W y j ą t k o w y d o m z s e k t o r a n i e r u c h o m o ś c i p r e m i u m w y k o n a n y z w y s o k i e j j a k o ś c i
m a t e r i a ł ó w Z o s t a ł z a p r o j e k t o w a n y w p r z e m y ś l a n y i f u n k c j o n a l n y s p o s ó b , d a j ą c
j e g o m i e s z k a ń c o m p o c z u c i e p r z e s t r z e n i , k o m f o r t u o r a z s p o k o j u
w w w . s t u d i o d o m . e u
Listopad jest niczym stary, zapomniany fotel w kącie pokoju – może trochę przetarty, ale to właśnie na nim najchętniej siadam, kiedy potrzebuję wyciszenia. Ani spektakularny jak złocisty październik, ani pełen blichtru jak grudzień – listopad nie stara się zwracać na siebie uwagi. Dyskretnie zaprasza do prostych przyjemności, które zwykle mijamy bez zastanowienia. To taki cichy przyjaciel, który przypomina, jak piękne mogą być proste chwile, gdy po prostu jesteśmy tu i teraz.
Listopad pachnie poranną kawą, która w tym miesiącu smakuje jakoś bardziej intensywnie, jakby każdy łyk pozwalał zawiesić się między ciepłem kołdry a chłodnym światem za oknem. Zwyczajna kawa zamienia się w nostalgiczną chwilę spokoju, małą opowieść o momentach, które tak łatwo umykają. Każdy łyk to ciche zaproszenie, by zwolnić, nacieszyć się chwilą i po prostu być.
Listopad jest jak wielka, puchata poduszka, w której toną wszystkie naszpikowane presją oczekiwania. Bo kto stawia sobie wielkie cele na listopad?
To miesiąc, w którym nikt nie myśli o podbijaniu świata ani o nowych szczytach do zdobycia. Zamiast tego oferuje ciche przyzwolenie na zwolnienie tempa, na oddech. W moim kalendarzu listopad spokojnie mógłby nazywać się „miesiącem wygodnych swetrów” – tych luźnych, trochę
SZTUKA ZWYKŁEGO DNIA
za dużych, w które można się wślizgnąć bez zbędnych ceregieli. Mają one magiczną moc wprowadzania człowieka w stan spokoju i odrobiny nostalgii.
To, co w listopadzie cenię najbardziej, to sposób, w jaki rozbudza apetyt na drobne, pozornie nic nieznaczące przyjemności. Doceniam, jak wiele potrafi zmienić gorąca herbata wypita przy oknie, gdy za szybą szaleje wiatr, czy to, jak ulubiona playlista na Spotify inaczej brzmi w ciepłym zaciszu domu. Patrzę na tańczące na wietrze pożółkłe liście, które niedawno zdobiły drzewa w ogrodzie. Ich taniec uspokaja i daje poczucie, że istnieje coś większego niż codzienne troski. Listopadowe światło o poranku wpada do pokoju ostrożniej, delikatniej – jakby samo było zmęczone codziennością. Cynamon, goździki, pomarańcza – aromaty świec wypełniają dom niczym ciepły, niewidzialny koc, tworząc przestrzeń przytulności, którą trudno opisać. Zapachy zamknięte w słoiczkach wypełniają wieczory, a każda świeca snuje swoją małą jesienną historię. Bez nich dni byłyby niekompletne, a te drobne przyjemności przynoszą dziwną ulgę…
A wieczorami? Listopad odkrywa w nich coś magicznego – to niemal podróż w czasie do chwil beztroskiego dzieciństwa, kiedy długie wieczory pełne były bajek i ciepłych koców. Ulubione seriale ogląda się intensywniej, bohaterowie są
jak starzy znajomi, a książki na półce przyciągają, przypominając, że kiedyś – zanim wpadliśmy w wir życia – naprawdę uwielbialiśmy spędzać czas, po prostu „będąc”. W listopadzie pośpiech traci znaczenie, ustępując miejsca prostym radościom: wtuleniu się w koc, oglądaniu starych fi lmów czy słuchaniu deszczu, który z niebywałą elegancją rozgrywa swój koncert na parapecie.
Czy listopad jest nudny? Owszem, ale to taka nuda, której trudno nie polubić. Jest jak powrót do domu po długiej podróży – nic spektakularnego, ale przynoszącego ukojenie. W listopadzie nic nie muszę – mogę na chwilę odłożyć marzenia o szczytach do zdobycia, schować presję „lepszej wersji siebie” i być dokładnie taką osobą, jaką lubię: owiniętą w koc, z fi liżanką herbaty i słabością do gorącej czekolady z bitą śmietaną. Obok trzy koty zwinięte w puchate kulki, zasypiają przy moich stopach, grzejąc mnie swoją miękką obecnością. Z ich mruczeniem w tle każdy wieczór przypomina, że czasem największy spokój przynoszą najprostsze rzeczy.
Listopad uczy mnie, że najlepsza wersja mnie to ta, która czerpie radość z najdrobniejszych chwil –z dźwięku deszczu, z zapachu świec, z ciepła skarpet i ciszy wypełniającej dom. To miesiąc, który przypomina, że prawdziwe piękno tkwi w zwyczajności i że każdy dzień może być małym świętem, jeśli tylko zechcę je dostrzec.
ALICJA KULBICKA / redaktor naczelna
Poznański
Prestiż
Temat z okładki
20 ELŻBIETA JANIK-KRAUSE, Denarius
Patrzę na biznesy przez pryzmat liczb
Poznański Prestiż
26 ANDRZEJKI
… czyli wieczór wróżb, tradycji i zabawy
Prestiżowa rozmowa
28 SPA52 Medical Institute
Wysoka jakość usług oraz bezpieczeństwo klientów są dla nas najważniejsze
Edukacja
32 Poznańska fundacja edukacyjna Ferajna Jak rozbudzić w dziecku ciekawość świata?
Moda
36 STARY BROWAR
Luksus to umiar i jakość
40 ANNA DUTKOWSKA-ŚMIECHOWSKA
Oversize: podbija codzienne stylizacje
Uroda
42 Izabela Malendowska Aesthetics
Preferuję estetyczny umiar
44 dr inż. JOANNA IGIELSKA-KALWAT
Targi MakeUp and Skin Care
46 KAROLINA KAMIŃSKA
Perfumy orientalne: zapachowa podróż do egzotycznych krain
Zdrowie
48 dr n. med. LUCYNA WOŹNICKALEŚKIEWICZ
Aktywność fizyczna w profilaktyce chorób cywilizacyjnych
Prawo
50 Prof. UAM dr hab. IWONA SEPIOŁOJANKOWSKA
Rozwód z orzekaniem o winie
Muzyka
52 ANNA LASOTA
Śpiewanie jest dla mnie tak naturalne jak oddychanie
Ten design nie pozostawia wątpliwości, nowe Porsche Macan to 100-procentowy samochód sportowy w swojej kategorii. Nasz pierwszy elektryczny SUV w unikalny sposób łączy praktyczność w codziennym użytkowaniu i nastawienie na najwyższe osiągi. Jak na Porsche przystało.
Porsche Centrum Poznań ul. Warszawska 67 61-028 Poznań porsche.poznan@porscheinterauto.pl +48 61 84 911 00
Porsche Macan 4. W zależności od wariantu i wersji zużycie energii wynosi od 17,9 kWh/100 km do 21,1 kWh/100 km (na podstawie świadectw homologacji typu, dla cyklu mieszanego), emisja CO2 0 g/km. Zużycie energii zostało określone zgodnie z procedurą WLTP. O szczegóły zapytaj Autoryzowanego Dealera Marki Porsche lub sprawdź na stronie www.porsche.pl/porsche-wltp/. Informacje na temat odzysku i recyklingu pojazdów znajdziesz na stronie www.porsche.pl/porsche-impact/.
KOLEKCJI MEBLI DNI PREMIEROWYCH
12 - 30 LISTOPADA (HOL GŁÓWNY)
WEEK BLACK 25-30
XI
SIŁA WSPOMNIEŃ ZAMKNIĘTA W SEPII
Jak co roku listopadowe wieczory skłaniają mnie do większej refleksji, zadumy nad życiem i śmiercią, sacrum i profanum, nad tym, co obecnie się dzieje i co już –niestety – bezpowrotnie minęło. Myślę o tych, których ze mną nie ma, za którymi bardzo, a to bardzo tęsknię, choć czas bez nich przechodzi już w lata, a nawet kolejne dekady…
Przywołuję więc w pamięci postacie bliskie memu sercu, osoby dla mnie ważne, wartościowe, dzięki którym mój czas dzieciństwa, wzrastania i rozwoju emocjonalnego, a także kolejnych etapów wchodzenia w dorosłość był taki, a nie inny… Często w moich myślach przeplatają się obrazy z bliższej lub dalszej przeszłości, uśmiechy tych, którzy odeszli na drugi brzeg i scenki sytuacyjne z ich udziałem – a opadające liście z drzew, jesienna pochmurna aura oraz światełka pamięci na grobach bliskich potęgują uczucie przemijającego czasu. Pędzącego wręcz czasu, który chciałoby się rozciągnąć, a najlepiej zatrzymać, aby miłe chwile trwały jak najdłużej...
Zawsze z łezką w oku i rozrzewnieniem powracam do rodzinnych artefaktów, do pamiątek po zmarłych bliskich. Ich zapiski, kartki okolicznościowe, zeszyty z notatkami, ich charaktery pisma wyuczone na lekcjach kaligrafii robią na mnie co rusz wielkie wrażenie. I pamiątki, które – oprócz wspomnień – mi po nich pozostały, cudowne analogowe, stare zdjęcia, czarno-białe oraz w kolorze sepii. Zdjęcia, które mają wielką siłę zatrzymywania chwil, w przeróżnych życiowych sytuacjach, niejednokrotnie wzbudzając moje zaciekawienie, rozczulając mnie i zapraszając w podróż sentymentalną, po utartych ścieżkach czasu…
Dotykam starego zdjęcia, na którym widnieje jakże młody dziadek K., rocznik 1919, tu w niemieckiej niewoli. Na odwrocie już ledwo widoczna data 01 X 1943 rok. Wraz ze swoimi przyjaciółmi zakończył w latach 30. ub.w. w Zambrowie podchorążówkę, mając swoje cele, priorytety i marzenia. Jednak tamtejsze realia zdławiły śmiałe plany na przyszłość i wrzuciły ówczesne pokolenie w wojenną zawieruchę. Najbardziej małomówny z całej rodziny, inteligentny matematyk, introwertyk, którego zapamiętałam w szarym kardiganie, rozwiązującego nagminnie krzyżówki i czytającego gazety w bliskości kaflowego pieca. Na kolejnym – uchwycona babcia A., bardzo młoda, z włosami sięgającymi do ramion,
w pierwszej ciążowej sukience, zerkająca nieśmiało w obiektyw. Babcia A. to wichura, wszędzie jej było pełno, a jej wyznacznikiem dnia była godzina obiadu i kolacji dla męża. Robiła wspaniałe pączki z powidłami. Uwielbiała morze, słońce i nadmierną opaleniznę. Wychowała czwórkę synów, pracując zawodowo.
Inne zdjęcie ukazuje zadowolonego dziadka S. przy jego czarnym samochodzie marki Plymouth, rozbawionego przy zakopiańskim niedźwiedziu czy podczas wizyty w Krakowie, przy sukiennicach, gdzie z synem przygląda się odlatującym gołębiom. Następne – uchwyciło dziadka S. w wypolerowanych, aż lśniących oficerkach, w bryczesach i pełnym umundurowaniu, w siodle, na jego ukochanym wierzchowcu, albo jako eleganta w rękawiczkach – niczym stangreta – powożącego bryczkę. Dalej babcia H. w tańcu, podczas balu noworocznego, prezentuje się wytwornie i szykownie, lub –w przydomowym ogrodzie – z dwójką najstarszych dzieci uczestniczy w sesji zdjęciowej w plenerze. Babcia H. stonowana, wyważona, spokojna, przeciwieństwo swego męża. Dobrali się na zasadzie przeciwieństw, ona 10 lat od niego młodsza, rocznik 1921, w spokoju znosiła jego przywary i nieustannie organizowane imprezy. Dziadek S. był zgrywusem, a jednocześnie cholerykiem, o dobrym sercu, bezinteresownie pomagającym wszystkim tym, którzy tylko się do niego zwrócili ze swoimi problemami. Opowiadając historie czy wymyślone żarty, potrafił rozbawić otoczenie, a przy tym sam zawsze uśmiał się do łez.
Podobne poczucie humoru, wielką gościnność i identycznie nadpobudliwe usposobienie miał wujek J., który do swej przedwczesnej śmierci mieszkał w domu rodzinnym, doglądając stajni z ponad 40 końmi. Widzę jego na fotografiach wspólnie spędzonych świąt, podczas kuligów, gdy zimy były jeszcze prawdziwie śnieżne, z białym puchem po kolana. Na jednym zdjęciu z młodości, w kożuchu i czapce uszatce, popala papierosa i tego nawyku nie pozbył się przez całe życie. Był mi bardzo bliski. Zawsze będę za Nim ogromnie tęsknić.
Z innego zdjęcia spogląda najstarszy brat mojej mamy, najprzystojniejszy w rodzinie, który również spoczął w rodzinnym grobowcu. Zawsze mówił do mnie „Madziuchna”, miał dla nas, dzieciaków, dużo czasu. Smażył dla nas własnoręcznie zrobione frytki, najpyszniejsze! Pozwalał na wiele… Uwielbiałam
MAGDALENA
redaktor magazynu „Poznański Prestiż”
z tym wujkiem zrywać dojrzałe już pomidory, których zapach pozostał w mej pamięci po dziś dzień.
Jest i kuzyn M., pedant, wyjątkowy umysł ścisły, absolwent studiów magisterskich i podyplomowych na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, którego oblicze widnieje na wielu fotografiach, a którego choroba nowotworowa zabrała w przeciągu 2 miesięcy. M. uczył mnie układać kostkę Rubika 3x3 i pomagał w nauce języka niemieckiego, którego jednak po dziś dzień nie znoszę. Jest i kuzyn T., zawsze zawadiacko uśmiechnięty na każdym zdjęciu, rodzinny psotnik, który pożyczał mi komiksy „Kajko i Kokosz” oraz „Tytus, Romek i A’Tomek”. Dobra dusza, również pozostawił w naszych sercach żal i gorycz z powodu swego przedwczesnego odejścia.
Z uśmiechem w drzwiach witał mnie zawsze śp. teść G., bezkonfliktowy człowiek, gawędziarz, bramkarz Olimpii, kibic żużla na poznańskim Golęcinie. Nie doczekał się upragnionych wnuków. Jego też zabrała choroba nowotworowa, za wcześnie, w wieku 55 lat. Teraz spogląda na mnie ze wspólnie zrobionych zdjęć z Mazur, ze spływu kajakowego, z licznych wędrówek i wyciągu na Czantorię. Bardzo mi Go brakuje. Jest i babcia mego męża, która stała się i moją babcią – typowa Zosia samosia ciekawsko patrzy i uśmiecha się figlarnie. Uwielbiała wspominać swoje wyczyny sportowe, kolejne miejsca pracy i swoich adoratorów. Na każdej fotografii jest elegancko i stylowo ubrana, zawsze do wyglądu przywiązywała dużą wagę, a przede wszystkim do swojej fryzury. Pozostało po niej mnóstwo pamiątek, obrazów, serwisów do kawy, jej zeszytów, w których skrzętnie notowała wspomnienia z podróży po świecie, a także jej ulubione kryształowe kieliszki do wina, rymery.
Wertuję kolejne strony w pożółkłych od czasu albumach, przekładam fotografie zrobione w studiach fotograficznych w okresie międzywojennym i w latach 30. ub.w. oraz zdjęcia czarno-białe jako wycinki rodzinnych historii z PRL-u. Drzewo genealogiczne przygotowane na zjazd rodziny R. w 2016 roku nieustannie staje się moim drogowskazem, gdy na zdjęciach odnajduję kolejne twarze, z tej czy innej rodzinnej gałęzi.
Smutno, że już tylu nie ma wśród nas. Pozostały jednak wspaniałe zdjęcia dokumentujące koleje losu poszczególnych osób, pozostały wspomnienia dawnych lat, których nikt mi nie odbierze.
CIESIELSKA
STATYSTYCZNIE RZECZ BIORĄC
Kilka dni temu usłyszałam w podcaście szokującą mnie deklarację pewnej influencerki. Rozmowa dotyczyła codziennej aktywności fizycznej, mobilizowania się do uprawiania sportu i znajdowania w tym przyjemności. Gościni opowiadała o zajęciach zumby, grze w padla (nowa moda) i bieganiu. W związku z moim niedawnym triumfalnym powrotem do joggingu, nadstawiłam uszy. „Biegam bez aplikacji” – powiedziała influencerka. Chwileczkę… CO?!
Nie mam smartwatcha. Z dystansem podchodzę do współczesnej manii ciągłego mierzenia życiowych parametrów: jakości snu, poziomu stresu i tak dalej. Okazuje się natomiast, że nie mam dystansu do dystansu. Tutaj monitoruję sprawy dosyć nabożnie. Dzienna liczba kroków, przebiegnięte kilometry. Leśne treningi odbywam na stałej trasie. Dobrze wiem, dokąd muszę dobiec, żeby odhaczyć 3, 4 czy 5 kilometrów. Oficjalnie: nie przykładam wagi do tempa tego mojego amatorskiego truchtania. Jeśli jednak zdarzy się, że aplikacja da mi order za mały „personal record”, nieoficjalnie zbijam mentalne high five z samą sobą. Oficjalnie: raz na tydzień zerkam na podsumowania w moim profilu, żeby sprawdzić całkowitą odległość, jaką „uzbierałam” od mojego powrotu na szlak kilka miesięcy temu. Mówię wtedy Bartkowi, Mamie, koleżankom: przebiegłam już stąd do Żnina, stąd do Bydgoszczy. Duma!
Czy dziś wszyscy jesteśmy więźniami statystyk? Są dane motywujące, jak moje biegowe wyniki i dobiegnięcie do Bydgoszczy w trzy miesiące. Są i te mrożące krew w żyłach, poddające w wątpliwość sens istnienia i życiowych wyborów. Mowa o strasznym powiadomieniu, które pojawia się na telefonie w poniedziałek. CZAS PRZED EKRANEM. Zgroza. Wiem, że na społecznej drabinie uzależnienia od smartfonu jestem w bezpiecznej połowie. Mimo to, osobista ambicja cierpi, kiedy w kryzysowych okresach okazuje się, że dobrnęłam do prawie 3 godzin dziennie z elektroniką w ręku.
Liczby, dane, analizy to już nie tylko domena biznesu, maklerów giełdowych i marketingu. Nie wystarczy nam monitorowanie domowych
MARTA KABSCH
PR Manager Starego Browaru, współwłaścicielka marki papierniczej Suska & Kabsch wydatków, śledzenie stóp procentowych, cen benzyny i masła. Uważnie liczymy kalorie, ilość białka w posiłkach, kroki, czas na deep work, czas na relaks, czas na scrollowanie. Chcemy być wyspani, produktywni, zdrowsi, lepsi. Mierzymy, wyciągamy wnioski, optymalizujemy. Dobre wyniki to dobry content. Trening liczy się jakby bardziej, jeśli za screenshot z apki dostaniemy lajki.
W czarną dziurę statystyk wepchnęła nas technologia, która skrupulatnie podlicza jakość naszej codzienności. Zegarki pikają, kiedy za długo siedzimy, wibrują, kiedy za bardzo się stresujemy, radośnie migają, kiedy osiągniemy pożądany poziom dziennej aktywności. Takim buntownikom jak ja, z analogowym czasomierzem na nadgarstku, pomocą służą zmyślne aplikacje w telefonie. Trochę straszno, trochę śmieszno, ale w tym szaleństwie wszechmierzenia jest też metoda. 10 tysięcy kroków raczej każdemu wychodzi na dobre. Temat statystyk zostawiam Wam do refleksji, a ja tymczasem odpalam aplikację i biegnę dalej, niedługo Toruń!
MAGDALENA ŚWIDERSKA
Seksuolożka, specjalistka Seksuologii Praktycznej. Założycielka AMORI Centrum Seksuologii Pozytywnej w Poznaniu. Prowadzi warsztaty, konsultacje seksuologiczne i sesje coachingowe. Zajmuje się nauką skutecznej komunikacji, odkrywania potrzeb i granic oraz rozwoju inteligencji seksualnej partnerek/partnerów. Pomaga stawiać czoła wszelkim wyzwaniom związanym z seksualnością człowieka. Podstawowymi wartościami, którymi kieruje się w swojej pracy są pozytywne podejście do seksualności, otwartość, zaufanie i dyskrecja.
ZABAWKI EROTYCZNE
W SŁUŻBIE PRZYJEMNOŚCI
Współczesne społeczeństwo coraz śmielej otwiera się na temat seksualności, a co za tym idzie – również na erotyczne gadżety, które mogą służyć przyjemności, rozwojowi bliskości oraz lepszemu zrozumieniu własnych ciał. Wzrost akceptacji wobec zabawek erotycznych ma wiele aspektów, od promowania świadomego konsentu, poprzez przeciwdziałanie luce orgazmicznej, aż po ich terapeutyczne zastosowanie. Jednym z kluczowych aspektów w korzystaniu z zabawek erotycznych jest kwestia świadomej zgody. Konsent, czyli świadoma, dobrowolna zgoda na każdy rodzaj aktywności seksualnej, to podstawowy element, który powinien towarzyszyć intymnej relacji – w tym także eksperymentom z gadżetami erotycznymi. Bezpieczeństwo i komfort emocjonalny są równie ważne jak fizyczna przyjemność. Zabawki erotyczne mogą być świetnym dodatkiem do życia seksualnego, ale zawsze powinny być używane w atmosferze wzajemnego szacunku i otwartości na potrzeby i odczucia partnera czy partnerki. Zabawki erotyczne wymagają rozmowy – zarówno na temat ich użytkowania, jak i granic. To moment, w którym partnerzy mogą otwarcie wyrazić swoje oczekiwania, a także obawy. Takie rozmowy wzmacniają więź, budują zaufanie i uczą wzajemnego szacunku. Gadżety erotyczne to nie tylko narzędzie do osiągania przyjemności, ale także sposób na głębsze poznanie siebie i drugiej osoby.
Pozytywne podejście do seksualności zakłada akceptację różnych form ekspresji seksualnej, w tym również korzystania z zabawek erotycznych. Wciąż niestety istnieje wiele mitów i uprzedzeń związanych z tą sferą, co prowadzi do poczucia wstydu lub zakłopotania u osób, które chciałyby sięgnąć po tego rodzaju akcesoria. W rzeczywistości, gadżety erotyczne mogą pomóc w odkrywaniu własnych
preferencji, zwiększać satysfakcję z seksu, pogłębiać odczucia i wzbogacać życie intymne.
Wzrost świadomości seksualnej sprawia, że gadżety erotyczne przestają być tematem tabu. Zamiast tego, stają się narzędziem do poznawania własnego ciała i zwiększania poziomu intymności w relacjach. W dobie rosnącego zrozumienia dla różnorodności seksualności, zabawki erotyczne zyskują status elementu edukacyjnego – pomagają w nauce przyjemności, pozwalają przełamywać stereotypy oraz wspierają zdrowe podejście do ciała.
Istotnym aspektem korzystania z gadżetów erotycznych jest również świadomość ich jakości. Zabawki, które mają bezpośredni kontakt z ciałem, powinny być bezpieczne, wykonane z materiałów wysokiej jakości i zgodne z normami zdrowotnymi. Warto zwrócić uwagę na certyfikaty, które potwierdzają, że dany produkt nie zawiera szkodliwych substancji, jak np. ftalany, które mogą negatywnie wpływać na zdrowie.
Jakość ma ogromne znaczenie, ponieważ wrażliwe strefy erogenne wymagają szczególnej dbałości. Świadomi konsumenci coraz częściej sięgają po produkty wykonane z materiałów medycznych, takich jak silikon, a także po marki, które stawiają na etyczną produkcję. Wybór odpowiedniego gadżetu to inwestycja nie tylko w przyjemność, ale także w zdrowie i komfort.
Jednym z kluczowych problemów, z którymi boryka się wiele par, jest tzw. luka orgazmiczna – różnica w częstości osiągania orgazmu między mężczyznami a kobietami. Badania pokazują, że w heteronormatywnych relacjach mężczyźni znacznie częściej doświadczają orgazmu niż kobiety. Zabawki erotyczne mogą być jednym ze sposobów na zmniejszenie tej dysproporcji. Wibratory, stymulatory łechtaczki czy inne gadżety, zaprojektowane z myślą
o kobiecych potrzebach, mogą wspierać kobiety w osiąganiu satysfakcji seksualnej. Oczywiście, gadżety nie są panaceum na wszystkie problemy, ale mogą stanowić cenny dodatek do życia seksualnego, pomagając wyrównać tę nierównowagę. Używanie zabawek erotycznych to także sygnał, że kobieca przyjemność jest równie ważna i zasługuje na pełną uwagę.
Zabawki erotyczne mają także swoje zastosowanie w seksuologii i terapii seksualnej. Mogą być używane jako narzędzie wspierające osoby z różnymi trudnościami, takimi jak anorgazmia, zaburzenia erekcji czy ból podczas stosunku. W takich przypadkach gadżety mogą pomóc w odkrywaniu nowych sposobów stymulacji, co przekłada się na lepsze zrozumienie ciała i swoich reakcji. Współpraca z terapeutą w zakresie użytkowania zabawek erotycznych może przynieść pozytywne efekty, wspierając zdrowie seksualne i poprawiając jakość życia intymnego. Gadżety mogą być pomocne w odkrywaniu nowych sposobów przeżywania przyjemności i przełamywaniu barier, które hamują satysfakcję seksualną. Zabawki erotyczne w służbie przyjemności to temat, który wymaga podejścia pełnego zrozumienia, świadomości i szacunku. Są one narzędziem nie tylko dla zwiększenia przyjemności, ale także dla budowania zdrowych relacji, zrozumienia własnego ciała i przełamywania barier w sferze seksualności. Ważne, aby korzystanie z nich było oparte na wzajemnym konsencie, świadomym wyborze i dbałości o jakość. Dzięki temu, gadżety erotyczne mogą stać się pozytywnym elementem, zarówno w kontekście relacji partnerskich, jak i indywidualnej drogi do odkrywania siebie.
Wasza Magda
JAK ODRÓŻNIĆ DEPRESJĘ
POPORODOWĄ OD BABY
Początki macierzyństwa i czas połogu, podobnie jak sama ciąża, niosą za sobą wiele zmian nie tylko fizycznych, ale i tych emocjonalnych. Młoda mama może doświadczać skrajnych, niekiedy ambiwalentnych stanów emocjonalnych, adaptując się do nowej roli. Jednym z nich jest pojawiający się często smutek i przygnębienie, które niekiedy może przerodzić się w depresję.
Większość młodych mam, bo nawet ok. 80% doświadcza tzw. smutku poporodowego (ang. baby blues). Za przyczynę przygnębienia pojawiającego się najpóźniej kilka dni po porodzie uznaje się spadek poziomu estrogenów i progesteronu przy jednoczesnym wzroście poziomu prolaktyny. Do charakterystycznych objawów baby bluesa należy m.in. płaczliwość, drażliwość, obniżenie nastroju i chwiejność emocjonalna. Ten rodzaj zaburzenia nastroju ustępuje samoistnie najpóźniej po 2 tygodniach od porodu, choć u ok. 20% kobiet po doświadczeniu baby bluesa rozwija się depresja poporodowa (ang. postpartum depression, PPD).
Na pierwszy rzut oka objawy depresji poporodowej i baby bluesa są do siebie bardzo podobne. Najważniejszymi różnicami pomiędzy tymi zaburzeniami nastroju jest długość ich trwania oraz stopień nasilenia objawów. Depresja poporodowa może rozpocząć się w dowolnym momencie w 1. roku życia dziecka, a jej objawy są bardziej nasilone i w porównaniu do doświadczenia baby bluesa upośledzają codzienne funkcjonowanie. PPD doświadcza ok. 10-15% kobiet. Do jednego
BLUESA?
BARBARA MACIEJEWSKA
– psycholożka, absolwentka Uniwersytetu SWPS, w trakcie szkolenia psychoterapeutycznego w nurcie poznawczo-behawioralnym. Specjalizuje się w psychologii okołoporodowej, a w swojej pracy wykorzystuje m.in. techniki nurtów tzw. III fali CBT. Wspiera osoby doświadczające trudności związanych z obniżonym nastrojem, napięciem i stresem, z budowaniem relacji, ze stratą na wielu płaszczyznach, a także kobiety i ich bliskich w okresie okołoporodowym.
z najsilniejszych predyktorów wystąpienia depresji poporodowej jest wiek matki – im starsza jest mama, tym większe prawdopodobieństwo wystąpienia objawów depresyjnych w pierwszym miesiącu po porodzie. Dodatkowo na ryzyko doświadczenia depresji poporodowej wpływ może mieć również więź między ciężarną kobietą a jej jeszcze nienarodzonym dzieckiem. Im większe przywiązanie ciężarnej kobiety do znajdującego się w jej łonie dziecka, tym mniejsze zagrożenie związane z wystąpieniem PPD. Badacze zwracają również uwagę na znaczenie długości trwania porodu i jakości relacji romantycznej, w tym postrzegania otrzymywanego wsparcia, jako czynników mających związek z doświadczeniem depresji poporodowej.
