Piłka Nożna
Wydawca Piłkarska Prawda Redaktor naczelny Mikołaj Kortus Zastępcy
Michał Jurek, Marcin Maciejewski
Oprawa graficzna
Dawid Haczyk Kaźmierczak Karol Dolata
Magazyn współtworzyli
Michał Jurek, Michał Łopienski, Krystian Działowy, Mateusz Rzepecki, Sandra Kacperczyk, Wiktor Dziamski, Mikołaj Kortus, Damian Panek, Dawid Brilowski, Szymon Kraśkiewicz, Marek Wawrzynowski, Michał Rygiel Andrzej Gomołysek, Kuba Kaczmarek, Patryk Kipigroch, Paweł Skorb, Piotr Przyborowski, Karol Jaroni Mateusz Świerkowski, Kamil Skrzypiński, Łukasz Mackiewicz Przygotowanie Przemysław Augustyn Kontakt redakcja@pilkarskaprawda.pl Październik, 2014/2
2
Październik był niesamowity. Piłkarsko przede wszystkim. Nie tak często przecież pokonuje się mistrzów świata. Tak, orły Nawałki dokonały czegoś historycznego, co zapamiętamy na lata. 2:0 na Stadionie Narodowym w meczu o punkty eliminacji Mistrzostw Europy i pierwsza wygrana w historii. Reprezentacja, którą krytykowano i wyśmiewano stała się „legendarna”. Kilka dni później w meczu z Szkocją, co prawda mogło być lepiej, ale nie narzekajmy. Siedem punktów po trzech meczach w tychże eliminacjach, jeszcze przed ich rozpoczęciem wziąłbym w ciemno z pocałowaniem ręki. Na dodatek, mistrz naszego kraju w fazie grupowej Ligi Europy z trzema zwycięstwami lideruje w tabeli, pokonując kluby, które wydawałyby się na papierze mocniejszymi od Legii. Jednak nie od dziś wiemy, że pieniądze nie grają. Do nuty szczęścia wystarczyło dołożyć zaangażowanie i komplet oczek w garści. Piękny widok, co?
Wiele wydarzyło się również na ligowych boiskach, bo nie zapominajmy, ten futbol jest najpiękniejszy. Zawiszę z marazmu próbuje wyprowadzić trener Rumak, wspaniałą ligową passę ma Probierz z Jagiellonią, a w tabeli przewodzi Berg ze swoją Legią. Ot, taki skrót tego, co przeczytacie w tekście Mateusza Rzepeckiego. Drugi już numer magazynu Piłkarskiej Prawdy tworzyliśmy wraz z nowymi twarzami w redakcji. Choć dopiero co prezentowaliśmy pierwszy numer, to ten znacznie różni się od swojego poprzednika. Wbrew pozorom znajdziecie tutaj rzeczy, o których być może nie słyszeliście, a powinniście. Muszę przyznać, że z numeru na numer co raz bardziej się rozkręcamy. Nie pozostaje mi nic innego, jak wziąć głęboki oddech i… cała naprzód.
Pozdrawiam, Mikołaj Kortus
3
Piłka Nożna
szyscy dobrze wiemy jak ciężko jest być trenerem w naszej Ekstraklasie. Wystarczy kilka porażek, słabsza dyspozycja podopiecznych przez pewien okres czasu, by posadę szkoleniowca przejął ktoś inny. Kluby zwalniają osoby prowadzące zespół na potęgę, nie wyciągając przy tym żadnych wniosków. I tak stabilności szukają m.in. Niebiescy. Ruch Chorzów zwolnił Jana Kociana, najlepszego tren-
W
ie eliminując FC Vaduz i Esbjerg fB. Najwidoczniej to nie wystarczyło władzom klubu, które zdecydowały się na rozwiązanie kontraktu ze Słowakiem. W jego miejsce pojawił się uwielbiany przez tamtejszych kibiców Waldemar Fornalik, z którym wiązane są spore nadzieje. Niemal natychmiast byłego selekcjonera obwołano wybawcą Ruchu, będącego w piłkarskim dołku. Oczekiwania są spore i pomimo przegranego meczu z Cracovią, kibice wierzą, że ta osoba odmieni
Słowak długo bezrobotny nie będzie. Kilkanaście dni po utraceniu posady w Chorzowie, zwolniło się miejsce w Pogoni Szczecin, skąd odszedł Dariusz Wdowczyk. Zarząd nie był zadowolony z uzyskiwanych przez 52-latka wyników, czego efektem było jego zwolnienie. Zobaczymy, jak długo trener Wdowczyk będzie oczekiwał na oferty z innych ekstraklasowych klubów. Patrząc na to, co dzieje się w naszej lidze, można stwierdzić, że niewiele. No ale zobaczymy co czas przyniesie. Trenerska karu-
era sezonu 2013/14, który wprowadził swoich podopiecznych na 3. miejsce w ligowej tabeli, choć wszyscy zakładali walkę o utrzymanie, a ostatnio godnie reprezentował naszą ligę w europejskich pucharach, niespodziewan-
na nowo oblicze ich klubu. Nam nie pozostaje nic innego jak dać trenerowi czas na wprowadzenie swojej filozofii gry i ocenienie w późniejszym czasie pracy z zespołem. Powracając do Kociana - szybko okazało się, że
zela trwa w najlepsze i nikt się tym nie przejmuje, choć w tym sezonie doszło już do szóstej zmiany szkoleniowca w Ekstraklasie. Trenerów zmieniano już w Lechu (Rumak, Chrobak, Skorża), Lechii (Machado, Unton), Zawiszy (Paixao,
4
Rumak) ii we we wcześniej wcześniejwspominanych wspominanych Ruchu oraz Pogoni. Pogoni. Zobaczymy, Zobaczymy,co coowe owe wniosą. Miejmy Miejmy tylko tylkonadzieję, nadzieję, zmiany wniosą. że trenerzy będą będą mieli mieliszansę szansęwdrożyć wdrożyć swoją filozofię filozofię gry gryi inie niezostaną zostanązwolniezwolni po kilku tygodniach współpracy. nieni po kilku tygodniach współpracy. Zawisza zaskakuje, zaskakuje, trzy trzy punkty punktyotrzyotrzymuje! Dokładnie, Rycerze Rycerze Pomorza Pomorza ww końcu końcu Zespół prowadzony prowadzony przez przez zwyciężyli! Zespół Mariusza Rumaka Rumaka pokonał pokonałna nawłasnym własnym GKS Bełchatów, Bełchatów, dzięki dzięki czemu czemu boisku GKS zakończył trwającą dokładnie trzy miezakończył trwającą dokładnie trzy siące serięserię bez bez zwycięstwa. Istotną rolę miesiące zwycięstwa. Istotną w tym małym sukcesie odegrał kapitan rolę w tym małym sukcesie odegrał drużyny drużyny - Michał -Masłowski, w którym kapitan Michał Masłowski, było widać ogromną chęć do gry. wław którym było widać ogromnąTochęć śniegry. tenTozawodnik wniósł sporąwniósł jakość do właśnie ten zawodnik do gry zespołu oraz dał Zawiszy zwycięsporą jakość do gry zespołu oraz dał stwo, strzelając bramkę na 2:1bramkę i choć Zawiszy zwycięstwo, strzelając nic wcześniej na to nie wskazywało, na 2:1 i choć nic wcześniej na to nie bydgoszczaniebydgoszczanie pokonali świetnie spisuwskazywało, pokonali jącego się beniaminka z Bełchatowa. świetnie spisującego się beniaminkaTo umożliwiło im zmniejszenie zzwycięstwo Bełchatowa. To zwycięstwo umożstraty punktowej do Korony i Ruchu, liwiło im zmniejszenie straty punkktórzy do w chwili obecnej mająktórzy zaledwie towej Korony i Ruchu, w o jedno oczko więcej. Jednak to nie chwili obecnej mają zaledwie o jedno pora na zachwyt, bowiem oczko więcej. Jednak to nieprzed pora nimi na jedno z najcięższych spotkań w tym zachwyt, bowiem przed nimi jedno z sezonie - bójspotkań z LegiąwWarszawa. Jest najcięższych tym sezonie się czym martwić, biorąc pod uwagę - bój z Legią Warszawa. Jest się czym pozycję klubu stolicy w tabeli Ligi martwić, biorącze pod uwagę pozycję Europy i Ekstraklasy. Ponadto Zawisza klubu ze stolicy w tabeli Ligi Europy i zmierzy się Ponadto jednocześnie z najskuteczEkstraklasy. Zawisza zmierzy niejszym zespołem w Ekstraklasie się jednocześnie z najskuteczniejszym i jednym z w tych, którzy tracą najmniej zespołem Ekstraklasie i jednym z bramek, przy czym zespół Mariusza tych, którzy tracą najmniej bramek, przy Rumaka do Mariusza najsilniejszych czym zespół Rumakawdoobronie najsilnie należy, a nawet pod tym względem niejszych w obronie nie należy, a nawet jest najsłabszy w lidze, 32 strapod tym względem jest mając najsłabszy w cone bramki w 12 kolejkach. Mimo lidze, mając 32 stracone bramki w 12to Bydgoszczanie nieto zwracają na to uwagi, kolejkach. Mimo Bydgoszczanie nie azwracają sam trener zapewnia, że nie musi na to uwagi, a sam trener nikogo motywować do walki. Zawodnicy zapewnia, że nie musi nikogo motypoczuli w końcu sprzyjający wiatr i będą wować do walki. Zawodnicy poczuto jak najlepiejwiatr wykorzystać. lichcieli w końcu sprzyjający i będą
pieniądzesię i niezmożna miećwybierając o to do niego pożegnał klubem, pretensji. Co prawda piłkarz większe pieniądze i nie możnapowiedział, mieć o ale nie wiadomo, będzie tożedowróci, niego pretensji. Co prawdajak piłkarz się prezentował po kilku latach gry w powiedział, że wróci, ale nie wiadomo, Dubaju, sportowy jak będziegdzie się poziom prezentował po nie kilkujest za wysoki. Mimo odejścia Hiszpana, latach gry w Dubaju, gdzie poziom sytuacja nie kadrowa jest Mimo żadnym sportowy jest zanie wysoki. problemem Michała Probierza. Braku odejścia Hiszpana, sytuacja kadrowa gwiazd możnaproblemem zaliczyć in minus, gdyż nie jest nie żadnym Michała zespół bez nich prezentuje się znakomiProbierza. Braku gwiazd nie można cie. W drużynie młodzibez zawodnizaliczyć in minus,brylują gdyż zespół nich cy Drągowski, Frankowski, Pawłowski, prezentuje się znakomicie. W drużynie czy młody śmiem brylują młodziMystkowski, zawodnicy - który Drągowski, twierdzić, że z biegiem czasu w pełni Frankowski, Pawłowski, czy młody załata dziuręktóry po Quintanie (o ile będzie Mystkowski, śmiem twierdzić, że otrzymywał szanse gry), a także ci barz biegiem czasu w pełni załata dziurę dziej doświadczeni. Sezonotrzymywał życia rozgrypo Quintanie (o ile będzie wa Mateusz Piątkowski, pewnie krocząszanse gry), a także ci bardziej doświcy po koronę królarozgrywa strzelców.Mateusz W chwili adczeni. Sezon życia obecnej na swoim koncie ma 11 bramek Piątkowski, pewnie kroczący po koronę i jeszcze wiele W spotkań nim, króla strzelców. chwili przed obecnej naby ten dorobek powiększyć. W Jagiellonii swoim koncie ma 11 bramek i jeszcma lepszych wszyscy stazeniewiele spotkańi gorszych, przed nim, by ten nowią jedność i to jest w tym chyba dorobek powiększyć. W Jagiellonii nie najlepsze. Probierz jest osobą, ma lepszychMichał i gorszych, wszyscy staktóra w pełni wykorzystuje potencjał nowią jedność i to jest w tym chyba klubu, czego efektem jestjest zajmowane najlepsze. Michał Probierz osobą, przez nich miejsce na podium. Pewnym która w pełni wykorzystuje potencjał jest, że głodni sukcesu walklubu, czego efektem jestzawodnicy zajmowane czą o europejskie puchary, bo do grupy przez nich miejsce na podium. Pewnym mistrzowskiej spokojnie awanjest, że głodnipowinni sukcesu zawodnicy sować. Rutyna połączona z młodzieńczą walczą o europejskie puchary, bo do finezjąmistrzowskiej - oto, czym powinni jest, a właściwie grupy spokoczym staje się Jagiellonia, która w z12. jnie awansować. Rutyna połączona kolejce udowodniła młodzieńczą finezją -swoją oto, siłę, czymgromiąc jest, na własnym, nowo otwartym stadionie a właściwie czym staje się Jagiellonia, Pogoń 5:0.udowodniła Co więcej Jagiellonia która w Szczecin 12. kolejce swoją jest niepokonana od sześciu kolejek, siłę, gromiąc na własnym, nowo a najbliższe spotkania otwartym stadionie Pogońwydają Szczecinsię 5:0.być w obecnej sytuacji spacerkiem Piast Co więcej Jagiellonia jest niepokonana Gliwice, Bełchatów, Ruch Chorzów... od sześciuGKS kolejek, a najbliższe spotCzyżby szykowała się zmiana lidera? kania wydają się być w obecnej sytuacji spacerkiem - Piast Gliwice, GKS Bełchatów, Ruch Chorzów... Czyżby szykowała się zmiana lidera?
19-letni 1 9 - l ebramkarz tni Legii Warszawa b r a m Aleksander karz Legii Wandzel, Warszawa zakończył A l e k s apiłkarską nder karierę. W a n d zPodjęcie el, tej trudnej decyzjikarierę. zostało Podjęcie wymuszone zakończył piłkarską przez dręczące kłopoty zdrowotne. tej trudnej decyzji go zostało wymuszone
1.
przez dręczące go kłopoty zdrowotne. D aawwi di od wo i w i Nowakowi N o w a k o wgrozi i kilkuletnia dysgrozi kilkuk w a l i f dyskikacja. letnia U zawodnika wa l i f i ka c j a . Cracovii wykryU zawodto substancje dopingujące, w skutek nika Cracovii wykryto substancje czego rzecznik dyscyplinarny PZPN dopingujące, w skutek czego rzecznik Adam Gilarski podjął postępowanie dyscyplinarny PZPN Adam Gilarski wyjaśniające, a sam wyjaśniające, zawodnik został podjął postępowanie odsunięty od pierwszego zespołu. Cała a sam zawodnik został odsunięty wyjaśni się po przeprowadzeod sprawa pierwszego zespołu. Cała spraniu analizy próbki odwoławczej B. wa wyjaśni się po przeprowadze-
2.
Paweł Brożek Paweł Brożek aawansował wansował w “Klubie 100”, w “Klubie dzięki dziębram100”, kombramkom zdobytym ki w meczu w 12. zdobytym kolejki Ekstraklasy. Hat-trick strzelony meczu 12. kolejki Ekstraklasy. Hat-trick Górnikowi ZabrzeZabrze sprawił,sprawił, że napastnik strzelony Górnikowi że znalazł znalazł się na 17. wyprzedzanapastnik się miejscu, na 17. miejscu, jąc Piotra Reissa, Szarmacha wyprzedzając Piotra Andrzeja Reissa, Andrzeja oraz Henryka Szarmacha oraz Reymana. Henryka Reymana.
3.
Budowa B u d oStadionu w a SMiejskiego tadionu w Białymstoku Miejskiego w w końcu dobiegła Białymstoku końca. Mogący w końcu pomieścić d o b i e g ł a 22 tys. kibiców obiekt po czterech latach końca. Mogący pomieścić 22 tys. budowy zostałpo oddany do użytku. kibiców obiekt czterech latach budowy został oddany do użytku.
4.
Informacje w pigułce:
chcieli to jak najlepiej wykorzystać. Białostocka niespodzianka Nikt nie spodziewał się tak świetnej Białostocka niespodzianka gry Jagiellonii. W końcu nie Nikt nie spodziewał się to takzespół, świetnej mający w swoich szeregach żadnych gry Jagiellonii. W końcu to zespół, nie gwiazd. Była jedna, jasno świecąca na tle mający w swoich szeregach żadnych Ekstraklasy, ale niestety Quintana gwiazd. Była jedna, jasno świecącapożena gnałEkstraklasy, się z klubem, większe tle ale wybierając niestety Quintana
5
Piłka Nożna
N
a pewno swoje piętno pozostawiły liczne kontuzje, które prześladowały zawodnika. Także więc jego kariera piłkarska w pewnym momencie mocno przyhamowała. Do czasu... transferu do Wisły Kraków. Niczym mityczny Feniks po raz kolejny odradza się na naszych oczach i wraca do piłkarskiego życia. Jednak zacznijmy od początku. Maciej Sadlok jest wychowankiem Pasjonata Dankowice. Drużyna występowała wówczas IV lidze. W sezonie 2006/2007 za kwotę zaledwie 15 tysięcy złotych trafił do drużyny „Niebieskich”. A więc powiedzmy sobie szczerze, że za „czapkę gruszek” chorzowianie pozyskali świetnego gracza. W tym miejscu należy podkreślić całkiem niezłą smykałkę do intersów chorzowskich działaczy. Podobną drogę przebył do zespołu w tym okresie Artur Sobiech, który przybył do drużyny z Grunwaldu Ruda Śląska (w sezonie 2010/2011 sprzedany za rekordową sumę w historii klubu 1 miliona euro do Polonii Warszawa). Jednak wróćmy do Maciej Sadloka. Jego przeskok o klika klasa rozgrywkowych był znaczący i oczywiście całkowicie normlany. W końcu był młodym piłkarzem dopiero „raczkującym” na piłkarskich boiskach. W Chorzowie rozpoczął spokojnie budować swoją pozycję na boisku. W pierwszym sezonie na boiskach ekstraklasy wystąpił w 8 meczach ekstraklasy (łącznie 192 minuty), a także krótki epizod w Pucharze Polski (5 minut). Przełomowym okazał się kolejny rok. Otóż w sezonie 2008/2009 Sadlok wystąpił już 17 spotkaniach ekstraklasy. Uzbierał na swoim koncie 1448 minut. Jak na 20-letniego młokosa całkiem niezłe osiągnięcie. Sadlok zaliczył łącznie w Ruchu Chorzów w tym
okresie łączną liczbę 68 meczów i jedno trafienie do siatki przeciwników. Kolejne dobre występy na ligowym podwórku zostały zauważone przez ówczesnego trenera drużyny narodowej, Franciszka Smudę. Selekcjoner od meczów z Rumunią i Kanadą rozpoczynał w 2009 roku swoją pracę z drużyną narodową. W obu tych spotkaniach Sadlok zagrał. Łącznie dla Biało-Czerwonych zagrał 15 razy. Jak się później okaże z popularnym „Franzem” będzie „Sadloczkowi” po drodze. A więc jako podsumowując ten okres kariery Sadlok był zdecydowanie na szczycie. Jako 20-latek miał ugruntowaną pozycję na ligowym podwórku oraz pukał do bram drużyny narodowej. Dalej mogłoby się wdawać, że może być wyłącznie lepiej... Kolejnym etapem w jego karierze tego nominalnego środkowego obrońcy był transfer do Polonii Warszawa. Włodarzem „Czarnych Koszul” był w tym czasie Józef Wojciechowski. Ekscentryczny milioner ze stolicy postanowił wyłożyć w 2010 roku za Macieja Sadloka niebagatela 2,7 mln złotych. Czyli sumka całkiem pokaźna jak na 20-latka. Piłkarz do końca rundy jesiennej został wypożyczony do Ruchu. Ostatecznie w barwach Polonii rozpoczął grę w rundzie wiosennej tego sezonu. Sadlokowi wraz z grą w Polonii zaczęły doskwierać coraz to nowe kontuzję. W ciągu dwóch sezonów rozegrał łącznie 31 spotkań. Wychowanek Pasjonata Dankowice, po niezbyt udanej przygodzie w warszawskim klubie postanowił powrócić w 2012 roku spowrotem do Ruchu Chorzów. Powrót na „stare śmieci” wydawał się rozsądną decyzją, aby odbudować swoją karierę. Jednak kolejny raz los nie sprzyjał zawodnikowi. Uległ on kolejnemu urazowi. Drobny uraz pięty po nieod-
MACIEJ SADLOK OBROŃCA WISŁA KRAKÓW
Kariera
Macieja
przypomina
Sadloka
istny
roller-
coaster. Chłopak niewątpiliwe papiery na granie posiada. Lecz niekoniecznie
potrafił
strować
swoje
zademonumiejęt-
ności. Na pewno swoje piętno
pozostawiły
kon-
tuzje, które prześladowały zawodnika. Także więc jego kariera piłkarska w pewnym momencie mocno przyhamowała. Do czasu... transferu do Wisły Kraków. Niczym mityczny Feniks po raz kolejny odradza się i wraca do piłkarskiego życia.
6
pięty po nieodpowiednim leczeniu przerodził się w poważną kontuzję. Rana na pięcie nie pozwalała piłkarzowi normalnie trenować i opóźniała jego powrót na boisko. Okazało się ,że doszło do zakażenia ścięgna Achillesa. Wycięto kawałek przyczepu mięśnia. W czasie tej nieprzyjemnej kontuzji Sadlok poważnie rozważał ... zakończenie kariery piłkarskiej. Po perypetiach związanymi z kontuzją piłkarz w kwietniu 2014 roku powrócił na boiska ligowe w meczu z Koroną Kielce. W każdym razie jego pozycja w drużynie Jana Kociana nie było mocna...To jednak mało powiedziane. Sadlok w ekipie z Chorzowa był po prostu niechciany. Kiedy wydawało się, że ten ciągle mimo wszystko młody piłkarz przepadł w ligowej szarzyźnie...na jego drodze ponownie stanął Franicszek Smuda. Tym razem już jako trener Wisły Kraków. Do „Białej Gwiazdy” trafił mały „zaciąg” Ruchu Chorzów. Wraz z Sadlokiem przybyli Maciej Jankowski oraz Michał Buchalik. Franiszek postanowił ustawić Sadloka na niezbyt lubianej przez samego zawodnika lewej obronie. Efekty gry Sadloka w tym sektorze boiska przerosły wszystkich ekspertów naszej rodzimej ligi. Odrodzenie Feniksa idealnie pasujące powiedzenie. Jego świetna postawa na boisku została dostrzeżona również przez selekcjonera Adama Nawałkę. Sadlok otrzymał po 3 latach powołanie do reprezentacji. Jednak w meczu z Gibraltarem nie zagrał. Kolejny raz kariera tego obrońcy zaczęła nabierać rozpędu i kolejka wracała na odpowiednie tory. Sadlok nie tylko poprawił
swoją grę defensywną. Nie ulega wątpliwości, że poprawie ulagła jakość jego gry w ofensywie. W swoich dotychczasowych występach na ekstraklasowych boiskach Sadlok nie słynął z dużej liczby strzelanych bramek. W poprzednich klubach w łącznie 140 meczach we wszystkich rozgrywkach (Ekstraklasa,Puchar Polski, europejskie puchary) zdobył zaledwie jedną bramkę. Natomiast w tym sezonie w barwach Wisły zdobył już 2 bramki. Do swojego dorobku dorzucił również 2 asysty. Wiślacy zajmują obecnie 4 pozycję w tabeli i tym samym powalczą o wysoką lokatę w tym sezonie. Sadlok tworzy blok defensywny „Białej Gwiazdy” wraz doświadczonymi Dariuszem Dudką, Arkadiuszem Głowackim, a także nie mającym tak bogatego CV jak wcześniej wymienieni, Łukaszem Burligą. Cała linia defensywna Wisły zbiera pozytywne recenzję za swoją grę w dotychczasowych rozgrywkach. A Sadlok jest jedną z jaśniejszych postaci drużyny Franciszka Smudy. Kto wie może pojawiła się nowa alternatywa na pozycję lewego obrońcy w kadrze narodowej. Czas pokaże na co jeszcze stać Maćka Sadloka...
7
Piłka Nożna
JANKES WISŁA KRAKÓW POMOCNIK MACIEJ JANKOWSKI
Jeszcze kilka lat temu, gdy grał pod wodzą Waldemara Fornalika w Ruchu był jednym z bardziej pożądanych graczy na rynku transferowym. Po świetnym debiutanckim sezonie potwierdził swoje umiejętności i wydawało się, że jego odejście do większego klubu jest tylko kwestią czasu( i pieniędzy). Niestety, w sporcie jak w życiu – kiedy przegapi się swoją szansę zwykle przepada ona bezpowrotnie. Czy tak stało się w przypadku Macieja Jankowskiego? I tak, i nie.
M
amy połowę sezonu 2011/2012. Dla popularnego „Jankesa” jest to tak naprawdę drugi rok w poważnej, ekstraklasowej piłce. Mimo to wówczas 20-letni wychowanek Sarmaty Warszawa bez większych kompleksów radzi sobie w naszej lidze, mając po 15 kolejkach 5 bramek na koncie i dorzucając do tego kilka asyst. Ruch Chorzów, prowadzony przez Waldemara Fornalika jest rewelacją rozgrywek, a o Jankowskim coraz częściej zaczyna
się mówić w kontekście transferu do większych klubów. Szczególnie konkretne zainteresowanie wykazywała Legia Warszawa, która skłonna była wyłożyć za niego niemałą - oczywiście jak na nasze warunki - kwotę 500 tys. euro. Podobno sam zawodnik zrezygnował z przejścia do stołecznego klubu, twierdząc, że jest jeszcze za wcześnie na odejście z drużyny „Niebieskich”. Wtedy można było to zrozumieć, bowiem przeprowadzając się do Warszawy musiałby liczyć się z rywalizacją z takimi piłkarzami jak Danijel
Ljuboja czy też Michal Hubnik. Kolejny sezon w wykonaniu zarówno bohatera artykułu, jak również i jego drużyny był rozczarowaniem. Ruch cudem uniknął spadku, a Jankowski coraz częściej miał problemy z utrzymaniem miejsca w podstawowym składzie. Tym większą niespodzianką mogło być ponowne zainteresowanie ze strony Legii, która pod koniec okienka starała się go pozyskać. Transakcja jednak znów nie wypaliła i 1-krotnego reprezentanta Polski czekał kolejny, już czwarty sezon w Chorzowie.
8
W jego poczynaniach widoczne było zahamowanie w rozwoju, pewna stagnacja której doznał poprzez tak długą grę w jednym klubie. Grający głównie na prawym skrzydle piłkarz często lądował na ławce, nie dawał już tak wiele jak w poprzednich latach swojej drużynie toteż zainteresowanie ze strony belgijskiego Mons było lekkim zaskoczeniem. Niestety, po raz kolejny Jankowskiemu nie dane były przenosiny i było jasne, że wcześniej niż przed końcem umowy z dotychczasowym pracodawcą nigdzie się nie ruszy. 25 maja 2014 roku „Jankes” oficjalnie ogłosił, że po sezonie nie przedłuży kontraktu z Ruchem, tym samym zamykając za sobą czteroletni etap w karierze. Podsumowując, w barwach „Niebieskich” strzelił on 26 bramek w 111 spotkaniach, ponadto dzięki dobrym występom w ekstraklasie zagrał jedno spotkanie w kadrze Polski złożonej z samych ligowców. Oczywiście, dla samego zawodnika okres ten na pewno był udany, bowiem to właśnie w Ruchu zadebiutował w ekstraklasie, a następnie strzelił swojego pierwszego gola. Jednak mimo wszystko, po pierwszym jakże udanym sezonie. oczekiwania wobec niego były zdecydowanie większe i na pewno patrząc obiektywnie na jego chorzowską przygodę można odczuć pewien niedosyt. Kolejna ważna data to 6 czerwca tego samego roku. To właśnie wtedy Jankowski parafował umowę z nowym klubem, którym okazała się Wisła Kraków. Wraz z nim z Chorzowa do stolicy małopolski przenieśli się również jego dwaj klubowi koledzy – Michał Buchalik i Maciej Sadlok. Jednak to chyba właśnie z Jankowskim związane były największe oczekiwania, bowiem wszyscy byli zdania, że ta przeprowadzka może wyjść mu tylko na dobre i znów zacznie grać na miarę swojego talentu. Czy w istocie tak się stało? Nie przez przypadek do tytułu artykułu postanowiłem dodać taki, a nie inny przymiotnik. Bo jak tu inaczej określić futbolowe losy Macieja Jankowskiego? Gdy przychodził do Wisły większość postrzegała go raczej jako prawego skrzydłowego bądź też napastnika. Co
prawda nigdy nie przekroczył on bariery dziesięciu bramek w lidze, jednak mimo to wydawało się, że 24-latek będzie operował raczej bliżej pola karnego rywali. Tymczasem zupełnie inne plany związane z jego osobą już od początku ma Franciszek Smuda. Popularny „Franek” od dawna chwali się, że w jego taktyce każdy musi – pisząc wprost – zapierdalać, zarówno w obronie, jak i w ataku. Nieprzyzwyczajony do takiej gry „Jankes” nie miał wyjścia i z miejsca starał się przystosować do nowej sytuacji. Trudno tak naprawdę określić pozycję na jakiej występuje on barwach „Białej Gwiazdy”. Posługując się więc terminologią Football Managera nie mogłem się oprzeć, by nazwać go po prostu wolnym elektronem, czyli graczem wciąż szukającym sobie miejsca na placu gry, mającym do pewnego stopnia wolną rękę w poczynaniach boiskowych. U Jankowskiego widać dryg do gry kombinacyjnej, w tym sezonie już niejeden raz popisywał się niezłymi dograniami do lepiej ustawionych partnerów.
cie „Jankesa” do Wisły można ocenić jednoznacznie? Raczej nie, bo mimo rozczarowujących liczb pokazuje on, że ma pewien potencjał, którego nie jest w stanie w pełni wykorzystać. Tak więc, czy przyjście „Jankesa” do Wisły można ocenić jednoznacznie? Raczej nie, bo mimo rozczarowujących liczb pokazuje on, że ma pewien potencjał którego nie jest w stanie w pełni wykorzystać, jednak styl gry który preferuje jego szkoleniowiec nie pozwala mu do końca na rozwinięcie skrzydeł. Mimo wszystko, gdy Jankowski rozpoczynał swoją karierę na poziomie ekstraklasy oczekiwania wobec niego były znacznie większe i wygląda na to, że zamiast wskoczyć na wyższy poziom popadł w ligową „szarzyznę” z której może być mu niezwykle ciężko się wydostać
Niestety, zmieniając swoją boiskową funkcję urodzony w Warszawie piłkarz przestał dawać wymierne korzyści swojemu zespołowi. Na próżno szukać u niego większej ilości asyst, czy też bramek, bo po prostu jest ich wyjątkowo mało. Tylko jedno trafienie, w drugiej kolejce z Piastem to zdecydowanie za mało, ponadto w tym samym meczu nie zdołał umieścić piłki w pustej bramce. Dodajmy do tego jeszcze trzy słupki, w tym jeden po przepięknym uderzeniu głową ze swoim byłym klubem, Ruchem Chorzów i mamy pełen obraz pechowego piłkarza. Jakby tego było mało, nasz bohater przed ostatnim, gładko wygranym przez podopiecznych Smudy wyjazdowym spotkaniu z Górnikiem Zabrze(0:5) nabawił się kontuzji i nie wspomógł swoich kolegów w bombardowaniu Zabrzan. Kto wie, czy to nie w tym spotkaniu Jankowski przełamałby swoją niemoc, tak jak zrobił to Paweł Brożek wraz z Semirem Stiliciem. Tak więc, czy przyjś-
9
Piłka Nożna
„Tym daję radę chorobie, że nic z niej sobie
Ustabilizował się, spędził w tym klubie trzy
Jasiną skomentował I-ligowy mecz pomiędzy
nie robię”.
sezony, zaliczył 58 meczów i zdobył 4 bramki.
Motorem i Stalą Rzeszów w telewizji.
Wróżono mu transfer do najwyższej klasy
Niespełna 12 miesięcy później wziął ślub
Jakub Łowiecki wcielał sentencję Jana
rozgrywkowej. Po udanej rundzie jesien-
z Małgorzatą, która stale dodawała mu
Sztaudyngera odkąd dowiedział się, że cho-
nej roku 2008, jego życie przewróciło się
oparcia i otuchy w kryzysowej sytuacji.
ruje na białaczkę. Ówczesny piłkarz Motoru
do góry nogami. Zimę spędził w szpita-
Przez cały okres choroby, Jakuba wspier-
Lublin w 2010 roku ostatecznie, w skutek
lu. Podejrzewano grypę i mononukleozę.
ała Małgorzata, z która kilka tygodni temu
swojej dolegliwości, w wieku zaledwie
Ostateczna diagnoza stała się bezlitosna.
wziął ślub. – To złota dziewczyna. Była
dwudziestu sześciu lat odszedł do wieczności.
Lekarze stwierdzili u niego białaczkę złośliwą.
oczkiem w głowie Kuby – podsumował
Warto przytoczyć historię wychowanka
To wielka tragedia. Był moim przyjacielem.
Maciejewski, kolega Jakuba z Motoru Lublin.
Lublinianki, gdyż był obdarzony ogrom-
Trenowałem go od trampkarza do junio-
Ostatni raz w meczu ligowym wystąpił 15
nym talentem, o czym świadczy otar-
ra starszego. Z każdym dniem czynił duże
listopada 2008 roku. Wówczas Stal zremis-
cie się o młodzieżową reprezentację
postępy. Całe swoje życie podporządkow-
owała z Wartą Poznań. Swoją finalną bram-
Polski czy transfer do krakowskiej Wisły.
ał piłce, która była dla niego wszystkim.
kę zdobył we wrześniu tego samego roku.
Po trzech sezonach spędzonych w bar-
Mimo że był chory, miał przed sobą wiele
22
wach „Wojskowych” Łowiecki przeniósł
planów. Menedżerka lub praca z małymi
pochowano
się do rywala zza miedzy, Motora Lublin,
adeptami futbolu – powiedział Waldemar
zu. Zgromadziło się multum piłkarzy
gdzie spędził kolejny rok. Nie był to czas
Leszcz, trener Ławeckiego w Lubliniance.
z klubów, w jakich występował. Grób
zmarnowany, swoimi walorami piłkar-
kwietnia 2010 roku Ławeckiego
pokryły
na
znicze,
lubelskim
ozdobiły
cmentar-
kwiaty.
skimi przykuł uwagę samego Henryka
Jakub był silny psychicznie, nie podłamał
Jego osobowość i podejście przed pochówk-
Kasperczaka, który ściągnął go pod Wawel.
się, przeszedł zabieg przeszczepu szpi-
iem w czasie mszy św. spuentował miejscowy
„Biała Gwiazda” wówczas była mistrzem
ku
kostnego.
wskazywało
ksiądz- Jak wygląda twój mecz bracie i sios-
Polski, Jakub stale uczestniczył w trenin-
na
powrót
sprawności.
tro? Czy robisz wszystko, jak dużo ćwiczysz,
gach pierwszego zespołu, występował
Reakcja trenera i włodarzy Stalowej Woli
by rzeczywiście wygrać swój najpiękniejszy
jednak
Broniąc
nie była odpowiednia, jednakże jego
mecz? - pytał ksiądz. Teraz Kuba Ławecki
barw II zespołu Wisły rozegrał 25 mec-
koledzy z boiska, jak i fani z całej pols-
zagra już w innej, niebiańskiej drużynie -
zów raz wpisując się na listę strzelców.
ki wspierali nie tylko słowem, lecz i czy-
zapewne z numerem 20, bo właśnie z takim
Wrócił z powrotem do Lublina. W sezonie
nem. Organizowali turnieje czy zbiórki krwi.
występował na zielonej murawie. Widocznie
2004/2005 znów był członkiem ekipy
W jednych z halowych rozgrywek wzięły
tam, na górze, potrzebowano go bardziej..
Motoru. Następnym etapem w karierze
udział zespoły tj. Sokół Nisko, Bukowa
Kto wie czy diagnoza lekarzy nie przekreśliła
uniwersalnego gracza (Jakub grał zarów-
Jastkowice, Unia Nowa Sarzyna, Tłoki Gorzyce
furtkę do większej kariery dwudziestopa-
no w pomocy, jak i obronie) okazała się
i drużyna byłych graczy Stalowej Woli.
rolatka. Wniosek płynie tylko jeden – niech
w
drugoligowa
drużynie
rezerw.
Szczakowianka
Wszystko do
pełnej
Jaworzno,
każdy młody adept piłkarski weźmie sobie
gdzie brał udział w 27 spotkaniach.
- Dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział
do serca, że warto chwytać każdy dzień.
Mimo, ze klub z Jaworzna zajął przedo-
w turnieju. Nikt nie chciałby się znaleźć w
Szlif piłkarski bowiem może przeszkodzić
statnie miejsce w tabeli i spadł o klasę
takiej sytuacji jak Kuba Ławecki, teraz przyda
czynnik niezależny od nas, a na spełnienie
niżej, to indywidualna postawa Lublinianina
mu się każda pomoc - mówił Paweł Wtorek.
boiskowych marzeń może być już za późno..
sprawiła, że przeszedł do Stali Stalowa Wola. To
był
punkt
zwrotny
w
karierze
Nie mając możliwości regularnych tren-
Łowieckiego. Dobre występy w „Stalówce”
ingów Ławecki realizował się w życiu
zaowocowały powołaniem na towarzyski
zawodowym i osobistym. Studiował,
mecz kadry U21 przeciwko Węgrom, gdzie
marzył też o zawodzie dziennikarza.
zaliczył jedyny występ z orłem na piersi.
W 2009 roku, wespół z Tomaszem
10
11
Piłka Nożna
W
ychowanek
Polonezu
Neeskensem i Gerdem Muellerem. Piłkarze
Warszawa. W latach ‘80
klasyki, którzy zapisali złote karty na mun-
nie mogąc znaleźć klubu
dialowych boiskach. Nie wydawał jednak
wylatuje do USA. I to tutaj
fortuny jak leci. Inwestował w nierucho-
zaczyna się jego historia.
mości licząc, że zapewni mu to ciągły
Roczne zarobki - 200tys.
dochód po przejściu na emeryturę. Wielu
dolarów. Wówczas w Polsce była to olbrzy-
jednak mówiło mu, że tych pieniędzy nie
mia fortuna. Dla porównania - Polacy zara-
da się stracić. On dowiódł, że można.
STANISŁA TERLECKI NAPASTNIK
biali 20 dolarów miesięcznie. Człowiek bezkompromisowy, co dzisiaj uważa się
Pod koniec lat ‘80 wraca do kraju gdzie gra w
za główną przyczyne jego niepowodzeń.
ŁKS Łódź. W liczbach - 40 meczów i 5 bramek. Piłkarsko przygasał, w końcu miał już ponad
Na ,,nieudany” mundial w Argentynie w
30 lat. Karierę skończył w Polonii Warszawa.
