nasze miejsca spotkań
sylwestrowe FIRST
minute str. 28-32
portret
Barbara Szyperska Miss po pięćdziesiątce str. 6-8
listopad 2014
WYDAWCA: EXPRESS MEDIA Sp. z o.o. Bydgoszcz, ul. Warszawska 13 tel. 52 32 60 733 Prezes Zarządu: dr Tomasz Wojciekiewicz Redaktor Naczelny: Artur Szczepański Dyrektor sprzedaży: Adrian Basa Menedżer produktu: Emilia Iwanciw, tel. 52 32 60 863 e.iwanciw@expressmedia.pl Redaktorka prowadząca: Emilia Iwanciw, tel. 52 32 60 863 e.iwanciw@expressmedia.pl Teksty: Lucyna Tataruch l.tataruch@expressmedia.pl Dominika Kucharska d.kucharska@expressmedia.pl Janusz Milanowski j.milanowski@expressmedia.pl Jan Oleksy j.oleksy@expressmedia.pl Joanna Czerska-Thomas
Po cichu, a czasem głośniej Trochę poważnej refleksji. Czyjaś pasja, odrobina rozrywki i kultury. Jakieś tabu, jakieś kontrowersje. W „Miastach Kobiet” zawsze musi być temat, z którym być może się nie zgodzisz. Nasze zdanie na TEN temat, które często nie odzwierciedla poglądów większości. Coś dla ducha, coś dla ciała. Oprócz refleksyjnego wątku, którym podzielisz się z mężem lub przyjaciółką, jest też moda, zdrowie, turystyka. I oczywiście nasz kobiecy świat widziany z męskiej perspektywy (str. 35-38). Niby tak wszystko składa się przez przypadek, ale jednak zawsze jest w tym jakaś myśl, którą po cichu, a czasem głośniej, chcemy Tobie przemycić. Jaka? Mówiąc wprost taka, że nie powinnaś zamartwiać się zbyt mocno zbędnymi kilogramami (str. 4), bo gruba też byłaś fajna. Że Twoje życie nie kończy się po pięćdziesiątce (str. 6-8). Że trzeba cieszyć się każdą chwilą i dbać o relacje z bliskimi (str. 12-13), że warto słuchać dzieci, nawet kiedy ich słowa brzmią jak science fiction (str. 10), że fajnie mieć pasję, bo wtedy żyje się pełniej (str. 26-27)… Niby to takie wszystko oczywiste, a wciąż wiele z nas ma z tym problem. Są tematy, których nigdy nie będzie za dużo. Czasem właśnie TA osoba, TO jedno zdanie zainspiruje nas do czegoś dobrego, nowego, albo po prostu będzie punktem wyjścia do inspirującej rozmowy. Niby o bohaterkach i bohaterach artykułu, ale też trochę o nas samych. Chciałabym, by tematy, które poruszamy były dla Was pretekstem do interesujących rozmów. W domowym zaciszu, na spotkaniu ze znajomymi, ale też na łamach „Miast Kobiet”. Zapraszamy Was do dyskusji. Wysyłajcie maile na adresy autorów, które publikujemy pod tekstami. Wasze najciekawsze listy opublikujemy w kolejnym wydaniu.
Zdjęcie na okładce: Tomasz Czachorowski Projekt: Iwona Cenkier i.cenkier@expressmedia.pl Skład: Ilona Koszańska-Ignasiak i.koszanska@expressmedia.pl Dagmara Potocka-Sakwińska d.potocka@expressmedia.pl Sprzedaż: Michał Kopeć, tel. 56 61 18 156 m.kopec@nowosci.com.pl Angelika Sumińska, tel. 691 370 521 a.suminska@express.bydgoski.pl
ZNAJDZIESZ NAS NA: www.miastakobiet.pl www.fb.com/MiastaKobiet.Nowosci.ExpressBydgoski
EMILIA IWANCIW, redaktorka prowadząca „MIASTA KOBIET”
„Miasta Kobiet” ukazują się w każdy ostatni wtorek miesiąca, jako dodatek do „Expressu Bydgoskiego” i „Nowości - Dziennika Toruńskiego”. Przez cały miesiąc są dostępne również w 91 miejscach w Bydgoszczy i Toruniu. Adresy znajdziesz na stronie www.miastakobiet.pl
2
miasta kobiet
listopad 2014
zdrowie
Nie chcemy
SANATORIUM
Rehabilitacja razem z poprawą sprawności powoduje, że osoby, które z różnych powodów odcinają się od świata i nie wychodzą z domu, zaczynają żyć na nowo, wracają do społeczeństwa. Rozmawiamy z lek. med. ortopedą-traumatologiem Damianem Janiszewskim i lek. med. ortopedą-traumatologiem Michałem Kułakowskim z Całodobowego Centrum Rehabilitacji OrtusHospital Jakiś czas temu w mojej rodzinie przydarzył się ciężki wypadek - starsza osoba doznała udaru. Po pobycie w szpitalu w dalszym ciągu była niesprawna. Wszyscy bliscy starali się jak najlepiej jej pomóc, ale było to trudne, bo wymagała całodobowej opieki… MICHAŁ KUŁAKOWSKI: …i dokładnie w takiej sytuacji moglibyśmy pomóc. Nie bez powodu placówka OrtusHospital, którą otwieramy 17 listopada, nazywa się Całodobowe Centrum Rehabilitacji. Będzie to miejsce, gdzie pacjenci będą mogli odbywać rekonwalescencję i intensywną rehabilitację dwa razy dziennie z wykwalifikowanym personelem. Przez całą dobę będą też mieli zapewnioną opiekę pielęgniarską i pomoc lekarską w razie potrzeby. Można powiedzieć, że to będzie oddział rehabilitacji przeznaczony dla osób, które z pewnych względów nie mogą wrócić od razu do domu lub pobyt w domu jest dla nich z wielu względów kłopotliwy. Jakie to jeszcze mogą być względy? DAMIAN JANISZEWSKI: Tak jak pani zauważyła, takie osoby potrzebuje opieki, która w warunkach domowych będzie się wiązała z większymi kosztami, zarówno jeśli chodzi o czas, jak i finanse. Ktoś po udarze w ogóle nie powinien być sam w domu. Często też zdarza się tak, że rodzina potrzebuje trochę czasu na tak zwane przeorganizowanie się.
Mam tu na myśli sytuacje, gdy np. starsza osoba mieszka na czwartym piętrze, ma wannę i mało miejsca. Bywa tak, że trzeba sprzedać jej mieszkanie i kupić inne, albo przebudować łazienkę z brodzikiem. Tego się oczywiście nie załatwi od razu, oferujemy więc w tym czasie, zajętym przez organizowanie i dostosowywanie życia chorego, jego solidną i skuteczną rehabilitację. Dotyczy to jedynie osób starszych? D.J.: Nie, oferujemy pomoc wszystkim. Kluczem jest tutaj chęć szybkiego powrotu do sprawności – najlepsze efekty daje rehabilitacja od wczesnych dni po urazie. Pomoże to więc także osobom, które np. jak często widzimy, przyjeżdżają z zagranicy na zabiegi czy operacje i chcą jak najszybciej postawić się na nogi. Przyda się to sportowcom czy biznesmenom, dla których czas powrotu do zdrowia i pracy jest bardzo ważny. Mogą to być osoby po zabiegach rekonstrukcyjnych barków, po urazach wielonarządowych, np. złamaniach obu kończyn. I w tym także pacjenci po endoprotezach stawów biodrowych, kolanowych, złamaniach, operacjach kręgosłupa, udarach, wylewach i wielu innych.
ładne placówki, np. z wieloma wannami do hydromasażu itp., ale jednocześnie przypominają one sanatorium. My nie chcemy prowadzić sanatorium, chcemy miejsca, gdzie może nie będzie potańcówek, ale pacjenci uzyskają za to szybkie efekty. Czasem taka intensywna terapia, razem z poprawą sprawności, powoduje też, że osoby, które z różnych powodów i dolegliwości odcinają się od świata i nie wychodzą z domu, zaczynają żyć na nowo, wracają do społeczeństwa. I o to nam właśnie chodzi.
Tego typu opieki pacjenci nie znajdą obecnie poza centrum? M.K.: Sprawdzaliśmy, jaką ofertę mają różne ośrodki w kraju i często to są faktycznie bardzo
OrtusHospital
»
ul. Starotoruńska 5A, 87-100 Toruń
»
tel. 664 950 788 miasta kobiet
listopad 2014
3
1033114TRTHA
w w w . or tushospital . pl
felieton
ZEJDŹ
Schudłam. „W końcu mi wyszło”. Wszyscy to widzą i muszę być teraz szczęśliwa. Z torbą kilogramów pewnie tylko udawałam, że jestem zadowolona. Lucyna Tataruch*
z mojej
wagi!
Ciągle to słyszę: „Sto lat cię nie widziałam, ale się zmieniłaś…”. A potem: - „Pięknie wyglądasz, musi ci się świetnie układać!”. Dziękuję. Co się zmieniło? Włosy te same, ubrania jak zawsze… Schudłam rzecz jasna. Ale nie 50 kg. Może jakieś 10, nie wiem, naprawdę nie liczę. - Jak to zrobiłaś? - pytają wszyscy. - Ciężko jest na diecie, pewnie ćwiczysz dużo? - pytają. - Nie, nic z tych rzeczy. Nic nie robię, tak jakoś wyszło - odpowiadam.
W końcu jej wyszło Ponoć nic w przyrodzie nie ginie, w coś ten tłuszcz musiał się zmienić. W jakąś energię czy lepszy humor. A może to stres, może kłopoty ze zdrowiem? Z różnych powodów się chudnie. Nikt nie chce wnikać, bo to nie jego sprawa. Sprawą wszystkich jest za to ocena - w końcu jej wyszło, zawsze tego chciała. Schudłam i muszę być teraz szczęśliwa. Z torbą kilogramów pewnie tylko udawałam, że jestem zadowolona. A wcześniej? Komplementy są super. Szczególnie te w stylu: „teraz to bym się z tobą umówił”. A wcześniej? Kiedyś się wezmę w garść i o to zapytam. Nie mnie ta odpowiedź zaboli, tak sądzę. Jesteś pustym człowiekiem, gościu. Zakładasz, że nie szliśmy na randkę, bo miałam nadbagaż. Ty jesteś przecież świetny. Pewnie czekałam, aż mnie docenisz. Mam teraz motylki w brzuchu i rumieńce na twarzy. Litości!
4
miasta kobiet
listopad 2014
wmawiają mi inni. Te 10 kg to chyba jakiś przełom w moim życiu. Jestem już inną osobą, inaczej mnie można traktować. Same korzyści, ale jednak coś zgrzyta. Więc kim byłam dla wszystkich wcześniej? Przeżyłam w tamtej formie większość swoich lat. Myślałam, że spoko, fajnie się żyło. A teraz słyszę, że prawdziwe życie to się dopiero zaczyna. Dopiero teraz, lżejsza o 10 kilogramów, mogę osiągnąć sukces i być szczęśliwa.
Węszą pozę Wychodzę na zakompleksioną marudę. Wszyscy mi słodzą, a ja narzekam. To nie tak. Miłe słowa są w cenie, choć czasem mnie onieśmielają. A parę osób uważa mnie za zarozumiałą i się na mnie złości. Pracują ciężko nad swoją figurą, a ja sobie chudnę i jeszcze mi coś nie pasuje. Taka jestem ponad, tak gardzę tym, co dla innych jest ważne. „Nie ściemniaj, nie jest ci lepiej?”. Może i jest, nie zaprzeczam. Ale nie o to mi chodzi. Ta waga ciągle jest w centrum. To mniejszy rozmiar jest oznaką sukcesu. Wygrałam jakąś walkę i inni to widzą. A gdy mówię, że dawno przestałam się tym interesować, nie wierzą i węszą w tym pozę. Wmawiają mi inni Chudniemy, żeby się lepiej poczuć. Same tak chcemy, nie wątpię. To nie jest ironia, naprawdę w to wierzę. Lecz widzę też to, co
Potwór, którego zabiłaś Zejdźmy z tej wagi, proszę. Jeśli ktoś chce się zmienić, kibicuję z całego serca. Ale po co to całe zaplecze? Czy każdy wie lepiej od nas, co centymetry mogą zmienić w naszym życiu? Po co na każdym kroku przypominać Ci potwora, którego właśnie zabiłaś? To nie jest wcale takie miłe, jak sądzą niezmiennie komplemenciarze. Wcześniej też byłaś fajna. napisz do autora l.tataruch@expressmedia.pl
*Lucyna Tataruch Socjolożka, kulturoznawczyni, miłośniczka kina, komiksów, parodii i absurdu.
18514T4JBA
Kończąc 50 lat, kobieta wreszcie może skupić się na sobie. Ma odchowane dzieci, mądrość życiową, a jednocześnie wciąż jest młoda, ma w sobie energię i czas na realizację swoich pasji - podkreślam słowo „swoich”. To czas na rozkwit. BARBARA SZYPERSKA MISS PO 50-CE
Połowa jeszcze
jej portret
Jestem totalną wariatką, pozytywnie nastawioną do życia. Chcę takim myśleniem zarażać kobiety. Jak będzie trzeba, to z kopniaka otworzę te wszystkie drzwi zakneblowane przez stereotypy. Z Barbarą Szyperską*, pierwszą w Polsce Miss po 50-ce, rozmawia Dominika Kucharska
Jedni mówią, że życie kobiety kończy się po 50., a inni - wręcz przeciwnie - że właśnie wtedy się ono zaczyna. W każdym razie wychodzi na to, że kończąc 50 lat życie kobiety zmienia się o 180 stopni. Nie zmienia się! To nie jest jakiś graniczny moment, ale ja jestem zwolenniczką dostrzegania pozytywów. Powiem tak - kończąc 50 lat kobieta wreszcie może skupić się na sobie. Ma odchowane dzieci, mądrość życiową, a jednocześnie wciąż jest młoda, ma w sobie energię i czas na realizację swoich pasji - podkreślam słowo „swoich”. To czas na rozkwit. Przecież to dopiero połowa życia. Ta druga jest jeszcze przed nią. Pani rozpoczynając tę drugą połowę życia została wybrana pierwszą w Polsce Miss po 50-ce. Urody nie można Pani odmówić, w gazetach pisano „ależ ona seksowna”, ale w tych wyborach wygląd nie jest priorytetem… To prawda. Głównym celem jest walka o kobiety, które skończyły 50 lat i myślą, że nic ich już w życiu nie spotka, że nie ma sensu się starać. Są tym życiem, obiadkami, sprzątaniem czy troszczeniem się o innych zmęczone. Jak w tym wieku przychodzi kobiecie szukać pracy, a sama byłam w takiej sytuacji, to ma przed sobą niesamowicie trudne zadanie. Spotykając się z kolejną odmową, czuje się wykluczona ze społeczeństwa, niepotrzebna. Pracodawca woli przyjąć młodą dziewczynę, ale właściwie czemu? Przecież kobieta, która skończyła 50 lat może oddać się pracy, nie chce siedzieć bezczynnie, nie pójdzie na urlop macierzyński, jest odpowiedzialna. Nie jest też powiedziane, że będzie mniej sprawna niż ta, która ma 30 lat. Mnie na przykład nigdy w życiu nie bolała głowa. Kobiety po 50. mają mnóstwo do zaoferowania. Sama jestem totalną wariatką, pozytywnie nastawioną do życia. Chcę takim myśleniem zarażać kobiety. Jak będzie trzeba, to z kopniaka otworzę te wszystkie drzwi, zakneblowane przez stereotypy. Drogie panie, warto wyjść do ludzi, pomalować się, potańczyć, zrobić coś
dla siebie i dostrzec swoją wartość! Na zewnątrz każda z nas wygląda inaczej, ale co z tego. To prawdziwe piękno jest w środku. Przebojowa z Pani babka. Zawsze tak było? Zawsze. Czyli rozumiem, że na finałowej gali „Miss po 50-ce”, gdy patrzyło na Panią 700 par oczu, czuła się Pani jak ryba w wodzie? Oj, byłam strasznie stremowana, ale jednocześnie czułam się niesamowicie, trochę jak księżniczka. Zgłosiłam swoją kandydaturę z myślą „czemu nie?”. Nie spodziewałam się jednak, że wygram. Przygotowywał nas sztab choreografów, stylistów, wizażystów, fryzjerów… Uważam, że o każdą kobietę co jakiś czas powinno się tak zatroszczyć. Jak przez mikrofon powiedzieli moje imię i nazwisko, to byłam pewna, że się przesłyszałam. Nawet nie pamiętam, za dobrze co mówiłam (śmiech). No i muszę się pani przyznać, że zakochałam się w sukni, w której odbierałam koronę. Żałowałam tylko, że nie jest trochę krótsza, bo najchętniej założyłabym do niej czarne glany i rękawiczki, tak na rockowo. Mam w sobie szaleństwo i dlatego bardzo ucieszyłam się, że poza tytułem Miss po 50-ce dostałam właśnie szarfę Miss Szaleństwa. Miss Szaleństwa ma szalone namiętności. Zacznijmy od motocykli. To moja miłość odkąd pamiętam. Tata miał WSK-ę. Jak byłam małą dziewczynką to już wtedy wolałam samochody niż lalki. Może tego tak po mnie nie widać - drobna blondynka, pomalowana, na obcasach. Ale ja lubię duże auta, męskie zawody, nawet uścisk dłoni mam mocny. Zaczynałam od motorynek, komarków, a później to już poleciało. Ujeżdżałam te motocykle, oczywiście zaliczając glebę, ale się nie zrażałam. Bardziej martwiłam się o maszynę, niż o samą siebie. Dodam, że motocykliści nie mówią do mnie Basia, a „Opętana”. Wzięło się to stąd, że zagrałam kiedyś w filmie paradokumentalnym kobietę, która traci zmysły i taki pseudonim do mnie
przylgnął. W otoczeniu smarów i śrubek jestem jak w siódmym niebie. Skoro już wspomniała Pani o aktorstwie… To ta druga namiętność. Nie jestem zawodową aktorką, ale od czasu do czasu ktoś mi powie, że mam talent, więc się udzielam (śmiech). Zagrałam w teledysku zespołu Big Cyc, trafiłam też do finału internetowego talent show „Zostań Gwiazdą Filmową”. Natomiast na początku przyszłego roku zapraszam do kin na polsko-francuską komedię „Ostatni klaps” z moim udziałem. To film o miłości pani Walewskiej do Napoleona. Wcieliłam się w nim w rolę starszej aktorki, która jest zazdrosna o młodsze koleżanki. A w życiu bywa Pani zazdrosna o te młodsze? Absolutnie nie. Kocham towarzystwo młodych osób, lubię z nimi przebywać. Bo widzi pani, ja wcale nie czuję, że skończyłam 50 lat i wiem, że tak samo ma wiele kobiet w moim wieku. Atmosfera na zgrupowaniu finalistek „Miss po 50-ce” tylko mnie w tym utwierdziła. Tam pulsowała energia. Bawiłyśmy się do nocy. Zdarzały się konflikty, bo wiadomo, jak to jest, gdy w jednym miejscu zgromadzi się tyle dziewczyn. Nie chodziło nawet o rywalizację, ta była minimalna. Te drobne spięcia wynikały ze zmęczenia i z tego, że każdy jest inny. Jednak bardzo fajne było to, że potrafiłyśmy sobie wszystko na spokojnie wyjaśnić. Tu przydała się nasza dojrzałość. Przed Panią rok z koroną na głowie. Jakie są obowiązki miss? Wraz z koroną przyjęłam ogromną odpowiedzialność. Całe szczęście razem z pozostałymi finalistkami i ambasadorkami „Miss po 50-ce”, tworzymy drużynę silnych babek. Mamy w planach wiele spotkań, chcemy dotrzeć do kobiet w naszym wieku poprzez różne fundacje i nie tylko mówić im „do dzieła, dacie radę”. Będziemy dawać konkretne wskazówki. Często takiej kobiecie za impuls posłuży rozmowa, wygadanie się, bo np. dotychczas tylko słuchała. miasta kobiet
listopad 2014
7
Miss po 50-ce Projekt, który zrodził się w głowie Katarzyny Czajki - autorki przestrzennych rzeźb. W organizację włączyła się DORUM ART Fabryka Kształtów i Barw, wspierając charytatywnie aktywizację zawodową i społeczną kobiet po 50. Celem wyborów „Miss po 50-ce” jest zwrócenie uwagi na problemy odsunięcia, a często wręcz wykluczenia zawodowego, odrzucenia, syndromu „pustego gniazda”, spadku samooceny, które tak często dotykają właśnie kobiety 50+. Jednocześnie uświadomienie im, że życie po 50., nadal może mieć ogromną wartość, smak i pazur.
napisz do autora l.tataruch@expressmedia.pl
Pewnie niejedna kobieta zupełnie zapomniała, jak to jest mówić o sobie… I tego będziemy ich na nowo uczyć. Podczas projektu „Miss po 50-ce” poznałam kobiety, które przeżyły bardzo wiele. Każdy z nas ma swoją historię, ale wśród kandydatek znalazły się panie, które były molestowane, które są współuzależnione, albo takie, które same walczą z uzależnieniem. Mimo to one też postanowiły wyjść do ludzi, udowodnić, że mają w sobie piękno. O problemach mówiły wprost, bo właśnie o to chodzi, żeby nie chować tego pod dywan. Mówiąc, pomagały innym. Każda z nas, biorących udział w projekcie, zyskała pewność siebie. Tego potwierdzenia nam brakowało. Planujemy takie działania, ale na szerszą skalę. Wierzę z całych sił, że się uda, bo my się nie damy. Jak nas wykopią jednymi drzwiami, to wejdziemy oknem!
ta miłość jest wyjątkowa. Bardzo się różnimy - ja jestem ciepła i tego ciepła potrzebuję. On jak to facet, jest twardy, ale daje mi bezpieczeństwo.