Warto podkreślić, że depresja poporodowa nie dotyczy wyłącznie kobiet, ale też ich partnerów. Badania pokazują, że około 1 na 10 mężczyzn stających się ojcami doświadcza depresji poporodowej. Do czynników ryzyka PPD wśród młodych ojców należy m.in. cierpienie na zaburzenia psychiczne w przeszłości, niezadowolenie ze związku, wystąpienie depresji poporodowej u partnerki i niestabilność finansowa.
Okres okołoporodowy to czas dużych zmian zarówno dla kobiety stającej się matką pierwszego lub kolejnego już dziecka, jak i jej partnera oraz najbliższych. W tym szczególnym czasie pełnym niekiedy radości, ekscytacji, frustracji, bezsilności, nadziei czy poczucia samotności, warto szczególną opieką otoczyć przyszłych rodziców. Stan osób znajdujących się w grupie
ryzyka doświadczenia depresji poporodowej powinien być monitorowany od początku ciąży do jej zakończenia, a także przede wszystkim po porodzie, w pierwszym roku życia dziecka. Zadanie to spoczywa w głównej mierze na personelu medycznym, w tym położnych przygotowujących kobietę do porodu i obecnych po narodzinach dziecka. Mając w bliskim otoczeniu ciężarną kobietę lub świeżo upieczonych rodziców, warto okazać im wsparcie i podjąć próbę zrozumienia ich doświadczeń. Z kolei będąc osobą doświadczającą trudności w okresie okołoporodowym, wskazane jest poszukiwanie wsparcia nie tylko w najbliższym otoczeniu, ale również poprzez zwrócenie się do specjalisty pracującego w obszarze okołoporodowym np. psychologa lub psychoterapeuty, gdyż może być to pomocne nie tylko w profilaktyce depresji poporodowej, ale też w jej leczeniu w przypadku obecnych już objawów.
Źródła:
Ansari, N. S., Shah, J., Dennis, C., Shah, P. S. (2021). Risk factors for postpartum depressive symptoms among fathers: A systematic review and meta‐analysis. Acta Obstetricia Et Gynecologica Scandinavica, 100(7), 1186–1199. Koszewska, I. (2020). O depresji w ciąży i po porodzie. PZWL.
Smorti, M., Ponti, L., Pancetti, F. (2019). A Comprehensive analysis of Post-partum depression risk Factors: The role of Socio-Demographic, Individual, Relational, and Delivery characteristics. Frontiers in Public Health, 7
Sriraman, N. K., Pham, D., Kumar, R. (2017). Postpartum depression: What do pediatricians need to know? Pediatrics in Review, 38(12), 541–551.
Wojdyła, Z., Żurawiecka, D., Łuczak, I., Zimnowoda, M. (2019). Zaburzenia zdrowia psychicznego u kobiet w okresie ciąży, porodu i połogu. Wybrane Asp. Opieki Pielęgniarskiej I Położniczej W Różnych Spec. Med, 7, 197-205.
Współczesny świat staje przed wyzwaniami, które związane są z dynamicznym rozwojem technologii, a szczególnie sztucznej inteligencji (AI).
Potrafi ona zrewolucjonizować wiele aspektów życia społecznego, gospodarczego i osobistego. Jednocześnie jednak narasta potrzeba wprowadzenia odpowiednich regulacji prawnych, które pozwolą na ochronę interesów obywateli oraz zapewnią odpowiedzialność w korzystaniu z tych zaawansowanych technologii. Postaram się przedstawić wybrane aspekty dotyczące uregulowań prawnych związanych z AI, w szczególności w kontekście ochrony danych osobowych i biometrycznych.
AI ma zdolność do stałego uczenia się i dostosowywania do zmieniającego się otoczenia, co stawia jej użytkowników oraz twórców przed szeregiem wyzwań prawnych. Przede wszystkim, w miarę jak sztuczna inteligencja zostaje zintegrowana z różnymi dziedzinami życia, pojawia się potrzeba definiowania, kto ponosi odpowiedzialność za podejmowane przez nią decyzje. Krótko mówiąc, aby skutecznie zarządzać zagrożeniami związanymi z AI, konieczne jest stworzenie ram prawnych, które zintegrują zasady etyczne z normami prawnymi. Wiele krajów już podjęło próby stworzenia takich regulacji, lecz brakuje uniwersalnych rozwiązań, które mogłyby być stosowane globalnie. Powinny one obejmować m.in. przepisy dotyczące odpowiedzialności cywilnej i karnej dla jednostek i firm, które projektują i wdrażają systemy AI, tzn. obowiązek informacyjny dla przedsiębiorstw korzystających z AI związany z użyciem danych osobowych, a także nadzór etyczny nad rozwojem i zastosowaniem technologii AI.
Sztuczna inteligencja często operuje na ogromnych zbiorach danych, które mogą zawierać dane osobowe. W Polsce, jak i w całej Unii Europejskiej, kwestie te regulowane są przez Ogólne Rozporządzenie o Ochronie Danych Osobowych (RODO), które nakłada szereg obowiązków na administratorów danych. Z perspektywy prawnej, kluczowe aspekty to przede wszystkim zgoda na przetwarzanie danych przez podmioty, które wykorzystują AI. Równie ważne staje się wyjaśnienie użytkownikom, w jaki sposób ich dane będą używane i jak mogą wpłynąć na podejmowane przez system decyzje. Ponadto użytkownicy powinni uzyskać prawo do informacji, jakie dane są o nich gromadzone oraz mieć możliwość ich usunięcia. Twórcy systemów AI powinni zatem przewidzieć, jak spełnić te obowiązki, szczególnie gdy algorytmy uczą się na podstawie dużych zbiorów danych.
Organizacje powinny zadbać o odpowiednie zabezpieczenia, które chronią dane przed nieautoryzowanym dostępem. Dane biometryczne, takie jak odciski palców, skany twarzy czy rozpoznawanie głosu, są jednymi z najbardziej wrażliwych kategorii danych osobowych. Wykorzystanie tych danych wiąże się z jeszcze większymi wyzwaniami i zagrożeniami. Zgodnie z RODO, dane biometryczne stanowią kategorię danych szczególnych, co oznacza, że ich przetwarzanie wymaga specjalnych warunków. Obejmuje to m.in. konieczność uzyskania zgody osoby, której dotyczą oraz wskazanie konkretnego celu przetwarzania. Wprowadzenie regulacji dotyczących wykorzystania danych biometrycznych w kontekście AI powinno dotyczyć nie tylko samego pozyskiwania ich, ale także sprawozdawczości oraz możliwości ich „recyklingu” w kontekście uczenia się systemów.
Zarówno ochrona danych osobowych, jak i biometrycznych są niezwykle ważnymi aspektami, które powinny być wzięte pod uwagę przy tworzeniu nowych regulacji prawnych dotyczących sztucznej inteligencji. Potrzeba legislacji, która zabezpieczy nasze prawa, a jednocześnie umożliwi rozwój innowacji technologicznych, wydaje się niezbędna. Ważne jest zrozumienie, że odpowiednie rozwiązania prawne mogą się przyczynić do budowy zaufania społecznego w technologie oparte na sztucznej inteligencji, a także zwiększyć ich efektywność i bezpieczeństwo. W obliczu rosnącej roli AI w naszym życiu, priorytetem powinna być nie tylko innowacyjność, ale także odpowiedzialność, transparentność i ochrona prywatności.
W kolejnym felietonie poruszę istotną kwestię, czy AI może zastąpić prawników.
INFLACYJNY KOŁOWROTEK
Oceny inflacyjne na rok bieżący zostały zredukowane z 6,6 % w prognozach budżetowych czy 5,2% według Międzynarodowego Funduszu Walutowego do około 3,8-4,5% w aktualnych przewidywaniach opublikowanych m.in. w projekcji NBP. Zgodnie z szacunkami trend dezinflacyjny zakończył się, ale inflacja o szkodliwym oddziaływaniu na rynek wciąż nie odpuszcza.
TeksT: Edyta Wojtyla, doktor nauk ekonomicznych, EMBA, adiunkt, konsultant, ekspert w dziedzinie ekonomii rozwoju i spraw gospodarczych, prodziekan Wydziału Finansów i Bankowości
Aktualnie wiodącym czynnikiem proinflacyjnym jest likwidacja tarcz osłonowych, w szczególności powrót do VAT na żywność podstawową i częściowe odmrożenie kosztów energii elektrycznej. Istotną rolę w kształtowaniu cen odgrywają koszty prowadzenia działalności gospodarczej przerzucane na klientów w wyniku spadającej rentowności firm, gdzie dalsza optymalizacja stała się nieosiągalna. Uwarunkowania sprzyjające wzrostowi inflacji to także znaczące podwyżki wynagrodzeń w sektorze publicznym i prywatnym oraz wyższe świadczenia socjalne, które z jednej strony podniosły koszt pracy jako składową ustalania cen, a z drugiej strony wywołały rosnące oczekiwania wzrostu popytu konsumpcyjnego, z którymi wiąże się naturalna rynkowa podwyżka cen. Spośród zmiennych zewnętrznych należy zauważyć niestabilność cen paliw. Mimo dezinflacji portfele konsumentów wciąż są uszczuplane przez znaczące podwyżki
cen decydujących o ogólnym koszcie życia. Stopa inflacji konsumenckiej we wrześniu wyniosła 4,9%, ale inflacja w grupie najistotniejszych dóbr konsumpcyjnych jest wielokrotnie wyższa. Energia elektryczna podrożała o 21,2 % r/r, gaz o 16,9 %, woda o 12, 9%, a usługi łącznie o 6,8%. Wyższe rachunki w połączeniu z prognozowanym spowolnieniem tempa wzrostu realnych wynagrodzeń wymusiły ograniczenie wydatków i rozsądne podejście do zakupów wszelkich dóbr konsumpcyjnych. Z analizy danych dotyczących dynamiki sprzedaży detalicznej wynika, że we wrześniu r/r odnotowano zaskakująco duży spadek zakupu żywności, paliw, odzieży, mebli czy książek. Widoczne osłabienie popytu konsumenckiego jest jasnym sygnałem z rynku, że nie jest w stanie wchłonąć kolejnych podwyżek cen. Tylko od września 2018 roku do września br. odnotowano inflację na poziomie 47,7%. W kolejnych latach wzrost cen będzie się kształtował powyżej celu inflacyjnego, ale przy aktualnych uwarunkowaniach otoczenia rynkowego nie powinien przekroczyć psychologicznej granicy dwucyfrowych podwyżek z ostatnich lat. Stabilna waluta, zrównoważenie podaży na rynku surowców, deflacja w cenach producentów (PPI) oraz wysokie stopy procentowe będą hamowały tendencje wzrostowe cen w koszyku konsumentów. Wskaźnik o wartości powyżej celu NBP (2,5%) będzie się formował pod wpływem nieustającej presji płacowej, rosnących kosztów prowadzenia działalności, zmian cen w taryfach za wodę, likwidacji tarcz na energię dla biznesu oraz zwiększonego popytu wynikającego ze wzrostu dochodu rozporządzalnego gospodarstw domowych. Zagrożenie dla stabilnych prognoz cenowych stanowią czynniki globalne, takie jak wzrosty cen surowców, paliw i żywności spowodowane konfliktami na świecie i katastrofami naturalnymi wynikającymi ze zmian klimatu oraz uwarunkowania wewnętrzne, takie jak nadmierne zadłużenie kraju i potrzeby redukcji długu publicznego oraz cięcia wydatków publicznych wynikające ze wszczętej przez Komisje Europejską procedury nadmiernego deficytu. Optymalizacja budżetu zgodnego z rekomendacjami Komisji Europejskiej może zostać zaprojektowana przy założeniu zwiększenia obciążeń podatkowych. Inne przyczyny wzrostu cen mogą wynikać z presji społecznej na utrzymanie ekspansywnej polityki fiskalnej, nieefektywnej polityki gospodarczej opóźniającej inwestycje w transformację energetyczną i infrastrukturalną oraz z braku strategii unikania marnotrawstwa i nieskutecznej strategii zarządzania ryzykami mogącymi osłabić konkurencyjność Polski na świecie. Utrzymanie stabilnej inflacji będzie równolegle zależało od rynku pracy. Niedobór pracowników przy znaczących inwestycjach w latach 2025-2026 może wpłynąć na ceny w sektorach budowlanym, transportowym i w usługach.
Temat z okładki
Temat z okładki
ELŻBIETA JANIK-KRAUSE
Patrzę na biznesy przez pryzmat liczb
W gąszczu przepisów podatkowych, zmieniających się ustaw i nieustannych nowelizacji, dobry księgowy to prawdziwy skarb, niemal jak wygrana na loterii. O wyzwaniach współczesnej księgowości, cyfryzacji branży oraz roli księgowego jako doradcy i stratega opowiada Elżbieta Janik-Krause, partner zarządzający w Kancelarii Rachunkowej Denarius. Mówi o tym, jak radzi sobie z ciągłymi zmianami, czy sztuczna inteligencja może zagrozić jej zawodowi i wyjaśnia, dlaczego ulubionym powiedzeniem księgowych jest „to zależy”.
R ozmawia : Alicja Kulbicka | z djęcia : Tomek Tomkowiak, Marta Mierzejewska
Czy pamiętasz moment, kiedy zrozumiałaś, że księgowość to Twoja pasja? Czy była to bardziej naturalna ewolucja kariery, czy jeden konkretny moment, który wszystko zmienił?
ELŻBIETA JANIK-KRAUSE: Może Cię to zaskoczy, ale początkowo marzyłam o karierze grafika komputerowego i to właśnie w tym kierunku poszłam na studia. Jednak gdy w Polsce bezrobocie sięgało 17 procent, trudno było o pracę, więc chwytałam się każdej możliwej okazji. Tak trafiłam do księgowości – choć ogłoszenie wcale tego nie sugerowało. (śmiech) Gdy zaczęłam wpisywać liczby w odpowiednie rubryki, nagle uświadomiłam sobie, że to sprawia mi przyjemność! (śmiech) Już wcześniej miałam z tym styczność, bo jako nastolatka pomagałam rodzicom w prowadzeniu ich pierwszej książki przychodów i rozchodów. Można więc powiedzieć, że księgowość miałam we krwi! (śmiech)
Dzisiaj mija 13 lat, odkąd prowadzisz swoją Kancelarię Rachunkową Denarius. W jakich sytuacjach czujesz największą dumę z tego, co robisz? Czy jest coś, co daje Ci poczucie, że Twoja praca ma realny wpływ na sukcesy przedsiębiorstw? Obsługujemy naprawdę wiele przedsiębiorstw. Te duże i te nieco mniejsze, a także takie, które dopiero raczkują na rynku. I chyba najbardziej mnie cieszy, kiedy firmy z naszą pomocą rozwijają się i kiedy rozumieją, że nasza praca to nie tylko ciągłe przypominanie o tym, że podatki trzeba płacić ( śmiech ), ale kiedy wspólnie wypracowujemy rozwiązania dla nich optymalne i kiedy widzimy realne efekty naszych działań. Cieszy mnie, gdy klienci zaczynają dostrzegać, że dzięki naszej pracy nie tylko unikają błędów, ale także osiągają lepsze wyniki finansowe i mogą skupić się na rozwijaniu swojego biznesu. To daje mi poczucie, że nasze zaangażowanie ma znaczenie
i że potrafimy być czymś więcej niż tylko zewnętrznym biurem księgowym – stajemy się dla nich partnerem, który wspiera ich na każdym etapie działalności.
Czy księgowość nauczyła Cię czegoś o ludziach, czego się nie spodziewałaś? Czy są jakieś wnioski dotyczące ludzkiej natury, które wyniosłaś z pracy z klientami?
Księgowość nauczyła mnie, że za każdą liczbą kryje się historia przedsiębiorstwa – jego sukcesy, problemy i decyzje, które ktoś musiał podjąć. Przez te liczby uczę się rozumieć nie tylko stan finansowy firmy, ale też jej charakter i potrzeby. To właśnie dlatego aspekt psychologiczny jest tak ważny w pracy księgowego. Czasem muszę być asertywna i postawić klientowi granice, mówiąc, że pewnych rzeczy nie można zrobić, nawet jeśli wydają się atrakcyjne lub korzystne na pierwszy rzut oka. Niezwykle istotne jest, by umieć jasno wyjaśnić, jakie są konsekwencje różnych decyzji i kiedy warto szukać innych rozwiązań. Klienci często oczekują od księgowego wsparcia i doradztwa, ale muszą też zrozumieć, że niektóre decyzje mogą prowadzić do ryzykownych sytuacji, których lepiej unikać. To wyzwanie, a jednocześnie umiejętność „czytania” przedsiębiorstwa przez liczby dają mi ogromną satysfakcję.
Przedsiębiorcy, którym zadano pytanie, czego nie lubią robić w swojej firmie, odpowiadają, że nie chcą zajmować się kwestiami kadrowymi i księgowymi. Jak myślisz, z czego to wynika? Czy to brak czasu, wiedzy, a może obawa przed skomplikowanymi przepisami?
Ulubionym powiedzeniem wszystkich księgowych jest „to zależy”. Niejednoznaczność przepisów, ciągłe zmiany, często sprzeczne interpretacje powodują, że księgowość jest postrzegana jako trudna i skomplikowana. Dodatkowo to, czego nie lubią przedsiębiorcy to kontakt z Urzędem Skarbowym, bo urzędnicy często komunikują się językiem dla nich niezrozumiałym. Choć to na szczęście na przestrzeni ostatnich lat się bardzo zmieniło. Ale w głowach nadal pokutuje mit groźnego urzędnika, który może zrujnować firmę jedną decyzją. To sprawia, że przedsiębiorcy czują się niepewnie i wolą unikać bezpośrednich kontaktów z urzędami, z obawy przed błędami czy nieświadomym naruszeniem przepisów. Księgowość wiąże się więc nie tylko z liczeniem podatków, ale także z radzeniem sobie z tą niepewnością i stresem.
Czy jest coś, czego przedsiębiorcy często nie rozumieją lub źle postrzegają, jeśli chodzi o księgowość? Jakie mity związane z zarządzaniem finansami chciałabyś obalić?
Przede wszystkim, że „samo się nie księguje”. (śmiech) To nie jest tak, że wystarczy kliknąć i to się wszystko w magiczny sposób samo zrobi. Księgowość to nie jest kwestia jednego kliknięcia. Za każdym raportem, deklaracją czy zestawieniem stoi ogrom pracy, analiza przepisów, a często także konieczność interpretacji skomplikowanych regulacji prawnych. Przedsiębiorcy czasem myślą, że księgowy to ktoś, kto tylko wprowadza liczby do systemu, ale w rzeczywistości nasza praca polega na czymś znacznie więcej – przewidywaniu potencjalnych problemów, doradzaniu najlepszych rozwiązań,
a czasem nawet na odradzaniu pewnych decyzji, które mogą mieć negatywne konsekwencje. Kolejnym mitem, który chciałabym obalić, jest przekonanie, że księgowość to jedynie koszt dla firmy. Dobrze prowadzona księgowość to inwestycja – pomaga unikać błędów, właściwie rozliczać podatki i podejmować świadome decyzje biznesowe.To coś, co realnie wpływa na zdrowie finansowe firmy i jej rozwój. No i na sam koniec mityczna „księgowa kolegi”. (śmiech) Nie wspomnę już ile razy klient próbujący uzasadnić swoje decyzje mówił mi, że „księgowa kolegi powiedziała, że można to zrobić inaczej”. Czasem można, a czasem nie można.
Przepisy podatkowe są często niejednoznaczne i mogą być interpretowane na różne sposoby. Czasami to, co wydaje się korzystne lub zgodne z przepisami w jednej firmie, może nie być dobrym rozwiązaniem w innej, ze względu na różnice w specyfice działalności czy strukturze firmy. Każda sytuacja wymaga indywidualnej analizy, a uproszczone porównywanie się do innych przedsiębiorstw może prowadzić do błędów.
Gdybyś miała stworzyć podręcznik „Księgowość dla przedsiębiorców w 3 krokach”, jakie trzy najważniejsze zasady by się w nim znalazły?
Myślę, że można to ująć w prostych słowach – pilnowanie swoich spraw. Pilnowanie systematycznego wystawiania faktur i kontrola nad wierzytelnościami, bo co z tego, że firma zrobiła super wynik, jeśli nie spłynęły należności. Bo to może, kolokwialnie mówiąc, „położyć” firmę. Pozytywny rachunek
zysków i strat to nie to samo, co pozytywny cash flow. A do tego dorzuciłabym punkt o komunikacji z księgowością. I to z poziomu prezesowskiego czy właścicielskiego. Po co? Po to, aby nie poruszać się w historii i gasić pożary, ale by we właściwy sposób zaplanować także z księgowego punktu widzenia przyszłe kontrakty i transakcje. Jako biuro rachunkowe, które nie jest wewnątrz firmy, nie jestem w stanie domyślić się, na jaki plan wpadł przedsiębiorca i jakie ruchy ma zamiar podjąć. A zdarza się, że staję przed faktem dokonanym i muszę działać „na już”, co nie zawsze jest optymalne. Dlatego komunikacja z księgowością jest kluczowa, by móc przewidzieć potencjalne ryzyka i zaplanować najlepsze rozwiązania z wyprzedzeniem. To nie jest tylko kwestia „gaszenia pożarów”, ale raczej zapobiegania ich powstawaniu. Regularne konsultacje z księgowym pozwalają lepiej zarządzać płynnością finansową, kontrolować koszty i przygotować się na zmiany w przepisach.
Wyobraźmy sobie, że mogłabyś przeprowadzić dowolną reformę prawną związaną z księgowością. Co by to było i dlaczego?
Przede wszystkim uważam, że powinny wrócić obowiązkowe certyfikaty dla biur rachunkowych. Obecnie Certyfikaty Ministerstwa Finansów nie są już wydawane – posiadanie certyfikatu nie jest niezbędne do wykonywania zawodu księgowego ani prowadzenia działalności w zakresie usługowego prowadzenia ksiąg rachunkowych. A to dawało jednak poczucie bezpieczeństwa dla przedsiębiorców, że oddają swoje sprawy finansowe w ręce osoby, która przeszła odpowiednie szkolenie i spełnia określone standardy. Teraz, gdy nie ma obowiązku posiadania certyfikatu, rynek stał się bardziej otwarty, ale jednocześnie pojawiło się ryzyko, że usługi księgowe będą świadczone przez osoby bez odpowiednich kwalifikacji. Przywrócenie obowiązkowych certyfikatów Ministerstwa Finansów mogłoby podnieść
jakość usług w branży i zwiększyć zaufanie do biur rachunkowych. Druga rzecz to zasadność obowiązkowego OC dla biur rachunkowych, które powiedzmy sobie szczerze, nie chroni przed niczym. Aby być w pełni zabezpieczonym od błędu księgowego i tak trzeba mieć dodatkowe polisy, więc obowiązkowe OC w obecnej formie staje się raczej formalnością niż realnym zabezpieczeniem. Warto byłoby przeanalizować, jak takie ubezpieczenia mogłyby lepiej chronić zarówno biura rachunkowe, jak i ich klientów. Można by wprowadzić bardziej elastyczne rozwiązania, które pozwoliłyby dopasować zakres polisy do specyfiki działalności i wielkości biura. Obecnie wielu księgowych musi wykupywać dodatkowe polisy, co generuje koszty, a samo obowiązkowe OC nie zawsze zapewnia adekwatne zabezpieczenie w razie poważniejszych błędów.
Temat z okładki
Mimo iż początek roku 2024 był łaskawy dla księgowych pod względem liczby i skali wprowadzanych zmian w przepisach, to prace nowego rządu nabierają tempa. Na horyzoncie pojawia się coraz więcej informacji o nadchodzących zmianach i to nie tylko w podatkach, ale również w ustawie o rachunkowości. Zbliżający się wielkimi krokami KSeF, kasowy PIT, wielka niewiadoma co do sposobu naliczania składki zdrowotnej. Biura księgowe czeka kolejna rewolucja?
Biura księgowe żyją w ciągłej rewolucji! Nie czuję, abym miała chwilę oddechu pomiędzy zmianami. Oczywiście zmiany bywają większe i mniejsze. Polski Ład był rewolucją na dużą skalę, ale mam wrażenie, że tych mniejszych zmian jest naprawdę mnóstwo i w naszej pracy nie ma stabilizacji. Każda zmiana wymaga od nas szybkiej reakcji, edukacji i dostosowania procesów, co sprawia, że praca księgowego przypomina nieustanne balansowanie na krawędzi. Nie ma chwili, żeby się zatrzymać, bo kiedy tylko nauczymy się jednych przepisów, nadchodzi kolejna nowelizacja, która wszystko zmienia. Dla biur rachunkowych oznacza to nie tylko więcej pracy, ale też większą odpowiedzialność za to, aby zawsze być na bieżąco. Jako ciekawostkę powiem Ci, że co tydzień biorę udział w webinarze, podczas którego prawnik relacjonuje nam, co zmieniło się w przepisach w ostatnim tygodniu...
Tygodniu??? Jak zatem za tym nadążyć?
Dobry księgowy jest cały czas w procesie nauki i nieustannie aktualizuje swoją wiedzę. To nie jest już tylko kwestia liczenia i wypełniania dokumentów, ale też ciągłego śledzenia przepisów i ich interpretacji. Tak szybkie zmiany w przepisach stają się normą, a nie wyjątkiem. Jako kolejną ciekawostkę powiem Ci, że jeden z moich klientów, ostatnio „zagiął” mnie informacją, że będzie płacił 10,7 procent podatku. I choć nie słyszałam o takiej zmianie, zaczęłam szukać, bo życie mnie nauczyło, że wszystko jest możliwe. Popytałam, poczytałam, ale informacji o zmianie progu
podatkowego nie znalazłam. I okazało się, że mój klient wyciągnął sobie własną średnią wynikającą z jego przychodów versus koszty! (śmiech) Ale zważywszy na tempo zmian w przepisach podatkowych, taki scenariusz mógł wydarzyć się naprawdę!
Zaczynając swoją pracę w księgowości dwadzieścia lat temu, byłam bardziej pewna obowiązujących przepisów niż dzisiaj. Dzisiaj dopuszczam do siebie taką myśl, że wszystko może się zmienić z dnia na dzień i nic nie jest pewne. To ciągłe balansowanie między nauką, adaptacją a wdrażaniem nowych rozwiązań – właśnie tak wygląda współczesna księgowość.
Świat coraz bardziej zmierza ku automatyzacji i cyfryzacji. Jak te zmiany wpływają na branżę księgową? Czy są widoczne? Czy zauważasz większe zapotrzebowanie na nowoczesne narzędzia ze strony klientów? Nasza branża jak wiele innych także zmierza w tym kierunku. My już w tej chwili w zasadzie w 90 procentach nie pracujemy na dokumentach papierowych. Klient nie musi się już do nas fatygować osobiście, wystarczy, że zeskanowane czy też elektroniczne dokumenty prześle na naszą platformę webową, do której zresztą ma stały dostęp, co też ułatwia mu znalezienie po czasie jakiegoś dokumentu, którego potrzebuje np. jako dowód zakupu podczas procesu reklamacji. Tę platformę połączyliśmy z naszymi programami księgowym, po to, aby zautomatyzować proces księgowania i przyspieszyć obieg dokumentów. Dzięki temu część rutynowych zadań, takich jak wprowadzanie faktur, może odbywać się automatycznie, co znacząco oszczędza czas i minimalizuje ryzyko błędów. Klienci coraz bardziej doceniają te rozwiązania, bo dają im większą przejrzystość i dostęp do aktualnych informacji na temat ich finansów, bez konieczności ciągłego kontaktowania się z biurem księgowym.
A jakie widzisz miejsce dla sztucznej inteligencji w branży księgowej? Skończyłaś studia z programowania, więc temat nie jest Ci obcy.
To zależy! (śmiech) W prostych operacjach może tak, ale żeby analizować wprost przepisy, czy coś jest kosztem czy nie, to już nie jest takie proste. Sztuczna inteligencja może być świetnym narzędziem do automatyzacji powtarzalnych, rutynowych zadań, takich jak rozpoznawanie i klasyfikacja faktur, wyliczenia podatkowe czy generowanie raportów. Może również wspierać księgowych w wychwytywaniu anomalii i potencjalnych błędów, co pomaga w szybszym reagowaniu na nieprawidłowości. Jednak kiedy wchodzimy w obszar interpretacji przepisów podatkowych, sprawa się komplikuje. Przepisy bywają niejednoznaczne, często zmieniają się, a ich interpretacja wymaga głębokiego zrozumienia kontekstu oraz specyfiki konkretnej sytuacji klienta. Tu potrzebna jest wiedza ekspercka, doświadczenie i często intuicja, które są trudne do zaprogramowania. AI może być wsparciem w analizie danych, ale decyzje dotyczące interpretacji przepisów wciąż należą do człowieka.
Czyli AI nie zagrozi człowiekowi w zawodzie księgowego?
Nie sądzę, żeby sztuczna inteligencja miała całkowicie zastąpić człowieka w zawodzie księgowego. AI może automatyzować powtarzalne zadania i wspierać w analizie danych, ale nie jest w stanie w pełni zastąpić wiedzy eksperckiej, zrozumienia kontekstu biznesowego czy umiejętności interpretacji złożonych przepisów. W księgowości często chodzi o podejmowanie decyzji, które nie są oczywiste, a przepisy bywają niejednoznaczne i wymagają głębszego zrozumienia, doświadczenia oraz oceny ryzyka – tu rola człowieka pozostaje kluczowa. AI może zmienić sposób, w jaki pracujemy, zmniejszając ilość czasu poświęconego na rutynowe operacje, ale będzie to raczej przesunięcie w kierunku bardziej wartościowych działań, takich jak doradztwo, planowanie finansowe czy zarządzanie kosztami. Księgowi będą musieli rozwijać swoje kompetencje w zakresie technologii, ale wciąż będą niezbędni, aby zapewnić prawidłową interpretację przepisów i doradzić klientom w trudnych sytuacjach. Zatem sztuczna inteligencja będzie raczej wsparciem dla księgowego, a nie zagrożeniem. Wykorzystując AI, możemy zwiększyć efektywność i skupić się na bardziej strategicznych aspektach naszej pracy, pozostawiając maszynom to, co można zautomatyzować.
Zarządzanie zespołem to zawsze wyzwanie, zwłaszcza w branży, gdzie wymagana jest skrupulatność i dokładność. Jak duży jest zespół Kancelarii Denarius i jakie są dziś największe wyzwania w prowadzeniu biura księgowego pod kątem pracy z ludźmi?
Nasz zespół liczy 16 osób, a największym wyzwaniem dla mnie jako osoby nim zarządzającej jest odczytanie jego oczekiwań. Pokolenie młodych ludzi ma inne potrzeby niż moje pokolenie i to duże wyzwanie, aby znaleźć balans między tym, czego oczekują młodsi pracownicy, a wymaganiami
pracy w księgowości, która wymaga skrupulatności, precyzji i często pracy pod presją czasu. Młodsze pokolenie bardziej ceni sobie elastyczność, równowagę między życiem zawodowym a prywatnym, a także możliwości rozwoju i nauki. Tradycyjne podejście do pracy biurowej, w którym liczyły się przede wszystkim godziny spędzone przy biurku, już im nie wystarcza. Staram się wprowadzać zmiany, które odpowiadają na te potrzeby, np. umożliwiając pracę zdalną, elastyczne godziny pracy czy inwestując w szkolenia i rozwój zawodowy. Jednak muszę jednocześnie dbać o to, żeby nie tracić jakości naszej pracy i aby wszyscy mieli świadomość, że w księgowości nie można sobie pozwolić na „półśrodki” –każda pomyłka może mieć poważne konsekwencje.
Czy młodzi ludzie chętnie podejmują pracę w zawodzie księgowego?
W Poznaniu odczuwamy niedobór wykwalifikowanych księgowych. Duże centra finansowe, które ponownie pojawiły się w mieście, znacząco uszczupliły rynek specjalistów. Aby sobie z tym poradzić, poszukujemy potencjalnych pracowników już na etapie studiów, stawiając na młode talenty i inwestując w ich rozwój. Czy zostają? To zależy. Podobna sytuacja dotyczy także innych branż. Przy niskim poziomie bezrobocia, młodzi ludzie mają szerokie możliwości wyboru – mogą przebierać w ofertach, eksplorować różne ścieżki kariery, a nawet eksperymentować z różnymi rolami, aby lepiej zrozumieć swoje zainteresowania i potrzeby. Księgowość to zawód wymagający dużej precyzji, ale zapewne nie tylko techniczne umiejętności są ważne.
Czy są jakieś szczególne predyspozycje, które sprawiają, że ktoś odnajdzie się w tej pracy i będzie czerpał z niej satysfakcję?
Przede wszystkim, kluczowe są chęci. To już więcej niż połowa sukcesu. W księgowości potrzebne jest zaangażowanie i gotowość do ciągłego doskonalenia się, bo przepisy zmieniają się szybko, a zrozumienie ich wymaga nieustannego poszerzania wiedzy. Oprócz tego, ważna jest cierpliwość i skrupulatność, ponieważ nawet drobny błąd może mieć poważne konsekwencje. Księgowy powinien także umieć zachować spokój pod presją czasu, ponieważ terminy i nagłe zmiany są częścią naszej codzienności. Asertywność to kolejna cecha, która może być przydatna, zwłaszcza gdy trzeba wyjaśnić klientowi, że pewnych rzeczy nie można zrobić albo trzeba podjąć inne kroki. Na koniec, otwartość na nowe technologie i elastyczność w podejściu do pracy będą coraz bardziej istotne, bo cyfryzacja zmienia sposób, w jaki funkcjonuje nasza branża.
Księgowość często kojarzy się z monotonią i rutyną, a wielu ludzi uważa ją za nudną. Naszą rozmową udowodniłaś, że księgowość to branża, w której zdecydowanie nudy i rutyny nie ma...
Biuro księgowe różni się bardzo od wewnętrznej księgowości w firmach. Denarius ma w swoim portfolio ponad dwustu klientów i to oni dostarczają nam ciągle to nowych wyzwań. (śmiech) Obsługujemy wiele tak różnych branż, że
tu naprawdę nudy nie ma! Mamy fryzjerów, developerów, transportowców i tatuażystów. Obsługujemy fundacje i stowarzyszenia. Firmy konsultingowe i produkcyjne. Małe, średnie i duże. Blisko współpracujemy z doradcami podatkowymi, bo niektóre wyzwania, z którymi przychodzą nasi klienci często wymagają trójstronnych spotkań właśnie w takim gronie. Pomimo że udostępniamy narzędzia do elektronicznego przesyłu dokumentów, z wieloma z naszych kontrahentów regularnie się widujemy, omawiamy strategie, rozwiązujemy bieżące problemy, odpowiadamy na wyzwania. Nie dalej niż kilka dni temu, stanęliśmy przed dylematem, czy kupno psa jest kosztem...
Niech zgadnę... To zależy?
Dokładnie! Wszystko zależy od celu, jaki będzie on spełniał w firmie.
Co po tylu latach w niełatwej branży motywuje Cię do pracy?
Temat z okładki
Po tylu latach w branży czuję, że bardziej jestem przedsiębiorcą niż tylko księgową. Motywuje mnie chęć ciągłego doskonalenia firmy – skupiam się na tym, jak usprawniać pracę zespołu, budować efektywną współpracę i rozwijać relacje z klientami. To nie tylko kwestia zarządzania liczbami, ale też strategią i rozwojem biznesu, co daje mi ogromną satysfakcję. Największą motywację czerpię z wyzwań, które przynosi codzienność, oraz z efektów, które widzę w pracy zespołu i sukcesach naszych klientów. Kiedy firmy, z którymi współpracujemy rosną i prosperują, czuję, że nasza praca naprawdę przynosi wartość. To sprawia, że nieustannie poszukuję nowych rozwiązań i ulepszeń, aby być o krok przed zmianami i nadal z pasją podchodzić do tego, co robię.
Poznański
Prestiż
ANDRZEJKI,
czyli wieczór wróżb, tradycji i zabawy
Andrzejki to wieczór pełen wróżb i magii, obchodzony w nocy z 29 na 30 listopada – wigilię świętego Andrzeja, który jest patronem Szkocji, Grecji i Rosji. Jego postać znana jest nie tylko w religii, lecz także w ludowych wierzeniach związanych z miłością, płodnością i przyszłością.
PTeks T : Zuzanna Kozłowska | z djęcia : Adobe Stock
Pierwsze literackie wzmianki o tym zwyczaju pojawiły się już w 1557 roku, kiedy to Marcin Bielski opisał andrzejkowe wróżby w swoich zapiskach. Tradycja ta przetrwała stulecia, a dziś, choć obchodzona z przymrużeniem oka, nadal przyciąga tych, którzy pragną zajrzeć w nieznane. Przyjrzyjmy się temu świętu bliżej.
Kulturowe inspiracje i korzenie zwyczajów andrzejkowych
Początkowo andrzejkowe wróżby miały charakter wyłącznie matrymonialny i były przeznaczone dla niezamężnych dziewcząt, które w samotności wróżyły na temat swojej przyszłości. Dawniej chłopcy mieli osobne święto wróżb – katarzynki, obchodzone w wigilię św. Katarzyny 24 listopada. To wtedy mężczyźni mogli wróżyć na temat swoich przyszłych żon, choć z czasem zwyczaj katarzynek niemal zanikł.
Andrzejki to jedno z nielicznych świąt obchodzonych tylko na obszarach polskich i litewskich, gdzie przez stulecia cieszyło się dużą popularnością. W Szkocji dzień św. Andrzeja jest natomiast narodowym świętem, ale bez wróżb. Pochodzenie wróżb andrzejkowych tłumaczy się na wiele sposobów. Jedna z teorii wiąże się z greckim imieniem Andreas, oznaczającym „mężny”, co w dawnych wierzeniach było ważne przy przewidywaniu związków. Z kolei starogermańska tradycja kultu Frejra – bóstwa miłości i płodności – również mogła wpływać na kształtowanie się zwyczajów. Istnieją teorie, że wróżby andrzejkowe są echem dawnych, pogańskich rytuałów związanych z płodnością i miłością, które miały zapewnić szczęście i dostatek. Choć geneza andrzejkowych wróżb jest złożona, ich wspólnym
elementem jest zawsze element przewidywania przyszłości i odkrywania losu.
Tradycyjne wróżby andrzejkowe
Lanie wosku przez klucz – Roztopiony wosk przelewa się przez klucz do wody. Powstały cień interpretuje się jako wskazówkę dotyczącą przyszłości.
Ustawianie butów – Buty ustawiane jeden za drugim „maszerują” do drzwi. Właścicielka buta, który dotrze pierwszy, ma pierwsza wyjść za mąż lub osiągnąć ważny cel.
Skórka z jabłka – Obrana skórka, rzucona za siebie, przybiera kształt litery, która może symbolizować inicjał przyszłego wybranka.
Losowanie przedmiotów – Przedmioty w woreczku, np. pierścionek (ślub), różaniec (duchowość), monety (bogactwo), mają symbolizować przyszłość.
Gałązki wiśni – Gałązka wiśni, która zakwitnie na Boże Narodzenie, wróży powodzenie w miłości lub szybkie zamążpójście.
Wróżby z lusterkiem – W nocy, patrząc w lustro, dziewczyna miała dostrzec odbicie przyszłego wybranka.
Sadzenie ziaren – Kiełkujące ziarna w doniczce symbolizowały nadzieję na szczęśliwą przyszłość.
Wróżby z kart – W andrzejki karty zdradzają przyszłość i odpowiadają na pytania dotyczące losu.
Te wróżby, dawniej traktowane bardzo poważnie, dziś są popularną, pełną humoru zabawą, przywołującą na myśl dawne wierzenia i zwyczaje. Każdy z tych rytuałów to symboliczna podróż w głąb tradycji, która przetrwała przez wieki.
Magia nocy andrzejkowej i jej pogańskie korzenie
Andrzejki zawierają w sobie także elementy dawnych wierzeń pogańskich, kiedy to uważano, że noc ta pozwala nawiązać kontakt z duszami zmarłych, które mogą przekazać wskazówki na temat przyszłości. Przed zbliżającym się Adwentem, był to jedyny moment na wróżby i próby odgadnięcia przeznaczenia. Współczesne andrzejki przeszły transformację, stając się wydarzeniem integracyjnym, ale magia tej nocy wciąż fascynuje i skłania do refleksji.
Andrzejki dzisiaj
Dziś andrzejki są traktowane jako okazja do zabawy, która łączy pokolenia. W domach, klubach i restauracjach organizowane są wieczory tematyczne, na których można uczestniczyć w tradycyjnych wróżbach lub korzystać z nowoczesnych aplikacji wróżbiarskich. Współczesne andrzejki są połączeniem dawnych zwyczajów i nowoczesnej rozrywki, co sprawia, że tradycja jest nadal żywa i atrakcyjna dla młodszych pokoleń. Ten wyjątkowy wieczór jest nie tylko okazją do celebrowania dawnych zwyczajów, ale także do odkrywania, jak tradycje te mogą funkcjonować we współczesnym świecie. Niezależnie od tego, czy wróżby traktujemy poważnie, czy jedynie jako symboliczne zabawy, andrzejki zawsze będą symbolizować nadzieję i tajemniczość przyszłości.
Prestiżowa rozmowa
Wysoka jakość usług
oraz bezpieczeństwo klientów
są dla nas najważniejsze
Przyjechałam do SPA52 Medical Institute, zaparkowałam auto na terenie posesji i weszłam po schodach w jesiennym klimacie, ozdobionych dyniami i wrzosami. Po przekroczeniu progu Instytutu moim oczom ukazują się stylowe wnętrza oraz wita mnie uśmiechnięta recepcjonistka, pyta w czym może pomóc i odbiera płaszcz, kierując do strefy relaksu. To miejsce, w którym można poczuć się wyjątkowo, a kwintesencja tego, co wyróżnia SPA52 na tle konkurencji, jest nadal przede mną… czyli wysoki poziom wiedzy oraz jakość usług, doskonałe kosmetyki oraz najwyższej klasy innowacyjne technologie. O głównych założeniach i wartościach tego miejsca opowiedziały właścicielka Katarzyna Charłampowicz-Jabłońska i managerka Magdalena Januszkiewicz-Kaczmarek. R ozmawia : Magdalena Ciesielska | z djęcia : Maciej Zakrzewski, Olga Jędrzejewska
Po roku od przejęcia firmy zdecydowaliście się Państwo na zmianę logo. Co wiąże się z tą zmianą?
KATARZYNA CHARŁAMPOWICZ-JABŁOŃSKA: Może cofnę się trochę do historii naszego Instytutu. 9 lat temu poprzednia właścicielka stworzyła wyjątkowe miejsce na mapie nie tylko Poznania, ale i Polski. Kiedy nieco ponad rok temu skierowała do nas propozycję przejęcia Instytutu, podejmowałam decyzję nie tylko od strony inwestycyjnej, ale także jako wieloletnia klientka. Zdawałam sobie sprawę z wysokiej jakości usług oraz fantastycznego zespołu i nie wyobrażałam sobie Poznania ani Grunwaldzkiej 52 bez tego miejsca. Wkroczyłam zatem do zupełnie nowej branży, co prawda z biznesową historią i doświadczeniem, ale jednak zupełnie odmiennym charakterem działalności. Z doradztwa w zakresie transfer pricingu, gdzie skupiamy się na relacjach B2B, przeszłam do branży beauty, gdzie liczą się relacje B2C, ale przede wszystkim człowiek-człowiek.
Wiedziałam jednak, że to, co stałe w obu przypadkach i w co wierzę niezmiennie od lat, to że jakość usług i wygoda oraz bezpieczeństwo klientów zawsze się wybronią. Od tego właśnie hasła zaczęły się mniejsze i większe zmiany. Wsłuchaliśmy się w głosy naszych klientów oraz głosy naszego zespołu i w ciągu ostatniego roku wprowadziliśmy szereg zmian zarówno tych materialnych i namacalnych, jak i tych niematerialnych. Wyremontowaliśmy 2 gabinety pedicure, wyposażając je w nowe, dużo wygodniejsze fotele dla klienta, ale także dla pedicurzystek, 2 gabinety kosmetologiczne, stanowiska manicure oraz dwa gabinety masażu. Pojawiła się poręcz na pierwsze piętro ułatwiająca wejście, wiata dla rowerów, dla tych, którzy chcą do nas docierać na jednośladach. Postawiliśmy na wysokiej jakości kosmetyki. Wyselekcjonowaliśmy marki, które dają naszym gościom i kosmetologom zarówno duże możliwości zabiegowe, jak i pozwalają zaproponować naszym klientom wysokiej klasy pielęgnację domową. W tej chwili naszą bazę stanowi ZO SKIN Health, SELVERT, Peel Mission oraz Saint Malo w zakresie ciała. Zakupiliśmy sprzęty, częściowo wymieniając wysłużone urządzenia na nowe, a częściowo oferując zupełnie nowe zabiegi z wykorzystaniem
Katarzyna Charłampowicz-Jabłońska najnowocześniejszych technologii jak np. pierwszy laser wolumetryczny dostępny w Poznaniu. Postawiliśmy mocno na szkolenie personelu z zakresu technologii, pielęgnacji oraz kosmetyków, co zaowocowało ponad 70. godzinami szkoleń w przeliczeniu na jednego kosmetologa. I gdy zbliżaliśmy się do końca pierwszego dla nas roku działalności w branży beauty, gdy zaczęliśmy lepiej rozumieć ten rynek i poczuliśmy się w Instytucie jak u siebie, stwierdziliśmy, że czas na jeszcze
jedną zmianę, a mianowicie zmianę logo. Od samego początku wiedzieliśmy, że nie chcemy odcinać się od historii tego miejsca, pragniemy je tylko ulepszyć, podkręcić i związać bardziej z adresem. Zmieniliśmy więc nazwę z GOOD TIME Instytut and Medical Spa na SPA52 Medical Institute. Postanowiliśmy pozostać przy eleganckim granacie, który był od dawna charakterystycznym kolorem dla Instytutu. Widnieje on także w tle naszego nowego znaku graficznego, tak jak historia tego miejsca pozostaje w tle naszych nowych działań. Nowa nazwa i znak mają nas pchać ku nowemu, nowocześniejszemu i lepszemu. Spleciona 5 i 2 mają podkreślać, że jednoczymy się pod tym adresem wszyscy, czyli klienci, kosmetolodzy oraz my zarządzający jako ludzie otrzymujący, ale też dający piękno i stąd nasze hasło UNITED BY BEAUTY.
Wiem, że jesteście obie Panie, właścicielka i managerka SPA52 z kompletnie innych branż niż beauty. Czy takie nowe spojrzenie pomaga w biznesie kosmetologicznym?
MAGDALENA JANUSZKIEWICZ-KACZMAREK: Tak, to prawda. Obie mamy doświadczenie z różnych branż i żadna z nas nie zdobywała go dotychczas w branży beauty. Był to zatem skok na głęboką wodę. Obawiałyśmy się wejścia w świat kosmetologii i przejęcia szeregu nowych obowiązków, gdyż jest to wysoce specjalistyczna dziedzina, jest to bardzo hermetyczne środowisko i wiele osób się tu zna, a my jesteśmy nowe. Musiałyśmy poznać specyfikę
działalności w tej branży, przyzwyczaić się do pracy z tak dużym kobiecym zespołem, poznać dostawców i nauczyć się naszej szerokiej oferty.
Na szczęście na co dzień mamy merytoryczne wsparcie naszej wysoko wykwalifikowanej kadry. Wszystkie decyzje dotyczące rozwoju, w tym zakupu nowych technologii oraz uzupełnienia naszej oferty białej kosmetyki czy masaży, podejmujemy wspólnie z naszymi specjalistkami po przeprowadzeniu szczegółowych analiz.
Dotychczas obie byłyśmy odbiorcami takich miejsc, dzięki czemu znamy spojrzenie i oczekiwania drugiej strony – naszych gości. Rozumiemy, że to, co oczywiste i zrozumiałe dla specjalisty nie zawsze jest takie jasne dla odbiorcy naszych usług, więc czasem trzeba zmienić język na bardziej przystępny i mniej specjalistyczny, wyjaśnić specyfikę zabiegu w bardziej przystępny dla laika sposób. Chcemy, żeby nasi klienci czuli się zaopiekowani od wejścia do wyjścia, a nawet dłużej. Mamy po tych kilkunastu miesiącach wizję jak prowadzić wyjątkowe i ekskluzywne miejsce w sercu Poznania. K.CH.-J.: Zdecydowanie, o czym wspominałam wcześniej, wywodzimy się spoza branży beauty. Poznałyśmy się z Magdą na studiach, na ówczesnej Akademii Ekonomicznej na kierunku Inwestycje Kapitałowe i Strategie Finansowe Przedsiębiorstw. Już wtedy wiedziałyśmy, że obie mamy podobne cechy jak pracowitość, upór w dążeniu do celu, ale także spójne poczucie estetyki tak ważne w tej branży. I wówczas przebiegła mi taka myśl, że w przyszłości mogłybyśmy pomyśleć o wspólnym biznesie. Czekałyśmy cierpliwie, zdobywając nasze doświadczenia w różnych innych dziedzinach aż się udało! (śmiech) Zaproponowałam Magdzie, aby mnie zastąpiła, gdy wyjeżdżałam na dłuższy, zaplanowany dużo wcześniej wyjazd. Miały to być 2 tygodnie wdrożenia i prawie 3 tygodnie zastępstwa, choć po cichu liczyłam, że Magda się odnajdzie w naszym Instytucie i że uda mi się ją namówić, żeby została z nami na dłużej. Ona bardzo szybko wdrożyła się w tematykę gabinetów kosmetologicznych, idealnie nawiązała relacje z pracownikami i okazała się bardziej poukładana ode mnie w swoich działaniach. Jest bardzo zaangażowana. Jest moim nieocenionym wsparciem i siostrzaną duszą w bieżącej działalności SPA52, a także w podejmowaniu strategicznych działań i decyzji. Ma wspaniały kontakt z zespołem, jest bardzo wyważona, w porównaniu z moim emocjonalnym charakterem i potrafi rozmawiać z ludźmi, co przy tak dużym zespole jest nieocenione. Dziś nie wyobrażam sobie innej osoby na stanowisku managera.
Promujecie SPA52 jako miejsce, gdzie wykorzystywany jest najnowocześniejszy sprzęt i gdzie bez ingerencji skalpela można wyszczuplić sylwetkę. Jakie konkretnie zabiegi w SPA52, dają tak wyczekiwany rezultat redukcji tkanki tłuszczowej, ujędrniania skóry ciała?
Magdalena Januszkiewicz-Kaczmarek
Prestiżowa rozmowa
M.J.-K.: Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, która technologia jest najlepsza, ponieważ każda z nich jest wyjątkowa. Urządzenia dobieramy bezpośrednio do wskazań i potrzeb pacjenta. W zakresie wyszczuplania i modelowania mamy możliwość korzystania m.in. z fali radiowej, mikrofali Coolwaves pro (z końcówką do wyszczuplania dolnej części twarzy), kriolipolizy, endermomasażu czy fali uderzeniowej. Przykładowo wykorzystanie fali radiowej pozwala na modelowanie sylwetki, ujędrnienie skóry, a także redukcję cellulitu. Nasza aparatura wykorzystuje aż 5 różnych częstotliwości (470 kHz, 1 mHz, 2 mHz, 4 mHz, 6 mHz). Taki zakres pracy sprawia, że zabieg jest dokładny, bezpieczny i bardzo skuteczny. Efekty, których możemy oczekiwać to likwidacja wiotkiej skóry np. na brzuchu i wewnętrznej stronie ud, poprawa gęstości skóry oraz redukcja miejscowo zgromadzonego cellulitu.
Z kolei mikofale Coolwaves selektywnie docierają do miejscowo nagromadzonej tkanki tłuszczowej i w nieinwazyjny sposób prowadzą do jej redukcji, bez ryzyka uszkodzenia otaczających tkanek. Jest to bezpieczne i komfortowe dla pacjenta. W efekcie możemy spodziewać się zmniejszenia obwodów np. na brzuchu, udach czy ramionach, a także redukcji drugiego podbródka. Jest to zabieg, który uwielbiają także nasi panowie.
Nieoceniona jest również siła endermomasażu, który w naturalny sposób pobudza metabolizm komórek tłuszczowych, poprawia ukrwienie, drenuje i dotlenia nasze ciało. Niweluje obrzęki i zastoje limfatyczne. Nasze specjalistki, mając do dyspozycji tak szeroki wybór po dokładnej konsultacji i zebraniu szczegółowego wywiadu, dobierają najlepsze technologie, dostosowane indywidualnie do pacjenta, łącząc je w personalizowane beauty plany.
Obecnie dużo zagadnień z różnych dziedzin życia ma u podłoża aktywność fizyczną, zdrowy styl życia, właściwe odżywianie, ruch, po to aby prawidłowo funkcjonowały nasze mięśnie i nie zastały się kości. Ruch pozytywnie i holistycznie wpływa na nasz organizm. W SPA52 pomagacie mięśniom za pomocą elektrostymulacji. Na czym polega ten zabieg?
niechcianego owłosienia oraz lasery umożliwiające różnego rodzaju terapie skóry.
W zakresie depilacji mamy dostępne dwie technologie: laser diodowy oraz laser wykorzystujący dwie długości fali aleksandrytową oraz neodymowo-yagową. To daje nam możliwość skutecznego pozbywania się zarówno ciemniejszego, mocniejszego owłosienia w przypadku pierwszego urządzenia, jak i usuwania delikatnych i jasnych włosków w przypadku drugiego.
W zakresie odmładzania twarzy mamy cały szereg laserów poczynając od laserów frakcyjnych zarówno ablacyjnych, jak i nieablacyjnych. Służą one do odmładzania i resurfacingu twarzy, usuwania przebarwień, rozstępów i blizn potrądzikowych, a także zamykania naczynek. Mamy także naszą perełkę – laser wolumetryczny. Jest to urządzenie, które wykorzystując odpowiednią długość fali, oddziałuje na głębokie warstwy skóry. Pobudzając dodatkowo nasz kolagen do odbudowy i stymulując jego produkcję, nie powodując jednocześnie uszkodzenia skóry. Zabiegi z użyciem lasera wolumetrycznego poprawiają strukturę skóry, jej jędrność, owal twarzy, wygładzają skórę szyi i dekoltu, spłycają niechciane zmarszczki. Można uzyskać z jego pomocą także efekt pełniejszych ust bez użycia igły i wprowadzania preparatów. W przypadku laseru wolumetrycznego wszystko odbywa się bezboleśnie, bez okresu rekonwalescencji i wyłączenia pozabiegowego.
K.CH.-J.: Polega on na kompleksowym i nieinwazyjnym rzeźbieniu sylwetki. Ujędrnia jednocześnie skórę, redukuje komórki tłuszczowe oraz rozbudowuje mięśnie. Jest to możliwe dzięki synergii wykorzystania pola magnetycznego oraz skoncentrowanej stymulacji elektromagnetycznej. Taka elektrostymulacja przynosi często widoczny efekt np. uniesionych pośladków czy napiętego brzucha już po pierwszym zabiegu, choć najlepsze efekty uzyskuje się po wykonaniu serii. Oprócz aspektu wizualnego możemy też uzyskać efekt zdrowotny i fizjoterapeutyczny, tj. wzmocnienie mięśni po kontuzjach czy przygotowując się do intensywnego wysiłku fizycznego.
Laser jest fenomenalnym wynalazkiem naszych czasów, niezbędnym zarówno w medycynie ogólnej, chirurgii, uroginekologii, jak też w medycynie estetycznej i kosmetologii. Jakie zabiegi w oparciu o laser mogą otrzymać klienci w SPA52 i jakie są tego benefity dla skóry?
K.CH.-J.: Mamy wiele urządzeń, których działanie opiera się na różnego rodzaju laserach w naszym Instytucie. Najważniejszy ich podział to 2 rodzaje: lasery do usuwania
Jakie są jesienne hity w SPA52?
K.CH.-J.: Okres jesienny jest idealny na wykonywanie zabiegów z wykorzystaniem wspomnianych wcześniej laserów, gdyż w okresie jesieni i zimy nie wystawiamy naszej skóry tak bardzo na działanie światła słonecznego. Jest to doskonały czas, aby przygotować się do lata, aby zdecydować się na wykonywanie bardziej inwazyjnych zabiegów z wykorzystaniem szeregu urządzeń służących do mikronakłuwania i mezoterapii skóry, co pobudza ją do przebudowy.
W drodze do Instytutu jest także nowiutka platforma z radiofrekwencją mikroigłową, która pojawi się w połowie listopada, a od kilku dni jest u nas także lampa led, umożliwiająca nam poszerzenie oferty w zakresie szybszego gojenia się po bardziej inwazyjnych zabiegach oraz usług dla osób z trądzikiem różowatym, łuszczycą czy choćby z aktywną opryszczką, którym do tej pory nie mogliśmy zaoferować satysfakcjonującej pomocy.
Jesień to jednak także dobry czas na nawilżenie skóry, kwasy, białą kosmetykę, a także na znalezienie chwili na relaks i masaże czy rytuały wykonywane przez nasze fizjoterapeutki przy przygaszonym oświetleniu i blasku świec, we wnętrzach zaprojektowanych z myślą o komforcie i odpoczynku, czemu służą wybrane kolory, estetyczne aranżacje i przytulne tkaniny.
Dysponujecie wieloma technologiami na światowym poziomie, czy w związku z tym można je łączyć, tak aby uzyskać jeszcze bardziej zadowalające efekty?