1978r. nie pojechał z powodu kontuzji. Jak
Dzisiaj nie mieszka w willi z basenem, a w
wiadomo - reprezentacja Jacka Gmocha
małym mieszkanku zbudowanym w latach
przegrywa z gospodarzami i nie ma szans
‘50 w Pruszkowie z mamą, którą się opieku-
na medal. Mówiono wówczas o szansach na
je. ,,Nie ma nic lepszego niż opiekowanie
złoto. Kolejny mundial - w Hiszpanii - również
się na starość kimś bliskim” powtarza. Czy
nieobecny. Tym razem na drodze stanęła
szczerze? O swój los obwinia służby komu-
afera na Okęciu przed wylotem na mecz
nistyczne i władzę, która jak uważa, rządzi
z Maltą. Bramkarz Józef Młynarczyk przy-
nawet dziś. To oni stoją za odsunięciem go
jechał nietrzeźwy na lotnisko. Selekcjoner
od kadry, za tym, że jest dzisiaj samotny i
Ryszard Kulesza podejmuje decyzję o wydal-
bez pieniędzy, a mecze ogląda w telewizorze,
eniu go z kadry. Po stronie golkipera staje
który pamięta obietnice wyborcze Lecha
m.in. Terlecki. Posypały się kary z PZPN’u,
Wałęsy. Nie zachwyca go żaden z współcze-
w tym dyskwalifikacje dla Bońka, Żmudy,
snych piłkarzy, uważa, że gdyby był spowro-
Młynarczyka i Terleckiego. Ostatni jako jedy-
tem w ich wieku, byłby lepszy. Syn ma go za
ny nie przyznaje się do winy i już nigdy nie
chorego psychicznie i nie chce go znać. Próba
założył koszulki z orzełkiem na piersi. Reszta
samobójcza i kłopoty finansowe przypom-
wróciła i zdobyła brązowy medal mistrzostw
niały o nim mediom, głównie brukowcom.
Był talentem, którego nigdy nie zobaczyliśmy na mistrzostwach świata. Zarobił jednak więcej niż jego reprezentacyjni koledzy.
świata po meczu z Francją (4:3). Ryszard Kulesza po aferze rezygnuje z pracy i zastępu-
Zawsze ciężko opowiada się o czyimś upa-
je go Antoni Piechniczek. Trzy strzelone
dku. Tym bardziej jeżeli nie widać promyka
bramki dla reprezentacji nie zostały uznane,
nadziei do tego aby jego los się polepszył.
ponieważ nie były to mecze oficjalne.
3 razy startował w wyborach, ale nigdy nie uzyskał 5%. Dla mnie i wielu innych zostanie
Brak sukcesów reprezentacyjnych z naw-
jednak na zawsze gwiazdą naszej piłki, mimo
iązką nadrabiał jego pobyt w Stanach
braku medalu mistrzostw świata, którym
Zjednoczonych. Dom w Dolinie Krzemowej
mogą pochwalić się
z basenem, ogrodnikiem i czyścicielem
jego koledzy z tam-
basenów. Sama posiadłość warta była 700
tej
reprezentacji.
tys dolarów, ale jak sam niedawno przyznał kupił ją po znajomościach za 300tys. dolarów. Wybrany do jedenastki ligi w USA razem z Franzem Beckenbauerem, Cruyffem,
12
M
isja: Futbol. Cóż to takiego? Kolejny utopijny pomysł Dawida Brilowskiego? Nie tym razem. Jest to misja, którą dobrze przemyślałem i, mam nadzieję, poprowadzę zgodnie z oczekiwaniami swoimi i Waszymi.
Być może pamiętacie to, co działo się jeszcze niedawno? Przed mistrzostwami świata w Brazylii założyłem na youtube program pod tytułem „Misja: Mundial 2014”. Wówczas nie myślałem o dużym rozroście tego. Chodziło o jak najlepsze przedstawienie mistrzostw, zrobienie swoistego „skarbu kibica”, ale nie pisanego, tylko... mówionego. Niektóre odcinki – te, do których zapraszałem gości – miały nawet bardziej przypominać typowe telewizyjne show. O tym jak bardzo będę tęsknił za tym programem, przekonałem się w dniu nagrywania ostatniego odcinka, podsumowującego całe MŚ. Najpierw zwlekałem z podejściem do nagrania kilka godzin, potem... doznałem wielkiego wzruszenia po wyłączeniu mikrofonu i kamerki. Zrozumiałem, że to była wielka Misja. Misja, którą wypełniłem w 99%. Ten 1% tworzył mimo wszystko niedosyt. Chodziło o stronę internetową, na której dodatkowe uzupełnianie nie wystarczało mi czasu. Wiedziałem, że do „Misji” wrócę. Zapowiedziałem to w ostatnim z odcinków. Tym razem jednak starałem się wykombinować jakiś zamiennik dla strony www. Udało się! Znalazłem rozwiązanie, które może okazać się bardzo dobrym pomysłem! Od teraz wyniki i tabele będę zapisywał w jednym z ogólnodostępnych programów internetowych, a link podawał w opisie do filmiku. W ten sposób każdy słuchacz będzie mógł wizualnie prześledzić to, o czym akurat mówię. Ponadto postanowiłem co tydzień zbierać najważniejsze rzeczy w felietonie i zamieszczać na sport.juventum.pl.
tacyjnych. A zatem każde mistrzostwa kontynentu. Oczywiście najbardziej szczegółowo opisywać będę EURO 2016. Inaczej będę traktował inne imprezy. Choć i tak nie zamierzam robić tego„po macoszemu”. Na każde mistrzostwa powołałem osobną „odnogę” Misji. W ten sposób powstały: „Misja: EURO 2016”, „Misja: PNA 2015”, „Misja: AsianCup 2015”, „Misja: Copa America 2015”, „Misja: GoldCup 2015”, „Misja: PNO 2016”, „Misja: Rio 2016”. Jak widzicie będzie zatem o każdym kontynencie – od kwalifikacji po sam finał! Dodatkowo cotygodniowy felieton na juventum postanowiłem wzbogacić o rozgrywki Ligi Mistrzów każdego kontynentu. Tak, aby czytelnicy mogli nabyć kilka dodatkowych informacji. W całej „Misji”, chodzi głównie o to, aby opowiedzieć Wam jak najwięcej o EURO 2016 i przygotować na to wielkie sportowe święto. Chciałbym jednak także przekonać Was do rozgrywek, które odbywają się poza naszym kontynentem. Stworzyć coś, dzięki czemu zobaczycie, że Puchar Narodów Afryki czy Gold Cup to nie żadne niszowe rozgrywki i warto czasem zajrzeć na turniej tego pokroju. Uważam zatem, że będzie bardzo ciekawie. Jeśli chcecie być na bieżąco z rozgrywkami reprezentacyjnymi, zapraszam na kanał „Misja: Futbol” na youtube. Czytajcie też koniecznie kolejne felietony, w każdy poniedziałek na sport.juventum.pl! A jakbyście mieli jakieś sugestie... piszcie na mojego maila: dawid.brilowski@igrzyska24.pl. To tyle ode mnie. Mam nadzieję, że się w Wami spotkam! Czy naprawdę warto mnie słuchać/czytać? Wydaje mi się, że tak, ale to tylko krypto-autoreklama. Przekonacie się dopiero, gdy sami spróbujecie...
No ale... piszę cały czas o formie. A przecież najważniejsza jest treść! Czego będzie zatem dotyczyć „Misja: Futbol”? Wymyśliłem sobie, że będę opowiadał o wszystkich najważniejszych rozgrywkach reprezen-
13
Piłka Nożna
JAN BANAŚ NAPASTNIK
Wszystko przez naiwność. Ale czy można podejrzewać własnego ojca? Jan Banaś nie podejrzewał. A może tylko dał się namówić, bo obu skusiły łatwe pieniądze? Z dzisiejszego punktu widzenia jego problemy wydają się abstrakcyjne. Jan Banaś do dziś zastanawia się co by było gdyby… To on strzelił dwie bramki w wygranym 3:0 meczu z Bułgarią, który dała nam awans do Igrzysk Olimpijskich w Monachium. Ale w złotej drużynie nie zagrał. A potem miał swój udział
przy bramce w wygranym 2:0 meczu z Anglią. Był to przełomowy moment dla drużyny Kazimierza Górskiego, która stała się największą polską legendą. Ale Banaś nie jest jej częścią. Na mistrzostwa świata w 1974 nie pojechał. Wszystko przez złe wybory, a może zwykłe wybory dokonane w złym czasie, w złym systemie politycznym. Urodził się w Berlinie jako Hans Dieter Banaś. Jego ojciec, Paul Helwig poznał Edytę Banaś, polską pielęgniarkę. Niemiecki żołnierz stacjonował we
Lwowie, a polska księgowa pracowała w jednej z tamtejszych firm. Paul wrócił do kraju, a ona miała do niego dołączyć. Na miejscu dowiedziała się, że narzeczony nie żyje. Przez pół roku mieszkała w Berlinie, a potem, już z małym Hansem, wyjechała do Katowic. Helwig jednak nie zginął. Potem wyszło na jaw, że w swojej ojczyźnie ma rodzinę. I to pierwsza część historii rodzinnej. Druga ma miejsce 23 lata później, w 1966 roku. Polonia Bytom wyjechała na mecz Pucharu Intertoto do szwedz-
14
Norrkoping. Paul Helwig skontaktował się z nim i namówił na spróbowanie szansy w Niemczech. Banaś uciekł razem z Norbertem Pogrzebą i Konradem Bajgerem. Była to wielka afera na tamte czasy, bo przecież miał już 13 meczów w kadrze. - Przez 23 lata ojciec nie przysłał nawet czekolady i nagle się zjawił, sporo naobiecywał – wspomina piłkarz. W Niemczech, w Hoff, gdzie pracował ojciec, dostał posadę szofera u dyrektora miejscowego supermarketu. - Ojciec namawiał mnie: „Podpisz teraz ze mną umowę, że od każdego twojego transferu biorę 10 procent”. Nie zgodziłem się i kontakt znowu się urwał – dodaje Banaś. W Niemczech był na testach w FC Köln. Prawie się dogadał, ale FIFA nie wyraziła zgody na jego przejście. - Nie znałem konsekwencji ucieczki, wcześniej nie było takich głośnych przypadków. Miałem dopiero 23 lata i nie mogłem żyć bez piłki. Dlatego wróciłem do Polski. Zaraz mnie odwiesili - mówi. Władze przymknęły oko na jego wyskok, bo był doskonałym piłkarzem. Znowu był królem Bytomia, wielką gwiazdą. A potem Górnika, który zapłacił za niego, jak mówi sam zawodnik, „kilka wagonów węgla”. Jeździł po Śląsku Fordem Mustangiem, jednym z pięciu takich modeli w Polsce. Może nawet nie przejął się zbytnio gdy nie dostał powołania na Igrzyska Olimpijskie. Jak wiele stracił dowiedział się po latach. Wspomniany mecz z Bułgarią, w którym strzelił dwie bramki i dwukrotnie strzelał w słupek, niewiele pomógł. Sytuacja powtórzyła się przed mundialem w 74 roku. Obowiązująca wersja jest taka, że nie mógł wyjechać do Niemiec ze względu na swoją ucieczkę, ale selekcjoner Kazimierz Górski utrzymywał, że wyjazd do Niemiec nie był konsekwencją ingerencji politycznej. W swojej książce „Pół wieku z piłką” przedstawia sytuację inaczej. „W Chicago zaskoczył jeden z tamtejszych działaczy pytaniem: - Czy pan też wzmocni naszą drużynę, oczywiście w charakterze trenera?
- Co to znaczy też? – zainteresowałem się niezwłocznie. - Pozyskaliśmy Banasia – pochwalił się. Nie odkładałem wobec tego ani na chwilę pogawędki z Jasiem. W międzyczasie zasięgnąłem jeszcze języka w drużynie. - On już prowadził pertraktacje Toronto na temat gry w jednym z tamtejszych klubów, w Meksyku również zamierza rozpoznać teren – usłyszałem w odpowiedzi. A zatem ostatni dowiedziałem się co w trawie piszczy. - Jak to z tobą Jasiu – zagaiłem,
nawet nie próbował udawać, że nie wie o co mi chodzi. - To pan już się dowiedział? – bąknął ze skruszoną miną. - Szkoda tylko, że tak późno. Nie wystawiałbym cię do gry wiedząc, że masz czym innym głowę zajętą. - Kiedy na boisku staram się jak najlepiej. - Właśnie widzę. Powiedz przynajmniej co postanowiłeś. - Niech pan się nie obawia, wrócę z drużyną do kraju. - Ja się nie obawiam, sobie byś największą krzywdę wyrządził, znasz przepisy i wiesz, że związek ma prawo cię zdyskwalifikować. - Wiem, przeczekałbym karencję, podejmując jakąkolwiek pracę zarobkową. Ale nie o to chodzi. Pan za mnie poręczył i nigdy bym panu nie zrobił świństwa.
Ale po powrocie zacznę się starać o wyjazd, nic na to nie poradzę, że mnie ciągnie w świat, już bym nie mógł na miejscu usiedzieć, w Bytomiu czy gdzie indziej, mówię panu o tym otwarcie. - Dziękuję i za to, rozumiejąc, że nie mogę już na ciebie liczyć w przyszłości . - Jeśli się tylko do czegoś przydam, proszę bardzo, ale ze swoich planów nie zrezygnuję.” W konsekwencji Górski zrezygnował z Banasia i zaczął stawiać na Grzegorza Latę. Sam Banaś zawsze utrzymywał jednak, że sprawa była polityczna. Inna sprawa, że na Górskiego naciskał minister Ociepka. „Prasa, bodajże «Bild», odgraża się, że wywlecze całą aferę, jak tylko Banaś zjawi się z reprezentacją w Monachium. Chodzi o pieniądze pobrane od jednego z zachodnioniemieckich klubów”- pisał Górski. Nie wiemy co byłoby gdyby Banaś grał na mundialu. On sam z perspektywy czasu może żałować wielkiej szansy, choć wiadomo, że przede wszystkim żałuje Igrzysk Olimpijskich. - Przepadły medale i... renta. Dzisiaj miałbym 1800 złotych więcej - oblicza. Na zachód wyjechał dopiero w 1975 roku, do Stanów Zjednoczonych. Powodziło mi się doskonale, Mustanga zamienił na Corvettę, zarabiał świetne pieniądze. Miał zarobić trochę pieniędzy i wracać do narzeczonej. - Sporo sobie obiecywaliśmy, planowaliśmy wspólne życie. Wyjechałem za granicę, miałem zarobić trochę kasy i wracać. I nie wróciłem. Później też nie. Z dwóch planowanych lat zrobiło się kilka… - wspomina z żalem. - Chwytałem wiele srok za ogon, ale do ołtarza nie dałem się zaciągnąć. I tylko na starość nie ma się do kogo odezwać.
15
Piłka Nożna
Andrzej Gomołysek:
JOKER SEBASTIAN MILA POMOCNIK SLĄSK WROCŁAW
N
ie
licząc epizodu u Franciszka Smudy, Sebastian Mila na swoją szansę w kadrze czekał przez 8 lat. Obok Arkadiusza Milika jest on największym wygranym październikowych starć naszej reprezentacji. Gol w spotkaniu z Niemcami oraz bardzo dobra zmiana ze Szkocją sprawiły, że pozycja Mili w kadrze stała się na ten moment niepodważalna. Jego powołanie na kolejne spotkania jest niezagrożone, a pojawiające się zewsząd głosy namawiają do powierzenia mu w kadrze większej roli. Historia pomocnika Śląska to pasmo wzlotów i upadków, które potrafiły przychodzić po sobie zaskakująco szybko. Niedługo po triumfalnym pocho-
dzie Dyskobolii przez Puchar UEFA nie odnalazł się w Austrii Wiedeń. Po 2006 popadał w zapomnienie, szukając formy w Norwegii i Łodzi. Lepsze czasy przyszły dopiero we Wrocławiu, jednak i tu po latach tłustych szybko znalazł się na cenzurowanym. Po problemach z odpowiednia formą fizyczną odstawiono go na boczny tor. Wrócił po raz kolejny, w wieku 32 lat strzelając po raz pierwszy w życiu bramkę dla kadry w meczu o punkty. W czasach kiedy piłka coraz bardziej bazuje na przygotowaniu fizycznym i szybkości, Sebastian Mila ciągle wydaje się reliktem zeszłej epoki. To zawodnik, który bazuje przede wszystkim na swoich (jak na polskie warunki bardzo dobrych) umiejętnościach technicznych oraz kreatywności. To,
co dawało mu przewagę w starciach w Europie 10 lat temu i z powodzeniem starczało obecnie tylko w spotkaniach naszej ligi, gdzie tempo nie było zbyt szybkie, a pomoc i obrona rywali zostawiała sporo miejsca. W starciach z lepiej zorganizowanymi rywalami, Mila jednak już nie błyszczał. Gdy Śląsk docierał do dalszych rund pucharów, intensywniejszy pressing na pomocniku nie pozwalał mu na rozwinięcie skrzydeł. Widać to było w starciu z Helsingborgiem, który, mając mimo wszystko słabszych zawodników pod kątem indywidualnych umiejętności, przejechał po Mili i spółce jak walec. Z drugiej jednak strony, kiedy przeciwnik zostawiał miejsce, nawet mimo braków Śląska jako całości – Mila wypadał całkiem nieźle, jak w
16
jak w meczach z Hanowerem czy z Brugią. Niemcy to jednak zespół słynący z morderczego pressingu. Wydawać by się mogło, że wpuszczanie Mili w starciu z takim przeciwnikiem to niezbyt dobre rozwiązanie. Pomocnik Śląska pod kątem obrazu gry rewolucji nie przyniósł. Nie rozkręcał akcji Polaków, nie tworzył przewag ani swoimi podaniami, ani tym bardziej indywidualnymi akcjami. Bardzo pracowicie przesuwał się z pressingiem i znalazł się doskonale przy podaniu Lewandowskiego. Było to jednak jedno z niewielu produktywnych zagrań Mili, zaś występ można określić mianem co najwyżej przeciętnego. W świat poszła jednak strzelona bramka i wynik, który zamazał w najlepszym wypadku poprawny występ biało-czerwonych. W meczu ze Szkocją Mila wchodził już w innej roli. Tu Nawałka nie potrzebował zachowania stanu dotychczasowego, konieczna była zmiana obrazu gry. Mimo, że Szkoci byli znacznie bardziej cofnięci od Niemców w momencie , gdy nasz bohater pojawił się na boisku, w tym spotkaniu znacznie bardziej był w stanie dorzucić coś od siebie. Przede wszystkim, nie czekał na to, że rywale stworzą mu miejsce. Bardzo intensywnie przemieszczał się bez piłki, tworząc partnerom możliwość podania. Dzięki temu był cały czas pod grą i otrzymał sporo piłek. Umiejętnie też rozciągał obronę rywala, co stwarzało w ich szeregach luki. Dzięki temu wyciąganiu przeciwników z linii stwarzał okazję kolegom nie tylko podaniami, ale tworzeniem wolnej przestrzeni. Szkoci w swoim pressingu nie byli aż tak agresywni jak Niemcy. Mimo głębokiej gry ich niezdecydowanie i problemy z przemieszczaniem się względem siebie Mila świetnie wykorzystywał. Skoro tak, czy Mila byłby w stanie wnieść do gry reprezentacji jeszcze więcej? Tu pojawia się problem. Pomocnik Śląska grał na bardzo wysokim poziomie intensywności.
Można jednak mieć uzasadnione wątpliwości, czy zniósłby taką grę kondycyjnie od początku spotkania. Nawet inteligentne przemieszczanie się wymagało bardzo dużo energii. Mila od momentu pojawienia się na boisku był najbardziej ruchliwym zawodnikiem. Ponieważ grał przez mniej niż 30 minut w każdym spotkaniu, mógł sobie na to pozwolić. Gdyby jednak zmuszony był do gry przez dwukrotnie dłuższy czas, prawdopodobnie jego intensywność by spadła. A to w dużej części dzięki niej był w stanie „zrobić różnicę”. Dochodzimy tu do paradoksu. Mila bardzo mocno wyróżnił się w kadrze i zasłużył na to, żeby grać w niej więcej. Dostając jednak więcej czasu na boisku, wcale nie musi wykorzystywać go lepiej. W starciach ligowych, przy mniej naciskających rywalach, jest w stanie utrzymać ten sam poziom przez 90 minut. Przy większej intensywności mogłoby być o to ciężko. Nadal jednak lata zebranych doświadczeń i ponadprzeciętne umiejętności sprawiają, że w talii Nawałki jest świetnym jokerem. Nawet jeśli ten joker nie do końca ma kogo zastępować.
Piłka Nożna
N
ie każdy młody zawodnik ma
opiekun mistrzów Polski nie boi się stawiać
możliwość gry w T- Mobile
na młodych zawodników i możliwe, że w
Ekstraklasie. Rynek trans-
następnym sezonie to właśnie wychowanek
ferowy w naszym kraju
warszawskiego zespołu będzie zmiennik-
oszalał do tego stopnia, że
iem Orlando Sa lub Marka Saganowskiego.
najczęściej prezesi polskich
Jednak nie samą utalentowaną młodzieżą
klubów wolą sprowadzić tańszego obcokra-
2 liga stoi! Przeglądając kadry większoś-
jowca z zagranicy niż postawić na niedoś-
ci zespołów nie sposób nie znaleźć jak-
wiadczonego Polaka. Z tego powodu po
iegoś nazwiska, które miało związek z
boiskach 1 i 2 ligi biega wielu młodych chłop-
ekstraklasą lub 1 ligą. Co więcej, piłkarze
ców, którym marzy się dostanie do klubu
o których jeszcze niedawno rozpisywały
z najwyższego polskiego topu. Idealnym
się wszystkie znaczące gazety w Polsce,
przykładem takiej kariery jest Maciej Gajos.
teraz stanowią o sile swoich drużyn.
Wypatrzony przez Tomasza Hajtę i Dariusza
Jednym z takich zawodników jest Dariusz
Dźwigałę w Rakowie Częstochowa został
Pawlusiński. Była gwiazda Cracovii, a obecnie
ściągnięty do Jagiellonii Białystok i teraz
pomocnik i zarazem najlepszy strzelec
dzięki dobrej grze zasługuje na powołanie
Rakowa Częstochowa to podpora swojej
do reprezentacji Polski. Czy takich utalen-
drużyny. Na swoim koncie ma już 5 bramek,
towanych chłopców jest w 2 lidze więcej?
kilka asyst i wydaje się, że ciągle chce osiągać
Patrząc na aktualne statystyki ligi ( stan na
więcej. Kolejnym piłkarzem, który nie zam-
19 października ) nie sposób nie dostrzec
ierzał zawiesić butów na kołku i dobrze radzi
Łukasza Sekulskiego- lidera klasyfikacji str-
sobie na boiskach 2 ligi, jest Tomasz Wróbel.
zelców. 23- letni napastnik Stali Stalowa
Były pomocnik GKS Bełchatów, z którym w
Wola z dziesięcioma bramkami wyraźnie
sezonie 2006/2007 zdobył wicemistrzostwo
wyprzedza innych konkurentów. Były piłkarz
Polski jest wyróżniającym się zawodnikiem
Wisły Płock, która przed rozpoczęciem obec-
Rozwoju Katowice. Urodzony w Tarnowie
nego sezonu pozbyła się młodego napast-
pomocnik w każdym spotkaniu pokazuje
nika, golami odpłaca się za zaufanie, jakim
swoje nieprzeciętne umiejętności, ale kibi-
go obdarzono. Drużyna prowadzona przez
com najbardziej w pamięci zapadnie jego
Jaromira Wieprzęcia jest wiceliderem 2
występ z Okocimskim Brzesko. Dwie asysty
ligi, a bramki Sekulskiego stanowią 56 %
i gol przyczyniły się do zwycięstwa jego
wszystkich goli zdobytych przez „Stalówkę”
drużyny, a on sam znalazł się w jedenastce
w lidze. Jeżeli młody napastnik utrzyma
kolejki tygodnika „Piłka Nożna”. Ostatnim z
swoją formę, to możliwe, że zainteresuje się
ekstraklasowej gwardii jest Sebastian Dudek-
nim jakiś klub z wyższej klasy rozgrywkowej.
w poprzednim sezonie pomocnik Zawiszy
Kolejnym wyróżniającym się piłkarzem jest
Bydgoszcz.
drugi w klasyfikacji strzelców- Jakub Arak.
aktualnie broniący barw Zagłębia Sosnowiec
Wypożyczony z Legii Warszawa napastnik
jest liderem klasyfikacji najlepszych asys-
Zagłębia Sosnowiec 7- krotnie ukąsił swoich
tentów ligi wraz ze swoim kolegą klubowym
rywali w tym sezonie i po cichu depcze
Dawidem Ryndakiem. To naj-
po piętach Łukaszowi Sekulskiemu. Drużyna
lepszy dowód, że nie zapom-
Mirosława Smyły to pierwszy seniorski klub
niał jak dogrywa się piłki
tego 19- latka i wydaje się, że roczne wypoży-
napastnikom swojego zespołu.
2 LIGA NAJLEPSI ZAWODNICY
Tym razem postanowiliśmy sprawdzić co słychać w polskiej 2 lidze i przedstawiamy wam najważniejsze postacie tej klasy rozrywkowej. Jak sami się zaraz przekonacie, niektóre nazwiska okażą się dla was bardzo znajome.
Wychowanek Promienia Żary,
czenie może pomóc w zwróceniu na siebie uwagi trenera Henninga Berga. Norweski
17
Europa Zachodnia
Serbami o... drona i flagę. Naprawdę niew-
zapewne najbardziej przeraźliwym z nich
Czy ktoś wyobraża sobie race na Camp Nou?
iele tu trzeba, aby doszło do skandalu. Kibice
jest wuwuzela. Poznaliśmy ten instrument
A może rozwścieczony tłum na Santiago
z Bałkanów znani są także z innej niezbyt
bardzo dobrze podczas mundialu w RPA i...
Bernabeu? Zauważmy, że w Hiszpanii takie
pochlebnej rzeczy – są w stanie zrujnować
chyba się z nim zaprzyjaźniliśmy. To charak-
rzeczy się nie zdarzają. Kultura kibicowan-
nawet... własny stadion. Zrobili to choćby
terystyczne brzęczenie kojarzyć się może
ia za zachodzie Europy jest istotnie wielką
kilka lat temu w lidze greckiej, nie chcąc,
tylko i wyłącznie z „Czernym Lądem”. Tutejsi
kulturą. Co więcej, w Anglii na przykład
aby... odwieczny rywal zagrał na ich obiek-
fani lubią przede wszystkim dobrą zabawę.
na stadionach wprowadzono zakaz używa-
cie...
Dlatego tańczą i śpiewają... nie przywiązując
nia niektórych słów. Dzięki temu nie tylko
Bliski Wschód
większej uwagi do wyniku spotkania.
nie można obrażać rywali, ale... kibice są
Jeśli na Bałkanach mamy kocioł, to co jest
Ameryka Północna
kreatywniejsi. Obelgi wyrażane są bow-
na Bliskim Wschodzie? Tutaj nienawidzi się
Piłka nożna nie jest najpopularniejszym
iem w inny, milszy dla ucha, sposób. No
przeciwnika. Ale... jeszcze bardziej nienawid-
sportem w Ameryce Północnej. Nie oznacza
i... częściej słychać takie piękne pieśni jak
zi się swojej drużyny, kiedy jej nie wychodzi.
to jednak, że brakuje tu kibiców. Doping
choćby „You’ll Never Walk Alone”. Kultura
Większość krajów z Bliskiego wschodu nie
przypomina w dużej mierze ten z Europy
Europy Zachodniej dotyczy oczywiście nie
jest zbyt popularna, jeśli chodzi o piłkę, ale
Zachodniej. Mimo to, fani nie są aż tak
tylko Hiszpanii i Anglii. Rozciąga się po całym
„dzikość” tamtejszych kibiców zobaczymy
przywiązani jak ci „nasi”. Tutaj nie umiera się
zachodzie. Charakteryzuje kibiców dopin-
choćby w Turcji. Pamiętamy mecze reprez-
za barwy klubowe, a na mecze przychodzi
gujących głośno, ale uporządkowanych, nie
entacji tego kraju, w których kibice (podczas
się raczej bardziej po to, aby oglądać dobre
pragnących afer.
meczu) „napadali” na przeciwników. W lidze
widowisko, niż po to, aby znieważać rywali.
Europa Środkowa
napada się nawet na swoich... Przykład?
Ameryka Południowa
Inną sytuację dostrzegamy w Europie
Tegoroczny Trabzonspor, którego autokar
Cudownych kibiców mają natomiast zespoły
Środkowej. To widzimy choćby po naszych,
jest regularnie obrzucamy kamieniami, jeśli
Ameryki Południowej. Tutaj szaleństwo na
polskich stadionach. Można by rzecz „My
tylko drużyna przegra. Kibice z Bliskiego
trybunach trwa wiecznie! Kibice naprawdę
Słowianie wiemy jak futbol na nas działa...”,
Wschodu charakteryzują się nerwowością,
wspierają swój klub, nie obrażając przy tym
lubimy pokrzyczeć w kierunku sędziów,
chęcią do sprzeczki, a nawet bójki. Jeśli
rywala. Widzieliście jak bawili się argentyńs-
wysłać bluzgi do rywali. Często zdarza się,
tylko coś nie wychodzi – potrafią obrócić się
cy kibice po półfinale MŚ z Holandią? Albo
że gwiżdżemy również na... swoich zawod-
nawet przeciwko swojej drużynie.
jak wygląda... typowy doping San Lorenzo?
ników. Kibice z Europy Środkowej nigdy
Azja
Jeśli nie, polecam zobaczyć! Aż serce rośnie!
nie kryją dezaprobaty. Jeśli coś im się nie
Wróćmy do cywilizacji! Azjatyccy kibice są
Tak właśnie powinno się kibicować – głośno,
podoba, pokazują to w najbardziej dosadny
już poukładani... Zbyt poukładani. Można by
radośnie i całym sercem!
sposób. Na przestrzeni kilku lat poprawił
rzec nawet „nudni”. Cóż, próżno oczekiwać
Jak widzicie, stylów kibicowania jest
się jednak jeden aspekt – nie dochodzi do
żywiołowych okrzyków na trybunach sta-
wiele. Moim ulubionym jest ten z Ameryki
częstych aktów przemocy, a trybuny są raczej
dionów największego kontynentu globu. No
Południowej. Lubię jednak także afrykański
bezpieczne. No, tylko nasłuchać się można...
ale za to mamy coś innego – bardzo specy-
i... zachodnioeuropejski. Lubię, gdy kibice
Bałkany
ficzne i wyszukane figury, jakie fani potrafią
z całych sił dopingują swoich, oszczędzając
Przejdźmy na Bałkany. Tu dopiero mamy
stworzyć. Cóż, na pewno jest barwnie i...
przy tym epitetów rywalowi i arbitrom. Tak
kocioł! Kibice z tego regionu są niepo-
dosyć zabawnie. Filmiki dopingu z Korei czy
chyba powinno być...
hamowani. Działa to w obie strony, jednak
Japonii często widoczne są na filmikach w
zdecydowanie częściej... in minus. Żadna z
internecie – warto spojrzeć na niektóre z
drużyn nie lubi wyjazdów w tej rejon świata.
nich.
Fani z Bałkanów często rozpraszają piłkarzy
Afryka
przeciwnika, prowokują kibiców rywala. Poza
Kibice Afrykańscy są natomi-
tym często gwiżdżą i obrażają. Najlepszy
ast żywiołowi i kolorowi. Z try-
przykład iście „bałkańskiego” meczu miel-
bun słychać przeróżne dźwię-
iśmy niedawno – gdy Albańczycy pobili się z
ki, lecz najczęściej używanym i
18
Piłka Nożna
Zdobywca Pucharu i Superpucharu Polski, powołany do reprezentacji. Mimo swojej krótkiej kariery dla wielu pozostaje symbolem walki i niczego niezawinionego cierpienia. Waldemar Piątek dla wielu kibiców poznańskiego Lecha i nie tylko stał się legendą. Może gdyby nie choroba mielibyśmy jeszcze większy problem z obsadą reprezentacyjnej bramki. Boruc, Szczęsny i może Piątek... Waldemar Piątek urodził się 2 listopada 1979 roku w Dębicy. Powszechnie miasto to nie jest wiązane z futbolem, raczej z prężnie działającą tam fabryką opon. Jednak co bardziej zainteresowaniu piłką skojarzą to miasto z jednym z najstarszych klubów Podkarpacia, a dokładniej z Wisłoką w której to przyszły bohater Kolejorza stawiał pierwsze kroki. Nie tylko w Poznaniu zawdzięczają dużo temu klubowi. Na Śląsku często można zauważyć mocną zgodę między kibicami Górnika Zabrze, a Wisłoką. By równowaga pozostałą zachowana Wisłoka obdarowała, także Legię swoim wychowankiem, i to nie byle jakim. Leszek Pisz bo to o nim mowa, zagrał w klubie ponad dwieście spotkań, po drodze zostając Piłkarzem Roku, by zwieńczyć karierę trafiając do galerii sław. Obecnie klub zakotwiczył w trzeciej lidze, jednak ich obecne miejsce w tabeli predestynuje do potyczek w przyszłym sezonie z rywalami co najmniej egzotycznymi w IV lidze. Jednak największą dumą klubu jest sekcja zapasów która wychowała wielu olimpijczyków. Jednak Pan Waldemar wybierając sport, nie miał większego wyboru poszedł po prostu w ślady swoich starszych braci. Wybór pozycji też nie należał do niego, gdy jeszcze był chłopcem wykryto u
niego wadę serca. Gdy przeszedł operacje, lekarz stwierdził, że może uprawiać piłkę nożną, jednak tylko na pozycji bramkarza. Swój niski wzrost jak na bramkarza wetował skocznością, zwinnością, a przede wszystkim odwagą. Porównanie do pewnego hiszpańskiego bramkarza jest pewnie na wyrost, jednak nasuwa się samo. Po debiucie w 1996 i regularnym bronieniu na wysokim poziomie, dało się zauważyć, że trzecia liga robi się powoli za ciasna dla młodego bramkarza. Doskonałe występy zaowocowały transferem do KSZO Ostrowiec, gdzie wciąż młody bramkarz, mógł na nauczyć się naprawdę wiele, gdyż terminował pod okiem samego Janusza Jojko, świetnego goalkeepera którego karierę przysłoniła fatalna samobójcza bramka.
w USA, to właśnie w takich miejscach nabiera znaczenia popularny okrzyk ,,gramy u siebie”. Jednak wszystkie te wielkie rzecz nie były pisane Piątkowi, przesiedział cały mecz na ławce rezerwowych, a pełne 90 minut zagrał wtedy początkujący Artur Boruc. W wywiadach Piątek nie ukrywa żalu i smutku z tego powodu, szczególnie że na stadionie było dużo jego znajomych a także powiewały flagi jego ukochanej Wisłoki. Selekcjoner pewnie nie widział niczego nadzwyczajnego w posadzeniu perspektywicznego bramkarza na ławce, ponieważ kolejne powołania i debiut bramkarza Kolejorza w reprezentacji były tylko kwestią czasu, jednak tego co zdarzyło się latem następnego roku nikt nie był w stanie przewidzieć.
W Ostrowcu Świętokrzyskim nie zagrzał za długo miejsca, swoimi umiejętnościami zwrócił uwagę największych klubów w Polsce łącznie z Lechem, Legią czy krakowską Wisłą. Piątek jednak wybrał poznański klub, czego jak zawsze podkreśla nie żałuje. Początki przy Bułgarskiej nie należały do najłatwiejszych, jednak kontuzja, a także słabsza forma pierwszego bramkarza, przyczyniły się do tego, że Piątek na dobre stanął między słupkami Kolejorza. Sezon 2003/04 był wyjątkowy Lech zdobył Puchar Polski i Superpuchar. W obu tych sukcesach duży udział miał skromny bramkarz z Podkarpacia. Po sezonie doceniono jego wyśmienitą formą w sposób chyba najbardziej wartościowy dla piłkarza, a mianowicie przyszło powołanie do reprezentacji. Trener Janas powołał Piątka na mecz towarzyski ze Stanami Zjednoczonymi w Chicago, chyba lepszego miejsca do debiutu na obcej ziemi nie można sobie wymarzyć. ‘’Wietrzne miasto’’, ostoja polskości
Trwały rozmowy na temat przedłużenia kontraktu z Lechem, tymczasem Piątek zauważył, że z jego organizmem nie wszystko jest w porządku. Był osłabiony, nawet zwykły trucht wokół boiska sprawiał mu problemy, kręciło mu się w głowie. Badania nic nie wykazały. Waldemar znany był z tego, że na treningach nigdy się nie obijał więc zgodnym chórem stwierdzono „przemęczenie”. Jednak po momencie odpoczynku nic się nie zmieniło. Zawodnik został wysłany na szczegółowe badania, i tym razem już stwierdzono przyczynę złej dyspozycji. Stwierdzono wirusowe zapalnie wątroby typu C, to zabrzmiało jak wyrok, nagle z dnia na dzień jeden z najlepszych bramkarzy w Polsce musiał zawiesić buty na kołku i podjąć się natychmiastowemu leczeniu. Jak na ironię można mówić o szczęściu gdyż wielu z zarażonych w ogóle nie zdaje sobie sprawy z zarażenia, co skutkuje brakiem leczenia i w ostateczności rakiem i marskością wątroby. Stopniowo jego
19
-ział, że musi się leczyć. Wciąż wtedy jeszcze wierzył w swój powrót na boisko. Starał się brać udział w treningach, jednak jego organizm był wciąż za słaby. Klub Lech Poznań w tych ciężkich chwilach wciąż był przy nim, zarówno kibice jak i przyjaciele z szatni wspierali go w każdy możliwy sposób. Piotr Reiss był jednym z pomysłodawców organizacji meczu charytatywnego na rzecz Waldemara Piątka, w którym wzięło udział wielu znanych polskich ligowców. Wyrazy wsparcia przesyłali choćby tacy piłkarze jak Radosław Majdan, czy Tomasz Hajto. W czasie tego meczu zebrano pokaźną kwotę, dodatkowo sami piłkarze zebrali pieniądze, fundusze pochodziły też z licznych aukcji i zbiórek.
Niestety piłkarz musiał wkrótce zrozumieć, że już nigdy nie powróci na murawę. Oczywiście potrzebował dużo czasu by nawet spokojnie obejrzeć mecz w telewizji. Jednak jego najświętszą radością jest to że pozostał wciąż przy piłce nożnej. Postanowił zostać trenerem, chciał przekazać swoją wiedzę młodszym, by chociaż oni mogli zdobyć to czego jemu się nie udało. Pracował między innymi jako trener bramkarzy w Wiśle Płock czy Kolejarzu Stróże. Teraz jednak zajmuje się juniorami w czym wspaniale się odnajduje. Jest trenerem w Akademii Wisłoki oraz pomaga przy juniorskiej reprezentacji Polski.
20
Piłka Nożna
J
edenaście plag egipskich, znaczy dziesięć egipskich i jedenasta to ta szczecińska, bo nie sposób inaczej wytłumaczyć ciągu zdarzeń i skutków jakie niestety dla Pogoni Szczecin przydarzyły się na przestrzeni ostatnich tygodni. W Szczecinie tym nie nadmorskim mieście słynącym z paprykarza jest klub od sezonu 2012/13 regularnie występujący w najwyższej klasie rozgrywkowej w kraju. Postrachem boisk rywali na pewno drużyna nie jest, ale potrafi (czasami) w piłkę pograć na dobrym Polskim poziomie (Polski poziom różni się od Europejskiego, ale to nie odkrywcza teza.) Ostatnimi czasy, a w zasadzie od 6 kolejki zaczęli grać przeciętnie. Na początku sezonu plasowali się nawet na „pudle” jednak z każdym dniem coraz gorzej. Po 12 spotkaniach mają 16 punktów i zajmują dziesiątą pozycję w tabeli. Coś musiało jednak spowodować słabsze wyniki i to jeszcze przed końcem rundy, a gdzie tutaj koniec sezonu? Szukając winnego niczym detektyw Rutkowski nasuwa mi na myśl kilka aspektów, którymi już się z Wami dzielę. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to błędy w przygotowaniu piłkarzy przed sezonem, skoro zawodnicy siadają po 6 meczach, a po 12 to już leżą, to coś na pewno jest nie tak. Zaraz po przeczytaniu powiecie, że się nie znam i nie powinienem wypowiadać, a przynajmniej spuścić z tonu. Nie byłbym sobą gdybym tak zrobił, bo prawda jest taka, że amatorzy w najniższych ligach w kraju też mają do rozegrania 12
meczy, a czasami zdecydowanie więcej. Podobnie sytuacja wygląda w I, II, III, IV lidze. Różnice są, ale oglądając mecze niższych lig dostarczają one więcej atrakcji niż mecze Pogoni, bo wątpię, że powtórzą jeszcze gdziekolwiek zabawę z Jagiellonią. Przygotowanie to podstawa w piłce, bo amatorzy z brzuszkami i ubogimi umiejętnościami technicznymi potrafią grać 12 meczy na równym
poziomie, a w Szczecinie sinusoida. Mecze piękne i mecze okropne przeplatają się, ale ostatnio wyrównuje się to na niekorzyść Pogoni, tak być nie może. Nie sposób w sporcie wyeliminować kontuzji, które nawiedziły Portowców i stały się jednym z czynników, które zdecydowały o słabej postawie w ostatnich meczach. Najlepszy strzelec drużyny Marcin Robak nie zagra prawdopodobnie do końca roku. Jeden z filarów, który trzyma resztę drużyny upada, a więc kto ma go zastąpić? Powiedziałbym, że może Akahoshi, ale klub pragnął tak pieniędzy, że zapomniał o wzmacnianiu zespołu, a przynajmniej o utrzymaniu w nim równowagi i zdolny zawodnik wyjechał na wschód. Jeśli jesteśmy przy aktualnym składzie
i jego brakach to nie sposób zauważyć, że obecni piłkarze zanotowali spadek formy. Piłkarze, którzy na początku sezonu grali jak Beethoven teraz to raczej Miley Cyrus. Pogoń ograła na inaugurację Podbeskidzie Bielsko – Biała. Nie jest to jakiś wyczyn, ale warte odnotowania, kolejne zwycięstwo to już ogranie 4:1 Śląsk Wrocław, a to cenna wygrana. Później niestety coraz gorzej. Remisy z Koroną, Piastem, Lechem – tak uważam, że Lech to słaba drużyna i remis z nią to nic nadzwyczajnego. Porażka w Łęcznej z Górnikiem 4:2 czy remis z Ruchem Chorzów to również nie są optymistyczne wyniki. Zwycięstwo z Lechią Gdańsk czy Zawiszą nie przyćmią sromotnej porażki doznanej w Białymstoku, gdzie podopieczni Probierza rozklepali dzieci Wdowczyka 5:0 Po tym właśnie spotkaniu wyleciał trener Dariusz W. Człowiek, który swoją kontrowersyjną postawą budził skrajne odczucia. Jedni wielbili, a inni kpili. Ja należę do tej drugiej grupy, ale to mogliście zauważyć. Dlaczego? – zapytacie, a ja odpowiem z chęcią. Trener, który nie potrafił poskromić zawodnika i wręcz dał mu pozwolenie na rozrabianie to nie fachowiec, a po prostu człowiek o zagubionych wartościach. Mówię o Małeckim, który może dosłownie robić co chce, bo tak powiedział sam trener. Myślę, że to również nie ma dobrego wpływu na szatnie, bo skoro jest „Święta krowa” mogąca robić wszystko, a inni zawodnicy muszą podporządkować się
21
do jakiś zasad, to finalnie i tak wywoła niesnaski w drużynie. Wdowczyk nie jest geniuszem taktycznym czy solidnym fachowcem, a raczej krzykaczem, któremu czasem coś się udaje. Całe szczęście, że będziemy mogli odpocząć od Wdowczyka i jego nieprzeciętnego zachowania, bo charakteru ten facet nie ma. Zmiana trenera i może Pogoń wyjdzie z tej piaskownicy, w której posadził ją Wdowczyk i jak facet zacznie się bić. Jan Kocian, który po zwolnieniu z Ruchu Chorzów nie został długo bezrobotny ma teraz naoliwić wszystkie tryby i uruchomić w końcu tą maszynę, która sięgnie po coś więcej niż środek tabeli. Uważam, że to złudne nadzieje, ale nie twierdzę, że Kocian to zły szkoleniowiec, bo potrafi on pociągnąć drużynę do sukcesów, ale czy jest ich głodny? Został zwolniony i chwilę później znalazł nowego pracodawcę, a może gdyby odpoczął i w przyszłym sezonie przejął drużynę, wówczas świeże spojrzenie i głód sukcesów byłoby cenione, a póki co to wątpiłbym w sukcesy w wykonaniu portowców. Reasumując, trudne czasy w Szczecinie mogą być już przeszłością i może te chmury zostaną rozwiane przez słońce o nazwisku Kocian, który miotłą wymiecie zło i zostawi samo dobro. Bardzo optymistyczna wizja, ale wierzę, że przy odrobinie chęci wszystkich stron zły okres skończy się w klubie, a zostanie już tylko dobry. Małecki w końcu przestanie być pros-
tackim, rozkapryszonym dzieckiem, bo jego umiejętności nie są na tyle wysokie żeby wybaczać mu wszystko, czyli Jan Kocian przystopuje trochę jego charakter. Zespół lepiej przygotuje się na rundę wiosenną, a pomysł na grę trenera zostanie wprowadzony w życie i może wykrzesze jeszcze kilka iskier z tych zawodników, żeby rozpalić ognisko, które zapłonie napędzając tą lokomotywę, która napsuje krwi trochę w górnej części tabeli.
22
Piłka Nożna
F
lavio Paixao oraz Marco Paixao znajdują się w gronie zawodników, których w swoich szeregach posiada wrocławski Śląsk. Ten pierwszy do zespołu dołączył nieco później, natomiast wcześniej do stolicy województwa dolnośląskiego przybył Marco, imponując swoja skutecznością strzelecką. Obecnie jeden gra, natomiast drugi leczy kontuzję... Co będzie, gdy Flavio i Marco zagrają w tym saym zestawieniu, w jednakowym szczycie formy? Warto ten temat bardziej rozszerzyć, bowiem jest on ciekawy nie tylko w kontekście samego Śląska Wrocław, ale i całej T-Mobile Ekstraklasy. Zajmijmy się najpierw prześledzeniem sylwetek obu piłkarzy. Flavio i Marco są bliźniakami i urodzili się 19 września 1984 roku, mają zatem na chwilę obecną 30 lat. Zawodnicy pochodzą z Portugalii, a ich nominalna pozycja, to napastnik. Bracia Paixao występowali w portugalskich i hiszpańskich klubach, a aktualnie reprezentują barwy wrocławskiego Śląska. Trochę bardziej zawiła była historia Flavio, który przed zespołem ze stolicy województwa dolnośląskiego występował w jednej z
irańskich drużyn, która później stwarzała Portugalczykowi podpisanie kontraktu z nowym pracodawcą. Wszystko jednak pomyślnie się zakończyło dla 30-latka i 7 marca 2014 roku Międzynarodowa Federacja Piłkarska uprawniła napastnika Śląska Wrocław do debiutu na boiskach T-Mobile Ekstraklasy. Zarówno jeden, jak i drugi wyróżniają się niebywałą skutecznością strzelecką. Gdyby obaj mogli jednocześnie reprezentować formację ataku we Wrocławiu, to trener - Tadeusz Pawłowski - mógłby zagrać na dwóch napastników. Łączyłoby się to z jeszcze większą siłą rażenia, a o komunikację pomiędzy braćmi raczej nie ma co się obawiać. W ostatnich latach Śląsk miał spore problemy ze strzelaniem bramek. Obecny sezon pokazuje, iż problem ten wydaje się być przeszłością, bowiem portugalska gwardia w stolicy Dolnego Śląska wykonuje dokładnie taką pracę, na jaką oczekiwano. Nie tylko umiejętności strzeleckie, ale i “cegiełka” dołożona do atmosfery w zespole działa na plus portugalskich piłkarzy. Dla Śląska są oni na chwilę obecną ważną podporą. Nie jest jednak wykluczone, iż w najbliższym czasie pojawią się ciekawe oferty ich wyk-
upienia, które włodarze kluby zapewne będą chcieli przeanalizować. Wydaje się jednak, że tak łatwo nie sprzedadzą swoich skutecznych zawodników, więc zainteresowane drużyny będą musiały wyłożyć pokaźną sumę pieniężną. Jak dalej będzie rozwijała się forma Flavio Paixao i Marco Paixao? O tym przekonamy się w najbliższym czasie, ale jedno jest pewne - Śląsk Wrocław tymi dwoma transferami może sprawić, iż walka o tytuł mistrzowski w kontekście tego klubu będzie całkiem realna. .
23
H
asło „Nigdy się nie poddawaj” w środowisku kibicowskim istnieje od bardzo dawna. Najczęściej kojarzone jest z kibicami poznańskiego Lecha, którzy używają je często i gęsto. Ma ono stanowić motto dla ludzi, którzy upadli, żeby nie odpuszczali, tylko walczyli do samego końca, bo warto. W slangu kibiców jest jeszcze wiele innych haseł przewodnich. Najlepszym przykładem jest chociażby Arka Gdynia, która używa hasła „Nigdy Nie Zostaniesz Sam”. Jednak taka moda nie panuje tylko i wyłącznie w Polsce, przenieśmy się chociażby do Anglii, a tam odnajdziemy Liverpool i hasło „Never Give Up”. Jednak dziś nie zajmiemy się tematem kibicowskim, lecz piłkarskim. Konkretniej piłkarzami, którzy upadli, po to, aby podnieść się jeszcze bardziej silniejsi. Swoją postawą zaimponowali nie jednemu młodemu człowiekowi i przede wszystkim, nigdy się nie poddali. W tym artykule omówię szczególne przypadki, takich osób jak Marcina Wasilewskiego, Damiana Radowicza, Dawida Janczyka czy Eduardo da Silvy. Natomiast w dogrywce kilka moich uwag, które ukażą, że jednak bez czynnego grania w piłkę można żyć i odnaleźć zamiłowanie do innych rzeczy, nie odłączając się całkowicie od sportu. Zacznijmy od Marcina Wasilewskiego. Piłkarz znany z nieustępliwej walki i gry do samego końca. Po transferze z Lecha Poznań do Anderlechtu Bruksela miał swoje przysłowiowe pięć minut. Szybko podbił serca kibiców, do tego wszystkiego imponował grą w defensywie i często strzelał bramki, najczęściej robił to głową po rzutach rożnych, W
końcu przyszedł szlagierowy pojedynek ze Standardem Liege. Mecz w Belgii, który wywołuje sporo emocji – coś jak w Polsce mecze Legii z Lechem, ich małe derby. Był to mecz, który chcąc, czy też nie, ale Marcin zapamięta do końca swojego życia. Niestety, z tej gorszej, a wręcz dramatycznej strony. To była 25 minuta meczu, kiedy Axel Witsel zaatakował reprezentanta Polski. Szczerze mówiąc, tego nie można nazwać atakiem, a terrorem na nogi Wasyla. Pierwszy moment, niedowierzanie, że to się stało naprawdę. Ogromny krzyk z bólu, otwarte złamanie kości strzałkowej i piszczelowej. Niewyobrażalna kontuzja dla zawodnika jakiegokolwiek sportu, nie ważne czy gra w kosza, siatkę czy nogę, po prostu tragedia. Początkowe diagnozy były wręcz dramatyczne. Pojawiały się nawet scenariusze, że nasz zawodnik może już nigdy nie zagrać w piłkę. Na szczęście, to były tylko pogłoski. Lekarze odwalili kawał dobrej roboty, ale to nie wystarczyło. Oni wykonali tylko i aż, to co do nich należy, czyli poskładali kości na swoje miejsce. Następna część, jeszcze większa i znacznie trudniejsza należała do samego Marcina. Już tylko od niego zależało jak będzie przykładał się do rehabilitacji. Nasz obrońca jednak od samego początku zapowiedział, że wróci na boisko jeszcze w tym samym sezonie. I faktycznie, tak się stało. Pokazał niesamowity charakter udowadniając, że niemożliwe nie istnieje. Godziny ciężkiej pracy przyniosły oczekiwane efekty. Wszystko to potrafili docenić fanatycy Anderlechtu, którzy od tamtego momentu, regularnie, co mecz u siebie w 25 minucie meczu przerywali doping i przez sześćdziesiąt sekund skanowali „Wasyl! Wasyl!”. ¬¬Łączyli się wówczas z pol-
skim piłkarzem, pokazując że ma on ich pełne wsparcie. W późniejszym czasie Marcin narzekał na ból w tej noce, więc trzeba było przejść dodatkowe operacje, które później okazały się jak najbardziej słuszne. Polski obrońca już nie odczuwał bólu, wiec mógł wrócić do wysokiej formy. Odbudował się, docenił to Franciszek Smuda i dał mu szansę w reprezentacji. Ten grał wówczas na tyle dobrze, że zagrał na Euro 2012. Później przeszedł do wymarzonej ligi angielskiej. Znalazł zatrudnienie w Leicester City. Rok później udało mu się awansować do angielskiej Premiership. Powrót po kontuzji wymagał od niego dużo cierpienia i poświęcanie, jednak nie byłby sobą, gdyby nie walczył. Zawsze musi postawić na swoim. Dobra, przechodzimy do kolejnego zawodnika. Drugi przypadek, bardzo trudny. W zasadzie nie ma słów, aby go opisać, ale spróbujmy. Piłkarz ten stracił dużo czasu na leczenie kontuzji. Był młodym i dobrze zapowiadającym się pomocnikiem, chociaż dla większości anonimowym. Dopiero niedawno usłyszała o nim cała piłkarska polska, poprzez filmik jaki umieścił YouTube, który opowiada o jego historii - „Upadł po to, aby wstać mocniejszy”, Mowa oczywiście o Damianie Radowiczu. Wychowanek Widzewa Łódź przez ostatnie trzy lata miał (i ma) tyle pecha, co inny człowiek nie ma go przez całe życie. Kontuzja, operacja, rehabilitacja, komplikacje, operacja i znowu rehabilitacja… I tak w kółko. Największe pasmo nieszczęść, jakie tylko było można sobie wyobrazić. Na obozie przygotowawczym w Cetniewie przed sezonem 2011/2012 Damian dawał z siebie maksimum i jeszcze więcej. Czesław Michniewicz został nowym trenerem, wiec młody piłkarz chciał zaimponować,
24
Piłka Nożna
Organizm nie wytrzymał i pach, stało się. Zaczęło się od zapalenia Achillesa, a skończyło na 704 dniach przerwy. Dla młodego piłkarza to najgorsze co może się przytrafić. Pierwszy zabieg niby się udał, ale później było już tylko gorzej. Ból powrócił, potrzebna druga operacja. Rana się rozeszła, pojawiło się ryzyko kalectwa. Konieczne były kolejne operację, które niby się udały. Damian zaczął powoli wracać do pełni sił. Rehabilitacja i pierwsze truchtanie. W końcu, można powiedzieć sukces – powrót na boisko. 31 sierpnia 2013, to data, która dla Damiana będzie na pewno wyjątkowa. Po tak długim czasie wrócić na boisko - wspaniałe uczucie, zresztą sam tego doświadczyłem, po części. Odbudował się i chciał, a w zasadzie miał taki zamiar, wrócić do profesjonalnego futbolu. Był na testach w Śląsku, Widzewie, ale nigdzie go nie zatrudnili, jeszcze nie był w odpowiedniej dyspozycji. Ostatecznie udało mu się, pomocną dłoń wyciągnął klub UKS Mechanik Radomsko. Ale koszmar trwa, w zasadzie nigdy się nie skończył, tylko na chwilę schował się w cień. „ Mój drugi oficjalny mecz. Zaczynam w pierwszym składzie. Pierwsza połowa w żar-
gonie piłkarskim określiłbym kopaniną i rzeźnią. W drugiej połowie natomiast zrobiło się trochę więcej miejsca, zacząłem się coraz bardziej cieszyć z gry. W pewnym momencie „przeczytałem” podanie w środku pola, wyprzedziłem pomocnika i przejąłem ją. Jednak do piłki bliżej miał obrońca przeciwników. Wybił piłkę lewą nogą i prawdopodobnie prawą nogą zawadził moją nogę postawną. Ja zrobiłem nagły zwrot, stopa została w miejscu, kolano poszło w bok i TRACH… Jeden wielki trzask i ból… Padłem na ziemię i zacząłem krzyczeć. Czułem, że będzie źle. Lód, karetka i dramat w głowie. Zasłaniałem twarz koszulką, bo nie byłem w stanie patrzeć na innych… Dzień później potwierdziło się najgorsze.” – opisuje Damian na swoim blogu. Najgorszy scenariusz potwierdził się, czyli zerwane więzadła krzyżowe przednie i uszkodzone boczne, do tego dochodzi zgnieciona chrząstka. Nie ma inne możliwości, jak kolejna operacja. Obecnie Rado dochodzi do pełni zdrowia, walczy o kolejny powrót, a przy tym dzieli się swoimi wrażeniami. Prowadzi blog, na którym systematycznie dodaje wpisy, jak przebiega leczenie oraz
daje wskazówki, jak przetrwać. Ostatnio gorącym towarem na rynku jest Dawid Janczyk. Każdy zna jego historię. O tym zawodniku już wiele napisano i powiedziano, dlatego my nie będziemy się zbytnio rozdrabniać nad nim tylko dodamy kilka słow od siebie. Dawid pokazał, że był na dnie, a mimo to zdołał się podnieść. Nie poddał się, mimo, że był w czarnej dupie. Walczył, aż wywalczył swoje, czyli powrót do Ekstraklasy. Za to dla niego należy się mega szacunek. Kilka dni temu też dotarła do nas bardzo smutna wiadomość. Aleksandr Wandzel, młody bramkarz zakończył karierę. No właśnie, zakończył karierę, której na dobrą sprawę jeszcze nie zaczął. Młody i obiecujący zawodnik, miał pójść śladami Dudka, Boruca czy Szczęsnego. Nie poszedł, chociaż niewykluczone, że nie pójdzie… Bo nigdy nie mów nigdy, tak jak nigdy się nie poddawaj. Tutaj Olek się poddał. Trzy lata stracił na leczenie kontuzji. Mało czasu spędzał na boisko, a dużo u lekarzy. Zdrowie nie pozwoliło, wiec powiedział stop. Czy słusznie? Trudno powiedzieć, bo ile się można męczyć? No właśnie, można i to długo, do skutku. Gdyby tak sobie odpuścił
25
usłyszał. Dlatego mam ogromną nadzieję, ze syn współwłaściciela warszawskiej Legii nie powiedział ostatniego słowa i powróci do piłki, za jakiś czas. Zmieni decyzję, przezwycięży, to co niemożliwe i udowodni, że warto. Da przykład młodym, że jeśli coś się chce, to można zrobić. Przeskoczyć wszystkie bariery. Niech chociaż 20-letni zawodnik spróbuję podjąć walkę. No chyba, że sytuacja wygląda nieco inaczej i odpuścił, bo istnieje poważne zagrożenia dla życia. Aczkolwiek to jest mało prawdopodobne, bo nic takiego Olek nie mówił, tylko tyle, że już nie ma do tego siły. Sport jest piękny, kochamy go, ale jeśli mamy tracić zdrowia nieodwracalnie, to jednak nie warto. Na początku wymieniony również był chorwacki piłkarz brazylijskiego pochodzenia, Eduardo da Silva. Niegdyś doznał bardzo poważnej kontuzji w meczu z Birmingham City. Ból był tak potworny, że zawodnik na boisku stracił przytomność i prawie nogę. Eduardo prawie nie miał stopy, brzmi idiotycznie, ale faktycznie tak było. Groziła mu nawet amputacja. Na szczęście, podobnie jak w przypadku Wasilewskiego lekarze odwalili kawał dobrej roboty i Chorwatowi udało się powrócić do zdrowia. Jednak do wysokiej formy już nie, pograł trochę w Arsenalu, ale uraz w głowie pozostał aż do teraz. Dziś gra sobie spokojnie w rodzinnej lidze i na więcej już go raczej nie stać. Takich przykładów można mnożyć w nieskończoność, jednak tutaj przedstawiłem wam ludzi z „jajami”. Natomiast już na koniec, chcę dodać coś od siebie, trochę z własnego doświadczenia. Dla młodego dzieciaka, zresztą, jak każdego innego, zawsze liczyła się piłka. Każdą wolna chwilę poświęcał na ganianie za futbolówką. Jednak kilka lat temu przyszedł taki dzień, w którym nagle cała rzeczywistość obróciła się o 180 stopni. Podczas jednych badań kontrolnych u okulisty stwierdzono poważną chorobę oczu, która uniemożliwiła mu dalszą grę, a
nawet uprawianie jakiegokolwiek sportu. Dla młodego chłopaka to tragedia. Coś co było dla Ciebie codziennością, jest teraz jak końcem świata. Pierwsza operacja, druga wydaje się, ze jest dobrze, a historia znowu zatacza koło. W końcu trzeba się pogodzić z faktem i uświadomić, ze rzeczywistości jednak nie oszukamy. Uprawianie czynnego sportu zeszła na boczny tor, ale nie trzeba od razu się z nim rozstawać. Postanowiłem działać w dziennikarskie i dziś tego nie żałuję. Każdy minus ma swój plus i tak było w moim przypadku. Nie ukrywam, że gdzieś czasami brakuje gry, wiec czasami pójdę sobie pograć piłkę, ale dla czystej przyjemności, żeby poczuć ten ”głód”, no a po wszystkim wracam do domu, siadam za biurkiem i pisze kolejny artykuł. Pisze o tym z bardzo prostego powodu. Po prostu wiem, że ja sam nie jestem w takiej sytuacji. Takie osoby można spotkać na każdym kroku. Czają się za rogiem, tylko my ich nie dostrzegamy. I to jest przekaz dla tych właśnie osób. Jeśli masz możliwość powrotu do sportu to walcz o to, natomiast jeśli zdrowie wygrało, to jeszcze nie koniec świata, chociaż racja, początkowo tak to się wydaje. Znajdziesz inną pasję, która zastąpi granie w piłkę. Jest wiele innych czynności powiązane ze sportem, w której być może się sprawdzisz i zrobisz większa karierę, niż miałeś piłkarską. Obejrzyj się dookoła. Możesz zostać dziennikarzem, trenerem, analitykiem i kim tylko zechcesz. Tylko nie załamuj się, bądź twardy. Przemysł parę spraw, poukładaj to co musisz i do dzieła, bo to jest Twoja szansa i warto ją wykorzystać. Nawet gdybyś upadł tak nisko, to pamiętaj o tych czterech, świętych literach, które poprowadzą Cię do zwycięstwa. Po prostu, Nigdy Się Nie Poddawaj.
Mój drugi oficjalny mecz. Zaczynam w pierwszym składzie. (...) Wybił piłkę lewą nogą i prawdopodobnie prawą nogą zawadził moją nogę postawną. Ja zrobiłem nagły zwrot, stopa została w miejscu, kolano poszło w bok i TRACH… Jeden wielki trzask i ból… Padłem na ziemię i zacząłem krzyczeć. Czułem, że będzie źle. Lód, karetka i dramat w głowie. Zasłaniałem twarz koszulką, bo nie byłem w stanie patrzeć na innych… Dzień później potwierdziło się najgorsze.”
26 6
Piłka Nożna
K
olejne dwie kolejki spotkań eliminacyjnych do EURO 2016 przyniosły nam wiele emocji. Przede wszystkim za sprawą Polaków, ale... także w innych spotkaniach było niezwykle gorąco i warto zwrócić na nie uwagę.
dużo mówić – dobił Niemców, strzelając drugą bramkę. W tym momencie nikt nie potrafił już nic poradzić. Polska była wielka! Polska triumfowała! Po raz pierwszy w historii pokonaliśmy Niemców! I to w momencie, gdy są oni najlepszą drużyną globu! No był cudowny mecz naszej drużyny!
Rozpocznijmy jednak od tego, co interesuje nas zdecydowanie najbardziej, czyli dwa kolejne spotkania biało-czerwonych. Mieliśmy ten komfort, że oba odbyły się na Narodowym i nie musieliśmy się przemieszczać. Nie dało to co prawda dużo w kwestii zmęczenia, ale... jednak jakaś przewaga psychiczna była.
Po spotkaniu z Niemcami, bałem się jednak bardzo o drugi mecz. W końcu nasza drużyna była bardzo zmęczona, a rywal... grający na dobrym poziomie i w sumie wypoczęty (Szkocja w poprzednim meczu mierzyła się z Gruzją). Jednak już pierwsze kilkanaście minut mnie uspokoiło. Zagraliśmy dobrze i – przede wszystkim – wyszliśmy na prowadzenie. Później jednak coś się w grze reprezentacji Polski popsuło. Nie potrafiliśmy utrzymać poziomu defensywy, przez co oddaliśmy pole Szkotom. Ci najpierw wyrównali, a potem – już w drugiej połowie – dołożyli bramkę na 2:1. Na szczęście jednak biało-czerwoni podnieśli się na ostatnie 20 minut. Gra znowu przyspieszyła, postawiliśmy na ofensywę. Na boisku – tak jak w meczu poprzednik – pojawił się Sebastian Mila, który przyczynił się do zdobycia przez Milika bramki wyrównującej. Na 2:2 nie musiało się zakończyć. Świetną akcję miał jeszcze przecież Grosicki. Niestety, piłka po jego uderzeniu odbiła się od słupka. Do wyrównania nie doszło, ale wynik 2:2 także powinien dawać nam wiele radości.
Zaczęło się od meczu z Niemcami. Wielki pojedynek i dzień, który zostanie zapamiętany na długo. 11 października 2014 roku przeszło do historii. Mecz zaczęliśmy dobrze, od kilku ataków. Później stopniowo forma naszego zespołu jednak spadała. W ostatnich minutach pierwszej połowy tylko Wojtek Szczęsny bronił Polskę przed utratą gola. Do szatni schodziliśmy jednak z bardzo dobrym wynikiem 0:0. A po powrocie... nasi piłkarze na prawdę się rozszaleli. W 51. minucie Piszczek dośrodkował perfekcyjnie na główkę Arka Milika, a ten pokonał zdezorientowanego Neuera, a Polska wyszła na prowadzenie. W tej chwili większość kibiców chciała, aby mecz już się zakończył. Ale przed nami było jeszcze 40 minut pięknej gry. Białoczerwoni zagrali znakomicie w obronie. Pochwalić należy także atak, który był niezwykle skuteczny i wykorzystał niemal każdą okazję do zdobycia bramki. W 88. minucie nasz joker – Sebastian Mila, który ledwie 10 minut wcześniej wszedł z ławki rezerwowych, otrzymał podanie od Lewandowskiego i – co tu
Szczególnie, że inne mecze toczyły się po naszej myśli. Irlandia zremisowała na wyjeździe z Niemcami 1:1, wcześniej Szkocja ograła 1:0 Gruzję. Dzięki takim rezultatom prowadzimy w grupie z 7 punktami na koncie. Tyle samo „oczek” ma Irlandia. Niemcy i Szkocja pozosta-
ją natomiast z 4 punktami. Następny mecz będzie dla Polaków bardzo ciężki. Mamy bowiem wyjazd z Gruzją. W przypadku zwycięstwa jednak, staniemy o krok od EURO 2016. Liczę więc na to, że tak właśnie się stanie. No ale, napisałem o naszej grupie, a nie tylko ona grała. Najciekawsze rzeczy działy się w grupie A. Tam szaleje Islandia, która rozgromiła Łotwę na wyjeździe 3:0, po czym wygrała także z Holandią 2:0. Bardzo dobrze spisują się także Czesi, którzy odnotowali zwycięstwa nad Turcją (2:1) i Kazachstanem (4:2). Dużo gorzej spisują się „Oranje”. Holendrzy, którzy niedawno zdobywali brąz MŚ, teraz mają zaledwie 3 punkty na koncie i... bić się będą raczej o baraże, niż o bezpośredni awans. Niezwykle interesująco jest także w grupie G. Tutaj wszystkich zaskoczyła Austria, która po zwycięstwach z Mołdawią (2:1) i Czarnogórą (1:0), objęła stanowisko lidera. Zawiodły drużyny Czarnogóry i Rosji. Ci pierwszy niespodziewanie stracili punkty w Liechtensteinie (0:0), drudzy natomiast na własnym stadionie zremisowali ledwie z Mołdawią 1:1. Nie zachwycają także Szwedzi, którzy po 3 seriach spotkań mają jedynie 5 „oczek”. W innych grupach także padały niespodziewane wyniki: Słowacja pokonała Hiszpanię, Irlandia Północna rozprawiła się z Grecją na wyjeździe. Do tej dwójki dopisać należy jeszcze Walię, której wyniki co prawda nie zachwycają, ale... Walijczycy prowadzą w tabeli swojej grupy, a to nie lada niespodzianka. Na koniec nie można nie wspomnieć o wielkiej bójce w meczu Serbii z Albanią. Z niewyjaśnionych przyczyn, nad stadion w Serbii nadleciał... dron z flagą Albanii.
27 6
Sprowokowało to Serbskich kibiców do wszczęcia ogromnej bójki, przez którą mecz musiał zostać przerwany. Skończyło się sądem UEFA, który orzekł walkower 3:0 dla Serbii oraz... odjęcie Serbom trzech punktów z tabeli. Czyli, krótko powiedziawszy, obie drużyny mają to, na co zasłużyli ich „fani” - nic. Do tego mecz rewanżowy odbędzie się prawdopodobnie przy pustych trybunach.
28
Piłka Nożna
Przez lata traktowany po macoszemu, z transmisjami rzucanymi po różnych kanałach i momentami niemal bez widzów na trybunach – taki właśnie bardzo często w ostatnich latach był Puchar Polski. Za obecnej kadencji Zbigniewa Bońka ma to się jednak zmienić i z każdym sezonem zmiany Polskiego Związku Piłki Nożnej w tych rozgrywkach są coraz częściej widoczne.
29
K
iedy wybudowano Stadion Narodowy wiele osób zastanawiało się, czy oprócz reprezentacji Polski obejrzymy na nim jeszcze inne mecze piłkarskie. Oczywiście bowiem planowano, by na największym tego typu obiekcie w naszym kraju planowano rozgrywać spotkania o Puchar oraz Superpuchar. Niestety, nie wszystko poszło zgodnie z planem. Po pierwsze, sam stadion został oddany do użytku z dużym opóźnieniem. Po drugie, gdy już Superpuchar 2011 miał się na nim odbyć, to bezpieczeństwo na nim zakwestionowała policja i ostatecznie do starcia Wisły z Legią nie doszło. Po wielu tego typu sytuacjach wydawało się, że pierwszy klubowy mecz na Narodowym zobaczymy w niekrótkim czasie. Gdy jednak Zbigniew Boniek został prezesem PZPN-u, to jakby wszystko się zmieniło. Co prawda pierwszy finał za jego kadencji odbył się w nietypowej formie dwumeczu (notabene bardzo udanym, bo zarówno na stadionie Legii jak i Śląska zasiadło po 30 tysięcy kibiców), ale już w zeszłym sezonie wreszcie udało się rozegrać na jednym z teatrów Euro 2012 finał Pucharu Polski pomiędzy Zawiszą Bydgoszcz i Zagłębiem Lubin. Wielkie to firmy w istocie nie są, nawet na polskim podwórku. Niemniej już wtedy władze PZPN-u naprawdę postarały się o to, by na trybunach pojawiła się całkiem niezła suma kibiców. Tańsze niż na zwykły mecz ligowy bilety, kampania finału w mediach i ogólnie rzecz biorąc duża promocja tego spotkania sprawiła, że pojedynek na Stadionie Narodowym obejrzało przeszło 37 tysięcy kibiców. Tylu widzów na meczu Pucharu Polski nie było od lat. Mocni nie o l ewa j ą W tym sezonie liczba kibiców podczas finału może być jeszcze bardziej imponująca. W najważniejszym meczu rozgrywek może bowiem dojść do starcia drużyn, które w Polsce mają zdecydowanie najwięcej fanów. O ile Legia od trzech lat jest w pucharze niepokonana i to do niej należą trzy ostatnie zwycięstwa, to Lech
miewał potknięcia, o których w tym sezonie, przynajmniej na razie, mowy być nie wolno. „Kolejorz”, który w ostatnich latach odpadał z drużynami z niższych lig (Olimpia Grudziądz, Miedź Legnica czy Stal Stalowa Wola), tym razem ma chrapkę na coś więcej. Należy chwalić postępowanie Macieja Skorży, który postanowił nie odpuścić tej najprostszej drogi do europejskich pucharów, mimo bardzo wąskiej kadry. Tego problemu nie ma z pewnością Henning Berg, który ma do dyspozycji wielu zawodników, toteż w meczach pucharowych stawia momentami i na młodych, i na tych, co grają po prostu mniej. Niespodzianki to już standard W każdym europejskim kraju co sezon w pucharze zdarzają się jakieś niespodzianki. W Polsce od lat mamy jednak do czynienia z istnym ich apogeum, a i w tym roku mieliśmy ich już kilka. Bo jak inaczej nazwać obecność w ćwierćfinale Błękitnych Standard Szczeciński, których jeszcze niedawno mogłem oglądać w meczu z Wartą w II lidze. Również obecność Znicza Pruszków, który miał wcześniej furę szczęścia (po przejściu Zagłębia piłkarze spod Warszawy dostali wolny los), to i tak wielka niespodzianka. Na etapie ćwierćfinału będziemy mieli też jednak kilka solidnych ekip. Oprócz Legii i Lecha do 1/4 finału zakwalifikowały się jeszcze cztery ekipy z południa Polski, które na co dzień występują w T-Mobile Ekstraklasie i, co najśmieszniejsze, większość z nich wcale w niej nie jest jakąś dominującą siłą. Cracovia gra niczym panna z humorami, miewa momenty, ale ogólnie poczynania „Pasów” nie powalają na kolana. Podobnie jest zresztą z Piastem, z którym hiszpański szkoleniowiec Ángel Pérez García wykonuje jednak całkiem niezłą pracę, patrząc przez pryzmat bardzo chłodnych co do gliwiczan zapowiedzi tego sezonu. Nieco wyżej w tabeli plasuje się natomiast Podbeskidzie BielskoBiała, które już przez wielu nie było nazywane drużyną, a stylem życia. Jeśli do tego musimy dodać
trenera, którym jest Leszek Ojrzyński, to chyba już nic nie musimy pisać. Drabinka jest jednak bezlitosna i dlatego też w ćwierćfinale dojdzie do hitu. Przeciwko mistrzom Polski stanie Śląsk Wrocław, czyli jedna z rewelacji tego sezonu. Mimo że ekipa Tadeusza Pawłowskiego musi radzić sobie bez powoli powracającego po fatalnej kontuzji Marco Paixão, to i tak spisuje się bardzo dobrze, czego efektem jest miejsce w samej czołówce Ekstraklasy. Trochę szkoda, że już na tym etapie pożegnamy się jednak z którąś z tych dobrych ekip . Oprawa na poziomie W tym sezonie kibice nie muszą już (przynajmniej w przypadku tych rozgrywek) skakać po różnych platformach telewizyjnych, bowiem wszystko oglądać mogą na sportowych antenach Polsatu, który wykpił prawa do pokazywania PP na dwa lata za 4,5 miliona złotych. Wcześniej Orange Sport, który prawami dzielił się z TVN Turbo, płacił PZPN-owi zaledwie 800 tysięcy. Mecze zyskały też specjalną oprawę, którą przygotowuje firma Live Park – ta sama, która na co dzień realizuje spotkania T-Mobile Ekstraklasy. Wreszcie więc rozgrywki są też należycie traktowane przez telewizję (chociaż i OS swoje robiło), ale przede wszystkim każde spotkanie można obejrzeć w jakości HD, o czym w Orange Sport moglibyśmy tylko pomarzyć. Puchar Polski wchodzi więc w fazę istnego renesansu. Coraz więcej kibiców na trybunach, oprawa na naprawdę światowym poziomie oraz, być może przede wszystkim – chyba lepszy poziom sportowy. Kluby nie olewają już PP (no może poza Wisłą w tym sezonie), bo wiedzą, że zdobycie go oznacza awans do europejskich pucharów, a przez to kasę, bez której w nowoczesnym futbolu nie masz szans przetrwać. I żeby jeszcze w tej Europie coś by dało się osiągnąć…
30
Piłka Nożna
O
tym się nie mówi – to cykl
felietonów, które mają wam przybliżyć futbol, o którym w komercyjnych mediach nie poczytacie. Niewielu wie o ich istnieniu, a właśnie tam odnosimy największe sukcesy. Mam nadzieję, że owe teksty spowodują, iż inaczej spojrzycie i zrozumiecie hasło „Polska Mistrzem Świata”. Zaczynamy! Czy ktoś z was słyszał może o „Polskiej Lidze Piątek Piłkarskich” w Londynie? Być może znajdą się tacy, choć założę się, że w niewielkim stopniu. Sama nazwa nie jest wielce tajemnicza, więc pewnie nikogo nie zaskoczę, gdy powiem, że jest to gra piłkarska – jak każda inna – tylko rozgrywana w składach sześcioosobowych (bramkarz + pięciu zawodników w polu), choć to nowość, bo nie tak dawno grano jeszcze w pięcioosobowych składach. Co jeszcze różni tą odmianę gry w piłkę nożną, to fakt, że jest ona rozgrywana na jednej połowie normalnego boiska piłkarskiego. Cała liga dzieli się na dwa poziomy rozgrywkowe – I oraz II liga, jak również turniej zwany „Pucharem Ligi”. Mecze rozgrywane są na boiskach ze sztuczną nawierzchnią, znajdujących się na przedmieściach Londynu, zwanym Wembley. Obiektami na których rozgrywane są mecze w ramach PLPP, to kolejno: Vale Farm Sports Centre, Watford Road, North Wembley, Middlesex oraz HA0 3HG. Sam system rozgrywek jest bardzo prosty, ponieważ każdy gra z każdym, a sezon jest podzielony na dwie rundy: wstępną (jesienną) i rewanżową (wiosenną). Koszt udziału w takiej lidze to 800£, czyli przeliczając na nasze złotówki, to równo 4268,80 PLN. Na początek trochę historii… Cała liga powstała w 2004 roku, a w
pierwszym sezonie zagrały 24 drużyny, które swoje mecze rozgrywały jeszcze na hali. Dopiero rok później, kiedy liga rozszerzyła się do 30 zespołów, postanowiono podzielić ją na dwa poziomy rozgrywkowe i rozpocząć rywalizację na otwartych boiskach ze sztuczną nawierzchnią (choć pod koniec roku powrócono na halę). Przełomowym okazał się kolejny rok, 2006, kiedy to do zarządu ligi zgłosiło się jeszcze 18 zespołów i utworzono trzeci poziom rozgrywkowy. Tym samym liga stała się największą polonijną ligą na świecie, dzięki czemu przedmieścia Londynu zostały opanowane przez Ligę Piątek Piłkarskich. W roku 2007 w skład zarządu wchodziło siedem osób, które zarejestrowały ligę w Angielskiej Federacji Piłkarskiej (FA). Co ciekawe i warte zwrócenia uwagi, na pierwszym finale „Pucharu Ligi” gościem specjalnym był były premier, Kazimierz Marcinkiewicz, z którym zarządcy zjedli wcześniej uroczysty obiad.
Każdy sezon wieńczy impreza charytatywna, która jest znakiem rozpoznawczym ligi i głównym jej założeniem. Często zjawiają się na nich ważne osobistości z naszego kraju, takie jak: były trener reprezentacji Polski, Janusz Wójcik, i olimpijczyk Szymon Kołecki. Takie spotkanie jest również dobrą okazją do rozdania nagród za miniony sezon, a „pod młotek” idą tak wartościowe rzeczy, jak chociażby: koszulka i medal mistrzowski Legii Warszawa, koszulki Jakuba Błaszczykowskiego, Radosława Sobolewskiego i Adama Małysza oraz wiele innych. Koszulkę Jerzego Dudka wraz z podpisami wszystkich zawodników Liverpoolu sprzedano za 1300 funtów! Pieniądze z aukcji są przeznaczane na domy dziecka w Polsce i inne potrzebujące dzieci. 3 maja 2008 roku przedstawiciele Zarządu Ligi wręczyli nagrody dla trzech najlepszych zespołów w finałach Mistrzostw Polski Domów Dziecka
31
rozgrywanych w Warszawie. Natomiast druga połowa zebranych rok wcześniej pieniędzy trafiła w ręce Rodzinnego DOMu Dziecka Stowarzyszenia „PRO FAMILIA” w Krakowie. Jak widać PLPP to nie tylko piłka nożna, ale i też sposób na zebranie pieniędzy, które mogą pomóc wielu dzieciom w Polsce. Tym szczyci się owa liga i nie zamierza tego zmieniać. Za to należą się jej ogromne podziękowania i szacunek. Piłka jest okrągła, a bramki są dwie Choć wydawałoby się, że na mniejszym boisku można grać bez ustanku, to same mecze do najdłuższych nie należą. Gra się systemem 2x20 minut z maksymalnie 3 minutową przerwą. Na ławce może
fazą grupową, gdzie mecze rozgrywane są po 15 minut (bez drugiej połowie). Na szczęście w fazie pucharowej możemy już cieszyć się dłuższymi meczami, które trwają 2x 15 minut, a cała faza przebiega systemem pucharowym (kto przegrywa, odpada). Wieńczący turniej finał gra się 2x 20 minut. Oczywiście istnieje również możliwość nie przystąpienia do meczu, jednak to wiąże się z karami i tym samym walkowerem (ostatnio drażliwy temat w polskiej piłce). W piłce jedenastoosobowej wiąże się to ze stratą 3 bramek i brakiem punktów, ale PLPP wystosowała własne odmienne przepisy. Drużyna decydująca się na walkower musi pogodzić się ze stratą pięciu bramek, zerowym dorob-
podobne zasady panowały w normalnej piłce (może byłby większy spokój…). Równie ciekawie jest skonstruowane okienko transferowe. Tak, dobrze przeczytałeś! Tutaj również dochodzi do wymiany zawodników, ale trwa to tylko przez tydzień dwa razy w roku (od niedzieli do soboty 23:59). Kluby oraz reprezentacja Aktualnie w I i II lidze występuje po 10 zespołów. Po zakończeniu sezonu dwa ostatnie zespoły z najwyższej klasy rozgrywkowej spadają do niższej ligi, a mistrz II ligi automatycznie zapewnia sobie awans. Miejsca od 2 do 5 biorą udział w turnieju barażowym, którego zwycięzca również awansuje do wyższej ligi. Najstarszą drużyną jest „Piątka Bronka”,
zasiąść sześciu rezerwowych, a zmiany są egzekwowane jak w hokeju, czyli bez limitu i w trakcie meczu (bez wstrzymania akcji). Czy są przerwy na żądanie? Jak najbardziej! Kapitan zespołu ma prawo do jednej takiej przerwy, ale musi ona trwać nie dłużej, jak minutę. Warto również wspomnieć, iż wślizgi są dozwolone tylko gdy piłkarz znajduje się nie mniej niż 2 metry przed piłką, a co jeszcze ciekawsze – nie ma spalonych. Puchar Ligi rządzi się zgoła innymi prawami. Cały turniej rozpoczyna się
kiem punktowym oraz karą pieniężną w wysokości 50 funtów. Kolejne takie posunięcia są karane wyższą kwotą (odpowiednio 60 i 70£), natomiast trzeci raz równa się z wycofaniem zespołu z rozgrywek. Myślicie, że to koniec kar? Oczywiście, że nie. Każda żółta kartka to 3£ w plecy, a przy czerwonej już 6£. Co więcej, jeśli kibice oraz piłkarze będą zachowywali się niewłaściwie przed, w trakcie i po meczu, to ich zespołowi grozi usunięcie z rozgrywek. Aż strach pomyśleć, co by to było, gdyby
która funkcjonuje od 2004 roku. Przez te 10 lat najwyżej plasowali się na drugim miejscu oraz zdobywali puchary w różnych turniejach (The Nike Five Challange, Zdobywca Pucharu im. Związku Polskich Spadachroniarzy w Slough, dwukrotny zdobywca Pucharu im. Gen. Andersa w Slough). W obecnym sezonie, po sześciu meczach, znajdują się na 6 miejscu z dorobkiem ośmiu punktów Aktualnym mistrzem PLPP są zawodnicy zespołu FC Cobalt, w którym gra
32
Piłka Nożna „śmietanka” piłkarska mająca czym się chwalić. Choć w poprzednim sezonie końcówka nie należała do najlepszych, to dzięki dobrej postawie w I fazie rozgrywek udało się zdobyć mistrzostwo, a dziś nadal prowadzą w tabeli swojej ligi. Sporą niespodzianką jest natomiast postawa beniaminka, Joga Bonito, który ma na swoim koncie 10 punktów i zajmuje trzecią pozycje! Niestety drugi z nich Warriors of God nie sprostuje wyzwaniu i zajmuje ostatnie miejsce (choć do przedostatniego miejsca ma tylko 1 punkt straty). Jak wygląda sytuacja w II lidze? Na drugim froncie ton rozgrywkom również nadaje beniaminek. Drużyna RSVM zdobyła 15 punktów i straciła jedynie 8 bramek. Świeżo upieczony spadkowicz, FC Polska plasuje się w środku tabeli, a całą stawkę zamykają FC Cosmos. Jak w każdym sporcie tutaj również mamy swoją reprezentację kraju. Najważniejszym turnieju w tej odmianie piłki nożnej jest turniej Inner City World Cup. W turnieju bierze udział 20 reprezentacji z całego świata. Można powiedzieć, że jesteśmy czołówką na świecie, ponieważ już raz – dokładnie w 2008 roku – wygraliśmy ten turniej, który rozgrywa się podobniej jak Puchar Ligi. Bezapelacyjnie byliśmy najlepszą ekipą turnieju, a fachowców zaskoczył nie sam sukces Polaków, ile jego rozmiary. Nasi zawodnicy w całym turnieju zagrali w sumie 7 spotkań, w których odnieśli komplet zwycięstw, tracąc jedynie dwa gole (tylko w fazie grupowej), aplikując przy tym rywalom aż 16 bramek! Podobny sukces udało się odnieść również w 2010 roku, również zdobywając mistrzostwo.
Tegoroczna edycja była równie wyjątkowa. Wynik naszych kadrowiczów od samego początku stał pod wielkim znakiem zapytania, bo piłkarze w składzie, w jakim obecnie występują, zagrali raptem kilka razy. Tym bardziej Jackowi Pobiedzińskiemu należą się wielkie słowa uznania, bo wraz ze swoim sztabem szkoleniowym potrafił wykrzesać z młodego zespołu aż tak wiele. Przed turniejem nie brakowało bowiem krytyków, którzy nie dawali im żadnych szans, nawet na awans z grupy eliminacyjnej. Tymczasem turniej zakończyliśmy na 3. miejscu, a walkę o finał przegraliśmy dopiero w konkursie rzutów karnych (w regulaminowym czasie gry był remis 1:1). Jak można przeczytać „Polska Liga Piątek Piłkarskich” to dobrze zorganizowana liga mająca mocnych zawodników, co świadczy o wysokim poziomie, który z roku na rok wzrasta. Jedno jest pewne – jeśli będzie kiedyś w Londynie to koniecznie przejedźcie się do Wembley, aby wesprzeć naszą polonijną ligę!
33
O
d poprzedniego wpisu I liga rozegrała tylko cztery kolejki, a mimo to udało się klubom grającym na zapleczu Ekstraklasy pokusić o kilka zaskakujących rozstrzygnięć. W dodatku w ćwierćfinale Pucharu Polski nie zobaczymy ani jednego pierwszoligowca. Do przerwy zimowej już bliżej niż dalej, a sytuacja w tabeli zaczyna powoli się klarować. Jedynym powodem, dla którego w stawce co chwila dochodzi do przetasowań jest absolutny brak stabilności, który przekłada się na niewielkie różnice punktowe. Kluby przeskakują przez plecy rywali w jednej rundzie, żeby w następnej schylać się i dać się przeskakiwać. Ten stan rzeczy może, a raczej na pewno utrzyma się do końca jesiennych zmagań drugiego poziomu rozgrywkowego. Sprawdźmy, jak układają się siły na zapleczu Ekstraklasy pod koniec października i przy okazji zweryfikujmy moje wróżby sprzed miesiąca. Termalica wystrzeliła z bloków startowych, demolując niemalże każdego rywala na swojej drodze, po 9 kolejkach mając na koncie 25 zgromadzonych punktów. Wydawało się, że nie ma dla nich godnego przeciwnika, że Piotr Mandrysz znakomicie poukładał trybiki w swojej maszynie, a dla małej miejscowości z Małopolski droga w kierunku Ekstraklasy jest usłana różami. Tymczasem nastąpiło brutalne zderzenie z rzeczywistością. Tylko dwa punkty w czterech ostatnich spotkaniach, sensacyjna porażka z Chojniczanką Chojnice i będąca jej pokłosiem katastrofa na własnym terenie przeciwko Wiśle Płock. Oczywiście jedyne możliwe skojarzenie dla kibica interesującego się I Ligą to Flota Świnoujście, której przypadku
nie trzeba przypominać. Czy Termalica wróci jeszcze na właściwe tory? A może uznali, że przy tak spłaszczonej tabeli oni również dodadzą trochę emocji do rozgrywek, żeby w odpowiednim momencie znowu wcisnąć pedał gazu i wreszcie ruszyć po awans? Najbliższe kolejki pokażą, w którym kierunku zmierza wciąż jeszcze lider I ligi. Weryfikacja wróżby: przed miesiącem pisałem, że największym rywalem Termaliki może być ona sama, ale zgodność moich przewidywań z rzeczywistością nie jest wielką sensacją. Od dawna wiadomo, że Nieciecza nie kwapi się do awansu. Może warto wyjąć z klubu najlepszych zawodników, w końcu pokazali już, że potrafią grać w piłkę. Przyczajony tygrys, ukryty Płock Zanim o bardziej oczywistych kandydatach do walki o awans, więcej miejsca trzeba poświęcić Wiśle. Płocczanie w ładnym stylu odprawili Niecieczę, a wcześniej dołożyli jeszcze sześć oczek i po cichu wdrapali się na trzecie miejsce. Trener Marcin Kaczmarek przemeblował zespół po stracie Filipa Burkhardta i większą odpowiedzialnością obarczył Krzysztofa Janusa, a prawoskrzydłowy odpłacił się fantastycznymi występami, zostając liderem zespołu. W obronie okrzepli Hiszpański i Sielewski, a Janusa w środku pola wspiera defensywny pomocnik Jacek Góralski. Co prawda Nafciarzom posłużył terminarz (wygrane z Widzewem i Miedzią Legnica), ale przecież rozbicia Niecieczy nie można włożyć do szufladki z naklejką „łatwy terminarz”. Wisła w tym sezonie oprócz Termaliki pokonała też Zagłębie oraz zremisowała z Olimpią Grudziądz. Siedem punktów z trzema sąsiadami z tabeli to
wynik umożliwiający płocczanom ciche marzenia o powrocie do Ekstraklasy. Weryfikacja wróżby: pisałem, że Wisłę stać na sprawienie niespodzianki, ale też myślałem, że nie będą w stanie włączyć się na dobre do czołówki. Zatem ½ trafione. Tym razem nie jestem w stanie ze stuprocentową pewnością przewidzieć, jak potoczą się dalsze losy Nafciarzy, ale zaryzykuję. Podopieczni Marcina Kaczmarka będą skakać między 4 a 7 miejscem i na którejś z tych pozycji zakończą rok 2014. Skuteczni nudziarze Ze wschodniej połowy Polski przenosimy się na zachód kraju. Zagłębie i Olimpię Grudziądz dzielą w tabeli ledwie dwa oczka, ale łączy je prezentowany styl gry. Na pewno nie można go nazwać efektownym – raczej to konsekwentne ciułanie punktów, które w konsekwencji może przynieść obu tym zespołom promocję do Ekstraklasy. Kibice obecnego wicelidera i czwartej drużyny I ligi mają problem. Z jednej strony na pewno płacąc za bilet i zjawiając się w chłodne jesienne popołudnia liczą na dobre spotkania w wykonaniu ich ulubieńców, z drugiej jednak na co im widowisko, gdy nie ma punktów? Zagłębie i Olimpia poza bezpośrednim spotkaniem (mecz zakończony remisem 2-2 po udanym comebacku Miedziowych) nie generują wielkich piłkarskich emocji, a skupiają się na skutecznym „męczeniu buły”. Ostatnie cztery mecze lubinian to: 1-0, 2-2, 1-0 i 1-0, zaś grudziądzan: 2-1, 0-0, 2-1 i 2-2. Dla trenerów na pewno ważniejsze jest regularne punktowanie, a odpowiedni styl gry przyjdzie z czasem.
34
Piłka Nożna Oba zespoły mają swoich liderów – Dariusz Kubicki może cieszyć się z wysokiej formy Denisa Popovicia, który wreszcie zaaklimatyzował się w Grudziądzu i obecnie od niego rozpoczyna się ustalanie składu Olimpii, natomiast Piotr Stokowiec nie wyobraża sobie wyjściowej jedenastki bez Arkadiusza Woźniaka. Popularny Wąski znalazł wreszcie optymalną dyspozycję i kibice w Lubinie na pewno odetchnęli z ulgą, gdy wybiegł na boisko przeciwko GKS-owi Tychy. Ledwo tydzień wcześniej mógł się pożegnać z grą do końca roku, lecz na szczęście prawoskrzydłowy Zagłębia nie zerwał więzadeł. We r y f i ka c j a w r ó ż b y : Olimpia miała utrzymać się w czołówce, ale też preze nto wa ć dalej skuteczny choć niezbyt efektowny futbol. Zagłębie zaś typowałem do dalszej walki o każdy punkt. Dwa trafienia, więc skoro poszło mi tak dobrze, to czas na kolejne przepowiednie. Oba zespoły wyprzedzą w nadchodzących kolejkach Termalicę i przy okazji następnego wpisu Zagłębie będzie już liderem, zaś Olimpia z kilkupunktową stratą zajmie lokatę wicelidera. Wykorzystać drugą szansę W tym segmencie trzeba poświęcić trochę miejsca zespołom plasującym się wyżej, niż się przed sezonem spodziewano – Stomil, Flota i Chojniczanka tworzą mocną grupę rewelacji z północnej Polski. Zacznijmy od zespołu Mirosława Jabłońskiego. Olsztynianie w 5 kolejkach obecnego sezonu zajmowali pozycję wicelidera i sprawiali wrażenie dobrze poukładanej drużyny. Niestety w ostat-
nich kolejkach remisowali co popadnie. Wydawało się także, że zgarną punkcik w meczu z GKS-em Katowice, ale w brutalny sposób wyrwał im go Dariusz Zapotoczny. Mimo chwilowego przestoju Stomil i tak wykręcił wynik ponad stan, a przecież musimy pamiętać, że miał w ogóle w I lidze nie grać. Ta sama historia tyczy się Floty Świnoujście, która wraz ze Stomilem na tyle wyhamowała Niecieczę, że w
kolejnych dwóch spotkaniach lider nie zdobył choćby punktu. Podopieczni Tomasza Kafarskiego prezentują dobry futbol, przez co właściciel Miedzi Legnica Andrzej Dadełło umieścił szkoleniowca Floty na liście kandydatów do zostania trenerem Miedzianki. Mocnym punktem zespołu jest dobra gra w defensywie – zaledwie 10 straconych bramek to drugi wynik w lidze, zaraz za Stomilem Olsztyn. Jednak gracze ze Świnoujścia o niebo lepiej prezentują się w ofensywie i dlatego zajmują piątą lokatę. Po siedmiu kolejkach Chojniczanka miała na koncie sześć punktów i zajmowała ostatnie miejsce w tabeli. Od tego momentu zaczął się marsz w górę tabeli. Od 14 września tylko Wisła i Zagłębie punktowały lepiej. Mariusz Pawlak dokonał cudów, wreszcie organizując defensywę (tylko 3 bramki stracone!) i poprawiając ofen-
sywę. Nie zabrakło także szczęścia, jak w przypadku meczu z Niecieczą, ale jak wiadomo, szczęście sprzyja lepszym. Weryfikacja wróżby: oto co pisałem o trzech wymienionych wyżej zespołach - Flota – bez wielkich zmartwień Tomasz Kafarski powinien utrzymać Flotę na powierzchni - Stomil – ciężko Stomilowi przychodzi zdobywanie bramek, jeżeli to się nie zmieni, ciężko będzie o pozostanie w czołówce - Chojniczanka do końca będzie ocierać się o strefę spadkową. Po raz kolejny poszło mi dość nieźle, dwa na trzy trafione. W kwestii nowych przewidywań – Flota i Stomil raczej zostaną w górnej połowie tabeli, dla zespołu ze Świnoujścia miejsce 6, dla olsztynian 8. Fantastyczna p a s s a Chojniczanki dobiegnie końca i w następnym wydaniu zobaczymy ich bliżej strefy spadkowej, typuję miejsca 11-12. Przeciętność i przeciętność GKS Katowice nie jest w stanie złapać właściwego rytmu, nawet jeśli sposobem na zwycięstwa miałoby być pójście w ślady Olimpii i Zagłębia. Wyrwanie zwycięstwa Stomilowi w ostatnich momentach spotkania to jedyny komplet punktów w ostatnich czterech spotkaniach. GieKSa przegrała z Miedziowymi i zespołem Dariusza Kubickiego, a zremisowała w Głogowie. Kazimierz Moskal nadal utrzymuje kontakt z czołówką, ale nie można powiedzieć, że o to kibicom przy Bukowej chodziło. Kluczowe pytanie o GKS – kiedy Goncerz przestanie strzelać? Im dłużej potrwa jego passa, tym większe szanse na wybudzenie reszty drużyny i chociaż podjęcie walki.