Miss zdarza się płakać? Jestem silną kobietą, ale nie oznacza to, że nie wiem, co to bezsilność. To właśnie przez nią najczęściej ronię łzy. Zdarza się też, że płaczę ze szczęścia. Po koronacji poszłam do pokoju, usiadłam na łóżku i popłynęły mi łzy, chyba z wrażenia. Zadzwoniłam do mojego ukochanego mężczyzny, który niestety nie mógł być na gali. Jego też zatkało.
Jaka jest kobiecość po 50.? To pełnia kobiecości. Kobiecość nie umiera po 50., chociaż wiem, że część kobiet tak to postrzega. Mówiłam o kobietach przekonanych, że już nie spotka ich nic nowego. Tak samo kobiety po 50. podchodzą do związków. Są samotne, ale boją się kogoś poznać, myślą, że to już nie czas na takie rzeczy. Swój powab chowają głęboko, nie mówiąc już o seksie, bo przecież w tym wieku to nie wypada… To bzdura. Miłość w każdym wieku jest wspaniała. Znam przypadki osób, które zakochały się mając po 70 lat. Taka miłość nie jest gorsza. Co więcej, kobiety mające 50 lat myślą, że nie wypada im założyć krótkiej spódniczki, obcisłej sukieneczki, bo takie są zarezerwowane dla nastolatek.
Ma Pani trójkę dzieci. Nie dopadł pani syndrom matki-Polki? Robiłam wszystko, żeby dobrze wychować moje dzieci i jestem bardzo szczęśliwa, ponieważ to mi się udało. Ale to nie wiązało się wcale z tym, że musiałam rezygnować z przebojowości. Moje dzieci trochę po mnie odziedziczyły temperament. W swoich wariacjach nie jestem przez nie potępiana. Myślę, że nawet są ze mnie dumne. Pięknie mówi Pani o dzieciach, ale tak samo pięknie mówi Pani o swoim mężczyźnie. Bo mam świetnego faceta, bardzo kochającego. On też jest motocyklistą. Mamy te same pasje. Kochałam nie raz - w końcu mam 50 lat - ale
Partnerstwo w związku jest dla Pani ważne? Bardzo! Dla mnie takie pary są cudowne. Jestem zwolenniczką podziału obowiązków. Boli mnie, że tak wiele kobiet tkwi w związkach, gdzie ona poza pracą zawodową bierze na siebie cały dom. Wypruwa sobie żyły. I potem taki facet potrafi jeszcze na nią spojrzeć i powiedzieć z pretensją - „Jak ty wyglądasz?”. On nie zauważa, że jego żona tyrała, robiła wszystko, ale za to zauważy, że nie wygląda olśniewająco i nie jest w pełnym makijażu. A moim zdaniem właśnie wtedy mężczyzna powinien powiedzieć swojej partnerce, że wygląda piękne, nawet, jeśli tak nie jest.
A wypada? Oczywiście! Jeśli kobieta ma piękne nogi, to nieważne, ile ma lat. Czemu miałaby ich nie pokazywać? Ja chodzę tylko w krótkich spódniczkach, bo w tych długich czuję się po prostu źle. Teraz to żaden wstyd. Lubi Pani poszaleć na drodze?
Zawsze powtarzam, że mój motocykl służy do rekreacyjnej jazdy. Jeżdżę przepisowo. Moi koledzy pojadą 180 na godzinę, ale oni mają inne maszyny. Mój maks to 120-130 km na godzinę. I muszę przyznać, że ja to kocham! Na motorze czuje się taką wolność… Nie wiem nawet, jak to opisać. To trzeba poczuć. Pani spojrzy - mówiąc o tym mam gęsią skórkę. Mamy taką świetną ekipę motocyklistów. Co jakiś czas się spotykamy, organizujemy wspólne imprezy, bierzemy udział w akcjach charytatywnych, zbiórkach krwi. Wyczytałam też, że jest Pani piwoszką. Tak. Nie ukrywam, że lubię piwo. Mnie ta korona nie zmieniła. Jestem taką samą Baśką Opętaną, jaką byłam. Wiem, że Miss po 50-ce nie powinna pić alkoholu czy palić papierosów, ale skoro ja paliłam przed wyborami, to będę to robić także po, bo na razie mi to smakuje. Dodam też, że jadam wszystko, co niedozwolone - pizzę, słodycze… To skąd taka figura!? Od jazdy na motorze (śmiech). Tak naprawdę to chyba dobre geny. Pomyślała Pani kiedyś, że jest na coś już za stara? Nigdy. Jak mi zdrowie pozwoli, to za 20 lat odpowiem na to pytanie tak samo. Też będę jeździła na motorze i nosiła krótkie spódniczki. napisz do autora d.kucharska@expressmedia.pl
*Barbara Szyperska bydgoszczanka, w październiku została wybrana pierwszą w Polsce Miss po 50-ce. Ma dwie córki i syna. Kocha jazdę na motocyklu, piwo i aktorstwo. Marzy jej się domek na wsi i trochę lepsza maszyna.
Rozmowa z Barbarą Szyperską we wtorek (28.10) o godzinie 10 i 16 oraz w środę (29.10) o godzinie 12 na antenie Radia Eska. 94,4 fm (Bydgoszcz) 104,6 fm (Toruń)
8
miasta kobiet
listopad 2014
Trendy z
4 1
6
2
3
7
5 8 10
14 12
13
9 11
17
20
19
gotowa
na mrozy
Jesień na razie była dla nas łagodna. To nie znaczy wcale, że zima nie jest tuż, tuż. Może pojawić się w najmniej oczekiwanym dla Ciebie momencie. Warto mieć wtedy pod ręką ciepły zimowy płaszcz, szalik, czapkę i ocieplane buty. W ciepłych ubraniach też można wyglądać szykownie. W wyborze pomóc Wam mogą produkty ze sklepów w Toruń Plaza. Każda z nas ma tutaj szansę odświeżyć swoją szafę przed zimą.
21
Anna Deperas-Lipińska stylistka Toruń Plaza
18
22
23
1. Czapka Deichmann - 19 zł, Toruń Plaza 2. Kozaki Venezia - 479 zł, Toruń Plaza 3. Buty CCC - 279,99 zł, Toruń Plaza 4. Szal Deichmann - 39 zł Toruń Plaza 5. Płaszcz Simple - 1299,90 zł, Toruń Plaza 6. Czapka Diverse - 29,99 zł, Toruń Plaza 7. Kurtka Orsay - 349,95 zł, Toruń Plaza 8. Rękawiczki Orsay - 39,95 zł, Toruń Plaza 9. Sweter Cropp - 119,99 zł, Toruń Plaza 10. Torebka Tatuum - 139,99 zł, Toruń Plaza 11. Buty Kazar - 629 zł, Toruń Plaza 12. Zegarek KENNETH COLE IKC4956 Swiss - 790 zł, Toruń Plaza 13. Buty Ecco - 639,90 zł, Toruń Plaza 14. Spodnie H&M - 79,90 zł, Toruń Plaza 15. Buty Ryłko - 369,90 zł, Toruń Plaza 16. Bluza Cropp - 69,99 zł, Toruń Plaza 17. Świeca zapachowa w szkle Natural Fresh Selec Hebe - 9,99 zł, Toruń Plaza 18. Kurtka Big Star - 259,90 zł, Toruń Plaza 19. Płaszcz Orsay - 199,95 zł, Toruń Plaza 20. Czapka Tatuum - 149,99 zł, Toruń Plaza 21. Śniegowce Centro - 69,99 zł, Toruń Plaza 22. Kozaki CCC - 449,99 zł, Toruń Plaza 23. Kufer, skóra naturalna Świat Torebek - 420 zł, Toruń Plaza Toruń Plaza: ul. Broniewskiego 90, www.torun-plaza.pl, czynne codziennie od 9 do 21
miasta kobiet
listopad 2014
9
1717114BDBHA
16
15
felieton
CUKIERKI o smaku gila z nosa
Trochę się śmieję, ale nie wyśmiewam, nie szydzę. Nie mówię do Młodego: „Książkę byś poczytał, na spacer byś poszedł, zamiast głupiego lajwa nagrywać”. Przyglądam się i uczę. Emilia Iwanciw* - Zrobiłem lajwa z Minecraftem i mam już piętnastu subskrybentów - mówi do mnie mój 12-letni syn z dumą. A ja z dumą pytam: - Wycraftowałeś coś? - No pewnie! A potem goniły mnie parówy i oceloty. Zrobiłem sobie żelaznego golema. I tak sobie rozmawiamy o lajwach, gejmplejarach, czelendżach. Młody mówi z dumą, bo cieszy się, że ma pierwszą garstkę fanów w sieci. Ja pytam z dumą nie tylko dlatego, że doceniam onlajnowy potencjał mojego syna. Cieszę się, że udaje mi się za nim nadążyć, że mówi mi o tym, co robi w sieci. Że nie traktuje mnie jak starego piernika, który w życiu nie widział lajwa na jutiubie.
Przyglądam się Myślę, że sobie na to zapracowałam. Pokapowanie się w tej nastoletniej wirtualnej rzeczywistości nie było dla mnie czymś naturalnym. W atmosferze przymusu i niedowierzania nieraz oglądałam filmiki jego internetowych idoli: Polskiego Pingwina, Reziego, skkf, Bremu itp. Do dziś zastanawia mnie fenomen internetowego ekshibicjonizmu nastoletnich jutiuberów, którzy zbierają miliony lajków za pokazywanie w sieci swoich niedomytych toalet, albo za otwieranie paczek z kartami piłkarskimi, jedzenie cukierków, granie w gry i inne, zupełnie zwyczajne czynności. Trochę się śmieję, ale nie wyśmiewam, nie szydzę. Nie mówię do Młodego: „Książkę byś poczytał, na spacer byś poszedł, zamiast głupiego lajwa nagrywać. Co to w ogóle jest ten lajw?”. Trochę już wiem, ale nadal pokornie się przyglądam i uczę tej nowej mentalności. Robię to, bo nie chcę być zrzędliwym piernikiem. I przede wszystkim, chcę rozumieć mojego syna. Nowe słowa Przepaść technologiczna i mentalna pomiędzy dzisiejszymi rodzicami a nastolatkami jest ogromna. Sama, choć jestem jeszcze całkiem młoda, ledwie nadążam. Co drugi dzień poznaję nowe zwyczaje i nowe słowne kody, jakimi posługują się rówieśnicy Młodego.
10
miasta kobiet
listopad 2014
Nie będę udawać, że te nowinki z sieci mnie zawsze interesują. Czasem w duchu myślę, że to po prostu głupie, płytkie, bez sensu. Budzi się we mnie ten rodzic-mentor-stary piernik-intelekualista, który wzdycha: „Kiedy ja byłam dzieckiem, to chodziłam z rodzicami na premierę nowej sztuki w teatrze”. Dziś mój syn ciągnie mnie do Focusa, na premierę nowych butów piłkarskich Nike, które pokazywał jego idol na jutiubie. Ale idę i się nie buntuję.
Ta dzisiejsza młodzież… Młody, jak wielu jego kolegów, oprócz tego, że sporo czasu spędza w wirtualnej przestrzeni, to czyta książki i nawet pisze swoje własne. Interesuje się historią, przyrodą, fantastyką. Ostatnio poprosił mnie o słownik wyrazów bliskoznacznych („Tak bym sobie czasem poczytał, jak słów brakuje”). Obserwując go widzę, że ten wirtualny świat nie musi wcale iść w parze z tępotą i zubożeniem intelektualnym, o które posądzani są dzisiejsi nastolatkowie. Sedno tkwi w odpowiedniej proporcji sieci i realu, literatury i migających klipów, prawdziwych przyjaciół i internetowych idoli. Jestem przekonana, że w dużej mierze to ode mnie zależy, w jaką stronę Młody pójdzie. Bo pewne jest to, że go nie zatrzymam, tak samo jak nikt nie zatrzyma wirtualnego pędu, choćby z całych sił przekonywał dzieci, że internetowe bożki są nic niewarte. Dla większości młodych idolem i tak będzie Polski Pingwin, a nie Henryk Sienkiewicz. Zaimponuje im liczba subskrybentów i lajków, a nie owacje na stojąco w operze (choć na spektaklu jakoś wysiedzą). I to wcale nie znaczy, że „coś złego stało się z tą dzisiejszą młodzieżą”. Ta dzisiejsza młodzież jest taka, jaki jest dzisiejszy świat. Moje narzekanie nic tu nie pomoże. Może jedynie sprawić, że Młody będzie prowadził ze mną wyłącznie grzecznościowe konwersacje o wszystkim, tylko nie o tym, co go tak naprawdę interesuje. Nauczy się szybko, że ze starymi nie ma co zaczynać tematu. A ja, by dowiedzieć się, co mój syn robi w sieci, będę musiała ukradkiem przejrzeć „historię”
w jego przeglądarce. I już nigdy nie uda mi się w rozmowie przemycić odrobiny refleksji nad tym, czy innym sieciowym idolem, bo Młody nie posłucha dorosłego, który w życiu nie widział nawet lajwa.
Jedzenie cukierków Zamierzam pozostać mamą na czasie, choć to wcale nie znaczy, że aprobuję wszystkie nowinki, jakie Młody przynosi. Niedawno zaprosił mnie do zjedzenia przed kamerą cukierków o smakach wymiotów, śmierdzącej skarpety, gila z nosa i paru innych obrzydliwości. Cukierki nazywają się Bean Boozled, pochodzą ze Stanów i można je kupić na Amazonie. W paczce część z nich jest słodka i smaczna, ale niektóre, wyglądające równie dobrze, są paskudne i ohydne. Ten, kto trafi i rozgryzie najwięcej obrzydliwych, przegrywa. Takie pojedynki dzieciaki wrzucają na jutiub. Polski Pingwin nagrał swój czelendż z mamą. Młody zaproponował mi to samo. Nie zgodziłam się. Zjadłam z nim te okropne cukierki offline. Bawiliśmy się nieźle, ale nie chciałam, by cała Polska oglądała mnie plującą czymś o smaku wymiotów. Rysa na obrazie Okazało się, że w moim byciu mamą na czasie jest jednak jakaś rysa, wewnętrzna niezgodna, moja własna granica. Nie pogorszyło to jednak mojej relacji z Młodym. Wręcz odwrotnie. Odmowa czelendżu była okazją do fajnej rozmowy o prywatności. Gdyby nie moja długa praca nad niebyciem piernikiem, nigdy by do tej rozmowy nie doszło. A w każdym razie, na pewno Młody nie powiedziałby następnego dnia: „Wiesz co mama, z czelendżu z tymi cukierkami to jednak ja też zrezygnuję. Jeszcze się opluję, będzie siara i mnie strollują”. napisz do autora e.iwanciw@expressmedia.pl *Emilia Iwanciw Redaktorka prowadząca „Miasta Kobiet”, dziennikarka, historyczka sztuki. Mama 12-latka.
zdrowie i uroda
Młodziej bez skalpela - nici liftingujące PDO
O zaletach Nici Liftingujących PDO - First Lift rozmawiamy z dr. n. med. Markiem Jankowskim* z toruńskiej Kliniki Urody & Spa - Vanilla Spa
Lifting zwykle kojarzy się jednoznacznie - z operacją. Ale to nie jedyny sposób, by się „odmłodzić”, prawda? Tak, doskonałe efekty da się osiągnąć również bez operacji chirurgicznej, przy użyciu nici PDO. W chirurgii stosuje się je już od jakichś 30-40 lat, natomiast w medycynie estetycznej to coś stosunkowo nowego. Są to rozpuszczalne nici, które wchłaniają się mniej więcej po ośmiu miesiącach. Używamy ich do poprawiania jędrności skóry i do liftingu. Po znieczuleniu odpowiednią ilość nitek - przynajmniej kilkadziesiąt - wprowadza się pod skórę bardzo cienką igłą. Przy liftingu twarzy zabieg może trwać ok. pół godziny. Poza ewentualnymi siniakami i zaczerwieniami, które utrzymają się jedynie przez kilka następnych dni, nie ma żadnych innych efektów ubocznych.
ki. Po dwóch latach ilość kolagenu stopniowo maleje. Nie jest tak, że rezultaty ustępują zupełnie, jednak warto po 2 latach zabieg powtórzyć. Do niewątpliwych zalet tego zabiegu trzeba zaliczyć to, że nie wymaga on procedur chirurgicznych, nie jest obarczony ryzykiem związanym ze znieczuleniem ogólnym, z długim czasem rekonwalescencji i wysokimi kosztami.
I to wystarcza? U pacjentek, które mają bardziej zaawansowaną wiotkość skóry i uszkodzenia włókien kolagenowych, warto wykonać najpierw termolifting za pomocą radiofrekwencji, który obkurcza te włókna i zwiększa napięcie skóry (Biorad RF-przyp. red.).
W ten sposób poprawia się tylko twarz? Nie tylko, takie zabiegi możemy wykonywać także na inne okolice, np. brzuch czy biust. W zeszłym tygodniu wykonałem dwa takie zabiegi. m.in. u pacjentki, która długo karmiła piersią. Biust podniósł się o 4 centymetry (fot.), to już bardzo widoczna poprawa.
Efekt takich zabiegów jest natychmiastowy? Tak, pacjentka od razu widzi zmianę. Nie ma żadnych wątpliwości czy to skuteczne. Wiem, że na forach internetowych można wyczytać różne głosy odnośnie braku efektów, ale dzieje się tak tylko wtedy, gdy osoba przeprowadzająca zabieg użyje zbyt małej liczby nici. U nas się to nie zdarza.
