Magazyn o świadomym życiu więcej numer 2 czerwiec 2018

Page 1

NUMER 2 · CZERWIEC 2018

WIĘCEJ

w środku: odważnie o psychice kobiece biznesy z pasją odczarujmy feminizm odkryj swój styl


spis treści 12

ministerstwo dobrego mydła

14

miugo

18

kavo design

22

studio ulanicka

26

kotowska studio + paper & sun

30

podróż dookoła świata wywiad z Julią Raczko

38

czy ja naprawdę jestem odważna? Angelika Pińkowska

40

odważnie o psychice Klaudia Kołdras

44

odczarujmy feminizm, czyli o odwadze do zabierania głosu Milena Adamczewska

48

postaw na odkrywanie swojego stylu Anita Janicka-Kalcov

52

wegański larb z tofu Karolina Wiercigroch


Drogi Czytelniku! W tym numerze jeszcze bardziej czuć kobiecą siłę. Moc, która pozwala dążyć do spełniania marzeń, do sięgania po to, co początkowo jawi się nieosiągalne. Kobiece biznesy z pasją, podróże dookoła świata, akceptacja siebie, walka o swoje prawa i poszukiwania własnego ja. To tematy bliskie każdej z nas. Często zapominamy, że aby być szczęśliwą partnerką, żoną, matką czy przyjaciółką to o siebie musimy zadbać najpierw. Oddaję w Wasze ręce drugi numer Magazynu o świadomym życiu „Więcej” w nadziei, że zawarte w nim historie sprawią, że zapragniecie od życia więcej.

Angelika Pińkowska


Autorki

Angelika Pińkowska

Ania Ulanicka

Anita Janicka-Kalcov

Milena Adamczewska Karolina Wiercigroch Klaudia Kołdras

Cześć! Nazywam się Angelika i to ja jestem sprawczynią całego tego zamieszania. Magazyn marzył mi się od kilku lat, więc w końcu wzięłam sprawy w swoje ręce i oto jest - magazyn o świadomym życiu „Więcej”.

Cześć! Jestem Ania Ulanicka.

Uwielbia zadawać pytania i poszukiwać odpowiedzi. Fascynuje ją świat – obserwuje go, odkrywa, opisuje i próbuje uczynić trochę lepszym miejscem.

W ostatnim roku zrobiłam kilka rzeczy, których okropnie się bałam: wyjechałam spontanicznie do Tajlandii, zaczęłam dźwigać ciężary, spałam w dżungli, pojechałam na warsztaty fotograficzne, zaczęłam biegać oraz - co najbardziej fajne i ekscytujące - założyłam własny biznes!

Z wykształcenia ekonomistka, jednak odkąd tylko pamięta, jej prawdziwą pasją jest moda. Latami testowała, wątpiła, budowała na nowo swój styl. Pewnego dnia zaryzykowała i poszła za głosem serca. Zrezygnowała z pracy w korporacji, a swoją pasję uzupełniła wiedzą z kursów na London College of Fashion. Teraz podpowiada kobietom, jak dobrać odpowiedni strój i dodatki do swojej sylwetki, jakie kolory pasują do ich osobowości oraz co warto posiadać w szafie, aby już nigdy więcej nie narzekały, że nie mają w co się ubrać. Wie, jak ważne jest odkrywanie własnego, kobiecego piękna, dlatego z ogromną przyjemnością podzieli się z Tobą swoją wiedzą i wieloletnim doświadczeniem.

aniaulanicka.pl

nietypowastylistka.pl

Od roku mieszkam w Australii, gdzie z każdym dniem zakochuję się w tym kraju coraz bardziej. Jestem miłośniczką podróży w rytmie slow, książek i uważnego życia. adreamerslife.pl

Jestem fotografem oraz autorką bloga aniaulanicka.pl. Uwielbiam to, co robię, a nie znoszę marudzić. Z wykształcenia jestem architektem, ale to pracując z aparatem czuję, że daję z siebie tysiąc pięćset procent!

Z wykształcenia dziennikarka i italianistka. Zawodowo zajmuje się fotografią i stylizacją kulinarną oraz tworzeniem przepisów, a jej największą pasją jest opowiadanie kulinarnych historii. Pisze o jedzeniu i podróżach. Prowadzi bloga kulinarno-podróżniczego Dine&Dash. Lubi się przeprowadzać, obecnie mieszka i pracuje w Londynie.

Z wykształcenia prawniczka, z serca aktywistka, z doświadczenia copywriterka. Postanowiła połączyć wszystkie umiejętności i pasje w działalności na rzecz praw człowieka. Obecnie mieszka dine-dash.com i dokształcała się w Holandii, ale po wielu, również międzykontynentalnych migracjach, zaczyna tęsknić za Warszawą. Ma tendencje do życia w pędzie, więc nauczyła się też zwalniać i zatrzymywać. Parzy wtedy dobrą kawę, ćwiczy jogę i celebruje jedzenie z bliskimi. mileysroad.pl

Jestem Klaudia, mam 25 lat, a od ponad dwóch mieszkam w północnej Norwegii. Choć pochodzę z Mazowsza, moje życie związane było również z Trójmiastem, gdzie studiowałam i zostawiłam spory kawałek serca. Jestem zwolenniczką prostego życia i wierzę, że mniej naprawdę znaczy więcej. Uczę się odpuszczania, fotografii, norweskiego i… siebie samej. Na co dzień prowadzę również bloga i pracuję w norweskiej kawiarni. Wierzę, że każdy z nas zasługuje na pełne, spełnione i szczęśliwe życie! klaudiakoldras.pl


odwaga cecha kogoś, kogo nie przerażają i nie zniechęcają do działania trudności i niebezpieczeństwa


z pasją

KOBIECE BIZNESY

ROZMAWIAŁA ANGELIKA PIŃKOWSKA


MINISTERSTWO dobrego mydła Skąd pomysł na Ministerstwo Dobrego Mydła? Jak to się stało, że zainteresowałyście się kosmetykami naturalnymi?

Pomysł na Ministerstwo Dobrego Mydła narodził się z potrzeby. Z potrzeby prostego, rzetelnego kosmetyku w przystępnej dla nas cenie. Kosmetyki przecież też można robić samemu a przynajmniej spróbować. Czasem z tej próby rodzi się pasja a z pasji rodzi się praca na całe, całe życie. Widać, że każdy produkt w Waszym sklepie jest starannie przemyślany. Widać, jak ogromną wagę przywiązujecie do jakości składników, pięknych opakowań, etykiet czy nawet wyglądu sklepu przy Dzielnej 15 w Warszawie. Jaki przyświeca Wam cel? Co chcecie osiągnąć swoimi produktami?

Tych celów jest kilka i ciągle rodzą się kolejne. Chciałyśmy wystartować jako firma solidna, jawna, firmowana naszym nazwiskiem, z rzetelnym produktem i dobrą obsługą klienta. Chcemy pracować w dobrej atmosferze i móc w ten sposób utrzymać naszych najbliższych a dziś umożliwić to również naszym pracownikom. Chcemy być stabilnym, mocnym brandem, lubianym i darzonym zaufaniem przez klientów.

Kiedy klienci wracają po więcej, chwalą, są zadowoleni. To daje mega energię do dalszej pracy.

źle pójdą sprawy formalne, bywa, że drobna pomyłka urasta do rangi problemu. Nad strachem wciąż uczymy się panować, ale czasem jest to rzeczywiście jazda bez trzymanki (śmiech). Czy uważacie, że jesteście odważne?

Tak, uważamy, że nie należymy do tych, którzy się boją, choć mamy swoje ograniczenia i jesteśmy ich Jakie największe przeszkody bardzo świadome. Na dziś dzień spotkałyście na swojej bizne- poruszamy się w swoich granicach, sowej drodze? Były to czynniki w swoich strefach komfortu i są zewnętrzne, czy raczej barie- rzeczy, których nie umiemy i nie ry wewnętrzne takie jak strach możemy dosięgnąć. Być może kiedyś się to uda, ale mamy też przei obawa przed porażką? strzeń na to, że poza pewne granice Raczej czynniki zewnętrzne, nigdy nie wyruszymy. przypadki losowe, wpadki spowodowane nieznajomością branży. Czasem zbyt długo czekamy na surowiec, który utknął na granicy a od niego zależy przygotowanie kosmetyków, czasami

12

Co sprawia Wam najwięcej radości i przyprawia o największą satysfakcję?

Co poradziłybyście kobietom, które wciąż się wahają i nie mają odwagi, aby założyć swój własny biznes? Żeby poszukały bliskiej, wspierającej i pomocnej osoby, by mieć z kim planować, realizować i dzielić smutki. Żeby dobrze przemyślały co chcą światu zaoferować i przede wszystkim dlaczego świat miałby się z tego ucieszyć. Żeby podzieliły swoją wizję na małe kawałki, bo patrząc na nie mniej się boisz. I żeby przygotowały się na to, że wiele rzeczy się nie uda. Będzie mnóstwo potknięć, błędów i zmagań. Trzeba tylko za każdym razem podnieść się i maszerować dalej. www.ministerstwodobregomydla.pl/

13

MAGAZYN WIĘCEJ


MIUGO Skąd pomysł na MIUGO i swój biznes? Pomysł na MIUGO powstał bardzo spontanicznie, przy okazji rozmów z moim mężem (wtedy jeszcze nawrzeczonym), z którym właśnie razem MIUGO tworzymy. Połączyliśmy doświadczenie i wiedzę Patryka z moim pomysłem na własny biznes i konkretnym „wyobrażeniem” na temat zegarka.

Ciężko stwierdzić czy udało mi się zrealizować wizję mojego wymarzonego biznesu, ponieważ ta wizja stale ewoluuje. Myślę, że na tym polega „prowadzenie” własnej marki, własnej firmy. Nie można trzymać się na siłę swojego pierwotnego planu, tylko stale dostosowywać się do sytuacji w jakiej jesteśmy, nie zapominając jednak o podstawowych założeniach. Moim założeniem w przypadku MIUGO był minimalizm, wysoka jakość i bezpośredni kontakt z klientami i to uważam, że udało się zrealizować.

