Samorządowa lekcja języka polskiego
Wielkie zmiany zaczynają się od małych kroków. Gdy spojrzymy na mapę naszego kraju, zobaczymy nie tylko granice państwa, ale także sieć miast, wsi i miasteczek, które tworzą tkankę naszego społeczeństwa. To właśnie te małe ojczyzny mają ogromne znaczenie dla naszego codziennego życia. Dlatego udział w wyborach samorządowych, które decydują o ich kształcie i funkcjonowaniu, staje się kluczową sprawą dla nas wszystkich.
Załatali NAM dziurę w drodze! – J. nie posiadał się z radości. Łaskawcy – żachnęła się. Dziura zionęła czarną pustką dobre półtora roku, początkowo wywołując wśród mieszkańców ulicy zdenerwowanie przechodzące z czasem w lekceważącą obojętność. –Mogliby NAM jeszcze ulicę posprzątać i kanalizację w końcu podłączyć, bo ostatecznie nie mieszkamy na szczycie lodowca, a w wojewódzkim mieście aspirującym do grona przyjaznych mieszkańcom. – Wiesz, wybory…
Gdyby wybory samorządowe były częścią mowy, byłyby zaimkiem osobowym. I to odmienianym w liczbie mnogiej. MY, NAS, NAM, NAMI. I choć słowa te wymawiane bez kontekstu brzmią co najmniej jak mowa marsjańska, to na tle wyborów samorządowych zyskują niezwykle istotne znaczenie. Bo decyzje podejmowane na poziomie lokalnym mają bezpośredni wpływ na NASZE codzienne życie: od stanu dróg, przez rozwój infrastruktury, aż po jakość edukacji czy opieki zdrowotnej. To właśnie władze lokalne mają realny wpływ na NASZE otoczenie i warunki życia. Wybory samorządowe są jak fundamenty domu. Wybrani przez NAS kandydaci, powinni dbać o to, aby cała konstrukcja zwana miastem mogła się rozwijać w sposób stabilny i harmonijny. I z poszanowaniem głosu mieszkańców.
FELIETON:
ALICJA KULBICKA / redaktor naczelna
Dziś w erze nowoczesnych technologii i koncepcji inteligentnych miast, nie wolno zapominać o roli ich mieszkańców. Smart City to nie tylko innowacyjne rozwiązania technologiczne czy zrównoważony rozwój infrastruktury, to przede wszystkim społeczność, która aktywnie uczestniczy w kształtowaniu swojego otoczenia. Wybory samorządowe stają się więc jednym z głównych narzędzi realizacji tej wizji, dając NAM , obywatelom, możliwość wyboru liderów, którzy będą reprezentować NASZE wartości i aspiracje w procesie tworzenia miasta, w jakim chcemy żyć, mieszkać, pracować i odpoczywać. Bo to MY, mieszkańcy, jesteśmy centralnym punktem, wokół którego kręci się cała idea miasta. W jego nowoczesnej odsłonie obywatel nie jest tylko odbiorcą usług, ale aktywnym uczestnikiem procesów decyzyjnych. I nie dajMY sobie wmówić, że jest inaczej.
I choć udział w wyborach samorządowych często wydaje się mniej atrakcyjny niż w wyborach ogólnokrajowych, co może to wynikać z mniejszego zainteresowania polityką lokalną w porównaniu z tematami o znaczeniu krajowym czy międzynarodowym, to ignorowanie tych wyborów, to trochę jakby zostawić nieempatycznemu sąsiadowi pod opieką NASZEGO psa. Nie oddawajMY kluczy do naszych miast ludziom, którzy nie stawiają na pierwszym planie potrzeb jego mieszkańców.
NASZE miasta są NASZYM domem, NASZĄ małą ojczyzną. Dlatego dbanie o nie i uczestnictwo w życiu politycznym na szczeblu lokalnym, choćby tylko poprzez oddanie głosu przy urnie wyborczej, to nie tylko NASZ obowiązek, ale także szansa na tworzenie lepszego miejsca do życia dla NAS wszystkich. Dlatego w najbliższych wyborach samorządowych, oddajMY swój głos na tych kandydatów, którzy widzą NASZĄ społeczność jako partnera, nie tylko jako obiekt do zarządzania.
– Myślisz, że tę drugą też NAM załatają? – w oczach J. pojawiły się dwa znaki zapytania. I o tym, też będą te wybory.
Wybierzcie mądrze!
Poznański
Prestiż
Temat z okładki
22 15 LAT PORSCHE CENTRUM POZNAŃ
Porsche – styl życia okraszony nutką nowoczesnego luksusu
Luksus
28 SALON PLUCIŃSKI Okiem eksperta
Prestiżowa rozmowa
30 BOŻENA NAWROCKA I ZEFIRYN GRABSKI
Klubokawiarnia Pod Papugami buduje relacje
Finanse
34 ELŻBIETA JANIK-KRAUSE
Księgowość to jak czytanie książki
Edukacja
38 ZAINWESTUJ W NAUKĘ!
Studia podyplomowe MBA na Uniwersytecie WSB Merito w Poznaniu
Poznański Prestiż
42 WARTO GŁOSOWAĆ LOKALNIE
Krótka historia wyborów samorządowych
Moda
44 STARY BROWAR
Wiosenny repertuar trendów
50 ANNA DUTKOWSKA-ŚMIECHOWSKA
Pantera wkracza na ulice miast
52 ROBERT KARGER
Mocne kolory w męskiej modzie
Uroda
54 dr JOANNA IGIELSKA-KALWAT
Wiosenne trendy w pielęgnacji skóry
Zdrowie
56 dr n. med. LUCYNA WOŹNICKA-LEŚKIEWICZ
Kobieta jako pacjent kardiologiczny
Design
58 EWELINA MATYJASIK-LEWANDOWSKA Kolory we wnętrzach
Muzyka
62 CECYLIA MATYSIK-IGNYŚ
Zdeterminowana, aby grać na… harfi e
66 DIONIZY PIĄTKOWSKI Kochajmy Komedę
Filmowy Ferment
68 RADEK TOMASIK
„DIUNA”, czyli immersja
Książki
70 MONIKA WÓJTOWICZ
Bookowski przewodnik
Sport
72 PIOTR ŁYKOWSKI
Od ciemności do światła
– droga przez sport do pomagania innym
Moto
74 TOYOTA BOŃKOWSCY
– najchętniej wybierany dealer wśród flotowców
78 VOLVO FIRMA KARLIK
Miasto przyszłości okiem Watchera
Podróże
80 ESTERA HESS
PATAGONIA – wietrzny raj
Będzie się działo
84 Zapowiedzi
Po godzinach
89 Fotorelacja z wydarzeń
WYDAWNICTWO: Media Restart Alicja Kulbicka
REDAKTOR NACZELNA: Alicja Kulbicka, alicja.kulbicka@poznanskiprestiz.pl
WSPÓŁPRACA: Michał Gradowski, m.gradowski@poznanskiprestiz.pl
REDAKTOR MERYTORYCZNY/SEKRETARZ REDAKCJI: Magdalena Ciesielska, magdalena.ciesielska@poznanskiprestiz.pl
REDAKTOR
Zuzanna Kozłowska, zuzanna.kozlowska@poznanskiprestiz.pl
SOCIAL MEDIA SPECIALIST: Przemek Wichłacz, przemek@wichlacz.pl
REKLAMA
Agata Rajchelt, reklama@poznanskiprestiz.pl
PROJEKT GRAFICZNY: Łukasz Sulimowski
SKŁAD: Rafał Cieszyński
REKLAMA: reklama@poznanskiprestiz.pl
ADRES REDAKCJI: ul. Młyńska 12, lok. 210, 61-714 Poznań redakcja@poznanskiprestiz.pl
DRUK: CGS drukarnia Sp. z o.o.
MAGAZYN BEZPŁATNY
14 kwietnia 2024 Aula UAM Poznań
BLACK LIVES
David Gilmore / Jean-Paul Bourelly / Adam Falcon / Federico Gonzalez Peña
Reggie Washington / Jacques Schwarz-Bart / Gene Lake / Marque Gilmore
Tutu Puoane / Christie Dashiell / Sharrif Simmons / DJ Grazzhoppa
www.jazz.pl
Bądź zmianą, pozostań sobą.
NOWE, W PEŁNI ELEKTRYCZNE PORSCHE MACAN.
Sprawdź na www.porsche.pl
Ten design nie pozostawia wątpliwości, nowe Porsche Macan to 100-procentowy samochód sportowy w swojej kategorii. Nasz pierwszy elektryczny SUV w unikalny sposób łączy praktyczność w codziennym użytkowaniu i nastawienie na najwyższe osiągi. Jak na Porsche przystało.
Porsche Centrum Poznań ul. Warszawska 67 61-028 Poznań porsche.poznan@porscheinterauto.pl +48 61 84 911 00
Porsche Macan 4. W zależności od wariantu i wersji zużycie energii wynosi od 17,9 kWh/100 km do 21,1 kWh/100 km (na podstawie świadectw homologacji typu, dla cyklu mieszanego), emisja CO2 0 g/km. Zużycie energii zostało określone zgodnie z procedurą WLTP. O szczegóły zapytaj Autoryzowanego Dealera Marki Porsche lub sprawdź na stronie www.porsche.pl/porsche-wltp/. Informacje na temat odzysku i recyklingu pojazdów znajdziesz na stronie www.porsche.pl/porsche-impact/.
Poznański Prestiż
Wiosenne przebudzenie
FELIETON: MAGDALENA CIESIELSKA / redaktor magazynu „Poznański Prestiż”
Nie da się żyć zbyt długo w realnym świecie. W każdym razie istota ludzka nie potrafi. Większą część życia spędzamy, śniąc, przede wszystkim na jawie.
/Carlos Ruiz Zafón, Gra anioła/
Każdy z nas je ma, świadomie lub nieświadomie – mógłby to być początek zagadki, którą rzuca się podczas spotkań towarzyskich, aby ubarwić imprezę. Pamięta się o nich lub kompletnie są rozmyte i stanowią tzw. białą kartę. W poszczególnych sferach naszego mózgu – podczas snu – niczym w filmowych kadrach pokazują się obrazy, mniej lub bardziej zarejestrowane, o ludzkich wzlotach i upadkach, o przeżyciach i planach, nierzadko również o ucieczce przed kimś lub przed czymś, o wpadaniu w wielką nieprzeniknioną przestrzeń lub głębię. Dzieją się nierzadko w innym wymiarze, nawiązują zarówno do zdarzeń z odległej przeszłości, jak i do aktualnych sytuacji i życiowych doświadczeń. Mogą być również traktowane niczym marzenia senne i przepowiednie, co wydarzy się w bliższej lub dalszej przyszłości...
Zawsze fascynowało mnie przenikanie się jawy i snu, tego, co realne i wyimaginowane, co dotyczy sekretów naszej wyobraźni podczas przechodzenia przez różne fazy snu. Z wielką chęcią i wciąż znakiem zapytania powracam do zagadkowego dla mnie filmu w reż. Christophera Nolana „Incepcja”, który swoją premierę miał już w 2010 roku. Zaklasyfikowany jest do surrealistycznych form wyrazu i według mnie doskonale odzwierciedla to, co w nas jest poplątane, niejednoznaczne i nadal nieodgadnione. (Czyżby to kolejne pole do manewru dla sztucznej inteligencji?)
Jak zgłębić zagadkę ludzkiego umysłu? – to dopiero jest pytanie. A odpowiedź mogłaby być kluczem, który posłuży badaczom i psychoanalitykom otworzyć niejedne „drzwi”. Ciekawa jestem jak potoczy się rozwój cywilizacyjny, w jakim kierunku pójdzie przenikanie się promowanej obecnie AI i ludzkiej egzystencji, nie wyłączając zagadkowych faz snu. Czy nieodgadnione stanie się odgadnionym? I co może z tego wyniknąć dla ludzkości? Mnóstwo pytań i myśli przewija się w mojej głowie…
Czy za kilkanaście lub kilkadziesiąt lat znajdzie się naukowiec, który podobnie jak Christopher Nolan zabierze nas w głąb intymnego i nieskończonego świata snów? Czy będą wytypowani „złodzieje” snów jak Dom Cobb, którzy w sprawny, a wręcz mistrzowski sposób odnajdą drogę do naszych wartościowych sekretów? Cóż znaleźliby w myślach głęboko ukrytych w świadomości podczas konkretnej fazy snu, kiedy umysł jest najbardziej wrażliwy, bo odpoczywamy, śpimy i śnimy? Filmowy Cobb (w tej roli wystąpił znakomity Leonardo DiCaprio) za sprawą ostatniego zadania może odzyskać stracone życie. Musi tylko wraz ze swym zespołem dokonać rzeczy niemożliwej – zamiast skraść myśl, zaszczepić ją w śpiącym umyśle.
Wiosenną porą budzi się przyroda do życia, budzą się w nas motywacje i chęci do zmian. Nierzadko pragniemy wytyczyć sobie nowe ścieżki samorozwoju, dokonać czegoś niemożliwego, pokonać własne słabości i lęki. Czy precyzyjne wytyczne i plany nam w tym pomogą? Przecież nie da się przewidzieć spontanicznego ruchu, jaki dokonamy w przyszłości… Może pod wpływem emocji, a może i marzeń sennych skoczymy na bungee, zjemy podczas podróży do Azji ichnią przekąskę – czyli poczwarki jedwabnika i larwy chrząszcza o wdzięcznej nazwie rhynchophorus ferrugineus? Będziemy nurkować wśród rekinów czy pokonamy strach, latając odrzutowcem? Ile zagadek kryje jeszcze nasz umysł? Przebudźmy się na wiosnę i spróbujmy wyznaczać sobie nowe, nieodgadnione role. Może jak Dom Cobb?
Poznański
Prestiż
Puszczone z torbami
FELIETON: MARTA KABSCH / PR Manager Starego Browaru, współwłaścicielka marki papierniczej Suska & Kabsch
Pomadka, błyszczyk, balsam do ust. Puder, korektor, dezodorant, pilnik do paznokci, krem do rąk, lusterko. Plastry, tampony, coś na ból, coś na alergię. Dwa telefony – prywatny i służbowy. Skoro dwa telefony – dwie ładowarki. Kalendarz. Notes. Portfel wielkości śniadaniówki, wyładowany kartami płatniczymi, lojalnościowymi i kilogramem żółtych groszówek (których nigdy nie chce się liczyć i zawsze zostają). Saszetka z kluczami do domu/na działkę/do domu rodziców/ do domu przyjaciółki. Batonik proteinowy – in case of emergency. Przekąski dla dzieci. Okulary przeciwsłoneczne. Parasol. W wersji „dla zaawansowanych”: zapasowe rajstopy, igła i nitka, miara (przecież trwa remont!), strój na siłownię, butelka na wodę, kubek termiczny. Prawie bym zapomniała: jeszcze siatka na zakupy.
Damska torebka to symbol przezorności i bezpieczeństwa. Pobłażliwie spoglądamy na mężczyzn paradujących po świecie z samym portfelem i telefonem. Jakże nieświadomi czyhających za każdym rogiem niebezpieczeństw, jakże narażeni na losowe przypadki..! Dobrze, że jesteśmy obok. My, kobiety, w momentach kryzysu wkraczamy – całe na biało – z naszymi wypchanymi po brzegi shopperami, gotowe wyleczyć, nakarmić, zapłacić, podlać kwiaty, pójść prosto z siłowni do opery. Kilka lat temu francuski designer Simon Porte Jacquemus podbił świat mody fikuśnym projektem malutkiej torebki Chiquito. Wiralowy produkt zapoczątkował trend na „mini bags”. Dowcipne influencerki prezentowały na swoich kanałach, co udało im się zmieścić do luksusowych mikrusów. „Wszystko, czego potrzebujesz, to błyszczyk i karta kredytowa” – przekonywały. Motyw „co masz w torebce” to popularny socjalowy format. W humorystyczny sposób nawiązał do niego dom mody Isabel Marant. Zabawna seria instagramowych rolek pokazywała modelki i główną projektantkę wyjmujące z dużych torebek (z najnowszej kolekcji) zaskakujące przedmioty: serpentynę, zdjęcie w ramce, mieszek, ser, pikantny sos, gumowe rękawice, grający kalkulator-zabawkę, lornetkę. Każda z bohaterek na poczekaniu miała wymyślić przekonujące uzasadnienie dla nietypowego „bagażu”.
Wokół fenomenu przeładowanych kobiecych toreb jest tyleż śmiechu, co socjologicznych refleksji. W Dzień Kobiet portal magazynu Zwierciadło opublikował ciekawy wywiad z Natalią de Barbaro. Obraz objuczonej torbami kobiety psycholożka nazywa – jakże w punkt – „pojemnym symbolem”. Dźwigamy nadmiar przedmiotów i nadmiar zadań. „Wiele kobiet automatycznie pakuje do tych metaforycznych siat kolejne rzeczy, czyli godzi się na kolejne zobowiązania, mimo że nie bardzo ma na nie miejsce i siły” – mówi de Barbaro. I tu wracamy do mikro torebek – jest coś uwalniającego w zamianie shoppera XXL na zgrabną listonoszkę –nawet jeśli mieści troszkę więcej niż błyszczyk i kartę.
Ja też próbuję zmniejszać objętość codziennego bagażu. Na drodze do ostatecznego wyzwolenia od dużych toreb stoi moja miłość do papierowych kalendarzy i papierowych książek, które czytam w pociągu w drodze do pracy. Moja batalia często kończy się pokracznym kompromisem – modną mini torebką w ręce i wypchaną płócienną siatkę na ramieniu. Jednak nie spocznę w walce o lekkość – na przekór zagrożeniom i nieprzewidzianym sytuacjom, jakie czają się na każdym kroku. Jestem spokojna. Wiem, że – w razie czego – uratują mnie inne kobiety.
Kobiecy orgazm – czy seks bez niego może być udany?
FELIETON : MAGDALENA ŚWIDERSKAMAGDALENA ŚWIDERSKA
Seksuolożka, specjalistka Seksuologii Praktycznej. Założycielka AMORI Centrum Seksuologii Pozytywnej w Poznaniu. Prowadzi warsztaty, konsultacje seksuologiczne i sesje coachingowe. Zajmuje się nauką skutecznej komunikacji, odkrywania potrzeb i granic oraz rozwoju inteligencji seksualnej partnerek/partnerów.
Pomaga stawiać czoła wszelkim wyzwaniom związanym z seksualnością człowieka. Podstawowymi wartościami, którymi kieruje się w swojej pracy są pozytywne podejście do seksualności, otwartość, zaufanie i dyskrecja.
Wiele osób zadaje sobie to pytanie. Dyskusje na temat roli orgazmu w seksie trwają od lat, a różne perspektywy na tę kwestię wywołują burzliwe debaty. Czy brak orgazmu oznacza, że akt seksualny był nieudany? A może istnieją inne aspekty, które determinują jakość intymności między partnerami?
Na wstępie chciałabym zauważyć, że temat kobiecego orgazmu to często kraina mitów, oczekiwań i nieporozumień. Wiele kobiet, niestety, doświadcza presji społecznej, która sugeruje, że prawdziwe zadowolenie z seksu zależy od osiągnięcia orgazmu. W efekcie często dochodzi do sytuacji, w których kobiety udają orgazmy. Dlaczego to robią?
Jednym z głównych powodów udawania orgazmu przez kobiety jest chęć zaspokojenia potrzeb partnera oraz obawa przed jego reakcją na brak orgazmu. Mężczyźni przez uwewnętrznienie mitu o macho, który musi zadowolić każdą kobietę (a miarą tego zadowolenia jest doprowadzenie jej do orgazmu), czują, że nie realizują nałożonego przez społeczeństwo wzoru. Jeśli kobieta nie szczytuje, to znaczy, że jego sprawczość zawiodła. Partnerka, chcąc uchronić go przed rozczarowaniem samym sobą i obniżeniem samooceny, odgrywa moment kulminacyjny zbliżenia. Społeczne oczekiwania i stereotypy sugerują, że prawdziwie spektakularny seks musi kończyć się orgazmem. To stwarza presję na kobietach, które z różnych powodów mogą mieć trudności z osiągnięciem szczytowego punktu przyjemności. Niebagatelny jest także wpływ mediów, kultury masowej i mainstreamowej pornografii, które często kreują wyidealizowane, utopijne wizje seksu, pozostawiając w cieniu różnorodność doznań i potrzeb.
Warto zastanowić się, czy brak orgazmu automatycznie oznacza, że akt seksualny był nieudany. Kluczem do zrozumienia tego zagadnienia jest uświadomienie sobie istnienia tzw. „luki orgazmicznej”. Jest to termin odnoszący się po pierwsze do rozbieżności między oczekiwaniami dotyczącymi orgazmu a rzeczywistością jego osiągania. Luką tą możemy też nazwać zróżnicowanie między częstotliwością szczytowania u mężczyzn w stosunku do kobiet. Ta sytuacja może być wynikiem wielu czynników, w tym braku odpowiedniej stymulacji, problemów emocjonalnych, napięć czy obaw.
Walka z luką orgazmiczną wymaga przede wszystkim otwartej komunikacji między partnerami. Ważne jest, aby obie strony czuły się swobodnie w wyrażaniu swoich potrzeb i trosk. Rozmowy na temat preferencji seksualnych, eksperymentowanie z różnymi technikami, gadżetami erotycznymi (tu mogę się pochwalić wieloma sukcesami, bo potrafię tak dobrać odpowiedni gadżet, że luka orgazmiczna ulega znacznemu zmniejszeniu) i wspólna eksploracja ciała – pomagają w zrozumieniu i pokonaniu barier, które utrudniają osiągnięcie orgazmu.
Pamiętajmy również, że seks to nie tylko akt fizyczny, ale również emocjonalny i psychiczny. Bliskość, intymność i wzajemne zrozumienie są kluczowe dla budowania udanej relacji seksualnej. Dlatego też warto poddać przemyśleniom to, czy definiowanie sukcesu w seksie tylko poprzez orgazm nie jest zbyt wąskim spojrzeniem na tę sferę życia. Uważam, że orgazm może być wspaniałym doświadczeniem, ale nie powinien być jedynym kryterium oceny udanego życia seksualnego. Ważne jest, abyśmy przestali wywierać presję na siebie i swoich partnerów, a zamiast tego skupili się na budowaniu zdrowej, otwartej i szczerze komunikującej się relacji. Dopiero wtedy seks z orgazmem, czy bez niego może być satysfakcjonujący i być spełnieniem.
Wasza Magda
ORzeczy
FELIETON : TOMASZ SOBIERAJSKI
dlot mojego samolotu się opóźniał, a ja z nudów porządkowałem rzeczy w plecaku. Moje myśli uciekły w stronę pytania, które zadała mi Agata przed ostatnią podróżą: „Czemu ciągle podróżujesz z plecakiem? Przecież masz tyle toreb, walizkę na kółkach…”. Nie umiałem odpowiedzieć na to pytanie. Może chodzi o to, że dobrze się czuję, kiedy „dźwigam” swój dobytek i los na plecach? A może wydaje mi się, że z plecakiem podróżuje się szybciej? Ot wrzucisz wszystko na ramię i biegniesz dalej. A może… Nagle moje rozmyślania przerwał piskliwy głos, nadający po niemiecku: „O jejku! Ile ma pan rzeczy!”. Zanim moja głowa zdążyła zareagować, oblała mnie fala wstydu. Poczułem się jak przedszkolak, kiedy wychowawczyni karci go za to, że bawi się zbyt wieloma zabawkami naraz. Uśmiechnąłem się lekko w stronę Piskliwego Głosu, który wydobywał się z ust niezdrowo wyglądającej, chudej blondynki, okutanej w szare szale i dzierżącej w prawej dłoni jutowy worek.
„Przepraszam” – bąknąłem speszony, choć już w momencie, w którym to mówiłem, wydało mi się to niestosowane. Za co ja ją przepraszam?!?
Nabrałem powietrza w płuca, regulując oddech i zapytałem, może niezbyt grzecznie: „Ale właściwie, to o co Pani chodzi?”.
Byłem zły na siebie, że dałem się podejść jak sztubak i zły na Piskliwy Głos za to, że zagląda mi do plecaka i wścibia swój ptasi nos w nie swoje sprawy.
PROF. TOMASZ SOBIERAJSKI – socjolog, wakcynolog społeczny, metodolog, specjalista z zakresu zdrowia publicznego, współautor bestsellerowej książki „Pokolenia”, wykładowca akademicki i maratończyk @tommysobierajski www.tomaszsobierajski.com
„Och, zupełnie o nic. Po prostu ma Pan dużo rzeczy” – Piskliwy Głos już się nie dziwił, on wiedział!!! Czułem, jak krew rozsadza mi aortę. – „A stwierdza to Pani, bo?” – zapytałem, siląc się na grzeczność. – „Bo ludzie kupują rzeczy bez opamiętania!” – Piskliwy Głos lekko przymknął oczy i pomagając sobie lewą ręką, którą niezgrabnie kręcił kółka w powietrzu, zaczął mnie instruować, jak powinienem żyć – „Kupują dla kupowania. Tak jak Pan. Otaczają się rzeczami. Uważają, że rzeczy dadzą im szczęście. A nie dadzą. Ja jestem minimalistką. Nie pozwalam na to, żeby rzeczy zabrały mi moją duszę. Nie wiem, czy Pan wie, ale wystarczy 50 rzeczy, żeby mieć wszystko. Wszyyyyystko! A Pan tu, w samym plecaku, ma pewnie ponad 50!” – zakończyła z triumfem. Spojrzałem na plecak, potem na Nią. Ciekawe, jak zdążyła to tak szybko policzyć? Miałem dość. Moja granica cierpliwości kończy się tam, gdzie ktoś zaczyna mi mówić, jak mam żyć.
„Droga Pani – zacząłem spokojnie, choć może tylko tak mi się wydawało – pochodzę z kraju pod nazwą Polska. Mam już tyle lat, że zdążyłem jeszcze załapać się na ostatnie lata komunizmu. Czarnego, strasznego czasu, w którym nie było nic. NIC. Nie było tych, tak pogardzanych przez Panią, RZECZY. I ja już raz w życiu byłem minimalistą. Z musu. Z biedy. To mi wystarczy. Dziś, bycie minimalistą, w sytuacji, kiedy można wstać rano, pójść do sklepu dla minimalistów i kupić sobie minimalistyczne życie, zwyczajnie mnie śmieszy. I oburza. I jeśli Pani pozwoli, to zabiorę teraz mój plecak, wypchany mnóstwem RZECZY, udam się do wypasionego samolotu, żeby polecieć do mojego wypasionego życia. A Pani zamiast minimalizmu zalecam zdrowy rozsądek i odrobinę empatii. Uwaga, empatia jest za darmo, nie musi jej Pani kupować. Do widzenia!”.
Poznański
Prestiż
Poszerzanie świadomości i wiedzy na temat zaburzenia ze spektrum autyzmu
Co roku w kwietniu obchodzony jest Światowy Dzień Świadomości
Autyzmu mający na celu zwrócenie uwagi i poszerzenie świadomości oraz wiedzy społecznej w zakresie tego zaburzenia. Obecnie ok.
1 na 100 dzieci w Europie otrzymuje diagnozę zaburzenia ze spektrum autyzmu. Co ciekawe, na jedną zdiagnozowaną dziewczynkę przypada aż 4 chłopców z tą diagnozą. W ostatnich kilkudziesięciu latach liczba osób diagnozowanych ze spektrum autyzmu wzrosła, co wynika najprawdopodobniej ze wzrostu świadomości w społeczeństwie i większej uważności na objawy, a także rozszerzenia kryteriów diagnostycznych.
Zaburzenie ze spektrum autyzmu (ang. autism spectrum disorder, ASD) należy do zaburzeń neurorozwojowych i wiąże się z występowaniem trudności w trzech obszarach: komunikacji, socjalizacji i zachowań motorycznych. Zazwyczaj diagnozowane jest we wczesnym dzieciństwie i utrzymuje się w wieku dorosłym, jednak pod wpływem edukacji oraz zdobywanego doświadczenia jego postać może się zmienić. Zaburzenie ze spektrum autyzmu najczęściej współwystępuje z ADHD, zaburzeniami lękowymi, nastroju i obsesyjno-kompulsyjnymi. Wczesna diagnoza i wdrożenie odpowiedniej terapii może znacząco wpłynąć na dobrostan i funkcjonowanie osób z ASD, dlatego tak ważne jest poszerzanie wiedzy w szczególności dotyczącej objawów tego zaburzenia.
BARBARA MACIEJEWSKA
– psycholożka, absolwentka Uniwersytetu SWPS, której bliski jest nurt poznawczo-behawioralny, w szczególności tzw. III fala oraz psychologia okołoporodowa. Pracuje z osobami doświadczającymi trudności związanych z obniżonym nastrojem, napięciem i stresem, z budowaniem relacji, ze stratą na wielu płaszczyznach, a także z kobietami i ich bliskimi w okresie okołoporodowym.
Instagram: @wspolne.rozkwitanie
Kryteria diagnostyczne zaburzenia ze spektrum autyzmu według klasyfikacji zaburzeń psychicznych DSM-5 obejmują trwałe deficyty w zakresie komunikacji i interakcji społecznych oraz ograniczone, powtarzalne wzorce zachowań, zainteresowań czy aktywności. Dodatkowo objawy muszą być obecne we wczesnym dzieciństwie, a ich występowanie ogranicza i upośledza codzienne funkcjonowanie. Wyodrębnia się 3 poziomy nasilenia ASD: „wymagający wsparcia”, „wymagający znacznego wsparcia” i „wymagający bardzo znacznego wsparcia”. Do zaburzeń w komunikowaniu się i interakcjach społecznych u osób z ASD należy m.in. brak inicjatywy w podejmowaniu komunikacji, opóźnienie lub brak rozwoju języka mówionego, odwracanie zaimków, nienawiązywanie kontaktu wzrokowego, brak zainteresowania innymi ludźmi, a także nieadekwatne reagowanie na emocje innych osób i nieadekwatny do sytuacji wyraz twarzy czy mowa ciała. Z kolei w obszarze powtarzalnych wzorców zachowań osoby z tym zaburzeniem mogą posiadać sztywne i ograniczone zainteresowania, posługiwać się stereotypowymi, powtarzającymi się wypowiedziami i przejawiać nadmierne przywiązanie do rutyny lub opór wobec zmian oraz dużą lub niską wrażliwość na bodźce zmysłowe.
Do najbardziej skutecznych metod wykorzystywanych w leczeniu zaburzenia ze spektrum autyzmu opartych na dowodach należą m.in.: techniki poznawczo-behawioralne, wysiłek fizyczny, trening umiejętności społecznych, interwencje wprowadzane przez rodziców i te za pośrednictwem rówieśników, interwencje w środowisku naturalnym, interwencje wspomagane technologicznie, wzmacnianie, modelowanie oraz trening samokontroli. Chcąc wspierać osoby z ASD warto stale poszerzać swoją wiedzę na temat tego zaburzenia, pozostawać uważnym na trudności, z którymi mogą się mierzyć, takie jak np. wrażliwość na konkretne dźwięki czy światło, a także dbać o konsekwencję, spójność i strukturę w kontaktach, by tworzyć przewidywalne i bezpieczne środowisko. Cierpliwe podejście, znajomość charakterystycznych objawów i szacunek do przestrzeni osobistej oraz wrażliwości sensorycznej mogą okazać się kluczowe w nawiązywaniu wspierających relacji z osobami z zaburzeniem ze spektrum autyzmu.
Źródła:
Hirota, T., King, B. H. (2023). Autism spectrum disorder: A review. Jama, 329(2), 157-168.
Hume, K., Steinbrenner, J. R., Odom, S. L., Morin, K. L., Nowell, S. W., Tomaszewski, B., Szendrey, S., McIntyre, N. S., Yücesoy-Özkan, Ş., Savage, M. (2021). Evidence-Based Practices for Children, Youth, and Young Adults with Autism: Third Generation Review. Journal of Autism and Developmental Disorders, 51(11), 4013–4032. Lai, M., Anagnostou, E., Wiznitzer, M., Allison, C., Baron‐Cohen, S. (2020). Evidence-based support for autistic people across the lifespan: maximising potential, minimising barriers, and optimising the person–environment fit. The Lancet Neurology, 19(5), 434–451.
Micai, M., Fatta, L. M., Gila, L., Caruso, A., Salvitti, T., Fulceri, F., Ciaramella, A., D’Amico, R., Del Giovane, C., Bertelli, M. O., Romano, G., Schünemann, H. J., Scattoni, M. L. (2023). Prevalence of co-occurring conditions in children and adults with autism spectrum disorder: A systematic review and meta-analysis. Neuroscience & Biobehavioral Reviews, 155, 105436. Morrison, J. (2016). DSM-5 bez tajemnic. Praktyczny przewodnik dla klinicystów. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Sezon na kleszcze? – Tak, całoroczny!
TEKST: WERONIKA NOWAK
Kleszcze nie oszczędzają żadnego czworonoga. Z roku na rok aktywność tych pasożytów jest coraz większa. Należy pamiętać, że w obecnych czasach sezon kleszczowy trwa CAŁY ROK! Kleszcze zaczynają być aktywne, gdy temperatura powietrza przekracza 5 st. Celsjusza. Oczywiście w okresie wiosenno-letnio-jesiennym jest ich więcej, ale każdy odpowiedzialny opiekun powinien zabezpieczać swojego pupila przez cały rok.
Dla psów wąchanie w trawie w poszukiwaniu nowych informacji o pieskach, które były tam wcześniej, to codzienność. Kleszcze czają się w trawie i zaroślach lub na krzakach, oczekując potencjalnego żywiciela. Pajęczaki te są pasożytami, które mają w swojej ślinie specjalny środek znieczulający, więc pies nie poczuje ukłucia.
Wielu opiekunów zwierząt domowych ma obawy przed wyborem chemicznego środka odstraszającego kleszcze i stawia na naturalne formy ochrony. Niestety najczęściej są one nieskuteczne zarówno dla psów, jak i dla ludzi.
Pragnę zaznaczyć, jak ważna jest prewencja i zapobieganie groźnych chorobom odkleszczowym. Zdaję sobie sprawę, że znajdzie się wielu zwolenników naturalnych form ochrony i przeciwników chemicznych środków – niczego nie narzucam, tylko sygnalizuję dostępne opcje. A na rynku mamy do wyboru: specjalne obroże, krople na kark i tabletki. Każda z tych form dostaje się do organizmu inną drogą, jednak działanie jest takie samo – zapobieganie zakażeniu chorobami odkleszczowymi. W celu wyboru najlepszej metody zachęcam do odwiedzenia gabinetu weterynaryjnego.
Ochrona przeciw kleszczom jest ważna z tego względu, że te pajęczaki przenoszą wiele niebezpiecznych chorób, którym można zapobiec, jeśli będzie się odpowiednio zabezpieczać naszego pupila. A przecież chcemy, aby nasi milusińscy żyli z nami w dobrym zdrowiu jak najdłużej.
15 LAT PORSCHE CENTRUM POZNAŃ
Porsche – styl życia okraszony nutką nowoczesnego luksusu
Kto z nas nie marzył w dzieciństwie o czerwonym, sportowym samochodzie, podświadomie rysując na kartce papieru kultowe Porsche 911? To dziecięce marzenie spełnić można w salonie Porsche Centrum Poznań, który już od 15 lat gości w swoich progach wszystkich tych, dla których ponadczasowe piękno, luksus i prestiż nierozerwalnie kojarzą się z marką Porsche. Dominik Fijałkowski Dyrektor Regionu w Porsche Inter Auto Polska oraz Kamil Kubiak Dyrektor Salonu Porsche Centrum Poznań zabierają nas w podróż po ekskluzywnym świecie tej wyjątkowej marki, o której marzy niejeden z nas.
R ozmawia : Alicja Kulbicka | z djęcia : Maciej Sznek
a początek zapytam nieco przewrotnie – czy któryś z Panów jako pierwsze auto miał VW Garbusa? Pytam nie bez przyczyny, bo trudno mówić o historii naszego poznańskiego salonu bez perspektywy historycznej i odniesienia do całej grupy Porsche Inter Auto,
która w 1949 roku rozpoczynała swoją motoryzacyjną przygodę właśnie od importu i sprzedaży kultowego Garbusa.
DOMINIK FIJAŁKOWSKI: W czasach, w których dorastaliśmy, samochód Porsche był nieosiągalnym marzeniem, po polskich ulicach jeździło ich zaledwie kilka egzemplarzy. Posiadały go takie postaci jak Maryla Rodowicz czy Sobiesław Zasada. Z kolei Volkswagen Garbus był zdecydowanie bardziej dostępny, choć na początku lat dwutysięcznych stawialiśmy na samochody z wielu względów
bardziej „użyteczne”. Takie, którymi dojedziemy do pracy czy zawieziemy dzieci do szkoły. Także ja osobiście Garbusa nie miałem, ale obserwowałem rodzący się kult jego miłośników. Powstawały kluby zrzeszające fanów, których połączyła miłość do tego wyjątkowego modelu. Na ulicach można było obserwować odrestaurowane egzemplarze „Chrząszcza”. Do dzisiaj istnieje ogromna grupa miłośników Garbusa, którzy cyklicznie spotykają się na zlotach fanów tego auta i fascynują się jego historią.
Temat z okładki
KAMIL KUBIAK: W mojej rodzinie pierwszym samochodem był popularny w PRL-u Maluch, czyli Fiat 126p. Ale z lubością podglądałem Garbusy na ulicach, nawet nie myśląc wówczas, że w dorosłym życiu, trafię do firmy, której historia z Garbusem jest nierozerwalnie związana.
Miejsce, w którym się znajdujemy, czyli salon Porsche Centrum Poznań jest częścią dużej grupy Porsche Inter Auto. Opowiedzcie proszę trochę o niej.
K.K.: Porsche Inter Auto jest częścią firmy Porsche Holding, czyli austriackiej grupy samochodowej, właściciela największej w Europie sieci dealerskiej samochodów, która nadal należy do rodziny Porsche. Więc nasze korzenie sięgają naprawdę głęboko. I faktycznie wszystko zaczęło się od VW Garbusa, kiedy to w 1949 rodzeństwo Louise Piëch oraz Ferry Porsche rozpoczęli import oraz sprzedaż tego kultowego modelu. W tym samym roku otwarto pierwszy salon Porsche Inter Auto w Salzburgu u podnóża Alp. W Polsce firma PIA pojawiła się 12 lat temu, kiedy to kupiła kilkanaście salonów samochodowych i od tego czasu nieustannie się rozwija, stając się jednym z liderów sprzedaży. Pomimo że nie jesteśmy notowani w rankingach – jako tzw. grupa dealerska, przyimporterska – to wielkość naszej sprzedaży jednoznacznie pozwala nas sytuować w czołówce sprzedaży nowych samochodów.
Zatem wróćmy do teraźniejszości. 6 marca 2009 roku. Jak rozpoczęła się historia salonu Porsche Centrum Poznań?
D.F.: Otwarcie salonu Porsche w Poznaniu to było coś! Luksusowa i prestiżowa marka samochodów doczekała się salonu w stolicy Wielkopolski. To był najbardziej ekskluzywny w tamtym czasie salon samochodowy w mieście. Na otwarciu zaprezentowano dwa modele – model 911 oraz Porsche Boxster. I był to salon dla naprawdę zamożnych ludzi. Sprzedawaliśmy raptem kilkadziesiąt sztuk samochodów rocznie. Co tu dużo mówić, model 911 nie był dostępny dla każdego, co stwarzało wówczas swego rodzaju barierę, powodując, że salon nie był jakoś specjalnie często odwiedzany przez poznaniaków. Wraz z upływem lat i pojawieniem się nowych modeli Porsche, takich jak Cayenne, Panamera czy Macan, marka zaczęła przyciągać coraz szersze grono miłośników, a co za tym poszło i nasz salon stał się coraz chętniej odwiedzanym.
K.K.: Ale warto przypomnieć, że zanim powstał salon przy ulicy Warszawskiej, Porsche miało swoje miejsce w salonie przy ulicy Krańcowej, również należącym do grupy PIA. Znajdował się tam
Temat z okładki
jeden podnośnik dedykowany samochodom Porsche i dwóch mechaników, z których jeden pracuje w naszym salonie do dzisiaj.
Ile dzisiaj salonów PIA jest w Polsce i jakie marki oferuje?
D.F.: W ramach naszej grupy oferujemy takie marki jak: Skoda, Volkswagen, Volkswagen Samochody Użytkowe, Audi, Bentley, Lamborghini oraz Porsche. Posiadamy 33 autoryzowane salony oraz serwisy samochodowe znajdujące się w 8 miastach w Polsce. W Poznaniu jest to salon Volkswagena przy ulicy Krańcowej, salon Audi na Franowie, salon Skody przy ulicy Obornickiej. I oczywiście salon Porsche przy ulicy Warszawskiej. To
w ramach ogólnopolskiej grupy, na ogólnopolskich spotkaniach zapewne wymieniacie się opiniami, doświadczeniami. Czy jest coś co wyróżnia rynek poznański aut premium na tle innych rynków? Czy to mit?
D.F.: Myślę, że każdy rynek ma swoją specyfikę, ale uważam to za pozytywną cechę charakteru, czyli coś, co wyróżnia. My, działając na rynku poznańskim, traktujemy go jako nasze naturalne środowisko, nie zauważając jakiś anomalii. Jednak czasem od kolegów z innych miast słyszymy, że panuje u nas „niemiecki ordnung”. (śmiech) Ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Podobno mamy wiele kwestii lepiej poukładanych, zorganizowanych i że bardzo ważne są dla nas procesy. Mniej rzeczy pozostawiamy przypadkowości i fantazji. Ale czy to wada? Nie oznacza to przecież, że w naszej pracy nie kierujemy się empatią i emocjami.
wyjątkowa wartość być częścią grupy, bo wymiana doświadczeń pomiędzy nami pozwala nam efektywnie zarządzać poszczególnymi salonami.
Jak poznański rynek zareagował na pojawienie się salonu tak legendarnej i prestiżowej marki?
K.K.: Patrząc na ówczesne wyniki sprzedaży – ostrożnie. Ale już kolejne lata pokazały, że zarówno Poznań, jak i cała Wielkopolska są bogatym regionem i wielu ludzi po prostu stać na auto z kategorii premium.
D.F.: Mam też takie całkowicie subiektywne wrażenie, że w tamtych czasach pokutowało przeświadczenie, że posiadanie tak luksusowego samochodu jest oznaką obnoszenia się z bogactwem. I jest w złym guście. Wraz ze wzrostem zamożności społeczeństwa ten mit zaczął upadać i chyba przestaliśmy czuć się winni, że stać nas na produkty premium. To swego rodzaju przełom społeczny, który doskonale widać na przykładzie marki Porsche. Samochody z segmentu premium stały się normalnością na naszych ulicach i nie wzbudzają żadnych negatywnych skojarzeń.
Często słyszę od moich partnerów biznesowych działających na terenie całego kraju, że rynek poznański jest „specyficzny”. Działacie jako salon
K.K.: I choć może przypięto nam łatkę „poukładanych i uporządkowanych poznaniaków”, to potrafimy porozumieć się z klientami z całej Polski, bo przyjeżdżają do nas ludzie z całego kraju, szukając swojego wymarzonego auta. I z każdym znajdujemy wspólny język.
Poznaniak jakim jest klientem? I jak zmieniał się na przestrzeni lat? Czy da się zauważyć jakąś ewolucję?
K.K.: Naszych klientów możemy podzielić na dwie grupy. Pierwsza to ci, którzy są z nami od samego początku, kupując już swoje kolejne Porsche. Druga grupa to klienci innych marek premium, którzy spełniają swoje motoryzacyjne marzenie. Bo tak jak Dominik wspomniał, przestaliśmy się wstydzić, że ciężko pracując, zarabiamy po to, aby sprawić sobie odrobinę przyjemności.
D.F.: Dodałbym jeszcze jedną bardzo ciekawą grupę. To klienci, dla których samochód Porsche jest tym pierwszym. To przypadki, które zdarzają się coraz częściej.
Gama samochodów Porsche od 2009 roku znacznie się poszerzyła i dzisiaj to już nie tylko 911 czy 718, ale de facto każdy znajdzie auto dla siebie. Jakie modele oferuje dziś marka Porsche?
K.K.: Aktualnie w ofercie Porsche znajdują się, zaczynając od kultowego 911, które w tym roku ma swoją nową odsłonę, Porsche Panamera, czyli sportowa limuzyna, Porsche Cayenne, 718-stka, czyli Boxster
i Cayman, jeśli ktoś szuka małego sportowego samochodu. Porsche Taycan, piękne, szybkie i do tego w pełni elektryczne. I Porsche Macan. W tej chwili obserwujemy duży wzrost sprzedaży 911-stki, czyli samochodu absolutnie z górnej półki w stosunku chociażby do Macana, który jeszcze parę lat temu był naszym numerem jeden w sprzedaży. Macan, wchodząc na rynek, był najpopularniejszym samochodem marki, wybieranym przez naszych klientów. W tej chwili się to zmienia. Macan stanowi około 30-35 proc. naszej sprzedaży, ale przed nami duże zmiany, bo model ten od tego roku staje się samochodem o napędzie elektrycznym. Nie kupimy go już z napędem konwencjonalnym.
Mocno integrujecie się z lokalnym rynkiem, poprzez różnego rodzaju inicjatywy. Sporo przez te 15 lat pojawiło się wystaw artystów w salonie i poza nim, których byliście czynnym partnerem, podjęliście współpracę z Uniwersytetem Artystycznym w Poznaniu, pojawiły się inicjatywy dla kobiet, wspieracie poznański motorsport. To wartości wpisane w markę?
D.F.: Porsche to nie tylko samochody. Porsche to styl życia. Będąc użytkownikiem marki, przechodzimy przez etapy, sprawdzając kolejne modele Porsche, dążymy do doskonałości. Do spełnienia marzenia z dzieciństwa, czyli posiadania Świętego Grala, jakim jest Porsche 911. I to nie tylko ze względu na jego design czy osiągi, ale przede wszystkim ze względu na rys historyczny, który ten samochód za sobą niesie. Porsche to nie tylko użytkowe narzędzie do przemieszczania się z punktu A do punktu B, to dla wielu marzenie, uosobienie doskonałości i pasji. Dla nas, osób zarządzających marką w Poznaniu, to także doskonała okazja, aby zrzeszać pasjonatów marki wokół różnych idei, które wpisane są właśnie w wartości marki. Stąd pomysł współpracy z Uniwersytetem Artystycznym im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu, czyli spotkania świata sztuki i biznesu i studentów kierunków artystycznych. Wspólnie zorganizowaliśmy warsztaty dla kobiet, które nie tylko miały je zainspirować, ale także pomóc w odkrywaniu nowych pasji i wyrażaniu siebie.
Skąd taki pomysł?
D.F.: Światowe badania pokazują, że wiek nabywców 911-stki bardzo się obniża, ze względu na to, że młodzi ludzie zarabiają dziś pieniądze w świecie instagrama czy youtuba. Zmienia się także struktura nabywców marki Porsche ze względu na płeć. Coraz
więcej kobiet staje się użytkownikami naszej marki.
K.K.: Za współpracę z UAP otrzymaliśmy nagrodę od importera za najlepszą aktywizację działań pod kątem poszukiwania nowych grup docelowych.
A co z motorsportem?
K.K.: Motorsport i Porsche to w zasadzie synonimy. W marcu zainaugurowaliśmy sezon 2024 na Torze Poznań w ramach Tor Poznań Track Day. Podjęliśmy współpracę z Porsche Club również na Torze Poznań, a przed nami także runda prestiżowego pucharu markowego Porsche Sprint Cup Challenge. Ale to nie koniec naszych aktywności. W ramach spotkań z marką Porsche planujemy zapraszać do naszego salonu jej miłośników, rozmawiać o historii i pasji do tych pięknych aut.
D.F.: Sami też jesteśmy aktywni sportowo, w tym roku jako reprezentacja Porsche Centrum Poznań jedziemy do Wiednia, gdzie weźmiemy udział w maratonie i półmaratonie, a także wspólnie wystartujemy w sztafecie maratońskiej, 12 maja na poznańskiej Malcie.
Powiedzieliście, że Porsche to nie tylko samochody, a styl życia.
D.F.: To połączenie pasji, elegancji i sportowego ducha. Pod marką Porsche znajdziemy nie tylko piękne auta, ale także eleganckie zegarki, rowery, ekskluzywne łodzie, akcesoria do golfa czy akcesoria skórzane. Ale marka Porsche na tym nie poprzestaje. Od kilku lat w kooperacji z Boeingiem trwają prace nad latającym samochodem oraz nad rozwojem dronów do transportu pasażerskiego. Dziś brzmi to niewiarygodnie, brak jest regulacji prawnych, ale myślę, że to kolejny etap w rozwoju komunikacji.
K.K.: Porsche jest firmą, która opiera się na innowacjach. Marka inwestuje ogromne kwoty w start-upy, które gwarantują jej dostęp do technologicznych trendów i talentów. Jednocześnie Porsche w dalszym ciągu koncentruje się na wysokiej jakości ekskluzywnych produktach, elektromobilności i zrównoważonym rozwoju, łącząc swoją bogatą historię i DNA sportów motorowych
Temat z okładki
z przyszłością, na nowo definiując koncepcję nowoczesnego luksusu.
Ile dziś osób tworzy Porsche Centrum Poznań i w ramach jakich działów?
K.K.: Zespół liczy dzisiaj około 50 osób. Kiedy 11 lat temu rozpoczynałem pracę w PCP, była to dokładnie połowa. I to idealnie pokazuje, jak bardzo rozwinął się rynek, a wraz z nim nasz salon. Do dyspozycji naszych klientów jest dział handlowy aut nowych i używanych, dział serwisu z biurem serwisu, doradcami serwisowymi oraz mechanikami i diagnostami, dział części oraz dział dyspozycji, który w naszym salonie jest działem centralnym dla całego Poznania. Jednym z techników serwisu jest kobieta – Laura. To nieczęsty zawód wybierany przez kobiety.
K.K.: Od wielu lat prowadzimy programy stażowe i Laura trafiła do nas właśnie dzięki takiemu programowi. W tej chwili jest już samodzielnym technikiem i chcemy, aby została z nami na dłużej. Ale Laura to nie jedyna kobieta na stanowisku technicznym. Druga dziewczyna pracuje na stanowisku lakiernika, co tylko pokazuje jak bardzo zmienia się świat i że kobiety naprawdę mogą wszystko!
Porozmawiajmy trochę o rynku. Co czwarte auto kupowane w Polsce należy do segmentu premium. Porsche w 2023 roku sprzedawało się lepiej niż FIAT. Samar podaje, że liczba nowych rejestracji Porsche w Polsce wyniosła 4281 nowych samochodów. To o 553 samochody więcej od Fiata! Wytłumaczcie ten fenomen.
K.K.: Porsche jest samochodem absolutnie bezkonkurencyjnym. Jeżdżąc autem premium, zmieniając modele i marki, na końcu tej ścieżki jest Porsche. I to właśnie obserwujemy w ostatnich latach, czyli przepływ klientów z innych marek premium do marki Porsche. Na nasz sukces na pewno miała też wpływ dostępność aut w niełatwych czasach pandemii. Bardzo dużą rolę odegrał też Macan,
który cenowo był jednym z przystępniejszych modeli Porsche i dzięki temu przez wiele lat był naszym hitem sprzedażowym.
Skoro przy hitach sprzedażowych jesteśmy. Na świecie najchętniej kupowanym modelem Porsche jest Cayenne. A jak to wygląda w Polsce i oczywiście w Poznaniu? K.K.: Rzeczywiście Porsche Cayenne notuje coraz lepsze wyniki sprzedaży i my jako salon poznański nie odbiegamy od trendu. Macan ze względu na swoją transformację z napędu konwencjonalnego na elektryczny w tej chwili wyprzedaje się na pniu, więc Cayenne wydaje się być bardzo dobrym kompromisem pomiędzy autem użytkowym a nadal mocno sportowym.
D.F.: Porsche w zeszłym roku zaprezentowało nową odsłonę modelu Cayenne, nieco pomniejszoną w stosunku do starszych wersji, stąd ten sportowy charakter został jeszcze bardziej podkreślony
Rynek samochodowy się zmienia. Obserwujemy, zgodnie z dyrektywami Unii Europejskiej odejście od konwencjonalnych napędów i przejście w stronę elektromobilności. Porsche to synonim ryku silnika, motorsportu, jednak i w tej marce widoczne są zmiany. Jak klienci reagują na tę ewolucję? Czy może rewolucję?
K.K.: Dużo zamieszania w naszej ofercie zrobił model Taycan, który początkowo stanowił dla naszych klientów bardziej ciekawostkę niż realny cel zakupu. W tej chwili rynek
ochłonął i Taycan znajduje swoich nabywców, najczęściej wśród naszych dotychczasowych klientów, dla których jest kolejnym autem w ich garażach. Chyba każdy, kto miał okazję pojeździć samochodem elektrycznym przekonał się, że są to bardzo mocne samochody. Napęd elektryczny daje zupełnie nowe możliwości, osiągając natychmiastowy moment obrotowy, a równolegle pozwala dbać o środowisko i sprawia, że w miastach będzie nam się żyło po prostu lepiej. D.F.: Światowe wyniki sprzedaży jednoznacznie pokazują, że jednym z najchętniej wybieranych modeli Porsche jest właśnie Taycan. Polska pozostaje nieco w tyle, ze względu na nadal dość ograniczoną infrastrukturę ładowania. Jednak segmentem, który w Polsce ma się naprawdę dobrze są hybrydy, które stanowią swego rodzaju kompromis pomiędzy samochodem elektrycznym a spalinowym. Hybrydy stanowią około 60 proc. całej sprzedaży w marce
Porsche. I tu również prym wiedzie model Cayenne, a zaraz za nim plasuje się Panamera.
Producent mówi jednak, że kultowa 911 oprze się zmianom. I będzie produkowana tak długo jak to możliwe z silnikiem spalinowym. Tak będzie?
D.F.: Ryk silnika, konwencjonalny napęd, Motorsport – to atrybuty nieodłącznie kojarzone z marką Porsche. Kiedy w 2019 roku producent pokazał nową wówczas 911stkę, zakomunikował jednocześnie, że świat się zmienia i kolejna odsłona legendy pojawi się już tylko z silnikiem elektrycznym. Od tego czasu minęło kilka lat i Porsche zmieniło nieco swoje podejście i chcąc zachować możliwość produkowania samochodów z napędem konwencjonalnym, a jednocześnie sprostać wymogom zeroemisyjności, wdrożono projekt polegający na produkcji paliw syntetycznych. Paliwo syntetyczne jest uważane za ekologiczne rozwiązanie, ponieważ jego produkcja może być oparta na różnych źródłach energii, w tym tych odnawialnych. Ponadto produkt może przyczynić się do redukcji emisji gazów cieplarnianych, ponieważ proces produkcji może uwzględniać systemy recyklingu i odzyskiwania dwutlenku węgla.
K.K.: Porsche zbudowało fabrykę paliw syntetycznych w Chile, które słynie z silnych wiatrów. W sąsiedztwie fabryki powstały ogromne fermy wiatrowe, z których energia wykorzystywana jest właśnie do produkcji paliw syntetycznych. I w tej sposób uzyskujemy zeroemisyjność tych paliw w całym cyklu ich życia. A wszystkich miłośników i entuzjastów silników konwencjonalnych chciałbym uspokoić. 911 nadal posiada i będzie posiadała silnik spalinowy ze wspomaganiem elektrycznym, jednak bez możliwości jazdy w trybie elektrycznym, czyli elektryfikacji w modelu 911 użytkownik nie zauważy.
W zeszłym roku marka Porsche obchodziła swoje 75 urodziny. To piękny wiek i doskonała okazja do tego,
aby przypomnieć nieco starsze kultowe modele, bo i takie możemy zobaczyć w salonie. Zdarzają się klienci, którzy przyjeżdżają ze swoimi oldtimerami?
K.K.: Jak najbardziej! Szczególnie w sezonie letnim klienci przyjeżdżają zrobić przegląd i sprawdzić ich stan. Mamy świetnych mechaników, w tym jednego, który jest z nami od samego początku, czyli od 15 lat. Marka Porsche bardzo dba o swoich klientów kochających starsze modele i z myślą o nich rokrocznie importer organizuje Porsche Parade, paradę Porsche, w której bierze udział około stu załóg. W tym roku, właśnie w hołdzie starszym samochodom zapraszamy do udziału wszystkich tych, którzy posiadają Porsche z silnikiem chłodzonym powietrzem. To ogólnokrajowa impreza, rozpoczyna się w Szczecinie, jej trasa przebiega przez Niemcy i Polskę, aby finalnie po pokonaniu około 1000 kilometrów zakończyć się w Karpaczu. D.F.: Porsche to bardzo osobisty samochód. W centrum Porsche w Stuttgarcie znajduje się specjalny dział, zajmujący się wsparciem dla klientów chcących odrestaurować swój stary model. Porsche z lat 70. czy 80. wyjeżdżają stamtąd jak nowe. To bardzo zgodne z filozofią Ferdynada Porsche, który mawiał „Próbowałem znaleźć swój wymarzony samochód sportowy. Nie istniał, więc sam go sobie zbudowałem”. Dziś taką możliwość producent oferuje wszystkim entuzjastom marki. Trend personalizacji w Porsche jest bardzo mocno widoczny.
Rok 2024 jest wyjątkowy dla marki Porsche w Poznaniu. Pojawi się dużo nowości...
K.K.: Po raz pierwszy w historii Porsche wypuszcza tyle nowości w jednym roku. Pojawi się nowa odświeżona wersja modelu 911. Swoją premierę, także poznańską, miała już nowa Panamera. Ten rok to także nowy Taycan. Pod koniec zeszłego roku pojawił się nowy Cayenne, a pod koniec 2024 lub na początku przyszłego pojawi się nowa 718. Wisienką na torcie z kolei jest nowy Macan w pełni elektryczny. Także cała gama naszych modeli została odświeżona.
D.F.: Dodać warto, że Macan i Taycan weszły na zupełnie nowy poziom technologiczny, zarówno jeśli chodzi o baterie, jak i system rekuperacji. Nowy Taycan oferuje większy zasięg i szybsze ładowanie. Praktyczny, końcowy test zaowocował całkowitym zasięgiem do 665 kilometrów. To naprawdę wyjątkowy wynik jak na samochody elektryczne, a wszystko to dzięki lepszemu odzyskiwaniu energii.
K.K.: Porsche pokazuje, że jest bezkonkurencyjne. Niedawno zaprezentowany przedprodukcyjny Porsche Taycan Turbo GT pokonał „Zielone Piekło” Nurburgringu w czasie 7 min i 7 sekund, tym samym ustanawiając nowy rekord wśród elektrycznych sedanów. Porsche pokonało tym samym Teslę Model S Plaid i to aż o 17 sekund.
Jakich atrakcji i wydarzeń mogą spodziewać się miłośnicy marki. Co przygotowaliście, aby uczcić swoje urodziny?
K.K.: Przede wszystkim kontynuujemy swoją przygodę z poznańskim motorsportem, planujemy spotkania z miłośnikami naszej marki w salonie przy ulicy Warszawskiej. Oraz oczywiście niezmiennie wspólnie z Uniwersytetem Artystycznym będziemy wspierać młodych artystów.
D.F.: Ten rok będzie dla nas bardzo intensywny. Zaplanowaliśmy dla naszych klientów wiele atrakcji zarówno w salonie, jak i poza nim. Premiery aut, wiele spotkań z entuzjastami Porsche, zawody sportowe. A to wszystko okraszone szczyptą nowoczesnego luksusu.
OKIEM EKSPERTA:
Biżuteria,
która jest dziełem sztuki. Fabergé
To, co kochamy w biżuterii, to różnorodność i brak ograniczeń. Uwielbiamy podziwiać klasyczne formy, ale szczególnym uznaniem darzymy niebanalną kreatywność i czerpanie inspiracji z historii... Takie właśnie podejście realizuje marka Fabergé. Niegdyś kojarzona z historycznymi jajami Fabergé, dziś zachwyca, oferując naszyjniki, wisiorki, bransoletki czy pierścionki, wciąż unikatowe, które możemy podziwiać i nabyć w Poznaniu.
