8 minute read

Sport

Next Article
Podróże

Podróże

Olimpijczycy na medal

Złoto, dwa srebra i brąz – to były udane igrzyska olimpijskie dla sportowców związanych z Pomorzem Zachodnim. Czas je podsumować.

Advertisement

TEKST JAKUB LISOWSKI / FOTO MATERIAŁY PRASOWE

Igrzyska w Tokio zakończone. Zaczęły się ponuro, pechowo, ale dla polskich kibiców rozkręciły się na dobre w drugim tygodniu wydarzenia. Sytuację uratowali lekkoatleci, natomiast boli słabość w grach zespołowych i sportach walki.

Z grona sportowców związanych z naszym województwem zdecydowanie najlepiej wypadła Małgorzata Hołub-Kowalik, która przez lata reprezentowała Bałtyk Koszalin, a od niedawna AZS Lublin. Koszalinianka została podwójną medalistką olimpijską. W sztafecie mieszanej wystartowała w eliminacjach i ustanowiła rekord Europy. W finale jednak jej zabrakło, ale Polacy zdobyli złoty medal. Było trochę zamieszania przed ceremonią wręczenia medali, organizatorzy nie zgodzili się na udział wszystkich uczestników w ceremonii i Hołub-Kowalik musiała pozostać na trybunach. Ale medal dostała.

Po kilku dniach walczyła świetnie w damskiej sztafecie. Polki spisały się świetnie, ale na Amerykanki to było za mało. Srebro i tak było, i jest ogromnym sukcesem.

Agnieszka Skrzypulec- żeglarka SEJK Pogoni Szczecin pływała w Klasie 470 razem z Jolantą Ogar-Hill (Toruń) i w ostatnim wyścigu na ostatnich metrach zapewniła sobie wicemistrzostwo olimpijskie.

Liczyliśmy na dobry wynik osady, bo od lat była w światowej czołówce. Początek zmagań olimpijskich - wyborny. Dwa pierwsze wyścigi eliminacyjne (z 10) - wygrane, na półmetku prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Później było gorzej i przed wyścigiem medalowym 3. lokata. Skrzypulec i Ogar-Hill w wyścigu medalowym płynęły świetnie taktycznie. Pilnowały prowadzących Brytyjek, a jednym okiem obserwowały, co robią Francuzki - rywalki do srebra. Na ostatniej prostej Polki wyprzedziły Brytyjki i o dwie pozycje wyprzedziły też Francuzki. Dawało im to srebro, ale wtedy zaczął się nerwowy kwadrans, bo trójkolorowe zgłosiły protest.

- Kompletnie nie wiedziałyśmy, co się dzieje. Francuzki odebrały nam najważniejszy moment zawodów, czas radości po zakończonej rywalizacji. Nie potrafiły przegrać – mówi Agnieszka Skrzypulec.

Komisja sędziowska protest odrzuciła i życiowy sukces Skrzypulec stał się faktem. Żeglarka Pogoni była już mistrzynią świata, ale jednak medal olimpijski ma większą renomę.

Z medalem do Szczecina powrócił też Patryk Dobek i to był niebywały sukces lekkoatlety MKL Szczecin. Dobek przez kilka ostatnich lat był w kraju najlepszy w biegu na 400 m przez płotki, ale nie mógł się przebić do światowej czołówki. W tym roku zmienił konkurencję. Zaczął biegać 800 m i w Tokio zdobył brąz.

- Piękna historia, a to dopiero początek mojej przygody z tym dystansem. W finale podjąłem maksymalne ryzyko, bo każdy błąd mógł mnie kosztować dyskwalifikację. Popełniłem też błąd taktyczny przed ostatnią prostą. Ale w sumie wszystko się dobrze dla mnie zakończyło – podkreśla Patryk Dobek.

Pozostali sportowcy z województwa tak dużo szczęścia nie mieli, a część z nich nawet nie przystąpiła do rywalizacji.

Michał Rozmys - zawodnik Barnima Goleniów - do półfinału biegu na 1500 m wszedł z ostatniej pozycji, półfinał ukończył z jednym butem i pogodzony, że Tokio będzie dla niego kiepskim wspomnieniem. Ale po proteście - został dołączony do finału, a w nim zaprezentował się z bardzo dobrej strony. 8. pozycja z nowym rekordem życiowym. Tej konkurencji nie ukończył Marcin Lewandowski (wychowanek Ósemki Police, obecnie AZS Lublin), który w półfinale doznał kontuzji.

Karol Ostrowski - pływak MKP Szczecin wziął udział w sztafecie 4x100 m stylem dowolnym. Było dobrze, bo swoją zmianę Ostrowski zakończył z nowym rekordem życiowym, a sztafeta ustanowiła rekord Polski.

Adam Nowicki - zawodnik MKL reprezentował Polskę w maratonie. Zajął odległą pozycję, ale w takiej stawce i w tych warunkach ukończenie rywalizacji było sukcesem. Był też najlepszym z Polaków.

Piotr Lisek - tyczkarz OSOT Szczecin zajął 6. miejsce. Zabrakło olimpijskiej

formy, bo przecież apetyty sięgały podium.

Natalia Partyka - tenisistka stołowa Startu Szczecin w drużynówce odpadła w pierwszym meczu, a w singlu w drugim.

Łukasz Posyłajka - wioślarz ZS Szczecin poleciał jako zawodnik rezerwowy i w Tokio nie wystąpił.

Bojana Milenković - siatkarka od nowego sezonu będzie przyjmującą Chemika Police, a w Tokio zdobyła razem z reprezentacją Serbii brązowe medale.

Elżbieta Wójcik - pięściarka z KB Karlino w igrzyskach odpadła już po pierwszej walce. Miała pecha, bo trafiła na wymagającą przeciwniczkę.

Paweł Spisak - zawodnik JKS Dako-Galant Skibno od ponad dekady jest najlepszym polskim przedstawicielem w WKKW i start w Tokio miał być piątym występem olimpijskim. Niestety, w Tokio Spisak miał ogromnego pecha, bo kilka dni przed rozpoczęciem rywalizacji test na COVID jego wierzchowca Banderasa dał wynik pozytywny i Spisak nie mógł wystartować.

Darłowo w Tokio reprezentowały trzy kolarki torowe. Marlena Karwacka w sprincie drużynowym zajęła 7. miejsce, a w keirinie i sprincie indywidualnym klasyfikowana była w trzecich dziesiątkach. Daria Pikulik w omnium nie została sklasyfikowana, a w madisonie zajęła 6. miejsce, razem z siostrą Wiktorią.

Byli koszykarze Kotwicy Kołobrzeg – Szymon Rduch i Paweł Pawłowski walczyli w nowej konkurencji olimpijskiej – 3x3. Polacy niby z każdym walczyli jak równy z równym, ale przegrywali spotkania w końcówkach, marnowali szanse na wyjście z grupy i szybko zakończyli swój udział. Szkoda, bo sami zapowiadali medal.

Marcin Chabowski z Pomeranii Szczecinek długo był najlepszym z Polaków w maratonie, ale ostatecznie nie ukończył rywalizacji.

Olga Michałkiewicz - wioślarka pochodząca z Bornego Sulinowa walczyła w osadzie czwórki bez sternika. Były nadzieje na medal, ale ostatecznie skończyło się 6. miejscem w finale A.

Magomedmurad Gadżijew do niedawna reprezentował AKS Białogard (a teraz AKS Wrestling Team Piotrków Trybunalski) miał być liderem polskich zapaśników. W pierwszej walce pokonał szybko Greka, by w ćwierćfinale przegrać z Rosjaninem. Został sklasyfikowany na 7. pozycji.

Koszalińscy paraolimpijczycy ze wsparciem Zarządu Obiektów Sportowych Wokół sportu

Bez odpowiednich warunków do treningu, bez odpowiedniej bazy trudno mówić o sukcesach w profesjonalnym współzawodnictwie. Doskonale wiedzą o tym Robert Jachimowicz, Maciej Sochal i Grzegorz Lanzer, utytułowani zawodnicy Startu Koszalin.

Choć na niedawnych Igrzyskach Paraolimpijskich w Tokio medali nie było, to lista ich wcześniejszych osiągnięć jest długa. Medale olimpijskie (Sochal i Jachimowicz), medale mistrzostw Polski (cała trójka), do niedawna rekordy świata (Sochal), sukcesy w zawodach Pucharu Świata (Lanzer), podium na mistrzostwach Europy i rekordy krajowe lekkoatletów i ciężarowca Startu. Trenujący na obiektach Zarządu Obiektów Sportowych zawodnicy zgodnie przyznają, że na sukces składa się wiele czynników. Część z nich trudno przewidzieć, bo jak to w sporcie bywa, liczy się dyspozycja dnia, czy stan zdrowia (co w przypadku osób z niepełnosprawnościami i różnymi schorzeniami jest znacznie trudniejsze do opanowania w decydujących startowych momentach). Często nawet najlepszy plan treningowy, drobiazgowo rozpisany na długie miesiące, może się nie udać przez zdarzenia losowe. Ale też szczęściu można pomóc i odpowiednie warunki do szlifowania formy zbudować. Na to akurat w Starcie narzekać nie mogą.

Grzegorz Lanzer urodził się z rozszczepem kręgosłupa. W tym schorzeniu rozwojowym kręgosłupa najczęstszym objawem jest niedowład kończyn zmuszający do poruszania się na wózku. 35-latek prowadzi życie takie, jak w pełni sprawni. Od 15 lat zatrudniony jest w Zarządzie Obiektów Sportowych w Koszalinie, gdzie mieści się również siedziba Startu Koszalin. Czyli klubu, w którego szeregi wstąpił jako 19-latek. Specjalizuje się w podnoszeniu ciężarów, a konkretnie w wyciskaniu sztangi leżąc.

Robert Jachimowicz w 1993 roku w wyniku wypadku na motocyklu stracił władzę w nogach i częściowo w rękach. Już przed tym zdarzeniem sport był ważną częścią jego życia, grał w siatkówkę i koszykówkę, lecz nigdy nie uprawiał dyscyplin lekkoatletycznych. W 1999 roku trafił na obóz do Spały dzięki Fundacji Aktywnej Rehabilitacji, która pomagała osobom z urazami rdzenia kręgowego uczyć się samodzielności. Tam w ramach rekonwalescencji podczas zajęć na basenie dostrzegł go Mirosław Piesak, multimedalista igrzysk paraolimpijskich. Po krótkiej przygodzie na basenie ostatecznie stanęło na rzucie dyskiem.

Gdy Maciej Sochal miał niespełna 13 lat, w 2000 r., któregoś dnia zaczął doskwierać mu mocny ból głowy, który z czasem był nie do zniesienia. Na tyle, że trzeba było zawieźć go do szpitala. Tam został na obserwacji, a po serii badań diagnoza okazała się druzgocąca. Guz mózgu. Wymagana była natychmiastowa operacja. Z koszalińskiego OIOM-u został przewieziony do placówki w Szczecinie. Tam guza wycięto, ale niestety pojawiły się bardzo poważne konsekwencje. Koszalinianin nie mógł oddychać o własnych siłach, nie miał możliwości poruszania się. Następnie okazało się, że dotknęło go porażenie spastyczne czterokończynowe, czyli niezborność ruchów. Oznaczało to, że nie może w pełni kontrolować swych kończyn, a konieczna jest długa i żmudna rehabilitacja. W 2003 roku, 3 lata po operacji w Szczecinie, Maciek pojawił się w klubie sportowym Start Koszalin, gdzie trafił pod skrzydła doświadczonego trenera Aleksandra Popławskiego, prowadzącego osoby niepełnosprawne. W rzucie maczugą i pchnięciu kulą należy do światowej czołówki.

Od tamtych wydarzeń minęły lata. Cała trójka zebrała mnóstwo doświadczeń na najważniejszych sportowych arenach świata. Ale bazą zawsze był region, Koszalin. Obok wyjazdów na obozy i zgrupowania, to głównie tu wykuwany jest sukces. Siłownia mieszcząca się przy ul. Jedności 4 w Koszalinie to wręcz ich drugi dom. Do tego basen i stadion Bałtyku przy ul. Andersa.

W listopadzie 2018 r., dzięki wsparciu Urzędu Miasta oraz dofinansowaniu z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, udało się zebrać niezbędne środki (łączny koszt remontu to 460 tys. zł) i siłownię ZOS wyremontować. Tak, by ekipa Startu mogła szlifować swe umiejętności w bardziej sprzyjających i komfortowych warunkach. - Wygląda to godnie, mamy większy komfort pracy, wszystko jest lepiej przystosowane do naszych podopiecznych - przyznał wówczas trener Aleksander Popławski. Przy tak rozwijającej się współpracy, można przypuszczać, że Start Koszalin jeszcze nie raz da kibicom powody do radości.

Ginekologia estetyczna i leczenie nietrzymania moczu

Czy któryś z problemów dotyczy Ciebie ?

utrata elastyczności tkanek pochwy, zespół rozluźnienie po porodzie, zbyt słabe doznania seksualne, wysiłkowe nietrzymanie moczu.

Zapytaj o zabiegi z zakresu ginekologii estetycznej!

Trudne porody, okres menopauzy, problemy nietrzymania moczu czy też nieatrakcyjna budowa anatomiczna mogą powodować zmiany w wyglądzie i funkcjonowaniu ciała kobiety. To z kolei wpływa na spadek jej samooceny, zamknięcie w sobie i unikanie kontaktów intymnych.

Ginekologia estetyczna przychodzi z pomocą wszystkim kobietom, które pragną poprawić wygląd i atrakcyjność zewnętrznych narządów płciowych oraz poprawić ich funkcje seksualne. Jest dla kobiet, które chcą podnieść komfort własnego życia seksualnego, poprawić samoocenę, ułatwić przeżywanie w pełni doznań erotycznych. Udane życie seksualne odgrywa bardzo istotną rolę w relacji z partnerem i pozwala na nawiązywanie głębokiego porozumienia z drugą osoba. Buduje nie tylko poczucie pewności siebie i wysoką samoocenę, ale i dobre samopoczucie.

Schorzenia, które dotychczas leczono wyłącznie operacyjnie, coraz częściej można zlikwidować za pomocą zabiegów bezinwazyjnych. W ten sposób można unikać okresu rekonwalescencji oraz ryzyko pojawienia się komplikacji pooperacyjnych. Do takich nowoczesnych metod zalicza się zabiegi laserowe z użyciem lasera

Rejestracja:

telefoniczna 571 226 101 | www.spmzoz-slupsk.pl

Przychodnia Rejonowa SPMZOZ w Słupsku, ul. Władysława Łokietka 6, 76-200 Słupsk

This article is from: