Samotność w wielkim mieście
Szary, nieduży domek ze skośnym, czerwony dachem. Symetrycznie rozmieszczone na szarej elewacji okna z niepodnoszonymi od lat białymi roletami, tworzą wrażenie zamkniętych oczu, a krzywa dachówka, niczym źle dobrana fryzura, stuka w trakcie wichury. Wokół zarośnięty ogródek z zamykaną na skobel bramą, kilka pękniętych doniczek z resztkami wyschniętych roślin podlewanych okazjonalnie przez deszcz. I tylko kolorowy jarmarczny wiatraczek, wetknięty w ogrodowe korytko kręci się wesoło, zachowując ostatnie pozory życia na wymarłej posesji. Mieszkała tu od lat 40-stych. Początkowo z rodzicami i braćmi. Lata szkolne i jej młodość przypadły na powojenny Poznań, a okres pracy zawodowej w służbie zdrowia na niełatwe czasy realnego socjalizmu. Praca z chorymi uwrażliwiła ją i dała poczucie sensu i własnej wartości. Kiedy rodziców zabrakło, a bracia pozakładali swoje rodziny, została sama. Nigdy nie wyszła za mąż. Jakoś się nie złożyło. Kiedy się poznałyśmy, była już na emeryturze, a jej towarzyszem był nieco wyrośnięty foksterier, z którym wychodziła na codzienne spacery. Dlatego chyba ucieszyła się, że zostałyśmy sąsiadkami. Ja zyskałam coroczne wiosenne dostawy gałązek najpiękniej pachnącego bzu, którego aromat roztaczał się po całej okolicy, a ona wiernego słuchacza jej opowieści o świecie, który przeminął. Stojąc płot w płot, godzinami słuchałam opowieści o fyrtlu, który niedawno stał się moim, ale ona spędziła w nim całe życie. O ludziach, których nie miałam szansy poznać i miejscach, których blask dawno wygasł. Zawieszona w przeszłości, która niczym tarcza chroniła ją przed samotnością.
Niewielu gości ją odwiedzało. Przyjaciółki z młodych lat pochowała, rodzina zajęła się własnymi sprawami, a wybuch pandemii tylko pogłębił poczucie osamotnienia. Podupadła na zdrowiu. Najgorzej było zimą, kiedy aura nie pozwalała nam się spotykać podczas ogródkowych porządków. Z zaproszeń też nie była skora korzystać. Miała swój własny świat, w którym zamykała się w połowie listopada, aby niczym niedźwiedź wybudzić się do życia wiosną. Kontakt stawał się ograniczony. Nigdy niedziałający dzwonek do furtki, milczący, rozładowany telefon. Pomimo usilnych próśb o jego regularne ładowanie, często nie odpowiadał, aby po kilku dniach oddzwonić jakby nigdy nic i na pytania o regularne zażywanie leków beztrosko, szczebiotliwie odpowiedzieć
FELIETON: ALICJA KULBICKA / redaktor naczelna
„co u Twoich kotów”? Tylko migocące w oknie szarego domu ciepłe, pomarańczowe światełko dawało mi poczucie spokoju, że wszystko jest w porządku. Nauczyła mnie nie martwić się na zapas, uodporniła na brak znaku życia.
I kiedy przed świętami powiedziała mi, że wybiera się do rodziny, ucieszyłam się. Że będzie wśród bliskich, choć zaproszenie na wigilię w moim domu było przez te lata naszej znajomości zawsze aktualne. I pomimo przyzwyczajenia do jej wiecznie wyłączonego telefonu, moje zdziwienie wywołał brak reakcji na esemesowe życzenia. Tuż przed sylwestrem sprawy potoczyły się bardzo szybko. Brak migocącego światła w oknie, kontaktu telefonicznego, o waleniu w drzwi nawet nie wspomnę. Poszukiwanie kontaktu do rodziny, ślusarz, karetka… Mój esemes o treści „Pani Grażynko, niech Pani do mnie zadzwoni” już na zawsze pozostanie bez odpowiedzi...
Jestem na nią zła. Za jej niefrasobliwość i niekonsekwencję w braniu leków. Za bezsensowny upór, brak chęci przyjęcia pomocy. A jednocześnie będzie mi brakowało naszych rozmów przy płocie, a wiosenny zapach bzu zawsze kojarzyć będę z jej małymi radościami po wizycie u fryzjera czy kosmetyczki. Dom za moim oknem już nie
mruga żarowym światełkiem, a o tym, że było w nim kiedyś życie przypomina tylko mały, kolorowy, wirujący na wietrze jarmarczny wiatraczek…
CHCĘ TU BYĆ
Nasze przedszkole to miejsce, w którym dziecko chce być, do którego z przyjemnością wraca i nie może doczekać się kolejnego dnia. Spędzamy czas z dziećmi w rodzinnej i twórczej atmosferze. Ucząc samodzielności kształtujemy w dziecku postawę młodego człowieka, który jest świadomy, potrafi stanowić sam o sobie i chce być ciekawy świata.
Niewidzialna więź
FELIETON: MAGDALENA CIESIELSKA / redaktor magazynu „Poznański Prestiż”
Miał piękne jasnoniebieskie oczy, włosy sztywne i gęste. Ta sama fryzura od lat, jak na zdjęciach zrobionych w kolorze sepi czy czarno-białych ujęciach, na których prezentuje się w mundurze i wypastowanych oficerkach lub w koszuli z zadziornie postawionym kołnierzem przy własnym wymarzonym 1950 Plymouth Chrysler Deluxe.
Wraz z upływem lat kolor włosów zmienił się na czysty
biały śnieg, a na nosie zagościły grube szkła okularów.
Wymagał i miał swoje zasady, był typem choleryka, ale umiał zjednywać sobie ludzi. Przyciągał ich do siebie swoim poczuciem humoru, pomocną dłonią, otwartością, zabawnym usposobieniem. Lubił gości, więc dom tętnił rozmowami, śmiechem, nie potrzeba było konkretnej uroczystości czy święta, aby na kanapach i na krzesłach zasiadali członkowie bliższej czy dalszej rodziny, krewniacy, przyjaciele, znajomi. Suto zastawiony stół, wedle staropolskiego zwyczaju, serwowanie własnych wyrobów i oczywiście koniaczek na trawienie – wszystkim koordynował i zarządzał, miał już taką naturę. Organizował bryczki, kuligi, wyścigi, wypady nad pobliskie jeziora. W swoim gabinecie w wielkiej szufladzie zawsze przechowywał karton z waflami Teatralnymi, słodkim wyrobem Fabryki Cukierniczej Kopernik. I tymi łakociami częstował wnuki umorusane czekoladową polewą, zwoływał je na taki antrakt z podwórka czy z przydomowego parku. Na koniec roku szkolnego oglądał świadectwa wnucząt, nie szczędził pochwał i „kieszonkowego” w nagrodę za dobre wyniki w nauce, ale z przekorą – której mu w życiu nie brakowało – najbardziej cenił świadectwa bez czerwonego paska, te z gorszym zachowaniem i przeglądając takie, miał przy nich ogromny ubaw. Upodobał sobie jeden mebel – szeroki fotel, w kolorze głębokiego szmaragdu, z potężnym oparciem, w stylu vintage. Gdy tylko zajmował swoje miejsce, zapraszał pociechy, które jak ptaszki na gałęzi zasiadały na oparciach, zagłówku fotela i wówczas mebel zamieniał się w wielki stary dąb, a Dziadek wyglądał jak puchacz śnieżny z przyboczną zgrają ćwierkających gili, sikorek, pliszek i jemiołuszek.
Każdy ma swoje przyzwyczajenia i rytuały dnia codziennego, On miał swoje również. Doglądał „obejście” wczesnym rankiem, ok. 5 rano zaglądał do stajni, do swoich ukochanych wierzchowców i klaczy, dokarmiał psy, wydawał polecenia i harmonogramy prac. W kieszeni zawsze chował chusteczki, na wypadek gdyby popłakał się ze śmiechu – a takich momentów było nad wyraz dużo, gdy opowiadał zasłyszaną historię, gdy ubarwiał czyjąś opowieść lub aby komuś zrobić na przekór dodawał szczyptę pikanterii i sam śmiał się ze swoich pomysłów. Lub gdy oglądał Charliego Chaplina, amerykańskie komedie z Flipem i Flapem. Łzy płynęły też ze wzruszenia, gdy tylko usłyszał Mazurka Dąbrowskiego czy oglądał musztrę wojskową. Do wyprasowanych rzeczy, a tym bardziej chusteczek przywiązywał wielką uwagę. Chusteczki papierowe? Ależ nie. Musiały być dedykowane: męskie, w kratkę, z emblematem, z haftem itd. Uwielbiał jeść, delektować się potrawami, kosztować różnorodne smaki, rozpływał się w opisach wędzonego boczku, smażonego pstrąga, „porządnego” rosołu.
I choć minęły już trzy dekady odkąd Go z nami nie ma, pamiętam wciąż jego grube szkła okularów, ciemnozielony blezer, który chętnie zakładał, brązową laseczkę, którą się podpierał, kałamarz z granatowym atramentem na jego biurku, a przede wszystkim szczery uśmiech. Wiele obrazów noszę z czułością w pamięci.
W każdy Dzień Dziadka jeszcze intensywniej myślę o Nim. Ciepło i z łezką rozrzewnienia. Brakuje mi nawet tych wszystkich chusteczek do prasowania, na okrągłym stoliku w sypialni. A 13 lutego w dzień Jego „odejścia” przy-
pominam sobie wartościowe chwile z Nim spędzone i wiem, że teraz tam daleko… rozśmiesza wszystkich swoimi dowcipami.
Temat z okładki
12 IRENA SIEŃKO-WALKOWSKA
I SZYMON WALKOWSKI
Rozwijamy kompetencje przyszłości
Prestiżowa rozmowa
18 MARGHERITA KARDAŚ
Zrobiłam z Pinco swój dom
Nieruchomości
20 JACEK ORKISZ, HANNA BIGOSIŃSKA
Przywrócić blask Garbarom
Moda
22 STARY BROWAR
Szefowe stylu – nowa moda do biura
26 ANNA DUTKOWSKA-ŚMIECHOWSKA
Moda to nie tylko ubranie
28 AGATA WITTCHEN-BAREŁKOWSKA
Be a part of… community
30 ZUZANNA POŁEĆ
Fascynatory – ich czar i urok
Uroda
32 JOANNA IGIELSKA-KALWAT
Naturalne trendy zgodne z naturą
Porady prawne
34 WALCZAK & WASILEWSKA ADWOKACI
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach, czyli jak dyrektywa OMNIBUS zmieniła nasze zakupy
35 Dr Krystian Ziemski & Partners Kancelaria Prawna sp. k. Drzewo obumarłe, złamane lub wywrócone można usunąć bez żadnych formalności?
Partnerzy PKB Wielkopolska
36 BARTŁOMIEJ KRUKOWSKI
Odkryte wartości osobiste młodego sukcesora
Muzyka
38 KAROLINA SYDOROWICZ Jestem wdzięczna za to, co mnie w życiu spotyka
42 RECENZJA MARTY SZOSTAK Twórczość połączeń – Jazz z MACV Marcin Masecki & Musicae Antiquae Collegium Varsoviense
Filmowy Ferment
44 RADEK TOMASIK
Miłość (i zbrodnia) w Zakopanem
– Niebezpieczni dżentelmeni
Książki
46 MONIKA WÓJTOWICZ
Bookowski przewodnik
Kulinaria
48 Sławek Komiński, MINE WINE
Włoskie bąbelki, które pokochał świat, czyli… słów kilka o Prosecco
49 DIMA MAKSYMOVYCH, KUCHNIA
OT.WARTA
Mule z białym winem
Sport
50 PRZEMYSŁAW WICHŁACZ
Koniec uprawiania sportu – początek dramatu?
Moto
52 DAWID JAKUBOWSKI
Karlik Luxury Cars – spełniamy motoryzacyjne marzenia
54 PIOTR MATUSZEK, MACIEJ ŚWIDERSKI
Wiek automobilizmu w Poznaniu
Podróże
58 ESTERA HESS
Wenecja – odkryj ją naprawdę!
Będzie się działo
62 Zapowiedzi
Po godzinach
75 Fotorelacja z wydarzeń
MAGAZYN NOWOCZESNEGO POZNANIAKA | poznanskiprestiz.pl | fb.com/poznanskiprestiz
WYDAWNICTWO: Media Experts Sp. z o.o.
WYDAWCA: Karolina Kałdońska, karolina.kaldonska@poznanskiprestiz.pl
REDAKTOR NACZELNA: Alicja Kulbicka, alicja.kulbicka@poznanskiprestiz.pl
DYREKTOR DS. ROZWOJU BIZNESU: Monika Książkiewicz, monika.ksiazkiewicz@poznanskiprestiz.pl
REDAKTOR PROWADZĄCY: Michał Gradowski, m.gradowski@poznanskiprestiz.pl
REDAKTOR MERYTORYCZNY/SEKRETARZ REDAKCJI: Magdalena Ciesielska, magdalena.ciesielska@poznanskiprestiz.pl
SOCIAL MEDIA SPECIALIST: Przemek Wichłacz, przemek@wichlacz.pl
PROJEKT GRAFICZNY: Łukasz Sulimowski
SKŁAD: Rafał Cieszyński
ADRES REDAKCJI: ul. Młyńska 12, lok. 210, 61-714 Poznań redakcja@poznanskiprestiz.pl
DRUK: CGS drukarnia Sp. z o.o.
MAGAZYN BEZPŁATNY
Lista dystrybucyjna dostępna na stronie internetowej: www.poznanskiprestiz.pl
IRENA SIEŃKO-WALKOWSKA I SZYMON WALKOWSKI Rozwijamy kompetencje przyszłości
Redakcja nie bierze odpowiedzialności za treść reklam i nie zwraca materiałów niezamówionych. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów. Przedruk w całości lub części dozwolony jedynie po uzyskaniu pisemnej zgody Wydawnictwa Media Experts Sp. z o.o. Wszelkie przedstawione projekty podlegają ochronie prawa autorskiego i należą do osób wymienionych przy każdym z nich. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i ma prawo odmówić ich publikacji bezpodania przyczyny. ZDJĘCIE NA OKŁADCE: Maciej Sznek | Makeup Artist: Magdalena Kocurek
Namaste
FELIETON: MARTA KABSCH / PR Manager Starego Browaru, współwłaścicielka marki papierniczej Suska & Kabsch
Wkażdy środowy wieczór odbywam heroiczną walkę z moim wewnętrznym leniem, wsiadam do samochodu i jadę do pobliskiego miasteczka na jogę. Coraz gorzej szło mi mobilizowanie się do ćwiczeń w domu. Uznałam, że potrzebuję ekonomicznej motywacji w postaci opłaconego z góry miesięcznego karnetu. Działa –raz w tygodniu (mało, wiem!) układam się na macie, oddycham, rozciągam, a na koniec, zgodnie ze wskazówkami instruktorki, dziękuję swojemu ciału za współpracę i sobie za to, że znalazłam czas na aktywny relaks. Z myślą o moich zgnębionych siedzącą pracą plecach, wybrałam zajęcia z jogi kręgosłupa. Chociaż nie znam trzydziestoparolatków, którzy nie narzekają na bóle w lędźwiach, jestem najmłodszą uczestniczką środowych sesji. Nie umiem w small-talki, jestem raczej nieśmiała, więc zwykle tylko przysłuchuję się rozmowom kobiet. Z informacji wydobytych z podsłuchanych pogaduszek zaczęłam konstruować w głowie „portrety” każdej z nich – wiek dzieci, liczbę wnucząt, zawody.
Nasza joginka, po wstępnej serii oddechowych ćwiczeń i śpiewaniu „oooom”, każe
sobie energii”. W tym czasie pyta każdego (a raczej każdą – panowie są tu rzadkością), „czego potrzeba”. Prawy bark. Ramiona. Dół pleców. Piersiowy. Wszystko. Jeśli „wszystko” powtórzy się w kółeczku masujących kolanka kobiet 3-4 razy, prowadząca patrzy na nas poważnie i stwierdza z troską: „wy jesteście przemęczone”. Z krótkich rozmów przed i po zajęciach wynika, że każda z pań pracuje, dba o dom, wozi dzieci do szkoły, na sporty, angielski, pianino albo pomaga w opiece nad wnukami. Większość ma ładne fryzury i manicure, więc jeszcze potrafią zagiąć czasoprzestrzeń na tyle, że regularnie pielęgnują wygląd. Do salki wpadają często zziajane, ale rzadko opuszczają środowe sesje. Nietrudno zgadnąć, jak ważne jest dla nich te 1,5 godziny relaksu i skupienia na sobie. Po litanii narzekań na bóle pleców, spięte szyje, bezsenność i skurcze, prowadząca zwykle wygłasza krótkie „kazanie”. Jeśli zadbacie o siebie, będziecie lepiej dbać o innych. Wypoczęta mama to lepsza mama. Zastanówcie się, czyje ciężary nosicie i zrzućcie je natychmiast. Kobiety słuchają, masują kolanka i kiwają głowami z aprobatą. Tydzień później wracają tak samo wykończone i obolałe. Sesje jogi kręgosłupa zamyka mini-koncert gongów. Słuchamy głębokich, kojących dźwięków na leżąco, z zamkniętymi oczami, przy zgaszonym świetle, zawinięte w kocyki. Miarowe oddechy, czasem – ciche pochrapywanie. To któraś z dziewczyn zapadła w drzemkę. Po tym błogim relaksie, instruktorka serwuje nam napar z hibiskusa. Częstuje orzeszkami, kandyzowanym imbirem i suszonymi figami. Kobiety, nadal opatulone kocami, powoli gryzą przekąski i sączą gorącą herbatę. Niektóre rozmawiają. Któraś pyta o polecenie fachowca w okolicy. Inna opowiada, gdzie tanio kupić kolagen. Nie spieszy im się do wyjścia.
Czytałam ostatnio ciekawy wywiad z psycholożką. Opowiadała o kobietach przychodzących do niej na terapię. Sugestie, że potrzebują więcej odpoczynku i czasu dla siebie, zbywają prychnięciem albo nerwowym śmiechem. Tłumaczą się: co miesiąc chodzę na masaż. Raz na dwa lata jadę na wczasy do Azji. Na tym tle moje jogowe towarzyszki, uczęszczające na środowe sesje jogi, zawyżają statystyki dotyczące self-care. Myślę o nich jako o hinduskich wielorękich boginiach (o dłoniach z perfekcyjnym manicurem). Silne, sprawcze, wszechmocne. Tylko ból w lędźwiach, barku, szyi (niepotrzebne skreślić) przypomina o człowieczeństwie. 1,5 godziny na macie musi wystarczyć, żeby zebrać energię na kolejny, pracowity tydzień. No to masujemy kolanka.
nam „masować kolanka, żeby dodać
Libido – nasz gaz i hamulec seksualny
FELIETON : MAGDALENA ŚWIDERSKA
„Mam zerowe libido”, „moje libido szaleje, nie mogę tego opanować!” – to tylko dwie z wielu podobnych wypowiedzi moich klientów dotyczące popędu seksualnego.
Chcąc zająć się tym tematem, musimy zdać sobie sprawę, czym jest libido i co ma na nie wpływ. Popęd seksualny to niezwykle złożony proces i może Was zaskoczyć mnogość czynników, na które nie zwracamy na co dzień uwagi, a które mogą kształtować nasz poziom libido. Dlatego polecam zrobić przegląd sytuacji.
MAGDALENA ŚWIDERSKA
Seksuolożka, specjalistka Seksuologii Praktycznej. Założycielka AMORI
Centrum Seksuologii Pozytywnej w Poznaniu. Prowadzi warsztaty, konsultacje seksuologiczne i sesje coachingowe. Zajmuje się nauką skutecznej komunikacji, odkrywania potrzeb i granic oraz rozwoju inteligencji seksualnej partnerek/partnerów.
Pomaga stawiać czoła wszelkim wyzwaniom związanym z seksualnością człowieka. Podstawowymi wartościami, którymi kieruje się w swojej pracy są pozytywne podejście do seksualności, otwartość, zaufanie i dyskrecja.
To, czy mamy ochotę na seks czy nie jest zależne od stanu naszej gospodarki hormonalnej. Kiedy czujemy, że nasza potrzeba seksualna budzi się zbyt rzadko lub jest zbyt nasilona należy przyjrzeć się poziomom hormonów. Niektóre wahania są naturalne, np.: u kobiet w cyklu miesięcznym, a u wszystkich płci nawet w ciągu doby. Te zmiany sami zauważamy i zazwyczaj nie budzą one niepokoju. Jeśli spadek lub zbyt nasilone libido utrzymuje się na tyle długo, że zaczyna nas ten fakt niepokoić, wówczas warto udać się do lekarza, który skieruje na odpowiednie badania hormonalne. I tu na przykład zbyt wysoki poziom testosteronu będzie skutkował nadmiernym popędem seksualnym, a nieprawidłowe poziomy hormonów tarczycy mogą powodować jego obniżenie. Zależności między hormonami, a tym czy nam się chce, czy nie jest całkiem sporo, więc dobrze się nad tym aspektem pochylić. Jeśli okaże się, że hormony są w normie musimy wejść w temat głębiej.
Warto zaznaczyć, że ochota na seks to rezultat oddziaływania czynników zdrowotnych (fizycznych i psychicznych), środowiskowych, społecznych i kulturowych. Dlatego przyjrzyjcie się swojemu stanowi zdrowia, przyjmowanym lekom, stanowi psychicznemu. Sprawdźcie, czy macie odpowiednią ilość i jakość snu, aktywności fizycznej, dobrą dietę oraz jaki poziom stresu towarzyszy Wam w życiu codziennym. Zastanówcie się, jakie są Wasze przekonania dotyczące seksu i seksualności, czy macie poczucie bezpieczeństwa w seksie (czasami np.: z powodu lęku o niechcianą ciążę lub tego, że ktoś nagle wejdzie do pokoju, w którym uprawiamy seks, ochota spada diametralnie), jaki macie stosunek do swojego ciała (jeśli go nie akceptujecie, nie kochacie, trudno mówić o chęci na pełnowartościowy seks), czy akceptujecie w pełni swoją seksualność oraz jaki jest poziom satysfakcji z seksu, który dotąd przeżyliście (doświadczenia często kształtują naszą przyszłość).
Mówiąc o libido, nie mogę nie wspomnieć o tym, jak psychologiczne odpowiedzi wpływają na nasze reakcje seksualne. I tu pojawiają się dwa wrodzone, działające cały czas i jednocześnie systemy naszego układu nerwowego. Gaz i hamulec – system pobudzenia i hamowania seksualnego. Gaz włącza radar i wychwytuje wszelkie bodźce, które pobudzają nas seksualnie. Węszy za nimi jak pies za kiełbasą. Szuka pretekstu do akcji. Kiedy znajdzie na swojej drodze jakiś smakowity kąsek, jesteśmy wstępnie przygotowani do rozpoczęcia cyklu reakcji seksualnej. Ale… Gaz ma silnego i wymagającego konkurenta – hamulec. W swoim teamie hamulec ma dwóch agentów od zadań specjalnych. Jeden z nich wyszukuje wszelkie negatywne konsekwencje odbycia aktu seksualnego, jak na przykład niechcianej ciąży, potencjalnych chorób przenoszonych drogą płciową, opinii społecznych, dogmatów religijnych, myśli o tym, co ludzie powiedzą etc. Drugi agent hamulca jest czuły na nasze osobiste strachy, np.: lęk przed porażką, że nie uzyskam prawidłowej erekcji, że nie osiągnę orgazmu itp.
Żeby wybrać się w ekscytującą podróż seksualną, musimy puścić hamulec i nacisnąć gaz. Jeśli mamy prawidłowo wrażliwy gaz i średnio wyczulony hamulec, to nasze libido jest na zadowalającym poziomie. Jeśli gaz jest nadwrażliwy, a hamulec uszkodzony, wtedy mamy do czynienia z nadmiernie rozbuchanym libido. Jeśli natomiast jest odwrotnie: hamulce są jak żyleta, a z gazem trzeba wybrać się do mechanika, wtedy libido jest niskie i ochoty na seks brakuje
Kiedy rodzimy się z gazem i hamulcem, mają one ustawienia fabryczne. To najczęściej doświadczenia życiowe, również niezwiązane z seksem, nakładają się na te ustawienia i zmieniają działanie obu systemów.
Mając tę wiedzę, można sobie odpowiedzieć na pytanie o naturę problemu seksualnego. Czasami wystarczy refleksja, a czasami bardzo dokładny przegląd z pomocą specjalisty. W każdym razie na niskie lub zbyt wysokie libido są sposoby, bo w znakomitej większości przypadków istnieje przyczyna, z którą można się rozprawić.
Czy warto? Tak! Bo potrzeba seksualna, to jedna z fundamentalnych, fizjologicznych potrzeb człowieka.
Szczęśliwego, świadomego Nowego Roku pełnego pięknych seksualnych doznań i przyjemności.
Wasza Magda
Jestem naprawdę on tour. Bycie w drodze to moja pasja
FELIETON : ANETA BARCZYK
Był rok 2015, luty, kiedy po raz pierwszy pokonałam dystans 50 km, aby dotrzeć do miejsca docelowego – Gródka nad Dunajcem. Minęło 7 lat, a ja nadal przemierzam tę samą odległość z domu do pracy i trudno mi sobie wyobrazić, że mogłoby być inaczej. Jestem od zawsze on tour, zakochana w podróżach, realizuję swoje pasje i marzenia. Po wielu latach nadal uwielbiam ten czas spędzony sam na sam ze sobą w samochodzie. Dzięki temu wysłuchałam niezliczonej ilości audiobooków, podcastów. Za mną setki godzin słuchania ulubionej muzyki. Staram się każdą minutę w aucie maksymalnie wykorzystać: na przemyślenie ważnych spraw, na rozmowy z bliskimi, umówienie wizyty u lekarza, ale też na zaplanowanie popołudniowych zakupów.
W Heron Live Hotel, gdzie pracuję jako manager Recepcji i Live SPA, codziennie witam gości, którzy docierają do nas po dłuższej lub krótszej podróży. Cieszy mnie to, lubię z nimi rozmawiać, jestem ciekawa ich wrażeń. Podróżnik podróżnika rozumie.
Kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z projektem #byckobietaontour pomyślałam, że to hasło pasuje do mnie idealnie, bo moje życie to ciągła droga: do spełniania swoich marzeń, realizacji planów zawodowych, droga do odkrywania samej siebie. Dla mnie to hasło oznacza też odwagę, a tej mi w życiu nie brakowało. Na przekór wszystkim wybrałam studia w Kielcach, kiedy inni wybrali piękny Kraków. Podczas wyjazdów studenckich pracowałam w Grecji, Turcji, Anglii, we Włoszech. Przeżyłam też wiele przeprowadzek, bo moim rodzicom również odwagi nie brakowało, aby ryzykować i szukać lepszego miejsca na świecie.
Projekt #byckobietaontour to dla mnie przede wszystkim droga do poznania kobiet, z jednej strony bardzo podobnych do mnie, ale z drugiej też tych zupełnie ode mnie różnych i tym bardziej mnie fascynujących. Każda nowo poznana osoba na mojej drodze to nowa historia. Uwielbiam za to ten projekt. Kocham go też za podróżowanie, dzięki któremu na mojej drodze pojawiają się niezwykli ludzie, ciekawi świata, pełni pasji i pozytywnie nastawieni do świata.
Manager Recepcji i Live SPA w Heron Live Hotel. Z wykształcenia ekonomistka, żona i mama dwóch synów. Wolny czas lubi spędzać w lesie, na spacerach ze swoim ukochanym psem Leo. Jej pasją jest jeździectwo. Wolne chwile spędza w pobliskiej stadninie u pani Basi. Kocha podróże.