Myślę, że zawsze na początku prowadzenia własnego biznesu odczuwa się niepewność, natomiast jeżeli mamy przemyślany plan działania, doświadczenie, wiedzę, zaplecze finansowe i bliską osobę, która nas wspiera, to damy radę tę niepewność pokonać. „Przeszkodą”, nad którą stale pracuję, jest mój brak cierpliwości. Jestem osobą, która efekty swoich działań chciałaby widzieć od razu, tu i teraz, natomiast nie zawsze tak może być, zwłaszcza jeżeli chcemy biznes prowadzić na szerszą skalę. Bywa to frustrujące i czasem odbiera mi chęci do Jakie największe przeszkody spo- działania, jednak wiem, że „nie od tkałaś na swojej biznesowej dro- razu Rzym zbudowano”. dze? Były to czynniki zewnętrzne, czy raczej bariery wewnętrzne, Co sprawia Ci najwięcej radości takie jak strach i obawa przed po- i przyprawia o największą satysrażką? fakcję?

Niezwykle podoba mi się to, że od początku istnienia przykładasz ogromną wagę do detali. Konsekwentnie stawiasz na minimalizm i przedkładasz jakość nad ilość. Pamiętam Kasiu jak mi opowiadałaś, że od pomysłu do realizacji całego projektu minęło kilka dobrych miesięcy. Czy uważasz, że udało Ci się zrealizować wizję jaką miałaś na swój wyma- Czynnikami zewnętrznymi, na którzony biznes? re nie mam wpływu, nauczyłam się nie przejmować, a bariery weBardzo dziękuję za miłe słowa. wnętrzne staram się przeskakiwać.

14

15

Przede wszystkim wiadomości zwrotne od klientów. Nie chodzi nawet o same zamówienia, co oczywiście też daje ogromną radość,

MAGAZYN WIĘCEJ


a o informację, że zegarek się podoba, o podziękowania za szybką realizację zamówienia i za niespodzianki w paczce. Zależy mi, żeby klienci czuli się dopieszczeni przez nas, dlatego stale mamy ciekawe (moim zdaniem) akcje promocyjne, staramy się na bieżąco utrzymywać bezpośredni kontakt, choć bywa to trudne, bo MIUGO to ja i Patryk. Sama zajmuję się kontaktem z Klientami, prowadzeniem Instagrama MIUGO, pakowaniem zamówień i w miarę możliwości robieniem zdjęć, dlatego właśnie sądzę, że te wiadomości zwrotne, że coś się podoba i że mamy działać tak dalej, są najbardziej satysfakcjonujące. Dużą radością są też współprace, dzięki którym mam okazję poznać twórczość ciekawych osób. Tak właśnie między innymi poznałam, najpierw Twojego bloga, który ogromnie mnie zaciekawił, a następnie, dzięki zupełnemu przypadkowi z MIUGO w tle, miałyśmy okazję się spotkać i porozmawiać. Na Dzień Kobiet stworzyliśmy cykl o inspirujących kobietach, których to właśnie twórczość poznałam dzięki MIUGO i które MIUGO (mam nadzieję) lubią i wspierają.

w którym chcę. Co poradziłabyś kobietom, które wciąż się wahają i nie mają odwagi, aby założyć swój własny biznes? Moja rada jest taka, aby podejść do biznesu rozsądnie, a nie emocjonalnie. Mieć wiedzę, zaplecze finansowe i chęci, bo nie zawsze początki są łatwe. Z mojego doświadczenia mogę również podpowiedzieć, że bardzo ważne jest, aby mieć oparcie w bliskiej nam osobie, która zrozumie nasze działania i będzie nas wspierać, bez względu czy będzie dobrze czy źle. Mieć otwarty umysł i dostosować się do sytuacji, w której jesteśmy. Czasem zrobić krok wstecz, żeby potem zrobić dwa kroki w przód. www.miugo.pl/

Czy uważasz, że jesteś odważna? Kiedyś powiedziałabym, że raczej nie, natomiast teraz, na dzień dzisiejszy, zdecydowanie mówię, że tak, jestem odważna. Nie na tyle, żeby skoczyć ze spadochronem, ale na tyle, aby prowadzić własny biznes i rozwijać się w kierunku,

16

17

MAGAZYN WIĘCEJ


K d eA s i Vg nO

Skąd pomysł na swój biznes? Jak to się stało, że założyłaś KAVOdesign? Biżuteria była dla mnie bardzo ważna od dziecka i zupełnie nie wiem skąd mi się to wzięło. Pamiętam jak mama zabierała mnie do jednego z niewielu sklepów w Białymstoku, w którym można było dostać biżuterię z prawdziwego zdarzenia, od projektantów, niemającą nic wspólnego z biżuterią sieciówkową. I chociaż sama nie rozumiała biżuterii i nie nosiła jej wcale, kupowała mi raz na jakiś czas coś z tego sklepu. Pamiętam, że wszystkie pierścionki, które można było tam znaleźć, były na mnie za duże i nikt nie chciał zrobić mi na zamówienie mojego minirozmiaru. Więc gięłam pierścionki, robiłam z nich jaja, żeby jakoś trzymały się moich bardzo chudych palców (dlatego teraz w kavo uparłam się, że można zamówić rozmiar nawet na ten najmniejszy palec). Wszystko to łączyłam z tanią biżutierą drewnianą, plastikową, materiałową. Wyrażałam się, szukałam własnego stylu. Zmieniałam się z biegiem czasu, miałam najróżniejsze okresy. W końcu teraz noszę tylko drobne złoto. 3 pierścionki, dwa różne kolczyki i naszyjnik. Wszystko codzienne, basicowe, proste, klasyczne, czyli esencja kavo. W liceum tworzyłam sama proste koralikowe kolczyki i naszyjniki na żyłce. Mój pokój tonął w srebrnych półfabrykatach, a ja obwieszałam się na potęgę. Będąc na studiach, poszłam do trzyletniej szkoły złotniczej Antidotum, nauczyć się fachu, ale traktowałam to hobbystycznie, wtedy swoją przy-

18

19

MAGAZYN WIĘCEJ


szłość wiązałam z językami, studiowałam lingwistykę stosowaną. Oczywiście gdzieś z tyłu głowy biżuteryjny biznes wciąż do mnie gadał. Po trzech latach stwierdziłam, że to nie dla mnie. Jestem z natury niecierpliwa i mało uważna. Nie potrafiłam sprostać swoim własnym wyśrubowanym oczekiwaniom. Złotnictwo to trudna, żmudna praca, która bardzo niszczy ręce, wymaga siły i grubej skóry. Podjęłam decyzję, że to nie dla mnie, mimo że w głowie mialam sporo pomysłów. I potem mój partner Paweł uświadomił mi, że przecież nie muszę wszystkiego wykonywać własnymi rękami, a skoro marzy mi się marka biżuteryjna, mogę robić projekty i zlecać wykonanie złotnikom. Tak też zrobiłam.

Czy uważasz się za osobę odważną?

Świadomie i konsekwentnie budujesz swoją markę. Jaki jest Twój długoterminowy cel? Co chciałabyś osiągnąć?

www.kavodesign.com/

Raczej nie. Co poradziłabyś kobietom, które wciąż się wahają i nie mają odwagi, aby założyć swój własny biznes? Znajdz kogoś, kto już to zrobił i poproś o wsparcie, radę, drogowskaz. I rób, popełniaj błędy, ucz się na nich, nie ma innej drogi. Powoli, krok po kroku, ale konsekwentnie. I nie rzucaj stałego źródła utrzymania. Biznes na samym początku to studnia bez dna, trzeba inwestować, płacić np. za nieudane próby, itd. więc dobrze jest nie mieć na sobie niepotrzebnego stresu finansowego. Życzę powodzenia!

Takie sprawy wciąż jeszcze mi się powoli klarują w głowie, także na razie nic nie mówię. Jakie największe przeszkody spotkałaś na swojej biznesowej drodze? Były to czynniki zewnętrzne, czy raczej bariery wewnętrzne, takie jak strach i obawa przed porażką? Podwykonawcy! Podwykonawcy! Podwykonawcy! Tzw. czynnik ludzki. To pole minowe, na którym najwięcej kwestii się psuje. To morze niepewności i pole walki. Opóźnienia, więc walka z czasem, walka o jakość, walka o ceny, testowanie własnej tolerancji na kompromisy. Co sprawia Ci najwięcej radości i przyprawia o największą satysfakcję? Najwięcej radości sprawia mi zadowolenie klientów. Tworzę przedmioty, które mają dla nich duże znaczenie i to jest super. Często robię projekty tylko dla nich, tzw. unikavo, ale niektóre moje produkty same w sobie wymyślone zostały po to, żeby coś znaczyć, np. bransoletka NOW, która jest przydatnym narzędziem do trenowania uważności.

20

21

MAGAZYN WIĘCEJ


studio

ULANICKA 22

Skąd pomysł na swój biznes? Jak czyłam już jako nieetatowy prato się stało, że rzuciłaś pracę i po- cownik, aczkolwiek nie miałam stawiłaś na siebie? pojęcia z jaką odpowiedzialnością, stresem, i ogromem pracy się to Złożyło się na to kilka czynników. wiąże. Z perspektywy dzisiejszeZdjęcia robiłam oczywiście od go dnia mam wrażenie, że była to zawsze, aczkolwiek tylko dla siebie bardzo odważna (i może mało rozi czasami nieudolnie. Bardziej wie- sądna na tamten moment) decyzja, rzyli we mnie znajomi sugerując bo budowałam biznes fotografii mi, że powinnam na tym zarabiać, ślubnej od zera. Bez kontaktów co mnie nie mieściło się w głowie. wśród klientów, bez kontaktów w branży, bez większego doświadSkończyłam architekturę i praco- czenia. Kosmos. wałam w zawodzie przez 1,5 roku, ale kompletnie nie było w tej pracy W międzyczasie przeszłam ogromchemii. Byłam w tym dobra, do- ne turbulencje w życiu prywatnym, kładna, pracowałam szybko. Pod- przez które miałam chęć wszystko czas pracy przy jednym z więk- rzucić. Nie wiem jak to się stało, szych projektów, gdzie musiałam że nie rzuciłam i to przetrwałam. siedzieć w biurze po kilkanaście godzin dziennie dotarło do mnie, To był ciężki rok, chyba najcięższy że nie mam najmniejszej ochoty w moim życiu, prywatnie i zawowychodzić każdego ranka z domu dowo. do pracy. Szłam jak na ścięcie. Wtedy podjęłam już (choć moż- Ale dzisiaj jestem tutaj. Wypracoliwe, że nieświadomie) decyzję wałam swoją ciężką pracą coś, co o tym, że nie jest to moja droga. się w końcu stabilizuje, a ja nie muszę martwić się o to, czy będę miała Po pół roku od tego dnia zosta- wystarczającą ilość zleceń. I czuję wiłam pracę. W 2017 rok wkro- się na siłach je realizować.