Czy są jakieś przeciwwskazania do tego zabiegu? Przed zabiegiem zawsze zbieramy dokumentację medyczną i przeprowadzamy wywiad. Na tym etapie oceniamy, czy faktycznie jest coś co może być przeszkodą. Do każdego zabiegu estetycznego fundamentalnym przeciwwskazaniem jest ciąża i okres laktacji. Nie podejmuję się też zabiegu u osób, które mają skłonności do bliznowców. U pacjentów, którzy są aktualnie w trakcie leczenia antykoagulantami (czyli np chorzy z migotaniem przedsionków serca, z ciężką niewydolnością serca) trzeba bardzo uważnie rozważyć, czy warto robić ten zabieg, ponieważ wiąże się to w takich przypadkach z nasilonym krwawieniem i ryzykiem powstania
Jak długo utrzymuje się stan po zabiegu? 8 miesięcy do momentu rozpuszczenia nici? Efekty utrzymują się do dwóch lat. Sama nić jest dla naszego organizmu ciałem obcym, wokół którego zaczynają się tworzyć włókna kolagenowe. W czasie gdy nić się rozpuszcza, te włókna zostają pod skórą i dodatkowo pociągają tkan-
dużych siniaków. Utrudnieniem są też przebyte operacje w obrębie twarzoczaszki. Dla kogo w szczególności jest ten zabieg? Lifting twarzy robią raczej panie dojrzałe, po 50-tym roku życia, u których wyraźny jest fałd nosowo-policzkowy. U nich często nie da się zmarszczek wypełnić kwasem hialuronowym, bo opada cała tkanka policzka i robią się tak zwane chomiczki. Druga grupa to panie decydujące się na lifting biustu czy poprawianie jędrności brzucha - to są przeważnie młode matki, po ciąży. O ile lat można się w ten sposób „odmłodzić”? To zależy. Są pacjentki u których bardzo nasilony jest zanik tkanki tłuszczowej policzka. W związku z tym fałd nosowo-wargowy robi się bardzo wyraźny, co powoduje tzw. fałdy marionetek. Przy ustach powstaje wtedy taka smutna podkuwka i to bardzo dodaje lat. Liftinguje się to efektywnie. Tak naprawdę ilość lat, które możemy odjąć zależy tylko od determinacji pacjentki. Najczęściej panie chcą po prostu poczuć się lepiej i wyglądać naturalnie. A my robimy to tak, żeby były zadowolone. *dr n. med. Marek Jankowski Dermatolog, wykładowca na Wydziale Lekarskim, kierownik Pracowni Diagnostyki Obrazowej i Farmakologii Skóry w Collegium Medicum w Bydgoszczy.
miasta kobiet
listopad 2014
1012614TRTHA
Klinika Urody & Spa w | ul. Lelewela 33, Toruń - Centrum Handlowe Arpol (Bumar) | tel. 56 610 67 67 www.vanilla-spa.pl
11
tabu
POZWALAM SOBIE
NA BLISKOŚĆ Wiem, jak śmierć wygląda i z czym się wiąże. Jest nieodwracalna, to oczywiste. Uświadamiam to sobie codziennie i przez to mam inny stosunek do życia. Z Renatą Heise* rozmawia Lucyna Tataruch
Jak Pani myśli, co jest po śmierci? Myślę, że tam czeka nas coś wspaniałego. Lecz to co jest ważne, to tu i teraz. Nie można skupiać się na odchodzeniu. Jest jeszcze życie. Czyli nie myśli Pani o tym zbyt często? Jest to coś, co kiedyś musi przyjść. Oczywiście każdy ma taki naturalny lęk przed końcem swojego życia, ale kiedy on nie jest aż taki realny, to nie odczuwa się tego strachu w pełni. Trudno chyba nie traktować realnie śmierci, kiedy widzi się ją na co dzień… Od 15 lat pracuję w hospicjum z osobami cierpiącymi z powodu chorób nowotworowych. To nie tak, że w hospicjach się jedynie odchodzi z tego świata. Jednak faktycznie widzę kres ludzkiego życia znacznie częściej niż ci, którzy nie mają związku z opieką paliatywną. Wiem, jak śmierć wygląda i z czym się wiąże. Jest nieodwracalna, to oczywiste. Uświadamiam to sobie codziennie i przez to mam też inny stosunek do życia. Powiedziałabym nawet, że ta praca prowadzi człowieka na właściwe tory. Które są właściwe? Te, które prowadzą do tego, co jest ważne. A ważna jest świadomość codzienności, każdy dzień. Ważne jest, żeby umieć się z tego cieszyć, nie tracić czasu. Dbać o siebie i swoich bliskich. Widzę, że choroba może dotknąć każdego człowieka, w każdej chwili i wtedy nie ma już odwrotu. Można mieć wszystkie dobra tego świata, duże pieniądze, sukcesy zawodowe, a gdzieś po drodze zaniedbać na przykład rodzinę i mieć mało przeżyć z tym związanych. Trzeba więc wypełnić tę przestrzeń wcześniej, cenić te momenty. Kiedy później nasz czas jest już policzony, to nie da się tego nadrobić.
12
miasta kobiet
listopad 2014
Czy pacjenci, którzy trafiają do hospicjum, odliczają ten czas? Każdy ma nadzieję na to, że zostanie jeszcze podleczony i że jego życie będzie w jakiś sposób przedłużone. I to czasem się udaje, pacjent wraca do domu na dłuższy czas. Chorzy liczą na pomoc, chcą mniej cierpieć. Trudno powiedzieć, że ktoś jest oswojony ze śmiercią. Raczej odsuwamy tę myśl od siebie, bo choć z jednej strony, o śmierci mówi się wszędzie, to z drugiej obserwujemy rozwój medycyny, która radzi sobie już w wielu przypadkach, dawniej uznanych za beznadziejne. Mimo to, nie znaleziono panaceum na choroby nowotworowe. Nie wszyscy będziemy zdrowi i długowieczni. Ale nadzieja to co innego, nie możemy jej zabierać. A co zrobić, gdy jest już bardzo źle i wiadomo, że ktoś umrze? Nie mówić się mu całej prawdy, aby nie zabrać nadziei? Całą prawdę przedstawia się zwykle rodzinie chorego. Bliscy muszą wiedzieć, jaka jest sytuacja, bo w każdej rodzinie wiąże się to z wieloma rzeczami do uregulowania. Natomiast w rozmowie z chorym słuchamy i odpowiadamy uczciwie na pytania, ale nie wybiegamy dalej. Nie każdy chce mieć wszystkie informacje, nie każdemu to jest potrzebne. Trzeba być bardzo ostrożnym. Czasem ktoś pyta „Kiedy koniec?”. Może mieć na myśli koniec swojego życia albo na przykład koniec terapii. Zanim się odpowie, trzeba to doprecyzować. Bywa tak, że pacjenci muszą najpierw przetrawić jedną porcję informacji, by za jakiś czas móc dopytać lekarza o więcej. Z drugiej strony nie obiecujemy nierealnych rzeczy, nie pocieszamy mówiąc: „Nie przejmuj się, będzie dobrze”. To nie pomoże nikomu w sytuacji, gdy jest mu bardzo źle. Często wręcz może zadziałać odwrotnie.
A co pomoże? Na pewno świadomość, że człowiek nie jest sam, że ma opiekę i kogoś, dla kogo jest ważny, nawet w tych najtrudniejszych chwilach. Staramy się podchodzić do każdego chorego indywidualnie. Pozwalamy na pobyt rodziny przez całą dobę, jeśli jest taka potrzeba. Nasi wolontariusze spędzają czas przy łóżkach pacjentów. Chory ma też możliwość porozmawiać w każdej sytuacji z personelem - lekarzem, psychologiem, z pielęgniarkami. Organizujemy warsztaty i spotkania. Dbamy również o załatwienie kwestii związanych ze sferą socjalno-materialną. Wszystko to składa się na poprawę jakości życia. Co jest najtrudniejsze dla tych osób - strach, ból? Myślę, że ból psychiczny. W tych czasach łatwo można wpłynąć na objawy bólowe od strony fizycznej, istnieje wiele możliwości farmakologicznych i nie tylko. Natomiast psychika w chorobie jest najważniejsza i jednocześnie najtrudniejsza do uleczenia. Pierwsza reakcja na nieuleczalne choroby to agresja, gniew, niegodzenie się ze swoją sytuacją. Każdy analizuje, dlaczego go to spotkało. Dopiero po tym można zacząć żyć z chorobą, zaakceptować swój stan, jakoś się z tym ułożyć. Ale nawet i w tym pogodzeniu pacjenci targani są przez bolesne myśli o tym, jak to będzie dalej, czy są obciążeniem dla rodziny. Czują się upokorzeni swoim stanem? To jedna z tych stref psychicznych, w której też trzeba pomóc. Tak jest, bo schorzenia onkologiczne są długotrwałe, a leczenie bywa bardzo trudne, bolesne i toksyczne. Człowiek traci sprawność, ma zmieniony wygląd, często jest okaleczony przez różne zabiegi, wyniszczony.
tabu Ciężko się z tym pogodzić. Robimy, co możemy, żeby nasi podopieczni czuli się też akceptowani. Jak wygląda Pani kontakt z pacjentem? Jest bardzo bezpośredni. Pozwalam sobie na bliskość, podaję choremu rękę, siadam na łóżku. Ważna jest i ta bliskość fizyczna, i psychiczna. Chorzy wiedzą, że w każdej chwili mogą ze mną porozmawiać, opowiedzieć o swoich problemach. Wiedzą też, że te problemy w ramach naszych możliwości zostaną rozwiązane. Dzień zaczynam od pytania, jak podopiecznym minęła noc, czy spali spokojnie, czy jedli. Muszę wiedzieć w jakiej są kondycji. Czasem pojawiają się tak zwane złe wieści, bo akurat ktoś odszedł. Przywiązuje się Pani? Tak, to jest nieuniknione. Bywa tak, że znamy się z pacjentami kilka lat. Chorzy na początku swojej drogi, kiedy są jeszcze sprawni, przychodzą raz w tygodniu do naszego centrum dziennego, gdzie mogą spędzić czas z tymi, którzy dzielą podobne problemy i zrozumieją ich najlepiej. Tu często jemy razem obiad, pijemy herbatę, rozmawiamy. Organizujemy też różnego rodzaju wyjazdy czy wspólne wyjścia i rozrywki, takie jak kino, teatr. Potem, gdy ktoś jest już w gorszym stanie, to przechodzi przez etap hospicjum domowego - wtedy to my przyjeżdżamy do niego. A kiedy nie może już uczestniczyć w tym ze względu na osłabienie fizyczne, to trafia na oddział. Na tych wszystkich etapach poznajemy się dobrze. Znam sytuację chorego, wiem co się dzieje u niego w domu, rozmawiamy o dzieciach, wnukach, oglądamy wspólnie zdjęcia. Więc gdy później takiej osoby zabraknie, to rzeczywiście jest to duże przeżycie.
Wcześniej rodzina też może liczyć na pomoc? Tak, oczywiście. Rodzina, tak samo jak chory, ma do dyspozycji cały zespół. Pomagamy jej od każdej strony, wspieramy, załatwiamy formalności. Prowadzone są zajęcia poświęcone temu, jak rodzina ma się zmierzyć z chorobą bliskiej osoby, jak może o tym rozmawiać, jak komunikować się z chorym. Zdarza się też tak, że rodzina chce pomóc za wszelką cenę, ale nie zawsze jest to możliwe. Oczekiwania bywają większe niż możliwości ze strony medycznej, o tym również trzeba rozmawiać. Nie zapominamy później o osobach osieroconych, próbujemy pomóc im dojść do równowagi psychicznej. Kilka razy w roku organizujemy również spotkania dla tych najmłodszych dzieci, które zostają bez rodzica. Pani ma dzieci? Mam dwóch chłopców, starszy ma 17 lat i chodzi do liceum, młodszy 15, gimnazjalista. Oni też uczestniczyli od małego w tych spotkaniach i uroczystościach, związanych z osieroconymi dziećmi, przyjaźnili się z nimi. Myślę, że to ich uwrażliwiło na różne sytuacje, ogólnie na drugiego człowieka. Rozumieją ten rodzaj pracy, to czym się zajmuję, jak to wygląda, z czym się wiąże. W jakiś sposób nawet są dumni z tego, że można tak ludziom pomagać w tych chwilach, od których może łatwiej byłoby uciec.
Wszyscy zostają w pamięci? Zostają, choć najbardziej ci, którzy byli z nami najdłużej. W lipcu zmarł pan, którym opiekowaliśmy się dziesięć lat. Dla wszystkich tu był taką wyjątkową osobą, zmagał się z niepełnosprawnością i miał też wiele wad, które powodowały, że znacząco odróżniał się fizycznie od innych pacjentów. Zaskarbił sobie nas wszystkich i bardzo nam go brakuje. To była taka serdeczna więź, jak w najbliższej rodzinie.
Pamięta Pani taki moment, gdy któryś z synów jako dziecko zapytał o śmierć, koniec życia? Zrozumienie tych kwestii to był u nich raczej naturalny proces. Przychodzili do hospicjum, spędzali tu czas z dziećmi, nigdy nie traktowali ich inaczej. Pytali czasem o to, kto je wychowuje, dlaczego nie mają rodziców, wtedy oczywiście rozmawialiśmy. Myślę, że taką wrażliwość buduje się od małego. Nie trzeba przychodzić z dzieckiem do hospicjum, wystarczy nie bać się poruszać trudnych tematów. Nieszczęścia nie tylko chodzą parami, częściej trójkami - ktoś jest chory, biedny i dotykają go jeszcze inne problemy życiowe. Każdy może jakoś pomóc na miarę swoich możliwości. Najgorsza jest obojętność.
Jak Pani sobie radzi z utratą tych osób? Nie jest to łatwe, ale nie można tego wszystkiego brać do siebie i na pewno nie można przeżywać śmierci pacjenta jako osobistej porażki. Nikt by tego nie wytrzymał. Trzeba mieć ten wentyl bezpieczeństwa, żeby mimo wszystko myśleć pozytywnie. Ważne jest to, co ten chory u nas przeżył i to, że w jakiś sposób mu pomogliśmy w znoszeniu cierpienia. Taki człowiek odchodzi godnie, w spokoju. Mnie pomaga też późniejszy kontakt z rodzinami - dowiadujemy się, jak te osoby sobie radzą, czy wszystko jest w porządku.
Do tej pracy trzeba mieć coś takiego jak powołanie? Pewnie tak. Przede wszystkim trzeba mieć tę specjalną empatię do pacjenta i jego rodziny. Choroba taka jak nowotwór, zwłaszcza w fazie terminalnej, kiedy wiadomo już, że się nie zostanie wyleczonym, stanowi wielką tragedię dla całej rodziny. To dotyka wszystkich sfer i pracując tu, trzeba umieć się w tym odnaleźć. Nie jest też łatwo zajmować się chorymi po operacjach, okaleczonymi, cierpiącymi fizycznie, psychicznie czy duchowo. Wielu z pracowników hospicjum
Rozmowa o kresie życia w sobotę (1.11) i niedzielę (2.11) o godzinie 8.00 w Radiu ZET Gold 92,8 fm oraz na www.zetgold.pl
zetknęło się wcześniej z chorobą nowotworową u swoich bliskich. Mają swoje własne doświadczenia z tym związane, widzieli te problemy od strony rodziny chorego. Znają cały proces, od rozpoznania do ostatnich dni. I dlatego tu są chcą pomóc innym przez to przejść. Pani też z podobnych powodów rozpoczęła tu pracę? Ja jestem neurologiem i miałam kontakt z ciężkimi chorobami już wcześniej. Połączyłam te sfery i zrobiłam kolejną specjalizację, z medycyny paliatywnej. Ta potrzeba pojawiła się u mnie po kilku latach pracy jako lekarz. Po 15 latach pracy jest łatwiej niż na początku? Czas spędzony tutaj na pewno ma znaczenie i może faktycznie bywa łatwiej, ale niektórych rzeczy nigdy nie da się zmienić - np. odczuć, gdy odchodzą młodzi ludzie, gdy zostawiają małe dzieci… Trudno to zaakceptować, do tego nie da się przyzwyczaić. Pamiętam szczególnie jeszcze z początków pracy śmierć, która mną wstrząsnęła - to była młoda kobieta, matka trójki dzieci. Miała guza mózgu, żyła nadzieją do samego końca. Czasem jeszcze to do mnie wraca, nawet teraz po latach. I pewnie zawsze już będzie wracać. Zdarza się, że przenosi Pani te emocje z pracy do domu? Staram się tego nie robić. Odpoczywam głównie słuchając muzyki, oglądając filmy. Bardzo lubię daleką turystykę. Kiedy tych emocji już jest za dużo, to odreagowuję, wyjeżdżam. Trzeba ten czas sobie rozgraniczyć. W domu też jest inaczej, bo dzięki tej pracy mam inne podejście do wielu spraw. Wszystkie rzeczy, które mogą wydawać się problemami, w świetle tego miejsca stają się błahe. Nie warto się tym zajmować, roztrząsać jakichś drobnych spraw, tracić czasu na przejmowanie się głupstwami. Naprawdę, to wszystko ostatecznie nie ma żadnego znaczenia. Jest pani bardzo pogodzona ze światem, życiem… To czym się zajmuje daje mi dużo wewnętrznego spokoju. Trudności, choroby czy śmierć spotykają wszystkich, jednych wcześniej, drugich później, ale to jest nieuniknione. Wiem jednak, że ludzie powinni odchodzić w spokoju. Nawet jak ktoś nie ma rodziny, to tutaj znajdzie osoby, które potrzymają go za rękę u kresu życia. Gdy cierpi to znajdzie jakieś ukojenie. Nie miałam nigdy żadnych momentów zwątpienia, nie zrezygnowałabym z tego co robię. To mnie bardzo ubogaca, zarówno zawodowo, jak i wewnętrznie. napisz do autora l.tataruch@expressmedia.pl
*Renata Heise neurolog, specjalista medycyny paliatywnej, ordynator oddziału stacjonarnego Hospicjum im. bł. ks. Jerzego Popiełuszki w Bydgoszczy. miasta kobiet
listopad 2014
13
kultura w sukience
Złote Anioły
pofrunęły W Toruniu zakończył się Międzynarodowy Festiwal Filmowy Tofifest. Niepokorna artystycznie impreza trwała 9 dni. Widzowie obejrzeli ponad 160 filmów . Osią tematyczną było pasmo Nordic Noir - kina opartego na skandynawskich kryminałach.
ZDJECIA: Sławomir Kowalski, Archiwum Tofifest AGATA KULESZA ODEBRAŁA ZŁOTEGO ANIOŁA DLA WYBITNEJ AKTORKI EUROPEJSKIEJ
KAFKA JAWORSKA - DYREKTORKA FESTIWALU
JERZY HOFFMAN ZOSTAŁ LAUREATEM ZŁOTEGO ANIOŁA ZA CAŁOKSZTAŁT TWÓRCZOŚCI
TOFIFEST TO TAKŻE DYSKUSJE Z TWÓRCAMI FILMÓW
MIROSŁAW DEMBIŃSKI - FLISAK DLA WYBITNEGO TWÓRCY REGIONU
14
miasta kobiet
listopad 2014
BARTŁOMIEJ TOPA PROMOWAŁ NA FESTIWALU FILM „KEBAB & HOROSKOP”, W KTÓRYM WYSTĘPUJE
1717814BDBHA
wizerunek
NIECH WŁOSY
idą za Nią Jako stylista dzielę kobiety na bardzo delikatne i bardzo twarde - to jest myśl przewodnia w moim zawodowym działaniu. Z toruńskim projektantem Łukaszem Skrosiem* rozmawia Janusz Milanowski
Od czego zaczynają zmieniać się kobiety? Zazwyczaj od włosów. Później zmieniają makijaż, a na koniec ubiór. Przynajmniej w takiej kolejności robią to moje klientki. I to jest właściwa kolejność? Moim zdaniem, najgorsza. Powinny zaczynać od ubrania, bo wymiana garderoby to najtrudniejszy temat. Skrócić włosy czy zmienić ich kolor, to żaden problem i najmniejszy koszt. Co to jest kobiecość? Jako stylista dzielę kobiety na bardzo delikatne i bardzo twarde - to jest myśl przewodnia w moim zawodowym działaniu. Delikatność łączę z twardością i odwrotnie. Dziś spotkałem się z panią, która pracuje na kierowniczym stanowisku, jej podwładni to mężczyźni, a podopieczni są przestępcami. Musi wyglądać surowo, mieć wygląd nieznoszącej sprzeciwu, ale podpowiedziałem, że można w to wszystko wkomponować akcenty delikatne, by przez tę surowość przenikała kobiecość. Proszę opowiedzieć o swojej pracy. Co Pan tłumaczy kobietom? …że twarz to obraz, a włosy są ramą do tego obrazu. Twarz może mówić: jestem surowa, twarda silna. Może być oschła i zimna, ale za sprawą odpowiedniej ramy możemy jej nadać delikatność i lekkość. Zwiewnością włosów można przełamać zimno twarzy, tak żeby te włosy szły za nią… Rozumiem, że zależy Panu również na ekspozycji osobowości, a nie tylko na dobrym wyglądzie? Oczywiście, że tak, bo to jest bardzo ważne. Moje klientki wiedzą, że na pierwszej „randce” ze mną nie wydarzy się nic takiego, żeby od razu krzyknąć łauuu! Musielibyśmy ze sobą prze-
16
miasta kobiet
listopad 2014
bywać, pogadać. Ja musiałbym zobaczyć, jak kobieta zachowuje się w pracy, domu, z koleżankami, jak ubiera się na różne okazje, itd. Dopiero wtedy mógłbym jej dobrać właściwie wszystko, co powinienem. Na pierwszej „randce” mogę dobrać dobrą fryzurę albo dobry makijaż do tego, co widzę. Zawsze powtarzam, że dopiero trzecia bądź czwarta „randka” będzie udana. Nie lubię wypytywać, bo co z tego, że kobieta powie mi, gdzie pracuje? My, wizażyści i styliści, powinniśmy być psychologami, którzy sami coś wyczuwają. Gdy kobieta przychodzi do mnie trzeci raz, to pamiętam, jak była ubrana poprzednio, wiem już, jak się zachowuje i jaki ma uśmiech. I dopiero wtedy jestem pewien, że dobiorę odpowiedni kolor, fryzurę i makijaż. Jestem też w stanie powiedzieć, co powinna zrobić ze swoją odzieżą. Pomówmy o tej stylistyczno-wizażowej psychologii. Często w telewizji widzimy następujący obrazek. Pojawia się pani pragnąca zmiany. I natychmiast stylista, fryzjer i wizażysta jej doradzają i faktycznie ją zmieniają. Ja nie mówię, że ta zmiana jest zła, ale czy jest właściwie dobrana? Wygląd to nie wszystko. Mamy przecież charakter, określone potrzeby. Ja, na przykład, nie powinienem chodzić w czerni, ale czarny kolor kocham i mam mnóstwo czarnych ciuchów. Wiele kobiet nie powinno nosić czerwonych rzeczy, ale noszą je, bo lubią czerwień. Twierdzę tak: jeśli chcesz nosić czerwony kolor, to noś, ale złam go czymś. Mamy wiele dodatków, różnych apaszek, kolczyków. Łatwo więc przełamać kolory, które nam nie pasują i zrobić tak, żebyśmy dobrze wyglądali. Każdy makijaż i każda sukienka w jakimś kolorze jest dla nas. Nie wolno myśleć, że nie dla mnie jest makijaż smoky, kreska na oku, krótkie włosy, bo ktoś
mi tak powiedział. A zrób to sobie, ale dobierz odpowiednią długość i grubość tej kreski, a zobaczysz że będziesz czuła się z nią dobrze. Wszystko jest dla każdego. Rozumiem, że to Pana zawodowa zasada? Tak. Nie lubię powiedzeń, że kobieta, mająca krótkie nogi, nie może założyć miniówki, albo długiej spódnicy. Może! Po to projektujemy rzeczy, żeby ją ubrać i krótkie nóżki wydłużyć. Po to są specjalne bluzki, gorsety, żakiety, żeby ta kobieta spełniła swoje marzenie. Jako stylista, a od niedawna projektant, przełamuję każdą taką barierę. Staram się być przeciwieństwem tego, co mówią wszyscy. Przyznam, że kiedyś kątem oka oglądałem taki babski program… Takie dwie, mądrale od ciuchów… Jakaś Trini i jakaś Susana… (śmiech) Tak, wiem o co chodzi. Coś przykuło moją uwagę. Wmawiały jakiejś kobiecie, że jest owocem, a innej, że klepsydrą, co skojarzyło mi się ze śmiercią, bo nie wiedziałem, o co chodzi. Nie rozumiałem, dlaczego te kobiety dają się tak katalogować - że jak jest tą klepsydrę to powinna nosić takie i tylko takie ciuchy. Kobieta powinna nosić to, na co ma ochotę, a my, styliści, powinniśmy jej pomóc odpowiednio to dobrać. Jesteśmy w stanie zrobić wszystko. Nie ma czegoś takiego, że „ta gruszka nie powinna tego nosić”. Jeżeli czegoś pragniemy, to zróbmy to, ale dowiedzmy się „jak”. A więc nie powie Pan kobiecie, „pani jest typem gruszki” i nie dobierze jej stroju do typu figury… Odpowiem na przykładzie. Przychodziła do mnie niewiasta, która zazwyczaj nosiła długie spódnice ze względu na szerokie
wizerunek Stylista musi pomóc, a nie - za przeproszeniem - powiedzieć, że masz grubą „d…” i zakryj się sutanną. Gdybyśmy w ten sposób mieli patrzeć, to połowa społeczeństwa powinna chodzić w workach. ŁUKASZ SKROŚ PROJEKTANT
Kolekcja Łukasza Skrosia (projektant na zdjęciu po prawej) jesień/zima 2014/2015 była prezentowana podczas Skroś Fashion Show 28.09.2014 r. w hotelu „Bulwar” w Toruniu.
wizerunek biodra, grube uda i niski wzrost. Chowała się w długiej spódnicy, bo ktoś jej tak powiedział. Pokazałem jej, że może chodzić w krótkich, no bo co ona ma zrobić? Amputować sobie te nogi? Zwierzyła się, że zawsze marzyła, by nosić długość do kolana, więc powiedziałem jej: załóż długość do kolana, dobierz do tego odpowiednie buty i odpowiednie rajstopy, które nogi wydłużą. Stylista musi pomóc, a nie - za przeproszeniem - powiedzieć, że masz grubą „d…” i zakryj się sutanną. Ja też jestem gruby i co?! Nie będę nosił obcisłej koszulki, bo nie mogę?! Kurdę, mam ochotę, to noszę! Oczywiście nie zrobię tego, tam gdzie nie wypada siedzieć z falbaną na wierzchu. Jak Pan odkrywa potrzeby kobiet? Obserwuję. Przez te trzy „randki” poznaję, czy kobieta jest odważna, czy muszę ją „kopnąć”; bo niektórym damom trzeba powiedzieć wprost: masz to i to założyć! Staram się namawiać, żeby robiły to, na co mają ochotę. Pan pyta o ich marzenia, czy wyobrażenia? Staram się poznać marzenia z pewnych podtekstów, które pojawiają się w naszych rozmowach. Kobiety bardzo często sugerują się słynnym „bo mój mąż lubi”, albo „bo mój mąż chciałby”. Odpowiadam wtedy, że jeżeli mąż lubi długie włosy, to niech sobie zapuści. Nie kochamy się ze względu na wygląd, tylko na wnętrze. Kobiety patrzą na siebie w presji dyktatów; bo mąż, koleżanki, moda. Tak, niestety. Zwalczam to u nich. Przychodziła do mnie pani w średnim wieku, pracująca w dość poważnej instytucji na poważnym stanowisku. I ta pani przełamała w sobie ów dyktat, że w związku ze swoim stanowiskiem musi nosić się w określony sposób. Namówiłem ją na zielone włosy - na fajną zieloną, butelkę. Bardzo długo je nosiła i wszyscy twierdzili, że świetnie wygląda. Teraz, ze względu na siwienie, jest blondynką, ale z zielonymi pasemkami, albo czerwonymi lub pomarańczowymi. Ta pani, mimo poważnego stanowiska, potrafiła przezwyciężyć w sobie to, że czegoś nie wypada. Zdołała przyzwyczaić do tego ludzi. Czy kobietom brakuje poczucia indywidualizmu? Wydaje mi się, że jeszcze wciąż nie potrafią chodzić wymalowane, ubrane i w takich włosach jak chcą, a przynajmniej wiele z nich. Przyszła do mnie urzędniczka, która chciała mieć wygolony bok, ale obawiała się, co ludzie w pracy powiedzą. Obiecałem, że wygolę jej ten bok, będzie chodziła do pracy ładnie uczesana i nikt go nie będzie widział, a po pracy przeczesze sobie włosy i do samochodu wsiądzie z inną fryzurą. To smutne, ale wiele kobiet nosi swoje ulubione rzeczy tylko po pracy, w domu, podczas sprzątania, albo zakłada je dopiero na urlopie. Praca oczywiście narzuca wiele ograniczeń, ale naprawdę
18
miasta kobiet
listopad 2014
można połączyć różne style i czuć się sobą. To jest najważniejsze.
rzeczy, które dadzą nam radość. Elegancja, elegancją, ale trzeba też dobrze się bawić.
Jaka była Pana droga zawodowa. Zaczynałem jako fryzjer w Janikowie i piąłem się do góry. Po szkole dostałem się do grupy Laurenta w Warszawie i tam zacząłem poznawać sztukę dobrego fryzjerstwa, ale zapragnąłem czegoś więcej. Skończyłem w Poznaniu prywatną Szkołę Stylizacji i Wizażu, potem szkolenia i kursy w prestiżowych szkołach w Polsce i za granicą. Po fryzjerstwie coraz bardziej wkręcał mnie wizaż i stylizacja. Wygranymi konkursami nie będę się chwalił, bo one nie stanowią o wartości mojej pracy na co dzień. W końcu zacząłem projektować własne kolekcje. Pierwsza z nich, „Lato”, wyszła w czerwcu. To nie jest standardowa odzież. Chciałem pokazać, jak można się bawić rzeczami.
Jakie błędy popełniają kobiety w swojej samoocenie? Same siebie szufladkują, słuchając że coś w tym sezonie jest modne. Ktoś powiedział, iż teraz nosimy sukienki ołówkowe, więc noszą ołówkowe, a te, które nie mogą, to zakładają na siebie worek i są nieszczęśliwe. Hola! Jestem kobietą! Kiedy mam zakładać to, co mi się podoba i lubię? Kiedy mam malować się tak, jak chcę, założyć szpilki? Nieustannie każdej pani powtarzam: życie tak naprawdę jest krótkie. Nie wiadomo, kiedy się skończy, albo kiedy postawi nas w sytuacji, że już nigdy nie będę mogła spełnić swoich marzeń. Młodość może być długa i długo możemy z niej korzystać.
Jak? Zwykła spódnica może stać się peleryną. Pracuję 20 lat z kobietami i rozumiem ich potrzeby, jeśli chodzi o ubiór w różnych sytuacjach. Na przykład? Tańczę na weselu w długiej spódnicy i nagle zachciało mi się palić, a na dworze - zimno. Odpinam spódnicę, zakładam ją na ramiona i mam pelerynę. A co pod spódnicą?! (uśmiech) A pod spódnicą druga kreacja. Chodzi o to, żeby kupić jedną rzecz, ale mieć trzy formy. Mężczyzna zaprasza kobietę na kolację, a ta, jako istota przewidująca i przebiegła, myśli o tym, że może zabierze mnie gdzieś dalej. Bierze więc ze sobą taką pelerynę, a tu się okazuje, że kolacja jest połączona z impreza taneczną, więc z peleryny mam spódnicę do tańczenia. Bawmy się i szukajmy
A jaką ja mam fryzurę? (wyraźne zakłopotanie na twarzy ) No, taką… domówkę… Co pan mówi fryzjerce przed strzyżeniem? Jedno słowo: marines. (śmiech) Sugerowałbym używać więcej słów. I nosić dłuższe włosy. napisz do autora j.milanowski@expressmedia.pl
*Łukasz Skroś projektant mody, fryzjer, wizażysta, stylista. Jego kolekcja jesień/zima 2014/2015 była prezentowana podczas Skroś Fashion Show 28.09.2014 r. w hotelu „Bulwar” w Toruniu. Kolejnym marzeniem do zrealizowania jest zmiana sposobu myślenia na temat wyglądu i sposobu ubierania się mężczyzn.
Zapraszamy osoby bezrobotne i pracujące, w wieku 18-64, z wykształceniem maksymalnie średnim, mieszkające w województwie kujawsko-pomorskim
1718814BDBHA
Ogłoszenie współfinansowane jest ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego
do bezpłatnego udziału w projekcie „WEBskie KKZ-y”
Oferujemy następujące formy kształcenia: - Organizacja i prowadzenie kampanii reklamowej - Prowadzenie rachunkowości - Rozliczanie wynagrodzeń i danin publicznych - Przygotowanie materiałów graficznych do procesu drukowania - Organizacja i prowadzenie archiwum
Szczegółowe informacje: www.info-biz.edu.pl INFO – BIZ Profesjonalna Edukacja, 86-300 Grudziądz, ul. Chełmińska 106 A/36, tel. 56 46 13 709, e-mail: projekt-9.6.1@wp.pl
Człowiek - najlepsza inwestycja Projekt „WEBskie KKZ-y” realizowany jest w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki, Działanie 9.6 Upowszechnianie uczenia się dorosłych, Poddziałanie 9.6.1. Upowszechnianie kształcenia osób dorosłych w formach szkolnych
1675714BDBHA
ZAPEWNIAMY: - praktykę zawodową - roczny tryb nauki zakończony egzaminem zewnętrznym OKE potwierdzający kwalifikacje w danym zawodzie - część zajęć prowadzoną w wygodnej formie e-learning (na odległość) - dofinansowanie do dojazdów - materiały dydaktyczne, catering
Kona Coast Cafe w kulturalnej odsłonie Lokal Kona Coast postanowił nawiązać do europejskiej tradycji, w której kawiarnie były nie tylko enklawami towarzyskich spotkań, ale także miejscami kulturotwórczymi.
Już niebawem przy kawiarni zacznie działać Akademia Sztuki Barmańskiej, gdzie wszyscy zainteresowani poznają tajniki parzenia dobrej kawy i przyrządzania fantazyjnych drinków. Zajęcia będą prowadzone w aurze towarzyskiego spotkania, a ich niewątpliwą zaletą będzie konsumpcja wszystkiego, co przygotują uczestnicy. To nie wszystko. W długie zimowe wieczory w Kona Coast rozbrzmiewać będzie muzyka na żywo. Zorganizowane będą też spotkania z twórcami kultury, bądź ciekawymi osobistościami. To dla ducha. Dla ciała zaś, przygotowywane jest zimowe menu, składające się z dań wybranych przez samych klientów. Warto zaznaczyć, że w kuchni lokalu używa się tylko świeżych produktów i naturalnych dodatków. - O szczegółach naszej oferty kulturalnej i nowym menu będziemy informować na bieżąco na naszej stronie na Facebooku – mówi Łukasz Z tym kupo nem Kaźmierczak, właściciel Kona Coast. - Mam jednak nadzieję, że nie tylko tam nas polubicie. Serdecznie zapraszam do naszego lokalu w sercu toruńskiej starówki, przy ul. Chełmińskiej 18.
d armo wa m ała czarna kawa
958814TRTHB
tabu
W łóżku
jestem
asem M
artyna patrzy spod ciemnych rzęs. Śniada karnacja, długie włosy, idealna figura. Ogląda się za nią wielu mężczyzn. Ona nie zwraca uwagi na nikogo. - Po co miałabym oceniać facetów po wyglądzie? - pyta zaczepnie. - Oni nie interesują mnie fizycznie, w żadnym stopniu. Fajnie jak mężczyzna o siebie dba, to mi coś mówi o jego charakterze, ale reszta… cóż, to się przydaje ludziom, którzy chcą iść ze sobą do łóżka. Ja nie chcę, z nikim - wzrusza ramionami.
TO NIE DLA MNIE Aseksualistka, tak o sobie mówi. W skrócie As. Jej słowa brzmią jak przysięga: „Świadoma i w pełni rozumu zrezygnowałam z uprawiania seksu”. I choć wypowiada je z przymrużeniem oka, nie żartuje. - Próbowałam to robić. Pamiętam każdy swój stosunek seksualny, wcale nie było ich mało. Chciałam się przekonać, jak to jest, co jeszcze mogę zrobić, żeby mi się spodobało. Nic z tego nie wyszło. - Jeśli mielibyśmy posłużyć się najprostszą definicją, to aseksualizm jest całkowitym, dobrowolnym wycofaniem się z aktywności i życia seksualnego. Nie jest to jednak to samo co abstynencja seksualna, nie określa się tak singielek, które chwilowo nie uprawiają seksu. Nie dotyczy to także osób, które zaspokajają się w jakikolwiek inny sposób, ani tych, którzy współżycia nie podejmują na skutek jakichś traumatycznych doświadczeń, np. molestowania - tłumaczy dr Zdzisław Sybilski, seksuolog z Katedry Psychologii Klinicznej UKW. BEZ WĄTPLIWOŚCI Jeszcze przed liceum, gdy rówieśnicy Martyny snuli wybujałe opowieści, ona wiedziała, że to tylko młodzieńcze wymysły o tym, kto jest lepszy, kto niby bardziej doświadczony i doro-
20
miasta kobiet
listopad 2014
sły. Zwykle ignorowała te wątki lub ewentualnie przyłączała się w wymuszonych żartach. Refleksja przyszła po paru latach, gdy jej znajomi faktycznie zaczęli współżyć ze swoimi szkolnymi miłościami. Temat coraz częściej pojawiał się w rozmowach z przyjaciółkami. O swoim pierwszym razie marzyła każda, choć tylko niektóre później wspominały go dobrze. Mimo to wiedziały, że będą jeszcze próbować. Nawet po nieudanym seksie, nikt nie miał wątpliwości, że ta czynność stanie się częścią życia. - To był taki pierwszy cios, kiedy dotarło do mnie, że naprawdę jestem inna niż oni. Ten temat dla mnie nie istniał, w ogóle o tym nie myślałam. Ani się nie bałam, ani nie chciałam tego próbować. Absolutna obojętność. Nie miałam już wątpliwości.
WBREW SOBIE Martyna zakochała się, gdy była w klasie maturalnej. Chłopak już studiował, był inteligentny, oczytany, imponował jej. - Obiektywnie był przystojny - stwierdza Martyna. - Fajnie było mieć chłopaka, którego zazdroszczą koleżanki. No i był dużo większy ode mnie, więc czułam się przy nim bezpiecznie. Ale jeśli chodzi o jego wygląd, to wszystko, co mogę powiedzieć. Żadnego pociągu fizycznego nie czułam. Fascynował mnie jego mózg, świetnie się dogadywaliśmy. Jemu to nie wystarczało. Pierwszy zaaranżowany romantyczny wieczór, którego finał już w planach był oczywisty. Wiedziała, po co jedzie do niego na noc. Zgodziła się, uprawiali seks. - Byłam 18-letnią dziewicą - wspomina. - To był mój pierwszy raz, więc można było wytłumaczyć jakoś, że mi się nie podobało. Tylko, że to nie ból był najgorszy. Do dziś pamiętam to uczucie, gdy jeszcze przed tym wszystkim czułam, że będę robić to wbrew sobie. Nie chciałam, ale wmówiłam sobie, że chcę.
Słowa aseksualistki brzmią jak przysięga: „Świadoma i w pełni rozumu zrezygnowałam z uprawiania seksu”. TEKST: Lucyna Tataruch
Po pierwszym razie były kolejne. Potem był inny chłopak, jeden, drugi i trzeci. Aż w końcu Martyna zrezygnowała. - „Seks ci się nie podoba, bo twój partner nie daje ci tego, co potrzebujesz”, mówili mi wszyscy, którym odważyłam się powiedzieć, że coś jest nie tak - wyznaje Martyna. - No fajne wytłumaczenie, tylko że ja niczego nie potrzebowałam. Na to też mieli gotową odpowiedź: „Nie wiesz, bo jeszcze nie poznałaś najlepszego”.