Ryszard Kapuściński kiedyś napisał „wszak istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie nieuleczalnej”. Mnie ona też dotknęła. Co roku, wiosną, z mężem i synami wyruszamy do ukochanych Włoch. Uwielbiamy tam spędzać czas, nie tylko ze względu na pyszną kuchnię, ale też z powodu włoskiej radości życia. Poza tym jesteśmy oczarowani ich architekturą. Każdy balkon, okno, wykusz, fontanna zachwycają i sprawiają oczom radość. Nagromadzenie w jednym miejscu tak wielu zabytków i dzieł sztuki oszałamia, a harmonia i piękno, które nam dają, sprawiają, że się uspokajamy, odpoczywamy, zapominamy o niepowodzeniach, gromadzimy siłę na kolejne miesiące.
Wierzę, że przede mną jeszcze wiele ciekawych podróży, w tym ta z #byckobietaontour, która stała się częścią mojej drogi.
Podróże mają magiczną moc. Już samo ich planowanie sprawia, że czujemy się szczęśliwi.ANETA BARCZYK zdjęcie Jakub Wittchen
IRENA SIEŃKO-WALKOWSKA
I SZYMON
WALKOWSKI Rozwijamy kompetencje przyszłości
Co oznacza nowoczesna metoda STEAM i jak ona w praktyce przygotowuje najmłodsze już dzieci do zmieniającego się świata? Jak realizować świadomy projekt łączący dziecięce talenty i umiejętności bez szablonu edukacyjnego? Co dzieciom daje mindfulness? Czym jest wellbeing we wczesnym etapie edukacji? Na te i wiele innych pytań odpowiedzieli założyciele Żłobków i Przedszkoli Pozytywnego Rozwoju, Irena Sieńko-Walkowska oraz Szymon Walkowski, wiedząc jak ważne jest pierwsze pięć lat życia dziecka i jak to rzutuje na jego rozwój.
ak zaczęła się Państwa przygoda z edukacją dzieci we wczesnym okresie ich rozwoju? Co było impulsem do założenia właśnie takiej działalności?
IRENA SIEŃKO-WALKOWSKA: Nasz pomysł narodził się wraz ze zmieniającym się światem, wygenerowany został przez potrzeby i oczekiwania dorosłych, a również i dzieci.
Czego my potrzebujemy w XXI wieku, z czym musimy się zmierzyć podczas zmieniającej się w szybkim tempie rzeczywistości? Jakie mamy wymogi względem edukacji naszych dzieci? Należy zrozumieć, że ewoluujący świat, spowodował również zmianę w edukacji, a nasze dzieci wymagają już innego podejścia niż my przed laty. Niestety niewiele dzieje się w edukacji najmłodszych, a pandemia pokazała nam jak mało jesteśmy techniczni, jak mało wykorzystujemy technologię do nauki i rozwoju. Dlatego i ja, i mój mąż zaczęliśmy zbierać informacje z literatury anglojęzycznej na temat innowacyjnych metod kształcenia, edukowania dzieci od najmłodszych lat poprzez zabawę, poznawanie świata i ciekawe eksperymenty. Zainspirowaliśmy się nowoczesnym podejściem do edukacji, zwanym STEAM, które jest odpowiedzią na współczesne problemy i szereg pytań dotyczących rozwoju kompetencji u dzieci.
SZYMON WALKOWSKI: Pomysł na prowadzenie tego typu placówki edukacyjnej zrodził się z jednej strony z mojego doświadczenia prowadzenia firmy szkoleniowej i szkolenia przyszłych opiekunów, a z drugiej strony z pracy mojej żony, Ireny, która jest psychologiem i psychoterapeutą. Postawiliśmy na czystą symbiozę; połączenie naszej wiedzy, a także umiejętności i praktyki, aby nauczyć dzieci potrzebnych umiejętności, aby w przyszłości mogły one elastycznie dopasować się do konkretnej sytuacji, zmieniać zawód, przebranżawiać się itp.
Na jaką sferę pierwotnie zostały skierowane Państwa zainteresowania?
SZ.W.: Początkowo skupiliśmy się na tworzeniu żłobków, których dynamiczny rozwój rozpoczął się w roku 2011 po zmianie ustawy o opiece nad dziećmi do lat 3. Dawała ona duże możliwości realizacji autorskich programów. O czym warto nadmienić – żłobki nie podlegają ani Ministerstwu
Edukacji, ani Ministerstwu Zdrowia, a Ministerstwu
Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Autorski program
Pozytywnego Rozwoju czerpiący z wielu uznanych metod
edukacyjnych został opracowany w sposób zapewniający wszechstronny rozwój dziecka.
I.S.-W.: Najpierw naszym programem objęte zostały
żłobki, a potem przedszkola i tu w Poznaniu, gdzie mamy
dwie lokalizacje, a także w Wolsztynie oraz w Nowym
Tomyślu. Rodzice dzieci kończących etap żłobka zastanawiali się często, gdzie posłać swoje dziecko, chcąc
kontynuować rozwój emocjonalno-społeczny u swoich pociech. Potrzeby i rozterki rodziców skłoniły nas do przyjrzenia się zagadnieniu stricte na polu przedszkolnym. Stąd narodził się kolejny pomysł nowatorskich zajęć również dla dzieci w wieku od 3 do 6 lat. Naturalnie więc powstały zarówno Żłobki, jak i Przedszkola Pozytywnego Rozwoju.
Niewątpliwie to jest z pożytkiem i dla dzieci, i ich rodziców. Najmłodsi bezpiecznie i bez lęku przechodzą do przedszkoli, a rodzice są pewni utrzymania przez nas standardów pracy i kształcenia w duchu doskonalenia i rozwoju.
Metoda STEAM – cóż ona oznacza i jak Państwa placówka korzysta z tych założeń?
I.S.-W.: Misją Żłobka i Przedszkola Pozytywnego Rozwoju jest niewątpliwie rozwój kompetencji przyszłości, czyli umiejętności, które będą gwarantować dziecku sukces w późniejszym wieku. STEAM tworzą litery, które kierunkują już na poszczególne zajęcia. Pierwsza z tych liter oznacza „S”, czyli science, naukę poprzez doświadczenie. Dzieci same wykonują eksperymenty, same dochodzą do rozwiązań, uczymy je zadawać pytania oraz szukania prawidłowych dróg rozwiązań danego zagadnienia. Kształtujemy otwarty umysł u dziecka, nowatorskie podejście do edukacji. Odchodzimy od szablonu i stereotypów myślowych, od podawania rozwiązań. Cieszymy się ogromnie, z jakim zapałem i chęcią dzieci uczestniczą w tego typu zajęciach. Nasi nauczyciele są przewodnikami dla dzieci po świecie nauki. To dziecko jest ekspertem i ono samo dochodzi do rozwiązania. Uczymy dzieci wyciągania wniosków, zadawania pytań. Rozbudzamy ich ciekawość do badania świata i zdobywania wiedzy. Przede wszystkim nie chodzi o podanie gotowej wiedzy, a zachęcenie dziecka do samodzielnego znalezienia odpowiedzi poprzez właściwie zadane otwarte pytania lub doświadczenia poznawcze. Dzieci uczą się podczas takich zajęć analizy, zbierania danych, matematyki, a także umiejętności prezentacji swoich wniosków. Mamy nowocześnie wyposażone pracownie, w których dzieci wykonują swoje eksperymenty, uczestniczą w ciekawych warsztatach.
SZ.W.: Kolejną literą w słowie STEAM jest „T” jak technologia, a wiemy przecież, jak czas pandemii odsłonił nasze niedoskonałości i luki w tym temacie. Dzisiaj technologie są elementem naszego życia, są wśród nas. Mam tu na myśli nauki dotyczące programowania, ale też robotykę, która jest przyszłością edukacji. Bardzo przestrzegamy, żeby ta wiedza została podana najmłodszym w odpowiedni sposób, urozmaicony i nowatorski. Z technologią idealnie współgra inżynieria, czyli umiejętność budowania (trzecia litera „E” jak engineering) – tutaj świetnie sprawdzają się metody pracy zespołowej. Skupiamy uwagę dzieci na temacie recyklingu, czyli produktów, które są wśród nas, które można kolejny raz użyć, przetworzyć. Wykorzystujemy: kartony, butelki, folie, dzięki którym najmłodsi mogą rozwijać kreatywność i umiejętność pracy zespołowej.
I.S.-W.: Dawniej to było zwane „techniką”, a obecnie przedmiotem rozwijającym naszą sensorykę, poznawanie świata za pomocą wszystkich zmysłów. Dodatkowo uczymy dzieci podejścia proekologicznego, a one cieszą się, że coś może powstać z niczego. (śmiech)
SZ.W.: Bardzo dużo zabawek powstaje u nas w ten oto sposób, z wykorzystaniem przedmiotów codziennego użytku, już niepotrzebnych. Uczymy więc dzieci rozbudzania swojej kreatywności i wyobraźni, tak aby np. stara zabawka otrzymała drugie życie.
I.S.-W.: STEAM to nie tylko inżynieria, technologia, czy ostatnia litera sugerująca nam matematykę, logiczne myślenie, ale STEAM to w dużej mierze sztuka, szeroko rozumiana „art”. Zarażamy dzieci pasją do mierzenia, liczenia, sprawdzania i to jest ich naturalna potrzeba, często – niestety – zabijana przez nieprawidłowe podejście do zagadnień stricte matematycznych u najmłodszych. Staramy się więc zainteresować dzieci matematyką w praktyce, to nie są tylko karty pracy czy podręczniki, można przecież wyjść i liczyć w terenie, mierzyć np. swoje stopy i dłonie.
SZ.W.: Czy chociażby liczyć, ile spadło deszczu, wystawiając np. słoiki na parapet. Dzieci same podpowiadają, jak takie pomiary zrobić. To jest bez wątpienia inspirujące i niezwykle wartościowe, taka nauka przez zabawę.
Chciałabym zatrzymać się na słowie „art”, które tutaj padło. Proszę opowiedzieć więcej o rozwoju dziecięcej wyobraźni właśnie poprzez sztukę.
I.S.-W.: To wszelkie kompetencje związane z talentami i szeroko pojętą kreatywnością: nauką projektowania, śpiewania, malowania. Zatrudniamy nauczycieli, którzy są uzdolnieni artystycznie, aby dzieci mogły czerpać inspiracje z dobrych źródeł. U nas naprawdę nie są to prace odtwórcze, dajemy szanse
dzieciom – malujemy np. na dużych
gabarytach papieru, na folii bąbelkowej, możemy użyć różnych narzędzi i technik do tworzenia prac. Dzieciom
pozwalamy malować kolbami kukurydzy, specjalnymi wałkami, a także stopami i rękami, nie tylko pędzlami (śmiech). I tym są po prostu zachwycone! Kiedy aura jest sprzyjająca, to korzystamy z pleneru, dzieci tworzą swoje arcydzieła na dworze, oglądając przy tym jak zmienia się przyroda, jak zmieniają się barwy poszczególnych pór roku. Dajemy dzieciom możliwość korzystania ze sztalug, a także uczestniczenia w warsztatach dotyczących rzeźby. Robimy wystawy. I to, co dzieci lubią, i to, co wiąże się z kompetencjami społecznymi, a dodatkowo jest formą relaksu – to malowanie przy muzyce. Muzykoterapia jest dla nas bardzo istotnym narzędziem kształtującym wrażliwość dziecka. W tle – podczas zajęć artystycznych – włączamy dzieciom często muzykę klasyczną, a one to bardzo dobrze przyjmują. Wyciszają się i skupiają na swoim zajęciu lub po prostu odpoczywają przy kojących i delikatnych dźwiękach. To bardzo się sprawdza i rodzice są często zaskoczeni, jak piękne rzeczy powstają przy wtórze muzyki.
Nie zapominajmy o kompetencjach językowych. Znajomość co najmniej jednego języka obcego to w dzisiejszych czasach podstawa. Nasze przedszkola posiadają w swojej ofercie zajęcia w języku angielskim. Już od najmłodszych etapów życia należy kształtować u dzieci procesy myślowe w zgodzie z uczonymi językami.
SZ.W.: W żłobku te zajęcia artystyczne to w dużej mierze sensoplastyka, wielozmysłowe poznawanie świata. Dzieciom pozwalamy na zabawy z masami plastycznymi. Dzięki temu najmłodsi mogą rozwijać zmysły: smak, dotyk, węch, słuch.
Oprócz wymienionych kompetencji mamy również inne: emocjonalne, społeczne, behawioralne. Na jakie zachowania oraz czynniki natury
psychicznej zwraca się uwagę w Żłobku i Przedszkolu Pozytywnego Rozwoju?
I.S.-W.: Jakość życia i szczęście dzisiejszych przedszkolaków zależeć będzie w dużej mierze od umiejętności zdobytych we wczesnych latach. Mowa tu zwłaszcza o kompetencjach społecznych, inteligencji emocjonalnej, kreatywności i samodzielności. Dlatego w naszej edukacji przykładamy dużą wagę do rozwoju kompetencji społecznych i emocjonalnych, a także nowych metod wychowawczych opartych o podejście bliskościowe i wychowanie bez kar i nagród. Często po macoszemu w przedszkolu i w szkołach traktuje się umiejętności rozpoznawania i nazywania emocji, dzieci nie wiedzą jak rozwiązywać konflikty, rozmawiać o problemach. Dla nas istotna jest akceptacja wszystkich emocji.
sobie ze stresem i negatywnymi emocjami. Ostatnio wszystkie nasze opiekunki, nauczycielki miały szkolenia z mindfulness i z powodzeniem wykorzystują nabyte informacje w pracy z dziećmi na różnych etapach ich rozwoju, ucząc dzieci uważności na siebie, na drugiego człowieka, na swoje emocje.
I w takim duchu uczymy dorastać
najmłodszych, aby już jako dorośli wiedzieli jak radzić sobie ze złością i smutkiem, jak zaakceptować i odpowiednio rozładować negatywne odczucia. Ja jako psycholog wiem jak tłumienie emocji np. złości czy smutku wpływa na nasze relacje i samopoczucie. Często takie problemy doprowadzają do psychoterapeuty, gdzie uczymy się już jako dorośli ludzie rozpoznawania, nazywania i przeżywania stłumionych emocji, bo nie nauczyliśmy się tego na etapie wczesnej edukacji. Uczymy tego dzieci np. podczas warsztatów. Pokazujemy im czym jest złość, że jest to emocja ważna jak każda inna. Uczymy odróżniać ją od agresji. Mówić o niej i rozładować w sposób akceptowalny, nie robiąc nikomu krzywdy.
Pani jako psycholog i psychoterapeuta przygotowuje cały plan zajęć na konkretny miesiąc, który jest tzw. bazą, podstawą dla opiekunek. Czym Pani kieruje się podczas opracowania takich planów? Co stanowi dla Pani inspirację?
I.S.-W.: Autorski program pozytywnego rozwoju przygotowywany jest dla wszystkich nauczycieli, rozpisany jest na 4 tygodnie, a szczegółowo i na każdy dzień. Jednak –co pragnę podkreślić – nie zabijamy kreatywności pracujących u nas osób, wprost przeciwnie. Każdy nauczyciel, znając dzieci ze swojej grupy, może coś dodać, wnieść swoje indywidualne propozycje pracy i edukacji poprzez zabawę. Jesteśmy otwarci na mądre i wartościowe koncepcje oraz pomysły.
Przygotowując harmonogram prac,
Angażujemy się w zagadnienia dotyczące mindfulness, czyli w treningi uważności, ćwiczenia umysłu, przeznaczone głównie dla osób, które nie radzą
niewątpliwie opieram się na literach
STEAM i zawsze stawiam na różnorodność i atrakcyjność zajęć, tzn. wybieram elementy matematyki, sensoryki, plastyki, zajęcia społeczne, poznawcze, artystyczne itd. Inspiruje mnie również pora roku, bieżące wydarzenia i święta. Dlatego w pigułce zamieszczam wszystkie istotne kompetencje niezbędne w prawidłowym rozwoju dziecka. To jest zarówno ułatwienie dla kadry pracującej, jak i dla rodziców, którzy mogą sprawdzić, czego ich dziecko będzie się uczyć, nad czym pracować. Rodzice otrzymują od nas tzw. skrypt planu na konkretny miesiąc.
SZ.W.: Plany te są niezwykle istotne w żłobku, gdzie nie ma żadnej odgórnie przygotowanej podstawy edukacyjnej, rozwijającej horyzonty i umiejętności najmłodszych. Nasze plany dopasowane są do możliwości wiekowych dzieci i uwzględniają wszystkie obszary rozwoju, tzn.: motorykę małą, motorykę dużą, ćwiczenia aparatu mowy, ćwiczenia logopedyczne, gimnastykę buzi i języka. Wszystkie zebrane elementy pojawią się w sposób systematyczny podczas tygodniowych i miesięcznych warsztatów, aby rozwój dzieci był harmonijny i odbywał się w ramach zabawy. Np. dmuchając słomką w piórka, dzieci uczestniczą w zajęciach logopedycznych, mając przy tym ogromną frajdę.
Żłobek to ogromny stres zarówno dla dzieci, jak i dla rodziców. Jak Państwo pomagacie w takiej adaptacji?
I.S.-W.: Dzieci bardzo szybko asymilują się z otoczeniem, świetnie pracują i współdziałają w grupach, co idealnie widać w kwestiach żywieniowych. (śmiech) Rodzice np. uprzedzają nas, iż dziecko nie je tego czy tamtego, a potem okazuje się, że podczas posiłków ze swoją grupą ich maluch przekonuje się do konkretnych smaków.
Często rozmyślanie nad oddaniem maleńkiego dziecka do placówki opiekuńczo-wychowawczej wywołuje paraliżujący wręcz lęk i strach – i ja to w pełni rozumiem, bo zawsze boimy się nowości. Pragnę jednak podkreślić, iż pracujemy w oparciu o metodę bliskości, rodzinnego ciepła, staramy się dzieciom stworzyć namiastkę domu. Mamy też dni adaptacyjne, podczas których rodzice przychodzą do nas i tłumaczą, co ich dziecko lubi, np. głaskanie po główce podczas usypiania czy po policzku, kołysanie, bujanie, czy lubi zasypiać z pluszakiem bądź ulubioną poduszką. Mamy ten komfort, że grupy u nas są małe i kameralne, a opiekunki mogą poświęcić czas każdemu dziecku. I dzięki informacjom od rodziców zapewne lepiej im zrozumieć swoich podopiecznych. Stawiamy w dużej mierze na bliską relację z dzieckiem, słuchając porad i cennych wskazówek płynących
ze strony rodziców. Jesteśmy w nieustannym kontakcie z rodzicami maluszków, prowadzimy dialog, aby jak najlepiej zaspokajać dziecięce potrzeby.
Budowanie motywacji wewnętrznej u dzieci to jedno z założeń funkcjonowania Żłobka i Przedszkola Pozytywnego Rozwoju. Motywacja, asertywność, wiara w siebie i swoje możliwości to przecież umiejętności, które potrzebne są nam również w dorosłym życiu. Jak zachęcić dziecko, aby chciało coś robić, czegoś się uczyć? Jak je dopingować?
I.S.-W.: Wszystko u nas kryje się pod hasłem wellbeing, czyli dobrego samopoczucia, wchodzenia w interakcje społeczne. Przygotowujemy np. warsztaty z autoprezentacji, ze współpracy – dzieci mogą pracować w większych czy mniejszych grupach, dzięki czemu doskonale uczą się komunikacji, asertywności, słuchania opinii innych, wyrażania swoich poglądów. Uczymy dzieci jak zakomunikować, gdy coś się im nie podoba, jak czegoś nie chcą, uczymy też powiedzieć „stop”.
Zachęcamy dzieci do opowiadania o swoich pasjach, zainteresowaniach, np. jeśli dziecko lubi dinozaury, koty bądź konie, prosimy czy nie zechciałoby podzielić się z nami swoją wiedzą, czy mogłoby przygotować kilka ważnych informacji dla całej grupy. Dziecko staje się wówczas na chwilę nauczycielem, musi wystąpić publicznie przed całą grupą, przełamać swój strach i stres. Takie wystąpienia bardzo owocują w przyszłości.
SZ.W.: W sposób naturalny niektóre dzieci kreują się na liderów, nie są zalęknione i wstydliwe. Zachęcamy każde dziecko do kreatywności, a budowanie wiary i pewności siebie wzmacniamy u nich poprzez zaplanowane projekty
i zabawę w grupie. U nas nie ma miejsca na ocenianie, robimy takie autoprezentacje z przyjemności. Angażujemy dzieci, wiedząc, że mają różne talenty, umieją śpiewać, tańczyć, recytować itp.
Jak w tym wszystkim odnajdują się nauczyciele?
SZ.W.: To bardzo istotna kwestia, gdyż zmienia się całkowicie rola nauczyciela, zmieniają się metody pracy, przede wszystkim odchodzimy od stereotypu pracy podawczej, gdzie nauczyciel pokazuje wszystko, prezentuje i objaśnia, u nas inaczej –nauczyciel stara się, aby dziecko dochodziło samo do pewnych rozwiązań, konkluzji. Takie podejście skłania do analizy, percepcji i otwartości umysłu.
Nauczyciel ma u nas otwarte pole manewru, może wykorzystywać swoje doświadczenia i wiedzę, czerpiąc inspirację z innowacyjnych technik STEAM.
Nauczyciel korzysta z całego pakietu szkoleń, nieustannie się dokształca i dzięki temu efekty zajęć często przekraczają wyobrażenie prowadzących.
Państwa praca i podejście do dzieci może być również inspiracją dla wielu rodziców. Mogą oni zastosowane tu metody edukacyjne poprzez zabawę przełożyć na warunki domowe. Czy tak się zdarza?
SZ.W.: Oczywiście! Mając wspólny punkt widzenia i przekazując sobie cenne wartości, współpraca z rodzicami jest dla nas niezwykle istotnym elementem funkcjonowania. Dużo angażujemy rodziców, zapraszamy ich jako ekspertów
z różnych dziedzin. Cieszę się, że po pandemicznych lockdownach jesteśmy w pełni otwarci i możemy gościć osoby z pasją, o ciekawych zawodach i zainteresowaniach, co stwarza dla dzieci kolejny argument do interesujących i kreatywnych zajęć. Budujemy społeczność z rodzicami na festynach, kiermaszach, podczas dziecięcych występów, a także podczas 3-etapowej rekrutacji. Chcemy kontynuować wartości, które dziecko wynosi z domu, ale chcemy też, aby zasady, które zostały przez nas wypracowane, były respektowane i przez rodziców, i przez ich dzieci, np. poszanowanie do drugiej osoby, uważność na jego emocje.
I.S.-W.: Podczas rekrutacji informujemy też rodziców, iż my pracujemy bez „kar i nagród”. Wówczas dyskutujemy, pytamy się o dziecko. Tłumaczymy, oczywiście, że pewne zachowania podlegają zasadom i konsekwencjom. Uczymy dziecko świadomego wyboru, podejmowania decyzji, brania odpowiedzialności za swoje działania; dziecko wie, co może być, np. gdy nie posprząta rozrzuconych zabawek – nie będzie się nimi bawić następnego dnia. Dobrze, jeśli nasze i rodziców podejście do konkretnego zagadnienia jest spójne, to wtedy praca przynosi korzyści i jest z pożytkiem dla rozwoju dziecka.
Czy dzieci biorą udział w tzw. zajęciach przesiewowych? Czy w trakcie zajęć z dziećmi wyłapuje Pani np. zespół Aspergera, lęki, zaburzenia społeczne, nadpobudliwość, ADHD, dysgrafię i inne choroby, które warto zdiagnozować i leczyć podczas indywidualnych terapii?
I.S.-W.: Cyklicznie prowadzimy zajęcia przesiewowe, chociażby z logopedii, indywidualnie z dzieckiem i w grupach. Rodzice otrzymują zalecenia do pracy w domu, aby kontynuować podjęte działania. Oferujemy też pełne wsparcie psychologiczne, gdy sytuacja w domu tego wymaga, gdy np. rodzice są w trakcie rozwodu. Ponadto rodzice mogą skorzystać ze wsparcia psychologicznego, z indywidualnej terapii, wówczas gdy zdarza się problem emocjonalny czy wychowawczy bądź kryzys w rodzinie.
Wydaje mi się, że istnieje większa społeczna świadomość dotycząca zaburzeń psychicznych. Takie zachowania, które niepokoją nas i w żłobku, i w przedszkolu, od razu zgłaszamy rodzicom i podejmujemy pełen dialog, szczerze wskazujemy kolejne kroki diagnostyczne. Jesteśmy otwarci, dajemy przestrzeń do pracy dla dzieci i rodziców.
SZ.W.: U nas liczy się szybkie reagowanie i podjęcie wspólnych – z rodzicem – decyzji, aby dziecko skierować na odpowiednią terapię, pomóc prawidłowo zdiagnozować. Nie jesteśmy placówką specjalistyczną, ale możemy wychwycić poszczególne przypadki i ustalić konkretny plan działania. Uświadamiamy też rodziców, co należy zrobić po kolei, aby pracować i osiągnąć dobre wyniki.
Zrobiłam z Pinco swój dom
Włoska Federacja Kucharzy, 12 grudnia w Nowej Izbie Grup Parlamentarnych Izby Deputowanych we Włoszech, wręczyła wyróżnienia Albo d’Oro dei Cuochi szefom kuchni, którzy dzięki wartości swojej pracy oraz poprzez przekształcenie swojego zawodu w pasję promują i upowszechniają Włochy poza granicami swojej ojczyzny, stając się swego rodzaju jej ambasadorami. Wśród uhonorowanych, jako jedyny przedstawiciel z Polski, znalazła się poznańska restauratorka, doskonale znana miłośnikom włoskich trufli i genialnej pizzy Margherita Kardaś – właścicielka i szefowa kuchni w Pinco Pallino.
R ozmawia : Alicja Kulbicka z djęcia : archiwum autorki
o pierwsze bardzo gratuluję Ci tego zaszczytu i ciekawi mnie Twoja reak cja na wiadomość o nominacji. Byłaś zaskoczona?
MARGHERITA KARDAŚ: Piętnaście dni przed uroczystością odebrałam tele fon z Federacji, z zaproszeniem do Parlamentu Włoskiego, i informacją o nagrodzie dla mnie. I nie mogłam w to uwierzyć. Federacja, której zresztą od wielu jestem członkinią, wyselekcjonowała z każdego kraju jednego kucharza w swojej kategorii i polski oddział Federacji nomi nował właśnie mnie. Jedyną nie-Włoszkę. Do tego kobietę. A nie od dziś wiadomo, że szef kuchni to zawód raczej kojarzony z mężczyznami. Więc to tym bardziej ogromny zaszczyt stanąć na podium wśród największych nazwisk wło skiej gastronomii.
Nie ma wyższego organu we włoskiej gastronomii niż Federacja. Co poczułaś, kiedy usłyszałaś, że Twoja praca została doceniona na tak wysokim szczeblu?
Zaczęłam krzyczeć! Ze szczęścia oczywiście! I ska kać! (śmiech) I pomyślałam sobie, że to uwieńczenie mojej pracy. Taka kropka na „i”. Praca w gastronomii to naprawdę ciężki kawałek chleba. Wiele trudnych momen tów, popalone ręce, nieprzespane noce. Kiedy wszyscy świę tują – ty jesteś w pracy, kiedy wszyscy odpoczywają – ty działasz. Często w nocy, aby na rano wszystko było gotowe. Przez pięć lat prowadzenia restauracji naprawdę zdarzały mi się chwile zwątpie nia. Wiele razy zastanawiałam się, czy to na pewno jest moja droga, czy wyrzeczenia, które narzuca ten zawód są warte rezygnacji z życia prywatnego, czy innych pasji. I to wyróżnienie upewniło mnie, że to jest moja droga i że warto było. Marek Grechuta śpiewał, że w życiu ważne są tylko chwile. I to była ta chwila. Ta, której nie zapomnę do końca życia. Świadomość tego, że dzięki mojej pracy włoska kultura, włoskie dziedzictwo narodowe, jakim niewątpliwie jest włoska kuchnia, jest rozpowszechniana na świecie, niebywale uskrzydla. Do tego zobaczyć swoje nazwisko na ogromnym telebimie we włoskim parlamencie… To bardzo wzruszające. Dla takich chwil warto żyć.
Praca szefa kuchni to często ciężka fizyczna praca. Wspomniałaś, że najczęściej kojarzona z mężczyznami. Czy wśród nominowanych oprócz Ciebie były również kobiety?
