Czytanie zawartych w tej książce świadectw osiągnięć nauczycielek z różnych szkół buddyzmu dodaje mi otuchy: to celebracja wkładu, jaki praktykujące kobiety wniosły i który cały czas wnoszą w historię buddyzmu. Ich wysiłki prowadzą do świeżego spojrzenia na wyjątkowe cechy i możliwości duchowe kobiet i do coraz szerszego uznania dla żeńskich praktykujących i nauczycielek. – Z przedmowy Jego Świątobliwości Siedemnastego Karmapy
Poruszająca i pełna mocy książka! Michaela Haas wykonała niezwykłą pracę na rzecz upowszechniania pełnych przeszkód, ale i osiągnięć historii tych wspaniałych kobiet, dzięki czemu mogą się one stać inspiracją zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn.
Co pcha młodą bibliotekarkę z Londynu na pokład statku do Indii? Co nakłania ją do samotnej medytacji w jaskini przez dwanaście lat i budowy tętniącego życiem klasztoru żeńskiego w Himalajach? Jak surferka z Malibu stała się głową międzynarodowej organizacji zrzeszającej buddyjskie kobiety? Czy to możliwe, że córka dyrektora muzycznego z Santa Monica ma pewnej nocy tak barwne sny o pawiach, że podąża za nimi do Nepalu, w którym znajduje miłość swojego życia w osobie niekonwencjonalnego, młodego, tybetańskiego mistrza? Kobiety wymienione w Mocy Dakini – nauczające na Zachodzie współczesne nauczycielki buddyzmu tybetańskiego, pochodzące zarówno z Azji, jak i z Zachodu – zostały powszechnie uznane za urzeczywistnione praktykujące i wspaniałe nauczycielki. Ich życiorysy to świadectwo niezwykłej determinacji i odwagi. Spotkanie ich na kartach tej książki może być dla czytelników inspiracją do porzucenia starych obaw, odkrycia nowych dróg i do życia w zgodzie z marzeniami.
Mktóra buddyzm praktykuje od niemal dwudziestu lat. Dzieli swój czas pomiędzy Malibu ICHAELA HAAS to doktor filozofii, reporterka, wykładowczyni, konsultantka ds. mediów,
w Kalifornii i Monachium.
Ilustracja na okładce: Chris Banigan ©2015 Wydawnictwo Mani Wydrukowano w Polsce
manibooks.pl
Moc_Dakini_okladka.indd 1
59,90 zł
Dwanaście niezwykłych kobiet, kształtujących przekaz buddyzmu tybetańskiego na Zachodzie
– B. Alan Wallace, autor Genuine Happiness i Choosing Reality
Michaela Haas
Z przedmową Jego Świątobliwości Siedemnastego Karmapy
MOC DAKINI
Dwanaście opisanych w książce Michaeli Haas kobiet to osoby niezwykłe pod wieloma względami. Życie każdej z nich jest świadectwem rozwoju buddyzmu tybetańskiego na Zachodzie i towarzyszącej mu pracy na rzecz zaangażowania kobiet zarówno w praktykę, jak i funkcje przywódcze, do których w przeszłości nie były dopuszczane. Moc Dakini to inspirujący głos w trwającej na ten temat dyskusji. – Sharon Salzberg, autorka Lovingkindness i Real Happiness
Michaela Haas
MOC DAKINI
Dwanaście niezwykłych kobiet, kształtujących przekaz buddyzmu tybetańskiego na Zachodzie
01.06.2015 16:39
Michaela Haas
MOC DAKINI
Michaela Haas
MOC DAKINI Dwanaście niezwykłych kobiet, kształtujących przekaz buddyzmu tybetańskiego na Zachodzie
Poznań 2015
Tytuł oryginału: Dakini Power: Twelve Extraordinary Women Shaping the Transmission of Tibetan Buddhism in the West / Michaela Haas – First Edition. Snow Lion An imprint of Shambhala Publications, Inc. Horticultural Hall 300 Massachusetts Avenue Boston, Massachusetts 02115 www.shambhala.com © 2013 by Michaela Haas Copyright © for the Polish edition by Fundacja Mani Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być powielana ani rozpowszechniana za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych, kopiujących, nagrywających i innych bez pisemnej zgody wydawcy.
Tłumaczenie: Sonia Grodek Redakcja merytoryczna: Kanzen Redakcja i korekta polonistyczna: Piotr Fliciński Redaktor prowadząca: Karolina Rajewska-Rynkowska Projekt graficzny: Gopa & Ted2, Inc. Skład i łamanie: Marlena Schreiber Wydawnictwo ManiBooks Fundacja Mani ul. Strzelecka 41/5 61-846 Poznań www.manibooks.pl www.fundacjamani.pl Wydanie pierwsze Poznań 2015 ISBN: 978-83-64640-07-0
S PIS
TREŚCI
Słowo wstępne J. Św. Siedemnastego Karmapy ................................. vii Specjalne podziękowania ..................................................................... ix Przedmowa . . . . . . ................................................................................... xiii Wprowadzenie: Zasada dakini
.............................................................
1
1. JETSUN KHANDRO RINPOCZE Współczująca igła w twojej poduszce ......................................... 17 2. DAGMOLA KUSHO SAKYA Z pałacu do banku krwi .............................................................. 45 3. JETSUNMA TENZIN PALMO (Diane Perry) Papier ścierny dla ego ................................................................. 77 4. SANGYE KHANDRO (Nanci Gay Gustafson) Oświecenie to praca na pełen etat ........................................... 103 5. PEMA CHÖDRÖN (Deirdre Blomfield-Brown) Rozluźnienie w braku podstawy .............................................. 131 6. ELIZABETH MATTIS-NAMGYEL Wonder Woman w pustelni ...................................................... 159 7. CHAGDUD KHADRO (Jane Dedman) Magnes, który przyciąga opiłki żelaza
.....................................
183
8. KARMA LEKSHE TSOMO (Patricia Zenn) Surfując w stronę oświecenia ................................................... 201
vi ~ M O C D A K I N I
9. THUBTEN CHODRON (Cherry Greene) Buntowniczka w mnisich szatach ............................................. 223 10. ROSHI JOAN HALIFAX Nieustraszona, dzika i krucha
..................................................
251
11. LAMA TSULTRIM ALLIONE (Joan Rousmanière Ewing) Oświecona feministka ............................................................... 277 12. KHANDRO TSERING CHÖDRON Królowa dakiń ........................................................................... 301 Epilog
. . . . . . . . . . . . . . . . . ..............................................................................
Dedykacja
. . . . . . . . . . ..............................................................................
Podziękowania
329
. . . ..............................................................................
331
. . . . . ..............................................................................
333
. . . . . . . . . . . . . . ..............................................................................
335
Od tłumaczki Przypisy
327
Słowniczek
. . . . . . . . . ..............................................................................
Wybrana bibliografia
.......................................................................
351 357
Jego Świątobliwość XVII Karmapa
S ŁOWO
Ś
WSTĘPNE
do oświecenia i wyzwolenia, której nauczał Buddha, była przeznaczona dla wszystkich czujących istot, zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Niegdyś żyło wiele wielkich praktykujących kobiet, takich jak Mahapradżabati Gautami, która była zarówno adopcyjną matką Buddhy Siakjamuniego, jak i pierwszą kobietą wyświęconą w założonej przez niego sandze. Buddyjskie teksty wspominają też o kobietach-arhatach. Mężczyznom i kobietom dano równe możliwości praktyki, a na cztery filary, na których opiera się dom buddyzmu, składają się zarówno mniszki, jak i kobiety świeckie. Czytanie w tej książce o osiągnięciach nauczycielek z różnych szkół buddyzmu dodaje mi otuchy: to uczczenie wkładu, jaki praktykujące kobiety wniosły i który cały czas wnoszą w historię buddyzmu. Niestety, na zbyt wiele społeczności wpływ miały poglądy i kultura ich epok, przez co położono w nich nacisk na różnice pomiędzy mężczyznami a kobietami, a to prowadziło do dyskryminacji i nierównego traktowania kobiet w wielu religiach, w tym w buddyzmie. Gorąco się modlę o to, by kobiety takie jak te były pionierkami; by ich wysiłki doprowadziły do świeżego spojrzenia na wyjątkowe cechy i możliwości duchowe kobiet i do coraz większego uznania dla praktykujących kobiet i nauczycielek. CIEŻKA
XVII Karmapa Ogyen Trinley Dorje Dharamsala, Himachal Pradesh, Indie 3 listopada 2012 roku
S PECJALNE
D
PODZIĘKOWANIA
bratniej duszy, która kocha mnie bezwarunkowo i która wierzy we mnie nawet wtedy, gdy ja sama nie wierzę. Bez twojego emocjonalnego i praktycznego wsparcia nie udałoby mi się napisać tej książki. Ta książka jest dla ciebie i dla innych kochających osób, które stoją za swoimi partnerami bez względu na wszystko. Dla mojej matki i ojca, którzy nigdy nie zrozumieli, dlaczego ich jedyna córka rzuciła fantastyczną karierę w telewizji na rzecz siedzenia w jaskiniach w Himalajach i szukania bóg wie czego po całej Azji. Ta książka jest dla was i dla wszystkich rodziców, którzy kochają swoje dzieci, nawet jeśli te mają skłonność do szukania niezwykłych przygód. Dla moich nauczycieli, kobiet i mężczyzn, dzikich i radosnych, którzy nie przestają stawiać przede mną niespodziewanych wyzwań. Ta książka jest dla was, wszystkich nauczycieli i wszystkich uczniów, tych, którzy znaleźli, i tych, którzy nadal szukają z otwartymi umysłami. LA MOJEJ
(SANSKRYT) –
POSŁANNICZKA MĄDROŚCI
P RZEDMOWA
W
IELU Z NAS marzy o zamianie codziennych obowiązków w coś znaczącego i pożytecznego, jednak nieliczni to marzenie realizują. Kobiety opisane w tej książce są wyjątkami. Co prowadzi młodą londyńską bibliotekarkę na pokład statku do Indii, do medytowania w samotności w odległej jaskini przez dwanaście lat, a potem zbudowania tętniącego życiem żeńskiego klasztoru w Himalajach? Jak uprawiająca surfing dziewczyna z Malibu została głową międzynarodowej organizacji zrzeszającej buddystki? Dlaczego córka dyrektora muzycznego z Santa Monica śni pewnej nocy o pawiach, które zdają się być tak żywe, że ściga je całą drogę do Nepalu, w którym znajduje miłość swojego życia? To tylko niektóre z fascynujących biografii zawartych w tej książce: dwanaście historii opowiadających o odwadze, determinacji i mądrości. Kobiety przedstawione w Mocy dakini są powszechnie uznawane za doświadczone praktykujące i wspaniałe mistrzynie, mające unikalne spojrzenie na buddyzm zachodni. Książka skupia się w szczególności na współczesnych mistrzyniach buddyzmu tybetańskiego, zarówno tych z Zachodu, jak i z Azji, nauczających na Zachodzie. Wszystkie z dwunastu kobiet podążały za swoją intuicją, nie zważając na przeszkody, i podejmowały dramatyczne decyzje. Czasami, by móc żyć tak, jak chciały, były zmuszone walczyć o przetrwanie. Wszystkie były krytykowane – za bycie zbyt konserwatywnymi, zbyt buntowniczymi, zbyt feministycznymi lub niedostatecznie dbającymi o prawa kobiet; mimo to poradziły sobie dzięki swojej ogromnej odwadze. Jakąż inspiracją są ich historie dla współczesnych poszukiwaczy duchowości!
xiv ~ M O C D A K I N I
Niektóre z tych nauczycielek, jak Dagmola Sakya, Tsultrim Allione czy Elizabeth Mattis-Namgyel, są matkami i musiały stoczyć walkę, by wychowywać dzieci, pracując i wykrajając czas na podążanie duchową ścieżką. Inne, tak jak Tenzin Palmo, Pema Chödrön i Karma Lekshe Tsomo, urodziły się w tętniących życiem miastach na Zachodzie, ale postanowiły zostać mniszkami, zamieniając angielskie imię, nadane po narodzinach, na tybetańskie, przyjęte przy wyświęceniu. Kilka z nich, na przykład Dagmola Sakya i Khandro Tsering Chödron, przedstawia fascynujący obraz Tybetu sprzed komunistycznego zalewu, z czasów, zanim chińska inwazja wypędziła je na wygnanie. Chagdud Khadro1, Thubten Chodron i Sangye Khandro były wychowywane na Zachodzie i tylko niewytłumaczalny impuls kazał im wsiąść w rozklekotane autobusy, jadące przez Pakistan i Afganistan do Indii. Odwrotnie było z Khandro Rinpocze, jedną z bardzo niewielu tybetańskich inkarnowanych mistrzyń, która urodziła się i kształciła w Indiach, po czym poleciała do Ameryki badać tajemnice zwariowanego zachodniego umysłu. Roshi Joan Halifax dołączyła do ruchu praw obywatelskich i była zaangażowana w kontrkulturę lat sześćdziesiątych, zanim coś kazało jej zająć się umierającymi. Jest mistrzynią zen, uwzględnioną w tej książce z powodu swoich rozległych związków z tybetańskimi nauczycielami i kluczowymi tybetańskimi praktykami. Z początku historia życia Khandro Tsering Chödron miała być rozdziałem otwierającym tę książkę, ale niestety Khandro zmarła w trakcie zbierania materiałów. Ostatni rozdział jest więc teraz pożegnalnym hołdem, który opisując historię życia tej wysoko urzeczywistnionej praktykującej, może być dla nas lekcją życia i śmierci.
WZORY
DO NAŚLADOWANIA , REFORMATORKI ,
RADYKALNE NAUCZYCIELKI
Rzadko spotykamy kogoś, kto dotyka nas do głębi, kto ucieleśnia niezmierzoną, potrafiącą nas odmienić mądrość. Dla mnie kobiety opisane
P R Z E D M O WA ~ xv w tej książce to takie właśnie wyróżniające się mistrzynie. Wszystkie są dobrze wykształcone i inteligentne. Niektóre opublikowały książki, które mogę polecić. Jednak dla mnie najbardziej inspirujący jest sposób, w jaki żyją buddyjską mądrością każdego dnia, i nie tylko to, jak zachowują się na tronie do nauczania, ale i jak w obliczu osobistych wyzwań radzą sobie z trudnościami, takimi jak śmierć, rozwód, zdrada i strata. Czego możemy nauczyć się od tych kobiet? Może tego, jak radzą sobie z różnicami kulturowymi? Jak radzą sobie z bardziej kontrowersyjnymi aspektami buddyzmu? Te z nich, które są z Zachodu, zanurzając się w odmiennej kulturze, ryzykowały zrażeniem do siebie rodziny i najbliższych przyjaciół. Często wymagało to radykalnych zmian życiowych, a niekiedy musiały ryzykować życiem. Co znalazły podczas swoich podróży? Czy było to warte ceny, jaką przyszło im zapłacić? Mam doktorat i jestem wykształconą dziennikarką, ale jestem też uczennicą dharmy*. Moją intencją jest więc uhonorować życie i osiągnięcia tych pionierek buddyzmu na Zachodzie, choćby dlatego, że budują one mosty nad przepaściami, z którymi wiele z nas, włączając w to mnie, wciąż się zmaga. W ich przyjaźni i naukach znalazłam potrzebną do tego siłę i odwagę. Jako naukowiec i jako dziennikarka uczyłam się, jak zdawać „neutralną” relację, ale to nie jest neutralna, „obiektywna” książka. Podczas dwudziestu lat pracy jako autorka przekonałam się, że obiektywność tak czy inaczej jest mirażem, ponieważ nasze biografie nieuchronnie zabarwią to, czego doświadczamy. Przyznanie z góry, że temat książki traktuję osobiście i że jest on bliski mojemu sercu, wydaje mi się po prostu bardziej szczere. Każdy rozdział bazuje na osobistych spotkaniach z nauczycielkami; niektóre z nich znam od wielu lat. Podczas spotkań czasem kierowały mnie one ku naukom, których udzielały w innych miejscach. Okazywałam szacunek dla ich czasu, nie przedłużając wywiadów o pytania, na które gdzie indziej już odpowiedziały. Spełniłam też ich prośbę, by wyłączyć pewne osobiste materiały i zmienić * Dharma (sanskryt, tyb. chö) odnosi się tu do nauk Buddhy. Słowo ma szeroki zakres znaczeń, między innymi ‘prawda’, ‘ścieżka’ i ‘zjawisko’.
xvi ~ M O C D A K I N I
niektóre fragmenty w celu ochronienia tożsamości osób, których bezpieczeństwo może być zagrożone w związku z sytuacją polityczną. Moje przypisy na końcu książki dają pełniejsze wyjaśnienia. Ta książka powstała z miłości. Choć trudno uchwycić ich istotę za pomocą zwykłych słów, moim zamiarem było złożenie hołdu tym niezwykłym kobietom i okazanie im szacunku, na który zasługują za ciągłe podążanie za głosem serca. Szczerze przepraszam, jeśli popełniłam jakiekolwiek błędy lub przeinaczyłam ich słowa w jakikolwiek sposób.