TeksT: Mateusz Pluciński | zdjęcie: Jakub Wittchen
Marka nawiązuje do oryginalnych, wysadzanych klejnotami arcydzieł Fabergé, wskazując na ich wyrafi nowanie, bogactwo kulturowe i nieskazitelną doskonałość. Tradycyjne i złożone techniki, takie jak delikatna sztuka emaliowania na gorąco, giloszowania i ręcznego grawerowania, składają się na charakterystyczne elementy stosowane przez artystów marki.
Giloszowanie /guilloché/ polega na wytłaczaniu precyzyjnych wzorów na metalowych powierzchniach, tworząc subtelne wzory i tekstury nadające niezwykłego uroku i głębi. Inkrustacja kamieniami szlachetnymi to kolejna z charakterystycznych technik zdobienia dzieł wykorzystująca diamenty, szafiry, rubiny, szmaragdy, które starannie dobrane, osadza się w kruszcu w sposób, który podkreśla ich naturalny blask i piękno. Opalizująca gorąca emalia starannie nakładana warstwowo błyszczy na krzywiznach kultowych wisiorków z jajkami Fabergé, podczas gdy skomplikowane ażurowe wzory, przypominające fasety kamieni szlachetnych, zdobią je niczym talizman, tworząc oszałamiający efekt. Te charakterystyczne dla Fabergé techniki, aktualnie są reinterpretowane w celu uzyskania eleganckiego i nowoczesnego wyglądu. Fabergé ukrywał zaskakujące niespodzianki w wisiorkach medalionu, które ucieleśniają filozofię artyzmu, kunsztu i pomysłowości Petera Carla Fabergé. Do dziś dom jubilerski kontynuuje tę wspaniałą tradycję, umieszczając rozmaite obiekty wewnątrz wisiorków. Wychodząc naprzeciw klientom Fabergé daje możliwość personalizacji wyrobu wedle własnego gustu oraz wyjątkowej okazji, np. osadzając emaliowany smoczek z okazji narodzin dziecka, serce, koniczynkę – marka podejmuje każde wyzwanie. Nic nie cieszy tak bardzo jak ewolucja stylu i nowoczesne podejście do kontynuowania historycznych nurtów. Takie podejście realizuje kolekcja Essence Fabergé, wykorzystując bogactwo kolorów, diamentów i barwnych kamieni szlachetnych, tym samym oddając filozofię marki. Artyści jubilerzy wykorzystali motyw gładkiej tafli emalii oraz kruszców, tworząc modele biżuterii, które można ze sobą łączyć oraz wyrażać siebie. Przy wykorzystaniu różnorodnych kolorów emalii, neonowych barw powstały projekty, które idealnie korespondują z korzeniami marki, jednocześnie przejawiając świeżość i magię.
Jubilerstwo to dziedzina sztuki, która przenika się z życiem codziennym, pozostawiając niezatarte ślady w naszych sercach i pamięciach. Uwielbiamy podziwiać jej piękno i sprawiać nią radość najbliższym. Poprzez biżuterię przekazujemy nie tylko piękno, ale także wartości, historię i miłość. Fabergé doskonale realizuje potrzebę posiadania czegoś więcej niż tylko to, co widoczne. Unikatowe dzieła Fabergé to przedmioty, które możemy przekazywać kolejnym pokoleniom. Salon Pluciński to jedyny oficjalny partner marki Fabergé w Polsce, gdzie możecie Państwo zapoznać się z tymi niezwykłymi dziełami sztuki jubilerskiej.
BOŻENA NAWROCKA I ZEFIRYN GRABSKI
Klubokawiarnia Pod Papugami buduje relacje
Przez ponad 20 lat wspólnie działali w branży automotive, zajmując się dealerstwem. Teraz Bożena Nawrocka i Zefiryn Grabski postawili przed sobą nowe wyzwanie, realizując znów jako wspólnicy nieszablonowy projekt na poznańskim rynku. Klub Pod Papugami to wyjątkowa przestrzeń spotkań biznesowych, towarzyskich i rodzinnych, gdzie najważniejsze są relacje, ich budowanie, podtrzymywanie oraz szacunek do rozmówcy. Wysoka klasa, dobry styl, jakość usług i propozycji kulturalnych – wszystko to daje znakomite tło do nawiązywania nowych kontaktów międzyludzkich, co w obecnych czasach jest niezwykle potrzebne.
CR ozmawia : Magdalena Ciesielska | z djęcia : Materiały prasowe klubu o zainspirowało Państwa do stworzenia tak niezwykłego i oryginalnego miejsca, które łączy w sobie klimat dawnych lat z wysublimowanym luksusem?
BOŻENA NAWROCKA: Pomysł na tego typu miejsce narodził się z obserwacji, z życia społecznego mieszkańców Poznania, aktywnych, którzy już mają za sobą pewien dorobek zawodowy. Odpowiedź na pytanie, co byśmy chcieli robić na emeryturze, była zaskakująca dla naszych najbliższych. Zapragnęliśmy stworzyć klub z muzyką na żywo, trochę soulu, trochę bluesa, takie miejsce dla siebie, które nas będzie uskrzydlało. A dodatkowo, postanowiliśmy z Zefirynem wykreować przestrzeń, w której zapanuje przyjazna atmosfera, pomocna w nawiązywaniu nowych znajomości i relacji międzyludzkich, aby ludzie ze sobą więcej rozmawiali niż wpatrywali się w ekrany swoich telefonów. Tu można poplotkować, porozmawiać, posłuchać dobrej muzyki, odreagować codzienne stresy, napięcia i obowiązki. Ma być luźno, wesoło, ale ze smakiem i wyczuciem stylu. Kulturalnie i na poziomie.
Sama nazwa klubu rodzi już pierwsze skojarzenia. Czy ona nawiązuje świadomie do piosenki wykonywanej przez Czesława Niemena?
B.N.: Mieliśmy swoisty dylemat z nazwą. (śmiech) Ostateczną wersję wymyślił Zefiryn.
ZEFIRYN GRABSKI: Tak, wszystkim nazwa klubu kojarzy się z piosenką wykonywaną przez Czesława Niemena, ale mnie szczególnie inspirował tekst napisany przez warszawskich poetów. Pokazali oni szczególne miejsce beztroskich spotkań i muzyki – takie miejsce sprzed lat. Jak w tekście piosenki, tak i u nas stworzony jest doskonały entourage, sceneria przyjazna relacjom, gdzie goście siedzą i plotkują, jak papugi (śmiech), gdzie wymieniają się poglądami, opiniami w przyjaznym wnętrzu.
„Tu przed dziewczętami kolorowa słodycz stoi w szkle Wraz z papużkami chcą szczebiotać i kołysać się”.
Pragnę, aby w tym miejscu szczebiocące głosy kobiet przy kolorowych drinkach mieszały się z męskimi rozmowami przy wytrwanych i wyselekcjonowanych trunkach czy dobrych jakościowo cygarach. Niewątpliwie chcemy przybliżyć gościom spotkania w dobrym znaczeniu tego słowa, a nazwa Pod Papugami ma odzwierciedlać relacje międzyludzkie, spotkania w dobrym klimacie i wspaniałym wnętrzu.
Pod Papugami to zarówno klub, kawiarnia, palarnia cygar, jak i miejsce sztuki – można rzec, że tu przenikają się różne sfery życia. Tu przeplatają się biznes z szeroko pojętą sztuką: malarstwem, muzyką, rzeźbą. Czy takie jest pierwotne założenie?
B.N.: Ani ja, ani mój wieloletni wspólnik, Zefiryn, nie jesteśmy związani ze sztuką, ze światem artystycznym, co wynika z naszych wielu lat pracy w branży automotive, w dealerstwie. Praca w salonie samochodowym powodowała, że trzeba było się skupić na innych zagadnieniach biznesowych. Nigdy wcześniej nie mieliśmy czasu na własne artystyczne upodobania i preferencje. Choć muzyka w dzieciństwie i wczesnych latach młodości była dla mnie całym światem, ukończyłam szkoły muzyczne w Poznaniu, przez wiele lat grałam na fortepianie. Natomiast Zefiryn ma wiele artystycznych zalet, potrafi zorganizować wartościowe spotkania i fantastyczne show, a ponadto ma niezwykłą wrażliwość artystyczną. Rzadko się zdarza, aby natrafić na mężczyznę rozróżniającego kolory, barwy, kombinacje i zestawienia kolorystyczne.
Z.G.: Aktualnie Pod Papugami to nasz social club. Przez wirtualny świat i życiowy pęd, pośpiech odeszło się od słuchania muzyki na żywo, słuchania drugiego człowieka. Ludzie boją się kontaktów, relacji, otwartości. Po to właśnie stworzyliśmy to miejsce, aby tu królowały relacje, aby celebrować wspólnie spędzone chwile czy w otoczeniu najbliższych, rodziny, przyjaciół, czy w firmowym gronie rozmawiać o sprawach biznesowych, ale nie tylko… Pragnąłem wykreować tzw. social club – łączący muzykę, biznes, sztukę –który jest otwarty od godz. 9 do 23, aby w ciągu dnia i o różnych porach popołudniowych czy wieczornych wciąż się coś działo. Nie możemy zamykać się wcześniej czy otwierać później, bo ludzie mają rozmaity tryb pracy, a my z założenia chcemy być klubem dla różnych grup wiekowych czy zawodowych.
Na jakie uroczystości i spotkania jesteście przygotowani?
Z.G.: Można tutaj zorganizować integracje firmowe, biznesowe śniadania czy lunche, spotkania towarzyskie, takie jak urodziny, jubileusze z dobrymi trunkami sprowadzanymi z różnych stron świata. Można wypalić eleganckie cygara, degustując trunki. Można przenieść się w klimat poprzednich epok lub poczuć się jak James Bond palący cygaro i popijający dobrą whiskey. (śmiech) Mamy też odrębną salkę tzw. VIP, na potrzeby spotkań firmowych, ale nie zamierzamy z tego miejsca zrobić przestrzeni z rzutnikami. Wierzymy, że to będzie centrum spotkań w dobrym stylu, w dobrym klimacie i korzystnej aurze, gdzie relacje i rozmowy będą wiodły prym. Jesteśmy otwarci na życzenia i podpowiedzi ze strony naszych gości. Ktoś będzie chciał tańczyć – proszę bardzo, obejrzeć dobry film – również to planujemy, porozmawiać i pośmiać się wspólnie w towarzystwie – dajemy naszą pozytywną przestrzeń.
Planujecie również seanse filmowe?
B.N.: Tak, mamy szerokie plany związane z rozwojem tego miejsca, aby Pod Papugami tętniło życiem i dobrą energią, aby było wartościowym i cenionym przez gości miejscem spotkań, aby każdy znalazł tu coś interesującego dla siebie. Istnieje u nas
możliwość odtworzenia płyt DVD na dużym ekranie z osobną muzyką. Jesteśmy teraz na etapie układania harmonogramu wydarzeń, na które będziemy zapraszać naszych gości. Mam na myśli seans filmowy, koncerty, potańcówki. Będziemy inspirować ludzi do przyglądania się naszej ofercie, jak to będzie przebiegało chronologicznie, np. spotkania „w starym dobrym kinie” planujemy raz w miesiącu. Wówczas będzie możliwość wysłuchania krytyka filmowego, jego opinii dotyczącej konkretnego filmu. To też czas na rozmowy po seansie, czyli znów dajemy pole do nawiązywania nowych znajomości, relacji międzyludzkich. Chcemy zaciekawić i sprowokować do dialogu.
Podnosicie tym samym standardy i jakość świadczonych usług…
B.N.: W naszym założeniu to ma być miejsce wyzbyte bylejakości, bez głośnej muzyki, podczas której nie da się rozmawiać. Miejsce eleganckie i na poziomie. To dopiero nasze początki jako właścicieli, bo klub Pod Papugami otworzył swoje drzwi dla gości z dniem 1 marca br. Po zamknięciu lokalu ADRIA, gdzie ludzie chodzili raz w tygodniu na tzw. potańcówki czy dancingi, my pragniemy zachęcać gości do swobodnego tańczenia u nas, Pod Papugami.
Z.G.: Ta atmosfera tutaj ma tworzyć pole do imaginacji, do nowych pomysłów, rozwiązań. Naszym hasłem jest RELAX – GOOD MOOD – GOOD VIBRATIONS, czyli relaksuj się, czuj się dobrze i słuchaj dobrej muzyki. W taki sposób chcemy naszych gości wprawić w dobry i pogodny nastrój. Istotą sprawy jest, aby relacja pomiędzy ludźmi została nawiązana i aby nasze hasło zaczęło się urzeczywistniać i procentować.
Stawiamy oczywiście na jakość serwowanych przystawek, przekąsek, które przygotowywane są pod indywidualne zamówienia, na świeżo. Ja, jako fan zdrowej żywności, chcę, aby tu serwowano klientom to, co jest zdrowe, smaczne i świeże. Poza tym, mamy jednego z najlepszych w Polsce barmanów, który potrafi zaserwować wyszukane smakowo drinki, tak aby przy nich siedzieć, rozmawiać i degustować.
B.N.: Przewija się taka zasada, że im dojrzalsi ludzie, to jedzą mniej, ale dobrze, piją mniej, ale dobre jakościowo trunki. (śmiech)
Czy wyodrębnione miejsce na palenie cygar to również Państwa autorski pomysł? Z.G.: Wyszliśmy naprzeciw oczekiwaniom rynku. Bo ludzie, którzy uwielbiają palenie cygar lub fajki, łączą ten zwyczaj z kosztowaniem dobrego trunku. Jedno napędza drugie i odwrotnie…
B.N.: Jestem nałogowym palaczem, zaczęłam więc myśleć jak połączyć jedno z drugim, aby dym tytoniowy nie przeszkadzał gościom. Wytyczyliśmy więc małą przestrzeń, z innowacyjnym systemem wyciągów, wentylacji, w której nie czuć dymu. Nawet osoby, które nie palą, mogą siedzieć i uczestniczyć w kuluarowych rozmowach. Wypalenie cygara, a przy tym wypicie dobrego drinka również rozluźnia, wprowadza atmosferę bez zadęcia i sztywnych reguł. Zawiązują się przyjaźnie, kontakty biznesowe. Dlatego zainicjowaliśmy w klubie również takie miejsce, wyodrębnione, oszklone, zamknięte.
Wystrój wnętrz, dobór kolorów, wyszukany styl – wszystko to ze sobą idealnie współgra. Czemu służy ta doskonała kompilacja elementów?
Z.G.: Przemyślane wnętrze, z wyodrębnionymi strefami, zakątkami, stylowymi lożami ma – w naszym założeniu – przede wszystkim sprzyjać kontaktom, relacjom, o które najbardziej nam tu chodzi. Nawet ta kompozycja rzeźb na ścianie, pomiędzy oknami, nazywa się Relacje. Ludzie dzisiaj ze sobą nie umieją rozmawiać, nie umieją lub nie chcą wchodzić z kimś w głębsze relacje, w dłuższe rozmowy. Przeszkadza w tym bez wątpienia postęp technologiczny, ciągłe zanurzenie się w telefonach
komórkowych, tabletach, laptopach. Non stop rolujemy, przewijamy informacje w Internecie. Mamy ogromną ilość bodźców zewnętrznych, które nie dają nam wytchnienia i zaburzają normalne, prawidłowe funkcjonowanie, oparte właśnie na kontaktach z drugim człowiekiem. Spotkania z innymi ludźmi to dla wielu przywilej. My naprawdę chcemy naszych gości otworzyć, wręcz nauczyć rozmawiać i być częścią większej społeczności.
B.N.: Po prostu brakowało nam powrotu do dawnych lat i dlatego w tym stylu zaaranżowaliśmy przestrzeń Pod Papugami.
Siedzimy właśnie w takim wyznaczonym zakątku klubu, które nazwaliśmy z Zefirynem plotkarnią. Chcielibyśmy łączyć ludzi,
to instrument zapraszający nas do odpoczynku. Poza tym dajemy zielone światło osobom chcącym zabrać ze sobą ulubione płyty, mamy tutaj ogólnodostępny gramofon. To jest znowu kolejny zabieg, aby stworzyć ciepłą, przyjazną aurę, aby goście czuli się u nas swojsko, przytulnie, jak w domu. Cały system nagłośnienia klubu jest tak przygotowany, aby wydzielić pewne strefy na słuchanie muzyki, nie przeszkadzając przy tym pozostałym gościom.
Z.G.: Co warte podkreślenia, mamy tu fortepian z systemem samogrającym 15 tysięcy utworów, który można używać, gdy nie koncertuje nikt na żywo. Brzmienie fortepianu zostaje. Możemy przy tym również włączać światowe koncerty na dużym ekranie i tak zaprogramować fortepian, aby zaczynał wówczas dogrywać. Myślimy o takim zintegrowanym projekcie, który oczywiście zaprezentujemy bywalcom Pod Papugami. Fortepianu o takim szerokim zasięgu nie ma w Poznaniu nikt poza nami.
zapraszać ich do dysputy, do ciekawych dyskusji, aby nie siedzieli sami w domu czy sami przy klubowym stoliku.
Jakich artystów chcecie zapraszać na scenę Pod Papugami, gdzie ma rozbrzmiewać muzyka na żywo?
B.N.: Postawiliśmy na młodych twórców i młodych artystów. Nie szykujemy tu sceny dla celebrytów, wielkich gwiazd estrady i znanych wykonawców muzycznych. Stawiamy na młode talenty, nikomu do tej pory nieznane, na młodych ludzi będących w szkołach muzycznych, albo II stopnia, albo w Akademii Muzycznej, którzy nie mają wielkich nazwisk, ale już dobrze grają i jak to studenci pragną trochę zarobić. (śmiech)
Mam za sobą 15 lat grania na fortepianie i pamiętam zawsze paraliżujący strach przed jakimkolwiek występem i egzaminem. Dlatego, mając za sobą doświadczenie, chcę tu stworzyć młodym ludziom przestrzeń do pokazania się przed publicznością, przełamywania swoich obaw i realizowania własnych standardów muzycznych lub własnych improwizacji.
Fortepian to symbol luksusu, dobrego stylu. Tutaj również ma swoje miejsce…
B.N.: Dźwięki wydobywające się z fortepianu genialnie wpływają na podświadomość i komfort psychiczny człowieka. Może on wówczas odpocząć przy melodii wydobywającej się spod białych i czarnych klawiszy. Fortepian wprowadza konieczność muzyki na żywo, jest
Kto jest zatem głównym odbiorcą tego nowo powstałego miejsca?
B.N.: Poprzez klubokawiarnię Pod Papugami pragnęliśmy zagospodarować nasz czas, tzn. ludzi, którzy nie są na etapie dyskotek, głośnej muzyki czy dziwnej linii melodycznej, która jest wszechobecna i wręcz obowiązująca w wielu lokalach rozrywkowych. Niewątpliwie w zamyśle to miejsce dla ludzi dojrzałych, kulturalnych, którzy mają już swój bagaż rozmaitych życiowych doświadczeń. Pod Papugami ma wypełnić dziurę na rynku, jeśli chodzi o ofertę miejsc dla osób 40-, 50i 60-letnich, a może i starszych, których serdecznie zapraszamy.
Z.G.: Na poznańskim rynku mamy w dużej mierze minimalistyczne wnętrza z okropnie głośnymi dźwiękami, przygotowane w szczególności dla ludzi młodych. A przecież są ludzie nieco starsi, którzy siedzą w domach, a chcieliby wyjść, spotkać się, a nie mieli do tej pory gdzie. Tutaj jest klimatyczna przestrzeń dzięki różnym strefom, oddzielonym częściom. Jedna grupka osób nie przeszkadza w rozmowie innym. Wszystko jest zorganizowane ze smakiem i jest wynikiem długich naszych rozmów, jak widzimy to miejsce. Pragnęliśmy stworzyć miejsce przepełnione relaksem, wolne od głośnych rozmów przez telefony oraz wolne od tematów politycznych, aby nie prowokować i zaostrzać atmosfery. Dziś samotność jest bardzo dotkliwa, potrzebny jest kontakt międzyludzki dla dobrego stanu zdrowia i własnej psychiki.
Dużo planów i zamierzeń macie Państwo związanych z rozkwitem klubu Pod Papugami. A co zamierzacie w najbliższej przyszłości?
Z.G.: Naszym celem jest zbudowanie stałej bazy klientów, do których będziemy wysyłać newslettera z informacją o nadchodzącym programie wydarzeń. Aby goście byli na bieżąco z naszymi aktualnościami, mogli sobie zaplanować przyjście czy na wieczorny koncert czy na seans filmowy. Będziemy również wysyłać powiadomienia w formie SMS-a, bo nie każdy codziennie sprawdza swoją prywatną skrzynkę mailową. Każdy, kto napisze bezpośrednio do nas, właścicieli na: vip@klubpodpapugami.pl lub na marketing@klubpodpapugami.pl może zapisać się do newslettera lub podać nr telefonu, na który mają przychodzić informacje o wydarzeniach Pod Papugami. Każdy potencjalny klient, gość ma możliwość rozmowy z nami, aby podzielić się swoimi spostrzeżeniami, opiniami. Można też składać swoje propozycje czy życzenia odnośnie wydarzeń artystycznych lub zostawiać nam kontakt np. do animatorów życia kulturalnego. Tak jak mówiłem – jesteśmy otwarci na sugestie, pytania i propozycje z zewnątrz.
ELŻBIETA JANIK-KRAUSE
Księgowość to jak czytanie książki
Poznań – miasto przedsiębiorcze, biznesowe – oferuje również swoim klientom wsparcie w zakresie szeroko rozumianej księgowości. Takim miejscem jest Kancelaria Rachunkowa na poznańskim Chwaliszewie, której klientami są w szczególności fi rmy z branży spedycyjnej, budowlanej, deweloperskiej, a także kancelarie prawne, handlowcy oraz styliści fryzur. Elżbieta Janik-Krause, prezes zarządu Kancelarii Rachunkowej Denarius, opowiedziała, z jakimi problemami borykają się obecnie poznańscy przedsiębiorcy, dlaczego tak popularny jest outsourcing usług księgowych i jak ważną rolę w jej życiu odgrywają relacje.
R ozmawia : Magdalena Ciesielska | Zdjęcia:
Jak zaczęła się Pani przygoda z rachunkami i cyframi?
ELŻBIETA JANIK-KRAUSE: Zaczęłam studia informatyczne w trybie zaocznym i szukając pracy, trafiłam do biura. Tam posadzono mnie przy komputerze, a jednym z moich głównych zajęć było wprowadzanie faktur do systemu – i choć niektórzy mogą w to wątpić – zaczęło mi się to naprawdę podobać. (śmiech) Ponadto, gdy moi rodzice prowadzili własną firmę, to pamiętam jak interesowała mnie wielka księga przychodów i rozchodów, i jak na prośbę mamy wpisywałam faktury.
Uwielbiam cyferki, choć skończyłam studia inżynierskie na Politechnice Poznańskiej. Skończyłam również e-commerce i jakbym poszła w tym kierunku, to dzisiaj nie musiałabym się tak męczyć ze zmianami przepisów. (śmiech)
Ta zmienność w przepisach to zapewne nie lada wyzwanie…
Jestem księgową od 20 lat i nie pamiętam tak galopujących zmian jak obecnie. Dawniej jak księgowałam coś według ustalonego harmonogramu i zgodnie z wytycznymi, to tak działaliśmy przez kilka lata. Dzisiaj nie jest to tak stałe i powtarzalne… Ponadto zawsze gdy przychodzi nowa władza, wprowadzane są nowelizacje ustaw i zmieniane są przepisy. Odczuwamy to w Kancelarii Rachunkowej, bo obsługujemy również klientów dofinansowanych z budżetu państwa. Nieraz słyszę pytanie: jak
Ty się w tym wszystkim nie pogubisz?
Udaje mi się to, dzięki wytężonej pracy, doświadczeniu i skrupulatności.
Oprócz aktualizacji ustaw, z jakimi zagadnieniami najczęściej się Pani spotyka? Gdy przychodzi klient i pyta się, jak nie płacić podatków (śmiech), albo je obniżyć. Zawsze zaczynam od rozmowy z klientem, jakie ma plany, jak jego działalność wyglądała wcześniej. Często musimy skorzystać z usług doradcy podatkowego, aby mieć szerszy pogląd na zaistniałą sytuację. Mamy wówczas typową burzę mózgów. (śmiech) Do tego muszą być konkretne liczby, wyliczenia w tabelach. Czasami się klientom wydaje, że taka optymalizacja będzie dla nich korzystana, ale jak przeanalizujemy liczby – to wtedy może wyjść inaczej i wspólnie z klientem stwierdzamy, że to wcale nie jest opłacalne. Ludzie mając działalność gospodarczą, wiedzą, że na spółce nie płaci się ZUS-u, ale płaci się więcej za księgowość, bo jest tzw. pełna
księgowość. Jeżeli ktoś nie jest obeznany z Kodeksem spółek handlowych i nie wie jak to wszystko działa, że jest uchwała, zarząd, rada nadzorcza, wspólnicy – tzn. wszystkie organy, to nie zdaje sobie sprawy, że pewne przesunięcia są nieopłacalne, bo nic więcej się nie zyska.
Outsourcing usług księgowych jest bardzo popularnym rozwiązaniem wśród polskich przedsiębiorstw. Z usług biur rachunkowych korzysta bowiem aż 72% przedsiębiorców, podczas gdy księgowego na etacie zatrudnia zaledwie 8% firm. Dlaczego tak się dzieje?
Według mnie to nie jest zwykła moda, tylko czysta ekonomia. Outsourcing jest po prostu tańszy, bo zatrudnienie księgowej na pełen etat to są już większe koszty. Np. jak nam ktoś płaci za książkę przychodów i rozchodów 300 zł netto, to nie zatrudni się księgowej za taką kwotę. Obsługujemy naprawdę dużych klientów, którzy mogliby wejść w swoją wewnętrzną księgowość. A dlaczego nie wchodzą? Bo oni nie mają problemu, czy pracownik zachoruje, nie przyjdzie do pracy, ktoś zrezygnuje itp. U nas w Kancelarii Rachunkowej Denarius prowadzimy rekrutacje, non stop szkolimy nowych pracowników, bo chcemy być na bieżąco. Mamy wykupione dwie stałe platformy szkoleniowe, ponadto ubezpieczenie jako Kancelaria Rachunkowa. Wiele rzeczy załatwiamy za klienta, a jeśli on chciałby zapłacić za swój program do księgowości, licencje, dodatkowo poświęcić swój czas na załatwianie tych spraw – często dochodzi do słusznego wniosku, aby przerzucić te obowiązki na nas. Nawet jak ktoś ma nadzór samodzielnej księgowej, wewnątrz firmy, a chce przekazać obowiązki głównej księgowej – również to oferujemy. Np. dwa razy w tygodniu odwiedzamy swojego klienta, jego księgowa ma kontakt z naszymi pracownikami, a my wysyłamy i sprawdzamy informacje, co się zmienia. Taka forma jest też preferowana przez naszych klientów.
Czy ludzie w obecnej dobie decydują się na zakładanie swoich firm?
Tak, po pewnym przestoju, jest teraz wielki ruch w tym temacie. Dużo osób chce po prostu przejść na swoje, być dla siebie „sterem, żeglarzem, okrętem”, bez odgórnych wytycznych od szefa. Nie chcą być zależni i ograniczeni godzinowo, np. od 8 do 16. Ale z drugiej strony, zauważam też, że zmiany przepisów spowodowały pozamykanie się mniejszych firm, mniejszych biznesów. To też wynika z takiego niedopatrzenia i braku dokładności. Często ludzie prowadzący działalność gospodarczą nie patrzą na jedną podstawową rzecz, tzn. na przepływ pieniądza. Oni się skupiają na tym, że rachunek zysków i strat jest zadowalający, ale gdy ich klient nie zapłacił, albo zapłacił bardzo późno – to powoduje, że zaczyna się robić krótka kołderka z finansami. I to w efekcie przyczynia się do podjęcia decyzji o zamknięciu firmy. Dlatego zawsze namawiam do skrupulatnego przyglądania się przepływom pieniędzy.
Jakie firmy obsługuje Denarius, z jakich branż?
Mamy dużo firm spedycyjnych, kancelarii prawnych, a na drugim biegunie stylistów fryzjerów. Ponadto dużo z regionu jest handlowców, firm budowlanych i deweloperskich, którym służymy pomocą i radą. Także i organizacje Skarbu Państwa, których siedziby nie są ulokowane w Poznaniu.
Korzysta Pani ze swojej wiedzy z czasu studiów, świadcząc usługi księgowe? Oprócz skończonych studiów z programowania, zrobiłam również studia podyplomowe z Zarządzania produkcją. Zanim założyłam Biuro Rachunkowe pracowałam w Cegielskim, byłam kierownikiem w dziale księgowym. Pamiętam jak za zgodą szefa weszłam na produkcję, bo bardzo chciałam zobaczyć jak przebiega
cały proces tworzenia i montowania olbrzymich silników do statków, na podstawie licencji MAN-a. Sądziłam, że taki silnik jest wielkości pokoju, ale gdy założyłam kask i weszłam na halę produkcyjną, to oniemiałam z wrażenia… (śmiech) Bo silnik do statku przypominał wielkością blok dwupiętrowy i trzeba było po nim chodzić po drabinie, która została przymocowana na stałe. Potem jak pracowałam w branży automotive, to też szef mnie zabrał i obeszliśmy produkcję. Zobaczyłam, na czym polega system 5S, że np. młotka nie odkłada się w inne miejsce jak tylko to obrysowane. Taki system potem wprowadzono w biurach, gdzie team leaderzy mieli napisy na segregatorach w kształcie łuku. I wówczas gdy wyciągali segregator np. z nr 3, nie musieli się zastanawiać, aby pomiędzy 2 a 4 odłożyć – tylko ta wizualizacja im w tym pomagała. W ogóle z kimkolwiek bym nie pracowała, zawsze proszę o pokazanie mi produkcji. To takie zamiłowanie produkcyjne. (śmiech) Ale tak na serio – dzięki wizualizacji, zobaczeniu hali produkcyjnej, cyfry, które mam na fakturze, stają się dla mnie bardziej materialne, układam to sobie jak przysłowiowe puzzle. Techniczne wykształcenie mi bardzo pomaga i bardzo lubię wszystko posprawdzać, poza tym nie boję się programów komputerowych, systemów. Jak uruchamiałam firmę 13 lat temu, to byłam i sprzedawcą, księgową, informatykiem… ( śmiech) Księgowość to jak czytanie książki, krok po kroku, rozdział po rozdziale. Wszystko ma swoje etapy…
Czyli księgowość to nie tylko cyfry, ważne są relacje międzyludzkie?
Zdecydowanie tak. Żeby dobrze prowadzić księgowość, trzeba poznać przedsiębiorcę, jaki ma charakter pracy, jakie ma zamierzenia, w jakiej dynamice będzie prowadzona jego firma, co może się dziać w firmie, co ma realny wpływ przede wszystkim na podatki. Jak zbudujemy dobre relacje z klientem, to my możemy więcej wybaczyć klientowi i on nam. To działa w obie strony. Ponadto trzeba mieć wyobraźnię w księgowości.
Przeprowadza Pani z klientami szczere rozmowy, wykładacie przysłowiowe karty na stół. Ważna tu jest lojalność i otwartość. Ma Pani poczucie, że klienci trochę się spowiadają przed Panią ze swoich niedociągnięć, większych czy mniejszych grzeszków? (śmiech) Szybko wychodzi ukrywanie przede mną niektórych faktów i zaciemnianie prawdziwego obrazu firmy. Choć muszę przyznać, że takich przypadków mam naprawdę niewiele. Przedsiębiorcy obecnie inaczej podchodzą do kwestii rozmów otwartych, bez tendencyjnego „owijania w bawełnę”. Mówią, jak u nich jest, że mają np. trudności z płatnościami, że spadła im sprzedaż. Prowadzę też firmy w restrukturyzacji. Chcąc nie chcąc, klient musi być
ze mną szczery. (śmiech) Księgowy przecież czarno na białym, widzi, jaki jest zysk, obrót, przychód, a przedsiębiorcy nierzadko udają, że tego nie widzą.
Z jakimi problemami aktualnie zmagają się przedsiębiorcy?
Przede wszystkim z nieterminową płatnością, czyli, że klienci im nie płacą w terminie. Nieraz właściciel firmy spedycyjnej czeka 2-3 miesiące na swoje pieniądze, jak tak przeciągane są płatności. A on przecież musi zapłacić swoim pracownikom, zakupić nowy towar, zapłacić za paliwo – a to wszystko są jego koszty.
Jak Pani patrzy na osoby prowadzące działalność gospodarczą, to czy można rzec, iż „biznes rodzi biznes”?
Oczywiście, własny biznes daje szerokie możliwości rozwoju, poznawania nowych osób. Powstają nowe firmy na bazie tej pierwszej lub po prostu ludzie przebranżawiają się, szukając nowych wyzwań zawodowych.
Jeden z moich klientów jest prawnikiem z zawodu, a w czasie pandemii się przebranżowił i stał się handlowcem. Informatycy, programiści często przechodzą do branży deweloperskiej, to pewna fala nowych zmian na rynku pracy. Inny mój klient, który zarządzał w branży telekomunikacyjnej też poszedł w handel, wybrał to jako bardziej intratne i szybsze źródło zarobku.
Handel, przedsiębiorczość, praca u podstaw – to trwałe i niezmienne wartości kultywowane w stolicy Wielkopolski.
To prawda. Z pokolenia na pokolenie… Widzę tę żyłkę przedsiębiorczości u wielu moich klientów, co mnie bardzo cieszy.
Biznesmeni, przedsiębiorcy wiedzą, że „kto nie ryzykuje, ten nie ma”?
Nie muszę im tego tłumaczyć, oni to doskonale wiedzą. Choć ja sama nie należę do osób ryzykujących i umiejących postawić wszystko na jedną kartę. I za to podziwiam innych… Zanim coś kupię do firmy, muszę to przeanalizować, wcześniej –musiałam jeszcze uzbierać na dodatkowe zakupy, komputery itp. Jestem ostrożna, bardziej zdystansowana do wydatków. Racjonalnie podchodzę do spraw. Według mnie kobiety są mniejszymi ryzykantkami w biznesie niż mężczyźni – i tak to faktycznie jest.
Nie uczę przedsiębiorców, że warto ryzykować. Uczę zrozumieć podstawy księgowości, to, co jest potrzebne do prowadzenia własnej firmy. Lubię tłumaczyć krok po kroku – to też swego rodzaju umiejętność. Według mnie prezes danej firmy zanim podejmie newralgiczną decyzję powinien to skonsultować ze swoją księgową. Mam stałych klientów, którzy tak właśnie funkcjonują w biznesie, dzwonią do nas z konkretnym zapytaniem, czy warto, czy można…
Gdy napatrzy się Pani na cyferki, statystyki, tabele, jak Pani odreagowuje swoją pracę i obowiązki zawodowe?
Regularnie trenuję od 8 lat, miałam też taki epizod w swoim życiu, że organizowałam Fit Campy dla kobiet. Przynajmniej dwa razy do roku sama jestem uczestniczką takich sportowych zjazdów, podczas których zmęczymy się wtedy razem, (śmiech) ale te kobiece relacje, endorfiny pomagają mi w czyszczeniu głowy z wielu codziennych myśli.
Coraz mniej już siedzę, aby księgować, po prostu musiałam nauczyć się rozdysponować moje obowiązki i przekazać je dalej… choć to nie było dla mnie łatwe. (śmiech)
ZAINWESTUJ W NAUKĘ!
Studia podyplomowe MBA
na Uniwersytecie WSB Merito w Poznaniu
Kto kontynuuje naukę, pozostaje młody. Jedną z najlepszych rzeczy w życiu jest utrzymywanie swojego umysłu młodym i otwartym – taka myśl przewodnia przyświeca Uniwersytetowi WSB Merito w Poznaniu. Uczelnia z 30-letnim doświadczeniem na rynku edukacji ma już ponad 800 absolwentów studiów podyplomowych MBA, ponadto nieustannie prezentuje wysoką jakość kształcenia, a także merytoryczne partnerstwo amerykańskiej uczelni Franklin University oraz szwajcarskiej Swiss Business School. Ukończenie programu MBA i otrzymanie dyplomu Uniwersytetu WSB Merito sygnowanego przez renomowaną uczelnię to ogromny powód do dumy i satysfakcji. O atutach studiów podyplomowych, o kształceniu i doszkalaniu się na miarę XXI wieku opowiadają kierownik programu EMBA – Anna Pilc oraz kierownik programu MBA – Izabela Ordziniak.
Rozmawia: Magdalena Ciesielska | zdjęcia: Grzegorz Niklas
Już trzy dekady Uniwersytet WSB Merito kształci studentów na kierunkach biznesowych. Studia MBA przygotowane we współpracy z zagranicznymi partnerami nastawione są na rozwój praktyków biznesu. Czy to jest najwyższa dodana wartość tych studiów, czyli praktyka?
IZABELA ORDZINIAK.: Wartością tych studiów są bez wątpienia nasi wykładowcy i ich szeroka wiedza oraz wieloletnie doświadczenie jako praktyków, a także nasi uczestnicy, którzy mogą podczas zajęć dzielić się swoimi zdobytymi doświadczeniami i przykładami z życia wziętymi. Wymiana doświadczeń naszych słuchaczy jest bardzo cennym zjawiskiem.
ANNA PILC: Na naszej uczelni uważamy, że wartość studiów MBA wynika głównie z interakcji z innymi profesjonalistami z różnych branż i krajów. Widać
to przede wszystkim podczas zajęć, gdzie różnorodność doświadczeń, perspektyw i umiejętności prowadzi do cennych dyskusji, wymiany wiedzy oraz budowania sieci kontaktów, które później przynoszą korzyści zarówno w życiu zawodowym, jak i osobistym.
Co warto podkreślić, zajęcia na Uniwersytecie WSB Merito prowadzą przedstawiciele firm, trenerzy, osoby z wieloletnim doświadczeniem w różnych dziedzinach związanych z zarządzaniem.
A.P.: Tak, i w związku z tym bardzo poważnie podchodzimy do kwestii doboru kadry prowadzącej. Nie wystarczy być dobrym teoretykiem, dla nas liczy się to, aby wykładowca miał realny wpływ na biznes. Aby poprzez swoje doświadczenie dawał przykład i cenne wskazówki przy prowadzeniu działalności. A przykładów takich prowadzących mamy całe mnóstwo. Chociażby jeden z nich – podczas ostatnich zajęć – wyjaśniał zawiłości
związane z budową autostrady w Serbii, za którą był osobiście odpowiedzialny i którą udało mu się ukończyć 6 miesięcy przed czasem. To są naprawdę bezcenne zajęcia i wartościowe rozmowy.
Jak przebiegają takie zajęcia? Czy nacisk stawiany jest głównie na przykłady z życia, aktualne realia biznesowe?
I.O.: Oczywiście, bo wychodzimy z założenia, że uczestnicy naszych studiów podyplomowych to nie są stricte 20-latkowie, tylko minimum 30-latkowie lub starsi, których teorii nie trzeba uczyć. Otrzymują od nas bibliografię, wykaz konkretnych tytułów, które warto przyswoić. Natomiast na zajęciach pracują na faktycznych przykładach, rzeczywistych case’ach narzuconych przez wykładowcę lub takich z ich fi rm. W trakcie warsztatów, dyskusji i omawiania case studies menedżerowie znajdują niestandardowe sposoby rozwiązywania problemów, z którymi stykają się na co dzień w pracy zawodowej i z sukcesami mogą je wdrożyć w życie. Natomiast już na obronach opowiadają o wprowadzaniu konkretnych rozwiązań i narzędzi, jakich nauczyli się podczas MBA, np. jak wprowadzają nowe linie produkcyjne, jak robią relokację firm. Praktyczne zajęcia są bardzo różnorodne i niezwykle wartościowe, często dostosowane do indywidualnych potrzeb naszych uczestników.
Jak udaje Wam się zachęcić potencjalnych kandydatów, aby rozpoczęli studia MBA właśnie tutaj?
A.P.: Oprócz znakomitych wykładowców mamy bardzo merytoryczny program. Oczywiście dużą pomoc w tej kwestii dostajemy od uczelni, z którymi współpracujemy; a są to dwa światowej klasy ośrodki: Franklin University w Stanach Zjednoczonych oraz Swiss Business School. Mamy więc międzynarodowe wsparcie cenionych i doświadczonych instytucji.
I.O.: Bardzo mocno oddziałujemy także na naszych byłych już studentów. Rok rocznie organizujemy zjazd absolwentów, który prowadzony jest przez znaną osobę ze świata szeroko pojętego biznesu. W zeszłym roku naszym gościem był Paweł Tkaczyk, ekspert od marketingu i budowania marki, który opowiadał o grywalizacji, czyli wykorzystaniu elementów gier i technik w kontekście niezwiązanym z grami, tak aby zaangażować ludzi, motywować ich do działania
i pobudzać do nauki. Tłumaczył również jak ważny jest storytelling, jaką ma wartość w biznesie. Zapraszamy osobistości z konkretnych dziedzin i nasi słuchacze to bardzo cenią. W trakcie studiów organizujemy również dedykowane studentom MBA bezpłatne webinaria z tematyki rozwoju osobistego, komunikacji, HR czy też ESG.
A.P.: Dla przykładu w zeszłym roku zaprosiliśmy do promocji naszego programu MBA Artura B. Chmielewskiego (to B. to jego znak rozpoznawczy), konstruktora sond kosmicznych, inżyniera, kierownika misji międzyplanetarnych. Pierwszego Polaka pracującego w NASA. Pan Artur podczas wywiadu opowiadał o pracy w Jet Propulsion Laboratory (JPL), o tym jak ważna jest edukacja i jak szanowane są studia MBA za granicą.
W ofercie Uniwersytetu WSB Merito znajdują się 4 różne programy MBA. Jakiego obszaru dotyczą, czym różnią się te programy?
A.P.: W trybie stacjonarnym odbywają się Executive MBA oraz studia MBA, a w formie hybrydowej i on-line MBA HR, a także obecnie bardzo popularne MBA Zarządzanie w podmiotach leczniczych.
I.O.: Jeśli chodzi o jakość prowadzenia zajęć to wszystkie programy MBA są na tym samym, bardzo wysokim poziomie. Bez względu na sposób ich prowadzenia. Mam tu na myśli formę stacjonarną oraz on-line.
Np. pierwszy semestr studiów na MBA Zarządzanie w podmiotach leczniczych uczy ogólnie zarządzania w przedsiębiorstwie, natomiast kolejne dwa semestry są tematyczne i prowadzone są już przez specjalistów z danej branży, lekarzy,
doktorów, osoby zarządzające szpitalami; to są zarówno dydaktycy z doświadczeniem w branży medycznej, jak i osoby zarządzające już w tego typu przedsiębiorstwach. A.P.: Master of Business Administration i Executive MBA to studia dla kadry menedżerskiej. Wysokiej jakości program ma pomóc im wzmocnić kompetencje w obszarze podejmowania przyszłych decyzji i kolejnych działań w biznesie. W trakcie praktycznych zajęć uczestnicy uzupełniają i aktualizują wiedzę z różnych dziedzin biznesu.
Wspomniały Panie o kadrze managerskiej. To do niej skierowane są studia podyplomowe na Uniwersytecie WSB Merito?
I.O.: Wszystkie nasze programy MBA dedykowane są przede wszystkim do kadry managerskiej, do osób, którym brakuje pewnych narzędzi w zarządzaniu większym zespołem ludzi. Dawniej nadzorowali 10 osób, a po zmianach i rozwoju mają pod sobą około 100 osób – trzeba więc wdrożyć nowe metody, techniki. Tego właśnie ich uczymy. Ponadto studia podyplomowe na naszej uczelni kierujemy również do osób, które awansują u siebie w firmach na stanowiska managerskie, a chcą doszkolić się w umiejętnościach miękkich i twardych. Nie tylko edukujemy tu o finansach, o prawie, mówimy również o tworzeniu kultury organizacyjnej w firmach, o komunikacji – co obecnie jest bardzo ważne.
Co warto zaznaczyć, studia na Uniwersytecie
WSB Merito skierowane są do ludzi
świadomych, dojrzałych, Nastawionych na rozwój swój, swojej firmy oraz ludzi, za których są odpowiedzialni Nasi studenci zachwalają jakość i poziom prowadzonych zajęć, z sukcesem wykorzystują praktyczną wiedzę i umiejętności, które następnie realizują w swoich miejscach pracy.
A.P.: To są osoby, które zasiadają w zarządach firm, na wysokich stanowiskach w spółkach. Ale są też młodzi, zdolni ludzie którzy dla awansu, lub zmiany pracy szukają sposobu na rozwój i podniesienie kompetencji. Wszyscy oni chcą nadążać za zmieniającymi się trendami w świecie biznesu. Mamy na EMBA np. słuchaczy – dyrektorów zarządzających, którzy sami od siebie oczekują więcej, podnoszą sobie życiową poprzeczkę, tak aby lepiej funkcjonować w środowisku biznesowym.
Jaki jest wspólny mianownik podczas rekrutacji na studia MBA, o których mówimy?
A.P.: Niewątpliwie jest to doświadczenie! Aplikujące do nas osoby, które zapraszamy na rozmowę rekrutacyjną, muszą mieć doświadczenie. Najlepiej jeśli będą managerami z kilkuletnim doświadczeniem. Na MBA, MBA HR oraz MBA Zarządzanie w podmiotach leczniczych wymagany jest 3-letni staż na stanowisku managera, a na
angielskojęzyczny program Executive MBA aż 5-letnie. Swoją wiedzę i doświadczenie nasi studenci wykorzystują podczas zajęć, przygotowywanych projektów w grupach czy w pracy indywidualnej.
Kiedy startujecie z nowym naborem do programów MBA? I jak długo trwa nauka?
I.O.: Nabór do programu rozpoczynamy co roku z początkiem wiosny. Natomiast same studia MBA na wszystkich kierunkach ruszają w październiku. Kierunki stacjonarne trwają 4 semestry, a te w formie on-line są 3 semestralne.
Jak często odbywają się zjazdy?
I.O.: Średnio raz w miesiącu. Programy różnią się ilością godzin, na studiach Executive jest ich zdecydowanie najwięcej, ponieważ tam zajęcia trwają od piątku do niedzieli. Pozostałe programy MBA mają zajęcia w sobotę i w niedzielę.
Jaki jest wiek słuchaczy, studentów MBA?
I.O.: Średnia wieku to przedział między 30 a 40 lat, ale mamy bardzo doświadczone osoby na wysokich stanowiskach w wieku 50 plus czy 60. A na drugim biegunie –miałam np. w grupie MBA 27-latka, który przechodził sukcesję w swojej rodzinnej firmie. Zatem rozpiętość wiekowa jest duża, co nas bardzo cieszy.
A.P.: Studenci cenią sobie tę różnorodność wiekową. Jak wiemy każde pokolenie wznosi coś nowego do firmy. Poza tym, w pracy wymaga się od pracownika, aby na każdym
szczeblu swojej kariery umiał współpracować i komunikować się z wieloma ludźmi, bez względu na ich wiek.
W jaki sposób przebiega rekrutacja?
A.P.: Wnioski oraz wszystkie pozostałe dokumenty można składać drogą elektroniczną, czyli dzięki formie on-line dajemy szerszą możliwość aplikacji. Nawet ostatni etap, czyli rozmowa kwalifikacyjna, łącznie z podpisem elektronicznym może odbyć się zdalnie. Taka forma jest na pewno korzystana dla wszystkich kandydatów spoza Poznania.
Jak wygląda rozmowa rekrutacyjna?
I.O.: Każda rozmowa jest spersonalizowana, pytania dostosowane są do wiedzy i doświadczeń aplikanta, zapisanych w jego CV. Rozmowa dotyczy ich doświadczenia zawodowego oraz planów na rozwój.
A.P.: Ponadto – od tego roku – wprowadzony jest test rozwoju kompetencji, a przy aplikacji na studia Executive MBA dodatkowy egzamin z biznesowego języka angielskiego, dla tych, którzy nie mają certyfikatu z j. ang. TOEFL.
Podobno w tym roku szykujecie dodatkową niespodziankę dla zainteresowanych rozwojem na poziomie MBA? Cóż to takiego?
A.P.: Przygotowaliśmy nowy kurs, który zorganizowany jest wraz z uczelnią w Finlandii - Aalto University, i dotyczyć będzie obszaru równoważonego rozwoju. Kierujemy go w szczególności do managerów po ukończonym już na naszej uczelni MBA, ale także do absolwentów pozostałych kierunków studiów podyplomowych i pasjonatów dziedziny z obszaru ESG. Kurs Masterclass Sustainability to wyjście naprzeciw oczekiwaniom rynku, oczekiwaniom naszych absolwentów. Stworzyliśmy unikatowy na Polskim rynku kurs i jesteśmy przekonani, że przekazana w nim wiedza pozwoli jego uczestnikom wywindować ich firmy ponad konkurencję w danej branży.
Poznański Prestiż
WARTO GŁOSOWAĆ LOKALNIE: krótka historia wyborów samorządowych!
Już na początku kwietnia ponownie udamy się do urn wyborczych, aby wybrać tym razem nasze lokalne władze i reprezentantów. Wybory samorządowe od lat pozostają najbardziej popularnymi wyborami w kraju.
Tekst: Zuzanna Kozłowska | Zdjęcia: Adobe Stock
Głosując w Poznaniu na poznaniaków, czujemy, że mamy znaczny wpływ na naszą przyszłość oraz naszych sąsiadów. Wybory te są symbolem wolności, tej lokalnej. Przekonajmy się więc, jak to się stało, że demokracja dosięgnęła lokalnej władzy w Polsce.
Początki samorządności w Polsce
27 maja 1990 roku Polska świętowała niezwykle ważny moment w swojej historii demokratycznej – pierwsze od kilkudziesięciu lat i zarazem pierwsze w III Rzeczypospolitej w pełni wolne wybory samorządowe. Uczestniczyło w nich
zaledwie 42% uprawnionych do głosowania, co było wynikiem słabszym niż w przypadku wyborów do Sejmu „kontraktowego”. Mimo to elekcja ta spotkała się z międzynarodowym uznaniem za swoją demokratyczność, wolność, sprawiedliwość i bardzo dobrą organizację. Reforma samorządowa z 1990 roku, choć niepełna, zapoczątkowała nowy rozdział w historii samorządności w Polsce, który kontynuowano poprzez wprowadzenie kolejnych zmian, w tym stworzenie dwóch dodatkowych szczebli samorządu – powiatów i samorządowych województw w 1999 roku oraz wprowadzenie bezpośredniego wyboru wójtów, burmistrzów i prezydentów miast w 2002 roku. Było to jednak tylko podtrzymanie zwyczajów demokratycznych, które były z nami od stuleci. Samorząd terytorialny w Polsce ma długą i bogatą tradycję, sięgającą późnego średniowiecza. Wtedy to kształtował się złożony system urzędów lokalnych
i sejmików, stanowiących fundament funkcjonowania całej struktury państwowej Rzeczypospolitej.
Znaczenie samorządu dla demokracji
Historia wyborów samorządowych w Polsce pokazuje, jak istotne w procesie budowania silnego i demokratycznego państwa jest zaangażowanie na poziomie lokalnym. Poprzez bezpośredni udział w wyborach samorządowych, mieszkańcy mają realny wpływ na wybór osób zarządzających ich gminami, miastami czy powiatami, co z kolei wzmacnia poczucie wspólnoty i odpowiedzialności za wspólne dobro.
Wybory samorządowe są również okazją do manifestowania lokalnej tożsamości oraz promowania inicjatyw, które odpowiadają na specyficzne potrzeby danego regionu. Dzięki temu samorządy mogą realizować założenia bardziej dopasowane do oczekiwań i warunków życia swoich mieszkańców, a także bardziej efektywnie wykorzystywać lokalne zasoby. W tym kontekście samorząd terytorialny w Polsce, dzięki swojej wielowymiarowej roli i historycznemu dziedzictwu, stanowi kluczowy element systemu demokratycznego, sprzyjający budowaniu społeczeństwa obywatelskiego.
Angażuj się lokalnie!
Dzisiejsze społeczeństwo polskie stoi przed wieloma wyzwaniami, od ekologicznych po społeczne, które wymagają nie tylko globalnych, ale przede wszystkim lokalnych rozwiązań.
Samorządy, będące najbliżej obywateli, odgrywają kluczową rolę w kształtowaniu przyszłości naszych wspólnot. Historia samorządności w Polsce pokazuje, że siła lokalnej demokracji leży w aktywnym uczestnictwie każdego z nas.
Angażując się w życie naszych gmin, miast i powiatów, nie tylko przyczyniamy się do budowania silniejszej demokracji, ale także tworzymy przestrzeń, w której każdy głos ma znaczenie. Poprzez uczestnictwo w wyborach samorządowych, wspieranie lokalnych inicjatyw czy aktywny dialog z przedstawicielami władz lokalnych, każdy z nas może mieć realny wpływ na kształt naszej najbliższej rzeczywistości. Jako mieszkańcy, mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek aktywnego uczestnictwa w wyborach samorządowych.
Ku lepszej przyszłości przez lokalne działanie
Polskie doświadczenie pokazuje, że droga do pełnej samorządności oraz decentralizacji władzy nie jest łatwa i wymaga czasu. Jest jednak niezbędna dla rozwoju demokracji i budowania społeczeństwa, w którym obywatele mają realny wpływ na swoje otoczenie. Utrzymywanie i rozwijanie tradycji samorządowej, zgodnie z najlepszymi europejskimi praktykami, pozostaje jednym z kluczowych wyzwań na drodze do jeszcze silniejszej i bardziej zintegrowanej wspólnoty. Tego właśnie życzymy sobie w Wielkopolsce, zachęcając wszystkich, aby udać się 7 kwietnia do urn. Zadbajmy o swoje, tej!
t-shirt z biustonoszem Elisabetta Franchi (Pasaż +1), spódnica Weekend Max Mara (Pasaż +1), buty Bimba y Lola (Atrium +1),beret Qπш Robert Kupisz (Atrium 0), skarpetki Zara (Atrium 0)
Wiosenny repertuar trendów
Romanse, western, science fiction – przenikanie się gatunków to modus operandi mody SS’24. Ubrania są kanwą do tworzenia nowych historii i obrazów. Sprawdzamy, czym w nowym sezonie inspirują marki Starego Browaru.
Moda to teatr. Jest scena: wybieg, showroom, plan zdjęciowy. Są aktorzy: modelki, influencerzy, celebryci. Widowiska reżyserują projektanci, styliści, art directorzy. Światła, muzyka, scenografia i najciekawsze – stroje. Jeden kostium z powodzeniem może zagrać w kilku produkcjach, zmieniając tożsamość, osobowość i nastrój.
Kowbojki i kosmitki
„Ubranie, nie przebranie” – grzmią kobiece magazyny i portale o stylu. Na przekór – niczym maluchy przed balem przebierańców –wskakujemy w kowbojskie odzienie i kosmiczne uniformy. Nie szata zdobi człowieka, ale kostium czyni bohatera. Patrzysz: sukienka. Ładna, kolorowa. Dodajesz rękawiczki, fluo makijaż i następuje dramatyczny zwrot akcji: dziewczyna z sąsiedztwa staje się diwą. Beżowy set w duchu dyskretnego luksusu pokazuje pazury doprawiony nietypowym nakryciem głowy czy ekstrawagancką torebką. Drobna zmiana w didaskaliach, piorunujący efekt. A gdzie w modowym spektaklu jest miejsce dla nas? Bierna publiczność? Skądże znowu. W akcie trzecim scena zmienia się w ulicę, scenariusz –w improwizowaną rzeczywistość. Czas dać ubraniom prawdziwe życie. A to także nie lada sztuka.
Stylizacje: Monika Biała (@bialadsgn)
Modelki: Amelia / Uncover Models (@ameliaanisiewicz), Maggy / B.OLD Models (@maggy_outlook)
Zdjęcia: Bartek Smolarek (@halozdjecie)
Make-up: Paulina Kurkowiak (@paulina_kurkowiak)
Art direction: Monika Biała, Joanna Tupalska
Produkcja: Iwona Chrząstowska, Marcin Gregorczyk, Joanna Tupalska
Tekst: Marta Kabsch
sukienka Elisabetta Franchi (Pasaż +1), torebka Weekend Max Mara (Pasaż +1), okulary Design Optyk (Pasaż +1)
kombinezon Elisabetta Franchi (Pasaż +1), torebki Bimba y Lola (Atrium +1), torebka-gwiazdka Zara (Atrium 0)
body La Mania (Pasaż +1), biżuteria Orska (Dziedziniec), okulary Design Optyk (Pasaż +1)
Qπш Robert Kupisz (Atrium 0), spódnica Zara (Atrium 0)
kurtka Tommy Jeans (Pasaż 0), t-shirt Tommy Hilfiger (Pasaż 0), kapelusz –własność stylistki biały top COS (Dziedziniec), marynarka
komplet La Mania
komplet
Qπш Robert Kupisz
top i spódnica Massimo Dutti (Atrium 0), dżinsy Qπш Robert Kupisz (Atrium 0), pas Desigual (Atrium 0 / Modivo Pasaż +1), kapelusz –własność stylistki
Max Mara (Pasaż +1), torebka COS (Dziedziniec), biżuteria Bimba y Lola (Atrium +1) i YES (Atrium +1);
Maggy : komplet Weekend
Amelia: t-shirt z biustonoszem Elisabetta Franchi (Pasaż +1), beret Qπш Robert Kupisz (Atrium 0)
top Dorothee Schumacher (Pasaż +1), klips Bimba y Lola (Atrium +1)
kurtka i dżinsy Dorothee Schumacher (Pasaż +1), koszula i naszyjnik Zara (Atrium 0)
kurtka i legginsy La Mania (Pasaż +1), top Elementy (Pasaż +1), okulary Design Optyk (Pasaż +1)
PANTERA WKRACZA na ulice miast
W świecie mody zawsze jest miejsce na dzikość i odwagę, a w tym sezonie nie ma nic bardziej porywającego niż print pantery. Ten śmiały wzór niesie ze sobą drapieżność i ekstrawagancję.
Inspirowany pięknem i naturą, podbija serca fashionistek na całym świecie. Od wybiegów po ulice miast, print pantery króluje, dodając odrobinę dzikości do codziennego stylu.
TeksT: Anna Śmiechowska
Print panterka wywodzi się z inspiracji charakterystycznym wzorem futra pantery, która jest używana w modzie od lat. Jest popularny w różnych dziedzinach mody, od ubrań po dodatki, jak również w sztuce użytkowej i wnętrzarskiej. Cętki pantery towarzyszyły ludziom już w starożytnym Egipcie. W „panterę” ubierano bóstwa, w średniowieczu zarezerwowana była dla królów, przez setki lat kojarzona z luksusem i potęgą. Wzór panterki pojawił się po raz pierwszy w modzie w latach 20. XX wieku i od tego czasu regularnie powraca jako jeden z klasycznych trendów.
Wielki powrót
Cętki pantery powróciły w 2024 roku w nowoczesnej formie, prezentując się w różnych odcieniach i interpretacjach. Niezależnie od tego, czy preferujesz klasyczną panterkę w odcieniach brązu i czerni, czy może bardziej awangardowe wersje, na pewno znajdziesz coś dla siebie. Wzór ten znany jest od dawna i zapewne niejedna z nas ma w szafie dodatek lub ubranie z nim w roli głównej. Jeśli nie jesteś fanką odważnych stylizacji, zawsze możesz go akcentować. Apaszka, pasek, okulary słoneczne będą super alternatywą dodającą wyrazu stylizacji. Na co dzień –jeśli boisz się zbyt odważnego wyglądu – zacznij od dodania subtelnych dodatków w print pantery, które dopełnią stylizację szczyptą ekstrawagancji. Są super sposobem na odświeżenie klasycznej stylizacji.
Jak nosić?
Spódnica w print pantery to absolutny must-have tego sezonu. Połącz ją z prostym topem i klasycznymi butami na płaskim obcasie, aby stworzyć wyrafinowany, a zarazem odważny look. Nie tylko na spacer, ale również do pracy. Jeśli lubisz, gdy wszystkie oczy skierowane są w twoim kierunku, postaw na totalny look w print pantery. Wiosenny trencz w tym wzorze, spodnie i botki – to zestaw, który z pewnością przyciągnie uwagę na ulicy. Futerko w panterę? Oczywiście, tylko sztuczne!
ZARA JEANS
Na ostatnich Fashion Weekach w Paryżu i Mediolanie goście pokazów stawiali na panterkę w postaci mocnego akcentu. Większość z nich wybrała futro w panterkę, sygnalizując, że ten element garderoby to must have sezonu.
Nie tylko dla kobiet
Warto również wspomnieć, że print pantery nie jest zarezerwowany tylko dla kobiet. Coraz więcej męskich kolekcji prezentuje odważne wzory inspirowane dziką przyrodą, a print pantery jest wśród nich absolutnym hitem. Wspomnę również, że doskonale łączy się zarówno z klasycznymi kolorami – bielą, czernią i brązem, jak i fenomenalnie prezentuje się z bardziej nasyconymi kolorami, począwszy od czerwieni, kończąc na jaskrawych neonach. Obudźmy ulice miast, pokażmy pazura pantery w naszych stylizacjach.
MOCNE KOLORY W MĘSKIEJ MODZIE. Siła, styl i wyraz osobowości
Dziś bardziej niż kiedykolwiek jesteś tym, co nosisz. To nie nasze ubrania nas definiują.
To my oznajmiamy światu kim jesteśmy, poprzez to, w jaki sposób siebie przedstawiamy.
Kolor w modzie stanowi rodzaj komunikacji.
Teks T : Robert Karger | z djęcia : Adam Trzaska, Adobe stock | P R ojek T y : Robert Karger
WBezpieczna czerń
Kiedy mówimy o modzie męskiej, często dominuje przekonanie, że neutralne, stonowane kolory są bezpiecznym wyborem. Kolor czarny niewątpliwie jest ochronny, możemy się ukryć, wtopić w tłum. Czerń sprawia, że czujemy się bezpiecznie, łatwo wpasujemy się w sytuację wymagającą od nas elegancji czy wyrafinowania. Niemniej jednak coraz więcej mówi się o sile i stylu, które niosą za sobą mocne kolory. W dzisiejszych czasach moda męska przestaje
naszej garderobie powinny znajdować się komplety na każdą okoliczność. Sprawdzone, dobrze przemyślane, sprawiające, że łatwo dopasujemy się do zaistniałej okazji. Zazwyczaj nasz ubiór idzie także w parze z wygodą. A gdyby tak podnieść poprzeczkę i wyjść ze strefy komfortu? To wymaga otwartości na zmiany, odwagi i przeciwstawienia się powszechnym przekonaniom „poprawnego ubierania się”. „Gdzie w tym wyjdę?”, „do czego będę to nosił?”, „to nie mój kolor” – te utarte schematy tkwią w naszych głowach, odzywając się najczęściej podczas zakupów. Spróbuję dziś Was przekonać, że zanurzając się w świat mody, odkrywamy ocean możliwości, w którym barwy stają się nie tylko elementem ubioru, a także głosem, który wyraża naszą osobowość i charakter. Komunikujmy się z otoczeniem, wyrażając nasz nastrój kolorem.
być jedynie funkcjonalną zasłoną codzienności, ewoluując w kierunku śmiałej i pełnej wyrazu formy samoekspresji. Stajemy przed szansą zdefiniowania siebie nie tylko poprzez czyny, ale i poprzez barwny język ubioru. W tym kontekście, kolor odgrywa kluczową rolę w modowym alfabecie, stając się narzędziem komunikacji niewerbalnej i osobistego akcentu w naszej garderobie.
Pewna siebie czerwień
Czerwień, symbol pewności i siły, może stać się katalizatorem zmian, przyciągając spojrzenia i dodając odwagi w codziennych wyborach stylizacyjnych. Przykładem może być sytuacja, jakiej osobiście doświadczyłem kilka lat temu, pracując nad wizerunkiem Adama Pecyny, ówczesnego finalisty Mister Poland w 2018 roku. Przygotowałem kilka stylizacji, jednak największe emocje wywołał czerwony dopasowany golf: „To nie jest mój kolor, tego nie założę, nie noszę takich rzeczy”. Był to dość symboliczny moment w przemianie Adama, który ostatecznie zaufał mi, a golf, który stanowił przeszkodę, stał się kamieniem milowym w procesie poszerzania świadomości własnego wizerunku. Czerwień sprawiła momentalnie, że Adam poczuł się pewnie, niewątpliwie dostał zastrzyk energii i radości. Warto zdać sobie sprawę, że czasami to, co wywołuje w nas emocje, budzi opór, jest właśnie tym, co pomoże nam wyjść ze schematu, jeśli sobie na to pozwolimy.
Soczysta pomarańcza
Kolor pomarańczowy, tak rzadko doceniany, wprowadza do męskiej garderoby nutę optymizmu, pobudzając
kreatywność i pozytywną energię w każdej stylizacji. Wykorzystanie tego energetyzującego koloru, nawet w postaci subtelnych dodatków, może odświeżyć i ożywić tradycyjne zestawienia.
Nieoczywisty fiolet
Nie należy jednak ograniczać się jedynie do krzykliwych barw. Subtelniejsze odcienie, takie jak fiolet, mogą dodać stylizacji męskiej nuty luksusu i oryginalności, podkreślając unikalność i wyrafinowany gust, szczególnie, że jest kolorem kojarzonym z władzą i przywództwem. Biały, z kolei, wnosi do garderoby świeżość i lekkość, idealnie komponując się w letnich stylizacjach, również z nieoczywistym fioletem.
Kolory są trendy
Obserwując ostatnie tendencje, widzimy, że projektanci coraz śmielej eksperymentują z paletą barw, oferując mężczyznom możliwości wyrażania siebie przez modne i wyraziste ubrania. Odważne kolory i nieoczekiwane kombinacje pozwalają na indywidualne dostosowanie modowych wyborów, odzwierciedlając jednostkowe preferencje i osobowość. Zachęcam mężczyzn do eksplorowania świata mody z odwagą i otwartością, wykorzystując kolor jako narzędzie do wyrażania swojej unikalności i emocji. Niech każdy wybór ubioru będzie odważnym krokiem ku świadomemu kształtowaniu własnego wizerunku. Pamiętajmy, moda to nie tylko ubiór, to sposób na komunikację z otoczeniem i manifestowanie swojej indywidualności.
ROBERT KARGER – poznański projektant mody i stylista. Spędził tysiące godzin, stylizując i kreując wizerunki przyjaciół, klientów, artystów i biznesmenów. Dzięki 15-letniemu doświadczeniu, tutaj dzieli się swoimi pomysłami i mówi o tym, jak zainicjowanie zmiany postrzegania swojego wizerunku może ostatecznie uczynić nas szczęśliwszymi.
Wiosenne trendy w pielęgnacji skóry
Na pierwszy plan trendów wiosennych wysunęła się świadoma pielęgnacja. Aktualne oferty branży beauty odpowiadają na potrzeby konsumentów, bazując na innowacyjnych składnikach i nowoczesnych formułach swoich produktów. Na czym polega świadoma pielęgnacja?
TeksT: Joanna Igielska-Kalwat | zdjęcie: Prywatne archiwum J.I.-K.
Poznajmy 5 prostych kroków, dzięki którym już wkrótce, na własnej skórze zobaczymy satysfakcjonujące efekty.
KROK 1. Dokładne oczyszczanie
Jeśli zdarza Ci kłaść do łóżka bez dokładnego oczyszczania skóry, musisz zdawać sobie sprawę z konsekwencji. Twoja skóra będzie wyglądała na dużo starszą, szarą, wiotką oraz niedostatecznie nawilżoną. Dokładne oczyszczanie to podstawa i pierwszy krok w pielęgnacji.
KROK 2. Produkt all-in nie wystarczy
Kiedy skóra jest już prawidłowo oczyszczona, należy użyć produktów tonizujących, aby przywrócić jej odpowiednią wartość pH. Po toniku aplikujemy serum i krem. Te produkty to idealny duet, którego nie należy rozdzielać. W zależności od potrzeb skóry możemy zastosować serum: wygładzające, nawilżające, antyoksydacyjne, anty anging, wyciszające, regenerujące czy też rozświetlające. Końcowym etapem pielęgnacji jest aplikacja odpowiedniego kremu, który w połączeniu z serum da skórze to, czego potrzebuje. Wybierając krem, należy zwrócić uwagę na substancje aktywne oraz na formułę kosmetyku.
KROK 3. Dlaczego stosujemy inny krem do twarzy i inny pod oczy?
Skóra wokół oczu jest cieńsza. Dlatego też ma inne potrzeby. W zależności od rodzaju skóry, wybierzmy krem z retinolem o efektywnym i kompleksowym działaniu przeciwstarzeniowym, korygującym niedoskonałości, odżywiającym i regenerującym. Taki produkt spowalnia procesy starzenia się skóry. Sprawia, że zmarszczki, bruzdy, kurze łapki zostają wygładzone. Delikatna skóra pod oczami nabiera blasku, witalności, elastyczności, sprężystości i jędrności. Jeżeli chcemy zniwelować worki i zasinienia pod oczami, warto sięgnąć po niacynamid i stabilne formy kwasu askorbinowego.
KROK 4. Komplementarne podejście
Skuteczna pielęgnacja skóry to systematyczność i mądre wybory. Dlatego warto uzupełniać codzienną pielęgnację o profesjonalne zabiegi.
KROK 5. Świadoma pielęgnacja to świadome życie i wybory
Pamiętaj, że Twoja dieta i styl życia mają wpływ na to, jak wygląda Twoja skóra. Jedząc wysoko przetworzoną żywność, nadmierną ilość tłuszczy nasyconych i cukru, Twoja skóra – pomimo odpowiedniej pielęgnacji – nie będzie w dobrej formie.
Wbrew opiniom świadoma pielęgnacja nie wymaga wiele czasu oraz dużych nakładów finansowych. Pamiętajmy, aby wybierać produkty o potwierdzonej skuteczności. Świadomie powalczmy o zdrową i piękną skórę. Ważnym dopełnieniem w omawianym procesie jest minimalistyczny makijaż. Zbyt duża ilość makijażu wpływa negatywnie na elastyczność oraz
nawilżenie. Odstresujmy naszą skórę. Skóra odstresowana to kolejny widoczny trend wiosenny. Zbyt duża ilość czynników stresujących, zanieczyszczenie powietrza, siedzący tryb życia, zamknięcie w biurze, klimatyzacja czy emisja niebieskiego światła wpływają na jej kondycję. Objawy stresu na skórze, widoczne są pod postacią stanów zapalnych, wyprysków czy nadmiernego przesuszenia na zmianę z nadprodukcją sebum, a także wzmożoną wrażliwością. Koncerny beauty zauważyły, że problem jest coraz poważniejszy, dlatego na drogeryjnych półkach możemy znaleźć coraz więcej kosmetyków do skóry zestresowanej. W składzie produktów kosmetycznych wypatrujmy adaptogenów, antyoksydantów, płatków owsianych, kanabisu, aloesu, lawendy albo jaśminu. Właśnie te substancje działają uspokajająco i kojąco.
Wiosną dużą popularnością cieszą się także kosmetyki pielęgnacyjne w płatkach. To już nie tylko maseczki pod oczy czy plastry na wypryski. Producenci kuszą nas płatkami na zmarszczki, chroniące przed słońcem czy plastry do aromaterapii. Płatki do pielęgnacji skóry łączą w sobie szybkie efekty z przyjemnością stosowania.
Coraz większą wagę przywiązujemy do ochrony przeciwsłonecznej. Krem z filtrem latem może nie wystarczyć. Przed szkodliwym działaniem promieni UVA i UVB chcemy chronić się świadomie oraz szybko. Koncerny kosmetyczne wprowadziły kosmetyki z filtrem w wydaniu poręcznym: specjalne sztyfty albo balsamy do ust. Istotna jest też lekkość formuły kosmetyków przeciwsłonecznych. Sięgamy po nie często, dlatego nie mogą obciążać skóry czy zapychać porów. Produkty te muszą być nieinwazyjne, ale i niewidoczne na skórze. Rozświetlające kosmetyki, królują w ofercie wiosennej. Po zimie chcemy nadać naszej skórze lekkości i blasku. Formuły rozświetlające odbijają światło dzięki perłowym mikropigmentom, redukują widoczność porów, zmarszczek i niedoskonałości. Dopasowują się do każdej karnacji. Pozostawiają skórę długotrwale nawilżoną, odmłodzoną, aksamitnie gładką oraz zabezpieczają przed zanieczyszczeniami miejskimi.
Najważniejszym trendem nie tylko wiosny jest personalizacja. Pamiętajmy, aby dobierać kosmetyki zgodnie z własnymi potrzebami oraz stanem skóry. Zamiast kremu do wszystkiego, wybierajmy te, które dedykowane są naszemu typowi cery.
KOBIETA JAKO
PACJENT KARDIOLOGICZNY
Choroby układu krążenia są główną przyczyną umieralności kobiet, są odpowiedzialne za około
40-50% zgonów w grupie kobiet. Przewyższają tym samym ponad dwukrotnie liczbę zgonów spowodowaną wszystkimi nowotworami łącznie. Dziesięć razy więcej kobiet jest dotkniętych chorobą wieńcową i udarem mózgu niż rakiem piersi.
Teks T : dr n. med. Lucyna Woźnicka-Leśkiewicz | z djęcia : Katarzyna Loga, Adobe Stock
MMenopauza a ryzyko choroby wieńcowej
Średnia wieku menopauzy mieści się w przedziale 48-52 lat. U części kobiet proces ten zachodzi jednak wcześniej. W badaniach klinicznych udowodniono, że palenie papierosów w znaczący sposób go przyśpiesza. Każdy rok opóźnienia wystąpienia menopauzy zmniejsza ryzyko chorób sercowo-naczyniowych o około 2%. Oznacza to, że kobieta miesiączkująca po raz ostatni w 40 roku życia ma o około 20% większe ryzyko kardiologiczne niż kobieta, która wchodzi w okres menopauzy w wieku 50 lat.
Menopauza wiąże się z szeregiem istotnych zmian zachodzących w organizmie
kobiety. Rośnie stężenie cholesterolu całkowitego, LDL-cholesterolu oraz trójglicerydów. Spada natomiast poziom mającego korzystne działanie HDLcholesterolu. Pogorszeniu ulega także metabolizm glukozy. Narasta zjawisko insulinooporności, które prowadzić może do rozwoju cukrzycy ze wszystkimi jej powikłaniami.
Czym różnią się kardiologicznie kobiety od mężczyzn?
Istotną odmiennością odnośnie czynników ryzyka choroby wieńcowej u kobiet jest ochronne działanie estrogenów. Z tego powodu u kobiet w średnim wieku częstość występowania choroby wieńcowej jest niższa niż u mężczyzn. Objawy choroby niedokrwiennej serca pojawiają się u kobiet około 10 lat później i mogą różnić się w obu grupach. U kobiet częściej występuje duszność, męczliwość oraz uczucie kołatania serca. Po menopauzie hormonalna ochrona u kobiet zanika, a ryzyko choroby zwiększa się do poziomu ryzyka u mężczyzn i zrównuje się zupełnie po 75 roku życia.
Czy kobiety mają wpływ na moment wystąpienia menopauzy?
Jedynym rozwiązaniem pozostaje uczynienie wszystkiego, by menopauza wystąpiła jak najpóźniej. Jest to możliwe choćby przez rzucenie palenia papierosów, które jak udowodniono, przyśpiesza wygaszanie czynności hormonalnej jajników.
Jaki wpływ „na serce” ma otyłość i cukrzyca?
Otyłość jest istotnym czynnikiem ryzyka choroby wieńcowej. U kobiet po 45 roku życia ryzyko pojawienia się cukrzycy jest wyższe niż u mężczyzn w tym samym wieku. Pacjentki z cukrzycą charakteryzują się większą śmiertelnością, wyższym ryzykiem wystąpienia ponownego zawału serca, a także częstszym rozwojem niewydolności serca niż mężczyźni.
Nadciśnienie tętnicze jako czynnik ryzyka chorób sercowo-naczyniowych
Do 55 roku życia więcej mężczyzn niż kobiet choruje na nadciśnienie tętnicze. Jednak w grupie po 75 roku życia tendencja ta odwraca się i kobiety stają się główną grupą osób chorujących na nadciśnienie. Częstym następstwem
tego schorzenia jest przerost lewej komory serca oraz niewydolność serca z zachowaną funkcją skurczową, które u kobiet wiążą się z gorszym rokowaniem niż u mężczyzn.
HDL cholesterol = dobry cholesterol
U kobiet większe znaczenie niż u mężczyzn ma HDL cholesterol, czyli tzw. „dobry cholesterol”. Dlatego jest szczególnie ważne utrzymywanie go na jak najwyższym poziomie. Można tego dokonać nie tylko za pomocą leków, ale również, a może przede wszystkim, poprzez regularny wysiłek fizyczny oraz zdrową dietę.
Aktywność fizyczna u kobiet jako profilaktyka chorób sercowo-naczyniowych
Aktywność fizyczna powinna stać się elementem codziennego funkcjonowania. Nawet umiarkowane ćwiczenia fizyczne wykonywane regularnie przynoszą zadowalające efekty. Należy pamiętać, że – aby utrzymać ten efekt lub dodatkowo pozbyć się zbędnych kilogramów –konieczne jest kontynuowanie ćwiczeń najlepiej codziennie, przez cały rok, niezależnie od pory roku.
Jak intensywne powinny być treningi?
Umiarkowana intensywność ćwiczeń fizycznych oznacza, że częstość rytmu serca na minutę mieści się w granicach 50-60% tętna maksymalnego (wysiłek interwałowy).
Tętno maksymalne wylicza się z prostego wzoru: 220 – wiek (w latach)
Należy pamiętać, że opisana powyżej zasada dotyczy osób zdrowych, bez zdiagnozowanych chorób przewlekłych. W każdym innym przypadku konieczne jest wykonanie specjalistycznych badań kwalifikujących do wysiłku fizycznego i zaplanowanie go we współpracy z lekarzem kardiologiem. Największe korzyści wynikają ze spacerów czy szybkich marszów, gdyż jest to najbardziej uniwersalny rodzaj wysiłku, który nie wymaga szczególnych umiejętności, warunków otoczenia ani nakładów finansowych. Istnieją dowody, iż w programach redukcji masy ciała oraz profilaktyki kardiologicznej istotne korzyści przynoszą także ćwiczenia o charakterze wytrzymałościowym, jak na przykład jazda na rowerze, pływanie, narty biegowe czy taniec.
Co istotne, najlepsze efekty w zakresie redukcji masy ciała i utrzymania pożądanych wskaźników antropometrycznych, można uzyskać za pomocą kompleksowego programu obejmującego niskokaloryczną, właściwie zbilansowaną dietę oraz regularną aktywność fizyczną o umiarkowanej intensywności.
KOLORY WE WNĘTRZACH
Co roku projektanci wnętrz ujawniają nowe propozycje w palecie barw na nadchodzący sezon.
Po czasach panującej wszędzie szarości – niczym powiew wiosny nastała nowa era.
Spragnieni kolorów we wnętrzu doczekaliśmy się!
TeksT: Ewelina Matyjasik-Lewandowska, Chasing the sun zdjęcia: Tomasz Kazaniecki - Spacer 3D, Piotr Wujtko - Piotr Wujtko Photography oraz Daria Olzacka - Daria Olzacka Photography, Michał Płachetka - Spacer Web
Jednym z trendów wnętrzarskich – na ten i kolejne (miejmy nadzieję) lata są właśnie kolory. Inspiracją staje się natura – Ziemia, Niebo, Świat, który nas otacza. Kolory mają na celu wnosić harmonię i naturalność. Z drugiej strony mamy szaleństwo i styl New Memphis – feria barw zestawionych ze sobą w nieoczywisty sposób.
Jednak wprowadzenie kolorów do przestrzeni może być wyzwaniem – istnieje bowiem bardzo subtelna granica między elegancją a przesadą, między harmonią a chaosem.
Co zatem zrobić, aby wprowadzając do wnętrza kolor, uniknąć kiczu?
Kolory odgrywają kluczową rolę w aranżacji wnętrz, dodając im charakteru i wyrazu. Jednakże, kiedy chodzi o wprowadzanie kolorów do przestrzeni mieszkalnej – warto wziąć pod uwagę kilka kluczowych kwestii:
1. Rozpocznij od neutralnej bazy Pierwszym krokiem do uniknięcia kiczu przy wprowadzaniu kolorów do wnętrza jest stworzenie solidnej, neutralnej bazy. Odcienie szarości, beżu czy białe ściany stanowią idealną płaszczyznę dla kolorowych akcentów. Dają one przestrzeni harmonijną podstawę, która umożliwia kolorom zabłysnąć.
2. Wybierz subtelne i wysokiej jakości materiały
Wprowadzając kolory, warto wybierać subtelne, dobrze skomponowane odcienie. Unikaj jaskrawych i przesadnych kolorów na rzecz stonowanych, które wprowadzą do wnętrza delikatny urok. Ponadto, warto inwestować w wysokiej jakości materiały, które będą wyglądać elegancko i trwać dłużej, przyczyniając się do ogólnej estetyki przestrzeni.
3. Stawiaj na akcenty i proporcje
Kiedy już wybierzesz kolory, zdecyduj się na umiarkowaną ilość akcentów. Zamiast zalewać przestrzeń kolorami, wybierz kilka kluczowych elementów, które będą przyciągać wzrok i nadawać charakteru pomieszczeniu. Pamiętaj również o zachowaniu proporcji – równomiernie rozłożone akcenty będą wyglądać o wiele bardziej elegancko niż skupione w jednym miejscu. Poduszki, pledy, dywany czy dekoracyjne obrazy to doskonałe narzędzia do wprowadzenia koloru. Stawiaj na elementy, które można łatwo wymienić w razie zmiany preferencji.
4. Zachowaj harmonię i balans
Kluczowym elementem udanej aranżacji z kolorami jest zachowanie harmonii i balansu. Dobierz kolory, które wzajemnie się komplementują i współgrają ze sobą. Unikaj przesadnego nagromadzenia kolorów w jednym miejscu – lepiej rozłożyć je równomiernie po całej przestrzeni. Pamiętaj także o równoważeniu jasnych i ciemnych tonów, aby utrzymać harmonię.
5. Unikaj przesadnego dekorowania, ale bądź odważny
Choć warto stawiać na stonowane kolory, nie bój się odrobiny odwagi w wyborze detali. Ożyw przestrzeń za pomocą intensywnych akcentów, takich jak złote dodatki czy intensywne odcienie niebieskiego. Pamiętaj jednak, aby zachować umiar i nie przesadzać.
Kicz często wynika z nadmiernego dekorowania i zbytniej ekstrawagancji. Zamiast tego, postaw na minimalizm z delikatnymi akcentami kolorystycznymi. Pozwól przestrzeni „oddychać”, unikając zatłoczenia jej zbyt wieloma dekoracjami i kolorami.
6. Pamiętaj o świetle i proporcjach Odpowiednie oświetlenie odgrywa kluczową rolę w prezentacji kolorów w najlepszym świetle. Upewnij się, że przestrzeń jest odpowiednio oświetlona, aby kolory mogły wyglądać naturalnie i pięknie. Ponadto, bądź świadomy proporcji – pomieszczenia o mniejszych rozmiarach mogą wymagać bardziej stonowanych kolorów, podczas gdy w większych przestrzeniach można eksperymentować z intensywniejszymi odcieniami.
EWELINA MATYJASIK- LEWANDOWSKA, CHASING THE SUN
•Nagradzana i certyfikowana Home stagerka, stylistka, dekoratorka, projektantka, inwestorka, pośredniczka w obrocie nieruchomościami i członek EAHSP.
•Mówi o sobie „Zamieniam przeciętne mieszkania w ponadprzeciętny zysk”.
•Działa na rynku nieruchomości od 2017 roku, współpracując zarówno z inwestorami, jak i osobami prywatnymi.
•Stylizuje, projektuje wnętrza prywatne, a także przygotowuje kompleksowe strategie marketingowe sprzedaży nieruchomości, tworząc markę Chasing the sun.
•Od 2022 roku wraz z Joanną Zbytek-Szubą tworzy Spotkania Wokół Pięknych Wnętrz. Związana także z Ogólnopolskim Stowarzyszeniem „Mieszkanicznik” – promującym dobre praktyki w branży nieruchomości oraz Europejskim Stowarzyszeniem Profesjonalnych Home Stagerów EAHSP.
Wprowadzanie kolorów do wnętrza, unikając przy tym efektu kiczu, wymaga wyczucia i umiejętności zachowania balansu. Kluczowe jest wybranie subtelnych, dobrze skomponowanych kolorów oraz umiarkowane użycie akcentów, zachowując harmonię i równowagę w całej przestrzeni.
Jakie jest znaczenie koloru we wnętrzu?
Mimo że świadomość roli koloru we wnętrzach stopniowo wzrasta, wciąż nie jest ona powszechna. Jednakże warto zauważyć, że kolory odgrywają niezwykle istotną rolę w naszym codziennym funkcjonowaniu, mając wpływ nie tylko na nasze samopoczucie, ale także na efektywność i komfort. Dlatego bagatelizowanie ich znaczenia stanowi poważny błąd i niedopatrzenie.
Kolory stanowią bogaty zbiór emocji i oddziałują zarówno na otoczenie, jak i na samopoczucie mieszkańców domu. Posiadają swoje właściwe temperatury i charakterystyczne cechy. Jednak warto zauważyć, że znaczenie kolorów może się znacznie różnić w różnych krajach. Na przykład, biel, która u nas kojarzona jest z niewinnością i czystością, w Japonii może symbolizować żałobę i smutek. Choć ten aspekt może wydawać się nieistotny, warto zdawać sobie sprawę, że kolory zachowują się i wyglądają inaczej w zależności od warunków otoczenia. Jasne, przestronne pomieszczenia z dużą ilością naturalnego światła prezentują kolory w zupełnie inny sposób niż ciemne, np. zlokalizowane od północy. Również przeznaczenie pomieszczenia ma istotne znaczenie przy wyborze kolorów i ich aranżacji.
Trendy wnętrzarskie na 2024 rok
W roku 2024 trendy w kolorystyce wnętrz otwierają przed nami szerokie spektrum możliwości, wykraczając poza dotychczasowe schematy. Subtelne,
a zarazem odważne odcienie nie tylko wprowadzają nową estetykę, lecz także odzwierciedlają nasze pragnienie harmonii, spokoju i naturalności. Nowy rok przynosi ze sobą erę ciepłych i przytulnych kolorów! Wnętrza zanurzą się w delikatnych brązach, pastelowych odcieniach żółtego, przybrudzonym różu oraz łagodnych tonacjach zieleni. Na popularności zyskają również energetyczne barwy, takie jak morela, kobalt czy indygo. Niemniej jednak, nasze ulubione, neutralne odcienie nadal pozostają w modzie. Biele, beże i szarości nieustannie będą królować we wnętrzach, zwłaszcza w harmonijnych, tonalnych połączeniach. Gra różnymi odcieniami jednego koloru stanie się sztuką, umożliwiając utrzymanie wizualnej spójności przy jednoczesnym wprowadzaniu dynamiki i spokoju.
Kolor roku
Rok 2024 przywitał nas kolorystycznym fenomenem – Peach Fuzz, wybranym przez Pantone jako kolor roku! Ten delikatny odcień brzoskwini obiecuje wnosić wszechogarniającą subtelność, bogacąc umysł, ciało i duszę. Niezależnie od dziedziny – mody, designu czy aranżacji wnętrz – Peach Fuzz zagości jako znak wyrafinowanego uroku. Szczęśliwie, aranżacje od zawsze przyjęły brzoskwiniowy odcień z otwartymi ramionami, doceniając jego zdolność do wprowadzenia przytulnego charakteru i serdecznej atmosfery do pomieszczeń. W roku 2024, kolor Peach Fuzz szczególnie będzie gościć w naszych wnętrzach poprzez dodatki i akcenty kolorystyczne: od tapet ściennych i tekstyliów po pojedyncze meble. Doskonale współgra zarówno z naturalnymi materiałami, takimi jak drewno czy kamień, jak i z nowoczesnymi, minimalistycznymi formami. Peach Fuzz staje się idealnym tłem dla roślin, wprowadzając do wnętrza nutę przyrody, a jego wszechstronność czyni go doskonałym wyborem dla każdego stylu.
Kolory odgrywają kluczową rolę w tworzeniu atmosfery i charakteru przestrzeni, wpływając nie tylko na nasze samopoczucie, ale również na funkcjonalność pomieszczeń. Trendy na rok 2024 przynoszą bogactwo możliwości, od subtelnych pasteli po odważne, wyraziste barwy.
Niezależnie od panujących trendów, warto pamiętać o osobistym guście i preferencjach. Nie ma lepszego sposobu na stworzenie przytulnego i harmonijnego otoczenia niż otoczenie się kolorami, które kochamy. Nie bójmy się eksperymentować z kolorami, mieszając różne odcienie i tworząc unikatowe kompozycje. W końcu, nasze domy powinny być wyrazem naszej osobowości i indywidualności, a kolor ma kluczowe znaczenie w wyrażaniu naszej kreatywności i stylu życia.
CECYLIA MATYSIK-IGNYŚ Zdeterminowana, aby grać na… harfie
Współpracowała z wybitnymi artystami polskiej sceny muzycznej, takimi jak: Zbigniew Wodecki, Edyta Górniak, Leszek Możdżer, Grażyna Brodzińska, Beata Rybotycka etc. Cecylia Matysik-Ignyś, poznańska harfistka, z uporem i konsekwencją wyznaczała swoją zawodową ścieżkę, dokonując niełatwych wyborów. Każda historia jej życia wybrzmiewa jak love story – miłość do muzyki, rodziny i harfy – podczas słuchania której można się powzruszać.. Kobieta-skarb z mnóstwem zalet i talentów.
R ozmawia : Magdalena Ciesielska | z djęcia : Zdjęcia: La Petite-Photo – Joanna Muszyńska
ecylio, czy Ty znasz powód, dlaczego Twoi rodzice wybrali takie imię dla swojego dziecka?
CECYLIA MATYSIK-IGNYŚ: Wybór mojego imienia to jest cały ciąg przyczynowo-skutkowy i muzyka z love story w tle. (śmiech) Odgórnie zostałam zaprojektowana i – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – skazana na muzykę. Moi rodzice nie byli wykształconymi muzykami, pracowali w kompletnie innych branżach. Brali ślub jeszcze przed soborem watykańskim II, w 1961 roku, w małej miejscowości Sulechów. Oczekiwano
potomstwa, a tu wystąpił problem. Diagnostyka medyczna w zakresie ginekologii była wówczas w powijakach, ale żeby zgłębić temat i trafić na specjalistów rodzice przeprowadzili się do Poznania. Pracowali od 8 do 16 i popołudnia mieli wolne, a że obydwoje kochali muzykę zapisali się do chóru parafialnego „Don Bosco” u salezjanów na Winogradach; to był 1978 rok. Salezjanin, który ten chór prowadził, zaproponował wyjazd do Rzymu w 1980 roku i występ przed papieżem Janem Pawłem II. Jednym z punktów programu, oprócz zwiedzania Paryża, była wizyta w katakumbach świętego Kaliksta w Rzymie, tam gdzie jest grób świętej Cecylii, patronki muzyki, organistów, kompozytorów i chórów. Ksiądz Bronek, założyciel poznańskiego chóru „Don Bosco”, zainicjował śpiew przy miejscu znalezienia ciała świętej Cecylii. Po odśpiewaniu pieśni moja mama zapytała taty „o czym sobie pomyślałeś?”. A on na to: „szkoda, że nie mamy córki, bo dalibyśmy jej na imię Cecylia.”
I wyobraź sobie, że rok od tego wyjazdu, moja mama zaczęła mnie rodzić 22 listopada 1981 roku, w dzień świętej Cecylii. Po 20 latach małżeństwa moi rodzice doczekali się potomstwa. Była wielka euforia i szczęście. Więc jak mogłabym nie otrzymać tego imienia? Rodzice śpiewali również w radio watykańskim, a także w 1979 roku w Krakowie, podczas pamiętnych odwiedzin papieża Polaka. Moja mama zawsze uważała, że zarówno wstawiennictwo św. Cecylii, jak i działanie Jana Pawła II pomogły jej cieszyć się macierzyństwem. To był naprawdę cud. Taka kooperacja dwóch świętych. (śmiech)
W świat muzyki naturalnie wciągnęli Cię rodzice?
Tak, zaczęłam z nimi chodzić na próby chóru, przesiąkałam muzyką od najmłodszych lat. Moi rodzice nie szykowali mi przyszłości muzycznej, absolutnie nie. Po prostu pragnęli zaszczepić we mnie pasję do muzyki i to im się znakomicie udało. (śmiech)
Czyli nie byłaś zmuszana do gry na instrumencie jak to obecnie ma miejsce – gdy dzieci spełniają ambicje i marzenia rodziców?
Od samego początku to ja chciałam iść do szkoły muzycznej I stopnia, a mama widziała mnie w klasie sportowej naszej osiedlowej podstawówki. (śmiech) Pokochałam muzykę, zaangażowałam się w lekcje prowadzone w CK Zamek. Rodzice nie pokładali wielkich nadziei, że dostanę się do prestiżowej szkoły podstawowej przy ul. Solnej, aby kształcić się muzycznie. Oni nie znali nut, nie wspierali mnie technicznie ani merytorycznie, mogli jedynie ze mną pośpiewać jak to w chórze amatorskim. A jednak moje nazwisko było jednym z pierwszych na liście przyjętych, w co nie dowierzali. (śmiech) Dostałam się na fortepian, choć czułam już jako małe dziecko, że to nie będzie mój instrument. Męczyłam się, ćwicząc na fortepianie. Gdy kończyła się szkoła podstawowa, w 8 klasie nastąpił przełom w moim życiu – to jest jak z zakochaniem (śmiech), po prostu nie da się tego wytłumaczyć. Wpadła mi na myśl harfa, której nie było w ówczesnej podstawówce. Skierowano mnie na rozmowę do profesor Katarzyny Staniewicz-Wasiółki, która dojeżdżała raz w tygodniu z Warszawy do jednej dziewczyny w Poznaniu, aby ją uczyć gry na harfie. Jako nastolatka byłam bardzo zdeterminowana i uparta (śmiech), a ona widziała moje podejście i zaproponowała mi lekcje półroczne w drugim semestrze 8 klasy. Mówiąc nieskromnie (śmiech), profesor była zachwycona moim zaangażowaniem. Widziała jak kocham grę na harfie, jak szybko robię postępy. Szybciej też realizowałam program nauczania, co finalnie zaprocentowało
i znalazłam się w 1 klasie liceum, grając już na wymarzonym instrumencie – na harfie. Przez 4 lata zrobiłam standardowe 6 lat, z moim uporem już przed 7 rano byłam w szkole, od godz. 7 do 8 ćwiczyłam, potem od 8 do 14 szłam na lekcje, następnie jechałam do domu na obiad i wracałam do szkoły popołudniem, żeby od godz. 16 do 20 ponownie ćwiczyć. Byłam kompletnie zakręcona na punkcie muzyki, gry na harfie, doskonalenia swoich umiejętności.
Poza dwoma cechami charakteru, o których wspomniałaś, czyli poza uporem i determinacją, co Ci jeszcze w życiu pomaga? Jakie zalety Twego usposobienia? Pomimo artystycznej duszy jestem osobą poukładaną, konkretną, punktualną. Dotrzymuję i pilnuję terminów i nie rzucam słów na przysłowiowy wiatr. To przydaje mi się i w świecie muzyki, ale też w biznesie prowadzonym wraz z mężem. Osoby, które mnie znają, wiedzą, że przed jakimkolwiek występem jestem dużo wcześniej – chociażby, aby ustawić moją ukochaną harfę, która jest instrumentem chimerycznym. Ponadto gra na harfie wymaga systematyczności, dokładności i zaangażowania.
Chimeryczna harfa? Cóż to znaczy?
Bardzo szybko reaguje na zmianę temperatury, wilgotności, to jest przecież drewno, a struny ma w większości flaczane, które reagują na zmiany ciśnienia. Nie lubi przeciągów.
Lewa ręka to w harfie zazwyczaj akompaniament, a prawa ręka prowadzi melodięco jest bardzo mylące dla niektórych kompozytorów, którzy traktują pisanie na harfę w sposób fortepianowy. Często mamy przez takie podejście do instrumentu nie lada wyzwania – trudności. Harfiści oprócz strun mają jeszcze na dole siedem pedałów, którymi zmieniają wysokość dźwięków. Grający na fortepianie mają białe i czarne klawisze, a dla nas białymi klawiszami są właśnie struny, a czarnymi klawiszami są pedały, gramy więc i rękoma, i nogami.
Aktualnie na jakiej grasz?
Na harfie włoskiej marki SALVI. W szkole miałam do dyspozycji złej jakości harfę, rosyjskiej produkcji. Ona była do użytku innych osób, stąd jej stan. Moja profesor
zawsze powtarzała „jak nauczysz się grać na gorszej jakości instrumencie, to w przyszłości będzie ci dużo łatwiej”.
Czy po latach spędzonych w liceum nastąpił dalszy ciąg edukacji gry na harfie?
Celująco zdałam egzamin kończący liceum i dostałam się na Akademię Muzyczną w Poznaniu. Od samego początku wiedziałam, że chcę tu zostać. Nawet nie aplikowałam na inne wyższe uczelnie. Poznań to moje miasto, tu jest moje serce.
Ponadto miałam wspaniałą nauczycielkę prof. Katarzynę Staniewicz-Wasiółkę, która poza lekcjami udzielanymi mi w liceum, prowadziła również zajęcia na poznańskiej uczelni wyższej. Nie musiałam więc kogoś innego szukać. To zupełnie co innego jeździć na warsztaty doszkalające do profesorów, aby sprawdzić swoje umiejętności, a co innego mieć jedną prowadzącą osobę, od której możesz się wielu rzeczy nauczyć. Choć ja miałam to szczęście, mając nauczyciela prowadzącego, który mnie nie ograniczał i nie zamykał na siebie, wprost przeciwnie – pozwalał korzystać z doświadczeń innych znakomitych artystów muzyków. Dlatego jeździłam np.: do pani Elżbiety Szmyt, Polki, która wykłada w Bloomington, w Stanach Zjednoczonych. Ona przylatywała do Warszawy i tam przy ul. Miodowej uczestniczyłam w licznych kursach przez nią prowadzonych. Nierzadko prowadziła te kursy wraz z amerykańską harfistką – Susann McDonald, spotkania zatem były międzynarodowe.
Początki studiów to ciężki okres w życiu, zaczyna się wówczas nowy etap. Ale dla Ciebie to był bardzo ciężki czas, wręcz traumatyczny… Tak, to prawda. Będąc na pierwszym roku studiów na Akademii Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego, mnie i moją mamę potrącił autobus, w Poznaniu, na przejściu dla pieszych. Kierowcy nie chciało się czekać i zaczął wyprzedzać na ciągłej linii. Zdarzyło się to tuż przed moim pierwszym egzaminem półrocznym. Ja miałam złamaną rękę, złamany nos, zdartą skórę z twarzy oraz tak bardzo opuchnięte lewe oko, że widziałam tylko prawym – ale to nie wszystko. Najgorsze, co mnie spotkało to to, że moja mama zmarła po
tygodniu walki o życie w szpitalu… Tak brzemienny w skutkach wypadek spowodował u mnie lawinę myśli – zadręczałam się czy dam radę na studiach, czy może lepiej będzie się poddać...Na szczęście złamanie ręki nie miałam w nadgarstku, tylko ciut przed. Jeśli byłby to nadgarstek, mogłabym już pożegnać się z moimi marzeniami gry na harfie i wszystkie lata nauki zostałyby przekreślone. To był 2001 rok. Zanim doszłam do siebie, minęło sporo czasu… Jestem ogromnie wdzięczna mojej profesor Katarzynie Staniewicz-Wasiółce, od której miałam ogromne wsparcie. Uruchomiła całą Akademię Muzyczną, zorganizowała zebranie na mój temat. Wykładowcy – w ramach regulaminu uczelni – zaliczyli mi jeden egzamin bez grania, to ma zasadność, gdy zdarzają się sytuacje losowe, a mnie to w pełni dotyczyło. Wtedy jeszcze żył profesor Jarosław Mianowski, miał z moją grupą historię muzyki, niesamowity człowiek, niesamowity wykładowca, muzykolog. Wspierał mnie, dał mi możliwość nieuczestniczenia w zajęciach. Powiedział, abym brała od studentów notatki i przyszła tylko na egzamin końcowy. Tak mnie ujął swoją postawą, dobrocią i zrozumieniem, że uczęszczałam do niego na wszystkie zajęcia! Jako jedna z dwóch dziewczyn miałam 5 na zakończenie. Trauma po śmierci mamy, a z drugiej strony egzaminy kończące pierwszy rok studiów. To było naprawdę bardzo trudne, wręcz tragiczne. Jednak moja profesor dobrała mi taki repertuar, który odciążył lewą rękę. W ten sposób szybko odzyskałam sprawność manualną. Te właściwie dopasowane kompozycje pomogły mi zdać egzamin wieńczący pierwszy rok studiów. Gra była dla mnie pewnego rodzaju terapią.
Wspomniałaś o utworach. Jakie można wykonywać na harfie?
I jakie najbardziej lubisz grać?
Jeszcze przed wypadkiem grałam zarówno w operze, jak i w filharmonii jako harfistka. Ponadto mam też za sobą dużo koncertów jako muzyk sesyjny – dzięki temu mój repertuar aktualnie jest bardzo bogaty i urozmaicony. Uwielbiam Bacha, gdy wykonuję go na harfie, ale jak przed laty grałam jego utwory na fortepianie, nie przepadałam za nimi. Odkryłam więc Bacha na harfie. (śmiech) Bardzo też lubię występować w duecie z fletem czy skrzypcami. Według mnie duet harfa i flet jest najpiękniejszy. W instytucjach kultury niewątpliwie przeważa muzyka klasyczna, natomiast gdy jestem zapraszana na eventy, konferencje czy sympozja, aby graniem uświetnić wieczór – wówczas wybieram lżejszy repertuar, chociażby muzykę filmową, którą bardzo cenię i lubię wykonywać. Gdy uczestniczę w rodzinnych uroczystościach, typu śluby, urodziny, jubileusze, chrzciny, również dostosowuję utwory do okoliczności i zawsze staram się, aby dobór kompozycji był przeróżny. Bardzo sobie cenię współpracę z poznańskim, wybitnym dyrygentem, pedagogiem Akademii Muzycznej w Poznaniu, profesorem Marcinem Sompolińskim, którego darzę wielkim szacunkiem i sympatią. Dzięki niemu miałam przyjemność grać wiele koncertów z Orkiestrą Collegium F. W tym wyjątkowy i bardzo przejmujący projekt „Music in Death Camps” prezentowany w Polsce, Niemczech oraz Izraelu w 2012 r.
Masz mnóstwo propozycji współpracy, zarówno koncertów od znakomitych artystów czy instytucji, jak również zaprzyjaźnionych osób. Jak to wszystko organizujesz?
Po prostu dokonuję wyboru, zwyczajnej selekcji, w czym chcę i mogę uczestniczyć. Nie da się idealnie, na 100% połączyć wszystkiego: życia rodzinnego, biznesowego oraz pasji muzycznej. Trzeba z rozmysłem z czegoś rezygnować. Aktualnie wybieram dla siebie uroczystości bardziej kameralne. Preferuję mniejsze grono, bo widzę wówczas jak słuchacze przeżywają koncert. Choć gram też podczas większych imprez, stricte firmowych, np. na sympozjach, konferencjach, na które przychodzą ludzie z branży medycznej, farmaceutycznej. Cyklicznie zapraszana byłam na eventy aranżowane przez jedną z firm kosmetycznych – wtedy na tego rodzaju spotkania staram się dobrać repertuar bardziej współczesny, muzykę filmową czy musicalową.
Czy na harfie można zagrać wszystko?
Jeśli jest to dobrze opracowane, przygotowane – to myślę że tak. Również sama staram się aranżować utwory, które goście chcą usłyszeć, bo znam specyfikę tego instrumentu. Nie w ilości nut, tylko w jakości ich podania jest wartość. Nie lubię hałasu w muzyce. Uwielbiam subtelność wykonań, kiedy utwór jest zaprezentowany w wysublimowany, elegancki i delikatny sposób, aby zachęcić do refleksji – takie są przecież cudowne kompozycje np.: Wojciecha Kilara czy Henryka Góreckiego. Minimum dźwięków, ale one są tak doskonale słyszalne, przebijają się przez orkiestrę i mają kompletnie inny wymiar.
Harfa to niemały instrument, a musisz go przewozić w różne miejsca…
Uwielbiam to, bo wówczas spędzam czas z moim mężem. On mi towarzyszy, pakuje harfę do dużego samochodu i jeździ ze mną po Polsce (Kraków, Warszawa, Gdańsk), ale i dalej… Francja, Niemcy, Włochy… Jest moim nosicielem harfy. (śmiech) W zeszłym roku otrzymałam np. zaproszenie aby uświetnić muzyką na harfie ślub w Berlinie – takie podróże najbardziej lubię, gdy łączę moją pracę ze zwiedzaniem ciekawych miejsc, delektowaniem się pysznym jedzeniem i widokami oraz gdy mogę z mężem wybrać się do kawiarenki czy na kolację we dwoje.
Oprócz sztuki, muzyki, wzniosłej formy życia, stąpasz twardo po ziemi, będąc wraz z mężem wspólniczką firmy ARCO Development, która rozbudowuje pobliskie miejscowości, nieopodal Poznania. Czy w biznesie przydaje Ci się talent artystyczny?
Uwielbiam przenikanie się sztuki i biznesu, może to śmiało zabrzmi, ale dla mnie jedno bez drugiego nie istnieje. Patrząc na rozwój sztuki w różnych epokach i dziejach, wtedy też przecież byli mecenasi kultury, ci wszyscy, którzy wspierali talenty. Teraz też takie osoby są niezbędne… Stworzyliśmy z mężem firmę, właśnie jako połączenie tych dwóch sfer naszego życia, biznesu i sztuki. Nawet jest wytłumaczenie słowa „arco”, które w języku włoskim oznacza łuk. Dla nas to łuk będący spoiwem pomiędzy muzyką a branżą budowlaną. ARCO łączy nas obydwoje, my jesteśmy jednością i dzięki tym dwóm światom przenikają się nasze uczucia, pasje i doświadczenia.
Pomimo duszy artystycznej i mojej nadwrażliwości, jestem osobą bardzo poukładaną, trzymającą się terminów – o czy już wspomniałam. Szkoła muzyczna nauczyła mnie dyscypliny, której obecnie ludziom bardzo brakuje. Spełniam się i realizuję na wielu płaszczyznach, jako: aktywna harfistka, matka trójki synów, żona, ale i bizneswomen. Prowadzę marketing w firmie ARCO Development. U mnie to wszystko wychodzi jakoś naturalnie…
Poza wspólnymi wyjazdami z mężem, gdy łączysz pracę harfistki z odpoczynkiem, jakie momenty cenisz najbardziej?
Fantastyczne i wyczekiwane są dla mnie niedziele, wtedy celebrujemy wspólny rodzinny czas. Powoli, bez biegania. W soboty często pracujemy – za mną właśnie koncerty i projekty przygotowane wspólnie z Teatrem Muzycznym w Poznaniu. Zatem niedzielne śniadania, gdy nasz najstarszy syn przygotowuje jajecznicę na boczku, i długie chodzenie w piżamach są takim czasem wytchnienia po całym tygodniu obowiązków, dopinania terminów. Pęd tygodnia staramy się więc wyważyć niedzielnym nieśpiesznym czasem. Naprawdę kocham moją pracę, daje mi ona mnóstwo satysfakcji. Ale najbardziej kocham moich najbliższych i wspólny czas z nimi. Z mężem znamy się ponad 20 lat, zawsze mnie wspierał i motywował we wszystkich działaniach muzycznych i nowych projektach – i to jest niezmienne po dziś dzień. Co ogromnie doceniam i szanuję w tym szalonym tempie życia…
Zaczynając muzyką, zakończymy muzycznym marzeniem… Gdzie chciałabyś zagrać koncert na harfie?
Ostatnio dzieje się tak wiele wspaniałych rzeczy, spotkań, których kompletnie nie planowałam i nawet o nich nie marzyłam. W sumie jest jeszcze kilka takich miejsc... ale tak najbardziej to chciałabym zagrać koncert w Rzymie dla Polonii. Może kiedyś się spełni…
Kochajmy Komedę
tekst : Dionizy Piątkowski
Na początku lat dziewięćdziesiątych przygotowałem „Czas Komedy” –jedną z pierwszych, zwartych publikacji na temat Krzysztofa KomedyTrzcińskiego oraz polskiego jazzu. W 2013 roku ukazało się nowe wydanie „Czasu Komedy” z unikalnymi fotografiami Marka A. Karewicza, legendarnego dokumentalisty-fotografika jazzu. Po latach biografia słynnego poznaniaka została uzupełniona o „Komeda on records” – kolekcjonerskie wydanie jego dyskografii. W ostatnich latach ukazało się wiele publikacji o Komedzie, artysta stał się „modnym” kompozytorem i dzisiaj dyskografia nagrań Komedy jest imponująca. I to nie tylko poprzez wznawiane i odnajdywane archiwalne nagrania artysty, ale przede wszystkim przez włączanie jego kompozycji do kanonu jazzowych standardów i realizację albumów przez innych artystów.
© DIONIZY PIĄTKOWSKI –dziennikarz i krytyk muzyczny, promotor jazzu; absolwent UAM (etnografia, dziennikarstwo), kursu Jazz & Black Music (UCLA); autor kilku tysięcy artykułów w prasie krajowej i zagranicznej; producent płyt i koncertów, autor programów telewizyjnych oraz radiowych. Autor pierwszej polskiej „Encyklopedii Muzyki Rozrywkowej – JAZZ ”, monografii „Czas Komedy ”, dyskografii „Komeda on records” oraz wielu książek. Pomysłodawca i szef cyklu koncertowego Era Jazzu. Więcej: www.jazz.pl
Postać i twórczość Krzysztofa KomedyTrzcińskiego (27.04.1931–23.04.1969) urosła w Polsce do rangi symbolu i legendy. Żaden inny polski jazzman nie wywarł równie ogromnego wpływu na nowoczesną, polską, muzykę jazzową, jak artysta z Poznania. Legendarny Sekstet Komedy zapoczątkował – na pierwszym jazzowym festiwalu w Sopocie, w 1956 roku – modę na nowoczesny jazz i fascynację
tym gatunkiem. Zespół Komedy stał się w tzw. polskich latach katakumbowych pokoleniową manifestacją nowoczesności i prekursorem nowoczesnego modern-jazzu w Polsce, a poznański pianista zaistniał – używając języka dzisiejszych mediów – jako idol swojej epoki. Jazz pokazywany przez Komedowców był także manifestem sporej grupy młodzieży, dla której amerykańskie jeansy, coca-cola i bikiniarskie skarpetki nie były już argumentami burżuazyjnej nowoczesności. Wtedy, w połowie lat 50-tych, taką manifestacją stał się właśnie jazz, a pierwszy festiwal jazzowy w Sopocie był ważną cezurą mentalnościową oraz artystyczną. „ Memory of Bach”, słynna kompozycja Komedy i Jerzego Miliana, zaprezentowana przez Sekstet w 1956 roku choć trąci archiwalną myszką jest nowoczesna w ujęciu tego wszystkiego, co niósł amerykański modern i cool jazz tamtej dekady. Choć więcej w niej stylistyki i skojarzeń z Modern Jazz Quartet i sonatą J.S.Bacha niż ważnym „Birth of The Cool” Milesa Davisa, to już przełomowy album Komedy „Astigmatic” wnosił charakterystyczny nerw nowoczesnego jazzu. To album, który uznano za Jazzowy Album Wszechczasów: jest na wskroś współczesny, nowocześnie zagrany i jeszcze lepiej skomponowany. Po latach, niemiecki krytyk Joachim E. Berendt określił tę stylistykę jako slavic kind of jazz
Ale Krzysztof Komeda najpełniej odnalazł się jako kompozytor muzyki ilustracyjnej: od wspaniałych etiud baletowych po rozległą dyskografię obejmującą muzykę do kilkudziesięciu filmów najwybitniejszych reżyserów. Już w 1957 roku rozpoczęła się długoletnia współpraca Krzysztofa Komedy z Romanem Polańskim. Pierwszym filmem Polańskiego, do którego Komeda napisał muzykę, był debiutancki obraz zatytułowany „Dwaj ludzie z szafą”, a ostatnim „Rosemary’s Baby”. Był to moment przełomowy w życiu Krzysztofa Komedy, który ostatecznie porzucił medycynę i postanowił zostać profesjonalnym muzykiem i kompozytorem. Honorowany najważniejszymi laurami i nagrodami Komeda napisał muzykę (w 1968 roku) do „Rosemary’s Baby”. Film ten przyniósł sławę obu Polakom: dla Polańskiego był to moment zwrotny w jego karierze w Hollywood, dla Komedy – początek profesjonalnej pracy jako kompozytora muzyki filmowej. Wielkim przebojem stała się tytułowa ballada z filmu, która nominowana była do Golden Globe Awards i doczekała się wielu wspaniałych interpretacji. Choć jego muzyka jest, w formie i fakturze, muzyką jazzową – to Komeda nie był postrzegany jako artysta jazzu. Był bowiem doskonałym kompozytorem, zgrabnie wplatającym jazz w swój muzyczno-ilustracyjny patos. Za sukcesem muzyki Komedy stały także brawurowe jazzowe interpretacje i muzycy, którzy do swoich projektów włączali kompozycje polskiego artysty.
Autorska dyskografia Krzysztofa Komedy-Trzcińskiego obejmuje zaledwie kilkanaście płyt; wszystkie nagrania ukazały się za życia artysty i są dokumentem koncertowych prezentacji zespołów Komedy,
zapisem nagrań radiowych oraz zwartymi koncepcjami kompozytora ( „Astigmatic”, „Ballet Etudes” oraz sesja „Meine süsse Europäische Heimat: Dichtung und jazz aus Polen”). Do tej zasadniczej dyskografii doliczyć także należy albumy tzw. ścieżek dźwiękowych z kilkudziesięciu filmów, do których Komeda napisał muzykę (od „Rosemary’s Baby”, „Le Depart” po „Nóż w wodzie”, „Cul-De-Sac” i „The Riot”) oraz kilka – dotąd niepublikowanych i odnalezionych ostatnio w archiwach – nagrań koncertowych. Wraz z ogromnym zainteresowaniem postacią i twórczością Komedy pojawiać się poczęły nagrania i wydawnictwa skrywane dotąd w prywatnych archiwach (głównie Zofii Komedowej, żony Krzysztofa Trzcińskiego) oraz w studiach nagraniowych i przebogatej płytotece Polskiego Radia. Znamienita większość tych rejestracji wydawana jest jako osobne wydawnictwa, część wchodzi w skład okolicznościowych „komedowskich” zestawów lub – wraz z oryginalnymi, znanymi i wcześniej publikowanymi nagraniami – stawała się częścią tematycznych kompilacji.
Krzysztof Komeda funkcjonuje w świecie przede wszystkim jako kompozytor muzyki filmowej. Choć nigdy nie osiągnął absolutnej wirtuozerii gry na fortepianie, to wypracował rozległy język muzyczny i własny styl: niezwykle romantyczną kompilację be-bopu, cool-jazzu, awangardowej struktury free oraz niezwykłej słowiańskiej melodyki. To właśnie dla Komedowców ukuto termin „slavic kind of jazz”. W prostocie, powściągliwości i oszczędnym, ale precyzyjnym doborze środków wyrazowych znalazł Komeda siłę i wartości, które zadecydowały o niepowtarzalnym charakterze jego muzyki. Porównanie Komedy do tak różnych pianistów jak Bill Evans (klimat), Thelonious Monk (kompozycja), Bud Powell (technika i warsztat), a nawet McCoy Tyner to rekomendacje ukazujące, jak oryginalnym twórcą, kompozytorem i pianistą był Krzysztof Komeda-Trzciński.
tekst : Radek Tomasik / z wykształcenia filmoznawca, z wyboru przedsiębiorca, edukator filmowy, marketingowiec. Współwłaściciel Ferment Kolektiv – firmy specjalizującej się w działaniach na styku kultury filmowej, biznesu i edukacji oraz Kina Ferment. Autor wielu programów dotyczących wykorzystania filmu w komunikacji marketingowej realizowanych dla takich marek jak: Orange, Mastercard, Multikino, Renault, ING, Disney, Santander Bank, British Council i in.
DIUNA, CZYLI IMMERSJA
Nie należę do wyznawców prozy Herberta, nie jestem przesadnym fanem starego filmu Davida Lyncha, nie interesowałem się Arrakis zanim to było modne. A jednak pójdę na „Diunę. Część drugą” po raz drugi, a może nawet trzeci i czwarty, bo jest to film, który zabiera nas w takie miejsca w naszej własnej głowie, do których podróż jest niemal tak samo fascynująca jak Fremeni dla Paula Atrydy
„Diuna.
Część druga”
reż. Denis Villeneuve
prod. USA, Kanada 2024, czas trwania: 2h 46 min data premiery w Polsce: 29.02.2024 dystrybucja kinowa: Warner Bros. Entertainment Polska
Zanurzyć się w filmowej opowieści, zatracić w historii, zapomnieć o świecie na zewnątrz sali kinowej. Któż nie marzy o takim doświadczeniu. Twórcy chcieliby taki rezultat wywoływać, widzowie chcieliby to przeżywać, kiniarze i dystrybutorzy nie narzekaliby, gdyby taki właśnie produkt mogli z przekonaniem sprzedawać.
Jednak stosunkowo rzadko pojawia się film lub seria filmów, która zabiera nas w podróże tak dalekie, tak angażujące, tak
wciągające w wir wydarzeń jak dwa ostatnie filmy Denisa Villeneuve.
To zresztą reżyser o wyjątkowych umiejętnościach wzbudzania w widzach ponadprzeciętnego zaangażowania. Niezależnie czy opowiada mroczną sagę rodzinną („Pogorzelisko”), historię zrozpaczonego ojca poszukującego córki („Labirynt”), wnika w meandry międzykontynentalnego przemytu narkotyków („Sicario”), z semiotycznym zacięciem deliberuje o kosmitach i językoznawstwie („Nowy początek”) czy w końcu ekranizuje kultową prozę i mierzy się zarazem z misją niemożliwą – reżyser ten niemal zawsze wychodzi z tarczą z pojedynku z rozpraszaczami. Jak niewielu we współczesnym kinie swym nazwiskiem gwarantuje uczestnictwo w prawdziwej, nieprzereklamowanej i niezdewaluowanej „magii kina” – w jej
najlepszym wydaniu i rozumieniu, wysyła nam zaproszenie na pokład „wehikułu magicznego”.
Ten sam Villeneuve – o czym dowiedziałem się od wybitnego polskiego dialogisty i tłumacza, Bartka Fukieta, odpowiedzialnego też za polską wersję językową „Diuny. Części drugiej” – przyznał w jednym z wywiadów, że kiedy po raz pierwszy czytał w dzieciństwie „Diunę”, przyśnił mu się Paul ujeżdżający czerwia. Po wielu, wielu latach, już jako wybitny reżyser i jeden z największych wizjonerów współczesnego kina, zekranizował ten sen, przeniósł na wielki ekran dziecięce fantazje. Magia w czystej postaci.
Druga część, podobnie zresztą jak pierwszy film sprzed dwóch lat, jest dziełem totalnym. Pieczołowicie odtworzone uniwersum Attrydów, Harkoneneów, Fremenów i innych mieszkańców tej części kosmosu, w której najwyższą władzę sprawuje Imperator, jest tłem dla wydarzeń o biblijnym ciężarze, przypowieściowej trafności i flow narracyjnym najlepszego blockbustera. Wojna miesza się tu z polityką, polityka z religią, religia z umocowaniami rodzinnymi
oraz słabo ukrywanym cynizmem –i jest jeszcze w tych wszystkich zależnościach miejsce na poruszającą love story: historię miłosną naznaczoną fatalizmem i uwikłaną w historię wielkich rodów, wielkich, niepogodzonych ze sobą idei oraz konfliktu pokoleń.