23

MAGAZYN WIĘCEJ


Świadomie i konsekwentnie budujesz swoją markę. Jaki jest Twój długoterminowy cel? Co chciałabyś osiągnąć?

No i oczywiście finanse - trzeba nauczyć się nimi bardzo mądrze gospodarować. Ja nigdy nie byłam rozrzutną osobą. Pamiętam jedną śmieszną sytuację z ubiegłego roku, kiedy zadowolona z kilku fajnych zleceń, widząc fajną sumkę na koncie firmowym pomyślałam, że nawet wystarczy mi na szaleństwa. Opłaciłam, co miałam do opłacenia, a na koncie zostało 120 zł. W głowie to nie zawróciło. Trzymanie ręki na finansowym pulsie nie jest może przeszkodą, ale ciągły strach przed brakiem płynności może nią zostać. Tym bardziej, jeśli ktoś boi się ryzyka i poczucie bezpieczeństwa jest czymś, co ceni najbardziej.

Wielokrotnie próbowałam wyznaczać cele na całe życie, ale ogromnie szybko się zmieniają. Co nie jest złe. Z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc ewoluuję i ewoluują moje cele. Dziś wyznaczony cel mogę za miesiąc zmienić. Moim nadrzędnym celem, który się chyba nie zmieni jest rozwijanie swojej działalności w taki sposób, by nie musieć zarabiać każdej złotówki swoim zdjęciem, swoją obecnością. Nie są to jeszcze plany doprecyzowane, ale nie wywieram na siebie już presji, by widzieć swoją przyszłość bardzo konkretnie. Co sprawia Ci najwięcej radości i przyprawia o największą satysJakie największe przeszkody spo- fakcję? tkałaś na swojej biznesowej drodze? Były to czynniki zewnętrzne, Kiedy myślę o tym, kim i w jakim czy raczej bariery wewnętrzne, miejscu byłam rok temu. Nie mogę takie jak strach i obawa przed po- wyjść z podziwu, jaką drogę przerażką? szłam. Nie ma nic bardziej satysfakcjonującego i dającego mi dumę. Nie spodziewałam się, że własny Przeczytałam ostatnio fajne pytabiznes to tyle odmów. nie, które mocno do mnie trafiło: „Pamiętasz jak chciałeś tego, co teNie umiałam sobie poradzić z tym, raz masz?”. że nie wszyscy chcą ze mną pracować, bardzo źle znosiłam brak Codziennie doceniam moment, odpowiedzi na swoje wiadomości w którym jestem. Rozwijam się, idę z propozycją współpracy. Dużo do przodu, ale mam ciągle świaczasu zajęło mi dojście do momen- domość, że rok temu chciałam być tu, w którym zrozumiałam, że nie właśnie tutaj. Rozwój daje mi najwszyscy klienci są dla mnie, a ja więcej satysfakcji! nie jestem dla wszystkich klientów. Nauczyłam się być gruboskórna Czy uważasz się za osobę odważi teraz jest mi dużo łatwiej. Łatwiej ną? przyjmować odmowy i zdobywać nowych klientów, z którymi do sie- Wiesz, odnalazłam ostatnio słobie pasujemy. wo „przekorna”. Mój dziadek był ogromnie upartą, przekorną oso-

24

bą i wydaje mi się, że przejęłam to od niego. Nie zważał na to, co inni o nim myślą, a czasami robił wiele rzeczy wręcz na przekór. Aby tylko postawić na swoim. Nie wiem, czy w moim przypadku działa odwaga, czy właśnie ten przekorny element, ale fakt faktem - zrobiłam dzięki temu dużo rzeczy, o które bym siebie wcześniej nie podejrzewała. Co poradziłabyś kobietom, które wciąż się wahają i nie mają odwagi, aby założyć swój własny biznes? Na początek powiem coś, co warto rozważyć przed podjęciem decyzji o własnym biznesie. Własny biznes nie jest dla każdego. Własny biznes to nie zabawa. To harówa, i tylko dzięki wytężonej pracy możemy coś zbudować. Co nie trwa rok. Budowanie marki trwa latami. Nie każdy jest na to gotowy - i nic w tym złego. Ja również pracuję nieustannie nad sobą i swoim nastawieniem. Wiesz, na etacie jest spokojnie, bezpiecznie, wiesz, co się przydarzy. Że za kilka lat kupisz samochód, za kilka kolejnych mieszkanie i tak dalej. Tutaj - startując nie masz pojęcia, ile zajmie Ci rozwój biznesu do satysfakcjonującego poziomu. Nie zawsze możesz przewidzieć, że w którymś momencie być może nie zarobisz nic. A miałaś zarabiać. Miną być może nawet lata, zanim sytuacja się ustabilizuje. Trzeba mieć to na uwadze. Mieć dużo dyscypliny, ale i wyrozumiałości dla siebie. Nikt nie uro-

dził się ze wszystkimi potrzebnymi mu umiejętnościami i trzeba dać Wiesz, nie odmawiam nikomu zasobie czas. let pracy u siebie, ja w tym momencie nie wyobrażam sobie, że mogłaA co do życia z pasji (nie znoszę bym pracować w inny sposób, ale tego określenia, zaraz to wyjaśnię) wydaje mi się, że najpierw warto - robienie zdjęć to może 20% mojej określić, w jaki sposób chciałoby pracy, może troszkę więcej. Resz- się pracować, jakie się ma predysta to reklama, sprzedaż, promo- pozycje, nim podejmie się - dość cja, kontakt z klientem, tworzenie ryzykowną jak by nie było - decyzję strony internetowej, wycena itd. o przejściu na swoje. Nie mam jeszcze swojego zespołu, więc większość robię samodzielnie. Na ten moment, kiedy myślę Nie jest to łatwe, potrzeba ogromu o przyszłości, nie mam w planach samozaparcia i dyscypliny, by się robić coraz więcej zdjęć. Wręcz w tym odnaleźć i nie zrezygnować przeciwnie. Uwielbiam to, co row przedbiegach (a przychodzi taka bię, ale głównie dlatego, że pracuję ochota). Nie zarabiam na swojej w ten, a nie inny sposób. Jara mnie pasji. Kocham to, co robię, ale zara- (wybacz kolokwializm) tworzenie biam na swojej strategii, a w dodat- własnej marki. Jest to dla mnie nieku nigdy nie jest tak, że wszystko, ustanna, pociągająca, niesamowico robimy, jest naszym wymarzo- cie ekscytująca przygoda. nym zajęciem. Dla mnie na przykład wysyłanie dokumentów dla Poczucie sensu wykonywanej praksięgowej jest horrorem - nie lubię cy jest czymś, co w wielu hardcopapierów, a we własnej działalności rowych momentach trzymało mnie takich rzeczy jest dużo. przy życiu. Ja byłabym okropnym pracownikiem etatowym, serio. Jestem zbyt uparta, zbyt przywiązana do własnych wizji, zbyt przekorna. Są ludzie, którzy wspaniale odnajdują się w pracy na etacie, zarządzają dużymi zespołami, fantastycznymi projektami, co jest niewyobrażalną na ten moment dla mnie odpowiedzialnością. Robią coś, co naprawdę ma znaczenie i daje im ogromną satysfakcję.

Wtedy radzę dwie rzeczy. Odłożyć pieniądze na start (na co najmniej pół roku) i nie odpuszczać. www.studioulanicka.com/

Kiedyś usłyszałam fajne zdanie, że ludzie mają ogromne parcie na własne działalności i zamiast projektować skrzydła samolotów, sprzedają u siebie watę cukrową na straganie.

25

MAGAZYN WIĘCEJ


KOTOWSKA studio

PAPER &sun

Skąd pomysł na swój biznes? Jak to się stało, że postanowiłaś zbudować swoją markę?

zdjęcie: Ania Ulanicka

Moja historia jest całkiem prosta – studiowałam grafikę, od dziecka rysowałam, malowałam, kleiłam – myślę, że spokojnie można powiedzieć, że w moich żyłach płynie kreatywność (no i farby akrylowe). Założenie studia graficznego w pewnym sensie zawsze „było w planach”. Ale na pewno nie spodziewałam się, że tak szybko te plany zrealizuję! Już po niecałych dwóch latach w dużej firmie, w której zaczęłam pracę tuż po studiach, poczułam, że nie ma co czekać! Nauczyłam się tam bardzo dużo, poznałam świetnych ludzi (niektórzy z nich stali się potem moimi klientami) i nabrałam wystarczającoej pewności siebie, żeby wystartować „na swoim”. Budowanie marki osobistej w zawodzie takim jak mój, który opiera się na bezpośredniej pracy z klientem, jest niesamowicie ważne. Jestem ekspertką w swojej dziedzinie, świetnie znam się na projektowaniu – czemu by nie mówić o tym otwarcie? Klienci lubią pracować z ekspertami, ale skądś muszą o tej naszej eksperckości się dowiedzieć! Z drugiej strony wiadomo, że dobrze kooperuje nam się z ludźmi, których lubimy. Kreowanie marki osobistej pozwala nam, oprócz promowania swoich umiejętności i wiedzy zawodowej, przemycić dużo osobistych treści – pokazać jaką jesteśmy osobą, co lubimy, jak żyjemy, co jest dla nas ważne. O wiele łatwiej nawiązać

26

27

MAGAZYN WIĘCEJ


Czy uważasz, że biznes i pasja mogą iść w parze? O tak! Może to zabrzmi idealistycznie, ale uważam, że powinny, przynajmniej w jakimś stopniu iść w parze, jeśli chcemy mieć z pracy satysfakcję. Najważniejsze to znaleźć „to coś” co nie daje nam w nocy spać i co trzyma nas przy komputerze godzinami. Dla niektórych znajdowanie swojej pasji to jest oczywista rzecz, ale ja mam wrażenie, że tej pasji się w pewnym sensie permanentnie szuka. Mimo że jestem graficzką, to cały czas szukam i próbuję nowych rzeczy – mniej lub bardziej związanych z moją dziedziną. W ubiegłym roku wkręciłam się bardzo w robienie na drutach, makatki, wyszywanie – w tym roku kaligrafia wróciła do łask. Ale wspólnym mianownikiem jest zawsze tworzenie, kreacja. Teraz na przykład pracuję nad najnowszym projektem – marką KAJO – która powstała z połączenia pasji do tworzenia i mojego wielkiego zamiłowania do biżuterii. Stworzyłam identyfikację wizualną, teraz fotografuję i stylizuję produkty, obrabiam zdjęcia, planuję, jak będzie wyglądał nasz Instagram. I tak zupełnie poważnie - ja naprawdę nie czuję, że jestem w pracy! Jakie największe przeszkody spotkałaś na swojej biznesowej drodze? Były to czynniki zewnętrzne, czy raczej bariery wewnętrzne, takie jak strach i obawa przed po-

rażką?

Co sprawia Ci najwięcej radości i przyprawia o największą satysAch jedno i drugie! Jakżeby inaczej! fakcję? Mówię to trochę ze śmiechem, ale te trudności faktycznie atakują i od Biznesowo – zadowolony klient, zewnątrz i z wewnątrz! Przeszko- który poleca moje usługi dalej albo dy wewnętrzne to na pewno strach jest zadowolony z produktów. Graprzed porażką, brak wiary we wła- ficznie – dobrze wykonany projekt, sne możliwości, obawa przed tym, po którym czuję się lepsza – wzbojak nas ocenią inni – przez wszyst- gacona o nową wiedzę albo nową ko to przeszłam (i wciąż czasami umiejętność. Poza tym bardzo luprzechodzę). Warto metodycznie bię oglądać efekty mojej pracy – je zwalczać, samemu albo z pomo- coś, co urodziło się w mojej głowie, cą – czasem wystarczy rozmowa powstawało w komputerze i nagle z partnerem, siostrą, przyjaciółką, jest całkiem realne! Super uczucie! czasem trzeba poszukać fajnego te- Pamiętam to poczucie satysfakcji, rapeuty i z nim rozpracować te na- kiedy mieliśmy z moim partnerem sze wewnętrzne bariery. Ale to jest nasze pierwsze produkty stworzodo zrobienia – z mojej perspektywy, nego wspólnie sklepu Paper and czasem jest łatwiej rozprawić się ze Sun – naklejki na ścianę z kompuswoją głową, czasem trudniej, ale terowych projektów nagle stały się da się jakoś z tym wewnętrznym pełnoprawnym (i bardzo pięknym) głosem negocjować i sukcesywnie fizycznym produktem! Zawrót głogo wzmacniać. wy! Co innego, jeśli chodzi o czynniki zewnętrzne – tutaj królem jest niekonstruktywna, często zupełnie nieuzasadniona krytyka, która spływa z otoczenia. Najtrudniej było mi poradzić sobie z tymi radami, „że to zły pomysł”, „że własny biznes to trudna sprawa”, „że nie poradzę sobie z księgowością”, „że klienci nie przyjdą”… I wtedy jedyną receptą było właśnie wzmacnianie tego wewnętrznego głosu, żeby mówił dwa razy głośniej „DASZ RADĘ!”. Nie da się uchronić przez krytyką i takimi komentarzami, dopadną nas i tak – w realu, w internecie. Trzeba byłoby chyba chodzić z zatyczkami w uszach, żeby się od nich uchronić. Tym bardziej warto wzmacniać własne poczucie wartości i wiarę w projekt, swój biznes, bloga – co by to nie było.

28

tego staram się tę odwagę w sobie hodować – świętuję na przykład swoje małe sukcesy, udane negocjacje, odważne decyzje! Chwalę się moim bliskim (co wcale nie jest dla mnie takie proste!), sama siebie nagradzam, ale też obserwuję, w jakich okolicznościach ta moja odwaga kwitnie, a kiedy muszę ją z siebie wyciskać w bólach. Co poradziłabyś kobietom, które wciąż się wahają i nie mają odwagi, aby założyć swój własny biznes? Szczerze? Chyba taki kontrolowany skok na główkę! Typom aktywnych „działaczek” na pewno radziłabym po prostu próbować – zaczy-

nać, zakładać, otwierać – uczyć się wsze rodzi się ich dwa razy więcej! na własnych sukcesach i błędach. Minimalnie inwestować – czy to www.kotowskastudio.com/ swój czas, czy pieniądze – i po pro- www.paperandsun.com/ stu działać. A tym, które działania boją się jak ognia, na pewno polecam gruntowne przygotowanie – oczytajcie temat, spisujcie swoje pomysły, planujcie – niektórym z nas takie przygotowanie bardzo ułatwia start. Poza tym – dzielcie się swoimi pomysłami! Rozmawiajcie z ludźmi – rodziną (chociaż czasem nieobiektywna), znajomym (chociaż czasem będą robili wielkie oczy) – chodźcie na spotkania networkingowe, poszukajcie sobie fajnej grupy na FB pełnej kobiet (i facetów) w podobnej sytuacji. Z takiej wymiany pomysłów za-

Uwielbiam też, wracając do pasji, takie momenty, w których pracuję kreatywnie – wymyślam, planuję, szkicuję, czuję się zainspirowana. Mój partner nazywa to „wsiadaniem do rakiety” – tak właśnie jest. Wsiadam do rakiety i działam! Bardzo poluję na te momenty i kiedy przychodzą, staram się wycisnąć z nich (i siebie) co tylko się da. Czy uważasz się za osobę odważną? Chyba jestem całkiem odważna, bo mam tatuaże! A tak poważnie - odwaga to temat, który jest teraz u mnie bardzo „na czasie” – powiedziałabym, że walczę o to, by być odważną! Nie mam wątpliwości, że bardzo pomaga on w życiu – i biznesowym, i prywatnym. Dla-

zdjęcie: Ania Ulanicka

relację czy wybrać podwykonawcę, kiedy już na starcie wie się o nim wiele – i zawodowo i prywatnie!

29

MAGAZYN WIĘCEJ


Podróż dookoła świata Z JULIĄ RACZKO ROZMAWIAŁA ANGELIKA PIŃKOWSKA

Co było impulsem do tego, by podjąć tak odważną decyzję, zostawić wszystko za sobą i ruszyć w podróż dookoła świata? Tak naprawdę to zbieg okoliczności i przypadek zdecydował o tym, że ruszyłam w podróż dookoła świata. Jestem osobą, która stara się korzystać z nadarzających się okazji i tak właśnie było z tą podróżą. Przeszło mi przez myśl, aby wyjechać na miesiąc do Azji, bo moja ówczesna praca w telewizji, mimo że niesamowicie kreatywna, była dosyć wyczerpująca. Pomyślałam, że taki miesiąc w podróży po Azji, może być inspirującym doświadczeniem. Kiedy zaczęłam szukać biletów, natknęłam się na informację o bilecie dookoła świata. Od razu wiedziałam, że to idealne rozwiązanie dla mnie i tak oto spontanicznie zadecydowałam o tym, że polecę w tę podróż. Jak zareagowali Twoi bliscy na wiadomość, że wyjeżdżasz? Byli zaskoczeni, okazywali wsparcie, czy raczej starali się wybić Ci ten plan z głowy?

zdjęcie Aga Kozmic

Miałam wrażenie, że nikt do końca nie traktował mnie poważnie, kiedy zaczęłam dzielić się tą wiadomością. Bo przecież te 6 lat temu wyjeżdżanie w podróż dookoła świata, czy nawet na drugi koniec świata, nie było tak popularne. Oczywiście ludzie podróżowali, jednak nie było o tym tak głośno jak teraz. Kiedy więc rozmawiałam o tym ze znajomymi i rodziną mówili „Super pomysł! Ale jak ty to zrobisz? Przecież to nie jest takie łatwe”. Nie brali na poważnie mojego gadania. Kiedy jednak byłam

30

na etapie sprzedawania pewnych rzeczy, aby jak najwięcej odłożyć na tę podróż, planowania oraz kupowania biletu to moja mama nie była zbyt szczęśliwa, raczej starała się uświadomić mi, że jest opcja B i wcale nie muszę nigdzie jechać. Natomiast moi znajomi uważali, że to świetny pomysł, zazdrościli odwagi. Mój szef był bardzo wyrozumiały. Powiedział: „Jedź, wrócisz za pół roku to daj znać, będziemy się zastanawiać co zrobić dalej”.

dii najłatwiej było mi polecieć do Ameryki Południowej, ale po drodze zatrzymałam się w Polinezji Francuskiej. Właściwie to zasługa Pana Tomka, który pracował wtedy w British Airways i pomagał mi ułożyć ten bilet dookoła świata. Namówił mnie, aby zatrzymać się w Polinezji Francuskiej. Stamtąd najłatwiej było się dostać do Santiago de Chile, więc tak właśnie pojawiło się Chile na mojej trasie. Sama nie wiedziałam co chcę zobaczyć w Ameryce Południowej, ale W jaki sposób dokonałaś selek- ze względu na Machu Picchu docji miejsc, do których chciałaś dałam również Peru. Trasa ułożona pojechać? Był to przypadek, czy z dużą dozą przypadku okazała się raczej odzwierciedlenie wielolet- bardzo fajną i różnorodną, w której nich marzeń? chyba nic bym dzisiaj nie zmieniła. I znów zadecydował tutaj przypadek. Wiedziałam, że będę chciała zacząć podróż w Tajlandii. Już wtedy słyszałam, że to dosyć łatwy kierunek, dużo ludzi tam podróżuje, jest tania i bezpieczna. Stwierdziłam więc, że punktem początkowym będzie właśnie ten kraj. Kolejnym punktem, który chciałam zawrzeć w swojej podróży było Bali, bo to od zawsze było marzenie mojej mamy. Chciałam żeby dołączyła do mnie w tej podróży choć na chwilę i spełniła również swoje marzenie. Później pojawił się pomysł, żeby pojechać do Australii. No i na końcu Meksyk i Kuba, które bardzo chciałam odwiedzić, więc wiedziałam, że to tam zakończę swoją podróż. Wszystkie inne miejsca, które pojawiły się w międzyczasie to był przypadek. Po Tajlandii była Malezja, bo była po drodze. Z Australii poleciałam do Nowej Zelandii, bo było blisko. Z Nowej Zelan-

31

Skrupulatnie przygotowywałaś się do zwiedzania poszczególnych miejsc, czy raczej dałaś sobie więcej swobody i decydowałaś na bieżąco? Byłam totalnie nieprzygotowana. Czasami, kiedy tak krytycznie na siebie spojrzę, to mam wrażenie, że jestem ignorantką. Generalnie nie lubię się przygotowywać do podróży. Ja jestem taką osobą, która uważa, że nadmierne czytanie, rozmawianie, googlowanie przed wyjazdem sprawia, że się nastawiamy na to jak mamy odbierać ten nowy świat, który na nas czeka. Staram się robić research, aby wiedzieć czego ogólnie się spodziewać, natomiast najczęściej czytam o odwiedzonych miejscach po powrocie z podróży. I tak już było wtedy, mimo że wcale dużo nie podróżowałam. Przed wyjazdem w podróż dookoła świata czytałam raczej ogólnie o podróżowaniu, o tym co powinnam spakować, posłuchałam rad,

MAGAZYN WIĘCEJ


które jak się potem okazało, nie wszystkie były dobre. Pojechałam tak trochę w ciemno, bez żadnych list. Na przykład moje zwiedzanie Bangkoku wyglądało tak: wstawałam rano, zakładałam plecak, szłam przed siebie i wracałam wieczorem. Czy byłabym w stanie dokładnie odtworzyć te trasy? Chyba tylko dlatego, że je opisałam na blogu i w książce. Jednak na pewno nie potrafiłabym ich odtworzyć, patrząc na mapę, czy przewodnik po Bangkoku, wskazując na poszczególne miejsca. Podejrzewam, że pewnie z 90% tych miejsc nawet nie znalazło się na mojej trasie. Pewnie, były takie miejsca, które chciałam koniecznie zobaczyć. Nawet ja, taki żółtodziób wiedziałam, że w Sydney koniecznie muszę zobaczyć Operę, a w Peru Machu Picchu. Często zdarzało się tak, że na miejscu ktoś mi podpowiedział, gdzie powinnam pojechać. W Tajlandii koleżanki Tajki, które poznałam w Bangkoku, poleciły piękną wyspę Koh Lipe, na której spędziły wakacje. No więc, poleciałam na Koh Lipe. Kiedy byłyśmy z moją mamą na Bali to zatrzymałyśmy się w hotelu, który prowadziła babcia mojej koleżanki z liceum, która poleciła wyspę Flores, na którą się obie wybrałyśmy. Były takie miejsca, w których bardziej się przygotowywałam, ale generalnie jestem raczej osobą spontaniczną i staram się dostosowywać swoje plany do tego co przyniesie dzień. Dla mnie najważniejsze jest, aby nawet w krótkim czasie, poczuć klimat danego miejsca. I jest to zdecydowanie ważniejsze, niż zobaczenie najpopularniejszych atrakcji.

Spotkałaś na swojej drodze ludzi, którzy zapadli Ci w pamięć i sprawili, że ta podróż była jeszcze bardziej wyjątkowa? Tak, to zdecydowanie była podróż do ludzi. Jak myślę o danych miejscach, to od razu myślę o konkretnych ludziach, których tam poznałam, a nie o atrakcjach, które widziałam. Ludzie poznani w tej podróży bardzo zapadli mi w pamięć i to oni bardzo ukształtowali tę moją drogę. Ja miałam tak od początku, bo w podróż wyjechałam z myślą „Są ludzie, których trzeba spotkać i miejsca, które można zobaczyć”. Głównie się nastawiłam na to, aby poznawać nowych ludzi. Nie miało to dla mnie jednak znaczenia czy poznam ich w Indonezji czy w Australii. Po prostu chciałam nawiązywać nowe znajomości. Zresztą, taki był początkowy zamysł pisania bloga, że będę na nim przedstawiać osoby, które spotykam, a nie o podróżach jako takich. Oczywiście, to ewoluowało i dzisiaj jest inaczej, jednak takie były moje pierwsze założenia. Może właśnie dlatego nie do końca przygotowywałam się do zwiedzania, bo nie taki był plan tej podróży? Zanim pojechałaś w podróż dookoła świata, podróżowałaś samotnie? Trochę tak, raczej nie. Nie podróżowałam za dużo na własną rękę. Zwykle podróżowałam ze znajomymi, albo chłopakiem, raczej po Europie. Jak sobie wymyśliłam, że polecę w podróż dookoła świata, to zaczęłam wyjeżdżać na weekendy na tzw. city breaks. Dzisiaj niezwykle popularne. Weekend

32

w Berlinie, weekend w Budapeszcie. Wtedy takie krótkie wyjazdy na weekend nie były tak popularne jak dzisiaj, więc samoloty Wizzair’a były prawie puste. Jeździłam na takie wypady kilka razy w roku. Tak więc podróż dookoła świata to był pierwszy długi, samotny wyjazd z plecakiem. Najlepsza decyzja mojego życia. Czy w czasie wyprawy zdarzyły się niebezpieczne bądź nieprzyjemne sytuacje? Niebezpieczne raczej nie, unikałam ich. Są rzeczy, których nie zrobiłam i miejsca, których nie zobaczyłam ze względu na własne bezpieczeństwo, np. nie spacerowałam nigdy wieczorami, bo jestem przezornym cykorem i wolałam nie prowokować niebezpiecznych sytuacji. Natomiast nieprzyjemne sytuacje związane ze zdrowiem niestety przydarzyły mi się na Bali. Złapałam salmonellę i amebę i wylądowałam w Australii w szpitalu. Do dziś, 6 lat później, nadal mam problemy z żołądkiem, które są konsekwencją tamtych wydarzeń. Ta choroba jest najgorszą rzeczą, która mi się przydarzyła.

ć a w o b ó r p y b a , e z s j e najważni

Czy uważasz się za osobę Tak, uważam się za osobą ododważną? ważną. Ale odważną nie pod tym względem, że będę skakać w ogień czy na bungee, raczej jestem osobą odważną życiowo, mam odwagę czerpać jak najwięcej z życia. Nie boję się zmian, nie boję się dostosowywać do tego co przynosi życie, nie boję się próbować. Wiadomo nie zawsze wszystko wychodzi, czasami się nie udaje, a czasami podejmuję głupie decyzje. Najważniejsze jednak, aby próbować.

33

MAGAZYN WIĘCEJ


Które miejsce na Twojej podróżniczej mapie zrobiło na Tobie największe wrażenie? Moim australijskim top of the top jest wyspa, z której wróciłam całkiem niedawno - Lord Howe Island. Przepiękne miejsce z piękną przyrodą, z miejscami na długie trekkingi, rafą koralową tuż przy brzegu, gdzie można snorkelować z żółwiami i rekinami. Jest bosko! Uśmiechnięci i szczęśliwi mieszkańcy, wszędzie można przedostać się rowerem. Więc Lord Howe Island stało się moim nowym, ulubionym australijskim miejscem. Lubię też Kangaroo Island, więc jak widać te australijskie wyspy mnie zachwycają. Z innych miejsc, w których byłam i które bardzo mi przypadły do gustu, to Vanuatu i Fidżi. W ogóle fascynują mnie wyspy Pacyfiku, bo nie dość, że są piękne, to ich klimat wyjątkowo mi pasuje i wciąga. Bardzo bym tam chciała kiedyś wrócić na dłużej. W podróży dookoła świata natomiast moim ulubionym miejscem było Peru. Gdybym nie zamieszkała w Australii, wyprowadziłabym się tam chociaż na chwilę.

Czy podróż dookoła świata Cię zmieniła? Czegoś nauczyła? Zdecydowanie nauczyła mnie odwagi, o której mówiłyśmy wcześniej, aby odważniej decydować o własnym życiu i w takich też bardzo przyziemnych sprawach. Nauczyła mnie decyzyjności. W trakcie samotnych podróży tylko ty odpowiadasz za siebie, sama decydujesz o tym, gdzie dzisiaj pójdziesz, co dzisiaj zjesz, czy sobie coś kupisz, do kogo się odezwiesz. Nie masz na kogo spojrzeć i porozumieć się wzrokiem, żeby ci coś podpowiedział. Każdą decyzję musisz podjąć samodzielnie. Więc to była dla mnie ogromna lekcja życia pod tym względem. Dodatkowo, podróż dookoła świata rozwinęła moją pasję do podróży. Inaczej widzę swoją przyszłość, niż widziałam ją te sześć lat temu, dlatego że to podróżowanie jest teraz ogromną częścią mojego życia. Ukształtowało moją dzisiejszą karierę zawodową, więc podróżowanie miało ogromny wpływ na to, gdzie jestem dzisiaj pod wieloma względami.

34

35

MAGAZYN WIĘCEJ


Wiem, że tak na dobrą sprawę Twoja podróż nigdy się nie zakończyła. Zamieszkałaś w przepięknej Australii. Jak to się stało? Miłość! Prosta odpowiedź, brzmi: miłość. Tak to właśnie czasami bywa, że człowiek wyjedzie na drugi koniec świata i się zakocha i decyduje, że nie chce wracać. W Brisbane poznałam Sama, mojego narzeczonego, z którym mieszkam. Tutaj dzisiaj jest mój dom, tutaj zapuszczam korzenie. Więc z jednej strony ta podróż się nigdy nie skończyła, bo faktycznie nie było powrotu do tego drugiego domu w Milanówku, natomiast trochę się skończyła, bo mam dzisiaj swoje miejsce na ziemi tutaj w Brisbane, które stało się bazą wypadową na świat.

36

Czy Australia to Twoje miejsce na ziemi, czy to poszukiwanie domu jeszcze nie zostało skończone? Myślę, że mówienie o poszukiwaniu domu nie jest dobrym określeniem. Ja generalnie nie poszukuję, natomiast lubię doświadczać. Dzisiaj jestem w Australii, ale jeśli życie przyniesie z wiatrem jakieś fajne możliwości, to kto wie czy razem z nich nie skorzystamy. Mój Sam bardzo chciałby kiedyś pomieszkać w Europie, więc kto wie czy któregoś dnia naszym domem nie będzie Polska?

37

MAGAZYN WIĘCEJ


O

d kiedy wyjawiłam, że przeprowadzam się na jakiś czas do Australii dostaję sporo wiadomości i komentarzy. Ludzie piszą, że podziwiają mnie za odwagę. Za to, że nie boję się sięgać po marzenia. Że porzucenie wygodnego życia w Anglii było godne podziwu. I ciągle przejawia się to magiczne słowo odwaga. Czy ja naprawdę jestem odważna? Nigdy w życiu sama nie określiłabym się tym przymiotnikiem. Boję się. Każdego dnia.

