THOMASVOGEL / GETTY IMAGES
Wydarzenia, które odmieniły Twoje życie
Tim Berners-Lee Gordon Brown Laurene Powell Jobs Timothy Snyder Michelle Bachelet Venus Williams Dariusz Jemielniak Anna Gromada Daniel Libeskind Ray Kurzweil
33866767
1
REKLAMA
3
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
JAKI BĘDZIE 2019 ROK? BARTOSZ T. WIELIŃSKI* AGATA JAKUBOWSKA / AGENCJA GAZETA
STACY LANGAVIA/THE NEW YORK TIMES
SERGE SCHMEMANN*
J
edna z zasad dynamiki Newtona mówi, że każdej akcji towarzyszy reakcja o tej samej wartości, ale o przeciwnym zwrocie. Jeśli prawa fizyki odnoszą się również do życia, to w 2019 r. populistyczni demagodzy mogą spotkać się z reakcją w postaci współpracy, tolerancji, uczciwości i zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Ostatecznie to przyzwoitość jest podstawą dobrych rządów i sprawiedliwego społeczeństwa, a w 2018 r. nasiliła się reakcja na cynizm, kłamstwa i hipokryzję przywódców, którzy systematycznie podsycają lęki, uprzedzenia i nienawiść w celu zdobycia i podtrzymania swojej władzy. Oburzenie na rozdzielanie rodzin uchodźców; ruch #MeToo będący rozrachunkiem z molestowaniem seksualnym; coraz większa presja na technologicznych gigantów, by chronili powierzone im dane osobowe i oczyszczali swoje media społecznościowe z propagandy, nienawiści i fake newsów; wybory uzupełniające w Stanach Zjednoczonych – wszystkie te wydarzenia i tendencje dają promyk nadziei, że przyzwoita większość – a jest to jednak większość – próbuje wyciągnąć świat z bagna rezygnacji, w którym wydawał się tonąć. Zbiór esejów w cyklu „Turning Points” dotyczy wielu aspektów przyszłości: Maggie Shen King pisze o ponurej wizji świata, w którym 87 mln danych z Facebooka można kupić na aukcji; Balkrishna Doshi porównuje zrównoważone miasta do lasów; Venus Williams pisze o pracy nad pewnością siebie; Hyeonseo Lee opisuje cierpienie mające swe źródło w podziale Korei… Pozostali publicyści opisują inne ścieżki, którymi podążamy, popełniając błędy i je naprawiając. Przekonanie, że w końcu obierzemy właściwy kierunek, może być pobożnym życzeniem. Ale kiedy przyglądamy się temu, co być może będzie miało kluczowy wpływ na nachodzące lata, a co nazywamy punktami zwrotnymi, musimy mieć nadzieję, że zło i porażki, których doświadczamy, spotkają się z równą i odwrotną reakcją, a ludzie zwrócą się w dobrą stronę. Jak wyjaśnia Gerry Adams w swoim artykule, kiedy rządy będą kierować się przyzwoitością i dobrem obywateli, demokracja z pewnością zwycięży. +
*SERGE SCHMEMANN jest redaktorem „The New York Times” © 2018 The New York Times and Serge Schmemann TŁUM. MACIEJ ORŁOWSKI
R
ok 2018 upłynął pod znakiem botów – programów pozwalających sprytnie sterować tysiącami fałszywych kont w mediach społecznościowych, tak by każde z nich udawało prawdziwego człowieka. Boty pojawiały się zawsze tam, gdzie w Europie się gotowało, by jeszcze bardziej podnosić temperaturę. Gdy w Chemnitz Niemiec zginął z ręki irakijskiego uchodźcy, boty pomagały skrajnej prawicy nawoływać do samosądów i antyimigranckich zamieszek. Efekt? Policja nie radziła sobie z tłumem, w mieście doszło do polowania na ludzi o innym kolorze skóry. We Francji, gdy „żółte kamizelki” zaczęły blokować autostrady w proteście przeciwko podwyżkom akcyzy na paliwo, boty wzywały do marszu na Bastylię. Efekt? Cotygodniowa bijatyka z policją na Polach Elizejskich, płonące barykady, dziesiątki rozbitych witryn sklepowych i spalonych samochodów. Boty utwierdzały zwolenników brexitu w przekonaniu, że rozwód z UE wyjdzie Wielkiej Brytanii na dobre, Katalończyków przekonywały do zerwania z Hiszpanią, Włochów – do wyjścia ze strefy euro. Polaków i Węgrów straszyły muzułmańską inwazją, ukraińskimi faszystami i Zachodem, który zastąpi tradycyjne rodziny homomałżeństwami. Wszechobecność botów to dowód, że w Europie ciągle trwa rosyjska operacja specjalna. Kreml, podsycając w ten sposób strach i nienawiść, próbuje osłabić Zachód od środka. W sumie nic nowego. W latach 70. i 80. KGB w podobnym celu wspierało pacyfistów i lewaków. Tyle że taka diagnoza to za mało. Trzeba się bronić przed rosyjską dezinformacją – dlaczego zajmująca się tym komórka Unii Europejskiej liczy jedynie kilkanaście osób? – ale nie można traktować jej jako wygodnej wymówki. Za stan europejskiego społeczeństwa odpowiadają europejscy politycy, a nie Kreml. Spora część Europejczyków przypomina dziś XIX-wiecznych robotników, którzy w desperacji wkładali drewniane saboty w tryby coraz bardziej wymyślnych maszyn, by je uszkodzić, pozbyć się mechanicznej konkurencji, by ich świat wreszcie przestał się zmieniać. Dziś ludzie też nie nadążają za zmianami. Globalizacja przeorała europejski przemysł, starzenie się społeczeństw wymusiło przycinanie świadczeń socjalnych, z których Europa kiedyś słynęła. Internet, tanie linie lotnicze i strefa Schengen zmniejszyły świat i zatarły jego granice. Media społecznościowe wywróciły do góry nogami komunikację i sposób zdobywania informacji o świecie. Z ulic miast zaczynają znikać samochody napędzane silnikami spalinowymi, wkrótce zniknie też wiele zawodów, bo pracowników zastąpią roboty. Ludzie wychowani w XX w. boją się przyszłości, w społeczeństwach rośnie frustracja i gniew. Tym bardziej że są politycy, którzy obiecują, że można wrócić do przeszłości, odizolować się od świata, odzyskać dawną wielkość. Ludzka frustracja i złość to niestabilna mieszanka, która grozi wybuchem. Unia Europejska musi się nauczyć koić lęki, łagodzić zmiany, aprzede wszystkim musi pomagać tym, którzy na nich tracą. To priorytet na najbliższe lata. + *BARTOSZ T. WIELIŃSKI jest szefem działu zagranicznego „Gazety Wyborczej”
1
Magazyn „Turning Points” przygotowali: redaktor prowadzący: Mariusz Kania, redakcja: Wojciech Maziarski, grafik: Jacek Konarowski, korekta: zespół
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
PUNKT ZWROTNY
ODZYSKAĆ rzeczywistość
W ramach walki z botami oraz trollami Facebook i Twitter usuwają bądź zawieszają miliony kont, stron oraz grup użytkowników
Kiedy sztuczna inteligencja staje się sztuczną głupotą, przegranymi mogą się okazać rzeczywistość i prawda HITO STEYERL
TREVOR PAGLEN
4
HITO STEYERL jest artystką, reżyserką, pisarką. W swojej pracy przygląda się mediom, technologii i dystrybucji obrazów. Jej twórczość była prezentowana przez światowe instytucje kultury, m.in. na Biennale w Wenecji, w Museum of Contemporary Art w Los Angeles oraz w Museum of Modern Art w Nowym Jorku
SHONAGH RAE/THE NEW YORK TIMES
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
20
20 czerwca 2017 r. czołówka wieczornego serwisu informacyjnego na kanale BBC uległa awarii. Przez cztery minuty zamiast normalnej animacji zapowiadającej gorące wiadomości widzowie oglądali serię nieruchomych zdjęć poprzeplatanych ujęciami prezentera, który przez cały czas ze stoickim spokojem siedział w milczeniu. Poszczególne elementy dobrze znanej sekwencji były tym razem poprzestawiane, pomieszane i zupełnie pozbawione sensu. Zdarzenie było skutkiem usterki technicznej, awarii systemu. Ale można je też traktować jako symbol automatyzacji, której popuszczono wszelkie wodze; jako symbol tego, jak po dekadach gorących wiadomości wkońcu doczekaliśmy się wiadomości przegrzanych. Nauka płynąca z tej lekcji wciąż wybrzmiewa: wepoce sztucznej głupoty technologiczny przesyt okazał się siłą niszczycielską. Ajego pierwszą ofiarą stała się sama rzeczywistość. Daleko nam dziś do wczesnego etapu cyfrowej ekspansji, kiedy komunikacja internetowa dawała przede wszystkim nadzieję na zwiększenie światowej wymiany i wzajemnego zrozumienia. Czasy, kiedy słowo „cyfrowy” kojarzyło się wpierwszej kolejności ze słowem „globalny”, definitywnie są za nami. Obecne elity wielu państw Zachodu nie chcą już prowadzić polityki kosmopolitycznej nastawionej na globalizm – wolą izolacjonizm i pielęgnowanie własnej tożsamości. Przedtem technologia pomagała łączyć ipośredniczyć. Świat wirtualny był niczym disnejowska wizja idealnej wielokulturowości, odgórnie promującej tolerancję w najczystszej postaci. Dzisiaj technologia dzieli i rozbija. Narzuca tożsamość i szufladkuje. Mária Schmidt, historyczka z bliskiego otoczenia nieliberalnego przywódcy Węgier Viktora Orbána, uważa, że automatyzacja isztuczna inteligencja pozwolą zmniejszyć zapotrzebowanie na pracę, atym samym na imigrację. Wychodzi więc na to, że automatyzacja nie tylko szkodzi lokalnej sile roboczej, ale też promuje społeczeństwo zamknięte ihomogeniczne. Aoprócz tego psuje debatę publiczną za sprawą botów ibotnetów, które udają żywych ludzi i dezinformują oraz produkują przegrzane wiadomości. Sztuczna głupota stanowi swoistą antytezę – a może bardziej: ubogiego krewnego – sztucznej inteligencji. Tak jak socjalizm wpraktyce miał niewiele wspólnego ze wzniosłymi zapowiedziami ojców rewolucji, tak sztuczna głupota jest żałosną i daremną wersją wynalazku, który miał ambicję wnieść nasze życie na wyższy poziom. Wszelkie pomniejsze aplikacje służące do komunikacji to właśnie takie sztuczne głupotki. Mogą się one wydać czymś nieistotnym, ale ich wpływ na świat realny jest zatrważający: niszczenie debaty publicznej i postępująca polaryzacja społeczeństw; ustalanie stawek płacowych igodzin pracy przez algorytmy; zastępowanie pracy urzędniczej, doradczej oraz prawniczej przez wirtualnych asystentów i czatboty. Nawet proste czynności, takie jak kupno biletu na pociąg, samolot czy koncert, w dobie nieprzejrzystych strategii cenowych stały się zajęciem żmudnym i irytującym. Zamiast wspólnej rzeczywistości i zestawu zasad, które obowiązywałyby nas wszystkich, jest frustracja, dysfunkcja oraz utrata cennego czasu i energii. A przecież automatyzacja nie jest jedynym, co osłabia nasze nowoczesne społeczeństwo. Tych kilka podmiotów, które w praktyce dzielą między siebie dzisiejszy rynek komunikacji cyfrowej, działa w oderwaniu od jakiegokolwiek systemu kontroli i równowagi, nie mówiąc już o zwykłej wolnorynkowej konkurencji. Ich algorytmy stanowią własność prywatną i pozostają niejawne. Konsumenci nie mają zbyt dużego wyboru, o ile w ogóle jakiś mają. W rezultacie otrzymujemy niekończący się cykl przegrzanych wiadomości i ćwierćprawd
5
mielonych i powielanych do obrzydzenia, ponieważ w epoce sztucznej głupoty prawdę wycenia się niżej niż klikalność i zasięg. Standardy rodem zreality show dobrze się odnajdują w cyfrowych czasach. Nawet nie chodzi oto, że rzeczywistość nie istnieje – rzecz wtym, że każdy fakt żyje tu własnym życiem, walcząc o pozycję ze wszystkimi innymi, podczas gdy media społecznościowe mnożą kolejne jego wersje. Jeśli nie podoba ci się rzeczywistość, którą akurat serwujemy, zawsze możesz się przełączyć na inną, lepiej dopasowaną do twoich osobistych potrzeb. Oto nasz realnie istniejący cyfrowy świat: co godzinę nowa fala zapiekłej, toksycznej agitacji lejąca się z tych samych, zmurszałych mainstreamowych kanałów – niechętnych innowacji i eksperymentowaniu, zatapianych w niedającym się wytrzymać potoku reklam, które pochłaniają naszą uwagę i nasze dusze. Niepopularna prawda nie ma szans przetrwać w sieci, ponieważ w cyfrowym świecie chwytliwość ma pierwszeństwo przed zgodnością z faktami. A dla przepełnionych sztuczną głupotą automatów i algorytmów rzeczywistość jest tożsama z ordynarną liczbą wystąpień, i to na jej podstawie podlega rankingom, ratingom i eliminacji. Prawda nie znajduje swojego miejsca w tej układance. Bo prawda to rzecz o nieuporządkowanych i pokręconych szczegółach. Wymaga szczególnego skupienia, a i tak zawsze trochę brakuje jej spójności. Zwykle jest zbyt skomplikowana, żeby się dobrze przy niej bawić, a to nie każdemu się będzie podobać. Może więc wcale nie uczynić spraw prostszymi i bardziej praktycznymi – przeważnie zresztą dzieje się na odwrót. Jeżeli temat nie sprzedaje się tak dobrze jak np. czyste środowisko albo przyjazne osiedle, platformy cyfrowej komunikacji nie będą zainteresowane podtrzymywaniem go przy życiu. Pozwolą raczej mnożyć się wiadomościom przegrzanym. Efekt jest taki, że fałszywe doniesienia, internetowe plotki i teorie spiskowe przenoszą się z marginesu do głównego nurtu oraz kreują nową rzeczywistość. Kiedy to piszę, ulicami wschodnioniemieckiego miasta Chemnitz maszeruje tłum, który wykrzykuje antyimigranckie hasła i atakuje niebiałe osoby. Nie, nie wymachuje widłami – wystarczą mu telefony. Bo w Niemczech facebookowa aktywność jest silnie powiązania z agresją spod znaku białej supremacji. Rasistowskie spędy da się za pomocą mediów społecznościowych zorganizować w ciągu paru godzin. Wbudowane algorytmy działają w taki sposób, że pogłębiają społeczne podziały i sprzyjają ekstremistom. Cyfrowa technologia zwiększa popularność ruchów autorytarnych, a cyfrowy tubylec łatwo się przeradza w cyfrowego ksenofoba. Fakty natomiast są przeważnie mało widowiskowe. Nie polepszymy ich sytuacji, a możemy wręcz ją pogorszyć, kiedy je polubimy lub się nimi podzielimy. Ich los zależy zatem nie od konsumenta, tylko od tego, czy będą w stanie ich bronić silne instytucje: sądownictwo, świat nauki, niezależna prasa. Nieprzypadkowo w wielu krajach podważana jest wiarygodność wszystkich wymienionych grup: wChemnitz demonstranci miotają oskarżenia w kierunku „zakłamanej prasy”, w całym świecie zachodnim zmniejsza się wydatki na badania naukowe, zaś w Polsce próbuje się przebudowywać Sąd Najwyższy według klucza partyjnego. Istnieje wiele krótkoterminowych rozwiązań, które mogą powstrzymać nawałę przegrzanych wiadomości: stworzyć mediom społecznościowym konkurencję i narzucić im regulacje; kazać ujawnić algorytmy i poddać je publicznej ocenie, debacie i legislacji; usuwać boty i anonimowe konta oraz wzmacniać instytucje, których wieloletnie, sprawdzone zasady pozwolą jak najrzetelniej ustalać i potwierdzać fakty. Nie sposób jednak mieć ciastko i zjeść ciastko. Prawda rzadko kiedy będzie popularna albo dochodowa. Oczekiwanie, że zgodność z faktami pójdzie w parze z poczytnością, to już nawet nie jest sztuczna, tylko zwykła głupota. + © 2018 The New York Times and Hito Steyerl TŁUM. GRZEGORZ MAZIARSKI
6
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
20 FAKTÓW, które w 2018 r. wydarzyły się pierwszy raz Zaskakujące wydarzenia i trendy, czasem poważne, czasem mniej, które w mijającym roku zaobserwowano po raz pierwszy w historii
Najdroższy obraz żyjącego Afroamerykanina %
Obraz Kerry’ego Jamesa Marshalla „Past Times” ustanowił nowy rekord ceny dzieła żyjącego artysty afroamerykańskiego – dom aukcyjny Sotheby’spodaje, że sprzedano go za 21,1 mln dol. Namalowane w1997 r. dzieło przedstawia grupę czarnych postaci oddających się rozmaitym rozrywkom. Nabywcą okazał się producent muzyczny Sean Diddy Combs, dotychczasowym właścicielem obrazu była zaś korporacja Metropolitan Pier and Exposition Authority zChicago, która wcześniej kupiła go za 25 tys. dol.
SOTHEBY’S
TRICIA TISAK
Pierwsza ofiara śmiertelna samochodu autonomicznego W marcu bezzałogowy samochód testowy Ubera zabił na drodze pieszego – to prawdopodobnie pierwszy tego typu wypadek na świecie. Chociaż w pojeździe znajdował się kierowca, ani on, ani automat wyposażony wradar iczujniki laserowe nie zdążyli wporę zareagować na kobietę, która chciała przejść z rowerem przez jezdnię.
Apple zdobywa bilion
Wodna adaptacja człowieka
Naukowcy zaobserwowali nowy rodzaj adaptacji, do jakiej zdolny jest człowiek, tym razem – do życia w oceanie. Jak donosi czasopismo naukowe „Cell”, przedstawiciele południowoazjatyckiego plemienia Badżawów, od pokoleń mieszkający na łodziach lub w domkach zbudowanych na palach, w toku ewolucji stali się lepszymi nurkami. Naukowcy wykryli, że Badżawowie – niezależnie od tego, czy na co dzień nurkują, czy też mają inne, niewymagające tego zajęcia – mają o połowę większe śledziony niż ludzie zamieszkali w głębi lądu, 25 km dalej. Powiększona śledziona ułatwia morskim zwierzętom nurkowanie na znaczne głębokości.
Korea zjednoczona, choć tylko na lodzie
%
Hokeistki z Korei Północnej i Południowej stworzyły wspólną drużynę na zimowych igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu. To pierwszy raz, kiedy kraje te zdecydowały się połączyć siły w olimpijskich zmaganiach. Drużyna przegrała jednak wszystkie mecze. Tylko Korei Południowej udało się wywalczyć na tych igrzyskach medale – zdobyła ich 17, w tym 5 złotych.
Powstaje muzeum jamnika
Dwóch byłych kwiaciarzy z Bawarii otworzyło pierwsze – jak utrzymują – muzeum poświęcone jamnikom.
Tydzień mody w Arabii Saudyjskiej
CHANG W. LEE/THE NEW YORK TIMES
W sierpniu Apple stał się pierwszą spółką giełdową, której wycena przekroczyła bilion dolarów. Drugi w kolejności Amazon osiągnął ten próg zaledwie miesiąc później. Pojawienie się tych firm supergwiazd pomogło Stanom Zjednoczonym przez dłuższy czas utrzymać znaczący wzrost gospodarczy, ale jak zauważają eksperci, przyczyniło się również do kurczenia się klasy średniej i wzrostu nierówności dochodowych.
W Dackelmuseum możemy oglądać znaczki pocztowe z wizerunkami psów, wypieki w kształcie jamników, porcelanowe figurki, wydruki i wiele innych przedmiotów związanych z tą rasą – jedną z najstarszych wywodzących się z Niemiec.
W Rijadzie zorganizowano pierwszy w historii tego kraju tydzień mody. Wydarzenie miało jednak wiele cech typowych dla konserwatywnego królestwa. Chociaż publiczność stanowiły wyłącznie kobiety, nie zgodzono się na obecność przedstawicielek mediów społecznościowych w obawie, by do sieci nie wyciekły przypadkiem zdjęcia kobiet bez abai, czyli wierzchnich okryć zasłaniających całe ciało. Mimo to organizatorzy wychwalali imprezę jako moment zwrotny, jeśli chodzi o los kobiet w kraju, w którym wciąż muszą one pozostawać w cieniu swoich opiekunów płci męskiej.
Huawei przegania Apple’a
Po raz pierwszy na rynku smartfonów chińska firma Huawei prześcignęła amerykańskiego Apple’a. W drugim kwartale 2018 r. Huawei sprzedał 54 mln urządzeń, Apple – 41 mln. Obie firmy wyprzedza tylko Samsung. Sukces chińskiego producenta jest tym większy, że wciąż nie udało mu się przebić na wielu światowych rynkach, w tym w USA. W Stanach Zjednoczonych ma problemy m.in. z powodu obaw związanych z możliwością prowadzenia działalności szpiegowskiej, do której miałyby być wykorzystywane chińskie urządzenia.
Paryskie muzeum wpuszcza nudystów Po raz pierwszy w stolicy Francji muzeum postanowiło otworzyć się na nagie postaci zupełnie nowego rodzaju, bo żywe. Palais de Tokyo prezentujące sztukę współczesną zaprosiło rozebranych gości w ramach jednorazowego wydarzenia zorganizowanego wspólnie z Paryskim Stowarzyszeniem Naturystów. W Paryżu znajduje się pierwsza na świecie
1
33869300
1 R E K L A M A
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
restauracja dla nudystów otwarta pod koniec 2017 r. O’Naturel oraz wydzielona w parku miejskim strefa dla tych, którzy preferują poruszanie się w stroju Adama i Ewy.
CHRIS WATTIE/REUTERS
8
Maszyna wyłowi plastik z morza
Meksyk robi reality show
Wyprodukowany przez Netflixa „Made in Mexico” wystartował we wrześniu. Serial śledzi wystawne życie dziewięciu osób z towarzyskich kręgów meksykańskiej stolicy. Jest to pierwszy w Meksyku program tego typu i już wywołał zaciekłą dyskusję. Część komentatorów zwraca uwagę, że prezentowanie podobnej fabuły w kraju, w którym ponad połowa mieszkańców żyje w ubóstwie, jest w złym guście.
Pierwsze na świecie urządzenie do oczyszczania wód oceanicznych z plastikowych odpadów – według projektu byłego studenta, który wpadł na ten pomysł jeszcze jako nastolatek – we wrześniu ruszyło w kierunku Wielkiej Pacyficznej Plamy Śmieci. Jest to położona między Hawajami a Kalifornią przestrzeń oceaniczna o największym na Ziemi nagromadzeniu plastiku. Niektórzy eksperci wyrażają jednak obawy, czy urządzenie nie przyniesie więcej szkód niż pożytku, i radzą zastanowić się raczej nad tym, co zrobić, by do mórz przestały napływać nowe śmieci.
! Kanada legalizuje marihuanę
We wrześniu weszło w życie prawo zakazujące używania w szkołach smartfonów i tabletów. Uczniowie w wieku od 3 do 15 lat mają obowiązek pozostawiania urządzeń w domu lub wyłączania ich na terenie szkoły. Wyjątek zrobiono dla uczniów niepełnosprawnych, zasada nie dotyczy też zajęć pozalekcyjnych. Część parlamentarzystów drwiła z nowego prawa, twierdząc, że są to metody zdecydowanie przesadzone, bo już wcześniej istniał zakaz używania telefonów w czasie lekcji.
AGENCE FRANCE-PRESSE -- GETTY IMAGES
Francja wyrzuca smartfony ze szkół
Japońska pilotka przebija szklany sufit W kraju, którego siła robocza zdominowana jest przez mężczyzn, pilotem myśliwca została w sierpniu pierwsza kobieta. 26-letnia porucznik Misa Matsushima, która jako źródło swoich inspiracji wymienia film „Top Gun”, wstąpiła do Japońskich Powietrznych Sił Samoobrony (JASDF) w 2014 r. Kobiety są przyjmowane w szeregi JASDF od 1993 r., ale na pilotów myśliwców mogą się szkolić dopiero od 2015 r., kiedy obowiązujące je ograniczenie zostało zniesione w ramach ogólnokrajowej kampanii mającej na celu zwiększenie liczby kobiet w miejscach pracy.
Ikea wkracza do Indii
WHajdarabadzie otwarty został pierwszy w Indiach salon Ikei. Z myślą o lokalnym odbiorcy polityka firmy została lekko zmodyfikowana: ceny obniżono, nieco zmieniono asortyment, anawet menu wmiejscowej kawiarni. Ten największy na świecie dostawca mebli, mając na uwadze szybko powiększającą się indyjską klasę średnią wtym kraju, planuje otworzenie wciągu dwóch lat kolejnych trzech sklepów.
%
W największym rosyjskim pokazie siły militarnej od czasu zakończenia zimnej wojny uczestniczyło prawie 300 tys. żołnierzy, 1 tys. samolotów
Więcej świń niż Duńczyków
Liczba świń przerosła w Danii liczbę ludzi. Według Eurostatu na każdych 100 mieszkańców przypada 215 zwierząt. Agencja szacuje, że w całej Unii Europejskiej żyje 150 mln świń, z czego 40 proc. w Niemczech i Hiszpanii. Jak podaje rząd Hiszpanii, rocznie w tym kraju na rzeź trafia 50 mln świń – więcej niż wynosi liczba jego ludności (46,5 mln).
Po ponad 150 latach sąd najwyższy Indii uznał za niekonstytucyjny przepis zakazujący dobrowolnych stosunków homoseksualnych. Prawo to – narzucone w czasach kolonialnych przez władze brytyjskie – było rzadko stosowane, jak jednak wskazywali jego krytycy, otwierało ono drogę do szantażu, dyskryminacji na tle seksualnym oraz prześladowań społeczności LGBT.
! W kosmos leci statek noszący imię żyjącej osoby
MLADEN ANTONOV/AGENCE FRANCE-PRESSE -- GETTY IMAGES
Etiopia jako pierwszy afrykański kraj uruchomiła elektrownię wytwarzającą prąd zodpadów. Na otwarciu obecni byli najważniejsi przedstawiciele władz państwowych z prezydentem Mulatu Teshome na czele. Wartą 120 mln dol. elektrownię onazwie Reppie zbudowano na wysypisku śmierci nieopodal Addis Abeby. Według planów ma ona wykorzystywać 80 proc. dziennej produkcji odpadów wstolicy oraz zaspokajać 30 proc. jej zapotrzebowania na energię.
Kanada jako pierwsza zczołowych gospodarek świata zdecydowała się na zalegalizowanie używania marihuany w celach rekreacyjnych. To drugi jak dotąd kraj – pierwszy był Urugwaj – w którym przegłosowano takie prawo. Od połowy października każdy, kto skończył 18 lat, może legalnie kupować i używać suszonych kwiatów konopi oraz oleju konopnego. Ocenia się, że kiedy prawo zostanie w pełni wdrożone, może przynieść dochody rzędu miliardów dolarów.
Indie legalizują homoseksualizm
Afryka produkuje energię ze śmieci
Rosja pręży muskuły
i 900 czołgów. W ćwiczeniach nazwanych Wostok 2018 po raz pierwszy wzięły udział także chińskie oddziały, które przysłały własne helikoptery oraz ok. 3,2 tys. żołnierzy.
W sierpniu wystrzelono w kosmos sondę Parker Solar Probe, pierwszy obiekt NASA, którego imię pochodzi od żyjącej osoby. W ten sposób uhonorowany został Eugene N. Parker, który w1958 r. jako pierwszy opisał zjawisko wiatru słonecznego. Sonda jest najszybciej poruszającym się statkiem kosmicznym whistorii oraz tym, który najbardziej zbliżył się do Słońca.
SPOGLĄDAJĄC W PRZYSZŁOŚĆ Procenty w Disneylandzie
Myszkieterzy, do dna! W 2019 r. w Disneylandzie po raz pierwszy będzie można kupić napoje alkoholowe, kiedy zacznie działać bar Oga’s Cantina w wyczekiwanym przez wielu parku Galaxy Edge związanym tematycznie z „Gwiezdnymi wojnami”.
Testy kosmicznych taksówek
Rok 2019 będzie też interesujący dla tych, którzy wiążą nadzieje z komercyjnym podróżowaniem wkosmos. Zarówno kapsuła SpaceX Dragon, jak istatek Boeing Starliner mają odbyć swoje pierwsze załogowe loty próbne. + © 2018 The New York Times TŁUM. GRZEGORZ MAZIARSKI
1
33869304
1 R E K L A M A
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
MAXIM SHIPENKOV/POOL VIA REUTERS
10
PUNKT ZWROTNY
W lutym 2018 r. polski rząd postanowił karać więzieniem osoby, które wiązałyby polski naród ze zbrodniami nazistów. Przepisy złagodzono po wybuchu międzynarodowego oburzenia
GREG BAAL
Rewizjonistyczna
ALISA GANIEVA jest rosyjską pisarką i eseistką, autorką powieści „The Mountain and the Wall” oraz „Bride and Groom”
Rząd przywraca pamięć o chwalebnej przeszłości Związku Radzieckiego. Nawet jeśli jest wyimaginowana
ALISA GANIEVA
M
Moi rodacy mawiają, że Rosja jest krajem z nieprzewidywalną przeszłością. Mają rację. Nasza historia często pisana jest od nowa, tak by służyła określonym celom politycznym i spełniała kaprysy ludzi u władzy. Ta mentalność rzuca się w oczy w czasie dorocznych obchodów upamiętniających zwycięstwo Związku Radzieckiego nad III Rzeszą w 1945 r., kiedy to cały kraj obejmuje histeria w oprawie karnawału. Ulicami przechodzą parady wojskowe, odbywają się uroczystości i koncerty. Dzieci w przedszkolach przebierane są w mundury. Oficjele przypinają sobie czarno-pomarańczowe wstążki św.
Jerzego, symbol pamięci o bohaterach Dnia Zwycięstwa. Rosjanie nazywają to „szałem zwycięstwa”. Eksponuje się radzieckie osiągnięcia, pomijając milczeniem mniej chwalebną część wojny – od współpracy Józefa Stalina i Adolfa Hitlera na początku konfliktu do zwycięstwa Ameryki nad Japonią. Rewizji podlega nawet chronologia II wojny światowej. Podczas gdy reszta świata za datę wybuchu konfliktu uznaje 1 września 1939 r., w Rosji za początek Wielkiej Wojny Ojczyźnianej – jak się ją tutaj określa – uważa się agresję Hitlera na Związek Radziecki w 1941 r., za koniec zaś 9 maja 1945 r. – kapitulację III Rzeszy, a nie podpisany później akt kapitulacji Japonii. Poprzez akcentowanie radzieckich dokonań wojennych rząd przywraca Rosjanom dumę narodową, której rozpaczliwie potrzebują po upokorzeniu, jakim było dla nich przegranie zimnej wojny. Sondaże nie pozostawiają wątpliwości: historia jest dla wielu Rosjan głównym źródłem dumy. Wojenne zwycięstwa Związku Radzieckiego posłużyły też do legitymizacji rosyjskiej in-
1
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
11
Rosyjscy żołnierze maszerujący w paradzie z okazji Dnia Zwycięstwa, w rocznicę zwycięstwa ZSRR nad nazistowskimi Niemcami w II wojnie światowej, 9 maja 2018 r.
HISTORIA ROSJI
1
terwencji zbrojnej na Ukrainie na przełomie lutego imarca 2014 r. Gdy euromajdan doprowadził wlutym 2014 r. do zbliżenia Ukrainy do Unii Europejskiej, rosyjska propaganda opisywała ten zwrot jako neonazistowski zamach stanu przeprowadzony przez Zachód. Rosjanie oglądający wiadomości wpaństwowej telewizji dowiedzieli się, jak to faszystowskie siły zagrażały bezpieczeństwu ich słowiańskich sąsiadów. Według tej narracji Moskwa po prostu nie miała wyboru – musiała przyjść z pomocą tysiącom Rosjan żyjących na Ukrainie. W międzyczasie wychwalanie przodków – bohaterów II wojny światowej – pomogło dokonać rehabilitacji dawnego systemu. Na wojskowych paradach znów zaczęły się pojawiać portrety wąsatego Stalina, jego imieniem ponownie nazywa się ulice. Rewizjonizm nie jest już jedynie trendem społecznym. Porównywanie zbrodni III Rzeszy do zbrodni Związku Radzieckiego jest zabronione. Ustawa zakazująca rehabilitacji nazizmu, podpisana przez prezydenta Władimira Putina w 2014 r., przewiduje kary m.in. za „świadome rozpowszechnianie fałszywych informacji na temat działań Związku Ra-
dzieckiego w czasie II wojny światowej” oraz za „bezczeszczenie symboli rosyjskiej chwały wojskowej”. Nawet sugestia, że naziści i Sowieci w jakikolwiek sposób ze sobą współpracowali w czasie wojny, jest wystarczającą podstawą do nałożenia grzywny. Prawo to przypomina polską nowelizację ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej podpisaną przez prezydenta Andrzeja Dudę w lutym 2018 r. (pod presją opinii publicznej ostatecznie zmodyfikowaną). Nowelizację napisano zmyślą otych, którzy przypisują polskiemu narodowi ipaństwu odpowiedzialność za zbrodnie dokonane przez III Rzeszę na terytorium Polski. Jej krytycy ostrzegali, że polski rząd może wykorzystać niejednoznaczność tych zapisów do wymierzania kar swoim przeciwnikom. Ostatecznie zarówno naciski wewnętrzne, jak i międzynarodowe zmusiły polskich prawodawców do wycofania się zzapisów okarach. W Rosji sytuacja wygląda znacznie gorzej. Antynazistowska ustawa Putina weszła w życie i wykorzystywana jest przeciwko antyrządowym aktywistom. Gdy nieznani sprawcy oblali twarz rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego
środkiem dezynfekującym, tzw. zielonką, jeden z jego zwolenników zamieścił w mediach społecznościowych przerobione w Photoshopie zdjęcia pomnika II wojny światowej w Wołgogradzie oblanego zieloną farbą. To wystarczyło, by umieścić mężczyznę w areszcie domowym za zbezczeszczenie symbolu rosyjskiej chwały wojskowej. Jedno z największych niebezpieczeństw, jakie niesie ze sobą rosyjski eksperyment rewizjonizmu, polega na tym, że stara się on wymazać najboleśniejsze rozdziały historii. Dobitnym tego przykładem jest Sandarmoch, mroczne miejsce w lasach na północy Rosji. W 1937 r. stało się ono miejscem kaźni setek niewinnych osób straconych w stalinowskich czystkach. Od kiedy w latach 90. odkryto tu masowy grób, co roku w miejsce to przybywają ludzie chcący uczcić pamięć ofiar. W lecie 2018 r. byłam wśród nich i ja. Nie postawiono żadnej sceny, jedynie prowizoryczne podium i głośnik. Z lokalnych władz nie pojawiła się nawet jedna osoba. Jurij Dmitriew, który odkrył miejsce tragedii, odsiadywał w więzieniu wyrok za molestowanie seksualne swojej adoptowanej córki.
Jego zwolennicy twierdzą, że dowody zostały sfabrykowane, by ukarać go za pracę, która rzuciła światło na radzieckie zbrodnie. W czasie, gdy wygłaszano przemowy, oddział kozaków w pełnym uzbrojeniu rzucał w stronę zebranych okrzyki. – O czym wy mówicie? Skończcie z tym faszyzmem – wykrzyczeli, zanim odmaszerowali. Kilka tygodni później Rosyjskie Towarzystwo Historyczno-Wojskowe rozpoczęło na tym terenie ekshumacje. Założona z inicjatywy rządu w 2012 r. organizacja ma za zadanie udowodnić, że przynajmniej część ciał to żołnierze Armii Czerwonej zastrzeleni przez Finów w czasie wojny zimowej. Wygląda na to, że Rosja nie jest jeszcze gotowa zmierzyć się z najciemniejszymi stronami swojej historii. Zamiast wziąć odpowiedzialność za swoją przeszłość, wciąż żyje przeszłością. A to sprawia, że patrzenie w przyszłość przychodzi z jeszcze większym trudem. +
© 2018 THE NEW YORK TIMES and Alisa Ganieva TŁUM. AGNIESZKA ROSTKOWSKA
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
PAUL FAITH/AGENCE FRANCE-PRESSE — GETTY IMAGES
12
PUNKT ZWROTNY Dzień, w którym w Gazie zginęło najwięcej osób od 2014 r. Izraelscy żołnierze zabili wówczas kilkudziesięciu Palestyńczyków i ranili tysiące innych
Republikańśki mural na budynku w Belfaście, Irlandia Północna
NEGOCJACJE
– alternatywa dla konfliktów zbrojnych GERRY ADAMS od lat 60. jest członkiem irlandzkiej Sinn Fein, początkowo organizacji niepodległościowej, później partii politycznej. Był architektem porozumienia wielkopiątkowego, które pomogło zakończyć konflikt w Irlandii Północnej. Obecnie członek irlandzkiego parlamentu
Kiedy na całym świecie ludzie walczą o prawo do samostanowienia, warto przypomnieć przykład Irlandii. Do ustanowienia tu pokoju doprowadził dialog, a nie przemoc GERRY ADAMS 1
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
W
W 1945 r., po zakończeniu II wojny światowej, w skład ONZ weszło 51 państw. Dziś jest ich 193. Wiele z nich zrodziło się wskutek walk i konfliktów, gdy rozpadały się stare imperia. Ten odwieczny cykl politycznej walki trwa do dziś. Brexit stwarza ogromne ryzyko recesji irlandzkiej gospodarki, stanowiąc nawet zagrożenie dla ustaleń porozumienia wielkopiątkowego z 1998 r., które doprowadziło do pokoju w Irlandii Północnej. Ludzie walczą lub walczyli o prawo do samostanowienia w Katalonii, Kraju Basków, Hongkongu, Palestynie i wielu innych krajach. Na całym świecie narody nieustannie domagają się prawa do decydowania o sobie i swoich relacjach z innymi narodami. Jednak jeśli ludzie mają uzyskać kontrolę nad decyzjami wpływającymi na ich życie, musimy umożliwić im działanie poprzez dyplomację, współpracę i dialog. Demokracja zatriumfuje dopiero wówczas, gdy rządy zaangażowane w konflikty na całym świecie zaczną kierować się zwykłą ludzką przyzwoitością i stawiać na pierwszym miejscu dobro swoich obywateli. Łatwiej to jednak powiedzieć, niż zrobić, zwłaszcza gdy poszczególne osoby odpowiedzialne za przestrzeganie prawa przedkładają własną władzę nad dobro wspólne.
R
1
E
Kiedy dorastałem w Belfaście, w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że moi rówieśnicy i ja nie jesteśmy traktowani uczciwie. Irlandia Północna powstała wskutek podziału Irlandii przez brytyjski rząd. Ludzi pogrupowano na podstawie sekciarskich kryteriów, katolików uważano za nielojalnych. Odmawiano nam podstawowych praw, co de facto było formą apartheidu. Nierówność, której doświadczaliśmy, była głęboko zakorzeniona w naszym społeczeństwie i przybierała instytucjonalne formy. Mimo to myślałem, że naprawienie tego stanu rzeczy jest tylko kwestią zwrócenia uwagi odpowiednich ludzi na nasze problemy. Byłem pewien, że gdy tylko zdadzą sobie z nich sprawę, wszystko odkręcą. Wkrótce dowiedziałem się, że ludzie odpowiedzialni za nierówności opierali na nich swoją władzę. Niechętnie patrzyli na pomysły ich wyeliminowania, jeśli ceną miałoby być odebranie im przywilejów – i rozmiękczali wszelkie rozwiązania tak, by nigdy do tego nie doszło. Ci, którzy mają władzę – lub choćby iluzję władzy – nie lubią jej oddawać. Po drugiej stronie są ludzie poddani dyskryminacji, spośród których wielu nie wierzy, by byli w stanie zmienić swoje położenie. Niektórzy wątpią nawet w możliwość jakiejkolwiek zmiany. Niektórzy boją się zmian. Niektórzy są przyzwyczajeni do panujących porządków społecznych, nawet jeśli są one z gruntu niesprawiedliwe. Niektórzy są zbyt zajęci codzienną walką oprzetrwanie inie mają czasu na zastanawianie się, czy świat mógłby wyglądać inaczej. Bez walki politycznej nie ma postępu, ale żeby się on dokonał, ludzie muszą mieć określone prawa. Muszą znaczyć coś w społeczeństwie i swoich społecznościach. Muszą być doceniani, a ich człowieczeństwo musi być sza-
K
nowane i chronione. Przestrzegane i chronione muszą być ich prawa. Społeczeństwo musi być nakierowane na obywatela i jego prawa. Oczywiście wpraktyce postęp społeczny rzadko przychodzi sam zsiebie. Ktoś musi zaprojektować i wynegocjować te zmiany. Do przemocy dochodzi zazwyczaj wówczas, gdy ludzie czują, że nie mają już innego wyjścia. To przekonanie staje się tym silniejsze, im częściej aparat państwa ucieka się do pozasądowych i brutalnych środków w celu obrony swoich interesów. Na całym świecie wydaje się dziś na zbrojenia ponad 1,7 bln dol. rocznie, podczas gdy ONZ i powiązane z nim agencje przeznaczają na swoją działalność ok. 30 mld dol. Do konfliktów prowadzą bieda, wyzysk ekonomiczny i dążenie do kontrolowania ujęć wody, rezerw ropy naftowej i innych zasobów naturalnych. Zanim w 1969 r. Wielka Brytania wysłała na irlandzkie ulice swoich żołnierzy, tłumiła dziesiątki rebelii. W Królestwie głęboko zakorzeniona była polityka, zgodnie z którą prawo – jak ujął to gen. Frank Kitson – było „jeszcze jedną bronią w arsenale rządu (…), nieco silniejszą niż propaganda, stosowaną w celu wyeliminowania niechcianych członków społeczeństwa”. Irlandzkim republikanom i innym stronom konfliktu udało się osiągnąć pokój dzięki wypracowaniu alternatywy dla walki zbrojnej – porozumienia wielkopiątkowego. Dawało ono Irlandii Północnej pewne prawa, m.in. do przeprowadzenia referendum w sprawie pozostania w Wielkiej Brytanii lub zakończenia tego związku i dołączenia do zjednoczonej Irlandii. Porozumienie wykuwało się powoli w toku ciężkiej pracy, a partie i rządy były gotowe do wzięcia za nie odpowiedzialności – przy silnym wsparciu społeczności międzynarodowej. Choć nie oznacza to, że sprawa Irlandii Północnej jest już zamknięta.
L
A
13
Podobny proces, oparty w dużej mierze na doświadczeniach irlandzkich, doprowadził do zakończenia konfliktu zbrojnego między Hiszpanią a baskijskimi działaczami niepodległościowymi, choć hiszpański rząd wciąż nie dość angażuje się w jego rozwiązanie. Przywódcy Sinn Fein, irlandzkiej organizacji niepodległościowej, często jeździli do innych regionów ogarniętych konfliktami zbrojnymi, m.in. do Afganistanu i Kolumbii, opowiadając się za polityką dialogu, negocjacjami i procesami pokojowymi. Odbyłem kilka podróży na Bliski Wschód, rozmawiałem zarówno z Palestyńczykami w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu, jak i z przywódcami Izraela i Palestyny. Niestety, rządom nie udało się doprowadzić do wyegzekwowania prawa międzynarodowego i rezolucji ONZ, a władze Izraela nie stają w obronie norm demokratycznych i są niechętne poszukiwaniom sprawiedliwego kompromisu. W efekcie wielu Palestyńczyków żyje w rozpaczliwych warunkach bez nadziei na lepszą przyszłość, a Bliski Wschód znajduje się w stanie permanentnego konfliktu. Zmienić ten stan rzeczy może wyłącznie prawdziwy wysiłek zmierzający do zrozumienia motywacji ludzi, którzy biorą udział w tym konflikcie. Dialog sprzyja takiemu zrozumieniu i pomaga stronom konfliktu wypracować porozumienie. Traktowanie polityki jako sztuki możliwego to redukowanie jej do wymiaru pospolitej wymiany handlowej. Wzajemne oczekiwania powinny być coraz bardziej wyśrubowane, a nie zaniżane. Kiedy tak się dzieje, demokracja jest możliwa nawet w najtrudniejszych warunkach. + © 2018 THE NEW YORK TIMES and Gerry Adams TŁUM. MACIEJ ORŁOWSKI
M
A
33865545
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
Wielki POŁÓW
PUNKT ZWROTNY
Cambridge Analytica, firma gromadząca dane wykorzystywane do celów politycznych, pozyskuje prywatne informacje z ponad 87 mln facebookowych profili, o czym serwis nie informuje użytkowników
Użytkownicy Facebooka zrozumieli, że za łatwe kontakty i pożądany rozgłos muszą płacić częścią siebie MAGGIE SHEN KING
CONNIE TAMADDON
D
MAGGIE SHEN KING jest autorką „An Excess Male”
Dawno pogodziliśmy się z faktem, że zaistnienie w mediach społecznościowych wymaga rezygnacji z prywatności. Poświęcamy ważne dane osobowe, żeby wzmocnić nasz głos, dopieścić ego i być przyjętym do wirtualnego plemienia. Redakcja „Turning Points” poprosiła pisarkę Maggie Shen King o przyjrzenie się dystopijnej wizji świata napędzanej danymi, a ona odesłała mikronowelę. Sofie nie mogła zrozumieć, dlaczego przestały napływać oferty. Jej baza zdanymi 87 mln użytkowników Facebooka to broń stulecia. Dzięki tajnemu bankowi danych osobowych spear phishing stałby się dziecinną igraszką. Oferta blokująca powinna zamknąć aukcję przed jej rozpoczęciem. Sprawdziła odliczanie – 5 minut i 39 sekund. W aukcjach liczą się oczywiście końcowe sekundy. Była pewna, że ściągnęła wszystkich potrzebnych graczy, dlaczego więc jej aukcja stanęła w połowie? Dane były jej. Była dość sprytna, żeby je przechwycić, zanim Cambridge Analytica wyleciała wpowietrze, ają wywaliła na bruk. To, co zrobiła, nie różniło się niczym od tego, co jej pracodawca zrobił Facebookowi, aon – swoim użytkownikom. Gdyby użytkownicy Facebooka nie kochali niespodziewanych spotkań z sympatiami z liceum, przechwalania się kosztownymi wakacjami, które pompują ego, i cudownymi dziećmi, atakże publicznego forum, na którym mogą pouczać wybranych urzędników, nie pozostawiliby tam prywatnych informacji. Użytkownicy Facebooka zrozumieli, że za łatwe kontakty i pożądany rozgłos muszą płacić częścią siebie. Sofie nerwowo gryzła paznokcie. Stała się jak ojciec. Drwiła z jego bookmacherskich machinacji, zaciągnęła mnóstwo studenckich pożyczek i ogłosiła niepodległość. Kiedy Cambridge Analytica ją wylała, nie zaprzątając sobie głowy czymś takim jak ostatnia wypłata, w końcu zrozumiała, że tym, co daje jej poczucie własnej wartości, są pieniądze. Wróciła na swoją stronę aukcyjną w dark webie. Żadnych ruchów. Cena wywoławcza zwróciła uwagę czterech grubych ryb. Czy wysyłając im przypomnienie, okazałaby słabość lub – co gorsza – desperację? Nie, ona tu rządzi i udowodni to ostatecznie, dopingując ich. Przede wszystkim oni nie zniosą straty. Nie mogą sobie na nią pozwolić. Zaczęła od Saeeda, swojego irańskiego kontaktu. Mikrokierowane spear phishing byłoby o wiele skuteczniejsze niż SQL injection i ataki DDoS, których użyli do sparaliżowania amerykańskich portali bankowych. Jej baza danych dostarczyłaby wielu punktów wejścia dla złośliwego oprogramowania, które załatwiłoby saudyjskie pola naftowe. „Salam alejkum. Nasza aukcja kończy się za cztery minuty. Tak między nami: Chiń-
LEON NEAL/AGENCE FRANCE-PRESSE — GETTY IMAGES
14
czycy wchodzą na zamknięcie z miliardem. Wolałabym, żebyś wygrał i obarczył kosztami amerykańskich niewiernych, płacąc mi pieniędzmi z okupu za ich zakładników. Czy chcesz, żeby zniszczenie przez Izrael waszych cennych wirówek i rujnujące sankcje pozostały bez odpowiedzi?” – napisała do Saeeda. Czekała na reakcję, ale słyszała tylko kołatanie swojego serca. Przełączyła się na Paka, jej kontakt w Korei Północnej. Tamtejszy wywiad zatrudnia co najmniej 5 tys. hakerów wyćwiczonych w brutalnych cyberatakach. Zhakowanie przez Koreę e-maili Sony Pictures w zemście za ośmieszenie jej najwyższego przywódcy zniszczyło firmę. Dzięki bazie Sofie Korea mogłaby unieszkodliwić więcej instytucji finansowych i agencji wojskowych, utrzymać się na światowej scenie i finansować swoją kulejącą gospodarkę. „??????. Wasz sąsiad zaproponował właśnie miliard dolarów. Pokażcie rywalom, że nie jesteście pośmiewiskiem. Niech żyje Korea Północna, jej potęga, nieprzewidywalność i sprytny wywiad!” – napisała do Paka. Laptop zapiszczał. Zacisnęła pięść. Ktoś właśnie przeczytał obie wiadomości. Trzy minuty, odliczanie. Sofie zastanawia się, jak najlepiej podejść Miszę, który reprezentuje koalicję rosyjskiego rządu, bogatych oligarchów i gangów. Czy powinna podkreślić zysk finansowy, jaki umożliwi połączenie jej bazy danych ze zgromadzonym przez mafię ogromnym bankiem informacji o kartach kredytowych? Możliwość sparaliżowania zachodniej infrastruktury wojskowej, energetycznej i bankowej? Możliwość dezinformowania, skłócenia i kształtowania zachodniej opinii publicznej? Wybrała najwyższą stawkę. „?????´?. Kończy się aukcja na broń stulecia. Chińczycy przekazali ofertę nie do odrzucenia. Mam obowiązek ją przyjąć, ale uwaga, to ja ustalam zasady. Wolałabym, żeby moja baza danych została wykorzystana do zmiany wyników wyborów i szantażowania obłudnych, świętszych od papieża amerykańskich polityków. No i ci przymilni brytyjscy wazeliniarze. I niemieckie szczury. Masz 90 sekund na decyzję” – napisała do Miszy.
Zostały niecałe dwie minuty. Rozważa pominięcie Lao Da. Chińczycy wkurzyli ją obraźliwie niskimi ofertami , a potem grozili odejściem. Dwa razy wracali, jakby nigdy nic. Ale mieli więcej zasobów niż wszyscy inni razem wzięci. Łącząc bazę danych Sofie z 22 mln własnych plików Federalnego Urzędu Zarządzania Kadrami USA, mogliby kraść do woli własność intelektualną i sekrety wojskowe, by wykorzystywać je w swoich przemysłowych i rządowych operacjach. „Rosjanie weszli do gry z okrągłym miliardem. Stać was na więcej??? Macie pół minuty na decyzję” – napisała do Lao Da. O 00.30 brzęczy skrzynka z wiadomościami. Miała rację. Aukcja decyduje się w ostatnich sekundach. Rozluźniła się z ulgą. Ostateczna oferta: 525 mln dol., 530 mln, 505 mln, 509 mln. Dranie się zmówili. Zlekceważyli jej ostrzeżenia o miliardowej ofercie, co więcej – ich oferty były nieprzyzwoicie podobne. Ktoś przełamał wielopoziomowe, najnowocześniejsze zabezpieczenia jej strony i skontaktował się z konkurentami. No jasne. Miała do czynienia z najlepszymi hakerami na świecie. Głowa Sofie pulsowała z wściekłości. Powinna unieważnić aukcję i zacząć od nowa. Na tę myśl poczuła przygnębienie. Potrzebowała prawie roku, żeby ukryć swoją tożsamość, założyć stronę, rozpuścić plotki, prześwietlić wszystkich graczy i stworzyć szczelny system weryfikacji. Co więcej, część jej danych z upływem czasu się starzała. Dzięki zmowie wszyscy dostaliby bazę danych, dlaczego więc nie mieliby zapłacić wszyscy? To oni unieważnili aukcję. Gra zaczyna się od nowa. Pisząc wiadomość, uśmiechała się kącikiem ust. Pogratulowała wszystkim graczom wygranej aukcji i dołączyła ważny minutę token OAuth, który po przelaniu środków odblokuje klucz do zakodowanej bazy danych. Tak czy inaczej dostanie swój miliard dolarów. + © 2018 THE NEW YORK TIMES and Maggie Shen King TŁUM. SEBASTIAN KOWALSKI
1
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
Jak ocalić INTERNET?
PUNKT ZWROTNY Do 2019 r. 50 proc. populacji na świecie będzie online
HENRY THOMAS
W
TIM BERNERS-LEE jest twórcą idei sieci internetowej znanej pod nazwą World Wide Web i założycielem organizacji międzynarodowej World Wide Web Foundation 1
15
W ostatnich latach stało się jasne, że sieć internetowa nie spełnia pokładanych w niej wielkich nadziei. Zbudowana jako otwarte narzędzie do współpracy i upodmiotowienia sieć została zawłaszczona przez oszustów i trolli, którzy wykorzystali ją do manipulowania ludźmi na całym świecie. Aby zachować internet, który będzie służył całej ludzkości, nie zaś tylko uprzywilejowanym i potężnym, będziemy musieli o niego walczyć. Dlatego zwracam się do rządów, firm i obywateli z całego świata, aby zobowiązali się do przyjęcia i wprowadzenia podstawowych zasad dla sieci. Do końca 2019 r. 50 proc. światowej populacji będzie korzystało z internetu, jak wynika z niedawnego raportu afiliowanej przy ONZ Komisji ds. Szerokopasmowego Internetu utworzonej po to, aby wspierać realizację strategii zrównoważonego rozwoju w zakresie cyfryzacji. W każdym innym momencie na przestrzeni 30-letniej historii sieci internetowej wspólną reakcją na ten punkt zwrotny prawdopodobnie byłoby: „Świetnie! Teraz podłączmy wszystkich pozostałych tak szybko, jak to możliwe”. Ale świat się zmienił. Po latach postrzegania sieci WWW jako siły, której wypadkowa jest dobra dla ogółu, ten technologiczny optymizm został przyćmiony przez obawy, że sieć być może niszczy nasze społeczeństwa. Te obawy są uzasadnione. W ostatnich latach obserwowaliśmy, jak rządy angażują się w sponsorowany przez państwo trolling, by zwalczać sprzeciw i atakować opozycję. Mogliśmy śledzić, jak ataki hakerskie i zagraniczna ingerencja zakłócają proces polityczny, podważając wiarygodność wyborów. Widzieliśmy również, jak rozpowszechnianie fałszywych wiadomości w mediach społecznościowych może wywołać chaos, zamieszanie i przemoc ze skutkiem śmiertelnym. Kiedy w zeszłym roku dowiedzieliśmy się, że Cambridge Analytica wykorzystała dane osobowe 87 mln użytkowników Facebooka, aby wpłynąć na wyborców w amerykańskich wyborach prezydenckich w 2016 r., nagle uświadomiliśmy sobie, że straciliśmy kontrolę nad naszymi danymi – i że konsekwencje tej sytuacji mogą zmienić świat. Nie możemy jednak zrezygnować z obietnicy globalnej sieci, otwartej platformy, która wszędzie i każdemu umożliwi wymianę informacji, zwiększy szanse i możliwości współpracy bez względu na granice geograficzne i kulturowe. Wszystkie technologie wiążą się z ryzykiem. Prowadzimy samochody pomimo możliwości wystąpienia poważnych wypadków. Bierzemy leki na receptę mimo istnienia niebezpieczeństwa ich nadużywania lub uzależnienia. Wbudowujemy zabezpieczenia w innowacje technologiczne, abyśmy
Rządy, przedsiębiorstwa i użytkownicy na całym świecie muszą się zobowiązać do przyjęcia zestawu podstawowych zasad dla internetu
TIM BERNERS-LEE
mogli zarządzać ryzykiem, jednocześnie korzystając z możliwości, jakie te innowacje przed nami otwierają. Internet jest platformą globalną, wyzwania z nim związane rozciągają się ponad granicami i podziałami kulturowymi. Tak jak obecna forma globalnej sieci komputerowej została zbudowana przez miliony ludzi współpracujących na całym świecie, również jej przyszłość opiera się na naszej wspólnej zdolności do uczynienia z niej lepszego narzędzia dla wszystkich. Tworząc sieć WWW jutra, potrzebujemy zestawu przewodnich zasad, które będą mogły określać, jaka jest globalna sieć, której chcemy. Identyfikacja tych zasad nie będzie łatwa, bo żadna umowa obejmująca zróżnicowaną grupę państw, kultur i interesów nigdy taka nie będzie. Uważam jednak, że możliwe jest opracowanie zestawu podstawowych idei przewodnich, na które wszyscy możemy się zgodzić, a to sprawi, że sieć WWW będzie działać lepiej dla wszystkich, w tym także dla 50 proc. światowej populacji, która dopiero ma zacząć z niej korzystać. Rządy, firmy i osoby prywatne mają wyjątkowe role do odegrania w tym procesie. Organizacja World Wide Web Foundation, założona przeze mnie w 2009 r. w celu ochrony sieci jako dobra publicznego, przygotowała zestaw podstawowych zasad określających obowiązki każdej ze stron w zakresie ochro-
ny globalnej sieci, która służy całej ludzkości. Prosimy wszystkich, aby podpisali się pod tymi zasadami, i dołączyli do nas, tworząc formalne porozumienie pod nazwą „Contract for the Web” w 2019 r. Zasady tego porozumienia określają, że rządy są odpowiedzialne za podłączenie swoich obywateli do otwartej sieci WWW, w której przestrzegane są ich prawa. Ponadto firmy internetowe muszą odegrać swoją rolę w zapewnieniu bezpieczeństwa sieci, jej dostępności i ochrony danych użytkowników. Wyjaśniają, że poszczególni obywatele mają obowiązek wykazywania się zrozumieniem i empatią wobec innych użytkowników sieci oraz sprzeciwiania się negatywnym zachowaniom, których nie tolerują offline. Co najważniejsze, zasady te wskazują, że musimy stanąć do walki o globalną sieć, która będzie służyć wszystkim. Jeśli my, miliardy ludzi korzystających z sieci, nie będziemy jej bronić, kto inny to zrobi? Opierając się na tych fundamentalnych zasadach, porozumienie „Contract for the Web” ustanowi nowy zestaw norm, które będą kierować programami politycznymi rządów w zakresie cyfryzacji oraz decyzjami firm, które budują technologie sieciowe jutra. Osoby, które pomogą w opracowaniu tego porozumienia i będą wspierać jego powstanie, nie tylko okażą swoje zaangażowanie w przyszłość internetu, lecz także pomogą ją ukształtować. Jeśli chcemy, aby globalna sieć zmieniała się dla nas, musimy wspólnie pracować nad jej przyszłością. Dziesięć lat temu, kiedy Rosemary Leith i ja założyliśmy organizację World Wide Web Foundation, mniej niż jedna na cztery osoby miała dostęp do internetu. Naszym zadaniem było sprawić, by coraz więcej ludzi uzyskało ten dostęp, a sama sieć była otwarta i bezpłatna, tak aby wszyscy mogli czerpać korzyści z tego, co ma nam do zaoferowania. Internet ratuje życie i jest źródłem środków utrzymania. Sprawia, że informacje z całego świata mamy na wyciągnięcie ręki i możemy pozostawać w bliskim kontakcie z przyjaciółmi oraz rodziną na całym świecie. Internet napędza ruchy społeczne, umożliwił powstanie niezliczonych nowych branż i rodzajów działalności biznesowej, jest również paliwem dla powszechnie wykorzystywanych innowacji i nowinek technicznych. To stosunkowo młody wynalazek, jest to dopiero wstęp do tego, co globalna sieć będzie miała do zaoferowania. Wyobraź sobie, co będziemy mogli osiągnąć, kiedy kolejna ogromna transza światowej populacji będzie już online i zacznie wnosić swój wkład do niepohamowanej kreatywności sieci. Dobrą wiadomością jest to, że apetyt na podejmowanie wyzwań związanych z internetem nigdy nie był większy. Zadbajmy o to, żeby następny miliard ludzi połączył się z internetem, który będzie wart tego, aby stać się jego częścią. Uczyńmy rok 2019 rokiem, w którym damy odpór i przeciwstawimy się siłom podkopującym ducha otwartości w globalnej sieci. Potrzebujemy darmowej i otwartej sieci WWW dla wszystkich. + © 2018 THE NEW YORK TIMES and TIM BERNERS-LEE TŁUM. MACIEJ KOSIANOWSKI
16
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
PUNKT ZWROTNY
W ramach walki z botami oraz trollami Facebook i Twitter usuwają bądź zawieszają miliony kont, stron oraz grup użytkowników
OTWÓRZMY DRZWI DO SZKOŁY NA OŚCIEŻ
i pozostawmy je otwarte raz na zawsze Do 2030 r. możemy posłać każde dziecko do szkoły. Oto plan, jak za to zapłacić GORDON BROWN
W
GORDON BROWN były premier Wielkiej Brytanii, specjalny wysłannik sekretarza generalnego ONZ ds. globalnej edukacji i autor książki „Gordon Brown: My Life, Our Times”
W 1848 r. republikańskie rewolty przeciwko monarchiom europejskim zakończyły się niepowodzeniem i represjami. Mówi się, że rok ten był punktem zwrotnym, w którym historia jednak nie zmieniła swojego biegu. Niemal na pewno 2018 r. będzie oznaczać podobny punkt zwrotny. W tym roku protekcjonizm Donalda Trumpa, chiński ekspansjonizm, odrodzony nacjonalizm w Indiach i Japonii, budowanie imperium wIranie irosyjski oportunizm łączą się, aby podważyć międzynarodową współpracę, która podtrzymywała powojenny porządek globalny przez ostatnie 70 lat. Wśród ofiar są porozumienia dotyczące zmiany klimatu, broni nuklearnej i handlu, ponieważ świat nagle wydaje się podzielony i pozbawiony przywództwa. Jak do tej pory jedynie obietnice bez pokrycia są składane w związku z przyjętymi przez społeczność międzynarodową celami zrównoważonego rozwoju ONZ, które wyznaczają ambitne terminy zakończenia analfabetyzmu, chorób, których występowania można uniknąć, niedożywienia i skrajnego ubóstwa do 2030 r. Coraz więcej dowodów przemawia jednak za tym, że mimo heroicznych wysiłków António Guterresa, sekretarza generalnego ONZ, i jego zastępczyni Aminy J. Mohammed realność osiągnięcia tych celów jest podważana. Ponieśliśmy porażkę, ponieważ nie udało się nam uzgodnić środków, które będą przeznaczone na ich sfinansowanie. Czwarty cel zrównoważonego rozwoju – zapewnienie sprawiedliwego i powszechnego dostępu do edukacji wysokiej jakości dla wszystkich – zobowiązuje nas do uczy-
nienia naszego pokolenia, do 2030 r., pierwszego w historii, które wyśle każde dziecko do szkoły. Dzisiaj haniebną rzeczywistością jest to, że 260 mln dzieci nie chodzi do szkoły. Wśród tych dzieci, które obecnie chodzą do szkoły, łącznie 400 mln opuści ją, zanim ukończą 12 lat. A ponad 800 mln, połowa chłopców i dziewcząt z krajów rozwijających się, zakończy swoją szkołę średnią bez kwalifikacji i kompetencji poszukiwanych na współczesnym rynku pracy. Niedawno przeprowadzone badania Banku Światowego pokazują, że małżeństwa zawierane między dziećmi mogłyby się stać sprawą przeszłości, jeśli wszystkie dziewczęta uczęszczałyby do szkoły. Niestety, według Instytutu Statystycznego UNESCO ok. 230 mln z 430 mln dziewcząt w wieku szkolnym w krajach oniskim lub niższym-średnim dochodzie nigdy nie ukończy szkoły średniej. Analfabetyzm kobiecy ma niszczący wpływ na zdrowie społeczności, aśmiertelność niemowląt wAfryce jest dużo wyższa wśród niewykształconych matek. Mimo oświatowej góry, na którą musimy się wspinać, międzynarodowa pomoc na edukację spadła w ciągu ostatniej dekady z 13 proc. do zaledwie 10 proc. 10 dol. rocznie na dziecko nie wystarcza nawet na pokrycie kosztów używanych podręczników. Długo oczekiwane i tak wychwalane partnerstwa publiczno-prywatne, o których się mówiło, cytując oświadczenia Banku Światowego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Organizacji Narodów Zjednoczonych, że zmienią „miliardy w biliony”, jeszcze się nie zmaterializowały. I chociaż globalne instytucje opieki zdrowotnej i oświatowe w krajach rozwiniętych mają szczęście do wybitnych osób prywatnych będących filantropami, globalna edukacja musi dopiero odkryć swojego Andrew Carnegie dzisiejszych czasów. Jak do tej pory inwestycje przedsiębiorstw w edukację na świecie stanowią jedynie ułamek inwestycji w globalne kwestie dotyczące zdrowia lub środowiska. Kiedy mamy już tylko 12 lat do terminu wyznaczonego na 2030 r., jesteśmy w mo-
mencie prawdy. Oprócz dramatycznych zmian, jakie zachodzą w polityce, 200 mln dzieci w wieku szkolnym na całym świecie nie pojawi się w klasach w 2030 r. Zamiast tego najprawdopodobniej znajdą się na ulicach, gdzie będą łatwym celem dla ekstremistów, którzy wykorzystają nasze złamane obietnice dotyczące edukacji jako dowód na to, że pokojowa koegzystencja nigdy nie stanie się realną rzeczywistością. Jeśli nie będą na ulicach, te miliony młodych ludzi, którym odmawia się możliwości kształcenia i zatrudnienia w swoich krajach, będą się przemieszczać. Dopóki część światowego bogactwa nie przeniesie się do Afryki, Afrykanie będą w coraz większym stopniu przenosić się do miejsc, gdzie to światowe bogactwo jest zlokalizowane. Miliony potencjalnych migrantów ruszą w niebezpieczną podróż, kiedy tylko nabiorą przekonania, że bycie biednym w bogatym kraju jest lepsze niż bycie bogatym w biednym kraju. Międzynarodowy mechanizm finansowy dotyczący programów edukacyjnych o wartości 10 mld dol. może przełamać dotychczasowy impas związany z pomocą na cele oświatowe. Zaproponowany przez Międzynarodową Komisję Finansowania Globalnych Możliwości Edukacyjnych – inicjatywę na rzecz edukacji, której przewodniczę – fundusz koncentruje się na ponad 700 mln dzieci żyjących w krajach o niższymśrednim dochodzie, a także na terytoriach, na których zgromadziła się większość uchodźców i przesiedlonych dzieci. Te ok. 50 państw jest zbyt ubogich, by sfinansować koszty powszechnej edukacji, ale jednocześnie zbyt bogatych, by kwalifikować się do otrzymania materialnych dotacji z multilateralnych banków rozwoju. Pożyczki, które są dla tych państw dostępne, są oprocentowane na poziomie 4 proc. W rezultacie tylko 350 mln dol., czyli 50 centów na dziecko rocznie, przeznacza się na edukację w tych państwach. Oferując krajom rozwijającym się niedrogie finansowanie, ten nowy mechanizm ma szansę stać się odpowiedzią na przepaść ziejącą w obecnej architekturze pomocy mię-
1
DIBYANGSHU SARKAR/AGENCE FRANCE-PRESSE — GETTY IMAGES
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
Nieformalna szkoła dla nieletnich Rohingya w Bangladeszu, członków muzułańskiej grupy etnicznej ratującej się ucieczką przed ludobójstwem w Mjanmie
R
1
E
K
L
A
17
dzynarodowej. Zostanie on utworzony z gwarancji udzielonych przez państwa darczyńców: 2 mld dol. umożliwią pozyskanie pożyczek na rynku w wysokości 8 mld dol. Zostanie to uzupełnione o 2 mld dol. bezpośredniej dotacji, co pozwoli nam obniżyć odsetki naliczone od pożyczek. Przekształcenie kwoty 2 mld dol. w pomoc wartą 8 mld dol. sprawi, że oferowane przez nas finansowanie będzie cztery razy większe niż zwykle. W zamian za to zwiększone międzynarodowe finansowanie kraje rozwijające się zostałyby wezwane do podwojenia własnych inwestycji w edukację – z obecnych 2-3 proc. do poziomu 4-5 proc. udziału w dochodzie narodowym. Umożliwi to powstanie dodatkowych 200 mln szkół tak potrzebnych, by wkońcu zapewnić dostęp do edukacji wszystkim dzieciom. Światowy fundusz dysponujący środkami porównywalnymi do zgromadzonych przez światowy fundusz walki z AIDS, gruźlicą i malarią pomógłby w spełnieniu naszej długo odkładanej obietnicy – edukacji dla wszystkich. Doprowadziłby do sytuacji, w której osiągnięcie tego celu – dotychczas traktowanego jako mniej priorytetowy i finansowanego na niskim poziomie – znajdzie się w naszym zasięgu. Byłoby to również bardzo ważne przesłanie dla świata: nawet w najbardziej izolacjonistycznym i protekcjonistycznym otoczeniu możemy przyspieszyć międzynarodową współpracę i udowodnić, że globalizacja może nadal działać dla tych, którzy byli do tej pory pozostawieni poza jej głównym nurtem. + © 2018 THE NEW YORK TIMES and Gordon Brown TŁUM. MACIEJ KOSIANOWSKI
M
A
33869095
18
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
PUNKT ZWROTNY
Bankomat przyjmujący bitcoiny w nowojorskim sklepie
Wzrosło zainteresowanie blockchainami – technologią, która dała początek nieuchwytnemu rynkowi wirtualnych walut
BLOCKCHAINY – zawiedziona nadzieja Wynalazek, który może zrewolucjonizować ideę wzajemnego zaufania, napotkał poważną przeszkodę
MARK GREY
PAOLO TASCA
PAOLO TASCA jest dyrektorem wykonawczym UCL Centre for Blockchain Technologies
B
Blockchain to zdecydowanie coś więcej niż tylko technologia, na której bazuje znana kryptowaluta bitcoin. To narzędzie, które daje nadzieję na decentralizację struktur zarządzających całością transakcji w gospodarce, a tym samym – na przedefiniowanie naszej koncepcji zaufania. To ten aspekt zjawiska jest najbardziej przełomowy i innowacyjny. Ale obietnica, którą niesie ze sobą blockchain, została wystawiona na próbę. Zaufanie to podstawa interakcji zarówno społecznych, jak i handlowych. Przez stule-
cia jego gwarantem były mocno ugruntowane instytucje: hierarchicznie zorganizowane firmy oraz władze publiczne. Mechanizmy te sprawdzały się w przypadku tradycyjnych, pozasieciowych modeli biznesowych, jednak w cyfrowym świecie hiperłączy stają się one przestarzałe. W gospodarce działającej na platformach cyfrowych najlepszym gwarantem zaufania jest ten, kto kontroluje daną platformę. Dziś są to technologiczni giganci, jak Uber czy Airbnb, którzy powoli zastępują wysłużone instytucje – to im powierzamy naszą cyfrową tożsamość i wierzymy, że możemy im ufać. Pod ich kontrolą pozostają mechanizmy budujące zaufanie na podstawie oceny jakości transakcji, gdzie społeczność sama ustala reputację poszczególnych jej członków, przydzielając odpowiednią liczbę gwiazdek. Od kilku lat jednak niektóre platformy, takie jak Twitter, wprowadzają coraz ostrzejsze restrykcje. Atmosfera zrobiła się nieprzyjemna. Osoby, które pracowały przy tworzeniu serwisów oraz zostawały ich pierwszymi
użytkownikami, poczuły się zdradzone. Obiecywano im otwarte platformy i te marzenia właśnie legły w gruzach. Co więcej, niedawne incydenty z udziałem kilku technologicznych gigantów – Facebooka, eBaya, Ubera czy Experiana – mocno nadszarpnęły ich wiarygodność jako odpowiedzialnych powierników naszych danych. Obawy związane z ryzykiem nadużyć i inwigilacji znacząco wzrosły. Dzięki blockchainom ludzie dostali szansę, by przejąć dotychczasową rolę właścicieli platform i bezpośrednio komunikować się ze sobą za pomocą rozproszonych sieci peer-topeer (P2P) działających na podstawie o wspólnie wypracowanych zasad. Powierzenie zadania maszynie pozwala uniknąć ryzyka związanego z przekazywaniem kontroli nad przebiegiem transakcji osobom trzecim. Być może wkrótce więc blockchainy sprawią, że wielkie, silnie scentralizowane systemy będą musiały oddać pole systemom bardziej rozdrobnionym, gdzie poziom wiarygodności określa cała społeczność.
1
DANNY GHITIS/THE NEW YORK TIMES
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
R
1
E
W takich systemach to algorytm potwierdza autentyczność transakcji i ewidencjonuje tożsamości jej stron wraz z aktualnym poziomem reputacji każdej z nich, blockchain pełni funkcję księgi głównej. Możliwość nadużyć jest ograniczona, bo nie da się manipulować księgą główną, czy też fałszować znajdujących się w niej danych. Wzrasta także jawność, ponieważ przebieg poszczególnej akcji może na własną rękę skontrolować każdy jej uczestnik. Korzyści płynące z decentralizacji są oczywiste: wzajemne zaufanie buduje się bez udziału osób trzecich, współpraca grupowa zostaje pogłębiona, a liczba nieuczciwych transakcji zredukowana jest do minimum. Ponadto użytkownicy mogą przenosić swój poziom reputacji między różnymi platformami, a cały system służy nie tylko do gromadzenia danych dotyczących transakcji, ale w ogóle do budowy własnej cyfrowej tożsamości – bez nadzoru ze strony gigantów. To jak Uber z pominięciem Ubera, jak Airbnb z pominięciem Airbnb. Ta ewolucja ma miejsce tu i teraz. Dostarczycielom usług w zakresie płatności i finansów jak Paypal wyzwanie rzucają podmioty takie jak Ripple czy Circle. Media i sieci społecznościowe – Facebook, Twitter – mają nową konkurencję w postaci zdecentralizowanych platform w rodzaju Steemita i Akashy. Aplikacje pozbawione ośrodka podejmującego decyzje, lecz robiące to automatycznie i autonomicznie mogą być tworzone i umieszczane na takich blockchainach jak Ethereum czy EOS. To tylko nieliczne przykłady. Wszystko wygląda więc aż nazbyt pięknie, aby mogło być prawdziwe. I rzeczywiście, systemy rozproszone stoją przed istotnym dylematem.
K
L
Na współczesnych rynkach działających na szeroką skalę w formacie peer-to-peer zaufanie i zasięg to wartości przeciwstawne. Im bardziej dana sieć się rozprzestrzenia, tym mniej użytkownicy są skłonni jej ufać. Jednocześnie wzrost liczby użytkowników jest dla sukcesu takiego przedsięwzięcia elementem kluczowym. Problem ten można rozwiązać dwojako: albo ograniczać liczbę użytkowników przez zaostrzanie warunków dołączenia do grupy, albo zmniejszać rozproszenie przez powierzenie kontroli nad siecią kilku zaufanym programistom lub kilku węzłom. Wygląda niestety na to, że społeczności blokchainów preferują większą centralizację. Pomińmy nawet kwestię platform typu business-to-business, które przeważnie działają w oparciu o blockchainy prywatne, z założenia sterowane centralnie. Najszybsze, najbezpieczniejsze i najprężniej rozwijające się sieci P2P znajdują się w domenie publicznej – a i tak każda z nich ma jedno ścisłe centrum decyzyjne. Zasady ustala i egzekwuje niewielkie grono osób. Na przykład większość bitcoinowych transakcji weryfikuje ta sama nieduża grupa czołowych wydobywców, większości zmian w protokołach dokonują zaś nieliczni wybrani programiści. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja Ethereum, największego publicznego blockchaina wykorzystywanego przez tysiące platform P2P. Pięć największych kopalń – grup wydobywców – odpowiada za zabezpieczenie 80 proc. transakcji. Rozwój serwisu także jest silnie scentralizowany: 20 proc. kodu Ethereum napisał ten sam człowiek. Pokładanie zaufania w mechanizmach oznacza w praktyce, że kontrolę, którą do tej
A
19
pory sprawowali technologiczni giganci, przekazujemy w ręce anonimowych technologicznych guru. Skoro prawo do wprowadzania zmian w księdze głównej czy protokołach ma zaledwie kilka osób, to gdzie są te otwarte, transparentne, i powszechnie dostępne blockchainy, które miały nam pozwolić uniknąć kontroli i nadzoru ze strony osób trzecich? Ostatecznie wybór związany z dysponowaniem naszym zaufaniem w cyfrowym świecie przedstawia się dwojako: albo zrzekniemy się prywatności na rzecz scentralizowanych, ale rzetelnych usługodawców, albo pozostawimy sobie „kontrolę” nad własnymi danymi, umieszczając je w serwisie obsługiwanym przez grupkę anonimowych osób, które zawsze mogą zechcieć przejść na ścieżkę bezprawia. Powyższe problemy dotyczące zarządzania siecią podważają wiarygodność blockchainów jako odpowiedniego środowiska dla nowo powstałej gospodarki typu P2P. Wygląda na to, że wzajemne zaufanie równych sobie użytkowników nie jest poparte żadnym ugruntowanym zestawem zasad. Braki te w nieunikniony sposób muszą prowadzić do atomizacji wewnątrz społeczności i osłabiać solidarność pomiędzy jej członkami, co widać na przykładach wielu nowszych sieci, które wypączkowały z pierwotnych protokołów bitcoina czy Ethereum. Na razie trwa wojna o to, kto utrzyma kontrolę nad blockchainowymi systemami. Nie zmienia się zaś wspólna korzyść, jaką tym razem ma nam szansę przynieść technologia. + © 2018 THE NEW YORK TIMES and Paolo Tasca TŁUM. GRZEGORZ MAZIARSKI
M
A
33866979
20
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
ZASADNICZE PYTANIE:
czy zostawiliśmy coś ważnego za sobą, tracąc to być może bezpowrotnie? JULIA ALVAREZ
Społeczeństwo zapomniało o koncepcji, która towarzyszyła ludzkości od niepamiętnych czasów: o utopii. Przekonanie, że istnieje nowy i lepszy świat, o który trzeba zabiegać, o którym marzymy, w dużej mierze znikło z naszego zbyt sceptycznego albo jak powiedzieliby niektórzy – wręcz cynicznego społeczeństwa.
Pamiętacie zapamiętywanie? Pamiętacie, jak kiedyś uczyliśmy się różnych rzeczy na pamięć? Całe wiersze, które potrafiliśmy recytować, numery telefonów wszystkich naszych przyjaciół i naszych krewnych? Pamiętacie, jak kiedyś musieliśmy znać na pamięć drogę do danego miejsca, w tym ciekawe objazdy, którymi za pierwszym razem pojechaliśmy przez pomyłkę? Musieliśmy pamiętać o tym, czego potrzebowaliśmy, bo nie moglibyśmy po prostu zadzwonić do domu, gdybyśmy czegoś zapomnieli. Pamiętasz, kiedy musieliśmy pamiętać, jak wyglądają ludzie, nie mogąc tego sprawdzić w internecie, w czasach, kiedy nie mogliśmy po prostu przekazać najważniejszych rzeczy w naszym życiu na czyjś twardy dysk?
bez żadnej rzeczy do zrobienia na tym świecie, kiedy nic nam nie dzwoniło, nie wibrowało ani nie powiadamiało nas bez przerwy o czymś w inny sposób? I mieliśmy czas, żeby się zadumać i rozmyślać nad rzeczami. Pamiętasz zadumanie? Jeśli nie będziemy pamiętać, jak nasza przeszłość przemówi do naszej przyszłości? Jak będziemy pamiętali, czy zostawiliśmy za sobą coś ważnego, a jeśli tak, to gdzie tego szukać? RAY KURZWEIL
BILL EICHNER
WEINBERG-CLARK PHOTOGRAPHY
DANIEL LIBESKIND
STEFAN RUIZ
Poprosiliśmy Daniela Libeskinda, Julię Alvarez, Raya Kurzweila, Jacoba Solloka, Richarda McGuire’a, Witolda Rybczynskiego, aby przemyśleli, jakie są kluczowe rzeczy, które być może tracimy z oczu w ciągle przyspieszającym pędzie bieżących wydarzeń. Czy w miarę posuwania się naprzód współczesnego życia nasze społeczeństwo pozostawiło za sobą i utraciło coś ważnego? Czy możemy oraz czy powinniśmy chcieć to odzyskać?
DANIEL LIBESKIND jest polsko-amerykańskim architektem, artystą, profesorem i scenografem
Jest mnóstwo przykładów dystopii, które przynoszą koszmarne wizje, ale świat bez utopii może być światem, w którym nie warto żyć. Utopia jest dla naszego pojmowania historii tym, czym dla kosmosu jest prędkość światła. Stanowi horyzont możliwości niezbędny do określenia orientacji wobec świata. Bez twórczego poszukiwania lepszego społeczeństwa jesteśmy skazani na brnięcie w bezładzie doraźnych korzyści. Ponieważ ideologie minionego wieku zostały w dużej mierze zdyskredytowane jako fałszywe utopie, pozbawieni jesteśmy pojęcia lepszej przyszłości. To, czy idea utopii kiedykolwiek powróci, zależeć będzie od stanu naszego ducha, naszej wiary w to, co ma nadejść. Jednak kimże my jesteśmy, aby stawiać wymagania wobec ducha, który będzie wędrował, jak zechce?
RAY KURZWEIL jest amerykańskim pisarzem, informatykiem, wynalazcą i futurologiem
JULIA ALVAREZ jest autorką zbiorów poetyckich, powieści i książek dla młodych czytelników, a jej najnowsze książki to „Where Do They Go?”, „Wedding in Haiti” i „The Woman I Kept to Myself”
Pamiętasz, jak uważnie zapamiętywaliśmy ważne rzeczy i one pozostawały zamknięte w naszej pamięci na całe życie? Wszystko w nas bez żadnych zobowiązań na zewnątrz? Pamiętacie, och, czy pamiętacie to małe, nieśmiałe zwierzę, które wynurzało się z gąszczu własnych myśli, kiedy mogliśmy spokojnie siedzieć
Na przestrzeni następnych trzech dziesięcioleci naturalna i sztuczna inteligencja staną się jednym, będziemy żyć nieskończoną ilość czasu i staniemy się miliard razy inteligentniejsi. W dobie przyspieszających technologii maleją ubóstwo, powszechność występowania chorób, niedobory zasobów, analfabetyzm i przemoc. W ciągu ostatnich 20 lat ubóstwo na świecie spadło o ponad 50 proc. W ciągu ostatnich 200 lat średnia długość życia wzrosła dwukrotnie. Są to tylko dwa przykłady niezwykłych postępów, jakich dokonaliśmy, a współczesne życie dalej idzie naprzód, z podobnym w swej skali postępem w rozszerzeniu dostępu do edukacji, zapewnieniu odpowiednich warunków
1
21
GERALDINE BRUNEEL
JACOB SOLLOK
oszałamiająco złożone i zarazem przygnębiająco proste, wyrafinowanie gubi się gdzieś po drodze. To dziwne i niepokojące. W naszym oglądzie rzeczywistości zaczyna brakować świadomości tej podstawowej zasady, że sprawy w istocie są skomplikowane, a głęboka wiedza – obywatelska, kulturowa, polityczna – jest doskonałym, starym i sprawdzonym narzędziem, przydatnym, kiedy mierzymy się z wyzwaniami współczesnego świata. Tylko w zachodniej tradycji Machiavelli, Castiglione, Bacon, Hobbes, Cavendish, Monteskiusz, Wollstonecraft i – a jakże – Ben Franklin, nie mówiąc już o większości wielkich powieściopisarzy i naukowców, o to właśnie apelowali. Podobnie jak wielcy kompozytorzy i malarze. A potem straciliśmy nasze społeczne wyrafinowanie – od elegancji i dobrych manier począwszy, po wspaniałą rozmowę i bardzo istotną potrzebę inteligentnej ironii. Te rzeczy były kiedyś kluczowe dla polityki. Nie trzeba było być bogatym, aby mieć te cechy. Kiedy byłem dzieckiem, miałem wyrafinowanego fryzjera. Greta Garbo i Cary Grant uczynili z wyrafinowania cechę demokratycznie dostępną. Wyrafinowanie było w niuansach i dostrzeganiu wielu odcieni naszego świata. Jane Austen i Honoriusz Balzak też o tym wiedzieli. Frederick Douglass wiedział, że aby przedstawiać argumenty za wolnością, będzie musiał opanować język ze wszystkimi jego niuansami. Jest to paradoks i jednocześnie wyzwanie w dobie sztucznej inteligencji i Twittera. Jeśli nie możemy odkryć na nowo ludzkiego wyrafinowania – tego wyuczonego i eleganckiego szaleństwa – będzie nam brakować doskonałego, analitycznego narzędzia głębokiego zrozumienia. RICHARD MCGUIRE
JACOB SOLLOK jest profesorem filozofii, historii i rachunkowości na University of Southern California
1
Wyrafinowanie było kiedyś rzeczą cenioną, zarówno jako sposób patrzenia na świat, jak i sposób życia. Teraz, gdy nasze sprawy stają się
Generalnie lubię myśleć, że zyskujemy coś za każdym razem, kiedy coś tracimy. W nowojorskim metrze naliczyłem wczoraj 30 osób w moim wagonie i wszystkie te osoby oprócz jednej gapiły się w ekrany swoich urządzeń. Niektóre osoby były do nich podłączone również za pomocą słuchawek. Nagle ujrzałem tę samą scenę, jakby patrząc na nią wstecz, z przyszłości. Urządzenia przenośne wyglądały staroświecko i nieporęcznie, tak jakby wszyscy nosili ze sobą butlę z tlenem. Jestem przekonany, że wszystkie te urządzenia zostaną nam pewnego dnia chirurgicznie wszczepione. To tylko kwestia czasu.
wiście musiało oznaczać trwałe materiały, ale także ponadczasowe pomysły. Oba te elementy składowe musiały wytrzymać próbę czasu. Już tak nie jest. Globalizacja, kreowanie marki i fenomen architekta celebryty zmieniły to wszystko. Budynki stały się bardziej jak kinowe hity. Zamiast na długich dystansach celebrują to, co natychmiastowe, dotyczące tego, co tu i teraz, tego, co najnowsze.
DAVID GRAHAM
sanitarnych i zaszczepianiu demokracji na całym świecie. U podstaw tych trendów leży stałe i nieprzerwane podwajanie stosunku wydajności do ceny oraz efektywności technologii informatycznych, technologii, które są tysiąc razy potężniejsze niż przed laty i będą milion razy potężniejsze za kolejne 20 lat. Ponieważ medycyna, rolnictwo, energetyka i produkcja stają się formami technologii informatycznych, będziemy świadkami radykalnej transformacji we wszystkich aspektach naszego życia, w tym m.in. w odniesieniu do naszego zdrowia, żywności, odzieży, warunków mieszkaniowych i pracy. Przyszłość jest lepsza, niż się spodziewamy. Zamiast patrzeć wstecz na to, co być może nasze społeczeństwo pozostawiło za sobą i utraciło, cieszę się na przyszłość, w której nasz gatunek przełamie kajdany swojego genetycznego dziedzictwa i osiągnie niepojęte wyżyny inteligencji, materialnego postępu i długowieczności.
HENRY THOMAS
CHRISTOPHE ARCHAMBAULT/AGENCE FRANCE-PRESSE — GETTY IMAGES
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
RICHARD MCGUIRE to amerykański artysta, muzyk i autor, jego najnowsza książka to „Richard McGuire Art for the Street 1978-82”.
Przyznaję, że też jestem uzależniony, podobnie jak miliony innych osób. Czuję się nago bez mojego urządzenia. Czuję się zdesperowany, gdy nie mogę go znaleźć. Przyznaję, lubię mieć pod ręką przedłużenie mojego mózgu, kiedy nie pamiętam jakiegoś faktu. Czy chciałbym wszczepić sobie to urządzenie? Nie sądzę. To, co zyskaliśmy przez łatwiejszy dostęp do dużej liczby informacji, straciliśmy w obszarze czasu, który mamy dla siebie. Każda wiadomość e-mail, każdy SMS, każde połączenie telefonicznie wymagają natychmiastowej odpowiedzi. Media społecznościowe i najnowsze wiadomości dostarczane 24 godziny na dobę wymagają naszej stałej uwagi. Jednym ze sposobów, jaki znalazłem, aby odzyskać trochę tego czasu, jest po prostu spowolnienie biegu spraw przez medytację. Wygospodarowanie kilku chwil tylko dla siebie. Odłączenie się od ula. WITOLD RYBCZYNSKI
Do całkiem niedawna uważano za rzecz oczywistą, że ważne budynki w naszych miastach powinny być budowane solidnie, tak aby mogły się oprzeć upływowi czasu. W przeciwieństwie do dóbr konsumpcyjnych architektura była czymś przewidzianym na długi dystans. To oczy-
WITOLD RYBCZYNSKI jest kanadyjsko-amerykańskim architektem i pisarzem. Jest również emerytowanym profesorem urbanistyki na Uniwersytecie Martin and Margy Meyerson w Pensylwanii
To wszystko jest bardzo ekscytujące na dzisiaj. Ale co z jutrem? Kiedy atut nowości się wyczerpie, co pozostanie? Czy stare budynki będą jak hula-hoop i maskotki pet rocks – wczorajsze dziwactwa? Czy po prostu zostaną porzucone jak stare telefony komórkowe? Czy jedyną alternatywą dostępną dla starszego budynku będzie modernizacja – czy też „odświeżenie” zgodnie ze współczesnym żargonem deweloperów – lub wyburzenie? Jeśli architektura będzie nadal zmierzać w wyznaczonym obecnie kierunku, poświęci na ołtarzu nowoczesności jedną ze swoich najcenniejszych funkcji: zapewnienie żywego połączenia zprzeszłością, zludźmi, którzy byli tacy jak my, a jednak zupełnie inni. + © 2018 The New York Times TŁUM. MACIEJ KOSIANOWSKI
22
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
PUNKT ZWROTNY
Na olimpiadzie zimowej w Pjongczangu w Korei Południowej północnoi południowokoreańscy sportowcy maszerowali pod wspólną flagą
Nowa, zjednoczona, GOŚCINNA KOREA? Długofalowe korzyści ze zjednoczenia warte są swej ceny, najpierw jednak Koreańczycy z Północy i Południa muszą zaakceptować różnice LEE HYEON-SEO
LEE HYEON-SEO jest działaczką na rzecz praw człowieka, uciekinierką z Korei Północnej, autorką bestsellerowej autobiografii „Dziewczyna o siedmiu imionach”
Kiedy dorastałam w Korei Północnej w latach 80., wyprano mi mózg i kazano wierzyć, że Koreańczycy z Południa cierpią pod rządami okrutnego reżimu, ale dzięki bezinteresownej pomocy ludu północnokoreańskiego z naszym Drogim Przywódcą Kim Ir Senem na czele zostaną wyzwoleni, a cały Półwysep Koreański zostanie zjednoczony. Jako nastolatka uciekłam z ojczyzny i poznałam okrutną prawdę, jednak nadal żywię iskrę nadziei, że pewnego dnia obudzę się w wolnej, zjednoczonej Korei. W 2015 r., stojąc obok fragmentu muru berlińskiego, opowiadałam o Korei Północnej w ramach projektu TEDx. Zaczęłam rozmawiać z mieszkanką dawnego NRD, która mówiła o uniesieniu, jakie ogarnęło Berlin w dniu upadku muru w listopadzie 1989 r. Ludzie pobiegli w tę stronę, żeby się przekonać, czy niemożliwe stało się rzeczywistością. Płakali ze szczęścia, widząc, jak znika granica, która sztucznie podzieliła niemieckie społeczeństwo na tak długie lata. Pragnę, by Koreańczykom dane było przeżyć podobną chwilę. Mimo fali optymizmu co do możliwości pojednania Północy z Południem po niedawnych spotkaniach na szczycie przywódców obu krajów szanse na zjednoczenie nadal są nikłe. Szczególnie przygnębiające wrażenie robią sondaże wskazujące, że znaczna część Koreańczyków z Południa, zwłaszcza młodych, sprzeciwia się zjednoczeniu. Jedną z głównych przyczyn jest ogromny ciężar finansowy, jakim będzie dla Korei Południowej zjednoczenie, według niektórych szacunków wyceniane na jeden do trzech bilionów dolarów. Problemem jest też spowodowana 70-letnim podziałem poszerzająca się przepaść kulturowo-ekonomiczna, która prowadzi do dewaluacji wspólnego dziedzictwa etnicznego i skłania część Koreańczyków po obu stronach granicy do odrzucenia wspólnej koreańskiej tożsamości narodowej. A jednak długofalowe korzyści ze zjednoczenia wzakresie gospodarki ibezpieczeństwa znacznie przewyższają doraźne koszty. Kapitał itechnologia Południa plus bogactwa naturalne iogromne zasoby siły roboczej Północy to wielka szansa dla gospodarki całego Półwyspu. Ci Koreańczycy, których niepokoją przewidywane koszty, powinni spojrzeć na zjednoczenie w szerszej perspektywie. Mamy ogromny dług wdzięczności wobec naszych przodków, którzy oddali życie w walce o niepodległość i wolność Korei. Dzięki nim przetrwały nasza kultura i język. Mamy obowiązek kontynuować marsz wytyczoną przez nich drogą ku silnej, zjednoczonej Korei.
KIM HONG-JI/REUTERS
K
Koreańscy artyści występujący na tle "flagi zjednoczenia" przed meczem w piłkę nożną rozegranym w Seulu przez reprezentacje Południowej i Północnej Korei, 11 sierpnia 2018 r.
Niestety, na drodze stoi inna poważna przeszkoda, jaką jest zdumiewający brak tolerancji po obu stronach granicy. Wielu mieszkańców Południa nadal nie akceptuje nawet tych uciekinierów z Północy, którzy potępili reżim i wybrali życie wśród nich – są oni szykanowani, zastraszani, cierpią z powodu ostracyzmu. M.in. z tego powodu tworzy się na Południu odrębne szkoły, by pomóc młodym przybyszom z Północy zaadaptować się do nowego życia. Ale nawet gdy dorosną, narażeni są na dyskryminację w miejscu pracy i społeczną izolację. Niestety, w odwrotnej sytuacji Koreańczycy z Południa stanęliby przed podobnymi problemami na Północy. W Korei Północnej, gdzie przeciętny obywatel rzadko się styka z obcokrajowcami i innymi kulturami, szaleją rasizm i głęboko zakorzeniona ksenofobia, wrogość do obcych sięgająca najwyższych elit kraju. Podczas drugiej kadencji prezydenta Baracka Obamy propagandyści reżimu bez skrępowania nazywali go „nikczemną czarną małpą”. Także na Południu szerzy się wrogość do obcych. Pojawienie się na początku roku na wyspie Czedżu kilkuset jemeńskich uchodźców proszących o azyl wywołało ostrą reakcję wynikającą po części zlęku przed przestępczością, utratą pracy iróżnicami kulturowymi. Setki ty-
sięcy obywateli podpisały petycję wzywającą rząd do nieprzyjmowania uchodźców. Ci, którzy głoszą na Południu takie poglądy, zapominają, że po wojnie koreańskiej wielu z nas było uchodźcami, których przyjęły i zaakceptowały inne kraje . Niektórzy mieszkańcy Południa zapominają też, że podczas wojny u boku ich rodaków walczyli i ginęli obcy żołnierze. Ze względu na historię i to, że Korea Południowa podpisała konwencję ONZ o statusie uchodźców, kraj ten ma obowiązek przyjęcia osób uciekających przed wojną i innymi katastrofami gdziekolwiek na świecie. Koreańczykom, którym nie odpowiada idea społeczeństwa otwartego, powiem tak: jeśli chcecie, by zjednoczona Korea została przyjęta do społeczności międzynarodowej, musicie się nauczyć akceptować tę rzeczywistość. Przodkowie walczący o naszą wolność zostawili nam dziedzictwo poświęcenia. Musimy je przekazać przyszłym pokoleniom i robić wszystko, by zbudować zjednoczoną i gościnną Koreę, którą wszyscy Koreańczycy będą mogli zwać domem. + © 2018 THE NEW YORK TIMES and Lee Hyeon-Seo TŁUM. SEBASTIAN KOWALSKI
1
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
23
MŁODZI KUBAŃCZYCY
PUNKT ZWROTNY
nie chcą już żyć wśród upiorów przeszłości
Raúl Castro rezygnuje z funkcji prezydenta Kuby
Młodzi Kubańczycy uwolnili się od brzemienia i traumy rewolucji, której doświadczyli ich rodzice i dziadkowie. Nie oglądając się na przeszłość, próbują budować teraźniejszość i otwierać się na świat RUTH BEHAR
GABRIEL FRYE-BEHAR
T
RUTH BEHAR jest profesorką antropologii na Uniwersytecie Michigan, autorką powieści dla młodzieży „Lucky Broken Girl” oraz zbioru wierszy „Wszystko, co zatrzymałam” 1
– To było twoje – powiedziała matka, wyciągając niebieski dziewczęcy szkolny mundurek. Mama ma 82 lata i wciąż zaskakuje mnie pamiątkami, które zabrała z Kuby w latach 60. Mundurek miał przyszytą z przodu gwiazdę i gruby szew, aby można go było poszerzać, w miarę jak będę dorastać. – Nie pamiętasz? – zdziwiła się. Potrząsnęłam głową. – Nosiłaś go, gdy miałaś cztery lata. Chodziłaś do tej samej żydowskiej szkoły w Hawanie co ja. Zajęcia odbywały się po hiszpańsku i w jidysz. Czy to nie wspaniałe? Potem przyszedł Castro. Dorastałam, tak jak wiele innych dzieci kubańskich uchodźców, w poczuciu traumy po rewolucji 1959 r. Moi rodzice szczerze popierali zapowiadane przez Fidela Castro reformy: równouprawnienie kobiet i Afrokubańczyków, darmową opiekę nad dziećmi, reformę rolną, mieszkania dla ubogich, opiekę zdrowotną dla wszystkich i edukację dla każdego dziecka. Gdy Castro zwrócił się w stronę autorytaryzmu i komunizmu, poczuli się zdradzeni. Podobnie jak inni uchodźcy w ich wieku moi rodzice nie chcą wracać na wyspę. Wolą pielęgnować we wspomnieniach taką Kubę, jaką zapamiętali. Od prawie 30 lat wracam sama i próbuję zrozumieć ten kraj. Dzieci pozostałe na wyspie to pokolenie wychowane przez rewolucjonistów – ich rodzice próbowali zbudować sprawiedliwe społeczeństwo dzięki pracom społecznym i kolektywnym wyrzeczeniom. Były lata, gdy zmagali się z niedostatkiem, a dziś zmagają się z upadkiem krajowego systemu opieki socjalnej. Moja przyjaciółka pomaga swoim rodzicom – wynajmuje pokoje na Airbnb. Ostatnio zastanawiała się, kim mogłaby zostać i co osiągnąć, gdyby i jej rodzice wyjechali z wyspy. – Masz szczęście, że twoi zabrali cię z Kuby, gdy byłaś mała – powiedziała mi. Niedługo Kuba będzie obchodzić 60. rocznicę rewolucji. Nowe pokolenie, pokolenie wnuków – zarówno na Kubie, jak i poza nią – nie musi już zmagać się z traumą przeszłości. Młodzi Kubańczycy są indywidualistami. W oczach starszych pokoleń, które ścinały trzcinę cukrową w czynie społecznym, byliby „ideologicznymi wywrotowcami”. Chociaż dorastali, słysząc o okropnościach ame-
rykańskiego imperializmu i o embargu handlowym USA, noszą tatuaże „All You Need Is Love” i „Live Hard”. I uwielbiają znane marki. Gdy w maju 2016 r. Chanel zorganizowało w Hawanie pokaz mody, na deptaku Paseo del Prado pojawił się wnuk Fidela Castro – wykapany dziadek – początkujący, 19-letni model Tony Castro (a dokładniej Antonio Castro Ulloa). Ikoną tego nowego pokolenia jest 37-letnia Idania del Río. Wróciła do Hawany z pracy za granicą, gdy Raúl Castro zezwolił na działalność małych prywatnych firm, i założyła sklep z grafikami o nazwie Clandestina. Jej koszulki z nadrukami przyciągnęły uwagę prezydenta Obamy podczas jego historycznej wizyty na Kubie w marcu 2016 r. i można je kupić na Amazonie. Zaskakująco wielu młodych Kubańczyków może sobie pozwolić na wydanie 28 dol. – równowartość miesięcznego wynagrodzenia na wyspie – na koszulkę z Clandestiny, ale to jest już górny pułap ich ambicji. Pracują w prywatnych restauracjach, wynajmują pokoje turystom, przerabiają stare chevrolety na stylowe taksówki. Chcą, aby Kuba stała się „zwykłym” krajem. Tymczasem wciąż nie funkcjonuje tu obrót bezgotówkowy, nikt nie ma karty kredytowej, a pieniądze trzyma się pod łóżkiem. Otwarcie się wyspy na świat kapitalistyczny doprowadziło również do wzrostu nierówności. Na początku lat 90., kiedy zaczęłam jeździć na Kubę, witryny sklepów dewizowych dla zagranicznych turystów pozasłaniane były ciemnymi zasłonami, aby nie bić Kubańczyków po oczach towarami, na które nie mogli sobie pozwolić. Teraz wszystko jest na widoku – także Chanel. W przeszłości emigracja była sposobem na ucieczkę. Jednak dziś kraje całego świata zamykają przed Kubą swoje granice, a Stany Zjednoczone nie oferują już Kubańczykom możliwości szybkiego uzyskania obywatelstwa. Młodzi Kubańczycy marzą już nie o emigracji, ale o podróżowaniu. Wnuk mojej afrokubańskiej niani zdzieciństwa chciałby odwiedzić Guantánamo, skąd pochodzi jego ojciec. Jednak zarabiając równowartość 12 dol. miesięcznie, po prostu nie może sobie pozwolić na przejazd autobusem ok. tysiąca kilometrów z Hawany do Guantánamo. Jego szwagier wtrącił się do naszej rozmowy. – Ja chciałbym podróżować po świecie, a potem wrócić na Kubę – zaśmiał się. Nie pragnie politycznych zmian. – Na Kubie nie ma gangów ani broni. Tu jest bezpiecznie – stwierdził. Trudna sytuacja ekonomiczna tych dwóch młodych Afrokubańczyków jest równoważona poczuciem bezpieczeństwa. Rasizm nie tylko nie został z Kuby wykorzeniony, ale zda-
niem wielu komentatorów wręcz się nasilił wraz z rozwojem prywatnej przedsiębiorczości, z której w dużo większym stopniu korzystają biali Kubańczycy. Ale jednym z trwałych osiągnięć kubańskiej rewolucji jest zaszczepienie silnej dumy narodowej z afrykańskiego dziedzictwa, dopuszczenie czarnych Kubańczyków do głosu i dążenie do ich równouprawnienia – nawet międzynarodowy ruch Black Lives Matter ma na wyspie swoich zwolenników. Przyszłość Kuby po Castro jest jednak niepewna. Choć kraj może być dumny ze swoich reform konstytucyjnych, włącznie z propozycją zalegalizowania małżeństw homoseksualnych, zmaga się z problemami demograficznymi. Przyrost naturalny spadł alarmując, a populacja jest najstarsza w całej Ameryce Łacińskiej. Jedna z moich znajomych zwykła mawiać: – Nigdy nie urodziłabym dziecka dla Fidela Castro. Inni tłumaczą, że decyzja o posiadaniu dzieci jest wyjątkowo trudna ze względu na warunki gospodarcze, a zwłaszcza dotkliwy brak mieszkań. Nasi byli sąsiedzi z Hawany – którzy mają dziś po 90 lat i są chodzącą reklamą doskonałej opieki zdrowotnej na Kubie – nadal mieszkają w tym samym skromnym mieszkaniu z dwoma pokojami. Ich wnuczka przez całe życie śpi z nimi w jednej sypialni, podczas gdy jej rodzice zajmują drugi pokój. Dziewczyna ma 37 lat, a jej chłopak dopiero dziesięć lat temu wyprowadził się z mieszkania dziadków, w którym mieszkał przez całe życie. – Nie możemy wziąć ślubu, ponieważ nie mamy gdzie mieszkać – powiedziała mi. – Nie sądzę, żebyśmy mieli dzieci. Starzeję się. W każdym razie nie zarabiamy nawet wystarczająco, by utrzymać dziecko. Wyobraziłam sobie, jak mogłaby wyglądać jej córka ubrana w szkolny mundurek i czerwoną chustkę młodego pioniera. Przypomniałam sobie ubranie, które przechowywała moja matka, pielęgnująca wspomnienia z mojego przerwanego dzieciństwa na Kubie. Jej babka, jak to kubańskie babki, przysłuchiwała się naszej rozmowie. Wiele lat temu sprzedała obrączkę ślubną, żeby kupić elektryczny wentylator, ale nie żywi do nikogo żalu. – Nigdy nie wiesz, co może się zdarzyć – uśmiechnęła się do wnuczki. – Aquí vivimos de la esperanza (Tutaj żyjemy nadzieją). Wiem, że jej wnuczka nie wierzy już w utopijne marzenia o tym, co może się wydarzyć. Postanowiła żyć swoim życiem tu i teraz, podobnie jak inni Kubańczycy nowego pokolenia. Ale uprzejmie uśmiechnęła się do swojej babki ipowiedziała: – Wiem, abuela (babciu). + © 2018 THE NEW YORK TIMES and Ruth Behar TŁUM. MACIEJ ORŁOWSKI
24
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
PUNKT ZWROTNY
W lipcu 2018 r. Francja wprowadziła zakaz używania telefonów na terenie szkół całego kraju
WYBUCHŁA WOJNA
o nasze skupienie Zakaz używania telefonów w szkołach. Czy to polityka publiczna na miarę naszych czasów, czy raczej ostatnie podrygi centralnego planisty przed wywieszeniem białej flagi na kolejnym polu starcia człowieka z maszyną?
ANNA GROMADA
P
ANNA GROMADA jest konsultantką ONZ ds. polityki społeczno-ekonomicznej, współzałożycielką Fundacji Kaleckiego, badaczką IFiS PAN, absolwentką socjologii i politologii na Cambridge, ekonomii międzynarodowej w SGH oraz studiów nad rozwojem w Sciences Po Paris, stypendystką Yale, Uniwersytetu Tokijskiego i Uniwersytetu w Oslo
Projekt zaprezentowany jako ochrona dzieci przez uzależnieniami jest realizacją obietnicy wyborczej Emmanuela Macrona z kampanii prezydenckiej w 2017 r. Debata na temat telefonów wzbogaciła prawo i język o nowe określenia, takie jak „prawo do bycia offline” czy „informacyjna otyłość” – co w kraju o jednym z najniższych wskaźników masy ciała jest wyjątkową obelgą. Francja jest krajem o wysokiej akceptacji regulacji narzucanych z góry. Jednak tendencja, która we Francji idzie ze szczytów scentralizowanego państwa, w Ameryce płynie od arystokracji pieniądza i high-techu. Bill Gates wprowadził w swoim domu regułę – zero komórek dla dzieci przed 14. rokiem życia (średnia dla USA to 10 lat). Dick Costolo pozwala nastoletnim dzieciom na korzystanie z urządzeń elektronicznych tylko w salonie. Steve Jobs swój tablet porównywał do tablic Mojżesza, ale zapomniał dodać, że jego własne dzieci miały całkowity zakaz zbliżania się do tego boskiego dobrodziejstwa. Jego następca, bezdzietny Tim Cook, pilnuje, aby siostrzeniec nie korzystał z mediów społecznościowych. Trend z Olimpu spływa do kadry średniego szczebla. Na Bay Area Sitters – platformie łączącej wysoko wykwalifikowane nianie z pracownikami z Doliny Krzemowej – kontrakty z klauzulą „zero ekranów” to nowa norma. Trend powoli zaczyna być widoczny na platformach masowych, takich jak UrbanSitters. Powstały też pierwsze ruchy społeczne, np. Wait until 8th, łączące rodziców, którzy zamierzają wręczyć dzieciom telefon dopiero przed pójściem do ósmej klasy.
Jednak w skali całej Ameryki to nadal awangarda. Między 2015 a 2018 r. proporcja nastolatków, którzy deklarują, że korzystają ze smartfona praktycznie cały czas, również w nocy, podwoiła się i dziś wynosi 45 proc. Podobnie jak biały cukier – który w ciągu stu lat zmienił swój status od produktu ultraelitarnego do przysmaku niższych warstw – elektronika dokonuje klasowej wolty. Robi to jednak w o wiele krótszym czasie. W latach 90. martwiliśmy się, że wysokie koszty nowych technologii wystawią najmniej uprzywilejowane dzieci na pastwę gospodarki informacyjnej, w której nie będą potrafiły się odnaleźć. 30 lat później widzimy, że to właśnie ta grupa społeczna konsumuje najwięcej mediów. W USA dzieci niezamożnych rodziców spędzają przed wszystkimi ekranami trzy godziny dziennie więcej niż ich rówieśnicy z bogatszych domów. Kiedyś komórka symbolizowała status. Dziś – utratę kontroli nad własnym życiem. Czy pomazańcy współczesnej Ameryki – tacy jak Gates czy Jobs – wiedzieli o swoich produktach coś, czego nie wiedzieli użytkownicy? Dlaczego tak bardzo bali się wytworów własnej pracy? Najczęściej przywoływane skutki korzystania z tych urządzeń przez dzieci to wpływ na ich dobrostan psychiczny oraz na wyniki w nauce. Badania naukowe dowodzą, że rozwiązaniem nie jest narzucona abstynencja, lecz kontrolowane samoograniczenie. Badania Przybylskiego i Weinsteina wskazują, że najwyższy dobrostan psychiczny mają nie te dzieci, które są izolowane od technologii, ale te, które korzystają z niej z umiarem. Punkt najwyższego zadowolenia zależy od technologii: pół godziny dziennie dla smartfonów, godzina dla telewizji i komputera oraz dwie godziny dla gier komputerowych. Powyżej tych ram czasowych dobrostan radykalnie spada, choć w innym tempie w zależności od technologii. Z kolei moje analizy 10-latków prowadzone dla organizacji międzynarodowych pokazują, że zdecydowanie najgorsze wyniki w czytaniu ze zrozumieniem mają te dzieci, które spędzają przed komputerem więcej niż dwie
godziny dziennie. Dzieci, które korzystają z niego mniej niż dwie godziny (30-120 minut), radzą sobie lepiej od tych, które nie korzystają z komputera prawie wcale. Z jednej strony aktualna wydaje się więc stara Arystotelesowska baśń o złotym środku. Z drugiej zaś – należy dokonać jej aktualizacji, wskazując na samoregulację jako zdecydowanie lepsze rozwiązanie niż przymus, bo przeciwnik jest znacznie trudniejszy. Każde dziecko wie, że łatwiej jest się oprzeć zapakowanej tabliczce czekolady, niż ją odpakować i poprzestać na jednym kawałku. W przypadku dorosłych łatwiej odrzucić zaproszenie, niż wyjść na jeden kieliszek wina. Czym zatem technologia miałaby się różnić od wcześniejszych pokus? One zawsze istniały i nasza siła woli często szła na kompromisy. Jednak te obecne różnią się od swoich przodków nieustanną aktualizacją wiedzy o użytkowniku. Facebook zatrudnia tylu analityków nie po to, żeby ułatwić ci życie, ale by zwiększać liczbę kliknięć w coraz lepiej dopasowane reklamy tworzone przy użyciu coraz bardziej szczegółowej wiedzy o twoich preferencjach i nawykach. Infrastruktura do kradzieży twojej uwagi obejmuje: umieszczanie alertów na końcu pola widzenia; sygnalizowanie w ostrej czerwieni największych trywialności; autoodtwarzanie utworów czy sugerowanie coraz lepiej dopasowanych treści. Jeśli algorytm poznaje człowieka szybciej, niż człowiek poznaje samego siebie, linie te niedługo przetną się w sytuacji, z której sapiens może nie wyjść zwycięsko. Oznaczałoby to, że kluczowe umiejętności XXI w. to nie programowanie w C++ czy płynny mandaryński, ale panowanie nad własnym umysłem przez mistrzostwo w takich dziedzinach jak: skupienie, samodyscyplina i opanowanie lęku przed radykalną zmianą. Skupienie i samodyscyplina pomagają w tworzeniu i realizacji własnych planów. Jeśli znasz swoje cele, technologia może być pomocnym narzędziem w ich osiągnięciu. Jeżeli zaś nie zaplanujesz swojego dnia, technologia zrobi to za ciebie, używając cię jako narzędzia do osiągnięcia własnych celów, np. do zwiększania wartości firmy zależnej od
1
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
25
PSYCHICZNY DOBROSTAN NASTOLATKÓW W ZALEŻNOŚCI OD CZASU SPĘDZONEGO NA KORZYSTANIU Z NAJNOWSZYCH TECHNOLOGII DANE W GODZ.
liczby kliknięć w linki sponsorowane. Tym właśnie różni się algorytm od poprzednich pokus – w przeciwieństwie do czekolady, wina czy seksu ma własną agendę. Rosnące znaczenie opanowania lęku przed radykalną zmianą oznaczać będzie nie tylko nowy priorytet dla edukacji XXI w., ale też kolejne przesunięcie w międzypokoleniowych relacjach władzy. Pierwsze przesunięcie nastąpiło wraz z urbanizacją, rozwojem rynku pracy promującego młodych i wysoko wykształconych oraz z przejściem demograficznym. Zwiększająca się długość życia i spadek dzietności zamieniły dziecko w dobro rzadkie, starca zaś – w dobro powszechne. W Polsce w ciągu zaledwie 40 lat wianuszek wnucząt recytujących wierszyki dla siedzącego w fotelu dziadka zastąpiła czwórka dziadków rywalizująca o względy siedzącego na nocniku wnuka. Na tę odwróconą piramidę demograficzną nakłada się wiedza o mózgu. U ssaków naczelnych funkcje poznawcze wymagające udziału kory przedczołowej są skrajnie wrażliwe na proces starzenia. Jeśli szybka adaptacja do zmiany będzie kluczowa, świat XXI w. może faworyzować młodość nie tylko demograficznie, ale też neurobiologicznie. Jeśli urodziłaś się w XIX w. na małopolskiej wsi, nie było lepszej krynicy wiedzy niż doświadczenie starszych. Ojciec uczył sianokosów, matka – relacji społecznych opartych na cnocie. Te umiejętności decydujące o odpowiednio ekonomicznym i społecznym przetrwaniu będą w cenie jeszcze przez wiele pokoleń. W XX w. coś słyszeliśmy o nauce języków obcych, choć dorosłym dającym te rady, czasami myliły się zachodzące imperia ze wschodzącymi, których to język warto opanować. R
1
E
dni powszednie
50
50
48
48
46
46
44
44
oglądanie telewizji i filmów
42
gry wideo
42
40
dni wolne
40 1
2
3 4 5 6 liczba godzin dziennie
1
7
50
50
48
48
46
46
44
44
42
2
3 4 5 6 liczba godzin dziennie
7
42 komputer
smartfon
40
40 1
2
3 4 5 6 liczba godzin dziennie
1
7
2
3 4 5 6 liczba godzin dziennie
7
ŹRÓDŁO: PRZYBYLSKI, A.K. & WEINSTEIN, N. (2017). A LARGE-SCALE TEST OF THE GOLDILOCKS HYPOTHESIS: QUANTIFYING THE RELATIONS BETWEEN DIGITAL-SCREEN USE AND THE MENTAL WELL-BEING OF ADOLESCENTS. PSYCHOLOGICAL SCIENCE GAZETA WYBORCZA © K
L
A
W XXI w. doświadczenie może przestać być atutem. Jeśli przełoży się na zależność od standardowej ścieżki kariery i zbytnie przywiązanie do dawnych rozwiązań, to może stać się ciężarem. Może się wtedy okazać, że jedyne, co my – dorośli – mamy dobrego, to dobre intencje. Człowiek zawsze był lepszy w wymyślaniu maszyn niż w ich roztropnym użytkowaniu. Zanim stworzymy rozwiązania systemowe, możemy się zainspirować tym, jak z otyłością informacyjną radzą sobie imponujące umysły naszego wieku. Martha Nussbaum ma wyraźnie wyznaczone cele i plan dnia: czas na sztukę, sport, pisanie, dydaktykę i bliskich. Każdy dzień zaczyna od przetworzenia lęku przed straceniem okazji (FOMO) w radość z jej przegapienia (JOMO). Gdy jest jeszcze w łóżku, bierze telefon i odrzuca wszystkie propozycje, które napłynęły w ciągu ostatniej doby, a następnie rusza na 90-minutowy jogging. Mówi, że poranny rytuał odrzucania propozycji przynosi jej niezwykłą radość wynikającą z umacniania własnych priorytetów. Yuval Noah Harari przypisuje swoją płodność intelektualną medytacji. Spędza na niej dwie godziny dziennie, a dodatkowo raz do roku wyjeżdża na 45-60 dni milczenia oraz braku jakichkolwiek bodźców. Ma również radę dla początkujących – zacznij od autoobserwacji poprzedzonej małymi eksperymentami dnia codziennego, np. zostaw telefon w pracy i obserwuj swoje reakcje. Jeśli czujesz nerwowość, to z czego ona wynika? Co sprowadziłeś na siebie swoimi nawykami? Jakich racjonalizacji użyje twój umysł, aby uciec od pracy nad sobą? Klasyki to: „Na pewno coś się wydarzy!”, „Skąd będę wiedzieć, gdzie są moje dzieci?” oraz „Jezu, przecież ja nawet nie mam innego budzika!”. + M
A
33867081
26
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
PUNKT ZWROTNY
Podczas badań przeprowadzonych wśród prawie dwóch tysięcy amerykańskich dziewcząt w ramach zbierania materiałów do wydanej w 2018 r. książki „The Confidence Code for Girls” (Kod pewności siebie dla dziewcząt), naukowcy odkryli, że między ósmym a czternastym rokiem życia dziewczynki tracą około 30 proc. pewności siebie. Podobnego spadku nie zaobserwowano u chłopców
Venus Williams w Nowym Jorku, 2017 r.
Venus WILLIAMS:
droga do emancypancji Zawsze sobie powtarzam, że nie ma nic złego w tym, że się denerwuję, ale nie mogę pozwolić, żeby nerwy wpłynęły na to, jak gram VENUS WILLIAMS, ARMANDO ARRIETA
W
VENUS WILLIAMS jest uważana za jedną z najlepszych tenisistek na świecie, zdobyła siedem tytułów Wielkiego Szlema i cztery złote medale olimpijskie. Jest prezeską V Starr Interiors i założycielką marki odzieżowej EleVen
W nagraniu wideo, które w 2018 r. mogli obejrzeć użytkownicy mediów społecznościowych, 14-letnia Venus Williams opowiada Johnowi McKenziemu, dziennikarzowi ABC News, który przeprowadza z nią wywiad, o tym, jak pewna jest zwycięstwa nad rywalką na korcie tenisowym. – Wiem, że mogę ją pokonać – mówi McKenziemu uśmiechnięta Venus. – Jestem tego pewna. Odpowiedź najwyraźniej zaskoczyła McKenziego.
– Powiedziałaś to z taką łatwością – mówi jej. – Jak to możliwe? – Ponieważ w to wierzę – odpowiada Venus. To poczucie własnej wartości towarzyszyło Williams przez całe życie. Dzięki wierze w swoje umiejętności zaczęła dominować w tenisie zawodowym, a to z kolei zaprowadziło ją na sam szczyt rankingu zawodniczek tego sportu na świecie. Jednak w jej wysiłkach na rzecz promowania równouprawnienia płci zasadnicze znaczenie miała również emancypacja osobista, tak jak wtedy, gdy przeprowadziła udaną kampanię publiczną, domagając się, żeby Wimbledon zaczął płacić kobietom za wygraną tyle samo co mężczyznom. Kiedy w 2007 r. Williams zdobyła czwarty tytuł zwyciężczyni Wimbledonu, została pierwszą kobietą, która zarobiła dokładnie tyle samo co Roger Federer, mistrz w klasyfikacji męskiej: 1,4 mln dol. Pewność siebie odegrała również kluczową rolę w przedsięwzięciach biznesowych
Williams, w tym w założonej przez nią marce odzieżowej EleVen oraz firmie zajmującej się projektowaniem wnętrz V Starr Interiors. Właśnie ten czynnik leżał u podstaw wielu jej osiągnięć, a Venus uważa, że jest to umiejętność, której można się uczyć i nad którą można stale pracować. „Uważam, że zawdzięczam sukces wierze w siebie – powiedziała w rozmowie z nami. – Odkryłam, że pewności siebie można się nauczyć i ją rozwijać. Tak naprawdę każdego dnia nad nią pracuję tak samo, jak chodzę na siłownię czy trenuję na korcie”. Zapytaliśmy więc Williams o jej przepis na uzyskanie i zachowanie pewności siebie, szczególnie w przypadku kobiet. „Faktem jest, że można trenować nie tylko ciało, ale też umysł, można go nauczyć, jak uwierzyć we własną wartość”. ARMANDO ARRIETA
1
DAMON WINTER/THE NEW YORK TIMES
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
R
1
E
Oto trzy podstawowe zasady, którymi podzieliła się z nami Venus Williams.
Często widziałam, jak ludzie z mojego otoczenia podejmują ewidentnie błędne decyzje. Zastanawiałam się potem z niedowierzaniem, dlaczego robią coś podobnego. Wydawało mi się to wówczas bezsensowne. W końcu zdałam sobie sprawę, że dokonują takich wyborów, bo kierują się poczuciem zwątpienia w swoje siły. Kiedy decyzje te prowadziły do godnych pożałowania rezultatów, umacniały w nich przekonanie, że są nic niewarci, i przyczyniały się do utrwalenia negatywnego cyklu. A przecież wcale nie musi tak być.
1. Bądź szczera w kwestii swoich uczuć. Kiedy coś nie działa tak, jak bym sobie tego życzyła, zadaję sobie proste, ale istotne pytanie: dlaczego? Uważam, że to najlepszy sposób na dotarcie do źródła problemu. Realizując cele, pamiętaj, że musisz być wobec siebie szczera. Zamiast próbować ukryć wszelkie wątpliwości, jakie mogą się pojawić, upewnij się, że umiesz rozpoznać, kiedy czujesz się niepewnie. Następnie przypomnij sobie, że choć być może w tej chwili brakuje ci pewności siebie, to nadal konsekwentnie dążysz do obranego celu, konsekwentnie pracujesz i podejmujesz trudne decyzje. Nieważne, co robisz, nigdy nie wybieraj najłatwiejszego wyjścia – przyniesie ci przyjemność tylko na chwilę. Przestań się też porównywać z innymi. Myśląc, że inni ludzie odnoszą większe sukcesy, ponieważ są mądrzejsi, ładniejsi lub wyżsi, osłabisz tylko własne szanse na powodzenie. Należy jednak pamiętać, że niezwykle ważne jest, żeby mieć kogoś, z kim można porozmawiać, niezależnie od tego, czy osoba ta jest trenerem, mentorem czy po prostu kimś, kogo szanujesz, kto odniósł sukces i prowadzi satysfakcjonujące życie. Jeśli szczerze podchodzisz do swoich uczuć, pogódź się z tym, że zwątpienie we własne siły to nic złego. To normalna ludzka reakcja. Najważniejsze to nie pozwolić, żeby niepewność nami kierowała. Przed meczem zawsze sobie powtarzam, że nie ma nic złego w tym, że się denerwuję, ale nie mogę pozwolić, żeby te nerwy wpłynęły na to, jak gram.
K
2. Stwórz mapę ścieżki, którą podążasz, żeby zrealizować swoje cele. Zasługujesz na sukces, szczęście i szansę na spełnienie swoich marzeń. Jeśli trudno ci w to wszystko uwierzyć, spróbuj sobie powiedzieć: „Zasługuję na to, co najgorsze. Zasługuję na porażkę i nieszczęście”. Czy to brzmi dobrze? Oczywiście, że nie. Powiedz sobie coś przeciwnego – i śmiało po to sięgaj. Badanie przeprowadzone przez Uniwersytet Stanowy Ohio dowodzi, że ci, którzy potrafią sobie wyobrazić realizację swoich ambicji, mają największe szanse na powodzenie. Jeśli już wiesz, jak zwizualizować sobie chwilę, kiedy osiągniesz założone cele, stwórz plan działania, który pomoże ci to urzeczywistnić. Pamiętaj, że mecz wygrywa się lub przegrywa na długo przed wejściem na kort. Na tej samej zasadzie wymarzoną pracę można dostać lub stracić jeszcze przed pierwszą rozmową kwalifikacyjną, a decyzja o przyznaniu podwyżki zapada, zanim porozmawiasz z przełożonym.
L
A
27
Najważniejsze to mieć wytyczoną drogę do celu, zanim jeszcze staniesz na progu.
3. Przekuj niepowodzenie w sukces. Pewność siebie jest podstawą szczęśliwego i harmonijnego życia osobistego, co z kolei może się przyczynić do większego powodzenia w życiu zawodowym. To dlatego, że kiedy jesteśmy pewni siebie, czujemy się też pełni energii i skoncentrowani na przyszłości, a nie tylko na gaszeniu pożarów i radzeniu sobie z codziennymi problemami. A jednak porażka jest nieodłączną częścią życia. Jeśli chodzi o moje własne porażki, zawsze jestem wobec siebie brutalnie szczera, nauczyłam się tego jako sportsmenka. W sporcie bardzo prosto jest zdefiniować porażkę: jeśli nie poprawisz wyników, to przegrasz. Dla mnie porażka oznacza tylko, że muszę pracować jeszcze ciężej. Rezygnacja nie wchodzi w rachubę. Niepowodzenie sprawia, że jestem silniejsza, mądrzejsza i lepsza. Moje największe porażki zawsze stanowiły integralny element moich największych sukcesów. Wszyscy w pewnym momencie życia stajemy przed wyzwaniami, ale decyzja podjęta na podstawie niskiego poczucia własnej wartości to gra na krótką metę, która nie pozwala nam rozkwitnąć w dłuższej perspektywie i w pełni wykorzystać naszego potencjału. Im lepiej uczymy się podejmować decyzje oparte na fundamencie pewności siebie, tym łatwiej nam dążyć do spełnienia marzeń. Dla mnie to właśnie jest prawdziwa definicja sukcesu. + © 2018 THE NEW YORK TIMES and Venus Williams TŁUM. KATARZYNA GUCIO
M
A
33867082
28
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
WYDARZENIA,
które wstrząsną światem w 2019 r. Zaplanuj rok. Program wydarzeń i imprez na świecie, m.in. nurkowanie do wraku „Titanica” i pierwsza kalifornijska edycja targów sztuki Frieze
S
STYCZEŃ
NEPAL, styczeń: Studia ukończą pierwsi w kraju położnicy i położne wykształcone w ramach programu ograniczenia śmiertelności matek w połogu i niemowląt. Oczekuje się, że 29 osób z tytułem licencjata położnictwa ukończy kursy Krajowej Akademii Medycznej i Uniwersytetu w Katmandu.
Badacze z Uniwersytetu Cambridge zamierzają szukać zatopionego w 1915 r. wraku okrętu „Endurance”, którym podróżowała na Antarktykę ekspedycja Ernesta Shackletona
SCOTT POLAR RESEARCH INSTITUTE/UNIVERSITY OF CAMBRIDGE
MASHA GONCHAROVA
ANTARKTYKA, styczeń-luty: Uczeni, pakujcie
kurtki puchowe. Na Morzu Weddella, na wschód od Półwyspu Antarktycznego, w jednym z najzimniejszych i najodleglejszych niezbadanych zakątków Ziemi, pojawi się zespół badawczy Instytutu Badań Polarnych im. Scotta Uniwersytetu Cambridge. Badacze zamierzają pobrać spod lodu próbki z dna morskiego, by zbadać morską florę i faunę. Będą też szukać zatopionego w 1915 r. wraku „Endurance”, którym podróżowała ekspedycja Ernesta Shackletona.
LUTY ANGLIA, 10 lutego: Aby produkcja filmowa mo-
gła zostać uznana za wybitny brytyjski obraz lub wybitny debiut brytyjskiego scenarzysty, reżysera lub producenta – dwie nowe kategorie nagród Brytyjskiej Akademii Sztuk Filmowych i Telewizyjnych – musi ona aktywnie promować różnorodność. Kolej na Oscary.
STANY ZJEDNOCZONE, 14-17 lutego: Londyn,
Nowy Jork. Następny etap: Los Angeles. Światowe targi sztuki Frieze, znane tyle z wystawianych dzieł, ile z celebrytów, objęły zasięgiem słoneczną Kalifornię.
MARZEC FRANCJA, 9-16 marca: Franczyza belgijskie-
go festiwalu muzyki elektronicznej Tomorrowland wzbogaca ofertę atrakcji po nartach we francuskich Alpach. „Zimowy Tomorrowland: Hymn Zamarzniętego Lotosu” ma przyciągnąć
1
SZWAJCARIA, 18 lipca – 11 sierpnia: Od XVIII
wieku raz na 20 lat szwajcarskie miasteczko Vevey zaprasza na święto winobrania Fête des Vignerons wpisane na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Organizatorzy spodziewają się ponad 20 tys. gości, którzy będą się cieszyć muzyką i tańcami, oglądać paradę z platformami i uczestniczyć w innych uroczystościach związanych z winem.
STANY ZJEDNOCZONE, 19 lipca: Donald Glo-
ver jako Simba, Beyoncé Knowles-Carter jako Nala i James Earl Jones jako Mufasa. Nie jest jasne, czy w kolejce po bilety na premierę remake’u kreskówki Disneya „Król Lew” stanie więcej dzieci czy dorosłych.
SIERPIEŃ RPA, sierpień: Festiwal muzyczny OppiKoppi w regionie Niskiego Weldu wystartował ćwierć wieku temu jako skromne rockandrollowe spotkanie przyjaciół. W pewnym sensie jest nim nadal, tyle że z udziałem 20 tys. osób.
Małpi Bankiet w Lopburi, czyli Małpim Mieście. Podczas święta w podzięce za wspieranie rozwoju turystyki długoogoniaste makaki mogą liczyć na niezłą wyżerkę
tysiące miłośników muzyki, którzy w dzień będą szusować po stokach, a wieczorem tańczyć przy muzyce elektronicznej. WIELKA BRYTANIA, 29 marca: Brytyjczycy
podpisują akt rozwodowy z Unią Europejską. Kto za katastrofę uważa legendarne rozstanie Ruperta Murdocha z drugą żoną, niech poczeka i sprawdzi, ile kosztować będzie brexit.
KWIECIEŃ MIĘDZYNARODOWA STACJA KOSMICZNA, kwiecień, kosmiczny wyścig 2019: Ledwie
parę miesięcy po wygaśnięciu umowy z Rosją o wysyłaniu statkami Sojuz amerykańskich kosmonautów na Międzynarodową Stację Kosmiczną zaplanowano pierwszy próbny lot załogowy SpaceX Elona Muska. Pomyślny wynik przybliżyłby perspektywę odzyskania przez NASA zdolności do umieszczania swoich kosmonautów na stacji orbitalnej po odesłaniu do lamusa w 2011 r. floty wahadłowców. JAPONIA, 30 kwietnia: Abdykuje pierwszy od 1
29
Park „Gwiezdne wojny: Skraj galaktyki” podzielony między hollywoodzkie studio Disneya na Florydzie i Walt Disney World na Florydzie ma się stać największą nową monotematyczną częścią disneyowskiego imperium parków rozrywki
SUKREE SUKPLANG/REUTERS
COURTESY OF DISNEY
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
dwóch stuleci japoński monarcha, cesarz Aki-
FRANCJA, sierpień: Operowy „The X Factor”:
hito, który był leczony na raka prostaty, a w 2012 r. przeszedł operację serca.
MAJ WŁOCHY, 11 maja – 24 listopada: Dyrektor ar-
Les Azuriales Opera zaprasza do willi na Lazurowym Wybrzeżu 10 finalistów wybranych spośród 150 śpiewaczek i śpiewaków, by w tydzień, konkurując ze sobą, stworzyli od zera operę.
WRZESIEŃ ANGLIA, 29 września: Oksford wita pierwszych
komercyjne nurkowania do wraku „Titanica” za 105 129 dol. – wedle organizatorów równowartość biletu pierwszej klasy na inauguracyjny rejs statku. Leo i Kate, proszę wsiadać!
stypendystów programu Rhodesa, którzy mogą pochodzić z dowolnego kraju świata. Dotychczas w115-letniej historii tego programu prawo do ubiegania się ostypendium przysługiwało tylko obywatelom wybranych krajów – m.in. Australii, Nowej Zelandii, Bermudów, anglojęzycznych regionów zachodnich Indii, Pakistanu, Niemiec, Hongkongu, Stanów Zjednoczonych, RPA i kilku krajów afrykańskich. Znaczy to, że po raz pierwszy w historii w gronie zdobywców jednego znajbardziej prestiżowych uniwersyteckich stypendiów w Wielkiej Brytanii mogą się znaleźć także brytyjscy obywatele.
LIPIEC
PAŹDZIERNIK
CHILE, 2 lipca: Skoro w 2019 r. będzie tylko jed-
CHINY, październik: Otwarcie nowego międzynarodowego lotniską Daxing w Pekinie, które ma być największe na świecie. Zaprojektowała je firma Zaha Hadid Architects. Oczekuje się, że do 2025 r. obsługiwać będzie 72 mln pasażerów rocznie. Pakujcie walizki!
tystyczny weneckiego Biennale Ralph Rugoff prezentuje długo oczekiwaną wystawę o epoce fake newsów zatytułowaną „Obyś żył w ciekawych czasach”.
CZERWIEC KANADA, ostatni tydzień czerwca: Pierwsze
no pełne zaćmienie słońca, może warto się wybrać w środku zimy do Ameryki Południowej. Możliwe zachmurzenie, ale miasto La Serena w Chile obiecuje pewne jak w banku, trwające ok. dwie minuty widowisko.
LISTOPAD
TAJLANDIA, listopad: Dobrze być małpą pod-
czas dorocznego Małpiego Bankietu w Lopburi, czyli Małpim Mieście, jak się je często nazywa. Podczas święta w podzięce za wspieranie rozwoju turystyki długoogoniaste makaki mogą liczyć na niezłą wyżerkę – cukierki, owoce i napoje gazowane.
GRUDZIEŃ SZWECJA, 10 grudnia: Jak sobie pościelesz, tak
się wyśpisz (w dobie #MeToo lepiej samemu). Po tym, jak w 2018 r. seksualny skandal wstrząsnął literackim Noblem, w tym roku przyznane zostaną dwie nagrody albo żadna – zależnie od tego, czy szwedzka akademia „odzyska publiczne zaufanie”.
KIEDYŚ W 2019 r. TURKS I CAICOS: SuperShe, kobieca wspól-
nota dysponująca kurortami wypoczynkowymi na całym świecie, otwiera w tropikach drugi ośrodek tylko dla kobiet z 16 miejscami. Pierwszy – w Finlandii – zadebiutował w 2018 r.
CHINY, koniec roku: Wschód i Zachód spoty-
kają się w Muzeum Sztuki w West Bund na szanghajskiej Mili Muzeów. Obiekt zaprojektowany przez Davida Chipperfielda będzie przez pięć lat ambasadą paryskiego muzeum sztuki współczesnej Centre Pompidou.
ZJEDNOCZONE EMIRATY ARABSKIE, koniec roku: W Dubaju otwarcie Muzeum Przyszło-
ści (oksymoron?). Choć od Doliny Krzemowej dzieli je blisko 13 tys. kilometrów, pragnie się stać największym na świecie inkubatorem futurystycznych innowacji i projektowania. STANY ZJEDNOCZONE: Luke, jestem twoim
parkiem rozrywki! Park „Gwiezdne wojny: Skraj galaktyki” podzielony między hollywoodzkie studio Disneya na Florydzie iWalt Disney World na Florydzie ma się stać największą nową monotematyczną częścią disneyowskiego imperium parków rozrywki. Atrakcją będzie m.in. hotel oferujący pierwszy w Disneylandzie pakiet Wakacje 360°, który powiedzie gości przez niezwykle zajmujący parodniowy cykl fabularny. Chcesz więcej międzygalaktycznej rozrywki? Nie zapomnij, że „Gwiezdne wojny: Epizod IX” w kinach od 20 grudnia 2019 r. + © 2018 THE NEW YORK TIMES and MASHA GONCHAROVA TŁUM. SEBASTIAN KOWALSKI
30
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
Ignorując zmiany klimatyczne,
PUNKT ZWROTNY
Przełomowy raport ONZ opisuje świat pogłębiających się niedoborów żywności i pożarów oraz masowego wymierania raf koralowych, który może się stać rzeczywistością już w 2040 r.
IGRAMY Z OGNIEM
Dla wszystkich państw kluczowe znaczenie ma wypracowanie równowagi między wzrostem gospodarczym, tworzeniem miejsc pracy i zrównoważonym rozwojem środowiska naturalnego
PRESIDENCY OF THE REPUBLIC OF CHILE
MICHELLE BACHELET
MICHELLE BACHELET była pierwszą kobietą wybraną na urząd prezydenta Chile, który piastowała w latach 2006-10 oraz ponownie od 2014 do 2018 r. Obecnie jest wysoką komisarz Narodów Zjednoczonych ds. praw człowieka
P
Przez długi czas panowało powszechne przekonanie, że przyroda to statyczny żywioł w służbie ludzkości. Bardziej oświeceni wśród nas zdawali sobie jednak sprawę z tego, że ta perspektywa prędzej czy później zaprowadzi nas na manowce. Środowisko nie jest już sprawą drugorzędną, jest kwestią o zasadniczym znaczeniu, która powinna wyznaczać kierunek wszystkich przyszłych rozważań dotyczących długoterminowego rozwoju. Kraje uprzemysłowione, takie jak Brazylia i Chiny, nadal się rozwijają, a tamtejsza klasa średnia w dalszym ciągu rośnie w siłę. W następstwie odrzucenia przez Stany Zjednoczone porozumienia paryskiego niezwykle ważne jest, aby mniejsze narody, takie jak Chile, które często ponoszą najpoważniejsze skutki szkód wyrządzanych na wybrzeżu morskim w wyniku zmian klimatycznych, działały na rzecz ochrony środowiska naturalnego przy jednoczesnym zachowaniu dynamiki wzrostu gospodarczego.
Cieszy w tym wszystkim to, że dramatyczna sytuacja, w jakiej się obecnie znajdujemy, przyśpieszyła wzrost naszej świadomości. Zła wiadomość jest jednak taka, że jest już bardzo późno. Jesteśmy ostatnim pokoleniem, które może jeszcze podjąć działania i zdążyć zapobiec katastrofie planetarnej. Decyzje, które podejmujemy dzisiaj, mogą przybliżyć nas do przyszłości bardziej odpornej na zmiany klimatu lub zagrozić bezpieczeństwu żywnościowemu, wodnemu i energetycznemu na nadchodzące dziesięciolecia. Uwzględnienie znaczenia kwestii ochrony środowiska w każdej dyskusji na temat rozwoju nieuchronnie prowadzi do pytań o koszty. Złagodzenie skutków, a przede wszystkim dostosowanie i proces przejściowy w odchodzeniu od przestarzałych modeli produkcyjnych wymagają znacznych zasobów. Gdy przyjmiemy pogląd, że krótkoterminowy wzrost gospodarczy nie może być podstawą naszego działania, nasuwają się kolejne pytania: ile chcemy w to zainwestować? Ile jesteśmy gotowi poświęcić? Nie ma na to prostej odpowiedzi. Trzeba jednak zrozumieć, że każda interpretacja ekonomiczna musi uwzględniać stosunkowo niskie koszty podążania tą drogą, zwłaszcza biorąc pod uwagę skutki rosnącego poziomu emisji dwutlenku węgla. Codziennie nowe badania dostarczają dowodów na to, jak wysoką cenę przychodzi nam zapłacić za bierność: susze, pożary lasów, gwałtowne burze lub ekstremalne opa-
Były rybak i porzucona łódź na Jeziorze Poopó w Boliwii. Niegdyś drugie najwięszke jezioro w kraju wysycha
JOSH HANER/THE NEW YORK TIMES
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
31
dy deszczu, które mają ogromny wpływ na plony, zwierzęta gospodarcze i infrastrukturę. Cena bezczynności objawia się również przymusowym przesiedleniem milionów ludzi, a publiczne systemy opieki zdrowotnej nagle muszą stawić czoła nowym scenariuszom epidemiologicznym. Według Banku Światowego wpływ klęsk żywiołowych na gospodarkę stanowi równowartość 520 mld dol. strat w konsumpcji rocznej. Do 2030 r. zmiany klimatyczne mogą wpędzić 100 mln ludzi na powrót w skrajne ubóstwo. Jak już wcześniej podkreślali eksperci, jeśli nie poradzimy sobie ze zmianami klimatycznymi, to po prostu cofniemy się w rozwoju. Jest to zadanie, które – przynajmniej częściowo – zaczęliśmy realizować w Chile. Dzięki agresywnej strategii energetycznej przyjętej w 2014 r., podczas mojej drugiej kadencji na stanowisku prezydenta kraju, potroiliśmy ilość energii odnawialnej w naszej sieci i obniżyliśmy jej cenę ze 130 dol. do 32 dol. za megawatogodzinę. Przed 2014 r. byliśmy nie tylko uzależnieni od energii importowanej z innych krajów, ale również zdani na łaskę długich, uciążliwych susz. Od tego czasu wykorzystujemy siłę słońca i wiatru na pustyniach oraz wzdłuż linii wybrzeża, a także parę wodną z głębi wulkanów, która zasila elektrownie geotermalne. Zwiększyliśmy obszar wód oceanicznych objętych ochroną państwową, żeby lepiej chronić zasoby rybne i ekosystem wybrzeża. Dzięki współpracy z sektorem prywatnym byliśmy również w stanie zwiększyć ochronę gruntów do obszaru wielkości Szwajcarii, co otwiera ogromne możliwości rozwoju zrównoważonej turystyki. Inwestujemy również w przyszłość, odkąd wprowadziliśmy pierwsze w regionie zielone podatki i zakaz stosowania toreb foliowych. Pokazaliśmy, że modele produkcyjne mogą ewoluować. Podobnie jak mieszkańcy Islandii i Kostaryki odkryliśmy, że redukcja emisji to dobry interes. Udowodniliśmy również, że każdy kraj, zarówno mały, jak i duży, może zostać pionierem w poszukiwaniu odpowiednich rozwiązań dla wyzwań związanych z ochroną środowiska. Ale jeśli naprawdę chcemy globalnej transformacji, nie możemy oczekiwać, że każdy kraj zrobi to samo, i do tego w pojedynkę. Wszyscy musimy zaangażować energię w obronę wspólnego dobra i znalezienie równowagi między wzrostem gospodarczym, tworzeniem miejsc pracy i wymogami ochrony środowiska. Jeśli nadal będziemy robić to samo co zwykle, poniesiemy porażkę. Taka ciągłość stała się drogą ku zgubie, biorąc pod uwagę gwałtowny wzrost liczby ludności, rosnące zapotrzebowanie na energię i nasze niebezpieczne nawyki konsumpcyjne. Współpraca międzynarodowa, w tym działania takie jak oenzetowskie porozumienie paryskie i Agenda Zrównoważonego Rozwoju 2030, zapewnia ramy do koordynacji wysiłków, wspierania krajów, które zostają nieco w tyle, i proponowania im alternatyw. Ale musimy również opracować strategię – podobnie jak uczyniły to Stany Zjednoczone w przypadku planu Marshalla, oferując pomoc gospodarczą dla Europy po II wojnie światowej – która przyśpieszy nasze działania i pozwoli na inwestycje wprowadzające realne zmiany, a także złagodzi ryzyko transformacji produkcji, jakiej wymaga nasza gospodarka. Cała masa możliwości do wykorzystania pojawia się na przykład wtedy, gdy weźmiemy pod uwagę transformację energetyczną. Projekt Drawdown, koalicja ekologiczna non profit, szacuje, że wzrost globalnej produkcji energii elektrycznej z wiatru na lądzie do 2050 r. o 21,6 proc. zmniejszyłby emisję dwutlenku węgla o 84,6 gigatony i pozwoliłby zaoszczędzić 7,4 tryliona dol. Nadszedł czas, aby wycenić taki rodzaj rozwoju, który może przynieść trwałą harmonię i pokój. Bo o to przecież właśnie chodzi: żeby zapewnić ludzkości przetrwanie odpowiednimi metodami. + © 2018 THE NEW YORK TIMES and MICHELLE BACHELET TŁUM. KATARZYNA GUCIO
32
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
PUNKT ZWROTNY
W tym roku dowiedzieliśmy się, że tempo spadku nasycenia tlenem w oceanach jest kilkukrotnie wyższe, niż zakładaliśmy, co prowadzi do zapaści ekosystem
NIE Z HUKIEM, W dyskusji na temat przyszłości łatwo popaść albo w hurraoptymizm, albo w dystopijne wizje oparte na przekonaniu, że nastąpi gwałtowny rozwój technologii. Tymczasem w nieodległej przyszłości bardziej prawdopodobna może być banalna zagłada cywilizacji pod własnym ciężarem.
DARIUSZ JEMIELNIAK
K
PROF. DR HAB. DARIUSZ JEMIELNIAK jest pracownikiem naukowym katedry MINDS (Management in Network and Digital Societies) w Akademii Leona Koźmińskiego oraz Center for Collective Intelligence na Massachusetts Institute of Technology
Kiedy rozmawiamy o przyszłości i zmianach technologicznych, wyraźnie widać dwa dominujące trendy w dyskusji i argumentacji. Z jednej strony ekscytujemy się sukcesami sztucznej inteligencji (SI), które faktycznie są imponujące. SI od 2017 r. wygrywa z ludźmi nie tylko w go uchodzące przez wiele lat za grę, w której kluczowa jest ludzka intuicja z uwagi na olbrzymią liczbę możliwych kombinacji, ale też w pokera, czyli grę z założenia opartą na możliwości blefowania w warunkach ograniczonej informacji. Maszyny rozpoznają twarze znacznie lepiej niż biegli sądowi. Zastępują całe zespoły prawnicze i lekarskie, w niektórych przypadkach przewyższając je jakością pracy. Sztuczna inteligencja w chmurze jest też w stanie wchodzić w proste interakcje telefoniczne tak naturalnie, że nie sposób rozpoznać, że mamy do czynienia z maszyną. Technologia ta właśnie wchodzi do masowego użytku w niektórych miastach, pozwala np. na scedowanie na wirtualnego asystenta kwestii dokonywania telefonicznych rezerwacji w restauracjach.
Maszyny umieją także całkiem nieźle tłumaczyć symultanicznie ze słuchu, choć do poziomu zaawansowania równego zawodowym tłumaczom i tłumaczkom ciągle im sporo brakuje. Podziwiamy samochody autonomiczne, nanoboty skutecznie zwalczające komórki rakowe, zaskakują nas postępy w technologiach edytowania genomu, druk 3D w metalu czy rozwój tzw. smart cities. Z drugiej strony dostrzegamy ogromne zagrożenia związane z nowymi technologiami. Obawiamy się poważnych ingerencji w naszą prywatność, a skandale takie jak ten związany z Cambridge Analytica uświadamiają nam, że duże korporacje wiedzą o nas więcej niż znajome osoby. Nawet zwykłe zdjęcia mogą posłużyć sztucznej inteligencji do określenia naszej orientacji seksualnej. Strach budzi w nas manipulowanie informacją z użyciem algorytmów uczenia maszynowego. Jest tak zarówno w marketingu, gdzie jesteśmy coraz skuteczniej zachęcani do hiperkonsumpcjonizmu, jak i w polityce, gdzie fałszywe wiadomości stały się narzędziem walki politycznej, w której biorą dyskretny udział mocarstwa liczące na destabilizację ładu świata zachodniego. Wpływ tych ostatnich był widoczny nie tylko w amerykańskich wyborach prezydenckich z 2016 r., czy też w mającej miejsce w tym samym roku kampanii na rzecz brexitu, ale i w mniej oczywistych tematach. Podsycanie niepokoju społecznego i brak wiary w sensowność szczepień jest jednym z zauważalnych obszarów działania całych armii botów dezinformacyjnych, opłacanych akty-
wistów i aktywistek, co zresztą staram się analizować z moim zespołem. Ponure wizje z serialu „Black Mirror” stają się rzeczywistością w niespotykanej skali. Najlepszym przykładem są Chiny, gdzie wprowadzony w tym roku na szerszą skalę system punktowy oparty na sieci kamer powoduje, że za nieprawomyślne zachowania obywatele mogą tracić prawo podróżowania samolotem, szybką koleją lub transportem publicznym. Rozwój sztucznej inteligencji również niepokoi. Przed jej niekontrolowaną ekspansją przestrzegają takie tuzy jak Elon Musk czy Sam Altman. Tegoroczny raport uczonych m.in. z Oksfordu i Cambridge na temat możliwych zagrożeń związanych zrozwojem SI powinien dać do myślenia politykom, gdyby interesowały ich sprawy sięgające zaledwie ciut dalej niż poza najbliższe wybory. Boimy się radykalnie większego rozwarstwienia społecznego, nieśmiertelnych elit broniących się przed plebsem autonomicznymi dronami zabójcami, arozpad wspólnie uzgodnionej rzeczywistości społecznej, czyli wiary przynajmniej wto, co widzimy gołym okiem, skutecznie pogłębia rozwój deep fakes, czyli zmanipulowanych nagrań wideo, w których każdej osobie możemy włożyć w usta coś, czego nie powiedziała. Jednak tym, co łączy oba te z pozoru różne podejścia do myślenia o przyszłości, jest przekonanie ostałym idynamicznym rozwoju technologii. Sztuczna inteligencja albo nas zbawi, albo doprowadzi do zagłady. Będziemy mieli albo powszechny dobrobyt, albo bezrobocie oraz masy trzymane wryzach darmową, nisko-
1
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
33
Elektrownia geotermalna w Chile
1
rozdzielczościową wirtualną rzeczywistością przerywaną reklamami, rażone prądem z zaszczepionych chipów wrazie nieposłuszeństwa. Tymczasem rzeczywistość najprawdopodobniej będzie znacznie bardziej przyziemna. Bieżący rok pokazał dobitnie, że jest całkiem możliwe, iż przekroczyliśmy już moment, w którym mogliśmy jeszcze uniknąć katastrofy klimatycznej. Zwyczajnie przegapiliśmy ostatni dzwonek, choć świat nauki bił na alarm od lat. W tym roku dowiedzieliśmy się, że tempo spadku nasycenia tlenem w oceanach jest kilkukrotnie wyższe, niż zakładaliśmy, co prowadzi do zapaści ekosystemu. Jak pokazuje listopadowa analiza Światowej Organizacji Meteorologicznej, tempo wzrostu nasycenia atmosfery gazami cieplarnianymi nie maleje, a sam jego poziom jest rekordowy, dwutlenek węgla w takim stężeniu występował na Ziemi kilka milionów lat temu. Najnowszy amerykański raport na temat zmian klimatycznych, tworzony na zamówienie Kongresu, administracji prezydenta ikilkunastu agencji publicznych, jest zarówno niezwykle szczegółowy, jak i porażający: USA powinny rychło spodziewać się nie tylko strat sięgających setek miliardów dolarów z powodu globalnego ocieplenia, ale też np. zalania Florydy. Donald Trump skwitował sprawę stwierdzeniem, że w te analizy nie wierzy. Zkolei opracowany przez ekspertów ONZ tegoroczny raport daje nam 12 lat, i to nie na zatrzymanie postępującego ocieplenia, ale na wyhamowanie jego wzrostu do 1,5 st. C. Scenariusz optymistyczny przewiduje masową śmierć od upałów wwielu regionach świata, mi-
gracje iwojny ozasoby, ale daje nadzieję na przetrwanie ludzkości. Nic nie wskazuje jednak na to, by społeczność międzynarodowa cokolwiek zrobiła. Jak stwierdził fizyk atmosfery Szymon Malinowski wrozmowie z„Dużym Formatem”, najprawdopodobniej 80 proc. ludzi wyginie. Owszem, nowe technologie mogą pomóc wredukcji strat, które wywołujemy. Hyperloop, kiedy powstanie, będzie emitował mniej gazów cieplarnianych niż samoloty. Dachówki i akumulatory Tesli pomogą w nowych domach zbliżyć się do samowystarczalności energetycznej. Auta elektryczne, zwłaszcza w krajach, w których prądu nie uzyskuje się z węgla, pomogą stopniowo zmniejszać zanieczyszczenia transportowe. Ale to wszystko są drobne zmiany, jak przełożenie poszetki zmarynarki do spodni dla amortyzacji, kiedy spadamy zwieżowca. Bajania otechnologii, która naprawi ogrom dokonywanych przez nas zniszczeń, odwracają uwagę od rzeczywistości. Zgoda, być może dałoby się czasowo zmniejszyć ilość energii docierającej ze słońca poprzez rozpylanie mieszanek gazów na dużej wysokości. Jednak nie jesteśmy wstanie sensownie ocenić skutków ubocznych tego rodzaju ingerencji w środowisko, a badania sugerują, że korzyści z redukcji temperatury zniwelowane byłyby stratami w uprawach, ponadto wymagałoby to solidarnej współpracy większości krajów. Już większe nadzieje na zatrzymanie ocieplenia można pokładać w małej wojnie nuklearnej, przynajmniej nikt wjej kwestii nie musiałby się dogadać. Odsłon w teatrze groteski jest wiele. Choćby stworzenie bitcoina o wartości jednego do-
lara kosztuje obecnie trzykrotnie więcej niż wydobycie złota o tej samej wartości. Produkcja tej kryptowaluty na świecie zużywa już prawie tyle energii rocznie co cała Grecja i szybko rośnie, choć sam bitcoin jest przede wszystkim konstruktem społecznym i stanowi dalece ograniczone, zarówno technicznie, jak i użytkowo, zastosowanie blockchain. W dowolnym sklepie spożywczym możemy kupić 100 g jogurtu w plastikowym pojemniku, który będzie się rozkładał setki lat, a kilkulitrowych pojemników nie produkuje nikt, nie mówiąc już o sprzedaży na wagę, w opakowaniach szklanych czy większym rozpowszechnieniu po prostu samych liofilizowanych bakterii do samodzielnej produkcji. Koszt plastikowych torebek na zakupy jest ciągle niemal niezauważalny przy zakupach. Przykłady ze świata zachodniego można liczyć w setkach. Tymczasem są jeszcze kraje rozwijające się, które – cóż, rozwijają się, żyjąc tymi samymi marzeniami globalnej klasy średniej i potulnie podążają ścieżką do unicestwienia. W światowym konkursie na kompletne szaleństwo nasz kraj także dzielnie staje w szranki w walce o miejsce na podium. Choć koszty energii odnawialnej już dziś stają się mniejsze niż z paliw kopalnych, polski rząd odważnie planuje w projekcie polityki energetycznej Polski likwidację lądowych farm wiatrowych, przyszłościowo także rozbudowuje elektrownie węglowe. Umiłowanie węgla radośnie idzie też w parze z tym, że prawie połowa najbardziej zanieczyszczonych miast Europy jest w Polsce, a nasz kraj dumnie wyróżnia się na mapie
MERIDITH KOHUT/THE NEW YORK TIMES
ale ze skomleniem
smogu. Na szczęście jednak polskie normy zanieczyszczeń są znacznie łagodniejsze niż europejskie, które z kolei są mniej restrykcyjne niż zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia. Możemy zatem odetchnąć z ulgą, przynajmniej jeśli wbrew twórcy „Semantyki ogólnej” Alfredowi Korzybskiemu uwierzymy, że mapa to terytorium. Globalnych powodów do optymizmu nie ma. To już nie jest „punkt zwrotny”, tylko „punkt, z którego nie ma powrotu”. Świadomi konsumenci i konsumentki mogą oczywiście jeść mniej mięsa, sortować śmieci czy wierzyć w kolonizację innych planet, ale bez bardzo radykalnych kroków systemowych, jak całkowity zakaz używania plastiku w branży spożywczej, kilkusetprocentowe opodatkowanie paliw czy drakońskie kary finansowe i więzienia za zatruwanie środowiska, nie zmienimy o 180 stopni kursu z tego, na którym jesteśmy – do zagłady. A na tego rodzaju postulaty w krajach demokratycznych nie może pozwolić sobie żadna masowo popularna partia. W 1925 r. T.S. Eliot pisał: „Oto jak kończy się świat. Nie z hukiem, a ze skomleniem”. Po latach zawtórował mu Czesław Miłosz słowami pasującymi jak ulał – „innego końca świata nie będzie”. Punktem zwrotnym świata okaże się nie zaawansowana technologia, tylko banalna XIX-wieczna tragedia dóbr wspólnych (tzw. wspólnego pastwiska), podkręcona niezatapialnym kapitalizmem na sterydach, a prowadząca do destrukcji środowiska naturalnego i ludzkości całkiem tradycyjnymi metodami produkcji i konsumpcji. +
34
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
ROK 2018
oczami pięciorga artystów %
2018: rok, w którym nie dało się uciec przed słowami „gwałt”, „napaść” i „molestowanie”, pojawiały się niemal w każdym zakątku internetu i we wszystkich amerykańskich mediach. Rok, w którym spadło kilka głów, życie kilku osób legło w gruzach, a wiele historii zostało zbyt szybko zapomnianych lub brutalnie zdezawuowanych. Rok koniunkturalizmu. Rok próby zadośćuczynienia, niewłaściwego zadośćuczynienia i żadnego zadośćuczynienia. Rok niewystarczających działań naprawczych i żałosnych werdyktów. Ten rok nauczył kobiety, że niewiele się zmieniło inadal nie są bezpieczne. W tym roku słowa „FBI” i „dochodzenie” wywoływały dojmujące poczucie déjà vu. W tym roku byłam jeszcze bardziej dumna z tak wielu z nas – i niezbyt zaskoczyły mnie działania tak wielu innych. W tym roku nauczyłam się używać nowych narzędzi i przypomniałam sobie stare, zapomniane. Rok uruchamiania procesów iotwierania ran, rok Nii Wilson [czarna 18-latka zamordowana wOakland przez białego 27-latka. Podejrzenia, że morderstwo było motywowane rasowo, doprowadziły do masowych protestów. Prokuratura nie potwierdziła tego przypuszczenia], Bretta Kavanaugha i poczucia obrzydzenia. ZOE BUCKMAN – brytyjska artystka multidyscyplinarna, której prace koncentrują się na problemach feminizmu, równouprawnienia i śmierci
SABA KHAN % „Trzymaj ręce przy sobie” („Apne Haath, Apne Paas”) (2018) Wraz z rozwojem pakistańskiej klasy średniej coraz więcej kobiet zaczyna pracować zawodowo. Według danych Banku Światowego kobiety stanowią obecnie ok. 22 proc. wszystkich pracowników w Pakistanie. Chociaż to mniej niż w każdym ościennym kraju z wyjątkiem Afganistanu, jest to jednak radykalna zmiana w państwie, w którym kobiety tradycyjnie pracowały w domu. Wraz zrosnącym zatrudnieniem kobiet wzrosła świadomość molestowania seksualnego wmiejscu pracy. W2010 r. pakistański parlament uchwalił ustawę kryminalizującą molestowanie wmiejscu pracy, co pomogło utorować drogę dla ruchu #MeToo w tym kraju. Dziś ofiary walczą ze swoimi oprawcami i używają mediów społecznościowych do poszukiwania sprawiedliwości. W2018 r. dyrektor National College of Arts w Rawalpindi stracił pracę, gdy zarzucono mu molestowanie seksualne. Zkolei wkwietniu znana pakistańska aktorka i piosenkarka Meesha Shafi oskarżyła na Twitterze omolestowanie swojego byłego kolegę, gwiazdę pop i aktora Bollywood. Oskarżony zaprzeczył. Moja grafika – gobelin z cekinami i koralikami, inspirowany okładkami popularnych w Pa-
SABA KHAN
ZOE BUCKMAN „Ciężki worek” (2018)
COURTESY OF ZOE BUCKMAN AND ALBERTZ BENDA, NEW YORK/PHOTOGRAPH BY CASEY KELBAUGH
Redakcja „Turning Points” poprosiła pięcioro artystów o wybranie jednego z ich dzieł i opisanie, w jaki sposób nawiązuje ono do 2018 r. kistanie romansideł – jest próbą poruszenia tematu molestowania seksualnego, które w 2018 r. wciąż jest narzędziem zniewolenia pakistańskich kobiet. W górnych rogach gobelinu widać dwie pary szarawarów, które powszechnie noszą pakistańscy mężczyźni. Te workowate spodnie – igest rozwiązywania sznurka od odzieży – zostały użyte jako symbol dominacji nad kobietami w pakistańskiej literaturze i filmach. Dupatta, tradycyjny szal reprezentujący kobiecą skromność, opada na dwie kobiety – żadna z nich nie jest wolna od patriarchalnych więzów funkcjonujących w strukturze społecznej. Emblemat pośrodku gobelinu mówi widzowi, aby „trzymał ręce przy sobie”. Po urdyjsku brzmi to „apne haath, apne paas”. SABA KHAN – plastyczka, której prace odnoszą się do kwestii warstw społecznych, kultury popularnej i religii we współczesnym Pakistanie. Założycielka artystycznej rezydencji Murree Museum Artist’s Residency i wykładowczyni w pakistańskim National College of Arts
GEORGE CONDO „Facebook” (2017-18)
$
W ciągu ostatnich kilku lat moje prace były wystawiane na całym świecie: w Paryżu, Atenach, Hongkongu, Danii, Waszyngtonie… Podczas każdej z tych podróży dziennikarze pytali mnie o moje zdanie na temat amerykańskiej polityki. Każdy chciał wiedzieć, w czym jest problem: czy Ameryka uległa fałszywym informacjom? Czy fake newsy stały się rzeczywistością? W 1988 r. napisałem krótki esej na temat swoich artystycznych teorii. Omówiłem w nim coś, co nazwałem „sztucznym realizmem” – wypracowany przeze mnie styl artystyczny, który pokrótce zdefiniowałem jako „ujawnianie się rzeczywistości poprzez sztuczność”. Od 30 lat sztuczny realizm wychodzi poza sferę sztuki istopniowo ogarnia światową politykę, podkładając bombę pod królestwo prawdy. W2018 r. prawda została rozerwana na strzępy. Głównym winowajcą narodzin tej polityki spod znaku sztucznego realizmu są media społecznościowe. Stworzyłem obraz pt. „Facebook”, aby egzorcyzmować kłamstwa nierozerwalnie związane z kulturą, w której ludzie „dodają się do znajomych”, nie będąc swoimi znajomymi. Ta kultura jest aglomeracją botów, trolli i obcych informacji. Przesłaniem dzisiejszej polityki jest strach, a strach niestety działa. Ale możemy odzyskać kontrolę – możemy po prostu przestać się bać. Sztuka jest jednym z ostatnich prawdziwych doświadczeń, jakie mogą być naszym udziałem. Artyści muszą wycelować swoje pędzle w rządy i zakrzyknąć: „PRZESTAŃCIE NAS OKŁAMYWAĆ!”. GEORGE CONDO – amerykański plastyk czerpiący z różnych źródeł i stylów, który
1
35
ALFREDO JAAR „Cienie” (2014)
%
To zdjęcie holenderskiego fotoreportera Koena Wessinga jest jedną z najbardziej poruszających ilustracji żalu, jaką kiedykolwiek widziałem. Zostało wykonane w 1978 r. w mieście Estelí w Nikaragui podczas rewolty przeciwko reżimowi Somozy i uchwyciło chwilę, gdy dwie siostry dowiedziały się o śmierci swojego ojca. Zdjęcie Wessinga posłużyło mi za punkt wyjścia do powstałej w 2014 r. instalacji „Cienie”, drugiej części trylogii o sile i politycznym przesłaniu kultowych zdjęć. Kiedy czytam dziś o rozdzielonych rodzinach imigrantów, przypominam sobie to zdjęcie. Kiedy czytam o dzieciach odbieranych matkom, przypominam sobie to zdjęcie. Kiedy czytam o dzieciach trzymanych w klatkach, przypominam sobie to zdjęcie. Kiedy czytam o matkach błagających o zwrócenie im dzieci, przypominam sobie to zdjęcie. W młodości przeżyłem dyktaturę gen. Augusta Pinocheta w Chile. Później poleciałem do Rwandy, aby na własne oczy zobaczyć straszliwe skutki ludobójstwa z 1994 r., kiedy to w ciągu stu dni zamordowano ok. miliona osób. Jednak nic z tego nie sprawiło, że stałem się mniej wrażliwy na okrucieństwo administracji Donalda Trumpa wobec niewinnych imigrantów w Stanach Zjednoczonych. W tych mrocznych czasach szukam ukojenia w „Requiem”, wierszu rosyjskiej poetki Anny Achmatowej: Mam dzisiaj dużo pracy, Muszę zabić pamięć, Zamień moją żywą duszę w kamień, Potem naucz mnie, jak znowu żyć. ALFREDO JAAR – urodzony w Chile artysta konceptualny, którego prace poruszają kwestie związane z niesprawiedliwością społeczną, nierównością i podziałami społeczno-politycznymi. Jego wcześniejsze projekty dotyczyły m.in. ludobójstwa w Rwandzie i imigracji w Stanach Zjednoczonych.
HANK WILLIS THOMAS „Wolność słowa” (2018) „Wolność wyznania” (2018) „Wolność od niedostatku” (2018) „Wolność od strachu” (2018)
1
%
W swoim orędziu o stanie państwa z 1941 r. prezydent Franklin D. Roosevelt przedstawił wizję świata opartego na „czterech podstawowych ludzkich wolnościach”: wolności słowa, wol-
HANK WILLIS THOMAS AND EMILY SHUR. COURTESY OF FOR FREEDOMS
tworzy abstrakcyjne obrazy i surrealistyczne portrety (przeważnie fikcyjnych postaci). Jego prace znajdują się w stałych zbiorach, m.in. Museum of Modern Art i Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku czy Tate Modern w Londynie
KOEN WESSING/NEDERLANDS FOTOMUSEUM; ROTTERDAM; NETHERLANDS
COURTESY OF GEORGE CONDO, SKARSTEDT, NEW YORK, AND SPRÜTH MAGERS, BERLIN, LONDON, LOS ANGELES
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
ności wyznania, wolności od niedostatku i wolności od strachu. Dwa lata później Norman Rockwell namalował serię obrazów olejnych ilustrujących wolności Roosevelta. Ich reprodukcje opublikowano w kolejnych wydaniach „The Saturday Evening Post”, a później używano do sprzedaży obligacji wojennych. Kilka lat temu natknąłem się na kultowe „Cztery swobody” Rockwella i uderzyło mnie piękno i potęga tych obrazów przedstawiających klasyczne amerykańskie wartości: rodzinę, wiarę, wolność i bezpieczeństwo. Ale byłem także zdumiony tym, czego tam nie było – brakowało etnicznej i kulturowej różnorodności Ameryki. Wyglądało na to, że w wizji Rockwell – a może i Roosevelta – wartości te były zarezerwowane wyłącznie dla białych anglosaskich protestantów. Od wszystkich innych Amerykanów – rdzennych Indian, Latynosów, Azjatów, Afroamerykanów, katolików, żydów, muzułmanów, osób LGBT – oczekiwano, że będą cieszyć się swoimi wolnościami w ukryciu, o ile w ogóle. Zadałem sobie pytanie: jak wyglądałyby obrazy Rockwella, gdyby je zaktualizować – tak aby odzwierciedlały bardziej heterogeniczną Amerykę? Spróbowałem odpowiedzieć na to pytanie z pomocą mojej przyjaciółki fotografki Emily Shur. Obrazy Rockwella odtworzyliśmy na fotografiach zarówno dla uczczenia 75. rocznicy opublikowania oryginalnych prac, jak i dla podkreślenia wizji Ameryki, w którą wierzymy – kraju, w którym wszyscy mają swoją reprezentację i są doceniani bez względu na status społeczny, wiarę czy pochodzenie etniczne. Aby odzwierciedlić tę różnorodność, stworzyliśmy wiele wersji obrazów Rockwella przedstawiających zróżnicowane grupy ludzi. Fotografie zaprezentowane w tym artykule to tylko cztery z prawie 80 zdjęć, które stworzyliśmy. W 2018 r. pełna życia i różnorodna Ameryka, jaka wyłania się z tych fotografii, znajduje się prawdopodobnie w największym niebezpieczeństwie od czasów stworzenia przez Rockwell jego obrazów. Teraz bardziej niż kiedykolwiek warto pamiętać, że postęp to podróż, a droga jest zawsze w budowie. + HANK WILLIS THOMAS – amerykański artysta konceptualny, poruszający w swoich pracach tematykę różnorodności etnicznej, środków masowego przekazu i kultury popularnej. Jest współzałożycielem organizacji For Freedoms zajmującej się edukacją obywatelską poprzez sztukę. W 2018 r. organizacja zrealizowała projekt „50 State Initiative”, w ramach którego zorganizowano wystawy artystyczne, przeprowadzono wydarzenia w amerykańskich urzędach i rozwieszono artystyczne billboardy na terenie całego kraju, aby pobudzić debatę polityczną przed wyborami uzupełniającymi do Kongresu.
© 2018 The New York Times TŁUM. MACIEJ ORŁOWSKI
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
PUNKT ZWROTNY
Polityka „zera tolerancji” wobec imigrantów, która nakazuje, by każda osoba nielegalnie przekraczająca granicę była ścigana sądownie, skutkuje odrywaniem tysięcy dzieci od ich rodziców
DAVE SANDERS FOR THE NEW YORK TIMES
36
Grupa dzieci prawdopodobnie rodzielona z rodzicami po nielegalnym przekroczeniu amerykańskiej granicy, boisko w nowojorskim Harlemie
AMERYKAŃSKI RODOLFO MARTINEZ
kryzys sumienia
Nasz system imigracyjny stoi w sprzeczności z naszymi najcenniejszymi wartościami. Czas to naprawić
LAURENE POWELL JOBS
LAURENE POWELL JOBS jest założycielką Emerson Collective, organizacji walczącej o postęp społeczny 1
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
P
1
Po raz pierwszy usłyszeliśmy to 18 czerwca 2018 r. o 15.51. Na nagraniu słychać płacz i błagania dziesięciorga dzieci z Ameryki Środkowej kierowane do funkcjonariuszy służby celno-granicznej. Opublikował je portal non profit ProPublica zajmujący się dziennikarstwem śledczym, a osoba, która je zdobyła, ryzykowała utratę pracy. Głosy należą do dzieci oddzielonych od rodziców i rodzin w ramach imigracyjnej polityki „zera tolerancji” realizowanej przez administrację prezydenta Trumpa. Wymaga ona sądowego ścigania każdej osoby, która nielegalnie przekroczy granicę między USA a Meksykiem. Nagranie to prawie 8-minutowy zapis płaczu dzieci wołających na zmianę „mami” i „ papá”. 6-letnia dziewczynka z Salwadoru błaga kogoś, by zadzwonił do jej ciotki, której numer zna na pamięć. Ponad płaczem dzieci słychać głos jednego z funkcjonariuszy, który sobie żartuje. „No, no, ale mamy tu orkiestrę – mówi oschle. – Brakuje tylko dyrygenta”. Każdy z nas wykazuje jakiś stopień ignorancji na temat problemów, z jakimi zmaga się świat. Czasami po prostu nie zdajemy sobie
sprawy z cierpienia ludzi w naszym otoczeniu. Czasem świadomie wybieramy niewiedzę, z takiego czy innego powodu decydując się ignorować bolesną rzeczywistość. Wszyscy mamy swoje powody i swoje alibi. Ale są momenty, w których ta obojętność, niezależnie od jej przyczyn, zostaje obnażona i zaatakowana przez prawdę tak ewidentną, przez dźwięk lub obraz tak sugestywny, że nie jesteśmy w stanie wyrzucić go z głowy czy pamięci. To doświadczenie tak dojmujące, że jest w stanie spowodować rzecz niezwykle rzadką, a tak bardzo pożądaną przez polityków, komentatorów i speców od marketingu: zmianę sposobu naszego patrzenia na świat, etyczne objawienie. To właśnie się stało, gdy ProPublica opublikowała trwające dokładnie 7 minut i 47 sekund nagranie. Dlaczego? Ponieważ my wszyscy – każda osoba na tej planecie – reagujemy na płacz dziecka. Tak jesteśmy zaprogramowani. Czy istnieje dźwięk bardziej pierwotny, zdolny się przebić przez wypełniający nasze życie cyfrowy szum, czy mocniej przypominający o tym, co jest w nas głęboko zakorzenione? Jaki dźwięk może być skuteczniejszy w obaleniu niebezpiecznego mitu o naszej rzekomej plemienności i przypominaniu nam podstawowej prawdy o tym, że wszyscy jesteśmy ludźmi? Owo nagranie – te 7 minut i 47 sekund, wraz ze światłem, jakie na los tych dzieci rzucili dziennikarze, bezprecedensowym sprzeciwem dwóch pierwszych dam i strumieniem krytyki ze strony organizacji obywatelskich – było prawdziwym krzykiem, który usłyszał cały świat, było iskrą, która ledwie tlącą się debatę
na ten temat roznieciła do rozmiarów potężnego pożaru. Sondaże Gallupa z lipca, czyli szczytowego dla tego kryzysu momentu, wykazały, że społeczeństwo amerykańskie uważa imigrację za najpoważniejszy problem, przed którym stoi ich kraj. Tylko raz wcześniej w całej historii ta kwestia znalazła się na szczycie listy. Z późniejszych sondaży wynikało również, że rozdzielanie rodzin doprowadziło do tego, co w obecnie panującej u nas atmosferze politycznej polaryzacji pozornie wydaje się niemożliwe: wzbudziło oburzenie po obu stronach barykady i wywołało ponadpartyjny sprzeciw. Dwa dni po ukazaniu się nagrania sam prezydent Trump ugiął się pod presją i podpisał rozporządzenie wykonawcze zmuszające rząd federalny (przynajmniej w większości przypadków) do zatrzymywania rodzin w całości, co z kolei nasiliło i stworzyło inne problemy. W ciągu tygodnia od tego momentu sędzia federalny nakazał administracji połączyć rozdzielone rodziny, jednak sam wyrok nie położył kresu ich nieszczęściom. W momencie pisania tego tekstu ponad 140 dzieci – niektóre poniżej 5. roku życia – jest wciąż przetrzymywanych z dala od swoich rodzin, pojawiają się doniesienia, że rodziny nadal są rozdzielane. Przynajmniej jedno, 20-miesięczna gwatemalska dziewczynka o imieniu Mariee, zmarło, zachorowawszy w niewoli rządu federalnego. A nawet te, które wróciły już do rodzin, mogą jeszcze przez lata odczuwać konsekwencje traumy, jaką przeżyły. W tym czasie administracja prezydenta Trumpa, wraz z jej lojalnymi siłami w Kongresie, nie wykazała gotowości, by nawet odrobinę powściągnąć swoje ambicje powstrzyma-
37
nia imigracji – legalnej czy nie. Te ambicje burzą zresztą amerykańską tradycję przyjmowania pod swoje skrzydła mas biednych, umęczonych ludzi. To więc, czego nam trzeba w nadchodzącym roku i nie tylko, to wycofanie się z programu, który stoi w sprzeczności z najdroższymi naszemu społeczeństwo wartościami, oraz odejście od nienawistnej i pogłębiającej podziały retoryki, która służy do jej propagowania. Ale potrzeba nam też czegoś więcej: emocjonalnego wstrząsu, który pogłębi naszą zdolność patrzenia na świat w kategoriach moralnych. „Jestem przerażony moralną apatią, śmiercią serca, która dokonuje się w moim kraju” – powiedział niegdyś pisarz James Baldwin o innym kryzysie sumienia, który trawił Amerykę w latach 60. Nie możemy pozostać apatyczni wobec własnego kryzysu sumienia. Rodziny z dziećmi migrujące do Stanów Zjednoczonych prawie pod każdym względem są podobne do tych, które przybywały do tego kraju – i przyczyniały się do jego sukcesu – od samego początku. Dlaczego nie widzimy, że nowo przybyli wyznają te same wartości i mają te same cechy – wytrwałość, samodzielność i inspirującą determinację, by zapewnić swoim dzieciom szansę na lepsze życie – które zawsze uważaliśmy za kwintesencje amerykańskości? Podstawowe pytanie, które musimy sobie zadać, zmagając się z tym tematem, nie dotyczy – i nigdy nie dotyczyło – imigrantów. Ono nie brzmi: „kim są oni?”, tylko: „kim jesteśmy my?”. + © 2018 THE NEW YORK TIMES and L AURENE POWELL JOBS TŁUM. MAGDA DZIAŁOSZYŃSKA
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
CHRISTIAN HARTMANN/REUTERS
38
Nienazwana EPOKA Wściekły nacjonalizm spod znaku Trumpa ma się świetnie od Brazylii po Węgry. Ale podczas gdy Amerykanie są coraz mniej skłonni udzielać mu poparcia, Pekin wykorzystuje kapryśność prezydenta USA w nadciągającej amerykańsko-chińskiej zimnej wojnie ROGER COHEN
THE NEW YORK TIMES
Z
ROGER COHEN jest publicystą „The New York Times”. Do zespołu „The Times” dołączył w 1990 r., od tego czasu pracuje jako korespondent zagraniczny oraz redaktor tekstów zagranicznych
Ze zmian, które swoim konsumpcyjnym narcyzmem przyspieszył prezydent Trump, wyłania się nowy ład światowy, choć jego kształt jest jeszcze niedookreślony. Czasami przypomina on wielogłową bestię, której ryk jest zapowiedzią nadchodzących konfliktów. Jest on także oznaką, być może nieco lekceważoną, że XXI w. będzie czasem globalnych zależności i połączeń na nieznaną wcześniej skalę. Po świecie dwu- i jednobiegunowym nastała nienazwana epoka. Tempo wydarzeń rośnie. W niepamięć odeszły idee, którymi kierowały się USA, ustanawiając powojenny porządek – od niesienia wolności po oparty na zasadach prawa ład międzynarodowy. Rozsądne pojmowanie przez Amerykanów własnego interesu przynosiło korzyści zarówno USA, jak i ich sojusznikom, zostało ono jednak zastąpione przez brutalną politykę stawiania Ameryki na pierwszym miejscu. W czasie prezydentury Donalda Trumpa obraźliwe zachowania stają się normą, w piątek nie potrafimy już sobie przypomnieć, co takiego śmiertelnie nas oburzyło w poniedziałek. Największy nonsens może zyskać rangę normy. Adaptacja leży w naturze człowieka. Kultura globalna jest coraz silniej definiowana przez bogate, pozbawione wartości elity – tak jest w Rosji, Arabii Saudyjskiej, Chinach i Stanach Zjednoczonych Donalda Trumpa – podczas gdy ci niemający dostępu do bogactwa gwałtownie zwracają się w stronę wściekłego nacjonalizmu i ksenofobii. To starcie „bajecznego bogactwa Azjatów” ze „smutkiem biedaków”.
Amerykańskie gwarancje straciły na znaczeniu, a to na nich opierał się świat przez całe dekady po 1945 r. Tę próżnię, w której jedyną amerykańską strategią jest odnoszenie zwycięstw w wojnach handlowych, starają się wypełnić Chiny. Nastał czas bezkarności, potężni władcy rosną w siłę, a autokraci mają wolną rękę. Słowo „wartości” brzmi staromodnie. Chiny, państwo stosujące wobec swoich obywateli coraz więcej represji i ograniczające im dostęp do informacji, przejmują stery. Walka pomiędzy ideami autorytaryzmu i liberalnej demokracji wydaje się wyrównana. To, co jeszcze niedawno wydawało nam się niewyobrażalne, już nie robi na nas wrażenia – tysiące dzieci oddzielonych od rodziców na granicy z Meksykiem, wydawane codziennie przez Gabinet Owalny nieprawdziwe lub dezinformujące komunikaty, prasa atakowana przez prezydenta jako „wróg narodu” (wyrażenie o czysto totalitarnym rodowodzie), nagranie zmanipulowane przez Biały Dom, by zdyskredytować korespondenta CNN, uznanie przez prezydenta Trumpa własnych służb wywiadowczych za mniej wiarygodne niż zapewnienia prezydenta Władimira Putina, określanie przez Trumpa Unii Europejskiej mianem „brutalnej” i zmiana w postrzeganiu przywódcy Korei Północnej od „zagrożenia” do „wielkiej osobowości”. Do tego – niemal zapomniałem! – odwołanie z powodu deszczu wizyty na amerykańskim cmentarzu w Aisne-Marne we Francji, która miała upamiętnić 100. rocznicę zakończenia I wojny światowej. Wiemy, że Trump nienawidzi deszczu, bo psuje mu fryzurę. Mniejsza o 2250 pochowanych na tym cmentarzu Amerykanów, którzy oddali życie z dala od domu. Wiemy, że w czasie blisko dwóch lat sprawowania urzędu Trump ani razu nie odwiedził amerykańskich żołnierzy w Afganistanie ani w żadnej strefie działań bojowych. Tchórz z nietrwałą fryzurą odwraca się plecami do poległych i służących Ameryce. Na tym właśnie polega nacjonalizm Trumpa – na dezorientujących sloganach wypowiadanych bez ładu i składu oraz odzieraniu
z godności. Kiedy prezydent Chin Xi Jinping otworzył sobie furtkę do dożywotniej prezydentury, Trump oświadczył: „Też kiedyś będziemy musieli tego spróbować”. To miał być żart, ale można go równie dobrze traktować jako widoczny znak obecnej kondycji świata. Trumpa nie można jednak lekceważyć. Jego manipulacja amerykańskim gniewem nie pozostaje bez skutków. Niedocenienie Trumpa przez Demokratów jest najlepszą drogą do zapewnienia mu prezydentury aż do 2024 r. Wybory uzupełniające zakończyły się znaczącym zwycięstwem Demokratów w Izbie Reprezentantów, gwarantując im dodatkowo co najmniej 37 miejsc. Prezydent ma teraz nieco zawężone pole działania. Jego ataki na imigrantów oraz jawna pogarda w stosunku do kobiet zebrały swoje żniwo na przedmieściach i na prowincji. Większość przyzwoitych Amerykanów nie lubi demagogii. A jednak droga Trumpa do reelekcji w 2020 r. pozostaje otwarta. Republikanie, będący obecnie partią Trumpa, mocno trzymają się w Senacie, w którym zdobyli dodatkowo dwa miejsca. Dali też pokaz siły na Florydzie, czyli w stanie kluczowym dla każdych wyborów prezydenckich. Mimo że od zapaści finansowej w 2008 r. minęła już dekada, niechęć do elit, które wyszły z tego kryzysu bez szwanku, oraz złość, którą budzą rosnące nierówności, wciąż karmią falę skrajnego nacjonalizmu na całym świecie. Niedawny wybór Jaira Bolsonaro na prezydenta Brazylii jest przykładem tego samego trendu, który wyniósł do władzy Trumpa. Rosnący na sile protest „żółtych kamizelek” we Francji to wybuch gniewu społeczeństwa, w którym uprzywilejowani są bogaci. Węgry po upadku Związku Radzieckiego marzące o wolności na wzór Londynu i Paryża pod przewodnictwem premiera Viktora Orbána stały się krajem, gdzie Zachód prezentowany jest jako obszar cywilizacyjnego upadku, w którym dogorywają rodzina, Kościół, naród i tradycyjnie pojmowane małżeństwo oraz płeć. Orbán oferuje Europie nowy model demokracji nieliberalnej. Ideologiczna walka, którą prowadzi z prezydentem
1
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
39
Prezydent Donald Trump podczas wizyty w Paryżu, gdzie obchodzono setną rocznicę zakończenia I wojny światowej
1
Francji Emmanuelem Macronem, zdeterminuje kierunek, jaki obierze Unia Europejska, niezależnie od tego, czy Wielka Brytania popełni w 2019 r. swoją brexitową głupotę. Decyzja o brexicie jest tylko kolejnym wariantem szerzącego się szaleństwa. Podobnie jak wybór Trumpa na prezydenta USA, głosowanie za wyjściem z Unii Europejskiej jest symptomem dążenia do siania chaosu za wszelką cenę. Ćwierć wieku po ostatecznym osiągnięciu pozycji, której – zdawałoby się – nic już nie podważy, liberalna demokracja znów wydaje się krucha. Atakowane są wolny handel, migracja oraz prawa człowieka (koncepcja, której Trump nie jest w stanie pojąć). Stojące w miejscu pensje „niebieskich kołnierzyków” iznacznej części klasy średniej oraz występujące na prowincji poczucie kulturowego wyobcowania od metropolii pogłębiają podziały wspołeczeństwie. WUSA nie ma już zgody nawet co do znaczenia słowa „szczerość”. Demokraci wierzą, że oznacza ono zgodność z faktami. W państwie Trumpa oznacza mówienie bez owijania w bawełnę. Stosując to kryterium, w oczach swoich wyborców Trump jest najszczerszym prezydentem w historii. Kiedy trudno o wspólny język, a media społecznościowe nakręcają konfrontację, zachodnie demokracje mają coraz bardziej ograniczone pole do działania na rzecz kompromisu, który jest podstawą rozwoju. Jeśli zdobywasz w życiu 70 proc. tego, co chcesz osiągnąć, prawdopodobnie masz poczucie, że radzisz sobie co najmniej nieźle. Jednak dziś żaden amerykański polityk nie powie: „Zdobyłem 70 proc. tego, co sobie zamierzyłem, a w głosowaniu będę się kierował dobrem wspólnym”. Chiny, które pod przewodnictwem Xi obierają coraz bardziej autorytarny kierunek, nie mają tego typu wątpliwości. Tu plany są formułowane i natychmiast realizowane. W ten sposób w ostatnich dekadach wyciągnięto z ubóstwa 800 mln ludzi. Nad czym więc się zastanawiać? Pekin prezentuje się obecnie jako doskonała alternatywa dla modelu liberalnej demokracji. Trump jest dla Pekinu łaskawy. Paraliż w polityce wewnętrznej, słabnący autorytet mo-
ralny USA, odrzucenie przez Trumpa Partnerstwa Transpacyficznego, wycofanie się z paryskiego porozumienia klimatycznego – to wszystko działa na korzyść Chin. Pekin wyrasta na światowego lidera w zakresie energii odnawialnej, czyniąc na tym polu nieustanne postępy. W Europie, od Grecji po Serbię, Chiny wcielają w życie model sprawdzony w Afryce: kupują, co tylko się da, byle zyskać kontrolę nad zasobami i infrastrukturą. Trump zdecydował się nie oddawać handlu bez walki, ma zresztą pewne uzasadnione roszczenia. Nie zdołał jednak zaproponować spójnej geostrategicznej polityki, która stanowiłaby przeciwwagę dla Chin. Tym samym prowadzona przez niego wojna o cła robi wrażenie tylko kolejnego prezydenckiego focha. Pozycję Chin wzmacnia również przychylny stosunek Trumpa do Kim Dżong Una. Prezydent okazuje słabość i idzie wobec niego na ustępstwa, nie uzyskując w zamian żadnych namacalnych korzyści. Nawet wycofanie sił amerykańskich z Półwyspu Koreańskiego nie wydaje się już niewyobrażalne. Byłby to jednak niezwykle niebezpieczny akt głupoty, z którego Chiny niewątpliwie bardzo by się ucieszyły. Ekspansjonizm Chin pod przewodnictwem Xi oraz nieprzewidywalność Korei Północnej sprawiają, że w Azji Wschodniej występują napięcia, które były charakterystyczne dla Europy w czasie zimnej wojny. Starcie USA i Chin w kwestii „nieuczciwych praktyk handlowych”, do którego doszło na szczycie Wspólnoty Gospodarczej Azji i Pacyfiku (APEC), było tak silne, że nie wydano nawet wspólnego komunikatu przywódców. Zdarzyło się to po raz pierwszy od inauguracji spotkań ćwierć wieku temu. Wciąż jednak wierzę, że chińskie dążenia do osiągnięcia regionalnej i globalnej stabilności i scementowanie swojej mocarstwowej pozycji przed 2050 r. powstrzymają Pekin przez konfrontacją z USA, zanim dojdzie do starcia zbrojnego. Możliwość wywołania konfliktu zbrojnego jest ograniczona przez technologię mimo użytku, jaki zrobiły z niej społeczeństwa autorytarne, takie jak Chiny czy Rosja. Nie żyjemy w I połowie XX w.
Trump i inni nacjonaliści sięgają po faszystowskie metody – szukanie kozłów ofiarnych, ksenofobię, nacjonalistyczne mitologizacje imobilizację tłumu – lecz siły społeczeństwa otwartego są znacznie potężniejsze, niż były wzeszłym wieku. Mury rosną wszędzie, a Chiny udowodniły, że można skutecznie kontrolować internet, ale idealizmu oraz wymiany idei nie da się tak łatwo zatrzymać. Nawet tak fatalny prezydent, jakim jest ten obecnie urzędujący, nie jest wstanie po prostu zepchnąć świata w przepaść. W tym właśnie nadzieja dla XXI w. – nie wnarodach, które są obsesją Trumpa, ale w ludziach i tworzonych przez nich sieciach zależności. Żywotność amerykańskiej prasy również jest oznaką pewnych ograniczeń, jakie napotyka władza Trumpa. Jego ataki na amerykańskie instytucje, w tym na Departament Sprawiedliwości oraz na najlepsze amerykańskie media, zwiększyły świadomość, jak bardzo potrzebne jest silne dziennikarstwo śledcze oraz że za jakość trzeba płacić. Gazety, w tym „The New York Times”, odnotowały wzrost subskrypcji online. To dobra wiadomość. Zła wiadomość jest taka, że ukuta przez Trumpa fraza „fake news” już się przyjęła. Powtarzana jest na całym świecie. Dziennikarze padają ofiarą coraz śmielszych ataków właśnie dlatego, że Trump zainaugurował sezon polowań na dziennikarzy i uprawiany przez nich zawód. Okrutne morderstwo dziennikarza „Washington Post” Jamala Kashoggiego w saudyjskim konsulacie w Stambule jest najdobitniejszym tego przykładem. Bezstronne poszukiwanie prawdy jest określane mianem „fejka”. Biały Dom rozsiewa plotki, a niekiedy zamiast faktów serwuje jawne kłamstwa. W ludzkie umysły wkrada się dezorientacja. I właśnie to jest celem Trumpa – uprawiana przez niego agitacja ma odebrać zdolność myślenia. Partia Demokratyczna nie może tracić czujności. Trumpa można się pozbyć jedynie wdrodze zwycięstwa. Republikanie nie są już tą samą antyrosyjską, internacjonalistyczną iwspierającą wolny handel partią co dawniej. Są partią Trumpa. Partią sloganu „Ameryka przede wszystkim”.
Ale i Demokraci przechodzą pewną transformację. Czy powinni obrać kierunek bardziej na lewo, gdzie jest spora energia oraz gdzie ruchy progresywne odniosły kilka zwycięstw? Czy może powinni poszukać nowych środków wyrazu w centrum? Nie sądzę, by lewicowy kandydat Demokratów zdołał odsunąć Trumpa od władzy. Nie wydaje mi się też, by mógł tego dokonać kandydat z wybrzeża, nieznający rzeczywistości stanów środkowych. Kandydaci Demokratów, jak Max Rose w Staten Island oraz Jason Crow w szóstym dystrykcie Kolorado, udowodnili, że nacisk na kwestie zdrowia i edukacji (dwa obszary budzące największe obawy Amerykanów), wzmocniony silnym przekazem patriotycznym od mężczyzn mających doświadczenie czynnej służby wojskowej, może zapewnić zwycięstwo na obszarach tradycyjnie popierających Republikanów. Zwycięstwo Kyrsten Sinemy w wyścigu do Senatu w Arizonie także obrazuje potencjał centryzmu. Dostarczenie namacalnych rezultatów, na które pracuje się z pełną pasji determinacją, patriotyzmem i wiarą we własne możliwości, jest najlepszym sposobem na pokonanie Trumpa. Prezydent zrobi wszystko, co w jego mocy, by odnieść zwycięstwo w 2020 r. Niemoralne i bezwzględne zachowania, do jakich jest zdolny, nie mają granic. Bezwstyd, z jakim tuż przed wyborami uzupełniającymi straszył tzw. karawaną migrantów z Ameryki Środkowej podążającą w stronę amerykańsko-meksykańskiej granicy, jest jedynie próbką tego, jak daleko jest gotów się posunąć, by zdobyć głosy. USA są w stanie odrobić cztery lata prezydentury Trumpa. Odrobienie ośmiu lat będzie już trudniejsze. Ocalenie republiki to już praca na pełen etat, a to, na ile się to uda, dotyczy już całej ludzkości – zwłaszcza biorąc pod uwagę chińskie wysiłki na rzecz uniwersalizacji obowiązującej tam koncepcji, że wolność ma drugorzędne znaczenie. + © 2018 THE NEW YORK TIMES and ROGER COHEN TŁUM. AGNIESZKA ROSTKOWSKA
40
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
PUNKT ZWROTNY Chiny kończą z kadencyjnością prezydentury
TCHÓRZLIWA TWARZ autorytaryzmu Przejście od demokracji do kultu jednostki zaczyna się od przywódcy, który cały czas kłamie TIMOTHY SNYDER
TIMOTHY SNYDER jest profesorem historii na uniwersytecie Yale, stałym członkiem Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu oraz autorem głośnych książek: „Bloodlands” i „On Tyranny”. Jego najnowsza publikacja to „The Road to Unfreedom: Russia, Europe, America”
Najpierw widzimy twarz. W USA Donalda Trumpa, na Węgrzech Viktora Orbána, w Rosji Władimira Putina, w Turcji Recepa Tayyipa Erdogana – oto twarze mężczyzn, którzy pragną w demokratycznych krajach zaprowadzić kult jednostki. To twarz od najdawniejszych czasów była znakiem przywództwa używanym przez klany czy plemiona. Jeśli widzimy tylko twarz, nie myślimy w kategoriach politycznych, zamiast tego akceptujemy nowy reżim i jego zasady. Jednakże w demokracji chodzi przecież o ludzi, a nie o jednego, zmitologizowanego człowieka. Ludzie potrzebują prawdy, a kult jednostki ją niszczy. Teorie demokracji, poczynając od tych ze starożytnej Grecji, przez oświeceniowe, aż po współczesne, biorą za pewnik, że świat podlega naszemu zrozumieniu. Że wspólnie ze współobywatelami podążamy za prawdą. Ale w ramach kultu osobowości prawdę zastępuje wiara – wierzymy w to, w co przywódca chce, byśmy wierzyli. Jego twarz zastępuje nam myślenie. Zamiana demokracji w kult jednostki zaczyna się od przywódcy, który jest gotów nieustannie kłamać i całkiem zdyskredytować prawdę. Budowa kultu ostatecznie jest dokonana, gdy ludzie nie są już w stanie odróżnić prawdy od swoich odczuć. Kult ten wszędzie funkcjonuje tak samo: opiera się na nieprecyzyjnym założeniu, że jakimś cudem twarz przywódcy reprezentuje naród. Kult osobowości żąda od nas, byśmy raczej odczuwali, niż myśleli. W szczególności, abyśmy instynktownie czuli, że podstawowe pytanie polityczne brzmi: „Kim jesteśmy my, a kim są oni?”, a nie: „Jaki jest świat i co możemy z tym zrobić?”. Gdy uwierzymy, że w polityce chodzi o rozróżnienie „my i oni”, będziemy wiedzieć, kim jesteśmy „my”, bo przecież wiemy, kim są „oni”. A tak naprawdę nie wiemy nic, gdyż zgodziliśmy się, by strach i niepokój – uczucia pierwotne – były źródłem polityki. Wykiwano nas. Autorytarne postaci dnia dzisiejszego opowiadają nam kłamstwa średniego kalibru. Prześlizgują się po powierzchni doświadczeń; wciągają głęboko do emocjonalnej jaskini. Jeśli uwierzyliśmy, że Barack Obama jest muzułmaninem urodzonym w Afryce (bujda made in USA,
ADEM ALTAN/AGENCE FRANCE-PRESSE -- GETTY IMAGES
N
Wiec poparcia dla Recepa Tayyipa Erdogana, Ankara 2016r.
ale rozpowszechniona z pomocą Rosji) albo że Hillary Clinton jest pedofilską stręczycielką (bujda made in Russia rozpowszechniona z amerykańską pomocą), to nie kierujemy się rozumem, tylko poddajemy się fizycznym i seksualnym lękom. Kłamstwa średniego kalibru nie są aż tak poważne jak wielkie kłamstwa totalitaryzmu. Jednak ataki Orbána na Georga’a Sorosa jako przywódcę żydowskiego spisku to już prawie ta sama liga. Mają dostateczną siłę rażenia, by przyczynić się do zniszczenia dyskursu opartego na faktach. Gdy przyjmiemy je do wiadomości, otworzymy się na całe uniwersum nieprawdy, na możliwość istnienia rozległych teorii spiskowych. Twarz przywódcy staje się więc w rezultacie flagą, arbitralnym oznaczeniem „nas” przeciwko „nim”. Internet i media społecznościowe pomagają nam widzieć polityków w ten właśnie dwubiegunowy sposób. Wydaje nam się, że siedząc przed ekranem komputera, dokonujemy wyborów, gdy tak naprawdę tych wyborów dokonują za nas algorytmy, które nauczyły się, jak nas przed tymi ekranami zatrzymać. Nasza aktywność w sieci uczy je, że najskuteczniejsze są bodźce negatywne: strach i niepokój. I gdy media społecznościowe stają się źródłem edukacji politycznej, po politykach spodziewamy się już tylko takiej stymulacji: co wzmaga w nas lęk, a co poczucie bezpieczeństwa? Kim są oni, a kim jesteśmy my? Kult osobowości kiedyś opierał się na pomnikach, dziś wystarczą memy. Media społecznościowe kształtują zbiorową wyobraźnię w takim samym stopniu, w jakim niegdyś gi-
gantyczne posągi tyranów wypełniały przestrzeń publiczną. Ale jak również przypominają nam te pomniki, tyrani w końcu umierają. Próżne prężenie muskułów, zdjęcia nagich torsów, mizoginia i obojętność na kobiecą perspektywę, homofobia – wszystko to jest nakierowane na jeden cel: chodzi o zakamuflowanie faktu, że kult jednostki jest jałowy. Nie ma zdolności reprodukcyjnych. To kult czegoś tymczasowego, oparty na mydleniu oczu i graniu na głęboko ukrytym tchórzostwie. Otoczony nim przywódca nie jest w stanie pogodzić się z tym, że umrze i zostanie zastąpiony. A ludzie podsycają w sobie iluzję na jego temat, zapominając, że to oni sami są współodpowiedzialni za swoją przyszłość. Kult jednostki upośledza zdolność do zarządzania krajem. Gdy go akceptujemy, nie tylko oddajemy walkowerem prawo do wybierania przywódcy, ale również zmniejszamy swoje zdolności do dokonywania wyboru w przyszłości i osłabiamy służące do tego instytucje. W miarę jak odsuwamy się od demokracji, zapominamy o jej podstawowym celu: by przyszłość, którą kształtujemy, należała do każdego i do wszystkich. Kult jednostki opiera się na założeniu, że jedna osoba ma zawsze rację, po jej śmierci nastaje chaos. Demokracja przyjmuje, że wszyscy popełniamy błędy i co jakiś czas dostajemy szansę, by je naprawić. Demokrację buduje się na odwadze, a kult jednostki to tchórzowska droga do jej zniszczenia. + © 2018 THE NEW YORK TIMES and TIMOTHY SNYDER TŁUM. MAGDA DZIAŁOSZYŃSKA
1
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
Raport Banku Światowego stwierdza, że ponad 143 mln ludzi będzie „migrantami klimatycznymi” uciekającymi przed nieurodzajem, brakiem wody oraz podnoszącym się poziomem mórz
Zalety architektury POWIĄZANEJ Z NATURĄ Projektowanie zrównoważonych miast może wymagać skromniejszych planów BALKRISHNA DOSHI
K
BALKRISHNA DOSHI w 2018 r. został laureatem Nagrody Pritzkera. Jest pierwszym Hindusem, który otrzymał tę jedną z najbardziej prestiżowych nagród w dziedzinie architektury 1
Kiedy kultura i rekreacja idą ramię w ramię, rodzą się społeczności. Kiedy społeczności stają się społeczeństwami, powstają osady. W takiej rzeczywistości możemy realizować nasze marzenia o wspólnocie. Zrównoważone miasta przypominają las: są zróżnicowane inie przestają rosnąć. Wlesie każda gałąź, każdy pień, każde drzewo są niepowtarzalne, rozwijają się we właściwy sobie sposób. Wszystko jest ze sobą połączone. Każdy element lasu ma do odegrania ważną rolę w kosmicznej symfonii. Tak samo jest z miastem. Miasto również stanowi organizm, jednocześnie trwały oraz zmienny, statyczny oraz podlegający nieustannym zmianom. Ludzie są częścią wewnętrznego mechanizmu miasta, tak jak komórki są częścią nas. Ulice pełnią funkcję żył, łącząc nas z siecią życia przypominającą zróżnicowany biologicznie las. Dlaczego więc nie postrzegamy naszych miast i wsi jako jednostek biotechnologicznych? Dlaczego nie planujemy i nie budujemy ich w sposób bardziej naturalny, który sprzyjałby wskrzeszeniu poczucia wspólnoty oraz kultury uczestnictwa? Weźmy przykład Jaipuru w Indiach, którym wXVIII w. rządził maharadża Sawai Jai Singh II. Zakładał on, że miasto powinno być rajem na ziemi. Zwracając uwagę na nieustanną zmienność klimatu oraz ruch słońca, Singh stworzył miasto, którego centrum stanowiły budynki cechowe oraz osiedla domów funkcjonujących na zasadzie wspólnoty. Jaipur dbał o ciało, umysł i duszę mieszkańców. Miasto kwitło pod względem społecznym, gospodarczym ikulturalnym. W Jaipurze wcielono w życie starożytną filozofię vastu purusha mandala. Jej głównym założeniem było projektowanie ukierunkowane na równowagę oraz zdrowe środowisko. W zgodzie z tą starożytną nauką tworzono większość tradycyjnych indyjskich osad, w których zawsze było miejsce dla sezonowych wydarzeń, takich jak festiwale i targi. Mandala adaptuje się do skrajnie różnych klimatów oraz miejsc i staje się dla nich inspiracją. Niestety, już dawno zapomnieliśmy o tym uduchowionym podejściu do architektury i projektowania. Zamiast tego koncentrujemy się na modelu planowania, którego podstawy stanowią duży budżet, wielkogabarytowe kon-
VIJAY MATHUR/REUTERS
PUNKT ZWROTNY
41
Pałac Wiatrów w indyjskim mieście Jaipur
strukcje i wzorce zachowań oparte na izolacji. W konsekwencji mieszkamy w miejscach charakteryzujących się fragmentacją. Nie postrzegamy życia oraz miejskiej infrastruktury w sposób zintegrowany. Czy zamiast budować kolejne pochłaniające czas, energię oraz zasoby ludzkie i naturalne megastruktury, nie powinniśmy przyjąć bardziej naturalnego, wręcz biologicznego po-
dejścia do architektury? Takiego, które kładłoby nacisk na niewielkie, ale rozwijane w sposób holistyczny osady mogące stworzyć – być może – nowy świat? Te małe osady byłyby zrównoważone, pełne energii i witalności, nie przekraczałyby jednak pewnych określonych rozmiarów. Miałyby dokładnie takie zalety jak sieci o dużej różnorodności biologicznej. W takich osadach nie marnowano by czasu, energii ani zasobów naturalnych. Ich mieszkańcy posiadaliby wszechstronne umiejętności. Prowadziliby zrównoważony tryb życia i czuliby się spełnieni. To pomogłoby ocalić naszą planetę przed katastrofami i nierównościami, które budzą niepokój o przyszłość. Kiedy odwiedzamy starożytne miasta i miasteczka – doskonale funkcjonujące zarówno pod względem socjologicznym, gospodarczym, jak i kulturowym – często uderza nas dziwna, niespodziewana cisza i powolność. Nasze potrzeby parcia do przodu, osiągania celów, zdobywania nagle słabną. Zaczynamy myśleć o tym, w jaki sposób jesteśmy połączeni z naturą i jak możemy się dzielić tym, co sami mamy do zaoferowania z głębi siebie. Oprócz spokoju pojawiają się w nas nowe kryteria estetyczne, dzięki którym oceniamy dane osady: piękno, miłość, współczucie, pokora. Żeby ożywić dane miejsce, trzeba stworzyć subtelne, pełne pokory więzi, które zachęcą ludzi do przebywania razem i postrzegania się jako część większej całości – Matki Ziemi. Wstarożytnych tekstach indyjskich podkreślano, że sthapati (architekt lub planista) musi brać pod uwagę cykle natury, szanując prawa, jakimi rządzą się czas oraz energia, dokładnie wtaki sposób, w jaki zachodzi to wekosystemach. Sthapati ma obowiązek połączyć życie mieszkańców danej osady z biegiem natury. Ta metoda planowania opartego na współzależnościach sprzyja wydarzeniom kulturalnym i integracji. Taka forma zrównoważonej architektury pozwala każdemu – niezależnie od klasy czy wiary – połączyć się ze swoją prawdziwą naturą. Czy to nie dlatego niektórzy Japończycy umieszczają w swoich domach niewielkie drzewko bonsai, by przypominało im o więzi z wieczną tajemnicą istnienia? Obecnie, mimo że tworzymy globalną wioskę, duchowo jesteśmy pogubieni. Brakującym ogniwem jest prana – subtelna energia, którą da się jedynie poczuć. Jeśli ją rozpalimy, poczucie wspólnoty może się odrodzić. Czy naprawdę nie jesteśmy w stanie zaadoptować filozofii planowania do czasów współczesnych, by stworzyć trwałe warunki dla kultury uczestnictwa? © 2018 THE NEW YORK TIMES and BALKRISHNA DOSHI TŁUM. AGNIESZKA ROSTKOWSKA
42
Sobota-niedziela 29-30 grudnia 2018
Gdy polityczne zaangażowanie sztuki przekracza cienką CZERWONĄ LINIĘ
PUNKT ZWROTNY
Po fali protestów znane targi sztuki w Madrycie usunęły dzieło ukazujące katalońskich polityków. To sprowokowało debatę na temat wolności artystycznej
Do wytyczania granic dla swej sztuki artyści potrzebują wolności
RODOLFO MARTINEZ
S
SHIRIN NESHAT, żyjąca w USA Iranka, jest filmowcem i autorką dzieł audiowizualnych
Sztuka zaangażowana politycznie jest zjawiskiem kontrowersyjnym. Ale jest też zjawiskiem potrzebnym, gdyż zmusza artystów do wyjścia poza strefę komfortu i łączy ich ze światem zewnętrznym. Jako artystce żyjącej na wygnaniu zdarzało mi się przekraczać tę cienką czerwoną linię odgraniczającą sztukę od rzeczywistości politycznej. Nie intencjonalnie, ale dlatego, że ta rzeczywistość zmuszała mnie do tego. Nie tylko ci znas, którzy tworzą na wygnaniu, muszą się ztym problemem zmagać – ten dylemat pojawia się wszędzie tam, gdzie krzyżują się ścieżki sztuki i pieniędzy, w sytuacjach gdy artyści czują się rozdarci, próbując utrzymać równowagę między wartością estetyczną aaktualnością tematu ipolitycznym przesłaniem swego dzieła. Weźmy na przykład niedawne protesty artystów oskarżanych o brak wrażliwości rasowej i czerpanie korzyści z cierpień ludzi o ciemnym kolorze skóry. Z oskarżeniami takimi musiała się zmierzyć Dana Schutz, która namalowała obraz „Otwarta trumna”, przedstawiający Emmeta Tilla, 14-letniego czarnego chłopca zamordowanego w 1955 r. przez dwóch białych mężczyzn, oraz Luke Willis Thompson, autor „Autoportretu”, w którym umieścił wizerunek dziewczyny Philando Castile’a zabitego przez funkcjonariuszy policji. Z tej wrzawy wyłaniają się trudne pytania: kto powinien być ostatecznym sędzią rozstrzygającym, czy dane dzieło obraża czyjeś uczucia? Czy artyści powinni brać większą odpowiedzialność za odbiór swoich prac? Po egipskiej rewolucji, aby podzielić się moim doświadczeniem, założyłam tymczasowe studio niedaleko placu Tahrir w Kairze. Zrobiłam serię zdjęć starszych kobiet i mężczyzn opłakujących tragedie, takie jak strata dziecka w czasie rewolucji. Miałam nadzieję, że uda mi się uchwycić i pokazać ludzki koszt takich euforycznych zrywów. Tuż po tym, jak seria fotografii „Our House Is on Fire” (Nasz dom płonie) została wystawiona w galerii Fundacji Rauschenberga w Nowym Jorku, organizacji non profit, która zamówiła dzieło, pewien krytyk oskarżył mnie w recenzji o wtłaczanie ludzkiego cierpienia w ramy godne komercyjnych galerii w modnych dzielnicach sztuki, jak nowojorska Chelsea, aby wzbudzać litość i generować zysk. Au-
BENJAMIN NORMAN FOR THE NEW YORK TIMES
SHIRIN NESHAT
Wywołujący kontrowersje obraz Dany Schutz „Otwarta trumna”
tor tych oskarżeń najpewniej nie miał nawet pojęcia, że dochody ze sprzedaży w internecie szły na konto organizacji charytatywnej w Egipcie, którą sama wybrałam. Czytając krytykę „Our House Is on Fire”, byłam zaskoczona i zaczęłam się zastanawiać, czy te oskarżenia mogą być słuszne. Czy manipulowałam emocjami, by tworzyć sztukę? Czy to raczej mój oskarżyciel jest winien zniekształcenia narracji, tak by pasowała do jego światopoglądu wrogiego sztuce politycznej? Trzeba pamiętać, że wszędzie tam, gdzie zdarzały się konflikty, tragedie i ofiary w ludziach, pojawiała się też sztuka. Istnieją bardzo różne systemy wartości odmiennie oceniające stosowność i wagę takiej sztuki, której najczystszą intencją jest zwykle odkrycie sensu w okruchach i wydobycie istoty z chaosu. Dobrym przykładem jest „Ludzki prąd”, film autorstwa słynnego chińskiego dysydenta Ai Weiweia, który ukazuje dramat globalnego kryzysu uchodźczego. Na pierwszy rzut oka to, że szanowany artysta wszedł wśrodek ludzkiej ipolitycznej katastrofy, jest godne podziwu. Ale nie mogłam nie zastanawiać się nad jego intencjami oraz znaczeniem jego dzieła. Czy Ai wykorzystał ludzki dramat, by zwrócić na siebie uwagę i zarobić? Czy jego praca pomogła poszerzyć wiedzę na temat wydarzeń? Kim jest jego publiczność iczy taka sztuka ma jakiekolwiek realne znaczenie, czy jest potrzebna wświecie zalewanym obrazami rozgrywającej się tragedii? Zastanawiając się nad intencjami artysty zaangażowanego w projekt humanitarny, zdałam sobie sprawę z tego, że nie różnię się od tego krytyka, który miał wątpliwości co do mojej postawy i artystycznej integralności. Dotarło też do mnie, że artyści pracujący na wygnaniu mierzą
się zpewnym paradoksem: ich emocjonalna odpowiedź na rozgrywające się w świecie okropności jest bowiem odbiciem osobistych doświadczeń, a zarazem kłóci się z uprzywilejowaną pozycją, na którą wyniosła ich kariera artystyczna. Być może problem tkwi w naszym hegemonicznym systemie, w którym zachodni wolnorynkowy konsumpcjonizm, i jego maszyneria produkująca dzieła kultury niszczy to, co nazywamy praktyką artystyczną. To, co do tego systemu nie pasuje lub mu się sprzeciwia, jest albo marginalizowane, albo wchłaniane, tak by wydawał się on otwarty i inkluzywny. I właśnie przez filtr tej soczewki prace takich artystów jak Ai (znany jako dzielny wygnaniec, który uciekł od tyranii panującej w jego ojczyźnie) i ja (represjonowana i wygnana muzułmańska artystka irańskiego pochodzenia) mogą być legitymizowane i oglądane. Wygląda na to, że świat sztuki naśladuje ideologiczne kroki globalnej gospodarki, intensywniej uczestnicząc w orgii tworzenia bogactwa przeznaczonego dla niewielu. Czy pogrążony w samozadowoleniu świat zachodniej sztuki obudzi się z tej drzemki teraz, w obliczu plemiennych instynktów, gdy faszyzm podnosi swój wstrętny łeb? Jeśli mamy przetrwać ten czas próby, politycznie i humanitarnie zaangażowana sztuka jest nam potrzebna jak powietrze. Musimy na tę potrzebę odpowiedzieć, nawet jeśli władcy świata sztuki próbują podporządkować sobie każdy nasz ruch. Ostatecznie to od artystów zależy to, gdzie w przyszłości przebiegać będzie ta czerwona linia. + © 2018 THE NEW YORK TIMES and SHIRIN NESHAT TŁUM. MAGDA DZIAŁOSZYŃSKA
1
33869459
+
33864129
REKLAMA