Miasta Kobiet grudzień 2013

Page 1

nasze miejsca spotkań

grudzień 2013

tabu

Zepsuła się noga i relacje str. 22-25

portret

Zaplanowałam i mam

Joanna Zaremba str. 4-7

R

E

K

L

A

M

A

1367713TRBRA


kobieca perspektywa

„Kiedy więc każę Wam zarabiać pieniądze i zdobyć własny pokój, w istocie proszę Was o to, byście żyły świadome rzeczywistości, a więc wiodły żywot fascynujący, niezależnie od tego, czy uda Wam się przekazać innym jego treść.”

Spełnienia!

Wirginia Woolf

Niedługo się zacznie, albo już trwa. Lista zakupów, gości, prezentów, obrusów do wyprasowania i składników na pierogi. Nie będę Wam jednak życzyć, byście zrezygnowały z tej przedświątecznej gorączki i wyjechały do SPA. Nawet nie zamierzam Was przekonywać, byście nie brały tego wszystkiego na swoją głowę. Bo kto pomyśli o serwetkach pasujących do obrusu? Ubierze choinkę? Kto będzie biegać z listami do Mikołaja w dziesięciocentymetrowych szpilkach po centrach handlowych? Upiecze z dzieckiem pierniki? Zanuci kolędę? Zbuduje pozytywną atmosferę? Wy, prawdziwe Mikołaje w spódnicach. Wiem, że bez Was tych świąt po prostu nie będzie. To pewne. Życzę Wam zatem, by to wszystko, co macie do zrobienia w grudniu, udało się tak, jak sobie wymarzycie. I aby potem była jeszcze w Was ochota do świętowania i odpoczynku. By bliscy docenili Wasze starania. Przede wszystkim życzę Wam jednak, abyście obok prezentów znalazły pod choinką odrobinę przestrzeni tylko dla siebie. Wierzę, że każda z nas tego potrzebuje. Pielęgnowana pasja i zwykły odpoczynek dają poczucie spełnienia, dobrą energię, ciekawe tematy do rozmów. Dowodzą tego wszystkie tegoroczne bohaterki naszego miesięcznika. Kiedy zyskasz więcej czasu, staniesz się również atrakcyjniejszym kompanem dla samej siebie oraz bliskich. Marzyłaś zawsze o robieniu zdjęć? Kup aparat i pstrykaj. Chciałaś nauczyć się szyć, ale nigdy nie było czasu? Uszyj w Nowym Roku sukienkę własnego projektu. Masz listę fascynujących książek i filmów, których nie zdążyłaś przeczytać i obejrzeć? Zdecyduj, że każdy piątkowy wieczór jest tylko Twój i czytaj do rana. A póki co, gdzieś pomiędzy zakupami, a pieczeniem sernika, przeczytaj nasze nowe „Miasta Kobiet”. W grudniowym wydaniu mamy dla Was coś do poważnej refleksji (str. 22-25), nieco mniej poważnej refleksji (str. 38-39), coś do dyskusji (str. 28-29 i 36-38), coś dla ciała (str. 30) i zabawy (str. 18-20). Niech te święta będą dla Ciebie przyjemne, a Nowy Rok przyniesie spełnienie.

EMILIA IWANCIW, redaktorka prowadząca „MIASTA KOBIET”

WYDAWCA: EXPRESS MEDIA Sp. z o.o. Bydgoszcz, ul. Warszawska 13, tel. 52 32 60 733 Prezes Zarządu: dr Tomasz Wojciekiewicz, Redaktor Naczelny: Artur Szczepański, Dyrektor sprzedaży: Adrian Basa, Redaktorka prowadząca: Emilia Iwanciw, tel. 52 32 60 863, e.iwanciw@expressmedia.pl, Teksty: Lucyna Tataruch, Dominika Kucharska, Emilia Iwanciw, Janusz Milanowski, Lena Kałużna, Jan Oleksy, Paulina Błaszkiewicz, Zdjęcie na okładce: Tomasz Czachorowski, Projekt: Iwona Cenkier, i.cenkier@expressmedia.pl, Skład: Ilona Koszańska-Ignasiak, Fotoedytor: Kamil Mójta, Sprzedaż: Angelika Sumińska, a.suminska@express.bydgoski.pl, tel. 691 370 521, Michał Kopeć, m.kopec@nowosci.com.pl, tel. 56 61 18 156

2

miasta kobiet

grudzień 2013


miasta kobiet

3

grudzień 20131377613TRBRA


jej portret

Ja tu mam plany… Flirt, żeby sobie tylko poflirtować? Szkoda czasu mojego i tej osoby. Spędzić miło wieczór to za mało. Lepiej mieć fajne całe życie. Z Joanną Zarembą-Wanczurą*, mistrzynią świata we fryzjerstwie artystycznym, rozmawia Janusz Milanowski

Pani jest dziennikarką z wykształcenia... Dziwne jest to, że właściwie nie wiem, dlaczego zainteresowało mnie dziennikarstwo. Moim ulubionym przedmiotem w szkole była matematyka. Obawiałam się, że fryzjerstwo jest takim zawodem, którego nie będę mogła wykonywać z powodu różnych uczuleń i schorzeń kręgosłupa.

coś takiego. Odkąd pamiętam, wychodziła z domu wcześnie rano, bo wtedy salony były czynne w „takich” godzinach. Po ośmiu godzinach w zakładzie prowadziła jeszcze szkolenia. Zawsze w jej głosie czułam chęć do pracy z innymi ludźmi.

To jest zawodowa dolegliwość wszystkich fryzjerów? Tak. Moja mama ma 70 lat i wciąż pracuje, ale my jesteśmy słabszym, powojennym pokoleniem. Moje zawodowe towarzystwo w wieku 30-40 lat już ma problemy ze zdrowiem. Mama chciała mnie i siostrę przed tym uchronić. Stwierdziłam, że jeśli kiedykolwiek nie będę mogła wykonywać tego zawodu, to na pewno będę o nim pisać. Domyślam się, że to właśnie mama nauczyła Panią fryzjerskiej sztuki. Uczyłam się w liceum handlowym. Mama ma uprawnienia do nauczania zawodu, a swego czasu była też przewodniczącą komisji egzaminacyjnej. Chodziłam więc normalnie do szkoły i jednocześnie uczyłam się fryzjerstwa. Nietypowa, pracowita młodość. Szkoła i nauka zawodu, zamiast imprez, koncertów... Ale ja tego tak nie postrzegałam (uśmiech). Tylko parę razy było mi trochę przykro, gdy moi rówieśnicy w piątek po południu chodzili na piwo, a ja nie mogłam, bo w sobotę trzeba wstać o szóstej rano. Później się nauczyłam, że można chodzić na piwo i wstawać do pracy. (śmiech) Zatem fryzjerstwo zawsze wypełniało Pani życie? Gdy miałam cztery latka, oświadczyłam, że zostanę fryzjerką, bo gdy mama się zestarzeje, to kto jej klientki będzie czesał? Potem w wieku sześciu, siedmiu lat stałam się jej ważnym pomocnikiem: trzymałam włosy dopinki do czesania. Byłam dumna, że jestem częścią zawodowego życia mamy. Do dziś czasami się zdarza, że mam przyjemność czesać jej klientki. Podkreślam, że „czasami”, bo mama wciąż pracuje. W każdym razie jako czte-

4

miasta kobiet

grudzień 2013

rolatka wygłosiłam prorocze słowa (śmiech). Ja sobie nie wyobrażam, żebym mogła robić coś innego. Mama umiejętnie przekazała Pani pasję i miłość do zawodu. Tak, zdecydowanie tak! Nie miała tak łatwo jak ja. Po wojnie ten zawód był „naznaczony”. Fryzjerów uważano za niemieckich wyrobników, wręcz usługujących różnym „Frauen”. I dlatego również jej ojciec, bardzo szanowany kowal, był przeciwny temu, żeby ten zawód wykonywała. W domu miała osiem sióstr, które czesała przed pójściem na zabawę. Gdy zaczęła praktykę, to już pół roku później pracowała. W 1971 roku zdobyła mistrzostwo państw socjalistycznych. To niesamowite! Gdy zaczynała starty w mistrzostwach Polski, to liczyli się tylko fryzjerzy z Krakowa albo Warszawy. Bydgoszcz była uważana za prowincję. Mama miała okazję poznać Antoina Cieplikowskiego, najsłynniejszego fryzjera świata rodem z Polski. Na zawodach podchodzili do niej zagraniczni mentorzy i pytali skąd ona jest: „tak ładnie czesze, a taka dziewczynka z prowincji, niesamowite”. Nigdy nie słyszałam od niej narzekania, że „muszę iść do pracy” czy

Mistrzyni bloku socjalistycznego, ale numer! Mogę sobie mówić, że jako pierwsza mistrzyni świata z Polski też przecierałam jakąś drogę dla fryzjerów, choć nie przeceniam swoich zasług. Ale w jej czasach, Polska była, no Boże drogi... takim zapomnianym państwem. Były takie momenty, że mamę bardziej doceniano za granicą niż w Polsce. Wybić się wtedy z takiej Bydgoszczy, z takiej prowincji, to było coś. Teraz jest nieporównywalnie łatwiej. Wszystko to miało wpływ na moje decyzje. Powtarzałam, że ja nie chcę być fryzjerem, który pracuje tylko w salonie. Zawsze chciałam i nadal chcę się rozwijać. Kiedyś mężowi powiedziałam, że gdyby mnie ktoś zamknął w salonie na pół roku, to umarłabym jako fryzjer. Nie potrafiłabym zaproponować swoim klientkom nowości. Sztuka fryzjerska to jest Pani sposób na życie, na kreację siebie? Tak, to nie jest tylko zawód... to moje życie. ...a życie można ułożyć tak, jak układa się włosy na głowie? Nie w stu procentach. Natomiast na pewno jestem jednym z nielicznych przypadków zaplanowanego życia (śmiech) - zawodowego i osobistego. Wystylizowanego?! Tak! (śmiech) Ciekaw jestem jak można wystylizować życie, to przecież ono pisze za nas scenariusze? Mam zawsze jakiś „plan pięcioletni”, który realizuję w... sześć lat, a więc z małym poślizgiem. Zawsze powtarzałam, że podobają mi się bruneci, więc wyjdę za blondyna. I co? Mój mąż jest blondynem. Jako małe dziecko chciałam wyjść za mąż mając 21 lat, ponieważ tyle miała moja mama, gdy ślubowała ojcu.


1367613TRBRA


jej portret ...że przeżyję romans jeden, drugi, trzeci i wszystko co z tym związane. Nigdy mnie to nie interesowało. Flirt, żeby sobie tylko poflirtować? Szkoda czasu mojego i tej osoby. Spędzić miło wieczór to za mało. Lepiej mieć fajne całe życie. Czy Pani zakochała się w swoim mężu jako młoda dziewczyna? Nie. Podobał mi się jako chłopak i podobała mi się jego osobowość - miałam z nim o czym rozmawiać. Lubiliśmy też razem pomilczeć, choć ludzie boją się milczenia. Aż w końcu zakochałam się? Oczywiście. No, ale to wszystko bardzo szybko się rozwijało, skoro Pani 18-letni chłopak zaczął mówić o dzieciach. Sądzę dziś, że mówiąc wtedy o dzieciach, myślał o mnie (śmiech). Mój mąż ma niesamowity kontakt z dziećmi w ogóle, superniania może brać od niego lekcje. Nie chciałabym generalizować, ale mówi się, że faceci świetnie dogadują się z dziećmi, bo to ten sam poziom intelektualny... Raczej zdolność do empatii... Ok! Mogę się z tym zgodzić. Czy mąż to dla Pani ideał faceta? Myślę, że tak, choć prawdę mówiąc, bardziej przeczuwam, niż wiem, co to znaczy „ideał”. Wybór Jacka był wyborem podświadomym. A może to znaczy, że był wyborem serca? Jakim wyborem serca? Bez tego zakochania na „dzień dobry”? Gdy mąż mnie poznał, nosiłam sweter do kolan, za duże dżinsy, glany i byłam very kobieca. A moje koleżanki zakładały obcisłe bluzki. No, nie można sobie tego zaplanować, chyba że na zasadzie: mam ciśnienie, mam 21 lat, ty - chodź tu! No, nie można zaplanować, a tak się stało. Z mężem poznaliśmy się jako dzieci w wieku 16 lat, a niecałe dwa lata później on mówi: „Wiesz co Asia, do ślubu to jeszcze nie, ale dzieci to mógłbym mieć”. No zwariował mi chłop, ja tu mam plany, mistrzostwa, a on mi o dzieciach gada! W wieku 18 lat? Niewiarygodne, prawda? Zawsze słyszy się tylko historie, jak to chłopak rzucił dziewczynę, gdy zaszła w ciążę, a on musi przecież się wyszaleć, bo jest młody. I to jest normalna sytuacja, ale nigdy w drugą stronę... Rzeczywiście... Stwierdziłam, że możemy o tym porozmawiać po ślubie. Gdy wyszłam za mąż, powiedziałam, że teraz nie, bo są mistrzostwa świata w Berlinie... Nie, to było Las Vegas, chyba? Nieważne! Ale po tych mistrzostwach, które były we wrześniu, jak zajdę w ciążę w listopadzie, to urodzę w lipcu i będę mogła zacząć przygoto-

6

miasta kobiet

grudzień 2013

wywać się do kolejnych zawodów. Po powrocie z mistrzostw mówię: „Słuchaj, masz miesiąc, jak nie będę w ciąży, to koniec” (śmiech)! No i byłam. I tak sobie dwa razy zaplanowałam i dwa razy tak miałam. Chciałam urodzić dzieci w lipcu, bo to najbardziej luzacki miesiąc dla mnie, i tak się stało. Pierwsze dziecko urodziłam 25 lipca, a drugie - 3. Wydaje mi się, że... Że co? ...traktuje Pani życie zbyt zadaniowo. Ja tego nie oceniam! Takie mam tylko wrażenie… Gdybym tak traktowała, to nie wiem, czy zdecydowałbym się wtedy już na dziecko. Jeśli coś sobie zaplanuję, to po prostu to mam, ale nie dlatego, że tupnę nóżką, tylko ciężko na to pracuję. Zawsze był ten jeden mężczyzna w Pani życiu? Tak. Zawsze dziwiło mnie to, że wszyscy wokół mówili, że sobie już nie poszaleję. Co to znaczy? Że pójdę sama na dyskotekę i co?

To jaki facet jest ideałem dla kobiety, Pani zdaniem? Musi dawać oparcie. Żeby było o czym z nim gadać. I musi być przyjacielem. Brunet?! Bruneci już mi się nie podobają, a jeszcze gdy mają taki jednodniowy zarost na twarzy, to w ogóle... Większości kobietom to się podoba, a mnie nie... ...dziennikarz i brunet w zamyśleniu pociera dłonią swój jednodniowy zarost, a jego rozmówczyni dalej serdecznie się śmieje …ale ja mam różowe okulary wpatrzone w męża jak w obrazek i może dlatego tak uważam? Czasami lubię być taką kobietą, która pokazuje, że bez niego nie da sobie rady. On doskonale wie, że ja w ten sposób chcę okazać, jak go potrzebuję, a on z kolei, udając, że czegoś nie wie, okazuje mi to samo. To taka małżeńska kokieteria. Bardzo fajna. Jak długo trwa? 20 lat razem, w tym 15, jako małżeństwo. Niektórzy mówią, że to już kazirodztwo, a ja


jej portret uważam, że to jest dopiero wtedy, gdy ludzie w łóżku się d... odwracają (śmiech). Nie, wtedy to jest samotność. Czasami mamy dwu-, trzydniowe urlopy od siebie z powodu wyjazdów służbowych. I jakoś coraz gorzej nam z tym... Z czym? Z rozstaniami? Tak, z rozstaniami. Odkrywam w Pani romantyczkę... Tak?! Tak. Może jestem? A może zaczynam być? (uśmiech) Oboje jesteście nie z tego świata. Kiedyś będąc w towarzystwie, usiłowałam włączyć się do rozmowy o problemach małżeńskich i wtedy usłyszałam od koleżanki: „Ty, z tym swoim idealnym związkiem spieprzaj stąd”. I być może tak jest, że jesteśmy z innej epoki. No, bo co? Razem i do końca życia? Daj Boże, żebym za pół wieku mogła powiedzieć, że tak się stało.

Jeśli jakaś celebrytka zadzwoni i poprosi o uczesanie w kitkę, albo w loczki, to sorry! Może zrobić to moja koleżanka. Dla mnie, nie jest to wyzwaniem zawodowym. JOANNA ZAREMBA-WANCZURA

Jak to zrobić? Mój mąż powiedział mi, że nauczyłam go czegoś fajnego: małżeństwo i rodzina to są dwie różne rzeczy. Co to znaczy? On też tak zapytał. Dla niego jedno było tożsame z drugim, a tak nie jest. Małżeństwo to mąż i żona. Rodzina - mąż, żona i dzieci. O jedno trzeba dbać i o drugie. Proszę rozwinąć ten wątek... To znaczy robić coś wspólnie oprócz seksu, gdy nie ma dzieci (śmiech). Dlatego nieraz programowo wyjeżdżamy gdzieś sami; dwa razy do roku wyjazd z rodziną, a raz - małżeński. Dzieci kiedyś odejdą z domu i co wtedy? Skończył się temat potomstwa, to koniec z nami? Nic nas już nie łączy? O małżeństwo trzeba dbać teraz, żebyśmy za 50 lat mieli o czym rozmawiać i żeby patrzeć w jeden telewizor.

Zapytam jak dziennikarka z typowego kolorowego pisma: czy miłość, udany związek to podstawa Pani sukcesów zawodowych? Nie funkcjonowałabym w ogóle, gdyby coś złego działo się w domu. I odwrotnie: gdyby coś złego działo się w salonie. Nie da się tego rozdzielić, serce miałabym rozdarte. Nie lubię określenia „kobieta sukcesu”, ale nasuwa się samo w Pani przypadku. Osiągnęła Pani sukces światowy. Czy trzeba iść po trupach, żeby tak się stało? Takie są często kulisy nie tylko w tej branży. Nigdy tego nie robiłam. Poświeciłaby Pani szczęście osobiste, żeby osiągnąć jeszcze więcej? Nie. Kiedyś mąż zapytał mnie, co by się stało, gdybyśmy musieli to wszystko sprzedać. - To sprzedaj - odpowiedziałam krótko. Wartością dla mnie jest to, co mam w rękach i w głowie, a do tego nie potrzebuję budynku. Wartością dla mnie są te trzy osoby, które kocham (mąż i dwójka dzieci) i co za różnica, czy mieszkamy na stu metrach, czy w trzech pokojach. Czym są dla Pani pieniądze? Usłyszałam kiedyś, że lepiej płacze się w mercedesie niż na rowerze, gdy pada deszcz. Zależy z jakiego powodu? No właśnie! Pieniądze nie są dla mnie niczym więcej ponad to, co sobą człowiek reprezentuje. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła kogoś oszukać i w ten sposób więcej zarobić. Zatrudnione przeze mnie fryzjerki mają umowy o pracę, co w sektorze usług wcale nieczęsto się zdarza. Czuję się za nie strasznie odpowiedzialna, bo mają rodziny i plany. Zdarzało się, że pożyczałam pieniądze od mamy, żeby wypłacić pensje w terminie. Pani funkcjonuje też w środowisku celebryckim. Z własnego doświadczenia wiem, że ludzie w tym kręgu nie zrobią nic dla drugich, jeśli nie mają z tego wymiernej korzyści. Jak to się ma do Pani uczciwości? Tam trzeba mieć twarde pięści. Może dlatego nie tkwię w nim głęboko. Otarłam się o tzw. „warszawkę” i z tego wyszłam. Mogę coś robić z kimś wyłącznie wtedy, kiedy jest mi z nim po drodze. Zawsze miałam swoje cele i priorytety. Dla mnie ważniejsza była (i jest) rodzina i otwarcie w Bydgoszczy Zaremba International Academy. Jeśli jakaś celebrytka zadzwoni i poprosi o uczesanie w kitkę albo w loczki, to sorry! Może zrobić to moja koleżanka. Dla mnie nie jest to wyzwaniem zawodowym. A co jest, lub może być, dla Pani takim wyzwaniem? Fryzury do spektaklu operowego lub ważnego przedstawienia teatralnego. Mogę nawet nie wziąć pieniędzy za pracę moich rąk, ale chciałabym mieć to doświadczenie dla osobistego rozwoju.

A jak wyglądałyby fryzury Romea i Julii? Romea widzę w moich oczach w długich włosach. A Julia? Nie wiem. Zależy do jakiej sceny? Romeo - blondyn? ...(śmiech) A co zrobiłaby Pani z głową Hamleta? Buntownik, długie włosy? No teraz to mnie pan... Buntownik, tak, ale w krótszych, prostych, sterczących włosach. To jest właśnie wyzwanie dla fryzjera: zaakcentować cechy postaci. A o czym Pani marzy? Marzenia? Ja mam plany. Jeśli marzę, to o tym, żeby być zdrową, a cała reszta to plany. Był taki moment, kiedy zdobyłam mistrzostwo świata i otworzyłam Akademię, że zastanawiałam się co dalej? Miałam wtedy 31 lat i nagle odkryłam, że wszystko, o czym marzyłam, to mam. I co teraz? No właśnie i co teraz? Mam taki plan, żeby moja Akademia jeszcze bardziej żyła, żeby moi „studenci” mogli z niej korzystać, kiedy tylko chcą poćwiczyć poza planem nauczania, i to zaczynam realizować. Cieszę się, że wokół naszej Akademii jest coraz więcej fryzjerów z pasją. Chcę zebrać ludzi, którzy chcą się rozwijać, takich, którzy zapominają o zegarku, gdy zaczyna się fryzjerstwo. Ale jest jeszcze salon. Zawsze chciałam, aby klienci przychodzili do naszego salonu nie tylko po strzyżenie i kolor, ale żeby salon był miejscem, gdzie każda kobieta poczuje się wyjątkowa, a mężczyzna najważniejszy. Teraz w grudniu otwieramy kolejny salon w centrum Bydgoszczy, który na pewno będzie takim miejscem. Słowo „marzenia” zastąpiła Pani „planami”. Nie lubi Pani marzeń? Marzenia są czymś, na co nie mamy wpływu, a plany można realizować. Marzę, żeby moja rodzina długo żyła i żebym doczekała się wnuków. Pani jest... romantyczna, refleksyjna i pragmatyczna. Czy coś pominąłem? Ja jestem refleksyjna? Może inaczej... Nie, dobra, niech tak będzie. Przychodzi taki moment w życiu, że człowiek przestaje rozglądać się na boki i byle do przodu, a zaczyna używać mózgu. Mój teść powiedział coś mądrego: świat jest piękny, bo każdy jest zupełnie inny.

*Joanna Zaremba-Wanczura Mistrzyni świata we fryzjerstwie artystycznym, założycielka Zaremba International Academy, żona i mama.

miasta kobiet

grudzień 2013

7


focus na modę

6

2

8 7

4

1 5

3

9

10

11

13 14 12

trendy

na zimę

15

16

17

Zastanawiasz się, w co będziesz się ubierać zimą? Szukasz pomysłu na kolację wigilijną, Sylwestra albo po prostu na co dzień? Sklepy w Focus Mall Bydgoszcz w grudniu są przygotowane na każdą okazję. Masz szansę znaleźć elegancką kreację na rodzinne spotkanie, ciepłą kurtkę na zimowy spacer, koszulę na co dzień i święto, wyjatkową bieliznę, a także coś szykownego dla bliskiego mężczyzny. Nie przegap świątecznych okazji!

18

19

27

20 24 22

25 23

21

21

23

26

1. Sukienka Butik I Like - 99,90 zł 2. Spódnica Simple - 299,90 zł 3. Apaszka Kazar - 49 zł 4. Torebka Ryłko - 429,90 zł 5. Bluzka Oodji - 59,90 zł 6. Spódnica Tatuum - 119,99 zł 7. Kamizelka Medicine - 99,90 zł 8. Sukienka Simple - 699,90 zł 9. Szpilki damskie Wojas - 299 zł 10. Kozaki Zebra - 529 zł 11. Kapelusz Solar - 199 zł 12. Kopertówka Deichmann - 39 zł 13. Sweter Solar - 329 zł 14. Koszulka Atlantic - 139,99 zł 15. Koszula Oodji - 79,90 zł 16. Szpilki CCC - 99,99 zł 17. Pończochy Gatta - 22,90 zł 18. Kurtka Diverse - 299,99 zł 19. Torebka Gerry Weber - 329 zł 20. Kurtka narciarska 4F - 1499,90 zł 21. Sweter C&A - 109 zł 22. Marynarka Tatuum - 199,99 zł 23. Buty New Yorker - 79,95 zł 24. Koszula Wólczanka - 349 zł 25. Rękawiczki Wittchen - 269 zł 26. Półbuty męskie Wojas - 299 zł 27. Płaszcz Vistula - 1299 zł Focus Mall Bydgoszcz: ul. Jagiellońska, www.focusmall-bydgoszcz.pl, czynne codziennie od 9 do 21

8

miasta kobiet

grudzień 2013


focus na modę 29

28

30

34

36

32

31

37

38 33

35

40

39

41

pomysły na

prezenty

42

Co będzie doskonałym pomysłem na prezent dla Niego i dla Niej? Szal? Bielizna? Rękawiczki? Krawat? Portfel? A może szukasz czegoś dla dzieci? Focus Mall Bydgoszcz jest pełen świątecznych pomysłów. Aby ułatwić Wam decyzję, przygotowaliśmy zestaw prezentowych inspiracji. Może jedna z naszych propozycji jest właśnie tą, o której marzy bliska Ci osoba?

43

45 44

50 46

51

47 48

49 52

Focus Mall Bydgoszcz: ul. Jagiellońska, www.focusmall-bydgoszcz.pl, czynne codziennie od 9 do 21

miasta kobiet

grudzień 2013

9

2181813BDBHA,B

28. Kolekcja świąteczna Toy’s Villeroy Boch - talerz deserowy 95 zł, miseczka na musli 79 zł, kubek 95 zł 29. Kubek Home&You - 25 zł 30. Portfel Ochnik - 179,90 zł 31. Komplet bielizny Triumph - biustonosz 169,90 zł, figi 79,90 32. Domowe SPA Douglas - 39 zł 33. Błyszczyk Douglas - 29,90 zł 34. Kolczyki Kruk - 649 zł 35. Zegar Almi Decor - 480 zł 36. Puzderko Almi Decor - 49 zł 37. Rękawiczki Ochnik - 299,90 zł 38. Bransoletka Oodji - 19,90 zł 39. Pomadka Inglot - 21 zł 40. Torebka CCC - 79,99 zł 41. Body Esotiq - 139,90 zł 42. Pasek Solar - 129 zł 43. Rękawiczki Tatuum - 69,99 zł 44. Pierścionek Tchibo - 149 zł 45. Aktówka Ochnik - 399,90 zł 46. Walizka Sumatra - 339 zł 47. Pajacyk Mothercare - 119,90 zł 48. Kula Home&You - 49 zł 49. Komplet dla dzieci Mothercare - 109,90 zł 50. Krawat i spinki Pako Lorente - krawat 69 zł, spinki 59 zł, woda perfumowana 100 ml 99 zł 51. Pasek Kazar - 149 zł 52. iPad Air Wi-Fi 16GB srebrny lub gwiezdna szarość iDream - 2099 zł


1

Trendy z

3

4 5

2 6

8 9 7

piękna

10

11

na święta

13 12

16

17

Każda z nas chce wyglądać uroczyście i elegancko przy wigilijnym stole i w całym okresie Świąt Bożego Narodzenia. To idealna okazja by uzupełnić braki w szafie, kupić szykowne dodatki, albo…opowiedzieć Mikołajowi o swoich prezentowych marzeniach… CHR Toruń Plaza prezentuje swoje pomysły na przedświąteczne zakupy. Anna Deperas-Lipińska stylistka Toruń Plaza

15

14

18

2182313BDBHA

1. Torebka Venezia - 339 zł, Toruń Plaza 2. Koszulka nocna Triumph - 169,90 zł, Toruń Plaza 3. Sukienka Tatuum - 269,99 zł, Toruń Plaza 4. Ciastka Michała Cukiernia Sowa - 17,90 zł/op., Toruń Plaza 5. Nauszniki 4F - 19,90 zł, Toruń Plaza 6. Bluzka Tatuum - 149,99 zł, Toruń Plaza 7. Sandały Deichmann - 119 zł, Toruń Plaza 8. Kurtka Ochnik - 2999 zł, Toruń Plaza 9. Czapka 4F - 34,90 zł, Toruń Plaza 10. Pasek Orsay - 34,95 zł, Toruń Plaza 11. Spódnica United Colors of Benetton - 219 zł, Toruń Plaza 12. Drzewko Kwiaciarnia Green Place - 140 zł, Toruń Plaza 13. Koszula Wrangler - 199 zł, Toruń Plaza 14. Zegarek Fossil Swiss - 555 zł, Toruń Plaza 15. Sukienka Orsay - 139,95 zł, Toruń Plaza 16. Szalik Big Star - 39,90 zł, Toruń Plaza 17. Botki Kazar - 569 zł, Toruń Plaza 18. Torebka Świat Torebek - 145 zł, Toruń Plaza Toruń Plaza: ul. Broniewskiego 90, www.torun-plaza.pl, czynne codziennie od 9.00 do 21.00

10

miasta kobiet

grudzień 2013


Nowoczesna kosmetologia

• innowacyjne zabiegi pielęgnacyjne twarzy i ciała • modelowanie sylwetki - endermologia LPG • medycyna estetyczna • Face Lab - podczerwień, fale radiowe, ultradźwięki, waterpeel • Luksusowe kosmetyki Dr Irena Eris • Profesjonalny wizaż • Usługi fryzjerskie

SPECJALNA OFERTA!

25% rabatu na zabiegi z wykorzystaniem sprzętu FACE LAB. Oferta ważna do 31.12.2013 Podaruj bliskiej osobie wyjątkowy prezent! 1389613TRTHA

Zapraszamy: Toruń, ul. Szosa Chełmińska 166 tel. (56) 655 24 99 www.DrIrenaEris.com/Instytut

SAGA ZMIERZCH. PRZED ŚWITEM 2

Pakiet Universe+ z Premium Film i HBO

od

59

do 4 miesięcy

AUTORYZOWANY DYSTRYBUTOR

Toruń, Szosa Chełmińska 80 oraz Stoisko w Galerii Copernicus, ul. Żółkiewskiego 15, tel. 56/622-72-22, 56/661-11-45

Warunki promocji: „Universe+ 18m”, są dostępne we właściwych warunkach promocji, a także w szczegółowych warunkach dostępnych na www.ncplus.pl i w Biurach Sprzedaży. Podane ceny są cenami brutto. Podane informacje nie są ofertą w rozumieniu przepisów Kodeksu Cywilnego i mogą ulec zmianie. Stan oferty na dzień 08.11.2013 r.

1383813TRTHA

© Dystrybucja Monolith Films 2013

ZAPRASZAMY DO PUNKTU SPRZEDAŻY


felieton

Co chcesz, Misiu, na święta? Znajomy sportowiec dostał kiedyś od babci dres. Chłopak się ucieszył, przymierzył i wtedy okazało się, że na dresikowych pośladkach widnieje napis „sexy baby”. Lena Kałużna* Tuż przed końcówką roku jest sporo zamieszania. W firmach zamyka się budżety, w domach sprząta się każdy zakamarek. Angażujące są przygotowania do świąt, bo ktoś musi wszystko zaplanować, kupić, poszatkować, posmażyć. Śmiem twierdzić, że najwięcej „ktoś musi” spada na kobiece głowy i barki. Wtedy zaczynamy żałować, że gwiazdor jednak nie istnieje. Bo niestety, jakby tego szaleństwa było za mało, prezenty trzeba przemyśleć, nabyć i zapakować. Samodzielnie.

Nie trafiamy Z dziećmi jest najmniej problemu. Zrobią długą listę, na którą i tak Cię nie stać. Ale coś wybierzesz. Natomiast mężczyźni pytani „Co chcesz, Misiu, na święta?” odpowiedzą: „Nic”. Krótko. Szkoda, że nie treściwie. Z pomysłem na prezent walczymy same. W ubiegłym roku TNS OBOP przeprowadził szereg badań dotyczących prezentów świątecznych. Generalnie nie tylko nie trafiamy (w oczekiwania, których niby nie ma), ale kupujemy to, co statystycznie same chciałybyśmy dostać. Czyli kosmetyki i odzież. Podczas gdy panom najczęściej marzy się sprzęt elektroniczny. Ewentualnie pocieszą się płytą CD, grą czy konkretną książką. Podkreślam - konkretną, bo słyszałam o przypadkach książki w temacie, który interesował obdarowanego 10 lat temu. Krawaty i skarpetki Na liście niechcianych prezentów dla mężczyzn prym wiodą skarpety oraz krawaty. Obie pozycje są najbardziej oklepanymi i świadczą wyłącznie o zakupie w ostatniej chwili lub „pójściu na łatwiznę”. Te pierwsze,

12

miasta kobiet

grudzień 2013

jeśli nie są bazarową taniochą, mogą być chociaż praktyczne. Ale nie kupuje się krawata facetowi, który nie jest biznesmenem i codziennie nie chodzi do pracy w garniturze. Kiepskim pomysłem są perfumy szemranej marki i maszynki do golenia pakowane w świątecznej promocji 50% taniej, wraz z pianką czy wodą kolońską. Aksamitne bokserki w Mikołaje są tak samo kłopotliwe, jak majty z oznaczeniami dni tygodnia. Odbierają facetom powagi. Jak ciepłe kluchy poczują się też, gdy w paczuszce znajdą paputki i bawełniane pidżamki. Szczególnie, gdy otwierać je będą przy całej rodzinie.

To koniec Znajomy sportowiec dostał kiedyś od babci dres. Nawet to logiczne i uzasadnione. Chłopak się ucieszył, przymierzył i wtedy okazało się, że na dresikowych pośladkach widnieje napis „sexy baby”. Brokatowy, z różową obwódką. Inna babcia chciała być sprawiedliwa i obdarowała kuzynostwo takim samym plastikowym łukiem. Młodszy miał 10 lat, ale starszy, Tomasz, był wówczas w wieku maturalnym. Nabytek do dziś leży na strychu w nieodpakowanym pudełku. Tomek mimo wszystko twierdzi, że był to prezent doskonały, gdyż w zupełności wystarczył mu humorystyczny efekt sytuacji. Z męskich opowieści o nieudanych prezentach od byłych dziewczyn można uzbierać całe zoo. Huśtający się delfin, żółw w śmiesznych okularach, pluszowy tygrys z serduszkiem „kocham cię” czy słonik safari - przyciskacz do papieru. Ich komentarz: „musiała być megaprzecena”. Można wyciągnąć magiczny wniosek, że

puszyste, egzotyczne zwierzątko w prezencie oznacza… koniec.

Wstrząśnięty, niemieszany Być może Was zaskoczę, ale Gwiazdka jest co roku o tej samej porze. Można zakupy wcześniej zaplanować. Jedna z moich klientek jesienią kładzie na biurku swojego mężczyzny kartkę i długopis. Jak mu coś przyjdzie do głowy albo czegoś praktycznego zabraknie - po prostu to spisuje. Nasi panowie lubią, kiedy dostrzega się w nich coś wyjątkowego, docenia ich pasje. Nawet jeśli w wieku lat 40 zbierają komiksowe figurki, traktują to śmiertelnie poważnie. Ich gadżeciarstwo to dobry motyw przewodni. Możesz też sprawić, by Misiu poczuł się w Twoich oczach prawdziwym mężczyzną! Idź tropem jego autorytetów. Piłsudski, czy Vito Corleone? Poszperaj na ich temat. Co lubili? Jeśli Twój facet to fan Jamesa Bonda, z pewnością ucieszy go paczuszka, w której znajdzie się wytrawny wermut, wódka oraz shaker. Niech - popijając słynny „wstrząśnięty, niemieszany” - czuje się jak Twój prywatny superbohater! Czas spędzony na planowaniu prezentów nie pójdzie na marne. Możesz sprawić prawdziwą radość ukochanej osobie. Warto przyłożyć się do poszukiwań. I pamiętaj, że nieudane niespodzianki nieszczęśliwie mogą też trafić w Twoje ręce. Dlatego dobrze radzę: już dziś napisz swój własny list do Mikołaja! *Lena Kałużna Socjolożka, trenerka wizerunku. Pomaga kobietom odnaleźć własny styl. Szczegóły na www.kobiecaperspektywa.pl


Modna przy stole O urodę warto zadbać wcześniej, lepiej nie zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę, a w szczególności kreacji na uroczystą kolację rodzinną. Tegoroczne kolorystyczne trendy dla każdej kobiety to wszystkie odcienie czerwieni - od intensywnych odcieni aż po bordo, wino, a także śliwkę. Czerwień króluje, ale nie omijamy również takich kolorów jak: złoto i stare złoto, które doskonale łączy się z butelkową zielenią oraz z ecru, a także srebro połączone z granatem. Modna jest również barwa fuksji, która świetnie komponuje się z czernią i ciemnoniebieskim. Dla miłośniczek nieco zwariowanych kolorów polecam kobalt - kolor, który również znajduje się na piedestale modnych barw. Odwieczny dylemat - sukienka czy bluzka i spódnica. Można i tak i tak, ale pod warunkiem, że będzie dostojnie. Czyli jeśli wybierasz zestaw bluzka i spódnica, to na pewno spódnica musi być wizytowa.

Agnieszka Nijak stylistka

sukienka Monnari 349 zł kopertówka Tatuum 59,99 zł szpilki Badura 339 zł

Jeśli i Ty masz modowe dylematy, w każdą środę możesz skorzystać z bezpłatnych porad stylistek Galerii Pomorskiej. Wystarczy zapisać się za pomocą specjalnej aplikacji na Facebooku Galerii Pomorskiej: www.facebook.com/Galeria.Pomorska

Czerwień

MODELKA: Renata Jankowska FOTOGRAFIE: Marta Pawłowska STYLIZACJA: Agnieszka Nijak

stylistka poleca

ognista elegancja

króluje klasycznie

bluzka Mohito 69,99 zł spódnica Lara fabio 139,90 zł biżuteria Jubiler ELiza naszyjnik 342 zł bransoleta 390 zł szpilki Badura 339 zł

odważnie

sukienka Tally Weijl 139,90 zł biżuteria: naszyjnik Mohito 49 zł bransolety Tatuum 39,90 zł Mohito 34,99 zł kopertówka Six 64,90 zł buty Mohito 139,99 zł

sukienka Orsay 99,95 zł torebka Monnari 229 zł biżuteria Jubiler Eliza naszyjnik 2.119 zł (pozłacany) kolczyki 175 zł (nie są pozłacane) szpilki Badura 339 zł

MAKIJAŻ

Twoje indywidualne spotkanie ze stylistką BEZPŁATNIE W KAŻDĄ ŚRODĘ! Wejdź na: www.galeriowa szafa.pl

2182013BDBHA

romantycznie


mama

Czas w prezencie

Powinniśmy zastanowić się nad tym, jaki jest nasz system wartości. Jeśli okaże się, że dobra materialne stoją na piedestale, to przestańmy się dziwić wybujałym oczekiwaniom dzieci. Z Joanną Lessing-Pernak*, psycholożką dziecięcą, rozmawia Emilia Iwanciw

14

miasta kobiet

grudzień 2013


A dzieci nas obserwują... Nieustannie. Powinniśmy zastanowić się nad tym, jaki jest nasz system wartości. Jeśli się okaże, że dobra materialne stoją na piedestale, to przestańmy się dziwić wybujałym oczekiwaniom maluchów. Często narzekamy, że za mało zarabiamy. Dzieci to słyszą. Jednak, gdy jesteśmy zaproszeni na urodziny czy imieniny, nie chcemy iść z bylejakim prezentem. Mimo wszystko kupujemy wystawny podarunek. Dzieci wyciągają więcej wniosków z tego, co robimy, a nie mówimy. To, o czym opowiadamy, często nie idzie w parze z czynami. Ja to bym chciała, abyśmy poszli w te święta pod prąd. Uwierzyli, że lepiej dać dzieciom siebie niż rzeczy materialne. Brzmi pięknie. Co masz na myśli konkretnie? Mówiąc „dać siebie”, mam na myśli przede wszystkim nasz czas, uwagę, aprobatę, podziw. Chodzi o nasze autentyczne zainteresowanie dzieckiem. W gabinecie przekonuję się, że dzieci mają tego od nas bardzo mało. Dlaczego tak jest? Nie możemy wszystkiego tłumaczyć pędzącym światem. Myślę sobie, że dajemy siebie tak mało, bo my siebie po prostu tak

A

niewiele mamy. Aby dać komuś siebie, trzeba najpierw o siebie samą/samego zadbać. Siebie samego mieć. Nasz świat nie powinien kręcić się tylko wokół pracy, jedzenia, spania, zakupów, telewizji. L

Myślę sobie, że za parę lat może marzyć o najnowszym modelu bmw. I co wtedy? Dzieci powinny wiedzieć, że nie zawsze ma się to, o czym się marzy. Warto z nimi o tym rozmawiać. Często narzekamy na ich materializm, wygórowane oczekiwania. A to nie bierze się znikąd. My sami codziennie gonimy za pieniądzem, bo musimy kupić nowe auto, nowe meble, nowe ubrania. Zapytani, co jest dla nas najważniejsze, deklarujemy, że rodzina. Ale kiedy szef zaproponuje, byśmy wzięli nadgodziny i zarobili kilka dodatkowych stówek, godzimy się na to. Teraz pewnie spora część rodziców się oburzy mówiąc, jak im trudno związać koniec z końcem, więc muszą brać te nadgodziny. Tłumy w centrach handlowych pokazują jednak, że masę pieniędzy wydajemy na to, co wcale nie jest niezbędne…

JOANNA LESSING-PERNAK PSYCHOLOŻKA DZIECIĘCA

I prezentów. Postarajmy się zrobić tak, by one były dodatkiem do świąt, a nie odwrotnie. Wołanie dziecka o nowe zabawki może być po prostu wołaniem o naszą uwagę. Oprócz dawania prezentów, spędźmy z dziećmi dodatkowe popołudnie, idźmy na zwykły spacer, może do zoo, obejrzyjmy wspólnie film. Każde dziecko lepiej rozwinie się, mając przy sobie rodzica niż najlepszą na świecie zabawkę. Nie tylko przed świętami słyszymy z każdej strony o tym, że zabawki doskonale rozwijają nasze dzieci… Dzieci rozwijają się przede wszystkim dzięki bliskiej więzi z drugim człowiekiem. Już bardzo dawno temu badania prowadzone przez Spitza w domach dziecka dowiodły, że dzieci pozbawione takiej relacji chorują i umierają częściej. Jak pokazują współczesne badania Schora i Trevarthena wykonywane za pośrednictwem najnowocześniejszej aparatury neuroobrazującej procesy aktywności naszego mózgu, już od pierwszego dnia życia za rozwój człowieka odpowiada bliska empatyczna relacja z opiekunem. Dzieci kochane i obdarzane uwagą rozwijają się lepiej nie tylko emocjonalnie, ale także społecznie i intelektualnie. Mówiąc prościej, żadna superzabawka, stymulująca rozwój dziecka nas nie zastąpi. Nie chodzi jednak o to, by bawić się z córką kucykiem Pony. Sama nie lubię takich zabaw, mam poczucie, że się męczę udając głos kucyka, że to jest na siłę. Wolę z córkami iść na spacer, pogadać, obejrzeć coś razem.

K

Rodzice dziś stają na rzęsach, by zaspokoić wybujałe oczekiwania dzieci? To częste. Niedawno odbyłam rozmowę z pewną mamą, która jest samotna i bardzo ubolewa nad tym, że nie może kupić swojemu synowi tego, co by chciał. W ubiegłym roku marzył o play station, a teraz o quadzie.

E

Czy przemyślany prezent to na przykład konsola do gier za dwa tysiące złotych? Są rodzice, których stać na tak drogi prezent i tacy, którzy nie mogą sobie na to pozwolić. Nie mam nic przeciwko samej konsoli. Sądzę jednak, że rodzice nie powinni kupować prezentów ponad swoje możliwości. To naprawdę nie musi być konsola.

Spora część rodziców oburzy się mówiąc, jak im trudno związać koniec z końcem, więc muszą brać nadgodziny. Tłumy w centrach handlowych pokazują jednak, że masę pieniędzy wydajemy na to, co wcale nie jest niezbędne…

R

Ile prezentów powinny znaleźć dzieci pod choinką? Nie ma jednej dobrej liczby. To jest sprawa indywidualna. Powiem tak - lepiej mniej prezentów, ale dobrze przemyślanych.

M

A

temat

miasta kobiet

grudzień 2013

15

2178913BDBHA


mama Spędzajmy z dziećmi czas w taki sposób, jaki dla nas też jest przyjemny? Właśnie o to chodzi. Bo jak będziemy coś robić na siłę, dzieci to wyczują. Niech nam się jednak nie wydaje, że jak odbieramy dzieci ze szkoły, podajemy im jedzenie, a potem siedzimy do nocy przy komputerze w drugim pokoju, to się nazywa, że spędziliśmy z dzieckiem popołudnie. Taką zabawą może być nawet wspólne sprzątanie, gotowanie. Musimy wtedy podejść do sprawy na luzie. Celem nie jest upieczenie doskonałych pierników, które wyglądają jak z okładki książki kulinarnej, ani sprzątanie rodem z „Perfekcyjnej Pani Domu”, tylko wspólne spędzenie czasu. Bycie razem powinno być ważniejsze niż sprzątanie. W takiej swobodnej zabawie postarajmy się zrelaksować. Wtedy pojawi się miejsce również na wygłupy. Dzieci bardzo potrzebują naszej spontaniczności, nie możemy być tacy ciągle zapięci na ostatni guzik. Mój syn wyczuwa, kiedy myślami jestem gdzie indziej. Momentalnie traci ochotę na zabawę, rozmowę. Najfajniejszy czas jest wtedy, kiedy mam wolną głowę. Myślę, że większość dzieci tak reaguje, choć nie zawsze udaje nam się to zaobserwować. Nie idźmy też jednak w drugą stronę, w kierunku nadopiekuńczości, zbytniego zainteresowania, narzucania dzieciom, co mają robić i lubić. W dzieciach, na które rodzice mają zbyt duży wpływ, jest coraz mniej dzieci. Co to znaczy? To się dzieje, gdy przestajemy słuchać. Jesteśmy przekonani, że znamy dziecko najlepiej. Na przykład pytam chłopca z czym lubi jeść parówki, a mama odpowiada: „My lubimy z musztardą”. Nadopiekuńczość to też rodzaj agresji. To odejmowanie dziecku prawa do tworzenia siebie. Spróbujmy znaleźć złoty środek. Pytajmy, proponujmy, ale nie narzucajmy. Spędźmy w tym przedświątecznym okresie dużo czasu z dziećmi w sposób jak najbardziej spontaniczny. Dzięki temu sami dowiemy się o nich więcej. To, o czym Pani mówi, jest pod prąd całej przedświątecznej gorączce. Jest to z pewno-

ścią mądre, potrzebne i może zachęcić do refleksji, ale jest to też bardzo idealistyczne. Myślę sobie, że w dzisiejszych czasach nie jesteśmy w stanie całkowicie uniknąć tego prezentowego, konsumpcyjnego boomu. To fakt. Fajnie by jednak było, gdybyśmy oprócz kupowania, zrobili wspólnie z dzieckiem coś, co będzie prezentem dla kogoś bliskiego. Albo, jeśli nie mamy manualnych zdolności, przygotujmy wspólnie z dziećmi paczkę dla jakiejś ubogiej rodziny. Możemy wtedy liczyć, że do końca życia pozostanie w naszych dzieciach odruch myślenia przed świętami nie tylko o sobie, ale też o innych. Pomaganie może nas odciągnąć nieco od konsumpcyjnego pędu… …który i tak nakręcą reklamy. Chęć posiadania rozbudzą też koledzy. Syn mojej znajomej, przeciwniczki konsumpcyjnego stylu życia, marzy o wiosce Gormitów. To są takie stworki. Jeden kosztuje niewiele, ale cała wioska już kilkaset złotych. Koledzy z przedszkola mają, on nie ma. Taka rozmowa z dzieckiem jest bardzo trudna. Można wytłumaczyć, że drogie zabawki oznaczałyby dodatkową nieobecność mamy lub taty w domu. Dziecko w wieku do 13 lat będzie wolało mieć więcej mamy i taty dla siebie niż więcej zabawek. Myślę, że nie zawsze tak jest. Są już wśród dzieci mali materialiści. Z pewnością jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest konsumpcjonizm rodziców, o tym Pani mówiła na początku. Takie myślenie, aby bardziej być niż mieć, nie jest popularne w naszych czasach. Większość dzieci tego pokolenia będzie częścią konsumpcyjnego świata. Jak Pani myśli, w jaki sposób to na nie wpłynie w przyszłości? Samotność, nerwice, lęki, chorobliwa otyłość. Kozetka psychoterapeuty zamiast głębokich relacji z ludźmi. To jest widoczne już teraz. Kiedy żyjemy tylko sukcesami w szkole, później w pracy, gonimy za pieniądzem, ładnym domem, żyjemy pod ciągłą presją czasu, sukcesu lub utraty pracy, obarczeni kredytami, tracimy kontakt z sobą samym, z własnymi potrzebami, uczuciami, marzeniami. Tracimy

dostęp do instynktownej wiedzy. Rzeczy oczywistych dla poprzednich pokoleń musimy się od nowa uczyć. Na przykład jakich? Badania nad porodami dowodzą, że kobiety straciły dostęp do instynktownej wiedzy. Zwierzęta rodzą podręcznikowo. Kobiety nie wiedzą, co mają robić podczas akcji porodowej, choć jeszcze sto lat temu wiedziały. Z tego samego powodu coraz trudniej idzie nam wychowanie dzieci… Rośnie pokolenie pacjentów dla psychoterapeutów? Pokolenie obecnych dzieci wzrasta w okresie intensywnych przemian społeczno-kulturowych. Czasy transformacji nie sprzyjają poczuciu stabilności i bezpieczeństwa. Jeśli dziecko, które przegląda się w oczach rodzica, znajduje tam pustkę, lęk, irytację lub smutek, zamiast miłości, zachwytu i uwagi, będzie przez całe życie za wszelką cenę szukać pełnego podziwu spojrzenia innych ludzi wokół. Tak powstaje osobowość narcystyczna, osobowość naszych czasów, coraz więcej jest takich pacjentów u psychologów. Osoby narcystyczne zrobią wiele, porzucą nawet siebie, by odnaleźć podziw i zachwyt innych, ale najczęściej nie są szczęśliwe. I choć psychoterapia może złagodzić objawy, to nie wyleczy całkowicie ran braku miłości i uwagi z okresu wczesnego dzieciństwa. Dlatego miłość i uważność są ważniejsze od prezentów.

* Joanna Lessing-Pernak

Rozmowa z ekspertami o tym, jak mądrze wybierać prezenty dla dzieci i jak nie wychować małego materialisty, w sobotę (30.11) i niedzielę (1.12) o godzinie 8.00 w Radiu ZET Gold 92,8 fm oraz na www.zetgold.pl

16

miasta kobiet

grudzień 2013

Psycholog dziecięcy, hipoterapeuta, doktor nauk humanistycznych w zakresie psychologii, adiunkt w Katedrze Psychologii Klinicznej Instytutu Psychologii Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Od 2003 roku pracuje klinicznie w zespole Akademickiego Centrum Pomocy Psychologicznej, który działa przy Instytucie Psychologii UKW pod kierunkiem prof. dr hab. Małgorzaty Kościelskiej.


miasta kobiet

17

2192313BDBHA grudzień 2013


kobieca perspektywa

Syrenka szoruje podłogę Wskakujemy na rurę i kręcąc się, zjeżdżamy w dół, jak w strażackiej remizie. TEKST: Dominika Kucharska ZDJĘCIA: Tomasz Czachorowski

W

Bydgoszczy otwarto szkołę pole dance. Uczą tańczyć na rurze, nie żartuję. I nie chodzi tylko o przygotowanie do erotycznych pokazów w skąpej bieliźnie, ale o alternatywę dla fitnessu, jogi czy zumby. No i palnęłam w redakcji, że chcę zrobić o tym materiał. Oczywiście dopiero potem naszły mnie wątpliwości. Że nie dam rady, że nie wypada tak wić się na rurze w gazecie... Jak się okazało, nie było odwrotu. - Idź tam koniecznie. Musimy to mieć - usłyszałam. Wystukałam numer podany na stronie internetowej. Odebrała Elwira - szefowa Pracowni Ciała i instruktorka pole dance. W czwartek mam dołączyć do kameralnej grupy dla początkujących. Pytam się, co powinnam wiedzieć, zanim zjawię się na zajęciach. - Zabierz ze sobą ochraniacze na kolana. Najlepiej załóż też długie dresy lub legginsy. Będzie wycisk i będą siniaki odpowiada konkretnie.

PATRZ, TO TU TAŃCZĄ NA RURZE Zjawiam się wieczorem pod siedzibą pracowni. Obawy? Pewnie, że są, ale wszystkie te myśli staram się odrzucić na bok. Jedynie się z siebie pośmieję i tyle. Wchodzę po schodach. Ulicą przechodzi para. Chłopak pokazuje palcem baner i mówi do dziewczyny - Patrz, to tu tańczą na rurze. - No tańczą - odpowiadam pod nosem. Co więcej, ja zaraz też będę tańczyć. Skoro Kinga Rusin czy Ola Kwaśniewska, o szeregu zagranicznych gwiazd nie wspo-

18

miasta kobiet

grudzień 2013

minając, właśnie tak dbają o swoją figurę, to czemu nie spróbować. Od wejścia wita mnie Elwira. Jest niewysoka. Długie czarne włosy, sylwetka sportsmenki, piękny uśmiech. - Wcześniej próbowałam różnych rzeczy. Trenowałam sztuki walki. Potem był fitness, a jakiś czas temu zrobiłam specjalizację na instruktorkę pole dance. O otwarciu szkoły myślałam od dwóch lat. Chciałam, żeby to było coś dla kobiet - opowiada. Patrzę na jej wyrzeźbione ramiona i jeszcze bardziej wątpię w swoje możliwości. Nigdy nie miałam silnych rąk. 20 metrów w rzucie palantówką na wuefie to mój rekord - chyba mocniejsze dowody nie są potrzebne. - Dasz radę. Większość dziewczyn, które tu przychodzą, ma słabe ręce. To kwestia treningu - słyszę na pocieszenie.

ŚCIANA LUSTER, LAS RUR Poza mną na zajęciach są jeszcze dwie młode dziewczyny. Cieszy mnie to. Przynajmniej nie będę się ośmieszać przed tłumem. Jedna z uczestniczek jest instruktorką tańca brzucha, drugiej znudziły się układy fitnessu i chciała spróbować czegoś innego. To, że obie regularnie wylewają z siebie poty, nie podnosi mnie na duchu. Bo co prawda zdarza mi się ćwiczyć, ale karnetu na siłownię nie posiadam. Mimo to obie przekonują mnie, że tańca na rurze dopiero się uczą. Wchodzimy do przestronnej sali. Ściana luster i las srebrnych, błyszczących rur.

Na podłodze porozstawiane są klimatyczne świeczki. Gdzieniegdzie leżą miękkie poduchy. Różowe, tiulowe firany zawieszone w oknach oddzielają nas od ulicznego gwaru. Jest bardzo kobieco. Do tego przyjemna muzyka. Jakkolwiek dziwnie to brzmi - idę wybrać sobie rurę. Zaczynamy od porządnej rozgrzewki. W ruch idą ramiona, barki. Te części ciała dostaną najsilniejsze „kopniaki”. Stoję obok rury i zaczynam się obawiać. Gdy ogląda się profesjonalistki w akcji, taniec na rurze wygląda na coś łatwego, coś, co przychodzi bez najmniejszego wysiłku. Płynne ruchy, seksowne pozy. Dziewczyna wręcz lata. Swobodnie unosi się i zjeżdża na dół. I o taki efekt właśnie chodzi. Dopiero mając rurę przed sobą, uświadamiam sobie jakiej wymaga to krzepy i techniki.

RACZKUJEMY Na początek nauka chodzenia. Moje współćwiczące mają już to opanowane. Ja niestety raczkuję. Zaczynamy od prawej nogi. Jest jedna zasada - rurę musisz mieć pod kolanem. Trzy kroki wokół drążka. Brzmi banalnie, ale wcale tak banalne nie jest. Nogi się plączą, ale po kilku próbach chodzenie odznaczam jako zaliczone. Jestem już spocona. Czuję ból w rękach. Mimo to bawię się doskonale. Przychodzi czas na pierwszy obrót nazywany strażakiem. Wskakujemy na rurę i kręcąc się, zjeżdżamy w dół, jak w strażackiej remizie. Nasza nauczycielka robi to z gracją. Ja jestem spięta, ale nie mam zamiaru się poddać.


2138813BDBHA


kobieca perspektywa Zamiast uwodzicielskiego uśmiechu na mojej twarzy rysuje się sportowe zacięcie. Wskakuję na rurę, przy okazji obijając sobie uda. Kilka prób i idzie mi coraz lepiej. Wreszcie z ust Elwiry pada „pięknie!”. To mnie dopinguje. Czekam na kolejne wyzwanie, jednak gdy widzę, co mam zrobić, to nie wierzę, że dam radę.

TYŁEK WSTAJE PIERWSZY Mowa o baletnicy i syrence. Piękne nazwy. Ich wykonanie też pięknie wygląda z perspektywy osoby stojącej obok. Tylko jak to zrobić? Elwira wyjaśnia mi wszystko krok po kroku. Instrukcje brzmią logicznie, ale zamach jedną nogą, oplecenie rury, wygięcie drugiej nogi i zmysłowy zjazd nie są takie łatwe w praktyce. Okazuje się, że strach ma wielkie oczy. Syrenkę, co prawda trochę tonącą, udaje mi się zrobić za pierwszym razem. To jednak tylko szczęście początkującej, bo kolejne próby nie są już tak udane. Wreszcie zauważam, co robię nie tak. Próbuję, widzę efekty i podoba mi się to coraz bardziej. Żeby taniec na rurze pozostał tańcem na rurze, a nie tylko gimnastyką przy drążku, seksowne ruchy są niezbędne. Opadamy na podłogę, na kolanach odchylamy się do tyłu i potem... szorujemy podłogę. Elwira pokazuje, jak to zrobić. Kładzie się na brzuchu. Unosi nogi do góry, dłonie wędrują po panelach. Na koniec trzeba jeszcze seksownie wstać. Tu pada bardzo ważna uwaga. - Dziewczyny, pamiętajcie, że tyłek wstaje pierwszy. Zasada numer dwa - wstając, biustem delikatnie ocieramy się o rurę. Najpierw jest komicznie. Śmiejemy się, ale obserwując efekty w lustrze, zauważamy, że te nasze wygibasy naprawdę wyglądają dobrze. Wszystkie sekwencje powtarzamy po kilka razy. Czuję się znacznie swobodniej. Okręcanie się na rurze, czyli to, co wcześniej wydawało mi się niemożliwe, teraz wychodzi mi znacznie lepiej. Ćwiczymy od godziny. W międzyczasie trzeba przetrzeć rury, bo spocone dłonie ślizgają się po metalu. Atmosfera jest genialna. Śmiejemy się i razem padamy zmęczone na ziemię, bo taniec wymaga ogromnego wysiłku. Na przedramieniu widzę czerwony odcisk. Oj, będzie siniak. TROCHĘ ZAGUBIONA Kolejna pozycja to krzyżak. Z tym mam największe problemy. Podciągamy się jak najwyżej i łapiemy rurę stopami. Na dole jeszcze małe przetasowanie nóg. Tu się gubię. Elwira podchodzi i prowadzi moje stopy. Mam to! Udaje się. - To co dziewczyny, odkręcamy rury? - pyta instruktorka. Przez chwilę nie wiem, o co chodzi. Elwira przynosi drabinę. Odkręca śruby, które blokują rurę. - Bez blokady kręci się dużo łatwiej. Nie wymaga to aż takiej siły jak ta, którą wkładamy w kręcenie się na rurze, kiedy jest unieruchomiona. Tylko pamiętaj, żeby się zatrzymać - słyszę. Rzeczywiście jest łatwiej i uwaga, jest też znacznie szybciej. Trzeba wiedzieć, kiedy zjechać na dół, żeby nie nabawić się zawrotów głowy. Na koniec ćwiczenia rozciągające. Minimum 15 minut. - Jutro koniecznie zrób kilka pompek przy ścianie - podkreśla instruktorka. Bilans mojej przygody z tańcem na rurze? Spory siniak na przedramieniu, siniaki po wewnętrznej stronie łydki, siniak na prawej stopie, zakwasy i mnóstwo frajdy. Próbowałam różnych zajęć w klubach fitness, ale chyba po żadnych mięśnie nie bolały mnie tak długo. To jednak ten rodzaj bólu, który przynosi satysfakcję. Dziewczyny ostrzegały, że zakwasy pojawią się po dwóch dniach. Ja czułam je już dzień po, dwa dni po, i trzy dni po. Drogie Panie, zapewniam, że każda, która spróbuje, przyzna, że dziewczynom tańczącym na rurze należą się porządne napiwki. To nie jakieś fiu-bździu na rurze, a ciężka, fizyczna praca wymagająca akrobatycznych umiejętności i godzin treningów. Na pożegnanie Elwira opowiada mi o babskich wieczorach organizowanych w pracowni. - Wtedy zakładamy szpilki, kabaretki, odkręcamy rury i kręcimy się do rana...

20

miasta kobiet

grudzień 2013

ZDANIEM EKSPERTA

Agnieszka Ujazdowska Instruktorka tańca na rurze, właścicielka Akademii Pole Dance w Bydgoszczy Obserwujemy obecnie wielki boom na sportową wersję tańca na rurze. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ pole dance jest doskonałą formą wysiłku fizycznego. Kiedy tańczymy intensywnie pracują mięśnie brzucha, pośladków, ramion, pleców. Spalamy dużo kalorii i rozciągamy nasze ciało. Co ważne, tańca na rurze może spróbować każdy. Wiek nie ma znaczenia. Ostatnio oglądałam filmik, na którym pole dance wykonywała 61-letnia pani biorąca udział w mistrzostwach świata, w tej dyscyplinie. Jej umiejętności były imponujące. Zresztą trzeba zaznaczyć, że na rurze tańczą nie tylko kobiety, ale i mężczyźni. Osoba, która wcześniej niczego nie trenowała, taniec na rurze powinna opanować w trakcie miesiąca codziennych ćwiczeń. Natomiast osoby, które regularnie uprawiały jakiś sport, nauczą się tego szybciej. Jasne, że Polsce wciąż pokutuje stereotyp, przez który taniec na rurze kojarzy się przede wszystkim z erotycznymi występami, ale powoli rośnie świadomość, że to także sport. Trwają nawet starania, aby pole dane był jedną z dyscyplin olimpijskich. Trzymam za to kciuki!


2202713BDBHA

2199813BDBHA

miasta kobiet

grudzień 2013

21

1389413TRTHA


tabu

Popsuła się noga i relacje Pani redaktor, tu był kiedyś taki profesor na badaniach i on tak mówił. Że jak zmienili ustrój, to ja, starsza kobieta, jestem z tych wygranych. Niech pani się rozejrzy tu dookoła, też pani tak myśli? TEKST: Lucyna Tataruch ZDJĘCIA: Janusz Milanowski

R

ozglądam się po małym, przytulnie urządzonym pokoju. Na ścianie Matka Boska, w rogu pluszowy miś. Mały stoliczek do kawy przykryty jest zgrabną serwetką, a na niej książka, coś o wojnie i miłości. Czuję się jak u swojej babci. Z jedną różnicą: takich babć w tym miejscu mieszka ponad sto. Każda ma osobny pokój.

22

miasta kobiet

grudzień 2013

- Profesor, który tu był, mówił o wysokich emeryturach i że mogę mieć lepsze życie mówi pani Alicja. - No i co ja mam z tą moją emeryturą? Daję tu większość do ośrodka za pokój i opiekę, reszta zostaje. I tak żyję, sama, choć mam dzieci, wnuki, prawnuki. Tak się poukładało i czyja to wina, moja, syna czy może ustroju? Niczyja, takie jest życie. Oby

pani się lepiej ułożyło, ale to nigdy nie wiadomo, kochana.

MAMO, PRZEPRASZAM Pani Alicja mieszka w bydgoskim Domu Opieki Społecznej „Promień Życia” już prawie 10 lat. Mąż nie żyje, byli razem pół wieku, nigdy się nawet nie pokłócili. Ma dwóch synów, jeden


tabu PEWNIE CHCIELIBYŚMY MIEĆ TAKICH DZIADKÓW, JAK ZAGRANICZNI STARSI TURYŚCI, KTÓRZY PRZETACZAJĄ SIĘ PRZEZ RYNEK UŚMIECHNIĘCI, Z APARATAMI W RĘKACH. ALBO TAKICH, KTÓRZY WAKACJE SPĘDZAJĄ NA EGZOTYCZNYCH WYSPACH W LUKSUSOWYCH KURORTACH.

mieszka za granicą z rodziną, sam już ma dzieci i wnuki. Drugi tu niedaleko, razem z żoną i córką. W dawnym mieszkaniu pani Ali. - Tam nie ma dużo miejsca, trzy izby, wnuczka jest już dorosła, ma swój pokój. I to na czwartym piętrze jest to mieszkanie. Ja bym po tych schodach nie weszła - tłumaczy. Żona syna nie pracuje, prowadzi dom, dawniej zajmowała się córką. Radzi sobie bez niczyjej pomocy. Jeszcze gdy dziewczynka była mała, noga pani Alicji przestała być sprawna i dla synowej był to duży problem. - Popsuła się noga, popsuły się relacje - mówi seniorka. Teraz kobieta jeździ na wózku, czasem wstanie o kuli. Tu jest wygodnie, windy są wszędzie i panie pielęgniarki chętnie pomagają. Ma jedną koleżankę z pokoju obok, czasem na kawie posiedzą, ale ona jest starsza. Jak umrze, to nie wiadomo co będzie, trochę strach tak samemu zostać. Dzieci nie mają czasu tu przyjeżdżać, dużo

pracują. Ich życie tak pędzi, nie można mieć żalu. Panią Alicję czasem jedna rzecz zastanawia. - Pani redaktor, tu był kiedyś taki profesor na badaniach i on tak mówił. Że jak zmienili ustrój to ja, starsza kobieta, jestem z tych wygranych. Niech pani się rozejrzy tu dookoła, też pani tak myśli?

SYN SIĘ ŁAMAŁ - Czasem zdarzają się takie sytuacje, że ktoś się z kimś wiąże i partnerowi zaczyna przeszkadzać matka męża czy żony - opowiada Marek Figiel, dyrektor Domu Pomocy Społecznej „Promień Życia”. - Było u mnie małżeństwo, syn się łamał, miał łzy w oczach, ale ona go pilnowała i nie miał wyboru. Oczekiwał porady, chciał, byśmy podjęli za nich decyzję, ale to niemożliwe. Trzeba samemu się z tym zmierzyć. Ja zawsze powtarzam, że dom opieki to nie jest oaza szczęśliwości. Tak nigdy

PANI HALINA BARDZO CIEPŁO OPOWIADA O SWOJEJ WNUCZCE MAŁGOSI, KTÓREJ ŚLUBNE ZDJĘCIE STOI NA SZAFCE W JEJ POKOJU. DOCZEKAŁA SIĘ TROJGA PRAWNUCZĄT

nie będzie, chyba że ktoś naprawdę właśnie tak sobie zaplanował życie. Syn pani Alicji też był za takim rozwiązaniem. Krótko się naradzali, ona nie protestowała. Teraz rzadko dzwoni do domu, bo nie chce narzucać się synowej. Rok temu na święta syn nie przyjechał. - Pani zobaczy, mam telefon komórkowy, kupili mi kiedyś. Napisał do mnie. „Mamo przepraszam, jedziemy w góry, przyjedziemy po świętach”.

BABCIA ODBIERZE PIOTRUSIA Michał Kaczmarek pracuje z seniorami jako terapeuta. Tłumaczy, że takie historie to wpływ modnego od jakiegoś czasu stylu życia, konsumpcji. To spycha trwałość wielopokoleniowej rodziny na dalszy plan. Bywa tak, że starsi stają się dla nas balastem. Cenimy ich, dopóki mogą zaopiekować się wnukami, pomagają w domu czy dokładają się finansowo. Społeczna instytucja babci trzyma się silnie, temat był podnoszony przy okazji debaty o wieku emerytalnym. Kto zajmie się naszymi dziećmi, kiedy babcia będzie musiała jeszcze pracować? Przecież żłobków i przedszkoli jest ciągle za mało. Opiekunka jest droga. Rozmawiam z młodszą córką pani Elżbiety, seniorki lat 67. - No tak żyjemy, pani to nazywa umową… Tu nikt się na nic nie zmawia, przecież ja mamy do niczego nie zmuszam. Mieszkamy wszyscy razem, każdy coś robi. Mama ma dużo czasu, sama się garnie do pomocy. Ja myślę, że ona też tego potrzebuje, chce czuć się użyteczna. Wszyscy jakoś sobie to życie organizujemy. Gorzej, jeśli babcia już nie daje rady. Wystarczy jedna chwila, by wszyscy zdali sobie z tego sprawę. - To jakoś tak wyszło, że przeze mnie prawie by była tragedia - wyznaje cicho pani Elżbieta. - Mówiłam córce, że ja już się boję, że przecież nie pobiegnę, czasem nie złapię. Wnuczek jest szybki, jak to dziecko. Ale co ona ma zrobić, nie zwolni się z pracy, żeby wziąć go z przedszkola. No to prosi, czy odbiorę Piotrusia. To znaczy teraz już nie, od tego momentu, gdy uciekł mi na ulicę. Teraz to już mi nie dają z nim nigdzie wychodzić. To nie jest w porządku. Serce bym sobie wyjęła dla niego. Złego słowa nie powiedzieli wcześniej, bo nie mieli z kim małego zostawiać. A teraz, to czasem słyszę, że już do niczego się nie nadaję. ZAGRANICZNY TURYSTA Pewnie chcielibyśmy mieć takich dziadków jak zagraniczni starsi turyści, którzy przetaczają się po rynku uśmiechnięci, z aparatami w rękach. Albo takich, którzy wakacje spędzają na egzomiasta kobiet

grudzień 2013

23


tabu

PANI ANNA POKAZUJE ZDJĘCIE Z NIEŻYJĄCYM MĘŻEM ZROBIONE NA BALU MASKOWYM. JEST BARDZO ENERGICZNA I AKTYWNA SPOŁECZNIE. MA TROJE PRAWNUCZĄT. tycznych wyspach w luksusowych kurortach. Tych, co żyją własnym życiem i przesyłają z podróży zabawne MMS-y. Babcie korzystające ze SPA, dobrych zabiegów, ubierające się z klasą i elegancją. Tak widzimy swoje przyszłe życie. Czy oni nie mogą tak żyć już teraz? Pieniądze to jedno, dochodzi jeszcze sam standard opieki, życia i wykluczenie społeczne. Młodzi drwią i narzekają na starych, na ich nieporadność, zagubienie, nieznajomość nowego świata. Babcia z komputerem jest super, ale gdy trzeba ją uczyć od podstaw obsługi klawiatury, zaczyna już irytować. - Wnuczek chciał, żebym grała z nim w gry, ale gdy powiedziałam córce, żeby pokazała mi ten komputer, powiedziała, że i tak nie zrozumiem - skarży się pani Ela. - No to jak nie, to nie. Usłyszałam, że wnuk jest za mały, aby mi tłumaczyć, ja jeszcze mogę coś popsuć. Mnie to jakoś bardzo nie jest potrzebne, choć koleżanki korzystają z Internetu. Namawiają mnie na jakiś kurs. Żeby wyjeżdżać, trzeba się też czuć w miarę dobrze. Pani Ela wzrusza ramionami, gdy mówię o wakacjach. Do sanatorium może by pojechała, ale dalej? Ma znajomą na granicy czeskiej i była u niej dwa lata temu. Pojechała autobusem, miło wspomina. Ale teraz to już pewnie sprawiłoby dużo kłopotu. Sama nie wie, może jeszcze kiedyś. - Jak trochę mi się zdrowie poprawi.

24

miasta kobiet

grudzień 2013

W DOMU OPIEKI JEST WYGODNIEJ, OBOJE CHORUJĄ. CÓRKA I SYN BYLI BARDZO PRZECIWNI. PRZEKONYWALI, ŻE PRZECIEŻ SOBIE PORADZĄ W RODZINIE, TAK WSZYSCY RAZEM. ALE PO CO SIĘ MAJĄ MĘCZYĆ NA KUPIE? TAK PRZEZ 24 GODZINY - Siedzą w przychodni, bo nie mają co robić. Babcie urządzają pikniki u lekarza. Zajmują tylko miejsce - słyszę to bardzo często. - A przecież z wiekiem człowiek czuje się coraz gorzej. Być może trzeba dożyć tych 70 lat, aby to w pełni zrozumieć. To nie jest wymysł seniorów czy sposób na spędzenie poranka - tłumaczy mi pani Ela. Pielęgniarka środowiskowa nie da rady przychodzić tak często jak byłoby wskazane. Zwykle to na dorosłe dzieci spada cała odpowiedzialność za opiekę nad chorym członkiem rodziny. To praca 24 godziny na dobę. - Mamy do czynienia z ogromnym problemem - twierdzi Aleksandra Jachowska, terapeutka z 18-letnim stażem pracy w domach opieki. Pytam ją o przypadki dorosłych dzieci, które oddają swoich rodziców na parę dni do szpitala, gdy przeszkadzają w planach weekendowych. Kłamią, że mama zasłabła. Czy to faktycznie tak jest, że przenosi-

my naszych rodziców jak mebel, który nam wadzi? - Zdarzają się takie sytuacje, pewnie nawet często. Ale nie można powiedzieć, że my, na przykład czterdziestolatkowie, nie dbamy o swoich rodziców. Dbamy, ale wszyscy potrzebują wypoczynku. W naszym układzie pomocowym brakuje takich stowarzyszeń, jakie tu kiedyś działało. Takich miejsc, gdzie można by było na parę dni dać rodzica, niedrogo, ze staranną opieką. Trzeba o tym rozmawiać, społeczeństwo się starzeje, nasi rodzice chorują i nikt nam w tym nie pomaga. Można czasem usłyszeć od zmęczonej kobiety - moja matka tak już mnie denerwuje, wykańcza mnie, ja już nie wytrzymuję, co ja mam zrobić? Ale jeśli ktoś powie to głośno i przy rodzinie, to będą mu to wypominać do końca życia. To też nie jest fair.

GDY MĄŻ BRZYDZI SIĘ MATKI Słowa krytyki w pierwszej kolejności usłyszy wyrodna córka lub synowa, która oddała


tabu

PANI ADELA JEST SAMOTNA. NIE MA ZDJĘĆ BLISKICH OSÓB NA SZAFCE, TYLKO PARY PRAKTYKANTÓW, KTÓRZY KIEDYŚ PRACOWALI W DOMU POMOCY SPOŁECZNEJ. mamę do domu opieki. To głównie problem kobiet, wciąż programowanych społecznie na opiekunki. Do przewijania, podmywania i karmienia, z troską i pełnią miłości. Ciężka praca fizyczna wymaga przełamania pewnych barier psychicznych. - Mój mąż powiedział, że nie będzie dotykał swojej matki - wyznaje mi w poczekalni szpitala kobieta w średnim wieku. - Nie będzie jej przebierał i kąpał. Ja to wszystko robię sama, choć wie pani, nie powinnam tak mówić, ale to nawet nie jest moja matka. Ona się złości i wyzywa, bo też jest jej głupio, że synowa ją dotyka. To jednak nie jest rodzina, taka krew z krwi. Więc zaufanie też inne. Terapeutka zwraca uwagę, że w dalszym ciągu jest to nasz problem kulturowy. - W innych krajach rodziny potrafią iść razem do sauny, na basen, nikt się nie krępuje nagości, to normalna sprawa, bez ekscytacji i wstydu mówi. - W trudniejszych chwilach to pomaga potem zająć się chorą osobą. U nas nadal jest pewna blokada, pielęgnowana już od maleńkości. Trochę się to zmienia, ale pokolenie dzisiejszych seniorów i ich dzieci nadal jest tym obciążone. W pięknym świecie brzydzimy się ciała starszych ludzi, nawet rodziców, których kochamy. Ale to właśnie wtedy przychodzi do głowy ta najważniejsza myśl. Wszystkich nas może to spotkać i ktoś będzie musiał nam pomóc.

JA TAKA NIE JESTEM - Wiem, o czym pani pisze, koleżanki mi wspominały - od progu wita mnie tymi słowami pani Zofia. - Ale ja pani nie będę pasować do tego reportażu. Nie jestem aż tak chora, nie jestem stereotypową babcią. Ja się nigdy nie zajmowałam wnukami i prawnukami. Dzieci radzą sobie same, a ja mam swoje życie. Do ośrodka przyszłam mieszkać z mężem, bo chciałam. I my tu jesteśmy szczęśliwi. Po wszystkim, co przeszłam, nie będzie mi lepiej. Pani Zofia otwarcie opowiada o swoim życiu. Łatwe nie było, pierwszy mąż zgotował jej piekło. Pił, awanturował się, męczył i niszczył. Nie ma co ukrywać, gdy umarł wszystko się zmieniło. Decyzja o drugim ślubie wymagała czasu. A jeśli scenariusz się powtórzy? Zapoznała ich wspólna znajoma, spędzili razem wiele dni i wieczorów. I tak jakoś wyszło. To z nim ma dzieci. Mieli swoje mieszkanie, sprzedali. W domu opieki jest wygodniej, oboje chorują. Córka i syn byli bardzo przeciwni. Przekonywali, że przecież sobie poradzą w rodzinie, tak wszyscy razem. Ale po co się mają męczyć na kupie? Tu jest tak, jakby seniorzy mieli osobne mieszkanie, tylko pod okiem lekarza. - Nie ma już na co narzekać - pani Zofia jest tego pewna. Zeszłą sobotę spędzili u syna, na święta pojadą do córki. Te wspólne chwile są ważne, bo każdy się wtedy jakoś tak bardziej stara.

- Nie mieszkamy razem, więc nie mamy okazji by się na siebie złościć, by mieć siebie dość. Kiedy się spotykamy, zostają tylko te uprzejmości. Pani myśli pewnie, że to takie naciągane. Nie mówię, że z rodziną byłoby mi źle, że byśmy się awanturowali. Ale ja już nie chcę się oglądać na innych. Swoją część życia byłam na łasce i dzieci to wiedzą. Teraz sama decyduję, jestem niezależna. Bywało różnie, ale już nikomu w tym życiu nie dam się zniszczyć. Niektóre imiona na prośbę bohaterek zostały zmienione.

Bohaterki reportażu nie zostały pokazane na fotografiach. Zdjęcia zrobiono w Domu Pomocy Społecznej im. dr. Leona Szumana w Toruniu. Opiekunowie podkreślają, że niemal każdy podopieczny ma częsty kontakt z rodziną. Dziękujemy dyrektorowi dr. Andrzejowi Kobyłeckiemu za możliwość przeprowadzenia sesji fotograficznej. miasta kobiet

grudzień 2013

25


zdrowie

Emocje i ciało Dzisiaj każdy ma problemy w życiu osobistym. Można jednak wygrać ze stresem, jeśli nie samodzielnie, to z pomocą kogoś, kto nam chciałby jej udzielić. Z Renatą Jassowicz*, właścicielka Beauty Essence Oriental Day SPA, rozmawia Jan Oleksy

Doskwiera nam jesienna chandra, może dopada nas stres. Nie chcemy iść do lekarza... Zadajmy sobie pytanie, czy jesteśmy szczęśliwi? Czy dokuczają nam lęki i obawy, czy coś nas wewnątrz „uwiera”?... spróbujmy sami odpowiedzieć. Brak równowagi psychofizycznej czy stres są często następstwem naszych wcześniejszych przeżyć. Emocje będące efektem naszych doświadczeń działają na ciało. Nabyte w niełatwej przeszłości, przekształcają się w związki chemiczne, a te wpływają na nasz stan zdrowia. Jeżeli człowiek nie ma świadomości, że powinien dokonać zmian, to będzie cierpiał i doświadczał wszystkiego tak, jak wcześniej, czyli boleśnie.

U mnie to się sprawdziło. Gdy przed laty byłam w złej formie psychicznej, nie mogłam wytrzymać sama ze sobą, nie czułam swojego ciała, zaczęłam poszukiwać. Studiowałam literaturę: psychologię, rozwój osobowościowy, duchowy, religię chrześcijańską, buddyzm.... Dzisiaj wiem, że przyczyną zachwiania mojej wewnętrznej równowagi był długotrwały stres, a jedynym, co mnie ograniczało w przeciwdziałaniu stresowi, była własna świadomość. Postanowiłam więc zmienić nastawienie. Pomogła literatura. Gdy jednak takie metody nie działają, warto sięgnąć po pomoc psychoterapeuty, który pomoże nazwać problem, a to już jest duży krok w odnalezieniu drogi do uzdrowienia.

Czyli co mamy robić, jeżeli chcemy wygrać ze stresem? Zajrzeć w głąb siebie. Czasem zmienić swoje przekonania. Ja na przykład kiedyś myślałam, że osoba, która przychodzi do gabinetu z problemem nadwagi, jest łasuchem. Dzisiaj postrzegam to inaczej. Wiem, że nadwaga może być sumą ludzkich przeżyć i lęków. Dlatego musimy zająć się całym człowiekiem, a nie tylko tym, co widać na zewnątrz. Niestety, nie zawsze ludzie chcą się otworzyć, podzielić się swoimi problemami, dlatego nawiązując dialog, próbuję znaleźć nić porozumienia. Może to być podobna książka, ten sam film czy muzyka. Okazuje się, że w ten sposób można dowiedzieć się czegoś więcej o problemach, nazwać momenty, w których pojawia się stres, a potem nauczyć się jak z nim żyć nie walcząc samemu ze sobą i z innymi ludźmi.

Co Pani dziś zaleca zestresowanym osobom? Doskonały jest masaż, czyli praca z ciałem z pomocą drugiej osoby połączony z aromaterapią i muzykoterpią. Zapach lawendy łagodzący stres, witalny żeń-szeń dodatkowo pobudza wyobraźnię. Ja rekomenduję masaże w wykonaniu Azjatów, w koncepcji i technice orientalnej. To z filozofii Wschodu wywodzi się teoria harmonii duszy i ciała. Masaż to relaks, a także chwila wyłącznie dla siebie. Najważniejszy jest dotyk drugiego człowieka, uciskanie punktów refleksorycznych, czyli zakończeń nerwowych, które działają na narządy wewnętrzne. Warto spróbować także refleksologii stóp. To mój ulubiony i najbardziej efektywny sposób na chwilowe złe samopoczucie oraz stres.

To, czego nie widać, działa na to, co widać. Trudno jednak postawić diagnozę. Analizę przyczyn należy zacząć od myśli, od doświadczeń, od nazwania swoich lęków i wewnętrznych niepokojów, których doświad-

26

miasta kobiet

grudzień 2013

czyliśmy dawno temu, a które tkwią w podświadomości i wypływają na powierzchnię naszego życia, powodując, że jesteśmy pozbawieni wewnętrznej mocy. Uświadamiają nam, że żyjemy w niedosycie, może nie tyle materialnym, co emocjonalnym. Ludzie mówią: „nic mnie już nie cieszy…”. Można mieć wszystko, co zaspokaja nasze potrzeby egzystencjonalne: pieniądze, dobrą pracę, i niekoniecznie czuć się szczęśliwym człowiekiem. Dzisiaj każdy ma problemy w życiu osobistym. Można jednak wygrać ze stresem, jeśli nie samodzielnie, to z pomocą kogoś, kto nam chciałby jej udzielić. Sama taką pomocą się zajmuję. Polecam sprawdzone pozycje książkowe do przeczytania, które mają niebywałą moc w poszerzaniu naszej świadomości. Wierzę w moc biblioterapii.

*Renata Jassowicz

Zestresowany pozna literaturę psychologiczną i sam dojdzie do odpowiednich wniosków?

mgr inż. technologii żywności, dietetyk, instruktor rekreacji ruchowej, przedsiębiorca, od 6 lat właścicielka BEAUTY ESSENCE Oriental Day SPA w Toruniu

w


Pokonaj stres! Programy redukcji stresu Masaże relaksacyjne Refleksologia

Toruń ul. Most Pauliński 1 lok. 3/4 tel. 56 622 12 22 www.beauty-essence.pl

www.beauty-essence.pl

1375113TRTHA

1374913TRTHA

RTOWAtwu O P A J RAC rować Pańs RESTAU ofe e

a i zakres zczyt z ma zas oje usługi w weselnego sw ęcia ji przyj c a z i n orga ZAPEWNIAMY • salę z parkietem i sceną • piękną dekorację sali i stołów • miłą i profesjonalną obsługę • powitanie chlebem i solą • powitanie lampką szampana • tort weselny • bogate menu

Droga Starotoruńska 5a tel. (56) 654-25-62; fax. (56) 654-25-83 e-mail: walterhotel@gmail.com

OŚRODEK REKREACYJNO-WYPOCZYNKOWY DODATKOWO PROPONUJEMY • profesjonalny zespół muzyczny • poprawiny dnia następnego OFERUJEMY • apartament dla Młodej Pary w naszym hotelu GRATIS! • specjalne ceny za nocleg w hotelu dla Gości weselnych

BAL

SYLWESTR OWY NA P

150

AR

• profesjon aln • bogate m y zespół muzyczny enu • miła obsł ug • atrakcje: a pokaz tańca brz i pokaz sztu cznych ogn ucha i

www.hotel-walter.pl

1365913TRTHA


tabu

RAJ dla wypasaczy Jestem miłośnikiem dziewczyn, które mają trochę więcej ciała. Podobają mi się duże piersi, okrągłe biodra, wydatna pupa i pełna buzia. TEKST: Paulina Błaszkiewicz

W

ydawać by się mogło, że w czasach kultu młodości i szczupłego ciała nie ma miejsca dla kobiet w rozmiarze XXXL. Okazuje się, że to nieprawda. Dotarłyśmy do wielu miłośników obfitych kształtów, którzy doskonale czują się w bliskich relacjach z otyłymi paniami. Rozmawiamy też z psycholożką o niebezpiecznych męskich dewiacjach, które polegają na celowym tuczeniu partnerek. Co nimi kieruje? Na czym polega ten fetysz? Kiedy miłość do chorobliwie otyłej kobiety staje się niebezpieczna?

TOMEK, 37 LAT Przez rok byłem w związku z dziewczyną, która była gruba. Poznaliśmy się na ostatnim roku studiów. Wcześniej nie zwracałem na nią uwagi. Nie miałem też okazji, by ją dostrzec. Ginęła wśród koleżanek w krótkich spódniczkach i butach na wysokim obcasie. Wszystko zmieniło się na jednej imprezie, gdzie przejrzałem na oczy. Zobaczyłem cudowną, wesołą i piekielnie inteligentną kobietę, która miała o wiele więcej zalet, niż te wszystkie lale z roku razem wzięte. Zaczęliśmy się spotykać, a wkrótce zostaliśmy parą. Cieszyłem się, że mam normalną dziewczynę, która nie liczy kalorii, je normalne obiady, nie odmawia słodyczy i nie biega po sklepach z ciuchami w każdy weekend. Niestety, nasza sielanka nie trwała zbyt długo. Wszystko zmieniło się po pamiętnym obiedzie u moich rodziców. Moja matka wypaliła: No, kochana, widzę, że apetyt ci dopisuje, ale deser to sobie odpuść. Tomek jest taki drobny, a Ty taka ładna dziewczyna i tak o siebie nie dbasz. Było mi strasznie wstyd. Widziałem, jak Magdzie jest przykro, ale na nic zdały się moje przeprosiny. Rodzinnych spotkań więcej nie było, a my rozstaliśmy się po kilku miesiącach. Ona nie chciała wierzyć w moje zapewnienia, jak bardzo ją kocham i że nie ma znaczenia, jaki rozmiar nosi. Powiedziała, że do mnie nie pasuje i odchodzi. Usłyszałem też, że to przeze mnie tak wygląda. Jej kompleksy i problem z dodatkowymi kilogramami zniszczyły nasz związek. Więcej nie spotykałem się z takimi kobietami, choć mi się zawsze podobały. Myślę, że to one mają problem, a nie ja. Jeśli dziewczyna jest pewna

28

miasta kobiet

grudzień 2013

siebie i ma poukładane w głowie, to potrafi pewne rzeczy docenić.

KAROL, 28 LAT Jestem miłośnikiem dziewczyn, które mają trochę więcej ciała. Podobają mi się duże piersi, okrągłe biodra, wydatna pupa i pełna buzia. Nie wiem, ile waży moja dziewczyna, ale na pewno więcej ode mnie - około 95 kilogramów. I co z tego, że tyle waży? Jest piękna, bo nie ma kompleksów. Lubi bluzki z głębokim dekoltem, spódniczki mini i buty na wysokim obcasie. Ma jeszcze jeden wielki atut - brak pruderii. Nigdy nie miałem w łóżku tak otwartej dziewczyny. Moje poprzednie partnerki były sztywne, znudzone życiem i niechętne do jakiejkolwiek aktywności, a dla faceta dziewczyna, która w łóżku leży jak kłoda, nie jest żadną atrakcją, tak samo jak ta, której figura przypomina wychudzonego chłopca z Etiopii. Agnieszka jest moim ideałem kobiety. Poza tym, że ma piękne ciało, do którego można się przytulić bez obaw, że natkniesz się na żebra, jest też świetnym kumplem, z którym można wypić piwo i spotkać się ze znajomymi. Coś w tym jest, że grubsze osoby są o wiele bardziej sympatyczne niż te chude. Może dlatego, że nie są na wiecznej diecie i nie chodzą głodne, a człowiek głodny to człowiek zły. Nie ma z czego się śmiać. Spotykałem się kiedyś z dziewczyną, która żywiła się marchewkami i jabłkami. Kebab, frytki,słodycze, chipsy i alkohol odpadały. Do dziś tego nie rozumiem. Jak można odmawiać sobie jednej z największych przyjemności w życiu, jaką jest jedzenie? Moja partnerka, którą nazywam pieszczotliwie „Kruszynką” , uwielbia gotować i celebrować wspólne posiłki. ANDRZEJ, 42 LATA Moja żona nigdy nie należała do najszczuplejszych kobiet, a po dwóch ciążach i kilkunastu latach małżeństwa znacznie przybrała na wadze. Domowe obiadki, dojadanie po dzieciach i brak czasu na sport zrobiły swoje. Nie nazwałbym siebie wypasaczem, bo co to właściwie znaczy? Ja nie dokarmiam własnej żony, ale nie zamykam też lodówki na klucz. To trochę chore, że żyjemy w świecie, gdzie wszystko musi mieć swoją nazwę. Czy to, że ożeniłem się z kobietą, która nie miała figury modelki i trochę przytyła

oznacza, że jestem miłośnikiem otyłości? Oczywiście, że nie. W związkach też nie o to chodzi. Jeśli z kimś jesteś, to wygląd po pewnym czasie przestaje mieć znaczenie. Zaczynasz doceniać to, że ktoś obok Ciebie jest i możesz z nim pogadać, że masz wyprasowaną koszulę, masz z kim wypić poranną kawę. Ja tak samo jak inni mężczyźni też jestem wzrokowcem i zdarza mi się obejrzeć na ulicy za ładną, zgrabną dziewczyną, ale to nie jest wyznacznik kobiecości. Dla mnie kobiecość to błysk w oku, piękny uśmiech i pełne kształty, a to, że jest ich nieco więcej, nie ma znaczenia.

SYNDROM KATA I OFIARY Kobiety z zaburzeniami odżywiania, a do takich możemy zaliczyć panie z nadwagą, są bardziej podatne na wpływ innych ludzi. Często są w stanie robić wiele, by utrzymać przy sobie partnera. Nawet kosztem własnego zdrowia. O tym doskonale wiedzą feedersi, inaczej wypasacze - prawdziwi amatorzy puszystych bioder. Są inni od przytoczonych wyżej niewinnych przykładów. Ich zamiłowanie to choroba. Prawdziwy feeders nigdy nie zwróci uwagi na szczupłą kobietę, jak w przypadku pana, którego żona przytyła w trakcie trwania małżeństwa. Będzie szukał tylko kobiety z nadwagą, która nie mieści się w granicach normy, po to, by mieć nad nią pełną kontrolę. Kobiety, które tkwią w związkach z dokarmiaczami są na nich skazane, ponieważ często nie są w stanie wykonywać najprostszych czynności, takich jak np. mycie, obcinanie paznokci czy wiązanie butów. Tusza im na to nie pozwala. - Pewnej siebie kobiety nie da się przerobić, a dziewczynę z kompleksami już tak - mówi Monika Bronisz, psycholożka. - Kobieta wchodząc w relacje z feedersem, bardzo często jest nieświadoma problemu partnera. To pewien rodzaj uzależnienia, który śmiało możemy porównać z domową przemocą. Szereg czynników sprawia, że stajemy się własnością drugiego człowieka, a na tym najbardziej zależy feedersom. To nie miłośnicy obfitych pań, lecz dewianci, którzy przejmują władzę nad kobietami. WIELKIE BRZUCHY Dla prawdziwych feedersów otyłość to fetysz. Uwielbiają wielkie brzuchy, galaretowate


tabu Nigdy nie miałem w łóżku tak otwartej dziewczyny. Moje poprzednie partnerki były sztywne, znudzone życiem i niechętne do jakiejkolwiek aktywności. KAROL, 28 LAT

ramiona, cellulit, ogromne piersi. Psycholożka zdrowia - Monika Bronisz zna takie przykłady. Uważa, że upodobania mężczyzn to kwestia dyskusyjna. Nie każdy rozkochany w nadmiarze jest dewiantem, jednak przykładów chorobliwych pasji można zaobserwować coraz więcej. - Ciężko porównywać lubiących nadwagę do fetyszystów rozkochanych w fałdach tłuszczu. Jeżeli ktoś świadomie dąży do tego, żeby utuczyć swoją partnerkę do wagi, która jest dla niej szkodliwa, coś jest nie tak. Mamy do czynienia z niezdrową dominacją. Otyłość, która charakteryzuje partnerki feedersów, jest ogromna i stanowi zagrożenie dla życia.

INTERNET RAJEM DLA WYPASACZY To właśnie tu mężczyźni szukają swoich ofiar. W realnym świecie bardzo często ukrywają swoje upodobania, ponieważ nie są one akceptowane przez społeczeństwo. W trakcie wirtualnych spotkań zachwycają się grubymi kobietami, by zdobyć ich zaufanie. Wystarczy stworzyć odpowiednie warunki, by feeders upolował swoją ofiarę. To doskonali manipulanci, którzy doskonale wiedzą, w jaki punkt mają uderzyć. Znają też psychikę samotnych i niedowartościowanych kobiet. To trudna sytuacja, ponieważ spotykają się dwie osoby, którym wydaje się, że doskonale do siebie pasują. On kocha monstrualne ciało, marzy o tym, by je pielęgnować, a ona jest spragniona miłości i akceptacji ze strony drugiej osoby. Nie da się wytłumaczyć takiej kobiecie, że to jest chore, ponieważ ona sama musi to dostrzec. - Kobiety potrzebują bodźca do tego, żeby zacząć terapię. Często są przekonane, że bez drugiej osoby nie są w stanie istnieć, zwłaszcza, że ciągle słyszą zapewnienie, jak są wspaniałe i kochane. Nie ma znaczenia, że w tej miłości zatracają siebie - wyjaśnia Monika Bronisz. Przykłady problemów chorobliwie otyłych kobiet można znaleźć też w literaturze. Książka Lori Lansens „Opowieść żony” to historia 43-letniej Mary, której całe życie kręci się wokół ciała. Mary sama o sobie mówi, że jest tłustym potworem, który żyje sam ze sobą. Przełom następuje w momencie, kiedy w przeddzień 25-lecia małżeństwa zostawia ją mąż. Bohaterka przechodzi prawdziwą metamorfozę. Dowiaduje się, czego tak naprawdę chce i kim tak naprawdę jest. Po drodze gubi kilogramy, które zniszczyły jej życie, i postanawia zacząć wszystko jeszcze raz.

miasta kobiet

grudzień 2013

29


wizerunek

ZRELAKSUJ SKÓRĘ przed balem

Na dobę przed zabawą warto zrobić sobie maseczkę z alg. Nawilżona w ten sposób cera lepiej trzyma makijaż. TEKST: Janusz Milanowski

C

zas zacząć sylwestrowe upiększanie. Ponad miesiąc wystarczy na to, żeby skóra wygoiła się po zabiegach głębokiej rewitalizacji. Na rynku jest mnóstwo specyfików, ale tylko fachowiec wie, który z nich jest odpowiedni dla danej skóry. Źle dobrany preparat może dać efekt odwrotny od pożądanego.

PEELING CHEMICZNY Taki zabieg złuszcza nadmiar zrogowaciałego naskórka, przywracając gładkość, spłycając zmarszczki i obkurczając pory. - Warto go połączyć z mezoterapią - zaleca Katarzyna Łukowska, właścicielka bydgoskiego Centrum Kosmetologii Medycznej i Medycyny Estetycznej „Skin Expert”. - Jest to rewitalizacja na poziomie skóry właściwej. Dzięki temu zabiegowi dostarczamy jej witaminy, sole mineralne, mikroelementy i kwas hialuronowy. Zabieg wykonywany jest w znieczuleniu miejscowym i wymaga od kilkudziesięciu do kilkuset iniekcji na twarzy, czasami także na szyi i dekoltu. To zabieg idealny dla skóry pozbawionej elastyczności i gęstości. Ponadto poprawia mikrokrążenie, zatem jest wskazany także dla osób palących. Skóra potrzebuje miesiąc, żeby ulec całkowitej przebudowie. Dlatego takie zabiegi należy przeprowadzać minimum trzy tygodnie przed wielkim wyjściem. Na tydzień przed balem należy już stosować tylko lifting i nawilżanie. - A przede wszystkim relaksować skórę. Można zdecydować się na masaż, albo na algi - zaleca Katarzyna Łukowska. SKÓRA CHCE ODDYCHAĆ W dniu imprezy zastosujmy tylko lekki krem nawilżający skórę. Kilka godzin „przed” nale-

30

miasta kobiet

grudzień 2013

ży zająć się już tylko makijażem. Nie jest już modny ciężki, teatralny make-up. Lepiej wybrać świeży, lekki makijaż, pamiętając o zasadzie, że podkreślamy mocniej oczy albo usta. Po około 20 minutach od jego wykonania, skóra zaczyna wytwarzać naturalne sebum (tłuszcz), który po połączeniu się z silikonem z podkładu, prędzej czy później sprawi, że nasza skóra przestanie „oddychać”. Efekt: nieświeży wygląd.

ZDROWE MINERAŁY Jeśli chcecie zachować świeżość i wdzięk do rana, malując twarz wybierzcie lekkość angielskiego romantyzmu i kosmetyki mineralne, a nie z dodatkiem minerałów. Pozbawione chemii, są zdrowe dla skóry. Taki makijaż można też poprawić, gdyż naturalne sebum skóry wchłania minerały, a nie rozpuszcza. Poza tym skóra „oddycha”, a makijaż cały czas wygląda naturalnie. Ważne: na dobę przed zabawą warto zrobić sobie maseczkę z alg. Nawilżona w ten sposób skóra lepiej trzyma makijaż. MIT DOMOWYCH SPOSOBÓW Według naszego ekspertki, „babcine sposoby” polegające na robieniu maseczek z warzyw i owoców, sprawdzały się w babcinych czasach, kiedy zrywano je z przydomowych ogródków. Obecnie, „dary natury” są zbyt nasycone chemią, więc nie dają żadnego efektu. Zresztą, gabinety specjalistów pełne są preparatów naturalnych i nie trzeba już przebierać w marchewkach na targu. - Jedyne co ja praktykuję osobiście, to okłady z saszetek z czarną herbatą na zmęczone oczy - przyznaje Katarzyna Łukowska. Z „kosmetyków domowych” można stosować olej arganowy oraz oliwę z oliwek do wcierania w ciało.

Czego NIE ROBIĆ przed sylwestrem? ! Unikać drastycznych

głodówek. Dieta odwadnia skórę. W efekcie wygląda się starzej. Zamiast kawy, pijmy zieloną herbatę, która przyśpiesza metabolizm. W perspektywie wielu godzin teina pobudza lepiej niż kofeina.

! Nie korzystać z solarium. Nieprawdą jest, że kilka wizyt w roku przed sylwestrem nic nie szkodzi. Skóra przeżywa szok, silnie się przesusza, powstają przebarwienia i rozszerzają się pory. Pamiętajmy też, że w modzie jest naturalność! Dla miłośniczek śniadej skóry lepsza opcja niż solarium to samoopalacz w sprayu.

! W dniu imprezy nie

wykonywać zabiegów głębokiej rewitalizacji, a także nie wyciskać pryszczy! Lepiej je zatuszować je podkładem.


Oferta specjalna dla kobiet „po czterdziestce”. To właśnie dla Ciebie stworzyliśmy niesamowity program metamorfozy

„Efekt Motyla”

2180313BDBHA

PRZED

PO

* czas realizacji metamorfoz -2 miesiące

Jeśli pragniesz : • całkowitej zmiany wizerunku „bez skalpela” i bez bólu. • znów uwierzyć w siłę swej kobiecości, • oczarować mężczyznę, którego masz na oku, • wzbudzić podziw koleżanek i wyglądać o niebo lepiej od nich, • poczuć powiew świeżości w swoim związku, • usłyszeć, że odmłodniałaś, • zobaczyć i poczuć jak pięknie jest mieć 10 lat mniej, • wyglądać pięknie w każdej sytuacji, To program metamorfoz Efekt motyla jest właśnie dla Ciebie! Zgłoś się na metamorfozę i skorzystaj z możliwości zmiany swojego wizerunku, a być może nawet i życia! Przeżyj fantastyczną przygodę pod okiem najlepszych

profesjonalistów, ciesz się na nowo swoją urodą i odzyskanym pięknem. Wejdź na stronę www.feminarium. com/metamorfoza i zobacz jak inne kobiety odmieniły siebie cieszą się nieodpartym urokiem na nowo. Teraz możesz przeżyć swoją metamorfozę o wartości 5000–7000 zł zupełnie za darmo: zgłoś się jako uczestniczka i prześlij swoje zdjęcia na biuro@feminarium.com Ze względu na czas, jaki poświęcamy każdej uczestniczce aby osiągnęła maksymalny efekt przemiany, dokonujemy jednej darmowej metamorfozy raz na 2 – mce. Nie czekaj aż ktoś zajmie Twoje miejsce i zgłoś się już teraz: dzwoń na nr tel. 56 621 06 88. Sprawdź nasz regulamin metamorfoz na www.feminarium.com/metamorfoza

56/621-06-88 Przeżyj niesamowitą odmianę wizerunku!!!

Informacje pod numerem

2201413BDBHA

Salon l Urody d Feminarium i i Dom Zdrowia • Toruń, Szosa Chełmińska 84/86 tel 56 621 06 88

www.feminarium.com

1370613TRTHA


fot. Herman Chow › www.hermanchowfashion.net

jej pasja

32

› Efekt sesji dla Vogue. Na zdjęciu Agnieszka Waliszewska. miasta kobiet

grudzień 2013


fot. Herman Chow › www.hermanchowfashion.net

jej pasja

Kate jest tylko jedna Świat modelingu jest pełen pokus. Modelka nie może być głupiutka. Musi znać swoją wartość. Z Agnieszką Waliszewską* - modelką, rozmawia Dominika Kucharska Twoje portfolio jest dość grube. Które jego strony są dla Ciebie najcenniejsze? Na pewno te, które powstały w trakcie wyjazdów do Paryża. To miasto oznacza prestiż. Jednocześnie jest to wymagające miejsce dla ludzi związanych z modą. Miałam szczęście, bo mimo że mierzę tylko 172 cm wzrostu, miałam okazję pracować ze świetnymi projektantami, takimi jak chociażby Alber Elbaz z domu mody Lanvin. Inny sukces to udział w kampanii kosmetyków do włosów marki Jovial. Sesje odbywały się w Chinach. Jak zapytam o Twoje początki w modelingu, to usłyszę historię o tym, że ktoś z agencji zachwycił się Tobą na lotnisku czy na karaibskiej plaży? Aż tak oryginalna nie będę. Miałam 18 lat. Bycie modelką kojarzyło mi się z czymś wyjątkowym. Kuzyn wysłał moje zgłoszenie do agencji modelek. Po jakimś czasie zostałam zaproszona na spotkanie. Spisali moje wymiary, zrobili mi kilka zdjęć twarzy i całej sylwetki. Potem przyszedł czas na pytania, dlaczego chcę być modelką, co robię, gdzie się uczę. Po tych rozmowach czekałam na werdykt. Odpowiedź była pozytywna - podpisałam kontrakt. Czyli kuzyn przejął inicjatywę. Wcale mu się nie dziwię. W końcu nie każda dziewczyna wygląda jak Kate Moss, a patrząc na Ciebie widzę młodszą wersję Kate mówiącą po polsku. Nie będę udawać, że słyszę to po raz pierwszy (śmiech), ale Kate jest tylko jedna. Co było potem? Zaczęło się budowanie portfolio, a po maturze czekał mnie pierwszy wyjazd do Mediolanu. Czyli od samego startu poprzeczka wisiała wysoko. Można tak powiedzieć. To był mój pierwszy samotny wyjazd za granicę. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że się nie bałam. Całe szczęście ciekawość i podekscytowanie były silniejsze niż strach. Pamiętam jak dotarłam do mieszkania agencyjnego. Wykręciłam numer do mamy, patrzyłam przez okno i powiedziałam jej: „wiem, że jestem tak daleko, ale w ogóle tego nie czuję”. Mama każdy mój wyjazd przeżywała bardziej niż ja. A sam Mediolan? To piękne miasto z ciekawą architekturą, ale moim faworytem i tak pozostaje Paryż.

Nie czułaś odległości, ale trudno mi uwierzyć, że z niczym nie było problemów? Moim największym problemem była bariera językowa. Wtedy nie potrafiłam jeszcze płynnie mówić po angielsku. Stresowałam się. Do tego dochodziło mnóstwo castingów, więc biegałam po tym Mediolanie z mapą w ręku i portfolio pod pachą. A co z konkurencją? W takich miastach jak Mediolan, dziewczyn marzących o karierze modelek jest mnóstwo. Czuło się, że to wyścig? Takich dziewczyn było, jest i zawsze będzie dużo. Pamiętam, że najbardziej irytujące były castingi, kiedy w kolejce przede mną stało przeszło 100 kandydatek. Kiedy odczekało się swoje i wreszcie stanęło się przed klientem, to ten potrafił w przeciągu jednej minuty przejrzeć twoje portfolio i wyrzucić z siebie krótkie „dziękujemy za przyjście”. Jeśli chodzi o wyścig, to nigdy osobiście nie doświadczyłam chorej konkurencji. Oczywiście, że ma się świadomość rywalizacji, ale okazywanie tego zależy od charakteru każdej modelki z osobna. Jeśli wyjeżdża się na kontrakt za granicę, to celem jest zdobycie jak największej liczby zleceń. Trzeba się postarać, żeby wypaść dobrze. Kompletną bzdurą jest przekonanie, że w tej branży liczy się tylko to, żeby ładnie wyglądać, w powszechnym tego słowa rozumieniu. Typów urody jest mnóstwo. Każdy klient szuka czegoś innego. Dużo mówi się o tym, że polskie modelki są bardzo doceniane. Tak, trzeba to przyznać. Może świat mody w Polsce nie jest tak rozwinięty, jak za granicą, ale mamy wiele top modelek, z których możemy być dumni. Dla mnie idealnym przykładem jest Małgosia Bela. Wciąż widujemy ją w kampaniach najlepszych projektantów i topowych firm, a nie jest już nastolatką. No właśnie. Praca w tym zawodzie nie trwa do 67 roku życia, chociaż zapewne są wyjątki. Jak myślisz, jak długo uda Ci się jeszcze być modelką? W końcu masz „już” 26 lat. To zależy od wielu czynników. Od tego jak wyglądasz. Jak długo wyglądasz młodo... Dużą rolę odgrywa też wytrwałość. Modeling przez wiele lat był ważną częścią mojego życia, świetną przygodą. Obecnie nie jestem związana z agencją kontraktem, ale zlecenia

wciąż się pojawiają. To jak taka praca dorywcza. Będę zajmować się modelingiem tak długo, jak będzie to możliwe. Cały czas czerpię z tego satysfakcję. Nie biegam jednak po castingach codziennie, choć tu w Londynie jest ich sporo. Satysfakcja to jedno, ale bycie modelką to ciężka, wyczerpująca praca. Możliwe jest, aby przez kilkanaście godzin wyglądać doskonale? Przy odpowiedniej pomocy tak. Modeling to harówka, dlatego do sesji i pokazów zatrudnia się cały sztab makijażystów, fryzjerów i stylistów, którzy przez cały czas dbają, aby przypudrować nos, nałożyć pomadkę, poprawić fryzurę. Poza tym w pracy modelki często dni upływają na czekaniu. To sprawia, że jest się jeszcze bardziej zmęczoną. A jak makijaż i fryzura nie wystarczą, to zawsze jest Photoshop...? W przypadku zdjęć retusz był zawsze. Aparat widzi inaczej niż oko. Jestem zdania, że przygotowując sesję modową można upiększyć to czy tamto. Moje zdjęcia też podlegają retuszowi. Nieraz ingerencja grafików jest mniejsza, nieraz większa - w zależności od konceptu. Ważne, żeby nie przesadzać. Najgorszym retuszem jest ingerencja w rysy twarzy albo zmiana koloru czy kształtu oczu. Miałam dwa takie przypadki. W jednym z nich agencja stwierdziła, że tego zdjęcia nie wykorzystam nawet w portfolio, bo na nim nie wyglądam jak ja. W drugim przypadku było widać dużo ratuszowej pracy, ale według mnie to były dobre zdjęcia. Zdarzało się też, że moja mama albo brat byli przekonani, że widzą mnie na zdjęciu, a okazywało się, że to zupełnie inna modelka (śmiech). Do tego wizerunkowego sztabu i ekipy grafików dochodzi ścisła dieta. Słyszałam o strasznych patentach modelek, które zamiast jedzenia połykały wacik namoczony w herbacie. Też o tym słyszałam, ale tylko i wyłącznie z mediów. Nigdy na własne oczy nie widziałam, żeby któraś z modelek to robiła. Sama nigdy nie byłam na restrykcyjnej diecie. Zdarzyło mi się jednak usłyszeć, że powinnam gdzieniegdzie zrzucić trochę ciała. Mieszkałam z modelkami, które musiały uważać na to, co jedzą, ale to dlatego, że miały skłonności miasta kobiet

grudzień 2013

33


jej pasja zależało. Pomagali mi w tym znajomi, przyjaciele ze studiów. Muszę zaznaczyć, że nie wszystkie moje wyjazdy odbywały się w toku studiów. Sporą część czasu spędziłam w Polsce, aby to wszystko ukończyć. Przez studiowanie obok nosa przeszło mi kilka interesujących projektów, ale nie żałuję swojej decyzji. Modeling jest częścią mojego życia, którą traktuję jako przygodę. Nieraz trzeba być gotowym coś poświęcić, żeby móc zrealizować swoje postanowienia.

Podróżując tak dużo, pewnie trudno się z kimś związać? Nie można mieć wszystkiego, a jak się jest młodym, to chce się tego wszystkiego spróbować. Zwłaszcza, jeśli ma się na to szansę. Ciężko jest utrzymać związek na odległość. Teraz wiem jednak, że nie można oczekiwać kompromisów tylko z jednej strony. Z utrzymaniem związku na odległość może być trudno, ale domyślam się, że ukończenie studiów w Polsce też nie było łatwą sprawą. Po maturze miałam rok przerwy. Nie było łatwo, ale starałam się, bo bardzo mi na tym

34

miasta kobiet

grudzień 2013

› sesja paryska

Ile czasu spędziłaś w Chinach? Siedem miesięcy. Pobyt w Chinach i w Paryżu zaliczam do najlepszych, najpiękniejszych czasów. Wywiozłam stamtąd garść wspaniałych wspomnień i doświadczeń. Z ludźmi, z którymi tam się zaprzyjaźniłam utrzymuję kontakt do dziś. To plusy podróży modelingowych, ale są też minusy. Zawsze, wyjeżdżając gdzieś trzeba mieć świadomość, że kiedyś trzeba będzie opuścić to miejsce. Zawsze przyjdzie czas pożegnania. Najciężej było mi się rozstać z Ukrainką Galą, z którą mieszkałam w Pekinie i Szanghaju i Ashokiem - australijskim modelem, który był moim kompanem na pierwszym wyjeździe do Chin w 2008 roku.

fot. Sylwia Szyplik

Agencja, z którą wiąże cię kontrakt wyznacza zasady? Istnieją zapisy o tym, ile możesz ważyć, kiedy możesz obciąć włosy itp.? Agencja nie wyznacza twojej wagi. Ta powinna być odpowiednia do wzrostu. Trzeba po prostu wyglądać proporcjonalnie i zgrabnie. Co innego, jeśli chodzi o włosy. W tym wypadku trzeba konsultować każdą zmianę. Agencja może, na przykład zabronić ci farbować włosy lub nie zgodzić się na ścięcie. Działa to też w drugą stronę, czyli możesz usłyszeć, że jutro będziesz miała zupełnie inną fryzurę. Ja pierwszy raz pofarbowałam włosy w Chinach, bo wymagała tego właśnie praca. Zgodziłam się na pasemka do kampanii produktów salonu fryzjerskiego. Oczywiście, zrobiłam to po ówczesnym przedyskutowaniu tego z agencją. Kiedyś do sesji ścięto mi też grzywkę, ale to nie była jakaś drastyczna zmiana. Natomiast, jeśli ktoś zaproponowałby mi ścięcie włosów na krótko, a często pojawiają się takie propozycje do sesji fryzur, nie zgodziłabym się.

› sesja paryska

do tycia. To, że modelka musi dbać o swoją figurę jest czymś normalnym. Taka praca. Myślę, że każdy zawód wymaga poświeceń. Ważne jednak, aby umieć znaleźć złoty środek. Zresztą, pracując jako modelka, schudnąć nie jest tak trudno. Castingi, ciągłe bycie w ruchu. Gdy wyjechałam na kontrakt do Paryża odżywiałam się całkowicie normalnie, a mimo to traciłam na wadze właśnie z powodu tej codziennej bieganiny. W agencji usłyszałam, że taka zmiana wcale nie jest im na rękę, więc musiałam postarać się odzyskać dawną wagę.

Niektórzy rodzice boją się puszczać córki na castingi, bo nie dość, że dziecko porzuci szkołę, to funkcjonuje wyobrażenie, że po szczeblach kariery w modelingu można się wspiąć tylko przez łóżko. Jest się czego bać? Kolejny raz powiem, że takie historie docierają do mnie tylko z mediów. Sama nie obserwowałam takiego zjawiska. Jeśli chodzi o rodziców, to normalne, że się martwią, skoro ten świat przedstawia im się w takim świetle. Wiadomo, że każdy przypadek jest indywidualny i wiadomo, że istnieją różne zagrożenia. Świat modelingu jest pełen pokus, dlatego modelka nie może być głupiutka. Wydaje mi się, że jak dziewczyna jest mądra, to zna swoją wartość. Sukces osiąga się ciężką pracą, interesowaniem się tym biznesem i zgłębianiem tego jak działa ten modowy organizm. Teraz przyszedł czas na Londyn? Do Londynu wyjechałam w 2011, żeby się uczyć. Miałam tam spędzić rok, a zostałam do dziś. Lubię to miasto. Czuję, że mnie trochę pochłonęło. Tutaj nadal mogę kontynuować modeling. Poza tym pracuję w butiku z ubraniami. Lubię tutejszą mieszankę kulturową. Mi się to podoba. Tęsknię jednak za domem. Jak tylko mam wolne, zawsze kupuję bilet do Polski, żeby spędzić w domu chociaż kilka dni. A marzenia? Zawsze chciałam być stewardessą (śmiech). Jeśli chodzi o modę, to jak większość modelek odpowiem, że marzyła mi się sesja w magazynie„Vogue”. Teraz już o tym tyle nie myślę, chociaż oczywiście świetnie by było otrzymać taką propozycję. Na razie jedno z moich zdjęć trafiło do włoskiego serwisu internetowego „Vogue’a”.

*Agnieszka Waliszewska rocznik 1987. Pochodzi z Nakła nad Notecią. Pierwszy kontrakt z agencją mody podpisała, gdy miała 18 lat. Studiowała na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy.


Dotyk luksusu Jesień z marką PAESE w drogerii „Natura” na toruńskiej Skarpie W propozycjach makijażu na sezon jesienno-zimowy już nie ma mowy o make-up no make-up. Zgodnie z najnowszym trendem ma być wyraziście. Duży wybór kosmetyków to ułatwienie, ale w liczbie dostępnych marek, rozmaitych produktów i nowości można się pogubić. Na pewno fachowe doradztwo personelu, czy też specjalne pokazy makijażu pomagają klientkom w dokonaniu wyboru. Wszystko to zapewnia magiczne miejsce, jakim jest drogeria „Natura” w pawilonie „Maciej” Na Skarpie (wejście od strony targowiska).

28,99

22,99

Z olejkiem tamanu Dziś każda kobieta może poczuć na swojej skórze dotyk luksusu. Firmy kosmetyczne sięgają po prawdziwe skarby. Jedną z nich jest marka PAESE. PAESE to marka, która szczególnie dba o wysoką jakość kosmetyków. Wszystkie produkty zawierają kompleksy witamin, naturalne glinki wydobywane w basenie Morza Śródziemnego, olejek tamanu i olejek arganowy, który zdobył uznanie we współczesnej medycynie i kosmetologii dzięki swoim właściwościom pielęgnacyjnym i odmładzającym.

Puder ryżowy PAESE to polska marka kosmetyków kolorowych, obecna na ryku od wielu lat. W jej asortymencie znajduje się cała gama podkładów, pudrów, cieni, pomadek z olejem arganowym etc. Tusze do rzęs PAESE to seria najwyższej jakości maskar do zadań specjalnych. Produktem, który doceniły klientki w całej Polsce jest puder ryżowy. Niezastąpiony produkt kosmetyki profesjonalnej, wykorzystywany przez wizażystów podczas sesji zdjęciowych i pokazów mody. W drogerii „Natura” w pawilonie „Maciej” Na Skarpie dostępny jest również puder bambusowy, który stanowi roślinną alternatywę dla pudrów mineralnych. Zapraszamy na zakupy tej marki i pokazy makijażu (najbliższy 6 grudnia w godz. 12.00-17.00 w drogerii „Natura”). Dla klientek spoza osiedla „Na Skarpie” pokaz makijażu kosmetyków Paese odbędzie się w czwartek 05.12.2013 w Drogerii Jasmin przy ulicy Mickiewicza 79.

Cała gama Oprócz marki PAESE znajdziecie Państwo produkty do makijażu i pielęgnacji firm Astor, w dniach 2.12 do 07.12.2013 wszystkie podkłady marki Astor minus 30%, Rimmel, LOREAL, Maybelline, Gosh itp. Jesteśmy partnerskim sklepem firmy Dermika. Zapraszamy więc na bogatą ofertę zestawów świątecznych tej firmy. Dla naszych stałych klientów posiadamy karty lojalnościowe Primo Partner. Przemiłe konsultantki udzielają fachowej porady. Bogaty asortyment, konkurencyjne ceny, promocje, wszystko to znajdziecie Państwo w drogerii Natura w pawilonie „Maciej” Na Skarpie.

poniedziałek-piątek 9-18; sobota 9-14

Zestaw Gosh

balsam do ciała +deo gratis

39,99

28,99

28,99

22,99 Zestaw Loreal

tusz do rzęs Volume Million Lashes + kreskówka do oczu w super cenie

43,99

1388813TRTHA

Zapraszamy i życzymy udanych zakupów

Astor

tusz do rzęs BIG&Beautiful + kreskówka w płynie do oczu gratis


kontrowersje

BUTY

w rozmiarze 44 Nasz wysiłek jest taki sam jak wysiłek mężczyzn. To, że część z nich szybciej biega, nie wynika przecież z tego, że oni się bardziej starają. TEKST: Lucyna Tataruch ZDJĘCIA: Jacek Smarz

C

zy kobieta jest w stanie pokonać maratoński dystans? Przez długi czas nikt w to nie wierzył. Dopiero trzydzieści lat temu bieg kobiet został uznany za dyscyplinę olimpijską. Wcześniej starania maratonek lekceważono, choć w biegach ulicznych pokazywały, na co je stać. Współcześnie nie muszą już nikogo prosić o zgodę na udział w zawodach, lecz za swoje wyniki bywają nagradzane gorzej niż biegający koledzy. Dyskryminacja - twierdzą maratonki. - Naturalna kolej rzeczy - usprawiedliwiają się organizatorzy. - Kobiet startuje mniej, mało która dorówna mężczyźnie, ale czy to znaczy, że kobiety powinny być dyskryminowane? - pyta Krystyna Kuta, bydgoszczanka, dwukrotna mistrzyni Polski.

BIEG DLA KRÓLOWEJ Medalistka trenuje od 19. roku życia. Do dziś aktywnie bierze udział w maratonach i biegach długodystansowych. Mistrzostwo Polski zdobyła w 1990 i 2006 roku. Ma dwie córki, starsza poszła w jej ślady. Razem jeżdżą na zawody, choć biegają w innych kategoriach wiekowych. - Kobiety w biegach długodystansowych ścigają się zarówno między sobą, jak i z mężczyznami w kategoriach open - mówi maratonka. - Ale nie zawsze tak było. Zanim przetarły dla siebie maratoński szlak, przez długi czas nie traktowano ich w tej dyscyplinie poważnie. Tradycyjny dystans maratończyka od początku wynosił około 40 km. U progu XX wieku na olimpiadzie w Londynie zwiększono go o 2 km, tak by bieg kończył się u stóp siedzącej na trybunach królowej. Udział mogli brać w nim jedynie mężczyźni. Widowisko zamykało całe wydarzenie. Przełom nastąpił dopiero w 1984 roku, kiedy pozwolono paniom pobiec na igrzyskach olimpijskich. Zanim jednak do tego doszło, jedna kobieta zmieniła wszystko.

36

miasta kobiet

grudzień 2013

BOSTON, 1967 Na starcie ustawili się zawodnicy. Wśród nich była drobna, solidnie przygotowana kobieta. Nikt jej się tam nie spodziewał, na listę wpisała się pod neutralnie brzmiącym pseudonimem KV Switzer.

Tu nie chodzi tylko o same upominki, ale to są nieprzyjemne sytuacje, kiedy za bieg dostaje się za duże dresy. To brak szacunku. KRYSTYNA KUTA MARATONKA

Katherine Virginia, obecnie pisarka, komentatorka sportowa i działaczka na rzecz praw swojej płci, jako pierwsza zarejestrowana do maratonu kobieta, przebiegła cały założony dystans. To nie trasa okazała się najtrudniejsza do pokonania. Ku zdziwieniu wszystkich obserwatorów, w trakcie maratonu próbowano zepchnąć ją z toru. Nie udało się, do mety dotarła, a towarzyszący zawodom skandal odbił się szerokim echem w całym sportowym świecie. Jej wyczyn relacjonowano na pierwszych stronach najważniejszych amerykańskich gazet.

SZYBSZE NA MECIE Wydarzenia te rozpoczęły lawinę dyskusji o miejscu kobiet w zawodowym sporcie. Lekkoatletki co roku pokazywały, że potrafią

nie tylko konkurować między sobą, ale także z mężczyznami. W 1977 roku Natalie Cullimore zajęła drugie miejsce w biegu na dystansie 100 mil, plasując się tym samym na czwartej pozycji w rankingu wszystkich tego typu biegów dla obu płci. Jeszcze trochę i kobiety będą szybsze od mężczyzn - śmiało prognozowano. Prestiżowe czasopismo naukowe „Nature” zaryzykowało hipotezę, że stanie się tak do roku 1998. Tłumaczono to fizjonomią i predyspozycjami. Tkanka tłuszczowa miała gwarantować większą wytrzymałość. Przekonywano, że choć mężczyźni szybciej startują, to kobiety mogą mięć lepszy finisz. Przewidywania zderzyły się z twardą rzeczywistością. Jeszcze w tej samej dekadzie zastosowane po raz pierwszy testy antydopingowe ukazały prawdziwe możliwości obu płci. Biologii nie oszukamy - wzruszali ramionami badacze. Z systemu dopingowego w poprzednich latach korzystali wszyscy, ale to właśnie kobiecy organizm zyskiwał na tym najbardziej. Mimo to, nie można uznać ówczesnych sukcesów za spreparowane oszustwa. Gra toczyła się tak, jak sędzia pozwalał.

NADAL BIEGAMY Obecnie kobiet na torach jest coraz więcej, co podkreśla każdy organizator imprez sportowych. Zaczynały z pozycji atrakcji i ciekawostki, ale nie o to im dziś chodzi. Potwierdza Krystyna Kuta: - Ta tendencja się już nie zmieni. Nie ma żadnego powodu, dla którego miałybyśmy nie brać udziału w tych samych imprezach, co nasi koledzy. Swoją obecnością wymuszamy na organizatorach, by zaczęli nas traktować poważnie, to samo dzieje się z innymi dyscyplinami, na przykład skokami wzwyż. Kobiety chcą równouprawnienia także i na tej płaszczyźnie. Jednego wyrównać się nie da i mistrzyni nie ma co do tego wątpliwości. - To różnice w wynikach. Tak szybkie jak mężczyźni nie będziemy, ale nie o to chodzi w równym


kontrowersje traktowaniu. Czy to już na starcie czyni z nas gorszych sportowców? Nakład pracy jest w dalszym ciągu ogromny. Przygotowujemy się do tego latami, zdobywamy medale. Co z tego mamy?

POŁOWĘ MNIEJ W październiku tego roku drobna sportsmenka za bieg w Bydgoszczy otrzymała adidasy w rozmiarze 44. W Tczewie za piąte miejsce kobiety dostawały 100 złotych. Cały sportowy świat pamięta też głośną sprawę dyskryminacji kobiet w gdańskim Maratonie Solidarności. Kobiety dostały wtedy o połowę mniejsze nagrody. - Kiedy dla najszybszego faceta jest 10 tysięcy, najlepsza kobieta dostaje 5. Pytałam organizatorów, czym tłumaczą te dysproporcje. Odpowiadają krótko: mniej kobiet startuje. - komentuje bydgoska maratonka. INNA NATURA Toruńska biegaczka Anna Arseniuk: - W tegorocznym Biegu Niepodległości w Łubiance mężczyźni dostali wysokie nagrody finansowe, kobiety nic. To prawda, w trójce najlepszych zawodników nie było nas. Ale przy takim podejściu to żadna z kobiet nigdy nie zostanie doceniona. Tłumaczenie się frekwencją to stała wymówka. Ponoć jest nas za mało, by w kategorii open osobno nagradzać kobiety. Po co więc biegać? Anna Arseniuk odpowiada, że dla niej i tak najważniejsze były zawsze własne pobite rekordy i satysfakcja. - Wiele kobiet biega z taką motywacją. To kwestia naszej natury, nie mamy w sobie aż takiego pierwiastka rywalizacji jak mężczyźni. Ścigamy się same ze sobą, przekraczamy swoje granice. Męski sport jest trochę inny. Widać to na przykład w kampaniach reklamowych odzieży sportowej, w których wykorzystywane są metafory siły i walki plus typowo męski wizerunek. Tak to się kojarzy. Ale z drugiej strony coraz więcej marek lansuje linie dla kobiet z innej perspektywy. Dzięki temu umacnia się przekonanie, że sport jest dla wszystkich. CZERWONE RÓŻE NA MECIE Od 2008 roku problem komentowany jest przez takie aktywistki praw kobiet jak Kinga Dunin czy Magdalena Środa. Stanowisko organizatorów nazywane jest jawną dyskryminacją. Działalność na rzecz równego nagradzania kobiet w biegach maratońskich podejmowała Partia Kobiet. W 2012 zorganizowano także akcję społeczną, zachęcającą fanów sportu do wręczania na mecie czerwonych róż najszybszym paniom. - Nie tylko afera związana z Maratonem Solidarności wpłynęła na to, że warunki dla kobiet się poprawiają. Rozmowy o tym pamiętam, odkąd zacząłem zajmować się organizacją imprez sportowych, czyli przynajmniej od 10 lat - komentuje Piotr Wojciechowski, odpowiedzialny za Dwumaraton Bydgoski, którego kolejna edycja od listopada przyciąga zarówno kobiety jak i mężczyzn. - Nasza impreza akurat ma charakter koleżeński, stąd nie przewidujemy

tradycyjnie rozumianych nagród. Jednak sportowcy dostają medale i upominki, są one tej samej wartości, bez względu na płeć zawodnika. Mariusz Kuriata z Ośrodka Sportu i Rekreacji w Warszawie jako jedną z ewentualnych przyczyn dysproporcji w nagrodach podaje zainteresowanie mediów, które chętniej pokazują szybciej biegnących mężczyzn. Za tym po prostu stoją pieniądze. - Niekoniecznie musi tak być - dodaje Piotr Wojciechowski. - Na przykład w Warszawie dużą atrakcją, także medialną są cykliczne biegi dedykowane tylko kobietom. Panie wśród biegaczy są mile widziane i pokazywane. To nie w tym tkwi problem.

Anna Arseniuk (na zdjęciu) startuje w biegach od 16 roku życia

BIJEMY REKORDY Zasady nagradzania uczestników biegu zawsze ujmowane muszą być w regulaminie. Krystyna Kuta zwraca uwagę, że owszem, zwykle tak jest, jednak czasem pojawia się jedynie zwrot „atrakcyjne nagrody”. A pod nim kryć może się wszystko. - Tu nie chodzi o same upominki, ale to są nieprzyjemne sytuacje, kiedy za bieg dostaje się za duże dresy - mówi bydgoska maratonka. To brak szacunku. Nieraz odbierając taką nagrodę czułam się rozczarowana i niedoceniona. Dla dziewczyn, które biegają jedynie w ramach rozrywki, to pewnie nie jest duży problem. Kobiety zauważają to dopiero wtedy, gdy swoim treningom poświęcają już kilka lat i z tej drogi nie ma odwrotu. Refleksja przychodzi, gdy faktycznie okazuje się, że bijemy rekordy, a i tak nie będziemy równo traktowane. Nasz wysiłek jest taki sam jak wysiłek mężczyzn. To, że część z nich szybciej biega, nie wynika przecież z tego, że oni się bardziej starają. miasta kobiet

grudzień 2013

37


kontrowersje

BUNT kury domowej - My jeszcze byłyśmy głupie i bez słowa sprzeciwu dałyśmy się zakopać w obowiązkach pani domu. Ty się nie daj - Monika usłyszała od mamy... I tego się trzyma. TEKST: Dominika Kucharska

N

ie chodzi o to, że lubią brud. Nie chodzi o to, że po kilku dniach w wysprzątanym mieszkaniu potrzebowałyby sesji terapeutycznej z psychiatrą. One po prostu nie lubią spędzać czasu sprzątając, piorąc, prasując... chociaż zdarza się, że próbują. Nie są mistrzyniami robienia listy zakupów. W kuchni też im nie idzie, ale wychodzą z założenia, że nie we wszystkim muszą być mistrzyniami świata. Lubią

38

miasta kobiet

grudzień 2013

za to kwiaty. Najbardziej „petunie”, bo w końcu gdzieś trzeba petować. Uwaga! Dla stereotypu idealnej pani domu nadszedł okres buntu i naporu. Dziś kura domowa chce latać.

PERFEKCYJNA? JASNE Pomysł na ten artykuł wykiełkował, gdy trafiłam na facebookowy profil o ordynarnej nazwie „Ch...owa Pani Domu”. „Po 30 latach wreszcie znalazłam swoje miejsce na ziemi”

- wrzuciła niedawno na „tablicę” jedna z jego bydgoskich fanek. Kobiet zaglądających na tę stronę jest mnóstwo. Obecnie liczba „lajków” przekroczyła 100 tysięcy i wciąż rośnie. Standardowy dzień na profilu zaczyna się mniej więcej tak: „Dopijam zimną herbatę z wczoraj (czystych kubków brak) i mówię Wam: Dzień dobry! Ciekawe, co dzisiaj uda nam się zepsuć”. Ale nie o poczucie winy tu chodzi, a o pokazanie dystansu do ogromu


kontrowersje NARZECZONY ZAGROZIŁ KIEDYŚ, ŻE ZGŁOSI JĄ DO PROGRAMU „PERFEKCYJNA PANI DOMU”. „JESZCZE CIĘ ROZENEK NAUCZY” - POWTARZAŁ. oczekiwań wobec kobiet i śmiania się z tego na głos. Robię sondę w Bydgoszczy i Toruniu. - To, jak się zmienia obraz przysłowiowej kury domowej, zauważam patrząc na siebie i na swoją mamę - mówi Monika. - Oczywiście, zaczęłam to dostrzegać dopiero, jak sama założyłam rodzinę. Wcześniej mnie to tak nie bolało. Moja mama pracowała w biurze od poniedziałku do piątku. Miała wolne weekendy, ale tak naprawdę to przez te dwa dni tyrała ciężej niż w tygodniu. W sobotę od rana startowało sprzątanie, wielkie pranie, zakupy, pieczenie ciasta, gotowanie obiadu. W niedzielę prasowanie, gotowanie i logistyczna układanka pod tytułem „co robić na obiady od poniedziałku do piątku”. Kiedyś razem z ciotką powiedziały mi tak „Bo my jeszcze byłyśmy głupie i bez słowa sprzeciwu dałyśmy się zakopać w obowiązkach idealnej gospodyni. Pamiętaj, ty się nie daj”. Zapamiętałam to dobrze i się nie daję. Dlaczego? Bo te wysiłki nie są doceniane. Czasy się zmieniają. Każdy pracuje, a mimo to desperatek, które myślą, że przy tym wszystkim muszą być idealną panią domu, nie brakuję. Wszystko biorą na swoje barki, a potem cierpią.

RZUCONE SKARPETY - Stania przy garach nienawidzę - mówi mi Agnieszka. - Kiedyś też chciałam być perfekcyjna. Codziennie obiadek. Były też kanapki do pracy. Sprzątanie, układanie, podnoszenie rzuconych skarpetek... - wymienia. Po roku wspólnego mieszkania z facetem wyjechała w delegację. Nie było jej pięć dni. Wróciła padnięta, a to, co zobaczyła, tylko skutecznie ją dobiło. - Wszędzie walały się brudne naczynia i ubrania. Do tego kartony po jedzeniu na wynos, które nie mieściły się już w zawalonym koszu. - Chłopak tak przyzwyczaił się do tego, że to ja jestem od ogarniania domu, że nawet mu do głowy nie przyszło sprzątanie - wspomina. Agnieszka wyszła z założenia, że skoro jej facetowi to nie przeszkadza, a ona męczy się w roli perfekcyjnej pani domu, to czas sobie odpuścić. - Na początku były wzajemne pretensje. Raz kłóciliśmy jak para furiatów w jakimś filmie. Tłukliśmy naczynia. Teraz jest spokojniej. Mieszkamy w tym nieidealnym ładzie i jest nam dobrze. U Marty nie poszło tak łatwo. Jej narzeczony codziennie karci ją za bałaganiarstwo, ale do tego zdążyła się przyzwyczaić. On - pedant, ona - fanka domowego chaosu. Mieszanka wybuchowa. Marta najbardziej lubi krążący po Internecie rysunek kobiety w szlafroku i wałkach na głowie, której za mikrofon służy rura od odkurzacza. - Zgadzam się z podpisem, że to jedyne słuszne zastosowanie dla tego urządzenia - mówi z uśmiechem.

Do śmiechu jej jednak nie jest, gdy słyszy, że z taką syfiarą trudno jest żyć. Narzeczony zagroził kiedyś, że zgłosi ją do programu „Perfekcyjna Pani Domu”. „Jeszcze cię Rozenek nauczy” - powtarzał. O jej swobodne podejście do obowiązków kury domowej toczą regularne kłótnie. - Michał ma z tym taki duży problem, bo został wychowany w rodzinie, gdzie matka robiła wszystko. Miała dwa etaty: jeden w sklepie, drugi w miejscu zamieszkania. Uczyła dzieci porządku, ale i tak wiedziała, że sama wszystko zrobi najlepiej. Zosia-Samosia. Narzeczony nie może przeżyć, że ja się tego nie nauczyłam, że teraz on przejął rolę kury domowej.

JAK TO SIĘ NIE DOMYKA Asia, jak sama o sobie mówi - porządkowa schizofreniczka, przyznaje, że podobną kwestię do tej wypowiedzianej przez mamę Moniki usłyszała kiedyś z ust swojej starszej siostry. Jak wygląda jej mieszkanie? Nie jest tak, że bałagan bije po oczach. Ta jej porządkowa schizofrenia polega na tym, że z zewnątrz wszystko wygląda OK. Na stoliku poukładane. Łóżko zaścielone, naczynia umyte. Mroczną prawdę skrywają za to szafy, a trochę ich jest w tych 45 metrach kwadratowych. Asia po mistrzowsku potrafi upchnąć do nich największy nawet bałagan. Jak drzwiczki się nie domykają, to dociśnie na siłę. Nie prasuje, bo nie lubi, i to oznajmiła obecnemu mężowi na samym początku znajomości. - Jak mam wolne, to odpoczywam, robię coś dla siebie. Nie mam zamiaru

sterczeć nad deską do prasowania. Błagam cię. Na to szkoda życia - stwierdza. Sprząta wtedy, gdy musi. Najlepszą motywacją jest przyjazd teściowej. - To typ kobiety, która zagląda w każdy kąt. Żyje w przekonaniu, że żona musi zadbać o męża, obiad ugotować, a on niech tylko pieniądze przynosi. Podejmowanie dyskusji, że wcale tak być nie musi, że czasy się zmieniają, nie ma sensu. Sama wzięła na siebie takie obciążenie, to teraz nie chce, żeby inne miały lżej - podsumowuje.

CHOLERNE FUGI Ilona nie ma nad głową bata w osobie teściowej, ale mimo to raz podjęła rękawice w boju o medal idealnej pani domu. Powód? Brudne fugi. W TV Markecie zobaczyła supermaszynę, która miała odmienić jej życie. - Gorąca para usunie każdy brud - zapewniała biuściasta prezenterka z hollywoodzkim uśmiechem. Niech będzie, kupuję - powiedziała sobie Ilona. Do domu dostarczono wyczekiwaną przesyłkę. I co? Jakie ogromne rozczarowanie... Kabel maszyny, która miała stoczyć ostateczną walkę z czerniejącymi fugami, mierzył jakieś półtora metra. To skutecznie ograniczyło pole działania, ale nie zdołało całkowicie zgasić zapału Ilony. Z tym gaszeniem poradziły sobie za to, delikatnie mówiąc, marne możliwości super maszyny. Zamiast usuwać brud, mogłaby ona służyć za słabej jakości nawilżacz powietrza. Finał jest taki, że maszyna leży w kącie, a fugi wciąż przechodzą barwną metamorfozę - z ciemnych w ciemniejsze. Można? Pewnie, że można! I jeszcze cytat z ChPD na do widzenia: „Mówiąc „umyłam podłogę w łazience” miałam na myśli to, że moje dzieci wzięły kąpiel, zalały wszystko dookoła, a ja wytarłam to ręcznikiem” i bezcenny komentarz jednej z fanek: „ja wczoraj umyłam w kuchni...dwa razy (rura się zapchała i dwa razy wylała pralka)”.

miasta kobiet

grudzień 2013

39


kobieta w podróży

Spotkała szczęśliwych Indian Hiszpańskiego nauczyła się ze słuchu w wiosce indiańskiej. Mówiła tak, jak mówi się na wsi. W mieście się z niej śmiano, bo używała zwrotów, których wykształceni ludzie unikają. TEKST: Jan Oleksy ZDJĘCIA: Archiwum Kingi Nemere-Czachowskiej

K R

1394013TRBRA

E

PRZETRWAŁA DZIĘKI GOŚCINNOŚCI Wioska nazywała się Orizabita i znajdowała się w stanie Hidalgo w środkowym Meksyku. Na półpustynnym terenie Doliny Mezquital Indianie udostępnili dziewczynom opuszczony dom, bez toalety, bez prądu. - Warunki były wręcz spartańskie, ale my byłyśmy zachwycone - wspomina Kinga. - Pieniędzy miałyśmy mało, żyłyśmy bardzo skromnie, przetrwa-

Przygotowania trwały dwa lata, a na końcu z kilkunastoosobowej grupy chętnych pozostały dwie studentki - Kinga i jej koleżanka. - Pojechałyśmy prawie bez pieniędzy, nie znając hiszpańskiego. Przez prawie pół roku mieszkałyśmy wśród Indian. Dzisiaj pomysł wydaje mi się szalony, ale wtedy nie miałam obaw. Interesowałam się kulturami indiańskimi, więc pojechałabym za wszelką cenę.

inga Nemere-Czachowska* od dziecka podróżowała po Europie, ale dopiero wyjazd do Meksyku był jej pierwszą egzotyczną wyprawą. Było to jeszcze na studiach etnologicznych. Na jej roku studiowało dwóch Meksykanów. Jeden z nich był Indianinem i zaprosił na studencki wyjazd naukowy do swojej wioski. Celem badań młodych etnografów mieli być Indianie Otomi. K

L

A

M

A


temat

zerwowane. Miała jedynie wyznaczoną trasę i terminy, gdzie i kiedy grupa turystów ma się zjawić. Odwiedzili wtedy Kubę, Meksyk, Belize i Gwatemalę. - To była niezła szkoła! Już wtedy najlepiej czułam się na Kubie - mówi podróżniczka Kinga. - Serdeczność, życzliwość, bezinteresowność panuje w całej Ameryce Łacińskiej, ale w tym kraju w szczególności. Ludzie żyją tam w trudnych warunkach, ale w razie potrzeby oddadzą ci ostatnią koszulę - podkreśla. Oprócz Orizabity, którą Kinga darzy dużym sentymentem od czasów pierwszej wyprawy, jej ulubionym miejscem jest Antigua Guatemala. Dawna stolica Gwatemali. - To jedno z najładniejszych miast, które widziałam w Ameryce. Wiele budynków nie zostało do dzisiaj odbudowanych po trzęsieniu ziemi. One tworzą niepowtarzalną atmosferę.

łyśmy dzięki gościnności Indian, jak i innych Meksykanów. Miałam trochę pieniędzy ze spadku po mojej babci, które w całości przeznaczyłam na ten wyjazd. Ale jak na pół roku, to i tak było mało. W ciągu tych paru miesięcy stać nas było tylko dwa razy na nocowanie w hotelu. Korzystałyśmy z gościnności, znajomi nas polecali swoim znajomym. W ten sposób podróżowałyśmy po całym kraju, docierając aż do granicy ze Stanami Zjednoczonymi - wyjaśnia Kinga. Hiszpańskiego nauczyła się ze słuchu w wiosce indiańskiej. Mówiła tak, jak mówi się na wsi. W mieście się z niej śmiano, bo używała zwrotów, których wykształceni ludzie raczej unikają.

NIEZŁA SZKOŁA Dwa lata później wyjechała na kolejną wyprawę etnologiczną, tym razem do Indian z Amazonii wenezuelskiej i ekwadorskiej. Przedmiotem badań był wpływ misji oraz kompanii naftowych na życie Indian. Po kilkuletniej przerwie Kinga wróciła do Ameryki Łacińskiej już w charakterze pilota wycieczek zagranicznych. Zaczęła od wycieczki trampingowej do czterech krajów. Jechała z grupą w ciemno, ani noclegi, ani środki transportu nie były zareR

E

się ono odbyć na uniwersytecie w Puebla. Aby tam dojechać z Orizabity, potrzebowałam czterech godzin i sporo pieniędzy na bilet. Kiedy dojechałam w umówionym terminie, okazało się, że nie ma żadnego wernisażu, a zdjęć jeszcze nikt nawet nie rozpakował z kartonu - opowiada.

STARSI TAŃCZĄ SAMBĘ - Jeżdżąc tam, stykam się z innym niż w Europie traktowaniem osób starszych - mówi. - W tamtych społecznościach człowiek stary jest szanowany i kochany. Uczestniczy w życiu na takich samych zasadach jak młody, nikt się go nie wstydzi. Rodzina, znajomi, sąsiedzi otaczają go serdeczną opieką, domy starców nie są więc tak bardzo potrzebne jak u nas. Wystarczy wejść do knajpy, gdzie gra muzyka. Ludzie tańczą, a na parkiecie jest tyle samo starych co młodych. Nikt się nie dziwi, że starsi też mają potrzebę tańca. Salsa w ich wydaniu nie jest uważana za obciach - przekonuje podróżniczka.