ę d w a r p a n a j y Cz ? a n ż a w d o jestem

Pamiętam, gdy jeszcze przed wyjazdem, będąc w Warszawie dostawałam ataków paniki. Gdy nie mogłam spać. Gdy bałam się, że nie znajdziemy pracy, mieszkania, że skończą nam się pieniądze. Że ktoś nas oszuka, że będę tęsknić, że nie odnajdę się w nowym kraju. Trudno było być w tym wszystkim samemu, bo tak naprawdę nikt dookoła nie rozumiał co przeżywam. Czekałam na wyjazd, będąc jednocześnie przerażona i podekscytowana. I wiecie co? Moje obawy się sprawdziły. Jak wszędzie na świecie i w Australii spotykamy się z tymi samymi problemami i bolączkami, z którymi borykają się ludzie w Polsce, we Włoszech czy Anglii. Zostaliśmy oszukani przy poszukiwaniu mieszkania, mój mąż długo nie mógł znaleźć pracy, tęsknię, a gdy mieszkaliśmy w Brisbane dojazdy do pracy zabierały mi mnó-

stwo mojego czasu. Wciąż mam gdzieś głęboko zakorzeniony strach przed porażką. Znów mam dobrą pracę, znów uczepiłam się myśli, że powinnam tam zostać. A przecież nie po to przyjechałam na drugi koniec świata. Bałam się składać wnioski o wizy. Bałam się, że nie dopełnimy jakiś obowiązków i nasze pieniądze przepadną. Bałam się, że nie zmieścimy się w pierwszej 200 aplikantów. Bałam się zostawić pracę w Anglii, bałam się powiedzieć szefowej, że odchodzę. Strach wciąż mi towarzyszy, więc pytam się dlaczego myślicie, że jestem odważna? Każdy z nas ma inną strefę komfortu. Przywykłam do tego, że jeśli chce się zmian, chce się coś osiągnąć, to trzeba podejmować trudne decyzje. Trochę ich było w moim życiu. Pamiętam strach, który towarzyszył mi, gdy przeprowadziliśmy się do Włoch. Nie dostaliśmy z mężem stypendium w tym samym mieście, więc do Perugii pojechałam zupełnie sama. Do nieznanego miasta, do mieszkania załatwionego przez wiadomości na Facebooku z jakimś Włochem. Pojechałam studiować po włosku nie znając włoskiego.

cież miałam wpływ i były wypadkową moich decyzji. Z każdego doświadczenia próbuję wyciągnąć coś dla siebie. Każdy etap w życiu uczy mnie czegoś o sobie. Daje mi poczucie, że mogę więcej, że świat stoi przede mną otworem. Ale jak każdy boję się samotności. Kolejna przeprowadzka, kolejny raz pozostawiasz stare i bezpieczne, na rzecz nowego i nieznanego. Znów musisz się przedstawiać, tysięczny raz opowiadać o tym skąd jesteś i co robisz. Zostawiasz za sobą znajomych i przyjaciół. Boję się, że bliscy o mnie zapomną. W pośpiechu swojego własnego życia zapomną. A ja będąc sama na drugim końcu świata najzwyczajniej potrzebuję układać życie na nowo. Boję się, że przegapię piękne chwile w życiu naszych bliskich. Boję się i zastanawiam czy to jest tego warte? I nigdy nie poznam odpowiedzi. Największy strach jednak towarzyszy mi, gdy myślę ile rzeczy bym chciała zrobić, a jak szybko ucieka czas. Czy zdążę?

A potem sobie zadaję pytanie, gdzie Moje granice strachu powoli się tak pędzę. Łapię się na tym, że tak przesuwały przez te wszystkie lata. wiele chcę, tak wiele pragnę i tak I mimo (pewnie dla niektórych) wiele myślę o przyszłości, że nie do szalonych decyzji nadal w życiu to- końca potrafię zatracić się w teraźwarzyszy mi strach. niejszości. Boję się… Cieszę się, że tak mi się życie potoczyło. Choć potoczyło to nie jest dobre określenie. Wiele rzeczy się wydarzyło, ale na większość prze-

TEKST ANGELIKA PIŃKOWSKA

39

MAGAZYN WIĘCEJ


Odważnie o psychice TEKST KLAUDIA KOŁDRAS

Choroby psychiczne mają różne twarze. Pięknej i zdolnej nastolatki, która cieszy się sympatią rówieśników, modelki, którą kojarzymy z reklam oraz jest dla nas chodzącym ideałem. Może być nią twarz popularnego aktora lub sąsiadki, która codzienne obdarowuje nas szerokim uśmiechem. Łatwo żyć w przekonaniu, że choroby psychiczne są jedynie świetną inspiracją dla reżyserów i producentów nowych filmów, a nie czymś, co może spotkać każdego z nas. Bądź co gorsze, kogoś z naszych bliskich, co czasami bywa nawet bardziej bolesne.

Dlaczego ja? Nigdy nie sądziłam, że zaburzenia odżywiania i depresja to coś, co przejmie kontrolę nad moją codziennością. Od zawsze byłam przebojowa, spragniona życia, a przede wszystkim, przepełniona wiarą, że mam przed sobą tyle dobrego. Jednocześnie, odkąd sięgam pamięcią, czułam, że jestem nieco inna. Bardziej empatyczna, wrażliwa, niedopasowana do tego świata. Wszystko zaczęło się niewinnie. Utrata kilku kilogramów, która przerodziła się w coś zdecydowanie większego. A mianowicie? Ciało, które ważyło prawie 20 kg mniej, stany lękowe, ortoreksję, ogromne problemy ze snem, aż wreszcie, natrętne myśli, stany depresyjne oraz objawy somatyczne, które były zrozpaczonym głosem organizmu, że więcej stresu i przygnębienia już nie zniesie.

40

41

MAGAZYN WIĘCEJ


Nikt nigdy nie upewnił mnie w przekonaniu, że proszenie o pomoc to akt odwagi.

Obwinianie siebie to najgorsze co możesz dla siebie zrobić Co jest w mojej historii najsmutniejsze i najgroźniejsze? Bardzo długo winą o wszystko co się ze mną działo, postanowiłam obciążać samą siebie. Czułam, że jestem złą córką, wnuczką, partnerką, przyjaciółką, koleżanką, studentką. Czułam, że kontrola nad moim życiem wypadła mi z rąk. Czułam, że zawiodłam wszystkich, a o sobie tak jakby zapomniałam. Czułam się wariatką, przez co bardzo długo nie potrafiłam przyznać się przed samą sobą, że potrzebuję pomocy. Nie wiedziałam, że to ja jestem ofiarą choroby, która wkradła się do mojej głowy i przejęła nad nią kontrolę. Nikt nigdy nie powiedział mi, że choroby psychiczne nie są powodem do wstydu. Nikt nigdy nie upewnił mnie w przekonaniu, że proszenie o pomoc to akt odwagi. Zapomniałam o tak oczywistej rzeczy… chora psychika również potrzebuje lekarza. Przecież nikt nie pomyśli, by złamaną rękę składać samemu. Pierwszy, oczywisty krok to wizyta u specjalisty. Dlaczego nie podchodzimy tak do psychiki?

Polsko, więcej akceptacji

nie da się już uratować…?

W Polsce temat chorób psychicznych nadal jest tematem tabu. Mimo że dostrzegam już coraz jaśniejsze światełko w tunelu, jeszcze długa droga przed nami, jako społeczeństwem, by nie wstydzić się i nie wypierać tego co ludzkie, a co może dotknąć każdego z nas w najmniej oczekiwanym momencie. Życie w Norwegii pokazuje mi, że można inaczej. Nie twierdzę, że tutaj jest idealnie, ale o chorobach psychicznych mówi się zdecydowanie częściej, bardziej szczerze i otwarcie. Ostatnio przeczytałam artykuł w lokalnej gazecie, że oddział psychiatryczny przeżywa ogromne oblężenie. Lista oczekujących na wizytę u specjalisty niebezpiecznie się wydłuża, więc problem istnieje, i to niemały. W Norwegii czy w Polsce to już najmniej istotne. Istotne jest to, byśmy nie zamiatali tego problemu pod dywan, a zaczęli akceptować, że chora psychika to realny problem, a nie wymysł i wariactwo. Im prędzej każda osoba otrzyma pomoc, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że skutki tego, co ją spotkało, będą się za nią ciągnęły do końca życia. A może tego życia

Jak pomóc? Po prostu bądź, mimo że do końca nie rozumiesz

42

Wiem, że obcowanie z osobami, które zmagają się z chorą psychiką, do najłatwiejszych nie należy. Dopóki sama przez to wszystko nie przeszłam, miałam podobnie. Kompletnie nie wiedziałam, jak pomóc, co powiedzieć. Z perspektywy osoby, która była w najczarniejszym momencie swojego życia mogę udzielić kilku rad bliskim, którzy nie wiedzą, jak pomóc chorej osobie. Po pierwsze, nie staraj się pomóc na siłę. Nie udzielaj złotych rad, nie próbuj wmówić choremu, że wyjście na rower, spacer, spotkanie z przyjaciółką czy kupienie nowych spodni załatwi sprawę. Takie złote rady sprawiają, że bliski Ci człowiek jeszcze bardziej będzie obwiniał się za to, w jakim stanie się znalazł. Zapętli się w wyrzutach sumienia, poczuciu, że zawodzi wszystkich dookoła, a przede wszystkim, jeszcze mocniej straci kontrolę. Najważniejsze, co możesz dać choremu, to Twoja obecność. Obecność, a nie ocenianie i próba wytłumaczenia, że to na pewno

chwilowe. Nie próbuj zrozumieć, co dzieje się w głowie chorej osoby. A przede wszystkim, nie wstydź się jej. Nie czuj wstydu przed otoczeniem, przed członkami rodziny. To nie jest powód do wstydu, choć wiem, jak trudno się do tego przekonać. Osobiście potrzebowałam dobrych dwóch lat, by zacząć opowiadać o swoich doświadczeniach. A co najważniejsze, nie bądź obojętny, jeśli zaczynasz dostrzegać problem. Czy to u siebie, czy u kogoś z Twojego otoczenia. Nie czekaj, nie przymykaj oczu. Upewnij się, by bliska Ci osoba wiedziała, że jeśli tylko chce, pomoc otrzyma.

dziennie budziłam się i zasypiałam z myślą, że to wszystko jest jakimś żartem. Że moje życie jest jednym wielkim niewypałem, nie wspominając nawet o realnych objawach permanentnego stresu i wycieńczonej psychiki. Galopujące myśli, bezsenność, wieczny niepokój, a przede wszystkim, nieustanna próba składania wszystkiego w jedną całość i udowadnianie całemu światu, że mam się dobrze. I tak żyłam, całkiem długo. Nie wiem, czym bardziej wycieńczona, udawaniem czy chorobą, która faktycznie mnie dotknęła.

mowitej odwagi, a nie słabość. I raz na zawsze przestaniemy kojarzyć chorą psychikę z czymś, czego należy się bać, wstydzić. A ja, kobieta, której to wszystko się przytrafiło, obiecuję, że warto. Bo życie tylko jedno jest, bo życie to cud, o który trzeba zawalczyć, jeśli już dostaliśmy taką szansę.

Rozmową, akceptacją i zrozumieByłam tam, gdzie nie życzę być niem możemy uratować jeszcze największemu wrogowi i z ręką niejedno życie na sercu obiecuję: może być jeszcze normalnie Nikomu nie jest łatwo otwarcie mówić o przeżyciach, które najchętniej Mimo że do dziś intensywnie pra- wyrzuciłby ze swojej pamięci. Nicuję nad swoją psychiką, samoak- komu nie jest łatwo wspierać osobę, ceptacją czy relacją z jedzeniem, której nawet nie wiemy jak pomóc. swoim przykładem chcę dawać Pamiętajmy, że nie musimy robić innym nadzieję. Nadzieję, że da zbyt wiele. Wystarczy, że będziemy się wyjść ze wszystkiego, że można mieli oczy dookoła głowy. Że stawrócić do normalnego, spokojnego niemy się lepszymi słuchaczami, życia, choć na dany moment czu- nie tylko dla innych, ale również jemy, że nie ma dla nas żadnego dla siebie samych. I zrozumiemy, rozwiązania. Też tak czułam. Co- że proszenie o pomoc to akt niesa-

43

MAGAZYN WIĘCEJ


Odczarujmy feminizm czyli o odwadze do zabierania głosu

TEKST MILENA ADAMCZEWSKA

C

zarne protesty w Polsce gromadzą setki tysięcy osób. Kampania #Metoo rozprzestrzenia się po całym świecie w ponad 12 milionach postów. 8 marca przestaje być świętem kwiatów i rajstop, powoli stając się okazją do świętowania i budowania pozycji i siły kobiecości. Przykłady można by wymieniać dalej – coraz więcej osób, zarówno kobiet jak i mężczyzn, widzi wielką przepaść pomiędzy formalnym równouprawnieniem a rzeczywistością i coraz więcej osób działa na rzecz jej zmniejszenia.

ministki poprzedniego stulecia osiągnęły już wszystko, co było do osiągnięcia, a współczesne nierówności to tylko drobne, drugorzędne sprawy. Statystki o globalnym problemie przemocy wobec kobiet, nierównościach płacowych i niezmiennych poglądach na społeczne role kobiet i mężczyzn, czarno na białym pokazują jednak, jak wiele jest wciąż do zrobienia. XX wiek był długą drogą do formalnej równości płci wobec prawa. XXI wiek będzie drogą do rzeczywistej eliminacji dyskryminacji ze względu na płeć. Żeby dojść do celu, musimy odczarować feminizm. Gdzie zatem szukać odwagi do zabierania głosu i nazywania rzeczy Chociaż wszystkie te zmiany można jak najbardziej po imieniu? trafnie określić jako świeży powiew feminizmu, większość osób zdaje się unikać tego określenia jak ognia. Odwaga w działaniu w zgodzie ze sobą. W anglojęzycznych publikacjach okrzyknięto nawet, że feminizm to nowe „F-Word”, któremu powszechnie Jednym z największych absurdów dominującego ponadano pejoratywny wydźwięk. Wydaje się, że Polska glądu na feminizm jest utożsamianie go z negacją japrzoduje w tych językowych wykrętach. Boimy się łat- kichkolwiek różnic między płciami. Sukienki, wysokie ki feministki/sty, obawiając się zaszufladkowania, po- obcasy czy makijaż zostały zdemonizowane jako symsądzenia o radykalizm, konfrontacji, a czasem nawet bole męskiej dominacji, podobnie jak szarmanckie zakonsekwencji w życiu prywatnym lub zawodowym. chowania typu poniesienie kobiecie walizki lub przyNiestety, w ten sposób jedynie utwierdzamy szuflad- trzymanie dla niej drzwi. Zostawiając z boku dyskusję, kujących w ich przekonaniach i pogłębiamy istniejące na ile tego typu czynniki kształtują nasze pojmowanie stereotypy. Jednym z nich jest przeświadczenie, że fe- społecznych ról płci, w praktyce ważne jest to, że takie

44

45

MAGAZYN WIĘCEJ


radykalne oskarżenia czynią więcej złego niż dobrego. Pod ich wpływem feminizm niesłusznie postrzegany jest jako pełen pakiet zasad i zachowań, który należy przyjąć w całości lub w ogóle. W rzeczywistości, stawanie w obronie praw kobiet absolutnie nie musi oznaczać negacji wszystkiego co kobiece! Za przykład niech posłuży arabski krąg kulturowy, gdzie te same sukienki i makijaż są symbolem wolności i emancypacji, a nie podporządkowania. Co więcej, negacja różnic między płciami może mieć wręcz odwrotny skutek i prowadzić do dyskryminacji. Jak zauważyła Sheryl Sandberg w swojej kultowej książce „Lean In – Włącz się do gry”, jednym z powodów, dla których wciąż tak mało kobiet zajmuje wysokie biznesowe stanowiska jest to, że świat biznesu niewystarczająco dostrzega różnice między płciami. W konsekwencji, kobiety są zmuszone do podejmowania wyboru pomiędzy karierą „jak mężczyzna” lub prawie zupełną z niej rezygnacją. Sandberg, nazywając się feministką, wyraźnie walczy o uwzględnienie kobiecości, a nie jej negację. W działaniu na rzecz równouprawnienia najważniejsze jest więc, aby działać w zgodzie ze sobą. Nie odrzucać z góry gotowych rozwiązań, ale świadomie zastanowić się nad własnymi. Sprzeciwiać się tym niesprawiedliwościom, które nas rażą, w taki sposób, jaki uważamy za skuteczny, w takim ubraniu i butach, w których czujemy się dobrze. Świadome poczucie słuszności i odwaga mają wiele wspólnego. Odwaga w wiedzy i pewności siebie. Strach przed konfrontacją jest naturalny – dobrze zna go każdy, komu chociaż raz zabrakło argumentów w dyskusji. Sytuacja staje się jeszcze bardziej niekomfortowa, kiedy druga strona odwołuje się do subiektywnych wartości (jak religia, tradycja czy kultura) w pełnym przekonaniu, że są one jak najbardziej obiektywne, powszechne i nienaruszalne. Dyskusje o feminizmie bardzo często wiążą się z wyzwaniem pokonania właśnie takich argumentów. Nic tak nie dodaje odwagi do zabrania głosu jak poczucie przygotowania. Ideologiczne racje dobrze natomiast zaatakować praktycznymi przykładami i faktami. Dążenie do oczyszczenia feminizmu ze statusu

radykalnej etykiety powinno przyjąć formę cierpliwego wyjaśniania czym tak naprawdę jest (definicji jest wiele, ale najprościej wytłumaczyć go jako dążenie do społecznego, ekonomicznego i kulturowego równouprawnienia między płciami). A jeszcze lepiej – wyjaśniania na obrazowych przykładach, że dyskryminacja i nierówności istnieją, często również tam, gdzie nie widać ich na pierwszy rzut oka, ze strony tych, którzy zarzekają się, że są wolni od uprzedzeń. Dobrą anegdotą, którą warto mieć w kieszeni na wszelki wypadek, jest ta o socjologicznym eksperymencie Heidi/Howard, sprawdzającym postrzeganie płci w miejscu pracy. Badani z Harvard Business School dostali do przeczytania materiały o znacznych osiągnięciach biznesowych pewnej osoby – z tym, że w materiałach połowy studentów osoba ta była kobietą (Heidi), natomiast druga połowa poznała analogiczną historię mężczyzny (Howarda). Podczas gdy w drugiej fazie badania obie grupy uznały bohatera/kę przeczytanej historii za osobę sukcesu, kompetentną do piastowania wysokiego stanowiska, Howard został też podsumowany jako fajny, pewny siebie facet, a Heidi jako samolubna, zawistna i pnąca się do celu za wszelką cenę. Badanie używane jest więc za przykład ukrytych, społecznych uprzedzeń, przez które te same przywódcze cechy odbieramy jako pozytywne u mężczyzn i jako negatywne u kobiet. Tego typu opracowań, danych, statystyk, anegdot i argumentów przeprowadzono, sformułowano i opublikowano bardzo wiele. Coraz więcej kampanii społecznych i pozarządowych inicjatyw (np. MamyGłos, KochamSzanuję) wypełnia też lukę pozostawianą po naszym systemie szkolnictwa, który jest daleki od właściwiej edukacji o rolach płciowych. Otwierajmy oczy i uszy na takie działania, używajmy ich jako argumentów, a przede wszystkim, nie bójmy się zabierać głosu. Zastanawialiście się kiedyś dlaczego kobiety znacznie rzadziej angażują się w ideologiczne rozmowy w sytuacjach codziennych? Bynajmniej nie dlatego, że nie mają nic do powiedzenia. Potwierdzonym badaniami zjawiskiem jest obawa kobiet przed wyrażaniem swojego zdania, dopóki nie mają pewności, że jest ono słuszne i poparte solidnymi argumentami. Mówiąc

46

o feminizmie, oczywiście nie trzeba więc sypać faktami prędzej czy później odczarujemy feminizm i spotkai przykładami jak z rękawa, a rozmowy ze znajomymi to my się u celu. Powyższe sposoby powinny sprawić, nie sprawdziany, do których trzeba koniecznie przygo- że droga będzie krótsza i prostsza. tować się na szóstkę. Wiedza na pewno dodaje odwagi, ale tym co dodaje jej jeszcze więcej jest pewność siebie. Odwaga w mediach społecznościowych. Hashtag MeToo udostępniono na Twitterze i Facebooku ponad 12 mln razy. Trudno wyobrazić sobie, że tyle samo osób (nie tylko kobiet!) odważyłoby się dołączyć do ruchu i powiedzieć te same słowa na głos w miejscu pracy. Kliknięcie enter i udostępnienie hashtaga, a nawet dłuższej historii lub opinii, w Internecie też wymaga odwagi, ale jest niewątpliwie prostsze niż twarzą w twarz. To nie powód do krytyki – wręcz przeciwnie, to ogromna siła mediów społecznościowych, którą trzeba wykorzystywać. Aktywizm on-line jest intrygującym zjawiskiem, którego skuteczność jest obecnie poddawana wielu badaniom. Chociaż ma też swoich krytyków, zwracających przede wszystkim uwagę na jego mniejszą siłę sprawczą (wielokrotnie udostępniony hashtag wciąż robi mniejsze wrażenie niż uliczny protest, w którym wzięłaby udział taka sama liczba osób), niepokonanymi argumentami za działaniami online pozostają ich powszechność i globalny zasięg. Głosy, które bez mediów społecznościowych nie zostałyby w ogóle usłyszane, dzięki nim mogą wybrzmieć i zamienić się we wspólny krzyk. Oddolne procesy zmian społecznych bardzo często zaczynają kiełkować właśnie w Internecie. Wykorzystajmy tę siłę również do odczarowywania feminizmu. Może się okazać, że słowo, które z trudem przechodzi nam przez gardło, znacznie łatwiej wystukać na klawiaturze. Włączajmy się do istniejących kampanii on-line, zaczynajmy nowe, wrzucajmy i udostępniajmy. Działanie w mediach społecznościowych jest prostsze, a ta prostota to dobre antidotum na strach. Odwaga to nie pojęcie uniwersalne. Wręcz przeciwnie – to kwestia osobista, indywidualna, to przekraczanie oporów i barier, które każdy z nas widzi w innym miejscu. Odwaga do przeciwdziałania dyskryminacji to więc prywatna kampania każdego z nas, której prowadzenie powinniśmy zacząć od samych siebie. Wtedy

47

MAGAZYN WIĘCEJ


Postaw na odkrywanie własnego stylu TEKST ANITA KALCOV-JANICKA

styl

Często dostaję zapytania od osób, które nie były wcześniej zainteresowane modą i nie przykładały większej uwagi do tego, co miały na sobie. Teraz jednak, pragną to zmienić. Sęk w tym, że nie wiedzą jak. Pomimo ogromnych chęci, często rezygnują. Brakuje im odwagi. Uważają, że świat mody jest dla nich niezwykle złożonym, obcym miejscem, z milionami niezapisanych zasad i zdecydowanie zbyt wieloma opcjami. Jeśli masz podobne odczucia i chciałabyś rozpocząć pracę nad rozwinięciem poczucia własnego stylu to poniższe wskazówki Ci w tym pomogą. Określ, jak chciałabyś być postrzegana Twój strój mówi o Tobie bardzo wiele. Decydowanie co na siebie włożyć może być trudne. Skoro więc ubrania odzwierciedlają Twoją osobowość to znaczy, że każdego dnia dokonujesz wyborów, które pokazują światu kim jesteś. Te wybory wpływają nawet na Twój dzień. A zatem to, co nakładasz na siebie zaraz po przebudzeniu, ujawnia jak się czujesz, pokazując aspekt Twojej natury i po części, przygotowując Cię do dnia, który masz przed sobą. Nawet najmniej skomplikowana stylizacja, jak jeansy i t-shirt – to spora ilość kombinacji, którą możesz z nich stworzyć, ale każda z nich może mieć zupełnie


perymentowanie, aby dojść do momentu, w którym będziesz mogła spokojnie stwierdzić, że coś jest w Twoim stylu. Uwierz mi, nawet osoby z doskonałym wyczuciem, przeszły w mniejszym lub większym stopniu, przez ten sam proces. Podejdź do mody jak do zabawy! Przyglądaj się nowym stylom, kolorom i krojom ubrań, które wydają Ci się być poza Twoją strefą komfortu – wszystko na potrzeby zdobycia wartościowego doświadczenia. Wyznacz sobie małe wyzwania. Przy następnej wizycie w sklepie, przymierz bez żadnych zobowiązań parę pojedynczych ubrań, a może nawet całą stylizację i zaobserwuj swoje odczucia.

Rozwijanie poczucia własnego stylu jest umiejętnością, której możesz się nauczyć. Wystarczy trochę dobrych chęci i praktyki! Zanim jednak zaczniesz na dobre pracować nad odkrywaniem własnego stylu czy udoskonalaniem garderoby, popracuj nad tym, jak chciałabyś być postrzegana przez innych, skup się na obserwacji tego, co Ci się podoba, a także rozwijaj swoje lepsze zrozumienie różnych aspektów ubioru. Trzymam za Ciebie bardzo mocno kciuki! Jestem pewna, że wspaniale sobie ze wszystkim poradzisz, a efekty przyjdą szybciej, niż Ci się wydaje.

Wykorzystaj zawartość obecnej garderoby

inny przekaz. Chodzi o to, abyś starannie przemyślała swoje wybory. Nie tylko poczujesz się pewniej, ale będziesz także przygotowana na coś lub kogoś wyjątkowego!

najbliższy tydzień, chociaż miesiąc byłby bardziej wskazany, zwróć szczególną uwagę na elementy garderoby, zestawienia kolorystyczne oraz dobór dodatków u osób, które spotykasz, np. w drodze do Obserwuj swoje otoczenie pracy, na zakupach czy spacerze. Zapamiętaj, a najlepiej zapisz swoje Jednym z najbardziej skutecznych przemyślenia. sposobów na rozwinięcie poczucia własnego stylu jest obserwacja i re- Kopiuj – Wklej jestracja tego, co przykuło Twoje największe zainteresowanie. Przez Jeśli jeszcze nie czujesz się na siłach,

50

aby tworzyć ciekawsze niż do tej pory stylizacje, wzoruj się na innych. Nie zapominaj, że dopiero co zaczęłaś pracować nad odkrywaniem swoich preferencji modowych i być może potrzebujesz odrobiny wsparcia. Przejrzyj parę branżowych magazynów, odwiedź kilka blogów czy tablic na Pintereście. Wybierz stylizację, którą chciałabyś spróbować i po prostu ją skopiuj! Zanotuj, co Ci się w niej podoba, a co nie i przejdź

do następnej. Dzięki temu, zaczniesz zwracać większą uwagę na detale, np. krój danego ubrania, jak i jego dopasowanie do sylwetki. Wykształcisz w sobie także zdolność do szybszego rozpoznawania w czym czujesz się dobrze. Poszerz swoje horyzonty Odkrywanie indywidualnego stylu to wystawianie siebie na mnóstwo przeróżnych stylizacji i ciągłe eks-

Nawet, jeśli na ten moment nie jesteś w pełni zadowolona z zawartości swojej garderoby, to są duże szanse, że posiadasz w niej coś, co lubisz nosić. Stań przed szafą i odłóż na bok swoich ulubieńców. Następnie, przyglądnij się każdemu z nich i określ, co go wyróżnia od pozostałych ubrań. Pomyśl o materiale, dopasowaniu do Twojej sylwetki, ogólnym stylu i pozostałych szczegółach. Po wykonaniu tego zadania masz już gotową ściągę na zakupy! Dzięki temu, obniżysz ryzyko kupowania czegoś niepotrzebnego. Poszukaj także inspiracji w Internecie. Wpisz w wyszukiwarce Google czy Pinterest posiadany przez Ciebie element garderoby i voilà – propozycja stylizacji gotowa!

51

MAGAZYN WIĘCEJ


Larb

(znany też jako lap, laap, larp albo laab) to popularna w Laosie i północnej Tajlandii mieszanka mięsa z chilli, sokiem z limonki, szalotkami i ziołami. Dodatek limonki i ziół, najczęściej trawy cytrynowej, kolendry i mięty sprawia, że danie jest świeże i lekkie. Często bywa też piekielnie ostre - w wersji dla odważnych zawiera sporo kapsaicyny.

ZDJĘCIA ORAZ PRZEPIS: 52 KAROLINA WIERCIGROCH

53

MAGAZYN WIĘCEJ


Wegański larb z tofu 400 g twardego tofu, odsączonego i pokruszonego 2 pieczarki portobello, drobno posiekane 1-4 suszone tajskie papryczki chilli 3 szalotki, posiekane 1-2 ząbki czosnku, utarte łyżeczka tartego imbiru łodyga trawy cytrynowej, pozbawiona twardych części i posiekana w drobną kostkę łyżka oleju kokosowego sos: 2 łyżki świeżo posiekanej mięty 2 łyżki świeżo posiekanej kolendry sok z 2-3 limonek 2 łyżki pasty z tamaryndowca łyżka cukru kokosowego do podania: świeże zioła (mięta i kolendra) posiekane orzeszki ziemne główka sałaty sok z limonki

Najpierw przygotowujemy chilli. Prażymy suszone papryczki na suchej patelni, aż zaczną intensywnie pachnieć i lekko przypieką się z każdej strony. Ucieramy je w moździerzu. Jeśli chcemy, żeby były mniej ostre, możemy usunąć nasiona, które zawierają najwięcej kapsaicyny. Oczywiście możemy użyć gotowych płatków chilli lub innej ostrej mieszanki. Na patelni lub w woku rozgrzewamy olej kokosowy. Dodajemy posiekane szalotki, smażymy na złoto. Dodajemy starty imbir i czosnek oraz posiekaną trawę cytrynową. Smażymy przez chwilę, stale mieszając. Dodajemy drobno posiekane grzyby, smażymy przez 2-3 minuty. Dodajemy pokruszone tofu i przygotowany wcześniej sos. Smażymy, mieszając, aż większość płynu wyparuje. Dodajemy płatki chilli, mieszamy. Poziom ostrości zależy od tego, jakich papryczek użyjemy. Suszone tajskie papryczki są dosyć ostre - dodając ½ - 1 łyżeczki przyprawy, osiągniemy średnio pikantne danie. Jeśli chcemy spróbować ostrzejszej wersji, możemy dodać dodatkowe 2-3 łyżeczki chilli. Pikantne tofu możemy ułożyć na liściach sałaty, skropić limonką, posypać orzeszkami i ziołami. Odważni mogą posypać swoją porcję dodatkowym chilli.

54

55

MAGAZYN WIĘCEJ


Zdjęcie z okładki zostało wykonane przez Katarzynę Wojniak Oprawa graficzna: Angelika Pińkowska Korekta: Beata Dębowska

numer 3 już we wrześniu

WIĘCEJ


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.