3 minute read
RECENZJA MARTY SZOSTAK Światy równoległe, czyli tu i teraz
Muzyka ŚWIATY RÓWNOLEGŁE, czyli tu i teraz
tekst: Marta Szostak
Postanowił nam się pokazać z nieco innej strony. Tworząc płytę, na której dochodzi do połączenia tak różnych światów, nie tylko zaprezentował się jako pianista, kompozytor i aranżer, ale również – jako ktoś, kto chciałby nam opowiedzieć historię. Historie! O czasach minionych i teraźniejszości, o eksperymentach z klasyką i rozmyślaniach o tym, co jest teraz.
9 września wszystkie światła skierowane zostały na Aleksandra Dębicza – tego dnia nakładem wydawnictwa Warner Classic ukazał się najnowszy jego album zatytułowany Sideways.
A co na nim? Na przykład Bach. Każdy, kto nieco uważniej śledzi działalność Dębicza, wie o jego zamiłowaniu do mistrza epoki baroku. Przysłuchując się jego kompozycjom, również i w nich można wyłapać wypływające z tej miłości inspiracje – często dające się uchwycić na przykład w prowadzeniu tematów i konstruowaniu partii prawej ręki. Nic dziwnego zatem, że częścią swojej najnowszej płyty postanowił uczynić jeden z koncertów Jana Sebastiana Bacha, a dokładnie Koncert f-moll, BWV 1056. Precyzyjne wykonanie – zarówno jego, jak i towarzyszącej mu orkiestry Polish Soloists, bez przerostu formy nad treścią, i z odpowiednim ukłonem w stronę tradycji. Jeśli ktoś z Państwa nie miał jeszcze do czynienia z twórczością Bacha, lub z jej wykonaniem na fortepianie – gwarantuję, że to spotkanie może wyłącznie zaowocować i to całkiem obiecującą znajomością.
Po Janie czas na George’a i spotkanie z utworem, który przez wielu uważany jest za kwintesencję swojego czasu. Mowa o kultowej Błękitnej Rapsodii George’a Gershwina, którą Dębicz, jak sam przyznaje, chciał wykonać od zawsze. Cieszy się, że występ z Cracow Golden Quintet mu to umożliwił – zwłaszcza, że wcześniej wspólnie z Reinhardem Gutschym pracował nad jego aranżacją. Rapsodia w wykonaniu Dębicza i dętego kwintetu błyszczy. Jest lekko, jest zabawnie, jest też naturalnie i inaczej niż w oryginale, ale nic mu to nie ujmuje, co z kolei znów potwierdza aranżacyjne umiejętno-
ści Dębicza. Jedyną rzeczą, której mi zabrakło, jest pewnego rodzaju… szaleństwo? Zwłaszcza w partii fortepianu, którego brzmienie momentami wydawało mi
, materiały promocyjne (portret autorki) Michał Kordula :
zdjęcia
Premiera płyty Sideways Aleksandra Dębicza
się zbyt nieskazitelne, zbyt w punkt. Gershwin nazywał rapsodię „muzycznym kalejdoskopem Ameryki” – kiedy słyszę ten zwrot, przed oczami (i uszami) mam kipiący kolorami, zapierający dech krajobraz, po zbliżeniu się do którego widzimy tysiące twarzy, emocji, przeżyć. Jest fascynujący, hipnotyzujący wręcz i barwny. Z całą pewnością jednak nie jest idealny.
Dębicz jest artystą, któremu wierzę. Szanuję i doceniam jego stosunek do tradycji i spuścizny Jana Sebastiana Bacha. Intryguje mnie i porusza jego podejście do rozumienia roli i znaczenia muzyki w filmie. Miałam okazję prze-
konać się osobiście, że jego kompozycje wykonane przez niego samego i zaproszonych gości, budzą zachwyt, który trudno oddać słowami. Bo jak opisać moment, w którym po zakończonym utworze zapada niemalże namacalna cisza, w której nikt się nie rusza, jeszcze nie klaszcze, nie oddycha nawet? I jak wytłumaczyć, że między innymi właśnie ten moment jest najpiękniejszym potwierdzeniem tego, co się wydarzyło? Wtedy czas się zatrzymuje. Wtedy wiemy, że mieliśmy do czynienia z czymś prawdziwym. Tak było w 2019, kiedy na inauguracji 12. edycji festiwalu Akademia Gitary, po raz pierwszy zabrzmiała również znajdująca się na płycie kompozycja Dębicza Pasa Catedral. Fenomenalny Łukasz Kuropaczewski na gitarze (zresztą to z myślą właśnie o nim Dębicz pisał tę konkretną partię), Damian Świst na oboju i orkiestra Polish Soloists, a do tego – przestrzeń, potęga, piękno i majestat katedr, o których jest ten utwór.
Czekałam, kiedy znów będę mogła wyjść mu naprzeciw i bardzo cieszę się, że ten moment już nastał.
Sideways oznaczają bezdroża. Choć nie mam poczucia, by Dębicz zaproponowanym repertuarem zdobywał zupełnie nieznany teren, cieszę się, że to właśnie w taki sposób postanowił skonstruować swój najnowszy album. Różnorodny, nieoczywisty, świetnie zagrany i fenomenalnie (!) zrealizowany.
Kojarzycie ten moment, kiedy podczas wędrówki, decydujecie się zboczyć z głównej trasy i kilka chwil marszu później, Waszym oczom ukazują się kadry jak z bajki? Zupełnie, jakbyście nagle trafili do równoległej rzeczywistości… Nie musicie nigdzie iść. Nie bez powodu Dębicz wybrał na otwarcie płyty utwór The Portals…