9 minute read

JOANNA GACEK-SROKA Idziemy razem krok w krok

Next Article
Zapowiedzi

Zapowiedzi

Moda IDZIEMY RAZEM krok w krok

Wulkan energii z tysiącem pomysłów na minutę. Emocje, które jej towarzyszą są autentyczne i nie boi się ich okazywać. Otwarcie mówi o swoich sukcesach, ale też bolączkach i porażkach. Jej autentyczność i transparentność znalazły swoje odzwierciedlenie w budowaniu marki, o której mówi – Z PROPS-em MOŻESZ WIĘCEJ. Joanna Gacek-Sroka właścicielka marki PROPS udowadnia, że w życiu niemożliwe nie istnieje. Nawet jeśli rozpoczynasz budowanie biznesu, mając w kieszeni 400 złotych.

Advertisement

rozmawia: Alicja Kulbicka | zdjęcia: Malwina Łubieńska

Patrząc na to gdzie dzisiaj jesteś i co robisz, mam wra-

żenie, że dzięki PROPSOWI spełniłaś wiele ze swoich marzeń. Które z nich darzysz największym sentymentem? Czy któreś zapadło Ci szczególnie w pamięć?

JOANNA GACEK-SROKA: Może to nie marzenie, a wyzwanie. I zarazem największy sukces. Przede wszystkim PROPS pozwolił mi po urlopie macierzyńskim wrócić na rynek pracy. Bardzo bałam się tego, aby nie utknąć w domu z małym dzieckiem, bo zawsze ważna była dla mnie praca, projekty, działanie, spotkania, tworzenie czegoś. Macierzyństwo sprawiło, że musiałam na chwilę przystanąć i bałam się, że etap działania i tworzenia już się zamknął. I najbardziej cieszy mnie to, że udało mi się pokonać w głowie pewne bariery i kiedy Tymek, mój syn miał pół roku rozpoczęłam etap powrotu na rynek, zaczęły się pojawiać moje pierwsze projekty. Udało mi się „wyjść z domu”. I jestem z tego bardzo dumna. Nie pozwoliłam się zaszufladkować tylko na macierzyństwie. A tego bardzo się bałam.

I kiedy już uciekłaś spod topora stereotypu matki Polki, a firma zaczęła się rozwijać, pojawiły się kolejne szanse, które wykorzystujesz.

Oj tak! Moim marzeniem zawsze była rozmowa z Dorotą Wellman. W zeszłym roku zostałam zaproszona przez Martę Klepkę (organizatorkę konferencji Być Kobietą on Tour przyp. red.) do rozmowy właśnie z Dorotą. Chyba z pięćset razy przeczytałam maila z tym zaproszeniem (śmiech), nie mogąc uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.

To są wszelkie nominacje do nagród, które dostaję – Kobieta e-commerce, finalistka Bizneswoman Roku w fundacji Sukces Pisany Szminką, która to fundacja towarzyszy mi od początku mojej działalności. To dla mnie ogromny zaszczyt, że w jednym z ich najstarszych konkursów, w którym wyłaniane są liderki, jestem w finale! Dodam tylko,

że do konkursu napłynęło kilka tysięcy zgłoszeń. A ja bałam się wyjść z domu po macierzyństwie! (śmiech) To są też marzenia związane z rozwojem innych kobiet. Uwielbiam kobiety i mam ogromną potrzebę spotykać się w ich gronie. I to też było motywacją do organizacji u nas w PROPS-ie spotkań dla kobiet. Spotkań ze specjalistami z różnych dziedzin. Od prawnych, przez księgowe, biznesowe czy dotyczących samorozwoju. Zanim rozpoczęła się moja droga z PROPS-em, chciałam organizować eventy dla kobiet. Ta siostrzana wspólnotowość jest bardzo bliska mojej duszy, więc mimo że jesteśmy marką „tylko” torebkową, bardzo dbam o to, żeby kobiety znalazły u nas przestrzeń do wspólnego spędzania czasu.

Wróćmy do początków. Ile prawdy jest w tym, że mając apetyt na własną markę, własną firmę, zrobiłaś to posiadając w kieszeni 400 złotych?

100 procent prawdy! Tak dokładnie było. Po powrocie z Anglii do Polski byłam na urlopie macierzyńskim i wciąż biłam się z myślami, co dalej zrobić z własnym życiem. Mój mąż był dla mnie dużą podporą w tamtym czasie, gdyż bez mrugnięcia okiem wziął na siebie odpowiedzialność, żebym ja mogła zdecydować, co dalej. Ale ja nie potrafię być u kogoś na garnuszku, więc wzięłam 400 złotych i obliczyłam, ile mniej więcej mogę za to kupić tkanin. I kupiłam. Aż 4 metry! I nie dlatego, że metr kosztował 100 złotych. (śmiech) Musiałam też kupić bilet z Obornik do Poznania i z powrotem. Do tego nici i pozwoliłam sobie na kawę. Pierwsze projekty powstały na 30-letniej maszynie mojej mamy. Było to 16 worko-plecaków.

