nasze miejsca spotkań
marzec 2014
portret
Masz wędkę? Zacznij łowić
Aleksandra Łukomska-Smulska str. 4-7
Wydawca: EXPRESS MEDIA Sp. z o.o. Bydgoszcz, ul. Warszawska 13 tel. 52 32 60 733 Prezes Zarządu: dr Tomasz Wojciekiewicz Redaktor Naczelny: Artur Szczepański Dyrektor sprzedaży: Adrian Basa Redaktorka prowadząca: Emilia Iwanciw tel. 52 32 60 863 e.iwanciw@expressmedia.pl Teksty: Dominika Kucharska Lucyna Tataruch Janusz Milanowski Emilia Iwanciw Lena Kałużna Jan Oleksy Paulina Błaszkiewicz Zdjęcie na okładce: Alicja Fuks
Choć wciąż bywa pochmurno i zimno, my już czujemy pozytywny powiew wiosny. Na początek Ola Łukomska-Smulska udowadnia, że możemy osiągnąć sukces w biznesie. Parę stron dalej Paulina Szyszka, która szyje lulaki, pokazuje na własnej skórze, że warto porzucić schemat i zarabiać dzięki swojej pasji. Po pracy jest czas na relaks: Dominika Kucharska uprawia jogę w powietrzu, przekonując, że warto czasem oderwać się od ziemi i przypomnieć sobie zabawy na trzepaku pod blokiem. Piszemy też o najbardziej wyjątkowym Dniu Kobiet, problemach młodych rodziców, zachęcamy do porządków w szafie. Nie brakuje kontrowersji. Lucyna Tataruch wzięła pod lupę filmy pornograficzne. Janusz Milanowski snuje barwną historię o prostytucji w przedwojennym Toruniu, a w swoim felietonie punktuje męskie wpadki higieniczne. Momentami jest poważnie i refleksyjnie. Polecam przejmujący reportaż o opiece nad schorowanymi rodzicami, której zwykle podejmują się kobiety i rozmowę z wybitną ilustratorką książek. Marcowe wydanie „Miast Kobiet” doskonale obrazuje prawdę starą jak świat, że kobiecość ma niejedno oblicze…
E
K
Sprzedaż: Michał Kopeć tel. 56 61 18 156 m.kopec@nowosci.com.pl Angelika Sumińska tel. 691 370 521 a.suminska@express.bydgoski.pl
Znajdziesz nas na: www.facebook.com/ MiastaKobiet.Nowosci.ExpressBydgoski
„Miasta Kobiet” ukazują się w każdy ostatni wtorek miesiąca, jako dodatek do „Expressu Bydgoskiego” i „Nowości - Dziennika Toruńskiego”. Przez cały miesiąc są dostępne również w 73 miejscach w Bydgoszczy i Toruniu. Adresy znajdziesz na stronie www.miastakobiet.pl
Emilia Iwanciw, redaktorka prowadząca „MiASTA KOBIET” R
Projekt: Iwona Cenkier i.cenkier@expressmedia.pl Skład: Ilona Koszańska-Ignasiak i.koszanska@expressmedia.pl
L
A
M
A
275214BDBHA
Wiemy już, jakie ubrania będą modne na wiosnę 2014! Sprawdź, które wzory, kolory i kroje będziemy nosić w tym sezonie. Przedstawiamy trendy prosto z najmodniejszych sklepów w Focus Mall Bydgoszcz. W tym odcinku stawiamy na luz i niedbałą elegancję. Co sądzisz o naszych propozycjach? Przyjdź i sprawdź jak leżą na Tobie najświeższe kolekcje.
Focus Mall Bydgoszcz: ul. Jagiellońska, www.focusmall-bydgoszcz.pl, czynne codziennie od 9.00 do 21.00
279014BDBHA
1. Tunika Molton - 499 zł 2. Koszulka House - 29,99 zł 3. Bluza Oysho - 129 zł 4. Kapelusz Reserved - 39,99 zł 5. Body Triumph - 299,90 zł 6. Buty Wojas - 239 zł 7. Naszyjnik Bershka - 69,90 zł 8. Koszula H&M - 79,90 zł 9. Naszyjnik Glitter - 69,90 zł 10. Koszulka Diverse - 39,99 zł 11. Koszulka Diverse - 29,99 zł 12. Koszulka Pull&Bear - 49,90 zł 13. Pasek Cropp - 29,99 zł 14. Spodnie Oysho - 129 zł 15. Komplet bielizny BLACKCURRANT Scarlett - biustonosz 169,90 zł, szorty 89,90 zł 16. Sukienka Levis - 449 zł 17. Szpilki Ryłko - 299,90 zł 18. Marynarka Molton - 699 zł 19. Koszula Simple - 269,90 zł 20. Buty Wittchen - 599 zł 21. Dzbanek do kawy Villery&Boch - 369 zł 22. Filiżanka do kawy ze spodkiem Villery&Boch - 145 zł 23. Naszyjnik Glitter - 69,90 zł 24. Portfel Kazar - 349 zł 25. Buty Ryłko - 299,90 zł 26. Szpilki Kazar - 449 zł
jej portret
Masz wędkę? Zacznij łowić Znam osoby, które o określonej godzinie wyłączają telefon. Jednak ci, którzy odnieśli sukces, nigdy tego nie robią. Z Aleksandrą Łukomską-Smulską* rozmawia Janusz Milanowski zdjęcia: Alicja Fuks Czy lubi Pani wirować w ramionach mężczyzny? Lubię. Z mężem… A może to ja przeprowadzę wywiad z panem? Bardzo chciałam zostać lekarką, a potem dziennikarką. Zajmowałam się dziennikarstwem podczas studiów, ale za komuny nie wolno było pisać prawdy, więc dałam sobie spokój. Bardzo proszę! Z przyjemnością zamienię się rolami, ale na razie pozostańmy w schemacie. W jednym z udzielonych przez Panią wywiadów przeczytałem coś, co mnie urzekło i zastanowiło. Pani nie lubi określenia „kobieta sukcesu”. Bo co to jest sukces? Każdy i każda z nas pojmuje go inaczej, ale my rozmawiamy o kobietach? Tak. Dla jednej kobiety sukcesem będzie założenie szczęśliwej rodziny, związanie się z fajnym partnerem, gromadka dzieci. I to jej wystarczy, że w czasach, kiedy wartościowych osób, w tym mężczyzn, jest niewiele, ona kogoś takiego znalazła. Dla innej kobiety będzie to dopiero preludium do pewnych działań. Jest szczęśliwa, ma oparcie w kimś bliskim, fantastyczne dzieci, ale musi też mieć sukces na innym polu, bo wtedy jest jeszcze bardziej spełniona. Zatem jeśli nie „kobieta sukcesu”, to co? „Kobieta spełniona”? Zadowolona albo szczęśliwa, ale tu znowu należałoby doprecyzować, co przez to rozumiemy.
149314TRBRA
jej portret i ekonomia wymuszają pewne postawy. Dużo pracujemy i tak naprawdę, tylko przez Internet możemy kogoś poznać, albo w pracy. Gdzie ci młodzi ludzie mają się teraz poznawać? Jeśli nie pozna pan partnerki na studiach, to potem jest bardzo ciężko. Niech pan się wczuje w sytuację takiej kobiety i wyobrazi sobie, że ten facet z nią chodzi i chodzi, i nie potrafi podjąć męskiej decyzji. Co ja mówię - żadnej decyzji nie potrafi podjąć! I co pan na to? Odwróćmy sytuację.
Jednak w kontekście sukcesu, szczęścia, zadowolenia, na pierwszym miejscu wymieniła Pani sferę życia osobistego pod znakiem spełnienia i miłości. Bo ja naprawdę myślę, że dla kobiety najważniejszą jest sfera życia osobistego. Uważam, że łatwiej jest robić karierę, jeśli jest się szczęśliwym, jeżeli ma się do kogo wracać, ma się dzieci, którym to wszystko można przekazać. Osoby samotne są tego pozbawione. Ale ja nigdy nie byłam samotna, więc nie powinnam się wypowiadać w tej sprawie. Opowiem teraz o swoim, nieco męskocentrycznym wrażeniu, wyniesionym z zawodowych kontaktów z paniami przedsiębiorczymi, niezależnymi ekonomicznie. Zawsze wydawało mi się, że motywacją ich działań jest chęć dokopania facetom. To są kobiety, które nie lubią facetów. Podkreślam, że mówię o swoim wrażeniu i nie twierdzę, że tak jest. To można przypisać jedynie konkretnym osobom. Spotykam się z wieloma kobietami z racji tego, że przewodniczę Europejskiej Unii Kobiet oddziałowi toruńskiemu, mam więc jakąś skalę porównawczą i powiem panu tak: mądra kobieta nie walczy z facetami. Mądra kobieta akceptuje mądrego faceta i odwrotnie. Niech pan przypatrzy się mężczyznom, którzy osiągnęli sukces. Zawsze gdzieś z tyłu głowy mają mądrą, wspierającą partnerkę. Związek nie polega na tym, żeby ze sobą rywalizować, chyba że w sposób zdrowy. To znaczy? Jak wygrasz TY to ja się cieszę, a gdy wygram JA, to ty się cieszysz. Dla wielu kobiet intensywne życie zawodowe, kariera, to kompensacje klęsk w życiu osobistym… Może mieć pan rację, szczególnie w przypadku młodszego pokolenia kobiet. Kobiety nieco starsze przejęły wzorce od mam; mężczyzna pracuje, wraca do domu i ma pewne rzeczy zapewnione przez kobietę. Inna była wtedy ekonomia. Tak. Wszystko było inne, ale gdy rozpoczął się kapitalizm, inna rzeczywistość, to zaczęłyśmy odczuwać potrzebę robienia kariery. Swoją działalność gospodarczą zaczęłam prowadzić dopiero, gdy miałam 36 lat w 1990 r. A jakie wzorce Pani przejęła? Klasyczne dla mojego rocznika. Moja mama nie pracowała do czasu, gdy ja poszłam na studia, a brat do liceum. A potem pracowała do… 76. roku życia! Gdy odchowała dzieci, to zaczęła myśleć o pracy zawodowej i stała się wspaniałym tłumaczem technicznym z języka niemieckiego. Przynosiło jej to ogromną satysfakcję i gdyby nie choroba, to pracowałaby do dziś, bo w wieku 83 lat ma psychikę dwudziestolatki. I o to właśnie chodzi, żeby ciągle chciało nam się chcieć! Ja mentalnie czuję się kobietą bardzo młodą. Ciągle jestem w ruchu, ciągle jestem gdzieś. Czasami słyszę:
6
miasta kobiet
marzec 2014
O, to już zamieniamy się rolami?! Dał mi pan taką możliwość, więc biorę! Zatem… Pan się zakochał, a ona wcale nie chce założyć rodziny, nie chce mieć dziecka i myśli tylko o karierze i najlepiej, żeby mama codziennie jej gotowała obiad i podsuwała pod nos. Spotyka się z panem okazjonalnie w soboty i w niedziele. Nie poznajecie się w ogóle, pan nawet nie wie, jak ona pachnie, bo na takie okazje zawsze używa Diora, zawsze jest przygotowana. A nie można poznać człowieka nie żyjąc z nim 24 godziny na dobę… Ola poleżałabyś trochę przed telewizorem, polakierowała paznokcie. A dla mnie leżenie na kanapie to strata czasu. Ale czasami fajnie jest poleżeć z mokrymi paznokciami… No jasne! Byłabym zakłamaną osobą, gdybym stwierdziła, że jest mi to obce, ale generalnie mnie to nie kręci.
…lubię zapachy od Diora… …a ludzie się tego zwyczajnie boją; tych kapci, robienia obiadu, bałaganu w domu, tych przysłowiowych już pieluch i tak dalej, i tak dalej… Co pan na to? Nie rozumiem tych obaw, nie rozumiem… Ja też jestem z pokolenia zanikających wzorców. Jest pan żonaty?
Gotuje Pani mężowi obiady? Gdy pracowałam na etacie, to gotowałam obiady codziennie. Teraz jest to niemożliwe, ale bardzo staram się znaleźć czas na prowadzenie domu. Daję słowo, że weekendy kuchnia jest w moim władaniu, choć nie jestem perfekcyjną kucharką.
Żołnierskie pytanie, żołnierska odpowiedź: rozwiedziony. No, ale jak się spodobała panu dziewczyna, to się po prostu z nią pan ożenił, czyż nie tak?
Dużo Pani pracuje? Sporo. Własna firma i działalność społeczna w dwóch organizacjach, narzuca pewien limit godzin aktywności w ciągu doby.
Nie. A to sympatycznie spotkać taki egzemplarz. To jest pan szczęściarzem, że miał pan taki męski wzorzec.
A ile godzin Pani śpi? Lubię pospać, ale coraz częściej kładę się o północy i później. Na szczęście, gdy ma się własną działalność, to ten czas można regulować według własnego uznania. Ale wróćmy do tych młodych kobiet, dobrze?
Niestety, moje pokolenie już nie przekazuje takiego wzorca. No tak… Ale my rozmawiamy o tych młodszych pokoleniach.
Wróćmy… Powiedział pan, że obserwuje u kobiet agresję, ale czy tak naprawdę to nie mężczyźni są jej przyczyną? Proszę zauważyć, ilu mężczyzn w wieku trzydziestu paru lat jest na garnuszku u mamusi, ilu boi się odpowiedzialności. Chodzi jeden z drugim parę lat z kobietą i się jej nie oświadcza! Z żalem zgadzam się z Panią. On się nie chce ożenić, bo trzeba utrzymać ten wspólny dom, trzeba mieć dzieci, ale najpierw trzeba się na to zdecydować (!). Czasy
No, tak… „Po prostu”. I nie bał się pan tej sytuacji?
Mieliśmy rozmawiać o Pani?! Chętnie! Może więc porozmawiamy o tym, co robiłam. Wyznała Pani niegdyś mojej redakcyjnej koleżance, że początki życia zawodowego były dramatyczne. Skończyłam biologię. Jestem biologiem, zoologiem, antropologiem, więc komuna dawała mi możliwość pracy w laboratorium milicji, albo gdzieś w przychodni, szkole. Jednak dłubanie przez osiem godzin w zeszycie czy probówkach z moim usposobieniem byłoby niemożliwe. Trafiłam więc do Społem WSS, przez 12 lat się pięłam i zostałam kierownikiem sekcji,
jej portret aż w końcu zatrudnił mnie w PSS Społem pan Muchliński przed swoim internowaniem. Były wicewojewoda? Tak. On był prezesem PSS Społem, a ja za ramienia WSS Społem go kontrolowałam i on z uśmiechem stwierdził, że woli mnie jako pracownika niż kontrolera. Perspektywa współpracy z nim bardzo mnie ucieszyła. Zatrudnił mnie 12 grudnia i wtedy został internowany. Nie zdołałam z nim przepracować ani jednego dnia. Dalej podnosiłam swoje kwalifikacje, skończyłam organizację i zarządzanie na Wydziale Ekonomii UMK i wtedy okazało się, że mam za wysokie kwalifikacje. W Wigilię Roku Pańskiego 1989 o siódmej rano dostałam wypowiedzenie. Wszystko, co mogłam zrobić, to posprzątać biurko i pojechać do domu ryczeć. I tak ryczałam dwa tygodnie. Aż postanowiła Pani wziąć sprawy w swoje ręce… Pomogła mama, która przepisała mi mały udział w tej kamienicy, w której teraz siedzimy, i powiedziała: „Masz wędkę, zacznij łowić”. Odzyskałam mieszczący się w niej lokal i otworzyłam sklep, a potem firmę. Odprawa z pracy wystarczyła na pomalowanie sklepu na ohydny brązowy kolor, ale nie miałam towaru… Ale w pana oczach widzę, że to nudna opowieść… Nie. Właśnie uzmysłowiłem sobie, że do dziś mam marynarkę z Pani sklepu „Renifer”. Tak?! Do dziś się szczycę tym, że zadowoleni klienci nieraz do mnie podchodzą na ulicy. Więc sklep stał pusty i stało się coś jak z powieści Dickensa. W mroźny styczniowy dzień przez ulicę Szeroką jechała wolno corolla, wyładowana worami. Zapytałam kierowcę, czy szuka może sklepu, bo ja mam. „A ja jestem Mirek Ignacki z Poznania i szyję dżinsy” - odpowiedział. I w ten sposób zdobyłam pierwszy towar. A pan Mirek okazał się przesympatycznym człowiekiem, który mi pomógł na początku kariery biznesowej. Oprócz tego jeździłam „maluchem” z przyczepką do Bydgoszczy do hurtowni okropnych chińskich rzeczy i tak zaczęłam własny biznes - bez złotówki przy duszy. A z czym się kojarzy Pani słowo „pieniądz”? Z wolnością, niezależnością, ale też z odpowiedzialnością. Mieć, żeby być? Pieniądze dobrze zarządzane mogą zrobić wiele dobrego. Jeżeli ma się do nich zdrowy stosunek jako do elementu tworzenia czegoś, osiągania fajnego celu. Pieniądze w moim przypadku umożliwiły mi przejście do spokojniejszego życia, ale kosztem czasu. Prowadzenie firmy wiąże się z tym, że jest się w niej całą dobę. Znam osoby, które o określonej godzinie wyłączają telefon. Jednak ci, którzy odnieśli sukces, nigdy tego nie robią. A czy pieniądze są gwarantem szczęścia? Absolutna bzdura! Znam ludzi zamożnych, którzy są bardzo nieszczęśliwi, bo nie mają fantazji do życia.
A jaka jest Pani fantazja? Wspólna z mężem. Uwielbiamy podróżować. Jeśli tylko możemy, to od razu gdzieś gnamy. A jeśli musimy być zakotwiczeni, to otaczamy się filmami podróżniczymi. W tej chwili marzymy o Australii. Pani Aleksandro, w myśl naszej umowy, teraz Pani jest dziennikarzem. OK. Gdyby pan był decydentem, proszę sobie wybrać rolę: prezydenta Torunia, marszałka województwa albo prezydenta kraju. Co pan zrobi, żeby kobiety kompetentne mogły tak samo funkcjonować zawodowo jak mężczyźni? Bo zapewniam pana jako kobieta, że do końca tak nie jest. Dobrałbym sobie współpracowników w oparciu o kryteria merytoryczne. Nie interesują mnie umowy koalicyjne, płeć, parytety, etc. Interesuje mnie tylko fachowość. Jeśli okazałoby się, że sytuacja kobiet w mieście bądź kraju jest jednym z ważnych problemów do rozwiązania, to wydaję polecenie moim ludziom zdiagnozowania tego problemu u źródła (!), a potem wspólnie go rozwiązujemy. No i bardzo dziękuję! Gdyby każdy decydent w tym kraju tak do tego podszedł, to byłoby dobrze. Następne pytanie proszę. Czy lubi pan kobiety? Uwielbiam… A dlaczego, a za co? Za pewien rodzaj wrażliwości, która dla myślących facetów jest inspiracją do ciekawych działań. Dojrzali mężczyźni, którzy wiele przeżyli, bez zmrużenia oka przyznają, że to Wy nas stwarzacie. Ale superrozmówca mi się trafił! To pan nie boi się kobiet?! Nie, dlaczego? A wie pan jacy mężczyźni nie boją się kobiet? Podpowiem: silni, pewni swojej wartości, tacy, którzy rozumieją, że kobieta bardziej może pomóc niż zaszkodzić. Jednej rzeczy usiłowałem bezskutecznie nauczyć się od kobiet: umiejętności manipulowania dystansem. Jesteście w tym mistrzyniami już na poziomie przedszkola. Bo kobiety mają intuicję, której mężczyźni są pozbawieni. Wiele kobiet teraz się opancerzyło z powodu złych doświadczeń. Ja jestem szczęściarą od lat żyjącą w szczęśliwym związku. A za co lubi Pani mężczyzn? Lubię takich, którzy są zaradni i przede wszystkim odpowiedzialni - za rodzinę, za wykonywaną robotę. Mężczyzna musi imponować kobiecie. Tkwię w takich wzorcach z innej epoki. Mam pretensję do kobiet o to, że na was narzekają i narzekają, a same nie wychowują synów na prawdziwych mężczyzn.
A jak Pani znalazła swojego prawdziwego mężczyznę? Ooo, proszę pana (uśmiech)… Byłam po czwartym roku studiów. Przygoda z dziennikarstwem prasowym zakończyła się fiaskiem, więc chciałam spróbować radia. Szefem studenckiego radia był facet. Nazywał się Stefan Smulski. Weszłam im „na program” muzyczny. On przywitał się ze mną i napisał mi na karteczce: „A ja się żenię”. Co mnie to obchodzi, myślę sobie… Odpisałam mu - „A ja wychodzę za mąż”. Wróciłam bardzo późno do domu i opowiadam mamie, że poznałam faceta, który mi się spodobał, ale jakiś taki… Rumburak; nie pocałował mnie w rękę, nie odprowadził. Potem spotkał mnie na Bielanach i zrobił mi wściekłą awanturę, że nie przychodzę na radiowe zebrania. A potem, w wakacje, byłam komendantką Hufca Studenckiego w Tleniu i wysłałam mu kartkę z informacją gdzie jestem. I wie pan co? On natychmiast zdał siedem egzaminów na tej swojej ekonomii, których nie mógł zdać od dwóch lat, i przyszedł do mnie na piechotę, bo - jak twierdził - nic nie jechało. Został tydzień. Ja się wysypiałam, a on wstawał o piątej rano i pomagał moim dziewczynom w stołówce. Po tygodniu zniknął, a po kolejnym wrócił w nowych dżinsach, w nowej koszuli. Okazało się, że zniknął, żeby zerwać zaręczyny i odwołać ślub. A ja nie miałam o niczym pojęcia. Niech pan sobie wyobrazi, że podczas pierwszej wizyty u moich przyszłych teściów widziałam wiszącą na szafie suknie ślubną!? Po 10 miesiącach zostałam żoną Stefana. Piękna historia… Jak długo już trwa? 36 lat (uśmiech). Pobraliśmy się naprawdę z uczucia. Teraz wszyscy są jacyś tacy zapudrowani, zaperfumowani. Nie jesteśmy sobą. Zgodzi się pan ze mną? Tak. Zawsze powtarzam, że dziewczyny z moich studenckich czasów zapach mydełka „For You” zamieniały w opium. Nie wiem jak to robiły? Pachniały sobą, po prostu. Ale to było jak opium… Przywraca mi Pani wiarę w miłość od pierwszego wejrzenia. Nie wierzą w nią tylko ci, którzy jej nie przeżyli, ale trzeba mieć cholerne szczęście, żeby taką osobę spotkać. A pan? Jakiej kobiety pan szuka? Proszę pamiętać, że jestem szefową dużej kobiecej organizacji, więc może w naszych szeregach… Poproszę zatem o materiały informacyjne.
*Aleksandra Łukomska-Smulska Prowadzi własną firmę handlową. Laureatka nagród: Kupiec Roku, Lider Rynku, Złoty i Platynowy Laur, Brylantowa Odznaka. Od 2007 r. jest wiceprzewodniczącą EUK-SP. Była sekretarzem i wiceprzewodniczącą Oddziału Kujawsko-Pomorskiego EUK-SP. Od 2007 roku jest przewodniczącą oddziału toruńskiego EUK-SP.
miasta kobiet
marzec 2014
7
kobieta przedsiębiorcza
Biznes nie spada z nieba Jeśli chcesz mieć sukces i pieniądze, to musisz ciężko zasuwać. Przestańmy marzyć, a zacznijmy konkretnie działać. Tekst: Janusz Milanowski
B
ezrobocie jest jedną z największych bolączek kobiet w Kujawsko-Pomorskiem. W strukturze bezrobotnych według płci dominują właśnie kobiety - 56 proc. (kraj - 53,5 proc.). W ogóle żyjemy w dziwnym regionie. Stopa bezrobocia wynosi w nim 17,5 proc., tj. o cztery oczka więcej niż średnia krajowa. Z drugiej strony mamy centralnie położone ośrodki decyzyjne (Toruń, Bydgoszcz) i tym samym dobry potencjał przemysłowy, uzdrowiskowy, turystyczny. Tymczasem na 10 tys. mieszkańców zarejestrowanych jest zaledwie 900 podmiotów gospodarczych (11 miejsce w kraju). Wynikałoby z tego, że prywatna przedsiębiorczość nie jest naszą mocną stroną. Można wskazać wiele przyczyn tego stanu rzeczy. Jednak nawet gdyby nasz region wyprzedzał województwo mazowieckie, to i tak praca sama nie spadnie z nieba. - Wyobraziłam sobie, że wczoraj straciłam pracę - opowiada Aleksandra Łukomska-Smulska, prywatnie właścicielka firmy, społecznie - działaczka na rzecz przedsiębiorczości kobiet. - Odwiedziłam więc Wojewódzki Urząd Pracy i zapytałam: czy jest dla mnie praca? W odpowiedzi dostałam wydruk wszystkich ofert w Toruniu, powiecie i w regionie, z których można skorzystać „od zaraz”. Było tego sporo.
Przepisz sobie receptę Praca jest. Tylko - zdaniem naszej rozmówczyni - kobiety z różnych powodów nie wiedzą, co sobą reprezentują, na co je stać i co chcą robić w życiu. Znalezienie odpowiedzi na te pytania umożliwia jasne samookreślenie, a to z reguły pierwszy krok do znalezienia własnego miejsca i w życiu, i na rynku pracy, np. w postaci E
tel. 507 185 905
Firma nie spadnie z nieba Rzeczywistość nie czeka z otwartymi ramionami. Najczęściej nie ma w niej miejsca dla naszych pasji, które pozwolą nam zarabiać pieniądze. Co wtedy? Jak się przebranżowić? Przede wszystkim trzeba pochodzić we własnej sprawie po urzędach, dowiedzieć się, jakie oferują nam kursy, dofinansowanie do studiów podyplomowych - uważa Aleksandra Łukomska-Smulska. - Nigdy i nigdzie własna firma nie spada z nieba. Pani Aleksandra zakłada sytuację hipotetyczną: rezygnuje z dotychczasowego biznesu i postanawia zająć się np. nieruchomościami. - Szukam życzliwego mentora, który podzieli się ze mną swoim doświadczeniem. Zatrudniam się w jakimś biurze jako wolontariusz, żeby poznać, jak to funkcjonuje. Z czego jeszcze powinna zdawać sobie sprawę kobieta decydująca się na założenie firmy? Będzie pracować na siebie i dla siebie. Z własnej firmy nie wychodzi się jak z biura do domu po ośmiu godzinach.
Bądź jak dobry analityk … Tajemnica sukcesu tkwi, m.in. w operatywności, to znaczy, że trzeba nieustannie rozwijać i firmę, i siebie. Należy śledzić rzeczywistość, uczyć się i jeszcze raz uczyć. Chłonąć wszelkie nowinki, próbować prognozować jak analityk. W Polsce nie brakuje instytucji oraz firm prowadzących darmowe szkolenia dla przyszłych i obecnych przedsiębiorców. Wystarczy zajrzeć do Internetu, odwiedzić urzędy, zlokalizować organizacje, zajmujące się szkoleniami, często darmowymi, bo z pieniędzy unijnych. Jednak nie wszystkie nadajemy się do prowadzenia własnych firm - podsumowuje nasza rozmówczyni. - Ludzie dzielą się na tych, którzy potrafią kierować, i na tych, którzy wolą być kierowani. Zanim podejmiemy ryzyko rozpoczęcia własnej działalności, odpowiedzmy sobie na pytanie: kim jesteśmy i na co nas stać.
*Aleksandra Łukomska-Smulska Mentorka w programie „100 Nowych Firm Kobiecych”. Rolą Ambasadora Przedsiębiorczości Kobiet jest bezinteresowne promowanie przedsiębiorczości i wspieranie tych, które zakładają i prowadzą własne firmy.
Bajki psychologiczne Księgarskie półki uginają się pod ciężarami poradników z psychologicznymi radami K
L
A
M
BUTIK & ATELIER Toruń Szosa Lubicka 166G
miasta kobiet
A
tel. 507 185 905
154614TRTHA
8
w rodzaju „Poznaj siebie, a sukces przyjdzie sam”, „Jak być szczęśliwą i mieć pieniądze”. - To są bzdury. Jeśli chcesz mieć sukces i pieniądze, to musisz ciężko zasuwać - kwituje pani Aleksandra. - Przestańmy wyłącznie marzyć, a zacznijmy konkretnie działać. Nie wolno zniechęcać się pierwszym niepowodzeniem. Porażki są po to, żeby wyciągać z nich wnioski i pokonywać.
www.marylaw.pl
www.marylaw.pl
R
własnej działalności gospodarczej. Jednak ta samowiedza wskazująca azymut działań, napotyka barierę problemów wywołujących lęki: skąd wziąć pieniądze na start, ile mi zostanie po opłaceniu ZUS i podatków, etc. - Nie ma recepty na sukces. Każdy musi ją znaleźć sam, a lęk potraktować jak problem do rozwiązania. Inaczej grozi nam zasklepienie się w bezradności - twierdzi pani Aleksandra.
marzec 2014 fot. Dorota Szafrańska, Krzysztof Kowalski
147614TRTHA
158714TRTHA
159214TRTHA
kobieta przedsiębiorcza
› P aulina Szyszka
Bydgoszczanka. Twórczyni marki Lulaki. Dzieła Pauliny można zobaczyć i kupić na stronie www.lulaki.pl.
kobieta przedsiębiorcza
Wykopałam z szafy maszynę do szycia, którą kiedyś dostałam w prezencie. Pierwszy był królik. Tekst: Dominika Kucharska Zdjęcia: Tomek Czachorowski
S
zycie lulaków zaczyna od szkieletów. Następne w kolejce jest wycinanie i to, co dzieci Pauliny Szyszki kochają najbardziej - wypychanie lulaka kulkami sylikonowymi, które latają po całym mieszkaniu. Potem ręcznie doszywa się kończyny, uszy, poroża. Kolejnym etapem jest strój. Tu spełnia swoje projektanckie wizje. Szyje maleńkie koszulki, spodnie, sukienki z halkami i wiązaniami…
Marzenia - Już się nie mogłam doczekać! - krzyczy od progu uśmiechnięta Paulina. Witająca mnie 29-latka to wulkan energii. Jest niewysoka, o twarzy nastolatki, z oczami przepełnionymi pasją. Trudno to wyjaśnić, ale patrząc na nią, wiem, że szycie przytulanek pasuje do niej idealnie. Z plakatu zawieszonego w przedpokoju spogląda uwodzicielska Marylin Monroe owinięta jedynie w ręcznik. W salonie pod ścianą leżą dzieła Pauliny - lulaki ułożone w równym rzędzie. Ręcznie wykonane przytulanki - łosie, króliki, myszy. Styl skandynawski. Wszystkie o długich, chudych kończynach, ubrane w kolorowe ubranka. Jest w nich coś tak rozbrajającego, że na sam widok człowiek się uśmiecha. Dziś chcę się dowiedzieć, jaką kobietą jest ich twórczyni. Jest południe. Promienie słońca wkradają się przez szybę do pokoju. Rozpromieniona jest też moja bohaterka. W końcu zaczyna opowieść o tym, jak się spełnia marzenia… Nie z tej bajki Nie obyło się bez życiowych zawijasów. Zanim usiadła do maszyny do szycia, żeby robić rozchwytywane przez dzieci i dorosłych przytulanki, większość dnia spędzała przy biurku. Pracowała w banku. Była w tym dobra, ale wiedziała, że gra rolę w nie swojej bajce. To uczucie Paulina miała okazję poznać już wcześniej. Zaczęło się od liceum plastycznego. - Byłam jedną z niewielu osób w tej szkole, które codziennie rano nie wiązały długich sznurowadeł glanów, a w ich szafie gama kolorystyczna nie zaczynała się i nie kończyła na czerni. Czułam się tam dziwnie. Ten stan niedopasowania pogłębiały moje spięcia z nauczycielem rzeźby. Po pierwszej klasie poszłam do zwykłego liceum - wspomina. Anielskie czasy Przez rok nie tykała się niczego związanego ze sztuką, do czasu, aż sztuka sama ją znalazła. Znajomi zaczęli u niej zamawiać rzeźby z masy solnej. Wtedy był wielki boom na anioły. - Koleżanki stały na promocjach, a ja robiłam te anioły,
które później sprzedawałam do kwiaciarni i galerii - mówi. Po anielskim etapie przyszedł moment wyboru studiów. Marzyło jej się coś związanego z projektowaniem mody. - Nie czułam się w tym na tyle mocna, żeby wystartować do Łodzi - mówi. Ostatecznie skończyło się na tym, że wybrała administrację, a później zarządzanie. Do dziś sama nie wie, dlaczego zdecydowała się na właśnie takie studia. - Myślałam, że praca w biurze to takie czyste zajęcie. Usiądę sobie w fotelu i będę uderzać w klawiaturę. Wszystko pięknie, ale nie brałam pod uwagę tego, że ja w tym fotelu zbyt długo nie usiedzę - tłumaczy.
Jak królik z kapelusza Gdy na świecie pojawił się synek, postanowiła, że zostanie w domu do czasu, aż mały będzie mógł pójść do przedszkola. W międzyczasie urodziła córkę. - Chciałam pracować, ale na pewno nie od 7 rano do 19. Szukałam zajęcia, które pozwoli mnie samej dysponować czasem - podkreśla. Ręcznie wykonywane zabawki podobały jej się od zawsze. - Chodzi o ich prostotę, estetykę, o to, że każda z nich ma duszę… A może przede wszystkim chodzi o to, że sama bawiłam się podobnymi - wylicza. - Postanowiłam zrobić coś dla swoich dzieci. Wykopałam z szafy maszynę do szycia, którą kiedyś dostałam w prezencie - opowiada. Pierwszy był królik. Padło na niego nie z jakiejś wielkiej sympatii do tych zwierzaków z długimi uszami i miękkim futerkiem. Na królika znalazła wykrój w Internecie i tyle. Przypomniały jej się czasy, kiedy jako dziewczynka szyła ubranka dla swojej Barbie. Całkowicie zwariowała na tym punkcie. - Zaczynałam od cięcia starych zasłon. Mieliśmy ich całe stosy. Nie wiedziałam, gdzie kupić wypełnienie do przytulanek. Zanim znalazłam hurtownie, chodziłam na pobliski rynek po jaśki. Sprzedawczyni dziwnie na mnie patrzyła, bo w ciągu tygodnia kupowałam 30 takich poduszek - mówi wybuchając śmiechem. Transakcja błyskawiczna Po kilku tygodniach do królika dołączył łoś. - Zamieściłam jego zdjęcie na Facebooku. Chciałam tylko pokazać, co udało mi zrobić. I co? Sprzedałam go po 5 minutach od wrzucenia na tablicę! - wspomina. Doskonałą reklamę robiły Paulinie jej własne dzieci, które zabierały szyte przez mamę przytulanki do przedszkola. Zdarzało się, że wracały do domu z karteczkami z zapytaniem, gdzie można kupić takie zabawki.
Podobnych sygnałów było więcej. W końcu bydgoszczanka postanowiła stworzyć własną markę. Biznes ruszył na początku listopada zeszłego roku. Jego nazwę - Lulaki, wymyśliły dzieci Pauliny. Zamówienia się posypały. - Ludzie proszą o większe łosie, większe króliki. Mychę w sukience w kwiaty dla kogoś, kto uwielbia swój ogród, łosia w kitlu w podziękowaniu lekarzowi za opiekę, w stroju marynarza, piłkarza, z koparką dla budowlańca… Widzisz, bo to nie są zabawki tylko dla dzieci. Wiele osób kupuje je dla dorosłych. Zamiast kwiatka, jako formę śmiesznego prezentu. W święta dziewczyna zamówiła dla chłopaka lulaka - panią Mikołajkę w seksownej sukience z jej imieniem, żeby czasem nie zapomniał - żartuje. Lulaki dostrzegły też duże firmy, które zamawiają, np. 100 sztuk przytulanek ubranych w koszulkę z ich logiem. - Dążę do tego, żeby najwięcej lulaków powstawało dla konkretnej osoby. Jak zna się czyjeś gusta, to wychodzą z tego cudeńka. Dobieramy tkaniny, kolory, wstążeczki, co tylko się zechce. Czuję, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Dostałam się na platformę Showroom Kids. Oby tak dalej - mówi.