M.J.-K.: Poza wymienionymi powyżej urządzeniami do modelowania sylwetki, laserami czy urządzeniami do mikronakłuwania w naszej ofercie znaleźć można także stymulatory tkankowe podawane zarówno igłą, jak i kaniulą oraz egzosomy. Mamy także urządzenia do tzw. zabiegów bankietowych, które dają natychmiastowy efekt oczyszczenia czy rozświetlenia skóry. Ta cała pula kilkudziesięciu urządzeń na światowym poziomie zgromadzonych pod jednym dachem, najwyższej klasy certyfikowane preparaty i wyselekcjonowane kosmetyki wraz z wieloletnią wiedzą i doświadczeniem naszych kosmetolożek w zakresie łączenia terapii sprawiają, że możemy zaoferować naszym klientom możliwość uzyskania spektakularnych efektów bez użycia skalpela.
K.CH-J.: Z uwagi na dużą ilość dostępnych u nas sprzętów mamy możliwość wyboru spośród wielu innowacyjnych technologii, a co za tym idzie najlepszego dostosowania ich do potrzeb i wskazań danego pacjenta. Nasi goście nie muszą szukać innego miejsca z dostępnym zabiegiem, gdyż wszystko znajdą u nas, pod dachem SPA52.
Jakie macie Panie swoje ulubione zabiegi w SPA52?
M.J.-K.: Ja osobiście jestem zachwycona działaniem fali radiowej w połączeniu ze stymulatorami tkankowymi oraz laserem wolumetrycznym. Do tego regularnie dbam o pielęgnację zarówno w gabinecie, jak i w domu, korzystając z kosmetyków ZO SKIN
Health. Ponadto regularnie korzystam z masaży i rytuałów na ciało, pozwalając sobie na chwilę wytchnienia i relaksu.
K.CH.-J.: Tej wiosny i lata skupiałam się głównie na elektrostymulacji mięśni, ale także na odpowiednim nawilżaniu skóry, wykonując m.in. zabiegi z wit.C szwajcarskiej marki SELVERT, i stosowałam stymulatory tkankowe. Choć zabieg nie należy do moich ulubionych pod kątem odczuć, to daje rewelacyjne efekty napięcia i rozświetlenia skóry. Od lat korzystam także regularnie z takich zabiegów jak INTRACEUTICALS, zwłaszcza przed ważnym wyjściem. Na jesień i zimę mam rozpisany przez nasze kosmetolożki beauty plan, który zakłada m.in. zamykanie naczynek na twarzy laserem, mikronakłuwanie oraz laser wolumetryczny (nie mogę się go doczekać, ale musimy najpierw dobrze przygotować moją skórę). Kolejność wykonywania zabiegów ma ogromne znaczenie! Całość uzupełnimy zapewne stymulatorami tkankowymi i zabiegami białej kosmetyki.
Niezmiennie korzystam także z masaży, zwłaszcza tych przeciwbólowych, ale także pozwalam sobie na chwilę ukojenia w czasie naszych rytuałów. A regularnie wykonywane manicure i pedicure to dla mnie podstawa, by czuć się zawsze świeżo.
Często powtarza się słowa, iż żadna firma, żadne przedsięwzięcie nie funkcjonowałyby bez idealnie dobranego zespołu. Czy kadra kosmetologiczna została ta sama?
K. CH.-J.: Pozostanie kadry, którą znałam od lat jako stała klientka, było dla nas priorytetem w czasie przejmowania spa. Większość zespołu nie zmieniła się od momentu przejęcia. Zatrudniamy aktualnie 23 osoby na stanowiskach kosmetolog, trycholog, fizjoterapeuta, podolog, stylistka paznokci oraz recepcjonistka. Większość twarzy się nie zmieniła, a część z tych, które zniknęły, to nasze zespołowe mamy, które przebywają na urlopach macierzyńskich i wychowawczych i na których powroty czekamy. Przeprowadzając rekrutację uzupełniającą, miałyśmy bardzo wysokie wymagania co do wiedzy, umiejętności, doświadczenia, a także kultury osobistej. Nie jest łatwo o takiego pracownika, tym bardziej doceniam nasz zespół, z którym mam przyjemność pracować już od ponad roku. Dziewczyny mają wysokie kwalifikacje, są profesjonalistkami w tym, co robią. Wszystko to jest poparte wiedzą i doświadczeniem zdobywanym przez wiele lat oraz stałym poszerzaniem kompetencji. I co nie mniej ważne nasze kosmetolożki mają ogromną pasję do tego, co robią.
M.J.-K.: Bardzo ważna jest dla nas także atmosfera w pracy i kładziemy na to duży nacisk. Uważamy, że wzajemny szacunek i dobre emocje w pracy nie tylko pozytywnie odbijają się na samych pracownikach, tzn. że nam wszystkim na co dzień pojawiającym się w SPA52 jest przyjemnie przychodzić do pracy, ale że ma to także swoje odzwierciedlenie w naszych relacjach z klientami. Uważamy, że nasi goście mogą poczuć u nas tę przyjazną atmosferę, co sprawia, że regularnie do nas wracają, za co bardzo im dziękujemy.
Jakie są plany i założenia na przyszłość? Jakie marzenia związane z tym miejscem?
M.J.-K.: Poza wspomnianymi nowymi urządzeniami, na które czekamy, nadal będziemy stawiały na to, co do tej pory, czyli na jakość sprzętów, zabiegów, używanych i sprzedawanych kosmetyków, na poszerzanie wiedzy i trzymanie ręki na pulsie odnośnie nowości. Kładziemy duży nacisk na rozwój naszego zespołu i wiedzę dziewczyn, bo to one dają nam pewność, że nasi goście są w najbardziej profesjonalnych i bezpiecznych rękach, a na tym najbardziej nam zależy.
K.CH.-J.: Nie ma dla mnie przyjemniejszych chwil w pracy niż te, kiedy przez otwarte drzwi gabinetu słyszę jak Pani lub Pan wychodzą z zabiegu i dzielą się z naszymi dziewczynami radością, że wypoczęli, dziękują za relaks lub fantastyczne efekty zabiegu, mówią jak bardzo było im to potrzebne i nie mogą doczekać się kolejnej wizyty. Wtedy wiem, że to ,co robimy ma duże znaczenie i sens, i że robimy to dobrze. Wierzę mocno, że miejsce, które tworzymy wspólnie z naszym fantastycznym zespołem i cudownymi gośćmi, w przyszłości będzie jeszcze bardziej jednoczyć ludzi piękna zarówno tego zewnętrznego, jak i wewnętrznego.
POZNAŃSKA FUNDACJA
EDUKACYJNA FERAJNA
Jak rozbudzić w dziecku ciekawość świata?
Pięć lat temu powstała stacjonarna Ferajna przy ul. Łużyckiej 22 w Poznaniu, fundacja edukacyjna krzewiąca w dzieciach potrzebę samodzielnego uczenia się, wychodzenia poza utarte schematy. To przyjazne miejsce na pogłębianie wiedzy, gdzie do uczniów podchodzi się indywidualnie, wsłuchując się w ich potrzeby, dając tym samym możliwość wyboru, podejmowania świadomych decyzji i zapewniając dobre relacje z nauczycielami.
Założycielkami Ferajny są Adriana Niedbała, która równocześnie od 20 już lat prowadzi szkołę językową „Papuga” w Poznaniu, i Karolina Szafrańska-Bąk, absolwentka studiów filozoficznych, coachingu i tutoringu. Obie są certyfikowanymi mediatorkami w duchu porozumienia bez przemocy Marshalla Rosenberga w kontekście bycia w dialogu w z drugim człowiekiem. Swoją wiedzę i doświadczenie zamieniają w tak potrzebną praktykę, u podłoża której są relacje międzyludzkie i kontakt z uczniem oparty na zaufaniu.
PR ozmawia : Magdalena Ciesielska | z djęcia : Materiały prasowe Ferajny ochwalcie się, proszę, swoim nowym projektem, który w tym miesiącu startuje w ramach Ferajny.
K.SZ.-B.: Rok pracowaliśmy nad stworzeniem bezpłatnej Interdyscyplinarnej Przestrzeni Edukacyjnej – platformy cyfrowej oraz studia nagrań, którą możemy uruchomić dzięki dotacji z Krajowego Planu Odbudowy w ramach Programu „Odporność oraz rozwój ekonomii społecznej i przedsiębiorczości społecznej” na lata 2022-2025.
Oficjalnie rusza ona już 22 listopada br. i zachęcamy wszystkich do korzystania z zasobu zgromadzonej tam wiedzy.
A.N.: Złożyłyśmy wniosek o dofinansowanie i się udało, gdyż wszystkie środki, jakimi dysponujemy, przeznaczamy głównie na zajęcia stacjonarne w Ferajnie. Pomysł platformy to w dużej mierze odzwierciedlenie naszego stylu pracy, naszej misji i idei, które rozpowszechniamy zarówno w podstawówce przy ul. Łużyckiej 22, jak i w liceum przy ul. Nad Wierzbakiem 26. Idziemy więc z duchem czasu, stawiamy na rozwój i edukację on-line. Chcemy dać naszym uczniom, ale i wszystkim zainteresowanym takie źródło wiedzy, ogólnie dostępne, bez dodatkowych kosztów.
Jaki zasób wiedzy i informacji będzie dostępny na interdyscyplinarnej platformie edukacyjnej? I do kogo jest ona skierowana?
K.SZ.-B.: Od samego początku przyświecał nam cel szerokiej dostępności, czyli aby każdy chętny, niezależnie od wieku, mógł z tej platformy skorzystać. Oczywiście, tworząc materiały, myślimy o dzieciach, bo to są głównie nasi odbiorcy. Natomiast my chcemy pokazać jak materiały z różnych dyscyplin się łączą, jak wiedza z różnych tematów scala się i kompiluje. Np. będzie dział poświęcony genetyce, czyli oczywiste odniesienia do biologii, a jednocześnie będą tu bardziej nieoczywiste w tym konkretnym temacie połączenia z językiem polskim, chemią, matematyką, językiem angielskim, aby pokazać interdyscyplinarność, która jest dla nas bardzo ważna, a której w szkołach systemowych niestety wciąż brakuje i dzieci mogą tego zwyczajnie nie zauważać.
Dostępne będą linki, które przekierują zainteresowaną osobę, zapraszając tym samym do podróży po zdobywanie wiedzy. Platforma ma służyć zagłębianiu się w samorozwój, w edukację, która może być przecież pozytywnym zaskoczeniem. Na to liczymy! (śmiech) Chodzi nam głównie o rozbudowywanie ciekawości dzieci i młodzieży, pokazując np. że zaczynamy
– wpływa na ich mobilizację, motywację i chęć rozwoju. Uważamy, że wiedza oparta na relacji, na kontakcie z drugim człowiekiem jest najważniejsza, ale świat idzie do przodu, to i my nie możemy stać i przyglądać się…A jeżeli dzieci i młodzież mają korzystać z tworzonych przez nas materiałów w formie on-line, to chcemy, aby były one spójne z wartościami i ideą założonej przez nas Ferajny.
W Ferajnie duży nacisk kładziony jest na projekty, zajęcia w grupach, warsztaty z tzw. „otwartą głową”. Na temat jakich projektów dzieci mogą zgłębiać wiedzę na platformie edukacyjnej?
K.SZ.-B.: Na początek zaczynamy od dwóch projektów. Pierwszy to, wspomniana już przeze mnie, genetyka, natomiast drugim projektem jest miłość. Zobaczymy jak to zostanie przyjęte, jaki będziemy mieć odzew a propos przygotowanych materiałów, ich przejrzystości, kolorystyki, zasobu wiedzy, nawet technicznych kwestii – jak chociażby wyjustowanie tekstu. Wszystko dla nas ma znaczenie.
A.N.: W projekcie miłość, podobnie jak w genetyce, możemy zawrzeć wiele ciekawych tematów, chociażby z zakresu biologii, socjologii, kontaktów międzyludzkich, również chemii, gdy mówimy o feromonach i przyciąganiu do siebie ludzi. Nieustannie nakłaniamy do szerokiego spojrzenia na jeden temat. Pragniemy uczyć dzieci i młodzież w duchu interdyscyplinarnym, gdzie nie ma ograniczeń.
od ziarenka piasku, a dochodzimy do zagadnień kosmosu.
Pokazywanie jak świat jest ciekawy, z jakich punktów widzenia można dochodzić do jednego zagadnienia – to cel, który nam przyświeca nie tylko tutaj, w nauce on-line, na platformie edukacyjnej, ale także podczas naszych zajęć i warsztatów przygotowywanych w nauce stacjonarnej.
A.N.: Interdyscyplinarna platforma edukacyjna umożliwi kompletnie inne spojrzenie na naukę, na poszczególne zagadnienia. To wieloaspektowe podejście do edukacji pozwalające poszerzać dziecku wiedzę z różnych stron. I przede wszystkim cieszyć się odkrywaniem wciąż czegoś nowego. My dajemy dzieciom radość z uczenia się, szukania wiadomości na interesujący ich temat, łączenia przysłowiowych kropek, bo to daje szerokie spectrum wiedzy, a przede wszystkim daje możliwość wyboru, w którym kierunku iść. A my nie oceniamy naszych uczniów, co jest dobre, a co złe, który przedmiot jest ważniejszy – to jest ich wybór. Jesteśmy przekonane, że takie właśnie podejście – zarówno w nauce stacjonarnej w Ferajnie, jak i poprzez platformę
Główny cel Ferajny on-line to…
A.N.: Dostępność! Pragniemy, aby stworzona przez nas platforma edukacyjna dawała szansę rozwoju dzieciom i młodzieży, którzy są chwilowo w jakiejś niedostępności, np. przebywają w szpitalu, w domu, czy mają formę niepełnosprawności, czy mieszkają w odległych miejscowościach i nie mają dostępu do tego typu edukacji stacjonarnej, jaką oferuje Ferajna.
K.SZ.-B.: Móc zapewnić dostęp do wartościowej wiedzy, przygotowanej przez wykwalifikowanych edukatorów, to główny cel, jaki nam przyświecał na samym początku, myśląc w ogóle o nauce on-line i rozważając start tego typu platformy edukacyjnej. Dla nas niezwykle ważna jest różnorodność materiałów, dopasowana do wieku dziecka, do jego zainteresowań. Rozmaitość wątków i tematów, ta interdyscyplinarność jest tu dla nas kluczem otwierającym wszystkie drzwi szeroko pojętej wiedzy. Często nie zwracamy uwagi na odbiór materiału, a przecież jedni lubią słuchać, inni czytać, widzieć coś przed sobą, bo są wzrokowcami. Istnieją przecież różne style nauki i my nie wskazujemy, który jest
najlepszy, to dziecko samo podejmuje decyzję. Dlatego nasze materiały w dwóch głównych blokach tematycznych nie są ani trochę monotonne, wprost przeciwnie – one mają za zadanie przyciągnąć uwagę dziecka i zmotywować do zgłębiania konkretnej wiedzy. To jest nasze nieszablonowe podejście, nakłaniamy więc dzieci, aby obejrzeć filmik, posłuchać kogoś, doświadczyć, przygotować eksperyment, a także wyjść na świeże powietrze, poćwiczyć lub coś sprawdzić w otaczającej nas przyrodzie.
Przez ostatni rok nauczyciele kilku specjalizacji współpracowali ze sobą, tworząc interdyscyplinarny koncept edukacji on-line. Zatrzymajmy się na chwilę przy kadrze edukacyjnej, mentorach – jak ich w Ferajnie nazywacie.
Różnorodność punktów widzenia, umiejętność bycia w dialogu i rozmawiania o tym. Nasi nauczyciele to mentorzy, przewodnicy, którzy uczą dzieci odkrywania tajemnic, pogłębiania wiedzy. Dzięki temu Ferajna to dobra alternatywa do systemu edukacji publicznej, bo my wychodzimy poza zastane ramy szkolnictwa. Opieramy się na relacji, dziecko-nauczyciel, dziecko-mentor, relacji polegającej na zaufaniu, bez cienia lęku i obawy przed wyśmianiem czy skrytykowaniem. Stwarzamy po prostu miłą i bezpieczną atmosferę.
Padło słowo alternatywa do typowej formy edukacji. W Ferajnie nie ma ocen, klasówek, zajęcia nie trwają tu 45 minut jak normalna lekcja szkolna, więc w jaki sposób mobilizujecie uczniów do nauki?
K.SZ.-B.: Dorośli warto, żeby sobie uzmysłowili, że nie każde dziecko będzie lubiło się uczyć czy będzie chciało zgłębiać konkretny temat. Nasze doświadczenia pokazują nam, że w momencie, gdy dziecko nie jest oceniane, nie jest krytykowane „tego nie umiesz”, „tego się nie nauczyłeś”, lepiej się rozwija, pewniej funkcjonuje w grupie. Jeśli wie, czego ma się uczyć oraz jaki jest tego cel i sens, łatwiej jest mu podjąć decyzję o zaangażowaniu w proces nauki. Dziecięce marzenia jak poznawać świat, w jakim kierunku iść, aby szukać odpowiedzi na nurtujące ich zagadnienia – to jest dla nich prawidłowa ścieżka rozwoju.
A.N.: Mamy wspaniały zespół ludzi, którzy na stałe współpracują z Ferajną stacjonarną, to jest już 30 osób z pełnymi kwalifikacjami, pasjonatów swoich dziedzin, którzy są niezwykle kreatywni, przygotowując zajęcia wieloaspektowe, wielopoziomowe, prace projektowe, doświadczenia, eksperymenty. Natomiast przy zbieraniu materiałów do interdyscyplinarnej platformy edukacyjnej pracowali ze sobą lektorzy, lingwiści, poloniści, również biolożka i chemiczka. Dodatkowo nauczyciel geografii, matematyk. Naprawdę jest to bardzo zdolna i wartościowa ekipa. Nasza Ferajna! (śmiech) Ich współpraca polega w dużej mierze na dzieleniu się pomysłami i na nieustannych próbach, bez obaw, bez strachu i wykluczenia – tego też staramy się uczyć dzieci od 5 lat funkcjonowania Ferajny. Jak mądrze się uczyć? Jak przełamywać swój lęk? Jak dokonywać wyborów i nieustannie próbować? Aby dzieci w różnym wieku nie bały się swoich decyzji i umiały konstruować wartościowe argumenty.
K.SZ.-B.: Współpracujemy z ludźmi, którzy, oczywiście mają kompetencję, wiedzę, doświadczenie, ale przede wszystkim lubią to, co robią – i to jest w tym wszystkim najistotniejsze. Zespół mamy różnorodny i to stanowi o sile Ferajny.
A.N.: Widzimy, że dzieci nie boją się wtedy zadawać pytań, nie boją się popełniać błędów, jeśli nie są oceniane. Nie zawstydzamy dzieci, nikt im nie powie „przecież to już było, to już powinieneś wiedzieć”. Oczywiście, nasza droga jest dłuższa niż w zwykłej publicznej szkole, towarzyszymy im w rozbudzaniu ciekawości, w motywacji do nauki bez wartościowania i ocen. Dajemy uczniom czas – to jest ważna kwestia, która nas odróżnia od systemowej edukacji. Warto podkreślić, że przyjazna relacja, zaufanie oraz uczenie się na błędach wzmacnia osobowość dziecka oraz poczucie wartości i pewności siebie w dobrym tego słowa znaczeniu. Uczestniczymy jako Ferajna w rozmaitych projektach. Nasi uczniowie wyjeżdżają na Erasmusa, ponadto będziemy przyjmować wolontariuszy z innych państw w ramach projektu Europejski Korpus Solidarności. Mamy wspaniały zespół zbudowany na autentyczności, dialogu i zaufaniu. Dogadujemy się i uczymy się być w konflikcie tak, żeby nie zrywać relacji.
K.SZ.-B.: W Ferajnie nie negujemy podstaw edukacji czy tego, co funkcjonuje w systemie szkolnictwa. Nasze dzieci i młodzież też mają karty pracy, piszą egzamin 8-klasisty, podchodzą do matury. Mają presję czasu podczas egzaminów ustnych i pisemnych z różnych przedmiotów, nie żyją w wyimaginowanej bańce, pokazujemy im wachlarz rozmaitych możliwości do wyboru.
W jakim wieku przyjmowane są dzieci do stacjonarnej Ferajny? I ilu uczniów ma obecnie placówka?
A.N.: Szkoła podstawowa to klasy od 0 do 8 plus liceum. Podstawówka mieści się przy ul. Łużyckiej 22, a liceum przy ul. Nad Wierzbakiem 26 i na każdym etapie rozwoju jest to kompilacja z różnych dziedzin życia. Naszą ideę i podejście do otwartości, do możliwości wyborów zawiera skrót LOF – tzn. Liceum Otwarte Ferajna. W liceum pięknie nam się sprawdza interdyscyplinarność, bo mamy tu przede wszystkim przedmioty maturalne, a cała pozostała wiedza podawana jest uczniom
w tzw. paczkach interdyscyplinarnych, łączących różne kierunki i tematy.
K.SZ.-B.: W podstawówce mamy 48 uczniów, a w liceum – 13. Przestrzeń Nad Wierzbakiem przewiduje możliwość nauki 25 licealistów. Co dla nas bardzo istotne – licealiści sami podejmowali decyzję przystąpienia do fundacji edukacyjnej Ferajna, to był ich świadomy wybór, że chcą zmienić system uczenia. Każdego coś innego motywowało, aby do nas przystąpić.
Czego według Pań brakuje w polskiej szkole systemowej, a co dzieci i młodzież mogą znaleźć w Waszym koncepcie edukacyjnym?
A.N.: Zależy nam najbardziej na samodzielności. Stawiamy na samodzielne zdobywanie wiedzy, po prostu na uczenie się samodzielnie uczyć – co w wielu wypadkach wydaje się wręcz niemożliwe. Przełamujemy bariery strachu i niepewności, pokazujemy, że można, że warto, bo to przyniesie rezultaty w przyszłości. Widzimy, że dzieci i młodzież często nie mają tej wydawałoby się podstawowej kompetencji, jaką jest samodzielne uczenie się. Jak sobie rozkładać materiał do nauki, do egzaminu? W jaki sposób lubię się uczyć, z jakich narzędzi wspierających naukę mogę korzystać? W jaki sposób szukać informacji w Internecie? Jak umiejętnie oddzielać fałsz od prawdy, spoglądając krytycznie na rzeczy i zjawiska dookoła nas? Ponadto stwarzamy dzieciakom bezpieczne emocjonalnie środowisko, aby mózg właściwie przyswajał wiedzę.
K.SZ.-B.: Na pewno Ferajna to innowacyjność, niesztampowe podejście, samodzielność, nauka języków obcych, rozwój kompetencji społecznych i rozbudzenie ciekawości świata, a także wspomniana przez nas interdyscyplinarność.
Na platformie edukacyjnej będzie właśnie element tutoringu, oparty na relacji 1:1. Dostępne więc będą narzędzia, dzięki którym dziecko będzie mogło się samo sprawdzać nt. konkretnego tematu. Ponadto dajemy możliwość kontaktowania się z naszymi mentorami, tutorami – co ułatwi rozwiązanie konkretnych problemów czy rozwikłanie niejasności.
W obecnym świecie social mediów, fake newsów, kakofonii dźwięków – co jest istotne dla zrównoważonego rozwoju dziecka?
K.SZ.-B: Uczymy dzieci odpuszczać pewne tematy, rezygnować z niektórych rzeczy, właśnie poprzez świadome dokonywanie wyborów, np. na rzecz spaceru, przewietrzenia głowy, aktywności na świeżym powietrzu. Pobycia sam na sam z przyrodą. Jak ważne są wycieczki na łono natury, w ciszy, z własnymi myślami? – sami to my, dorośli, wiemy najlepiej. Dlatego podkreślamy wagę odpoczynku, dobrego snu i umiejętnego wysypiania się, które tak są potrzebne do sprawnego przyswajania wiedzy. Uczymy naszych uczniów szacunku do drugiego człowieka i bycia blisko przyrody.
A.N.: Ponadto tłumaczymy już najmłodszym naszym uczniom, wychowankom jak ważne jest bezpieczeństwo w sieci.
Młodzież ma u nas tzw. „pogadanki” nt. cyberprzemocy, nowych technologii, sztucznej inteligencji, zagrożeń i sukcesów, które niesie współczesny świat i wraz z nim zmieniające się potrzeby człowieka.
Wiem, że przy okazji interdyscyplinarnej platformy edukacyjnej powstało studio nagrań. Jaka idea przyświeca temu przedsięwzięciu?
K.SZ.-B.: Dzieci są bardzo otwarte na nowości i ciekawe świata, same wyszły z pomysłem nagrywania siebie i swoich nauczycieli. Chcą tworzyć podcasty na różne tematy – i to spowodowało naszą burzę mózgów w zespole. (śmiech) Po prostu zaskoczyły nas swoją inicjatywą, tak jak i wcześniej dobrowolnym, nieprzymusowym uczestnictwem w wolontariatach, w organizowaniu np. prawyborów. Takie podejście nas ogromnie cieszy! Studio nagrań już wykorzystywaliśmy do tworzenia materiałów na naszą platformę edukacyjną. Nauczyciele przygotowywali tu karty pracy, filmiki, podcasty z różnych dziedzin życia.
A.N.: Studio nagrań – co pragnę podkreślić – powstało w ramach środków przyznanych nam z dotacji unijnej. Zbudowaliśmy studio w pełni profesjonalne, wyciszone, z wysoko jakościowym sprzętem, które będzie funkcjonowało zgodnie z obowiązującymi normami i wymogami. Będzie można też tą przestrzeń u nas wynająć na własne potrzeby. Udało nam się pozyskać do współpracy młode, energiczne osoby, pełne pomysłów i cierpliwości do pracy z dziećmi. To osoby, które zawodowo zajmują się dźwiękami, nagrywaniem filmów.
Podsumowując, czego uczniowie mogą się w tym miejscu nauczyć, co zaprocentuje w przyszłości?
K.SZ.-B.: Poza wszelkimi aspektami stricte edukacyjnymi, to, co mi się nasunęło jako pierwsze, to na pewno rozwój kompetencji czysto społecznych. W Ferajnie nabywa się umiejętności wyrażania siebie, podejmowania wyzwań i nie wstydzenia się bycia innym, co przecież jest niezwykle ważne w przyszłości, w dorosłym już życiu, w sferze prywatnej, ale i w środowisku zawodowym.
A.N.: Uczymy kompetencji społecznych, bycia z drugim człowiekiem, funkcjonowania w grupie, mając oczywiście swoje indywidualne podejście. Uczymy relacji i wysławiania się, werbalizowania swoich emocji, odczuć, opinii. Tworzenie komunikatu zrozumiałego dla drugiej strony, jasnych treści oraz umiejętność proszenia o pomoc –to według nas istotne zdolności w dobie szybkiego tempa życia i non stop zmieniających się oczekiwań. dla
Luksus to umiar i jakość
Po pierwsze – jakość. Współczesna elegancja ma jasno określone zasady.
Po drugie – patrz: punkt pierwszy. Nie potrzeba modowych fajerwerków, jeśli konsekwentnie inwestujemy w dobre kroje i szlachetne materiały.
Stary Browar to ulubiony poznański adres wyznawczyń cichego luksusu.
W listopadzie Stary Browar kończy 21 lat! Z okazji zbliżającej się rocznicy otwarcia, centrum przygotowało promocję: paragony za zakupy w sklepach i punktach w Starym Browarze można wymienić w aplikacji na Kartę Podarunkową o wartości 100 zł. Szczegóły na starybrowar.com
OVERSIZE: podbija codzienne stylizacje
Moda oversize, czyli ubrania o przeskalowanych krojach, na dobre zadomowiła się w naszych szafach. To trend, który od dekad zyskuje na popularności, zmienia pojęcie proporcji i klasycznego dopasowania ubrań do sylwetki. Choć luźniejsze kroje były obecne już wcześniej, moda oversize dziś jest wynikiem połączenia wpływów streetwearu, popkultury i wybiegów, gdzie projektanci na nowo odkrywają swobodę form. A my użytkownicy mody z coraz większą fascynacją po nią sięgamy.
Teks T : Anna Śmiechowska
Wydawać by się mogło, że moda oversize to współczesny trend, a jednak jego korzenie sięgają już lat 80., kiedy to projektanci tacy jak Yves Saint Laurent czy Rei Kawakubo eksperymentowali z formą, odchodząc od przylegających do ciała sylwetek. Saint Laurent stworzył ubrania o luźniejszych, swobodnych krojach, które miały na celu dać kobietom więcej komfortu i pewności siebie. Kawakubo z kolei zrewolucjonizowała modę dzięki swojej koncepcji „antymody”, gdzie asymetryczne
i obszerne ubrania symbolizowały estetyczną rewolucję, ale też wyzwanie rzucone tradycyjnym wyobrażeniom o kobiecej sylwetce. I tak jest do dziś, warto znać zasady proporcji sylwetki, aby umiejętnie wykorzystywać przeskalowane formy w codziennych stylizacjach.
