Poznański prestiż - lipiec/sierpień 2024

Page 1


LUKSUSOWA REZYDENCJA

NA SPRZEDAŻ W PUSZCZYKOWIE

LUKSUSOWA REZYDENCJA

NA SPRZEDAŻ W PUSZCZYKOWIE

Rezydencja w Puszczykowie, gdzie luksus spotyka się z naturą, gdzie marzenia stają się rzeczywistością.

Rezydencja w Puszczykowie, gdzie luksus spotyka się z naturą, gdzie marzenia stają się rzeczywistością.

Poznań - Grunwaldzka

Poznań - Grunwaldzka

Był piękny, letni dzień, kiedy moja matka poprosiła mnie o przysługę – zawieźć ją na spotkanie z przyjaciółkami z liceum.

Dziewięć pań, które łączy wspólna przeszłość i... sześćdziesiąta rocznica matury. Pomyślałam, że będzie to prosta sprawa – szybka podwózka i tyle. Jak bardzo się myliłam!

Moją nieufność już w domu rodzicielki wzbudziła ilość pakunków, które zabieramy ze sobą. Wyprowadzasz się? – zapytałam nieśmiało. Galartu nagotowałam! – odfuknęła zajęta wpychaniem ponadwymiarowej miski z sałatką w za małą torbę. Dla pułku wojska? – mruknęłam pod nosem, ale posłusznie podreptałam do spiżarni poszukać pakownej sakwy, wielkości co najmniej walizki kabinowej. Jak już tam jesteś zabierz blachę z plackiem! – dobiegł mnie rozkaz z kuchni. Tak jest! – mimowolnie stuknęłam obcasami i obładowana niczym Święty Mikołaj na Wigilię, ruszyłam do samochodu.

Jechaliście kiedyś po poznańskich ulicach z galartem w szklanych salaterkach na tylnym siedzeniu? To jak przewożenie porcelany podczas trzęsienia ziemi. Wrażenia ekstremalne. Gdyby był korek, to z głodu nie umrzemy – sytuację próbowała rozładowywać matka, a ja na każdej nierówności, na każdym garbie drogowym, z przerażeniem wsłuchiwałam się w dźwięczny brzęk obijających się o siebie porcji aromatycznych zimnych nóżek. Oczami wyobraźni widziałam stłuczkę, kiedy to my, upaćkane galaretą spisujemy policyjny protokół… Trzeba było to opakować folią bąbelkową… Albo flizeliną… Na szczęście całe, zdrowe, bez galartu we włosach dojechałyśmy na miejsce i niczym karawana obładowanych skarbami dromaderów, ruszyłyśmy na miejsce zlotu czarownic. Przy kolejnej próbie otwarcia drzwi do klatki schodowej

DZIEWIĘĆ MATEK

najmniejszym palcem lewej dłoni, pożałowałam, że jako ssaki nie mamy chwytnego nosa i że nie przykładałam się za bardzo do zajęć jogi, która pozwoliłaby mi dość wysoko podnieść tylną kończyną. Ostatecznie pomogła wychodząca akurat sąsiadka gospodyni. Głupi to ma szczęście…

Po przekroczeniu progu mieszkania pani Róży, gospodyni tego nostalgicznego zgromadzenia, poczułam się jak w innym świecie. Każda z tych dam, która przywitała mnie serdecznym uściskiem, wydawała się emablować specyficzną, matczyną energią. Wchodząc do salonu, zauważyłam stół uginający się pod ciężarem jedzenia, które wyglądało jakby zostało przygotowywane na tydzień intensywnych żniw. Porzuciwszy jedzeniowe skarby w jedynym wolnym miejscu w kuchni, gdzieś pomiędzy wędlinami a pomidorami, zostawiłam matkę z solenną obietnicą, że kiedy już skończy tę kulinarną i duchową ucztę i zechce wrócić – przyjadę.

Kiedy więc po kilku godzinach zabrzęczał dzwonek w telefonie, udałam się w miejsce sabatu, aby zabrać moją prywatną wiedźmę do domu. Z prostego w mojej głowie planu – Wejdę, zgarnę kobitę, wyjdę, zrealizowałam jedną trzecią –weszłam. Zanim zdążyłam się zorientować, zostałam wciągnięta w wir matczynej troski. Każda z dziewięciu pań, przekonana o mym skrajnym niedożywieniu, prześcigała się w troskliwym dogadzaniu mi przysmakami.

Gospodyni zaczęła od szparagów. Świetny sos –pochwaliłam – doskonale doprawiony! To z Lidla – pani Róża zaniosła się śmiechem – ale sama podgrzałam – mrugnęła do mnie szelmowsko. Pomidora zjedz! – pani Jola postanowiła zadbać o mój poziom potasu. Co tam pomidor! Kiełbasy

jej dajcie! – na pragmatyzm pani Zosi zawsze można liczyć, a moje słabe protesty ginęły w powodzi matczynych czułości. – i sałatki –dodała, podtykając pod mój nos, doskonale znaną mi z rodzinnego domu miskę. Chleba nie jedz! –napomniała pani Mirka, powodując mą lekką konsternację – chleb masz w domu! – dokończyła ze śmiechem. Kiedy stanął przede mną talerzyk z domowej roboty sernikiem, obok kilka ciasteczek, a przyjaciółki mojej mamy prześcigały się, gotowe w każdej chwili przejąć pałeczkę w tej kulinarnej sztafecie, poczułam się jak bohaterka w surrealistycznym filmie, w którym wszystkie matki świata walczą o tytuł najhojniejszej i najbardziej opiekuńczej kucharki. Każda z tych cudownych kobiet była przekonana, że młodsze pokolenie nie przetrwa bez solidnej dawki ich domowych przysmaków. Lub tych z Lidla. A ja karmiona niczym tucznik, przysłuchiwałam się ich rozmowom, wspominkom, śmiechom.

A było w nich coś uroczego, wręcz transcendentnego i rósł we mnie podziw dla moich dziewięciu matek. Że mimo upływu lat, nadal mają w sobie mnóstwo energii i ciepła. Pomimo że od ich matury minęło 60 lat, nadal się spotykają, potrafią się bawić, wspominać i cieszyć swoim towarzystwem. Było w tym coś niezwykle pięknego – te kobiety, które przeszły razem przez życie, nadal świętują swoją przyjaźń z takim entuzjazmem. Ich przyjaźń jest jak dobre wino – z wiekiem staje się tylko lepsza. I choć próbowały mnie nakarmić na śmierć, nie mogłam oprzeć się myśli, że ich więź jest czymś naprawdę wyjątkowym.

A ja? No cóż… Na Dzień Matki, będę miała kilka kartek do wysłania.

Wszystkiego dobrego miłe Panie!

ALICJA KULBICKA / redaktor naczelna

Jubileusz

46 40 LAT TWÓRCZEJ PASJI

Muzyka

74 GOTANGO POZNAŃ FESTIVAL

Poznański

Temat z okładki

20 PERFUMIARNIA

Zaznaj smaku, poczuj formę

Prestiżowe miejsce

26 WAVE MIĘDZYZDROJE RESORT & SPA

Piękno zrodzone z morskiej fali

28 AGNIESZKA MRÓZ

Gwiazdka Michelin dla Młyńskiej12 to moje marzenie

30 KLUB POD PAPUGAMI W POZNANIU Biznes w klubowej atmosferze

32 AKTYWNE PRZEDSZKOLE KOGUT

Pierwsze w Poznaniu przedszkole z basenem

36 DOM W DĘBOGÓRZE

Zamieszkaj w otulinie Puszczy Zielonki

Prestiżowa rozmowa

40 DR JACEK GOLISZEWSKI, PREZES BUSINESS CENTRE CLUB

Mamy nadzieję na zmiany

Z historią w tle

44 WONNA HISTORIA ŁAZARZA, czyli największa w Polsce fabryka perfum

Prestiż 30 96

Centrum Sztuki Dziecka inspiruje kolejne pokolenia

Moda

48 STARY BROWAR

Wszyscy jesteśmy kowbojami

52 ANNA DUTKOWSKA-ŚMIECHOWSKA Kultowy dres ADIDAS

Uroda

54 dr JOANNA IGIELSKA-KALWAT

Kosmetyki tuszują niedoskonałości skóry

56 KAROLINA KAMIŃSKA Perfumiarka

60 PATRYCJA SŁAWKOWSKA

Makijaż na lato

62 MARTA BOGUSZ

KLINIKA MŁODOŚĆ

Zdrowie

66 dr n. med. LUCYNA WOŹNICKALEŚKIEWICZ

Otyłość jako problem zdrowotny

68 dr JACEK PORADA

Uroginekologia w kameralnym gabinecie

ESTHEA

Inicjatywa zespołu BANDONEGRO

78 DOMINIKA DOBROSIELSKA

Z Poznania do Opola

80 DIONIZY PIĄTKOWSKI

Raz na ludowo

Książki

82 MONIKA WÓJTOWICZ

Bookowski przewodnik

Moto

84 BENTLEY CONTINENTAL GT SPEED

Nowa definicja luksusu i mocy

86 VESPA

Najzgrabniejsza osa świata

90 TOYOTA BOŃKOWSCY

HYMER – dom na kołach

94 MOJE LETNIE PRZYGODY

na Torze Poznań z firmą Karlik Motocykle

Podróże

96 ESTERA HESS

KUBA – wyspa niespodzianka

Będzie się działo

100 Zapowiedzi

Po godzinach

104 Fotorelacja z wydarzeń

MAGAZYN NOWOCZESNEGO POZNANIAKA | poznanskiprestiz.pl | fb.com/poznanskiprestiz

WYDAWNICTWO: Media Restart Alicja Kulbicka

REDAKTOR NACZELNA: Alicja Kulbicka, alicja.kulbicka@poznanskiprestiz.pl

WSPÓŁPRACA: Michał Gradowski, m.gradowski@poznanskiprestiz.pl

REDAKTOR MERYTORYCZNY/SEKRETARZ REDAKCJI: Magdalena Ciesielska, magdalena.ciesielska@poznanskiprestiz.pl

REDAKTOR Zuzanna Kozłowska, zuzanna.kozlowska@poznanskiprestiz.pl

SOCIAL MEDIA SPECIALIST: Przemek Wichłacz, przemek@wichlacz.pl

REKLAMA Agata Rajchelt, reklama@poznanskiprestiz.pl

EVENT DESIGNER: Kajetan Nawrocki

PROJEKT GRAFICZNY: Łukasz Sulimowski

SKŁAD: Rafał Cieszyński

REKLAMA: reklama@poznanskiprestiz.pl

ADRES REDAKCJI:ul. Młyńska 12, lok. 210, 61-714 Poznań redakcja@poznanskiprestiz.pl

DRUK: CGS drukarnia Sp. z o.o. MAGAZYN BEZPŁATNY

Redakcja nie bierze odpowiedzialności za treść reklam i nie zwraca materiałów niezamówionych. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów. Przedruk w całości lub części dozwolony

WARSZTATY TWORZENIA PERFUM

SPOTKANIA INTEGRACYJNE

WIECZORY PANIEŃSKIE

WARSZTATY INDYWIDUALNE IG

Bądź zmianą, pozostań sobą.

NOWE, W PEŁNI ELEKTRYCZNE PORSCHE MACAN.

Ten design nie pozostawia wątpliwości, nowe Porsche Macan to 100-procentowy samochód sportowy w swojej kategorii. Nasz pierwszy elektryczny SUV w unikalny sposób łączy praktyczność w codziennym użytkowaniu i nastawienie na najwyższe osiągi. Jak na Porsche przystało.

Sprawdź na www.porsche.pl

Porsche Centrum Poznań ul. Warszawska 67 61-028 Poznań porsche.poznan@porscheinterauto.pl  +48 61 84 911 00

Porsche Macan 4. W zależności od wariantu i wersji zużycie energii wynosi od 17,9 kWh/100 km do 21,1 kWh/100 km (na podstawie świadectw homologacji typu, dla cyklu mieszanego), emisja CO2 0 g/km. Zużycie energii zostało określone zgodnie z procedurą WLTP. O szczegóły zapytaj Autoryzowanego Dealera Marki Porsche lub sprawdź na stronie www.porsche.pl/porsche-wltp/. Informacje na temat odzysku i recyklingu pojazdów znajdziesz na stronie www.porsche.pl/porsche-impact/.

Hymer Poznań ul. Poznańska 10, 62-080, Sady k. Poznania, tel. 61 677 01 01 www.hymerpoznan.pl

WYNAJMIJ KAMPERA

obowiązkowe zawarcie umowy ubezpieczenia OC i AC samochodu kempingowego. Jeśli umowę ubezpieczenia OC i AC zawrze Leasingodawca, koszt ubezpieczenia zostanie refakturowany na klienta w trakcie obowiązywania umowy leasingu, chyba, że

Z SALTEM W TLE

Będąc już w brzuchu swej mamy, robił istne fikołki – choć wówczas nie było rozpowszechnionego sprzętu do odczytywania KTG podczas ciąży czy wykonywania badania ultrasonografii ciężarnej kobiecie… Gdy Fiat 126p, zwany potocznie maluchem, obładowany na dachu walizkami, wpadł w poślizg, zmienił pas ruchu, koziołkował i wylądował w rowie, cała czteroosobowa rodzina, z 5i 2-letnią córeczką, znalazła się w pozycji nienaturalnej, głowami w dół… A pracownicy pogotowia, którzy zjawili się na miejscu zdarzenia, nie mogli wyjść ze zdumienia, że wszyscy po „czymś takim” przeżyli i to z niewielkimi obrażeniami, jakby „maluch” zamienił się w kapsułę nie do pokonania… (a foteliki z pasami bezpieczeństwa dla dzieci nie były wówczas wymagane ani praktykowane!) Podczas wypadku samochodowego na trasie z Nowego Targu, w ten mglisty wieczór zapewne szalał i on, choć jego rodzicielka nie była jeszcze świadoma, że rośnie w niej nowe życie.

Do ukończenia 1. roku był aniołkiem, nieabsorbującym, niekrzyczącym bobasem, zasypiającym w hałasie i w przeróżnych miejscach. Etap wstawania i pierwszych kroków zapoczątkował erę nowych wrażeń i psot posuniętych do granic zdrowego rozsądku. (Cierpliwość mamy w tych wypadkach była na wagę złota!) Jego nadpobudliwość ruchowa dawała się we znaki najbliższemu otoczeniu, a wtedy w siermiężnej rzeczywistości Polski Ludowej niezbyt popularne były terminy medyczne związane z zachodnimi badaniami prowadzonymi nt. ADHD, hiperaktywności, zaburzeń koncentracji, terapii behawioralnej i szukania podłoża tego typu stanów. W szkole podstawowej pytany o najbardziej ulubiony przedmiot odpowiadał zawsze, że to „ten w krótkich spodenkach”. Wyskoki, fikołki i inne tego typu akrobacje uskuteczniał również u dziadka na wsi, na snopkach słomy, świeżo przygotowanym sianie dla zwierząt czy wchodząc na wszystkie drzewa niczym rodzinny Tarzan.

Podczas zabaw z rodzeństwem, kuzynostwem czy innymi dziećmi, szczególnie podczas wakacyjnych wyjazdów, mama zawsze nasłuchała się „weźcie go stąd, bo wciąż psoci i robi na udry”. A psocił jak istny czort – w wieku 5 lat, wraz z o rok starszym kuzynem, odpalił traktor i przejechał tym wehikułem czasu po łące – dobrze, że w porę został zastopowany przez dorosłych, bo wjechałby do pobliskiego stawu. Ile to razy rodzice tamowali jemu krew, gdy podczas skakania na schodach, uderzył się i rozciął łuk brwiowy. Ile upominali „usiądź, uspokój się choć na chwilę”. W dzieciństwie zachowywał się jakby non stop podłączony był do kontaktu lub miał nadprzyrodzone moce. Historii zapierających dech w piersiach potrafił „zapewnić” rodzinie bez liku, przy nim i z nim nie dało się nudzić. Któregoś dnia, wdrapując się po szafkach w pokoju, niczym kapucynka chciał zawisnąć na drzwiczkach. Bezmyślność i nieposkromiony charakter spowodowały przewrócenie się całej kolumny szaf – uratowała go tylko ława, na której cały ciężar spadających mebli się zatrzymał i jego nie przygniótł. Innym razem, gdy jako 6-latek wskoczył na przyczepę z betonowymi częściami do stawiania płotu, poczuł na swych nogach ciężar przewracających się, niezabezpieczonych jeszcze płyt. Niefortunnie znów znalazł się tam, gdzie nie powinien. Szczęście w nieszczęściu, że skończyło się tylko na złamaniu obu kończyn, a nie na ich zmiażdżeniu. Rodzice rwali sobie włosy z głowy, co będzie z takim gagatkiem… Upragniony przez tatę potomek – syn, był największym w rodzinie i wśród znajomych ancymonem.

Urwis o wielkim sercu, empatyczny, niezwykle wrażliwy, po prostu dobra dusza, ale urwis do kwadratu. Kochany przez rodzinę, bo jakże inaczej, pomimo nieustających wariactw i „atrakcji”, jakie jej przysparzał. Uwielbiany przez kumpli za swoją lojalność, pomoc i poczucie humoru. Gdy – wbrew zakazom – przyprowadził do domu szczeniaczka border

MAGDALENA CIESIELSKA

redaktor magazynu „Poznański Prestiż”

collie, czarno-białą suczkę, tak potrafił okręcić nieprzekonanych rodziców, argumentować zalety posiadania zwierzaka, że ten kłębuszek stał się jego najwierniejszym przyjacielem. Pepsi, bo tak została nazwana ta nowa lokatorka, była najlepszym towarzyszem zabaw, była szybka i zwinna – tak samo jak jej mały pan. Nie odstępowała go ani na krok, warczała, gdy wypadało go bronić, posłusznie czekała – aż powróci ze szkoły. A gdy przyprowadził do domu pierwszą swoją „prawdziwą” dziewczynę, była tak bardzo zazdrosna, że nie chciała wyjść z jego pokoju. Pilnowała go i warczała na swoją „rywalkę”.

W dorosłym już życiu ten mały niegdyś nicpoń jest wyższy niż jego dwie siostry i wciąż uważa się za najstarszego, choć jest najmłodszy. Z tym samym błyskiem w oku, głową pełną pomysłów, tysiącem myśli na minutę, z nieustającą szybkością i nadaktywnością, podobnie jak w okresie dzieciństwa, zrzesza wokół siebie wiele dobrych osób. A ludzie z rodziny, z kręgu przyjaciół, znajomych czy współpracowników po prostu lubią z nim spędzać czas, na luzie, bez zadęcia – dlatego z chęcią wpadają na ognisko, grilla, spotkanie bez szczególnej okazji, ze śpiewem, tańcami i dobrym jedzeniem, zorganizowane przez niego. Kocha narty, góry, las, grzybobranie, ciągły ruch i jak coś się dzieje. Nie znosi monotonii, bezczynności – wciąż wynajduje sobie nowe rzeczy do zrobienia, do załatwienia. Mógłby dostać order za bezinteresowne pomaganie innym.

W połowie lipca rozstawiał na ogrodzie stoły i 30 krzeseł, spontanicznie organizując swoje okrągłe urodziny. Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych… W czerwcu br. został w końcu dumnym tatą. Ciekawe czy swoje nadpobudliwe geny przekazał już potomkowi? Zobaczymy za jakiś czas… Niech sam na własnej skórze przekona się, co znaczy denerwować się i dbać, o kogoś, kogo się bardzo kocha.

ZABAWA W DOM

Urlop zaplanowaliśmy na początek czerwca. Wymarzyliśmy sobie kilka leniwych dni na Kaszubach. Polowałam na miejsce, gdzie przyjemnie będzie nawet, jeśli pogoda nie dopisze. Na portalu oferującym „noclegi z klimatem” znalazłam domek idealny: przestronny, malowniczy, gustowny, z widokiem na jezioro. Do naszej wakacyjnej bazy dotarliśmy wczesnym popołudniem. Od razu zaczęliśmy się urządzać. W szafkach rozłożyliśmy kosmetyki, jedzenie, ubrania. Miski z wodą dla psa – na dworze i w środku. Niewygodne krzesła na tarasie zamieniliśmy na fotele wyciągnięte z salonu. Przejrzałam wszystkie szuflady i schowki, żeby zorientować się w wyposażeniu (fantastyczne! Były nawet oliwa, przyprawy i „craftowe” herbatki).

Przez pierwszą dobę musieliśmy z nowym domem się „dotrzeć”. Oswoić kapryśne stare drewniane okna. Nauczyć się gotować jajka na miękko na indukcyjnej kuchence i włączać rzutnik do oglądania filmów. Znaleźć najlepsze zejście do jeziora. Przeanalizować instrukcję segregacji śmieci. Były miłe odkrycia: świetna biblioteczka, mili sąsiedzi z Danii, znakomity ekspres przelewowy. Było kilka zgrzytów: plaga kleszczy w ogrodzie, zbyt twardy materac. Drugiego dnia czułam się już „jak w domu”. Wiedziałam, gdzie są zapasowe worki na śmieci, miałam nową ulubioną grę planszową i w końcu radziłam sobie z zamykaniem okien.

W wynajmowanym od prywatnych gospodarzy domku czujemy się trochę jak u siebie, a trochę jak z wizytą u znajomych. Jest bardziej swojsko – książki, kawa, zmywarka. W takich miejscach kusi nas, by odtwarzać

rutyny i zwyczaje z własnego domu. Łatwiej wpaść w rytm i charakterystyczną dla domowych pieleszy swobodę. W domkach na wynajem – jak w domu – musimy dbać o porządek, przyrządzić jedzenie. Czy czucie się „jak u siebie” podczas wakacji jest dobrą opcją?

Zabawa w dom – tylko z innym widokiem za oknem?

Wczasy w hotelu to zupełnie inna bajka. Hotel to cudzysłów przypominający, że jesteśmy poza naszym naturalnym środowiskiem. W sterylnych przestrzeniach z podstawowym wyposażeniem – bez kuchni, zapasowych worków na śmieci, gier planszowych. Poczucie obcości miesza się z ekscytacją – bo w końcu nowość, niecodzienność, oddalenie od rutyny. Jeśli urlop spędzamy w wytwornym resorcie z gwiazdkami, cudowne niewidzialne ręce zmieniają ręczniki na świeże i ścielą łóżko. Śniadanie i kawę podaje nam uprzejmy kelner, a uśmiechnięta recepcjonistka pyta o samopoczucie i zamawia taksówkę. Nocować można też w skromnych pensjonatach, schroniskach, hostelach. Na polu – w namiocie lub kamperze. Każde z tych miejsc ma swoje prawa, swoje cienie i blaski. Serwuje inne doświadczenie, emocje, wrażenia.

Po czterech dobach z „naszego” kaszubskiego domku przenieśliśmy się do małego pensjonatu nad morzem. Do dyspozycji mieliśmy mikrosypialnię z łazienką, balkonem, elektrycznym czajnikiem i parą kubków. Na dwie noce – w zupełności wystarczyło. Nie było jajek na miękko, hipsterskiego ekspresu, atlasu ptaków na półce. Czy było lepiej? Gorzej? Inaczej. A dzięki tej różnorodności tygodniowy wyjazd był jakby dłuższy.

PR Manager Starego Browaru, współwłaścicielka marki papierniczej Suska & Kabsch

MARTA KABSCH

Był ślub, obietnica dozgonnej miłości, wspólne plany i piękna wizja przyszłości. Zamiast tego są niekończące się kłótnie, odmienne spojrzenia na niemal każdą kwestię i mgliste wspomnienie zapomnianego uczucia.

Obecnie co trzecie małżeństwo w Polsce kończy się rozwodem. Ta utrzymująca się od wielu lat tendencja każe sądzić, że w niedalekiej przyszłości nawet co drugi związek małżeński nie przetrwa próby czasu.

Nierzadko jest też on lub ona – ktoś trzeci, kto w sposób mniej lub bardziej ostentacyjny pojawia się w polu widzenia któregoś z małżonków, zawłaszczając jego myśli i uczucia.

Gdy tylko wiedza o tym trafia do drugiej połówki, sprawa rozwodowa nabiera nowego wymiaru. Postępowanie sądowe, które mogło skończyć się na jednej rozprawie, zamienia się w prawdziwą batalię – w szczegóły pożycia małżonków wtajemniczany jest nie tylko sąd, ale też członkowie rodziny, sąsiedzi, znajomi, których lojalność od tej chwili oceniana jest przez pryzmat gotowości przystąpienia do jednego z dwóch wrogich sobie obozów – jego i jej.

Do gry często wkracza także prywatny detektyw, który śledzi i dokumentuje każdy krok niewiernego małżonka. Dostarczone zdjęcia z nowym obiektem westchnień potwierdzać mają nielojalność przeciwnika, nawet jeśli wykonane zostały długo po jego wyprowadzce ze wspólnego domu.

Ale czy na pewno taki będzie ich skutek? Kiedy fakt nawiązania nowej, intymnej znajomości może zostać uznany za przyczynę rozkładu pożycia, a kiedy pozostaje dla rozstrzygnięcia sprawy bez znaczenia?

Zgodnie z polskim prawem, małżeństwo można rozwiązać przez rozwód, kiedy pomiędzy małżonkami dojdzie do całkowitego zerwania trzech więzi – uczuciowej, fizycznej i gospodarczej, a okoliczności

WERONIKA HOŁOWCZYC

Butikowa kancelaria adwokacka typu private lawyer

ROZWÓD, RANDKI I RAPORT DETEKTYWISTYCZNY

sprawy wskazują na to, że jest to sytuacja nieodwracalna i dla związku nie ma już żadnych szans.

Określenie dokładnego momentu, od którego można mówić o całkowitym i zupełnym rozkładzie pożycia jest zazwyczaj niemożliwe – choćby z uwagi na nieuchwytność sfery emocjonalnej i trudności z jednoznacznym oraz precyzyjnym określeniem, kiedy nasze uczucia do drugiej połówki wygasły. Najczęściej przyjmuje się jednak, że dochodzi do niego najpóźniej w momencie, od którego małżonkowie pozostają w separacji faktycznej, a więc nie zamieszkują już pod jednym dachem. Jeżeli zaś, z jakichś powodów, pomimo decyzji o rozstaniu, nadal dzielą mieszkanie, momentem przesądzającym jest zazwyczaj moment zainicjowania sprawy o rozwód.

Jak się zatem ma randkowanie i nowa relacja do orzekania o winie w toku sprawy o rozwód?

Jeśli do nawiązania nowej relacji doszło w trakcie wspólnego małżeńskiego pożycia, w zasadzie oczywistym jest, że mamy do czynienia ze zdradą, determinującą winę w rozkładzie pożycia, niezależnie od tego jak duże niezadowolenie z łączących małżonków relacji odczuwał zdrady się dopuszczający. Bo problemy w związku trzeba najpierw spróbować uleczyć, zanim przekreśli się wspólną historię i zacznie robić miejsce na nową.

Inaczej jednak sprawa wygląda, kiedy pomimo prób naprawy związku, Wasze wspólne drogi jednak się rozchodzą.

Nawiązanie nowej relacji w trakcie trwania małżeństwa, w którym doszło już do zupełnego i trwałego rozkładu pożycia nie może zostać uznane za naruszenie obowiązku wierności małżeńskiej i tym samym nie powinno prowadzić do uznania winy przy orzekaniu rozwodu.

No dobrze, ale skąd wobec tego można mieć pewność, kiedy do rozpoczęcia nowej relacji rzeczywiście doszło i czy przypadkiem nasza druga połówka nie ukrywała tego faktu przed nami?

Tu znowu wracamy do puntu wyjścia, czyli do uruchomienia wszelkich środków dowodowych, za pomocą których moment wyklucia się nowego związku będziemy mogli wykazać.

Na nic jednak będą starania detektywów, zaangażowanych w sprawę kuzynów i sąsiadów, skoro wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że nowy związek trwa, a przynajmniej trwa oficjalnie, odkąd on czy ona wyprowadzili się ze wspólnego mieszkania, a w sądzie czeka na nas termin rozprawy rozwodowej. Kości zostały rzucone, więzi zerwane, a historia pisze się już na nowo. Niezależnie od wszystkiego, warto pamiętać, że szczęście lubi ciszę, a epatowanie nowym związkiem czasem może przynieść więcej szkody niż pożytku.

I nie tylko o strategii procesowej tu mowa.

WPolsce wynajem prywatny mieszkań i lokali użytkowych zyskuje na popularności z każdym rokiem. Dynamiczny rozwój rynku wynajmu jest napędzany zarówno przez rosnącą liczbę osób poszukujących lokali do wynajęcia, jak i inwestorów szukających opłacalnych form inwestowania kapitału. Dla wielu właścicieli nieruchomości wynajem to sposób na uzyskanie stabilnego dochodu. Jednak, aby czerpać pełne korzyści z wynajmu, warto znać związane z nim obowiązki podatkowe.

Wynajem prywatny mieszkania osobie fizycznej nieprowadzącej działalności gospodarczej (konsumenta)

Wynajem prywatny mieszkania osobie fizycznej, która nie prowadzi działalności gospodarczej, jest często wybieranym sposobem inwestowania w nieruchomości. Właściciel takiej nieruchomości musi jednak pamiętać o obowiązkach podatkowych, zarówno w zakresie podatku VAT, jak i PIT.

Zgodnie z przepisami wynajem mieszkań na cele mieszkaniowe jest zwolniony z podatku VAT. Oznacza to, że właściciel mieszkania nie musi naliczać ani odprowadzać VAT od otrzymywanych czynszów. Zwolnienie to dotyczy wyłącznie wynajmu na cele mieszkaniowe, co oznacza, że w przypadku wynajmu lokali użytkowych lub wynajmu mieszkań na cele inne niż mieszkaniowe może wystąpić obowiązek naliczania VAT.

Osoby wynajmujące prywatnie mieszkania mają obowiązek płacenia podatku ryczałtowego od przychodów ewidencjonowanych. Ryczałt jest prostą formą opodatkowania, która pozwala na szybkie i łatwe rozliczenie podatku. Stawki ryczałtu wynoszą 8,5% od przychodów z wynajmu do kwoty 100 000 zł rocznie oraz 12,5% od nadwyżki ponad 100 000 zł rocznie. 2022 rok był ostatnim, w którym można było wybrać formę opodatkowania na zasadach ogólnych (skala podatkowa). Właściciel wynajmujący mieszkanie musi pamiętać o kilku ważnych obowiązkach formalnych. Konieczne jest prowadzenie ewidencji przychodów, która będzie podstawą do obliczenia należnego podatku. Na koniec roku podatkowego należy złożyć zeznanie roczne (PIT-28), w którym uwzględnia się wszystkie przychody z wynajmu oraz naliczone od nich podatki. Należy również pamiętać, że do każdego 20. dnia następnego miesiąca należy wpłacić zaliczkę na podatek od uzyskanego przychodu.

Wynajem prywatny mieszkania firmie na cele mieszkalne

W przypadku wynajmu mieszkania firmie na cele mieszkalne sytuacja podatkowa wygląda nieco inaczej. Choć lokal nadal będzie używany na cele mieszkaniowe, wynajmujący nie może skorzystać ze zwolnienia z VAT. Należy kontrolować kwotę przychodu, aby nie przekroczyła 200 tys. zł w skali roku, oraz stosować odpowiednie stawki VAT.

W praktyce wyróżnia się trzy rodzaje najmu: krótkoterminowy, średnioterminowy oraz długoterminowy. Wynajem mieszkania firmie na cele mieszkaniowe średnioterminowy i długoterminowy jest opodatkowany stawką VAT w wysokości 8%. Natomiast wynajem krótkoterminowy, czyli na okres krótszy niż 30 dni, jest opodatkowany stawką VAT w wysokości 23%.

Podatek dochodowy w przypadku wynajmu firmie na cele mieszkalne jest również rozliczany na zasadzie ryczałtu, podobnie jak w przypadku wynajmu prywatnego osobie fizycznej nieprowadzącej działalności gospodarczej na cele mieszkalne.

ELŻBIETA JANIK-KRAUSE

Kancelaria Rachunkowa Denarius sp. z o. o.

WSZYSTKO, CO MUSICIE WIEDZIEĆ O WYNAJMIE

Wynajem lokalu mieszkalnego w działalności gospodarczej

Jeśli lokal mieszkalny jest wykorzystywany w ramach działalności gospodarczej, właściciel nie może go amortyzować. Zakaz ten został wprowadzony w 2022 roku w ramach Polskiego Ładu i dotyczy wszystkich lokali, niezależnie od daty ich zakupu lub wybudowania. Nie ma również znaczenia czy lokal służy jako biuro lub siedziba firmy. Oczywiście, istnieje wyjątek od tego zakazu, potwierdzony przez dyrektora Krajowej Informacji Skarbowej. Możliwość amortyzacji mają właściciele budynków, w których mieszkania zajmują mniej niż połowę powierzchni użytkowej.

W kwestii VAT zasady są takie same jak przy wynajmie prywatnym firmie. Jeśli podatnik jest czynnym podatnikiem VAT, do każdej sprzedaży musi naliczać VAT zgodnie z przeznaczeniem lokalu. Jeśli podatnik nie jest czynnym podatnikiem VAT, musi pilnować limitu 200 tys. zł przychodu, proporcjonalnie w skali roku. Po przekroczeniu tego limitu musi zarejestrować się jako czynny podatnik VAT, składając formularz VAT-R i co miesiąc przesyłać do Urzędu Skarbowego JPK_VAT.

Do limitu przychodu 200 tys. zł nie wlicza się dochodów z umowy o pracę, umowy zlecenia ani umowy z tytułu powołania. Podatek dochodowy płaci się według wybranej formy opodatkowania: ryczałt, zasady ogólne lub podatek liniowy.

Należy również uwzględnić, że przy sprzedaży na rzecz osób fizycznych nieprowadzących działalności gospodarczej (konsumentów), jeśli przekroczymy kwotę 20 tys. PLN (W przypadku kiedy najem rozpoczyna się w trakcie roku obowiązuje proporcja dla tej kwoty), w ciągu roku, musimy zakupić kasę fiskalną i rejestrować każdą sprzedaż na tej kasie. Ustawodawca przewidział jednak pewne zwolnienia. Od 1 stycznia 2024 roku obowiązuje nowe rozporządzenie, które wprowadza istotne zwolnienie dotyczące świadczenia usług na rzecz osób fizycznych nieprowadzących działalności gospodarczej oraz rolników ryczałtowych. Zwolnienie to ma

zastosowanie, jeżeli świadczący usługę otrzyma zapłatę w całości za pośrednictwem poczty, banku lub spółdzielczej kasy oszczędnościowo-kredytowej (odpowiednio na rachunek bankowy podatnika lub na rachunek podatnika w spółdzielczej kasie oszczędnościowo-kredytowej, której jest członkiem). Ważne jest również, aby z ewidencji i dowodów dokumentujących zapłatę jednoznacznie wynikało, jakiej konkretnie czynności dotyczyła. Wynajem lokalu użytkowego

W przypadku wynajmu lokali użytkowych, sytuacja podatkowa jest inna. Wynajem prywatny lokalu użytkowego wiąże się z obowiązkiem naliczania VAT w wysokości 23%. Właściciel wynajmujący lokal użytkowy może również amortyzować taki lokal, co pozwala na odliczenie części jego wartości jako kosztów uzyskania przychodu. Wynajem lokali użytkowych jest opodatkowany stawką VAT w wysokości 23%.

Podsumowanie

Rynek wynajmu mieszkań i lokali użytkowych w Polsce przeszedł w ostatnich latach wiele zmian, które wpłynęły zarówno na właścicieli nieruchomości, jak i najemców. Choć wynajem może być źródłem stabilnego dochodu, obecne realia stawiają przed właścicielami nowe wyzwania, związane z rosnącymi kosztami utrzymania nieruchomości, zmianami przepisów oraz zwiększoną konkurencją na rynku. Planowane są w najbliższym czasie zmiany w podatku od nieruchomości.

Właściciele muszą być świadomi obowiązków podatkowych i przepisów dotyczących wynajmu, które różnią się w zależności od rodzaju najmu i przeznaczenia lokalu. Wprowadzone przez Polski Ład ograniczenia dotyczące amortyzacji lokali mieszkalnych oraz konieczność dokładnego monitorowania limitów przychodów stanowią dodatkowe wyzwania dla wynajmujących. Mimo tych trudności, właściciele nieruchomości mogą nadal czerpać korzyści z wynajmu, o ile są dobrze zorientowani w obowiązujących przepisach.

BILANS ZYSKÓW I START?

NIC TRUDNEGO…

PROFESJONALNA POMOC

I KOMPLEKSOWA OBŁUGA FIRM

Kancelaria Rachunkowa Denarius sp. z o.o.

Wenecjańska 7/1, 61-101 Poznań

MAGDALENA ŚWIDERSKA

Seksuolożka, specjalistka Seksuologii Praktycznej. Założycielka AMORI Centrum Seksuologii Pozytywnej w Poznaniu. Prowadzi warsztaty, konsultacje seksuologiczne i sesje coachingowe. Zajmuje się nauką skutecznej komunikacji, odkrywania potrzeb i granic oraz rozwoju inteligencji seksualnej partnerek/partnerów. Pomaga stawiać czoła wszelkim wyzwaniom związanym z seksualnością człowieka. Podstawowymi wartościami, którymi kieruje się w swojej pracy są pozytywne podejście do seksualności, otwartość, zaufanie i dyskrecja.

PRZEKWITANIE I SEKSUALNOŚĆ

W ROZKWICIE CZY TO MOŻLIWE?

Przekwitanie to etap, który pojawi się w życiu każdej z nas kobiet. Często postrzegamy ten moment jako czas utraty i końca czegoś.

W rzeczywistości jednak menopauza to nie tylko zamknięcie pewnego rozdziału, ale przede wszystkim początek nowego, pełnego ekscytujących możliwości. To czas, w którym kobieta może na nowo odkryć swoją seksualność i cieszyć się nią w pełni, bez obciążeń związanych z płodnością i presją społeczną.

Okres okołomenopauzalny wiąże się z wieloma zmianami w organizmie kobiety, które mogą wpływać na jej zdrowie i samopoczucie seksualne. Na przykład spadek poziomu estrogenów często prowadzi do suchości pochwy, co może powodować dyskomfort podczas stosunku. Warto jednak pamiętać, że istnieje wiele sposobów radzenia sobie z tym problemem. Na rynku dostępne są liczne lubrykanty oraz preparaty hormonalne, które mogą znacząco poprawić komfort intymny.

W tym okresie naszego życia poziom libido również może ulegać zmianom. Niektóre kobiety doświadczają spadku zainteresowania seksem, podczas gdy inne mogą odczuwać wzrost pożądania. Ważne jest, aby nie ignorować tych zmian i otwarcie rozmawiać o nich ze swoim partnerem. Komunikacja jest kluczem do utrzymania zdrowego życia seksualnego w każdym wieku. Dojrzałość pozwala nam na łatwiejsze niż w wieku młodzieńczym rozpoznawanie i wyrażanie swoich potrzeb. Pamiętajmy, że potrzeba seksualna jest jedną z podstawowych w życiu człowieka i nie wygasa w momencie pojawienia się klimakterium.

Zmienia się nasze ciało, gospodarka hormonalna, co ma również wpływ na psychikę, ale potrzeba pozostaje, tylko musimy się pochylić nad możliwościami jej realizacji w nowych warunkach. Co ciekawe możemy odkryć świat seksu na nowo i zachwycić się nim ponownie bardziej niż kiedykolwiek. Wiem, co mówię. Menopauza często wiąże się z obniżeniem samooceny. Zmiany w ciele, takie jak przyrost wagi, zmarszczki czy siwienie włosów, mogą być źródłem frustracji. Kluczowe jest jednak zaakceptowanie tych zmian jako naturalnej części życia. Często kobiety w dojrzałym wieku zyskują nową pewność siebie, wynikającą z mądrości i doświadczenia życiowego. Wykorzystujmy to każdego dnia!

Pamiętajmy, żeby cieszyć się pozytywną samooceną, warto zadbać o zdrowy styl życia. Regularna aktywność fizyczna, zdrowa dieta oraz odpowiednia ilość snu mają ogromny wpływ na samopoczucie i wygląd. Nie zapominajmy także o pielęgnacji ciała i dbaniu o swoją urodę. Adekwatne do własnych upodobań korzystanie z dostępnych możliwości, które daje nam współczesny świat kosmetyków, zabiegów estetycznych, etc. może być źródłem dużej satysfakcji.

Bardzo istotnym elementem dbania o swój dobrostan w okresie okołomenopauzalnym jest profilaktyka zdrowia. Regularne wizyty u lekarza, badania profilaktyczne oraz świadomość własnego ciała są kluczowe w tym czasie. Warto zwrócić uwagę na badania hormonów (w sytuacji braku równowagi przychodzi nam z pomocą hormonalna terapia

uzupełniająca) oraz kontrolować stan zdrowia intymnego. Dzięki temu możliwe jest wczesne wykrycie ewentualnych problemów i szybka reakcja.

Równie istotne jest wsparcie psychiczne. Przekwitanie to czas, w którym warto zwrócić uwagę na swoje potrzeby emocjonalne. Terapia, grupy wsparcia, rozmowy z przyjaciółmi, bliskimi czy partnerem mogą być nieocenionym źródłem pomocy w radzeniu sobie ze stresem i zmianami nastroju. Pozytywne relacje są fundamentem udanego życia seksualnego. Dlatego dbajmy o nasz związek z partnerem, doceniajmy to, co mamy i angażujmy się w rozwój naszego życia romantycznego. W okresie okołomenopauzalnym, kiedy ciało i emocje przechodzą przez wiele zmian, ważne jest, aby mieć wsparcie osoby, która jest gotowa do rozmowy i zrozumienia. Otwarta komunikacja o potrzebach, lękach i pragnieniach może wzmocnić więź i sprawić, że życie seksualne będzie jeszcze bardziej satysfakcjonujące.

Menopauza to nie koniec kobiecości, ale jej nowy rozkwit! To czas, kiedy kobieta może na nowo odkryć swoją seksualność, czerpać radość z życia intymnego i zyskać pewność siebie. Dzięki odpowiedniej profilaktyce zdrowia, dbaniu o styl życia oraz budowaniu pozytywnych relacji, możliwe jest cieszenie się udanym życiem seksualnym i pełnią kobiecości na każdym etapie życia.

INNYMI SŁOWY O KOBIETACH

Kiedy to piszę, jestem około 10 tys. km nad ziemią. Właśnie osiągnęliśmy wysokość przelotową, kapitan pozwolił odpiąć pasy. Jestem spokojna. Muszę zaufać człowiekowi za sterami tego kolosa. Niebo jest dziś prawie bezchmurne. Pilot mówi, jaką pogodę zastaniemy po wylądowaniu. Czuję się komfortowo, gdy słyszę pewny, stonowany głos.

Kilka godzin w powietrzu to dobry moment na złapanie oddechu, gapienie się w błękit. Bycie tu i teraz.

Połowa lipca za nami. Wenus, która jest planetą miłości, piękna i wartości, weszła w znak Lwa.

Słońce sprawia, że serce zaczyna mi bić w rytmie miejsc, które odwiedziłam w te wakacje.

Za mną kilka intensywnych miesięcy. Moja praca to nieustanny rollercoaster. Nie zwalnia. Przypomina mi trochę rwącą rzekę informacji, która wciąż płynie, zmienia koryto pod wpływem priorytetów czy sezonowości tematów. Dlatego tak bardzo staram się dbać o balans.

W tym roku odkryłam jak fajnie jest podróżować nie tylko z rodziną. Otworzyłam się na kobiece wyjazdy. Bo chyba tylko kobiety są na tyle szalone i na tyle wrażliwe, aby pokonać ponad 2000 km tylko po to, żeby pójść do muzeum. Wspólnie celebrować pierwszy raz sam na sam z obrazem Rothko. A potem uczcić to w małej kafejce z widokiem na trzynastometrowego szczeniaczka imieniem „Puppy”, jedząc wspólnie sernik baskijski. Z wypiekami na twarzy dzielić się emocjami, wrażeniami, jakie zrobiły na nas kolejne dzieła sztuki. Nie znam faceta, który by tak robił, choć pewnie gdzieś tacy są.

Na szczęście nie wszystkie kobiece eskapady muszą się wiązać z pokonywaniem tysięcy kilometrów. Czasem wystarczy impuls, zaproszenie czy polecenie i okazuje się, że to, czego szukamy

znajduje się zaledwie dwie, trzy godziny drogi: w Karkonoszach, Ignacowie albo tuż za rogiem, w Poznaniu.

Ten rok jest dla mnie przełomowy, jeśli chodzi o kobiece relacje. Zdałam sobie sprawę, że im bardziej otwieram się na kobiety, tym bardziej odkrywam, że wszystkie jesteśmy w drodze, w której pragniemy więzi, wsparcia i miłości. Kobiece spotkania mają niezwykłą energię, a ta przenika się wzajemnie. Kobiety potrafią dać sobie siłę, moc, ciepło. Oczywiście potrafią się też ranić. Ale równie dobrze umieją wybaczać, rozumieć, współodczuwać i troszczyć się o siebie nawzajem.

W relacjach z kobietami doświadczam całej gamy emocji. Każda z nas składa się z niezliczonych kawałków – wspomnień, przeżyć, więzi. Jesteśmy skomplikowane, uparte, ciepłe, zdystansowane, radosne, wyważone, rezolutne, otwarte, mądre, delikatne, silne. Każda z nas jest inna.

Przyjaźnie, które budujemy, mogą być źródłem ogromnej siły. Często wystarczy wiara w to, że damy radę, dobre słowo. W mojej życiowej podróży obserwuję, że kobietom trudniej przychodzi trwanie przy innych, gdy odnoszą sukcesy. Konflikty, nieporozumienia, zazdrość, są nieodzowną częścią relacji międzyludzkich. Mimo że bywają bolesne, uczą nas najwięcej o nas samych. „Tylko mądre kobiety dmuchają w skrzydła innym” – jak mawia moja serdeczna koleżanka Marta Klepka.

Jestem wdzięczna za wszystkie kobiety, które spotkałam. Niektóre z nich towarzyszyły mi w mojej drodze tylko przez chwilę, ale zostawiły we mnie swój ślad i dodały wartość do mojej historii. Ukształtowały osobę, którą jestem.

Dzięki nim nauczyłam się jak być przyjaciółką kobiet, którymi chcę się otaczać.

Content designerka, ekspertka ds. komunikacji, mama, córka, przyjaciółka, partnerka. Kobieta on tour. Lubiąca ludzi, nowe smaki, piękne miejsca, ogromna fanka swojej córki - Antoniny Heleny.

JAK MEDIA MOGĄ

KSZTAŁTOWAĆ OBRAZ CIAŁA?

BARBARA MACIEJEWSKA

– psycholożka, absolwentka Uniwersytetu SWPS, której bliski jest nurt poznawczo-behawioralny, w szczególności tzw. III fala oraz psychologia okołoporodowa. Pracuje z osobami doświadczającymi trudności związanych z obniżonym nastrojem, napięciem i stresem, z budowaniem relacji, ze stratą na wielu płaszczyznach, a także z kobietami i ich bliskimi w okresie okołoporodowym.

Instagram: @wspolne.rozkwitanie

Środki masowego przekazu mają duży wpływ na kreowanie i podtrzymywanie aktualnego kanonu piękna.

Należą do nich również media społecznościowe, takie jak Facebook, Instagram czy TikTok, które pozwalają ich użytkownikom na tworzenie i dzielenie się z innymi graficznymi i tekstowymi treściami. Badania wskazują, że największy wpływ na postrzeganie własnego ciała ma telewizja, Internet i opinie znajomych oraz rodziców, a zdaniem osób badanych wizerunek smukłej sylwetki dominuje w mass mediach.

Badanie przeprowadzone na początku XXI wieku, które polegało na przeglądzie najpopularniejszych programów telewizyjnych, pokazało, że prawie 1 na 3 kobiece postacie przedstawiane w telewizji mają niedowagę, podczas gdy w rzeczywistości średnie BMI wzrosło na całym świecie w ostatnich 40 latach. Takie rezultaty pokazują, że szczupłe sylwetki przedstawiane w mediach mogą dawać iluzję powszechności tego typu wyglądu, choć w rzeczywistości większość kobiet nie spełnia

kryterium niskiej masy ciała. Warto również zwrócić uwagę na to, że za nieskazitelnym wizerunkiem widocznym w mediach zazwyczaj kryje się wiele godzin pracy makijażystów, fryzjerów i stylistów, a często również grafików, którzy poddają obróbce gotowe już nagranie albo zdjęcie.

Z drugiej strony, w ostatnich latach popularność w mediach społecznościowych, szczególnie na Instagramie zdobywa ruch body positive (z ang. pozytywny stosunek do ciała). Osoby popierające ciałopozytywność zachęcają do akceptacji własnego ciała, w tym również jego niedoskonałości i ograniczeń, a także dzielą się na swoich profilach treściami pokazującymi ich ciało w niepozowanych, naturalnych sytuacjach, gdzie widać np. rolującą się skórę na brzuchu czy cellulit na nogach.

Źródła:

Gillen, M. M. (2015). Associations between positive body image and indicators of men’s and women’s mental and physical health. Body Image, 13, 67-74.

Greenberg, B. S., Eastin, M., Hofschire, L., Lachlan, K., Brownell, K. D. (2003). Portrayals of overweight and obese individuals on commercial television. American journal of public health, 93(8), 1342-1348.

Kościuk, U., Krajewska-Kułak, E., Tołłoczko, H., PaszkoPatej, G. (2014). Percepcja obrazu własnego ciała i motywacja do ćwiczeń wśród uczestniczek Magic-Gym. Hygeia Public Health, 49(4), 870-878.

Warto zdawać sobie sprawę z tego, w jaki sposób treści pokazywane w mediach oddziałują na kształtowanie obrazu ciała, gdyż sposób postrzegania własnego ciała ma wpływ na dobrostan. Zadowolenie z własnego ciała, a co za tym idzie pozytywny body image wiąże się m.in. z rzadszym występowaniem objawów depresyjnych, wyższą samooceną i mniejszą ilością niezdrowych zachowań związanych z odchudzaniem. Taki związek zaobserwowano niezależnie od wysokości wskaźnika BMI danej osoby obliczanego poprzez porównanie wzrostu i masy ciała, co oznacza, że bardziej istotny wpływ na dobrostan psychiczny ma sposób postrzegania własnego ciała, a nie jego rzeczywiste wymiary.

KŁOSY – LETNIE

ZAGROŻENIE DLA

PSÓW

Lato w pełni, dni pulsują od gorącego słońca. Znowu jesteśmy świadkami różowo-pomarańczowych zachodów, kiedy powietrze staje się bardziej rześkie.

Spędzamy dużo czasu na dworze, chłonąc lato i napawając się słońcem, zielenią i wszechobecnym ciepłem. Lato jest cudowną porą roku, ale niesie ze sobą dużo niebezpieczeństw. Jednym z nich są wysokie trawy, które, gdy uschną, stanowią realne niebezpieczeństwo dla naszych czworonożnych kumpli.

TEKST: WERONIKA NOWAK | FUNDACJA ANIMALIA

Wbity kłos często jest niewidoczny dla opiekuna, powoduje duże zagrożenie dla zdrowia pupila. Kłos to charakterystyczny kwiatostan, który spotyka się w niektórych gatunkach traw i zbożach. Jest on wyposażony w tzw. wąsy, które są sztywne, ostre i suche. Bez problemu mogą wbić się w miękkie tkanki. Najczęściej można je znaleźć: wewnątrz uszu, w okolicy oczu, nawet pod powiekami, w nosie, między palcami, a nawet w gardle i przewodzie pokarmowym. Kłosy często potrafią się także wbić w skórę, tworząc zadrapania i rany. U psów długowłosych wkręcają się w sierść, powodując kołtuny.

Częste objawy

Niestety zdarzają się także przypadki kłosów w układzie pokarmowych i oddechowym, które są szczególnie niebezpieczne. Pojawia się wtedy kichanie, często z krwistą wydzieliną, problemy z oddychaniem, niechęć do jedzenia.

Potrzebny weterynarz

Po pierwsze, w żadnym wypadku nie powinniśmy sami wyciągać kłosa z żadnej części ciała psa! Kłos może nie wyjść w całości, a co za tym idzie może dojść do jeszcze większego obrzęku. Z kłosem zawsze powinniśmy zgłosić się do lekarza weterynarii. W zależności od jego lokalizacji będzie on usunięty od razu lub podczas lekkiej sedacji, czyli delikatnego znieczulenia.

Skuteczne zapobieganie

Trudno przez całe lato unikać łąk czy innych terenów, bogatych w zieleń, idealnych na spacery z psem. Z tego powodu warto przede wszystkim zachować czujność

Niepokojące objawy, które powinny zachęcić do wizyty u weterynarza, to m.in.: drapanie, wyciek krwi, obrzęk, wylizywanie, ogólny niepokój. Nie należy bagatelizować żadnego z tych objawów. W zależności od miejsca wbicia mogą pojawić się inne, bardziej specyficzne oznaki, takie jak: potrząsanie głową, przekrzywianie jej, np. w przypadku kłosa wbitego w ucho. Utrzymywanie łapki w górze, intensywne wylizywanie – prawdopodobne wbicie kłosa w łapę.

i oglądać dokładnie psa po każdym spacerze. Nawet kłosy w sierści psa stanowią realne zagrożenie, gdy czworonóg spróbuje je wygryźć, a one utkną mu np. w pysku. Psy długowłose warto więc regularnie wyczesywać, zwłaszcza po długim spacerze. Trzeba zwrócić uwagę na miejsca takie jak np. pachwiny i brzuch, gdzie kłosy szczególnie lubią się przyczepiać.

Korzystajmy z letnich spacerów, cieszmy się piękną pogodą, jednocześnie dbając o zdrowie i dobre samopoczucie naszego czworonoga.

PERFUMIARNIA. Zaznaj smaku, poczuj

formę.

Nowoczesne kamienice, subtelnie ukryte wśród pięknej zieleni, stwarzają wrażenie jakby wzrastały wraz z roślinnością w parku Wilsona. Widok z tarasów i loggi na najstarszy w Poznaniu park miejski zapewnia niepowtarzalne wrażenia. Tu wszystko emanuje spokojem wyznaczonym przez rytm otaczającej przyrody. Zbudowana rok temu Perfumiarnia –z piękną historią w tle – niewątpliwie jest zjawiskowym miejscem na mapie stolicy Wielkopolski. O tym nietuzinkowym projekcie i jego funkcjonalności opowiada Magda Górzna-Jaromin, szefowa biura sprzedaży.

R ozmawia : Magdalena Ciesielska | z djęcia : Tomek Tomkowiak, materiały własne Perfumiarnia

Kiedy powstał pomysł Perfumiarni i kiedy rozpoczęła się jego realizacja?

MAGDA GÓRZNA-JAROMIN: Projekt rodził się latami. Na początku miała być to tylko kameralna inwestycja, tj. zabudowa przytulona do parku Wilsona, wtopiona w starodrzewa i okoliczną roślinność. Potem jednak inwestor dokupił kolejne działki, żeby stworzyć w tym miejscu osobny kwartał, coś na wzór ekskluzywnych dzielnic znanych nam w różnych zakątkach świata. Kiedy ruszała budowa pierwszego etapu Perfumiarni w 2019 roku, cała koncepcja była gotowa…

DOROTA I MARCIN KUBIAKOWIE, CZARNY KROKODYL

To będzie inny koncept niż Pod Czarnym Kotem. Oprócz win z całego świata zaserwujemy też mocne alkohole. Planujemy muzykę na żywo i wszelkie wydarzenia kulturalne, z których jesteśmy znani na Grunwaldzie. A wszystko to w pięknych wnętrzach Betonhausu, którym nadamy sznyt.

Przybliż ten kompleksowy projekt. Mam na myśli całą zabudowę, razem z rosnącą właśnie kamienicą przy Śniadeckich i hotelem przy ulicy Głogowskiej, browarem i Betonhausem, które po renowacji zostaną udostępnione wszystkim poznaniakom.

Dlaczego inwestorowi zależało na całym – dość obszernym – terenie? Bo buduje nieruchomości premium. Partner Garvestu Michał Włodarczyk często powtarza, że „twoja nieruchomość jest tak premium jak twoi najbliżsi sąsiedzi. Jeśli twój budynek ma stanąć obok jakiejś ruiny, to albo ty ją wykupisz i wyremontujesz, albo zrobi to twoja konkurencja”. Tak właśnie działa rynek nieruchomości. Jeśli są fundusze i dobre projekty, współpracuje się z doświadczonymi ludźmi, fachowcami w branży – nie ma co za długo zastanawiać się i oglądać na konkurencję, tylko robić swoje. Iść naprzód.

Czyli powody powstania Perfumiarni były czysto ekonomiczne?

Nie tylko. Mając wpływ na cały kwartał, możesz sensownie rozmieścić funkcje: ile ma być wybudowanych mieszkań, jak dużych, ile biur, jakie sklepy, jakie punkty usługowe. Czyli jest to podejście czysto logiczne, wręcz realistyczne. Ponadto przy tak dużych inwestycjach, warto też mądrze rozplanować komunikację, wygodną dla przyszłych mieszkańców, do tego skwery i zieleń. Co pragnę podkreślić – Perfumiarnia nigdy nie będzie zamkniętym osiedlem. I jestem przekonana, że każdy mieszkaniec miasta bez problemu zauważy, gdzie się ona zaczyna, a gdzie kończy.

Fot.
Dominika Wilk Fotografia

Temat z okładki

Wspomniałaś o skwerach i zieleni. To temat bardzo newralgiczny, będący od lat na topie, nie tylko dla wszystkich myślących eko, ale i dla tych „rywalizujących” z betonizacją miast. Pierwszy etap Waszego projektu pokazał, że Garvest poważnie traktuje rośliny. Niewątpliwie to, o co pytasz jest zgodne z naszą wizją i pierwotnymi założeniami. Perfumiarnia_1 już w chwili oddania do użytku była obsadzona dużymi roślinami. Dbaliśmy o to w początkowym etapie i kontynuujemy ten proces „zazieleniania” miasta. Z dumą zaobserwowaliśmy jak przez kolejny rok – dzięki właściwej opiece – ta zieleń wypiękniała i rozrosła się, tworząc niesamowity i urokliwy klimat w samym sercu Poznania. Jednak dopiero po zakończeniu drugiego etapu budowy Perfumiarni – przy ulicy Śniadeckich – będzie widać finalną koncepcję zagospodarowania przestrzeni i wtopienia zabytkowych budynków w zieloną aureolę parku. Wierzę, że zarówno mieszkańcy, jak i turyści będą zachwyceni realizacją naszych pomysłów i przemyślanych koncepcji architektury terenu. Wszystko w swoim czasie…

Pierwsze domy Perfumiarni wyglądają jakby wrastały w zieleń parku Wilsona.

To było właśnie zadaniem JEMS Architektów, którzy spisali się genialnie, tworząc oryginalny koncept, jakiego do tej pory w Poznaniu brakowało. Ich ideą było maksymalnie otworzyć się na park i zrobili to modelowo. Falujące balkony wyglądają jakby obejmowały korony starych drzew. Tutaj zieleń stanowi niezaprzeczalną jedność z przemyślaną zabudową o niestandardowych liniach.

Jest niby płot od zamykanego na noc parku, ale architektom udało się sprawić wrażenie, że bujna zieleń wokół zaciera tę granicę. Najbardziej to widać, stojąc na balkonie. Widok po prostu zachwycający!

WERONIKA RATKOWSKA, PILATESROOM

Po studiu na Chwaliszewie butikowa przestrzeń w Perfumiarni to było moje marzenie. Otwieram ją tylko dla klientów indywidualnych. Zapraszam do pięknych, świetnie wyposażonych przestrzeni, które klimatem będą przypominać studio Klary i Josepha Pilatesów w budynku New York City Ballet.

Odwracając perspektywę, z parku widać balkony wyższych pięter. Mieszkańcom nie przeszkadza, że mogą być podglądani?

W każdej chwili mieszkańcy Perfumiarni mogą schować się przed wzrokiem spacerowiczów, zasuwając stalową firankę. To też oryginalny pomysł JEMS-ów, tzw. żaluzje rozsuwane na pilota. Ażurowe patrząc z mieszkania, a nieprzezierne od strony parku. Zaskakująca nowość.

Dlaczego Perfumiarnię nazywa się luksusową?

My nie używamy tego sformułowania. Jeśli mieszkańcy, albo goście tak mówią, to może tak czują. Standard faktycznie jest wyższy od „polskiego premium”, ale bez przesady, nie ma tu złotych klamek. (śmiech) Największą

różnicę – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – stanowi podejście inwestora, dla którego całość to suma szczegółów. I w taki właśnie sposób dopina każdy detal związany zarówno z projektem Perfumiarni_1, jak i Perfumiarni_2 od ul. Śniadeckich.

Czy ta dbałość o szczegóły, jak mówisz – dopinanie każdego detalu, jest proporcjonalna do wysokiej ceny za metr?

Czas pokazał, że cena była niedoszacowana. Już na rynku wtórnym mieszkania Perfumiarni osiągają wyższe ceny niż te, jakie były proponowane na rynku pierwotnym. I zapewne będą rosły w miarę realizacji kolejnych etapów. W koszt za metr kwadratowy należy wkalkulować komfort i bliskość różnych punktów handlowo-usługowych, które oferuje kompleks Perfumiarni.

Zatrzymajmy się przy tych udogodnieniach. Co na terenie Perfumiarni będzie dostępne dla mieszkańców?

Mieszkaniec „kwartału na wyższym poziomie”, jak nazywamy Perfumiarnię, na pewno doceni, że ma wszystko w zasięgu ręki. Dwie minuty pieszo znajduje się: dobra knajpka, piekarnia Petit Paris oferująca nie tylko smakowite bagietki i croissanty, winiarnia Czarny Krokodyl, w której można delektować się smakami poszczególnych szczepów wina z różnych regionów świata.

Dodatkowo, na łasuchów i kochających kawę czeka przytulna kawiarnia, na spragnionych relaksu – pilates i joga. Dla wszystkich pragnących odpocząć po codziennych obowiązkach przygotowana jest oferta w gabinecie masażu. I jeszcze w stylowych wnętrzach Perfumiarni zagości kwiaciarnia, aby idealnie wkomponować się w ideę zieleni. Nieskromnie powiem, że całość jest zgrabnie wymyślona do spokojnego życia w komforcie. Taki jest nasz zamysł.

MONIKA SZYMAŃSKA, KWIACIARNIA 95

To nasza trzecia kwiaciarnia, po Tatrzańskiej i Druskiennickiej. Będzie na pewno wyjątkowa, choćby z uwagi na zabytkowe wnętrza XIX-wiecznego browaru, które zostały z pietyzmem odrestaurowane. Pośród ceglanych kolumn będziecie mogli zachwycać oczy i nosy naszymi pięknymi kwiatami ciętymi i doniczkowymi, a potem zabrać je do domu. Zapraszam od października.

Czy w tak inspirującym i stylowym obiekcie są jeszcze wolne mieszkania?

Są, i to z widokiem na park. I tak się składa, że właśnie trwa wyprzedaż! Mogę zaoferować cenę od 14,2 tys. za metr kwadratowy mieszkania. To drogo? Za mieszkanie o wysokości 3 m, z drewnianymi oknami, klimatyzacją w standardzie. Dodatkowo z piękną klatką schodową i niesamowitą zielenią. To jest cena metra w starej kamienicy, raczej nieodnowionej, o podobnej wysokości mieszkania.

Zaskoczyłaś mnie, mówiąc o wysokości oferowanych mieszkań. Ludzie naprawdę szukają aż tak wysokich przestrzeni do zamieszkania?

Aż byś się zdziwiła. (śmiech) Pierwszy etap spełnia te oczekiwania, bo mieszkania są wysokie, nawet na 3,5 m; mają klimatyzację i piękne drewniane okna.

Widok na II etap PERFUMIARNI

Temat z okładki

W połączeniu z zakazem najmu krótkoterminowego i pięknej zieleni wprowadzają nową jakość mieszkań na poznańskim rynku.

Jakie mieszkania skrywa drugi etap, który właśnie budujecie?

W pierwszym etapie najwięcej osób szukało dużych mieszkań, oczekując wygodnego miejsca do zamieszkania w centrum miasta. Dlatego dwa najwyższe piętra II etapu, które są najbardziej atrakcyjne, to duże mieszkania z wielkimi oknami w mansardowym dachu, wyglądające z jednej strony na ulicę Śniadeckich, a z drugiej na wewnętrzny ogród i taras kawiarenki.

JOANNA POPIÓŁ, HOLISTYCZNA

PRACOWNIA URODY

Umiemy spowalniać procesy starzenia. Głównie przez masaże i drenaże limfatyczne. Wykonujemy też zabiegi relaksacyjne, poprawiające sylwetkę, a także oparte na medycynie Dalekiego Wschodu. Moja terapia dla kobiet w wieku okołomenopauzalnym została wyróżniona tytułem TOP TRENDY 2024.

Powiedziałaś o wyższych piętrach Perfumiarni_2. A co znajduje się na tych niższych?

Mniejsze mieszkania, ale w różnych układach, które dopasowujemy dla każdego klienta, według indywidualnych preferencji i gustów. Mamy w ofercie duże słoneczne salony, gdzie słońce wlewa się przez wykusz, ale też kompaktowe mieszkania, pod inwestycje lub

wynajem krótkoterminowy, czego nie było w pierwszym etapie. Dysponujemy naprawdę szerokim wachlarzem, oferując różne metraże mieszkań.

W Perfumiarni będzie można oferować wynajem krótkoterminowy?

Tak, takie jest obecne założenie konceptu przy ul. Śniadeckich. W domach pierwszego etapu nie ma możliwości najmu krótkoterminowego. Garvest postawił taki warunek i mieszkańcy przy parku Wilsona na to przystali.

Jaki będzie drugi budynek Perfumiarni?

Kamienica uzupełni pierzeję ul. Śniadeckich i będzie nowoczesną wersją apartamentowców z początków XX wieku stojących w sąsiedztwie. Nawiązuje do nich spadzistym dachem, wykuszami na dwóch ostatnich kondygnacjach, a w nich oknami skierowanymi wgłąb ulicy oraz wertykalną artykulacją fasad. Od sąsiadów odróżni się większymi oknami, wysokimi lukarnami (pulpitowymi) aż po kalenicę, stanowiącymi świetną alternatywę do okien połaciowych. Parter wypełnią sklepy, urocza kawiarnia, ławki na skwerach, gdzie można się spotkać. Perfumiarnia_2 stworzy z domami pierwszego etapu zielony dziedziniec. Co jednak najważniejsze- oba etapy mają wspólnego sąsiada. Park Wilsona.

Wysoki standard zostanie utrzymany?

Oczywiście! Pierwszy i drugi etap Perfumiarni różni się głównie lokalizacją. Włoskie terazzo na podłogach będzie prawie identyczne, klatki schodowe

DARIA I CYRIL KUTTENE, PETIT PARIS

Tworzymy nowe miejsce, ale zachowujemy jakość, z której daliśmy się poznać. W głównej sali będzie restauracja, a obok nowy koncept – pizzeria Medusa. W restauracji będziemy serwować śniadania, lunche i kolacje. Ale też można będzie wziąć na wynos kawę, soki, pieczywo, ciasta, sandwiche, lody i gofry. Obiecujemy luźną atmosferę jak w paryskim bistro.

równie stylowo zaaranżowane i upragniona zieleń roztaczająca swe pędy tuż przy oknach na parterze, wejściach do klatek czy punktach usługowych.

Co będzie czekało na gości w remontowanym Betonhausie?

To, co przed stu laty – jedzenie. (śmiech) Wtedy goście parku Wilsona przychodzili tu całymi rodzinami na obiad, kawę i deser, teraz będą mieli szerszą ofertę. Petit Paris otwiera restaurację ze stolikami na tarasie i piekarnię, gdzie można będzie kupić francuskie specjały na wynos. Będzie słodko i wytrawnie, bo obok powstaje Czarny Krokodyl, nowy projekt winiarni Pod Czarnym Kotem. Betonhaus ma kojarzyć się ze smacznymi potrawami, nietuzinkowym wnętrzem, w cudownym otoczeniu parku.

Betonhaus ma być dostępny dla wszystkich?

Oczywiście. Tak samo jak studio Pilatesroom Weroniki Ratkowskiej i Holistyczna Pracownia Urody Joanny Popiół w podziemiach browaru, który jest połączony z Betonhausem. Pragnę podkreślić, że dla gości tych miejsc przewidzieliśmy jedno piętro podziemnego garażu. Dziękuję za rozmowę.

Ja też dziękuję, a czytelników „Poznańskiego Prestiżu” zapraszam do biura sprzedaży na pierwszym piętrze Bałtyku. Mam pyszną kawę, (śmiech) pokażę makietę całego założenia i pomogę znaleźć najlepsze mieszkanie.

Prestiżowe miejsce

WAVE MIĘDZYZDROJE RESORT & SPA: piękno zrodzone z morskiej fali

Pięć spiralnych, szklanych wież górujących nad krajobrazem Międzyzdrojów stoi w miejscu idealnym

– na styku cywilizacji i natury. Z ich przestronnych tarasów zachwycamy się zarówno wschodami i zachodami słońca nad polskim Bałtykiem, jak i majestatycznym pięknem Wolińskiego Parku Narodowego.

Teks T : Green House HM | z djęcia : Aleksandra Augustynowicz

Wystarczy przestąpić próg gościnnej przestrzeni Wave Międzyzdroje

Resort & Spa, by przekonać się, że spełnią się nasze marzenia. Pięciogwiazdkowy hotel, podgrzewane baseny, wellness, prywatna plaża, wyśmienite jedzenie, usługi concierge. Cisza, spokój i sporo prywatności. To miejsce wygląda jak synonim udanego wypoczynku i relaksu. Położone na zachodnim skraju polskiego wybrzeża Międzyzdroje z upływem lat zyskały sobie kilka przydomków. Nie bez kozery nazywane bywają polskim Cannes, a to z powodu organizowanego tu Festiwalu Gwiazd, który przyciąga osobistości ze świata filmu, teatru i telewizji. Promenada Gwiazd, na której gwiazdy odciskają swoje dłonie, dodaje miastu splendoru i porównuje je do słynnego francuskiego kurortu. O Międzyzdrojach mówi się również Perła Bałtyku ze względu na piękne plaże, malownicze krajobrazy oraz wspaniały klimat. Ale dopiero przed trzema laty, kiedy drzwi dla swoich gości otworzył

pięciogwiazdkowy Wave Międzyzdroje Resort & Spa, ta perła z dumą mogła wkroczyć do klasy premium.

Na początku była bałtycka fala

Niebanalna architektura kompleksu Wave Międzyzdroje Resort & Spa nie jest wyborem przypadkowym. Projekt inspirowany falą Bałtyku zakłada kształt spirali, dzięki czemu goście mają zapewniony widok na morze i pełne nasłonecznienie bez względu na porę roku. W tym również wspaniałą perspektywę na niezapomniane wschody i zachody słońca nad Morzem Bałtyckim. Przeszklona fasada z panoramicznymi oknami oraz przezroczyste balustrady balkonów dopełniają dzieła. Z wyższych kondygnacji podziwiać można gęsty las Wolińskiego Parku Narodowego, w którym schronienie znalazły polskie żubry. Tuż na wyciągnięcie ręki są natomiast szerokie piaszczyste plaże i dzikie wydmy. Kompleks znajduje się bowiem w pierwszej linii brzegowej i posiada dedykowane wejście na międzyzdrojską plażę. To gwarancja pełnego wykorzystania atrakcji, jakie oferuje bezpośredni dostęp do Zatoki Pomorskiej. Nic zatem dziwnego, że tak oryginalna i unikatowa przestrzeń doceniona została i nagrodzona w prestiżowym konkursie European Property Awards w kategorii Architecture Multiple Residence for Poland.

Luksus z nutą dyskrecji

Z opływowym kształtem fali lub żagla mocno kontrastują ostre linie supersamochodu nowej generacji – hybrydy model McLaren Artura, który wita gości tuż przy recepcji Wave Międzyzdroje Resort & Spa. To nie jedyny tak efektowny element, który potrafi błyskawicznie przyciągnąć wzrok. W pobliżu zejścia na plażę podobnie agresywną sylwetką kusi sportowa łódź MasterCraft. Sporo estetycznych wrażeń na początek, zanim jeszcze przekroczy się progi hotelu. Choć z pojęciem quiet luxury oswoiła nas przede wszystkim moda i kultura popularna za sprawą popularności serialu „Sukcesja”, to trend ten znalazł również istotne miejsce w aranżacji wnętrz. Minimalistyczne, stawiające na stonowaną paletę kolorów materiały oraz wyposażenie najwyższej jakości. Takie są wnętrza apartamentów Wave Międzyzdroje Resort & Spa inspirowane nadmorskim otoczeniem. Luksusowo urządzone, zwracają uwagę dbałością o najmniejsze detale i wykorzystaniem najlepszej jakości, najczęściej naturalnych materiałów.

Wszystkie apartamenty są minimum dwupokojowe, z łazienką, prysznicem i przeszklonym balkonem. Z podziemnego parkingu, w którym są trzy stacje do ładowania samochodów elektrycznych, dostaniemy się do nich szybkobieżną windą.

Obsługa klasy premium

Architektura, hotelowe wnętrza, współpraca z markami luksusowymi, choć pobudzają zmysły i zachęcają do wypoczynku, nie spełniłyby swojej roli, gdyby nie doskonale dobrany zespół Wave Międzyzdroje Resort & Spa. Począwszy od recepcji, która ekspresowo obsłuży proces rezerwacyjny, jak i różnorodne oczekiwania gości, poprzez zespoły pracujące w restauracjach, aż po usługę concierge dedykowaną gościom VIP zajmującym luksusowe apartamenty Sky View, zlokalizowane na najwyższych kondygnacjach.

Prestiżowe miejsce

Dostępne na miejscu spersonalizowane usługi na pewno sprawią, że podczas pobytu każdy gość poczuje się doskonale zaopiekowany. W apartamencie, po zdalnym check in, przywitają podróżnych szampan i owoce. Na miejscu można skorzystać z menu degustacyjnego na tarasie apartamentu, przygotowanego specjalnie przez szefa kuchni. Ponadto limuzyna może zabrać wymagającego gościa do Berlina na zakupy do sklepów z luksusowymi markami, a spektakularnie piękne wybrzeże Bałtyku można zwiedzić z fotela helikoptera.

Cały świat na talerzu

Holistyczna opieka nad gośćmi w Wave Międzyzdroje Resort & Spa obejmuje ciało, duszę i… podniebienie. O to ostatnie dba szef kuchni pracujący dla trzech wyjątkowych restauracji: Wave – serwującej śniadania i obiadokolacje w formie bufetu z live cooking; Season Taste – restauracji a’la carte z kawiarnią i barem; Red Salt Steak&Wine – gdzie pierwszoplanową rolę gra wysokogatunkowe mięso oraz kulinarne show z wykorzystaniem ognia i ciekłego azotu. To miejsca, w których przede wszystkim można dobrze i zdrowo zjeść, korzystając z dań wegetariańskich, mięsnych, posiłków dla dzieci, ryb z lokalnego połowu, a także wyśmienicie spędzić czas w gronie przyjaciół.

Latem, kiedy resort otwiera swój Wave Beach Concept, zabawa przenosi się na plażę. Dostać się tam można wygodnym, dedykowanym wyłącznie dla gości wejściem wprost z hotelowego patio. Kilkadziesiąt metrów dalej czeka Sunset Club, bar Republika, muzyka na żywo i imprezy z DJ-em, koszykówka, siatkówka plażowa oraz zajęcia dla dzieci. Beztroska i atmosfera wakacji.

Sezon trwa tu przez cały rok

Wave Międzyzdroje Resort & Spa kusi bajkowym wręcz odpoczynkiem. To m.in. dwa baseny, w tym jeden zewnętrzny, całorocznie podgrzewany, dwa jacuzzi, brodzik dla dzieci, cztery sauny (w tym fińska, ziołowa i kwiatowa), tężnia, ściana solankowa oraz SPA z niezwykle szerokim wachlarzem zabiegów uzdrawiająco-upiększających oraz zestawem relaksacyjnych rytuałów. Po dniu obfitym w rozrywki to doskonałe miejsce, by wśród aromatu olejków i blasku świec wyciszyć się, popijając smaczny koktajl lub doprawioną rozmarynem wodę. Z podobnych atrakcji w SPA skorzystać mogą również dzieci, dla których Wave Międzyzdroje Resort & Spa dodatkowo udostępnia specjalną Kids Zone ze strefą gier i ścianką wspinaczkową, a rodzice mogą w tym czasie odprężyć się na doskonale wyposażonej siłowni. Rozrywka, relaks, wyciszenie. Doskonała opieka i empatyczne wsparcie zespołu. To wspomnienia, które pragniemy zabrać ze sobą do domu z miejsc, w których odpoczywamy. Z Wave Międzyzdroje Resort & Spa zabierzemy ich mnóstwo, a następnie wrócimy tu po więcej… Cd. nastąpi. Cz. 2 Wave Międzyzdroje Resort & Spa we wrześniowym wydaniu magazynu „Poznański Prestiż”

Prestiżowa

rozmowa

Gwiazdka Michelin

dla Młyńskiej12 to moje

marzenie

Przy delikatnej muzyce w tle i szeptach dochodzących ze stolików obok, spotykam się z energiczną osobą, jaką jest Agnieszka Mróz, dyrektorka gastronomii Młyńska12. Na dziedzińcu tego prestiżowego miejsca rozmawiamy o tym, co obecnie dzieje się na Młyńskiej, co najbardziej doceniają goście, co napawa ją uczuciem satysfakcji, a co spędza sen z powiek.

R ozmawia : Magdalena Ciesielska | z djęcia : Kiryl Lagutik | Mua: Stolarnia Magdalena Kocurek

Będąc pracownikiem Hotelu Ilonn, rozpoczęłaś swoją przygodę z Młyńską12. Jak się ona zaczęła?

AGNIESZKA MRÓZ: Faktycznie, od 13 lat pracuję w Hotelu Ilonn i mając już wieloletnie doświadczenie, zaproponowano mi objęcie stanowiska dyrektora gastronomii na Młyńskiej12. Rok temu zgodziłam się sprostać temu wyzwaniu, wiedząc, że to wiąże się z mnóstwem kolejnych obowiązków i nieprzespanymi nocami. (śmiech) Ale czego się nie robi z miłości?

Z miłości do jedzenia? (śmiech)

Bardziej z miłości do pięknych miejsc, niestandardowych wnętrz. Z szacunku dla profesjonalistów, z jakimi przyszło mi pracować. Z sympatii do całego zespołu Młyńska12. To naprawdę szczęście i wielka satysfakcja móc otaczać się przyjaznymi i pracowitymi ludźmi, z którymi można wykreować piękne eventy.

Właśnie, co do eventów… Sezon letni to gorący okres dla branży weddingowej. Jakie możliwości do zorganizowania ślubu i przyjęcia weselnego oferuje Młyńska12? Młyńska12 jako miejsce organizacji przyjęć ślubno-weselnych cieszy się ogromnym zainteresowaniem. W każdy weekend wakacji coś się u nas dzieje. ( śmiech ) Dysponujemy wieloma przestrzeniami, w których na raz możemy ugościć aż

500 osób. Dziedziniec z możliwością ceremonii zaślubin z urzędnikiem stanu cywilnego to nasze prestiżowe miejsce, ponadto restauracja z rekomendacją Michelin. Młyńską12 bardzo wysoko oceniają goście za wsparcie sommeliera, piękne i niesztampowe przestrzenie, a dodatkowo taras widokowy na dachu z wystawnym coctail barem.

Organizowaliśmy przyjęcie weselne w The Time, w Winie na Kieliszki, bo młodzi wraz z gośćmi chcieli niestandardowo popijać wytrawne trunki z różnych stron świata i przegryzać hiszpańskie tapasy. To im zapewniliśmy, spełniając marzenie nowożeńców. Przygotowaliśmy także przyjęcie weselne na dachu wraz z serwowanymi drinkami z coctail baru. Pomysłów jest cały wachlarz.

Czyli dostosowujecie się do wymagań i oczekiwań swoich gości?

Oczywiście, bo Młyńska12 to również idealne miejsce na organizację innych imprez okolicznościowych niż wspomniane śluby czy wesela. Tu można wykreować niezapomniane urodziny w gronie rodziny czy przyjaciół, elegancką kolację zasiadaną z menu serwowanym, jak również w innym już klimacie – imprezy koktajlowe, imprezy z DJ-em. Dysponujemy szeroką bazą artystów, którzy z nami – na życzenie gości – współpracują. Jesteśmy otwarci na różne pomysły, nawet grill na dziedzińcu czy na dachu nie jest dla nas problematyczny. Oferujemy wyśmienity Fish Market, podczas którego serwujemy owoce morza, więc można u nas poczuć się jak na wakacjach i degustować pysznych dań. To nasza letnia atrakcja.

Nazywana jesteś „aniołem stróżem” wszystkich tych wydarzeń i przede wszystkim gości Młyńska12. Czy będąc dyrektorką gastronomi, jednocześnie jesteś specjalistką ds. eventów i wedding plannerką?

Tak, z satysfakcją, ale i wielkim zaangażowaniem łączę te wspomniane przez Ciebie funkcje. A przez to, że jestem typem pracoholiczki, perfekcjonistki, lubię mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Czuję się odpowiedzialna za każdą imprezę, każdą organizowaną tu uroczystość, czy to jest przyjęcie dla 5 czy 500 gości. Staram się zawsze być w środku zdarzenia i czuwać nad każdym detalem. Zawsze proszę gości, aby mi zaufali. Jeśli dają mi taką sprawczość, to znaczy, że powierzają w moje ręce swoje marzenia i wizję pięknej uroczystości.

Jakie wspomnienia zapadły w Twej pamięci? Chodzi mi w szczególności o imprezy aranżowane z dużym rozmachem, te najbardziej spektakularne.

Byłam odpowiedzialna za ogromne przyjęcie weselne, po którym musiałam po prostu pojechać do lasu i wykrzyczeć drzemiące we mnie emocje, całą kumulację nerwów i obaw czy wszystko się uda. Na szczęście wszystko przebiegło pomyślnie, cała uroczystość była jak z bajki, Państwo młodzi, ich rodzice i goście – zachwyceni, a mnie to kosztowało dużo napięć. Ale finalnie – satysfakcja zwycięża, gdy goście przychodzą i dziękują za profesjonalizm, za wsparcie i okazaną pomoc. To budujące i niezwykle mobilizujące. Doceniam takie kuluarowe rozmowy wieńczące każdą imprezę.

Spotykałam się z tymi młodymi ludźmi 2 lata przed datą ich ślubu. Chcieli mieć wszystko w szczegółach dopracowane, próbowali więc każdego dania, każdej przystawki, które miały być podawane na przyjęciu weselnym. Wymyślili sobie, że cała rodzina tańczy z nimi poloneza, przed wejściem na salę – to również spięłam w całość, zamykając parking przed Hotelem Ilonn.

A tu na Młyńskiej12 z wielkim rozmachem organizowane były ostatnio wydarzenia i imprezy muzyczne na kilkaset osób, np. dla firmy Essa Company czy Sounds of Poznań, z ekskluzywnym pokazem tańca oraz wymaganym białym dresscode. Każde przedsięwzięcie jest dla mnie wyzwaniem i staram się dać z siebie jak najwięcej, aby tylko nasi goście/klienci byli zadowoleni, wychodząc z tak prestiżowego miejsca, jakim jest Młyńska12.

Co w Twojej pracy jest najtrudniejsze?

Najtrudniejszy dla mnie jest zawsze początek rozpoczynającej się imprezy, bo wtedy każdy na nas patrzy, obserwuje nasze kroki. W trakcie uroczystości większość adrenaliny spada, a z ostatnim kęsem z talerza – widząc uśmiechy gości – czuję, że dobrze wykonaliśmy powierzone nam zadanie. Mówię

w liczbie mnogiej, bo to przecież praca zespołowa.

Po zorganizowanej imprezie zawsze analizuję całość, krok po kroku, aby wiedzieć na przyszłość czy coś jeszcze można ulepszyć, usprawnić. Tu odzywa się mój demon perfekcjonizmu. (śmiech)

Wspomniałaś o pracy zespołowej. Co w szczególności w niej doceniasz?

Współpracuję podczas wszystkich wydarzeń z Szefem Kuchni Dawidem, z zespołem kelnerów i teamem sprzedaży. I satysfakcja tych ludzi przekłada się na moją satysfakcję z pracy i dobre samopoczucie. Ich dobrze wykonane obowiązki są też moimi, ich radość jest też moją radością – naprawdę Młyńska12 to jest jeden wielki organizm, unerwiony i współodczuwający.

Doceniam nasze kłótnie w szeregach pracowników (śmiech), bo to znaczy, że każdemu na tym miejscu bardzo zależy. Każdy ma przecież prawo mieć inne zdanie, ale zawsze – co jest wartościowe – dochodzimy do konsensusu. Moja 4-letnia współpraca z Dawidem to czysta przyjemność, a jego przestrzeń, czyli kuchnia, zawsze pomaga mi się wyciszyć i uspokoić. Relacje międzyludzkie wiele dla mnie znaczą.

Wzruszasz się podczas pięknych ceremonii, które sama zaplanujesz? I to bardzo… Jestem typem wrażliwca. Szybko się rozczulam, gdy zadowoleni goście podchodzą do mnie i dziękują za aranżację ceremonii zaślubin, uroczystość komunii świętej, chrztu świętego, przyjęcia weselnego czy roczku swojego maleństwa itp., gdy widzę zadowolenie na twarzach gości czy wręczanie rodzicom kwiatów przez nowożeńców. Organizowałam również przyjęcie z okazji święceń kapłańskich i też otrzymałam piękne słowa podziękowania, które mnie wzruszyły.

Uroczystości komunijne za Wami, przed Wami szereg przyjęć ślubno-weselnych i rodzinnych jubileuszy. Ile komunii organizowałaś w ostatnim sezonie na Młyńskiej12?

W jedną niedzielę jesteśmy w stanie zaaranżować tak wnętrza, aby odbyło się aż dziewięć przyjęć związanych z przyjęciem przez dziecko komunii świętej. Dziewięć odrębnych uroczystości, niekolidujących ze sobą. Nie ma dla nas rzeczy niemożliwych. (śmiech)

Jakie wyzwania i jakie plany przed Tobą?

Otrzymaliśmy niedawno przedłużenie rekomendacji Michelin, co jest powodem do dumy i wielkiej satysfakcji, iż nasza praca jest tak wysoko oceniana. Wspólnym marzeniem całego zespołu jest otrzymanie gwiazdki Michelin za „bardzo dobrą restaurację w swojej kategorii”.

Prestiżowe miejsce

KLUB POD PAPUGAMI W POZNANIU Biznes

w klubowej

atmosferze

W sercu Poznania, w okolicy Starego Rynku w Poznaniu, w marcu tego roku otworzył swoje podwoje Klub Pod Papugami. To wyjątkowe miejsce szybko zyskało popularność dzięki niesamowitej atmosferze i szerokiej gamie oferowanych usług. Klub łączy w sobie elegancję i artystyczny wystrój z funkcjonalnością, stając się idealnym miejscem na organizację zarówno spotkań towarzyskich, uroczystości rodzinnych, jak i spotkań biznesowych. Z pewnością wyróżnia się na tle innych miejsc w Poznaniu.

Teks T : Magdalena Ciesielska | z djęcia : Klub Pod Papugami

Od momentu wejścia do Klubu Pod Papugami, gości zaskakuje niepowtarzalna, wręcz magiczna atmosfera tego miejsca. Wnętrza klubu zaprojektowano z niezwykłą dbałością o szczegóły. Starannie dobrane kolory, subtelne oświetlenie oraz eleganckie meble zapewniają komfort i przyjemność. Obrazy i dekoracje nadają lokalowi unikalny charakter, przypominający amerykańskie kluby jazzowe. – Atmosfera i klimat naszego klubu sprzyjają organizacji spotkań rodzinnych, takich jak urodziny, jubileusze czy spotkania przyjaciół – mówi Tomasz Gołembski, Sales Manager Klubu. – Ale co ważne, biznes również potrzebuje dobrej atmosfery i to właśnie oferujemy naszym klientom podczas spotkań biznesowych, rozmów z kontrahentami, szkoleń i warsztatów.

Doskonałe miejsce dla biznesu

Klub Pod Papugami to znakomite miejsce dla firm, które poszukują odpowiedniej lokalizacji na spotkania z klientami, konferencje, szkolenia czy eventy firmowe. Centralna lokalizacja w sercu Poznania, przestronne i eleganckie wnętrza oraz nowoczesny sprzęt audiowizualny umożliwiają organizację

wydarzeń na najwyższym poziomie. Klub dysponuje dwiema salami – klubową oraz VIP Room’em, które można dostosować do indywidualnych potrzeb każdego wydarzenia. Sala klubowa, przestronna i dobrze oświetlona, idealnie nadaje się na większe spotkania i konferencje. Z kolei VIP Room oferuje bardziej kameralną atmosferę, idealną na mniejsze zebrania czy ekskluzywne spotkania z kluczowymi klientami. – Dobre relacje i dobrą atmosferę buduje się często po godzinach, kiedy zakończą się już oficjalne spotkania – uśmiecha się Tomasz Gołembski. – Muzyka na żywo, którą gramy codziennie, palarnia cygar czy świetnie zaopatrzony bar gwarantują dobrą zabawę i świętowanie wspólnych sukcesów.

Unikalna oferta i wyśmienita kuchnia

Klienci biznesowi klubu często wracają do jego oryginalnych wnętrz, biorąc udział w prywatnych spotkaniach i uroczystościach rodzinnych. Klub jest również doskonałym miejscem do organizacji urodzin, jubileuszy czy przyjęć rodzinnych. Spotkanie w gronie najbliższych może umilić dobry pianista, saksofonista czy też występ wokalisty lub wokalistki. – To

z pewnością wyróżnia naszą ofertę na rynku poznańskim i sprawia, że jest wyjątkowa – z dumą wyjaśnia Tomasz Gołembski. Indywidualne podejście do klienta i elastyczność w przygotowaniu oferty to znaki rozpoznawcze klubu. Aranżację wnętrz czy menu można dostosować do specyfiki wydarzenia – od eleganckich kolacji, przez bankiety, aż po mniej formalne przyjęcia. Nie dziwi fakt, że Pod Papugami zdobywa coraz więcej pozytywnych opinii w mediach społecznościowych oraz coraz większe grono klientów. To również zasługa klubowej kuchni.

Przystawki, zupy i dania główne są chwalone przez zadowolonych gości. – Zatrudniamy w kuchni pasjonatów i profesjonalistów. Nasi klienci dostają na swoich talerzach efekt ich kulinarnego talentu – podkreśla Sales Manager Klubu.

Ekskluzywna palarnia cygar i wyrafinowany bar

Wyjątkową ofertą klubu jest palarnia cygar, jedna z niewielu w Poznaniu. Goście mogą tu na wygodnych kanapach w stylu chesterfield delektować się starannie dobranymi cygarami najlepszych światowych marek. To doskonałe miejsce dla doświadczonych afficionados, jak i nowicjuszy, którzy chcą rozpocząć przygodę z cygarami lub potraktować wizytę w cigar lounge jako dodatkową atrakcję wieczoru. Bar w każdym klubie jest miejscem szczególnym, stanowi jego centrum i symbolizuje zabawę oraz oderwanie się od codzienności. Bar w Klubie Pod Papugami jest duży, elegancki i świetnie zaopatrzony. Doświadczony zespół barmanów tworzy koktajle, które łączą klasyczne receptury z nowoczesnymi trendami, oferując gościom niezapomniane doznania smakowe. Koktajle, szeroka karta win czy mocnych alkoholi zadowolą różne gusta, a organizowane degustacje alkoholi często stanowią jedną z atrakcji imprez firmowych.

Elastyczne opcje rezerwacji

Klub Pod Papugami oferuje różne opcje rezerwacji, od wynajmu stolików, przez całe sale, aż po kompleksowe pakiety eventowe. Rezerwacji można dokonywać zarówno telefonicznie, jak i online, co ułatwia organizację wydarzeń i pozwala na szybkie dopasowanie oferty do indywidualnych potrzeb. Pod Papugami to miejsce, które warto odwiedzić, aby przekonać się, jak doskonałe może być połączenie rozrywki, relaksu i profesjonalizmu.

W sercu Poznania znajduje się miejsce, które łączy elegancję, funkcjonalność i wyjątkową atmosferę. Klub Pod Papugami to nie tylko przestrzeń do zabawy, ale także do budowania relacji biznesowych i rodzinnych. Zapraszamy do odkrycia tego niezwykłego miejsca!

Klub Pod Papugami tel. 500 210 333 rezerwacja@klubpodpapugami.pl www.klubpodpapugami.pl

Prestiżowe miejsce

AKTYWNE PRZEDSZKOLE KOGUT

Pierwsze w Poznaniu przedszkole z basenem

Rodzice często stresują się, oddając swoje maleństwa pod opiekę nieznanych osób w nowym żłobku czy przedszkolu. Jak można rozwiać rodzicielskie lęki i sprawić, aby dzieci miały zapewnioną profesjonalną opiekę, wykształconą kadrę nauczycieli, mnóstwo atrakcji, a przede wszystkim tak ważną aktywność fizyczną? Doskonale wiedzą o tym właściciele żłobków i przedszkoli Kogut –Joanna i Adam Ślęczka, którzy już od 14 lat z sukcesem prowadzą w całej Polsce tego typu działalność, a w Poznaniu otwierają właśnie przedszkole z basenem.

PR ozmawia : Magdalena Ciesielska | z djęcie : Michał Musiał, archiwum prywatne

aństwa droga zawodowa rozpoczęła się w bankowości, a przywiodła do branży edukacyjno-opiekuńczej. Czym spowodowana była ta rewolucyjna zmiana?

ADAM ŚLĘCZKA: Moje tzw. doświadczenia korporacyjne traktuję jedynie jako dobrą podstawę do tego, aby sprawnie prowadzić własną działalność gospodarczą. Procedury, system zarządzania firmą, dobór właściwych pracowników do zespołu czy prowadzenie marketingu sprzedażowego są bardzo podobne w małym i dużym przedsiębiorstwie, mogą się ewentualnie różnić ilością zer na poszczególnych rachunkach. (śmiech) Jednak dobry proces zarządzania sprawdza się wszędzie. Zaczęliśmy 14 lat temu, gdy powstała pierwsza nasza placówka przedszkolna w Świnoujściu – Aktywne Przedszkole Kogut. I jak to w życiu bywa, był to czysty przypadek. Bliżej poznaliśmy rodziców, których dzieci uczęszczały do grupy przedszkolnej z naszymi synami. I gdy zamknięto tamten mały punkt przedszkolny, wówczas zrodził się spontaniczny pomysł: zróbmy własne przedszkole. Teraz z uśmiechem upatrujemy w tym „dar od losu”.

JOANNA ŚLĘCZKA: Adam zawsze marzył o tym, aby mieć własną firmę i w końcu zrealizował swoje marzenia. Jest bardzo przedsiębiorczą i pomysłową osobą. Choć zawsze powtarza, że „już na studiach z ekonomii uczą – ten biznes, który ci wyjdzie jest w 95 % inny niż ten, który planowałeś”. I tak też było w naszym przypadku. Przez 3 lata prowadziliśmy hotel w Świnoujściu, potem klub fitness, poznaliśmy dużo ludzi z różnych branż – to był dla nas dobry początek na rozwój własnej działalności. A przypadek – jak

Adam wspomniał – czyli likwidacja przedszkola, do którego uczęszczali nasi chłopcy, pomógł nam wziąć na siebie odpowiedzialność i stworzyć pierwszy nasz autorski projekt pod nazwą

Aktywne Przedszkole Kogut. Z pierwotnego planu na biznes zostało tylko 5%… czyli Świnoujście.

Skąd pomysł na taką nazwę? A nie Wesołe Poziomki, Pluszowy Domek, Smerfy itp.

A.Ś.: Bo chcemy być jak koguty, a nie koguciki. Uczymy dzieci odwagi, przebojowości, otwarcia na świat, chcemy, aby były samodzielne i ciekawskie. W naszych placówkach realizując tzw. podstawę programową, staramy się odkrywać indywidualne potencjały każdego dziecka i aktywnie je wzmacniać. Każdy maluch ma jakiś talent! Tak jak kogut w kurniku jest indywidualnością, tak dzieci uczęszczające do Aktywnych Żłobków i Przedszkoli Kogut są wyjątkowe. Kreujemy przestrzeń, w której dzieci nie boją się być ciekawe świata, pewne siebie, asertywne. Praca w zespole, w grupie przedszkolnej czy żłobkowej jest wielką wartością, a dla nas równie ważne jest nastawienie tych dzieci do świata i do otaczającej je rzeczywistości.

Prestiżowe miejsce

J.Ś.: Rodzice posyłający swoje dzieci do nas mają podobne wyobrażenie, co do kierunku wychowywania ich pociech. Mają świadomość, że my dzieciom dajemy dużo swobody, ale i oczekujemy od nich samodzielności. Nie tylko wiedzy, ale i ruchu, aktywności fizycznej. Nie trzymamy podopiecznych pod przysłowiowym kloszem, aby w przyszłości nie doszło do brutalnego zderzenia z rzeczywistością, wymaganiami i relacjami międzyludzkimi. Małe porażki budują przecież wielkie sukcesy.

Macie Państwo 12 placówek począwszy od woj. zachodniopomorskiego: Szczecin i Świnoujście, aż po Śląsk:

Chorzów i Bytom. Przed Wami kolejne realizacje i plany nowych miejsc. Dlaczego akurat Poznań i podpoznańskie Lusowo stały się punktami działalności Aktywnego Żłobka i Przedszkola Kogut?

A.Ś.: W 2016 roku powalczyliśmy o dotację unijną na budowę i otwarcie pierwszego naszego żłobka w Świnoujściu. Po tym udanym pierwszym projekcie dostaliśmy kolejne dofinansowania, które pomogły nam patrzeć perspektywicznie i dostrzegać potrzeby rynkowe w innych rejonach Polski. Przez długi czas rozwijaliśmy się przy wsparciu środków unijnych. Po 2020 roku kolejne placówki otwieramy już z własnych środków lub przejmujemy istniejące z rynku. Jeżeli ktoś chce oddać przedszkole albo żłobek w dobre ręce, to zawsze chętnie siadamy do rozmów.

J.Ś.: My jesteśmy po prostu bardzo mobilnymi ludźmi, wcześniejsze doświadczenia zawodowe nas tego nauczyły. Mieszkamy tu w Lusowie i mamy ok. 300 km zarówno na północ, jak i na południe Polski do naszych Żłobków i Przedszkoli Kogut. 300 km do pracy to dla nas żaden problem! (śmiech)

Zapewne w organizacji i funkcjonowaniu wszystkich placówek Kogut pomaga Państwu zespół dobrych i wykwalifikowanych pracowników. J.Ś.: Tak, Panie Dyrektorki naszych poszczególnych przedszkoli i żłobków posiadają wieloletnie doświadczenie w opiece nad dziećmi. Są to osoby, które łączą jednocześnie funkcję nauczyciela i managera placówki, a dla nas to wielki skarb. Nie mamy kłopotów z delegowaniem zadań na odległość, takie poczucie sprawnego funkcjonowania placówek daje nam właśnie wykształcona i profesjonalna kadra, która jest z nami od lat. Wspólnie tworzymy bezpieczne i szczęśliwe miejsca dla dzieci pod auspicjami Aktywnego Koguta.

A.Ś.: Praca zdalna, mobilność, delegowanie zadań na odległość to m.in. jedno z moich poprzednich doświadczeń zawodowych. W związku z tym praca z zespołem w przedszkolu, na zasadzie zarządzania na odległość, nie jest mi obca, wprost przeciwnie. Placówka, do której mam 1,5 km pracuje tak samo jak ta, do której mam 350 km. Jeśli coś jest zrobione i poukładane dobrze, to działa, bez różnicy gdzie.

A co do zespołu pracowników, to mamy szczęście do ludzi. Powierzamy im obowiązki, zadania, odpowiedzialność za opiekę nad dziećmi, ale też z otwartością przyjmujemy uwagi i sugestie dotyczące kierunków rozwoju, kreowania

Jubileusz 34 Prestiżowe miejsce

wizerunku czy stosowanych metod pedagogicznych. Dajemy pracownikom spory kredyt zaufania i swobodę w podejmowaniu decyzji. Mają dużą samodzielność, nie ograniczamy ich, nie stopujemy kreatywności. Z drugiej jednak strony funkcjonuje u nas system audytu wewnętrznego, czyli procedury, według których sprawdzamy i rozliczamy działania naszych dyrektorów, nauczycieli i opiekunek. To trochę jak w małżeństwie (śmiech) „kochaj, ale sprawdzaj”. Nasz dyrektor operacyjny cyklicznie jeździ do poszczególnych placówek w kraju i sprawdza „od środka” jakość świadczonych przez nasze placówki usług oraz przestrzeganie ustalonych zasad przez pracowników. Nasza wewnętrzna check lista posiada aż 76 punktów: poczynając od dokumentów wymaganych od nas przez sanepid, straż pożarną czy urząd miasta, a na przeglądach budowlanych czy ochronie danych osobowych kończąc.

Od 1 września br. w Poznaniu przy ul. Hawelańskiej startujecie z nowym wyjątkowym przedszkolem? Proszę powiedzieć cóż takiego będzie w nim niezwykłego?

A.Ś.: Dwa lata temu podpisaliśmy umowę na budowę kolejnego lokalu pod Aktywne Przedszkole Kogut przy ul. Hawelańskiej. Intensywnie analizowaliśmy rynek i myśleliśmy, co może spowodować, że będziemy oryginalni, czego nie da się tak szybko podrobić czy skopiować, jeżeli chodzi o ofertę dla dzieci i rodziców. Bo np. jeśli chcielibyśmy wprowadzić naukę języka węgierskiego w przedszkolu, to bystra dyrektorka z innej konkurencyjnej placówki zadzwoni do tego samego lektora i również u siebie wprowadzi takie zajęcia. Gra na skrzypcach, karate, programowanie – wszystko, co jest do kupienia z rynku, wcześniej czy później może być skopiowane, nawet licencja na

Montessori. Natomiast jeśli ktoś inwestuje w duże – i co by nie mówić – kosztowne przedsięwzięcie techniczno-budowlane, które trzeba zaplanować dużo wcześniej, a potem precyzyjnie je zrealizować, to można być pewnym, że jest to pomysł bardzo trudny do skopiowania. Dlatego postawiliśmy na Aktywne Przedszkole Kogut z basenem. Projekt przemyślany, obgadany, przeliczony. Pierwszy odzew „z rynku”, czyli od rodziców, mamy bardzo pozytywny, choć budowa ciągle jeszcze trwa.

Dla nas basen przy przedszkolu to idealna synergia, bo z jednej strony jest mnóstwo niezaprzeczalnych zalet nauki pływania i radości z aktywności w wodzie, a z drugiej strony wiemy, że naszymi klientami są rodzice, którzy podejmują decyzję o wyborze takiej placówki. Na naszych teczkach i materiałach marketingowych widnieje napis „Dajemy więcej”. I tam można dopisać: więcej ruchu, więcej zabawy, więcej profesjonalizmu i dajemy też rodzicom – w tym wypadku – więcej wolnego czasu. Bo faktycznie, jeśli rodzic ma zawieść ukochanego szkraba na basen, to schodzą mu ok. 2-3 godziny z jazdą w obie strony i czekaniem na trybunach. W Kogucie od godz. 15:00, dwa razy w tygodniu rodzice mogą odebrać swoją pociechę już po zajęciach na basenie.

J.Ś.: Chcieliśmy, aby dzieci miały czas na zabawę i aktywność fizyczną wśród mnogości zajęć, często wymaganych przez samych rodziców. Angielski, hiszpański, logopedia, sensoryka itp. Dzieci muszą mieć czas na dzieciństwo, śmiech, bieganie, berka i… basen.

A.Ś.: Jednym z powodów determinujących powstanie przedszkola z basenem były właśnie potrzeby rehabilitacyjne dzieci z orzeczeniami o potrzebie kształcenia specjalnego. Każda nasza placówka jest integracyjna, w każdej są dzieci z orzeczeniami, którym zapewniamy opiekę na najwyższym poziomie. Mamy doskonale wykształconą kadrę specjalistów, ale i takie poczucie, że robimy coś dobrego dla świata.

Pani Joasiu, rozumiem, że małżonek jest inicjatorem przyprzedszkolnego basenu?

J.Ś.: Oczywiście, i basenu, i samej nazwy Kogut. Wciąż słucham o nowych pomysłach Adama, ale jeśli powiem „tak”, on dostaje zielone światło na ich realizację. I tak było też w tym przypadku. (śmiech)

O co najczęściej pytają rodzice, zapisując swoje maluchy do Koguta?

A.Ś.: Rodzice w większości mają świadomość potrzeby zbilansowanego i zróżnicowanego jedzenia, więc temat wyżywienia pojawia się prawie zawsze. Pracujemy wyłącznie z dostawcami posiłków stricte przygotowywanych dla dzieci, planowanych przez dietetyków i co tydzień udostępniamy rodzicom jadłospis. Bierzemy pod uwagę wszelkie diety (bezglutenowe, bezmleczne itp.), alergeny i co ważne – nie przyjmujemy posiłków zrobionych przez rodziców. Rygorystycznie pilnujemy, co dane dziecko może, a czego nie może jeść, dlatego najwięcej kolorowych karteczek z notatkami wisi w naszych kuchniach. Jak w każdej kwestii, również w kwestii diet podchodzimy do sprawy profesjonalnie i przez 14 lat prowadzenia placówek Kogut żaden rodzic nie przyszedł ze skargą, że dziecko ma wysypkę czy alergię po otrzymanym posiłku. To dużo dla nas znaczy.

J.Ś.: Rodzice pytają też o zajęcia logopedyczne, sensoryczne, językowe, o place zabaw, wychodzenie na spacery, o rozkład dnia, czy np. dziecko, które nie potrzebuje drzemki musi spać. U nas nie musi (śmiech), nic na siłę.

Stawiacie Państwo na indywidualne podejście do każdego dziecka, nauczacie dzieci poznawania świata za pomocą różnych zmysłów, dostrzegania detali, otwartości na świat.

A z czego jesteście najbardziej dumni, gdy spojrzycie na pracę i funkcjonowanie placówek z perspektywy tych 14 lat?

A.Ś.: Przede wszystkim jesteśmy dumni z naszych wychowanków. Nasze pierwsze przedszkolaki są już na studiach. Po drugie doceniamy zaufanie rodziców, którym obdarzają nas przez tyle lat, bo bez ich zgody nie byłoby naszego biznesu. I kolejny duży powód do dumy

to nasze wybory kadrowe. Mamy szczęście do ludzi wykształconych, po studiach kierunkowych i podyplomowych, z wiedzą i bogatym doświadczeniem, empatycznych i otwartych, którzy wciąż –pomimo upływu lat – chcą z nami pracować. I to jest nasza niezaprzeczalna wartość. Budując zespół, budujemy komfort pracy, współtworzymy styl i standard pracy. A nauczycieli/pedagogów wychowania przedszkolnego, jeszcze błyskotliwych i otwartych na nowości, jest niedobór. J.Ś.: Naszym pracownikom szefowie w Kogucie się raczej nie zmienią… mają tego świadomość. Tworzymy więc zawodowy, w pełni profesjonalny zespół, ale jednocześnie stawiamy na koleżeńską atmosferę. To są ludzie, z którymi nam się dobrze rozmawia, ale i wartościowo posprzecza, bo konstruktywnie wymieniamy swoje poglądy. Wiele godzin spędzamy w pracy, więc niech ta praca daje nam przyjemność, satysfakcję i zadowolenie.

Prestiżowe miejsce

Reasumując, do kiedy trwa nabór do przedszkola na Hawelańskiej i ile macie przewidzianych miejsc?

A.Ś.: Startujemy 1 września. Nabór trwa, więc kto pierwszy, ten lepszy. Budujemy nowoczesne przedszkole z 76 miejscami. Kilkanaście miejsc dla dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, bo widzimy, że z roku na rok przybywa dzieci z orzeczeniami i cztery 16-osobowe grupy przedszkolne, dopasowane do wieku dzieci. Wyciągamy więc pomocną dłoń w kierunku rodziców dzieci potrzebujących więcej czasu na naukę, na zrozumienie. Z dziećmi nauczyciele pracują indywidualnie i w grupach, dostosowując tematykę i tempo zajęć do potencjału dziecka.

Jakie plany i inwestycje przed Państwem?

A.Ś.: Jesteśmy w trakcie otwierania kolejnego żłobka w Katowicach, a także w Piekarach Śląskich i drugiego naszego punktu w Bytomiu. Czyli 3 inwestycje na południu, dodatkowo – oprócz Hawelańskiej – nowa placówka na Jeżycach w Poznaniu oraz dwa punkty w Szczecinie, które też są w końcowej fazie negocjacji, jeśli chodzi o lokale. W przeciągu najbliższych dwóch lat otworzymy na pewno sześć nowych placówek pod szyldem Aktywnego Koguta.

miejsce

DOM W DĘBOGÓRZE

Zamieszkaj w otulinie Puszczy Zielonki

W malowniczej okolicy Puszczy Zielonki, w Dębogórze koło Poznania, znajduje się niezwykły dom, który przyciąga uwagę swoim wyjątkowym designem. Zbudowany na podstawie indywidualnego projektu jednej z renomowanych pracowni architektonicznych, stanowi harmonijne połączenie nowoczesności i naturalnego piękna. Inspirowany modernizmem, dom ten jest przykładem, jak współczesna architektura może wpisywać się w otaczający krajobraz, tworząc przestrzeń idealną do życia i odpoczynku. W rozmowie z jego właścicielem, Panem Markiem, odkrywamy tajniki powstawania tego wyjątkowego projektu i dowiadujemy się, jak wyglądało przeniesienie wizji z deski kreślarskiej do rzeczywistości.

SR ozmawia : Alicja Kulbicka | z djęcia : Advestor Premium House

kąd pomysł na tak nietuzinkowy dom?

To jest w zasadzie proste. (śmiech) Zanim przeniosłem się do Poznania, mieszkałem na Pomorzu, w powiedzmy dość tradycyjnym polskim domu. Choć nie był to dom zbudowany na podstawie gotowego projektu, bo zaprojektowany przez studio architektoniczne, ale jednak dosyć typowy. Nie było w nim nic zaskakującego. Dość szybko ta formuła się dla mnie wyczerpała. A ja poprzez swoje podróże po świecie zdążyłem zobaczyć, że można inaczej, że architektura nie musi być

nudna. Szukając swojego miejsca na ziemi, postanowiłem, że kolejny dom będzie bardziej oryginalny. Zacząłem czytać i się uczyć. I najbardziej ze wszystkich stylów urzekł mnie modernizm, czyli funkcja obleczona prostą architekturą. Jednak, aby powstał dom, potrzebna była najpierw działka. Rozpoczęły się poszukiwania i tak trafiłem do Dębogóry. Kiedy stanąłem w miejscu, w którym dzisiaj stoi dom, wiedziałem, że to jest to. Duża, ze spadkiem i przepięknym widokiem na las. Poszukiwania uznałem za zakończone, w ciągu tygodnia dopiąłem formalności i działka była moja.

Wspomniał Pan o pochyleniu działki. To dość nietypowe

jak na Wielkopolskę.

Działka ma 3500 metrów kwadratowych i faktycznie jest usytuowana na pagórku, co dodaje jej urody. Takich miejsc w Wielkopolsce jest niewiele, drugi taki region położony tak niedaleko Poznania to Puszczykowo i okolice. Reszta jest płaska. A ponieważ mieszkałem na Pomorzu, które usiane jest wzgórzami i pagórkami to nie mogłem wybrać inaczej.

Projekt domu także powstawał w sposób nietypowy.

Początkowo nie miałem jakiejś konkretnej wizji dotyczącej tego, jak powinna wyglądać bryła budynku.

W zamyśle po kupnie działki chciałem dać sobie czas na wyklucie się w moje głowie jakiegoś pomysłu. Ale jak to w życiu, wszystko potoczyło się zupełnie inaczej niż zaplanowałem. ( śmiech ) Spotkanie z dawnym znajomym z liceum, dzisiaj światowej klasy architektem Piotrem Śmierzewskim, znacznie przyspieszyło ten proces. Wraz ze swoim wspólnikiem Dariuszem Hermanem zamiast

klasycznie rozpocząć prace projektowe, zaproponowali mi coś wyjątkowego, niespotykanego. A mianowicie przegląd architektury modernistycznej w Polsce. Swoisty konkurs rozpisany wśród różnych pracowni architektonicznych, oparty na moich wyobrażeniach o domu idealnym. Moim zadaniem było napisanie eseju, o tytule „Dom, w którym chciałbym zamieszkać", który zawierał wszystko to, co było dla mnie istotą domu modelowego.

Pamięta Pan co się w nim znalazło?

Pamiętam pierwsze zdanie, które brzmiało „cisza jest dla mnie wszystkim". Zdanie, które oddawało podstawowe założenie, jakie przyświecało temu projektowi – mieszkać w miejscu, w którym mogę odgrodzić się od ludzi i samemu decydować, kiedy tych ludzi chcę widzieć. Pamiętam także, że chciałem, aby dom był prosty, funkcjonalny, a także zwróciłem uwagę na modernistycznych architektów, którzy mnie inspirowali, takich jak Ludwig Mies van der Rohe czy Frank Lloyd Wright ze swoim kultowym dzisiaj projektem Fallingwater.

Ile pracowni stanęło do konkursu?

Finalnie było ich pięć. Pracownia KWK Promes Roberta Koniecznego, Medusa Group znana chociażby z ikoniczego domu w kopalni, pracownia Hs99 Herman – Śmierzewski, poznańskie studio Ultra Architects oraz architekci Rutkowski & Radwański. Wszyscy oni mieli trzy miesiące na przygotowanie wstępnych koncepcji i po tym czasie spotkaliśmy się w perełce naszej poznańskiej architektury, czyli w Starym Browarze, w księgarni Bookarest, gdzie tam odbyła się publiczna prezentacja projektów. Co ciekawe, mógł przyjść każdy kto chciał, wstęp na to wydarzenie był wolny. Pojawiło się sporo ludzi, by zobaczyć w jednym miejscu ikony polskiej sceny architektonicznej to było coś! Pracownie po kolei prezentowały swoje projekty, modele, slajdy, a ja już wiedziałem, że moje serce bije szybciej na widok projektu Ultra Architects. Zafascynowała mnie zaprojektowana przez nich bryła, niedostępna

od strony wejścia do domu, stwarzająca pozory wręcz zamczyska, a od strony ogrodu bardzo otwarta, wpuszczająca do domu wiele światła i pozwalająca cieszyć się widokiem na las. Dodatkowo wisienką na torcie było wykończenie elewacji drewnem. Był to rok 2006, więc naprawdę to było bardzo, jak na tamten czas, innowacyjne rozwiązanie.

Czy zatem mam rozumieć, że przyjął Pan projekt bez żadnych zmian? To się prawie nie zdarza!

Architekci z Ultra Architects idealnie odczytali moje potrzeby. Zrezygnowałem tylko z rolet okiennych, które trochę przytłaczały w mojej opinii bryłę, ale reszta pozostała bez zmian.

I budowa ruszyła...

Rok od wbicia pierwszej łopaty wprowadziliśmy się do naszego wymarzonego domu. A wszystkie prace zakończyły się mniej więcej po trzech latach, kiedy to na naszej bramie zamontowaliśmy adres posesji.

Jakie materiały zostały użyte do budowy?

Dom jest zbudowany z żelbetonu i porothermu. Okna są drewniane mahoniowe, a ocieplenie domu wykonane jest z wełny mineralnej o grubości 20 cm, co także jest ewenementem, bo standardem było wówczas ocieplenie 10 centymetrowe. Drewniana elewacja oraz taras wykonane są z drewna egzotycznego Tatachuba. Sam jego wybór to cała historia, bo decydując się na naturalny materiał na elewacji, mieliśmy świadomość, że

Ile dom ma metrów, ile pomieszczeń i jakie?

Cały dom ma 312 metrów kwadratowych i składają się na niego trzy sypialnie, dwie łazienki, salon połączony z kuchnią, spiżarnia, pralnia, garaż na dwa samochody, schowek na poznańskie „klunkry” oraz kotłownia.

Dom ma ogromne przeszklenia. Jak wygląda kwestia ogrzewania?

Dom jest usytuowany na linii wschód - zachód, a największe przeszklenia wychodzą na stronę południową. Zatem zgodnie ze wszelkimi regułami spełnia warunki domu energooszczędnego. Ogrzewanie zastosowane w domu zostało specjalnie dla niego zaprojektowane, zamontowane zostały grzejniki kanałowe, dziś stosowane powszechnie w budynkach biurowych ze szklanymi elewacjami. Ale w tamtych latach było to novum! Dodatkowo okna są wyposażone w automatyczne zaciemniające żaluzje, które opuszczają się w sytuacji, kiedy bardzo mocno słońce operuje, co pozwala także uniknąć nadmiernego nagrzania wnętrza domu.

będą na niego oddziaływały warunki atmosferyczne, więc musiał ładnie patynować. Próbki różnych rodzajów drewna rzuciliśmy w ogrodzie i sprawdzaliśmy, jak się zachowują. Wybór padł właśnie na Tatachubę, która patynuje do popieli z lekkim odcieniem brązu. A na takim efekcie nam zależało, bo tak dokładnie wyglądają domy w Skandynawii. Do montażu elewacji wykorzystano 10 tysięcy wkrętów ze stali nierdzewnej, co było doskonałym rozwiązaniem, bo uniknęliśmy zacieków, ale także nic przez te prawie 20 lat nie odpadło. ( śmiech ) Dodatkowo do budowy wykorzystaliśmy zaprojektowaną przez architektów kostkę z piaskowca, która została wykonana w kamieniołomie w Radkowie.

Ciekawym rozwiązaniem nieczęsto spotykanym w domach jest patio.

To trochę efekt uboczny wkopania domu w ziemię. Patio jest usytuowane od strony wejścia, czyli od strony północnej, gdzie co do zasady okien nie ma, jednakże zdecydowaliśmy, że takie wewnętrzne okna, wychodzące na patio, dadzą nam dodatkowe źródło światła i wniosą urok do całej przestrzeni.

Ogromne wrażenie robi ogród, którego naturalnym ogrodzeniem jest ściana lasu.

Znajdujemy się w otulinie Puszczy Zielonki, więc zieleni tu nie brakuje. Jesteśmy tak blisko Poznania, a jednocześnie można odnieść wrażenie, że mieszkamy w środku lasu. Doskonały mikroklimat, zapach lasu sosnowego w połączeniu z naturalną wilgocią powodują, że tu się świetnie oddycha. A sam ogród pomaga utrzymać w porządku Franek, czyli robot samokoszący.

Odległość od Poznania nie stanowi problemu?

Dłużej zdarza mi się jechać z Winograd do centrum miasta niż stąd. Jeśli oczywiście nie trafi się jakiś nieprzewidziany zator na drodze, w okolice Starego Rynku można dojechać w około 20-25 minut. Jest także autobus miejski, który dojeżdża na Śródkę, więc to miejsce jest naprawdę dobrze skomunikowane.

Dom jest absolutnie wyjątkowy, zbudowany bez kompromisów, a także niesie za sobą wyjątkową historię. Włożył Pan w jego powstanie wiele serca. Jednak dzisiaj jest na sprzedaż. Nie będzie Pan za nim tęsknił?

Już tak w życiu mam, że lubię zmiany. (śmiech) Ciągnie mnie w świat, życie postawiło przede mną nowe możliwości i zdecydowałem, że chciałbym jeszcze trochę świata w życiu zobaczyć. Fantastycznie mi się tutaj mieszkało, ten dom jest idealny w każdym calu, gdybym dzisiaj go budował ponownie – niczego bym nie zmienił. I dlatego wierzę, że jego kolejni mieszkańcy znajdą w nim wszystko to, co oferuje. Od funkcjonalnej przestrzeni po radość z otaczającej go przyrody. Jestem pewien, że nowi mieszkańcy pokochają ten dom i otaczającą go naturę równie mocno jak ja.

DR JACEK GOLISZEWSKI | PREZES BUSINESS CENTRE CLUB

Mamy nadzieję na zmiany

W obliczu zmian w Wielkopolskiej Loży Business Centre Club oraz wyzwań, jakie przynosi sytuacja gospodarcza po ośmiu latach rządów Prawa i Sprawiedliwości, prezes BCC dr Jacek Goliszewski, dzieli się swoimi spostrzeżeniami i postulatami. W ekskluzywnym wywiadzie mówi o koniecznych reformach, przyszłości polskich przedsiębiorców oraz wyzwaniach, jakie stawia przed nimi współczesny rynek.

R ozmawia : Alicja Kulbicka | Zdjęcia: Monika Olszewska

Niedawno w Loży Wielkopolskiej BCC powołano nową dyrektor – panią Katarzynę Jakubowską. Co ta zmiana oznacza dla Loży?

DR JACEK GOLISZEWSKI: Loża Wielkopolska BCC działa od połowy lat 90-tych. Jak z każdą zmianą, chcemy wzmacniać pozycję i działania Loży. Działania te związane są także z rozszerzeniem pakietu usług dla całego Klubu, a więc wzmocnienie networkingu i wzajemnych relacji między firmami członkowskimi, wsparcie i pomoc w zarządzaniu przedsiębiorstwem poprzez organizację konferencji i przygotowywanie raportów dotyczących dobrych

praktyk biznesowych, przywództwa, nowoczesnych narzędzi i instrumentów. Wprowadzamy wzajemne porady firm członkowskich, jak również będziemy dostarczać informacje o najważniejszych rządowych propozycjach legislacyjnych oraz programach pomocowych. Tworzymy nowe komisje branżowe dla naszych firm, tak by jeszcze lepiej prezentować ich problemy i postulaty w komisjach sejmowych i senackich, jak również w Radzie Dialogu Społecznego i Radzie Przedsiębiorczości. Poznań zawsze miał w sobie ducha przedsiębiorczości, także tym intensywniej przystępujemy do działania.

Przypomnijmy zatem strukturę i cele BCC.

Zacznę od tego, że Business Centre Club działa od 1991 r. i jest najstarszą organizacją indywidualnych przedsiębiorców i pracodawców w Polsce. Jesteśmy prestiżowym i nowoczesnym Klubem przedsiębiorców, aktywnie kreującym

rzeczywistość gospodarczą. Członkowie BCC zatrudniają ponad 450 tys. pracowników, a ich siedziby rozlokowane są w blisko 250 miastach. Na terenie całej Polski działają 22 loże regionalne. Do BCC należą przedstawiciele wszystkich branż, międzynarodowe korporacje, instytucje finansowe i ubezpieczeniowe, uczelnie wyższe, koncerny wydawnicze i znane kancelarie prawne. Członkami Klubu są także prawnicy, dziennikarze, naukowcy, wydawcy, lekarze i studenci. Nasza siła tkwi więc nie tylko w klubowej solidarności, ale także w różnorodności. Oprócz spotkań o charakterze networkingowym, proponujemy wiele konkursów, spotkań szkoleniowych i doradczych, dzięki którym członkowie zyskują możliwość poznania nowych narzędzi biznesowych czy budowania przewag konkurencyjnych. Jako jedyni z organizacji pracodawców proponujemy Polisę Bezpieczeństwa, gwarantującą pomoc wówczas, gdy zagrożone są interesy zawodowe lub osobiste członka Klubu. Wielokrotnie, dzięki naszym interwencjom, zmieniane były niekorzystne przepisy, a firmy członkowskie uniknęły bankructwa i ciągnących się latami procesów. Poprzez sztab ponad stu klubowych ekspertów z różnych dziedzin, działających w kilkunastu komisjach tematycznych i gremiach, staramy się wpływać na rządzących na rzecz partnerskiego dialogu i dobrych regulacji dla przedsiębiorców na poziomie Sejmu, Senatu, w ramach Rady Dialogu Społecznego, której przewodniczyliśmy do października ubiegłego roku oraz Rady Przedsiębiorczości, której przewodnictwo rotacyjnie objęliśmy od lipca br.

Kiedy 15 października 2023 było już wiadomo, że władza w Polsce się zmieni, giełda zareagowała entuzjastycznie, szczególnie w segmencie Spółek Skarbu Państwa. Czy dziś po pół roku rządów Koalicji 15.X. możemy mówić o poprawie sytuacji gospodarczej? Chociażby w kontekście odblokowania funduszy na KPO?

Giełdowe Spółki Skarbu Państwa są dobrym barometrem dla sytuacji kraju, ale bardziej pod kątem politycznym niż gospodarczym. A pół roku to jednak mało dla pełnej oceny sytuacji gospodarczej. Także za wcześnie jeszcze, by mówić o jej poprawie. Pozytywnym efektem, ale też i trochę sztucznym ze względu na utrzymywanie zerowego VAT-u na żywność czy zamrożeniu cen energii, jest zmniejszenie inflacji. Po uwolnieniu cen żywności i energii specjaliści przewidują jednak kilkuprocentowy wzrost inflacji do ok. 6% pod koniec roku, co jest cały czas powyżej celu inflacyjnego tj. 2,5%. Na pewno pozytywnym efektem jest odblokowanie środków z KPO, ale na efekty także trzeba będzie poczekać, bo pieniądze uruchamiane są transzami i najpierw przeznaczane na projekty już realizowane, które podmioty uruchamiały znacznie wcześniej, by nie stracić możliwości dofinasowania. Ogólnie perspektywy dla polskiej gospodarki są dobre. Po

gwałtownym spowolnieniu wzrostu gospodarczego w Polsce w 2023 r., ekonomiści oczekują odbicia do ok. 3% wzrostu PKB. Choć trzeba też uwzględnić bardzo duży wzrost wydatków i fakt objęcia Polski przez KE procedurą nadmiernego deficytu.

Na jakie cele powinny trafić pieniądze z KPO?

Tu mówimy zarówno o środkach KPO, jak i funduszach spójności. Do Polski ma trafić w sumie 137 mld euro. Zgodnie z celami UE prawie połowa środków ma być przeznaczona na cele klimatyczne, a ponad 20% na transformację cyfrową i podobnie na reformy socjalne. Środki te powinny umożliwić Polsce znaczący wzrost inwestycji, bo ich poziom w stosunku do PKB jest od wielu lat na krytycznie niskim poziomie 17%, podczas gdy np. Czechy, Słowacja czy Rumunia mają ten wskaźnik na poziomie 22-24%. Chciałbym także podkreślić znaczenie czasu przy wydatkowaniu środków z KPO. Polska ma bardzo małe wykorzystanie tych środków, a na wydanie pozostało ok. 3 lat.

Jednym z tematów spotkania Wielkopolskiej Loży BCC była demografia i brak pracowników. Rządząca koalicja stanowczo zapowiedziała, że nie ma zgody na podniesienie wieku emerytalnego. Jednak liczby są nieubłagane, a w wielu branżach brakuje rąk do pracy. Jak zatem to pogodzić? Jaki jako BCC macie na to pomysł?

W najbliższym czasie czekają nas duże wyzwania i zmiany na rynku pracy. Wg różnych badań w najbliższych latach będzie brakowało ponad 1 mln pracowników i ta tendencja ma się pogłębiać. Prognozy demograficzne też są złe. Mamy od wielu lat bardzo niski przyrost naturalny, a na jednego emeryta pracuje obecnie 2,2 osoby, a prognozy mówią o ok. 1,5 osoby. Gdyby nie uchodźcy z Ukrainy to w handlu czy gastronomii mielibyśmy już teraz do czynienia z dużym deficytem pracowników. Nasi przedsiębiorcy zgłaszają nam też, że brakuje pracowników w określonych zawodach, których w niewystarczającym stopniu dostarcza polski system edukacji, słaby zwłaszcza w szkolnictwie zawodowym. Pewnym rozwiązaniem może być promocja i wdrażanie nowych technologii, szczególnie tych w oparciu o sztuczną inteligencję, które spowodują, że nasza praca stanie się bardziej efektywna, a na niektóre miejsca pracy rekrutacja przestanie być potrzebna. Ale głównym rozwiązaniem staje się przemyślana i kompleksowa polityka imigracyjna, tj. określająca warunki, koszty i ryzyka we wszystkich etapach integracji cudzoziemców. To już jest zadanie dla rządu.

Jednym z elementów wspierających przedsiębiorczość jest jasny i klarowny system podatkowy. O polskim systemie podatkowym można wiele powiedzieć, ale raczej nie to, że jest zrozumiały. Czy według Pana istnieje szansa, aby to zmienić?

Mamy głęboką nadzieję na taką zmianę! Podczas niedawnego spotkania w Ministerstwie Finansów zwróciliśmy się z apelem do ministra Andrzeja Domańskiego o przeprowadzenie Dużej Reformy Podatkowej. Uważamy, że po ponad 30 latach transformacji Polskę i polskich przedsiębiorców, biorąc także pod uwagę ambicje gospodarczo-społeczne naszego kraju, stać na przejrzysty, spójny i przewidywalny system podatkowy. Przedstawiliśmy ministrowi Domańskiemu dokument z 12 rekomendacjami dla takiej właśnie Reformy, które

Jubileusz

Prestiżowa rozmowa

wypracowała Komisja Podatkowa

BCC. Jest to dokument systemowy, wskazujący strukturalne słabości i nieefektywności obecnego systemu oraz postulaty i rekomendacje ich rozwiązania, jak również te promujące dialog i współpracę z administracją skarbową. To wszystko po to, by zarządzanie przedsiębiorstwem, w tym coraz bardziej kompleksowym i złożonym, niestabilnym, niejednoznacznym i nielinearnym otoczeniu, było prostsze. By procesy decyzyjne, planowania i analiz były łatwiejsze i obarczone jak najmniejszą ilością błędów, związanych z niepewnymi założeniami.

Od lat postulujecie obniżenie podatków do poziomu analogicznego jak w krajach nadbałtyckich. Jednak w ostatnim miesiącu Polska została objęta procedurą nadmiernego deficytu. To oznacza potencjalną konieczność wprowadzenia cięć w wydatkach i przygotowania planu naprawczego. Zatem jak pogodzić obniżenie podatków z koniecznością zaciskania pasa?

Ograniczanie deficytu może odbywać się na różne sposoby: bardziej kosztowne i trudniejsze do przeprowadzenia, jak np. redukcja wydatków, zwiększanie zadłużenia państwa, ale także i przede wszystkim poprzez wzrost gospodarczy. I jak wynika z naszego spotkania w Ministerstwie Finansów, właśnie na ten trzeci sposób, tj. na wzrost gospodarczy, stawia głównie rząd. Do wzrostu gospodarczego potrzebne są inwestycje, a w naszej opinii obniżka podatków powoduje wzrost środków dla przedsiębiorców, które przeznaczane są w większości na inwestycje. A te, jak już wspomniałem, są od wielu lat na krytycznie niskim poziomie ok. 17% w stosunku do PKB. Oczywiście zdajemy sobie sprawę z trudnej sytuacji budżetowej i konieczności wzrostu wydatków np. na obronność. We wspomnianej, postulowanej Dużej Reformie Podatkowej, nie ma żadnej propozycji odnośnie wysokości poszczególnych podatków. O nich chcemy rozmawiać, gdy nastąpi poprawa sytuacji gospodarczej. Wprowadzanie postulowanych przez nas obecnie zmian w Reformie pozwoli na zwiększenie efektywności działania przedsiębiorców, a przede wszystkim umożliwi im planowanie inwestycji wieloletnich. Jako grupa społeczna wytwarzająca ok. 75% polskiego PKB możemy mieć i mamy swoje postulaty i liczymy na ich realizację. Skutki wprowadzonego Polskiego Ładu odczuwamy do dziś.

A co ze sławetną składką zdrowotną? Bo od wielu przedsiębiorców słychać głosy, że składka zdrowotna liczona od dochodu, czyli także od sprzedaży środków trwałych jak chociażby od sprzedaży firmowego auta, jest po prostu nonsensem. I znów – minęło pół roku obecnych rządów – a przedsiębiorcy nadal tkwią w tym absurdzie. Czy ma Pan jakieś wieści co do ewentualnych zmian?

Absolutnie się zgadzam z tymi głosami przedsiębiorców. Dla nas obecny sposób naliczania składki zdrowotnej jest w rzeczywistości parapodatkiem, a naliczanie jej od sprzedaży środków trwałych jest absurdalne. Nasze duże obawy budzi cały czas brak decyzji odnośnie powrotu do sposobu naliczania składki sprzed Polskiego Ładu. Był to jeden z kluczowych postulatów przedwyborczych opozycji. Obecnie otrzymujemy informacje o trwających pracach i konsultacjach w Ministerstwach Zdrowia oraz Finansów, przedstawiane są pierwsze propozycje. Jednak nieoficjalnie mówi się, że powrotu do poprzedniego naliczania składki nie będzie, ze względu na trudną sytuację budżetową. Jest to dla nas nie do zaakceptowania.

I ostatni, choć niezmiernie ważny temat poruszony w trakcie Wielkopolskiego Spotkania – prawo i jego „nadprodukcja”. Ostatnie osiem lat to istny wysyp niespójnych ze sobą aktów prawnych, brak vacatio legis czy konsultacji

społecznych. Niechlujnie przygotowany KSeF został przesunięty w czasie, ale w tym obszarze jak zakładam jest jeszcze wiele do zrobienia… Stabilne otoczenie regulacyjne, oparte na skutecznej i partnerskiej legislacji stanowi fundament dla wzrostu gospodarczego i inwestycji. W ostatnich latach brakowało nam właśnie takiego podejścia. Musimy powrócić do dialogu społecznego, vacatio legis, oceny skutków regulacji. A stosowanie prawa musi być przejrzyste i sprawiedliwe. Musi też nastąpić powrót do przygotowywania założeń projektów aktów normatywnych oraz poprawa jakości uzasadnień do projektów, co jest kluczowe dla jakości procesu legislacyjnego. Jako BCC postulujemy także zmniejszenie opresyjności prawa względem przedsiębiorców. Za poprzedniej władzy wprowadzono do kodeksu karnego nowy typ przestępstw fakturowych, za który grozi do 25 lat pozbawienia wolności, administracja skarbowa bardzo łatwo może zająć konto przedsiębiorcy, nawet bez jego wiedzy. Wzrasta cały czas maksymalna wysokość grzywien za naruszenia skarbowe, ponieważ są one naliczane jako wielokrotność płacy minimalnej, która regularnie wzrasta. Chcemy również znacznego ograniczenia tzw. aresztu wydobywczego, a więc pokazowych aresztowań i wielomiesięcznych przetrzymywań przedsiębiorców w areszcie.

Współczesny świat przynosi wiele wyzwań, ale także szans przedsiębiorcom. Jakie wyzwania widzi Pan stojące przed polskimi biznesami i gdzie mogą one upatrywać szans na rozwój?

Brakuje nam cały czas strategii gospodarczej kraju: w jakich obszarach, branżach Polska chce się rozwijać, które gałęzie, obszary chcemy wzmacniać, które doinwestować, a z których powoli się wycofywać, jaki powinien i będzie udział państwa w przedsiębiorstwach poza infrastrukturą krytyczną. Taka strategia ułatwiłaby znacznie działania i decyzje inwestycyjne przedsiębiorców, wskazując im kierunki rozwoju. Dwa główne wyzwania dla przedsiębiorców to wspominana już luka ilościowa i jakościowa na rynku pracy oraz zmiana mixu energetycznego polskiej gospodarki i tym samym obniżka i ustabilizowanie cen nośników energii. Polska energetyka w dużej części oparta jest na węglu, a polskie produkty i firmy mają cały czas jeden z najwyższych śladów węglowych w UE. Innym wyzwaniem, szczególnie dla małych i średnich przedsiębiorstw, może okazać się wdrażanie wymagań związanych z raportowaniem ESG. Szanse na rozwój to przede wszystkim kosztooszczędne i energooszczędne technologie oraz te szczególnie oparte na Sztucznej Inteligencji jak robotyka, automatyka, przemysł 5.0, duże zbiory danych, analityka predykcyjna, chaty itp. Technologie te nie tylko wpływają na działania przedsiębiorstw, ale zmieniają także modele biznesowe, stając

się znaczącym źródłem przewagi konkurencyjnej. Druga szansa to odbudowa Ukrainy i udział polskich przedsiębiorców w tym procesie. Polska ze względu na bliskość geograficzną i kulturową powinna tu odgrywać jedną z głównych ról. Potrzebne są tu działania rządu, a dla samych przedsiębiorców wsparcie systemowe m.in. akcja informacyjna, zabezpieczanie kredytów, ryzyk itp.

Z dniem 1 lipca 2024 Business Centre Club objął trzymiesięczne przewodnictwo w Radzie Przedsiębiorczości, forum współpracy przedstawicieli największych organizacji reprezentujących przedsiębiorców i pracodawców w Polsce. Jakie cele stawiacie sobie na ten czas? Przewodnictwo w Radzie Przedsiębiorczości to dla nas przede wszystkim wytężona praca. Stając na czele dziewięciu największych organizacji przedsiębiorców i pracodawców w Polsce, stawiamy sobie jasny cel: jeszcze skuteczniejsze wspieranie polskich przedsiębiorców. Chcemy wspólnym głosem mówić o systemowym wsparciu firm i ich pracowników. Tym bardziej, że celem Rady Przedsiębiorczości jest opiniowanie najważniejszych aktów prawnych i decyzji, które mają przełożenie na gospodarkę i przedsiębiorców. Zdaję sobie sprawę, że jest wiele spraw, przed którymi stoi polska gospodarka. Jednym z najważniejszych wyzwań podczas naszej prezydencji będzie przekonywanie rządzących do prawdziwego dialogu i wsłuchiwanie się w głos tych, którzy dbają o rozwój ekonomiczny kraju, czyli nas – przedsiębiorców i właścicieli firm. Bardzo ważną sprawą jest, by jak

najwięcej czasu i energii poświęcić teraz na upraszczaniu i deregulacji przepisów, ale też, by robić to w taki sposób, aby nie zaskakiwać nowymi regulacjami przedsiębiorców i nie przysparzać dodatkowych kłopotów. Tak, by sytuację prawną czynić bardziej przyjazną dla prowadzenia biznesu. Obok tego jest wiele innych spraw, o których wspominałem powyżej: Duża Reforma Podatkowa, luki na rynku pracy, niestabilne ceny nośników energii, wysokie koszty finansowania itp.

Na koniec wróćmy zatem na nasze poznańskie podwórko. Jak często będą odbywały się spotkania Loży Wielkopolskiej BCC? Jakich ekspertów będzie można na nich spotkać oraz jak do takiego spotkania dołączyć? Spotkania Loży Wielkopolskiej odbywają się co miesiąc i mają zróżnicowany charakter. Organizujemy większe wydarzenia dla członków Klubu oraz firm, które chcą dołączyć do rodziny BCC. Podczas tych spotkań występują specjalnie zapraszani goście – eksperci z różnych dziedzin, takich jak ekonomia, gospodarka, nowe technologie, rozwój menedżerski oraz osobistości świata polityki, nauki i kultury. Oprócz tego, odbywają się panele tematyczne i szkolenia, a także spotkania towarzyskie i relacyjne w prestiżowym gronie. Aby dołączyć do Klubu, najprościej skontaktować się ze wspomnianą przeze mnie wcześniej nową dyrektor Loży Wielkopolskiej, Katarzyną Jakubowską. Dane kontaktowe są dostępne na stronie www.bcc.org.pl w zakładce dotyczącej Loży Wielkopolskiej. Wielkopolska jest silnym gospodarczo regionem w Polsce, dlatego głos przedsiębiorców z tej części kraju jest bardzo wyraźnie słyszany i wspierany przez BCC. Wielkopolskie firmy mają swoich przedstawicieli w gronie naszych ekspertów, w komisjach branżowych, a także w Gospodarczym Gabinecie Cieni BCC.

Zdjęcie flakonu wody kolońskiej OMA w książce „Perfumiarz z Łazarza”

WONNA HISTORIA ŁAZARZA,

czyli największa w Polsce fabryka perfum

Teren dzisiejszej Perfumiarni rozkwitł sto lat temu za sprawą fabryki perfum braci Stempniewiczów i jej Nosa, Tadeusza Rogali. W piwnicach dawnej niemieckiej tancbudy powstawały w międzywojniu zapachy, które roznosiły się z Łazarza na salony od Berlina po Królewiec. Rogala stworzył tak dobrą imitację Chanel No 5, że jego Poemat w naszej części Europy bił oryginał na głowę popularnością.

Spójrzmy na tę okolicę, cofając się o cały wiek, do roku 1924. Firma J. & S. Stempniewicz istnieje już parę lat, ale ten rok będzie dla niej przełomowy. Trzy lata wcześniej bracia kupują zadrzewioną działkę pomiędzy parkiem Wilsona, Głogowską a Śniadeckich, gospodę stojącą w jej centrum, nazwaną Feldschloss (tzw. Zamek Polny, bo wtedy wokół były same pola) oraz kamienicę przy Głogowskiej 36. Niszczejący pałacyk zbudowany pół wieku temu w stylu starogermańskim jako établissement – ogródek rekreacyjno-wypoczynkowo-piwny, J. & S. Stempniewicz odnawiają i przerabiają na fabrykę, która wkrótce stanie się największym producentem perfum w Polsce. Obaj patrioci pewnie kręcili nosem na niemiecką architekturę, ale wnętrza wydały im się być idealne. Chodzą teraz po wielkich hala restauracyjnych i balowych, kiwają głowami, przyznają, że dobrze nadają się do

Teks T : Paweł Pawrowski

mieszania kremów, ważenia mydła i pakowania gotowych produktów. W tym roku dziesiątki milionów flakonów, pudełek i puszek z logo J. & S. Stempniewicz wyląduje na łazienkowych szafkach i toaletkach mieszkańców wszystkich trzech byłych zaborów, a wkrótce dotrą jeszcze dalej. Na razie w piwnicach, zbudowanych sześćdziesiąt lat temu jako lodownia na potrzeby browaru, dojrzewają perfumy sztandarowej marki Iste, której recepturę bracia przywożą z Hamburga. Ale właśnie zatrudnili drogistę Tadeusza Rogalę, by komponował im własne zapachy. Przez czterdzieści lat pracy stworzy ich setki, wiele z nich zostanie nagrodzonych. Po sukcesie jego perfum Kalia Stempniewiczowie wyciągną Nosa na czoło fabryki, powierzą mu kierowanie interesem pod ich nieobecność. Przydzielą komfortowe mieszkanie w kamienicy przy Głogowskiej z widokiem na park Wilsona i przyfabryczny ogród. Rogala jest kreatywny, sumienny, pracowity i oddany, a fabrykę kocha jak własną. Sprowadza egzotyczne olejki i komponuje z nich perfumy, których produkcję skrupulatnie planuje, nadzoruje i dokumentuje. Ten ideał nie opuści ani dnia w pracy nawet podczas wojny, kiedy fabryką będzie zarządzał okupant. Zostanie, żeby strzec majątku Stempniewiczów. Gdy front zbliży się do Poznania w pachnących perfumami piwnicach urządzi schron dla okolicznych mieszkańców.

Fabryka Perfum i Mydeł Toaletowych J. & S. Stempniewicz stoi w głębi działki na wzniesieniu, nie widać jej z ulicy przez korony lip rosnących wokół. Od

Głogowskiej droga prowadzi pod górkę szpalerem drzew rzucających przyjemny cień. Od zachodu graniczy z ogrodem botanicznym, pierwszym publicznym parkiem Poznania, posiadającym nie lada atrakcję – palmiarnię porośniętą egzotyczną florą, a do basenu, zbudowanego dla wiktorii królewskiej, rośliny o dwumetrowym liściu pływającym na wodzie, wpuszczono właśnie aligatory złowione w Missisipi. Parkiem Wilsona zostanie nazwany za dwa lata na cześć przychylnego Polsce amerykańskiego prezydenta. Jest popularnym miejscem spacerów, spotkań, spektakli i koncertów. Natomiast Betonhaus, pawilon zbudowany trzynaście lat temu dla pokazania zdobyczy myśliwskich kajzera Wilusia, jak mówiło się w Poznaniu o cesarzu Wilhelmie II, dziś jest restauracją z tarasem zapraszającym parkowych gości. Stoi frontem do luksusowej Dzielnicy Johowa po drugiej stronie Matejki, kwartale pałacowych kamienic zbudowanych niedawno dla cesarskich dygnitarzy, dziś zamieszkałych przez polską klasę średnią. Za plecami fabryki stoi browar, który dostarczał piwo restauracji Felschloss, a teraz gościom Betonhausu.

Czy sto lat temu Tadeusz Rogala, mając na koncie już kilka kompozycji, zna dzieło Ernesta Beaux, stworzony trzy lata wcześniej zapach, w którym zakocha się wkrótce cały świat? Próbkę

po wojnie fabrykę Stempniewiczom i wciągnie w struktury Polleny. Lechia na Łazarzu przez ponad dwie dekady będzie produkowała Poemat Tadeusza Rogali. Z każdym rokiem zmniejszając ilość dewizowych olejków z drzewa ylang-ylang, sandałowca i paczuli, a uzupełniając je ekstraktami z roślin krajów bloku wschodniego. To będzie początek końca fabryki i jej Nosa. Oboje złamie wojna, a pogrzebie komuna.

Ale wróćmy do 1924 roku. 1 kwietnia Warta występuje z brzegów i zalewa pół Poznania z przyległościami. Tego samego dnia Władysław Grabski wprowadza reformę, by zdusić szalejącą w kraju hiperinflację. W maju niespotykane upały powodują burze, piorun trafia obok fabryki, mimo rzęsistej ulewy drewniany warsztat płonie doszczętnie, znów pod wodą jest Wilda.

Chanel No 5 prędzej czy później przywiezie mu któryś z zagranicznych dostawców olejków. Czy marzy, że jego Poemat, imitacja słynnej Piątki, stanie się kiedyś hitem krajów Układu Warszawskiego? Perfumy Chanel po wojnie staną się dla Polaków towarem luksusowym, pochodzącym ze zgniłego Zachodu, Poemat objawi się jako socjalistyczna odpowiedź dostępna dla każdego. Władza ludowa odbierze

W lipcu zbóje w biały dzień napadają kasjerkę fabryki wracającą z czekiem z banku, ale przechodniom udaje się ich obezwładnić. Nad fabryką Stempniewiczów jakby ktoś rozłożył parasol z pogodnym niebem. Produkcja rośnie, sprzedaż podąża za nią, fabryka jest na fali wznoszącej, która potrwa do końca lat 20. Po wielkim kryzysie interes będzie szedł gorzej, przygniecie go druga wojna, a rozsmaruje socjalizm. Ale wtedy, sto lat temu, gdy Poznań przeżywa swoje złote lata, fabryka jest jego dumą.

Historię fabryki, Nosa i fyrtla przeczytasz w książce „Perfumiarz z Łazarza”, dostępnej w każdej poznańskiej bibliotece. Ilustracje pochodzą z cytowanej książki.

Fasada i wnętrza Zamku Polnego © Biblioteka Uniwersytecka
Ogród botaniczny, za nim Dzielnica Johowa © CYRYL

40 LAT TWÓRCZEJ PASJI

Centrum Sztuki Dziecka inspiruje kolejne pokolenia

Miejsce, które od czterech dekad dostarcza niezapomnianych przeżyć artystycznych dzieciom i młodzieży – tak w skrócie można określić Centrum Sztuki Dziecka. Od teatru, przez film, literaturę, muzykę, taniec, aż po sztuki wizualne, ta wielowymiarowa organizacja nieustannie inspiruje i edukuje młodych odbiorców. Z okazji 40. urodzin rozmawiam z dyrektorką instytucji, Joanną Żygowską, o najważniejszych momentach, osiągnięciach i przyszłości Centrum.

R ozmawia : Zuzanna Kozłowska | z djęcia : Malwina Łubieńska, Maciej Zakrzewski

Centrum Sztuki Dziecka obchodziło niedawno 40. urodziny. Jakie są najważniejsze momenty i osiągnięcia w historii instytucji?

JOANNA ŻYGOWSKA: Spektakularny jest już sam fakt powstania instytucji, która w całości jest poświęcona sztuce dla dzieci i młodzieży i nie ogranicza się tylko do jednej dyscypliny artystycznej. W Centrum zajmujemy się teatrem, filmem, literaturą, tańcem, muzyką i sztukami wizualnymi. W opowieści o Centrum warto wspomnieć, że kontynuuje ono dwa duże projekty, które powstały w Poznaniu wcześniej niż instytucja – to Międzynarodowy Festiwal Filmów Młodego Widza Ale Kino! oraz Biennale Sztuki dla Dziecka. Przez lata festiwal filmowy urósł do rangi znaczącego wydarzenia w świecie kina dla młodych. Od ponad 30 lat Centrum organizuje także Konkurs na Sztukę Teatralną dla Dzieci i Młodzieży oraz wydaje książki ze współczesną polską i zagraniczną dramaturgią dla młodych (seria Nowe Sztuki dla Dzieci i Młodzieży). To działania unikatowe w skali kraju, które realnie przyczyniły się do zmian w polskim teatrze dla dzieci i młodzieży. W tym roku za tę działalność Centrum otrzymało nagrodę Pegazika oraz nagrodę w 64. edycji Konkursu PTWK „Najpiękniejsze Polskie Książki 2023”.

Jakie cele przyświecają działalności Centrum Sztuki Dziecka?

Jakie wartości są najważniejsze?

Dla nas w Centrum ważne jest tworzenie oferty kulturalnej dla młodej widowni na prawdziwie artystycznym poziomie. Jest to możliwe dzięki temu, że w Centrum pracują osoby, które się w temacie sztuki dla dziecka specjalizują na poziomie eksperckim. Przyświeca nam przekonanie, że dzieci i młodzież mają prawo do udziału w kulturze w tym momencie życia, w jakim są. Przez lata ważnym obszarem działań instytucji był teatr dla najnajów, czyli dzieci od kilku miesięcy do 3 lat. Te działania wspaniale rozpowszechniły się w całym kraju. Sztuka, jaką proponujemy, nie ma wychowywać przyszłych dorosłych, ale dostrzegać dzieci tu i teraz, w ich teraźniejszości i oferować im związane z tym doświadczenia. Ważna jest dla nas także świadomość, czyli jakie znaczenie ma rodzinny, międzypokoleniowy udział w wydarzeniach artystycznych.

Z tą myślą projektujemy Biennale, Ale Kino! czy nasze regularne działania w przestrzeni Sceny Wspólnej, a także zapraszamy dorosłych na wydarzenia branżowe, gdzie zapraszamy do wzajemnego inspirowania się i wytwarzania wiedzy o twórczości dla młodych.

Centrum znane jest z angażowania dzieci oraz młodzieży w proces twórczy i artystyczny. Jakie metody edukacji kulturalnej promujecie?

Obecnie bardzo dużo uwagi poświęcamy zagadnieniom partycypacji dzieci i młodzieży zarówno w procesach twórczych, jak i w procesach projektowania naszych wydarzeń. Tego typu działania są obecne w Centrum od dawna, a od kilku lat przyglądamy się im w nowy sposób, rozpoczynając od zgłębiania wiedzy na ten temat, czytania badań i realizacji własnych. Cały czas zadajemy sobie pytania, po co instytucji zaangażowanie młodych i czy jesteśmy w stanie, jako dorośli, naprawdę podzielić się sprawczością z dziećmi i młodzieżą.

Efektem tego podejścia są takie projekty, jak ferie i wakacje kuratorskie, w czasie których osoby w wieku 10-12 lat programują blok filmów krótkometrażowych, który później jest pokazywany podczas jednego z festiwali czy młoda rada programowa przy Ale Kino!, której opinie mają wpływ na decyzje dorosłego zespołu programowego.

Czy są jakieś nowe inicjatywy, które planujecie w najbliższym czasie?

Przede wszystkim większe zróżnicowanie w naszym programie w przestrzeni Sceny Wspólnej – będziemy rozwijać wydarzenia związane z literaturą, a także program filmowy. Zależy nam, by artystyczne filmy – które prezentujemy na Ale Kino!, a nie ma ich w dystrybucji – były dostępne dla naszej widowni przez cały rok, dla rodzin oraz dla młodzieży i dorosłych. W naszym programie, zarówno na Scenie Wspólnej, jak i na Biennale Sztuki dla Dziecka będzie także coraz więcej wydarzeń związanych ze współczesnym tańcem i ruchem. Mam tu na myśli spektakle z Polski i zagranicy, a także przeróżne warsztaty. W tym roku po raz pierwszy zapraszamy także do konkursu na wydarzenie artystyczne dla dzieci poznańskich twórców i twórczynie. Mamy nadzieję na nawiązanie nowych, ciekawych współprac. Obecnie przyświeca nam też myśl o tworzeniu wydarzeń, które są okazją do wspólnego spędzania czasu i rozmowy, w gronie rodzinnym oraz wśród znajomych.

Jak widzi Pani przyszłość sztuki dla dzieci i młodzieży w Poznaniu?

Siłą Poznania jest różnorodność oferty dla dzieci. Mamy festiwale, stałe działania instytucji w sezonie i w wakacje, wiele inicjatyw organizacji pozarządowych. Uważam to za dużą wartość, bo tu, jak w przypadku sztuki dla dorosłych, różnorodność jest niezbędna, pozwala na wybór i kształtowanie własnych preferencji artystycznych u dzieci i młodych osób. Mam nadzieję, że ta różnorodność będzie się rozwijać, a jednocześnie widzę przyszłość we współpracy. Liczę na to, że jako podmioty zajmujące się tym obszarem będziemy ze sobą współpracować, by się nawzajem inspirować i uzupełniać.

A Centrum ze swojej strony na pewno dołoży rozwój naszych dwóch festiwali –coraz więcej międzynarodowych wydarzeń w ramach Biennale Sztuki dla Dziecka i promowanie Festiwalu Ale Kino!, nie tylko wśród dzieci i młodzieży, ale także dorosłych i seniorów, bo w naszym programie od lat znajduje się wiele animacji i filmów fabularnych interesujących także dla nich. Przyszłością, którą chcemy współtworzyć, są właśnie międzypokoleniowe wydarzenia artystyczne.

Przyszłość poznańskiego Centrum Sztuki Dziecka rysuje się w kolorowych barwach, pełnych nowych inicjatyw i projektów. Nieustannie dążymy do tego, aby sztuka była dostępna i angażująca dla każdej grupy wiekowej, tworząc przestrzeń do wspólnego spędzania czasu oraz budowania międzypokoleniowych więzi. Wierzymy, że ta misja będzie kontynuowana z równie dużym entuzjazmem i pasją przez kolejne dekady.

kapelusz
Dorothee Schumacher (Pasaż +1), spodnie buty Zara (Atrium +1), okulary Design
Optyk (Pasaż +1), koszula, bolo –własność stylistki

Dziki Zachód w centrum Poznania? W Starym Browarze wszystko jest możliwe. Kowbojki i kowboje, szykujcie się na modowe wydarzenie roku – 6 września w browarowym Parku spotykamy się na pikniku w stylu #cowboycore. Wymień paragony na podwójne zaproszenie, skompletuj kowbojską stylizację i spędź niezapomniany wieczór pod gwiazdami.

Wild Wild Browar

Serial „Yellowstone”, album „Cowboy Carter” Beyoncé, kolekcja Louis

Vuitton’s FW24 – świat mody i popkultury oszalał na punkcie westernowej estetyki. Pierwszy stopień wtajemniczenia w trendzie #cowboycore to oczywiście para skórzanych kowbojek. Ale buty to dopiero początek –przygotowując stylizację na modowy piknik Starego Browaru musicie dać się ponieść – niczym koń galopem. Dżinsowy total look, koszule w kratę, bandany, paski z wielkimi klamrami, i najważniejsze – kapelusze.

Piknik z dress codem

Drugiego takiego wydarzenia nie ma w Poznaniu: setki gości na piknikowych kocach, nastrojowe oświetlenie, instagramowa scenografia, taniec pod sceną podczas koncertu na żywo, nagrody-niespodzianki… Takie doświadczenie Stary Browar zaserwuje swoim Klientom już

po raz czwarty. Piknik to symboliczny koniec lata i powitanie nowego sezonu modowego – a wszystko to w spektakularnej scenerii poznańskiego „Central Parku”. „Zadbajcie o kowbojski look, my zajmiemy się resztą. Ugościmy Was z pompą i amerykańskim rozmachem” – mówi Joanna Tupalska, Dyrektor Marketingu Starego Browaru. Gwoździem programu tegorocznego pikniku będzie koncert na żywo. Na parkowej scenie wystąpi duet Porter / Karczewska z repertuarem z albumu „On the Wrong Planet”, utrzymanym w gatunku alternatywnego country.

Odbierz podwójne zaproszenie na kowbojski piknik

Starego Browaru

W okresie 11.07-4.09.2024 r. zbierz paragony z browarowych sklepów, knajpek i punktów (przynajmniej z 3 miejsc) o łącznej wartości min. 800 zł. Paragony zeskanuj w aplikacji mobilnej i zamów nagrodę. Szczegóły i regulamin na starybrowar.com.

Jankowiak

Koncept: Joanna Tupalska z zespołem marketingu Starego Browaru

kapelusz
Dorothee Schumacher (Pasaż +1), kurtka Zara (Atrium +1), koszula
Barbour (Pasaż 0), spodnie Weekend Max Mara (Pasaż +1), okulary Design Optyk (Pasaż +1), bolo –własność stylistki
Stylizacje: Monika Biała
Model: Adam Jabłoński / GAGA Models feat. Aronia Kasi i Tomka
Zdjęcia: Katarzyna

H&M (wejście od Półwiejskiej), koszula, buty, pasek Zara (Atrium +1), okulary Design Optyk (Pasaż +1), kurtka, bandana –własność stylistki

KULTOWY DRES ADIDAS,

czyli nowy trend w codziennych stylizacjach

W świecie mody zmieniają się trendy, ale niektóre elementy garderoby pozostają niezastąpione. Jednym z takich klasyków jest kultowy dres marki adidas.

Z charakterystycznymi trzema paskami i minimalistycznym designem zdobył serca zarówno sportowców, jak i miłośników mody na całym świecie. Dziś obserwujemy jego triumfalny powrót w codziennych stylizacjach, co czyni go nowym trendem, który warto znać i wykorzystać w wakacyjnych stylizacjach, nosząc dres nie tylko na sportowo, ale również w nowoczesnym stylu street wear.

Dres adidas zadebiutował w latach 70. XX wieku i szybko stał się symbolem sportowego stylu życia. Dzięki swojej wygodzie i funkcjonalności, był wybierany przez sportowców na całym świecie. Wkrótce jednak przekroczył granice stadionów i wkroczył do popkultury, zdobywając popularność wśród gwiazd muzyki, artystów i fashionistów.

Ubrania marki adidas za czasów komuny zwłaszcza w Polsce miały specyficzne znaczenie kulturowe. Były symbolem statusu i marzeniem wielu osób, głównie za sprawą trudnej dostępności i jakości,

która wiązała się również z wysoką ceną, a ich posiadanie świadczyło o kontaktach z zachodem. Ich zdobycie także nie było łatwe, królował czarny rynek i funkcjonowały produkty „spod lady”. Dawniej adidas to niekwestionowany symbol prestiżu, dziś walczy jednak ze sporą konkurencją, a także z tanimi podróbkami. Marka, aby spełniać oczekiwania współczesnych konsumentów i iść z duchem szybko zmieniającej się mody, wciąż oferuje szeroką gamę produktów. Króluje zatem na ulicach miast, a charakterystyczne trzy paski adidas wyróżniają ludzi doskonale czujących się w nowoczesnych stylizacjach z nutą ekstrawagancji i sportowej elegancji.

Na każdą okazję

Co warto podkreślić, adidas przestał być wyłącznie elementem sportowej garderoby. Obecnie jest chętnie wykorzystywany w codziennych stylizacjach, łącząc wygodę z modnym stylem. Dres marki adidas zestawiamy więc z wyrazistymi printami i kolorami. Ubieramy go do obcasów, spódnic i spodni na kant. Powrót kultowych dresów w nowoczesnej odsłonie to trend łączący w sobie przeszłość z teraźniejszością, klasykę ze współczesnością. Inspiracje dla kultowych dresów projektanci i influencerzy czerpią z klasycznych elementów garderoby, nadając im nowy wymiar poprzez nieoczywiste połączenia i innowacyjne stylizacje, tworząc tym samym sportową elegancję. Bluza adidas z eleganckimi butami i spódnicą sprawi, że stylizacja będzie zarówno odpowiednia na biznesowe spotkanie, jak i wieczorne wyjście. Casual chic uzyskasz, ubierając bluzę z kultowymi paskami z jeansami i trampkami, a retrovibe – łącząc ją ze spodniami typu dzwony.   Bluza narzucona na koszulę doda modowego sznytu, a w połączeniu ze spodniami na kant stworzy interesujący trend łączący wygodę i sportowy luz z klasyczną elegancją. Z kolei połączenie spodni dresowych z elegancką marynarką to idealny sposób na stworzenie

ADIDAS
ZARA
RITA KRZYSIEK
ZARA
MM SROKA DESIGN

nowoczesnego, miejskiego looku. Dodaj do tego T-shirt i mokasyny, aby osiągnąć idealny balans między elegancją a swobodą.

Dodatki są ważne!

Nie zapomnijmy, że pełen komplet dresowy adidas można nosić z modnymi akcesoriami, takimi jak duże okulary przeciwsłoneczne, sportowa czapka czy designerska torebka. Dzięki temu całość nabiera modnego charakteru. Dodajmy oryginalne klapki lub sportowe obuwie i zestaw nie będzie wyglądał jak na halę sportową, tylko jak nowoczesny miejski komplet, robiący wrażenie na innych.

A bluza czy spodnie dresowe połączone ze zwierzęcym printem lub mocnym kolorem zwrócą uwagę niejednej osoby.

MMSROKADESIGN

VICHER

Klasyka zawsze w modzie

Fenomen dresu adidas wynika z kilku czynników takich jak jego wykonanie z miękkich i elastycznych materiałów zapewniających wygodę przez cały dzień. Pasuje do wielu różnych stylów i okazji, od wyjścia na siłownię, po spotkanie z przyjaciółmi. Trzy kultowe paski i proste linie sprawiają, że dres adidas nigdy nie wyjdzie z mody, dlatego szczęściarze ci, którzy schowali go jakiś czas temu głęboko do szaf, dziś mogą triumfować i ubierać się modnie na różne sposoby, nie wydając w ten sposób góry pieniędzy.   Kultowy dres adidas to więcej niż tylko sportowa odzież. To modowy klasyk, który w nowoczesny sposób wkracza do codziennych stylizacji. Dzięki swojej wygodzie, uniwersalności i ponadczasowemu designowi, stanowi must-have w garderobie fashionistek na całym świecie. Ciekawe, czy znajdzie miejsce w Twojej szafie? Niezależnie od tego, czy stawiasz na casualowy look, czy łączysz go z eleganckimi elementami, dres adidas zawsze doda twojemu stylowi wyjątkowego charakteru i zawsze będzie prezentować się świeżo i stylowo.

ADIDAS
MIA MANU
ADIDAS
ZARA
ZARA
MM SROKA DESIGN
MM SROKA DESIGN
ADIDAS
ADIDAS
ZARA
ZARA

Kosmetyki tuszują niedoskonałości skóry

TeksT: Joanna Igielska-Kalwat | zdjęcie: Prywatne archiwum J.I.-K.

Wczasach multitaskinowego doboru kosmetyków tuszujących niedoskonałości pod lupę nie jest brana tylko jego główna funkcja – trwałe krycie. Produkty te mają również nawilżać, rozświetlać, matować, sprawdzać się przez cały rok oraz chronić skórę przed negatywnymi skutkami promieniowania UV oraz spowalniać proces starzenia się skóry. Kosmetyki kryjące mają mieć również lekką, nieobciążającą konsystencję, która nie jest komedogenna oraz nie tworzy efektu maski. Dobierając kosmetyki kryjące, powinniśmy pamiętać o personalizacji. Każdy z nas ma inny rodzaj skóry oraz oczekuje innych efektów od produktów tuszujących niedoskonałości. Kosmetyk powinien łatwo rozprowadzać się na skórze, nie rozmazywać oraz współgrać z innymi aplikowanymi po oraz przed nim formułami. Pozwólmy, aby każdy etap rytuału nakładania produktów miał czas na wchłonięcie. Zwracajmy również uwagę na opakowanie, powinno być ono dostosowane do formuły. Prostota dozowania również jest bardzo ważna.

Kosmetyki kryjące to emulsja typu olej w wodzie. Warstwa wody szybko odparowuje, a na skórze zostaje kolorowa błona, która nie obciąża i jest lekka. Natomiast jeśli kupimy emulsję dokładnie odwrotną typu woda w oleju, czyli substancji tłuszczowych jest w takim preparacie więcej musimy liczyć się z tym, że możemy odczuwać lepkość, oleistość, błyszczenie i często efekt ważenia się preparatu. Najważniejszą cechą produktów tuszujących jest ich poziom krycia. Zależy on od ilości kolorowych pigmentów, ich zawartość wynosi od 5-15%. To zabarwienie, które jest uzyskane dzięki dodaniu do formuły dwutlenku tytanu oraz mniejszej ilości czerwonych, żółtych i czarnych tlenków żelaza. Kosmetyki typu BB, CC, kremy tonizujące zawierają w swoim składzie tylko 3-6% pigmentów, czyli są mniej kryjące.

Istnieje wiele podziałów produktów tuszujących. Możemy zdecydować się na podkład płynny lub bardziej gęsty w sztyfcie lub kompakcie. Jak wspominałam, formulacje w płynie to emulsje wody w oleju lub odwrotnie oleju w wodzie. Natomiast podkłady w kompakcie/sztyfcie to formuły woskowo-olejowe. Oprócz wysokiej zawartości kryjących pigmentów produkty te w swoim składzie mają dużą ilość substancji pudrowych. Dlatego sztyfty są gęstsze, bezwodne oraz bardziej tłuste. Produkty te bardziej poleca się osobą posiadającym cerę normalną lub suchą. Właśnie ze względu na ich gęstość i lepkość ciężko je rozsmarować. Kosmetyki w formie kompaktowej oraz w postaci sztyftu mogą wysuszać skórę, pomimo dodania do ich składu substancji nawilżających. Forma kompaktowa przyda się podczas podróży, kiedy chcemy szybko poprawić make up.

DR INŻ. JOANNA IGIELSKA-KALWAT

Specjalista w dziedzinie chemii oraz chemii kosmetycznej. Ukończyła Technologię chemiczną na Politechnice Poznańskiej oraz doktorat na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Umiejętności rozwijała w trakcie staży naukowych m.in. w programie naukowym The Europen Intensive Programme SOSMSE w Genui we Włoszech. Wieloletni wykładowca, praktyk, prelegent na konferencjach naukowych. Obecnie adiunkt na Wydziale Nauk o Żywności i Żywieniu Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. W latach 2020-2023 główny technolog w Laboratorium Symbiosis w Poznańskim Parku Naukowo-Technologiczny. Od 2019 roku wykładowca w Wyższej Szkole Edukacji i Terapii.

Podkład płynny

Podkład w kompakcie

i sztyfcie

Oil-free na opakowaniu podkładu oznacza to, że w skład produktów wchodzą emulsje silikonowe. Faza tłuszczowa składa się z kilku olejów silikonowych w postaci płynnej.

To określenie podpowiada konsumentom, że kosmetyk dedykowany jest bardziej dla skóry tłustej lub mieszanej. Charakteryzuje się mniejszym połyskiem oraz posiada właściwości matujące.

Za dobre przyleganie podkładu do skóry odpowiadają lotne oleje silikonowe. To związki, dzięki którym uzyskujemy właściwości dobrego rozprowadzania się produktu na skórze oraz szybkie jego wysychanie i trwałe przywieranie, które jest odporne na zmywanie. Jednak preparaty te mają niską ilość lipidów, mogą wysuszać, dlatego nie poleca się ich osobom, mającym cerę bardzo suchą. Często dają uczucie nieprzyjemnego napięcia skóry.

Formulacje

przeciwzmarszczkowe oraz nawilżające

Produkty te w swoim składzie posiadają pigmenty rozpraszające światło, dzięki czemu małe zmarszczki wydają się mniej widoczne. Formuła zawiera substancje nawilżające – nawodnienie skóry przyczynia się do złagodzenia drobnych zmarszczek. Takie podkłady są zazwyczaj lekkie.

Podsumowując, często zadajemy pytanie czy kosmetyki tuszujące, negatywnie wpływają na naszą skórę? Produkty dobrej jakości i odpowiednio dobrane do typu cery nie pogarszają jej stanu. Wiele nowoczesnych kosmetyków oprócz właściwości maskujących zawiera składniki pielęgnacyjne i ochronne. Jednak zbyt ciężki, źle dobrany kosmetyk oraz – co bardzo istotne – niewłaściwie zmywany podczas demakijażu może wpłynąć negatywnie na stan cery. Często może powodować powstawanie wyprysków oraz ogólne pogorszenie kolorytu.

Perfumiarka

Perfumy opanowały nasze toaletki i skradły nasze serca. Nie możemy bez nich żyć, a zachwycające aromaty stały się dla nas czymś więcej niż zwykłym dodatkiem do codziennych stylizacji. Dziś triumfy święcą te niszowe, luksusowe pochodzące z rzemieślniczych wytwórni. A co, gdyby stworzyć własne, unikalne, kojarzone tylko z nami? O sile zapachu, historii perfum oraz tym jak pachnieć, aby wyróżniać się z tłumu opowiada Karolina Kamińska, wykładowczyni na kierunku kosmetologia w Poznańskiej Akademii Medycznej i twórczyni warsztatów perfumiarskich

„Wolność. Nothing more”.

R ozmawia : Alicja Kulbicka | z djęcia : k a R olina Tu R lejska , o lga j ęd R zejewska i a R chiwum własne

Jesteś kosmetolożką, szkoleniowcem oraz wykładowczynią na kierunku kosmetologia, twórczynią i doradczynią wielu obiektów SPA w Polsce oraz twórczynią butikowego sklepu z kosmetykami Milk & Tonic. Skąd u Ciebie zainteresowanie kosmetologią?

KAROLINA KAMIŃSKA: Trochę z pasji, a trochę z konieczności. (śmiech) Kiedy 28 lat temu decydowałam o kierunku studiów, moim pierwszym wyborem była psychologia. Ale, że czasy były takie, że aplikowało na nią dwadzieścia osób na jedno miejsce – nie udało się. I kiedy mój tato, przyszedł do mnie z propozycją studiów kosmetologicznych, coś we mnie zaskoczyło, połknęłam bakcyla i przypadkowy na pierwszy rzut oka wybór, okazał się być trafny. Przez lata obecności w branży miałam także ogromne szczęście do miejsc, w których pracowałam. Były to wyjątkowe salony SPA w Polsce, międzynarodowe koncerny mające w swojej ofercie luksusowe marki kosmetyczne, więc branża pochłaniała mnie całkowicie, a ja ani przez chwilę nie czułam wypalenia. Wprost przeciwnie – chciałam więcej i więcej! (śmiech) I jak na pasjonatkę przystało w pewnym momencie swojego życia zawodowego zapragnęłam dzielić się swoją wiedzą. Związałam się z uczelnią z kierunkiem kosmetologia, gdzie zostałam wykładowcą, a jednocześnie stworzyłam projekt Academia Cosmetica, dedykowany profesjonalistom z branży beauty.

Jak ważne jest dla człowieka odczuwanie zapachów?   Zmysł węchu to najstarszy ewolucyjnie zmysł człowieka. Bardzo ważny, a mam czasem wrażenie, niedoceniany. Kiedy pomyślimy o utracie wzroku czy słuchu przeszywa nas zimny dreszcz. Utrata węchu nie wydaje nam się tak traumatyczna. A przecież węch to silny mechanizm obronny! Ostrzega nas przed zagrożeniami, pozwala odróżnić jedzenie zdatne do spożycia od tego, które już powinniśmy wyrzucić, czy w porę

uniknąć pożaru, kiedy wyczujemy dym. Ale jest też aktywatorem przyjemnych wspomnień. Zapach pieczonego chleba czy świeżo skoszonej trawy potrafi uruchomić w naszej głowie przyjemne skojarzenia związane z dzieciństwem czy wakacjami. W branży beauty zapachy są bardzo istotnym elementem. Wszyscy znamy to uczucie, kiedy wchodzimy do gabinetu SPA i odczuwamy przyjemny zapach kosmetyków, olejków czy kadzidełek. O przyjemnych zapachach często mówimy, że nas otulają, spowijają niewidzialną zasłoną, która koi nasze zmysły. Chętnie stosujemy podczas kąpieli olejki zapachowe, używamy zapachowych świec. Wszystko po to, aby lepiej się poczuć. Wiele osób korzysta z aromaterapii, która może działać na nas w zależności od użytych olejków relaksująco, uspokajająco, albo wprost przeciwnie – pobudzająco. Może także pozytywnie wpływać na niektóre dolegliwości. Dzisiaj również firmy doceniły potęgę zapachu, w wielu sklepach stosowany jest marketing zapachowy, który wpływa pozytywnie na nasze doświadczenia zakupowe.

Zapachy otaczają nas na co dzień, jednak perfumy mają specjalne miejsce w całej gamie zapachów, z którymi się stykamy. Jednoznacznie kojarzą nam się z luksusem i wyższym wymiarem aromatów.    Nazwa „perfumy” pochodzi od łacińskich słów „per fumum”, co w dosłownym tłumaczeniu oznacza „przez dym”. Pierwsze doświadczenia z uzyskiwaniem przyjemnych zapachów ludzkość zdobywała, paląc aromatyczne gatunki drewna, żywic i mieszanek ziołowych. Dym z takich ognisk był przyjemny w zapachu i to właśnie jest prawdopodobnie pierwszy przypadek, gdy człowiek uzyskał w sztuczny sposób miły dla naszych nosów aromat. W starożytnym Egipcie perfumy i wonne olejki stosowano podczas rytuałów religijnych, w średniowieczu kompozycje zapachowe ziół i kwiatów używano w medycynie. Z czasem, wraz z rozwojem nauki, perfumy zaczęły ewoluować. Pojawiły się substancje,

które sprawiły, że zapachy stały się trwalsze, a wielkie domy mody zaczęły tworzyć perfumy na masową skalę.

Sama także jesteś autorką czterech kompozycji zapachowych, zamkniętych we flakonach. Wszystko zaczęło się od mojego sklepu internetowego z kosmetykami. Wysyłane paczki skrapiałam kilkoma kroplami perfum, aby po jej otwarciu klient doświadczał zawartości również poprzez zapach. Początkowo używałam zapachu jednego z luksusowych domów mody, ale moim marzeniem było mieć swój jednoznacznie kojarzony z moim sklepem. Zwróciłam się do współpracującego ze mną przy okazji Academii Cosmetica perfumiarza, zasięgnęłam jego rady i w ten sposób postał zapach Milk & Tonic No1. Otulający, ciepły, waniliowo-śliwkowo-czekoladowy, pięknie rozwijający się na skórze. Sukces tego zapachu zachęcił mnie do stworzenia dwóch kolejnych. No1. to zapach unisex, więc w kolejnym kroku zapragnęłam stworzyć osobno zapach kobiecy i osobno męski. Powstała wtedy koncepcja Milk & Tonik No6. i No9., połączenie energii kobiecej z męską. No6. – to zapach dedykowany kobietom, delikatny z nutą różowego prosecco, róży damasceńskiej, malin oraz liczi. Natomiast No9. stworzyłam z myślą o mężczyznach, wykorzystując nuty skóry, rumu

z korzenną nutą i dymną wonią palo santo. Zapach bardzo kuszący i magnetyczny, esencjonalny. Szybko okazało się, że pokochały go także kobiety. Ostatni z moich autorskich zapachów Milk Tonic No.8 Liberté. Lekki, zwiewny, będący połączeniem granatu i yuzu, czyli kwaśno-cierpkiego aromatu, łączącego w sobie słodycz mandarynki, gorycz grejpfruta, kwaskowy aromat cytryny i rześkość limonki.

Czym pachnieć, aby wyróżnić się z tłumu?

W tej chwili królują zapachy niszowe. Po zachłyśnięciu się perfumami produkowanymi na masową skalę przyszedł czas na unikalne, pełne artyzmu i oryginalności produkty, które powodują, że możemy poczuć się wyjątkowo i mieć pewność, że nie pachniemy jak wszyscy dookoła. Tworzą je zazwyczaj niezależni perfumiarze przy użyciu starannie dobranych, naturalnych składników. Niszowe perfumy są jak dzieło sztuki, tworzone ze szczególną dbałością o szczegóły, charakteryzują się wysoką jakością i intrygującymi nutami zapachowymi. Najczęściej produkowane są w limitowanych ilościach, ale co warto podkreślić, ich twórcy nie zapominają także o estetycznych walorach i prześcigają się w wyjątkowo luksusowych i pięknych flakonach.

A czy nasz nos do perfum zmienia się z wiekiem?

Wiek na pewno jest ważnym czynnikiem wyboru ulubionego zapachu. Młode dziewczyny częściej sięgają po zapachy kwiatowe, lekkie, orzeźwiające. Z wiekiem, kiedy nasz gust się wykształca i znamy swoje ulubione nuty zapachowe, nie wahamy się sięgać po zapachy cięższe. Spójrzmy na najsłynniejszy zapach świata, czyli Chanel No.5. Mówi się, że to zapach, do którego trzeba dojrzeć. Młode dziewczyny wąchając go, często się krzywią i mówią, że to zapach raczej dla starszych osób. Ja mam go w swojej kolekcji i lubię sobie go od czasu do czasu zaaplikować, ale też nie byłabym w stanie nosić go na co dzień. Bo nie tylko wiek jest wyznacznikiem tego, jakie zapachy nosimy. Wiele zależy od pogody, pory roku, pory dnia,

okazji, naszego samopoczucia. Nie ma nic złego w tym, że nasza „garderoba” perfum jest szeroka. Zachęcam też do mieszania zapachów. Sama lubię nałożyć sobie dwa zapachy, ale to już wymaga pewnej wiedzy. To podobnie jak z gotowaniem. (śmiech) Dobry kucharz wie, jakich przypraw użyć, jakie ze sobą połączyć, aby danie nadal było smaczne.

A co z trwałością? Zdarza się, że jakiś zapach „nie trzyma się na nas”. Od czego to zależy?

Trwałość perfum to kwestia bardzo indywidualna. Jesteśmy różni, nasza skóra różnie reaguje na zmianę temperatury, inaczej się pocimy. Zapach, który podoba nam się na kimś, niekoniecznie będzie dobrze leżał na nas. Wiele zależy też od materiału ubrań, które nosimy. Naturalne tkaniny i dodatki ze skóry utrzymają zapach nawet przez kilka dni. A przed aplikacją warto zadbać o natłuszczenie skóry, bo na tłustej skórze zapach utrzymuje się dłużej. Ale trzeba też pamiętać o tym, aby nie wylewać na siebie połowy flakonu, bo możemy stać się uciążliwi dla otoczenia.

Swoją miłość do zapachów, ekspercką wiedzę i chęć dzielenia się nią z innymi, ubrałaś w warsztaty perfumiarskie. Opowiedz o nich trochę.

To trochę odpowiedź na Twoje wcześniejsze pytanie, czym pachnieć, aby się wyróżnić. Perfumy niszowe są na pewno unikatowe i ekskluzywne, ale co za tym idzie – drogie. Dlaczego zatem nie stworzyć sobie takich perfum samemu?

A że ja tę drogę przeszłam, postanowiłam dać radość innym i stworzyć warsztaty po marką, nawiązującą do moich perfum No8. Liberte, „Wolność. Nothing more”. Organizuje je dla firm jako element spotkań integracyjnych, dla grup indywidualnych, na przykład jako część wieczoru panieńskiego, ale także jako spotkania jeden na jeden, podczas których, siłą rzeczy mogę poświęcić więcej uwagi uczestnikowi. Zaczynamy od części edukacyjnej, wykładu bazującego na ciekawostkach, przechodzimy przez piramidę zapachów, czyli poznajemy architekturę perfum, na którą składają się trzy, następujące po sobie, pachnące akordy – nuta głowy, nuta serca i nuta bazy. Uczestnicy do dyspozycji mają naturalne, wysokiej jakości olejki i w kolejnym etapie przechodzą już do praktycznego tworzenia zapachów. Każdy z nich otrzymuje piękny flakon, który może nazwać swoją „marką” i po zmieszaniu składników cieszyć się swoim własnym, niepowtarzalnym, jedynym na świecie zapachem. Receptury oczywiście zapisujemy, aby móc taki zapach odtworzyć w przyszłości.

Powstają zapachy, które nawet Ciebie zadziwiają?

Podczas ostatnich warsztatów organizowanych dla marki Westwing zawiązał się zapach limoncello! Było to dla mnie zaskakujące, bo powstał on nie do końca świadomie, ale po zmieszaniu odpowiednich składników, uzyskaliśmy właśnie taki efekt. Zapachy można zatem łączyć tak jak kolory... Czy wiecie, że

aromat świeżo skoszonej trawy, waty cukrowej, masła i przejrzałych jabłek otrzymamy zapach... świeżych truskawek?

Cała zabawa polega na tym, że z pozornie niezwiązanych ze sobą zapachów możemy uzyskać bardzo nieoczywisty rezultat.

Perfumy są od razu zdatne do użycia?

Perfumy powinny dojrzeć, dlatego po skomponowaniu zapachu, powinniśmy je odstawić na kilka dni, aby zapach dobrze się zawiązał i wydobył z siebie pełnię bukietu.

Warsztaty mają charakter edukacyjny, ale brzmi to jak świetna zabawa.  Bo to jest świetna zabawa! Ludzie się bardzo otwierają podczas naszych spotkań. Odkrywając zupełnie nową wiedzę, odkrywają siebie. Musimy pamiętać, że pracujemy tu na zmysłach! Zapachy olejków przywołują wspomnienia, przypominają o dzieciństwie, rodzinie, miłych chwilach. To bardzo indywidualne przeżycie, ale jednocześnie niesamowicie integrujące, a zarazem niespotykane. Bo ile osób na świecie może pochwalić się flakonem swoich własnych perfum?

To na koniec muszę zapytać o Twój ulubiony zapach.

Chyba nie jestem w stanie wybrać jednego! (śmiech) Posłużę się raczej nutami niż konkretnymi produktami. Kocham perfumy głębokie, esencjonalne, z nutami kadzidła, drzewa, skóry, oud. Uwielbiam zapachy gourmand, na które składają się nuty owocowe, karmelowe, cynamonowe, czekoladowe, miodowe, popcorn, fasola tonka czy oczywiście ponadczasowa wanilia. Choć zdarzają mi się dni, kiedy w ogóle nie używam perfum, bo mam ochotę tylko na świeży zapach skóry po prysznicu. Wszystko zależy od mojego nastroju!

MAKIJAŻ na lato

Lato to czas, kiedy chcemy wyglądać świeżo i promiennie, ale jednocześnie zmagamy się z wyzwaniami takimi jak wysoka temperatura, wilgotność i pot. Odpowiednio dobrany letni makijaż powinien być lekki, naturalny i trwały. W tym artykule dowiesz się, jak skutecznie utrwalić makijaż w upalne dni oraz poznasz ranking najlepszych kremów koloryzujących na lato.

Teks T : PaTR ycja s ławkowska

Przygotowanie skóry, baza pod makijaż, odpowiednio dobrane kosmetyki to droga do makijażowego, letniego sukcesu. Odkryj tajniki letniego makijażu, od wodoodpornych produktów, przez techniki aplikacji, aż po najlepsze triki, które sprawią, że Twój makijaż będzie wyglądał nieskazitelnie przez cały dzień.

Przygotowanie skóry

Odpowiednia pielęgnacja skóry jest kluczowa dla trwałości makijażu. Po pierwsze oczyszczanie. Zaczynamy od dokładnego oczyszczenia skóry. Używaj lekkich żeli lub pianek myjących, które nie przesuszają skóry. Zadbaj o nawilżenie! To podstawa trwałego makijażu. Wybierz lekki krem nawilżający, który szybko się wchłania i nie obciąża skóry. Koniecznie stosuj krem z filtrem SPF. Niezależnie od pogody, ochrona przeciwsłoneczna jest koniecznością. Wybierz krem z SPF co najmniej 30.

Baza pod makijaż

Baza pod makijaż (primer) pomaga wygładzić skórę i przedłuża trwałość makijażu. Wybierz produkt, który matuje skórę i kontroluje nadmiar sebum.

Podkład lub krem koloryzujący

Używaj lekkich podkładów lub BB/CC cream. Lekkie formuły są lepsze na lato. Kremy BB i CC mają dodatkowe korzyści pielęgnacyjne oraz filtr SPF. Zapewniają naturalne wykończenie, które idealnie wpisuje się w letnie, swobodne stylizacje. Dają efekt „no-makeup”, co jest szczególnie pożądane w ciepłe dni. Lekkie formuły nie obciążają skóry, pozwalając jej oddychać. W upalne dni ciężkie podkłady mogą być niekomfortowe i prowadzić do zatykania porów oraz powstawania niedoskonałości. Dodatkowo kremy BB i CC łączą w sobie kilka funkcji – są podkładem,

Z branżą beauty związana od 2007 r. Manager SPA z 6- letnim doświadczeniem. Absolwentka Uniwersytetu Medycznego w Łodzi na kierunku kosmetologia. Doświadczony szkoleniowiec, pasjonatka nowoczesnych urządzeń Hi- Tech w połączeniu z technikami manualnymi. Sprawna organizatorka, nieustannie doskonaląca swoje umiejętności. Manager w RAI82

kremem nawilżającym i produktem z filtrem SPF. To oszczędność czasu i miejsca w kosmetyczce.

Utrwalenie makijażu

Użyj pudru sypkiego lub w kamieniu, aby zmatowić skórę i utrwalić podkład. Efekt wzmocnisz sprayem utrwalającym makijaż. Spray utrwalający (setting spray) to must-have w letnim makijażu. Pomaga zabezpieczyć makijaż przed ścieraniem i blaknięciem. Bardziej wymagającym polecam bibułki matujące. Noś je ze sobą, aby w ciągu dnia usuwać nadmiar sebum bez naruszania makijażu.

Makijaż oczu i ust

Wodoodporny tusz do rzęs pozwoli uniknąć efektu „pandy” w upalne dni. Wodoodporne cienie w kremie są bardziej trwałe niż klasyczne. Zamiast ciężkich pomadek używaj lekkiego balsamu do ust, który nawilży usta i ochroni je przed słońcem.

Popularne kremy koloryzujące na lato

bareMinerals Complexion Rescue Tinted Hydrating Gel Cream SPF 30 Nawilżający żel-krem, który zapewnia lekkie krycie i wysoki filtr SPF. Bez wysiłku wtapia się w skórę, wyrównując jej koloryt. Efekt? Naturalne promienne wykończenie. Doskonały dla skóry suchej i normalnej.

PRO XN ABC Cream SPF 50

Zapewnia wysoki stopień ochrony przed promieniowaniem UVA i UVB, a za sprawą NeoClair

ProTM działa detoksykująco i chroni skórę przed zanieczyszczeniami. To idealny produkt na lato – chroni, nawilża, wyrównuje koloryt i nadaje skórze subtelny odcień opalenizny.

NARS Pure Radiant Tinted

Moisturizer SPF 30

Lekka formuła, która zapewnia naturalny blask i ochronę przeciwsłoneczną. Nawilża skórę, nie obciążając jej. Dzięki zawartości kompleksu ekstraktów naturalnych i wyciągom z Morza Martwego, pielęgnuje i odżywia nawet najbardziej wymagającą cerę.

Laura Mercier Tinted

Moisturizer SPF 30

Kultowy produkt, który zapewnia nawilżenie i naturalne wykończenie. To poprawiający wygląd skóry krem koloryzujący, który pozwoli Ci osiągnąć efekt „make-up no make-up” i cieszyć się nieskazitelną, nawilżoną skórą. Idealny dla osób poszukujących lekkiego krycia i ochrony przed słońcem.

Nutridome, nawilżający krem BB do twarzy z SPF 50 Charakteryzuje się lekką konsystencją, która zapewnia doskonałe krycie i intensywną pielęgnację. W jego składzie znajduje się między innymi kwas hialuronowy, który zapobiega utracie wody z naskórka. Skutecznie maskuje wszelkie niedoskonałości, wyrównuje koloryt skóry i nadaje jej zdrowy, promienny wygląd. Krem Nutridome jest odpowiedni dla każdego rodzaju cery, w tym wrażliwej i trądzikowej.

Avene, Eau Thermale, fluid koloryzujący SPF 50

Produkt idealnie nadaje się do normalnej i mieszanej skóry twarzy. Jego lekka konsystencja szybko się wchłania, pozostawiając na skó rze niewidoczne wykończenie. Naturalny odcień fluidu dopasowuje się do większości odcieni skóry, wyrównując jej koloryt. Formuła zawiera TriAsorB™, nowy filtr przeciwsłoneczny chro niący przed promieniowaniem UV i światłem niebieskim.

MARTA BOGUSZ – KLINIKA MŁODOŚĆ

BEZPIECZEŃSTWO W ŚWIECIE medycyny estetycznej

W świecie, gdzie zabiegi estetyczne są na porządku dziennym, a poprawki urody stały się normą, nie możemy zapominać o ryzyku związanym z tymi procedurami. Co zrobić, gdy coś pójdzie nie tak? Jakie powikłania są najczęstsze i jak im zapobiegać? Na te i inne pytania odpowiada dr n.med. Marta Bogusz, właścicielka gabinetu Młodość, specjalizującego się w leczeniu powikłań po zabiegach estetycznych, wykładowczyni akademicka i edukatorka, autorka książki „Powikłania po zabiegach estetycznych. Protokoły naprawcze”.

R ozmawia : Alicja Kulbicka | z djęcia : Łukasz Filipowski Photography

Jesteś doktorem nauk medycznych, wykładowcą akademickim Wyższej Szkoły Edukacji i Terapii w Poznaniu, specjalizujesz się w edukacji w zakresie diagnostyki i leczenia powikłań po zabiegach estetycznych. Twój życiorys zawodowy jest naprawdę imponujący. Skąd zainteresowanie tą tematyką?

MARTA BOGUSZ: Działalnością medyczną zajmuję się całe swoje życie. Po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Medycznym związałam się z placówkami medycznymi. I bardzo długo, bo niemalże 12 lat pracowałam dla Wielkopolskiego Centrum Onkologii, tam pnąc się po szczeblach kariery, od pracownika samodzielnego po zastępcę dyrektora. Potem przyszedł w moim życiu czas na pracę w prywatnych placówkach, gdzie byłam prezesem kilku spółek medycznych w tym, związanych z radioterapią, bowiem moje korzenie zawodowe sięgają głównie onkologii i radioterapii. W międzyczasie wspólnie z siostrą prowadziłam fundację prosenioralną, a także placówkę dziennej opieki medycznej dla seniorów. Zatem onkologia, pomoc seniorom, a obecnie powikłania po zabiegach estetycznych są w zakresie moich zainteresowań. Zawsze zajmuję się czymś, co daje upust mojemu poziomowi empatii. Ponadto mam zacięcie naukowe, więc poznanie tła biologicznego, immunologicznego, klinicznego zabiegów medycyny estetycznej stało się w pewnym momencie moją pasją. Każdy zabieg wykonywany w celach estetycznych ma bowiem wpływ na naszą skórę, na nasze komórki, a także na naszą fizjologię. I niesie za sobą określone ryzyko.

Historia kliniki Młodość rozpoczęła się od blogowania na temat tego, o czym w medycynie estetycznej się nie mówi, czyli o niepożądanych skutkach zabiegów. Medycyna estetyczna jest dzisiaj bardzo popularna, social media wręcz kipią od pochwał na temat coraz to nowych zabiegów, ale milczą na temat ewentualnych zdarzeń niepożądanych, efektów ubocznych i powikłań. Mój blog jest swojego rodzaju odpowiedzią na dynamicznie rosnący rynek medycyny estetycznej. Każdy zabieg to przecież ingerencja w nasz organizm. Zaczęłam zadawać sobie pytania, czy oferowane zabiegi powinny być w taki czy inny sposób wykonywane, biorąc pod uwagę fizjologię skóry, anatomię, genetykę czy immunologię. To mój wkład w edukację pacjentów oraz klientów gabinetów estetycznych. Uważam, że każdy pacjent przed poddaniem się zabiegowi powinien być w pełni świadomy tego, co może się wydarzyć. Kolejnym, naturalnym krokiem w tej edukacji było powstanie podmiotu leczniczego Młodość, specjalizującego się w leczeniu powikłań po zabiegach estetycznych.

Czy oprócz leczenia powikłań również wykonujecie zabiegi medycyny estetycznej?

Mamy w naszej ofercie całą gamę zabiegów, wykonywanych przez personel lekarski. Ale to, co nas wyróżnia to, że nie boimy się podjąć działań naprawczych po zabiegach wykonanych w innych gabinetach, ale także pewnych zabiegów po prostu nie wykonujemy – np. z użyciem nici. W porównaniu do ich wysokiej ceny, uzyskujemy niski efekt pozabiegowy. Czyli krótko mówiąc, nie są zbyt skuteczne, a rodzą wyższe ryzyko powikłań. Nie wykonujemy także zabiegów w ramach terapii termicznych, nad którymi nie do końca mamy w pełni kontrolę. Takim zabiegiem jest np. zabieg HIFU i choć na rynku są dostępne dwa urządzenia medyczne z pełną kontrolą parametrów, to jednak w oparciu o analizy publikacji naukowych, współczynnik ceny do rezultatu pozabiegowego nie jest naszym zdaniem zadowalający. Natomiast wykonujemy u nas w gabinecie radiofrekwencję mikroigłową, laseroterapię resurfacingową, redukującą rumień, przebarwienia, a także, podajemy toksynę botulinową, jak również wykonujemy zabiegi stymulujące, mezoterapię igłową, mikroigłową i wolumetrię.

Zatrzymajmy się na chwilę przy popularnej wolumetrii twarzy. Ostatnio pojawiło się sporo kontrowersji na temat tego zabiegu.  Wolumetria twarzy to nic innego jak przywracanie objętości twarzy za pomocą wypełniaczy w miejscach ubytków tkankowych pojawiających się z wiekiem, spadkiem wagi itp. Musimy jednak pamiętać, że wypełniacze używane do takich zabiegów nie metabolizują się w naszym organizmie w takim tempie, jak zakłada to producent. Ostatnie dwa lata badań, a co za tym idzie publikacji naukowych dowiodły, że wypełniacz żelowy utrzymuje się w tkankach dużo dłużej niż pierwotnie zakładano, nawet do kilkunastu lat. Po drugie musimy mieć świadomość, że podany nieprawidłowo technicznie wypełniacz, szczególnie na poziomie powięzi mięśniowo-rozścięgnowej (SMAS) nazywanej też drugą skórą, łatwiej migruje i nawet z obszaru skroni może przewędrować w obszar szyi. W ostatnim czasie pojawiają w naszej klinice pacjentki ze zmianami wynikającymi właśnie z przesunięcia się wypełniacza. Stare wypełnienia często z biegiem czasu potrafią się też otorbić i formułować cystę, przez którą ciężko się przebić i stąd niezbędne jest obrazowanie USG, żeby precyzyjnie trafić w powstałą zmianę. Dlatego tak ważnym jest, aby nie podawać się zabiegom z wypełniaczami dla „odświeżenia” efektu co pół roku czy co rok, ponieważ wypełniacz kumuluje się w naszej twarzy, nie znika w magiczny sposób, a co gorsza – z upływem czasu zwiększa nam objętość twarzy blisko dwukrotnie. W jednym z badań naukowych z wykorzystaniem rezonansu magnetycznego 3D wskazano, że pacjentka w ciągu sześciu lat miała podany w różne obszary twarzy wypełniacz o maksymalnej wartości

ml. Czyli można przyjąć, że co rok przychodziła na tzw. „zabieg odświeżania”. Badanie wykazało, że objętość wypełniacza w trakcie tych sześciu lat zwiększyła się dwukrotnie z 12 ml do 28 ml. To doprowadziło do efektu PHAREE – obrzęku nawracającego po podaniu wypełniacza żelowego, znanego potocznie jako „pillow face”. Trzeba pamiętać, że wypełniacze są hydrofilne, przyciągają wodę z naszej przestrzeni międzykomórkowej i zwiększają swoją objętość. Dlatego tak ważnym jest, aby mieć świadomość, że wypełniacz służy wolumetryzacji, czyli zwiększaniu objętości w miejscach atrofii, czyli ubytku tkanki! Nie możemy go więc traktować jako żelu liftingującego! On nam nigdy twarzy nie zliftinguje, tylko zwiększy objętość – co poprawia oczywiście wygląd, jeśli jest podany w miejscu ubytku, ale jeśli podamy go za dużo i za często, po paru miesiącach zrobi z naszej twarzy księżyc w pełni. Stąd tak ważne jest, aby do tego, co producent podaje w swoich ulotkach podchodzić krytycznie i ostrożnie, a przede wszystkim brać pod uwagę badania naukowe. W naszej placówce nie eksperymentujemy na pacjentach. Stosujemy produkty z wieloletnią historią i zweryfikowane z poziomu badań naukowych.

A botox? Bo to, obok kwasu hialuronowego i mezoterapii igłowej, najpopularniejszy zabieg medycyny estetycznej. Publikacje naukowe wskazują na niezwykle rzadkie powikłania po podaniu toksyny botulinowej. Jednym z efektów ubocznych jest po prostu asymetria czy ptoza (opadanie powieki, brwi, policzka) wynikająca z niewłaściwego podania preparatu. Ale to zejdzie – wystarczy czas, ciepło i podanie soli fizjologicznej. Jednym z bardzo rzadkich powikłań jest reaktywacja wirusa półpaśca z powodu podania białka toksyny botulinowej. Jeśli jesteśmy nosicielami wirusa półpaśca, podania preparatu może na nowo uruchomić wirus opryszczki czy półpaśca w miejscu iniekcji. Innym powikłaniem rejestrowanym w doniesieniach naukowych jest np. wgłębienie mięśnia najpewniej związane z neurogenną atrofią ogniskową. A powikłaniem niezwykle rzadkim, ale jednak zarejestrowanym, jest okluzja powstała na skutek podania wraz z preparatem mikro cząsteczki korka,

przez który pobierana jest toksyna botulinowa, czyli zassanie jej do igły i wprowadzenie do skóry pacjenta. To powikłanie nie jest efektem działania preparatu, a najczęściej wadliwej techniki wykonania zabiegu.

To, o czym mówisz brzmi nieco przerażająco, bo mam wrażenie, że w wielu miejscach wykonujących zabiegi medycyny estetycznej niewiele mówi się o działaniach niepożądanych.

Rynek medycyny estetycznej jest duży i wiele wart. Funkcjonują na nim ogromne firmy i w ich interesie nie leży zniechęcanie klientów gabinetów medycyny estetycznej do wykonywania zabiegów. Dlatego ważne jest, aby być na bieżąco z publikacjami medycznymi i to niszowymi, które niekoniecznie idą głównym nurtem, czyli nie są pisane na zamówienie producentów preparatów medycznych. Ta idea przyświeca nam od początku naszego istnienia jako placówki leczniczej. Wykonujemy zabiegi medycyny estetycznej, ale patrzymy krytycznie zarówno na produkt, jak i istotę samego zabiegu.

Jak duży jest Wasz zespół i w czym się specjalizuje?

W skład naszego zespołu wchodzą lekarze różnych specjalizacji, którzy są w stanie odpowiedzieć na większość wyzwań naszych pacjentów. I tak mamy w naszym zespole jednego mężczyznę lekarza Szymona Błaszaka, obesitologa, który w klinice Młodość realizuje konsultacje obesitologiczne, czyli konsultacje leczenia otyłości zarówno u osób dorosłych, jak i dzieci. Następnie mamy lekarz Joannę Błaszak, obecnie w trakcie specjalizacji z chirurgii naczyniowej, a w naszym gabinecie najczęściej zajmuje się usuwaniem wypełniaczy pod kontrolą USG, podawaniem toksyny botulinowej, zabiegami stymulacji i wolumetrii. W zespole mamy także lekarz Annę Kostrzewską, absolwentkę Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, a także studiów podyplomowych w zakresie medycyny estetycznej. Jest pani lekarz Maria Czwojda – dyplomowany lekarz medycyny estetycznej, w tej chwili w trakcie specjalizacji z psychiatrii. Zdarzają nam się pacjentki, uzależnione od zabiegów czy mające dysmorfofobię, a u podstaw ich decyzji o wykonaniu zabiegu estetycznego leżą przesłanki psychologiczne. Stąd naszym zdaniem, konieczna jest obecność lekarza psychiatry. Mamy także trzy panie stomatolog, które w medycynie estetycznej szczególnie w obrębie twarzy nie mają sobie równych. Bo kto jak nie stomatolog zna lepiej anatomię naszych twarzy? Są to lekarz dentysta Aleksandra Degis, lekarz dentysta Kay Kwiatkowska oraz lekarz dentysta Natalia Gadzińska.

Z jakimi powikłaniami najczęściej przychodzą pacjentki i pacjenci?  Najczęstszym powikłaniem, z jakim zgłaszają się do nas pacjenci, jest efekt PHAREE, czyli nawracający obrzęk powiek, a także całej twarzy po uprzednim podaniu wypełnienia żelowego. Jak już mówiłam, wypełnienia zwiększają swoją objętość blisko dwukrotnie. Kolejnym powikłaniem jest tzw. guzek o późnym początku, czyli zgrubienie powstałe na skutek uprzednio zastosowanego zabiegu z użyciem wypełniaczy lub innych substancji aktywnych np. PLLA, CaHA, polikaprolaktonu, najczęściej leczone farmakologicznie, doiniekcyjnie. Mamy także pacjentki z problemem tzw. cellulitisu, czyli zapalenia tkanki skórnej i podskórnej wskutek zakażenia bakteryjnego. Spory odsetek pacjentów pojawia się z obrzękiem powiek powstałym wskutek nieumiejętnego podania preparatu lub, co gorsza, preparatu niewiadomego pochodzenia bez certyfikacji.

Jak długo trwa proces leczenia powikłań po nieudanych zabiegach estetycznych?

To oczywiście zależy od tego, z czym pacjent do nas trafia. Najdłużej proces leczenia

w naszej placówce trwał 12 miesięcy, natomiast większość powikłań jest możliwa do wyleczenia w krótszym czasie. Ale są i takie sytuacje, kiedy nie jesteśmy w stanie sobie poradzić ze zmianą, ponieważ wymaga ona interwencji chirurgicznej. Mieliśmy przypadek pacjentki, która po nieumiejętnym podaniu kwasu polimlekowego w innym gabinecie, miała zatkany przewód odprowadzający ślinianki i niestety wymagała już interwencji otolaryngologa.

Wszystko da się naprawić? Niestety nie. Trafiła do nas niedawno pacjentka, której wykonano zabieg preparatem, który nie był dedykowany dla obszaru powiek dolnych i boryka się ona aktualnie z dosyć sporymi obrzękami. Mogło w jej przypadku dojść do trwałego uszkodzenia naczyń chłonnych, bowiem zabiegi stymulujące mogą doprowadzić do zwapnienia lub zwłóknienia ściany naczyń chłonnych, a w efekcie do ich niedrożności. Stosujemy w jej przypadku leczenie farmakologiczne, ale być może tu również potrzebna będzie interwencja chirurgiczna.

Na co pacjentki gabinetów medycyny estetycznej powinny zwracać uwagę, aby do takich powikłań nie doszło?

Jako pacjenci mamy przede wszystkim prawo do informacji. Nie musimy opierać się tylko na słowach lekarza, ale mamy prawo przed zabiegiem poprosić o kartę charakterystyki produktu. Mamy prawo zapoznać się z jego działaniem, zakresem stosowania, sprawdzić, czy posiada certyfikację, a także czy nadaje się do iniekcji i w jakie obszary naszego ciała może zostać podany. Powinniśmy otrzymać także tzw. „paszport urody” czy kartę pozabiegową, która będzie zawierała informację na temat tego, co zostało wykonane, aby inny specjalista wykonujący nam kolejny zabieg miał o tym wiedzę. Historia naszych zabiegów estetycznych powinna iść za nami. I to, co bardzo ważne – powinniśmy wręcz domagać się, aby preparat używany podczas zabiegu był otwierany przy nas. Lekarz wykonujący zabieg musi poinformować nas o wszystkich możliwych działaniach niepożądanych i otrzymać naszą świadomą zgodę na wykonanie zabiegu. I warto pamiętać – w gabinecie nie ma głupich pytań! Każde pytania są ważne dla osoby je zadającej, a lekarz powinien na każde pytanie odpowiedzieć. Bo nie ma na świecie zabiegu, który byłby w stu procentach bezpieczny i każdy może wywołać reakcję alergiczną.

Twoja praca zaowocowała powstaniem autorskiej książki „Powikłania po zabiegach estetycznych. Protokoły naprawcze”. Ilość opisywanych w niej przypadków jest ogromna, to prawdziwe kompendium wiedzy dla osób takie zabiegi przeprowadzających, ale także niezła przestroga dla tych, którzy wykonują takie zabiegi w niesprawdzonych miejscach. Co w niej znajdziemy?  Praca nad książką trwała dwa lata. Analizowałam wszystkie publikacje naukowe, traktujące o skutecznym leczeniu danego powikłania, a także oparłam ją o doświadczenia pracy moich lekarzy w placówce Młodość. Książka przeznaczona jest dla wszystkich, którzy zajmują się medycyną estetyczną. Dedykuję ją zarówno lekarzom, którym przedstawiam protokoły naprawcze wynikające z przeglądu literatury przedmiotu, ale także kosmetologom, bo z niektórymi powikłaniami, takimi jak poparzenia czy odmrożenia, możemy sobie poradzić lekami bez recepty. Ale zachęcam też laików do sięgnięcia po tę książkę, bo dzięki temu można łatwiej zrozumieć co może się wydarzyć po takim zabiegu medycyny estetycznej. Moją misją jest rozpowszechniane tej wiedzy, bo jako pacjent chciałabym sama wiedzieć więcej.

Jesteś także organizatorką konferencji dla wszystkich, którzy zajmują się ogólnie pojętą estetyką. W tym roku konferencja odbyła się w maju i dotyczyła trendów w estetyce. Komu ją dedykujesz i z jaką wiedzą wychodzą uczestnicy? Jestem zwolenniczką integracji środowisk, więc konferencja dedykowana jest zarówno dla środowiska medycznego, jak i niemedycznego. Podejmowane na niej tematy dotyczą ich obu, bez kolizji merytorycznej. Podczas ostatniej skupiliśmy się na dwóch najbardziej popularnych hasłach – „LONGEVITY”, czyli długowieczność oraz „INFLAMMAGING”, czyli starzenie się wskutek stanu zapalnego. Sporo rozmawiamy o trendach, bo te jak w każdej branży zmieniają się i to my, jako przedstawiciele branży, je eksponujemy i przekonujemy naszych pacjentów do takich a nie innych zabiegów. O jakich trendach zatem możemy dzisiaj mówić w medycynie estetycznej?   Zdecydowanie stawiamy teraz na zadbaną naturalność bez modyfikacji. Przywracamy też naturalność, normalizujemy i w odpowiedni sposób ją pielęgnujemy. Od starzenia nie uciekniemy i nie robimy na siłę z pacjentki w średnim wieku nastolatki, bo efekt będzie przerysowany i nienaturalny. Dzisiaj chcemy, aby czterdziestolatka pozostała sobą, ale miała świadomość właściwej pielęgnacji, miała piękną skórę niekoniecznie wolną od zmarszczek. Ten trend doskonale łączy się z dietetyką, fitnessem, szeroko pojętym wellness, czyli dbaniem o nasz dobrostan.

To na koniec naszej rozmowy. Jak korzystać z dobrodziejstw zabiegów estetycznych, żeby było bezpiecznie?

Przede wszystkim stawiamy nie na ilość, a na jakość. Myślę, że istotą naszego bezpieczeństwa podczas korzystania z medycyny estetycznej jest to, aby zabiegów nie robić dużo, ale by były prawidłowo dobrane i żeby były wykonywane odpowiednimi, certyfikowanymi i sprawdzonymi preparatami, technologiami i technikami, w odpowiedniej częstotliwości, ponieważ możemy doprowadzić do przestymulowania skóry, czyli osiągnąć efekt odwrotny do zamierzonego. Dużo nie znaczy dobrze, tanio nie znaczy dobrze. Bardzo ważna jest również nasza pielęgnacja przed i pozabiegowa w domu. Nie rzucajmy się też bezrefleksyjnie na wszystkie nowinki. Poczekajmy na pogłębione analizy naukowe. Najważniejsze to podejść do tematu z rozwagą i zawsze konsultować się ze specjalistami.

OTYŁOŚĆ JAKO PROBLEM ZDROWOTNY

OKIEM SPECJALISTY KARDIOLOGA

Otyłość jest chorobą, która podobnie jak nadciśnienie tętnicze, hipercholesterolemia, cukrzyca oraz palenie tytoniu, jest czynnikiem ryzyka rozwoju chorób układu krążenia: zawału serca, udaru mózgu, arytmii oraz zgonu. Jednakże jest ona odwracalnym czynnikiem ryzyka tych chorób. Dzięki skutecznemu leczeniu otyłości możemy zneutralizować ryzyko z nią związane.

Teks T : dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz | z djęcia : Katarzyna Loga, Adobe Stock

Zinnych istotnych czynników ryzyka, normalizacja ciśnienia w 100% odwraca ryzyko sercowo-naczyniowe związane z nadciśnieniem tętniczym. Oznacza to, że u skutecznie leczonej osoby, ryzyko wystąpienia udaru mózgu czy zawału serca jest w przybliżeniu takie jak u osoby bez nadciśnienia. Podobnie jak w przypadku hipercholesterolemii, osoba ze skutecznie leczoną hipercholesterolemią ma takie samo ryzyko zawału serca, udaru mózgu oraz zgonu jak osoba bez tej choroby. Leczenie otyłości, niezależnie od metody, zarówno przy pomocy modyfikacji stylu życia, wybranych leków, jak i operacji bariatrycznych, zapobiega występowaniu chorób układu krążenia i poprawia rokowanie oraz jakość życia pacjenta.

Polska na czele stawki

Co bardzo niepokojące – częstość występowania otyłości wzrasta w polskiej populacji. Jest ona wyższa niż w innych krajach Unii Europejskiej. Największym zagrożeniem jest szybkie narastanie występowania otyłości wśród dzieci i młodzieży. Częstość występowania otyłości u dzieci i młodzieży w Polsce jest najwyższa spośród wszystkich krajów Unii Europejskiej. W związku z tym możemy spodziewać się, że po 10-20 latach dalszego, tak dynamicznego wzrostu

częstości występowania otyłości u osób dorosłych, ilość problemów zdrowotnych nią spowodowanych: nadciśnienia tętniczego, cukrzycy, niewydolności serca, migotania przedsionków, zawału serca czy udaru mózgu, ulegnie intensyfikacji. Co więcej wiemy, że otyłość jest przyczyną występowania ponad 200 innych schorzeń, w tym: wielu nowotworów, chorób układu pokarmowego, chorób płuc, układu nerwowego, układu kostno-stawowego. Jest to choroba dewastująca zdrowie oraz skracająca istotnie długość życia pacjentów.

Niebezpieczeństwa związane z otyłością

U osób otyłych obserwuje się nagromadzenie tłuszczu zarówno w tkance podskórnej, jak i w narządach wewnętrznych, a sama tkanka tłuszczowa uwalnia substancje negatywnie wpływające na funkcjonowanie układu sercowo-naczyniowego. Są to m.in. niektóre hormony, czynniki wazoaktywne oraz cytokiny, które mają negatywny wpływ na budowę i funkcjonowanie układu sercowo-naczyniowego.  Otyłość zwiększa ryzyko wystąpienia nagłej śmierci

sercowej. Stwierdzono, że do rozwoju chorób układu krążenia u osób otyłych przyczynia się zarówno insulinooporność, oddziaływanie adipokin, jak i zwiększona krzepliwości krwi. Otyłość jest także przyczyną utrzymującego się stanu zapalnego stanowiącego ryzyko rozwoju chorób układu sercowo-naczyniowego.

Profilaktyka i dieta

W profilaktyce otyłości oraz jej następstw bardzo ważne są: odpowiednia dieta, aktywność fizyczna, regularne wykonywanie badań oraz konsultacji specjalistycznych w celu ewentualnego wykrycia otyłości, jak i schorzeń z nią związanych. Badania potwierdzają zmniejszenie częstości występowania zgonów z powodu chorób układu krążenia u osób stosujących regularną aktywność fizyczną oraz dietę śródziemnomorską bogatą m.in. w produkty zbożowe, warzywa i owoce oraz zawierającą duże ilości oliwy z oliwek oraz ryb.

Po pierwsze – edukacja

Co bardzo istotne, mamy jednak szansę zapobiec ogromnemu wzrostowi liczby chorób powodowanych przez otyłość i jej powikłania, poprzez odpowiednią politykę zdrowotną, edukacyjną, promującą zdrowe wybory w całym społeczeństwie, w tym przede wszystkim wśród dzieci i młodzieży. Jeśli będziemy skutecznie zapobiegać występowaniu otyłości w wieku przedszkolnym i szkolnym, znacząco zmniejszymy ryzyko występowania otyłości w wieku dorosłym. Dlatego niezmiernie ważne jest wdrażanie odpowiedniej profilaktyki już na etapie wczesnego dzieciństwa czy nawet w okresie prenatalnym. Styl życia kobiety ciężarnej wpływa na masę urodzeniową jej dziecka, a przez to na występowanie otyłości, cukrzycy, nadciśnienia tętniczego u takiej osoby w jej dorosłym życiu. Edukacja w tym zakresie powinna odbywać się nie tylko w okresie przedszkolnym, szkole, ale także w popularnych mass mediach. Organizacja przestrzeni miejskiej powinna uwzględniać rozwiązania architektoniczne i urbanistyczne zachęcające do aktywności fizycznej, na przykład poprzez budowanie osiedlowych „siłowni” czy organizowanie sąsiedzkich grup treningowych. Niezbędna jest również odpowiednia polityka podatkowa, związana z obniżaniem cen produktów zdrowych, a zniechęcająca do kupowania produktów niezdrowych. Jeśli te wszystkie aspekty weźmiemy pod uwagę, wciąż będziemy mieli szansę na zapobiegnięcie rozwojowi epidemii otyłości w przyszłości.

DR JACEK PORADA

Uroginekologia w kameralnym gabinecie ESTHEA

Klimatyczne wnętrza zaaranżowane w ciepłych beżowych kolorach, butikowa wręcz przyjacielska atmosfera, na zewnątrz mały taras otulony zielenią pobliskiego parku, idealny na luźne pogawędki – wszystko to pozytywnie wpływa na jakość przeprowadzanych wizyt w ESTHEA w Poznaniu. Z pomysłodawcą tego miejsca, lekarzem medycyny, ginekologiem położnikiem, absolwentem studiów podyplomowych z zakresu medycyny estetycznej, dr Jackiem Poradą, dyskutujemy na temat współczesnych bolączek kobiet. Kwestii wstydliwych i tych na topie.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | zdjęcia: Artur Nowicki, materiały prasowe ESTHEA Wybór medycyny to w Pana przypadku konsekwencja rodzinnych tradycji?

DR JACEK PORADA: Nie pochodzę z rodziny z tradycjami lekarskimi, ale moja mama była z zamiłowania położną, taką prawdziwą, empatyczną, przez wiele lat pracowała na oddziale położniczym w szpitalu w Żninie, gdzie ją często odwiedzałem. Miałem możliwość wchodzenia na oddział, większą niż ktokolwiek inny. Mama opowiadała mi o cudzie narodzin i tak zaszczepiła we mnie zainteresowanie medycyną. Dlatego jestem ginekologiem położnikiem i to jest moja pierwsza pasja. (śmiech) Dość wcześnie uznałem, że szpital jest miejscem, w którym dobrze się czuję i w którym chciałbym pracować. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że będę uczestniczyć przy porodach,

ale miałem już takie zacięcie chirurgiczne. Przez wiele lat studiów pragnąłem zostać następcą profesora Religi. (śmiech) Potem potoczyło się to trochę inaczej… nie zostałem kardiochirurgiem, wybrałem specjalizację z ginekologii i położnictwa. Studia rozpocząłem w Poznaniu na Akademii Medycznej (obecny Uniwersytet Medyczny). Wybór był dość oczywisty – z racji, że bardzo lubiłem to miejsce i przede wszystkim sama uczelnia była prestiżowa, z wielkimi tradycjami, ze wspaniałą kadrą pedagogów, wybitnych profesorów.

Mój ojciec urodził się w Poznaniu i – co niezwykle ważne w kontekście lokalizacji ESTHEA – mieszkał niedaleko parku Wilsona, przy ulicy Wyspiańskiego. Moje wczesne dzieciństwo tu też upływało, w przepięknej kamienicy (obecnie odrestaurowanej, z wynajmem mieszkań), gdzie dla mnie te wysokie przestrzenie przypominały zamek. (śmiech). Od najmłodszych lat wrosłem w miejską tkankę Poznania, choć potem dużą część życia spędziłem w kujawsko-pomorskim. Studia na poznańskiej uczelni były dla mnie spełnieniem marzeń, jednak to miasto było wówczas bardzo hermetyczne, zamknięte dla ludzi spoza rodzin lekarskich. Dlatego przyszła decyzja „coming home”, powróciłem do Żnina, gdzie następowały zmiany w tamtejszym szpitalu, więc na samym początku pracowałem tam na wolontariacie. Takie były czasy…

Na oddziale, w którym pracowała moja mama, i w którym się urodziłem, przeszedłem całą drogę specjalizacji oraz awansu zawodowego – od młodszego asystenta, do z-cy koordynatora oddziału. Ale praca na oddziale to już inna historia, choć przyznam, niezwykłe doświadczenie życiowe i zawodowe.

Przeszedł Pan przez różne etapy pracy zawodowej. Teraz jest Pan w innym miejscu swojego życia. Jaki zamysł przyświecał Panu, zakładając butikowy gabinet Esthea w Poznaniu, tuż przy parku Wilsona, łączący w sobie trzy specjalizacje?

Faktycznie, przy ul. Śniadeckich 10a/6 proponujemy zabiegi z trzech specjalizacji: medycyna estetyczna, ginekologia estetyczna i kosmetologia. Z racji, że towarzyszę kobietom w różnych momentach ich życia, często od narodzin ich dzieci, przez ciążę, poród, okres poporodowy, menopauzę itp. widzę jak

zmieniają się tkanki, kurczy się kolagen, który pięknie nas uzbraja w młodość. Ponadto dostrzegam jak zmieniają się narządy, kurczą się mięśnie, czyli funkcje podporowe i czynnościowe poszczególnych organów. Pomyślałem więc, że medycyna estetyczna, która ewoluowała, jest tu fantastycznym rozwiązaniem, konsolidującym temat ginekologii, medycyny estetycznej klasycznej i ginekologicznej oraz szeroko rozumianej kosmetologii. Rozwiązanie tzw. wieloetapowe. Obecnie poza „estetyką” jestem nadal czynnym ginekologiem położnikiem (Żnin, Bydgoszcz). Oprócz typowego leczenia, kierowania pacjentek do oddziałów na leczenie zabiegowe, prowadzenia ciąży, edukuję nastolatki nt. antykoncepcji, przeprowadzam kobiety przez różne etapy życia, powikłane stany związane z ciążą, trudny fizjologicznie okres połogu, może nawet trudniejszy menopauzy. Wykonuję ultrasonografię piersi, USG dopochwowe, namawiam na cykliczną cytologię, gdyż poziom profilaktyki jest wciąż na zbyt niskim poziomie w naszym społeczeństwie. A medycyna estetyczna to nadal fantastyczne dla mnie miejsce – MESODERM w Gnieźnie oraz mój pierwszy autorski projekt, właśnie świeżo narodzony – ESTHEA w centrum Poznania.

Gdzie nabył Pan wiedzę nt. medycyny estetycznej?

Jestem absolwentem 3-letniej Podyplomowej Szkoły Medycyny Estetycznej, która siedzibę ma w Warszawie. Jej założycielem i pomysłodawcą jest dr Andrzej Ignaciuk, jeden z pionierów medycyny estetycznej w Polsce.

Obecnie jest na rynku wiele ofert i wiele tego typu szkół, ale wtedy – gdy ja zaczynałem moją przygodę z medycyną estetyczną – ta była najbardziej znana, prestiżowa; przyciągała wielu ciekawych ludzi.

Co roku podczas kongresów z medycyny estetycznej spotykam moich kolegów i koleżanki, absolwentów tejże uczelni, wymieniamy się doświadczeniami, rozmawiamy o nowościach w branży i konstruktywnie się sprzeczamy. (śmiech) Za każdym razem jest wiele nowych tematów, o których dyskutujemy, w tym także powikłań, które nam towarzyszą i które musimy umieć leczyć.

Dzięki długoletniemu doświadczeniu i praktyce lekarskiej idealnie łączy Pan zabiegi z zakresu ginekologii i medycyny estetycznej. Na jakim zagadnieniu obecnie skupia Pan swoją uwagę?

Moje zainteresowania skierowałem na ginekologię estetyczną, w szczególności uroginekologię, co wyróżnia naszą ESTHEA na tle podobnych na rynku placówek. Mam swoją grupę wiernych pacjentek, a tu w Poznaniu szczególnie pragniemy zaproponować zabiegi z zakresu uroginekologii, w klimatycznych wnętrzach, w butikowej wręcz atmosferze gabinetu. Zabiegi małoinwazyjne, znieczulenie miejscowe i nasiękowe, pozwalające następnego dnia na pełen powrót do normalnego życia.

Największy problem z zakresu uroginekologii to nietrzymanie moczu. Mówimy tu o atrofii urogenitalnej, czyli o zaniku komórek nabłonka okolicy urogenitalnej.

W pochwie, na narządach płciowych wewnętrznych i zewnętrznych, jest mnóstwo receptorów, estrogenów, androgenów, testosteronu. Estrogen odgrywa tu ważną rolę, bo jest stymulatorem odtworzenia (przywrócenia) nabłonka pochwy i wspomaga regenerację i jego czynność w zakresie nawilżenia oraz tworzenia odpowiedniego dla pochwy (kwaśnego) pH. Zakwaszenie pochwy czy jej nawilżenie jest niezbędne do satysfakcjonującego współżycia, bez bólu, pieczenia, świądu, tarcia, spowodowanego suchością.

Niezwykle istotne są wszystkie struktury podtrzymujące „ten trakt urologiczny”,

czyli pęcherz moczowy i wychodząca z niego cewka moczowa, także struktury, przez które owa cewka przechodzi (przepona moczowo-płciowa ), aż osiągnie swój koniec w przedsionku pochwy. Zdarza się – niestety – coraz częściej, że w miarę upływu lat lub po ciężkich porodach, a także różnych chorobach te struktury tracą swoje podstawowe funkcje podtrzymujące/podporowe i zatem czynnościowe. Aby to zwizualizować: jest pęcherz moczowy i z niego wychodzi cewka moczowa. Kobiety mają przeponę moczowo-płciową, czyli pewnego rodzaju płytę mięśniowo-powięziową o grubości ok 4 cm, przez którą przechodzi cewka moczowa, pochwa i odbyt. Kiedy ta przepona jest umięśniona, młoda, wszystko jest ok, przy kaszlu czy kichnięciu automatycznie zaciska się one (prawidlowy skurcz mięśnia) i kobieta nie ma dyskomfortu związanego z niekontrolowanym wyciekiem moczu. Wszystkie sytuacje, które doprowadzają do osłabienia tej przepony moczowo-płciowej to są również historie neurologiczne, po urazach kręgosłupa, w okolicach kości krzyżowej, po operacjach chirurgicznych, ale również po ciężkich porodach fizjologicznych (będą nasilały te dolegliwości).

Czasami można ćwiczeniami wzmocnić tę płytę mięśniowo-powięziową, np. mięśniami Kegla – popularna nazwa mięśni dna miednicy (MDM). Ich praca polega na aktywacji i relaksacji, czyli zaciskaniu/napinaniu i otwieraniu/rozluźnianiu. Są pacjentki, dla których takie ćwiczenia są mało skuteczne i wówczas muszą posiłkować się wiedzą lekarską, muszą przyjść do gabinetu, w którym za pomocą nowoczesnych urządzeń dokonuje się poprawy. Czasami jednak w tych bardziej zaawansowanych postaciach, często z zaburzeniami statyki narządu rodnego (przepukliny, wypadanie, obniżenie) niezbędne będzie leczenie stricte operacyjne.

Czy problemy uroginekologiczne u kobiet wiążą się również z hormonami? Oczywiście, okres poporodowy, ale także menopauza, gdy pacjentka nie suplementuje się preparatami estrogenowymi, a także hypoestrogenizm wynikający np.

z leczenia onkologicznego – wszystkie te momenty zwiększają prawdopodobieństwo pojawienia się problemów związanych z nietrzymaniem moczu. Bywają też pacjentki, które w wieku już 40 lat, mają tzw. przedwczesną menopauzę, są bardziej pokrzywdzone.

Wiele kobiet boryka się z kłopotem uroginekologicznym, z dość wstydliwym nietrzymaniem moczu. Namawiam, aby w takich sytuacjach zasięgnąć porady u specjalisty, porozmawiać i zgodzić się na zaproponowaną formę leczenia, rehabilitacji mięśni. Czasami potrzebne jest włączenie farmakoterapii, a w innych przypadkach również zabieg chirurgiczny.

Po porodzie, gdy kobieta jeszcze nie miesiączkuje, znajduje się w połogu, też jest to częsta cecha – nietrzymanie moczu, wynikająca z hypoestrogenizmu. Kobieta ma wówczas niski poziom hormonów, bo blokuje je laktacja. Porody są różne, i te bardzo łatwe, szybkie, i te bardzo trudne, przedłużone, powikłane i kończone zabiegowo. Te przebiegające długo, często bardzo boleśnie, porody dużych płodów – jak się okazuje są bardzo znaczącym czynnikiem predykcyjnym co do oczekiwanych w przyszłości zaburzeń w kontroli nad moczem i problemów np. ze współżyciem płciowym (zespół luźnej pochwy).

Jakie zabiegi związane z problemami natury uroginekologicznej Pan proponuje?

W warunkach ambulatoryjnych możemy poradzić sobie z wieloma dolegliwościami, używając także leków w tym działających miejscowo oraz dopochwowych urządzeń wysokoenergetycznych (lasery frakcyjne, HIFU, radiofrekwencja igłowa i bezigłowa, mezoterapia, kolagenoterapia, zabiegi autologiczne (osocze, fibryna) i wiele innych.

Najbardziej popularne są tzw. slingi podcewkowe (załonowe lub przezzasłonowe); to minimalnie inwazyjne zabiegi chirurgiczne stosowane powszechnie w leczeniu wysiłkowego nietrzymania moczu u kobiet. To taki rodzaj tasiemki zakładanej pod cewką moczową, stwarzający na wzór hamaku podparcie, ale bez ucisku. Szybkie zabiegi, wysoka skuteczność, ale jednak wykonywane w warunkach szpitalnych.

ESTHEA jest miejscem, w którym pacjentki mogą mieć wykonany zabieg, ale nie aż tak inwazyjny, bo np. jutro chcą iść do pracy. Nie chcą być hospitalizowane. Bo jeśli coś można zrobić małymi krokami, poza szpitalem, to z tego korzystają. Aby efekt był taki jak po zabiegu z ową, wspomnianą przeze mnie, taśmą podcewkową należy spotkać się w gabinecie ESTHEA, np. na zabieg radiofrekwencji bezigłowej czy mikroigłowej dopochwowej, ale także narządów zewnętrznych, tj. okolic łechtaczki, warg sromowych większych czy mniejszych lub wejścia do pochwy. To są również miejsca, które poddajemy zabiegom. Pragnę podkreślić, że współpracuję z urologami i urofizjoterapeutami, czasami konsultujemy się wzajemnie. Bardzo ważne jest badanie urodynamiczne, które precyzyjnie określa rodzaj nietrzymania moczu.

W ESTHEA starać się będziemy proponować procedury, które w wielu przypadkach pozwolą na uniknięcie konieczności hospitalizacji, choć droga ta jest zwykle nieco dłuższa. Czasami są pacjentki, które – niestety – muszą być zoperowane. I wówczas stawiam sprawę jasno – nie warto marnować czasu w gabinecie, należy wygospodarować sobie czas na szpitalny zabieg.

Co to znaczy nadaktywny pęcherz?

Termin ten również związany jest z nietrzymaniem moczu. Pęcherz moczowy to swego rodzaju piłka, która ma w środku mięsień, który wypiera mocz. Ten mięsień jest nieraz zbyt „nerwowy”, zbyt aktywny. Wtedy właśnie występuje naglące parcie na pęcherz. To wielki dyskomfort podczas spotkań biznesowych, towarzyskich, kiedy notorycznie trzeba iść do łazienki. Dużo jest w ogóle przypadków tzw. mieszanych postaci nietrzymania moczu. Mamy tu w ESTHEA urządzenia medyczne pracujące w oparciu o posiadane certyfikaty medyczne w tym FDA, a co ważniejsze, w oparciu o badania kliniczne – dokumentujące ich skuteczność.

Botoks w medycynie estetycznej to… Tzw. złoty Graal, można dużo o nim opowiadać. Jest od ponad 20 lat na rynku medycznym i trudno nim zrobić krzywdę… Mało kto wie, że botoks jest niezwykle skuteczny właśnie w leczeniu nadaktywnego pęcherza. Również po trudnych zabiegach chirurgicznych w obrębie kręgosłupa czy po wypadkach, kiedy pacjenci mają pęcherz spastyczny – botoks pomaga taki pęcherz rozluźnić. Migreny też leczone są przez neurologów za pomocą

botoksu, rozcieńczając go nieco inaczej. Dzięki toksynie botulinowej ból i przebieg stanów migrenowych jest o dużo łagodniejszy. Dodatkowo botoks stosuje się w bruksizmie, przy szczękościsku, zgrzytaniu zębami itp., przy leczeniu potliwości rąk, pach i stóp. I jeszcze w wielu innych sytuacjach. Zabieg krótki „lunchowy”, niemal niebolesny, zwykle bardzo skuteczny.

ESTHEA to butikowy koncept. Co oferujecie oprócz leczenia z zakresu uroginekologii?

Z założenia nie ma tu być przepychu ilościowego, krzątaniny wielu ludzi. W ESTHEA zapewniamy czas relaksacyjny z dobrze przeprowadzonymi zabiegami. Portfolio nasze skierowane jest głównie do kobiet, ale nie oznacza to, iż nie przyjmujemy mężczyzn. Koncept jest taki, że w jednym czasie w gabinecie pracuje jeden lekarz, choć w ESTHEA zatrudnionych jest pięciu specjalistów. Oprócz mnie jest druga osoba jako specjalista ginekologii położnictwa oraz jednocześnie jest lekarzem medycyny estetycznej. Ponadto pracują trzy lekarki z długoletnim doświadczeniem w zakresie medycyny estetycznej, które równocześnie są stomatolożkami. Mój zespół ma wielkie doświadczenie w praktyce, to bardzo precyzyjne osoby, wyszkolone manualnie, z estetycznym podejściem do pracy z twarzą. W tej chwili estetyka stomatologiczna jest na topie, zęby, żuchwa, zgryz, cały dział ortodoncji – my jako lekarze medycyny estetycznej wiemy, jak to jest niezwykle ważne, aby twarz wyglądała naturalnie

Zdrowie

i proporcjonalnie. W ESTHEA każdy z nas ma swój dedykowany dzień w gabinecie, rozplanowany harmonogram całego tygodnia.

Bardzo podoba mi się filozofia ESTHEA: umiar i harmonia, podkreślenie i wyeksponowanie prawdziwego piękna. To daje efekt poprawy samooceny klientek, wzmocnienie ich pewności siebie?

Kluczem w naszym zawodzie jest wyczucie, bo naturalność i estetyka są coraz częściej oczekiwane i nawet wymagane przez współczesne kobiety. Choć muszę tutaj podkreślić, że nie każda pacjentka, która ma jakąś część twarzy wyglądającą nienaturalnie po przebytym zabiegu, jest antytezą całej medycyny estetycznej. Wśród 20 pięknych kobiet poddanych procedurom z medycyny estetycznej skupiamy wzrok na jednej, bo ona budzi zdumienie.

Na topie są obecnie zabiegi anty-agingu, czyli „antystarzeniowe” podejście do zabiegów z medycyny i kosmetologii estetycznej. Niektórym kobietom wystarczy zrobić dwie sesje zabiegowe w roku, np. laser jesienią, a wiosną mezoterapia, czy zastymulować poszczególne miejsca na twarzy, np. zmarszczki przy kącikach ust, które dają efekt dużego smutku (zmarszczki marionetki) lub zmarszczki przy bruzdach nosowo-wargowych. Pragniemy po prostu opóźnić efekt starzenia się skóry twarzy, szyi, dekoltu, zastopować ten proces. Zatrzymać znikanie kolagenu, zastymulować tworzenie się nowego kolagenu, którego ilość zmniejsza się po 30. r.ż. i jest to proces całkowicie fizjologiczny. Mam takie pacjentki, które wyglądają obecnie młodziej, świeżej, po prostu lepiej niż 10 lat wcześniej, poddając się wspólnie ustalonym protokołom zabiegowym. To jest cudowne! To jest piękno medycyny estetycznej.

Z doświadczenia wiem, że niewiele potrzeba kobietom, aby znów poczuły się atrakcyjne seksualnie, chciały podobać się swoim partnerom, aby miały większą pewność siebie. Wystarczy niekiedy jeden lub dwa zabiegi estetyczne poprawiające twarz lub strefę intymną i już duży kobiecy problem jest rozwiązany.

Oferujecie w ESTHEA też hoodoplastykę, hymenoplastykę, labioplastykę…

Mamy szeroki wachlarz usług i łączymy te zabiegi z autologią. Zabiegi autologiczne polegają na wykorzystaniu komórek – płytek krwi, czyli substancji pozyskanej z krwi pacjentki, zawierających ogromną ilość tzw. czynników wzrostu różnych struktur tkankowych i komórek. Taki preparat zawiera więc osocze bogatopłytkowe, które pobudza naturalne procesy regeneracji skóry. Podajemy wtedy osocze, hybrydy lub inny koktajl do mezoterapii – zabiegi te należą do bardzo skutecznych w wygładzaniu zmarszczek i redukcji wiotkości skóry, pomagają w napięciach mięśni.

Słynny zabieg MonaLisa Touch to zabieg, który my nazywamy frakcyjnym laserem ablacyjnym. To innowacyjna, małoinwazyjna i całkowicie bezpieczna metoda opracowana z myślą o kobietach, które doświadczają przykrych dolegliwości intymnych. Zastosowanie lasera, sondy działającej jak przy USG dopochwowym, prowadzi do usunięcia nieprzyjemnych objawów i wyraźnie poprawia komfort stref intymnych. Podczas zabiegu wypala się małe otworki w śluzówce pochwy, aby pobudzić kolagen, zabieg jest prawie bezbolesny, bo poprzedzony znieczuleniem miejscowym.

A co z zabiegami O-Shot czy G-Shot?

Z G-Shotem jest ten sam temat, co z G-punktem. (śmiech) Jedni uważają, że ten istotny punkt w ciele kobiety istnieje, inni –że nie. Tak jak wiemy, że serce jest po lewej stronie, a nerki po bokach, tak punktu G nie jesteśmy pewni. Myślimy, że jest tam struktura nerwowo-naczyniowa, która potrafi zapewniać kobiecie bardziej zintensyfikowane wrażenia i doznania. Natomiast O-Shot to zabieg, podczas którego podajemy fibrynę i osocze w miejsca intymne najbardziej dyktowane „wibracjom seksualnym”, tj. łechtaczka – przypomnę – narząd ejakulacyjny, przedsionek pochwy, początek pochwy – czyli najbardziej erogenne i wyposażone w receptory miejsca dające kobietom satysfakcję.

Z jakimi najczęściej dolegliwościami czy problemami odwiedzają Pana pacjentki?

Mam grupę pacjentek, które potrzebują zabiegu terapeutycznego. Terapia to również poprawa jakości życia seksualnego, tu w grę wchodzi np. laseroterapia dopochwowa. Są też kobiety, które po porodach mają zespół tzw. luźnej pochwy –wydawałoby się, że nic się z tym nie da zrobić. Oczywiście, że się da. Wystarczy zrobić klasyczną laseroterapię, zabieg bez hospitalizacji.

Sporą grupę stanowią kobiety, dla których niezwykle istotna jest estetyka miejsc intymnych. Często wykonuję labioplastykę warg sromowych, z powodu ich zbyt dużych lub zbyt małych rozmiarów, spowodowanych atrofią, zanikiem tkanki tłuszczowej, chorobami niedoczynności tarczycy lub stanem wyniszczenia organizmu w przebiegu przewlekłej choroby, zazwyczaj nowotworowej.

Jeśli osoba jest świadoma swego organizmu, jest aktywna seksualnie, chce być atrakcyjna dla siebie i dla partnera – to zapisuje się na konkretny zabieg. REJUVENACJI –strefy intymnej – poddają się kobiety w zależności od preferencji, wyboru, problemu i sugestii terapeuty; jednemu lub wielu zabiegom z opisanej wcześniej palety w ofercie. Tu w ESTHEA podajemy kwas hialuronowy w niższe partie ciała, nie tylko na twarz. Stosujemy mezoterapię, laseroterapię.

Przychodzą do mnie pacjentki, już w starszym wieku, z tzw. liszajem twardzinowym – to degeneracyjna, przewlekła, zwyrodnieniowa paskudna choroba, której etiologii, niestety, nie znamy. Trochę choroba autoimmunologiczna jak Hashimoto. Jest stosunkowo trudna w leczeniu, bo nie znamy przyczyny. Stosujemy więc tu również lasery, które potrafią dolegliwości minimalizować lub je kompletnie likwidować.

Mój ulubiony zabieg, takie moje gabinetowe dziecko, to laser frakcyjny CO2. To zabieg odświeżający, rewitalizujący, stymulujący kolagen, trochę peelingujący, zarezerwowany dla miesięcy jesienno-zimowych i wczesnej wiosny. Dobranie właściwej metody leczenia, odpowiedniego zabiegu to sedno całego programu medycyny estetycznej.

Ginekologia estetyczna to obszar medycyny, który w obecnych czasach bardzo dynamicznie się rozwija. Osocze bogatopłytkowe, kwas hialuronowy, laseroterapia, zabiegi bezigłowe czy mikroigłowe – te pojęcia znane są nam z gabinetów kosmetycznych, jednak zagościły również w ginekologii estetycznej. Mamy tu swoiste przenikanie się dziedzin medycyny…

Zdrowie

Wszystkie zabiegi, które robimy na ciele, na twarzy, wszystkie zaawansowane technologie, preparaty są tak samo skuteczne w ginekologii estetycznej, jak i w medycynie estetycznej czy kosmetologii. To swoiste novum naszych czasów. Najczęściej takie zabiegi z zakresu ginekologii estetycznej mają na celu odświeżenie, odmłodzenie, pobudzenie kolagenu i podanie czynników wzrostu. Szeroko zatem rozumiana rewitalizacja!

Czy przyjście do gabinetu ginekologii estetycznej i opowiedzenie o swoim dyskomforcie wciąż u nas jest w sferze wstydu i sekretu, jest pewnego rodzaju tematem tabu, czy to nastawienie się zmieniło na przestrzeni kilku lat?

Świat się nieustannie zmienia, a co za tym idzie świadomość pacjentek. Jest ewolucja – bardziej niż rewolucja w tym temacie. Często to nie są sprawy łatwe, a ja nie chcę nikogo urazić czy obrazić… Trzeba nieraz pacjentki prowokować do rozmowy, bo niektóre po prostu wstydzą się poruszyć drażliwe dla nich kwestie.

O czym warto pamiętać, bo jest na przysłowiowe wyciągnięcie ręki? Istotnym tematem, często pomijanym wśród pacjentek gabinetów medycyny estetycznej, jest styl życia. Aktywność fizyczna, ćwiczenia, wysypianie się, czyli odpowiednia długość snu, właściwa dieta, picie odpowiedniej (2 litry dziennie) ilości wody, palenie najwyżej minimalnej ilości papierosów, umiarkowany alkohol, to czynniki niewątpliwie wpływają na dobre samopoczucie, ale też na stan i wygląd naszego organizmu. O tym nie można zapominać! Naprawdę picie 2 l wody dziennie nawilży lepiej naszą skórę niż najdroższy krem na świecie.

Podróżuje Pan, uczestniczy w różnych spotkaniach branży medycznej, co szykuje przyszłość w dziedzinie ginekologii i medycyny estetycznej. Jakie innowacje?

Bardzo Pani dziękuję za to pytanie, ale powiem szczerze, że nie znam na nie odpowiedzi. (śmiech) Jestem fanem powiedzonka „lepsze jest wrogiem dobrego”! Jeśli kobiety mają np. piękne usta, to ich poprawianie może przynieść efekt przeciwny do zamierzonego. Warto więc dbać o siebie, myśleć o procesie starzenia czy odmładzania, poprawiania pewnych defektów – ale nic na siłę, nie w stopniu wyimaginowanym, do granic nierealności. Trzeba być ostrożnym, nie poprawiać każdej części ciała. Polecam wszystkim dystans, a przede wszystkim pokorę wobec siebie i wykonywanych procedur i ich rezultatów. Medycyna jest rozwojowa, świat idzie do przodu, pojawiają się wciąż niezliczone nowości, kuszą nowe technologie i nowe preparaty. Sztuczna inteligencja będzie pomagała zapewne w diagnozach, może nawet w opracowaniu planów i protokołów diagnostyczno-terapeutycznych. Choć podchodzę do AI z dużym respektem, jestem absolutnie przekonany o nieuniknionym zaanektowaniu przez nią części naszej świadomości, przez to wpływanie na naszą codzienność, nasze decyzje. Mam jednak nadzieję, że długo jeszcze, a może nawet nigdy nie zastąpi w pełni mózgu i serca prawdziwego terapeuty… Bo w terapii ogromnie ważne są międzyludzkie, empatyczne relacje lekarz-pacjent, wzajemne zaufanie i zrozumienie.

GOTANGO POZNAŃ FESTIVAL

Inicjatywa zespołu BANDONEGRO

Utalentowani poznańscy muzycy – Michał Główka (bandoneon/akordeon), Jakub Czechowicz (skrzypce), Marek Dolecki (fortepian) i Marcin Antkowiak (kontrabas) – podbijają światowy rynek tanga. Znane jest ich zamiłowanie do tradycji muzycznej Astora Piazzolli, a także ich umiejętne łączenie szacunku do tradycji z nowoczesnym nurtem tanga, należąc obecnie do grona najbardziej oryginalnych i rozpoznawalnych wykonawców tego gatunku. Ich przyjaźń, pasja i miłość do muzyki tango przenikają każdy dźwięk, tworząc niezwykłe emocje podczas koncertów. Wprowadzając powiew świeżości, współczesny charakter oraz czerpiąc inspirację z innych gatunków muzycznych takich jak jazz, tworzą własne autorskie utwory, w których rozkochują publiczność w różnych częściach globu. Ich muzyka bezsprzecznie łączy pokolenia, czego przykładem będzie Gotango Poznań Festival (31.08.2024). Tego wydarzenia nie można przegapić!

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | zdjęcia: Archiwum prywatne Bandonegro

Nieustannie podróżujecie, koncertujecie w całej

Europie. Pod koniec ubiegłego roku odwiedziliście Stany Zjednoczone, byliście w Azji, na Tajwanie. Porównujecie swoją publiczność w poszczególnych zakątkach świata?

M.G.: Znamy już usposobienie społeczności w konkretnych krajach, gdzie koncertujemy. Wiemy, gdzie publiczność jest bardziej żywiołowa, przepełniona pozytywną energią, a gdzie chłodniej

podchodzi do okazywania emocji. Choć – jak to często bywa – są wyjątki od reguł i audytorium potrafi nas mocno zaskoczyć oklaskami i owacjami na stojąco, nawet w chłodnej wydawałoby się Skandynawii. Stereotypy więc odchodzą na bok, gdy wybrzmi muzyka. (śmiech)

J.CZ.: Czasami jest widownia bardziej przygaszona, jednak zawsze staramy się porwać melomanów, bez względu, gdzie występujemy. Kraje latynoamerykańskie lub śródziemnomorskie są wiadomo bardziej otwarte i kontaktowe. Zaskoczeni jesteśmy, jak niemiecką publiczność porywają nasze dźwięki, a wydawałoby się, że ten naród również uchodzi za mało ekspresywny. Skandynawowie reagują

75 Muzyka spokojniej, ale da się z nich wykrzesać prawdziwe i szczere emocje. Bardzo cenimy wszelkie przejawy naturalności i ekspresji wśród publiczności.

M.G.: W środowisku tanga naprawdę ucina się dystans pomiędzy sceną a publicznością, a tym bardziej pomiędzy muzykami współtworzącymi koncert. Z kimkolwiek byśmy nie grali, kogokolwiek byśmy nie poznali z branży muzycznej – zawsze jest witanie na przysłowiowego misia, jakbyśmy znali się od lat. (śmiech) Naprawdę „muzyka łagodzi obyczaje”.

Gotango Poznań Festival to jednodniowe wydarzenie dla miłośników tanga oraz muzyki jazzowej, które odbędzie się w Poznaniu. Zorganizowane z Waszej inicjatywy. Jak narodziła się idea na tego typu festiwal?

M.G.: Pomysł na festiwal jest efektem wielu podróży, naszych doświadczeń. Widzieliśmy jak ludzie cudownie reagują na muzykę, jak przy niej się bawią, tańczą, emanują radością, są swobodni i naturalni w wyrażaniu siebie i swoich emocji. Mieliśmy sprecyzowaną wizję, co powinien mieć festiwal zainicjowany w pełni przez Bandonegro.

J.CZ.: Koncertowaliśmy po całym świecie, odwiedzając 30 krajów na 4 kontynentach, i idea wystąpienia w rodzinnym Poznaniu w nas kiełkowała. Dostawaliśmy sygnały od publiczności poznańskiej i naszych wiernych fanów, że jeździmy wszędzie, a nie mamy koncertów w Poznaniu. Postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce i zainicjować wydarzenie tangowe, z naszym koncertem w roli głównej, które będzie miało miejsce 31 sierpnia br. w CK Zamek w Poznaniu.

Zdecydowaliśmy, że zrobimy wszystko, by ściągnąć do Poznania najlepszą parę taneczną oraz naszych zaprzyjaźnionych kolegów muzyków.

I zorganizowaliście festiwal w Poznaniu na światowym poziomie…

J.CZ.: Zaprosiliśmy na ten dzień tanga wspaniałą parę tancerzy, którzy odnoszą wielkie sukcesy w międzynarodowych konkursach i mistrzostwach tanga, czyli Yaninę Muzykę, która ma polskie korzenie, oraz Emmanuela Casala. Ta argentyńska para – podobnie jak i my – podchodzi do tanga w sposób bardzo naturalny, wręcz nowoczesny, mając oczywiście wielki szacunek do tradycji tanga i całego entourage milong.

M.G.: Spotkaliśmy Yaninę i Emmanuela trzy dni po tym jak zostali mistrzami świata w tangu. Bardzo otwarci i fajni ludzie, z którymi od razu złapaliśmy kontakt. Nie gwiazdorzą, są naturalni i bardzo przystępni. Podczas pierwszego spotkania przygotowaliśmy podkład muzyczny do ich tańca. Bardzo im się to spodobało, nam również – i dlatego postanowiliśmy ponownie połączyć siły, już na poznańskim rynku muzycznym. Oni reprezentują odświeżony styl tanga, to, co my na poziomie muzyki wdrażamy i chcemy propagować, nie zamykając się w wyznaczonych ramach. Każda przecież kultura, również tangowa, przez brak nowych bodźców, powiewu świeżości i naturalności, może spadać w rankingach popularności. Staje się wówczas mniej atrakcyjna. A tego na pewno nie chcemy!

Jaki jest główny cel Waszego poznańskiego przedsięwzięcia?

M.G.: Pragniemy, aby festiwal nie był tylko jednorazowym wydarzeniem, tylko na stałe wpisał się w kulturalny kalendarz Poznania, zagościł na kulturalnej mapie całego regionu. Mamy nadzieję, że uda nam się w ten sposób promować stolicę Wielkopolski jako roztańczonego miasta, a mieszkańców Poznania jako społeczność rozkochaną w milongach i muzyce tanga. W Warszawie czy w Krakowie jest nowa fala tanga, z dobrymi tancerzami. My jednak chcemy reklamować Poznań jako kolebkę tanga, zarówno ze światowej klasy mistrzami tańca, jak i znakomitymi muzykami międzynarodowych scen muzycznych. Pragniemy naszą inicjatywą zarażać innych, tworzyć swoistą kulturę tanga, aby to miasto żyło, jednoczyło ludzi, miłośników muzyki i tańca.

J.CZ.: Na pewno będziemy w ten sposób promować wizerunek Poznania, chcemy zaaktywizować mieszkańców miasta. Głównym celem tego wydarzenia jest przybliżenie poznaniakom fascynującej kultury festiwali tangowych, które odbywają się na całym świecie. Aby mieszkańcy Poznania i okolic mogli poczuć klimat rodem z argentyńskiego Buenos Aires. Dodatkowo chcemy zagrać dla naszych fanów z Poznania, miasta, w którym cała nasza tangowa przygoda się rozpoczęła.

Oprócz Waszego kwartetu na scenie zobaczymy również innych poznańskich muzyków…

M.G.: Zaprosiliśmy do tego projektu Dawida Kostkę, gitarzystę, oraz Mateusza Brzostowskiego, perkusistę. Wystąpią wraz z nami podczas koncertu zaplanowanego na 31 sierpnia. Nasz sekstet to nie jest pierwsza współpraca, już w 2019 roku, gdy nagrywaliśmy naszą płytę, towarzyszył nam Dawid i Mateusz. Oni doskonale wiedzą, czego my oczekujemy od koncertu, idealnie wpasowują się w naszą wizję nagrań, improwizacji i podejścia do nowej fali tanga.

Co będzie można usłyszeć podczas Waszego poznańskiego występu? Jakie utwory?

M.G.: To będzie nasz autorski koncert, podobnie jak przed nami autorska płyta. Przedpremierowo więc będzie można usłyszeć utwory z płyty, która premierę ma na początku 2025 roku. Nagrania do niej zostały zrealizowane w kultowym Fortmusic Studio w Buenos Aires, z gościnnym udziałem światowej klasy argentyńskich muzyków jazzowych, m.in. Daniela „Pipi" Piazzolli – wnuka Astora Piazzolli oraz wybitnych producentów muzycznych. W ramach wydarzenia Gotango Poznań Festival będą odbywać się również warsztaty tańca oraz milonga z muzyką na żywo.

J.CZ.: Warto podkreślić, że głównym punktem programu Gotango Poznań Festival jest koncert naszego zespołu z towarzyszeniem Dawida Kostki, Mateusza Brzostowskiego oraz pary tanecznej Yaniny Muzyki i Emmanuela Casala. Podczas koncertu zabrzmią nasze autorskie kompozycje, łączące tradycję tanga z jazzową improwizacją i nowoczesnym brzmieniem. Czerpiąc inspirację z legendarnego Astora Piazzolli, zaprezentujemy również autorskie aranżacje jego kultowych utworów, takich jak „Libertango" czy „Oblivion".

Przy okazji pochwalcie się swoją nową płytą, której premierę zapowiadacie na początek 2025 roku.

J.CZ.: Nowy album stworzyliśmy w Buenos Aires w legendarnym studiu muzycznym, gdzie nagrywały swoje płyty największe ikony muzyki latynoamerykańskiej.

Będzie to autorska muzyka łącząca esencję tango nuevo z jazzem i muzyką minimal. Materiał na płytę zbieraliśmy i szlifowaliśmy od ponad 2 lat i będzie on odzwierciedlał nasze zaangażowanie w innowacje i pokazywał kreatywność Bandonegro.

Łącząc elementy tango nuevo, improwizacji jazzowej i muzyki minimal, chcieliśmy stworzyć album, który pokaże naszym słuchaczom nowy wymiar tanga. Płytę tworzyliśmy z wyśmienitymi muzykami i producentami sceny latynoamerykańskiej.

M.G.: Ta płyta jest dla nas ogromnie ważna. To nasza samodzielna autorska praca, z kompozycjami Marcina Antkowiaka. Tytuł nie został jeszcze skonkretyzowany (śmiech), bo każdy z nas ma inny pomysł, jak w jednym słowie ukryć jej bogactwo i nasze autorskie propozycje oraz muzyczne historie.

Sprzeczacie się, współtworząc koncerty czy pracując nad kolejną płytą, nowym projektem muzycznym?

M.G.: Znamy się od 1 klasy szkoły podstawowej, od szkoły muzycznej I stopnia, czyli ponad 24 lata. To niewiarygodne, że aż tak długo ze sobą wytrzymaliśmy! (śmiech) Wiemy już kto, co lubi, co preferuje w muzyce. Oczywiście do kompozycji Marcina wnosimy nasze „ale”, bo każdy ma swoją wizję, do której ma przecież prawo. Każdy z nas jest indywidualnością, ma swój odmienny charakter, inny temperament.

J.CZ.: Chęć wspólnego muzykowania i tworzenia bardzo nas pociągała, dlatego zrodził się pomysł połączenia sił i stworzenia zespołu. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jako soliści mamy mniejsze szanse na przebicie się i międzynarodową karierę.  Nauczyliśmy się już w przeciągu tylu lat, że musimy mieć zarysowaną strukturę kompozycji stworzoną przez Marcina. I na jej bazie pracujemy, dokładając własne

Poznański zespół Bandonegro występował w ponad 30 krajach na 4 kontynentach, zdobywając uznanie na największych festiwalach tangowych i prestiżowych scenach muzycznych, takich jak: Paderewski Festival w Stanach Zjednoczonych, Taipei Tango Festival na Tajwanie, Schleswig Holstein Music Festival w Niemczech, La Locura Tango Festival w Austrii, Tarbes en Tango Festival we Francji, Copenhagen Jazz Festival w Danii czy Oster Tango Festival w Szwajcarii. W 2019 roku odbyli 5-tygodniowe tournée w argentyńskim Buenos Aires, występując w kultowych klubach tanga, m.in. Salon Canning i La Viruta, oraz podczas Argentina Tango Salon Festival. Specjalna wersja utworu „Gallo Ciego” w wykonaniu Bandonegro została zaprezentowana podczas finałów Buenos Aires Tango World Cup – największego wydarzenia tanga na świecie. Zespół ma na koncie pięć albumów wydanych przez prestiżowe wytwórnie muzyczne. Ich autorski album „Hola Astor”, łączący tango z elementami jazzu i rocka, został uznany przez krytyków za rewolucję gatunku.

elementy. Ale wymiany zdań i poglądów są u nas częste. (śmiech)

Gdy rozmawialiśmy po Waszym pierwszym pobycie w Buenos Aires, zadałam Wam pytanie, które tu powtórzę: nauczyliście się tańczyć tango?

J.CZ.: Próbowaliśmy (śmiech), jesteśmy po pierwszych lekcjach i poznaniu teorii. Znamy kroki. Od strony teoretycznej jest nam łatwiej, gorzej z praktyką. (śmiech)

Ale tak na serio, my wiele czasu poświęcamy na słuchanie muzyki, na nowe aranżacje, inspiracje, że brakuje nam czasu na profesjonalne warsztaty tańca. Musielibyśmy w tym uczestniczyć kosztem naszego czasu z rodziną, z najbliższymi – a te wspólne chwile są dla nas bardzo cenne. Dużo podróżujemy, grafik naszych koncertów mamy wypełniony po brzegi, wciąż otrzymujemy nowe propozycje występów, że trudno nam pogodzić chęci z rzeczywistym wymiarem czasu.

M.G.: Więc lepiej zostaniemy przy graniu, występach, robieniu muzycznego show. W tym czujemy się mocni. Musimy więc zachować balans. (śmiech)

Dlaczego warto wziąć udział w Gotango Poznań Festiwal?

J.CZ.: Ponieważ świat tanga jest czymś wyjątkowym. Tango jest wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jednak mało osób wie o tym, że to nie tylko taniec, ale cała kultura i zestaw zwyczajów, tangowa etykieta i przede wszystkim sposób na życie czy też ogólnoświatowa tango turystyka. Sami na początku naszej kariery nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że takie festiwale odbywają się w każdym zakątku świata – od Bali, przez Tajwan, Włochy, Francję, Stany Zjednoczone, aż po Argentynę. Często biorą w nich udział całe rodziny, spędzając w ten sposób wakacje. Festiwale zorganizowane są często w zabytkowych i pięknych pałacach, co sprawia, że wszyscy uczestnicy nocują w jednym miejscu, spędzają czas wolny w otoczeniu natury, biorąc udział w różnych warsztatach, a wieczorami tańczą na milongach czy uczestniczą w koncertach.

M.G.: Namiastkę tego chcielibyśmy wprowadzić do Poznania. Taki festiwal przyciąga również osoby z innych miast czy nawet krajów, stając się ciekawym punktem promocji miasta. Oczywiście to jest pierwsza edycja, którą organizujemy własnym sumptem, dlatego zdecydowaliśmy się na początku na jednodniową formułę, ale w kolejnych latach planujemy to rozwinąć.

Czy oprócz miłośników tanga, odnajdą się tam także ci, którzy dopiero chcieliby zobaczyć, na czym cała jego magia polega?

M.G.: Oczywiście! Właśnie dlatego zdecydowaliśmy się na formułę, w której dzielimy program

festiwalu na milongę i warsztaty tangowe

– skierowane konkretnie do tanguerosów, czyli profesjonalistów, osób, które żyją światem tanga – oraz koncert, gdzie każdy miłośnik muzyki znajdzie coś dla siebie.

J.CZ.: Po koncercie, na który serdecznie zapraszamy, odbywa się milonga, czyli prawdziwe święto miłośników tanga, gdzie pasja do muzyki i tańca łączy się w całość. To wyjątkowa okazja, żeby być obserwatorem kultury tanguerosów, zobaczyć zwyczaje, jakie panują na parkiecie, jak wyglądają specjalne stroje kobiet i mężczyzn – po prostu być w sercu tangowego świata. Osoby będące na koncercie, nieumiejące lub niechcące tańczyć, mogą oczywiście zostać i w roli obserwatora podziwiać to wspaniałe widowisko taneczne.

Kiedy zaczynaliście swoją przygodę z tangiem, spodziewaliście się, że zakiełkuje w Was pomysł na festiwal?

M.G.: Szczerze mówiąc, na początku naszej przygody nawet nie mieliśmy świadomości, że rynek tanga tradycyjnego, czyli właśnie festiwali i milong, jest aż tak rozwinięty. Po prostu graliśmy to, co nam w duszy grało. (śmiech)

J.CZ.: Z biegiem lat i z rozwojem naszej kariery, jeżdżąc po różnych festiwalach, automatycznie myśleliśmy o tym, że byłoby wspaniale, gdyby taki festiwal odbywał się również w naszym rodzinnym mieście.

Możecie uchylić rąbka tajemnicy w związku z planami przyszłych edycji i gości, których zaproszenie Wam się marzy?

J.CZ.: Zdecydowanie chcielibyśmy, aby kolejne edycje obejmowały już cały weekend i trwały przez trzy dni. To pozwala na lepszą integrację uczestników, spędzenie czasu wolnego w Poznaniu i skorzystanie z większej liczby warsztatów.

M.G.: Naszym marzeniem jest zaprosić fenomenalnych muzyków z Argentyny, z którymi mieliśmy przyjemność nagrać płytę, w tym Daniela „Pippiego” Piazzollę, wnuka legendarnego Astora Piazzolli. Chcielibyśmy sprowadzić do Poznania również jedną z najbardziej znanych tancerek świata, Mory Godoy, i jej grupę taneczną.

Dalsze Wasze plany i marzenia, to…

J.CZ.: Przede wszystkim marzy nam się Latin Grammy Awards! Dlatego tę nową płytę stworzyliśmy z myślą o tej prestiżowej nagrodzie i zrobiliśmy wszystko, aby dać sobie szansę na nominację w Latin Grammy! Podczas naszej zeszłorocznej trasy po Stanach Zjednoczonych nawiązaliśmy współpracę z producentem z Los Angeles mającym na swoim koncie 19 nagród Grammy.

M.G.: Wciąż pragniemy mieć wielką radość z tworzenia, ze wspólnego grania, bo to ogromna siła, która nas napędza. Nasz zespół powstał 14 lat temu z wielkiej pasji i przyjaźni. Najpierw funkcjonował pod inną nazwą, ale otworzyliśmy się na nowe muzyczne rynki i zaczęliśmy więcej podróżować, więcej koncertować. Już teraz mamy wyrobioną renomę, dzięki której zaproszenia do współpracy przyjmują wielkie sławy i fenomenalni artyści.

Marzenia, które nam się spełniły, dawniej były dla nas czymś niewiarygodnym i wręcz niemożliwym do urzeczywistnienia. Tak było chociażby z pierwszym wylotem do Buenos Aires. Sama ta droga, którą przechodzimy, aby spełniać nasze marzenia, jest najbardziej fascynująca.

Co przed Wami?

J.CZ.: Do końca stycznia 2025 roku mamy zorganizowane wyjazdy w każdy weekend, cały czas koncertujemy. Po prostu działamy, tworzymy, jesteśmy aktywni, a rzeczy się dzieją wokół nas. (śmiech)

M.G.: W październiku wyjeżdżamy na kolejną trasę koncertową po Stanach Zjednoczonych, którą skończymy występem na Dominikanie. W grudniu lecimy na festiwal muzyczny na Bali do Indonezjii. Rozmawiamy też o trasie koncertowej w Japonii w I połowie 2025 roku. Planów jest sporo, a na brak koncertów nie możemy narzekać.

Gotango Poznań Festival

Data: 31.08.2024

Miejsce: Sala Wielka Centrum Kultury Zamek w Poznaniu Strona www: https://gotangofestival.com/pl/ Bilety: https://gotangofestival.com/pl/tickets/ lub bilety24.pl Kontakt: gotangofestival@gmail.com

DOMINIKA DOBROSIELSKA

Z Poznania do Opola

Wokalistka, współzałożycielka kabaretu Klub Szyderców Bis, aktorka Teatru Mozaika, zwyciężczyni „Szansy na Sukces” oraz uczestniczka koncertu „Debiuty” podczas 61. Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Absolwentka Akademii Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu.

Rozmawia: Michalina Cienkowska | zdjęcia: Jacek Kurnikowski

Jak to się stało, że zainteresowałaś się muzyką?

DOMINIKA DOBROSIELSKA: Muzyka jest w moim życiu od najmłodszych lat. Moja mama, chociaż nie jest muzykiem, bardzo często mi śpiewała. W Ciechocinku, z którego pochodzę, jest organizowanych bardzo wiele koncertów. Mama, będąc ze mną w ciąży, często mnie na nie „zabierała”. Mój tata ma sklep przy Teatrze Letnim, więc zawsze byliśmy blisko wydarzeń tam organizowanych. Zaczęłam śpiewać już jako przedszkolak, występowałam na pierwszych przeglądach. W szkole podstawowej śpiewałam w zespole i tam po raz pierwszy zetknęłam się ze śpiewem wielogłosowym. Gdy poszłam do toruńskiego liceum, zaczęłam jeździć na festiwale wokalne. Można powiedzieć, że jestem dzieckiem festiwali. Zjeździłam całą Polskę, śpiewając na kolejnych konkursach. Nigdy nie miałam takiej realnej przerwy od śpiewania. Kocham śpiewać tak bardzo, że nie wyobrażam sobie bez tego życia. Tak było zawsze.

Z jakiego powodu trafiłaś do Poznania?

Przeprowadziłam się do Poznania, aby rozpocząć studia z kulturoznawstwa. Pomimo tego, że wybrałam kierunek niezwiązany z muzyką, cały czas o niej myślałam. Przez chwilę uczęszczałam na zajęcia w Policealnym Studium im. Czesława Niemena, a później podjęłam naukę na poznańskiej Akademii Muzycznej.

Dlaczego postanowiłaś podjąć studia na Akademii Muzycznej?

Gdy zdecydowałam się zdawać na Akademię Muzyczną, do wyboru były dwa kierunki wokalne: klasyczny śpiew solowy albo wokalistyka jazzowa. Czułam, że moje miejsce jest gdzieś pośrodku. Śpiew operowy wiąże się z techniką wokalną zupełnie inną niż ta, której uczyłam się całe życie. Muzykę jazzową uwielbiam słuchać, ale już niekoniecznie wykonywać. Wtedy jeszcze nie można było studiować śpiewu musicalowego. Edukacja artystyczna wydała się bardzo ciekawą ścieżką. Jako absolwentka tego kierunku mam wykształcenie zarówno muzyczne, jak i pedagogiczne. Rozpoczynając studia nie miałam świadomości, jak bardzo rozwinę się dzięki śpiewaniu w chórze, zajęciom z harmonii, fortepianu, improwizacji.

Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z kabaretem?

Gdy podzieliłam się na Facebooku informacją o rozpoczęciu studiów w Poznaniu, odezwał się do mnie mój znajomy, Przemek Mazurek. Poznaliśmy się na festiwalach poezji śpiewanej. Od zawsze interesowała nas piękna i niepopularna muzyka. Spotkaliśmy się w nieistniejącym już klubie Café Dylemat przy ulicy Mickiewicza 13. W tym lokalu Przemek inaugurował wtedy cykl „Wieczorów z Piosenką Nieobojętną” poświęconych poezji śpiewanej. W wyniku pracy nad kolejnymi „Wieczorami” z Przemkiem oraz poetą Bartkiem Bredą i Krzysztofem Dziubą postanowiliśmy nawiązać stałą współpracę. W czasach międzywojnia działał w Poznaniu kabaret o nazwie Klub Szyderców. Zainspirowani jego twórczością nazwaliśmy się Klub Szyderców Bis. Chcemy kultywować tradycję poznańskich kabaretów literackich.

Dlaczego zainteresowałaś się kabaretem literackim?

Ja chyba po prostu mam starą duszę. Pochodzę z Ciechocinka, więc chyba byłam trochę na to skazana, w końcu dorastałam wśród seniorów. (śmiech) W moim domu słuchało się piosenek Kabaretu Starszych Panów, poezji śpiewanej. W liceum zaczęłam odkrywać wielowymiarowość tekstów poetyckich. Pamiętam, jak byłam zakochana w Grzegorzu Turnale, siedziałam nad jego tekstami i uważnie je analizowałam, zachwycając się ich pięknem. Połączenie słów i muzyki od zawsze było mi bliskie.

W Poznaniu dałaś się poznać także najmłodszej publiczności.

To prawda. Od siedmiu lat współpracuję z Teatrem Mozaika, który tworzy wyjątkowe spektakle dla dzieci. Młody widz jest tym najbardziej surowym i szczerym. To wspaniale, w jakie role mogę się wcielać i jakie techniki aktorskie poznawać w pracy nad kolejnymi projektami.

Jak narodził się pomysł, aby wziąć udział w „Szansie na Sukces”?

O castingu do „Szansy” dowiedziałam się od mojej koleżanki Ani. Namawiała mnie, abym przyjechała do niej do Warszawy i zgłosiła się do przesłuchań. Byłam w tamtym czasie zaangażowana w wiele działań muzycznych i aktorskich. Miałam jeden wolny weekend, kiedy mogłabym się wybrać do Warszawy i to był właśnie ten castingowy. Zdecydowałam się odwiedzić koleżankę i przy okazji wybrać się na przesłuchania. Zaśpiewałam oczywiście poezję śpiewaną, żeby wiedzieli, z kim mają do czynienia. (śmiech)

Co się stało po castingu?

