Marta Eloy Cichocka ล lady opon na poduszce Huellas de neumรกticos en la almohada
trad. Maciej Jaskot, Carmen Ruiz de Apodaca
cons. Alejandro Genes, Luis Arturo Restrepo
red. Ivรกn Trejo
Krakรณw, Lokator, 2016
Noc. W ciemnej ciszy, ustępującej miejsca stękaniu budzików, oddechy śpiących krzyżują się na wilgotnej szybie. Podłoga skrzypi siedem razy i cichnie bez odpowiedzi. Budzę się nagle, jakby mnie ktoś uderzył: przerażona snami, które wysysam z palca.
Noche. En el silencio sombrío que cede al gimoteo de los relojes, la respiración de los que duermen se entrecruza en los cristales empañados. El suelo cruje siete veces y calla sin esperar respuesta. Despierto de golpe, como si me hubieran pegado: me horrorizan los sueños que acabo de inventarme.
Morgan wie, gdzie mieszkam. Przychodzi o zmierzchu, wspina się na palce, zagląda w okienko kuchni, wsadza nos do garnków, wyjada cukier, rozsypuje kaszę – i ucieka, nim zdążę to sobie wyobrazić.
Morgan sabe dónde vivo. Viene al anochecer, se pone de puntillas, mira por la ventana de la cocina, mete la nariz en las ollas, vacía el azucarero, desparrama la cebada – y huye antes de que pueda imaginarlo todo.
Całe miasto mam jak na dłoni i kiedy zaciskam pięści, dzwonnice wbijają mi się pod paznokcie, a gdy wkładam ręce do kieszeni, wtedy samochody wjeżdżają na siebie i robi się straszny karambol, skrzyżowania pełne rozbitego szkła, zrozpaczone malutkie ambulanse... Dlatego nie pytaj, dlaczego maluję paznokcie krwawiącymi dłońmi.
Tengo la ciudad entera a mano y al apretar los puños los campanarios se me clavan bajo las uñas; y cuando meto las manos en los bolsillos, los coches chocan con otros coches, la colisión es brutal, los cruces lleno de cristales rotos, las ambulancias sin esperanza... Así que mejor no preguntes por qué me pinto las uñas con las manos sangrantes.
I znowu dzwony wygrzebują Morgana z mojego snu, skąd wylewa się niezgrabnie na czworakach, w takt niebieskiej melodii, od której drżą domy i drzewa słaniają się ponad łóżkiem, gdzie rozrzuciłam beztrosko wszystkie moje książki i rysunki, i brudne czajniki, skarpetki i widelce.
Y otra vez las campanas escarban y sacan a Morgan de mi sueño, del que se derrama torpemente a gatas, al compás de una melodía celeste que hace temblar las casas, y los árboles se tambalean sobre la cama donde dejé caer alegremente todos mis libros y dibujos, teteras sucias, calcetines y tenedores.
Gazety milczą na temat Morgana i tak jest najlepiej; mogę mieć go wyłącznie dla siebie i nigdy się nie dowiem, że zginął w zamachu bombowym albo że grożą mu powodzie... A Morgan milczy, Morgan milczy na każdy temat i tak jest najlepiej.
Los periódicos callan sobre Morgan, lo cual es perfecto; así no lo comparto con nadie y nunca me enteraré de que fue víctima de un atentado mortal o sufre la amenaza de una inundación… Y Morgan calla, Morgan calla sobre cualquier cosa, lo cual es perfecto.
Pszczoły w moich oczach zmieniają światło w miód i nie lubią, gdy płaczę; wtedy gryzą mi powieki aż do krwi. Ale teraz fruwają przelotnie na opak, wyjątkowo przestraszone, bo Morgan pasie księżyc i wygwizduje ulicę, i obraca domy do góry ogonem, aż spadają na cztery łapy w moje oczy, śliskie od łez.
Las abejas en mis ojos convierten la luz en miel y no les gusta nada cuando lloro: entonces muerden mis párpados hasta que sangran. Pero ahora, fugaces, vuelan al revés, insólitamente asustadas, porque Morgan pasta la luna y silba la calle poniendo cola arriba las casas que caen a cuatro patas en mis ojos resbalándose entre las lágrimas.
Może tak właśnie trzeba, unikać twoich oczu i kolejek na poczcie, unikać pustych autobusów i wspólnych poranków, unikać kolein nieszczerych pytań, z których jasno wynika, jak bardzo wspólna samotność przypadła nam do gustu.
Quizá sea necesario, evitar tus ojos y las filas en la oficina postal; evitar autobuses vacíos y mañanas comunes; evitar las ruedas de preguntas hipócritas que muestran claramente que nos encanta nuestra soledad en común.
Starzeję się powolutku i solennie, chwytam mięsożerne słońce w pajęczynę zmarszczek, wiatry trzymam w workach pod oczyma, opadające włosy układam w bukiety... I wciąż wodzę za tobą zaciśniętymi dłońmi.
Me hago vieja sin prisas, solemnemente, agarro el sol carnívoro en una telaraña de arrugas, a los vientos los guardo en las bolsas en mis ojos, hago ramos con el pelo caído… Y con las manos apretadas, no dejo de seguirte.
Coraz trudniej mi zobaczyć się z Morganem. Może śpi teraz całymi dniami albo goli się uparcie przed rozbitym lustrem, albo gra na gitarze gdzieś za zagiętym rogiem książki, uśmiechnięty mimo obandażowanych palców.
Me resulta cada vez más difícil verme con Morgan. Quizá pase durmiendo días enteros o se afeite obstinado frente a un espejo roto o esté por ahí tocando la guitarra, detrás de la esquina doblada de un libro, sonriendo a pesar de sus dedos vendados.
To nie do wiary, że można tak po prostu iść ulicą, wpaść pod samochód i wypaść z drugiej strony, sroce spod ogona, między anioły i te całe cherubiny podobne do byków, które zaraz oplatają cię ciasnym kręgiem ciekawskich niebian i pytają, czy to naprawdę twoje, to rozjechane ciało tam, obok?
Es increíble que puedas caminar tranquilamente por la calle, verte bajo un coche y de repente verte del otro lado, entre ángeles y todos esos querubines parecidos a los toros, los que estrechan el cerco en torno a ti, celeste multitud de curiosos, preguntando si realmente es tuyo, ese cuerpo aplastado ahí, ¿al lado?
Pewnego dnia Morgan powraca i to już nie ja otwieram mu drzwi, obejmuję jego głowę i głaszczę policzki, z zamkniętymi oczami, żeby się przypadkiem nie okazało, że samoloty pomyliły skrzyżowania, pociągi zaplątały się w sznurówki butów i to znowu jest ktoś inny.
Un día Morgan regresa y quien le abre la puerta ya no soy yo, tampoco abrazo su cabeza ni acaricio sus mejillas con los ojos cerrados para no darme cuenta de que los aviones se equivocaron de cruce, los trenes se enredaron en los cordones de los zapatos y al final resulta que otra vez es otro.
Ta książka nie mogła utknąć w szufladzie, bo zwiedziwszy siedemdziesiąt dwa kraje, autorka nie ma szuflady. Nie mogła też trafić od razu do druku, bo autorka dużo pisze, ale mało zapisuje. Nie mogła również ulec zniszczeniu albo zapomnieniu, bo – jak się przekonacie – Morgan to ktoś zupełnie wyjątkowy, o kim zapomnieć nie sposób. Zamiast tego, dojrzewała powolutku i solennie, niczym ulubiony trunek autorki. Jeśli koany mają bratnią duszę, to jest nią znany z fotografii miksang. Niczym ich rewers, poezja Marty Eloy Cichockiej przegląda się w tym, co tu i teraz, a jedyne (sic!), co do tej percepcji niezbędne, to uważność. Jeśli naturą słowa jest poezja, to naturą tej poezji jest dobre oko. Marcin Oleś
Este libro no podía quedarse en un cajón porque, después de haber visitado setenta y dos países, la autora no dispone de cajones. No podía ir directamente a la imprenta, porque la autora, aunque escriba mucho, anota poco. Tampoco podía ser destruido u olvidado porque –como van a ver– Morgan es alguien absolutamente fuera de lo común e imposible de olvidar. Mientras tanto, el libro iba madurando sin prisa, solemnemente, como el licor favorito de la autora. Si los koanes tienen su alma gemela, ésta sería lo que en fotografía se conoce como miksang. Como si fuera su reverso, la poesía de Marta Eloy Cichocka se contempla en lo que está aquí y ahora, y lo único (¡sic!) realmente imprescindible para tal percepción es la atención plena. Si la poesía es la naturaleza de la palabra, un buen ojo es la naturaleza de esta poesía. Marcin Oleś
Kraków, Lokator 2016 http://www.lokatormedia.pl/marta-eloy-cichocka-slady-opon-na-poduszce/