Faktycznie wśród szefów kuchni dominują panowie. To naprawdę ciężka praca wymagająca niejednokrotnie przenoszenia w ciągu dnia wielu kilogramów produktów czy
bycia na nogach kilkanaście godzin. Gastronomia to męski świat naładowany adrenaliną. W Polsce przez lata wyglądało to nieco inaczej. Nie rozwinęła się tutaj kultura wspólnego celebrowania posiłków, dania na nasze domowe stoły przygotowywała mama lub babcia. Mężczyźni raczej stronili od kuchennych obowiązków. Dzisiaj się to oczywiście zmienia, choć do modelu włoskiego mamy jeszcze kawał Dla Włocha jedzenie to sztuka, dla Polaka sposób na zaspokojenie apetytu. We włoskich restauracjach rządzą mężczyźni. I to znalazło swoje odzwierciedlenie podczas gali parlamencie. Na trzystu nominowanych szefów kuchni tylko cztery to kobiety. W tym ja.
Jak ważna jest kuchnia dla Włochów? Nie ma dla Włocha rzeczy ważniejszej niż jedzenie i najczęściej wielopokoleniowe biesiadowanie. Kuchnia stoi w ich priorytetach wyżej niż moda i słynne włoskie szybkie samochody. Ekskluzywne ubrania czy luksusowe auto to rzeczy, na które nie każdy Włoch może sobie pozwolić, natomiast jedzenie i sposób, w jaki celebrują ten czas wspólnie z rodziną czy przyjaciółmi, jest inkluzywne. Dostępne dla każdego, do tego bardzo zacieśniające więzy międzyludzkie. I bardzo przez Włochów pielęgnowane. Tym bardziej – nagroda, którą otrzymałam, jest tak naprawdę w najważniejszej dla Włochów dziedzinie.
Twoja droga kulinarna zaczęła się właściwie dopiero w Polsce. Większość życia spędziłaś we Włoszech, ale tam gotowałaś tylko na własne potrzeby.
To prawda, zanim otworzyłam Pinco gotowałam tylko dla siebie, a moje dzieci jeszcze wybrzydzały. (śmiech) Oczywiście, zawsze lubiłam gotować, robiłam cuda kulinarne, jednak nigdy we Włoszech nie przyszło mi do głowy, aby robić to komercyjnie. Kiedy przyjechałam do Polski, ucząc się na własnych błędach, powoli nabywałam umiejętności, których szefowie kuchni uczą się latami. I kiedy okazało się, że goście wracają do mojego lokalu, bo smakowały im
przyrządzone przeze mnie dania, poczułam chęć do dokształcania się i próbowania nowych rzeczy. Po tylko pięciu latach działalności w Polsce mam wrażenie, że wspięłam się tam, gdzie inni dochodzą po 20-30 latach. A czasem nigdy. Więc poklepałam się po plecach i powiedziałam sobie „brawo Ty – dobra robota”.
Otrzymałaś wyróżnienie w kategorii CHEF PATRON, czyli w kategorii, która jednocześnie łączy bycie szefem kuchni i właścicielem restauracji. Czy trudno połączyć te dwie role?
Jestem bardzo zadaniowa i staram się być odpowiedzialna w tym, co robię. I kiedy wiem, że mam robotę do zrobienia, to nie ma przebacz –zrobię ją, mimo że jej nie lubię. Zdecydowanie bliższa jest mi rola szefa kuchni, to moja pasja. Uwielbiam tworzyć. A gotowanie, komponowanie nowych potraw to nic innego jak tworzenie. Faktury i liczenie, praca administracyjna za biurkiem to nie jest mój konik. Siedzenie na przysłowiowych czterech literach nie leży w moim temperamencie. Stos dokumentów, piętrzący się na moim biurku, nigdy nie napawa mnie optymizmem. Ale cóż, to cześć mojej pracy i mam na nią swój sposób. Poniedziałek to dla mnie dzień biurowy, administracyjny. Wyłączam wówczas całą resztę mojego życia na poczet „papierologii” i robię. Bo bez tego działalność nie istnieje. Artysta artystą, ale cyfry muszą się zgadzać. Kiedy przyjechałam do Polski i postanowiłam stworzyć Pinco wydawało mi się, że zatrudnię tu managera, a ja będę zarządzać biznesem z daleka. Życie szybko zweryfikowało moje wyobrażenie i okazało się, że żeby biznes dobrze prosperował, muszę tu być. Zostawić swój dom we Włoszech, dzieci. To nie była łatwa decyzja. Porzuciłam Włochy dla Poznania. Zostawiłam piękny dom z ogrodem dla małej klitki w Poznaniu. I bardzo mi tego domu brakowało. Więc postanowiłam zrobić z Pinco swój dom. Na włoski styl.
Jak zatem budowałaś swój włoski dom na polskiej ziemi? Co przeniosłaś z ziemi włoskiej do Polski?
Chyba przede wszystkim gościnność. Kiedy w moich progach pojawia się człowiek, nie mówię o nim klient. To jest mój gość. Bo on przychodzi do mnie do domu. Więc wychodzę i się z nim witam. Rozmawiam z nim. Mój dom we Włoszech tętnił życiem. Był otwarty dla rodziny, przyjaciół, przyjaciół moich dzieci. Tacy są Włosi. Polacy są nieco inni, bardziej zachowawczy i kiedy zamieszkałam w Polsce poczułam samotność. Ale właśnie ten mój temperament nie pozwolił mi siedzieć bezczynnie i pomyślałam, że mogę sobie ten dom tu ponownie stworzyć. I wiele osób mówiło mi, że to się nie uda, że Polacy tego nie udźwigną. A ja się uparłam i miałam rację. Dzisiaj większość swoich gości znam z imienia, spotykamy się prywatnie i właśnie dzięki Pinco znalazłam w Poznaniu przyjaciół. I czuję już, że jestem z Poznania i chcę tu być. Najlepszym tego przykładem były święta Bożego Narodzenia, które zwyczajowo spędzam z dziećmi we Włoszech. I dwa lata temu, kiedy nadszedł czas powrotu do Poznania powiedziałam do córki „wracam do domu”. Od tego czasu mam dwa domy. Jeden we Włoszech, a drugi tu w Poznaniu.
Podczas wielu naszych rozmów mówisz, że Poznań wiele Ci dał i wiele Cię nauczył. Jaką Margheritę zatem stworzyło nasze miasto?
Swoje życie dzielę na dwie części, życie przed Poznaniem i życie po przyjeździe tutaj. We Włoszech byłam przede wszystkim mamą, spełniałam się rodzinnie. Nie opuściłam żadnej wywiadówki w szkołach moich dzieci. Życie w Poznaniu jest zupełnie inne – tu jestem przedsiębiorcą, rozwiązuję dziesiątki problemów dziennie. Kiedy patrzę na siebie sprzed pięciu lat a teraz, to zmieniło się chyba wszystko. Przede wszystkim urosłam w siłę i poznałam samą siebie. I zaczęłam siebie słuchać i sobie ufać. Stworzenie na obcej wtedy dla mnie ziemi czegoś z niczego, wymagało naprawdę ogromnej odwagi. To był skok na głęboką wodę i skoro byłam tu tak bardzo samotna, nie miałam żadnej życzliwej duszy, która służyłaby pomocą i wsparciem, musiałam zaufać sobie. Dzisiaj z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że podczas tej mojej kilkuletniej kulinarnej, poznańskiej podróży, nie ma pociągu do którego bym nie wsiadła. Nie ma okazji, z której bym nie skorzystała. Nie każda podróż skończyła się sukcesem, ale spróbowałam, nabywając w ten sposób doświadczenie. Poznań nauczył mnie także sprawczości. Tego, że sposób, w jaki spróbuję rozwiązać problemy, także te ode mnie niezależne, zależy ode mnie. Dziś do problemów podchodzę analitycznie. Kiedyś załamałabym ręce i nie walczyła. Dzisiaj włączam analizę i zastanawiam się, co mogę zrobić, do kogo się zwrócić. I wierzę sobie, że to, co wymyślę, to dobre rozwiązanie. Poznań to moja szkoła życia. I tu zaczęłam pisać swoje życie od nowa. Na czystej kartce. I nawet kiedy pojawiały się chwile zwątpienia i bliska byłam powrotu do Włoch, życie zawsze podsuwało jakieś rozwiązanie. Więc chyba mam tu być.
Nie tęsknisz za Włochami?
Kiedy podjęłam decyzję o przyjeździe do Polski, wydawało mi się, że muszę wybrać. I że ten wybór będzie bardzo ostateczny. Czy chcę mieszkać w Polsce, czy we Włoszech. Dzisiaj już tak nie myślę. Dziś swój czas dzielę na dwa domy. Dzielę czas, ale łączę dwa światy. W Polsce prowadzę biznes, ale choinkę z dziećmi ubieram we Włoszech. Dzięki temu, co zbudowałam w Poznaniu, mam możliwość żyć w dwóch krajach. Pinco dało mi wolność wyboru. I za tę możliwość jestem Poznaniowi wdzięczna.
Przywrócić blask GARBAROM
KAMIENICA GARBARY 68 to projekt, który łączy tradycję z nowoczesnością. Inwestycja klasy premium z recepcją i wspólnym tarasem na dachu z widokiem na Stare Miasto. O tej nowej, miejskiej rezydencji opowiedzieli nam Jacek Orkisz, dyrektor zarządzający i członek zarządu VINCI Immobilier Polska, oraz Hanna Bigosińska, menadżerka odpowiedzialna za sprzedaż i marketing poznańskich projektów tej firmy.
Ulica Garbary w ostatnim czasie zmienia swoje oblicze. Pawilony handlowe, które do tej pory mieściły się u zbiegu ulic Garbary i Wielkiej raczej nie były ozdobą tej okolicy, ale już niedługo na ich miejscu powstanie KAMIENICA
GARBARY 68. Co było dla Państwa najważniejsze przy projektowaniu tej nowej inwestycji?
JACEK ORKISZ: KAMIENICA GARBARY 68 to dla nas niezwykle ważna inwestycja, również dlatego, że to miejsce szczególne dla poznaniaków. Wszystkie nasze budynki mieszkalne są zaprojektowane z troską o najmniejsze szczegóły i z uwzględnieniem potrzeb przyszłych użytkowników przestrzeni, jaką tworzymy, nie tylko samych mieszkańców. W tym konkretnym przypadku mamy do czynienia z wyjątkową historią miejsca, dlatego też pierwszym założeniem było odnalezienie wspólnego języka nowoczesności i miejskich trendów z tym jak to miejsce wyglądało przed wojną. Scalić ze sobą teraźniejszość i przeszłość? Dla wielu wydaje się to niemożliwe, ale efekty pracy Architektów WWJA (dawniej: Wojtyś Wójtowicz Architekci) w kooperacji
z Miejskim Konserwatorem Zabytków przerosły nasze oczekiwania. Udało nam się osiągnąć ten cel dzięki nawiązaniu do kamienicznego charakteru Starego Miasta, przy wykorzystaniu dobrze pojmowanego bogactwa i różnorodności materiałów na elewacjach, a jednocześnie uwzględniliśmy cechy nieruchomości poszukiwane przez nabywców mieszkań. Zależy nam na przywróceniu blasku Garbarom i uwypukleniu historycznego aspektu tego miejsca, stąd też sama nazwa inwestycji i jej charakter.
KAMIENICA
GARBARY 68. Miejsce, które łączy historie swoich mieszańców – prawdziwy dom w samym sercu miasta.
Zaraz wrócimy jeszcze do Garbar, ale przyjrzyjmy się inwestorowi, czyli firmie VINCI Immobilier Polska, która jest częścią Grupy VINCI. Jak ważne w kontekście współczesnej działalności jest to, że korzenie firmy sięgają XIX wieku? Jakie inwestycje z portfolio Grupy VINCI warto byłoby wyróżnić? Jakie projekty realizowane są obecnie w naszym kraju?
J.O.: VINCI Immobilier Polska powstała w 2017 r., z inicjatywy francuskiej spółki
VINCI Immobilier SAS oraz polskiej spółki budowlanej – Warbud S.A. To wspaniałe doświadczenie móc pracować w oparciu o taki kapitał i doświadczenie. Grupa VINCI jest obecna w ponad 100 krajach i zatrudnia blisko 200 000 osób. Spółki grupy VINCI
zrealizowały wiele ciekawych, ambitnych lub przełomowych projektów. Trudno jest wybrać tylko jeden najbardziej interesujący lub najbardziej spektakularny. Możemy wymienić chociażby: Stadion Stade de France w Paryżu, Most Vasco da Gamma w Lizbonie, tunel pod kanałem La Manche, Most Świętokrzyski w Warszawie czy przeniesienie świątyni w Abu Simbel w Egipcie o kilkadziesiąt metrów wyżej niż w pierwotnej lokalizacji, co uchroniło ją przed zniszczeniem.
Spoglądając na projekty mieszkaniowe w Polsce, dotychczas z sukcesem zrealizowany został projekt Rezydencja
Bonifraterska w sąsiedztwie Starego Miasta w Warszawie (porównywalnie blisko Starego Miasta jak
KAMIENICA
GARBARY 68 w Poznaniu) oraz Osiedle Wilanowska na Dolnym Mokotowie. Również w ofercie sprzedaży znajdują się mieszkania aż w sześciu różnych projektach w Warszawie i Poznaniu. W Poznaniu trwają zaawansowane prace przy realizacji budynku mieszkalnego ŻEROMSKIEGO.
KAMIENICA GARBARY 68 przedstawiana jest jako inwestycja premium. Wiele firm deweloperskich pozycjonuje swoje inwestycje w tym segmencie. Czy jest jakaś jednoznaczna definicja tego pojęcia? Co Państwo rozumiecie pod pojęciem premium? Czego może oczekiwać nabywca, kupując nieruchomość premium?
HANNA BIGOSIŃSKA: Najwięcej polskich nieruchomości premium jest w dużych aglomeracjach, takich jak Warszawa, Kraków, Wrocław czy właśnie w Poznaniu. Są to bardzo dobrze położone budynki, apartamentowe i miejskie rezydencje, wykończone i wyposażone w bardzo wysokim standardzie. Najważniejszą wspólną cechą projektów premium jest „lokalizacja”, bez której trudno wyobrazić sobie luksusową miejską rezydencję. „Lokalizacja” rozumiana jako bliski dostęp do najciekawszych miejsc, do sklepów, biur, restauracji, szkół i przedszkoli, do sfer odpoczynku i rekreacji. Do tego trzeba jeszcze dołożyć ciekawe widoki z okien apartamentów i garaż pod budynkiem. Poza lokalizacją – o tym, czy warto zainwestować swoje pieniądze w ten konkretny projekt mieszkaniowy – świadczy jakość i standard wykończenia. Bardzo ważne są też inne udogodnienia dostępne dla mieszkańców. To wszystko decyduje o unikatowości projektu i oczywiście często o jego niemałej cenie.
Co wyróżnia ten projekt spośród innych inwestycji na mapie Poznania? Czy Garbary to dobre miejsce do życia? I z drugiej
strony – czy ta nowa kamienica będzie także dobrym wyborem dla osób, które szukają atrakcyjnej lokaty kapitału?
H.B.: KAMIENICA GARBARY 68 spełnia wszystkie wymagania, jakie powinna spełniać luksusowa miejska rezydencja oferująca apartamenty. Bezdyskusyjnie rewelacyjna lokalizacja, piękne elewacje, szlachetne materiały użyte do wykończenia części wspólnych, recepcja z obsługą, pełna ochrona, a do tego dostępny dla mieszkańców wspólny taras na dachu z przepięknym widokiem na Stare Miasto – mamy zdjęcia wykonane jesienią i widoki są rzeczywiście cudowne. Samochody ukrywamy w garażu podziemnym, gdzie będzie też miejsce dla parkowania rowerów i sporo indywidualnych schowków. A co do atrakcyjnej lokaty kapitału – w branży nieruchomości mamy takie powiedzenie – „dobry projekt (w domyśle: z dobrą lokalizacją i wysokim standardem wykończenia) zawsze się obroni”. Takich budynków w Poznaniu, tak blisko rynku, z takimi widokami, nie powstanie już wiele. KAMIENICA GARBARY 68 to tylko 95 apartamentów o powierzchni od 28 do 116 m².
Kiedy rozpoczną się prace przy KAMIENICY GARBARY 68 i na kiedy planowane jest zakończenie inwestycji? Czy ruszyła już sprzedaż mieszkań?
J.O.: Aktualnie prowadzimy rozmowy z generalnymi wykonawcami. Planujemy rozstrzygnąć przetarg na budowę już wiosną, natomiast zakończenie inwestycji planowane jest na rok 2025. To piękny budynek, ale jednocześnie duże wyzwanie pod kątem realizacji. Jednak w historii spółki VINCI realizowane były już projekty dużo bardziej skomplikowane.
Warto też wspomnieć o drugiej poznańskiej inwestycji VINCI Immobilier, przy ul. ŻEROMSKIEGO na Jeżycach, która jest w realizacji, a sprzedaż przekroczyła już chyba poziom 50%. Jakie mieszkania w inwestycji ŻEROMSKIEGO są jeszcze dostępne? Czy w planach macie Państwo kolejne projekty na terenie Poznania?
J.O.: ŻEROMKSIEGO to inwestycja mieszkalna, która powstaje na Jeżycach – jednej z najmodniejszych dzielnic. W ofercie pozostało jeszcze ok. 70 mieszkań ze 130 znajdujących się w budynku. Inwestycja ma zostać zakończona na przełomie roku 2023/2024. Lokalizacja budynku na niewielkim wzniesieniu sprawia, że widoki z niemal wszystkich mieszkań będą fantastyczne.
Poznań stwarza ogromne możliwości zarówno dla mieszkańców, jak i inwestorów. Jako że każdy, nawet najbardziej spektakularny projekt deweloperski zaczyna się od „kawałka ziemi”, aktywnie poszukujemy gruntów w Warszawie i Poznaniu. Aktualnie analizujemy kilka zaawansowanych projektów w Poznaniu, a o wszystkich nowych informujemy na bieżąco, dlatego zapraszam do śledzenia naszej strony internetowej www.vinci-immobilier.pl oraz naszych mediów społecznościowych.
Szefowe stylu – nowa moda do biura
W nowoczesnych firmach nie ma mowy o dress codzie. Garsonki odeszły do lamusa. Klasyczne czółenka zastępują masywne mokasyny, a dopasowane garnitury – komplety oversize. Wyzwolona biurowa moda pozwala łączyć elegancję z wyrazem kreatywności i indywidualizmu. Zobaczcie inspiracje przygotowane przez Paulinę Mikulską w sklepach w Starym Browarze!
Oryginalny krój klasycznej
białej koszuli, mocne
oprawki okularów, skórzane
Martensy – ciekawe detale
i akcesoria to wisienka na torcie biurowego stroju.
Nowoczesne marynarki i garniturowe spodnie mają swobodne fasony. Pastelowe
kolory nadają biurowym
stylizacjom świeżości.
Jeszcze kilka lat temu strój do pracy kojarzył się z zachowawczą
paletą czerni, bieli, błękitów i beży. Dziś na korytarzach
wielkich korporacji nie dziwią stylizacje w energetycznych, modnych kolorach.
Więcej modowych inspiracji znajdziesz na starybrowar.com/browarmagModa to nie tylko ubranie
TeksT: Ania Dutkowska Śmiechowska stylistka mody
Od zawsze uważam, że ubranie jest najszybszym sposobem na zmianę samopoczucia, ale tylko pod warunkiem, gdy będzie zgodne z Twoim JA. Ubranie jest nieodłącznym elementem Twojego życia. Zanim się odezwiesz, Twoje ubranie już mówi o Tobie. Zapraszam do świata stylizacji
IG smiechowska_stylistka
Nowy rok, nowa JA – od czego zacząć przygodę z modą?
Moda to nie tylko ubranie. To styl życia. To, w jaki sposób się ubieramy, jest odzwierciedleniem naszego wnętrza. Naszych zachowań, zainteresowań, miejsca pracy czy dress code’u, jaki w danym miejscu obowiązuje. Wszystko, co nas otacza ma ogromny wpływ na nasz styl, na nasze JA.
Ubranie jest komunikatem, który przekazujemy światu na nasz temat. A na styl, jaki reprezentujemy, ma wpływ wiele czynników. Od środowiska, w którym pracujemy, ludzi, z którymi się spotykamy, poprzez aktywność fizyczną, którą uprawiamy, kończąc na tym, co jemy. Ubranie jest narzędziem, które w wielu życiowych sytuacjach może nam pomóc. Ale może też zaszkodzić. Ponieważ łatwo się przebrać, ale zdecydowanie trudniej czuć się sobą w ubraniu, które nie jest odzwierciedleniem naszej osobowości.
„Moda przemija, styl pozostaje” nieśmiertelny cytat
Coco Chanel jest nadal aktualny. Indywidualne wyrażanie siebie to coś więcej niż jednosezonowy „krzyk mody”.
Jednak, żeby zrobić dobre wrażenie, Twoje ubranie musi reprezentować Ciebie, a nie Ty ubranie. Może dodać pewności siebie, ale również może spowodować złe samopoczucie. Pomyśl, jakie przesłanie chciałabyś przekazać światu? Dbanie o wizerunek ma moc, która wiąże się z poczuciem bycia silną, pewną siebie i szczęśliwą osobą. Ale także z komfortem, jakością i stylem życia. Dlatego bardzo ważne jest to, aby Twoja stylizacja odzwierciedlała Twoją osobowość i abyś czuła się zawsze i wszędzie sobą. Pozornie nieistotne kwestie, takie jak kolor, długość spodni, to jaką ubierasz bieliznę, tkaninę – wszystko ma tu znaczenie. Wpływa na nasze samopoczucie.
Jak zatem znaleźć swój styl w przytłaczającej od nadmiaru ubrań rzeczywistości?
Wraz z nowym rokiem warto zajrzeć do swojej garderoby i zrobić w niej porządek. Być może kilka poniższych wskazówek pomoże uporać Ci się z nadmiarem rzeczy, a jednocześnie pozwoli wyrazić siebie. Po pierwsze – pozbądź się rzeczy za małych, zniszczonych, oraz tych które czekają aż schudniesz czy przytyjesz. Po drugie, zastanów się jakich ubrań masz najwięcej i czy rzeczywiście są one Ci potrzebne. Dodatkowo – codziennie rano ubierając się do pracy, zapisz na kartce, czego Ci brakuje. Pozwoli to skompletować swój własny „niezbędnik”. Odpowiedz sobie na pytanie, jaki jest Twój styl życia? Gdzie pracujesz? Jaki dress code obowiązuje w Twoim miejscu pracy? Innych ubrań będzie potrzebowała
managerka korporacji, uwielbiająca aktywnie spędzać wolny czas z przyjaciółmi na siłowni, a innych właścicielka galerii sztuki, która sztywnym korporacyjnym stylem mogłaby odstraszyć ludzi przyzwyczajonych do obcowania ze sztuką. Tych kilka zasad, pozwoli na nowo spojrzeć na siebie i na to, co kryje nasze wnętrze. I czy to, co prezentujemy na zewnątrz,
jest w zgodzie z tym, jak czujemy się w środku.
Na koniec jeszcze mała podpowiedź w porządkach garderoby. Wystarczy kilka ponadczasowych klasycznych ubrań, aby stworzyć zestawy ubrań na cały tydzień. Oto kilka przykładów, ubrań, które warto posiadać. Sprawdź, czy goszczą w Twojej szafie.
FELIETON: DR AGATA WITTCHEN-BAREŁKOWSKA / Badaczka i trenerka komunikacji, mediatorka, dziennikarka. Od 15 lat bada, jak słowa działają na ludzi i jak ludzie działają za pomocą słów.
Jako ludzie jesteśmy stworzeni do budowania więzi. Co prawda w dzisiejszych czasach możemy żyć i zaspokajać swoje potrzeby indywidualnie, jak nigdy dotąd. Jednak wciąż większość z nas stara się być częścią większej całości i realizować się we wspólnocie.
Angielskie słowo community oznacza społeczność, wspólnotę. Jesteśmy na co dzień częścią różnych wspólnot. Jedne dają nam poczucie sensu i spełnienia, drugie przynależności i bliskości. Jeszcze inne pomagają dokonywać nowych odkryć i realizować marzenia.
Jako badaczka i trenerka komunikacji mam przywilej obserwować rozwój wielu zespołów. Pracując nad dobrą komunikacją, pomagam nazwać procesy, zidentyfikować trudności, postawić schematy pod znakiem zapytania. Widzę prawdziwe emocje i pokazuję, jak działają słowa. Wszystko po to, aby firma mogła wprowadzić zmiany i funkcjonować z uwagą na człowieka. Z satysfakcją obserwuję, jak odkrywane są nowe modele zarządzania, w których pojęcie wspólnoty odgrywa ważną rolę. Cieszy mnie, że wiele z nich inicjują kobiety – świadomie stawiające na wartości związane ze współtworzeniem, proponujące nowy typ zaangażowania.
Dla wielu z nich siłą do wprowadzania zmian w społecznościach biznesowych jest oparcie we wspólnocie najbliższych. Czasami są to krewni, a czasami „rodzina z wyboru”. Coraz częściej odnajdujemy miłość, akceptację, siłę i dobrostan w takich właśnie społecznościach, opartych na wzajemności, rozumieniu potrzeb i chęci wspólnego doznawania świata.
Z tej ostatniej powstają też społeczności związane z pasją – grupy ludzi współdzielących jakąś namiętność: do rajdów samochodowych, chodzenia po górach, zdrowego odżywiania i świadomego stylu życia czy pływania na wstrzymanym oddechu. Spotykamy się w nich często tylko na chwilę – na treningu lub okolicznościowym wydarzeniu. A jednak więź wynikająca ze wspólnych osiągnięć, wzajemnego motywowania się, czy wspierania w chwilach słabości jest naprawdę silna.
Każda z tych wspólnot uświadamia nam, że dobrze jest być częścią większej całości. Jak w biżuterii – pojedyncze ogniwa są cenne, ale dopiero właściwa kompozycja pozwala zobaczyć i docenić piękno wszystkich poszczególnych elementów.
Cykl felietonów „Be a part of” został zainicjowany przez Volvo Firma Karlik z troski o drugiego człowieka i naturę, by inspirować do pozytywnych zmian w naszym życiu. Do projektu zapraszani są eksperci i osoby zaprzyjaźnione z Firmą Karlik, które dzielą się własnymi doświadczeniami, świadomie poszukują życiowej równowagi, przestrzeni dookoła i w głowie, chcą być blisko natury i blisko siebie. Z uważnością na drugiego człowieka i otaczający świat zapraszamy do obserwowania bloga Made by Karlik.
Be a part of our story! Więcej o nas: madebykarlik.pl
FASCYNATORY – ich czar i urok
T eks T : Zuzanna Połećz djęcia : Anna
Wilowskam odelka : Dagmara
Siedlarzm akijaż : Hash Dash Beauty Bar
Pierwszy kontakt z fascynatorami miałam już w 2014, kiedy w sklepie ze sztuczną biżuterią wzięłam do ręki opaskę wykonaną z piórek i nieznanego mi wcześniej materiału. Od tego momentu zaczęło się zgłębianie wiedzy o tym produkcie, materiałach, z którego jest wykonany, a także poszukiwanie kursów i osób, które mogłyby mnie nauczyć tworzyć fascynatory. Wiedzę o tych unikatowych nakryciach głowy czerpałam od znanych modystek: Małgorzaty Wybrańskiej, Moniki Grzybowskiej i Moniki Ciesiełkiewicz.
fascynatorach najbardziej fascynuje mnie ich kształt. Te oryginalne i nieoczywiste formy można wykreować dzięki specjalnemu materiałowi sinamay, który po namoczeniu, uformowaniu i wyschnięciu zachowuje nadany wygląd.
W szyciu fascynatorów jedyne co może ograniczać to brak kreatywności i wyobraźni, ponieważ fascynator to takie małe dzieło sztuki, które może być takiego rozmiaru i koloru, jaki tylko zapragniemy, możemy go ozdobić czymkolwiek chcemy od koralików, przez woalki i pióra, aż po kwiatki. Fascynator przyjmie każdy pomysł, a efekty będą zaskakujące.