PODRÓŻ,
KTÓRA ZMIENIŁA MOJE ŻYCIE
Po raz pierwszy zetknęłam się z buddyzmem jesienią 1996 roku, gdy po poważnym kryzysie zdrowotnym w wieku lat dwudziestu sześciu, wzięłam trzy miesiące wolnego od gorączkowego życia reporterki i zarezerwowałam bilet dookoła świata: do Indii, na Sri Lankę, Malediwy i do Bhutanu. Malediwy po to, by nurkować z rekinami, Indie dla jogi i bazarów, Sri Lanka dla masaży olejami, a Bhutan – cóż, to malutkie himalajskie królestwo po prostu wypadło losowo, bo znajomy chwalił je jako „naprawdę egzotyczny kierunek” i za to, że trudno się tam dostać. To wystarczyło, by rozbudzić moją ciekawość. W tym czasie o buddyzmie wiedziałam bardzo niewiele, ale wzięłam pod uwagę radę znajomego, który twierdził, że Bhutańczycy nie przepadają za hordami niedouczonych turystów. Oczekują, że ich państwowa religia będzie brana na poważnie. Do najbardziej świętych miejsc, z niesamowitym klimatem, wpuszczani byli tylko buddyści. Przed wejściem na pokład maleńkiego samolotu lecącego przez Himalaje z obowiązku usiadłam więc na plaży Malediwów, by przestudiować krótki przewodnik po buddyjskiej sztuce. Radosna, złota postać medytująca z nogami skrzyżowanymi w pozycji lotosu to Buddha – łatwo się domyślić. Szaleniec z trójzębem i w śmiesznym kapeluszu nazywał się Padmasambhawa i był szanowanym założycielem buddyzmu tybetańskiego. Zapamiętałam
P R Z E D M O WA ~ xvii też, że imię spokojnej, nagiej, białej damy z lotosem w lewej dłoni to Tara i że jest to żeński Buddha Współczucia. Choć zawsze byłam zafascynowana buddyjskimi wierzeniami, nie za bardzo interesowało mnie ich głębsze znaczenie. Zbierałam tylko egzotyczne wspomnienia. W Bhutanie malowidła tańczących bóstw niespodziewanie dla mnie ożyły. Barwne freski w odizolowanych świątyniach przemówiły do mojego serca. Czułam jakiś głęboki związek z eksplozją kolorów i mantrami, które napotykałam na swojej drodze. Mój umysł przeniósł się do stanu przenikliwej świadomości, którego wcześniej nie znałam, wglądu z pierwszej ręki w to, co Tybetańczycy nazywają „naturą umysłu”, czyli nagą prostotą świadomości nieobarczonej pojęciami. Zwarte mury mojego starego świata pękały i czułam, że nie mogę wrócić do swojego starego życia, choćbym nawet chciała. Przyjechałam jako turystka, wyjeżdżałam jako pielgrzym. Nie wiedziałam, co spowodowało tę przemianę, ale byłam pod zbyt dużym wrażeniem, żeby zignorować ją jako mrzonki turystki. Mój umysł został dotknięty na tyle głęboko, by zacząć zadawać sobie pytanie, o co w tej unikalnej kulturze mądrości chodzi. Dlaczego? Jakie prawdy zawierały te rozległe biblioteki? Byłam zaintrygowana tybetańskimi nauczycielami, których spotkałam. Byli twardzi, ale radośni. Nie zajmowali się głupstwami, ale ich twarze zdobiły łagodne uśmiechy. Z ich silnie odczuwalnej obecności emanowała radosna nieustraszoność, co radykalnie różniło się od spiętego podenerwowania, znanego mi zza biurka w pracy. Wiedzieli coś, czego ja też musiałam się dowiedzieć. Mówili, że umysł jest twórcą zarówno radości, jak i smutku, i że możemy nauczyć się, jak wyzwolić się z zewnętrznych zmian, nad którymi nie mamy kontroli, poznając swój umysł i jego naturę. Wróciłam do pracy w gazecie, ale gdy przy następnej okazji wysłano mnie do Azji, z rozlatującej się nepalskiej budy pocztowej wysłałam faksem rezygnację do mojego osłupiałego szefa: „Dziękuję ci za całe wsparcie. Nie wracam”. Wyjątkowa tybetańska nauka dotycząca umysłu bardzo mnie zafascynowała. Praktykując medytację tylko przez dwadzieścia minut,
xviii ~ M O C D A K I N I
szybko zdałam sobie sprawę, że wrażenie kontroli nad umysłem maskuje tylko głębszą niezdolność – emocje i myśli napływały nieprzerwanie, aż umysł stawał się wzburzony i nie do opanowania. Nauki Buddhy zawierały niesamowitą obietnicę: wszyscy możemy odzyskać fotel kierowcy, jeśli tylko będziemy bardzo uważni – i o ile zrozumiemy, że przede wszystkim nie ma żadnego kierowcy. „Jesteśmy tym, co myślimy” – to wciąż rewolucyjny wgląd Buddhy – rzeczywistość kreujemy w naszym własnym umyśle, którego możliwości nie mają granic. Po paru tygodniach zapisałam się na kurs buddyjskiej filozofii w Katmandu, stolicy Nepalu. Wtedy też rozpoczęłam naukę tybetańskiego i sanskrytu. W wolnym czasie wędrowałam po górach, próbowałam siedzieć ze skrzyżowanymi nogami w odległych świątyniach z widokiem na Himalaje i byłam szczęśliwsza niż kiedykolwiek. Zanim moje życie zmieniło się podczas podróży po Bhutanie, gdy wciąż jeszcze mieszkałam w Europie, myślałam, że jestem na szczycie. Z pozoru wszystko szło świetnie i myślałam, że nie brakuje mi niczego. Mimo to dręczyło mnie okropne uczucie, niczym mały kamyk w bucie, niezależnie od tego, jak bardzo starałam się to ignorować, nie byłam szczęśliwa. Tak naprawdę byłam w depresji. Jak to możliwe? Byłam przekonana o tym, że bardziej prestiżowa praca, przystojny chłopak czy wyższa pensja nie zapewnią mi więcej szczęścia. Pierwsza szlachetna prawda, której nauczał Buddha, odzwierciedlała głęboki brak zadowolenia, jaki odczuwałam w moim bardzo udanym życiu: „Życie to cierpienie” – powiedział 2500 lat temu. Wtedy dotarło do mnie, że pierwsza szlachetna prawda nie mówi o głodzie w Somalii czy zdiagnozowanym raku, ale opisuje ze współczuciem najbardziej podstawowy, życiowy fakt. Co jeszcze ważniejsze, buddyzm oferował kompletną ścieżkę, wiodącą do tego, czego nie udało mi się osiągnąć pracą w gazecie: zmniejszenia cierpienia. Od samego początku wiedziałam, dlaczego chcę zostać dziennikarką polityczną. Pragnęłam zmienić świat. Byłam świadoma tego, w jak uprzywilejowany sposób rozpoczęło się moje życie przez to, że dorastałam pod skrzydłami kochających
P R Z E D M O WA ~ xix rodziców w sielskiej wiosce w Bawarii, liczącej zaledwie 250 mieszkańców, z trzema gospodarstwami, jednym kościołem i jednym pubem i dlatego przyrzekłam sobie, że w moim pisarstwie przemówię w imieniu tych, którzy takiego szczęścia nie mieli. Jednak mój plan zmiany świata przynosił efekty wolniej, niż bym sobie tego życzyła. Przemiany społeczne nie dokonywały się tak szybko, jak szybko o nich pisałam. Mój młodzieńczy entuzjazm uczynienia świata lepszym słabł z każdym kolejnym napisanym słowem. Tymczasem buddyzm oferował rewolucyjną alternatywę. Ideałem boddhisattwy w buddyzmie tybetańskim jest wojownik, który kierując się współczuciem, szuka wyzwolenia nie dla siebie samego, ale dla wszystkich czujących istot. A obiecywane na buddyjskiej ścieżce wyzwolenie od cierpienia było przede wszystkim sprawą umysłu, wewnętrznej rewolucji. Moja misja zmieniła się z obnażania brudnych spraw rządów na obnażanie brudnych spraw mojego własnego umysłu. Tak oto siedemnaście lat temu z radością zamieniłam moje luksusowe mieszkanie w Monachium na lichą sypialenkę na dachu w Katmandu. Wprowadziłam się do tybetańskiej rodziny, która dopiero co uciekła przed chińskim terrorem, i całym sercem zanurzyłam się w tym obcym, nowym świecie. Wciąż pracowałam jako reporterka dla telewizji i prasy, ale zmienił się obiekt moich zainteresowań. Wysyłałam do luksusowych magazynów tylko tyle historii z Indii, Nepalu i Bhutanu, by móc sfinansować moje studia i odosobnienia. Obco brzmiące nauki o reinkarnacji i naturze umysłu, o dziwo, mnie nie odstraszyły, wręcz przeciwnie – nareszcie dały odpowiedzi na pytania, które zajmowały mnie od dziecka: Jak tu trafiliśmy? Jaki jest cel życia? Gdy duchowy przywódca Tybetańczyków, Jego Świątobliwość Czternasty Dalajlama, przemawia publicznie na Zachodzie, często na wstępie wyjaśnia, że zgromadzeni nie powinni z miejsca porzucać religii, w której się urodzili. Jako świeżo upieczoną buddystkę, wychowaną w katolickiej rodzinie, ta wskazówka mnie zdziwiła. Jednak po dziesięciu latach zaangażowania w praktykę, po tym, jak z Himalajów wróciłam do Europy, luka pomiędzy zachodnią a azjatycką kulturą sta-
xx ~ M O C D A K I N I
ła się dla mnie bardziej widoczna. Doświadczyłam na własnej skórze, jakim wyzwaniem jest pozostanie jedną nogą w każdym z tych światów. Niespodziewanie moje akademickie badania uwydatniły fakt, że istnieje konflikt pomiędzy racjonalną analizą a religijną wiarą, nawet w tradycji, która szczyci się oparciem w logice. Im bardziej zagłębiałam się w badania, tym szybciej dochodziłam do punktu zwrotnego, nieuchronnej kolizji mojego zachodniego wychowania z tradycyjną, azjatycką kulturą. Jako kobieta funkcjonująca w patriarchalnej tradycji i jako naukowiec w środku religii, która wymaga oddania, czułam, że ocieram się o wiele pytań, wyzwań i reguł, z którymi trudno będzie mi się mierzyć. „Z pewnością inne kobiety natrafiały na podobne wątpliwości – pomyślałam – a jednak szły dalej, zamiast się wycofać”. Zaczęłam szukać ich historii w gorszym okresie mojego życia, w czasie gdy walczyłam z przewlekłą chorobą i zmagałam się z niektórymi z bardziej oburzających aspektów buddyzmu tybetańskiego. Przenoszenie starożytnej tradycji z odległych jaskiń w Azji do wielkiego miasta Los Angeles, w którym teraz mieszkam, odbywa się w bólach. To rozłożony w czasie test, sprawdzający zarówno elastyczność naszych umysłów, jak i siłę naszej tradycji. Odpowiedzi, jakie otrzymałam od opisanych w tej książce nauczycielek, tworzą pełne spektrum: od płynących z serca zapewnień w duchu konserwatywnym, mówiących, że tradycyjna mądrość naprawdę działa tak samo jak tysiąc lat temu, o ile jest praktykowana właściwie, po postępowe wezwania do reform. Spotkanie z tymi kobietami dało mi odwagę i stało się źródłem inspiracji, pozwoliło na nowe spojrzenie i entuzjazm. Mam nadzieję, że zetknięcie się z bohaterkami tej książki będzie równie inspirujące dla czytelników, skłoni do porzucenia starych obaw, odkrycia nowych ścieżek i wsłuchania się w szept wewnętrznego głosu z większą pewnością siebie.
MOC DAKINI
W PROWADZENIE : Z ASADA
DAKINI
Kobieta czy mężczyzna, nie ma wielkiej różnicy. Jednak gdy kobieta rozwija umysł oświecenia, jej potencjał jest najwyższy1. – Padmasambhawa, prekursor buddyzmu wadżrajany w Tybecie.
B
UDDYZM TYBETAŃSKI stawia wyjątkową tezę: bycie kobietą może być w rzeczywistości korzystne na drodze do duchowego oświecenia. Kobiety, jak dowodził prekursor buddyzmu tybetańskiego w VIII wieku, mają większe predyspozycje do przyswojenia mądrości zawartych w naukach. Te odczucia odbijają się echem w poglądach współczesnych nauczycieli. – Wielu lamów* mówi, że kobiety są wybitnymi praktykującymi, bo zagłębiają się w medytację łatwiej niż mężczyźni. To dlatego, że niektórzy mężczyźni obawiają się porzucenia intelektu – komentuje zachodnia mniszka Tenzin Palmo. – Szczególnie dotyczy to mnichów, którzy przez długi czas studiowali. Nagłe odpuszczenie i bycie nagim w doświadczeniu medytacji jest dla nich przerażające, podczas gdy kobiety wydają się mieć naturalną zdolność radzenia sobie z nim2. Kobiece wcielenie oświeconej istoty w starożytnym indyjskim sanskrycie nazywa się dakini. Ale kim naprawdę jest dakini? Dakinie są nieuchwytne i swawolne z natury; próby przygwożdżenia ich staranną definicją będą więc niecelne, gdyż ich działanie polega w dużej mierze właśnie na rozprawianiu się ze skostniałymi teoriami. Wiele nauczycie-
*
Lama (tyb., skanskr. guru) to tybetańskie określenie buddyjskiego mistrza. Dosłownie można je przetłumaczyć jako ‘ważna matka’ lub ‘niedościgniony’.
2 ~ MOC DAKINI
lek w tej książce podzieliło się swoim rozumieniem tego zagadnienia. – Dla mnie, wyjątkowa, żeńska jakość (którą oczywiście może posiadać też wielu mężczyzn) jest przede wszystkim ostra, jasna – mówi Tenzin Palmo, która ślubowała osiągnięcie oświecenia w kobiecym ciele. – Potrafi ciąć na wylot, szczególnie przez intelektualne skostnienie. Trafia w sedno. W moim rozumieniu zasada dakini oznacza intuicyjną siłę. Kobiety pojmują to w lot: nie są zainteresowane intelektualną dyskusją, którą zwykle uważają za beznamiętną i jałową, pociągającą je w minimalnym stopniu3. Jak zauważa Khandro Rinpocze – której imię oznacza dosłownie ‘cenna dakini’ – termin dakini tradycyjnie był używany na określenie wyróżniających się praktykujących, małżonek wielkich mistrzów i do oznaczenia oświeconej, żeńskiej zasady niedualności, która wychodzi poza granice płci. Khandro Rinpocze definiuje autentyczną zasadę dakini jako „bardzo przenikliwy, błyskotliwy umysł mądrości, nieznający kompromisów, szczery, niekiedy gniewny”. To dla mnie bardzo dokładny opis cech nauczycielek wymienionych w tej książce. Pomimo ich łagodności i poczucia humoru, w moim odczuciu, większość z nich to kobiety bezpośrednie, obdarzone nieprzeciętną inteligencją, radykalne i odważne. Zasady dakini nie powinno się nadmiernie upraszczać, ponieważ zawiera ona wiele poziomów znaczeń. Na zewnętrznym poziomie urzeczywistnione praktykujące nazywano dakiniami i to w tym sensie nazwa ta jest użyta w tytule tej książki. Ale ostatecznie, choć występuje w żeńskiej formie, dakini nie liczy się z definicjami płci. – Żeby naprawdę spotkać dakinię, musisz wyjść poza dualność – naucza Khandro Rinpocze, odnosząc się do podstawowego założenia wadżrajany, mówiącego, że intelektualnie nie da się uchwycić prawdy o rzeczywistości. Tybetańskie słowo określające dakinię, khandro, oznacza ‘odwiedzającą niebo’ lub ‘tańczącą w przestrzeni’, co wskazuje na to, że te eteryczne, przebudzone istoty opuściły więzienie litej ziemi i mogą igrać w bezkresie otwartej przestrzeni.
W P R O WA D Z E N I E ~ 3 Praktykująca badaczka Judith Simmer Brown rozróżnia cztery poziomy znaczeń: Na tajemnym poziomie [dakini] symbolizuje podstawowe aspekty zjawisk i umysłu, więc jej moc jest ściśle powiązana z głęboką mądrością medytacji wadżrajany. W najbardziej podstawowym aspekcie nazywana jest bezforemną mądrością natury samego umysłu. Na wewnętrznym, rytualnym poziomie jest bóstwem medytacyjnym, wizualizowanym jako uosobienie właściwości buddhy. Na zewnętrznym poziomie subtelnego ciała jest energetyczną siecią uosobionego umysłu w subtelnych kanałach i życiodajnego oddechu tantrycznej jogi. Mówi się o niej też jako o żywej kobiecie: może być guru na zdobnym tronie lub joginką medytującą w odległej jaskini, pełną mocy nauczycielką medytacji lub małżonką lamy, nauczającą poprzez przykład swojego życia. Wreszcie, wszystkie kobiety są uznawane za pewną formę manifestacji dakini4. Dakini ukazuje się więc w wielu formach. – To najważniejsze elementy oświeconej kobiecości w buddyzmie tybetańskim – mówi amerykańska nauczycielka Tsultrim Allione5. – Są świetlistą, subtelną energią duchową, kluczem, strażniczkami bram i opiekunkami niczym nieuwarunkowanego stanu. Jeśli nie mamy zamiaru zaprosić dakiń do naszego życia, nie będziemy w stanie wejść w te subtelne stany umysłu. Czasem dakinie występują jako posłańcy, czasem jako przewodniczki, a czasem jako obrończynie.
4 ~ MOC DAKINI
SWAWOLNA,
UWODZICIELSKA I DZIKA
Po wejściu do świątyni buddyzmu tybetańskiego, takiej jak ta założona przez Tsultrim Allione – Tara Mandala w Kolorado, można zauważyć obfitość kobiecych postaci: Pradżniaparamita, uosobienie „transcendentalnej wiedzy”, siedzi w doskonałej pozie medytacyjnej – kwiecie lotosu, trzymając tekst sutry mądrości*. Tara, żeńska forma buddhy, znana jako „ta, która wyzwala”, siedzi z jedną nogą wyprostowaną, co świadczy o tym, że jest gotowa podnieść się i nieść pomoc innym istotom, kiedy tylko będzie potrzebna. Jej siedmioro oczu obserwuje odwiedzających spokojnym, ale przenikliwym spojrzeniem. – Dodatkowe oczy miłosierdzia pozwalają jej widzieć cierpiące, nieszczęśliwe istoty i pomagać im6 – mówi Dagmola Sakya, która twierdzi, że miała jej wizje. – Tara to matka wszystkich istot, która o każdą z nich dba tak, jak o własne dziecko7. Zarówno o Tarze, jak i o Pradżniaparamicie mówi się jak o matkach wszystkich istot, ponieważ „przebudzeni” rodzą się z mądrości. Z braku lepszego słowa te formy buddhów nazywa się bóstwami. Ale dosłownie tybetańskie słowo jidam oznacza ‘trzymanie umysłu’. Odwrotnie niż w innych religiach, takich jak chrześcijaństwo czy hinduizm, te archetypy oświecenia nie są zewnętrznie istniejącymi bytami, do których błogosławieństwa można się odwołać. Bóstwa w buddyzmie wadżrajany to raczej manifestacja umysłu, którą praktykujący przywołuje, aby oczyścić neurozy i połączyć się z głębszym poziomem świadomości. Niektóre z nich są przedstawiane jako pogodne i pokojowe, jak Tara i Pradżniaparamita. Inne, jak Wadżrajogini, manifestują się jako gniewne i pogrążone w dzikim tańcu, błyskające kłami, z waginami i biustami na wierzchu, bez wahania niszczące niewiedzę. Mówi się, że dakinie potrafią przebić się przez blokady i przeszkody, co często jest związane z gwałtownym i złym zachowaniem. – Jest aspekt współczucia ucieleśniony przez Tarę, następnie mamy *
Sutry to rozprawy przypisywane Buddzie.
W P R O WA D Z E N I E ~ 5 postać matki wyrażającą aspekt miłości. Ale mamy też w tradycji tantrycznej dziki aspekt dakini, nieopanowanej i wolnej, nienależącej do żadnego mężczyzny – wyjaśnia Tsultrim Allione. – Dakinie są swawolne, wyrażając pustkę, wyciągają spod ciebie dywan. Żeńska energia uwodzenia i zabawy prowokuje niepewność, ale przy tym otwartość8. Buddyści z Tybetu nie byli pierwszymi, którzy natknęli się na dakinie. Jak wiele elementów wadżrajany, dakinie najpierw pojawiły się w indyjskich tantrach*, a te z kolei częściowo czerpały z tradycji bogiń z czasów przedaryjskich. Gdy tantra pojawiła się w Indiach, dakinie postrzegano jako gniewne i często opisywano je jako pijące krew, jedzące ludzkie mięso mieszkanki pól kremacyjnych i cmentarzy, które prowokują joginów do zmierzenia się ze swoim strachem. Po tym, jak buddyści zaadaptowali tantryczne idee i buddyzm tantryczny przeniósł się do Tybetu w VIII wieku, z jakiegoś powodu ten obraz złagodniał. Pojawił się bardziej delikatny, sensualny i przyjazny żeński wizerunek, który odżywiał i wzmacniał praktykujących, choć ta pociągająca postać wciąż umiała w mig odwołać się do bardziej dramatycznych, gniewnych środków, gdy spokojne podejście i uwodzenie nie działało. Ten paradoks jest uosobiony w Wadżrajogini, którą nazywa się często przywódczynią wszystkich dakiń. Zwykle przedstawiana jest jako atrakcyjna nastoletnia dziewczyna, naga, poza kilkoma kościanymi ozdobami. Spogląda zapraszająco, lecz jednocześnie wymachuje zakrzywionym nożem, gotowa odciąć, bez ostrzeżenia, więzy łączące nas z ego.
*
Tantra (sanskryt; tyb. Gyü) dosłownie oznacza ‘nić’ lub ‘krosno’. Tu odnosi się do klasy literatury i praktyki ezoterycznej, która pojawiła się w Indiach we wczesnych wiekach n.e. W odniesieniu do buddyzmu tybetańskiego termin tantra używany jest przy późniejszych ezoterycznych tekstach jako odróżnienie ich od tekstów sutr, przypisywanych historycznemu Buddzie Siakjamuniemu.
6 ~ MOC DAKINI
„NIŻSZE
ISTOTY ” W TYBECIE
Himalaje zawsze były miejscem, w którym objawiały się głęboko urzeczywistnione praktykujące kobiety i do pewnego stopnia, nadal są. Joginki* mogą żyć w odległych pustelniach czy klasztorach jako oddane praktykujące, ale mogą też być żonami, matkami i córkami sławnych nauczycieli. Uczniowie często w sposób nieformalny szukali u nich rady, ale kobiety rzadko pisały książki, siedziały na wysokich tronach lub same przyjmowały wzniosłe tytuły. – Na pewno było sporo wielkich, praktykujących kobiet w Tybecie – mówi Tenzin Palmo. – Ale z powodu braku zaplecza w wykształceniu filozoficznym, nie mogły one aspirować do pisania książek, gromadzenia uczniów, podróżowania w celu głoszenia dharmy. W czytanych przez nas historiach możemy zauważyć, że mniszki wyróżniają się swoją nieobecnością. Ale to nie znaczy, że ich tam nie było9. Obiecujący młodzi mężczyźni w Himalajach byli zwykle izolowani od zakłóceń związanych ze zwykłym życiem w społeczeństwie, by móc przejść rygorystyczny cykl studiów i odosobnień, ale ich żeńskim odpowiedniczkom poświęcano już mniej uwagi. Podczas gdy popularne archetypy żeńskiego oświecenia były wynoszone na ołtarze, niewiele kobiet w Tybecie było zachęcanych do pójścia w ich ślady. Pomimo cytowania dodających odwagi słów prekursora buddyzmu tybetańskiego mówiących o tym, że kobiecy potencjał do osiągnięcia oświecenia jest najwyższy, większość buddyjskich kultur przez wieki postrzegało kobiety jako istoty niższe. Kilka obiecujących deklaracji znikało w ogromie fragmentów, przypisywanych Padmasambhawie i innym mistrzom, w których lamentowali oni nad trudami związanymi z kobiecością. Powszechnie używane tybetańskie określenia lumen i kjemen znaczą dosłownie ‘istota niższa’ lub ‘gorzej urodzona’. Niektórzy konserwatywni mistrzowie do dziś wątpią, czy kobieta w ogóle może osiągnąć *
Jogini, wyraz pochodzący od sanskryckiego „joga” to sanskrycki termin opisujący kobietę oddaną duchowej ścieżce, zwykle w tradycji buddyjskiej lub hinduistycznej.
W P R O WA D Z E N I E ~ 7 oświecenie, a wielowiekowe teksty liturgii każą się kobietom modlić o lepsze odrodzenie w męskim ciele. Jak pokazuje biografia Dagmoli Sakya, nawet współczesnym kobietom często odmawiano dostępu do podstawowej edukacji, tłumacząc, że do rodzenia dzieci i pasania krów takie umiejętności są niepotrzebne. Jedna z moich tybetańskich przyjaciółek, jedyna siostra czterech tybetańskich nauczycieli o światowej renomie, nie wie nawet, kiedy wypadają jej urodziny, bo rodzice uznali zapisanie tej daty za nie tak ważne, jak w wypadku jej braci. Khandro Rinpocze opisuje uprzedzenia, na jakie się natknęła, gdy usiłowała studiować głębokie, filozoficzne nauki. W Azji prawie zawsze to mężczyźni zasiadali na tronach, podejmowali ważne decyzje i byli rozpoznawani jako inkarnacje, podczas gdy kobiety w większości miały prać i gotować. – Trudno zrozumieć, że co trzeci mężczyzna z tybetańskiej populacji zostawał mnichem… a przy tym było tak mało mniszek10. – wskazuje Tenzin Palmo, brytyjska przełożona klasztoru. Pytani o powód, niektórzy tradycyjni nauczyciele odpowiadają, że mężczyźni są po prostu bardziej zainteresowani religijnymi studiami, ale to wytłumaczenie ignoruje fakty ekonomiczne: od zawsze klasztory męskie były często i hojnie wspierane zarówno przez rząd, jak i okoliczną ludność, wyposażone w świetne szkoły i uczelnie. Kilka istniejących klasztorów żeńskich, w porównaniu z męskimi, w większości było położonych na skrajnym odludziu, co pozbawiało je wsparcia okolicznych mieszkańców, nie były one wspierane finansowo przez rządy ani przez większych sponsorów, a także pozbawione odpowiednich nauczycieli. Po dziś dzień klasztorom żeńskim w Azji zwykle brak środków, które otrzymują klasztory męskie, a niektóre mniszki, które uciekły z Tybetu, nie potrafią nawet pisać ani czytać.
8 ~ MOC DAKINI
MNISZKI
DRUGIEJ KATEGORII
Jednym z powodów tych różnic jest fakt, że tybetańska tradycja nie zezwala na pełne wyświęcenie kobiet. Gdy buddyzm przenikał z Indii do Tybetu, najwyraźniej kworum dwunastu w pełni wyświęconych mniszek, potrzebnych do przydzielania pełnych święceń, nigdy nie dotarło do Tybetu11. Istnieją pojedyncze relacje dotyczące w pełni wyświęconych tybetańskich kobiet, takich jak Samding Dorje Phagmo (1422–1455), która awansowała na najwyższą rangą mistrzynię w Tybecie, ale o dokładnych okolicznościach jej wyświęcenia wiemy bardzo niewiele12. Obecnie więc pełne wyświęcenie kobiet nie jest możliwe w tradycji tybetańskiej, przez co mniszki wciąż mają niższą pozycję. Tak naprawdę tybetańskie słowo ani, którym są często określane, nie oznacza ‘mniszki’, ale po prostu ‘ciocię’, podczas gdy Tybetańczycy znają całe mnóstwo zaszczytnych określeń dla mnichów. Aby otrzymać pełne święcenia, mniszki z tradycji tybetańskiej muszą podróżować do krajów, gdzie dostępna jest chińska linia święceń. – Ale większości tybetańskich mniszek nie stać na podróż do Hong Kongu, Korei czy na Tajwan – mówi Tenzin Palmo – a nawet gdyby było, to z ich punktu widzenia lepiej być wyświęconą w swojej własnej tradycji, w swoich własnych szatach, przez swoich własnych nauczycieli lub Dalajlamę! Tak więc nawet wspaniała Khandro Rinpocze, której życie i osiągnięcia są opisane w pierwszym rozdziale tej książki jako jednej z niewielu kobiet rinpocze*, technicznie rzecz biorąc, jest nowicjuszką. Jego Świątobliwość Czternasty Dalajlama publicznie potwierdził, że wspiera całkowite święcenie tybetańskich mniszek, ale podkreślił, że nie może podjąć takiej decyzji samodzielnie; społeczność mnichów musiałaby poprzeć taki krok. Aby podkreślić swoje stanowisko, Dalajlama dał grupie wyższych rangą bhiksiuń z Zachodu 50 000 franków *
Rinpocze (tyb.) dosłownie oznacza ‘cenny’. Tytuł ten nadaje się wybitnym nauczycielom na znak szacunku.