Nowa elegancja – luźne kroje jako symbol wyrazistości Za duże ubrania stały się modne i z roku na rok przybywa ich fanów. Znam kobiety, które zarzekały się, że nie ubiorą męskiej marynarki, a dzisiaj… nie wyobrażają sobie katować ciała zbyt obcisłą i przylegającą do ciała marynarką. Luźne płaszcze, obszerne marynarki czy zbyt duże bluzy zaczęły symbolizować nową elegancję – swobodną, wyrazistą i odważną. Moda oversize na wybiegach to nie tylko oversize dla efektu show. Projektanci bawią się proporcjami, tworząc kreacje, które choć na pierwszy rzut oka mogą wydawać się za duże, w rzeczywistości są idealnie przemyślane. Dzięki temu noszenie oversize’u nabrało nowego znaczenia – to wyraz kreatywności, a przede wszystkim komfortu.
Klucz do udanej stylizacji oversize – gra proporcjami i warstwowanie
Noszenie ubrań oversize wymaga pewnej wprawy, aby zachować balans i nie wyglądać „przytłoczonym”. Kluczem jest odpowiednie dobranie proporcji. Jedną z podstawowych zasad stylizacji oversize jest łączenie luźnych elementów z bardziej dopasowanymi. Na przykład: szeroka, oversize’owa bluza świetnie będzie wyglądać w zestawieniu z wąskimi jeansami, co pozwoli zachować odpowiednie proporcje sylwetki. Z kolei obszerne spodnie mogą być doskonałym tłem dla bardziej dopasowanej góry, jak np. T-shirt. Ciekawe stylizacje w trendzie oversize stworzymy, stosując warstwowanie ubrań. Dłuższa koszula wystająca spod krótszej kurtki czy obszerna marynarka nałożona na cienki golf to świetny sposób na dodanie luzu i dynamiki w stylizacji. Wybierając obszerne płaszcze czy garnitury, kobiety tworzą odważne i nowoczesne stylizacje. Luźne kroje są elementem swobodnej elegancji. A co ważne, dobrze ubrane, dodają charakteru stylizacji zarówno sylwetce XS, jak również XXL. Osobiście uważam, iż oversize przeciwstawia się tradycyjnym standardom kobiecej sylwetki, przedstawiając ją w nowym świetle i podkreślając trend oversize jako niezależność i indywidualną decyzję kreacji wizerunku.
Komfort
i swoboda ruchów – odpowiedź na potrzeby współczesności
Moda oversize zyskała popularność przede wszystkim dzięki zapewnianiu wygody i swobody ruchów, co jest kluczowe w zabieganym, współczesnym świecie. Ponadto, ten styl daje możliwość eksperymentowania z modą – można bawić się warstwami, proporcjami i nieoczywistymi zestawieniami. To także pewien wyraz odwagi – noszenie oversize’u może być manifestacją odrzucenia utartych norm, wyzwoleniem od presji dopasowanego ciała.
Oversize dla każdej sylwetki
Dodatki – dopełnienie stylizacji w stylu oversize
Damskie szerokie spodnie w wersji oversize o prostym lub lekko rozszerzanym kroju są dzisiaj super alternatywą dla klasycznych cygaretek. Warto wspomnieć o dodatkach, które coraz częściej dopełniają klasyczne stylizacje w nieco większym luźnym stylu, podkreślając naszą wolność.
Moda oversize ma w sobie uniwersalność i prostotę – może być elegancka, casualowa, sportowa, a jednocześnie dostępna dla osób o różnych sylwetkach. To styl, który łączy w sobie swobodę i wyrafinowanie, a jego popularność pokazuje, że „za duże” ubrania mają w sobie ogromny potencjał. Powtórzę się: potencjał dla każdej sylwetki – zarówno tej szczupłej, jak również bardziej obfitej. To jeden z trendów, który nie tylko odzwierciedla zmieniające się podejście do mody, ale również odpowiada na potrzeby współczesnych konsumentów, szukających komfortu i wyrazistości. Moda oversize rozwija się dynamicznie i z pewnością zostanie z nami jeszcze na długo.
MEEV
ORSKA
JEMIOL
JEMIOL
MIAMANU
MEEV
VISCONI
MIAMANU
VANDA NOVAK
MIAMANU
JEMIOL
IZABELA MALENDOWSKA AESTHETIC
Preferuję estetyczny umiar
Izabela Malendowska, właścicielka gabinetu Malendowska Aesthetic, konsekwentnie wyznaje zasadę „estetycznego umiaru” i „zero migracji” w swoich zabiegach, dążąc do harmonii między pięknem a zdrowiem. W rozmowie opowiada o swojej drodze zawodowej – od branży fitness po kosmetologię estetyczną – oraz o tym, jak naturalność i indywidualne podejście do klienta stały się fundamentem jej pracy. Wyjaśnia również, jak istotne jest zrozumienie anatomii twarzy, umiar w stosowaniu wypełniaczy oraz rozwaga, aby osiągnąć subtelne, eleganckie efekty.
Branża beauty to dla niej nie tylko estetyka, ale i sposób na poprawę jakości życia, dlatego łączy ją z holistycznym podejściem, które pozwala klientom odkryć ich najlepsze wydanie – bez zbędnej przesady.
R ozmawia : Alicja Kulbicka | z djęcia : Patrycja Andrzejewska, Łucja Balcer
Jakie były Twoje początki w branży kosmetologicznej? Co zainspirowało Cię do specjalizacji w upiększaniu kobiet i mężczyzn?
IZABELA MALENDOWSKA: Moja pasja do pracy z ludźmi i chęć niesienia im pomocy towarzyszyły mi od zawsze. Swoją zawodową drogę zaczynałam w branży fitness, którą od początku postrzegałam jako bardzo zbliżoną do świata beauty. Obie te dziedziny łączą zdrowie i piękno – w fitness dbamy o kondycję i formę ciała, a w beauty o jego wygląd. Praca w fitness pochłonęła mnie do tego stopnia, że startowałam nawet w zawodach Bikini Fitness, gdzie zdobyłam szóste miejsce. Jednak poczułam, że czas na zmiany, i zaczęłam od kursu makijażu permanentnego, potem przyszły kolejne – szkolenia, kursy, aż po studia kosmetologiczne, bo fascynacja branżą beauty tylko rosła. Choć na pierwszy rzut oka beauty może wydawać się branżą „próżną,” dla mnie to przede wszystkim sposób na pomaganie ludziom. Bo czym innym jest podkreślanie ich naturalnego piękna, dodawanie pewności siebie, spełnianie marzeń o wyglądzie, w którym czują się dobrze? Moja praca pozwala mi wspierać ludzi w odkrywaniu ich najlepszego wydania, zawsze z poszanowaniem ich naturalności i autentyczności. Dlatego też zdecydowałam się na studia pielęgniarskie – by zgłębić medyczne aspekty pracy i móc jeszcze lepiej pomagać moim klientom, łącząc wiedzę z kosmetologii i pielęgniarstwa. Postrzegam swoją pracę jako subtelne wsparcie, które realnie wpływa na jakość życia moich klientów, a to przynosi mi ogromną satysfakcję.
Pracę w branży beauty rozpoczęłaś prawie 10 lat temu, kiedy przyszedł ten moment, w którym powiedziałaś sobie – czas na własny biznes? Swoją działalność rozpoczęłam w 2015 roku, w małym, podnajmowanym gabinecie, gdzie zaczęłam przyjmować pierwsze klientki. Szybko jednak okazało się, że miejsca jest za mało i przeniosłam się na Wildę. Choć zmiana była krokiem naprzód, wciąż marzyłam o własnym, estetycznym gabinecie, który odzwierciedlałby moją wizję piękna i profesjonalizmu.
I tak oto dzisiaj spotykamy się w pięknym gabinecie przy ulicy Głównej, który od progu urzeka dbałością o każdy detal i wyjątkową estetyką wykończenia. Bardzo zależało mi na tym, aby standard miejsca, w którym przyjmuję klientki, odzwierciedlał jakość usług, jakie oferuję. Dziś koncentruję się głównie na kosmetologii estetycznej, dlatego szczególnie ważne było dla mnie stworzenie przestrzeni, która będzie zarówno elegancka, jak i profesjonalna – miejsca, w którym klientki poczują się komfortowo i wyjątkowo.
Na jakie efekty mogą liczyć klienci po wizycie w Twoim salonie? Specjalizuję się przede wszystkim w powiększaniu ust, ale stawiam na subtelne i naturalne efekty. Bardzo dbam o to, aby usta po zabiegu harmonizowały z całą twarzą, dodając jej wyrazu, ale nie przerysowując rysów. Moim celem jest, by każda klientka wychodziła z gabinetu z efektem, który podkreśla jej naturalne piękno, dodając pewności siebie, ale pozostając w zgodzie z jej indywidualnym wyglądem. Bardzo lubię pracować również z tzw. „trudnymi” ustami, które wymagają zaawansowanej wiedzy i precyzyjnego podejścia. Każde usta są unikalne, a praca nad ich asymetrią, wyrównaniem konturów czy subtelną korektą kształtu przynosi mi ogromną satysfakcję. Dodatkowo proponuję moim klientkom chcącym zatrzymać czas całą gamę zabiegów odmładzających, takich jak mezoterapia, stymulatory tkankowe. A jeśli trzeba to i wypełniacz w formie wolumetrii czy typowo śródskórnie.
Jednak sporo ostatnio mówi się o migracji wypełniaczy i skutkach ubocznych ich stosowania...
Rzeczywiście, temat migracji wypełniaczy na bazie kwasu hialuronowego i potencjalnych skutków ubocznych jest coraz częściej poruszany. Sama nie jestem ich zagorzałą fanką, ale niektórych rezultatów nie da się osiągnąć bez ich zastosowania. Kluczem do sukcesu jest jednak umiar i precyzja – odpowiednie dawkowanie oraz właściwa technika pozwalają uzyskać naturalny efekt, minimalizując ryzyko migracji czy innych niepożądanych rezultatów.
Zdarza Ci się odmawiać?
Tak, zdarza się. Kiedy widzę, że klientka ma konkretny pomysł, który moim zdaniem nie przyniesie oczekiwanego efektu lub może wyglądać nienaturalnie, wolę odmówić. Zawsze kieruję się tym, aby końcowy rezultat był harmonijny i podkreślał naturalne piękno, dlatego nie podejmuję się zabiegów, które mogłyby zaszkodzić wyglądowi klientki lub nie spełnić jej oczekiwań.
W Twoim gabinecie stoi także komora hiperbaryczna. Nieczęsto widzę taki sprzęt w salonach kosmetologicznych. Komora pozytywnie wpływa na wiele aspektów zdrowia, w tym na regenerację skóry, gojenie ran, poprawę krążenia oraz jakość snu. Dzięki intensywnemu dotlenieniu komórek i rozszerzeniu naczyń krwionośnych, organizm szybciej się regeneruje, co przekłada się na lepszy wygląd skóry, przyspieszone procesy gojenia oraz łagodzenie stanów zapalnych. Tlenoterapia pomaga również w redukcji stresu oksydacyjnego, wspierając naturalne procesy detoksykacji, co poprawia ogólne samopoczucie, sprzyja wyciszeniu i korzystnie wpływa na sen – dzięki niej łatwiej zasnąć, a sen jest głębszy i bardziej regenerujący. Zdecydowałam się na komorę hiperbaryczną w swoim gabinecie, bo idealnie wpisuje się w moją filozofię anty-agingu.
Ta filozofia to nie tylko zabiegi w gabinecie... Moja filozofia to nic odkrywczego – czasem nawet czuję, że jestem monotematyczna, powtarzając ją do znudzenia moim klientkom. (śmiech) Przepis na zdrową i piękną skórę opiera się na prostych zasadach: aktywność fizyczna i zdrowe odżywianie. Nie trzeba być zawodowym sportowcem – wystarczą regularne spacery, byle systematycznie! A zdrowa dieta nie oznacza radykalnych rewolucji, skomplikowanych przepisów czy obsesyjnego liczenia kalorii. Warto sięgać po zdrowsze produkty, wybierać te z prostym składem – efekty przyjdą szybciej niż się spodziewasz. To takie proste! Daj organizmowi dobre paliwo, a on na pewno się odwdzięczy!
Wspominasz, że w swojej pracy kładziesz nacisk na „ZERO MIGRACJI” i technikę „Estetyczny UMIAR”. Czy możesz wyjaśnić, na czym polegają te metody i dlaczego są tak istotne w Twojej praktyce?
Metoda „ZERO MIGRACJI” polega na tym, by precyzyjnie umieścić wypełniacz tam, gdzie jest potrzebny i kontrolować jego ilość tak, aby nie przemieszczał się poza wyznaczone miejsce. Dodatkowo ważny jest dobór odpowiedniej gęstości i trwałości kwasu hialuronowego. Migracja wypełniacza jest nie tylko nieestetyczna, ale może też prowadzić do problemów zdrowotnych, dlatego dokładność i umiejętność pracy z anatomią twarzy są tutaj kluczowe. Z kolei „Estetyczny UMIAR” to podejście, które skupia się na delikatnym podkreśleniu naturalnych atutów klienta oraz spowolnienia procesów starzenia, poprzez dobór odpowiednich ampułek, ilości zabiegów i ilości podanego preparatu – nie za mało, ale i nie za dużo. W mojej praktyce stawiam na subtelne efekty, które harmonizują z naturalnymi proporcjami, dzięki czemu wyglądają świeżo i elegancko. Obie te metody są niezwykle istotne, bo dają efekt, który jest zarówno estetyczny, jak i długotrwale bezpieczny dla klienta.
Prowadzisz również szkolenia z zakresu kosmetologii estetycznej. Jakie wyzwania napotykasz jako szkoleniowiec i co daje Ci największą satysfakcję w przekazywaniu wiedzy innym?
Zauważyłam, że życie nie nadąża za praktyką, a na rynku brakuje kompleksowych szkoleń łączących teorię z praktycznymi umiejętnościami. Dlatego moim celem jako szkoleniowca jest nie tylko przekazanie wiedzy technicznej, ale też wykształcenie w uczestnikach pełnego zrozumienia dla każdego etapu zabiegu oraz świadomości wpływu, jaki ich praca ma na zdrowie i wygląd klientów. Wyzwaniem jest dla mnie czas szkolenia. (śmiech) Uwielbiam dzielić się wiedzą i jedyne co mnie ogranicza to właśnie czas trwania takiego kursu. Bo mam poczucie, że mogłabym szkolić i szkolić. (śmiech) Bardzo dbam o to, aby poziom moich szkoleń był dostosowany do poziomu wiedzy uczestnika. Muszę mieć pewność, że wychodząc ode mnie każdy uczestnik – niezależnie od poziomu doświadczenia – wyniesie z niego solidną bazę oraz pewność siebie w pracy. Największą satysfakcję daje mi moment, gdy widzę, jak kursanci nabierają wprawy i zaczynają rozumieć, dlaczego dany zabieg wykonuje się w określony sposób. Obserwowanie ich postępów, pewności w działaniu oraz pasji, którą odkrywają w tej pracy, jest dla mnie najcenniejszą nagrodą.
Jakie są według Ciebie najważniejsze trendy i innowacje w kosmetologii estetycznej, które warto śledzić w najbliższych latach?
Przede wszystkim widzę silny trend w kierunku naturalności i dbałości o zdrowie. Coraz więcej osób szuka zabiegów, które subtelnie podkreślają ich naturalne piękno, bez efektu sztuczności czy przerysowania. Klienci coraz częściej oczekują, że kosmetologia estetyczna będzie wspierać zdrowie skóry od wewnątrz, dlatego zabiegi biostymulacyjne oraz technologie regeneracyjne, oparte na stymulacji kolagenu, zyskują na popularności. Ogólnie, widoczny jest wzrost zainteresowania holistycznym podejściem, w którym zdrowie i piękno idą w parze, a klienci wybierają zabiegi spójne z ich indywidualnymi potrzebami i stylem życia.
MakeUp and Skin Care
Dr inż. Joanna Igielska-Kalwat | Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu
Przez 15 lat MakeUp in Paris łączy i inspiruje międzynarodową społeczność kosmetyczną do współtworzenia i znajdowania przyszłych rozwiązań największych wyzwań branży, jednocześnie kształtując rynek kosmetyczny jutra. Jako prawdziwy mediator biznesowy Glo. cal*, MakeUp w Paryżu organizuje przyjazne wydarzenie, które
łączy najbardziej dynamicznych i kreatywnych dostawców produktów do pielęgnacji skóry i makijażu z najpopularniejszymi markami konsumenckimi.
Podczas dwóch dni w sercu światowej stolicy piękna, Paryża, profesjonaliści z branży mają wyjątkową okazję do odkrywania i wymiany pomysłów na innowacje i trendy z bardzo ukierunkowaną publicznością B2B. Wystawcy MakeUp in Paris z Europy, Azji lub Ameryki należą do najmodniejszych dostawców branży kosmetycznej. Przyjeżdżają, aby zaprezentować swoje najnowsze składniki i kreacje w zakresie formuł, opakowań, akcesoriów i usług pod klucz, które spełniają obecne wymagania
Specjalista w dziedzinie chemii oraz chemii kosmetycznej. Ukończyła Technologię chemiczną na Politechnice Poznańskiej oraz doktorat na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Umiejętności rozwijała w trakcie staży naukowych m.in. w programie naukowym The naukowych. Obecnie adiunkt na Wydziale Nauk o Żywności i Żywieniu W latach 2020-2023 główny technolog w Laboratorium Symbiosis wykładowca w Wyższej Szkole Edukacji i Terapii.
konsumentów, a jednocześnie są innowacyjne, kreatywne, przyjazne dla środowiska i zrównoważone, dla marek produktów do pielęgnacji skóry i/lub makijażu. Ponadto ekskluzywne konferencje, animacje i warsztaty dodają rytmu wydarzeniu, aby zachęcić do nawiązywania kontaktów i połączeń oraz doświadczyć dwóch pełnych dni całkowitego zanurzenia w bajecznym świecie piękna.
Jako prawdziwy „Think Tank” trendów w dziedzinie urody, MakeUp in Paris gromadzi szerokie grono ekspertów z branży kosmetycznej, od głównych graczy po wschodzące gwiazdy, aby rzucić cenne światło na globalne trendy na rynku urody. Miałam przyjemność reprezentować Wyższą Szkołę Edukacji i Terapii w Poznaniu na tym prestiżowym wydarzeniu Cosmoprofie. Poszukiwałam nowości oraz inspiracji w zakresie technologicznym. Nowe trendy związane z produkcją kosmetyków zgodnych ze zrównoważonym rozwojem były moim „must have”. Zwróciłam uwagę nie tylko na składniki aktywne i bazowe, ale również na nowości związane z opakowaniami, które coraz częściej są produkowane z myślą nie tylko o estetyce, ale również o środowisku.
PERFUMY ORIENTALNE:
zapachowa podróż do egzotycznych krain
Perfumy od wieków odgrywają kluczową rolę w kulturach na całym świecie, pełniąc funkcję nie tylko kosmetyczną, ale i symboliczną. Wśród licznych kategorii zapachów, perfumy orientalne wyróżniają się szczególną intensywnością i bogactwem kompozycji. Ich korzenie sięgają starożytnych tradycji
Bliskiego Wschodu, Indii oraz Azji, gdzie aromatyczne składniki, takie jak kadzidło, przyprawy, egzotyczne kwiaty i drewna, od wieków były cenione i wykorzystywane zarówno w obrzędach religijnych, jak i w codziennej pielęgnacji.
CTeks T : Karolina Kamińska, perfumiarka, kosmetolożka, wykładowczyni w Poznańskiej Akademii Medycznej z djęcie au T o R ki : Karolina Turlejska | z djęcia : Adobe Stock
Charakterystyka
perfum orientalnych
Perfumy orientalne znane są ze swojej zmysłowości, głębi oraz ciepła. Nazywane są także perfumami ambrowymi, ponieważ ambra, będąca cennym składnikiem pochodzenia zwierzęcego, odgrywa istotną rolę w ich kompozycjach. Współcześnie ambra jest często zastępowana syntetycznymi odpowiednikami, które oddają jej charakterystyczny, słodko-drzewny aromat. Podstawowe nuty zapachowe w perfumach orientalnych to przyprawy takie jak cynamon, gałka muszkatołowa, szafran, goździki – te aromaty dodają perfumom orientalnym wyrazistości i głębi. Natomiast żywice i balsamy – kadzidło, mirra, benzoes, ladanum to one nadają perfumom tajemniczy, mistyczny charakter. Egzotyczne kwiaty, jak np. jaśmin, ylang-ylang, róża damasceńska to tylko niektóre z kwiatów, które zapewniają orientalną zmysłową słodycz. A nuty drzewne – drewno sandałowe, cedr, oud (agar) – te składniki nadają kompozycjom orientalnym bogaty, ziemisty ton. Do tego wszystkiego wanilia, która dodaje słodkości, a paczula głębi i trwałości zapachu.
Historia perfum orientalnych
Historia perfum orientalnych sięga starożytności. W Mezopotamii, Egipcie, Persji, Indiach oraz Chinach zapachy odgrywały istotną rolę w rytuałach religijnych i w życiu codziennym. W starożytnym Egipcie kapłani używali kadzideł, aby komunikować się z bogami, a w Persji perfumy były symbolem statusu i luksusu. W Europie perfumy orientalne zyskały popularność w średniowieczu, głównie dzięki kontaktom handlowym z Bliskim Wschodem. Krucjaty, jedwabny szlak oraz arabscy kupcy przyczynili się do rozprzestrzenienia egzotycznych zapachów na Starym Kontynencie. Wielką rolę w popularyzacji tych zapachów odegrał także renesansowy Zachód, gdzie zaczęto tworzyć pierwsze europejskie kompozycje inspirowane Orientem.
Współczesne perfumy orientalne
Współczesne perfumy orientalne zachowują wiele z tradycyjnych składników, jednak współcześni perfumiarze często eksperymentują, łącząc klasyczne nuty z nowoczesnymi akcentami. Perfumy orientalne są dziś podzielone na różne podkategorie, takie jak orientalno-drzewne, orientalno-kwiatowe, orientalno-przyprawowe, które umożliwiają wybór zapachu dopasowanego do indywidualnych preferencji. Orientalno-drzewne perfumy, takie jak Tom Ford Oud Wood, łączą ciężkie, drzewne nuty z ciepłymi przyprawami, tworząc kompozycje idealne na chłodniejsze dni. Orientalno-kwiatowe zapachy, takie jak Guerlain Shalimar czy Serge Lutens Sarrasins, wprowadzają do kompozycji nuty jaśminu, róży i ylang-ylang, nadając im zmysłowości i romantycznego charakteru. Orientalno-przyprawowe perfumy, takie jak Opium Yves Saint Laurent czy Spicebomb Victor & Rolf, to wybuchowe mieszanki przypraw, które dodają energii i mocy.
Perfumy orientalne w kulturze
W różnych kulturach perfumy orientalne mają różne znaczenia i są używane w różnorodny sposób. W kulturze arabskiej perfumy, szczególnie te zawierające oud, czyli żywicę drewna agarowego, są symbolem gościnności i luksusu. W Indiach kwiaty i przyprawy używane do tworzenia zapachów mają znaczenie duchowe i często towarzyszą medytacjom i rytuałom religijnym. Współcześnie perfumy orientalne zyskują na popularności na całym świecie, co wynika z ich unikalności i zdolności do przyciągania uwagi. Ich intensywność i trwałość sprawiają, że są często wybierane na specjalne okazje, ale także jako codzienny wybór dla osób, które chcą podkreślić swoją indywidualność i zmysłowość.
Jak wybrać idealne perfumy orientalne?
Wybór perfum orientalnych może być wyzwaniem, ze względu na ich intensywność i różnorodność. Warto zwrócić uwagę na kilka aspektów.
Okazja. Orientalne perfumy są zazwyczaj bardziej intensywne i trwałe, co czyni je idealnym wyborem na wieczorne wyjścia lub chłodniejsze dni. Na co dzień można wybrać lżejsze wersje orientalnych zapachów, które nie będą przytłaczające.
Składniki. Przed zakupem warto zapoznać się z nutami zapachowymi. Jeśli preferujesz ciepłe, słodkie zapachy, wybierz perfumy z nutami wanilii i ambry. Dla fanów bardziej wyrazistych i ostrych kompozycji odpowiednie będą zapachy z nutami przypraw i kadzidła.
Trwałość. Orientalne perfumy znane są z wysokiej trwałości, dzięki czemu ich zapach utrzymuje się na skórze przez wiele godzin. Warto jednak przetestować perfumy na skórze, aby sprawdzić, jak rozwijają się w czasie i jak reagują z naturalnym zapachem naszej skóry.
Sezonowość. Orientalne zapachy często są wybierane w chłodniejszych miesiącach, ze względu na ich ciepły charakter. Latem warto sięgać po lżejsze, bardziej świeże orientalne kompozycje, które zawierają nuty kwiatowe i cytrusowe.
Perfumy orientalne to wyjątkowa kategoria zapachów, która oferuje bogactwo aromatów inspirowanych egzotycznymi krainami. Ich głębia, zmysłowość i intensywność sprawiają, że są idealnym wyborem dla osób, które chcą wyróżnić się z tłumu i podkreślić swoją osobowość. Niezależnie od tego, czy szukasz zapachu na specjalne okazje, czy codziennego towarzysza, perfumy orientalne mogą stać się Twoim ulubionym wyborem, zabierając Cię w zapachową podróż do dalekich, tajemniczych krain.
FIZYCZNA
W PROFILAKTYCE CHORÓB
CYWILIZACYJNYCH
Recepta na aktywność fizyczną jest pomysłem powstałym w latach 90. XX wieku, w związku z przeprowadzeniem badań dowodzących korzyści zdrowotnych płynących z podejmowania odpowiedniego wysiłku fizycznego. Wiele krajów wprowadziło ten model do podstawowej opieki zdrowotnej - Wielka Brytania, Holandia, Finlandia, Niemcy, Stany Zjednoczone, Szwecja oraz Kanada. W 2017 roku zostało opublikowane badanie wskazujące na efektywność przepisywania aktywności fizycznej pacjentom z przynajmniej jednym czynnikiem ryzyka zespołu metabolicznego. Interwencja ta poskutkowała obniżeniem BMI, skurczowego ciśnienia tętniczego krwi, obwodu talii, stężenia glukozy na czczo oraz cholesterolu, które są czynnikami ryzyka wystąpienia zespołu metabolicznego oraz wielu chorób cywilizacyjnych.
Teks T : dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz | z djęcia : Katarzyna Loga, Adobe Stock
WSzwecji receptę na wysiłek fizyczny może wystawić każdy wykwalifikowany pracownik ochrony zdrowia, posiadający odpowiednią wiedzę i kompetencje. Recepta na aktywność fizyczną powinna zawierać dokładne zalecenia co do rodzaju, czasu i intensywności zalecanego wysiłku. Pacjent powinien dokładnie wiedzieć, co ma robić, aby interwencja przyniosła zamierzony efekt. Należy ocenić aktualny stan zdrowia pacjenta, jego dotychczasową aktywność fizyczną oraz ewentualne przeciwwskazania do podejmowania wysiłku fizycznego.
Jak dawkować aktywność fizyczną?
Przepisując receptę na aktywność fizyczną, trzeba wziąć pod uwagę wytyczne. Dla dorosłych osób wskazują one przynajmniej 150-300 minut aktywności fizycznej o umiarkowanej intensywności lub 75-150 minut wysiłku o wysokiej intensywności tygodniowo. Powinny również zostać uwzględnione ćwiczenia oporowe (kalisteniczne) 3 razy w tygodniu. Dodatkowe korzyści zdrowotne przynosi podejmowanie powyżej 300 minut aerobowej aktywności fizycznej o umiarkowanej intensywności tygodniowo.
Wystawienie recepty wymaga dokładnego określenia rodzaju wysiłku, który pacjent powinien wykonywać. Konieczne jest indywidualne podejście. Należy wziąć pod uwagę preferencje pacjenta i zalecać aktywność, która będzie sprawiała mu przyjemność. Do aktywności
o umiarkowanej intensywności należy między innymi szybki marsz, jazda na rowerze, trening oporowy, gra w badmintona oraz taniec. Wysiłek o wysokiej intensywności to np. aerobik, sztuki walki, szybka jazda na rowerze, bieganie, większość sportów zespołowych oraz trening siłowy obwodowy. Warto również pamiętać, że obowiązki domowe takie jak mycie podłóg, noszenie zakupów czy praca w ogrodzie to również aktywność fizyczna o umiarkowanej intensywności.
Komu zalecać aktywność fizyczną?
Zalecanie aktywności fizycznej powinno być nawykiem każdego lekarza. Szczególnie należy zwrócić uwagę na pacjentów obciążonych wysokim i bardzo wysokim ryzykiem sercowo-naczyniowym. Pozytywny wpływ aktywności fizycznej to między innymi: zmniejszenie spoczynkowej częstotliwości akcji serca, wydłużenie rozkurczu serca, zmniejszenie oporu naczyniowego i wzrost przepływu w tętnicach wieńcowych, obniżenie ciśnienia tętniczego krwi oraz poprawa lipidogramu. Kolejną grupą pacjentów, którzy odniosą korzyści z większej ilości ruchu, to osoby chorujące na cukrzycę typu 2. Podłożem tej choroby jest insulinooporność. Regularny wysiłek o charakterze aerobowym oraz oporowym zwiększa wrażliwość komórek na ten hormon, powodując spadek stężenia glukozy we krwi na czczo oraz hemoglobiny glikowanej.