Fascynatory tak jak sztuka odzwierciedlają wnętrze projektanta, dlatego moje projekty są bardziej skromne i minimalistyczne, wychodzę z założenia, że im mniej, tym lepiej. Projekty opieram na jednym, ewentualnie dwóch kolorach, które ze sobą współgrają. Oczywiście, szyjąc na specjalne zamówienie przede wszystkim dobieram kolor zbliżony do ubrania klientki czy dodatków, żeby fascynator tworzył spójną
całość. Głównie skupiam się na mniejszych formach, ponieważ Polki jeszcze z dużą nieśmiałością podchodzą do tego nakrycia głowy.
Uważam, że fascynatory dodają elegancji i wytworności, sprawiają że ulubiona sukienka nabiera zupełnie innego charakteru. Zdarzają się klientki, które bardzo dokładnie wiedzą, czego potrzebują i wtedy chcę jak najlepiej sprostać ich oczekiwaniom. Zadowolenie klientek jest dla mnie najważniejsze, nie szyję fascynatorów dla siebie, ale dla innych kobiet, aby sprawić, by poczuły się w nich wyjątkowo. W szyciu fascynatorów wykorzystuję swoje zdolności manualne, uwielbiam szyć za pomocą igły i nici, zwracam uwagę na najmniejsze szczegóły. Produkty, które wychodzą spod mojej ręki sprzedaję pod własną marką Suzette Zuzanna Połeć, dlatego muszą być wykonane na najwyższym poziomie.
Chcąc tworzyć coraz lepsze projekty, podjęłam studia
podyplomowe na kierunku Projektowanie ubioru na ASP w Łodzi. Od początku wiedziałam, że w pracy dyplomowej zaprezentuję nakrycia głowy, które będą najważniejszym elementem kolekcji, a ubrania dopasuję właśnie do nich. W taki sposób powstała mini kolekcja Royal Ascot inspirowana najsłynniejszymi wyścigami konnymi w Anglii, która pozwoliła mi przez chwilę poczuć atmosferę tego wydarzenia. Następny krok i tym samym spełnienie kolejnego marzenia to podróż do Ascot, żeby na własne oczy zobaczyć te fantazyjne i oryginalne nakrycia głowy.
Naturalne trendy zgodne z naturą
Od tysięcy lat ludzie poszukują nowych sposobów na poprawę swojego wyglądu. Pragnąc zadbać o swoje piękno, kobiety i mężczyźni na całym świecie – poza stosowaniem najlepszych kosmetyków oraz zabiegów – chcą wprowadzać zrównoważoną rutynę pielęgnacyjną, aby złagodzić negatywny wpływ konsumpcjonizmu na środowisko naturalne. Jednym z najbardziej zauważalnych trendów jest rozwój prośrodowiskowych rozwiązań stosowanych w życiu codziennym, ale również w przemyśle. Producenci kładą nacisk na wytwarzanie surowców bardziej przyjaznych dla środowiska.
Rozwój ten zaspokaja teraźniejsze potrzeby bez uszczerbku dla zdolności egzystowania przyszłych pokoleń. Sustainable cosmetics zaczyna się już w momencie pomysłu na produkt. Dalsze etapy polegają na pozyskaniu surowca ze zrównoważonego rolnictwa, zgodnie z regułą sprawiedliwego handlu (ang. Fair Trade). Trend ten ogranicza zużycie wody i chemikaliów. Produkcja powinna minimalizować zużycie energii i emisję szkodliwych substancji, ważny jest wybór odpowiednich opakowań. Transport, sprzedaż, użytkowanie również wpisują się w zrównoważony rozwój. Na koniec trzeba zastanowić się, co stanie się z produktem po jego wykorzystaniu, gdzie trafią opakowania, czy można je powtórnie wykorzystać, jak wpłynie to na środowisko.
W ostatnim czasie w branży beauty można zauważyć rozwój trendów poszerzających myśl produkcji kosmetyków na bazie naturalnych, bezpiecznych dla środowiska produktów. Na półkach sklepowych widnieją preparaty pozbawione wody (ang. water less). Kosmetyki zawierają również wodę pospożywczą, która jest wyjątkowym postbiotycznym odpadem. Zawiera między innymi: proteiny, oligosacharydy oraz izoflawony. Zamiennikiem wody może być serwatka, która jest odpadem poprodukcyjnym tofu (seria ToforYou). Postać płynna została zastąpiona przez kostki, koncentraty czy też proszki. Obserwujemy większy nacisk konsumentów i ośrodków naukowych na korzystanie z surowców wspierających zrównoważony rozwój. Oferowane produkty rynkowe wskazują na duże zainteresowanie składnikami, które są produktami ubocznymi pochodzącymi z innych przemysłów (ang. upcycling). Godnym przedstawienia przykładem jest laminat do włosów polskiej firmy Hairy Tale Cosmetics Seal The Deal, który w swoim składzie zawiera kwas hialuronowy oraz kolagen pozyskiwany z rybich skór, będących odpadem z przemysłu spożywczego. Kolagen rybi
– ukończyła wydział Technologii Chemicznej Politechniki Poznańskiej. Posiada doktorat z chemii kosmetycznej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Specjalizuje się w technologii produktów kosmetycznych. Jest certyfikowanym analitykiem diagnostykiem w dziedzinie trychologii.
Autorka kilkudziesięciu artykułów naukowych oraz wystąpień zarówno na konferencjach krajowych, jak i międzynarodowych. Wykładowca w Wyższej Szkole Terapii i Edukacji w Poznaniu. Główne kierunki działalności naukowej i dydaktycznej obejmują analizy ilościowe, jakościowe oraz fizykochemiczne substancji aktywnych; tworzenie receptur form kosmetycznych oraz ekstraktów, badania in vivo, pomiary parametrów biofizycznych skóry oraz kontrolę jakości produktów.
człowieka. Jest to w pełni naturalny składnik wolny od zanieczyszczeń i cechujący się znacznie większymi właściwościami kosmetycznymi niż wcześniej stosowane rodzaje kolagenu. Technologia Seal The Deal została opracowana bez zużycia wody (ang. water less i water upcycling).
Rybie skóry będące odpadem w normalnych warunkach musiałyby zostać zutylizowane, a dzięki ponownemu wykorzystaniu do produkcji np. kosmetyków wpisały się w trend (ang. upcyclingu).
Świadomi konsumenci, wybierają kosmetyki, których produkcja opiera się na zrównoważonym rozwoju (ang. sustainable cosmetics).
Trendy upcyclingu w branży beauty można wprowadzić, zmieniając tylko jedną składową. Przemysł tradycyjny jest nastawiony na surowce wysokiej jakości.
Producenci otrzymują korzystne składniki kosmetyków, redukują generowanie śladu węglowego oraz wybierają jeden z najistotniejszych trendów – ZERO WASTE, który jest niezwykle pomocny dla zachowania prawidłowego rozwoju naszej planety. Przykładowo oxyresveratrol tworzony dla serii R-OXY oraz Resveravit-C
AGE GLOW poznańskiej firmy Back to Comfort otrzymuje się z odpadów przemysłu meblowego – ścinek chlebowca.
Trend związany z wytwarzaniem produktów ekologicznych można zaobserwować również w branży opakowań. Bardzo istotne jest, aby surowiec i kształt opakowania mógłby być poddane procesowi recyklingu. Na szczególną uwagę zasługują opakowania firmy Neboa, która produkuje zgodnie z filozofią respect the nature, opiera się ona na szacunku do naszej planety. Firma połączyła skuteczną pielęgnację włosów z jednoczesnym dbaniem o przyrodę. Postanowiła, aby ich opakowania były wytwarzane z plastiku odławianego z oceanów. Pomysł firma argumentuje poprzez hasło Oceny to życie, bo przecież oceany zajmują ogromną powierzchnię naszej planety. Około 80% stworzeń żyjących na Ziemi żyje właśnie tam. Oceany również regulują klimat na Ziemi. Obecnie zalega w nich ponad 300 mln ton plastiku. Każdego roku ta liczba powiększa się o kolejne 8 mln ton zanieczyszczeń. Przez plastikowe odpady każdego roku ginie około 1 mln ptaków i 100 tys. ssaków. Dzięki produkcji opakowań z plastiku odławianego z oceanów realnie firma Neboa wpływa na oczyszczanie wód z zanieczyszczeń, ratuje życie morskich zwierząt i dba o naszą przyszłość. Każde opakowanie Neboa to mniej plastiku w oceanach.
Coraz większa świadomość konsumentów oraz trendy związane z eko odpowiedzialnością w zakresie tworzenia technologii receptur kosmetycznych oraz opakowań sprawiają, że producenci zwrócili uwagę na problemy związane nie tylko z bezpieczeństwem i skutecznością produktów kosmetycznych. Wspierają również nasz bezpieczny dom – naszą planetę.
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach, czyli jak dyrektywa OMNIBUS zmieniła nasze zakupy
Jeśli robicie Państwo zakupy, z pewnością już te zmiany zauważyliście. Niby niewielkie, a tak naprawdę rewolucyjne w świetle naszych praw i interesów jako konsumentów (tak, konsumentów, bowiem każdy z nas, dokonując zakupów od przedsiębiorcy w celach niezwiązanych bezpośrednio z prowadzoną przez nas działalnością gospodarczą, o ile takową prowadzimy, jest przez prawo traktowany jak konsument właśnie). Zmiany te zawdzięczamy implementacji unijnej dyrektywy OMNIBUS, której podstawowym założeniem było wzmocnienie skuteczności obowiązujących przepisów konsumenckich w czasach dynamicznej cyfryzacji gospodarki.
Co mogło już zwrócić Państwa uwagę? Na pewno nowy obowiązek nałożony na sprzedawców w ramach prowadzonych przez Internet bądź w sklepach stacjonarnych akcji promocyjnych. Od 1 stycznia 2023 roku sprzedawca, który prowadzi akcję promocyjną związaną z obniżaniem cen, musi, poza przekreśloną starą ceną produktu, jak to miało miejsce dotychczas, podać również informację o najniższej cenie tego towaru lub tej usługi, która obowiązywała w okresie 30 dni przed wprowadzeniem obniżki. W przypadku produktów będących w ofercie przedsiębiorcy krócej niż 30 dni uwidoczniona powinna być najniższa cena od rozpoczęcia sprzedaży do wprowadzenia obniżki. Sposób, w jaki sprzedawca wykona ten obowiązek, jest wprawdzie dowolny, jednak informacja o najniższej cenie z ostatnich 30 dni nie może być ukryta, a umieszczona bezpośrednio przy produkcie, w miejscu ogólnodostępnym i dobrze widocznym dla konsumentów. Koniec więc z manipulowaniem cenami i pozornym zmniejszaniem cen wcześniej podniesionych na potrzeby obniżki.
Czytacie Państwo opinie umieszczane przez klientów na stronach sklepów internetowych? Od stycznia musimy być także
informowani przez sprzedawców o tym, czy zamieszczają wszystkie opinie, czy tylko te pozytywne, a także o dołożeniu przez sprzedawców najwyższych starań przy weryfikacji autentyczności recenzji konsumenckich produktów. Sprzedawcy winni więc wyraźnie poinformować, czy i w jaki sposób zapewniają, że publikowane recenzje pochodzą od konsumentów, którzy zakupili określony produkt. Komisja Europejska oraz Prezes UOKiK wskazują, że najprostszym i najefektywniejszym narzędziem służącym do weryfikacji zamieszczanych opinii może być udostępnianie klientom indywidualnego linku do wystawienia opinii lub stworzenie wymogu zarejestrowania konta przed sporządzeniem opinii. Koniec więc z fałszywymi opiniami i kupowaniem rekomendacji.
I jeszcze jedna drobna, acz istotna zmiana z wielu wprowadzonych, odnosząca się do zasad reklamacji. Od stycznia konsument ma w pierwszej kolejności prawo do żądania naprawy lub wymiany wadliwego produktu, a dopiero jeśli powyższe działania nie są możliwe, nie zostaną wykonane albo ich wykonanie wymagałoby od sprzedawcy poniesienia nadmiernych kosztów, może żądać częściowego lub całkowitego zwrotu pieniędzy. Sprzedawca odpowiada za wady towaru przez 2 lata od jego wydania klientowi, a termin ten nie może zostać skrócony w przypadku rzeczy używanych. Termin przedawnienia roszczeń reklamacyjnych wynosi teraz 6 lat.
Z założenia więc – dzięki wszystkim rozwiązaniom dyrektywy OMNIBUS – proces zakupów powinien stać się bardziej przejrzysty. Transparentność rozwiązań wprowadzono w interesie nas jako konsumentów i oceniane są one dotychczas pozytywnie w czasach dynamicznej cyfryzacji. Wystarczy tylko życzyć sobie, by wszyscy sprzedawcy sumiennie stosowali się do implementowanych rozwiązań.
Drzewo obumarłe,
złamane lub
wywrócone
można usunąć bez żadnych formalności?
Nic bardziej mylnego
Drzewo, które obumarło nadal jest drzewem (utrata przez drzewo żywotności nie pozbawia go automatycznie statusu drzewa) i jego wycinka, co do zasady wymaga uzyskania zezwolenia lub dokonania zgłoszenia (jeśli ma obwód pnia na wysokości 5 cm przekraczający: 80 cm – w przypadku topoli, wierzb, klonu jesionolistnego oraz klonu srebrzystego; 65 cm – w przypadku kasztanowca zwyczajnego, robinii akacjowej oraz platanu klonolistnego; 50 cm – w przypadku pozostałych gatunków drzew). Nie jest zatem tak, jak mogłoby się wydawać, że usunięcie drzewa obumarłego nie wymaga żadnych formalności. Trzeba uzyskać zezwolenie lub dokonać zgłoszenia, a jedynym ułatwieniem jest to, że w każdym przypadku za usunięcie drzewa obumarłego nie ponosi się opłat.
Szczególne regulacje prawne odnoszą się również do złomów i wywrotów. Złomy to drzewa, których pień uległ złamaniu w wyniku działania czynników naturalnych (np. burzy, wichury), wypadku lub katastrofy w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym, lub katastrofy budowlanej. Wywroty to z kolei drzewa wywrócone w wyniku działania czynników naturalnych, wypadku lub katastrofy w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym, lub katastrofy budowlanej. Zgodnie z art. 83f ust. 1 pkt 14 lit. a) usunięcie złomów lub wywrotów nie wymaga uzyskania zezwolenia, jeśli jest dokonywane przez jednostki ochrony przeciwpożarowej, jednostki Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, właścicieli urządzeń, o których mowa w art. 49 § 1 Kodeksu cywilnego, zarządców dróg, zarządców infrastruktury kolejowej, gminne lub powiatowe jednostki oczyszczania lub inne podmioty działające w tym zakresie na zlecenie gminy lub powiatu. W takiej sytuacji to na wymienionych podmiotach ciąży obowiązek udokumentowania, iż usuwane drzewa lub krzewy stanowiły złomy lub wywroty i przekazania stosownej informacji o ich usunięciu właściwym organom. W praktyce ww. jednostki podejmą się usunięcia złomu lub wywrotu wyłącznie w sytuacji, gdy te stanowić będą zagrożenie dla życia lub zdrowia ludzi.
Jeśli np. pień drzewa rosnący na nieruchomości, której jesteście Państwo właścicielem, uległ złamaniu w trakcie burzy, lecz nie zagraża to życiu lub zdrowiu ludzi, należy zwrócić się do organu właściwego do wydania zezwolenia na usunięcie drzewa o przeprowadzenie oględzin, w trakcie których zostanie potwierdzone, że drzewo stanowi złom lub wywrot. Można to uczynić telefonicznie, drogą elektroniczną, osobiście lub pisemnie. Co istotne, nie można złamanego lub wywróconego drzewa usunąć samowolnie przed
dokonaniem przez organ oględzin. Stosownie do art. 83f ust. 3 ustawy o ochronie przyrody z oględzin takich sporządza się protokół. W protokole podaje się w szczególności informację o terminie, miejscu i przyczynie usunięcia drzewa oraz liczbie drzew, które mają zostać usunięte oraz dołącza się dokumentację fotograficzną przedstawiającą drzewa. Dopiero po potwierdzeniu w protokole przez przedstawiciela właściwego organu, że wskazane przez Państwa drzewa lub krzewy stanowią złomy i wywroty, możecie je Państwo legalnie usunąć (nie wydaje się w takim przypadku zezwolenia, a wystarczającą podstawą do legalnego usunięcia drzewa jest wspomniany protokół z oględzin).
Działanie wbrew omówionym przepisom jest zagrożone karą pieniężną. Stosownie do art. 89 ust. 6 ustawy o ochronie przyrody w przypadku usunięcia drzewa lub krzewu obumarłego albo nierokującego szansy na przeżycie, złomu lub wywrotu, wysokość administracyjnej kary pieniężnej obniża się o 50%.
36 Partnerzy PKB Wielkopolska
osobiste młodego sukcesora
T eks T : Bartłomiej KrukowskiAż 99% drugiego pokolenia, czyli naturalnych sukcesorów, którzy przygotowywani są przez nestorów do przejęcia sterów prowadzenia przedsiębiorstwa po rodzicach, jest nasączonych nie swoimi wartościami. To często wartości rodziców, nauczycieli i ludzi poznanych na drodze życia. Dlaczego młodzi przedsiębiorcy poddają się psychologicznej presji narzucania sobie wartości, które nie są ich własnymi i nie wypływają bezpośrednio z osobistych potrzeb i oczekiwań od świata? Czy wynika to ze strachu przed rodzicami? Ze strachu przed krytyką z ich strony?
Jednym z najważniejszych czynników wpływających na przyszły sukces wielopokoleniowego przedsiębiorstwa jest dopasowanie się do obecnej rzeczywistości, jakże zupełnie innej niż kilkadziesiąt lat temu. Realia prowadzenia biznesu są najczęściej zupełne inne niż w czasach, kiedy przedsiębiorstwo powstawało. I choć założycielem firmy jest nestor, to naturalną koleją rzeczy sukcesor – kontynuując dzieło rozwoju firmy rodzinnej – buduje sukces swojej rodziny, majątku prywatnego i firmy często wielopokoleniowej, a wartości, jakimi się kieruje, często decydują o sukcesie lub porażce przedsięwzięcia.
CZYJE TO WARTOŚCI?
W procesie kilkuset analiz, jakie przeprowadziłem podczas mojej kilkunastoletniej wędrówki układania osobistych planów sukcesji przedsiębiorcom, zauważyłem, że każde pokolenie ma swoje prawa i narzędzia, którymi może się posłużyć, aby rozwijać biznes na innych zasadach niż dotychczasowi właściciele, nestorzy. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest banalnie prosta. Każde nowe pokolenie ma nowy zasób narzędzi i możliwości niż poprzednie. Obecnie mamy nieograniczoną ich paletę, z których możemy skorzystać. Jednakże jedno pozostaje bez zmian, tzn. bogactwo wartości, jakimi kierujemy się w życiu. To o tyle ważne, że jeśli odkryjemy własne wartości i ustalimy, co dla nas jest
wartościowe i ważne, będziemy mogli świadomie pokierować nie tylko rozwojem firmy, ale i nas samych. Bez ograniczeń narzucanych nam być może często nieświadomie przez starsze pokolenie. Właśnie wtedy zaczyna się pozytywna zmiana w naszym życiu oraz szansa na rozwój firmy.
ZATEM JAK TO UGRYŹĆ?
W procesie analizy sukcesji firmy, nieodłącznym elementem jest przeprowadzenie sesji psychologicznej wszystkich członków rodziny, którzy będą brać udział w postępowaniu sukcesyjnym. Przyjrzenie się tzw. mapie psychologicznej zbudowanej w oparciu o mapę wartości poszczególnych osób, tj. sukcesorów, pozwala na realne poukładanie i wskazanie kompetencji każdego z nich w dalszym procesie prowadzenia biznesu.
ANALIZA WARTOŚCI SUKCESORA – DLACZEGO TO WAŻNE?
Kiedy potrafimy już nazwać wartości, jakimi się kierujemy, wówczas z łatwością możemy przełożyć je na misję firmy. A wtedy z pełną odpowiedzialnością będziemy mogli rozwijać biznes stworzony przez naszych rodziców w oparciu o wartości, jakimi kierujemy się w codziennym życiu, a nie w oparciu o wartości nabyte od kogoś z zewnątrz, które co do zasady przeszkadzają nam w kreowaniu nowego, ponadprzeciętnego rozwoju.
Odkryj swoje wartości osobiste – zobacz czego chcesz Ty, a nie inni od Ciebie.
BARTŁOMIEJ KRUKOWSKI
Ekspert do spraw sukcesji z kilkunastoletnim doświadczeniem w dziedzinie doradztwa m.in. prawa spadkowego. Doświadczony dwadzieścia lat temu negatywnymi skutkami spadkobrania majątku firmowego i prywatnego po zmarłym ojcu – przedsiębiorcy. Praktyk, wykładowca i szkoleniowiec w tematach sukcesji majątku prywatnego i firmowego. Prezes Partnerskich Klubów Biznesu Wielkopolska zrzeszający przedsiębiorców w ogólnopolskim projekcie Biznes i Sport.
S P R A W D Ź K O R Z Y Ś C I D L A T W O J E J F I R M Y I
BUDUJ RAZEM Z NAMI SPOŁECZNOŚĆ BIZNESU
P K B
SPOTKANIE OTWARTE
dla nowych firm
odbierz bezpłatny bilet i przyjdź na biznesowe spotkanie dla nowych firm 23.02.2023 godz. 17:00 - 18:00. Rejestracja na biznes.pkbpoznan.pl
pkb wielkopolska
pkb wielkopolska
23.02.2023 godz. 17:00 - 18:00.
Rejestracja na biznes.pkbpoznan.pl
partnerskieklubybiznesu.pl
partnerskieklubybiznesu.pl
p.wichlacz@partnerskiekb.pl
p.wichlacz@partnerskiekb.pl
patronat medialny
Jestem wdzięczna za to, co mnie w życiu spotyka
Traumatyczne przeżycia ugruntowały jej przekonanie jak ważne są zdrowie i równowaga. Temperamentna, niebojąca się wyzwań i non stop podnosząca sobie poprzeczkę intelektualnego rozwoju. Wulkan energii. Muzyka to jej wielka pasja i sposób na życie, począwszy od muzyki klasycznej, folkloru, poprzez muzykę rozrywkową, klubową, a kończąc na romskich klimatach. Pociągają ją dźwięki i smaki orientu. Jaka jest Karolina Sydorowicz? Przekonajcie się sami. Polecam uwadze historię o żywiołowej a jednocześnie wrażliwej kobiecie mającej w sobie wiele odwagi.
R ozmawia : Magdalena Ciesielska
zdjęcia : prywatne archiwum, materiał prasowy TVN, Łukasz Kędziora, GrandClub Rzeszów, Karolina Waścińska-Łukanowska, Delfin Łakatosz, Paulina Stanula
jakimi wykonawcami, artystami współpracowałaś i z jakimi nadal ta współpraca trwa?
KAROLINA SYDOROWICZ: W swoim dorobku mam wiele różnorodnych tematycznie i repertuarowo projektów, zarówno związanych z muzyką klasyczną, jak i jazzową. Współpracuję z wieloma restauracjami oraz hotelami, wykonuję również koncerty z twórczością
Mieczysława Fogga, Zbigniewa Wodeckiego. Współpracowałam z Krzesimirem Dębskim podczas przygotowań do benefisu Jego twórczości, wykonywałam solowe show arabskie, koncerty z tradycyjną muzyką meksykańską.
Zdarza się również, że grywam z latynoskimi zespołami.
Można mnie również usłyszeć w klubach w całej Polsce, kiedy gram tzw. live act z DJ-ami.
Aktualnie na stałe związana jestem z zespołem TreVoci.
Jednocześnie pracujemy nad nowym projektem związanym z muzyką klubową z DJ
VonDiego. Jestem również w trakcie realizacji projektu z arabskimi artystami. Na co dzień jednak zajmuję się solistycznymi występami w formie show, gdzie wykonuję zarówno covery, jak i swoje utwory. Już niedługo pojawi się pierwsze oficjalne nagranie utworu „Ara Malikian” którego fragment można było
usłyszeć w pierwszym etapie przesłuchań programu „Mam Talent”. Naprawdę wiele mnie interesuje. Rozpoczęłam teraz współpracę z Teatrem Cortique i niesamowity tajemniczy świat otwiera się przede mną, bo ja mam w sobie dużo z dziecka. (śmiech) Jestem ogromnie podekscytowana, że zostałam zaproszona do współpracy jako solistka. Mam nadzieję że niebawem rozpocznę zajęcia z baletu i akrobatyki w Teatrze Cortique, ponieważ mam marzenie, aby rozwinąć swoje występy muzyczne w formę bardziej taneczno-akrobatyczną oraz teatralną. Dużo się dzieje, dotykam różnych stylów i wariacji muzycznych. Ponadto angażuję się w przeróżne przedsięwzięcia, chociażby planuję odwiedzać dzieci na oddziałach onkologicznych, będę wcielać się w bajkowe role, aby tym małym pacjentom rozświetlić pochmurny i trudny czas. Sama zaproponowałam, że chciałabym, aby to były wizyty cykliczne.
Co Tobie daje muzyka klasyczna?
Wychowywana byłam na muzyce klasycznej, ambitnej, a zderzenie z muzyką rozrywkową – w rozumieniu muzyki popularnej, pop kultury – było dla mnie w pierwszej chwili trochę rozczarowujące i ta rola kobiety w świecie rozrywkowym, gdzie w wielu wypadkach kobieta wcale nie musi umieć grać czy śpiewać, ważne aby wyglądała i oczarowywała publiczność swoim wyglądem. Nie lubię takiego przedmiotowego traktowania, ale musiałam dojrzeć do zrozumienia i pogodzenia się z niektórymi kwestiami i odnalezienia własnej drogi kompromisu „atrakcyjności scenicznej”
oraz muzycznej jakości i satysfakcji. Wszystko za sprawą spokoju i równowagi, którą sobie stworzyłam. Równowagi życia, dystansu do pewnych spraw, które są ode mnie niezależne i nie mam na nie wpływu. Musiałam zrozumieć, aby niepotrzebnie się nie irytować. (śmiech)
Niedawno podjęłam się studiów
Historycznych Praktyk Wykonawczych na specjalności skrzypce barokowe na poznańskiej Akademii Muzycznej.
Wykonawstwo muzyki dawnej różni się stanowczo pod wieloma względami i samo opanowanie instrumentu o obniżonym stroju czy chociażby struny jelitowe, a nie metalowe, jak we współczesnych instrumentach, to jak gdyby nauka gry na innym instrumencie. W tej materii jeszcze daleka droga przede mną, jednak miewam już okazje do koncertowania właśnie w takiej „historycznej”
odsłonie. I to jest jeden z elementów mojej wewnętrznej równowagi. Tutaj czuję, że muzyka staje się czymś więcej niż tylko rozrywką. Staje się dla mnie intelektualnym
wyzwaniem, wymaga wiedzy, świadomości, szerokiego kontekstu, opanowania. I jest to muzyka dla wąskiego grona odbiorców. Może zabrzmi to dość egoistycznie (śmiech), ale mam potrzebę nieustannego intelektualnego rozwoju.
Od wielu lat grasz również z zespołem cygańskim…
Tak, współpracuję z zespołem cygańskim, wpisując się w ich barwną i energiczną aurę. Miklosz Deki Czureja – wirtuoz skrzypiec, aranżer, kompozytor – dał mi przestrzeń do pokazania swoich umiejętności, a dodatkowo zachęcił do podążania za rytmem, brzmieniem. Tu po prostu trzeba grać bez nut! Wszystko ze słuchu! U Romów jest ogromny luz w graniu, improwizowaniu, oni to mają we krwi. Zaprzyjaźniłam się też z Sarą, jedną z córek Miklosza. Ona jest wybitną cymbalistką, mistrzynią tego instrumentu, która zaczęła koncertować w nieco zmienionym składzie, po wyjeździe swego taty do Szwecji. Wówczas Sara zaproponowała mi granie wraz z nimi, a ja nie wiedziałam, na co się decyduję. ( śmiech ) Na początku musiałam poznać repertuar, a to jest potwornie trudne. Rodzinny zespół przyzwyczajony był do swego taty, wirtuoza skrzypiec, wcześniej z nikim innym nie grał. Muzyka cygańska jest jedną z gałęzi muzyki, jaką gram. Tu potrzebna jest natychmiastowa reakcja, łatwość w dopasowaniu się, elastyczność i kreatywność.
