10 minute read
Spotkajmy SIę na targach
W świecie, w którym wszystko można załatwić online, podpisać umowę przez e-mail, dokonać sprzedaży przez telefon i odbyć szkolenie na Skypie, Ilona Syryłło, organizatorka katowickich Sweettargów, przekonuje, że biznes to relacje. A te najlepsze nawiązuje się na żywo. W przyjaznej atmosferze, przy ciastku, w otoczeniu inspirujących wydarzeń, na targach.
Wszystko można załatWić online, podpisać umoW ę przez e-mail, dokonać sprzedaży przez telefon i odbyć szkolenie na skypie, Ilona Syryłło, organizatorka katoWickich sWeettargóW, przekonuje, że biznes to relacje. a te najlepsze naWiązuje się na żyWo . W przyjaznej atmosferze, przy ciastku, W o toczeniu inspirujących Wydarzeń. Ilona Syryłło, absolWentka Wydziału radia i teleWizji na uniWersytecie śląskim, dyrektorka prjektu sW eettargi. z W i ązana z branżą targoWą od 17 lat. odWażna, kreatyWna i przebojoWa business Woman
Natalia Aurora Urbanek: Jesteś twarzą katowickich Sweettargów, pracujesz przy ich organizacji od samego początku, czyli już od 14 lat. Czy trudno było zbudować tę markę?
Ilona Syryłło: Moja praca w branży targowej zaczęła się zupełnie przypadkowo. Wcześniej pracowałam w korporacjach, gdzie zajmowałam się sprzedażą. Była to dla mnie prawdziwa szkoła. I choć mocno się tam rozwinęłam i zdobyłam doświadczenie, to szukałam czegoś innego. Nie odpowiadał mi charakter pracy w korporacji. W czasie kiedy szukałam nowego zajęcia, przeniosłam się do mieszkania znajdującego się dosłownie naprzeciwko Międzynarodowych
Targów Katowickich przy ulicy Bytkowskiej. Można powiedzieć, że w ten sposób los pokierował mnie właśnie w tę stronę.
Przeznaczenie? Od razu dostałaś pracę?
Tak! To był czas, kiedy targi odradzały się po zawaleniu się hali w 2006 roku. Zmienił się zarząd, szukano nowych pomysłów i ludzi do organizacji. Zatem czas i miejsce mi sprzyjały. Pierwsze targi, w których przy- gotowanie byłam zaangażowana, związane były z górnictwem, do dziś zresztą funkcjonują i są bardzo dużą imprezą. Później były t argi ogrodnicze Flowertarg. Na ich organizację miałam… równy miesiąc! Nigdy nie napracowałam się przy czymś tak bardzo jak przy tamtym projekcie. I nigdy też nie czułam takiego rozczarowania… Nie było żadnego efektu tej ciężkiej pracy. Zbuntowałam się wtedy i poszłam do zarządu, prosząc, by przydzielili mnie do targów branżowych.
Rozumiem, że tak narodziły się Sweettargi.
Nie tak szybko. Zaczęłam przeglądać segregatory z minionymi imprezami w poszukiwaniu inspiracji. Koleżanki z MTK, z którymi współpracowałam, sugerowały branżę spożywczą. Znalazłam niezagospodarowaną niszę, czyli sektor cukierniczo-piekarski. Zaczęłam od zera budować projekt, który dziś funkcjonuje właśnie jako Sweettargi. Trzeba było wymyślić wszystko, począwszy od nazwy.
W międzyczasie okazało się, że powstała bliźniacza impreza w Warszawie, czyli Expo Sweet. Jednak po chwilowym zniechęceniu stwierdziłam, że Śląsk jest oddzielną aglomeracją, która sama w sobie jest większa niż Warszawa. I na południu Polski brakuje tego typu wydarzenia dla branży. Nadal zniechęcony był jednak mój szef. 8 miesięcy zajęło przekonanie go, by dał mi zielone światło. il ona s y ryłło podkreśla, że może roz W ijać s Woją markę – sW eettargi – dzięki W sparciu prezesa firmy piotra k u bicy (na zdjęciu ) oraz pomocy zgranego zespołu ((po le W e j m a rta g ardzie W icz )
Gdy w końcu się udało, poszło już z górki?
Pierwszą firmą, z którą się skontaktowałam, był Kames. I wciąż jest z nami. Do dziś pamiętam, że Rajmund Kawalec zarezerwował 150 metrów i wykazał ogromną aprobatę wobec mojego projektu. Ten optymistyczny początek dodał mi wiatru w żagle, bez którego pewnie bym się poddała. Bo początki były naprawdę trudne.
Producenci nie wyczuli braku na rynku, który mieli okazję zagospodarować?
Wiele firm stwierdziło, że jedne targi wystarczą. Jednak ja nie dawałam za wygraną. Zależało mi, by zrobić targi z prawdziwego zdarzenia, z maszynówką, liniami produkcyjnymi, mocnymi wystawcami. Ostatecznie udało się wykonać zamierzony plan i pierwsza edycja okazała się sukcesem. Innymi słowy, większość firm, które się wtedy wystawiły, wyraziło bardzo pozytywną opinię, klienci też byli zadowoleni. Już przy trzeciej edycji firmy, które odmówiły, przyznawały mi rację – targi na południu Polski też są potrzebne.