ZDZIWIENIE - Zaskoczyło mnie odmienne podejście Latynosów do czasu. Niby wszyscy wiemy, że dla nich czas płynie wolniej, że oni się nie śpieszą, ale co innego doświadczać tego na własnej skórze - mówi Kinga. - Podam przykład: byłam umówiona na otwarcie wystawy zdjęć etnograficznych, które przywiozłam z Polski. Miało K

L

WYPALA GARDŁO Kindze najbardziej smakuje kuchnia meksykańska i jedzenie peruwiańskie. Z Meksyku przywozi danie, które nazywa się mole. Lubi A

M

A

1389513TRTHA


kobieta w podróży

je nie tylko za to, że wypala gardło, ale przede wszystkim za niezwykły smak. Jest to gotowany indyk, podawany w sosie z czekolady, chili i kilkunastu innych składników. - W Peru jadła słynne ceviche. To surowa ryba marynowana w soku z limonki, podawana z czerwoną cebulą i papryką. Zamiast ryb, mogą być także krewetki. Kinga jadła również pieczoną świnkę morską. Polscy turyści często wzbraniają się przed spróbowaniem tego przysmaku, tymczasem w Andach popularne są restauracje specjalizujące się wyłącznie w daniach ze świnki morskiej. - To danie na kolana nie powala - mówi podróżniczka. - Ma chude mięso, w smaku trochę podobne do kurczaka i nieco do królika.

ŚWINKA STAWIA DIAGNOZĘ Świnka hodowana jest w Peru nie tylko w celach kulinarnych. Posługują się nią również szamani czy znachorzy, a nawet zwykli ludzie, którzy nie mają dostępu do szamanów. Używają jej do stawiania diagnozy osobom chorym. Poszukując przyczyny choroby, „skanują” żywą świnką ciało chorego, po czym uśmiercają ją, rozpoławiają i obserwując jej wewnętrzne narządy, diagnozują stan pacjenta. - Podobno chore narządy człowieka promieniują na świnkę i zostawiają ślad, z którego można

42

miasta kobiet

grudzień 2013

wywnioskować chorobę. Jest to powszechne przekonanie w wielu regionach Peru. Co ciekawe, nawet ludzie wykształceni potwierdzają, że taka diagnoza zwykle jest trafiona - tłumaczy Kinga.

ŻUJ KOKĘ NA KŁOPOTY Ze względu na warunki życia, zwłaszcza w wysokich partiach Andów, żucie liści koki jest całkowicie powszechne. Ta wielowiekowa tradycja wynika z tego, że roślina łagodzi skutki choroby wysokościowej, zmęczenie i uczucie głodu. Znacznie gorzej od miejscowych pobyt na dużych wysokościach znoszą turyści. Specjalnie dla nich w każdym hotelu wyłożone są liście koki, na herbatkę albo do żucia. W sklepach można nawet kupić taką herbatkę w torebkach. Krótko mówiąc, koka wszystkim ułatwia życie, nic dziwnego, że jej liście uważane są za święte. - Źle znoszę różnicę czasu miedzy kontynentami, która wynosi 7 godzin, zwykle potrzebuję kilku dni, aby się przestawić. Przez ten czas prawie nie śpię, jestem więc okropnie zmęczona. Bezsenność męczy mnie także na dużych wysokościach. I wtedy na kłopoty ze snem najlepsza jest herbatka z liści koki - wyznaje Kinga Nemere-Czachowska.

* Kinga Nemere-Czachowska Etnolog, koordynator programu „Absolwent UMK”, licencjonowana przewodniczka po Toruniu, pilotka wycieczek zagranicznych, miłośniczka Ameryki Łacińskiej, esperantystka


Miesięcznik dla pań

nasze miejsca spotkań

sierpień 2013

nasze miejsca spotkań

nasze miejsca spotkań

czerwiec 2013

jej portret reportaż

Kobiety grają w nogę

Seksualna, niebezpieczna

Natalia Sieradzka

reportaż

Męski striptiz

Kobieta przedsiębiorcza

tabu

8-10

K

Anita Seidel

str 14 L

A

E

K

L

A

M

str. 12-15

str. 4- 7

A

A

R

E

K

L

A

M

A

830613TRBRA

a w nim:

M

Poznajcie Jasia

Piękna i bestia

Rodzice stają się ofiarami jkdfjkdf dfjkfd 16-19 fdfd

R

E

dziecko w szkole kobieta na żużlu

tabu

str. 4-7

str. 14-17 R

wrzesień 2013

nasze miejsca spotkań

miastakobiet

936713TRBHA

701513TRBRA

 portrety wyjątkowych kobiet z naszego regionu  inspirujące wywiady, reportaże i felietony  kontrowersyjne tematy  porady stylistki

40

stron!

2181113BDBHA

1634613BDBHC


kobieta smakuje

W Kuchni Agaty Wybrałam niewdzięczne i mało odpowiedzialne zadanie: obieram włoszczyznę, która za chwilę wpadnie do zupy z brukwi na gęsinie. TEKST: Emilia Iwanciw ZDJĘCIA: Tomek Czachorowski

za

J

est 18.00. Mrok rozświetlają stylowe latarnie przy ul. Paderewskiego w Bydgoszczy. Tutaj Agata Jędraszczak, blogerka kulinarna, otworzyła swoją kuchnię. Będzie w niej prowadzić zajęcia z gotowania. Dziś jest ten pierwszy raz. Z witryny na samym dole kamienicy bije żółte światło, słychać miękkie głosy roześmianych kobiet. Zaglądam nieśmiało przez szybę. Jest ich sześć. Stoją przy wielkim kuchennym blacie i żywiołowo dyskutują. Choć to przyjemny obrazek, mam obawy. Będę musiała rozprawić się z surowym gęsim mięsem.

LŚNI NOWOŚCIĄ Agata wita mnie w swojej kuchni buziakiem i przedstawia pozostałym uczestniczkom warsztatów. Jest tu nauczycielka, dziennikarka, prawniczka, lekarka... Wszystko lśni nowością. Kuchnia została urządzona w szwedzkim stylu: biel, sosnowe drewno, pastelowe dodatki. Z głośników sączy się delikatnie muzyka, a my sączymy czerwone wino. Rozmawiamy o tym, gdzie można kupić najlepsze warzywa, wędliny, sery, aromatyczne przyprawy. Po kilkunastu minutach zabieramy się za gotowanie. CZEKAM NA BURĘ Zakładam czarny fartuch i przyklejam do niego kolorową karteczkę ze swoim imieniem. Początkowo każda z nas dostaje inne zadanie: jedna kroi dynię w kostkę, druga obiera czosnek, trzecia brukiew, czwarta dusi owoce na patelni, piąta smaży gęsie wątróbki z cebulą. Ja wybrałam niewdzięczną i mało odpowiedzialną funkcję: obieram włoszczyznę, która przyda się do zupy z brukwi na gęsinie.

44

miasta kobiet

grudzień 2013

W kuchni nie jestem zbyt dokładna. Obieram niestarannie, rozglądając się, czy ktoś zauważył. Czekam na burę od szefowej kuchni. Agata zamiast mnie skarcić, dolewa wina. Śmieję się w duchu, że obejrzałam zbyt wiele razy Gordona Ramsaya w akcji. U Agaty jest zupełnie inaczej. Błogi spokój. Tu nikt nikogo nie ocenia.

CZAS NA ZIEMNIAKI Chwilę później kolejny raz przekonuję się, że każda z nas jest tak samo niedoskonała, a drobna porażka w Kuchni Agaty nie ma żadnego znaczenia. Mojej nowej koleżance z prawej strony już drugi raz nie udał się sos beszamelowy. W powietrzu unosi się zapach smażonej dyni, którą wykorzystamy do przygotowania deseru. Aromat miesza się z zapachem czosnku gotowanego w maśle, który przyda się do purée. Dla mnie przyszedł czas na ziemniaki. Obieram je nieco dokładniej niż w domu. Agata krząta się między nami. Podziwiam jej zorganizowanie i podzielność uwagi. Skąd wie, w jakim momencie zapytać, czy pomóc, wyłączyć palnik pod jednym z kilku garnków z pysznościami, dolać wina? I jak to możliwe, że o niczym nie zapomniała? Choć sama uwielbiam gotować, a już w szczególności piec ciasta, zwykle w połowie przygotowań przypominam sobie, że zapomniałam kupić proszek do pieczenia albo cukier wanilinowy. I GOTOWE! Nadeszło nieuchronne. Przed każdą z nas pojawił się nóż, deska i surowe piersi z gęsi. Brr. Trzeba oddzielić mięso od kości. Agata krok po kroku pokazuje, w którym miejscu należy naciąć różową, grubą gęsią skórę. I mnie się

to udaje, choć i tym razem nie cięłam zbyt dokładnie i zmarnowałam kawałek mięsa. Teraz wystarczy natrzeć gęś majerankiem, posypać solą i pieprzem, nasmarować miodem i wrzucić na patelnię. Reszta kuchennej krzątaniny jest już tylko przyjemna. Po godzinie siadamy przy stole. Na przystawkę jemy pasztet z gęsich wątróbek z grzanką i pietruszką. Pycha! Potem zupa-krem z brukwią na gęsinie. Bardzo delikatna. Na koniec każda z nas dostaje pół piersi gęsiny z czosnkowo-maślanym purée i żurawiną. Mięso z gęsi jest nieco twarde. Purée robi największą furorę. Pomysł z czosnkiem gotowanym w maśle z pewnością wykorzystam we własnej kuchni.

NADESZŁO NAJLEPSZE Na deser są lody z dynią. Lody chłodzą, dynia doprawiona kardamonem rozgrzewa. Idealna harmonia. Atmosfera robi się jeszcze cieplejsza niż na początku. Najedzone, zadowolone, dumne z własnych wyrobów, rozmawiamy jeszcze dwie godziny. O modzie na life cooking, bydgoskich kucharzach, kulisach programów kulinarnych, dzieciach, jedzeniu na egzotycznych wakacjach. Nie pierwszy raz przekonuję się, że zastawiony stół cudownie zbliża nawet obcych sobie ludzi. Dla mnie to nie gotowanie było najlepszym doświadczeniem w Kuchni Agaty. Ważniejsze było samo spotkanie. Udział w takich warsztatach nie musi być wcale lekcją gotowania. Zamiast w klubie albo przed telewizorem, wolę spędzić piątkowy wieczór w towarzystwie brukwi, gęsi, ziemniaków, dyni i przede wszystkim w grupie fajnych ludzi. Przepisy z Kuchni Agaty znajdziesz na Facebooku miesięcznika „Miasta Kobiet” oraz na www.kuchniaagaty.pl


Zadbaj o swój dom pokazujemy jak odmienić niemodne wnętrze ej Coś więc

niż cztery

z nowym lokalnym

miesięcznikiem

ściany

radzimy

jak remontować samodzielnie

zaglądamy

w każdy pierwszy poniedziałek miesiąca

do domów mieszkańców regionu

prezentujemy nowości na rynku nieruchomości

polecają:

1396313TRTHA

1370713TRTHA

także w Internecie!


kultura w sukience Święta mogą trwać przez cały miesiąc. W Bydgoszczy i Toruniu nie zabraknie atrakcji już od pierwszego grudnia. Lucyna Tataruch

Razem z Myslovitz TORUŃ, OD NOWA, 1 GRUDNIA, CENA: 38/45 ZŁ

Stowarzyszenie „RAZEM” i toruński klub Od Nowa zapraszają na charytatywny koncert grupy Myslovitz, zorganizowany z okazji Światowego Dnia AIDS. To wyjątkowa okazja, by zapoznać się z dziewiątą już płytą zespołu, nagraną z nowym wokalistą. Polecamy!

Kino na obcasach BYDGOSZCZ, MULTIKINO, 3 GRUDNIA, GODZ. 20, CENA: OD 17 ZŁ

W ramach kobiecego kina w grudniu zapraszamy na seans „Ani słowa więcej”, zabawną opowieść o życiu z pozoru zwykłej rozwódki, która musi pogodzić się z syndromem pustego gniazda po wyjeździe córki na studia. Projekcja dedykowana jest wszystkim paniom. Warto sprawdzić.

Sylwia Grzeszczak BYDGOSZCZ, ŁUCZNICZKA, 6 GRUDNIA, GODZ. 19, CENA: 20/30/40 ZŁ

Absolwentka dwóch szkół muzycznych, laureatka „Od przedszkola do Opola”, autorka i wokalistka zagości na scenie hali Łuczniczka w mikołajki, by wraz ze swoim zespołem przedstawić utwory z najnowszej płyty. Zapraszamy na ten wyjątkowy bydgoski koncert.

Świąteczne koncerty BYDGOSZCZ, FILHARMONIA POMORSKA, 20-21 GRUDNIA, GODZ. 19/17, CENA: OD 30 ZŁ Pod koniec miesiąca bydgoska Filharmonia Pomorska zadba o najlepszy świąteczny klimat. 20 grudnia zaprasza na „Tradycyjne kolędy” w wykonaniu Chóru Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego. Dzień później moc atrakcji zapewni„Koncert familijny”, na którym wystąpią, m.in. zespół ludowy, kapela OldNova, Płomienie i Teatr Improwizowany WymyWammy.

46

miasta kobiet

grudzień 2013

Fuzje Steczkowskiej BYDGOSZCZ, MCK, 1 GRUDNIA, GODZ. 19, CENA: 20 ZŁ

Grudzień zacznie się koncertem zorganizowanym w ramach cyklicznej imprezy Drums Fuzje. Od 2007 roku wydarzenie to staje się pretekstem do spotkań najwybitniejszych perkusistów i muzyków jazzowych z całego kraju. W Miejskim Centrum Kultury usłyszymy unikalny projekt muzyczny Grzegorza Daronia i piosenkarkę Justyną Steczkowską. Improwizowane dźwięki i znane utwory wokalistki zapewnią niepowtarzalny nastrój. Tego wydarzenia nie można przegapić.

Misia pamięci Ciechowskiego TORUŃ, OD NOWA, 14 GRUDNIA, GODZ. 20, CENA: 60/70 ZŁ

Od 2002 roku w Toruniu przyznawane są Nagrody im. Grzegorza Ciechowskiego dla młodych artystów. Tym razem wyróżnienie otrzyma Michalina „Misia” Furtak, znana szerszej publiczności m.in. jako wokalistka międzynarodowego zespołu Très.b, laureatka Paszportu Polityki i Fryderyka za debiut roku. Jej twórczość określana jest balansem między mocnym brzmieniem i kruchymi emocjami. Podczas corocznego koncertu poświęconego pamięci Ciechowskiego piosenkarka zaprezentuje swój autorski materiał.

Śpiąca Królewna BYDGOSZCZ, OPERA NOVA, 6/8 GRUDNIA, GODZ. 19/17, CENA: 60/70 ZŁ

Oryginalna, ponadczasowa wersja spektaklu gości na stałe w światowym repertuarze baletowym. Dzieło stworzone przez Piotra Czajkowskiego posłużyło jako podstawa dla inscenizacji i choreografii Zofii Rudnickiej. W grudniu oglądać możemy je w bydgoskiej operze. Na „Śpiącej Królewnie” nikt z pewnością nie zaśnie.

Romans w bibliotece TORUŃ, HOTEL BULWAR, 8 GRUDNIA, GODZ. 19, CENA: OD 28 ZŁ

Jak panie bibliotekarki spędzają swój czas? Według scenarzysty Jacka Pietruski przeżywając ekscytujące romanse z wyszukanymi dziełami literatury. Toruński spektakl skonstruowany w formie kabaretu dedykowany jest dorosłym widzom. Nie zabraknie ostrzejszych żartów i cytatów z polskiej literatury, wykorzystanych z dużym przymrużeniem oka. Zapewniamy sporą dawkę śmiechu.

Filharmonia dla mamy BYDGOSZCZ, FILHARMONIA POMORSKA, 15 GRUDNIA, GODZ. 12.30, CENA: OD 5 ZŁ

Kolorowe dywany, poduszki, przewijak i specjalnie dobrany program muzyczny - to propozycja Filharmonii Pomorskiej dla kobiet w ciąży i rodzin z małymi dziećmi. Wspólna nauka śpiewu służy rozbudzaniu muzycznej pasji od najmłodszych lat. To idealne wydarzenie na grudniową niedzielę. Zapraszamy na koncert „Od brzuszka do uszka maluszka”.

Sylwester z kabaretem BYDGOSZCZ, KINOTEATR ADRIA, 30-31 GRUDNIA, GODZ 20/17, CENA: 100 ZŁ

Tym, którzy nowy rok chcą przywitać w dobrym humorze, Kinoteatr Adria zapewnia prawdziwą atrakcję, sylwestrowy występ Kabaretu HRABI. Grupa ta od lat pozostaje w czołówce polskich kabaretów, znana jest z widowiskowych skeczy, takich jak „Kobieta i Mężczyzna”.


męskim okiem

Jak zostałem

cieniasem

Szukam Pani, która potrzyma mnie za rękę u dentysty, ponieważ się boję. Podziękuję zaproszeniem na lampkę wina. Janusz Milanowski* Niedawno rozbolał mnie ząb i to był powód założenia konta na jednym z tych portali, gdzie panie szukają panów i odwrotnie. W rubryce „Twój wymarzony partner” napisałem: Szukam Pani, która potrzyma mnie za rękę u dentysty, ponieważ się boję. Podziękuję zaproszeniem na lampkę wina.

Twardy i czuły Propozycje „potrzymania” spływały i spływały. Panie w większości interpretowały mój wpis jako propozycję seksualną, a wczytując się w ich oczekiwania odkryłem jaki powinien być facet: twardy, czuły, romantyczny, przystojny, wierny, „mający w sobie to coś”, bez brzucha, lubiący zwierzęta, lubiący dzieci, lubiący tańczyć, wolny, „mechanik w domu, a w łóżku kochanek”, „potrafiący mnie rozśmieszyć”, wysportowany, „180 cm bez portfela”, etc. Znalazłem też wiele sentencji w rodzaju: „kobietę ubiera bogaty, a rozbiera kochany”, „marzenie kobiety: mieć stopę wąziutką, a żyć na szerokiej”. A najlepsza charakterystyka mężczyzny to: „słowiańskie serce, rosyjska dusza, włoski temperament i szwajcarska dokładność z amerykańskimi pieniędzmi”. Na prożno szukałem siebie wśród wersów

Czarna mamba_42 - Słuchaj cieniasie! Ty potrzebujesz matki czy Kobiety z Prawdziwego Zdarzenia? - zapytała czarna mamba_42, marząca o facecie, który będzie dla niej „ostoją wśród burz i wiatrów, będzie miał w sobie to coś, co sprawi, że piersi me zaczną przy nim falować”. - Ależ ja cie potrzymam nie tylko za ręke, jeśli dałeś prawdziwą fote (pisownia oryginalna) – zaoferowała niobe_34, „kobieta kobieca w każdym calu ciała, która chce się przede wszystkim śmiać i podróżować, ale też cichutko płakać na Jego szerokiej piersi w złe dni”. - Lubię trzymać przy winie - przyznała sexy_ smertfetka, marząca „o mężczyźnie twardym jak biały marmur, czułym, romantycznym R

E

traktatów oczekiwań, więc uznałem, że jestem cieniasem. Dlatego walnąłem setę na odwagę i do dentysty poszedłem sam.

i wiernym”. I tylko pewna krakowianka napisała... „Słuchaj, jeśli naprawdę się boisz, to pójdę z Tobą do dentysty i przyjmę zaproszenie na lampkę wina”.

K

L

* Janusz Milanowski Dziennikarz, publicysta, fotograf. Miłośnik długodystansowego pływania i jazzu. A

M

A

1108713TRTHB


„POBYT ŚWIĄTECZNO-SYLWESTROWY”

w S.U. Perła Bałtyku

„SYLWESTER 2013/2014” w S.U. Perła Bałtyku

w terminie 22.12.2013-02.01.2014

w terminie 31.12.2013-02.01.2014

w cenie 1899,00 PLN za osobę

w cenie 1199,00 PLN za parę/ pok. 1 osobowy w cenie 699,00 PLN

Pakiet zawiera:

- 11 noclegów w pokoju 2 osobowym, - pełne wyżywienie, - 1 wizyta lekarska na początku pobytu, - opieka pielęgniarska, - 2 zabiegi dziennie od 23.12-31.12.2013 (w dni robocze), - uroczysta kolacja Wigilijna, - świąteczny upominek, - Bal Sylwestrowy z muzyką na żywo, - Brunch Noworoczny w dniu 01.01.2014 w godz. 12.00-14.00 z muzyką na żywo Pobyt rozpoczyna się obiadem 22.12.2013, a kończy śniadaniem 02.01.2014.

Pakiet zawiera:

- 2 noclegi w pokoju 2 osobowym, - pełne wyżywienie, - Bal Sylwestrowy z muzyką na żywo, - Brunch Noworoczny w dniu 01.01.2014 w godz. 12.00-14.00 z muzyką na żywo, Pobyt rozpoczyna się obiadem 31.12.2013, a kończy śniadaniem 02.01.2014

2181313BDBHA

Rezerwacja i informacja: Dział Marketingu i Sprzedaży tel. 94 35 260 46, 94 35 488 25 mail: biuro@uzdrowisko.kolobrzeg.pl www.uzdrowisko.kolobrzeg.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.