6 minute read
Temat z okładki
Advertisement
foto: JAKUB MAKAREWICZ
foto: PAWEŁ RELIKOWSKI
Żołnierka, studentka, była radna, „chciwa baba”, żona, a od niedawna także podwójna medalistka igrzysk olimpijskich. Małgorzata Hołub-Kowalik przeżywa najlepszy czas w swoim życiu.
TEKST MAURYCY BRZYKCY / FOTO: JAKUB MAKAREWICZ IG: @MAKAREWICZ.FOTOGRAFIA / KAROLINA WAŁOWSKA / PAWEŁ RELIKOWSKI
Ostatnie sukcesy Małgorzacie Hołub-Kowalik w głowie raczej jednak nie przewrócą. Gwiazda 29-letniej lekkoatletki już dużo wcześniej przed igrzyskami olimpijskimi świeciła pełnym blaskiem. Razem z koleżankami ze sztafety 4x400 metrów od kilku lat są fenomenem na polskiej scenie sportowej, stabilną dawką optymizmu, huraganem siły, szybkości, ale również kobiecego wdzięku i poczucia humoru. W Tokio złotymi i srebrnymi zgłoskami zapisały się w pamięci polskich kibiców.
Hołub-Kowalik w sztafecie 4x400 metrów, razem z Natalią Kaczmarek, Igą Baumgart-Witan i Justyną Święty-Ersetic, ustanowiły czasem 3:20:53 min nowy rekord Polski i w finałowym biegu podczas igrzysk w Tokio uplasowały się tylko za Amerykankami. Jeszcze lepiej poszło sztafecie mieszanej (Karol Zalewski, Natalia Kaczmarek, Justyna Święty-Ersetic, Kajetan Duszyński, Dariusz Kowaluk, Iga Baumgart-Witan i Hołub-Kowalik), która wywalczyła złote medale. A był to debiut tej konkurencji w programie igrzysk olimpijskich.
Hołub-Kowalik na sukces zareagowała w swoim stylu. - Po cichutku liczyłam na jeden brązowy medal. Ale jak już wcześniej pewnie mówiłam w wywiadach, jestem chciwa baba i od razu przywiozłam dwa medale – mówi z szerokim uśmiechem koszalinianka. Niemal wszystkie członkinie srebrnej sztafety pań zdecydowanie nie są szarymi myszkami. Sprinterskie dystanse mają w sobie coś, co sprawia, że zawodnicy i zawodniczki występujący na nich są trochę bardziej wygadani, pewni siebie – przynajmniej jeżeli chodzi o wizerunek na bieżni i poza nią – i często są także najjaśniejszymi gwiazdami całej lekkoatletyki. Teraz Hołub-Kowalik oraz jej koleżanki i koledzy z kadry weszły na jeszcze wyższy poziom swojej popularności i czerpią z tego pełnymi garściami. W pewnym momencie dla niektórych może stać się to męczące. Fani oczekują autografów, zdjęć na każdym kroku. Kiedy trwał poolimpijski tour Hołub-Kowalik ze złotym medalem (Lublin, Szczecin, Koszalin), niemal każdy z kibiców chciał dotknąć krążek.
- To nie jest męczące, to jest naprawdę bardzo miłe (śmiech) – mówi Małgorzata Hołub-Kowalik. - Być może po jakimś czasie tak się stanie, ale to odpowiem na to pytanie za kilka tygodni. Teraz to jest naprawdę się tym cieszę. Dla mnie igrzyska olimpijskie były zawsze najważniejszą imprezą. Kto zdobywał medal w tej imprezie, stawał się autorytetem sportowym. Ja jestem w szoku, że mam te medale. Od razu dwa. Popularność nie jest na razie męcząca. Ja się cieszę z tymi ludźmi, którzy cieszą się razem ze mną. Fajne jest to, że wspierają, że gratulują, że oglądali olimpijskie zmagania. Tak samo jak my na mecie, wielu ludzi płakało przed telewizorami. A to znaczy, że dostarczyliśmy wielu emocji.
Polska lekkoatletyka przeżywa świetną dekadę. Polacy są mistrzami olimpijskimi, medalistami tych imprez, rekordzistami świata, stale obsadzającymi podium mistrzostw świata czy Europy. Liczą się niemal w każdej konkurencji. Dodatkowo mamy wyjątkowe pokolenie sportowców pod względem mentalnym. Nasi zawodnicy są silni, świadomi swojej wartości, przestrzegający zasad fair play, świetnie przygotowani fizycznie, a dodatkowo cieszący się życiem, z odpowiednim nastawieniem mentalnym przy porażkach i sukcesach. To przynosi olbrzymie efekty. Podczas igrzysk olimpijskich w Tokio spośród 14 medali wywalczonych na japońskich arenach przez Polaków aż dziewięć, w tym cztery złote, wywalczyli lekkoatleci. Już dawno wyszli z cienia gwiazd sportów zespołowych, ale nie ograniczają się tylko do rozwoju sportowego.
Hołub-Kowalik mocno związana jest z Koszalinem. To jej rodzinne miasto, tu zaczynała karierę sportową i przez jej większą część reprezentowała miejscowy KL Bałtyk. Kilka lat temu sprinterka spróbowała dostać się do Rady Miasta Koszalina. W wyborach samorządowych w 2014 roku jeszcze jej się to nie udało, ale kilka miesięcy
mi. A to znaczy, że dostarczyliśmy wielu emocji.
później dokonała tego, gdy w radzie zastąpiła Przemysława Krzyżanowskiego. Hołub-Kowalik teraz musi dzielić czas między wyjazdami na imprezy, zgrupowania, a dwoma miastami: Koszalinem i Lublinem. To drugie miasto to jej nowy dom. Rok temu sprinterka z Koszalina została zawodniczką AZS UMCS Lublin. Ten klub ściąga ostatnio do siebie zachodniopomorskich sportowców, bowiem tym samym tropem jakiś czas temu powędrował policzanin, Marcin Lewandowski. Daleki Lublin, czasami nawet 300 dni w roku na zgrupowaniach i imprezach – ten tryb życia mocno łagodzi mąż naszej medalistki z Tokio, Jakub Kowalik. Para jest razem od ponad dekady i partner nie opuszcza boku sprinterki podczas najważniejszych zawodów.
Czasu na wszystko zbyt wiele nie ma, ale nasza bohaterka lubi dokładać sobie nowych obowiązków. Hołub-Kowalik kilka lat temu została żołnierką Wojska Polskiego. Razem z grupą innych sportowców, a także obecnych medalistów olimpijskich (m.in. Agnieszka Skrzypulec czy Patryk Dobek) przeszła kurs w jednostce 36. Dywizjonu Rakietowego Obrony Powietrznej. Obecnie Hołub-Kowalik jest w stopniu szeregowej. Dodatkowo jest studentką lublińskiego UMCS na kierunku bezpieczeństwa wewnętrznego na drugim stopniu. Zdalne nauczanie mocno jej pomaga. Uczestniczyć w zajęciach mogła nawet z dalekich miejsc zgrupowań.
Hołub-Kowalik jest w takim wieku, że powoli na sprinterskiej bieżni ustępuje się młodszemu pokoleniu. Panie ze srebrnej sztafety miały po igrzyskach w Tokio złożyć małe deklaracje, jeżeli chodzi o dalszą część kariery. Ale… przesunęły swoją decyzję.
– Powiemy wam… za rok. Jakie to uczucie być dwukrotną medalistką olimpijską? Nie mogę powiedzieć, bo to niecenzuralne słowo – skwitowała ze śmiechem Hołub-Kowalik, gdy dziennikarze pytali ją o przyszłość i uczucia po wywalczeniu medali.
Koszalinianka sama jest tego świadoma, że występując niemal od 10 lat w kadrze, praktycznie bez większych przerw, musi też być mentorką dla młodszych zawodniczek. I tak też było w Tokio. Hołub-Kowalik potrafiła udzielać bardzo merytorycznych porad, ale nie wahała się używać także mocno motywacyjnych okrzyków tuż przed startami. Same igrzyska były zupełnie inną imprezą, po pierwsze bez kibiców, po drugie w reżimie sanitarnym.
- Miałam to szczęście, że startowałam już także w igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro, więc mam małe porównanie – zaznacza Hołub-Kowalik. - Myślę, że organizacja stała na świetnym poziomie. Niestety, ze względów na COVID-19 było bardzo dużo obostrzeń. Bezpieczeństwo zawodników było jednak najważniejsze i nie było z tym problemów. Każdy z uczestników doskonale to rozumiał. My cały poprzedni rok startowaliśmy z wieloma obostrzeniami, więc byliśmy już trochę na to gotowi. Mnie, szczerze mówiąc, nic nie zaskoczyło.
foto: KAROLINA WAŁOWSKA
Beauty & strength
Foto. Ewelina Monastyrska IG: @e.monastyrska.kobieco FB: @e.monastyrska.kobieco Modelka: Monika Kazyaka