz przeciwnie – powoduje przeciążenie, zwłaszcza układu nerwowego, najmłodszych odbiorców. Telewizja pozbawia nas ruchu, co oczywiście skutkuje otyłością. Dodatkowo większość z nas ma tendencję do umilania sobie czasu przed telewizorem. Zjadanie przekąsek w postaci solonych orzeszków, paluszków czy ciasteczek daje oczywiste efekty. Jednak okazuje się, że nawet jeśli odżywiamy się zdrowo, skupianie uwagi na telewizji powoduje, iż przestajemy odczuwać sytość i się przejadamy. Kolejny błąd popełniany przez rodziców to karmienie dziecka przy włączonym telewizorze. Radość dorosłego jest wielka, bo malec zjadł wszystko bez mrugnięcia oka, tymczasem to nie telewizor, a drugi człowiek powinien towarzyszyć dziecku w trakcie przyjmowania pokarmów. Dziecko, które skupia się na jedzeniu, słucha swojego ciała, nie objada się, bo wie, kiedy jest najedzone i może przerwać posiłek.

Telewizja zabija kreatywność i wyobraźnię, zabierając nam cenny czas, który moglibyśmy przeznaczyć na inne, znacznie bardziej twórcze aktywności, w tym czytanie książek, po które sięgamy coraz rzadziej. Hasła reklamujące bajki i programy telewizyjne brzmią bardzo obiecująco – „Mały geniusz”, „Edubajki”; niektóre z nich są przeznaczone nawet dla niemowląt. Jednak nie tego potrzebują kilkumiesięczne dzieci. Takie maluchy nie powinny w ogóle spędzać czasu przed TV. Wiele badań potwierdza negatywny wpływ telewizji na rozwój mowy. Naukowcy podkreślają, że telewizja zmniejsza liczbę słów wypowiadanych przez dziecko. Nawet jeśli program przeznaczony jest dla niemowlaka, musimy pamiętać, że oglądanie go może jedynie przestymulować nasze dziecko. O korzystnym wpływie na jego samopoczucie lub tym bardziej rozwój możemy sobie jedynie pomarzyć. Ciężko jest jednak zupełnie zabronić dzieciom oglądania telewizji, zwłaszcza gdy sprzęt ten jest w domu, a dzieci w przedszkolu czy szkole opowiadają sobie o bajce widzianej na dobranoc. Jak wybrnąć z tej sytuacji? To zadanie dla rodziców. Musimy jasno ustalić, kiedy i co oglądamy. Bo to, co widzi nasze dziecko, wpływa na jego zachowanie, samopoczucie i oczywiście emocje. Przykładowo, zwykła bajka na dobranoc, zamiast wprowadzać w nastrój snu, może malca pobudzić, sprawić, że będzie rozdrażniony, niespokojny czy poddenerwowany. Niestety, współczesne bajki bywają naprawdę różne, a niektóre z nich, ze względu na swoją treść i przekaz, zdecydowanie nadają się dla osób dorosłych. Dlatego właśnie warto ostrożnie dobierać i na bieżąco sprawdzać, co ogląda nasze dziecko, a najlepiej usiąść razem z nim przed telewizorem, po skończonej bajce zaś porozmawiać, aby mieć pewność, że wszystko rozumie lub nie ma w nim lęków. Co zrobić, jeśli, niestety, należymy do grupy rodzin, w których telewizor jest kompanem w ciągu dnia? Przede wszystkim musimy przeanalizować, co tak naprawdę jest dla nas ważne, czego potrzebujemy my i nasze dzieci. Nagła rezygnacja z telewizji byłaby najlepszym rozwiązaniem. Niestety, mogłaby zostać odebrana jako kara, a tego nie chcemy. Dlatego zdecydowanie lepiej jest wprowadzać ograniczenia stopniowo na rzecz większej aktywności ruchowej na świeżym powietrzu, wspólnie spędzonego czasu przy grach planszowych lub książce. Autor: Marta Baj Lieder www.centrumlogop.pl foto: fotolia.com


GDZIE Z DZIECKIEM NA TRENING

Jaki rodzaj sportu można u Państwa uprawiać? Z założenia jesteśmy akademią piłkarską, jednak zakres naszych treningów obejmuje również zajęcia ogólnorozwojowe oraz podstawowe elementy koszykówki, siatkówki czy piłki ręcznej. Na pewno każde dziecko może znaleźć coś ciekawego dla siebie. Czy zajęcia odbywają się na świeżym powietrzu, czy też w pomieszczeniu? Doceniamy znaczenie treningów na świeżym powietrzu, dlatego jeśli tylko warunki atmosferyczne na to pozwalają, ćwiczymy w terenie, na przykład w parku czy na otwartych obiektach sportowych. Mamy również do dyspozycji wygodne hale, w których odbywają się treningi. Na jaki rodzaj opieki mogą liczyć dzieci podczas treningu? Nasi trenerzy to profesjonaliści, odpowiednio przygotowani do opieki nad dziećmi. Poprzez zaszczepienie zamiłowania do sportu, dbają o właściwy rozwój dzieci. Na każdym treningu zapewniamy pełną opiekę instruktora. Warto podkreślić, że współpracujemy również z Akademią Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku. Dzięki tej współpracy dzieci uczestniczące w naszych treningach mogą brać udział w testach i badaniach prowadzonych przez tę uczelnię, a wyniki badań są dostarczane rodzicom. To wyjątkowa okazja, by jeszcze bardziej zadbać o rozwój dziecka i zapobiegać ewentualnym zagrożeniom zdrowotnym. Czy organizujecie zajęcia grupowe, czy indywidualne? Preferujemy treningi ukierunkowane na gry zespołowe, dlatego ćwiczymy przede wszystkim w grupach, choć możliwe jest również prowadzenie treningów indywidualnych. W jakim wieku dzieci mogą brać udział u Państwa na zajęciach? Organizujemy zajęcia dla dzieci w wieku 4–8 lat. Czy organizujecie urodziny dla dzieci, dorosłych? Na czym polegają? Organizowanie urodzin i przyjęć dla dzieci i dorosłych to ważna część naszej działalności, w której łączymy dobrą zabawę ze sportem. Zawsze dbamy o to, by organizowane przez nas przyjęcia urodzinowe były niezapomnianym przeżyciem. Pomocą służą nam zawodowi animatorzy, którzy dbają o zapewnienie znakomitej rozrywki. Zapraszamy na przyjęcia urodzinowe dzieci w wieku 3–12 lat. Cała impreza trwa około 3 godzin i odbywa się na hali sportowej lub boisku. Każde przyjęcie urodzinowe jest wyjątkowe i organizowane według indywidualnie opracowanego scenariusza. Zapewniamy pełną opiekę, dekorację obiektu, upominki i poczęstunki dla wszystkich gości, a przede wszystkim – świetną i niepowtarzalną zabawę.

Czy dorośli mogą także brać udział w zajęciach? Na jakich warunkach? Nikt tak dobrze nie zna własnych dzieci jak ich rodzice, dlatego doceniamy fakt, że wielu spośród nich chce aktywnie uczestniczyć w naszych zajęciach. Właśnie z myślą o rodzicach stworzyliśmy program „Rodzic Moim Trenerem”. Jest on skierowany do dzieci w wieku 4–8 lat. Podczas wspólnych zajęć można aktywnie spędzić czas w gronie rodzinnym, a także świetnie się bawić poprzez sport. Od kiedy jesteście na rynku? Funkcjonujemy na rynku od 2010 roku. Czy dodacie coś od siebie? Zapraszamy na nasze treningi dzieci i rodziców, którym zależy na zdrowym, zrównoważonym rozwoju ich pociech. Nasz program szkoleniowy został stworzony na podstawie najlepszych wzorców światowych. Mamy wszechstronne doświadczenie, dysponujemy odpowiednią kadrą i sprzętem, aby realizować ideę zabawy poprzez sport. Jest to najlepsza droga, by zaszczepić dziecku zamiłowanie do zdrowego stylu życia, zapewniając jednocześnie znakomitą rozrywkę.

tel. 660 290 087 fb : Enjoy the game - football academy e-mail: info@enjoythegame.pl www.enjoythegame.pl

25


26 TEMATY TABU

Małżeństwa międzykulturowe Związki wysokich lotów i wysokiego ryzyka

Również sama Polska staje się celem migracji. W 2011 roku w Polsce zawarto 2388 małżeństw, z czego binacjonalne stanowiły 1,8%. Niewątpliwie Polki znacznie częściej aniżeli Polacy decydują się na ślub z cudzoziemcem. Kogo wybierają najczęściej? Według danych GUS (2012 r.) dotyczących ślubów zawartych na terenie Polski, 23% wybranków to Brytyjczycy, 14% – Niemcy, a 7% to Włosi. Polacy natomiast wybierali Ukrainki (33%), Rosjanki (12%) i Białorusinki (9%). W latach 1990–2000 zawarto w Polsce 44,9 tys. małżeństw z obcokrajowcami, natomiast w tym samym czasie poza granicami kraju – 70–80 tys. Według danych GUS z 2012 roku, co 11. małżeństwo zawarte w Polsce jest związkiem binacjonalnym. Globalizacja, rozwój technologii i transportu oraz migracje przyczyniły się do wykształcenia pokolenia o zupełnie odmiennej świadomości. „Pokolenie Y” zadziwia i budzi kontrowersje, ze względu na odmienną mentalność, ukształtowaną dzięki dorastaniu w czasach stabilizacji politycznej i ekonomicznej. Podobnie jest z grupą osób, ktorzy tworzą związki międzykulturowe. To obywatele świata, nie tylko Polacy. To ludzie, dla których świat stał otworem od młodzieńczych lat, bez kompleksów, za to z pewnością siebie i dumą, dzięki odwadze, otwartości i wykształceniu. Obozy językowe na Malcie lub w Londynie podczas szkoły średniej, wymiany studenckie Erasmus na studiach, Work & Travel w wakacje, staże międzynarodowe, a potem kolejne kraje stające się domem na pewien czas to wszystko stwarza możliwości rozwoju kariery. Funkcjonując w takich realiach, niezwykle prawdopodobny jest fakt zawarcia małżeństwa binacjonalnego. Statystyki mówią, że liczba rozwodów w związkach mieszanych jest wyższa niż w monokulturowych. Fakt ten oznacza, że są to związki obarczone większym ryzykiem. Według danych programu Intermar (Integration of Intercultural marriages), przeprowadzonego w Europie oraz Ameryce Północnej, główną przyczyną rozpadu małżeństw mieszanych były różnice kulturowe oraz presja społeczna. Czynnikami warunkującymi problemy o podłożu kulturowym są: wpływ dalszej rodziny, podział ról, osobowość partnera oraz zachowanie i kultywowanie tradycji i wartości. Jak tworzyć udany związek międzykulturowy? Alicja pochodzi z Warszawy. Skończyła SGH, rzuciła pracę headhuntera i wyjechała do Bahrajnu, gdzie pracowała jako stewardessa. Obecnie prowadzi własną działalność jako niezależny fotograf (www. alicjakalinskaphotography.com). Od 6 lat w związku i 3 lata po ślubie z Mario, Libańczykiem, inżynierem krajobrazu. Poznali się w Abu Dha-

materiały : Katarzyna Richter

Polska jest nadal dość monokulturowym społeczeństwem. Odsetek obcokrajowców nie przekracza kilku procent. Nie oznacza to jednak, że nie mamy styczności z innymi kulturami. Polacy emigrację mają we krwi, a jej ostatnia fala to migracje zarobkowe po 2004 roku. Żyjąc w europejskich stolicach lub bardziej egzotycznych miejscach na świecie, jak Dubaj, doświadczamy odmienności kulturowej. Funkcjonując latami w wielokulturowym środowisku, wybranie partnera lub partnerki z innej kultury jest wielce prawdopodobne.


27

bi, gdzie oboje pracowali. Obecnie mieszkają w Katarze. Zapytana o receptę na udany związek, mówi: „Jak się ma otwarty umysł, kultura nie wpływa na to, zwłaszcza że świat stał się otwarty”. Co oznacza otwarty umysł? „Nie zastanawiasz się, skąd ktoś jest i nie analizujesz pod względem pochodzenia i kultury, tylko patrzysz na to, jakim jest człowiekiem, jakie wartości wyznaje”. Alicja ceni u męża umiejętność radzenia sobie z jej humorami: „Jak zaczynam awanturę, to Mario każe mi się uspokoić i spokojnie wyjaśnić, co mnie gryzie”. Jelena pochodzi z Belgradu, kształciła się w Londynie, jest dyplomowanym muzykiem oraz doświadczonym managerem w zakresie HR. Obecnie mieszka z mężem, Valterem, który pochodzi z Rzymu, i dwójką dzieci w Królestwie Bahrajnu. Są razem od 9 lat, 8 lat po ślubie. Od tego czasu mieszkali w Belgradzie, Mińsku, na Karaibach i w Arabii Saudyjskiej. Valter, przez znajomych nazywany Wolly Chef'em, prowadzi w Bahrajnie autorską restaurację Nicole's (http://nicolesbh.com), natomiast Jelena jest uznanym nauczycielem gry na pianinie oraz gwiazdą reality show o życiu kobiet ekspatriatów w Bahrajnie pt. „Blending with Bahrainis”. Zapytana, jak radzi sobie z konfliktami lub ciężkimi chwilami, odpowiada: „Biorę głęboki oddech i próbuję nie mówić słów, które mogą zranić, ani nie wyciągać pochopnych wniosków, kiedy jestem zła. Lepiej nie mówić czegoś, czego będzie się żałować”. Według Jeleny receptą na udany związek jest mieć swojego partnera za przyjaciela, a dobra komunikacja pozwala przezwyciężyć wszystko. Kiedy dopada ją chandra lub tęsknota za domem, mąż przynosi jej eklery lub wysyła na weekend do Europy. Dominika pochodzi ze Szczecina, po liceum wyjechała do Irlandii, gdzie pracowała jako technik produkcji w firmie Intel. Następne 7 lat spędziła pracując w linii lotniczej Etihad w Abu Zabi, gdzie podczas wspólnego lotu do Chicago spotkała Kenijczyka, Briana, który po pół roku został jej mężem. Obecnie wraz z synkiem, Liamem, mieszkają w Abu Zabi. „Uważamy się za Dzieci Świata. Teraz jesteśmy nomadami i nadal szukamy swojego miejsca w świecie” – mówi Dominika. „Od momentu, kiedy poznałem matkę Dominiki, zrozumiałem, dlaczego moja ukochana jest tak troskliwa i kochająca. Dla Afrykańczyka kobieta, która darzy Ciebie szacunkiem, jest warta więcej niż kilogramy diamentów” – mówi Brian. Ich recepta na szczęśliwy związek to, oprócz szacunku, rozmowa. „Mężczyznom przychodzi to gorzej, więc często ja inicjuję rozmowę” – mówi Dominika. Oprócz tego cierpliwość pomaga dotrzeć do siebie nawzajem. Niezbędna jest również wiedza o korzeniach partnera, bo pozwala na zrozumienie pewnych zachowań. Dominika często opowiada mężowi historie ze swojego dzieciństwa, aby mógł lepiej zrozumieć uwarunkowania kulturowe, które ją ukształtowały, natomiast Brian kupuje jej beletrystykę kenijską i tłumaczy różnice między różnymi plemionami. Pomimo często padającego z ust Briana wyrażenia „Hakuna Matata”, które w suahili oznacza brak problemów, zmartwienia życiowe przeszkody nie ominęły ich związku. W momencie gdy zostali oszukani na wielką sumę pieniędzy, a życie przerodziło się w walkę w sądach i na policji, ich związek został wystawiony na próbę. Walka o przetrwanie, kłopoty finansowe, stres, a to wszystko podczas ciąży… Nie było kolorowo, ale dziś, z perspektywy czasu, Dominika mówi: „Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale się cieszę, że spotkały nas te trudne chwile. Zrozumieliśmy, że jesteśmy w jednej drużynie i nie wygramy z przeciwnościami losu, jeśli nie będziemy współpracować. Nasz związek stał się silniejszy i teraz wiemy, że jesteśmy w stanie wiele razem pokonać, liczyć na siebie w trudnych sytuacjach, że potrafimy przejść przez najgorsze, że nasze uczucia są silniejsze niż problemy życia codziennego, że rzeczy materialne, jak pieniądze, nie mają takiego znaczenia – najważniejsza jest miłość i szacunek do drugiego człowieka oraz umiejętność cieszenia się z najmniejszych rzeczy”. Tożsamość dzieci to kolejny punkt zapalny w związkach międzykulturowych. Czy jest sposób na wychowanie ich bez konfliktów? Różnice kultur stają się bardziej widoczne w momencie pojawienia się dzieci. Jak pokazują badania, pary wielokulturowe są obciążone wieloma przeszkodami, wykazują niższy poziom satysfakcji ze związku niż pary monokulturowe. Istnieje też większe prawdopo-

dobieństwa rozwodu. „Jeżeli rodziny się wtrącają, to z całą pewnością komplikuje to życie. Dlatego mieszkamy z dala od rodzin” – mówi Agnieszka, która z Walidem z Libanu wychowuje 5-letniego syna w Londynie. Agnieszka słusznie zauważyła, że kultura i tradycje niepotrzebnie obciążają związek, tworząc bariery. Agnieszkę i Walida łączy brak przywiązania do tradycji oraz wspólne wartości oparte o filozofię buddyzmu. Synowi starają się przekazać brak kurczowego przywiązania do koncepcji bycia określanym poprzez przynależność narodowościową. Nie stara się za wszelką cenę przekazać tego, czego sama była nauczona przez rodziców, ponieważ ma świadomość, że warunki i rzeczywistość jej rodziny jest całkowicie inna. Takie podejście wymaga dużo wyrozumiałości i tolerancji od obu stron, a jednocześnie – świadomego działania w celu osiągniecia wspólnego celu, jakim jest wychowanie dziecka. Jelena mówi, że chce wychować synów na obywateli świata, aby byli tolerancyjni wobec wszystkich kultur, kochali siebie i byli uczciwi wobec innych. Liam w założeniu rodziców ma być globalnym, dobrym człowiekiem, szanującym drugiego człowieka, przyrodę i zwierzęta. Rodzice chcą dołożyć starań, aby przekazać synowi tradycje zarówno kenijskie, jak i polskie, nauczyć polskiego, angielskiego i swahili oraz pozostawić wolny wybór drogi życiowej. Kiedy pytałam międzykulturowe małżeństwa o różnice kulturowe, 90% odpowiadało, że odmienności w zasadzie nie ma lub się ich nie dostrzega. Rozmówcy musieli się bardzo głęboko zastanawiać, aby wydobyć kwestie, które stanowią różnicę. Faktem jest, że w związkach międzykulturowych dochodzi do zderzenia kultur, jednak funkcjonujące w nich pary tworzą swój mikrokosmos, w którym skupiają się na tym, co robić, aby się zbliżyć do siebie i realizować wspólne cele, nie zaś doszukiwać się różnic. Małżeństwo międzykulturowe jest jak międzynarodowa korporacja, która zatrudnia tysiące osób setek różnych narodowości. Aby sprawnie funkcjonować, wytwarza własną kulturę organizacyjną i nie dopuszcza do interferencji stron trzecich. Poza tym opiera się na tolerancji, zaufaniu, ale również na jasno określonych zasadach, do których trzeba się dostosować. Zdolność adaptacji warunkuje sukces na wielu polach. Nie tylko w firmie, obcym kraju, ale również w związku. Jest to szczególnie ważne, w przypadku osób, które osiedlają się w kraju rodzinnym partnera. To one muszą się wykazać wybitną inteligencją kulturową, tolerancją, chęcią wyjścia poza własne ramy, ograniczenia i strefę komfortu. Jaki jest przepis na udany związek „podwyższonego ryzyka”? Garść odwagi, otwarty umysł, wysoka zdolność adaptacji, brak kurczowego przywiązania do tradycji i religii, ograniczenie wpływu rodziny, skupienie się na wspólnych wartościach, pasjach i celach.


ZDROWIE

Próchnica

– wyzwanie, któremu trzeba sprostać

Istnieją choroby, którym stosunkowo łatwo można zapobiec, a jeśli już się rozwiną – zahamować ich progresję. Z pewnością należy do nich próchnica. Chociaż jej profilaktyka nie jest złożona, w XXI wieku trzeba mówić o epidemii próchnicy. Ten problem obejmuje praktycznie wszystkie zakątki świata, nie omijając Polski. Lekceważąc próchnicę, narażamy się na poważne konsekwencje zdrowotne. Co warto wiedzieć na temat próchnicy? Próchnica to proces demineralizacji zębów. Jego efektem jest całkowite rozbicie ich struktury. Chorobę wywołują bakterie z grupy streptokoków, które są zdolne do wytwarzania kwasów (głównie kwas mlekowy), wskutek metabolizowania cukrów. W jamie ustnej powstaje kwaśne środowisko, które sprawia, że szkliwo zęba ulega demineralizacji. Kwasy przyczyniają się do wypłukiwania wapnia i fluoru. Zniszczone szkliwo sprawia, że pozbawiony naturalnej ochrony ząb jest podatny na działanie szkodliwych bakterii, które wnikają w jego strukturę. Próchnica jest zatem bakteryjną chorobą tkanek twardych zęba. To najczęstsze schorzenie dotykające zęby. Organizm do pewnego stopnia może samodzielnie się bronić przed próchnicą, a to za sprawą śliny, która dostarcza zębom wapnia i fluoru. W ten sposób każdy człowiek samodzielnie uzupełnia mikroubytki w szkliwie. Ów proces jest określany jako remineralizacja. Jednak jeśli procesy demineralizacji ulegają znacznemu nasileniu, naturalne mechanizmy obronne przestają wystarczać. Próchnica nie ustąpi samoistnie, a zniszczona struktura zęba nie ulegnie już regeneracji. Niemniej współczesna medycyna pozwala na zahamowanie postępów choroby, zapobieganie powikłaniom i zachowanie uzębienia. Wczesne zapobieganie próchnicy pozwala uchronić się od tej poważnej choroby w późniejszych latach. Tymczasem według danych Ministerstwa Zdrowia, w latach 2010–2012 nastąpił nieznaczny spadek występowania próchnicy w Polsce, zwłaszcza w porównaniu z krajami Europy Zachodniej, niemniej sytuacja nadal jest alarmująca. Szacuje się, że polskie dzieci w wieku 12 lat mają przeciętnie 3,5 zęba dotkniętego próchnicą. Ogólnie choroba ta występuje niemal u 80% osób z tej grupy wiekowej, u ponad 96% 18-latków i niemal u wszystkich (99,9%!) dorosłych osób, w wieku 35–44 lata. Po 60. roku życia niewielu Polaków posiada jeszcze wszystkie zęby. Braki w uzębieniu są traktowane jako swoista norma, choć tak naprawdę powinny być uznawane za formę inwalidztwa. Problem jest zatem gigantyczny i… często lekceważony. Przyczyną niewłaściwego podejścia do leczenia próchnicy, oprócz jawnych zaniedbań w zakresie higieny jamy ustnej, najczęściej bywa brak świadomości skutków, które wywołuje ta choroba. Nieleczona próchnica często ewoluuje w zaawansowany proces, który obejmuje swym zasięgiem tkankę miękką zęba. W takich przypadkach konieczne jest wdrożenie leczenia kanałowego. Stan całkowitej destrukcji zęba, czyli zgorzel, wiąże się już z koniecznością jego usunięcia. Utrata zębów wywołuje zaburzenia funkcjonowania aparatu żucia. Zęby zaatakowane

przez próchnicę stanowią siedlisko szkodliwych bakterii. Ich oddziaływanie może się przyczynić do powstawania stanów zapalnych w obrębie całego organizmu. Dowiedziono, że nieleczona próchnica może sprzyjać, między innymi, rozwojowi chorób serca, kłębuszkowego zapalenia nerek czy zaburzeń metabolicznych. Jest to zatem poważny stan zagrożenia zdrowia.