O czym warto pamiętać?
i możliwości pacjenta. Rolą lekarza jest zachęcanie i propagowanie aktywnego trybu życia. Co ciekawe, medycy, którzy sami prowadzą zdrowy styl życia, częściej udzielają pacjentom porad tego dotyczących. Recepty na aktywność fizyczną są dobrą formą interwencji związanej ze stylem życia i przekładają się na zwiększenie aktywności ruchowej wśród pacjentów. Powinny być one konkretne i dokładnie określać rodzaj, czas trwania i intensywność wysiłku, gdyż poprawia to przestrzeganie zaleceń przez pacjentów. W Polsce do tej pory aktywność fizyczna na receptę niestety nie funkcjonuje jeszcze jako rozwiązanie systemowe.
Czy istnieją jakieś przeciwwskazania do aktywności fizycznej?
Aktywność fizyczna powinna być uprawiana przez każdego z nas. Musi być ona dopasowana do potrzeb
U większości pacjentów nie ma przeciwwskazań, ale warto się do niej odpowiednio przygotować, zwłaszcza, gdy ma ona być intensywna. Bez względu na to, jak jesteśmy aktywni, opieka kardiologiczna jest niezbędna. Warto od 35. roku życia robić EKG raz w roku. Po 40. roku życia warto zrobić test wysiłkowy EKG. Ocenić, czy przypadkiem nie ma zmian miażdżycowych, czy w trakcie wysiłku nie wzrasta za bardzo ciśnienie oraz tętno. Czy nie pojawia się arytmia, która może być groźna dla pacjenta.
Badania powinny wykonać zwłaszcza osoby dotychczas nieaktywne, które zamierzają rozpocząć aktywność fizyczną. Należy sprawdzić, czy nie ma żadnych przeciwwskazań zdrowotnych do jej wykonywania.
Co istotne pacjenci z rozpoznanymi schorzeniami sercowo-naczyniowymi powinni skonsultować rodzaj uprawianego sportu oraz jego intensywność z certyfikowanym lekarzem kardiologiem.
ROZWÓD Z ORZEKANIEM O WINIE
Co warto wiedzieć przed decyzją?
Rozwód jest to czas pełen emocji i napięć, kiedy dawni partnerzy muszą podjąć trudne decyzje dotyczące swojej przyszłości. Zanim jednak dojdzie do pierwszej rozprawy, musi zostać złożony pozew przez jednego z małżonków. Wówczas staje on przed wyborem formy rozwodu – czy będzie on z orzekaniem o winie, czy bez. Wybór ten ma pierwszorzędne znaczenie i daleko idące konsekwencje. Jakie? O tym porozmawiamy z naszą ekspertką – adwokat, profesor UAM dr hab. Iwoną Sepioło-Jankowską.
R ozmawia : Alicja Kulbicka | z djęcia : Maciej Sznek, Adobe stock
Jakie są podstawowe różnice pomiędzy rozwodem z orzekaniem o winie za rozkład pożycia a tym, w którym o takie orzeczenie się nie wnosi?
PROF. IWONA SEPIOŁO-JANKOWSKA: Rozwód bez orzekania o winie często pozwala uniknąć długich sporów i gwarantuje szybsze zakończenie sprawy. Natomiast rozwód z orzekaniem o winie wymaga udowodnienia, kto przyczynił się do rozpadu małżeństwa, co może wpłynąć na wysokość alimentów i podział majątku. Z doświadczenia uważam, że najistotniejszą różnicą pomiędzy tymi dwiema formami jest to, że małżonek niewinny rozkładu pożycia może się domagać od małżonka uznanego za winnego alimentów na swoją rzecz w dużo prostszy sposób.
Czy można określić katalog zachowań drugiego małżonka, który przesądza o ponoszeniu przez niego winy za rozkład pożycia? Praktyka oraz orzecznictwo wypracowały pewne przesłanki w tym temacie. Należą do nich przykładowo przemoc psychiczna, przemoc
CZĘŚĆ 1
fizyczna, przemoc ekonomiczna, zdrada małżeńska, szkodzące nałogi (alkoholizm, narkomania, seksoholizm, hazard), zaniedbywanie podstawowych obowiązków małżeńskich i rodzinnych, celowa bezrobotność. Aby udowodnić zaistnienie którychś z tych okoliczności, należy przedłożyć do sprawy odpowiednie dowody, które sąd będzie miał za zadanie przeanalizować. Strona pozwana ma oczywiście prawo podważać wszystkie twierdzenia zawarte w pozwie, również te dotyczące winy za rozkład pożycia.
W jaki sposób zatem można się bronić przed orzeczeniem o swojej winie?
Pierwszą możliwością obrony, której nie można pominąć, jest wskazanie odpowiednich okoliczności w odpowiedzi na pozew. Tutaj pozwany przedstawia swoje kontrargumenty do oskarżeń zawartych w pozwie, który otrzymał i wskazuje twierdzenia, które kwestionuje. W kwestii winy, najczęściej spotykam się z sytuacją, w której strona pozwana w odpowiedzi na pozew również wnosi o orzeczenie rozwodu z orzeczeniem o winie, z tym że osobą winną miałaby być ta, która złożyła pozew.
Są to dwa zupełnie sprzeczne żądania. Jak w tym przypadku radzi sobie z nimi sąd?
Sąd ocenia każdą sprawę na podstawie zebranych dowodów. W sprawach o rozwód obowiązek dostarczenia odpowiednich dowodów ciąży przede wszystkim na stronach postępowania. Jedne mogą zostać uznane za bardziej wiarygodne, innym sąd może odmówić wiarygodności lub przyznać ją jedynie częściowo. Taka sytuacja często ma miejsce w przypadku zeznań świadków.
Wnioski dowodowe mogą dotyczyć wielu aspektów i przybierać różną formę. Mogą to być zrzuty ekranu wiadomości SMS, nagrane rozmowy, wykonane zdjęcia. Nieraz spotykam się z sytuacją, gdy jedna ze stron wynajmuje detektywa, którego zadaniem jest monitorowanie postępowania małżonka – tego z kim się spotyka, co robi w trakcie dnia. Raport z działań detektywistycznych również może być wartościowym dowodem, na przykład w celu udowodnienia zdrady. Pamiętajmy jednak, że za stołem sędziowskim zasiada również człowiek. Aby nie przyćmić obrazu sprawy, najlepiej jest składać dowody jednoznaczne i istotne dla tego, co nimi chcemy udowodnić.
W przypadku zamiaru udowodnienia zdrady małżonkowi – czy wszystkie „chwyty” są dozwolone w celu uzyskania dowodów?
Niektórych może to zmartwić, ale nie. Są pewne granice przy pozyskiwaniu dowodów, których nie można przekroczyć. Szczególnie widoczne to jest w przy-
Czy może Pani przybliżyć okoliczności, kiedy sąd może nie uwierzyć świadkom?
Wiadomym jest, że każda strona powołuje zwykle na świadków osoby, które są ich stanowisku przychylne. Pomimo że każdy świadek przed złożeniem zeznań składa przysięgę o obowiązku mówienia prawdy i jest pouczony o konsekwencjach karnych w przypadku składania fałszywych zeznań, to jednak możliwe jest, że będzie on naginał rzeczywistość co do pewnych faktów – świadomie czy też nie. W przypadku powołania kilku świadków mogą pojawić się nawet zeznania, które wzajemnie by sobie przeczyły. Wówczas do sądu należy dokonanie oceny, w oparciu o posiadaną wiedzę i doświadczenie życiowe, która wersja danego zdarzenia byłaby bardziej prawdopodobna. Często zeznania mogą zostać potwierdzone złożonymi do sprawy dokumentami.
Zatem jakiego rodzaju dokumenty można składać do sprawy i które mają największą wagę?
padku nagrań. Bezprawne jest instalowanie podsłuchów na cudzym urządzeniu, aby na przykład dowiedzieć się z kim oraz o czym druga osoba rozmawia przez telefon. Również nie powinno się wykorzystywać nagranych rozmów osób trzecich, przy których osoba nagrywająca nie była obecna. Za takie zachowanie, jeśli zostanie zgłoszone do organów ścigania, grozi odpowiedzialność karna. To samo tyczy się instalowania nadajników GPS w cudzym samochodzie. Należy zatem zachować pewne granice, aby samemu nie wpaść przy tym w tarapaty.
Idąc śladem zdrady małżeńskiej – czy zawsze będzie ona przesłanką uzasadniającą orzeczenie o winie tego z małżonków, który się jej dopuścił?
Zazwyczaj tak, jednak sąd musi dojść do przekonania, że to właśnie popełniona zdrada była przyczyną rozkładu małżeństwa. Jeśli przed wytoczeniem sprawy o rozwód zdradzony małżonek przebaczył temu, który się jej dopuścił, wówczas ta przesłanka może zostać obalona. Zdrada nie przesądza także o winie jednego z małżonków, jeśli wcześniej – przed jej dokonaniem – stron nie łączyły już więzi charakteryzujące związek małżeński i funkcjonowały de facto w stanie rozkładu pożycia.
Więcej o rozwodzie z orzeczeniem o winie już w grudniowym wydaniu Poznańskiego Prestiżu
ANNA LASOTA
Śpiewanie jest dla mnie tak naturalne jak oddychanie
Od wczesnych lat dzieciństwa śpiewała, wygrywała koncerty i konkursy recytatorskie. Nie widzi siebie w innym zawodzie, scena jest dla niej wyzwaniem, jej światem. Anna Lasota tłumaczy, że w sposób bardziej zorganizowany da się pogodzić wiele ról oraz wiele zajęć, nie zapominając w tym życiowym biegu o sobie, swoich marzeniach, uczuciach i balansie pomiędzy obowiązkami zawodowymi a życiem prywatnym.
Rozmawia: Magdalena Ciesielska | zdjęcia: M. Mozyro, M. Zakrzewski
Aniu, w październikowy wieczór wystąpiłaś w Poznaniu wraz z Orkiestrą Polskiego Radia, wykonując utwory skomponowane przez Hansa Zimmera do wielkich światowych produkcji filmowych. Masz swój ulubiony film, a zarazem utwór Zimmera?
ANNA LASOTA: Wszystkie utwory Hansa Zimmera są dla mnie wielkim wyzwaniem, zarówno artystycznym, jak i emocjonalnym, bo są to przecież wielkie hity, doskonale publiczności znane, więc zmierzyć się z takim repertuarem to spora sprawa.
Konfrontacja jest trudna, gdyż nierzadko osoby zasiadające w salach koncertowych oczekują, że otrzymają dokładnie to samo, co w oryginalnej ścieżce filmowej… Zawsze dążyłam do wychodzenia poza zastane schematy i tak też jest w tym wypadku. Pragnę pokazać swoją wizję muzyczną i dlatego tworzę własną interpretację zgodną z moimi odczuciami, z moimi emocjami, przefiltrowaną przez mój głos. Nigdy nie zapominam o klimacie utworu, ale jest to „mój klimat” (śmiech). Inaczej przecież zaśpiewam „Incepcję”, „Diunę”, a jeszcze inaczej „Gladiatora”. Stylistycznie są to kompletnie inne utwory, inne aranżacje i improwizacje. Muzyka to naprawdę wielkie źródło fenomenalnych możliwości wykonawczych, a Koncerty Muzyki Filmowej stawiają przede mną wyzwania stricte stylistyczne i co najważniejsze przynoszą mi wielką przyjemność i spełnienie.
O interpretacji utworu można by długo rozmawiać…
Oczywiście! Co warte podkreślenia – podczas projektów muzycznych w ramach Koncertów Muzyki Filmowej przedstawiamy oryginalną partyturę zapisaną na oryginalny skład orkiestrowy, który jest wykorzystany do konkretnej ścieżki muzycznej, z konkretnego filmu. Tu nie ma przekłamań, naszych zmian – tu rządzi oryginał. W filmach często tego nie słyszymy. Nie proponujemy przeróbek, tylko wyciągamy na pierwszy plan muzykę, do której w tle, na telebimach, widzimy fragmenty filmów lub zdjęć. O interpretacji mojej mówię bardziej w charakterze emocjonalnym. Szukam siebie w danych utworach i swoich myśli, które krążą wokół pewnego zagadnienia. I wówczas wykorzystuję swoje różne możliwości głosowe w prezentowanych fragmentach.
Poza trudnymi utworami Hansa Zimmera, z którymi się mierzysz na scenie, masz też w swoim repertuarze piosenki znane dzieciom, ale i dorosłej widowni, to ścieżki muzyczne z bajek Disneya. Czy tu również możesz mówić o konfrontacji Twoich muzycznych wyborów z oczekiwaniami publiczności? Jak najbardziej. Scena jest według mnie na tyle szeroka, że pomieści różne głosy i różne interpretacje. Śpiewając „mam tę moc”, myślę o swojej mocy, (śmiech) nie
kogoś innego, kto przede mną wykonywał ten utwór. Nigdy nie było moim celem upodabniać się do innych wokalistek, tylko mieć swoją indywidualną rozpoznawalność artystyczną. Wielkim wyzwaniem dla mnie jest łączenie obu, wspomnianych przez Ciebie, koncertów, zarówno Disneyowskiego, jak i tego H. Zimmera. W jeden dzień np. dajemy trzy koncerty, dzień wcześniej – dwa. Do tego dochodzą próby, więc ważne jest również, aby wytrwać kondycyjnie, aby podczas każdego wejścia na scenę dawać z siebie jak najwięcej. Zmęczenie zawsze trzeba zostawić za kulisami (śmiech) i na każdy występ mieć nową energię i świeżość w głosie. Wyzwaniem jest także wytrzymanie w koncentracji, cały dzień na szpilkach. (śmiech) Zawsze z tyłu głowy mam takie przeświadczenie, że jest jeszcze coś do zaśpiewania i nie mogę opaść z sił. A to są zwyczajne ludzkie stany, czyli: wysokie emocje, adrenalina, moc wrażeń,
a następnie wielkie zmęczenie, kiedy to wszystko z człowieka schodzi... Mój organizm bardzo odczuwa momenty ekscytacji i pewnego napięcia, bycia w gotowości.
Zahaczyłaś o ważny wątek – odpoczynek. Jak odreagowujesz stres, zmęczenie, kumulację obowiązków?
W tym roku miałam pierwszy raz od niepamiętnych czasów naprawdę długie wakacje. Postawiłam na siebie, swoje zdrowie i swój czas, aby w tym nadmiarze spraw i obowiązków odnaleźć komfort oraz nie zagubić swoich wartości. Mogłam się w zupełności zregenerować, naprawdę odpoczęłam i nadal chyba jestem na tej wakacyjnej adrenalinie, (śmiech) która daje mi siłę i niezawodną dotąd energię. W ogóle mam takie przeświadczenie, że po czasach pandemii, wysokiej zachorowalności w pierwszych jej etapach, jesteśmy wszyscy na jakimś turbo doładowaniu. Czas pędzi. Ustalam harmonogram dni, bo funkcjonuję w jednej pracy, w drugiej i trzeciej. Mam wyjazdy, próby, koncerty. Wiele interesujących projektów artystycznych, z których nie chcę zrezygnować, a które są bardzo czasochłonne. Nawet, abyśmy my się spotkały, musiałam szukać w grafiku przysłowiowej luki. (śmiech) Jak mam naprawdę ciężki dzień kondycyjnie, to gdy wracam do domu, po prostu leżę, w ciszy, bez zbędnych bodźców. To jest mi wtedy bardzo potrzebne, aby wyciszyć umysł i odpocząć. Złapałam się również na tym, że nie potrzebuję muzyki podczas jazdy samochodem, jeżdżę w ciszy, wystarczy mi wówczas szum jadącego auta. Naprawdę jesteśmy przebodźcowani, funkcjonujemy w wielkiej kakofonii dźwięków. Cisza jest moim przyjacielem. Taki chill Zen w erze hałasu jest chyba lekarstwem dla nas wszystkich.
A z drugiej strony pragnę dbać o moje życie osobiste, które jest dla mnie swego rodzaju równowagą do życia artystycznego, naprawdę bardzo trudnego, postrzeganego przez pryzmat sukcesów, pięknych strojów, sukienek, wyglądu, spotkań towarzyskich itp.
A tak naprawdę to są kilometry spędzone w samochodzie, w trasie, w samolocie, dodatkowo uczenie się na pamięć. I zmęczenie… Staram się dbać o mój balans życia, choć nie jest to łatwe. Do końca roku mam mnóstwo rzeczy, w których biorę udział, w które się zaangażowałam. Naprawdę będzie to dla mnie bardzo pracowity czas.
Wspomniałaś o kreacjach, pięknych sukienkach, w których występujesz podczas koncertów. Czy Ty masz swoją krawcową, czy sama wyszukujesz tych modowych perełek?
W ogóle do tego nie przywiązuję uwagi, choć może i powinnam. (śmiech) Kreacje, w których występuję, to są zazwyczaj przypadki. Np. zieloną szmaragdową, w której śpiewałam podczas Koncertu Muzyki Filmowej Junior, czyli w Disneyowskiej odsłonie, otrzymałam od znajomej z teatru, tzn. aż tyle materiału, że starczyło na uszycie sukienki. A czarną ze złotymi ornamentami, w której wystąpiłam na Hansie Zimmerze, również dostałam trochę w spadku, (śmiech) z innej produkcji i poprawiłam, aby pasowała do mojej figury. Ja naprawdę nie jest fanką kreowania swego wizerunku scenicznego poprzez kreacje, choć wiem, że dla oka, dla widza jest to również ważna część występu. Najlepiej, gdyby sukienki się nie gniotły, bo tak muszę jeździć z parownicą. (śmiech) Funkcjonalność i praktyczność ubioru jest dla mnie niezwykle istotna.
Stresujesz się, wchodząc na scenę? Czy po tylu latach pracy zawodowej i doświadczeń to dla Ciebie przysłowiowa pestka? Jakbym nie odczuwała nerwów, niepokoju – byłby to zły znak. Emocje, ekscytacje są tak wielkie, a scena jest zawsze sprawdzianem naszych możliwości, to ona weryfikuje nasze niedociągnięcia, ludzkie potknięcia. Oczywiście, zawsze mam strach połączony z ekscytacją, a jednocześnie zawsze pragnę dać z siebie 100 procent.
Co w ogóle u Ciebie dzieje się w życiu zawodowym? Podróżujesz, koncertujesz, wszędzie jest Ciebie pełno.
Na koniec wakacji wystąpiłam z chłopakami z Tre Voci i myślę, że taki skład koncertowy powtórzymy jeszcze niejednokrotnie, bo bardzo dobrze nam się współpracuje. Dla nich taka formuła z moim udziałem jest ożywcza, a dla mnie to nowe doświadczenie wokalne. Bardzo miłe muzyczne spotkania. Aktualnie podróżuję do Warszawy, przygotowując próby do „Dzikich Łabędzi”, nowego projektu, w którym uczestniczę, w Mazowieckim Teatrze Muzycznym im. Jana Kiepury. Prowadzę zajęcia na Akademii Muzycznej w Poznaniu, nierzadko od godz. 9 do 18. Przede mną wyjazdy na Litwę: „Osiecka po męsku” i Koncert Niepodległościowy. 6 grudnia gramy koncert filmowy w Hali COS Torwar w Warszawie, poświęcony twórczości Jamesa Hornera – autora ścieżek dźwiękowych do ponad stu hollywoodzkich filmów, w tym do najbardziej dochodowych produkcji w całej historii kina jak „Avatar” i „Titanic”. Z Filharmonią Toruńską 13.12. zagram koncert poświęcony Grzegorzowi Ciechowskiemu, aranżacje muzyczne Krzysztofa Herdzina. Z Orkiestrą Młodzi Polscy pod batutą Huberta Kowalskiego, z którymi nagrałam już kilka piosenek Czesława Niemena w wersji symfonicznej zagramy 12.11. w warszawskim Palladium. Czesław Niemen w kobiecej odsłonie to temat otwartego przeze mnie doktoratu na poznańskiej Akademii Muzycznej.
Mam jeszcze pomysły na przyszłość, żeby stworzyć własną ofertę koncertową – coś co będzie ciekawą propozycją na rynku muzycznym, a jednocześnie przyniesie mi wielką radość i satysfakcję artystyczną.
Układam klocki niczym życiowe puzzle, aby ze wszystkim zdążyć: próby, spektakle, nowe produkcje, wykłady, uczelnia muzyczna, kilometry w trasie itp. Nauczyłam się być bardziej zorganizowaną.
Powiedziałaś o tylu wspaniałych projektach muzycznych, w których bierzesz udział. Wciąż jesteś związana z Teatrem Muzycznym w Poznaniu. W jakiej odsłonie aktorskiej można Cię oglądać i podziwiać na scenie przy ul. Niezłomnych?
Obecnie trwają próby do „Pippina” w Teatrze Muzycznym w Poznaniu, w których uczestniczę, aby z nową energią zaprezentować odsłonę tego spektaklu przed publicznością. W listopadzie występuję w „Virtuoso”, gram Helenę Górską-Paderewską, spektakle z moim udziałem są 9.11. i 10.11. Co roku ta koprodukcja polsko-amerykańska ma wielki odzew, bilety są wyprzedane z wyprzedzeniem, publiczność nigdy nie zawodzi.
Następnie faworyt dzieci, ale i nie tylko, czyli „Piękna i Bestia” w reż. J.J.Połońskiego. – tu występuję w roli Pani Imbryczek, którą uwielbiam. (śmiech) To piękny spektakl, również dla widzów dorosłych, z uniwersalnym, ponadczasowym przesłaniem o miłości, poświęceniu i cierpliwości.
Z całym zespołem przygotowuję się do premiery musicalu „Avenue Q”, który na scenie Teatru Muzycznego startuje w lutym 2025, a my już ćwiczymy. Ta forma musicalu dla dorosłych, granego przez lalkę stanowi dla nas swoistą nowość. Mam tu charyzmatyczną rolę i jestem osobiście bardzo ciekawa, jak ta animacja zostanie przyjęta.
Wspomniałaś, że dołączyłaś do kadry pedagogów Akademii Muzycznej w Poznaniu. Jakiego przedmiotu uczysz studentów i czy odnajdujesz się w roli wykładowcy?
Od października br. rozpoczęłam moją przygodę z uczelnią muzyczną. To kompletnie nowe wyzwanie, co mnie nakręca i mobilizuje do działania. Uczę śpiewu musicalowego i mam bardzo wielu chętnych studentów, głównie studentki. Podjęłam tę pracę, aby też sobie pokazać, w pewnym stopniu udowodnić, że ten zawód można uprawiać na wiele sposobów. Propozycje pedagogiczne miałam już dużo wcześniej, ale się od nich odżegnywałam, nie wiedząc czy podołam czasowo z nowymi obowiązkami. Ponadto to jest odpowiedzialność za młodych ludzi, za ich rozwój, talenty – stwierdziłam więc, że mogę tu być przydatna, bo praktykuję, bo schodzę prosto ze sceny, więc mogę uczniom przekazać moje doświadczenia, nie tylko samą teorię. Teraz naprawdę się cieszę, że tak mnie los pokierował, czerpię z tych zajęć dużo przyjemności i nowej energii. Odczytuję tę pracę na plus.
Jesienny czas, w który wkroczyliśmy, przynosi wiele nostalgicznych i sentymentalnych chwil. Wiem, że Ty masz w zanadrzu coś wyjątkowego dla widzów, przygotowanego w Teatrze Animacji. Opowiedz, proszę, o tym przedsięwzięciu. Właśnie trochę na opak jesiennej nostalgii, serdecznie zapraszam na spektakl z moim udziałem „Jutro będzie futro”, w reżyserii Elżbiety Węgrzyn. W Teatrze Animacji zagramy go już 17 listopada. „Jutro będzie futro” to koncert snujący muzyczną opowieść o miłości widzianej oczami kobiety. W nowych aranżacjach muzycznych Macieja Muraszki usłyszymy m.in. „Wyczaruję Ci bajkę” z repertuaru Elżbiety Adamiak, „Hello Dolly”, „Padam Padam” z repertuaru Edith Piaf, „Serduszko puka w rytmie cza-cza”, „All That Jazz”, „Dziwny jest ten świat” czy tytułową „Jutro będzie futro” z repertuaru Igi Cembrzyńskiej. Wraz ze mną na scenie występuje charyzmatyczna Elżbieta Węgrzyn.
Jest to program wyjątkowy, którego do tej pory w Poznaniu nie było, po raz pierwszy zagraliśmy ten spektakl dwa lata temu na jubileusz Estrady Poznańskiej. I od tej pory każdy wznowiony występ przynosi pozytywny odbiór, wielki aplauz publiczności. I naprawdę widzowie wracają, aby kolejny raz z nami pobyć, nas posłuchać, obejrzeć, pośmiać się i uronić niejedną łzę.
Elę, która jest pomysłodawczynią i reżyserką „Jutro będzie futro”, poznałam właśnie w Teatrze Animacji, gdzie zaśpiewałam gościnnie w „Miłość nie boli, kolano boli”. Bardzo się polubiłyśmy i wzajemnie zachwyciłyśmy artystycznie. Bardzo ją podziwiam za ten rodzaj energii, profesjonalizmu i za tę drogę, którą ona wybrała tzn. podejścia do sceny i jaką artystką można być przez całe życie. Bycie z nią na scenie to naprawdę wartościowy czas i ogrom doświadczenia. Scenariusze i programy do „Jutro będzie futro” były wielokrotnie zmieniane, aż w końcu stworzyłyśmy wspólnie nasz świat, który podzieliłyśmy na kilka części. Każda z nas wybrała utwór, który do niej pasuje. W tym spektaklu są i wielkie hity sceny muzycznej, jest i kabaret, musical, piosenka zadumy. Mamy też wspólny z Elą duet, pokazując, że ten świat teatralny mieści w sobie wiele często skrajnych możliwości, ale że możemy być w tym razem. Najbardziej fascynujący jest fakt, że widzowie każdorazowo wychodzą z pieśnią na ustach, (śmiech) na czym nam zależało. Oprócz nas na scenie jest świetny band Macieja Muraszki, który przygotował muzykę do wszystkich utworów, ponadto prowadzący spektakl – Krzysztof Dutkiewicz, który jest konferansjerem z dobrych czasów, mamy też Bartosza Dopytalskiego jako tancerza łączącego różne elementy przedstawienia. Warto też wspomnieć, że grupa Mixer zrobiła nam scenografię i kostiumy, dlatego to jest takie ładne i wizualnie spójne. Przy okazji tej produkcji spotkały się różne
poznańskie środowiska, z Teatru Tańca, Teatru Animacji i Teatru Muzycznego, muzycy związani z Akademią Muzyczną w Poznaniu, plus grupa Mixer, co daje niezwykłą mieszankę, może nawet wybuchową. Zależy mi na tym, aby w poznański świat, a może i dalej poszedł ten koncert. Ze stanu euforii, śmiechu, przechodzimy tu płynnie w świat zadumy, zatrzymania się w życiowym pędzie, żeby potem na końcu rozładować sytuację i powiedzieć „jutro będzie futro”. Pragnęliśmy pokazać dystans do siebie, do świata artystycznego.
Rozpoczęłam tematem muzyki filmowej i tym zagadnieniem również zakończę… Choć to obecnie dość odległy termin, maj 2025, ale jest już zapowiedź nowych projektów z serii Koncerty Muzyki Filmowej. Będziesz brała w nich udział?
Moją współpracę z Koncertami Muzyki Filmowej rozpoczęłam ponad dekadę temu, gdy Sala Kongresowa nie była jeszcze w remoncie. Jeden z pierwszych koncertów, jaki pamiętam, był poświęcony Johnowi Williamsowi, zabrzmiała więc obowiązkowo ścieżka z nieśmiertelnych „Gwiezdnych wojen”. Współpraca z Agencją Trinity Media Entertainment, organizatorem koncertów filmowych, przeszła już w fazę przyjaźni i dobrych przyjacielskich relacji, co bardzo sobie cenię. Mam nadzieję, że spotkamy się na majowych Koncertach Muzyki Filmowej w Poznaniu. Szczegóły na stronie https://koncertfilmowy.pl/. Zatem do zobaczenia i usłyszenia.