Villeneuve wykorzystuje do zilustrowania swojej gargantuicznie obezwładniającej wizji wszelkich dostępnych możliwości dwudziestopierwszowiecznych technologii. Przypuszczam, że po jego „Diunie” już nigdy nie wrócicie do filmu Lyncha, chyba że w podobnych celach, w jakich dziś ogląda się „Wilczycę” Marka Piestraka. Ponieważ jest to film angażujący, poruszający, rozrywający emocjonalnie na tak wielu poziomach odbioru, że trudno sobie wyobrazić, by cokolwiek mogło w najbliższym czasie dorównać temu, jak bardzo i jak głęboko, na poziomie świadomości i zmysłów, wchodzimy w tę opowieść.
Opowieść piękną i przerażającą, opowieść niepokojącą i konsolidującą, opowieść fantastycznie egzotyczną, ale też zaskakująco współczesną i bliską naszym czasom, naszym problemom i naszym wyzwaniom. Cytując przywoływanego już Bartka: „Z takimi twórcami jak Villeneuve kino nigdy nie odda pola streamingowi. Long live the Cinema! Long live the Cinephiles!”.
BOOKOWSKI
Są takie tematy, gdzie czasami słowa to za mało. Nie są wystarczająco plastyczne, spłaszczają to, co chce się powiedzieć. Czasami po prostu tych słów brakuje. I tutaj w całej swej krasie pojawia się powieść graficzna, protekcjonalnie nazywana komiksem, która do pewnego momentu w świecie literackim uchodziła jako nerdowska rozrywka. Założenie to lekceważące ogromny potencjał powieści graficznej w końcu odchodzi do lamusa, o czym świadczą
Emilio wciąż myśli, że pracuje w banku, chociaż jest już na emeryturze. Przy kolacji proponuje synowi kredyt, gdy ten próbuje go nakarmić. Mieszają mu się imiona i powoli przestaje rozpoznawać swoich najbliższych. Dom spokojnej starości w perspektywie syna to najlepsze miejsce dla Emilia, który na początku nie wie, co się dzieje. Szybko jednak udaje mu się zaprzyjaźnić ze swoim współlokatorem, który staje się jego przewodnikiem po ośrodku, ale też po życiu trawionym chorobą Alzheimera, której objawy Roca idealnie uchwycił w swoich rysunkach. I co prawda Zmarszczki to stadium
stopniowego zanikania człowieka i jego tożsamości, które jest dojmujące, to jednak autorowi udaje się opowiedzieć tę historię w niezwykle ciepły i czuły sposób. Choroba, która gra tutaj pierwsze skrzypce jest poniekąd osobnym bohaterem książki, jednak przyjaźń między Emiliem i Miguelem, pełna troski i wsparcia, staje się tu najważniejsza i pozwala jakoś łatwiej przełknąć tę gorzką gulę, która pojawia się w trakcie czytania.
BOOKOWSKI
nominacje do najważniejszych nagród literackich czy choćby Paszport Polityki dla Jacka Świdzińskiego za jego Festiwal, czyli pierwszy komiks wyróżniony tą nagrodą.
Taka forma narracji idealnie sprawdza się w opowiadaniu historii, w których słowa stają się niewystarczające. Historii o doświadczeniu choroby Alzheimera czy depresji, które dzięki odpowiedniej kresce, towarzyszącemu obrazowi zyskują charakterystyczną dla siebie ciężkość i głębię, ale pomagają też odbiorcy poczuć i wyobrazić sobie rzeczy, z którymi być może nie miał nigdy do czynienia.
Wszystko w porządku
Debbie Tung
Nasza Księgarnia
Zastanawialiście się kiedyś, jak to jest wejść komuś do głowy? Debbie Tung we Wszystko w porządku zaprasza do swojej. Ale od razu uprzedzam nie jest w niej kolorowo. Jest tam dużo samokrytycznych myśli, przygnębienia i bezsilności. Tung słowem i kreską opowiada o swoich pierwszych latach dorosłości, o pracy artystycznej, która daje satysfakcję, ale nie pozwala się utrzymać i o pracy w biurze, dzięki której są pieniądze, ale pochłania za to czas na rozwój artystyczny. Opisuje swoje doświadczenia dorastania jako introwertyczna osoba, od której wymagało się przekraczania swoich towarzyskich granic. To przede wszystkim opowieść o depresji i o tym, jakie sieje spustoszenie w życiu, każdego, kto jej doświadcza. Dzięki charakterystycznym ilustracjom Tung można poczuć ciężar, który nosi w sobie bohaterka. Przede wszystkim taka forma pozwala o wiele łatwiej zrozumieć, czym depresja jest niż niejeden opis w książkach specjalistycznych. Wszystko w porządku to pozycja, którą powinien przeczytać każdy, aby wyrobić w sobie większą wrażliwość na innych, czujność wobec bliskich i powstrzymać się od komentarzy z rodzaju „idź pobiegaj, to ci przejdzie”. To też książka dla wszystkich, którzy zmagali lub zmagają się z depresją, dla tych, którzy przechodzą ciężkie chwile i gorsze momenty, bo pozwala uświadomić sobie, że nie jest się w tym wszystkim samemu i że po tym deszczu, jednak wzejdzie słońce, wystarczy poprosić o pomoc.
PRZEWODNIK PRZEWODNIK
PIOTR ŁYKOWSKI
Od ciemności do światła
– droga przez sport do pomagania innym
Piotr Łykowski rozpoczął swoją podróż do zdrowego trybu życia w momencie, w którym wielu by się poddało. Ważąc 135 kilogramów, zmagał się z głęboką depresją i lękami, które sprawiały, że każdy nowy dzień był dla niego wyzwaniem. To właśnie w sporcie znalazł ulgę oraz dodatkowe wsparcie na drodze do zdrowia. A wraz ze zdrowiem zdobył nową pasję, która sprawiła, że Piotr postanowił bić kolejne osobiste rekordy w triathlonie i ultratriathlonie. Oto jego historia.
R ozmawia : Zuzanna Kozłowska | z djęcia : Prywatne materiały P.Ł.
Jakie główne wyzwania napotkałeś na początku swojej drogi do zdrowego trybu życia?
PIOTR ŁYKOWSKI: Na samym początku wszystko było wyzwaniem. Znalezienie motywacji, by wstać rano z łóżka i zrobić cokolwiek pozytywnego dla siebie, było codzienną walką. Każdy trening, każda zmiana w diecie wymagała ode mnie ogromnego wysiłku, bo oznaczało to rezygnację z małych przyjemności, które dawały mi chwilowe poczucie szczęścia. Przełom nastąpił, gdy zrozumiałem, że każda mała zmiana przybliża mnie do celu.
Jakie były początki Twojej przygody z triathlonem?
Moje pierwsze kroki w triathlonie zainspirował film o Jerzym Górskim „Najlepszy”. Historia tego człowieka, który pokonał swoje nałogi i wygrał podwójnego Ironmana, pokazała mi, że sport może być drogą do zmiany życia. Bez żadnej wiedzy o triathlonie, ale z ogromną chęcią zmiany, postanowiłem, że to będzie mój cel – ukończyć Ironmana. By jednak tego dokonać, czekała mnie długa droga, która oznaczała między innymi zmiany żywieniowe, długie treningi, naukę pływania, sporo wyrzeczeń. Zapisałem się na swoje pierwsze zawody na najkrótszym dystansie triathlonowym, które nie bez trudności, ale udało mi się ukończyć i zapragnąłem więcej.
Przygotowujesz się do największego wyzwania sportowego w Twoim życiu, pięciokrotnego Ironmana, czujesz bardziej podekscytowanie, strach czy mieszankę obu? Jest to raczej mieszanka emocji. Podekscytowanie tym, co nieznane przez wyzwanie, które przed sobą postawiłem. Ale też świadomość, że to będzie najtrudniejsze przedsięwzięcie w moim życiu. To nie jest strach w negatywnym tego słowa znaczeniu, raczej szacunek dla dystansu i wyzwania. Pływanie, bieg, rower, trzeba być mistrzem każdej
z dyscyplin, żeby ukończyć takie zawody, ale przede wszystkim trzeba być mistrzem determinacji, skupienia i pozytywnych myśli. To jest moje największe wyzwanie sportowe, ale też krok w kierunku czegoś jeszcze większego… Uważam, że mieszanka niepokoju i adrenaliny sprawia, że czuję się bardziej żywy niż kiedykolwiek. Wierzę, że każde takie doświadczenie sprawia, że stajemy się silniejsi, nie tylko na trasie, ale w życiu w ogóle.
Jak wygląda Twój typowy dzień treningowy, przygotowując się do słynnego Ironmana?
Dzień zaczynam od porządnego śniadania i suplementów, które przygotowują mój organizm i układ nerwowy do wysiłku. Następnie przechodzę do treningu – pływanie, jazda na rowerze lub bieganie, w zależności od planu. Każda z tych aktywności zajmuje mi około 2-3 godzin, a cały dzień jest ułożony tak, aby znaleźć czas na pracę, rodzinę i odpoczynek. Tak spędzam
około 5 dni w tygodniu. Kluczową rolę odgrywa tu również dieta i regeneracja, które pomagają mi utrzymać regularność w reżimie treningowym. Dwa, czasem 3 treningi dziennie, ciężka i żmudna praca. Warto dodać, że dystans Ironmana, który przygotowuję się pokonać, to prawdziwe wyzwanie: 19 kilometrów pływania, 900 kilometrów jazdy na rowerze i 211 kilometrów biegu. To działa na zmysły. Staram się również nie zaniedbywać innych ról w moim życiu poza tym, że jestem sportowcem. Dlatego znajduję czas, by czytać bajkę przed snem dzieciom, spędzić czas z żoną. Pomiędzy treningami nadal jestem przedsiębiorcą, co również pozostaje punktem mojego skupienia. Każdy dzień wymaga więc bardzo dobrego zorganizowania, by zarówno treningi zostały odhaczone, jak i czas z bliskimi czy praca.
Poza sportem i biznesem — pomagasz. Co skłoniło Cię do założenia fundacji „Zdrowy Kierunek” i jakie są główne cele Waszej działalności?
Założenie fundacji „Zdrowy Kierunek" było dla mnie naturalnym krokiem. Pragnę dzielić się tym, co udało mi się osiągnąć i pomagać innym w potrzebie. Inspiracją była choroba mojej córki, ale szybko zrozumiałem, że chcę działać szerzej. Naszymi głównymi celami jest wsparcie dla dzieci z młodzieńczym idiopatycznym zapaleniem stawów, leczenie otyłości wśród młodzieży i dorosłych oraz pomoc osobom zmagającym się z depresją. Chcemy pokazać, że zmiana na lepsze jest możliwa i że zdrowy tryb życia może być kluczem do szczęścia.
HISTORIA PIOTRA to opowieść o przemianie, która wykracza poza fizyczne zmiany. Jest to przykład na to, jak determinacja, praca nad sobą i wsparcie bliskich mogą pomóc pokonać najtrudniejsze wyzwania. Poprzez swoje działania – zarówno w sporcie, jak i poprzez fundację – Piotr inspiruje innych, pokazując, że droga do zdrowia i szczęścia jest możliwa dla każdego, kto jest gotów podjąć wyzwanie.
TOYOTA BOŃKOWSCY
–
najchętniej wybierany dealer
wśród flotowców
Wybór floty do firmy to zadanie niełatwe. Ilość czynników, na które zwracają uwagę flotowcy może przyprawić o ból głowy. Spalanie, niezawodność, ubezpieczenie, serwis, wartość odsprzedaży.
To tylko kilka z nich, które trzeba dogłębnie przeanalizować, przed podjęciem decyzji o kupnie kilkudziesięciu czy nawet kilkuset aut.
Teks T : Alicja Kulbicka | z djęcia : Bogusz Kluz
WPolsce aż 80% zakupów nowych samochodów dokonują przedsiębiorcy, a nie klienci indywidualni. W 2023 roku Toyota była najchętniej wybieraną marką przez klientów flotowych. Firmy zarejestrowały łącznie 69 859 osobowych i dostawczych pojazdów tego japońskiego koncernu. Największą popularnością wśród kupujących cieszyła się Corolla. A w TOP10 rynku flotowego w Polsce znalazło się aż pięć modeli Toyoty. Tym samym poprawiła swój wynik z roku 2022 aż o 29%, umacniając się na pozycji lidera i osiągając aż 17,5% udziału w rynku, co jest rezultatem lepszym o 2 p.p. od wyniku uzyskanego w 2022 roku.
Dlaczego Toyota?
– Na ten sukces składa się wiele czynników. Na pewno jest to doskonała cena, niska awaryjność, a także dostępność samochodów. Ale t,o co warto podkreślić, to przede wszystkim fakt, że samochody Toyoty doskonale wpisują się właśnie w potrzeby floty. Naszym klientom zależy na tym, aby auta flotowe mało paliły i miały niskie koszty eksploatacji. Toyota spełnia wszystkie te warunki – mówi Maria Bońkowska, doradca ds. sprzedaży flotowej w Toyocie Bońkowscy. – To, co wyróżnia ofertę Toyoty, to szeroka gama modeli, która pozwala we flocie ją różnicować, ze względu na zajmowane stanowisko. U nas auto dla siebie znajdzie każdy niezależnie od stanowiska, jakie zajmuje w firmie –dodaje. A jeśli dodać do tego różnorodne i korzystne metody finansowania samochodów Toyota, nic dziwnego, że to właśnie ta marka ma najsilniejszą reprezentację w TOP10 rynku flotowego.
Królowa Corolla nr 1 w rankingu Corolla jest najlepiej sprzedającym się samochodem na świecie od 20 lat. Produkowana od 1966 roku, po raz pierwszy została światowym bestsellerem w 1974 roku. W 1997 roku stała się najpopularniejszym samochodem w historii motoryzacji i pozostaje nim do tej pory. W ciągu ponad pięciu dekad Toyota opracowała 12 generacji Corolli, a łączna sprzedaż modelu przekroczyła 50 milionów egzemplarzy. Nie dziwi zatem fakt, że to właśnie ona od wielu lat dzierży berło królowej aut flotowych. W 2023 roku aż 23 054 egz. tego modelu trafiło do polskich firm. To wynik o 24 proc. lepszy niż rok wcześniej. Dlaczego właśnie ten pojazd cieszył się tak dużą popularnością wśród klientów flotowych? Firmy doceniły atrakcyjne warunki zakupu i finansowania auta, a także szerokie możliwości konfiguracji. Corolla to samochód oferowany w trzech wersjach nadwoziowych – Hatchback, Sedan i TS Kombi, a także w pięciu wersjach wyposażenia – Active, Comfort, Style, GR SPORT i Executive. Dodać do tego należy oszczędne i niezawodne napędy hybrydowe piątej generacji o mocy 140 KM (1.8 Hybrid) lub 196 KM (2.0 Hybrid Dynamic Force), w które są wyposażone te pojazdy. Dodatkowo Sedan jest dostępny także ze sprawdzonym silnikiem benzynowym 1.5 o mocy 125 KM. W każdej wersji standardem są też najnowsze systemy bezpieczeństwa i wsparcia kierowcy Toyota T-MATE, nowoczesny system multimedialny Toyota Smart Connect czy klimatyzacja dwustrefowa.
Toyota RAV4 nr 3 w rankingu
W światowym rankingu najpopularniejszych samochodów zajmuje drugie miejsce, z kolei w TOP10 aut flotowych uplasowała się na trzeciej pozycji. W 2022 roku Toyota sprzedała 871 220 egzemplarzy tego modelu. RAV4 zadebiutował w Japonii i Europie w 1994 roku jako pierwszy kompaktowy SUV, czyli rekreacyjny samochód 4x4 z samonośnym nadwoziem. Jego obecna, piąta generacja to samochód średniej wielkości oferowany m.in. jako hybryda FWD, hybryda AWD-i oraz auto hybrydowe typu plug-in. Toyota RAV4 zachwyca stylowym wnętrzem pełnym starannie wykonanych elementów. Model został stworzony z myślą o tych, którzy nie boją się wyróżniać z tłumu. Wyraźnie zarysowana linia nadwozia, mocna sylwetka charakterystyczna dla samochodów typu SUV, światła do jazdy dziennej, światła główne oraz tylne pozycyjne i stopu w technologii LED tworzą nietuzinkowe auto, które śmiało stawi czoła wyzwaniom współczesnego świata.
Toyota C-HR nr 5 w rankingu
Odważna stylistyka nadwozia tego nietuzinkowego coupé zachwyca dynamiką, a nowoczesne napędy o imponującej mocy i wszechstronne możliwości charakterystyczne dla auta typu SUV dają niezwykłą radość z jazdy. Toyota C-HR łamie wszelkie zasady, konsolidując dynamiczny styl coupé z potężną sylwetką. Obok tego pojazdu nie sposób przejść obojętnie. Responsywna nowa Toyota C-HR łączy inspirujące osiągi ze zwinnością hatchbacka. Do wyboru są dwa napędy hybrydowe, a także nowa hybryda plug-in, która oferuje niezwykłe przyspieszenie i pełnię możliwości auta elektrycznego. I co ważne. Nowa Toyota C-HR stawia na zrównoważony rozwój. W jej produkcji zwiększono wykorzystanie materiałów pochodzących z recyklingu i produktów niepozyskanych od zwierząt, a także zredukowano emisję dwutlenku węgla poprzez zmniejszenie masy auta i wdrożenie nowych procesów produkcyjnych.
Toyota Yaris Cross nr 8 w rankingu
W przypadku flot zużycie paliwa ma bezpośrednie przełożenie na niższą emisję gazów cieplarnianych. I właśnie m.in. z tego względu Toyota Yaris Cross wyrasta na nową gwiazdę wśród hybryd. To najoszczędniejszy niskoemisyjny SUV w gamie Toyoty. Produkowany w Polsce układ spalinowo-elektryczny składa się z trzycylindrowego silnika benzynowego 1.5 o długim skoku tłoka i wysokim stopniu sprężania, dwóch silników elektrycznych, sterownika, przekładni planetarnej i akumulatora litowo-jonowego o wyższej mocy (w porównaniu do dotychczas stosowanych akumulatorów niklowo-wodorkowych nowe rozwiązanie jest lżejsze o 27 proc.). Zespół generuje 116 KM. A spalanie? Auto w wersji z napędem na przód zużywa od 4,4 l/100 km i emituje od 101 g/km dwutlenku węgla. Z kolei Yaris Cross Hybrid z napędem na cztery koła AWD-i zużywa od 4,7 l/100 km i generuje od 106 g/km CO2. Ograniczanie emisji dwutlenku węgla to coraz częstszy czynnik mający wpływ na wybór floty firmowej. Z tego względu Toyota Yaris Cross stała się flagowym samochodem sieci Żabka. Aż 500 japońskich aut z hybrydą 1.5 przyjęło charakterystyczne barwy poznańskiej firmy. Zdaniem przedstawicieli Żabki kontrakt z Toyotą to kolejna inwestycja w transport bardziej przyjazny środowisku.
Toyota Corolla Cross – last but not least. Nr 10 w rankingu Finałową dziesiątkę zamyka Toyota Corolla Cross. To nowość w gamie tego modelu i zarazem czwarta wersja nadwoziowa bestsellerowej Corolli. Ten kompaktowy SUV dostępny jest wyłącznie w wariantach hybrydowych. Możemy wybrać wersję z silnikiem o pojemności 1,8 litra i mocy 140 KM lub mocniejszy, produkowany w Jelczu, 2-litrowy wariant o mocy 197 KM. Toyota Corolla Cross Hybrid to wyjątkowo praktyczne i bezpieczne auto, które cechuje doskonała widoczność utożsamiana dotychczas wyłącznie z segmentem SUV.
Ostatni Mohikanin. Toyota Camry. Nr 14 w rankingu
Gdyby TOP10 rynku flotowego nieco rozszerzyć, to w zestawieniu dwudziestu najchętniej kupowanych w Polsce modeli samochodów jako auta flotowe, pojawia się także Toyota Camry. To rodzynek w swojej klasie, wśród znikających z ofert innych producentów sedanów. Kiedy w 2019 roku wracała na polski rynek, walczyła o zainteresowanie klientów. Dzisiaj, przy kurczącej się konkurencji, ten flagowy model Toyoty ma szansę stać się jedynym wyborem dla tych użytkowników szos, którzy cenią sobie wygodę sedanów. Camry, produkowana przez koncern Toyota od 1982 roku, jest najpopularniejszym, z wyłączeniem SUV-ów i pick-upów, samochodem osobowym w USA od 1997 roku. Ta legenda motoryzacji już w kwietniu zaprezentuje się w swojej najnowszej odsłonie. Czy dziewiąta generacja Toyoty Camry podbije serca kierowców? O tym zapewne przekonamy się niebawem.
Jeśli coś działa…
Czwarty rok z rzędu Toyota okazuje się największym producentem samochodów na świecie i jako jedyna sprzedała w 2023 roku ponad 10 mln samochodów. Jej przepis na sukces? Japoński koncern należy do czołówki innowacyjnych firm na świecie. Od dawna słynie z nowatorskich rozwiązań w zakresie zeroemisyjnych technologii, systemów autonomicznej jazdy i inżynierii materiałowej. Toyota jako jedyna na rynku oferuje cztery rodzaje napędów: pełna hybryda, hybryda plug-in, napęd elektryczny i napęd wodorowy, z czego największą popularnością cieszą się dwa pierwsze. Są one niezawodne i proste w obsłudze, a przy tym ekologiczne i oszczędne. Automatyczna skrzynia biegów, znikome zużycie paliwa i awaryjność bliska zeru przekonują na tyle mocno, że Toyota stała się ulubioną marką flotowców.
Toyota od lat tworzy i nie naśladuje. I nie na darmo okupuje pierwsze miejsca rozlicznych rankingów zaufania do marek motoryzacyjnych – zwłaszcza tych tworzonych przez kierowców, a więc najbardziej wiarygodnych z punktu widzenia zwykłego użytkownika. I nie na darmo ogromnym
uznaniem właścicieli cieszą się poszczególne modele, z kolejnymi wersjami Corolli na czele. Zatem nie dziwi fakt wyboru tej marki na auta flotowe. Bo jeśli coś działa, to po co to zmieniać?
MIASTO PRZYSZŁOŚCI
okiem Watchera
Miasta to obszary jedne z najbardziej wrażliwych na zmiany klimatu. Są miejscem zamieszkiwania ponad połowy ludności świata, pomimo że zajmują jedynie ok, 3% powierzchni lądowej Ziemi. W sposób znaczący wpływają na środowisko, bo 75% emisji gazów cieplarnianych generowane jest w miastach. I to również w nich boleśnie odczuwamy efekty zjawisk globalnych. Podtopienia, powodzie, susze, wysokie temperatury, silne wiatry, zanieczyszczone powietrze to zjawiska, których doświadczamy każdego roku coraz bardziej dokuczliwie. Jak więc budować miasta zdrowe, bogate przyrodniczo, przyjazne i interesujące dla mieszkańców, a nade wszystko zeroemisyjne?
R ozmawia : Alicja Kulbicka | z djęcia : Volvo Firma Karlik
iasta przyszłości stają w obliczu nieustannych wyzwań związanych z ekologią, mobilnością i kreatywnością przestrzenną przyjazną mieszkańcom. „Muszą być projektowane i budowane tak, by zużywać możliwie mało energii i wytwarzać jak najmniej odpadów. Energia ma pochodzić wyłącznie z odnawialnych źródeł, z możliwością magazynowania. Odpady powinny być w całości przetwarzane, a transport zeroemisyjny. I to wszystko musi być urządzone tak, żeby było nas stać na życie w takim mieście” – to głos ekspertów wybrzmiewający podczas Polskiego Kongresu Przedsiębiorczości. Brzmi utopijnie?
Nowe, stare rozwiązania
W ciągu ostatniej dekady, elektryczne samochody zyskały na popularności, a ich rola w kształtowaniu przyszłości transportu miejskiego jest nie do przecenienia. Zasilane energią elektryczną pojazdy te emitują znacznie mniej szkodliwych substancji niż ich odpowiedniki spalinowe, przyczyniając się do poprawy jakości powietrza i zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych. Jednak napotykają też na opór, nasuwając pytania o bezpieczeństwo, rzeczywistą dbałość o ekologię, zasięg czy brak infrastruktury. A przecież w historii motoryzacji nie są niczym nowym. Andrzej Zieliński w książce „Samochody osobowe. Dzieje rozwoju” pisze,
że jednym z pionierów elektrycznych samochodów był Thomas Devenport. Ten Amerykanin szkockiego pochodzenia już w 1834 roku zbudował powóz, który czerpał energię z baterii galwanicznej Volty. Pierwsze sprawnie działające auto elektryczne powstało w 1882 roku, a skonstruowali je Percy i Ayton. Wykorzystywane do zasilania trójkołowca baterie ważyły około 45 kg. Do najważniejszych walorów z punktu widzenia użytkownika należały cicha praca oraz łatwość prowadzenia. Nie bez znaczenia była także dobra dynamika pojazdów elektrycznych. Brzmi znajomo?
Street art – sztuka zaangażowana
Jak świat długi i szeroki ludzie przyozdabiali malunkami ściany jaskiń, domów, murów. Stanowiły one komunikat ostrzegawczy, informacyjny czy estetyczny. Dziś różnorodne formy sztuki ulicznej stały się częścią współczesnego krajobrazu miejskiego, nierzadko ewoluując w formę społecznego komunikatu. Dziś murale street artu nie tylko zdobią ściany, ale również niosą ze sobą silne przesłanie społeczne. Artystyczne protesty, manifestacje równości czy nawet komentarze polityczne stają się integralną częścią ruchu street artu. To forma sztuki, która walczy o zmiany i skupia uwagę na problemach społecznych. Odważne, często kontrowersyjne prace Banksy’ego stanowiące komentarz społeczno-polityczny spowodowały, że stał się on dzisiaj jednym z najbardziej wpływowych artystów na świecie. A jego sztuka dzięki inkluzywności porusza globalną publiczność, a on sam często stawia pytania o przyszłość świata. Jego prace – przedstawiające postaci ludzkie, zwierzęta oraz różnorodne symbole w sposób wyrazisty i niezwykle sugestywny – mają potencjał do inspiracji i pobudzenia debaty na ważne tematy dotyczące nierówności społecznej, przemocy czy bezprawia. Czy zatem street art może stać się ważnym głosem w debacie na temat globalnego ocieplenia? Mural Banksy’ego w pobliżu Oval Bridge w Camden Town w północnym Londynie. Prześmiewczy, na wpół zatopiony w wodzie napis brzmi: „Nie wierzę w globalne ocieplenie”.
Nietypowy mariaż
W odpowiedzi na wyzwania stojące przed współczesnym światem, elektryczne samochody oraz sztuka uliczna, stają się ważnymi elementami transformacji miejskiej. I choć pozornie te dwa faktory nie mają ze sobą styku, marka Volvo udowadnia, że jest inaczej. Aby oswoić i przybliżyć temat elektryfikacji Volvo Firma Karlik połączyła siły ze światem street artu. Owocem współpracy jest unikatowa grafika stworzona dla modelu Volvo EX30, którą zaprojektował poznański street artowiec Noriaki. Samochód zyskał bogatą paletę barw oraz wyraziste detale, co z pewnością przyciąga uwagę. Najbardziej charakterystycznym elementem grafiki jest postać Watchera, który napędza elektryfikację i przygląda się zmianom, jakie zachodzą w motoryzacji.
Watcher to postać, która jest motywem przewodnim w twórczości Noriakiego, z głową w kształcie jednego, podłużnego oka, która patrzy, obserwuje, zawsze jednak budzi pozytywne emocje, a można ją spotkać w różnych miejskich przestrzeniach Poznania. I która poznaniakom jest dobrze znana. – Głównym celem projektu było przyciągnięcie uwagi widza poprzez unikatową estetykę. Zależało mi, aby wyróżnić się poprzez futurystyczny design, inspirowany liniami Volvo EX30. Samochód miał być nie tylko źródłem podziwu, lecz także emanować nietuzinkowością. Zazwyczaj preferuję pracę w monochromatycznej palecie, korzystając z kolorów czarno-białych. Jednakże w przypadku tego projektu postanowiłem pójść zupełnie inną drogą, eksponując potęgę kolorów i elektryfikacji, gdyż widzę przyszłość malującą się właśnie w barwach. Na projekcie znalazły się symboliczne elektryczne wtyczki oraz błyskawice, które mają za zadanie podkreślić iskrzący, dynamiczny charakter samochodu – opowiada Noriaki.
Oswoić nieznane
„Jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana”. Aktualność tej maksymy Heraklita z Efezu jest uderzająca jak nigdy za naszego życia. Ale de facto nie jest niczym wyjątkowym w skali świata. Ten nieustannie się zmienia, co wymaga od nas nie tylko sprawnego odnotowania, ale także zdolności do adaptacji. Tylko w ciągu ostatnich lat obserwujemy rozwój nowych technologii, medycyny, gospodarki, turystyki i nanotechnologii. Cyfryzacja towarzyszy nam na każdym kroku. Otaczamy się danymi i zmiennymi, które wymagają od nas obserwowania, wnioskowania i elastyczności. Jednym zdaniem funkcjonujemy w świecie zmienności, niepewności, złożoności i niejednoznaczności. Taki świat wymaga od nas elastycznego podejścia, ale także adaptowa-
nia się do nieoczywistych wydarzeń. Podstawową kwestią, która pozwoli odnaleźć się w tym niepewnym i zmiennym środowisku jest ciekawość, ale także chęć nieustannej edukacji, analizowania rynku, zgłębiania wiedzy o świecie, motywowania się do nowych aktywności. To definicja postępu. Bez ciekawości, elastyczności i niestandardowego myślenia nigdy nie powstałby telefon, fotografia, wycieraczki samochodowe oraz pewnie nie poznalibyśmy struktury podwójnej helisy DNA. Dziś stoimy u progu kolejnej rewolucji. Samochody elektryczne przynoszą wielką zmianę. Zarówno dla nas, ich użytkowników, ale także dla przestrzeni, w których żyjemy. Bo kto z nas nie chciałby żyć w czystym, cichym i przyjaznym mieszkańcom mieście? Takim, które zgodnie z ideą Smart City 3.0 na pierwszym planie stawia jego mieszkańców, ich inicjatywy, dobrostan i zdrowie, a także współpracę z lokalnym biznesem? Współpraca Volvo Firma Karlik z Noriakim, pokazuje, że to dobry pierwszy krok do oswojenia zmiany, której i tak nie unikniemy.
PATAGONIA – wietrzny raj
Jesteśmy w Chile, kraju, który zaskakuje nas na każdym kroku, fundując codziennie zupełnie odmienne przeżycia. Długi i wąski ma tak wiele do zaoferowania, że można by tu zostać nawet kilka miesięcy, a i tak wyjeżdżałoby się z niedosytem.
TeksT i zdjęcia: Estera Hess
Chile to kraj, który zauroczy każdego, kto ceni przyrodę, lubi wyzwania i ma ochotę na przeżycia ekstremalne. W dotychczasowym rankingu miejsc najpiękniejszych na naszej trasie, wygrała Patagonia. Dotarliśmy do niej, lecąc ze stolicy Santiago po trzygodzinnym locie. Wylądowaliśmy o świcie i od razu Patagonia wystawiła nas na próbę zimna. Stolica, gdzie przez dwa dni po przylocie zdążyliśmy się przyzwyczaić do 28 stopni i słońca, wprowadziła nas w iście wakacyjny nastrój, z którego zostaliśmy obdarci przy wyjściu z lotniska w Punta Arenas. Największe miasto regionu Magellanas, smagane wiatrem i zacinającym deszczem, było naszym pierwszym zetknięciem z tym wymagającym krańcem świata.
Na szczęście lokalny przewodnik oprowadzający turystów z całego świata w sezonie, czyli przez połowę roku od września do marca (w pozostałym czasie będący masażystą i fizjoterapeutą – to nic dziwnego wiele osób ma tu podwójne życie zawodowe) zabrał nas do przytulnej kawiarni na przepyszne śniadanie i oswoił nieco chłodną atmosferę.
Kiedyś jednak trzeba było wyjść na spacer po centrum miasta. Zobaczyliśmy charakterystyczny Plaza de Armas i zwiedziliśmy najważniejsze budynki oraz cmentarz. Ale główną atrakcją miał być rejs na Wyspę Magdaleny w poszukiwaniu największej w okolicy kolonii pingwinów. Na czas rejsu zrobiło się nawet ciut niebieskie niebo, co pomogło uratować zdjęcia, choć nadal było zimno. Do tego trochę bujało, ale spacer po wyspie pozwolił nam zobaczyć ptaki z bliska w małych rozlokowanych na całej wyspie norkach. Do lwów morskich nie udało się nam podpłynąć zbyt blisko, bo fala była za duża.
Droga do Punta Natales zajęła nam trzy godziny po całkiem nijakim krajobrazie. Wszystko miało zmienić się już jutro.
Zanim jednak góry i Park Narodowy Torres del Paine to postanowiliśmy zbadać tutejszą kuchnię, o której sporo dobrego słyszałam. Pierwszy wybór i trafiony, mariaż kuchni afrykańskiej i chilijskiej to odbicie pochodzenia prowadzącej lokal pary. Zambia i Chile spotykają się w Patagonii, na talerzu lądują niebywale pyszne i pięknie podane dania niby chilijskie, ale z charakterem afrykańskim. Do dzisiaj wspominamy te dania. A podobnych par, które poznały się tutaj, często na szlaku i teraz prowadzą restauracje, hotele, a nawet destylarnię dżinu poznaliśmy wiele. Dwa dni, które wybraliśmy na pobyt w parku to zawsze loteria
pogodowa. I choć my początkowo też mieliśmy wielki apetyt na trekking ponad dwadzieścia kilometrów do podstawy słynnych Torres, to pogoda szybko sprowadziła nasze marzenia na ziemię. Na szczęście nawet tutaj prognozy sobie, a przyroda sobie i w dniu naszej wycieczki po parku, mieliśmy piękne błękitne niebo, słońce i wielkie szczęście. Widoczność była bardzo dobra, tajemnicze chmury wprawdzie ani na chwilę nie odsłoniły nam wież, ale widoki poniżej były oszałamiające. Spadło tu sporo śniegu, tym piękniej prezentowały się teraz ośnieżone szczyty gór. Park Narodowy Torres del Paine to nie lada gratka dla miłośników trekkingów, tras jest bez liku od takich, jakie udało się nam zrobić z grupą po kilka kilometrów, poprzez trasy
półdniowe, całodniowe aż po słynne szlaki widokowe trwające nawet kilka dni.
My nie mogliśmy oderwać oczu od kolorów, wspaniałych jezior, niesamowitej rzeki Paine i wodospadów na niej. Spotkaliśmy i to bardzo blisko nas (i nie tylko jeden raz) stada guanako, zwierzaków z rodziny lam. Całkowicie zaskoczyły nas kondory, których kilkanaście unosiło się, szybując nieopodal drogi, z pewnością rozprawiały się z jakąś padliną. Niespodzianką był pocieszny nandu, niski ptak z rodziny strusiowatych, który na swoich nieporadnie krótkich nogach ścigał się z nami wzdłuż drogi.
Ale nic nie zastąpi widoków, przestrzeni, wspaniałych szczytów i cudnych dolin. Błękit lagun, jezior i rzek w zestawieniu ze śniegiem i soczystą zielenią fundował nam stale ochy i achy i nie pozwolił obojętnie siedzieć za szybami mini busa.
Niosło nas w góry, wyrywało na szlaki, ale pogoda choć pozornie dobra, w górach nie była łaskawa.
Porywisty wiatr spowodował zamknięcie wszystkich dłuższych i eksponowanych szlaków. Strażnicy byli nieugięci i dbali o to, by nikt zakazu nie bagatelizował. Przyszło nam delektować się Patagonią, objeżdżając jej spory kawał, a kolejnego dnia wybraliśmy się na rejs do lodowców. Jeden oglądaliśmy tylko z pokładu łodzi, drugi za to z bardzo bliska, bo wybraliśmy się na podejście do czoła lodowca. Lało, wiało, podrywało nasze kurtki i peleryny, ale my dzielnie korzystaliśmy z uroków tego kapryśnego skrawka ziemi. Gorąca czekolada i whisky on the rocks, pochodzących wprost z lodowca, rozgrzały nas na pokładzie statku.
W rankingu najpiękniejszych miejsc Patagonia wysunęła się na prowadzenie, pozostawiła głód trekkingu i wejścia w wysokie góry. Na szczęście jest na tyle duża i ciekawa, graniczy z Argentyną, że można śmiało zbierać grupę i wracać tutaj z pewnością, że będzie znowu cudownie.
Będzie
się działo
STABAT MATER | SZYMANOWSKI / PERGOLESI | CARDIM / CLUG
5-6.04., godz. 19:00
Szymanowski i Pergolesi – Cardim i Klug. Dwie poruszające choreograficzne interpretacje Stabat Mater. Od cierpienia i żałoby po afirmację życia. Od wstrzymującego oddech poczucia straty po akceptację tego, co przynosi los. Przyjmij smutek, przeżyj żałobę, pozwól sobie na bezradność – mówi Daniela Cardim, choreografka pierwszej części spektaklu. Z kompozycją Szymanowskiego towarzyszy każdej kobiecie, która traci bliską osobę. Dla Edward Cluga – odpowiedzialnego za drugą część przedstawienia –Stabat Mater w ujęciu Pergolesiego to hymn na cześć kobiet, gdzie czułość i delikatność łączy się z poświęceniem i oddaniem. Stabat Mater Danieli Cardim i Edwarda Cluga to spektakl na dzisiejsze czasy.
Spektakl Stabat Mater po raz pierwszy na Scenie pod Pegazem! Po raz pierwszy z muzyką na żywo!
RIGOLETTO | VERDI
12-13.04., godz. 19:00
14.04., godz. 18:00
opera w III aktach
libretto: Francesco Maria Piave na podstawie sztuki Król się bawi Victora Hugo
Przekleństwo! (La maledizione!) – ostatnie słowo Rigoletta, dworskiego błazna i czułego ojca, którego flirt z władzą kończy strata ukochanej córki – najlepiej streszcza fabułę hitu Verdiego. Choć krytycy powątpiewali w powodzenie kompozycji, zrywającej ze sztywnym kanonem tworzenia, sam Verdi był przekonany, że Rigoletto jest jego najlepszą operą, w której walory muzyczne współgrają w pełni z dramatycznym przebiegiem akcji.
I nie mylił się – nie ma bowiem teatru operowego, gdzie przynajmniej raz w sezonie nie rozbrzmiewają arie bezdusznego Księcia.
STRASZNY DWÓR | MONIUSZKO
19-20.04, godz. 19:00
Jak opowiedzieć historię XIXwiecznych amorów w czasach Tindera i mediów społecznościowych? Czy można pogodzić przywiązanie do tradycji z potrzebą nowoczesności? Czy w imię miłości jesteśmy w stanie zmienić nasze przekonania? Straszny dwór Stanisława Moniuszki, najważniejszy utwór polskiego repertuaru operowego, w nowatorskiej i niezwykle aktualnej interpretacji Ilarii Lanzino.
STRASZNY DWÓR | MONIUSZKO
poniedziałek, 22.04.2024, Filharmonia Berlińska, godz. 19:00 Moniuszko w Berlinie po raz trzeci!
BER | TRYPTYK BALETOWY
Bondra / Ekman / Rimeikis 26-27.04., godz. 19:00
BER – energia współczesnego tańca. Jeden z najważniejszych spektakli baletowych ostatnich lat., którego premierę online obejrzało przeszło 20 tysięcy widzów. Trzech choreografów, trzy wizje ruchu, trzy odsłony współczesności, jedno pytanie: czym jest taniec. Poznaj genotyp współczesności!
Apetyt na czereśnie / Premiera
4.04., godz. 19:00 PRZEDPREMIERA
5.04., godz. 19:00 PREMIERA
6.04., godz. 19:00 DRUGA PREMIERA
7-14.04 PREMIERY W POWIECIE POZNAŃSKIM
Ona i On. Oboje po przejściach, przepełnieni słodko-gorzkimi wspomnieniami niedawno zakończonych związków. Spotykają się w dworcowej poczekalni i nieoczekiwanie wdają w rozmowę. Analizują złożoność relacji damsko-męskich, powracają do ważnych momentów ze swojej przeszłości, które zadecydowały o ich życiu. Podczas wspólnej podróży przywołują z pamięci postaci Księżniczki i Rycerza na studenckim balu, Mężczyzny i Moniki w barze, Kobiety i Wojciecha jadących oplem. W pełnej humoru, swobodnej rozmowie po raz pierwszy od dawna są w pełni sobą. „Apetyt na czereśnie” to komedia muzyczna oparta na tekście i piosenkach Agnieszki Osieckiej, z muzyką Macieja Małeckiego. To błyskotliwa opowieść o miłości, zazdrości i zdradzie, o tym, co buduje, a co niszczy, a także o zwykłych, codziennych sprawach. W główne role wcielają się Katarzyna Tapek i Radosław Elis, a reżyserem spektaklu jest Grzegorz Chrapkiewicz.
Koziołek Matołek
i Zagadka Ratuszowej Wieży
12.04., godz. 10:00 i 12:30 / 13.04., godz. 10:00 i 12:30 / 14.04., godz. 11:00 i 14:00
Spektakl opowiada o pełnych przygód poszukiwaniach poznańskich koziołków. Po tym jak zniknęły z ratusza, zagadkę rozwiązać ma właśnie Koziołek Matołek. Nie jest jednak sam, pomagają mu przebojowa Poznańska Pyra i Rogal Marciński. Bohaterowie zabierają nas w podróż po różnych regionach – oprócz Wielkopolski zwiedzamy m.in. Małopolskę, Śląsk czy Kaszuby. Historia opowiedziana teatrem tańca pozwala nam poznać bliżej lokalne zwyczaje, legendy i kulturę. Oprócz waloru edukacyjnego spektakl gwarantuje po prostu dobrą zabawę. Rozwesela i wzrusza nie tylko najmłodszych widzów. Pomysłodawcą i choreografem spektaklu jest Grzegorz Maślanka oraz utytułowana dramaturg spektakli dziecięcych Magdalena Mrozińska, a reżyserem Łukasz Brzeziński.
Irena
Będzie się działo
19.04., godz. 19:00 / 20.04., godz. 16:00 i 19:00 / 25.04., godz. 11:00 i 19:00 / 26.04., godz. 11:00 i 19:00 / 27.04., godz. 16:00 i 19:00
Dramat muzyczny o Irenie Sendlerowej, Sprawiedliwej wśród Narodów Świata, która wraz z grupą innych bohaterów uratowała kilkaset dzieci z warszawskiego getta. Gdy rozpętało się piekło II wojny światowej, Irena miała zaledwie 29 lat. Ryzykując życiem, organizowała cały system wyprowadzania na drugą stronę muru. To historia o kobiecie, która zdecydowała się walczyć i o odwadze, która może zwyciężyć najstraszliwsze zło. Spektakl powstał we współpracy twórców i realizatorów z Polski i Stanów Zjednoczonych, reżyserem jest Brian Kite, a libretto napisali Mary Skinner i Piotr Piwowarczyk. Kompozytorem muzyki jest Włodek Pawlik, jedyny polski laureat Grammy w kategorii jazzu, a piosenki napisał Mark Campbell (zdobywca Grammy i Pulitzera).
SALON POEZJI – SPOTKANIE AUTORSKIE WOKÓW KSIĄŻKI BIETA
Zapraszamy na wyjątkową odsłonę Salonu Poezji 20 kwietnia o godz. 11:00, w ramach której odbędzie się spotkanie autorskie wokół książki Bieta autorstwa Cezarego Harasimowicza. Fragmenty powieści przeczyta Radosław Elis, aktor Teatru Muzycznego w Poznaniu. Wyjątkową oprawę muzyczną przygotuje nasz klarnecista Arkadiusz Kowalski Wydarzenie będzie okazją, by spotkać zarówno autora książki, znanego i nagradzanego pisarza oraz scenarzystę – Cezarego Harasimowicza, jak i bohaterkę jego najnowszej powieści – Elżbietę Ficowską. Jej wyjątkowo barwny życiorys rozpoczął się niezwykle. Dzięki akcji Ireny Sendlerowej Bieta jako półroczne niemowlę uniknęła śmierci. Została wywieziona z getta warszawskiego do aryjskiej strony miasta w drewnianej skrzynce ukrytej w wozie pełnym cegieł. Losy jej i innych dzieci uratowanych w tamtym czasie stały się również inspiracją dla dramatu muzycznego Irena zrealizowanego w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Po spotkaniu na stoisku sprzedażowym będzie można kupić książkę i zdobyć autograf Gości.
Audi Franowo Cave Triathlon to pierwsza tego typu impreza triathlonowa rangi Mistrzostw Polski w naszym kraju, która odbędzie się 13 i 14 kwietnia 2024. Sponsorem tytularnym zawodów jest Audi Franowo.
Areną zmagań stanie się Centrum Kultury i Rekreacji oraz Pływalnia Akwen w Koziegłowach. Ten nowoczesny obiekt daje możliwość przeprowadzenia tego typu zawodów w bardzo widowiskowy i optymalny sposób.
Zawody odbędą się w tradycyjnej formule triathlonowej jednakże z wykorzystaniem trenażerów typu SMART na etapie rowerowym oraz bieżni łukowych na etapie biegowym. Dzięki zdobyczom technologicznym
Będzie się działo
zawodnicy przeniosą się w wirtualny świat rywalizacji. Każdy uczestnik będzie miał przypisanego avatara w aplikacji Zwift dzięki czemu oprócz stacjonarnej rywalizacji na rowerach i bieżniach będzie można śledzić ich zmagania na animowanych trasach z realnym przełożeniem prędkości i dystansu. Z awody te będą miały rangę Mistrzostw Polski i w przypadku Elity będą składać się z kilku, krótkich startów w seriach po 6-7 osób – najpierw eliminacje, następnie półfinały oraz finały zarówno wśród kobiet jak i mężczyzn. Dystans zawodów elity to 200m pływania, 4km roweru i 1km biegu. Dla zawodników kategorii AG będzie to 400m pływania, 8km roweru i 2km biegu, jednakże amatorzy będą startować tylko raz (z pominięciem eliminacji i półfinałów). Wyścigi pod dachem dają możliwość śledzenia rywalizacji w każdej sekundzie jej trwania co w połączeniu z Streamingiem Live w sieci pozwoli dotrzeć do szerokiej publiki i dostarczy jej mnóstwo sportowych emocji, a stosunkowo krótkie dystanse zapewnią niesamowitą dynamikę całym zawodom. W ramach Audi Franowo Cave Triathlon odbędzie się również międzynarodowa rywalizacja wśród młodzieży w ramach Turnieju Nadziei Olimpijskich co dodatkowo podniesie atrakcyjność powyższych zawodów.
Będzie
się działo
JEDYNE TAKIE WYDARZENIE FILMOWE W POLSCE.III Przegląd Kobiecych Filmów Górskich i Podróżniczych w Poznaniu
5-7 kwietnia
Kino Muza, Poznań
Fundacja Wandalistki i Kino Muza już po raz trzeci organizują Przegląd Kobiecych Filmów Górskich i Podróżniczych. Tym razem podczas 3 dni (5-7 kwietnia) zaprezentują 6 filmów skupionych wokół kobiecych eksploracji, górskich przygód i wspinaczki. Uczestnicy będą mogli wziąć udział w spotkaniach i rozmowach z gościniami specjalnymi: himalaistkami, wspinaczkami i podróżniczkami. Za tegoroczny program współodpowiedzialna jest sama Eliza Kubarska, alpinistka i reżyserska, która przez ostatnie lata pracowała nad filmem dokumentalnym poświęconym Wandzie Rutkiewicz. Premiera „Ostatniej Wyprawy – The Last Expedition” już w maju tego roku, czy reżyserka będzie chciała opowiedzieć o kulisach powstawania filmu?
Każda z sześciu projekcji zaplanowanych na tegoroczny przegląd przeniesie widzów w inne miejsce, inny czas, podaruje unikatowe przeżycie – czynnikiem wspólnym będzie jeden mianownik, a właściwie duet: kobiety i wspinanie. To połączenie dopełni szczypta pięknych widoków, ekstremalnych przeżyć, aspektu niepełnosprawności w górach, łączenia pasji z macierzyństwem i drogi do odnalezienia siebie. Te wszystkie doznania i emocje zapewnią wyjątkowe projekcje ukazujące góry i wspinaczkę z kobiecego punktu widzenia.
Tak jak i w poprzednich edycjach, tak i podczas tego Przeglądu nie zabraknie silnych kobiecych postaci. Każdego dnia odbywać się będą także spotkania z inspirującymi kobietami środowiska górskiego. W roli gościni pojawi się Dorota Rasińska-Samoćko, która ma na koncie 11 ośmiotysięczników, a Daria Sieracka – Prezeska Fundacji Wandalistki porozmawia z nią o projekcie „Podwójna korona”, którego celem jest skompletowanie Korony Ziemi oraz Korony Himalajów i Karakorum. Eliza Kubarska z kolejną gościnią Kingą Ociepką-Grzegulską – jedną z najbardziej utytułowanych kobiet w historii polskiego wspinania i bohaterką filmu „Mama” – poruszy trudny temat łączenia pasji do sportów ekstremalnych z macierzyństwem.
W ostatnim dniu Przeglądu odbędzie się spotkanie i rozmowy wokół Projektu Droga Kobiet #metoo w podroży. W spotkaniu udział weźmie m.in. Dorota Szparaga – pasjonatka szlaków długodystansowych, która jako pierwsza osoba z Polski i pierwsza kobieta na świecie, przeszła szlak Transcaucasian Trail – solo!
Projekt Droga Kobiet, który zainicjowała Aleksandra Wierzbowska (dokumentalistka, wspinaczka i podróżniczka), a współtworzony jest we współpracy z Fundacją Wandalistki i Centrum Praw Kobiet, skupia się na edukacji dotyczącej bezpieczeństwa kobiet w podróży, poprzez panele dyskusyjne czy warsztaty. Dlatego podczas 2 dni Przeglądu będzie można uczestniczyć w warsztatach samoobrony – WenDo.
PROGRAM PRZEGLĄDU
Piątek, 5 kwietnia, godz. 20:00, Sala nr 1
„Not Alone” | reż. Heather Mosher (Kanada) | 44 min
„PASANG: In the Shadow of Everest” | reż. Nancy Svendsen (USA) | 72 min
Po seansie spotkanie z Dorotą Rasińską-Samoćko, które poprowadzi Daria Sieracka.
Sobota, 6 kwietnia, godz. 16:30, Sala nr 1
„Motherload” | reż. Zoya Lynch | 14 min
„Mama” | reż. Wojtek Kozakiewicz (Polska) | 44 min
Po seansie spotkanie z Kinga Ociepką-Grzegulską, które poprowadzi Eliza Kubarska.
Niedziela, 7 kwietnia, godz. 16:30, Sala nr 1
Podpisywanie książki Doroty Szparagi.
„An Accidental Life” | reż. Henna Taylor (USA) | 86 min
„Postcards from the Verge” | reż. Natalia Koniarz (Polska) | 40 min
Po seansie spotkanie wokół Projektu „Droga Kobiet”, goście: Dorota Szparaga i inni.
Organizator : Fundacja Wandalistki
Współorganizatorzy : Kino Muza, Estrada Poznańska
Partnerzy : Stowarzyszenie Kin Studyjnych, Dolomite, Centrum Praw Kobiet
Partnerzy projektu Droga Kobiet: SUUNTO, Lesovik, Slowhop
Patroni Medialni: Magazyn na szczycie, Radio Afera, Poznański Prestiż
Osoba do kontaktu:
Daria Sieracka − Prezeska Fundacji Wandalistki tel. 662 405 203
kontakt@wandalistki.org
https://www.wandalistki.org
https://www.facebook.com/Wandalistki
https://www.instagram.com/wandalistki/
Poznańska premiera
Porsche Panamera
z djęcia : M aciej s znek
Luksusowa, sportowa limuzyna z Zuffenhausen doczekała się kolejnej odsłony. Nowe Porsche Panamera 2024 wjeżdża na salony po premierze w Szanghaju. Poznańska premiera Porsche Panamera przyciągnęła miłośników marki, którzy w poznańskim Pawilonie mieli okazję obejrzeć jej najnowszą, trzecią już generację. W krótkiej prezentacji Kamila Kubiaka, dyrektora salonu Porsche Centrum Poznań, przybyli goście dowiedzieli się, że Porsche Panamera przeszło gruntowną kurację odmładzającą. Zmienił się zarówno design z zewnątrz, jak i rozwiązania w kabinie. Poprawiono także układy napędowe oraz udoskonalono zawieszenie. Po części oficjalnej przyszedł czas na rozmowy kuluarowe i oglądanie nowej Panamery.
Premierę uświetniła wystawa fotografii Łukasza Ziętka.
Audi jest kobietą!
z djęcia : M ateriały prasowe
Aprzynajmniej zmieniło się w kobietę na jeden wieczór, tj. dokładnie w Dzień Kobiet, 08.03.2024 r., podczas niezwykłego wydarzenia w Audi Centrum Poznań Ławica. Był to pierwszy w historii salonu wieczór dedykowany kobietom - z kobietami, o kobietach i dla kobiet.
Na uroczystość Dnia Kobiet z Audi Centrum Poznań Ławica przyjęło zaproszenie ponad 70 kobiet – klientki, partnerki biznesowe, współpracownice, które z przyjemnością wysłuchały prelekcji Doroty Wróblewskiej (stylistki, producentki pokazów mody) o stylu ubierania się, pokazywania na zewnętrz tego, co nosimy wewnątrz siebie oraz Magdaleny Marcinek-Truskawy (mentorki i ekspertki w relacjach damsko-męskich), która inspirowała nas do wewnętrznej przemiany, by żyć w zgodzie z samą sobą. Nie zabrakło też porad dotyczących piękna i potrzeb naszych ciał, autorskiej biżuterii, unikalnych torebek, sensualnych obrazów, wspaniałego jedzenia, kwiatów i muzyki. Ale najwięcej było rozmów, uśmiechów i poczucia, że jako kobiety dbamy o siebie nawzajem, wspieramy i bardzo dobrze sobie życzymy.
Dyrektor Oddziału Audi – Magdalena Mądrzak-Kruszona zapowiedziała kolejne edycje Dnia Kobiet z Audi, więc mówimy do zobaczenia za rok!
Maja Ostaszewska w Poznaniu
z djęcia : H ubert padalak
Gościnią wiosennego XXII spotkania Kreatorów Wizerunku by MM w poznańskiej restauracji Młynska12 była Maja Ostaszewska. Wybitna aktorka telewizyjna i teatralna. Aktorka podzieliła się z licznie przybyłymi gośćmi swoimi przeżyciami związanymi z życiem bardzo zajętej aktorki, a także aktywistki walczącej o prawa kobiet i zwierząt. Podczas wieczoru 21 marca nie zabrakło trudnych tematów dotyczących geopolityki oraz premiery najnowszego filmu Mai Ostaszewskiej „Zielona granica”, w reżyserii Agnieszki Holland.
Ale były też rozmowy o modzie, której aktorka jest fanką, i o byciu muzą Macieja Zienia, jednego z jej ulubionych projektantów. Zebrani goście także chętnie wysłuchali opowieści o wolontariacie w schronisku dla zwierząt i przygodach nowego członka rodziny kundelka Mietka. Aktorka na zakończenie spotkania podzieliła się swoimi przemyśleniami na temat zbliżającej się premiery w Teatrze Nowym Krzysztofa Warlikowskiego.
Wrytmie zmian, z elektryzującą przygodą na horyzoncie, na poznańskim stadionie Enea Stadion zorganizowano wyjątkowe wydarzenie. Tematem wieczoru była elektryfikacja, a goście mieli okazję nie tylko poszerzyć swoją wiedzę w tym zakresie, ale także odbyć jazdę testową wybranym elektrycznym modelem Volvo. Przed klubem na gości czekały Volvo C40, Volvo XC40 Recharge oraz najnowsze Volvo EX30. Najbardziej ekscytującym momentem wieczoru było odsłonięcie Volvo EX30 z grafiką wykonaną specjalnie dla tego modelu przez poznańskiego streetartowca Noriakiego. Wydarzenie uświetnił również koncert Nicka Sincklera wraz z gościem specjalnym Anną Karwan.
Dzień Kobiet z Volvo Firma Karlik
z djęcia : M ateriały prasowe
To już tradycja. Po raz kolejny, kobiety kochające motoryzację i markę Volvo spotkały się w salonie Volvo Firma Karlik na corocznym świętowaniu Dnia Kobiet. Zgromadzone gościnie miały okazję wysłuchać rozmowy Joanny KarlikKnocińskiej - właścicielki salonu - z Miłoszem Brzezińskim, autorem licznych artykułów poświęconych psychologii biznesu i ambasadorem marki Volvo, obejrzeć nową kolekcję marki pARTs oraz posłuchać bardzo kobiecego koncertu Olgi Szomańskiej –aktorki i wokalistki, która jako pierwsza polska artystka wystąpiła w duecie z Andrea Bocellim. Nie zabrakło akcentów motoryzacyjnych. Przybyłe na spotkanie kobiety mogły z bliska przyjrzeć się najnowszemu, elektrycznemu modelowi Volvo EX30, który dzięki współpracy Volvo Firma Karlik z poznańskim artystą ulicznym Noriakim, stał się prawdziwym street-artowym dziełem sztuki. Dziękujemy za zaproszenie!
Cudowna AURA w Vinci Art Gallery
z djęcia : M ateriały prasowe
AURA wiosny, AURA spotkania, AURA sztuki – tak właśnie powitaliśmy wiosnę 14 marca w Vinci Art Gallery. Zbiorowa wystawa otwierająca wiosenny salon sztuki zachęca do refleksji, bycia „tu i teraz” ze sztuką i ze sobą. Wystawa AURA otwiera wiosenny salon sztuki w Vinci Art Gallery. To interesujący przegląd współczesnego malarstwa i rzeźby oraz próba zmierzenia się z pytaniami sięgającymi źródeł tworzenia. Prezentowane prace na różnych poziomach znaczeniowych nawiązują do myślenia dalszego, głębszego i szerszego, a także do wizji, intuicji, czucia i świadomości w procesie twórczym, na który nakłada się w różnych proporcjach warstwa intelektualna, ekspresji i kontemplacji. Powstałe dzieła stanowią materialną manifestację tego procesu, zapraszając odbiorców do współudziału w odczuwaniu, przeżywaniu i refleksji, co pięknie symbolizuje obraz WIZJE autorstwa Agnieszki Wencka z plakatu wystawy.
Ekspozycję wystawy AURA wypełniają kolory i żywioły: woda – symbol życia i płynności, od zawsze kojarzona z intuicyjnością, ogień – reprezentujący energię, przemianę i pasję, powietrze –związane z komunikacją i myśleniem oraz ziemia – symbolizująca stabilność i solidność. Ich metaforyczne przedstawienia zobaczymy w obrazach i rzeźbach. Jak co roku o tej porze, kiedy natura budzi się do życia, nie zabraknie także aury mocy kobiecej kreacji. Kolory, żywioły, różnorodność doznań – zapraszamy w kwietniu na tę wystawę do galerii na Śródce.
Otwarcie drzwi do RAIu
z djęcia : M ateriały prasoweWpięknej, odrestaurowanej kamienicy, w samym sercu Poznania przy ulicy Kościuszki 82 mieści się niezwykłe miejsce… RAI 82 to Butikowe Day Spa stworzone z myślą o intensywnym doświadczaniu chwil relaksu i błogości. RAI to azyl, gdzie oddech staje się głębszy, a umysł znajduje ukojenie. Odnajdziecie tutaj pięć stylowych gabinetów (w tym jeden dla par) oraz wyjątkową przestrzeń do pielęgnacji dłoni i stóp. Profesjonalny personel zabierze Was w świat unikalnych doświadczeń. RAI to połączenie nowoczesnej kosmetologii z najlepszymi technikami manualnymi. Zobacz. Poczuj. Doświadczaj.
Charytatywna Gala Fashion, Luxury & Art
z djęcia : M ateriały prasowe
Whotelu Hampton by Hilton w Swarzędzu odbyła się Charytatywna Gala Fashion, Luxury & Art. Podczas wieczornego spotkania 22 marca zgromadzeni goście doświadczyli wielu atrakcji, w tym muzyki na żywo w wykonaniu Nicka Sinclair’a oraz pokazu mody czołowych poznańskich projektantów. Udział w aukcjach wsparł pacjentów onkologicznych znajdujących się pod opieką Drużyny Szpiku.