Dostałam telefon z informacją, że bardzo się spodobałam i zaproponowali mi udział w odcinku z kompozycjami Wojciecha Trzcińskiego. Mimo że to wspaniały kompozytor, utwory wybrane na ten odcinek zupełnie mi nie pasowały. Czułam, że wykonując je, nie zaprezentuję się z najlepszej strony. Z bólem serca odmówiłam, zaznaczając, że byłabym bardzo chętna zmierzyć się z twórczością innego wykonawcy. Gdy pogodziłam się z faktem, że nie wystąpię w programie, otrzymałam informację, że zwolniło się ostatnie miejsce w odcinku z piosenkami

Sławy Przybylskiej. Wtedy uwierzyłam, że coś może z tego być. Byłam szczęśliwa, że poznam ikonę polskiej piosenki. Wylosowałam „Miłość w Portofino”. Moja mama, gdy jeszcze jeździłam na festiwale, często pomagała mi w wyborze utworów. Bardzo chciała, abym go kiedyś wykonała. Wtedy opierałam się, mówiąc, że go nie czuję, ale ten utwór znalazł mnie sam. Wygrałam odcinek „Szansy na Sukces”, śpiewając „Miłość w Portofino”, następnie wystąpiłam w finale sezonu, w którym zwycięzca otrzymywał nominację do występu w konkursie debiutów. Po zaśpiewaniu „Gdzie są kwiaty z tamtych lat” i „Piosenki o okularnikach” głosy widzów zdecydowały, że to właśnie ja pojadę do Opola.

Twoją historię można opisać prosto: od przedszkola do Opola… Jako dziecko bardzo chciałam wystąpić w tym programie! Ale jedna z moich nauczycielek śpiewu mi to odradziła. Dla osób śpiewających polską piosenkę Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu jest spełnieniem marzeń. Cieszę się, że jeszcze przed trzydziestką udało mi się na nim wystąpić. (śmiech)

Czy od razu wiedziałaś, co będziesz wykonywać na opolskiej scenie?

W poprzednich edycjach tego konkursu, debiutanci prezentowali piosenki autorskie lub napisane specjalnie dla nich. Nawiązałam współpracę z Arturem Andrusem, który pracował nad tekstem dla mnie. Jednak w międzyczasie zmieniono formułę tegorocznej edycji. Z racji dwudziestej rocznicy śmierci Czesława Niemena, konkurs postanowiono oprzeć na twórczości tego wybitnego wokalisty.

Debiutanci zostali postawieni przed bardzo trudnym zadaniem. Pamiętam, jak dostałam tę informację. Wiedziałam, że będzie to ogromne wyzwanie – mierzenie się z ikoną. Pomimo trudności cieszyłam się, że zaśpiewam poezję. Tekstem piosenki „Jednego serca” jest w końcu wiersz Adama Asnyka. To wymagający, „męski” wiersz. Udało mi się zmienić trochę formę, nie zmieniając końcówek, dzięki czemu mogłam zaśpiewać bardziej o swoich przeżyciach. Moja droga do Opola okazała się bardzo spójna. Przez kolejne wykonania szłam w zgodzie ze sobą i jestem z tego bardzo dumna.

Co się zmieniło po występie na opolskiej scenie?

Na pewno odczułam ogromne wsparcie. Nie wiedziałam, że tyle życzliwych ludzi jest u mojego boku. Ponadto odezwało się do mnie wiele ciekawych osób zainteresowanych współpracą. Występ na KFPP w Opolu otwiera bardzo wiele możliwości.

Czy w dalszym ciągu będziesz łączyć działalność w kabarecie z solowymi projektami?

Oczywiście, że tak. Kabaret mnie uszczęśliwia, uwielbiam tych ludzi i uwielbiam z nimi pracować. Mam nadzieję, że fakt, że szersza publiczność o mnie usłyszała, pomoże w rozwoju naszego kabaretu. Bardzo się cieszę, że podczas zapowiedzi mojego występu w Opolu wybrzmiała nazwa Klub Szyderców Bis. Kabaret zajmuje ważne miejsce w moim sercu i chcę w dalszym ciągu działać z chłopakami.

Gdzie będzie można zobaczyć w najbliższym czasie Klub Szyderców Bis? W październiku będziemy świętować dziesięciolecie „Wieczorów z Piosenką Nieobojętną”. Z tej okazji w Teatrze Animacji odbędzie się koncert, do udziału w którym zaprosiliśmy wyjątkowych gości ze świata polskiego kabaretu. Już dzisiaj serdecznie na to wydarzenie zapraszam.

Raz na ludowo

tekst : Dionizy Piątkowski

N© DIONIZY PIĄTKOWSKI

–dziennikarz i krytyk muzyczny, promotor jazzu; absolwent UAM (etnografia, dziennikarstwo), kursu Jazz & Black Music (UCLA); autor kilku tysięcy artykułów w prasie krajowej i zagranicznej; producent płyt i koncertów, autor programów telewizyjnych oraz radiowych. Autor pierwszej polskiej „Encyklopedii Muzyki Rozrywkowej – JAZZ ”, monografii „Czas Komedy ”, dyskografii „Komeda on records” oraz wielu książek. Pomysłodawca i szef cyklu koncertowego Era Jazzu.

Więcej: www.jazz.pl

a fali „mody na ludowość” i powodzi sesji, w których piosenka ludowa staje się tematem nowej kompozycji lub jest interpretacyjnym odniesieniem do oryginału, pojawiają się projekty, które określić można  mianem nowego folkloryzmu. Takiej oferty nagrań i koncertów prezentujących najróżniejsze oblicza rodzimej muzyki ludowej nie było w Polsce od czasów legendarnej „mody na ludowość”, jaka zauroczyła zespoły polskiego big-beatu. Te wszystkie „dzieweczki do laseczka” przybierały nieraz karykaturalne wersje, ale najczęściej były ciekawymi odniesieniami do polskiej tradycji. To wtedy przebojami stały się, inspirowane polskim folklorem, piosenki grup No To Co, Skaldów, Czerwonych Gitar i Trubadurów oraz jazzowo-ludowe inspiracje w nagraniach Michała Urbaniaka („Atma” i „Nowojorski baca”) czy Zbigniewa Namysłowskiego („Kujaviak Goes Funky”). Sięganie po ludowe pieśni i melodie stało się z czasem twórczą manierą oraz naukową interpretacją zjawiska, które profesor Józef Burszta nazwał precyzyjnie „folkloryzmem”. I pewnie z takim współczesnym folkoryzmem mamy do czynienia właśnie teraz, gdy dzisiejsza, najczęściej rozrywkowa muzyka, sięga po tematy czerpane wprost z ludowych śpiewników i przekazów. Odbieram te wszystkie sesje jako ważny koloryt dzisiejszego krajobrazu muzyki rozrywkowej: od jazzu poczynając, a na elektroniczno-rockowych kojarzeniach kończąc. Także fala popularności tzw. world music spowodowała oczywistą modę na łączenie elementów polskiej muzyki ludowej z nowoczesnymi rytmami rocka, jazzu i muzyki rozrywkowej. Do tego szereg propozycji polskiej pop-music, która na fali inspiracji, twórczych poszukiwań, a często „ludowej” maniery, realizuje projekty mniej lub bardziej lansujące nowe, brzmienia i nastroje budowane tradycyjnymi piosenkami, tańcami i przyśpiewkami Mazowsza, Podhala, Mazur, Wielkopolski, Pałuk, Kaszub, Śląska czy Podlasia. „Melodie wielkopolskie na kwartet jazzowy” Katarzyny Stroińskiej to ujarzmienie prostych melodyjek w jazzowe, muzycznie konsekwentne i logiczne karby. To także doskonały pretekst, by na bazie prostej melodii stworzyć skomplikowaną, rozbudowaną i logiczne konsekwentną strukturę. To już nie tylko improwizacje na ludowy temat i melodię, ale próba wpisania się własną impresją w jazzowy schemat. Folkloryzujące aranżacje to na wskroś nowe kompozycje, które – pozbawione prostoty ludowej piosenki – stają się barwnymi  jazzowymi „ludowymi standardami ”.  W ten ciekawy trend doskonale wpisuje się także album ”Wandering Songs”, jaki zrealizowała wokalistka Weronika Grozdew-Kołacińska. „Wandering Songs” jest sesją z  osobistym przesłaniem oraz uniwersalnym postrzeganiem roli muzyki ludowej we współczesnym świecie. – To swoisty pamiętnik z pieśniami, które przywędrowały do mnie dzięki ludziom, których spotkałam na swojej drodze – wyjaśnia genezę nagrania Weronika GrozdewKołacińska. – Wszystkie pieśni odwołują się do tego, co jest mi bliskie, co mnie ukształtowało i uwrażliwiło.

Ciekawy  jest także nowy projekt  „Tany” przygotowany przez Karolinę Cichą, jedną z interesujących wokalistek rodzimej, nowej folk-music. Karolina Cicha  w swój nowy pomysł włączyła tradycyjne pieśni i piosenki Podlasia, nadając im niezwykle ciekawy, energetyczny i przebojowy wymiar. To jest intrygujące połączenie tego, co jest naszym, ludowym „ roots” z przebojowym „etno-folkiem”

zdjęcia : materiały promocyjne

podporządkowanym współczesnym oczekiwaniom. Tradycyjna, suwalska melodia taneczna łączy się z pieśnią weselną z okolic Grodna. Jest tam także pogodna pieśń rodzinna i miłosna ballada. Formacja  Sokół Orchestra trębacza Przemka Sokoła prezentuje doskonale przygotowany band, który nie unikając ludyczności, bawi się tradycją ludową oraz romantyką ludowych piosenek i tańców. Wszystko w pogodnych, wręcz bałkańskich i latynoskich rytmach. Z ogromną dozą humoru i zabawy. Ten oczywisty etno-jazz daleki jest od „Kujawiak goes funky” Zbyszka Namysłowskiego, ale bliski pogodnym, smooth jazzowym nastrojom „folkloryzującej” zabawy.

„Żuławskie Wierzby” Kacpra Smolińskiego są ciekawą próbą zwrócenia się w stronę tradycji  Żuław i Powiśla oraz rozpracowania ludowych tematów i piosenek. Inspiracją do powstania płyty była działalność Zespołu Pieśni i Tańca „Powiślanie”, z którym Kacper Smoliński, dziś uznany i utytułowany harmonijkarz, zetknął się w  dzieciństwie. Teraz artysta powraca z nowym pomysłem, w którym melodie i brzmienie sprzed dekad stają się ważną i kreatywną inspiracją. Połączenie – wydawać by się mogło trudne –  melodii z repertuaru zespołu „ludowego”  z jazzem stworzyło nową, atrakcyjną jakość. Oczywiście bliżej pomysłowi do autentycznego folkloryzmu niż estradowej „cepeliady”, ale słuchając albumu „Żuławskie Wierzby” przyjąć należy tezę, że zarówno  piosenki i melodie ludowe, jak i amerykański  jazz są w pewnym sensie muzyką ludową. Obie powstały na skutek asymilacji różnych elementów etnicznych, przystosowywaniu lokalnych stylistyk i mód, obrzędów i obyczajów. Skoro jazz jest w swych pradziejach sztuką afro-amerykańską (dzisiaj już także euro-afro-amerykańską ) to dlaczego folklorystyczne śpiewki polskiej wsi nie mogą być w swej ludyczności także elementem takiego

ludowo-jazzowego konglomeratu. Na to pytanie wspaniale odpowiedział Kacper Smoliński wraz z Poznań Jazz Philharmonic Orchestra. Album „Bagaż II/Zdarzenia Ludowe” jest nie tylko próbą podkolorowania ludowej piosenki i dodania do tych melodii autorskich odniesień i znaczeń, lecz zgrabną odpowiedzią na proste, ludowe frazy.  Pomysłowi Łukasza Matuszyka bliżej jest  do autentycznego folkloryzmu niż estradowej „cepeliady”, ale należy przecież rozpatrywać ten projekt w nieco szerszym, artystycznym ujęciu. Celem tej sesji była bowiem próba zaczerpnięcia inspiracji ze skarbca polskiej, muzycznej tradycji ludowej, a przewodnikiem stał się „śpiewnik Oskara Kolberga”, czyli ogromny zestaw nagrań i komentarzy, jakie polskiej kulturze pozostawił ten wybitny etnograf i folklorysta.

Sutari  to siła trzech kobiecych głosów i niezwykle rozbudzonej wyobraźni muzycznej. Artystki eksperymentują z różnymi technikami wokalnymi, tworzą własne instrumenty oraz badają potencjał muzyczny przedmiotów codziennego użytku. Aranżują tradycyjne polskie pieśni i komponują własne utwory, oparte na różnorodnych kobiecych tradycjach muzycznych. Ich muzyka to pełen transowych, polifonicznych kompozycji dialog z tradycjami ludowymi, splecionymi wokół tematów natury, wolności i kobiecości. Eksperymentują z różnymi technikami wokalnymi, wielogłosem, tradycyjnymi polskimi rytmami. „Kołysanki dla świata” nawiązują do jednej z najstarszych tradycji wokalnych, czyli właśnie kołysanek. To muzyczny dialog ze współczesnością, wypełniony brzmieniem tradycyjnych instrumentów, polifonicznych melodii i transowych rytmów. Tak jak rodzic – śpiewając kołysanki swojemu dziecku – przekazuje miłość, wiedzę i zaklęcia ochronne, artystki tkają pieśni, przeganiają zło, wzywają do pokoju.

BOOKOWSKI

tekst i zdjęcia :

Monika Wójtowicz / czytelniczka, doradca z księgarni Bookowski w poznańskim Centrum Kultury Zamek

Często w tej kolumnie pojawiają się teksty o książkach ważnych, wnoszących jakieś jakościowe zmiany w życiu (na pewno piszącej te słowa), o powieściach gęstych jak smoła, albo robiących przemeblowanie w głowie. Coraz częściej jednak łapię się na tym, że z czytelniczego dołka, jak już nie mam siły choćby na jedno zdanie, wyciągają mnie tzw. comfort books, czyli książki, które z założenia mają sprawiać przyjemność, pozwalają się na chwilę odłączyć od świata i zapomnieć

Książki Emily Henry czytam od dłuższego czasu, ale zawsze traktowałam je trochę w kategorii guilty pleasure. Tak sobie jednak myślę, czy ta przyjemność faktycznie musi być guilty, czy nie może być tak po prostu. Książki Henry dają mi wytchnienie i sporo radości, dlatego o Funny story będę pisać z taką samą satysfakcją, z jaką czytałam tę książkę. Daphne miała wszystko, doskonałego narzeczonego, z którym lada dzień miała wziąć ślub, dom, który wspólnie tworzyli, pracę w bibliotece, którą kocha. Z tego wszystkiego zostało tylko ostatnie. Narzeczony odszedł ze swoją wieloletnią przyjaciółką, a Daphne została bez dachu nad głową. Okoliczności sprawiły, że zamieszkała z byłym chłopakiem nowej dziewczyny swojego byłego narzeczonego. Co jeszcze mogłoby pójść nie tak? Wiedzeni impulsem i zaskoczeniem o ślubie swoich byłych partnerów Daphne i Miles postanawiają udawać parę. Ale czy na udawaniu się tylko skończy? Można powiedzieć, że to historia jak

z komedii romantycznych, jakich wiele. I będzie to prawda. To, co jednak najbardziej urzeka mnie u Emily Henry i to, co wyróżnia ją jako autorkę romantycznych historii z zalewu wszystkich toksycznych opowieści z szarościami i dniami w tytułach, to troska o swoich bohaterów. To osoby jak każdy z nas, nieidealne, mające swoje problemy, psychologicznie złożone. Autorka ma dużą wrażliwość i nie powiela szkodliwych wzorców, tak głęboko zakorzenionych w narracjach o miłości. Jej bohaterowie muszą najpierw poukładać się sami ze sobą, poznać siebie nawzajem, zaprzyjaźnić, dopiero wtedy są gotowi na romantyczną relację. I chyba właśnie to sprawia, że proza Henry dostarcza mi tyle przyjemności.

BOOKOWSKI

Funny story
Emily Henry Poradnia K
FOT.

o problemach. W dyskusji o czytelnictwie dużo mówi się o kształtującej roli książek, o edukacji, poszerzaniu wyobraźni i ćwiczeniu empatii. Mam wrażenie, że zapomina się jednak o przyjemności czytania, o tym, że książki mogą nam sprawiać frajdę i fun, pozwalają odpocząć, gdy przytłacza nas codzienność. I czy ta funkcja jest mniej ważna niż wszystkie inne, czy po prostu deprecjonujemy ją, bo zbyt serio traktujemy literaturę? Powiem jedno, dla mnie książki to od dzieciństwa przede wszystkim wielka przygoda, więc czerpcie przyjemność z czytania, zwłaszcza teraz, jak żar leje się z nieba, a głowy zasłużyły na odpoczynek.

Dziewczyny, którymi byłam

Tess Sharpe

Wydawnictwo Must Read

Literatura Young Adult jest jak czarna owca w całej literackiej rodzinie. Przez kilka popularnych serii przywarła do niej łatka tej, która nie zasługuje na większą uwagę. W ten sposób pomija się cały ogrom świetnych książek wnoszących wiele świeżości do współczesnej literatury. Young Adult jest kategorią niesamowicie chłonną, która wykorzystuje niemal wszystkie istniejące gatunki, wpisując je w zupełnie nowe ramy. Dlatego jak potrzebuję czytelniczego resetu, sięgam po książki YA i zazwyczaj jestem miło zaskoczona. Tak było w przypadku

Dziewczyn, którymi byłam Tess Sharpe. Autorka łączy tutaj thriller psychologiczny z  heist story, opowieść o przyjaźni i miłości z traumatycznymi doświadczeniami dzieciństwa, a co najlepsze, wychodzi jej to nadzwyczaj sprawnie. Nora

PRZEWODNIK PRZEWODNIK

prowadzi z pozoru zwyczajne życie nastolatki. Nikt jednak nie wie, że wcześniej była Rebeccą, Samanthą, Haley, Katie i Ashley i we wszystkich tych wcieleniach była idealną córką matki oszustki i naciągaczki. Całe zbudowane od nowa życie Nory trafi szlag, gdy wraz z przyjacielem i swoją dziewczyną stają się zakładnikami w napadzie na bank. Wtedy Nora musi wykorzystać wszystkie swoje umiejętności z poprzedniego życia, aby zapewnić bezpieczeństwo swoim najbliższym. Dziewczyny, którymi byłam czyta się na jednym wdechu, jak przy najbardziej wciągającym serialu nie robi się przerwy między rozdziałami, ale pochłania jeden za drugim i właśnie w tym tkwi największa siła tej książki.

BENTLEY CONTINENTAL GT SPEED

Nowa definicja luksusu i mocy

W krainie luksusowych samochodów, gdzie każdy detal jest dziełem sztuki, Bentley od lat stoi na piedestale, wyznaczając standardy, które inni mogą tylko próbować osiągnąć. Najnowszy model brytyjskiego producenta, Continental GT Speed czwartej generacji, to manifestacja elegancji, technologii i niezrównanych osiągów, które wprowadzają markę w nową erę motoryzacyjnego luksusu, oferując swoim klientom podróż, która nie tylko porusza zmysły, ale również redefiniuje pojmowanie komfortu i prędkości.

Teks T : Alicja Kulbicka | z djęcia : materiały prasowe

Złote lata w nowoczesnym wydaniu

Pierwsze wrażenie? Niezwykłe. Bentley Continental GT Speed z dumą kroczy ścieżką wyznaczoną przez legendarny model Continental R-Type z 1952 roku, wzbogacając jego klasyczne linie o nowoczesne akcenty. Zupełnie nowy design, który jest kontynuacją rewolucji projektowej marki Bentley to największa zmiana tego modelu od dwóch dekad, a także pierwszy samochód marki z pojedynczymi reflektorami od lat pięćdziesiątych. Przeprojektowano także zderzak, tylne światła i pokrywę bagażnika, tworząc harmonijną całość, która emanuje dynamiką i elegancją. Aerodynamiczny kształt pokrywy bagażnika zapewnia siłę docisku z tyłu bez potrzeby stosowania rozkładanego tylnego spojlera. To rozwiązanie efektywne, a jednocześnie subtelne. Całości dopełniają 22-calowe felgi, dostępne w ciemnych odcieniach z polerowanymi akcentami, które niczym doskonale dopasowana biżuteria, dodają samochodowi elegancji i charakteru.

Przekraczając granice możliwości

Bentley Continental GT Speed czwartej generacji jest najmocniejszym drogowym modelem brytyjskiego producenta, jaki kiedykolwiek powstał. Pod jego maską czai się prawdziwa bestia. To, co kiedyś było tylko marzeniem inżynierów, dziś staje się rzeczywistością dzięki innowacyjnemu układowi napędowemu „Ultra Performance Hybrid”. Łącząc czterolitrowy silnik V8 z mocą 600 KM z elektrycznym napędem o mocy 190 KM samochód osiąga łączną moc 782 KM i moment obrotowy 1000 Nm. Continental GT Speed to samochód, który nie zna kompromisów. Ten potężny układ napędowy

pozwala mu rozpędzić się od 0 do 100 km/h w zaledwie 3,2 sekundy, osiągając maksymalną prędkość 335 km/h. Dzięki ośmiobiegowej przekładni dwusprzęgłowej i elektronicznemu mechanizmowi różnicowemu o ograniczonym poślizgu (eLSD), Bentley zapewnia nie tylko wyjątkowe przyspieszenie, ale i bezkompromisową trakcję, niezależnie od warunków.

Komfort i innowacja na najwyższym poziomie

Wnętrze modelu Continental GT Speed to kwintesencja luksusu i innowacji. Fotele zaprojektowane przez brytyjskiego producenta, które od lat wyznaczają standardy w zakresie komfortu, teraz dostępne są w wersji wellness. To prawdziwa rewolucja – pełna regulacja postawy, automatyczna klimatyzacja, masaż i systemy wspierające zdrowie, które nie tylko minimalizują zmęczenie, ale i maksymalizują relaks. Uzupełnieniem kabiny są zaawansowane systemy multimedialne i perfekcyjnie dopasowane detale, które tworzą wnętrze będące połączeniem nowoczesności i klasyki. To miejsce, gdzie luksus spotyka się z funkcjonalnością, a każdy element jest przemyślany w taki sposób, aby zapewnić najwyższy poziom komfortu i wygody.

Bentley. Dziedzictwo

Bentley Continental GT Speed czwartej generacji to nie tylko samochód, ale również kontynuacja 21-letniej tradycji rodziny Continental GT. Od momentu powstania w 2003 roku, Continental GT pozostaje najbardziej inspirującym grand tourerem na świecie. To samochód, który na nowo definiuje najlepsze połączenie osiągów, ręcznie wykonanego rzemiosła oraz komfortu. Nowy model to nie tylko kolejny krok naprzód, ale również początek nowej ery dla marki Bentley, która z każdym rokiem podnosi poprzeczkę wyżej, ustanawiając nowe standardy w motoryzacji.

Zatwierdzanie danych dotyczących emisji CO₂ i zużycia paliwa dla UE-27 w toku ze względu na proces homologacji.

VESPA Najzgrabniejsza osa świata

Powstała w 1946 roku, dzięki determinacji Enrico Piaggio, by stworzyć tani środek transportu dla mas. Grała w „Rzymskich Wakacjach” u boku Audrey Hepburn i Gregory Pecka. W latach 50-tych odnosiła sukcesy w rajdach i wyścigach motocyklowych w całej Europie, objechała świat dookoła, brała udział w rajdzie Paryż – Dakar, dekorował ją sam Salvador Dali, a The Times określił ją mianem „na wskroś włoskiego produktu, jakiego nie widziano od czasów rzymskiego rydwanu”. Vespa – ikona popkultury i designu, także w Poznaniu stanowi obiekt westchnień i pożądania. W niezwykłą podróż po meandrach jej historii zabiera nas Karolina Porożyńska, dyrektor zarządzająca firmy Moto RP.

R ozmawia : Alicja Kulbicka | z djęcia : Tomek Tomkowiak | Stylizacje: Marta Rasch - Novamoda | Makeup: Kiuru Visage

Znajdujemy się w jednym z salonów firmy Moto RP, miejscu powstałym z miłości do motocykli. Jakie były początki?

KAROLINA POROŻYŃSKA: Salon powstał z wielkiej pasji mojego męża Roberta, którego od zawsze fascynowała prędkość. Swoje marzenia o ściganiu się realizował na naszym poznańskim torze podczas wyścigów gokartowych, jeżdżąc w barwach Automobilklubu Wielkopolskiego. Ale było mu mało i z gokartów przerzucił się na motocykle. Swój pierwszy kupił, będąc jeszcze w technikum

i zupełnie przepadł. (śmiech) Pokochał motocykle i z tej miłości postanowił otworzyć warsztat motocyklowy. Od 1995 roku robi to, co kocha, rozwijając swoje pasje, doskonaląc się przy tym zawodowo, łącząc teorię z praktyką, czyli najlepiej jak można sobie wymarzyć. Warsztat dość szybko został zauważony na rynku motocyklowym, rozpoczęliśmy współpracę z marką Kawasaki i jako jedni z pierwszych w Polsce zostaliśmy oficjalnym dealerem marki. A że rynek motocykli w Polsce się rozwijał, w krótkim czasie zaproponowano nam kolejne przedstawicielstwa marek, których dzisiaj mamy aż osiem. Do tego dwa salony, jeden w Przeźmierowie przy ulicy Krańcowej, drugi w Baranowie przy ulicy Rzemieślniczej. I oczywiście serwis, bo od niego wszystko się zaczęło.

Serwis to Wasze oczko w głowie. Przez lata funkcjonowania na rynku wyrobiliście sobie mocną markę wśród motocyklistów w całym kraju.

Zatrważającym jest, ile trafia do nas jednośladów, które nie zostały w sposób poprawny naprawione. A jednoślad nie wybacza błędów. Robert jest wybitnym specjalistą w swojej dziedzinie, mamy doskonałych mechaników z ogromną wiedzą i dzięki temu pojawiają się u nas klienci z całej Polski, a zdarzają się i spoza kraju. Kupno motocykla w salonie to jedno, ale równie ważne, o ile nie najważniejsze, jest umieć o niego dbać.

Co jest siłą napędową Moto RP?

Firma Moto RP ma duży wpływ na rynek motocyklowy, zarówno w zakresie sprzedaży, jak i serwisu motocykli, z którego się wywodzimy na rynku poznańskim. Działamy już od wielu lat i zdobyliśmy zaufanie licznych klientów, co pozwoliło nam na rozwój i osiągnięcie stabilnej pozycji w branży. Robert, jest wielkim fanem motocykli sportowych i sam miał ich wiele. Jego praktyczna znajomość tematu oraz doświadczenie sprawiają, że rozumie potrzeby naszych klientów. Co więcej, znaczna większość naszego personelu również jeździ na jednośladach, co nie tylko ułatwia im pracę, ale także pozwala na lepszy kontakt z klientami, bo to właśnie pasja jest tym, co nas napędza. Jesteśmy również dumni

z tego, iż wiedza i doświadczenie, zdobyte na przestrzeni lat przez nasz personel, są wsparciem dla innych firm z branży. Napędza nas prędkość, ale i zadowolenie klientów.

Odnajdujesz się w świecie motocykli? Jesteś dyrektorem zarządzającym w firmie motocyklowej Moto RP od 2016 roku.

Moją drogę zawodową od zawsze wiodłam w korporacjach. Wiele lat pracowałam w instytucjach finansowych o zasięgu międzynarodowym, więc kiedy pojawiła się propozycja sprawdzenia się w zupełnie innej branży – od razu z niej skorzystałam. Z wykształcenia, ale też z pasji, jestem ekonomistką, która cały czas czuje niesłabnącą potrzebę rozwoju i pogłębiania wiedzy. Dlatego w ciągu ostatnich 4 lat ukończyłam Executive MBA na Uniwersytecie Ekonomicznym oraz Prawo Restrukturyzacyjne i Upadłościowe na Uniwersytecie Adama Mickiewicza. To wszystko w naszym pięknym Poznaniu. Od 10 lat prowadzę swoją firmę consultingową. Wspieram firmy w wyborze systemów ERP, uporządkowaniu płynności finansowej, organizacji oraz optymalizacji kosztów. Powiedzieć, że to mój konik – to nic nie powiedzieć. Uwielbiam ten zastrzyk endorfin, kiedy widzę, że moja strategia przynosi pożądane efekty. Kiedy pojawiłam się w Moto RP, firma miała na pokładzie jedną markę, a sprzedaż była

dodatkiem do serwisu. Obecnie Moto RP znajduje się na zupełnie innym etapie rozwoju. Nasza oferta rozrosła się do 8 brandów, otworzyliśmy drugi salon. Bacznie obserwuję trendy, podróżuję po świecie, a mój mąż zaraził mnie miłością do jednośladów. Dzięki temu w pełni rozumiem i podzielam pasję naszych klientów.

Kobiety coraz śmielej sięgają po motocykle? Z jakimi opiniami się spotykasz?

Nawet całkiem niedawno miałam w salonie wizytę trzech pań, które postanowiły sprawić sobie przyjemność i kupić po Vespie. To niezwykle budujące, że my, kobiety, stajemy się coraz bardziej śmiałe, odważne, wkraczamy na tereny, o których być może nawet do tej pory nie pomyślałyśmy. Są kobiety, które zaczynają powoli od skutera miejskiego, a z biegiem czasu wracają do nas po motocykle o dużej pojemności. Jeszcze kilka lat temu kobieta za sterami motocykla była czymś egzotycznym. Nie było koleżanek, których mogłyśmy się poradzić, z którymi dałoby się pogadać, pojeździć. Dziś jest inaczej. Pasja do motocykli stała się również pomysłem na spędzanie czasu w gronie przyjaciółek i dzielenie z nimi swoimi zainteresowaniami.

Wspomniałaś o ośmiu markach, jakie macie w swojej ofercie. Jakie to marki?

W salonie w Baranowie prezentujemy włoską Aprillę, Moto Guzzi oraz Piaggio ze swoją kultową Vespą, z kolei w salonie przy ulicy Krańcowej nasi klienci mogą zapoznać się z ofertą motocykli Benelli i QJ, skuterów Voge, a także Kymco.

Rynek motocykli systematycznie rośnie. Jednoślady od wielu miesięcy biją kolejne rekordy rejestracji. Skąd taki wzrost?

To prawda, rynek rozwija się bardzo prężnie, potrzeby rosną, a dotychczasowi użytkownicy czterech kółek otwierają się na nowe doznania, niejednokrotnie budząc w sobie pasję do dwóch kółek. Wiele osób od dzieciństwa marzyło o tym, żeby poczuć przysłowiowy wiatr we włosach, a dziś po prostu stać ich na realizację snu sprzed lat. Motocykl czy skuter gwarantują doznania, jakich nie da się doświadczyć w żadnym samochodzie. Poczucie wolności, swobody to także dla wielu naszych klientów element work life balance. A z rzeczy bardziej przyziemnych – do wzrostu popularności motocykli na pewno przyczyniły się zmiany w prawie,

które pozwoliły osobom posiadającym prawo jazdy kategorii B prowadzić jednoślady z silnikiem o pojemności do 125 ccm. A stąd już niedaleka droga do przesiadki na cięższy motocykl. (śmiech) Wystarczy złapać bakcyla, zrobić prawo jazdy kategorii A i droga wolna!

Spotykamy się w salonie w Baranowie, gdzie prezentujecie imponującą wystawę ikony designu wśród miejskich jednośladów – skutery Vespa. Coś czuję, że to Twoja zasługa, że macie je w swojej ofercie...  Bardzo nad tym ciężko pracowałam! Rozmowy z importerem trwały półtora roku i bardzo mi zależało, aby mieć całą gamę modelową Piaggio u siebie w salonie. Nie było łatwo, ale udało się. (śmiech) W 2022 roku uzyskaliśmy oficjalną autoryzację i możemy cieszyć się tymi pięknymi, nacechowanymi wyjątkową historią skuterami.

Skutery Vespa są znane jako ikony stylu i kultury, które przyciągają uwagę swoim wyjątkowym designem i niepowtarzalnym charakterem. To właśnie Cię w nich urzekło?

Lepiej zapytaj, co mnie w nich nie urzekło. (śmiech) Vespa to chyba najbardziej ponadczasowy pojazd, jaki można sobie wyobrazić. Dziś wciąż nowoczesny, jednocześnie cudownie nostalgiczny. Wyjątkowa jest także jego historia. Producentem Vespy jest Piaggio, firma powstała w 1884 roku we włoskiej Genui, specjalizująca się początkowo w obróbce drewna przeznaczonego do wyposażenia środka statków, a następnie samolotów i wodolotów.

W krótkim czasie stała się jednym z wiodących producentów części lotniczych we Włoszech. Niestety czasy II wojny światowej nie były dla niej łaskawe, fabryki zostały zbombardowane, a firma stanęła na skraju bankructwa. I kiedy po wojnie syn założyciela – Enrico rozpoczął proces odbudowania fabryk. Postanowił zupełnie zmienić ich profil, stawiając na transport indywidualny. To wtedy wpadł na pomysł stworzenia przystępnego cenowo jednośladu, który przyciągnie klientów swoim wyglądem i praktycznością. Początkowo jednak skutery – napędzane silnikiem rozruchowym z samolotów – nie cieszyły się popularnością. I wówczas Enrico zaprosił do współpracy inżyniera lotniczego Corradino D’Ascanio, który co ciekawe zupełnie nie był zwolennikiem motocykli! Uważał, że są niewygodne, nieporęczne oraz trudne w obsłudze, a po złapaniu gumy ciężko wymienia się w nich koła. Co gorsza, łatwo można się na nich ubrudzić od łańcucha. A to dla Włochów niewybaczalne! (śmiech) W oparciu o doświadczenia z branży lotniczej inż.

C. D’Ascanio opracował koncepcję pojazdu, w której udało się wyeliminować wady klasycznych motocykli, rewolucjonizując tym samym świat jednośladów.

Kiedy Enrico Piaggio ujrzał prototyp skutera, jego szeroki tył nadwozia oraz wąską talię, wykrzyknął „Sembra una vespa!” co po włosku znaczy „wygląda jak osa!”. I tak już zostało.

I w bardzo krótkim czasie Vespa stała się obiektem pożądania Włochów...  Ale także symbolem filozofii życia określanej mianem „Dolce Vita” czyli „słodkie życie”. Niebagatelny wpływ na jej popularność miała „rola” w kultowym już filmie  Rzymskie wakacje , w którym to Audrey Hepburn i Gregory Peck poruszają się na Vespie w ścisku ulic Wiecznego Miasta. Niedługo później, swój udział w promocję marki wniósł Frederico Fellini filmem  La Dolce Vita Posiadanie Vespy stało się symbolem gustu i dobrego smaku. A potem poszło już z górki. (śmiech) Rola Vespy w popkulturze jest ogromna, a jej związek z kinematografią bardzo szczególny. Towarzyszyła i nadal towarzyszy na planach zdjęciowych gwiazdom kina i do dzisiaj „gra” w wielu produkcjach.

Doczekała się wielu naśladowców, także w Polsce. Wpływy włoskiego designu i innowacyjnej myśli technicznej dotarły faktycznie i do nas. Na początku lat 60., w Warszawskiej Fabryce Motocykli produkowany był skuter inspirowany Vespą o oczywistej nazwie – „Osa”. Do dziś w salonie pojawiają się klienci, którzy pamiętają naszą, polską „Osę”. Ale najdalej w kopiowaniu posunął się ówczesny Związek Radziecki, który własność intelektualną, uważając za kapitalistyczny wymysł i fanaberie, wyprodukował skuter Wiatka. Rosjanie bez ceregieli kupili we Włoszech kilka modeli Vespy, rozebrali je do najmniejszej śrubki, zwymiarowali i skopiowali. Ale oczywiście to nie było to samo. Gorszej jakości materiały, mniej staranne wykonanie podzespołów i niechlujny montaż całości powodował trudności w eksploatacji. Ale to tylko potwierdza tezę, że Vespa była i jest obiektem westchnień i pożądania.

Nie brakowało także śmiałków, którzy na Vespie odbywali dalekie podróże.  Aż ciężko ich zliczyć. (śmiech) Vespy w latach 50-tych odnosiły sukcesy w rajdach i wyścigach motocyklowych oraz brały udział w dalekich, często nietypowych podróżach.  Vespy ukończyły rajd Paryż – Dakar. Ponadto modelem przebudowanym na amfibię przeprawiono się przez kanał la Manche, innym podróżowano za koło polarne, jeżdżono po afrykańskich

pustyniach, wymyślano długie, często egzotyczne trasy liczące dziesiątki tysięcy kilometrów. A jako ciekawostkę dodam, że przed jedną z takich nietypowych podróży o udekorowanie skuterów poproszono samego Salvadora Dali. Pojazdy te do dziś można obejrzeć w muzeum Piaggio w Pontaderze.

Vespa jak na ikonę przystało co jakiś czas oferuje także modele kolekcjonerskie. A o jej sile świadczy współpraca ze światowymi domami mody czy ikonami muzyki. Oczywiście! Od lat Vespa proponuje swoim użytkownikom limitowane kolekcjonerskie egzemplarze, wypro -

Społeczność miłośników Vespy w naszym mieście jest coraz bardziej liczna. A poznański rynek jest jednym z lepszych w Polsce. I jest wciąż rosnący.

Kolejną wyjątkową cechą Vespy jest to, że ludzie się wokół niej zrzeszają, pozdrawiają na światłach, umawiają na zloty. Vespa przez lata swojego istnienia na rynku stworzyła wyjątkową społeczność, ludzi, którzy chcą być częścią włoskiego lifestyle’u i poczuć na własnej skórze słynne Dolce Vita.

Kto przychodzi do salonu po Vespę?

dukowane we współpracy z największymi markami na świecie. W taki sposób powstały modele stworzone z takimi domami mody jak Dior czy Emporio Armani oraz markami jak Disney, czego efektem była Vespa Prim avera Disney Mickey Mouse Edition. Od zeszłego roku Vespa, zainspirowana kalendarzem księżycowym, wypuszcza limitowaną serię Vespy 946 obejmującą znaki zodiaku. W zeszłym roku był to królik, w tym jest to wersja Dragon. Korpus skutera ozdobiony jest teksturowanym motywem smoka, który tańczy na całej długości złotej ramy Vespy w kontrastującym szmaragdowym kolorze. Mamy ten model w naszym salonie! Choć jest już sprzedany, można przyjść i go obejrzeć. Vespa nie stroni też od świata muzyki. W 2022 roku powstała kolekcja Sprint Justin Bieber x Vespa 125 oraz Sprint Justin Bieber x Vespa 50. Z kolei rok wcześniej, w 2021 roku, z okazji 75. rocznicy Vespy do sprzedaży trafiły specjalne rocznicowe edycje Primavera 50 i 125 oraz GTS 125 i 300 ccm.

Vespa do dziś jest stałym elementem scenerii gwarnych i ruchliwych włoskich miast – a jak to wygląda na naszym poznańskim rynku?

Niezmiernie mnie cieszy, że coraz częściej kobiety! Vespa kocha kobiety i z wzajemnością! Vespa stanowi nietuzinkowy dodatek do modnego ubrania i wspaniałe dopełnienie naszego kobiecego look’u. Mnogość kolorów, ponadczasowy design, włoski styl, instagramowy sznyt – to wszystko sprawia, że kobiety oprócz wartości użytkowej Vespy widzą w niej coś więcej niż tylko pojazd umożliwiający przemieszczanie się z punktu A do punktu B. Vespa i kobiety to duet idealny! Ogromnym zaskoczeniem był dla mnie tegoroczny Dzień Kobiet, kiedy to sprzedaliśmy rekordową liczbę Vesp. To niesamowite, jak wielu mężczyzn wpadło ma pomysł podarowania swoim kobietom właśnie Vespy! I co ciekawe, większość sprzedanych egzemplarzy była w kolorze czerwonym, jednoznacznie kojarzonym z miłością. To bardzo wzruszające. Ale oczywiście nie tylko kobiety pojawiają się w progach naszego salonu. Gościmy tu miłośników jednośladów, którzy po prostu chcą komfortowo i bez korków poruszać się po mieście, takich, którzy skosztowali jazdy Vespą w jej naturalnym środowisku, na przykład podczas wakacji we Włoszech i postanowili kontynuować tę przygodę w Polsce. Naszymi klientami są także ludzie, którzy wiele lat marzyli o tym, aby Vespę mieć i w końcu zdecydowali się to marzenie spełnić.

Kolor odgrywa znaczenie?

Ogromne! Kolorystyka skuterów zmienia się co roku, choć najchętniej wybieranymi kolorami jest czerwony i czarny.

Vespa oferuje dzisiaj trzy podstawowe modele – Primavera, Sprint i GTS. A co z modelami elektrycznymi? Trend elektromobilności zauważalny jest na rynku samochodów osobowych, a jak to wygląda na rynku skuterów?

Vespa idzie z duchem czasu i ma w swojej ofercie model elektryczny Vespa Elettrica, który także możemy zobaczyć w naszym salonie. Ten pierwszy skuter z fabryki Piaggio z napędem w pełni elektrycznym, to najnowsza propozycja dla osób dbających o ekologię oraz podążających za najnowocześniejszą technologią w legendarnej i ponadczasowej stylistyce nadwozia. Jego zasięg to 100 km, więc na potrzeby miejskie to zupełnie wystarczająco.

Jakie plany na przyszłość?

Rynek motocyklowy dynamicznie się rozwija, więc i my jako Moto RP nie stoimy w miejscu. Bacznie obserwujemy to, co się dzieje, nieustannie inwestujemy w nasz serwis, a także w podnoszące kwalifikacje szkolenia naszych pracowników. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że klienci wracają do nas, stając się naszymi najlepszymi ambasadorami.

HYMER – dom na kołach

Turystyka kamperowa w Polsce cieszy się coraz większą popularnością. Największy boom przeżywała w covidzie, ale ci, którzy zasmakowali tego rodzaju spędzania wolnego czasu, nie wyobrażają sobie już dzisiaj innej formy urlopu.

Dominika i Darek Bońkowscy, pasjonaci caravaningu, ale i biznesowo związani z branżą od lat, na rodzinne wycieczki proponują kampery i przyczepy kampingowe Grupy Erwin Hymer. Dziś sami w ten sposób zwiedzają Polskę i Europę i przekonują, że to doskonały sposób na to, aby odpocząć na łonie natury, zacieśnić więzi rodzinne, ale także podpowiadają, jak wybrać skrojony pod nasze potrzeby dom na kołach.

R ozmawia : Alicja Kulbicka z djęcia : Maciej Sznek, Escargofoto, materiały własne Hymer

Jak wygląda rynek caravaningowy w Polsce i jak oceniacie Państwo jego potencjał?

DAREK BOŃKOWSKI: Zawodowo wokół kamperów krążymy już od 2004 roku, kiedy to mieliśmy pierwsze podejście do tego rynku. Skupiliśmy się wówczas na wynajmie i można śmiało powiedzieć, że byliśmy absolutnymi prekursorami w tej materii. Rynek był młody, a potencjalni klienci niewiele na temat samochodów kempingowych wiedzieli. Do dziś pamiętam pytania, jakie padały podczas prezentacji samochodów – czy w takim samochodzie jest kuchnia i jak to możliwe, że znajduje się w nim pełnowymiarowy prysznic. (śmiech) Obecnie zmieniło się to diametralnie, rynek jest dojrzały, a klient wyedukowany. Pierwszy etap naszej kamperowej przygody zakończyliśmy w 2012 roku, wycofując się z tego rynku, nie widząc znaczących wzrostów. Rynek wynajmu i nadal jest trudny, wiele samochodów wracało zniszczonych, a i zdarzało się, że ulegały awarii podczas urlopów naszych klientów i trzeba było je ściągać z odległych zakątków Europy. Ale rynek o nas nie zapomniał i kiedy w 2018 roku otworzyliśmy w Sadach salon samochodów dostawczych Toyoty, to zdecydowaliśmy spróbować raz jeszcze. Zaczęło się od Toyoty Crosscamp, małego samochodu campingowego na bazie Toyoty Proace, a po targach caravaningowych w Düsseldorfie, od 2019 roku, nasz plac zapełnił się kamperami.

Wróciliście Państwo do modelu wynajmu?

DAREK BOŃKOWSKI: To niewielki wycinek naszej działalności. W tej chwili skupiamy się na sprzedaży i serwisie, a wynajem realizujemy tylko w wyjątkowych sytuacjach, kiedy na przykład potrzebne jest auto zastępcze. Co do zasady nie jesteśmy wypożyczalnią, ale jak to w biznesie nigdy nie mów nigdy, czekamyna dojrzałość rynku

Ale jednak – czy aby napić się piwa trzeba kupować cały browar? Czy nie pokutuje wśród ludzi takie przeświadczenie, że kamper lepiej wynająć niż kupić? Jednak własny samochód trzeba ubezpieczać, gdzieś parkować, a nie korzystamy z niego przecież codziennie...

DAREK BOŃKOWSKI: Mam takie doświadczenie z rowerami, które też teoretycznie mogę sobie wynająć. Tylko zawsze, kiedy mam ochotę pojeździć na rowerze, to albo nie są dostępne, albo nie ma w pobliżu wypożyczalni, albo aplikacja nie zadziała. Kiedy masz swoje auto – gwarantuję, że skorzystasz z niego częściej niż raz w roku i to wtedy, kiedy to Ty masz na to ochotę.

DOMINIKA BOŃKOWSKA: Żyjemy w czasach, w których ilość bodźców przekracza już nasze zdolności percepcyjne. Wszyscy bardzo potrzebujemy tych chociaż kilku chwil odpoczynku, a weekendowy, spontaniczny wypad nad jezioro za miastem, dzięki kamperowi, może stać się niezapomnianą przygodą i dostępną od ręki. Naprawdę nie trzeba jechać kilkuset kilometrów. Wystarczy kamper, miejsce z pięknym widokiem i okazuje się, że dużo szybciej wchodzimy w stan relaksu.

DAREK BOŃKOWSKI: Wynajem jest świetnym sposobem na to, aby wypróbować, czy ten model spędzania wolnego czasu jest dla nas odpowiedni. Bo kamper to nie wakacje all inclusive. Wymaga on zaangażowania na poziomie technicznym, ale także na poziomie samego planowania podróży. Więc na pierwszy raz wynajem jest dobrą opcją, pozwalającą nabrać doświadczenia i sprawdzenia, czy ten sposób spędzania wolnego czasu nam odpowiada.

Doświadczenie w branży macie Państwo duże, zatem ciekawa jestem, jak zmieniał się klient na przestrzeni lat?

DOMINIKA BOŃKOWSKA: Na pewno dzisiaj nasz klient jest bardziej świadomy. Nie trzeba już go „uczyć”, czym jest kamper i jakie ma funkcje. Na branżę caravaningową ogromny wpływ miał covid, zamknięcie hoteli, niepewność tego czy uda się spędzić w jakikolwiek sposób urlop, spowodowało wręcz wybuch popularyzacji tego sposobu spędzania wolnego czasu. Niektórzy z taką formą już zostali i pewnie zostaną, a inni potraktowali to jako fajną przygodę, ale raczej jednorazową. Ale pojawił się też nowy klient, który plasuje się gdzieś pomiędzy pełnowymiarowym urlopem a weekendowym wypadem za miasto. W związku z tym, że dzisiaj sporo osób pracuje zdalnie, można pozwalić sobie na kilkudniowe eskapady kamperem. Może nie od razu do Włoch, ale po Polsce. Turystyka trzy-czterodniowa staje

się coraz bardziej popularna. Bo jeśli już masz kampera, to przeważnie jest on już spakowany, wystarczy zabrać ulubioną poduszkę, jedzenie z domowej lodówki i można szybko oderwać się od prozy życia codziennego.

DAREK BOŃKOWSKI: Trzeba też dodać, że w Polsce przez ten czas bardzo zmieniła się infrastruktura.

Mamy piękne autostrady, możemy wygodnie i bezpiecznie przemieszczać się pomiędzy miejscowościami. Czekamy wciąż na komfortowe campingi, bo tu w porównaniu z innymi krajami Polska ma jeszcze sporo do nadrobienia. Ale myślę, że powstanie tego typu, przyjaznych kamperom miejsc, to tylko kwestia czasu. Coraz większa liczba miłośników caravaningu wymusi rozwój w tym obszarze.

DOMINIKA BOŃKOWSKA: Polska staje się coraz chętniej odwiedzanym przez turystów krajem i to przez cały rok. Więc i oni myślę, pomogą nam w rozwoju infrastruktury, bo kamperem wbrew obiegowej opinii jeździ się cały rok.

DAREK BOŃKOWSKI: W popularyzacji tego sposobu spędzania wolnego czasu na pewno pomaga także stale rosnąca sieć serwisów, bo przeciętny użytkownik kampera chce po prostu czuć się w swojej podróży bezpiecznie, nie myśląc o tym, co zrobi, kiedy zdarzy się awaria.

Sami Państwo też kultywujecie ten sposób spędzania wolnego czasu.

DAREK BOŃKOWSKI: To prawda, a najlepszym tego dowodem jest, że rozmawiamy w przeddzień naszego wyjazdu kamperem do Szkocji. (śmiech) Bardzo lubimy ten

sposób spędzania wolnego czasu, i to nie tylko w czasie wolnym od pracy! W trakcie covidu niejednokrotnie korzystaliśmy z tego rozwiązania, jeżdżąc na różnorakie targi, konferencje, kiedy to zamiast pobytu w hotelu, mieszkaliśmy w kamperze.

DOMINIKA BOŃKOWSKA: Obydwoje wywodzimy się z branży motoryzacyjnej, więc po prostu kochamy samochody! (śmiech) I lubimy doświadczać wszystkiego, co z nimi związane. A kampery są częścią tej przygody.

Podróż kamperem zbliża?

DOMINIKA BOŃKOWSKA: Na pewno! Ostatecznie spędzamy z najbliższymi czas na względnie niewielkiej powierzchni przez parę dni, czasem tygodni. Po wielu naszych rodzinnych podróżach wracaliśmy z zupełnie nową wiedzą na temat naszych dzieci, ich zainteresowań. To także doskonały czas na to, aby się do siebie na nowo zbliżyć. Te wycieczki rozwi-

wchodzących w skład Grupy. To samochody z segmentu premium, plasujące się w wyższych partiach cenowych. Jeśli z kolei spojrzeć na cyfry, to ten rynek w porównaniu z rynkiem samochodów osobowych nie dysponuje tak rozbudowanymi danymi. To, co wiemy na pewno, to w covidzie rynek bardzo urósł, natomiast dzisiaj dostępne dane pokazują, że mamy do czynienia z jego korektą. Choć i tak ilość sprzedawanych rokrocznie aut jest wyższa niż w przedpandemicznym 2019 roku. Polska dla Hymera stanowi ważny rynek, czego dowodem jest otwarcie w 2023 roku fabryki w Nowej Soli.

Jakie zatem samochody macie w swojej ofercie?

DAREK BOŃKOWSKI: Jesteśmy przedstawicielami takich marek jak wspomniany Hymer, a także Sunlight, Burstner i Crosscamp. Nasze portfolio pozwala nam mieć pełen przekrój samochodów caravaningowych, od małych vanów, przez samochody typu półintegra, w pełni zintegrowane, po pojazdy typu alkowa. A dodatkowo przy naszym salonie w Sadach, zlokalizowany jest serwis, w który realizujemy naprawy oraz doposażamy samochody kempingowe i przyczepy.

A jak wybrać najlepszy dom na kołach?

jały także naszą kreatywność. Wiele godzin w podróży powodowało, że wymyślaliśmy coraz to nowe gry słowne, zabawy w skojarzenia. I już zawsze te eskapady kojarzyć nam się będą z mnóstwem śmiechu, zabawy i relaksu. A nasze dzieci, pomimo że już dzisiaj z nami nie podróżują, mają w pamięci sytuacje, które spotykały nas podczas tych wypraw. I wspominają je dużo częściej niż klasyczne, zorganizowane urlopy all inclusive.

Gdzie biznesowo na mapie turystyki caravaningowej plasuje się Hymer?

DAREK BOŃKOWSKI: Hymer to marka doskonale znana na świecie i w naszym kraju. To kampery ze ścisłej światowej czołówki największego producenta w Europie – grupy Erwin Hymer będącej częścią Thor Industries, światowego giganta w dziedzinie samochodów rekreacyjnych, w którego skład wchodzą producenci kamperów i przyczep kempingowych, a także specjaliści od akcesoriów, a także usług wynajmu i finansowania. Z kolei marka Hymer jest jedną z marek samochodów caravaningowych

DOMINIKA BOŃKOWSKA: Musimy sobie najpierw odpowiedzieć na kilka pytań o nasze potrzeby. O to w jaki sposób chcemy spędzić wakacje, jaki sprzęt ze sobą zabieramy, o funkcjonalność rozwiązań wewnątrz pojazdu, po ilość osób, która będzie kamperem podróżować. Małe vany będą idealnym towarzyszem, jeśli w podróż wybieramy się w mniejszym gronie. Zabudowa vanów w oparciu o standardowe, ale całkiem nieźle zintegrowane nadwozie samochodu dostawczego, w połączeniu z nowatorskimi rozwiązaniami, zapewnią komfort użytkowania i wygodę podróżowania. Auta takie są krótsze, węższe i niższe, ale rozplanowane w taki sposób, aby we wnętrzu nie brakowało miejsca. Na autostradzie pojedziemy takim kamperem znacznie szybciej, zużyjemy mniej paliwa, zaoszczędzimy na kosztach promów i będzie nam łatwiej prowadzić go w miastach i na wąskich lokalnych drogach. Plusem jest możliwość wjazdu do miejsc niedostępnych dla większych kamperów oraz możliwość postoju całonocnego w miejscach, gdzie obowiązuje zakaz dla kamperów standardowych. Większe samochody na pewno dają dużo więcej swobody i przestrzeni podróżującym, posiadają wszystkie udogodnienia niezbędne do mieszkania – sypialnię, pokój dzienny, kuchnię, łazienkę, często także „garaż” na rowery lub inny sprzęt, jaki zabieramy ze sobą. Ale co za tym idzie, są większe, cięższe i jazda nimi wymaga pewnej wprawy.

DAREK BOŃKOWSKI: Jako że sami jesteśmy wielkimi fanami van-life’u i z tego rodzaju wypoczynku korzystamy od lat, z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że w trakcie naszego życia oczekiwania i wymagania dotyczące kamperów, którymi podróżowaliśmy, zmieniały się. Kiedy dzieci były małe, potrzebowaliśmy więcej przestrzeni zorganizowanej typowo pod wakacje z dziećmi. Z biegiem czasu, kiedy jeździmy sami, nasze potrzeby są nieco inne. W tym roku do Szkocji jedziemy najmniejszym samochodem z naszej oferty.

W 2023 roku największą premierą bezwzględnie okazał się Hymer Venture S, w którym system aranżacji pozwala dwukrotnie powiększyć kubaturę mieszkalną, ale też korzystać z nowatorskiego pomysłu na taras adaptowany z tylnej klapy wejściowej.

DAREK BOŃKOWSKI: Hymer Venture S definiuje nową kategorię pojazdów – to innowacyjny kamper o najwyższych standardach wzornictwa i funkcjonalności, który dzięki napędowi 4x4 może poruszać się po trudnym terenie. Oczywiście, nie wjedziemy nim na szczyt góry, ale na pewno daje nam on dużo większe

możliwości wjazdu tam, gdzie mamy pewność, że będziemy sami. Hymer Venture S z zewnątrz wygląda zupełnie inaczej niż większość dostępnych kamperów. Na pierwszy rzut oka uwagę przyciąga pneumatycznie podnoszony dach typu pop-top, który podnosi się w niespełna trzy minuty. Dwukomorowy system ścian zapewnia podczas snu ochronę przed hałasem, światłem oraz różnicami temperatur z zewnątrz. Dodatkowo mamy tu masywne koła, jak na auto terenowe przystało. Samochód wyróżnia się też wielkim panoramicznym oknem w tylnej części salonu, które po otwarciu stanowi taras idealny do spędzania wolnego czasu.

DOMINIKA BOŃKOWSKA: W przypadku tego auta, widać ogromną inspirację ekskluzywnymi łodziami. Wysokiej jakości materiały, drewno i filc pozwalają uzyskać nam efekt przytulności, a producent skorzystał z całej masy innowacyjnych rozwiązań, tym samym wyznaczając dziś trendy w całym rynku samochodów caravaningowych. Mnie osobiście urzekło światło w nim zainstalowane, które pozwala na czterostopniową regulację jego natężenia, a także możliwość ustawienia twardości materaca. To udogodnienia wcześniej w tego typu autach niespotykane.

Wspomnieliście Państwo o serwisie Hymer Poznań zlokalizowanym przy salonie w Sadach. Inaczej naprawia się samochody osobowe, a inaczej kampery?

DAREK BOŃKOWSKI: Zapewniamy naszym klientom kompleksową obsługę od sprzedaży po serwis. Niewiele punktów sprzedaży ma swój serwis, my z racji tego, że działamy równolegle w branży samochodów osobowych i dostawczych nie wyobrażamy sobie takiego serwisu nie mieć. Na pewno dużym wyzwaniem jest znalezienie osób, które specjalizują

się w naprawie kamperów, bo technicy dedykowani do ich naprawy z samochodem sensu stricte nie mają zbyt wiele do czynienia. Naprawy części kempingowej to zupełnie inny wymiar mechaniki. A to dlatego, że znajdują się w niej tysiące śrubek, uszczelek, rurek z wodą, podłączeń zlewu, toalety, prysznica, urządzeń do ogrzewania, paneli słonecznych, elektroniki związanej ze sterowaniem różnymi funkcjami auta. Technik kamperowy musi być bardzo multifunkcjonalny. My takich u siebie mamy i dzięki temu możemy świadczyć usługi serwisowe. Z kolei w Polsce serwisy Hymera są zlokalizowane w dużych miastach, ale ta sieć ciągle się rozwija w miarę rozwoju całego rynku. Hymer ma także swoje centrum techniczne, które służy nam pomocą w sytuacjach, w których nasz serwis nie daje sobie rady.

DOMINIKA BOŃKOWSKA: Zdarza się, że kamper uczestniczy w wypadku i potrzebna jest gruntowna naprawa i na przykład trzeba wymienić całą ścianę. To bardzo skomplikowany proces i trzeba nie lada umiejętności, aby zrobić to dobrze. Nasze motoryzacyjne korzenie i umiejętności pozwalają nam naprawić zarówno sam samochód, jak i jego część hotelową. Choć sama budowa kampera jest zupełnie inna niż klasycznego samochodu osobowego, a użyte materiały różnią się od tych używanych w samochodach osobowych.

Elektromobilność dogoniła kampery?

DOMINIKA BOŃKOWSKA: W przypadku kamperów mówimy dokładnie o tych samych silnikach, jakie spotykamy na rynku samochodów osobowych czy dostawczych. Zatem i tę branżę czeka zmiana.

DAREK BOŃKOWSKI: W tej chwili całość naszej sprzedaży to diesle, bo kamper to jednak jest masa. A wszyscy zdajemy sobie sprawę z ograniczeń, jakie niesie za sobą elektryfikacja w motoryzacji. Krótkie zasięgi, długie czasy ładowania, ciągle jeszcze niezbyt gęsta sieć ładowarek. Czyli wszystko to, czego podczas jazdy kamperem chcielibyśmy uniknąć. W przypadku kamperów, szansę upatruję raczej w instalacjach wodorowych, bo taką masę coś musi uciągnąć, a w przypadku silników elektrycznych zasięg takich pojazdów byłby bardzo niski.

Jakie plany na najbliższą przyszłość?

DOMINIKA BOŃKOWSKA: Mocno stawiamy na rozwój i wierzymy w rozkwit rynku. W przyszłym roku planujemy otwarcie nowego miejsca w Poznaniu, dedykowanego właśnie kamperom. W tej chwili sprzedaż i serwis są rozdzielone, znajdują się w różnych miejscach, chcemy je połączyć, więc już w przyszłym roku zaprosimy Państwa do zupełnie nowej przestrzeni, w której będzie można zobaczyć, przetestować i ostatecznie wybrać swój skrojony na miarę, wymarzony dom na kółkach.

MOJE LETNIE PRZYGODY

na Torze Poznań z firmą Karlik Motocykle

Lato, słońce, wiatr we włosach – to czas, kiedy miasto tętni życiem, a ulice wypełniają się dźwiękami skuterów i motocykli. Jeśli i Ty marzysz o dołączeniu do tej motocyklowej społeczności, ale brakuje Ci pewności, mam dla Ciebie rozwiązanie. A w zasadzie ma je firma Karlik Motocykle, która z myślą o tych, dla których jednoślady to czysta, biała karta, przez całe lato organizuje szkolenia na skuterach o pojemności do 125 cm³. To doskonała okazja, aby sprawdzić, czy jazda jednośladem jest tym, co tygrysy lubią najbardziej.

Teks T : Alicja Kulbicka | z djęcia : Katarzyna Szczechowiak

Przygotowania i pierwsze wrażenia

Pierwsze promienie słońca rozgrzewały asfalt, gdy dotarłam na Tor Poznań. Rejestracja rozpoczęła się punktualnie o 09:30 na małym kartingu. Powitała mnie przyjazna atmosfera i uśmiechnięte twarze instruktorów. Tu od razu można poczuć się częścią motocyklowej rodziny. Było nas około 15 osób, a wśród nich z radością zauważyłam wiele kobiet – to dodawało mi otuchy i poczucia, że jesteśmy tu razem, aby przełamać stereotypy i cieszyć się wolnością, jaką daje jazda na dwóch kółkach. Poinstruowana przez organizatorów szkolenia przyszłam przygotowana. Długie spodnie i bluza, buty za kostkę, samochodowe prawo jazdy i dobry humor wystarczają, aby rozpocząć przygodę z jednośladami.

Program szkolenia

O 10:00 rozpoczęła się teoretyczna część szkolenia. Instruktorzy z pasją opowiadali o zasadach bezpieczeństwa, technikach jazdy i odpowiednim przygotowaniu do podróży na motocyklu. Nie zabrakło elementów psychologii, radzenia sobie ze stresem, bo adrenalina przed pierwszą jazdą daje o sobie znać. Następnie przeszliśmy do praktyki pozwalającej nam zdobyć solidne podstawy i pewność siebie na drodze. Dzięki firmie Karlik Motocykle mieliśmy do dyspozycji motocykle testowe o pojemności 125 cm³ – zarówno skutery, jak i motocykle z biegami. Każdy z nas otrzymał kask testowy i pełne wsparcie dwóch doświadczonych instruktorów. Ćwiczyliśmy manewry takie jak hamowanie awaryjne, omijanie przeszkód, zakręty oraz techniki równowagi i pracy wzrokiem. Tor Poznań, ze swoją wyjątkową nitką, stał się naszym polem treningowym – miejscem, gdzie marzenia spotkały się z rzeczywistością. Ale co najważniejsze – w bezpiecznym, kontrolowanym środowisku.

Emocje i wrażenia

Jazda po torze była niczym wspaniała podróż przez krainę marzeń. Każdy zakręt, każda prosta, niosła ze sobą nową dawkę adrenaliny i ekscytacji. Początkowe obawy szybko ustępowały miejsca radości i poczuciu swobody. Szczególnie cieszyła mnie obecność wielu kobiet na szkoleniu – ich widok dodawał mi pewności siebie i przypominał, że motocyklowa pasja nie zna płci. Wsparcie kobiet w momentach niepewności jest nieocenionym darem. Stworzyłyśmy niewielką, acz zdeterminowaną społeczność, łamiącą stereotypy i udowadniającą, że miejsce na motocyklu jest dla każdego, kto odważy się spełniać swoje marzenia. Instruktorzy jak nasi aniołowie stróżowie, zawsze gotowi do pomocy i dzielenia się swoją wiedzą, czuwali nad naszym bezpieczeństwem. Dzięki nim każda chwila spędzona na torze była pełna nauki, ale także zabawy i niezapomnianych przeżyć. Szkolenie zakończył wspólny grill przepełniony śmiechem i opowieściami o naszych pierwszych motocyklowych przygodach.

Nowy wymiar podróżowania

Szkolenie motocyklowe na skuterach o pojemności do 125 cm³ z firmą Karlik Motocykle na Torze Poznań to niezwykła podróż w świat motocykli, pełna emocji i nowo zdobytych umiejętności. To nie tylko nauka jazdy, ale także okazja do nawiązania nowych przyjaźni i poczucia przynależności do motocyklowej społeczności. Profesjonalizm instruktorów, doskonałe warunki toru i przyjazna atmosfera sprawiły, że każda chwila była wyjątkowa. Ale co nieocenione… Lato w mieście zyskało nowy wymiar dzięki tej motocyklowej przygodzie. Jeśli masz prawo jazdy kategorii B i pragniesz poczuć wolność, jaką daje jazda na motocyklu, nie warto czekać. Dołącz do motocyklowej rodziny, ucz się od najlepszych i ciesz się każdą chwilą spędzoną na dwóch kółkach. To doświadczenie, które dodaje skrzydeł. Dowiedz się więcej: www.trackdaykarlik.pl/szkolenia125

KUBA – wyspa niespodzianka

Jest rok 2004. Lecę na Kubę po raz pierwszy, wszyscy znawcy i doświadczeni podróżnicy zazdroszczą mi tego kierunku. W tle słyszę powtarzające się jak mantrę słowa: „Leć jak najszybciej, odejdzie Fidel, to z Kuby zrobi się kolejny stan USA.” No to lecę.

Jest rok 2024. Ląduję na Kubie z całą rodziną, to nasze wakacje w tym roku. I choć w ciągu tych ostatnich dwudziestu lat bywałam na Kubie kilka razy, już po zaledwie pierwszych minutach na lotnisku jestem pewna, że to ta sama Kuba co niegdyś. Zapowiada się piękna i z pewnością niejednokrotnie zaskakująca przygoda.

Termin, który wybraliśmy, u nas podyktowany wakacjami, to książkowo nie najlepszy czas na wyjazd na Kubę, bo to pora deszczowa i ryzyko huraganów. I rzeczywiście deszcz będzie nam towarzyszył od czasu do czasu, schładzając wysokie temperatury w ciągu dnia. Nigdy jednak nie pokrzyżuje nam planów na tyle, by przestawiać cały dzień. Pada zazwyczaj przez chwilę, a potem ziemia cudnie paruje, nasycając powietrze i tak już przeogromną wilgotnością.

Teks T i zdjęcia : Estera Hess

Widzę więcej plusów z wyboru tego terminu; to na pewno brak turystów, a może to jednak nie pogoda, tylko polityka Kuby? Jedynym miejscem, gdzie będzie bardzo wakacyjnie jest słynny resortowy ośrodek znany z kolorowych folderów reklamujących Kubę jako destynację plażową, czyli Varadero. My trafiamy tam na ostatnią i tylko jedną noc, by skrócić sobie przejazd na lotnisko przed odlotem. Takiej Kuby bym nie polubiła. Hotel obok hotelu, all inclusive, animacje, głośna muzyka, drinki z palemkami… Za to plaża cudna, woda ciepła, piasek biały i miałki jak cukier puder. Tego Kubie zazdroszczę najbardziej: nieziemskich plaż, których tutaj bez liku, a każda jeszcze piękniejsza od poprzedniej.

Ale pomijając Varadero, wszystkie pozostałe miejsca były niemal puste, aż tak bardzo, że w jednym z hoteli przygotowanym dla 550 turystów byliśmy jednego wieczoru zaledwie w 25 osób, z czego nasza rodzina stanowiła pokaźną część. I hotel działał, a leżał przy najpiękniejszej plaży na Kubie –Cayo Pilar. Może odległość była przeszkodą dla wielu, by tu dotrzeć, bo osiem godzin jazdy z Hawany to niemal cały dzień. A drogi na Kubie to zarówno wyzwanie, jak i wielka atrakcja. Bo poza słabymi trasami, autostradą, na której jeżdżą też dorożki, dwukółki (często pod prąd), ludźmi sprzedającymi mango, awokado, sery, są dziury, czasem wielkie jak krater wulkanu, brakuje oświetlenia, no i benzyna… Stacji jest bez liku, jednak nie na wszystkich możemy my, turyści, zatankować paliwo, bo nie obsługują one płatności w dolarach ani płatności kartami, gdzie indziej paliwo jest, ale nie ma prądu (co nagminnie zdarza się na Kubie), to i dystrybutory nie działają. Płaci się tylko kartą kredytową, ale nie amerykańską. Ale kto jak nie my Polacy wyjdzie z każdej opresji? Trochę sprytu, i już za rogiem kiwa chłopak, który sprzedaje paliwo z kanistrów schowanych na tyłach w toalecie zamkniętej na kluczyk, po kursie wprawdzie wyższym, ale nie istotnie. Widok sunących pośród bujnej zieleni cadillaków, buików, ład, maluszków wypełnionych ponadregulaminową ilością ludzi, z otwartymi szybkami, w kanarkowych kolorach, z długimi antenami – to prawdziwa wizytówka Kuby. Poza cudnymi plażami okalającymi całą wyspę i mnóstwem atrakcji oferowanych przez wodę: nurkowanie, pływanie z maską i rurką, rowery wodne, katamarany, są jeszcze fenomenalne okolice, gdzie widoki zapierają dech w piersiach. Ostańce krasowe, samotne wielkie góry całe zielone w przepięknej wiejskiej i istotnie sielskiej okolicy są cudowne. Szczególnie o tej porze roku, kiedy to kwitną drzewa i niesamowite widoki upstrzone są zalanymi kwiatami gigantami.

Wokół Trynidadu miasta jak z bajki, z wąskimi uliczkami, małymi kolorowymi domkami, z salsą od rana do nocy wypełniającą liczne tutejsze bary, restauracje, kluby taneczne, krajobraz zdominowany jest przez plantacje trzciny cukrowej. Droga wiedzie pomiędzy wysokimi roślinami, ustawionymi na sztorc, gdzieniegdzie ustępującymi miejsca bananowcom i papai oraz mangowcom. Samotna podróż przez Kubę to też większa okazja, by poznać ludzi i z nimi porozmawiać. Wypytać o prawdziwe życie, troski i radości, a tych jest zdecydowanie więcej. System, w którym przyszło im żyć, trwa już tak długo, że Kubańczycy nie mają porównania jak mogłoby być inaczej. Niektórzy szczęśliwie mają kogoś z najbliższej rodziny pracującego w Stanach Zjednoczonych – nieustannie raju dla Kubańczyków. Spotkaliśmy wiele rodzin kubańskich na fundowanych przez brata lub wujka wakacjach. W pięknych hotelach, z wszelkimi wygodami delektowali się słońcem i rajem, na plaży wznosząc toasty kubańskim rumem za fundatora tych luksusów. Widzieliśmy też dumnych Kubańczyków zakochanych bez pamięci w swojej wyspie, obiektywnie oceniających sytuację w kraju, ale pogodzonych z trudnościami, które nazywali chwilowymi brakami z nadzieją, że ich dzieci będą miały lepiej i łatwiej.

Nam przez dwa tygodnie nie brakowało niczego. Dzielnie przejechaliśmy 2400 kilometrów, docierając do wielu pięknych zakątków Kuby, ani przez chwilę nie czuliśmy się niepewnie. Dzieciaki miały raj na plażach i w wodzie. My zobaczyliśmy klimat odchodzących i przemijających już starych miast. I choć nie zawsze i wszędzie jest różowo to Kuba jest nieoczywistą destynacją wakacyjną, taką, która na pewno zachwyci, ale i skłoni do refleksji. Jak zawsze trzeba chcieć zobaczyć więcej.

P.S.

Omijajcie Varadero!

Będzie

się działo

Młyńska12. Tak smakuje lato!

To cykl spotkań z orzeźwiającymi smakami najlepszych marek alkoholowych w Twelve Cocktails. Zapraszamy na najbardziej energetyczny dach w tym mieście! Na jedynym w Poznaniu otwartym dachu z barem poczujecie wyjątkowy klimat miejskiego życia nocnego. Serwujemy klubową atmosferę wśród kamieniczek i dachów starego miasta, a także piękne widoki i ekskluzywne trunki.

W barze klasyczna karta koktajli

09 sierpnia / Gin Mare Night! / Bar Guest Karol Onyszko / Welcome drink dla każdego Gościa

23 sierpnia / Sunset & DJ Night!

Impreza klubowa, house music przy zachodzie słońca *wstęp na każdy wieczór jest bezpłatny

Karol Onyszko

Brand Ambasador Brown Forman. Kompetencje zawodowe zdobywał w najbardziej luksusowych 5*Hotelach w Polsce, między innymi przyczynił się do otwarcia legendarnego Long Baru mieszczącego się w Raffles Europejski Warsaw. Na Expo 2020 w Dubaju współpracował z najlepszymi szefami kuchni z całego świata, takimi jak Daniel Boulud, Heinz Beck, Thomas Buhner, Paco Perez, Paolo Casagrande czy Gert De Mangeleer, gdzie mógł przygotowywać pairing podczas wydarzeń kulinarnych Chef’s Table. Dzięki miłości do piłki nożnej, współtworzył otwarcie Koktajl Baru na World Cup Qatar 2022 w jednym z najbardziej luksusowych hoteli w Katarze. Przy tworzeniu karty koktajlowej Karol Onyszko kieruje się klasyką podaną w nowoczesnym stylu. Dba nie tylko o wysoki standard serwisu, lecz również o przyjazną atmosferą w pracy.

Rafał Zawierucha

Ambasador marek Lord of Taste i Maison Routin 1883. Z poznańską sceną barową związany już od 10 lat, a swoją przygodę z pracą za barem zaczynał w Szczecinie. W Poznaniu natomiast pracował, rozwijał się i brał czynny udział w powstawaniu wielu konceptów barowych. Miłośnik koktajli klasycznych, ich historii i mitów z nimi związanych. Oprócz klasyki, z niemal równą przyjemnością przygotowuje on twisty i autorskie kompozycje.

Fot.
Kiryl Lagutik
Fot.
Kiryl Lagutik

Będzie

się działo

POLSKI TEATR TAŃCA w Poznaniu

Międzynarodowy konkurs „1 strona – 1 spojrzenie – 180 sekund” inspiruje do odkrywania własnego wymiaru tańca, do kreacji utworów, których tematem jest teatr, ruch i ekspresja ciała.

Prace można zgłaszać w trzech kategoriach:

1 strona – utwory literackie w języku polskim, 1 spojrzenie  – różne gatunki sztuk wizualnych (malarstwo, fotografia, rzeźba, grafika), 180 sekund – prace filmowe i video art o długości do 3 minut.

Konkurs ma formułę otwartą, mogą w nim wziąć udział wszystkie zainteresowane osoby. Warunkiem udziału jest zgłoszenie pracy wcześniej niepublikowanej.

Termin nadsyłania prac: 30 września 2024 roku, godz. 23:59 dla prac zgłaszanych wyłącznie drogą elektroniczną.

W przypadku prac dostarczanych bezpośrednio do siedziby termin upływa 30 września 2024 roku o godz. 17:30.

Konferencja „Kobieta w centrum”

Serdecznie zapraszamy na konferencję „Kobieta w centrum”, która odbędzie się w dniach 5-6 października w Poznaniu, przy al. Niepodległości 26. To wyjątkowe wydarzenie, dedykowane kobietom, ma na celu pokazanie rozwiązań pomocnych w różnych sytuacjach życiowych oraz zwrócenie uwagi na dzisiejsze problemy i dostępne wsparcie. Wśród prelegentek znajdą się doświadczone życiowo kobiety: Ana Brodziak, Swietlana Walczak, Magda Werewka oraz Magda Skała, które podzielą się swoją wiedzą i doświadczeniem. Warto podkreślić, że nie zabraknie również męskiego pierwiastka, choć jego obecność pozostaje

NAGRODY

Nagroda Grand Prix jest nagrodą finansową i przyznawaną przez jury w każdej kategorii. Jury decyduje o przyznaniu nagród specjalnych oraz wyróżnień, które mają charakter honorowy.

Widzowie przyznają Nagrody Publiczności (we wszystkich trzech kategoriach), które mają charakter finansowy.

Wszystkie nagrodzone i wyróżnione prace zaprezentowane zostaną na stronie internetowej Polskiego Teatru Tańca po ogłoszeniu wyników, które nastąpi podczas VI Międzynarodowego Festiwalu 1 strona – 1 spojrzenie – 180 sekund.

Sekretarz konkursu: Anna Koczorowska, a.koczorowska@ptt-poznan.pl.

Serdecznie zachęcamy do udziału!

niespodzianką. Konferencja ma na celu nie tylko edukację i wsparcie kobiet, ale także zwiększenie świadomości społecznej na temat problemów, z jakimi borykają się współczesne kobiety. Podczas konferencji czekają na uczestników liczne atrakcje, takie jak: pokaz mody, joga, warsztaty taneczne, porady kosmetologów, trychologów i lekarzy.

Patronat nad wydarzeniem objął „Poznański Prestiż” Zapraszamy serdecznie do udziału!

Kontakt do organizatora: Magda Skała, tel. 517 510 450

Będzie się działo

Stary Browar w ruchu – darmowe treningi w Parku z Xtreme Fitness

Aktywności na świeżym powietrzu – tak jak lubisz, a do tego całkowicie bezpłatnie. Stary Browar i załoga Xtreme Fitness Gyms Poznań zapraszają na letnie treningi w Parku. O tym, jakie zajęcia odbędą się w sierpniu, zdecydowali sami uczestnicy!

Joga dla szukających przestrzeni i balansu. Pilates dla wzmocnienia i elastyczności. Taniec dla tych, którzy chcą się zdrowo wyszaleć. Przez całe lato Stary Browar zachęca do relaksu w ruchu. Parkowe treningi prowadzą profesjonalni instruktorzy z klubu Xtreme Fitness Gyms w Pasażu. To okazja, żeby poznać tę pełną energii i wiedzy ekipę – kto wie, może będziecie chcieli trenować pod ich

okiem na stałe w browarowej siłowni?

W czerwcu w browarowym Parku królowała joga, w lipcu – pilates. Która forma aktywności spodobała się uczestnikom najbardziej?

Aby poznać sierpniowy program zajęć, należy odwiedzić stronę wydarzenia „Stary Browar w ruchu” na Facebooku – tam ogłoszony zostanie wynik głosowania i plan treningów na ostatni miesiąc wakacji. Chcąc dołączyć do sportowych zajęć pod chmurką, nie potrzeba karnetu ani specjalistycznych sprzętów. Można zabrać przyjaciółki, sąsiadów, rodzinkę i spędzić wspólnie aktywne popołudnie w zielonej przestrzeni poznańskiego „Central Parku”.

*w razie niepogody zajęcia mogą być odwołane lub przeniesione do Słodowni –informacje będą publikowane na stronie wydarzenia na Facebooku

Z miłości do piękna

z djęcia : m ichał m usiał

Kto z nas nie lubi czuć się zrelaksowany i odprężony? Usatysfakcjonowany własnym wyglądem i napełniony pozytywną energią? Każdy potrzebuje czasu dla siebie…

12 czerwca odbyło się SPOTKANIE W PRESTIŻOWYM STYLU w zmysłowych i kojących wnętrzach AMAR Beauty. W motto salonu – z miłości do piękna – wpisuje się tutejsza atmosfera, uśmiechnięty i pomocny zespół AMAR Beauty oraz szereg upiększających zabiegów.

O szerokiej ofercie salonu AMAR Beauty opowiedziały jego właścicielka MARZENA TAJSNER oraz managerka – AGATA KŁOS. Gościem specjalnym spotkania był fotograf TOMEK TOMKOWIAK, dzięki któremu powstała wspaniała czerwcowa okładka „Poznańskiego Prestiżu”. I to dopiero początek współpracy z wybitnym artystą-fotografem!

Poznaliśmy kulisy ekscytującej sesji zdjęciowej, artystyczne inspiracje oraz jak narodził się pomysł z dachem HOTELU KOLEGIACKIEGO W POZNANIU. Dodatkowo zapoznaliśmy się z propozycjami AMAR Beauty, dowiedzieliśmy się, z jakich zabiegów warto skorzystać przed rozpoczynającym się sezonem letnich wakacji i wyczekiwanych urlopów.

Każda uczestniczka spotkania otrzymała atrakcyjne zniżki na zabiegi w AMAR Beauty, a o pyszne przekąski zadbało PETIT PARIS.

Było fantastycznie i radośnie.

ORSKA W RESTAURACJI OT.WARTA.

Kolekcja biżuterii Prato

z djęcia : ł ukasz ł ukasiewicz

Kolekcja Prato ORSKA to artystyczna interpretacja łąki pełnej dzikich traw, dlatego wybór restauracji OT.WARTA – zlokalizowanej w przepięknym entourage nadwarciańskich zielonych terenów –nie był przypadkiem. To tutaj, w czwartek, 20 czerwca, spotkaliśmy się, aby w promieniach słońca, przy cudownej muzyce w tle (wykonywanej na żywo), podziwiać najnowsze arcydzieła Ani Orskiej. Biżuteria Prato, tak jak korzenie roślin, sięga w głąb ziemi, czerpiąc siłę z jej wnętrza. Ręcznie wykonane naszyjniki, pierścionki i bransoletki zostały ozdobione kryształem górskim, przypominającym krople rosy na srebrnych i pozłacanych liściach. Część biżuteryjnych traw z kolekcji Prato zawiązana została w misterny węzeł symbolizujący połączenie człowieka z naturą.

Kształty i formy Prato oryginalnie zaprezentowane zaproszonym gościom – na gałęziach pobliskich drzew, na kamieniach, na piasku –pobudzały wyobraźnię i pozwalały cieszyć się chwilami, gdy biżuterię tę można było przymierzać.

Chodząc boso po łące, mogliśmy poczuć delikatność traw pod stopami. Podczas tego wspaniałego spotkania, pełnego radości życia i dobrych ludzi wokół, o nasze podniebienia zadbała restauracja OT.WARTA, która przygotowała przekąski łączące wspaniały smak z estetyką podania.

Dzikie trawy są metaforą wolności. Przypominają, że w prostocie tkwi piękno, a w dzikości – prawdziwa moc. Ręcznie wykonana biżuteria Prato przypomina, że jesteśmy częścią większej całości, a nasze życie splata się z życiem natury.

Kolacja Pod Niebem Poznania

z djęcia : m ate R iały p R asowe

Wmalowniczej scenerii koryta Warty, Kolacja Pod Niebem Poznania w restauracji OT.WARTA zgromadziła smakoszy i miłośników wyselekcjonowanych win. Pięciodaniowa kolacja przygotowana przez szefa kuchni zachwyciła przybyłych gości, a o staranny dobór win zadbał sommelier. Obok wielu wyjątkowych przysmaków nie zabrakło popularnej w Poznaniu kaczki, jednak przyrządzonej w bardzo niestandardowy sposób.

Dziękujemy za zaproszenie!

Spotkanie Wielkopolskiej

Loży BCC

z djęcia : m ate R iały p R asowe

Czerwcowe spotkanie Wielkopolskiej Loży BCC zgromadziło szerokie grono zarządów najlepszych wielkopolskich firm, środowiska nauki, władz lokalnych oraz mediów. Po powitaniu gości przez Dyrektor Loży Wielkopolskiej – Katarzynę Jakubowską, o kierunkach rozwoju BCC oraz wartościach opowiedział gość specjalny, prezes BCC – dr Jacek Goliszewski. Wybitni eksperci, ekonomiści dr Edyta Wojtyla z Uniwersytetu WSB Merito oraz dr Marcin Mrowiec z Grant Thornton, podczas panelu prowadzonego przez prezesa Everest Finanse Zbyszko Pawlaka, opowiedzieli o sytuacji gospodarczej  w 2024 r., o wyzwaniach oraz szansach, przed którymi stoją przedsiębiorcy. Kolejne spotkanie Wielkopolskiej Loży już we wrześniu.

Sneak Peak nowego, elektrycznego Porsche Macan

z djęcia : m aciej s znek , e sca R gofoto

Wwyjątkowym, nieco tajemniczym miejscu o nazwie Sparrow Hills, odbyła się premiera nowego elektrycznego Porsche Macan. Pełne magii wydarzenie zainspirowane zostało „Alicją w krainie czarów”. Goście mieli okazję zanurzyć się w niezwykły świat Alicji, przy okazji kosztując specjalne dania przygotowywane na żywo podczas spotkania. Nie zabrakło także jazd testowych długo wyczekiwanym, elektrycznym Macanem oraz… lotu balonem. Dziękujemy za zaproszenie!

Otwarcie nowej placówki WCF Rehabilitacja

Dzieci i Dorosłych

z djęcia : m ate R iały p R asowe

Nowa placówka WCF Rehabilitacja Dzieci i Dorosłych przy ulicy Zagrodniczej 30A już otwarta! Wymagający rehabilitacji pacjenci z problemami neurologicznymi znajdą w niej pomoc i wsparcie. Dodatkowo w placówce działa też Niepubliczny Punkt Przedszkolny „Równy Start”, wspierający dzieci w spektrum autyzmu, z wadami rozwojowymi oraz innymi trudnościami, zapewniając im opiekę na najwyższym poziomie.

Początek lata w Starym

Browarze

z djęcia : m a R ek z ak R zewski , m ichał s awiński

Te piękne pocztówki „lata w mieście” to oczywiście Stary

Browar – miejsce niezwykłych wydarzeń, kulturalnych odkryć, zachwytów i pozytywnych emocji. Poznańskie centrum na dobry początek wakacji zaprosiło poznaniaków na spektakle „pod chmurką”. W ramach projektu Teatr na Leżakach w browarowych przestrzeniach pokazano dwa spektakle Teatru

Pijana Sypialnia. W piątkowy wieczór aktorzy i widzowie schowali się przed deszczem w nastrojowej Słodowni, aby wspólnie bawić się podczas musicalowego show „Wodewil Warszawski”.

W sobotę pogoda nie zawiodła, a tłum gości na leżakach i piknikowych kocach zatopił się w historii i muzyce podczas spektaklu „EkoOpera”.

W pierwszą lipcową środę kolejna spektakularna przestrzeń

Starego Browaru wypełniła się dobrymi emocjami – na dachu

Atrium odbyło się unikalne wydarzenie: Joga w Obłokach z Atme Yoga. Instruktorka Ewa Olszewska i DJ KACO porwali setki amatorów asan do tanecznej medytacji w ruchu. Oddech, energia, muzyka, niebo – tego wieczoru długo nie zapomnimy.

Historyczne płótna w Vinci Art Gallery

z djęcia : m ate R iały p R asowe

Wlipcu trwała w Vinci Art Galery wystawa Nowy STARY RYNEK stanowiąca prezentację prac autorstwa poznańskiego artysty i wykładowcy – profesora Piotra C. Kowalskiego. Ten nietypowy projekt polegał na performatywnych działaniach realizowanych przez artystę w ciągu ostatnich 25 lat na całym świecie, w Polsce, a w szczególności w Poznaniu. Wystawa prezentowała efekty zarówno wcześniejszych, jak i najnowszych działań profesora w postaci płócien ze „stemplami” miejskich studzienek. Nowe studzienki na wyremontowanym Starym Rynku w Poznaniu zawierają piękny herb miasta Poznań, co stanowi istotną oś ekspozycji wystawy, ponieważ, jak porównuje artysta,

wcześniejsze poznańskie studzienki zarówno na rynku, jak i w wielu innych miejscach miasta były albo bezimienne albo przedstawiały nazwy innych miast.

To symboliczna historia, przedstawiona w artystycznej wizji. Profesor przez wiele lat rozkładał płótna na ulicach miast, pozwalając, by weszły one w relacje z codziennym miejskim życiem. Tak powstała cała seria „obrazów przejezdnych i przejściowych”. Odbite na płótnach miejskie studzienki to zapis miasta, wizytówki, osobne opowieści połączone na wystawie w jedną spójną całość. Podczas otwarcia wystawy mieliśmy okazję spotkać artystę i wysłuchać wielu ciekawych opowieści i anegdot.

Ta lipcowa wystawa w Vinci Art Gallery była inna niż wszystkie, ponieważ przestrzeń ekspozycji wypełniały płótna nie tylko na ścianach, ale i na podłodze.

Klimat z Pacyfiku w Palmiarni Poznańskiej

djęcia : m ate R iały p R asowe

Wlipcowy wieczór (12.07.)

Palmiarnia Poznańska zaprosiła zwiedzających na niezwykłą letnią Noc w Palmiarni. W blasku nie tylko księżyca, ale także mnóstwa kolorowych świateł można było podziwiać roślinność Palmiarni pochodzącą z różnych stref klimatycznych. Magiczną atmosferę stworzyły również występy artystyczne. W podróż na Hawaje, Tahiti (Polinezja Francuska) i Rapa Nui (Wyspy Wielkanocne) zabrały wszystkich gości tancerki Avei Varu – Polynesian Dances, prezentując w trzech odsłonach spektakl „Avei Varu – tańce polinezyjskie.” Można było zobaczyć różnorodność kolorowych, tradycyjnych strojów oraz tańców z kilku najbardziej znanych wysp Pacyfiku. Wakacyjna Noc w Palmiarni przyciągnęła ponad 1300 zwiedzających.

z

P R Z E P I Ę K N A P O S I A D

NA SPRZEDAŻ W SKRZETUSZEWIE

Twój luksusowy azyl nad jeziorem w Skrzetuszewie - spokój, natura, elegancja

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.