A dlaczego w ogóle torebki? Nie chciałaś szyć czegoś innego?

Na początku w ogóle nie było mowy o torebkach! Rozpoczęło się od kocyków dla dzieci i różnych akcesoriów do wózka dziecięcego. Ale po pół roku uznałam, że muszę się określić, co chcę robić. Bo różnorodność asortymentu była ciężka do okiełznania. Stworzyliśmy worko-plecak. Dlaczego? Bo był modny, bo dziewczyny prosiły, bo był praktyczny, bo dwie ręce pozostawały wolne podczas zabawy z dzieckiem na placu zabaw. Wszystko z myślą o mamach, bo PROPS wyewoluował z prowadzonego przeze mnie bloga „Matka Polka na Propsie”. Nie ukrywam, że czas po urodzeniu dziecka był bardzo trudny i zaleceniem mojego psychologa był powrót do jednej z rzeczy, którą kochałam robić przed urodzeniem dziecka. I miałam dwie opcje – albo śpiew albo pisanie. A że byłam zamknięta w domu i jedyne, co mogłam sobie pośpiewać to kołysanki, to stwierdziłam, że będę pisać. I tak powstał blog skupiony wokół depresji poporodowej, która mnie dotknęła. I kiedy któregoś dnia, jedna z moich czytelniczek zapytała, czy uszylibyśmy torbę do wózka, oczy mi się zaświeciły. Zawsze kochałam torebki, kocham je do tej pory! Mogę nie kupować ciuchów, butów, ale torebki… Zawsze były dla mnie bardzo ważne. Tyle odmian, rodzajów, wielkości, kolorów!

Czy zatem wiesz, ile masz swoich torebek?

(śmiech) Nie! Ale kilka wieszaków. Na szczęście wiem, że niektóre z moich klientek mają ich o wiele więcej ode mnie!

Postawiłaś na bardzo transparentny sposób komunikacji ze swoimi klientami. Prowadzisz aktywnie social media i tam oprócz postów stricte sprzedażowych pojawia się sporo Twoich przemyśleń, czasem nie stronisz od łez, szczerze opowiadasz o swoich sukcesach, ale też o porażkach. To bardzo odważny sposób komunikacji. Dlaczego? Chyba dlatego, że sama oczekuję od ludzi transparentności i uczciwości, że nie byłabym w stanie pracować i tworzyć, gdybym komunikowała się w inny sposób. Tak postanowiłam na samym początku drogi PROPS-a i pamiętam zdziwienie mojej mamy, która nie mogła zrozumieć dlaczego tak. Ale powiedziałam sobie „robię to po mojemu, albo wcale”. Żebym była szczęśliwa w tym co robię, musi być po mojemu!

Niejednokrotnie piszesz o rzeczach bardzo intymnych, albo niepopularnych. O pieniądzach, że ich brakuje, albo ile zarobiliście. Tak się w Polsce raczej przyjęło, że wielu przedsiębiorców „maluje trawę na zielono” i choćby się waliło i paliło trzymają się wersji „keep smiling”. Ty za to czasem płaczesz. Jestem ciekawa jak reagują na to Twoi bliscy?

Zdarzają się takie sytuacje, kiedy moja rodzina, czy moi przyjaciele pytają – po co to robisz? Po co komuś wiedzieć, ile zarobiłaś, albo ile nie zarobiłaś. Zawsze odpowiadam, że jeśli chcemy, aby kobiety spełniały z naszymi torebkami marzenia, jeśli chcą iść swoją drogą, to muszą wiedzieć, że nie zawsze będzie kolorowo. Aż mam ciarki jak to mówię, ale jest to dla mnie bardzo ważne. Apoteoza Instagrama, który swego czasu zalewał nas taką słodkością, że wszystko zawsze wychodzi, że wszystko się udaje i jest łatwe, jest kwintesencją nierealnego świata. Nie zawsze jest łatwo, nie wszystko się udaje, a porażki są czymś naturalnym, co nas spotyka na naszej życiowej drodze.

Dużo Cię to kosztuje? Nie jest łatwo przyznawać się do swoich porażek.

Ależ oczywiście! To jest zawsze dla mnie duży stres, bo otaczający nas świat kocha zwycięzców. Ciężko jest być transparentnym, wyjść na live w Internecie i powiedzieć – przepraszam, zawaliliśmy. Uważam, że to jest bardzo odważne. Czasami może głupie. Ale nie wyobra-

żam sobie inaczej. Wiadomości od naszych klientek, od naszej społeczności na szczęście rekompensują mi ten stres i wiem, że droga, którą obrałam, jest słuszna. Bardzo mi zależy, aby nasi klienci wiedzieli jak przebiega proces produkcyjny, jakie mamy marże. Często spotykam się z tzw. „hejtem na przedsiębiorców”. Myślę, że wynika on z tego, że ludzie mają mylne wyobrażenie na temat przedsiębiorców. Myślą, że zawsze wszystko im przychodzi łatwo. To może moimi postami obalę ten mit? I pokażę drugą stronę medalu? I też chciałabym, aby nasi klienci wiedzieli, że za produktem, który zamawiają, stoją konkretni ludzie, którzy wykonali konkretną pracę. I że włożyli w nią całe swoje serce.