W P R O WA D Z E N I E ~ 9 szwajcarskich, by zajęły się złożoną kwestią umożliwienia mniszkom tybetańskim pełnych święceń. Committee on Bhikshuni Ordination (Komitet Wyświęceń Bhiksiuń) z Tenzin Palmo i jej przyjaciółkami: Pemą Chödrön, Karmą Lekshe Tsomo i Thubten Chodron na czele, prezentuje więc wyniki swoich badań i sugeruje rozwiązania.
PIERWSZA
KOBIETA PROFESOR
Dalajlama często mówił o konieczności rozwiązania tej kwestii. – Dwa tysiące pięćset lat temu (…) Buddha nauczał (…) w społeczeństwie zdominowanym przez mężczyzn – stwierdził w jednym z wywiadów13. – Gdyby podkreślał feministyczny punkt widzenia, nikt by go nie słuchał. (…) Ważne, że przez ostatnie trzydzieści lat pracowaliśmy nad zmianą tego stanu rzeczy. Dalajlama przyznaje, że wiele mniszek ma szczere chęci, ale nie dostało szansy, by wspiąć się na wyższy poziom wyświęcenia. – Czuję się przez to nieco niezręcznie, zwłaszcza, wiedząc, że Buddha dał kobietom równe prawa. A nawet my, którzy podążamy śladami Buddhy, zaniedbaliśmy tę kwestię. W ciągu ostatnich kilku wieków kompletnie zaniedbaliśmy jakość nauczania w żeńskich klasztorach. Dalajlama podkreśla, że warunki się polepszają i dziś kobiety mają dostęp do takich samych studiów, jak mężczyźni. Jeszcze nie tak dawno kobiety nie mogły uzyskać tytułu khenpo lub gesze – tybetańskich odpowiedników profesora i doktora. Dlaczego? Bo brak pełnego święcenia w tybetańskiej linii nie pozwala im przejść pełnego programu gesze, który obejmuje wszystkie monastyczne reguły (sanskr. winaja). Dalajlama osobiście założył i wspiera Institute for Buddhist Dialectics, położony obok jego siedziby na wygnaniu w Dharamsali w Indiach Północnych, uchylając niektóre tradycyjne wymagania stawiane dotąd uczennicom. W kwietniu 2011 roku przyznał tytuł gesze mniszce z Zachodu. To pierwszy taki przypadek w historii pod wieloma względami. Stopnie gesze tradycyjnie przyznaje się w większych świątyniach mnichom po dwunastu lub więcej latach rygorystycznych stu-
10 ~ M O C D A K I N I
diów nad buddyjską filozofią. Choć bez pełnych święceń, urodzona w Niemczech Kelsang Wangmo (wcześniej Kerstin Brummenbaum) w końcu została nagrodzona za szesnaście lat ciężkich studiów nad najwyższą buddyjską filozofią. – Było trudno być jedyną kobietą – przyznaje Kelsang Wangmo. – Byłam bardzo samotna, bo mnisi nie chcieli się zadawać z mniszką. Dalajlama poradził jej, by studiowała nieco przekształcony program zamiast pełnej winai, jednak jej w całości męska klasa uważała, że sytuacja jest absurdalna. Ponieważ nie mogła uczestniczyć w zajęciach, współkursanci przemycali dla niej nagrania, by mogła ich tak czy inaczej wysłuchać. – Moi koledzy na zmianę uczyli młodsze klasy, ale ja, jako mniszka, nie mogłam tego oficjalnie robić – mówi, odnosząc się do ustępu z kodu monastycznego, który głosi, że mniszki nie mogą uczyć mnichów. Dodaje jednak ze zdecydowanym optymizmem: – Wszystko to teraz się zmienia, a moi nauczyciele bardzo mnie wspierali. Nie możemy się poddawać. Jeśli ja mogłam, to każdemu się uda.
WYCHODZĄC
Z CIENIA
Podczas gdy wielu nauczycieli płci męskiej zdobyło międzynarodowe uznanie, na palcach jednej ręki można dziś policzyć kobiety w pełni wykształcone do udzielania inicjacji i nauk na Zachodzie. Dlatego nieprzypadkowo w tej książce wymienione są tylko trzy nauczycielki tybetańskiego pochodzenia. Biografie Khandro Rinpocze, Dagmoli Sakya i Khandro Tsering Chödron dają świadectwo, jak rzadki, w ich wypadku z powodu patriarchalnego otoczenia, był dostęp kobiet do edukacji i takich samych jak dla mężczyzn możliwości. Choć wiele z nich latami stało w cieniu mężczyzn (często mężów, ojców lub nauczycieli) i nieczęsto godziły się, by ich własne osiągnięcia ujrzały światło dzienne, to wydaje się, że kobiety zajmujące stanowiska buddyjskich nauczycielek to nieuchronny, kolejny krok. Celem tej książki jest popularyzacja wiedzy o niezwykłych dziejach tych kobiet, w tym
W P R O WA D Z E N I E ~ 11 – o problemach i wątpliwościach, na jakie natrafiały, a o których w tybetańskiej tradycji zwykle nie mówi się otwarcie.
KRÓLOWE,
MNISZKI , JOGINKI
Tradycyjnie rzadko opowiadano historie życia buddyjskich mistrzyń. Pomijając kilka biografii, godnych uwagi wyjątków od reguły, wiemy niewiele o mistrzyniach Tybetu. Weźmy na przykład Masters of Meditation and Miracles Tulku Tondupa. Możemy tam przeczytać ponad trzy tuziny imponujących relacji o najważniejszych mistrzach linii starożytnej tradycji (ningma) buddyzmu tybetańskiego, jednak poza pięcioma partnerkami Padmasambhawy, zaszczytu wystąpienia w tym gronie dostąpiła tylko jedna mistrzyni: Jetsun Shugseb Lochen Rinpocze (1852–1953). Wybitna założycielka tętniącego życiem klasztoru żeńskiego w Tybecie jest jedną z bardzo niewielu kobiet, które zainicjowały własną linię reinkarnacji. Jak wiele jej podobnych mniszek, nawet ta niezwykła mistrzyni modliła się o odrodzenie w męskim ciele, by mieć lepsze warunki do podążania ścieżką w przyszłości (jak na ironię, jej męska inkarnacja porzuciła religijne życie na rzecz studiów w Pekinie)14. Oczywiście, musiało być o wiele więcej urzeczywistnionych praktykujących kobiet, medytujących niezachwianie, pomimo ubóstwa i dyskryminacji. Jak zaznacza Tenzin Palmo: – Można je tylko podziwiać, bo były nieustraszone. Udawały się w odosobnione miejsca, do górskich jaskiń, praktykowały i praktykowały. Były wspaniałe. Ale oczywiście nikt o nich nigdy nie słyszał, bo nikt nie spisał ich biografii. Nikt nie uważał, że pisanie biografii jakiejś kobiety jest istotne. Z tekstów nie wynika, że było ich wiele, ale wiemy, że istniały15. Dla Tsultrim Allione brak tych biografii był tak przejmujący, że zaczęła sama szukać historii tybetańskich joginek do swojej książki Women of Wisdom (Kobiety mądrości, Wydawnictwo A, Kraków 2011 – przyp. tłum.). – Kobiety potrzebują wzorów do osiągnięcia oświecenia. Mu-
12 ~ M O C D A K I N I
simy być w stanie postrzegać żeńskie ciało jako pojazd użyteczny do osiągnięcia oświecenia. Póki nie ma takich wzorów, kobiety często czują, że nie mają zdolności do osiągnięcia pełnego oświecenia w tym życiu16.
STAROŻYTNE
METODY WE WSPÓŁCZESNYM ŚWIECIE
Buddyzm jest dziś najszybciej rozwijającą się religią w wielu zachodnich krajach i coraz więcej ludzi na Zachodzie interesuje się naukami Buddhy i jego bardzo praktycznymi, łatwymi w zastosowaniu metodami. Badania naukowe udowodniły, że medytacja buddyjska znacząco pomaga zmniejszyć stres i poczucie niepokoju, a jednocześnie poprawia samopoczucie i zwiększa odczucie szczęścia. Sama zauważyłam głęboką zmianę u dyrektorów najwyższych szczebli, wywodzących się z różnych tradycji religijnych, którzy przychodzili na moje seminaria, by nauczyć się sztuki siedzenia w ciszy, połączonej z głęboką nauką, dotyczącą współczucia, którą odkrył Buddha. To właśnie jedno z pytań, które zainspirowały mnie do napisania tej książki: Co starożytne nauki Buddhy mają do zaoferowania kobietom i mężczyznom w naszym współczesnym świecie? W większości buddyjskich krajów w całej Azji, zadanie duchowej realizacji spoczywa na „zawodowcach”, jak nazywa ich Tenzin Palmo17. Mnisi i mniszki poświęcają swój cały czas na studia i praktykę, bez „rozproszeń”, takich jak rodzina, praca czy kredyt. W niektórych krajach uważa się, że co najmniej jedno dziecko w rodzinie musi wybrać monastyczną ścieżkę życia. Tymczasem na Zachodzie, gdzie zakorzenia się buddyzm, stosunkowo niewielu pragnie zostać wyświęconymi. Zamiast izolować się w oddalonych górach, pracujące mamy, księgowi i dyrektorzy szukają sposobów, by zamienić swoje codzienne życie w pełną znaczenia ścieżkę. Tenzin Palmo zauważyła, że tradycyjni nauczyciele czasem czynią rozróżnienie między duchową praktyką i „zwykłym” życiem18. Pamięta sfrustrowaną pracującą matkę, która
W P R O WA D Z E N I E ~ 13 narzekała, że nie ma czasu na rozwój duchowy i poprosiła o radę tybetańskiego nauczyciela: – Co mam robić? – Lama odparł: Nie zajmuj się tym. Jak dzieci dorosną, możesz przejść na wcześniejszą emeryturę i wtedy zacząć praktykować19. Nigdy nie usłyszałam takich porad od nauczycielek opisanych w tej książce. Kilka z nich to matki, wiele pracowało w „zwykły” sposób jako sprzątaczki, nauczycielki czy tłumaczki, zanim zostały rozpoznane jako wybitne mistrzynie buddyjskie. Wszystkie podkreślają, że praktyka oznacza uważność w każdej chwili, zarówno podczas siedzenia na poduszce medytacyjnej, jak i ładowania pralki czy prowadzenia spotkania zarządu. – Duchowa praktyka to codzienne życie, a nie tylko siedzenie na poduszce i medytacja – mówi Dagmola Sakya, matka pięciu chłopców. – Każdy ruch, każde słowo, każda myśl to praktyka. Dharma jest w życiu codziennym. Nauczycielka zen, roshi Joan Halifax powiedziała na ostatniej konferencji naukowej TED, że „kobiety przez tysiące lat manifestowały w czysty, bezkompromisowy sposób siłę płynącą ze współczucia, widząc cierpienie takim, jakie jest. Zarażały społeczeństwa dobrocią. Urzeczywistniały współczucie poprzez bezpośrednie działanie20.
WIATR
Z ZACHODU
Za każdym razem, gdy buddyzm migrował z kraju swojego pochodzenia, czy to na Sri Lankę, do Birmy, Japonii, Chin, czy do Tybetu, filozofia, zwyczaje i rytuały ulegały zmianom. Nic dziwnego, że przenosiny buddyzmu na Zachód też wiązały się ze zmianą akcentów i kultury jako takiej. W Tybecie praktykujący wyprowadzali się do jaskiń, czasem pozostając w nich przez dekady. Na Zachodzie nauczyciele docierają do tysięcy jednocześnie, transmitując swoje wystąpienia przez Internet. W Himalajach kobiety rzadko miały równy dostęp do edukacji. Na Zachodzie zyskują uznanie na wielu wysokich stanowiskach. W wie-
14 ~ M O C D A K I N I
lu azjatyckich, buddyjskich społeczeństwach sprzeciw jest nie do pomyślenia, podczas gdy w akademickim, krytycznym dyskursie jest on kluczowy. W tradycyjnych świątyniach nikt nie odważyłby się spierać z nauczycielem, który prezentuje dosłowną interpretację wypełnionej magią legendy. Na Zachodzie sprawdzanie faktów jest uznawane za zasadnicze. – Wschodni model zmierza bardziej ku poszukiwaniu harmonii – zauważa roshi Joan Halifax. – Zachodni model to poszukiwanie prawdy. Wśród wszystkich tych zmian, które obserwujemy w zachodnim buddyzmie, największą wagę ma fakt, że kobiety zaczynają naciskać, by traktowano je na równych prawach. Coraz więcej z nich wyrasta na samodzielne nauczycielki, rozumiejąc wagę odpowiedzialności: muszą podkreślać i wciąż przypominać, że uczennice i nauczycielki są odpowiedzialne za połowę duchowego świata. Jak wskazuje feministyczna badaczka Rita Gross, największa różnica pomiędzy praktyką buddyjską w Azji i na Zachodzie to pełna partycypacja kobiet w zachodnim buddyzmie21. Dalajlama uznaje ten fakt, wskazując, że jego następna inkarnacja może być kobietą. Dlaczego nie? O co tyle szumu? – Lamowie nie mogą tego dłużej ignorować – mówi mniszka z Zachodu Karma Lekshe Tsomo, której historia jest przedstawiona w tej książce. – Zajrzyj do kuchni w większości centrów dharmy – same kobiety. Zajrzyj do biur – kto zajmuje się administracją? W większości kobiety. Kto wozi i organizuje, sprząta i odpowiada na listy, robi zakupy i zarządza? W większości kobiety. To, że kobiety zostają nauczycielkami i przełożonymi klasztorów, jest więc tylko wynikiem naturalnej ewolucji. W ich biografiach jak w lustrach odbijają się poważniejsze kwestie, takie jak obecna transformacja buddyzmu w XXI-wieczny i rola, jaką odgrywają w tych przemianach kobiety. Zgadza się to z radą, jaką odnośnie tej książki dał mi mój nauczyciel, Dzigar Kongtrul Rinpocze: „Biografie to dobry pomysł – powiedział – ale nie wywrą dużego wpływu, jeśli nie dotrzesz do sedna problemów kobiet.” „Jakich problemów?” – zapytałam. „O to musisz je już sama zapytać” – odpo-
W P R O WA D Z E N I E ~ 15 wiedział. I tak zrobiłam. Jedna z mniszek zaskoczyła mnie, szczerze podsumowując problemy w dwóch słowach: „Seks i seksizm”. Okazało się więc, że rozmawiamy nie tylko o medytacji i współczuciu, ale też o władzy i nadużyciach, odosobnieniu i uwodzeniu, logice i wierze, oddaniu i buncie.
Jetsunma Tenzin Palmo podczas udzielania nauk w Europie. Zdjęcie dzięki uprzejmości klasztoru Dongyu Gatsal Ling
3. J ETSUNMA T ENZIN P ALMO (D IANE P ERRY )
P APIER
ŚCIERNY DLA EGO
Dlaczego londyńska bibliotekarka po dwunastu latach spędzonych w himalajskiej jaskini rozpoczęła rewolucję? 1.
H
jak trąba powietrzna do malutkiej, tybetańskiej kawiarni sąsiadującej ze świątynią Dalajlamy w Dharamsali, w północnych Indiach. Rzuciła plecak na krzesło, nie mogąc się doczekać, aż opowie wszystko koleżankom. – Znalazłam swojego nauczyciela! – krzyknęła podekscytowana świeżo po powrocie z weekendowej medytacji w świątyni położonej ponad górskim miasteczkiem. Jadłam właśnie ostro przyprawioną zupę z makaronem podczas krótkiej przerwy między lekcjami tybetańskiego, które brałam zimą 1999 roku. Nie mogłam się powstrzymać, żeby ich nie podsłuchać. Każdy, kto praktykuje buddyzm tybetański, modli się i marzy o spotkaniu swojego nauczyciela, bo połączenie z urzeczywistnionym mistrzem uważa się za kluczowe w osiąganiu rozwoju na ścieżce. Helen paplała o dobroci i elokwencji swojego nowo poznanego nauczyciela, aż w końcu przeszła do puenty: – A najlepsze – wykrzyknęła, prawie tracąc oddech – że to kobieta! Kobieta! Zebrane dziewczyny zaczęły krzyczeć z radości, a ja aż zamarłam w osłupieniu. To przypadkowe spotkanie w podupadłym barze z makaronem było dla mnie impulsem do rozpoczęcia podróży, na końcu której znalazła się niniejsza książka. Choć studiowałam buddyzm tybetański już od kilku lat, nigdy nie spotkałam kobiety guru. Żywiołowy entuzjazm Helen mnie zaintrygował. Wzbudziła moją reporterską ciekawość. Trzy dni później wynajęłam ELEN WPADŁA
78 ~ M O C D A K I N I
taksówkę, którą jechałam trzy godziny krętymi drogami na północ, do świątyni, w której podobno mieszkała jej nauczycielka. Do Taszi Jong zamierzałam pojechać tak czy inaczej. To nie tylko siedziba sławnego Khamtrula Rinpocze, ale też togdenów, legendarnych joginów, którzy nigdy nie obcinają włosów. Dzięki żmudnemu treningowi, któremu poddają się od najmłodszych lat, są znani z nadludzkich mocy. Na przykład mówi się, że dzięki ćwiczeniom oddechowym potrafią produkować potężne ciepło – do tego stopnia, że mogą suszyć na sobie mokre ubrania siedząc w śniegu, nawet podczas mroźnej, himalajskiej zimy. Przez całą podróż taksówką ogarniały mnie wątpliwości. Czy mój tybetański będzie dość dobry, by porozumieć się z tą nauczycielką? Nie miała telefonu, więc nie mogłam wcześniej zadzwonić. Nie wiedziałam, ile ma lat, więc wyobrażałam sobie małą, zasuszoną staruszkę, podobną do starych Tybetanek, które siedzą przed świątynią Dalajlamy z młynkami modlitewnymi w rękach, z pomarszczonymi twarzami, promieniejącymi w obecności ich ukochanego przywódcy. Zapytałam o drogę do jej drzwi i zapukałam. Niezwłocznie mi otworzyła. Jej jasnoniebieskie oczy spojrzały na mnie z ciekawością i ciepłem. Nawet nie pytając, kim jestem i czego chcę, odezwała się czystą angielszczyzną: – W samą porę. Właśnie zrobiłam obiad, wystarczy dla nas dwóch. Wchodź! – Jej smukła sylwetka zniknęła w małym królestwie o ścianach z szarego, surowego cementu. Nałożyła ryż z warzywami na dwa plastikowe talerze, a ja tymczasem próbowałam ukryć osłupienie. Skąd niby miałam wiedzieć, że w środku Himalajów spotkam córkę londyńskiego handlarza rybami? Po raz pierwszy zetknęłam się z kobietą z Zachodu, której obecność była odczuwalna w taki sam sposób, jak obecność tybetańskich inkarnacji. Tenzin Palmo dała bezprecedensowy przykład podążania śladami najbardziej oddanych tybetańskich joginów, zanurzając się w tę tradycję na tyle głęboko, by zyskać niepohamowany zachwyt tradycyjnych azjatyckich nauczycieli i podobnych jej, współczesnych ludzi Zachodu. Dopiero lata później zdałam sobie sprawę z tego, że spotkałam najstarszą żyjącą buddyjską mniszkę z Zachodu.
J E T S U N M A T E N Z I N P A L M O ~ 79
PODTRZYMUJĄC
OGIEŃ
Wydała mi się bardzo przystępna. Rozmawiałyśmy godzinami. Na każde pytanie odpowiadała z poczuciem humoru i pewnością siebie, w sposób mądry i klarowny. Opowiedziała mi o swoim marzeniu: zbudowaniu klasztoru, który zapewniałby mniszkom optymalne warunki do nauki, debaty i praktyki – przywilejów zwykle zarezerwowanych dla mnichów. Jej nauczyciel, zmarły Ósmy Khamtrul Rinpocze*, kazał jej obiecać, że zbuduje taki klasztor żeński. Miał śmiały plan: chciał ożywić linię togdenm, joginek, które opanowały sekretne praktyki legendarnych świętych z Himalajów. Linia ta została niemal wykorzeniona podczas chińskiej inwazji i został tylko jeden mistrz, który posiadał przekaz. – Jeśli szybko czegoś nie zrobimy, będzie za późno – przynagla Tenzin Palmo. – Praktyka musi być przekazywana od jednej osoby do drugiej, jak ogień. Jeśli ogień zgaśnie, to koniec, nie możesz już go przekazać2. Dziś po togdenmach nie zostało nic poza nielicznymi zdjęciami. Tenzin Palmo z dumą pokazuje postrzępioną, czarno -białą fotografię, przedstawiającą tuzin ogorzałych kobiet w płaszczach z owczej skóry. Podobnie jak męscy reprezentanci tej tradycji, nigdy nie obcinały włosów, więc ich ciemne twarze okalały gęste grzywy podobne do rastafariańskich dredów, co sprawiało wrażenie za dużych turbanów. Jakże skrajny kontrast z rdzawoczerwonymi szatami i świeżo ogoloną głową Tenzin Palmo! Ma coś, co nazywam rentgenem: ciepłe, penetrujące spojrzenie, które wydaje się przebijać przez twoją tarczę. To oczy mądrości, oczy kogoś, kto zaryzykował wyjście poza nasze codzienne troski. Tenzin Palmo z pewnością prezentuje nieustępliwość i siłę wartą linii tongdenm. Spędziła dwanaście lat, poświęcając się wyłącznie praktyce, dokładnie tak, jak tongdenmy – w jaskini w Himalajach. *
Ósmy Khamtrul Rinpocze Dongyü Nyima (1931–1980) uciekł z Tybetu w 1958 roku. Po początkowym osiedleniu się w zachodnim Bengalu, w 1969 roku przeprowadził się do Tashi Jong w stanie Himachal Pradesh w Indiach Północnych.
80 ~ M O C D A K I N I
DWANAŚCIE
LAT W JASKINI
Nie można tego nawet nazwać jaskinią. Obnażone wgłębienie skalne, głębokie na około trzy metry, z kamiennymi nawisami. Surowe, ceglane ściany, pokryte warstwą gliny i krowiego łajna, zostały dodane, by powstrzymać śnieg i lód. Dym z opalanego drewnem pieca wymalował sufit na czarno. Maleńki pokój wisi nad przepaścią jak orle gniazdo; łatwy cel dla zamieci i lawin. Grunt opada pionowo za półkę skalną w głęboką przestrzeń, w dół do oddalonej doliny Lahoul*. Po tybetańsku lahoul oznacza ‘krainę dakiń’, kolejny znak dla Tenzin Palmo, że lokalizacja nie mogłaby być dobrana lepiej. Po drugiej stronie doliny Himalaje podtrzymują olbrzymie niebo, jakby powstrzymując je przed odlotem. Rozrzedzone powietrze sprawia, że nawet najwytrawniejszy wspinacz z trudem łapie oddech, a temperatura spada zimą do minus czterdziestu stopni. To tu, nad przepaścią głęboką na cztery tysiące metrów, osiedliła się Tenzin Palmo. Miała trzydzieści trzy lata, gdy po raz pierwszy wspinała się stromą, zarośniętą ścieżką do jaskini, i czterdzieści pięć lat, gdy ją opuściła. Skrzynia robiła za stół, skalna półka mieściła książki, a z plakatu po lewej patrzył na nią Buddha Współczucia. – Bardzo przytulnie – mówi Tenzin Palmo o jaskini. – Byłam tam bardzo szczęśliwa i miałam wszystko, czego było mi trzeba. – Szczęśliwa – może. Trudno jej nie wierzyć, gdy mówi to tak pewnie, z uśmiechem od ucha do ucha. Ale przytulnie? Jaskinia bez prądu i bieżącej wody? Nie wspominając o okazjonalnych przyjemnościach w rodzaju gorącej kąpieli, pogawędki z koleżanką czy parującego espresso. Nie miała nawet łóżka! Spędzała noce, siedząc prosto w swojej drewnianej skrzyni medytacyjnej, nieco większej niż sześćdziesiąt na sześćdziesiąt centymetrów i znajdującej się na tyle wysoko od podłoża, że nie docierała do niej gromadząca się na kamieniach wilgoć. *
Lahoul leży pomiędzy Manali i Ladakhem. Ten geograficznie indyjski region przygraniczny kulturalnie i religijnie przynależy do Tybetu.
J E T S U N M A T E N Z I N P A L M O ~ 81 Odosobnienie nie jest dla leniwych. Każdego dnia wstawała o trzeciej nad ranem, praktykowała przez trzy godziny, robiła sobie herbatę na opalanym drewnem piecu, jadła trochę prażonej mąki jęczmiennej na śniadanie, następnie zaczynała kolejną, trzygodzinną sesję i tak dalej. Jej dni były dostrojone do zegarka. Pomiędzy sesjami medytacyjnymi trzeba było przynieść wodę z pobliskiego strumienia, rozpuścić śnieg, porąbać drewno. Jadła tylko obiad, żadnej kolacji, a w menu było codziennie to samo: ryż z soczewicą, czasem z warzywami. Żeby nie marnować cennego życia na niepotrzebne chwile nieświadomego snu, spała tylko trzy godziny, siedząc prosto w drewnianej skrzyni. Tak przez wieki praktykowali najbardziej oddani wirtuozi duchowej praktyki.
POGRĄŻYĆ
SIĘ W ZAMIECI
Początkowo Tenzin Palmo wykorzystywała lato na podróże do świątyni, gdzie otrzymywała nauki, na gromadzenie pożywienia, spotkania z nauczycielem i przygotowania do zimy, gdy śnieg zupełnie ją odcinał od świata. Jednak po dziewięciu latach jej nauczyciel nagle zmarł, co nakłoniło ją do zanurzenia się w długie, restrykcyjne odosobnienie – trzy lata w zupełnej samotności. Pewnej zimy olbrzymia zamieć szalała przez siedem dni i nocy. Wieśniacy sądzili, że ta zwariowana kobieta z jaskini nie ocaleje. Śnieg przygniótł drzwi i okno, pogrążając całą jaskinię w zupełnej ciemności. – To koniec – pomyślała, recytując ostateczne modlitwy. Wtedy usłyszała głos swojego nauczyciela. Tenzin Palmo naśladuje go, przewracając ostentacyjnie oczami: – Hej, daj spokój, po prostu kop! – Na szczęście zaprawiony w bojach lokalny budowniczy nalegał, by drzwi otwierały się do środka. Użyła pokrywki od rondla i wykopała tunel, wypełniając jaskinię śniegiem. Musiała powtórzyć to trzy razy przed końcem zamieci. – Tybetańskie powiedzenie mówi: „Jeśli jesteś chory, to jesteś chory. Jeśli umierasz, to umierasz”. Wszyscy musimy kiedyś umrzeć, a jaka śmierć może być lepsza niż podczas odosobnienia? –
82 ~ M O C D A K I N I
mówi rzeczowo i cytuje czarodzieja Albusa Dumbledore’a, mentora Harry’ego Pottera: „Dla dobrze zorganizowanego umysłu, śmierć jest tylko kolejną wielką przygodą”. Tenzin Palmo kładzie duży nacisk na „dobrze zorganizowany” umysł, bo „w przeciwnym razie mogłaby to być wielka groza, a nie wielka przygoda”. Była pierwszą kobietą z Zachodu, która poświęciła życie na zupełne odosobnienie w Himalajach w celu uporządkowania umysłu tak, by zaowocował w najlepszy z możliwych w tym życiu sposobów: oświeceniem. – Jesteśmy na tej ziemi, by poznać naszą naturę i wrodzony potencjał – mówi do cna pragmatycznie. – Nie chciałam pobijać żadnego rekordu. Idąc na odosobnienie, nie miałam planu na określoną liczbę lat. Po prostu nie mogłam wyobrazić sobie lepszego miejsca do bycia. I ja naprawdę lubię być sama. Tenzin Palmo jest tak rozmowna i sympatyczna, jak dziewczyna z uniwersyteckiego kampusu na popołudniowej herbatce – nie tego spodziewałam się po pustelnicy, która przez ponad dekadę prawie się nie odzywała. – A czy odosobnienie w samotnej jaskini to nie ucieczka od wyzwań współczesnego świata? – Dla mnie to właśnie światowe życie jest ucieczką – odpowiada z nagłym wigorem. – Gdy masz problem, możesz włączyć telewizor, zadzwonić do koleżanki lub zrobić sobie dobrą kawę. W jaskini możesz zwrócić się tylko do siebie. Zimą nie możesz nawet wyjść na spacer3. Tenzin Palmo zawsze miała się za niezbyt uzdolnioną. – Chętnie zwracałam się do innych po pomoc i radę4. – Sama w Himalajach, nauczyła się polegać na sobie – naprawiała ściany, rąbała drewno, a przede wszystkim miała okazję dobrze przyjrzeć się swojemu własnemu umysłowi. – W jaskini musisz stawić czoła swojej surowej naturze, takiej, jaką jest. Musisz po prostu siedzieć, aż znajdziesz swój sposób!5 W książce Reflections on a Mountain Lake, pisze: „Był to bezkresny ocean czasu bez zewnętrznych bodźców rozpraszających. Można było zobaczyć, jak funkcjonuje umysł, jak powstają emocje i uczucia, jak się z nimi identyfikujemy, jak przestać się z nimi identyfikować i jak rozpuś-
J E T S U N M A T E N Z I N P A L M O ~ 83 cić je z powrotem w przestrzeni. Miałam wielkie szczęście, że mogłam tego doświadczyć. Z perspektywy czasu patrzę wstecz i oceniam ten okres jako jedną z największych lekcji mojego życia.”6
ŚWIĄTYNIA
PRAWDZIWEJ LINII
Jestem bardzo szczęśliwa, że mogę ją zobaczyć na wypełnionym światłem poddaszu w Himachal Pradesh w północnych Indiach w dwanaście lat po naszym pierwszym spotkaniu. Z łukowatych okien rozciąga się wspaniały widok na rozległe pola ryżu w dolinie poniżej, z kropkami pierwszych budynków i ołtarzy klasztoru, Dongyu Gatsal Ling (Świątyni Prawdziwej Linii). Żyje swoim marzeniem. Olbrzymia, trzykondygnacyjna świątynia na razie jest z surowego cementu, wkrótce czeka ją malowanie. Tenzin Palmo nie może się doczekać, żeby pokazać mi, jak postępują prace. Białe czapy śniegu z Himalajów lśnią za nią w różowym zachodzie słońca, podczas gdy jej smukła sylwetka wymija stosy betonu i gruzu. Łomotanie i stukanie hinduskich robotników zagłusza niektóre jej słowa. Wskazuje puste miejsca, opisując, gdzie zamieszkają posągi Mańdziuśriego, Buddhy Mądrości, i jego towarzyszy. Jej głos powołuje do życia kwitnący żeński klasztor, wypełniony mądrymi, oddanymi mniszkami, zaangażowanymi w debatę i modlitwę. Siedemdziesiąt pięć „jej” mniszek już siedzi ze skrzyżowanymi nogami na okolicznych kamieniach, jak czerwone i pomarańczowe ptaki, z szalami rozłożonymi jak skrzydła, recytując wysokimi głosami teksty nauk. Starają się pilnie zapamiętać je przed następnymi zajęciami, bo program jest rygorystyczny. – Nawet tybetańscy mistrzowie zaczynają zdawać sobie sprawę z tego, że jeśli szukasz prawdziwego oddania i skupienia, znajdziesz je wśród mniszek – mówi z dumą. – Powtarzam moim dziewczynom: macie teraz wszystkie możliwości i możecie osiągnąć, co tylko chcecie. Tak samo jak lamowie!
84 ~ M O C D A K I N I
Jetsunma Tenzin Palmo ze swoimi mniszkami. Zdjęcie dzięki uprzejmości klasztoru Dongyu Gatsal Ling
Tenzin Palmo rzuca polecenia w stronę hinduskiego robotnika; zatrzymuje się, by serdecznym tonem zapytać o zdrowie jednego z pracowników, po czym przegania nastoletnią mniszkę, która pełnym głosem recytuje swoje teksty w zasięgu głosu od miejsca trzyletniego odosobnienia. – Kochanie – zwraca się do dziewczyny o krągłych policzkach, bez wysiłku przełącza się na tybetański i szybko wyjaśnia jej, że mniszki będące na odosobnieniu mogą być rozproszone przez jej recytację. Dlaczego wśród mniszek nie ma nikogo z Zachodu? Czyżby nikt się nie zgłosił? Tenzin Palmo się nie waha. – Nie przyjmuję ludzi z Zachodu, tylko osoby o tybetańskim pochodzeniu. Większość z moich mniszek to proste, wiejskie dziewczyny. Mniszki z Zachodu mają zwykle wyższe wykształcenie, więc przychodzą, wiedzą wszystko najlepiej i się rządzą. Krztuszę się ze śmiechu – to ironia, że słyszę te słowa właśnie od niej, londyńskiej bibliotekarki zamienionej w przeoryszę, ale ona zdaje się nie widzieć sprzeczności. – Zgodnie z tradycją klasztor byłby
J E T S U N M A T E N Z I N P A L M O ~ 85 prowadzony przez mnicha lub lamę. To nie pozwoliłoby mniszkom rządzić. Z jednej strony nie ma w tym nic złego, ale z drugiej – blokuje to ich rozwój, bo w czasie, gdy powinny dorastać, zachowują się jak małe dziewczynki czekające na polecenia. Zależy jej na tym, żeby wyjaśnić, że nie ma swoich własnych uczniów. Wprawdzie udziela ślubowań schronienia i naucza, ale wciąż zaznacza, że jest zwykłą osobą, ani interesującą, ani wyjątkową. Mówi śmiertelnie poważnie. Oczywiście, większość z nas, którzy wiercimy się z braku wygody na miękkich poduszkach medytacyjnych w naszych centralnie ogrzewanych mieszkaniach i którym tylko na krótką chwilę udaje się utrzymać prosto, opuściłaby jej jaskinię z odmrożeniami po pierwszej nocy.
ELVIS PRESLEY
I SZPILKI
Nic, nawet najmniejszy szczegół z jej wczesnego życia, nie wskazuje na późniejsze osiągnięcia. Gdy Diane Perry rodziła się w 1943 roku pod gradem bomb z hitlerowskich samolotów, lekarze przepowiadali jej krótkie życie. Przyszła na świat ze skrzywionym kręgosłupem. Ostre zapalenie opon mózgowych prawie pozbawiło życia chorowitą dziewczynkę, jeszcze zanim nauczyła się chodzić. Ojciec zmarł, gdy miała dwa lata, zostawiając matkę, która wychowywała Diane i jej starszego brata Mervyna, utrzymując rodzinę ze skromnych dochodów ze sklepu rybnego. – Moja mama była spirytystką i raz w tygodniu mieliśmy seanse ze stołami latającymi po pokoju – przypomina sobie. – Często dyskutowałyśmy o śmierci, nie ze strachu, ale dlatego, że po prostu nas to interesowało. To bardzo buddyjskie – rozmyślanie o śmierci nadaje życiu duże znaczenie. Lekarze radzili, by wybrała pracę pozbawioną wyzwań. Bezbarwna rutyna cichej bibliotekarki wydawała się odpowiednia. Mimo ciągłego bólu fizycznego, jaki musiała znosić, na zdjęciach z tamtych lat widać charyzmatyczną nastolatkę z grzywą blond loków, gorliwą fankę Elvisa Presleya, w halkach i szpilkach, otoczoną zastępem adoratorów. Choć trudno to wytłumaczyć, przeczucie, że jest nie na
86 ~ M O C D A K I N I
swoim miejscu, wciąż ją prześladowało. Prosiła matkę, by zabierała ją do chińskich restauracji, bo chciała otaczać się azjatyckimi twarzami. Fascynowały ją zakonnice, niezależnie od religii, jaką reprezentowały. Pytana, kim chciałaby zostać, odpowiadała z pewnością siebie: mniszką, nie wiedząc nawet do końca, co to znaczy. Intuicyjnie czuła, że każdy z natury jest doskonały – rdzenny buddyjski pogląd – i że „jesteśmy na świecie, by odkryć, kim naprawdę jesteśmy”. Jak możemy dojrzeć do naszej doskonałości? To pytanie ją dręczyło. Studiowała pisma największych religii: Biblię, Koran i Upaniszady, wypytywała nauczycieli i kapłanów, a nawet przewodników duchowych na seansach spirytystycznych matki, ale ani książki, ani ludzie nie dawali jej satysfakcjonujących odpowiedzi. – Wszyscy mówili rzeczy typu: musisz być dobra; ale nawet jako małe dziecko wiedziałam, że to nie to. Oczywiście, że musisz być dobra. Ale znałam ludzi, którzy byli bardzo dobrzy i mili, a mimo to nie doskonali. Bycie miłym było podstawą, ale musiało być też coś więcej. Diane Perry nigdy nie czuła głębokiego związku z Jezusem. – Nie miałam zbyt teistycznych skłonności. Nie wierzyłam, że ktoś tam, w górze, pociąga za sznurki. Tylko my możemy siebie uratować. Musimy tylko odkryć swoją wewnętrzną iskrę boskości7. Nieświadomie Diane Perry skłaniała się ku przekonaniom, które później rozpoznała jako najważniejsze zasady buddyzmu. Na pierwszą buddyjską książkę natknęła się w bibliotece w wieku osiemnastu lat. Nadal pamięta tytuł: „Nieporuszony umysł”, autorstwa brytyjskiego dziennikarza. Była zauroczona, gdy przeczytała o naukach Buddhy, takich jak cztery szlachetne prawdy* czy ośmioraka ścieżka.** Ktoś przelał na papier myśli, które zajmowały ją przez cały ten czas! Była dopiero *
Cztery szlachetne prawdy to ważne reguły buddyzmu, uznawane za pierwsze nauki, jakich udzielił historyczny Buddha Siakjamuni. Pierwsza szlachetna prawda mówi o cierpieniu, wyróżniając cierpienie narodzin, starzenia się, choroby i śmierci, które wszyscy przechodzimy. Druga prawda, o przyczynach cierpienia, mówi o ignorancji i pragnieniach, które prowadzą do uwięzienia w kręgu istnienia. Trzecia prawda o zaprzestaniu cierpienia odkrywa możliwość przezwyciężania ignorancji i pragnień poprzez (to czwarta prawda – przyp. tłum.) podążanie ścieżką prawdy.
** Właściwy pogląd, właściwe intencje, właściwa mowa, właściwe działanie, właściwa praca, właściwy wysiłek, właściwy stan umysłu i właściwa koncentracja.
J E T S U N M A T E N Z I N P A L M O ~ 87 w połowie książki, gdy oznajmiła mamie: „Jestem buddystką!” Nieporuszona stanowczą deklaracją matka odpowiedziała spokojnie: „To bardzo ładnie, złotko”. Zarażona zapałem córki została buddystką pół roku później. Czytając o buddyjskim ideale wyrzeczenia, Diane Perry rozdała swoje modne ubrania i uszyła własną wersję buddyjskich szat. – Coś w rodzaju żółtej, greckiej tuniki, którą nosiłam z czarnymi pończochami – wyjaśnia ze śmiechem. Nie spotkała na tym etapie żadnego prawdziwego nauczyciela buddyzmu, więc wyczarowywała swoją własną wersję z książek. Chciała być jak Buddha, czy raczej chciała być jak Buddha, którego sobie wyobrażała: surowy żebrak, owinięty żółtym materiałem. Gdy w końcu trafiła na swoje pierwsze spotkanie w Buddhist Society w Londynie, była w szoku, że pozostałe buddystki stawiły się w makijażu i szpilkach!8 Buddyzm tybetański w powojennej Anglii nie był popularny. W tym czasie dostępne były tylko okruchy wiedzy na jego temat i był odrzucony jako szamanistyczna, zafałszowana kopia oryginału. Buddyzm, jaki był dla niej wtedy dostępny, to therawada*, pojazd podstawowy. Prostota, jasność i logika tych nauk przemówiły do niej. – Ostatnie, czego chciałam, to praktykować buddyzm tybetański – mówi Tenzin Palmo. Jednak gdy w pewnej powierzchownej książce o buddyzmie trafiła na opisy czterech tradycji buddyzmu tybetańskiego: ningma, sakja, kagju i gelug, pojawił się nieśmiały, wewnętrzny głos: „Jesteś kagju”. Pierwsi nauczyciele buddyzmu tybetańskiego dopiero szukali swojego miejsca na wygnaniu w Anglii, wśród nich słynny później Chögyam Trungpa Rinpocze. Miał niezwykłą renomę w Tybecie, ale na uchodźstwie nie było widowni zainteresowanej jego naukami; błagał Diane Perry, by pozwoliła mu nauczać się medytacji. Instrukcje trafiły *
Therawada (pali) znaczy ‘starożytne nauki’. Ta relatywnie konserwatywna buddyjska tradycja jest bliska pierwotnej formie buddyzmu i szeroko praktykowana w południowo-wschodniej Azji. Tybetańczycy wierzą, że należy do podstawowego pojazdu (sanskr. hinajana), który tworzy podstawę ścieżki, podczas gdy swoją własną tradycję uznają za wielki pojazd (sanskr. mahajana), który – jak wierzą – oferuje szerszy pogląd i zręczne środki, prowadzące do większego urzeczywistnienia.
88 ~ M O C D A K I N I
na podatny grunt. Po raz pierwszy zrozumiała, co znaczy „wstrzymać niekończącą się gadaninę umysłu”. Niestandardowe zachowanie Trungpy Rinpocze jej nie zraziło. Choć wciąż nosił mnisie szaty, próbował uwieść poszukującą dziewiętnastolatkę. Gdy jego ręka zawędrowała pod jej spódnicę, Tenzin Palmo nie popłakała się ani nie wyszła. Po prostu wbiła swój obcas prosto w jego nagą stopę. Śmieje się, przywołując ich niezwykłe sesje medytacyjne i wyznaje, że nawet byłaby zainteresowana romansem, gdyby tylko nie przedstawił jej się jako czysty, przestrzegający celibatu mnich9. Diane Perry czytała każdą książkę o buddyzmie, jaka wpadła jej w ręce. Nie umknęło jej uwadze, że: – Nigdy nie było żadnej wzmianki o mniszkach, zawsze o mnichach. Zasmuciło mnie to. Wtedy usłyszała o klasztorze kagju na uchodźstwie, „prawdopodobnie jedynym buddyjskim żeńskim klasztorze w Indiach w tamtym czasie”. Freda Bedi (1911–1977), dziś legendarna Brytyjka, założyła go razem ze szkołą dla tybetańskich nauczycieli na uchodźstwie. Lata wcześniej Bedi wyszła za Hindusa, którego poznała na Uniwersytecie w Oxfordzie. Razem z trójką dzieci (i Mahatmą Gandhim) została uwięziona przez Brytyjczyków, bo poparła Hindusów w ich walce o wolność. Po wypuszczeniu pracowała dla rządu Indii, dopóki premier Jawaharlal Nehru nie zwerbował jej do pomocy przy przyjmowaniu strumienia tybetańskich uchodźców, którzy przelewali się przez granicę. Wielu tybetańskich mistrzów wspominało później, że kiedy schodzili z górskich przełęczy, wykończeni, bez grosza i z odmrożonymi kończynami, Freda Bedi była tam, by powitać ich, ofiarowując gorącą zupę i miejsce do spania. Dopiero w lutym 1964 roku dwudziestoletniej Dianie Perry udało się uzbierać z tygodniowej pensji bibliotekarki (dziewięć funtów) dziewięćdziesiąt funtów na podróż promem do Indii. Pozostawiła za sobą niezliczoną liczbę złamanych serc i zamieniła przytulne mieszkanie mamy na lodowaty pokój w północnych Indiach. Szczury wpadały przez zepsuty dach razem z deszczem. Ale to nie miało znaczenia. Liczyło się to, że tuż za rogiem było „Young Lamas’ Home School”. Po raz pierwszy w życiu czuła się jak w domu, otoczona dziwnie zna-
J E T S U N M A T E N Z I N P A L M O ~ 89 jomymi twarzami. Poznała młodego Dalajlamę i wielu charyzmatycznych, małych tulku, a także – człowieka, który przewrócił jej życie do góry nogami: Khamtrula Rinpocze.
NAJLEPSZY
PREZENT URODZINOWY
W dniu dwudziestych pierwszych urodzin zadzwonił telefon. Odebrała jej przyjaciółka Freda Bedi, po czym przekazała jej słuchawkę. – Twój wymarzony prezent urodzinowy właśnie przyjechał10. Khamtrul Rinpocze był na dworcu autobusowym. Tenzin Palmo nigdy go nie spotkała i nie wiedziała, czy jest młody czy stary, gruby czy chudy – nigdy nie widziała go nawet na zdjęciu11. Ale wiedziała, że przybył jej nauczyciel. „Rozpoznanie” u każdego przebiega inaczej, ale dla niej było jak wielkie trzęsienie ziemi – nawet jeśli żadnego nie doświadczyłeś, nie przegapisz jego oznak. Gdy pozwolono jej wejść do jego pokoju, by go poznać, nawet nie śmiała na niego spojrzeć. Gapiła się na jego brązowe buty przez kilka minut, aż zdobyła się na odwagę, by podnieść wzrok. – Było tak, jakbym po długiej przerwie zobaczyła kogoś, kogo znam bardzo dobrze; głęboki moment rozpoznania. Jednocześnie jakby najgłębsza część mnie przybrała nagle zewnętrzną formę12. Nie marnując czasu, poprosiła go o udzielenie schronień, formalny wstęp do stania się buddystką. Kilka dni później poprosiła, by wyświęcił ją na mniszkę. – Szukałam doskonałości. Wiedziałam, że buddyzm tybetański daje nie tylko najbardziej klarowny opis tego stanu, ale też najczystszą ścieżkę, która do niego prowadzi. A jeśli się chce nią podążać, trzeba najbardziej jak to możliwe zminimalizować ilość rozpraszających przeszkód13. Trzy tygodnie później została mniszką – drugą w historii kobietą z Zachodu, po Fredzie Bedi*, na długo przed tym, zanim większość ludzi na Zachodzie choćby usłyszała o istnieniu buddyzmu tybetańskiego. *
Tybetańczycy znają ją pod jej imieniem zakonnym Kheczok Palmo.
90 ~ M O C D A K I N I
To, co wyglądało na pochopny, impulsywny krok, dla Tenzin Palmo było logiczne, prawie nieuchronne. – To było największe błogosławieństwo mojego życia – mówi i dodaje z miłym błyskiem w oku: – Jako mniszka nigdy nie musisz martwić się o fryzurę ani o to, które kolory są aktualnie w modzie. Choć przed wyświęceniem miała chłopaków, a nawet płomienny romans z pewnym młodym Japończykiem, nigdy nie chciała wyjść za mąż i nie czuła pragnienia, by mieć dzieci. – Ubrania, kogo to obchodzi? Jedzenie, kogo to obchodzi? Telewizja? Cieszę się, że nie muszę tego oglądać. A co do seksu – zupełnie nie zwracałam na to uwagi. Dzisiejsze społeczeństwo ciągle rzuca ci seksem w twarz, ale robienie z niego sensu życia jest żałosne; sprowadza nas do poziomu małpy. Wiele prowadzących satysfakcjonujące życie kobiet nawet o tym nie myśli. Ani nie potrzebuję, ani nie chcę być w związku z tym jednym, jedynym. Dlatego nie czuję się samotna14.
JOGIN
NAMALOWANY NA TKANINIE
Diane Perry stała się Drubgyu Tenzin Palmo, „Wspaniałą Dzierżycielką Linii Praktyki”. Po wszystkich tych latach nagle zrozumiała, dlaczego zawsze czuła się w Anglii nie na miejscu. Malowana tkanina w świątyni Khamtrula Rinpocze przedstawia jogina z przeszywającymi, niebieskimi oczami ponad długim nosem, podobnym do jej własnego15. Jogin był dobrym znajomym Khamtrula Rinpocze w wielu poprzednich wcieleniach. Postać przedstawia sobą tak niezwykłe podobieństwo do Tenzin Palmo, że Khamtrul Rinpocze i jego mnisi rozpoznali ją natychmiast. Ona też nie ma cienia wątpliwości, że tylko podjęła wątek tam, gdzie przerwała go w poprzednim życiu. Już od dawna podzielała buddyjską wiarę w reinkarnację. – Rinpocze powiedział mi: „W poprzednich życiach mogłem trzymać cię blisko siebie. W tym życiu przyjęłaś żeńską formę, więc jest to bardzo trudne”16. – Tenzin Palmo wierzy, że w zeszłych wcieleniach była mnichem i joginem, a także osobistym sługą Khamtrula Rinpocze. Na tym tle jej tęsknota za Azją z czasów, gdy
J E T S U N M A T E N Z I N P A L M O ~ 91 była małą dziewczynką w Londynie, jej determinacja, żeby nigdy nie wyjść za mąż, i upodobanie do jaskiń wydają się całkowicie zrozumiałe. Przeprowadziła się do świątyni Khamtrula Rinpocze na uchodźstwie w Dalhousie, w północnych Indiach, została jego osobistą sekretarką i nauczycielką angielskiego dla małych mnichów. Wydawało się, że była w najlepszym okresie swojego życia. W rzeczywistości jednak właśnie miała wkroczyć w najbardziej samotną jego fazę. Przez sześć lat żyła wśród osiemdziesięciu mnichów jako jedyna kobieta, jedyna mniszka, jedyny człowiek z Zachodu – kompletnie wyizolowana. Ledwo mówiła w ich języku, nie była ani jedną z nich, ani osobą świecką. – Nie mogłam z nimi mieszkać, nie mogłam z nimi jeść, nie mogłam się z nimi uczyć. Co gorsze, nie pozwalano jej uczestniczyć w naukach i otrzymywać instrukcji do praktyk, których tak pragnęła. W tradycji tybetańskiej, w której kobiety codziennie modlą się o odrodzenie we wspaniałym, męskim ciele, nie miała równych praw. Gdy przypomina sobie, jak odwiedzający klasztor mężczyźni z Zachodu byli z miejsca zapraszani do środka i otrzymywali nauki, na których tak bardzo jej zależało, w jej głosie ciągle słychać dawną frustrację. – Czułam się kompletnie wykluczona – mówi. – Tak jakby było wielkie przyjęcie pełne buddyjskiej myśli i praktyki, a ja dostałabym drobne okruszki, nigdy niewystarczające, by zaspokoić głód.
ŚLUBUJĘ,
ŻE ZOSTANĘ ŻEŃSKIM BUDDHĄ
Khamtrul Rinpocze trzymał ją blisko siebie, ale nawet on nie mógł odrzucić wielowiekowej, patriarchalnej tradycji. Podczas gdy mnisi prześcigali się w studiach na klasztornym uniwersytecie, prześcigali się w debacie i popisywali się wymyślnymi tańcami, mniszki wygnano do klasztoru na odludziu bez nauczycieli i bibliotek i ograniczono ich praktykę do wykonywania prostych rytuałów, których znaczenia nawet nie znały. Pełni współczucia mnisi modlili się za Tenzin Palmo, żeby spotkało ją szczęście odrodzenia w męskiej formie, tak by mo-
92 ~ M O C D A K I N I
gła uczestniczyć w zajęciach męskiego klasztoru w przyszłym życiu. A ona co wieczór płakała do poduszki. Była samotna, sfrustrowana, zła. I zdolna do pokazania szowinistom, że kobiety są tak samo zdolne do podążania duchową ścieżką. Złożyła obietnicę, która wciąż inspiruje kobiety na całym świecie. – Ślubowałam, że osiągnę oświecenie w kobiecej formie, nieważne, jak wiele żywotów mi to zajmie. Jest to aspiracja zostania, ni mniej ni więcej, tylko żeńskim buddhą. Buddyjscy (męscy) badacze do dziś zastanawiają się, czy to w ogóle możliwe, ponieważ niektórzy uznają kobiece ciało za nieodpowiedni materiał na buddhę. Ale zainspirowana swoimi doświadczeniami Tenzin Palmo zbadała temat i teraz śmiało może cytować samego Buddhę. – Buddha powiedział, że kobieta może osiągnąć oświecenie! Był o wiele bardziej otwarty niż współcześni lamowie. Pełna determinacji udała się do Ladakhu, do swojej oblodzonej jaskini. Wiedziała doskonale, że samotność jest najsilniejszym katalizatorem dla osiągnięcia oświecenia. Pogrążenie się w ciszy pozwala mądrości wyłonić się spod warstw zaabsorbowania i rozproszenia. Od urzeczywistnionych joginów, togdenów, nauczyła się jednak ostrożności. Gdy ktoś pyta ją, czy jest oświecona, mówi po prostu: „Nie ma o czym mówić”, bo w porównaniu z oświeceniem Buddhy jej oświecenie jest małe, karłowate17. Ludzie zawsze pytają, co dało jej siedzenie w jaskini, ale według niej takie pytania są bez sensu. „To nie jest tak, że robisz doktorat, na koniec dostajesz dyplom, a wszyscy buddhowie i bodhisattwowie dziesięciu kierunków biją ci brawo”. Jak mówi, wszystko w życiu jest pełną odkryć podróżą i tym właśnie był dla niej pobyt w jaskini. – Nie chodzi o to, co zyskujesz, ale co tracisz. To złudzenie, że jest cel do zdobycia i coś do osiągnięcia. Im bardziej stajesz się świadomy, tym bardziej uświadamiasz sobie, że nie ma czego sobie uświadamiać. W codziennym życiu, wyjaśnia, chowamy się za swoimi rolami i działaniami, za rolą ojca czy matki, nauczyciela lub malarza, mężczyzny lub kobiety. Gdy jesteś sam, nie ma ról do zagrania i możesz bez przeszkód odkrywać coraz głębsze warstwy świadomości, tak jak zdejmuje się warstwy z cebuli. – Dla mnie odosobnienie
J E T S U N M A T E N Z I N P A L M O ~ 93 jest jak oddychanie. Do tego zostałam stworzona. Odosobnienie działa jak szybkowar – serce mięknie szybko. Instrukcje do medytacji, które teraz przekazuje swoim mniszkom, udowadniają, że rzeczywiście posiada najgłębszy wgląd. – Sens medytacji polega na tym, by nauczyć się, jak się przebudzić, nabrać większej klarowności, być bardziej świadomym i całkowicie obecnym w danym momencie. Chodzi o to, by być świadomym chwili, bez nawykowych projekcji, opinii, pomysłów i ciągłej mentalnej gadaniny. W medytacji staramy się zrozumieć umysł i stać się jeszcze bardziej świadomi, jeszcze bardziej obecni, jeszcze bardziej przebudzeni18.
MOZART
I TIRAMISU
Niezależnie od tego, jak świątobliwe wydają się czyjeś słowa, nikt nie jest w stanie udawać wewnętrznych przymiotów prawdziwego praktykującego. Wewnętrzna promienność i świetlistość – to one zdradzają autentyczne duchowe osiągnięcia; niezwykłe cechy, których nie zniszczy nic, nawet najbardziej nieprzewidziane wypadki. Dla Tenzin Palmo takim nieprzewidzianym wypadkiem było głośne walenie w drewniane drzwi jaskini. Indyjski policjant wdarł się do niej, kompletnie lekceważąc tradycyjny zwyczaj, by nie przeszkadzać pustelnikom w odosobnieniu. Obcesowo wręczył jej wezwanie podpisane przez komisarza. Nawet światowej klasy medytujących obowiązują przepisy wizowe, a ona przekroczyła limit swojej wizy o kilka lat. Uznano ją za nielegalnego imigranta, dostała rozkaz zejścia z góry w ciągu dwudziestu czterech godzin i natychmiastowego opuszczenia terytorium Indii. Co teraz? Tenzin Palmo powitała nowy zbieg okoliczności z zadziwiającą pewnością siebie. Ani się nie zasmuciła, ani nie rozpłakała z powodu przerwanego odosobnienia, choć raczej nie była gotowa do nagłego opuszczenia Indii, w których żyła od dwudziestu czterech lat. Jedyne, czego chciała, to spędzić resztę życia na odosobnieniu. Jej matka odeszła już dawno temu, w związku z czym nie miała żadnego
94 ~ M O C D A K I N I
Jetsunma Tenzin Palmo suszy swoje rzeczy przed jaskinią. Zdjęcie dzięki uprzejmości klasztoru Dongyu Gatsal Ling
powodu, żeby wracać do Londynu. Zaproszenie od koleżanki z Włoch nagle zabrzmiało interesująco. Niespodziewanie kobieta jaskiniowiec znalazła się w ulicznych kafejkach Assisi. Po latach pełnego determinacji odosobnienia jej azjatycki ascetyzm musiał zmierzyć się z zachodnim savoir-vivre’em. Ku własnemu zdziwieniu na nowo odkryła chrześcijańskie korzenie, a siedzenie w jaskini świętego Franciszka sprawiało jej przyjemność. Zakochała się w Mozarcie, cappuccino i tiramisu. Żartuje, że Włochy były logicznym krokiem po Indiach. – Biurokracja, system pocztowy, ogólny nastrój spod znaku „nic do końca nie działa”; od razu poczułam się jak w domu. Zaczął napływać strumyczek pierwszych zaproszeń do nauczania i występowania na konferencjach, a wraz z nimi coraz więcej i więcej mniszek z rozmaitych ścieżek zaczęło prosić ją o radę. Stanęła przed poważną decyzją: czy powinna kontynuować życie na odosobnieniu,
J E T S U N M A T E N Z I N P A L M O ~ 95 czy wypełnić swój harmonogram zobowiązaniami do wystąpień? Pamiętając życzenie Khamtrula Rinpocze dotyczące budowy żeńskiego klasztoru, poradziła się astrologa. Przepowiedział, że odosobnienie byłoby bardzo harmonijne i spokojne, podczas gdy rozpoczęcie budowy klasztoru przyniosłoby dużo problemów, konfliktów i trudności. Po czym podsumował: – Oba wyjścia są dobre! Ty zdecyduj. Dla Tenzin Palmo wynik był oczywisty: Z powrotem na odosobnienie! Ale gdy wspomniała o swoim kłopotliwym położeniu katolickiemu księdzu, usłyszała radę: „Oczywiście, że załóż klasztor! Jaki jest pożytek z bycia ciągle w spokojnych, miłych sytuacjach? Jesteśmy jak surowe bloki drewna i jeśli ciągle będziemy głaskać się jedwabiem i aksamitem, będzie to bardzo przyjemne, ale to nas nie wygładzi. Żeby się wygładzić, potrzebujemy papieru ściernego”. A więc papier ścierny. Z tą samą niezmordowaną energią i zapałem, które pozwoliły jej wytrwać w jaskini, zaczęła zbierać pieniądze. Wkrótce wieści się rozniosły, a zaproszenia napłynęły z całego świata: Europy, Australii, Ameryki, Azji. Czasami okazuje się, że jest jedynym mówcą płci żeńskiej na międzynarodowych konferencjach buddyjskich. Punktuje to ze swoim bezkompromisowym wdziękiem. – Z grubsza rzecz biorąc, to klub chłopców z dziewczynami odwalającymi całą robotę. Wszystkie grube ryby to faceci.
KOBIETA DALAJLAMA Czy nie tęskni czasem za powrotem do ciszy swojej jaskini? Ostatnio wróciła do niej po raz pierwszy od ponad dwudziestu lat podczas pielgrzymki z trzydziestoma uczniami i darczyńcami, których było stać na opiewający na 15 tysięcy dolarów rachunek za wycieczkę. Tenzin Palmo wznosi oczy do nieba, wzdycha z wyczuwalną irytacją i mamrocze, prawie jakby się tłumaczyła: „Tylko dlatego, że mnie do tego zmusili!” Utrzymuje, że wróciła tylko po to, by zebrać fundusze na swój ukochany klasztor.