To wypychamy! Szyje nieustannie. Przebite paznokcie, poranione palce to norma. Naparstków nie uznaje. Znajomi przyzwyczaili się, że gdy ją odwiedzają, to ona w trakcie rozmowy wypycha łosie. Nie potrafi po prostu oglądać telewizji. Włącza film, ale jednocześnie coś zszywa, coś ubiera, przerabia. - Jak jest północ, a mnie rodzi się w głowie projekt, to wiem, że i tak nie zasnę, więc wyciągam maszynę i szyję. Kupiłam taką, która cicho chodzi. Przynajmniej nie obudzę rodziny - śmieje się. W czym tkwi fenomen lulaków? - To zabawka na luzie. Szyję też lalki, ale na nie jest mniejszy popyt. Gdy dzieci znajomych mają sobie wybrać jakąś przytulankę, to prawie zawsze sięgają po łosia albo królika. Wiesz dlaczego? Ja to rozgryzłam dzięki mojej córce. Ona ma swoje plastikowe lalki. Wsadzi je do wózka, bawi się nimi według określonych schematów. Piękna lalka pasuje do pięknych miejsc. Do piaskownicy za to zabierze lulaka, bo on pasuje wszędzie - mówi Paulina. Dziennie bydgoszczanka wykonuje z reguły 4 przytulanki. - Mam artystyczne ADHD. Zastanawiam się nieraz, co zrobię, gdy zleceń będzie tyle, że sama sobie z nimi nie poradzę. Zatrudnić kogoś do pomocy? Wiem, że byłoby to dla mnie strasznie trudne. Sama i tak doglądałabym wszystkiego. Lulaki to jakby moje trzecie dziecko. Na razie ani myślę go oddać! miasta kobiet
marzec 2014
11
kobieca perspektywa
Jak dziecko w dżungli Nigdy nie pomyślałabym, że wiszenie głową w dół jak nietoperz na materiale zakręconym wokół ciała, może być tak relaksujące. Tekst: Dominika Kucharska Zdjęcia: Tomasz Czachorowski
J
ogi w życiu posmakowałam i nie żałowałam, ale żeby ćwiczyć ją w powietrzu, zamiast na macie ułożonej na ziemi? To abstrakcyjne… Postanowiłam jednak spróbować.
Cyrkowi akrobaci Aerial joga nie jest jeszcze popularna w Polsce. Ja z tą nazwą spotykam się po raz pierwszy. Wpisuję hasło w przeglądarkę internetową i widzę niesamowite zdjęcia. - Jak to możliwe? - wyrywa się co chwilę z moich ust. Ćwiczący wiszą w powietrzu utrzymując się na pasie materiału, przymocowanym solidnymi hakami do sufitu. Niektóre pozycje wyglądają na wyczyny, którym sprostają jedynie cyrkowi akrobaci. Ja do nich nie należę, ale chcę spróbować! Umawiam się na zajęcia do bydgoskiego Centrum Terapii Ruchem BODY4MA, które oferuje takie wygibasy w powietrzu. Nie wiem, czego się spodziewać. - Będziesz się bawić jak dziecko na placu zabaw - mówi na dzień dobry instruktorka Agnieszka Masa. Brzmi zachęcająco. Przebieram się i przechodzę do przestronnej sali. Na jednej ścianie lustra, na drugiej wymalowany kolorowy Budda. Z sufitu zwisają zielone chusty, przypominające małe hamaki. Z lekkim stresem dotykam materiału, z którego są zrobione. Jest cienki, miękki i elastyczny. Rozciągam go, wypycham pięścią. - Na pewno mnie nie utrzyma - ta myśl kołacze mi się w głowie. Agnieszka uspokaja. Mówi, że takiego hamaka nie zerwie nawet ciężar postawnego faceta. Sama wskakuje do środka i udowadnia, że nie dzieje się nic złego. Oswój się - Z hamakiem trzeba się oswoić. Musi to zrobić każdy, kto jest tu po raz pierwszy. Wyjątkiem są dzieci. One nie mają żadnych uprzedzeń - wyjaśnia instruktorka. - Zazwyczaj, jak się człowiek boi, to obniżamy hamaki, ale ty wyglądasz na odważną - dodaje, nie zdając sobie sprawy, że trochę się myli. A może to było celowe? Skoro takie sprawiam wrażenie, to po co je burzyć. Podejmuję wyzwanie. Nie ma rozgrzewki, wstępnego przygotowania. Tu jest to zbędne. Agnieszka powoli pokazuje, co mam robić. Łapię za hamak i pochylam się do przodu. Moje stopy wciąż dotykają ziemi, ale ciężar ciała opieram na hamaku. Przekonuję się na własnej skórze, że nic się pode mną nie zrywa. I pierwsze koty za płoty. Zmieniamy pozycję. Kładziemy się na pasie materiału, wyciągamy ręce do tyłu. Instruktorka wyjaśnia, że właśnie w tej chwili
12
miasta kobiet
marzec 2014
Agnieszka Nijak stylistka
Za oknami szaro i ponuro, a nam chce się już wiosny! Wypatrujemy nowych trendów, powiewu świeżości i lekkości. Na szczęście, moda odpowiada na nasze pragnienia. Ma do zaoferowania przedwiośnie w kolorze nude, czyli cielistym. W błędzie są ci, którzy uważają, że ta barwa jest nudna i chłodna. Nude świetnie łączy się z pastelowymi kolorami, odcieniami różu, błękitu i bieli. Nude bardzo dobrze sprawdza się tam, gdzie wymagany jest dress code, a także na koktajlowych imprezach i spotkaniach w ciągu dnia. Pasują do niego złota i srebrna biżuteria oraz perły. Cielisty płaszcz idealnie podkreśli jasną karnację, cieliste spodnie skomponują się z każdą pastelową bluzką w kwiatowy deseń, a torebka nude doda stylizacji modnego szyku. Cała w kolorze nude, to hit przedwiośnia! Polecam, by dodawać do tej barwy apaszki w kolorze pudrowego różu, białe okulary, błękitne szpilki itp. A makijaż? Obowiązkowo delikatny. Jeśli i Ty masz modowe dylematy, w każdą środę możesz skorzystać z bezpłatnych porad stylistek Galerii Pomorskiej. Wystarczy zapisać się za pomocą specjalnej aplikacji na Facebooku Galerii Pomorskiej: www.facebook.com/Galeria.Pomorska
Blisko CIAŁA sukienka Monnari 369 zł kolczyki SIX 34,90 zł pierścionek SIX 59,90 zł
na luzie bluzka KappAhl 59,90 zł spodnie Orsay 119,95 zł kurtka Reserved 199,99 zł pierścionek SiX 59,90 zł torba Orsay 139,95 zł buty Badura 429 zł
romantycznie
spotkanie biznesowe
płaszcz Orsay 219,90 zł bluzka Reserved 99,90 zł spódnica Mohito 129,99 zł naszyjniki Reserved 39,99 zł torebka Orsay 139,95 zł buty Badura 329,00 zł
Pastelowe przedwiośnie
MODELKA: Ania FOTOGRAFIE: Alicja Fuks STYLIZACJA: Agnieszka Nijak
stylistka poleca
spodnie KappAhl 159,90 zł top KappAhl 29,90 zł kurtka Orsay 159,90 zł buty Ryłko 359,90 zł torebka Estilo 172,00 zł korale Tatuum 49,90 zł okulary SIX 49,90 zł 278614BDBHA
Twoje indywidualne spotkanie ze stylistką BEZPŁATNIE W KAŻDĄ ŚRODĘ! Wejdź na: www.galeriowaszafa.pl
imprezowo
kobieca perspektywa rozciągamy odcinek lędźwiowy, który tak cierpi, gdy przez kilka godzin siedzimy przy biurku na niewygodnym krześle. Grawitacja? Z każdą kolejną pozycją to ciążenie zaczynamy coraz bardziej ignorować. Jest przyjemnie, zabawnie, odprężająco. Po chwili przez hamak przekładamy ramiona i obie wyglądamy jak skoczkowie narciarscy. Dokładając do tego wyciągnięte przed siebie ręce, zamieniamy się w supermenki, lecące ocalić ludzkość.
Jak na bujawce Dotychczas szło gładko, ale… Kolejne zadanie na pozór wygląda na dość łatwe do wykonania, ale pozory mogą mylić… Jedna zgięta w kolanie noga zaczepiona jest o hamak. Drugą odstawiamy do tyłu. Puszczamy materiał i wyciągamy ręce w przeciwne strony. Mięśnie nogi zaczynają szaleć. Na jaw wychodzą kondycyjne braki. - Jak byłaś dzieckiem, to bawiłaś się na trzepaku? - pyta Agnieszka. - Pewnie - odpowiadam. Zaczepiam nogi o hamak. Bujam się. Obie wybuchamy śmiechem, bo tak to działa. Mimo że pół godziny temu czułam się niewyspana, a po wyjściu z domu zaatakował mnie powiew mroźnego powietrza, to teraz rozpiera mnie pozytywna energia. Podobno tak samo reaguje większość ćwiczących. Wysiłek jest mniejszy, kiedy możesz sobie pofruwać. Przechodzimy do innej figury. - Postaw nogę na hamaku. Teraz dołóż do niej drugą i wstań - mówi instruktorka. To bujawka, ale w wersji na stojąco. Jest super. Dzięki hamakom mięśnie są mniej obciążone niż w przypadku ćwiczeń na macie. Aerial joga łączy wschodnią mądrość
14
miasta kobiet
marzec 2014
z zachodnią wiedzą o anatomii i fizjologii. Joga w powietrzu ma działanie terapeutyczne - zarówno dla umysłu, jak i dla ciała. To genialna forma rehabilitacji. Nie trzeba żadnego doświadczenia, żeby szło nam naprawdę dobrze, czego jestem dowodem.
Katharsis - Przychodzą do mnie ludzie z depresją. Tu się otwierają. Może wygląda to dziwnie, ale zdarza się, że po zajęciach płaczą. Uwalniają to, co wcześniej w sobie blokowali. Tak działa terapia ruchem - mówi Agnieszka. Instruktorka demonstruje pozycję, którą będę miała wykonać za chwilę. W życiu nie pomyślałabym, że wiszenie głową w dół jak nietoperz na materiale zakręconym wokół ciała może być tak relaksujące. Poza tym w życiu nie pomyślałabym, że wykonam taką figurę na pierwszych zajęciach. Przełamuję lęki i się udaje! - Łap równowagę, pracuj mięśniami. Super! - krzyczy radośnie Agnieszka. Hamak, który na samym początku mnie stresował, teraz daje bezpieczeństwo. Jest jak kamizelka ratunkowa w trakcie spływu nieposkromioną rzeką. Masz w głowie, że porywasz się na akrobatyczne dla amatora figury, ale wiesz, że nic ci nie grozi. - To sport dla każdego. Dzieci, dorosłych, seniorów. - Miałam grupę nastolatek. 12-13 lat. Trudny wiek. Nie słuchały. Nie mogły się skoncentrować. Zrobiłam im 15 minut relaksacji. Wisiały z zamkniętymi oczami, schowane w hamaku. Bujanie przypominało niemowlęcą kołyskę, poruszaną przez mamę. Nastolatki uspokoiły się w kilka minut. Gałki oczne prze-
stały im nerwowo skakać. To magia tych zajęć - wspomina Agnieszka.
Hardcore - Chcesz na koniec hardcore? - Jasne! Zaczyna się niepozornie. Cisza przed burzą. Chowam się w hamaku i rozciągam go jak tylko się da. Mam wyprostowane nogi. Łapię skrawek materiału obiema stopami. To konieczne, bo wiem, co będzie za chwilę. Podnoszę nogi z hamakiem do góry i robię przewrót w tył. Jak na trzepaku, z tą różnicą, że zamiast metalowej rury jest materiał i praca moich mięśni. Wiszę nad ziemią. Udało się. Po sali biega kilkuletnia córka instruktorki. Dziewczynka wyskakuje z jednego hamaka, żeby po chwili wskoczyć do kolejnego. Buja się na nich jak Tarzan na lianach. Mama poprawia jej spodnie. - Widzisz jaki ma brzuch? Zero napięcia, a teraz to już nawet siedmiolatki napinają brzuchy. Przez to traci się kontakt z własnymi emocjami - tłumaczy. Ale z czego to wynika? - Z tego, że budzimy się rano i zaczyna się codzienna gonitwa. „Wstawaj”, „śniadanie”, „szybko, bo nie zdążymy na autobus”. Nieświadomie napinamy brzuch, nie oddychamy przeponą, przez co te oddechy są płytkie. Jesteśmy podenerwowani - wyjaśnia. Agnieszka sama wpadła w taki wir. Pędziła jak szalona, aż wreszcie wykrzyczała „Stop!”. - Tak zaczęła się moja przygoda z jogą - tłumaczy. - W życiu nie można tylko biec. Potrzeba spokoju, równowagi, bo inaczej nie damy rady. Ubieram się i znów wychodzę na mróz, ale on już tak nie szczypie w twarz. Chodnik wydaje mi się dziwnie twardy. Godzina powietrznej jogi pozwoliła mi być supermenką, Małyszem i dzieckiem w dżungli. Czasem warto obrócić swój świat do góry nogami.
Klasyczna
Elegancja w biurze
S
ztuka ubioru do pracy nie należy do łatwych. Strój nie tylko powinien być odpowiedni do zajmowanego stanowiska, ale również powinien być dopasowany do sytuacji. Istotnym elementem mającym wpływ na stylizacje są akcesoria. Stanowią one zarówno dopełnienie, jak i modelują charakter outfitu. Odpowiednio dostosowane buty, torebka, pasek czy biżuteria, potrafią diametralnie zmienić nasz wygląd. Caterina to ekskluzywna marka, od czternastu lat ubierająca torunianki ceniące sobie jakość i styl. W każdym sezonie posiada w swoich kolekcjach, między innymi, modele dedykowane ubiorowi do pracy. Wśród propozycji znajdziemy eleganckie sukienki, żakiety, klasyczne spódnice, bluzki oraz buty. Modele oraz akcesoria cechuje doskonała jakość wykonania. W Toruniu salon tej ekskluzywnej mar-ki znajduje się w Domu Towarowym PDT przy ul. Rynek Staromiejski 36-38.
152714TRTHA
kurtka 1890 zł spodnie 490 zł bluzka 340 zł szal 320 zł buty 820 zł
płaszcz 1990 zł spodnie 490 zł bluzka 440 zł naszyjnik 740 zł buty 890 zł torba 1360 zł
Joanna Kurdelska-Pawlak właściciel Salonu Caterina
miasta kobiet
suknia 820 zł żakiet 820 zł pasek 260 zł naszyjnik 230 zł buty 820 zł torba 1290 zł
luty 2014
1
felieton
Pogarda
dla tulipana Kwiatka zabrakło. Feministce nie wypadało jednak zapytać, dlaczego. Poszła spać i śniło jej się, że biega po łące pełnej tulipanów. Emilia Iwanciw* W ciągu ostatnich 10 lat napisałam już kilka, a może nawet kilkanaście felietonów na temat Dnia Kobiet. Na początku byłam bardziej zbuntowana niż dziś. Pisałam, że tulipany w folii i rajstopy, a nawet gustowne bukiety kompletnie nie mają sensu. Zarzekałam się, że ja nawet kwiatków bez folii tego dnia nie przyjmę. Miałam jednak słabą wolę. Kolegi z pracy z tulipanem w dłoni nie odprawiłam z kwitkiem. Uśmiechnęłam się miło i wsadziłam roślinę do szklanki na biurku. Następnego dnia nawet troskliwie wymieniłam wodę.
Zafoliowane symbole Rok i dwa lata później w ogóle nie zajęłam się Dniem Kobiet, uznając, że ten temat mnie już nuży. Kwiatki nadal spływały. Potem przyszedł czas na analizę tego święta i próbę udowodnienia, że wcale nie ma swojego źródła w PRL-u, lecz w starożytnym Rzymie. Kwiatki wciąż nadciągały z różnych stron, choć uparcie twierdziłam, że są passé. Bo mężczyźni powinni je wręczać ot tak, bez okazji. I lepiej by zajęli się brudnymi garami i myciem podłóg niż wręczaniem zafoliowanych symboli szacunku, utrwalając wizerunek udręczonej Matki Polki.
*Emilia Iwanciw Redaktorka prowadząca „Miasta Kobiet”, dziennikarka, historyczka sztuki, supermenka. Mama 11-latka.
Sprawdź jaką niespodziankę przygotowałyśmy dla Ciebie 8 marca, z okazji Dnia Kobiet www.facebook.com/MiastaKobiet.Nowosci. ExpressBydgoski
16
miasta kobiet
marzec 2014
W różnych odcieniach Bunt przeplatany obojętnością trwał do czasu, aż pewnego 8 marca nikt z kwiatkiem nie przyszedł. Ani ukochany. Ani kumple z pracy. Ani nawet syn. Tego dnia pierwszy raz zauważyłam, że moje koleżanki 8 marca uśmiechają się jakoś bardziej promiennie niż zwykle, a w rękach dzierżą dumnie te smętne, rachityczne tulipany. Wracając z redakcji, szczególną uwagę zwróciłam na długie kolejki pod kwiaciarniami, choć zawsze mijałam je obojętnie. Kładąc się spać, nie mogłam odgonić natrętnych myśli o obciachowym kwiatku, którego nagle zabrakło. Nie roniłam łez w poduszkę, ale przyznam, że było mi trochę przykro. Dlaczego zawsze tulipan był, mimo wszystko, a teraz nikt mi go nie dał? Mnie, feministce, nie wypadało jednak zapytać. Poszłam spać i śniło mi się, że biegam po łące pełnej tulipanów w różnych odcieniach.
Dosłownie Gdzieś z tyłu głowy, ten brak tulipana w wazonie chodził za mną i następnego dnia. Wyrażał tęsknotę za tradycją, do której byłam przyzwyczajona. Pomyślałam, jak tak może być, że inni faceci czekają w długiej kolejce, by zdobyć kwiatek dla swojej kobiety, a mój po prostu leży przed telewizorem i nic. Zapomniał, rozleniwił się czy jak? A może po prostu przypomniał sobie te wszystkie moje przepełnione pogardą felietony? To ostatnie okazało się być strzałem w dziesiątkę. I nawet nie chodziło o to, że chciał sprawdzić, jak zareaguję. Po prostu zrozumiał komunikat dosłownie. Tak - dosłownie. Tak większość naszych komunikatów odbierają panowie. W swoje ręce Jestem przekonana, że każda z nas wysyła często sprzeczne komunikaty. Deklarujemy, że walentynki to obciach, ale czekamy na choćby serduszko z czekolady. Niby chętnie spędzimy majowy weekend na działce u teściów, ale marzymy o trzech dniach świętego spokoju. Zapewniamy: nie chcę, kochanie, prezentu na urodziny, nie stać nas w tym miesiącu, wystarczy, że jesteś. Ale kiedy on składa życzenia przed nami z pustymi rękami, to jest nam przykro. Mógł pomyśleć chociaż o plastikowych kolczykach z sieciówki. Mówimy: „Nie masz ochoty iść na bal sylwestrowy? To posiedzimy w domu”. A gdzieś tam w głębi duszy marzy nam się, żeby on sam zorganizował bilety na imprezę, po prostu wziął sprawy w swoje ręce. Zapominamy, że większość mężczyzn nie czyta między wierszami. Dla nich: „Dzień Kobiet to obciach” oznacza „nie chcę kwiatów”. Z nadłamaną gałązką Rok później dojrzałam do harmonijnej akceptacji Dnia Kobiet. Nie wypatruję już kwiatów, ale cieszę się z każdego, który dostanę. Nawet pofarbowanego na niebiesko z główką ściśniętą rafią. Nawet lekko przywiędłego. Z nadłamaną gałązką. Z plastikową wstążką. Nawet w folii.
Prosto z życia
partnerstwo
7 drogowskazów Ania tonie w stosie pieluch, smoczków i pretensji. Teraz ciepłe słowa szepcze do ucha już tylko swojej córeczce. Tekst: Emilia Iwanciw
M
arysia i Michał poznali się latem. On ujął ją swoim dołkiem w policzku i pasją do muzyki. Prawie codziennie przez rok odprowadzał ją co rano do pracy i żegnał ściskając dłoń: „Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza?”. Jej robiło się ciepło na sercu. Michał pokochał w Marii jej bezpośredni sposób bycia i ciepły uśmiech. Ona codziennie wstawała godzinę wcześniej, by przygotować mu w wymyślne śniadanie do pracy. Czasami dopakowała również kartkę z ręcznie napisanym zdaniem: „Przez żołądek do serca. Kocham Cię najbardziej na świecie. Maria”. Jesienią po dwóch latach sielanki przestało iskrzyć. Na świat przyszła Milena, córka Marii i Michała. Maria ugrzęzła w stosie pieluch, zupek i pretensji, że on za późno przychodzi z pracy. On niechętnie wracał do zmęczonej żony. Zabrakło weny na listy. Maria ciepłe słowa szeptała do ucha już tylko swojej córeczce. - Ich przyjazna, ciepła relacja zaczęła być zimna i kolczasta - mówi Czesława Marciniak, prowadząca warsztaty „Akademii Rodzica”. - To jeden z najpopularniejszych scenariuszy, jakie zdarzają się młodym rodzicom. Niestety, najczęściej prowadzi to do poważnego kryzysu z najbardziej bolesnymi konsekwencjami dla dzieci i pary.
Jak zadbać o związek po narodzinach dziecka? Cennych rad udziela Czesława Marciniak, pedagożka, specjalista terapii uzależnień, trenerka treningu interpersonalnego, instruktorka i społecznica.
①. Planowanie
Dziewięć miesięcy przed narodzinami dziecka, to kluczowy moment, by wspólnie rozmawiać, ustalać szczegóły opieki nad maluchem. Kto będzie wstawał w nocy? Z kim zostawimy dziecko, gdy będziemy chcieli pobyć raz na jakiś czas sami? Co będzie z wycieczkami rowerowymi, które tak oboje lubiliśmy? Większość par po urodzeniu dziecka zapomina, że są nie tylko rodzicami, ale też i partne-
③. Komunikacja
Podstawowym warunkiem budowania bliskości jest szczera, codzienna rozmowa. Nie można jej unikać, a wręcz ją trenować. Należy mówić wprost o tym co mnie zasmuciło, zabolało, zezłościło, zdziwiło, nie obrażając drugiej strony słowami np. „jaki z ciebie dziwak”. Zanika wówczas chęć walki. Bez codziennej rozmowy pozostanie nam życie w ustawicznych pretensjach i w niezrozumieniu.
④. Kompromisy
Wszystkie różnice między partnerami dają znać o sobie jeszcze bardziej po przyjściu na świat dziecka. Nagle to, że on jest od Wiśniewskich, a ona od Kowalskich ma ogromne znaczenie. Bo u Wiśniewskich matka nie narzekała, jaka jest zmęczona i jeszcze robiła trzydaniowe posiłki. A u Kowalskich ojciec codziennie masował mamie stopy. Każdy wyszedł z innego domu i teraz myśli własnymi skryptami. - „Ja nie będę pantoflarzem jak twój ojciec”. „Ja nie będę gotować codziennie jak twoja matka”. Wtedy najłatwiej jest oddalić się od siebie. A wystarczy spokojnie bez emocji poszukać rozwiązania. Może żona da radę ugotować obiad dwa razy w tygodniu, przemycając raz na miesiąc jego ulubione danie? A mąż może dwa razy w tygodniu wymasować żonie stopy?
⑤. Czas wolny
Przed narodzinami dziecka każda Maria i Michał realizują swoje pasje. On np. gra w zespole na gitarze. Ona chodzi na zajęcia fotograficzne. Gdy pojawia się dziecko, zaniedbują swoje
hobby, a powinni uwzględniać pasje partnera i uławiać ich realizację, dając sobie nawzajem określoną przestrzeń i czas wolny. Dobrze jest wyznaczyć dni, w które mąż zostaje z dzieckiem, by żona mogła fotografować. Z kolei żona nie powinna mieć pretensji do męża, kiedy raz w tygodniu pójdzie na próbę zespołu. Rozumienie i traktowanie z troską pasji partnera pomoże utrzymać harmonię w związku.
⑥. Dobra kłótnia
Trzeba się kłócić konstruktywnie, tzn. nie krzywdząc siebie i partnera. Umówić się, że mówimy stop i odchodzimy od siebie, gdy emocje zaczynają brać górę. Warto wyjść z pokoju do innego pomieszczenia i wypić np. szklankę wody, ochłonąć, wrócić do tematu by racjonalnie go rozwiązać. Nie jest to proste, bo emocje mają siłę, ale to możliwe do wytrenowania i daje satysfakcję, gdy się uda.
⑦. Kreatywność
Nigdy nie możemy spocząć na laurach. Związek to praca na pełen etat. Nie może nam zabraknąć pomysłów, by pokazać drugiej osobie, że nam na niej zależy. Raz na jakiś czas warto robić sobie miłe niespodzianki. Kreatywność jest ważna dziś nie tylko w pracy. Od niej zależy również to, na ile trwały i piękny ogród zasadzimy razem w prywatnym życiu.
Partnerem cyklu jest:
Bydgoski Ośrodek Rehabilitacji, Terapii Uzależnień i Profilaktyki
Porozmawiaj z nami!
tel. 52 375 54 05, 52 361 76 82 ul. Przodowników Pracy 12 poniedziałek - piątek: godz. 8.00 - 20.00 Filia ,,BORPA” Fordon, ul. J. Porazińskiej 9 poniedziałek - piątek: godz. 8.00 - 20.00 miasta kobiet
marzec 2014
17
285814BDBHA
②. Wagary
rami. Życie najczęściej koncentruje się wokół wypełniania rodzicielskich zadań. Młodzi mogą być nawet zadowoleni, że rozumieją się bez słów. To jednak nie znaczy, że ich związek jest w dobrej kondycji. Maria i Michał powinni szukać sposobów na pielęgnację swojej partnerskiej relacji, np. raz w tygodniu pobyć sami chociaż dwie lub trzy godziny. Trzeba poszukać innego dorosłego, który w odpowiedzialny sposób zastąpi ich w tym czasie przy dziecku. Dziś może wydawać się, że to jest coś na siłę, ale z czasem zrozumieją, że to pomogło ocalić iskrę.
felieton
Szafa
sentymentalna Chowacie przede mną tzw. „ciuchy po domu”, czy weselną „kreację”, której 15 lat temu skończył się termin przydatności do użycia. Szukacie wymówek, błagacie. Lena Kałużna* Wiosna. Kożuchy, czapy i ciepłe pantalony upychamy w kartonach na wyższe półki. Na wieszaki wracają luźne, lekkie rzeczy. Przy okazji zmiany sezonów warto zrobić w szafie porządki. Wyrzucamy więc stosy ubrań. Na środek pokoju. Po czym jedna za drugą wkładamy z powrotem do szafy. Pozbyłaś się czegoś? Tak? Cały czarny worek na śmieci 120 litrów pełen, aż się zawiązać nie dało? Gratuluję! Order z ziemniaka dla tej pani!
Stalowa konsekwencja Bez żartów. Aby skutecznie wykonać przegląd garderoby, trzeba silnej woli i stalowej konsekwencji. Z racji wykonywanego zawodu mam ich za sobą dziesiątki. Wiem, o czym mówię. To podróż przez mroczną krainę! Wiele tam czyha plugawych pułapek, sentymentów wartych łez rozpaczy, labiryntów dylematów i pustej wiary, że może od pięciu lat nie nosisz, ale takie to piękne, takie ładne, w tym sezonie założysz na pewno! Moje samodzielne statystyki mówią, że tylko jedna na dziesięć kobiet zna swoją sylwetkę i typ urody. Taki banał niby, ale jak chcesz się ubrać, skoro nie wiesz, jak wyglądasz ani w czym ci do twarzy? Pocieszę cię, większość z nas posiada niezwykłą intuicję. Świetnie potrafimy dobrać to, co dla nas najlepsze. Trzeba sobie tylko zaufać. Szczerze wierzę, że z częścią „czy mi w tym dobrze, czy nie”, doskonale dasz sobie radę sama. To przyjemna wiadomość na dzień dobry. Prawdziwe kłopoty dopiero przed nami. Wymówki i błagania Oto pojawiają się długie i kręte schody w postaci RZECZY, KTÓRYCH SZKODA SIĘ POZBYĆ. Niewiele znam osób, które bez sentymentów mówią „OK, chcę wyglądać świetnie, więc wywalmy WSZYSTKO, co nie jest super!”. Chowacie przede mną tzw. „ciuchy po domu”, czy weselną kreację, której 15 lat temu skończył się termin przydatności do użycia. Szukacie wymówek, błagacie.
18
miasta kobiet
marzec 2014
Dominika na wszystkie próby wyrzucenia starych spodni bojówek i dresów (a miała ich sporo) mówiła: „Zostawmy to na działkę”. No jedną rzecz rozumiem, nawet dwie, ale tę wymówkę słyszałam co najmniej kilkanaście razy. Więc się pytam, co to za działka, z kim tam bywa, jak spędza czas, czy uprawia ogródek… A ona na to, że nie ma działki, ale KIEDYŚ MIAŁA JEJ MAMA, więc może też w przyszłości… Podobnie było z Karoliną. Ona wyrywała mi z rąk portki ze słowami: „No, co ty! To się przyda na rower”. Cierpliwie obserwowałam jak górka ubrań rośnie. W końcu z zadziornym podziwem mówię: „Wow, często jeździsz na rowerze”. A ona na to, że nawet go nie ma, ba, do pracy trzy ulice dalej jeździ samochodem!
9,99 Namiętnie zostawimy w szafach wszystko co udało się upolować taniej (jedyne 9,90!!!), co w sumie założyłaś tylko raz, więc jest w bardzo dobrym stanie (sukienka noszona 5 minut, bo przed wyjściem, wiadomo, i tak pobiegłaś przebrać się w sprawdzony zestaw), co masz w ilości hurtowej (czarne spódnice ołówkowe, sztuk 15, mimo że w żadnej z nich nie chodzisz, no ale mówią styliści, że klasyki się kupuje, a nie wyrzuca). To wszystko to muchomory. Są też sentymenty-prawdziwki, które okazują się jadalność tylko udawać, a trują szafę okrutnie. Sukienka ze studniówki, bluzka, w której byłaś na pierwszej randce i getry co je miałaś na sobie, kiedy do domu przybłąkał się Puszek. Szafa to miejsce użytkowe, nie muzeum. Masz w niej w każdej chwili znaleźć rzeczy, w które możesz się ubrać. Najlepiej piękne, takie, których się nie wstydzisz, w których czujesz się najlepszą wersją siebie. Sentymenty schowaj do pięknego pudełka i wyciągaj jak album ze zdjęciami, kiedy masz ochotę na wspominki. Albo opraw kiecę upolowaną na wyprzedaży w złotą ramę i powieś na ścianie. Głupi pomysł? Tak samo absurdalny jak trzymanie jej szafie.
* Lena Kałużna Socjolożka, trenerka wizerunku. Pomaga kobietom odnaleźć własny styl. Szczegóły na: www.kobiecaperspektywa.pl www.facebook.com/perspektywakobiet
Trendy z
2 3
1
4 6
5
10%
7
RABATU NA KOLOROWE* ZEGARKI DAMSKIE
8
Kupon ważny w dniach 14-16 marca 2014 r. w CHR Toruń Plaza. Oferta nie łączy się z innymi promocjami. *dotyczy wybranych modeli marki Diesel, Adidas i Ice-Watch
9
mocny
10 11 12
15
13
AKCENT Nie czujesz jeszcze wiosny w powietrzu? Obejrzyj aktualne kolekcje w Toruń Plaza, a poczujesz wiosenną atmosferę. Soczyste, intensywne, wyraziste kolory to aktualne hity. Podczas zakupów zwracaj uwagę na mocne akcenty, a także motywy kwiatowe. Ta optymistyczna kolorystyka nie omija też dodatków i butów. Wyróżnij się z szarego tłumu.
14 17
16
18
Anna Deperas-Lipińska stylistka Toruń Plaza
Toruń Plaza: ul. Broniewskiego 90, www.torun-plaza.pl, czynne codziennie od 9 do 21
miasta kobiet
marzec 2014
19
278814BDBHA
1. Zegarek SWISS - 330 zł, Toruń Plaza 2. Spódnica Simple - 329,90 zł, Toruń Plaza 3. Sukienka Orsay - 179,95 zł, Toruń Plaza 4. Oprawki Carrera Vision Express - 399 zł, Toruń Plaza 5. Torebka Kazar - 569 zł, Toruń Plaza 6. Kolczyki Fiorentina YES - 449 zł, Toruń Plaza 7. Bluzka Simple - 269,90 zł, Toruń Plaza 8. Szpilki Kazar - 429 zł, Toruń Plaza 9. Buty Kazar - 349 zł, Toruń Plaza 10. Pasek Lee Wrangler - 159 zł, Toruń Plaza 11. Spodnie Simple - 299,90 zł, Toruń Plaza 12. Cukrowy peeling do ciała Organique - 52,90 zł, Toruń Plaza 13. Bluzka Lee Wrangler - 159 zł, Toruń Plaza 14. Szal Orsay - 39,95 zł, Toruń Plaza 15. Torebka filcowa Świat Torebek - 119 zł, Toruń Plaza 16. Opaska Orsay - 27,90 zł, Toruń Plaza 17. Bluza 4F - 149,90 zł, Toruń Plaza 18. Buty Venezia - 339 zł, Toruń Plaza
jej pasja
Mocne doznania Mówi się: „Dla ciebie wskoczę w ogień”. Dla mnie trzeba wskoczyć do przerębla. Z Kamilą Zroślak* rozmawia Kamil Pik Zdjęcia: Dariusz Danielek
Znajomi mówią o Tobie „szalona”? Już się przyzwyczaili do moich ekstremalnych zachowań. Ostatnio słyszę od nich, że zostało mi jeszcze tylko skakanie ze spadochronem. Skąd pomysł na morsowanie? Jestem bardzo aktywną osobą. Między innymi niemal codziennie chodzę na basen. Któregoś dnia zahaczył mnie tam chłopak o imieniu Mikołaj i powiedział: „Skoro tak regularnie przychodzisz tu pływać, to może przyjedziesz na morsowanie?”. Co o tym pomyślałaś? Że to szaleństwo. OK, sport sportem, jeżdżę rowerze, pływam, biegam, ale na głowę nie upadłam, żeby morsować. Wtedy się na to nie zdecydowałam. Minęły jakieś dwa lata i jadąc rowerem w kierunku Piecek zauważyłam grupę ludzi, przygotowujących się do kąpieli w jeziorze. To był październik. Wtedy przypomniałam sobie, że to może być interesujące doznanie. Porozmawiałam chwilę z tymi ludźmi i tydzień później przyjechałam już na pierwszą kąpiel. Co Cię przekonało? Pewnie musiałam po prostu dojrzeć do tej decyzji. Poza tym zawsze mi było zimno, w ręce, w nogi, przy kaloryferze, nawet w solarium bez nawiewu. Stwierdziłam więc, że skoro jest mi wiecznie zimno, to co za różnica, czy będę marzła siedząc przy grzejniku, czy w przeręblu. Poza tym słyszałam, że to coraz bardziej popularny sposób na hartowanie organizmu. No i byłam zwyczajnie ciekawa, jakie to doznanie. Jak było za pierwszym razem? Co tu dużo mówić. ZIMNO. Czasami widzimy w telewizji morsy w przeręblu wołające:
20
miasta kobiet
marzec 2014
„Jest nam ciepło, jest nam ciepło” - to bujda. Koledzy morsy mówili, że łatwiej się wchodzi do wody, gdy jest lód, a temperatura powietrza poniżej zera. Ja zaczęłam jeszcze jesienią od chwili, spędzonej na stojąco w zimnej wodzie z rączkami w górze. Miałaś moment, tuż przed wejściem do wody, gdy chciałaś zrezygnować? Nie, jak już przyjechałam do Piecek zdecydowana spróbować, to się nie wahałam. Doświadczone morsy jednak po chwili wyganiały mnie z wody, mówiąc, że na pierwszy raz wystarczy tylko krótka kąpiel. Dlaczego kąpiecie się z rękoma w górze? Żeby nie wyziębiły się w wodzie. Jeśli ktoś zaczyna się bawić w morsowanie, to powinien z czasem zaopatrzyć się w rękawiczki i buty neoprenowe, czyli z takiej pianki jak do nurkowania. Chodzi o to, że przez głowę, stopy i dłonie najszybciej organizm się wychładza, więc z takimi akcesoriami łatwiej morsować. Jak nie zamoczysz rąk, to jest ci po prostu cieplej. Czy morsowanie to sport? Dla mnie tak, ale bardziej w przypadku połączenia pływania z morsowaniem. Nie jestem tylko morsem, jak to kolega określa „stacjonarnym”, czyli wchodzącym do wody, w której chwilę się stoi i koniec. W ubiegłym roku trafiłam na pływającego zimą Darka z aparatem i jego kumpla, tzw. morsy rzeczne. Chłopaki biorą ze sobą bojkę i płyną jakiś odcinek - kilometr, dwa czy trzy rzeką. Jak się do nich przyłączyłam, to temperatura wody miała 16-17 stopni. Z czasem była coraz zimniejsza. Przy jakiej najniższej temperaturze powietrza zdarzyło Ci się kąpać?
Jakieś minus 15-16 stopni. Lód miał wtedy około 30-40 centymetrów. Nie wahałaś się? To jest kwestia psychiki. Jak już się nastawisz, że wchodzisz i jesteś gotowy na to, że będzie zimno, dasz radę. Wskakujesz, czujesz zderzenie z zimną wodą, czujesz, jak skóra się napina. Jest zimno, ale po chwili się przyzwyczajasz. Najgorszy moment jest po wyjściu, jak trzeba się ubrać. Organizm stara się szybko wyrównywać temperaturę, a zdarza się, że przy większym mrozie ubrania mogą zamarznąć. To jest najgorsze. Jak należy przygotować się do takiej kąpieli? Najpierw trzeba się rozgrzać. Ja biegam 20-30 minut. Nie można jednak przesadzić i zapocić organizmu. Potem pozostaje przebrać się w kostium, neopreny i do wody. Czy po kąpieli pojawiają się satysfakcja, endorfiny? Po morsowaniu zawsze mam superudany dzień. Zawsze jest mi wtedy cieplej niż zwykle. Czy wytwarzają się przy tym endorfiny? Zapraszam do zobaczenia nas podczas kąpieli i po niej. Przekonasz się, ile w nas pozytywnej energii. W Bydgoszczy morsy można spotkać na Wyspie Młyńskiej w środy o 19 i w soboty o 15, a w niedzielę o 12 na plaży głównej w Pieckach. Morsujemy trzy razy w tygodniu. Ja miałbym obawę, że się rozchoruję po takiej kąpieli. Odkąd morsuję, przestałam chorować. Wcześniej mi się to zdarzało. Teraz jak czuję, że mnie coś zaczyna rozkładać, to wskakuję do zimnej wody i sprawa załatwiona. Dzięki morsowaniu już teraz nawet się nie przeziębiam.
jej pasja Dużo kobiet morsuje? Sporo. Nawet spotkałam się z opiniami, że są one odważniejsze od mężczyzn. Panowie zastanawiają się, czy wejść do wody, a jak zaczynają, to najlepiej jesienią. Pani prezes Bydgoskiego Klubu Morsa zaczynała w lutym. Od razu wskoczyła do wody w wyrąbany przerębel. Bez oporów.
Czy masz jakieś wymaganie wobec mężczyzny, z którym mogłabyś być w związku? Fajnie byłoby, gdyby też miał jakieś ekstremalne pasje, bo to łączy. Nie muszą być takie same jak moje. Mógłby nie być morsem, ale pewnie do czasu. Mówi się: „Dla ciebie wskoczę w ogień”. Dla mnie trzeba wskoczyć do przerębla.
Co sprawiło, że nie skończyłaś na pierwszej próbie morsowania? Pierwszy raz był z ciekawości. Najgorzej wejść drugi raz, bo już wiesz, co cię czeka - zimno. Gdy przyjechałam nad brzeg trzeci raz, zażartowałam do pozostałych morsów: „Witam moją ulubioną sektę, bo nie wiem, co ze mną zrobiliście, ale bardzo chętnie tu przyjechałam”. Myślę, że wciągnęła mnie też cała otoczka tych kąpieli, czyli ludzie i atmosfera, którą tworzą. Są to osoby otwarte, uśmiechnięte, pozytywnie nastawione do życia.
Czy ekstremum to również przepis na Twoje życie zawodowe? Niedawno zostałam panią prezes własnej firmy - KaMMedia. Od lat zajmuję się dziennikarstwem i obecnie latanie po mieście z mikrofonem jest moim głównym zajęciem, ale bywam również konferansjerką i lektorką oraz organizatorką uroczystości i imprez - koniecznie w oryginalnych odsłonach. W zeszłym roku wspólnie ze swoją koleżanką zorganizowałam w Inowrocławiu imprezę, na którą przyszło ponad 40 tys. mieszkańców miasta, a Polacy usłyszeli o tamtejszych tężniach. Były to „Pierwsze w Polsce Zawody Nordic Walking na Koronie Tężni”. Mam też kilka fajnych pomysłów na organizację imprez w Bydgoszczy. Wierzę, że przy tej okazji pomogę wypromować miasto. W najbliższym czasie spróbuję też zrealizować swój ostatni, może trochę szalony, pomysł na wizerunek w pracy. Chciałabym być reporterką pod krawatem, która z mikrofonem po mieście przemieszcza się stylowym rowerem.
Morsowanie to chyba niejedyna Twoja aktywność. Bardzo dużo jeżdżę rowerem. W sezonie, gdy jest cieplej, to od 40 do nawet 100 kilometrów dziennie. Natomiast, jak wskakuję do basenu, to przepływam 80-90 długości w godzinę. Swoją drogą to dobrze pływać zaczęłam dopiero jakieś pięć lat temu w nietypowych okolicznościach. Do tego dochodzą jeszcze liny - skoki z mostów i wahadło.
Zawsze chciałam latać. Co prawda latam teraz z mikrofonem, ale marzy mi się, że kiedyś sama siądę za sterami jakiejś awionetki, czy paralotni. Kiedyś - jak będzie mnie na to stać. W tym roku chciałabym nauczyć się jazdy na snowboardzie i nartach i… liczę na krótki instruktaż kolegów! To wszystko, co robisz, to sposób na sprawdzenie swoich możliwości? W sumie nie wiem, o co w tym chodzi. Lubię nietuzinkowe doznania, wszystko, co ponad przeciętne. Nie lubię szarości. Czasami może jest to walka na granicy. Jak jest za spokojnie to nie wiem, co ze sobą zrobić. Może jestem uzależniona od adrenaliny?
A co z tym pływaniem? Jak chodziłam na basen, to nie wyglądało to kiedyś zbyt dobrze. Któregoś razu ratownik wjechał mi na ambicję, mówiąc, że moje pływanie wygląda jak walka o przetrwanie. Zaczęłam się więc uczyć. Na YouTube.
Twój styl bycia nie przeraża mężczyzn? Nie płoszy ich to, że mogą okazać się słabsi od kobiety? Moje męskie morsy rzeczne stwierdziły, że ja sama chyba jestem facetem. Pozostali koledzy patrzyli na moje wyczyny z uznaniem. Kilku z nich nawet udało mi się „wciągnąć do przerębla”. Pozostali mężczyźni, jak mnie poznają i słyszą, że jestem morsem, to najpierw otwierają szeroko oczy. Potem mówią coś w stylu „Ty jesteś taką gorącą kobietą, to musisz się w końcu gdzieś studzić”.
Gdzie? Na YouTube. Dobrze pływać nauczyłam się na podstawie filmików instruktażowych z Internetu. Na początek krzesło i lustro, a potem weryfikowałam technikę na basenie. Udało się. Jestem chyba doskonałym przykładem, by ci, którzy nie potrafią jeszcze pływać uwierzyli, że chcieć to znaczy móc. Masz jeszcze jakieś pomysły do zrealizowania? R
E
W Bydgoszczy był już kiedyś oryginalny reporter. Też chcesz być tak wyrazista, charyzmatyczna? Pamiętam, Lech Lutogniewski. Nie powiem, że chciałabym coś powielać. Zamierzam działać i kreować się po swojemu. Chciałabym być rozpoznawalna w pozytywny sposób i wiem, że wypracowanie tego trwać będzie trochę dłużej niż chwilę…
K
L
*Kamila Zroślak Dziennikarka, reporterka, konferansjerka, lektorka. Pasjonatka ekstremalnych wyzwań. Współpracowała m. in. z Polskim Radiem Program 4, Radiem ESKA, TVP Oddział w Bydgoszczy Bydgoszcz. Obecnie prowadzi własną działalność i współpracuje z Radiem PiK.
A
M
A
297814BDBHA
tabu
Nie jestem Matką Teresą Czasem widzę, jak mój ojciec nagle się uśmiechnie, gdy pomogę mu w czymś, z czym nie mógł sobie wcześniej poradzić. To przecież wcale nie jest mało. Tekst: Lucyna Tataruch
M
aria od kilku lat opiekuje się niedołężnym ojcem, któremu miażdżyca uniemożliwia samodzielne funkcjonowanie. Krystyna mieszka z matką, starsza kobieta w wyniku komplikacji szpitalnych straciła nogę. Anna codziennie karmi, myje i ubiera chorego na chorobę Parkinsona teścia. Na wcześniejszej emeryturze lub wbrew planom życiowym przyjmują na siebie obowiązek zajmowania się starszymi członkami rodziny. Czasem między wierszami wspominają, że spłacają dług, za wychowanie, za wcześniejszą pomoc. Częściej jednak podkreślają, że to naturalna kolej rzeczy, że tak już jest, tak trzeba. To nasi rodzice, nie pozbędziemy się ich jak zepsutych mebli. Kochamy i zajmujemy się, choć jest ciężko. Ale kto inny zrobi to za nas? Nie chcą być bohaterkami, samarytankami, żadna z nich nie przypomina Matki Teresy. Bywa tak, że mają już wszystkiego dość. Z bezsilności nazywają siebie „wykluczonymi opiekunkami”. W zeszłym roku apel dorosłych dzieci zajmujących się starszymi rodzicami trafił do mediów, choć wcześniej nikt nie chciał ich słuchać. W liście wprost proszą o pomoc i chcą, by ten głos został usłyszany przez wszystkich.
22
miasta kobiet
marzec 2014
Bez świadczeń Coś pękło w momencie, gdy 2013 roku w lipcu opiekunów pozbawiono przyznawanego wcześniej bezterminowo świadczenia pielęgnacyjnego. Choć rzecznik praw obywatelskich wystosował wytyczne dla ustawodawcy, prace nad przywróceniem poprzedniego stanu utknęły w martwym, biurokratycznym punkcie. - Sytuacja jest tragiczna - dodaje Maria. - Ja wiem, jak to wygląda na zewnątrz. Mówi się, że domagamy się pieniędzy za coś, co należy do naszych obowiązków. Ale ja, żeby móc opiekować się ojcem, zrezygnowałam z pracy. Zdarzało mi się usłyszeć, że przecież „zabieram” jego emeryturę. Nie komentuję tego. Ludzie, którzy tak mówią, nie mają pojęcia o tym jak to wygląda. Krystyna wylicza, ile kosztują leki dla jej chorej matki. - To połowa pensji mojego męża. Ja nie mogę nic zrobić zawodowo, bo opieka nad starszą osobą to praca 24h na dobę. Mamy też dzieci. Zasiłek dla opiekunów dorosłych osób to na chwilę obecną 520 złotych miesięcznie, jednak, aby go otrzymać, trzeba spełnić określone warunki. - Konkretnie dochód w naszych obu rodzinach nie może przekraczać ok. 630 złotych na osobę, plus ja lub mąż musimy zrezygnować z pracy. Jesteśmy dokładnie
w takiej sytuacji. Dostajemy te pół tysiąca od państwa i ledwo wiążemy koniec z końcem.
Na mojej głowie Anna nadal pracuje zawodowo. - Jakoś tak wyszło naturalnie, to znaczy bez żadnej rozmowy, że to ja opiekuję się Henrykiem, choć mówimy o ojcu mojego męża. Na początku się nad tym nie zastanawiałam, później jednak zaczęło uderzać mnie to, że ja pracuję na dwóch etatach. Przy teściu robię wszystko. Udało nam się zorganizować pielęgniarkę ze szpitala w ciągu dnia, jednak popołudniami wszystko jest na mojej głowie. Mąż pomaga przy cięższych sytuacjach, to prawda, że taka praca to ciężkie wyzwanie fizyczne. Ale to nie tylko to. Muszę pamiętać o lekach, o wizytach, o zabiegach, pilnować samopoczucia teścia i atmosfery w domu, bo gdy jest mu źle, robi się agresywny i krzyczy na wszystkich. Mąż wścieka się, że to moja wina, bo o czymś zapomniałam. Każda taka sytuacja kończy się też naszą kłótnią. Jeśli czegoś z tym nie zrobimy, to nie wiem, co dalej będzie. Czasem myślę o tym, żeby to wszystko po prostu zostawić. Zgodnie z Kodeksem rodzinnym i opiekuńczym, dzieci mają obowiązek wspierać swoich rodziców. W konkretnych przypadkach na dzieciach ciąży obowiązek alimentacyjny.
A M
Gdy jest mu źle, robi się agresywny i krzyczy na wszystkich. Mąż wścieka się, że to moja wina, bo o czymś zapomniałam. Każda taka sytuacja kończy się też naszą kłótnią.
Wcale niemało - To nie jest tak, że są tylko złe chwile - po chwili zastanowienia dodaje Maria. - To wszystko brzmi, jakbyśmy były na coś skazane. Nie chcę, żeby to tak wyszło. Jest ciężko, brakuje pieniędzy, brakuje czasu. Nie miałam wolnego dnia od lat. Ale czasem widzę, jak mój ojciec nagle się uśmiechnie, gdy pomogę mu w czymś, z czym nie mógł sobie wcześniej poradzić. On też czuje się źle z tym, że jest na mnie skazany. Ale wiem, że docenia. A ja mogę ułatwić mu trochę to życie. To przecież wcale niemało.
L
122614TRTHA
K
Myśląc o sobie W zeszłym roku Maria wybrała się z mężem obejrzeć jeden z bydgoskich zakładów opiekuńczo-leczniczych. Dość dobrze wyposażony państwowy ośrodek, konkretna opieka, psycholog, rehabilitacja, towarzystwo innych starszych osób. Długo rozmawiali o tym, czy to jest jakieś wyjście. Koszty są niższe niż w prywatnych domach opieki, gdzie zwykle senior płaci za mieszkanie odpowiednim procentem swojej emerytury. - Do dziś uważam, że to nie jest zły pomysł. Ojcu byłoby tu dobrze. Nie wiem jednak, jakby zareagował, boję się tej rozmowy. On może się załamać, że go wyrzucamy. To przykra wizja, myślę, że w naszych realiach jeszcze nie do końca akceptowalna. Niby jest ten pęd życia i każdy myśli o sobie, niby znamy już amerykańskie wzorcowe domy spokojnej starości, jednak nadal kiedy przychodzi co do czego, słyszy się o dzieciach egoistach. Terapeuci z bydgoskiego Domu Opieki Społecznej w rozmowach poprzedzających przyjęcie seniora do ośrodka podkreślają, że osoby, które mają na swoich barkach taką opiekę, nie mogą zapomnieć o sobie. Jeśli czują, że nie dają rady, muszą prosić o pomoc. A jeśli nie potrafią spojrzeć na sytuację jedynie z perspektywy swojego dobra, powinny wziąć pod uwagę fakt, że ich stan wpływa na sytuację podopiecznego.
E
Może wystąpić o niego rodzic, jeśli nie radzi sobie sam finansowo. - Według tych przepisów, brat mojego męża powinien nam pomóc - komentuje kobieta. - Ale on ma swoje życie, obowiązki i sprawy, nikt nawet tego nie kwestionuje. Tutaj pojawia się też inny problem. Żeby coś zmienić, musielibyśmy zacząć się licytować, jak ciężko żyje się z moim teściem. A przecież wiadomo, że nikt czegoś takiego nie powie wprost. Gdybym wyznała głośno i zażądała od szwagra pomocy, zostałabym uznana za wyrodną synową. Na to tym bardziej nie mam już siły. Jest, jak jest.
A
Anna
R
Partnerem strony jest
162114TRTHA
Makijaż permanentny
zdrowie i uroda
Staje się coraz bardziej popularny Obecnie jest już bardzo popularnym zabiegiem kosmetycznym, na który decyduje się coraz więcej kobiet na całym świecie. Bezsprzecznie największym jego atutem jest duża oszczędność czasu podczas porannego makijażu, a także jego niezmienność bez względu na porę dnia, warunki atmosferyczne, a nawet wyjście spod prysznica lub z basenu.
Może być bardziej lub mniej wyrazisty Intensywność pigmentu oraz jego kolor zależą od kilku czynników: typu cery oraz wieku, procesu fagocytozy pigmentu, czyli tego, w jaki sposób na zabieg zareaguje nasz układ immunologiczny. Istotne znaczenie ma także sposób wykonywania zabiegu oraz pielęgnacja pozabiegowa.
Nie zawsze utrzymuje się aż 5 lat
Trwały makijaż to jest to!
Może, ale nie musi utrzymywać się tak długo, ponieważ czas utrzymania się pigmentu w skórze jest indywidualny. Wynosi on od 2 do 5 lat i zależny jest od: użytego barwnika, ekspozycji skóry na słońce, przyjmowanych leków, sposobu pielęgnacji skóry, typu cery i głębokości aplikacji.
Wiosna zbliża się wielkimi krokami. Wiele pań już dawno rozpoczęło zabiegi, których celem jest podkreślenie urody. Jeden z najpopularniejszych to makijaż permanentny. Przedstawiamy fakty dotyczące bestselleru w kosmetyce estetycznej.
Nie zastąpi tradycyjnego makijażu Nigdy nie będzie wyglądał tak samo, może jednak skrócić czas tworzenia porannego makijażu. Najważniejszym zadaniem makijażu permanentnego jest podkreślenie rysów twarzy, a nie ich przerysowywanie. Zabiegu nie można wykonać w każdym gabinecie kosmetycznym. Makijaż permanentny powinien być wykonany w profesjonalnym gabinecie kosmetycznym przez linergistę, posiadającego do tego odpowiednie uprawnienia, oraz przy użyciu renomowanego sprzętu i jednorazowych końcówek. Tylko zachowanie tych zasad gwarantuje prawidłowy przebieg zabiegu permanentnego pigmentowania skóry.
Tekst: Paulina Błaszkiewicz
M
ikropigmentacja lub makijaż trwały - tak inaczej mówi się o makijażu permanentnym, który służy podkreśleniu naturalnej urody bądź skorygowaniu jej mankamentów. Dzięki nowoczesnym technikom, zabieg jest bezpieczny i prawie bezbolesny. Jeśli jest dobrze wykonany, daje w pełni naturalny i estetyczny wygląd. Na czym polega? Fachowcy mówią o precyzyjnej implantacji hipoalergicznych pigmentów do warstwy podstawnej naskórka. To skomplikowane wyjaśnienie w prostym języku oznacza nic innego, jak wprowadzenie odpowiedniego koloru do naszej skóry za pomocą sterylnych igieł. Wiele kobiet zadaje pytanie: Dlaczego u jednych kobiet makijaż jest bardziej wyrazisty, a u innych mniej? Fakty na temat zabiegu przedstawia nam Dawid Szabat z RC Beauty.
R
E
K
L
A
M
A
233514BDBHA
74414TRTHA
42
Venus Kebab Reja 34 l Toruń, u -721-215 tel. 721
4 2 o g i e k s w i e n o r ul. B 3.00 00 -22.00 . 1 1 a 2 sobolta 11.00 k e dział niedzie ponie
* NIE DOTYCZY PODGÓRZA I RUBINKOWA * DOSTAWA GRATIS OD ZAMÓWIENIA 10 zł
www.pizzeriavenus.pl
Jesteśmy Jesteśmy zwycięzcą zwycięzcą plebiscytu plebiscytu Nowości Toruń Nowości Kulinarny Kulinarny Toruń
Specjalny rabat 10% w dniu 8 marca dla wszystkich naszych klientek z okazji dnia kobiet 153814TRTHA
tabu
Bohaterki nie dotykają się po to, żeby wyglądać seksownie. I nie prężą się tak, by ich tyłek prezentował się jak najbardziej zachęcająco. Tekst: Lucyna Tataruch
O
n ma 27 lat, ona jest młodsza o pięć. On jest bogaty, przystojny i tajemniczy, ona zahukana, niewinna i niezdarna. Zaiskrzyło. Milioner i skromna dziewczyna, znany wątek. Wielka miłość? Nie, raczej „wielki seks”. Plus sadyzm, uległość i przyjemność. Właśnie tak. Książkowa trylogia „50 twarzy Greya” bije rekordy popularności i sprzedaży. Krytycy nie zostawiają na niej suchej nitki. Ponoć to banał, grafomania i sztampowe podejście do tematu tabu. Coś mnie tu jednak niepokoi. To wielkie zdziwienie całego świata „jak to, książka portretująca sadomasochistyczną relację może aż tak spodobać się kobietom?”. Niby wszyscy to wiedzą, ale chyba warto napisać to wprost - tak, kobiety też lubią „te rzeczy”.
Nie tylko męskie Te rzeczy, te sytuacje, te miejsca. Wiecie, te „chwile uniesienia”, gdy On dotyka nas Tam, gdzie znajduje się „Serce naszej Kobiecości”, dotyka swoim… STOP. Aż boję się pomyśleć, jaki jeszcze eufemizm się tu pojawi. Dziewczyny, ten język już dawno pogrzebało pokolenie naszych
26
miasta kobiet
marzec 2014
matek. Penis to penis. Mało tego, on czasem na przykład występuje w filmach jako jeden z głównych bohaterów. A my te filmy możemy oglądać i (o zgrozo!) może nam to sprawiać przyjemność. O porno różnie się mówi: wulgarnie, żartobliwie lub całkiem poważnie. Ostatni wariant zakłada przerażające wizje branży, która uprzedmiotawia kobiety. Wykorzystuje, powiedziałabym… z każdej strony. Dosłownie i metaforycznie. Na etapie produkcji jako ciało do spełniania męskiej żądzy, na szerszej płaszczyźnie jako coś, co umacnia taki wizerunek kobiet. Feministki też nie są zgodne. Jedne wymazałyby ten proceder z historii ludzkości, inne mówią o wolności i własnych wyborach. Tak, jestem z tych drugich. Jeśli jest wśród nas (kobiet) choć garstka takich, którym porno pomaga, nie musimy tego wypierać. Tak samo jak porno nie musi być zawsze męskie. I nie jest.
Można spróbować Najpierw jednak weźmy taki przykład z życia. Znam pewną zgodną zgraną parę - Adrian i Marta. W ostatni piątkowy wieczór usiedli w skupieniu przed ekranem swojego wypa-
sionego telewizora. Kolejny wspólny seans, jednak tym razem nie z ulubionymi filmami Felliniego. Fabuła jest w miarę prosta. Jakieś małżeństwo spędza wakacje na tajemniczej gorącej wyspie. Mężczyźni z wiecznym wzwodem, kobiety mają symptomy orgazmu przy pierwszym dotknięciu. Miarowe ruchy odliczane są jednostajnymi jękami, które przechodzą w krzyk. Mija kwadrans i Adrian już chciałby zacząć akcję na żywo. Marta wciągnęła się trochę w fabułę. Może nie liczy na happy end ze ślubem, ale zwraca uwagę na niuanse, które dla jej partnera są nieistotne. Parę scen ją podnieca, ale po każdej takiej pojawia się wątek, który rozśmiesza ją aż do łez. Komiczne wyzwania, teatralne gesty, kuse ubranka. - Czy to musi być aż tak absurdalnie? - pyta z niedowierzaniem. Nie da się ukryć, oboje bawią się świetnie, jednak nie o taką zabawę chodziło. Można spróbować inaczej, poza pełnometrażowymi produkcjami o bogatej tematyce i formie. W Internecie królują krótsze amatorskie filmy. Marta z popularnego serwisu wybiera 12-minutową scenkę, opisaną dokładnie: hard, anal, oral. Już nie ma historii w tle, jest
tabu za to kamera - na wprost lub w rękach mężczyzny, zbliżenia narządów i seks, więcej seksu, coraz więcej seksu. I niby wszystko jest OK… - Nie oburza mnie to. Nie jestem zniesmaczona. Tu nie dzieje się nic strasznego. To jest po prostu nudne - kwituje dziewczyna.
raczej ostro - W czym leży problem? - pytam ochoczo grono zaprzyjaźnionych dziewczyn, gdy zdradzam im, nad czym pracuję. Niby lubimy to wszystko, a potem te seanse nudzą albo śmieszą. Przecież nie podniecają nas romansidła ze sprośnym smaczkiem w tle. Nie zawsze też musimy przeżywać mentalne orgazmy na uznanych kinowych dziełach, typu „9 i pół tygodnia” czy „Oczy szeroko zamknięte”. Czasem lubimy tak, jak mówił bohater „50 twarzy Greya” do swojej niewinnej kobiety - „Ja się nie kocham, ja się pieprzę i to raczej ostro, Anastasio”. Ania, szczęśliwa mężatka przed trzydziestką: - Problemem nie jest samo porno, tylko męski punkt widzenia w nim przedstawiony. Facetom to wystarczy jako bodziec, nas to może nudzić lub śmieszyć. Jeśli kamera wędruje tak, jak akcję widzi mężczyzna podczas seksu, to mnie to trochę rozczarowuje. Bo ja na żywo widzę co innego niż nasze narządy z góry. I to co innego mnie w tym podnieca. Niech będzie inaczej Uśmiecham się szeroko, bo wiem, że z naszego różowego feministycznego niebo-piekła może spaść dla nas idealne rozwiązanie - kobiece porno, zwane alternatywnym lub nieszczęśliwie określane przedrostkiem soft. Nieszczęśliwie, bo to nie zawsze oddaje jego charakter. Nie jest prawdą, że przed każdą sceną oczekujemy miliona pocałunków i rozrzuconych na prześcieradle płatków róż czy delikatnego dotyku i muskania się palcami. A tak się to słowo prawdopodobnie kojarzy. Powiedziałabym więcej. Romantyczny silny blondyn z nagim torsem na plaży przy zachodzącym słońcu, nawet wtedy gdy robi nam „dobrze”, to nie jest już to. Ciekawsze może być nawet sado-maso z „50 twarzy Greya”, w którym to nie my spełniamy męską fantazję w lateksie, ale podporządkowujemy się swojemu oprawcy. Zabawa rozpoczęła się, zanim jeszcze przyszłam na świat, czyli gdzieś u progu lat 80. To właśnie wtedy aktorka porno Candida Royalle odeszła z pracy i założyła własną wytwórnię filmów „przyjaznych kobietom”. Czyli takich, które są kręcone przez kobiety, często bardzo różnorodne. Jedno z pewnością je łączy - tworzą z myślą o naszych potrzebach, mając na uwadze naszą perspektywę. Pokazują to, co widzimy i jak widzimy. Jako że od tego czasu minęło już ponad trzydzieści lat, obrazów dla kobiet na szklanym ekranie jest całkiem sporo. Nasze fantazje Postanowiłam zrobić dziewczynom prezent i na następne spotkanie każdej dałam wersję duńskiego filmu z wytwórni założonej przez Larsa von Triera, kręconą w 2005 produkcję „All
About Anna”. Wiem, że to obecnie najpopularniejszy „film pornograficzny dla kobiet”. Polecam, by sprawdziły w wolnej chwili w domu i jestem bardzo ciekawa reakcji. Sama mam mieszane uczucia, czy o to chodzi. Kilka dni później dzwoni do mnie Ola, trzydziestodwulatka, od pięciu lat w związku: - Obejrzeliśmy to wczoraj i nie było źle. Wciągnęło nas i wprowadziło w niezły nastrój, który nie był rozbijany co chwilę jakimś idiotyzmem jak w klasycznych pornosach. Mam wrażenie, że ujęto tam wiele wątków, o których naprawdę fantazjujemy. Coś chyba w tym jest. Zobaczymy tam i seks z nieznajomym, seks w ryzykownym miejscu, spontaniczny seks oralny i dziką namiętność. Główna bohaterka uwikłana jest w konkretną fabułę i choć wątki erotyczne dominują, da się opowiedzieć później jakąś historię. Ciała nie są ocenzurowane, ale nie ma w nich ewidentnych zbliżeń jak z gabinetu u ginekologa. - Mój chłopak powiedział, że to nadal jest lekkie, mnie się jednak podobało. Sprawdziłam już, że to pierwsza część trylogii, pewnie obejrzę kolejne - kwituje.
Bez silikonu A gdybyśmy chciały jednak bardziej dosłownych ujęć? Przecież nie może być tak, że w zamian mamy tylko ostre porno, w którym aktorkom skaczą silikonowe biusty, a mężczyźni są tak wyrzeźbieni, że aż plastikowi. Na szczęście nie ja jedyna zadałam sobie to pytanie. Po seansie z „All About Anna”, moja rówieśniczka Kamila sama podsunęła mi inny film: - Tu jest coś wartego uwagi. Historia bywa tania, dla fanów soft może być nawet niesmaczna. Ale to jest właśnie porno i moim zdaniem idealne porno dla kobiet.
orgazm nie jest częścią składową tego, co ma podniecić mężczyznę. Choć nasz partner lubi wyobrażać nas sobie jako wijące się w rozkoszy kocice, tym razem skupiamy się tylko na sobie. Bohaterki dotykają się nie po to, żeby wyglądać seksownie. I nie prężą się tak, by ich tyłek prezentował się jak najbardziej zachęcająco. Jeśli w pornoutopii standardowych filmów pretekstem do uprawiania seksu jest wizyta hydraulika, to w produkcji dla kobiet wydarzy się przy tym spotkaniu coś więcej. Sam akt również nie musi być tak przewidywalny. W alternatywnym pornoświecie aktorzy wychodzą poza utarty schemat. Bawią się, próbują, ich ruchy nie zawsze są tak doskonale wystudiowane. Używają lubrykantów, robią przerwy, śmieją się, mówią do siebie coś więcej niż wyuczone kwestie. Na ich twarzy widać realne emocje (nie, nie musi być to miłość po grób) I patrzą na siebie inaczej… Psuje to klimat? Nic bardziej mylnego. I choć brzmi to paradoksalnie, właśnie w tym ujęciu porno wyzwolone jest z wszelkich barier.
Czas zacząć Z pewnością wybór jest duży. Jeśli macie chwilę czasu, a jeszcze nie sięgnęłyście po Greya, warto sprawdzić, z czym się to je. Prawdopodobnie nie powali Was na kolana jako dzieło literackie, ale nogi mogą zmięknąć w zupełnie innym kontekście. - Ta książka to dobry wstęp - przekonuje mnie także Ania. - Ciekawa jestem, czy ci wszyscy krytycy, którzy tak skrupulatnie oceniają warstwę literacką Greya, w równym stopniu poświęcają się krytyce mainstreamowych pornosów. Banał goni banał, ale problemem staje się dopiero wtedy, gdy ktoś coś podobnego stworzy z myślą o kobietach.
Parę scen ją podnieca, ale po każdej pojawia się wątek, który rozśmiesza ją aż do łez. Komiczne wyznania, teatralne gesty, kuse ubranka. Czy to musi tak wyglądać? Kamila proponuje mi nakręcony przez Erikę Lust film „Five hot stories for Her”, pięć osobnych historii o seksie. Mamy tu parę naturalnych lesbijek, cieszących się swoją przyjemnością (właśnie swoją, a nie taką, którą na ekranie lubią oglądać faceci). Jest też zemsta perwersyjnej blondynki, która za zdradę odwdzięcza się partnerowi szaleństwem z dwoma mężczyznami. Do zbioru wchodzi sado-masochistyczna przygoda dla par, niespodziewany seks z dostawcą pizzy.
Wbrew pornoutopii Tę imponującą różnorodność wątków łączy jedno - odejście od sztandarowej, męskiej formuły ukazywania seksu, orgazmu czy ciała. W kobiecym porno jest kilka zasad, które wyraźnie, ale jednak nienachalnie, widać na ekranie. Przede wszystkim nie musimy już wątpić w autentyczną przyjemność bohaterek. Ich
Dajcie spokój. Co z tego, że ta książka nie dostanie literackiego Nobla? Przecież nie o to w tym chodzi. Może więc razi to, że silne i twarde kobiety czytają powieści o ubezwłasnowolnieniu? Tytułowy bohater każe swojej kobiecie podpisać kontrakt, który robi z niej jego niewolnicę. Jak to ma się do tych wszystkich postulatów kobiecego porno, by nie robić z nas przedmiotów, służących męskiej przyjemności? Dziewczyny odpowiadają mi bez zastanowienia, właściwie wszystkie podkreślają to samo: - To może być też nasza przyjemność, jeśli jest opisana lub pokazana z punktu widzenia kobiety. Tu nie chodzi tylko o treść, ale o formę. Więcej filmowych propozycji znajdziesz 10 marca na naszym Facebooku www.facebook.com/MiastaKobiet.Nowosci. ExpressBydgoski
miasta kobiet
marzec 2014
27
kultura w sukience W marcu czeka na nas wiele atrakcji. Dzień Kobiet? Cały miesiąc może być NASZ! Lucyna Tataruch
Odświeżamy miasto
Pablopavo po raz pierwszy
Poznaj Bokkę
BYDGOSZCZ, 1138/KSIĘGARNIA „GRATKA” 1 MARCA, GODZ. 20, WSTĘP WOLNY
BYDGOSZCZ, MCK 8 MARCA, GODZ. 20, CENA: 25/30 ZŁ
TORUŃ, OD NOWA 30 MARCA, GODZ. 20, CENA: 30/40 ZŁ
Klubokawiarnia 1138 od początku swojego istnienia stawia na zmianę otaczającej nas lokalnej przestrzeni. Idealną wizytówką tej misji jest marcowa akcja „Odśwież miasto”. Organizatorzy zamierzają ożywiać i wspierać cenne dla Bydgoszczy przedsiębiorstwa z duszą. Początkiem projektu będzie impreza muzyczna w kilkunastoletniej księgarni „Gratka”. Pomóż przywrócić dawny blask temu miejscu i sprawdź, co na tę okazję przygotują lokalni didżeje. Polecamy!
Jak najlepiej spędzić nasze święto, czyli Dzień Kobiet? Na jednym z koncertów z cyklu Muzyczne Smaki vol 8! To właśnie wtedy Pablopavo zaprezentuje utwory ze swojej najnowszej, solowej płyty „Polor”. Motywem przewodnim twórczości artysty jest sentyment do minionych czasów, czyli lat 50. i 60. Specyficzny klimat czuć zarówno w tekstach, jak i w samym brzmieniu nowych utworów. Koncert jest częścią krajowej trasy, artysta po raz pierwszy odwiedza Bydgoszcz. Takiej okazji nie można przegapić.
Od debiutu w 2013 roku tajemnicza formacja wywołała sporo zamieszania. Album zatytułowany po prostu „Bokka” w krótkim czasie trafił na czołowe miejsca rankingów podsumowujących muzyczne produkcje minionego roku. Artyści do dziś nie ujawnili swojej tożsamości. W promującym płytę singlu „Town of Strangers” usłyszeć możemy hipnotyczny wokal i szerokie inspiracje dźwiękami codzienności. Jeśli chcecie sprawdzić, czy zamiast werbla da się wykorzystać butelkę z wodą, zapraszamy na toruński koncert!
Spójrz na mnie… TORUŃ, CSW 21 MARCA, GODZ. 19, CENA: 5-20 ZŁ
Specyficzne ujęcie kobiecości, płeć kulturowa i tożsamość społeczna to przewodnie tematy wystawy, na którą w tym miesiącu zapraszają dwie austriackie artystki. W fotografiach Anity Frech i Jakoba Leny Knebl zauważyć można silną inspirację działaniami feministek drugiej fali, odwołania do współczesnych pokazów mody, sztuki czy architektury. Kobiety świadomie używają ciała jako broni. Przed czym? Sprawdźcie w toruńskim Centrum Sztuki Współczesnej.
On czy ona? Gorące tańce BYDGOSZCZ, SZKOŁA TAŃCA BAILAMOS 29 MARCA, GODZ. 14, CENA: 80 ZŁ
Im bliżej wiosny, tym większa chęć, by aktywnie spędzać swój wolny czas. Warto wykorzystać okazję, jaka pojawi się już pod koniec miesiąca. Sobotnie warsztaty taneczne Salsa & Reggaeton poprowadzi dwójka cenionych choreografów, Iwona Musiał i Victor Baeza. 6 godzin intensywnego tańca zwieńczone zostanie gorącym afterparty. Zapraszamy!
BYDGOSZCZ, ADRIA 22 MARCA, GODZ. 19:30, CENA: 75/95 ZŁ
Klinika seksuologiczna i dwoje ludzi w sąsiednich salach. Każde z nich chce coś zmienić, oboje borykają się z problemami w życiu osobistym. Rozwód, odebranie majątku, kłopoty z matką, niespodziewanie odkryte dawne relacje i zmiana płci w tle. Czy będzie to historia jak z Romea i Julii? Przekonajmy się. Zapraszamy na komediowy spektakl w gwiazdorskiej obsadzie, „Sextet, czyli Roma i Julian”.
Teatralna klamra Wieczór z Czubaszek TORUŃ, DWÓR ARTUSA 5 MARCA, GODZ. 19, WSTĘP WOLNY
Pisarka i satyryczka Maria Czubaszek znana jest ze swojego ciętego języka, błyskotliwych żartów i niegasnącej miłości do papierosów. Podczas marcowego spotkania w Toruniu z pewnością zaprezentuje serię anegdot ze świata polityki i życia celebrytów. Wydarzenie to jest także poświęcone promocji jej najnowszej książki „Boks na ptaku”. Zapraszamy na ten wyjątkowy wieczór w Dworze Artusa.
28
miasta kobiet
marzec 2014
TORUŃ, OD NOWA 8-15 MARCA, GODZ. 19/21 cena: 20-150 ZŁ
W pierwszej połowie miesiąca zapraszamy na jeden z najważniejszych festiwali teatru niezależnego w Polsce. Alternatywne Spotkania Teatralne KLAMRA od 22. edycji dają okazję do poznania najlepszych grup w kraju. Tym razem w toruńskim klubie Od Nowa będziemy miały okazję zobaczyć m.in. premierowy spektakl Arkadius za Jakubika z grupą JAZZ OUT, zatytułowany „Paląc blanty w UFO”. Występom towarzyszyć będą: wystawa fotografii, prezentacje filmowe, dyskusje, koncert grupy Paula i Karol oraz wiele innych atrakcji.
142714TRTHA
122714TRTHA
158614TRTHA
159514TRTHA
158314TRTHB
atlas kobiet
Płatna miłość
w Toruniu Najwyższe miejsce w hierarchii toruńskich prostytutek zajmowały „materace oficerskie”, zwane też „terapeutkami”, z racji zadawanej ulgi. Tekst: Janusz Milanowski
O
Toruniu zwykło się myśleć w aurze zapachu pierników, średniowiecznej krzątaniny ulicy, magii cieni rzucanych przez majestatyczne kamienice, albo jak o mieście sportretowanym przed wojną przez Józefa Czechowicza… falują gotyckich okien szramy które odbłysk na kratach rozgwieżdża suną ceglane mury bramy jedna schyliła się nawet jak maszt w bramach Wisła na przestrzał
30
miasta kobiet
marzec 2014
Toruński spleen Ale był też inny Toruń - „ufortyfikowana knajpa” (Befestigte Kneipe), albo - mówiąc językiem ulicy - „miasto k... i żołnierza”. Podobnie jak Grudziądz, gdzie przed II wojną działało 17 burdeli. Starówka „ufortyfikowanej knajpy” miała w owym czasie klimat na podobieństwo paryskiego spleenu. W uliczkach odchodzących od głównego deptaku w niemal każdej suterenie kusiła przechodniów płatna miłość. Niedroga, szybka, najczęściej brzydka i niebezpieczna. Przedwojenny urzędnik pocztowy,
wyjeżdżając w delegację, otrzymywał 5 zł diety. Wystarczyło mu na dziewczynę, wódkę i porządną zakąskę. Największy, legendarny lupanar, znajdował się na starówce przy ul. Piekary 1/3. Usługi świadczyło tam ponad 20 pań. Auf dem Backerstrasse ein bis drei ist die grosse Fickerei. Taka piosnka krążyła po Toruniu o tym przybytku. Chodzi w niej o to, że na Piekarach 1/3 można się było nieźle zabawić.
atlas kobiet Największy burdel Pomorza Popyt na takie usługi wydawał się większy niż obecnie ze względu na obyczajowy gorset. Porządna panna musiała zachować wianek do ślubu. Oficer mógł się ożenić dopiero, gdy stawał się kapitanem, a kandydatka na żonę musiała mieć akceptację dowództwa i tym samym cieszyć się nieposzlakowaną opinią. A skąd było wiadomo, że ma wianek? Z wywiadu środowiskowego. Kapitanem nie zostawało się z dnia na dzień, krew nie woda, więc młodzi żołnierze, podoficerowie i oficerowie mieli tylko jedno wyjście, by ją uspokoić: płatnerki. Podobnie zresztą jak młodzieńcy z dobrych domów, skoro z porządną panną należało się od razu żenić. Przed wojną Toruń był niczym największy burdel na Pomorzu ze względu na duży garnizon. Stacjonowali tu również marynarze rzeczni i istniała Oficerska Szkoła Marynarki Wojennej. Inną armią klientów byli liczni urzędnicy stolicy województwa pomorskiego, gimnazjaliści, młodzi robotnicy i… księża. Obyczajowy gorset skrywał podwójną moralność: mężczyzna przed ślubem musiał się wyszumieć, albo „nabrać doświadczenia”. Złe były tylko kobiety, które z biedy i braku pracy musiały się prostytuować. - Należy zauważyć, że taki przybytek jak na Piekarach to była szkoła miłości dla młodzieży męskiej - opowiada toruński senior, znawca dziejów miasta, który prosi o niepodawanie nazwiska. - Nikt ich nie piętnował za korzystanie z tych usług, ale co ci chłopcy mieli robić, skoro panienki były pobożne? Dopiero po wojsku oczekiwano od mężczyzny ustatkowania. Każda porządna torunianka donosząca cnotę do ślubu, wiedziała, jak wyglądała inicjacja jej przystojnego kapitana. Kondomy jak ziarno na polu „Widok prostytutki przechadzającej się trotuarem, nagabującej klientów z okien wynajmowanego mieszkania czy prezentującej swe wdzięki w salach restauracyjnych, kawiarnianych lub poczekalniach dworcowych nie należał do rzadkich i stanowił trwały element ówczesnej obyczajowości” - zauważa Tomasz Krzemiński w szkicu o prostytucji w przedwojennym Toruniu („Rocznik Toruński 40”). Akty płatnej miłości odbywały się w mieszkaniach dziewczyn, starówkowych suterenach albo w miejscach publicznych. - Okolice dworca Toruń Miasto i Głównego, zasiane były kondomami jak pole ziarnem. W dworcowej toalecie stał automat z „gumkami” z niemieckim i polskim napisem ostrzegawczym: „Mężczyźni, chrońcie swoje zdrowie” - opowiada senior, który przed wojną był chłopcem, ale wiele zdążył zobaczyć i się nasłuchać. Redaktor pomylił mieszkania Najwyższe miejsce w hierarchii toruńskich prostytutek zajmowały „materace oficerskie”, zwane też „terapeutkami”, z racji zadawanej
Okolice dworca Toruń Miasto i Głównego, zasiane były kondomami jak pole ziarnem. W dworcowej toalecie stał automat z „gumkami” z niemieckim i polskim napisem ostrzegawczym: „Mężczyźni, chrońcie swoje zdrowie”. ulgi. Potrafiły z gracją się wysławiać i ubierać tak, że nawet naśladowały je czasami nobliwe damy. W wynajmowanych przez siebie mieszkaniach przyjmowały wyłącznie oficerów. Orły naszej armii słynęły z częstych i długich peregrynacji ostro zakrapianych wódką z finałem na „materacu”. Tak zwany weekendowy melanż współczesny, przyprawiający mieszkańców starówki o ból głowy, to dziecinada w porównaniu z fantazją przedwojennych toruńskich oficerów. Dotyczyło to również cywilów bez względu na pozycję społeczną. Kroniki policyjne odnotowały, jak redaktor moralizatorskiego „Słowa Pomorskiego” pomylił po pijanemu mieszkania i wkroczywszy do porządnego domu, krzyknął - Ku…!
Dumny salut Z kolei biedne prostytutki pracowały gdzie bądź. Nasz rozmówca wspomina przypadek szeregowego, obsługiwanego w zaułku ulicznym. Nakrył go przy tym sierżant, który po żołniersku sklął nieboraka podczas aktu. Tenże przeraził się strasznie, bo zhańbił mundur, co uchodziło za świętokradztwo. Był tak przerażony, że stanął na baczność z opuszczonymi spodniami salutując interesem. I wówczas w obronie biednego wojaka stanęła panienka. - A za przeproszeniem pana sierżanta! Toć gdzie my mamy się bawić? Podoficer pokiwał ze zrozumieniem głową i odszedł. Biedne prostytutki nie wysławiały się ładnie. Były pijane, brzydkie i opuszczone. Te lepsze, jeśli nie piły, odkładały na posag i znajdowały mężów. Nasz rozmówca wspomina przypadek dwóch zamożnych, znanych torunian („nie zdradzę nazwisk”), którzy ożenili się z grudziądzkimi prostytutkami na gościnnych występach w Toruniu. Panie przekonały panów, że to za ich sprawą są brzemienne. Panowie ucieszyli się, że będą mieć synów i zaprowadzili je do ołtarza. - Okazały się świetnymi partnerkami również dla innych żonatych mężczyzn - wspomina Senior. - Prawdą jest, że samotny, nieco starszy facet ze stałymi dochodami, gdy został dobrze obsłużony, to wyciągał dziewczynę z burdelu i żyli całkiem szczęśliwie, choć ona dalej ukradkiem dorabiała. Tryper - zaszczytna blizna Wszystkie prostytutki były pod kontrolą władz. Obowiązkowo musiały posiadać książeczki z badaniami. Choroby weneryczne były plagą do tego stopnia, że złapanie trypra (lżejsza odmiana kiły) przez mężczyznę nie przynosiło ujmy. Wręcz przeciwnie. Było to jak zaszczyt-
na blizna po bolszewickiej szabli. Problem był jednak poważny. Dlatego pierwszy prezydent Torunia dr Otton Steinborn w 1921 stworzył przymusowy zakład leczniczy dla prostytutek, usytuowany w okolicach ruin zamku krzyżackiego. Rozgrywały się tam najbardziej chyba nieobyczajne sceny w dziejach miasta. Panie na kuracji ani myślały, by odpocząć od roboty. Armia szturmowała zakład regularnie, opuszczając dziewczyny na linach, a interweniująca policja zbierała łomot od żołnierzy i marynarzy. Gen. Edmund Hauser, dowódca Obozu Warownego Toruń, musiał wydać specjalny rozkaz, zabraniający wojsku wstępu w okolice ruin. Nota bene, generał miłując swych podwładnych, bynajmniej nie uczynił tego od razu. Władze cywilne dość długo musiały o to wnioskować. Atrakcyjne przerwy międzylekcyjne mieli młodzieńcy uczący się w Gimnazjum Państwowym na Małych Garbarach. Naprzeciw szkoły mieszkały prostytutki, które całymi dniami demonstrowały w oknie obnażone piersi. Podobne sceny rozgrywały się w dzień w wielu miejscach miasta, które w nocy tętniły orgiami.
To był ktoś Po wojnie za walkę z prostytucją zabrała się ostro moralność socjalistyczna. W grodzie Kopernika w Technikum Medycznym przy ul. Słowackiego założono placówkę reedukacyjną, gdzie umieszczono prostytutki z Wybrzeża. Niebogi miały się tam uczyć krawiectwa, kuchni i nabierać świadomości klasowej. - No i zrobiło się Eldorado! - wspomina senior. - Panie lekkich obyczajów też miały swoją misję do spełnienia. Uświadamiały w parku młodzież szkolną i wojsko, żeby mieć na papierosy i wódkę. Nasz rozmówca akcentuje, że w czasach komunizmu szczególnymi względami u prostytutek cieszyli się dziennikarze. - Był taki słynny redaktor playboy, który chwalił się, że jedna toruńska panienka powtarza mu zawsze: dam ci bez pieniędzy, choćbym żyła w skrajnej nędzy. Zamiast zakończenia Dziś toruńską starówkę przemierzają tylko dziewczyny z różowymi parasolkami, zapraszające mężczyzn do lokalu z rurą. Na największej stronie z anonsami płatnej miłości po wybraniu Torunia znajdzie się jednak ponad setka ogłoszeń „Napalonych Sandr”, „Głębokich Gardeł”, „Rozkosznych 19-tek”. Koloryt miasta grzechu już nie pulsuje na toruńskiej starówce. miasta kobiet
marzec 2014
31
temat
32
miasta kobiet
marzec 2014
jej pasja
Książki autorskie są gościnne, zapraszają do środka. Mówią: wejdź, pobądź trochę ze mną, tutaj możesz pomarzyć, pomyśleć o czymś ważnym, przejrzeć się w sobie, odkryć coś… Z Iwoną Chmielewską*, dwukrotną laureatką „ilustratorskich oskarów" rozmawia Jan Oleksy Zdjęcia: Jacek Smarz
Można rozmawiać z Panią, posługując się tytułami Pani książek. Zacznijmy zatem od „O wędrowaniu przy zasypianiu”. O czym Pani myśli przed snem? Im jestem starsza, tym trudniej mi zasnąć. Mam kłopoty z nadmiarem myśli, a kiedy pracuję nad nową książką, to wtedy prawie nie sypiam. Żeby zasnąć, muszę te myśli odgonić, a one wracają i dobijają się. I wtedy jest „12 przerwanych snów”? To kolejny tytuł Pani książki… Tak (śmiech). Jest taka książka… I rano, kiedy otwiera Pani oczy, to pojawiają się te wszystkie postaci, bohaterowie książek? Tak, od razu. To jest fascynujące i męczące zarazem. Ostatnio przeczytałam artykuł o pochwale nieróbstwa, o tym, że powinniśmy zawieszać wzrok gdzieś w pustkę, bo wtedy mózg włącza
inną sieć. Ja to robię od urodzenia i bardzo się tym obciążam, mając poczucie winy, że nic nie robię. Gapię się w ścianę albo w okno. No, ale tak podobno trzeba się resetować. Modny jest teraz reset. Zasada nicnierobienia jako forma wypoczynku też robi karierę. Nie wiedziałam, że jestem modna. Odkąd pamiętam, to zawsze w taki sposób pracuję. Nie robię „nic” przez długie tygodnie, a potem nagle przyspieszam, włączając tryb 24-godzinny. Można powiedzieć, że ma Pani nienormowany czas pracy. Tworzy Pani w domu, nie wychodzi do biura… Nie zamyka wszystkich spraw o godzinie 15. Moja praca jest wynikiem tego, co mnie zainspiruje. Na przykład teraz, idąc do pana, moją uwagę zawróciły płyty chodnikowe. Od razu zaczynałam sobie budować historie, o płytach
zrobionych ze skał. Wymyśliłam, co to za skały i skąd pochodzą. Zawsze wzrok wlepiam w jakieś detale i szukam powiązań. I te obrazy w Pani pozostają? One segregują się w jakieś katalogi, dopowiadam do nich narrację. Muszę to coraz częściej notować, bo z pamięcią już gorzej. Zapisuje Pani obraz słowami? Robię notatki o tym, co mnie inspiruje. To wstępny temat książki. A potem te zeszyty stoją i czekają na swój czas… Najpierw powstaje tekst, który następnie jest uzupełniony obrazem, czy tekst i obraz tworzy Pani równocześnie? Czasem najpierw powstaje obraz, a do niego dopisuję tekst. Nieraz jednak wszystko pojawia się jednocześnie. Niektórzy określają mnie słowem ilustrator, ale nie jest to ścisłe, bo ja miasta kobiet
marzec 2014
33
temat
nie podporządkowuję się tekstowi, nie zdobię go, ani go nie pokazuję. Ja robię picturebook, w których obraz czasami przeczy tekstowi, opowiada inną historię. Dopiero związek obrazu ze słowami tworzy w głowie odbiorcy całościowy przekaz. Ważną rolę pełnią u Pani różnego rodzaju metafory. Czy nie chce Pani niczego narzucać odbiorcy? To jest coś, czego się wystrzegam. Interpretacja musi należeć do odbiorcy. Ja tylko staram się zadawać pytania. Jeśli przeczyta pan sam tekst mojej książki, to bez obrazów właściwie niewiele on panu powie, wyda się pewnie banalny. Zaczynie żyć dopiero w kontekście obrazów, które mu towarzyszą. Tekst bez obrazów i obrazy bez tego tekstu niewiele znaczą. Na tym właśnie polega istota picturebooka. Tekst w Pani picturebookach przypomina trochę podpisy do obrazów. Nie nazywa Pani rzeczy po imieniu, tylko kieruje myślenie w jakąś określoną stronę. Wydaje mi się, że Pani książki są bardziej literaturą dla dorosłych niż dla dzieci… One są dla ludzi w każdym wieku. Dla najmłodszych również. Są dzieci, które nie mają szans ich poznać, bo rodzice czy przedszkola oferują im same oczywiste książeczki albo standardowe bajki. Moje książki to nie są książeczki, to są poważne przekazy, czasem o trudnych społecznie tematach. Oczywiście ich odbiór zależy od samych dzieci. Niektóre odrzucą je od razu, a inne się zachwycą i będą po nie często sięgać. Dzieci potrzebują dorosłych jako przewodników. Na tym polega niepopularność tych książek. Są niszowe, bo dorośli nie zawsze mają czas i ochotę, by z dziećmi wspólnie je analizować. Wolą kupić kolorową, łatwo strawną książeczkę i zostawić z nią dziecko. Wtedy nie będzie zadawało męczących pytań. Miś idzie na spacerek i spotyka przyjaciela, wszystko się dobrze kończy. Jednak dziecko potrzebuje rozwoju. Trzeba dzieciom stawiać poprzeczki coraz wyżej. W świecie rzeczy, które już znają, które nie są dla nich odkryciem, po prostu się nudzą i nie rozwijają. Zresztą dorośli także.
34
miasta kobiet
marzec 2014
Dzieci widzą i interpretują inaczej niż dorośli. Pamiętam, że ulubioną książką mojego syna była wierszowana opowieść „Pampuszek”. Nie rozumiałem, dlaczego tak się zachwycał tą książką. Mnie wcale się nie podobała, uważałem ją za lipną literaturę. Widocznie mu to było potrzebne. Dzieci czasem lubią kiczowate książki, to nic złego. Najważniejsze jest to, żeby miały coś do wyboru, by poznawały różne punkty widzenia, różną estetykę. Rodzice często boją się takich książek jak mój „Pamiętnik Blumki”. Ona ich przeraża, bo mówi o Korczaku i sierotach. Dorośli obciążeni są poczuciem winy, doświadczeniami, wiedzą o tym, czym była Treblinka. Tymczasem najmłodsi odbierają „Blumkę” zupełnie inaczej, jako przygody dzieci żyjących w domu sierot przed wojną. Zajmuje się nimi mądry człowiek, który tworzy im szczęśliwy świat. Na całym świecie dzieci pragną ciepła i szacunku. Książka wydana jest już w siedmiu krajach, nawet egzotycznych, więc chyba jest uniwersalna. Czyli dzieci „czytają” głębiej niż dorośli? Dziecko chce poznawać, zadaje pytania godne filozofów. Przy lekturze jest szansa na rozmowę, podczas której rozwija się nie tylko dziecko, ale również dorosły. Moje książki łączą pokolenia. Każdy inaczej je odczytuje, bo ma inne doświadczenia. Wykorzystując te książki można prowadzić też wiele warsztatów dla dzieci i dorosłych z kreatywnego myślenia. Jak się Pani książki weźmie do ręki, to łatwo zrozumieć, skąd te przyznane nagrody. To zupełnie inny wymiar. Przyznaję, że po prezentacji picturebooków odkrywam Amerykę. Nie miałem świadomości, z czym mam do czynienia. Nie tylko pan doznaje takiego oświecenia. Te książki tak działają. Odbieramy je w zależności od nastroju. Odpowiadają na potrzeby duchowe człowieka. To, że pan ich nie zna, jest dla mnie zrozumiałe. W mediach się o nich nie mówi, trudno je u nas kupić. Za to w Korei jest Pani niezwykle popularna, odnosi Pani sukcesy na całym świecie.
A polscy wydawcy nie interesują się tymi książkami? Coraz bardziej się interesują. Może wpłynęły na to bolońskie nagrody. Moje koreańskie książki (czyli prawa do nich), są kupowane do Polski. Zataczają krąg. To zabawna sytuacja. Teksty piszę po polsku, potem przekładane są na koreański. W Meksyku jedna z moich książek jest lekturą szkolną. Tłumaczona z koreańskiego na hiszpański. To trochę jak głuchy telefon. „Cztery strony czasu” to książka o Toruniu dla… koreańskich czytelników. Promuje nasze miasto. Książkę tę robiłam pięć lat temu na zamówienie wielkiego koreańskiego wydawcy. Została wydana również po chińsku. Szkoda, że tak niewielu torunian ją zna, choć od pół roku jest już także po polsku. Trudno ją zdobyć w naszym mieście. Na jej promocję w zeszłym
jej pasja roku przyszło do Dworu Artusa sporo torunian, ale żaden z zaproszonych urzędników związanych z kulturą. Informacje nie pojawiły się też w mediach. Wiem, że pod wpływem tej książki do Torunia przyjeżdżają koreańscy turyści. Pierwszy nakład bardzo szybko rozszedł się w całej Polsce. Słyszę od czytelników z innych miast, że Toruń powinien być z „Czterech stron czasu” dumny ale czy jest? Tą książką potwierdza Pani hasło „Toruń inspiruje”? Mnie zawsze inspirują losy ludzi, ich codzienne życie na tle „wielkiej” historii. Wolę to hasło od „Toruń kręci”.
Jeżeli chcesz poznać, na czym polega fenomen picturebooków, zajrzyj na naszą stronę na Facebooku. Znajdziesz tam fragmenty książek Iwony Chmielewskiej. www.facebook.com/MiastaKobiet.Nowosci. ExpressBydgoski
*Iwona Chmielewska Ukończyła grafikę na Wydziale Sztuk Pięknych UMK, mieszka w Toruniu, tworzy głównie autorskie picturebooks, z których większość wydawana jest w Korei Południowej, a także w Niemczech, Francji, Japonii, Izraelu i innych krajach. Laureatka wielu nagród, dwukrotnie zdobyła „ilustratorskie Oskary”, Bologna Ragazzi Award. W zeszłym roku jej autorska książka „Oczy” wygrała z ponad pięciuset książkami z całego świata.
miasta kobiet
marzec 2014
35
kobieca perspektywa
Ze wszystkich sił Po katorżniczym treningu pudrują siniaki i w zwiewnych sukienkach wyruszają z koleżankami na zakupy. Tekst: Paulina Błaszkiewicz Zdjęcia: Jacek Smarz
D
o południa ich dzień wygląda tak samo jak rówieśniczek. Śniadanie, a potem kilka godzin w szkole. Później zaczynają zajęcia lekkoatletyczne w klubie. Skłony, przysiady, dużo biegania. W weekendy dziewczyny trenują ostrzej. Wspinaczka po drabinie hakowej, pożarniczy tor przeszkód, sztafeta pożarnicza i ćwiczenia wzmacniające, to najważniejsze punkty programu. Na koniec krew, pot i łzy szczęścia. Ich wysiłek został nagrodzony. Nastolatki z Torunia i Papowa Toruńskiego powalczą o zwycięstwo na III Mistrzostwach Świata Juniorów w sporcie pożarniczym w czeskich Svitavach. W tym roku po raz pierwszy w historii mistrzostw do udziału zostały dopuszczone kobiety. Kim są nasze reprezentantki? Odbiegają od stereotypowego wizerunku sportowej dziewczyny w dresie i adidasach.
Trening, czekolada i shopping - Wkurza mnie to myślenie, że silna i wysportowana dziewczyna nie może być kobieca. Wręcz przeciwnie. Proszę spojrzeć na nasze figury, my nie musimy liczyć kalorii. - A co z waszą dietą? - pytam. - Będziemy się o nią martwić, gdy skończymy 25 lat. Podobno wówczas metabolizm spada. Na razie nie musimy się katować. Poza tym, jak uprawiasz sport, to nie bardzo masz ochotę na fast foody, ale grzeszymy miłością do czekolady - przyznają. Dziewczyny lubią kobiece przyjemności, jak zakupy i wypady do kina. Po katorżniczym treningu pudrują siniaki i w zwiewnych sukienkach wyruszają z koleżankami do sklepów. - To nie tak, że trenujemy od rana do nocy - podkreślają. - Ale na pewno pracujemy więcej niż wiele naszych koleżanek, bo w sporcie najważniejsza jest wytrwałość i systematyczność. Bez tego nic się nie osiągnie. Teraz pracy jest dużo więcej niż do tej pory, bo mamy o co walczyć. Poprzeczka została podniesiona bardzo wysoko, ktoś pokłada w nas duże nadzieje - podkreśla Kasia Sokołowska, nastoletnia reprezentantka Torunia na lipcowych
36
miasta kobiet
marzec 2014
Mistrzostwach Świata Juniorów w sporcie pożarniczym.
Zakwasy i sińce Kasia na pierwszy rzut oka nie przypomina sportsmenki. Długie blond włosy, kobieca figura. Na oficjalnym przyjęciu do reprezentacji Polski pojawiła się w czarnych, wysokich szpilkach, krótkiej spódniczce i pudrowym żakiecie. Do tego wyraźny makijaż. Sala zamarła na ten widok… - Czasami lubię taką metamorfozę - śmieje się Kasia. - Niech pani przyjdzie na nasz trening. Zamiast dobranego podkładu, będzie pot na czole, a po zajęciach zakwasy i sińce. Wtedy nie myśli się o założeniu szpilek, bo wszystko boli. - To nas różni od chłopaków - dodaje Marta Lach (filigranowa, uśmiech łobuziaka). - Możemy wcielać się w różne role. Czy to nie fajne, że przez chwilę możemy czuć się silniejsze i inne od tej brzydszej płci? Marta zauważa, że w sporcie nie ma podziałów, a jeśli są, to wynikają z naszej mentalności. W krajach skandynawskich dziewczynki są wychowywane w duchu
sportowym. Mają takie same prawa jak chłopcy. U nas powoli się to zmienia, choć wiele osób uważa, że sport kobietom nie przystoi. - Dziewczyny, ale to nie jest taki zwykły sport… - Fakt, ale warunki, które trzeba spełnić, by go uprawiać, są takie same dla obu płci - ripostuje Marta. - Czasem się śmiejemy, że jesteśmy dużo silniejsze i szybsze od chłopaków. On biegnie, a ja jestem dwa kilometry przed nim - dodaje ze śmiechem drobna blondynka. - Chłopacy się was nie boją ? - Coś ty! Większość z nas ma chłopaków, którzy doskonale rozumieją nasze pasje. Oni wiedzą, że jesteśmy bardziej „dziewczyńskie” niż wielu osobom się wydaje. Ale coś jest nie tak z postrzeganiem dziewczyn, które trenują. Nawet nasz trener był zaskoczony, kiedy zobaczył nas w normalnych strojach. Powiedział: „Nie wiedziałem, że te moje dziewczyny to takie laski”. - Nie denerwują Was takie wypowiedzi? - Nie, to miłe - mówi z przekonaniem Kasia Sokołowska. - Jesteśmy normalnymi nastolatkami, które poza tym, że kochają adrenalinę i sport, prowadzą zwykłe życie i chcą się podobać.
Liczy się tu i teraz Niektóre z nich za dwa lata zdadzą maturę, co wtedy? Linda Weiszewski, jedna z reprezentantek uprawiająca sport od dzieciństwa, w lekkoatletyce zdobyła już prawie wszystko, a teraz myśli o studiach na AWF. Kasia Sokołowska kocha ruch, dlatego marzy o tym, by zostać choreografką. Marta Lach widzi siebie w szkole oficerskiej. - Jeśli raz poczujesz takie emocje, jak my na zawodach czy treningach, to potem trudno z tego zrezygnować - mówi. - Zobaczymy, co będzie. Na razie chcemy się skupić na najbliższej przyszłości. Mamy cel, o który chcemy powalczyć ze wszystkich sił. Marzenia trzeba mieć, ale trzeba też umieć im pomóc. Nic nie spada z nieba. Wyznajemy zasadę, że do wszystkiego dochodzi się małymi krokami. Nam udało się zrobić kilka kroków do przodu, więc może warto iść za ciosem?
296714BDBHA
Twoje dziecko lubi kreatywną zabawę?
www.alfik.com.pl
Zależy Ci na bezpiecznym, twórczym, przyjaznym miejscu dla Twojego Maluszka ? Nasza oferta jest właśnie dla Ciebie !
: NIAMY ZAPEW M O I C DZIE zabawę, anie • Świetną opiekę i wychow ieczeństwa, ą n ezp • Codzien rze akceptacji i b wej o fe s o ra g w atm y pro m podstaw olnego, ję c a z li a szk • Re wową nia przed wychowa zabawę – podsta rzez • Naukę p dziecka, ość n w pomoce ty k a szystkie w ie tn ła • Nieodp daktycznych, ą dy do zajęć potkania ze sztuk u i, s z k tr z c ie ie w c o y •W ieżym p w ś a n y • Zabaw
GWARANTUJEMY: • Wyłącznie wykwalifikow ana kadrę pedagogiczną, • Sale zabaw wyposażone RODZICOM OFERUJEM w pomoce i zabawki Y: dostosowane do wieku • Godziny urzędowania dostoso dziecka, wane • Domową, życzliwą, peł do ich potrzeb, ną ciepła i radości atmosferę, • Warsztaty podnoszące kompet encje, • Posiłki dla dzieci przygo • Konsultacje z psychologiem towywane we własnej kuchni, i logopedą, • Przedszkole posiada sal • Spotkania rodzinne, ę gimnastyczną i piekny ogród dla dzieci • Imprezy integrujące , • Od O powiednie przygotow anie dzieci do rozpoczęcia nauki w szkole.
INFORMACJE I ZAPISY CODZIENNIE DO GOD. 17 00
Przedszkole Prywatne „ALFIK” • Toruń, ul. Dziewulskiego 31 • tel. 56 648 4974 • przedszkole@alfik.com.pl
160014TRTHA
PRZEDSZKOLE DSZKOLE „ALFIK” ALFIK” OGŁAS OGŁASZA NABÓR ÓR NA ROK SZKOLNY Y2 2014/ 2015
męskim okiem
Kobiety patrzą! Uwaga! Autor nie identyfikuje się z opisanymi poniżej postawami. Podobieństwo do osób prawdziwych - wielce prawdopodobne. *Janusz Milanowski Panowie, do cholery! Znaleźliśmy się pod lupą brytyjskiej Agencji Ochrony Zdrowia, ponieważ oszacowano, że co drugi Polak nie myje rąk po wyjściu z toalety (podobnie postępuje co czwarta Polka, ale nie idźmy tą drogą). Od znajomych Polek mieszkających w Rzymie tyle dobrego nasłuchałem się o polskich mężczyznach na tle włoskich chłopców, że pękałem z dumy, a tu takie fuj!
jestem. Zaczynają się więc twarde negocjacje, przeplatane prośbami: „zrób to dla mnie”, „poczujesz się lepiej, a mi będzie miło”. Ale Włoch ma to głęboko. Przecież pachnie sobą. Co trzecia Włoszka narzeka na brak stosunków intymnych z partnerem m.in. z tego powodu. - Gdy zrobię porządną awanturę, to przez trzy wieczory bierze prysznic, a potem zaczyna się od nowa - potwierdziła mi na FB znajoma włoska fotografka. I potwierdza: przenoszone przez tydzień gatki to norma.
Co piękni chłopcy mają w spodniach …Było to jakoś latem. Szedłem toruńskim deptakiem z moją rzymską przyjaciółką, gdy wyszła na nas grupa młodych Włochów. Szli falą, przez całą szerokość ulicy, głośno drąc gęby. Spodnie, koszulki dopasowane do sportowych sylwetek (i za to im chwała, podobnie jak za sandały bez skarpet), obowiązkowy dwudniowy zarost, ciemne okulary, na szyjach bandanki. Słowem - chłopcy jak z żurnala. Moja towarzyszka zaczęła się śmiać. - Czy oni mówią coś śmiesznego, przetłumacz mi proszę - poprosiłem. - Nie, mówią pierdoły, a ja się śmieję z tych biedulek, które zatrzymały się na ich widok. One nie wiedzą, że ci śliczni chłopcy potrafią tydzień nie prać gaci. I dowiedziałem się, że… włoski superkochanek przed wyjściem do pracy pindrzy się starannie całym arsenałem kosmetyków, bo tam nie można śmierdzieć. Wieczorem jego partnerka zaczyna dyplomatycznie nakłaniać go do pójścia pod prysznic. I guzik. Nie pomaga nawet propozycja wspólnej zabawy. Po co aż iść pod prysznic, zmęczony R
E
na zaciśniętej pięści i… „pikował” małym palcem między zębami. Mechanizacja ów paznokieć przycięła i takiego widoku raczej nie uświadczysz. Można jednak zaobserwować inne zjawiska. W hallu wielu restauracji nie ma mechanicznego pucybuta. Wiadomo, że elegancja zaczyna się od stóp, więc trzeba sobie radzić. Do dziś pamiętam pewnego toruńskiego biznesmena. Zakładał na siebie kilka tysięcy dolarów i tak wyrychtowany podpierał z dumą bar. Niedbale sącząc najdroższą whisky, taksował wzrokiem dziewczyny, ale bardzo starannie wycierał buty w nogawki własnych spodni.
Anioł ci upierze A my oczywiście nie wzbraniamy się przed praniem. Gatki do pralki (zapas świeżych jest w szafie za sprawą anioła) i czekamy, aż włączy ją nasza dziewczyna, bo ona najlepiej się na tym zna. Nareszcie czyste i suche, więc jest czym pogrzebać w uchu. Patyczek z wacikiem zostawmy frajerom, którym nie drżą łapy na kacu. Zima, więc golf przykryje włosy na karku. Zresztą, za parę dni fryzjer, więc nie ma sensu wyginać się przed lustrem. Hery pod pachami załatwi się w letniej porze, gdy w końcu będzie można zdjąć te trumniaki i w skarpetkach wskoczyć w sandały. A włoskami w nosie to już w ogóle nie ma sensu się przejmować - nie przesadzajmy.
Zamiast zakończenia Zdarzyło się to podczas odwrotu wojsk napoleońskich. Apatyczni żołnierze w rozchełstanych mundurach, z opuszczonymi głowami idą tłumnie przez małe miasteczko we Francji. Bonaparte z bólem patrzy na swą dumną niegdyś armię i nagle głośno krzyczy. - Żołnierze! Kobiety patrzą! I w szeregi piorun strzelił. Mundury jakby same zapięły się na ostatni guzik. Dowódcy odzyskali twardy głos… Równaj szereg, na ramię broń, marsz! Znów dumnie. Panowie - kobiety patrzą…
Autopucybut Niegdyś w restauracjach bez trudu można było rozpoznać plantatora pomidorów. Otóż miał dłuższy paznokieć na kciuku, którym pikował pędy w szklarni. A w restauracji udawał, że zamyślony po posiłku opiera się K
L 156314TRTHA
W SUPER CENIE OKULARY DO CZYTANIA I CHODZENIA W JEDNYM
274714BDBHA
PROGRESY, SZKŁA PROGRESYWNE
*Janusz Milanowski Dziennikarz, publicysta, fotograf. Miłośnik długodystansowego pływania i jazzu.
A
M
A
153914TRTHA 237014BDBHA
156014TRTHA