Świadomość jako klucz do zdrowia Można stwierdzić, że największym utrudnieniem w przeciwdziałaniu skutkom próchnicy jest niedostateczna świadomość społeczna w zakresie możliwych powikłań wywoływanych przez tę chorobę. W powszechnym mniemaniu statystycznego Polaka pokutuje przekonanie, że próchnica jest chorobą, która prędzej czy później dotknie każdego, a poza tym warto ją leczyć jedynie w dzieciństwie. Taka postawa przyczynia się do bagatelizowania tego poważnego problemu zdrowotnego, a nawet do całkowitego zaniechania leczenia stomatologicznego. Wiele osób odwiedza gabinety dentystyczne tylko w sytuacjach krytycznych, gdy poważny ból zębów uniemożliwia im normalne funkcjonowanie. Tyle tylko, że wówczas najczęściej jest już za późno na efektywne leczenie… Problem niskiej świadomości społecznej w zakresie leczenia zębów dotyczy zarówno osób dorosłych, jak i dzieci. Zagadnienia odpowiedniej staranności przy dbaniu o higienę jamy ustnej powinny być szczególnie eksponowane w każdym domu. Tymczasem często są przedmiotem marginalizacji, a nawet tematami tabu. Chociaż takie tendencje są irracjonalne, warto powołać się na dane statystyczne, według których jedynie połowa Polaków myje zęby rano i wieczorem. Jeszcze bardziej zatrważający może być fakt, że ponad 800 tys. dorosłych osób (!) w ogóle nie posiada w domu szczoteczki do zębów. Zły przykład rodziców i brak właściwej edukacji w zakresie profilaktyki próchnicy przekładają się na ogromną liczbę dzieci, których dotyczy ta choroba. Statystki dla Polski są alarmujące. Podczas gdy w Szwecji zaledwie 3% dzieci cierpi na próchnicę, w naszym kraju ma ona rozmiary epidemii. Brak świadomości i sprawnych działań w zakresie zwalczania próchnicy u najmłodszych to ogromna bolączka w polskich

autor: Michał mikołajczak foto: mat. fundacja vivadental

28


29 realiach. Optymistyczne założenia sprzed kilkunastu lat, które poczyniły Światowa Organizacja Zdrowia, Światowa Federacja Dentystyczna, Światowa Federacja Wydziałów Dentystycznych Uniwersytetów Medycznych oraz Międzynarodowe Towarzystwo ds. Badań Stomatologicznych, zakładały, że w 2000 roku 50% dzieci w wieku 6 lat nie będzie cierpiało z powodu próchnicy. W krajach europejskich, w 2020 roku, odsetek ten powinien wynosić aż 80%. Obecnie wiadomo, że w Polsce jest to cel niemal niemożliwy do osiągnięcia. Nie uda się nawet osiągnąć odsetka zakładanego w 2000 roku… Jest zatem wiele do zrobienia. Nie da się ukryć, że próchnica zębów to problem społeczny. Może on dotyczyć dosłownie każdego, bez względu na status materialny, wykształcenie i wiek. Lekceważenie tej epidemii jest niechlubnym dziedzictwem minionych lat. Jedynie zorganizowane działania i radykalne przemiany w świadomości społecznej mogą odmienić ten stan rzeczy. Podstawowym celem na dzisiaj jest przerwanie niesławnej tradycji zaniedbywania opieki stomatologicznej. Równie istotne jest zaniechanie złych nawyków antyzdrowotnych i propagowanie zdrowego stylu życia. To ważne wyzwanie jest celem, który przyświeca Fundacji dla Dzieci VIVADENTAL.

Fundacja dla Dzieci VIVADENTAL – szansa na pozytywne zmiany. W jaki sposób można przezwyciężyć niepożądane schematy, które utrwaliły się już od pokoleń? Aby zrealizować takie założenie, potrzebna jest systemowa zmiana w kulturze całego narodu. Nie inaczej jest w przypadku problematyki zaniedbań w zakresie opieki dentystycznej. Nie można się łudzić, że jest to cel, który szybko da się zrealizować. Niemniej trzeba wierzyć w skuteczność działań, a przede wszystkim zacząć edukację od najmłodszych. Działalność Fundacji dla Dzieci VIVADENTAL jest skoncentrowana na grupie wiekowej dzieci uczęszczających do przedszkoli i uczniach szkół podstawowych. Taki wybór jest w pełni uzasadniony. Istnieje bowiem duża szansa, że kolejne pokolenie przyjmie nowe, lepsze priorytety, które nie będą już związane z niechlubną tradycją zaniedbań w dziedzinie higieny jamy ustnej. Nakreślenie nowych horyzontów opieki dentystycznej zaowocuje w przyszłości wyższym poziomem dbałości o prozdrowotny tryb życia. Dlaczego polskie dzieci mają pod tym względem pozostawać w tyle za ich rówieśnikami z Zachodu? Skoro polskiemu społeczeństwu udało się przełamać wiele negatywnych stereotypów, dzięki czemu nie jesteśmy skazani na tkwienie w kompleksach względem Europy Zachodniej, również i w tej dziedzinie jest to możliwe! Potrzeba jednak wielu starań i ciężkiej pracy, aby przezwyciężyć balast społecznych zaniedbań w zakresie opieki stomatologicznej. Fundacja dla Dzieci VIVADENTAL korzysta z ponad 20-letnich doświadczeń kliniki VIVADENTAL. Ponad 70 tys. obsłużonych wizyt pacjentów – ta liczba może skłaniać do refleksji… Zarówno pracownicy kliniki, jak i sami pacjenci mogli się w tym czasie wiele od siebie nauczyć, przede wszystkim zaś – stworzyć podwaliny do realnego przełamania problemu próchnicy w Polsce. Klinika nie tylko pomogła pacjentom w zakresie opieki dentystycznej. Umożliwiła im też nowe spojrzenie na całokształt tego problemu. Leczenie zębów nie musi być bowiem wyzwaniem, lecz naturalną częścią opieki medycznej. Podobnie powinna być traktowana kwestia higieny jamy ustnej, stając się integralnym fragmentem życia każdego z nas. Działalność Fundacji dla Dzieci VIVADENTAL można określić jako egzemplifikację misji lekarza w społeczeństwie. Powinien on przede wszystkim służyć swą wiedzą innym, potrzebującym, ale również pomagać tym osobom, które tego wsparcia najbardziej potrzebują. Jak mówi dr n. med. Violetta Szycik, Fundator i Prezes Zarządu Fundacji: „Beneficjentem pomocy są dzieci, młodzież, osoby starsze, chore, niepełnosprawne i wykluczone, przede wszystkim zaś sieroty oraz dzieci przebywające w hospicjach, którym będziemy nieść wszelką pomoc, w szczególności stomatologiczną. W naszej świadomości wiele miejsca zajmują także nasi rodacy, których los pozostawił na Wschodzie, a o których wiedzę czerpiemy z rozwijanych ciągle kontaktów gospodarczych. Wpisując się w mało jeszcze popularne i niezrozumiałe w naszym kraju hasło odwołujące się do społecz-

nej odpowiedzialności biznesu, pragniemy przede wszystkim służyć swoją wiedzą i potencjałem naszemu społeczeństwu i najbardziej potrzebującym, a jednocześnie dawać przykład innym, jak można realizować swoje istnienie w przestrzeni publicznej”. Razem można więcej Redakcja „Magazynu Together” w pełni popiera cele nakreślone przez Fundację dla Dzieci VIVADENTAL. Skierowanie realnej pomocy do osób najbardziej potrzebujących, poparte ideą odpowiedzialności w biznesie, może przynieść wymierne, korzystne rezultaty. Wierzymy, że tak się właśnie stanie. Równie ważna jest misja mentalnej rewolucji w polskim społeczeństwie. Wspólnie będziemy propagować działania proedukacyjne, które pozwolą poprawić jakość życia Polaków. Opiszemy wszelkie formy wsparcia, które zmieniają nasz świat na lepsze. Działalność Fundacji dla Dzieci VIVADENTAL przyczynia się do tworzenia trwałych wartości społecznych o charakterze uniwersalnym. Jesteśmy przekonani, że jest to najlepsza z możliwych dróg pomocy drugiemu człowiekowi.

Zdrowie – ważny problem społeczny Jednym z podstawowych obowiązków etycznych każdego cywilizowanego społeczeństwa powinna być troska o jakość życia chorych. Definicja zdrowia publicznego zakłada, że jest to wspólna wartość, dobro zbiorowe, o które powinny dbać odpowiednie instytucje. Można przyjąć, że zdrowie jest wartością publiczną, a nie indywidualną. Podobnie choroba – powinna być przedmiotem troski społeczeństwa. Niestety, nie zawsze tak się dzieje. Wielu pacjentów – zwłaszcza zagrożonych wykluczeniem społecznym, pochodzących z ubogich rodzin – musi samodzielnie zmagać się z chorobami, często w beznadziejnej walce z biurokracją i bezdusznością. Dlatego tak ważna jest działalność prospołeczna podmiotów, które starają się działać na rzecz osób potrzebujących. Przykładem może być Klinika VIVADENTAL, która tworzy projekty dedykowane przyszłym pokoleniom Polaków. Wraz z zespołem kierowanym przez prof. Andrzeja Zielińskiego z Politechniki Gdańskiej, realizuje projekt badawczy, którego celem jest opracowanie innowacyjnych implantów stomatologicznych. Założeniem, które przyświeca temu projektowi, jest maksymalne upowszechnienie leczenia implantologicznego. Obecnie dla wielu osób jest ono zbyt kosztowne, a więc po prostu nieosiągalne. Taka współpraca środowisk badawczych i biznesowych stwarza nowe możliwości współdziałania dla celów społecznych. Osoby potrzebujące wsparcia żyją tuż obok nas. Przykładem może być pani Ola. Życie nigdy jej nie rozpieszczało. Trzeba raczej stwierdzić, że od małego przeżywała gehennę. Rodzice w żadnej mierze nie zapewniali jej zaspokajania ani potrzeb materialnych, ani emocjonalnych. Ojciec odszedł od niej, gdy była jeszcze dzieckiem. Matka nadużywała alkoholu. Nie tylko nie potrafiła wspierać swojej córki, ale pogrążała ją w beznadziei. Głównym celem życiowym matki pani Oli było zdobywanie coraz większych ilości alkoholu, nawet kosztem okradania i wykorzystywania własnego dziecka. Potrzeba było ogromnej siły woli i determinacji, by w takich warunkach zachować swoją godność i po prostu przetrwać… Pani Oli się udało. Dzisiaj ma 20 lat, wiele planów na przyszłość, a przede wszystkim – optymistycznie patrzy na życie, choć dźwiga bagaż bolesnych doświadczeń. Na co dzień musi borykać się z biedą i niedogodnościami życia. Mimo to wierzy, że los może się odmienić. Pani Ola potrzebuje pomocy, mimo że nie chce o nią prosić. Zaniedbania wynikające z braku opieki rodzicielskiej zaprocentowały dramatycznym stanem jej uzębienia. Chociaż ma dopiero 20 lat, musi mieć usuniętych aż 11 zębów, które nie nadają się już do wyleczenia. Na szczęście, pomocną dłoń do pani Oli wyciągnęła klinika VIVADENTAL, która podjęła się opieki dentystycznej nad tą wartościową osobą. O dalszych losach pani Oli będziemy informować w kolejnych wydaniach „Magazynu Together”.


DZIECKO

Czemu to zrobiłeś?

abc zachowania

Jak ty się zachowujesz? Czemu to robisz? „Po co to robisz? Chyba każdemu z nas zdarzyło się wypowiedzieć te słowa do swojej pociechy. Powyższe pytania stanowią istotę mojego rozumienia fenomenu zachowania. Zachowanie zawsze jest po coś, zawsze jest czymś wywołane, czyli jest swoistego rodzaju reakcją na bodźce. Dziecko ,jako istota niebywale mądra i szybko się ucząca doskonale pamięta ,co zrobiło na nas wrażenie a, co gorsza, wie w jaki sposób uruchomić w nas odpowiednią reakcję. Jak już wspomniałam, każde zachowanie jest po coś, czyli ma funkcję, a co za tym idzie, jest dziecku potrzebne. Małe nie mówiące dziecko używa w celu zakomunikowania nam swoich potrzeb, głównie płaczu potem gestów,gdy nauczy się już mówić korzysta z tej umiejętności i prosi o pice. Gdy niemowlę denerwuje się, zaczyna płakać, zaś 6 latek jest w stanie zakomunikować nam, że ma dziś podły nastrój, bo pokłócił się z kolegą i teraz wszystko go denerwuje. Funkcja zachowania pozostaje taka sama zmienia się jednak forma. Jeśli mama za każdym razem ,gdy dziecko zaczyna krzyczeć, daje mu cukierka tym częściej dziecko będzie krzyczeć gdyż nauczy się, że gdy chce cukierka, wystarczy krzyknąć. Jeśli chcemy, aby dziecko ładnie poprosiło mamę o ciastko musimy go tego nauczyć. Nasze dzieci bacznie nas obserwują i w dużej mierze uczą się przez modelowanie, czyli powielają nasze zachowanie. Często rodzice mówią mi o tym, że żadne kary nie dzia-

łają na ich dzieci, wówczas ja staram się zaznajomić ich ze sztuką konsekwencji, czyli wzmacniania i karania. We wzmacnianiu naszym celem jest wzrost zachowań pożądanych. Chcemy, aby określone zachowanie wystąpiło częściej w przyszłości. Zadaniem kary zaś jest wywołanie spadku niepożądanego zachowania. Tu pojawia się pytanie, czy jeśli nałożymy na dziecko karę w postaci szlabanu na telewizor za niewywiązanie się z grafiku sprzątania i dziecko pomimo nie oglądana telewizji nie zacznie sprzątać, czy była to dla niego kara? Odpowiedź brzmi NIE, ponieważ „kara” nie wywołała spadku zachowania niepożądanego, dziecko w dalszym ciągu ignoruje polecenie rodzica i nadal nie sprząta. Aby kara była bardziej skuteczna, powinna być naturalną konsekwencją. Jeśli chcemy nauczyć dziecko punktualności, a w szczególności nie spóźniania się na obiad, szukamy jak najbardziej naturalnego następstwa spóźnienia. Czy powinno być to zabranie telefonu komórkowego? Naturalną konsekwencją będzie to, że dziecko zje zimny obiad bądź nie zje go wcale. Wielokrotnie łapię się na tym,że poprzez swoje komentarze, obdarzanie uwagą nawet tą negatywną, moich podopiecznych wzmacniam ich zachowania, które bardzo chciałabym wygasić. My – dorośli zdecydowanie za dużo mówimy ,a słowa wypowiadane do naszych dzieci w chwili ich emocjonalnego pobudzenia jedynie zwiększają jego intensywność. Tu pojawia się zasada numer jeden: nie mówmy do dziecka, kiedy krzyczy, kopie, używa wulgarnego słownictwa, czyli

fot.fotolia.com

W mojej codziennej pracy socjoterapeutycznej często zadaje sobie pytanie, jak kształtować pożądane zachowania u dzieci. W jaki sposób budować z nimi relacje, aby nie wchodziły w opór, zarówno ten bierny, cechujący się totalnym wycofaniem z kontaktu, jak i czynny rozpoczynający się od niewinnie brzmiących słów „nie”, „zaraz”, „potem”, po płacz, krzyk, zgrzytanie zębami. Jeśli chcemy kształtować pozytywne zachowania u naszych dzieci, warto zastanowić się, czym to zachowanie właściwie jest.

autor: Iwona woźniewska

30


31 po prostu w naszym odczuciu stara się nas sprowokować, co jakże często mu się udaje. Dajmy dziecku chwilę, pomóżmy mu się uspokoić, a jego spokój uzyskamy jedynie naszym spokojem. Potem, tu pojawia się zasada numer dwa, nie wracajmy od razu do niepoprawnego, doprowadzającego nas do furii zachowania, starajmy się je zignorować. Na rozmowę o nim przyjdzie jeszcze czas. Kolejna złota myśl z mojej pracy socjoterapeutycznej brzmi: im więcej czasu wolego tym więcej zachowań niepożądanych. Starajmy się zatem animować czas naszym dzieciom, obdarzajmy je uwagą w momentach gdy ich zachowanie jest właśnie takie, jakbyśmy chcieli. Tu pojawia się jakże ważny temat pochwał, prywatnie jeden z moich ulubionych. Niektórzy rodzice unikają pochwał, mniemając, że mogą przez to "rozpuścić" dziecko, bądź uważają, że chwalić można za rzeczy zrobione wyjątkowo dobrze. Rodzice, a i także nauczyciele, pedagodzy skupiają się znacznie częściej na zachowaniach negatywnych, utrudniających budowanie pozytywnych relacji z dzieckiem. Dlatego też często chwaląc dziecko, nadmiernie skupiają się właśnie na nich. Przykładem może być codzienne ganienie dziecka za nie odrobienie pracy domowej. Jednak jeżeli zdarzy się że dziecko ją odrobi, nie wzmacniają (chwalą) aprobowanego zachowania swojej pociechy, gdyż praca domowa po prostu ma być odrobiona. Jak zatem powinna wyglądać skuteczna pochwała? 1. Ważnym jest, aby pochwała była autentyczna, czyli sami musimy w nią wierzyć! 2. Niezbędna jest umiejętność szybkiego uzasadnienia pochwały,. Powinniśmy umieć odpowiedzieć na wnikliwe pytanie dziecka, czemu tak myślisz? 3. Należy rozdzielić chwalenie i wychowanie. Nie chwalimy tak: "grzecznie się zachowałeś wobec siostry, gdybyś tak robił zawsze

byłbyś dobrym bratem". 4. Chwaląc nie krytykujemy zatem słowo "ale" jest zakazane dla przykładu: "zamiotłeś podłogę, ale jej nie umyłeś." 5. Nie stosujemy aluzji i ironii czyli: "o jak świetnie Ci idzie! Nie jesteś taki głupi!" Często formułując pochwałę, nieświadomie stosujemy zwroty przekształcające ją w ukrytą krytykę.Ważne aby po usłyszeniu naszej pochwały dziecko nie poczuło się gorzej. Słowa zakaźne w pochwałach: - Tym razem dobrze Ci poszło! - W końcu udało Ci się skończyć zadanie! - Zrobiłeś to prawie tak dobrze jak brat! - Nareszcie zacząłeś pracować! - Aż dwa razy pościeliłeś łóżko w tym tygodniu! - Jak chcesz to potrafisz! - Mógłbyś zawsze pomagać w domu! - Całkiem nieźle Ci idzie! - Wyjątkowo odrobiłeś wszystkie lekcje! Znając listę słów zakazanych oraz warunki powstania skutecznej pochwały, używajmy tego wspaniałego narzędzia w procesie wychowania naszego dziecka. Ważnym jest, aby zachować zdrową proporcję wzmocnień i kar. Z mojego punktu widzenia wzmocnień powinno być zdecydowanie więcej. Proponuję stosunek 4 wzmocnienia na 1 karę. Efekty gwarantowane!

REKLAMA


32

MODA

LIDIA KALITA

„Staram się ułatwiać życie kobietom” Kiedy zaczęła Pani swoją drogę prowadzącą do zawodu projektanta mody? Zaczęłam bardzo dawno temu… Było to w szkole podstawowej, kiedy w jednym z wypracowań napisałam, że za 25 lat będę ubierała panie z towarzystwa [śmiech – red.]. To był chyba ten początek. Później dość konsekwentnie do tego dążyłam. Nie wyobrażałam sobie żadnej innej drogi zawodowej. Zaczęłam zaraz po studiach, 20 lat temu. Kochałam to robić i w ten sposób wyżywałam się artystycznie. To piękna przygoda… Tak, i doprowadziła mnie do fajnego finału, bo stworzyłam imperium modowe, którym stało Simple. To duża satysfakcja zawodowa. A teraz przede mną już drugie wyzwanie – projektowanie pod własnym nazwiskiem. Czy myśli Pani, że można zostać projektantem bez odpowiedniego wykształcenia artystycznego? Myślę, że wszystko można zrobić, jeśli ma się do tego odpowiednią pasję i się to czuje. No i muszą się znaleźć chętni, którzy będą wierzyli w to, co robimy i kupowali nasze projekty. Jeśli ktoś będzie miał talent i pasję oraz będzie się twórczo w tym wyżywał, i jeżeli ludzie będą to doceniali, to jak najbardziej. Jak wyglądają Pani plany na najbliższą przyszłość? Nie zakładam bardzo odległych planów… Mam wrażenie, że nie muszę wszystkiego do końca udowadniać. Pierwsza marka, którą stworzyłam, stała się wielką firmą i udało mi się tego dokonać. Zdobyłam właściwie wszystkie nagrody modowe, jakie były do zdobycia w tym kraju. Fajne jest to, że mogę się teraz rozwijać i robić to, co robię w sposób spokojny, nienachalny, kreatywny… Zobaczymy, dokąd

mnie to doprowadzi – czy będę miała klientki, które pokochają moje projekty, pozwolą mi się dalej rozwijać i czy moje pragnienia doprowadzą do tego, że będę otwierała butiki w kolejnych miastach. Jeżeli tak będzie, to fajnie, a jeśli nie, to będę dalej robiła to, co kocham, ale na mniejszą skalę. Jednak nie tworzę dalekosiężnych planów. Zresztą tak też było w przypadku Simple – nie było biznesplanu, mającego nas doprowadzić do tego miejsca, w którym firma jest dzisiaj. Była pasja i chęć tworzenia oraz pewna konsekwencja w działaniach, które wtedy prowadziłyśmy razem z siostrą, bo wówczas razem prowadziłyśmy tę markę. Mam zatem nadzieję, że to jest dobra droga. Wiele osób twierdzi, że modę można wpisać w tabelki i ją policzyć. Nie umiem w taki sposób myśleć o modzie. Wierzę, że moda jest jak potrawa, cały czas jest na ogniu; trzeba ją podgrzewać, ciągle się nią opiekować i jej doglądać – tylko wtedy będzie smaczna. Dla mnie moda jest czymś więcej niż tylko ubraniem. Ktoś kiedyś powiedział, że produkty tworzą się w fabrykach, ale marki – już w głowie. Czy projekty modowe, na przykład wyjątkowe sukienki, które ma Pani w swojej kolekcji, mogą powstać pod wpływem impulsu? Jak najbardziej! To jest tak, że ja po prostu żyję modą. Wstaję rano i projektuję – nie dlatego, że muszę, ale ponieważ to lubię. Daje mi to poczucie spełnienia. Myślę o modzie bardzo często. Czasami też nie robię tego przez dwa lub trzy dni, bo nie mam na to ochoty. Jest to dziedzina artystyczna, do której nie można się zmusić. Muszę się tym cieszyć. Póki tak jest, projekty są kreatywne i podobają się odbiorcom. Jeżeli jestem szczera i robię to, co lubię, bardzo często powstają one pod wpływem impulsu, bo spodoba mi się jakaś tkanina albo wymyślę takie połączenie, a nie inne… Wtedy siadam i rysuję na kawałku papieru. Wychodzą


33

tego straszne ilości, ponieważ stale coś wymyślam i kombinuję, aż w końcu z tego powstanie kolekcja. Jest to długa praca. Proces powstawania kolekcji zajmuje kilka miesięcy intensywnego myślenia o fasonach, wzorach. Wyobrażenie sobie tego nowego sezonu jest najważniejsze. Projektuje Pani odzież damską pod swoim nazwiskiem. Czy te projekty są wygodne dla współczesnej mamy, pozostającej w ciągłym ruchu? Projektując, zawsze staram się dokładnie myśleć o tym, w jakiej przestrzeni znajdzie się dane ubranie. Nie projektuję sukienki tylko dlatego, że jest ładna. Raczej wyobrażam sobie kobiety w konkretnej sytuacji i dopasowuję różne parametry. Chodzi o to, żeby ubranie było wygodne, ciepłe, dobrze się nosiło – to mnóstwo rzeczy wynikających z mojego doświadczenia. Staram się ułatwiać życie kobietom, dodawać im stylu i pewności siebie. Uważam, że jest to moje zadanie i misja jako projektanta. Kobiety powinny czuć się dobrze, pięknie i kobieco w moich ubraniach. Czy w związku z otwarciem nowego salonu w Gdyni będzie Pani częstszym bywalcem w Trójmieście? Myślę, że tak. Bardzo dawno nie byłam w Trójmieście. Przyznam się, że kiedyś częściej zdarzało mi się tutaj przyjeżdżać. Teraz nawał pracy nie pozwalał mi odwiedzać Trójmiasta. Zachwyciłam się autostradą i samym Trójmiastem! Dzisiaj rano miałam okazję, żeby pójść nad morze i pomyślałam sobie: „Czemu tak rzadko tutaj przyjeżdżałam?”. Na pewno to się musi zmienić, a teraz mam pretekst. Bardzo się cieszymy, że będzie można Panią częściej tu spotkać! Wracając do projektowania: jakie materiały i tkaniny wykorzystuje Pani w swoich projektach? Na to pytanie trudno odpowiedzieć jednoznacznie, ponieważ każda kolekcja sprawia, że używam innych materiałów. Wszystko zależy od efektu, jaki chcę uzyskać. W ostatnich sezonach używałam nowoczesnych materiałów, które powodowały, że fasony były bardziej sztywne, stojące. Teraz zapragnęłam, żeby sylwetki były bardziej wiotkie, lejące, powłóczyste, a to wymusza na mnie użycie całkiem innych tkanin – cieńszych, trochę przezroczystych, jedwabi, tkanin lejących… A więc w każdym sezonie używam innych materiałów i szukam tych, które pozwolą mi najlepiej opowiedzieć wizję, którą sobie na dany sezon wymyśliłam. Który spośród projektantów mody najbardziej Panią inspiruje? Jest taka osoba. To belgijski projektant Dries van Noten. Ostatnio byłam w Paryżu na jego bardzo dobrej wystawie pokazującej drogę projektu – od inspiracji do momentu powstania w przeróżnych kolekcjach. Inspiruje mnie jego malarskość. Właściwie patrząc na zestawy kolorystyczne, na użycie tkanin, bardziej można powiedzieć, że są to obrazy niż ubrania. Podobnie jak ja, lubi bawić się kontrastem, nawet na męskich ubraniach. Ubiera mężczyzn w spódnice, na przykład sari czy marokańskie, a następnie zestawia je z białymi, męskimi koszulami. Te połączenia są zaskakujące i nieoczywiste, co mi się bardzo podoba. Od zawsze marzyła Pani o projektowaniu ubrań. Skąd się jednak wzięło to zamiłowanie? Czy ktoś w Pani dzieciństwie wywarł na to szczególny wpływ? Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Moja mama była osobą, która zawsze dbała o estetykę domu i o to, jak sama się ubierała. To były lata 60. i 70. Kiedy obserwowałam mamę na zdjęciach, zawsze była to kobieta szalenie elegancka, mimo że były to trudne czasy. Zawsze była ubrana jak z ulic Paryża. W jakiś sposób zatem zaszczepiła w nas ciekawość do mody, do kolorów, do tego, by nie ubierać się w sposób byle jaki. Nie wiem, na ile wpłynęło to na moje późniejsze wybory, ale jakoś

tak się szczęśliwie złożyło, że zawsze wiedziałam, co chcę robić. To duże szczęście, gdy człowiek od razu wie, czym chce się w życiu zajmować, co jest jego pasją. Praca zajmuje nam większą część dnia, więc niefajnie byłoby wstawać co rano i zmuszać się do czegoś, czego nie lubimy. Fajniej jest wstawać, mówiąc sobie: „Super, idę do swojej pracowni! Dzisiaj przyjdą moje buty z Włoch i będą trzy sukienki – musimy je przymierzać”. Co mogą robić osoby, które chcą zostać projektantami? W jaki sposób się ukierunkować? Nie tylko projektant, ale każdy, kto ma jakąś określoną wizję czy pasję, chce do czegoś dążyć, musi rzeczywiście bardzo się o to starać. Powinien wiedzieć, że jest to marzenie, bez którego realizacji nie będzie mógł żyć. Jeśli będzie bardzo tego chciał i zmierzał do tego głównego celu, na pewno mu się to uda, tak jak mi się udało. W latach, gdy marzyłam o projektowaniu mody, ten zawód tak naprawdę nie istniał. Nie było mowy o tym, że jest to tak fajna i prestiżowa profesja jak teraz. Okazało się jednak, że marzenia się spełniają. Trzeba więc marzyć i dążyć za wszelką cenę do spełnienia marzeń! Dziękuję za rozmowę.

Z projektantką Lidią Kalitą, rozmawia Paulina Wittbrodt fotografie wykonała: Justyna Chrzanowska


MODA

MODOWE TRENDY 2015 sokołów

Sylwester za nami, zaczęliśmy rok 2015- nowe możliwości, pragnienia, cele. Ciekawym i ważnym elementem zmian jest nasza garderoba mająca kluczowe znaczenie w pracy, na imprezie, randce a nawet w domu. Nowe fryzury, nowe ubrania wszystko, by czuć się dobrze, oryginalnie, być ciekawym i co naważniejsze świetnie wyglądać. Chociaż na trójmiejskie ulice nieśmiało wkracza zima, branża mody jest już myślami przy kolejnym sezonie. W modzie od dawna zapanowała taka różnorodność, że każdy z nas znajdzie coś dla siebie. Tym razem nie będzie inaczej.

K

ażdy nadchodzący sezon obfituje w pytania o kolory, fasony i dodatki. Na początek mamy okres karnawału a więc czas zabawy, sukienek wieczorowych, fryzur, blyszczących dodatków. Nie wiecie co zrobić z sukienką pełną cekinów? Na pewno nie chować jej głeboko w szafie. W tym sezonie karnawałowym rządzić będzie połysk. Królować będą kolory takie jak: czerń, granat, nieśmiertelne złoto, czerwień czy srebro. Fasony będą rodem z filmu “Gorączka sobotniej nocy” Choć trójmiejski karnawał jest nieco inny niż ten w Brazylii, Hiszpani czy we Włoszech, to wsytrzałowe kreacje jak najbardziej dozwolone. Okres ten pozwala nam na to, by poczuć się jak gwiazda na czerwonym dywanie, dlatego nie żałujmy sobie błyszczących dodatków. Pozostaje jeszcze kwestia mężczyzn. Trzeba przyznać, że panowie mają łatwiej, choć wbrew pozorom ich moda też się zmienia. Dziwnie to zabrzmi, ale również mogą a nawet powini błyszczeć. Oczywiście nie dzięki efektownemu makjażowi i srebrzystym paznokciom i brotatowi. Wybierając się w eleganckie miejsce, stawiamy na dobrze skrojony garnitur, w kolorze granatu, głębokiej czystej czerni, szarości. Materiał jak najbardziej błyszczący, wyraziste dodatki w stylu srebnego lub złotego zegarka, krawatu czy nawet muszki. Przy matowym materiale stawiamy na lakierowane buty, gdyż świetnie dopełnią styl karnawałowy. Uwaga na czarny kolor, by nie wyglądać jak wybieralibyśmy się na stype. Błyszczące tkaniny wzięły wybiegi modowe szturmem. Eksperci radzą, by w miareę mozliwości, ubierać się stosowanie do rodzaju i miejsca imprezy. Kreacje na zabawę w domu, klubie czy restauracjach powinny się od siebie różnić, ale jednocześnie nawiązywać do karnawałowych trendów. Przykład? Na co-dzień dla kobiet modne są metaliczne spódnice połączone z matową górą. Uwaga! W tym wypadku raczej odchodzimy od zbyt dużej ilości biżuterii, by nie wyglądać komicznie. Po karnawałowych szaleństwach czas na wiosnę i lato, którę nie oszczędzą nam modowych niespodzianek. Po nieco ponurej zimie, długich wieczorach czas na kolory a tych nie zabraknie. Najmocniejszym akcentem lata dla kobiet będzie róż. Kolor ten już nie będzie zarezerwowany dla małych dziewczynek. Doda kobietom wdzięku i odrobinę niewinności. Nie zabraknie też pasteli. Wśród fasonów prym będą wiodły lata 70-te. Etniczne wzory, długie sukienki, spodnie z podwyższonym stanem, połączenie rożnorodnych faktur. Chodzi o to by, jeszcze bardziej zatrzeć granie pomiędzy codziennością, a stylem wieczorowym. Do łask wroci też kimono. Ciekawym aspektem będą spódnico-spodnie dobre rozwiązanie dla pań z grubszą sylwetką.

autor: Sylwia widzińska fot: justyna chrzanowska

34


35 Świętny wybór na upalne dni nad morzem. Wraca koszulka POLO, nazywana po angielsku golf shirt, to nic innego jak top z kołnierzykiem i kilkoma guziczkami. Uwielbiany przez kobiety w bardziej casualowych sytuacjach, czy podczas uprawiania sportu. Wiosną i latem 2015, koszulki polo nosimy również do pracy, jak i na randkę. Styl sportowy po raz kolejny przenika na salony. Tyczy się to także mężczyzn. Na trójmiejskich ulicach nie może też zabraknąć jeansu, który sprawdza się w pracy, w domu jak również na imprezie. Wszystko przy odpowiednim doborze dodatków a wśród tych też będziemy miały w czym przebierać. Drogie Panie, na wiosnę mocno zaznaczamy linię talii, a odpowiedzialne za to bedą paski w rozmaitych wariantach. Zastąpić je mogą efektowne wiązania z materiału, które również będą modne. Mocny akcent na ręku, czyli tym razem projektanci zaszaeleją z rozmiarem bransoletek. Pokaźnej wielkości biżuteria ozdobi rękę nie tylko wieczorem, ale i będzie nam towarzyszyć przez cały dzień. Będziemy miały naprawdę szeroki manewr możliwości- począwszy od minimalistycznych surowych kształtów po dodatki bogato zdobione kamieniami szlachetnymi. Wiosna i lato zwłaszcza na Pomorzu nie tylko nam kojarzą się z wysokimi temperaturami i promieniami słońca. Na uwadze mają to także projektanci. Modne będą duże przyciągające uwagę okulary, które będą aspirowały do miana najmocniejszego akcentu. Szaleństwo dotyczy też kształtu oprawek. I tu ponownie ukłon w stronę lat 70-tych retro stylistyka, kojarząca się z epoką disco czy ozdobione łączką, niczym dzieci kwiatów. Nie bójcie się tych najbardziej odjechanych. Przyszła kolej na mężczyzn. Powrót do zwiewnych styliza-

cji śwetnie będzie komponował się z morskim klimatem. Świetny time dla tych mężczyzn, którzy lubią zabawę kolorem, ale też umiejętnie dobierają części stroju. Warto pamiętać o tym, że kolory nie są zarezerwowane tylko dla Pań lub mężczyzn o bardziej ekstrawertycznym charakterze. Uwaga płeć męska! Zkładając koszule miejscie na uwadze wady i zalety sylwetki, zachowajcie odpowiednie proporcje. Najmocniejszym kolorem dla was będzie musztardowy. Dużo będzie się również działo wśród wzorów i nadruków. Dołączą efekty malarskie, inspiracje sztuką, motywy kwiatowe i egzotyczne. Popularny styl drwala będzie powoli odchodził do lamusa. Dlaczego? Na modowy rynek wchodzą mężczyzni z ogolonym zarostem i zachowaną gładkością twarzy. Włosy lub grzywka zapuszczona, by można było fryzurę zaczesać do tyłu. Brzmi trochę jak nie dla faceta? Uwierzcie, że ten styl równie dobrze działa na kobiety co gruboskórny styl drwala. Moda 2015 będzie pod znakiem różnorodności kolorów, fasonów, dodatków. Każdy znjadzie coś odpowiedniego i pasującego dla siebie. Zarówno kobiety jak mężczyźni będa mieli w czym przebierać. Wszystko po to, by czuć się dobrze. Nie bójmy się zaszaleć, pójść na zakupy, by zasięgnąć modowych inspiracji. Sklepowe witryny już karmią nas wiosną. Okres zarówno przedświąteczny jak i po jest zarezerwowany na wyprzedarze, możemy więc do woli poszaleć, dlatego do dzieła.


36

WYJAZDY RODZINNE

FERIE JUŻ BLISKO-

JAK SIĘ PAKOWAĆ NA ZIMOWISKO LUB

WCZASY RODZINNE

To jedno z najczęstszych pytań rodziców – ile i jakich rzeczy należy zapakować dziecku na zimowisko? Przede wszystkim należy pamiętać, że dzieci dużo czasu będą spędzać na świeżym powietrzu i ubrania będą się moczyć.

Program zimowisk ułożony jest w taki sposób, by ubrania i buty zdążyły przeschnąć przed kolejnym wyjściem na dwór. Nie znaczy to jednak, że wystarczą pojedyncze sztuki rękawiczek i czapek. Orientacyjnie, na 7-dniowe zimowisko trzeba spakować: 2 czapki, szalik, przynajmniej 2 pary nieprzemakalnych rękawiczek, 2-3 pary rajstop lub kalesonów (niezbędne do założenia pod nieprzemakalne spodnie), majtki i skarpetki na każdy dzień oraz 2 pary dodatkowych skarpet, gdyż łatwo ulegają przemoczeniu, zimową kurtkę sportową, parę nieprzemakalnych spodni, 3 pary spodni zwykłych, 2-3 bluzy i 1 ciepły sweter, buty zimowe z wysoką cholewką, przybory do mycia i 2 ręczniki, płócienną torbę na brudne rzeczy, klapki, tenisówki, kapcie, plecaczek na wycieczki, krem na mróz z filtrem UV, pomadkę do ust. Należy bardzo dokładnie przeczytać informację od organizatora, aby dziecku niczego nie brakowało. Często podczas zimowych obozów dzieci uczestniczą w dodatkowych wycieczkach np. wyjściu do aquaparku i wtedy spakujmy także strój kąpielowy oraz czepek. Najlepszą formą pakowania jest walizka. Jest najwygodniejsza w utrzymaniu porządku. Pakując dziecko, powinniśmy brać pod uwagę ciężar i gabaryty bagażu, aby nie przekraczały możliwości udźwignięcia go przez dziecko. Pakowanie na obóz narciarski lub snowboardowy Przede wszystkim dziecko musi zabrać własny kask. Przydadzą się też gogle chroniące oczy. Konieczna jest cienka czapka-kominiarka (może też być czapka-pilotka) mieszcząca się pod kask, chroniąca jednocześnie szyję i głowę. Zwykłych czapek lub grubych kominiarek pod kask zakładać nie wolno, grozi to nie trzymaniem się kasku na głowie. Spakujmy także 2 pary narciarskich rękawiczek i najlepiej dwuczęściowy kombinezon narciarski. Rodzice często zastanawiają się czy dziecko powinno zabrać narty czy deskę snowboardową z domu, czy wypożyczy je na zimowisku? Oczywiście jeśli jest początkującym narciarzem czy snowboardzistą to nie ma sensu od razu inwestowanie we własny sprzęt, bo niekoniecznie ten rodzaj sportu musi stać się jego pasją. Wtedy lepiej zdać się na obozowego instruktora, który dobierze dziecku sprzęt w wypożyczalni, na cały turnus. Przewożenie sprzętu transportem kolonijnym jest na pewno kłopotliwe, zwłaszcza dla młodszych obozowiczów. Natomiast jeśli dla dziecka jest to kolejny sezon narciarski lub snowboardowy, a rodzice sami dowożą i odbierają je z obozu – to oczywiście zabranie np. własnych nart z domu nie będzie stanowiło problemu. Rodzinny wyjazd na ferie Oczywiście nie sposób wymienić wszystkiego co powinniśmy zabrać na zimowy wyjazd, ograniczymy się do najważniejszych punktów. Będą to: nieprzemakalna odzież dla każdego członka rodziny, kilka par rękawiczek i po 2 czapki, dwuczęściowe kombinezony dla dzieci, kalesony lub rajtuzy do zakładania pod spodnie na śnieg, krem ochronny na mróz, pomadki na usta (każdy powinien mieć swoją), 2 termosy 0,5-litrowe na ciepły napój, zapas chusteczek higienicznych, ochronę przeciwdeszczową, gdyż w górach padać może nie tylko śnieg, mały grzejnik – przydaje się w łazienkach przy myciu. Spray impregnujący do butów, dodatkowe warstwy ubrań łatwe do zapakowania do podręcznego plecaka (polary, skarpetki) jeśli planujemy spacery, gdyż temperatura spada tam około 0,5 stopnia na każde 100 metrów wzwyż. Jeśli wyjeżdżacie z małym dzieckiem, zadbajcie o zapas pieluch oraz ulubionych „słoiczków” albowem niekoniecznie będą dostępne w małych górskich sklepikach. Zapakujcie gry, puzzle i książki do czytania oraz sanki, „jabłuszka” do zimowych szaleństw. Autorem artykułu jest KOGIS Portal Turystyki Dziecięcej www.kogis.pl – zimowiska, kolonie, wycieczki szkolne, baza rodzinnych atrakcji turystycznych.



38

Od dziesięcioleci parówki są niezwykle popularnym wyrobem spożywczym. Chętnie spożywają je osoby w każdym wieku. I nie ma w tym nic dziwnego – nie wymagają specjalnego przyrządzania, dobrze sprawdzają się na ciepło i na zimno, a z hot-dogami miała chyba do czynienia większość cywilizowanych ludzi na świecie… Smak parówek znają i lubią miliony konsumentów. Wobec części doniesień medialnych na temat wątpliwego składu niektórych gatunków parówek, wiele matek się zastanawia, czy można je bezpiecznie podawać dzieciom. W przypadku tanich parówek nieznanych producentów nie jest to wcale oczywiste. Natomiast uwzględniając wyroby tak renomowanych producentów, jak SOKOŁÓW, można śmiało poszerzyć dietę dziecka o parówki.

Wielu dietetyków podkreśla, że dzięki dobrej przyswajalności i dużej zawartości białka, parówki mogą być cennym uzupełnieniem dziecięcego menu. Możemy od czasu do czasu serwować je dziecku, na przykład z warzywami i ciemnym pieczywem. Innym pomysłem, który na pewno przypadnie do gustu wielu dzieciom, jest podawanie parówek w cieście naleśnikowym. Można również spróbować serwowania parówek panierowanych albo z dodatkiem delikatnych sosów. Istnieją liczne warianty podania na ciepło i na zimno. Parówka jest po prostu wyrobem uniwersalnym! Na pewno szukając odpowiednich parówek dla małych smakoszy, nie warto wybierać najtańszych wyrobów niewiadomego pochodzenia, o niskiej zawartości mięsa. Pod tym względem zdecydowanie na korzyść wyróżniają się Parówki z szynki firmy SOKOŁÓW, Sokoliki czy Słowianki. Parówki z szynki zawierają aż 93% mięsa, deklasując konkurencję na rynku wędliniarskim. Ponadto nie mają one osłonek, co sprawia, że ulubiony posiłek może być przygotowany szybko i łatwo. Wyjątkowa kruchość i delikatność to niezaprzeczalne atuty, które na pewno docenią najmłodsi konsumenci. Parówki z szynki, Sokoliki czy Słowianki to również optymalna propozycja nie tylko dla dzieci, ale i dorosłych, którym zależy na zbilansowanej, zdrowej diecie.


39 39 Trzy słowa „prosto i smacznie” to wszystko co można powiedzieć o tej potrawie. Parówki chyba każdy lubi, a szczególnie nasze pociechy, dla nich to może być atrakcja parówki nadziane na makaron. Choć wydaje mi się, że dla wielu z nas również. Każdy ma takie dni kiedy nie chce mu się spędzać nie wiadomo ile czasu w kuchni, a mimo to chciało by się zjeść coś pożywnego. To danie idealnie nadaje się na takie okazje, a smaczny sos pomidorowy jeszcze bardziej je uatrakcyjni. Składniki: 300 g makaronu spaghetti 300 g dowolnych parówek Klasyczny sos pomidorowy: 1-2 łyżki oliwy 1 cebuli pokrojona w kostkę 2 ząbki czosnku drobno posiekane 1 puszka pomidorów w kawałkach Bazylia, sól i pieprz Uwaga: jeżeli sos wydaje się zbyt jasny można dodatkowo dodać 1 łyżeczkę koncentratu, osoby lubiące pikantny sos podczas duszenia pomidorów dodają 1 łyżeczki ziarenek chili. Przygotowanie: Parówki pociąć na kawałki i ponadziewać na nitki makaronu. Najszybciej jeśli od razu weźmie się 4-5 nitek i przekłuwa nimi parówkę. Parówkę przesunąć na środek lub można umieścić dwie parówki wg własnego upodobania. Gotować w osolonej wodzie z dodatkiem kilku kropli oliwy jak jest napisane na opakowaniu makaronu. Podczas gotowania przygotować sos. W maleńkim rondelku rozgrzać oliwę i usmażyć czosnek z cebulą ale nie przypalić raczej zeszklić tylko. Dodać pomidory i dusić około 10 minut na niewielkim ogniu. Doprawić do smaku i zmiksować. Gotowe. Sos jest pyszny i gęsty. Nalać kilka łyżek na talerz, na nim ułożyć makaron, podczas posiłku każdy sam sobie wymiesza na talerzu. Smacznego

► pa r ó w k i Z M A K A R O N E M

P R z E P I S Y

Klasyczne szaszłyki serwuje się z piersi kurczaka, ale podobny smak można uzyskać zastępując je zwy­kłymi parówkami. Wszystko inne pozo­staje takie same. Zaczynamy . Składniki: dwa opakowania parówek lub serdelek 30 dag pieczarek 2 duże cebule 3 papryki przyprawa do grilla Sos czosnkowy Parówki obieramy z folii i kroimy w nieduże kawałeczki. Pieczarki oczyszczamy, oddzielamy kapelusze od nóżek. Te pierwsze kroimy na pół, wtedy lepiej się grillują. Cebulę zaś kroimy na cztery części, a następnie rozdzielamy poszczególne płaty. Co do papryki oczyszczamy z miąższu i kroimy w plastry. Kolejność nabijania składników dowolna. Każdy może je przyrządzić wedle uznania. Zanim położymy szaszłyki na ruszt posypujemy je przyprawą do grilla. Pieczemy ok. 20 minut, co chwilę przewracając. Gotowe polewamy sosem czosnkowym i zajadamy się . Smacznego

PA R Ó W K I Z B O C Z K I E M


ZDROWIE

MEDYCYNA KOMÓRKOWA a choroby serca

Obecnie najważniejszą rolę odgrywa informacja. Rozpowszechnianie ratujących życie informacji o zdrowotnym znaczeniu witamin jest bezcenne. Medycyna komórkowa stanowi przełom w nowoczesnym rozumieniu podstawowych przyczyn choroby niedokrwiennej serca i innych form choroby wieńcowej oraz umożliwia ich profilaktykę i leczenie. Co drugi mężczyzna i co druga kobieta w krajach uprzemysłowionych umierają wskutek następstw miażdżycowego zwężenia tętnic. Do najczęściej dotkniętych chorobą narządów należą serce (zawały serca), kończyny dolne (miażdżyca naczyń kończyn dolnych) i mózg (udary). Medycyna konwencjonalna ogranicza się jedynie do objawowego leczenia miażdżycy – stosowania leków i zabiegów chirurgicznych (angioplastyka, bypassy). Pomija się najistotniejszą przyczynę, czyli niestabilność ścian naczyń krwionośnych. Główną przyczyną choroby wieńcowej jest chroniczny niedobór witamin i innych komórkowych składników odżywczych w milionach komórek ścian naczyń. Skutkiem tych niedoborów jest niestabilność ścian naczyniowych, uszkodzenia i pęknięcia, powstanie złogów miażdżycowych, stwardnienie ścian tętnic i zwężenie, a w konsekwencji – zawał serca i udar mózgu. Ważną informacją może być spostrzeżenie, że zwierzęta (większość z nich) nie doznają zawałów serca. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ produkują one witaminę C w swoich organizmach, która właśnie chroni ściany tętnic u zwierząt. Organizm człowieka nie wytwarza własnej witaminy C i musimy jej dostarczać z zewnątrz w naszej diecie. Brak tego składnika osłabia nasze tętnice. Wyniki badań klinicznych potwierdzają, że optymalne dzienne spożycie witamin oraz innych komórkowych składników odżywczych jest kluczem do sukcesu w profilaktyce i leczeniu chorób układu krążenia. Aby nie narażać się na choroby serca, należy rozumieć funkcjonowanie układu sercowo-naczyniowego. Długość naczyń krwionośnych (żył, tętnic i naczyń włosowatych) w układzie krążenia wynosi 100 000 kilometrów. Dobrze jest mieć świadomość, że zdrowie całego organizmu nierozerwalnie się łączy ze zdrowym układem

sercowo-naczyniowym. Dobrze odżywiona krew dotrze wszędzie, bo wszędzie docierają naczynia krwionośne. Krew przetransportuje składniki odżywcze do każdej komórki naszego ciała. Nasze komórki są jak nasze dzieci, które potrzebują jedzenia. Komórkowe składniki odżywcze są swoistym pokarmem dla komórek. Jeśli będą miały wszystkie potrzebne składniki, to organizm uruchomi system „samonaprawczy” i sam sobie poradzi z 99% chorób. Istniejące złogi miażdżycowe w naturalny sposób pomagają usunąć witamina C oraz aminokwasy: prolina i lizyna. Na optymalizację pracy serca, które jest „silnikiem” układu krążenia, wpływają: karnityna, koenzym Q10, witaminy grupy B oraz wiele minerałów i pierwiastków śladowych. Przed „korozją” (utlenianiem) naczyń krwionośnych chronią: witamina C, witamina E, beta-karoten i selen. Należy zdać sobie sprawę, że tylko w synergii te składniki zadziałają w sposób prawidłowy. Jak często ich dostarczać? Codziennie! Nasz organizm nie produkuje lizyny i witaminy C, a wiele czynników pozbawia nas witamin i składników odżywczych (np. stres, operacje). I jeszcze jedna bardzo istotna sprawa – miażdżyca nie jest problemem wieku dojrzałego. Jak dowodzą badania naukowe, proces odkładania się złogów w naczyniach krwionośnych rozpoczyna się już u dzieci po przekroczeniu wieku 10 lat. Według dr. Ratha, minimum dziennego zapotrzebowania dla zdrowej młodzieży i dorosłych to 600 mg witaminy C. Dla osób chorych, z podwyższonym zapotrzebowaniem na składniki odżywcze, zapotrzebowanie na witaminę C wzrasta do około 3000 mg dziennie.

autor: agnieszka senko fot: fotolia.com

40


GDAŃSK

FOT. TOMASZ DUNAJSKI


HISTORIA

Życie codzienne Pomorzan w dawnych wiekach Wiek X (cz. 3, święta i obrzędy) W poprzednim odcinku zapoznawaliśmy się z religią Pomorzan. Zatem teraz wypada przyjrzeć się kalendarzowi przedchrześcijańskich świąt Pomorzan i sposobowi ich obchodzenia. Otóż kalendarz Słowian północnych, zresztą jak i pozostałych Słowian, obfitował w wiele świąt i uroczystości. Głównymi były jednak: Godowe Święto (21-22 grudnia, przesilenie zimowe); Jare Święto (21 marca, wiosenne zrównanie dnia z nocą); Święto Ognia i Wody, zwane również Nocą Kupały lub Sobótką (21-22 czerwca); Święto Plonów (23 września, jesienne zrównanie dnia z nocą) oraz Dziady ( 1-2 listopada), święto poświęcone zmarłym przodkom (dziadom).

W niniejszym odcinku skupimy się na pierwszym ze świąt. Święto Godowe (21-22 grudnia), zwane również Staniesłońcem, wyznaczało początek zarówno roku słonecznego, jak też obrzędowego. Był to symboliczny moment zwycięstwa światła nad ciemnością. W ludzkie dusze wlewał on nadzieję i optymizm. Kończył się najkrótszy dzień roku i odtąd dnia miało przybywać. Swarożyc – uosabiany przez Słońce syn Boga Wszechrzeczy Swaroga – odradzał się i odzyskiwał panowanie nad światem. Należało to odpowiednio uczcić i okazać mu z tego powodu wdzięczność. Długie świętowanie (na ogół przeciągało się ono do 6 stycznia) poprzedzały drobiazgowe przygotowania. Jakiś czas przed uroczystościami ucinano gałąź z drzewa owocowego, najczęściej wiśni, i wstawiano do dzbana z wodą. Jeśli zakwitła ona w okolicy święta – oznaczało to dobry zbiór owoców, a przy tym dobre zdrowie gospodarzy. W rogu izby wstawiano symbol życia – snop zboża, zwykle żyta. Był to ścięty w czasie żniw i troskliwie przechowywany pierwszy snop; poświęcony był Swarożycowi. Przystrajano go suszonymi owocami oraz orzechami. Zwał się Dziadem. Po święcie był on nadal pieczołowicie przechowywany, bowiem to właśnie nasionami pochodzącymi z jego kłosów rozpoczynano wiosenny siew. Dom dekorowano również symbolizującymi życie gałązkami drzew iglastych oraz jemiołą. Jemiołę nazywano „starorzęślą”. Ta wiecznie zielona roślina zyskuje pełnię rozwoju właśnie w czasie przesilenia zimowego, gdy przyroda sprawiała wrażenie martwej, i z tego właśnie powodu darzono ją szczególną czcią. Wyobrażała moce przetrwania; w magii sprawowała funkcje ochronne, odczyniała czary. Całowanie się pod zawieszoną u pułapu jemiołą zapewniało małżonkom i oblubieńcom trwałość ich uczuć. Zawieszana nad drzwiami wejściowymi odczyniała uroki rzucane przez ewentualnie wchodzących przez nie złych ludzi. Tłumaczenie, że dekorowanie domu jemiołą jest przybyłym do nas zwyczajem staroceltyckim wiąże się z pewnym nieporozumieniem. Należy pamiętać, że jest to roślina od wieków darzona czcią przez większość ludów indoeuropejskich, a więc posiadających

wspólne korzenie. Słowianie czcili ją w równym stopniu i równie od dawna jak Celtowie. Według wierzeń na Godowe Święto przybywały niewidzialne duchy przodków (dziadów) i w związku z tym szereg przygotowań wiązało się z tą wizytą. Wymagało to m. in. odstąpienia od pewnych czynności, np. tkania i szycia, aby przypadkiem duch nie zaplątał się w nici, co mogłoby się okazać niefortunne dla domowników, jako że duch mógłby splątać nić życia lub ją zerwać. Nie należało też zbyt żywo zamiatać w kierunku drzwi wejściowych, żeby przypadkiem nie wymieść ducha z domu. Duchy przodków powinno się odpowiednio ugościć. Z tego powodu na godowym stole kładziono dla nich dodatkowy talerz przed wolnym dla nich miejscem. Ten sam powód sprawiał, że nikt nie zasiadał do stołu, nim przedtem nie dmuchnął pełnymi płucami w wyznaczone mu do siedzenia miejsce – mógł bowiem siedzieć na nim jakiś przodek czy zmarły przedwcześnie członek rodziny. Duchom należało też stworzyć rodzinną atmosferę. Zwłaszcza więc wigilię święta (Szczodry Wieczór) rodzina spędzała w ciepłej atmosferze. Był to wieczór wybaczania win i nie należało się w tym czasie kłócić, płakać ani smucić. Wśród potraw świątecznych nie mogło zabraknąć suszonych owoców, orzechów, maku, grzybów, miodu, ryb, a z gotowych wypieków chleba i słodkiego kołacza. Grzyby uchodziły za rośliny niezwykłe, łączące sfery świata widzialnego i niewidzialnego. Podobnie traktowano miód, uważając, iż wytwarzające go pszczoły wchodziły w kontakt z zaświatami. Orzechy z kolei dawały siłę fizyczną i zdrowe zęby. Natomiast kołacz, którego nazwa pochodzi od koła, odnosił się do kultu solarnego – słońca, Swarożyca; był symbolem szczęścia i powodzenia. Pomorzanie podawali zupę rybną w miejsce barszczu przygotowywanego w innych regionach Słowiańszczyzny. Inną popularną zupą świąteczną, za którą przepadały zwłaszcza dzieci, był tzw. brzan – zupa z suszonych owoców z dodatkiem miodu, zagęszczana mąką i śmietaną.

autor: zenon gołaszewski fot: arch. zenon gołaszewski

42


43

Na stół wymoszczony sianem lub słomą kładziono obrus. Źdźbła wyciągane spod obrusa służyły wróżeniu. Starano się, by na stole znalazło się dwanaście potraw symbolizujących dwanaście miesięcy, czyli pełny rok. Należało w trakcie wieczerzy spróbować każdej z nich, co zapewniało pomyślność we wszystkich miesiącach, czyli w całym roku. Tego dnia nie wolno było odmówić gościny żadnemu zbłąkanemu wędrowcy, chociaż gościnność Słowian sprawiała, że praktycznie w każdej innej okoliczności nie odmawiano gościowi poczęstunku. Natomiast miejsce dla przodków sprawiło, że w XIX w., po powstaniu styczniowym i masowych zsyłkach na Syberię, stworzono nową interpretację i znaczenie pustego talerza i krzesła: miejsce to oczekiwało na zesłańca. Teraz wypatrywano „pierwszej gwiazdki” – posłańca zwiastującego dobrą nowinę o odrodzeniu się Swarożyca. Gdy już ją dostrzeżono, gospodarz rozpoczynał wieczerzę modlitwą dziękczynną do Swarożyca i prośbą o pobłogosławienie pokarmu. Następnie łamano się chlebem, życząc sobie wszelkiej pomyślności – był to również okolicznościowy gest mający umocnić więzy rodzinne. Po tych ceremoniach przystępowano do spożywania pozostałych potraw. Po zakończeniu Szczodrego Wieczoru niczego nie zbierano ze stołów, aby duchy mogły się pożywić. Tradycją było też dzielenie się częścią wieczerzy wigilijnej ze zwierzętami gospodarskimi. Tak oto zamykał się pewien cykl – odchodził stary rok, zwany w swych ostatnich dniach Hłodolejem lub Głodolejem. By nie ociągał się ze swym odejściem, gromadząca się w nocy młodzież odpowiednio go wypędzała, czyniąc wielką wrzawę, trzaskając z batów, bębniąc, grając na rogach i klekocąc kołatkami. Przychodził czas Kolady i kolędowania. Kolada był słowiańskim bóstwem, młodzieńcem, który zapowiedział niegdyś pierwszym ludziom zaistnienie czasu, a w późniejszych okresach zapowiadał nadejście kolejnego roku. Był jakby odpowiednikiem greckiego postałańca bogów-Hermesa. Aby zapewnić pomyślność w nadchodzącym roku tworzyły się grupy kolędników – byli to poprzebierani w dziwne stroje młodzieńcy. Sporządzali oni ze słomy gwiazdę, przymocowując ją do drzewca tak, by mogła się obracać. Nawiązywała do Jutrzenki (planety Wenus), gwiazdy widocznej tuż przed wschodem słońca i zapowiadającej jego nadejście, co oczywiście symbolizowało odradzające się Słońce. Wyróżniony tym godłem kolędnik zwany był „gwizdem”. Orszak obchodził wszystkie domy życząc pomyślności, za co otrzymywał od gospodyń drobne dary. W podzięce śpiewano kolędy, zwane na Pomorzu „szczodruszkami”.

Kolejne dni również upływały wesoło i wśród zabaw. Zwano je zapustami. Określenie to wywodzi się od imienia słowiańskiego boga Pusta, opiekującego się pszczołami, miodem oraz chmielem. Czuwał on przy warzeniu piwa i syceniu miodów pitnych. Nic dziwnego, że co niektórzy, po nazbyt zakrapianej uczcie, zwracali się do niego w modlitwach - podczas których plątał się im nie tylko język, lecz i nogi, - prosząc, by nie zbłądzili gdzieś po nocy. Z nim też głównie kojarzono powszechne wówczas kuligi. Kulig miał swój program. Na początku ustalano miejsce zbiórki. Kiedy zjechało się tam mnóstwo sań zaprzężonych do koni, układano plan dotyczący odwidek, czyli kolejności odwiedzania poszczególnych osad. Zapewne już wcześniej obierano kniazia kuligowego, który miał pieczę nad wszystkim i był towarzyszem samego Pusta. Sadzano go w najokazalsze sanie obok posągu wyobrażającego Peruna. Do niego przyłączała się jedna z kobiet – przebrana za Sławinę, boginię niebios i ziemi, patronkę Słowian. Pozostali członkowie kuligu przebrani byli w przygotowane na tę okoliczność stroje, niekiedy kryjący swe twarze za maszkarami, co miało ich upodabniać do przeróżnych bożków i boginek. Kulig ruszał wraz z zapadnięciem mroku. Poprzedzał go drużba kuligowy, przebrany za gońca bogów Koladę, zwany teraz, na tę okoliczność, Dobrogostem, czyli Dobrym Gościem. Jego zadaniem było popędzić konno przed sanną, wpaść pierwszemu do osady, zagrać na rogu i oznajmić przybycie Pusta wraz z jego orszakiem. Mnóstwo sań, jedne za drugimi, ciągniętych przez przystrojone konie, mknęło zaśnieżonymi drogami, skrzącymi się w świetle pochodni. Już z daleka słychać było wesoły gwar, dźwięki piszczałek, trzaskanie z batów – hałas czyniony przez siedzące w pojazdach wesołe towarzystwo. Podzwaniały też miedziane blaszki przywiązane po kilka do każdych sań. Przybyłych gromadnie gości wypadało uraczyć syconym miodem, wołając przy tym: „Pochwalony bądź Pust, zdrowi bądźcie łaskawi sąsiedzi!”, oraz przyłączyć się do kuligu i pędzić razem do następnego miejsca. Tym sposobem kulig się rozrastał, przybywało bowiem sań i uczestników wesołej zabawy na świeżym powietrzu. Tradycja organizowania kuligów utrzymywała się przez wieki, nawet po przyjęciu chrześcijaństwa, i trwa zresztą do dzisiaj, mimo że nie w tak hucznej oprawie, jak to ongiś bywało. Kuligi stały się również inspiracją dla wielu malarzy, o czym świadczy chociażby zamieszczona powyżej ilustracja, obraz Jana Wierusza Kowalskiego.


TWARZE TRÓJMIASTA

„Piszę dla dziecka, które jest we mnie”

Z Anną Czerwińską-Rydel, gdańską pisarką, autorką książek dla dzieci, rozmawia Michał Mikołajczak M.M.: W ujęciu typowo akademickim wszystko, co zostaje wydane w formie prozy, zawsze jest fikcją literacką. U Pani ta fikcja ma jednak bardzo realne fundamenty, ponieważ pojawiają się w niej historyczne postacie – Chopina, Heweliusza czy Skłodowskiej-Curie… Jak tworzy się taką właśnie fikcję opartą na biografii? A.C.-R.: Zacznijmy od tego, że to chyba nie jest fikcja, a nawet na pewno tak nie jest… Powiem więcej: moje książki są zakwalifikowane do kategorii non-fiction. A zatem u zarania definicji jest już określone, że nie są one fikcją, lecz pozycjami historycznymi, biograficznymi, opartymi na faktach, mocno sprawdzanymi pod każdym względem – faktograficznym, merytorycznym i historycznym. Bardzo mi na tym zależy. Każda książka, którą piszę, powstaje przy współudziale odpowiedniej instytucji zajmującej się daną postacią. Na przykład, w przypadku Fryderyka Chopina był to Instytut Fryderyka Chopina w Warszawie. Podobnie było przy opracowaniu postaci Aleksandra Fredry, Janusza Korczaka czy Marii Skłodowskiej-Curie – zawsze konieczna była podbudowa w postaci wiarygodnych świadectw i dokumentów. Dane instytucje dokonują też redakcji merytorycznej tekstów, żeby wszystko było zgodne ze stanem obecnej wiedzy. M.M.: A zatem oprócz samej pracy twórczej musi Pani dysponować rozbudowanym warsztatem, by dogłębnie poznać biografię danej osoby. Czy taka silna podbudowa historyczna sprawia, że twórczość może być męcząca? A.C.-R.: Mogę mówić nie tyle o uciążliwości, co o fascynacji tą częścią mojej pracy. Jest to bowiem praca odrobinę przypominająca działania detektywistyczne. Po nitce do kłębka trzeba dojść do pewnych faktów, powiązać określone sprawy, do czegoś dobrnąć, wreszcie – zaprzyjaźnić się z bohaterem. Należy go poznać, odkryć to, jakim był człowiekiem, nie tylko zresztą na podstawie faktów historycznych, które mają wartość bazową. Natomiast pisarz musi zbudować wizerunek bohatera, w pewnym sensie go odtworzyć. Jest to trochę praca na pograniczu detektywa, archeologa, może psychologa… Z pewnych elementów należy zbudować postać, która żyła, miała pasje, coś robiła, czymś się zajmowała. M.M.: Czyli poznawanie historii nie jest tylko zapoznawaniem się z faktami, ale również dociekaniem… A.C.-R.: Tak, oczywiście, że tak jest. M.M.: W książce Moje prawa, ważna sprawa! porusza Pani kwestie praw dzieci i świadomości rodziców w tym zakresie. Jest to obszar zagadnień, który teoretycznie powinien zainteresować każdego rodzica. Jak wygląda znajomość praw dziecka we współczesnym świecie? Czy jest lepiej niż kilkadziesiąt lat temu, czy

nadal ten temat wymaga intensywnego eksponowania? A.C.-R.: Na pewno jest lepiej niż było. Myślę, że tutaj ogromną rolę odegrał Janusz Korczak, który w ogóle zaczął w Polsce ten temat i zwrócił uwagę, że dzieciom należą się prawa, ponieważ dzieci są ludźmi. Niestety, dzieciom często odbierało się różne przywileje. W tej chwili można zauważyć zdecydowaną poprawę. Natomiast gdy jestem na spotkaniach autorskich – w różnych bibliotekach, szkołach czy przedszkolach – widzę, że ta świadomość jest w zasadzie niewielka, co dotyczy zarówno rodziców, samych dzieci, jak i nauczycieli. Niekiedy popadamy ze skrajności w skrajność – od całkowitego braku świadomości i respektowania jakichkolwiek praw dziecka do zapewniania wyłącznie przywilejów, bez żadnych wymogów i obowiązków. Obie postawy są oczywiście błędne. Jak zawsze, tak i w tym przypadku należy znaleźć złoty środek. Wiadomo bowiem, że nie ma praw bez obowiązków ani obowiązków bez praw… Wszystko musi ze sobą współgrać. I to właśnie starałam się pokazać w mojej ksiące. M.M.: Taka równowaga powinna być szczególnie istotna w szkole, która nie tylko powinna przyznawać prawa, ale i wychowywać, kształtować określone postawy. Wracając do książek dla dzieci – nikogo nie trzeba szczególnie przekonywać, że są one portalem do świata wyobraźni. W Pani książkach znaczącą rolę odgrywają ilustracje, wykonywane zresztą przez świetnych ilustratorów. Na ile ilustracja jest dopełnieniem treści, a na ile wartością samą w sobie, niekiedy wręcz kluczową w danej książce? A.C.-R.: Wydaje mi się, że naprawdę dobra ilustracja, taka z najwyższej półki, to zupełnie odrębna narracja. Tłumaczyli mi to zresztą moi ilustratorzy – mistrzowie w swoim fachu. Wybitna ilustracja nie jest obrazem tego, co znajdziemy w tekście. Jeśli, na przykład, Czerwony Kapturek idzie do babci, ilustrator nie musi narysować dziewczynki idącej przez las. Dobry ilustrator jest twórcą, który widzi na swój sposób tekst stworzony przez autora. Fantastycznym przykładem może być choćby moja ostatnia książka, dosłownie sprzed dwóch tygodni, pierwsza część Trylogii Gdańskiej o sławnych gdańszczankach, poświęcona Elżbiecie Heweliusz, żonie Jana Heweliusza. Książka nosi tytuł Którędy do gwiazd. Opisuję w niej życie i pasję astronomiczną, o której niewielu ludzi w ogóle wie – w ogólnym pojęciu to Jan Heweliusz zajmował się astronomią. Nieliczni wiedzą, że współpracowała z nim żona i miała znaczącą rangę w świecie naukowym – jako astronom, naukowiec. Ukazuję tę postać na tle XVII-wiecznego Gdańska, obyczajów i kultury gdańskiej. Natomiast ilustratorka umieściła całą akcję… na Księżycu! Nie jest to zatem dosłowne odwzorowanie tekstu, ale po prostu jego własna interpretacja.

autor: michał mikołajczak fot: anna czerwińska rydel

44


45 Dzięki temu przed czytelnikiem otwiera się jeszcze szersza perspektywa. M.M.: Ilustracje możemy zatem traktować jako narrację równoległą? A.C.-R.: Tak, i jest to narracja równie istotna. M.M.: Żyjemy w czasach kultury obrazu – może być to efektywna forma dotarcia do dzieci jako czytelników… Nie ukrywajmy, że od kilku lat zachęcanie dzieci do czytania bywa sporym wyzwaniem. W jaki sposób mogą podołać mu rodzice? Czy książka może być sposobem na „wylogowanie się do życia”, metodą odejścia od komputera i poszukania innej drogi do świata wyobraźni? A.C.-R.: Tak, nadal jeszcze może, jak najbardziej. Oczywiście, jest to coraz trudniejsze, bo wirtualna konkurencja jest ogromna. Coraz trudniej jest skusić młodego człowieka do lektury. Natomiast wciąż jest to jeszcze możliwe. Jest to jednak zupełnie inny świat – wymagający większej aktywności wyobraźni niż ten wirtualny, który w dużej mierze jest „gotowy do użytku”. Dziecko siadając przed komputerem i włączając grę, ma gotowe postacie oraz skończoną fabułę. W pewnym stopniu również uruchamia wyobraźnię w trakcie gry, natomiast ma do czynienia z konkretami. W książce zawarte są elementy bardzo ulotne. Myślę, że wciąż jest to bardzo pociągające i nie da się niczym zastąpić. M.M.: Typowo technicznym kompromisem jest książka elektroniczna, która, mimo współczesnej formy, nadal pozostaje książką… W swoich założeniach programowych szkoła powinna jak najmocniej zachęcać dzieci do czytania, silnie nawiązując do dziedzictwa kulturowego w zakresie polskiej i światowej literatury. Czy Pani zdaniem współczesne lektury szkolne zachęcają dzieci do sięgania po książki w przyszłości, czy może jest przeciwnie? A.C.-R.: Bywa różnie… Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie… Wydaje mi się, że jeżeli ktoś chce czytać i interesuje go literatura, to w zasadzie nie ma to aż tak wielkiego znaczenia, jaki będzie kanon lektur. Jeśli człowiek sięga po wiele różnych książek, lektury nie mogą mu zbyt wiele zaszkodzić ani pomóc. I odwrotnie – jeżeli ktoś w ogóle nie czyta ani nawet nie ma takiego zamiaru, to nawet najstaranniej dobrane lektury też nie zdadzą egzaminu. Myślę, że lektury powinny być co jakiś czas weryfikowane, gdyż zmienia się świat, okoliczności i my sami się zmieniamy, na pewno więc powinny być one dostosowane do współczesnego czytelnika, do jego preferencji i tempa życia. M.M.: Można zauważyć zmiany w tym względzie i dzieci w ramach lektur czytają popularne książki współczesne, niemniej tradycyjny kanon pozostaje prawie niezmienny. Dzieci coraz częściej sięgają po uznane pozycje. Czy istnieje przepis na udaną książkę dla dzieci i czy można w ogóle posługiwać się takimi kategoriami? A.C.-R.: Nie wiem, czy taki przepis istnieje… Mogę więc jedynie powiedzieć, co to dla mnie oznacza. M.M.: A zatem…? A.C.-R.: Udana książka dla dzieci to taka, przy której przede wszystkim sama dobrze się bawię. Każdą książkę piszę również dla siebie, dla mojego dziecka we mnie. Sama się uśmiecham, przeżywam, płaczę… Wydaje mi się, że to wtedy jest prawdziwe i działa, bo jeżeli autor udaje, czytelnik natychmiast to wychwytuje i czegoś takiego nie kupuje. Prawdziwość tekstu, dbanie o to, by faktycznie pochodził z wnętrza autora, to chyba jakaś metoda – jedyny sposób na to, żeby pisać. Poza tym, gdy już stwierdzam, że książka mi się podoba, daję ją do przeczytania swoim dzieciom. One później czytają, komentują, mówią mi, jakie fragmenty należałoby zmienić, co można zmodyfikować, poprawić, dopisać lub skreślić… M.M.: Czyli dzieci są Pani pierwszymi recenzentami? A.C.-R.: Tak, to prawda. M.M.: Warto zawsze wsłuchać się w głos dziecka-czytelnika, bo dziecko ma dar postrzegania szczegółów, który z czasem

zatraca dorosły człowiek. Książki dla dzieci mają to do siebie, że w mniejszym lub większym stopniu zawierają pewne aspekty wychowawczo-edukacyjne, wychowawcze… W związku z tym można zapytać, czy książka zawsze musi kształcić? Czy może być opowieścią całkiem neutralną, pozbawioną dydaktycznej otoczki? A.C.-R.: Takie podłoże dydaktyczne nie musi być nachalne. Natomiast samo czytanie jest już kształcące. Nawet jeśli będzie to całkowicie wymyślona i wręcz antypedagogiczna historia, to i tak sam proces czytania rozwija wewnętrznie. M.M.: Najważniejszy jest zatem sam fakt lektury. Skoro wspomniała Pani o antypedagogicznej książce, chciałbym zapytać, czy literatura dla dzieci powinna pomijać tematy tabu, takie jak śmierć lub choroba, czy można wręcz przeciwnie – mówić o nich całkiem otwarcie? Chowając dzieci pod kloszem, nie jesteśmy przecież w stanie zmienić rzeczywistości… A.C.-R.: Oczywiście, literatura dla dzieci powinna być czuła na tematy drażliwe społecznie. Obecnie pojawił się nurt literatury dziecięcej bez tabu. Odwołałbym się tutaj ponownie do Janusza Korczaka, który już w swoich czasach, gdy zaczynał walkę o prawa dzieci i zauważył dziecko w kategoriach podmiotowych, twierdził, że dziecko absolutnie zasługuje na to, by znać prawdę. Istnieją jednak w tym zakresie pewne ograniczenia – trzeba tę prawdę przekazać w sposób dostosowany do kondycji emocjonalnej dziecka, do jego rozwoju psychicznego i biologicznego. Inaczej się rozmawia z dorosłym na pewne tematy, a inaczej z dzieckiem. M.M.: Należy unikać drastyczności? A.C.-R.: To raczej kwestia dostosowania języka, sposobu mówienia, dotarcia i metody rozmowy z dzieckiem, tak aby przekazać mu prawdę, ale w taki sposób, by mogło ją przyjąć i zrozumieć. M.M.: Czy istnieje uniwersalny model odbiorcy dziecięcego? Pewne cechy są wspólne dla wszystkich dzieci? A.C.-R.: Nie, każde dziecko jest zupełnie inne i ma własne preferencje. M.M.: Początki literatury dziecięcej sięgają XVII wieku. Od tego czasu dziecko coraz częściej jest postrzegane jako wyjątkowy odbiorca. Ewolucja literatury dziecięcej nadal trwa. Czy można określić kierunek, w którym powinna ona zmierzać? A.C.-R.: To trudne pytanie… Nie wiem, czy jestem na tyle kompetentna, by to określić. Trzeba by zdefiniować współczesną literaturę dziecięcą i jej perspektywy. Nie jestem teoretykiem, tylko pisarzem – piszę to, co wydaje mi się słuszne, najlepsze i potrzebne. M.M.: Na spotkaniach autorskich czytelnicy mówią, co im się podoba w danej książce. Da się w ten sposób nakreślić jakieś zarysy perspektywy dla literatury dziecięcej? A.C.-R.: Nie wiem, czy to możliwe. Ta kwestia wymaga już głębszej refleksji… Na spotkaniach autorskich również rzadko mówi się o przyszłości literatury. Skupiamy się raczej na tym, by na dzień dzisiejszy jak najlepiej się realizować. Nie wybiegamy bardzo w przyszłość. Nie zastanawiamy się, czy nasze książki kiedyś będą czytane i co musimy zrobić, by przejść do historii… M.M.: Może takie projektowanie przyszłościowe, kreowanie mody, jest raczej domeną kultury popularnej, a nie wysokiej? Literatura nie musi przecież dostosowywać się do odbiorcy masowego… A.C.-R.: Tak, to może być prawda. M.M.: Wspomniała Pani o książce, którą niedawno skończyła. Chciałem zapytać o plany na przyszłość – czy pracuje Pani nad nowym projektem? A.C.-R.: Tak, kończę Trylogię Gdańską. Rozpoczęłam już pracę nad jej trzecią, ostatnią częścią – o Joannie Schopenhauer. M.M.: A zatem życzę tego, co najważniejsze – radości z pisania. I dziękuję za rozmowę.


SPORT

Program Aktywuj Się! Jest to prowadzony od 2013 roku cykl bezpłatnych aktywności, które odbywają się regularnie, nie rzadziej niż raz w tygodniu. Skierowane są do mieszkańców Gdańska. W realizacji programu wykorzystywane są obiekty miejskie oraz ciekawe plenery, np. plaża czy Park im. R. Reagana. Wybrane aktywności są odpowiedzią na zainteresowanie mieszkańców daną formą ruchu. Promowane są też innowacyjne dyscypliny. Każdy więc może wybrać coś dla siebie. Charakter poszczególnych zajęć ma być jak najbardziej przystępny. Jego celem jest wytworzenie pozytywnego nawyku ruchu, bez względu na wiek czy kondycję. W jego skład wchodzą: Zumba Gold – Należy do najpopularniejszych zajęć całego programu. Regularnie ćwiczy ok. 150 osób. Zajęcia odbywają się w każdy poniedziałek w Miejskiej Hali Sportowej przy ul. Kołobrzeskiej 61 na gdańskim Przymorzu i trwają 60 minut. Początek o godzinie 20.30. Zumba Gold® to program dla wszystkich, którzy długo nie praktykowali żadnej aktywności fizycznej, lub ze względu na problemy z nadwagą, stawami czy kręgosłupem mają ograniczone możliwości treningowe. Cechuje go mniejsza intensywność ruchów. Idealne dla kobiet i mężczyzn w każdym wieku zajęcia prowadzi Anna Cegłowska. Jedyne, o czym muszą pamiętać osoby, które zechcą skorzystać z tej propozycji, to zabranie ze sobą stroju na przebranie, obuwia na zmianę i dobrego humoru. Przydatny może okazać się ręcznik, a woda będzie niezbędna do uzupełniania płynów. Latem zajęcia organizowane są na powietrzu. Dogtrekking - aktywność jest skierowana do wszystkich posiadaczy psów, z którymi lubią spędzać aktywnie czas. Zajęcia odbywają się w każdy wtorek o godzinie 18.30. Lokali-

autor: michał mikołajczak fot. klaudia grohs

46


47

zacja zajęć jest zmienna, podana zawsze z wyprzedzeniem na facebook.com/MOSiRGdańsk. Ciekawe formy zajęć obejmują m.in. elementy szkolenia posłuszeństwa, próby sprawnościowe, biegi na orientację czy grę we freesbee. Stanowią doskonałe narzędzie do budowania więzi z czworonogiem oraz formę budowania kondycji właściciela i pupila. Zajęcia prowadzi Olga Nylec. Zajęcia Nordic Walking - W każdy wtorek o godzinie 18.00 w Parku Nadmorski im. R Reagana przy wejściu D odbywają się bezpłatne marsze z kijami prowadzone przez doświadczonego instruktora, Krzysztofa Walczaka. Jeśli nie posiadasz kijków nic straconego. Na początku zajęć można za darmo wypożyczyć kijki. Speed badminton - Speed badminton to sport, który dotarł do nas z Niemiec. Podobny do badmintona, choć zupełnie inny, bo gra się bez siatek, znacznie szybciej i znacznie prościej. Niektórzy mówią, że tak naprawdę to mix tenisa, badmintona i squasha, który czerpie wszystko co najlepsze z tych sportów. By odkryć tą nową rozrywkę i ćwiczyć bawiąc się jednocześnie, bez dużych wyrzeczeń, łatwo i przyjemnie rozwijać swoją kondycję i sprawność fizyczną, poprawiać jakość swego życia wystarczy przyjść w czwartki do Miejskiej Hali Sportowej przy ul. Kołobrzeskiej 61. Początek o godzinie 18.30. Prowadzącym jest Tomasz Szyjanowski. Na miejscu jest możliwość skorzystania z dedykowanego sprzętu. Joga na Zdrowie - W każdy piątek o godzinie 18.30 w Miejskiej Hali Sportowej przy ul. Kołobrzeskiej 61 na ćwiczeniach trwających 90 minut zjawia się regularnie nawet ponad setka uczestników. Prowadzącym jest Paweł Gutral. Jedyne, o czym muszą pamiętać osoby, które zechcą skorzystać z tej propozycji, to zabranie ze sobą maty do ćwiczeń i swobodnego, najlepiej sportowego ubioru. Kondycja fizyczna nie ma znaczenia! Trening MTB – W każdą niedzielę o godzinie 10.00 zapraszamy miłośników dwóch kółek na aktywną formę wypoczynku po leśnych, gdańskich ścieżkach rowerowych. Trening ma charakter otwarty i ma na celu uczenie w formie zabaw uczącej jazdy w terenie. Przed treningiem należy zadbać jedynie o stan techniczny swojego rowe-

ru, który obowiązkowo musi być wyposażony w dwa sprawne hamulce, a także każdy z Uczestników powinien posiadać kask. Lokalizacja zajęć to Trójmiejski Park Krajobrazowy, koniec ul. Abrahama. Zajęcia fitness dla dzieci – W każdą niedzielę o godzinie 12.00 zapraszamy dzieci wraz z rodzicami do hali sportowej przy ul. Traugutta 29. Zajęcia mają charakter zabawowy i mają za zadanie kształtować w dzieciach nawyk aktywności ruchowej oraz zdrowego trybu życia od pierwszych lat. Prowadzi je mistrzyni świata fitness, Aleksandra Kobielak. Na zajęciach uczy zachowywać prawidłową postawę, usprawnia koordynacją ruchową oraz poczucie rytmu, co wpływa na aktywność i kreatywność dzieci. Parkour/freerun - jest to sztuka przemieszczania się w każdym terenie z wykorzystaniem siły swojego ciała. Polega ona na efektywnym przedostaniu się z punktu A do punktu B. W Parkour chodzi o rozwijanie cech (szybkość, kondycja, zręczność, siła, gibkość, skoczność) potrzebnych do wykonywania technik przemieszczania się oraz kształtowanie charakteru, przełamywanie barier psychicznych. Na zajęciach organizowanych w sezonie zimowym w każdą sobotę, w godzinach 18-19 (hala sportowa, ul. Traugutta 29) zapraszamy dzieci od 10 roku życia, młodzież oraz dorosłych na ciężki trening, który poprawi naszą sprawność i dostarczy wiele radości. W godzinach 19-20 przewidziany jest trening dla osób zaawansowanych, podczas którego będzie można skorzystać z rad trenera KS Movement - Sergiusza Regenta - doskonaląc swoje umiejętności. Każdy uczestnik powinien przygotować sobie wygodny strój oraz wodę do picia.


WSPIERAMY MIESZKAŃCÓW

Fundacja rodzinny gdańsk Nie każdy człowiek potrzebujący pomocy potrafi skutecznie poprosić o wsparcie, choć wyjątkowo jest mu ono potrzebne. Do takiej grupy często zaliczają się dzieci. Są to ludzie, którzy nie potrafią jeszcze walczyć o swoje prawa, a wymagają szczególnej troski ze strony dorosłych. Wszechstronna opieka nad dziećmi, zapewnienie im równych szans na życiowy start i rozwój, wspieranie materialne i emocjonalne – ujmując w skrócie, to główne założenia działalności Fundacji Rodzinny Gdańsk. Podmiotem, do którego kieruje się wsparcie, jest rodzina, ze szczególnym uwzględnieniem dzieci. Stąd dbałość o opiekę, wychowanie, a także zapewnienie dobrych wzorców i rozwiązań w polityce społecznej naszego regionu. Podstawą działania tej organizacji jest dążenie do porozumienia na płaszczyźnie dialogu. Każdy problem jest wyzwaniem i trzeba o nim rozmawiać. Dotyczy to przede wszystkim członków rodzin, które znalazły się w kryzysie. Fundacja działa również czynnie na rzecz ustawodawstwa w obrębie wspierania rodzin i opieki zastępczej. Jednym z ważniejszych zadań jest wspieranie, organizowanie i prowadzenie działalności opiekuńczej, wychowawczej, adopcyjnej, resocjalizacyjnej, interwencyjnej, edukacyjnej, terapeutycznej, rehabilitacyjnej, grup wsparcia oraz poradnictwa specjalistycznego. Szeroki zakres wyzwań oznacza konieczność skonfrontowania się z wieloma problemami, ale na tym powinna przecież polegać walka o lepszą rzeczywistość. Do jednych z kluczowych działań Fundacji należy prowadzenie domów dziecka, w których zapewnia się kompleksową im opiekę. Często są to dzieci, które z różnych przyczyn czasowo zostały odizolowane od rodzin, skrzywdzone przez ludzi i los. W każdym z domów mieszka po 14 podopiecznych, którzy mają zapewnioną opiekę wychowawcy, koordynatora i specjalistów zewnętrznych. W domach preferuje się stosunki partnerskie, odejście od systemu skoszarowania, indywidualizację podejścia do danego dziecka, a przede wszystkim – traktowanie go z szacunkiem i powagą, na które zasługuje. Podopieczni Fundacji Rodzinny Gdańsk mają zapewnione optymalne warunki bytowe, ich potrzeby są spełniane w miarę możliwości, mogą liczyć na wszechstronną pomoc i wsparcie – zarówno materialne, jak i emocjonalne. Mogą również nawiązywać nowe więzi i przyjaźnie, tak cenne w przyszłym życiu. Prowadzenie domów dziecka to bardzo ważny, choć oczywiście nie jedyny obszar działań Fundacji Rodzinny Gdańsk. Z powodzeniem realizuje ona liczne projekty, których celem jest przede wszystkim przełamywanie problemów życia rodzinnego oraz poprawa sytuacji emocjonalnej i bytowej dzieci. Przykładami mogą być programy „Kreatywni Rodzice – kreatywne dzieciaki”, „Pomost na rynek” czy stypendia dla dzieci z placówek opiekuńczo-wychowawczych.

autor: michał mikołajczak fot. fundacja rodzinny gdańsk

48

Fundacja Rodzinny Gdańsk ul. Biskupia 31, 80–875 Gdańsk tel. 533 999 153 Pn.–Pt. godz. 7.00–15.00 e-mail: biuro@rodzinnygdansk.pl www.rodzinnygdansk.pl

REKLAMA

tel: 302 23 03/ 581 96 60 Gdańsk, Sopot i Gdynia

w I strefie

więcej na astaxi.pl


SPORT

49

Stoczniowiec Gdańsk,

czyli gdańskie zmagania na lodzie Chociaż słowo „stoczniowiec”, w kontekście miasta Gdańska, kojarzy się wielu osobom bardziej z najnowszą historią Polski niż ze sportem, fani hokeja doskonale skojarzą je z nazwą gdańskiego klubu. I słusznie, bo jest to klub z tradycjami, które tworzyły przez wiele lat dobry klimat dla sportów zimowych, nie tylko hokeja, w tym mieście. W powojennym Gdańsku nigdy nie brakowało fanów hokeja. Ten piękny i widowiskowy sport przez wiele lat był uprawiany amatorsko, a wiele drużyn miało charakter nieformalny. Początki zorganizowanej rywalizacji drużynowej sięgają 1953 roku. Wtedy to powstała przy Stoczni Północnej sekcja hokejowa. Można przyjąć, że była ona bezpośrednim zalążkiem historii gdańskiego Stoczniowca. Jednak formalnie klub powołano do życia dopiero 17 lat później – 26 czerwca 1970 roku. Właściwie należałoby mówić nie tyle o powołaniu klubu, co o połączeniu trzech drużyn (ZUS „Polonia” Gdańsk, RKS Stocznia Północna, SKSM „Przymorze”) w jeden organizm sportowy. Od tego czasu pasja wielu osób koncentrowała się wokół rywalizacji i podnoszenia umiejętności sportowych pod biało-niebieskimi barwami Stoczniowca Gdańsk. Mówiąc o historii gdańskiego Stoczniowca, nie sposób nie wspomnieć o obiekcie, który jest nieodłącznie związany z jego dziejami – o Hali Olivii. Hala, której charakterystyczna bryła, nawiązująca do kadłuba statku, stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych obiektów w Trójmieście, została oddana do użytku 16 grudnia 1972 roku. Był to wówczas śmiały i supernowoczesny projekt architektoniczny, zdecydowanie odbiegający od klasycznych standardów lat 70. Kubatura hali wynosiła 80 tys. m kw, wysokość – 12 m. Mogła ona pomieścić ponad 5 tys. widzów. Te liczby nawet dzisiaj mogą robić wrażenie, chociaż w porównaniu z najnowszymi obiektami halowymi w Polsce, są co najwyżej przeciętne. Inną kwestią była jakość wykonania konstrukcji. Wskutek słabej jakości materiałów, istniało wręcz ryzyko katastrofy budowlanej. W grudniu 2007 hala została zamknięta, wobec groźby zawalenia się dachu. Obecnie rozpoczyna się generalny remont całego obiektu, który ma przywrócić mu dawny blask i przystosować go do współczesnych wymagań.

autor: michał mikołajczak

W 1976 roku o hokeistach gdańskiego Stoczniowca usłyszeli kibice całej sportowej Polski. Wtedy to bowiem klub uzyskał awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Od tego czasu rywalizował ze zmiennym szczęściem na najwyższym szczeblu rozgrywek, nie osiągając jednak znaczących trofeów. Nie zniechęcało to gdańskich kibiców, którzy od początku istnienia klubu tworzyli zwartą grupę fanów, wspierając swoją drużynę, niezależnie od osiąganych wyników. Na pierwszy medal – i jak na razie największy sukces w randze rozgrywek o mistrzostwo Polski – fani musieli czekać

Gdański Klub Sportowy „Stoczniowiec” Al. Grunwaldzka 470, 80–309 Gdańsk Tel. (centrala) 58 552 20 91–96 e-mail: sekretariat@stoczniowiec.org.pl Lodowisko główne: Hala Olivia Pojemność hali: 5000 widzów Barwy klubowe: biało-niebieskie

aż do 2003 roku. Wtedy to hokeiści Stoczniowca zdobyli III miejsce, zdobywając brązowe krążki. W późniejszych latach klub dosięgnęły problemy finansowe i organizacyjne. Ich skutkiem było wycofanie drużyny z rozgrywek w sezonie 2011/2012. Obecnie trwa mozolna praca nad odbudowaniem tradycji i poziomu sportowego drużyny. Hokeiści Stoczniowca z powodzeniem rywalizują w I lidze i mają szanse na ponowny awans do elity rozgrywek. W ciągu ponad 40 lat istnienia klubu stał się on kuźnią sportowych talentów, przyciągając licznie dzieci i młodzież. Obecnie w klubie funkcjonuje sześć kategorii zespołów młodzieżowych, w tym drużyna dziewcząt. Od 2006 roku istnieje sekcja łyżwiarstwa szybkiego na torze krótkim (short-track), która cieszy się dużym powodzeniem. Gdański Stoczniowiec to również szkółki hokejowe czy łyżwiarstwo figurowe. Pozostaje mieć nadzieję, że przy wsparciu sponsorów klub będzie nadal się rozwijał, kultywując tradycję sportów zimowych na Wybrzeżu. REKLAMA


50

TEMATY TABU

Co mówi do nas smutek i ból?

Czyli jak przetrwać trudny czas.

Na pewno spotykasz w życiu ludzi, którym się powodzi, którzy mogą powiedzieć, że złapali Pana Boga za nogi i z pełną odpowiedzialnością uważają się za szczęśliwych. A czy przyszło Ci do głowy, że oni też przechodzili przed trudne i smutne momenty w swoim życiu? Utrata pracy, kogoś bliskiego, rozstanie z ukochaną osobą, choroba czy śmierć… Każdemu się to w życiu przydarza, ale sztuka życia polega na tym, jak wyprowadzić z przykrych zdarzeń swoją własną ścieżkę. Doświadczenia budują w nas wrażliwość i pokorę, ale także siłę, dojrzałość i zrozumienie życia, których nie można zdobyć w żaden inny sposób. Nie każdy rodzi się szczęśliwy i mądry, ale każdy może się takim stać. Gdybyśmy nauczyli się traktować przykre zdarzenia jako dar od losu, który podaje nam w ten sposób rękę, żeby nas podnieść na wyższy poziom świadomości, na pewno patrzylibyśmy inaczej na sprawy, które mogą się obiektywnie wydawać tylko przykre. Nic nie jest samo w sobie dobre ani złe. Kwestia polega na tym, jakie korzyści Ty z tego wyciągniesz. Jeśli zapytasz siebie po bolesnym zdarzeniu, czy jesteś innym człowiekiem, będziesz mógł odpowiedzieć – „tak, jestem lepszy, szczęśliwszy, dojrzalszy”? Nie chodzi o uczenie się na własnych błędach, bo nie zawsze je popełniamy. Czasami nie mamy wpływu na pewne zdarzenia. Chodzi o to, żeby wyciągnąć naukę. Żeby usłyszeć, co życie chce nam powiedzieć i czym chce nas ubogacić… Kiedy jesteśmy w smutku, nie potrafimy dostrzec niczego pozytywnego, nawet w nas samych. Czujemy się zagubieni, złamani i niezdolni do podjęcia jakichkolwiek budujących działań czy myśli. Oczywiście, mamy prawo przeżywać smutek, i tę prawdę też powinniśmy zaakceptować, ale on jest po to, żeby nam coś powiedzieć. Możesz pozwolić, żeby on Cię zniszczył, ale masz też możliwość, by spojrzeć na wyzwania, które stawia przed Tobą. A nic nie motywuje tak skutecznie do życia, do działania i do konstruktywnych zmian jak wyzwania. To, co wybierzesz należy do Ciebie. Zastanawiałeś się kiedyś, co mówi do nas smutek? I po co on jest? Zanim odpowiesz sobie na to pytanie, spójrz na pewne rzeczy z innego punktu widzenia Ból jako część życia i miłości – pomoc w dojrzewaniu Tak wielu z nas boi się samych siebie, to znaczy – obawiamy się prawdy, a najbardziej naszych uczuć. Mówimy o wielkich koncepcjach życia i miłości, ale chowamy się przed nimi na co dzień. Uciekamy przed naszymi najprawdziwszymi uczuciami. Bo prawdą jest, że życie i miłość potrafią skrzywdzić. Ból też coś mówi. On nie jest bezcelowy. Kiedy byliśmy dziećmi, nauczono nas czegoś przeciwnego – ból jest zły i należy go eliminować. Jak zatem obecnie możemy się zmierzyć z prawdziwym życiem i miłością, kiedy boimy się czuć to, co naprawdę czujemy? Czy potrafimy być ze sobą szczerzy? Otwarcie odpowiedz sobie na pytanie, co czujesz i dlaczego? Nie uciekajmy od bólu, nie próbujmy go zamiatać pod dywan. Tak samo potrzebujemy czuć ból jak każdego innego uczucia, w tym miłości. Ból ma za zadanie

nas ocucić, obudzić z niewiedzy. Ból to uczucie, a uczucia są częścią nas. Dopiero zaakceptowanie go daje możliwość zmiany w życiu. Zmiany wewnętrznej, od której się wszystko zaczyna. Miałeś kiedyś wrażenie, że dopiero możesz poczuć, jak jesteś silny, kiedy bycie silnym to jedyny wybór, jaki masz? Wszystko zależy od tego jak znosisz wydarzenia, które nie idą po twojej myśli. W życiu jest czas na radość i czas na smutek. Nie bez przyczyny. Może warto zaakceptować taki stan rzeczy, żeby przyjrzeć się, co życie chce ci powiedzieć. Nastawienie to połowa sukcesu Pozwól sobie przeżyć smutek. Życie składa się z radości i bólu, nie może zawsze wyglądać różowo. Ale właśnie radość i smutek składają się na pełnię życia. Życie bez bólu nie jest pełne i niczego nas nie nauczy. Każde radosne wydarzenie będzie przeplecione smutnym, ponieważ gdyby życie składało się z samych szczęśliwych chwil, przestałyby być nadzwyczajne. Naszym celem w znajdowaniu szczęścia nie powinno być nieskazitelnie radosne życie, ale umiejętność wzrastania. Nie pozwól, żeby ból spowodowany jakimś zdarzeniem odebrał Ci nadzieję; smutek i negatywne myśli to nie jedyne przesłanie, które ból ma Ci do przekazania. Nie pozwól, żeby gorycz odebrała Ci słodycz życia, które ma smak. A co ty na to, gdyby ktoś przyszedł i powiedział, że Twoje największe lęki naprawdę nie istnieją? Tak jak mówimy małym dzieciom, że nie ma duchów. No więc – Twoje największe lęki nie istnieją. Są tylko wytworem Twojej wyobraźni, więc po co dawać im posłuch? One wiążą Cię, krępują, uniemożliwiają działanie i zamykają drogę do oczekiwania przyjścia dobrego. Kiedy jest Ci smutno, nie masz siły, żeby zrobić krok na przód. Ale strach w tym wypadku wręcz przywiązuje Cię do ziemi. Odpowiedz sobie na pytanie, czego się boisz. Nie bój się, bo to są tylko twoje myśli. Wyrzuć je. Strach sam w sobie nie ma żadnej mocy. Ma ją tylko o tyle, o ile Twoje myśli mu ją dadzą. Jeśli chcesz mieć kontrolę nad swoim życiem, kontroluj swoje myśli. Jak zwalczyć strach? Spojrzyj mu w oczy – nazwij go. Odpowiedz sobie na pytanie – boję się. Czego? I dlaczego? Czy twój lęk jest uzasadniony? Odwaga wcale nie oznacza braku strachu, tylko umiejętność przezwyciężenia go. Nie odnosisz czasem wrażenia, że największe dary, które otrzymałeś w życiu, przyszły drogą zupełnie nieoczekiwaną? Czy jest ktoś, od kogo zależy twoje życie? Odpowiedź brzmi: nie. Nie dawaj zatem nikomu do tego prawa. Jeśli rozstałeś się z ukochaną osobą, pamiętaj, że Twoje życie


51

nie zależy od tej osoby. Zanim się obejrzysz, spotkasz kogoś bardziej wartościowego, kiedy się najmniej tego spodziewasz. Straciłeś pracę? Wielu ludzi mówi, że gdyby nie musieli odejść z poprzedniej pracy, co wtedy wydawało im się katastrofą, to nigdy by się nie rozwinęli, nie założyliby własnej firmy czy nie poznali nowych możliwości. Zmiany są częścią życia i nie bójmy się ich.

autor: aurelia has fot. fotolia.com

Jak dojrzewamy? Jak ubogacamy się wewnętrznie? Poprzez doświadczenie, które właśnie daje nam trudny czas w życiu. Życie może wydawać nam się trudniejsze niż oczekiwaliśmy, ale to właśnie jego różnorodność i nieprzewidywalność, zarówno w radościach i smutkach sprawia, że ma ono smak. Oczekiwania… Można mieć marzenia, plany, ale w życiu zawsze warto zostawić margines nieprzewidywalności. Kiedy przestaniesz mieć oczekiwania, będziesz mógł brać zdarzenia takimi, jakie są naprawdę, a nie zawsze są one całkowicie złe, jak może nam się wydawać. Sztuka życia polega na umiejętnym radzeniu sobie w okolicznościach, które niekoniecznie są po naszej myśli. Potem znów zaświeci słońce i nagle się okaże, że to, co wydawało się złe, dało podkład do najciekawszych wydarzeń, które nigdy by się nie zdarzyły, gdyby nie wcześniejsze rozczarowanie. Podchodź do przykrych zdarzeń nie jak do porażek, tylko do stopni, po których wspinasz się w górę. Doświadczenie jest wartością, którą zdobywasz, kiedy Twoje plany wypełniają się niekoniecznie jak zamierzyłeś. Doświadczenie buduje Twoją siłę. Pozwól sobie na to. Zamień swoje bóle i lęki na mądrość, a nie na porażkę. Nie pozwól, żeby Ci coś odebrały, tylko by Cię ubogaciły. Z każdej sytuacji na pewno wyjdziesz o krok do przodu. Przede wszystkim musisz zaakceptować to, co się stało i przyjąć fakt, że doświadczenie, które teraz zbierzesz, zaprocentuje w przyszłych kolejach Twojego życia. Nie próbuj na siłę zmieniać rzeczy, na które nie masz wpływu. Oczywiście, jeśli jesteś typem fightera, działaj, póki można. Ale czasami trzeba zrozumieć, że nie można. Wtedy jedyne, co możemy zrobić, to działać na własnym polu swoich emocji. One mówią do Ciebie, mówią – wyciągnij lekcję, zrozum, że każde zdarzenie w naszym życiu nas czegoś uczy, czy to radzić sobie z emocjami, czy odrzeć z fałszu lęki, czy spojrzeć na pewne sprawy z innej perspektywy i coś zmienić. Tylko ty jesteś odpowiedzialny za swoje życie, a przecież nie chcesz, żeby rządził w nim ból i smutek. One są po to, żebyś następnym razem mógł powiedzieć sobie – jestem mądrzejszy o pewne doświadczenia i dzięki temu wiem, jak postąpić w danej sytuacji. Ceną szczęścia jest właśnie ta odpowiedzialność, która spoczywa tylko na Tobie. Tylko od Ciebie zależy, co zrobisz ze swoimi doświadczeniami. Tak jak ogień można użyć zarówno do ogrzania, jak i to spalenia, tak

samo przykre zdarzenia mogą Cię nadłamać, ale i wzmocnić… Może trudno w to uwierzyć, ale można po czasie sobie powiedzieć – jak to dobrze, że stała się przykra rzecz. Znam dziewczynę, której zmarła matka, z którą czuła się bardzo blisko związana. Zabrakło czegoś w życiu, ale potem okazało się, że coś zyskała, że musiała dojrzeć. A to, co zrobiła ze swoim doświadczeniem zależało tylko od niej. Znam inną, którą porzucił ukochany. Na początku była rozpacz na granicy depresji. Potem napisała do niego list, że dziękuje, iż ją porzucił. Naprawdę. Potrafiła dostrzec po czasie, że poprzedni związek źle na nią działał i nawet się nie obejrzała, a poznała kogoś naprawdę wartościowego. Przy sprzątaniu, trzeba najpierw zrobić bałagan; tak samo w życiu – jeżeli ma się coś zmienić na lepsze, to na ogół początek nie będzie wydawał się łatwy. Pamiętaj też, że jedyne, na czym powinieneś się skupić to teraźniejszość – nie przeszłość ani jakiś odległy punkt w przyszłości. Przeszłość się już nie zmieni, a móc wpływać na przyszłość można tylko teraz. Jesteś tu i teraz, świadomie. Jeśli skupisz się na czymś, co było, albo co ma być, przeoczysz chwilę obecną. Oczywiście, marzenia są potrzebne i dobre, ale nie kosztem Ciebie teraz. Niektóre rzeczy potrzebują czasu. Dlaczego marzenia nie spełniają sie od razu? Ten czas też jest po coś, żeby się przygotować, żeby docenić. Daj sobie ten czas i przeżywaj go nie jak oczekiwanie na to, co ma nastąpić, tylko z pełną świadomością – jako sam czas dla siebie, ten moment w twoim życiu, który jest wartościowy i pełny. Bo on już nigdy nie wróci. Cierpliwość nie polega na czekaniu, ale na umiejętności konstruktywnego życia w czasie, który prowadzi cię do czegoś. Pamiętaj też, że tak jak inni ludzie nie biorą odpowiedzialności za Twoje życie, tak samo nie powinieneś się oglądać na ich opinie. Każdy jest inny – ma swoje własne doświadczenia i cele. Porównywanie się z innymi jeszcze nikomu nie wyszło na dobre, bo każdy jest indywidualnym, jednostkowym cudem natury i każdy ma inną drogę. Także Twoja wartość nie zależy od opinii i postępowania osób trzecich, nawet bliskich – oni nigdy nie wezmą odpowiedzialności za Twoje życie. Sukcesem dla Ciebie jest to, co sam jako taki określasz, a nie, co sądzą inni. I na koniec – wszystko mija, nawet Twoje kłopoty. Tego możesz być pewny. Ale zanim miną, wyciśnij z nich najwięcej korzyści dla siebie. Wyjdziesz z podniesioną głową i życie wcześniej niż myślisz przygotuje dla Ciebie niespodziankę, tym razem miłą.


KULTURA

Gdański Teatr Szekspirowski W świadomości wielu gdańszczan i mieszkańców Pomorza Gdański Teatr Szekspirowski zagościł na dobre stosunkowo niedawno – przy okazji doniesień medialnych, w których opisywano przygotowania do otwarcia jego nowej siedziby. Sama uroczystość odbyła się 19 września 2014 roku i przyciągnęła uwagę tysięcy osób, nie tylko w Polsce. I nie ma w tym nic dziwnego – w końcu po niemal 40 latach wybudowano od podstaw nowy, imponujący gmach teatru dramatycznego w naszym kraju. Głośna inwestycja pochłonęła łącznie 95,5 mln zł. Przedsięwzięciu patronowały takie osobistości, jak książę Walii oraz liczni aktorzy i ludzie kultury z różnych krajów. Warto jednak pamiętać, że Gdański Teatr Szekspirowski to instytucja kulturalna, która działa z powodzeniem już od wielu lat. Jej głównym celem jest oczywiście tworzenie, upowszechnianie i prezentowanie osiągnięć z zakresu kultury teatralnej. Równie ważne jest wspieranie młodych twórców, ich talentów, promowanie osiągnięć i upowszechnianie wartości sztuki we współczesnym świecie. Jednym z bardziej reprezentatywnych działań jest organizowany corocznie Festiwal Szekspirowski. Jego tradycja sięga 1993, gdy Fundacja Theatrum Gedanense zorganizowała inauguracyjne Gdańskie Dni Szekspirowskie, znane później właśnie jako Festiwal. Impreza, która cieszy się dużym powodzeniem, gromadzi uczestników i miłośników teatru z kraju i zagranicy. Od 2006 roku gdański Festiwal Szekspirowski jest częścią Europejskiej Sieci Festiwali Szekspirowskich, która skupia imprezy organizowane w Niemczech, Rumunii, Anglii, na Węgrzech czy w Hiszpanii. Warto zwrócić szczególną uwagę na działalność edukacyjną Teatru Szekspirowskiego, która jest skierowana do dzieci, młodzieży i nauczycieli. Początki działalności edukacyjnej datuje się na 1999 rok, w którym działania tego typu podjęła wspomniana już Fundacja Theatrum Gedanense. Gdański Teatr Szekspirowski bezpośrednio kontynuuje i rozwija tę formę pracy z młodymi ludźmi. Wyraża się ona przede wszystkim poprzez organizację różnorodnych warsztatów teatralnych, z udziałem znakomitych artystów scen polskich i zagranicznych. Inne formy działalności edukacyjnej to festiwale, wykłady, prelekcje, konkursy i wystawy. Ważną częścią propagowania kultury jest edukacja teatralna nauczycieli w zakresie pedagogiki teatralnej.

Dzięki działaniom Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego, w zajęciach uczestniczyło już wielu pedagogów z Trójmiasta i Pomorza. Ponieważ Gdańsk ma bogate tradycje teatralne, które sięgają setek lat wstecz, ważne jest budowanie świadomości historycznej wśród najmłodszych mieszkańców naszego regionu. Gdański Teatr Szekspirowski sukcesywnie rozbudowuje i uatrakcyjnia swoją ofertę edukacyjną, stając się niezwykle ważną placówką kulturalno-oświatową województwa pomorskiego. Gdański Teatr Szekspirowski ul. Wojciecha Bogusławskiego 1, 80–818 Gdańsk tel.: +48 58 351 01 51 faks: +48 58 351 01 50 e-mail: sekretariat@teatrszekspirowski.pl

autor: michał mikołajczak fot. teatr szekspirowski

52


SOPOT SOPOT

FOT. TOMASZ DUNAJSKI


WSPIERAMY MIESZKAŃCÓW

FUNDACJA TRZEBA MARZYĆ autor: michał mikołajczak fot. fundacja trzeba marzyć

54

Stwierdzenie, że celem różnych fundacji jest niesienie pomocy, na pewno nie będzie odkrywcze… Istnieją jednak marzenia, które trudno przeliczyć na pieniądze. Ich spełnianie czasami nie jest łatwe, niemniej jeśli się już uda, bywa jednym z największych przeżyć, jakie można sobie wyobrazić. Takie założenia przyświecają właśnie sopockiej Fundacji Trzeba Marzyć. Pośredniczy ona w spełnianiu marzeń chorych dzieci. Jej działanie to, między innymi, organizowanie spotkań ze znanymi osobistościami, ale również wcielanie się w różne role – na przykład strażaka, a także odpowiedź na konkretne potrzeby materialne, które również mogą przybrać formę marzeń. Niektóre są dość łatwe do spełnienia (np. zakup zabawek, sprzętu RTV), inne – wymagają nieco większego zaangażowania sił i środków (np. wycieczka zagraniczna). Działanie Fundacji Trzeba Marzyć to przede wszystkim esencja wolontariatu – dawanie innym, bardziej potrzebującym tego, co mamy najlepsze w sobie. Fundacja działa już ponad osiem lat, pomagając dzieciom w skrajnie trudnej sytuacji zdrowotnej. Trwałe okaleczenie, a często wizja nieuchronnej śmierci mogą być ciężarem, z którym trudno się pogodzić i dzieciom, i rodzicom. Wiadomo, że nikt nie potrafi zawrócić biegu czasu, niemniej – poprzez spełnianie dziecięcych marzeń – można nadać życiu dziecka nowych kolorów, odmienić szarość szpitalnej rzeczywistości, wreszcie – pomóc znaleźć pokłady energii do dalszej walki o każdy dzień życia. Walki, która wcale nie musi być beznadziejna. W realizacji marzeń dzieci zawsze uczestniczą również członkowie rodzin pacjenta lub jego opiekunowie. To również wzmacnia najcenniejsze więzi w życiu

O tym, jak ważna jest determinacja w dążeniu do celu, najlepiej można się przekonać, śledząc historię osób, które spełniły swoje marzenia. Wytrwałość w walce o przezwyciężenie własnych słabości jest podstawą zmagań z ciężką chorobą, dlatego chore dzieci powinny czerpać najlepsze wzorce w tym względzie. Na takim fundamencie powstał realizowany od 1 marca 2012 roku Projekt Mistrzowie. Ma on formę portretów fotograficznych osób obecnie uznawanych za autorytety. Do udziału w projekcie zaproszono wybitne osobistości z Trójmiasta, które, dzięki sile woli i determinacji w realizowaniu swych założeń, przeszły do historii. Wśród uwiecznionych są reprezentanci świata nauki, kultury czy sportu. Każdy powinien marzyć, jednak w przypadku dzieci dotkniętych ciężką chorobą, marzenia stają się pomostem ku lepszemu życiu. Dzięki działaniom Fundacji Trzeba Marzyć, ten pomost ma stabilne fundamenty i wyjątkową wartość.

Fundacja Trzeba Marzyć Aleja Niepodległości 811, 81–704 Sopot Tel.: +48 602 208 429 Faks: +48 602 141 561 e-mail: trzebamarzyc@trzebamarzyc.org www.trzebamarzyc.org

REKLAMA

www.glottispol.pl

Przedsiębiorstwo Glottispol sp. z o.o. ul. ABRAHAMA 18., 80-307 Gdańsk


55

OPERA LEŚNA W SOPOCIE Historia polskiej współczesnej muzyki rozrywkowej nieodłącznie kojarzy się z wyjątkowym w skali kraju obiektem, jakim jest sopocka Opera Leśna. Niemniej położony w malowniczej dolinie amfiteatr istnieje już 105 lat! Powstał on z inicjatywy gdańskiego kapelmistrza Teatru Miejskiego, Paula Walthera-Schaffera, którego śmiałym marzeniem była budowa sceny na świeżym powietrzu. Taką koncepcję poparł ówczesny burmistrz Sopotu, Max Woldmann. Scena została uroczyście otwarta 11 sierpnia 1909 roku. Do wybuchu I wojny światowej Opera Leśna nie była miejscem regularnych spotkań miłośników sztuki – ten urokliwy obiekt wykorzystywano raczej okazjonalnie. Znaczącym okresem w rozwoju sopockiej sceny był 1921 rok – czas dwóch ważnych rocznic: 150. jubileuszu urodzin Beethovena i 10. Rocznica poświęcenia obiektu. Rok później wystawiono operę „Zygfryd” Ryszarda Wagnera. Wysoki poziom artystyczny przedstawienia odbił się szerokim echem, rozsławiając sopocki obiekt w Europie. W latach 20. dokonano znaczącej rozbudowy obiektu. Przedstawienia mogło oglądać kilka tysięcy widzów (4 tys. miejsc siedzących i podobna liczba stojących), opera zyskała zaś żelazną kurtynę. Zawierucha II wojny światowej wyhamowała rozwój Opery Leśnej, która zawiesiła działalność w 1943 roku. Po zakończeniu wojny priorytetem była oczywiście odbudowa zniszczeń i przywrócenie normalnego funkcjonowania kraju. Opera Leśna musiała poczekać na kolejną reaktywację działalności artystycznej niemal 20 lat. Pierwszy powojenny koncert dla szerszej publiczności, już przy charakterystycznym dachu, odbył się 7 lipca 1964 roku. Nie da się ukryć, że najbardziej rozpoznawalną i popularną imprezą w Operze Leśnej był Międzynarodowy Festiwal Piosenki. Kto wie, może gdyby nie ranga tej imprezy, jej potężny rozgłos i dobry odbiór, sopocki obiekt byłby nieznaczącą, małą i prawie nieznaną sceną wśród drzew… Sopocki festiwal, zwłaszcza w latach 60.–80., stał się prawdziwym oknem na świat w socjalistycznej Polsce. Nie byłoby tej imprezy bez Opery Leśnej, a sama Opera zaś zasłynęła dzięki niemu w całym muzycznym świecie. Nie ma w tym stwierdzeniu przesady

autor: michał mikołajczak fot. MATERIAŁY PROMOCYJNE OPERA LEŚNA

H

skoro festiwal gościł takie gwiazdy, jak Annie Lenox, Chuck Berry, Whitney Houston, Elton John i wiele, wiele innych. Obecnie sopocka Opera Leśna to nowoczesny obiekt. Zakończony w 2012 roku remont nadał jej nowego znaczenia – sceny o różnorodnym przeznaczeniu. Muzycy podkreślają jej niezwykłe walory akustyczne. Sami widzowie uważają, że odbiór muzyki w tak pięknych okolicznościach jest podwójną przyjemnością. Opera Leśna ul. Stanisława Moniuszki 12, 81–829 Sopot tel.: 58 555 84 00 faks: 58 555 84 06 e-mail: operalesna@bart.sopot.pl www.operalesna.sopot.pl


SPORT

Ogniwo Sopot

Klub w blasku mistrzowskich tytułów Mówiąc o sporcie w Sopocie, wymieniamy jednym tchem tenisistów, koszykarzy czy żeglarzy. Mówi się też o lekkoatletach, siatkarkach i siatkarzach… Jednak niekiedy, zupełnie niesprawiedliwie, pomija się tradycje i osiągnięcia sopockiego Ogniwa – klubu rugby, który aż 17 razy sięgał po medale z różnego kruszcu w seniorskich rozgrywkach o Mistrzostwo Polski. Z pewnością jest on jedną ze sportowych wizytówek kurortu. Początki sopockiego Ogniwa sięgają 1963 roku, w którym złożono wniosek o powołanie sekcji rugby. Swój pierwszy mecz w I lidze sopoccy rugbiści rozegrali cztery lata później – 4 kwietnia 1967 roku. Z pierwszego zwycięstwa cieszono się po upływie pół roku – 29 października, kiedy to sopocianie pokonali Polonię Poznań 11:9. Do 1971 roku klub przeżywał kłopoty organizacyjne, łącznie z jego rozwiązaniem. Jednak właśnie w tym roku reaktywowano sekcję rugby. Pięć lat później nastąpił ważny przełom w życiu klubu, a trenerem została sopocka legenda rugby – znakomity specjalista i wychowawca młodzieży, Edward Hodura. Spod jego ręki wyszło całe pokolenie znakomitych zawodników, w czym wiele osób upatrywało swoistego fenomenu. Rugby nigdy nie było polskim sportem narodowym, a młodzi chłopcy zdecydowanie chętniej trenowali piłkę nożną niż tę trudną dyscyplinę, wymagającą dużego wysiłku i sprawności fizycznej. Trzeba było ogromnej determinacji i trenerskiej charyzmy, by zainteresować młodzież rugby, a wyszkolenie jej na wysokim poziomie wydawało się karkołomnym zadaniem. Edwardowi Hodurze sztuka ta udała się znakomicie. Dość wspomnieć, że w latach 1982–1986 Ogniwo Sopot wywalczyło dziewięć medali w Mistrzostwach Polski kadetów i juniorów, spośród których aż sześć miało złotą barwę! Edward Hodura był zresztą I trenerem drużyny seniorów w latach 1983–1991. W tym czasie klub nieprzerwanie występował w najwyższej klasie rozgrywkowej, aż do 2011 roku. To również swoisty fenomen, nie tylko zresztą w tej dyscyplinie sportu. Łącznie sopoccy rugbiści cieszyli się dziewięciokrotnie z tytułu Mistrza Polski, w tym sześć razy pod wodzą Edwarda Hodury, sześciokrotnie zdobywali srebrne

medale tych rozgrywek i dwukrotnie brązowe. Zawodnicy Ogniwa Sopot byli również i dziewięciokrotnym zdobywcami Pucharu Polski. Wspaniały wkład w historię klubu wnieśli juniorzy, zdobywając aż 40 medali Mistrzostw Polski Juniorów i Kadetów, w tym 17 złotych. Sopocki ośrodek rugby stał się wzorem szkolenia młodzieży. Ogromna w tym zasługa nieodżałowanego Edwarda Hodury (zm. 30.05.1991), którego imieniem w 2002 roku uhonorowano sopocki obiekt przy ulicy Jana z Kolna. To właśnie w Sopocie stawiali swoje pierwsze kroki znakomici reprezentanci Polski w rugby. Również i dzisiaj Ogniwo Sopot jest bardzo ważnym ośrodkiem kształcenia młodych sportowców. Młodzieżowe drużyny Ogniwa każdego roku biorą udział w najważniejszych imprezach o randze turniejów ogólnopolskich, takich jak Mistrzostwa Polski Juniorów, Ogólnopolska Olimpiada Młodzieży czy Finałowy Turniej Regionów. Zawodnicy z Sopotu uczestniczą w obozach sportowych, a także w wyjazdach na imprezy poza granicami kraju. Miejski Klub Sportowy Ogniwo, kontynuując tradycje seniorskie rugby i zdobywając kolejne osiągnięcia, z powodzeniem realizuje postulaty wychowania młodzieży przez sport. Na co dzień dzieci (również te z rocznika 2006) i młodzież trenują w pięciu kategoriach wiekowych, pisząc już nowe karty historii sopockiego klubu, a może nawet i polskiego sportu. Miejski Klub Sportowy Ogniwo ul. Jana z Kolna 18, 81–741 Sopot Tel. 58 551 26 35, 795 944 441 e-mail: ogniworugby@wp.pl

autor: michał mikołajczak fot. klub ogniwo sopot

56


gdynia

FOT. TOMASZ DUNAJSKI


58

TWARZE TRÓJMIASTA

„Każdy z nas ma jakieś asy w rękawie – być może jeszcze ich nie odnalazł” mi najwięcej, tylko wydarzenia, które po nim nastąpiły – olbrzymie możliwości, jakie się przede mną otworzyły. Poznałam fantastycznych ludzi, wspaniałych szefów kuchni. To sprawiło, że dalej się kształcę i uczę, nabieram wiatru w żagle. W naszej rozmowie nie można oczywiście pominąć tematu, którym był telewizyjny show. Pojawiła się Pani na ekranie już w 2010 roku, później był „Top Chef”. Na ile udział w tych przedsięwzięciach był Pani spontaniczną decyzją, a w jakiej mierze stanowił realizację planu rozwoju zawodowego? W zasadzie dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, że trzeba mieć konkretne plany marketingowe. Stając się w pewnym sensie osobą publiczną, jak często jestem obecnie postrzegana, doszłam do wniosku, że poszczególne decyzje, które podejmujemy – z kim i jak pracować, jakiego się podjąć eventu – wpływają na to, jak postrzegają nas inni. Moje decyzje dotyczące udziału w programie nie były szczególnie przemyślane pod względem PR-owym. Raczej wynikało to ze spontanicznej chęci podjęcia wyzwania. Niektórzy może nazwaliby to „parciem na szkło” – ja w ten sposób raczej tego nie postrzegam.