Czy muzyka klasyczna z improwizacją skrzypcową i folklorem muzycznym jest dla Ciebie ciekawsza?
Od zawsze kochałam i nadal kocham muzykę klasyczną. To moja baza, podstawa, wielka wartość; często do niej powracam. Jestem zodiakalnym Skorpionem, upartym, paskudnym, (śmiech) wciąż poszukującym nowych dróg, nowych rozwiązań. Zbuntowanym, niepokornym temperamentem. We mnie jest po prostu niespożyta energia i ciekawość świata, a co za tym idzie – ciekawość wielu form muzycznych, ich połączeń, zestawień. Lubię elastyczność w muzyce, możliwość wcielania się w różne role w zależności od kolorytu muzycznego. Czasem słyszę pozytywne opinie dotyczące właśnie tego, jak wczuwam się w klimat danego wydarzenia, stylu czy muzyki, jak emocjonalnie się angażuję, naturalnie wchodzę w różne sytuacje. Bawię
się muzyką, mając w sobie beztroskę dziecka, a z drugiej strony – świadomość dorosłego człowieka. Moja natura pcha mnie w nieznane, robię wiele różnych – często odmiennych – rzeczy, wchodzę w kompletnie inne projekty muzyczne, to sprawia mi radość i daje wiele pozytywów. Czuję się nieprofesjonalna, kiedy nie daję z siebie 100 procent. Mam poczucie, że nie jestem dobrym „pracownikiem”,
zabieram moją rodzinę jako słuchaczy na lokalne poznańskie wydarzenia, w których uczestniczę.
Jak określiłabyś LinViolin? Jaką tworzysz muzykę? LinViolin bez wątpienia jest dla mnie rodzajem wolności i szczęścia. Jest synonimem walki o siebie, determinacji, wytrwałości i konsekwencji w działaniu. Ale mam tu na myśli determinację nie w walce o ekspozycję swojego „ego” czy swojego artyzmu, ale o uwolnienie swojego wnętrza i wyrażenie emocji – również tych trudnych. Często podczas występów LinViolin sugeruję własny repertuar, i delikatny, i ten porywisty, charyzmatyczny, ale gram również utwory wskazane, wymagane pod konkretną uroczystość. Np. dla delegacji chińskiej grałam polski folklor w stroju ludowym. Nie odżegnuję się od polskich korzeni, od muzycznych źródeł, wprost przeciwnie… Spędziłam wiele lat w zespole ludowym o nazwie „Poligrodzianie” i ten czas też mnie ukształtował, otworzył na granie ze słuchu oraz umożliwił liczne podróże zagraniczne. Pomysłów na tworzenie i kreowanie muzyki zawsze jest mnóstwo, a ja jestem otwarta na nowości. Wiele przypadków i znajomości zadecydowało o moich decyzjach. Pielęgnuję wciąż swoją pasję i jestem wdzięczna za to, co mnie w życiu spotkało. A szczególnie ludzi, przyjaciół, rodzinę, którzy uwierzyli we mnie, dzięki czemu po wielu latach przerwy sięgnęłam znów po skrzypce. Oni są dla mnie wsparciem i motywacją. W mojej karierze muzycznej to właśnie ludzie są najważniejsi.
Mówisz o trudnych przeżyciach, o pokonywaniu swoich słabości. To ciężkie tematy i sytuacje, z jakimi przyszło się Tobie zmierzyć.
wówczas gdy nie jestem zaangażowana w przedsięwzięcie ponad przeciętność
(śmiech). Nieustannie uczę się gospodarować swoimi zasobami, uczę się naginać czasoprzestrzeń, aby realizować jak najlepiej podjęte zadania.
Tak samo jest z obowiązkami domowymi?
Oczywiście, bo mam swój balans w życiu: praca i dom. W pracy jestem „stworzeniem”, często wykreowanym na potrzeby występu, a w domu zmywam makijaż i staję się mamą i Panią domu, co bardzo lubię. Sprzątam, gotuję, troszczę się i dbam o tych, których bardzo kocham, o mojego męża, 12-letniego synka i 3-letnią córeczkę. W domu jestem ciepła i opiekuńcza, a zawodowo ludzie mnie odbierają jako silną, stanowczą osobę. Dobrze jest być szczęśliwym w życiu osobistym.
Jak najchętniej odpoczywasz?
Przyroda jest dla mnie lekarstwem na wszystko. Dodatkowo staram się wykorzystywać czas z dziećmi, rekompensować im moje wyjazdy i nieobecności. Ostatnio na przykład postanowiłam spróbować sił w capoeirze, chodząc na zajęcia z synem, który trenuje od kilku lat. W ten sposób chciałam być blisko mego dorastającego dziecka i podjęłam wyzwanie. (śmiech) Ponadto
To, że aktualnie mogę cieszyć się życiem, to jest dla mnie ogromna wygrana! Bo przeszłam wiele złego… Wychowywałam sama mojego syna. Później nastąpił czas mojej choroby i brak diagnozy, bo przez prawie dwa lata kompletnie nie wiedzieli lekarze, co mi jest, podejrzewano guzy mózgu, stwardnienie rozsiane… Miałam niedowład lewej strony, brak czucia i w rękach, i w nogach;
miałam problem z oddychaniem. Ostatecznie zdiagnozowano miastenię. Skumulowało się wiele różnych czynników natury neurologicznej i psychosomatycznej, efektów ubocznych złego leczenia, a ja jako osoba niezwykle wrażliwa i przeżywająca wiele spraw nad wyraz emocjonalnie zapadałam
się w sobie…Miałam zdiagnozowaną depresję, z którą stopniowo starałam się uporać. Przez prawie siedem lat toczyłam walkę ze sobą, o siebie, o aktualną moją pozycję, o to, kim teraz jestem. I cieszę się, bo mogę powiedzieć, że wygrałam. Po wszyst-
Czy „Mam Talent” to są dobre wspomnienia, do których lubisz wracać?
Wiele przygód towarzyszyło mi podczas przygotowań i występów w programie. Wielokrotnie były to niezbyt pozytywne zwroty akcji. Widz przed telewizorem widzi tylko mały wycinek realiów programu, jednak myślę, że dzielnie poradziłam sobie z różnymi trudnościami i wyzwaniami, które tam napotkałam. Finalnie przecież mogło mnie tam nie być, a jednak poszłam i wystąpiłam – więc wszystko biorę za cenną monetę i pozytywny czas. Udział w „Mam Talent” wzmocnił zapewne moją wiarę w siebie i możliwość autoprezentacji. To moment, w którym stwierdziłam, że faktyczne ludzie są zainteresowani tym, co robię, co sobą reprezentuję.
Dzięki temu telewizyjnemu doświadczeniu, które było dla mnie wielkim wyzwaniem, zaczęłam produkować moją własną, autorską muzykę z TAKIMIKO. Zrobiłam progres. Jestem z siebie po prostu dumna, odbieram to jako dobry etap rozwoju. Słowa Agnieszki Chylińskiej – że odnalazła w tym moim występie wszystko, że wcześniej czegoś takiego nie było – są dla mnie niezwykle ważne i budujące. Chodziło jej oczywiście i o osobowość, charyzmę, ale i o sam utwór oraz jego prezentację.
Patrząc na Twoje zdjęcia, video czy choćby występ w „Mam Talent” można zaobserwować, że ciągnie Cię w stronę kultury arabskiej, tureckiej. Pokazujesz to w stroju, akcesoriach, biżuterii. Uczysz się ponadto języka tureckiego i arabskiego. Dlaczego?
kich moich przeżyciach i antrakcie muzycznym trudno mi było powrócić na scenę, do świata muzyków. Miałam nawet takie poczucie wstydu, że moi znajomi, koledzy z Akademii Muzycznej są już o wiele szczebli wyżej. I do tej pory często mówię o sobie „grajek”, a nie muzyk (śmiech), choć staram się nadrobić stracony czas. Mam więcej odwagi i siły w sobie niż dawnej.
A propos odwagi… Jesteś uczestniczką 14. edycji „Mam Talent”, programu telewizyjnego o ogromnej popularności. Co Cię skłoniło, aby brać udział w tym przedsięwzięciu i pokazać się milionom widzów?
Nie szukałam poklasku w programie muzycznym, nie zgłosiłam się do niego sama. To mnie wyszukano i zaproponowano mi udział. Nie myślałam nigdy o sobie, że jestem doskonała, że bezbłędnie wykonuję muzykę – wprost przeciwnie. Dlatego na propozycję odpowiedziałam pozytywnie, bo stwierdziłam, iż nie mam nic do stracenia. Wyszłam z założenia, że ja nie jestem muzykiem o wypracowanej renomie, więc byłam gotowa na krytykę. Moja odwaga okazała się moją wygraną! Jednak sukces nie zmienił
mojego nastawienia i nadal wydaje mi się, że podchodzę do wszystkiego z ogromną pokorą.
Tak, śmieję się, że w poprzednim życiu musiałam się urodzić w jakimś kraju arabskim. Ewidentnie ciągnie mnie w stronę ich bogato zdobionych strojów, muzyki i estetyki. O dziwo, większą łatwość sprawia mi nauka języka arabskiego niż francuskiego i włoskiego. To dla mnie jest naturalne…Nie umiem od tego uciec, tu nic nie jest prowokowane czy wytwarzane na siłę, na jakiś pokaz… Niewątpliwie zafascynowana jestem muzyką i kuchnią Bliskiego Wschodu.
Z jakim artystą, muzykiem, mulitinstrumentalistą bym nie rozmawiała, zawsze z podziwem i wielkim zainteresowaniem wysłuchuję historii o początkach przygody z muzyką, która to najczęściej narodziła się we wczesnych latach dzieciństwa. Pochodzisz z rodziny o muzykalnych tradycjach?
Muzyka zawsze była u mnie w rodzinie, mój dziadek grał na akordeonie, trąbce i na skrzypcach – był samoukiem. Mój tata również grał w ramach rozrywki na akordeonie, bardzo hobbystycznie. Jestem jedyną osobą z rodziny, która poszła w tym kierunku profesjonalnie, zawodowo, choć wielu członków rodziny ma ku temu predyspozycje.
Skończyłam szkołę muzyczną, później była Akademia Muzyczna im. Ignacego Jana Paderewskiego. Gram nie tylko na skrzypcach, zdarzało się również na lirze korbowej, prowadziłam muzycznie przez jakiś czas dziecięcy zespół folklorystyczny. Nagrywałam utwory np. na altówce, na wiolonczeli, kiedy była taka potrzeba, a w pobliżu nie było wiolonczelisty, ale skrzypce są dla mnie najważniejszym instrumentem.
I jeszcze ważne są dla Ciebie… Zdrowie, moja rodzina i równowaga życia. I tego się trzymam!
Twórczość połączeń
tekst : Marta SzostakCzy może jest wśród Państwa ktoś, kto podobnie jak ja uważa, że początek roku wcale nie musi uginać się pod ciężarem presji noworocznych postanowień? Jeśli tak, cieszę się, że jest nas więcej. Jeśli nie, może pozwolą mi się Państwo dać przekonać do tego, że wedle natury, zima ma w sobie dużo więcej z Czasu Regeneracji aniżeli z Czasu Katorgi? Zimą drzemiemy nieco dłużej i bez wyrzutów sumienia oraz chętniej zatapiamy się w fotelu z dobrą książką, zimą rozkoszujemy się przyrządzonymi latem przetworami i nabieramy dystansu, zaszywając się najedzeni w przytulnych kątach przeróżnej, górsko-nadmorsko-leśnej maści. Sielankujemy, dumamy i odkrywamy to, co nowe, i czemu warto przyjrzeć się w uważnym zatrzymaniu. Oczywiście, jeśli komuś z nią (katorgą) i nimi (postanowieniami) po drodze – nie widzę przeszkód. Chciałam jednak rzucić na ten niezbyt lubiany, noworoczny czas nieco inne światło. Ciut jakby cieplejsze, bardziej miękkie i czułe.
A skoro już przywołałam odkrywanie, by dać Państwu kolejną zachętę do spojrzenia na początek roku trochę inaczej, oto Jazz z MACV, drugi już album Warszawskiej Opery Kameralnej powstały w ramach arcyciekawego cyklu wydawnictw płytowych, łączących w sobie elementy jazzu i muzykę dawną. Jego premiera odbyła się jesienią zeszłego roku, pod koniec stycznia 2023 natomiast ukaże się on w wersji winylowej – gratka dla smakoszy! Co w środku?
W środku, drodzy Państwo, Orkiestra Musicae
Antiquae Collegium Varsoviense wraz z Marcinem
Maseckim prezentują trzy koncerty: Koncert E-dur
BWV 1053 Jana Sebastiana Bacha, Koncert c-moll
Wq 43/4 Carla Philippa Emanuela Bacha oraz Koncert C-dur nr 13 KV 415 Wolfganga Amadeusza Mozarta.
Jazz z MACV
Marcin Masecki & Musicae Antiquae Collegium Varsoviense
Argumentując, dlaczego warto sięgnąć po ten album, mogłabym oczywiście oprzeć się na pomnikach kompozytorów oraz ich roli, bez której historia muzyki nie byłaby tą znaną nam dzisiaj, fascynującą opowieścią. Mogłabym też powołać się na renomę i warsztat Marcina Maseckiego, jednego z bardziej intrygujących i oryginalnych pianistów czasów obecnych oraz na Orkiestrę, której dokonania i misja budzą ogromny podziw. Ja jednak spróbuję zachęcić Państwa jakościami nieco bardziej… metafizycznymi? Takimi jak wolność. Oraz spojrzenie różniące się od tego, do którego przywykliśmy, myśląc nie tylko o muzyce dawnej, ale i o roli klasycznej orkiestry. Oraz satysfakcja, która wypełniając słuchaczowe uszy i dusze po brzegi, udowadnia, że w muzyce naprawdę nie ma granic, a i te dotychczas nam znane warto szturchać, sprawdzając, czy aby nie przyszedł czas na lekkie przesunięcie.
Przyszedł czas, a zaraz za nim – barok, klasycyzm i romantyzm w ujęciu jazzowym, traktującym repertuar z należytym uznaniem, ale i bez obaw i ograniczającego improwizacje strachu przed popełnieniem błędu. Zarówno orkiestra, wykonująca na co dzień repertuar klasyczny, jak i pianista, znany ze swoich (głównie, choć nie tylko) jazzowych zmagań, wnoszą do tego projektu unikalną jakość, uczą się od siebie nawzajem i otwierają się na nowe, dzięki czemu to, co powstaje, jest w istocie czymś, czego do tej pory nie było; czymś, co nie jest odtwórcze i co nie jest różniące się od poprzednich wykonań jedynie słyszalnymi dla nielicznych niuansami. Jest czymś, w co warto zanurkować. Z ciekawością i bez presji. Polecam tę wyprawę. Zwłaszcza zimą gwarantuje ona niesamowite przeżycia.
tekst : Radek Tomasik / z wykształcenia filmoznawca, z wyboru przedsiębiorca, edukator filmowy, marketingowiec. Współwłaściciel Ferment Kolektiv – firmy specjalizującej się w działaniach na styku kultury filmowej, biznesu i edukacji oraz Kina Ferment. Autor wielu programów dotyczących wykorzystania filmu w komunikacji marketingowej realizowanych dla takich marek jak: Orange, Mastercard, Multikino, Renault, ING, Disney, Santander Bank, British Council i in.
MIŁOŚĆ (I ZBRODNIA) W ZAKOPANEM
Odkąd Sławomir obwieścił światu, że wypił syćkie drinki aż do dna, a „sylwester marzeń” wygonił spod Wielkiej Krokwi śyckiego zwierza, legł inteligencki mit Zakopanego. Jednak legendę o genius loci stolicy Tatr, która narodziła się ponad sto lat temu, a sczezła pod lakierkiem i ortalionem, udaje się odratować twórcom „Niebezpiecznych dżentelmenów”, zaskakującej komedii o Witkacym, Boyu-Żeleńskim, zbrodni, miłości życia i wolności w czasach zniewolenia.
Wksiążce „Góry. Stan umysłu”, na podstawie której powstał doskonały filmowy esej „Mountain”, Robert MacFarlane pisze: „Góry były wolne od grzechu. Szczyt górski stał się powszechnym symbolem wyzwolenia uwięzionego w mieście ducha, konkretyzacją romantyczno-sielskiego pragnienia ucieczki (…); wchodząc na górę, człowiek mógł właściwie zawsze liczyć na oświecenie – duchową lub artystyczną epifanię”.
To i jeszcze kila innych walorów górskich przyciągało w Himalaje, Alpy i Tatry wielkie umysły i wielkich artystów. Wiemy o górskich fascynacjach Staszica, Żeromskiego, Chałubińskiego,
Niebezpieczni dżentelmeni
reż. i scen.: Maciej Kawalski
prod. Polska 2022, czas: 1h47’ dystrybucja w Polsce: Kino Świat, w kinach od 20 stycznia
Tetmajera, Witkiewiczów… słowem: cała sztuka i pół nauki młodopolskiej tatrzańskimi limbami stoi!
I w końcu zapewne obejrzelibyśmy te wszystkie górskie intelektualne wzniosłości na wielkim kinowym ekranie, gdyby nie fakt, że Witkacy, Boy-Żeleński, Conrad (tak, ten od „Jądra ciemności”) oraz Malinowski (antropolog), nie uwikłali się w tajemniczą zbrodnię. Skupiamy się więc nie na tym, co w chmurach, a na tym, co sześć stóp pod ziemią. A wszystkiemu winna… libacja. I to nie byle jaka. Przynależność do artystycznej bohemy zobowiązuje, stąd z onirycznych wizji pierwszego aktu filmu zapamiętamy nie tylko ponętne półnagie ciała gibające się w rytm wpadającej
w ucho góralszczyzny, ale też opary opium, pijackie bajania i podkarmianie artystycznego ducha egzotycznym pejotlem. Tak się szlachta bawi! Gorzej, że z tej suto zakrapianej imprezy wspomniani panowie nie pamiętają zgoła nic. W tym powodów i przyczyn, które doprowadziły do odkrycia, iż w ich willi w stylu zakopiańskim leży świeży trup.
Jak powszechnie wiadomo, najbardziej niebezpieczni na świecie są artyści oraz ci, którzy w ogóle nie piją –wobec tego tutaj w pewnym sensie jedno niweluje drugie. Nie zmienia to faktu, że nasza czwórka wybitnych osobowości znajduje się nagle w zgoła rozpaczliwym położeniu. Zaczyna się więc śledztwo na własną rękę, by uchronić się od szubienicy…
Tak zaczyna się film, jakiego nie powstydziłby się Guy Ritchie: zabawna, brawurowa opowieść o gangsterach i literatach, o wielkiej władzy i małych umysłach, o ludzkich ambicjach i uwolnieniu się od nich, zwłaszcza wtedy, gdy okazują się ambicjami innych, oczekiwaniami otoczenia.
Ten film jest cudownie błahy, ostentacyjnie rozrywkowy, a jednak tak dużo mówi o ludzkiej naturze, że nazywanie go komercyjnym wydaje się grzechem. Ale jest takim w najlepszym tego słowa znaczeniu. Wyśmienite dialogi, wspaniałe kreacje, twisty fabularne, spektakularne strzelaniny, widoki Tatr i Podhala bez zakorkowanej Zakopianki, niewiarygodne acz prawdopodobne spotkania w Zakopanem, w którym na przełomie wieku bywał niemal każdy, z Piłsudskim i Leninem na czele – to wszystko jest jak filmowe fajerwerki, do których zapalnikiem był wielki talent Macieja Kawalskiego, debiutanta, który napisał, sfilmował i uczynił z tej historii perełkę, która zdobyła Nagrodę Publiczności na prestiżowym Warszawskim Festiwalu Filmowym.
Film mógłby być godną politowania ekranizacją mokrego snu polonistycznego nerda – a jest udaną komediowo-sensacyjną wariacją na temat świata i ludzi, których zna historia literatury i którzy istnieli, ale nie w tak zintensyfikowanym, skondensowanym i esencjonalnym wydaniu. Wyciągnięcie ich z kart opracowań Biblioteki Narodowej, tchnięcie w nich rumieńca życia, zdemaskowanie ich nie całkiem nobliwych przygód zapewne nie poskutkuje masowym zainteresowaniem maturzystów historią literatury polskiej. Ale być może spowoduje, że ktoś się szczerze zaśmieje, ubawi do rozpuku, doświadczy rozrywki, jakiej od dawna nie zaznał. I nie będzie to mieć nic wspólnego z rytmem na dwa i polewaniem się szampanem.
BOOKOWSKI
Są różne sposoby na wejście w Nowy Rok. Niektórzy lubią łagodnie, na spokojnie, inni z impetem, karnetem na siłownię i listą noworocznych postanowień. Można też wejść w 2023 z książką. I owszem można próbować z taką, która nas roztkliwi, ale ja proponuję jednak tytuły ze znacznie większą mocą, zwłaszcza taką do otwierania głowy i wietrzenia zatęchłych opinii. A nikt
Do Audre Lorde pasuje wiele określeń – kobieta, matka, żona, feministka, aktywistka działająca na rzecz praw obywatelskich, lesbijka, partnerka – ale skupmy się na jednym, pisarka.
I to pisarka z niezwykłą wrażliwością i siłą, aby mimo wszystko przeć do przodu, pomimo wykluczeń, pomimo choroby, pomimo wszystkiemu, co zatrzymywało ją przed spełnieniem swoich celów. O tej walce właśnie są Dzienniki raka, o codziennym zmaganiu się z bezsilnością, zmęczeniem, swego rodzaju samotnością w chorobie.
Nic z tych rzeczy jednak nie stępiło jej bystrości umysłu i wrażliwości na niesprawiedliwość. Przemyślenia
Lorde dotykają kwintesencji kobiecości,
są świadome kryzysu klimatycznego i spustoszenia, jakie sieje w świecie kapitalizm i aż nie chce się wierzyć, że powstawały na przełomie lat 70. i 80., bo aż tak są aktualne. I chociaż wiem, że tytuł brzmi wręcz onieśmielająco i wielu może zniechęcić, bo przeprawa przez czyjąś walkę z tak paskudną chorobą, jaką jest rak piersi wymaga sporego nakładu emocji, to jednak słowa Lorde sięgają znacznie dalej, obejmują indywidualne przeżycie w globalnym kontekście. I trzeba jeszcze czasu i wielu starań, aby mogły przejść do historii, jako zapis pewnej epoki, a nie tekst, który się nie starzeje.
bardziej się do tego nie nadaje niż dwie ikony feminizmu. Audre Lorde i Angela Y. Davies wprowadzą nas w ten rok z siłą, energią, siostrzanym uczuciem i czułością, a tego na pewno przyda nam się dużo.
tekst i zdjęcia : Monika Wójtowicz / czytelniczka, doradca z księgarni Bookowski w poznańskim Centrum Kultury Zamek
Nie ma ani krzty przesady w nazywaniu Angeli Y. Davis ikoną czy legendą. Jej życie zdecydowanie bardziej przypomina trzymający w napięciu film niż ludzkie codzienne życie. Na kartach historii zapisała się jako zatwardziała działaczka na rzecz praw obywatelskich, członkini Czarnych Panter, komunistka, feministka. Swoimi głośno wygłaszanymi poglądami udało jej się zirytować wiele ważnych osób, które próbowały ją uciszyć więzieniem. To aż dziwne, że Davis w naszej świadomości dosyć długo była nieodkryta, a jej Kobiety, rasa, klasa dopiero w zeszłym roku zostały przetłumaczone na polski. Bo jest to książka ikoniczna, swoista biblia feminizmu. To historia Stanów
Zjednoczonych opowiedziana na nowo, tym razem z perspektywy mniejszości, afroamerykanów, kobiet, robotników, osób nieheteronormatywnych. Davis śledzi ruchy abolicjonistyczne, feministyczne i robotnicze XIX i XX wieku, ich wzajemne sprzęganie się, wspólne cele i rozbieżne drogi. Opisuje historie czołowych działaczy i działaczek, jednocześnie poszerzając pole widzenia z jednostkowego na intersekcjonalne.
To zdecydowanie taka historia, której nikt nas w szkole nie uczy. A szkoda, bo może dzięki temu byłoby w nas więcej empatii.
PRZEWODNIK PRZEWODNIK
Angela Y. Davis Kobiety, rasa, klasa Wydawnictwo KarakterWłoskie bąbelki, które pokochał świat, czyli… słów kilka o Prosecco
FELIETON: SŁAWEK KOMIŃSKI
Karnawał, walentynki, randka, spotkanie w gronie znajomych, chwila wytchnienia po ciężkim tygodniu, odrobina radości na co dzień… Nie ma lepszych okazji, aby otworzyć butelkę Prosecco. Poznajmy zatem bliżej wino musujące, które swoją nazwę wzięło od małej włoskiej miejscowości położonej niedaleko Triestu.
Prosecco wywodzi się z północno-wschodniej części Włoch, z dwóch regionów: Veneto i Friuli Venezia Giulia, a wino to wytwarza się głównie ze szczepu Glera.
SŁAWEK KOMIŃSKI
Miłośnik wina, który od ponad 13 lat łączy swoją pasję z biznesem, będąc właścicielem Salonów Win i Winebarów MineWine.pl
Absolwent Vinitaly International Academy i oficjalny Ambasador Win Włoskich.
W czerwcu 2022, po ukończeniu kursu i zdaniu egzaminu, dołączył do wąskiego grona 28 osób na świecie, certyfikowanych przez Konsorcjum
Producentów Win Valpolicella, jako Valpolicella Wine Specialist.
Jak powstaje Prosecco? Do produkcji tego wina wykorzystuje się duże stalowe tanki, zwane autoklawami, i to właśnie w nich następuje proces wtórnej fermentacji, dającej to, co najważniejsze, a więc dwutlenek węgla, czyli bąbelki. Zastosowanie tej metody, którą od nazwisk jej twórców określa się jako „Metodę Martinottiego” lub „Metodę Charmata”, pozwoliło znacznie obniżyć koszty produkcji i przyspieszyć proces powstawania wina musującego w porównaniu np. do metody stosowanej przy produkcji szampana, w której „bąbelki” powstają w butelce, a nie w dużym tanku.
Jak wybrać dobre Prosecco? Za sukcesem komercyjnym tego wina, poszła także jego masowa produkcja. Aby zaspokoić globalny popyt, produkuje się go w setkach milionów butelek każdego roku, często niestety także na przemysłową skalę. Warto zatem szukać butelek nie od znanych, napakowanych marketingiem marek, ale od mniejszych producentów, którzy nad ilość przedkładają jakość wina, które robią. Wskazówką mogą być także informacje zawarte na etykiecie świadczące o miejscu pochodzenia win. Jeśli wybierając butelkę Prosecco, zobaczymy na butelce nazwy apelacji takie jak: Cartizze, Asolo czy Conegliano Valdobbiadene, będziemy mieli pewność, że trafiliśmy na wino z najwyższych jakościowo miejsc. Kolejnym istotnym elementem, na który warto zwrócić uwagę, wybierając Prosecco jest zawartość cukru i tu uwaga! Prosecco Extra Dry – najpopularniejsze i najszerzej produkowanie, to nie wino „ekstra wytrawne”, a wręcz przeciwnie – półwytrawne, bowiem zawartość cukru resztkowego waha się w nich między 12 a 17 gramów na litr. Jeśli natomiast szukamy Prosecco bardziej wytrawnego sięgajmy po to, które ma na etykiecie oznaczenie Brut , a te najbardziej wytrawne opisane będą: Extra Brut lub Brut Nature. Z kolei Prosecco z najwyższą zawartością cukru oznaczone będzie Dry. Skomplikowane? Mam nadzieję, że teraz już nie.