Jan Sebastian… jazz
tekst : Dionizy Piątkowski
Wielokrotnie czyniono próby łączenia muzyki klasycznej z jazzem. I choć pomysły te zazwyczaj stanowiły rodzaj artystycznego eksperymentu, to wiele z nich na stałe weszło do kanonu światowej muzyki. Najciekawiej wypadał mariaż wybitnych jazzmanów, którzy do swoich projektów zapraszali wirtuozów muzyki klasycznej lub byli solistami w orkiestrach kameralnych lub symfonicznych. 11 czerwca 1958 roku podczas Międzynarodowych Targów Poznańskich zrealizowano nagrania dla amerykańskiej wytwórni RCA Victor. Album miał niewielki nakład i rozprowadzany był wyłącznie w ramach kampanii promocyjnej. Nagranie – z udziałem Krzysztofa Komedy, Andrzeja Trzaskowskiego, Wojciecha Karolaka, Jana Ptaszyna Wróblewskiego, Jan Zylbera, Romana Dyląga, Jerzego Miliana i gitarzysty Stanisława Zwierzchowskiego – zrealizowano z okazji uruchomienia tymczasowego i eksperymentalnego studia telewizyjnego w Poznaniu. To wtedy, w czasie czterdziestominutowego programu telewizyjnego Sekstet Komedy zaprezentował, po raz pierwszy, skomponowany przez Jerzego Miliana i Krzysztofa Komedę utwór „Memory of Bach”. Dla wielu twórców jazzu łączenie sonorystyki muzyki klasycznej i ortodoksji jazzu stało się stylistyczną manierą i trudno wytłumaczyć dlaczego np. muzyka Jana Sebastiana Bacha jest często ważną inspiracją dla jazzu. Bywało tak w czasach Krzysztofa Komedy i jego sztandarowej kompozycji „Memory of Bach”,
–dziennikarz i krytyk muzyczny, promotor jazzu; absolwent UAM (etnografia, dziennikarstwo), kursu Jazz & Black Music (UCLA); autor kilku tysięcy artykułów w prasie krajowej i zagranicznej; producent płyt i koncertów, autor programów telewizyjnych oraz radiowych. Autor pierwszej polskiej „Encyklopedii Muzyki Rozrywkowej – JAZZ ”, monografii „Czas Komedy ”, dyskografii „Komeda on records” oraz wielu książek. Pomysłodawca i szef cyklu koncertowego Era Jazzu. Więcej: www.jazz.pl
ponadto bachowskich interpretacji Modern Jazz Quartet, wirtuozerii akordeonisty Richarda Galliano czy repertuarowej fascynacji pianisty Jacquesa Loussiera, który „rozgrywał” kompozycje wielkiego twórcy na najróżniejsze, najczęściej jazzowe sposoby.
Czy w dyskografii jazzu jest miejsce na albumy, których tytuły brzmią, jak z katalogu arcydzieł klasyki: „Trio Bach”, „Vivaldi: The Four Seasons”, „Ravel’s Bolero”, „Bach’s Goldberg Variations”? Autorem tych nagrań jest właśnie Jacques Loussier – francuski pianista, aranżer i kompozytor, który do historii muzyki przeszedł jako niedościgniony, jazzowy interpretator dzieł muzyki klasycznej. Loussier po raz pierwszy przedstawił swe niekonwencjonalne interpretacje już w 1959 roku prezentując – w swingującej stylistyce – autorskie Bach Trio. Zaskakująca popularność koncertów „Bach na jazzowo” stworzyła odtąd w muzyce rozrywkowej nową jakość. Amerykański pianista Keith Jarrett jest jednym z najwybitniejszych wirtuozów jazzu. Poruszając się z gracją w standardowym jazzie, równie doskonale odnajduje się w solowej improwizacji oraz muzyce klasycznej. Jako wybitny pianista oraz improwizator stworzył nowy styl pianistyki jazzowej, ale nagrał także bardzo wiele dzieł klasycznych, głównie z repertuaru Jana Sebastiana Bacha, Dimitra Szostakowicza i Arvo Pärta. W 1987 roku pianista przygotował „Das Wohltemperierte Klavier” J.S.Bacha i była to pierwsza z serii płyt Jarretta z kompozycjami Bacha.
Innym tropem poszedł aranżer, kompozytor i perkusista Józef Eliasz, który przygotował zestaw kompozycji Jana Sebastiana Bacha w opracowaniu oraz aranżacji na orkiestrę jazzową i symfoniczną. „Impressions On Bach” jest pierwszym orkiestrowym projektem Józefa Eliasza, który do realizacji zaprosił nie tylko swój jazzowy big band, ale także kameralistów oraz wybitnych solistów. Eliasz Big Band podjął wyzwanie zmierzenia się z kompozycjami najwybitniejszego kompozytora wszechczasów, czyniąc z monumentalnych kompozycji Bacha znakomite i nowoczesne utwory estradowe. Barokowa stylistyka została zgrabnie „zagubiona” poprzez wprowadzenie nowych elementów harmonicznych i rytmicznych tworząc nową, współczesną muzyczną fakturę. Nowatorski „Bach – muzyka niebios” odnosi się do autorskiej, emocjonalnie mocno osadzonej recepcji kompozycji Jana Sebastiana Bacha. Do projektu Adama Czerwińskiego i Wojciecha Padjasa zaproszeni zostali wybitni instrumentaliści, którzy poprzez swoje poznawanie muzyki J. S. Bacha przygotowali krótkie miniatury stanowiące nie tylko o potędze zgrabnych i uniwersalnych kompozycji, ale także o kreatywności oraz wirtuozerii instrumentalistów. Producenci zaprosili wybitnych artystów: skrzypaczkę Alicję Śmietanę, amerykańskich pianistów Johna Medeskiego i Yarona Gershowsky’ego, gitarzystę Marcina Wądołowskiego, basistę Paula Rutschka, trębacza Roberta Majewskiego, pianistę Piotra Wyleżoła i wibrafonistę Dominika Bukowskiego. Interpretacje obejmują „standardy” Jana Sebastiana Bacha: od „Alamande” i „Concerto a-moll” po „Pasję” i kultowe „Arioso”.
Richard Galliano należy do grona najwybitniejszych europejskich twórców, dla których jazz, muzyka klasyczna, przeboje muzyki rozrywkowej i etnicznej stanowią ważne źródła inspiracji. To dla muzyki akordeonisty krytycy i słuchacze rozkochali się w nowym, charakterystycznym brzmieniu określanym odtąd jako „new tango musette”, a jego interpretacje standardów George’a Gershwina i klasyki J.S. Bacha uchodzą za modelowe. Legendarny Modern Jazz Quarte t, który stał się synonimem eleganckiego, subtelnego jazzu i zyskał ogromną popularność już w latach 50-tych interpretacjami muzyki klasycznej i jazzowej. Słynny album „Blues on Bach” uznawany jest za kultową sesję jazzu i klasyki.
Bachem zainteresował się także pianista Andrzej Jagodziński, który wraz z autorskim Trio (i po sukcesie nagrań z jazzowymi wersjami etiud, mazurków Fryderyka Chopina) zrealizował rewelacyjny album „Bach” . Podczas gdy pogodne, romantycznie rozśpiewane i melodyjne kompozycje Chopina stanowią same w sobie doskonałą formułę do jazzowej interpretacji i pozwalają na mnogość improwizowanego komentarza, to w przypadku polifonicznych kompozycji Jana Sebastiana Bacha improwizacja staje się oczywistą narracją dla muzyków oraz rygorystycznym brzmieniem budowanym przez Trio. Swoją muzyką trio Jagodziński/Bartkowski/Cegielski sprowokowali do potwierdzenia ciekawej hipotezy: gdyby Chopin i Bach tworzyli w XX wieku, z pewnością byliby kompozytorami jazzowymi.
BOOKOWSKI
tekst i zdjęcia : Monika Wójtowicz / czytelniczka, doradca z księgarni Bookowski w poznańskim Centrum Kultury
Czy jak słyszycie „mity”, to pierwsze, co wam się nasuwa na myśl to Zeus, Hera i cała banda z Olimpu? Nic dziwnego, tkwimy w tych opowieściach od najmłodszych lat i opowiadamy je na różne sposoby przez całe życie. Ale to nie jest tak, że tworzenie mitów skończyło się na antycznych poetach. Budujemy je od wieków, obrastamy nimi, dostosowujemy do czasów, w których żyjemy. Tworzymy te narracje, żeby tłumaczyć sobie mniej lub
Cześć pracy. O kulturze zap***dolu
Zofia Smełka-Leszczyńska
Krytyka Polityczna
Zastanawialiście się kiedyś, ile razy usłyszeliście to sławne powiedzonko, że jeśli kochacie swoją pracę, to nie przepracujecie ani jednego dnia w swoim życiu? Piękna wizja, prawda? Tylko nie ma ona za wiele wspólnego z rzeczywistością, o ile nie jest się osobą uprzywilejowaną, z odpowiednim zapleczem kulturowym i finansowym. Ta idylliczna opowieść dyscyplinuje nas do tego, że powinniśmy kochać swoją pracę, bo inaczej coś z nami jest nie tak, coś nam nie wyszło. Mit kochania swojej pracy jest potężny, ale jak udowadnia Smełka-Leszczyńska jest uwarunkowany klasowo i dotyczy tylko
pewnego pola prac, które wykonujemy. Mit sukcesu, produktywności, dobrostanu? To wszystko to skrzętnie budowane przez lata narracje na usługach kapitalizmu, które autorka rozbiera jak cebulę, warstwa po warstwie. Ale czy pod tą pierzyną absurdów wokół pojęcia pracy faktycznie kryje się jakaś idea, która sprawia, że codziennie wstajemy z łóżka i robimy to, co robimy?
Chyba każdy z nas musi sobie odpowiedzieć na to pytanie sam, a autorka z dużą dozą nonszalancji, dzięki której Cześć pracy czyta się lekko, daje nam narzędzia, żeby zajrzeć pod podszewkę.
BOOKOWSKI
Zamek
bardziej skomplikowane rzeczy. Czasami żeby coś uprościć, a czasami świat wtłacza nas w te koleiny myślenia, abyśmy byli bardziej produktywni, bardziej jednomyślni, a może po prostu żeby było łatwiej kształtować społeczną świadomość. Te mity przez całe życie pokrywają nas jeden po drugim i tworzą zbroję, która oddziela nas od prawdy. I wtedy pojawiają się oni, pogromcy mitów. Ale nie ci z telewizji, tylko ci od książek, którzy idą na wojnę z miejskimi legendami i potężnymi narracjami i rozbrajają je kawałek po kawałku.
Miejskie strachy.
Miasto 15-minutowe, 5G i inne potwory
Łukasz Drozda
Krytyka Polityczna
Był taki czas, kiedy miejskie legendy opowiadały o mrocznych wydarzeniach, naznaczonych nadnaturalnymi właściwościami miejscach czy ekscentrycznych jednostkach. Kiedyś straszyliśmy dzieci czarną wołgą, żeby nie oddalały się zbytnio od miejsca zamieszkania i zakrawa to na zabawną anegdotkę. Bo teraz straszymy siebie nawzajem elektrosmogiem, gettoizacją w miastach i dyktaturą rowerzystów. Jest się czego bać, prawda? Przecież te wszystkie określenia brzmią tak poważnie. I taka też jest ich funkcja, mają konsternować, onieśmielać, wzbudzać strach, aż w końcu angażować i zagrzewać do walki z chochołem wykreowanym przez populistów. W Miejskich strachach Łukasz Drozda robi gruntowny
factcheking teoriom dotyczącym przestrzeni miejskiej, które wyrastają jak grzyby po deszczu w mediach społecznościowych. Bo tam znalazły podatny grunt, żeby się rozrastać i zajmować myśli kolejnym użytkownikom. I choć niektóre teorie opisywane w Miejskich strachach aż biją po oczach od absurdu, to Drozda ich nie lekceważy, wiedząc, ile zamętu mogą wywołać. Strachy kreowane przez populistów to łatwy i atrakcyjny cel, ale jak się zajrzy głębiej, to wtedy pojawiają się takie, których faktycznie powinniśmy się bać i traktować je całkiem serio: polityka władzy, zarządzanie strachem, destabilizacja i polaryzacja społeczeństwa.
PRZEWODNIK PRZEWODNIK
Trudna droga na sportowy szczyt
PaRTN eR sekcji s Po RTowej
Jego droga do sportowej elity nie była łatwa. Łukasz Mamczarz, reprezentant Polski na paralimpiadzie w Paryżu i zawodnik drużyny ampfutbolowej Warty Poznań, swoją historią udowadnia, że o marzenia trzeba walczyć, a droga do sukcesu nie jest usłana różami.
Z Łukaszem rozmawiamy przy okazji jego spotkania w Klubie Biznesu Warty oraz po zakończeniu sezonu ligowego PZU Amp Futbol Ekstraklasy, w którym drużyna Warty Poznań zajęła 4. miejsce. Na paralimpiadzie w skoku wzwyż zajął 7. miejsce, ale… jego rywalami byli zawodnicy skaczący na protezach. Łukasz skoczył na jednej nodze. Film z jego wyczynem szybko stał się internetowym hitem, osiągając miliony odsłon.
R ozmawia : Szymon Mierzyński | z djęcia : Tomasz
Skąd pomysł na Amp futbol (Amputee football), zwłaszcza w kontekście wcześniejszej przygody ze skokiem wzwyż? I jak trafiłeś do Warty?
ŁUKASZ MAMCZARZ: Od lat obserwuję zmagania ampfutbolistów i z wielkim zaciekawieniem chciałem zobaczyć jak to jest być piłkarzem. Do grania w Amp futbol namówił mnie zawodnik Warty Poznań, który mieszka w Gorzowie. Z chęcią zgodziłem się i pojechaliśmy razem na mój pierwszy trening.
Straciłeś nogę w wyniku poważnego wypadku. Jak znalazłeś siłę, żeby takie zdarzenie przekuć w coś dobrego?
Zawsze byłem zdania, że ciężką pracą można dużo osiągnąć. Moim marzeniem było również zostać prawdziwym sportowcem i po 15 latach mogę powiedzieć, że osiągnąłem ten cel w 100%.
Markowski
Łatwo chyba nie było. Podkreślałeś już w wywiadach, że to była droga pełna przeciwności. Czy ciężko jest być paralimpijczykiem w Polsce?
Moja cała kariera nie była usłana różami, były lata, że musiałem roznosić ulotki, żeby mieć na życie, chodziłem w protezach, które nie nadawały się do chodzenia, a wspomnę, że mieszkam na 4 piętrze bez windy. Pisałem latami do różnych firm o wsparcie, ale nikt mi nawet nie odpisywał. Ale mimo tego wszystkiego wierzyłem, że dzięki ciężkiej codziennej pracy, kiedyś przyjdzie moje 5 minut i to się właśnie dzieje.
Jakie masz wrażenia po igrzyskach w Paryżu? W twojej dyscyplinie zawodnicy, którzy nie mogli mieć protezy, wcześniej skakali osobno, a teraz rywalizują razem z tymi wybijającymi się z dwóch nóg. To rodzi wiele kontrowersji.
W 2015 roku zauważyłem, że pojawiło się wielu sportowców mających dwie nogi, ale nadal nie wiem, dlaczego pozwolono im rywalizować ze mną. W niektórych krajach zdobycie medalu olimpijskiego oznacza bardzo duże korzyści, takie jak mieszkanie czy wysokie nagrody pieniężne, więc zawodnik zrobi wszystko, by startować z teoretycznie słabszymi rywalami. Jednak igrzyska olimpijskie w Paryżu pokazały, że świat paralimpijski zmienia się na lepsze. Rośnie świadomość, że sportowiec niepełnosprawny także może osiągać wielkie wyniki. Jesteśmy dziś postrzegani jako pełnoprawni sportowcy.
ŁUKASZ MAMCZARZ
– lekkoatleta, specjalizujący się w skoku wzwyż, brązowy medalista igrzysk w Londynie 2012, zdobywca 4. miejsca w Rio de Janeiro i Tokio. Reprezentant Polski na igrzyskach paraolimpijskich w Paryżu w 2024. Od poprzedniego sezonu piłkarz sekcji Amp futbolu Warty Poznań.
Niestety, jest to złożony problem. Powiedzmy sobie szczerze – sponsorów przyciągają medialni zawodnicy i wielkie gwiazdy, a ze względu na to, że sporty paralimpijskie nie są tak popularne jak te „zwykłe”, trudno jest pozyskać sponsora i podpisać kontrakt. A wsparcie sponsorów jest bardzo ważne, bo pozwala na większy rozwój sportowca.
Czy zauważasz większe zainteresowanie mediów i kibiców sportem paralimpijskim na przestrzeni ostatnich lat? Istnieje przekonanie, że paralimpijczycy przynoszą więcej medali niż olimpijczycy. Teraz zdobyliście 23 medale przy 10 medalach olimpijczyków, co spotkało się z mieszanymi odczuciami.
Film z Twoim olimpijskim skokiem obejrzały miliony ludzi. Spodziewałeś się tego?
Dopiero gdy wracałem do kraju, dowiedziałem się, że stałem się internetowym viralem (śmiech). Bardzo szybko zaczęły napływać wiadomości i komentarze o nagraniu, które zrobiło wrażenie na całym świecie. Szczerze mówiąc, na początku nie wiedziałem, o co chodzi. Ale cieszę się z tego „zamieszania” –dzięki niemu świat zobaczył, że mimo wielu przeszkód warto walczyć i spełniać marzenia.
Poruszmy delikatną sprawę – finanse. Wiadomo, że pieniądze w sporcie profesjonalnym są ogromne. Czy w sporcie paralimpijskim jest podobnie?
Faktycznie, zainteresowanie sportem paralimpijskim rośnie, co ostatecznie przekłada się na większe zainteresowanie sportem wśród osób z niepełnosprawnościami. Jednak nie porównywałbym liczby medali olimpijskich i paralimpijskich, bo u nas, np. na 100 m, jest około 8 kategorii, a u osób pełnosprawnych tylko 1. Cieszę się z każdego medalu, czy to olimpijskiego, czy paralimpijskiego.
W tym roku Warta zajęła w lidze 4 miejsce. Jakie są Twoje oczekiwania dotyczące przyszłego sezonu? Jak każdy sportowiec – celuję tylko w zwycięstwo!
BOTSWANA – safari dla wytrwałych
Plany wyjazdu do Botswany ulegały wielokrotnie zmianom. Kraj jest wielki, bardzo słabo zaludniony, a ambicje ogromne – by w trakcie dwóch tygodni zobaczyć wszystko. I prawie się nam udało. Nastawialiśmy się od razu na zwierzaki i safari i ten cel został osiągnięty. Już pierwsze dni pokazały potencjał Botswany. Pora sucha pomogła nam w zwiedzaniu, w wielu miejscach byliśmy tylko my i nikt więcej.
Teks T i zdjęcia : Estera Hess
Testowaliśmy nową formułę namiotów mobilnych. To bardzo ciekawa i wygodna koncepcja, ale i straszliwie czasochłonna. Każdy z nas miał zgodnie ze swoim życzeniem namiot jedynkę lub namiot dwójkę. Wielka ciężarówka wypakowana po brzegi sprzętem obozowym jechała przed nami, zaliczając po drodze liczne przygody: a to guma, a to skrzywiona oś przednia, a to brak benzyny, by o odpowiedniej porze zacząć stawiać namioty. Nie są to zwykłe małe namioty typu iglo, które rosną w oczach w trzy sekundy. To wielkie specjalne namioty typu safari, z przedsionkiem, miejscem na dwa leżaki i lusterka, wanienkę do mycia rąk i twarzy, z tyłu każdy z nas miał swoją własną toaletę i prysznic. Toaleta to dziura wykopana saperką w piasku z nastawionym na nią sedesem plastikowym i łopatką w zestawie do posypywania po wizycie. A prysznic to worek wypełniany ciepłą wodą gotowaną w wielkim kotle na ognisku.
To nadal nie koniec przygotowań, każdy z nas miał swoje pełnowymiarowe łóżko, na nim pościel, koce i kołdry.
Pośrodku obozowiska miejsce na ognisko i fotele rozłożone w kręgu. Cudem była podróżująca z nami kucharka, która tą samą wielką ciężarówką wiozła kuchnię, skromne kilka garnków, patelnię, pojemnik na wodę, najpotrzebniejsze produkty. Na każdy dzień miała przygotowane menu, zawsze inne, zawsze smaczne, próbowała się nawet zmierzyć z dietą wegetariańską, a nawet bezglutenową i wegańską.
Byliśmy sceptyczni do całego pomysłu, ale już pierwszy nocleg na Wyspie Kubu (zresztą zgodnie wybrany jako nocleg numer 1) pokazał, że zaczynamy piękną przygodę.
Bliżej natury już być nie można było.
Wielokrotnie po śladach zostawionych na piasku przed namiotami widzieliśmy, że nocą buszowały za namiotami dzikie zwierzaki. Na pewno mieliśmy wizyty ratela (podobnego do skunksa figlarnego zwierzaka), bez cienia wątpliwości rozpoznaliśmy ślady hieny czy odchody hipopotama. Raz słonie otarły się o namioty, przechodząc do oczka wodnego.
Wygrało niebo, nisko zawieszone wyraźne gwiazdy, ciemność absolutna rozpraszana tylko dopalającymi się polanami drewna w ognisku. Droga Mleczna jak malowana, wstawaliśmy dla niej specjalnie w środku nocy, by przekonać się jak wygląda naprawdę. Krzyż Południa oglądany tuż nad linią horyzontu też miał swój smaczek. Życie w namiotach bardzo integruje, nie sposób się tu zaszyć czy schować,
dopóki świeci słońce wszyscy byliśmy razem, po zachodzie słońca wspólna kolacja i ognisko. I tak każdego dnia, ani razu się nam nie znudziło. Opowieści były o wszystkim, w szczególności o Afryce – przeżywaliśmy każdy dzień na nowo, ponadto wymienialiśmy zdjęcia, podróżowaliśmy wspólnie po wielu krajach, przywołując wspomnienia. Wstawaliśmy bladym świtem, o wschodzie słońca byliśmy już często podczas śniadania. Ruszaliśmy na safari, by wykorzystać największą aktywność zwierząt wczesnym rankiem i popołudniem w porze złotej godziny. Na zawsze zostaną z nami w pamięci słonie. I choć należało zakładać, że w kraju, który ma ich około 130 000 na pewno spotkamy je na trasie, to te pierwsze, które obserwowaliśmy z zapartym tchem przy oczku wodnym zrobiły na nas kolosalne wrażenie. Staliśmy tam, przyglądając się całemu spektaklowi ponad dwie godziny i wróciliśmy na zachód słońca. Te wielkie zwierzaki z ciekawością co jakiś czas obrzucały nas wzrokiem
i pozwalały na naszą obecność. Widok tonącej za akacjami kuli słońca ze stadem słoni przy wodzie to jedno z najpiękniejszych dla mnie wspomnień. Dopisały także lwy, których spotykaliśmy sporo i jak tyko worek się rozwiązał, niemal codziennie mieliśmy okazję na
spotkanie lwic często z małymi leżących z grubymi brzuchami po dopiero co zakończonej uczcie. Nieopodal często znajdowaliśmy upolowaną antylopę. To było niesamowite, największe nasze stado liczyło siedemnaście zwierzaków, były tam tylko samice i maluchy. W czasie kiedy te duże próbowały się zdrzemnąć, maluchy hasały po nich, pełzały po ich ciałach, a lwice oganiały się ogonami przed natrętnymi brzdącami. Było dość czasu, by zobaczyć relacje w stadzie, przyjrzeć się karmiącej lwicy, widzieliśmy w porze simby lwicę pijącą wodę z rzeki. Słyszeliśmy i to bardzo wyraźnie szczęk łamanych kości antylopy, przy której ucztowała jedna z tych lwic.
Mieliśmy wiele szczęścia, bo spotkaliśmy także gepardy, i to matkę z małymi. Z równie bliska widzieliśmy lamparta, którego w sobie tylko wiadomy sposób wypatrzył nasz przewodnik. To było niesamowite doświadczenie – w gęstych krzakach zupełnie na ziemi, w gąszczu liści i krzewów był piękny lampart.
Nie zdawaliśmy sobie do końca sprawy, że Botswana to idealne miejsce do obserwowania likaonów. Te dzikie psy żyją w stadach i akurat w tym kraju jest ich sporo. Widzieliśmy kilka stad w różnych konfiguracjach. Zebry, żyrafy, antylopy zachwycały nas do samego końca,
nie poddaliśmy się zbyt szybko. Wszystkie zwierzaki były piękne, wszystkie wyjątkowe. Udało się nam wytropić nosorożce, choć znacząco przekroczyliśmy czas safari. Ze względu na ich bezpieczeństwo nosorożce te żyją tylko w jednym sanktuarium. Biegaliśmy również za stadem pociesznych surykatek, aby zobaczyć je z bliska, zaobserwować jak kopią swoje tunele i jak zgrabnie poruszają się pod ziemią i na ziemi. Nigdy nie byliśmy tak zakurzeni i brudni. Piasek, pył i kurz wcisnęły się w każdy kąt naszych walizek, toreb, plecaków. Teraz czas na doczyszczanie siebie i przeglądanie dziesiątek zdjęć z podróży.
Botswana to prawdziwy afrykański raj. Zachęcam!
Teatr Wielki w Poznaniu kontynuuje sezon 2024/2025 – czas premier, wznowień, spektakli repertuarowych z udziałem gwiazd Sceny pod Pegazem i wyjątkowych gości. Ten sezon, zatytułowany POKOLENIA, to kontynuacja poszukiwań nieoczywistych kontekstów sztuki operowej i czasem wzajemnego inspirowania się.
OBLICZA CARMEN
Koncert z cyklu Kameralny wieczór w Operze 16.11.2024, Sala Drabowicza, godz. 19:00 17.11.2024, Sala Drabowicza, godz. 18:00 L’amour est un oiseau rebelle (Miłość jest wolnym ptakiem) – śpiewa namiętna Carmen, jednym skinieniem doprowadzająca mężczyzn do szaleństwa, niestała w uczuciach, ale potrafiąca sprawić, że chwila z nią może zmienić wybranka na lata. Kim jest? Czy tylko sprytną uwodzicielką, szczodrze szafującą swoim wdziękami, a może kobietą świadomą własnej wartości, żyjącą wbrew schematom i regułom. Kim jesteś, Carmen?
Postać Carmen, tytułowej bohaterki opery Bizeta, inspirował wielu kompozytorów. poznajmy zatem różne oblicza tej trudnej do opisania kobiety, której życiowym celem była po prostu miłość. Miłość jest wolnym ptakiem…, wolnym, jak Carmen chciałoby się dodać.
Wykonawcy:
Monika Mych-Nowicka – sopran
Magdalena Wilczyńska-Goś – mezzosopran
Piotr Friebe – tenor
Jaromir Trafankowski – baryton, prowadzenie koncertu
Eliza Schubert – skrzypce
Olena Skrok – fortepian
ŚLUB | Krauze
22.11.2024, godz. 19:00 PRAPREMIERA
23.11.2024, godz. 19:00
24.11.2024, godz. 18:00
Krauze spotyka Gombrowicza – absurd życia wyśpiewany Muzyczna realizacja jednego z najważniejszych polskich dramatów w reżyserii Krzysztofa Cicheńskiego
Spektakl uświetniający 120-lecie urodzin oraz 55. rocznicę śmierci Witolda Gombrowicza tuż po premierze zostanie zaprezentowany w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej (1.12.2024).
Pierwsza w Polsce operowa inscenizacja Ślubu została przygotowana dla Teatru Wielkiego w Poznaniu w ramach programu „Zamówienia kompozytorskie”, realizowanego przez Narodowy Instytut Muzyki i Tańca. Warstwę muzyczną dzieła stworzył Zygmunt Krauze, uznany polski kompozytor przełomu wieków. Artysta, wśród trojga głównych realizatorów jest tym, który po raz pierwszy współpracuje z poznańską sceną.
Za libretto i reżyserię odpowiada Krzysztof Cicheński, od lat eksplorujący przestrzenie leżące na styku teatru dramatycznego i operowego. Kierownictwo muzyczne powierzono Katarzynie Tomali-Jedynak, posiadającej w repertuarze wiele współczesnych realizacji. Wystąpią: Michał Partyka, Jan Jakub Monowid, Piotr Kalina, Łukasz Konieczny, Gosha Kowalinska i Monika Mych-Nowicka.
Ślub to Gombrowicz w czystej postaci: ironia, deformacja i absurd. Przejmująca muzyka Zygmunta Krauzego doskonale dopełnia dramat rozgrywający się na scenie. Wejście w oniryczny, tajemniczy świat spektaklu uzmysławia, że megalomania, władza i chęć kontroli to grzechy nie tylko czasów przeszłych, to również skaza współczesności. Mocny przekaz, obnażenie niedoskonałej natury człowieka, zdeformowanej poprzez pragnienia. Obraz ludzkiej psychiki bez filtrów, inscenizacja na miarę obecnych czasów. Czy ku przestrodze?
Poznajcie Elvisa tamtych czasów! Gdyby żył w latach 70-tych, byłby gwiazdą pokroju Króla Presleya albo Beatlesów. Wpływ Paderewskiego na masową wyobraźnię był tak wielki, że szał, który zapanował w Ameryce na jego punkcie, do dziś nazywany jest „Paddymanią”. My straciliśmy dla niego głowy już w listopadzie… Zobaczcie, dlaczego!
Opowiemy Wam historię o wspaniałym Artyście, który wykorzystał swoją popularność by pomóc swojej Ojczyźnie odzyskać niepodległość. O tym jak z lwa salonowego został jednym z najbardziej wpływowych polityków na świecie. Historię, której scenariusz nadaje się na hollywoodzki serial albo… na musical!
Matthew Hardy napisał libretto i muzykę, które zapewniły mu wygraną w kilkuetapowym konkursie organizowanym przez Instytut Adama
Mickiewicza. Na co dzień pracuje na Broadwayu, gdzie tętni życie światowego musicalu.