BEZPŁCIOWA Ewa, studentka psychologii, słyszała pod swoim adresem podobne komentarze: - Z tych wszystkich opinii, dobrych rad i złotych recept, wyłania się jeden obraz - jeśli nie uprawiasz seksu, to nie możesz być szczęśliwa. Dziewczyna wspomina, że zawsze lubiła przyjaźnić się z mężczyznami. Odpowiadał jej ich styl bycia, poczucie humoru, zainteresowania. Miała koleżanki, ale najbliższe znajomości zawierała w gronie facetów. Dla wielu urosła do rangi prawdziwego kumpla i w pełni jej to odpowiadało. - W moich relacjach z chłopakami nigdy nie było tego flirtu, gierek, podtekstów. Obserwowałam koleżanki i widziałam, że niektóre nawet w neutralnych sytuacjach grają swoją kobiecością, tak jakby znajomość miała zakończyć się w łóżku. Ja byłam inna. Ktoś kiedyś powiedział o mnie „bezpłciowa”, ale nie zgadzam się z tym. Jestem kobietą, ale sfera seksualna jest poza mną. Nie pociągają mnie mężczyźni, ale nie jestem też lesbijką. Jej związki były platoniczne, wyjątek zrobiła dla jednego mężczyzny. - Spróbowaliśmy, ale ani jemu ani mnie nie było z tym dobrze. Wiedział, że się zmuszam. Kto chciałby spać z taką dziewczyną, która nie daje nic od siebie? Mieliśmy się dalej przyjaźnić, jednak wszystko się popsuło. Myślę, że on wcześniej liczył na to, że ja się jakoś przekonam. Ale moim proble-
tabu UDANE ŻYCIE SEKSUALNE ROZWIJA OSOBOWOŚĆ, UCZY BLISKOŚCI, DODAJE POCZUCIA WŁASNEJ WARTOŚCI. W ZWIĄZKU SŁUŻY PRZYWIĄZANIU DO DRUGIEGO CZŁOWIEKA. OSOBY, KTÓRE NIE UPRAWIAJĄ SEKSU, COŚ Z ŻYCIA JEDNAK TRACĄ. mem nie był zły partner, bolesne doświadczenia, coś, co on swoimi staraniami mógłby zmienić. Dlatego wyszło jak wyszło i zerwaliśmy znajomość.
ŻAL MI CIEBIE Najczęstszą reakcją na wyznania dziewczyn jest nieskrywane współczucie. To inni widzą w tym problem. - Gdyby mogli to z litości głaskaliby mnie po główce. „Tak mi ciebie żal, jak ty sobie radzisz” - pytają. Ja nie mam problemu z tym że jestem aseksualna, tylko z presją dookoła. Ile to już razy ktoś mi wmawiał, że jestem wybrakowana, że cierpię. I że trzeba mi pomóc. - O pomaganiu możemy mówić, jeśli ktoś czuje się chory, coś mu przeszkadza. Ale nie wtedy, gdy deklaruje, że jest mu dobrze, wygodnie i nie ma problemu - tłumaczy Zdzisław Sybilski. - Pomagamy w przypadku oziębłości płciowej, czyli w sytuacji, gdy taka osoba faktycznie nie ma pobudliwości, czy popędu seksualnego, ale chciałaby to zmienić, chce uprawiać seks. Wykorzystujemy do tego techniki behawioralne, terapie behawioralno-kognitywne. Niestety, obecnie zakłady farmaceutyczne nie prowadzą już badań w celu stworzenia leku dla kobiet, który działałby analogicznie do znanej mężczyznom Viagry. U kobiet tego typu wsparcie jest niemożliwe, ponieważ kobiecy seks związany jest z procesem emocjonalnym i poznawczym. Świadczy o tym choćby fakt, że panowie rodzą się ze zdolnością do przeżywania orgazmu, a kobiety muszą się tego nauczyć. Aż 30-40 proc. kobiet nie przeżywa nigdy orgazmu, choć to wcale nie świadczy o tym, że ich życie seksualne nie jest satysfakcjonujące. NIEUŻYWANY MIĘSIEŃ Specjalista zwraca uwagę na to, że powodów, dla których kobiety wycofują się z życia seksualnego, może być wiele. Nawet wtedy, gdy mówią, że to świadomy wybór, należy pamiętać o potocznym znaczeniu tego wyrażenia. - Czy tego chcemy czy nie, nasze wybory są dokonywane często w tak zwanym układzie emocjonalnym, limbicznym i zawsze proces ten jest czymś warunkowany. Ewa przebrnęła przez wiele artykułów naukowych na temat aseksualizmu. Wie doskonale, że popęd seksualny może zależeć od czynników biologicznych, od erotyzujących bodźców zewnętrznych, poziomu pobudliwości seksualnej, napięcia w organizmie. Prócz podłoża biochemicznego, warunkuje to np. wychowanie czy cechy osobowości. Konkretny przykład podaje seksuolog: - Kiedy potencja seksualna jest niska, to na skutek pewnego przyzwy-
czajenia czy modelu zachowania może dojść do tego, że wycofamy się w ogóle z zachowań seksualnych i potrzeba wygaśnie, przestanie działać, jak nieużywany mięsień. Sybilski tłumaczy, że istotny jest też kontekst seksualny, czy całokształt odczuć i zachowań, które doprowadzają do zbliżeń cielesnych. Niektóre osoby rezygnują z jakiegokolwiek kontaktu fizycznego, inne akceptują pewne formy bliskości, trzymanie się za ręce i tym podobne. - Ważne jest rozróżnienie na seks i erotykę - dodaje. - Pierwsze pojęcie to procesy fizjologiczne, techniki manipulacyjne, doprowadzające do rozkoszy. Erotyka z kolei to przeżycia osobowościowe, wewnętrzne. Aseksualizm może być związany z obiema sferami lub tylko z jedną, tą dotyczącą samego współżycia. - Ja nie lubię kontaktu fizycznego w ogóle. Czasem denerwują mnie nawet proste gesty. Nie przytulam się, nie szukam tak bliskości. To mnie odrzuca - wyznaje szczerze Ewa. - Rozumiem, że aseksualizm może być nazwany zaprzeczeniem naturalnych potrzeb. W końcu dzięki temu, że współżyjemy, rozmnażamy się, nasz gatunek istnieje. Widocznie jestem odstępstwem od normy. Nie chcę mieć dzieci, nie wyobrażam sobie siebie jako matki.
ZMARNOWANY MATERIAŁ W seksuologii dominuje pogląd, który często w pierwszej reakcji irytuje aseksualne kobiety. Udane życie seksualne rozwija osobowość, uczy bliskości, kontaktów z drugą osobą, dodaje poczucia własnej wartości. W związku służy przywiązaniu do drugiego człowieka. Osoby, które nie uprawiają seksu, coś z życia jednak tracą. Martyna wzdryga się na tę myśl. - Co ja takiego tracę? Z mojej perspektywy to wygląda inaczej. Wiem, że jestem ładna i podobam się facetom. Czy czegoś mi brakuje? Na pierwszy rzut oka nie, potem okazuje się że tak - zainteresowania seksem. Nie mężczyznami w ogóle, ale tym, co dla wszystkich na tym świecie wydaje się najważniejsze. Gdy mówię komuś, że dla mnie seks nie istnieje, często słyszę niedowierzanie i zawód w głosie. „W ogóle? Taki materiał się marnuje?”. Materiał… Czy da się kogoś uprzedmiotowić jeszcze bardziej? Psycholog pewnie mi powie, że mam problemy, bo tak widzę tę sferę. Ale nic na to nie poradzę. Ja tego nie potrzebuję. BLISKOŚĆ, ALE NIE TAKA Martyna chciałaby mieć rodzinę, męża, ale nie wie, czy to możliwe. Szuka kogoś równie aseksualnego jak ona, jednak przypadłość
ta w większości dotyczy kobiet, jest ich do 1,5 proc. w społeczeństwie. Nie wyobraża sobie już związku z mężczyzną, który chciałby z nią uprawiać seks. Ona się na to nie zgodzi, on będzie nieszczęśliwy. Ewa ma partnera, z którym od lat żyje w specyficznym układzie. - Wiem, że on ma swoje potrzeby. Postawiłam sprawę jasno, łączy nas bliskość, ale nie taka fizyczna. Niczego przed nim nie ukrywałam. To ja zaproponowałam, żeby uprawiał seks z innymi kobietami, jeśli ma na to ochotę. Nie mam z tym problemu, bo ta sfera dla mnie nic nie znaczy. Jesteśmy razem na poziomie emocjonalnym, intelektualnym, tworzymy związek. Oczywiście, czasem boję się tego, że on zaangażuje się w jakąś inną relację, że znajdzie kogoś, kto da mu to, co ja, plus jeszcze seks. Ale ufam mu i wierzę w to, że chce ze mną być.
ICH MIEJSCE Martyna i Ewa znają swoje historie, rozmawiały nieraz przez Internet na największym polskim forum Sieci Ludzi Aseksualnych. - Wspieramy się tam, rozmawiamy o problemach, wymieniamy poglądy - wylicza Martyna. - Kiedyś myślałam że jestem z tym sama, nie znałam nikogo, kto byłby w podobnej sytuacji. Ale na naszym forum są prawie trzy tysiące zarejestrowanych użytkowników. Ewa lubi tę ich przystań internetową, jednak podchodzi do niej z lekką nutką rezerwy: - Kiedyś przeczytałam wypowiedź Zbigniewa Lwa-Starowicza o tym, że takie miejsca mogą rozmywać obraz pojęcia aseksualizmu. Coś w tym jest. W tych tysiącach użytkowników nie wszyscy są aseksualni. Zdarzają się młode dziewczyny, które tonąc w kompleksach i strachu przed odrzuceniem szukają czegoś, co zwolni je z tej całej presji, jaką czują na co dzień. W codziennym życiu muszą być atrakcyjne, sprawne, chętne i spełnione. Wydaje mi się, że one zwyczajnie się boją, że nie dadzą rady. Moim zdaniem to nie jest aseksualizm. NIE KRZYWDZIMY Ewa wie, że miała dużo szczęścia trafiając na mężczyznę, któremu odpowiada jej układ. - Nie chcę nic zmieniać - podkreśla po raz kolejny. - Jeśli mnie jest dobrze i jemu ta sytuacja odpowiada, to czy ktoś ma prawo wtrącać się w nasze relacje? Nikomu przecież nie robimy krzywdy. - Mnie ludzie czasem mówią, że krzywdzę sama siebie - śmieje się Martyna. - Wiedzą lepiej ode mnie. A gdybym powiedziała rodzinie, że żyję w takim związku jak Ewa, to nigdy by tego nie zrozumieli. Jak to, mój mąż z innymi kobietami, przecież to niemoralne i złe. Ja nie miałabym nic przeciwko temu. Miałabym kogoś dla siebie w tych sferach które są dla mnie najważniejsze. I wierzę, że byłabym w pełni szczęśliwa. napisz do autora l.tataruch@expressmedia.pl
miasta kobiet
listopad 2014
21
mama
Prezent z pępowiny Od wielu lat przyszli rodzice słyszą o możliwościach pobierania i przechowywania krwi pępowinowej, najcenniejszego źródła komórek macierzystych. Po co to robić, jak i gdzie? Tłumaczy Magdalena Walczak z Polskiego Banku Komórek Macierzystych, współpracującego z Kliniką Położnictwa, Chorób Kobiecych i Ginekologii Onkologicznej Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 im. dr. Jana Biziela w Bydgoszczy.
K
rew z pępowiny jest bardzo ważna i może stać się najcenniejszym prezentem, ofiarowanym naszemu dziecku, wraz ze zdrowiem i życiem. To właśnie w niej znajdują się cenne komórki macierzyste o unikatowych zdolnościach do samoodnowy i różnicowania się w inne komórki, z których zbudowane są nasze tkanki. Mogą przekształcać się np. w krwinkę czerwoną, płytkę krwi, komórkę mięśniową czy nerwową. Są obecne w naszym organizmie przez całe życie, ale z wiekiem ich liczba i potencjał maleją. W medycynie wykorzystuje się również komórki macierzyste ze szpiku czy krwi obwodowej, jednak te zawarte w krwi pępowinowej są bardziej pierwotne i mniej ukierunkowane. Można je stosować nawet przy niepełnej zgodności antygenów tkankowych u biorcy, co zwiększa szanse przeprowadzania przeszczepień pomiędzy członkami najbliższej rodziny.
DLACZEGO TO POTRZEBNE? Obecnie komórki macierzyste z krwi pępowinowej są standardowo wykorzystywane w leczeniu ponad 70 chorób - niektórych chorób nowotworowych (np. ostra i przewlekła białaczka, chłoniak), przy niektórych chorobach układu krwionośnego (białaczka i różne typy
22
miasta kobiet
listopad 2014
niedokrwistości) i ogólnoodpornościowego (przy tak zwanym zespole SCID) oraz pewnych schorzeń dziedziczonych genetycznie. Wachlarz możliwości ciągle się powiększa. Naukowcy wciąż informują o nowych zastosowaniach krwi pępowinowej w medycynie regeneracyjnej. Prowadzone badania pozwalają przypuszczać, że niedługo dzięki komórkom macierzystym uda się opracować leki na wiele nieuleczalnych dziś chorób, np. na chorobę Parkinsona, cukrzycę typu I, Alzheimera, stwardnienie rozsiane, czy niewydolność serca.
i nie niesie za sobą żadnego ryzyka. Nie wymaga też znieczulenia. Bezpośrednio po porodzie personel szpitala powiadamia pracowników banku, że krew została pobrana. Trafia ona do laboratorium, gdzie jest poddawana specjalistycznym badaniom. Rodzice informowani są o wynikach, otrzymują również certyfikat, na podstawie którego w razie potrzeby będą mogli skorzystać ze zdeponowanych komórek. Krew przechowywana jest nawet przez kilkadziesiąt lat, w ciekłym azocie, który zapobiega starzeniu się i urazom komórek.
JAK TO SIĘ ROBI? Krew pępowinową można pobrać tylko raz, podczas porodu. Dlatego też przyszli rodzice powinni podjąć tę decyzję wcześniej. Pierwszym krokiem będzie wybranie odpowiedniego banku, któremu powierzy się cenną krew i z którym podpisze się umowę. Nie można zostawić tego na ostatnią chwilę, najlepiej zrobić to w 2 lub 3 trymestrze ciąży. Rodzice otrzymują „zestaw pobraniowy”, wyposażony we wszystkie elementy, niezbędne do pobrania krwi ich dziecka. Muszą pamiętać jedynie o tym, by zabrać zestaw do szpitala w dniu porodu. Samo pobranie to nieinwazyjny proces, który trwa zwykle kilka minut tuż po narodzinach
JAK WYBRAĆ BANK? Do wyboru mamy bank rodzinny lub publiczny. W przypadku tego pierwszego, rodzice płacą za pobranie, badanie i przechowywanie materiału. Daje im to jednak gwarancje, że jako jedyni będą decydować o ewentualnym wykorzystaniu komórek. W banku publicznym pobranie, badanie i przechowywanie krwi pępowinowej jest bezpłatne, ale wiąże się z utratą praw do niej. Dane o krwi z banku publicznego trafią do specjalnego rejestru, a komórki macierzyste mogą zostać wykorzystane do przeszczepień u innych potrzebujących osób.
742714BDBHA
DZIEWCZYNKA URODZONA W SZPITALU UNIWESYTECKIM NR 2 IM. DR. JANA BIZIELA W BYDGOSZCZY
Najskuteczniejsza metoda w najnowszej odsłonie już w Toruniu!
Z ogromną przyjemnością informujemy, że Salon Urody Feminarium PCME oferujący od 2006 roku niezwykłej skuteczności zabiegi Endermologie® ma teraz przyjemność zaprosić Panie na jeszcze efektywniejsze terapie przy użyciu najnowocześniejszego na świecie urządzenia LPG INTEGRAL 2. INTEGRAL 2 to najnowsza generacja urządzeń LPG. Stosuje ekskluzywną technologię Enedermologie®, umożliwiająca wykonywanie w 100% naturalnych zabiegów stymulacji tkanki łącznej służących urodzie i zdrowiu. Pomaga wymodelować sylwetkę i ujędrnić skórę. Badania dowiodły, że jest to jedna z najskuteczniejszych metod walki z cellulitem, nadmiarem tkanki tłuszczowej, wiotkością skóry ciała i twarzy oraz obrzękami. Jak działa INTEGRAL2?
Umożliwia wykonywanie zabiegów zarówno na ciało jak i na twarz. Zabiegi wykonywane tym urządzeniem są w 100% naturalne, bezpieczne, bezinwazyjne, bezbolesne i nie wymagają okresu rekonwalescencji. Wykorzystuje technologią Endermologie® (Mecano-Stimulation), która wysyła do centrum fibroblastów mikro-impulsy, reaktywujące produkcję naturalnego kolagenu i elastyny, które, rozpoznawane jako ciało własne, z łatwością przyswajane są przez skórę. Skutkiem działania Endermologie® na komórki tłuszczowe jest reaktywacja naturalnego procesu lipolizy, rozpoczynającej eliminację ich zawartości. Uwolniony tłuszcz zamieniany jest w energię, która pobudza proces metabolizmu.
Lipomassage® Modelowanie sylwetki
Zadaniem zabiegów na ciało jest: WYSZCZUPLANIE, WYGŁADZANIE, UJĘDRNIANIE NIE ORAZ MODELOWANIE sylwetki. lacji komórkowej. OpatenLipomassage LPG to unikalna technika modelowania sylwetki przy pomocy stymulacji ia prędkości obrotów oraz towane rolki LPG wyposażone w niezależne silniczki, z możliwością dostosowania kierunku, z funkcją ciągłego lub sekwencyjnego zassania, delikatnie ugniata skóręę i nagromadzony pod nią zapas tłuszczu, stymulując proces lipolizy (uwalniania tłuszczu).
Zadzwoń i dowiedz się dlaczego nasz aparat jest najskuteczniejszy! kuteczniejszy!
Specjalnie dla czytelniczek Miasta Kobiet przy zakupie dowolnego karnetu na ciało, 10 pierwszych osób otrzyma karnet 10 zabiegów liftingujących na twarz o wartości 1000 zł zupełnie GRATIS!!!
Zadzwoń i zamów już teraz swój pakiet zabiegowy!
Dom Zdrowia, Szosa sa Chełmińska 84/68, Toruń www.feminarium.com com
855214TRTHA
Tel. 793 017 636
mama
CESARKA NA ŻYCZENIE? Nie życzę To już nie te czasy, gdy pacjentka rodziła tylko w pozycji horyzontalnej wyjąc z bólu, przykuta do łóżka, z wlewem oksytocyny, podczas niedorzecznie zmedykalizowanego porodu. Z dr. Maciejem Sochą* rozmawia Lucyna Tataruch
Panie Doktorze, załóżmy, że jestem w ciąży i chcę mieć cięcie cesarskie… Czyli operację! Ale… dlaczego chciałaby pani zastąpić poród naturalny, czyli fizjologiczną czynność, procedurą chirurgiczną? Ma pani jakieś wskazania medyczne do tej operacji? Nie wiem… Co to za wskazania? Położnicze, związane z zagrożeniem stanu lub życia matki i płodu, albo pozapołożnicze, np. neurologiczne, ortopedyczne, kardiologiczne, psychiatryczne - wszystkie te, które nie są bezpośrednio powiązane z działalnością lekarza w zakresie położnictwa, ale uniemożliwiają odbycie porodu drogą naturalną. OK, no to nie mam. Ale może ja po prostu chciałabym urodzić dziecko w ten sposób? Mówi się o „cesarkach na życzenie”. Cóż, zgodnie z tym, jak finansowane są świadczenia medyczne ze środków publicznych w szpitalach, gdzie płatnikiem jest NFZ, nie ma takiej możliwości. Nie można robić czegoś, co w świetle aktualnej doktryny medycznej, nie jest zgodne ze wskazaniami medycznymi. Życzenie pacjentki zwyczajnie nie jest przesłanką do zastosowania tej inwazyjnej procedury! Może więc powinnam zainteresować się usługą w szpitalu prywatnym. Tam się to robi? W niektórych ośrodkach tak. Lekarz w porozumieniu z pacjentką, która finansuje operację, ma prawo zdecydować, co robić, przy pełnej odpowiedzialności za wykonany zabieg. Opiera się wtedy na dość stabilnym gruncie prawa medycznego, które pozwala wybrać procedurę niosącą - w ocenie lekarza - więcej korzyści i statystycznie mniejszą liczbę powikłań. Czyli idę dobrym tropem, dopominam się o metodę - statystycznie - bardziej bezpieczną.
24
miasta kobiet
listopad 2014
Idzie pani tropem żonglerki statystycznej. Sytuacja wygląda tak: gdybyśmy wzięli pod uwagę wszystkie porody, to można wyciągnąć wniosek, że cięcia cesarskie są bezpieczniejsze dla płodu. Przecież to najczęściej podczas porodów pochwowych dochodzi do niedotlenienia, a cięcia cesarskie służą ratowaniu dziecka podczas dokonującej się zamartwicy. Ale to tylko jeden, bardzo wąski aspekt tego problemu, bo już porównanie porodów pochwowych niepowikłanych i cięć cesarskich „z wyboru”, wskazują na wyższość porodów naturalnych. Może to i wąski aspekt, ale te powikłania się zdarzają - warto więc ryzykować z tym porodem pochwowym? Decyzja o porodzie pochwowym nie jest kwestią podjęcia ryzyka. Jest konsekwencją i zwieńczeniem ciąży, fizjologicznym etapem drogi, zaplanowanej przez naturę! To najlepsza, najcudowniejsza rzecz, jaka może przytrafić się matce, ojcu i dziecku! Niestety, pacjentki w pierwszej kolejności podczas ciąży myślą o powikłaniach. W mediach nagłaśniane są tragiczne, tak naprawdę incydentalne przypadki, które zresztą nie zawsze wynikają z błędów opieki medycznej. Czasem dzieje się tak z przyczyn losowych, a my często nie potrafimy tego zaakceptować i szukamy winnych. Z drugiej strony rozumiem ten brak akceptacji - jedyne co w Polsce przyszłe matki słyszą wokół siebie, to powtarzaną mantrę: „Najważniejsze, żeby było zdrowe…” Ma Pan na myśli to, że niepotrzebnie martwimy się na zapas? Też, ale w szczególności chodziło mi o to, że nie wyobrażamy sobie, aby nasze dziecko urodziło się inne, niż sobie wymyśliliśmy, np. chore. Z socjologicznego punktu widzenia, dziecko wg Polaków „musi być zdrowe”. W ogóle słabo jesteśmy oswojeni z chorobą w naszym otocze-
niu. W krajach skandynawskich przeprowadzono badania, w których wykazano, że tam choroba w przestrzeni publicznej i życiu codziennym nie jest niczym szczególnym. Chorują dorośli, młodzież, dzieci i chorują też płody. Przypomniała mi się sytuacja, o której opowiadała mi znajoma ze Stowarzyszenia Rodziców po Poronieniu: po śmierci wewnątrzmacicznej dziecka, była w kolejnej ciąży i szła gdzieś ze swoją starszą córką. Spotkały sąsiadkę i zaczęła się small-talkowa wymiana zdań. Sąsiadka patrząc na brzuch kobiety rzuciła na końcu to obowiązkowe: „Grunt, żeby było zdrowe”, na co odezwała się córka: „Grunt, żeby było żywe”. Ale to temat na inną okazję… Chciałem tylko podkreślić fakt, że niezależnie, jak mocno boimy się choroby, to i tak nie jesteśmy w stanie wszystkiego kontrolować i wszystkiemu zapobiec. Poród może być najpiękniejszym przeżyciem i warto postarać się, żeby tego nie zepsuć, np. dążeniem do cięcia cesarskiego. Chce Pan powiedzieć, że sama zepsuję swój poród? Znam kobiety, które wspominają to „najpiękniejsze przeżycie” jako coś trudnego i traumatycznego. Pani pytanie powoduje, że jako lekarz wychodzę na potwora, każąc kobiecie rodzić! My pomagamy. A pacjentka musi po prostu zrozumieć poród. On będzie trudny, ale nie musi być traumatyczny i jeszcze trudniejszy. Ja swoim pacjentkom zawsze mówię: - Poród to ciężka robota, ogromny wysiłek fizyczny i psychiczny, ale będzie też ogromna satysfakcja i nagroda! Tłumaczę wszystko, te wizyty trwają czasem półtorej godziny, ale trzeba znaleźć sposób, by oswoić kobietę z tym, co ją spotka. Wiedza i zrozumienie porodu jest największą siłą rodzącej. Nie da się inaczej! Tzn. niektórzy niestety próbują inaczej… i to m.in. stąd biorą się „cesarki na życzenie”.
mama Konkretnie, skąd? Z niewiedzy i wtórnie do niej, np. ze strachu… Są oczywiście przypadki wskazań psychiatrycznych do cięcia, wynikające z tokofobii pacjentki, czyli z lęku przed ciążą i porodem. Chodzi o autentyczny, irracjonalny strach. U takiej kobiety dewastacja emocjonalna i psychiczna po porodzie może być tak duża, że nie warto ryzykować. Ale to musi stwierdzić konsultujący lekarz specjalista psychiatrii. Kobiety boją się też po prostu bólu. Tak, ale obecnie rodzące nie cierpią już w bólach, nie powinny. Stosujemy albo znieczulenie zewnątrzoponowe albo dożylnie bezpiecznie dla matki i dziecka leki przeciwbólowe, podajemy wziewnie mieszaninę tlenu z podtlenkiem azotu. To już nie te czasy, gdy pacjentka rodziła tylko w pozycji horyzontalnej, wyjąc z bólu, przykuta do łóżka, z wlewem oksytocyny, podczas niedorzecznie zmedykalizowanego porodu! Dzisiaj staramy się, aby poród przebiegał jak najbardziej fizjologicznie. Jeśli dodatkowo pacjentka będzie przygotowana, to argument o bólu, przemawiający niby za cięciem cesarskim, odpada. Nie wmówi mi Pan, że poród będzie zupełnie bezbolesny… To nawet nie o to chodzi. Proszę spojrzeć na to w ten sposób - ból w sensie biologicznym jest czymś alarmowym, ma nas ostrzec, a organizm ma zadziałać i przygotować się do walki lub ucieczki. Doznania podczas porodu to też ból, ale inny! Bardzo często, gdy kobieta go poczuje, to zaczyna się denerwować, bać i chce „uciec” od źródła. Trzeba jej wytłumaczyć, że nie dzieje się nic złego - nic nie pęka, nie rozrywa się, to tylko przesuwająca się główka dziecka powoduje te dolegliwości, rozciągają się tkanki. Pacjentka się uspokaja i lepiej to znosi. Musi też mieć wiedzę o różnych szczegółach, np. o tym, że w trakcie porodu przesuwają się mięśnie dna miednicy i przez to otwiera się odbyt. To krepujące uczucie, tak samo jak jest to krępujący temat do rozmowy, zarówno z dziennikarką czy z pacjentką. Ale jeśli rodząca nie będzie na to przygotowana, to zaciśnie pupę i zacznie krzyczeć, hamując przy tym postęp porodu, co nasili tylko ból. Ogólnie rzecz ujmując, moment porodu to finalny efekt tego, jak o siebie dbamy, czego się uczymy, jak współpracujemy z lekarzem, jak rozmawiamy z położną. Dzięki temu można pozbyć się strachu i rodzić komfortowo, drogą naturalną. Proszę mi tak szczerze powiedzieć - czy ten komfort i opiekę kobieta może dostać, korzystając z usług publicznej ochrony zdrowia finansowanej przez NFZ? Czasem tak, czasem nie. Ale - proszę się nie obrazić - myślę, że nie o tym w ogóle rozmawiamy! Nawet biorąc pod uwagę wizyty prywatne u lekarza z jedną z wyższych stawek w mieście, za dziewięciomiesięczną opiekę medyczną nad pacjentką-ciężarną, pacjentem-płodem i za odpowiedzialność prawną lekarza za swoją pracę, rodzice zapłacą łącznie jakieś 2500 złotych. Opiekunka do dziecka po porodzie lub przedszkole za 9 miesięcy będą o wiele droższe! Argu-
ment, że kogoś nie stać, upada dość szybko, jak zestawimy to z cięciem cesarskim za 10000 złotych w prywatnej klinice. Wszystko jasne, ale jednego w dalszym ciągu mi Pan wprost nie powiedział - dlaczego nie mam robić tej cesarki? Załóżmy, że mnie stać i nie chodzi mi o ból. Może chcę być jak celebrytka ze Stanów… Decydowanie się na cięcie cesarskie z powodu mody, to naprawdę idiotyczna rzecz. W Stanach te pani celebrytki robią sobie nawet cięcia w 35. tygodniu ciąży, żeby zapobiec ryzyku pojawiania się rozstępów. Nie myślą o powikłaniach wcześniactwa! To jest związane z kultem ciała i piękna, a nie kultem zdrowia i troski o dziecko. A jeśli cięcie nie byłoby tak wcześnie? Czym ryzykuję? Jeśli chodzi o powikłania po cięciu cesarskim, to będąc adwokatem diabła, muszę przyznać - zdarzają się rzadko. Ale wg WHO najczęściej do tych powikłań dochodzi w ośrodkach o mniejszym doświadczeniu, w prywatnych klinikach i właśnie podczas cięć cesarskich, które nie są wykonywane w celu ratowania życia, ale „na życzenie”. Co do szczegółów, to potencjalne powikłania można wymieniać godzinami… Proszę spróbować. OK: po nacięciu skóry może pozostać blizna przerostowa, wymagająca kolejnej operacji, może też dojść do zaburzeń czucia pogarszających jakość życia seksualnego; z powodu otwarcia brzucha powstaje ryzyko zakażenia ogólnoustrojowego, narządu rodnego lub rany operacyjnej; podczas operacji przecinamy tkanki, a więc powstaje ryzyko krwawienia i krwotoku, śród- i poporodowego, o wiele większe niż przy porodzie pochwowym; gojenie może przebiegać nieprawidłowo, może dojść do zrostów wewnątrzotrzewnowych, które mogą doprowadzić do niedrożności jelit; istnieje też ryzyko uszkodzenia jelit, pęcherza moczowego, dużych naczyń krwionośnych - ze wszystkimi następstwami medycznymi; dalej…
przez co naczynia krwionośne zaczynają inaczej reagować, dziecko krzyczy, oddycha, rusza się. Nabywa także swoistej odporności. Na dodatek podczas naturalnego porodu przez ucisk na klatkę piersiową uwalniany jest płyn owodniowy z drzewa oskrzelowego. Dzieci po cięciu cesarskim tego nie mają i są 3 razy bardziej obarczone ryzykiem astmy oskrzelowej w wieku dorosłym. Panie Doktorze, a gdybym była 10 lat starsza - miałabym 39 lat - powiedziałabym panu, że to moje ostatnie dziecko… Chciałaby pani, abym dyskryminował panią ze względu na wiek i zgodził się od razu na cięcie cesarskie? 39-letnia ciężarna jest inna niż 23letnia, ale nie gorsza! Wnioskuję z tego wszystkiego, że jest Pan absolutnym przeciwnikiem cięć cesarskich na życzenie? Mimo wszystko - mam wiele wątpliwości. Aktualnie żyjemy w czasach, kiedy dopiero uczymy się, czy cięcie cesarskie na życzenie jest złem czy nie. Zarówno Polskie Towarzystwo Ginekologiczne jak i światowe organizacje naukowe zajmują coraz mniej kategoryczne stanowiska w tej kwestii. Ja jestem głęboko przekonany o tym, że każda pacjentka, bez przeciwwskazań medycznych, powinna rodzić drogami natury, a opieka położnicza w Polsce daje gwarant bezpieczeństwa - możliwość wykonania cięcia cesarskiego w sytuacji zagrożenia zdrowia matki lub dziecka. Ale z drugiej strony… skoro kobieta może powiększyć sobie piersi, zdecydować o zmianie kształtu twarzy i ciała, może wstrzykiwać w ciało kwas hialuronowy czy toksynę botulinową, a nie może urodzić w taki sposób, w jaki chce, to zaczynam mieć wątpliwości… To jest trudny temat, ponieważ dotyczy też dziecka. Nie jestem fanatykiem porodów pochwowych, ale jestem ich fanem. napisz do autora l.tataruch@expressmedia.pl
…no dobrze, ale skoro, jak Pan powiedział, zdarza się to rzadko… …to i tak nie uniknie pani największej konsekwencji cięcia, jakim jest sam fakt, że ono się w ogóle odbyło! Każda kolejna ciąża będzie obarczona większym ryzykiem powikłań w trakcie jej trwania i ogromnym ryzykiem okołoporodowym, z tzw. pęknięciem macicy w bliźnie włącznie. A co z bezpieczeństwem dziecka? Pomijając już fakt, że podczas porodu naturalnego to dziecko inicjuje czynność skurczową macicy i „decyduje” o tym, kiedy jest gotowe na wyjście, to samo przechodzenie przez kanał rodny jest potrzebną stymulacją. Powoduje np. pobudzenie nerwu błędnego, wpływającego na zwolnienie akcji serca, które jest stresorem wyzwalającym „mechanizm walki”, potrzebny do funkcjonowania poza łonem matki. Wymasowane i wystymulowane dotykowo dziecko, po przejściu przez kanał rodny, zaopatrzone jest w nadnerczowe hormony, takie jak adrenalina,
* dr n. med. Maciej Socha specjalista położnictwa i ginekologii, w trakcie specjalizacji w andrologii klinicznej i ginekologii onkologicznej, prezes fundacji Medici Homini, nagrodzony „Złotym Stetoskopem” dla Lekarza Roku 2014 miasta kobiet
listopad 2014
25
Wspinaczka na sam
Już jako małe dziecko była bardzo ruchliwa, całe dnie spędzała na podwórku, biegając i wymyślając różne zabawy. Przewijając się na trzepaku na pewno nie myślała, że wspinanie stanie się dla niej pasją życia. Ale może już wtedy zapowiadała swoje późniejsze mistrzowskie tytuły? TEKST: Jan Oleksy
N
ikt by nie przypuszczał, że ta drobna dziewczyna o czarnych długich włosach jest wielokrotną mistrzynią Polski. I to w czym? W sporcie, który pozornie wydaje się męskim, bo każdy myśli, że o sukcesie decyduje siła. Ale to nieprawda. Do dobrych wyników w tej dziedzinie potrzebnych jest wiele różnych sprawności. Agata Wiśniewska, jest najlepszym dowodem na to, że zdobywanie ścian, nie jest „tylko dla mężczyzn”. Spektakularne sukcesy w tym sporcie osiągają również panie! Torunianka jest wielokrotną mistrzynią Polski w dwóch konkurencjach wspinania - we wspinaniu na trudność na kilkunastometrowych ściankach z asekuracją linową i w boulde-
26
miasta kobiet
listopad 2014
ringu, czyli pokonywaniu około 4-metrowych ścian bez liny. Jest jeszcze trzecia konkurencja - wspinanie się na czas, ale tę Agata uważa za monotonną. Nie lubi bicia rekordów szybkości i bezpośredniej rywalizacji. Zaczęła się wspinać w wieku 15-16 lat. Było to w 2001 roku.
MIŁE DOBREGO POCZĄTKI Jak tylko skończyła pięć lat, to wszystkie wakacje spędzała z rodzicami w górach. Latem zdobywali szczyty, a zimą jeździli na nartach. - Podczas któregoś zejścia ze szlaku w Tatrach, miałam już wtedy 15 lat, zobaczyłam, jak ktoś wspina się na pionowej ścianie. Strasznie mi się to spodobało. Stwierdziłam, że też chciałabym to robić - wspomina Agata. Po powrocie
do Torunia skontaktowała się z Klubem Wysokogórskim i zapisała się na na kurs wspinaczkowy. Pierwsze razy wspinała się na Zamku Dybowskim, nieco później zaczęła wspinać się na sztucznej ścianie wspinaczkowej o nazwie „Gucio”. Wspinaczka pochłonęła ją bez reszty. - Wspinałam się codziennie. Podobał mi się sam ruch wspinaczkowy. Dzięki intensywnym treningom szybko rosła moja forma. Zaczęłam być dobra w tym, co robię - opowiada.
TAKTYKA I TECHNIKA Jest to sport bardzo techniczny, siła nie jest w nim najważniejszym elementem. Liczy się wyczucie równowagi, dynamika, koordynacja, i pomysł na to, jak przejść pewną drogę, czyli
kobieta w podróży Ważne jest odpowiednie ustawienie ciała, balansowanie nim, często intuicyjne inicjowanie każdego ruchu, a to się nazywa talent.
Wspinanie daje mi tyle pozytywnych przeżyć, że nigdy bym tego nie zamieniła na zwykłe życie. Kocham spotkania z przyjaciółmi w naturze i aktywnie spędzanie czasu. Oczywiście po całym dniu wspinania jest również czas na wspólną kolację przy piwie czy winie. Łączy nas pasja - mówi z radością.
DZIĘKI LINIE MAJĄ LINIĘ Bardzo dużo dziewczyn się wspina. - Na niektórych ścianach wspinaczkowych widuję ich nawet więcej niż chłopaków. Dzieje się tak dlatego, bo obecnie wiele kobiet traktuje wspinanie jako formę fitness - wyjaśnia. Wspinaczka rozwija wszystkie mięśnie ciała. A która kobieta nie chce mieć dobrej linii? Ponadto trzeba ćwiczyć z kimś, więc zarazem pojawia się aspekt towarzyski. Ludzie lubią być w dobrej formie, więc ściankę traktują jako możliwość rozwoju swojego ciała. Wspinanie jako forma rekreacji jest sportem dla wszystkich, w każdym wieku. - Na przykład rodzice mojego chłopaka zaczęli się wspinać dopiero po 60. Czerpią z tego wiele radości, to widać podczas każdego pobytu na skałkach - dodaje Agata.
AGATA WIŚNIEWSKA
sposób pokonania ściany. Każdą drogę można pokonać na wiele sposobów. Najlepiej wszystko zaplanować już na dole, bo wtedy mniej sił traci się podczas wspinania. A szybkość wspinania się liczy, bo całe ciało się męczy. Wspinacz utrzymuje się przede wszystkim na nogach, ale też podciąga się na rękach. Im więcej z dołu zobaczy, tym szybciej pokona ściankę i mniej się zmęczy. Ale oczywiście nie można w tym sporcie lekceważyć siły. Żeby osiągać sukcesy, Agata musiała pracować nad siłą. Potrzebna jest pracowitość, trzeba dużo trenować, czyli ciągle się wspinać. - Podczas treningów pracuję nad poprawą moich słabych stron. Skupiam się na tym, z czym w danym okresie mam problem. To mój pomysł na dobry wynik - wyjawia Agata.
ŚMIAŁKOWIE BEZ LINY W naturze wspinała się w najbardziej znanych miejscach w Europie: w Katalonii, w Grecji, w Austrii czy we Francji uznawanej za mekkę wspinania. - Nigdy jednak nie wspinałam się bez liny. Jedynie na ściankach czterometrowych, ale z nich spada się na materac. Oczywiście są śmiałkowie wspinający się bez asekuracji. To jest niebezpieczne, ryzykowne i według mnie graniczy z wariactwem. W Ameryce w Josemitach jest kilometrowa ściana El Capitan. To na niej najczęściej dochodzi do spektakularnego bicia rekordów bez asekurującej liny. Ci ludzie chyba potrzebują adrenaliny. Ja nie lubię się bać, ale rozumiem uzależnienie od ryzyka. W mojej opinii są to zazwyczaj egoiści. Wszystko może się zdarzyć. Jak się ma rodzinę, to nie wyobrażam sobie takich wyczynów - wyznaje wspinaczka. ODPADANIE I WOLNY LOT Agata twierdzi, że wspinanie z asekuracją nie jest niebezpieczne, to góry bywają groźne. Choć jest asekuracja, to nawet samo odpadanie od ściany i wolny lot na linie budzą dreszczyk emocji. Na początku swojej kariery przeżyła historię, która mogła się źle skończyć. - Wspinałam się na dosyć trudnej skałce wysokiej na ponad 20 metrów, i w pewnym momencie odpadłam od ściany. Asekurująca osoba powinna mnie zatrzymać, ale… zasnęła.
Na szczęście czujny instruktor, doświadczony alpinista, podbiegł, przytrzymał linę i zawisłam trzy metry nad ziemią. Nic się nie stało, ale świadomość, że mogłam zginąć, wywoływała silne emocje. Przez pewien czas trochę się bałam i wspinałam się tylko na nieco łatwiejszych drogach - wspomina Agata.
W OCZACH NAJBLIŻSZYCH - Moja mama jest zafascynowana tym, co robię. Też bardzo chciałaby się wspinać. Ostatnio, jak byłyśmy we Francji w Chamonix, to wzięłam mamę na małe skałki - opowiada mistrzyni we wspinaniu. Rodzice Agaty na początku trochę się martwili, że jej zaangażowanie w ten sport przeszkodzi w nauce. Ale ze szkołą nigdy nie miała problemów. Skończyła z bardzo dobrymi ocenami liceum, podobnie studia. Ich obawy minęły. - Teraz widzę, że są bardzo dumni z każdego mojego sukcesu. Potwierdzają, że wspinanie rozwinęło mnie w dobrym kierunku. CO DAJE WSPINANIE? Dzięki wspinaniu Agata stała się bardziej otwarta, tolerancyjna, poznała różne kultury i ludzi z całego świata. Ma chłopaka z Izraela. Zdaje sobie sprawę, że ciągle trenując, może coś jej umknęło. Nie chodziła na imprezy, nie przeżyła wspólnych wypadów na pizzę czy piwo. -
CIEKAWA PRACA WSPINACZA Dla Agaty Wiśniewskiej wspinaczka stała się również pracą. To najpiękniejsze połączenie pasji z profesją. - Teraz zarabiam pieniądze na wspinaniu, pracuję m.in. w firmie Adidas, która wchodzi na rynek wspinaczkowy i potrzebuje mojej merytorycznej pomocy - wyjaśnia. Ponadto jest zatrudniona w toruńskiej firmie Gatowalls, budującej ścianki wspinaczkowe w całej Europie. Pracuje z konstruktorem i architektem przy projektowaniu ścian wspinaczkowych. Wymyśla ich kształt i planuje ułożenie drogi. Właśnie została licencjonowanym instruktorem wspinaczki sportowej Polskiego Związku Alpinizmu. napisz do autora j.oleksy@expressmedia.pl
* Agata Wiśniewska wieloletnia mistrzyni Polski w prowadzeniu i boulderingu, instruktorka wspinaczki sportowej Polskiego Związku Alpinizmu. Ukończyła romanistykę, obecnie studiuje budownictwo. miasta kobiet
listopad 2014
27
w w w.polsk iciuch.pl
sylwestrowe FIRST
w w w.conceptshop.pl
w w w.mixelec tronics.pl Ż E L A Z KO T U RY S T YC Z N E
K U B E K T U RY S T YC Z N Y
MODNA
w podróży
w w w.lotaro.pl WA L I Z K A LO N DY N
POLAROWY ŚPIWOREK
P R O S TO W N I C A
WA L I Z K A
w w w.e -k osmetik a.lv PLECAK
w w w.wgl.pl
w w w.ciek aw yswiat.pl
Zima zbliża się wielkimi krokami, a wraz z nią wyczekiwane święta i huczny sylwester! Kto powiedział, że co roku musimy ten czas spędzać w domu? Już teraz warto zaplanować zimowy wyjazd. W podróży przydadzą się nam wygodne, praktyczne gadżety i ciepłe ubrania. Nie oznacza to jednak, że musimy zrezygnować z modnych akcentów! Zimowa kurtka, szalik czy rękawiczki nie tylko ochronią nas przed chłodem, mogą też dodać elegancji i klasy. Walizka w geometryczne wzory, turystyczny kubek w nowoczesnym stylu, delikatna poduszka czy pielęgnica z potrzebnymi przyborami sprawią, że także w podróży będziesz czuć się swobodnie i kobieco.
KO S M E T YC Z K A
w w w.monitor trendow.pl
K U R T K A Z I M O WA
w w w.scandiconcept.lv
w w w.tublu.pl
WITTHEN
www
.royalpoint.lv
KO S M E T YC Z K A
w w w. sk lep - climbe .pl
C Z A P K A , R Ę K AW I C Z K I , KO M I N
minute
PODUSZKA PODRÓŻNA
1613814BDBHA
1035014TRTHA
sylwestrowe FIRST
minute
Święta za granicą W biurach podróży już zaczyna się gorący okres. Odwiedzają je ci, którzy postanowili święta i Nowy Rok spędzić poza granicami naszego kraju. Gdzie warto wyjechać? TEKST: Dorota Kowalewska
- Od lat obserwujemy wzmożony ruch właśnie w tym okresie - mówi Hanna Strauss z Biura Podróży „Vena” , należącego do sieci „Travel Shops”. - Jeszcze nie tak dawno było więcej wyjazdów na sylwestra, ale teraz równie często są kupowane wycieczki w okresie świąt Bożego Narodzenia. Co ciekawe, bardzo często wyjeżdżają całe rodziny. Rodzice z dziećmi i dziadkami. Trzypokoleniowe rodziny chcą w tym czasie być razem, ale niekoniecznie w domu. Dlatego wiele ofert jest dostosowanych do ich potrzeb. Wybierają takie, które spełniają oczekiwania wszystkich. Są to zazwyczaj: stok narciarski, sauna, SPA i oczywiście atrakcje dla dzieci - dodaje Hanna Strauss. Dlaczego coraz więcej osób wyjeżdża właśnie w tym okresie? - Myślę, że zmienia się nasze podejście do celebrowania świąt, ale przede wszystkim oferty są tak skonstruowane, że całe rodziny mogą spędzać razem czas - mówi Hanna Strauss. - Dorośli szusują na stoku, dzieci mają zajęcia w szkółkach narciarskich. Coraz częściej za granicą można się porozumieć bez problemów w języku polskim, np. zajęcia dla dzieci są prowadzone właśnie po polsku. Seniorzy spędzają czas w SPA czy na spacerach. Wyjeżdżają razem, a każdy ma takie zajęcia, jakie lubi - dodaje Strauss.
30
miasta kobiet
listopad 2014
GRUZJA
Wigilia lub sylwester w Andorze Gdzie wyjeżdżają Polacy? Jeszcze nie tak dawno najczęstszym kierunkiem ich podróży były Austria, Francja i Włochy - czyli kraje, w których amatorzy narciarskich stoków na pewno mają szansę poszusować na śniegu. Ostat-
nio bardzo modnym kierunkiem jest również Andora. To niewielkie państwo, położone w kotlinie we wschodnich Pirenejach, pomiędzy Francją a Hiszpanią. Andora pod względem liczby mieszkańców równa się małemu polskiemu miastu. Zimą jest prawdziwym rajem dla narciarzy. Widok kilkudziesięciu dwutysięczników, z górującym nad nimi szczytem Coma Pedrosa zapiera dech w piersiach. Na narty warto wybrać się do Vallnord lub Grandvaliry, największej
1686214BDBHA
1684514BDBHA
sylwestrowe FIRST
minute
Święta w Gruzji
Innym, coraz bardziej popularnym kierunkiem wojaży, jest Gruzja. Trzeba jednak pamiętać, że jeśli właśnie tam wybierzemy się na święta, może nas spotkać rozczarowanie. W Gruzji dominującą religią jest prawosławie, święta obchodzone są dwa tygodnie później niż w kalendarzu katolickim. Jeśli jednak uda nam się wyjechać akurat w tym czasie, warto przyjrzeć się tamtejszym tradycjom. Gruziński Mikołaj ma tradycyjny biały strój. Prezenty przynosi z baszty w wysokogórskim rejonie - Swanetii. Typowa gruzińska choinka to czyczylak - zrobiona jest ze struganej leszczyny. Istotną tradycją jest zapalanie świec. W gruzińskich domach przed Wigilią panuje mistyczny nastrój, dzięki dziesiątkom palących się świec. Zimą warto zatrzymać się w Bakuriani, które położone jest na wysokości 1700
R
E
ANDORA
m n.p.m., w masywie Małego Kaukazu, niedaleko Parku Narodowego Bordżomi. Dla narciarzy przygotowanych jest 16 stoków o różnych stopniach trudności, od początkujących do zaawansowanych. Największą popularnością cieszy się góra Kochtagora, położona na wysokości 2155 m n.p.m. Coraz chętniej odwiedzaną miejscowością jest również Gudauri. Ten kurort leży 120 km od Tbilisi na wysokości 2196 metrów n.p.m. i jest typowo narciarski. Najdłuższy stok ma 7 kilometrów, zmiana wysokości to 1000 metrów. W Gudauri jest też specjalny stok dla amatorów jazdy ekstremalnej, tzw. free-ride, oraz coś dla zawodowców - heliskiing.
Niania na stoku
Jak wskazują statystyki, na krótkie wyjazdy często wybieramy najbliższych sąsiadów - Czechy i Słowację. Podobnie, jak kraje tzw. starej Europy i oni mają coraz ciekawszą ofertę. Można np. skorzystać z usług animatorów, którzy nie pozwolą nam się nudzić. Mają przygotowa-
K
L
OSTATNIO BARDZO MODNYM KIERUNKIEM JEST ANDORA. TO NIEWIELKIE PAŃSTWO POŁOŻONE W KOTLINIE WE WSCHODNICH PIRENEJACH, POMIĘDZY FRANCJĄ A HISZPANIĄ
A
ne ciekawe zajęcia dla osób starszych i dla dzieci. Można bez obaw zostawić dzieci pod opieką wykwalifikowanych opiekunek, które często bez problemu posługują się językiem polskim. Prowadzone są zajęcia w pomieszczeniach, na basenie, ale również nauka jazdy na nartach i deskach. Z roku na rok oferta biur podróży i ośrodków jest bogatsza. I chociaż wyjazd zimowy wiąże się zapewne z większymi kosztami, bo zazwyczaj doliczamy cenę karnetów, kupno nowego sprzętu narciarskiego itp., to coraz więcej osób decyduje się na taka formę wypoczynku. A biura podróży kuszą nas obniżkami i atrakcyjnymi bonusami. Warunkiem skorzystania z rabatów jest jednak wcześniejsze wykupienie wczasów. Może warto chociaż raz, zamiast przygotowywać w pocie czoła dwanaście wigilijnych potraw, spędzić ten czas w gronie rodzinnym, ale z daleka od zgiełku własnego miasta? Decyzja należy do nas - dobrze, że mamy wybór i możemy spędzić święta tak, jak sobie je wymarzyliśmy.
M
A
1050514TRTHA
stacji narciarskiej w całych Pirenejach. Po południu można udać się na zakupy. W malutkiej stolicy Andorra la Vella da się spotkać wielu fanów bezcłowych zakupów. Na głównej ulicy Avinguda Meritxell mienią się prawie 2 tysiące domów towarowych i luksusowych sklepów. Wybierając ten kierunek na zimowy wypoczynek, warto odwiedzić też m.in. Muzeum Perfum, Muzeum Tytoniu w dawnej fabryce w Sant Julìa de Lòria lub Muzeum Samochodów z kolekcją ponad 200 pojazdów.
kobieta przedsiębiorcza
Myśljak
WIELKI
ZAPLANUJ DZIAŁANIA NA PIERWSZY ROK DZIAŁALNOŚCI TWOJEJ FIRMY!!!
Rozpoczynamy cykl porad dla kobiet, które chcą z sukcesem prowadzić własny biznes. W pierwszej części: 5 niezbędnych kroków marketingowych. TEKST: Joanna Czerska-Thomas
K
iedy ruszamy na podbój świata i zakładamy własną firmę - myślimy o siedzibie, komputerze, samochodzie. Na marketing zazwyczaj przeznaczamy „co zostanie”. A że zostaje niewiele lub nic, to nie dziwmy się, że klientów brak. Bo skąd mają się o nas dowiedzieć? Duże firmy, planując działania, korzystają z wycen profesjonalistów. Ty również możesz skorzystać z konsultacji w agencji reklamowej i wypełnić brief (dokument zawierający zestaw informacji użytecznych w procesie tworzenia kampanii reklamowej). Dlaczego to takie ważne? Przecież znajomy może zrobić Ci logo, inny stronę internetową. Ale czy będziesz w stanie wyegzekwować od znajomych wszystko, co najlepsze dla Ciebie? Czy cena rzeczywiście będzie niższa? Warto to sprawdzić. Myśl jak wielki - zaplanuj wszystko na pierwszy rok działalności Twojej firmy. Myśl długofalowo. Określ cele na kolejne lata Twojej firmy. Te pierwsze kroki to planowanie w praktyce.
1. LOGO - to forma graficzna, będąca interpretacją brzmienia nazwy i jednoznacznie identyfikująca markę, firmę, organizację, produkt czy usługę. Głównym zadaniem logo jest wstępne nakierowanie osoby na symbolizowany podmiot poprzez przyciągnięcie uwagi oglądającego, a następnie powiązanie emocjonalne danej osoby z symbolizowanym podmiotem poprzez formę graficzną, odpowiadającą charakterem danemu podmiotowi. Proste? Niekoniecznie! Jednak takie firmy
jak Eris czy Tymbark powstały nie tak dawno, a dzisiaj ich logo jest rozpoznawalne.
2. WIZYTÓWKA - to zazwyczaj prostokątny kartonik z naszym imieniem, nazwiskiem, funkcją i danymi kontaktowymi. Więc o co tyle hałasu? Najważniejsze jest to, żeby była. Jeżeli jeszcze nie doceniasz networkingu - uwierz, że wkrótce się to zmieni. Kontakty i nawiązywanie znajomości biznesowych to idealny sposób na pozyskiwanie klientów. Dzięki wizytówce ktoś może Cię zapamiętać - poprzez niebanalny projekt czy formę. 3. LISTOWNIK, ULOTKA, FOLDER - to podstawowe materiały, które będziesz potrzebować już w pierwszych dniach funkcjonowania Twojej firmy. Wycena przygotowana na listowniku, ulotka czy folder, wręczone zainteresowanemu klientowi, sprawią, że firma będzie odbierana jako profesjonalna. 4. STRONA INTERNETOWA - to Twoja wizytówka w Internecie. Odpowiedz sobie szczerze, ile razy szukałaś dodatkowych informacji o danej firmie? Twojej firmie też potencjalni klienci będą mówili „sprawdzam”. Nie musisz zaraz budować sklepu internetowego, ale uwierz, że często Twoja firma będzie oceniana przez pryzmat Twojej strony www. 5. SOCIAL MEDIA MARKETING - zdobądź uwagę i wykorzystaj zaangażowanie klienta w Internecie za pomocą mediów społecznościowych. Do promocji marki wykorzystuje się takie portale społecznościowe
jak Facebook, Twitter, Pinterest czy YouTube. Jest ich znacznie więcej, ale umówmy się - na początek wystarczy.
www.m4bizz.pl
*
Joanna Czerska-Thomas właścicielka Agencji Reklamowej M4Bizz (www.M4Bizz.pl). Wierzy, że reklama jest dobra na wszystko. Kreatywnie, spontanicznie i indywidualnie podchodzi do pracy z klientami. Specjalistka PR oraz absolwentka nowoczesnego marketingu. Współorganizuje comiesięczne spotkania Biznes dla Kobiet (www.biznes-dla kobiet.org) oraz Konferencję CharmsyBiznesu (www.charmsy-biznesu.pl).
miasta kobiet
listopad 2014
33
Upiększamy na każdą okazję W nowym Salonie Fryzjersko-Kosmetycznym EWKA & Company nie zrobisz sobie trwałej ondulacji, ani dredów z prostego powodu: niszczy się w ten sposób włosy.
Salon Fryzjersko-Kosmetyczny EWKA & Company
Bydgoszcz, ul. Grudziądzka 10, tel. 52 584 85 50 salon.ewcia.duda@gmail.com
Salon Fryzjersko-Kosmetyczny EWKA & Company
1700314BDBHA
Poza tym Salon świadczy pełen zakres fryzjerskich usług dla pań, panów i dzieci. Kobiety mogą liczyć na profesjonalne strzyżenie, efilowanie, zabiegi wzmacniające włosy, rekonstrukcje oraz zabiegi na skórę i włosy po przebytych chorobach. Oprócz stylistycznej porady, klientki mogą wyjść uczesane na każdą okazję; na ślub, okolicznościową imprezę w pracy, wieczorek panieński albo poważną uroczystość. Panowie mogą spodziewać się, że zostaną potraktowani z równą troską i uwagą jak panie. Przy każdym rodzaju usługi klientki i klienci mogą liczyć na indywidualne podejście i fachową poradę. EWKA zaprasza również dzieci niepełnosprawne. Jest partnerem Zespołu Szkół Specjalnych nr 30 przy ul. Jesionowej, gdzie realizuje projekty wraz z nauczycielką Beatą Zamorowską. Maluchy w oczekiwaniu na strzyżenie nie muszą się nudzić. Mogą ten czas spędzić pod opieką w wesołym kąciku zabaw. - Serdecznie zapraszamy do nas całe rodziny nie tylko na strzyżenie. Świadczymy też pełen zakres usług kosmetycznych - zachęca Ewa Duda, właścicielka salonu. Salon czynny jest od poniedziałku do piątku od 8.00 do 20.00, a w soboty od 8.00 - 14.00.
męska perspektywa
Być jak
Ivanhoe Kobiety chcą kochać gorączkowo, trzymać za rękę, dzielić wspólne łoże i boją się rozstania. Miłość mężczyzn jest czymś rozpaczliwym. Oni zawsze porzucają to, co najbardziej kochają. Z Markiem Żydowiczem*, organizatorem Camerimage, rozmawia Janusz Milanowski ZDJĘCIE: ARCHIWUM FUNDACJI TUMULT
Czy wychowano Cię w niemal idealistycznym szacunku dla kobiet? Dużo czasu upłynęło, nim do mnie dotarła pewna prawda, zawarta w hinduskim przysłowiu: „Kobieta jest jak lilia, której subtelny dotknie, lecz przyjdzie osioł, podepcze i zje”. Taki model funkcjonował wówczas w polskich rodzinach, niezależnie od tego, czy były to rodziny katolickie czy świeckie. Wychowywano nas w przeświadczeniu, że kobiety należy szanować. Dużo czytając i obserwując innych odkryłem, że prawdą jest, iż kobiety wiedzą, jak należy kochać, a mężczyźni mają z tym problem, nic ich nie zadowala. Oni ciągle marzą, wynajdują nowe obowiązki, szukają nowych krajów i miejsc do zamieszkania. Tymczasem kobiety chcą kochać gorączkowo, trzymać za rękę, dzielić wspólne łoże i boją się rozstania. Dlatego też miłość mężczyzn jest czymś rozpaczliwym, oni zawsze porzucają to, co najbardziej kochają. W moim domu
od czasu, kiedy pamiętam, panowało przekonanie, że mężczyźni decydują o wszystkim, podczas gdy tak naprawdę o wyborach przesądzały kobiety. One były ostoją bezpieczeństwa rodziny. Wiesz, ja chyba nie jestem dobrym rozmówcą na temat kobiet… Dlaczego? Ze względu na pewną dysfunkcję. Żyłem jakby w niepełnej rodzinie, bo ojciec długo chorował i matka musiała ciężko pracować, więc wychowywałem się u babci i dziadka. Rodzice ojca sześciokrotnie stracili wszystko, co mieli z powodu wojen, zmiany ustroju etc. Dziadek, oficer, dostał się do niewoli w bitwie nad Bzurą, a babcia z siedmiorgiem dzieci uciekła gdzieś na wschód Polski. Podczas okupacji pomagała prześladowanym ludziom. Gestapo wykorzystywało ją jako tłumacza podczas przesłuchań, więc tłumaczyła wszystko na korzyść przesłuchiwanych, ratując im tym samym życie.