Z czym łączyć Prosecco? Z dobrą zabawą, spotkaniem i chwilą radości, ale Prosecco to także świetny kompan przy stole. W zależności od wspomnianej zawartości cukru, sprawdzi się zarówno jako aperitif, towarzysz lżejszych, nieskomplikowanych dań, jak również deserów (szczególnie tych owocowych). Będzie także genialne komponować się z daniami kuchni azjatyckiej.
Jak pachnie i smakuje Prosecco? – Świeżość, świeżość i jeszcze raz świeżość, a więc znajdziemy w nim aromaty: soczystych jabłek, gruszek, brzoskwiń czy kwitnących białych kwiatów. Pamiętajcie, że świeżość bierze się z kwasowości i dobre Prosecco tę kwasowość powinno mieć i nie bójmy się jej! Pijąc dobre, jakościowe Prosecco, cukier wcale nie będzie nam potrzebny.
Ciekawostka! Najwyższej klasy Prosecco pochodzą z apelacji Cartizze, która poza tym, że jest przepięknym miejscem, stała się także najdroższym kawałkiem winiarskiej ziemi w całych Włoszech, a hektar parceli wyceniany jest tam
aż na 1 milion 800 tys. EUR.
Za co kochamy Prosecco? Przede wszystkich za owocowość, lekkość, szczerość i nieskomplikowanie, wreszcie za przystępną cenę, która pozwala nam cieszyć się winem musującym nie tylko wtedy, kiedy celebrujemy ważne uroczystości, ale także, pozwala nam je pić na co dzień, zarówno solo, jak i jako komponent pysznych cocktaili ze słynnym
Aperol Spritz na czele.
To co? Widzimy się na kieliszku Prosecco? Salute!
KUCHNIA OT.WARTA – mule z białym winem
Otwórz się na smaki z najwykwintniejszych restauracji –śródziemnomorskie mule z białym winem to sprawdzony przepis na olśnienie gości podczas karnawałowego wieczoru. Dzięki wskazówkom Dimy, szefa kuchni OT.Wartej , ich przygotowanie jest proste jak budowa małża. Pst! Małże to uznawany od wieków afrodyzjak. Podgrzej atmosferę, serwując je podczas walentynkowej kolacji z drugą połówką.
PRZEPIS NA MULE
Z BIAŁYM WINEM
- 1 kg czarnych muli
- 3 ząbki czosnku
- połówka papryczki chili bez pestek
- 100 ml białego wytrawnego wina
- 80 g masła
- natka pietruszki
- 2 łyżki oliwy z oliwek
- pieprz i w razie potrzeby sól
DIMA MAKSYMOVYCH
Na głęboką, rozgrzaną patelnię wlewamy oliwę z oliwek i delikatnie podsmażamy rozdrobniony czosnek i drobno pokrojoną papryczkę chili.
Dodajemy świeże, wypłukane z piasku mule i smażymy jeszcze 5 minut, po czym wlewamy białe wino i dusimy 5-7 minut, aż małże się otworzą.
W trakcie gotowania 2-3 razy potrząsamy
patelnią, aby małże równomiernie się gotowały.
Mule, które się nie otworzyły, wyrzucamy.
Kiedy wino delikatnie się zredukuje, dorzucamy zimne masło i na wyłączonym ogniu mieszamy sos do konsystencji emulsji.
Dodajemy drobno pokrojoną pietruszkę.
Serwujemy ze świeżym, chrupiącym pieczywem.
– młody kucharz ze szczerym uśmiechem i… aż 10-letnim doświadczeniem pracy w kuchni! Już jako 18-latek przygotowywał dania, które zachwycały gości restauracji we Włoszech i Francji. Teraz zawitał do Poznania i szefuje w kuchni restauracji OT.Wartej – nowej destynacji na kulinarnej mapie Poznania, która przywróciła świetność dawnym Łazienkom Rzecznym.
Przemysław Wichłacz, były piłkarz, obecnie przedsiębiorca, www.wichlacz.pl
KONIEC UPRAWIANIA SPORTU – początek dramatu?
Moment, w którym dochodzi do Ciebie myśl, że ze sportu, który trenujesz zawodowo nie będziesz (już) zarabiał, jest momentem pełnym emocji. W zależności od indywidualnej historii – i tego czy kończysz długą, uwieńczoną sukcesami karierę, czy też zdajesz sobie sprawę, że nie masz w sobie tyle potencjału, aby zarabiać dzięki sportowi –towarzyszą najczęściej emocje, takie jak: smutek, lęk, strach i niepewność.
perspektywy czasu, po wielu rozmowach z osobami, które doświadczyły tych uczuć nasuwa się jeden wniosek – nie ma w tym nic złego. Jest to całkiem normalna i zrozumiała reakcja człowieka. Taki stan może chwilę potrwać. Słyszałem nawet historie, że jeden
z byłych piłkarzy ekstraklasowych przez miesiąc od zawieszenia butów na kołek chodził w szlafroku i nie wiedział, co ze sobą zrobić. Domyślam się, że przez ten miesiąc było w jego myślach mnóstwo flashbacków. Pełen mix wspomnień – ważne mecze, historyczne bramki, kluczowe sezony, medale i wyróżnienia przeplatały się z myślami, co dalej? Gdzie będę pracował? Gdzie znajdę, coś co mi sprawia radość? Czy mam jakieś umiejętności inne
niż granie i w ogóle jak zacząć zarabiać ponownie dobrą kasę? 2023 rok i seria „Życie na pełnych obrotach” będzie pod znakiem takich historii. Kariera sportowa, piękny sposób na życie i potem… kończy się to w mgnieniu oka i zaczyna „drugie życie”. Życie biznesowe, życie przedsiębiorcy, życie w innym świecie – zmiana o 180 stopni.
Są to inspirujące historie, ponieważ każdemu z nas na co dzień towarzyszą różne emocje, a zestawienie ich z tym jak funkcjonuje człowiek wychowany w sporcie, powoduje, że można zaczerpnąć dla siebie wiele ciekawych przykładów, jak wytrwale dążyć do upragnionych celów, jak radzić sobie z problemami, czy nawet jak łączyć biznes ze sportem i sport z biznesem. Faktem jest to, że w momencie zmian w swoim życiu każdy chciałby znaleźć pozytywne rozwiązania, ale nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że najważniejszym czynnikiem w tej sytuacji jest po prostu głowa. To ona podpowiada najlepsze rozwiązania i kreuje świetne pomysły, jednocześnie to ona powoduje, że stoisz i nie jesteś w stanie znaleźć pomysłu na siebie.
Jakie są zatem konsekwencje , gdy za zmianą trybu życia „nie dojedzie” głowa? Podzieliłbym je na dwie grupy.
Materialne i mentalne.
• Materialne to te, które jesteśmy w stanie zweryfikować w dość szybkim czasie lub te, które namacalnie jesteśmy w stanie zdiagnozować, np.
- brak dochodu i finansowy pik w dół
- brak pracy / codziennych obowiązków zawodowych
W przypadku osoby z ekstraklasową historią brak comiesięcznego przelewu nie powinien stanowić problemu ze względu na odłożony kapitał i możliwość zrobienia sobie chwili
zawodowej przerwy, to na przykładzie zawodnika, który dopiero, co skończył akademie, zadebiutował ledwo w II / III lidze wygląda to inaczej. Ten margines przerwy jest zdecydowanie krótszy lub go nie ma.
• Mentalne. Jeśli tego marginesu nie ma lub jesteśmy świadomi, że nie wiemy co mamy w życiu robić to w głowie pojawiają się różne myśli:
- natłok informacji związanymi z pomysłami na to co dalej
- świadomość braku wiedzy od czego zacząć
- brak motywacji
- świadomość braku umiejętności biznesowych/zawodowych
- spadek pewności siebie
- ogólne złe samopoczucie
- frustracja związana z czasem poświęconym na pracę vs. zarobki (w porównaniu do piłki)
Dodatkowo często zdarza się, że wraz ze zmianą dochodzi do:
- pogorszenie relacji z najbliższymi
- wywierania presji ze strony rodziny/bliskich/znajomych, aby „wziąć się w garść”
- walki z własnym ego. Często pozycja społeczna i przyzwyczajenia byłego sportowca nie pozwala mu zacząć pracy od najniższego stanowiska, a często zmiana trybu sportowca na pracownika tego wymaga.
Finalną konsekwencją może być nerwica, albo nawet depresja, która jak się w wielu źródłach można dowiedzieć jest dość częstym przypadkiem wśród sportowców i ex-sportowców.
Z polskiego świata sportu przykładami osób, które doświadczyły tego stanu to m.in. Justyna Kowalczyk, Marek Plawgo czy Tomasz Smokowski, jednak… seria „Życie na pełnych obrotach” pokaże prawdziwe historie jak skutecznie się przed tym bronić lub przełamywać ten stan. Jak wykorzystać sportowy charakter do zmian w życiu. Pokażą, jak się przebranżowić, jak zmienić swoje nastawienie, jak osiągnąć sukces, czy jak ciężko pracować, aby dojść na szczyt.
Inspirujące historie po to, aby rozmowa z bohaterem dostarczyła jedno zdanie, które zmieni coś w Twoim życiu. Wniesie wartość dodaną do Twoich działań!
KARLIK LUXURY CARS – spełniamy motoryzacyjne marzenia
Wartość rynku dóbr luksusowych osiągnęła w 2022 roku w Polsce rekordowe 30 mld złotych, a segment, który urósł najmocniej to segment samochodów luksusowych. I to o całe
17 procent w porównaniu z rokiem 2021. W 2022 roku w Polsce zarejestrowano 92 997 nowych aut segmentu premium czyli o 3,5% więcej (+3165 szt) w porównaniu z rokiem 2021. Trend ten zauważył również dealer samochodów Jaguar Land Rover – M.Karlik. I wśród salonów z dobrze znanymi i kojarzonymi z dealerem z Baranowa markami, pojawił się nowy – tym razem z używanymi samochodami z kategorii luxury. O potencjale na luksus w motoryzacji mówi Dawid Jakubowski - dyrektor handlowy w Jaguar Land Rover Karlik.
Kierunek samochody premium stał się zauważalnym zjawiskiem na rynku. Nie od dziś wiadomo, że produkty luksusowe opierają się negatywnym trendom w czasie spowolnienia gospodarczego. To był naturalny krok z Waszej strony, aby swoją ofertę rozbudować właśnie o samochody z segmentu luxury?
w której bierzemy czynny udział od lat. To fundacja zrzeszająca ludzi z pasją do samochodów sportowych i chęci niesienia pomocy chorym dzieciom. Wspólne akcje pomocowe i wyjazdy sportowymi samochodami, zainspirowały i zmotywowały nas do większego skupienia się na segmencie aut używanych premium i luxury.
Co ostatnie dwa, trzy lata zmieniły na rynku samochodów?
DAWID JAKUBOWSKI: Od 2004 roku jesteśmy dealerem marek Jaguar i Land Rover, ekskluzywnych brytyjskich marek, więc w tym segmencie tak naprawdę jesteśmy obecni od lat. Obie te marki od ponad 70 lat wyznaczają trendy w dziedzinie najbardziej luksusowych, ekscytujących samochodów ze sportową i off-roadową duszą. Mamy zatem takich klientów, którzy poszukują aut z wyższej półki. Zauważyliśmy, że nasz klient, przyzwyczajony do samochodów w kategorii premium, zaczął szukać czegoś jeszcze bardziej elitarnego. Można zatem powiedzieć, że w sposób naturalny staraliśmy się znaleźć rozwiązanie, aby takie samochody mu dostarczać.
Ponadto ważnym bodźcem stojącym za rozwojem Karlik Luxury Cars jest inicjatywa Positive Ways,
Cały segment samochodów używanych uległ bardzo dużemu przeobrażeniu w trakcie pandemii. Z uwagi na zerwane łańcuchy dostaw, brak dostępności nowych aut, samochody używane stały się towarem pożądanym w dzisiejszych czasach. I wielu dealerów dostrzegło właśnie w tym segmencie swoją szansę na biznes. Samochody nowe bardzo podrożały, stały się towarem elitarnym. Dodatkowo marki, które reprezentujemy na co dzień – Land Rover i Jaguar też się zmieniają. Range Rover i Range Rover Sport nowymi modelami awansowały z segmentu premium do luxury, nie tylko cenowo, ale także i jakościowo. Zmian jest sporo i to wszystko przekonało nas do pojawienia się nowej marki w naszym portfolio – Karlik Luxury Cars.
Czy w Poznaniu jest rynek na tak drogie i luksusowe auta? W 2022 roku w Wielkopolsce zarejestrowano 7711 nowych samochodów w segmencie premium. Część z ich użytkowników jest potencjalnymi nabywcami aut z jeszcze wyższej półki cenowej. A dodatkowo w naszym regionie nie ma takiego miejsca, które oferowałoby pod jednym dachem samochody używane premium i luxury. To daje spory potencjał na przyszłość.
Czasy są niepewne, gospodarka zwalnia, inflacja wyznacza nowe poziomy wzrostu. Historia uczy, że rynek dób luksusowych opiera się negatywnym trendom gospodarczym. Czy samochód luksusowy to sposób na pewną inwestycję?
Niech odpowiedzią na to pytanie będzie wzrost transakcji gotówkowych w ostatnim roku. Jeszcze dwa, trzy lata temu gotówka stanowiła 2-3 procent wszystkich transakcji, w tej chwili jest to aż 19 procent. To dość wyraźnie wskazuje, że klienci zaczęli inwestować gotówkę w towar, ratując swoje pieniądze przed spadkiem wartości. Oczywiście nie jest tak, że inwestycja w każde auto uchroni nas przed inflacją, jednak są modele zarówno samochodów, jak i motocykli, które tracą relatywnie mało na wartości, a z czasem mogą wręcz zyskiwać.
Wsparcie dużej grupy motoryzacyjnej to niewątpliwie duży atut Waszego nowego projektu. Na co może liczyć klient decydujący się na zakup luksusowego auta właśnie u Was?
Przede wszystkim może być pewny jakości auta, które u nas kupi. Sprzedajemy samochody w większości od pierwszego właściciela, kupione i serwisowane w polskim ASO. Bardzo często jeszcze na gwarancji.
Dodatkowo pomagamy w sfinansowaniu zakupu, zapewniamy także obsługę concierge – w ramach usługi door to door jesteśmy w stanie dostarczyć auto w każde wskazane przez klienta miejsce specjalnym zestawem z przyczepą, przystosowaną do transportu także supersportowych samochodów o bardzo niskim prześwicie. Współpraca z dużą grupą motoryzacyjną, jaką jest Jaguar Land Rover, pozwoliła nam zbudować bazę klientów, mamy wiedzę co się z tymi samochodami działo w trakcie ich użytkowania. To pozwala naszym klientom podejść z pełnym zaufaniem do nas i oferowanych przez nas aut.
Na wszelkie pytania i życzenia klientów zawsze gotowy jest nasz doradca – Michał
Jakie marki zatem dzisiaj możecie zaoferować swoim klientom?
Tutaj chyba „sky is the limit”. (śmiech) Wiele marek już przewinęło się przez nasz salon. Od tak egzotycznych jak Lotus, poprzez Ferrari, Lamborghini, Bentley, Maserati czy Porsche. Zdarzają się także „białe kruki”, czyli 20-, 30-letnie auta kolekcjonerskie. Warto też wspomnieć o motocyklach, bo one także znajdują się w naszej ofercie. Skupiamy się na MV Agusta i motocyklach kolekcjonerskich, a z ciekawostek – oferujemy także skutery wodne. Wraz z zespołem często żartujemy, że pracujemy w sklepie z zabawkami dla dużych chłopców. (śmiech) Dodatkowo realizujemy też indywidualne zamówienia naszych klientów. Jeśli pojawi się nietypowa prośba ze strony naszego klienta, zrobimy wszystko, aby ją spełnić. Nie ograniczamy się do konkretnych marek samochodów. W końcu spełniamy tutaj marzenia…
w Poznaniu – HISTORIA ZAPISANA NA
ASFALCIE
Sto lat temu grupa pasjonatów zafascynowanych wynalazkiem automobilu, zdecydowała o powstaniu stowarzyszenia, którego historia trwa do dziś. Stowarzyszenia, które mimo wojny, czasów komunizmu i przemian gospodarczych w nowej Polsce, przetrwało dzięki pasji i miłości do czterech kółek. To piękna opowieść o motoryzacyjnym dziedzictwie miasta, roli kobiet w tworzeniu motoryzacyjnej kultury i planach na kolejne sto lat. W setną rocznicę powstania Automobilklubu Wielkopolski i w przypadające na ten czas obchody 50-lecia istnienia Komisji Pojazdów Zabytkowych, w trwającą już wiek podróż po historii automobilizmu w Poznaniu, zabrali mnie Piotr Matuszek, Przewodniczący Komisji Pojazdów Zabytkowych Automobilklubu Wielkopolski, oraz Maciej Świderski, Wiceprezes Fundacji Muzeum Motoryzacji AW.
Setne urodziny to piękna rocznica. Jak rozpoczęła się historia stowarzyszenia?
MACIEJ ŚWIDERSKI: Historia Automobilklubu rozpoczęła się w 1923 roku, a dokładnie 25 sierpnia. Wówczas to, w sali Bazaru odbyło się zebranie konstytucyjne Wielkopolskiego Klubu Automobilistów i Motocyklistów – bo taka była pierwotna nazwa naszej organizacji. Pierwszym prezesem został generał Kazimierz Raszewski, postać ówcześnie dobrze znana w Poznaniu. Lata 20. to początek niepodległej Polski i początek polskiej motoryzacji, choć pojawienie się pierwszych samochodów w Poznaniu datuje się już pod koniec XIX stulecia. Pierwsze próby zrzeszania się polskich wielbicieli nowej wówczas technologii pojawiały się zresztą już znacznie wcześniej. Już w 1904 roku z inicjatywy artysty malarza ormiańskiego pochodzenia Zygmunta Antoniewicza powstał Motor Klub Posen. Mówimy tu oczywiście o latach zaborów, stąd niemieckojęzyczna nazwa. Ale pomimo obcobrzmiącej nazwy, Klub zrzeszał głównie Polaków związanych z branżą motoryzacyjną. Byli to w przeważającej części sprzedawcy samochodów i motocykli, których według dzisiejszej nomenklatury nazwalibyśmy dealerami. Ciekawy był także sztandar tej organizacji, czyli biały orzeł na czerwonym tle wskazujący wyraźnie na to, że większość członków stanowili Polacy. Koniec XIX
a początek XX wieku to także okres, kiedy zaczynają się pojawiać na terenie Poznania pierwsze firmy motoryzacyjne. Rozpoczyna działalność najsłynniejsza chyba firma motoryzacyjna – Stanisław Brzeski. Początkowo sprzedaje samochody, ale szybko rozwija swoją działalność o produkcję karoserii do samochodów. To pionier poznańskiego automobilizmu. Ale oczywiście nie tylko on, bo tych firm było naprawdę sporo. Dlaczego Automobilklub powstaje? Oprócz działalności prowadzonej typowo dla członków, skupiającej się na organizowaniu różnego rodzaju imprez, wyjazdów, życia towarzyskiego, dochodzi propagowanie motoryzacji jako takiej. Edukowanie społeczeństwa w zakresie wiedzy technicznej czy rozwiązań zastosowanych w ówczesnych automobilach. Trzeba pamiętać, że samochody na ulicy często nadal wzbudzały sensację, szczególnie poza Poznaniem.
Motoryzacja wydawać by się mogło, że w tamtych czasach była iście męską domeną. A tymczasem okazuje się, że to właśnie kobiety odegrały niebagatelną rolę w tworzeniu Automobilklubu.
M.Ś.: Mówiąc o początkach Automobilklubu, nie sposób nie wspomnieć o Klementynie Śliwińskiej, która jako pierwsza kobieta w Wielkopolsce, jeszcze przed I wojną światową, w 1913 roku uzyskała prawo jazdy. Egzamin zdawała na samochodzie marki NAG. W czasie tego egzaminu zdarzył się też drobny incydent – pani uderzyła w krowę, ale egzamin zdała! Klementynie Śliwińskiej zawdzięczamy przede
wszystkim współczesną nazwę Automobilklubu, ponieważ na jej wniosek w 1924 roku, w którym uzasadniała, że ówczesna nazwa Klubu – Wielkopolski Klub Automobilistów i Motocyklistów –sugeruje, że członkami mogą być tylko mężczyźni, została zmieniona na Automobilklub Wielkopolski i pod tą nazwą klub funkcjonuje do dziś. Zasługi pani Śliwińskiej to jednak nie tylko nazwa. Klementyna Śliwińska prowadziła w Poznaniu, na rogu Ratajczaka i Placu
Wolności salon samochodów marki Praga. Do tego brała udział w licznych imprezach motoryzacyjnych, propagując automobilizm wśród pań, ale co ciekawe była także założycielką pierwszego przedsiębiorstwa autobusowego w Poznaniu, łącząc Poznań z jego peryferiami. Brała udział w rajdach samochodowych, jeżdżąc właśnie samochodami marki Praga. Swoją pasją do motoryzacji zaraziła nawet swoją siostrę Ojcumiłę Falkowską. I był to naprawdę wówczas ewenement, bo ilość pań w branży uznawanej za jednak typowo męską była niewielka i wzbudzała nie lada sensację.
A ile dzisiaj jest kobiet w stowarzyszeniu?
PIOTR MATUSZEK: Coraz więcej! Panie bardzo chętnie angażują się w działalność motoryzacyjną, czy to startując w wyścigach na Torze Poznań, czy to w rajdach turystycznych nie tylko na pozycji pilota. Szacujemy, że jest ich w całym Klubie ok. 30%. W naszej Komisji bardzo ważną rolę odgrywają Panie tworząc wiele imprez jak również pieczołowicie dbając o estetykę naszych przedsięwzięć.
Jaki jest dzisiaj cel działania Automobilkubu?
P.M.: Naszym głównym i statutowym celem jest popularyzowanie sportu i turystyki motorowej, ale nasz klub to nie tylko pojazdy sportowe czy motocykle. To również podnoszenie wiedzy i kultury motoryzacyjnej poprzez szkolenia z bezpieczeństwa ruchu drogowego zarówno dla osób prywatnych, jak i dla grup zawodowych związanych z ratownictwem drogowym. Pojazdy zabytkowe, kampery, kartingi, rowery.
Pierwszy rok jest rokiem kandydackim i po tym roku zostaje się już pełnoprawnym członkiem. Bardzo zależy nam, aby osoby wstępujące brały czynny udział w życiu klubu. Aby po opłaceniu składki, nie były „martwymi duszami”, tylko aby ich działalność wnosiła także coś nowego do naszego stowarzyszenia.
Ważnym elementem Automobilklubu jest TOR POZNAŃ. To ewenement na skalę kraju, że mamy w Poznaniu swój tor wyścigowy. Jak to się stało?
7. Międzynarodowy Poznański Rajd Samochodów Zabytkowych 1979r.
Ilu członków ma dzisiaj AW i jak takim członkiem można zostać?
P.M.: Klub zrzesza dzisiaj ok. 1300 członków, z czego 250 to członkowie Komisji Pojazdów Zabytkowych, którą reprezentuję. Aby zostać członkiem, wystarczy wypełnić deklarację, opłacić składkę, mieć dwie osoby wprowadzające. No i kochać motoryzację. (śmiech)
M.Ś.: Sport jest nieodłączną częścią motoryzacji od samego początku jej istnienia. To dla samochodów stworzono sportowe imprezy motoryzacyjne, które historycznie były świetną formą reklamy i służyły upowszechnianiu i popularyzowaniu automobilizmu. Bicie kolejnych rekordów czy próby sportowe z udziałem aut powodowały, że te znajdowały się na ustach wszystkich. Nie inaczej było także w Poznaniu. Pierwsze wyścigi odbywały się już w okresie międzywojennym. Były to wyścigi motocyklowe na torach trawiastych, chociażby na Woli czy w tzw. Trójkącie Szos, czyli dzisiejszych ulic Grunwaldzkiej, Rycerskiej, Bułgarskiej. Plany na powstanie toru wyścigowego z prawdziwego zdarzenia powstały już przed II wojną światową z racji tego, że organizacja wyścigów na zwykłych ulicach stawała się niebezpieczna, ze względu na osiągi pojazdów i olbrzymią ilość osób, która chciała wyścigi oglądać. Postanowiono zatem ten aspekt kolokwialnie mówiąc „ucywilizować”. W tamtym okresie, w różnych częściach Europy i świata takie tory powstawały, więc i Poznaniu miał takie aspiracje. Wybuch II wojny światowej niestety zniweczył te plany, ale idea nie umarła. I kiedy po wojnie w 1953 roku powstała Fabryka Samochodów Rolniczych, pomysł na tor się odrodził, jako miejsca do testowania produkowanych w FSR Tarpanów. Miejsce, które wydawało się idealnym do zbudowania toru, stanowiły pasy lotniska zbudowane przez Niemców na potrzeby wojenne. Na początku tor służył tylko wyścigom na prostych odcinkach i niczym nie przypominał tego dzisiejszego, jednak dzięki kooperacji z Tarpanem i wysiłkom wielu osób, marzenie wielu stało się rzeczywistością. I ostatecznie w grudniu 1977 roku, odbyły się pierwsze wyścigi na nowo otwartym Torze Poznań. Dobrze, że pogoda sprzyjała. (śmiech)
W 2009 roku Tor otrzymał homologację Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA), która pozwala przeprowadzać wyścigi na najwyższym międzynarodowym poziomie. Co zatem z wyścigami F1?
M.Ś.: Być może niewiele osób o tym wie, że nasz tor ma homologację FIA, choć nie mamy homologacji na organizację wyścigów Formuły1. Tę konkurencję przegraliśmy
z Węgrami i dlatego F1 możemy oglądać na Hungaroring, a nie u nas. Wpływ na to miało wiele czynników, zarówno gospodarczych, jak i politycznych. Dzisiaj już nie pamiętamy świata z 1977 roku, ale żelazna kurtyna miała się dobrze, i pomimo że Węgry również należały do bloku wschodniego, to jednak dostęp z zachodu i z południa Europy był nieco łatwiejszy. Dodatkowo władze węgierskie zapowiedziały wówczas liberalizację przepisów na czas wyścigów i to skłoniła FIA do zainwestowania właśnie tam. Ale nasz tor przez te wiele lat istnienia odwiedziło sporo znanych w motorsporcie osobistości, i ścigało się na nim, jak: Bernie Ecclestone, Michael Schumacher, Jackie Stewart, Lewis Hamilton czy Robert Kubica. A całkiem niedawno odwiedziła nas ekipa z Top Gear.
P.M.: Tor Poznań to obecnie największy i zarazem jedyny obiekt w kraju, który może przeprowadzać zawody wyścigów samochodowych rangi krajowej, a także międzynarodowej, i to dzięki ciągłym zmianom modernizacyjnym. Zgodnie z pla-
P.M.: Tor nie zamyka się tylko na członkach Automobilklubu, jest otwarty dla wszystkich. Organizowanych jest sporo imprez, które nie wymagają licencji. Takim przykładem jest TruckDay, czyli trening własnym samochodem lub motocyklem na torze w bezpiecznych warunkach, czy Kryterium SUPEROES – cykl Mistrzostw Okręgu, gdzie każdy poznaniak może spróbować swoich sił i zmierzyć się z wyzwaniem jak najszybszego pokonania nitki toru. Dodatkowo z toru korzystają biegacze, rowerzyści, rolkarze. A w ramach działalności naszej Komisji organizujemy PIKNIK Z AUTOMOBILEM będący integralną częścią Poznańskiego Międzynarodowego Rajdu Pojazdów Zabytkowych.
Skoro zatem jesteśmy przy Komisji. Jubileusz 100-lecia AW zbiegł się w czasie z inną równie ważną rocznicą, 50-lecia istnienia Komisji Pojazdów Zabytkowych. Nie byłoby dzisiejszej motoryzacji, gdyby nie ta historyczna, dzisiaj bardziej kolekcjonerska niż użytkowa, jednak stanowiąca podwaliny pod tę współczesną. Jaka jest geneza powstania Komisji?
P.M.: 16 września 1973 roku grupa studentów organizuje 1. Wielkopolski Rajd Weteranów Szos. Wydarzenie to dostrzega kolejna ważna dla Automobilklubu kobieta – Maria Gąsiorowska, która zaprasza tych młodych ludzi do klubu, powołując jako jedno z pierwszych w Polsce Koło Miłośników Starych Samochodów, które od 1978 roku nosi nazwę Komisji Pojazdów Zabytkowych. Naszym celem jest dbałość o dziedzictwo motoryzacji. Organizujemy rajdy, parady, pojawiamy się z naszymi samochodami na najważniejszych dla miasta świętach jak chociażby 11 listopada. Działamy według stałego rocznego harmonogramu, w skład którego wchodzi Rajd Wiosenny, w tym roku to 21-23 kwietnia, 50. jubileuszowy Poznański Międzynarodowy Rajd Pojazdów Zabytkowych, będący bezpośrednim
nami władz Klubu poprawiono nitki torów, dojazd do całego obiektu, czyli tzw. drogę życia. Powstały nowe budki sędziowskie, najnowsze systemy pomiarowe czasu przejazdu, czy centrum kierowania wyścigiem z pełnym monitoringiem wszystkich zakrętów.
Jakie zatem imprezy odbywają się na Torze dzisiaj? Z czego mogą skorzystać poznaniacy?
M.Ś.: Może zacznijmy od tego, że „tor” to jest pojęcie troszkę umowne. Tak naprawdę są trzy tory. Ten, o którym najczęściej myślimy to 4083 metry i 14 zakrętów. Drugi to tor dla kartingów, bo Poznań, po Ostrowie Wielkopolskim, gdzie gokart się „urodził”, stanowi drugi silny ośrodek tego sportu w Polsce. I najmłodsze dziecko, czyli tor do rallycrossu, krótkich, ale bardzo emocjonujących i efektownych wyścigów samochodowych, odbywających się na mieszanej, szutrowo-asfaltowej nawierzchni.
idei Wielkopolskiego Rajdu Weteranów Szos, który odbędzie się 7-10 września. I na zakończenie sezonu w dniach 13-15 października Rajd Jesienny. Od 2016 roku jesteśmy obecni na Retro Motor Show – imprezie organizowanej przez MTP. To wydarzenie było wcześniej częścią Poznań Motor Show, ale rozrosło się tak bardzo, że stanowi dzisiaj osobny byt. Nasze wystawy cieszą się ogromnym zainteresowaniem i wielokrotnie zbierały laury w konkursach na najpiękniejsze stoisko czy wyjątkowy pojazd – co nas niezmiernie cieszy. Dla miłośników rowerów 4 czerwca odbędzie się Retroweriada, jednodniowy zlot pasjonatów zabytkowych rowerów. Wszystkim naszym imprezom towarzyszy zawsze konkurs elegancji, czyli właściciel czy to samochodu, czy roweru przebiera się w strój adekwatny do pojazdu. I to piękna wizytówka każdej z naszych imprez.
Ile zabytkowych aut jest zrzeszonych w Komisji?
spadkobiercą
P.M.: Szacowaliśmy, że jest to około tysiąca aut, kilkadziesiąt rowerów i motocykli. Samych pojazdów przedwojennych jest około dwustu. Najstarszy to amerykański REO z 1908 roku.
M.Ś.: Komisja to nie tylko samochody i jednoślady. Poszerzamy gamę pojazdów chociażby o zabytkowe autobusy. Mamy ich w tej chwili pięć, najstarszy z 1957 roku firmy Saurer i są to dokładnie takie autobusy, które były wykorzystywane przed II wojną światową przez Poznańską Kolej Elektryczną, czyli protoplastę dzisiejszego MPK. Pozostałe autobusy to już nieco nowsza historia, czyli nasz rodzimy Jelcz. Od „ogórka” począwszy, poprzez kolejne modele produkowane właśnie przez to przedsiębiorstwo. Mamy także piętrowy autobus, który był wykorzystywany w komunikacji miejskiej w Berlinie.
P.M.: Silną grupę w Komisji stanowią miłośnicy aut wykorzystywanych podczas II wojny światowej. Mamy pasjonatów, którzy upodobali sobie właśnie ten klimat wojskowy i mają sporą kolekcję pojazdów okołowojennych.
To duże wyzwanie wyremontować i utrzymać zabytek…
P.M.: Wszyscy bardzo się staramy, aby nasze samochody były jak najbardziej oryginalne. Zdobywamy dokumentację, a potem staramy się pozyskać oryginalne części. W modelach produkowanych w milionowych egzemplarzach jest to na pewno łatwiejsze, niż w niszowych już od dawna nieprodukowanych pojazdach. Ale nie trzeba mieć pojazdu zabytkowego, aby być członkiem Komisji. Nie ukrywajmy, to drogie hobby, samochody stanowią prywatną własność członków Automobilklubu, którzy z własnej kieszeni pielęgnują czasem prawie 100-letnie auta. Mamy na przykład pasjonatów zbierających kolekcjonerskie modele zabytkowych aut, które eksponujemy w gablotach podczas naszych imprez. Wystarczy mieć pasję i chęć działania.
Berlin, Stuttgard, Monachium, Wolfsburg, francuskie Sochaux, włoskie Maranello, Arendal w pobliżu Göteborga czy brytyjskie Coventry. To tylko kilka europejskich miast, których wspólnym mianownikiem są mieszczące się w nich muzea motoryzacji.
Dlaczego Poznań mający tak silną reprezentację samochodów zabytkowych nie doczekał się takiego miejsca na swojej mapie?
M.Ś.: Tu niestety obracamy się w sferze marzeń. Ten pomysł towarzyszy członkom Komisji od samego początku jej istnienia. Pierwsze takie muzeum nazywane wówczas izbą pamiątek powstało w latach 80., dzięki zaangażowaniu członków Komisji, a konkretnie pana Piotra Adama, który udostępnił swoje prywatne pomieszczenia w Suchym Lesie. Po jakimś czasie przeniesiono ekspozycję do pawilonu na Tor Poznań, ale nie była to najszczęśliwsza lokalizacja ze względu na odległość od centrum miasta. Jednak pomimo tego, frekwencja była naprawdę dobra i miasto zauważyło, że muzeum stanowi ciekawą atrakcję dla poznaniaków i turystów. Konsekwencją było otwarcie w 1996 roku przestrzeni na nasze eksponaty motoryzacyjne pod Rondem Kaponiera. O dosyć ograniczonej powierzchni, więc aby pokazać zwiedzającym całość kolekcji, ekspozycja zmieniała się kilka razy w roku. Remont Ronda Kaponiera niestety zmusił nas do opuszczenia tej placówki. I od tego momentu nie mamy swojego miejsca dla naszych pereł motoryzacji. Ale nie spoczywamy na laurach i staramy się te pojazdy pokazywać nie tylko na rajdach, ale także w formie statycznej w miejscach ogólnodostępnych dla mieszkańców miasta. Są to ograniczone czasowo wystawy mobilne czy to w centrach handlowych czy to na Retro Motor Show.
P.M.: W 2021 roku na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich w historycznym pawilonie nr 2 wraz z Grupą MTP zorganizowaliśmy Tymczasowe Muzeum Motoryzacji. Czas ten nie był najłatwiejszy, bo był to okres pandemii i ograniczenia były wprowadzane w dość nieprzewidywalny sposób. Finalnie udało nam się otworzyć muzeum w sześć weekendów, podczas których odwiedziło nas 5035 osób z całej Polski. I to tylko pokazuje, że jest to temat interesujący i zasługujący na większą uwagę. Poznań ma naprawdę ogromne tradycje motoryzacyjne. Wspomniany Brzeski Auto, ale także Zagórski, Hempowicz, z nieco późniejszych
czasów Fabryka Samochodów Rolniczych „POLMO”. Mamy ogromne tradycje ogumienia – nasz poznański Stomil czy fabryka akumulatorów Centra. Ale bez pomocy władz miasta sami tego nie dokonamy.
Rok świętowania przed Wami, co zaplanowaliście aby uczcić te piękne jubileusze?
P.M.: Jako Komisja organizujemy jak co roku trzy wspomniane rajdy pojazdów zabytkowych, wiosenny, jesienny oraz ta wisienka na torcie, czyli 50. Poznański Międzynarodowy Rajd Pojazdów Zabytkowych, najstarszy tego typu rajd w Polsce. Liczymy na około 50-60 załóg, w tym sporo zza granicy. Do tego Retroweriada dla pasjonatów rowerów z dawnych lat. Automobilklub jako całość oczywiście będzie obecny na targach Poznań Motor Show, zapełniając całą halę i prezentując całokształt swojej działalności. W planach mamy także parady i czasowe wystawy przypominające poznaniakom motoryzacyjną spuściznę miasta.
M.Ś.: Mówiąc o tej naszej wisience, nie sposób nie wspomnieć o pikniku, który jest integralną częścią rajdu poznańskiego. Odbywa się on już od kilku lat i cieszy się naprawdę dużym zainteresowaniem. Podczas PIKNIKU Z AUTOMOBILEM, właściciele aut mogą wziąć udział w wyścigach zabytkowych samochodów i motocykli, który będzie XIX Memoriałem im. Henryka Rucińskiego. Dla najstarszych pojazdów start odbywa się w tradycyjnej formule Le Mans, czyli do samochodu trzeba dobiec, uruchomić i jechać. Emocje i zabawa gwarantowane! Można także zostać pasażerem zabytkowego autobusu i przejechać się po torze, organizujemy sporo atrakcji dla odwiedzających w każdym wieku m.in. konkurs elegancji, retro moda, wyścig dla dzieci w pojazdach na pedały, gokarty elektryczne, wystawa klubów motocyklowych i samochodowych z Wielkopolski, zabytkowe rowery czy stoiska dealerów samochodowych.
P.M.: Rok 2023 jest dla nas szczególny również z uwagi na kilka wydarzeń międzynarodowych. Wspomniany już Rajd Poznański ale i zaplanowaną na terenie Toru Poznań metę wyścigu jednego z etapów Tour de Pologne oraz po raz pierwszy w historii Toru i po raz pierwszy w Polsce - wyścigi ciężarówek. To jeden z całej serii wyścigów organizowanych przez FIA, więc zawodów naprawdę wysokiej rangi. Szczegóły naszych wydarzeń na stronie www.aw.poznan.pl
Czego zatem życzyć Automobilklubowi na kolejne sto lat?
M.Ś.: Siłą naszego stowarzyszenia są ludzie i ich pasja. Bez tego nigdy nic by nie powstało. Zatem chyba kolejnych pokoleń entuzjastów kochających motoryzację w każdym wydaniu. Aby ich miłość do czterech kółek sprawiła, że za kolejne sto lat Automobilklub będzie świętować kolejny tak piękny jubileusz.
Wenecja – odkryj ją naprawdę!
Teks T i zdjęcia : Estera Hess
Wenecja zimą? Czy to jest dobry pomysł? Czy to w ogóle ma sens? Postaram się szybko przekonać wszystkich, że to jest świetny pomysł, a do tego jaki wygodny. Bo jeśli wziąć pod uwagę coraz gęstszą siatkę połączeń tanimi liniami z wielu portów w Polsce bezpośrednio z Wenecją, to aż miło pomyśleć, że od wyjścia z domu cała podróż: samolotem, autobusem i nawet tramwajem wodnym nie powinna zająć więcej niż pięć godzin.
Tylko pięć godzin, by przenieść się w zupełnie inny bajkowy świat. Kiedyś wylot z Warszawy był jedynym rozwiązaniem, często dojazd do niej zajmował więcej czasu niż sam lot zagraniczny. Niektórzy jechali w przeciwną stronę i startowali z Berlina, ale to też podobny czas, poza tym parking, opłaty, język niepolski. Bezpośrednie połączenie z Ławicy
wydaje się rozwiązywać wszystkie kłopoty.
Zima może być idealną porą do zwiedzania, pod warunkiem, że mowa tu o zimie włoskiej, w swojej delikatnej odsłonie, czyli przyjemne 10 stopni w ciągu dnia i ok. 5 w nocy.
A takie zimy w styczniu w Wenecji są niemal co roku. Co ważne, zdarzają się dni dużo cieplejsze, kiedy temperatury sięgają nawet 14 stopni, niebo robi się wtedy niebieskie, a słońce tworzy niezapomniany zimowo-letni klimat.
Kto choć przez chwilę nie marzył o Wenecji, no kto? To miasto wyjątkowe, często jednak oglądane w pośpiechu, przelotem, bo leży tak zgrabnie u wjazdu do Włoch na trasach
objazdowych autobusem, albo po drodze w trasie z nart do Polski. Ale by nie stać się największą zmorą Wenecji, czyli jednym z wielu tysięcy turystów jednodniowych, którzy wpadają do niej jak po ogień, przemierzając stale te same uliczki i te same punkty widokowe, trzeba zarezerwować na Wenecję więcej czasu. Trzy noce i cztery dni to akurat w sam raz, ani za krótko, bo to naprawdę sporo czasu na samo miasto jak i okoliczne wyspy, ale też nie za długo, bo z Wenecji warto wyjechać z niedosytem, obiecując sobie, że się na pewno tu jeszcze nieraz wróci.
Zima to nieoczywista pora na zwiedzanie miast europejskich, tym samym liczyć można na mniejszą liczbę turystów na uliczkach miasta. Nigdy nie pustoszeją one całkowicie, takie miejsca jak Wenecja są zawsze w kręgu zainteresowania turystów z całego świata. Ale początek roku nie zna kolejek, zakorkowanych głównych tras wycieczkowych, ogonków przed kasami biletowymi czy kolejnych tramwajów wodnych odjeżdżających z kompletem pasażerów bez wsiadania i wysiadania na przystanku.
W Wenecji cieszy nawet niepogoda, tajemnicza mgła, która otula miasto. Pięknie komponuje się z malowniczymi wąskimi kanałami, bezszelestnie przemykającymi blisko murów przechodniami, z pewnością mieszkańcami na stałe. Acqua alta czyli przypływ, który zalewa Wenecję, wtłaczając w miasto wodę, zalewa główne place i dróżki spacerowe to istne szaleństwo. I choć ostatnie lata zredukowały widowiskowość tego zjawiska,
bo wielka tama reguluje już przypływy i odpływy, ku uciesze Wenecjan, to każde kilkanaście centymetrów ponad standardowy poziom wody cieszy wszystkich turystów. Ustawione na boku chodników trapy znajdują teraz swoje miejsce, tworząc przejścia dla pieszych po podestach, w ruch idą kalosze i kolorowe parasolki, bardziej potrzebne do Insta zdjęć aniżeli jako ochrona przed deszczem. Kałuże
na Placu Św. Marka i zwielokrotniony widok zabytków odbijających się w wodzie to wyjątkowe przeżycie.
Wenecja to także atrakcje wewnątrz wspaniałych budynków i pałaców. Każdy z nich ma swoją historię i każdy z nich kryje wielkie bogactwa. Nawet w styczniu warto zadbać o bilety wstępów wcześniej i zakupić je online, by mieć pewność, że nic nas nie ominie. Ale gdy jednak przeoczymy jedną czy dwie atrakcje, sytuacja nie jest beznadziejna, z reguły udaje się znaleźć lukę i wejść do obiektu tak po prostu z ulicy. Latem jest to nie do pomyślenia.
małych kanapeczkach z różnymi dodatkami (cicchetti – specjał wenecki) czy kieliszku szprycera –aperola pitego po wenecku, czyli z oliwką, koniecznie skręćcie w bok, zaledwie kilka metrów od turystycznych szlaków, a odkryjecie Wenecję swojską, tutejszą, włoską, smaczną i spokojną. Tu czas stoi w miejscu, wnętrza z kotarami, lambrekinami i zwojami ksiąg pasują tutaj jak nigdzie indziej. Obsługa przeniesiona żywcem z minionej epoki dopełni całego obrazu miasta.
Podobnie jest z noclegami, upoluj promocje, ponegocjuj z właścicielami, zamień pokój duży na mały, nie przegap jednak widoku na Canale Grande. Już pierwszego dnia odkryjesz swoje miejsca w Wenecji, a trzeciego będziesz czuł się jak u siebie, tym bardziej, że w mijanym barze rozpozna Ciebie sprzedawca parzący jedno espresso za drugim, znad lady tuż obok machnie do Ciebie pani sprzedająca lody włoskie, a na zakręcie stojący tam gondolier, szukający chętnych na przejażdżkę łódką, zamieni z Tobą dwa słowa. Właśnie nawet gondole mają tutaj swoje urzędowe ceny za przejazd, nie ma cen z księżyca, nie ma cen opisywanych na blogach jako ceny z horroru. Wystarczy być w Wenecji dłużej, nie w biegu, oglądać miejsca, pytać ludzi, czytać tabliczki.
włoskiej pizzy,
Wenecja jest droga – pewnie tak, gdy chadza się tylko turystycznymi ścieżkami i zajada tam sprzedawane lody, makarony czy pizzę. Mogą one rozczarować, tym bardziej, że większość załogi tych lokali stanowią nie Włosi, ale przyjezdni najczęściej z Indii czy Bangladeszu. Jeśli zależy Wam
Wenecja to gwarancja udanego wyjazdu dla każdego. Zasadnie nazywana miejscem miłości, miastem dla zakochanych sprawdzi się także na wypad w gronie przyjaciółek, nie zawiedzie rodzin z dzieciakami, a i single przepadną całkowicie, poddając się urokowi tego miasta.
ESTA TRAVEL Estera Hess ul. Gogulcowa 13, 62-002 Złotkowo Bądź na bieżąco! strona www: www.estatravel.pl blog: www.oddychajswiatem.pl biuroESTA
esterahess_esta
Oblicza Carmen
14 lutego, godz. 19:00, Sala Drabowicza Teatru Wielkiego w Poznaniu
Koncert Penderecki/Wajnberg
08 lutego (środa), godz. 19:00, Aula Uniwersytecka
Pomiędzy melancholią
a radością życia, kameralną fakturą i monumentalnym brzmieniem… Wajnberg
i Penderecki to bohaterowie lutowego koncertu przygotowanego przez Jacka
Kaspszyka z muzykami
Teatru Wielkiego.
VI Symfonia „Pieśni chińskie” Krzysztofa
Pendereckiego to najbardziej liryczna i najłagodniejsza kompozycja w jego dorobku. Orientalne inspiracje utworu oddaje nie tylko warstwa tekstowa, będącą parafrazą wierszy starochińskich poetów, ale także użycie erhu – dwustrunowego instrumentu chińskiego, który odzywa się w intermezzach, na swój sposób podsumowując każdą z pieśni – mieszając radość ze smutkiem.
Również kompozycja Wajnberga, pomimo że jest wspomnieniem grozy II wojny światowej, niesie pocieszenie. Wajnberg – kompozytor trzech światów, jak książkę o nim zatytułowała Danuta Gwizdalanka – napisał XXI Symfonię „Kadysz” w hołdzie ofiarom warszawskiego getta. Sam twórca stracił najbliższych w czasie wojny. Wplecione w muzyczną tkankę symfonii cytaty przywołują postać ojca kompozytora, który był skrzypkiem. Z pamięci wyłaniają się zatem chwile szczęśliwe i bliskie, odsuwając tym samym grozę i strach. Koncert Penderecki/ Wajnberg – pomiędzy orientalnym kolorytem i modlitewnym lamentem warto poszukać nadziei.
Wykonawcy:
Jacek Kaspszyk – dyrygent
Małgorzata Olejniczak-Worobiej – sopran
Szymon Mechliński – baryton
Anna Krysztofiak – erhu
Orkiestra Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszko w Poznaniu
L’amour est un oiseau rebelle (Miłość jest wolnym ptakiem) – śpiewa namiętna Carmen, jednym skinieniem doprowadzająca mężczyzn do szaleństwa, niestała w uczuciach, ale potrafiąca sprawić, że chwila z nią może zmienić wybranka na lata. Kim jest? Czy tylko sprytną uwodzicielką, szczodrze szafującą swoim wdziękami, a może kobietą świadomą własnej wartości, żyjącą wbrew schematom i regułom. Kim jesteś, Carmen? Postać Carmen, tytułowej bohaterki opery Bizeta, inspirował wielu kompozytorów.
Poznajmy zatem różne oblicza tej trudnej do opisania kobiety, której życiowym celem była po prostu miłość. Miłość jest wolnym ptakiem… wolnym jak Carmen chciałoby się dodać.
Wykonawcy:
Monika Mych-Nowicka – sopran
Magdalena Wilczyńska-Goś – mezzosopran
Piotr Friebe – tenor
Jaromir Trafankowski – baryton, prowadzenie koncertu
Eliza Schubert – skrzypce
Olena Skrok – fortepian
BUM!
17-19 lutego, godz. 11:00 i 13:00, Sala Drabowicza Teatru Wielkiego w Poznaniu
Jeszcze raz: BUM! Instrumenty TRACH! Perkusyjne! BACH! Są najlepsze!
BUM! TRACH! BACH! to koncert prezentujący utwory skomponowane specjalnie dla różnorodnej, niezwykle licznej i zaskakującej rodziny instrumentów perkusyjnych. Trzeba nie lada sprawności i znakomitego opanowania rytmu, aby na nich grać. A gdy to się uda – satysfakcja gwarantowana! Zarówno dla wykonujących, jak i słuchaczy. Bo w czasie tego koncertu słuchacze staną się muzykami, a ich ciała instrumentem.
Don Juan Gluck / Bach / Marcello / Schnittke balet w dwóch aktach inspirowany dramatem Molièra
23 lutego, godz. 11:00
24 lutego, godz. 11:00 i 19:00
25 lutego, godz. 19:00
26 lutego, godz. 18:00
Jedna z najbardziej zniewalających postaci kultury zachodniej – Don Juan, domaga się nowej opowieści. Choreograficzna interpretacja historii o uwodzicielu z Sewilli dokonana przez Roberta Bondarę stawia pytania o przyczynę donżuanizmu. Czy w naszej zseksualizowanej rzeczywistości i przy wszechobecnej pornografii szokują nas jeszcze zachowania w typie Don Juana? Tytułowy bohater w ujęciu Bondary to nie namiętny kochanek, niestrudzony w podbojach amant, a raczej człowiek pozbawiony ciepła i współczucia, odrzucony przez ojca, wychowany w przeświadczeniu, że wrażliwość jednoznacznie kojarzona jest ze słabością. Muzyczną ramę spektaklu stanowią kompozycje Bacha, Marcella i Glucka oraz wyraziście spinający klamrą losy tytułowego bohatera przejmujący Concerto grosso nr 1 Alfreda Schnittkego.
Piękna i Bestia
Premiera: 25 lutego, godz. 14:00 i 19:00
II Premiera: 26 lutego, godz. 13:00 i 17:00
28 lutego, godz. 11:00
Bilety: 45-55 zł (spektakle poranne) 35-120 zł (spektakle wieczorne)
Dawno, dawno temu, w dalekim kraju, w pięknym zamku, żył młody książę, którego czarodziejka uwięziła w ciele… bestii. Jeśli książę nauczy się kochać i zdobędzie wzajemną miłość, przekleństwo straci moc. Ale czas ucieka… Gdy z ofiarowanej przez czarodziejkę róży opadnie ostatni płatek, złego uroku nie da się już odwrócić. Wówczas Bestia i wszyscy jego domownicy pozostaną zaklęci na zawsze. Czy znajdzie się ktoś, kto będzie umiał zajrzeć głębiej? Dojrzeć piękno ukryte w sercu? Ktoś, kto będzie w stanie pokochać… bestię?
„Piękna i Bestia” to musical Disneya z muzyką Alana Menkena, piosenkami Howarda Ashmana i Tima Rice’a, na podstawie libretta Lindy Woolverton. Na scenę Teatru Muzycznego w Poznaniu spektakl przenosi reżyser Jerzy Jan Połoński.
Reżyseria oryginalna: Robert Jess Roth
Produkcja oryginalna: Disney Theatrical Productions
Musical wystawiany w porozumieniu z Music Theatre International (Europe) www.mtishows.eu
się działo
„MACOCHA”
Reżyseria Błażej Biegasiewicz
17 lutego, godz. 19:00
18 lutego o godz.19:00
19 lutego o godz. 18:00
Teatr Polski
17 lutego 2023 roku w Malarni Teatru Polskiego w Poznaniu odbędzie się premiera „Macocha” w reż. Błażeja Biegasiewicza. Kto trafia na dno otchłani? Poza
grzesznikami i przestępcami na pewno czyhają tam wszystkie macochy. Zgodnie z wymową najsłynniejszych baśni, dramatów i powieści dawnych czasów, są one, co do jednej: egoistyczne, zazdrosne, nikczemne i okrutne. Realizatorzy podejmą w spektaklu próbę zdekonstruowania negatywnego wizerunku macochy, tak niespotykanie jednomyślnego i spójnego na przestrzeni stuleci. Aktorki, wcielając się w archetypowe postacie z bajek i baśni, przytoczą stare historie, spróbują zrozumieć, potępić, a być może okazać współczucie ich bohaterkom. Jednocześnie na kanwie prawdziwych świadectw zmierzą się ze współcześnie istotnymi problemami i zagadnieniami tej roli. Chcemy ukazać genezę stereotypu, który w kulturze jest wciąż silnie zakorzeniony – piszą realizatorzy o spektaklu. –Piętnuje postać macochy, jest źródłem fałszywego, szkodliwego wyobrażenia. Jednocześnie staje się on przyczynkiem do zbadania trudnej relacji pomiędzy macochami i pasierbami, często równie mrocznej co same baśni.
Spektakl powstaje we współpracy z Festiwalem Nowe Epifanie, jako efekt Laboratorium Nowych Epifanii. https://noweepifanie.pl/
Spektakl współfinansowany przez Akademię Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie w ramach programu Fundusz na Start.
Active4Woman & Maciej Polody zapraszają na driftingowe
śniadanie na torze Poznań
4 marca na Torze Poznań pod czujnym okiem właściciela szkoły driftingu, instruktora jazdy Macieja Polody – będzie można podszkolić swoje umiejętności z prowadzenia samochodu. Podczas tego eventu również będzie można doświadczyć jazdy driftingowej parami, nauki hamowania awaryjnego, czy wziąć udział w konkursie jazdy pojazdem trójkołowym.
Koszt: 650 zł
Zapisy Kasia Active4Woman
tel.: +48 601 222 693
Active4Woman Spring Camp
Przed nami Nowy Rok, nowe cele i postanowienia! Active4Woman zaprasza na Spring Camp. Marzec to idealny czas na zrobienie czegoś dla siebie. Dlatego w dniach 23-26.03 zapraszamy do Weranda Home na niesamowicie aktywne i kobiece spotkanie. Po październikowym Campie zostały już tylko piękne wspomnienia, ale przed nami kolejny wyjazd i kolejne niezapomniane przeżycia! Ilość miejsc jest ograniczona, więc warto już zarezerwować sobie ten termin.
Każda uczestniczka w pakiecie startowym oprócz prezentów od partnerów otrzyma: prezent od organizatora Active4Woman - komfortowy 2-częściowy strój sportowy marki Make Us Strong oraz profesjonalną matę do ćwiczeń firmy Force Band, nocleg w pięknych wnętrzach Werandy, pełne wyżywienie, tzn. 3 zbilansowane posiłki, posiłki potreningowe, 2 w ciągu dnia, dodatkowo 2 sesje jogi dziennie, 2 treningi dziennie (kije, crossfit, aerobox, ćwiczenia z mini bandami, bieganie).
A na zakończenie spotkania – niespodzianka dla wszystkich uczestniczek.
Zapisy i informacje ig: @active4woman
Projekt Q
5-10 lutego, w godz. 10:00-18:00 Polski Teatr Tańca
W pierwszych dniach lutego, podczas ośmiu godzin, Polski Teatr Tańca zaprasza do udziału w zimowych warsztatach ruchowych, prowadzonych przez artystki i artystów PTT. W programie znalazły się 3 moduły – lekcje tańca klasycznego, współczesnego oraz improwizacja, streching i pilates z tancerzami, nauka repertuaru
oraz współtworzenie spektaklu pod okiem profesjonalistów.
Dodatkowo pokaz finałowy oraz rozmównica z uczestnikami odbędą się 10 lutego o godz. 19:00. Warsztaty kierowane są do osób powyżej 14. roku życia, niezależnie od poziomu zaawansowania.
Zgłoszenia: projektq@ptt-poznan.pl
Będzie się działo
502. KONCERT POZNAŃSKI
PRZEBOJE SPRZED LAT
10 lutego (piątek), go dz. 19:00
Filharmonia Poznańska, Aula Uniwersytecka
KONCERT RODZINNY RYTM I MELODIA
Czy rytm jest już muzyką?
18 lutego (sobota), godz. 11:00
Filharmonia Poznańska, Aula Uniwersytecka
• Perkusiści Filharmonii Poznańskiej
• Grzegorz SIEK – perkusja
• Jerzy MACKIEWICZ – perkusja
• Beata SŁOMIAN – perkusja
Program:
• Walter Sommerfeld / Peter Sadlo, Max und Moritz, Ragtime
• Jonathan Ovalle, Danza Furioso
• Pete O’ Gorman, Fire
• Big Stan Band
• Piotr KUŹNIAK, Roxana TUTAJ – wokaliści oraz ich goście
• Stanisław GRUSZKA – dyrygent
W programie utwory z repertuaru m.in.: Nat King Cole’a, Raya Charlesa, Briana Adamsa, Czesława Niemena i Krzysztofa Krawczyka
MISTRZOWIE BATUTY
17 lutego (piątek), godz. 19:00
Filharmonia Poznańska, Aula Uniwersytecka
• Józef CZARNECKI
– wiolonczela
• Paul McCREESH
– dyrygent
• Orkiestra Filharmonii
Poznańskiej
Program:
• Anton Kraft
Koncert wiolonczelowy
C-dur op. 4
• Edward Elgar
II Symfonia Es-dur op. 63
• Brian Slawson (aranżacja), Upbeat suite: Piotr Czajkowski – Taniec małych łabędzi z baletu Jezioro Łabędzie; Modest Musorgski, Taniec kurcząt w skorupkach z Obrazków z wystawy; Georges Bizet, Taniec cygański z opery Carmen
• Jerzy Marek Mackiewicz, Sambaneira – Roda
LUTOSŁAWSKI I THE BEATLES
24 lutego (piątek), godz. 19:00
Filharmonia Poznańska, Aula Uniwersytecka
• Guy BRAUNSTEIN – skrzypce
• Ariel ZUCKERMANN – dyrygent
• Orkiestra Filharmonii Poznańskiej
Program:
• Krzysztof Meyer
Epitafium pamięci dzieci zamordowanych na wojnie w Ukrainie op. 139
• The Beatles
Abbey Road Rhapsody (ar. Guy Braunstein)
• Witold Lutosławski
Koncert na orkiestrę
Premiera książki Rosława Szaybo
„Rok ma 13 miesięcy” (wyd. Oficyna 58)
11 lutego, godz. 18:00
Galeria na Dziedzińcu Starego Browaru w Poznaniu wstęp wolny
Studiował w pracowniach mistrzów polskiej szkoły plakatu. Projektował okładki dla największych światowych muzyków: Janis Joplin, The Clash, Milesa Davisa, Arethy Franklin, Leonarda Cohena, Krzysztofa Komedy.
Rosław Szaybo (1933-2019) to legenda grafiki projektowej – nie tylko w Polsce. Ten niezwykły artysta pozostawił po sobie zbiór wciągających historii z jego życia okraszonych zabawnymi anegdotami. Książka „Rok ma 13 miesięcy” to ostatni utwór Szaybo. Premiera publikacji odbędzie się 11 lutego 2023 r. o godz. 18:00 na wystawie polskiego plakatu w Galerii na Dziedzińcu w Starym Browarze w Poznaniu.
Urodził się w 1933 roku w Poznaniu. Studia na stołecznej ASP odbył pod okiem wybitnych plakacistów Tomaszewskiego i Fangora. Z szarej socjalistycznej Warszawy wyemigrował do tętniącego życiem swingującego
Londynu. Pracę w reklamie porzucił dla świata muzyki. Jako dyrektor artystyczny wytwórni fonograficznej CBS Records pracował z ikonami muzyki XX wieku. To wtedy powstały tak legendarne projekty jak koperta płyty Judas Priest „British Steel”, uznawana za najlepszą okładkę zespołu heavy metalowego na świecie. Współtworzył Polską Szkołę Plakatu. Jego grafiki promujące wystawy i spektakle zebrały wiele prestiżowych wyróżnień. Zasiadał w Radzie Naukowej Światowego Kongresu Plakatoznawczego w Warszawie. Współpracował z Akademią Sztuk Pięknych w Warszawie oraz prowadził pracownię fotografii kreatywnej. W 2002 r. uzyskał tytuł profesora, a w 2018 r. jego twórczość została uhonorowana złotym medalem „Gloria Artis” przez ministra kultury i sztuki oraz rektora Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Był pomysłodawcą Konkursu 30/30 na najlepsze okładki płytowe.
– Rosław Szaybo zawsze będzie ikoną dziedziny sztuki, która przez swój walor użytkowy nie była nigdy należycie doceniana. W rodzinnym mieście znalazł wsparcie dla idei konkursu na najlepszą okładkę płytową roku i we współpracy z Miastem Poznań i Starym Browarem sprawił, że płytowe covery zaczęły być traktowane z należytym szacunkiem, jako pomost między muzyką i sztukami wizualnymi. Był mistrzem anegdoty, niezależnie od tego, czy opowiadanej na wernisażach, czy sprytnie ukrytej w graficznym szczególe na płytowej obwolucie. Z tych anegdot składa się jego książka – mówi Marcin Kostaszuk, wicedyrektor Wydziału Kultury
Urzędu Miasta Poznania i współtwórca idei Konkursu 30/30.
Opowieści o latach spędzonych
w Londynie, wspomnienia o współpracach ze słynnymi muzykami, relacje z artystycznego życia Warszawy
– „Rok ma 13 miesięcy” to kronika
twórczej drogi Rosława Szaybo, ale też manifest jego barwnej osobowości i charyzmy.
67
Będzie się działo
„Plakat wisi” – wystawa polskiego plakatu do końca lutego
Galeria na Dziedzińcu, Stary Browar, Poznań kurator: Wojciech Piotr Onak partner: producent okien dachowych Fakro (mecenat realizowany w ramach projektu „Okno otwarte na sztukę”) wystawa czynna do 28 lutego 2023 r., od wtorku do niedzieli w godz.12:00-20:00 bilety w cenie 10 zł do nabycia przy wejściu
Żywiołem plakatu jest ulica. W szarych dekadach PRL-u grafiki anonsujące premiery filmowe i teatralne były jedną z niewielu plam koloru na miejskich murach. Lata mijają, a my nadal patrzymy z zachwytem na prace twórców z kręgu polskiej szkoły plakatu. W Galerii na Dziedzińcu w Starym Browarze na wystawie
„Plakat wisi” można oglądać blisko 200 prac plakacistów – od „klasyków” z lat 50. i 60. po projekty artystek i artystów młodego pokolenia. Plakat to jeden z najlepszych „towarów eksportowych” polskiej sztuki. Prace Henryka Tomaszewskiego, Romana Cieślewicza, Waldemara Świerzego czy Jana Lenicy znane są na całym świecie. W 2009 doczekały się nawet dużej wystawy w jednym z najważniejszych światowych muzeów sztuki współczesnej, czyli nowojorskiego MOMA. Polska szkoła plakatu nie była zjawiskiem sformalizowanym. Plakaciści nie stworzyli programu ani manifestu. Każdy z twórców rozwijał charakterystyczny indywidualny styl. Nie estetyka była tutaj wspólnym mianownikiem –raczej sposób myślenia i język komunikacji. Do projektu podchodzili jak do płótna malarskiego – z podobną ekspresją i ambicją. Zapamiętale dążyli do syntezy przedstawień. Lapidarna stylistyka, soczysta paleta, wyrafinowana typografia polskiego plakatu z lat 50. i 60. nadal wydaje się nowoczesna i wysublimowana.
Walentynki z Młyńska12
Przez cały miesiąc w Cafe Młyńska francuskie smaki i zestaw degustacyjny dla dwojga ze jedyne 149 zł
Pate z wątróbek / brioche / konfitura z fig Wołowina po burgundzku / bagietka paryska Crème brulee
Kieliszek wina na osobę w cenie zestawu, do wyboru: Prosecco Luna d’Or Extra Dry Chateau De Javernand, Pinot Noir
W Twelve Cocktails Emily w Paryżu – party walentynkowe!
Jeśli szukasz drugiej połówki, to tylko w Paryżu, mieście miłości.
A co powiecie na odrobinę Paryża w Twelve?
Przeniesiemy się w klimat ukochanych miejscówek Lily Collins.
Będziemy sączyć różowe koktajle w oparach miłosnej atmosfery i francuskiej nonszalancji.
Dress code wieczoru to koniecznie berety, buty na platformie i mini spódniczki.
Stylówy
Muzycznie: Ashley Park Mon Soleil, parkietem zawładną francuskie rytmy z grupy „do zakochania jeden krok”
Jeśli jesteś na miłosnym rozdrożu, to nie pomożemy Ci znaleźć odpowiedniej drogi, ale na pewno w pięknie banalnym, romantycznym stylu Emily popłyniemy z Tobą po sobotniej nocy i kto wie, co się wydarzy! Cena 30 zł/os. W cenie koktajl
Kontakt:
twelve@mlynska12.pl
Rezerwuj online:
Będzie się działo
„ALLUSION - ILLUSION”
WIOSENNY POWIEW SZTUKI POLSKIEJ NA
PARYSKICH SALONACH
Wernisaż: 9 marca 2023, godzina 18:00, 59 Rue de Rivioli, 75001 Paris
Komisarz wystawy: Violetta Kowalczyk
Organizator: V.A. Gallery Poland
Partnerzy wydarzenia: Stowarzyszenie Metal Merge
Wernisaż paryskiej wystawy prac tercetu twórców – Zofii Błażko, utytułowanej malarki konwencji Art déco; uznanego w świecie, nagrodzonego rekordową ilością nagród w konkursach międzynarodowych grafika Pawła Kuczyńskiego i nie mniej znanego i uznanego rzeźbiarza Norberta Sarneckiego.
Esencja wystawy „Allusion – Illusion” to gra niedopowiedzeń, subtelnych niuansów, symboli i ukrytych znaczeń, nawiązujących do wrażliwości artystycznej tercetu twórców. Iluzoryczny charakter wystawy, nastraja do refleksji dzięki wizji realiów i ułudy uwiecznionych na płótnie przez Zofię Błażko, na papierze przez Pawła Kuczyńskiego i wykutych w brązie przez Norberta Sarneckiego.
ZOFIA BŁAŻKO – jedna z najciekawszych polskich malarek młodego pokolenia. Precyzyjna kreska oraz zachwycająca lekkość kontrastu nie pozwalają oderwać wzroku od jej portretów nawiązujących do barwnego stylu Art Deco.
Mimo młodego wieku ma już na swym koncie sporo sukcesów, m.in. jako pierwsza Polka w historii zaprojektowała i zrealizowała dekorację sześciopiętrowej fasady budynku, który stanowi kolebkę artystyczną bohemy współczesnego Paryża na 59 rue de Rivoli. W dorobku ma już kilka znaczących wystaw w: Londynie, St. Petersburgu, Dakarze, Pekinie.
PAWEŁ KUCZYŃSKI – znakomity, uznany w świecie rysownik, ilustrator i satyryk, uhonorowany rekordową ilością nagród w konkursach międzynarodowych – dotąd 160.
Artysta o niezwykłej wrażliwości, specjalizujący się w ilustracjach, które ironicznie i ostro odwołują się do społecznych, ekonomicznych i politycznych kwestii. Jego prace wywołują refleksje i prowokują do rozważań o problemach współczesnego świata – stereotypach, nierównościach, uprzedzeniach, przemocy, propagandzie – i o kierunku, w którym zmierza ludzkość. Autor wielu wystaw zbiorowych na całym świecie: Serbia, Słowacja, Bułgaria, Belgia, Portugalia, Kuba, Włochy, Litwa, Szwecja, Emiraty Arabskie….. Na stałe współpracujący z wydawnictwami w Europie, Azji i Ameryce.
NORBERT SARNECKI – znany i utytułowany Mistrz formy przestrzennej, dla którego rzeźba jest życiową pasją. Używając tradycyjnych technik rzeźbiarskich i figuracji, stara się pokazywać, że sztuka nie musi straszyć widza potworem o imieniu: Kondycja Człowieka w Postmodernistycznym Świecie. Artysta ma w dorobku dziesiątki rzeźb, posągów i statuetek, które nie tylko cieszą oko i serce, ale też bez awangardowego zacietrzewienia, niejako mimochodem w magiczny sposób zachęcają do refleksji. Uczestnik licznych wystaw krajowych i zagranicznych: Niemcy, Portugalia, Hiszpania, Dania, Szwecja, Chiny…i laureat wielu nagród; ostatnia to nagroda Satyrykonu za rzeźbę „Porwanie Europy”.
Inne spojrzenie na Pieśń o Bębnie
W lutym ukaże się debiutancka płyta zespołu Stanisław Aleksandrowicz Oktet zawierająca suitę jazzową Pieśń o Bębnie. Jest to dziewięcioczęściowy utwór inspirowany poezją Zbigniewa Herberta. Każda z części powstała pod wpływem innego wiersza poety – Trenu Fortynbrasa, Ballady o tym, że nie giniemy, Żeby tylko nie anioł, Po koncercie czy Instrukcji na wypadek katastrofy. Ta muzyka jest połączeniem światów muzyki poważnej (w pełni zapisane i zaaranżowane partie smyczkowe), nieskrępowanej niczym jazzowej improwizacji (otwarte formy improwizacji solowych i kolektywnych), muzyki elektronicznej (modularna synteza analogowa i sample) oraz poezji Zbigniewa Herberta. Suita nie zawiera jednak
sampli recytacji wierszy, poezja obecna jest w muzyce w sposób bardziej abstrakcyjny, była ona bowiem punktem wyjściowym w procesie kompozycji i aranżacji utworów.
Zespół s tanisław a leksandrowicz o ktet powstał w listopadzie 2020 roku w Poznaniu z inicjatywy lidera –Stanisława Aleksandrowicza. Skład Oktetu to podwójny kwartet jazzowy w składzie: klarnet basowy/saksofon, trąbka, kontrabas oraz perkusja oraz kwartet smyczkowy w tradycyjnym składzie: skrzypce, skrzypce, altówka, wiolonczela. Całość dopełnia futurystyczne live electronics w postaci syntezatorów, sampli i loopów.
się działo
Debiutancki album Apeiron Trio w wytwórni DUX
Na rynek fonograficzny trafia właśnie pierwszy krążek Apeiron Trio, wydany pod skrzydłami prestiżowej wytwórni DUX.
Wielokrotnie nagradzany na międzynarodowej arenie muzycznej znakomity polski zespół, wraz z początkiem 2023 roku oddaje w ręce słuchaczy swój pierwszy album z polskimi triami fortepianowymi. Choć popularność samej obsady wykonawczej, pod względem dedykowanych jej utworów ustępuje jedynie kwartetowi smyczkowemu, artyści postanowili zarejestrować kompozycje dotychczas słabo obecne w obiegu koncertowym i fonograficznym. Trzy spośród nich to utwory pochodzące z epoki romantycznej i postromantycznej. Ostatnia z kolei, powstała pod koniec XX wieku, w zaskakujący sposób pokazuje, że trio fortepianowe wciąż stanowi dla polskich kompozytorów atrakcyjne medium wykonawcze, poprzez które możliwy jest twórczy dialog z tradycją.
W skład zespołu wchodzą absolwenci i pedagodzy Akademii Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu: Hanna Lizinkiewicz (fortepian), Piotr Kosarga (skrzypce) oraz Jan Czaja (wiolonczela). Wielokrotne muzyczne spotkania oraz współpraca wykonawców podczas rozmaitych projektów artystycznych zaowocowały w 2019 roku powstaniem Apeiron Trio – zespołu, który kojarzony jest przede wszystkim z promocją kameralnej muzyki polskiej ostatnich dwóch stuleci.
Album Polish Piano Trios dostępny od 18 stycznia w sklepie internetowym DUX, salonach Empik, dobrych sklepach muzycznych oraz na platformach streamingowych.
INSIDE AND OUT
11 marca, godz. 10:00-15:00 Hotel Edison
Wyjątkowa konferencja dla kobiet, które chcą się skupić na sobie, swojej karierze i odkrywaniu pewności siebie INSIDE AND OUT.
Spotkanie podzielone zostało na 3 panele dyskusyjne:
- spotkanie ze stylistką,
- pokaz makijażu z profesjonalną wizażystką,
- panel motywacyjny, który pokaże jak można budować pewność siebie w biznesie.
Ania Dutkowska-Śmiechowska opowie o sposobach na ubiór wzmacniający nasze dobre samopoczucie i pozytywny wizerunek. Nora Wolniewicz pokaże i opowie, jak wykonać makijaż, który nie tylko poprawi nasze samopoczucie, ale i nasz odbiór w świecie zawodowym. A Joanna Gacek-Sroka – właścicielka marki PROPS, opowie jak każdego dnia odkrywa nowe pokłady pewności siebie, pokonując lęki i słabości.
Harmonogram wydarzenia
9:45-10:00 rejestracja uczestniczek
10:00-11:30 spotkanie ze stylistką przerwa kawowa + networking
11:45-13:15 pokaz makijażu przeprowadzony przez Norę Wolniewicz przerwa kawowa + networking
13:30-14:30 panel motywacyjny z Joanną Gacek-Sroka
14:30-15:00 loteria upominkowa
Ferie zimowe w Palmiarni Poznańskiej
Oprócz egzotycznej roślinności czekają na wszystkich chętnych także ciekawe i inspirujące wydarzenia, a wśród nich Wystawa Sztuki Afrykańskiej czy wystawa pokonkursowa „FOTO EKO 2022”.
Wystawę Sztuki Afrykańskiej w Pawilonie III Palmiarni będzie można podziwiać od 23 stycznia do 26 lutego br. Na wystawie zapre zentowane zostaną rzeźby, obrazy, biżuteria, ręcznie robione przedmioty przywiezione z afrykańskich podróży. Autorzy wystawy będą dzielić się swoim doświadczeniem z wypraw do Afryki.
Fetysze i maski rytualne w kulturze afrykańskiej
PALMIARNIA POZNAŃSKA ul. Matejki 18 60-767 Poznań
Wystawa Sztuki Afrykańskiej 23.01. - 26.02. 2023 r.
wstęp na wystawę w cenie biletu do Palmiarni
Sklep Afrykanski www.sklepafrykanski.pl
sklep_afrykanski
Od 1 do 26 lutego br. w Pawilonie IX podziwiać będzie można zdjęcia wyróżnione w Ogólnopolskim Konkursie Fotografii Przyrodniczej FOTO-EKO 2022, organizowanym przez Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra”. Konkurs zorganizowany został już po raz trzydziesty, a jego przedmiotem były zdjęcia przedstawiające przyrodę Polski (dziko występujące rośliny, grzyby, zwierzęta lub ciekawe przyrodniczo miejsca). FOTO-EKO promuje dokumentowanie sytuacji i zjawisk z życia przyrody, w warunkach zastanych, bez ingerencji fotografującego.
Pokaz Kotów Rasowych
Zdjęcia: Materiały prasowe
Wniedzielę 22 stycznia w Palmiarni Poznańskiej odbył się pierwszy w tym roku Pokaz Kotów Rasowych. Wydarzenie to już po raz trzeci organizowane było z Poznańskim Klubem Kotów Rasowych „Amofeles”, który powstał w grudniu 2021 roku. Tworzą go doświadczeni hodowcy i miłośnicy kotów, pasjonaci wystaw, również z wieloletnim doświadczeniem w prowadzeniu klubu felinologicznego. Działają pod patronatem Polskiej Federacji Felinologicznej Felis Polonia (FPL) zrzeszonej w międzynarodowej organizacji Fédération Internationale Feline (FIFE), należącej do World Cat Congress (WCC). Podczas styczniowego spaceru wśród egzotycznej roślinności Palmiarni jedenastu hodowców zaprezentowało koty kilku ras, takich jak kot brytyjski, maine coon czy sfinks. Nie zabrakło również porad dotyczących opieki i pielęgnacji pupili, można było również poruszyć niezwykle ważny temat zakupu kotów ze sprawdzonych hodowli. Pokaz Kotów Rasowych w Palmiarni spotkał się z ogromnym zainteresowaniem, przed Palmiarnią widoczna była kolejka czekających osób na wejście do obiektu.
Stanęliśmy
„Razem na straży marzeń”!
Zdjęcia: Marek Kępiński, Mya Kulbacki
Za nami XVIII Wielka Gala Charytatywna Fundacji Mam Marzenie, która w tym roku odbyła się pod hasłem: „Razem na straży marzeń”. 10 grudnia Aula UAM w Poznaniu gościła wielu marzycielskich gości.
Prowadzona przez Rafała Zawieruchę oraz Ambasadorkę Fundacji – Małgorzatę Kożuchowską – Gala, po raz kolejny organizowana była przez Fundację Mam Marzenie, która już od 19 lat zajmuje się spełnianiem marzeń dzieci cierpiących na choroby zagrażające ich życiu.
Służby mundurowe – policja, wojsko i straż pożarna, od lat wspierają wolontariuszy w realizacji dziecięcych marzeń. Dzięki nim, wielu podopiecznych FMM mogło z bliska przyjrzeć się ich pracy, zadać wiele pytań, a co najważniejsze – poczuć się niezwykle ważnie i wyjątkowe w dniu spełnienia swojego marzenia.
Gala jest miejscem zdarzeń niezwykłych i spotkań ludzi o wielkich sercach. To, co zadziało się podczas licytacji, najpierw lotu szybowcem, a później nietypowego pudełka z zapałkami i autografami, przeszło najśmielsze oczekiwania organizatorów i wszystkich uczestników. Udało się zebrać ogromną kwotę na spełnianie kolejnych dziecięcych marzeń.
Wydarzenie było również pełne cudownej muzyki. Uczestnicy Gali mogli wysłuchać utworów Bovskiej, zespołu Three Of Us, Eweliny Flinty, a także Orkiestry Reprezentacyjnej Sił Powietrznych w Poznaniu.
Dalej spełniajmy razem dziecięce marzenia!
* * *
Misją Fundacji Mam Marzenie jest spełnianie marzeń dzieci w wieku 3-18 lat, cierpiących na choroby zagrażające ich życiu. Przez swoją działalność fundacja chce dostarczać chorym dzieciom i ich rodzinom niezapomnianych wrażeń, które pozwolą choć na chwilę zapomnieć o cierpieniu, wniosą w ich życie radość, siłę do walki z chorobą i nadzieję na przyszłość.
Fundacja Mam Marzenie powstała w Krakowie 14 czerwca 2003 roku jako niezależna i samodzielna organizacja, skupiająca wyłącznie wolontariuszy. Fundacja rozpoczęła działalność w lutym 2004 r. w Krakowie, Warszawie i w Poznaniu. Od 2007 roku działa już na terenie całej Polski i obecnie posiada 16 oddziałów: Białystok, Bydgoszcz, Gorzów Wielkopolski, Katowice, Kielce, Kraków, Lublin, Łódź, Olsztyn, Opole, Poznań, Rzeszów, Szczecin, Trójmiasto, Warszawa i Wrocław.
Od początku działalności aż do dziś wolontariusze Fundacji Mam Marzenie spełnili ponad 9600 marzeń chorych dzieci.
Vintage Market w Starym Browarze
Zdjęcia: Jakub Krzyżanowski
Wstyczniu na kilka dni wnętrza zabytkowej Słodowni w Starym Browarze zmieniły się w raj dla amatorek i fanów unikalnych ubrań i przedmiotów „z duszą”. Podczas Vintage Market można było kupić ubrania i akcesoria do wnętrz vintage, winyle i autorskie produkty upcyklingowe albo inspirowane stylem retro. W Vintage Market wzięli udział wystawcy z całej Polski. To osoby prowadzące niszowe butiki i internetowe sklepy z wyselekcjonowaną odzieżą i dodatkami vintage. Na stoiskach w Słodowni pojawiły się bluzy i kurtki kultowych marek z lat 90., klasyczne trencze i płaszcze, wełniane marynarki i swetry, piękne sukienki dostępne w pojedynczych egzemplarzach, biżuteria i wiele innych niepowtarzalnych elementów garderoby. Vintage to aktualnie silny trend w urządzaniu wnętrz, dlatego dużym zainteresowaniem cieszyły się strefy z meblami, lampami i bibelotami z poprzednich dekad. To była pierwsza edycja Vintage Market, organizatorzy zapowiadają, że targi będą regularnie wracać do Starego Browaru.
Zasłużona nagroda
Zdjęcia: Materiały prasowe
Włodzimierz Kalemba – artysta śpiewak, solista w Teatrze Muzycznym w Poznaniu – otrzymał Brązowy Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Medal ten przyznawany jest osobom szczególnie wyróżniającym się w dziedzinie twórczości artystycznej. Aktu dekoracji dokonała II wicewojewoda Wielkopolski Beata Maszewska podczas spektaklu „Skrzypek na dachu”, w którym Włodzimierz Kalemba odgrywa główną rolę – mleczarza Tewjego. Ten znakomity artysta obchodzi właśnie Jubileusz 40-lecia pracy artystycznej i udaje się na zasłużoną emeryturę.
* * *
włodzimierz kalemba ukończył Szkołę Muzyczną II stopnia w Poznaniu. Pobierał prywatne lekcje u prof. Mariana Kondelli i prof. Ewy Wdowickiej. W latach 1980-1995 roku pracował w Teatrze Wielkim im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu, początkowo jako chórzysta, później zaś na stanowisku solisty. Występował także w Moskwie, dawniejszym Leningradzie, Sofii, Pradze, Strasburgu oraz we Włoszech. Z Teatrem Muzycznym w Poznaniu związany jest nieprzerwanie od 1996 roku. Przez tych 27 lat wykreował ponad 50 ról, m.in. Gabriela von Eiseinstein w „Zemście nietoperza”, Kalmana Żupana i księcia Homonay w „Baronie Cygańskim” czy Hrabiego René Luxemburga w „Hrabim Luxemburga”. W ostatnich latach na scenie Teatru Muzycznego w Poznaniu można było go oglądać w rolach Mourice’a w „Madagaskarze”, Teodora Leszetyckiego w „Virtuoso” czy dyrektora Clarka w „Footloose”. Jego najważniejszą rolą jest jednak Tewje w „Skrzypku na dachu”.
Nagroda dla reżysera Teatru Polskiego w Poznaniu
Zdjęcia: Materiały prasowe
Jakub Skrzywanek – reżyser spektaklu „Śmierć Jana Pawła II” – z Paszportem Polityki.
W uzasadnieniu przyznania nagrody czytamy: „Za spektakle ważne, odważne i nieoczywiste. Dyktowane, podobnie jak cała działalność laureata w środowisku artystycznym i kierowanie teatrem, troską o jakość i przyszłość naszego społeczeństwa.”
Gratulujemy i zapraszamy do Teatru Polskiego na spektakl, który stał się jednym z powodów nominacji dla reżysera.
Rok zakończony w biznesowym stylu
Zdjęcia: Materiały prasowe
Kilkugodzinne spotkanie Partnerskich Klubów Biznesu po raz kolejny okazało się sukcesem. Przełom roku to gorący czas, gdzie podsumowania i plany powodują potrzebę konkretnych działań, a środowisko przedsiębiorców – osób, którzy myślą w podobny sposób sprawiło, że niektóre potrzeby zostały zrealizowane niemalże natychmiastowo. Zespół Partnerskich Klubów Biznesu Wielkopolska, organizatorzy spotkania zapowiadają już kolejne wydarzenia, które mają tworzyć ludziom przestrzeń do rozmowy.