3 minute read
Tłumacz czy autor przekładu?
Z tłumaczami książek jest tak, jak z lektorami filmowymi – najlepsi są niezauważalni dla odbiorcy. Pamiętamy autorów takich klasyków jak „Jądro ciemności”, „Proces” czy „Rok 1984”. Ale kto z nas jest w stanie podać autora przekładu? 30 września obchodziliśmy Światowy Dzień Tłumacza. Z tej okazji warto przyjrzeć się temu niedocenionemu zawodowi.
Kiedy cofniemy się daleko wstecz, zrozumiemy, dlaczego święto tłumaczy obchodzimy właśnie ostatniego dnia września. Tego dnia, niemal tysiąc lat temu, powstała Wulgata – pierwsze tłumaczenie Biblii na język łaciński. Święty Hieronim jako pierwszy podjął się tego przedsięwzięcia, co zajęło mu blisko 15 lat. Już wtedy ocena jego pracy podzieliła uczonych. Część zarzucała mu nawet herezję. Obawiano się, że przetłumaczone Pismo Święte poróżni wierzących ze wszystkich regionów świata. Dopiero po ok. 200 latach tłumaczenie zdobyło powszechny szacunek. Święty Hieronim jest przykładem autora, któremu zależało przede wszystkim na sensie tekstu i wykazaniu intencji apostołów. Poczynił zmiany w spisanych historiach, a nawet usunął niektóre fragmenty. Dzięki ingerencji w pierwotny tekst stworzył dzieło uniwersalne, które cieszy się uznaniem do dziś. Już tysiąc lat temu święty musiał wykazać się wszechstronnością i niesamowitą wiedzą. Tłumacz, oprócz technicznych i językowych umiejętności, musi orientować się także w kulturze. Wiele zwrotów przetłumaczonych dosłownie nie miałoby takiego samego wydźwięku, jak w oryginale. Nie pracuje on nad słowami, a nad historią. Modyfikuje ją i przekształca tak, abyśmy odczuli emocje, które przekazuje nam autor dzieła. Wiedzą o tym bardzo dobrze tłumacze poezji, której dosłownie przetłumaczyć się nie da. Bardzo często autorzy przekładu sami tworzą własne teksty. Są to ludzie niezwykle wykształceni, którzy w niezauważalny sposób potrafią zaangażować nas w dane dzieło. Niepozorną – ale jakże wymagającą – dziedziną są dla tłumaczy książki dla dzieci. To tam najłatwiej dostrzec słabe tłumaczenie. Dla dziecka świat musi być wiarygodny, ciekawy i przede wszystkim zrozumiały. Dobry tłumacz pozwoli dziecku rozwijać wyobraźnię, prowadząc je za rękę. Andrzej Polkowski, tłumacz wszystkich części przygód Harrego Pottera, bardzo dobrze o tym wiedział. Nie tylko pozwolił polskim dzieciom zapoznać się z dziełem J.K. Rolling, ale także pokazał im magiczny świat. Przełożył na nasz ojczysty język wiele nazw własnych, które urzeczywistniły przygody chłopca. Polkowski, jako doświadczony psycholog i autor tłumaczeń, wiedział jakie słowa warto zostawić. „Prefekt” w dosłownym tłumaczeniu i kontekście znaczy
Advertisement
„starosta domu”. Jednak nie brzmi dobrze, prawda? Andrzej Polkowski uznał, że oryginalnie użyte słowo lepiej oddaje określenie opiekuna domu w Hogwarcie. Zrobił to tak naturalnie, że zapewne żaden czytelnik nie miał wątpliwości co do funkcji i ważności Prefekta w cyklu o Harrym Potterze. Tłumacze nadają swojej pracy także własny charakter. Jest to zauważalne przede wszystkim w przekładach różnych autorów tego samego tekstu. Dla przykładu posłużę się fragmentem początku „Diaboliady” Michaiła Bułhakowa:
Przekład Edmunda Jezierskiego:
„Zagrzawszy miejsce w Spimacie, delikatny, cichy blondyn Korotkow w zupełności wypędził z swej duszy myśl, że istnieją na świecie tak zwane przewrotności losu, i zaszczepił sobie w zamian przekonanie, że on Korotkow – urzędować będzie w bazie do końca życia na kuli ziemskiej”.
Przekład Ireny Lewandowskiej i Witolda Dąbrowskiego:
„Zasiedziawszy się w Matzapie, subtelny, cichy blondyn Korotkow zupełnie wyrugował ze swojej duszy myśl, że istnieją na świecie tak zwane przeciwności losu, a w zamian nabrał pewności, że on – Korotkow – będzie pracować w bazie, dopóki życie na kuli ziemskiej nie dobiegnie kresu”. W obu tłumaczeniach mamy tę samą treść, ale styl jest znacząco różny. Przekład Jezierskiego jest prostszy w konstrukcji. Nie uważam tego za minus. Co więcej, wydaje mi się, że jest bliższy sposobie pisania samego Bułhakowa. Z kolei duet tłumaczy nadał tekstowi charakter poważniejszy. Forma klimatycznie wprowadza nas w opowieść, która dopiero się zaczyna. Buduje pewną tajemnicę i oddaje charakter zeszłych czasów. W dzisiejszym odczuciu, to ich wersja bardziej pasuje do dzieła napisanego w 1923 roku. Interesujące jest to, iż to właśnie tłumaczenie Edmunda Jezierskiego jest starsze – dokładniej z 1929 roku! Lewandowska wraz z Dąbrowskim swój przekład opublikowali w 1981. Tak duży upływ czasu mógł zmienić wizję na sposób tłumaczenia Bułhakowa. To właśnie ich przekład większość z nas utożsami ze stylem opowiadania, które ma niemal 100 lat. Jednak to, który przekład jest lepszy, zostawiam do Waszej oceny. Idąc do księgarni nie zastanawiamy się, kto umożliwia nam przeczytanie wyczekiwanej przez nas publikacji. W Polsce nie mamy większego problemu ze znalezieniem lektury w sklepie. Są niestety języki, w których nie ma możliwości przeczytania danej książki. Najlepszym przykładem jest wcześniej wspomniany przeze mnie cykl powieści o Harrym Potterze. W języku białoruskim "Harry Potter i Kamień Filozoficzny" pojawił się dopiero w 2019 roku. Doceniajmy to, że mamy możliwość czytania naszych ulubionych książek w języku polskim. Autor przekładu wkłada niesamowicie dużo pracy, aby (paradoksalnie) nie zostać zauważonym. To nie tylko tłumaczenie kolejnych wyrazów – to tworzenie historii dla nowych czytelników.