Zachowało się wiele listów od ludzi, którzy dzięki niej nie znaleźli się w więzieniu w Zamku Lubelskim czy Oświęcimiu. To był heroizm i odwaga, które pewnie dziś brzmią jak opowieści ze starych podręczników, pełnych sentymentalnych patriotycznych przykładów w duchu: „Kto ty jesteś? - Polak mały!”, ale ja tak się wychowałem dzięki moim babciom. Nie wiem, ile dzisiaj znalazłbym kobiet, które byłyby w stanie tak ryzykować, mając siedmioro dzieci?! Babcia w końcu została zdemaskowana i gestapo zamknęło ją w katowni Zamku Lubelskiego, a dzieci trafiły do sierocińca. Jak to przeżyła? …Z odbitymi nerkami, uszkodzoną wątrobą i innymi dolegliwościami. Rodzice mamy stracili w czasie wojny pięciu synów. Przeżyły tylko dwie córki, ale nigdy nie słyszałem skarg babci, której wiara pomogła to wszystko przetrwać. Mówię o tym, ponieważ taki jest miasta kobiet
listopad 2014
35
męska perspektywa ale efektem tego zawsze jest jakiś defekt ostatecznego wyniku i albo pojawia się nawrócenie do mądrości, albo współpraca jest niemożliwa. Osobną sprawą są tzw. zawody męskie i żeńskie. Weźmy choćby pielęgniarki i górników. Nie można tego zmieniać na siłę. Przecież to byłby absurd. Najważniejsze są - kompetencje i osobista motywacja, wytrwałość i otwartość na krytykę, one prowadzą do osiągnięcia sukcesu.
mój background duchowy: patriotyzmu się nie wstydzę, a walki nie boję - mam ją we krwi. Gdy patrzę na dzisiejsze rozchwianie wartości, upadek autorytetów, to myślę, że brakuje tu takich punktów odniesienia, jakimi były ideały, w których wyrastałem. Moja babcia żyła niemal w nędzy tylko dlatego, że nie przyjęła orderu „Polonia Restituta” od komunistów, bo uważała, że nie o taką Polskę walczyła. Dziś pewnie by powiedziano, że zachowała się nieodpowiedzialnie, głupio, ale może z powodu niedostatku zrozumiałem więcej niż moi kumple, synowie komendanta milicji, z którymi się bawiłem na podwórku. Pewne jest, że zawsze łatwiej dogadywałem się z dziewczynami niż z chłopakami. Co widziałeś w tych kobietach, z którymi się dogadywałeś? Ja byłem trochę wykluczony przez chorobę ojca, która była chorobą społeczną, a dziewczyny mając bardziej rozwinięty zmysł opiekuńczy, lubiły się o mnie troszczyć. Byłem po innej stronie barykady niż moi koledzy, więc może nie ja jednak powinienem odpowiadać na te pytania (śmiech). Jaki jest Twój stosunek do kobiet? Stabilny od lat. Uważam, że kobiety mogą być superpartnerami i bardzo mi odpowiada ich wrażliwość, pod warunkiem, że jest to wrażliwość, a nie kompensacja irracjonalnego niezadowolenia. Są kobiety, które poczucie (podkreślam - poczucie!) braku urody, albo braku sukcesów zawodowych kompensują wyrażaniem wrogości w stosunku do innych, nie tylko do mężczyzn. W takich przypadkach kłopoty zawsze wiszą w powietrzu, porozwieszane jak suszące się pranie (śmiech). To się zawsze kończy traumatycznym przejściem od „Czuła jest noc” do „Matki królów” i dalej do filmów Barei (śmiech), a ja w tym kontekście polecam najnowszy film Krzysztofa Zanussiego „Obce ciało”. Tylko mądre partnerstwo, w którym miłość ma fundament przyjaźni, daje szanse na przetrwanie mimo nieuchronnych kryzysów. Wrażliwość jest tym, co najbardziej cenisz w kobietach? Bardzo cenię w ludziach inteligencję emocjonalną. Ktoś może być niedokształcony, realizować jakiś projekt, będąc nie do końca kompetentnym, ale to będzie miało sens, jeśli te braki kompensowane są emocjonalnym zaangażowaniem. Wtedy odkryje drogę do tego, czego mu brak, albo odkryje, że musi się nauczyć wybierać w zgodzie ze sobą, nawet boleśnie. Kobiety są bliższe temu, mają bardziej rozwiniętą sferę emocjonalną. Moja ostrożność w tej rozmowie wynika ze świadomości delikatności materii. Wystarczy poczytać Stendhala, Fitzgeralda, Goethego i innych. Nie można lekceważyć własnych i cudzych doświadczeń. Jakich doświadczeń? Pozostałem pod niemal wyłączną opieką kobiet na długo po tym, jak moi koledzy
36
miasta kobiet
listopad 2014
Nie dodasz więc do nazwy Camerimage: festiwal autorów i autorek zdjęć filmowych. Nie, ponieważ nie ma to żadnego znaczenia. Albo się jest artystą, albo nie. Płeć jest bez znaczenia. Faktem jest, że kobiet-autorek zdjęć filmowych jest minimalny procent, ale semantyka nie poprawi statystyk i ich samopoczucia.
ZDJĘCIE: ARCHIWUM POLSKAPRESSE/KRZYSZTOF SZYMCZAK
Feminizm, jako taki, miał i ma swoje pozytywne konotacje społeczne. Nie odpowiada mi sprowadzenie kobiety do roli kuchty i sprzątaczki oraz dostarczycielki pociech. MAREK ŻYDOWICZ
pomagali swym ojcom szklić okna, naprawiać motocykle, rozrabiać zaprawę. Nie przesiąkłeś zatem męskim szowinizmem? Pytam, bo wydaje mi się, że takowy zaczyna być dziś passe. Nie żebym sam był wojownikiem o prawa kobiet. Po prostu nie widzę wokół siebie przejawów ich dyskryminowania. Ten szowinizm nadal jest dość rozpowszechniony. Ciągle słychać męskie komentarze, że kobieta nie jest dobrym kierowcą, że kobieta nie nadaje się na ministra czy premiera, że naturalne jej cechy są destrukcyjne dla funkcjonowania grup ludzkich. Ja się z tym nie zgadzam, ale też czasem głupio żartuję. Uważam jednak, że jeśli inteligencja idzie w parze z wiedzą i umiejętnościami, to płeć nie ma znaczenia. Zatrudniam w Tumulcie 13 kobiet i 11 mężczyzn. Mądrość czy głupota nie wynikają z płci. Znam kobiety, które tyranizują swoich współpracowników,
Artysta to postać amorficzna? Absolutnie! To wszystko, o czym mówimy, wynika z wychowania. Coraz częściej zdarza się, że narzuca się dzieciom tożsamość. „Dżenderyzm” jest dla mnie czymś wątpliwym. Uważam, że małe dziecko powinno być wychowane na naturalnych wzorcach biologicznych i sprawdzonych kanonach moralnych. Dekalog należy traktować jako ramę, w której budujemy swe życie i jeśli jest w 10 przykazaniach rozróżnienie na mężczyznę i kobietę, to ja to uznaję. Dystansuję się od dyskryminowania kobiet i chciałbym, żeby ojciec był ojcem - mężczyzną, a nie kobietą; matka - kobietą, a nie mężczyzną. W ten sposób dziecko wychowuje się w sposób zgodny z prawami natury. Trudno dostrzec w przyrodzie przykłady łączenia się w pary zwierząt tej samej płci. Jeżeli jednak człowiek odkryje w sobie inne predyspozycje, to nie można odmówić mu prawa do szukania szczęścia, byleby nie kosztem szczęścia innych, a interpretowanie skłonności seksualnych dzieci to nadużycie. Miałeś w dzieciństwie taki epizod, że się przebrałeś w ciuchy matki? Tak, ale w ramach zabawy. Pamiętam, jak pomalowałem się jej szminką. Dostałem dwa razy w tyłek, żebym zapamiętał, że tego nie wolno mi robić. A dzisiejsza matka, zwolenniczka gender, co by zrobiła? Moja mama powiedziała mi, że szminki są dla dziewczynek i mimo że miałem pięć lat, to powiedziałem: racja, jestem Ivanhoe. Ale zobacz, to też wynika z kultury średniowiecznej. Jeżeli rycerz chciał zagrzać swoich ludzi do walki, bo widział strach w ich oczach, to wołał: nie zachowujcie się jak kobiety. A Napoleon, gdy raz w jakimś miasteczku zobaczył swoją pobitą armię, niechlujną i zrezygnowaną, to krzyknął, że kobiety patrzą. I w armię jakby piorun strzelił. Tak jest! I komu to przeszkadzało, bądź przeszkadza? Być bohaterem dla kobiety to potężna motywacja! Nie jestem zwolennikiem zamiany ról bądź funkcji, które wynikają i z tradycji, i z fizjologii. Szanuję kogoś, kto czuje się kimś innym, czy też kimś innym chce się stać. Nie chcę być jednak tym szantażowany. Cały problem męsko-damski sprowadza się
męska perspektywa Potrzebujemy dopełnienia oraz poczucia, że robisz to, co robisz dla swej damy serca. Miłość do kobiety jest najlepszym stabilizatorem dla mężczyzny.
do słów: tolerancja i poszanowanie godności drugiej strony. Mimo wszystko, wydaje mi się, że męski szowinizm, tak jak go obrazowo nakreśliłeś, bywa i tak mniej groźny od fałszywej narracji o nas, tworzonej przez feministki. Szowinista uważa, że kobieta nie powinna być górnikiem, bo jest na to za słaba i nie zrobi tego dobrze, a nie, że zacznie rządzić na przodku pod ziemią. Natomiast pewne postulaty, przynajmniej tego wczesnego feminizmu, powodują, że jako mężczyzna czuję się jak…, no taki głupi bydlak. Wielu facetów zasłużyło na to, ale wierzę, że nie my. Feminizm, jako taki, miał i ma swoje pozytywne konotacje społeczne. Nie odpowiada mi sprowadzenie kobiety do roli kuchty i sprzątaczki oraz dostarczycielki pociech. Feminizm podoba mi się, dlatego że otworzył cywilizację na intelekt i wrażliwość kobiet, na ich duchową urodę. Wiele kobiet dysponuje wiedzą i zmysłem rozpoznawania tego, co ważne w rzeczywistości. Z drugiej strony nie powiedziałbym, żeby kobiety były mniej agresywne niż mężczyźni. Nie jestem też pewien, czy cywilizacja kobiet, byłaby cywilizacją pokojowych rozwiązań, a nawet śmiem wątpić. Mówię to bez złośliwości, bo zauważ jak kobiety potrafią ze sobą walczyć i jakie metody w tej walce stosują; one nie przebierają w środkach i nie mają zasad, wynikających chociażby z etosu rycerskiego. Straszne jest, że teraz często mężczyźni walczą kobiecymi metodami (śmiech). To groźne. Myślę o intrygach, ukrywaniu intencji, różnych rodzajach „trucicielstwa”, etc. Ciekawe, co napisałby Machiavelli, gdyby musiał stworzyć dzieło pt. „Księżniczka”? Nie chcę jednak, żeby nasza rozmowa rozwinęła się w tym kierunku, żeby jakaś pani po przeczytaniu tego poczuła się przez nas ocenianą. Mężczyźni nie powinni publicznie wyrażać wartościujących opinii o kobietach w pryzmacie ich płci. Mogą to robić tylko w odniesieniu do kompetencji zawodowych pań, do oceny ich pracy w biurze, na uczelni, w galerii, szpitalu czy sklepie. I tu nie ma zlituj się, nie można się zasłaniać płcią, skoro chce się równego traktowania. Niestety, kobiety często i w tych sprawach sięgają po tarczę płci, ozdobioną perłami łez. Nie masz
Zatem kobieta jest najlepszym dopełnieniem dla nas? Tak ciebie zrozumiałem. Tak. Oczywiście, bardzo ważne są dla nas także męskie przyjaźnie. Mądra kobieta, partnerka, nie będzie się ich obawiała. Tak jak nie może być zazdrosna o czas poświęcony pracy… Chwila milczenia między rozmówcami.
wtedy argumentów. Inną sprawą jest to, co mówisz w relacjach osobistych czy intymnych.
Zastanawiam się jak mądrze spuentować naszą rozmowę… W każdym z nas jest coś, co trzeba chronić. A ochronisz najlepiej w dłoniach kobiety, która chce z tobą dzielić łóżko, chce cię trzymać za rękę i o niczym innym nie marzy, bo ma miłość. Wszystko, co jest wokół tego, budowa domu, podróże, wspólne pasje są pod tym parasolem. I to jest puenta.
Dobrze. Rozmawiajmy jak dżentelmeni, a nie bohaterowie filmu „Baby są jakieś inne”. Brr… Nie widziałem tego filmu, wyłączyłem po pierwszych tzw. dowcipach. Rozumiem, że na początku nawiązałeś do swoich doświadczeń. Ja też zostałem wychowany w kulturze romansów rycerskich, przefiltrowanych przez dziewiętnastowieczny romantyzm i postawy moich przodków. Kobieta nie była dla mnie lilią, była raczej różą, ale co do zasady była adresatką męskich westchnień. W mojej rodzinie ideały rycerskie przejęły też kobiety, bo chciały ratować bliskich i - w szerszej perspektywie - nasz dom, którym jest ojczyzna.
Od tej chwili nie zgadzam się z hinduskim przysłowiem, ale z twoją puentą. Subtelny - nie dotknie, osioł podepcze i zje, a silny - ochroni. I niech tak będzie (uśmiech). napisz do autora j.milanowski@expressmedia.pl
Wątek kobiet w nas. Pracowałem kiedyś wśród samych facetów, szukając ropy, m.in. na morzu. Wyobraź sobie, że jest długi sztorm. Normalna sprawa, nic strasznego dla żołnierzy marynarki wojennej i twardzieli nafciarzy, ale jest bardziej nerwowo, jest więcej niż zwykle przekleństw. Zauważyłem, że wszyscy się uspokajaliśmy rozmawiając wtedy o żonach, kochankach, narzeczonych. Dziś, gdy o tym myślę, uważam, że mężczyzna jest silniejszy K
L
*Marek Żydowicz prezes Fundacji Tumult, twórca i organizator Międzynarodowego Festiwalu Autorów Zdjęć Filmowych Camerimage, który 15 listopada rozpoczyna się w Bydgoszczy. A
455614BDBHA
E
Hłasko napisał, że sensem życia mężczyzny jest silne uczucie do kobiety. To dosyć tragiczna myśl w moim odczuciu… Nieprawda. Mam swoją filozofię na ten temat i nie jest to nic oryginalnego. Uważam, że potrzebujemy dopełnienia oraz poczucia, że robisz to, co robisz dla swej damy serca. Miłość do kobiety jest najlepszym stabilizatorem dla mężczyzny.
MAREK ŻYDOWICZ
1693514BDBHA
R
o kobietę, którą ma w sobie, jeśli ją naprawdę w sobie ma… Z całą pewnością.
M
A
męskim okiem
O seksie rozmawiamy chętnie zapewne nie częściej i nie rzadziej niż kobiety, a w odczuciu moich towarzyskich doświadczeń, to może nawet rzadziej? Janusz Milanowski*
Nieoficjalnie to powiem Rozsądny mężczyzna i rozsądna kobieta zdają sobie sprawę, że seks to taka wisienka na torcie wszystkiego co ich łączy. Tylko przemysł kulturowy spowodował, że gdyby na ziemi wylądowali marsjanie, to rozejrzawszy się wokół, pomyśleliby, że to najważniejsze narzędzie komunikacji na tej planecie. R
E
K
Na formę każdej rozmowy publikowanej w gazecie, składają się pewne didaskalia, których czytelnicy nigdy nie poznają. Bardzo często chodzi tu o jakieś, „a nieoficjalnie to powiem”, „wiesz, tak naprawdę, to…, ale tego przecież nie możemy napisać”.
babci wywarł pewien wpływ na postrzeganie przeze mnie kobiet, jako kogoś, kogo trzeba chronić póki jest, bo nigdy nie wiadomo, kiedy zmuszona będzie pomachać chusteczką. Wielu z nas mężczyzn, gdzieś w tle głowy ma taką chusteczkę na wietrze.
Ktoś, kogo trzeba chronić Daję słowo, że w rozmowie z Markiem Żydowiczem o kobietach, nie było żadnych didaskaliów tego typu. Umawialiśmy się na nią ze śmiechem, niejako w aurze niewypowiedzianej krotochwili, ale zrobiło się poważnie już na początku rozmowy. Twórca Camerimage mówił, a ja myślałem, że i mój stosunek do kobiet też został ukształtowany przez pewne fatalistyczne - jak to on określił - doświadczenia moich rodziców, z tego samego, wojennego pokolenia. Ów fatalizm oznaczał głód, rozstanie, samotność, walkę o życie. Nigdy nie poznałem swojej ani polskiej, ani ukraińskiej babci Tekli Szałapaty; ojciec widział ją ostatni raz jak machała do niego chusteczką, gdy on musiał uciekać przed hitlerowcami. Ten jedyny, znany mi obraz
Gdy jest źle… Polski żołnierz, który walczył w Afganistanie, opowiadał mi jak bardzo się męczył, gdy raz na dwa miesiące mógł z żoną rozmawiać przez telefon satelitarny i nie mógł jej opowiedzieć o strachu podczas akcji, o tym, że myśli o niej zawsze, gdy śmierć zagląda mu w oczy. Bo o kim/o czym mamy myśleć, gdy jest źle? O ulubionym samochodzie?! Jednak tylko silni mężczyźni potrafią się przyznać do strachu przed chusteczką na wietrze.
L
napisz do autora j.milanowski@expressmedia.pl *Janusz Milanowski
dziennikarz, publicysta, fotograf. Miłośnik długodystansowego pływania i jazzu.
A
M
A
1261414BDBHA
Będzie poważnie. Na jaki temat mężczyźni lubią rozmawiać najbardziej, co w nas wzbudza największe dobre i złe emocje, zwarcia intelektów, pasji, doświadczeń i estetycznych uniesień? Kobiety. Żadne tam samochody, polityka, sporty - o bzdurne kalki, w które mężczyzn wpisują niektóre niedouczone redaktorki niektórych kobiecych pism. I rozstrzygnijmy od razu, że tematem wiodącym nie jest seks; ten istotnie jest ważny w naszych głowach, ale nie na zasadzie wyłączności, jak z fałszywą pretensją twierdzą niektóre damy. O seksie rozmawiamy chętnie zapewne nie częściej i nie rzadziej niż kobiety, a w odczuciu moich towarzyskich doświadczeń, to może nawet rzadziej?
To jest mój czas
Wieczorem w domu zmywam makijaż i patrzę w lustro. Skóra nie jest szara jak zwykle. Odnoszę wrażenie, że nawet promienieje. Pory są wyraźnie zmniejszone. Cera jest aksamitna w dotyku. Delikatne zmarszczki pod oczami są wygładzone. Następnego dnia kilka razy spoglądam w lustro i za każdym razem widzę wypoczętą twarz. Nawet o godzinie 19, kiedy już padam ze zmęczenia...
Chcesz zapisać na zabieg? Chceszsięzapisać sięZadzwoń! na zabieg? Zadzwoń! FirmowyFirmowy GabinetGabinet Kosmetyczny APISAPIS, 85-111 Bydgoszcz Kosmetyczny 85-111 ul. Bydgoszcz , ul. Teofila Magdzińskiego tel. 531 539 568 Teofila Magdzińskiego 3, tel. 531 539 5683,www.gabinet-apis.pl
939414BDBHA
Wizyta w gabinecie zaczyna się od diagnozy. Od pani Anny Adamskiej, kosmetolog z bydgoskiego gabinetu Apis dowiaduję się, że moja skóra nie jest mieszana, choć tak zawsze o niej myślałam. Krem matujący powinnam wyrzucić do kosza. Mam skórę normalną, aktualnie nawet przesuszoną. Radzi używać kremów odżywczych, szczególnie na noc. Chwilę później roztacza się nade mną aura kuszącego zapachu gruszki. Pani kosmetolog delikatnie zmywa makijaż, wykonuje peeling kawitacyjny Następnie tonizuje skórę i nakłada maskę, którą zmywa i po niej aplikuje kolejną. Masaż nie dotyczy tylko twarzy ale również karku, szyi i dekoltu. Podczas tężenia maski algowej masowane są moje dłonie. Leżę z przymkniętymi oczami i już po 15 minutach zabiegu, sprawy dnia codziennego idą w niepamięć. Odpływam w błogostan na godzinę. To jest mój czas. Zapach gruszki i rabarbaru przyjemnie otulają zmysły. Trudno uwierzyć, że tak przyjemny zabieg, ma przynieść efekty. Po wszystkim kosmetolog pyta mnie czy życzę sobie wykonanie bezpłatnego makijażu. Myślałam do tej pory, że piękną skórę można mieć głównie dzięki cierpieniom... Od razu po zabiegu nie patrzę w lustro, postanawiam, że przyjrzę się sobie w domu. Dowiaduję się, że ekstrakt z gruszki wygładza, nawilża, koi i poprawia koloryt skóry. Gruszki i rabarbar charakteryzują się wysoką zawartością witaminy A , C, E , które są sprzymierzeńcem w walce ze szkodliwym działaniem wolnych rodników, poprawiają stan skóry pozbawionej jędrności, dodają blasku. Ekstrakt z korzenia rabarbaru pochodzącego z Tybetu cechuje się właściwościami głęboko nawilżającymi.
1681414BDBHA
Wieczorem w domu zmywam makijaż i patrzę w lustro. Skóra nie jest szara jak zwykle. Odnoszę wrażenie, że nawet promienieje. Pory są wyraźnie zmniejszone. Cera jest aksamitna w dotyku.
1660414BDBHA