I nastąpiły złote czasy dla branży targowej?
Dla nas przypadły one na lata 2017 i 2018. Mieliśmy wtedy najwięcej wystawców (około 140) i zwiedzających, Choć liczba tych drugich zwykle jest u nas na stałym poziomie. To średnio ok. 6-7 tysięcy osób. Ale na targach liczy się nie to, ile przyjdzie zwiedzających, tylko kto. Liczy się konkretny klient.
W 2020 r. nie przyszedł nikt, bo wybuchła pandemia i targi zostały odwołane. Masz wrażenie, że ten moment w historii mocno wyhamował branżę targową, która od tego czasu istotnie się zmieniła?
U nas sytuacja była o tyle zła, że w 2020 r konkurencyjne targi udało się zrobić, a nasze wypadały w marcu, kiedy oficjalnie nałożono restrykcje covidowe. W kolejnym roku sytuacja powtórzyła się. A gdy wszystko wróciło do normy, niespodziewanie w 2022 r. wybuchła wojna w Ukrainie. I choć nie ogłoszono oficjalnych restrykcji, wystawcy byli w bardzo niepewnej sytuacji, więc poprosili o przesunięcie imprezy na kolejny rok. Wiązało się to z płynnością dostaw, chwiejnością waluty, zatrzymanymi współpracami z oddziałami w Ukrainie itd. Rzeczywiście te 3 lata mocno zachwiały nie tylko naszymi targami, ale w ogóle całą branżą.
Bo też nagle okazało się, że właściwie wszystko można zrobić online. Spotkania, umowy, sprzedaż… targi przestały być potrzebne?
Tak, wielu wystawców dawało sygnały, że odnaleźli się w tej nowej rzeczywistości. I robiąc pierwszą edycję po tej długiej przerwie, nie wiedzieliśmy, czy to w ogóle wyjdzie. Jaki będzie odbiór? Czy zwiedzający dopiszą? Dopisali! Okazało się, że w ludziach była ogromna potrzeba, by zobaczyć się na żywo. Nie tylko podpisać umowę, ale uścisnąć dłoń kontrahenta. Coś przedyskutować, zobaczyć, o coś dopytać i po prostu poczuć to, czego nigdy nie poczuje się przez internet. Atmosferę miejsca. A ta – jak dochodzą nas opinie – jest u nas wyjątkowo przyjemna i rodzinna.
Online nie poczuje się też smaku czekolady!
Choćby nie wiem jak dokładnie ktoś potrafił ten smak opisać. Specyfika naszych targów tym bardziej wskazuje, że jest potrzeba bycia na miejscu. Spróbowania tego chleba, lodów czy ciastka. Ta rozmowa przy jedzeniu niesamowicie zbliża ludzi, skraca dystans, a w targach to człowiek jest najważniejszy. To tu często przyjeżdżają ludzie, którzy nie widzą się przez cały rok, by w jednym miejscu i czasie porozmawiać z branżowymi znajomymi z c ałej Polski.
I dlatego targi przetrwają?
Owszem, na targach ważne są podpisane umowy, pieniądze, biznes. Ale w biznesie ważna jest też relacja. To, co dają targi na już, to kontakty, te nowe i podtrzymanie starych. Tylko na targach w ciągu kilku dni, można „spotkać” całą branżę, zapoznać się ze wszystkimi nowinkami, trendami, ofertą, możliwościami współpracy. Żadna inna aktywność marketingowa tego nie zapewni. Nawet jeśli ktoś czegoś nie kupi podczas samego wydarzenia, zrobi to po jakimś czasie. Wówczas zdecyduje się na firmę, z której przedstawicielem przyjemnie i konkretnie rozmawiało mu się na targach. Tak działa człowiek. I dlatego właśnie targi przetrwają. Tylko ich formuła będzie się nieco zmieniać.
Jak to będzie ewoluować Twoim zdaniem?
Myślę, że targi będą zmierzać ku nieco bardziej kameralnej formie. Tak jak w całej branży gastronomicznej już nie ilość, a jakość się liczy. Na mniejszych imprezach łatwiej o jakościowe kontakty. Widzę, że wiele firm, które są liderami rynku, bierze udział w bardziej kameralnych eventach. Dostrzegają w nich potencjał.
Ciekawe spostrzeżenia. Trochę to koreluje z trendem urządzania bardziej kameralnych imprez okolicznościowych i zamawiania mniejszych tortów. Powierzchnia, a do tego marketing, obsługa, nocleg – wystawienie się na targach generuje duże koszty i jest ogromnym przedsięwzięciem. Firmy zmniejszają stoiska, wybierają mniej imprez, na których się wystawiają. I niekoniecznie są to wiodące targi. Skoro firma ma wybrać tylko 2-3 imprezy w ciągu roku, to musi widzieć ich wartość. To znaczy, jak impreza jest promowana, czy targi mają silny marketing. Jakie są wydarzenia towarzyszące, bo to często przyciąga ludzi. Wbrew pozorom nasza branża lubi dostać konkretną wartość. Coś więcej niż tylko hale z wystawcami.
Weszłaś w tę branżę jako młoda kobieta, miałaś do czynienia z twardym biznesem, negocjacjami, wielką imprezą i głównie z mężczyznami. Jak się w tym odnalazłaś? Osobiście wolę pracować z mężczyznami. Lubię konkret. I nie boję się negocjacji. Lubię sobie i innym udowadniać, że wszystko jest możliwe. Do tego trzeba uporu, a ja go mam. Nie boję się zadzwonić, zapytać, bo od tego jednego pytania często zaczyna się relacja. Jednak zanim ktoś powie nie lub tak, chcę być wysłuchana i przedstawić ofertę. Jestem szczera, nie pompuję sztucznie naszego marketingu, oszukując, że ktoś się wystawia, a tak naprawdę nie rozmawiałam z tą firmą. Taka szczerość i otwartość jest doceniana. Oczywiście nierzadko są to trudne rozmowy, ktoś bywa arogancki. Ale z takim klientem też trzeba umieć rozmawiać. Niejednokrotnie muszę się gryźć w język. Jednak jestem już na tyle długo w branży, że wiem, jak te relacje prowadzić. I warto do nich odpowiednio się przygotować, czyli zerknąć na stronę internetową firmy, by wiedzieć, co się zmieniło, jakie są nowości itd. Biznes to relacje, więc i my jako organizator chcemy znać możliwie najlepiej naszych wystawców i ich potrzeby. Przy okazji najbliższej edycji planujemy liczne, nowe działania marketingowe, które jeszcze lepiej pomogą osiągnąć naszym wystawcom ich cele biznesowe.
Do odwiedzenia targów przyciągają nie tylko nowinki wystawców, ale też imprezy towarzyszące. I ta sfera jest mocno zadbana na katowickich targach.
Tak jak już wspomniałam, w centrum targów powinien być człowiek i spotkanie z człowiekiem. Dlatego pokazujemy osobistości branżowe w debatach, rozmowach i jest to bardzo dobra formuła, która przyciąga uwagę zwiedzających. Chcemy pokazać, że za każdym biznesem lodziarskim czy cukierniczym stoi osoba, która wkłada w to serce i pasję. Temu pokazaniu talentów i kreatywności ludzkiej służą też konkursy. We współpracy ze znakomitymi ekspertami organizujemy konkursy, które mocno różnią się od wszystkich innych, jak Konkurs Pachnący Chlebem, Gelato Poland czy Mistrzostwa Polski na Pralinę.
Na targi przychodzi się także po to, by ocenić kondycję branży i poznać aktualne trendy. Jaka jest znacząca zmiana, którą Ty widzisz na przestrzeni minionych lat?
Wielkie zmiany i przeskoki w branży zadziały się w czasie pandemii. Wiele firm połączyło wtedy siły, stając się spółkami, jedne wykupywały drugie. Znacznie zmieniło się też podejście do żywności, jedzenia, tzn. producenci zaczęli poprawiać składy i etykiety.
Przede wszystkim widzę to, że firmy z branży lodziarskiej mają szerszy asortyment, np. pod cukiernię czy ekspresy do kawy. To pokazuje, jak wielofunkcyjne są lodziarnie i piekarnie, które przypominają dziś raczej małe bistro. W ich menu są nawet napoje kawowe czy drinki bezalkoholowe. Stąd też decyzja o tym, by naszym targom kolejny raz towarzyszył festiwal kawy. Jednak w najbliższej edycji w nowej, rozbudowanej odsłonie pod marką Coffee Fest, gdzie będziemy starali się wprowadzić nowy standard, tworząc największą tego typu imprezę w Polsce.
Zatem nie ma nudy! Ale to chyba niejedyny plus ten trudnej pracy. Lubisz to?
Praca jest bardzo wymagająca, zżera mnóstwo energii, a czasem nerwów. Zajmujemy się ogromnym projektem w b ardzo małym zespole. Jednak mam wrażenie, że gramy do jednej bramki i każdemu zależy na tym, by „goli” było jak najwięcej. Mam też wspaniałego szefa, lepszego nie mogłabym sobie wyobrazić. Daje mi wolną rękę, wspiera niemal wszystkie pomysły.
Przede wszystkim lubię kontakt z ludźmi, z klientem. Wielu z nich stało się moimi znajomymi. Ta praca zdecydowanie się nie nudzi, jest rozwojowa, wciąż są jakieś wyzwania. A ja lubię pokonywać coraz wyższą poprzeczkę. Jeśli dziś wiele osób wybiera formę znajomości i biznesu przez internet, dla mnie oznacza to, że trzeba uczynić nasze targi tak wyjątkowymi i ciekawymi, żeby ludzie wyszli sprzed ekranu, by tu z nami być. Taki jest mój cel.
Dziękuję za rozmowę.