Z Ewą Maliką Szyc-Juchnowicz, finalistką telewizyjnego show „Top Chef” i właścicielką restauracji Malika, rozmawia Michał Mikołajczak Z wykształcenia jest Pani humanistką, ukończyła Pani romanistykę na Uniwersytecie Gdańskim… Co Panią skłoniło do radykalnej zmiany planów życiowych po ośmiu latach pracy w zawodzie? Dlaczego wybrała Pani właśnie kuchnię? Rodzimy się w jakimś stopniu zaprogramowani, z czego chyba nie do końca zdajemy sobie sprawę. A może właśnie jest tak, że nie wiemy do końca, kim mamy być… Znacznie łatwiej byłoby się urodzić z instrukcją obsługi [śmiech – red.]. Niemniej szukamy po omacku różnych rzeczy. Czasami życie podsyła nam różne scenariusze – w moim przypadku był nim fakt, że urodziłam się w takim, a nie innym kraju, czyli w Algierii. Chodziłam tam do szkoły francuskiej i poznałam język francuski. Ponieważ dość wcześnie zaczęłam swoje dorosłe życie i macierzyństwo, naturalną drogą była dla mnie romanistyka, praca w charakterze nauczyciela i tłumacza. Może po prostu łatwiej mi było pójść w stronę języka francuskiego… Po kilku dłuższych latach pracy w tym zawodzie stwierdziłam jednak, że gotowanie jest tym, co chciałabym robić. Przebyła Pani fascynującą drogę zawodową. Właściwie można powiedzieć, że pokonała Pani wszystkie szczeble kariery w gastronomii – od pomocy kuchennej, aż po właściciela restauracji. Co było najbardziej wartościowe w tej drodze? Czy jakieś doświadczenia zasługują na szczególną uwagę? Każdy dzień jest dla mnie nowym doświadczeniem. Najbardziej lubię w tym zawodzie – zarówno obecnie, jak i wcześniej – ciągłe spotykanie się z innymi osobami. Tak naprawdę spotkania z ludźmi nas kształtują i sprawiają, że się zmieniamy. W moim przypadku nastąpiło zdarzenie, które sprawiło, że nabrałam pewności siebie i „dostałam kopa” jako szef kuchni. To oczywiście program, w którym wystąpiłam [„Top Chef” – red.] w ubiegłym roku, gdzie udało mi się dojść do finału. Jednak nawet nie sam program dał

Od finałowego odcinka programu z Pani udziałem dzieli nas już ponad rok. Patrząc z tej perspektywy, można zapytać wprost: opłacało się? Zdecydowanie się opłacało! Jest to już rozdział zamknięty. Od czasu zakończenia programu może dwukrotnie założyłam bluzę „Top Chef”, żeby sprawić przyjemność osobom, które kibicowały mi w programie. Nie sprawia to jednak, że czuję się jakoś szczególnie napiętnowana mianem telewizyjnej celebrytki. Staram się budować swoją tożsamość i mojej restauracji jako Malika. Nie chcę zapominać o programie, bo jest on ważny, ale czas iść do przodu. Widzowie reality show oczekują, że może zobaczą na ekranie kawałek siebie, a już na pewno chcą oglądać autentyczne emocje. Wiadomo, że tego typu produkcje posługują się określoną konwencją, zakupionym formatem. Ile jest w tym wszystkim autentyzmu, a ile scenariusza? W zasadzie trzeba by zapytać o to twórców takich programów… Uczestnicy są wstawieni w pewnego rodzaju realia, które dla nich przygotowano. Buduje się konkretny scenariusz. Z tego, co wiem, czasami zmienia się on w trakcie trwania programu, ponieważ chodzi o to, by zbudować emocje – inaczej program byłby nudny. W naszej edycji nie było jednak grania, typu: „teraz uderzysz ją patelnią, a ona ci powie, że jesteś głupi” [śmiech – red.]. Wszystkie emocje, które można było oglądać, to efekt naszych spontanicznych zachowań. Pani motto życiowe, które można odczytać na portalu społecznościowym, brzmi: „Trzeba mieć odwagę, by marzyć i mieć odwagę, by realizować własne marzenia”. Może Pani rozwinąć tę myśl? Cały czas jest ono aktualne, choć nawet zapomniałam, że kiedyś je tam zamieściłam. Ciągle mogę się jednak pod nim podpisać. Ostatnio miałam przyjemność słuchać w radiu wywiadu z panią, która jest coachem. Opowiadała , jak ważna jest mapa marzeń, którą tworzymy. Bardzo w to wierzę. Tworząc sobie w głowie pewne marzenia i wyobrażając rzeczy, które wydają się w danym momencie absolutnie niemożliwe, w jakiś sposób nasz mózg sprawia, że spełniamy się w kierunku tego marzenia.


59 Domyślam się, że prowadzenie własnej restauracji jest realizacją Pani marzeń… Podobnie jak w przypadku wielu osób, które wyobrażają sobie, że jest to bajka… Faktycznie, istnieje taki stereotyp. Tak, jest on dość mocno zakorzeniony. Rzeczywiście jest to bajka? Mogę tylko powiedzieć, że jeśli bajka, to jednak dość odważna… Własna restauracja bywa postrzegana jako szczyt aspiracji. Co mogłaby Pani powiedzieć osobom, które nieśmiało kreślą takie cele? Na co trzeba zwrócić przede wszystkim uwagę? Przede wszystkim trzeba sobie wyobrazić siebie pracującego przez siedem dni w tygodniu. Nawet wtedy, gdy mamy wolne, też trzeba pracować, być dostępnym pod telefonem. W każdej chwili musimy być w stanie przyjechać, bo prawo Murphyego działa w tym przypadku ze zdwojoną siłą – jeżeli coś ma się zawalić, to właśnie wtedy, gdy zrobiliśmy sobie „wolne”. Należy zbudować zaufanie do ludzi, z którymi pracujemy – to bardzo ważny czynnik. Trzeba wreszcie umieć znaleźć ten zespół, który jest najważniejszym elementem w pracy restauracji. Od zespołu zależy samopoczucie gości, a wiadomo, że gość jest osobą najważniejszą. Podsumowując, trzeba pamiętać o wielu czynnikach, które składają się na końcowy sukces. Dopiero na samym końcu jest satysfakcja z tego, że się udało. Prowadzenie restauracji to nieustająca praca i samodoskonalenie. Skoro prowadzenie restauracji to zajęcie na siedem dni w tygodniu, jak Pani radzi sobie z obowiązkami domowymi? Znajduje Pani czas dla swojej rodziny, zwłaszcza dla dzieci? Nie ma co ukrywać, że ta sfera życia jest zaniedbywana przez kucharzy… Krążą po internecie różne żarty i listy na ten temat! Tu też upatruję przyczyn, dla których kobiet w gastronomii jest mniej niż mężczyzn – po prostu nie ma idealnego rozwiązania tej sytuacji… Dlatego mój czas nadszedł, gdy moje trzy córki stały się samodzielne, przynajmniej w czysto fizycznym tego słowa znaczeniu. Dzisiaj mają po 16, 17 i 20 lat. Myślę, że spełniona mama jest dla nich znacznie lepszym wsparciem niż gdybym miała uzupełniać swoje życie ich życiem. Staram się jednak, żeby te chwile, które mogę spędzić z nimi, były wartościowe, by być na bieżąco z ich rozterkami – trzeba by im zadać pytanie, czy mi to wychodzi [śmiech – red.]. Mąż natomiast jest moim wsparciem i moim odpoczynkiem i oderwaniem się od codzienności. Wspólne chwile to wieczna randka [śmiech – red.]. Czy jest Pani wymagającą szefową? To trudne pytanie, może nawet trochę podchwytliwe… Wydaje mi się, że przede wszystkim wymagam od wszystkich tego samego – i od siebie, i od wszystkich pracowników. Bardzo ważne jest dla mnie to, w jaki sposób mój zespół pracuje i jak się porozumiewa między sobą. Udało mi się stworzyć fajny zespół, na którym mogę polegać. Bycie wymagającą szefową – można to różnie rozumieć… Mojemu zespołowi mówię zawsze jedno: „Jeżeli przychodzi gość, wyobraźcie sobie, że jest to wasza mama, ciocia albo babcia. Czy chcielibyście ich podjąć w taki sposób, jak podejmujecie gości? Jeśli tak to robicie, to znaczy, że wszystko jest w porządku”. W Pani przypadku praca w kuchni jest realizowaniem pasji. Wiele osób traktuje jednak gotowanie jako przykrą konieczność. Czy istnieje jakiś sposób na to, by polubić gotowanie? Wiem, że takie problemy dotyczą zarówno kobiet, jak i mężczyzn, nie ma na to reguły. Coraz więcej pojawia się panów na moich warsztatach kulinarnych, co mnie zresztą bardzo cieszy. Co ciekawe, często są to osoby, które twierdzą, że nie mają nic wspólnego z gotowaniem. Nigdy nie chciałabym nikomu kolwiek powiedzieć, że sam fakt niegotowania jest złem i koniecznie trzeba zacząć gotować. Każdy z nas ma jakieś asy w rękawie, których być może jeszcze nie odnalazł. Można też powiedzieć, że gdyby wszyscy świetnie gotowali, to niepotrzebni byliby szefowie kuchni. Może więc lepiej niech zostanie tak jak jest.

Kobieta gotująca i majsterkujący mężczyzna – to klasyczny model. Czy obecnie, również pod wpływem mediów, można mówić o zacieraniu się granicy płci w kuchni? Kreuje się przecież wizerunki mężczyzn jako świetnych kucharzy, szefów kuchni. Tutaj istnieje wręcz odwrócona proporcja. W naszej branży to mężczyźni są na pierwszym miejscu, a kobiet jest niewiele. To ciągle bolączka i długi proces, bo tak naprawdę w naszym kraju nie ma wielu liczących się szefowych kuchni. Ostatnio miałyśmy okazję się przekonać, bo odbyła się gala (Gault Et Millau), spotkanie szefów kuchni, na którym wręczane były nominacje dla szefów w różnych kategoriach, również kobiet-szefów, jako oddzielna kategoria – to uświadamiało wszystkim, jak jest nas mało. Na pewno my, kobiety, staramy się, żeby było nas jak najwięcej. Mamy nawet takie plany, aby budować odwagę w kobietach, które chcą stawiać swoje kroki w gastronomii. Tutaj faktycznie potrzebna jest odwaga. Poza tym jest to ciężka praca fizyczna – to również sprawia, że jest nas niewiele w tym zawodzie. Patrząc z Pani perspektywy, co można ocenić jako kuchenną inspirację? Czy są dziedziny życia, które szczególnie inspirują do gotowania, tworzenia nowych doznań kulinarnych? Może nie tyle można mówić w tym kontekście o dziedzinach życia, co po prostu o naturalności. To natura najbardziej inspiruje kucharzy w tworzeniu dań i poszukiwaniu nowych smaków. Jestem osobą, która ma specyficzną kuchnię, więc dodatkowo inspiruje mnie etniczne pochodzenie różnych potraw i składników. Inspirują mnie też kolory. Jeśli mówimy o inspiracjach czy ogólnych trendach – czy kuchnia narodowa może odzwierciedlać temperament albo charakter danej społeczności? Czy dania regionalne świadczą o charakterze ludzi preferujących określoną kuchnię? To ciekawe… Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Warto by było przeprowadzić jakąś dokładniejszą analizę. Na pewno bardziej determinuje środowisko, z którego dana kuchnia się wywodzi. Co ważne, jeśli myśli się o kuchni danego regionu – kuchni francuskiej, włoskiej czy arabskiej – ta myśl jest bardzo historyczna. Bardziej wynika ona z kuchni wiejskiej, gdzie przejawia się jej etniczność, niż z nowoczesnej. Specjały kuchni włoskiej podobno powstały ze względów oszczędnościowych – wykorzystywano produkty tanie i łatwo dostępne… I tak powinno być przez cały czas! Gdybyśmy gotowali wyłącznie to, co jest szeroko reklamowane, bazując na kuchni regionalnej, teoretycznie powinno być taniej niż, na przykład, sprowadzając owoce z Ameryki Południowej. W rzeczywistości jednak jest trochę inaczej. Czy uważa się Pani za kobietę spełnioną zawodowo? Uważam się za kobietę spełnioną ze wszech miar, nie tylko zawodowo! Wobec tego może ujawni Pani jakieś plany na przyszłość? Mam kilka ciekawych planów, ale stoję obecnie na rozdrożu, dlatego ciężko jest mi o tym mówić. Nie chcę jeszcze opowiadać o tym, czym nie mogę się pochwalić. Na pewno nie zniknę ze sceny gastronomicznej. Bardzo zależy mi na tym, by być obecną w życiu różnych ludzi, niekoniecznie związanych z tą branżą. Mam wrażenie, że obecnie istnieje taki trend, iż kucharze docierają się między sobą. Zniknęły bariery ścisłej tajemnicy zawodowej – raczej szefowie wspierają się nawzajem. Ma to odzwierciedlenie w ciekawszej ofercie dla naszych gości. Trzeba oczywiście mieć cały czas kontakt z gościem i uważnie słuchać, czego on od nas oczekuje. Życzę zatem dalszych sukcesów i realizowania planów, a przede wszystkim, by mogła nadal Pani realizować to, co lubi najbardziej. Bardzo dziękuję – będę robiła, co w mojej mocy. Dziękuję za rozmowę.


KULTURA

Muzeum Miasta Gdyni Gdynia jest wciąż młodym miastem, o niespełna 90-letniej historii. Niemniej w dziejach Gdyni jak w soczewce skupiają problemy historyczne całej Polski. Nie ulega zatem wątpliwości, że pamięć historyczna powinna być utrwalana w tym mieście ze szczególną starannością. Taką świadomość mieli już mieszkańcy tego miasta w pierwszych latach po zakończeniu II wojny światowej. Pierwsze Muzeum Miasta Gdyni miało swoją siedzibę w Domku Abrahama przy ulicy Starowiejskiej. Placówkę powołano na mocy decyzji prezydenta miasta 1 stycznia 1983 roku. Jego zbiory składały się z pieczołowicie gromadzonych pocztówek, dokumentów, zdjęć, planów i innych eksponatów, które dostarczali zarówno historycy, jak i sami gdynianie, którzy mieli świadomość tego, jak ważna jest misja ocalenia gdyńskiego dziedzictwa historycznego. Funkcje wystawienniczo-magazynowe pełnił przez lata pawilon przy ulicy Waszyngtona 21, gdzie obecnie znajduje się Centrum Gemini. Nowoczesną siedzibę na miarę potrzeb uroczyście otwarto 16 listopada 2007 roku, w obecności ówczesnego prezydenta RP, Lecha Kaczyńskiego. Misją muzeum jest przede wszystkim propagowanie historii Gdyni w kontekście dynamicznego rozwoju tego miasta, modernistycznej myśli architektów, przedsiębiorczości, wreszcie – kształtowania się świadomości narodowej i traktowania miasta w kategorii polskiego „okna na świat”. Wystawy muzealne to również prezentacja różnorodnego interpretowania pojęcia „nowoczesność” – tak bardzo związanego z Gdynią. Dobrym przykładem jest wystawa „Narodziny miasta. Gdyński modernizm w dwudziestoleciu międzywojennym” (zdjęcia w załączniku). W tym kontekście prowadzona jest również działalność edukacyjna. Nowoczesne miasto nie może się prawidłowo rozwijać bez szacunku do własnej historii i znajomości swych dziejów. Te wartości należy kształtować od najmłodszych lat. Pracownicy muzeum, aby dotrzeć do osób w każdym wieku, przygotowują atrakcyjną ofertę edukacyjną. Zarówno dzieci w wieku przedszkolnym, młodzież szkolna i gimnazjalna, a także uczniowie szkół średnich mogą uczestniczyć w różnorodnych warsztatach, grach historycznych czy prelekcjach. Odrębne zajęcia są przeznaczone dla osób dorosłych, które chcą zgłębić swoją wiedzę historyczną lub realizować własne pasje związane z historią. Muzeum Miasta Gdyni ul. Zawiszy Czarnego 1, 81–374 Gdynia Tel.: 58 66 20 910 Tel.: 58 71 11 245 Faks: 58 66 20 940 e-mail: sekretariat@muzeumgdynia.pl http://www.muzeumgdynia.pl/

autor: michał mikołajczak fot. arch. mosir

60

Godziny otwarcia Wt., śr., pt.: 10.00–18.00 Czw.: 12.00–20.00 Sob., nd. i święta: 10.00–17.00 Ceny biletów Normalny: 7 zł Ulgowy: 4 zł Zwiedzanie z przewodnikiem: 20 zł Muzealna lekcja historii: 50 zł

REKLAMA

10% rabatu na

zlecenia telefoniczne

więcej na carotaxi.pl


SPORT

Arka Gdynia

Żółto-niebieska historia gdyńskiego futbolu w 1959 roku, juniorzy święcili swój największy tryumf w dotychczasowych zmaganiach – srebrny medal Mistrzostw Polski. Ten sam sukces powtórzyły drużyny Juniorów Starszych w latach 2010 i 2013. Juniorzy Starsi zdobyli w 2012 też złote medale. Tradycje sukcesywnego szkolenia młodych zawodników nadal są więc kultywowane. Z klubu wywodzi się wielu zdolnych sportowców, którzy rozpoczynali swoją przygodę w żółto-niebieskich koszulkach. Gdyńskim kibicom z pewnością zapadł w pamięci 1974 rok, w którym świętowano historyczny awans do najwyższej klasy rozgrywkowej drużyny seniorów. Łącznie Arka Gdynia spędziła w ekstraklasie 12 sezonów, strzelając w sumie 344 bramki i wygrywając 103 mecze. W 1979 roku zespół zdobył Puchar Polski i był uczestnikiem rozgrywek o Puchar Zdobywców Pucharów. Trzykrotnie piłkarzom gdyńskiej Arki udało się dotrzeć do półfinałów rozgrywek o Puchar Polski (1982 r., 2012 r., 2014 r.). Nie da się ukryć, że w historii rozgrywek ligowych o Mistrzostwo Polski drużynie gdyńskiej Arki wciąż brakuje spektakularnych sukcesów. Póki co, rywalizuje ona w rozgrywkach I ligi, ze zmiennym szczęściem. Nie zmienia to faktu, że gdyński klub jest silnym ośrodkiem piłkarskim, miejscem ważnym dla tysięcy gdynian, wreszcie – żywą częścią dziejów miasta. Kibice gdyńskiej Arki należą do najbardziej zagorzałych fanów w Polsce. Również działaczom i trenerom nie można odmówić zaangażowania. Samo miasto Gdynia też wspiera Arkę, co pozwala optymistycznie patrzeć w przyszłość tego klubu. Arka Gdynia ul. Olimpijska 5, 81–538 Gdynia Tel.: 58 785 30 70 Faks: 58 785 30 71 e-mail: ssa@arka.gdynia.pl www.arka.gdynia.pl

autor: michał mikołajczak fot. www.arka.gdynia.pl

Choć gdyńska Arka tylko raz sięgnęła po najwyższe laury w historii piłki seniorskiej, zdobywając w 1979 roku Puchar Polski, to zasługuje na szczególne miejsce w historii polskiego i oczywiście pomorskiego sportu. To klub z wieloletnimi tradycjami, które nabierały szczególnego znaczenia w kontekście historycznym. Arka Gdynia narodziła się razem ze swoim miastem, do dziś będąc jego integralną, nieodłączną częścią. Chociaż obecnie wiele faktów można wyjaśnić niemal ze 100-procentową pewnością, kibice gdyńskiej Arki i Bałtyku nadal toczą spory, który klub jest starszy. Dokumentująca historię Arki monografia Macieja Witczaka Żółto-niebiescy wskazuje na kontynuację tradycji KS Gdynia z 1929 roku i taka data jest oficjalnie wskazywana przez Klub. Nie wiadomo, czy uda się kiedykolwiek jednoznacznie rozstrzygnąć ten spór. Niemniej jedno jest pewne – obie ekipy z pewnością mają swoje korzenie w duchu sportowej rywalizacji, który był obecny w młodziutkim wówczas mieście. Warto bowiem pamiętać, że Gdynia dopiero od 1926 roku formalnie była miastem, zresztą o ogromnej dynamice rozwoju. Chęć sportowej rywalizacji od początku współtworzyła polskie „okno na świat”. W powojennej historii Gdyni dość szybko podejmowano inicjatywy, które miały przywrócić sportową rywalizację na profesjonalnym poziomie. W 1946 roku powstaje Rybacki Klub Sportowy MIR. Osoby związane z tą drużyną będą już tworzyć przyszłą Arkę. W 1952 roku, jednym z kluczowym dla historii tego klubu, po raz pierwszy użyto nazwy „Arka” (Klub Sportowy Kolejarz-Arka Gdynia). Rok później drużyna wywalczyła awans do III ligi. Warto odnotować, że praktycznie do dziś Arka Gdynia nie grała w niższej lidze. Jest to osiągnięcie, którego mogą pozazdrościć gdyńskiemu klubowi inne zespoły. Gdyńska Arka przez wiele lat swojej bogatej historii była silnym ośrodkiem szkolenia i wychowania młodzieży. Pierwszy sukces juniorzy żółto-niebieskich odnieśli już w 1956 roku, zdobywając brązowy medal Mistrzostw Polski. Trzy lata później,

ARKA GDYNIA SSA - PIERWSZY ZESPÓŁ W górnym rzędzie od lewej: Łukasz Kowalski, Przemysław Szur, Michał Marcjanik, Przemysław Stolc, Krzysztof Sobieraj, Paweł Abbott, Antoni Łukasiewicz, Alan Fialho, Maciej Dampc, Marcin Warcholak, Grzegorz Lech W środkowym rzędzie od lewej: Paweł Bednarczyk - menadżer klubu, Marek Latos - specjalista ds. odnowy biologicznej, Michał Gałecki, Robert Sulewski, Michał Szubert, Dawid Kędra, Łukasz Skowron, Jakub Miszczuk, Bartosz Ława, Marcus da Silva, Jacek Kusiak, Jarosław Krupski - trener bramkarzy, Marek Gaduła - trener koordynator sztabu medycznego, fizjoterapeuta, specjalista odnowy biologicznej W dolnym rzędzie od lewej: Michał Nalepa, Maciej Koziara, Paweł Wojowski, Glauber Sousa Couto, Antonio Calderon, Grzegorz Niciński - I trener, Grzegorz Witt- II trener, Paweł Brzuzy, Maciej Wardziński, Aleksander Jagiełło, Antonio Calderon

61


WSPIERAMY MIESZKAŃCÓW

Fundacja Mamy z Morza Początkami fundacji Mamy z Morza było wirtualne spotkanie dwóch Pań, Ani Żukowskiej i Zosi Zelez-Richert, które poznały się na forum internetowym, w wątku ciążowym. Jeszcze w czasie ciąży obie Panie się spotkały w rzeczywistym świecie, zauważając problemy rodziców, głównie w zakresie organizowania spacerów. Obie Panie spotykały się regularnie w różnych miejscach, raz w tygodniu w Gdyni i Gdańsku, w kawiarniach i innych miejscach przyjaznych rodzicom. Wszędzie jednak były gośćmi, bez prawa decydowania o przestrzeni, w której przebywają. Osoby decyzyjne powinny prowadzić fundację, która może realnie wpływać na otaczającą nas rzeczywistość. Takie były początki fundacji Mamy z Morza, która istnieje od 2012 roku, pomyślnie realizując wiele projektów. Fundacja Mamy z Morza dynamicznie działa na rzecz rozwoju rodziny, integrując lokalną społeczność rodziców z Trójmiasta i okolic. Podstawowy cel to wspieranie i aktywizacja rodziców małych dzieci. Dzięki działaniom fundacji rodzice mogą uwierzyć, że okres spędzony z dzieckiem na urlopie macierzyńskim lub rodzicielskim jest czasem, który warto wykorzystać do stworzenia trwałej i mądrej więzi z dzieckiem oraz doskonały moment na inwestycję w siebie i tworzenie nowych relacji z innymi rodzicami.

Najdłużej funkcjonującym projektem jest Klub Mam Gdynia (www. klubmamgdynia.pl). Działa on od 2010 roku i właśnie z niego wywodzi się Fundacja Mamy z Morza. Podstawą jego działania są̨ cykliczne spotkania z udziałem rożnych specjalistów, między innymi z zakresu psychologii, od spraw żywienia i diety, oświaty i opieki zdrowotnej. Spotkania Klubu są̨ otwarte, a wstęp na nie jest bezpłatny. Dzieci są nie tylko mile widziane – ich obecność jest wręcz kluczowa; w ten sposób jest osiągany jeden z celów spotkań, czyli poznanie się maluchów i nauka funkcjonowania w grupie. Spotkania w ramach Klubu to miejsce, w którym można się wymienić doświadczeniami rodzicielskimi oraz usłyszeć opinie i rady innych. Fundacja podejmuje również inne inicjatywy, które aktywizują środowisko rodziców na terenie Gdyni. Jej działalność pomaga odnaleźć rodzicom jeszcze większe możliwości wykorzystywania swoich potencjałów. Zyskują na tym zarówno sami rodzice, jak i dzieci, a w ostatecznym rozrachunku – cała gdyńska społeczność.

Fundacja Mamy z Morza ul. Władysława IV 53/4, 81–394 Gdynia Tel.: 609 036 707, 501 327 676 e-mail: kontakt@mamyzmorza.org www.mamyzmorza.org

mamy z morza

Aktualna działalność fundacji obejmuje prowadzenie Inkubatora Aktywności Rodziny – miejsca spotkań dla rodziców małych dzieci, którzy mogą wziąć udział w różnych spotkaniach, wykładach i warsztatach oraz w zajęciach dla najmłodszych. To największy projekt na lata 2014–2015, który jest finansowany przez Fundusz Inicjatyw Obywatelskich. Działania są bezpłatne, otwarte dla wszystkich chętnych rodziców i opiekunów małych dzieci. W dalszej części projektu rodzice będą angażowani do tego, aby jeszcze mocniej włączali się w prowadzenie zajęć i spotkań. Zajęcia w Inkubatorze są prowadzone od poniedziałku do piątku w filii nr 14 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gdyni (Karwiny). Odbywają się w różnych godzinach i są przeznaczone dla zróżnicowanych grup wiekowych, każdy może więc znaleźć coś dla siebie.

autor: michał mikołajczak fot. arch. fundacja

62


63

K A L E N D A R I U M

GDA ŃSK

G DYNI A

SOPOT „Książka na piątkę” w Bibliotece Sopockiej Zapraszamy serdecznie na cykl spotkań „Książka na piątkę” - organizowany przez Bibliotekę Sopocką. W ramach zajęć odbędzie się wspólne czytanie książek, zaplanowane zostały również aktywności plastyczne oraz zabawy edukacyjne. Nadchodzące spotkania odbędą się 17 lutego oraz 3 i 17 marca - wstęp jest wolny. Data: 17 lutego Czas: 17:00 Miejsce: Miejska Biblioteka Publiczna Filia nr 5 ul. Kazimierza Wielkiego 14 Sopot

► Oruński Klub Rodzica – zabawowe środy Z nowym rokiem szkolnym, Oruński Klub Rodzica zaprasza maluchy przed przedszkolne z rodzicami i opiekunami na spotkania. Oruński Klub Rodzica, które odbywają się w każdą środę. Klub działa od 2011 roku w Domu Sąsiedzkim „Gościnna Przystań”. Razem z animatorami dzieci uczą się, bawią i rozwijają. Zajęcia skierowane są do maluchów od 2 miesiaca życia do 3 lat.

Zajęcia ogólnorozwojowe z elementami JUDO dla przedszkolaków Serdecznie zapraszamy na zajęcia ogólnorozwojowe z elementami JUDO dla przedszkolaków, które odbywają się we wtorki, czwartki i piątki o godz. 17.00. Dla dzieci czekają ćwiczenia ogólnorozwojowe z elementami judo, a także gry i zabawy. Judo przyczynia się do harmonijnego rozwoju, uczy zaradności i samodzielności, pomaga przezwyciężać własne kompleksy, uczy sportowej rywalizacji. Data: 19 lutego Czas: godz. 17- 17:45 Miejsce: Szkoła Podstawowa nr 34 ul. Cylkowskiego 5 Gdynia

Data : w każdą środę Czas: 10:30 – 12:00 Miejsce: Dom sąsiedzki – Gościnna Przystań 14 ul. Gościnna 14

Zapraszamy wszystkie Panie, Kobiety, Dziewczyny, Matki, Kuzynki, Babcie i Córki na kolejne spotkanie Klubu ONA Trójmiasto! Na spotkaniu w przyjaznej i luźnej atmosferze odbędą się rozmowy o rzeczach ważnych, inspirujących i potrzebnych.Klub ONA to miejsce dla wszystkich kobiet, które chcą rozwijać swoje pasje, odkrywać głęboko skrywane talenty, poznać inspirujące kobiety lub po prostu spotkać się i pobyć razem.

► Poranne spotkanie przy kawie w strefie kobiet Zapraszamy mamy wraz z pociechami na cykliczne spotkania przy kawie. Będzie kreatywnie i twórczo, na pewno nie powieje nudą. Niech spotkania przy kawie staną się inspiracją do odkrywania siebie i swoich możliwości oraz miłym sposobem na spędzanie czasu w gronie kobiet. Na spotkaniach znajdą się atrakcje dla mam oraz dzieci. Data: 20 lutego Czas: 10:12 Miejsce: Warsztatowo ul. Krzemowa 20

Spotkanie odbędzie się w Sali Morskiej w Zatoce Sztuki o godzinie 18:00 Wstęp wolny!

Darmowe zajęcia dla kobiet w ciąży – Gdyńskie Poruszenie Do stałych punktów programu Gdyńskie Poruszenie dołączyły nowości, wśród których każdy może znaleźć coś dla siebie. Niewątpliwym hitem są darmowe zajęcia dedykowane kobietom w ciąży. Zapraszamy na nie w każdy piątek o godzinie 17:30. Zajęcia prowadzone są przez wykwalifikowanych instruktorów, którzy na co dzień zajmują się pracą z ciężarnymi kobietami. W programie znajdują się ćwiczenia rozciągające i wzmacniające mięśnie. Data: 20 lutego Czas: 17:30 Miejsce: GOSiR ul. Olimpijska 5/9 Gdynia


64

SENIORZY

p a t r o n o w a n e

bajka o "bałwanku i gorącym piecyku" 18 stycznia - Miasto Aniołów GDAŃSK

wernisaż agaty królak

18 stycznia - Zatoka Sztuki SOPOT

Agata Królak jest utalentowaną ilustratorką, autorką rysunków, plakatów i ksiażek dla dzieci. Absolwentka Akademi Sztuk Pięknych w Gdańsku jest autorką książek „Robimisie” czy „Z działki, z lasu i takie tam” - wyróżnionej Znakiem Jakości Trójki. 9 stycznia w Zatoce Sztuki w Sopocie odbył się wernisaż prac artystki pt. „Abstrakcik”. Tematem przewodnim wystawy są abstrakty – żartobliwe kolaże, lawirujące pomiędzy zabawą, a śmiertelną powagą. Zdrobienie terminu „abstrakt” podkreśla lekkie podejście do tematu, może nawet naiwne i prymitywne – zupełnie nieskomplikowane. Z przymrużeniem oka autorka bawi się kolorem i formą – przedstawiając widzom cykl prac, które są krótkie i skondensowane – proste i na temat. Zatoka Sztuki to prężnie działający ośrodek sztuki w Sopocie. Podzielona na klub i strefę artystyczną, promuje artystów z różnych dziedzin – organizuje wernisaże, wystawy, koncerty i spektakle teatralne. Zatoka Sztuki organizuje również warsztaty dla dzieci, młodzieży i dorosłych, zapraszani są goście z całego świata, dla których powstał również specjalny program rezydencyjny.

zawody strong man

03 stycznia - Parking Decatlon GDAŃSK

Wyjątkowo trudne warunki atmosferyczne – lodowaty deszcz i zacinający wiatr, podkreśliły hart ducha i prawdziwie bojowe nastawienie uczestników zawodów Strong Man, zorganizowanych w Gdańsku we współpracy z firmą Decathlon. Siłacze mogli zmierzyć się ze sobą +w 4 konkurencjach. Nad bezpieczeństwem zawodników czuwał zdobywca 18 tytułów mistrza Polski w trójboju siłowym – 65 letni trener, Jan Łuka.Uczestnicy podzieleni zostali na dwie drużyny: męską oraz żeńską. Mimo przewagi gabarytowej Panów, siły i determinacja obu zespołów okazały się być porównywalne. Motywacji nie zabrakło, nawet w najchłodniejszych momentach dnia. Lekko ubrani uczestnicy, z godnym podziwu spokojem podnosili ciężary, które dla zwykłego zjadacza chleba byłyby barierą nie do pokonania. Profesjonalizm uczestników widać było nie tylko w ich przygotowaniu fizycznym ale i doświadczeniu, które pozwoliło im prawidłowo oceniać siły na zamiary. Publiczność na własne oczy mogła się przekonać, że fundamentem zawodów siłowych są nie tylko potężne mięśnie, ale połączenie determinacji z rozwagą.

64


65 65

K U L T U R A

o glą dam y

sł u c hamy

c zytamy

Płyta „Pegaz”, czyli drugi studyjny materiał Leny, utrzymana jest w soulowo-jazzowym klimacie, wyprodukowany przez duet Lena Romul & Marcus Chevskee (wł. Jerzy Markuszewski, muzyk Kasi Kowalskiej, Pauliny Przybysz, współpracował z Sidneyem Polakiem, Anią Dąbrowską, Karoliną Kozak, Mariką), nagrana w wynajętym na kilka miesięcy małym drewnianym domku w podwarszawskich lasach. Za realizację dźwięku i mastering odpowiedzialny jest Wojciech Trusewicz (ex. Kora, obecnie BE.MY, Warsaw Afrobeat Orchestra).

► Premiera. Film „Rozważania o przemocy”

Tytuł: GRZECZNE DZIECKO Autor: Thomas B. Brazelton, Joshua D. Sparrow Oprawa: miękka ze skrzydełkami Format: 135 x 205 mm Liczba stron: 184

Kwartalnik Artystyczny Bliza zaprasza na premierową odsłonę PLANETE+ DOC FF. To nie będzie kolejny film o niewolnictwie, kolonizacji i przemocy w Afryce, obraz, wobec którego poczujemy współczucie, a potem bezpiecznie opuścimy kino. To będzie akt oskarżenia wypowiedziany przez ofiary kolonizacji w kierunku dzisiejszej Europy.

Książka Grzeczne dziecko została napisana z myślą o rodzicach, którzy mają problemy z ustalaniem zdrowych granic, wprowadzaniem dyscypliny i konsekwentnym jej egzekwowaniem.

data: 30 stycznia 2015 (piątek) godzina: 20:15 miejsce: Klub Filmowy w Gdyni

Wykonawca: Magda Tul Firma fonograficzna: Polskie Nagrania , Czerwiec 2014

► Film „85625” opowiada o wojennych losach Zbigniewa Kołakowskiego. Urodzony 13 kwietnia 1925 roku w Bydgoszczy, większość wojny przeżył w okupowanej Warszawie. W 1944 roku został aresztowany przez Niemców i wywieziony na teren III Rzeszy, gdzie trafił między innymi do dwóch obozów koncentracyjnych. Film jest kilkunastominutową próbą syntezy przeżyć z ostatniego roku wojny, kiedy bohater doświadczył bestialstwa i wielokrotnie cudem unikał śmierci. Twórca filmu zdecydował się na dość oryginalną formę: głównym założeniem jest próba zobrazowania opowieści Zbigniewa Kołakowskiego przez obrazy i muzykę reżysera Macieja Jarczyńskiego.

Płyta Brave to 10 premierowych kompozycji, napisanych głównie przez Magdę. Słyszymy na niej artystkę dojrzałą, która za pośrednictwem muzyki i słowa, skłania do refleksji, odkrywa swoją wrażliwość oraz... motywuje. Niezwykłe umiejętności wokalne, niebanalne utwory i oryginalne aranżacje, razem tworzą spójną, ale jednocześnie różnorodną całość, nad której brzmieniem czuwał producent Michał Nocny.

Wojciech Eichelberger, Anna Mieszczanek Wydawnictwo:Zwierciadło , Maj 2014 Szczęśliwe dziecko to szczęśliwy dorosły. Każdy z nas ma w sobie „wewnętrzne dziecko”. Jak je usłyszeć i zrozumieć jego potrzeby? Jak mądrze wykorzystać jego potencjał? Ten bestsellerowy poradnik powinni przeczytać wszyscy rodzice. Autorzy pokazali w nim pozornie prostą prawdę – jeśli rodzice pragną, by ich dziecko było zadowolone z życia, powinni przede wszystkim zatroszczyć się o siebie. Zatroszczyć, nie zaniedbując przy tym dziecka i relacji z nim. Od pierwszego wydania tej książki do dziś aktualna pozostała zasada walizki – „co włożysz, to wyjmiesz”. I druga – „tyle wymagań, ile miłości”.


66

miejsca kolportażu GDAŃSK STUDIO FITNESS HOUSE ul. Krzemienieckiej 9A KLUB ZDROWEGO STYLU ŻYCIA ul. Kołobrzeska 30/10 KINO HELIOS ul. Kołobrzeska 41C STUDENT-MED ul. Żabi Kruk 10 REH-UP ul. Żabi Kruk 10 ETERMED ul. Żabi Kruk 10 REH-UP ul. Jaskółcza 7/15 ETER ul. Jaskółcza 7/15 STUDENT-MED ul. Jaskółcza 7/15 REH-UP ul. Kazimierza Górskiego 1 ETERMED ul. Kazimierza Górskiego 1 STUDENT-MED ul. Kazimierza Górskiego 1 BRITISH SCHOOL ul. Jagiellońska 46 IKM ul. Długi Targ 39/40 FITNESS KLUB SPÓJNIA ul. Słowackiego 4 AKADEMIA SKUTECZNEJ DIETY al. Grunwaldzka 82 KWIACIARNIA U WIOLI ul. Chałubińskiego 4 STOMATOLOG PRZYMORZE ul. Obrońców Wybrzeża 12/1 STOMATOLOG PRZYMORZE ul. Olsztyńska 3c/2 PGE ARENA ul. Pokoleń Lechii Gdańsk 1 CRAFTOHOLIC SHOP ul. Krzywoustego 3 ROBO CAMP ul. Trzy Lipy 3 CENTRUM U7 ul. Plac Dominikański 7 GLOTTISPOL ul. Abrahama 18 EUROLIDER ul. Cienista 30 AKADEMIA ARTYSTYCZNA al. Grunwaldzka 339 PRZEDSZKOLE MORSKIE ul. Rogalińska 17 PRZEDSZKOLE FAHRENHAITA ul. Fahrenhaita 5 EDU PARK ul. Trzy Lipy 3 OVERHEAD ul. Warszawska 20 SZKOŁA TENISOWA DONBALON ul. Legionów 7 GALERIA STARYCH ZABAWEK ul. Ogarna 117/118 KINO 5D Galeria Przymorze UNIKIDS ul. Sobótki 21B PIZZERIA LEONE Orunia ul. Małomiejska /Róg ptasiej PIZZERIA LEONE Orunia górna ul. Dywizji Wołyńskiej 1/7 WOJEWÓDZKA BIBLIOTEKA PUBL. ul. Targ Rakowy 5/6 ZACISZE PIĘKNA ul. Leczkowa 1 FIT STACJA al. Grunwaldzka 411 KLUB ŻAK al. Grunwaldzka 195/197 BAZAR SMAKU al. Grunwaldzka 411 HEWELIANUM ul. Gradowa 6 PRZEDSZKOLE WESOŁA KRAINA ul. Mononitów PRZEDSZKOLE WESOŁA KRAINA ul. Bulońska KIBINAJ ul. Kołobrzeska 48F 4 STRONY ŚWIATA al. Grunwaldzka 417 CENTRUM ŁAŹNIA ul. Jaskółcza 1 / CENTRUM ŁAŹNIA ul. Strajku Dokerów 5 PRZEDSZKOLE ŻYRAFA ul. Norwida 4 GDAŃSKA GALERIA MIEJSKA ul. Piwna 27/29 FUNDACJA WSPÓLNOTA GDAŃSKA – WARZYWNIAK ul. Opata Rybińskiego 25 ELEWATOR – HALA WSPINACZKOWA ul. Doroszyńskiego 15H SMYKOWO ul. Chrzanowskiego 6/2 KABATA-MEDYCYNA RODZINNA ul. Mickiewicza 20A BIO WAY al. Grunwaldzka, Galeria Bałtycka

BIO WAY ul. Dmowskiego 11 F BIO WAY ul. Wały Jagiellońskie 34 EVIS al. Zwycięstwa 52 TUTTU.PL al. Grunwaldzka 45/47, od 1.10 w C.H. Manhattan BEAUTY DERM SPA ul. Kapliczna 30 SUN CITY al. Grunwaldzka 158/1 SUN CITY ul. Kartuska 195a GOSPODA POPÓWKA ul. Spacerowa 51 SOKRATES ul. Zakopiańska 37a WESOŁY PROMYCZEK ul. Fieldorfa 13/5 LA TRAVEL ul. Kossaka 6/1 MET LIFE al. Grunwaldzka 212 ZESPÓŁ SZKÓŁ ARCHITEKTURY I KRAJOBRAZU ul. Czyżewskiego 31 STUDIO TAŃCA POD KWADRATEM al. Grunwaldzka 335 CUKIERNIA NO TO CIACHO ul. Pniewskiego 3B GRUPA ANKARA ul. Partyzantów 49 FABRYKA PIĘKNA ul. Podbielańska 18/2 MIASTO ANIOŁÓW ul. Chmielna PIEROGARNIA U DZIKA ul. Piwna 59/60 RESTAURACJA LA FONTAINE ul. Dyrekcyjna 2-4 RESTAURACJA SZAFARNIA 10 ul. Szafarnia 10 RESTAURACJA POBITEGARY ul. Bitwy Oliwskiej 34 LA BOCCA ul. Startowa 30 BIURO REGIONALNE ORIFLAME ul. Obrońców Wybrzeża 1 (Galeria Przymorze) RESTAURACJA PUEBLO ul. Kołodziejska 4 PIZZERIA ÓSEMKA ul. Wajdeloty 24 RESTAURACJA MANEKIN ul. Grunwaldzka 270 MAMA LULU ul. Hemara 3 STREFA KOBIET ul. Krzemowa 20 OŚRODEK CZYTELNICTWA CHORYCH I NIEPEŁNOSPRAWNYCH ul. Czerwony Dwór 21 FILIA GDAŃSK – ŚRÓDMIEŚCIE ul. Mariacka 42 FILIA NAUKOWA GDAŃSK-PRZYMORZE ul. Obrońców Wybrzeża 2 BIBLIOTEKA MANHATTAN, CH MANHATTAN al. Grunwaldzka 82 BIBLIOTEKA OLIWSKA FILIA NR 2 ul. Opata Rybińskiego 9 CITY-MED ul. Heweliusza 22 FUNDACJA RODZIC DZIECKO.PL ul. Nowe Ogrody 35 TABUN ul. Konna 29, Otomin TEDKIDS ul. Sobótki 21 b/2 SPS ŚWIETLICA STONOGA ul. Posejdona 2 GOŚCINNA PRZYSTAŃ ul. Gościnna 14 KLUB MAMY I TATY RATATUJ ul. Rysia 2 KLUB TARAPATY ul. Koziorożca 29B CENTRUM ROZWOJU RODZINY ul. Nowe Ogrody 35, klub rodziców ławeczka KLUB MAM W GDAŃSKU MORENA ul. Nałkowskiej 3, piątek 10:00 FUNDACJA MY TO MAMY ul. Wyzwolenia GAK- DWOREK ARTURA ul. Dworcowa 9 GAK-DOM SZTUKI ul. Stryjewskiego 25 GAK-WINDA ul. Rocławska 17 GAK- GAMA ul. Starowiejska 15/19 GAK- SCENA MUZYCZNA ul. Powstańców Warszawskich 25 GAK-PLAMA ul. Pilotów 11 GAK-WYSPA SKARBÓW ul. Turystyczna 3 SZKOŁA RODZENIA SUPER MAMA ul. Lubelska 3 SZKOŁA RODZENIA SUPER MAMA al. Grunwaldzka 355 SZKOŁA RODZENIA SUPER MAMA ul. Wawelska 10 SZKOŁA RODZENIA SUPER MAMA ul. Jaśkowa Dolina 84

CENTRUM TERAPII LOGOP ul. Myśliwska 79d/3 STARY KADR ul. Grobla I 3/4 FUN ARENA ul. Pokoleń Lechii Gdańsk 1 WOJEWÓDZKA I MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA ul. Pilotów 3 WOJEWÓDZKA I MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA ul. Lelewela 21/22 WOJEWÓDZKA I MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA ul. Ks. Sychty 18a WOJEWÓDZKA I MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA ul. Jagiellońska 8 WOJEWÓDZKA I MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA al. Igielnicka 5 WOJEWÓDZKA I MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA al. Opolska 3 WOJEWÓDZKA I MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA al. Dworska 27 WOJEWÓDZKA I MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA al. Manifestu Połanieckiego 32/34 WOJEWÓDZKA I MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA al. Gospody 3b WOJEWÓDZKA I MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA al. Diamentowa 10 WOJEWÓDZKA I MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA al. Dragana 26 WOJEWÓDZKA I MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA al. Strajku Dokerów 5 WOJEWÓDZKA I MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA al. Angielska Grobla 8/10 WOJEWÓDZKA I MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA al. Hoene 6 WOJEWÓDZKA I MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA al. Turystyczna 3 WOJEWÓDZKA I MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA al. Paderewskiego 11 WOJEWÓDZKA I MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA al. Kryniczna 20 WOJEWÓDZKA I MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA al. Wyrobka 5A WOJEWÓDZKA I MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA al. Podkarpacka 1 WOJEWÓDZKA I MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA al. Stryjewskiego 29

GDYNIA AKADEMIA SKUTECZNEJ DIETY ul. Starowiejska ATRIUM CENTRUM U7 ul. Świętojańska 133 COCO RESTAURANT ul. Waszyngtona 21 GALERIA MALUCHA ul. Traugutta 2 EXPERYMENT ul. Zwycięstwa 2 EDUFUN ul. 10 lutego 21/2 YMCA ul. Żeromskiego 26 SLOW CAFE ul. Filipkowskiego 20 ADVENTURE PARK ul. Bernadowska 1 EMPIK SCHOOL ul. Świętojańska 64 CAFE KLAPS ul. Wybickiego 3 RESTAURACJA TRIO ul. Starowiejska 29/35 LILKI SZPILKI ul. Starowiejska 8 GDYŃSKIE CENTRUM KULTURY ul. Łowiecka 51 KUŹNIA TALENTÓW ul. Szyprów 24B CAFFE ANIOŁ ul. Kilińskiego 6 RESTAURACJA MALIKA ul. Świętojańska 69 EM BE RESTAURANT ul. Świętojańska 49 RESTAURACJA KULIONARNE SAFARI ul. Abrahama 20 BIO ŚWIAT ul. Starowiejska KIDS CONCEPT ul. Morska 174 MATH RIDERS ul. Olgierda 125a BEAUTY DERM SPA ul. Świętojańska 133 BIO WAY ul. Władysława IV 37 BIO WAY ul. Kazimierza Górskiego 2, C.H. Riviera ELIGO ul. Gryfa Pomorskiego 56d/2 ATLANTIC KLUB ul. 3 Maja 28 MANA DAY SPA ul. Żwirki i Wigury 2A DALMACIJA ul. Świętojańska 51 FOTOGRAF RODZINNY TRÓJMIASTO ul. Kasztelańska 10a NANNY BELL ul. Tezeusza 4 EUROLIDER ul. Nowowiczlińska 35

CIUCIUBABKA CAFE ul. Piłsudskiego 30 TUPTUSIE ul. Snycerska 11 MARIASZEK ul. Spółdzielcza 1 COZZI ul. Władysława IV 49F PIWOWARNIA ul. Abrahama 64 PANORAMA ul. Al. Mickiewicza 1/3 EUREKA RESTAURACJA ul. Al. Zwycięstwa 96/98 Familly World ul. Pł. Dąbka 338 (Galeria Szperk) EDUROBOT ul. Świętojańska 73 FUNDACJA MAMY Z MORZA ul. Brzechwy 3/5 BRYGADA RODZICA ul. Morska 113 RODZICE BEZ OBAW ul. Filipkowskiego 20 ATERIER AMBRIS ul. Górnicza 20 B/13 WYSOKA SZPILKA ul. Wielkopolska 28, Gdynia PASION ul. Leszczynki 198 IMPRESJA - STUDIO EDUKACJI MUZYCZNEJ ul. Wielkopolska 401 KLUB ZDROWEGO STYLU ŻYCIA ul. Orląt Lwowskich MUZEUM MOTORYZACJI ul. Żwirowa 2C PORADNIA PSYCHOLOGICZNA TY I JA/ STUMILOWYLAS ul. Spokojna 47 AGULLA PRACOWNIA ul. Władysława IV 38D/60 HAREM CLUB ul. Waszyngtona 21

SOPOT GRODZISKO SOPOT ul. Haffnera 63 TUPTUSIE ul. Ceyenowy 16 SKLEP ZIELARSKI ul. Podjazd 3 MAŁA GALERIA ul. Sikorskiego 8/10 MUZEUM SOPOTU ul. Poniatowskiego 8 ZATOKA SZTUKI ul. Mamuszki 14 HAUSIK ul. Skarpowa 2 RESTAURACJA TOSCANA al. Grunwaldzka 27 BŁĘKITNY PUDEL ul. Monte Casino 53 U PRZYJACIÓŁ ul. Polna 55 RUCOLOA ul. Monte Casino 53 UNIQ CLUB ul. Plac Zdrojowy 1 URZĄD MIASTA SOPOTU ul. Kościuszki 25/27 BIBLIOTEKI SOPOT ul. Obrońców Westerplatte 16 SZKOŁA BIG BEN ul. Kujawska 1 SPORT NA ZDROWIE ul. Bitwy pod płowcami 3b „GAMES BOX - TWOJE POLE GRY” ul. Cieszyńskieo 22 w bibliotece filia 7 KREWAKTYWNI ul. Marynarzy 4

OKOLICE SZKOŁA RODZENIA SUPER MAMA Pruszcz Gd., ul. Świerkowa 28 SZKOŁA RODZENIA SUPER MAMA Rumia, ul. Gdańska 17 SZKOŁA RODZENIA SUPER MAMA Wejherowo, ul. Sobieskiego 334 HELEN DORON Rumia, ul. Piłsudskiego 68 ASTOR HOTEL Jastrzębia Góra, ul. Rozewska 38 RESTAURACJA PARMEZAN Rumia, ul. Żwirki i Wigury 18 A REFERAT DS. KULTURY, SPORTU, TURYSTYKI I REKREACJI W REWIE Rewa, ul. Morska 56 KLUB MALUSZKA Pierwoszyno, ul. Droga Wojewódzka 101 CZARNY KOS Borkowo, ul. Letniskowa 10 83-330 HOTEL PRIMAVERA CONFERENCE & SPA Władysławowo, ul. Rozewska 40,



68


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.