Brian Kite – dziekan Wydziału Teatru, Telewizji i Filmu na renomowanej uczelni University of California, Los Angeles jest utytułowanym reżyserem musicalowym odnoszącym sukcesy w USA i Chinach.
Mocna amerykańska reprezentacja będzie znakomitym uzupełnieniem pozostałych realizatorów – dobrze znanych, gwarantujących spektakl na najwyższym poziomie. Dream Team w składzie:
Jerzy Jan Połoński – reżyseria
Paulina Andrzejewska-Damięcka – choreografia
Radosław Mateja – kierownictwo muzyczne
Mariusz Napierała – scenografia
Agata Uchman – kostiumy
Lesław Haliński – tłumaczenie libretta
Przemysław Kieliszewski – tłumaczenie piosenek
TOACA
12 i 13.12., godz. 20:00
To unikalne przedsięwzięcie - TRZECH rumuńskich choreografów o międzynarodowej renomie: Mădălina Dan, Andrea Gavriliu i Ștefan Lupu, we współpracy z Zespołem Polskiego Teatru Tańca, współtworzy JEDEN spektakl, odwołujący się do urozmaiconego kolorytu rumuńskiej kultury. Trzy odmienne osobowości, operujące innymi autorskimi technikami i stylistyką, na różnorodny sposób interpretują spuściznę teatralną i kulturową Rumunii, łącząc muzykę, taniec i grę na instrumentach. Ze współczesnego punktu widzenia, odkrywają na nowo rodzimą tradycję, kwestionując stereotypy zniekształcające wiedzę o kraju ich pochodzenia.
Literacka jesień w Bookowskim
Zapraszamy na Literacką jesień w Bookowskim – cykl spotkań autorskich wokół najciekawszych tytułów tego roku. Reportaże wywołujące gorące dyskusje, nieszablonowe debiuty prozatorskie i jeden świetny powrót. Niech ta jesień dostarczy wielu literackich doznań.
Będzie się działo
Pierwszy na taką skalę projekt realizowany na styku polskiej i rumuńskiej sceny tańca przybliży wciąż zbyt mało znaną w Polsce twórczość tamtejszych choreografów. Premiera spektaklu odbędzie się podczas VI Międzynarodowego Festiwalu „1 strona - 1 spojrzenie - 180 sekund”. Pracę nad spektaklem poprzedziła seria warsztatów prowadzonych przez rumuńskich choreografów z Zespołem Polskiego Teatru Tańca. Po światowej premierze w Polskim Teatrze Tańca w Poznaniu, „Toaca” będzie prezentowana w 2025 roku na festiwalach teatralnych i tańca współczesnego w Rumunii.
Szczegóły na: https://www.facebook.com/bookowscy i https://www.instagram.com/bookowscy/
się działo
Galeria Sztuki Starożytnej od nowa
Od 23 listopada otwarta zostanie po niemal rocznej przerwie Galeria
Sztuki Starożytnej w Muzeum Narodowym w Poznaniu.
Centralnym punktem ekspozycji jest magazyn studyjny z kompletem zabytków sztuki starożytnej z kolekcji MNP. Za szklanymi drzwiami stylizowanego gabinetu połączonego z niewielkim laboratorium badawczym publiczność będzie mogła podejrzeć warsztat kuratora galerii. W przestrzeni wydzielonej na wystawy czasowe można będzie zobaczyć wystawę kameralnych rzeźb „Tanagryjka. U progu kobiecości”. „Tanagryjki” to odlewane z formy figurki, zawdzięczające swoją nazwę starożytnemu miastu Tanagra w Beocji, gdzie odnaleziono je po raz pierwszy. Produkowano je w III i IV w. p.n.e. w całym basenie Morza Śródziemnego. Przedstawiają młode kobiety wchodzące w okres dojrzałości. Wśród licznych przedstawień zobaczymy zarówno sceny dziecięcej zabawy, jak i libacji alkoholowej, młodzieńczą beztroskę, a zarazem smutek i zadumanie. Celem wystawy jest uchwycenie momentu określonego w tytule jako „próg kobiecości”, z całym spektrum wyzwań i emocji związanych z przejściem ze społecznej roli dziewczynki do roli kobiety. Jest to również okazja do zapoznania się z elementami kultury materialnej, przedstawionymi na figurkach z Tanagry.
Prezentowana kolekcja trafiła do poznańskiego muzeum w roku 1900 r. Są to kopie terakotowych figurek z Tanagry, wykonane w warsztacie Fritza Gurlitta, berlińskiego antykwariusza, w latach w latach 1881–1886 i są kopiami zabytków z Luwru, British Museum, Ermitażu oraz z kolekcji berlińskich.
Kuratorem wystawy jest Wojciech Jenerałek, a autorem aranżacji Wojciech Luchowski
W Muzeum Sztuk Użytkowych od 4 października do 1 grudnia br. prezentowana będzie wystawa „Sto 5” zorganizowana przez Muzeum UAM z okazji 105-lecia Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Patronat nad wystawą objęli rektorzy czterech poznańskich uczelni: Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, Akademii Wychowania Fizycznego im. Eugeniusza Piaseckiego, Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego, Uniwersytetu Przyrodniczego oraz Prezes Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk.
Na wystawie „Sto 5” w 5 blokach tematycznych prezentowane są najbardziej reprezentacyjne eksponaty ze zbiorów Muzeum UAM, w tym rekonstrukcja berła pierwszego rektora uniwersytetu, prof. Heliodora Święcickiego (autorem rekonstrukcji jest Grzegorz Godawa). Można będzie „zajrzeć” do wnętrza akademika z lat 70., rozszyfrować tajemnicze znaki na studenckich czapkach i zapoznać się z dawnym sprzętem badawczym.
Będzie
się działo
W
Multikinie Stary Browar usiądziesz z wrażenia – nowe sale i listopadowe premiery
Co łączy Multikino Poznań Stary Browar z podróżą w klasie premium?
Odpowiedź jest prosta: szerokie, rozkładane fotele ze skóry, które można dostosować przy pomocy przycisku! Od 7 listopada jednocześnie ponad 800 osób może oglądać najnowsze premiery filmowe w najlepszej jakości i najwyższym komforcie na fotelach SuperVIP. Multipleks przeszedł generalny remont i powiększył się o trzy nowe sale. Obecnie wszystkie 11 sal w kinie ma wyłącznie luksusowe, rozkładane fotele i projekcje laserowe.
Multikino Poznań w Starym Browarze w nowej odsłonie przygotowało dla miłośników filmów 11 sal kinowych, które łącznie mieszczą 815 osób. Trzy nowe sale kinowe znajdują się po prawej stronie od wejścia do multipleksu. Sala numer 9 pomieści 48 widzów, sala nr 10 – 53, a sala nr 11 – 46 osób. Kino jest w pełni wyposażone w najwygodniejsze i najnowocześniejsze na polskim rynku, elektrycznie sterowane fotele SuperVIP. Dzięki temu wszystkie seanse w poznańskim Multikinie można oglądać w pozycji półleżącej – widz decyduje o ustawieniu fotela, samodzielnie nim sterując. Już w listopadzie będzie wiele okazji, aby odwiedzić kino i zobaczyć je w nowej odsłonie. 7 listopada premierę mają „Listy do M. Pożegnania i powroty” – kolejna dawka wzruszeń i uśmiechów wśród widzów. Na wielkim ekranie ponownie pojawią się Maciej Stuhr, który wcieli się w postać Mikołaja Koniecznego, i Romę Gąsiorowską w roli Doris. Bohaterowie dwóch pierwszych części „Listów...” wracają po niemal 11 latach przerwy. Ponadto w najnowszych „Listach do M” wystąpią: Wojciech Malajkat, Tomasz Karolak, Piotr Adamczyk, Agnieszka Dygant, Janusz Chabior, Magdalena Walach, Ina Sobala i Kirył Pietruczuk. Tydzień później, 15 listopada do kin wejdzie wyreżyserowany przez Ridley’a Scotta „Gladiator II” – kontynuacja epickiej sagi o władzy, intrygach i zemście, która rozgrywa się w starożytnym Rzymie. W rolach głównych występują: Paul Mescal, Pedro Pascal, Connie Nielsen i Denzel Washington. Natomiast od 22 listopada na wielkich kinowych ekranach będzie można zobaczyć polską produkcję „Simona Kossak”, czyli inspirującą historię o niezależności i determinacji w szukaniu własnego miejsca na ziemi. W repertuarze nie zabraknie również wspaniałych produkcji dla najmłodszych widzów. W Multikinie Poznań Stary Browar będzie można zobaczyć „Paddingtona w Peru”, „Vaianę 2” oraz przedpremierowo „Wicked”. Widzowie kina w Starym Browarze mogą skorzystać z 4 godzin bezpłatnego parkingu. Szczegółowy repertuar znajduje się na stronie multikino.pl
„Sneakers
Unboxed: Studio to Street” powered by PRM – wystawa w Pop Culture Gallery @StaryBrowar
A touring exhibition from the Design Museum, London Pop Culture Gallery @Stary Browar, Poznań Wystawa czynna do 10 marca 2025 r., od wtorku do niedzieli w godz. 12:00-20:00
Jak wyglądały Converse’y w latach 20.? Dlaczego Adidas podpisał kontrakt z Run-DMC? Jak powstały Air Jordany? Jaki model butów wywołał zamieszki w Nowym Jorku? Co mają wspólnego sneakersy Puma z naukowcami z MIT? Czy można zrobić buty z grzybów?
Odwiedź wystawę „Sneakers Unboxed: Studio to Street” powered by PRM w Pop Culture Gallery w Starym Browarze i sprawdź, jaka historia stoi za Twoją ulubioną parą butów!
Archiwalne modele największych międzynarodowych marek, limitowane edycje, kolekcjonerskie „białe kruki”, innowacyjne prototypy – to prawdziwa gratka nie tylko dla zadeklarowanych sneakerheadów, ale wszystkich użytkowników kultowych butów sportowych. Wystawa to efekt prestiżowej współpracy, jaką Stary Browar nawiązał z londyńskim Design Museum. Ekspozycja w Pop Culture Gallery przybliża fenomen butów, które z przedmiotów użytkowych urosły do rangi kulturowych ikon i obiektów kolekcjonerskich. Prezentuje ich historię, wpływ na kulturę i design, udowadniając, że sformułowanie „kultura sneakersowa” nie jest nadużyciem. Sponsorem wystawy jest marka PRM, unikalny koncept modowy, w którym luksus przenika się ze stylem ulicznym. Ekspozycja sięga nie tylko do historii, ale odpowiada również na pytanie, jak największe sneakersowe marki projektują przyszłość i radzą sobie z wyzwaniami ekologicznymi. Symbolem zwrotu branży w stronę cyrkularności będzie punkt w galerii, w którym będzie można oddać zużytą parę sneakersów. Z zebranych butów powstanie artystyczna instalacja. Informacje o biletach wstępu
bilety do nabycia przy wejściu na wystawę (płatność kartą) lub w punktach informacji Starego Browaru (płatność kartą lub gotówką)
cena biletu: 40 zł
promocja 1+1 gratis dla uczniów, studentów i seniorów: od wtorku do czwartku
promocja „Kultura zakupów” – zrób zakupy za 90 zł i odwiedź wystawę bezpłatnie z paragonem
1. wtorki miesiąca – wstęp wolny
Patronat Honorowy Prezydenta Miasta Poznania
Sponsor: PRM
Kurator: Wojciech Piotr Onak / OCR Creations
Kuratorka the Design Museum London: Ligaya Salazar
Produkcja: Joanna Tupalska i dział marketingu Starego Browaru
Będzie się działo
W dniach od 24 listopada do 1 grudnia 2024 r. Poznań stanie się centrum filmowych wydarzeń dla dzieci, młodzieży i dorosłych za sprawą 42. Międzynarodowego Festiwalu Filmów Młodego Widza Ale Kino!. To jeden z najstarszych festiwali filmowych na świecie i pionier wśród polskich wydarzeń dla młodej widowni. Od filmów fabularnych, przez animacje i dokumenty, po krótkie metraże –w programie znalazło się ponad 100 filmów z 6 kontynentów i 36 krajów świata, a w tym wszystkim 46 premier. Pełen program dostępny będzie od 4 listopada, a sprzedaż biletów ruszy 8 listopada online i 13 listopada w kasach kin. Festiwal Ale Kino! nie tylko buduje filmowe gusta młodych pokoleń, ale również stanowi wyjątkową okazję dla przedsiębiorców i potencjalnych sponsorów, by zaangażować się w wydarzenie o dużym znaczeniu społecznym i kulturalnym. Podczas trwającego tydzień wydarzenia w salach kinowych spotkają się twórcy, edukatorzy i młodzi widzowie, wspólnie rozwijając zainteresowanie sztuką filmową. Festiwal to nie tylko seanse dla dzieci, młodzieży i dorosłych, ale także warsztaty, dyskusje i towarzyszące wydarzeniu atrakcje, które zachęcają młodych ludzi do krytycznego myślenia oraz rozwijają ich zdolności twórcze. Filmy prezentowane na Festiwalu podejmują kluczowe tematy, takie jak rodzina, relacje, bliskość, emocje, przyjaźń i wyzwania współczesnego świata. Są to kwestie istotne zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Jednak Ale Kino! to nie tylko przestrzeń refleksji i dialogu między pokoleniami, ale też świetna zabawa dla młodszych i starszych. Wiele z wybranych tytułów wzbogaca te istotne tematy o elementy humoru, przygody i magii, które gwarantują widzom radość z każdej chwili spędzonej w kinie. W tej atmosferze wspólnej rozrywki uczestnicy mogą zarówno się wzruszać, jak i śmiać, czerpiąc pełną przyjemność z filmowego doświadczenia.
Dyrektorka Festiwalu
Joanna Żygowska
Dyrektorka artystyczna Festiwalu Marta Jodko
Producentka Festiwalu
Joanna Żak
Podczas 42. MFFMW Ale Kino! widzowie zobaczą m.in.:
„Pozdrowienia z Marsa”, „Rodzina Obrabków i sprawa Gliny”, „Zlatanka i ukochany wujek”, „Sekret Księgi z Kells”.
W ramach Festiwalu odbędzie się także jedyny w Polsce kinowy pokaz filmu Netflixa „Zaklęci”. To pełna przygód, baśniowa i ciepła opowieść, poruszająca problemy typowe dla współczesnych rodzin, z którymi łatwo się utożsamiać. To historia rodem z tradycyjnej baśni w nowoczesnym wydaniu, oddana w najwyższej jakości animacji 3D. Film wyreżyserowała Vicky Jenson („Shrek”), oryginalną ścieżkę dźwiękową skomponował Alan Menken („Piękna i bestia”), a słowa piosenek napisał Glenn Slater („Zaplątani”). W oryginalnej, gwiazdorskiej obsadzie głosów użyczyli m.in. Javier Bardem i Nicole Kidman.
Zapraszamy do udziału w 42. Festiwalu Filmów Młodego Widza Ale Kino!. Tegoroczne seanse będą wyświetlane w Multikinie 51, Kinie Muza, Kinie Pałacowym oraz w Scenie Wspólnej.
Więcej informacji na ten temat można znaleźć na stronie Festiwalu: https://alekino.com/. Organizatorem jest Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu.
#AleZasadził!
z djęcia : k acper p yto
Wramach 3. finału akcji „Ale Zasadził” Warta Poznań, która odbyła się 22 października, posadzono ponad 4300 drzew w wielkopolskim Nadleśnictwie Czerniejewo. Zasada akcji, organizowanej od 2021 roku, jest prosta: za każdą strzeloną bramkę w sezonie liczba drzew jest przemnożona przez wiek klubu. W sezonie 2023/24 klub obchodził 111-lecie i strzelił 39 goli, co zaowocowało zasadzeniem 4329 nowych sadzonek.
W sadzeniu uczestniczyli piłkarze, młodzi zawodnicy z Akademii Warty, sponsorzy oraz pracownicy klubu. Celem akcji jest nie tylko zazielenianie terenów, ale również edukacja proekologiczna i budowanie świadomości na temat zrównoważonego rozwoju.
Poznań stolicą ampfutbolu
z djęcia : tomasz stefanik
Wdniach 12-13 października Warta Poznań była gospodarzem 6. turnieju PZU Amp Futbol Ekstraklasy, który odbył się na stadionie POSiR Golęcin. W turnieju wzięły udział najlepsze polskie drużyny ampfutbolowe, w tym gospodarze - Warta Poznań oraz rywalizujące z nią zespoły, m.in. Śląsk Wrocław i Wisła Kraków. Dla Zielonych była to szansa na zdobycie cennych ligowych punktów i w efekcie na obronę brązowego medalu z zeszłego sezonu.
Amp futbol, czyli rozgrywki piłkarskie osób po amputacjach kończyn, to dynamicznie rozwijający się sport, który pokazuje, że w sporcie nie ma ograniczeń, których nie można by pokonać. Zawodnicy i zawodniczki grają na mniejszym boisku w 7-osobowych drużynach, a mecze odbywają się według nieco uproszczonych zasad. Poznański turniej przyciągnął wielu kibiców, a Warta Poznań, oprócz kreowania emocji sportowych, skupiła się na promocji ampfutbolu oraz integracji i wsparciu osób z niepełnosprawnościami.
Biznes,
sport i zrównoważony rozwój: spotkanie Klubu
Biznesu Warty Poznań w BMW Smorawiński GZ
z djęcia : B m W s moraW iński G z , W iktoria n o Wak
Dwudziestego trzeciego października odbyło się spotkanie Klubu Biznesu Warty Poznań, które umożliwia partnerom i sponsorom klubu regularne spotkania oraz wymianę doświadczeń w zakresie społecznej odpowiedzialności biznesu. Tym razem networking miał miejsce w salonie BMW Smorawiński GZ, jednego z głównych sponsorów sekcji ampfutbolowej Warty Poznań, rywalizującej w PZU Amp Futbol Ekstraklasie. Tematem przewodnim było zaangażowanie biznesu w ESG oraz budowanie organizacji opartych na zrównoważonym rozwoju i inkluzywności społecznej. Przedstawicielka Enei omówiła prośrodowiskowe inicjatywy firmy i inwestycje w odnawialne źródła energii, natomiast Mateusz Grupa z BMW Polska wyjaśniał zagadnienia związane z samochodami elektrycznymi. Gościem specjalnym był Łukasz Mamczarz, paraolimpijczyk i piłkarz drużyny ampfutbolowej Warty Poznań, który w inspirującej rozmowie opowiedział o swojej drodze do sukcesu.
Jak ważna jest profilaktyka w walce z chorobami onkologicznymi?
z djęcia : m ateriały praso W e
Uważność i samoświadomość, kontrola i cykliczne badania zarówno w kwestii szybkiej wykrywalności raka piersi, jak i pozostałych nowotworów, które przewartościowują dotychczasowe życie, stopują plany i marzenia…
O wartościach nadrzędnych rozmawiałyśmy z Dorotą Raczkiewicz, prezeską Drużyny Szpiku, która od ponad 16 już lat wspiera osoby borykające się z chorobą nowotworową, pomaga przejść przez okres szoku i leczenia onkologicznego nie tylko pacjentom, ale i całym rodzinom.
17 października, w ramach PRESTIŻOWEGO SPOTKANIA, wyjątkowym miejscem stało się dla nas Butikowe Day Spa RAI82, przy ul. Kościuszki 82 w Poznaniu, w którego gościnnych wnętrzach toczyły się rozmowy zaproszonych kobiet, a tematów było wiele.
Każda z uczestniczek spotkania mogła zasięgnąć informacji od Doroty Raczkiewicz, a także porady profesjonalnej brafitterki oraz zakupić w promocyjnej cenie piękną romantyczną bieliznę marki CHABUR, której salon mieści się przy ulicy Ostrówek 10/11 w Poznaniu.
Z raju (RAI82) kobiety wychodzą zachwycone, tak było i tym razem… Na zakończenie każda z uczestniczek spotkania otrzymała prezent: zaproszenie na zabieg w RAI82 oraz kosmetyk polskiej marki UKVIAT.
Kolejna edycja Konferencji #byckobietaontour” za nami
z djęcia : j aku B W ittchen , j oanna n o Wak
Za nami 12. edycja #byckobietaontour w Starym Browarze, pełna inspiracji i wsparcia, która przyciągnęła ponad 400 uczestniczek z kraju i zagranicy. W dniach 18-19 października hasłem przewodnim było PARTNERSTWO w biznesie i życiu prywatnym. Konferencja rozpoczęła się premierą albumu „Kwestionariusz #byckobietaontour” autorstwa Marty Klepki, który zawiera wywiady z 40 kobietami projektu.
Pierwszego dnia Dorota Wellman rozmawiała z Przemysławem Kossakowskim, a Marta Klepka z Joanną Przetakiewicz-Rooijens, przyciągając uczestniczki cennymi rozmowami o pasjach i kobietach w biznesie. Drugi dzień obfitował w merytoryczne panele, m.in. z udziałem Magdaleny Kwiatkiewicz (Yes), Agnieszki Czajki (Otomoto.pl), a także rozmowy o menopauzie, zdrowiu jelit i oddechu. Wiele emocji wzbudziło spotkanie Doroty Wellman z Aleksandrą Kwaśniewską.
Kolejna edycja #byckobietaontour odbędzie się 4-5 kwietnia 2025 roku.
CZAS NA GRANIE z okazji jubileuszu UNIWERSYTETU WSB MERITO W POZNANIU
z djęcia : m ateriały praso W e
Ponad 5 tysięcy osób bawiło się podczas koncertu CZAS NA GRANIE, zorganizowanego w parku Starego Browaru z okazji 30-lecia Uniwersytetu WSB Merito. Gwiazdami wieczoru byli raperzy Gibbs i Opał, a w roli supportów wystąpili ANIA LEON x KOPERA oraz poznański zespół Signal Lost. – Cieszymy się, że mogliśmy uczcić nasz jubileusz wspólnie z tak liczną poznańską społecznością oraz naszymi studentami, w tym Szymonem Michalakiem, który jako wokalista Signal Lost reprezentował naszą uczelnię na scenie. To wyjątkowe wydarzenie łączyło artystów i publiczność, pokazując, jak silne są więzi między naszą uczelnią a miastem – mówi Małgorzata Kluska-Nowicka, wicekanclerz Uniwersytetu WSB Merito w Poznaniu.
Punktem kulminacyjnym wieczoru był wspólny występ raperów Gibbsa i Opała, którzy na tydzień przed rozpoczęciem trasy DRIVE TOUR zagrali dla poznańskiej publiczności. Gibbs, czyli Mateusz Przybylski, zdobył serca fanów dzięki diamentowemu „DOPEHOUSE MIXTAPE” i najnowszemu albumowi „SAFE”, zaś Opał zyskał rozgłos dzięki swojej wrażliwości i osobistym tekstom, co pokazał w albumie „Pierwsza jesień bez depresji”. Tego wieczoru można było usłyszeć m.in. „Drive”, „Piękny świat”, „Zawsze chciałem” i „Samotność”. W trakcie piosenki „Madryt” park wypełniło morze świateł z latarek w telefonach uczestników, tworząc magiczną atmosferę.
Koncert CZAS NA GRANIE był nie tylko muzycznym wydarzeniem, ale także okazją do świętowania 30-lecia uczelni w wyjątkowej oprawie.
Jesienna kontemplacja w Vinci Art Gallery – PRZENIKANIE
z djęcia : m ateriały praso W e
Atmosfera i niezwykły klimat otwarcia XXX już wystawy jak zawsze dopisały w Vinci Art Gallery. Prezentowane podczas jesiennej wystawy PRZENIKANIE dzieła Agaty Hećman, Maliny Wieczorek, Wacława Wantucha i Jacka Opały są przykładem harmonii w wyrażaniu emocji na wiele sposobów. Cenieni w Polsce i za granicą artyści zaprosili gości wernisażu do swojego świata, podróży w głąb ludzkiej duszy, uchylając jednocześnie drzwi do swojego twórczego warsztatu i opowiadając o pracy z materią, tkaniną, strukturą i naturalnymi surowcami.
Obrazy Maliny Wieczorek eksplorują tematy kobiecości, balansując na granicy aktu i abstrakcji, minimalistyczne kompozycje i reliefy Agaty Hećman prezentują unikalną głębię i teksturę, a subtelne olejne akty Wacława Wantucha łączą fotografię z malarstwem, wykorzystując tradycyjne techniki mistrzów renesansu. Dopełnieniem kompozycji są dekoracyjne ceramiczne rzeźby Jacka Opały łączące fantastykę z klasyką.
Na wystawę PRZENIKANIE zapraszamy do 9 listopada.
Prace zatytułowane PRZENIKANIE, a także inne z oferty Vinci Art Gallery doskonale odnajdą się zarówno w nowoczesnych, jak i tradycyjnych wnętrzach.
Międzynarodowy Kongres Rodzin Biznesowych „4 GENERATIONS”
z djęcia : m ateriały praso W e
Niewidzialne bogactwo Rodziny Biznesowej to myśl przewodnia spotkania przedsiębiorców i członków rodzin biznesowych, które odbyło się 7 października, na Międzynarodowym Kongresie Rodzin Biznesowych „4 GENERATIONS”.
– Gdy czasy są nieoczywiste, siłą stają się rzeczy, które czynią człowieka bogatym wewnętrznie. Nie ma firmy rodzinnej, która może trwać przez pokolenia bez silnej, zdrowej, kochającej się rodziny – wskazuje Adrianna Lewandowska, Prezes Instytutu Biznesu Rodzinnego, autorka modelu (nie)widzialnego bogactwa Rodziny Biznesowej.
Wraz ze wzrostem kapitału finansowego rośnie również kapitał społeczny, bo to właśnie firmy rodzinne budują go, dzieląc się dobrem, jakie mają. Szczególnie w swoich lokalnych społecznościach, ale nie tylko, bo myśląc o przyszłości i kolejnych pokoleniach, stawiają na zrównoważony rozwój biznesu i otwarcie o tym rozmawiają również podczas jednego z paneli dyskusyjnych z udziałem: Dariusza Stasika (WPIP S.A.), Karoliny Olejniczak (Pałucka Drukarnia Opakowań), Michała Rosół (SMG ŚLĄSK), Anny Bielak-Dworskiej (Instytut Biznesu Rodzinnego) i prof. Bolesława Roka (Akademia Leona Koźmińskiego) oraz prof. Ewy Więcej-Janka (Politechnika Poznańska, Instytut Biznesu Rodzinnego).
Jednak by firma rodzinna mogła trwać przez pokolenia, rozwijać kapitał finansowy oraz społeczny, niezbędny jest również kapitał emocjonalny, czyli ład w rodzinach. Niewidzialnym bogactwem jest odpowiedzialność na pokolenia – z takim przesłaniem uczestnicy Międzynarodowego Kongresu Rodzin Biznesowych zakończyli oficjalną część kongresową, by kontynuować rozmowy podczas części wieczornej.
Nagrodzony Teatr Wielki w Poznaniu
z djęcia : m ateriały praso W e
Podczas gali w Mazowieckim Teatrze Muzycznym poznali -
śmy laureatów XVIII Teatralnych Nagród Muzycznych im. Jana Kiepury.
Kapituła konkursu wyróżniła Teatr Wielki w Poznaniu czterema statuetkami w kategoriach:
Gratulujemy artystom i zespołom poznańskiego Teatru, laureatom i wszystkim nominowanym.
Druga Młodość... czyli co?
z djęcia : VolV o firma k arlik
Wshowroomie Volvo Firma Karlik odbyło się inspirujące spotkanie zatytułowane „Druga Młodość... czyli co?”, podczas którego Tatiana Mindewicz-Puacz i Miłosz Brzeziński, ambasadorzy marki Volvo, w rozmowie z Joanną Karlik-Knocińską zgłębiali, czym jest druga młodość i jak odnaleźć radość oraz sens na każdym etapie życia. W atmosferze pełnej refleksji i humoru, dyskutowano o pielęgnowaniu relacji, odkrywaniu siebie na nowo i podejmowaniu odważnych decyzji niezależnie od wieku. Firma Karlik udowadnia, że warto rozmawiać na każdy temat, nawet te najpoważniejsze można omówić w przystępny i lekki sposób. Dziękujemy za zaproszenie!
Stawiamy na networking i promocję biznesu
z djęcia : m ateriały praso W e
Partnerskie Kluby Biznesu Wielkopolska w październiku 2024 intensywnie pracowały nad organizacją przestrzeni do nawiązywania nowych kontaktów biznesowych.
Najpierw w Poznaniu 24.10. br. odbyło się comiesięczne spotkanie przedsiębiorców, gdzie spotkali się właściciele i dyrektorzy firm, aby nawiązać relacje oraz wymienić się doświadczeniami.
Następnie 26.10. br. w Legnicy odbyła się III charytatywna gala biznesu, podczas której przedsiębiorcy nie tylko się integrowali, ale również wspierali fundację ESPA, licytując koszulki sportowe i inne ciekawe przedmioty. Wszystko po to, aby rozwijać biznesy, łączyć ludzi, wspólnie kibicować ulubionym dyscyplinom sportowym i pomagać potrzebującym.