Miałaś okazję niedawno wystąpić na konferencji Być Kobietą on Tour, gdzie wspólnie z Kasią Wilk w rozmowie z Dorotą Wellman, podzieliłaś się swoimi bardzo osobistymi przeżyciami. I tym, z czym musisz się mierzyć jako kobieta, mówię tu o hejcie, który Cię dotknął. Bardzo mnie uderzyło, kiedy powiedziałaś, że pod Twoim filmem na Tiktoku pojawiły się komentarze życzące Ci śmierci. To aż niewyobrażalne.

Kiedy 4 lata temu rozpoczynałam swoją przygodę w biznesie, nikt nie miał pojęcia, czym jest body positive. I kiedy pokazałam w Internecie swoje zdjęcia, pozując do naszej kampanii reklamowej, fala negatywnych komentarzy zalała mnie siłą tsunami. Niektóre z nich, były dla mnie tak szokujące, że miałam dwie drogi. Albo się poddać i schować w mysią dziurę, albo stawić temu czoła i zintensyfikować działania. Jako konsumentka chciałabym nosić ubrania marek, które niosą ze sobą pewne wartości. I tak od początku, konsekwentnie budujemy PROPS-a. Bardzo mi zależy, aby z naszymi torebkami kobiety czuły się pewnie w każdej sytuacji. Zarówno podczas wieczornego ekskluzywnego przyjęcia, kiedy zabierają ze sobą wieczorową welurową torebkę, jak i kiedy chwytają pod pachę organizer, w który zapakują dokumenty i pójdą założyć własną działalność. Wybrałam drogę numer dwa, chcąc pokazać kobietom, że skoro pomimo hejtu, jaki na mnie spadł, nadal stoję, działam i funkcjonuję, to

one też mogą. A z PROPS-em możesz więcej.

W mediach społecznościowych funkcjonuje grupa „Ambasadorzy PROPS-a”. I tam oprócz postów wstawianych przez Was jako markę, są tysiące postów

klientek, które rozpakowują swoje zamówienia, pozują z torebkami PROPS-a, wymieniają się doświadczeniami. Jak udało Ci się stworzyć tak wspaniałą społeczność?

Tak (śmiech), to naprawdę zaskakujące. Nadal mnie to dziwi. Bardzo. Na ten pomysł wpadł Sebastian, z którym współpracuję od dwóch lat. Sebastian jest marketingowcem oraz odpowiada za naszą nową stronę internetową. I któregoś dnia przyszedł do mnie z koncepcją zbudowania społeczności PROPS-owej. I muszę przyznać, że zastrzelił mnie tym pomysłem. Bo fanpage PROPS-a to normalna sprawa. Dzisiaj każda marka ma swój fanpage, ale grupa? Kto będzie chciał przyjść do grupy i pochwalić się torebką? Okazało się, że zaprocentowała praca na wartościach. I kiedy tylko grupa powstała, jej popularność wzrastała z dnia na dzień. Ba! Czasem z godziny na godzinę przybywało jej członków. Najpiękniejsze dla mnie jest to, że dziewczyny mają swoje grupy na Messengerze, zaczynają tworzyć się piękne przyjaźnie, ludzie się wspierają. W naszej marce piękne jest to, że ludzie, którzy noszą torebki PROPS-a witają się na ulicy! Witasz każdego, kto nosi buty sportowe tej samej marki co ty? A w PROPS-ie to normalne!

A Ty jak widzisz kogoś ze „swoją” torebką? Podchodzisz? Zagadujesz?

A zawsze! (śmiech) Jestem przeszczęśliwa, kiedy spotykam kobiety noszące moje produkty. Tak też było ostatnio na Wielkiej Szamie w Poznaniu, kiedy stojąc w kolejce rozglądam się, a tu nasza torebka, tu torbo-plecak, tu nasza nerka, tam na wózku wisi Daily (model torebki przyp.red). Poszłam się z nimi przywitać, wyściskałyśmy się. To bardzo wzruszające dla mnie chwile. Jestem im bardzo wdzięczna. To dla mnie zaszczyt powiedzieć im – dziękuję za to, że jesteś. Daj czadu w tym życiu! Uwielbiam to.

Jesteś najlepszą ambasadorką swojej marki?

Ojej, to trudne pytanie. Myślę, że na pewno autentyczną, ale czy najlepszą? Wszyscy pracujemy na sukces PROPS-a. To społeczność, która spełnia swoje marzenia, która się zaprzyjaźniła ze sobą i ma wspólne wartości.

Ale jest dużo Twojej marki osobistej w PROPS-ie. Więc czy jest tak, że Ty to PROPS, a PROPS to Ty?

Ludzie tak to zauważają, bo my też tak to komunikujemy! Wiele postów jest moich, faktycznie jest sporo marki osobistej w PROPS-ie, ale tak naprawdę za tym wszystkim stoją ludzie. Idziemy razem krok w krok.

This article is from: