nasze miejsca spotkań
grudzień 2014
portret
Magdalena Polkowska Sztuka nie musi być nowoczesna
str. 6-9
Magiczne
PREZENT NA ŚWIĘTA
Personalizowane talizmany najpiękniejszych emocji i wspomnień - biżuterię Lilou znajdziesz również w Toruniu i Bydgoszczy!
INDYWIDUALIZM Zaczęło się od bransoletek na sznurkach, teraz pod brandem Lilou znajdziemy całą gamę biżuterii (kolczyki, pierścionki, naszyjniki, skórzane bransolety czy te z delikatnego łańcuszka lub kryształowych koralików). Wykorzystywane jest srebro (próby 925), pozłocenie (24-karatowym złotem), cztery kolory złota, perły, szafiry i kryształy. Wszystkie wzory Lilou są autorskie, powstają w pracowni projektowej marki. Każdy model jest unikatowy i zastrzeżony, to esencja trendów w modzie, indywidualzmu i najwyższej jakości. 1
2
Koncept poszerzony został o skórzane akcesoria Be my Lilou (torebki, organizery, rękawiczki), a także kaszmirowe czapki i szaliki, personalizowane osobistym haftem. A to jeszcze nie koniec…
PEŁNA PERSONALIZACJA Jeśli szukasz wyjątkowego prezentu na gwiazdkę, mamy coś dla Ciebie! Lilou to kolekcje dla niej, dla niego i dla dziecka. Każdy element służy pielęgnacji uczuć. To symbole miłości, szczęścia, harmonii. Biżuteria Lilou to nieskończone możliwości personalizacji i tworzenia własnych kompozycji, personalizowane osobistym grawerunkiem stają się unikatowe i wyjątkowe. Nic więc dziwnego, że pokochały ją gwiazdy takie jak Małgorzata Kożuchowska, Katarzyna Zielińska, Edyta Herbuś, Doda, czy Agnieszka Radwańska. 3
Dla miłośników marki mamy miłą wiadomość. Z początkiem grudnia Lilou zawitało również do Torunia. Nowoczesny butik atelier mieści się na dwóch poziomach i 55m2, w stylowej kamienicy przy ulicy Szerokiej 46.
5
4 1 Małgorzata Kożuchowska pokochała subtelne bransoletki Lilou. 2 Agnieszka Radwańska nawet na korcie nie rozstaje się z biżuterią Lilou. 3 Katarzyna Zielińska podkreśla swoje stylizacje dodatkami Lilou. 4 Edyta Herbuś lubi eksperymentować i tworzyć własne kompozycje. 5 Butik Lilou przy ul. Gdańskiej 14 w Bydgoszczy.
2
miasta kobiet
grudzień 2014
1133414TRTHA
M
agdalena Mousson-Lestang założyła Lilou w 2009 roku, a dzisiaj jej marka ma 13 butików w Polsce, jeden w Düsseldorfie, a także Paryżu, przy prestiżowym 145, Boulevard Saint Germain. Dzięki sklepowi internetowemu lilou.pl dociera w najdalsze zakątki świata.
1821514BDBHA
WYDAWCA: EXPRESS MEDIA Sp. z o.o. Bydgoszcz, ul. Warszawska 13 tel. 52 32 60 733 Prezes Zarządu: dr Tomasz Wojciekiewicz Redaktor Naczelny: Artur Szczepański Dyrektor sprzedaży: Adrian Basa Menedżer produktu: Emilia Iwanciw, tel. 52 32 60 863 e.iwanciw@expressmedia.pl Redaktorki prowadzące: Lucyna Tataruch, tel. 52 32 60 798 l.tataruch@expressmedia.pl Emilia Iwanciw, tel. 52 32 60 863 e.iwanciw@expressmedia.pl Teksty: Lucyna Tataruch l.tataruch@expressmedia.pl Dominika Kucharska d.kucharska@expressmedia.pl Janusz Milanowski j.milanowski@expressmedia.pl Jan Oleksy j.oleksy@expressmedia.pl
Święta z innej strony
Justyna Król j.krol@expressmedia.pl
Gwiazdka budzi w nas różne emocje. Z jednej strony mamy piękną choinkę, wyjątkową atmosferę, opłatek i przede wszystkim okazję, by ten czas spędzić z rodziną. Z pewnością wiele z nas właśnie w święta uświadamia sobie, jak mało mamy takich wspólnych chwil na co dzień, by usiąść ze wszystkimi, pośmiać się, porozmawiać. Na dodatek, to akurat wtedy każdy stara się jakoś bardziej, ubiera się ładniej, przygotowuje prezenty. A po drodze w tych staraniach wykonuje wiele innych małych kroczków, by wszystkim było miło i przyjemnie. Są jednak tacy, którzy mają dosyć świąt jeszcze zanim zaczną się przygotowania. Mówią, że nie znoszą tego kiczu, wszechobecnej konsumpcji i bieganiny po centrach handlowych. A już w szczególności nie lubią przygotowywania dwunastu potraw do drugiej w nocy, dzień przed Wigilią. Tego ciśnienia i presji, że właśnie teraz, właśnie w taki sposób i z tymi ludźmi mają siadać przy stole i się radować. Czasem po prostu nie jest im do śmiechu - bo kogoś przy tym stole brakuje, bo organizacja świąt spoczywa wyłącznie na ich barkach, bo oprócz wigilijnych potraw trawią też te wszystkie nieporozumienia, niepozałatwiane sprawy, tęsknoty, żale i smutki. Postanowiłyśmy więc pokazać święta z różnych perspektyw. Pierwsza to ta radosna, czyli podarunki i kulinaria. Blogerka Agata Jędraszczak zdradza nam, co zaserwuje swojej rodzinie (str. 34). Nasi redakcyjni koledzy pokazują swoje wymarzone prezenty, które chcieliby znaleźć pod choinką (str. 32-33). Justyna Król zachęca do wykonania upominków i ozdób własnymi rękami. Druga perspektywa nie przypomina familijnych, gwiazdkowych komedii romantycznych. Lena Kałużna obnaża powierzchowność, jaka czasem towarzyszy gwiazdkowym obrzędom (str. 12). Bohaterki naszego reportażu przyznają, jak bardzo mają dość wigilijnych życzeń, aby znalazły swoją drugą połówkę (str. 38-40). Janusz Milanowski zauważa, że osoby, które przeżyły rozstanie z bliską osobą, są zawsze kłopotem dla reszty rodziny (str. 46). Nie wiemy, czy lubisz święta. Jednak niezależnie od tego jak jest, życzymy Ci tego, co dla Ciebie najważniejsze. I abyś ten czas mogła spędzić w taki sposób, o jakim zawsze marzyłaś.
Lena Kałużna
EMILIA IWANCIW, LUCYNA TATARUCH redaktorki prowadzące „MIASTA KOBIET”
4
miasta kobiet
grudzień 2014
Kamil Pik k.pik@expressmedia.pl Dorota Kowalewska Angelika Makowska Zdjęcie na okładce: Tomasz Czachorowski Projekt: Iwona Cenkier i.cenkier@expressmedia.pl Skład: Ilona Koszańska-Ignasiak i.koszanska@expressmedia.pl Dagmara Potocka-Sakwińska d.potocka@expressmedia.pl Sprzedaż: Angelika Sumińska, tel. 691 370 521 a.suminska@express.bydgoski.pl Michał Kopeć, tel. 56 61 18 156 m.kopec@nowosci.com.pl ZNAJDZIESZ NAS NA: www.miastakobiet.pl www.fb.com/MiastaKobiet.Nowosci.ExpressBydgoski
„Miasta Kobiet” ukazują się w każdy ostatni wtorek miesiąca, jako dodatek do „Expressu Bydgoskiego” i „Nowości - Dziennika Toruńskiego”. Przez cały miesiąc są dostępne również w 91 miejscach w Bydgoszczy i Toruniu. Adresy znajdziesz na stronie www.miastakobiet.pl
21314T4JB
jej portret
ZDJĘCIE: TOMASZ CZACHOROWSKI
Sztuka nie musi być nowoczesna Coraz częściej próbuje się otwierać operę na szersze grono odbiorców, wprowadzając nawet prowokacje. Dwa lata temu usłyszałam o pomyśle napisania opery o Annie Grodzkiej. Dla mnie była to absurdalna próba zdobycia popularności. Czy to konieczne? Z Magdaleną Polkowską* rozmawia Kamil Pik Wyjść na scenę i zaśpiewać - niektórym to może wydawać się proste. Ile wysiłku w rzeczywistości wymaga takie zajęcie? Każdego, kto tak myśli, zapraszam do spróbowania. Przygotowania do występu wymagają sporo wysiłku, zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Trening wokalny jest sprawą bardzo indywidualną. W moim przypadku trwa z reguły około trzech godzin. Zaczynam od wprawek, a gdy już się rozśpiewam, pracuję nad poszczególnymi partiami lub ariami. Osobiście najbardziej lubię trening naprzemienny - dzień sama i dzień z pianistą. Oprócz poprawnego wyśpiewania nut, należy także zadbać o właściwą interpretację utworu, trafnie odczytać zamysł kompozytora i przekazać go widzom. Dlatego poświęcamy dużo czasu w domu na przemyślenie roli i analizę szczegółów naszej scenicznej kreacji. W teatrze operowym obowiązują nas dwie czterogodzinne próby. Na efekt końcowy przedstawienia składa się wysiłek wszystkich zespołów: dyrygenta, solistów, chóru, baletu, orkiestry i zespołu technicznego.
6
miasta kobiet
grudzień 2014
Czy zdarza się też, że ćwiczy Pani w domu, gdy sąsiedzi są za ścianą? Jak do tej pory trafiałam na bardzo wyrozumiałych sąsiadów. Owszem, zdarza mi się ćwiczyć w domu, ale staram się być mało uciążliwa i uciekam raczej do sal opery. Śpiewak operowy musi stosować określoną dietę na głos? Ja nie stosuje jakichś utartych schematów typu „przed występem wypić surowe jajko”. Są osoby, które w to wierzą, na mnie to nie działa. Każdy ma swoje indywidualne odczucia. Nie wypiję przed śpiewaniem puszki coli z lodówki, ale są tacy, którzy twierdzą, że im to pomaga. Zdarzają się śpiewacy, którzy nie odmawiają papierosa przed lub po spektaklu. Osobiście nie polecam. Czy głos łatwo można zniszczyć lub zużyć? Oczywiście. Głos ludzki to bardzo delikatny i unikalny instrument, dany raz na całe życie. Nie da się go wymienić na inny. Dlatego wszelkiego rodzaju przeforsowanie, niedostateczna
technika, niewłaściwy dobór partii do rodzaju głosu mogą niekorzystnie wpłynąć na nasz aparat głosowy, skutkując różnymi chorobami, np. afonią, guzkami czy niedomykalnością strun. Poza tym głos można po prostu wyeksploatować. Jeśli będziemy go zbytnio forsować, to z pewnością szybciej zakończymy karierę. Dzisiaj ma Pani już stabilną pozycję na scenie. Czy wybierając studia miała już Pani wizję, co będzie dalej? W naszym zawodzie trudno mówić o „stabilnej pozycji”. Często to życie weryfikuje nasze plany. Jednak rozpoczynając studia swoją przyszłość widziałam świetlaną (śmiech). Zapytana na egzaminie wstępnym, jak wyobrażam sobie swoją karierę po studiach, odpowiedziałam zupełnie poważnie: „na początek planuję pracę w Operze Narodowej w Warszawie”. Taka odpowiedź nieświadomej realiów na tym rynku młodej dziewczyny rozbawiła komisję. Wtedy nie wiedziałam, dlaczego. Dzisiaj już wiem.
„Bydgoska Klinika Urody Eliksir Partnerem Piękna Guinot 2014” 4”
PIELĘGNUJĄ PIĘKNO NA ŚWIATOWYM POZIOMIE Klinika Urody i SPA - Eliksir jest jedynym autoryzowanym zakładem paryskiego Instytutu Guinot w Bydgoszczy. To wyjątkowe miejsce poszczycić się może wyspecjalizowanym personelem i światowymi standardami w pielęgnacji skóry. Słynie z perfekcyjnej obsługi Klienta i dbałości o wysokiej klasy wizerunek salonu. Eksperci w tej klinice, to nie tylko certyfikowani profesjonaliści, kształceni w kraju i za jego granicami, ale też prawdziwi pasjonaci, którzy pracują z ogromnym zaangażowaniem. Nie bez powodu to właśnie „Eliksirowi” przyznano światowy znak jakości „InStyle Dobry Adres” i wyróżnienie „Partner Piękna Guinot”, przyznawane tylko najlepszym ośrodkom Guinot w Polsce. Najnowszym osiągnięciem marki Guinot w terapii anti-age jest zabieg Age Summum. To ekskluzywny, nieinwazyjny zabieg, który daje efekty Hi-tec, alternatywnie do inwazyjnych zabiegów, przeciwdziałających wszystkim oznakom starzenia się skóry. Już po godzinie zabiegu skóra staje sie kilka lat młodsza! A to wszystko dzięki zastosowaniu molekuł młodości, takich jak: kwas hialuronowy, witamina C, ceramidy, kompleks ATP i Actinergine oraz kompleks Longue Vie. Co ważne, efekty spłycenia zmarszczek, napięcia i wygładzenia skóry są widoczne bezpośrednio po tym niezwykle efektywnym i relaksacyjnym zabiegu! Taka przyjemność to koszt zaledwie 299 złotych. Powyższy zabieg to znakomita propozycja na prezent świąteczny dla Siebie lub Bliskiej Osoby.
„Eliksir” - Klinika Urody i SPA ul. Gajowa 77 85-087 Bydgoszcz tel. 52 375 93 45
Godziny otwarcia: poniedziałek - piątek: 8.00-20.00 sobota: 9.00-16.00 www.eliksir.com.pl
1832114BDBHA
Zapraszamy. Z przyjemnością odpowiemy na Państwa pytania!
Rozpoczynając studia swoją przyszłość widziałam świetlaną. Zapytana na egzaminie wstępnym, jak wyobrażam swoją karierę, odpowiedziałam zupełnie poważnie: „na początek planuję pracę w Operze Narodowej w Warszawie”. Rozbawiło to komisję, nie wiedziałam, dlaczego. Dzisiaj już wiem. MAGDALENA POLKOWSKA ŚPIEWACZKA OPEROWA
KONCERT SYLWESTROWY 2009, OPERA NOVA ZDJĘCIE: MAREK CHEŁMIAK
jej portret Udało się jednak Pani znaleźć angaż dość szybko. Młodej artystce trudno jest zaistnieć na scenie operowej? Im było bliżej końca studiów, tym bardziej przekonywałam się, jak trudno jest się przebić. Ale w moim przypadku w pewnym momencie pojawiła się spora dawka szczęścia. W Operze Nova przygotowywano „Hrabinę Maricę” i poszukiwano osoby do skromnej roli mówionej. Wówczas pani dziekan prof. Magdalena Krzyńska, poleciła mnie, młodą studentkę i tak rozpoczęła się moja współpraca z operą bydgoską. Zostałam przyjęta bardzo ciepło i życzliwie przez dyrekcję oraz cały zespół artystów. Taki start pozwolił zebrać doświadczenia i zacząć istnieć w środowisku, a w konsekwencji dostać angaż. Myślę, że bez pomocy przychylnych mi osób byłoby dużo trudniej rozpocząć karierę, choć jako Koziorożec jestem uparta w dążeniu do celu. W sprawach prywatnych też? (Śmiech) Potrafię uparcie stać przy swoim, gdy jestem przekonana do swoich racji i kiedy wiem, że to, co myślę jest słuszne. Wtedy faktycznie trzymam się swego. Ale można mnie przekonać. Jeśli ktoś argumentuje i pokaże mi perspektywę, która do mnie przemówi, to nie walczę dla zasady. I tak jest zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym. Czym różni się odgrywanie roli w operze od tych teatralnych? Bo słyszałem, że ma Pani porównanie. Z aktorstwem miałam drobną przygodę na studiach. Zagrałam małą rólkę w bydgoskim teatrze w spektaklu „Złoty sen w stanie nieważkości”. Było to cenne doświadczenie. Nauczyłam się tam, że nie ma nieistotnych ról i każdą należy analizować w kontekście pozostałych postaci i historii, w których się pojawia. Światy aktorów teatralnych i operowych różnią się przede wszystkim środkami wyrazu, którymi ci aktorzy dysponują. Aktor dramatyczny ma większą swobodę wykonawczą, operuje tekstem mówionym, zaś śpiewak operowy prócz słowa, musi podporządkować się przede wszystkim muzyce, oznaczeniom dynamicznym, agogicznym zawartym w kompozycji. W operze warstwa psychologiczna wynika przede wszystkim z muzyki, to muzyka tworzy podbudowę dla postaci, natomiast aktorzy teatralni muszą muzykę-melodię i słowa odnaleźć w sobie. Nie zazdrości Pani aktorom teatralnym otwartej ścieżki do filmu i idącej za tym popularności? Śpiewaczka czy śpiewak operowy, który zdobywa uznanie, też jest rozpoznawany przez fanów opery. Oczywiście nie jest to taka masowa popularność jak aktorów filmowych. Jeśli jednak miałabym wybierać pomiędzy rozpoznawalnością w wąskim gronie wielbicieli opery a stałą obecnością na „Pudelku”, to wybieram to pierwsze. Ta elitarność opery i bycie poza popkulturą jest celowe?
Zawsze tak było i ciągle jest. Wielu solistów operowych ze względu na specyfikę warsztatu nie jest w stanie śpiewać innych gatunków muzycznych. Choć są i tacy, którzy próbują wykonywać muzykę popularną, z różnym skutkiem. Coraz częściej próbuje się też otwierać operę na szersze grono odbiorców, wprowadzając innowacje, czasami nawet prowokacje. Dwa lata temu np. usłyszałam o pomyśle napisania opery o Annie Grodzkiej. Dla mnie była to absurdalna próba zdobycia popularności. Czy jest to konieczne i czy zmierza w dobrym kierunku…?
Ta sama branża artystyczna pomaga w związku? Myślę, że w moim przypadku tak. Nasz zawód jest specyficzny, wszystko wiąże się z pewnymi wyrzeczeniami, trzeba brać pod uwagę też tryb tej pracy, czas… Nie każdy mężczyzna byłby w stanie to zrozumieć. Mój mąż mnie zawsze we wszystkim wspiera, zarówno wtedy, gdy odnoszę sukcesy, jak i gdy zdarzają mi się jakieś wewnętrzne porażki. Po prostu jest ze mną. Mobilizuje mnie do działania, mogę więc powiedzieć, że dzięki niemu jestem teraz w tym miejscu.
Ale nie każda innowacja jest zła. Owszem. Na świecie często za pomocą oszczędnych środków robi się wspaniałe przedstawienia - jak choćby „La Traviata” G. Verdiego z Festiwalu w Salzburgu z 2005 roku. Dobrym przykładem może też być wystawiana przez Operę Nova „Rusałka”, której akcja rozgrywa się w scenerii przedwojennej Bydgoszczy. Doskonale łączy to operę z miastem, w którym jest grana. Uwspółcześnianie opery i przenoszenie jej do naszych czasów może być zatem dobrym pomysłem. Takie rozwiązania mogą być bardzo interesujące dla widza, pod warunkiem jednak, że są robione ze smakiem i w zgodzie z muzyką oraz librettem. Ocenę pozostawiam widzom i krytykom.
Może córka dołączy w przyszłości do tego artystycznego teamu? Kto wie… Na pewno w odpowiednim czasie zdecyduje. Ja bym chciała, żeby ona przede wszystkim była wrażliwa na muzykę, być może grała na jakimś instrumencie, niekoniecznie zawodowo. To uczy pracy nad sobą, ale też otwiera horyzonty, daje inne spojrzenie. Nie chcę, żeby skupiała się tylko na muzyce popularnej, której wszędzie jest w nadmiarze i którą będzie bombardowana z zewnątrz. Niech sama oceni, co jest warte słuchania.
Można też usłyszeć zarzut, że opera jest zbyt konserwatywna i za bardzo bajkowa, odrealniona… Zarzuty takie mogą wynikać z nieznajomości opery i tego, co ona ze sobą niesie. Dla mnie to są jej główne wartości. Dzięki temu możemy przenieść się w świat zupełnie inny niż nasza codzienność. Odpocząć, pobawić się, wzruszyć historią bohaterów i delektować znakomitą muzyką. Nie wszystko przecież musi być nowoczesne, aby było wartościowe, piękne i atrakcyjne. Trzeba popularyzować tę formę sztuki i wyjaśniać ją już dzieciom w szkołach. Odpoczywa Pani również przy muzyce klasycznej? Jeśli już miewam ochotę posłuchać czegoś innego niż muzyka poważna, to najczęściej są to jazzujące brzmienia Diany Krall, Stinga czy np. muzyka fado - najlepiej w wykonaniu Amalii Rodrigues. W domu lubię jednak przede wszystkim pobyć w ciszy. Jeśli wiele godzin dziennie pracuje się z muzyką, to potem chce się od niej odpocząć. Za to naszej niespełna dwuletniej córce puszczamy np. kołysanki Turnaua i Magdy Umer. Odpoczynek w ciszy przy córce chyba nie jest łatwy. Mała dużo „śpiewa”? Oj, tak, ona jest taka śmieszna. Faktycznie, nie zawsze jest szansa na tę ciszę i spokój po pracy. Jednak zdecydowanie trudniej byłoby, gdyby nie dziadkowie. Oni często pomagają nam w opiece, przyjeżdżają, gdy my z mężem mamy na przykład dużo prób. Mój mąż pracuje w chórze Opera Nova.
Proszę na koniec polecić, od czego powinien zacząć debiutujący widz operowy? Na początek zachęcam, by sięgnąć po literaturę. Warto przed wyjściem do teatru zerknąć choćby do przewodnika operowego lub operetkowego. To na pewno ułatwi odbiór. Proponuję zacząć od czegoś lżejszego, np. od musicalu „My Fair Lady”, operetek: „Zemsty nietoperza”, „Hrabiny Maricy” czy „Barona cygańskiego”, a następnie opery „Halka”, „Rusałka”, „Cyganeria” i „La Traviata”. Warto również wybrać się do Opery Nova na zestaw dwa w jednym. Są to dwie krótkie opery wystawiane w jeden wieczór „Rycerskość wieśniacza” Pietro Mascagniego i „Pajace” Ruggiero Leonscavalla. Polecam też ostatnią premierę bydgoskiego teatru - „Rigoletto” G. Verdiego. W repertuarze Opery Nova na pewno każdy znajdzie coś odpowiedniego dla siebie. Zapraszam na widownię. Czy szykują się w najbliższym czasie jakieś premiery z Pani udziałem? Na scenie bydgoskiej opery można posłuchać mnie m.in. w „Rusałce”, „Jasiu i Małgosi”, „Cyganerii”, „Pajacach”, „Baronie cygańskim”. Najbliższe plany to Koncerty Sylwestrowe, na które serdecznie zapraszam. napisz do autora k.pik@expressmedia.pl
*Magdalena Polkowska
solistka, sopranistka w bydgoskiej Operze Nova. Absolwentka Wydziału Wokalnego Akademii Muzycznej im. Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy. Brała udział w kursach mistrzowskich Ewy Czermak i Ingrid Kremling. Współpracuje także z Mecklenburgisches Staatstheater ze Schwerina, Filharmonią Pomorską w Bydgoszczy, Orkiestrą im. Johanna Straussa, Kwartetem Pomorskim.
miasta kobiet
grudzień 2014
9
mama
Od oddechu
Cieszę się, że możemy pomóc wielu dzieciom dorosnąć i wieść szczęśliwe życie. Kilkanaście lat temu nie byłoby to możliwe. Z dr. Piotrem Korbalem* rozmawia Dorota Kowalewska
Warto więc wybrać ten oddział położniczy, gdy nadchodzi termin porodu? Szpitale w naszym regionie są przygotowane do przyjmowania porodów. Jednak są dzieci, które przychodzą na świat za wcześnie albo diagnostyka prenatalna ujawnia u nich już wcześniej liczne wady. Zdarza się też, że ciąża przebiega prawidłowo, ale występują komplikacje w czasie porodu i noworodek wymaga natychmiastowej pomocy. Wtedy najlepiej jest, gdy poród odbywa się blisko naszego oddziału. Możemy szybko zareagować. W takich wypadkach na wagę złota są nie tylko minuty, ale nawet sekundy. A jeśli dziecko urodzi się na przykład w Grudziądzu? Na wiele życiowych zdarzeń nie mamy wpływu. Jeśli lekarz prowadzący ciążę wie, że dziecko może wymagać opieki po porodzie, to oczywiście matka jest kierowana do nas. Ale w nieprzewidzianych sytuacjach, np. jak przy prawidłowym przebiegu ciąży i przedwczesnym porodzie, do dziecka jest wysyłana specjalna karetka, przygotowana do ratowania noworodków. Są tylko dwie takie karetki w regionie, jedna oczywiście jest nasza. Jest tak wyposażona, aby lekarz mógł wykonywać pewne procedury już w karetce, nawet w czasie transportu. Oczywiście do takiego malucha jedzie też lekarz specjalista neonatolog. Natychmiast po przyjeździe noworodek jest transportowany na oddział i tutaj mamy duże możliwości, aby mu pomóc.
10
miasta kobiet
grudzień 2014
Wiem, że leczycie dzieci zimnem… W pewnych przypadkach ochłodzenie ciała, a szczególnie mózgu, zapobiega uszkodzeniom. Dysponujemy specjalnym urządzeniem do chłodzenia ciała noworodka. Mieliśmy je jako pierwsi w regionie i nadal jest ono rzadkością na wielu, nawet specjalistycznych oddziałach. Jesteśmy pionierami w stosowaniu nowoczesnych urządzeń. Na przykład wykorzystujemy wentylację oscylacyjną. To skuteczna i oszczędzająca płuca metoda leczenia niewydolności oddechowej u noworodków. A gdy walczymy z nadciśnieniem płucnym, to podajemy tlenek azotu. Te urządzenia i wiele innych nie tylko ratują życie. Musimy bowiem pamiętać, że dzieci dorosną. Z myślą o ich dalszym życiu ma powstać poradnia dla dzieci z wadami… Tak, bo gdy uda nam się uratować malucha, stoi on dopiero na początku drogi do normalnego funkcjonowania. Często muszą się nim zająć inni specjaliści - neurolodzy, rehabilitanci, pulmonolodzy, audiolodzy, okuliści, czasem chirurdzy dziecięcy. Lista jest tak obszerna, że wymieniałbym jeszcze długo. Bywa tak, że rodzic nie ma możliwości spotkania się ze specjalistami w jednym czasie. Na wizytę czeka się długo, a dziecko potrzebuje konsultacji natychmiast. Postanowiliśmy stworzyć poradnię, gdzie zgromadzimy wszystkich specjalistów. Rodzice będą mogli w czasie jednej wizyty u nas skonsultować się z każdym, kto mógłby im pomóc, jednego dnia. Takie miejsce jest potrzebne i mamy nadzieję, że uda się je niedługo otworzyć. Ale oczywiście znów przeszkodą są pieniądze i niektóre przepisy NFZ, np. taki, że jednego dnia można odbyć tylko jedną wizytę u specjalisty. Kolejna inicjatywa, czyli Ośrodek Integracyjny dla rodziców wcześniaków, już działa. Zauważyliśmy, że rodzice naszych maluchów potrzebują naszych rad również wtedy, gdy wracają z dzieckiem do domu. Nie mogliśmy ich zostawić bez wsparcia. Przyjeżdżają do nas z całego regionu. Pomagamy oczywiście bezpłatnie.
Ratowanie życia jest bardzo kosztowne? Tak. Na przykład wyposażenie jednego stanowiska ratującego życie dziecka na oddziale kosztuje nawet pół miliona złotych. Nie zapominajmy również, że sprzęt jest używany często, czasami trzeba go naprawiać. Pojawiają się nowe urządzenia. Dzisiaj dzięki postępowi medycyny, czyli sprzętowi i wiedzy naszych lekarzy i pielęgniarek, potrafimy ratować dzieci, które nie przeżyłyby jeszcze kilkanaście lat temu. Przed chwilą słyszałam, jak jedna z lekarek rozmawiała przez telefon w języku angielskim. Leczą się tu też dzieci spoza Polski? To oczywiście mógł być rodzic, ale myślę, że rozmawiała z jakimś specjalistą spoza naszego kraju. Współpracujemy z kilkoma doskonałymi ośrodkami na całym świecie i oczywiście w Polsce. Pragniemy prowadzić pionierskie badania, dotyczące opieki nad wcześniakami od pierwszych ich oddechów. Marzymy, żeby niektóre z naszych badań i odkryć były później wykorzystywane w pracy lekarzy neonatologów na całym świecie. Codziennie patrzę na rodziców, którzy czuwają przy swoich dzieciach. Sam jestem rodzicem i wiem, jakie emocje nimi targają. Dlatego cieszę się, że możemy pomóc wielu dzieciom dorosnąć i wieść szczęśliwe życie. *dr Piotr Korbal Ordynator Oddziału Klinicznego Noworodków, Wcześniaków z Intensywną Terapią Noworodka wraz z Zespołem Wyjazdowym „N”. Staże naukowe w Liverpoolu, Nowym Jorku, Filadelfii i Auckland (Nowa Zelandia). Konsultant Wojewódzki.
742714BDBHA
Oddział Kliniczny Noworodków, Wcześniaków z Intensywną Terapią Noworodka wraz z Wyjazdowym Zespołem „N” w Szpitalu Uniwersyteckim nr 2 im. dr. Jana Biziela w Bydgoszczy, to jedno z niewielu takich miejsc w Polsce. Tak. Jesteśmy ośrodkiem III stopnia referencyjnego w województwie kujawsko-pomorskim. To znaczy, że mamy najlepszy sprzęt do ratowania życia dzieci i oczywiście doskonałych specjalistów, bez których nawet najlepszy sprzęt byłby bezużyteczny.
To nie było tak, że wstałam i pomyślałam - dziś zrobię w końcu coś dla siebie. Szkoda, bo teraz wiem, że na takie myśli mogłabym pozwalać sobie częściej. Szczególnie z tak smakowitym finałem. TEKST: Lucyna Tataruch ZDJĘCIE: Tomasz Czachorowski
W gabinecie płonęły klimatyczne świeczki, w tle grała delikatna muzyka. Nawet nie próbowałam porównywać swoich wspomnień ze zwykłego gabinetu kosmetycznego, gdzie dla relaksu włączono mi irytujące, indyjskie dźwięki. Tu ani przez sekundę nic mi nie przeszkadzało.
PO PROSTU JEDŹ Tak, tak. Prezent od ukochanego, na nietypowy wieczór po pracy. Na przykład dzisiaj? No dziś nie bardzo, przecież kota trzeba zawieźć do weterynarza... - Nie trzeba - usłyszałam. Tzn. ja nie muszę, mam o tym nie myśleć i jechać na ten swój rytuał. Z bilecikiem w ręku przestąpiłam próg eleganckiego przybytku relaksu. Na wejściu powiedziałam w czym rzecz i nagle znalazłam się w innym świecie.
CIEPŁO, PACHNĄCO Pani Karolina już wszystko przygotowała. Położyłam się i chłonęłam tę wolną chwilę, klimat i zapach. Zresztą nie bez powodu na wstępie usłyszałam prośbę o trzy głębokie wdechy. Już po drugim wypełnił mnie czekoladowy aromat i każdy, kto poczułby to wtedy ze mną, wiedziałby, że nie przesadzam. Zaczęłyśmy od czekoladowego peelingu. Poddawane jest mu całe ciało, od stóp do szyi, z najdrobniejszą starannością. Ciepło, pachnąco (będę podkreślać to do znudzenia!), przyjemnie. Pani Karolina spod przykrywającego mnie ręcznika sprawnie odsłaniała tylko te części ciała, którymi akurat chciała się zaopiekować, przez co ani przez chwilę nie czułam się niekomfortowo. Leżąc myślałam o tym, jak świetnie po czymś takim będzie wyglądała moja skóra. Na dodatek poczułam, że pod wpływem tych zabiegów moje ciało wydziela endorfiny. To tylko autosugestia? Akurat! Peeling trwał jakiś czas, lecz wiedziałam, że za chwilę czeka mnie główny punkt programu. Masaż gorącą, brązową, błyszczącą czekoladą!
Z KOSTKĄ CZEKOLADY - Mam na imię Karolina i zajmę się dzisiaj panią - usłyszałam od bardzo sympatycznie wyglądającej kobiety. Zaprowadziła mnie w miejsce, gdzie mogłam zostawić swoje rzeczy, poinstruowała, jak mam się przygotować. Nic skomplikowanego - ciuchy do szafki, na siebie włożyć przygotowaną przez panią jednorazową bieliznę, osłonki na stopy i narzutkę na ciało. Już w tej szatni poczułam niewymuszoną atmosferę odpoczynku. Z miejsca miałam ochotę oddać się w ręce pani Karoliny i - co zdarza mi się niezwykle rzadko - od razu zaufałam jej w pełni. Szczególnie po tym, jak zaproponowała mi na start kostkę czekolady.
GDY ZNIKA WSZYSTKO Wszystko, co się działo, pozostawało nadal w rękach pani Karoliny. Zaczęłyśmy rozmawiać o tym, jak specyfik, którym mnie smaruje, ujędrnia ciało. Po chwili jednak już tylko przymknęłam powieki, bynajmniej nie dlatego, że z moją opiekunką źle się rozmawiało. Ten czas był po prostu wart pełnego skupienia. Kusiło mnie, by otworzyć oczy i sprawdzić, jak wyglądam. Nie mogłam jednak, bo co tu dużo mówić - było mi zbyt przyjemnie i nie miałam ochoty nawet kiwnąć palcem. Masaż sprawił, że zrelaksowałam się w pełni. Zniknęły napięcie, stres, lista zadań do wykonania. Zniknęło wszystko, a ja marzyłam o tym,
by - cokolwiek robiła ta urocza pani Karolina z moim ciałem od góry do dołu - to nigdy się nie skończyło. Chciałoby się więcej? Oczywiście, że tak, ale zabieg trwa 1,5 godziny. Zawsze mi mówiono, że niedosyt jest lepszy niż przesyt i być może coś w tym jest. Gdybym choć przez chwilę złapała się na myśli: „No dobrze, już koniec, muszę jechać do domu, która godzina?”, nie wspominałabym tego wieczoru z lekkim uśmiechem na twarzy. Lekkim, bo śmieję się do wspomnień relaksu, który bardzo chętnie bym powtórzyła. Z panią Karoliną rozstałam się w nastroju błogości, przy pysznej kawie w pokoju relaksu. Wsiadając do samochodu złapałam się na tym, że nadal się uśmiecham. To naprawdę tak działa? Półtorej godziny genialnego zapachu, nastroju, masażu... Piękna gładka skóra, z której cały czas przemyca się aromat czekolady, wprost do moich zmysłów, jak i na zewnątrz. Wróciłam do domu i wiedziałam, że ten zabieg to idealny wstęp do najlepszej randki. Bo kto nie chciałby spędzić wieczoru z tak nastrojoną do życia i pachnącą kobietą? Nie wyobrażam sobie innego scenariusza.
Z POMYSŁEM Mam taką małą sugestię... Albo nie małą, napiszę to wprost - przekonajcie się same! Może nawet jedna drugą, nawzajem. Upominek dla przyjaciółki, wspólny wypad z mamą czy siostrą, delikatna podpowiedź dla Niego, jaki prezent wyszperać... Ja już wiem, co chcę na Gwiazdkę! miasta kobiet
grudzień 2014
11
1126214TRTHA
P
rzyznam, że nie do końca jestem typem dziewczyny chodzącej do SPA. Zawsze jakoś szkoda było mi na to czasu... Pracy na co dzień jest dużo, a ona sama w sobie jest na tyle specyficzna, że zapewnia mi pakiet atrakcji. Więc gdy już znajdzie się ta wolna chwila, to łatwiej jest obejrzeć po prostu film, porozmawiać z chłopakiem, odpisać znajomej... Albo zwyczajnie nie robić nic. Paznokcie pomalują się rano, na siłownię pójdę w przyszłym tygodniu, balsam w ciało wklepię przed snem - na tę chwilę mi to wystarczy. A jednak. To nie było tak, że wstałam i pomyślałam - dziś zrobię w końcu coś dla siebie. Przyszłam do pracy i na biurku znalazłam kopertę (dostarczoną pocztą, bezpośrednio pod adresem redakcji i moje nazwisko). Zaproszeniena „Rytuał Czekoladowy - Czekoladowa Euforia” w toruńskim SPA. To dla mnie?
felieton
Nie wszyscy się cieszą
Czasami myślę sobie, że Boże Narodzenie jest przeznaczone dla małych dzieci i starszych osób. Dzieci cieszą się z lampek, Gwiazdora. Starsi wspominają przeszłość, oddają zadumie. Między młodością a starością jest natomiast szalony pęd. Lena Kałużna* Ciotka Renatka wyprowadziła się od męża alkoholika. Próby leczenia, resocjalizacji, wszywki, prośby ani groźby nie pomagały. Pił dalej. Co się będę rozpisywać, historia jakich wiele. Mąż Mietek, tak naprawdę Mirosław, jesienią kolokwialnie ujmując sprawę „przegiął”, dlatego Renatka spakowała walizki. Swoje. Kobiety pod wpływem emocji czasem tak mają, że im się walizki pomylą. Zgodzicie się przecież ze mną, że to pana należało spakować, a nie siebie. We łzach, z tymi walizkami ujrzała ją siostra, otwierając drzwi. Przytuliła, poklepała po plecach i pościeliła łóżko w salonie. Mieszkanie nieduże, rodzina w komplecie, dzieci, własny mąż i jeszcze teściowa. Ale rodziny się nie wybiera. Rodzinę się kocha i akceptuje. Wspiera się w trudnych chwilach. Więc siostra Renatkę wspierała i tak nadeszła zima, święta Bożego Narodzenia.
rozlega się dzwonek. Oto Mietek. Wszyscy zamarli. Tradycja nakazuje przyszykować dodatkowe nakrycie, dla zbłąkanego wędrowca. Mietek patrzy na puste miejsce przy stole. Mąż patrzy na siostrę, siostra na Renatkę, Renatka na teściową, teściowa bez słów zaprasza Mietka do stołu… Siostra z mężem najchętniej nalaliby sobie w tym momencie winka, czy wódeczki, ale w towarzystwie Mietka nie wypada. Rozmowa nie tylko się nie klei, rozmowy nie ma. Na szczęście wybija północ i można iść na pasterkę. Tylko Renatce w serduszku coś załomotało miłośnie do Miecia. Rozpaliło się uczucie, zalotne spojrzenia. Mówi reszcie, że ona z nim chce zostać w domu. Teściowa woli jednak wyjść. Dzieci naturalnie, jak nie muszą, to nie idą. Podniosłą atmosferę szlag trafił.
Uszka słuchają Kolorowe lampki pięknie oświetlają świat, który o tej porze roku wyjątkowo szybko zamyka powieki, aby przywitać pierwszą gwiazdkę na niebie. Wzruszenie i życzenia radości w sercu towarzyszą im podczas dzielenia się opłatkiem. Rodzina zasiada do stołu, w tle cichutko „w żłobie leży”. Jest magicznie, mamy wrażenie, że nawet uszka w barszczu słuchają kolęd. Dzieci niecierpliwie machają nogami, zerkają co rusz na prezenty i wyobrażają sobie, co jest w kolorowych pudełkach. Teściowa też czeka, bo wie, że po głównej wieczerzy będzie obierać pomarańcze snując długie, leniwe historie o dawnych czasach… O radości z jednej, wspólnej dla całego rodzeństwa tabliczki czekolady, paczkach z Ameryki i zimie stulecia w objęciach dziadka… I wtedy
Tak jak jest Nie wszyscy są szczęśliwi z powodu Bożego Narodzenia. Tradycja nakłada na nas obowiązek spędzenia wolnego czasu z rodziną, właśnie tego konkretnego dnia, w taki, a nie inny sposób. Tymczasem rodzinę nie zawsze się uwielbia, nie zawsze też się ma odpowiedni nastrój i chęci - na choinkę co się chybocze, na karpia, co ma ości i na wykrochmalone niewygodne kołnierzyki. W kołnierzyku niejeden chodzi do pracy przez cały rok. Aż się marzy, skoro już dają dwa dni wolnego, żeby zdjąć krawat czy sztywną kiecę, wbić się w miękkie galoty, umościć wygodnie na kanapie i błogo oddać się nierobieniu niczego. Czasami myślę sobie, że Boże Narodzenie jest przeznaczone dla małych dzieci i starszych osób. Dzieci cieszą się z lampek, Gwiazdora,
12
miasta kobiet
grudzień 2014
bawią aktualną chwilą. Starsi ludzie wspominają przeszłość, oddają zadumie. Między młodością a starością jest natomiast szalony pęd, żeby zdążyć ze wszystkim na czas, nie przypalić ryby, skończyć prasować koszule i zrobić makijaż - zanim przyjdą goście. W porę wysprzątać wszystko, a później posprzątać to na nowo. Z drugiej strony, może ta presja, przekoloryzowany teatr, pompatyczna atmosfera jest tylko w naszej głowie? Może to nie tak, że nie mamy czasu i nie potrafimy , ale po prostu nie chcemy zebrać się na osobistą refleksję, ani nad sobą, ani nad sensem tradycji? Otworzyć drzwi i zaakceptować. Tu, teraz i tak jak jest. Nigdzie się nie spieszyć. Niczego nie musieć…
* Lena Kałużna Socjolożka, trenerka wizerunku. Pomaga kobietom odnaleźć własny styl. Szczegóły na: www.kobiecaperspektywa.pl www.facebook.com/perspektywakobiet
Kiedy endoproteza biodra lub kolana?
lekarz specjalista ortopeda traumatolog DAMIAN JANISZEWSKI mgr fizjoterapii, terapeuta manualny TO MA S Z M O C Z Y Ń S K I
P
rywatne całodobowe Centrum Rehabilitacji „Ortus Hospital” to miejsce służące rehabilitacji głównie dwóch grup pacjentów. Pierwszą są pacjenci ortopedyczni, którzy przeszli zabieg endoprotezoplastyki stawu biodrowego lub kolanowego oraz osoby starsze, które wymagają usprawniania po innych zabiegach np. po złamaniach szyjki kości udowej i złamaniach przezkrętarzowych. Druga to osoby ze schorzeniami neurologicznymi: z niedowładami, po udarach zarówno niedokrwiennych, jak i krwotocznych oraz pacjenci po operacjach kręgosłupa. DJ: Tutaj zajmiemy się szerzej schorzeniami ortopedycznymi. Pacjenci, którzy decydują się na zabieg endoprotezoplastyki stawu kolanowego lub biodrowego z reguły byli wcześniej leczeni innymi metodami. Rzadko w obecnych czasach pacjent zjawia się na wizycie u ortopedy z tak zaawansowaną chorobą zwyrodnieniową stawu kolanowego lub biodrowego, że nie ma innego sposobu leczenia niż założenie endoprotezy. Zwykle zabieg operacyjny jest poprzedzony innymi metodami leczenia, takimi jak: fizykoterapia (laser, ultradźwięki, pole magnetyczne, itd.), kinezyterapia (rehabilitacja ruchowa, najlepsza indywidualna z pacjentem, którą niestety ciężko wyegzekwować w ramach NFZ), leczenie farmakologiczne stosowane doustnie (leki przeciwzapalne, przeciwbólowe, suplementacja - glukozamiana, chondroityna), leki stosowane miejscowo do stawu (kwas hialuronowy - coraz częściej stosowany, z reguły z zadowalającym efektem nawet w zaawansowanej chorobie zwyrodnieniowej), odciążanie (stosowanie kul łokciowych i lasek - zwykle niezbyt chętnie akceptowane przez pacjentów). TM: Gdy pacjent wykorzystał już wszystkie zachowawcze metody leczenia, bądź zgłosił się do lekarza zbyt późno, jedynym możliwym sposobem leczenia jest założenie endoprotezy. Warto wiedzieć, że jest to operacja w czasie
której lekarz ortopeda dokonując „wymiany” stawu działa zarówno na tkance kostnej, jak i na wszelkich okolicznych strukturach mięśniowo-więzadłowych. Pacjent, który chce możliwie szybko i skutecznie się leczyć powinien być przygotowany rehabilitacyjnie do takiego zabiegu. Np. nauka chodzenia przy kulach z odciążaniem kończyny przed operacją jest dużo łatwiejsza niż po zabiegu. W warunkach naszego kraju chory przebywa w oddziale ortopedii zwykle od 7-10 dni po operacji wymiany stawu biodrowego czy kolanowego. Zwykle jest to okres wystarczający tylko do nauki chodzenia z odciążaniem przy pomocy kul, czy balkonika ortopedycznego. Należy pamiętać, że pacjent, któremu ortopeda idealnie założył endoprotezę nie będzie z niej zadowolony bez fachowej rehabilitacji. Im wcześniej zaczynamy rehabilitację ruchową tym lepiej, wtedy pacjent ma szansę na osiągnięcie maksymalnego zakresu ruchu stawu i zadowalającą siłę mięśniową. W warunkach NFZ rehabilitacja zwykle przeprowadzana jest ze zwłoką czasową (limit świadczeń NFZ), zakres zabiegów jest niewystarczający i rzadko ma charakter indywidualny. W placówkach prywatnych takich jak Ortus Hospital nie mamy tych problemów. Tutaj fizjoterapeuta czy terapeuta manualny zajmuje się pacjentem indywidualnie, nie mając ograniczeń sprzętowych czy ściśle określonych ram czasowych. DJ: Drugą dość liczną grupą pacjentów, u których wskazana jest pooperacyjna rehabilitacja w warunkach stacjonarnych są osoby w wieku podeszłym, u których doszło do złamania szyjki kości udowej, czy złamania przezkrętrzowego. Są to złamania poważne u osób starszych, które zdecydowanie lepiej leczyć operacyjnie endoprotezoplastyką połowiczą w przypadku złamania szyjki, czy zespoleniem gwoździem śródszpikowym w przypadku złamania przezkrętarzowego. Do obrażeń tych dochodzi z reguły po upadku z wysokości ciała u osób, które mają zaawansowaną osteoporozę. Pacjenci tacy z racji wieku i schorzeń współistniejących już przed samym złamaniem mają zwykle ograniczoną motorykę. Dodatkowo samo złamanie jak i następnie przeprowadzony zabieg operacyjny znacznie ograniczają sprawność i asktywność sprzed urazu. Tutaj bardzo powinien wykazać się fizjoterapeuta, który musi usprawnić pacjenta w możliwie szybki sposób ograniczając możliwość wystąpienia niepokojących powikłań takich jak np. zapalenie płuc. Niejednokrotnie osoba starsza nie chce współpracować, jest zniechęcona pobytem po w szpitalu. Bardzo istotne jest tutaj zaufanie jakie powinien uzyskać terapeuta, atmosfera najbardziej zbliżona do domowej i aktywna współpraca ze strony kochającej rodziny. Współdziałanie tych wszystkich aspek-
JAN ZĄBIK PODCZAS TRENINGU
tów ma umożliwić uzyskanie szybkiego powrotu do zdrowia i przywrócić stan sprzed operacji, a niejednokrotnie go poprawić. TM: Postępowanie terapeutyczne po zabiegu endoprotezoplastyki uzależnione jest od wielu czynników. Sposób oraz metody terapeutyczne zawsze dobieramy indywidualnie do pacjenta. Na całym świecie istnieje wiele protokołów postępowania fizjoterapeutycznego w przypadku endoprotezoplastyki, które często różnią się od siebie. Dlatego, jak już wcześniej powiedziałem, rehabilitacja zawsze dobierana jest do indywidualnych potrzeb pacjenta. Odpowiednio prowadzona rehabilitacja wyklucza powikłania takie jak: ograniczenie ruchomości, ograniczenie siły mięśniowej, dysbalans mięśniowy oraz zaburzenie sensomotoryczne. W naszej klinice wykorzystujemy wiele metod terapeutycznych takich jak terapia manualna, terapia powięziowa, trening funkcjonalny, terapia PNF oraz wiele innych. Oczywiście nasza klinika specjalizuje się również w leczeniu zachowawczym schorzeń, wykorzystując do tego wiele manualnych metod terapeutycznych, treningu funkcjonalnego oraz zabiegów fizyklanych, o których wcześniej mówił dr Janiszewski. Poprzez dobrze dobrany program terapeutyczny jesteśmy w stanie zmniejszyć dolegliwości bólowe, zwiększyć zakres ruchomości oraz oddtworzyć prawidłowe wzorce ruchowe.
ul. Starotoruńska 5A, Toruń » tel. 56 307-01-08
www . ortushospital . pl miasta kobiet
grudzień 2014
13
1118814TRTHA
Poprzez dobrze dobrany program terapeutyczny jesteśmy w stanie zmniejszyć dolegliwości bólowe, zwiększyć zakres ruchomości oraz oddtworzyć prawidłowe wzorce ruchowe.
kobieca perspektywa
OD LEWEJ: DOMINIKA KUCHARSKA, DOROTA DZIĘCIOŁ, SŁAWEK DOLATA
Teraz jesteś Cyganką z dużą pupą i biustem. Jest ci ciężko, ale w pełni akceptujesz swoje ciało, a ono cię słucha. Biodra kołyszą się mimowolnie, gdy stawiasz krok w bok, ale nie tak, jak na fitnessie. TEKST: Dominika Kucharska ZDJĘCIA: Tomasz Czachorowski
N
ie lubię, gdy mży. Powiem więcej, od leniwej mżawki wolę grad, ale zdążyłam się przyzwyczaić, że pogoda nie ma w zwyczaju słuchać moich życzeń. No i właśnie w ten jesienny czwartek zaserwowała mi i reszcie bydgoszczan kilka godzin z ciemnymi chmurami, monotonnie wypluwającymi z siebie drobne krople. Dziś ta mżawka drażni mnie jednak odrobinę mniej. Za chwilę mam poczuć na sobie słońce Hiszpanii, choć wcale nie kieruję się do hali odpraw na lotnisku. Zostaję tu, ale idę na pierwszą lekcję flamenco!
14
miasta kobiet
grudzień 2014
GORĄCA KREW Na tyłach restauracji „Pod Papugami”, w ogromnej, ozdobnej sali z kryształowymi żyrandolami, zwisającymi z wysokiego sufitu, czeka na mnie Dorota Dzięcioł - tancerka flamenco i muzyk w jednej drobnej osobie. Jej czarne, spięte w zgrabny kok włosy dzieli równy przedziałek. Długa spódnica, czerwone, wiszące kolczyki i czarne buty na niskim obcasie. Wygląda bardziej na Hiszpankę, niż rodowitą mieszkankę nadwiślańskiej krainy. - Zawsze mówię, że w tych żyłach płynie gorąca krew - mówi, wskazując teatralnie na nadgarstki.
Trafiałam w dobre ręce - moja nauczycielka szkoliła się pod okiem Alicji Moreny i mistrzów światowych scen, takich jak: Ana Azules, Vicky Barea, Teo Barea, Matilde Coral, Mercedes Ruiz, Belen Cabanes, Merche Esmeralda czy Javier Latorre. - To moje powietrze - odpowiada, gdy pytam, czym jest dla niej flamenco. Ściana luster, przed którą stajemy, potrafi onieśmielić i tak właśnie na mnie działa. Czuję lekką tremę, bo w życiu nie byłam na lekcji tańca, nie licząc epizodu w podstawówce, kiedy to opasły pan z wąsem a`la Wałęsa próbował nauczyć naszą klasę hip-hopu. - Powiedzcie
kobieca perspektywa rodzicom, że wystarczy zapłacić, tyle co za kilo kiełbasy - do dziś pamiętam jego marketingową gadkę. Hip-hopu się nie nauczyłam, ale to nie zdołało ugasić mojego zapału. W trakcie godzinnej lekcji jestem w stanie poznać zaledwie ułamek podstaw flamenco, dlatego nie chcę zmarnować ani chwili.
OJ, CIĘŻKO… W tańcu flamenco kość ogonowa jest schowana. Już sama ta postawa nie jest łatwa do utrzymania, bo przy tym wszystkim plecy muszą pozostać wyprostowane, choć ramiona powinny delikatnie opadać. Widząc się w lustrze mam wrażenie, że wyglądam pokracznie. To wrażenie jeszcze narasta, gdy spoglądam w lewo i porównuję się z Dorotą. U niej każdy element ze sobą współgra, wygląda tak jakby urodziła się, aby przyjmować taką właśnie postawę, choć w rzeczywistości stoją za tym lata wyczerpujących ćwiczeń. - Przełóż ciężar ciała na nogi i wyobraź sobie, że twoje pośladki ważą jakieś 300 kilo. Dołóż jeszcze kila cegieł do przednich kieszeni. Teraz jesteś Cyganką z dużą pupą i biustem. Jest ci ciężko, ale w pełni akceptujesz swoje ciało, a ono cię słucha. Biodra kołyszą się mimowolnie, gdy stawiasz krok w bok, ale nie tak, jak na fitnessie. O, dobrze, widzisz! Tak jakby były na gumie i ktoś je ciągnął do góry, raz w jedną, raz w drugą stronę - tłumaczy. Zaczyna się ciekawie, ale od pierwszych chwil wiem, że to nie będzie jakieś „rączka w prawo, nóżka w przód”. Co chwila muszę sobie przypominać o dodatkowym ciężarze, który tak naprawdę mi nie ciąży. W głowie mam fragment książki, w którym Jason Webster opisuje kobietę tańczącą flamenco - „Oddycha ciężko, jej nogi zdają się wrastać w ziemię, nieruchomieje z wysuniętym podbródkiem, błyszczącymi oczami i wyrazem bólu na twarzy. (…) Z opuszczonymi rękoma rozcapierza palce, jakby wchłaniała niewidzialną energię.” Ja też oddycham ciężko, ale o wchłanianiu niewidzialnej energii nie ma mowy. Zamiast tego z całych sił skupiam się, żeby zapamiętać kroki. Sęk w tym, że w prawdziwym flamenco nie o to chodzi. Emocje powinny nieść moje stopy i ręce. Może do tego dojdę. W każdym razie nie składam broni, próbuje dalej. Prawą nogą robię krok w bok, lewa posłusznie wędruje za nią, ale pod koniec ucieka do tyłu. Gdy dotknie ziemi, w górę unoszę znów prawą nogę. Potem to samo, ale w drugą stronę. Takt na cztery. Opanowane! DAJESZ I ZABIERASZ Sytuacja zaczyna się komplikować, gdy do kroków dochodzą ruchy wykonywane rękoma. Musielibyście zobaczyć, jak robi to Dorota. Teraz jej dłonie przypominają kwiatowy pąk, rozkwitający w przyspieszonym tempie. Tak wieńczy każdy ruch ręki. Zgina i rozprostowuje palce z taką gracją, że trudno mi oderwać od tego widoku wzrok, nie mówiąc już o odtworzeniu czegoś choćby podobnego. - Układaj rękę tak, jakbyś coś dawała, a gdy powracasz do pozycji wyjściowej, to pamiętaj,
że ten podarek zabierasz ze sobą - tłumaczy obrazowo moja nauczycielka. Na razie udaje mi się opanować poszczególne elementy minichoreografii, którą ćwiczymy, ale jak próbuję złożyć to w całość… Nie zmienia to faktu, że w tej pięknej sali unosi się pasja i duch hiszpańskiej fiesty. Z gardła Doroty co jakiś czas wydobywają się wyśpiewywane hiszpańskie wersy. - Głos to przedłużenie naszego ciała - tłumaczy. I znów przypomina się mi się Webster. „Skłoniła głowę, wyciągnęła rękę w bok, a jej dłonie wirowały jak języki ognia. Jej twarz miała intensywny, niemal bolesny wyraz”. Twarz Doroty, jej gesty są właśnie tak intensywne. Zatraca się w tańcu, a jednocześnie prowadzi mnie za rękę po zawiłościach, które odkrywam po raz pierwszy. Na gitarze akompaniuje nam Sławek Dolata - ceniony muzyk, prezes Fundacji Duende Flamenco, dyrektor artystyczny „Duende” Festiwalu Flamenco, odbywającego się corocznie w Poznaniu. Tak więc - dwie pary oczu profesjonalnych artystów spoglądają na moje marne podrygiwania.
Obserwuję ogromną blokadę, gdy trzeba pokazać się od bardziej zmysłowej strony. To paradoks, bo codziennie oglądamy teledyski czy reklamy, ociekające seksualnością, a jak stoimy ubrane od szyi po kostki, to ruszenie biodrem wydaje nam się nieprzyzwoite. DOROTA DZIĘCIOŁ TANCERKA FLAMENCO
- We flamenco całe nasze ciało to instrument perkusyjny. Klaszczesz, uderzasz dłońmi o uda i brzuch, tupiesz nogami o ziemię - przypomina Dorota, gdy dołączmy kolejne elementy. Jestem jak perkusja, a mój tyłek waży 300 kilo - powtarzam w myślach.
ŁADNE? NIEKONIECZNIE Jaka jest kobieta tańcząca flamenco? Różna, jak to kobieta. Raz może być smutna, innym razem szczęśliwa, romantyczna, tajemnicza, zrozpaczona, wkurzona, uwodzicielska, a jeszcze kiedy indziej śmiało balansująca na granicy sprośności. Każdy z tych stanów
łączy jeden wspólny pierwiastek - kobieta we flamenco, nawet pogrążona w największej rozpaczy, wie, czego chce. Odzwierciedleniem tego są szeroko rozstawione łokcie - bo każda flamecita umie rozpychać się łokciami. Mnie na początku to nie wychodzi. Za to na światło dzienne wypływa wychowanie, które zawsze nakazywało pokorę, skromność i trzymanie łokci blisko ciała. - Flamenco nie musi być ładne. Jego stylów jest mnóstwo. Poza radosnym chico, mamy bolesne hondo i cały wachlarz stylów pośrednich. To wszystko jest wynikiem mieszania się kultur - tej rdzennej hiszpańskiej, cygańskiej, żydów sefardyjskich, a nawet elementów kultury mauretańskiej - tłumaczy tancerka. W tym tańcu nie kierujemy się utartymi schematami, jeśli chodzi o wygląd. - To nie jest taniec klasyczny, gdzie tancerkę dobiera się do zespołu, biorąc pod uwagę jest wzrost, urodę, a nawet kolor włosów. Flamenco pozwala pokochać swoje ciało bez względu na to, jakie ono jest. Każdym ciałem można wyrazić siebie, ale trzeba nad tym popracować - słyszę.
SZCZEROŚĆ PRZYCHODZI Z WIEKIEM Z Dorotą Dzięcioł magię flamenco w trakcie warsztatów poznają zarówno brzdące, mające kilka lat, jak i seniorzy. Temperament Polaków różni się od tego hiszpańskiego, więc przełamanie się bywa kłopotliwe. - Wielokrotnie obserwuję ogromną blokadę, gdy trzeba ruszyć biodrem, pokazać się od bardziej zmysłowej strony. To paradoks, bo codziennie oglądamy teledyski czy reklamy, ociekające seksualnością, a jak stoimy ubrane od szyi po kostki, to ruszenie biodrem wydaje nam się nieprzyzwoite. Ten wewnętrzny opór z czasem znika. Po kilku lekcjach w bujaniu biodrami dostrzegamy coś pięknego, ze smakiem. Cudowne we flamenco jest także to, że ten taniec można tańczyć bardzo długo, a do niektórych form wręcz trzeba dojrzeć. W pamięci utkwił mi występ pań, które miały na pewno powyżej 70 lat, a to ich flamenco było tak niezwykle szczere, podbudowane prawdziwym bagażem doświadczeń - wspomina Dorota. Tańczymy dalej. O dziwo udaje mi się powtórzyć choreografię, choć nie jest to mistrzostwo świata, a nawet powiatu… Flamenco jest piękne, łatwo się w nim zakochać, ale żąda od nas cierpliwości, potu i poświęcenia. Ten wymagający kochanek nie pozostaje jednak dłużny - daje wiele w zamian. Odkryje przed nami naszą własną cielesność, wypchnie na wierzch pewność siebie, drzemiące głęboko emocje. A może kiedyś uda się też poczuć to mistyczne duende, o którym marzą pasjonaci flamenco. Czym ono jest? „To jest śpiewać tak, że potem nie możesz mówić. Albo grać, dopóki nie zaczną krwawić ci palce. To jest docieranie tak daleko, jak tylko się da, a potem robienie jeszcze jednego kroku”. Użyte w tekście fragmenty pochodzą z książki „Duende - w poszukiwaniu flamenco” Jasona Webstera
napisz do autora d.kucharska@expressmedia.pl miasta kobiet
grudzień 2014
15
Trendy z
3
1
6 2
7
4 8
9 5
12 10 11 13
14
17
18
16
świąteczna
elegancja
20 21 22
23 24
1717114BDBHB
15
Planując świąteczne stylizacje postaw na klasykę, która stanowi kwintesencję elegancji. W trakcie rodzinnych spotkań ołówkowa spódnica stworzy zgrany duet z koszulą. Natomiast przy wigilijnym stole doskonale poczujecie się w dopasowanej sukience - oryginalne wstawki dodadzą smaku. Panie, które swobodniej czują się w spodniach niech wybiorą te bardziej szykowne niż noszone na co dzień rurki. Zwieńczeniem stylizacji będą szpilki bądź podkreślające nogi kozaki. Olśnij wszystkich w te Święta! Anna Deperas-Lipińska stylistka Toruń Plaza
25
19 28
26 27
1. Kapelusz Carry - 69,99 zł, Toruń Plaza 2. Bluzka Diverse - 69,99 zł, Toruń Plaza 3. Komplet świąteczny Eclipse YES - 478 zł, Toruń Plaza 4. Zegarek Michael Kors MK6090 Swiss - 1160 zł Toruń Plaza 5. Sukienka Orsay - 159,95 zł, Toruń Plaza 6. Kolczyki z brylantami i szafirami YES - 3695 zł, Toruń Plaza 7. Bluzka Tatuum - 99,99 zł, Toruń Plaza 8. Buty Wojas - 329 zł, Toruń Plaza 9. Torebka Kazar - 369 zł, Toruń Plaza 10. Bluzka Stradivarius - 99,90 zł, Toruń Plaza 11. Kozaki CCC - 299,99 zł, Toruń Plaza 12. Spódnica Tatuum - 169,99 zł, Toruń Plaza 13. Sweter 4F - 59,99 zł, Toruń Plaza 14. Szpilki Kazar - 549 zł, Toruń Plaza 15. Kopertówka Deichmann - 59 zł, Toruń Plaza 16. Sukienka Carry - 109,99 zł, Toruń Plaza 17. Rękawiczki Diverse - 9,99 zł, Toruń Plaza 18. Botki Deichmann - 119 zł, Toruń Plaza 19. Lampion Home&You - 29 zł, Toruń Plaza 20. Kurtka Ochnik - 1699,99 zł, Toruń Plaza 21. Szpilki Kazar - 469 zł, Toruń Plaza 22. Bluzka Stradivarius - 89,90 zł, Toruń Plaza 23. Kozaki Venezia - 439 zł, Toruń Plaza 24. Czółenka ECCO - 419,90 zł, Toruń Plaza 25. Czółenka Wojas - 299 zł, Toruń Plaza 26. Rajstopy Vesa - 29,99 zł, Toruń Plaza 27. Spodnie Stradivarius - 139,90 zł, Toruń Plaza 28. Marynarka Lee Wrangler - 459 zł, Toruń Plaza
16
miasta kobiet
grudzień 2014
Toruń Plaza: ul. Broniewskiego 90, www.torun-plaza.pl, czynne codziennie od 9 do 21
Materiały najlepszego gatunku ,specjalnie dobierane podszewki jak również czerpanie inspiracji ze światowej klasy projektantów pozwalają na stworzenie stroju odpowiedniego na biznesowe narady ,wieczorowe spotkania oraz na specjalne okazje. Mamy w swojej ofercie szeroką gamę garniturów ślubnych. W naszych salonach najbardziej wymagający Pan Młody znajdzie wszystko (koszule ,spinki ,kamizelki z krawatami kaskadowymi) co niezbędne w tym najważniejszym dniu. Idąc zgodnie tendencjami mody proponujemy swoim klientom garnitury taliowane tzw. slim fit -najmodniejsze w tym sezonie. W naszej ofercie są też eleganckie garnitury, przygotowane specjalnie na najważniejszy bal w życiu młodego mężczyzny: studniówkę.
Bydgoszcz, ul. Długa 63 (przy Zbożowym Rynku) www.vestitomen.com
1835514BDBHA
Vestito jest firmą działającą od niedawna na bydgoskim rynku mody męskiej. Współpracują z nią fachowcy z długoletnim doświadczeniem w produkcji wysokiej klasy garniturów męskich. Vestito to marka skierowana do nowoczesnych, niezależnych mężczyzn ceniących sobie elegancki wygląd i wygodę. Vestito z myślą o stworzeniu nowego wizerunku mężczyzny ,proponuje swoim wyjątkowym klientom szeroki asortyment wysokogatunkowych garniturów i marynarek na wszelkie okazje zgodnie z aktualnymi trendami mody. Tkaniny pochodzą od najlepszych producentów polskich i światowych. Wełny naturalne i ich połączenia z jedwabiem, lnem czy włóknami syntetycznymi gwarantują najwyższą jakość wyrobu.
felieton
SEN
o słodkiej chmurze
Czekolada - magia i tajemnica, zamknięte w małej kostce. Lekarstwo na smutek. Pocieszenie w chłodne dni. Wyraz miłości i wdzięczności.
Odległe wspomnienie. Spóźniona, biegnę na zajęcia z literatury XX wieku. Warszawska Praga Południe. Fabryka czekolady Wedla. Zwalniam. To ten zapach… Unosi się (mnie) w powietrzu. Słodki, kuszący, intensywny, boski! Już wtedy pomyślałam, że powinno się go za darmo rozpylać w każdym miejscu na ziemi, dla wszystkich, po równo. Człowiek od razu odzyskuje dobry nastrój, unosi go miękka, mleczna chmura. Pośpiech? Jaki pośpiech? C z e k o l a d a.
Czekolada jest warzywem Kilka lat później, kiedy spaceruję uliczkami belgijskiej Brugii, dogania mnie tamto błogie wspomnienie. Magia i tajemnica zamknięte w małej kostce. Lekarstwo na smutek. Pocieszenie w chłodne dni. Wyraz miłości i wdzięczności. Belgia jest dzisiaj niekwestionowanym królestwem czekolady. Belgijska czekolada jest bowiem uważana za najlepszą na świecie, ponieważ tamtejsi cukiernicy używają do jej produkcji najwyższej jakości ziaren kakaowca. Jeśli tak jak ja jesteście czekoladoholikami, to na pewno znacie hasło „czekolada jest warzywem”. To zdanie, trochę na przekór, skutecznie obala negatywne opinie na temat tego wspaniałego smakołyku. Bo nasiona kakaowca naprawdę są zdrowe. Mają bogaty skład biochemiczny: wapń,
18
miasta kobiet
grudzień 2014
żelazo, magnez i fosfor, witaminy z grupy A, E i B. Po jej zjedzeniu organizm wytwarza serotoninę, który zapewnia spokój, dobry sen, wzmacnia poczucie szczęścia. Oprócz mikroelementów, ziarna kakaowca zawierają także teobrominę - substancję o działaniu stymulującym i energetyzującym. Więc dlaczego nie? W samej tylko Brukseli istnieją dziesiątki urokliwych sklepików z czekoladą. Obok wielkich, znanych producentów działają niewielkie, rodzinne czekoladziarnie - chocolatier, w których praliny wyrabia się ręcznie na podstawie prawie dwustuletnich przepisów, z wykorzystaniem oryginalnych, starych maszyn. Do wyrobu pralin używa się najlepszej czekolady - marki Barry Callebaut, która produkuje czekoladę i wyroby kakaowe od ponad 150 lat! Jest jedynym w pełni zintegrowanym przedsiębiorstwem sektora czekolady, obsługującym wszystkie etapy - od pozyskiwania ziarna kakaowego po gotowy wyrób czekoladowy.
Karmel ze szczyptą soli Na szczęście, aby rozsmakować się w magii prawdziwej czekolady, nie trzeba jechać do odległej Brugii, Antwerpii czy Gandawy. Sprowadzenie tych smaków do nas przyświecało mi, gdy otwierałam swoją maleńka kawiarenkę, w której można
kupić najlepszą belgijską czekoladę. Sama rozpływam się myśląc o wyrabianych ręcznie pralinach z wysokiej jakości składników, z nadzieniem wzbogaconym różnymi dodatkami, jak marcepan z pomarańczą, karmel z solą morską, czy nugat z Monte Limar. Te przysmaki występują często w towarzystwie płynnych alkoholi czy likierów, zamkniętych w cukrowej otoczce i ciemnej czekoladzie, jak na przykład całe wiśnie z pestką i ogonkiem, zanurzone w likierze, kandyzowana skórka pomarańczy w czekoladzie, marcepanowa czereśnia w gorzkiej 70-procentowej czekoladzie. Są jeszcze trufle. Do najbardziej pożądanych należą te w otoczce z ciemnego kakao, szampańskim aksamitnym środkiem czy z francuskim likierem Cointreau. Belgijskie trufle to połączenie masła, śmietany, cukru i czekolady, a także odrobiny likieru. Czekolada wykorzystywana do trufli jest miękka i ma delikatną, kremową konsystencję. Prawdziwe belgijskie trufle powinny rozpływać się w ustach. Pod wpływem dotyku trufla, jej zewnętrzna część powinna się topić między palcami. Spróbujcie, są niebiańskie… Unosząc się na słodkiej chmurze łatwiej dostrzec słońce na deszczowym niebie. *Angelika Makowska
Mama Antosia, polonistka, pedagożka, miłośniczka czekolady, właścicielka Bą Bą.
1749414BDBHA
Angelika Makowska*
ZE G „M Z E M IAS PL 10 T KO ARZE % R BIE T M ” AB AT U
BĄ BĄ TO MALEŃKA KAWIARENKA I SKLEP Z ORYGINALNĄ BELGIJSKĄ CZEKOLADĄ.
Wszystkie nasze produkty zostały wykonane z prawdziwej belgijskiej czekolady CALLEBAUT i są gwarancją absolutnej doskonałości smaku. IDEALNE NA UPOMINEK, PAKOWANE NA MIEJSCU, W PIĘKNE PREZENTOWE PUDEŁKO. MOŻLIWOŚĆ SKOMPONOWANIA WŁASNEGO, NIEPOWTARZALNEGO ZESTAWU!
„Czekolada jest warzywem” 9,90 zł
18,00 zł/ szt.
ORYGINALNA BELGIJSKA CZEKOLADA MLECZNA, ZE ŚWIĄTECZNYMI MOTYWAMI - 140 GRAM
od 15,90 zł
35,00 zł
FIGURKI Z MLECZNEJ BELGIJSKIEJ CZEKOLADY CALLEBAUT
ŚWIĄTECZNY KUBEK, LIZAK Z MLECZNEJ CZEKOLADY CALLEBAUT
70% kakao
z Costa Rici, Sao Thome lub Madagaskaru
ŚWIĄTECZNE PUDEŁKO Z DOWOLNYMI PRALINAMI (OKOŁO 10-12 SZTUK)
20,00 zł/100 g
ORYGINALNA GORZKA CZEKOLADA W OZDOBNYM CZERWONYM PUDEŁKU
17,50 zł/100 g
99,00 zł/500 g
PIECZONE MIGDAŁY W CZEKOLADZIE OPRUSZONE CUKREM PUDREM LUB CYNAMONEM - 100 GRAM
ŚWIĄTECZNA CHATKA Z ORYGINALNEJ BELGIJSKIEJ CZEKOLADY CALLEBAUT - GORZKIEJ LUB MLECZNEJ
40,00 zł/200 g
ŚWIĄTECZNE PUDEŁKO PRALIN - 200 GRAM (OKOŁO 15-17 SZTUK PRALIN)
75,00 zł/ szt.
OZDOBNY PANTOFELEK Z MLECZNEJ CZEKOLADY CALLEBAUT ZE 100 GRAMAMI PRALIN W ŚRODKU
ul. Gdańska 78 w Bydgoszczy, tel. 697 593 267, www.bąbą.pl od poniedziałku do piątku od 10 do 18, w soboty od 10 do 14
1749714BDBHA
25,00 zł/125 g
kontrowersje
WolnoSC w kratkE Kobiety, które siedzą w więzieniu nie są pogodzone z przeszłością, jeśli mają sumienie. Ale z wyrokiem godzą się po pewnym czasie, na przykład po dwóch latach. Między innymi o tym piszą na swoim blogu. Z Justyną Domasłowską-Szulc* rozmawia Lucyna Tataruch
AUTOPORTRETY KOBIET OSADZONYCH W ARESZCIE ŚLEDCZYM WARSZAWA GROCHÓW
Urodziłaś się w Toruniu, ale pracujesz i pomagasz ludziom przede wszystkim w województwie mazowieckim. Tam jest więcej do zrobienia? Nie, tak po prostu wyszło. W Toruniu się urodziłam, skończyłam piąte liceum i dostałam na polonistykę na UMK. Mój mąż też jest z Torunia, mieszkają tu moi rodzice i teściowie, więc bywam tu w miarę regularnie. Wyjechałam po dwóch latach studiów, do Łodzi. Tam skończyłam filologię i wyniosłam się do Warszawy, gdzie z kolei studiowałam teologię. I już zostałam. Ale tu w regionie też jest dużo do zrobienia. Pewnie najszybciej uda mi się zrealizować jakiś projekt w Grudziądzu, w więzieniu dla kobiet. Dlaczego akurat w więzieniu? Taką działalność od 2007 roku prowadzi nasza Fundacja „Dom Kultury”. Konkretnie zajmujemy się edukacją kulturalną, społeczną i artystyczną w środowiskach marginalizowanych, zagrożonych wykluczeniem i wykluczonych. Pracujemy na wsiach, w małych miejscowościach, oddalonych od centrów kulturalnych, w szpitalach dziecięcych, ośrodkach dla bezdomnych, dla uchodźców i właśnie w więzieniach. Podejrzewam, że w tych miejscach brakuje wielu rzeczy. Kultura jest aż taka ważna? Udział w kulturze poszerza perspektywę, pozwala odkryć swoje talenty, umiejętności, zapoczątkować i rozwijać pasję. Dzięki temu ludziom lepiej się żyje i sami stają się lepsi, kształtują siebie. Stają się wolni. Wolni, nawet w więzieniu? Tak, bo wolność lub jej brak to stan umysłu.
20
miasta kobiet
grudzień 2014
Ostatnio najgłośniej jest o Waszym projekcie eWKratkę, czyli o założonym przez Was blogu, który prowadzony jest przez kobiety z Aresztu Śledczego Warszawa Grochów. Dużo czasu spędzasz w tym areszcie? Różnie. Czasami jeżdżę dwa razy w tygodniu, czasami dwa razy w miesiącu, zależy, co się dzieje, nie tylko w związku z blogiem. Ostatnio wiele osób prowadziło zajęcia w ramach różnych naszych programów, takich jak „Sztuka na zamku”, „Start z sukcesem” czy „W Kratkę”, więc moja obecność nie była potrzebna. Czasami jadę tam z kimś, kto ma realizować zadanie z osadzonymi po raz pierwszy, tak żeby dać mu wsparcie. Wpadam tam też, gdy zajęcia są trudne organizacyjnie. Te spotkania z osadzonymi trwają od godziny 10 do 13 i po południu od 14 do 16. Poza jeżdżeniem do więzienia koordynuję te zajęcia, piszę projekty, staram się pozyskać nowych wolontariuszy czy środki finansowe. Jak dobrze poznałaś ten świat za kratami? Poznałam przede wszystkim dziewczyny, które tam są. Bardzo lubię spędzać z nimi czas, wiele z nich jest naprawdę atrakcyjnych towarzysko. Jest wesoło i inspirująco. Tylko mamy za mało czasu, żeby obgadać wszystkie bieżące sprawy. Staram się zawsze dowiedzieć, czego potrzebują, jakie mają problemy, w czym możemy im pomóc będąc na wolności. Trudno mi uwierzyć, że więzieniu jest wesoło. Wesoło jest w kontaktach z dziewczynami. Samo więzienie to oczywiście wykluczenie i doświadczenie izolacji. Najtrudniejszą rzeczą jest brak kontaktu z bliskimi, rzadkie widzenia, rzadkie rozmowy telefoniczne. Dziewczyny tęsknią
do rodzin, dzieci, do zwykłego życia, śniegu, słońca, marznięcia na przystanku. Do tego dochodzi bezczynność, która rozleniwia i deprawuje. Odbywanie kary niszczy więź ze społeczeństwem, a tak nie powinno być, bo osadzone kiedyś wyjdą na wolność. Czytam na blogu wpis osadzonej, która podpisuje się Ela: „Bardzo rzadko mam możliwość odetchnąć tu choć na chwilkę od prymitywnych i kłótliwych ludzi. Cela jest za ciasna, potrzebuję więcej spokoju i przestrzeni, by w dobrym stanie psychicznym odsiedzieć wyrok”… To też jest trudne w więzieniu, bo dziewczyny do cel trafiają przypadkowo. I to właśnie kwestią przypadku jest, czy się polubią, zaprzyjaźnią, czy będą się wkurzać cały czas. Wyobraź to sobie. Dla mnie ten czynnik ludzki i ta przypadkowość byłaby chyba najtrudniejszym aspektem odbywania kary więzienia. Czy ma znaczenie to, za co zostały skazane? Blogerka pisząca pod pseudonimem Pełnoletnia w jednym z wpisów przyznaje, że siedzi za morderstwo. Dla mnie to nie ma znaczenia. I tak samo traktujesz kobietę, która zabiła, jak tę, która ukradła? Tak samo. Zresztą nigdy o to nie pytam. W tej pracy właśnie pomaga mi to, że ludzi traktuję równo, tak jakbym chciała, żeby mnie traktowano. W czasie trwania znajomości dziewczyny mówią często o tym, co zrobiły. Niektóre historie mnie poruszają, np. te maltretowanych kobiet, które siedzą za zabójstwo oprawcy-męża, czy
kontrowersje konkubenta - w samoobronie. To obrzydliwe, niesprawiedliwe. Ale jeśli chodzi o relacje, to dla mnie najważniejsza jest osoba. Albo jest nam fajnie, albo nie. Zdarzają się bliższe relacje? Zaprzyjaźniasz się z nimi? Nie traktuję ich instrumentalnie, tak by osiągnąć jakieś swoje cele. Pracuję z dziewczynami i nie mam żadnych oczekiwań. Dzieje się tak, jak w życiu na wolności - poznajesz kogoś, lubisz albo nie lubisz, zaprzyjaźniasz lub nie. Jak się zaprzyjaźniam, to opowiadam im też o swoim życiu. Obie moje córki - Zosia skończyła właśnie 18, Ada ma 14 lat - brały udział w wielu wydarzeniach na zamku, czyli na oddziale zamkniętym. Osadzone je znają i myślę, że ze wzajemnością się lubią. W różnych artystycznych zajęciach na zewnątrz, takich jak kręcenie teledysku w Kordegardzie czy warsztatach w Parku Rzeźby, w których uczestniczyły kobiety z oddziału półotwartego, czyli z półotworka, również brała udział moja cała rodzina. Jakie kobiety siedzą na zamku? To panie z całej Polski, w różnym wieku, z różnym wykształceniem, osadzone po raz pierwszy, z dłuższymi wyrokami i recydywistki. Recydywistki są z reguły bardziej zdemoralizowane niż osadzone po raz pierwszy. Często siedzą za przestępstwa popełnione w związku z używaniem narkotyków, na przykład za zsumowane drobne kradzieże. Przeważnie trafiają tu osoby ze złym startem, z patologicznych rodzin, biedy, z tzw. biduli, czyli domów dziecka, na które nikt nigdy nie zwracał szczególnej uwagi. Co gorsza, one po skończeniu kary wracają tam skąd przyszły. Tak oczywiście rodzi się recydywa, bo te dziewczyny nie mają szans niczego zmienić. Są skazane na niepowodzenie. To je tłumaczy? Nie chodzi o tłumaczenie. Tak to po prostu wygląda. To są często świetne osoby, zdolne, wrażliwe…, ale mogą być też roszczeniowe, niemiłe. Nikt nigdy wcześniej nie pokazał im, że można inaczej. Nie dał wzoru, miłości, wsparcia. Na przykład dziewczyna, która jako dziecko urodziła dziecko i razem z nim była w bidulu. Miała jakąś szansę w życiu? Nie miała. Co zrobi, kiedy wyjdzie na wolność, jaka jest szansa, że nie wróci do więzienia? Strach myśleć. Czy zajęcia, które prowadzicie, mogą coś w ich życiu zmienić? Tak i to się udaje. Obserwowanie tych drobnych zmian w drugim człowieku jest największą radością. Zdarza się, że na naszych zajęciach po raz pierwszy w życiu ktoś się nad tymi dziewczynami pochyla, poświęca im uwagę, daje coś z siebie. Dzięki temu powstają warunki, w których osadzone otwierają się, zaczynają patrzeć na siebie innym okiem. Dostrzegają, że mogą być wartościowe, fajne, że coś potrafią. Pomaga im normalne traktowanie, rozmowy, dostrzeganie w nich zwykłych ludzi. One są pogodzone z przeszłością i ze swoimi wyrokami?
Jeśli mają sumienie, to nie są pogodzone z przeszłością. Ale z wyrokiem godzą się po pewnym czasie, na przykład po dwóch latach więzienia. Między innymi o tym wszystkim piszą właśnie na blogu. „Pełnoletnia” w komentarzach odpowiada na zarzuty czytelników, że to nie sobie „spieprzyła życie” tylko swojej ofierze i jej rodzinie. Tak, pisze: „Po pierwsze, ja nie chcę głaskania po głowie, mam właśnie dostawać kopy, bo to jest dodatek do wyroku. Po drugie, zdaję sobie sprawę, że to ja i tylko ja jestem przyczyną tragedii dwóch rodzin. Po trzecie, fatalnie się z tym czuję, że wstyd, jaki przyniosłam rodzicom, powoduje, że moja mama mój pobyt w więzieniu parę razy nazwała pracą za granicą”. Dziewczyny mają tam czas na refleksje. Z pewnością też większość z nich podejmuje postanowienia, że nie wrócą już do więzienia, że się zmienią. No, ale potem na wolności bywa różnie. To dość wyjątkowy sposób na dzielenie się refleksjami. Mam na myśli tę interaktywność. Czytelnicy bloga jak widać nie zawsze są mili w tych komentarzach… Tak, bo w tym też chodzi o to, by osadzone miały kontakt ze społeczeństwem na zewnątrz i żeby społeczeństwo o nich nie zapomniało. Nie można ich totalnie wykluczyć, bo jak mówiłam, one przecież kiedyś wyjdą. Większość komentarzy jest bardzo pozytywna. Niektóre są krytyczne, skłaniające do myślenia. Jest kilka oburzonych osób i zdarzyło się też kilka hejtów, które usunęliśmy, bo tak mamy zapisane w regulaminie. Jak ktoś kogoś obraża, to wylatuje. Ale tych hejtów było bardzo mało, może pięć przypadków. To bardzo budujące. Dziewczyny piszą notki, czytają komentarze, odpisują na nie. Jak to robią? W więzieniu przecież nie ma Internetu. Piszą na kartkach i przekazują nam gotowe manuskrypty. My je przepisujemy i umieszczamy na blogu, ludzie czytają, piszą komentarze, my je drukujemy i zanosimy osadzonym, a one odpisują na papierze - i tak w kółko. W więzieniu wszystkiego jest mało i jest skromnie, więc dziewczyny piszą linijka w linijkę, nie wiem, chyba dlatego, żeby zaoszczędzić papieru. Bardzo trudno się je potem czyta. Mimo próśb, niestety, wygląda na to, że to się nie zmieni. Czyli muszą Wam ufać… Tak, ufamy sobie wzajemnie i szanujemy się. Oczywiście, tak jak w życiu na wolności, najpierw trzeba zdobyć to zaufanie, obustronnie. Dziewczyny, które w tym uczestniczą, chcą tego, zgłaszają się i są rekrutowane przez wychowawców lub wychowawczynie KAO, czyli zajmujących się kulturą i oświatą w więzieniu. Najpierw powstało papierowe pismo „W Kratkę”, potem poszłyśmy w nowe media… nowe też dla dziewczyn. Świat w więzieniu stoi w miejscu? No wiesz, jak ktoś siedzi 15, 18 lat, to jest wykluczony cyfrowo. Temu też chcemy przeciwdziałać. Musieliśmy pokazać dziewczynom, czym w ogóle jest blog i cała blogosfera, jak zmienił się
Internet. Posługiwaliśmy się prezentacjami multimedialnymi, zrzutami z ekranów, wydrukami. Przeprowadziliśmy cykl warsztatów, w których udział brali profesjonaliści z różnych dyscyplin. To były zajęcia z pisania, autoprezentacji, dziennikarskie i przede wszystkim blogowe. I teraz tak to wszystko działa. Spotkania redakcji mamy raz, dwa razy w tygodniu. To czym się zajmujesz, ładuje Twoje baterie? To zdecydowanie daje głęboką satysfakcję i radość. Praca odpowiada mojemu temperamentowi. Ciągle się wszystko zmienia, pasuje mi ten brak ram czasowych. Poznaję dużo fajnych ludzi. Ale też z drugiej strony ten czynnik ludzki mnie najbardziej frustruje. No i notoryczny brak środków na działalność. Przykładowo, wydajemy pismo „W Kratkę”, osadzone piszą teksty, ilustrują je ciekawi artyści sztuk wizualnych. Głównym odbiorcą pisma mają być więźniowie w całej Polsce. A my nie mamy kasy na jego wydrukowanie, więc nieregularny kwartalnik „W Kratkę” dostępny jest tylko w Internecie, czyli do więźniów w ogóle nie dociera. Wielu ludzi jest zaangażowanych w te działania. Tak, to świetni ludzie. W ogóle pracuję z przyjaciółmi, to bardzo różne, dobre osoby, zaangażowane, uczciwe. Oprócz tego mamy też wsparcie w pracownikach SW w areszcie na Grochowie, w szczególności dyrekcji i wychowawczyń KAO. No i moja rodzina ogromnie pomaga. Życie zawodowe miesza Ci się z prywatnym? Życie zawodowe i prywatne to w moim przypadku jedność. Chociaż poza pracą też mam różnorodność - konie, dom, ogród, podróżowanie, klubbing, wernisaże (śmiech). napisz do autora l.tataruch@expressmedia.pl
*Justyna Domasłowska-Szulc Urodziła się w Toruniu, w przyszłym roku skończy 50 lat. Obecnie mieszka w Warszawie. Prowadzi Fundację „Dom Kultury”. Pod jej opieką osadzone z Aresztu Śledczego Warszawa Grochów prowadzą bloga www.ewkratke.blog.pl miasta kobiet
grudzień 2014
21
tabu
O jedno zdjęcie
ZA DUŻO Fotki z rąsi, selfie, belfie. Te ostatnie to pewna nowość - zdjęcia własnej pupy, wykonane samodzielnie aparatem z komórki. Tyłek może być w legginsach, w stringach, przy lustrze - to popularna zabawa dzieci w Internecie… TEKST: Lucyna Tataruch - Nawet się z mężem nie zastanawialiśmy nad tym, czy nasza córka powinna mieć telefon komórkowy, dostęp do Internetu. Bo nad czym tu myśleć? Jak mogłaby nie mieć? - przyznaje Joanna, matka gimnazjalistki. - To przecież ułatwia życie nam wszystkim. Sandra wychodzi, jest z nią kontakt, dzwoni, kiedy trzeba przyjechać… W necie ma niezbędne informacje do szkoły, kontaktuje się z rówieśnikami. Wszystko to wydawało mi się oczywiste jeszcze parę miesięcy temu. Potem zaczął się jakiś koszmar. Sandra nie jest głupia. Dobrze się uczy, ma swoje zainteresowania, poglądy. Ładnie się wypowiada. Wygląda jak wiele koleżanek, lekki makijaż, kolorowe ciuchy. - Mój starszy syn mówi, że Sandra to taki hipster - opisuje matka. - Po prostu normalna osoba w jej wieku. Dziewczyna pamięta kampanie społeczne ostrzegające przed pedofilami: „Nigdy nie wiesz, kto jest po drugiej stronie”. Zresztą, ona nawet nie czatuje. - Kiedyś trochę na ten temat rozmawiałyśmy i powiedziała mi, że poznawanie ludzi na czacie to żenada. Że tak robią desperaci, frajerzy, starzy ludzie. Nie interesuje jej to - Joanna wspomina słowa córki. Możemy zakładać, że nasze dzieci są w sieci bezpieczne i znają już wszystkie pułapki? Naiwne myślenie… Choć w dalszym ciągu skrzywdzić może je ktoś obcy, to tak naprawdę często krzywdę robią same sobie.
22
miasta kobiet
grudzień 2014
JAK NA BASENIE Fotki z rąsi, selfie, belfie. Te ostatnie to pewna nowość - zdjęcia swojej pupy, wykonane samodzielnie aparatem z komórki. Tyłek może być w legginsach, w stringach, przy lustrze, im bardziej okrągły, tym lepiej - popularna zabawa na wielu portalach społecznościowych, takich jak choćby Tumblr. To właśnie tam Sandra, wraz z milionem zdjęć swojej umalowanej buzi, wrzuciła zdjęcie w bieliźnie. - Ja tego bloga odkryłam po czasie, pokazał mi go syn. Byłam przerażona - przyznaje Joanna. - OK, wiem, że oni wrzucają swoje zdjęcia na Facebook, wysyłają sobie te selfie, ale fota w bieliźnie? Nie rozumiałam - ona w ten sposób chciała zdobyć popularność? - Młodzież coraz częściej publikuje takie zdjęcia w Internecie, traktują to jako coś normalnego - odpowiada Krystyna Steńkiewicz, pedagożka. - Kiedy rozmawiałam ostatnio z pewną 14-latką na temat jej sieciowego ekshibicjonizmu, powiedziała do mnie: „Przecież ja tak samo wyglądam w stroju kąpielowym, a jakoś nikt mi o to jazd na basenie szkolnym nie robi”. Dzieciaki nie widzą w tym żadnego zagrożenia, a przecież te zdjęcia zostaną w sieci na zawsze i nigdy nie wiadomo, co ktoś może z nimi zrobić. Nie wiadomo… do czasu. Sandra kilka tygodni po blogowym wpisie znalazła swoje zdjęcie na portalu erotycznym. Obok wypiętej pupy
dorzucono jej twarz. I podpis „chętna, mokra, czekam”. - To obrzydliwe, nawet nie wiem, co mam powiedzieć - Joannie łamie się głos. - Proszę sobie wyobrazić, co myśmy poczuli, gdy to zobaczyliśmy…
BEZKARNI Konsekwencje wrzucania swoich zdjęć do Internetu mogą być nie do przewidzenia. Taką fotografię każdy, kto ma dostęp do strony, może ściągnąć na swój dysk jednym kliknięciem. A później już robi z nią, co tylko zechce, mimo że to czyjaś własność i jest ona chroniona prawnie. Rodzina Sandry sprawę zgłosiła na policję, zdjęcie zniknęło z portalu, jednak ten, kto je wrzucił, pozostaje nieuchwytny. - Tam każdy może publikować zdjęcia. Jeszcze nie mamy informacji o tym, czy jakoś namierzono tę konkretną osobę. Niby działania trwają. To że w ogóle doszło do usunięcia zdjęcia, też jest dziełem przypadku, bo Sandra przecież nigdy by się sama nie przyznała, że dzieje się coś takiego mówi Joanna. Do zdjęcia i wulgarnego opisu dotarli znajomi dziewczyny. Zaczęły się szykany, złośliwości, żarty które wcale nie były śmieszne. - Najpierw przesyłali sobie wzajemnie to zdjęcie, obejrzała je pewnie cała szkoła. Potem je przerabiali, wklejali jej na tablicę na Facebooku - wspomina matka. - Ona była zupełnie bezradna. Na szczęście, gdy
Rozmowa o cyberprzemocy w sobotę (29.11) i niedzielę (30.11) o godzinie 8.00 w Radiu ZET Gold 92,8 fm oraz na www.zetgold.pl
żadnej odpowiedzialności, zdjęcia mojej córki nie ma już w tym miejscu, ale przecież koledzy je sobie ściągnęli i kto wie, gdzie ono jeszcze krąży…
SZEŚĆ NA DZIESIĘĆ Sandra usunęła bloga, a jej matka łudzi się, że dziewczyna dostała nauczkę już na całe życie. Czy jednak faktycznie? - Bulwersuje nas fakt, że nastoletnie córki pozują jak do rozkładówek w Playboy'u, że chcą wyglądać seksownie i pokazywać swoje ciało na zdjęciach. Jednak musimy się z tym zmierzyć - tłumaczy Steńkiewicz. - Prawdą jest, że o większości rzeczy, które nasze dzieci robią, nigdy się nie dowiemy. Sama mam dwóch synów, staram się z nimi rozmawiać, ale nie jestem naiwna. Nawet oni wprost mi mówią, że wrzucanie swoich wyzywających zdjęć do sieci to norma. Podobnie jak późniejsze komentarze, oceny… I to nie łagodne i miłe, raczej coś w stylu „6/10, widać, że straszna szmata”. Chłopcy twierdzą, że dziewczyny się nawet z tego cieszą. Tłumaczyłam im, że one mogą nie zdawać sobie sprawy z tego, na co się godzą. Mówimy przecież o młodych ludziach, którzy biją się z chęcią akceptacji, bycia atrakcyjnym, przebojowym. Dziewczyny dostają z mediów jasny komunikat, że fajne są tylko wtedy, kiedy są wyuzdane. Która chciałaby być uznana za świętoszkę? A koledzy to wykorzystują. Oczy-
KRYSTYNA STEŃKIEWICZ PEDAGOŻKA
przerobioną w wulgarny sposób fotkę zobaczył na Facebooku mój syn, wyciągnął z Sandry, co się stało. Potem powiedział mnie i mężowi. Sami nie wiedzieliśmy, co robić, ale poinstruowano nas w szkole. Wiem, że „dowcipnisie” z jej klasy też zostali ukarani, ale tak naprawdę, co tu jeszcze można zdziałać i co to da? Nikt nie poniesie R
E
wiście wierzę, że nie wszystkie te dzieciaki takie są… Ale wiem, że potrafią być bardzo okrutne. Pedagożka radzi, by poświęcać dużo uwagi nastoletnim dzieciom, choć może wydawać się, że one już rodziców nie potrzebują. - To tak łatwo się mówi - dodaje pani Joanna. - Wydawało mi się, że mam świetny kontakt z dziećmi. Syn ufa mi w pełni, córka, jak widać, przeciwnie… Jasne, że od razu uderzyła mnie i męża myśl, że to nasza wina, bo widocznie nie nauczyliśmy jej, by szanowała siebie, swoją prywatność, swoje ciało. Ale czy ona chciałaby słuchać? Steńkiewicz odpowiada, że na tym etapie z pewnością nie. Jedynym sposobem jest budowanie kontaktu z dziećmi od najmłodszych lat i uczestniczenie w ich życiu internetowym. Nawet wtedy, gdy wydaje się nam ono płytkie i banalne. - Jeśli córka na Facebooku wrzuca naszym zdaniem głupoty, to nie krytykujmy jej gustu czy przemyśleń, dopóki nie zacznie naruszać swojej prywatności, robić czegoś, co jej zagraża. Ma prawo dzielić się z innymi tym, co jej wydaje się atrakcyjne, a współczesny świat tak właśnie wygląda, że tą platformą do dzielenia się jest Internet. Nie zatrzymamy tego. Możemy być po prostu czujni.
K
L
napisz do autora l.tataruch@expressmedia.pl A
M
Twoje wspaniałe życie!
A
1093914TRTHA
Rozmawiałam 14-latką na temat jej sieciowego ekshibicjonizmu i powiedziała do mnie „Przecież ja tak samo wyglądam w stroju kąpielowym, a jakoś nikt mi o to jazd na basenie szkolnym nie robi?”.
ROZMOWA Z COACHEM, DARIUSZEM WIŚNIEWSKIM
MK – Rozmawiamy dziś o life coachingu, ale co to właściwie jest? DW – Jest to rodzaj coachingu odnoszący się do całego naszego życia, prywatnego i zawodowego. MK – Zacznijmy może jednak od wyjaśnienia znaczenia samego słowa „coaching”! DW – Chociaż coaching na świecie liczy sobie już dobre 40 lat, jednak nadal wiele osób nie do końca rozumie znaczenie tego terminu; często jest on też nadużywany. Coaching to pewien proces, w ramach którego spotykają się dwie osoby – klient i coach. W czasie serii spotkań klient pracuje nad kwestiami, z którymi przyszedł na coaching. Rolą coacha jest ułatwianie i przyspieszanie procesu zmiany i dochodzenia do optymalnych, z punktu widzenia klienta, rozwiązań. W coachingu to klient jest ekspertem od swojego życia i to on, w oparciu o swoją wiedzę, system wartości oraz istniejące zasoby decyduje, co chce zrobić w konkretnej sytuacji. Coach jest jedynie jego neutralnym „asystentem” i katalizatorem procesu zmiany.
MK – Z czym ludzie przychodzą do coacha? DW – Są dwie podstawowe grupy sytuacji, w których klienci zwracają się do coacha. Jedna z nich to sytuacje problemowe: niepewność, dylematy czy odczuwanie jakiegoś życiowego dyskomfortu, druga to tzw. sytuacje rozwojowe, np. ktoś chciałby coś zrobić, zmienić w swoim życiu, rzec by można „rozwinąć skrzydła”, ale jednak „coś” go przed tym powstrzymuje i klient nie może ruszyć z miejsca. Bywają też problemy typu „nie widzę wyjścia z danej sytuacji” lub „jestem do niczego” - wiele osób ma kłopot z niskim poczuciem własnej wartości. To również tematy na coaching. MK – Jak wygląda praca z coachem? DW – Klient zgłasza się do coacha i umawia z nim na pierwszą sesję, która może się odbyć w biurze coacha, w domu czy miejscu pracy klienta lub w jakimś innym, dogodnym miejscu. Sesje mogą być również realizowane na odległość, przez telefon lub przez Skype’a – jest to bardzo wygodna dla obu
stron forma kontaktu. Klient opowiada, z czym przyszedł do coacha i zaczyna się praca (klienta) nad celami, które chce osiągnąć. Coach wspiera, stymuluje, zadaje ważne pytania, czasem klient dostaje „pracę domową” do wykonania w okresie pomiędzy sesjami. Proszę pamiętać, że coach nie doradza, nie podpowiada a nawet nie sugeruje klientowi, co ten ma zrobić w danej sytuacji. Coaching to nie doradztwo. Coach to nie guru z zestawem gotowych odpowiedzi na każde pytanie czy życiowy problem klienta. MK – Jakie konkretne korzyści mogą wynikać dla klienta z sesji life coachingu? DW – Korzyści jest wiele i są one bardzo różne. Doraźnie może to być rozwiązanie jakiegoś problemu, podjęcie świadomej decyzji w trudnej kwestii, uzyskanie nowego spojrzenie na sprawy czy zmniejszenie poziomu lęku w obliczu nowej sytuacji życiowej. Długofalowo klient zyskuje poczucie, że jego życie ma sens, że panuje nad nim podejmując optymalne decyzje, że czerpie radość i satysfakcję z każdego
dnia, bez względu na to, kim jest, co robi i ile ma pieniędzy. MK – To bardzo pociągająca wizja! DW – Też tak uważam (szeroki uśmiech). Life coaching przyspiesza i ułatwia osiągnięcie takiego stanu. MK – Na koniec jeszcze jedno pytanie. Jak odróżnić dobrego coacha od kiepskiego? DW – Coaching stał się ostatnio w Polsce bardzo modny, wiele osób zainteresowało się tym tematem, również zawodowo. W branży funkcjonuje przekonanie, że dobry coaching to w 80% osoba coacha a w pozostałych 20% jego umiejętność posługiwania się coachingowymi „narzędziami”. Dobra sesja coachingu jest żywa i pełna energii, klient wychodzi z niej zmotywowany do działania, do wprowadzania zmian w swoim życiu. Kiepski coaching jest nijaki, wręcz nudny i niewiele z niego wynika dla klienta. MK – Bardzo dziękuję za rozmowę. DW – Bardzo dziękuję i zapraszam wszystkich na sesje life coachingu.
Więcej informacji znajdą Państwo na stronie www.GreatLifeCoaching.pl Dariusz Wiśniewski (Toruń), kontakt tel.: 603-893-607, e-mail: kontakt@greatlifecoaching.pl
1098114TRTHB
1124014TRTHA
1106714TRTHA
Królewskie Smaki Indii
Niezmiennie od lat, w sercu toruńskiej starówki, działa jedyna restauracja w Toruniu, oferująca gościom specjały kuchni indyjskiej. Wszyscy ci, którzy do tej pory nie poznali smaków orientalnej kuchni, przepełnionej mieszanką smaków, zapachów i przypraw, powinni odwiedzić restaurację Royal India (ul. Prosta 19). Już po przekroczeniu progu restauracji, da się zauważyć wyjątkowość tego miejsca. Całe wyposażenie pochodzi z Indii - krzesła, stoły, bogato zdobione fotele i płaskorzeźby zostały sprowadzone, aby jak najlepiej odwzorować klimat tamtego regionu. W uzyskaniu tego efektu dodatkowo pomaga przyciemnione światło, orientalna muzyka oraz obsługa ubrana w tradycyjne hinduskie stroje. Za niezwykły smak serwowanych potraw odpowiadają kucharze pochodzący z regionu Pendżab. To dzięki ich pracy, restauracja Royal India na stałe zapisała się na kulinarnej mapie Torunia. Specjalność Restauracji Royal India stanowią Dania Tandoori przygotowywane w tradycyjnym glinianym piecu zwanym „Tandoor”. Kawałki mięsa, ryb czy indyjskiego sera „paneer” marynowane są najpierw w aromatycznym jogurcie z przyprawami, nadziewane są na metalowe szpadki i wkładane do rozgrzanego pieca. Dzięki czemu potrawy pozostają kruche i zawsze soczyste.
Ściany pieca służą natomiast do przygotowywania znanych na całym świecie indyjskich chlebków. Świeżo pieczony „Naan czy „roti” stanowią wyśmienity dodatek do potraw mięsnych i warzywnych. Wszystkie specjały kuchni przygotowywane są zgodnie z recepturami przekazywanymi z pokolenia na pokolenie. Kulinarną podróż z kuchnią indyjską należy rozpocząć od przystawek i sałatek, wśród których największą popularnością cieszy się sałatka z granatem. Wśród wielu propozycji dań głównych na szczególną uwagę zasługują nowości w menu. Do nich zaliczyć można m.in. Royal Sizzler, czyli pieczone kawałki mięsa lub sera, cebuli, świeżych pomidorów i pieczywa Naan podanych na gorącym półmisku oraz Butter Chicken, czyli kawałki kurczaka w aromatycznym pomidorowo – maślanym sosie. Wśród specjałów z pieca Tandoor niezmienną popularnością cieszy się zapiekany łosoś (Tandoori Salmon) marynowany w aromatycznym jogurcie z przyprawami nowych propozycji, serwowany z sosem cytrynowo-czosnkowym. Do gustu klientów powinny przypaść delikatne kawałki polędwicy wieprzowej zamarynowane w aromatycznym jogurcie z przyprawami. Zawiedzeni nie będą wegetarianie – dla
nich restauracja Royal India przygotowała kremową potrawę ze szpinakiem i kawałkami indyjskiego sera (Saag Paneer), doprawioną kminkiem i czosnkiem, a także bogatą ofertę sałatek i zup. Poza klimatem i wyjątkowym jedzeniem warto również wspomnieć o obsłudze, która służy radą i fachową opinią przy zamawianiu dań. Restauracja ROYAL INDIA została zwycięzcą konkursu na Markowy Lokal Torunia i uhonorowana tytułem Najlepszej Restauracji Roku Miasta Torunia.
Idealne miejsce
Royal India to również idealne miejsce do organizacji uroczystości rodzinnych oraz spotkań biznesowych. W przestronnym lokalu znajduje się specjalnie przygotowana kameralna sala, mieszcząca około 20 osób, w której bez problemu zorganizujemy spotkanie biznesowe, romantyczną kolację bądź uroczysty obiad w rodzinnym gronie. Aby sprostać wymaganiom gości VIP ROOM, kucharze mogą przygotować specjalne menu w oparciu o sugestie klientów.
1128414TRTHA
Royal India | ul. Prosta 19 w Toruniu | Czynne codziennie w godz. 12-23 | tel. 56 65 22 333 | www.royalindia.pl
1105914TRTHA
Przyjmujemy zamówienia na świąteczny catering
Gotujemy.pl, ul. Stalowa 6C, 87100 Toruń tel. 056 -664-12-03, kom. 601-24-14-19, 601 420 ww w.gotujemy.pl , biuro@gotuj624 emy.pl
felieton
NIE DOPILNOWAŁA Jak zwykle Nie dziwią mnie żarty o tym, że po ślubie mąż przenosi żonę przez próg, bo najpierw należy wnieść sprzęt AGD. Justyna Król*
Zimna kawa, nadgryziona kanapka i niezbyt starannie upięte włosy. Zgrzyt nerwowo zamykanego zamka. Ekspresowe zejście po schodach… Setki zadań wiruje w głowie. To nie początek dnia zapracowanej singielki. - Poszłabym do pracy. Od zaraz. Żeby odpocząć - mówi mama siedmiolatki i dwulatka. Codziennie pobudka o piątej z minutami. Oskarek jest rannym ptaszkiem. Jego starsza siostra za to ma już syndrom rasowej nastolatki, w okolicach siódmej trzeba ją wołami wyciągać z łóżka. Poranna toaleta z dziećmi to gehenna. Jedno dostaje furii, bo samo chciało coś zrobić, a mama bezczelnie pomogła, żeby było szybciej. Drugie nie włoży na siebie tego swetra, „bo drapie”, a spinek nie „bo nie pasują do skarpetek”… - I bądź tu człowieku spokojny. Uśmiechnięty… - mówi Beata, lat 33.
RUNDKA W DÓŁ I W GÓRĘ Klarę z reguły odprowadza do szkoły na ósmą. Codziennie kilka razy nosi wózek z czwartego piętra i z powrotem, bo jeden pozostawiony na klatce już się ulotnił. Nie dopilnowała. Jak zwykle. - Mimo starań, często lecimy z wywalonymi językami, by nie spóźnić się na pierwszą lekcję. W połowie drogi między nogami brata w wózku ląduje przeładowany książkami tornister. Po odprowadzeniu Klary, szybki spacer po parku, aby Oskarek miał trochę ruchu. Potem po bułki i codzienny slalom pomiędzy blokami. Warzywa trzeba kupić, soczki, szampon się skończył i chusteczki do pupy. Tam, za rogiem była jakaś promocja… Beata nerwowo krąży z wózkiem po osiedlu, aby o niczym nie zapomnieć. A bąbel się wierci i marudzi, że nie chce już siedzieć w wózku. Koło 9.30 drugie śniadanie. Pierwsze było
26
miasta kobiet
grudzień 2014
bardziej bitwą na jedzenie niż spokojnym posiłkiem. Potem bajeczka. Beata nie chciała ogłupiać dzieci ruchomymi obrazkami w TV, tyle się na ten temat naczytała, ale co z tego? Łóżka się same nie pościelą, a kuchnia wygląda jak po wybuchu bomby atomowej. Trzeba się uwijać. W międzyczasie wstawia pranie, które - jak mawia mąż - „robi się samo”. Segreguje ubrania z suszarki, składa, roznosi na półki. Koszule męża odkłada do prasowania, na czas drzemki Oskarka. Pokonując kolejny raz korytarz zauważa, że podłogę znów trzeba „przelecieć”, bo jest nakapane jakimś soczkiem. Dzwonek do drzwi. - Tylko nie teraz. Tylko nie teściowa. Oby to był listonosz - modli się w myślach.
SPACER JAK MARZENIE W okolicach południa spacerek. Słonko świeci, ptaszki śpiewają. - Każda kobieta marzy o tym, by tak długo być w domu z dzieckiem, pamiętaj, jakie masz szczęście - przypomina sobie słowa męża. Z Karolem znają się niby jak łyse konie. Pozornie przykładna para. - Gdyby choć raz zapytał, co ja naprawdę czuję… Wykrzyczałabym od razu, że mam tego wszystkiego dosyć! Ale szkoda mi go, jest przemęczony taki… Nie zdradza, nie rozbija się po klubach przecież - mówi mężatka z dziesięcioletnim stażem. Idąc po Klarę wpada na koleżankę. Porozmawiały, ale nie zapisała numeru. - Znowu nic nie wyjdzie ze wspólnej kawy. Dobrze, że zdążyłam obiad przed wyjściem ugotować, mała nie lubi szkolnego jedzenia. Ciekawe, co dziś jej zadali. Oby znowu nie plakat, bo będzie sprzątanie. Może dziś po obiedzie w końcu znajdę chwilę na zabawę z dziećmi. Po drodze wdepnę jeszcze po te witaminy. Tak - i do mięsnego to będzie
z głowy przed jutrem. Aaa, właśnie, co jutro na obiad…? - rozmyśla przyspieszając kroku. Dobrze, że wózek taki zwrotny, a mały uciął sobie drzemkę. Oby Klara miała dobry humor. Ostatnio dokuczał jej kolega i całą drogę rozpaczała, że nikt jej nie lubi. Byle do wieczora. Gdy dzieci zasną, nadrobi zaległości. Kwiaty podleje, łazienkę ogarnie…
SPRZĘT AGD Mąż długo siedzi w pracy. Kiedy wraca, uważa, że należy mu się odpoczynek. Dom powinien lśnić, a żona czekać uśmiechnięta. Nawet jeśli wcale nie jest jej do śmiechu. - Tyle się mówi o partnerskich związkach, ale co to właściwie znaczy? - pyta Beata. - Że wolno nam wrócić do pracy, jeśli ogarniemy resztę? Większość z nas wpada w ten chory, służalczy tryb. Obiadek musi być na czas. Wyprane, wyprasowane. Zapasy w lodówce przygotowane. Niby to już stereotyp, że kapcie, noga na nogę i pilot do ręki, bo „pan wrócił z polowania”. Moim zdaniem nadal żywy. Znam niejedną kobietę, która nawet po powrocie z macierzyńskiego do pracy, nadal w domu i przy dzieciach robi wszystko sama. Nie dziwią mnie żarty o tym, że po ślubie mąż przenosi żonę przez próg, bo najpierw należy wnieść sprzęt AGD. napisz do autora j.krol@expressmedia.pl
*Justyna Król dziennikarka, specjalistka do spraw public relations, od niedawna florystka, dumna mama czteroletniej Halinki.
Indywidualnie dobrany zabieg kosmetyczny to dużo więcej niż zwykły prezent. W ten sposób możesz podarować komuś lub sobie idealnie zadedykowany czas... Np. dłuższą chwilę relaksu, o którą tak trudno na co dzień czy trochę spokoju, który dodatkowo sprawi, że będziesz jeszcze piękniejsza. Każda z nas ma co świętować, dlatego zapraszamy na lampkę szampana przy ekskluzywnym
zabiegu „Caviar&Pearls&Champagne”. Tak może wyglądać Twój idealny dzień. Połączenie ekstraktu z kawioru, pereł i złotej algi pozwoliło stworzyć luksusowy zabieg rozświetlający, który przyniesie ukojenie nie tylko twojej skórze ale i duszy. W efekcie z gabinetu wyjdziesz wyraźnie odmłodzona, ze zmniejszoną widocznością zmarszczek, odnowioną, nawilżoną i jędrną skórą, pełna blasku i świetlistego koloru. Zawsze
przyda się też odrobina słodyczy, szczególnie w zimowe wieczory. Zabieg dla ciała „Słodycz miodu” przybliży Cię do piękna samej Kleopatry. To ona odkryła wygładzające i regenerujące właściwości tego specyfiku. Ta życiodajna dla naszych komórek kuracja, w połączeniu z masażem pałeczkami miodowymi, ukoi suchą i pozbawioną blasku skórę. Zapraszamy na aromatyczne rytuały dla ciała, wnętrza i zmysłów.
1858014BDBHA
Ten idealny dzień
BON UPOMINKOWY Znajdź chwilę dla siebie lub podaruj ją bliskiej osobie. Napisz lub zadzwoń do nas – pomożemy dobrać Ci odpowiedni świąteczny podarunek.
Firmowy Gabinet Kosmetyczny APIS | 85-111 Bydgoszcz | ul. Teofila Magdzińskiego 3 | tel. 531 539 568 | www.gabinet-apis.pl
Zapraszamy Państwa na Bal Sylwestrowy w Hotelu Ambasada położonym w malowniczej okolicy Doliny Drwęcy. Wspaniałą zabawę zapewni pro profesjonalny zespół „Taki Band”.
SYLWESTER 2014 / 2015 szczegółowe informacje na stronie internetowej owej
hotelambasada.pl
SERDECZNIE ZAPRASZAMY
cena od pary 550 zł
1828614BDBHA
1793014BDBHA
1075914TRTHA
1859014BDBHA
Zaczynamy o 20:00 Rezerwacje: 505 041 716 , 56 675 88 36 87-162 Lubicz, Krobia ul. Dolina Drwęcy 62
relaks
Magia świąt
w Twoich rękach Własnoręcznie przygotowane prezenty i dekoracje wróciły do łask i dzielnie biją się z tymi sklepowymi o miejsce pod choinką czy na świątecznym stole. TEKST: Justyna Król ZDJĘCIA: Tomasz Czachorowski
Ć
wierć wieku temu to Adam Słodowy podsuwał Polakom te najlepsze pomysły do realizacji w domowym zaciszu. Zwykle jednak były to projekty widziane wyłącznie męskim okiem. Dziś, jak wszyscy wiemy, „wujek Google prawdę Ci powie”, wyciągając dla każdego kolejne asy z rękawa, także w kontekście iście świątecznym. Prezenty, ozdoby i dekoracje - możesz zrobić to sama!
Z OGONEM CZY BEZ? Przedświąteczne zakupy prezentów mogą być czasochłonne i wyczerpujące, ale podobno to własna praca jest najlepszym podarunkiem dla bliskiej osoby. Idąc tym tropem, jako mama czterolatki, jednocześnie walcząca z własnym lenistwem i słomianym zapałem, chwyciłam za nożyczki, igłę i nitkę. Zbędne ubrania znajdą się w szafie każdej kobiety, więc wyłoniłam trzy kandydatki (bluzki) do tytułu „idealny materiał na pluszowego zwierzaka” i zapytałam „wujka”: co dalej? Instrukcja jest prosta. Na kartce papieru rysujemy kształt wybrańca - mnie skusił kocur. Głowa z uszami, tułów, kończyny, osobno ogon. Wybrałam tkaninę w drobną krateczkę, w kolorze
28
miasta kobiet
grudzień 2014
pastelowego różu. Wykrój postaci dwukrotnie przerysowujemy na materiał (jeśli kształt nie jest symetryczny, to odrysowujemy wraz z odbiciem lustrzanym) i wycinamy. Tutaj wkracza igła z nitką. Zszywamy pluszaka dookoła na okrętkę, składając obie części prawą stroną do siebie. Chwilę przed skończeniem szycia, pozostawiając kilkucentymetrowy otwór, należy odwrócić całość na drugą stronę, aby właściwe oblicze naszego tworu ujrzało światło dzienne. Dochodzimy do momentu, w którym możemy wykorzystać specjalny wypełniacz do maskotek lub po prostu zużyć materiałowe wicemiss, tnąc je najpierw na malutkie kawałki. Wypychamy kocura, zszywamy w strategicznym miejscu i podarunek niemal gotowy. Jeszcze tylko oczy z guzików i jakiś śmieszny pyszczek, który można wyszyć bądź dokleić. Na koniec zostaje zamocowanie ogona, który także można wypchać ścinkami materiałów.
SPERSONALIZOWANY HANDMADE Osoby zapalone w rękodzielniczym boju zrzesza Bydgoski Handmade Room. Właścicielka sklepu, mimo że ma pod ręką wiele wspaniałych, często unikatowych rozwiązań, sama nadal lubi pokusić
się o zrealizowanie dla bliskich swych autorskich wizji. - Pod choinkę dostają ode mnie własnoręcznie wykonane kalendarze i notesy, w spersonalizowanych wersjach. Opisane, np. Kalendarz Mamy, Kalendarz Taty. Ważne jest też samo opakowanie prezentu. Najczęściej owijam je w szary papier, obwiązuję sznurkiem i ozdabiam plastrami suszonych pomarańczy, co nadaje im świąteczny klimat - opowiada Kasia Kowalczyk, która pokazała nam jak krok po kroku, ze zwykłego książkowego kalendarza, stworzyć wersję elegancką na prezent (zdjęcia na str. 30). Potrzebne: książkowy kalendarz, tkanina (świetnie nada się: bawełna, len, tweed, jeans, sztruks, filc), kolorowy papier na wklejkę, wstążki, tasiemki, koronki, dobry klej do papieru, klej „Wikol”, nożyk, nożyczki, linijka. Na początku odcinamy okładkę nożykiem i nie naruszając grzbietu, zdejmujemy. Przygotowujemy kawałek materiału do owinięcia okładki (pamiętajmy, by zostawić po około centymetrze zapasu z każdej strony). Odciętą okładkę oraz grzbiet dokładnie smarujemy po zewnętrznej stronie klejem „Wikol” i przyklejamy do tkaniny, zostawiając pomiędzy grzbietem a dwiema
relaks
PARTNER CYKLU
ZNAKOMITYM UZUPEŁNIENIEM OZDÓB CHOINKOWYCH BĘDĄ LASKI CYNAMONU I ORZECHY. PIĘKNIE WKOMPONUJĄ SIĘ TEŻ PIERNIKI, KTÓRE PÓŹNIEJ MOŻNA Z NASZEGO DRZEWKA PODJADAĆ. np. wkomponowanie pierścionka zaręczynowego w piękne bursztynowe mydło w świątecznym opakowaniu. Pomagamy, doradzamy. Wystarczy przyjść i postawić na własną fantazję - zachęca Agata Pamuła, właścicielka niezwykłej klubokawiarni. Opcji na ręcznie robione dekoracje również nie brakuje. To elementy ważne, bo wprowadzające domowników w świąteczny klimat. Najważniejszy bożonarodzeniowy akcent w niemalże każdym polskim domu to choinka - świerk, jodła bądź inne iglaste drzewko, które ozdabiamy na milion sposobów. Jak zrobić to szybko i efektownie, a jednocześnie nie korzystając z marketowych ozdób? Wystarczy kilka sprawdzonych sposobów.
W FABRYCE PEŁNEJ FANTAZJI Jeżeli komuś, jak czasem mnie, brakuje samodyscypliny, a chciałby sam przygotować prezent, w grudniu może wybrać się też do fordońskiej Fabryki Prezentów, która aż do świąt funkcjonuje niczym fabryka prezentów św. Mikołaja. Tutaj, codziennie, podczas warsztatów można tworzyć pod okiem specjalistów. - Podpowiemy, jak wykonać m.in. filcowe etui na okulary, piórnik na kredki, dekoracyjne stroiki na wigilijny stół, zawieszki i ozdoby na choinkę czy notes na zapiski kulinarne. Nie zabraknie pachnących upominków - własnoręcznie zaprojektowanych i wykonanych mydeł, świeczek, kosmetyków do kąpieli. Będziemy tworzyć również świąteczne kartki. Coraz częściej zdarzają się też nietypowe życzenia takie jak E
FILC, CYNAMON I POMARAŃCZE Wykorzystać można choćby kawałek filcu. Najodpowiedniejszy będzie w kolorze czerwieni. Rysujemy na nim kształty - serduszka, gwiazdki, dzwonki… A następnie wycinamy je i wzdłuż krawędzi, dla kontrastu, obszywamy białą bądź złotą nitką. Możemy wyszyć na nich małe gwiazdki lub na przykład pierwsze litery imion domowników i naszych wigilijnych gości. Do kształtów doszywamy wstążeczkę i wieszamy je na naszej choince. Znakomitym uzupełnieniem takowych ozdób będą laski cynamonu i orzechy, które również bez trudu możemy umieścić na drzewku. Pięknie wkomponują się pierniki, które później można podjadać bezpośrednio z choinki. Te własnoręcznie wypieczone uwielK
L
JAK ZROBIĆ KALENDARZ KROK PO KROKU? czytaj na stronie 30 A
M
A 236614TRTHE
częściami okładki po około 2 mm z każdej strony (jeżeli kalendarz, na którym bazujemy, nie miał twardej okładki, możemy zrobić ją z tektury). Następnie materiał zakładamy z każdej strony i podklejamy, też wikolem (nie musi być idealnie, gdyż w tym miejscu będzie papierowa wklejka). Do grzbietu przyklejamy wkład, pozostawiając go w pionie na około dwie godziny (trzeba go unieruchomić). Następny krok to podklejenie okładki dwoma kawałkami papieru - każdy szerokości podwójnej kartki z kalendarza - już zwykłym klejem do papieru. Pozostaje jeszcze ozdobienie okładki - tutaj można dać upust wyobraźni (użyć tasiemek, wstążeczek, koronek, guzików, perełek, cyrkonii, suszu i wielu innych ozdób).
R
biają ozdabiać najmłodsi domownicy, zatem zachęcam do włączenia dzieci w przedświąteczne przygotowania. Orzechy, goździki i cynamon… to smaki i zapachy kojarzące się z Bożym Narodzeniem, a więc i ich oglądanie nasuwa określone emocje. Można więc na święta umieścić je w różnych miejscach naszego domu. Rozsypane orzechy, goździki wbite w pomarańczę czy kilka lasek cynamonu, związanych ze sobą wstążką, zaprezentują się wyjątkowo, zarówno na parapecie, w przezroczystym naczyniu jak i na wigilijnym stole, pomiędzy talerzami. Z powodzeniem wykorzystuje się je do stroików, jak też podczas dekorowania prezentów. Ciekawym rozwiązaniem, bardzo prostym w przygotowaniu, jest też wykonanie stroika świątecznego z użyciem dużej szyszki, imitującej choinkę. Potrzebne są do tego gałęzie wierzby mandżurskiej (dostępne w prawie każdej kwiaciarni) oraz gałązki świerku (lub inne, pozostałe z naszej choinki). Najpierw wyplatamy z wierzby gniazdko - wbrew pozorom nie jest to trudne zadanie. Osoby cierpliwe mogą umiejętnie wyginając gałązki, uwić krąg nawet bez związywania. Dobrze jednak mieć drut sznurkowy i nim się posiłkować, związując gałęzie w odpowiednich miejscach. Gdy gniazdo jest gotowe, należy wokół, w szczeliny pomiędzy gałązkami wierzby, powtykać drobne zielone gałązki (np. świerku). W taką konstrukcję wstawiamy naszą szyszkę - tak aby przypominała choinkę. Możemy ją udekorować małymi koralikami, fragmentami suszonych owoców lub tym, co nam podpowie wyobraźnia. Ten pomysł równie znakomicie sprawdzi się przy świętach wielkanocnych, wystarczy zamiast szyszki, osadzić w gnieździe odpowiednio duże jajo.
kalendarz krok po kroku 1 2 3
4 5
6 2
1 Potrzebne: książkowy kalendarz, tkanina (świetnie nada się: bawełna, len, tweed, jeans, sztruks, filc), kolorowy papier na wklejkę, wstążki, tasiemki, koronki, dobry klej do papieru, klej „Wikol”, nożyk, nożyczki, linijka.
30
miasta kobiet
Na początku przygotowujemy tkaninę, zostawiamy po około centymetrze zapasu z każdej strony. Następnie odcinamy okładkę nożykiem i nie naruszając grzbietu, zdejmujemy.
grudzień 2014
3 Części, które powstały smarujemy klejem „Wikol” po zewnętrznej stronie i obklejamy okładkę kawałkiem materiału (zostawiając pomiędzy grzbietem a dwiema częściami okładki po około 2 mm z każdej strony).
4 Materiał zakładamy z każdej strony i podklejamy „Wikolem” (nie musi być idealnie, gdyż w tym miejscu będzie papierowa wklejka), do grzbietu przyklejamy wkład, pozostawiając go w pionie na około dwie godziny (trzeba go unieruchomić).
5
6
Podklejamy okładkę dwoma kawałkami papieru - każdy szerokości podwójonej kartki z kalendarza - już zwykłym klejem do papieru.
Ozdobiamy okładkę - można użyć tasiemek, wstążeczek, koronek, guzików, perełek, cyrkonii, suszu i wielu innych ozdób.
1840014BDBHA
?
Upominek może być odważny, męski, poważny, niepoważny... Najważniejsze, by był trafiony. Tuż przed gwiazdką pokazujemy z czego ucieszyliby się najbardziej nasi redakcyjni koledzy. Niech to będzie inspiracją dla Was podczas przedświątecznych zakupów. Może podobne prezenty chcieliby otrzymać Wasi partnerzy? Oni też lubią niespodzianki, choć nie zawsze chcą się do tego przyznać.
JACEK SMARZ, fotoreporter
>>> 1304 zł
w sklepie internetowym 3kropki.pl
Niedawno na 40. urodziny dostałem od żony wymarzony rower. Teraz przydałoby się uzbroić go w nowy gadżet „Garmin Edge 810”. Pomógłby w treningu, bo pozwala mierzyć m.in. prędkość jazdy, kadencję i puls. Posiada też mapy z nawigacją, dzięki czemu można odnaleźć się w nieznanym terenie. Urządzenie z ekranem dotykowym zostało stworzone z myślą o rowerzystach, którzy chcą korzystać z funkcji nawigacji i zaawansowanych opcji treningowych. Ten model posiada szczegółowe mapy ulic i mapy TOPO, które wskażą drogę podczas wakacyjnej podróży czy drogi do pracy.
JACEK TOKARSKI, specjalista zespołu sprzedaży Jestem piwowarem amatorem, a każdy facet mający zainteresowania, nie szczędzi na swoje hobby ani czasu, ani pieniędzy. Bardzo miło dostać od bliskich prezent, pozwalający realizować się w tym hobby. Fajnie byłoby otrzymać tzw. TeKu, służące do degustacji piwa oraz... worek słodu. Kielich TeKu to szkło degustacyjne, zaprojektowane specjalnie do degustacji piwa. Dzięki swojemu kształtowi gromadzi w sobie i doskonale eksponuje szeroką gamę aromatów. Szkło TeKu jest uznawane przez jurorów piwnych konkursów za jedno z najlepiej uwydatniających pełnię smaku różnych rodzajów piwa.
32
miasta kobiet
grudzień 2014
>>> 18 zł
w sklepie internetowym Twój Browar
>>> 119 zł
za 25-kilogramowy worek słodu pilzneńskiego w sklepie internetowym browamator.pl
męska perspektywa JAN OLEKSY, dziennikarz
>>> 200 zł
12-godzinna wyprawa na m/y „Globtroter” z Kołobrzegu, rezerwacja na www.na-dorsza.com.pl
Nie, nie, wcale nie musi to być jacht w prezencie. Wystarczy voucher na... Uwielbiam ryby, lubię podróże. Idealnym połączeniem tych dwóch rzeczy będzie zimowa wyprawa na dorsza. Rybacy, którzy jeszcze niedawno ciągnęli sieci, teraz organizują wyprawy dla ludzi spragnionych morskiej przygody i smaku własnoręcznie złowionego świeżego dorsza. To idealna propozycja dla mnie. Podczas rejsów po Bałtyku mamy zagwarantowaną pomoc przy połowie, komfortowe stanowiska wędkarskie, ciepłe posiłki: śniadanie i obiad, oraz napoje: kawę i herbatę, chłodnię do przechowywania ryb.
JANUSZ MILANOWSKI, dziennikarz Bardzo proszę o włoską kawiarkę (najlepiej Bialleti Brika albo Top Moka). Potrzebuję dobrze zaparzonej kawy do codziennej, porannej kontemplacji widoku kościoła św. Jakuba, który wypełnia kadr mojego okna. Brandy sam sobie kupię. Dziękuję pięknie! Bialetti Brikka to jedyna w swoim rodzaju włoska kawiarka, której unikalność polega na zastosowaniu systemu zaworka ciśnieniowego. Uruchamia się on w odpowiednim momencie przygotowywania kawy i powoduje powstanie cremy. Dzięki temu pozwala wydobyć z kawy jeszcze bogatszy aromat i smak.
>>> 193,36 zł
w sklepie internetowym www.swiezopalona.pl
MICHAŁ KOPEĆ, specjalista zespołu sprzedaży
>>> 59 zł
w sklepie internetowym 4gift.pl
Gdy siedzę zimą długo przy komputerze, marzną mi stopy. Zamiast zakładać drugą parę skarpetek, wolałbym dostać w prezencie ciepłe kapcie. Ale niech to nie będą zwykłe kapcie, tylko grzejące, które można podłączyć pod port USB w komputerze. Chciałbym, żeby były z brązowego pluszu i aby miały kieszonkę, do której będę mógł schować kabelki, gdy kapcie trafią do szafy. Kapcie z wbudowanym systemem grzewczym to idealny drobiazg dla każdego, kto nie ma podgrzewanej podłogi. Zasilanie przez port USB, rozmiar uniwersalny (36-42)
TOMEK CZACHOROWSKI, fotoreporter Jestem wprawiony w pozbawianiu życia telefonów komórkowych - w mojej pracy, żeby uchwycić najlepszy kadr, dość często wdrapuję się na rusztowania czy płoty, a kieszenie bywają dziurawe. Dlatego moim wymarzonym prezentem jest Samsung Xcover 2. Ten telefon jest wodoszczelny - wytrzyma pół godziny pod wodą, jest bardzo wytrzymały, więc nie rozpadnie się na kawałki, gdy wypadnie mi ze wspomnianej dziurawej kieszeni. Chciałbym się przekonać, ile ze mną wytrzyma. Zalety Samsung Xcover 2: pełne zabezpieczenie przed pyłem i wodą, możliwość robienia podwodnych zdjęć, doskonała łączność dzięki Bluetooth 4.0, szybkie tempo działania dzięki dwurdzeniowemu procesorowi 1GHz.
>>> 499 zł na allegro.pl
miasta kobiet
grudzień 2014
33
P R Z E P I S Y A G AT Y
kobieta
smakuje
www.kuchniaagaty.pl
AGATA JĘDRASZCZAK, BLOGERKA KULINARNA
Tuż przed świętami do swojej pachnącej cynamonen kuchni zaprosiła nas Agata Jędraszczak. Znana blogerka w trakcie przygotowań do kolejnych warsztatów kulinarnych zdradziła nam swój przepis na święta.
mąka pszenna 2 szklanki jajko 1 szt. olej 1 łyżeczka ciepła woda - do połączenia ciasta sól 1 łyżeczka masa makowa 200 g skórka z pomarańczy obrana z 1/2 owocu masło 2 łyżeczki cukier 3 łyżki Ciasto na pierogi wybór na stolnicy lub używając miksera z hakiem. Mąkę połącz z jajkiem, olejem oraz wlewaną stopniowo ciepłą wodą (ok. ¼ szklanki). Wyrobione ciasto musi być elastyczne i niezbyt miękkie. Stolnicę posyp mąką i rozwałkuj ciasto na grubość ok. 2 mm. Wykrawaj szklanką krążki ciasta. Zwilż ich brzegi wodą, na środek nałóż łyżeczkę masy makowej i sklej. Pierogi odkładaj na posypany mąką blat. Gotuj je w lekko osolonej wodzie, aż wypłyną (ok. 3 minut od wrzenia wody). Układaj na półmisku. Okrój skórkę z pomarańczy i (bez białej, wewnętrznej części), pokrój w bardzo cienkie paseczki. W rondelku rozpuść masło, z 4 łyżkami wody i skórką pomarańczową. Sos gotuj, aż zgęstnieje, a paseczki skórki staną się półprzezroczyste. Sosem polej pierogi. Podawaj na ciepło.
TEKST: Justyna Król - Ja już pierwszy farsz na pierogi mam w zamrażalniku. Tak, nie wstydźmy się zamrażać potraw! Ważne jest rozłożenie przygotowań świątecznych w czasie, choćby na te dwa tygodnie przed. Pierogi, uszka, zupa rybna… spokojnie mogą już czekać zamrożone. To dużo lepsze rozwiązanie niż kupowanie gotowców - radzi Agata Jędraszczak. Do innych kwestii Agata podchodzi równie racjonalnie: - Nie szalejmy z ilością jedzenia. Warto, z korzyścią i dla zdrowia, i dla portfela, zaplanować mniejsze zakupy, ale za to na wigilijnym stole postawić potrawy z produktów lepszej jakości. To nadal może być dwanaście potraw, ale niekoniecznie na przepastnych półmiskach - opowiada. Już na etapie kupowania warto zachować czujność. - Rybie należy spojrzeć w oczy. Jeśli są matowe, nie pakujmy jej do koszyka. Powinny błyszczeć, a mięso musi ładnie pachnieć, być jędrne i zwarte. Czasem lepiej postawić na filet. Najważniejsza jest świeżość. Z kolei bakalie najlepiej wybierać bez konserwantu w postaci dwutlenku siarki. Przypraw nie polecam w mieszankach, sami możemy je kompo-
34
miasta kobiet
grudzień 2014
nować, eliminując w ten sposób polepszacze smaku z naszych potraw wigilijnych. Kupujmy te w ziarnach. Moździerz i odrobina chęci wystarczą do wydobycia doskonałego aromatu. Gotując zupę, zróbmy porządny bulion na bazie prawdziwych warzyw - marchwi, pietruszki, selera, pora. Do tego sól i pieprz, ziele angielskie, liść laurowy… Barszcz zaś warto przyrządzać na prawdziwym zakwasie, który również można kupić. A co znajdzie się na świątecznym stole u państwa Jędraszczaków? - Śledź w śmietanie z jabłkiem i cebulką, jak zawsze. Pierogi w kilku wariantach, także na słodko - z farszem na bazie maku, bakalii i skórki pomarańczowej. Tę opcję polecam osobom, którym nie chce się piec makowca. Ponadto zupa rybna. Pstrąg smażony na maśle, podawany z migdałami. Karp, którego nie jestem fanką, ale rodzina owszem - zwykle w wersji po żydowsku, a więc pachnący korzennym piwem, czasem również w galarecie. Podajemy też kompot z suszu owocowego. Rangę świąt podnoszą u nas domowe bułeczki i pieczywo własnego wyrobu - opowiada blogerka.
pstrąg 4 filety (wycięte z 2 ryb) migdały w płatkach 4 łyżki mąka pszenna 2 łyżki olej do smażenia 2 łyżki, np. rzepakowy masło 2 łyżki sól, pieprz do smaku Z wypatroszonych ryb wytnij filety, oczyść jej z ości. Każdą porcję przypraw solą i pieprzem, delikatnie oprósz z obu stron mąką. Na patelni rozgrzej 1 łyżkę oleju i 1 łyżkę masła. Smaż 2 porcje ryby, zaczynając od strony ze skórą ok. 3 minut (dokładny czas zależy od grubości filetu), przewróć na drugą stronę i smaż przez ten sam czas. Z patelni zdejmij ryby, zlej tłuszcz, i oczyść jej powierzchnię. Analogicznie postąp z pozostałymi dwoma filetami. Na drugiej, czystej i suchej patelni upraż migdały, aż staną się lekko brązowe. Jeszcze ciepłymi płatkami posyp porcje ryby. Podawaj od razu.
1843514BDBHA 1842514BDBHA
1847014BDBHA
1829214BDBHA
wizerunek
Zawsze i wszędzie sprawdzi się niezawodne i ponadczasowe tzw. dymne oko. Pasuje zarówno do bardzo eleganckiej wieczorowej kreacji, jak i do zwyczajnej małej czarnej. Wbrew pozorom, tego typu makijaż nie ma ograniczeń wiekowych. Z Karoliną Szczuką, wizażystką i makijażystką, rozmawia Dorota Kowalewska
NA ZDJĘCIU KAROLINA SZCZUKA W SWOJEJ PRACOWNI
Co jest obecnie najważniejszym trendem, jeśli chodzi o makijaż? Tak jak w modzie, w tej chwili nie mamy jednego trendu - jest kilka wyróżniających się. Jednym z nich jest zdecydowany minimalizm. Z pewnością mamy powrót stylu grunge, a co za tym idzie „Make-up no make-up”, który jest ponadczasową klasyką i obecnie jest często wykorzystywany podczas pokazów Fashion Week u wielu projektantów. Największy nacisk kładziemy w tej chwili na świeżo i naturalnie wyglądającą cerę. Zapominamy o mocno zmatowionej twarzy, liczy się blask i zdrowy połysk naszej skóry. Na rynku poja-
36
miasta kobiet
grudzień 2014
wia się mnóstwo podkładów rozświetlających o delikatnej strukturze, jednocześnie kryjących niedoskonałości. Dla posiadaczek ładnej cery, idealne będą produkty typu BB, czyli połączenie kremu z podkładem lub najnowsze CC, łączące zalety rozświetlacza, bazy i podkładu. Cały czas modne są matowe pomadki do ust, które najlepiej jest wklepywać palcami, aby efekt był jak najbardziej naturalny. Jeśli chodzi o kolory, to wciąż na topie są odcienie malinowe, jagodowe, śliwkowe, kolor wina, bordo. Kolejnym trendem jest powrót makijażu z lat 60., czyli mocna czarna kreska na oku, mocno wytuszowane rzęsy, a na ustach
pomadka w kolorze nude. Wystarczy spojrzeć na ikonę tamtych czasów Brigitte Bardot, ale pamiętajmy, aby inspiracja była inspiracją, a nie identycznym odwzorowaniem. Powracające trendy, zawsze są trochę zmodyfikowane i uwspółcześnione. Który z tych trendów najlepiej sprawdzi się w codziennych stylizacjach? Naturalnie wyglądający makijaż utrzymany w beżach i brązach – i to potrafi zrobić chyba każda kobieta. Pasuje on każdej z nas, jest dość szybki w wykonaniu i ma działanie odmładzające. Ciemne usta, o których wspo-
wizerunek niejszy jej ładny i zdrowy kolor naszej cery. Nie pomoże nam pięknie wycieniowane oko, jeśli nasza twarz będzie pełna widocznych niedoskonałości i będzie miała nierówny koloryt. Kosmetykiem, bez którego ja nie ruszam się z domu, jest również pomadka ochronna do ust. A makijaż sylwestrowy? Co sprawdzi się zarówno na domówce u znajomych, jak i na wielkim balu? Zawsze i wszędzie sprawdzi się niezawodne i ponadczasowe tzw. dymne oko. Pasuje zarówno do bardzo eleganckiej wieczorowej kreacji, jak i do zwyczajnej małej czarnej. Wbrew pozorom, tego typu makijaż nie ma ograniczeń wiekowych, to tylko kwestia doboru jego intensywności. I oczywiście nie zapominajmy, że jeżeli oczy grają główne skrzypce, usta pozostają w cieniu. To stara i sprawdzona zasada.
W jaki sposób dobierać makijaż do stroju i czy ma to w ogóle znaczenie? I ma, i nie ma. To taki paradoks, bowiem teoretycznie makijaż powinien przecież pasować do naszej twarzy, do naszego typu urody po prostu. Jednak to, co mamy na sobie sprawia, że nie możemy przy projektowaniu naszego makijażu o tym zapomnieć. Szczególnie istotne jest to podczas ważnych wyjść, uroczystości. Eklektyzm w modzie sprawia, że w tej chwili np. czerwona pomadka nie jest już zarezerwowana tylko dla kobiet w wieczorowych lub eleganckich kreacjach, ale świetnie sprawdza się również na co dzień do jeansów, białego t-shirta i czarnej ramoneski.
3
Czego możemy spodziewać się podczas wizyty u wizażystki? Przede wszystkim musimy zarezerwować sobie kilka godzin. Najczęściej pierwsze spotkanie odbywa się przy okazji ważnych uroczystości. Najpierw mówimy, co jest dla nas ważne, jaki efekt chcemy osiągnąć. Wizażystka, oprócz typu urody klientki, zawsze bierze pod uwagę również to, w jaki sposób jest ubrana, jak się zachowuje, czym się zajmuje. To bardzo ważne, aby finalnie kobieta oprócz tego, że pięknie wygląda w makijażu, również dobrze się w nim czuła.
Jeśli mamy mało czasu na wykonanie makijażu, który kosmetyk możemy uznać za niezbędny? Wszystko zależy od zapotrzebowania. Jeżeli na co dzień jesteśmy blade, to idealny będzie róż. Jeśli naszym problemem jest cera i jej niedoskonałości - to z pewnością potrzebny jest podkład. A jeśli mamy gładką cerę, niezawodny jest tusz do rzęs, który podkreśli nam spojrzenie. Osobiście uważam, że najważE
2
Na jaki makijaż najczęściej w sylwestrową noc decydują się klientki? Czy słyszy Pani „Chcę wyglądać jak pewna znana celebrytka”? W przypadku brunetek, bardzo często pojawia się Kim Kardashian. I pewnie panią zaskoczę, ale uważam, że akurat ona ma zawsze piękne makijaże. Czasami pojawia się Małgorzata Kożuchowska, ale najczęściej jednak dziewczyny wybierają klasyczne makijaże, utrzymane w stonowanych kolorach. Odważne i ekstrawaganckie klientki zdarzają się rzadko, zresztą nie każdy typ urody może sobie na taką odwagę pozwolić, więc czasami zachowawczość ma również wiele zalet.
Jakie najczęściej popełniamy błędy w makijażu? Co widzi krytyczne oko specjalisty? Zdecydowanie źle dobrany podkład - zły ocień (zbyt chłodny lub zbyt ciepły), lub najczęściej po prostu za ciemny. Nie wiem dlaczego, ale uwielbiamy przyciemniać twarz ciemnymi podkładami. A przecież do tego służy bronzer. Idealnie dobrany podkład to taki, który stapia się naszą karnacją, nie ma sensu udawać latynoski, skoro natura obdarzyła nas skandynawską urodą. Raz na zawsze zapomnijmy o tym, aby podczas zakupów sprawdzać kolor podkładu na dłoni. Dłoń ma zupełnie inny odcień niż nasza twarz.
R
1
K
L
1
Hitem tego sezonu jest tzw. dymne oko to doskonałe rozwiązanie na zabawę sylwestrową.
2
Pamiętaj o odpowiednim odcieniu podkładu - nie przyciemniaj twarzy opalonym fluidem, jeśli z natury masz jasną cerę.
3
Usta pomalowane intensywnym kolorem są modne w tym sezonie. Jednak takiego makijażu nie polecamy paniom z wąskimi ustami.
Makijaż wykonała: KAROLINA SZCZUKA Zdjęcia: NATALIA KULIGOWSKA
A
M
A
1816714BDBHA
mniałam wcześniej, są bardzo efektowne. Są pięknym i mocnym akcentem w monochromatycznych stylizacjach w modnych w tym sezonie szarościach i chłodnych pastelach. Takie usta robią nam właściwie za cały makijaż. Jednak posiadaczki małych usta powinny zrezygnować z bardzo ciemnych odcieni, które mogą dodatkowo dać efekt optycznego pomniejszenia.
tabu
...i żebyś
KOGOŚ znalazła W
święta nikt nie powinien być sam - słyszymy to niemal na każdym kroku. Zwykle te świąteczne dni to przede wszystkim rodzinna, miła atmosfera… Czasem jednak, mimo chęci i dobrych rad dookoła, to po prostu zbyt wiele myśli, rachunek przeszłości i do wyboru - niewygodne spotkanie z rodziną lub pusty dom. Czy coś nam nie wyszło? Może jesteśmy samotne? - Nie, mamy przecież wokół siebie mnóstwo ludzi. Nie o to chodzi - odpowiada Marzena Mielczarek z hotelu „Herbarium”, organizatorka „Wigilii dla singli”.
MAŁY RYTUAŁ Agnieszka, trzydziestoparoletnia tłumaczka, wspomina, że jeszcze na studiach każdą Wigi-
38
miasta kobiet
grudzień 2014
Pusto, ciemno i tylko ta wielka choinka na starówce... Przez chwilę zrobiło mi się smutno, później jednak się uspokoiłam. Bo ja przecież nie jestem nieszczęśliwa na co dzień, czemu więc miałabym być akurat w te święta?
TEKST: Lucyna Tataruch
lię spędzała nie tylko przy rodzinnym stole, ale także ze znajomymi. - Mieliśmy swoje święto z rodzinami, a później umawialiśmy się wspólnie w mieście. Może to się wydawać dziwne, ale szliśmy do jakiegoś klubu, wiele z nich było otwartych tego dnia. Śmialiśmy się, wymienialiśmy drobnymi prezentami. Zrobił nam się z tego mały rytuał - opowiada. Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy jej znajomi pozakładali już własne rodziny. Ja zostałam sama - przyznaje. - Tak wyszło, że nie związałam się z nikim na stałe. Paczka przyjaciół właściwie się rozpadła. Dotykało mnie to też na co dzień, bo nagle okazało się, że skoro nie mam dzieci i męża, to moje koleżanki mają jakoś mniej tematów do rozmowy ze mną. Ale spotykałyśmy się, mimo to. Okazji mogło być wiele… Jednak na pewno taką okazją nie były
już święta. Te przecież większość ludzi spędza z rodziną.
NIE MAM NIKOGO SWOJEGO Do pewnego momentu święta w rodzinnym domu nie przeszkadzały Agnieszce. Mieszkała sama, do rodziców w Toruniu przyjeżdżała ze swoimi popisowymi daniami, a z bratem wymieniała się upatrzonymi już wcześniej prezentami. I nawet nie zauważyła, kiedy tak naprawdę ten klimat zmienił się w coś, na co nie czekała już, jak na wymarzony relaks. - Teraz nazwałabym to obowiązkiem - tłumaczy. - Ale nie chodzi o gotowanie czy przygotowywanie świąt. Obowiązkiem jest stawienie się tam przed rodzicami, bratem, bratową i bratanicą. Normalna rodzina i ja sama, dorosła kobieta której najwyraźniej coś nie wyszło.
JAK POCZUĆ SIĘ SUPER-SEXY WE WŁASNEJ SKÓRZE?
Nareszcie jest coś co daje Ci ciało bez celulitu, wałeczków i obwisłości! To sekret gwiazd, który teraz zdradzamy dla Ciebie! Odrzuć kompleksy i bezkompromisowo eksponuj atrybuty swojego ciała! Zapisz się już dziś na bezpłatną konsultację z diagnozą. Wybierz odpowiedni pakiet zabiegowy i wyobraź sobie jak w Sylwestra zakładasz swój wymarzony rozmiar!
Zadzwoń i umów się: 793 017 636 Wejdz na www.feminarium.com/zabiegi lub zeskakuj kod i dowiedz się wiecej:
Szosa Chełmińska 84/86 (dom Zdrowia), Toruń, tel. 793 017 636
855214TRTHB
tabu NAJBARDZIEJ W TYM WSZYSTKIM BOLI FAKT, ŻE BLISKA RODZINA POTRAFI NIEŚWIADOMIE SPRAWIĆ WIELE PRZYKROŚCI. BO KTO CHCIAŁBY PRZY WIGILIJNYM STOLE ROZMAWIAĆ NA PRZYKŁAD O SWOIM ROZWODZIE? W odpowiedniej części wieczoru muszę wysłuchać, że mama chciałaby mieć więcej wnuków, że się martwi, jak ja sobie tak sama w tym życiu poradzę. Z kim spotkam się przy tym wigilijnym stole na starość, gdy ich już nie będzie? Nie mam przecież nikogo swojego. Agnieszka znosi to dzielnie, zdystansowała się w pełni, na komentarze odpowiada cierpliwie lub żartuje. I jak wspomina, nie liczy nawet na zrozumienie. Coraz bardziej jednak chciałaby, żeby wszyscy już dali jej spokój. - Każdy ma jakieś oczekiwania w stosunku do mojego życia - dodaje. - Ja wiem, że mama autentycznie się martwi. Nie jest złośliwa, nie boli ją to, co powiedzą inni. Po prostu nie jest w stanie zrozumieć, że można nie odnajdywać się, ot tak, w tym narzuconym schemacie życia typu mąż i dziecko. Ona by wolała, żebym już nawet była zdesperowana i znalazła kogokolwiek, tak myślę… Ale to nie w moim stylu. Najgorszy jest oczywiście opłatek. Czego rodzina może mi życzyć, nietrudno zgadnąć.
NIE CHCĘ WSPOMINAĆ Agnieszka nie jest jedyna. Podobnie o świętach mówi Sylwia, czterdziestoparoletnia rozwódka, nauczycielka akademicka: - Najbardziej w tym wszystkim boli fakt, że bliska rodzina potrafi nieświadomie sprawić wiele przykrości. Bo kto chciałby przy wigilijnym stole rozmawiać na przykład o swoim rozwodzie? Ja się rozwiodłam kilka lat temu, a ten temat wraca bez przerwy! Moja mama przypomina wszystkim mojego byłego męża, mówi o nim zdrobniale. Ojciec celowo przywołuje nasze dawne chwile. Nie wiem, może oni myślą, że ja lubię to wspominać? Ja nie chcę wspominać! Rozwiodłam się, bo nam się nie układało. Nie mamy dzieci, nic nas już nie łączy, nie utrzymujemy kontaktów. Matka kilka razy już mnie wprost zapytała: - Jak mogłaś do tego doprowadzić? Za każdym razem gryzłam się w język, by nie zapytać, jak może mnie o to męczyć w święta. Następnym razem już nie wytrzymam. Sylwia dwa lata po rozstaniu z mężem zaczęła się z kimś spotykać. Poznała go w pracy, na jednym z wyjazdów służbowych. Ta sama branża, podobne zainteresowania, podobne doświadczenia z przeszłości. - Poznaliśmy się przed wakacjami. Nie mieszkaliśmy razem, ale po pół roku i tak musieliśmy się zastanowić, co ze świętami? Wspólnie we dwójkę, z naszymi rodzinami, czy każdy oddzielnie? Na dodatek on ma dzieci z poprzedniego związku, oczywiste było to, że jakiś czas spędzi z nimi. Ostatecznie mój partner przeżył Wigilię ze swoimi dziećmi… i byłą żoną. Ja wylądowałam u rodziców. Następny dzień miał być już nasz, ale atmosfera się rozpłynęła, bo ja byłam zmęczona wypo-
40
miasta kobiet
grudzień 2014
mnieniami matki, on skrępowany wspólnym stołem ze swoją ex. Dawali sobie jakieś prezenty, dla mnie to też było dziwne… W końcu i tak rozstaliśmy się z innych powodów, nie wyszło. Pamiętam jednak, że te święta z jedną nogą w nowym związku, drugą w rodzinnym domu, były bardzo trudne.
BEZ PRESJI Karolina, czterdziestoletnia menadżerka jednej z bydgoskich firm opowiada, że rok temu w Wigilię wyszła na spacer. Postanowiła zobaczyć, jak właśnie tego wieczoru wygląda Stary Rynek, czy ktoś jeszcze tak jak ona, nie siedzi przy rodzinnym stole. - Pusto, ciemno i tylko ta wielka choinka na starówce… Przez chwilę zrobiło mi się smutno, później jednak się uspokoiłam. Bo ja przecież nie jestem nieszczęśliwa na co dzień, czemu więc miałabym być akurat w te święta? Wróciłam do domu, zjadłam dobrą kolację, obejrzałam sobie coś i zasnęłam. Brzmi jak z przykrego filmu, ale ja lubię spędzać czas sama ze sobą. Bez presji i udawania. Jej najbliższa rodzina to siostra, która mieszka w Kanadzie. Wyjechała parę lat temu i od tego czasu rzadko już ma okazję wracać do rodzinnego miasta. Rodzice nie żyją. - Innych bliskich: brak - mówi wprost Karolina. - Kiedy żył jeszcze mój tata, każde święta były dla nas czymś miłym. Spotykaliśmy się w większym gronie, przyjeżdżały ciotki, wujkowie, kuzynostwo. Mój ojciec spajał rodzinę. Gdy jednak go zabrakło - mama nie żyła już wtedy od kilku lat - nikt nie wyszedł z inicjatywą, by zebrać wokół siebie nas wszystkich. I wyszło na jaw, że poza świętami w ogóle się nie spotykamy, każdy ma swoje życie. Kobieta przyznaje, że jej tego brakuje. - Ale tak naprawdę, to po prostu brakuje mi rodziców, taty jako korony tego naszego rodzinnego drzewa. W tym kontekście czuję się sama, szczególnie w święta. Bo poza tym… Jak każda osoba po przejściach w moim wieku, byłam w związkach, ale jeden po drugim się rozpadały. Powody są różne, tak czasem bywa. Tłumaczymy się z tego, jakby każdy z założenia żył w związku. Można przecież mieć pecha. No i ja chyba mam. Ale nie myślę o tym na co dzień. Mam pasję, mam pracę, znajomych. Świąt nie lubię, bo cały świat mi wtedy przypomina o tym, że powinnam mieć coś jeszcze. Kilka moich koleżanek jest w podobnej sytuacji - też singielki, jednak one jeżdżą na święta do rodziny, przynajmniej na ten jeden wieczór. Kiedyś zrobiłyśmy sobie razem pierwszy dzień świąt przy winie i muzyce. Może w tym roku też się uda? napisz do autora l.tataruch@expressmedia.pl
*Marzena Mielczarek
psycholog, dyrektor hotelu HERBARIUM Święta nie muszą być trudnym i przykrym czasem, nawet wtedy, gdy bliscy nie ułatwiają nam tych chwil. Wielu ludzi świadomie decyduje się poświęcić w pełni czemuś, co jest dla nich prawdziwą pasją. Przez cały rok ciężko pracują, nie mają czasu, możliwości lub nawet chęci, by związać się z kimś w oczekiwanym przez innych czasie. To ich sprawa i nikt nie powinien ich z tego rozliczać. Tym bardziej w święta takie osoby chcą po prostu odpocząć w miłej, niewymuszonej atmosferze. Często jednak to właśnie najbliższa rodzina nie potrafi uszanować ich intymności, co da się odczuć choćby w trakcie wigilijnych spotkań. Nikt nie chce słuchać przy dzieleniu się opłatkiem życzeń: „Żebyś sobie w końcu kogoś znalazła”. Nie lubimy przecież litości. Mamy silne charaktery, więc te reakcje nas przytłaczają, wywołują niechcianą presję. Organizując w hotelu „Wigilię dla singli” tak naprawdę zwracamy się w stronę potrzeb wielu osób. Proponujemy pakiet dedykowanych odczuć, z zamiłowania do zawodu, jaki wykonujemy z pełnym przekonaniem i profesjonalizmem. Wśród nich każdy znajdzie coś dla siebie, nie tylko w podstawowym zakresie kojarzącym się standardowo z hotelarstwem. Nie nazywamy tego wigilią dla samotnych, bo te osoby nie są samotne - mają mnóstwo ludzi obok siebie. Chodzi o to, by zapewnić im pełen komfort w ten konkretny wieczór, kiedy nikt nie potrzebuje niestosownych komentarzy, sugestii czy pytań. Nasi goście nie będą usadzeni samotnie przy „karnym stoliku” lub z inną, pełną rodziną, na doczepkę. Przede wszystkim, będą mogli poczuć, że dzielą te chwile z tymi, z którymi mają coś wspólnego. Spotkanie zaczyna się już dzień przed Wigilią, dzięki czemu wszyscy mogą się poznać przy przygotowywaniu kolacji. Każdy ma pełną dowolność, co do sposobu, w jaki chce spędzić ten czas. Sama wigilia jest jak najbardziej normalna i domowa. Podajemy dwanaście dań, jest choinka, są kolędy, a dla chętnych także dzielenie się opłatkiem. Wszyscy dostają indywidualnie dobrane, dedykowane prezenty - z pewnością nie są to anonimowe mydełka czy aniołki. Sama nienawidzę fikcji, nie znoszę tworzenia komuś złudzeń. To, co proponujemy nie jest złudzeniem - odpowiada w stu procentach temu, czego bardzo często potrzebują osoby, które świadomie i racjonalnie wybierają swoją drogę życiową, bez względu na oceny i opinie innych.
1811414BDBHA
ZE MNĄ się nie nudzą
ZDJĘCIE: RAFAŁ OLEJNICZAK
Kobiety
męskim okiem Biorąc pod uwagę, że orgazm u mężczyzny trwa od czterech do pięciu sekund, to problem facetów polega na tym, jak zagospodarować resztę dnia. Z Rafałem Bryndalem* rozmawia Jan Oleksy Słuchając piosenek, które napisałeś dla Atrakcyjnego Kazimierza, można odnieść wrażenie, że jesteś ekspertem w sprawach kobiecych. Ekspertem od kobiet nie jestem, ale przyznam, że mam takie szczęście, iż zawsze wokół mnie pojawiają się jakieś fajne dziewczyny. Może przyciągam je nieświadomie, bo pociąga mnie ich uroda, intelekt, albo to, co robią w życiu. Tak myślę, że kobiety, które znałem i znam, zawsze były niebanalne. Chyba to wynika z mojej… wrażliwości. Nie rozumiem, jak faceci mogą spotykać się wyłącznie w męskim gronie (oczywiście oprócz meczów piłkarskich) i spędzać wieczory bez kobiet. Jak w towarzystwie nie ma dziewczyn, to mnie nie to kręci, bo nie ma się przed kim wysilać.
Jest jakiś sposób na miłość? Sposób na miłość? Żeby jak najdłużej trwała? Przede wszystkim nie można zaanektować drugiej osoby, ograniczać jej. Trzeba sprawiać, żeby codziennie rano nie wiedziała, co jesteś w stanie dzisiaj zrobić, bo do końca jesteś nieprzewidywalny. Nie chodzi o zaskakiwanie w złym tego słowa znaczeniu, tylko o wzbudzanie emocji. Najgorsza jest stabilizacja, a nawet stagnacja. Wstaje taki gość rano, wypije kawę i mówi: ale fajna pogoda, albo niefajna i tyle… To nuda. Nuda zabija wszystko! Jak dojdziesz do wniosku, że kobietę już zdobyłeś, to co się może jeszcze między wami zdarzyć? Kobietę trzeba ciągle zdobywać! Czasami nawet drastyczne emocje mogą powodować, że coś się zacznie dziać na nowo.
wymyślił sobie test na dziewczynę, przyszłą żonę. Pytał, czy wie, kto jest quaterbackiem New York Giants, które miejsce zajął jakiś tam zespół z Miami w zeszłym roku… To nie o to chodzi, aż takie porozumienie nie jest potrzebne, chociaż coraz więcej dziewczyn interesuje się sportem (śmiech). To też jest znak czasu. Znam dziewczyny, które są fankami Barcelony i to je rajcuje. Kiedyś takich nie było.
Dobra, dobra, wrażliwość… Powiedz lepiej, jak to robiłeś? Odkąd pamiętam, a znamy się od trzydziestu kilku lat, zawsze otoczony byłeś wianuszkiem interesujących i pięknych dziewczyn. Masz sposób na kobiety? To, co powodowało, że one do mnie lgnęły, jest trudne do nazwania. Może przyciągała je moja uroda?! Większość z nich lubi horrory! Albo to, że ja zawsze byłem trochę inny, raz robiłem za artystę, raz za dziennikarza, raz za tak zwanego konferansjera, za działacza kulturalnego i za znawcę muzyki, i przez to wokół mnie pojawiało się wiele różnych kobiet. A dlaczego te, a nie inne? Może szukałem tych dziewczyn podświadomie. Bo one też były trochę szalone. Mnie się wydaje, że tylko wariatki mogą zrozumieć drugiego wariata, człowieka niepoukładanego do końca. One też były niepoukładane, z inną wyobraźnią i innym sposobem myślenia. Dziewczyny zawsze ceniły moje poczucie humoru, dystans do siebie samego i umiejętność komentowania wszystkiego. Mówiły, że ze mną się nie nudzą.
Pisarz Janusz L. Wiśniewski powiedział mi, że najważniejsze, by facet kobiecie imponował, chociażby tym, że najlepiej gra na organkach. To oczywiste. Napisałem kiedyś taką piosenkę, że „gramy na gitarach, a wszystko po to robimy, by wyjmować dziewczyny”. Chcemy się podobać kobietom. Jak nie mogłem zaimponować inaczej, to pisałem piosenki…
Nie lubisz wulgarnych kobiet? Czasami lubię trochę wulgarności w kobietach, ale bez przesady. Natomiast zdecydowanie nie cierpię małostkowości, 10 tysięcy pytań, robienia problemu z czegoś, co nie jest warte uwagi. To zabija we mnie sympatię do takiej osoby. I nie lubię interesowności.
Po prostu dobrze się z Tobą czuły… Ważna jest także nieoczywistość, bo one nigdy nie były pewne, jak ja w danej sytuacji zareaguję. Zdarzało się, że z niektórymi udawało się dokonywać nawet pozawerbalnej wymiany myśli. To były spotkania bratnich dusz. Większość tych dziewczyn mi się podobała, ale nie łączyło nas nic więcej poza przyjaźnią i faktem, że miło razem spędzaliśmy czas. Na pewno? Oczywiście, kilka z nich… Wiesz, jak się otaczasz pięknymi kobietami, które do ciebie lgną i lubią z tobą być, to ludziom się wydaje, że wszystkie zaliczyłeś. Tak powstała legenda. To są mity, które potem przeszkadzają ci w poderwaniu innych dziewczyn, bo one myślą, że ten to jest…
W tej kwestii nic się nie zmienia z biegiem czasu. Gdy byłem młodszy, to myślałem, że z biegiem lat będę do spraw sercowych podchodził mniej emocjonalnie, że nie będzie to mnie już tak kręciło, a okazuje się, że coraz bardziej…. I to jest najsmutniejsze! Mój syn mi mówi: Ojciec, tobie to się już wszystkie kobiety podobają. Rzeczywiście ten zbiór ciągle się powiększa. Tak, teraz to jest jak w dowcipie - biorąc pod uwagę, że orgazm u mężczyzny trwa od czterech do pięciu sekund, to problem polega na tym, jak zagospodarować resztę dnia (śmiech). Ale pisałeś, że „prawdziwa miłość dłużej trwa niż kilka sekund”, więc jak to jest? Prawdziwa miłość po prostu trwa. Niektórzy znajdują sobie dziewczyny, które tylko wyglądają, nie mają poczucia humoru, są przewidywalne, słabe intelektualnie, wszystko trzeba im tłumaczyć. Jak z taką osobą można wytrzymać? Potrzebna jest łączność mentalna, wspólne skojarzenia… Oprócz walorów fizycznych, trzeba szukać tego, co może nas zbliżyć. Wtedy związek ma szansę długo przetrwać. Musi występować wspólnota myśli? Ale nie może tak być, jak w filmie „Dainer” z Mickeyem Rourke, gdzie bohater Boogy
Zmienia się optyka. Nie tylko w tym. Dużo przebywam z młodymi ludźmi i obserwuję, że to dziewczyny podrywają, one przejmują inicjatywę, są bardziej bezpośrednie, a czasami wręcz wulgarne „w tych sprawach”. Dawniej było to nie do pomyślenia. To faceci wychodzili, by dziewczynę wyhaczyć.
Spotykasz się z tym w świecie show-biznesu? Popularność jest sexy. Wiele razy dziewczyny, które idą ze mną mówią - Gapią się na ciebie. I widzę, że je to kręci, że są ze mną. Totalny luzik mam na Sardynii czy Korsyce. Tam się za mną oglądają tylko dlatego, bo widzą brzydala (śmiech). Kobiety lubią pokazywać się z kimś, kto jest znany, bo wtedy zwracają też uwagę na siebie? Właśnie takich kobiet nie lubię! Musisz mieć włączone hamulce, by nie przesadzać z kobietami. Masz tyle możliwości… To jest przewrotne - kobiety myślą, skoro on ma tyle możliwości, to ja nie chcę być jedną z wielu. To też tak działa. Ale nie chcę wyjść na babiarza, bo chyba nim nie jestem. Ale, czy chcesz, czy nie chcesz, taki jest Twój wizerunek. Nie wiem, skąd to się wzięło. Myślisz o tej okładce pewnego pisma, na której jestem ze znaną aktorką. To była niewinna sytuacja. Oczywiście, z jednej strony czułem się zawstydzony tym faktem, ale z drugiej strony rosła moja męska duma. Każdy facet ma w sobie coś z macho, choćby nie wiem jak się od tego odżegnywał. Zauważ, że kolesie, którzy mają piękne żony, mają w sobie coś z morderców. Każdego faceta zabijają oczami, chętnie by go skasowali, a z drugiej strony są pełni pychy, że ich stać miasta kobiet
grudzień 2014
43
męskim okiem Wokół niego wszystko się odbywa, jednak równie ważne, a może najważniejsze, są momenty po seksie. Żeby nie było tak, jak w jednym angielskim filmie: „Co to jest nieskończoność? To jest czas pomiędzy moim ostatnim orgazmem a przyjazdem taksówki”. Musi być magia, może wspólnie wypalony papieros czy wypita kawa…
na taką kobietę. Ale nie wiem, czy takie związki mogą długo przetrwać… Dłużej niż te kilka sekund? Wracamy do tematu z Twoich piosenek… Trudno o receptę, odkąd świat istnieje wszyscy się z tym problemem borykają. To magia. Ale oprócz niej są też realne przesłanki, by zatrzymać przy sobie kobietę na dłużej. Mnie się podoba Jan Nowicki, który twierdzi, że facet powinien ładnie pachnieć, kupować kwiaty bez powodu i płacić w knajpach. Staram się to realizować.
Prawdziwa miłość jest potrzebna, jak komórce mitochondria. Skąd ci się wzięło takie porównanie? Kiedyś zdawałem na medycynę i to mi zostało w głowie.
To nie takie trudne… A jednak, bo kobiety teraz już są bardzo samodzielne, ambitne, nie chcą dopuścić, żebyś ty płacił. Dotyczy to szczególnie tych, które robią karierę, mają pieniądze i myślą, że takim gestem chcesz mieć nad nimi władzę. A to przecież tylko kindersztuba, dobre wychowanie, tak jak przepuszczanie w drzwiach, czy podawanie płaszcza, a nie żadna dominacja. Jest w tym pewne zakłamanie, bo kobiety z jednej strony chcą być niezależne, ale z drugiej imponuje im, jak facet zachowuje się trochę po staroświecku. Niby feministki, ale podawanie palta im się podoba.
W piosence „5 minut” piszesz o miłości pierwszej, drugiej… siódmej. Ile tych miłości może być? Są ludzie, którzy w nieskończoność mogą się zakochiwać. Mnie się wydaje, że bardzo ważna jest pierwsza miłość. Jesteś wtedy najbardziej naturalny, dziewiczy w każdym sensie, miłość cię obezwładnia, a świat nie istnieje, cała reszta jest tylko tłem, fototapetą. Jak sobie przypomnę ten stan, to myślę, że bardzo mi tego brakuje.
To miły paradoks. Mnie interesuje inna sprzeczność. Faceci w moim, Twoim wieku szukają coraz częściej młodszych kobiet… szczególnie widoczne jest to w Twoim świecie tzw. celebrytów? Paul Auster w autobiograficznym „Dzienniku zimowym” wspomina rozmowę z Jean-Louis Trintignantem, z której wynikło, że aktor czuł się starzej mając 57 lat, niż gdy ma 74! Wszystko jest względne. Faceci po 50., 60. mają nadzieję, że młoda dziewczyna sprawi, iż zmieni się ich wizerunek, że wszystko znowu będzie OK, jak za młodych lat. W takich sytuacjach boję się śmieszności. Ale jest druga strona medalu. Znam parę młodych dziewczyn, które są nad wyraz dojrzałe intelektualnie i one nie znajdują porozumienia ze swoimi rówieśnikami. To się dość często zdarza, szczególnie w moim świecie literatury i muzyki. Nie można generalizować - on stary, najbogatszy w mieście - ona młoda, więc poleciała na jego kasę bądź sławę. Nie zawsze tak jest. Nieraz iskrzy naprawdę!
O kobietach można gadać bez końca, ale jak spuentować naszą stosunkowo mało poważną rozmowę? Rzuć rym do „kobiety”! - O, rety! Ale ze mnie kretyn! napisz do autora j.oleksy@expressmedia.pl
*Rafał Bryndal ur. 1960, torunianin, prawie prawnik, poeta, autor tekstów piosenek dla Atrakcyjnego Kazimierza, dziennikarz radiowy, kabareciarz, wydawca „Chimery”, ma swoją „Katarzynkę” w Piernikowej Alei Gwiazd, znawca jazzu i… kobiet
Seks jest dopełnieniem, siłą napędową… K
L
455614BDBHA
E
Czyli nie żałować niczego? Oczywiście, nawet jak trafisz na femme fatale i będziesz przeżywał huśtawkę nastrojów. Staniesz się narzędziem w jej ręku, ale będziesz na to pozwalał tylko dlatego, że ją kochasz.
Pierwsza miłość jest takim wzorcem metra z Sevres pod Paryżem, do którego się później odwołujemy? To zgubne. Nigdy nie porównuj, że w tamtej miłości było na przykład więcej empatii, przyjaźni, a w nowej jest więcej emocji i seksu. Aczkolwiek nie wyobrażam sobie miłości bez prawdziwego, szczerego seksu. Woody Allen powiedział kiedyś, że jak kobieta oferuje ci tylko przyjaźń, to tak jakby cię wykastrowała (śmiech).
1828314BDBHA
R
A facetowi do czego jest potrzebna? Nieszczęśliwi są faceci, którzy nigdy nie przeżyli prawdziwej miłości, nie dali się porwać szalonemu uczuciu, bo na przykład myśleli racjonalnie. Jak nie przeżyłeś ekstremalnych wzruszeń, to nie masz wahań emocji, które napędzają. Taka prawdziwa miłość powoduje, że możesz poświęcić wszystko. Nie musisz chodzić do kina, by przeżywać emocje - sam tego doświadczyłeś. I nie masz później frustracji, że może jednak warto było z nią być…
A
M
A
kobieta przedsiębiorcza
Dziś mówię, że się znam Sama podejmuję te wszystkie decyzje, dużo razy w życiu ryzykowałam, ale wiem, co robię. I w sprawach biznesowych nigdy niczego nie żałowałam. Z Anną Kuncą, właścicielką firmy ANPOL, która we wrześniu tego roku obchodziła swoje 25-lecie na bydgoskim rynku, rozmawia Lucyna Tataruch Zgodzi się Pani z twierdzeniem, że bez Pani bydgoski dworzec PKS nie byłby taki sam? Trudno powiedzieć, ale może coś w tym jest. Z PKS-em działam już 30 lat i za możliwość tej długoletniej współpracy serdecznie dziękuję. Zaczynałam jako dyżurna ruchu, zarządzałam pracą kierowców autobusów i wysyłałam ich na trasy wg rozkładu jazdy. Po 5 latach dostałam propozycję założenia prywatnej firmy, wykonującej różne usługi tutaj - na terenie dworca. Firma obecnie nazywa się ANPOL, istnieje już 25 lat. I proszę mi uwierzyć, że nigdy nie przypuszczałabym, iż to się aż tak rozwinie!
I dotyczy się to nie tylko samego budynku? Pani firma odpowiada też za mycie autobusów. Tak, od dawna wynajmuję myjnię dla autobusów na ulicy Jagiellońskiej, a od 5 lat mam też myjnię przy Toruńskiej 147, między innymi dla pojazdów wielkogabarytowych, czyli TIR-ów itp. Czynna od 7.00 do 20.30, zapraszam.
projektem do zrealizowania była oczyszczalnia ścieków. Wcześniej te ścieki szły prosto do Brdy. Teraz mamy zamknięty obieg, woda krąży, oczyszcza się i przez co też oszczędzam. Dzięki tym wszystkim rozwiązaniom zyskałam dużo więcej klientów.
To dochodowy biznes? Ze sprzątania to może nie ma wielkich biznesów, ale staram się wszystko rozwijać - dla przykładu teraz remontuję te publiczne toalety. Podstawą jest dla mnie jednak myjnia. Chętnych nie brakuje, klienci często nas znajdują przez stronę internetową i nawet w trakcie jazdy dzwonią, żeby ich pokierować, bo nie są stąd i nie mają nawigacji. To może brzmi dziwnie, ale ja naprawdę bardzo lubię tę pracę. Bez pasji i serca ten biznes nie byłby dochodowy i pewnie w ogóle nie istniałby tak długo.
Nadzoruje Pani również techniczne kwestie związane z firmą... Starałam się to wszystko dokładnie poznać. Jak 5 lat temu brałam myjnię w dzierżawę, to szczerze mówiąc nie miałam o tym pojęcia. Ale po poprzedniej firmie przejęłam bardzo dobrego i zaufanego pracownika, Kubę, który mnie we wszystko szczegółowo wprowadził i teraz sam ma nadzór techniczny nad urządzeniami. Pracownicy PKS-u też bardzo pomogli, udostępniając różne instrukcje i techniczne opisy. Tak samo było przy stawianiu tej oczyszczalni, ważne było dla mnie, żeby wiedzieć, jak to dokładnie działa. W tej chwili mogę powiedzieć, że się znam. Nie naprawię może wszystkiego, ale wiem, o co w tym chodzi, mogę zobaczyć, co jest źle, czy pracownicy dobrze obsługują sprzęt...
Traktuje Pani myjnię jak swoje oczko w głowie? Zdecydowanie. Dlatego też w tym roku kupiłam na przykład zupełnie nowe maszyny. Zainwestowałam w lepsze pomieszczenia, postawiłam prawdziwe biuro. Największym
Czy sprawdza ich Pani? Mam monitoring, nawet w komórce, więc wszystko widzę. Ale zatrudniam tylko takich ludzi, którzy naprawdę chcą to robić, więc dobrze nam się pracuje i nie muszę się denerwować. Generalnie jestem takim człowiekiem
Czy zawsze Pani chciała prowadzić swoją firmę? Przyznam pani, że gdy w 1989 roku ówczesny dyrektor PKS zaproponował mi to rozwiązanie, to naprawdę nie wiedziałam, dlaczego wybrał akurat mnie. I tak jak mówiłam, nie sądziłam, że to będzie trwało tyle czasu. Bywały momenty, gdy było mi ciężko. Na przykład 12 lat temu się dość poważnie rozchorowałam i w tym czasie wszystko wisiało na włosku. Pomogła mi rodzina i jakoś się pozbierałam. Cztery lata temu mój mąż zachorował na raka i to też było bardzo trudne. Opiekowałam się nim i jednocześnie prowadziłam firmę. Teraz mąż już nie żyje od dwóch i pół roku. Dzieci są już na swoim. A ja naprawdę żyję tą pracą, bo czuję, że się rozwijam i to jest mój świat. Póki mi zdrowie pozwoli, będę dalej iść do przodu. Ma Pani czas wolny poza pracą? Ostatnio raczej jadę do domu się wyspać, rano wstaję i z powrotem do pracy. Jak mam trochę wolnego, to relaksuję się zwyczajnie, często po prostu zasypiam przed telewizorem. W tym roku po raz pierwszy miałam dwutygodniowy urlop nad morzem. I przez ten czas byłam na łączach z pracownikami, ale nie musiałam nawet nic sprawdzać za bardzo, nic złego się beze mnie nie działo. Więc może pozwoli sobie Pani na więcej tego relaksu? Ale ja wcale tego aż tak nie potrzebuję. Jak nie mam co robić, to pracuję, widocznie to właśnie moja pasja i w tym się spełniam. Sama podejmuję te wszystkie decyzje, dużo razy w życiu ryzykowałam, ale wiem, co robię. I w sprawach biznesowych nigdy niczego nie żałowałam.
ul. Toruńska 147, Bydgoszcz Czynne: pn.-pt. 6-22, sb. 8-14 tel. 602 526 884, 602 481 644
miasta kobiet
grudzień 2014
45
1827314BDBHA
Różne usługi, czyli... Zaczynałam od sprzątania autobusów i robiłam to sama. Potem dopiero wzięłam kogoś do pomocy. Po pół roku dostałam propozycję przyjęcia dzierżawy toalet publicznych na dworcu, więc wymagało to już zatrudnienia większej ilości pracowników. I tak ta nasza współpraca się rozwijała, trwa do dziś. Mówiąc wprost - sprzątamy na terenie PKS-u wszystko, co można.
do rany przyłóż, niektórzy mówią, że za bardzo dużo pobłażam. Pracuję z tymi samymi ludźmi od wielu lat, myślę, że lubią tu przychodzić. W tej chwili to łącznie 15 osób, choć bywały okresy, że zatrudniałam i 25 - wszystko zależy od tego, jakie usługi aktualnie oferujemy i co nam PKS daje do zrobienia.
felieton
łatwopalni
„Żebyś sobie w końcu kogoś znalazł...”? Dziękuję, ja ci życzę, żebyś sobie w końcu w łeb strzelił. Janusz Milanowski*
Soczewka życia Zdawałoby się, że obraz stołu zastawionego potrawami nigdy nie wróży nic złego. Tak, jak w dramacie „Jesień i zima”, Larsa Norena, który swego czasu wystawił Teatr Polski w Bydgoszczy. Stół, dystyngowani rodzice, dwie dorosłe córki i rytuał niedzielnego obiadu. I nagle w zwykłej wymianie zdań zaczynają ujawniać się niezaleczone rany. Młodsza z córek wyznaje, jak od najmłodszych lat sypiała z mężczyznami, przeszła kilka skrobanek, a teraz samotnie wychowuje syna i ledwo wiąże koniec z końcem. Starsza, dobrze sytuowana, też wymienia - bezsenność luksusu, bezpłodność, etc. Matka wyjawia, że najszczęśliwszą była wówczas, gdy zdradzała swego męża, a on… Ufff - dość! Teatr to przecież tylko soczewka życia i na szczęście nie zawsze jest tak, iż przy talerzu dla niespodziewanego gościa zasiada Strindberg lub Bergman. R
E
Nie chcę jednak, by ta postawa była inspiracją dla ludzi, których życie tego dnia boli mniej lub bardziej. Dlatego łatwopalnym przypominam zapomnianą, ludową wróżbę. Jeśli z sianka pod obrusem wyciągniesz źdźbło z kłosem, to wszystko się odmieni na dobre (a Chrystusik załatwi resztę). I wszystkim tego właśnie życzę - Zbliżeniowo! napisz do autora j.milanowski@expressmedia.pl
A jednak? Ludzie, którzy przeżyli niespodziewane bądź spodziewane rozstanie są nieuświadomionym kłopotem dla rodziny. Nie pasują do schematu, a często ten schemat milcząco demaskują. Na ich przykładzie widać, że rodzinna poprawność nie ma nic wspólnego ze szczęściem, że okazywana tu i teraz miłość to tylko figura retoryczna, a tak naprawdę, to wyprasowana, biała koszula podrażnia przy tej okazji pręgi na plecach. Ludzie po rozwodach bądź rozstaniach są łatwopalni. Potrzebują ciepła, życzeń dobrego zdrowia i spełnienia marzeń, a nie trucia „żebyś sobie w końcu…”. Nie ma nic gorszego niż rodzinne mentorstwo; „żebyś więcej nie popełniał/a błędów”, „żebyś zmądrzał/a”, „żebyś…” I kto to mówi? Niejednokrotnie ktoś, kto z tchórzostwa woli żyć w iluzji i zachować status quo, bo dzieci, bo kasa, bo chałupa, bo samochód; albo ktoś, kogo Saint-Exupery określił mianem „starej, urzędniczej duszy, która zatkała już wszystkie szpary, by nie dotarło do niej światło”.
* Janusz Milanowski
Źdźbło z kłosem Kolega z kręgu łatwopalnych opowiadał mi, że nie wytrzymał ciśnienia na wielkim, wigilijnym zjeździe rodzinnym i po szóstej wiązance „żebyś sobie w końcu…”, odpowiedział. Dziękuję, a ja ci życzę, żebyś sobie w końcu w łeb strzelił… K
L
Dziennikarz, publicysta, fotograf. Miłośnik długodystansowego pływania i jazzu. A
M
A
1261414BDBHA
- Czy można zbliżeniowo? - słyszę w sklepie, płacąc kartą. Odpowiadam, że marzę o tym od rana. Nadciąga „czas zbliżeniowy”, czyli święta, o których nie wszyscy marzą, jak wynika to z tekstu Lucyny Tataruch (str. 38-40), bo święta to nie „Opowieść wigilijna”, gdzie najtwardsze serce skruszeje, nastąpi cudowna przemiana i okaże się, że w głębi duszy wszyscy jesteśmy dobrzy.
COFNIJ CZAS…BEZPIECZNIE Nowoczesna medycyna przeciwstarzeniowa, aktualne trendy i kanony piękna w rozmowie z ekspertami dr Iloną Wnuk-Bieńkowską i dr n. med. Marcinem Bieńkowskim rem stosować. Od ponad 6 lat wykonujemy zabieg techniką Hyalustructure polegającą na tworzeniu miękkiej i elastycznej struktury 3D z nitek kwasu hialuronowego, zapewniając naturalny efekt wypełnienia i poprawy jędrności skóry. Ta metoda nazywana jest soft-fillingiem, ponieważ dzięki wykorzystaniu mikrokaniuli jest wyjątkowo delikatna i precyzyjna. Pacjent nie jest już narażony na ból i powstanie siniaków, które pojawiały się w przypadku użycia ostrej igły.
„Naturalne odmładzanie” to dość zaskakujące określenie, gdyż zabiegi tego rodzaju i ich efekty często nie kojarzą się z naturą. Co więc rozumieją Państwo pod tym pojęciem?
Na rynku jest mnóstwo ofert liftingu bez skalpela, których efekty rozczarowują. Czy może Pani polecić skuteczny zabieg odpowiedni dla kobiet i mężczyzn, który nie wymaga rekonwalescencji?
Marcin Bieńkowski: Również dostrzegamy ten problem, dlatego naszym mottem jest bezpieczeństwo i naturalność efektów terapii. Zespół Klinik Bieńkowscy stanowią doświadczeni eksperci, mający do dyspozycji najnowocześniejszy panel rozwiązań estetycznych dostępny obecnie na rynku. Koncentrujemy się na istocie odmładzania czyli zrozumieniu procesów prowadzących do starzenia się, zapobieganiu im i niwelowaniu ich skutków - co nazywamy odmładzaniem biokompatybilnym – szeroko pojętą terapią, zarówno odmładzającą, jak i rozwiązującą wiele medycznych problemów jak blizny, rozstępy, zmiany naczyniowe, przebarwienia czy zaburzenia wzrostu i jakości włosów.
Ilona Wnuk-Bieńkowska: Zdecydowanie tak, od ponad 3 lat przebojem jest Ulthera® stanowiąca nową ligę wśród zabiegów liftingujących, zapewniając efekty porównywalne jedynie z chirurgią plastyczną, osiągane tylko jednym nieinwazyjnym zabiegiem. Ultherapy® pozwala wymodelować owal twarzy, zniwelować wiotkości skóry i podnieść powstające z wiekiem nawisy skórne, m.in. opadające powieki, kąciki ust, wiotkie policzki i podbródek. Od roku 2013 stosujemy już drugą generację systemu Ulthera®, pozwalającą na lifting skóry w trzech, a nie jak dotychczas dwóch głębokościach. W 2014 roku nasze kliniki otrzymały wyróżnienie i rekomendację producenta Ulthera ®.
Naszą specjalnością są indywidualnie planowane i dobierane do potrzeb pacjenta autorskie terapie łączone kluczowe w skutecznym odmładzaniu. Wykorzystujemy potencjał komórek macierzystych, przeszczepy własnej tkanki tłuszczowej, kwas hialuronowy, najnowsze lasery fraksyjne i systemy remodelujące skórę (RF, podczerwień i ultradźwięki). Efekty są spektakularne, naturalne i co ważne bardzo trwałe - wynikają bowiem z przebudowy naszej skóry i powstania nowej młodej populacji komórek. Większość zabiegów jest bezbolesna i nieinwazyjna; zwykle pacjent bezpośrednio po zabiegu może wrócić do swojej aktywności.
Alternatywą dla zabiegów z użyciem kwasu hialuronowego jest przeszczep własnej tkanki tłuszczowej. Jak to działa?
Do tej pory „cofanie czasu” kojarzyło się standardowo z kwasem hialuronowym. Czyżby wychodził już z mody ? Ilona Wnuk-Bieńkowska: Kwas hialuronowy, dzięki właściwościom wiązania wody oraz ochronnemu działaniu na komórki, niezmiennie pozostaje eliksirem młodości. Należy go jednak właściwie i z umia-
Klinika Bydgoszcz ul. Cicha 17 tel. 48 721 666 777
Marcin Bieńkowski: To jest właśnie istota naturalnego odmładzania, o którym wspominaliśmy na początku. W tkance tłuszczowej zawarte są komórki macierzyste, które mają zdolność regeneracji otaczających tkanek. Efektem tego zabiegu poza poprawą objętości, jest lifting i poprawa sprężystości oraz zniwelowanie blizn i uszkodzeń skóry. Stanowi on doskonałe rozwiązanie wszędzie tam, gdzie poza wypełnieniem istnieje potrzeba naprawy jakości skóry – stąd metoda ta uważana jest obecnie za złoty standard w leczeniu blizn i wolumetrycznej korekcie tkanek twarzy. Lipotransfer zapewnia maksymalne korzyści i naturalne efekty przy najwyższym poziomie bezpieczeństwa; nie ma tu mowy o alergii czy toksyczności, bo to przecież nasze własne komórki. Najnowszą i premierową w Polsce procedurą, jaką wykorzystujemy w Klinikach Bieńkowscy Esteticmed.pl, jest lipotransfer nanoFAT, pozwalający na maksymal-
ną poprawę jakości skóry, jej sprężystości i nawilżenia. Zapewnia on niespotykane efekty w zakresie leczenia uszkodzeń posłonecznych, zmarszczek, wiotkości. To nowatorska metoda odmładzania i rewitalizacji komórkami macierzystymi w nowej, niespotykanej dotąd odsłonie. Dość głośno od pewnego czasu o tzw. „wampirzym liftingu” - co to właściwie jest? Ilona Wnuk-Bieńkowska: Mówimy tu o zabiegu z użyciem osocza bogatopłytkowego (PRP). Otrzymuje się je z własnej krwi pacjenta. Jest bardzo bogate w czynniki wzrostu, dzięki czemu zwiększa zdolności regeneracji i odnowy komórek skóry, aktywuje komórki macierzyste i pobudza fibroblasty do tworzenia nowego kolagenu. Posiada również właściwości gojące i redukujące ból. Nurtuje mnie jeszcze jedna kwestia. Ostatnio wiele słyszy się o zabiegach z dziedziny ginekologii estetycznej. Czego one dotyczą? Ilona Wnuk-Bieńkowska: Zabiegi z zakresu ginekologii estetycznej wprowadziliśmy do naszej oferty 2 lata temu i obejmują one zarówno laserowe procedury nieinwazyjne, jak i małoinwazyjne zabiegi chirurgiczne, a także przeszczepy tkanki tłuszczowej i komórek macierzystych. To nowa kategoria zabiegów służąca odmładzaniu kobiecych miejsc intymnych oraz przywracaniu ich prawidłowej funkcji i wyglądu oraz niwelowaniu przyczyn takich dolegliwości jak nietrzymanie moczu czy nawracające infekcje. Zabiegi pozwalają na poprawę satysfakcji seksualnej i zwiększają poczucie pewności siebie. Zostały stworzone z myślą o zdrowiu intymnym kobiety. Popularny obecnie zabieg MonaLisa Touch polecam wszystkim pacjentkom, a zwłaszcza tym które rodziły, jako zabieg profilaktyczny, zapobiegający zwiotczeniu ścian pochwy i wysiłkowemu nietrzymaniu moczu oraz kobietom w okresie zarówno przed jak i po menopauzie. Jest małoinwazyjną, bezpieczną metodą stosowaną m.in. w celu obkurczenia tkanek pochwy i jej rewitalizacji. Działanie tego lasera umożliwia przebudowę błony śluzowej pochwy, dzięki czemu staje się ona grubsza, bardziej elastyczna, napięta i nawilżona. W większości przypadków wystarczy jedna seria trzech 15-minutowych zabiegów, aby poprawić u pacjentki funkcję leczonych okolic intymnych, co więcej, nie wymagają one znieczulenia ogólnego. Zabieg jest bezbolesny i nie wymaga rekonwalescencji.
Kliniki Bieńkowscy Esteticmed.pl - od 2002 roku dr Ilona Wnuk-Bieńkowska & dr n. med. Marcin Bieńkowski w w w. e s t e t i c m e d . p l
Klinika Częstochowa ul. Wysockiego 39/7 tel. 48 665 601 212
1854814BDBHA
Młodość i naturalny zdrowy wygląd są w modzie bardziej niż kiedykolwiek. Jednak w całym marketingowym zgiełku wokół przywracania młodego wyglądu, nie można pominąć istoty dziedziny, jaką jest medycyna estetyczna. Pożądany efekt i skuteczność terapii wynikają nie z reklamowych haseł, a z profesjonalizmu, rzetelnej wiedzy medycznej i doświadczenia lekarza oraz zespołu, z którym pracuje. O wielu aspektach nowoczesnego odmładzania opowiedzą specjaliści z Klinik Bieńkowscy Esteticmed.pl.
1821514BDBHB