96 ~ M O C D A K I N I
Czy nie była podekscytowana, wracając do najważniejszego miejsca swego życia? – To już przeszłość – zmywa jakiekolwiek ślady nostalgii. Jednak gdy pielgrzymom udało się dotrzeć do jaskini po czterogodzinnym trekkingu wzdłuż wąskich półek skalnych nad stromymi zboczami urwisk19, nie mogła nic poradzić na ogarniające ją wzruszenie. Gdy dzieliła się swoimi wspomnieniami z odosobnienia, pojawił się przywódca wioski i obiecał, że jaskinia z zapadniętym dachem zostanie przywrócona do pierwotnego stanu. Ostatnio mniszka Ani Kalden wprowadziła się tam, by zacząć swoje odosobnienie i podążyć jej śladami. Ale Tenzin Palmo nie ma wątpliwości, że nie wróci do jaskini na kolejne odosobnienie. Wskazuje na małe mieszkanko, budowane na ostatnim piętrze nowego klasztoru. – Mniszki twierdzą, że powinnam robić odosobnienie tam – mówi. Poddasze by jej pasowało: byłaby blisko mniszek, mając na wszystko oko z góry, ale oddalona, unosząca się w powietrzu jak matka-orlica. – Całe to przedsięwzięcie zajmuje mnie o wiele dłużej, niż zakładałyśmy – mówi, spoglądając w stronę budowy. – Kto wie, co wydarzy się za chwilę? Nie przychodzi mi do głowy nic, co mogłabym zrobić ze swoim życiem, poza powrotem na odosobnienie. Ale zobaczymy, co będzie – do tego czasu mogę być ślepa i kaleka. Jeśli będę umysłowo i fizycznie sprawna, gdy to się skończy, jeśli mniszki będą mogły same prowadzić klasztor i będą na tyle pewne siebie, by go przejąć, to tak, chciałabym pójść na odosobnienie. Klasztor to teraz jej życiowy cel. Wszystko robi z myślą o tym, by dać mniszkom możliwości, których sama nie miała, zamienić te bystre, młode poszukiwaczki prawdy w źródła duchowej wiedzy. Tenzin Palmo nauczyła się za swoich samotnych lat w klasztorze Khamtrula Rinpocze, że wiedza jest kluczowa. W jej klasztorze mniszki uczą się codziennie. Nie tylko są szkolone przez wysokiego rangą khenpo, Tenzin Palmo zatrudniła też dwie starsze mniszki z klasztoru w południowych Indiach, by dziewczyny miały wzory do naśladowania. – Kiedy pytam mniszki, czy mężczyźni są inteligentniejsi od kobiet, odpowiadają: „Tak”. „O nie! – odpowiadam. – Nie są mądrzejsi, myślicie tak tylko dlatego, że mają lepszą edukację. Możecie osiągnąć wszystko to, co oni.”
J E T S U N M A T E N Z I N P A L M O ~ 97 Ostrożnie manewruje pomiędzy górami cementu, piasku i cegieł, kierując się w stronę kobiecego posągu. Unosi czerwoną szmatkę, która zakrywa jego oczy. Kto to? Mahapradżapati, przybrana matka Buddhy i pierwsza kobieta, którą wyświęcił. Trzy razy ją odrzucał, gdy chciała zostać wędrowną mniszką. Ona i pięćset podobnych jej kobiet musiało ogolić głowy i przejść boso 550 kilometrów, by udowodnić niezachwianą determinację, zanim Buddha w końcu się zgodził. Jak na tamte czasy, była to rewolucyjna decyzja. Poza dżinizmem buddyzm był pierwszą religią w Azji, która formalnie pozwoliła kobietom zajmować eksponowane stanowiska. W „zwykłej” świątyni rzadko się widuje posąg Mahapradżapati, ale w tym żeńskim zakonie kobiecości nie brakuje: ogniście czerwona Wadżrajogini unosi czaszkę wypełnioną krwią do klatki piersiowej, jej piersi i wagina są odkryte; wykonuje namiętny taniec. Obok Buddhy Siakjamuniego spokojna Zielona Tara wyciąga dłoń w geście ochrony. Jak we wszystkich religiach, również w buddyzmie niektóre kobiece formy od początku były idealizowane. Tenzin Palmo zamierza traktować kolorowe wizerunki kobiecych bóstw praktycznie: jako wzorce pomagające zaistnieć prawdziwym, żywym joginkom. – Sam Buddha był bardzo otwarty, to późniejsze społeczeństwo stało się patriarchalne i hierarchiczne. Na dowód przywołuje swoją ostatnią podróż do Bhutanu, obecnie jedynego kraju, w którym buddyzm uchował się jako narodowa religia. – Klasztory naszej tradycji są w całości wspierane i utrzymywane przez rodzinę królewską, wszyscy mnisi mają tam bardzo dobre warunki – opisuje, robi pauzę i dopiero wtedy przechodzi do puenty. – A mniszki nie dostają nic. Ich klasztory często są daleko w górach, przez co trudno im o zaopatrzenie. Mieszkają w ruderach na odludziu, nie starcza im jedzenia i – oczywiście! – nie mają edukacji. Gdy zapytałam, czego chciałyby najbardziej, nie odpowiedziały, że jedzenia czy świątyni, powiedziały: „Wiedzy!” I tak samo jest w Kambodży, Indiach i w większości buddyjskich klasztorów na świecie. Dlatego nie ma kobiet Dalajlamów, imponujących królowych dharmy; mało jest biografii godnych naśladowania świętych kobiet.
98 ~ M O C D A K I N I
KONTROWERSJE
WOKÓŁ WYŚWIĘCENIA
Wszystko w jej schludnym, słonecznym klasztorze zaprojektowano tak, by sprzyjało zyskiwaniu wiedzy i pewności siebie. – Matka wszystkich buddhów, Doskonała Mądrość, jest kobietą – podkreśla Tenzin Palmo. – Więc nie myśl, że kobiety są pod względem intelektualnym na niższym poziomie. Ale problemem, który występuje we wszystkich żeńskich klasztorach, jest brak poczucia własnej wartości, brak wiary w siebie. Moim celem jest pomóc mniszkom w zdobyciu zdrowego poczucia własnej wartości i przekonania, że teraz naprawdę mogą wszystko. Nie potrzebują kogoś, kto mówiłby im, co mają robić. Wcześniej nie dawano im takiej szansy, ale teraz ją mają i jeśli ją wykorzystają, to jestem pewna, że w przyszłości mogą nie tylko same uzyskać urzeczywistnienie, ale też nauczać innych. Niektóre z nich studiowały przez dwanaście lub osiemnaście lat i zdobyły taką samą biegłość w filozofii, jak mężczyźni. – Ale nie ma znaczenia, jak bardzo są wyuczone – narzeka Tenzin Palmo. – I tak nie mogą dostać tytułu geshe ani khenpo, tybetańskich odpowiedników stopni doktora i profesora. Mogą być tylko nazywane mniszkami. Ponieważ nie mogą przyjąć wszystkich ślubowań, nie wolno im uczyć się pełnego programu i całego kodeksu monastycznego. W roku 1973 wieloletni sponsor Tenzin Palmo, pisarz John Blofeld, zaoferował jej bilet lotniczy do Hong Kongu. Ubrana w tradycyjne, czarne chińskie szaty, była prawdopodobnie pierwszą kobietą z Zachodu po Fredzie Bedi, która została w pełni wyświęcona. Trzy rzucające się w oczy, okrągłe ślady po oparzeniach tuż nad linią włosów wciąż wskazują, gdzie wypaliły się stożkowate kadzidła na jej świeżo wygolonej głowie. Obecnie trwa dyskusja na temat pozycji buddyjskich mniszek. Do dziś kobiety w klasztorach tradycji tybetańskiej muszą przestrzegać o dziewięćdziesiąt osiem zasad więcej, niż mnisi. Niektóre z zasad mówią na przykład, że muszą być posłuszne mnichom, nie mogą dawać im rad, a nawet najstarsza mniszka wciąż musi zajmować miejsce
J E T S U N M A T E N Z I N P A L M O ~ 99 niższe od najmłodszego mnicha – nowicjusza. Tenzin Palmo poważnie wątpi w to, czy owe dodatkowe zakazy zostały wymyślone przez Buddhę. Badanie tego zagadnienia prowadzi ją do wniosku, że zostały one dodane przez późniejszych patriarchów, w zgodzie z dominującym wówczas poglądem na temat kobiet. To, co zaczęło się w czasach Buddhy jako rewolucja w prawach kobiet, zamieniło się w mizoginistyczną sagę. – Czas, żeby się w końcu pozbierali! – mówi ostentacyjnie o lamach płci męskiej Tenzin Palmo. – Dajcie mniszkom pełne święcenia! Ale – żeby nie było wątpliwości – Tenzin Palmo nie stoi u boku oburzonych feministek. – Ludzie mają wąskie horyzonty, jeśli chodzi o feminizm i prawa kobiet – mówi. – A wszyscy byliśmy przecież kobietami i mężczyznami przez wiele żywotów, jak aktorzy odgrywający różne role. Wrodzony umysł buddhy nie jest ani kobiecy, ani męski20. Święte oburzenie jest jej obce i umie znaleźć granicę pomiędzy otwartym wypowiadaniem się przeciwko patriarchom a zachowywaniem najwyższego szacunku dla swoich nauczycieli. Przedstawiła swoje mniszki Jego Świątobliwości Dalajlamie w Dharamsali i błagała go osobiście, by zainteresował się tym tematem. Przywitał ją niedźwiedzim uściskiem i czule pogłaskał po policzku. Tenzin Palmo patrzyła ze łzami w oczach, jak jej mniszki ustawiały się przed nim jedna za drugą, by otrzymać błogosławieństwo. I choć okazał wsparcie dla jej misji, stwierdził też, że nie jest despotycznym przywódcą i nie może tak po prostu zarządzić zmiany. Gdy zaproponował międzynarodową konferencję w celu przedyskutowania tego zagadnienia, uprzejmie zażądała większej ilości działań z jego strony. „Z całym szacunkiem, Wasza Świątobliwość, ale rozmawiamy o tym od lat! Jakie zrobiliśmy postępy? Spójrzmy prawdzie w oczy, Wasza Świątobliwość nie jest kobietą, więc nie może sobie wyobrazić, o jakim tu mówimy poniżeniu!” – Buddyści ciągle mówią o zmianach – mruknęła po tym spotkaniu, wzruszając ramionami. – Ale nie chcą się zmieniać, tak samo jak niebuddyści!21 Dalajlama pozytywnie przyjął pomysł dobrze wykwalifikowanych przeorysz zamiast przeorów, którzy w klasztorach są obecnie normą.
100 ~ M O C D A K I N I
– Wtedy jeśli kobieta-lama odejdzie, a była wielką uczoną i praktykującą, jest całkiem prawdopodobne, że jej reinkarnacja też będzie żeńska. Dlatego wydaje mi się, że w XXII wieku będzie więcej kobiecych reinkarnacji w żeńskich instytucjach. Wtedy między instytucjami prowadzonymi przez kobiety-lamów a tymi prowadzonymi przez mężczyzn lamów będzie rywalizacja. Zanosząc się swoim charakterystycznym, głębokim śmiechem, dodaje: – Chodzi mi o rywalizację w pozytywnym sensie!
PRZYJĄĆ
DO WIADOMOŚCI SWOJE DUCHOWE MISTRZOSTWO
Oczywiście, mężczyźni mają kilka wieków przewagi. Jego Świątobliwość Gyalwa Drukpa (ur. 1963), głowa linii drukpa kagju, wreszcie zdecydował się na bezprecedensowy krok. – Jest bardzo entuzjastycznie nastawiony do mniszek i wspiera kobiety, gdzie tylko może – mówi o nim z dumą Tenzin Palmo. – Zdradzę, że raz napisał mi w liście, że mniszki są powodem, dla którego żyje. Tak naprawdę mieszka w swoim klasztorze żeńskim, nie w męskim. W swoje urodziny, w lutym 2008 roku, intronizował Tenzin Palmo w swoim własnym klasztorze w Katmandu w Nepalu i dał jej – pierwszy raz w historii linii – najwyższy tytuł, jaki może osiągnąć kobieta w buddyzmie tybetańskim: Jetsunma, co oznacza „czcigodną mistrzynię”. Jak wyjaśnił Gyalwa Drukpa: „Je” stoi za jej mistrzostwem osiągniętym jako jogini, a „tsun” – za osiągnięciami mniszki. Dał jej ten tytuł ze względu na wszystkie praktykujące kobiety, które były zaniedbywane przez ostatnie setki lat. Przyszedł czas na rewolucję, jakiej przykład dała pełna życzliwej dobroci i duchowego mistrzostwa Jetsunma22. Sto pięćdziesiąt mniszek, wiele ze łzami w oczach, ustawiło się przed nią w procesji, ofiarowując jej białe, jedwabne szale, złote mandale i posążki. Gyalwa Drukpa ofiarował jej nawet tradycyjny czerwony kapelusz drukpa kagju. Po kilku sekundach zdumienia i niedowierzania
J E T S U N M A T E N Z I N P A L M O ~ 101 Tenzin Palmo wybuchnęła śmiechem, nałożyła kapelusz na głowę, a jej twarz rozjaśniła się. Żeński klasztor może faktycznie jest dla niej jak papier ścierny, ale ona również jest papierem ściernym dla klasztorów męskich.
Czytanie zawartych w tej książce świadectw osiągnięć nauczycielek z różnych szkół buddyzmu dodaje mi otuchy: to celebracja wkładu, jaki praktykujące kobiety wniosły i który cały czas wnoszą w historię buddyzmu. Ich wysiłki prowadzą do świeżego spojrzenia na wyjątkowe cechy i możliwości duchowe kobiet i do coraz szerszego uznania dla żeńskich praktykujących i nauczycielek. – Z przedmowy Jego Świątobliwości Siedemnastego Karmapy
Poruszająca i pełna mocy książka! Michaela Haas wykonała niezwykłą pracę na rzecz upowszechniania pełnych przeszkód, ale i osiągnięć historii tych wspaniałych kobiet, dzięki czemu mogą się one stać inspiracją zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn.
Co pcha młodą bibliotekarkę z Londynu na pokład statku do Indii? Co nakłania ją do samotnej medytacji w jaskini przez dwanaście lat i budowy tętniącego życiem klasztoru żeńskiego w Himalajach? Jak surferka z Malibu stała się głową międzynarodowej organizacji zrzeszającej buddyjskie kobiety? Czy to możliwe, że córka dyrektora muzycznego z Santa Monica ma pewnej nocy tak barwne sny o pawiach, że podąża za nimi do Nepalu, w którym znajduje miłość swojego życia w osobie niekonwencjonalnego, młodego, tybetańskiego mistrza? Kobiety wymienione w Mocy Dakini – nauczające na Zachodzie współczesne nauczycielki buddyzmu tybetańskiego, pochodzące zarówno z Azji, jak i z Zachodu – zostały powszechnie uznane za urzeczywistnione praktykujące i wspaniałe nauczycielki. Ich życiorysy to świadectwo niezwykłej determinacji i odwagi. Spotkanie ich na kartach tej książki może być dla czytelników inspiracją do porzucenia starych obaw, odkrycia nowych dróg i do życia w zgodzie z marzeniami.
Mktóra buddyzm praktykuje od niemal dwudziestu lat. Dzieli swój czas pomiędzy Malibu ICHAELA HAAS to doktor filozofii, reporterka, wykładowczyni, konsultantka ds. mediów,
w Kalifornii i Monachium.
Ilustracja na okładce: Chris Banigan ©2015 Wydawnictwo Mani Wydrukowano w Polsce
manibooks.pl
Moc_Dakini_okladka.indd 1
59,90 zł
Dwanaście niezwykłych kobiet, kształtujących przekaz buddyzmu tybetańskiego na Zachodzie
– B. Alan Wallace, autor Genuine Happiness i Choosing Reality
Michaela Haas
Z przedmową Jego Świątobliwości Siedemnastego Karmapy
MOC DAKINI
Dwanaście opisanych w książce Michaeli Haas kobiet to osoby niezwykłe pod wieloma względami. Życie każdej z nich jest świadectwem rozwoju buddyzmu tybetańskiego na Zachodzie i towarzyszącej mu pracy na rzecz zaangażowania kobiet zarówno w praktykę, jak i funkcje przywódcze, do których w przeszłości nie były dopuszczane. Moc Dakini to inspirujący głos w trwającej na ten temat dyskusji. – Sharon Salzberg, autorka Lovingkindness i Real Happiness
Michaela Haas
MOC DAKINI
Dwanaście niezwykłych kobiet, kształtujących przekaz buddyzmu tybetańskiego na Zachodzie
01.06.2015 16:39