35
Dolcan zaś, określany przez angielskich obserwatorów naszych rozgrywek jako Drawcan, kompletnie się pogubił. Do 11. kolejki zmagań była to najlepsza defensywa w lidze, podopieczni Marcina Sasala stracili zaledwie cztery bramki w 10 spotkaniach, ale gdy Zagłębie dwukrotnie rozmontowało obronę zespołu z Ząbek, worek z bramkami otworzył się na dobre. Trzy gole dołożył Chrobry, dwa razy piłkę z siatki trzeba było także wyciągać w meczu z Olimpią. Wygląda na to, że środek tabeli to maksimum możliwości Dolcanu w tym sezonie. Weryfikacja wróżb: GKS przez swoją nieprzewidywalność miał mieć problemy z ciągłym dopływem punktów i tak też się dzieje, natomiast zespół Sasala typowałem do dalszego zajmowania pozycji bezpiecznej, bez rewelacji. Patrząc na dyspozycję obu drużyn nie zamierzam zmieniać zdania. Beniaminkowie do odpowiedzi Bytovia potrafi pokonać Sandecję 6-1, żeby następnie przegrać 2-3 z GKSem Tychy, ale na przełomie września i października punktowała na tyle dobrze, żeby wygrzebać się z miejsc oznaczających degradację. Pogoń Siedlce już od dawna nie zagrała dobrego spotkania i zasłużenie okupuje strefę spadkową, na razie to najsłabszy z beniaminków. Ireneusz Mamrot pozbierał swój zespół po ciężkim początku sezonu i od tej pory nie wrócił na miejsca 16-18, skacząc między lokatami 9-12. Najbardziej wyróżniają się Wigry, które systematycznie dokładają punkty pozwalające im na zajmowanie lokaty tuż za górną połową tabeli i jednocześnie trzymać się na bezpieczny dystans od strefy spadkowej. Zbigniew Kaczmarek wykonuje w Suwałkach bardzo dobrą robotę i jeżeli wywalczeniem awansu w brawurowy sposób nie przekonał kogoś do swojej osoby, to wyniki na zapleczu Ekstraklasy z pewnością go bronią. Weryfikacja wróżb: zbiorowa przepowiednia dotycząca Wigier, Bytovii i Pogoni nie do końca się sprawdziła. Pisałem, że stać te kluby na pojedyncze niespodzianki, ale nic więcej, a w dodatku jeden z trzech zespołów spadnie. W przypadku
Bytovii i Pogoni może się nie pomyliłem, ale Wigry to jednak osobny przypadek i powinny stworzyć duet z Chrobrym, którego typowałem do miejsca w środku tabeli. Co się odwlecze, to nie uciecze i w tym momencie oficjalnie ogłaszam – Wigry razem z Chrobrym zajmą bezpieczne lokaty w okolicach 11 miejsca. Duet pełen nerwów? W Nowym Sączu już zdążyli zmienić trenera, ale Piotr Stach na razie niezbyt ma pomysł na grę Sandecji. Co prawda udało mu się zdobyć komplet punktów z Chrobrym, lecz jego podopieczni nie pokazali absolutnie niczego w starciu z Zagłębiem Lubin i przegrali ze słabiutką Pogonią Siedlce. Nie zanosi się na poprawę rezultatów, Sandecja ma teraz przed sobą mecze z Olimpią, Katowicami, Dolcanem i Stomilem, najczarniejszym i prawdopodobnym scenariuszem jest punkt, może dwa. Takie rezultaty z pewnością zepchną Sandecję do strefy spadkowej. No, chyba że... GKS Tychy pójdzie w ich ślady i również będzie grał katastrofalnie, a do tego dojdzie do zmiany trenera. Przyznam, że typowałem tyszan do pełnienia roli czarnego konia rozgrywek. Przemysław Cecherz + Maciej Kowalczyk, do tego doświadczeni skrzydłowi – Radzewicz i Wodecki, w trakcie sezonu przyszedł Trochim. Zgrane karty powinny przynieść lepsze wyniki. Tymczasem GKS obecnie zajmuje miejsce oznaczające konieczność gry w barażach o utrzymanie. Podopieczni Cecherza mają jeszcze do zagrania mecze z Chrobrym, GKS-em Katowice, Olimpią i Dolcanem, co podobnie jak w przypadku Sandecji może skończyć się nieciekawie. Weryfikacja wróżby: oba kluby typowałem do zajęcia bezpiecznych pozycji w dolnej połowie tabeli, kosztem Wigier czy Bytovii. Tymczasem może być o to ciężko i uważam, że przynajmniej jeden zespół z tego duetu zakończy pierwszą rundę zmagań na pozycji spadkowej. W dodatku w Tychach może pojawić się nowy szkoleniowiec.
ie trenera wyszła Arka, wygrzebując się ze strefy spadkowej i rozpoczynając marsz w górę tabeli. W ostatnich czterech spotkaniach zdobyła połowę posiadanych punktów. Grzegorz Niciński poprzestawiał parę trybików w maszynie i choć nadal czasami coś zgrzyta, to jest zdecydowanie lepiej niż było. W Gdyni mogą jednak zapomnieć o awansie, Arka powinna teraz przeładować i szukać zawodników na kolejną próbę powrotu do Ekstraklasy. Miedź teoretycznie nie ma jeszcze nowego trenera, Andrzej Dadełło wciąż szuka odpowiedniego kandydata. Musi się przyłożyć do tego procesu, w końcu nie wypada mieć szóstego szkoleniowca w ciągu kilku lat. Z drugiej strony czas nagli, w końcu już na początku listopada derbowe starcie z Zagłębiem, nie byłoby chyba lepszego momentu na zagranie kartą „efekt nowej miotły”. Czy Tomasz Kafarski skusi się na przenosiny do Legnicy? Niezależnie od tego, kto zostanie wybrany, musi to być ruch gwarantujący zwycięstwo Dadełły. Pat będzie oznaczał tkwienie w strefie spadkowej, a spadek Miedzi to byłaby sensacja.O Widzewie pisać nie chcę, z szacunku dla marki, jaką kiedyś był ten klub. Weryfikacja wróżby: - Miedź miała potrzebować czasu żeby nauczyć się grać „po Stawowemu” i w rezultacie opuścić strefę spadkową - Arka miała wybić się na bezpieczną pozycję - Widzew był wielką niewiadomą Stawowego w Legnicy już nie ma, Arce się powiodło, a Widzew obrał już chyba kurs na spadek. Zatem jeszcze raz – Arka podskoczy do górnej połowy tabeli, Widzew nie wygrzebie się ze strefy spadkowej, a Miedź znajdzie trenera i powoli zacznie odbudowę Wróżbita może być ze mnie kiepski, ale przecież pierwsza liga to styl życia, a to, jak doskonale wiadomo, jest absolutnie nieprzewidywalne. Do przeczytania w następnym wydaniu!
Raport ze zmiany trenera Na razie najlepiej na zmian-
36
Piłka Nożna
Środa 8 października, punktualnie o 15:30 na murawę Stadionu Miejskiego im. Złotej Jedenastki Kazimierza Górskiego w Koninie wychodzą piłkarki konińskiego Medyka oraz szkockiego Glasgow City. Gdy już ustawiły się w szeregu, by przywitać liczną tego dnia grupę kibiców, z głośników wybrzmiał długo wyczekiwany w Polsce hymn Ligi Mistrzów. Medyk Konin wygrał pierwszy mecz 1/16 finału Ligi Mistrzyń i niewątpliwie było to prawdziwe święto nie tylko dla Konina, lecz dla całej piłkarskiej Polski.
H
istoria Konińskiego Klubu Piłkarstwa Kobiecego Medyk Konin sięga roku 1985, kiedy obecny trener, a zarazem prezes Roman Jaszczak, który był wtedy nauczycielem wychowania Fizycznego, założył szkolną drużyn piłki nożnej dziewcząt w Zespole Szkół Medycznych w Koninie. Kobieca odmiana piłki nożnej była wtedy w Polsce dyscypliną niezbyt popularną. Były to czasy, gdy zawodniczki na terenach pokopalnianych zarabiały pieniądze na opłaty transportu i sędziów, sadząc drzewa, a na boisku przegrywały prawie każdy mecz. Jednak już w 1993 roku drużyna składająca się tylko z wychowanek konińskiego klubu awansowała do najwyższego szczebla rozgrywkowego w Polsce i rozpoczęła marsz po sukcesy. Marsz, który teraz kontynuuje ekipa Anny Gawrońskiej, Ewy Pajor i Natalii Pakulskiej pod wodzą tego samego trenera. Trenera, który przez niecałe 30 lat istnienia klubu może pochwalić się tytułami ośmiokrotnego vice-mistrza Polski, pięciokrotnego zdobywcy Pucharu Polski, a także Mistrza Polski z roku 2014. Ostatniego sezonu piłkarki Medyka wzięły ze stołu wszystko, co na nim leżało - Mistrzostwo Polski i Puchar Polski. Roman Jaszczak, spytany kilka dni po odebraniu obu trofeów o najbliższe cele drużyny, odpowiadał jasno- „chcemy być wśród czołowych szesnastu zespołów
Europy”. By to osiągnąć, „maluchy” - bo tak pieszczotliwie nazywa trener swoje podopieczne - musiały wygrać turniej eliminacyjny. Nie mogło być inaczej. Medyczki odleciały z Sarajewa z kompletem zwycięstw i bilansem bramek +20. Koninianki zrobiły z rywalkami mniej więcej to, co Mamed Khalidov za każdym razem, gdy wchodzi do oktagonu. Trudno nie żyć nadzieją przed 1/32 Ligi Mistrzyń, gdy demoluje się mistrzynie Macedonii, Bośni i Hercegowiny, a nawet szanowanej w damskim świecie piłkarskim Finlandii. Po pokazie umiejętności, zgrania i potencjału „maluchów” w eliminacjach Polki wylosowały Mistrzynie SzkocjiGlasgow City, a więc poprzeczka została zawieszona dosyć wysoko, bowiem jest to klub odpowiadający poziomem w Europie męskiemu Celticowi. Nic więc nie ma dziwnego w tym, że pierwszy mecz ze Szkotkami na stadionie w Koninie nazwanym ‘Największą i najbardziej medialną imprezą w historii Konina” obejrzało około 4 i pół tysiąca widzów, którzy wsparli Medyczki w boju o 1/8 Ligi Mistrzyń. Początek meczu pokazał, że ten pojedynek nie będzie kolejnym „spacerkiem” dla piłkarek Romana Jaszczaka. Raczej bliżej mu było do półmaratonu. Postawione przez media rola faworyta zdecydowanie odpowiadała piłkarkom Glasgow, grały atakiem pozycyjnym, przeważały, chwilami pokazywały
umiejętności wyższe od Medyczek. Koninianki odgrażały się czasem rywalkom kontrami tak szybkimi, jak szybko ze stratosfery spadał Baumgartner, lecz na tablicy wyników po pierwszej połowie wciąż można było zobaczyć jedynie dwa zera. Przerwa dobrze zrobiła szczególnie młodziutkiej Ewie Pajor, która to w 54 minucie popędziła niczym struś w bajkach Warnera Brosa do dokładnego crossa od Żigić i uderzyła po długim słupku, nie dając szans szkockiej bramkarce. Kolejnego gola zdobyła 10 minut później Aleksandra Sikora po asyście kapitanki Anny Gawrońskiej. W końcowych minutach meczu gra była zacięta, lecz wynik nie uległ zmianie. Radość i euforia po ostatnim gwizdku nie miały końca. Medyk był jedną nogą w 1/8 finału Ligi Mistrzyń.
By dopełnić dzieła, należało tylko utrzymać zwycięstwo w dwumeczu. Wygrana 2-0 z znaną i cenioną marką w Europie na własnym boisku była dosyć sporą zaliczką przed rewanżem w Glasgow rozgrywanym na sztucznej nawierzchni. Do 77. minuty Medyk był 1/8 LM, lecz po golu Fairlie do rozstrzygnięcia zespołu lepszego potrzebna była dogrywka. W pierwszych minutach dogrywki Polki znowu straciły gola i pożegnały się z Ligą Mistrzyń. Pozostały wspomnienia, a postawiony przez Prezesa i zarazem trenera tegoroczny cel trzeba odłożyć na przyszły rok.
37
Co ma Medyk Konin, a nie ma potęga kobiecego futbolu Paris Saint Germain? Odpowiedź jest prosta- EWĘ PAJOR. Niespełna osiemnastoletnia zawodniczka, wychowanka Orląt Wielenin, mistrzyni Polski 2014 z Medykiem Konin, zdobywczyni Pucharu Polski 2013 i 2014 z Medykiem, mistrzyni Europy U-17, najlepsza piłkarka do lat 17 według UEFA - tak w skrócie o piekielnie zdolnej, utalentowanej a przy tym skromnej i sympatycznej piłkarce Medyka Konin i reprezentacji Polski. Roman Jaszczak absolutnie zaprzecza jakimkolwiek spekulacjom na temat Ewy do jednej z potęg kobiecego futbolu. Mówi się o Chelsea, Turbinie Potsdam, a także właśnie o PSG. Można tylko się zastanawiać, spekulować, co by było, gdyby Ewa Pajor została kupiona przez paryski klub. Ja wiem tylko, że byłby to transfer na skalę większą niż Cristiano
Ronaldo do Realu. Ta młoda zawodniczka ma w sobie tyle talentu i umiejętności, że ośmieszyłaby niejednego zawodnika naszej rodzimej ekstraklasy. Ponadto w PSG nie wystąpiłby problem aklimatyzacji, gdyż w Paryżu broni Katarzyna Kiedrzynek i na pewno wspomogłaby czołową zawodniczkę Medyka w zapoznaniu się z drużyną. Jednak jak powszechnie wiadomo, młodość bez rutyny i doświadczenia jest tak samo wartościowa, jak rutyna i doświadczenie bez młodości. Te dwie strony potrzebują się wzajemnie, by współpracować i osiągać sukcesy. Przykładem tego może być wyżej już przedstawiona Ewa Pajor oraz Anna Gawrońska. Ta druga to 35-letnia napastniczka i zarówno asystentka trenera jest także kapitanką Medyka Konin. Obie zawodniczki świetnie się uzupełniają, widać, że w rozwoju Ewy
także pani kapitan miała swój udział. Piłka nożna to sport zespołowy i doskonale widać kolektyw w drużynie Medyczek. Niewątpliwie jest to owoc pracy trenera Jaszczaka. Świetnie umie scalić kobiecy zespół, nauczyć zawodniczek współpracy. Świetnie rozumie się z piłkarkami, co daje spodziewane efekty. Dobra atmosfera w drużynie jest na wagę sukcesu. Tym razem sukcesem okazał się wspaniały dla wszystkich koninian sezon uwieńczony Mistrzostwem, Pucharem Polski i zaistnieniem w europejskich pucharach. Teraz tylko czekać na osiągnięcie podobnego którejś z polskich męskich drużyn i oby to było jeszcze przed ostatnim odcinkiem „Klanu”.
38
Piłka Nożna
K
iedyś Stano napisał o sobie
to i ja mogę. A co mi tam. Powód będzie podobny. Efekt pewnie dużo gorszy. Ale jak trzeba - to trzeba. A, że pisać lubię i chcę, to tych kilka zdań możecie przeczytać. Sprawa ma się następująco. Kiedy jeszcze chodziłem w dennym, jeansowym mundurku do miejscowej podstawówki, chłonąłem cały sport. Piłka zawsze była na pierwszym miejscu, ale loty Małysza i jego tych nawet najbardziej nieporadnych konkurentów śledziłem - na wzór Adama - z rozdziabionymi ustami. Jak była potrzeba, to dmuchałem w telewizor, a jak przychodziła trwoga - Mistrzostwa Świata w 2003 roku w Predazzo - to po cichu szeptałem paciorki do obrazu Matki Bożej w pokoju mojej babci. Potrafiłem wtedy też wymienić jednym tchem skład czy to Resovii Rzeszów czy Anwilu Włocławek. Leszek Laszkiewicz i reszta hokejowej reprezentacji sprawiała, że wraz z bratem płonęliśmy przed telewizorem, gdy reszta kumpli grała w Counter Strike’a. Tak, tak kiedyś żyłem. Lekkoatletyka? Oczywiście też. Marcin Urbas, Anna Jesień, Paweł Czaplewski i jego bujna czupryna atakująca na ostatnim okrążeniu z końca stawki. To były cudowne lata. Wszystko, czego mi było potrzeba. Taki obiekt westchnień stanowił pakiet C+. Bo jak to, mogę oglądać rodzima siatkówkę, koszykówkę, a ekstraklasy (wówczas Orange Ekstraklasy) nie? Z czasem ten dostęp uzyskałem. Piłka zaczęła mi przesłaniać inne sporty. Ale w między czasie ruszyłem do gimnazjum. Niestety, wraz z tym zakończyły się nasze kilkuletnie mecze w rolku (po prawdzie, to nawet nie pamiętam kiedy się one zaczęły, pamiętam jak byśmy grali tam zawsze). To był jeden
z gorszych okresów. Problemy kardiologiczne zblokowały mnie przed klasą sportową i dalszym trenowaniem piłki. Ale kiedy dziś patrzę na to wszystko, to najlepsze, co mogło mi się przydarzyć i przydarzyło, to zakiełkowanie pasji dziennikarskiej. Jako szczeniak komentowałem własne mecze w FIFĘ, co doprowadzało mojego brata do potężnej irytacji. Pamiętam, że sam byłem wtedy z siebie dumny. Podobało mi się w jakim stylu to robiłem. Byłem przekonany, że robię to świetnie. Pamiętam także, że kilkukrotnie, ale to już w późniejszych latach, przekonywałem tatę, że studio przed meczem jest fajniejsze niż sam mecz. Tak, wiem. Jest w trochę herezji, ale tak czułem. W końcówce gimnazjum było znowu ciekawie. Skarżyłem sie mamie, ze taki Borek czy Iwanow to mają życie. Oglądają mecz nie dość, że za darmo, to jeszcze im płacą. Ale to jeszcze nie był moment decyzji. Najważniejszy moment mojego życia zawodowego przyszedł w liceum. Przeszyłem na Weszło, przypadkowo bo jeszcze wtedy portalu nie śledziłem, tekst Stanowskiego - “czas się poznać”. I poszło. Zacząłem oglądać Asa Wywiadu, założyłem Twittera i zaczęło się kręcić. Napisałem jeden tekst, drugi - ale nikt nie chciał ich czytać. Odpuściłem pisanie, ale światek dziennikarstwa chłonałem. Obudziłem się w ostatniej klasie liceum. Rok wcześniej zacząłem dużo czytać. Miałem tylko jeden cel. Zacząłem zauważać, że piszę coraz lepiej. Mówili mi to nauczyciele. I ruszyłem do Piłkarskiej Prawdy. Spełniałem się, miałem długie wakacje, mnóstwo czasu na tzw. dziennikarzenie. Przed studiami zrobiłem wywiad z Mateuszem Święcickim do poprzed-
niego numeru magazynu, wcześniej robiłem fajną robotę podczas mundialu. Kładłem się spać o 5 rano, kiedy na zewnątrz było już kompletnie jasno. Ale wiedziałem po co to wszystko. Wszystko co robiłem, robiłem z pasji. Robiłem z nadzieją, że marzenia naprawdę się spełniają. A wiedziałem, że tak, bo samo pisaniem z takim skutkiem jakim pisałem było spełnieniem najskrytszych marzeń. Naprawdę najskrytszych. Do dziś nie mal nikt w mojej rodzinie nie wie, że pismakuje. W końcu poszedłem na studia, wzorem Tomka Ćwiąkały, wybrałem filologię. I tu zaczęły się schody. Wybrałem taki, a nie inny kierunek, żeby zyskać dodatkowy atut w dziennikarstwie. Co się okazało? Nie mam na dziennikarzenie zwyczajnie czasu. Taki paradoks. Tak sobie ostatnio myślę, ze czas podjąć w końcu męską decyzję i z jednej z tych rzeczy zrezygnować. To co, pomożecie? Mam zostać w dziennikarstwie łapka w górę, dajcie mi jakiś znak. Mam odpuścić pismakowanie - olejcie mnie. Pozdrawiam. Najlepszy dziennikarz Piłkarskiej Prawdy, dla kolegów Skalmar.
39