Satprem - Umysł komórek

Page 1


Spis treści WPROWADZENIE .......................................................................................................................................... 3 MATKA ....................................................................................................................................................... 6 ROZDZIAŁ 1. NOWY ELEMENT .................................................................................................................... 7 ROZDZIAŁ 2. INNY STAN ............................................................................................................................ 11 ROZDZIAŁ 3. NASTĘPNA DZIEDZINA ........................................................................................................ 18 NOWE FUNKCJONOWANIE ................................................................................................................... 18 DOTYKALNA WIZJA ................................................................................................................................ 24 WIELKIE CIAŁO ....................................................................................................................................... 27 ROZDZIAŁ 4: ZEJŚCIE W GŁĄB CIAŁA ...................................................................................................... 35 ŚMIERTELNY NAWYK ............................................................................................................................. 35 WARSTWY MENTALNE .......................................................................................................................... 36 ROZDZIAŁ 5 : UMYSŁ FIZYCZNY ........................................................................................................... 43 ROZDZIAŁ 6: PRZEJŚCIE ......................................................................................................................... 49 SUPRAMENTALNA WIBRACJA ......................................................................................................... 50 POMIĘDZY DWOMA STANAMI ......................................................................................................... 52 ROZDZIAŁ 7: NOWA FIZYKA....................................................................................................................... 58 SUBSTYTUCJA WIBRACJI ...................................................................................................................... 62 PRZEJRZYSTY SEKRET ......................................................................................................................... 67 ROZDZIAŁ 8: UMYSŁ KOMÓREK ................................................................................................................ 71 KOMÓRKOWY TRENING ........................................................................................................................ 72 NOWA ZASADA CENTRALIZACJI........................................................................................................... 77 WOLNA MATERIA.................................................................................................................................... 79 NOWY UMYSŁ ......................................................................................................................................... 84 ROZDZIAŁ 9: OCZY CIAŁA .......................................................................................................................... 88 SIEĆ ......................................................................................................................................................... 88 ŻYWI I ZMARLI......................................................................................................................................... 92 1


ROZDZIAŁ 10: NAD-ŻYCIE .......................................................................................................................... 97 NIEBEZPIECZNE NIEZNANE ................................................................................................................ 102 ROZDZIAŁ 11: MATKA ODCHODZI ........................................................................................................... 106 ROZDZIAŁ 12: APOKALIPSA CZY BAŚŃ? ................................................................................................ 114

WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE WYŁĄCZNIE DLA CZYTELNIKÓW ADIAFORY

Nie udostępniam – wypożyczam WAM prywatną lekturę Wsparcie dla strony – uruchom aplet Bitcoinplus i pozostaw włączony w tle (aplet wykorzystuje wyłącznie wolne zasoby!)

2


WPROWADZENIE

Stoimy przed nieprawdopodobną tajemnicą, która mogłaby równie dobrze być baśnią. Baśnią naszego gatunku. Zacznijmy od Archipelagu Galapagos, gdzie ok. 1835 r. Darwin odkrył swoją teorię ewolucji. Iguany nie są zawsze iguanami, ani też ludzie zawsze ludźmi. Nie usłyszeliśmy niczego poważniejszego od tego czasu – ani też niczego bardziej porywającego, albo też – powiedzmy – wyzwalającego, gdyż rzeczywiście to, czego szukamy, to właśnie wyzwolenia z niewoli. Ale jakiż to rodzaj wyzwolenia miałby to być, pomijając wysadzenie z planety, lub poszukiwania niebiańskich czy jogicznych zbawień, które gdy zaczynamy zdawać sobie już sprawę, pozostawiłyby planetę niezmienioną? Zbawienie jest kwestią fizyczną", powiada Matka, której przygodę wewnątrz świadomości komórkowej mamy tutaj rozwinąć. Ewolucja jest niewątpliwie materialistyczną kwestią, a już przynajmniej materialną. Ale jaki jest to rodzaj materii? Czy jest ona zamknięta, czy otwarta? Darwin ją otworzył i to samo uczynił jego współczesny Juliusz Verne. Max Planck, Heisenberg, Einstein i ich zaprzyjaźnieni impresjoniści, fauniści i pointyliści otworzyli ją również – materia eksplodowała na wszystkie strony. Oto właśnie, czego dotyczą prace Sri Aurobindo i Matki, na równi z kilku współczesnymi astrofizykami. Tak więc, dlaczego materia miałaby pozostać mniej otwarta dla biologów? Sri Aurobindo miał 10 lat, kiedy Darwin zmarł w 1882 roku. Wyjechał już z Indii, aby się uczyć lekcji zachodniego materializmu w Londynie. Matka, jego przyszła współtowarzyszka miała 4 lata (Paryż), podczas gdy Einstein miał 3 lata (Ulm). W 1953 r. inna poważna teoria zobaczyła światło dzienne; ale kiedy to, co „poważne" przybiera aspekty więzienne, wtedy stajemy się nieco podejrzliwi. Ponieważ od czasu powstania kręgowców ok. 400 mln lat temu – ewolucja obaliła niezłą liczbę „biologii" i „filozofii", jedna po drugiej, włączając te należące do kraba, królika i orangutana, po to, aby przejść do następnego gatunku. Jak się to odbywa – to właśnie nas interesuje. W 1953 r. więc, zespół angloamerykańskich biofizyków odkrył mechanizm, za pomocą którego molekuła DNA kopiuje siebie samą. Jest to rzeczywiście bardzo poważna sprawa. Początek łańcucha aminokwasów określa się na zawsze, czy to będzie np. mysz czy też człowiek. Specyficzna, magiczna i doskonale naukowa molekuła kwasu dezoksyrybonukleinowego, inaczej zwana DNA, nieodwołalnie kontroluje ten porządek z ojca na syna – dopóki jakiś promień X lub promieniowanie kosmiczne (czy też bomba neutronowa) nie spowodują wykolejenia w jakimś punkcie sekwencji DNA i dadzą początku raczej jakowemu zwyrodnieniu niż nowemu gatunkowi. Ale i tak, jeśli żadna w tym czasie bomba nie eksploduje, to po tysiącach albo i milionach lat niezauważalnych „korzystnych" mutacji w komórkach łańcucha DNA, które ewentualnie złożyłyby się na większą zmianę – mamy szanse wylądowania w innym gatunku, w innej określonej czasowo hipotezie, która będzie 3


bardzo podobna do nie lubianego więzienia. Naturalnie, ten odległy nowy gatunek mógłby powstać jedynie pod warunkiem, że obecne 4,5 mld (na 1980 r.) członków homo sapiens nie wyprodukuje wystarczającej liczby rozumnych szczurów, które najpierw pożrą tę ziemię. Jest to całkiem rozsądna uwaga, zważywszy, iż zabrało tysiące lat, aby ludzkość mogła osiągnąć liczbę 1 mld ludności w 1830 r. – ale tylko stu lat potrzebowaliśmy na drugi miliard, 30 lat na trzeci i jedynie 14 na czwarty miliard! (W chwili obecnej liczba ta ulega już podwojeniu – przyp. tłumacza). Problem jest więc pilny. Nie mamy dodatkowych tysięcy ewolucyjnych lat, aby go rozwiązać, nie mamy może nawet i 10 lat. Tak więc jak możemy znaleźć drogę wyjścia z tego impasu, wbrew angloamerykańskim zespołom i konieczności powtarzalnych komórkowych mutacji? Jeśli rozwiązanie nie znajduje się w niebie, ani też w żadnych wzlotach jogi, to czy może być ono odnalezione bezpośrednio w komórkach i w materii? Fakt, że człowiek nie pozostanie w nieskończoność człowiekiem, albo nawet i ”ulepszonym" człowiekiem, jest czymś niewątpliwym, podobnie jak jaszczury nie mogły pozostać jaszczurami w wysychających dolinach mezozoiku. Jeśli my nie odnajdziemy „klucza", ewolucja odnajdzie go dla nas, wbrew wysiłkom biologów. Czy istnieją takie rzeczy, jak „wybuchy ewolucji", jak to niektórzy ze współczesnych ewolucjonistów sugerują, ponieważ długotrwały proces darwinowskiej selekcji naturalnej nie wydaje się tłumaczyć zadowalająco większych zmian pomiędzy gatunkami? A jeśli tak, to co powoduje owe ”wybuchy"? Siedemdziesiąt milionów lat temu – dinozaury nagle zniknęły z powierzchni ziemi, którą pożerały, po to, aby zrobić miejsce polnym myszom dla ich beztroskiego figlowania. 57-4-12 – „Czy możemy oczekiwać od tego ciała, które jest obecnie naszym środkiem manifestacji na tej ziemi, aby było ono zdolne do progresywnej zmiany w coś, co nie będzie w stanie wyrazić wyższe życie (zapytywała Matka, która próbowała odnaleźć ów klucz dla naszego gatunku w komórkach ciała), czy też będziemy zmuszeni do całkowitego porzucenia tej formy i przejścia do nowej, jeszcze ciągle nieznanej na ziemi? Czy będzie istnieć jakaś ciągłość, czy też nagłe pojawienie się czegoś nowego...? Czy gatunek ludzki będzie jak pewne inne gatunki, które zniknęły już z powierzchni ziemi?” To był rok 1957. Darwinowi zabrało więcej niż 20 lat zanim ośmielił się napisać to, co już wcześniej wyczuł na Galapagos „O początkach gatunku" zostało opublikowane dopiero w 1859 roku. Ale nawet i potem przyznawał on, że było to coś „jak przyznanie się do zbrodni". Przed opowieścią o Matce czuję się nieco tak, jak Darwin przed swymi iguanami: „Daj spokój, czy taka rzecz jest w ogóle możliwa? Co powie na to Biologia, co powie Medycyna itd.” A jednak – nie ma tu wątpliwości. Przez 19 lat słuchałem, jak Matka, następczyni Sri Aurobindo, opisywała mi swe doświadczenia. W tamtym czasie nie byłem w stanie jeszcze w pełni uchwycić znaczenia Jej słów. A potem, pewnego dnia w 1973 r., w wieku 95 lat odeszła Ona, pozostawiając mnie oszołomionego, przed górą dokumentów wypełnionych znaczeniem i jednocześnie niezrozumiałych. Przez siedem lat przebijałem się przez te dokumenty, waląc pięściami w ścianę i wzywając Matkę spoza tej „głupiej śmierci", jak ją zwykle nazywała – 4


ale pomogła mi Ona w rozszyfrowaniu swego sekretu; a jednak on tam jest, zupełnie otwarty na tysiącach stronic Agendy, ale jakiż sens mogą mieć doświadczenia myszy dla dinozaura? Lecz jest to pełne znaczenia, jest to TAM, ale niezbędna jest jakaś lekka stymulacja, aby wszystkie kawałki tej szarady ułożyły się na swym miejscu. Napisałem nawet trzy tomy, usiłując iść za nicią i nakreślić drogę w niemożliwą do pojęcia przyszłość człowieka. Och, jakże wiłem się w agonii! Czasami czułem się jak Sherlock Holmes Conana Doyle'a, ze szkłem powiększającym i logiką umysłu usiłującym uchwycić coś, co już przestało należeć do dziedzin umysłu. Matka jest frustrującym, fascynującym, tajemniczym dreszczowcem o historii przyszłego gatunku – jak ten nowy gatunek powstaje, jak się on wynurza, jakimi środkami, poprzez jakie mechanizmy? Kiedyś, pewnego dnia wszystko stanie się oczywiste, ale nic nie jest bardziej niewidzialne niż właśnie rzeczy oczywiste, ponieważ znajdują się one tak blisko, że się ich nie spostrzega. Czyż mogłyby myszy, albo nawet i dinozaury zauważyć coś w ludziach? Muszą one chyba sądzić, że nasze zdolności do wspinaczki po drzewach pozostawiają wiele do życzenia, ale... Tak więc badałem szczegółowo i analizowałem eksperyment Matki, ale... Gapiłem się nań z szeroko otwartymi oczami – i owszem, jest to trochę jak ­przyznawanie się do zbrodni", rozumiałem całkiem dobrze, co Darwin miał przez to na myśli. Jest to bowiem takie wyzwanie dla naszego gatunku i jego praw, a jednak jest to logiczne, jest to naturalne – ale spróbuj wytłumaczyć myszy, że homo sapiens jest naturalny i logiczny! Jedynym sposobem, aby wprowadzić czytelnika w ten biologiczno-tajemniczy dreszczowiec przyszłego gatunku, jest wyłożenie najważniejszych doświadczeń Matki w sposób całkowicie bezstronny, bez ozdób i komentarzy, tak jak się opisuje doświadczenia laboratoryjne. Następnie zaś cofniemy się po tropach, które prowadziły do tych doświadczeń, a następnie przejdziemy do tych, które rozwinęły się w nowe jądra doświadczeń, dopóki cała mozaika nie będzie kompletna i konkluzja nasunie się sama. Nieodparcie. Nie będziemy się tu zajmować żadnym mistycyzmem ani filozofią, czy to hinduską czy jakąkolwiek inną, ani też żadnymi naukowymi wyjaśnieniami, bo czymże jest nauka jaszczurów dla praptaka? Będziemy się zajmować jedynie faktami eksperymentu, jakkolwiek dziwnymi mogłyby się nam one wydawać. I podobnie jak Darwin na Galapagos, zaczynamy podstawowym doświadczeniem, któremu nie może zaprzeczyć żaden z ewolucjonistów. Pierwszym doświadczeniem Matki: 58-28-11 – „Fizyczna substancja rozwija się poprzez każdą z indywidualnych formacji i pewnego dnia będzie ona w stanie połączyć przepaść pomiędzy fizycznym życiem, jakim je znamy, i supramentalnym życiem, które się pojawi”. Ciało jest tu pomostem. Ciało to znaczy – Komórki. Ale, komórki zachowujące się stosownie do określonej czasowo teorii mutacji... czy też inaczej? Niezliczone, niezauważalne mutacje, poprzez okresy tysięcy lat... albo też nagła zmiana: "Cud ziemi", jak powiedziałaby Ona, baśń gatunku.

5


Ale doskonale biologiczna i związana z ziemią, baśń. 58-14-5 – „Wydaje się, że prawdziwie rozumieć można jedynie wtedy, kiedy rozumie się ciałem”. 54-21-4 – „Wiedza, dla ciała, oznacza być zdolnym do działania”. Matka jest najwspanialszą rewolucją kiedykolwiek dokonaną przez człowieka od czasów, kiedy pośród karczowiska ery plejstoceńskiej – pierwszy człekokształtny zaczął liczyć gwiazdy i swoje smutki.

MATKA Inaczej znana jako Mirra Alfassa, urodziła się w Paryżu w 1878 r., z matki Egipcjanki i ojca Turka. Była o rok starsza od Einsteina i rówieśniczką Anatola France'a, z którym miała jedną wspólną cechę – poczucie subtelnej ironii. Był to wiek pozytywizmu, jej ojciec i matka byli w zupełności materialistami, on bankier i matematyk pierwszej klasy, ona zaś – uczennicą Marksa aż do wieku 88 lat. Mała Mirra miewała dziwne doświadczenia dotyczące przeszłości i może również i przyszłości: spotykała Sri Aurobindo „w snach" na dziesięć lat wcześniej, przed swym wyjazdem do Pondicherry, i uważała go za „hinduskiego boga przyodzianego w płaszcz wizji". Czując się z równą łatwością czy to w wyższej matematyce, czy przy sztalugach lub pianinie – zaprzyjaźniła się z Gustawem Mareau, Rodinem i Monetem. Wyszła za mąż za malarza, z którym się później rozwiodła, aby wyjść za filozofa, który z kolei zabrał ją do Japonii i Chin w czasach, kiedy to Mao-Tse-Tung pisał swoje pierwsze eseje polityczne – i wreszcie do Pondicherry, gdzie spotkała Sri Aurobindo, z którym już później pozostała. Spędziła 30 lat u boku człowieka, który na przełomie wieku anonsował ­nową ewolucję": CZLOWIEK JEST ISTOTĄ PRZEJŚCIOWĄ. Po śmierci Sri Aurobindo w 1950 r., pozostawiona na czele ogromnego ashramu, który wydawał się zawierać wszystkie opory świata, zagłębiła się w „jogę komórek" i ostatecznie odkryła „wielkie przejście" do innego gatunku. Izolowana, niezrozumiana i otoczona przez opór i złą wolę, opuściła swoje ciało w 1973 r., w wieku 95 lat. „Nie sądzę, aby kiedykolwiek istniał ktoś bardziej materialistyczny niż byłam ja sama, z całym tym praktycznym zdrowym rozsądkiem i pozytywizmem" – powiedziała mi raz, będąc pośrodku swych niebezpiecznych doświadczeń w zakresie świadomości komórek – „i teraz dopiero rozumiem, dlaczego musiało tak właśnie być! Dało to mojemu ciału cudowne podstawy równowagi. Wszystkie wyjaśnienia, jakich kiedykolwiek szukałam, były natury materialnej; wydawało się to dla mnie jakoś zawsze sprawą oczywistą. Nie ma potrzeby tajemnic lub czegokolwiek tego rodzaju – musi się wyjaśniać wszystko w terminach materialnych. Tak więc, jestem pewna, że nie ma to nic wspólnego z jakąkolwiek tendencją do mistycznych marzeń we mnie samej! Nie było nic a nic mistycznego w tym ciele, dzięki Bogu!"

6


ROZDZIAŁ 1. NOWY ELEMENT

Musiał kiedyś tam istnieć punkt zwrotny w historii naszego gatunku, ale był on prawdopodobnie poprzedzony wieloma małymi, sporadycznymi i niezrozumiałymi „otwarciami", nazywanymi takim czy innym imieniem – bo któż mógłby rozpoznać owo „otwarcie" do nowego gatunku? To tylko wtedy, kiedy w pełni staliśmy się człowiekiem, możemy powiedzieć: „Aha, oto: czy jest człowiek..." I co więcej, możemy to jedynie stwierdzić po wielu progresywnych doświadczeniach, które zdołały nas już upewnić, że nie jesteśmy delirycznymi małpami, ani też chorymi i dekadenckimi przedstawicielami „naczelnych": gdyż początkową właściwością nowego gatunku bywa wszystko to, co traci on ze starego – człowiecze więc cechy są małpimi słabościami. Owe zatem otwarcia w „inne", nie-zwyczajne warunki zachodziły prawdopodobnie w skali mikroskopijnej, na różnych fizjologicznych poziomach na przestrzeni setek i tysięcy przygotowawczych lat, ale zawsze w całkowitej ignorancji faktu, że były one „otwarciami" w inny stan. Zanim mały lemur z Borneo osiągnął dwuoczną wizję, która przygotowała naszą – niektóre gatunki musiały doświadczać pewnej ilości „niepokojących wizji", które bywały jednakowo „logiczne", „matematyczne" i naturalne dla tej ryby lub tamtego nietoperza. Ale nawet teraz, czymże jest nasza ludzka wizja soczewkowa, jeśli nie jedynie ograniczonym spektrum światła, pomiędzy ultrafioletem i zbliżonym do podczerwieni, widzianą w binokularnej wersji? Co więcej, ponieważ ewolucyjne otwarcia zawsze miewają przeskoki do wcześniejszego stanu, aż do czasu, kiedy nowy gatunek zostanie zdecydowanie ustabilizowany, jest to w nieunikniony sposób wyrażane (albo tłumaczone) w języku i zwyczajach bezwolnego podmiotu podlegającego eksperymentowi i stąd przyodziane wieloma warstwami, które zniekształcają prawie zupełnie to, co mogło być czystym doświadczeniem innego stanu. Na przestrzeni czasu, poprzez wszystkie możliwe języki, oglądaliśmy wielu „mistyków", „szaleńców" i „podlegających halucynacjom" i mieliśmy całkiem naturalne tendencje do akcentowania, a nawet gloryfikowania tych, którzy najbardziej odpowiadali naszym własnym konceptom Dobra, Piękna, Apokalipsy lub Nieba. Ale czymże jest koncept piękna nietoperza dla czyżyka? Nietoperz może być jedynie nieco „oślepiony", ale to wszystko; a jednak ­coś" tam było, jeśli nawet było ono jedynie niebem mistycznego nietoperza. Dla homo sapiens owe otwarcia miewały zatem miejsce na różnych poziomach jego istnienia. A ponieważ jest on zamknięty w mentalnej skorupie – podobnie jak morski jeżowiec jest zamknięty w swojej kolczastej muszli, kamień w swojej pokrywie elektronów i małpa w swojej sile witalnej – tak więc początkowo na tej właśnie płaszczyźnie umysłowej zamiary przebicia się na zewnątrz musiały wydarzać się najczęściej: tracimy świadomość na stole operacyjnym czy w mistycznym transie, albo po prostu – w czasie snu – i wychodzimy gdzieś na zewnątrz. Pewien ubytek czy zubożenie starego systemu jest konieczne po to, aby osiągnąć owo „gdzieś" i ma to głęboki sens; nie wyrusza się bowiem do „nieba" innego gatunku w ludzkich buciorach, podobnie jak praptak nie wystartował do swego pierwszego lotu z ciałem jaszczura! Jak już powiedzieliśmy wcześniej, to właśnie słabości starego gatunku otwierają drzwi do następnego; drzwi muszą się otworzyć. Poprzez całe wieki otwieraliśmy zatem wiele drzwi w naszych głowach i dużo rzadziej – w naszych sercach. Zeszliśmy nawet 7


i głębiej po fizjologicznej drabinie i otworzyliśmy bramy podbrzusza, wyzwalając tym samym prawdziwą inwazję wszelkiego rodzaju diabolicznych i okrutnych małych istnień: różnego rodzaju wściekłych przedczłowieczych kreatur, które ciągle jeszcze w obfitości zaludniają naszą ziemię. Aby już nie wspomnieć tych, którzy opuścili ten gatunek zupełnie, wyprawiając się w górę w swych nirwanicznych lub ekstatycznych rakietach i którzy czasem powracają z dziwnymi i pełnymi zachwytu pomrukami. Poezja również jest „tłumaczeniem" tego subtelnego innego stanu, który nasz gatunek nieustannie chciałby uchwycić, ale nie wie jak. Jak się bowiem chwyta następny gatunek? Nie dzieje się to na poziomie umysłu ani serca, pępka ani też miednicy, gdzie przechodzi się w ten inny stan, w „tę rzecz", jak zwykła to nazywać Matka, nie mogąc znaleźć innego terminu. A jednak nie możemy orzec w sposób dogmatyczny i kategoryczny, że wszystkie poprzednie otwarcia otwierają się na niczym. Aby być bardziej specyficznym – na żadnym z powyższych poziomów nie dostaje się do „czystej rzeczy" bez zniekształceń, w jej oryginalnym języku. Następny gatunek znajduje się w ciele. Jest to oczywiste. Dopóki nie bywa on doświadczany w ciele, na fizjologicznym lub komórkowym poziomie – to pozostaje on tłumaczeniem na obcy język, poprzez warstwy snu, ekstazy lub medytacji, które mogą wprawdzie odsłaniać wszelkiego rodzaju bajkowe i zadziwiające rzeczy, ale które są, pomimo to, jedynie odbitymi promieniami, tłumaczeniem „czegoś", podobnie jak złota rybka musi oglądać człowieka przez szklane ściany swego akwarium. Trudno powiedzieć, czy wyglądamy dla niej anielsko czy diabolicznie, od jej strony akwarium, ale niewątpliwie jesteśmy „czymś, co się tam dzieje". Jeśli mówimy o „wyjściu" na poziomie komórkowym – biologia natychmiastowo rzuci się na nas ze swym nieuniknionym i niezachwianym łańcuchem aminokwasów z ojca na syna, za wyjątkiem paru patologicznych wariacji. „Jak zamierzasz zmienić sekwencje nukleotydów DNA, aby wyprodukować następny gatunek...? Czy będzie miał on płetwy, skrzydła czy trzecie oko?" Na pewnym etapie ewolucji musiało być bardzo trudne dla guzka manganu wyobrazić sobie mosiężny biczykowaty organizm pływający wokół siebie. Nowy gatunek jest zawsze impertynencją w oczach starego. A jednak musi tam istnieć więź, pomiędzy tymi dwoma, namacalne powiązanie stanowiące pomost na tą przerwą – jakiś uchwyt. Naszą słabą stroną jest nie tylko brak wyobraźni odnoście przyszłości, ale ponad wszystko – niezdolność do wyobrażenia sobie czegokolwiek innego niźli tylko ulepszenia lub przedłużenia stanu obecnego. Nasz człowiek przyszłości byłby wciąż „człowiekiem plus to, plus tamto, minus to i minus tamto", czy rhizopoda jest przedłużeniem manganu? Czy człowiek jest przedłużeniem paproci? A może jest to coś zupełnie odmiennego. Tak więc, jak dokonamy połączenia z tą „całkowicie inną rzeczą"? Nie wiemy, co połączy tę przepaść, ponieważ nie wiemy, gdzie leży ta druga strona. A jednak – jest ona w ciele. Innymi słowy – następny gatunek może być dziedziną tak całkowicie odmienną, jaką bywa paproć dla polnej myszy. Nie „człowiek plus", ale inna istota, inna forma życia w materii, następca mineralnej, roślinnej czy zwierzęcej dziedziny, do której i my obecnie należymy. I jakiś rodzaj pomostu musi istnieć, podobnie jak wirus jest łączącym ogniwem pomiędzy życiem i materią nieożywioną. Co jest pomostem do „nad-życia", aby użyć jednego z zapierających dech wyrażeń Matki? Co jest naturą takiego życia? Z punktu widzenia nauki, stopniowe 8


dodawanie mutacji lub modyfikacja łańcucha DNA w komórkach jest tym, co stworzy nowy gatunek na przestrzeni czasu i mogą oni mieć rację, ale ponad wszystko: co powoduje owe mutacje? „Mutacje wydają się dla naszej ignorancji powstawać spontanicznie" – przyznawał Darwin w swoim czasie. A nasza „ignorancja" nie jest rozwiana przez naszą współczesną wiedzę o DNA, jest ona jedynie przyodziana w naukowy język. Dzisiejsza nauka wylicza następujące czynniki jako „naturalne" przyczyny mutacji: 1. rzadkie błędy w kopiowaniu łańcucha DNA, kiedy komórka dzieli się na dwie siostrzane komórki 2. promieniowanie kosmiczne. Innymi słowy – szansa, szansa, szansa... Ale czy moglibyśmy się zatrzymać na moment i rozpatrzyć samo stworzenie podlegające mutacji? Co ma ona, on czy ono do powiedzenia? Czy mogłoby tak być, choćby i po części, że świadomie kieruje ono swoją mutacją, że dąży ono do zmiany powietrza ponieważ zaczyna się dusić (albo rośnie w nim poczucie nieadekwatności w ramach swego milieu)? Wiemy, że potęga ewolucji nie posiada żadnych matematycznych reguł. Ale może sam gatunek lub pewni pionierzy w tymże gatunku biorą czynny udział w tym ewolucyjnym parciu, może chwytają i kierują tą potęgą w sposób świadomy – współpracują z nią i pozwalają jej formować nowy model istnienia wewnątrz swej materialnej istoty, dopóki nowa równowaga nie zostanie osiągnięta, bardziej wygodna pozycja w ramach milieu. „Współpraca", która prawdopodobnie czyniłaby ogromną różnicę w przyspieszaniu takiego procesu! „Wybuch" ewolucji? To znaczy, że to, co my nazywamy „mutacją" – jest może jedynie zewnętrznym rezultatem wewnętrznego ciśnienia, zainicjowanego przez samo stworzenie, dla jego własnych powodów, których widzialne konsekwencje w sposób oczywisty wymykają się naszym elektronowym mikroskopom i naszym badaniom metodami węgla C-14. (Istnieje prawdziwa potrzeba nowego naukowego podejścia, które by brało pod uwagę rolę odgrywaną przez samo stworzenie w procesie jego własnej ewolucji, który przestałoby oglądać ewolucję jako jednostronną, środowiskową sprawę i pozwoli na wejście na scenę drugiego czynnika). Ale niewątpliwie po to, aby nowy gatunek mógł zobaczyć światło dzienne

– musi zaistnieć gdzieś

modyfikacja, jakiś nowy element. Jaka jest sama natura zmiany w paproci i w odniesieniu do rośliny? My mamy obsesję na punkcie form – samej formy – ale co się zmieniło pomiędzy jedną dziedziną a następna... za wyjątkiem stopnia ruchu? Było tam przejście z inercji kamienia do przyspieszonego wzrostu roślinnego życia i inna zmiana do dynamicznej eksplozji życia zwierzęcego: wszystkie one były przejściami w stopniu ruchu. Obecnie fizycy mieszają się nieco i pragną powiedzieć nam o falach elektromagnetycznych i wirach elektronów wokół jąder. Einstein uczył nas teorii względności: parametry fizycznego wydarzenia pozostają w relacji do szybkości „układu odniesienia", w którym dane wydarzenie zachodzi. Aby to uprościć – szybkość jest kwestią odległości; odległością jest 6 nóg mrówki, 2 skrzydła morskiej mewy lub dwie stopy człowieka, czy też nawet samolot odrzutowy; ale wszystko to jest jedynie szybciej lub wolniej poruszającym się zwierzęciem, wyposażonym w bardziej lub mniej genialne mechanizmy do przebywania tego, co jest gdzieś „tam daleko" lub na zewnątrz. Ale może równie dobrze być i tak, że następny mechanizm lub „organ" następnego gatunku 9


przyspieszy ten ruch do takiego stopnia, że uczyni to, co „na zewnątrz" lub „daleko" zupełnie przestarzałym, że dystans płetwonoga lub odrzutowca stanie się tak samo przestarzałym, jak przestarzała jest inercja kamienia dla żywej istoty. Czym jest ten „instrument" czy „organ" zdolny do wyposażenia nas w ruch tak szybki, iż natychmiastowo osiągać będziemy galaktyki i eliminować odległości, jak gdyby wszystko to zachodziło wewnątrz nas, a jednak w ciele, z komórkowej, przyziemnej materii? Czy istnieje jakieś funkcjonowanie w ciele, które umożliwiłoby nam pozostanie zawartymi w warstwach komórkowych ścian, a jednocześnie bycia obecnym w Nowym Jorku, na Borneo czy Bóg wie gdzie? Gdyby nam „fizjologicznie" lub ­geograficznie" podarowano taki supernaturalny ruch, stanowiłoby to niewątpliwie inny gatunek i inną już dziedzinę życia. To, co jest „naturalnym" dla człowieka, może być supernaturalnym dla ryby, gdyż – oczywiście – koncept tego, co naturalne, również ewoluuje od jednego gatunku do następnego i... „supernaturalne jest naturą tego, czego jeszcze nie osiągnęliśmy" – jak powiedział Sri Aurobindo. I gdzież w ciele mogłoby to nowe funkcjonowanie zostać ulokowane tak, aby nie musiało ono anulować naszych cennych komórek, ale wyposażyło wszystkie komórki w ciele całkiem nowym sposobem życia, może nawet nową geografią, oglądaną już nie binokularną wizją oczną? Co wtedy stałoby się z odrzutowcami i całą naszą przeklętą maszynerią, włączając telefony i rakiety kosmiczne? Jest to już zupełnie inne pojęcie przestrzeni i czasu – inny ”układ odniesienia", inny determinizm – i może on być kłopotliwy i niewygodny, jak przejście ze spokojnej inercji kamienia do ruchów kręgowców. I co wtedy stałoby się ze śmiercią? I co stałoby się z materią w tym nowym „systemie" – czym jest materia ze swymi elektronami, swymi komórkami i galaktykami, kiedy jest ona oglądana przez inny niż dwuoczny organ, lub też przez inne niż mikroskopowe lub teleskopowe oczy, które są jedynie przedłużeniem tej samej, przestarzałej wizji soczewkowej? Biologia i fizyka opisują prawa danego środowiska, środowiska ludzkiego akwarium: jest to akwarium spoglądające na siebie poprzez własne szklane ściany. Ale co się zdarzy, kiedy przejdziemy do innego środowiska, jak to niegdyś zrobiły amfibie, kiedy to wynurzyły się na szeroko otwarte powietrze życia? Stare prawa kruszą się wtedy w gruzy i inne, nieprzewidzialne „życie" lub „nad-życie" się pojawia. Pozostaje odnalezienie brakującego ogniwa. Jeśli nie znajduje się go w nirwanicznych piruetach i ekstazach, w mentalnych skurczach ani też w snach i marzeniach tego obolałego ludzkiego gatunku (który mógł zostać poczęty, aby przeżywać prawdziwy raj na ziemi, w prawdziwym ciele, bez śmierci i ograniczających ścian), to gdzież w końcu ma się go odnaleźć? Z jednego gatunku do drugiego, z jednej dziedziny do następnej, przechodzimy z jednego ciasnego więzienia do następnego, nie tak znowu przestrzennego. Czy mogłoby być tak, że następna dziedzina będzie dziedziną przestrzennego, nieograniczonego człowieka? Z Matką, po raz pierwszy w dziejach, owo stworzenie jest uchwycone (i opisane) w samym akcie ewolucji. Matka jest opowieścią o świadomie sterowanej mutacji naszego gatunku. Z Nią zamiast wzlatywania na mistyczne wyżyny czy w poezję – my zejdziemy w przygodę świadomości komórkowej, w poszukiwaniu następnego środowiska i „komórkowego mechanizmu:" tego NOWEGO ELEMENTU, który otworzy drzwi naszego więzienia i rzuci nas na nową ziemię w podobny sposób, jak kiedyś pierwszy przedstawiciel amfibii wylądował na słonecznych wybrzeżach nowego świata. 10


57-10-7 – „Nowy świat się narodził. To nie jest stary świat, który tylko ulega zmianie, to jest NOWY świat, który się rodzi. I my jesteśmy akurat pośrodku okresu przejściowego, kiedy obydwa te światy zachodzą na siebie, kiedy stary świat jest wciąż jeszcze całkiem potężny, całkowicie kontrolujący zwyczajną świadomość. Ale NOWE wślizguje się już, ciągle jeszcze bardzo skromne i nie zauważone – tak niezauważalne, że nie zakłóca jeszcze prawie niczego... W tym momencie jest nawet absolutnie niezauważalnym w świadomości większości ludzi. Ale to już działa, już rośnie”. 56-10-3 – „Za każdym razem, kiedy nowy element jest wprowadzany w istniejącą kombinację, powoduje on przerwanie granic, jak moglibyśmy to ująć... Percepcje współczesnej nauki niewątpliwie są o wiele bliższe wyrażeniu tej następnej rzeczywistości niż – powiedzmy – te z ery kamienia łupanego. Ale nawet one staną się nagle zupełnie nieaktualnymi, przekroczonymi i prawdopodobnie przestarzałymi poprzez wprowadzenie czegoś, co nie istniało we wszechświecie, jak dotąd studiowaliśmy. To ta właśnie zmiana, ta nagła korekta uniwersalnego elementu, która najpewniej wniesie coś w rodzaju chaosu w naszą percepcję, z której dopiero wynurzy się nowa wiedza”. Tym „nowym elementem" jest umysł komórek, który jest właśnie w procesie dezorganizowania naszego ludzkiego świata, podobnie jak nasz myślący umysł zdezorganizował niegdyś świat małp.

ROZDZIAŁ 2. INNY STAN

Pierwszy eksperyment bywa zawsze dziwny, nawet nieco dziki. A jednak musiał kiedyś istnieć dzień, kiedy po raz pierwszy na tej planecie jeden z ostatnich jaszczurów stał się pierwszym młodym ptakiem. Jakie to jest uczucie, kiedy nagle zrywa się do lotu i nigdy, przenigdy nie było jeszcze ptaka na żadnym logicznym i rozsądnym jaszczurowym niebie? Jest to w ogóle nie na miejscu i wiele starych dinozaurów musiało wzruszać swymi wygiętymi grzbietami: „To niemożliwe, to musi być halucynacja". I tak od jednej halucynacji do następnej – zostaliśmy małymi ludzikami w szarych flanelowych garniturach. A teraz, co będzie dalej? Pewnego poranka, w styczniu 1962 r. zauważyłem, że Matka przybyła nieco bledsza ze swym zwyczajnym, lekko kpiącym nastawieniem, jak gdyby ironia była jedyną z możliwych dróg, łączącą Ją z nowym gatunkiem bez wykolejania starego. Miała wtedy 84 lata. Swym spokojnym i pełnym zadziwienia tonem powiedziała: 62-9-1 – „Jest to dziwna sprawa, ale zdarzają się te dziwne ataki, które wydają się nie mieć nic wspólnego z moim zdrowiem. Jest to coś w rodzaju decentralizacji. Widzisz, po to, aby uformować ciało, komórki bywają skoncentrowane i utrzymywane razem przez pewnego rodzaju siłę dośrodkową; cóż, a to jest właśnie jej przeciwieństwem! Jest to tak, jak gdyby komórki bywały rozpraszane przez siłę odśrodkową. Kiedy jest to dla mnie nieco za wiele, wtedy opuszczam moje ciało i zewnętrznym, pozornym rezultatem bywa wtedy omdlenie –

11


ale właściwie to ja nie mdleję, ponieważ jestem w pełni świadoma. Ale tworzy się dziwny rodzaj... dezorganizacji". Na początku nowy gatunek jest oczywiście dezorganizacją starego. 62-9-1 – „...Ostatnim razem ktoś był przy mnie, tak więc nie upadłam ani się nie skaleczyłam, ale tym razem byłam sama w łazience i... oczywiście, byłam pośrodku ruchu świadomości, w której rozpraszałam się po całym świecie, rozpraszałam się FIZYCZNIE. To właśnie jest tak interesujące: jest to odczucie KOMÓREK! Czułam ten narastająco intensywny i szybki ruch dyfuzji, a potem, nagle znalazłam się na podłodze". Eksperyment rozwija się stosownie do pewnego wzorca

– postępuje on określonym kursem.

Zaprezentujemy tutaj główne zarysy tego kursu, przed szczegółowym opisaniem jak – poprzez jakie procesy i przejścia – Matka osiągnęła ten szczególny punkt. W sposób oczywisty pozostawiła za sobą pewien ludzki stan po to, aby się przenieść w inny stan lub milieu, tak jak kiedyś zrobiły to amfibie. Opis nowego milieu pomoże nam w zrozumieniu starego i tego wszystkiego, co składa się na barierę odgradzającą te dwa stany. Ta bariera jest rzeczywiście sednem naszego problemu: musi być ona ulokowana na poziomie komórkowym, gdyż to jest w oczywisty sposób miejsce, gdzie rozgrywa się przejście do następnego gatunku. 62-15-5 – „Na przykład, codziennie spaceruję trochę, aby przyzwyczajać moje ciało (spaceruję w czyimś towarzystwie). I zaobserwowałam raczej szczególne warunki..., coś co mogłabym opisać jako dające mi złudzenie ciała! Widzisz, ja powierzam swoje ciało osobie towarzyszącej mi, która zdejmuje ze mnie całkowicie odpowiedzialność i upewnia się, że nie upadnie ono ani nie wpadni4 na nic: a ta świadomość jest czymś w rodzaju świadomości bez granic, którą odczuwa się jako fale, ale nie indywidualne fale – jest to RUCH fal; ruch materialnych lub cielesnych fal, moglibyśmy powiedzieć, tak rozległy jak ziemia, i nie... nie okrągły ani płaski... coś, co odczuwa się w sposób nieskończony, ale jednocześnie falujący. I ta falistość jest ruchem życia". A teraz już wchodzimy głęboko we współczesną fizykę! Jest bowiem faktem, że wszystkie fizyczne teorie, zmierzające do wyjaśnienia struktury naszego wszechświata i kompozycji materii – używają tego falowego lub sinusoidalnego ruchu jako części składowej i dynamicznej podstawy fizycznej rzeczywistości. Czy to w polach elektromagnetycznych czy grawitacyjnych, czy też w atomowych interakcjach, w sercu atomu czy na krańcach naszego wszechświata – wszystko porusza się i rozchodzi jako „fale". „To falowanie jest ruchem życia" – powiada Matka w uderzający sposób. I dodaje: —„...A świadomość (świadomość ciała, jak sądzę) – płynie w tym wszystkim z poczuciem wiecznego spokoju. Ale nie jest to rozprzestrzenianie się, to słowo jest tu niewłaściwe. Jest to nieograniczony ruch z bardzo spokojnym, rozległym i harmonijnym rytmem. I ten ruch jest samym życiem. Spaceruje po moim pokoju i oto, czym jest spacer. A to jest bardzo ciche, jak ruch fal, bez początku i bez końca; posiada on kondensację tego rodzaju (pionowy gest) i kondensację tego rodzaju (gest poziomy), porusza się poprzez ekspansję (gest pulsującego oceanu).To znaczy, kurczy się i koncentruje, a potem ekspanduje i się rozszerza". W zadziwiający sposób ten opis przypomina nam pole elektromagnetyczne z jego dwoma prostopadłymi składnikami, polem elektrycznym i polem magnetycznym i ich rozchodzeniem się w nieskończonej sinusoidalnej 12


fali. Od razu więc dotykamy niezgłębionej tajemnicy: jak jest możliwym dla materialnego i komórkowego ciała BYCIE nieskończoną, wszechobecną elektromagnetyczną falą, pozostając jednocześnie w ciasnym zamknięciu ludzkiego ciała... które ciągle jeszcze mdleje trochę na początku, ponieważ nie jest przyzwyczajone do swych nowych warunków? Innymi słowy, ciało o rozmiarach wszechświata. Eksperyment kontynuuje się przez następne 11 lat, stopniowo stając się coraz bardziej precyzyjnym i „znajomym", ale z często bardzo zagadkowym słownictwem, ponieważ Matka czasem używa jednego słowa, czasem znów innego, co może dawać wrażenie innego fenomenu, a specjalnie już – innych światów, podczas gdy cały czas opisuje Ona ten sam proces w tym samym, materialnym świecie. Ale spróbujcie tylko opisać materię, jaka jest widziana przez oczy ptaka – upartej złotej rybce, która widzi wszystko poprzez ściany swego akwarium! Dal złotej rybki nie jest to już dłużej realną, solidną materią. Może się ona nawet wydawać nieco supernaturalną. Jakich to słów mogłaby możliwie użyć Matka, aby opisać coś, co ciągle nie posiada imienia? ­Elektromagnetyczne fale" pojawiają się PÓŹNIEJ. W tym czasie jest jedynie „coś, co się tam dzieje". Pierwszy okrzyk Matki, następujący po jej całkowitym poddaniu się doświadczeniu, które miało miejsce w kwietniu 1962, zaskakuje nas zupełnie: 62-13-4 – „Śmierć jest iluzją, choroba jest iluzją, ignorancja jest iluzją! – czymś, co nie ma żadnej rzeczywistości, żadnej egzystencji... Tylko Miłość i Miłość, i Miłość, i Miłość – niezmierzona, zadziwiająca, przeogromna, unosząca wszystko. I rzecz jest DOKONANA". Przejście do następnego gatunku jest dokonane. Gdy już pierwszy ptak przefrunął ponad jaszczurami, inne przyjdą po nim w sposób nieunikniony. Ale zasadniczym punktem jest to, że śmierć i choroby znikają materialnie w tamtym innym stanie; ponieważ doświadczenie Matki jest doświadczeniem cielesnym, odczuwanym i przeżywanym przez komórki – nie jest to mistyczne doświadczenie, czy nirwaniczne wyżyny. Nie ma to nic wspólnego ze „światem, który jest iluzją", o którym prawili kazania mistycy. Zamiast tego – jest to iluzja naszej fizycznej percepcji świata i wypływający z niej fałsz – choroby i śmierć. Kiedy komórkowa percepcja ulega zmianie, choroby i śmierć znikają i zmieniają się... w coś, co Matka miała stopniowo odkrywać. 62-12-1 – „Jestem ciągle konfrontowana z tym samym problemem, który bywa konkretny i materialny, gdy ma się do czynienia z komórkami, które muszą pozostać komórkami, a nie rozpuścić się w jakiejś nie-fizycznej rzeczywistości, a jednocześnie posiadać ową płynność, zmienność, całkowity brak sztywności, aby umożliwić im tę nieskończoną ekspansję. Dla tego ciała jest to bardzo trudne – jest bardzo trudne, aby bez utraty (jak to powiedzieć) swego centrum koagulacji mogło dokonywać tej ekspansji, nie rozpuszczając się jednocześnie w otaczającej materii". 62-25-2 – „To ciało nie jest dłużej jakim było przedtem; jest ono niewiele więcej niż jedynie centrum koncentracji, rodzajem pewnego agregatu czegoś; nie jest to już dłużej ograniczone skórą ciała – wcale nie. I nawet to, co zwykle nazywamy chorobą lub funkcjonalnym zaburzeniem – nie posiada już tego samego znaczenia dla tego ciała, jakie posiadają one dla doktorów czy laików – to już nie jest TO ciało, nie czuje się tego

13


w ten sam sposób. Odczuwa je ono jako coś w rodzaju... trudności w dostosowaniu się do nowych wibracyjnych wymogów". 62-18-5 – „Jedynym wrażeniem, jakie przetrwało na stary sposób – jest fizyczny ból. Mam odczucie, iż pozostały symboliczne punkty tego, co zostaje ze starej świadomości. Ból. Tylko ból odczuwa się tak samo, jak czuło się go przedtem. A na przykład żywność, smak, węch, wizja, słuch – wszystkie zostały kompletnie zmienione. Należą one już do innego rytmu. To znaczy, te organy funkcjonują już inaczej – czy to więc same organy, czy też ich funkcjonowanie uległo zmianie? Nie wiem, ale podlegają one już innemu prawu. Jedyną rzeczą, która pozostaje materialnie konkretną w tym świecie – w tym świecie iluzji – jest ból. Wydaje się on być samą esencją Fałszu. Nie wolno mi nawet użyć mojej wiedzy, mojej potęgi, mojej siły, aby go zlikwidować, jak to zwykłam czynić wcześniej – przedtem czyniłam to bardzo dobrze. Teraz jest mi to ściśle zabronione. Ale widzę, że zmierza to do czegoś, jeszcze czegoś, co dopiero jest w procesie stawania się... Jest to wciąż, nie mogę powiedzieć: cud, bo to nie jest cud, ale jest to zachwyt, nieznane. Kiedy to nadejdzie? Jak to nadejdzie? Nie wiem". I rzeczywiście nie był to już dłużej problem poskromienia bólu lub zawieszenia śmierci przy pomocy „wyższych potęg", czy to joginicznych czy innych, ale problem TRANSFORMOWANIA bólu i śmierci poprzez naturalną potęgę samych komórek. Oto jest cała ­Joga Komórek". Następny gatunek nie będzie wyposażony w nadzwyczajne nowe organy lub wszechmocne potęgi, ale w nowe komórkowe funkcjonowanie i percepcję, która radykalnie i NATURALNIE zmieni warunki naszych obecnych, tyranizowanych przez śmierć ciał. 62-31-5 – „Obecnie dokonuję stałego rozróżnienia pomiędzy... (jak mam to powiedzieć?) życiem w prostej lub zygzakowatej linii a falistym życiem. Istnieje życie, w którym wszystko jest ostre, twarde, kanciaste, i człowiek zderza się ze wszystkim; lecz istnieje też życie faliste, bardzo łagodne, bardzo urocze, bardzo urocze – ale to zupełnie inny rodzaj życia. Nawet dobra wola jest tam agresywna, nawet afekty, czułość, związki między ludźmi – wszystko to jest tak bardzo agresywne. Odczuwa się to, jak gdyby otrzymywało się ciosy kijem. Podczas gdy TAMTO... jest czymś w rodzaju kadencji, ruchem fal o takiej rozległości i takiej potędze! Jest to po prostu fantastyczne! I nie zakłóca to niczego. Nie porusza to niczego. Nie zderza się z niczym. I unosi ono wszechświat w swym falistym ruchu tak płynnie!" Czy mogło by to być owo sławne „jednolite pole sił" Einsteina? 68-3-2 – „W praktyce, gdy coś się źle dzieje z takiego czy innego powodu (ból albo zaburzenie gdzieś w ciele), ja stosuję TAMTO i zaburzenie znika nieomal natychmiastowo i jeżeli pozostanę cierpliwie w tym stanie, to nawet PAMIĘĆ o tym zaburzeniu również znika. To właśnie w ten sposób owe zaburzenia, które powtarzały się dotąd jako siła nawyku, stopniowo znikają na dobre”. 68-16-10 – „Jest to dziwne, świadomość stała się narastająco intensywna i rozszerza się, a ciało jest jakby czymś pasywnie pływającym w tej świadomości. Nie wiem, jak to wyjaśnić. Coś w rodzaju oceanu światła, stale w akcji z czymś pływającym w nim... Jest to ciemna akwamaryna, wiesz, ten kolor...?”

14


68-3-2 – „Tylko kiedy ciało będzie gotowe, wtedy pozwoli sobie na takie całkowite rozluźnienie. I to właśnie jest przygotowywaniem ciała. Wewnętrzny ruch zachodzi – tak! – w kierunku całkowitego roztopienia się, a rezultatem tego jest anihilacja ego, oznaczająca nieznany stan, jak widzisz, albo raczej – stan nigdy nie sprawdzony fizycznie; ponieważ wszyscy ci, którzy poszukiwali Nirwany, czynili to poprzez opuszczanie swoich ciał, podczas gdy naszym zadaniem jest uczynić to ciało, tę materialną substancję, zdolną do takiego roztopienia się. To właśnie to, czego próbujemy dokonać. Problemem jest tu utrzymanie formy, ale bez ego. Oto dlaczego ta praca jest dokonywana bardzo delikatnie i bardzo stopniowo. Dlatego zabiera ona tyle czasu: każdy element jest bowiem brany pod uwagę i transformowany. Cudem jest to utrzymywanie formy z jednocześnie kompletnym pozbyciem się ego – dla zwyczajnej świadomości jest to cudem. W witalu (życiu – naturze), w umyśle – jest to wystarczająco łatwe, ale tutaj, w ciele... Jak powstrzymasz ciało o rozpuszczenia się w tym procesie fuzji...? Cóż, eksperyment trwa, ten fascynujący kurs się obecnie rozwija. Bywają momenty, kiedy się czuje, że wszystko, absolutnie wszystko ulega dezintegracji, rozkłada się, na początku widywałam to, ponieważ fizyczna świadomość nie była wystarczająco przygotowana i czuła za każdym razem, „och, to muszą być pierwsze objawy śmierci”. A potem, stopniowo, zdałam sobie sprawę z tego, że wcale tak nie było, było to tylko wewnętrzne przygotowanie w celu wzmocnienia tej zdolności. I zobaczyłam, że wręcz przeciwnie, gdy już raz ten szczególny rodzaj plastyczności, ta nadzwyczajna płynność została osiągnięta

– to prowadziłaby ona nieuchronnie do

zlikwidowania konieczności śmierci. Widzisz, za każdym razem, gdy rządy lub dominacja starych praw zastępowane są w danym punkcie przez inny autorytet (tzn. inny stan) – to tworzą się warunki przejściowe, które dają wszelkie objawy ogromnego zaburzenia i bardzo niebezpiecznego stanu. I tak długo, jak ciało tego nie wie, tak długo, jak pozostaje ono w swym stanie ignorancji, to wpada w panikę i sądzi, że ma poważną chorobę, ale tonie jest to, co jest prawdziwą przyczyną: jest to wycofywanie starych praw natury i zastępowanie ich przez inne prawo. Tak więc bywają tam momenty, kiedy rzeczy nie są ani tutaj, ani tam, i ten właśnie moment bywa krytycznym”. 69-16-4 – „Jest to dziwne, jak niezmiernie wrażliwe jest ciało. Czuje ono, jak gdyby pozostawiło za sobą wszystkie zwyczajne prawa i było jedynie... w zawieszeniu. Coś próbuje się ustabilizować. I jest to nadzwyczajnie wrażliwe na każdą nadchodzącą wibrację – obydwie te jakości są jednocześnie: nadzwyczajna wrażliwość na to wszystko, co nadpływa od innych i jednocześnie wyposażone w nadzwyczajną potęgę umożliwiającą wejście w inne osoby i pracę nad nimi. Jest to tak, jak gdyby wszelkie typowe granice zostały... wyeliminowane”. 62-27-5 – „Jest to bardzo bezosobowy rodzaj stanu, w którym wszystkie nawyki reagowania na rzeczy zewnętrzne zupełnie zanikły. Ale nie zostało to niczym zastąpione. Jest to... fala. To wszystko. Kiedy to się zmieni w coś jeszcze? Nie wiem. I nie można próbować tego przyspieszać. Nie można czynić wysiłku, nie można próbować wiedzieć, ponieważ to natychmiastowo uruchamia aktywność intelektualną, która nie ma z TYM nic wspólnego. Oto, dlaczego wnioskuję, że jest to coś, czym się człowiek musi stać, żyć to, być tym – ale jak, w jaki sposób? Nie mam pojęcia". Jak mogłaby ryba próbować być czymkolwiek innym niż tylko rybą? Nawet jej wysiłki i idee będą wyłącznie rybimi. 15


66-6-6 – „Dla zwyczajnej wizji, zewnętrznie, powierzchownie, ciało wydaje się ulegać wielkiej deterioryzacji; ale nie czuje się ono w ten sposób, wcale! Wszystko to, co ono odczuwa, to że dany ruch lub wysiłek, lub gest czy szczególna akcja, ciągle jeszcze należą do tego świata – tego świata ignorancji – i nie są one wykonywane w prawdziwy sposób, to nie jest prawdziwy ruch. I czuje ono, lub spostrzega, że warunki, jakie opisywałam wcześniej jako delikatne, łagodne, bez kantów –muszą rozwinąć się w pewien sposób i wytworzyć efekty cielesne, które umożliwią prawdziwą akcję. Musi się jedynie znaleźć drogę. Ale nie ­znaleźć ją w czyjejś głowie: jest to droga, która właśnie bywa wypracowywana gdzieś. Doszło już do tego, że kiedykolwiek zmieniam stan (świadomości), to czuję, jak gdyby moje ciało bywało nagle zamykane w szorstkich szufladkach i drewnianych drzazgach, podczas gdy jest ono wygodnie oparte o puchowe poduszki!" W tej rozszerzonej przestrzeni, poczucie czasu również się zmienia. Pewnego poranka Matka powiedziała do mnie, śmiejąc się: 62-14-7 – „Pewnego dnia powiemy: Pamiętasz te dwa lata, kiedy to myśleliśmy, że coś robimy...! Cóż, uwierzysz albo nie, ale nagle dokonałam skoku w przyszłość: Pamiętasz te czasy, wtedy? (Jest to zawsze po mojej lewej stronie, zastanawiam się, dlaczego). Pamiętasz więc te czasy? Och, myśleliśmy, że coś robimy i coś wiemy...! Było to całkiem zabawne. Widzisz, dla zwyczajnej świadomości istnieje rodzaj osi, gdzieś tam ustawiona w człowieku i wszystko obraca się wokół niej – oto, czym jest zwyczajna świadomość. I jeśli ta oś się poruszy, czujemy się zupełnie zagubieni. Jest to jakby ogromna oś (różni się ona rozmiarami, bo może być i całkiem mała), ustawiona prostopadle w czasie, i wszystko obraca się wokół niej. Świadomość może rozciągać się bliżej lub dalej, być wyższa lub niższa, silniejsza lub słabsza, ale obraca się wokół tej osi. A teraz dla mnie – ta oś już dłużej nie istnieje. Oto, co właśnie obserwuję, nie ma już tam dłużej nic, zniknęła oś, wywiało ją! Świadomość może się poruszać tutaj, może iść w tył lub w przód, może iść gdziekolwiek – nie ma już dłużej osi: nie obraca się ona już dłużej wokół osi. Jest to interesujące. Nie ma już osi!" Ale nagle – owo ”falowanie" staje się bardzo konkretnym i odsłania swoją prawdziwą naturę: jako składnika i dynamicznych postaw całej fizycznej rzeczywistości. 63-10-8 – „Musi być coś nowego w świadomości agregatów komórkowych... coś, jakby nowe doświadczenie musi być właśnie w procesie. W rezultacie tego, ostatniej nocy miałam serię fantastycznych doświadczeń – komórkowych doświadczeń, których nawet nie rozumiem, ale które muszą być początkiem nowej rewelacji... Gdy doświadczenie się rozpoczęło, coś we mnie przyjęło rolę obserwatora (jest tam zawsze coś ironicznego i rozbawionego we mnie, co obserwuje wszystko) i to powiedziało: Cóż, jeśli by się to zdarzało komukolwiek innemu, to pomyślałby on zapewne, iż jest poważnie chory lub na wpół zwariowany! Tak więc pozostałam w spokojnym bezruchu i powiedziałam: Niech się dzieje. Zobaczymy, co się będzie działo – zobaczę, co się wydarzy... Fantastyczne! Nie do opisania! Będzie musiało to zostać powtórzone kilka razy, zanim zacznę rozumieć. Fantastyczne! Zaczęło się to o 8.30 i trwało aż do 2.30 rano, co znaczyło, że nie utraciłam świadomości ani nawet na sekundę. Przez cały czas byłam tam, będąc świadkiem najbardziej nadzwyczajnych rzeczy. Nie wiem, dokąd to wszystko zmierza... Jest to nie do opisania! Widzisz, stajesz się np. lasem, rzeką, górą, domem – i wszystko to jest wrażeniem cielesnym, doskonale konkretnym wrażeniem ciała. 16


I wielu innymi podobnymi rzeczami. Nie do opisania. (Pytanie: Coś w rodzaju jedności komórek?) Odp. Tak. Jedność – poczucie jedności... Oczywiście, gdyby to miało się stać naturalnymi, spontanicznymi i stałymi warunkami, to śmierć nie mogłaby już dłużej istnieć, nawet w tym ciele... Czuję tam coś, czego ciągle jeszcze nie jestem w stanie wyrazić lub uchwycić w sposób mentalny. Kiedy wychodzi się z ciała – musi istnieć różnica, nawet w zachowaniu komórek. Potrzebuję więcej doświadczenia". Jeśli komórkowa świadomość nie jest już dłużej złapaną i uwięzioną wewnątrz sieci ciała, co się dzieje, kiedy ten materialny punkt, który pozostaje w zasadniczej ciągłości z całym ziemskim ciałem, rozprasza się? 63-6-7 – „Jest to ciekawa rzecz... wizja wzrokowa jest zupełnie inna od fizycznej wizji; widzi się, bez różnicy, na dystans tysięcy mil, jak również blisko". 72-26-8 – (Pytanie:) Ale co wtedy widzisz? „Czuję, że chcę powiedzieć: nic. Nic nie widzę. Nie ma już bowiem czegoś, co postrzega, ale ja jestem różnymi rzeczami, ja żyję różne rzeczy. I wtedy (śmiech) jest to tak wiele, że jest to jak nic!” 62-11-7 – „Czyż nie czujesz czegoś w rodzaju czystej super-elektryczności...? W momencie, kiedy człowiek to odczuje, to zdaje sobie sprawę z tego, że jest to wszędzie. Jesteśmy jedynie nieświadomymi tego". Czyżby to była „plazma", której dziwnych właściwości współcześni fizycy jeszcze w pełni nie zrozumieli? Taki jest pokrótce ten „inny stan". Musimy teraz próbować zrozumieć jego fizjologiczne i funkcjonalne konsekwencje – ten ­inny sposób" – mechanizm tranzycji pomiędzy tymi dwoma stanami, tzn. to, co składa się na barierę, i jak się przez nią przedostaje. Jest sprawą zupełnie jasną, że religie i filozofie na nic się nam tu nie przydadzą – zostały wysadzone. Przez całe wieku mówiono nam o ­spirytualistach" i ­materialistach", ale czym dokładnie jest ta materia i ten duch? Czym jest rybi ­duch" dla amfibii? Jest to inny rodzaj oddychania. Oddychanie płucne jest zarówno religią i filozofią. To, że filozofię i religie są poza obrazkiem – jest najbardziej upewniającą sprawą: usuwa to wszelkie źródło konfuzji. Ale nauka również! Ileż warci są fizycy, lub nawet astrofizycy ryb dla gatunku z zupełnie innego środowiska? Wszystkie nasze „prawa" w małym akwarium były jedynie miernikiem naszej impotencji: były jedynie pewnym sposobem patrzenia, czy to w sposób elektroniczny, czy też inny – POPRZEZ ŚCIANY akwarium. Ale co się stanie, kiedy akwarium zostanie roztrzaskane, kiedy nie będzie już dłużej żadnego „poprzez"? Darwin mówił o przyznawaniu się do zbrodni. Matka zaś nazywała ten inny stan „boskim stanem” lub „miłością”, lub czasami „wszechpotężnym stanem” – lub jedynie TAMTYM. A nawet... „superumysłem”.

17


ROZDZIAŁ 3. NASTĘPNA DZIEDZINA

W końcu jednak, moglibyśmy zapytać, jakiż jest sens w stawaniu się lasem lub rzeką, jeżeli w naszym codziennym życiu wciąż potykamy się i poszukujemy po omacku właściwej akcji, właściwej idei, poprawnej percepcji czy też prawdziwej intuicji? Nasze ludzkie życie jest nękane błędem. Tym, co różni nas od innych gatunków, nie jest aż w takim stopniu nasz talent w rozbijaniu molekuł, wynajdywaniu radarów czy sond kosmicznych, ale właśnie zdolność do popełniania błędów. Zwierzęta nie czynią błędów, one wiedzą natychmiastowo. Cały arsenał naszej nauki jest niczym innym, niż tylko potwornym przyrządem, zaopatrującym nas w tysiące ramion, anten i instrumentów, aby nadrobić nasz brak prostej, zmierzającej wprost do celu wiedzy i bezpośredniej akcji. Jesteśmy całkowicie bezsilnymi wewnątrz Maszyny, która w założeniu miała nam wydajnie pomóc. Gdyby Maszyna upadła, bylibyśmy w sytuacji gorszej od zwierząt. 63-20-11 – „Czymś, co nie jest nawet harmonijne, jak drzewo lub kwiat, nie jest tak spokojne jak kamień, ani tak silne jak zwierzę – czymś, co jest prawdziwym upadkiem. Taka jest naprawdę nasza ludzka podrzędność". 61-16-9 – „Sri Aurobindo wciąż powtarzał Bądźcie prostymi... będziecie prostymi i gdy wymawiał te słowa, wydawało się, iż prosta ścieżka światła otwierała się: Och, ale musisz jedynie postępować krok za krokiem! Jest to dziwne, ale wszystkie komplikacje wydaję się wyrastać stąd (Matka dotyka skroni), wszystko było skomplikowane i trudne do wyprostowania, ale kiedy powiedział: Bądź prosta – było to jak światło promieniujące z jego oczu, właśnie tak, jak gdyby nagle wychodziło się w ogród pełen światła. Kiedy go widzę lub słyszę, jest to jakby strumień złotego światła, jak słodko pachnący ogród – wszystko, absolutnie wszystko się otwiera. Bądź prosta. I wiem, co on przez to rozumiał: nie pozwalaj wkroczyć temu myślowemu procesowi, który racjonalizuje, organizuje i osądza – on nie chciał właśnie tego. To, co on nazywa prostotą, jest spontaniczną radością w akcji, ekspresją, ruchem i życiem. Innymi słowy

– odkryć w tym ewoluującym życiu stan

spontanicznego szczęścia, który on nazywa boskim”.

NOWE FUNKCJONOWANIE Posiadamy bardzo podstawową rzecz wspólną ze zwierzętami: komórkę. Chociaż nasze aminokwasy skręcone są w raczej ludzkie niż np. mysie proteiny, sam proces pozostaje ten sam. Tym, co nas różni – jest nasz mentalny przerost, który jest może jedynie przerostem tymczasowym, umożliwiającym nam świadomie i indywidualnie odzyskać potęgę podświadomie i kolektywnie zagrzebaną w centrum zwierzęcej komórki. Ale my pomyliliśmy środek z celem, podobnie jak krab mógłby uznać swoje szczypce za najwyższy organ wiedzy. Jeżeli istnieje ewolucja i sekret ewolucji, jeżeli miliony gatunków, rozpraszane na powierzchni tej dobrej ziemi od czasów wirusa – posiadają jakiekolwiek znaczenie – i musimy tu przyznać, że istnieje rosnące znaczenie w poznawaniu nowego środowiska i następujących po sobie środowisk, jak również w wyrabianiu potęgi mistrzostwa nad tym środowiskiem, a może nawet w radowaniu się nim, co tak rzadko bywa udziałem naszego gatunku – tak więc, jeśli owo znaczenie, wiedza, potęga i radość nie spadają z nieba, to muszą gdzieś być 18


ukryte w sercu pierwszego składnika materii: w atomie i komórce. Jedynie to, co jest w stanie „inwolucji”, może ewoluować, powiedział Sri Aurobindo. Czy to ziarno, czy atom – zawierają one swój owoc. I całym znaczeniem naszej ewolucyjnej podróży, z wszelkimi jej asortymentami pazurów, anten, wibrujących członków lub proturberancji mózgowych – może być jedynie odkryciem tego, co zawsze tam było – a było li tylko chwilowo zakryte przez główny organ używany do badania zewnętrznego środowiska. Tak naprawdę, to odkryliśmy potęgę atomu pośrednio, poprzez nasze szpony i cyklotrony, ale jesteśmy ciągle jeszcze nieświadomi potęgi i wiedzy komórki, ponieważ to nie może być poddane zewnętrznemu egzaminowi: to musi być doświadczone. Nasze ciało jest rzeczą, którą doświadczamy w najmniejszym stopniu: nasza głowa zajmuje tu całą przestrzeń na równi z kilku bardziej lub mniej szczęśliwymi namiętnościami. Ale jednak, u licha, jeśli ewolucja istnieje w ogóle, to musi ona zachodzić w materii, w naszej materii. 60-6-5 – „Czasami człowiek czuje, że istnieje nadzwyczajny sekret do odkrycia i że4 jest on tuż-tuż, pod naszymi palcami, że już zamierzamy uchwycić ‘tę rzecz’, odkryć… Od czasu do czasu, przez sekundę, coś się tam odkrywa i widzi się Sekret, ale szybko zamyka się on z powrotem. Potem znów coś się odkrywa na sekundę i wie się nieco więcej. Wczoraj sekret istniał tam całkowicie czysty, szeroko otwarty. I zobaczyłam ten Sekret, zobaczyłam, że istnieje on w ziemskiej materii, że to właśnie na Ziemi Najwyższe staje się doskonałym…” „Najwyższe”… co? „Najwyższe” jest doskonałością życia, doskonałością wiedzy, doskonałością potęgi, doskonałością radości – doskonałą ewolucją. „…Widziałam, że Sekret, który staje się narastająco zauważalny, w miarę jak Supramentalny (inny stan) manifestuje się – i widziałam to w zewnętrznym, codziennym życiu, w tym samym fizycznym życiu, które jest odrzucane przez wszelkie duchowości: coś w rodzaju precyzji i dokładności, aż do najmniejszego atomu”. Czy można przypuścić, że to nasze życie, obecnie tak nieprecyzyjne, niezdarne, pośrednie i bolesne, ponieważ brakuje mu zarówno wiedzy, jak i zdolności do urzeczywistnienia swoich wizji, mogłoby odkryć swą potężną dokładność, swą efektywną wiedzę i operatywną wizję wewnątrz ziemskiego ciała? Ciała świadomego każdego ze swoich milionów atomów, w każdej tysięcznej sekundy, w Nowym Yorku czy Hong Kongu, w kącie tego pokoju, w tysiącach istot, które żyją, latają, spacerują, pełzają lub wirują w pokrywach elektronów, ponieważ to ciało jest swymi własnymi atomami i komórkami wszędzie w ziemskim wszechświecie i w każdej sekundzie czasu? Oto jest ta „nowa droga”, która rozwijała się w ciele Matki i może poprzez to jedno ciało również i w całym ziemskim ciele. Opiszemy jedynie kilka z jej znaczących stadiów. 67-2-3 – „Ciało stało się przejrzyste, jak gdyby prawie nieistniejące, nie wiem, jak to wyrazić… Nie stawia ono oporu wibracjom: wszelkie wibracje przechodzą przezeń zupełnie swobodnie. I samo ciało prawie nie odczuwa swoich własnych granic. Jest to całkiem nowe uczucie. Widzę, że konało się to w sposób postępujący stopniowo, ale ta nowa jakość sprawia, że trudno mi ją opisać. Ciało nie czuje się już dłużej ograniczone; czuje się ono rozproszone we wszystkim, co czyni, we wszystkim wokół, we wszystkich okolicznościach, w ludziach, ruchach, uczuciach… właśnie tak, rozproszone. Stało się to bardzo zabawne. Jest to rzeczywiście nowe. Muszę 19


być tylko bardziej ostrożna i uważać, aby nie wpadać na rzeczy: również jeśli coś trzymam; gesty stają się niepewne. Jest to bardzo ciekawe. I muszą to być warunki przejściowe dopóki prawdziwa świadomość nie zostanie ustabilizowana, wtedy to funkcjonowanie będzie zupełnie innym od tego. Co istniało dotąd, z dokładnością, którą mogę przewidzieć jako nadzwyczajną i jako bardzo odmiennego rzędu. Na przykład w wielu przypadkach posiadam o wiele jaśniejszą wizję z oczyma zamkniętymi niż otwartymi. Ale widzę teraz, że jest to czasami trudne do utrzymania. Jest to trudne. Istnieją momenty… niepokoju, rozumiesz, które można by wyrazić poprzez fizyczny ból prawie nie do zniesienia dla każdej zwyczajnej świadomości. Ale w wyniku tego, samo właśnie ciało naprawdę zmieniło świadomość: nie ma tam już dłużej nic, wszystko stało się przejrzyste, jest to coś, przez co wszystko może przejść na wylot.” 71-5-6 – „Kiedy ciało odchodzi – tamto (inny stan) czuje, że zamierza się rozpłynąć w następnej minucie, że jest to jedyna rzecz utrzymująca ją razem. Przez długi czas człowiek ma odczucie, że jeżeli ego zniknie, to istnienie i forma również znikną, ale to nie jest prawdą! Trudnością jest jedynie, że normalne życiowe prawa nie mają już dłużej władzy. Tak więc istnieją tam te wszystkie stare nawyki i nowy sposób uczenia się. Jest to tak, jak gdyby komórki, ta cała organizacja składająca się na to, co nazywamy ludzkim ciałem i utrzymująca wszystko razem, musiały się dopiero nauczyć, że mogą kontynuować swoją egzystencję bez poczucia oddzielnej indywidualności, chociaż przez tysiące lat przywykły już one do tej oddzielnej egzystencji na konto właśni ego? Bez owego ego kontynuuje się to… w oparciu o inne, nieznane prawo, prawo ciągle jeszcze niezrozumiałe dla ciała. Nie jest to wola, jest to… nie wiem… coś: sposób bycia.” 67-21-1 – „Teraz, gdy komórki stają się świadome, dziwią się one, jaki jest pożytek z tego wszystkiego: Jak wygląda prawdziwy sposób życia? Jaka jest nasza prawdziwa funkcja, nasz cel, nasza podstawa? Jakim jest ten boski sposób istnienia? Jaka będzie różnica…? I istnieje tam bardzo jeszcze niewyraźna percepcja sposobu bycia, który byłby świetlisty, harmonijny. Ten sposób bycia ciągle jeszcze jest nie do zdefiniowania, ale w tych poszukiwaniach istnieje stała percepcja (która jest wyrażana poprzez wizje) wielokolorowego światła, wszystkich kolorów – nie w warstwach, ale jako kombinacji wielokolorowych punkcików: rozpylanych jak puder. Teraz widuję to stale, jest to powiązane z wszystkim i wydaje się to być czymś, co można by nazwać percepcją prawdziwej Materii…” Istnieje więc stara, zwyczajowa materia, jaka jest oglądana przez szklane ściany naszego akwarium i ta inna… bez ścian, bez specjalnych oczu ryby czy człowieka: taka, jaka jest oglądana przez siebie samą, jak moglibyśmy powiedzieć. I słowo „oglądana” ciągle jeszcze implikuje jakiś zewnętrzny organ; raczej więc taka, jaką siebie doświadcza, materia jaką jest – prawdziwa materia. Percepcja, która byłaby bardzo interesująca dla fizyków. „…Każdy z możliwych kolorów jest połączony tam, bez stapiania się ich razem, w kombinacje świetlistych punkcików. Wszystko jest zrobione z tego. Wydaje się to być prawdziwym sposobem bycia – nie jestem tego jeszcze zupełnie pewna, ale w każdym przypadku jest to bardziej świadomy sposób bycia. I widzę to przez cały czas, z oczyma otwartymi czy zamkniętymi – cały czas. Daje to interesujące wrażenie jednoczesnej subtelności i o wiele mniejszej sztywności formy. Po raz pierwszy samo ciało odczuwało to w tej lub innej części… było ono 20


nieco zagubione, istniało tam wrażenie czegoś, co się stale wymyka. Ale jeżeli się pozostanie w całkowitym spokoju, bywa to zastępowane poprzez pewnego rodzaju plastyczność, czy też płynność, która wydaje się być nowym sposobem –istnienia komórek. Prawdopodobnie jest to coś, co materialnie zastąpi fizyczne ego. Ale, naturalnie, pierwszy kontakt bywa zawsze bardzo… zaskakujący. Przejście z jednego sposobu bycia do innego jest zawsze raczej trudne. Chociaż zachodzi to bardzo stopniowo, istnieje tam moment, kilka sekund… pewnego zawieszenia, ujmując to najdelikatniej. Ale w ten właśnie sposób wszystkie nawyki bywają odrabiane. Dla wszystkich cielesnych funkcji jest to takie samo: krążenie krwi, trawienie, oddychanie – dla wszystkich funkcji ciała. I przejście nie jest nagłym zastąpieniem jednego sposobu przez ten inny, ale płynnym stanem przejściowym, który jest właśnie trudny. I obserwuję, że poprzez lata ciało i cała cielesna świadomość zwykła przeskakiwać zwinnie do starego sposobu bycia w celu ochrony ucieczki; ale zdołałam jakoś to powstrzymać, teraz zaś – wręcz przeciwnie, ciało akceptuję: Cóż, jeśli ma to być unicestwienie, to niech tak się dzieje! Czuję się, jakby cała zwyczajna stabilność zniknęła… wielka przygoda”. Oczywiście, potrzeba dla niej mnóstwa odwagi. 66-22-1 – „Wszelkiego rodzaju mniejsze zakłócenia zaczynają się wyłamywać, ale świadomość w sposób jasny wiąże je z transformacją; coś tam wie w sposób doskonały, że zakłócenie pojawiło się po to, aby uczynić przejście ze zwyczajnego, automatycznego funkcjonowania do funkcjonowania świadomego, pod bezpośrednią kontrolą i wpływem Najwyższego (czyli tamtego, albo też innego stanu). I kiedy pewien stopień transformacji zostaje osiągnięty w tym szczególnym punkcie, wtedy następny punkt bywa brany pod uwagę, a potem następny i tak dalej… Tak więc, nic nie jest zrobione, dopóki… wszystko nie będzie gotowe. I jest to wszystko kwestią zmiany nawyków. Cały wzorzec automatycznych, tysiącletnich nawyków musi zostać zmieniony w świadomie i bezpośrednio kierowaną akcję”. 67-22-4 – „Trudność zawsze leży w stanie przejściowym; jeśli pamięć starego sposobu (zwyczajnego i uniwersalnego sposobu bycia ludzkich istot) pojawia się nagle bezsilne, dokładnie – jakby było na granicy omdlenia. Tak więc reaguje ono natychmiastowo i ten inny ruch znowu bierze górę”. 61-2-6 – „Jest to dziwne uczucie, nagle nie wiem już dłużej jak wejść na schody – nie wiem już, jak się to robi! Raz coś podobnego zdarzyło mi się w środku mego obiadu: Nie wiedziałam nagle, jak się jada! Naturalnie, dla zewnętrznego świata jest to coś, co zwą potwornym zdziecinnieniem. Jednakże jest prawdziwą koniecznością pozbycie się wszystkiego: wszystkich zdolności, wszelkiego rozumienia, całej inteligencji, całej wiedzy, wszystkiego – aby stać się nieistniejącym w sposób doskonały. Jest to bardzo ważne”. Tak długo, jak człowiek trzyma się zdolności i wiedzy starego gatunku, w sposób oczywisty nie można stać się nowym gatunkiem – wznosi to natychmiastowy mur, starą, szklaną ścianę, akwarium. 69-21-12 – „To biedne ciało nie ma nic do powiedzenia, ponieważ ono nic nie wie. Wszystko, co myślało, że się nauczyło przez 90 lat, okazało się być całkowicie bezwartościowym! I wszystko pozostaje do nauczenia. Tak więc ciało jest w takim właśnie stanie, pełne dobrej woli, ale całkowicie ignoranckie”.

21


70-18-4 – „Istnieją momenty, kiedy ciało nie może się nawet podnieść i powodem nie jest… Nie podlega ono już dłużej takim samym prawom, jak te, które umożliwiają nam wstawanie, tak więc…” 67-30-9

– „Przejście jest w toku. Dziś rano, dla każdej akcji, każdego gestu, każdego ruchu, dla

zachowania się ciała i komórek, dla najbardziej materialnej świadomości – dla wszystkiego – stary sposób zniknął. Nie było nic, za wyjątkiem tamtego czegoś… jak to mogłabym wyrazić…? Czegoś równego. Nie było już więc konfliktów, tarcia czy trudności, wszystko płynęło w jednym i tym samym rytmie, co jest tak łagodne, odczuwa się tak miękko, rozumiesz, z fantastyczną potęgą w najmniejszej akcji. Te warunki pozostawały stałe i niezmącone przez około 4 godziny. A teraz wszystko, ubieranie się, jedzenie i tak dalej, nie są już dłużej robione na ten sam sposób, nie wiem nawet, jak to wyjaśnić… Nie ma już dłużej pamięci, nie ma już dłużej nawyków. Rzeczy nie są robione tylko dlatego, że nauczyło się je robić w pewien sposób; są one spontaniczne, są wykonywane przez świadomość. Znaczy to, że przypominanie, pamięci, akcje są zastępowane przez… nową metodę świadomości, która zna właściwą rzecz w dokładnym momencie czynienia jej: to musi zostać zrobione. Nie ma żadnego: Och, muszę tam iść. W każdej minucie jest się tam, gdzie się ma być i kiedy się osiąga zamierzone przeznaczenie, czuje się: Tak, to jest to!” Kiedy ptaki odlatują z arktycznych śniegów na cejlońskie laguny, nie szukają one swego wzorca lotu; w każdej sekundzie znajdują się one tam, gdzie powinny być, ponieważ mapa świata leci razem z nimi, albo też one lecą w bezpośredniej geografii świata. Nazywamy to „instynktem”, ale jest to naszą ignorancją; instynktem świata jest to, że jest to świat, w sposób totalny i bez dzielących go ścian. Więc Matka dodaje: „…I rozumie się jasno, dlaczego święci i mędrcy, i wszyscy ci, którzy pragnęli odczuwać w sposób stały tę boską atmosferę, odcinali wszystkie materialne więzi: nie zostali oni transformowani, tak więc popadli z powrotem w ten inny sposób bycia. Transformowanie materii natomiast jest sprawą nieskończenie wyższą, przynosi to nadzwyczajną stabilność, świadomość i konkretność: rzeczy stają się prawdziwą wizją

– prawdziwą

świadomością, stają się one tak konkretne, tak rzeczywiste (tak, prawdziwą materią). Nic, ale to nic poza tym nie może dać takiej pełności. Uciekanie, ulatywanie, marzenia, medytacje, wzbijanie się w wysokie stany świadomości, wszystko to jest w porządku, ale wydaje się to takie ubogie w porównaniu, tak ubogie, tak ograniczone!” 68-4-5 – „Cała ta solidna podstawa, która składa się na cielesną osobę – zniknęła, puff, została usunięta! Na przykład mam całkowitą blokadę pamięci… Teraz już przywykłam do tego, tak więc komórki zachowują się spokojnie, stale i wyłącznie zwrócone w kierunku tej Świadomości i czekają. Widzisz, wszystko co czynimy, wszystko co wiemy jest oparte na czymś w rodzaju niby-pamięci rzeczy – i to zniknęło. Nie ma już dłużej nic. I jest to zastępowane przez coś w rodzaju świetlistej obecności… rzeczy zdarzają się i człowiek nie wie w jaki dokładnie sposób. Przychodzą one bez żadnego wysiłku i właśnie dokładnie to, co jest potrzebne we właściwym czasie. Nie ma już dłużej tego bagażu, który zwykle wlekliśmy za sobą: jest tylko to, co jest potrzebne”. 61-18-6 – „A kiedy rozwiązanie musi nadejść, wtedy nadchodzi ono faktycznie poprzez akcje, poprzez ruchy”. 22


69-5-2 – „Nie istnieje już dłużej ów zakamuflowany śmietnik tzw. Wiedzy. Wszystko jest spontaniczne, naturalnie i całkowicie nie wyszukane; jest to bardzo, bardzo proste i niemal dziecinne w swej prostocie”. 70-5-8 – „Widzisz, wszelkie niemożliwości, wszelkie ‘nie może być’, nie można zrobić, wszystko to zostało dokładnie wymiecione”. 69-26-3 – „Świadomość (innego stanu) jest nieustannie w działaniu, niekoniecznie w sekwencji z tym, co miało miejsce wcześniej, ale jako rezultat czegoś, co spostrzega ona w każdym momencie. W normalnym, mentalnym ruchu istnieje konsekwencja tego, co było dokładnie wcześniej – ale nie tutaj: Świadomość w sposób stały widzi, co ma być zrobione, jest ona w każdej sekundzie – idzie za swym własnym ruchem. Co sprawia, że wszystko jest możliwe! Właśnie w taki sposób cuda lub dramatyczne zwroty sytuacji bywają możliwe… wszystko staje się możliwe!” A co, gdyby tak śmierć, choroby, fizyczne „niemożliwości”, „prawa” – wszystko to – było niczym innym, jak tylko krystalizacją pewnych fałszywych pamięci… pamięci fałszywej materii, pamięci pewnego akwarium? Nawykiem powtarzającym się w kółko? 69-22-11

– „Przeszkodą jest tu koncentryczna wibracja, coś w rodzaju koncentrycznej wibracji

w znaczeniu, że zamiast być ona częścią nieskończonej wieczności, rzeczy rozpatrywane są w relacji do siebie samych. To jest ta przeszkoda. Egocentryczna głupota!” 62-12-1 i 64 – „Jest to niezmiernie subtelne funkcjonowanie, prawdopodobnie dlatego, iż jest tak niezwykłe: najdrobniejszy ruch, najlżejsza mentalna wibracja psuje wszystko… Dla przykładu, w tej samej minucie, kiedy stary sposób zachowania się (ja chcę to i ja chcę tamto, i ja chcę…) pokazuje swe oblicze – wszystko się zatrzymuje. Wystarcza jedynie jeden zwyczajny ruch, zaledwie ruch zwyczajnego funkcjonowania, który się poślizgnie z nawyku, aby wszystko się zatrzymało. Jest to bardzo drobne, nie dostrzega się tych rzeczy tak łatwo; jest to drobne, super-drobne. A potem musi się czekać, dopóki ten stary ruch nie zgodzi się zatrzymać. I kiedy możesz uchwycić tamto z powrotem i pozostać w tym przez parę sekund, jest to cudowne; potem znowu się zbacza i wszystko musi być zaczynane od początku”. 62-27-11 – „Rzeczy zaczynają podlegać innemu prawu. Dla przykładu, wiedzieć co do minuty, co trzeba zrobić, co powiedzieć, co ma się zdarzyć – jeśli przywiązuję do tego najmniejszą uwagę lub koncentruję się po to, aby wiedzieć – to nie działa. Jeżeli zaś po prostu pozostaję jak gdyby w czymś w rodzaju wewnętrznej nieruchomości, najdrobniejsze detale życia znane mi są we właściwej minucie. Wiem, co powiedzieć, co odpowiedzieć na list; osoba, która ma nadejść – przychodzi. Czyni się po prostu rzeczy w sposób automatyczny. W świecie mentalnym – myśli się, zanim się cokolwiek uczyni; tu zaś ten sposób nie działa”. 70-18-4 – „Na przykład, kiedy nie powinnam czegoś powiedzieć, zamiast przechodzenia przez cały proces mentalny: Nie mogę tego powiedzieć – staję się po prostu niezdolna do wydania dźwięku! I wiele podobnych rzeczy. Funkcjonowanie jest bezpośrednie”. 66-6-7 – „I zawsze powraca się do tego samego: istnienie jest jedyną rzeczą, która posiada potęgę”. 23


DOTYKALNA WIZJA Jest możliwe założenie, że życie może być tak spontaniczne, „automatyczne” i harmonijne, jak życie zwierzęce – już samo to byłoby nieprawdopodobnym ulepszeniem dla naszego gatunku tak ograniczonego zegarami, doktorami i telefonami, że jest to trudne do wyobrażenia. Można sobie wyobrazić, że wiemy w każdej minucie, co powinniśmy robić, jakie słowo powiedzieć i znać wszystko, co jest do poznania w świecie, podobnie jak ptak „zna” lagunę odległą o 4 tysiące mil. Ale co byłoby wtedy naszym sposobem działania, za wyjątkiem płynięcia z wielkim rytmem…? My różnimy się od innych gatunków naszą zdolnością do zmiany istniejącego świata, co jest czymś, czego zwierzę nie jest zdolne czynić prawdopodobnie z powodu doskonałego dostosowania i bycia szczęśliwym w swych rytuałach. Nasze nieszczęścia są czasami naszą siłą. Nasz niełatwy ewolucyjny objazd poprzez mentalne akwarium, gdzie jesteśmy odcięci i odseparowani od wszystkiego, gdzie musimy kurczyć i mechanizować wszystko po to, aby zastąpić prosty brakujący organ i przybliżyć to, co najpierw oddaliliśmy; był prawdopodobnie przeznaczony nam nie tylko po to, aby uczynić nas indywidualnie świadomymi, ale po to, aby właśnie poprzez nasze nieszczęście zmusić nas do pokonania tych „praw” (nie dokonaliśmy tego jeszcze: my jedynie wymykaliśmy się im, gdyż nie znamy ich wewnętrznego działania, owego „bezpośredniego klucza”, jak powiedziałaby Matka) i ostatecznie do uchwycenia prawdziwej energii, tej przekładni, która zmieni naszą biologiczną rutynę – czegoś, czego zwierzę nie może dokonać – i zmienić śmierć. Ta sama energia, która uformowała galaktyki i komórki, musi z pewnością posiadać potęgę, aby zmienić te same komórki w bardziej całościowe i mniej niestabilne organizmy. Ten nowy „organ” działania jest organem bardzo prostym, jak można by tego oczekiwać. Nie są to ani szczęki, ani nowe zwoje mózgowe, jest to po prostu bycie, istnienie. Ten rodzaj istnienia, który nie ma nic wspólnego z metafizyką, ale za to wiele z fizjologią i świadomością komórkową. I tutaj ponownie wspomnimy kilka stadiów w formowaniu tego organu: 64-10-10 i 66-26-3 – „Na przykład, biorę stronicę i czytam ją w sposób tak jasny, jak zwykłam to czynić wcześniej; potem stary nawyk powraca (albo też po prostu myśl lub pamięć o nim), że zwykle potrzebowałam powiększające szkła do czytania… i nie mogę nagle widzieć! Potem znów zapominam o widzeniu czy nie widzeniu i jestem w stanie wykonywać swoją pracę w sposób bardzo łatwy – nie przywiązuję już więcej uwagi do tego co widzę, czy nie widzę…! I to samo dotyczy wszystkiego”. Ponownie dotyka nas ten rodzaj „pamięci”, który sprawia, że jesteśmy ślepi, chorzy lub umierający; potem ta pamięć zanika i sama rzecz zanika razem z nią! Nie istnieje już dłużej: widzi się ją zupełnie jasno, nie ma się już dłużej raka i wcale się nie umiera. Następny gatunek jest właśnie tym, który zatraci nawet pamięć śmierci. I Matka dodaje: „…Wydaje się to niekoherentne. Musi to zależeć od innego prawa, którego obecnie jeszcze nie znam i które rządzi dziedziną fizyczną”.

24


66-9-3 i 30-11 – „Percepcja wewnętrznej rzeczywistości innych ludzi wokół – jest nieskończenie bardziej precyzyjna niż przedtem. Kiedy spoglądam na przykład na fotografię, nie widzę już dłużej poprzez coś; widzę natomiast prawie wyłącznie czym ta osoba jest. Owo poprzez jest czymś błahym i czasami nieistniejącym: widzę np. jak fotografia nagle się ożywia, staje się trójwymiarowa i twarz tej osoby uwydatnia się! Jest to rzeczywiście czymś bardzo szczególnym – jak gdybym była uczona widzieć na inny zupełnie sposób”. Innymi słowy, oczy i soczewki nie są już dłużej potrzebne, aby widzieć, niepotrzebna jest też żadna wizja „poprzez”, jak gdyby ewolucja wyprodukowała już następujące po sobie organy i typy wizji, przystosowane do danego środowiska, a potem akwarium zostaje roztrzaskane i osiąga się „totalne” otoczenie poprzez „totalny” organ. 65-2-6 – „Ta wizja bywa raczej dziwna. Zawsze wydaje się tam istnieć zasłona wisząca pomiędzy mną i daną rzeczą (będziemy dyskutować tę zasłonę nieco później: jest to prawdopodobnie bariera komórkowa dzieląca nas od tego innego stanu), a potem, nagle, bez oczywistego powodu pewne rzeczy stają się wyraźniejsze, czystsze, bardziej dokładne, ostre – w minutę później wszystko to znika. Czasami bywa to jedno słowo błyszczące na stronicy, czasami jakiś obiekt. I jakość wizji również ulega zmianom; jest to tak, jak gdyby światło istniało raczej wewnątrz obiektu, niż padało nań – to nie jest odbite światło, nie jest ono jasne, jak np. świeca; zamiast bycia światłem odbitym, dana rzecz posiada swoje własne światło, które promieniuje. To zdarza się coraz częściej, ale bez żadnego poczucia logiki – albo raczej ja nie rozumiem logiki tegoż. Ale wizja jest nadzwyczajnie precyzyjna! I nadchodzi z pełnią wiedzy o rzeczach postrzeganych w momencie, kiedy się je postrzega. Dziś rano, na przykład, widziałam to w ciemnej łazience; butelki w szafce stały tak jasne, tak… pełne wewnętrznego życia! Cóż, pomyślałam, a to znów co… – i w następnej minucie to zniknęło. Oczywiście, jest to przygotowywanie dla wizji rządzonej wewnętrznym raczej światłem niż odbitym. I jest to bardzo… och, jest to ciepłe, żywe, intensywne i tak precyzyjne! Wszystko jest widziane w tym samym czasie; nie tylko kolor i forma, ale natura wibracji w płynie – jest to nadzwyczajne!” Czym jest to „wewnętrzne światło” w materii, w płynie? Prawdziwą materią…? Taką, jaką ona rzeczywiście jest, bez naszej zniekształcającej wizji, bez żadnych „poprzez”? 70-3-1 i 72-8-1 – „Wiedza jest pojedynczo zastępowana przez coś, co nie ma nic wspólnego z myślą i coraz to mniej wspólnego z wizją; coś wyższego rzędu, co jest nowym typem percepcji: nie istnieje dłużej rozróżnienie pomiędzy organami. I jest to percepcja. Która jest tak globalna: jednoczesną wizją, dźwiękiem i wiedzą. Nowy typ postrzegania. I rzeczywiście się wie. Zastępuje ona wiedzę. Percepcja o tyle prawdziwsza, ale tak nowa, że nie wiem jak ją wyrazić”. 62-6-10 – „Kiedy patrzę na ludzi, nie widzę już ich tak jak oni widzą siebie: widzę wibracje wszystkich sił, które istnieją w nich i przechodzą przez nich. Oto w jaki sposób wiem, że nie zawodzi mnie mój fizyczny wzrok, ale tylko zmienia swój charakter, ponieważ fizyczne detale normalnego fizycznego wzroku są dla mnie fałszywymi. Dla przykładu, jeżeli próbuję nawlec igłę patrząc jednocześnie na nią, jest to dosłowną niemożliwością, ale jeżeli mam nawlec igłę, to ona nawleka się sama! Nie mam z tym nic do czynienia: trzymam 25


nic, trzymam igłę i to wszystko. Sądzę, że jeżeli warunki ulegną udoskonaleniu, będzie możliwym czynić wszystko na inny sposób, w sposób, który nie zależy od zewnętrznych zmysłów; i to byłoby oczywiście początkiem supramentalnej ekspresji. Ponieważ jest to coś w rodzaju wewnętrznej wiedzy, co czyni różne rzeczy”. Może tej samej wewnętrznej wiedzy, która „czyni” cały świat i każdy gatunek: wewnętrznej wiedzy w sercu każdej komórki i każdego atomu? Atom helu „wie” doskonale o swych dwóch elektronach. I spytałem Matki: (Pytanie: Ale czy „jasnowidzący” nie widziałby w ten sam sposób?) „Wcale nie! To nie ma nic wspólnego z rodzajem wizji, którą zwykłam miewać. Nie jest to wcale wizją! Nie mogę nawet powiedzieć, aby tam istniał jakiś obraz: jest to wiedza. Nie mogę nawet powiedzieć, że jest to wiedza; jest to coś, co jest wszystkim jednocześnie, co zawiera swoją własną prawdę”. 63-31-8 – „Poczucie tego, co konkretne, staje się coraz to bardziej przestarzałe; jest to coś odsuwające się coraz to dalej w nierzeczywistą przeszłość: ten typ suchej, nieżywej konkretności (naszej ludzkiej percepcji i materii) jest zastępowany przez coś bardzo prostego, bardzo pełnego w tym sensie, że wszystkie zmysły uczestniczą jednocześnie i bardzo blisko wszystkiego. Przedtem każda rzecz była odseparowana, podzielona, nie połączona z innymi i było to bardzo sztuczne, jak w przypadku igły. Nie odczuwa się tego już dłużej w ten sam sposób. Daje to głównie poczucie intymności, jak by to powiedzieć, nie istnieje dystans, nie ma różnicy, nie ma czegoś, co widzi i czegoś, co jest widziane, a jednak zawiera ono ekwiwalent wizji, dźwięku, dotyku, smaku i zapachu, wszystkie spostrzeżenia naraz… Doskonałość funkcjonowania jest jedynie utrudniana przez stare nawyki. Gdyby można było pozbyć się ich i nie pragnąć widzieć dobrze, słyszeć dobrze i innych rzeczy, o wiele prawdziwsza percepcja stałaby się permanentną… I to zawsze daje ci takie samo wrażenie czegoś bez konfliktów, bez szoków, bez komplikacji, jak gdyby nie było już możliwe zderzyć się tam z niczym innym… Jest to nawet ciekawe”. 72-12-1 – „Kiedy to nadchodzi, nie pojawia się to jako myśl, wcale nie; jest to tak, jakby się było skąpanym w tym i potem… nie wiem, to nie jest coś, co ja widzę – coś na zewnątrz mnie samej, co spostrzegam – jest to… Ja jestem tym nagle. I nie ma już dłużej podziału ja-ty, nie ma już… Nie znajduję słów, czuję, że jest to zamierzone, moja wizja rzeczy byłaby o wiele mniej spontaniczna i szczera, gdybym miała zdolność pamiętania. A w ten sposób jest to zawsze jako nowe objawienie i nigdy nie nadchodzące w taki sam sposób. Oto jest to: stajesz się daną rzeczą – stajesz się nią. Nie spostrzegasz jej; to nie jest coś, co się widzi, rozumie lub wie, to jest… coś, czym się jest”. 66-14-5 – „To, co zachodzi tutaj (w naszej soczewkowej wizji materii, którą moglibyśmy nazwać fałszywą materią), to co opisujemy jest szorstkie, o takim braku finezji, jest tak prymitywne, jak źle wyrzeźbiony posąg; jest to prymitywne, wulgarne, przesadzone i zniekształcone poprzez poczucie oddzielności naszego ego. Podczas gdy tam, nie wiem, jak to wyjaśnić, istnieje jedna rzecz, przyjmująca wszelkie rodzaje form, ale bez ośrodka dla czucia, innego ośrodka dla widzenia i jeszcze innego dla rozumienia: nie jest to tak w ogóle; jest to pojedyncza substancja o nadzwyczajnej giętkości, która przystosowuje się do każdego ruchu i do wszystkiego, co 26


się zdarza, bez żadnej separacji. Po czymś takim, bywam pozostawiona przez całe godziny w stanie, gdzie jestem w tym świecie (naszym) i zarazem nie jestem. Ponieważ… nie czuję już dłużej w sposób, w jaki czuje reszta świata. Jest to bardzo dziwna sprawa”. Ależ jest to dokładna wizja fizycznej ciągłości! 68-8-6 – „Widzę teraz… Jest to jakby jedność, jedność zrobiona z niezliczonych – co najmniej miliardów – brylantowych punkcików. Pojedyncza świadomość złożona z niezliczonych brylantowych punkcików, świadomych samych siebie. I nie jest ona sumą tych punkcików! Nie jest w ogóle ich sumą: jest ona jedna. Ale zarazem niepoliczalną jednością. Samo użycie tych słów sprawia, że brzmi to głupio!” 64-26-8 – „Wszystko staje się żyjącą świadomością, każda rzecz emanuje swoją własną świadomość i istnieje dzięki niej. Na przykład na sekundę czy minutę, zanim zegar wybije czas lub nim ktoś wejdzie do mego pokoju, lub się tylko poruszy – wiem już o tym w mojej świadomości… I nie są to mentalne sprawy: są one mechaniczne, a jednak są to fenomeny świadomości: są one czymś żywym i mówią one, gdzie są i jaka jest ich pozycja. Cały świat małych, mikroskopijnych fenomenów, który składa się na nowy sposób życia i wydaje się produktem świadomości, która wkracza poza to, co my nazywamy „wiedzą”. Na przykład od czasu do czasu słyszę, jak ludzie rozmawiają o tym czy o tamtym, mówiąc Będzie to tak i tak. I natychmiastowo to uruchamia we mnie coś w rodzaju dotykalnej wizji rzeczy (jak to powinnam powiedzieć…?) Jest to jak gdyby wizja i dotyk. a jednak żadne z nich z osobna, są one stopione razem. Jest to rzecz taka jaką ona jest, to jest tamto. Jest to świadomość wolna od jakiegokolwiek mentalnego elementu. I jest ona tak czysta! I tak dokładnie precyzyjna, jak bezpośredni kontakt z rzeczą, jaką ona naprawdę jest. Jest to zupełnie inny sposób życia”. 63-4-11 – „Jest to tak, jak gdyby wszystko było widziane po raz pierwszy i pod całkiem innym kątem – absolutnie wszystko; ludzkie charaktery, okoliczności, a nawet ruchy Ziemi i gwiazd, wszystko jest całkowicie nowym i… niespodziewanym w tym znaczeniu, że cały ludzki mentalny pogląd zupełnie zaniknął! Tak więc, rzeczy się poprawiają!” (Pytanie: Ale czy to jest wizja „innego świata”?) „Ta nowa wizja rzeczy… nie oznacza porzucenia materii, aby oglądać świat z innej perspektywy (to bywało całkiem zwyczajne, oczywiście, wszyscy mędrcy i psychicy czynili właśnie to: nie jest to niczym nowym, ani cudownym), nie jest to niczym w tym rodzaju: jest to materią oglądającą siebie samą w całkowicie nowy sposób i to właśnie jest tak zabawne! Materia widząca wszystko w totalnie odmienny sposób”.

WIELKIE CIAŁO Możemy zrozumieć wizualny makijaż nowego organu, nawet jego dotykowy charakter i bezpośrednią wiedzę, którą niesie z sobą, ale nie możemy powstrzymać się od myślenia, że jest tam jedynie pewna ekscentryczna pani w swoim fotelu, czująca lub widząca „na odległość” poprzez dziwnego rodzaju telewizorek i to w dodatku dotykowy. Dzieje się to tak, ponieważ nie rozumiemy w pełni natury tego fenomenu. Nie istnieje żaden 27


„dystans”, a ta pani jest rzeczywiście eks-centryczna! Fala elektromagnetyczna nie ma żadnej szczególnej lokalizacji, nie jest ona ulokowana w pewnym fotelu (w większym czy mniejszym stopniu), niż atomy naszego ciała różnią się od sąsiadujących atomów, za wyjątkiem tej czasowej, separatystycznej, dwuocznej wizji, w której żyjemy. Aby być bardziej specyficznym, można by powiedzieć, że preferencyjne lub praktyczne centrum ma tendencje do przyciągania różnych doświadczeń lub też różnych egzystencji do pewnego fotela w Pondicherry. Owo centrum nie rozpływa się, gdyż pozostaje ono w doskonale fizycznym ciele, wykonując swoje dzienne zadania, śmiejąc się i relacjonując swoje doświadczenia, ale może ono czasowo być wszędzie w zależności od potrzeb – może tam być w sposób rzeczywisty, nie tylko myślą czy wizją, lub też przez jakikolwiek rodzaj „tele” czegokolwiek – może być tam fizjologicznie i atomowo (i nie ma wiele innych sposobów). Tak więc możemy zacząć rozumieć, czym będzie ta supramentalna istota i jak będzie działać następny gatunek. Supramentalna istota jest przede wszystkim istotą aktywną, nadrzędnie i bezpośrednio aktywną, niemal zaraźliwą, moglibyśmy powiedzieć. Nie jest to super-pokaz, którym ktoś się cieszy ze swego fotela (rozważając dzisiejszą sytuację, taki „pokaz” mógłby być wszystkim, za wyjątkiem zabawy; jest on nawet bolesny), jest to natychmiastowo transformującą akcją; to, co bywa osiągnięte we własnym ciele jest równocześnie osiągnięte w każdym ciele, ponieważ jest się tym ciałem i tamtym ciałem, i niezliczonymi ciałami (i nie tylko ciałami). Najlepsze, co można zrobić, to śledzić ślady tego fenomenu takim, jaki on jest na polu eksperymentalnym, to znaczy w ciele Matki. I rzeczywiście – wyjaśnienia pojawiają się później; w tym momencie jest to tylko dziwne. Najpierw ten okrzyk: 63-10-7 – „Bezpośrednia potęga byłaby niezbędna, aby zmienić to wszystko! Potęga, którą byłoby się w stanie odczuwać bezpośrednio, to znaczy z komórki do komórki: wibracje tej samej jakości”. Odpowiedź okazała się być brutalną: wylew krwi do mózgu… w „czyimś jeszcze” ciele. 63-6-4 – „Jestem świadoma mego ciała, ale nie mam na myśli tego (Matka dotyka swe ciało): Jestem świadoma właściwego ciała – a to z kolei może być czyimkolwiek ciałem! Jestem świadoma tych wibracji choroby, które najczęściej pojawiają się w formie sugestii danej choroby: na przykład sugestia wylewu krwi do mózgu. Cielesna świadomość odrzuca ją. Walka zaczyna się toczyć (wszystko to dzieje się tam w głębi komórek, w materialnej świadomości) pomiędzy tym, co nazwiemy wolą w kierunku wylewu i reakcją komórek ciała. I jest to absolutnie regularną bitwą, prawdziwą walką. Ale nagle ciało pochwyca bardzo silna determinacja i zarządza ona porządek, i natychmiast odczuwa się efekty tego i wszystko stopniowo powraca do normy. Wszystko to dzieje się w materialnej świadomości. Moje ciało odbiera wszystkie fizyczne wrażenia, za wyjątkiem samego wylewu, rozumiesz; ale ma ono wszystkie odczucia, inaczej mówiąc, wszystkie wrażenia zmysłowe W porządku. Gdy już walka jest zakończona, patrzę na to wszystko, widzę moje ciało (które zostało raczej mocno wstrząśnięte, weź pod uwagę) i powiadam do siebie: Jakież w końcu jest znaczenie tego wszystkiego…? W kilka dni później otrzymuję list od kogoś i w tym liście jest cała historia: atak choroby, wylew krwi i nagle istota zostaje pochwycona przez potężną determinację i słyszy słowa – te same słowa, które ja tutaj wymawiam W końcu jest on uleczony, uratowany. Ja zaś pamiętam moją własną historię. I tak zaczynam zdawać sobie sprawę, że moje ciało jest wszędzie! Widzisz, to nie jest tylko kwestia tych komórek; komórki istnieją w – kto wie 28


ilu – może setkach tysięcy ludzi… To jest to ciało! Jest tak trudno sprawić, aby ludzie to zrozumieli. To jest to ciało – i to ciało w szczególności nie jest w większym stopniu moim, niż wszystkie inne ciała. I jest ono stale atakowane poprzez podobne rzeczy, spadające nań cały czas, z jednej czy drugiej strony, ze wszystkich stron”. 71-24-2 – „Jest ono poza centrum, kompletnie poza centrum…” 68-20-7 – „Dla przykładu, nie wiem ile razy na dzień zdarza się co następuje: niespodziewana świadomość choroby, zakłócenia, niewygoda lub ból gdzieś – w pewnych częściach ciała, ale nie w częściach zawartych tutaj (Matka wskazuje swoje ciało), jak w niektórych miejscach tego ogromnego ciała. Nieco później, dowiaduję się, że pewna osoba cierpiała na to czy tamto… co było właśnie odczuwanym jako część tego ogromnego ciała!” 70-28-1

– „Miałam raczej szczególną noc… Ciało, cielesna świadomość

– były świadomością

umierającego ciała i jednocześnie z pełną wiedzą, że nie umierało ono! Ale była to świadomość umierającego ciała, z całym tym niepokojem, cierpieniem, wszystkim, ale również ze świadomością, że to (ciało Matki) właściwie nie umierało. Trwało to przez długi czas, przez całą noc. Później dowiedziałam się, że X umarł dziś wcześnie rano. Tak więc zrozumiałam…” Ale w taki też sposób Matka stopniowo mogła uchwycić mechanizm śmierci i klucz do niego. Gdyż jeśli materia ma zostać transformowana, to śmierć jest oczywiście pierwszą rzeczą, która musi zostać transformowaną. Ten szczególny klucz jest kluczem jeszcze do wszystkiego. Może nawet kluczem do szklanego akwarium. Eksperyment trwa: 61-18-7 – „Jestem zalewana rzeczami nadchodzącymi z zewnątrz! I co to jest za mieszanka! Ze wszystkich stron, od wszystkich ludzi i nie tylko stąd; z daleka, daleka na Ziemi i czasami nawet z odległych czasów – z odległych czasów w przeszłości nadpływają różne rzeczy do wyprostowania, do ułożenia ich na właściwych miejscach. Jest to stała praca… Jak gdyby nieustannie zapadało się na nową chorobę i musiało się znajdywać na nią lekarstwo.” 68-26-10 – „Istnieją niezliczone doświadczenia, nadpływające tuzinami dziennie, ukazujące mi, że to właśnie ta jedność, ta identyfikacja z innymi ciałami, która jest odpowiedzialna za odczuwanie cierpienia tej czy innej osoby… Jest to faktem. I nie takim, jaki pochodzi z innego ciała, ale z twego własnego. W znaczeniu, że teraz jest to trudno to odróżnić. Tak więc, to ciało nie jęczy w swoim osobistym cierpieniu. Wszystko jest jego cierpieniem!” 63-28-9 – „Te cierpienia, ta ogólna nędza jest czymś, co się staje nie do wytrzymania, jest czymś w rodzaju dotkliwego bólu, który jest oczywiście koniecznym po to, aby znaleźć z niego drogę wyjścia. Drogę wyjścia, to znaczy lekarstwo, sposób zmiany – nie ucieczkę. Nie lubię ucieczek. To było moją główną obiekcją w stosunku do buddystów; wszystko, czego oni uczą, skierowane jest na zapewnienie ci możliwości ucieczki – nie jest to zbyt ładne. Ale zmiana tak”. Zmiana materialnego śmiertelnego funkcjonowania. 29


Doświadczanie identyfikacji czy jedności nie jest ograniczone jedynie do żyjących istot, obejmuje ono również okoliczności i „mechaniczne” wydarzenia codziennego życia – faktycznie nawet obejmuje ono wszystko. 66-17-9 – „Istnieje nowy typ aktywności. Jestem w procesie… łapię się w procesie robienia czegoś, mówiąc dokładniej; rozmawiam z ludźmi, których często nie znam i opisuję im pewną scenę: jeżeli postąpią oni tak i tak, to będzie to miało taki a taki skutek. Są to sceny jakby z powieści czy filmu. Potem, tego samego lub następnego dnia, ktoś mi mówi: Otrzymałem wiadomość od ciebie, kazałaś mi napisać do tej osoby i przekazać mu to czy tamto! I nie czynię tego w sposób umysłowy, wcale nie: ja żyję – żyję daną scenę lub relacjonuję tę scenę do kogoś i jest ona otrzymywana przez kogoś innego jeszcze (i nawet nie myślę o tej osobie!). Ma to miejsce tutaj, we Francji, w Ameryce, wszędzie. Staje się to naprawdę zabawne… Ktoś mi pisze: Powiedziałaś mi to czy tamto i jest to jedną z tych moich scen! Jedną ze scen, którą przeżywałam – nie tylko przeżywałam: zarówno tworzyłam, jak i przeżywałam. Nie wiem, jak to wyjaśnić; jest to coś, jak modelowanie gliny. Niektóre opowieści dotyczącą pewnych krajów i pewnych rządów – w tych przypadkach nie wiem, jaki będzie wynik; może dopiero po jakimś czasie go zobaczymy. I w tym rodzaju aktywności posiadam wszelkie rodzaje wiedzy, której faktycznie nie posiadam! Czasami nawet medycznej czy technicznej wiedzy, której nie posiadam w ogóle. I znam te sprawy, widzisz, ponieważ mówię: Musisz zrobić to czy tamto. Jest to raczej zabawne”. 64-15-1 – „Wszystko to dzieje się w świetle dnia, nie wtedy, kiedy śpię. Ta szczególna opowieść (jedna z wielu) zdarzyła mi się właśnie gdy kończyłam swoją kąpiel! Nagle nadchodzi coś do mnie, bierze mnie w posiadanie i wkraczam w rodzaj życia, w którym żyję, dopóki coś nie zostaje osiągnięte – poprzez akcję – i gdy już raz ta akcja jest dokonana, wszystko znika, nie pozostawiając śladu”. 71-17-7 i 21-7 – „Na przykład ta historia o Ameryce i Chinach (tajemna podróż Kissingera do Chin) i wszelkie rodzaje podobnych rzeczy przychodzą do mnie w ten sposób… Jest to coś bardzo szczególnego. Coś w rodzaju uniwersalizacji. Jak mogę to wyjaśnić…? Jest to tak, jakbym to ja stawała się okolicznościami, ludźmi, słowami… Ciało jest coraz to bardziej świadome, ale zupełnie nie w sposób mentalny, poprzez… poprzez żywe doświadczenia. Nie wiem, jak to wyjaśnić”. 66-19-11 – „Nie są to mówione słowa, nie są to myśli, a jednak jest to coś doskonale konkretnego, co pojawia się jak gdyby na ekranie. I ten ekran jest wewnątrz mej świadomości: nie jest on na zewnątrz, jest wewnątrz. I pojawiają się podobne rzeczy. Gdybym przebywała w tej sztucznej świadomości, niewątpliwie zapytałabym siebie Co ja o tym myślę? ale właściwie ja wcale nie myślę, nie jest to myśl, jest to… życie, które się staje zorganizowanym (Matka czyni modelujące gesty). Jest to bardzo interesujące. I waha się to od najmniejszych detali do największych rzeczy; cyklony, trzęsienia ziemi, rewolucje – do maleńkich, drobnych rzeczy, drobnych okoliczności życia, dotacji czy podarunku, który mi ktoś przesłał, małych rzeczy, pozornie nieważnych: wszystko ostemplowane jest tą samą wartością! Nie istnieją tam rzeczy wielkie czy małe, ważne czy nieważne. I toczy się to cały czas w ten sposób. Jest to dziwne. Jest to prawie jak… pamięć o przyszłości”. 71-17-11 i 70-5-8

– „Jest to tak, jak gdyby świadomość nie była już dłużej na tej samej pozycji

w odniesieniu do rzeczy, tak że wyglądają one zupełnie inaczej. Zwyczajna ludzka świadomość, nawet 30


najobszerniejsza, zawsze zajmuje pozycję centralną i rzeczy istnieją w relacji do tego centrum: w ludzkiej świadomości ty znajdujesz się w jednym punkcie i wszystko inne istnieje w relacji do tego punktu świadomości. Ale w tej chwili – tego właśnie punktu nie ma! Tak więc rzeczy istnieją same w sobie. Widzisz, moja świadomość jest wewnątrz rzeczy; nie jest to coś, co otrzymują z zewnątrz. Mam prawie wrażenie poruszania się wewnątrz ciebie, jak gdybym działała od twego wnętrza. Nie czuję już dłużej limitów mojego ciała… Cóż mogę powiedzieć…? Rzeczywiście jest to tak, jakby się stało płynnym. I nie jest to coś w rodzaju osoby, która się rozprzestrzenia, aby ogarnąć innych i zawrzeć ich w sobie, to nie jest to. Jest to siła, świadomość, która rozciąga się ponad rzeczami. Nie mam poczucia jakichkolwiek granic: mam natomiast wrażenie rozprzestrzeniania się, nawet w sensie fizycznym”. Tak więc zaczynamy wyobrażać sobie ów klucz do supramentlanej akcji. Albo też powinniśmy może powiedzieć – raczej epidemii niż akcji? Właściwie to potęgi „z komórki do komórki”. 63-20-7 – „Mam pewien rodzaj pewności (powiedziała Matka na początku swej mikroskopijnej pracy nad komórkami, kiedy to szukała przejścia poprzez komórkową barierę), że gdy już raz ta mikroskopijna praca zostanie ukończona, będzie ona miała oszałamiające rezultaty. Ponieważ jakakolwiek akcja potęgi za pośrednictwem umysłu bywa wkrótce rozwadniana, osłabiona, dostosowana, transformowana i – i co dociera do niższych poziomów? Natomiast jeśli może ona działać bezpośrednio poprzez materię, będzie ona rzeczywiście nie do odparcia”. 63-10-7 – „Tylko w przypadku, jeżeli tego rodzaju drobnostkowa praca lokalnej (komórkowej) transformacji zostanie ukończona z całkowicie świadomym i kompletnym mistrzostwem sposobu użycia tej siły, jednakże bez jakiejkolwiek opozycji, tylko wtedy… Jest to podobne do eksperymentu chemicznego, który nauczyło się dobrze wykonywać: wtedy można go powtarzać dowolną liczbę razy, kiedykolwiek zachodzi potrzeba”. 61-11-2 i 25-4 – (Pytanie: W jaki sposób może cała ta praca, której dokonujesz w swoim ciele, mieć efekty na cielesnej substancji na zewnątrz ciebie?) „Dzieje się to zawsze w ten sam sposób, ponieważ wibracja rozszerza się. Jest to kwestią zaraźliwości. Duchowe wibracje są zaraźliwe, jest to całkiem oczywistą sprawą. Mentalne wibracje są zaraźliwe. Witalne wibracje są również zaraźliwe (nie zawsze w przyjemny sposób, ale jest to sprawą oczywistą: czyjś gniew, na przykład, rozchodzi się bardzo szybko). Podobnie jakość komórkowych wibracji musi być też zaraźliwa. Dla przykładu, za każdym razem, kiedy byłam w stanie przezwyciężyć coś (w znaczeniu znalezienia prawdziwego rozwiązania na to, co zwane jest chorobą czy złym funkcjonowaniem – prawdziwe rozwiązanie, to znaczy wibrację, która usuwa zakłócenie i wyprostowuje rzeczy), zawsze znajdywałam bardzo łatwym leczenie tych, którzy mieli to samo, poprzez emitowanie tej wibracji. Działa to w ten sposób, ponieważ cała substancja jest jedna. Wszystko jest jednym, wiesz dobrze, oto właśnie o czym ciągle zapominamy! Żyjemy stale z poczuciem oddzielności – ale jest to kompletny fałsz! Ponieważ my polegamy na tym, co postrzegają nasze oczy – a to jest oczywistym fałszem. Jest to jakby karykaturą obrazka, przylepioną na czymś, co się zna. Ale nie jest to prawdziwe. Gdyż nawet dla najbardziej materialnej formy materii, nawet w kamieniu, w momencie kiedy 31


zmieniasz swoja świadomość, owo całe poczucie oddzielności, wszystkie te podziały zanikają całkowicie. Istnieją jedynie różne (jak to powinnam ująć?) sposoby koncentracji, albo sposoby wibracji wewnątrz tej samej rzeczy.” 64-7-3 – „X znajdował się w stanie intensywnie emocjonalnym i w pewnym momencie nasze spojrzenia spotkały się. Emocje pochodzące od niego wtargnęły we mnie z taką gwałtownością, że prawie wybuchnęłam płaczem, wierz albo nie! I jest to zawsze ulokowane tutaj, w niższej części brzucha, gdzie zachodzi identyfikacja ze światem… Tak więc natychmiastowo zatrzymałam wibracje X (zabrało mi to parę minut) i wszystko powróciło do normy. I rozumiem, że ten rodzaj zaraźliwości pozostaje czynny jako środek działania – nie jest to zbyt przyjemne dla ciała! Kiedy uporządkuję sprawy tutaj (wskazując na brzuch), to również jednocześnie porządkuję sprawy tam”. 63-11-12 – „Kiedy doświadczenie (innego stanu) pojawia się, jest ono raczej szeroko rozprzestrzenione: Tamto płynie w krwi, drży w nerwach, wibruje w komórkach i wszędzie; i nie tylko w komórkach tego ciała. Czuję, że uczestniczą w tym krew, komórki i nerwy wielu ciał. Oczywiście centralna świadomość danej osoby nie jest tego świadoma (doświadcza ona nadzwyczajnych wrażeń, ale nie wie, co to jest), podczas gdy komórki wiedzą, co to jest, ale nie mogą one tego wyrazić. Widzisz, istnieją tam stopnie świadomości i to (ciało Matki) wydaje się być jedynie bardziej świadomym centrum świadomości, to wszystko, ale inaczej…” I doświadczenie staje się coraz to bardziej dokładne, bardziej uniwersalne. 68-18-6 – „Jest to zabawne, ale podczas gdy śledzę pewien ruch, zaczynam… startować (w owo falowanie). Zdarza się to w jakimkolwiek czasie. Podczas gdy jem, w środku mojego obiadu coś nadchodzi i ja śledzę ten ruch, z łyżką zawieszoną w powietrzu i nagle zdaję sobie sprawę, że wszyscy na mnie czekają!” (Pytanie: Tak, od miesiąca już zauważam to: coś w rodzaju oddalenia). „Nie, to nie jest to! Jestem wewnątrz w o wiele większym stopniu, niż przedtem. Nie wewnątrz tego (Matka wskazuje na swoje ciało): wewnątrz wszystkiego. Kiedykolwiek startuję w ten sposób, jest to zawsze tak jak gdybym… kształtowała wibrację. Potem dowiaduję się, że coś się przydarzyło komuś; coś tam się popsuło, a więc się trudzi, aby to wyprostować, aby sprowadzić światło z powrotem, prawidłową wibrację”. 64-26-9 – „Mówię tutaj o komórkach ciała, ale to samo stosuje się do wydarzeń zewnętrznych, nawet wydarzeń światowych. Jest to nawet zauważalne w przypadku trzęsień ziemi, wybuchów wulkanicznych etc. Wydawałoby się, że cała Ziemia jest jak to ciało”. 62-23-7 – „Jest to w coraz większym stopniu generalną jogą – dla całej Ziemi. Trwa to tak dniami i nocami, kiedy spaceruję i kiedy rozmawiam, i kiedy jem: jakby ugniatanie i kształtowanie chleba w dzieży”. Ostatecznie, doświadczenie staje się doskonale jasnym i pewnego poranka Matka wykrzykuje: 61-23-12 – „Miałam percepcję potęgi, potęgi pochodzącej od najwyższej miłości (inny stan), jest to fantastyczne! Sprawiło, iż zrozumiała, że dane mi są te warunki po to, aby osiągnęła tę potęgę, która jest rezultatem identyfikacji z wszystkimi materialnymi rzeczami… Rozważałam tę potęgę z praktycznego punktu widzenia w celu zorganizowania materii, nie w sposób przypadkowy lub spazmodynamiczny, jak w przypadku 32


medium, ale jako organizację materii. I wtedy dopiero zaczyna się rozumieć: dlaczego z ‘tamtym’ ma się potęgę, aby ułożyć wszystko na swoim miejscu…! Pod warunkiem, że jest się wystarczająco uniwersalnym. Jest to fantastyczne! Ma to potęgę zmiany wszystkiego i to w taki sposób! Po prostu jest się tamtym, jest się pojedynczą wibracją tamtego. Jakby to powiedzieć, jesteś tamtym, a zatem czynisz tamto. Cóż, oto jest klucz!” 58-26-2 – „Bezpośredni klucz, który nie wymaga żadnej złożonej wiedzy, aby nim operować”. Moglibyśmy powiedzieć, że cała mentalna lub nawet zwierzęca dziedzina jest dziedziną „pośrednią”, jednym z mechanizmów: od polnej myszy używającej swoich zębów do przeżuwania gałązek – aż do naszych fizyków rozbijających atomy w swych cyklotronach. Niezliczone i narastająco złożone mechanizmy, od wibrujących rzęsek, skrzydeł, płetw – do napędów odrzutowych i tekstów. Kolosalny fortel. Jest to trochę tak, jak gdyby ewolucja – to znaczy: pewna energia (a energia idzie w parze ze świadomością, czy jest to „świadomość” jądra wodoru przytrzymująca swój pojedynczy elektron, czy coś jeszcze)

– przybierała coraz to bardziej

przystosowane i skomplikowane mechanizmy czy organy po to tylko, aby ostatecznie osiągnąć ten ewolucyjny punkt zwrotny, kiedy to mechanizm staje się świadomym swego motoru, przestaje dzielić siebie na niezliczone ciała, aby się stać ponownie jednością, z całą swą totalnością, z całym zakresem swej substancji, od galaktyk do atomów, i zaczyna działać bezpośrednio na swoją substancję, swoje jądro, swoje komórki i na całą uniwersalną materię. Po dziedzinach: materialnej, roślinnej i zwierzęcej – nadchodzi przyszła „bezpośrednia” dziedzina: reorganizacja materii poprzez własną potęgę materii i poprzez świadomość zawartą w każdym atomie i każdej komórce. Ale ktoś musiał najpierw osiągnąć „tamten” punkt, atomowy i komórkowy poziom, zamiast wzbijania się na nirwaniczne czy niebiańskie wyżyny; musiał przełamać się przez barierę, która oddziela nas od jutrzejszego „totalnego” środowiska, od naszego następnego, globalnego gatunku, podobnie jak pewnego dnia forma mineralna przełamała się poprzez bariery swej własnej inercji. Początek ewolucji spotyka się z końcem; potęga odnajduje znowu swoja potęgę i nieświadomość – swoją pogrzebaną świadomość. „Zbawienie jest kwestią fizyczną” – powiada Matka. 68-11-12 – „Ciało jest bardzo, bardzo prostą rzeczą, bardzo podobną do dziecka i miewa ono te doświadczenia w tak przymuszający sposób, rozumiesz, ono nie potrzebuje szukać czegokolwiek: Ono jest tam. I dziwi się, dlaczego ludzie nigdy nie znali tej formy od początku: Dlaczego wszak szukają oni różnego rodzaju rzeczy – religii, bogów i wszystkich tych… rzeczy? Podczas gdy jest to tak proste! Tak proste! Jest to tak oczywiste dla ciała”. 64-30-10 – „Wszelkie mentalne konstrukcje, według których ludzie próbowali żyć i realizować na Ziemi, nadchodzą do mnie z różnych stron; wszystkie wielkie szkoły myśli, wielkie idee, wielkie urzeczywistnienia, wielkie… a następnie, niżej na skali – religie; och. Jakimże dziecinnym się to wszystko wydaje! I istnieje pewność w głębinach materii, że rozwiązanie leży właśnie tam. Och, ileż hałasu, jakże próżno próbowaliście! Zejdźcie w siebie samych wystarczająco głęboko, pozostańcie tam spokojnie i „tamto” się stanie. I nie możecie zrozumieć, że wystarcza jedynie być tamtym.”

33


61-18- 2 – (Pytanie: Ale dlaczego jest koniecznym wejście wewnątrz? Dlaczego nie oddziaływać na materię od góry?) „Oddziaływać odgórnie? Oddziaływałam w ten sposób przez ponad 30 lat! Nie zmienia to niczego! Niczego nie transformuje. Transformacja oznacza transformację. Aby transformować musi się zejść w głąb ciała i jest to okropne… Ale inaczej nic by się nigdy nie zmieniło, pozostałoby tym samym. Widzisz, jest całkiem łatwo pozować jako superman! Ale pozostaje to eterycznym, nie jest to prawdziwa rzecz, ani następne stadium ziemskiej ewolucji”. 62-24-5 – „Istnieją dwie pozycje: pozycja spirytualna i materialistyczna – każda zaś uważa siebie za unikatową i wyłączną, a zatem zaprzecza wartość innej w imię prawdy – obydwie są nieadekwatne i nie tylko, ponieważ nie dopuszczają tej przeciwnej, ale ponieważ nawet dopuszczenie i zintegrowanie obydwu nie jest wystarczające dla rozwiązania problemu. Istnieje coś więcej, trzecia pozycja, która nie jest wyprowadzana z tych dwóch, ale czymś, co należy odszukać i co prawdopodobnie otworzy drzwi do totalnej wiedzy. To właśnie coś – jest czymś, czego poszukujemy, może nie tylko poszukujemy, ale to robimy”. Nowa fizjologiczna pozycja materii. Już dłużej nie pozycja filozoficzna z tak zwanymi materializmami i spirytualizmami, które są jedynie dwoma stronami tej samej, fałszywej wizji materii, ale pozycja ciała – w ciele, która zmieni wszystkie prawa starego „układu odniesienia”. Nowy sposób życia w materii, które zreorganizuje materię poprzez swą własną potęgę i ostatecznie zmieni śmierć – gdyż śmierć była jedynie odwrotną stroną tego życia, tak samo, jak druga strona akwarium nie była końcem ryby, ale początkiem nowego życia w materii. I zerkając w przyszłość, zaczynamy rozumieć środki działania istoty supramentalnej, tzn. jak będzie ona sobie radzić z materią. 58-19-2 i 3-2 – „Kiedykolwiek zachodzi potrzeba jakiejś zmiany, nie jest ona dokonywana poprzez sztuczne i zewnętrzne środki, ale poprzez wewnętrzną operację, poprzez działanie świadomości, które dają formę i wygląd substancji. Życie tworzy swoje własne formy… Co jest tutaj absurdem, to wszystkie te sztuczne środki, których musi człowiek używać; każdy głupiec ma więcej potęgi, jeśli posiada więcej środków do osiągnięcia odpowiednich urządzeń. W supramentalnym świecie wręcz przeciwnie – im bardziej jest się świadomym i dostrojonym do prawdy w rzeczach, tym więcej autorytetu posiada się nad substancją. Tu autorytet jest autorytetem prawdziwym. Jeżeli nie masz tej potęgi, cóż, pozostajesz goły. Nie ma tu żadnych urządzeń, które mogą zastąpić brak potęgi. Tu zaś, autorytet nie jest nawet raz na milion odbiciem czegoś prawdziwego. Wszystko tu jest beznadziejnie głupie!” Och, jakież to prawdziwe! Supramentalna świadomość daje formę materii: modeluje ona materię poprzez wysyłanie właściwej wibracji tak, jak my dzisiaj modelujemy myśli przy pomocy słów. Ale jak się tam dostać? Jaka jest procedura?

34


ROZDZIAŁ 4: ZEJŚCIE W GŁĄB CIAŁA

Nasz problem jest rzeczywiście problemem śmierci. Tak długo, jak fizyczna rzeczywistość trumny lub stosu pogrzebowego nie zostanie zmieniona, nic nie będzie zmienione i będziemy powtarzać „prawo”. Które rządziło życiem od czasów protozoów, nawet jeśli czasowo uda nam się wystartować w owo „falowanie”. „Jest to niemal tak, jak gdyby ten problem został mi umyślnie dany do rozwiązania” – powiedziała Matka. Matka, jest po pierwsze i w największym stopniu walką przeciwko śmierci – ponieważ Sri Aurobindo umarł w 1950 r. Jak Orfeusz i Eurydyka. Przez 23 lata miała ona zmagać się z „problemem” jak lwica. Ale tak naprawdę nie można wejść w „falowanie” i jedność życia tak długo, dopóki coś się nie zmieni w systemie śmierci, gdyż to, co buduje bariery, buduje również śmierć. I co buduje te bariery, jaki jest komórkowy mechanizm śmierci? Naukowcy badają zarysy tego fenomenu i oświadczają: „Kombinacja tego + tego + tamtego – powoduje śmierć”. Ale skąd się bierze owo „to” na pierwszym miejscu? O tym nie mają pojęcia. W pierwszym rzędzie, następna dziedzina będzie posiadać odmienną pozycję odniesienia do śmierci; będzie ona na zewnątrz śmierci. Jeżeli sposób życia ma się zmienić, śmierć również musi się zmienić, albo też będzie to tą samą, starą i nie kończącą się historią, jedynie przetykaną paroma iluzjami jedności czy niebios. A gdzie można odnaleźć miejsce narodzin śmierci? Jedynym sposobem, aby to wiedzieć, jest zejście w głąb ciała. Oto, co zrozumiała Matka w 1959 r. Poprzez „zstępującą ścieżkę”. Może to nawet być to, czym jest samo „zejście do piekła”.

ŚMIERTELNY NAWYK I jak się dokonuje owego zejścia w ciało…? Nasze ciało jest rzeczą doskonale naturalna dla nas, chodzimy na jego dwóch nogach i karmimy je, wyjaśniając i usprawiedliwiając całą tę sprawę kilkoma wygodnymi warstwami filozofii lub werbalnej akrobatyki. I tak się to toczy. Cóż, jeśli mamy zacząć cokolwiek rozumieć w temacie ciała, to musi najpierw ono przestać być „naturalnym”. Tak długo, jak świnka morska zachowuje się normalnie w swojej klatce, będzie ona jedynie produkować dalej świnki morskie, które z kolei wyprodukują więcej świnek morskich. Można próbować zmieniać dietę czy wzorce snu, czy nawet jakość powietrza, którym się oddycha – adepci Hatha Jogi szeroko eksperymentowali z wszystkimi tymi technikami – można nawet zatrzymać bicie serca. I co wtedy? My nie poszukujemy żonglerek starego gatunku, a nawet nie „ulepszonej wersji” starego gatunku. My szukamy czegoś jeszcze. Możemy igrać z wszystkimi mechanizmami ciała, ale nie odsłonią nam one niczego nowego, ponieważ one zaledwie dotykają powierzchni

– i oto dlaczego ani

biologowie, ani adepci Hatha Jogi nie odnaleźli klucza, ani nawet nie zrozumieli rzeczywiście problemu. Jak powiedzieliśmy wcześniej, od czasów polnej myszy nie czyniliśmy niczego innego, za wyjątkiem jedynie żonglerki jednym czy drugim mechanizmem. Coś jeszcze musi zostać odkryte, inny, głębszy klucz wewnątrz ciała.

35


Ale jak się tam dostajemy? Doświadczenie jest rzeczywiście proste

– proste do opisania w każdym przypadku, ale jest ono

bezużyteczne dopóki nie jest ono przeżywane, ponieważ to nie na stronicach książek zmienia się funkcjonowanie ciała. Nie poszukujemy następnej teorii, ale nowej kreacji. Kombinując biologię z Jogą, moglibyśmy sobie wyobrażać, że owo „zejście” będzie nam mogło odsłonić bzyczącą sieć nerwów i żył, że będziemy słyszeć palpitacje i wibrować z jądrami i dendrytami – żyć w naszym ciele na poziomie mikroskopowym, poprzez jakiegoś rodzaju elektroniczne lub joginiczne powiększające szkło, w celu odgrzebania owego „klucza”. Ale klucz nie leży w żadnej rzeczy, w żadnej z tych drobnych rzeczy – nasze ciało jest wspaniałym ciałem, tak samo dobrym, jak ciało węża czy ryby, z jedynie drugorzędnymi mechanicznymi różnicami. Cóż więc zabrania tej wspaniałej rzeczy bycia samą wspaniałością? Co powoduje, że przekształca się to w ciało raczej ludzkiej istoty, niż chrząszcza – z których obydwoje są istotami śmiertelnymi, o czym należy pamiętać? Biologowie, którzy zwykle dają odpowiedź w terminach operujących procesów, ponieważ jest to jedyna rzecz, którą mogą uchwycić, odpowiedzą nam, że to ciało jest ciałem ludzkim, a nie innym, ponieważ pewne aminokwasy – takie same, począwszy od prymitywnego wirusa do Einsteina – są połączone albo „skręcone” w pewien sposób, w pewnym porządku, produkując raczej ludzkie niż jakieś inne proteiny. I nie ma stąd ucieczki, jest to niewzruszalne i naukowe, począwszy od pierwszej wodorowej chmury: będą one skręcane w ten sam sposób lub nieco odmiennie, na zawsze. „Materializm jest ewangelią śmierci” – miała powiedzieć Matka w prosty i uderzający sposób (a ponieważ spirytualizm jest ewangelią niebios, musimy naprawdę odnaleźć coś jeszcze, co mogłoby być wygodniejszym pomiędzy tymi dwoma ekstremami i bardziej odpowiednim dla życia). Ale co sprawia, że są one skręcane w ten szczególny sposób? Jaki jest pierwotny mechanizm, ta ukryta siła, która sprawia – lub zmusza je – do skręcania w ogóle, bez większej różnicy pomiędzy homo sapiens a jaszczurką? To nie różnica pomiędzy jaszczurką a istotą ludzką, która nas ciekawi, ale sam fakt owego skręcania. Jakiemu ono podlega prawu? Oto, czego naukowcy nie wiedzą. Ale Matka wie. Oto jest właśnie „klucz”, który nas interesuje. Gdyż jeśli posiadamy ten sekret… niekoniecznie po to, byśmy zaczęli skręcać proteiny w inny sposób, dając narodziny jakiemuś wątpliwemu nowemu gatunkowi, ale w takim przypadku posiedlibyśmy klucz do samego życia: dlaczego staje się ono tym czy tamtym, rybą czy istotą ludzką, albo raczej dlaczego wpada ono w określony, typowy nawyk i może dlatego umiera. Od jednego gatunku do następnego istnieje jedynie odmienny nawyk w skręcaniu tych samych materiałów. Co kontroluje ten nawyk materii? Oto prawdziwe pytanie. Jeśli znajdziemy na nie odpowiedź, wtedy może odnajdziemy powód, dla którego umieramy i być może utracimy ten nawyk umierania. Pewien nawyk.

WARSTWY MENTALNE Tak więc owo zejście w ciało nie dokonuje się poprzez żadne techniki jogi, ale w najprostszy z możliwych sposobów: idzie się w to, co tam jest. I nie musi się przenikać w żadną sieć żył i dendrytów, ale w coś zupełnie 36


innego, co również przypomina dziwną amazońską dżunglę. Po to, aby postrzegać i doświadczać komórki – musimy najpierw przedostać się przez to, co je pokrywa: ciemne, brzęczące pokłady, jeden po drugim. Pierwszym z tych pokładów jest nasza intelektualna warstwa – ta, w której zwyczajnie żyjemy. Jest ona wierzchnią sferą akwarium. Wszelkie idee, filozofie, religie itd. Nie mają w sposób oczywisty nic do czynienia z ciałem. Nie zauważa się nawet tej warstwy, jest ona jak powietrze, którym się oddycha, ale jest to ogromna, gotująca się masa. Wszystko to musi zostać uciszone. Podobnie jak pewne płyny muszą najpierw się ustalić, aby można było przez nie coś widzieć. Stąd pierwszym krokiem jest uciszenie umysłu. Kiedy ta warstwa zostanie w pewnym stopniu oczyszczona – następna pojawia się w polu widzenia z większą ostrością, jako że już dłużej nie jest upiększana poprzez wyższy zgiełk wielkich idei i wzniosłych filozoficznych konceptów; jest to warstwa umysłu emocjonalnego. Ta warstwa jest w sposób zauważalny bardziej lepka. Ale emocje, jakiekolwiek wzniosłe mogłyby one być, nie mają nic wspólnego z ciałem. Stąd następnym krokiem jest uciszenie emocjonalnego umysłu. Jest to już bardziej złożone zadanie, przypominające walki powstańcze na pustyni. Kiedy ta warstwa staje się nieco czystsza i spokojniejsza, pojawia się trzecia, która aż do tej chwili była całkowicie przemieszana z pierwszymi dwoma: jest to zmysłowa część umysłu, która rządzi naszymi reakcjami; w tym punkcie jest to już rzeczywiście gęsta dżungla, rojąca się od wszelkiego rodzaju węży i bagnisk. Nie osiągnęliśmy jeszcze całkowicie ciała, ale już się zbliżamy. Wszelkie odczucia zmęczenia i senności, strachu i bólu, i przyjemności, pociągów i wstrętów, kurczenia i odprężania – jest to ciągle rojowisko. Ale człowiek zdaje sobie sprawę z tego, do jakiego stopnia wszystko to jest rezultatem nawyku, środowiska kulturowego, edukacji; prawdziwy bigos, który nie ma nic wspólnego z ciałem i jest jedynie jakby laminatową pokrywą dla ciała. Trzecim krokiem jest zaprowadzenie przejrzystości w tej zmysłowej części umysłu lub przynajmniej doskonałej neutralności. Najmniejsza kontrakcja lub odrzucenie jest jakby natychmiastowym stawianiem muru; penetracja kończy się i jest się zgubionym pośród akcji i reakcji. W tym punkcie zaczyna się ono nieco chwiać, jak gdyby traciło swoje cumy i nie było zbyt pewnym swojej masy – w rzeczywistości jest ono niezwykle odciążone i lekkie; zaczyna się czuć nieco właściwe „ciało”. I wtedy docieramy do bariery, do warstwy czwartej, czyli do fizycznej części umysłu. Ale nie wie się jeszcze, że to jest bariera, ani gdzie się człowiek znajduje, albo co robi w tej dziwnej dżungli – to dopiero potem, gdy się już ja przekroczy, zdaje się sprawę, że to była zapora i co ona znaczyła. W tym czasie – i „ten czas” trwał latami dla Matki – jest to tylko nie kończącą się, mikroskopijną, lepką i syczącą magmą i nie wie się jeszcze, czy prowadzi ona na jakąś „drugą stronę”, czy też wiedzie do dezintegracji ciała, lub nawet czy istnieje jakaś druga strona tego mikroskopijnego piekła, które jest tak silnie stopione z ciałem, że wydaje się, iż każda próba oderwania tej warstwy oznaczałaby rozdarcie samego ciała na kawałki. Kiedy Francesco de Orellana, powracający z Andów, przeszedł po raz pierwszy w dół rzeki Amazonki – nie była ona jeszcze nazywana Amazonką, ale „miejscem” z poplątanymi lianami i aligatorami i nie wiedział on, czy zaprowadzi go ona do Atlantyku, czy do śmierci: nie miał też żadnego pojęcia o tym, co przemierzał. Łatwo jest narysować mapy po fakcie.

37


Podamy tu jedynie kilka stadiów lub wskazówek owego przedzierania się poprzez sukcesywne warstwy aż do bariery fizycznego umysłu. 65-24-7 – „Kiedy się przygląda bliżej, człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że to, co zabiera najwięcej czasu, to stawanie się świadomym tego, co musi zostać zmienione, aby posiąść stały kontakt umożliwiający zmianę”. Ile czasu zabrakło naszym wielkim małpim przodkom, aby zdać sobie sprawę, że to, co się naprawdę liczy, to nie huśtanie się na gałęziach, ale przemyślne siedzenie w kącie zagajnika i gapienie się na… nic? 66-30-3 – „Jeżeli pragnie się doświadczać ciała, musi się żyć w ciele! Oto, dlaczego starożytni mędrcy i święci nie wiedzieli, co robić ze swymi ciałami: wychodzili więc z nich i medytowali, tak więc ciało nie uczestniczyło w tym w ogóle!” 63-10-8 – „Jest to monumentalną walką przeciwko nawykom, datującym się tysiące lat wstecz”. 59-19-5 – „Kiedy dochodzi się do ciała i pragnie się je zmusić do zrobienia jednego tylko kroku naprzód – och, nawet nie całego kroku, ale choćby ułamka – wszystko zaczyna trzeć i zgrzytać: jest to, jak gdyby wdepnęło się w mrowisko”. 56-27-6 – „Jeśli się tylko pragnie postępu, natychmiastowo napotyka się na opór wszystkiego, co postępu odmawia, wewnątrz siebie i wokół na zewnątrz”. 58-25-6 – „Istnieje taka długa droga do przejścia pomiędzy zwykłym stanem ciała, tą niemalże całkowitą nieświadomością, do której jesteśmy przyzwyczajeni, ponieważ tak to już jest, i doskonale rozbudzoną świadomością, odpowiedzią wszystkich komórek, wszystkich organów i funkcji cielesnych… Pomiędzy tymi dwoma wydają się istnieć całe stulecia pracy”. 53-14-10 – „Śmierć nie jest czymś nieuniknionym, jest to wypadek, który zdarzał się zawsze, aż do teraz (albo się wydaje, że się zawsze zdarzał) i jest to naszym zamiarem, aby przezwyciężyć i pokonać ten wypadek. Ale oznacza to tak straszną i gigantyczną walkę przeciwko wszystkim prawom Natury, wszystkim kolektywnym sugestiom, wszystkim ziemskim nawykom, że dopóki człowiek nie jest nieustraszonym wojownikiem, gotowym do przejścia przez cokolwiek, dotąd najlepiej nie rozpoczynać walki. Absolutna odwaga jest wymagana, ponieważ na każdym kroku, w każdej sekundzie musi się toczyć wojnę przeciwko wszystkiemu, co jest już ustabilizowane. Tak więc nie jest to czymś łatwym. Nawet indywidualnie, musi się człowiek zmagać z sobą, gdyż jeżeli się pragnie, aby fizyczna świadomość osiągnęła stan pozwalający na fizyczną nieśmiertelność, to musi się być tak wolnym od wszystkiego, co ma znaczenie dla obecnej świadomości, że jest to walką w każdej sekundzie; wszystkie uczucia, wszystkie wrażenia, wszystkie wstręty, wszystko co składa się na materiał naszego fizycznego życia – musi zostać przezwyciężone, transformowane i uwolnione od swoich nawyków. Oznacza to walkę w każdej sekundzie przeciwko tysiącom i milionom przeciwników”. 63-30-10 – „Ciało zaczyna rozumieć jedną rzecz: to mianowicie, że wszystko to dzieje się dla postępu. Wszystko to, co zachodzi, ma za zadanie osiągnąć prawdziwy stan, stan, w którym komórki powinny być, aby 38


można było osiągnąć pełnię realizacji. Nawet ciosy, nawet ból czy pozorna dezorganizacja – wszystko służy temu celowi. I tylko wtedy, gdy ciało przyjmuje to w nieprawidłowy sposób, jak idiota, tylko wtedy czuje się gorzej”. 60-28-1 – „Trudności biorą się z bardzo małych rzeczy, które wydają się zupełnie zwyczajnymi – ale blokują one drogę. Pojawiają się one bez powodu, fraszka, słowo, choroba uderzająca kogoś bliskiego; nagle wszystko się we mnie kurczy i muszę zaczynać pracę od nowa, jak gdyby nic nie zostało zrobione. Moglibyśmy myśleć, że forma cielesna jest punktem koncentracji i że bez tej koncentracji czy sztywności fizyczne życie byłoby niemożliwe. Ale to nie jest prawdą! Ciało jest tak naprawdę wspaniałym instrumentem, jest ono zdolne do rozprzestrzeniania się, do bezmiaru; a potem wszystko, najdrobniejszy gest, najlżejsza praca jest wykonywana w cudownej harmonii z zauważalną plastycznością; i nagle, na skutek jakiegoś trywialnego detalu, podmuchu powietrza, niemalże niczego, zapomina ono – kurczy się w sobie z powrotem ze strachu przed zniknięciem i utratą swego istnienia. I wszystko musi być rozpoczynane znowu od początku”. 61-15-7 – „Bycie świętym lub mędrcem nie jest w końcu taką trudną sprawą, ale transformacja supramentalna, to zupełnie inna rzecz, och… Nikt jeszcze nie szedł tą drogą; Sri Aurobindo był pierwszym i odszedł od nas, zanim zdążył powiedzieć, co czynił. Ja dosłownie przecinam ścieżkę przez dziewiczy las – gorzej nawet niż to. I czuję, że nie wiem nic, w ogóle. Z czysto materialnego punktu widzenia, to znaczy chemicznie, medycznie czy terapeutycznie rzecz biorąc, nie sądzę, aby wielu ludzi mogło wiedzieć to (może istnieją i tacy, w każdym przypadku – ja nie wiem); z punktu widzenia jogi jest to bardzo łatwe, wiesz co masz robić i wykonujesz to z łatwością, nie ma w tym nic nadzwyczajnego; ale ta transformacja materii jest czymś jeszcze! Co należy robić? Jak to należy robić? Jakim sposobem? Czy istnieje w ogóle jakiś sposób? Czy jest jakaś procedura? Prawdopodobnie nie ma. Świadomość, jak wielka jest ta rzecz, jest mi dawana stopniowo, kropla po kropli… tak, abym nie została zmiażdżona. Osiągnęło to punkt, w którym całe duchowe życie, wszyscy owi ludzie i rasy, które próbowały tego od początku czasu, wszystko to wydaje się niczym, jakby dziecinną grą w tym porównaniu. I jest to praca nie przynosząca chwały: nie ma się żadnych rezultatów, żadnych doświadczeń napełniających ekstazą czy radością – nic z tego, jest to odstraszającą pracą. Jest to prawdziwie podróż w nicość z niczym, na pustyni najeżonej wszystkimi możliwymi pułapkami i przeszkodami. A ty poruszasz się z zawiązanymi oczyma, nie wiedząc nic. Jeśli oczy ciała mają się otworzyć, oczy umysłu muszą się zamknąć. 60-16-5 – „:Tam w górze wszystko jest doskonałe, ale tu na dole – jest to mrowisko. Tak naprawdę, jest to walka przeciwko bardzo, bardzo małym rzeczom; pewnym nawykom bycia, pewnym sposobom czucia, reagowania…” 69-27-12 – W kwestii dotyczącej spraw materialnych, inteligentni ludzie automatycznie czują, że jest to wszystko zwyczajna wiedza i solidny grunt oparty na ustabilizowanym doświadczeniu i oto właśnie, gdzie odsłaniają oni słabą stronę. I oto właśnie, czego uczone jest ciało: tego naszego chorobliwego sposobu widzenia i rozumienia rzeczy opartego na: prawidłowym i nieprawidłowym, na dobrym i złym, na świetle i ciemności, na 39


wszystkich tych sprzecznościach; nasza cała ocena i koncepcja materialnego życia jest na nich oparta. Nawet fizyczna część nas samych, która powinna wiedzieć jak żyć i co robić, i jak to robić – musi również zrozumieć, że nie jest to prawdziwą wiedzą, że nie jest to prawdziwy sposób działania w odniesieniu do zewnętrznych rzeczy. Na przykład działająca w tej chwili świadomość nieustannie prowokuje ciało, jak gdyby powiadając: Widzisz, ty odczuwasz w ten oto sposób; cóż, na czym on jest oparty? Myślisz, że wiesz, ale czy tak naprawdę wiesz co się kryje poza twoimi uczuciami…? i tak dalej, w odniesieniu do każdej drobnej sprawy codziennego życia. Jest to stała, żyjąca demonstracja, że kiedykolwiek dokonujesz czegokolwiek z poczucia osiągniętej mądrości, osiągniętej wiedzy lub przeszłych doświadczeń, jakże… fałszywym jest to naprawdę i że istnieje tam rzeczywiście coś jeszcze poza tym wszystkim”. 58-10-5 – „Jesteś bity i nękany, dopóki nie zrozumiesz – dopóki nie znajdziesz się w tym stanie, w którym wszystkie ciała są twoim własnym ciałem. Jeśli tylko najlżejsza reakcja ego, ja interweniuje w ciele – natychmiastowo powstaje mur: jest to stara historia jednokomórkowego organizmu i jego protekcyjnej membrany”. 60-12-11 – „Coraz to bardziej totalna i integralna zgoda, coraz to bardziej akceptujące poddanie się… Oto, kiedy się czuje, że jedynym sposobem jest właśnie być jak dziecko. Jeśli zaczniesz myśleć: Och, chciałbym być kimś takim! Och, powinienem być w taki to a taki sposób – marnujesz tylko czas”. Jak można by w ogóle móc wiedzieć, czym być, aby należeć do nowego gatunku? 60-17-12 – „Czasami człowiek czuje: Otóż to! Znalazłem wyjście!” Ale rozpada się to i następuje powrót do ciężkiej pracy. Czasami czuje się, jakby się wpadało w dziurę, prawdziwą dziurę i jak się z niej wydostać? Trwa to czasem tygodniami ostatnio. Ale ponad wszystko, poczucie tego, co ważne i nieważne – jest czymś, co zupełnie zanika. Pozostawionym jest się jakby… z niczym! Nie ma żadnej skali ważności! Jest ona całkowicie naszą mentalną głupotą, ponieważ albo nic nie jest ważne, albo wszystko jest jednakowo ważnym. Pyłek kurzu, który się ściera ze stołu lub ekstatyczna kontemplacja, wszystko jest tym samym. Jest to oczywiste: cóż bowiem jest ważnym dla następnego gatunku? Będziemy to wiedzieć tylko wtedy, gdy tam dotrzemy. Kość ogonowa jest nieważną pozostałością organu, który był całkiem ważny dla małp”. 62-6-10 – „Jest to łatwe do zrozumienia: gdyby to był przypadek zatrzymania jednej rzeczy po to, aby rozpocząć następną, można by to zrobić całkiem szybko. Ale utrzymywanie ciała przy życiu, upewnianie się, że będzie kontynuowało ono swoją funkcję, kiedy jednocześnie poszukuje się nowego funkcjonowania i transformacji… to sprawia coś w rodzaju bardzo trudnej kombinacji do urzeczywistnienia. Specjalnie, gdy weźmiemy pod uwagę serce, na przykład: serce musi być zastąpione przez centrum Potęgi, fantastyczną, dynamiczną potęgę! I w jakim momencie powinna być zatrzymana cyrkulacja krwi i wprowadzona ta Siła…? Nie jest to łatwe. W zwyczajnym życiu myśli się o rzeczach, a potem się je wykonuje – a tu jest akurat odwrotnie! Musi się najpierw dokonywać rzeczy, a potem dopiero się je rozumie, czasem o wiele później. Musi się najpierw działać bez myślenia. Jeśli myślisz – nie osiągniesz niczego: jesteś po prostu z powrotem w starej rutynie”. 40


62-30-10 – „Jest to nowe, to znaczy, że nie wiesz, czy dokonujesz postępu, czy nie! Nie wiesz dokąd idziesz lub na jakiej jesteś drodze. Zdarzają się wprawdzie różnego rodzaju rzeczy, ale czy są one częścią drogi czy nie? Nie mam pojęcia. Tylko na drugim końcu drogi człowiek wie”. 63-22-6 – „Jest to rzeczywiście okres tranzycji nie przynoszący satysfakcji w tym sensie, że nie ma się już dłużej tej siły i zdolności, którą się zwykło mieć i nie ma się jeszcze tej potęgi i zdolności, którą się przeczuwa – jest się pośrodku drogi, ani tutaj, ani tam. I zdarzają się zupełnie zadziwiające rzeczy, które pozostawiają cię z wytrzeszczonymi oczyma: Ach, a więc tak to wygląda! Ale jednocześnie istnieją tak męczące ograniczenia, tak męczące!” 71-29-12 – „Dla mnie, najkrótszą drogą było… (jak to powiedzieć) rosnące poczucie mej własnej bezsensowności, nieistnienia. Zdanie sobie sprawy z mej bezsilności, z mej niewiedzy, poddanie każdej ambicji… Jedynie nie ma tam miejsca dla strachu – jeśli się boisz, staje się to straszne. Na szczęście, moje ciało się nie lęka”. 65-10-10 – „Istnieje cała masa rzeczy uznawanych za nieważne, oto co zapobiega fizycznej transformacji. I ponieważ są to takie drobne rzeczy i uważane za nieistotne, stają się one najgorszymi przeszkodami. Mówię o ludziach, o oświeconej świadomości, którzy żyją w prawdzie, którzy posiadają aspiracje i dziwią się, dlaczego ta intensywność aspiracji daje takie nikłe rezultaty – teraz to wiem. Nikłe rezultaty są wynikiem nie przywiązywania żadnej wartości dl tych drobnych, małych rzeczy, które są częścią podświadomego procesu, po to, aby się mogło osiągnąć wolność myśli, uczuć i nawet impulsów, a nie być przez nie fizycznie zniewolonym. Wszystko to musi być odrobione, odrobione, odrobione! Ale przylega on, jest on rzeczywiście lepki, och…!” 67-27-7 – „Moglibyśmy nazwać ten nasz świat – światem złych nawyków”. 67-2-8 i 1-9 – „To, co ja nazywam szczerością, to bycie zdolnym do złapania się w każdej minucie, gdy się bywa częścią starej głupoty”. 65-12-1 – „W dawnych czasach mówiono ci: Och, odejdź stąd! Nie przywiązuj wagi do tej kłębiącej się rzeczy! Ale my nie mamy prawa tego robić! Byłoby to sprzeczne z naszą pracą. Wiesz, osiągnęłam prawie totalną wolność w odniesieniu do mego ciała, aż do punktu, że byłam w stanie być zupełnie niewrażliwa na fizyczny ból, zupełnie; ale w tej chwili nie mam nawet prawa opuszczać moje ciało, czy możesz w to uwierzyć! Nawet kiedy wiję się z bólu lub kiedy wszystko idzie z trudem i mówię do siebie: Och, gdybym tylko mogła uciec w mój błogi stan – ale nie wolno mi tego czynić. Jestem uwiązana tu na dole. To właśnie tutaj, na dole, gdzie realizacja musi zostać osiągnięta”. 60-26-11 – „I chociaż rzeczy nie zdarzają się w zupełnie ten sam sposób, w jaki to ma miejsce w normalnym życiu, to czasami przez 3 lub 4, czasami nawet 10 minut – bywam okropnie chora, z wszystkimi symptomami, że to się już kończy. I jest to tylko po to, aby pozwolić mi doświadczyć, aby zmusić mnie do znalezienia siły. To tylko w tych momentach, kiedy w sposób logiczny, stosownie do zwyczajnej fizycznej logiki, to właśnie przy końcu można uchwycić klucz. Jest to problem przechodzenia przez to bez wahania. Ile więcej takich momentów będzie koniecznych? Nie ma pojęcia. Wyrąbuję właśnie drogę wyjścia”. 41


Ostatnie konwulsje jaszczura były oczywiście koniecznością w pewnym punkcie historii, aby zacząć odnajdywanie klucza do bycia ptakiem. 69-3-5 – „Śmierć, żywność i pieniądze są trzema wielkimi „dominantami” ludzkiego życia, stosownie do tej nowej świadomości – ludzkie życie obraca się wokół tych trzech rzeczy: jedzenia, zarabiania pieniędzy i umierania, i dla tamtej świadomości są one… czasowymi wynalazkami, rezultatem warunków przejściowych, które nie są ani stałe, ani też głęboko zakorzenione. Tak więc uczy ona ciało istnieć w inny sposób”. 61-12-5 – „Nawet w tych momentach w życiu, kiedy miewało się nagły wgląd w nieśmiertelną świadomość, ten kontakt z prawdą, nawet wszystkie te doświadczenia są ładne i dobre, ale to nie to. Jakie jest prawdziwe znaczenie życia: czego to życie dotyczy? Co się poza nim kryje? Dlaczego Pan tak to urządził? Jaki ma w tym cel…? On oczywiście ma sekret i trzyma go dobrze. Cóż, ja, po pierwsze, chcę ten sekret. Dlaczego rzeczy są jakie są? Nie są one oczywiście tylko tak sobie; mają one stać się czymś jeszcze. Cóż, ja pragnę tego czegoś jeszcze”. 62-23-11 – „Każdy krok naprzód zmusza cię do wzięcia kroku, nie tyle w tył, co w ciemność i w terminach fizycznych jest to okropne. Jest to jakby dotykanie głębin nieświadomości i… materii w stanie bezwładu”. 63-21-8 – Nie wiem, czy jest to ostatnia walka, ale sięga ona bardzo głęboko… Jest to pewien rodzaj pierwszej substancji, która została użyta przez Życie, którą charakteryzuje coś w rodzaju niezdolności do odczuwania czy doświadczania jakiegokolwiek powodu dla tego Życia. Mam uczucie, że zbliżam się do dna. W pewnym punkcie był tam przerażający niepokój spowodowany ostateczną nicością – nicością, z której nie można się było wydostać. Nie było ucieczki z tej nicości, ponieważ… nie było tam nic. Przez moment istniało tam okropne napięcie, aż człowiek się dziwi: Czy też eksploduje za chwilę? I oto co jest bazą, fundamentami wszelkiego materializmu”. I nagle – bariera staje się wyraźna: 61-15-7 – „Każda z możliwych przeszkód w podświadomości ciała powstało masowo – jak musiało się to stać i jak pewnie się stało dla Sri Aurobindo, teraz to rozumiem! Cóż, to nie żarty, rozumiesz! Dziwiłam się, dlaczego był on ciągle ścigany przez wszystkie rzeczy – teraz wiem, gdyż dokładnie w świadomości ciała, ale w cielesnej substancji, jaka została zorganizowana przez umysł, można by powiedzieć: owo pierwsze mentalne zamieszanie w Życiu. Wiesz, to jest to, co spowodowało tranzycję ze zwierzęcia do człowieka, pierwsza mentalizacja materii Cóż, coś właśnie tam protestuje i ten protest powoduje fizyczne zakłócenia, naturalnie. Jesteśmy tutaj w przejściu do ludzkiego życia, zanim owo coś, co nie istniało w zwierzętach i co powoduje wszystkie komplikacje ludzkiej egzystencji, jego niewiedzę, jego ból, jego oddzielność i choroby – wszystkie nieszczęścia, które w końcu są prawdziwą przekładnią dla wydostania się z nich, ponieważ zmuszają nas do dotarcia do korzeni rzeczy i odnalezienia klucza, tzn. do fizycznej części umysłu, pierwszej mentalizacji materii. Oto jest bariera. I jednocześnie jest ona otwarciem do nawet i bardziej radykalnego odkrycia, jeszcze głębszej warstwy: warstwy umysłu komórkowego, który trzyma nie tylko potęgę odrobienia naszych nawyków nieszczęścia, ale odrobienia typowych nawyków każdego gatunku, a ostatecznie – nawyku umierania”. 42


ROZDZIAŁ 5 : UMYSŁ FIZYCZNY Ta fizyczna część umysłu jest nadzwyczajnym odkryciem. A jednak – jest ona tuż przed naszym nosem, monotonnie brzęczy w naszych uszach i rządzi naszymi najlżejszymi gestami, tylko że my tego nie zauważamy; lub nawet jeśli zauważamy, to szybko odpędzamy ją jako coś idiotycznego i bez znaczenia, albo też tłumimy ją w natłoku naszych wzniosłych myśli, wzniosłych uczuć i całej tej reszty naszych wzniosłych jakości, które i tak w końcu rozpadają się w kawałki i to właśnie dlatego, że ta mikroskopijna kreatura nigdy nie była brana pod uwagę. Największym odkryciem jest odnalezienie tego, co blokuje drogę. Jeśliby każdy z gatunków wiedział, co blokuje mu drogę do nadejścia nowego gatunku, to wkrótce zacząłby kwestionować i obalać swoje własne wartości, aby znaleźć to przejście. Jednakże dla tego celu konieczne jest pewne poczucie niewygody i pewien rodzaj duszenia się wewnątrz własnego gatunku – i to się stało właśnie naszym przywilejem, pomiędzy wszystkimi małymi bestiami, które szczęśliwie kręcą się w kółko w swoich akwariach. Gdyby pewne ryby nie zaczęły się dusić w swych szybko wyparowujących stawach, nigdy nie wynalazłyby one oddychania płucnego i zmieniły swoje skrzela na kończyny, aby dać początek amfibiom. Ta fizyczna część umysłu jest dokładnie tym, co nas obecnie dusi – podstępnie, różnorodnie i nieubłaganie. Jest ona naszą klatką,. Samymi ścianami naszego ludzkiego akwarium. Nie potrzebujemy jednak nadzwyczajnych mutacji, aby wyjść z naszego akwarium: potrzebujemy jedynie wystarczającego stopnia duszenia się, aby znaleźć drogę wyjścia. I być może nasz gatunek rzeczywiście dociera już do granic duszenia się. „Górna” warstwa tego fizycznego jest nam przynajmniej znajoma; jest to ta, którą ciągle słyszymy, powtarzającą swoje mikroskopijne materialne myśli aż do obrzydzenia, jak stara baba gadająca do siebie. Gdybyśmy jej nie kontrolowali, powtarzałaby ona godzinami i niestrudzenie: „Nie zamknąłeś drzwi, wróć i się upewnij…”, jak pęknięta płyta – a ty wiesz doskonale, że zamknąłeś tamte drzwi! Powtarza ona wszystko: najmniejszy gest, najmniejsze słowo, najmniejsze potknięcie się na schodach – i pamięta ona wszystko, w dwadzieścia lat później, w dokładnych detalach. Nieubłagana pamięć. Choć jest ona rozmiarów główki od szpilki – penetruje każdy zakątek materii, śledzi jej rutyny, a potem powtarza ją ciągle w kółko. W każdym naszym nerwie i od stóp do głowy jesteśmy poznaczeni przez tę rzecz – nawet w naszych komórkach. Tak naprawdę, to jesteśmy dosłownie oplecieni i zupełnie pokryci tym fizycznym umysłem. Jest to wielki utrwalacz, bez którego moglibyśmy zapomnieć, że jesteśmy ludźmi, na zawsze przykutymi do tego sposobu bycia materii i do śmierci. Ale jego rola jest właśnie dokładnie taka: przywiązanie nas do materii. Jego drugą „jakością”, którą możemy dostrzegać niejako w jego wyższych i bardziej widocznych częściach – jest strach. Boi się to zupełnie wszystkiego: „Uważaj, zapomniałeś szalika, przeziębisz się… Uważaj, jeśli pójdziesz zbyt szybko, możesz złamać nogę… Uważaj, nie możesz tego robić, bo zmęczysz serce”. „Nie możesz, nie możesz, nie możesz”: jest to mentalna kreatura rojąca się od wszystkich „nie możesz”. Nawet gdybyś mógł, to ona już temu skutecznie zapobiegnie – oto, dlaczego w końcu i tak nie możesz. Pokrótce – strzeże ona limitów akwarium. Jest to prawdziwy strażnik więzienny. „Doktor powiedział… i profesor powiedział… i słownik Webstera tak mówi… i ksiądz i biolog – czy to nie wystarczy?” „Wszyscy tak mówią, czy to nie dosyć?” Jest to największy 43


logik świata. Wielofasadowa, mikroskopijna, nieubłagana logika. Jest to największy szeryf wszystkich gatunków: „Bądź rozsądny, nie możesz w końcu uciec z akwarium! Nie ma żadnej materialnej wody po drugiej stronie, jedynie śmierć i rybi Duch – który w rzeczywistości tak naprawdę nie istnieje. Nie można w nim pływać, nie można go dotknąć czy zobaczyć, czy ci to nie wystarcza?” Ale ta jego „logika” prowadzi prosto do zamierzonego gniazda: do śmierci. Wszystko tam prowadzi. Nie jest to zachowanie gatunku w żadnym przypadku: jest to zachowanie śmierci. Wystarczy wsłuchać się w jego mikroskopijne pomruki; kiedykolwiek zobaczysz najlżejsze zadrapanie: „Och, czy to nie trucizna?”, czy też najmniejszy oddźwięk w Moskwie”: „Och, czy też będzie wojna?” Przewiduje to każdą z możliwych katastrof, każdą chorobę, każdy wypadek – i ponad wszystko: śmierć. Przewiduje śmierć od samego początku, „To jest choroba, nie ma wyjścia; musisz wziąć tyle a tyle pigułek, musisz zrobić to, nie możesz zrobić tamtego, nie możesz…” Jesteśmy skrępowani od stóp do głowy, w sposób niewidoczny, podstępny i nieunikniony. Jest to coś w rodzaju uogólnionego strachu, wyrytego w materii, jakby pamięć lub żal za szczęśliwą, spokojną inercją kamienia – życie jest niebezpieczeństwem. Śmierć jest w końcu spokojem. Tak więc przędzie i sączy ono swoje małe śmierci w każdej sekundzie, dopóki nie dostanie tego, czego pragnie: „Aha, mówiłam ci”. No ale w końcu cóż by robiła cała eklezjastyczna hierarchia bez tej śmierci? I biolog, i filozof, i cała reszta paczki? Gdy o tym pomyśleć, wszyscy oni żerują na śmierci. A to jest jedynie strażnikiem prawa śmierci od A do Z. Najlepszym przykładem wyczynów tej kreatury jest osoba dotknięta niekontrolowanym drżeniem choroby Parkinsona, która próbuje dalej; „Nie możesz tego zrobić, widzisz, nie możesz chodzić”

– dopóki ta osoba nie zostanie unieruchomiona raz i na dobre. Jego zadaniem jest

unieruchamianie. I tak zdajemy sobie sprawę z fantastycznej hipnotycznej potęgi owej fizycznej części umysłu; trzeba dopiero tego całego odgórnego hałasu umysłowego, aby nie zauważyć wszechmocy tego mikroskopijnego podszeptywacza. Tak naprawdę, to bywa on polem działania wszystkich zawodowych „uzdrawiaczy” i „hipnotyzerów”, kiedy są oni w stanie spowodować, że nie czuje się bólu, gdy inaczej nie można by się powstrzymać od krzyku, lub kiedy sprawiają oni, że człowiek czyni „niemożliwe” rzeczy, zaprzeczające prawom fizyki i wszystkim „nie możesz” – wyłączają oni na moment umysł fizyczny. Doktorzy również oddziałują na fizyczny umysł – czasami, aby wyleczyć chorobę, ale najczęściej aby „utrwalić” ją na dobre. W naszej wyższej świadomości, wyśmiewamy tę zawodzącą i zawsze bojaźliwą kreaturę, wyrzucając ją przez okno – ale ona zawsze pozostaje w podziemiach, przędąc swoje małe śmierci, choroby i wypadki, które ostatecznie kulminują w wielkiej, spokojnej i ostatecznej śmierci. W końcu i tak ona zawsze nas dogania. Coś bowiem w żyjącej materii tęskni za spokojem minerału. Jest to nieusuwalna pamięć, która sięga wstecz, aż do początków czasu… może nawet do tych oryginalnych warunków materii, w których najwyższa potęga została zagrzebana w tym, co wydaje się najwyższą bezsilnością i nieruchomością, w najwyższym ruchu atomów. Jeśli śmierć gatunku jest przeszkodą, musi ona być kluczem do czegoś jeszcze. Gdziekolwiek pojawia się ściana, tam też musi być druga strona ściany. Jedyną prawdziwą przeszkodą jest nie zauważenie ściany. Podamy tu krótką relację z przeprawiania się Matki w tę ostatnią warstwę, która owija nas ściśle i „zamyka” nas hermetycznie w naszym ludzkim, śmiertelnym sposobie bycia. To jest to, co Matka nazywała „straszną rzeczą”. Tak naprawdę, to jesteśmy zawinięci w poczwórne, nakładające się na siebie sieci: pierwszą,

44


o stosunkowo ludzkich oczkach, jest intelektualna część umysłu; drugą, o nieco ciaśniejszych i bardziej lepkich oczkach – jest emocjonalna część umysłu; potem następuje drobnoziarnista sieć zmysłowej części umysłu i ostatecznie, mikroskopijna siatka umysłu fizycznego – pod tym wszystkim znajduje się ciało, to znaczy – nieznane, którego rzeczywistość wymyka nam się zupełnie, ponieważ wszystko, co przypuszczalnie nadchodzi od „ciała” – jest zniekształcone, zafałszowane i – w rzeczywistości – wyprodukowane przez owe cztery sukcesywne warstwy. Tak więc – cóż tam naprawdę kryje się pod nimi? Biologowie mówią o enzymach i molekułach DNA, ale jest to podobne do próby opisywania natury człowieka tkwiącego od zawsze na dnie lochu – a niechby mu pozwolić wyjść z tego lochu na światło i wkrótce odnajdziemy, czy małe molekuły ciągle będą zachowywać się w ten sposób i czy wszystkie owe „prawa” biologów nie są jedynie prawami obowiązującymi w lochu. 54-10-3 – „Oni raczej wolą umrzeć, zatrzymując swoje nawyki, niż żyć nieśmiertelnie, wyrzekając się ich”. 67-15-5 – „Rzucam ci wyzwanie, abyś spróbował zmienić swoje ciało, jeśli twój umysł się nie zmieni. Tylko spróbuj, a zobaczysz, co się będzie działo! Nie możesz nawet poruszyć palcem, powiedzieć słowo czy zrobić krok bez interwencji umysłu; tak więc – jakim instrumentem spodziewasz się zmienić swoje ciało, jeśli wcześniej nie zmieni się twój umysł?” 58-10-5 – „Jedną z najpoważniejszych przeszkód jest poczucie uzasadnienia, jakie zewnętrzna, ignorancka i zwodnicza świadomość nadaje wszystkim tzw. Fizycznym prawom – przyczynom, skutkom i konsekwencjom – i wszystkim fizycznym i materialnym naukowym odkryciom. Wszystko to jest prawdą nie do podważenia dla naszej świadomości i jest tak automatyczna, że nawet nie jesteśmy tego świadomi. Kiedy sprawy dotyczą takich rzeczy jak gniew, pożądanie etc.

– wtedy zauważamy, że są one nieprawidłowe i że muszą zostać

wyeliminowane, ale kiedy jest to kwestią praw materialnych – np. ciała, dotyczących jego potrzeb, jego zdrowia, odżywiania i temu podobnych rzeczy – posiadają one tak solidną i konkretną rzeczywistość dla nas (dokładnie: loch), są one tak solidne, tak ustabilizowane, że wydają się absolutnie nie do odparcia”. 61-17-3 – „Każdy z nas zamknięty jest wewnątrz małej formacji, stworzonej przez najbardziej zwyczajny umył, który modeluje codzienne życie, jak gdybyśmy się znajdowali w ciasnym więzieniu”. 67-21-10 – „A następnie są tam te wszystkie stare rzeczy, które się wywodzą z ludzkich atawizmów: bycie rozsądnym, bycie ostrożnym, bycie sprytnym… przedsiębranie środków, zaopatrywanie się na nieznane okoliczności, och…! Cała ta tkanina, składająca się na zwyczajną ludzką pozę. Jest to tak prymitywne! Cała ta mentalizacja komórek… Komórki zostały „mentalizowane”, czyli zahipnotyzowane i może nawet sterroryzowane przez więziennego strażnika”. …Cała ta mentalizacja komórek jest podobna do tego, pełnego tego; i nie tylko jako rezultat czyjegoś własnego sposobu bycia, ale również sposobu bycia rodziców, dziadków, przyjaciół itd.…

45


68-26-10 – „Jest to rzeczywiście rodzaj piekła! Istnieje jedynie tamta Możliwość (inny stan, na zewnątrz lochu), która powstrzymuje to od bycia piekłem, bo inaczej… widzisz, normalnie wszystkie te poziomy istnienia są wymieszane razem (podobnie jak w majonezie); wszystkie te warstwy są dokładnie przemieszane w największą konfuzję, tak więc, naturalnie, owa straszna rzecz jest jeszcze do zniesienia, ponieważ wszystko pozostałe jest z nią przemieszane! Ale jeśli oddzielisz ją od reszty… Jasnym się staje, że gdyby nie była ona aż tak nie do zniesienia, to nigdy nie uległaby zmianie”. Matka żyła w tej ostatniej „czystej” warstwie, oddzielonej od reszty, na samej granicy ciała, poszukując przejścia. 62-6-2 – „Jest to taka ciemna, oporna świadomość: daje ona wrażenie czegoś niewzruszalnego, niezmiennego i totalnie niewrażliwego; wrażenie, że mogłoby się czekać tysiące i miliony lat i nic się tam nie poruszy. Potrzeba kataklizmu, aby ją cokolwiek poruszyć, jest to rzeczywiście nadzwyczajne! I nie tylko to, ale ta odrobina wyobraźni, którą posiada, jest zawsze zorientowana na katastrofy. Jeżeli coś zdarzy jej się przewidywać, to zawsze przewiduje najgorsze. I to jej „najgorsze” jest tak małostkowe i niskie, jak i brzydkie – jest to naprawdę najbardziej przyprawiająca o mdłości kondycja ludzkiej świadomości i materii. Cóż, znajduję się właśnie pośrodku niej; jestem tu już przez całe miesiące i moim sposobem przechodzenia przez nią jest łapanie każdej z możliwych chorób”. 65-24-7 – „Ten materialny umysł kocha katastrofy i przyciąga je do siebie, a nawet tworzy je, ponieważ potrzebuje on emocjonalnej stymulacji, aby poruszyła ona jego świadomość. Cokolwiek jest nieświadomym lub w stanie inercji – potrzebuje intensywnych emocji, aby nim wstrząsnęły w celu obudzenia. I ta potrzeba tworzy coś w rodzaju przyciągania, albo chorobliwej wyobraźni, w kierunku podobnych rzeczy – kontempluje ona zawsze każde z możliwych zniszczeń, albo otwiera drzwi dla negatywnych sugestii przy najdrobniejszym bólu: „Och, czy to nie jest rak?” 68-9-10 – „Istnieją całe światy sugestii. Na pewnej fali sugestii wszystko jest przerażające, na innej fali sugestii – wszystko jest cudowne; na jeszcze innej, wszystko jest najwspanialsze…” 63-3-8 – „Fizyczna substancja, ta właśnie bardzo elementarna świadomość, która istnieje w fizycznej substancji, bywała tak źle traktowana, że jest jej trudno uwierzyć, aby rzeczy mogły być innymi, niż są obecnie. Miewam takie doświadczenie: kiedy konkretna i bardzo dotykalna interwencja najwyższej Potęgi, najwyższego Światła, bywa doświadczana przez substancję fizyczną, bywa to nowy zachwyt za każdym razem; i w tym stanie zachwytu dostrzegam coś w rodzaju: Czy jest to naprawdę możliwe…? Jest to podobne do psa, który bywał bity tak często, że już nie spodziewa się niczego innego oprócz bicia. Jest to smutne. I substancja fizyczna czuje coś w rodzaju niepokoju wobec energii umysłowej; kiedykolwiek przejawia się mentalna siła, krzyczy ona nieomal: Och, nie! Już dosyć! Dosyć! Jak gdyby była ona całą przyczyną męki. Odczuwa ona siłę mentalną jako coś suchego i pustego, sztywnego i nieustępliwego – specjalnie zaś suchego i pustego; opróżnione z prawdziwych wibracji. Wydaje się uważać to za Wroga. I dzisiaj rano miałam coś w rodzaju wizji, odczucie kursu, który wiódł od zwierzęcia do człowieka, a potem z powrotem do stanu nadrzędnego nad zwierzętami, 46


gdzie życie, akcja i ruch nie są produktem umysłu, ale siły, którą się odczuwa jako siłę bezcieniowego światła, czystego światła nie rzucającego cieni, które jest absolutnie spokojne. I w tym spokoju jest tak harmonijnie i słodko… och, jest to najwyższy odpoczynek!” Już nie nostalgiczny powrót do spokoju minerału, ale komórkowy odpoczynek w wielkiej przestrzeni bez ścian. „Wyzwolenie” jest wewnątrz ciała. 64-7-10 – „Wielkim problem w materii jest to, że materialna świadomość, w znaczeniu umysłu wewnątrz materii, została uformowana pod ciśnieniem trudności – trudności, przeszkód, cierpienia, walki. Została ona złożona razem, jakby to powiedzieć, przez owe rzeczy i nadały jej one niemalże piętno pesymizmu i defetyzmu, co jest oczywiście największą z przeszkód. Zawsze muszę sprawdzać, odsuwać, przeinaczać jakiś pesymizm, wątpliwość czy defetystyczną wyobraźnię. Ileż razy zdarzyło się tak, że pośród dotkliwego bólu, kiedy czuję się coraz bardziej nie do zniesienia, mały wewnętrzny ruch zachodzi w komórkach: wysyłają one swoje SOS… i wszystko ustaje, ból znika. Ból jest zastępowany przez uczucie błogiej szczęśliwości. Ale pierwszą reakcją owej głupiej, materialnej świadomości jest ha, zobaczymy, jak długo to potrwa! ten ruch, oczywiście, rujnuje wszystko. Muszę zaczynać wszystko od początku”. 58-10-5 – „Jak tylko ciało staje się świadome, jest ono również świadome własnego fałszu! Jest ono świadome tego prawa, tamtego prawa i jeszcze trzeciego, czwartego i dziesiątego prawa – wszystko jest prawem. Jesteśmy podporządkowani fizycznym prawom: jeśli zrobisz to i to, to taka i taka rzecz się zdarzy i… Ech, emanują one z każdego poru! Musimy zdać sobie sprawę z faktu, że to nie jest prawda – to nie jest prawdą, jest to absolutny fałsz! To nie jest prawdziwe! Jeśliby tylko ludzie mogli doświadczyć tego, co ja doświadczałam kilka dni temu…” Gdyż czasami oczka sieci otwierają się szerzej i inny stan bywa przefiltrowany do wewnątrz, który wydaje się tak cudowny, jak zielone łąki mogłyby się wydawać człowiekowi, który właśnie uciekł z lochu: …To doświadczenie jest najwyższą wiedzą w akcji, kasującą totalnie wszystkie przeszłe i przyszłe konsekwencje… I tutaj właśnie pozostawia nas z wytrzeszczonymi oczyma: …Każda sekunda posiada swoją wieczność i swoje własne prawo, które jest prawem absolutnej prawdy. A potem oczka sieci zwierają się ponownie. 65-10-7 i 4-8 – „Mogę ci powiedzieć, że mentalne zniekształcenia u lekarzy są potworne: przylegają one do twego mózgu, pozostają tam i powracają w 10 lat później. Doktorzy mają, och, mają hipnotyczną potęgę nad materialną świadomością… co jest nieco przerażające. Lekarz krystalizuje chorobę, czyni on ją konkretną, twardą; a potem otrzymuje kredyt za wyleczenie jej… Kiedy może tego dokonać”. 66-25-10 – „Obserwowałam, widziałam potęgę myśli nad ciałem – jest ona fantastyczna! Człowiek nie może nawet sobie wyobrazić, jak ona jest fantastyczna. Nawet podświadoma myśl, czasami nawet świadoma, posiada efekt i prowokuje niewiarygodne rezultaty. Przez ostatnie dwa lata studiowałam to w szczegółach – jest 47


to niewiarygodne! Drobne, małe mentalne lub witalne reakcje, które wydają się być całkowicie nieważnymi dla naszej normalnej świadomości, wywierają efekt na komórkach i mogą tworzyć fizyczne zaburzenia. Ale wiem na pewno, że jeżeli człowiek będzie mógł poddać całą tę masę fizycznego umysłu pod ścisłą kontrolę, wszystko będzie możliwe, gdy ma się tę kontrolę; nie jest to Los lub coś poza naszym zasięgiem; nie jest to żaden rodzaj prawa Natury, z którym nic nie można zrobić. Przez dwa lata do chwili obecnej kolekcjonowałam doświadczenia najdrobniejszych detali, rzeczy, które mogą się wydawać zupełnie błahe – nie jest to praca dla megalomanów; musi się wyrazić zgodę i doceniać fakt, że w tej mikroskopijnej pracy nad ustaleniem prawdziwego nastawienia wewnątrz kilku komórek – leży klucz do wszystkiego”. 60-5-11 – „Zeszłam gdzieś w świadomości w tę jej część, która żyje stale w stanie podejrzliwości, alarmu, strachu, niepokoju… jest to rzeczywiste i naprawdę przerażające. I nosimy to wszystko wewnątrz siebie! Nie zauważamy tego, ale to tam jest – tchórzliwe – i właśnie to może spowodować, że zapadniesz na chorobę w jednej minucie. Jest to zakorzenione w podświadomości komórek. Musi się zejść aż na sam dół – aby to zmienić. I to jest przyczyną wielu nieprzyjemnych momentów, wiesz”. 63-19-6 – „Problem wydaje się stawać coraz bliższy, naciskający i miażdżący. Jest to ta praca nad fizycznym umysłem, nad materialną częścią umysłu. I szukam drogi na dole – drogi wyjścia tam na dole – i nie mogę tego znaleźć. Ścieżka, której szukam, jest zawsze zstępująca, zstępująca – nigdy nie prowadzi w górę, ale zawsze schodzi w dół, w dół, w dół. Och, nie mam pojęcia – kiedy to się skończy”. 60-13-12 – „Jest to najniższy poziom, który syczy i gotuje się. I jak tu zakaż temu głupiemu, trywialnemu i – najbardziej ze wszystkich – defetystycznemu, automatycznemu procesowi oddziaływania przez cały czas? Jest to rzeczywiście automat: żadna świadoma wola nie może go poruszyć – nic. I jest tak blisko powiązany z fizycznymi chorobami. Jestem akurat pośrodku problemu”. A następnie maska zostaje zdarta z „problemu”: ściana zaczyna pojawiać się czysto i wyraźnie, i jak tylko się wie, czym jest ściana, to już zaczyna się mieć odpowiedź. Dziwnym trafem Matka napotkała tę ścianę dzięki komuś w swym otoczeniu, dotkniętemu chorobą Parkinsona: 65-18-12 i 63-18-11 – „Kiedy ten materialny umysł pochwyca jakąś idę, jest on dosłownie opętany przez nią i nie może się sam od niej uwolnić. I oto, czym są choroby. Weź chorobę Parkinsona na przykład: owo drżenie jest rezultatem bycia opętanym przez ideę, przez pewien stan hipnozy w połączeniu ze strachem wyrytym już w materii. Te dwa czynniki występują razem: opętanie i strach. W starożytnych pismach było to porównane do złamanego psiego ogona. Jest to rzeczywiście tylko to, coś w rodzaju zmarszczki, która próbuje się wyprasować, a ona powraca zaraz, automatycznie i głupio: wyprostowujesz ją, a ona marszczy się znowu, wyrzucisz ją, a ona wraca z powrotem. Jest to nadzwyczaj interesujące, ale bardzo złośliwe. I wszystkie choroby są do tego podobne, każda jedna z nich, jakiekolwiek by nie były ich zewnętrzne objawy – zewnętrzny objaw jest pewną formą tej samej rzeczy, ponieważ formy i pozory przybierają wszelkie możliwe kombinacje i te, które odpowiadają podobnym wzorcom, są klasyfikowane przez doktorów pod jedną lub drugą nazwą… a komórki i ciała podlegają temu materialnemu umysłowi”. 48


Matka osiągnęła dno. To odkrycie, które nie wygląda aż tak okazale, jest całkiem zadziwiające. Spędzamy nasz czas szukając odpowiedzi na prawo i lewo, w chromosomach i molekułach, i penicylinie, i w całym tym worku sztuczek nauki, która kodyfikuje więzienne ściany – po to tylko, aby zdać sobie sprawę, że są one niczym więcej, jak tylko kodem naszego własnego, obwarowanego ścianami, hipnotyzmu. „Czy wiesz, że ściany składają się z 10 miliardów atomów na molekułę DNA i że jest tam miliony miliardów atomów w centymetrze sześciennym materii – tyle właśnie, ile jest ziarenek piasku we wszystkich oceanach połączonych – i jest tam dwadzieścia rodzajów aminokwasów i pięć rodzajów nukleotydów i że po prostu nie istnieje żadna droga wyjścia z tego?” 1 A potem… potem nie ma nic, za wyjątkiem cienkiej jak papier kreacji naszej własnej koncepcji materii: to nie tam istnieje przeszkoda, to nie jest ściana. Ścianą jest to, co myślimy, że jest. I wszelkie „prawa” naszego gatunku są tym, czym gatunek myśli, że są. Umysł wyryty w materii. Potem możemy zacząć wyobrażać sobie, że w końcu może istnieć droga wyjścia.

ROZDZIAŁ 6: PRZEJŚCIE Gdybyśmy mieli liczyć tylko na własne siły, byłoby praktyczną niemożliwością przedostanie się przez mikroskopijną sieć fizycznego umysłu. Jest to sieć jakby z gumy: naciśnie się ją, a ona wraca z powrotem; uderza się ją, a ona odbija uderzenie. Moglibyśmy to robić przez całe wieki – oto jest właśnie to, co zapewnia stabilność naszemu gatunkowi. Ale od czasu do czasu, coś bardzo ciekawego się zdarza: przez kilka sekund oczka sieci się rozluźniają. I wtedy ma miejsce przytłaczająca inwazja – ale to rzeczywiście „przytłaczająca” i widzimy od razu, dlaczego trwa ona tylko kilka sekund: adaptacja do tego jest niezbędna. Jeśliby się miało zanurzyć karpia, powiedzmy na głębokość 6 tysięcy stóp, zostałby on zmiażdżony. A owe sekundy wytrwale powtarzają się przez lata, dopóki ciało nie stanie się do nich przyzwyczajone. Ale pierwsze otwarcie jest konieczne i automatycznie idą za nim następne, ponieważ nie istnieje nic bardziej upartego od materii. Poza tym zejście na poziom fizycznego umysłu jest czymś tak duszącym, że powoduje ono niezbędne wołanie o nieco powietrza i ewentualnie prowokuje pierwszą inwazję owego „milieu” – takie samo prawo wydaje się stosować na każdym poziomie danego gatunku: znaczny stopień duszenia się lub rozpadania istniejącego „milieu” jest konieczne, aby pozwolić się zamanifestować następnemu milieu. Przeszkodą jest jednoczesna przekładnia. Nasza obecna epoka w sposób zauważalny przypomina koniec ery dinozaurów, kiedy to już zdewastowały Ziemię – my musimy znaleźć inny sposób, aby żyć lub oddychać, albo też przestać się dusić. I każdy gatunek posiada swego pioniera, pierwszą rybę, która wypróbuje oddychanie płucne lub coś jeszcze – kogoś, kto zrobi ten pierwszy krok. Sri Aurobindo

1

Zapożyczyłem moją wiedzę z godnej uwagi książki dra Roberta Jastrowa „Czerwone Giganty i Białe Karły”, Wyd.

Warner Books, N.York, 1980.

49


i Matka nie są ani filozofami, ani mędrcami czy świętymi; są oni pionierami lub eksperymentatorami następnego gatunku.

SUPRAMENTALNA WIBRACJA Gdy po raz pierwszy nastąpiło rozdarcie w owej sieci, był to rok 1958, rok pierwszego amerykańskiego satelity „Explorer I”. Potem zdarzało się znowu i znowu, w coraz to większych proporcjach, aż do wielkiego wyjścia w „inny stan” w 1962 r. Poniżej Matka opisuje doświadczenie, które jest bardzo podobne za każdym razem: 58-8-11 – „Wydawałam się zstępować w przepaść pomiędzy dwoma prostopadłymi skałami, zrobionymi z czegoś twardszego od bazaltu, ale jednocześnie metalicznego. Wydawało się to bez końca i bez dna, stając się coraz to ciaśniejszym, jak zwężający się lejek. I dno było niewidoczne – absolutna czerń. I schodziłam tak na dół i na dół, bez powietrza, bez światła… dusząc się. Nagle, jak gdybym wpadła w źródło na samym dnie – źródło, którego nie widziałam

– i zostałam wyrzucona z przepaści z nieprawdopodobną siłą, w nieograniczoną

przestrzeń bez żadnej formy. Było to wszechpotężne i nieskończenie bogate, jak gdyby ten bezmiar składał się z niezliczonych, niezauważalnych punkcików – punkcików, które nie zabierały żadnej przestrzeni – zrobionych z ciepłego, ciemnego złota. Wszystko to było absolutnie żywe, ożywione potęgą, która wydawała się nieskończoną. A jednak było to nieruchome. Doskonały bezruch, ale zawierający nieprawdopodobną intensywność ruchu i życia! I to życia, które było tak… nieprzeliczonym, że można je tylko nazwać nieskończonością. I ta intensywność potęgi, siły i spokoju – spokoju wieczności. Cisza, spokój. Potęgi zdolnej do wszystkiego. Wszystkiego. Było tam całe to wrażenie potęgi, ciepła i złota… nie odczuwało się tego jako czegoś płynnego: było to raczej jakby rozpylanie pudru. I każda z tych rzeczy (nie mogę nazwać ich cząstkami czy fragmentami, czy nawet punkcikami, chyba że się rozumie punkt w sensie matematycznym, czyli jako coś, co nie zabiera żadnego miejsca w przestrzeni) była jakby żywym złotem, pudrem ciepłego złota; nie mogę powiedzieć jasnego czy ciemnego; nie było to również świetliste; wielość maleńkich złotych punkcików, nic za wyjątkiem tego. I z fantastyczną, zwartą w sobie potęgą i ciepłem! I jednocześnie owo poczucie obfitości i spokoju, wyrastające z absolutnej potęgi. Był to ruch w swym najwyższym stopniu, nieskończenie szybszy, niż cokolwiek, co moglibyśmy sobie możliwie wyobrazić i absolutny spokój, doskonała niewzruszoność jednocześnie”. Nagle wydawało się, że Matka wynurzyła się na poziomie atomowym, że jej ciało było żyjącą fizyką kwantową. Przytłaczający ruch wewnątrz doskonałej nieruchomości: takie wydają się być stale charakterystyki doświadczenia. Potem miało się to powtórzyć z wielką precyzją i intensywnością. 58-16-9 – „Następnego dnia zdarzyło się to w mojej łazience: nadeszło ono biorąc w posiadanie całe moje ciało. Był to jakby wybuch: wszystkie komórki drżały. I to z taką potęgą! Tak więc pozwoliłam się temu rozwinąć i wibracja wzmagała się, rosnąc coraz to bardziej i wszystkie komórki ciała były pochwycone tak intensywną aspiracją… jak gdyby samo ciało rosło coraz większe – stawało się ono niemal kolosalnym. Miałam wrażenie, że wszystko zaraz eksploduje. I miało to taką transformującą potęgę! Czułam, że gdybym trwała w tym dłużej, coś 50


mogłoby się zdarzyć w tym sensie, że pewna równowaga komórek mogłaby ulec zachwianiu. I posiada to wielkie działanie, bardzo wielkie działanie: może to zapobiec wypadkowi”. Oto jest tajemnica, do której jeszcze powrócimy, gdy doświadczenie rozwinie się już w pełni. 58-11-5 – „Jest to dziwne, posiada to jakiś kohezyjny efekt: całe komórkowe życie staje się jedną i zwartą masą o nieprawdopodobnej koncentracji – z jedną tylko wibracją. Zamiast wielu zwykłych wibracji ciała – istnieje tylko jedna, pojedyncza wibracja. Jak gdyby komórki ciała były jedynie… pojedynczą masą”. 61-24-1 – „Całe ciało stało się pojedynczą, niezwykle szybką i intensywną wibracją, ale bez ruchu. Nie wiem, jak to wyrazić, ponieważ nie poruszało się to w przestrzeni, a jednak było to wibracją (w znaczeniu, że nie było nieruchome), ale była to nieruchomość w przestrzeni. Było to w ciele, jak gdyby każda komórka miała tę samą wibrację i istniał jedynie pojedynczy blok wibracji. Nie można powstrzymać się od myślenia o wirze elektronów wokół jądra, tak szybkim, że wydają się one bez ruchu, a jednak dają one materii jej pozorną” solidność; jak również o procesie laserowym, w którym jednolitość wibracji daje początek nieprawdopodobnemu wzmocnieniu potęgi: Zamiast wielu zwykłych wibracji ciała, istnieje tylko jedna, pojedyncza wibracja”. 63-18-5 – Była to taka silna masa Było to o wiele bardziej solidne od materii. Jest to coś bardzo specjalnego i tak solidnego! Bardziej solidne, bardziej materialne niż materia. I miało to taką potęgę, wagę, gęstość, nieprawdopodobne!” 60-11-10 – „Ta nadzwyczajna wibracja… jak pulsacja w komórkach. W ciągu pierwszych miesięcy byłam świadoma prawie w szczegółach owych miliardów komórek, które otwierały się pod ciśnieniem tej wibracji”. Oto wibracja, którą Matka miała nazwać „wibracją supramentalną”; fizycy mogą mieć dla niej inną nazwę, ale są one tym wszystkim. 66-15-11 – „Jest to coś, co bierze ciało w posiadanie: taka ciepła, subtelna wibracja, a jednak jednocześnie tak straszliwie potężna!” 64-25-3 – „I te wibracje odczuwa się jak ogień. Faktycznie jest to wibracja o intensywności wyższego ognia. Kilka razy, gdy ciało je odczuwało, było to ekwiwalentem gorączki”. 60-12-11 – „Człowiek musi się nauczyć poszerzać, poszerzać nie tylko wewnętrzną świadomość, ale nawet same agregaty komórkowe. Poszerzać ten rodzaj krystalizacji po to, aby być zdolnym do utrzymania tej siły. Wiem, Dwa lub trzy razy czułam, że ciało było na granicy wybuchu. Miałam już powiedzieć: „Eksplodujmy i niech się to skończy”. Ale potem tygodnie, a nawet miesiące przemijają pomiędzy jednym a drugim doświadczeniem, aby pewna elastyczność mogła się rozwinąć w tych głupich komórkach. Strata czasu. Trzy razy jednakże naprawdę myślałam, że moje ciało było na skraju… rozpadnięcia się w kawałki. Po raz pierwszy miałam okropną gorączkę: smażyłam się od stóp do głowy; wszystko stawało się złoto-czerwonawym jak gdyby, a potem… wszystko się skończyło”.

51


72-29-7 – „Podświadomość ciała jest zatłoczona defetyzmem i musi to absolutnie być zmienione. Podświadomość musi zostać oczyszczona, aby umożliwić powstanie nowej rasy – jest obecnie tak błotnista. Jest ona pełna defetyzmu, aż po brzegi: wstępną reakcją bywa zawsze klęska. I to datuje się daleko wstecz… potężna energia jest tamowana przez tę nieszczęsną rzecz”. Tak więc proces przejścia staje się bardziej uwydatniony: przechodzi się z mikroskopijnego do makroskopowego, od pyłu atomowej energii do „falistości” innego stanu. 63-3-5 – „Obecnie ciału zdarza się czuć nie tylko ziemski ruch, ale również uniwersalny, który jest tak nadzwyczajnie szybki, że aż ta szybkość jest niezauważalna, jest ona poza granicami percepcji. Jest to coś, co nie porusza się w przestrzeni, ale znajduje się zarówno poza nieruchomością, jak i poza ruchem – w tym sensie, że jego szybkość czyni go absolutnie niezauważalnym dla wszelkich zmysłów. Jest to coś nowego. Będąc w tym stanie zauważyłam, że tempo ruchu jest większe niż siła czy potęga, która utrzymuje razem komórki składające się na indywidualną formę (stąd omdlenia Matki na początku). I ten stan wydaje się być wszechpotężny. Musi to być drogą do właściwej rzeczy. I powtarza się to stale: ciągle przechodzę z jednego stanu do drugiego, stąd - tam, stąd - tam… i czasami – jest to takie silne – przez sekundę czy minutę, przez jakiś czas, nie wiem, nie jest się ani tym, ani tamtym; czuje się, że się nie jest już dłużej niczym. Ale to nie trwa. Gdyby to trwało, to prawdopodobnie sprowokowałoby omdlenie lub coś w tym rodzaju. Ale jest to stale; od jednego do drugiego, od jednego do drugiego, stąd – dotąd. I pomiędzy tym a tamtym istnieje przejście, które… Jest to dziwny rodzaj życia, które nie jest ani tutaj, ani tam, które nie jest mieszaniną obydwu stanów, ani też nie ich przeciwieństwem, ale jak gdyby obydwa z nich działały jeden poprzez drugi. Musi to być coś międzykomórkowego

– innymi słowy, ta mieszanina musi być czymś bardzo mikroskopijnym, na samej

powierzchni”. Przechodzi się poprzez ściany akwarium lub ściany elektronów. I jest to tam, w czasie tego przejścia, kiedy obydwa stany wydają się operować jednocześnie lub „jeden poprzez drugi”, jak mówi Matka, kiedy to można uchwycić nadzwyczajne sekrety, które będą może baśnią następnego gatunku. Tak naprawdę to nie wierzymy, czy istniało kiedyś bardziej zasadnicze wydarzenie w historii ludzkości niż eksperyment Sri Aurobindo i Matki – nasze nuklearne eksperymenty wydają się w porównaniu dziecinną grą, chociaż odkrycia naukowe w sposób oczywisty przygotowały nas lepiej dla zrozumienia obecnego eksperymentu.

POMIĘDZY DWOMA STANAMI Owo przejście przez „ścianę” lub poprzez „sieć” nie dokonuje się jedynie raz i na dobre, jak według wzoru: „Otóż to przeszliśmy i znajdujemy się w innym środowisku na dobre”. Gdyby taki przypadek zaistniał, stare ciało umarłoby prawdopodobnie, zakończywszy swoje ewolucyjne zadanie, którym było dostarczenie nas do tego innego stanu. Amfibia nie porzuca swego starego ciała: zdobywa ona nowy sposób oddychania – płucami – które umożliwia jej wkroczenie w inny stan, w otwarte powietrze na wybrzeżach tej dobrej Ziemi i stopniowo, po trochu, same warunki nowego otoczenia zmuszają ją do wynalezienia nowych organów i nowego sposobu bycia 52


na Ziemi. Ciało Matki pozostawało właśnie na tej dobrej Ziemi, ale nowe wybrzeża wyglądały z początku nieco dziwnie – nie miały one już nic wspólnego ze starą, soczewkową wizją pozostawioną w akwarium – a nowe warunki i prawa, jeżeli istniały, musiały zostać dopiero odkryte. Płynna zmiana „programu”. I – jako że nie wkracza się raz i na dobre na nowe wybrzeże, gdyż od czasu do czasu wpada się z powrotem w stare akwarium (prawdopodobnie z potrzeby powolnej adaptacji) – powstaje pytanie, co właściwie powoduje owe upadki w stary stan i powroty do nowego? Co uruchamia owo przejście? Przez całe lata Matka przechodziła tam i z powrotem pomiędzy dwoma stanami i jest to dokładne uwydatnianie owego przejścia, ta krzyżówka stanów, jakby to ująć, która jest w stanie umożliwić nam nie tylko odkrywanie zarysów i sekretów nowego otoczenia, ale również odkryć prawdziwą rzeczywistość naszego obecnego środowiska, o którym nasi fizycy, biologowie i doktorzy medycyny myślą, że już je dokładnie przeegzaminowali i skodyfikowali. Ale ich kody są bezwartościowe! Są one jedynie odpowiednie dla pewnego myślowego akwarium. Co tam zaś naprawdę jest – jest rewolucją, której rozmiarów nie zaczęliśmy nawet jeszcze mierzyć. Tutaj oto znajdują się pierwsze zająkiwania, dotyczące nowego świata: 61-6-6 – „Weźmy dwa zestawy absolutnie identycznych okoliczności, nawet nie odległych od siebie o jeden dzień, zaledwie kilka godzin; identyczne okoliczności: te same warunki wewnętrzne, w znaczeniu tego samego psychologicznego nastroju; te same zewnętrzne okoliczności życia, te same wypadki i, w przybliżeniu, ci sami ludzie. W jednym z tych przypadków, ciało (mam na myśli komórkową świadomość) czuje coś w rodzaju eurytmii, nadrzędną harmonię w atmosferze, czuje, że wszystko układa się w cudowny sposób, bez jakiegokolwiek tarcia – wszystko płynie i jest zorganizowane w totalnej harmonii; wszystko jest cudowne i ciało czuje się dobrze. A w drugim przypadku… wszystko jest takie samo, świadomość jest taka sama i tutaj jest coś, co mi się wymyka, ale brak jest tej harmonii. Z jakiego powodu? Człowiek nie wie. I wtedy ciało zaczyna się czuć źle. A jednak wszystko jest identyczne… coś mi się wymyka, jest to jakby próba uchwycenia czegoś, co ciągle się wymyka. Co właściwie mi się wymyka? Nie rozumiem. Co to jest…? Coraz bardziej czuję… co? Jak to wyjaśnić…? Kwestia wibracji w materii. Jest to nie do pojęcia. To znaczy, jest to całkowicie poza wszystkimi prawami umysłu, poza wszystkimi prawami psychologii: jest to coś, co istnieje samo w sobie. Oczywiście istnieje tu wiele znaków zapytania! Im bardziej wchodzi się w detale, tym bardziej tajemniczym się to staje. Jest to prawie jakby… jakby się tkwiło na skraju pomiędzy dwoma światami. Jest to ten sam świat i jest on zarazem całkowicie innym – czy są to dwa aspekty tego świata? Nie mogę nawet tego powiedzieć. A jednak, jest to ten sam świat”. Amfibia również wylądowała w tym samym świecie, nie była to inna Ziemia. „I jest to subtelne: jeśli dokonasz tego ruchu (Matka przechyla rękę lekko na prawo), jest to doskonale harmonijne; jeśli zaś zrobisz tak (lekki ruch na lewo), wszystko jest absurdem, bez znaczenia, ciężkim i bolesnym. I jest to ta sama rzecz! Wszystko jest takie samo. Cofając się i używając wielkich słów mogłabym powiedzieć, że wszystko to (ruch ręki na prawo) jest prawdą i wszystko tamto (ruch na lewo) jest fałszem – a jest to ta sama rzecz! W jednym przypadku czujesz się unoszonym (nie tylko ciało, ale cały świat i wszystkie okoliczności), unoszonym, płynącym w błogim świetle, a w tym drugim – jest to niestabilne, ciężkie, bolesne – dokładnie ta sama rzecz, prawie te same materialne wibracje! Co to jest? Gdybyśmy mogli tego dokonać, może 53


posiedlibyśmy wszystko – cały sekret. To musi być sposób, w jaki prawda staje się fałszem. Ale sposób, czym jest ten sposób dokładniej? Jaki jest w tym mechanizm? Jest to podwójne… Jest to podwójne. I istnieje coś w rodzaju przeczucia, że jedynie ciało może poznać odpowiedź, oto co jest tak nadzwyczajnym!’ I przy końcu tego kursu, w lata później: 70-18-4 – „Nigdy jeszcze nie żyłam totalnie i tak świadomie w tym innym stanie, i trwało to przez dwie godziny. I wszystkie rzeczy były tak prawdziwe, tak dokładne, jak są one tutaj… Co znaczy, że nie wiem, jak jest różnica. Jest to zupełnie… subtelna różnica. Nie odczuwa się, aby istniał znaczący lub ciężki kontrast: jest to coś bardzo lekkiego. Jest to rzeczywiście zauważalne, nie byłabym w stanie powiedzieć: To, oto tutaj – jest subtelnym fizycznym (innym stanem), a tamto jest materialnym fizycznym światem. Były one… w zadziwiający sposób jeden wewnątrz drugiego. Nie odczuwało ich się jako dwóch rzeczy, a jednak były one bardzo różnymi – mogła to być raczej modalność niż różnica, nie wiem, jak to wyrazić…” Podobnie jak pierwszy ptak zdający sobie sprawę, że nie frunie on nad innym, „subtelnym” światem, ale nad tą samą ziemią, z innym tylko sposobem życia. I Matka dodaje to, co przekazuje pełny zakres doświadczenia: „…Pamiętam, że ostatniej nocy nagle zobaczyłam pewien proces i powiedziałam do siebie: Ach, gdybyśmy tylko znali to, ileż rzeczy, ile leków, ile kombinacji, ile… padłoby w gruzy, straciło całe swoje znaczenie! To, co przejawia się dla nas jako prawa Natury czy nieuniknione pryncypia, byłoby takim absurdem, czymś tak śmiesznym! Bo to jesteśmy my, którzy decydujemy, że coś jest nieuniknionym! Jest to prawdopodobnie… jest taka pozycja, pozycja świadomości, która musi zostać zmieniona”. Po jednej stronie sieci, albo po drugiej. Są tam tysiące fascynujących doświadczeń i wiele tomów byłoby potrzeba (faktycznie istnieje 13 tomów, każdy z nich po 400-600 stronic, które tworzą „Agendę Matki”). Tutaj możemy jedynie podać tylko kilka wskazówek. Ale zasadniczym punktem pozostaje, że przechodząc z jednej strony sieci fizycznego umysłu – na drugą, wszelkie fizyczne i fizjologiczne prawa nie są już dłużej takie same. I ta druga strona nie jest gdzieś daleko: jest ona tuż pod tym nieustannym szmerem w samym ciele.

73-17-1 – „Jest to takie inne, że czasem dziwię się… dziwię się, jak to jest możliwe! Czasami jest to tak nagłe i niespodziewane, że jest nieomal bolesne”. (Pytanie:) Czy rozumiesz przez to, że rzeczywiście nie opuszczasz materii? — Nie, wcale nie! — Czy jest to nowy stan w materii? — Tak, właśnie tak! I jest rządzony przez coś innego niż słońce – nie wiem, co. Prawdopodobnie przez supramentalną świadomość.

54


70-12-9 – „Widzisz, czuję, że jestem akurat pośrodku świata, o którym nie wiem nic, zmagając się z prawami, o których nie wiem nic, po to, aby dokonywać zmiany, o której również nic nie wiem – jaka jest natura tej zmiany?” — Tak, ale, droga Matko, ja naprawdę mam uczucie, że poprzez tę ciemność i ignorancję owych „praw” – jesteś rozmyślnie prowadzona do punktu, w którym wynurzy się rozwiązanie. — Masz rację. W pewien sposób mogłabym powiedzieć, że również o tym myślę (chociaż ja właściwie już nie „myślę”, ale…) Ale wszystko znajduje się pomiędzy! — Ale to nie może zawieść! — Dlaczego? — Ponieważ ty jesteś ciałem świata! Ponieważ jest to rzeczywiście nadzieją. — Czy to wszystko nie jest jedynie poezją? — Oczywiście, że nie jest! Tak właśnie jest. Jest to jasne: zewnętrzny świat staje się coraz bardziej podobny do piekła. — Tak, to prawda. — Cóż, jest to właśnie to, co jest w twoim ciele. Ktoś musi zrobić ten pierwszy krok. Zarysowuje się jednak kilka upartych rysów: 68-4-12 –„ Przez cały czas jest to rzeczywiście stałe – ciało doświadcza tego samego: w tej pozycji (Matka przechyla rękę lekko na prawo) wszystko działa w sposób cudowny – cudownie, jest to nie do uwierzenia i wystarcza jedynie lekki ruch (przechyla ona rękę lekko na lewo) i wszystko staje się odrażające, wszystko źle idzie i zaczyna trzeć i zgrzytać; jedynie lekki ruch. Potem znowu staje się wszystko cudownie wspaniałym. Staje się cudownym w najbardziej mikroskopijnych nieważnych rzeczach, innymi słowy we wszystkim (bez odróżniania pomiędzy ważnym i nieważnym), a jednak jest to ta sama rzecz! Ale w jednym momencie człowiek wije się w bólu, cierpi, czuje się podle, a w następnym… I jest to sama rzecz. Na przykład ciało doświadcza czegoś takiego: jest to w opłakanym stanie, ma grypę, boli tutaj, boli tam i kiedy znajdzie się w pewnym nastawieniu – wszystko to znika! Nie istnieje już dłużej, nie pozostaje ani jeden ślad – nie ma grypy, nie ma bólu, nic, wszystko zniknęła! Chociaż może to równie dobrze powrócić (jeżeli wpada się z powrotem w poprzednią pozycję). Nie tylko, że to wszystko znika, ale towarzyszące okoliczności zmieniają się również! W jednym przypadku wszystko jest wrogie, skrzywione, a w drugim… I zdarza się to bez upływu czasu, nie jest to jakiś dłuższy proces transformacji, jest to coś, co jakby nagle przeskakuje, tik-tak (Matka porusza ręką w prawo i lewo). Jest to konkretnym dowodem interwencji tamtej cudownej świadomości, która sprawia, że wszystkie te rzeczy znikają, jak gdyby… nie miały one żadnej konsystencji, żadnej rzeczywistości, one po prostu nikną. I jest to również dowodem, że nie jest to czymś wyobrażonym jedynie, ale rzeczywistym faktem: demonstracją potęgi zdolnej do zmiany wszystkiego tego… tego obecnego, pustego życia w cud poprzez to proste odwrócenie… Innym sposobem wytłumaczenia tego byłby ten: ciało ma wrażenie, że jest w czymś zamknięte – dosłownie osaczone – zamknięte, jakby wewnątrz pudełka, ale widzi ono poprzez nie; widzi i może również podejmować niektóre (ograniczone) działania poprzez coś, co tam stale istnieje, ale w końcu zaniknie. Tak więc naciska on i naciska, aby dostać się do sekretu, czuje, jakby już go miało dotknąć i…”

55


69-31-5 – „Miałam dokładnie takie samo doświadczenie, jakie miewał Siddhartha Budda, ale w ciele. Powiedział on, że jedynym wyjściem jest Nirwana; i jednocześnie ja miałam ten stan prawdziwej świadomości: jego rozwiązanie i prawdziwe rozwiązanie. Było to rzeczywiście interesujące. Pokazało ono, że rozwiązanie Buddy jest jedynie pierwszym krokiem i że prawdziwe rozwiązanie leży poza tym. Gdyż czemu służyć w końcu ma to stworzenie? Separacja i złość, i okrucieństwo, i cierpienie, rozkład i choroby, śmierć i destrukcja (wszystko to jest częścią tej samej rzeczy). Cóż, doświadczenie, które ja miałam, wykazywało nierzeczywistość tych wszystkich rzeczy, jak gdybyśmy weszli kiedyś w nierzeczywisty fałsz i wszystko to znika, kiedy się z niego wydostajemy – nie istnieje już dłużej, nie ma tego. Oto właśnie, co jest tak przerażające! Wszystkie te rzeczy, które są tak rzeczywiste, tak konkretne, tak przerażające dla nas – nie istnieją! My jedynie… weszliśmy w Fałsz. Dlaczego? Jak? Po co?” Ów „nierzeczywisty Fałsz” jest samą definicją mentalnego akwarium. Oczywiście oddychanie skrzelami nie było „fałszywe” – ale kiedy odnajdzie się świeże powietrze i oddychanie płucne, jest to rzeczywiście coś jeszcze! I Matka dodaje tu: „…I wszystkie te środki – które mogłyby być nazwane sztucznymi, włączając w to Nirwanę – wszystkie sposoby wydostania się na zewnątrz, są bez wartości. Nie wiem. Ale zbawienie jest kwestią fizyczną; bynajmniej nie mentalną, ale fizyczną. To znaczy, że nie znajduje się go w ucieczce: jest ono właśnie tutaj. I nie jest ono zasłonięte czy ukryte, czy coś w tym stylu: jest ono tutaj. Cóż, jaki więc jest element w tej całości, który zapobiega abyśmy żyli „tamto”? Nie wiem. Wiem, że to jest tutaj. Jest to tutaj. I wszystko pozostałe, włączając w to śmierć, przejawia się rzeczywiście jako fałsz, to znaczy coś, co naprawdę nie istnieje”. Ale stary stan nie rozwiewa się tak od razu, jak gdyby musiało się w nim pozostać po to, aby rozpuścić go od wewnątrz, albo też infiltrować weń – nowy wibracyjny stan. 67-19-7 – „Tysiącletni nawyk istnienia na inną modłę jest tak wrośnięty w nas, że czuje się jakby… ciągnęło się gumową opaskę: efekt trwa tylko tak długo, jak się ją ciągnie, ale jak tylko się ją puści, nawet na sekundę, powraca ona do poprzedniego stanu. Kiedy ten inny ruch zostanie ustabilizowany, będzie on naturalny, nie będzie już dłużej potrzeby owego napięcia. Ale to wrażenie nierzeczywistości bólu, nierzeczywistości choroby, nierzeczywistości… jest naprawdę nadzwyczajne. Istnieją momenty glorii nie do opisania, wiesz. Ale to drugie jest tam również, wokół, naciskające…” 68-4-9 – „Cała materialna kreacja jest pokryta rodzajem materiału – katastroficznego materiału, można by powiedzieć – utkanego ze złej woli. Jest to rodzaj sieci, defetystycznej, katastroficznej sieci, takiej, że cokolwiek będzie się próbować – zawiedzie; jest ona wypełniona każdym możliwym wypadkiem i wszelką złą wolą. Jest to sieć. I ciało uczy się właśnie z niej wydostawać. Jest ona dosłownie stopiona z siłą materializacji i ekspresji, jest to coś, co powoduje choroby i wypadki – jest to przyczyną wszystkich destrukcyjnych rzeczy”. Następnie wibracyjna jakość tych dwóch stanów staje się bardziej wyraźna: 62-4-12 – „Jakość owych dwóch wibracji (które są ciągle rozdzielone, że można być świadomym ich obu) jest po prostu fantastyczna! Jedna z nich jest fragmentacją – nieskończoną fragmentacją – i ostateczną 56


niestabilnością, a druga jest wieczną nieruchomością, nieograniczoną przestrzenią absolutnego światła. Świadomość ciągle przeskakuje z jednej do drugiej”. 69-30-4 – „Jest mi dawana jak gdyby demonstracja. Człowiek przywiązuje wielką wagę do życia i śmierci: dla niego są one całkiem odmiennymi rzeczami i śmierć bywa raczej wielki m wydarzeniem! Ale jest mi pokazywane, do jakiego stopnia owo rozdarcie, które prowadzi do tego, co ludzie nazywają śmiercią, jest faktycznie zawsze obecne z tym drugim: ta wszechobejmująca harmonia (inny stan), który jest samą esencją życia, istnieje razem z owym podziałem, z fragmentacją (która jest powierzchowna, nierzeczywista, której sama egzystencja jest sztuczna), która powoduje śmierć; jak obydwa te stany są ściśle zmieszane jeden z drugim, że można przeskoczyć z jednego do drugiego w każdym momencie i w każdych okolicznościach. To nie to, co ludzie myślą, że coś poważnego jest potrzebne: jest to po prostu bycie tutaj lub tam (lekki ruch na prawo i na lewo) i to wszystko. Bycie tutaj (na lewo) i pozostawanie tutaj, oznacza śmierć: i bycie tutaj (na prawo) jest wiecznym życiem, absolutną potęgą i… nie możesz tego nazwać nawet spokojem, jest to… coś niezmiennego. Ale obydwa z nich są tutaj: tamten stan i ten stan istnieją tutaj razem”. 65-23-11 i 63-7-8 – „Wiesz, co to znaczy czuć się naprawdę niewygodnie, nie można oddychać, człowiek się dusi, całkowicie bezradny, niezdolny do ruchu ani myślenia o niczym, rzeczywiście okropnie, a potem nagle… świadomość – świadomość wibracji miłości w ciele, która jest samą esencją stworzenia, tylko przez sekundę: wszystko rozjaśnia się, wszystko co złe znika, wszystko znika. Tak więc spoglądasz na siebie w niedowierzaniu – wszystko zniknęło! Jest to jakby obrócenie pryzmatu na drugą stronę: w jednym momencie wszystko znika. Jedyną rzeczą, która pozostaje, jest ten głupi nawyk ciała do pamiętania. I oczywiście, jako że ono pamięta… W jednym przypadku jest coś w rodzaju wewnętrznej ciszy w komórkach, głęboki spokój, który nie przeczy ruchowi, nawet nagłemu ruchowi: on po prostu zachodzi na fundamentach wiecznego spokoju; a w drugim przypadku, istnieje ten wewnętrzny niepokój, to stałe drżenie”. Sama definicja fizycznego umysłu. 61-2-6 – „ Startuję w doświadczenie i w dziesięć minut później zdaję sobie sprawę, że byłam w tym stanie z piórem zawieszonym w powietrzu! Miewam momenty, kiedy już nie rozumiem dłużej niczego, niczego nie wiem, nie myślę o niczym, nie chcę niczego lub nie mogę niczego robić – bywam, po prostu… zastopowana. A potem widzę ludzi wokół, patrzących na mnie i mówiących między sobą: Och, Matka jest w swych punkcikach…” 69-18-10 – „Ciało czuje, że najwyższa wibracja, wibracja prawdziwej świadomości, jest tak intensywna, że jest to ekwiwalentem inercji i nieruchomości: posiada ona intensywność, która jest niezauważalna (dla nas). Ta intensywność ruchu jest tak wielka, że dla nas jest ona równa inercji. I jest to stan nieśmiertelności, niezmiennie spokojny i nieruchomy, pośród czegoś, co przypomina fale o oszałamiającej prędkości, tak szybkie, że wydają się one bez ruchu. I tak też jest; totalna nieruchomość (pozornie) wewnątrz fantastycznego ruchu. I wydaje się to tak naturalne, tak proste…! A potem, kiedy powraca się na tę stronę… Naprawdę, zwyczajny stan, stary stan, jest świadomą śmiercią i bólem, podczas gdy w tamtym stanie śmierć i ból znikają zupełnie… są nierzeczywiste! I oto tutaj jesteśmy”. 57


Wydawałoby się, że na przejściu do ciała, w punkcie, gdzie ten pierwotny umysł zaplątany jest w cielesnej materii i drży i kurczy się, jak w chorobie Parkinsona, gdzie miesza się z samym wirem elektronów w ich nieustannym ruchu i razem z nimi formuje solidną ścianę, zachodzi pewien przewrót: od nieskończonej fragmentacji” w stałym drżeniu do owych „wibracji o oszałamiającej prędkości” w doskonałej nieruchomości – jest jakby przeskokiem z newtonowskiej fizyki do fizyki międzygalaktycznej, albo może nawet – do nowej fizyki. 63-23-2 – „W jakimkolwiek czasie, kiedy tylko przestaję mówić, słuchać czy pracować, jest to jak… wielkie, błogie skrzydła, tak wielkie jak świat, bijące powoli. Jest to wrażenie niezmierzonych skrzydeł – ale nie dwóch tylko; są one wokół mnie i rozciągają się wszędzie”. 72-31-5 – „ Nie ma już dłużej poczucia czasu… Jak gdyby inny czas wszedł w ten obecny”. Inna fizyka weszła w materię.

ROZDZIAŁ 7: NOWA FIZYKA

Owe doświadczenia „drugiej strony sieci” mogą wydawać się czysto subiektywnymi, bez żadnych materialnych konsekwencji dla starego środowiska, w którym żyjemy. „Tak, wszystko to jest bardzo ładne, owa ‘fantastyczna energia’ i owa ‘nierzeczywistość’ chorób i śmierci, ale tutaj, znajdując się z powrotem w starym akwarium, ciągle bywamy naprawdę chorzy i ciągle jeszcze umieramy”. Oto jest „rzeczywisty” fakt. Ale nadzwyczajną rzeczą w eksperymencie Matki – rzeczywistym przełomem w ewolucji naszego gatunku – jest to, że jesteśmy w efekcie zamknięci w akwarium fizycznej nierzeczywistości. Fizyczne prawa nie są takie, jak myślimy, fizyczna choroba i śmierć nie są takie, jak myślimy i odczuwamy je. Wszystkie nasze wrażenia i percepcje fizycznego świata są fałszywe. Stąd możemy się z tego wydostać fizycznie. Porzucenie fałszywej percepcji prowadzi nie do Nirwany ani do nieba czy śmierci: prowadzi do fizycznej rzeczywistości, prawdziwej materii… Takiej, jaką ona jest. Do innego życia w materii. Gdyż historia Matki nie jest opowieścią o jakimś wybryku natury, przechodzącym w inny stan, podobnie jak amfibia wynurzająca się na otwarte powietrze i rozstająca się ze starym oceanem fałszu i nierzeczywistości: są to dwa stany lub dwa światy jeden wewnątrz drugiego i przechodzenie w nowy stan modyfikuje fizyczne prawa starego stanu. Przechodzi się z fałszywej materii do materii prawdziwej, z fałszywych praw do prawdziwych praw świata. Był to pierwszy okrzyk Matki w 1958 r., kiedy to nastąpiło rozdarcie sieci – Matka nie była dzieckiem: miała ona 80 lat i jej doświadczenie miało się kontynuować przez następne 15 lat. 58-10-5 – „W tej samej minucie, w której znajdujesz się w innej świadomości, wszystkie te rzeczy, które wydawały się realnymi i tak konkretnymi – zmieniają się natychmiastowo! Istnieje pewna liczba warunków fizycznych – fizycznych – w moim ciele, które zmieniają się natychmiastowo. Nie trwało to wystarczająco długo, aby wszystko uległo zmianie, ale niektóre rzeczy uległy zmianie i nigdy nie powróciły do poprzedniego stanu. 58


Oznacza to, że jeśli ta świadomość byłaby utrzymywana w sposób ciągły, byłby to stały cud (to, co my nazywamy cudem) – fantastyczny i stały cud! Ale z supramentalnego punktu widzenia, nie byłby to wcale cud, byłoby to sprawą jak najbardziej naturalną”. I rzeczywiście, nie ma w tym nic „cudownego” – nie bardziej cudownego, niż newtonowskie jabłko spadające na ziemię z pewną prędkością. Ale tu jest właśnie sedno: z pewną prędkością, w odniesieniu do pewnego układu odniesienia. I to właśnie tutaj, gdzie cielesne doświadczenia Matki wiążą się może z einsteinowską fizyką. Jednym z pierwszych komentarzy Matki w 1962 r. – jej pierwszym okrzykiem, po tym „wielkim wyburzeniu się z sieci”, był: „Śmierć jest iluzją, choroba jest iluzją, ignorancja jest iluzją… tylko miłość, miłość i miłość – niezmierzona, zadziwiająca, przeogromna, unosząca wszystko”. To krótkie przejście zawiera całe ziarno „cudu” prawdziwej materii: 62-6-6 – „Poczucie czasu zanika zupełnie w… jest to wewnętrzna nieruchomość. Ale jest to nieruchomość w ruchu!” I ze zwykłym humorem Matka dodaje: „Jeśli to się będzie kontynuować, zamkną mnie w szpitalu dla wariatów!” Ale to właśnie my, którzy jesteśmy zamknięci poza ścianami, gdyż niewątpliwie owe wibracje o zadziwiającej prędkości – które modą być falami elektromagnetycznymi albo nawet falami „jednolitego pola” – poruszają się z prędkością tak wielką, że wydają się one w bezruchu. I wiemy już od Einsteina, że zmiana szybkości daje w rezultacie zmianę czasu. Ale pozwólmy matce rozwinąć jej doświadczenie we wszystkich kierunkach, zaczynając od pierwszych kroków: 62-31-5 – „Nagle, bez żadnego oczywistego powodu (ciągle nie jestem w stanie odnaleźć, jak i dlaczego…) wpada się, jak gdyby do innego pokoju (jak czasem nazywała ona stary, ludzki stan), jak gdyby się potknęło i od razu zaczyna boleć tutaj, bolec tam: czuję się niewygodnie. Potem, nagle jest to jakby przejście z jednego pokoju do następnego, przejście przez bramę lub ścianę, automatycznie, prawie bez zauważenia tego i nagle znajduję się w pozycji, w której wszystko płynie, jak rzeka błogiego spokoju (jest to naprawdę cudowne): jest jedną, pojedynczą całością i to ciało czuje się jakby całkowicie nieodłączną częścią całości i wszystko płynie, jak nieskończona rzeka uśmiechającego się spokoju,. Potem bum! Człowiek potyka się znowu i ponownie jest się usytuowanym, jest się w pewnym miejscu, w pewnym momencie w czasie; a potem zaczyna boleć tutaj, boleć tam, boleć…” Człowiek wkracza z powrotem w Czas, który jest czasem bólu i śmierci. 62-12-10 – „Staje się to czymś bardzo konkretnym: zrobisz to (ruch ku lewej) i wszystko staje się sztucznym, twardym, suchym, fałszywym, zwodniczym – sztucznością. Zrobisz zaś tak (ruch ku prawej) i wszystko staje się rozległym, spokojnym, świetlistym, nieograniczonym, szczęśliwym. I wystarcza tylko to (Matka czyni lekki ruch ręką na prawo i lewo). Jak? Gdzie? Nie można tego opisać, ale jest to jedynie ruch świadomości. I różnica pomiędzy prawdziwą a fałszywą świadomością staje się narastająco bardziej precyzyjna 59


i jednocześnie cieńsza: nie potrzeba robić żadnych „wielkich” rzeczy, aby się z tego wydostać. Jest to coś, jakby twarda, cienka łuska – bardzo twarda,. Chociaż zdatna do kształtowania, ale bardzo, bardzo sucha i bardzo cienka”. Jest to właśnie ściana akwarium. I Matka dodaje coś, co jest bardzo oświecające: „Jest to coś w rodzaju kliszy. Jest to jakby klisza trudności i komplikacji przysporzonych przez ludzką świadomość (Jest to o wiele bardziej uwydatnione u człowieka, niż u zwierzęcia – zwierzęta nie mają tego: jest to coś właściwego człowiekowi i rozwojowi mentalnemu) i jest to coś bardzo cienkiego – cienkiego i suchego, jak łuska cebuli, a jednak psuje ono wszystko. Jest to ta głupia cebulowa łuska ludzkiej mentalności. Wiesz, jak bardzo cienka jest łuska cebuli, a jednak – nic się przez nią nie przedostaje”. 61-2-10 – „Świadomość jest zwodnicza! Kiedy jest się otwartym i w kontakcie z „tamtym”, tamta wibracja daje ci siłę, energię (jeśli jesteś wystarczająco spokojny, to wypełnia cię nawet ona wielką radością – wszystko to jest w komórkach ciała). Wpadasz z powrotem w zwyczajną świadomość i natychmiastowo ta sama rzecz, a nic się nie zmieniło, ta sama wibracja pochodząca z tego samego źródła zamienia się ból, niewygodę i coś w rodzaju poczucia niestabilności, niestałości… powtórzyłam eksperyment trzy czy cztery razy, aby się upewnić i było to absolutnie automatyczne, jak reakcja chemiczna: te same warunki, te same rezultaty. Znalazłam to jako całkiem interesujące”. Ta sama wibracja, ależ oczywiście! Nie ma tam pięćdziesięciu rodzajów wibracji we wszechświecie, jest tylko jedna, która unosi światy i nas samych. I w trakcie przechodzenia przez ścianę akwarium, ta sama wibracja zostaje rozszczepiona, zniekształcona, zafałszowana – i jest to śmierć. Należy do tej samej rodziny, ponieważ wszystkie choroby prowadzą do swej kulminacji, właśnie tam. Jest to cała rodzina śmiertelnych i zwodniczych wibracji. I eksperyment staje się coraz to bardziej precyzyjny: 63-3-5 – „Zaczynam odczuwać ten Ruch w komórkach mego ciała: jest to ruch, który jest rodzajem wiecznej wibracji, bez początku i końca; jest to coś z całej wieczności i dla całej wieczności (jak sinusoidalna fala); i nie istnieją żadne podziały czasowe: to jedynie wtedy, gdy zostaje to rzucone na ekran, że zaczyna przybierać podziały czasowe…” Tym ekranem jest dokładnie owa formuła naszej ludzkiej „cebulowej łuski”: akwarium. …I ten Ruch jest tak wszechobejmujący

– wszechobejmujący i stały, że sprawia on wrażenie

nieruchomości dla normalnej percepcji. „Przybiera to podziały czasowe” i w tych samych podziałach przebiera ból i śmierć. 71-25-12 – „Jestem coraz to bardziej przekonana, że mamy jakiś sposób otrzymywania rzeczy i reagowania na nie, który tworzy wszystkie trudności. Gdyby można było pozostać całkowicie w tamtej świadomości (innym stanie), nie byłoby żadnych trudności, a jednak rzeczy byłyby te same. Świat jest ten sam – jest tylko widziany i odczuwany w całkowicie inny sposób. Weźmy śmierć na przykład; jest to fenomen tranzycji, 60


który wydaje nam się istnieć od zawsze (jest to zawsze, ponieważ nasza świadomość dzieli wszystko na kawałki), ale w tej boskiej świadomości, och…! Rzeczy stają się prawie natychmiastowo, rozumiesz? Nie mogę tego wyjaśnić. Jest to trudne do wyjaśnienia… Jest to jakby obiekt i jego projekcja. Rzeczy istnieją, ale my widzimy je jako ową projekcję na ekranie: przychodzą one jedna po drugiej. Jest to coś jak to. Czuję, że jestem na drodze do odkrycia… czym jest ta iluzja, która musi zostać zniszczona, aby fizyczne życie mogło się toczyć w sposób nieprzerwany – do odkrycia, że śmierć jest produktem zniekształcenia świadomości. I niczym więcej”. Jest to całe przejście od podzielonej wibracji naszej ludzkiej świadomości, wyposażonej w czas i śmierć od swego zarania, do potężnej wibracji, tak szybkiej, że przejawiającej się jako bezruch i wyposażonej w inny rodzaj czasu. W swych równaniach teorii względności Einstein wykazał, że tak „niezmienne” jakości jak masa obiektu, częstotliwość wibracji i czas dzielący dwa fizyczne wydarzenia pozostają w relacji do szybkości układu odniesienia, wewnątrz którego dokonywane są pomiary: w naszym przypadku w odniesieniu do Ziemi lub tego ludzkiego naszego akwarium. Na przykład zegar na pokładzie satelity o stałej prędkości okrążeń, naliczy 60 sekund pomiędzy dwoma elektronicznymi sygnałami, podczas gdy identyczny zegar na Ziemi zarejestruje 61 sekund pomiędzy tymi samymi sygnałami”: czas „zwalnia” ze wzrostem prędkości. Im większa prędkość, tym większe zwolnienie. Jest to również dobrze znana opowieść o podróżniku kosmicznym, który powraca na Ziemię, postarzywszy się mniej niż jego bliźni pozostający na Ziemi. W układzie odniesienia osiągającym szybkość światła, czas zanika i wszystkie prawa newtonowskiej fizyki padają kompletnie w gruzy. Jak to Matka pokazała: „Rzeczy stają się w sposób prawie natychmiastowy”. Ktoś znajduje się w innym „układzie odniesienia”, podobnie jak ciało Matki w owych falach o oszałamiającej prędkości. 66-31-12 – „Jest to inne… jest to bardzo specjalne, jest to niepoliczalne teraz”. 69-23-4 – „Nie wiem, co się dzieje, coś się zdarza w komórkach i… jest to stan, stan intensywnej wibracji, który daje jednocześnie poczucie świetlistej wszechpotęgi, nawet w tym (Matka wskazuje własne ciało), w tej starej rzeczy, świetlista wszechmoc i bezruch, to znaczy, komórki mają poczucie wieczności. Coś całkowicie nowego w ciele, co wydaje się całkowicie bez ruchu… nie wiem, co to jest; to nie jest bezruch, to nie jest wieczność, nie wiem, jest to coś w tym rodzaju, co jest potęgą, światłem i prawdziwą miłością. Do tego stopnia, że kiedy opuszczam ten stan, dziwię się, czy ciągle jeszcze zachowałam ten sam kształt!” 71-18-9 – „Jest to ciekawa rzecz. Ciało czuje, że nie należy już dłużej do starego sposobu bycia, ale wie też, że nie znajduje się jeszcze w nowym… nie jest już dłużej śmiertelne, ale nie jest jeszcze nieśmiertelne. Jest to bardzo dziwne. I czasami przechodzę z najokropniejszej niewygody w… cud. Czasami nie ma słów w mojej głowie, nic; innym zaś razem widzę i wiem, co się dzieje wszędzie. Jest to naprawdę dziwne”. A potem doświadczenie staje się bardzo wyraźne… z bajecznymi implikacjami, gdyż – jeżeli czas zanika dla materialnej, cielesnej świadomości – wtedy znika i rozpad, „konsekwencje” znikają z całym sznureczkiem chorób, wypadków i śmierci; każda „sekunda” (tak ujmując) jest nowa, każdy moment wszechświata jest tak nowy, jakby właśnie się narodził – każdy moment istnienia człowieka jest otwarty i wolny od jakiejkolwiek przeszłości 61


i przyszłości. Przyszłość jest całkowicie obecna w każdej „sekundzie”. I dzież jest konsekwencja wczoraj i owych 87 lat, które nigdy nie staną się 87 latami plus jeden dzień? Tego dnia nie ma już dłużej, dziś – jest całkowicie nowym dniem Ziemi. 61-25-4 – „W zwykłym stanie świadomości, człowiek czyni coś dla czegoś. Na przykład, wszyscy ci wedyccy riszowie posiadali cel: dla nich celem było odnalezienie nieśmiertelności. Na jakimkolwiek poziomie istnieje zawsze ten cel. My sami mówimy o supramentalnej realizacji. Ale nie tak dawno temu, nie wiem, co się stało, coś wzięło mnie w posiadanie; nie była to myśl, nie było to wrażenie, ale raczej coś, jakby warunek: nierzeczywistość celu – właściwie, to nie nierzeczywistość, raczej bezużyteczność. Nawet nie to; po prostu – nieistnienie celu. Jest to… A teraz istnieje coś w rodzaju absolutu w każdej pojedynczej sekundzie, w każdym ruchu, od najbardziej subtelnych i spirytualnych ruchów do najbardziej materialnych – cały sens sekwencji zniknął. Sekwencja zniknęła; to nie jest przyczyną tamtego; to nie jest robione dla tamtego; człowiek nie zmierza do tamtego – wszystko to wydaje się… Jest to raczej szczególne. Nieprzeliczony, stały i jednoczesny absolut. Poczucie powiązań zniknęło, poczucie przyczyny i skutku zniknęło: wszystko to należy do świata czasu i przestrzeni. Każdy… każdy, co? Nie mogę powiedzieć ruch czy stan świadomości, czy wibracja (wszystkie te określenia ciągle jeszcze należą do naszego sposobu percepcji), tak więc powiem rzecz – rzecz nie oznacza niczego. Każda więc rzecz nosi w sobie swoje absolutne prawo. Istnieje całkowity brak przyczyny i skutku, celu czy intencji. Ten typ powiązania (Matka wykonuje horyzontalny gest) nie istnieje: tylko ten (gest wertykalny). Coś, co nie posiada ani przyczyny, ani skutku, ani kontynuacji, ani intencji – intencji czego? Jest to podobne do tego (ten sam wertykalny ruch)”. Prostopadły czas, nowa każda „sekunda”. 62-20-6 – „W prawdziwej pozycji nie istnieje ani tarcie, ani zmęczenie i zużycie”. 58-10-5 – „Każda sekunda posiada swoją własną wieczność i swoje własne prawo”. Jak gdyby ciało Matki żyło z szybkością światła. I zaczynamy dostrzegać zarysy ziemskiego cudu.

SUBSTYTUCJA WIBRACJI Oczywiście, nieśmiertelność tego starego ciała nie jest naszym „celem”. To nie byłoby warte zachodu. „Któż chciałby nosić jeden płaszcz przez sto lat lub też być zamknięty w tym ciasnym i niezmiennym pomieszczeniu przez całą wieczność?” – zapytywał Sri Aurobindo. Jest to oczywiste, że nowa świadomość musi stopniowo zmieniać sposoby działania swego ciała, zmienić tę cielesną sztywność w nową płynność, uwalniając ją od zwykłych zależności od prymitywnej materii dla celów odżywiania, pozwalając mu na odkrycie innych źródeł energii, etc. – to zabierze kilka stuleci. W „międzyczasie” musimy jakoś przetrwać i ten nowy stan, który Matka nazywała „stanem bez śmierci” (jest tu pewien niuans), ma nam dać potrzebny czas, aby rozwinąć pożądaną transformację w tym starym, przejściowym ciele. To jednak nie tu leży problem: jest to ewolucyjny mechanizm,

62


który pójdzie swoim bardziej lub mniej przyspieszonym kursem. Tym, co nas interesuje, jest samo przyspieszenie, właściwa wiodąca siła owej zmiany. 1930 – „Prawdziwą zmianą w świadomości będzie taka, która zmieni fizyczne warunki świata i uczyni z niego całkowicie nową kreację”. Matka potwierdziła to już w 1930 r.; jest to ta właśnie nowa fizyka, która nas interesuje. Moglibyśmy może nawet powiedzieć: supramentalna fizyka – jak ona działa? Możemy zacząć od tego, że nowy stan jest niezwykle zaraźliwy. To jest jego pierwszą jakością. Pierwsze mentalne wibracje wśród antropoidów były prawdopodobnie również bardzo zaraźliwe – i wszyscy znamy dzisiaj potęgę fali myślowej na całym świecie. Ale tutaj, dziwnym trafem (lub nie tak znowu dziwnym), jest to potęga materialnej zaraźliwości, jak gdyby fakt życia w prawdziwym stanie – lub moglibyśmy powiedzieć: w prawdziwej materii – miał możliwości zmienić prawa fałszywej, rządzonej iluzją materii, w jakiej żyjemy: jej całkowicie „logiczną” sekwencję przyczyn i skutków, które są jedynie przyczynami i skutkami pewnej iluzji. Pierwszym „prawem” nowej fizyki jest to, że każda sekunda jest nowa i rodzi swoje własne prawo, które nie zależy od niczego „przedtem” i nie rodzi żadnych konsekwencji „potem”. Ale jak może „stan świadomości” być zaraźliwy, możemy się dziwić, my, dobrzy materialiści starej materii? „Świadomość” jest wysoce subiektywną rzeczą… Mogłaby ona równie dobrze być nadrzędną obiektywnością świata, ale my nie wiemy o niej nic, aż do teraz, gdyż jedyną „świadomością”, jaką znamy, jest ta wirująca w naszych głowach; ale nie istnieje świadomość w materii i istnieje stan świadomości w materii: komórkowy stan świadomości – i nic nie jest bardziej zaraźliwe nić materia, ponieważ jest ona tą samą ciągle rzeczą od jednego krańca wszechświata na drugi. Jedyna aspiracja znajduje się w naszych głowach. Lepiej będzie pozwolić Matce wyrazić jej pierwsze, nieudolne odkrycia w tej nowej fizyce, zanotowane tak wcześnie, bo w 1958 r., kiedy to pierwsze rozdarcie wydarzyło się w sieci: 58-6-6 – „Przez cały czas, kiedy to trwało (nowe doświadczenie), było absolutną niemożliwością mieć najmniejsze zaburzenie w ciele i nie tylko w ciele, ale w całej otaczającej materii. Jest to tak, jakby wszystkie obiekty były temu posłuszne i to bez jakiejkolwiek potrzeby „decydowania” w kwestii posłuszeństwa: było to automatyczne…” To już dłużej nie potęga woli przekazująca rozkazy dla materii: jest to już sama materia, która porozumiewa się automatycznie. „…Była tam boska harmonia we wszystkim (działo się to w mojej łazience na górze, pewnie po to, aby ukazać, że istnieje to w najbardziej trywialnych rzeczach), we wszystkim i w sposób ciągły. Jeśli te warunki staną się w permanentny sposób ustabilizowane, nie może już dłużej być jakichkolwiek chorób, jest to niemożliwe. Nie mogłyby już dłużej istnieć wypadki, zakłócenia i wszystko (prawdopodobnie w postępujący sposób) musi stać się harmonijne, jako że było harmonią: wszystkie obiekty w łazience wypełnione były radosnym entuzjazmem – wszystko było posłuszne, wszystko! Naprawdę czułam, że było to pierwsze doświadczenie, oznaczające coś nowego na Ziemi. Jest to prawdziwy stan absolutnej wszechwiedzy i wszechpotęgi w ciele. I modyfikuje on 63


wszystkie otaczające wibracje… Najbardziej prawdopodobne jest, że największy opór będzie pochodził od istot najbardziej świadomych, z powodu samego umysłu, który pragnie, aby rzeczy kontynuowały się same, stosownie do wzorca ignorancji. Tak zwana materia nieożywiona (w inercji) jest o wiele bardziej wrażliwa: nie stawia ona oporu. I jestem przekonana, że np. rośliny czy zwierzęta odpowiedzą o wiele szybciej niż ludzie. Będzie trudniej mieć do czynienia z bardzo dobrze zorganizowanymi istotami mentalnymi: ludzie, którzy żyją w dobrze zorganizowanej i skrystalizowanej mentalnej świadomości – są twardzi jak skała. To się nie ugnie. Oczywiście, stosownie do mojego doświadczenia, to, co nieświadome – pójdzie o wiele łatwiej; było to cudowne widzieć wodę lecącą z kranu, płyn do odświeżana ust w butelce, szkło, gąbka, wszystko to wyglądało tak szczęśliwie i odbiorczo!” 61-11-3 – „Podczas mojego spaceru, wczoraj, szłam w rodzaju atmosfery, która była wyłącznie boska (inny stan); można jej było dotknąć, czuć ją, była ona wewnątrz, na zewnątrz, wszędzie. Przez trzy kwadranse nie istniało nic, za wyjątkiem tamtego. Cóż, mogę cię zapewnić, że w tym czasie nie było żadnych problemów, to pewne! I cóż za prostota! Żadnej potrzeby myślenia, żadnej potrzeby pragnienia czegokolwiek czy decydowania. Istnienie, istnienie, istnienie! Istnienie w nieskończonej różnorodności nieskończonej jedności: wszystko tam było, a jednak nic nie było oddzielonym; wszystko było w ruchu, a jednak nic się nie poruszało”. 61-30-10 – „To nowe stworzenie jest czymś gęstszym, bardziej zwartym od fizycznego świata (masa wzrasta w miarę wzrostu prędkości, powiada Einstein). Zawsze mamy tendencje do myślenia, że jest to bardziej eteralne, ale jednak nie jest. Wrażenie w tamtej atmosferze jest czymś bardziej zwartym, a jednocześnie bez żadnej ciężkości lub grubości. Ale coś solidnego! Tak zwarte, tak masywne, a jednocześnie… Nie wiem, jest to całkowicie różne od tego, czego się człowiek spodziewa. Nie możesz wyobrazić sobie, jak to wygląda. Coś zwartego i bez podziałów”. 66-22-1 – „I jest to cudowny sposób istnienia, nieskończenie wyższy od czegokolwiek, co mamy tutaj! Tutaj zawsze znajdzie się coś złego – ból tutaj czy tam, albo coś innego, trudne okoliczności – wszystko to… zmienia swoje zabarwienie. Wszystko staje się lekkie, widzisz, lekkie, podatne do kształtowania. Cała twardość i sztywność – znikają. Zmienia to wszystko! Wszystko zostaje zmienione! Czyściłam zęby, na przykład, przemywałam oczy wykonując najbardziej pospolite czynności: ale sama ich natura była już zmieniona! Była tam świadoma wibracja w oku, które było przemywane, w szczoteczce do zębów, w… Było to zupełnie inne! Jest oczywistą sprawą, że gdy udoskonali się ten stan, człowiek może zmienić wszystkie towarzyszące okoliczności”. A potem, nagle doświadczenie przybiera zdumiewające wymiary: 67-12-7 – „Przez dwie lub trzy sekundy, z nagła, jest tak, jakby się już trzymało klucz. I wszystkie tak zwane cuda pojawiają się jako najprostsze rzeczy na świecie: Cóż, jest to zupełnie proste, wszystko, czego potrzeba, to to! A potem… to odchodzi. Kiedy to jest tutaj, jest to tak proste, tak naturalne. I absolutnie wszechpotężne. Na przykład coś nowego wydaje się pojawiać: potęga uzdrawiania. Ale nie w ten sposób, w jaki zwykle była opisywana! Wcale nie, nie czuję, abym „uzdrawiała” kogoś: jest to… układanie rzeczy na swoich miejscach. Ale nie jest to nawet tym… jest to małe coś, co znika i ta mała rzecz jest w zasadzie… Fałszem”. 64


Innymi słowy, jest to akwarium fizycznej nierzeczywistości, w której żyjemy. „…Jest to bardzo interesujące. Jest to w zasadzie to, co daje zwyczajnej ludzkiej świadomości poczucie rzeczywistości – oto, co musi zniknąć. To, co my nazywamy konkretnym, konkretną rzeczywistością, tak, to wszystko, co daje ci poczucie realnej egzystencji – to właśnie szczególne wrażenie musi zniknąć i być zastąpione przez… Jest to poza słowami. Jest to jakby uniwersalna pulsacja. Jest ona wszech-światem, wszechpotęgą, wszech-intensywnością miłości jednocześnie i pełnością! Jest to tak pełne, że nic więcej nie może istnieć poza tym. I kiedy tamto jest tutaj, w ciele, w komórkach, wystarcza skierować je na kogoś lub coś i wszystko natychmiastowo układa się na swym miejscu. Tak więc, w zwyczajnych terminach, to uzdrawia: choroba zostaje uzdrowiona. Nie! To nie uzdrawia: to kasuje chorobę! Właśnie tak, choroba zostaje skasowana, uczyniona nierealną”. I oto, gdzie zaczynamy wytrzeszczać oczy: „…Widzisz, to nie jest działanie wyższej siły poprzez materię na innych: jest to bezpośrednie działanie z materii do materii. To, co ludzie zwykli nazywać siłą uzdrawiającą jest wielką mentalną lub witalną potęgą narzucającą się wbrew oporowi materii – co w ogóle nie jest naszym przypadkiem! Jest to zaraźliwość wibracji. Tak że jest to proces nieodwracalny.” 61-27-1 – „Ten stan jest rodzajem absolutu. Absolutu, który nie tylko musi nie przezwyciężać przeszkód czy oporu, ale który automatycznie kasuje wszelki opór”. I tutaj znajdujemy ostatnie clue do tajemnicy: 67-15-3 – „Kiedy zamącisz wodę, nie jest ona już dłużej przejrzysta: tworzysz pewną agitację i ta agitacja powoduje brak przejrzystości wody – nie możesz już dłużej widzieć poprzez nią. Tą samą rzecz stosuje się do ciała: kiedy jesteś spokojny i nieograniczony, wszystko staje się czyste. I poprzez tę czystość widzisz bardzo jasno, decydujesz bardzo jasno; wszystko układa się na miejscu i rzeczy organizują się same we własnym zakresie, nie potrzebujesz nawet interweniować… (Jak to mam powiedzieć). Cały wszechświat porusza się z fantastyczną szybkością, w doskonałej nieruchomości (słowa brzmią głupio, ale może to być odczuwane, może to być oglądane, przeżywane). Świetlista nieruchomość, która porusza się w fantastycznie szybkim tempie. I w tej nieruchomości istnieje doskonała przejrzystość i problem w ogóle nie istnieje: rozwiązanie poprzedza bowiem problem”. Choroba, śmierć, wypadek – nie istnieją, nie mogą istnieć: rozwiązanie poprzez problem, albo w ogóle zapobiega powstaniu problemu – problem zostaje skasowany, jak gdyby nigdy nie istniał, za wyjątkiem naszej zwodniczej świadomości. „Choroby” są właśnie tak uczynione nierealnymi lub odarte z ich iluzorycznego istnienia. I cała nasza tak nuklearna egzystencja staje się permanentnym cudem. Cielesna czystość, gdzie wszystko już dłużej nie istnieje, nie ma tego dłużej. „Maleńkie coś, co znika”. 66-31-8 – „To ciało żyło w prawdzie kilkakrotnie dziś rano, przez kilka sekund… które mogły równie dobrze być wiecznościami. Nie wie się, czy to trwało długo, czy nie: poczucia czasu już nie ma. I nie wyklucza to ani jednej rzeczy, to jest właśnie takie cudowne! Wszystko tam jest, nie wyklucza to niczego, w znaczeniu – niczego 65


z tego świata; nie czuje się nawet, że Fałsz został wykluczony: on po prostu nie istnieje. Jest to małe coś… co zmienia wszystko. Oto jak zmarły może powrócić znów do życia – właśnie tak, poprzez tamtą zmianę”. I ostatecznie obraz staje się jaśniejszy i nie tylko jasnym ale i obiecujący, i dostępny dla takich jak my. Tego dnia Matka trzymała klucz do „małego czegoś”, dzielącego te dwa stany: ludzki stan, który ona zwie tutaj stanem niedoskonałości, i ten nowy stan, który nazywa stanem doskonałości. I te dwa stany nie są odległe o astronomiczne czy transcendentalne dystanse jeden od drugiego; są one tutaj razem, jeden wewnątrz drugiego, na tej Ziemi. 64-12-11 i 25-3 – „Doskonałość jest zawsze tutaj, istniejąca wspólnie z niedoskonałością: doskonałość i niedoskonałość koegzystują zawsze i nie tylko jednocześnie, ale w tym samym miejscu, nie wiem, jak to powiedzieć (Matka składa razem dłonie). Co oznacza, że w każdym czasie i w każdych okolicznościach można osiągnąć doskonałość

– nie jest to coś, co musi być osiągane stopniowo, poprzez stopniowy postęp:

doskonałość jest absolutnym stanem, który może się osiągnąć w każdym czasie. Tak więc konkluzja jest bardzo interesująca… Kiedy prawda się pojawia (to znaczy ten inny stan), wibracja fałszu znika; jest ona skasowana, jak gdyby nigdy nie istniała przed zastępującą ją wibracją prawdy. Widzisz, prawda jest tutaj, a fałsz tu (Matka składa razem dłonie), doskonałość jest tutaj, niedoskonałość zaś tu; one koegzystują w tym samym miejscu. W momencie, kiedy spostrzegasz doskonałość, niedoskonałość znika, iluzja znika. Innymi słowy, zdolność do życia i bycia tą prawdziwą wibracją wydaje się mieć potęgę zastępowania tą wibracją wibracji fałszu, do punktu, w którym… Na przykład, przypuśćmy, że efektem fałszywej wibracji jest wypadek lub katastrofa; ale jeśli pomiędzy tymi wibracjami istnieje świadomość zdolna do stania się świadomą wibracji prawdy, to może – to musi – skasować te inne, zapobiec katastrofie… Istnieje rosnące poczucie, że to, co prawdziwe, jest jedynym sposobem zmiany świata, wszystkie inne procedury stopniowej transformacji są zawsze drogą okrężną – zbliżają się one coraz bardziej, ale nigdy nie dostają się do celu i ostatecznym krokiem musi być ten: zastąpienie prawdziwą wibracją. Jest to zastąpienie nową, supramentalną fizyką starej, mentalnej, naukowej i śmiertelnej fizyki. Czy mogłoby tak być, że pewnego dnia, nagle wibracja prawdy mogłaby przedrzeć się poprzez oczka naszej sieci i skasować, uczynić nierealnym na całym świecie cały ten horror, ból i śmierć, w którym żyjemy – i że moglibyśmy się obudzić w nowym świecie… w którym stare prawa śmierci nie miałyby już żadnego sensu i znikłyby, jak senna mara? Nie żadna stopniowa transformacja, ale nagła zmiana, która złapałaby nas tak nieprzygotowanymi, że porzucilibyśmy całkowicie stary arsenał – i wybuchnęli nagle przeogromnym śmiechem. I Ziemia spojrzałaby na siebie, jakby po raz pierwszy I dodajmy jeszcze to: nie powinniśmy robić pomyłki sądząc, że tamto doświadczenie może się jedynie stać udziałem kilku fenomenalnych i uprzywilejowanych ludzi, w wyjątkowych okolicznościach – jest to doświadczenie, które my wszyscy możemy mieć w sposób materialny, w sposób cielesny i wielu posiada je, nie będąc nawet tego świadomym. Ponieważ wydaje się to tak proste, tak naturalne, że się tego nie zauważa. Kłopot z tym sekretem jest właśnie ten, że znajduje się on tuż przed naszym nosem.

66


PRZEJRZYSTY SEKRET Tym, co jest bardzo trudne do zrozumienia dla nas, jest fakt, że jesteśmy zanurzeni od stóp do głów (a szczególnie już głów) w świecie fizycznej nierzeczywistości. Wbrew samym sobie, nawet gdy już zaczynamy nieco rozumieć prawdę, naszą pierwszą, spontaniczną i automatyczną cielesną reakcją jest: „Daj spokój, widzę to, mogę tego dotknąć, jest to konkretne. Daj spokój, grawitacja jest faktem, rzeczy spadają na ziemię. Daj spokój, to jest choroba…, doktor tak powiedział i wszyscy tak mówią. Spróbuj skoczyć ze skały i zobaczysz, co się stanie!” Cóż, spieszę wyjaśnić, że pomysł nie musi być nierozsądny, stosownie do naszych czasowych praw, jest to coś o wiele poważniejszego, niż to. Musimy zrozumieć, jak owa nierzeczywistość działa. Dyskutowaliśmy już mikroskopijną sieć, która jest częścią każdego gestu jaki czynimy, każdego kroku jaki stawiamy, każdego refleksu i każdego nerwu naszego ciała: „Nie możesz i nie wolno ci, uważaj na to czy tamto, to jest niebezpieczne, to jest fatalne – a to nie jest możliwe, niemożliwe… etc.” Wszystko jest „niemożliwym” dla tego bojaźliwego, zorientowanego wiecznie na katastrofy, defetystycznego indywiduum. Tutaj wyolbrzymiamy fenomen w słowach, ale jest to właściwie mikroskopijne drżenie w materii, coś jakby mikroskopijny strach, albo tężcowy ruch wyryty w cielesnej substancji. Jest to prawdopodobnie przeraźliwa pamięć małej komórki, zmuszonej do oddzielenia się zabezpieczenia siebie przed potworną, pożerającą, gotującą się magmą. I to stałe, mikroskopijne kurczenie się produkuje coś w rodzaju ultra-szybkiego i niezauważalnego drżenia, które tworzy rzeczywistą ścianę wokół naszego ciała i jest dziwnie podobne do elektromagnetycznej bariery, tworzonej przez nieustanny ruch cząsteczek atomowych. Jest to owo drżenie fizycznej części umysłu, do którego nawiązywaliśmy wcześniej, które jest jakby usianą katastrofami pamięcią Ziemi – cała żyjąca materia rozwijała się od zniszczenia do zniszczenia. Nowością u człowieka jest to, że „mentalizował”, to znaczy skrystalizował i skodyfikował owo „zniszczenie”. Wyposażył on je tym samym w przerażającą, hipnotyczną potęgę. Nawet gdyby rzeczy były możliwymi, byłyby one niemożliwością. Podczas gdy prawdą świata jest to, że wszystko jest możliwym. Tylko że my oddelegowaliśmy na rzecz maszyny potęgę przezwyciężania naszych „trudności”, zamiast szukania w nas samych klucza do wielkiej możliwości. Podam jedynie dwa przykłady z doświadczeń Matki i jeden mój własny, dla zilustrowania owego przejrzystego sekretu, który jest samym sekretem wielkiej Możliwości. Pierwsze doświadczenie miało miejsce w czasie lokalnych rozruchów przeciwko ashramowi w Pondicherry. 65-19-2 i 24-2 – „Widziałam grad kamieni i płomienie dosięgające nieba; całe niebo było czerwone. Siedziałam po prostu przy stole, jedząc obiad, kiedy atak się zaczął. I tuż przed atakiem nadeszło owo doświadczenie, owa świadomość (innego stanu): Nie byłam już dłużej tym ciałem, byłam całą Ziemią – świadomością fizycznej prawdy Ziemi, aby być dokładną – ze spokojem i nieruchomością nieznaną fizycznemu życiu. I cały atak przejawiał się jako absolutny fałsz, bez jednego elementu prawdy poza sobą (tzn. jako wielka iluzja akwarium), ale jednocześnie, w tym samym czasie (nie da się tego ująć w słowach, ale było to

67


jednoczesne), nad całym miastem i w szczególności tutaj, nad ashramem, posiadałam mikroskopijną percepcję (absolutnie precyzyjną i wyraźną) wszystkich punktów fałszu w każdej osobie i każdej rzeczy, które uczyniły ten kontakt możliwym. Co znaczy, że jeśliby ta świadomość (inny stan), który tu zaistniał, był stanem kolektywnym, gdybyśmy byli w stanie przyjąć go kolektywnie, nic by nas nie dotknęło – kamienie mogłyby być rzucane, a nie dotknęłyby nas w ogóle. Na przykład wielki kamień został rzucony w moje okno i w tej samej minucie zobaczyłam właśnie wibrację fałszu w świadomości obecnych ludzi, która umożliwiła temu kamieniowi uderzyć dokładnie w to miejsce. I miałam tę samą percepcję jednocześnie wszędzie, nad całym miastem… Tak więc teraz wiem – wiem w absolutny sposób i niezapomniany – czym jest wibracja prawdy w dziedzinie fizycznej; w jakim stanie musi być fizyczne ciało po to, aby być prawdą. Jest to coś niezmiennego, fizycznie niewzruszalnego (umysłowo jest to łatwe). Jest to jakby fizyczny magnes przyciągający prawdziwą fizyczną wibrację – nie przechodzi ona przez umysł lub nawet przez wital (życie-naturę): jest to fizyczne, rodzaj magnesu przyciągającego fizyczną prawdę…” Ta „fizyczną prawda” jest dokładnie prawdą innego stanu, w którym owe rozruchy nie posiadają żadnej rzeczywistości – żadnej wewnętrznej prawdy – a zatem żadnej potęgi. I Matka dodaje: „…Wibracje fałszu są czymś, co powoduje drżenie w materii. Mogę to widzieć tak jasno, jak ty widzisz materialne obiekty, owe wibracje, które powodują kontakt z wszystkim tym, co fałszywe i te Wibracje, które sprawiają, że jakikolwiek kontakt jest niemożliwy, jakiekolwiek uderzenie jest niemożliwe… Od tego czasu kilkoro ludzi opowiedziało mi o swych własnych doświadczeniach. Na przykład X wyszedł, aby wezwać policję i musiał przejść przez podwórze (na którym był dokładnie grad kamieni), wszyscy krzyczeli na niego: Wracaj. Wracaj! Jesteś szalony! Ale on i tak przeszedł podwórze – ani jeden kamień go nie uderzył. Miał on cały czas uczucie, że było to niemożliwością, aby ktoś z nich mógł go uderzyć. Było to jakby dowodem na różnicę wibracji pomiędzy dwoma stanami: wibracji, która odpowiada na Fałsz, i tej drugiej wibracji, nie dającej żadnej odpowiedzi, co znaczy, że nie ma możliwości żadnego kontaktu – są one dwoma różnymi światami. Jest to świat prawdy i ten drugi jest światem fałszu. I świat prawdy jest światem fizycznym, jest materialny, nie jest on gdzieś tam w niebie: jest w materii. I to jest właśnie to, co musi nadejść i zająć miejsce drugiego.” (Pytanie) Czy jest to owo „prawdziwe fizyczne”, o którym mówił Sri Aurobindo? „Tak, prawdziwe fizyczne. Materialny świat, w którym przypadki, wypadki, choroby, śmierć – nie mogą się zdarzyć. I to właśnie ten świat, który musi zająć miejsce naszego obecnego – nie poprzez żaden cud: po prostu, poprzez zmianę wibracji w materii. Wibracja prawdziwego stanu kasuje wszystkie fałszywe, iluzoryczne wibracje akwarium. Rozruchy nie były żadną iluzją: było to dotykalne, konkretne, a nawet uderzające, a jednak było to iluzją. Istnieje bowiem wibracyjny stan w materii, prawdziwy stan, który kasuje możliwość bycia uderzonym – nie ma żadnego kontaktu, jest to jakby dwoma światami, jeden wewnątrz drugiego. Świat fizycznej prawdy i świat fizycznego fałszu. Świat fizycznej wolności i świat fizycznego zniewolenia. Świat fizycznych praw i świat na zewnątrz tych iluzorycznych praw – który może być uderzający lub nie, śmiertelny lub nie, grawitacyjny lub nie… w zależności od tego, czy się jest tu, czy tam. Inna pozycja materii. Dokładniej, ta właśnie nowa pozycja naszego gatunku, która nie jest zakotwiczona ani w naszych materializmach, ani też w naszym iluzorycznym spirytualizmie. 68


Prawda materii jest czymś jeszcze”. I tutaj mamy inny przykład, wzięty prosto z dzieciństwa Matki: 63-9-3 – „Miałam wtedy 9 lub 10 lat i biegałam z kilkoma dziewczynkami w lasach Fontainebleau (pod Paryżem). Las był wystarczająco gęsty, tak że widoczność przed nami nie była zbyt dobra. Ponieważ była w rozbiegu, nie zauważyłam nawet, że dobiegłam do drogi, a ścieżka, po której biegłam, znajdowała się ok. 10 stóp ponad tą drogą; była to brukowana droga, świeżo brukowana. Mój rozbieg był tak wielki, że nie mogłam wyhamować: bum! Wyleciałam w powietrze. Miałam te 10 lat i żadnej wiedzy o cudach czy dziwach, nic – po prostu zostałam wyrzucona w powietrze. I czułam coś podtrzymującego mnie, właśnie tak, i zostałam dosłownie położona na gruncie, na tych kamieniach. Wstałam (wszystko to wydawało mi się całkowicie naturalne), nie było ani zadrapania, ani kurzu, nic; byłam absolutnie nienaruszona. Wtedy wszyscy zbiegli na dół, aby zobaczyć. Powiedziałam: Nic się nie stało. Jestem w porządku. Ale pamiętam tamto wrażenie, jak gdyby coś mnie unosiło, tak właśnie powoli spadałam. I istniały materialne dowody, gdyż byłam nietknięta, nie było to złudzenie – droga była świeżo brukowana (znasz te francuskie krzemienie…) Dusza była w pełni żywa w tym czasie, całą swoją siłą opierała się intruzji materialnej logiki świata – tak że to wydawało się całkiem naturalne dla mnie. Po prostu myślałam: Żaden wypadek nie może mi się zdarzyć. I co jest raczej zauważalne, że w lata później, gdy Matka opowiadała mi tę historyjkę, nakreśliła ona paralelę pomiędzy tym zwolnionym spadaniem, które położyło ją łagodnie na krzemiennym bruku, i wielkim ruchem skrzydeł, wspomnianym wcześniej: „Jak wielkie, błogie skrzydła, tak wielkie jak świat, bijące powoli – ale nie dwa: są one wokół mnie i rozciągają się wszędzie”. Inny wibracyjny stan materii, który kasuje nawet grawitację. Nie ma już dłużej praw! Jest tylko to, o czym myślimy – tylko że nie jest to żadne intelektualne myślenie: jest to mikroskopijna myśl w materii. Nie znamy prawdziwej fizycznej rzeczywistości, prawdziwej materii, prawdziwej natury świata: znamy jedynie nasze drżenie w materii, które stabilizuje kontakt ze wszystkimi zniszczeniami i tworzy te zniszczenia – jak skierowany ku śmierci, „naukowy” kokon pokrywający nas od stóp do głów i im bardziej jest on naukowy, tym bardziej staje się nieprzenikniony. Bywa się więc uderzanym „naukowo” przez kamienie i łamie się nogę równie bardzo „naukowo”: „Daj spokój, jest to konkretne, dotykalne, jest to realne…” I Matka wykrzykuje: 55-14-12 – „Ten sublimowany stan, jest stanem naturalnym! To ty przebywasz ciągle w stanie, który nie jest naturalnym, który nie jest normalnym, który jest fałszem, deformacją”. Na koniec podam tu przykład z mego własnego doświadczenia. Zdarzyło się to w pustynnych kanionach niedaleko Pondicherry. Siedziałem tam w ciszy, kiedy zza załomu trzech mężczyzn. Natychmiast wiedziałem: „Przychodzą mnie zabić”. Pozostałem na miejscu bez ruchu. I nagle, bez żadnego wysiłku lub koncentracji, czułem jak gdyby próżnie w sobie, bez jakiejkolwiek reakcji, bez strachu, bez czegokolwiek; jak kamień, ale świadomy kamień, oglądający niewzruszenie jakiś rodzaj widowiska, podobnie jak można być zarówno świadkiem, jak i aktorem we śnie. Za wyjątkiem owej neutralności, uczucie nie było rzeczywiście uczuciem 69


kamienia, ale raczej ciała, mojego ciała, jako czegoś ostatecznie przejrzystego, nijakiego i trochę niewyraźnego. Nic się nie poruszało, nie było tam ani jednego szmeru, ani drżenia – i nie miałem z tym nic wspólnego, nie była tam zaangażowana żadna „samokontrola), żaden wysiłek. Coś wzięło mnie w posiadanie w przejrzystej nieruchomości. Trzech mężczyzn stało tam obok: dwu z przodu i jeden za mną. Nie poruszyłem się. Oni rozmawiali z sobą. Potem coś w rodzaju głosu wewnętrznego powiedziało mi: „Wstań”. Podniosłem się, ciągle tyłem do kanionu. Jeden z nich zdjął mój zegarek, niewątpliwie w celu upozorowania rabunku. Człowiek, który stał za mną, przeszedł do przodu. Zobaczyłem, jak zabójca podnosi rękę, aby mnie zepchnąć w kanion. Śledziłem ruch tej ręki, moje oczy napotkały zabarwione złotawo oczy zabójcy. Opuścił rękę, wahał się przez chwilę, jak gdyby nie był pewien, co dokładnie robić, albo skąd się tam wziął. Wydawało się, że on również obserwował scenę, jak gdyby nie miała ona dlań żadnego sensu lub jakby zapomniał, po co tu przybył. Obrócił się na pięcie, to samo zrobiło dwóch pozostałych, odeszli. Potem zaczęli nagle biec, jak gdyby wpadli w panikę. I moje serce nagle przypomniało sobie, że powinno być przerażone, że oni przecież chcieli mnie zabić… I zaczęło walić jak szalone. Jedyną rzeczą jaką wiem, to że nie było najmniejszego wysiłku z mej strony, najlżejszego skurczu czy reakcji odepchnięcia tych ludzi, nawet wewnętrznej odmowy; gdyby tam było najlżejsze „nie” wewnątrz, byliby mnie zabili natychmiast: opozycja tak powstała – spotkałaby i rzuciła wyzwanie ich wibracjom i reakcja dotknęłaby całego procesu. Ale było tam nic, nawet śladu reakcji, Byłem jakby przezroczystym powietrzem: wibracje tamtych przechodziły przeze mnie jak powiew, nie zatrzymywane. Czy można zabić wiatr? Jakiś rodzaj kontaktu jest konieczny, aby zabić, musi się mieć jakiś punkt zaczepienia – tutaj nie było żadnego punktu, nie było nic. A ponieważ nie było niczego, nic się też nie stało. Innymi słowy – przez pięć czy sześć minut, dzięki jakiejś łasce, mój fizyczny umysł zatrzymał się. Oto jak się zdarzają wszelkie „cuda”. Ale prawdziwy cud jest stanem naturalnym. Ziemia następnego gatunku. Przezroczysty sekret. 60-15-10 – Jest to zabawne: rzecz sama w sobie nie istnieje dla ludzi! To jedynie ich nastawienie wobec rzeczy, które się liczą dla nich: to, co oni myślą o danej rzeczy. Jakżeż zabawne! Sama w sobie, każda rzecz nosi swoją prawdę – swą absolutną prawdę, tak świetlistą, tak jasną – i kiedy dotyka się tego, wszystko układa się cudownie na miejscu. Ale ludzie nie są w kontakcie z tamtym: oni są zawsze w kontakcie poprzez swoje myśli – poprzez myśli, które mają na ten temat, na temat tej rzeczy lub poprzez uczucia wobec niej, albo czasem gorzej. To, co nam teraz pozostaje, to nauczyć się praktykować ten sekret: jak skasować ten fizyczny umysł i przybyć do naturalnego stanu, czystej komórki, bez mentalnych i katastroficznych, i naukowych pokryw. Oto tu właśnie leży nadzwyczajne odkrycie Matki i Sri Aurobindo: odkrycie „umysłu komórek”, największej biologicznej rewolucji od czasu, kiedy pierwsza żywa cząsteczka zaczęła walczyć i uciekać na granicy materii nieożywionej i życia.

70


Jest to drugie ewolucyjne przejście, już nie z materii do życia, ale z życia do czegoś jeszcze, co Matka nazywała „nad-życiem” i co równie dobrze mogło być nazwane „nad-śmiercią”, gdyż nie jest to ani życie, jakim je znamy, ani też oczywiście nie śmierć, która idzie z nim w parze. Jest to coś, co Sri Aurobindo nazywał „życiem boskim”.

ROZDZIAŁ 8: UMYSŁ KOMÓREK

Pod swą poczwórną siecią ciało nie doświadcza niczego ze świata, jakim on naprawdę jest. Ten świat „jaki jest” jest dokładnie wielką tajemnicą ewolucji – znamy go i znają go też inne gatunki poprzez pewne typy wizji, binokularnej lub innej, wewnątrz pewnego spektrum świetlnego i poprzez pewne urządzenia funkcjonalne – szpony, skrzela, wibrujące rzęski czy mikroskopy elektronowe – które tak naprawdę nie opisują nam otoczenia, ale raczej nasze własne zachowanie się w danym środowisku lub nasze sukcesywne zachowania i percepcje tajemniczego czegoś, co z kolei wyrażamy w baktryjskim, greckim, łacińskim czy elektronicznym języku. Ale środowisko jest zawsze „oglądane poprzez” coś. Jedyną różnicą pomiędzy człowiekiem a innymi gatunkami jest ta, że człowiek dodaje szlif grecko-łacińskiej arogancji i jego szczególne skrzela, to jest skrzela mózgowe, przejęły wszystko i tak efektywnie odcięły wszelkie inne środki komunikacji, że nie wie już tego, co wiedzą ryby czy ptaki, lub wszystkie inne pomniejsze bestie, które pomimo swej nieznajomości algebry linearnej żyją w doskonałej harmonii ze swym otoczeniem. Oto tajemnicze „coś”, w czym jesteśmy zanurzeni, stopniowo objawia się podróżnikowi schodzącemu we własne ciało jako rodzaj zadziwiającego cudu, gdzie wszystkie prawa i kody, i „logiczne” powiązania okazują się być tylko prawami, kodami etc. naszych własnych instrumentów pomiarowych i percepcyjnych. Niewiarygodnie wolny wszechświat, „natychmiastowy cud”, jak to ujmuje Matka. Jest to drugi punkt zwrotny, od czasu wynurzenia się z wody, „nowa ewolucja”, którą Sri Aurobindo anonsował już na przełomie wieku, w której będziemy się musieli nauczyć żyć i dysponować tą raczej oszałamiającą wolnością – chyba że nasze eksplozywne arsenały wezmą znów górę i przywiodą nas z powrotem, jeszcze raz, na tę lub inną Ziemię, do stanu małych rzęskowych organizmów, wiecznie w poszukiwaniu tej samej wolności i tego samego cudu. Ewolucja jest bardzo uparta i czy zajdzie ona na tej czy jakiejś innej planecie, nie czyni to dla niej większej różnicy. Ale może moglibyśmy zrozumieć nieco ten cud i trochę go przyspieszyć? Wszystko jedno, powiedzą naukowcy, mała ryba i biedronka, i wszystkie inne stworzenia w ewolucji nie posiadają naszej zaawansowanej matematyki i innych wspomnianych przeszkód, ale są one i tak w sensie komórkowym więźniami własnego gatunku: pływają one, wiją się, umierają i produkują identyczne potomstwo, tak jak im molekuły DNA dyktują, za przeproszeniem. Możesz wyeliminować śmierć, wypadki i grawitację i widzieć jasno na tysiąc mil, tak jak widzisz w swoim pokoju, ale tam zawsze pozostanie mała komórka Homo Sapiens… podlegająca czemu? Powiadasz, że komórka nie podlega kodowi genetycznemu, ale jakiemuś „fizycznemu

71


umysłowi”, który ją hipnotyzuje i manipulują nią – cóż, najpierw tego dowiedz i wyjaśnij również, jak ta komórka „bez praw” zamierza działać, jak zostanie ona powiązana z innymi komórkami, poprzez jakie „urządzenie”, kiedy już ma nie być żadnych „urządzeń” nigdy więcej! Jaka siła ma utrzymywać to wszystko razem i powstrzymać twoje ciało od dezintegracji w kosmosie? Przypomina mi się Sri Aurobindo, dający przykład wyobrażeniowego logika, na początku historii Ziemi: „Kiedy istniała jedynie materia i nie było jeszcze życia, gdyby taki logik istniał i powiedziano by mu, że wkrótce będzie życie na Ziemi ucieleśnione w materii, to zapewne krzyczałby on: To niemożliwe, tego nie da się zrobić! Co, ta masa elektronów, gazów, elementów chemicznych, te zwały mułu, wody i kamieni, i bezwładnych metali, jak zamierzasz tchnąć w to życie? Czy metal będzie chodził?” Czy komórki zdołają uciec z genetycznego programu? Daj spokój! Nie wiemy, czy wszyscy naukowcy są jak ten logik, ale wydaje się, że są oni okropnie zadowoleni ze swego więzienia. Może są nawet strażnikami materialnego więzienia, jak inni strzegą więzień spirytualnych.

KOMÓRKOWY TRENING Jest jednak faktem, że Matka doświadczyła wielu zmagań, aby nie ulec dezintegracji w kosmosie: 62-12-1 – „Ale jest to bardzo trudne dla ciała! Bardzo trudno jest utrzymać jego… spoistość, aby zapobiec jego rozpuszczeniu się w otaczającej materii”. Rekordowa liczba kolejnych omdleń Matki, kiedykolwiek wydostawała się ona z sieci fizycznego umysłu, jest wielce pouczająca, choćby li tylko nawet do negatywnego dowodu na kontrolującą, koordynującą i wiążącą potęgę owego fizycznego umysłu. Zabrało Matce 5 lat, od 1962 do 67 r., aby zrozumieć sam mechanizm: 67-22-11 i 65-21-7 – „Zaczęło się to, kiedy doktorzy oświadczyli, że byłam bardzo chora (w 1962 r.). Ponieważ ciało było wtedy kompletnie opróżnione z wszystkich swych nawyków i energii, nie mogłam zrobić jednego kroku bez omdlenia; jak tylko się podnosiłam, aby nieco pospacerować, bum! Padałam na ziemię. Musiałam być stale podtrzymywana. Ale nie straciłam świadomości nawet na minutę. Mdlałam, ale byłam świadoma. Widziałam swoje ciało, wiedziałam, że zemdlałam. Nie traciłam świadomości i moje ciało nie traciło świadomości. Cóż, teraz rozumiem; na początku jeszcze nie rozumiałam… pamiętałam tylko cały czas, co powiedział Sri Aurobindo: fizyczna część umysłu nie jest potrzebna na nic, jedynym wyjściem jest pozbycie się jej. Jest niezmiernie trudno pozbyć się jej, gdyż jest ona tak ściśle związana z amalgamatem ciała i jego obecną formą, że kiedykolwiek próbowałam, a głębsza świadomość (innego stanu) pragnęła się zamanifestować – powodowało to omdlenie. Jednym słowem, jednoczenie lub mieszanie się z tym innym stanem, bez tego fizycznego umysłu (był on kasowany), powodowało omdlenie. Nie wiedziałam, co robić”. Faktycznie, historia owych pierwszych 5 lat poza siecią, brzmi jak nieustanna choroba, usiana również niezliczonymi atakami serca, ale właśnie to umożliwiało Matce odnalezienie klucza do funkcjonowania komórek. Jeżeli bowiem komórka ma funkcjonować „czysto”, tzn. bez żadnego przyłączenia lub intruzji czynników obcych 72


jej substancji, ciało musi zostać najpierw kompletnie opróżnione z wszystkich starych nawyków, ze swych starych pokryw: oznacza to przedzieranie się przez owe wszystkie „warstwy”, umysł intelektualny, emocjonalny, zmysłowy i ostatecznie przez umysł fizyczny. Aby ukazać zakres przedsięwzięcia, nawet „instynkt przeżycia”, ta pierwsza ochronna ściana gatunku musi zniknąć. 65-25-9 – „Musi się zaakceptować nietrwałość i nawet to, że się wygląda ma imbecyla, musi się zaakceptować wszystko i nie istnieje nawet jedna osoba na 50 milionów, która ma odwagę to zrobić. Wielu również wystartowało gdzieś tam, w inne, bardziej lub mniej subtelne światy – widzisz, istnieją miliony sposobów ucieczki, ale tylko jeden sposób, aby pozostać: to znaczy mieć odwagę i wytrzymałość, aby zaakceptować wszystkie pozory nietrwałości, bezsilności, ignorancji

– pozory samych negacji prawdy. Ale jeśli się nie

zaakceptuje tego, nic się nigdy nie zmieni. Co do tych, którzy pragną kontynuować dalej bycie wielkim, świetlistym, silnym, potężnym itd., itd., cóż, pozwólmy im pozostać tam, gdzie są: oni nie mogą uczynić niczego dla Ziemi”. W tym roku Matka miała 87 lat. Podamy kilka wskazówek dotyczących kursu tego, co można by nazwać „treningiem komórek”. I, naturalnie, pierwszą trudnością jest to, że komórki nie wiedzą już, komu mają być posłuszne. Oczywiście stary system musi zniknąć, zanim nowy może się objawić. 72-17-5 – „Wszystkie cielesne funkcje przechodzą obecnie „zmianę zarządu”. Owe funkcjonowania, które były wykonywane w sposób naturalny – we współpracy z energiami Natury – są nagle wszystkie zatrzymane. Wycofują się one. A wtedy… pojawia się coś… co ja nazywam boskością – może Sri Aurobindo nazywał to supramentalnym – coś, co jest realizacją jutra (nie wiem jeszcze, jak to nazwać). Kiedy wszystko bywa dokładnie wykorzeniane, kiedy rzeczy są naprawdę w kiepskim stanie, wtedy „tamto” zgadza się interweniować. Przejście nie jest przyjemne. Bywają tam ostre bóle i… jest niemożliwe nawet przyjmować żywność etc. Oczywiście, ktoś musiał tego dokonać. 69-8-11 – „Moment owej zmiany zarządu jest zawsze trudny; jeśli ktoś nie wie, może to pomylić z oznakami choroby. Ponieważ komórki już dłużej nie wiedzą, czemu podlegać. Ale zewnętrze oznaki są zwodnicze. I ponadto fizyczna świadomość – ta, która reguluje funkcjonowanie komórek – przywykła do wysiłku, walki, nędzy, klęski; jest ona tak przyzwyczajona do tego, że jest to całkiem uniwersalne, widzisz: ten koniec, ten niekwestionowany, o wiekowej przeszłości koniec – waży na niej ciężko. Jest to bardzo trudne. Kosztuje to wiele bardzo powolnej i stałej pracy, aby zastąpić ten rodzaj nawyku… lub klęski, jaki istnieje, przez coś jeszcze. 63-9-1 – „Jest niezmiernie trudno dla ciała dokonać zmiany. Ponieważ żyje ono czystą siłą nawyku. I kiedykolwiek odrobina prawdziwego sposobu życia zdoła się przefiltrować w jakimś punkcie, bez myśli, bez rozumowania, bez czegokolwiek zbliżonego do idei, prawie bez czucia, prawie automatycznie – komórki bywają pochwycone paniką wobec nieznanego. Istnieje tam panika w jakimś szczególnym punkcie; wtedy się mdleje lub jest się na skraju omdlenia, lub też doświadcza się ogromnego bólu, lub też – w jakimkolwiek wypadku – coś pozornie się psuje. Co więc wtedy robić…? Czekać cierpliwie, dopóki mniejsza lub większa liczba komórek, ten 73


mały zakątek świadomości nauczy się swojej lekcji. Może to trwać dzień, dwa i owo wielkie, chaotyczne i traumatyczne wydarzenie uspokaja się, staje się jaśniejszym i owe komórki zaczynają zdawać sobie sprawę: Och, Boże, jakież głupie jesteśmy! Zabiera im trochę czasu, ale rozumieją one. Ale jest tam ich tysiące tysięcy i tysięcy! Naukowcy powiadają, iż istnieje około sto trylionów komórek w dorosłym ludzkim ciele. 64-14-10 – „Ciało uczy się lekcji choroby – czyli lekcji iluzji choroby. Jest to bardzo, bardzo zabawne widzieć różnicę pomiędzy tym, co tam naprawdę jest, rzeczywistością zakłócenia, czymkolwiek by ono nie było, a starym nawykiem odczuwania i postrzegania jej, zwyczajnego nawyku”: tego, co my nazywamy chorobą. Jestem chory. Jest to bardzo zabawne. W każdym przypadku, jeżeli trwa się w prawdziwej ciszy (jest to bardzo łatwe na witalnym i mentalnym poziomie, ale nieco trudniejsze w komórkach ciała, wymaga to trochę praktyki), jeżeli więc pozostaje się naprawdę spokojnym, to zawsze pojawia się trochę światła – ciepłe małe światło, bardzo jasne i nadzwyczaj spokojne, gdzieś tam na zapleczu, które wydaje się mówić: Musisz tylko pragnąć tego. Wtedy komórki wpadają w panikę: Co rozumiesz przez pragnąć tego! Ja możemy pragnąć czegokolwiek? Choroba nas atakuje, jesteśmy przytłoczone: to jest choroba! Cała farsa! Potem coś mówi: Uspokój się, nie lgnij do swej choroby! i one to akceptują. W tym punkcie, kiedy to akceptują – w następnej minucie choroby nie ma. Nawet nie w minucie: tylko w kilku sekundach i już jej nie ma. Ale wtedy komórki przypominają sobie: Ale co się stało. Bolało przecież tutaj! – Bęc! Wszystko wraca z powrotem. I cała ta farsa powtarza się od nowa, stale. Gdyby się one tylko mogły nauczyć lekcji raz i na dobre… Życie jest na skraju stania się cudem, ale my nie wiemy, jak je żyć. Ciągle musimy się uczyć”. 63-27-7 – „Największym problemem jest, że tkanina ciała jest zrobiona z ignorancji, tak więc za każdym razem, gdy siła, światło, potęga (inny stan) pragnie się weń dostać, owa ignorancja musi być najpierw usunięta. I za każdym razem ta sama rzecz powtarza się w każdym detalu: coś w rodzaju odmowy, powodowanej przez głupotę owej ignorancji. Na każdym kroku, w każdym detalu, jest to zawsze ta sama rzecz, która musi być rozpuszczona. Początkową reakcją jest zawsze negacja. Potem jest tam zawsze uśmiech w odpowiedzi i ból znika prawie natychmiastowo – tamto osiada wewnątrz, świetliste i spokojne. Zauważ, że nie jest to ostateczne, jest to jedynie pierwszy kontakt: doświadczenie powtarza się znów przy innej okazji i tym razem spotyka coś w rodzaju kooperacji: komórki wiedzą, że razem z tamtymi warunki zostały zmienione – jest to bardzo interesujące, one pamiętają – tak więc zaczynają współpracować i akcja przebiega coraz płynniej. Potem, trzecim razem, w kilka godzin później, ból powraca znowu: i już same komórki wzywają (inny stan), ponieważ one pamiętają. Tak więc teraz poznałam trick, wszystko zależy od wykształcenia komórek, rozumiesz? To nie jedynie osoba, która jest chora i która musi być kompletnie uleczona: to edukacja komórek, aby je nauczyć, jak… żyć”. 70-28-3 – „Jest to całkowicie świadoma praca, nawet metodologiczna w pewien sposób, która jest nakładana na ciało tak, aby każda jego część, jedna po drugiej i wszystkie grupy komórek mogły się nauczyć… prawdziwego życia”.

74


Ale co jest bardzo interesujące – i jest oczywiście momentem o kapitalnej ważności w historii komórek, to że ostatecznie same komórki wzywają pomocy. Wynurzają się one ze swej zahipnotyzowanej inercji. Uwolniona ze swych nawykowych pokryw, substancja komórek zaczyna odsłaniać swoją prawdziwą naturę. I tutaj właśnie Matka miała zaobserwować pewne bardzo interesujące i nowe zarysy: 57-17-10 – „Istnieje wiele rodzajów wolności: wolność umysłu, wolność witalna, wolność duchowa, które są rezultatem sukcesywnych stopni mistrzostwa. Ale istnieje też całkowicie nowy rodzaj wolności: wolność ciała. Na przykład podczas epidemii grypy, żyłam codziennie pomiędzy ludźmi noszącymi zarazki grypy… I pewnego dnia poczuła jasno, że ciało zadecydowało, iż nie złapie grypy. I nie była to żadna wyższa siła woli podejmująca tę decyzję, rozumiesz: było to samo ciało, które zdecydowało. Kiedy się jest tak daleko w tej świadomości, widzi się rzeczy, wie się w sposób niezachwiany, ale kiedy schodzi się tutaj na dół, w materię, jest to jak wlewanie wody w piasek. Cóż, teraz wszystko jest nieco inne: ciało posiada bezpośrednią kontrolę, bez żadnej interwencji z zewnątrz. Nie jest to wyższa świadomość narzucająca się ciału: jest to samo ciało, obudzone dla wolności w swych komórkach, jest to komórkowa wolność”. 61-3-11 – „Miałam coś w rodzaju percepcji prawie całkowitego braku znaczenia materialnych, zewnętrznych pozorów, wyrażających warunki ciała: czy to zewnętrzne, fizyczne objawy są takie czy inne, było kwestią całkowicie obojętną dla świadomości ciała. Przypuśćmy np., że ciało posiada pewne zakłócenie: spuchnięte nogi czy obolały żołądek. Cóż, wszystko to nie ma w zasadzie żadnego znaczenia: nie posiada to najmniejszego efektu dla prawdziwej świadomości ciała, podczas gdy mamy tendencje do myślenia, że ciało bardzo źle się czuje, kiedy jest chore lub gdy coś w nim nie gra”. (Pytanie) Ale zatem, co się źle czuje, jeśli to nie jest ciało? — Och, jest to zawsze ten fizyczny umysł, ten głupi fizyczny umysł! To jest właśnie to, co sprawia wszelkie kłopoty. — Ale zatem czym jest to, co cierpi? — Dzieje się to również za pośrednictwem fizycznego umysłu, ponieważ w tej samej minucie, gdy zdołasz uspokoić tę kreaturę, ból ustaje! Oto dokładnie, co zdarza się mnie. Fizyczny umysł używa substancji nerwowej; jeżeli wycofasz go z nerwowej substancji, nie czujesz dłużej niczego! Oto cały początek wrażeń zmysłowych. 61-1-12 – „Prawdę mówiąc, w tej samej minucie, kiedy wydostajesz się całkowicie ze zwyczajnego umysłu, żadna z zewnętrznych oznak nie jest już dłużej dowodem czegokolwiek, żadnym dowodem. Nie możesz dłużej polegać na niczym, ani na dobrym zdrowiu i równowadze, ani też na całkowitej dezorganizacji, nie dowodzą one niczego”. Z nagła czujemy się jak dziecko odkrywające ciało, które nie jest już dłużej czymkolwiek znanym – i owszem. Jest to już prawdziwe ciało, prawdziwa świadomość ciała. Tajemniczy nieznajomy pod swoją poczwórną siecią. 62-16-10 – „Kiedykolwiek zapytuję moje ciało, czego ono pragnie, komórki odpowiadają: Nie! My jesteśmy nieśmiertelne, my chcemy być nieśmiertelne. Nie jesteśmy zmęczone, jesteśmy gotowe walczyć nawet 75


przez wieki, jeśli będzie potrzeba! I to właśnie zauważyłam: im bliżej dochodzisz do samej komórki, tym częściej ona powtarza: Ale ja jestem nieśmiertelna!” I doszliśmy do samego serca sekretu: 64-7-10 – „Ostatnio zdarzyło się, co następuje”: coś w rodzaju kompletnie zdecentralizowanej świadomości (ciągle mówię o fizycznej świadomości), zdecentralizowana świadomość, która zdarzyła się być tutaj czy tam, w tym ciele czy w tamtym (w tym, co ludzie zwą tą osobą lub tamtą osobą – ale to rozróżnienie nie ma już dłużej sensu). Potem coś w rodzaju uniwersalnej świadomości interweniowało w komórkach i było to tak, jakby świadomość zapytywała komórki, dlaczego pragną one utrzymać tę obecną kombinację, czy agregat (obecne ciało Matki) i wskazując im na trudności wynikające ze znacznej liczby lat, na przykład, czy też zewnętrznych ograniczeń, albo też i całą tę reterioryzację spowodowaną wiekiem i zmęczeniem. Ale nie stanowiło to dla nich żadnej różnicy! Owa uniwersalna świadomość mówiła: Popatrzcie, tutaj są problemy… I owe problemy mogły być w sposób jasny zauważone: ów wyryty w materii rodzaj pesymizmu. Ale same komórki nic o to nie dbały! Dla nich wyglądało to jako wypadek lub nieunikniona choroba, ale w żadnym przypadku nie jako coś, co było częścią ich normalnego rozwoju i co by było na nich wymuszone: My nie dbamy o to… Poczynając od tego momentu, wynurzyło się coś w rodzaju oddolnej potęgi, aby oddziaływać na ten fizyczny umysł, co dało narodziny materialnej zdolności do oddzielenia się od niego i odrzucenia go… Wydawało się, jak gdyby coś decydującego zaszło. I wtedy nastąpiło coś w rodzaju wybuchu pełnej ufności i radości: Wreszcie jesteśmy wolne od tej zmory! I jednocześnie nastąpiła fizyczna ulga, jak gdyby oddychanie stało się łatwiejsze. Było to, jakby wynurzenie się ze skorupy – otwór powstał nagle w skorupie i można było oddychać. I była to całkowicie fizyczna, komórkowa akcja’. Matka dodaje potem, co następuje, otwierając raczej zadziwiające perspektywy. „…Ale jak tylko zejdzie się na ten poziom, poziom komórek lub nawet poziom konstytucji komórek, o ileż lżej się czuje! Całe to poczucie ciężkości materii – zanika: zaczyna się być ponownie płynnym i wibrującym. Co by raczej dowodziło, że cała ta ciężkość, grubość, inercja, nieruchomość – jest czymś dodanym do materii, nie jest jej właściwą jakością – ta materia, o której myślimy czy ją odczuwamy jako fałszywą, nie jest ona sama materią, jaką naprawdę jest”. Ale zatem, jeśli śmierć, choroby, wypadki, pesymizm, „nieunikniona klęska”, grawitacja i cała reszta naszych „praw” – nie są częścią normalnego rozwoju komórki, czym zatem jest prawdziwa substancja komórkowa? Czym jest czysta komórka, taka, jaką naprawdę jest. Czym jest materia? I ponownie, jeżeli wszystkie nasze grawitacyjne siły upadną, czym jest to, co utrzymuje cały ten agregat komórkowy razem?

76


NOWA ZASADA CENTRALIZACJI Około 4 miliardów lat temu pierwsza żywa cząsteczka, wynurzająca się właśnie z materii nieożywionej, nie miała jeszcze pamięci, za wyjątkiem tej jednej, łączącej ją z pierwszą wodorową chmurą w jej atomowej strukturze: wibrowała ona, drżała, rozciągała się, aby zaabsorbować więcej materii dla swego wzrostu – podobnie jak jądro pragnie utrzymać swoje elektrony, jak galaktyki przyciągają inne galaktyki i jak słońce przyciąga swoje planety. Ta komórka już poszukiwała swojej uniwersalnej całości, jak gdyby w sercu rzeczy istniała wielka pamięć totalności: głód lub miłość. Stałe wirowanie wokół siebie ukierunkowane na przybieranie coraz to więcej istnienia i przestrzeni, i na odzyskanie tej początkowej jedności, która rozpadła się w wybuchu radości lub miłości, lub czymkolwiek by to nie było, a co ludzie ujmują w równaniach, ale nigdy we własnym życiu. Mikroskopijny ruch, który stopniowo ewoluował swoje własne prawa poprzez powtarzane doświadczenia i nawyki, i wyrosła z warunków środowiska pierwsza pamięć – dla przeżywania i powtarzania użytecznego lub owocnego nawyku: pierwsze przędzenie nawyku, które miało wkrótce dać rezultat w drżącym i śmiertelnym kokonie, z którego musiało się wydostać poprzez umieranie po to, aby nadal rosnąć. Taka była pierwsza sieć: tkanka skrystalizowanych nawyków. To jest właśnie ta, którą Matka miała napotkać, tylko że teraz jest ona nieskończenie więcej skomplikowana i utrwalona poprzez ludzki nawyk mentalny. W sumie, przy końcu ewolucyjnego procesu problemem było odnalezienie, czy jest możliwym opuścić kokon nie umierając i czy można ponownie się zjednoczyć z tą uniwersalną totalnością, wyrytą w naszych atomach, nie tracąc jednocześnie indywidualności z takim trudem rozwiniętej poprzez miliardy lat ciężkiej pracy, Innymi słowy, czy można byłoby zarazem być częścią, jak i całością. Ale ta ludzka, związana nawykiem formacja, o której się tutaj mówi jako o „fizycznym umyśle”, była „tak ściśle spojona z amalgamatem ciała i jego obecną formą”, jak powiada Matka, że „kiedykolwiek próbowałam się jej pozbyć, to po prostu mdlałam”. Bywa się rozpraszanym w kosmosie. A ponieważ od-czynianie tego nawyku wydawało się jednocześnie od-czyniać samą osobę, nowe pryncypium koagulacji czy centralizacji musiało zostać odkryte; które nie byłoby już dłużej oparte na mechanicznym powtarzaniu ludzkiego nawyku – tym śmiertelnym kokonie wszystkich gatunków: czyli na sieci. Matka widziała ten problem całkiem jasno: 69-17-12 – „Śmierć jest decentralizacją świadomości zawartej w komórkach. Komórki składające się na dane ciało, utrzymywane są w pewnej formie poprzez centralizację świadomości wewnątrz nich. Tak długo, jak ta potęga koncentracji ma przeważającą siłę, ciało nie może umrzeć. Tylko jedynie wtedy, gdy ta potęga koncentracji ustaje, kiedy komórki bywają rozpraszane. Wtedy ciało umiera. Pierwszym krokiem w kierunku nieśmiertelności jest zatem zastąpienie owej mechanicznej koncentracji, koncentracją woli”. A ponieważ nie istnieje już dłużej żadna intelektualna czy emocjonalna, czy zmysłowa wola – gdyż wszystkie stare nawyki wyrzucone są w procesie przechodzenia przez kolejne warstwy – ta nowa wola musi wyjść od samych komórek… Ale nie może ona być już dłużej oparta na mechanicznych nawykach – to byłoby bowiem powrotem do naszego śmiertelnego kokonu. Na czym zatem ma być ona oparta?

77


Podczas „treningu komórkowego”, komórki stopniowo i boleśnie nauczyły się, że „kropla tamtego” może uleczyć cokolwiek; nauczyły się one również wzywania „tamtego”, tak samo może, jak jądro „uczy się” chwytać swoje elektrony. Ale nawet w swojej podstawowej woli – komórka jest bardzo mechaniczna: potrzebuje ona powtarzać znowu i znowu – faktycznie powtarza ona od czasów niepamiętnych wszelkie głupoty gatunku ludzkiego, jedną po drugiej. Zatem inny, nie wiążący rodzaj mechanizmu musi zostać wynaleziony, który nie prządłby już dłużej nowego, śmiertelnego kokonu wokół komórek, a jednak zaopatrywałby je w niezbędną spoistość lub centralizację Matka znalazła sposób. Sposób tak prosty, że jest on dostępny dla każdego – z Matką wszystko staje się proste. Ten sposób nie jest czymś nowym, jest on nawet bardzo starożytny, ale jego zastosowanie jest nowe. Jest to w Indiach nazywane „mantrą”. Jest to też jedyny mechaniczny środek, jakiego kiedykolwiek używała Matka. Każda rzecz, czy to ożywiona czy nieożywiona, posiada swoje własne i szczególne wibracje: skała, ogień, wirus, woda, rad – w ogóle wszystko. Są to wibracje siły, która stanowi dany „obiekt”, jego szczególny zakres fal, podobny do emitowanego przez kwazary, gdzieś tam na drugim końcu wszechświata. Jest to wibracyjna sieć, która zamyka dany obiekt w specyficznej formie. Ale dźwięk, nawet niesłyszalny dźwięk, jest również wibracją. I jak się zdarza, istnieje w Indiach pewna bardzo starożytna nauka nt. dźwięku, wiedza o całym zakresie wibracji, od najbardziej materialnych obiektów, do najwyższych stanów świadomości (stany świadomości również posiadają własne wibracje”: gniew, radość, zapachy roślin etc., każde ma swoją szczególną wibrację lub dźwięk). Ta często niewłaściwie nadużywana wiedza, bywa zatem używana do odtwarzania obiektów poprzez emitowanie odpowiedniego „dźwięku”: ogień posiada dźwięk, woda ma dźwięk, gniew ma dźwięk, nawet najwyższa błogość posiada swój dźwięk. Adepci tej nauki zazwyczaj używają swej wiedzy dla oryginalnych, przynoszących profity celów: dla magii – temat, w który nie musimy się zagłębiać. Ale istnieją inne dźwięki, które mają potęgę wywoływania wyższych stanów świadomości (wiedzą o tym poeci) i podobnie jak możliwe jest rozniecić w kimś gniew, to tak samo możliwym jest rozniecić jeszcze coś. Miłość również posiada swój dźwięk, jest on nazywany mantrą: jest to wibracja zdolna do odtworzenia pewnego stanu świadomości (albo, w przypadkach krańcowych, pewnych materialnych stanów, choć może to być tą samą rzeczą). Mantra ogólnie składa się z jednej lub kilku sanskryckich sylab. Matka więc odnalazła swoją mantrę. Od początku tej jogi ciała, widziała ona jasno ową powtarzalną zdolność substancji komórkowej i wywnioskowała ona jasno, że gdyby można było ustabilizować pewien rodzaj wibracji w materii – wibracji słonecznych jak światło, ekspansywnych jak miłość

– zamiast tej zwykłej, egocentrycznej, prymitywnej,

pesymistycznej i śmiertelnej wibracji, wtedy, być może, udałoby się wszczepić w tę substancję nową zasadę spoistości, już dłużej nie opartą na śmiertelnym nawyku, ale jak gdyby na boskich fundamentach. Zamiast przędzenia kokonu śmierci, komórki mogłyby prząść życie wieczne. I Matka zaczęła powtarzać mantrę, swoją mantrę, która budziła w niej najwyższą miłość, która jest najwyższym życiem. Zaczyna się poprzez powtarzanie mantry lub danej wibracji w głowie, używając najpierw umysłowej woli i stopniowo schodzi ona poprzez wszystkie 78


poziomy istnienia: do serca, do sfery wrażeń i reakcji i ostatecznie – do samego ciała. Gdy już raz osiądzie w ciele, nigdy fo nie opuści: będzie ona się powtarzać z taką samą stałością, jak nasze: „Och, to jest rak”, „Och, to jest grawitacja”, „Och, mam bóle”; wszystkie te małe „och!”, które składają się na zwyczajne, śmiertelne ciało. 66-4-6 – „Dźwięk posiada potęgę sam w sobie i przez zmuszanie ciała do powtarzania danego dźwięku sprawia się, że absorbuje ono odpowiednią wibrację. Ale słowa muszą mieć w sobie życie, pewną wibrację (nie mam na myśli żadnego intelektualnego znaczenia, nic w tym rodzaju, jedynie wibracje). I istnieje zauważalny skutek w ciele, zaczyna ono wibrować, wibrować, wibrować…” 60-20-9 – „Zobaczyłam, że mantra posiada organizujący efekt w podświadomości, w nieświadomości, w materii, w tym wszystkim. Zabiera sporo czasu, ale poprzez powtarzanie i wytrwałość w końcu zaczyna to działać. Jest to podobne do codziennego praktykowania gry na pianinie. Powtarza się najpierw mechanicznie i w końcu wypełnia to ręce świadomością – wypełnia ciało świadomością”. I tak zaczynamy już widzieć, co mogłoby stać się nową zasadą centralizacji komórek. 63-10-7 – „Jest to jak bycie na przejściu do nadzwyczajnego odkrycia, które zależy od czegoś bardzo małego”. Mantra Matki posiadała siedem sylab: OM NAMO BHAGAVATEH Jest ona dla wszystkich poszukiwaczy, którzy by chcieli odkryć materię taką, jaką ona naprawdę jest, bez jej fałszywych materializmów i fałszywych spirytualizmów, które idą z sobą w „parze” – i może ducha w sercu materii.

WOLNA MATERIA Te odkrycia, choć mogą się wydawać zadziwiające, są jedynie przejściem do nowej Ziemi, jaką mogło być wynurzenie się pierwszej zielonej prerii na skalistym podłożu tej dobrej Ziemi i pierwszego ludzkiego spojrzenia na tę wiosnę Ziemi. Nowe spojrzenie jakkolwiek nie wystarcza. Musimy nauczyć się żyć i używać jej nadzwyczajnej komórkowej wolności – i jak to będziemy robić? Ostatnie (i raczej oszałamiające) stadium przechodzenia z jednego stanu do drugiego daje nam clue. Matka nie była tchórzliwa: w wieku 90 lat była bardziej młoda i spragniona przygód, niż jakiekolwiek dziecko. W pewnym sensie jest ona odkrywczynią nowego gatunku. Nikt w jej otoczeniu nie mógł znaleźć w tym jakiegokolwiek sensu: myśleli oni, że była ona stara, zniedołężniała, zdziecinniała. Człowiek się dziwi, jak się musiał czuć pierwszy jaszczur, który wyhodował skrzydła. A jednak to samo oszałamiające nieznane zawierało klucz do nowego funkcjonowania, stanowiąc dowód, że przeszkoda jest zawsze jednocześnie przekładnią:

79


63-20-7 – „Wszystkie zwyczajne rytmy materialnego świata zostały zmienione. Ciało nie może już dłużej wiedzieć w ten sposób, w jaki wiedziało przedtem. Jest to okres, kiedy przebywa się w zawieszeniu: rzeczy nie są już dłużej w jeden sposób, ale nie są jeszcze na nowy sposób; są one właśnie gdzieś pośrodku. Tym, co sprawia trudność, jest to, że ze wszystkich stron nadchodzą wszystkie głupie sugestie ludzi wokół mnie: stary wiek, uwiąd starczy, możliwość śmierci – choroba, zobojętnienie, rozpad. Przychodzi to stale i stale, tak więc to biedne ciało jest nieustannie atakowane”. Stary gatunek otacza wokół. Odkrycie nowego gatunku nie wystarcza, musi się jeszcze ciągle unikać bycia zabitym przez stary gatunek – pierwszy antropoid musiał być czymś bardzo odrażającym dla małp. 69-19-2 – „Praca obecnie polega na zmianie świadomej podstawy wszystkich komórek – ale nie naraz, to byłoby niemożliwe! Nawet stopniowo, po trochu, jest wystarczająco trudne. W momencie, kiedy świadome podstawy ulegają zmianie, jest tam prawie coś w rodzaju paniki w komórkach: Och, co to się dzieje? Tak więc czasami nie jest to łatwe. Z komórkami działa się grupowo lub poprzez cielesne funkcje (albo z ich częścią) i dla niektórych bywa to nieco trudne. Przez minutę istnieje tam coś w rodzaju niepokoju, jest to w pewnym sensie zawieszonym, rozumiesz: może to trwać jedynie przez kilka sekund, ale te kilka sekund bywa okropne. Ale nawet to pochodzi od… tego głupiego instynktu przeżycia, który znajduje się w głębi każdej komórkowej świadomości – ciało jest tego świadome. Ono zna to, jest to stary nawyk. Wszystkie grupy komórek, wszystkie komórkowe organizacje muszą się jedynie poddać kompletnie, w całkowitym zaufaniu, jest to konieczne. Niektórym przychodzi to spontanicznie i naturalnie; innym zabiera trochę czasu, aby się nauczyć to robić. I różne cielesne funkcje brane są jedna po drugiej, w cudownie logicznej sekwencji w powiązaniu z funkcjonowaniem ciała. Jest to prawdziwie cudowne, chociaż… ciało pozostaje w całkiem kiepskim stanie, możesz być pewnym. A co więcej, istnieją wszystkie troski, te troski otaczające mnie wokół, od niepokoju na myśl, że koniec jest możliwy, aż do niecierpliwego oczekiwania na ten koniec! Cały zakres uczuć, od strachu do gorącego pragnienia: Nareszcie być wolnym…! Być chociażby wolnym, aby robić te wszystkie głupstwa, które chciałabym robić! A ciało jest bardzo wrażliwe na ludzkie myśli”. 66-28-5 – „Praktycznie nie mogę już dłużej jadać; zmuszam się do jedzenia, inaczej przyjmowałabym jedynie płyny. Czuję, że potykam się po omacku i że najlżejsze potknięcie może mnie strącić w przepaść. Mam wrażenie, że stoję na szczycie, pomiędzy dwoma przepaściami. I jest to coś, co dzieje się w komórkach; nie ma to nic wspólnego z psychologią lub nawet z wrażeniami zmysłowymi”. 71-22-12 – „W każdej minucie jest to alternatywą: Chcesz śmierci czy chcesz życia; chcesz śmierci czy chcesz życia…?” 69-18-10 – „Naprawdę, zwyczajny stan, stary stan jest świadomą akceptacją śmierci i cierpienia. A potem, w tym innym stanie, śmierć i cierpienie wydają się ostatecznie… nierealnymi. To wszystko”. 70-20-5 – „Nagle ciało odkrywa, że jest wolne od wszelkich nawyków, akcji i reakcji, wszelkich konsekwencji etc. i jest tam coś w rodzaju zadziwienia… a potem to znika. Jest to tak nowe dla materialnej świadomości, że za każdym razem jestem na skraju… Bywa tam minuta paniki w świadomości”. 80


(Pytanie) Często myślałem, że gdyby gąsienicy były dane ludzkie oczy poprzez jakąś przyspieszoną ewolucję… — Tak, to właśnie to! Widzisz, ciało wie, że nie jest chore, że nie jest to choroba, ale usiłowanie transformacji; wie ono to bardzo dobrze, ale… są to wszystko wiekowe stare nawyki. A potem ten okrzyk: 66-9-3 – „Cóż za dziwaczne warunki! Najmniejsza rzecz może spowodować utratę kontaktu… Ciało już dłużej nie zależy od fizycznych praw. Ową najmniejszą rzeczą, która powoduje, że się traci kontakt, jest śmierć – śmierć starego gatunku. Było koniecznością osiągnięcie punktu, w którym nic już nie pozostaje ze starego funkcjonowania. Wiadomo, że niemożliwe, aby być jednocześnie jaszczurem i ptakiem: przychodzi taki moment, kiedy jedno z nich musi ustąpić, aby pozwolić drugiemu wystartować. I to właśnie w takim momencie można uchwycić klucz – klucz chwyta się ciałem (nie głową, oczywiście)”. 60-26-11 – „Przez 3 lub 4 minuty, czasami 10, jestem straszliwie chora, ze wszystkimi symptomami, że jest to już koniec. I to tylko po to, aby zmusić mnie do znalezienia… zmusić mnie do tych doświadczeń, abym znalazła się. To jedynie w takich „momentach”, kiedy logicznie, stosownie do zwyczajnej fizycznej logiki wszystko się kończy – pochwyca się klucz”. Klucz jest nadzwyczajnie prosty: jaka jest reakcja duszącej się pary płuc? Otwiera się usta i łapie powietrze. A co robią komórki, kiedy się duszą, kiedy nie mają już dłużej poparcia, żadnych nawyków do powtarzania, kiedy zostają wyrzucone w… nicość? Powtarzają one mantrę. Zamiast przędzenia śmierci, zaczynają one prząść nowe życie, nową wibrację, nową siłę. Od jednej warstwy do drugiej – a każda jedna gruba, lepka i trzęsąca się – od intelektualnego umysłu poprzez warstwę emocjonalną i zmysłową mantra schodzi w dół, jak świder. Wierci ona tam stale, niestrudzenie, jak stara baba powtarzająca w kółko tę samą rzecz – dopóki nie osiągnie ona mikroskopijnego poziomu fizycznego umysłu. W tym punkcie jest to już całkiem proste: pod ciśnieniem mantry jedno oczko sieci puszcza – natychmiastowa panika; potem następne… wiele małych i kształcących wybuchów paniki. Za każdym razem tunel ze świeżym powietrzem otwiera się w sieci i komórki chwytają to, co schwytać mogą: mantrę. I proces staje się nadzwyczajnie interesujący: jest to zaraźliwe. Materia jest miejscem natychmiastowej zarazy: nic nie może w niej zostać oddzielone lub obwarowane ścianami, rzeczy rozprzestrzeniają się natychmiastowo. Z prostego powodu – gdyż materia jest doskonale ciągła, od jednej małej komórki do najdalszych krańców wszechświata. 67-2-8 – „Energia opuściła mnie całkowicie (Matka znowu była krytycznie „chora”) po to, by pozostawić ciało absolutnie samemu sobie, aby wymusić jego przekształcenie się, można powiedzieć. I zdałam sobie sprawę z tego, że cielesna świadomość wypełniona była tą samą gotowością, jak inne części istoty, jedynie z o wiele większą stabilnością, niż w owych innych częściach istoty; nie ma w niej fluktuacji, jakie istnieją w witalu i umyśle – jest to bardzo stabilne i osadza się to poprzez coś w rodzaju pulsacji, niezbyt odległych, zaczynających się w jednej małej części, a następnie rozchodzących się coraz bardziej, dopóki nie staną się ogólnymi”. 81


63-3-6 – „Umysł komórek przejmuje mantrę i ostatecznie powtarza ją automatycznie i z taką wytrwałością! Słyszałam, jak komórki powtarzają moją mantrę! Było to jak chór, każda komórka powtarzająca automatycznie. Było to jakby niezliczone maleńkie głosiki powtarzające ten sam dźwięk w kółko. Brzmiało to niemal jak chór kościelny z wieloma, wieloma maleńkimi, dziecięcymi głosikami. I dźwięk był bardzo wyraźny; byłam zadziwiona: dźwięk mantry”. 67-20-12 – „Nie można znaleźć nigdzie bardziej niewzruszonego rozwiązania i aspiracji, niż znajduje się je tutaj (Matka dotyka ciała). To jest właśnie sama charakterystyka materii. I kiedy podporządkuje się ono i ma wiarę, jego aspiracja jest absolutnie stabilna i stała; zostaje ona ustabilizowana i to ustabilizowana bez wysiłku, spontanicznie, naturalnie, raz i na zawsze. Tak więc możemy powiedzieć, że kiedy materia stanie się prawdziwie boską, jej manifestacje będą nieskończenie bardziej kompletne, bardziej doskonałe w swych detalach i bardziej stabilne niż gdziekolwiek jeszcze, w każdym innym świecie”. 58-11-5 – „Jest to dziwne, ta mantra posiada kohezyjny efekt w komórkach; całe komórkowe życie staje się solidną i zwartą masą o nieprawdopodobnej koncentracji – z jedną tylko wibracją. Zamiast wielu zwyczajnych wibracji ciała, istnieje tylko jedna, pojedyncza wibracja. Staje się ona tak solidna, jak skała, jedna pojedyncza koncentracja, jak gdyby wszystkie komórki ciała były jedną masą”. 68-22-5 – „Przez cały czas, cały czas, nawet pośród najgorszych trudności, mantra wypływa z komórek jak złoty hymn; jest to śpiew, jak widzisz, wołanie”. Sri Aurobindo odkrył tę samą rzecz jakieś 40 lat wcześniej – tylko że nigdy nie wyjaśnił on swego odkrycia prawdopodobnie dlatego, że wyjaśnienia są bezużyteczne: człowiek musi stać się tym we własnym ciele. Oto, co on powiedział: „I istnieje również ciemny umysł ciała, umysł samych komórek, molekuł, korpuskuł. Haeckel, niemiecki materialista, mówił kiedyś o woli zawartej w atomie i współczesna nauka (Heisenberg), mająca do czynienia z niewyobrażalnymi indywidualnymi wariacjami w aktywności elektronów, zbliża się do rozpoznania, że nie jest to zewnętrzną formą, ale jedynie cień rzucany przez tajemną rzeczywistość. Ów cielesny umysł jest bardzo dotykalną prawdą: dzięki jego ciemnocie i mechanicznemu ciążeniu do przeszłych ruchów oraz jego wrodzonej obojętności i odrzucaniu wszystkiego, co nowe, znajdujemy w nim główną przeszkodę do pokonania przez Siłę superumysłu i do transformacji funkcjonowania ciała. Z drugiej zaś strony, gdy już raz zostanie skutecznie nawrócony, będzie on najcenniejszym instrumentem dla stabilizacji supramentalnego światła i Potęgi w materialnej Naturze.” Ale w tym celu, stara materia (czy fałszywa materia, powinniśmy powiedzieć) musi osiągnąć pewien stopień duszenia się. A teraz stoimy przed pytaniem, rzeczywistym pytaniem: czym naprawdę jest materia? Materia, jaka ona naprawdę jest, prawdziwa materia? Powiadają nam, że jest to takie prawo + tamto prawo + jeszcze inne prawo i ten aminokwas + tamten nukleotyd +… Jakieś piekielne dodawanie.

82


Rzeczywiście, jest to dodawanie wszystkich nawyków, które osiągnęliśmy po to, aby móc działać, wewnątrz pierwszego ziemskiego kulturowego medium. Ale „prawa” – nie ma żadnych praw! Są jedynie skamieniałe nawyki. I pewnego dnia w 1965 r., przy jakiejś banalnej okazji cały obrazek stał się krystalicznie czysty. Dotyczyło to uczennicy, która odkryła początek raka na swej szyi. 65-26-6 – „Jest to tumor. Prawdopodobnie wrośnięty włos, który się zawinął: ciało pokryło go warstwą skóry i tak już z nawyku zaczęło produkować jedną warstwę skóry po drugiej… Jest to ta głupia dobra wola. I to samo dotyczy większości chorób…” Jest to ta sama rzecz dla wszystkiego w życiu! I dla całej materii”: ta głupia „dobra wola”, rozciągająca się w jednym kierunku lub innym, stosownie do potrzeby chwili – a co, jakby istniała tam prawdziwa potrzeba, potrzeba prawdziwego życia…? I Matka dodaje co następuje: „…Jest to całkiem godna uwagi rzecz, jest to początek wszelkich nawyków; komórki czują coś w rodzaju: Oto co musi zostać zrobione, oto co musi zostać zrobione, oto… (Matka rysuje kółko palcem). Wszystkie chroniczne choroby wyrastają z tego właśnie. Może się zdarzyć wypadek – przypuśćmy, że coś się zdarza, wypadek – ale potem, owo coś w rodzaju poddańczej i świadomej dobrej woli sprawia, że zaczyna to powtarzać: To musi zostać powtórzone. To musi zostać powtórzone… (Matka rysuje kółko). I zatrzymuje się to wtedy, jeśli świadomość jest w kontakcie z komórkami i zdoła je przekonać: „Nie, w tym przypadku nie wolno wam powtarzać!” Tą świadomością w kontakcie z komórkami jest mantra. Jest ona odrabianiem nawyku. I zatem rozumiemy, że materia może stać się czymkolwiek. Istnieje tam totalna wolność wyboru… pod warunkiem, że odnajdziemy drogę, aby być w kontakcie z komórkami. I Matka konkluduje: „…W niektórych przypadkach ta powtarzalna potęga może być nadzwyczaj użyteczna. Sądzę nawet, że jest to właśnie to, co daje naszej formie jej stabilność, inaczej moglibyśmy zmienić formę lub wygląd! Albo stać się płynni!” I w ten sposób możemy widzieć, że jesteśmy w przejściu do niewiarygodnie nowego życia. Mantra jest jedynie pierwszym krokiem, aby pomóc nam przewiercić się poprzez wszystkie te warstwy, zabezpieczając jednocześnie ciało przed byciem rozproszonym w „przerażająco” wolnym kosmosie. Następnym krokiem jest odnalezienie, w jaki sposób, jakimi środkami i instrumentami będziemy w stanie przekształcić tę wolną materię. Ale materia jest wolna. Trudność leży tylko w tym, że jest ona oszałamiająco wolna. Gdy raz już akwarium zostaje rozbite, następuje oszałamiająca inwazja tychże samych energii, które składają się na materię i na światy. Tego, co Sri Aurobindo nazywał „siłą supramentalną”. 62-12-6 – „Jest to oszałamiająca energia, tak wolna, tak niezależna od wszelkich okoliczności, wszelkich reakcji, wszelkich wydarzeń. Jest to coś jeszcze… całkowicie coś jeszcze!” 83


64-7-3 – „Potęga, która jest w stanie zgnieść wszystko i odbudować wszystko”. 71-1-9 – „Zwyczajna cielesna świadomość jest zbyt cienka, zbyt ułomna, aby znieść tę zadziwiającą potęgę. Tak więc ciało musi się do niej przyzwyczaić. I czuje ono… jak gdyby nagle mignęły mu na moment nadzwyczajnie cudowne horyzonty, ale jednocześnie zbyt oszałamiające!” Zaranie nowego życia.

NOWY UMYSŁ Przez długi czas nie rozumiałem w sposób jasny owego „umysłu komórek”, za wyjątkiem faktu, że w pewnym ciele, nazywanym Matką, stare prawa wydawały się tracić całą swoją moc

– widywałem ją

przechodzącą przez jeden atak serca po drugim i przez wszystkie rodzaje chorób, które były w stanie zdewastować każdego silnego mężczyznę. Zrozumiałem, że jej ciało było jakby eksperymentalnym gruntem i że gdy już raz ten umysł komórek zaakceptował wibrację prawidłowej mantry, ciało będzie w stanie trwać nieskończenie, że tak to ujmę. Był tam również ten tajemniczy „inny czas”, w którym wypadki i wszystkie kłopoty życiowe wydawały się rozpływać. Wszystko to mogło się złożyć na raczej godne pozazdroszczenia i wspaniałe życie w porównaniu z tym, jakie znamy, ale ciągle uważałem to za odosobniony fenomen, za wyjątek – nie na tyle jednak radykalny, aby mieć potęgę zmienić strukturę gatunku jako całości. Stopniowo Matka otworzyła moje oczy: 71-18-12 – „Nie możesz sobie wyobrazić, jak radykalne to jest, moje dziecko! Mogłabym powiedzieć naprawdę, że stałam się inną osobą. Jedynie to te zewnętrzne pozory ciała pozostają tym, czym były. Do jakiego stopnia będą się one w stanie zmienić? Sri Aurobindo powiedział, że gdy już raz fizyczny umysł zostanie transformowany, transformacja ciała pójdzie za nim w sposób naturalny. To świadomość, która musi się najpierw zmienić, świadomość komórek, rozumiesz? To właśnie jest radykalną zmianą. I nie ma słów, aby ją opisać, ponieważ nie istnieje na Ziemi – istnieje ona w stanie uśpienia, ale nigdy nie była manifestowana”. Rzeczywiście, było to w stanie uśpienia, gdyż ten sam umysł komórek istnieje u zwierząt (stosownie do Sri Aurobindo, istnieje nawet pewien typ umysłu w atomie). Jest to ten właśnie umysł komórek, który spokojnie i harmonijnie przędzie nawyki każdego gatunku, ale bez komplikacji i krystalizacji dodawanych przez nasz ludzki umysł. Stąd w swojej komórkowej substancji Matka bywała nie tylko w stadium przed-człowiekiem, ale bardziej radykalnie wciąż, w oryginalnym stadium pierwszej komórki na Ziemi, zanim zaczęła ona prząść jakikolwiek nawyk: była ona na samym początku świata! I miała ona ogromne trudności, aby nie zostać rozproszoną w wielkiej kulturowej przestrzeni pomiędzy tymi stadiami. Pierwszą reakcją jakiejkolwiek żyjącej materii jest zabezpieczenie siebie, zbudowanie ścian. Wibracje mantry w każdej komórce zapewniły tę protekcyjną ścianę: sieć wibracji wystarczająco gęstą, aby się oprzeć zarówno środowiskowej zarazie, jak i rozproszeniu. A co potem?

84


Potem… następują narodziny nowego gatunku… w sposób właśnie tak prosty, automatycznie. Ale zamiast ciemnego, nieświadomego rodzaju automatyzmu, który przędzie nawyki jako rezultaty rzadkiego bodźca lub też z powodu braku pożywienia w pewnej klimatycznej strefie, lub też z powodu jakichkolwiek „warunków” środowiska, jest to świadomy automatyzm, który stopniowo przekształci czy przemodeluje naturę swego ciała, bez padania ofiarą jakiegokolwiek nawyku, ponieważ nie posiada on żadnych – albo też powiedzmy, stosownie do nowego rodzaju nawyku, nowego sposobu bycia w świecie. Innymi słowy, nawy gatunek, rozwijający się powoli, od wewnątrz, na bazie jedynego umysłu, jaki pozostał: umysłu komórek. 71-18-12 i 65-2-8 – „Ten cielesny umysł, jedyny jaki mi teraz pozostał, przechodzi przez bardzo szybkie i interesujące przekształcenie… Jak mogę to nazwać…? Transfer potęgi. Komórki i cała materialna świadomość zwykły podlegać indywidualnej, wewnętrznej świadomości (w większości przypadków – duszy albo umysłowi). Ale obecnie, ten materialny umysł znajduje się w procesie ustanawiania swojej własnej organizacji tak, jak to czynił tamten umysł lub raczej – jak to czynią wszystkie inne formy umysłu, czyli umysł na każdym z poziomów istnienia: przechodzi on edukację, jeśli to możesz sobie wyobrazić. Uczy się on rzeczy i organizuje zwyczajną wiedzę materialnego świata. Jest to bardzo interesujące. Widzisz, pamięć, która pochodzi z mentalnej wiedzy, zniknęła już dawno, dawno temu. Otrzymywałam niezbędne wskazówki wyłącznie z ponad (z wyższych poziomów świadomości). Ale teraz coś w rodzaju pamięci zostaje budowane jakby oddolnie. Jest to jak zmiana rządu. Nie jest to już dłużej ta sama rzecz nakazująca ci działać – przez działanie rozumiem wszystko: poruszanie się, chodzenie itp. Największa trudność istnieje z nerwami, ponieważ są one tak przywykłe do zwyczajnej świadomej woli, że kiedy ona ustaje i pragnie się zamiast niej bezpośredniej kontroli, to wpadają one w chaos. Doświadczałam tego wczoraj rano; trwało to ponad godzinę; była to trudna lekcja, ale wiele mnie nauczyła. I wszystko to jest częścią tego, co może być nazywane transferem potęgi. Stara potęga wycofuje się. I zanim ciało zaadaptuje się do nowej potęgi, istnieje tam krytyczny okres przejściowy… minuty wydają się ciągnąć w nieskończoność. Ale upewniam cię, że ten umysł komórek jest czymś totalnie nowym – totalnie nowym”. Nowe ciało rozwijające się od wewnątrz. Ale proces jest tak spokojny, tak niezauważalny, zachodzi on poprzez tak wiele niezauważalnych i mikroskopijnych nowych sposobów istnienia w najdrobniejszych codziennych ruchach i w najlżejszych nerwowych reakcjach, że jest on trudny do zrozumienia – i ja też nie rozumiała go zbyt dobrze. Matka próbowała mi go wyjaśnić:

67-30-12 – „Czego ciało się nauczy, to właśnie tego: zastępowania umysłowych rządów inteligencji poprzez duchowy zarząd świadomości (inny stan). I to czyni ogromną różnicę (chociaż na tonie wygląda z pozoru, nie można niczego zauważyć) do takiego stopnia, że zwiększa to zdolności ciała stokrotnie. Dopóki ciało idzie za pewnymi zasadami, jakkolwiek rozległymi mogłyby one nie być, dopóty jest ono niewolnikiem tych zasad i jego możliwości są stosownie do tego ograniczone. Ale kiedy jest to zarządzane poprzez Ducha i wiadomość (innego stanu), jego możliwości i jego elastyczność stają się wyjątkowe! I oto w jaki sposób osiągnie ono zdolność do przedłużenia życia, decyzją samej woli. Wszelkie „konieczności” tracą nieco swego autorytetu: 85


staje się możliwym wybrać taką albo inną drogę. Wszystkie prawa – owe prawa, które były prawami Natury – tracą nieco ze swej tyrańskiej potęgi, można by powiedzieć. Jest to postępowe zwycięstwo nad wszystkimi „musisz”. I wszystkie prawa Natury, wszystkie ludzkie prawa, wszystkie nawyki są stopniowo rozluźniane i ostatecznie dobiegną one do swego końca. W szczególności owo całe poczucie sztywności, absolutności i prawie niezwyciężoności, zaprowadzone przez umysł, zniknie. Ale ja wciąż jeszcze nie rozumiałem konsekwencji doświadczenia Matki, dotyczących ludzkiego gatunku jako całości: 67-22-11 – (Pytanie) Rozumiem, co zachodzi w tobie, ale… — „Ale jeśli się to zdarza w jednym ciele, to może się zdarzyć we wszystkich ciałach! Nie jestem zrobiona z czegoś odmiennego od innych ludzkich istot. Moje ciało jest zrobione dokładnie w ten sam sposób, jadam te same rzeczy i zostałam poczęta w dokładnie taki sam sposób. I moje ciało było tak samo głupie, ignoranckie, nieświadome i uparte, jak każde inne ciało w świecie. Wszystko to zaczęło się, gdy lekarze oświadczyli, że byłam bardzo chora – to był początek wszystkiego. Ponieważ ciało było już kompletnie opróżnione z nawyków i energii: a potem, bardzo powoli, komórki obudziły się do nowej odbiorczości. Inaczej byłoby to beznadziejną sprawą! Ponieważ materia była w początku mniej świadoma od kamienia… nawet kamień posiada pewne formy organizacji, była ona oczywiście gorsza od kamienia: była w stanie inercji i absolutnej nieświadomości. I po trochu, troszeczku – obudziła się. Cóż, to samo zachodzi tutaj: dla zwierzęcia, aby się stało człowiekiem, wystarczała dawka mentalnej świadomości; a teraz świadomość, która była zagrzebana głęboko w dole, budzi się. Umysł został wycofany i jako że ciało było pozostawione samemu sobie, komórki zaczęły się stopniowo budzić do świadomości. I z tego właśnie, po dalszej pracy i próbach (nie wiem, ile to czasu zabierze) wynurzy się nowa forma, która będzie tym, co Sri Aurobindo nazywał formą supramentalną – i będzie to… cokolwiek, nie wiem jak nazwać te istoty. Jaki będzie ich sposób ekspresji, jak będą się komunikować…? U człowieka wszystko to rozwijało się powoli. I kiedy człowiek wynurzał się ze zwierzęcego świata, nie było żadnego sposobu, aby nagrywać ten proces; teraz jest to całkiem inne, tak że będzie bardziej interesujące…” Agenda Matki jest całym tym procesem: „…Ale nawet dzisiaj (dodaje Matka) oszałamiająca większość ludzi i intelektualistów jest doskonale zadowolona troszcząc się wyłącznie o siebie i swoje małe rundy postępu. Nie chcą oni nawet czegokolwiek jeszcze! Co znaczy, że pojawienie się następnej istoty może równie dobrze przejść –niezauważone lub nie zostać zrozumiane w ogóle. Trudno to powiedzieć, gdyż nie istnieje żaden precedens, z którym można by to porównać; ale bardziej niż prawdopodobne jest, że gdy jedna z wielkich małp wpadła na pierwszego człowieka, musiała ona po prostu czuć, że ta istota była nieco… dziwna. To wszystko. Ludzie przywykli do myślenia, że cokolwiek wyższego od nich musi być… istotami boskimi – to znaczy bezcielesnymi, które pojawiają się w powodzi światła. Innymi słowy, jako wszyscy bogowie, których oni wymyślili – ale nie jest to w ogóle niczym podobnym”. I oto, gdzie właśnie jesteśmy. 86


Czy będziemy więc dalej szukać odpowiedzi w „programie genetycznym”, który jest jedynie programem ludzkiego nawyku, czy też przejdziemy do korzeni nawyku i wyrwiemy komórkową wolność i potęgę do przekształcenia naszego gatunku? Czy pozostaniemy ślepi na cały ten proces? Czy też pozwolimy mu się rozwijać, jak zwykle, wbrew nam samym, ze zwykłymi wstrząsającymi wydarzeniami historii, jak to zawsze bywało, aż do dzisiaj, przy każdej ewolucyjnej tranzycji z jednego gatunku do następnego? Ponieważ mała komórka jest wysoce zaraźliwa. Wielki wir, który porwał narody, kontynenty, ziemskie rasy ze wszystkimi ich wierzeniami i niedowiarstwem, może równie dobrze sygnalizować nadejście wielkiego ewolucyjnego wiru, który porwał jaszczury w zaraniu świata ssaków. Możemy nie być aż tak bardzo w dwudziestym wieku tak zwanej ery chrześcijańskiej, jak raczej w trzydziestopięciomilionowym wieku od czasu pojawienia się małego, jednokomórkowego organizmu. Materia jest wysoce zaraźliwa,. My znamy jedynie zarazę poprzez reprodukcję lub zarazę wirusową, ale co my wiemy o zaraźliwości czy rozprzestrzenianiu się wibracji w Materii? Nic więcej nie było potrzebne, niż tylko wibracja mentalna, aby stworzyć Einsteina. A teraz jest to coś jeszcze. Kto pragnie być czymś jeszcze? Ale i tak, czy tego chcemy czy nie – to będzie. 71-1-12 – „Jest to niemal jak gdyby nowy umysł był formowany”. 70-14-3 – „I ciało uczy się swej lekcji – wszystkie ciała, wszystkie ciała!” I nie jest to tylko to, że jakieś 20-wieczne lub 35.000.000-wieczne komórki w podstępny sposób wykorzeniają stare nawyki świata i infiltrują coś tak nowego, że nawet tego nie widzimy czy nie rozumiemy – za wyjątkiem może owego rozdarcia, które powoduje to w świecie; jest to również nowa percepcja Ziemi, która roztrzaskuje nasz materializm i nasz spirytualizm i przynosi… coś bardzo dziwnego, może właśnie prawdziwą ziemską percepcję, bez tej i tamtej strony, bez tego życia i tamtej śmierci, coś, co Matka nazywała „nad-życiem” i co spróbujemy tu opisać: 61-27-3 – „Wczoraj odczuwałam tak silnie, że wszystkie nasze konstrukcje, wszystkie nawyki, wszystkie nasze sposoby widzenia i reagowania na rzeczy, wszystko to kompletnie upadło. Czułam, jak gdybym była zawieszona w czymś… całkowicie innym, czymś… nie wiem. I naprawdę owo uczucie, że wszystko cośmy przeżywali, wszystko cośmy widzieli, wszystko czegośmy dokonali – jest doskonałą iluzją. Tak więc widzisz… Ludzie miewali spirytualne realizacje, że materialne życie jest iluzją (niektórzy odczuwają to boleśnie, ale ja znalazłam to tak cudownie wspaniałym i radosnym, że było to jedno z najpiękniejszych doświadczeń mego życia), ale w tym przypadku jest to całą spirytualną konstrukcją, którą się żyło, a która staje się kompletną iluzją – i to nie tym samym rodzajem iluzji, daleko bardziej poważną iluzją! I nie jestem już dzieckiem, praktykowałam świadomie jogę przez około 60 lat i tutaj jest to…” 71-1-12 –„ Jest to nowy umysł. Sposób postrzegania czasu i przestrzeni staje się bardzo różny; zmienia się kompletnie. W kwestii wzroku natomiast, na przykład widzę o wiele jaśniej z oczyma zamkniętymi, niż z otwartymi, a jednak jest to ta sama wizja! Jest to fizyczna wizja, czysto fizyczna, ale w rodzaju fizycznej, która wydaje się… pełniejsza”. 87


Nowa percepcja Ziemi.

ROZDZIAŁ 9: OCZY CIAŁA

Stoimy przed wielką tajemnicą. Ja sam stoję już przed tą tajemnicą od siedmiu lat i czasami czuję, że rozumiem, czasami zaś wszystko znika. A jednak wszystkie fakty są tam: ma tysiące doświadczeń tuż przed oczyma. Ale ponownie, jakże mogłaby gąsienica zrozumieć taniec motyla nad sadzawką? Jest to bardzo tajemnicza kraina – ziemska, być może, ale kto wie? I te tysiące doświadczeń, które ja sam nagrywałem, są bardzo poplątane z sobą i kłopotliwe (dla mnie), gdyż Matka nie przybywała do owej „krainy” raz i na dobre: czasami widywała ją z daleka, jak gdyby z lotu ptaka, poprzez wewnętrzne odległości i opisywała ją, dając jej nazwę; innym zaś razem opis był inny i nazwa również, a jednak zawsze była to ta sama kraina, ale jak my to mamy wiedzieć! A w samym końcu nie była to żadna inna „kraina”, ale nasza własna: już w niej byliśmy. Jest to trudne do pojęcia. Jest bardzo trudno gąsienicy zrozumieć świat motyla – motyl wygląda bardzo mistycznie, a jego środowisko „supernaturalnie”. A Ziemia i jej gatunki przechodzą z jednego supernaturalnego świata do następnego, dopóki nie wylądują one w wielkim, zawsze obecnym, naturalnym świecie. Wtedy „wszystko staje się jasne”, jak powiedziałaby Matka. Ale może zawsze tam pozostanie odrobina „supernaturalnego” przed nami i może będziemy zawsze przeszłością motyla, który się dopiero ma narodzić – ewolucja oznacza ruch. Jest to bardzo przerażające dla ortodoksów. Darwin rzeczywiście popełnił „zbrodnię”. Tak więc prześledźmy tę zbrodnię do końca.

SIEĆ 55-10-7 – „Jest to percepcja czy wrażenie, czy też impresja, która jest… zupełnie szczególna i nowa”. To było w 1957 r. A potem, 4 lata później: 61-27-6 – „Jestem właśnie na granicy, na przejściu; jest to tak, jakby istniała półprzejrzysta kurtyna i widzi się rzeczy po drugiej stronie, próbuje się je uchwycić, ale się nie może. Wydaje się to tak bliskie! Czasami nagle widzę siebie jako ogromną, skoncentrowaną potęgę, naciskającą i naciskającą tą wewnętrzną koncentracją, aby się przedostać”. Potem, w 1964 r.: 64-18-9 – „Jestem w przejściu do nowej percepcji życia. Jest to tak, jak gdyby pewne części świadomości zmieniały się, podobnie jak ze stanu gąsienicy do stanu motyla, coś w tym znaczeniu”. I w sześć lat później, w 1970 r. (Matka miała wtedy 92 lata): 88


70-22-4 –„Istnieją regiony z wieloma scenami natury, jak pola, ogrody etc… ale wszystkie one znajdują się poza sieciami! Istnieje sieć jednego lub innego koloru… Absolutnie wszystko znajduje się poza sieciami, jak gdyby człowiek poruszał się z tymi sieciami. Ale nie ma tam tylko jednej sieci, to zależy: kolor i forma sieci zależy od tego, co znajduje się poza nią. I jest to… jedynie sposób komunikacji. Widzisz, na szczęście nie mówię dużo, za dużo, gdyż ludzie pomyśleliby, że kompletnie zwariowałam! I widzę to z otwartymi oczyma, w świetle dziennym, możesz to sobie wyobrazić! Na przykład jestem w moim pokoju, jestem tutaj, widzę ludzi

i jednocześnie widzę jedną scenę lub inną, które zmieniają się i poruszają i istnieje ta sieć pomiędzy mną a tymi sieciami. Sieć wydaje się być… (jak to mam powiedzieć) tym, co oddziela prawdziwe fizyczne od zwyczajnego fizycznego”. Jako że z natury swej byłem już sceptykiem, często zapytywałem Matkę, rok po roku, czy nie była to wizja osoby „jasnowidzącej”. Ale nie było to tym! Była to „ta sama” wizja, wizja fizyczna, czysto fizyczna, ale było to fizyczne, które odczuwa się… „pełniej”. Co więcej, Matka była przypuszczalnie ślepa – tak więc jakimi fizycznymi oczyma widziała ona, jeśli nie były to oczy oftalmologa…? Były to oczywiście „oczy” ciała, tj. komórek (przypominam pewien rosyjski eksperyment wykazujący, że osoba jest zdolna do rozróżniania kolorów poprzez skórę rąk, a nawet błonę żołądka), ale nie jest to tak, jak gdyby małe, komórkowe oczy oglądały przedstawienie: nie jest to tą „wizją”, jest to coś lepszego od wizji: 70-25-7 – „Obecnie ciało miewa doświadczenie i jest ono o wiele bardziej realne. Istnieje tam pewne intelektualne nastawienie, które nakłada coś w rodzaju zasłony… nie wiem, coś… coś nierzeczywistego, na naszą percepcję rzeczy. Jak gdybyśmy widzieli poprzez pewną zasłonę lub pewną atmosferę, podczas gdy ciało czuje bezpośrednio, ono staje się. Ono czuje w sobie. Zamiast doświadczenia bycia zmniejszonym do rozmiarów jednostki, jednostka rozszerza się na miarę doświadczenia”. Nie mogę powstrzymać się od myślenia, że owe sceny poza sieciami są tym, co ciało widzi poprzez sieć fizycznego umysłu… dotąd, dopóki nie istnieje już dłużej żadne „poprzez”. Nie wiem, czy jest to jedynie koincydencja, ale badacze naukowi z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco2, używając fotografii dokonanych przy pomocy mikroskopu elektronowego, zdolnego do rozróżnienia punkcików odległych o jedną tysięczną mikrona (.000.000.039 inch), ostatnio zaobserwowali: „Jedną z międzykomórkowych cech budzących wielkie zainteresowanie naukowców jest siatka, która wygląda jak sieć na ryby, spowijająca główne ciałka – cytoplazmę

– komórek. Przed odkryciem tych sieci, komórki cytoplazmy uważane były za mniej więcej

galaretowaty organizm, bez żadnej wewnętrznej struktury. Obecnie naukowcy sądzą, że ta sieć pomaga w utrzymywaniu kształtu komórki”. Czysty przypadek? Ale problem jest nawet bardziej radykalny niż jedynie zmiana wizji. Gdy po raz pierwszy Matce udało się zerknąć na widok po drugiej stronie sieci lub przejść w „inny stan”, który nazywała ona również za Sri Aurobindo

2

Dr John E. Heuser, 1979

89


stanem „prawdy-świadomości” (oznaczającej świadomość prawdy światła, jakim ono jest), zrobiła wówczas następującą uwagę, która ukazuje pełne wymiary problemu: 61-18-7 – „Jest to jak gdyby zasłona fałszu nad prawdą: oto właśnie, co jest odpowiedzialne za wszystko, co tu oglądamy. Jeśli to zniknie, rzeczy będą całkowicie inne, całkowicie. Kiedy opuszcza się zwyczajną świadomość i wchodzi w świadomość prawdy. To człowiek właściwie dziwi się, jak mogą istnieć takie rzeczy jak ból, nędza, śmierć i to wszystko; jest tam coś w rodzaju zadziwienia: nie rozumie się, jak to możliwe jest, gdy już raz się jest po drugiej stronie. To doświadczenie zwykle kojarzy się z doświadczeniem nierealności świata jaki znamy – tylko że jest to nierzeczywistość fałszu, a nie nierzeczywistość świata!” Tak naprawdę – i nie jest to żadną metaforą – możemy powiedzieć, że jesteśmy zamknięci w fizycznym akwarium o właściwości refrakcyjnej, która powoduje całą nędzę, śmierć i nierzeczywisty fałsz tego świata. Jeśli ta refrakcja znika, wszystko się zmienia w sposób fizyczny. Ale Matka dodaje również, co następuje i co miało stać się głównym problemem przez całe lata: „…Ta nowa świadomość prawdopodobnie stanie się permanentną cechą, ale wtedy pojawia się problem: jak pozostać w kontakcie ze światem jakim on jest w swej deformacji. Ponieważ zauważyłam jedną rzecz: kiedy ten stan osiada we mnie bardzo mocno, wystarczająco silnie, aby oprzeć się wszystkiemu, co nadpływa z zewnątrz, jeżeli wtedy coś powiem, ludzie nie zrozumieją niczego – niczego. Zatem musi on tłumić pewne użyteczne kanały kontaktu. Czym byłaby mała supramentalna kreacja na tej Ziemi? Czy jest ona do pomyślenia? Jak by wyglądała komunikacja pomiędzy tymi istotami a zwyczajnym światem?” Potem, w 1968 r. nadeszło drugie, radykalne wyjście z sieci. I ponownie Matka nieomal umarła od tego. Kilka dni później próbowała powiedzieć mi, co się działo lub co się zdarzyło (czy też co się zdarzy, gdyż czasy wydają się skakać, kiedy przekracza się oczka sieci): 68-28-8 – „Jestem pewna, że ruch się rozpoczął… Ile to potrwa, aby dotrzeć do konkretnej, widzialnej i zorganizowanej realizacji? Nie wiem. Coś się zaczęło. Wydaje się, że będzie to napływ nowego gatunku, nowej kreacji lub w każdym bądź razie – nowa kreacja. W pewnych momentach rzeczy były tak ostro… Zwykle nie tracę cierpliwości, ale osiągnęło to punkt, gdzie wszystko było jak gdyby zakazane, w mojej istocie. Nie tylko była niezdolna do mówienia, ale moja głowa czuła się jak nigdy przedtem w życiu: ból, rozumiesz. Nie mogłam nic więcej widzieć, nic więcej słyszeć… Ale dwa lub trzy razy miałam momenty absolutnie cudowne, unikatowe momenty – nie do opisania. Jest to nie do opisania. I te sceny…! Sceny konstrukcji: wielkie miasta w konstrukcji. Tak, budowa przyszłego świata. Nie słyszałam już dłużej, ani nie mówiłam: byłam tam cały czas, nocą i dniem. Ciało bez umysłu czy witalu: tylko owe percepcje. Umysł i wital były instrumentami pracy nad materią, aby ją ugniatać na różne sposoby: wital poprzez wrażenia zmysłowe i umysł poprzez myśli – tylko po to, aby ugniatać materię. Ale wydają mi się one czasowymi instrumentami, które zostaną zastąpione przez inne stany świadomości. Widzisz, istnieją pewne stadia w ewolucji wszechświata i odpadną one, jak tylko staną się przestarzałe, jak instrumenty. I w ten sposób miałam konkretne doświadczenia tego, czym materia jest, ugniatana przez wital i umysł, ale bez jakiegokolwiek umysłu czy witalu jest to zupełnie czymś innym! Miewałam momenty… 90


wszystko, cokolwiek można w ludzi sposób odczuć lub zobaczyć, jest niczym w porównaniu z tym. Były tam momenty… absolutnie cudowne momenty. Ale bez jednej myśli. I nie było to oglądane, tak jak się ogląda obrazek: jest to bycie w tym, bycie w pewnym miejscu. Nigdy nie widziałam ani nie czułam czegoś tak pięknego, jak to i nie było to jedynie odczuwane, nie wiem, jak to wyrazić. Ciało było prawie jak sito, tak porowate – jak gdyby ta rzecz przechodziła przez nie bez żadnego oporu. Miałam godziny… najwspanialsze godziny, jakie kiedykolwiek były możliwe na Ziemi. Pewnej nocy (aby ci tylko dać przykład, jak wszystko było odwrócone do góry nogami) miałam raczej ostry ból. Pozostałam w koncentracji i wydawało się, że noc przeszła w kilka minut A w inne dni, bywałam w koncentracji i teraz i wtedy, zapytywałam o czas – myślałam, że upłynęły całe godziny, a było to tylko pięć minut. Widzisz, wszystko było… nie mogę powiedzieć, że do góry nogami, ale w zupełnie innym porządku”. Oto właśnie, gdzie czas zegarowy zniknie w owej nieruchomości w ruchu wspomnianej wcześniej. 72-23-12 – „Jest to poczucie czasu, którego nie rozumiem… Czuję, wiem, że moje ciało jest przyzwyczajone do czegoś jeszcze”. 66-31-12 – „Czas nie ma już dłużej tej samej rzeczywistości. Jest to coś jeszcze. Jest to bardzo szczególne, jest to niepoliczalne teraz”. 69-12-7 – „I wtedy przenoszę się do Ameryki, do Europy, do… cały czas bywam w różnych miejscach w Indiach. I wszystko to jest praca, praca, praca, ale tak wyraźna! I z takim poczuciem humoru! Tutaj rzeczy są zawsze pokryte wielu opakowaniami, nigdy nie jest to dokładnie ta rzecz, ale tam – jest to dokładnie tą rzeczą. Jest to bardzo interesujące, wiesz; życie odarte ze swych zwodniczych pozorów. Ludzie mają nawyk ozdabiania wszystkiego – tam zaś nie ma nic z tego!” 72-7-6 – „Istnieje coś, czego komórki ciągle nie rozumieją, ale one wiedzą, one czują. Czyją, jak gdyby rzucane były przez jakąś siłę w nowy świat”. 73-8-2 – „Nie idzie się w jakieś niedostępne miejsca, jest to właśnie tutaj. Tylko, przez moment, stare nawyki i ogólna nieświadomość nakładają na to coś w rodzaju pokrywy, która zabrania nam widzieć i czuć. To właśnie musi zostać… usunięte. I jest to wszędzie, widzisz, wszędzie i przez cały czas. To nie przychodzi i odchodzi: jest to tutaj, cały czas, wszędzie. To tylko my, to ta nasza głupota, która zabrania nam odczuwać. Nie ma żadnej potrzeby wychodzenia gdzieś na zewnątrz, żadnej potrzeby”. 72-27-5 – (Pytanie) Dokąd się udajesz, kiedy wychodzisz tak, z nagła? — Ależ ja nie „wychodzę”! Nie opuszczam materialnego życia, a jedynie… przejawia się ono inaczej. Jak gdyby było zrobione z czegoś innego. Oto krótki przegląd kilku głównych zarysów – za wyjątkiem jednego, który wkrótce będziemy dyskutować i który otwiera całkiem szczególne… perspektywy. Ale zasadniczym faktem pozostaje, że pod naszą „pokrywą”, pod naszą „zasłoną nierzeczywistości” istnieje fizyczny świat, wyposażony w inną, niepoliczalną i natychmiastową wizję i w inny „wertykalny” czas, w którym choroby, wypadki i śmierć nie mogą istnieć. 91


„Rozwiązanie poprzedza problem” – jak mówi Matka. A jednak, tamten inny czas jest czasem fizycznym: kiedy się w nim pozostaje, nie można być zamordowanym w Kanionach Pondicherry (między innymi). A zatem, naprawdę „zbawienie jest kwestią fizyczną”, nie ma potrzeby uciekania do innych, „duchowych” światów. Odkupienie jest na tej Ziemi i w tym ciele. My jedynie musimy się wydostać z tej sieci. Ale czy można to zrobić samemu? Ewolucja – oznacza całą Ziemię.

ŻYWI I ZMARLI Muszę przyznać, że nie rozumiałem w sposób jasny tych ostatnich szczególnych współrzędnych. Ale jest to faktem. Zaczęło się to w 1959 r., w 9 lat po odejściu Sri Aurobindo, kiedy Matka borykała się z ostatnimi pokładami fizycznego umysłu, w którym od czasu do czasu zdarzały się interesujące, małe rozdarcia. Pewnego pięknego dnia w lipcu, podczas przewiercania się przez tę magmę, nagle przeszła ona przez sieć i nastąpiła nagła wizja zadziwiającej energii, którą Sri Aurobindo nazywał „supramentalną” i którą Matka bardzo obrazowo opisuje jako „gotujący się grysik supramentalnego”. Człowiek się naprawdę dziwi, czy nie jest go to w stanie rozbić aż do konsystencji grysiku. 59-6-10 – „Miałam unikatowe doświadczenie. Supramentalne światło weszło w moje ciało bezpośrednio, ale przechodząc poprzez wewnętrzne lub wyższe stany świadomości. Było to po raz pierwszy. Weszło poprzez stopy…” Jest całkiem znaczący detal, gdyż wszelkie doświadczenia jogów zachodzą ponad głową, w tak zwanych wyższych strefach świadomości – Matka zaś pracowała od drugiego końca. „…Czerwony i złoty kolor, cudowny, ciepły, intensywny. I szło to coraz bardziej w górę. I kiedy doszło do góry – podskoczyła również gorączka, ponieważ ciało nie było przyzwyczajone do takiego natężenia. Kiedy całe to światło doszło do głowy, myślałam, że zaraz eksploduję i doświadczenie musiało zostać zatrzymane. Ale wtedy, w sposób bardzo jasny, ciało otrzymało wskazówkę, aby zaprowadzić ciszę, spokój i aby poszerzyć całą tę cielesną świadomość, wszystkie komórki tak, aby mogły one utrzymywać supramentalne światło. I z nagła nastąpił tam ułamek sekundy omdlenia. Znalazłam się w innym świecie… I oto właśnie, gdzie się zaczęła moja konfuzja, ponieważ w miarę jak doświadczenie się rozwijało poprzez lata, ten inny świat nie był już dłużej innym: był to nasz własny świat, ten sam świat, który oglądamy szeroko otwartymi oczyma, ale widziany i przeżywany inaczej; i po okresie nazywania go subtelnym fizycznym, Matka przeskakiwała na inną terminologię, a potem znów inną, zwąc go: prawdziwym fizycznym, prawdziwą materią – innym stanem materii… Była to po prostu Ziemia jutra, tak jak nasza Ziemia mogła się wydawać nowa dla amfibii wynurzającej się z wód.

92


… Inny świat, ale nie odległy. Był to świat prawie tak substancyjny, jak świat fizyczny. Były tam pokoje – pokój Sri Aurobindo z łóżkiem, gdzie on odpoczywa – i żył on tam, był tam cały czas; to był jego dom. Był tam nawet mój pokój z wielkim lustrem, jak to, które jest tutaj, grzebienie i wszelkiego rodzaju rzeczy. I te obiekty zrobione były z substancji prawie tak samo gęstej, jak w fizycznym świecie, ale miały one swoje własne światło; nie były one półprzejrzyste czy przezroczyste, czy też promieniujące, ale świetliste same w sobie. Obiekty czy substancja pokoi – nie miały tej mglistości fizycznych obiektów. Nie wydawały się one twardymi i suchymi, jak w fizycznymi świecie… Ale pod mikroskopem materia nie jest wcale ciemna, ani też twarda czy sucha. …I kiedy ocknęłam się, nie miałam zwykłego uczucia powracania z daleka i wchodzenia z powrotem w swoje ciało. Nie, było to tak, jakbym była w tym innym świecie, a potem zrobiłam jeden krok do tyłu i znalazłam się tutaj z powrotem. Zabrało mi dobre pół godziny, aby zdać sobie sprawę z tego, że ten świat istniał w takim samym stopniu, jak tamten drugi i że nie byłam już dłużej po drugiej stronie, ale tutaj, w świecie fałszu. Zapomniałam wszystko, ludzi, rzeczy, co miałam robić – wszystko zniknęło, jak gdyby nie miało żadnej rzeczywistości. Widzisz, to nie jest tak, aby ten nowy świat prawdy musiał zostać stwarzany od początku: jest on całkowicie gotowy, jest on tam, jakby wyściółka tego naszego. Wszystko tam jest, wszystko tam już jest”. Potem Matka dodaje coś, co daje nam pewne pojęcie proporcji: „…Pozostawałam tam przez całe dwa dni, dwa dni absolutnej błogości. I Sri Aurobindo był stale ze mną, przez cały czas: kiedy spacerowałam – spacerował ze mną, kiedy siadałam – siadał obok mnie. Pod koniec drugiego dnia jednakże, zdałam sobie sprawę z tego, że nie mogłam pozostać, ponieważ praca nie postępowała. Praca musi być dokonana w ciele; realizacja musi być osiągnięta tutaj, w tym fizycznym świecie, inaczej nie będzie ona kompletna. Tak więc wycofałam się i zaczęłam od nowa pracować”. Zatem Matka czekała 9 lat po odejściu Sri Aurobindo, aby odnaleźć jego ślad… i dlaczego 9 lat? Ponieważ w ciągu tych dziewięciu lat przeszła ona przez wszystkie warstwy i ostatecznie dotarła do świadomości ciała: bo to ciało – to świadomość cielesna, która oglądała dom Sri Aurobindo, których żadne wyższe, joginiczne czy okultystyczne oczy nie widziały. Oczy ciała posiadają dostęp do „innego” świata! Dla tych cielesnych oczu śmierć nie istnieje, jest ona czymś jeszcze. W miarę jak sieć stawała się coraz to cieńsza przez lata i ciało, jakim ono jest, wynurzało się ze swych kolejnych więzień (intelektualnych, emocjonalnych i zmysłowych), spod wszystkiego tego, czym je pokrył ewolucyjny nawyk, tj. z sieci – inny świat pojawił się właśnie tutaj i ciało wędrowało w nim, „jak gdyby było w Lasku Bulońskim”3 – powiedziała Matka. Podobnie jak to musiał odczuć przedstawiciel amfibii po wylądowaniu na wybrzeżach tej samej, słonecznej Ziemi, ale już z innym sposobem oddychania. Oto właśnie to, ze zrozumieniem czego maiłem tyle kłopotu przez dłuższy czas i ciągle pytałem Matkę, czy ten „inny świat” nie

3

Park w Paryżu

93


był tym w końcu, o którym wspominały wszystkie tradycje: Egipcjanie, Grecy, Tybetańczycy, wszyscy z nich. Ale to nie był ten świat! Może po prostu dlatego, ponieważ wszyscy owi mędrcy i media posiadali cudowny nawyk startowania na niebiańskie „wyżyny” lub okultystyczne głębie, podczas gdy sekret tkwił w materii: „stopy”. Ale rzeczywiście, nikt z nich nie miał odwagi, aby tam zejść i zamącić tę brudną kałużę fizycznego umysłu. Albo też… albo też mogło być i tak, że owi mędrcy i media widzieli właściwie ten świat, ale poprzez duchowe soczewki, poprzez warstwy snu lub warstwy medytacji, jako niejasne cienie światła(!) lub niedotykalne mistyczne przestrzenie, który były jedynie eteralną karykaturą, zanikającym zarysem tej rzeczywistości ulokowanej pod stopami? Tylko ciało może żyć „tamto” w sposób bezpośredni, bez spirytualnych, okultystycznych czy magicznych szkieł, lub nawet elektronicznych soczewek – całą tę „tajemnicę” świata, która jest jedynie jego rzeczywistością, tyle że osiągana przez nas z nieprawidłowego końca, albo też nieprawidłowym instrumentem. Wyobraźmy sobie, co mogłaby powiedzieć, nastawiona duchowo czy nawet wyposażona elektronicznie, ryba, gdyby spojrzała na Ziemię poprzez jakieś wodne medytacje lub poprzez powiększające skrzela? I Matka kończy swój opis doświadczenia tymi oto słowami: „…Wymagałoby to rzeczywiście niewiele, bardzo niewiele, aby przejść z tego świata do innego, aby ten inny świat stał się realny. Lekka stymulacja byłaby wystarczająca, albo raczej małe odwrócenie wewnętrznego nastawienia. Cóż mam powiedzieć…? Jest to niezauważalne dla zwyczajnej świadomości; ale tylko lekkie, wewnętrzne nastawienie wystarcza, zmiana w jakości”. Jedyne czego potrzebujemy, to pozostawić za sobą ten „indeks refrakcyjny”, który zaćmiewa wszystko, zniekształca, deformuje i psuje wszystko i wynurzyć się w czasie bez śmierci i przestrzeni bez odległości. Ale matka powiada jasno: „po to, aby ten drugi świat stał się rzeczywistym” w znaczeniu, że nie ma żadnej potrzeby opuszczania tego świata, „nie ma potrzeby wychodzenia: inny promień, inna nie0rozsczepialność, inna wibracja musi zastąpić naszą iluzoryczną i fałszywą wibrację – substytucja wibracji” – powiedziała ona. Małe odwrócenie. „Lekka stymulacja wystarcza”. Uniwersalne odwrócenie? Ludzki świat wydostający się z akwarium? Ziemska baśń… W kilka lat po 1959 r. Matka próbowała mi wyjaśnić owe przejście z jednego do drugiego stanu, z jednego „świata” do drugiego, w tych oto terminach: 66-26-3 – „Nie wiem, z czym to porównać, ale jestem pewna, że istnieją rzeczy, które są w ten sposób (Matka przechyla dłoń w jedną stronę) niewidzialne, a w ten sposób (przechyla dłoń w drugą stronę) są widzialne (oczywiście: polaryzacja światła!). Może to być wewnętrzna zmiana pozycji; ponieważ nie wiem, ile razy (setki razy) następująca rzecz się zdarzała. W ten sposób (Matka przechyla dłoń) wszystko jest tym, co zwiemy naturalnym, jako że przywykliśmy to widzieć i potem nagle z ten sposób (w drugim kierunku) jego natura się 94


zmienia. I nic się nie stało, za wyjątkiem czegoś wewnątrz, czegoś w świadomości, zmiany pozycji – zmiany pozycji; nie jest to bardziej dotykalne niż właśnie to, oto co jest tak cudowne! Tak naprawdę, to niedawno znalazłam inne zdanie Sri Aurobindo: Wszystko teraz się zmieniło, a jednak jest wciąż tym samym.4 Przeczytałam to i powiedziałam do siebie: Aha… Najbliższe wyjaśnienie jest wyjaśnieniem przeskoku: spostrzega się nagle pod innym kątem. I nie jest to wcale tym, o czym kusi pomyśleć: interioryzacją czy eksterioryzacją, nie jest to tym w ogóle – kąt percepcji się zmienia. Spostrzegasz najpierw pod jednym kątem i potem przeskakujesz w inny kąt percepcji… Widziała kilka dziecięcych zabawek opartych na tym: w pewnej pozycji wygląda na zwarte, twarde i ciemne, potem obracasz je i są one czyste, jasne i przejrzyste. Jest to coś podobne do tego”. Kąt ziemskiej percepcji, który ulega zmianie? Pewnego dnia, w ostatnich latach swego życia Matka powiedziała mi: 70-2-9 – „Jest to coś zadziwiającego… co wygląda jak nic…” Ale doświadczenie z 1959 r. kontynuowało się, rozszerzało i stawało się narastająco naturalne. W 1962 r.: 62-12-10 – „Ludzie spieszą się z orzeczeniem: Taki i taki nie żyje…! Przeżywałam to właśnie przez ostatnie dni. Spędziłam co najmniej dwie godziny w świecie, który jest subtelnym fizycznym (ciągle jeszcze to samo słownictwo, które miało się zmienić), gdzie żywi i zmarli przebywają obok siebie, nie odczuwając różnicy! Nie sprawia to żadnej różnicy. Byli tam żyjący ludzie, byli tam… ci, których my nazywamy żyjącymi ludźmi i ci, których my nazywamy zmarłymi. Byli oni tam razem, poruszali się razem, bawili się razem. I wszystko to było w pięknym świetle, spokojnym, naprawdę bardzo przyjemnym. Pomyślałam: Otóż to! Ludzie ustalili pewien punkt odcięcia i deklarują: A teraz on nie żyje. W siedem lat później: 67-17-5 i 21-5 – „Istnieje pewne zamierzenie w stosunku do tego ciała, ale co? Nie wiem. W bardzo dziwny sposób jest mu dawana świadomość, odłączona od wszelkiego poczucia czasu, widzisz, nie ma tam żadnego: Kiedy to istniało, nie ma tam żadnego… Nie jest to tak, to wszystko porusza się razem. Tak więc, co ma się zdarzyć? Nie wiem. Jest to sprzeczne z wszelkimi normalnymi nawykami. I to ciało jest zabawne(!) czasami dziwi się ono: Czy jestem umarłym czy żywym!? Jak gdyby wszystko to było jedynie demonstracją, mającą nam pomóc zrozumieć sekrety życia. Jest to dziwne. Na przykład bywam w miejscach, gdzie jest mnóstwo ludzi przemieszanych razem, to znaczy tak zwani żywi i tak zwani zmarli są przemieszani. I są oni rzeczywiście razem i przywykli do bycia razem, i wydaje im się to doskonale naturalnym – całe tłumy ludzi! I coraz częściej

4

Savitri, XXIX, 719

95


odnoszę wrażenie, że to nasze głowy i nasz sposób widzenia rzeczy, który nakłada ścisłe limity – ale nie jest to sposób, w jaki to działa! Wszystko jest przemieszane razem. I oto jak gdyby bariera stawała się coraz cieńsza: 69-19-7 – „Istnieje miejsce, gdzie ci, którzy posiadają ciało i ci, którzy nie posiadają już dłużej ciała, mieszają się razem i nie czyni to dla nich żadnej różnicy. Mają oni tę samą rzeczywistość, tę samą gęstość i tę samą świadomą i niezależną egzystencję. I istnieje tam nadzwyczajne podobieństwo do materialnego życia, za wyjątkiem tego, że się czuje, iż ci ludzie są wolniejsi w swoich ruchach. Ale co jest dziwne, to fakt, że budzę się i ten stan stamtąd kontynuuje się dalej i jest on tak realny i dotykalny, jak rzeczy fizyczne. Na przykład był tam ktoś, byłam tam z kimś (kimś przypuszczalnie zmarłym, właśnie tutaj, w pokoju Matki) i dziwiłam się: Czy ta osoba jest taka sama fizycznie? Czy jest to fizyczne? I stałam na swych nogach w tym czasie! Czyli jest to tak, jakby te dwa światy były… (Matka splata palce obydwu rąk) … Dziwne”. W porządku, zmarli żyją, to nie jest takie zadziwiające. Istnieje nawet pewna liczba zmarłych ludzi, którzy są bardziej żywymi, niż wielu żyjących obecnie płatników podatkowych i niektórzy żywi ludzie są już na wpół zmarłymi. Ale wszystko jedno, kim są ci „żywi ludzie”, spacerujący tam i kontaktujący się ze „zmarłymi”. Aż do chwili obecnej, rzadko słyszało się o jakiejś żywej osobie opisującej fizyczne wędrówki ze „zmarłymi”. Czy znaczy to, że bez naszej wiedzy część naszej istoty już komunikuje się z tamtym światem (nie wiem, jak go nazwać), gdzie „prawa” nie są tymi samymi, gdzie „śmierć” nie jest już tym samym i który jest, mimo wszystko, fizycznym światem, stosownie do doświadczeń Matki? Czy może tak być, że nasze ciało wie lepiej od nas? W każdym zaś przypadku ci, którzy mieli ten rodzaj doświadczenia ze „zmarłymi”, miewali go ogólnie w czasie snu lub przebywając w innych stanach świadomości – to znaczy poprzez zwykłe warstwy. Ale jeżeli owe warstwy są właśnie dokładnie fałszem świata, jego ciężkością, jego złym lub zniekształconym kątem percepcji, który powoduje wszystkie wypadki, choroby, nędzę i śmierć świata, co to wszystko wtedy znaczy? Czym jest naprawdę życie i czym jest naprawdę śmierć? Czy mogłoby być miejsce w fizycznej, materialnej świadomości – gdzie życie i śmierć zmieniają swoją naturę? Oznaczałoby to rzeczywiście nowy stan na Ziemi: ani życie, jakim je znamy, ani też śmierć, jaką znamy. Ale pozwólmy Matce kontynuować jej eksperyment w celu „zrozumienia sekretów życia”. 67-7-3 – „I wszystko to jest wiedzą świadomości komórek”. To nie jest umysł, to nie jest wiedza jogina, to nie jest żadna z okultystycznych praktyk świata: jest to wiedza cielesnej świadomości. Ciało widzi. To właśnie ciało widzi Ziemię w zupełnie odmienny sposób. To ciało, które rozumie… swoje własne sekrety.

96


ROZDZIAŁ 10: NAD-ŻYCIE

Matka miała niezliczone możliwości studiowania śmierci – fenomenu życia – począwszy od jej wczesnych doświadczeń w Tlemcen, które opisywałem w innej z prac. Pewnego dnia zapytałem jej, czy istnieje możliwość „doświadczenie śmierci bez umierania”. Ze swym zwykłym poczuciem humoru odpowiedziała: 68-28-9 – „Oczywiście! Możesz nawet doświadczyć jej materialnie, jeśli… jeśli ta śmierć będzie wystarczająco krótka, tak aby lekarze nie mieli czasu, aby ogłosić cię zmarłym!” Nie musimy powtarzać, że Matka nie miała zbyt wiele szacunku dla nauk medycznych. „W dziedzinie medycyny jestem ateistką”, powiedział mi, śmiejąc się. I przypomina mi się Sri Aurobindo: „Śmiejemy się z dzikusa z powodu wiary w znachora czy szamana; ale w jakim stopniu to cywilizowani ludzie są mniej przesądni, kiedy pokładają wiarę w lekarzach? Dzikus odkrywa, że kiedy pewna inkantacja jest powtarzana, często leczy to jego pewne choroby – on w to wierzy. Cywilizowany pacjent odkrywa, że kiedy bierze przepisane dozy, stosownie do recepty, często zdrowieje on z pewnych chorób – on również wierzy. Gdzie zatem jest różnica?” Kilka razy Matka nawet miewała raczej bolesne doświadczenia śmierci, przez całą noc, będąc we wnętrzu innej osoby, jak to już wspomniałem wcześniej. A następnie, istnieją tam te niezliczone „małe śmierci”, kiedy przedziera się przez sieć. Ale tym, co nas najbardziej interesuje, jest ów moment przechodzenia z jednego stanu w drugi: wtedy właśnie, kiedy miewa się szansę uchwycenia sekretu – kiedy waha się pomiędzy jednym stanem a drugim. Doktorzy wyliczą każdą z możliwych chorób, „która jest przyczyną…” i zawały serca, „które są przyczyną…” Ale nie wiedzą oni nic o rzeczywistości fenomenu. Mogliby oni równie dobrze opisywać wypadek samochodowy z pozycji ilości kamieni na drodze. Jest rzeczą zwyczajną, jak cała nasza nauka rozmija się z sednem sprawy, jak coś w rodzaju mechanicznej karykatury „czegoś”, co całkowicie jej się wymyka. Tutaj jest jedno z pierwszych doświadczeń Matki, po jej pierwszym wyjściu z sieci w 1962 r., kiedy to stale przechodziła ona tam i z powrotem poprzez sieć, w stałym i niezauważalnym ruchu wahadłowym, jak gdyby na granicy pomiędzy dwoma stanami. 62-8-9 – „Jest to ciekawe odczucie, dziwna percepcja dwóch sposobów funkcjonowania (które nie są nałożone jeden na drugi, nie można nawet tego powiedzieć): prawdziwego funkcjonowania ciała i funkcjonowania zniekształconego poprzez indywidualne poczucie bycia oddzielnym ciałem (ludzkie akwarium). Są one prawie równoczesne i oto co sprawia, że są tak trudne do wyjaśnienia… Jest to tak, jak gdyby świadomość była pociągana lub popychana, lub też umieszczana w pewnej pozycji i złe funkcjonowanie natychmiastowo się pojawia (co znaczy, że jest się z powrotem w sieci); i nie pojawiają się one jako konsekwencja, ale raczej świadomość zdaje sobie sprawę z ich egzystencji…”

97


Tutaj zaczynamy dotykać sekretu. Matka wydaje się mówić, że wadliwe funkcjonowanie (które ostatecznie prowadzi do śmierci) nie jest konsekwencją łapania wszelkich chorób już zawartych w akwarium, które opuściliśmy chwilowo przechodząc przez sieć, ale jest rezultatem świadomości, która zdaje sobie sprawę z ich egzystencji. Choroby i śmierć istnieją tam, w akwarium, cały czas, czy to w uśpieniu, czy manifestacji; są one samą definicją śmiertelnego stanu. Ale świadomość zdaje sobie sprawę z ich istnienia, innymi słowy: nadaje im rzeczywistość. To nie „choroba”, którą się kontraktuje, gdy się jest z powrotem w akwarium, to właśnie fałszywa świadomość – która jest rzeczywistą „chorobą” akwarium i to jedyną. Matka kontynuuje: „…Ale wtedy, jeśli świadomość pozostanie wystarczająco długo w tej pozycji, którą charakteryzuje to, co my zwiemy konsekwencjami: wadliwe funkcjonowanie posiada konsekwencje – małe rzeczy, na przykład fizyczną niewygodę. I jeśli świadomość powraca do swej prawdziwej pozycji, ustaje to natychmiastowo. Ale czasami wygląda to jak tak (Matka zaplata palce obydwu rąk): ta pozycja i ta pozycja, ta i tamta, ta i tamta, zmieniające się w ciągu kilku sekund (wychodzenie i wchodzenie w sieć), tak że miewam prawie jednoczesną percepcję obydwu funkcjonowań. To właśnie jest tym, co pomogło mi zrozumieć fenomen, inaczej nie byłabym go zrozumiała. Widziałabym załamanie i stan złego zdrowia – a to nie jest to, jest to po prostu… Wszystko, cała substancja i wibracje – idą swym normalnym torem, rozumiesz, a jedynie percepcja świadomości jest tym, co się zmienia. Co znaczy, że jeżeli popchniemy tę wiedzę do ekstremum, to znaczy jeśli uogólnimy ją, wtedy życie (to, co my ogólnie nazywamy życiem, fizycznym życiem, życiem ciała) i śmierć są tą samą rzeczą: istnieją one jednocześnie; to jedynie świadomość, która sprawia to czy tamto, która przeskakuje w ten sposób lub w ten sposób (ten sam ruch palcami). Nie wiem, czy to brzmi sensownie. Ale jest to fantastyczne!” To jest fantastyczne. Nie istnieje taka rzecz, jak „śmierć” lub rak, lub gruźlica, lub zawał serca… ale istnieje fałszywa świadomość, świadomość w fałszywej pozycji, która natychmiastowo powoduje raka, powoduje gruźlicę etc., z wszystkimi ich fatalnymi konsekwencjami. Jeżeli świadomość pozostaje w prawidłowej pozycji, nie zauważa ich, a zatem nie istnieje rak, gruźlica czy żadna choroba, choroba jakiegokolwiek rodzaju! Innymi słowy, choroby i śmierć istnieją tam stale, to znaczy – w normalnym ludzkim stanie, po prostu jest się tylko ich „świadomym” albo się nie jest. Wszystkie wibracje idą swym „normalnym torem”, a zmienia się jedynie pozycja świadomości. Cóż, jest to fantastyczne! I Matka dodaje: „…I miewałam to doświadczenie w momentach, które są tak konkretne, jak tylko to możliwe. Na przykład z nagła zdarza się ten niezauważalny przeskok świadomości i… czuję się bliska omdlenia, cała krew odpływa z głowy do nóg i się mdleje! Ale jeśli uchwyci się świadomość w porę, to się to nie zdarza. Jeżeli nie uchwyci się jej w porę, wtedy następuje omdlenie. Zatem mam bardzo jasne wrażenie, że to, co się interpretuje jako śmierć w normalnej, ludzkiej świadomości, wszystkie zewnętrzne oznaki i wszystko

– wskazuje na nieudolność

przywracania świadomości do jej prawdziwej pozycji wystarczająco szybko… Zdaję sobie w pełni sprawę, że słowa są tu całkowicie nieadekwatne, aby wyrazić to doświadczenie. Ale jest to może jedynym sposobem zdobycia wiedzy o tej rzeczy (śmierci); wiedza znaczy potęga zmiany, nieprawdaż? I ja naprawdę czuję, że coś

98


prowadzi mnie do odkrycia tej potęgi – tej wiedzy – poprzez naturalnie jedyny z możliwych sposobów: poprzez aktualne jej doświadczanie. I z wieloma środkami ostrożności, ponieważ mogę wyczuć to…” Jest to niebezpieczne, można być pewnym. Można nie uchwycić prawidłowej pozycji wystarczająco szybko. Ale zasadniczym faktem jest, że „życie i śmierć są tą samą rzeczą”. Nie jest to kwestią raka czy 90 lat znoszenia i zmęczenia, „które są przyczyną…” Cóż, zatem cała medyczna wiedza jest w błędzie! Tkwimy w śmiertelnym akwarium, doktorzy mają rację w 100 procentach – ale leczą oni iluzję! Teraz całym problemem staje się zrozumienie owej zmiany pozycji. Zrozumienie owego fenomenu przez Matkę zostało później wzmocnione poprzez dziwne doświadczenie, wywołane przez śmierć jednego z uczniów. Pokrótce”: ów uczeń spacerował w stanie wewnętrznej koncentracji, nie przywiązując żadnej uwagi do materialnego świata. Wpadł na coś, potknął się i upadł powodując pęknięcie czaszki; po usiłowaniu kilku okropnych operacji, doktorzy ogłosili go zmarłym. Przez cały czas ów uczeń przychodził do Matki w swej bardzo żywej świadomości. Był on blisko niej, w całkowitym spokoju, jak gdyby trwając w swych medytacjach. Ale z nagła Matka odczuła gwałtowne drżenie u ucznia i zniknął on – dokładnie w momencie, kiedy jego ciało było palone na pogrzebowym stosie. I Matka wykrzykuje: 62-4-7 – „W stanie, w którym on był, nie robiło dla niego najmniejszej różnicy, czy był on zmarłym czy żywym – oto co jest ciekawe! I tylko dlatego, że go spalono, zetknął się on z destrukcją formy ciała…” Można powiedzieć, że nagle „stał się on świadomym”, że zmarł! …(Pytanie) W terminach tego doświadczenia, jakie wnioski mogą zostać wyciągnięte z tej historii? — Cóż, znaczy to, że można umrzeć, nie wiedząc o tym, że się umarło! On nadal był, żył, doświadczał, absolutnie niezależnie od swego ciała, nie potrzebując bynajmniej ciała do kontynuowania swych doświadczeń. Jest to dla mnie ważne doświadczenie… Tak więc moglibyśmy powiedzieć, że jest koniecznym umrzeć dla śmierci po to, aby zostać zrodzonym dla nieśmiertelności. Umieranie dla śmierci, to znaczy: stawanie się niezdolnym do umierania, ponieważ śmierć nie ma już dłużej żadnej rzeczywistości”. Pozycja świadomości ulega zmianie i nie tylko rak, zawał serca i temu podobne nie posiadają już dłużej żadnej rzeczywistości, w znaczeniu, że nie mogą zaistnieć – nawet jeśli są tam zawsze w uśpieniu, w tym akwarium – ale śmierć również nie może zaistnieć. Śmierć tam ciągle istnieje, ale umieranie czy nie umieranie zależy od pozycji świadomości i to samo dotyczy wypadków i całej reszty. Wtedy doświadczenie „umierania dla śmierci” staje się jaśniejsze: 63-16-3 – „Wrażenie, które odnosimy w zwyczajnym życiu (niewielu ludzi jest tego świadomych), jest wrażeniem bycia podporządkowanym – przeznaczeniu, losowi, woli, układom okoliczności – słowa nie mają znaczenia: jest to coś, co ciężko na nas waży i szuka poprzez nas, aby się zamanifestować. Ale od czasu doświadczenia owej śmierci dla śmierci mam wrażenie… Przedtem, kiedy oddziaływałam na ludzi czy po to, aby powstrzymać ich od umierania, czy też pomóc im, gdy już umarli (setki i setki razy robiłam to przez cały 99


czas), robiłam to wszystko z poczuciem, że śmierć jest czymś, co musi zostać przezwyciężone lub przyćmione, lub też czymś, czego konsekwencje należało poprawiać…” Pokonuje się lub przyćmiewa wroga i daje się temu wrogowi dużą dozę siły, poprzez zmaganie się z nim – ale co, jeżeli nie istnieje tam żaden wróg! Co, jeżeli nie istnieje tam nic… za wyjątkiem iluzji? „…Obecnie moja pozycja uległa zmianie. Ale czasami zabiera to całe lata, aby stać się świadomą potęgą. W tym przypadku świadoma potęga oznaczałaby zdolność zarówno do powodowania śmierci, jak i do jej zapobiegania, do powodowania ruchu niezbędnych sił: prawie mechanicznej akcji na komórkach. I ta potęga znaczyłaby: możesz spowodować śmierć lub możesz zapobiec śmierci. Nie ma już dłużej zwyczajowego wrażenia ostrego przejścia pomiędzy życiem a śmiercią, która jest przeciwieństwem – śmierć nie jest bowiem przeciwieństwem życia! Zdałam sobie sprawę z tego wtedy i nigdy tego nie zapomniałam – śmierć nie jest przeciwieństwem życia. Jest to jakby zmiana w funkcjonowaniu komórek lub w ich organizacji. I gdy już raz się to zrozumie, jest to bardzo proste: można z łatwością powstrzymać to od przeskakiwania w ten lub inny sposób (Matka splata palce prawej ręki z lewą, obrazując jedną i drugą stronę sieci), możesz zrobić tak albo tak. Oczywiście to… to oznaczałoby nową fazę życia na Ziemi”. 62-11-7 – „Owo umieranie dla śmierci było tak jasne, tak oszałamiająco potężne! I z owym wrażeniem łatwości: jest to łatwe! – nie ma kwestii łatwości czy trudności: jest to spontaniczne, jest to naturalne i tak piękne!” Otóż to, naturalne. Jest to naturalny stan par excellence. Weszliśmy w akwarium nierzeczywistości, gdzie staliśmy się świadomi wszelkich rodzajów zniszczeń, które naturalnie zdarzają się, ponieważ jesteśmy ich świadomi – podobnie jak moja śmierć miałaby miejsce w tamtym kanionie, gdybym stał się jej świadomym lub też gdyby moje ciało wierzyło, że zamierza być zabitym. Ale dziwnym trafem, w tamtym momencie było to, jak gdyby nie było tam nic, tak więc nic się nie zdarzyło! Nie było żadnego wypadku. Przez minutę przebywałem w naturalnym stanie. Aby śmierć mogła się zdarzyć, musi zaistnieć kontakt ze śmiercią, ale co, jeżeli nie ma takiego kontaktu? „Zmiana w funkcjonowaniu komórek… Prawie mechaniczne oddziaływanie na komórki… Nieprawidłowa pozycja świadomości, nie poprawiona wystarczająco szybko”. I ciągle powracamy do owego przejścia przez sieć fizycznego umysłu. W lata później, Matka zbliżała się coraz bardziej do klucza: 66-26-2 – „Problemem dla mnie jest odkrycie procesu po to, aby mieć potęgę od-robienia tego, co zostało zrobione (śmierć, cała oplatająca sieć nierzeczywistości). Po tych wszystkich latach jest tam ciągle coś, co pragnie mieć tę potęgę, albo ten klucz: procedurę. I jest może konieczne odczuwać, czy żyć po tej stronie rzeczy (Matka obraca dłoń w jednym kierunku) po to właśnie, aby być zdolnym do tamtego (obraca dłoń w drugim kierunku). Co jest zauważalne, to że obecnie ten umysł komórek stał się zorganizowany i wydaje się on przechodzić z największą szybkością poprzez cały kurs ludzkiego, mentalnego rozwoju, dokładnie właśnie po to, aby osiągnąć… ten klucz”.

100


To właśnie umysł komórek, który trzyma klucz do śmierci, albo raczej do negacji śmierci; do stanu, w którym śmierć i życie zmieniają się w cos jeszcze, w czym sprzeczności już dłużej nie istnieją. Śmierć nie jest przeciwieństwem życia! Jest to ten sam stan, ten sam wywar „czegoś”, co my nazywamy egzystencją i gdzie czasami łapiemy śmierć na dobre: ale faktycznie była ona tam zawsze, rodzimy się z nią, rodzimy się w niej, moglibyśmy powiedzieć. Nasze komórki nieustannie przędą nawyk klęski i śmierci, bo taka już jest ich „głupia dobra wola”. Ale jeżeli zmienimy te wibracje, ten sposób przędzenia i damy im zamiast tego słoneczną wolną wibrację do powtarzania i powtarzania w kółko, wtedy wszystko się zmienia! Wtedy nie jest to już dłużej życie, jakim je znamy, które jest jedynie śmiercią w zawieszeniu, z fałszywym czasem, fałszywą przestrzenią, fałszywą materią: i nie jest to już dłużej śmierć jaką znamy, która jest jedynie zanikiem naszego fałszywego sposobu widzenia i fałszywej materialnej sceny – ale jest to coś nieprzerwanego z ciałem lub bez ciała, w prawdziwym czasie, prawdziwej przestrzeni, w prawdziwej materialnej i ziemskiej materii. Jest to „nad-Życie”, roztrzaskanie akwarium, które nie oznacza śmierci ryby, ale początek innego gatunku, czy też innego panowania na Ziemi. Tak, „nowa faza życia na Ziemi”. 70-3-1 – „Oto czego się nauczyłam: religie zawiodły, ponieważ były one podzielone: każda z nich pragnęła, aby się było religijnym z wyłączeniem innych religii; i cała nauka zawiodła, ponieważ była ekskluzywna. Podobnie i człowiek zawiódł, ponieważ był ekskluzywny. Czego pragnie nowa świadomość, to tego, aby nie było już więcej podziałów. Aby być zdolnym do zrozumienia zarówno ekstremów spirytualnej natury, jak i ekstremów natury materialnej i odnalezienia punktu, w którym spotykają się one… i stają rzeczywistą siłą. I ciało jest również uczone tego przy pomocy najbardziej radykalnych środków. Wszyscy oni mówią: To, ale nie tamto. Nie! To i tamto i również wszystko inne, wszystko razem. Być wystarczająco elastycznym i wystarczająco rozległym, aby objąć wszystko razem. I to samo dotyczy ciała. Ciało przywykło do: Tego, ale nie tamtego, tego albo tego… Nie, nie, nie! To i tamto. Istnieje wielki podział, widzisz: życie lub śmierć – od zawsze. I wszystko wyrasta właśnie z tego. Cóż (słowa są żałośnie nieadekwatne, ale…) nad-Życie jest życiem i śmiercią – połączonymi razem… Dlaczego nawet zwać to nad-życiem! Zawsze kusi nas, aby polegać na jednej tylko ze stron: światło i ciemność (ciemność, cóż…)” Przypomina mi się nagle ten dziwny wers z wedyckich riszów, sięgający wstecz pięć czy siedem tysięcy lat: „I odkrył ona dwa (światy) wieczne i w jednym gnieździe” (Rig Veda, I.62.7). Cały problem leży teraz w tym: „z ciałem lub bez ciała”, w znaczeniu czy ciało będzie miało potęgę lub zdolność do przejścia do innego stanu i stopniowej zmiany swoich starych warunków na warunki nowe – czy ciało może pozostawać żyjącą więzią pomiędzy dwoma światami; stanąć tam, gdzie żywi i martwi są razem „bez różnicy” – lub czy też będzie ono kontynuować swój stary nawyk dezintegracji, otwierając swój kokon i „umierać” po to, aby człowiek powracał znowu i znowu wewnątrz sieci, dopóki nie znajdzie on klucza do iluzji. Po co ta iluzja? Po to, abyśmy mogli odnaleźć to, czego żaden z zadowolonych z sytuacji gatunków nie był w stanie odnaleźć przed nami (prawdopodobnie właśnie dlatego, że był zbyt zadowolony wewnątrz własnego gatunku): potęgę od-robienia genetycznego splotu, który więzi nas w pewnym typie gatunku i zamyka nas w jednym sposobie życia, podczas gdy celem ewolucji, o ile taki istnieje, jest być wszystkim i przeżywać wszystko, 101


i integrować wszystkie sposoby istnienia, te znane i te ciągle nieznane, w jednej, wolnej i szczęśliwej istocie, która nie posiada żadnego kokonu, a jednak jest materialna. Tą potęgą jest umysł komórek.

NIEBEZPIECZNE NIEZNANE Dziwne i bolesne życie miało się rozpocząć dla Matki. Jest bardzo łatwo mówić o „następnym gatunku” i układać to wszystko w paragrafach (czy jest to nawet tak łatwe?), ale na bazie życia codziennego, jest to bardzo dręczące dla pioniera – wie się chociaż, dokąd się idzie? Czy jest to szaleństwo, dezintegracja czy jeszcze coś? Nie ma tam nikogo, kto by upewnił. Jej jedyną, ludzką pociechą były może rozmowy ze mną – ale wkrótce nawet to miało się skończyć, ponieważ drzwi zostały przede mną zamknięte. Inny gatunek, toć to rzeczywiście szaleństwo. Naprawdę, nie znałem nikogo bardziej bohaterskiego, niż była Matka. A jednak śmiała się ona i zamieniała wszystko w żart. Jak ona się tym bawiła! 70-29-4 – „Ciało powiada: Ale faktycznie, zrobiłoby to różnicę prawie dla wszystkich (gdyby Matka umarła). Dla mnie… Widzisz, oni ciągle żyją w tym rodzaju iluzji śmierci, ponieważ ciało znika; i nawet ciało dokładnie nie wie, czy jest to dłużej prawdą! W jego pojęciu materia powinna być prawdą; ale nie jest ono również zbyt pewne, czym to jest! Istnieje inny sposób bycia. Wie ono, że stary sposób nie jest już dłużej prawidłowy, ale zaczyna się dziwić, do czego dokładniej ten nowy sposób będzie podobny. Jakie będą powiązania nowej świadomości ze starą świadomością tych, co ciągle pozostaną ludźmi. Nadchodzi to… jest to dziwne, nadchodzi to jak powiew wiatru i odchodzi znów. Ciało cierpi… zabawny rodzaj bólu: jęczy ono, dosłownie jęczy, jak gdyby cierpiało okropnie, a potem maleńkie coś się zdarza i ból znika; nie jest to wcale tym, co nazwalibyśmy błogością – nie wiem, co to jest. Jest to coś jeszcze, ale coś, co jest nadzwyczajne. Jest to nowe, kompletnie nowe. I wszystko to zachodzi na pewnego rodzaju ziemi niczyjej, która nie jest dłużej tym, ale nie jest jeszcze tamtym. Nie jest to już dłużej cielesna świadomość, jaka ona jest zazwyczaj, och! Jest to na drodze do czegoś jeszcze, ale nie jest jeszcze tam. I ta obecność Łaski jest naprawdę cudowna, ponieważ mogę widzieć, że gdyby mi jednocześnie nie były dane prawdziwe znaczenia tego, co się dzieje, doświadczenie jakie jest – byłoby stałą agonią; to właśnie umiera stary sposób”. Osiem lat wcześniej powiedziała mi ona to: 62-12-6 – „Osiągnęło to taki punkt, że gdybym nie dbała o zakłócenie spokoju umysłu tych ludzi wokół mnie, powiedziałabym: Nie wiem, czy jeszcze żyję, czy już zmarłam…! Ponieważ istnieje życie, rodzaj wibracji życia, które są kompletnie niezależne od… (Matka zamierzała powiedzieć ciała). Nie, spróbuję to wyjaśnić inaczej: sposób, w który ludzie odczuwają życie, w który czują oni, że są żywi, jest ściśle związany z pewnymi wrażeniami, które posiadają odnośnie siebie, wrażeniami samego ciała i samych siebie; teraz przypuśćmy, że kompletnie usuniesz te wrażenia, ten typ wrażeń, ten typ relacji, który ludzie nazywają bycie żywym – usuniesz to, więc jak możesz powiedzieć ja żyję, czy ja nie żyję? Nie istnieje to już dłużej! Nie mogę więc powiedzieć ja żyję, jak to czynią oni – jest to zupełnie coś jeszcze…” 102


Ta „agonia” miała być całkiem długa. I Matka dodaje śmiejąc się: „…Ty lepiej nie zatrzymuj nagrań tych konwersacji, ponieważ oni (uczniowie) mogą się dziwić, czy nie powinnam być traktowana jako przypadek choroby umysłowej…! Ale to i tak nie ma znaczenia…! Staje się coraz trudniejszym dla mnie znalezienie sposobu ekspresji. Może za pięćdziesiąt lat ludzie zrozumieją?” Jasne jest, że Matka żyła już nie w naszym zwyczajnym „ja żyję” kontekście, a zatem była w „śmierci”? I czym jest ta śmierć, tak naprawdę…? Pewnego dnia zadałem jej pytanie i dostałem odpowiedź, która mnie nieco zaszokowała, chociaż już od dawna byłem przygotowany przez to, co już do tej pory mi powiedziała: „Śmierć nie jest przeciwieństwem życia”. 67-7-3 – „Doszłam do wniosku, że tak naprawdę to nie istnieje taka rzecz jak śmierć. Jest to jedynie pozór, pozór oparty na organicznej wizji. Ale nie ma radykalnej zmiany w wibracjach świadomości. Waga przywiązywana do różnicy tego stanu jest jedynie powierzchowną cechą, wyrastającą z ignorancji właściwego fenomenu. Osoba zdolna do utrzymywania jakichś rodzajów komunikacji mogłaby powiedzieć, że dla niej nie czyni to żadnej różnicy. Ale wszystko to jest jeszcze w procesie rozpracowywania”: niektóre tereny są ciągle niejasne i pewnych eksperymentalnych detali wciąż mi brak”. (Pytanie) Ale czy powiadasz przez to, że nie ma różnicy… Czy to znaczy, że wciąż spostrzega się fizyczny stan, gdy się jest już po drugiej stronie? — Tak, dokładnie tak. — Spostrzega się ludzi i… (chciałem powiedzieć, drzewa i ptaki na niebie i piękne słońce nad ziemią)? — Tak, dokładnie. Tylko zamiast posiadania percepcji… zrzucasz ten rodzaj iluzorycznego stanu i percepcję, która spostrzega tylko pozory – ale jednak posiadasz percepcję. Bywało tam wiele razy, że posiadałam tę percepcję, byłam w stanie widzieć różnice, ale doświadczenie nie było całkowite, widzisz – nie było totalne, w sensie że było przerywane przez zewnętrzne okoliczności. Ale istnieje percepcja. Nie dokładnie identyczna, ale czasami o wiele bardziej złożonej skuteczności. Ale nie jest to rzeczywiście spostrzegane z drugiej strony… I Matka dodaje coś, co zupełnie otwiera oczy: — …Ale wszystko to jest jasne, precyzyjne i ewidentne jedynie wraz z nową komórkową wizją, ponieważ (jak to mam powiedzieć) wiedziałam wszystko, wiedziałam przedtem (Matka miewała mnóstwo tzw. okultystycznych doświadczeń), ale widziałam też wszystko ponownie z nową świadomością, nowym sposobem widzenia i dopiero wtedy moje zrozumienie było totalne, moja percepcja była totalna i całkiem konkretna, z przekonywującymi elementami, których całkowicie brakowało w okultystycznej wiedzy. Teraz jest to wiedza komórkowej świadomości. Bo to właśnie ciało, cielesna świadomość, która jest bezpośrednim powiązaniem z drugą stroną akwarium – ależ oczywiście! To nie jest tak, że przechodzi się do czystego ducha, przechodzi się do samej materii… Takiej, jaką ona naprawdę jest. Są tam zmarli. Jest tam śmierć, razem z nami. I nie jest to „śmiercią” w ogóle!

103


Potem, pewnego dnia Matka zrobiła raczej enigmatyczną uwagę, która jest całkiem oświecająca, kiedy się o tym pomyśli: 70-25-3 – „Dla cielesnej świadomości, która pozostaje świadoma w czasie, kiedy ciało śpi (i czymże jest ta świadomość, jeśli nie świadomością komórek?), świat w jakim żyjemy jest zawsze ciemny i bagnisty. W znaczeniu, że jest on całkiem ponury – ledwo można w nim widzieć – i błotnisty. I nie jest to opinia ani wrażenie: jest to materialny fakt. Zatem owa komórkowa świadomość jest już świadoma świata… który nie byłby już dłużej podmiotem tych samych praw”. 72-26-7 – „Kiedy pozostaję w bezruchu, jak teraz, po pewnym czasie pojawia się cały świat rzeczy, które się wykonuje, które bywają organizowane, ale jest to (jak to powiedzieć), jest to inny rodzaj rzeczywistości, bardziej konkretna rzeczywistość. W jaki sposób bardziej konkretna? Nie wiem. Materia wydaje się jak coś bez substancji w porównaniu z tym (ale też jaka wydawałaby się woda ryby w zestawieniu z zieloną łąką?). Bez substancji, ciemne, niewrażliwe. Podczas gdy tamta rzecz… I najbardziej zabawną częścią jest, że ludzie myślą, iż ja śpię! Prawie nie jestem częścią starego świata już dłużej, tak więc stary świat powiada: Ona jest skończona! Nie dbam o to w ogóle!” Można było pomyśleć, że Matka powoli przechyla się na stronę zmarłych… jak gdyby ten cały ewolucyjny kurs, wszystkie te wysiłki, wszystkie bóle Ziemi poprzez wieki, miały się zakończyć stanem, który był może materialny, ale bez jakichkolwiek powiązań, bez żadnego kontaktu czy ciągłości z materialną ewolucją gatunku. Ale to nie w naszym przypadku. Matka nie wychodziła w „śmierć”… Wydawałoby się, że na pewnym komórkowym poziomie miewa miejsce interesująca domieszka alchemii, która zmienia nie tylko życie, jakie znamy, ale również i śmierć. Naprawdę inny stan w materii. Zmarli nie posiadają komórek! I jeżeli mała zwierzęca komórka trudziła się przez przeszło trzy i pół miliarda lat na Ziemi, to nie po to, aby się rozpłynąć w rzadkim powietrzu – komórka również musi wypełnić swoją ewolucyjną rolę. Może nawet ona stać się miejscem, gdzie jest budowany następny świat, świat, który nie ma nic wspólnego z naszym typem życia lub ze śmiercią. 72-12-7 – „Czuję, że staję się inną osobą. Nie, to nie jest tylko to: dotykam innego świata, innego sposobu bycia, który może być niebezpiecznym sposobem bycia… Niebezpiecznym, ale cudownym. Czuję, że owa relacja pomiędzy tym, co nazywamy życiem, a tym, co nazywamy śmiercią – drastycznie się zmienia, staje się kompletnie inna .widzisz, to nie jest tak, że śmierć znika (śmierć, jak myją sobie wyobrażamy, jak ją znamy i jaką się przeciwstawia życiu, jakie znamy), to nie jest to, w ogóle nie to! Obydwa ulegają zmianie … w coś, czego my jeszcze nie znamy, a co wygląda zarówno niebezpiecznie, jak i absolutnie cudownie. My posiadamy tendencje do upragnienia pewnych rzeczy (tego, co my uważamy za korzystne) i do odrzucenia innych – ale to nie jest tak, jak to działa! Wszystko staje się innym. Innym. Od czasu do czasu, przez krótki moment, jest to cud. Potem natychmiastowo jest to poczucie… niebezpiecznego nieznanego. To wszystko. Spędzam cały mój czas w ten sposób”. 72-9-12 – „Wszystko pada w gruzy, za wyjątkiem… czego? Boskie… coś – ale co? Jest to jakby zamiar, aby dać ci odczuć, że nie ma żadnej różnicy pomiędzy życiem a śmiercią. Otóż to. Nie jest to ani życie, ani 104


śmierć – ani to, co nazywamy życiem, ani to, co nazywamy śmiercią; jest to coś… I to coś jest boskie. Albo raczej: jest to nasz następny krok w kierunku boskości”. 69-16-4 – „Jest to dziwne, wydaje się to tym samym, a jednak staje się bardzo różnym”. 62-13-2 – „Dla tych, co przyjdą w następnych stu lub dwustu latach, będzie to już łatwe, będą oni musieli tylko dokonać wyboru: czy chcą należeć do nowego systemu, czy do starego. Ale teraz…! Żołądek musi trawić, widzisz… Czy to wszystko jest szaleństwem? Czy też jest czymś możliwym? Nie wiem. Nikt nie robił tego wcześniej, tak więc nikt mi nic nie powie”. 70-4-4 – „Ciało czuje… słowo udręka jest zbyt silne, ale wrażenie dojścia do punktu… nieznanego – nieznanego… czegoś. Jest to bardzo dziwne uczucie. Jest to rodzaj nowej wibracji, mógłbyś powiedzieć, jest to tak nowe, że nie możesz zwać tego niepokojem, jest to nieznane. Tajemnica nieznanego. I staje się to czymś stałym. Tak więc jedynym rozwiązaniem dla ciała jest totalne rozluźnienie: i podczas tego stanu totalnego rozluźnienia, zdaje sobie ono sprawę, że ta wibracja nie jest wibracją dezintegracji, ale czymś – czym? Nieznanym, totalnie nieznanym – nowym, nieznanym. Czasami wpada ono w panikę. To nie to, że cierpi ono zbyt wiele, nie mogę nawet nazwać tego cierpieniem, jest to coś… absolutnie nadzwyczajnego”. — Ta „inna rzecz” musi być tak różna, że musi się ją odczuwać jako śmierć dla ciała! — To jest właśnie ekwiwalent! Jest to zabawny rodzaj życia, w każdym przypadku. Wkrótce stanę się niebezpiecznie zaraźliwa, wiesz! Może również być i tak, że świat złapie tę niebezpieczną zarazę. 70-11-4 – „Jest to bardzo dziwne wrażeniem, tak jak gdyby było się na skraju – ale na skraju czego? Nie wiem. Czegoś…” 70-27-7 – „Coś, co posiada niepoliczalne doświadczenia naraz”. 72-22-1 – „Czasami ciało czuje, że jest to niemożliwością, że nie można tak egzystować, ale potem, w ostatniej minucie, coś nadchodzi i jest to… jest to harmonia rzeczywiście nieznana temu fizycznemu światu. Harmonia… fizyczny świat wygląda przerażająco w porównaniu. Jest to jakby rzeczywiście nowy świat szukał sposobu manifestacji”. 72-13-5 – „Nigdy dotąd nie miała takiego wrażenia… nicości – nicości. Nic. Jestem niczym. Jest to tak, jak gdyby ciało miało umrzeć w każdej minucie i w każdej minucie jest ono cudownie ratowane. I jest to nadzwyczajne. I odbywa się to ze stałą percepcją wydarzeń światowych, jak gdyby wszystko było (Matka splata palce ręki lewej z prawą), jak gdyby istniało tam powiązanie”. 73-17-3 – „Czasami dziwię się, jak to jest możliwe… Są chwile, kiedy jest to tak nowe i niespodziewane, że nieomal bolesne”. 71-25-8 – „Jest to tak, jakby się stało na szczycie i najmniejsza pomyłka mogłaby cię posłać w przepaść. Wszystko wygląda inaczej. Sama natura relacji z innymi zmienia się, natura wszystkiego się zmienia, ale co, co to jest? Jest to jak taniec na linie: fantastyczna potęga i jednocześnie niewiarygodna bezsilność. Wiesz, jest to

105


dokładnie jak bycie zawieszonym pomiędzy czymś najcudowniejszym i najokropniejszym. Coś, jak to. Nie wiem nawet, dokąd zmierzam – czy w kierunku transformacji, czy w kierunku końca”. 70-3-1 – „Ciało czuje tak jasno, że już dłużej tutaj nie należy, a nie jest ono jeszcze tam, tak więc… Pozornie to ciało jest całkowicie czymś absurdalnym, z oczywistymi słabościami, którymi ludzkie istoty gardzą i… niewiarygodną siłą, której ludzkie istoty znieść nie mogą”. I tak oto zbliżamy się do rzeczywistego problemu. Nowy gatunek musi być do zniesienia dla starego gatunku. Czy może jednostka, całkiem samotna, przejść do następnego gatunku? 71-3-7 – „Jest to tak, jak gdyby dwa ekstrema – cudowny stan i ogólna dezintegracja – były razem, przemieszane. Absolutnie wszystko ulega dezintegracji: ludzie, na których liczysz, opuszczają cię, nieuczciwość wydaje się rozszerzać wszędzie. I w tym samym czasie, na… ułamek sekundy, nadchodzi cudowny, niewyobrażalny stan jako dokładne przeciwieństwo. Jak gdyby pragnęło ono zastąpić ten drugi – ale ten stary walczy zażarcie. I wszystkie okoliczności zaczynają tak wyglądać, wszyscy są do tego podobni, począwszy od rządów światowych – do ludzi tutaj. I na kilka minut ten cudowny stan nadchodzi w moim ciele i potem odchodzi. Tak wygląda sytuacja. Oto co przeżywam nocami i dniami, przez cały czas. Trzy minuty wspaniałości na 12 godzin cierpienia. Innymi słowy, rozmiar w jakim świat nie jest tym, czym powinien być, staje się boleśnie jasny. Zwykle powiadamy: Są tam zarówno dobre, jak i złe rzeczy w świecie – ale wszystko to jest dziecinada: te dobre rzeczy nie są o wiele lepsze, niż te złe. To nie jest to! To, co boskie, jest czymś jeszcze”. To, co „boskie”, jest następnym sposobem bycia na Ziemi. Niebezpieczne nieznane, które jest samą walką świata, tą, która jest toczona w setkach krajów, pod rożnymi sztandarami, pod tysiącem pretekstów i sloganów – ale jest to walką o następny gatunek na Ziemi. Czy ta Ziemia zaakceptuje swoją przyszłość, czy zostanie ona raz jeszcze pogrążona w kataklizmie po to tylko, aby zacząć od nowa, tutaj lub gdzieś jeszcze, wieczne ewolucyjne poszukiwanie miłości w wolności i radości? Rzeczywiści, kiedy nie będzie istniało już życie „I śmierć, zadziwiająca ściana odpadnie z naszej świadomości – jak padły ściany Jerycha – a razem z nią najstarsza udręka na Ziemi”.

ROZDZIAŁ 11: MATKA ODCHODZI

Dlaczego ona odeszła? Dlaczego? Przez tyle już lat doświadczam tego samego bólu. 70-29-5 – „Ta pozorna rzecz (Matka wskazuje na swoje ciało), wydaje się być rzeczą najważniejszą dla zwyczajnej świadomości. Oczywiście, jest to ostatnia rzecz, która ulegnie zmianie. I dla zwyczajnej świadomości jest to ostatnia rzecz, która ulegnie zmianie właśnie dlatego, że jest najważniejsza: bezie to oznaką nie do 106


podważenia. Ale wcale tak to nie jest! To właśnie zmiana w świadomości komórek, która jest ważną rzeczą. Cała reszta jest już tylko konsekwencją. Gdyż my, kiedy to (ciało) jest w sposób widoczny czymś innym, niż jest teraz, powiemy: Aha, teraz rzecz jest dokonana. Ale to nieprawda: rzecz jest dokonana. Ciało jest drugorzędną konsekwencją”. Można jasno widzieć, że gdy już raz umysł komórek zaczął skręcać „tę inną wibrację”, czyli mantrę, to będzie ją powtarzał i skręcał tak nieprzerwanie, jak komórki zwykły skręcać nasze aminokwasy przez trzy i pół miliarda lat lub jak samotny elektron wiruje na swej orbicie wokół jądra wodoru – pod warunkiem, że obecna komórka trwać będzie wystarczająco długo, aby uskutecznić transformację, która byłaby naturalnym rezultatem tej nowej wibracji. „Daj mi czas” – było modlitwą tak często powtarzaną przez Matkę. „Daj mi czas”. „Chciałoby się móc żyć setki i setki lat, aby wykonać tę pracę!"”— powiedziała w rok po odejściu Sri Aurobindo. 60-28-1 – „Jestem gotowa walczyć przez dwieście lat, ale ta praca będzie wykonana”. Ale nawet ten rodzaj „czasu” nie wydawał się rzeczywiście problemem. 54-25-6 – „Komórki, które mogą wibrować w kontakcie z boską radością, są na drodze do stania się nieśmiertelnymi”. 67-23-10 – „Mam uczucie, że śmierć jest obecnie jedynie starym nawykiem, nie jest już dłużej koniecznością. Istnieje ona jedynie dlatego, że ciało jest ciągle wystarczająco nieświadomym, aby czuć potrzebę totalnego odpoczynku, inaczej mówiąc – inercji. Kiedy to zostanie usunięte, wtedy nie istnieje zaburzenie, którego nie można by naprawić, żadne zmęczenie i zużycie, rozpad czy dysharmonia, których nie można by naprawić. To wszystko, co jest. A potem, ta potworna kolektywna sugestia… która ciąży na tobie”. Ta sugestia po jednej stronie, a stara pamięć spokoju – po drugiej. Ale nawet ta pamięć została wymazana i zastąpiona poprzez nieruchomość owych „fal o szybkości światła”, tak szybkich, że wydają się one bez ruchu. 61-20-6 – (Pytanie) Kiedy wszystko nieruchomieje w ten sposób i wydaje się, że nic się nie dzieje – czy coś się wtedy dzieje? — „Coś się dzieje…? Nie wiem. Jest to ta sama nieskończoność jak wtedy, kiedy się opuszcza ciało. Ale to, w samym sobie, jest czymś. Jest niezmiernie trudnym dla ciała posiąść to: jest tam zawsze coś wibrującego i powodującego zamieszanie. Jest to tak, jakby tamto układało wszystko z powrotem na miejscu, a jednak nic się nie porusza. I nie jest to tylko cisza. Jest to nieruchomość bez napięcia, bez wysiłki, bez czegokolwiek; jest to jakby rodzaj wieczności w ciele. Jest to stan,. Który jest doskonale naturalny dla mnie. Mogę słyszeć, jak zegar wydzwania”. 64-18-9 – „Lata i miesiące przemijają z oszałamiającą szybkością – i to nie pozostawiając śladu, oto co jest tak interesujące. Tak więc jeśli to zaobserwujesz, zaczynasz rozumieć, jak jest możliwe żyć w sposób prawie nieskończony, ponieważ nie istnieje już dłużej tarcie czasu”. I ponownie w 1970 r.:

107


70-14-10 – „Świadomość ciała powoli ulega zmianie, aż do punktu, w którym całe przeszłe życie wydaje się czymś obcym. Wydaje się to jakby czyjąś jeszcze świadomością, czyimś jeszcze życiem. Wiesz, jest to jakby się nie posiadało przeszłości: jest się całkowicie skupionym na przyszłości, nie ma nic poza tobą. Ciekawe wrażenie. Ciekawe wrażenie, że coś się zaczyna. Nie ma wrażenia, że coś się kończy, nie ma go w ogóle – tylko coś się zaczyna. Z całym tym nieznanym, wszystkim trudnym do przewidzenia… Dziwne. Ciągle mam wrażenie, że rzeczy są nowe, że rzeczy są nowe, że mój związek z nimi jest nowy”. 67-15-1 – „Ani dzień nie przemija bez doświadczenia, że mniej niż odrobina, tylko maleńka doza, najmniejsza kropelka tamtego – może uleczyć cię w minucie; na przykład kiedy nadchodzą fale dezorganizacji, substancja stanowiąca ciało zaczyna odczuwać je, następnie widzieć efekty i potem wszystko zaczyna ulegać dezorganizacji. Jest to ten rodzaj dezorganizacji. Jest to ten rodzaj dezorganizacji, która niszczy spoistość komórek, konieczną do uformowania indywidualnego ciała; wtedy wiesz: czujesz To już będzie koniec. Tak więc wtedy komórki aspirują i istnieje coś w rodzaju… Cóż, jest to wrażenie zagęszczania się fali dezorganizacji i potem coś zatrzymuje się: najpierw czuje się radość, potem światło, potem harmonię – i zakłócenie znika. I natychmiast owo uczucie życia w wieczności, dla wieczności, nadpływa do komórek. Obecnie to zdarza się nie tylko codziennie, ale kilka razy na dzień. Oto z czego składa się teraz praca. Jest to bardzo niewidoczna praca. Widzisz wszystkie proklamacje, rewelacje, proroctwa

– są bardzo wygodne, dają ci poczucie czegoś

„konkretnego”, podczas gdy obecnie jest to bardzo niejasne, niewidoczne (nie będzie to widoczne w swych rezultatach przez długi, długi czas jeszcze), nie rozumiane. I faktycznie, do tego stopnia, w jakim jest to rzeczywiście nowym, jest to nie do zrozumienia”. Wydawało mi się sprawą oczywistą, że doświadczenie miało iść tą drogą; nie było najlżejszej wątpliwości w mym umyśle: było to proste i oczywiste. Nawet myślałem, że następnym logicznym krokiem w tej operacji byłoby zaprzestanie pobierania żywności (Matka przyjmowała jedynie płyny) i wycofanie starego systemu trawiennego, aby go zastąpić bezpośrednią absorpcją energii. Ale faktycznie nie rozumiałem w pełni problemu. Wyobrażałem sobie ciągle jakąś „wspaniałą i cudowną transformację”, wielce oczekiwany, dotykalny znak widoczny dla całej ludzkości, który zmusiłby tę oporną ludzkość do zrozumienia procesu, do zrozumienia, że istnieje droga wyjścia, logiczny i racjonalny sposób wydostania się z dusznego akwarium i stworzenia nowego życia na Ziemi. Nie było to rzeczywiście ciało Matki, o którym myślałem; było to ziemskie ciało. To rządzone bólem, nędzne, małe ciało musiało zrozumieć w końcu swoją własną radość i wolność – i drogę. Nie rozumiałem również w pełni drugiego aspektu problemu, rzeczywiście głównego aspektu – dokładnie tego, który mógł zmienić ludzkość i zmusić Ziemię, wbrew sobie samej, do wkroczenia w przyspieszoną ewolucję, aż do punktu, do momentu nieuniknionego połączenia, kiedy to cały stary chaos zapadłby się w siebie, jak umierająca gwiazda i otwarłyby się nowe drzwi. Tym aspektem była „potęga”. Możemy widzieć owo przyspieszenie wszędzie wokół nas. Ale przyspieszanie jest bardzo bolesne, powoduje tarcie, wszystko trze i zgrzyta. 108


I potęga jest czymś bardzo trudnym do zniesienia. Matka stawała się „trudna do zniesienia” dla wszystkich tych małych, ewolucyjnych przedstawicieli gatunku zebranych wokół niej. Nie otwiera się ciała dla fantastycznej energii, od której jesteśmy tak wygodnie zabezpieczeni, wewnątrz naszych sieci, bez tego, aby ta energia nie promieniowała i nie rozprzestrzeniała się w „zaraźliwy sposób” na całą otaczającą materię. Choć sam ją poznałem, ponieważ doświadczałem jej w moim własnym ciele za każdym razem, kiedy spotykałem Matkę (i nawet z daleka), nie rozumiałem, do jakiego stopnia bycie w jej pobliżu oznaczało bycie dosłownie zanurzanym w łaźni błyskawic, w prądzie potęgi tak gęstej i zwartej, że całe ciało wydawało się na granicy topnienia. Było się pochwyconym od wewnątrz, w każdej komórce, jak gdyby nagle tysiące lat ciemności i bólu zaczynały wzywać pomocy i modlić się o światło, o miłość, o bezmiar, o wolność… i zanurzało się ciałem i duszą w tej łaźni ognia, jak gdyby osiągało się „tamto” przynajmniej swoim ciałem, „tamto”, za którym tęskniło się tak bardzo i aspirowało tak bardzo przez życie po życiu, w bólu i rozpaczy, przez tysiąclecia bezsensownej pustki. I było się tam w końcu… Ale w sposób oczywisty musiało się dokonać tego skoku, musiało się roztapiać, ponieważ gdy się tego nie czyniło, gdy tam istniał najlżejszy spór lub najmniejsza forma „ja” pośród tej powodzi potęgi, rzeczy łamały się, zaczynały trzeć lub się buntować. Było to nie do zniesienia. I wszystkie małe ludzkie próbki wokół niej szemrały chórem. I cała Ziemia wokół niej walczyła i wierzgała. 67-3-7 – „Kiedy ta świetlista potęga nadchodzi, jest ona tak zwarta! Tak zwarta, że daje ona wrażenie bycia o wiele cięższą niż materia; jest to totalnie, totalnie zasłonięte, inaczej… byłoby nie do zniesienia”. 68-13-11 – „Istnieje tylko jedna rzecz: rodzaj akumulacji siły… siły, która mogłaby być potęgą. Czuję, że ona się powoli, powoli akumuluje. I istnieje bardzo wyraźna świadomość wszystkich przeszkód, opozycji, ogólnego nastawienia. Z bardzo jasną percepcją, że… musi się pozostać zasłoniętym. Jest to czas pozostawania zasłoniętym. To wszystko”. 70-16-5 – „Gdyby tam istniała pewność, jeśliby na przykład Sri Aurobindo powiedział mi: jest to tak i tak, wtedy byłoby to bardzo łatwe; ale co jest trudne, to… Widzisz, jestem otoczona przez ludzi, którzy wierzą, że jestem chora i którzy traktują mnie jako pacjenta, a ja wiem, że nie jestem chora. Otacza mnie przekonanie, że w sposób bardzo szybki zmierzam do końca, tak więc to biedne ciało trochę się załamuje. 71-17-7 – „Kiedy rzeczy się uspokajają i mogę powrócić do mej normalnej atmosfery, jest tak, jakby wszystko znikało. Nie czuję dłużej bólu. Ale on przychodzi z powrotem od zewnątrz, jak wściekły atak; ludzie kłócący się, nieprzyjazne okoliczności, wszystko. I wszystko to jest wylewane na mnie, tak więc… Jest to zalew fałszu”. 71-6-3 – „Ona jest stara, ona jest stara… To tworzy atmosferę oporu wobec zmiany. To powoduje prawie konflikt wewnątrz. To niemożliwe, to niemożliwe… nadpływa ze wszystkich stron”. 71-3-3 – „Wiesz, co ja myślę? To wszyscy oni są starzy i ja jestem jedyna, która jest młoda! Tak długo, jak długo czują się oni tym, co nazywają wygodnie, to jest to wszystko, czego oni pragną – mają również swobodę 109


czynienia pewnych głupstw, których nie mogliby czynić w zewnętrznym świecie. Podczas gdy się czuje, że można by przyspieszyć nadejście, gdyby się było… gdyby się było wojownikiem. Ale zasadniczo, oni nie dbają”. 69-5-11 – „Nie mam już dłużej kontroli, każdy z nich objął kontrolę. Straciłam już nawyk mówienia ja chcę”. 66-17-9 – „Czuję, że jestem zawieszona na cienkiej nici w absolutnie zgniłej atmosferze niewiary, pustki, złej woli. Jest to dokładnie to: cienka nić i jest to cud, że… A oni nie rozumieją nawet, że gdyby ta wibracja prawdy miała się narzucić, to byłby to ich koniec! Cudem jest owo nieskończone współczucie, które zapobiega, aby cokolwiek zostało uczynionym. Ono po prostu czeka. Jest ono tam, z całą swą potęgą, z całą siłą i po prostu daje znać o sobie, nie narzucając się, aby ograniczyć szkody do minimum. Jest to cudowne współczucie. I wszyscy ci idioci nazywają to bezsilnością!” 65-16-10 – „Naszą oni maski dobrej woli. Ale ich wewnętrzne wibracje ciągle jeszcze należą do świata fałszu”. 64-22-1 – „Jest to farsa, wiesz! I ciągnie się ona już od 1926 r. Musi tam być – i tu jestem bardzo szczodra, cierpliwa i wyrozumiała – co najmniej jedna trzecia (ludności Ashramu), którzy są tu jedynie dlatego, że czują się wygodnie: pracują tylko jeśli chcą, nie pracują jeśli nie chcą; są zawsze nakarmieni, mają schronienie i ubranie i w zasadzie robią tylko to, co chcą (udają tylko posłuszeństwo, to wszystko). I jeśli odbierze się im pewne wygodny, zaczynają szemrać – joga nie wchodzi tu w ogóle w rachubę, jest ona odległa o miliony mil od ich świadomości; mówią jedynie o tym, ale jest to pusta mowa. Kiedy mówię nie, udają oni, że słyszeli tak, ale… Oto życie… duchowe życie dla ciebie!” 64-30-10 – „Ludzie wokół mnie nie pomagają. Ci najbliżej mnie nie mają wiary”. 61-25-4 – „Nie jestem przywódcą grupy. Och, Panie, nie, za nic w świecie! Jest to okropne. Chcę zamieścić oświadczenie: Nie jestem przywódcą grupowym, nie jestem głową ashramu. Czasami czuję, że jestem w stanie powiedzieć im parę szokujących rzeczy; jakże dobrze rozumiem Sri Aurobindo, który przeszedł na drugą stronę!” 62-13-2 – „To tylko myśli ludzkie, które są prawdziwymi natrętami, och…! Wszyscy ci ludzie, wszyscy ci, co stale myślą: starość i śmierć, i śmierć, i starość, i choroba, och!” Ale nie przeczuwałem prawdziwych rozmiarów, czy prawdziwej głębi tej negacji: 69-10-5 – „Istnieją minuty, kiedy ciało czuje, że wymknęło się prawu śmierci. Ale to nie trwa. Ludzie przybywają tu z wszystkimi swymi myślami i z tego powodu jest trochę trudno. Czy wiesz, że istnieje tam znaczna liczba pragnień, abym wreszcie umarła? Wszędzie jest ich tam trochę, wszędzie! Ciało widzi to, widzi to… Nie jestem zupełnie pewna, że wszystkie te bóle, które ono czuje wszędzie, nie pochodzą od… nie są rezultatem owych wszystkich złych woli”. 68-15-5 – „Walczyłam i walczyłam, ale… jest zbyt wiele kłamstw wokół mnie”. A potem ten okrzyk: 69-23-4 – „To cały system, który powinien zostać rozproszony!” 110


I w 1972 r.: 72-10-3 – „Atmosfera jest zniekształcona. Przychodzimy po to, aby nauczać świat jedności, tak więc przynajmniej ze względów uczciwości powinniśmy dawać przykład! A dajemy przykład wszystkiego, co nie powinno być robione. Widzę, naprawdę to widzę. Jeśli miałabym odejść, nie mam tutaj nikogo, byłaby to nasza destrukcja”. Nie mógł też pozostać Sri Aurobindo. 65-4-12 – „To było jego współczucie, które pozwalało mu akceptować ludzi wokół siebie takimi, jacy oni byli, inaczej cierpiał on okropnie”. I czasami, aż serce się łamie: 68-15-6 – „Patrzę na to ciało i czasami (kiedy jest za wiele niezrozumienia, kiedy ludziom wokół mnie naprawdę brakuje zrozumienia) mówi ono: Och, pozwól mi odejść… w porządku, nie szkodzi, pozwól mi odejść”. Nie jest zmęczone ani sfrustrowane, ale… Ale tak naprawdę jest ono żałosne. Tak więc mówię do niego: Nie, nie, nie!, jak do dziecka. Jest to kwestia cierpliwości, rozumiesz. Co się zdarzy? Nie wiem. W jakimkolwiek razie, ty będziesz wiedział. Będziesz mógł im powiedzieć: Nie jest tak, jak myślicie. Powiedziałabym im to sama, ale oni już nie słuchają. Nie wiem, nie wiem co się stanie. Co się stanie? Czy ty wiesz?” — Pewnego dnia będzie to wspaniałe. — Kiedy się coś robi po raz pierwszy, nikt tego nie może nam wyjaśnić. Kwestia cierpliwości Ale oni nie mieli już cierpliwości. Szemrali nawet w jej pobliżu. Cała Ziemia szemrała. „Nie mam tutaj nikogo”. I to był ashram Sri Aurobindo. I wreszcie, pewnego dnia zamknęli oni przede mną drzwi Matki. Nie miała się już z kim porozumiewać. 69-24-5 – „Jesteś jedynym, do którego mogę mówić. Inni nie rozumieją”. Pozostała tam samotnie ze swymi „opiekunami”. Tego dnia położyli oni pieczęć na przeznaczeniu. * * * Matka jasno przewidziała opór świata. Widziała ona również potrzebę dłuższego okresu nieruchomości „w falowaniu”, bez stałej intruzji złych woli z zewnątrz. 72-26-2 – „Myślę, że ciało jest obecnie zbyt wrażliwe i potrzebuje być zabezpieczone od rzeczy nadchodzących z zewnątrz – jak gdyby musiało ono pracować od wewnątrz, jak z wnętrza jaja”. To było w 1972 r., na rok przez jej odejściem.

111


69-24-12 – „Jeśli do mego pokoju wchodzi ktoś, kto jest niezadowolony z czegoś, co powiedziała lub zrobiłam, czuję nagle, jak gdyby wszystkie nerwy poddawane były torturom. I pochodzi to od osoby, która tam jest, która objawia wszelkie zewnętrzne oznaki oddania etc.; nie ma tam żadnego zewnętrznego powodu, żadnego słowa czy bezpośredniej ekspresji żadnego rodzaju: wszystkie nerwy bywają torturowane”. Pięć lat wcześniej, w 1967 r., pośrodku konwersacji Matka nagle zatrzymała się, kazała mi wziąć papier i ołówek i zaczęła dyktować doskonale obojętnym tonem, jak gdyby dotyczyło to kogoś innego: 67-14-4 – „Z uwagi na wymogi transformacji, jest możliwe, że to ciało może wejść w rodzaj transu, który jest podobny do katalepsji. Przede wszystkim – żadnych doktorów! Również nie należy się spieszyć z ogłaszaniem mojej śmierci i dawać rządowi prawo do interwencji, która mogłaby nadejść z zewnątrz: infekcji, zatrucia etc. i mieć niestrudzoną cierpliwość. Może to trwać dniami, może tygodniami, a może nawet dłużej. Powinniście czekać cierpliwie, aż wyjdę z tego stanu w sposób naturalny, gdy już raz praca nad transformacją zostanie ukończona”. Trans kataleptyczny, tzn. całkowite unieruchomienie z zatrzymaniem akcji serca i z wszelkimi pozorami śmierci – coś, co zna każdy jogin. Na jej polecenie ta notatka została doręczona pięciu osobom, tym z najbliższego jej otoczenia. Wiedzieli więc oni dobrze. Matka widziała cały obrazek. 65-4-12 – „Zgodnie z zewnętrzną nauką, w czasie snu toksyny ulegają spaleniu; podobnie owa nieruchomość rozświeca ciemne wibracje”. Istnieje nawet cała nauka kriogeniczna, która rozwinęła się w ostatnich latach, dotycząca uzdrawiania poprzez ochładzanie tkanek – trans kataleptyczny jest tym samym procesem, tyle że naturalnym. Później, w kwietniu 1973 r., na miesiąc wcześniej zanim uczniowie zamknęli przede mną drzwi Matki (och, byłem tak nieświadomy zazdrości istniejącej wokół, żyłem w pobliżu Matki nie zauważając niczego, żyłem w tej cudownej opowieści o przyszłości i myślałem, że wszyscy wokół rozumieją – było to tak oczywiste!), Matka nagle uczyniła następującą uwagę: 73-7-4 – „Wydaje się, że zbiera się cały opór świata razem… Widzisz, ja mam rozwiązanie dla transformacji ciała, ale to… to nigdy nie było robione wcześniej i jest to tak… niewiarygodne. Nie mogę uwierzyć, że może być tak. A jednak, jest to jedyne dla mnie rozwiązanie. Ciało czuje się jakby chciało iść do snu i obudzić się (iść do snu w pewien specyficzny sposób: pozostanę w pełni świadoma), i obudzić się, gdy już zostanie transformowane. Ale ludzie nie będą mieć nigdy wystarczającej cierpliwości, aby to wytrzymać, aby zatroszczyć się o ciało… Wszyscy będą myśleć, że to już koniec i przestaną się mną opiekować”. Śpiąca Królewna, ale oczywiście! Było to jasne, miało to doskonały sens. Matka była więc bliska wejścia w kataleptyczny stan, trans. Ale dwa miesiące wcześniej, w styczniu 1973, Matka miała wizję, którą opowiedziała mi jednym tchem: Była ona pogrzebana żywcem. Był to już trzeci raz, kiedy miewała tę samą wizję. 73-10-10 i 72-5-4 oraz 69-24-5 – „Och, nie powiedziałam ci jeszcze! Było to wczoraj lub przedwczoraj, nie pamiętam, z nagła przez dwie lub trzy minuty moje ciało było wypełnione horrorem… idea bycia złożoną w grobie 112


w taki sposób była tak okropna! Okropna. Nie mogłam jej wytrzymać przez więcej niż tylko kilka minut. Było to okropne. I nie tylko dlatego, że byłam pogrzebana żywcem: tylko że moje ciało było tego świadome. Została uznana za zmarłą przez wszystkich, ponieważ serce przestało bić – ale było ono świadome. Było to straszne doświadczenie… Miałam wszelkie oznaki śmierci, tzn. serce się zatrzymało, wszystko się zatrzymało – a ja byłam świadoma. Powinni oni zostać ostrzeżeni, aby nie… nie spieszyć się z tym…” Potem po raz drugi: „…Ponieważ może to być… może to być czasowe. Rozumiesz? Może to być przejściowe. Rozumiesz? Rozumiesz, co mam na myśli…? Czuję, że istnieje tam pewien wysiłek, wysiłek w kierunku transformacji ciała, ono to czuje, oto tego pragnie, ale nie wiem, czy będzie ono w stanie wytrzymać to. Rozumiesz? Tak więc może ono sprawiać wrażenie przez jakiś czas, że to już koniec, ale będzie to tylko czasowe. Będzie ono mogło zacząć od nowa. Ponieważ nie będę w stanie wtedy nic powiedzieć, wyrazić tego. Tak więc mówię to tobie… Nie wiem. Nie wiem, co się wydarzy! Jest to tak trudne czasami, że dziwię się, czy ciało będzie mogło to wytrzymać. Ale chciałabym, aby tam był ktoś, kto mógłby zapobiec pomyłce, ponieważ cała praca zostanie zmarnowana. Muszą istnieć ludzie, ludzie z pewnym autorytetem, którzy powiedzą: Nie możecie tego robić, Matka nie chce tego”. Ty… — Ale kto mnie będzie słuchał? Powiedzą, że zwariowałem! Nie pozwolą mi nawet wejść do twego pokoju! Nie wiedziałem, jak prorocze miały stać się moje słowa. 19 maja 1973 r. drzwi zamknęły się za Matką. Była sama. Ja byłem sam. Miała jeszcze 6 miesięcy życia. Wkrótce miała nastąpić konfrontacja z całą tą paczką: istniała przecież cała Agenda Matki, tak niebezpieczna dla „uczniów”, ten sekret o przyszłości, która nie miała nic wspólnego z ich „duchowością”. Byłem oczerniany, śledzony przez całą drogę, aż do Himalajów, straszony sprawami sądowymi, denuncjowany przed rządem Indii i nękany przez policję, i nie wiem, kto nasłał tych ludzi, którzy mieli mnie zabić w kanionach. Oto „duchowe” życie dla ciebie, jak powiedziała Matka. Wydrukowali nawet fałszywą „Agendę”, aby zapobiec publikacji prawdziwej. Stare antropoidy bywają całkiem bezlitosne wobec tych, którzy nie dostosowują się do ich plemienia. Ale nawet wraz z zamknięciem drzwi nie mogłem wierzyć, aby miał to być koniec. Te komórki nie mogły umrzeć. Świat nie mógł wrzucić tak cudownej nadziei w jakąś dziurę! 73-28-3 – „I materialna świadomość powtarza: OM NAMO BHAGAVADEH… Jest to jak gdyby tłem wszystkiego; OM NAMO BHAGAVADEH… wiesz, takie zaplecze, które stanowi materialną podporę: OM NAMO BHAGAVADEH…” Nie, te komórki nie mogły umrzeć. 69-24-5 – „Odejście nie jest rozwiązaniem! Chciałabym… chciałabym, aby nie włożono mnie w pudełko i wrzucono w… podobny sposób. Ponieważ nawet po tym, jak doktorzy ogłoszą je za zmarłe, będzie ono świadomym: komórki są świadome”. Potem, pewnego poranka 1973, 18 listopada, ktoś przybył powiadomić mnie, że Matka „umarła” w poprzednią noc, spoczywała ona w hollu na parterze w Ashramie i wszyscy przechodzili wokół niej. 113


Przybyłem tam w osłupieniu. Leżała pod złotymi neonowymi światłami, których gorąco odbijało się cynkowego sufitu, podczas gdy wentylatory szumiały w ogłuszającym szmerze tłumu. Znieśli ją tutaj na dół, zaledwie w 7 godzin po jej rzekomej „śmierci”, usuwając ją z jej cichego pokoju i z jej atmosfery, i rzucając ją na żer tych tysięcy wibracji lęku, żalu, strachu – fałszu. Trzech doktorów z ashramu ogłosiło ją za zmarłą. Było to medyczne i nieodwołalne. Kilka dni wcześniej, 14 listopada, około północy, spoczywała ona na swym szezlongu – nie była już w stanie leżeć w łóżku, jej plecy były już tak wygięte – i prosiła o spacer”: „chcę chodzić, inaczej będę sparaliżowana”. Pochodziła, podtrzymywana przez jednego z opiekunów… dopóki nie zsiniała. W nocy na 16 listopada znów prosiła o spacer: „Chcę chodzić…” To były jej ostatnie słowa. Chcę chodzić… Ale w tym grobie, gdzie ją złożono, wiem że istnieją komórki powtarzające: OM NAMO BHAGAVATEH… OM NAMO BHAGAVATEH… OM NAMO BHAGAVATEH. I będą one powtarzać swoją inwokację znowu i znowu, dopóki ziemia nie wynurzy się ze swego nierealnego fałszu. Dopóki nie wynurzy się ze swych fałszywych materializmów i fałszywych spirytualizmów, aby wejść w prawdziwą materię i w boskie życie na Ziemi. Ale może jest tam w zapasie kilka niespodzianek dla nas. Już tak wcześnie, bo w 1958 r., powiedziała ona: „Zaczekaj na ostatni akt”.

ROZDZIAŁ 12: APOKALIPSA CZY BAŚŃ?

Co się będzie działo dalej? Wszyscy znamy sytuację świata: ludność Chin osiągnęła już miliardową cyfrę – tysiące milionów ludzi. Co roku Indie produkują 12 milionów więcej dzieci. Jest to postęp geometryczny. Żadne z ludzkich urządzeń nie powstrzyma tej fali. Widziałem całe regiony górskie w Himalajach, odarte do czysta z drzew – w 20-letnim okresie czasu. Powoduje to wstrząs. Attyla był zwykłym żartem w porównaniu z tym. Cały świat jest teraz pełen małych Attyli – bo nie wie się już naprawdę, czy są oni ludźmi, czy czymś jeszcze w przebraniu ludzkiego ciała. Może i to jest prawdziwe pytanie: Ziemia jest pełna istot, które nie są ludzkimi: są one kozłami albo też szczurami czy królikami, ale nie są ludźmi. Mogą oni posiadać nauki, demokrację i religię, ale nie są oni ludźmi. Są oni bardzo złożonymi układami trawiennymi. Żaden inny gatunek nie jest tak fałszywy. Szczur jest szczurem, bez żadnych pretensji. Człowiek zaś nie jest tym, czym jest – udaje on, że jest wieloma rzeczami, paradując z Biblią w ręku i krawatem wokół szyi. Człowiek i fałsz pasują do siebie. 114


Albo raczej – my nie jesteśmy jeszcze ludźmi. Nasz fałsz eksploduje w nasze twarze. Oto dokładnie, co się dzieje. Człowiek jest w procesie stawania się tym, czym jest i to co nie jest, po prostu przestanie być rzeczywistością – tylko jak? Niewątpliwie przestaną oni istnieć. Ale istnieją tam miliony kłamców i fałsz jest tak ściśle przemieszany z prawdą, że nie można naprawdę wyobrazić sobie, jak, na miłość boską, jest to możliwe (podkreślam „boską”, gdyż „ludzka”…) – rozwiązanie tego bałaganu, bez wymazywania dobrego jednocześnie ze złym. Ale jeśli przyjrzymy się bliżej, zdamy sobie sprawę razem z Matką, że owo „dobre nie jest dużo lepsze od złego”: jest to takie samo bagno „czegoś”…, które nie jest tym, czym być powinno, czy to w swym najlepszym czy najgorszym aspekcie. W terminach ewolucyjnych jest to pewna komórkowa kombinacja – ani dobra, ani zła – która przybrała się w intelekt, filozofię, mikroskopy, religie i w pewną liczbę innych składników, które możemy ocenić jak nam się podoba, ale wbrew wszelkim pozorom nasza ich ocena nie ma żadnego określonego znaczenia dla gatunku w większym stopniu, niż ewangelie czy grzechy małych ryb miały jakiekolwiek znaczenie dla powstania ssaków. Tak więc w kwestii „przesortowywania sprawiedliwych” – gdzie właściwie są owi Sprawiedliwi…? W Apokalipsie? 60-23-7 – „Istnieją nawet ludzie, którzy przewidują koniec Ziemi, ale jest to nonsens (mówi Matka w swym prostym języku). Ponieważ Ziemia została zrobiona w pewnym celu, tak więc nie zniknie, zanim pewne rzeczy nie zostaną osiągnięte. Ale mogą zaistnieć… zmiany”. A co mała komórka „myśli” o tym wszystkim? Może to jest prawdziwe i jedynie znaczące pytanie. Komórka może nawet być miejscem, w którym odkryjemy, czym człowiek jest, bez przyrządów i fałszu i co najważniejsze, bez „prawdy”! Czyste życie, takie, jakim ono jest. Jakaż to ulga, kiedy można zrzucić wszystkie nasze „prawdy” razem z wszystkimi naszymi kłamstwami do tego kosmicznego śmietnika! Ale jak? Jak możemy dokonać takiego chirurgicznego cięcia? Jak dosięgnąć tej czystej, wolnej, małej komórki bez rujnowania całej struktury, którą zbudowaliśmy nad nią i bez zgniatania małej komórki w tym procesie? Oto gdzie naprawdę potrzebujemy boskiego magika. Nawet podejrzewam, po Arystofanesie, Molierze i Sri Aurobindo, że ów magik musi jednocześnie być humorystą. Ale bądźmy poważni (przynajmniej na razie). Istnieją również owe potworne bomby, które gromadzimy jak krety w swoich dziurach. 66-21-9 – „Ludzie nie zdają sobie sprawy (powinni wiedzieć, ale nie wiedzą), że rzeczy posiadają swą świadomość i swą własną potęgę manifestacji i że wszystkie te urządzenia destrukcyjne domagają się ich użycia. Jeśli nawet ludzie nie zechcą ich użyć, istnieje od nich mocniejsza siła, która zmusi do ich użycia”. „Rzeczy” posiadają świadomość: czy są one bombami, komórkami czy atomami. Prawdą jest, że cały wszechświat jest świadomością i że materia jest świadomością – dokładnie tym, czym my nie jesteśmy. My pomyłkowo bierzemy inteligencję za świadomość i oto właśnie dlaczego nie widzimy niczego ze wszechświata, jakim on jest; my żyjemy z ideą wszechświata – bardzo eksplozywną ideą. Która z tych dwóch ostatecznie

115


zwycięży – ta idea czy też świadomość wewnątrz materii? Jest to naprawdę wyścig pomiędzy tymi dwoma. I tutaj właśnie jesteśmy, w tym wyścigu. W swoim ciele Matka przeżywała wyścig pomiędzy siłą destrukcji i tą drugą. Ona odeszła, na to wygląda. I odszedł również Sri Aurobindo – z tych samych powodów. Czyżby połączony opór i negacja małych spirytualistów i małych materialistów miał być większy i silniejszy niż ewolucyjny pęd? To, że zamierzamy zmienić kurs, jest poza wszelkimi wątpliwościami. Ci, którzy ciągle widzą w Sri Aurobindo i Matce wielkich „mędrców” lub „świętych”, lub filozofów czy też cokolwiek w tym stylu, są jeszcze ciągle niedorozwiniętymi półgłówkami, spóźnialskimi z ery lodowcowej spirytualizmu. Matka i Sri Aurobindo nie przybyli tutaj, aby prawić kazania lub objawiać”: przybyli po to, aby wykonać. I wykonali oni to, po co przybyli. „Rzecz jest dokonana”. Przybyli, aby otworzyć i uwolnić mały zakątek w materii, w małej porcji ludzkiej komórkowej substancji grupę komórek, jakimi one są, bez ich pokrowców i ewolucyjnej skorupy, i dokonali tego wbrew – czy też z pomocą – wszelkich przeszkód. Ich ciała były laboratorium ewolucji. To, czego oni dokonali, jest operacją ewolucyjną. Czy słyszał kto kiedy, aby ewolucja zawiodła? Jest to jedyna rzecz, która nie zawodzi; jest to najbardziej niezawodna rzecz w świecie – ewangelie mogą upaść, ale nie komórka. Gdy już raz postanowi coś w swoim „umyśle” czy swoim programie, będzie się tego trzymać, aż dopóki następny ewolucyjny „wywrotowiec” się nie pojawi. Matka i Sri Aurobindo są wielkimi wywrotowcami. Wystarczy tylko popatrzeć wokół. Ale my, jak zwykle, nie widzimy więcej nic, za wyjątkiem sloganów i milionów radio-telewizyjnych odbiorników rozsiewających kłamstwa-prawdy lub prawdy-kłamstwa poprzez cały świat i nie można już nigdzie znaleźć sensu w niczym, za wyjątkiem tego, że nasze fundamenty coraz bardziej się trzęsą. 65-20-3 – „Czują oni, że nie ma już dłużej solidnego gruntu pod ich stopami. Nie czują się zbyt wygodnie”. 63-18-9 – „Jest niemożliwe, aby jakakolwiek zmiana zaszła, nawet z pojedynczym elemencie czy pojedynczym punkcie świadomości ziemskiej, która by nie pociągnęła za sobą zmiany w całej Ziemi, jest to nieuniknione. Wszystko jest ściśle powiązane razem. I wibracja w jednym miejscu – z konieczności posiada konsekwencje ogólnoziemskie – nie mówię, że uniwersalne, ale na skalę ziemską”. I Sri Aurobindo: „Kamień leżący bezwładnie na piasku, który zostanie kopnięty w momencie bezmyślności, wywiera swoje efekty na obydwu półkulach ziemskich”.5 Jeżeli nasze radia i telewizje faktycznie posiadają taki efekt i mogą spowodować panikę od Moskwy do Nowego Jorku w 3 minuty, to co my wiemy o dewastującym uderzeniu małego kawałka materii, który nagle

5

Myśli i aforyzmy, XVII 92

116


spowodował nadzwyczajny zamach stanu, zrzucając rządy umysłu? Oto czego nie możemy zmierzyć, ale to ukazuje swoje miary codziennie, tuż przed naszymi oczyma. Mentalne rządy świata trzęsą się i rozpadają w bezładzie. Wszyscy oni dokonują przemówień, wszyscy z nich – ale Ziemia się trzęsie. Materia się trzęsie. Jest to już może czas, aby świat obudził się do rzeczywistości fenomenu, zanim wszystkie małe kapelusze – prezydentów, biskupów, biologów, joginów czy ajatollahów – nie zaczną sfruwać na ziemię przed naszymi zdziwionymi oczyma. Nie jest to „spirytualny” punkt zwrotny dla świata, nie zamierzamy zmienić jedynie naszych sposobów myślenia – my zamierzamy zmienić światy, podobnie jak „płazy” w ich wyschniętych kałużach. I wszystkie nasze teorie komunizmów i marksizmów tak samo rozmijają się z celem, jak nasze teorie kapitalizmów i ewangelii i dotyczy to również wszelkich możliwych „-izmów” – my znajdujemy się w ewolucyjnym punkcie zwrotnym. Polem walki jest ciało czyli komórka. Sposób zmiany świata musi być odnaleziony w ciele, w komórkach. Oto co się właśnie zmienia, nic innego. „Wszystkie ciała! Wszystkie ciała” – powiadała ona. Cała reszta jest tylko gaworzeniem mózgu. Tak więc tutaj jesteśmy na tym dziwnym skrzyżowaniu pomiędzy apokalipsą i biologią. I z nagła problem stał się całkiem jasny. Było to w 1969 r., w czasie doświadczenia, które już cytowałem, ale nie do końca… I to zakończenie jest interesujące. Powracamy więc: 69-31-5 – „Czym jest w końcu ta kreacja…? Separacją i złością, i okrucieństwem – pragnieniem, aby krzywdzić – a później cierpieniem; a następnie chorobą, rozkładem i śmiercią – destrukcją. Wszystko to jest częścią tej samej rzeczy. I tym, czego ja doświadczam, jest całkowita nierzeczywistość tych rzeczy, jak gdybyśmy byli złapani w nierealnym fałszu i wszystko znika, kiedy się z niego wydostajemy – nie istnieje to, nie ma tego! Oto co jest przerażające! Że wszystkie rzeczy, które są tak realne, tak konkretne, tak przerażające dla nas – nie istnieją. Że… jesteśmy po prostu złapani w fałszu. Dlaczego? Jak? Po co…? Nigdy jeszcze, ani raz w swym życiu to ciało nie czuło tak totalnego i głębokiego bólu, jak czuło dziś, och…! A potem, na końcu tego: błogość. I wszystko znikło. Jak gdyby wszystko to, wszystkie te okropne rzeczy w ogóle nie istniały. I wszystkie metody, które można nazwać sztucznymi, włączając Nirwanę – wszystkie te metody ucieczki są bez wartości. Począwszy od głupca, który się zabija, aby położyć koniec życiu – jest to najgłupsze ze wszystkich – aż do Nirwany (która daje wrażenie, że można uciec), wszystko jest bezwartościowe. Są oni na różnych poziomach jedynie, ale bez żadnej wartości. I po tym wszystkim, kiedy się właśnie czuje, że się tkwi na zawsze w piekle, nagle… nagle otwiera się stan świadomości, w którym wszystko jest światłem, wspaniałością, pięknem, szczęściem, dobrocią… Jest to niemożliwe do wyrażenia. Jestem tutaj, nadchodzi to, a potem – znika. Czy to jest to? Czy to jest właśnie klucz…? Nie wiem. Ale zbawienie jest kwestią fizyczną – bynajmniej nie mentalną, lecz fizyczną. W znaczeniu, że nie znajdzie się go w ucieczce: jest ono tutaj. I nie jest ono zasłonięte lub ukryte, lub coś takiego; jest ono tutaj. Co jest w tej całości, co zabrania nam żyć Tamto i dlaczego? Nie wiem. Jest to tutaj, tutaj. I cała reszta, włączając śmierć i to wszystko, po prostu staje się fałszem, w znaczeniu czegoś, co nie istnieje…”

117


I Matka dodaje: „…Ale nie można się z tego wydostać samemu”. 64-28-3 – „Nie jest to czynione dla jednego ciała, jest to dla Ziemi”. I teraz jesteśmy naprawdę w sercu problemu. Nie jest to już dłużej kwestią przesortowywania sprawiedliwych od niesprawiedliwych, ale wydostania się w zupełności i wszystkich razem ze wspólnego akwarium nierzeczywistości, gdzie wszystkie nasze cuda i prawdy, i monstrualności, i fałsze znikają w czymś jeszcze… co zmienia wszystko. Maleńkie nic… które zmienia wszystko, powiedziała ona. Apokalipsa jest w sercu komórki.

* * * Tyle, że nie możemy czekać zbyt długo, w tym jest sedno. Moglibyśmy sądzić, że – pod warunkiem, iż będziemy mieć czas – kilku ewolucyjnych bohaterów mogłoby zrozumieć procedurę, zejść w głąb ciała, przedzierając się przez jego wszystkie warstwy i wyzwolić komórki od ich atawistycznego lub newtonowskiego zaklęcia; i wtedy ten proces rozszerzyłby się, podobnie jak proces mentalny musiał się kiedyś rozszerzyć pomiędzy wielkimi małpami. Ale to się już rozprzestrzenia i to z oszałamiającą prędkością. I „czas” jest czymś, czego akurat nie mamy. Ciemne tłumy powstają do ataku. Ziemia wzywa pomocy. Miliony ludzi powstają, aby przetoczyć się po Ziemi. Ogniste tornado wiruje nad Azją. I czy my naprawdę wierzymy, że te miłe, czyste ściany naszych intelektualnych szklanych domów zabezpieczą nas przed tym bezsensownym, ognistym potokiem? Czy oglądaliście kiedyś rozszalały tłum? Zadziwiająca, podstępna zaraza sączy się przez nasze ściany o rozmiarach mrowiska – ale czym to jest? Zarazą nowego życia czy też natychmiastowej śmierci? Poza swymi bawełnianymi ścianami, Ameryka zachwyca się swą elektroniką i igra z ogniem. Poza swymi bunkrami, Kreml czuje się osaczony. I jest przerażony. Okrutny i bezduszny żółty kot obserwuje grę, przędąc swoją sieć i czekając na swą godzinę, podczas gdy skorumpowane Indie, niegdyś kolebka światła, daje schronienie diabolicznym kreaturom w swoich ashramach i pozostają niewidocznym centrum walki. Gdyż Indie są sercem Ziemi, podupadłym, unurzanym w błocie – ale serce pozostaje to samo. Które z tych dwóch wygra szaleńczy wyścig: nowe życie czy wiecznie stara śmierć? W jasny sposób nie jest to już dłużej kwestią dekad, mamy zaledwie kilka lat… może nawet tylko miesiące. Jest to już u naszych drzwi. I to nowe życie i tamta śmierć wydają się być tak ściśle przemieszanymi nie tylko wewnątrz każdego kontynentu, ale w każdym narodzie, każdej społeczności, każdej rodzinie, w świadomości każdej istoty ludzkiej, że nie można wyobrazić sobie, jakby to było możliwe wykorzenić jedno, nie wykorzeniając drugiego jednocześnie. Wszystkie nagłówki gazet krzyczą i kłamią; prawda jest przemieszana z fałszem w jeden zwodniczy węzeł, fałsz daje przytułek iskierce prawdy, na której on się tuczy i która go zabezpiecza. Nie można dotknąć jednego punktu, nie zakłócając całości. 118


I oto właśnie, gdzie możliwy cud staje się jedyną możliwością: wewnątrz komórki, wewnątrz samego ziemskiego ciała. Cztery z Komentarzy Matki, widziane razem, wydają się stanowić wskazówkę: 66-26-3 – „Zwyczajna świadomość żyje w ciągłym stanie drżenia; jest to przerażające, gdy się to uświadomi! Tak długo, jak długo nie jesteś tego świadomy, jest to doskonale naturalne, ale kiedy zdasz sobie z tego sprawę, dziwisz się, jak ludzie od tego nie wariują; jest to prawdziwa łaska! Jest to coś w rodzaju maleńkiego, mikroskopijnego drżenia. Och, jakież to straszne…!” Dokładny opis „sieci” fizycznego umysłu, po której drugiej stronie leży cud, wszystkie możliwe cuda – dokładniej zaś nie żaden cud, ale koniec naszego naukowego i śmiertelnego fałszu”: nieznany „naturalny” stan. I Matka dodaje coś, co zaczyna otwierać nasze oczy: „…I to samo dotyczy wszystkiego: wydarzeń światowych i naturalnych kataklizmów, trzęsień ziemi i fal przypływów, wybuchów wulkanicznych, powodzi, wojen, rewolucji i ludzi odbierających sobie życie, nie wiedzących nawet dlaczego – wszędzie; są oni wszyscy popychani poprzez coś: poza owym drżeniem istnieje wola nieporządku, która pragnie zapobiec ustabilizowaniu harmonii. Jest to w każdej jednostce, w każdej grupie i Naturze”. Zaczynamy więc widzieć, że owa „sieć” dotyczy nie tylko indywidualnych komórek: pokrywa ona cały świat człowieka. Stałe, mikroskopijne drżenie oplatające cały świat wewnątrz swej sieci. A potem w 1969 r.: 69-10-5 – „Liczba sugestii, które można by nazwać „defetystycznymi” wewnątrz ziemskiej atmosfery, jest po prostu obezwładniająca! Jest zadziwiającą sprawą, że wszystko nie zostało jeszcze zgniecione na śmierć, jest to tak… tak… każdą z osób i stale tworzy zniekształcenia: spodziewając się najgorszego, widząc co najgorsze, obserwując tylko najgorsze… I idzie to w dół, do najdrobniejszych rzeczy, rozumiesz (ciało obserwuje wszystko). Kiedy ludzie reagują harmonijnie, wszystko idzie dobrze: gdziekolwiek zaś pojawi się reakcja, którą teraz nazywam defetystyczną, to jeżeli ktoś podniesie obiekt, upuszcza go. Zdarza się to cały czas, jednakże bez przyczyny – jest to obecność tej defetystycznej świadomości. I widziałam to: wszystkie wole lub wibracje (gdyż w końcu wszystko sprowadza się do jakości wibracji), które powodują prawie wszystko, od małych przykrości do największych katastrof, wszystkie mają tę samą jakość!” I w 1971 r. nagle szeroko otwarły mi się oczy: 71-7-8 – „Mam interesujące wrażenie czegoś w rodzaju sieci – sieci z oczkami… bardzo luźnymi, niezbyt ciasno splecionymi oczkami, która łączy wszystkie wydarzenia; jeśli się ma potęgę nad jedną z owych sieci, całe zasięgi okoliczności mogą ulec zmianie, które pozornie nie są powiązane jedna z drugą. I czuję, że jest to coś, co oplata całą Ziemię. I nie jest to mentalne. Istnieją tam współzależne okoliczności, które są powiązane jedna z drugą, w sposób jak gdyby niewidzialny dla –zewnętrznego oka i bez żadnej mentalnej logiki. Jeśli jest się świadomym – prawdziwie świadomym tego – oto właśnie, jak można zmienić okoliczności”. (Pytanie) Czy czujesz, że posiadasz potęgę nad jedną z tych sieci? 119


— Nie, to nie w ten sposób; to właśnie dzięki temu, że pracowałam nad jedną z tych sieci, że stałam się ich świadoma… Gdyby się miało potęgę zastąpienia jednej z tych sieci przez drugą, można by zmienić wszystko w ten sposób. Jest to nie do wyrażenia. — Nad którą z tych sieci obecnie pracujesz? — Nie mam pojęcia! Są to sieci otaczające całą Ziemię… I tutaj zostałem całkowicie zaskoczony: „…Jest tam jedna, którą mogę widzieć… Cóż, wszystkie drobne okoliczności życia są w niej zawarte! Kiedy patrzę na nią w ten sposób, widzę, że pokrywa ona cały kraj (Indie) i nie tylko kraj, ale całą Ziemię”. Upuszcza się obiekt tutaj i zgaduj, co poruszyło się odpowiednio na Kamczatce czy w Waszyngtonie? Jaka to mikroskopijna wibracja (lub też gigantyczna, nie sprawia to różnicy) na Szpicbergenie lub na Burbon Street powoduje moją podróż, aż do tego miejsca? Wszystko jest wzajemnie powiązane! Jest to przerażające. I nie jest to mentalne. Zatem, czym to jest? Wszystkie komórki i atomy Ziemi wewnątrz tego samego, ciągłego ciała,. Ale jeśli dotkniesz małej komórki tutaj, jeśli zrobisz małą dziurkę w tej szczególnej sieci, w tej mikroskopijnej „osobistej” sieci – ależ, nic nie jest „osobistym”! Nic nie jest indywidualnym. Nie możesz zrobić dziury w jednym punkcie, nie dziurawiąc całej rzeczy! Oto właśnie, czego dokonali Matka i Sri Aurobindo. Rozpętali oni zarazę nie do powstrzymania. Ale wtedy problem przybiera niespodziewane rozmiary, w których mikroskopijna jednostka, na równi z wszystkim innym na planecie: trzęsienie ziemi lub piękny gest wypływający z duszy, który powoduje nagły dopływ świeżego powietrza w ciemnym browarze świata – są jednakowo ważnymi. Wszystko jest równie ważne. Tym, co ma znaczenie, jest jedynie jakość wibracji – ciemne lub jasne, słoneczne i szczęśliwe czy defetystyczne. I ponownie nic to nie ma wspólnego z poezją. Pewnego dnia, w 1967 r. Matka nagle wynurzyła się z długiej koncentracji czy kontemplacji i zaczęła mówić w języku angielskim, jak gdyby przemawiał Sri Aurobindo (zdarzało się to często); mówiła ona swym powolnym, niskim, kryształowym głosem – i nie rozumiałem ani słowa. Ale teraz jest to jasne: 67-25-1 – „Po jakimś czasie będę w stanie powiedzieć… (i po długiej przerwie)… co owa nierzeczywistość pozornej materii dokładnie znaczy… Czuję, naprawdę czuję się na skraju odnalezienia klucza – klucza czy zdolności, czy procedury (nie wiem, jak to wyrazić: wszystkie te słowa są wulgaryzacją), ale czegoś, co mogłoby pomóc spowodować straszliwe zniszczenie w jednej sekundzie… gdyby ktoś to posiadł, nie będąc całkowicie po prawidłowej stronie. Jakie zniszczenie? Nie wiem… coś jakby rozpuszczenie całego świata”. Rozdarcie sieci? Nagłe wylądowanie na prawdziwej stronie Ziemi? Może bardzo… zadziwiające lądowanie. I nie ma to również nic wspólnego z science-fiction.

120


W rok później nastąpił maj 1968.6 Jak tylko Matka usłyszała o tym, zrozumiała natychmiast: „To nie jest strajk: jest to rewolucja…” jakkolwiek przedwczesna ona była, zanurzona w złych nawykach i we wszystkich starych politycznych deformacjach, ciągle było tam coś w niej… co może również być wzorcem do bardziej zrozumiałych wydarzeń światowych… które mają nadejść. Moglibyśmy powiedzieć: „Kolektywna (i chwilowe) rozdarcie w sieci”. 22 maja Matka powiedziała: 68-22-5 – „Istnieje bardzo silne uczucie – bardzo silne, w świadomości, że czas nadszedł. Istnieją rozległe okresy czasu, kiedy rzeczy bywają przygotowywane

– przeszłość zostaje wyczerpana i przyszłość jest

przygotowywana – i są to długie okresy czasu, mdłe, bez koloru, kiedy rzeczy powtarzają się w kółko, znowu i znowu, i wydaje się, że to już tak zawsze będzie trwało. A potem, nagle pomiędzy dwoma takimi okresami ma miejsce zmiana. Podobnie jak w czasie, kiedy człowiek pojawił się na Ziemi. Obecnie jest to coś jeszcze, nowa istota. I Matka patrzyła nagle na tych studentów, na całą młodzież Ziemi: „…Policja reprezentuje obronę przeszłości. Ale jeśli miliony – nie tysiące, ale miliony –miałyby się zebrać razem i okupować (uczelnie) w absolutnie pokojowy sposób (po prostu zebrać się razem i okupować), wtedy to miałoby potęgę. Ale nie powinno tam być zamachów, żadnych gwałtów: jak tylko zacznie się przesadzać z gwałtem, jest to cofnięciem się w przeszłość, otwarciem dla wszystkich konfliktów. Musi to być okupacja przez masy ludzi, ale masy, które są wszechpotężne w swym bezruchu, narzucające wolę swoją poprzez jedynie liczbę. Jest to jasne – nie w szczegółach, ale w ogólnym kierunku ruchu (maj 1968) – jest to w jasny sposób wolą, aby zakończyć z przeszłością i otworzyć bramy przyszłości. Jest to jakby rodzaj duszenia się od stagnacji, prawdę mówiąc. Pragnienie czegoś, co jest przed nami, co wygląda jaśniej i lepiej. Tam jest coś. Nie jest to tylko wyobraźnią. Tam jest coś. To jest całe piękno tego, że tam jest to coś. Jest tam odpowiedź. Jest tam siła, która szuka okazji, aby się wyrazić”. Sieć może zostać rozdarta – jest już do tego gotowa – jeśli będzie tam wystarczająca liczba milionów małych wibracji nadziei gotowych do krzyku – do zakrzyknięcia nie! wobec całego tego nierealnego fałszu. Ale bardzo racjonalnej baśni, która może być najwyższą racjonalnością tego świata.

* * * * * * *

6

Studenckie powstanie we Francji, które nieomal obaliło rząd gen. De Gaulle’a i całkowicie sparaliżowało kraj. Jedna

z wielu studenckich manifestacji w tym czasie: Polska, Brazylia, Zachodnie Niemcy, USA etc.

121


Przerwanie sieci nie jest pustą fantazją, jest to coś, czego wszyscy z nas lub wielu z nas – a specjalnie już dzieci – być może doświadczało, nie wiedząc nawet o tym. Upadają one na kamienie z Fontainebleau nie kalecząc się nawet, bez żadnego zadrapania, jak gdyby się nic nie zdarzyło. I w efekcie – nic się nie zdarzyło. Owe momenty, które zwiemy mianem heroizmu czy somnambulizmu, czy jakiegokolwiek innego „-izmu”, kiedy to nagle wszystko czuje się lekko i ciało tańczy, jakby stopione z otaczającą materią, i spojrzenie jest czyste jak płomień – i przechodzi się przez wszystko: przez ogień, przez grad kul, przez wypadki, przez śmierć. Nic nie może cię dotknąć. Jest się nie do zranienia. Jest się triumfującym i lekkim. Nie myśli się o tym, jest to proste, tak proste, tak oczywiste, tak nieskomplikowane. Płuca wypełnia świeży zapach wiosennego powietrza, wszystko jest łatwe i podatne: potrzebujesz tylko powiedzieć „chcę” i jest to tam, bo żyje się w cudzie. Fałszywa materia jest od-czyniona, jest się jednością z wielkim wiatrem, który unosi światy… wszyscy znamy takie momenty. Wtedy rozluźnia się sieć. Wszystko staje się innym. 64-25-3 – „Oto moje doświadczenie tych ostatnich kilku dni, z wizją i przekonaniem opartym na doświadczeniu: owe dwie wibracje (jedna, drżąca wibracja fałszu, i jasna wibracja prawdy) są w sposób stały permanentnie przemieszane i stale jedna zachodzi na drugą. Być może zachwyt nadchodzi, kiedy ilość przesączona jest wystarczająca, aby być zauważana. Ale mam uczucie, bardzo wyraźne uczucie, że ten fenomen zdarza się cały czas: cały czas wszędzie, w mikroskopijnych dozach, istnieje coś w rodzaju mikroskopijnych infiltracji prawdy w fałsz i w pewnych warunkach, które są do zauważenia – jest to rodzaj świetlistej ekspansji, nie mogę tego opisać – ilość infiltracji jest wystarczająco wielka, aby sprawić wrażenie cudu. (Może właśnie to zdarzyło się w maju 1968). Ale pomijając to, coś się zdarza cały czas, cały czas, nieustannie i poprzez cały świat”. Zastępowanie wibracji. Cud Ziemi zajmujący miejsce fałszu. A co by było, gdyby się to zdarzyło kolektywnie. Co, gdyby tak miliony, tak, właśnie miliony młodych głosów, które są już zmęczone starą Ziemią fałszu, z jej szarymi kolumnami ludzi ustawionych w kolejce do otrzymania stopni w starym sposobie umierania, co gdyby te czyste małe głosy pozwoliły nagle roztopić się swym sercom, wypełniły piersi wiosennym powietrzem i zakrzyknęły: „Nie! Mieliśmy już tego dosyć!” Wszystkie te komórki uwolnione nagle ze swego hipnotycznego stanu. Kiedy? Kiedy? – zapytał głos Ziemi. 55-12-10 – „Myślę, że się to zdarzy, kiedy będzie istnieć wystarczająca liczba świadomych ludzi, którzy w sposób absolutny odczują, że nie ma innej drogi. Wszystko, co dotąd było i ciągle jeszcze jest – musi się wydawać absurdem, którego nie sposób dłużej kontynuować – wtedy będzie to w stanie nastąpić, ale nie wcześniej. Wbrew wszystkiemu, nadejdzie czas, kiedy się to zdarzy, nadejdzie czas, kiedy ten ruch skieruje się ku nowej rzeczywistości. Był taki moment. Był taki moment, kiedy istota mentalna była w stanie się pojawić na tej Ziemi. Będzie taki moment, kiedy ludzka świadomość osiągnie stan, który umożliwi supramentalnej świadomości

122


wejść i zamanifestować się w ludzkiej świadomości. Nie rozciąga się to jak gumowa opaska, wiesz: przychodzi taki moment, kiedy to się zdarza – może to zostać dokonane w mgnieniu oka”. I porzucimy wtedy wszystko: nasze pióra, nasze prawa, nasze nauki, naszą zamkniętą w klatce przyszłość. Świat wypełni się niezmierzonym śmiechem; i znajdziemy się tam! Ale dlaczego już nie teraz? Ci, co i tak już są zmarli, padną trupem. Apokalipsa, rzeczywiście, ale uśmiechnięta. Fatalna dla zmarłych i jasna dla wiecznie-żywych. Baśń wewnątrz komórek Ziemi.

15 luty 1980 r. Land’s End

translatorzy: j. angielski Luc Venet . polski Nina Senn Redakcja: Moana Naja

WYŁĄCZNIE DLA CZYTELNIKÓW ADIAFORY

Nie udostępniam – wypożyczam WAM prywatną lekturę Wsparcie dla strony – uruchom aplet Bitcoinplus i pozostaw włączony w tle (aplet wykorzystuje wyłącznie wolne zasoby!)

123


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.