2 minute read

RECENZJA MARTY SZOSTAK

Muzyka GINCZANKA, czyli nadzieja, odwaga i zachwyt nad pięknem

Recenzja płyty Ginczanka. Tęskno gra poezję

Advertisement

Karolina Jackowska / Materiały prasowe :

zdjęcie

Pod koniec listopada zeszłego roku, polski rynek muzyczny wzbogacił się o efekt spotkania dwóch niezwykłych kobiet: utalentowanej wokalistki, kompozytorki i autorki tekstów, Joanny Longić oraz wybitnej poetki okresu dwudziestolecia międzywojennego, Zuzanny Ginczanki. Tęskno gra poezję to trzeci album projektu muzycznego Tęskno, który z duetu z Hanią Raniszewską (znaną Wam z lipcowo-sierpniowej recenzji albumu Music for Film and Theatre) przekształcił się w projekt solowy Longić. Nie jest to pierwsze przedsięwzięcie, w którym artystka przygląda się literaturze; miesiąc przed premierą Ginczanki, ukazała się skomponowana przez nią ścieżka dźwiękowa do książki Mała Księżniczka autorstwa filozofki i publicystki Karoliny Lewestam. Ponadto, prowadzi ona również audycje muzyczne w radiowej Czwórce, w ramach których gra poezję w wykonaniu polskich artystów. Jest jedną z ciekawszych twarzy młodego muzycznego pokolenia i artystką, której poczynania warto śledzić. Longić urzeka autentycznością – nie tylko w tym, co robi, ale również w tym, w jaki sposób o tym opowiada. Prawdziwy, czuły. Twórczość Ginczanki to niezwykłe i niewyczerpane zdjęcie autorki : Michał Kordula źródło inspiracji; dowodzi temu między innymi wydana wiosną zeszłego roku, wspaniała biografia autorstwa Izoldy Kiec Ginczanka. Nie upilnuje mnie nikt, czy album autorstwa Airis String Quartet i Nocą Umówionych, który ukazał się zaledwie tydzień po płycie Tęskno. Cieszy możliwość zetknięcia się z jej dziedzictwem za pośrednictwem tak różnych, wartościowych przekazów.

Co o samej płycie, w której pierwsze skrzypce gra poezja? Nie mogło być inaczej – same pozytywy.

Tęskno to alternatywa zakorzeniona w estetyce minimalizmu, w której można zasłuchiwać się po wielokroć, za każdym razem odnajdując nową, inną jakość. Zatrzymane w słowach historie opowiada nam skład znany z wcześniejszych produkcji: kwintet smyczkowy (w trzech kompozycjach obecny nawet jako oktet, i to z mandoliną), fortepian, harfa, flety – poprzeczny i piccolo oraz syntezatory; a także kotły, werble i bęben. Zespół ten, wykorzystując swoje możliwości, tworzy idealnie uzupełniającą się całość, dzięki której z wykorzystanych wierszy wydobyta zostaje esencja. Dużo w nim oddechu, przestrzeni i spokoju – przemyślanego i kojącego, zachęcającego do zwolnienia, zastanowienia. Nie jest to album, obok którego można przejść obojętnie; siłą wyrazu trafia w sam środek człowieka, a wrażliwością utula to, co tam napotkał. Świetnie zagrany, bardzo dobrze zrealizowany, od pierwszego odsłuchu trafia na listę tych, do których chce się wracać. I po to, by odkrywać kolejne znaczenia, i po to, by umiejscawiać wykorzystane teksty Ginczanki w czasie i przestrzeni (co może mieć miejsce, jeśli zdecydujecie się sięgnąć również i po wspomnianą biografię), i po to, by urzekać. Tylko tyle i aż tyle.

Album dostępny jest wyłącznie w serwisach streamingowych; nie będzie można go kupić w postaci płyty kompaktowej, ale za to już w lutym ukaże się limitowana edycja winyli. Jeśli więc jesteście w gronie gramofonowych smakoszy, warto skusić się na tę pozycję!

This article is from: