6 minute read
Wywiad z Przewodniczącym Zarządu Krajowego NZS – Krzysztofem Białasem
Krzysztof Białas, aktualny student polityki społecznej na Uniwersytecie Warszawskim, niebawem absolwent socjologii na Uniwersytecie Rzeszowskim oraz członek Niezależnego Zrzeszenia Studentów od 4 lat. Od sierpnia pełni funkcję przewodniczącego Zarządu Krajowego, ale wcześniej również aktywnie działał w Organizacji.
Anna Stalmach: Jak wyglądała Twoja ścieżka kariery w NZS-ie?
Advertisement
Krzysztof Białas: Na początku byłem koordynatorem regionalnym na Uniwersytecie Rzeszowskim, następnie przez dwa lata pełniłem funkcję przewodniczącego organizacji na tej samej uczelni. Później już pojawił się Zarząd Krajowy, gdzie byłem wiceprzewodniczącym do spraw studenckich i aktualnie – jestem przewodniczącym krajowego NZS-u.
Jakbyś w takim razie określił te lata z NZS-em w trzech słowach?
To - wspaniała - przygoda. Myślę, że to odpowiednie słowa.
Zanim stałeś się przewodniczącym to właśnie, jak mówisz, pewnie po drodze było wiele przygód. Jak się to stało, że jesteś tu, gdzie jesteś?
Podejmując jakąkolwiek działalność studencką, wolontariacką, zawsze jest na początku chęć zrobienia czegoś, działania. Na początku nie miałem tego ściśle sprecyzowanego, ale moją chęcią było stworzenie sekcji debat, co okazało się w końcu projektem krajowym, organizowanym tam, gdzie były NZS-y. Tak się stało, że zorganizowałem wydarzenia na Uniwersytecie Rzeszowskim – wspólnie z kołami naukowymi weszliśmy w cykl debat o migracji, byli zapraszani politycy, posłowie różnych ugrupowań. Czyli na dobrą sprawę, rozpoczęło się od mojego zainteresowania podjęciem szerszych debat, następnie została mi powierzona funkcja przewodniczącego i ta ścieżka się toczyła tak, jak wspomniałem. Jak to się zaczęło, to już wiedziałem, o co chodzi w NZS-ie.
Jakie umiejętności powinna mieć osoba, która wchodzi do NZS-u?
Każda osoba, każdy student, człowiek, posiada unikatowe umiejętności i NZS nie patrzy przez ich pryzmat, wybierając członków. W NZS-ie panuje duża różnorodność ze względu na szerokie kompetencje, studiowane kierunki, wiedzę i na dobrą sprawę to NZS sprawia, że szlifujemy te dobre cechy oraz nabywamy te, których nie mamy – ucząc się od siebie wzajemnie. Można uczyć się PR-u, zarządzania zasobami ludzkimi, organizowania eventów, sporządzania budżetu – nie ma tutaj granic rozwoju ani też kryterium, jakie by kogokolwiek wykluczały. NZS nazwałbym kuźnią talentów i może tu dołączyć każdy, kto chce zrobić coś dobrego.
Mógłbyś określić, jakie umiejętności Ty szczególnie rozwinąłeś przez te cztery lata w NZS-ie?
Przede wszystkim były to umiejętności miękkie – teorii uczymy się na studiach, a NZS uczy nas, najprościej mówiąc – życia. Na pewno było to zarządzanie sobą w czasie, umiejętność współpracy, komunikacji, co nie jest tak łatwe, jak się wydaje. Dużo się mówi, że są to istotne umiejętności, ale nie zawsze jest miejsce, by je szlifować, a NZS jest jednym z takich miejsc. Robiąc coś, angażując się, napotykamy problemy i to jest niezwykle cenne. Może na pierwszy rzut oka przeklinamy te kłody pod nogami, ale potem okazuje się, że to one nas wiele nauczyły. W NZS-ie ważna jest też pod tym kątem współpraca w grupie, która potem jest wysoko ceniona w wielu miejscach pracy. U mnie właśnie te umiejętności miękkie rozwinęły się najbardziej.
Pewnie przydają ci się one na stanowisku przewodniczącego, które jest obarczone dużą odpowiedzialnością i, co za tym idzie, wieloma wyzwaniami. Co uważasz za największe z nich?
Jednoznacznie na to pytanie nie da się odpowiedzieć, jednak wydaje mi się, że podejmowanie decyzji. Ono bywa zawsze trudne, w każdej dziedzinie życia, ale kiedy przychodzi decydować o podjęciu działań, które mają rozwiązać konkretny problem, to trudno jest się do tego przygotować – możemy jedynie opierać się na dotychczas zdobytych umiejętnościach, doświadczeniach i wiedzy. Na tym stanowisku kluczowa jest rola lidera – bycie osobą odważną, odpowiedzialną. To bywa bardzo trudne, ponieważ z jednej strony ten zestaw cech pomaga podejmować decyzje, a z drugiej może wiązać się z większym stresem.
Czy zaczynając przygodę z NZS-em czułeś od początku chęć podążania w tym kierunku? Chciałeś od razu być liderem w grupie i aspirowałeś na stanowisko przewodniczącego na skalę krajową czy raczej zaskoczyła cię ta droga?
Nie myślałem o tym, że tak to się potoczy. Nawet, jak zostałem przewodniczącym organizacji uczelnianej na URz, będąc na swoim pierwszym zjeździe komisji krajowej, taka myśl była dla mnie abstrakcyjna. Wydaje mi się, że budowanie swojej przyszłości w oparciu o karierę uczelnianą czasem bywa zgubne i przede wszystkim powinno się mieć na celu chęć działania i rozwoju środowiska wokół siebie. To właśnie ludzie wybierają swoich przewodniczących i to oni muszą czuć, że idziecie w tym samym kierunku, że jesteś dla nich drogowskazem, wyznaczasz nowe ścieżki rozwoju, dobrej komunikacji. Sam nie myślałem o stanowisku przewodniczącego, ale myślę, że objęcie go przeze mnie jest wynikiem konsekwencji w działaniach.
Przyszło ci pełnić tę funkcję w dość nietypowym roku – z jednej strony mamy okazję do świętowania, ponieważ NZS obchodzi swoje 40-lecie, co wiąże się z dodatkowymi obowiązkami, a z drugiej pojawił się trudny okres pandemii, gdzie możliwości są w pewnym stopniu ograniczone. Jakich trudności lub dodatkowych obowiązków dopatrzyłeś się w swojej pracy w związku z tymi dwoma sytuacjami?
Zaczynając od 40-lecia – nigdy nie postrzegałem tego jako trudność, wręcz jest to niebywały zaszczyt i przyjemność, że za mojej kadencji będę mógł przyczynić się do organizacji jubileuszu NZS-u. Zostałem wybrany, kiedy już ten rok świętowania trwa,
więc odczuwam większą odpowiedzialność, by kontynuować działania i dokończyć godnie i z sukcesem dzieło, które rozpoczęli poprzednicy. Oczywiście pandemia te plany krzyżuje bardzo mocno, zobaczymy, co wyniknie z tego na wiosnę, ponieważ wtedy też mam plany związane z 40-leciem. To, że pandemia przewróciła do góry nogami życie nas wszystkich, również organizacji – choćby w kontekście realizowania projektów – wymagało przejścia na zdalną formę pracy. Jest to duże wyzwanie dla NZS-u, pewnie też niedogodność dla odbiorców, czyli studentów, do których większość eventów jest skierowana. Myślę, że trzeba sobie zadać pytanie – po co się to robi, a następnie dobrać odpowiednie narzędzia. Te trudne czasy pozwalają nam stawić czoła nowym sytuacjom, wyzwaniom i im podołać najlepiej, jak potrafimy.
Też uważam, że trudności najlepiej definiować równorzędnie z wyzwaniem, bo im mamy więcej wyzwań, tym więcej się uczymy. Który projekt w twojej karierze wspominasz najlepiej?
Myślę, że każdy projekt, który organizujemy ma w sobie coś bardzo unikatowego. Ja byłem koordynatorem projektu, który nazywał się „Nic o nas bez nas”, niestety już nie funkcjonuje, ale był on przełomem w moim rozwoju i mam do niego szczególny sentyment. Ze względu na ludzi, z którymi współpracowałem. Wydaje mi się, że każdy projekt jest niesamowity – Wampiriada, Drogowskazy Kariery, Studencki Nobel i wiele innych, to są naprawdę projekty, z którymi też utożsamiam się osobiście, ponieważ wykazują aspiracje studentów z przeróżnych działek. Czasem trudno jest uwierzyć, jak studenci potrafią być kreatywni.
Nawet ten sam projekt przygotowywany co roku, potrafi być za każdym razem kompletnie inny – właśnie dzięki ludziom. Jakimi słowami byś zachęcił studentów, którzy nie mieli okazji dołączyć do NZS-u, by spróbowali tej przygody? Co byś powiedział NZS-iakom, żeby mieli ochotę dalej się rozwijać i być aktywnymi w tym, co robią?
Odwieczne pytanie – dlaczego warto się angażować? Z mojego doświadczenia, warto zawsze sobie zadać pytanie – po co coś robię? Jeżeli masz odpowiedź, odnajdujesz cel, to Niezależne Zrzeszenie Studentów jest takim miejscem, w którym możesz rozwijać te umiejętności i realizować się w takich dziedzinach, w jakich masz zamiar się rozwinąć. Ja podkreślam zawsze to, że teoria jest ważna na studiach, po to studiujemy – żeby nabyć też wiedzę teoretyczną, ale niejednokrotnie brakuje nam tej życiowej praktyki i jeżeli ktoś zmaga się z różnymi lękami – też tymi społecznymi, ma problem z wyjściem do ludzi, to w NZS-ie rodzi się pełno osób otwartych i życzliwych. Czasem łatwiej jest przełamać te bariery mentalne i rozwinąć wszystkie umiejętności, które nas interesują, wśród takich ludzi NZS naprawdę oferuje wachlarz tych możliwości i z tego powodu zawsze polecam i nadal będę to robił, żeby dołączyć do Niezależnego Zrzeszenia Studentów – z tych bardzo prostych względów. Dla niektórych kolejnym, może błahym, ale wydaje mi się istotnym elementem tej układanki, są przyjaźnie – to jest miejsce, gdzie można poznać naprawdę fajnych ludzi i nawiązać długotrwałe relacje.