Powieść gotycka

Page 1

qwertyuiopasdfghjklzxcvbnmqwerty uiopasdfghjklzxcvbnmqwertyuiopasd fghjklzxcvbnmqwertyuiopasdfghjklzx cvbnmqwertyuiopasdfghjklzxcvbnmq Stworzeni z wyobraźni wertyuiopasdfghjklzxcvbnmqwertyui Ogólnopolski Projekt Edukacyjny opasdfghjklzxcvbnmqwertyuiopasdfg Powieść gotycka hjklzxcvbnmqwertyuiopasdfghjklzxc vbnmqwertyuiopasdfghjklzxcvbnmq wertyuiopasdfghjklzxcvbnmqwertyui opasdfghjklzxcvbnmqwertyuiopasdfg hjklzx 2016/2017

Opracowały: Martyna Ogrodniczak, Marlena Kowalska

cvbnmqwertyuiopasdfghjklzxcvbnmq wertyuiopasdfghjklzxcvbnmqwertyui opasdfghjklzxcvbnmqwertyuiopasdfg


WRZESIEŃ 2016

Płomień i wrzosowiska Gimnazjum nr 18 w Lublinie

Północna Anglia kryje wiele tajemnic i niesamowitych historii. Opisywane poniżej zdarzenia miały miejsce nieopodal miasteczka Terrent. Tam, przeszedłszy przez gęsty, świerkowy las, w którym mrok zapada, gdy tylko słońce pochyli się ku horyzontowi, minąwszy polanę z krzakami jeżyn, wilczych jagód i dzikich malin oraz dwoma nagrobkami z napisami w nieznanym języku, zostawiwszy za sobą kępy kwitnących biało i fioletowo wrzosów (i niepokojący szmer pracowitych pszczół), można dojść do miejsca, które stało się świadkiem dramatycznej historii. Na początku wieku podczas niesamowitej grudniowej nocy rozbił się tam samolot. Była to noc niezwykła: księżyc przebijał przez chmury na niebie, oświetlając ledwie widoczny horyzont. Mieszczanie zamieszkujący okolice początkowo zobaczyli na niebie dziwną smugę dymu i wystraszeni pochowali się do domów. Potem słychać było tylko ogromny huk, prawdopodobnie pilot samolotu został oślepiony przez wielkie ognisko, które rozpalili dawni włodarze leżącego nieopodal dużego i mrocznego zamczyska. Z katastrofy z życiem uszła tylko jedna osoba. Edward, starszy mężczyzna, podpierający się laską, gdyż jedną nogę stracił w wypadku, mieszka w starym zamku. 1


Za towarzyszy - jak mawiają okoliczni mieszkańcy - służą mu jedynie dusze ofiar katastrofy. Tubylcy powiadają też, że spotykają go z rzadka. Zdaniem niektórych jest niski, ma siwe włosy, długi fartuch i codziennie o północy przy migoczącym świetle żarówki urządza spotkania z duszami innych zmarłych - mieszkający nieopodal słyszą śród nocy różne dziwne dźwięki, których nie da się opisać słowami. Według relacji innych jest wysokim brodaczem spacerującym w jesienne, długie wieczory w płaszczu do kostek, jest mężczyzną, który nie mogąc poradzić sobie z traumatycznymi wspomnieniami, nocami głośno krzyczy imię Elizabeth - wzywając miłość z czasów młodości. Zdarzają się też tacy, którzy twierdzą, że mężczyzna grywa z diabłem w kości i sprasza dusze do zamku, aby odnaleźć żonę, która wraz z nim leciała samolotem. Jak jest w rzeczywistości? Na to pytanie mógłby powiedzieć tylko ten, kto listopadowej nocy podczas wigilii święta zmarłych - odważyłby się zapuścić w pobliże zamku. Warto powiedzieć kilka słów o nim, bowiem odróżnia się od okolicznych zabudowań. Budowla powstała dwieście lat wcześniej, uwagę przykuwa pięć wieży i niezwykły budulec: czarna cegła. Na najwyższej z wież zamczyska znajduje się stara, poszarpana flaga z zatartym napisem, w którą nieraz uderzył piorun, niszcząc przy tym budynek. Tylko zachodnia część budowli nadaje się do zamieszkania. Wróćmy jednak do Edwarda… Aby poznać tajemnicę nieszczęśnika, potrzeba było równie

zrozpaczonej

osoby.

Iris

Blackbeak

była

wysoką

dziewczyną,

o

długich

kruczoczarnych włosach i białej cerze. Nieraz słyszała, że jej oczy mają piękny, kasztanowy kolor, ale nigdy nie rozjaśnia ich młodzieńcza radość. Iris bowiem to nastolatka, której życie nie szczędziło trudnych doznań. Trzymała się z boku, bo obawiała się, że rówieśnicy nie zrozumieją jej smutku, z kolei świat dorosłych przerażał ją, nie rozumiała ich, byli dla niej równie obcy jak tęcza w tym świecie, który nie doświadczał promieni słońca. Dziewczyna mieszkała z babką w Terrent, ponieważ ojciec oraz ciężarna matka zaginęli w tajemniczych okolicznościach. Po ich zaginięciu dziewczyna zapadła w depresję, miesiącami włóczyła się po okolicznych lasach. Wtedy właśnie, usłyszawszy kilkanaście wzajemnie wykluczających się historii o Edwardzie (niektóre podsłuchane przez dziurkę od klucza), postanowiła go odnaleźć i poznać skrywaną tajemnicę...

2


PAŹDZIERNIK 2016

Światło w tunelu ZSJB Piotrków

W końcu nadszedł odpowiedni moment. Na dworze było już całkowicie ciemno. Iris podeszła do szafki i wyciągnęła z niej małą latarkę, po czym powoli wyszła z pokoju. Cichutko stanęła pod drzwiami sypialni swojej babki. Zajrzała do niej przez dziurkę od klucza, aby sprawdzić, czy kobieta na pewno śpi. Na stole kuchennym położyła Księgę, do której każdego ranka zagląda opiekunka. Wsunęła w nią krótki liścik wyjaśniający przyczynę

nieobecności

wnuczki

w

domu.

Teraz

mogła

wyruszyć

na

spotkanie

z niewiadomym... Noc była chłodna. Wokół panował mrok. Delikatne światło księżyca co chwila nikło wśród chmur. Nad czubkami drzew wznosiła się wieża zachodniej części zamku. To właśnie tam musiała dotrzeć dziewczyna. Wędrówka z każdą minutą stawała się cięższa. Iris szybko poczuła się bardzo zmęczona. Zimny wiatr smagał jej twarz i sprawiał, że policzki powoli przybierały siną barwę. Dziewczyna nie poddawała się. Gdyby zawróciła, nie byłaby sobą. Las stawał się coraz mroczniejszy. Nad ziemią unosiła się gęsta mgła. Iris wyciągnęła latarkę, aby oświetlić 3


sobie drogę. Nagle zobaczyła małe oczko wodne. Jego kamienna podstawa wyglądała na bardzo starą. Pomimo mroku można było ujrzeć liczne pęknięcia zdobiące kruszywo. Wtem dziewczyna usłyszała trzask. Coś za nią przebiegło i uskoczyło w krzaki. Obserwowało ją... Między gęstą roślinnością spostrzegła blask oczu. Spośród roślin wyskoczył wielki, włochaty pies. Powoli ruszył w jej stronę. Usiadł tuż przed nią i machnął wesoło ogonem. Teraz już wiedziała, że nie chciał jej zrobić krzywdy. Sprawnie odłamała część kanapki, jaką zabrała ze sobą i podała ją nowemu znajomemu. - Proszę, weź… Przyszedłeś się tu napić? - mówiła do psa. Kudłacz okazał się być oswojony. Zbliżył się do Iris. Przyjacielsko szczeknął. - Pewnie uciekł z któregoś z pobliskich domów - pomyślała dziewczyna i postanowiła zabrać go ze sobą. Wiedziała, że w tę ciemną noc może chronić ją przed czającymi się w lesie drapieżnikami. Po kolejnych godzinach marszu Iris czuła coraz większe zmęczenie, a droga nie miała się ku końcowi. Dziewczyna, by całkowicie nie opaść z sił, postanowiła odpocząć. Jej nogi nie

chciały

stawiać

kolejnych

kroków.

Niespodziewanie między wysokimi drzewami

dostrzegła małą, drewnianą chatkę. Zbliżyła się do okna, aby zajrzeć do środka. Dom stał pusty. W ciemnościach wyglądał niczym nawiedzony, ale nie miała wyboru - delikatnie pchnęła drzwi. Zaskrzypiały i ustąpiły. W środku nie było nic nadzwyczajnego: łóżko, niewielka kuchenka i... zdjęcia na ścianach, bardzo dużo zdjęć. Dziewczyna poświeciła na nie latarką. Zauważyła, że na wielu z nich był mężczyzna - na jednych młodszy, na innych - bardziej dojrzały, ale zawsze elegancki, ubrany w biały płaszcz przypominający lekarski kitel. Jedno zdjęcie mocniej przykuło jej uwagę. Nieznajomy trzymał w ręku nagrodę za osiągnięcia w medycynie. Przyjrzała się mu uważniej i nagle go poznała... Twarz jej pobladła, ale w oczach pojawił się błysk. Mężczyzna w białym płaszczu i długą brodą to przecież nikt inny jak Edward - ten, którego szuka. Kiedy uzmysłowiła sobie ten fakt, nagle jej kudłaty przyjaciel zaczął głośno ujadać. Strach zmroził krew w jej żyłach. Mimo okropnego zmęczenia nie mogła dłużej być w tym miejscu. Uciekała. Tak naprawdę nawet nie wiedziała przed czym. Kudłacz cały czas był przy niej. Tak jakby czuł, że nie może jej teraz opuścić. Biegnąc przez zarośla, Iris zgubiła latarkę. 4


Opanowała ją całkowita ciemność. Nie widziała nawet oczu psa. Nagle straciła grunt pod nogami. Spadała… Zemdlała. Obudził ją delikatny dotyk. Poczuła przy sobie ciało Kudłacza. - Ach, to ty, piesku… Jak tu się dostałeś? Gdzie my jesteśmy? Było jej zimno. Czuła zapach ziemi. Zrozumiała, że są w jakiejś jamie. Próbowała wydostać się na powierzchnię, ale po chwili zrezygnowała z tego pomysłu. Rozejrzała się dookoła. Jej wzrok dostrzegał coraz więcej. Po prawej stronie jamy zauważyła słabo oświetlony tunel. Nie miała wyboru. Zagwizdała cicho na psa. Tunel był jedyną opcją wydostania się z tego mrocznego miejsca. Szła po omacku. W jej głowie krążyły coraz gorsze myśli: - Co ja właściwie robię? Czego szukam? A co stanie się z babcią, jeśli się stąd nie wydostanę?! Nie, nie mogę tak myśleć… Ja... muszę... muszę iść dalej. Piesku, prowadź! Tunel gwałtownie zakręcał. Iris zauważyła małe światełko. - Uff, jesteśmy uratowani - powiedziała. Niestety, dziewczyna myliła się. Otworzyła wielkie drzwi. Jej oczy, przyzwyczajone już do ciemności, szybko dostrzegły, że teraz otaczają ją kamienne ściany, do których co kilka metrów przymocowane są oliwne pochodnie. Zrozumiała, że znajduje się w wielkich lochach. Wszędzie unosił się odór stęchlizny. Kudłacz był wyraźnie zaniepokojony. Mimo chłodu poczuła krople potu na swej skroni. Wiedziała, że Edward jest już blisko. Jedyne lochy, jakie znajdują się w pobliżu, to te w Czarnym Zamczysku. A ona właśnie w nich jest. Wiedziała, że musi się uspokoić, bo inaczej serce wyskoczy jej z piersi. Zaczęła brodzić w wodzie, która miejscami zalewała lochy. Kudłacz skomlał. Zmęczona

i

wycieńczona

nocną

wędrówką

wreszcie

znalazła

schody,

prowadzące

do zachodniego skrzydła zamczyska. Poczuła lekki powiew wiatru i zobaczyła pierwsze 5


okienko. Wiedziała, że jest już na wieży. Na drodze stanęły jej drzwi zamknięte na kłódkę. Na szczęście była ona zardzewiała i gdy tylko Iris uderzyła w nią, otworzyła się. - Zostań tutaj - rzekła stanowczym tonem do psa. - Czekaj. Teraz muszę iść sama. Kudłacz spojrzał na nią swymi migdałowymi oczami, ale zrozumiał komendę. Usiadł przy drzwiach. Teraz Iris skazana była tylko na siebie. Podmuch wiatru zamknął za nią drewniane wrota.Wspinała się na wieżę. Schody były strome ale dość szerokie. Wtem usłyszała sapanie. Przerażona, schowała się za niewielkim zaułkiem. Po chwili zobaczyła cień poruszającej się postaci. Ciekawość wzięła górę. Nie zważając na konsekwencje, weszła na ostatnie piętro. Zobaczyła go. Był ubrany w biały fartuch i oglądał coś przez lupę. Była pewna, że ten mężczyzna to Edward. Kiedy niespodziewanie odwrócił się, w jego spojrzeniu zobaczyła smutek i wszystkie cierpienia, jakie go dotąd spotkały. Znów poczuła, jak bardzo są sobie bliscy. Jakaś niewidzialna więź była między nimi. Postawiła wszystko na jedną kartę. Wyszła, najciszej jak umiała, z ukrycia. Nie chciała żadnym dźwiękiem wystraszyć mężczyzny, który był przecież u siebie i nie oczekiwał gości. I znów się pomyliła… Edward zawsze wiedział, co działo się w jego posiadłości. Niespodziewanie dla Iris odwrócił się, uśmiechnął i... wyciągnął do niej rękę, w której trzymał strzykawkę. Dziewczyna zasnęła...

6


LISTOPAD 2016

Uwięziona Gimnazjum nr 2 w Kłodzku

“Boże, nic nie widzę! Co się stało? Czyżbym straciła wzrok?” - Iris spanikowała. Nagle podłoga zatrzęsła się… Usłyszała huk pioruna, który uderzył nieopodal zamku. W blasku błyskawicy ujrzała zarys dziwnych kształtów. “Ufff… to tylko ciemność. Nie oślepłam.” Przez chwilę miała wrażenie, że nie jest sama. Poczuła lęk i strach. Próbowała się podnieść, ale nie była w stanie. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa. W głowie mignęła myśl, że jest sparaliżowana, ale zaraz odrzuciła ten bzdurny pomysł - czuła wyraźnie, że to tylko brak sił. "Jak długo spałam?" W tym momencie usłyszała przeraźliwy pisk. Zamarła w całkowitym bezruchu i ciszy. “Co to jest? Coś się zbliża! Och, nie! Nie zostanie po mnie żaden ślad, a moje szczątki zgniją w lochach!” Okazało się, że to był pies.

7


- A, to ty Kudłacz! Dobrze, że nie jestem sama. Chyba jesteśmy gdzieś w wieży. Co, piesku? Powiesz mi, jak tu trafiliśmy? - Kudłacz w odpowiedzi radośnie zamachał ogonem i polizał ją po ręce. Roześmiała się i mocno przytuliła psiaka. Jej radość nie trwała długo. Stuk, stuk, stuk. Usłyszała kroki. Nagle w jej płucach zabrakło powietrza, krew zaczęła płynąć coraz szybciej, a włosy na rękach stanęły dęba. Skrzyp starych, drewnianych drzwi przeraził ją. Podskoczyła, a jej krzyk rozniósł się po całym zamku. ”Teraz już po mnie. Czemu ja się tak drę? Zamiast się gdzieś schować i siedzieć cicho, informuję wszystkie zmory tego zamczyska, gdzie jestem. I że jestem przerażona. Super. Cała ja.” Po chwili zapadła złowroga cisza, słyszała tylko swój oddech. Ktoś otworzył drzwi. Pies od razu zaczął szczekać i uciekł gdzieś na bok. Nieznajoma postać stała w drzwiach, a podświadomość kazała jej się odezwać i zareagować. Więc podniosła się z podłogi i powiedziała: - Czy jest tu ktoś? Halo? Nic. Cisza. Żadnej odpowiedzi. Pies zaskomlał gdzieś z tyłu. Odwróciła się w stronę drzwi, lecz tam nikogo już nie było. Pewniejsza siebie, odważyła się podejść i za nie zajrzeć. W oddali zobaczyła sylwetkę starszej kobiety, ruszyła za nią. Zszokował ją jej wygląd, ponieważ latał wokół niej rój szalonych pszczół. Najciszej, jak potrafiła, wślizgnęła się za staruszką do komnaty na końcu korytarza. Na stole leżały przedziwne rzeczy. “Jejku, co to ? Jakaś wiedźma tu mieszka? Co to za dziadostwo ? Co to ma znaczyć? Obrzydliwe! “ - pytania bez odpowiedzi jak szalone krążyły w jej głowie, powodując coraz większe przerażenie. W jednej fiolce znajdowały się żuki w zielonej, glutowatej formalinie. Na samą myśl, że musiałaby tego dotknąć, zrobiło jej się niedobrze i miała ochotę schować się do indiańskiego tipi.

8


Staruszka stała przy oknie. Światło błyskawic oświetlało jej twarz pełną brodawek. Dłonie z długimi, zakręconymi pazurami czymś kręciły. Iris dostrzegła stary, drewniany globus. Zachrypnięty, cichy głos kobiety był złowróżbny. - Wkrótce cały świat będzie mój. Zostanę panią tej ziemi. Iris nie wiedziała dlaczego, ale panika znów nią zawładnęła. Nie mogła się ruszyć, traciła oddech. Czuła, że za chwilę stanie się coś złego. Coś bardzo złego. A ona jest uwięziona w samym centrum nadchodzących wydarzeń.

9


GRUDZIEŃ 2016

Misja Gimnazjum w Nędzy

– Ej, z kim rozmawiasz?! Kogo widzisz?! – jak przez gęstą mgłę przebiły się do niej słowa. –

I

Czuła,

Błagam,

że odezwij

coś

się

się!

w

tej

Znalazłaś

rzeczywistości ją?

Widzisz

nie jakąś

zazębia. kobietę?

Kto Jak

to

mówi? wygląda?

Iris otworzyła oczy i natychmiast zaczęła krzyczeć. Twarz mężczyzny, która

wypełniała całe pole jej widzenia, cofnęła się gwałtownie, kiedy jej właściciel odskoczył do tyłu. Strącona ze stolika strzykawka stłukła się z lekkim brzękiem na kamiennej posadzce. Krzyk dziewczyny umilkł jakby przecięty odłamkiem szkła. – Dobry Boże, co się dzieje? Co to wszystko znaczy? – wyszeptała zdrętwiałymi wargami. – Gdzie jest ta straszna wiedźma? – Nie wiem, o kim mówisz. Kobieta, do której chcę dotrzeć przy twojej pomocy, nie jest wiedźmą. Nie obrażaj mojej cudownej Elisabeth! – Mężczyzna usiadł ciężko na skołtunionej pryczy i otarł twarz dłonią. Iris zrozumiała, że od chwili, kiedy zobaczyła Edwarda zbliżającego

się ze strzykawką,

nie opuszczała tego

kamiennego pokoju. Spotkanie

z wiedźmą odbyło się gdzieś poza ciałem i było najwyraźniej skutkiem tego, co zawartość 10


strzykawki zrobiła z jej świadomością. I w tym momencie wyzbyła się wszelkiego strachu. Zamiast niego wypełniło ją wielkie współczucie na widok rozpaczy malującej się na twarzy Edwarda. Chciała się na niego gniewać, w końcu naszprycował ją jakimś narkotykiem, ale – doprawdy – nie była w stanie. Nigdy jeszcze nie poczuła takiej więzi z kimś zupełnie przecież nieznanym i w dodatku tak niezrozumiale się zachowującym. – Trudno, musimy spróbować jeszcze raz – mężczyzna rozejrzał się za nową strzykawką. Powinno jeszcze zostać trochę … Ale najpierw opowiedz mi dokładnie, co tam widziałaś. Może ona mimo wszystko tam była? Przypomnij sobie każdy szczegół, błagam! A potem i tak muszę cię tam wysłać jeszcze raz. – Zwariowałeś?! – Iris na myśl o ponownym spotkaniu z wiedźmą, choćby tylko we śnie, zapomniała o zasadach etykiety. Zresztą po takim powitaniu czuła się z niej całkowicie zwolniona. – Ja do ciebie z dobrym sercem i z dobrą wolą przychodzę, narażam się, a ty tak? Co z ciebie za człowiek?! Zdumienie wyparło z twarzy Edwarda prawie cały smutek. Bez niego wyglądał milej, choć równie bezradnie: – Ale… przecież w ogłoszeniu wyraźnie napisałem, że chodzi o eksperyment. Przecież musiałaś je czytać, skoro przyszłaś… – Ogłoszenie? Nic nie wiem o żadnym ogłoszeniu! Przyszłam z własnej woli. Chciałam cię poznać. – Mnie? Poznać? – Zdumienie na twarzy mężczyzny można już było nazwać bezbrzeżnym. Ale … zastygł ze wzrokiem wbitym w gazetę, którą wziął ze stolika. – To ogłoszenie… Ja … Zaraz … Co to znaczy? To nie są przecież moje słowa! – Wciąż nie odrywał oczu od gazety. – Panie Edwardzie – Iris jakoś mimowolnie przeszła jednak na pan. – Czy może mi pan wytłumaczyć, co tu się dzieje? – W tym sęk, że nie mogę! To przecież niemożliwe. Patrz … Zaraz, jak ty właściwie masz na imię? – Iris. – No więc patrz, Iris! Tu jest to ogłoszenie, które osobiście zaniosłem trzy dni temu do redakcji. Tylko że to wcale nie jest to ogłoszenie! A jeszcze wczoraj było, bo ta gazeta leży tu od wczoraj. Czekaj, tu gdzieś miałem brudnopis… – przerzucił kilka książek i wziął do ręki wymięty papier. O, posłuchaj: „Zatrudnię młodą kobietę do pomocy przy eksperymentach parapsychologicznych.

Pożądane:

odwaga,

wiara 11

w

duchy

i długie

ciemne

włosy.


Nie ponoszę

odpowiedzialności za skutki uboczne eksperymentów.

Za ryzyko

płacę

potrójnie.” – O, rany! I pan myśli, że ktoś się skusi? – Byłem pewien, że właśnie dlatego przyszłaś. – No wie pan! Ale o co właściwie chodzi? – Muszę skontaktować się z moją żoną. Zabrała do grobu pewną tajemnicę. Muszę do niej dotrzeć. – Obawiam się, że jednak chyba panu nie pomogę – Iris uznała, że nawet najbardziej niezrozumiała skala empatii musi mieć granice. – A ja się obawiam, że nie masz już odwrotu. – Podszedł do drzwi, przekręcił klucz, po czym wyjął go z zamka i schował do kieszeni. – Wybacz, ale innego wyjścia nie ma. A teraz patrz, co

znalazłem

na

miejscu

mojego

ogłoszenia.

Podsunął

dziewczynie

gazetę

i wskazał miejsce palcem. Iris przebiegła wzrokiem dwie linijki druku i zmartwiała. Tekst brzmiał: „Uważajcie. Tu są nie tylko anioły. Drewniany globus może strawić tylko gromniczy płomień. Caroline”. Edward z wielkim napięciem śledził reakcję dziewczyny. – Znasz jakąś Caroline? – zapytał po sekundzie wahania. – Znam – wyszeptała Iris. – To moja przyjaciółka. Pochowaliśmy ją tydzień temu. Zmarła tragicznie.

12


STYCZEŃ 2017

Wszystko się może zmienić Gimnazjum Publiczne im. A. Fiedlera w Dębnie

Zakłopotana Iris nie wiedziała już, co się dzieje, dlaczego w to wszystko została wplątana również jej przyjaciółka? Była pewna jednego, że musi niezwłocznie wszystko wyjaśnić. Z ludzkiej ciekawości czy chęci pomocy staruszkowi, przekonały dziewczynę do wstrzyknięcia sobie tego świństwa po raz kolejny: - Dobrze, zgadzam się. Spotkam się po raz kolejny z Elisabeth - westchnęła. - Jestem ci dozgonnie wdzięczny. - odpowiedział uradowany Edward. Nastolatka zamknęła oczy, lecz nim się zorientowała, znów w pomieszczeniu znajdowała się jedynie ona i wiedźma. Niestety, nie mogła nic zauważyć z powodu panującego mroku. Gdy PIORUN uderzył, spostrzegła, że kobieta stoi przy stole. Dopiero po czasie dostrzegła, że zbierała ona łuski z RYBY i wrzucała je do tajemniczej fiolki. Czytając coś z wielkiej KSIĘGI, dodawała to coraz nowsze składniki. 13


Iris, aby lepiej widzieć po ciemku, postanowiła przejść na prawą stronę. Lecz ustała, gdy rozległ się przeraźliwy śmiech: - Och, moja droga Caroline, już niedługo ci wszyscy nędzni ludzie będą nam służyć, tylko nam. Jeszcze trochę czasu i wszystko będzie gotowe - krzyczała wiedźma. Dla nastolatki było to przeraźliwe. Pragnęła uciekać, biec przed siebie, ale zdawała sobie sprawę,

czym to skutkowało. Kobieta, idąc powoli, poruszyła się w kierunku ściany

znajdującej się naprzeciw Iris, odwracając się tyłem do dziewczyny. Strach, że Elisabeth w każdej chwili może się odwrócić i ją zobaczyć, zawładnął nią. W tym czasie staruszka stała przed ścianą, na której zauważyła kartkę z wielką literą C. Uniosła wysoko ręce, wypowiadając nieznane słowa. Nagle DRZEWO rosnące przed zamczyskiem stanęło w płomieniach. Rozległ się kolejny śmiech szkarady. Przestraszona, jak i rozkojarzona nastolatka, widząc, co się dzieje, pisnęła. Wiedziała, że wiedźma już ją zauważyła. Zamknęła szybko oczy, a gdy je otworzyła, stał przed nią tylko Edward. - Co się stało? - zapytał mężczyzna. W jego oczach było widać zaintrygowanie. Wyglądał jak szaleniec. Źrenice zrobiły się ogromne, a usta wykrzywiły się w przedziwny uśmiech. Iris wiedziała, że nie może się wycofać, lecz postanowiła to wszystko wyjaśnić jak najszybciej. Oparła ręce o stół. Znajdowały się na nim przeróżne rzeczy. Od strzał podobnych do tych, których używały plemiona indiańskie, po fiolki z nieznanymi substancjami. Po dłuższym namyśle odparła: - To przerażające dziwadło zajmuje się magią. W dodatku cały czas wspomina Caroline. Spaliła nawet drzewo przed zamczyskiem. Słowami! - To niemożliwe! Proszę, wróć tam jeszcze. To nie może być prawda.-powiedział Edward. Dziewczyna skupiła się i nagle stanęła oko w oko z potworem. Mimo to wiedźma nie widziała jej. Nadal mamrotała jakieś zaklęcia pod nosem. Na ścianie znajdowała się kartka z literą L. Nagle zaległa cisza, po czym dało się usłyszeć wielki huk. Młoda kobieta podbiegła do okna. Jej oczom ukazała się fontanna, z której płynęła czerwona ciecz. - Prawie wszystko gotowe. Tak… tak. Nikt nas nie powstrzyma, nikt! To do tego miejsca będzie trafiała krew naszych ofiar, Caroline. - stwierdziła uradowana szkarada i wskazała na źródło.

14


- Dość tego wszystkiego! - pomyślała Iris i wróciła do nieznajomego. Ujrzała, jak jej nowy pracodawca wisi w powietrzu, trzymany przez niewidzialną siłę. Wszystko wokół latało, nawet ona. Krzyknęła przerażona. Nagle upadła z hukiem. Spostrzegła, że coś z nią nie tak. Ręce się jej trzęsły, a głowa strasznie bolała. Usiadła i przez kilka minut myślała, jak to wszystko odwrócić. Wpatrując się w dół, ujrzała małego Krasnala, którego drobne ciałko wystawało lekko przygniecione przez komodę. Iris szybko podniosła się na równe nogi i pomogła małemu stworkowi. - Jak się tu znalazłaś? - zapytał Krasnal. - Długa historia… Chciałam pomóc staruszkowi, ale on mnie zaczarował i.. - Iris nie mogła wydusić z siebie słowa. - Domyślam się, o co ci chodzi. Mnie tu sprowadza pozbycie się czarownicy i przywrócenie normalności temu zamkowi. - powiedział. - Jakbyśmy mieli to zrobić? - zapytała zaciekawiona. - Jest to nie lada wyzwanie. Myślę jednak, że razem na pewno damy radę. - rzekł Krasnal. Chodź za mną! - rzekł Krasnal.- Musimy zachować ciszę. Połknij tę tabletkę. Ona sprawi, że pojawimy się w pomieszczeniu, w którym przebywa wiedźma. Po połknięciu tabletki Iris wraz z małym stworkiem pojawili się w oczekiwaniu miejscu. Leżąca czarownica wołała o pomoc. Osłabiona mówiła: - Przepraszam, za niecałą godzinę wszystko powróci do stanu pierwotnego. - Nie sądzę, aby mówiła prawdę. Za dużo się tutaj dzieje, a ona zapewne chce odwrócić naszą uwagę, czyż nie? - Tak, tak, zgadza się. Racja. Wiem, co może nam pomóc. Dawno temu zdobyłem to. powiedział, w tym samym czasie wyciągając ze swych małych kieszeni kości do gry Musimy rzucić nimi w jednym momencie, w przeciwnym razie wszystko potoczy się nie po naszej myśli... - O czym mówisz? - spytała zaintrygowana dziewczyna. - Te kości sprawią, iż przeniesiemy się w czasie. Wtedy będziemy mogli zapobiec tragedii, lecz musimy mieć na uwadze czas rzutu. 15


Rozumiem, musimy to zrobić w tym samym czasie. - Dokładnie - odpowiedział Krasnal. - Jesteś gotowa? - spytał Krasnal. - Tak! Zróbmy to! - Raz, dwa, trzy, rzucaj! W tym momencie oślepił ich blask. - Nie, to niemożliwe, gdzie jesteś? - nastolatka spytała zaniepokojona. Jak się okazało, ich plan legł w gruzach. Rzut się nie udał. Iris cofnęła się w czasie, lecz bez Krasnala i bez kości. Nie miała pojęcia, jak wróci do Edwarda. Zauważyła jednak, że jest sama w tajemniczym pokoju. Postanowiła nie marnować czasu i coś zdziałać w tej sprawie. Zobaczyła okienko z małym otworem. Jak najszybciej włożyła w nie rękę. Poczuła fakturę papieru. Po wyciągnięciu okazało się, że to list. Bez wahania zaczęła czytać. “Drogi Edwardzie, nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek odczytasz ten list? Jeśli tak, to znaczy, że przeżyłeś. Musiałam to zrobić ze względu na to, co stało się tamtej nocy. Odkryłam tajemnicę. Wiedz, że musisz znaleźć młodego mężczyznę imieniem Blais. Resztę odkryjesz sam. Twoja Elizabeth” Po kilkukrotnym przeczytaniu tego listu Iris wciąż nie wiedziała, co robić. Chodziła po komnatach zamkowych i cicho szlochała.Nagle jedna łza spłynęła po jej nosie i wsiąkła w papier listu. Niespodziewanie po drugiej stronie kartki pojawiała się mapa, która powiększała się wraz z liczbą wchłanianych łez. Iris przyglądała się każdemu, nawet najmniejszemu punktowi na owej tajemniczej mapie i w końcu zorientowała się, gdzie jest. A co ważniejsze, gdzie musi się dostać. Wkrótce dotarła do pożądanego miejsca. Wchodząc, nie wiedziała, czego może się spodziewać. Ku jej zaskoczeniu pomieszczenie było puste. Tylko we wschodnim rogu znajdowała się wielka księga. Iris dokładnie wiedziała, do czego służyła, ponieważ widziała taką samą u Edwarda.

16


LUTY 2017

Tajemnica kruka Gimnazjum MIKRON w Łodzi

Świat nagle zaczął wirować mi przed oczami. Odleciałam. Obudziłam się w lesie leżałam pod jakimś drzewem, byłam, cała mokra, przemarznięta i zdezorientowana. Ostatnie wydarzenia pamiętałam jak przez mgłę. Miałam już serdecznie dość pomagania temu zawsze gotowemu na zapodanie mi kolejnej porcji jakiegoś narkotyku psychopacie. Nie wiem, po co się w to wszystko wplątałam. Nie poznaje siebie, trzeba było pójść do zakonu i uprawiać sobie spokojnie ziółka. Dobra, nie mam co użalać się nad sobą. Trzeba wziąć się jakoś w garść. Zacznijmy od jednej dość kluczowej sprawy. Gdzie ja, do cholery jasnej, się aktualnie znajduję? Ciekawe gdzie mnie wywiało?… No nic, od czego by tu zacząć? Pamiętam, że w zamku znalazłam jakiś papier, list, który zmieniał się w mapę. Uznajmy, że to była listomapa. Przydałaby mi się teraz… I w tym właśnie momencie moją uwagę przykuła mokra, wyciuchrana kartka papieru, leżąca u moich stóp. Podniosłam ją i przyjrzałam się uważnie. Była pusta, po prostu czysta. Trudno, poradzę sobie i bez niej. Wstałam na nogi, wzięłam się do kupy i ruszyłam przed siebie. Szkoda tylko, że zgubiłam latarkę. 17


Po kilku dobrych godzinach krążenia w kółko po tym nieco przerażającym lesie, nadal nie wiedziałam gdzie, ani do jakiego czasu trafiłam. Listomapa miała mnie chyba głęboko w poważaniu, bo jakoś nie ujawniała swojej prawdziwej zawartości. Postanowiłam się przespać. Na szczęście sen przyszedł bardzo szybko. Obudził mnie strzał. Zerwałam się na równe nogi. Jedyną rzeczą, którą czułam w tamtym momencie był strach. Ukryłam się w pobliskiej gęstwinie, w nadziei, że nikt mnie nie znajdzie. Usłyszałam kroki, zobaczyłam mężczyznę średniego wzrostu, w podeszłym wieku. Rozglądał się wokoło, widocznie musiał się zorientować, że ktoś tu poza nim jest. Nagle oczy zaszły mu mgłą i runął jak długi na ziemię. Po chwili oczekiwania, wynurzyłam się z kryjówki. Przeszukałam trupa, zabrałam to, co było mi potrzebne i ruszyłam w drogę. Tak, nie mam sumienia, straciłam je po pierwszej dawce narkotyku. Udało mi się wydostać z lasu, choć nadal nie miałam zielonego pojęcia, gdzie się znajduję. Postanowiłam poszukać jakiejś cywilizacji. Chociaż z drugiej strony, widok nastolatki z bronią w ręku, mógłby wszystkich nieco zaskoczyć. Porzuciłam strzelbę i ruszyłam w kierunku pobliskiego miasteczka. Listomapa chyba zapragnęła nawiązać ze mną kontakt. Na kartce pojawił się wyraźny napis: Witamy w przeszłości, czekaliśmy na ciebie. Oto instrukcja zapobiegnięcia katastrofy. Znajdź dom na skale, i zapytaj o kruka. Resztę informacji dostarczy ci ptak. Ps: Jeżeli nie wykonasz tego zadania zginiesz ty, twoja rodzina zostanie spalona żywcem na stosie, a ich zwłoki zostaną rozrzucone na łące i zeżarte przez owady. Zatkało mnie, nie miałam zbytnio wyboru. Nie pozostało mi nic innego, jak poszukać tego miejsca. Szybko spakowałam manatki, i ruszyłam w stronę zachodzącego słońca. Wspomniany dom okazał się starą, spróchniałą ruderą, wybudowaną na niewielkim, skalistym pagórku. Po zapukaniu, drzwi otworzyła mi urocza staruszka. Zaprosiła mnie na herbatę do środka. Nie wydawało mi się w tym nic dziwnego, chociaż jak patrzę na to z tej perspektywy, wydaje mi się to nieco niedorzeczne.

18


Kobieta poszła zagotować wodę, ja zostałam na ganku. Wreszcie mogłam chwilę odsapnąć, w całym tym szaleństwie. Wtem poczułam nóż na swoim gardle. Na szczęście, okazałam się szybsza od staruszki, która już nie była żadną staruszką. Przede mną stała około dwudziestoletnia

kobieta,

z ciemnymi,

długimi włosami.

Postanowiłam zadać pytanie,

po które mnie tutaj przysłano. Gdzie mogę znaleźć kruka? Wyraz twarzy dziewczyny diametralnie się zmienił. Rysy jej złagodniały, ogień płonący w oczach nieco przygasł. Skąd o nim wiesz?- zapytała. Z kieszeni wyjęłam listomapę i wręczyłam ją kobiecie. Ta przyjrzała się kartce uważnie i gestem ręki wskazała, żebym ruszyła w ślad za nią. Znalazłyśmy się w schowku na szczotki. Nie byłam pewna po co tutaj przyszłyśmy. Pomału zaczęłam się zastanawiać, czy nie trafiłam na kolejną wariatkę, narkomankę. I w tym momencie mały gremlin ugryzł mnie w kostkę, a historia zaczęła się od początku.

19


MARZEC 2017

Nowy nieznajomy Publiczne Gimnazjum nr 3 w Pielgrzymowicach

Co? Znowu ciemno? To chyba jakieś żarty! Gdzie ona jest? Nie no bez sensu... Czy to zawsze będzie wyglądać tak samo?! Znalazłam się w ciemnym jak noc lesie. Był mroczny i tajemniczy. Cienie koron drzew wyglądały tak jakby zza ich pni wychylały się małe, straszne stwory. Ciemność wołała mnie do siebie. Była taka intrygująca i niezwykła. Nigdy takiego czegoś nie widziałam. Chwila…. Co to było? Albo mi się coś przewidziało albo zwariowałam. Dobra… Chyba jednak nie…. Coś tu idzie! Co robić?! Co robić?! I nagle przede mną pojawił się….. kot? Serio?! Przestraszyłam się małego kota?! Żałosne…. Nie wiedziałam gdzie pójść, więc uznałam , że pójdę za kotem. Tak dokładnie, za kotem. Na początku nie wiedziałam, gdzie mogę dojść, może nawet troszeczkę za bardzo panikowałam, ale dobra raz się żyje. Po kilku minutach drogi zobaczyłam ogromną willę. Była strasznie mroczna. Mimo to weszłam do środka. Od razu rzuciły mi się w oczy czerwone jak krew ściany oraz stare drewniane schody. Nad nimi wisiał ogromny portret jakiegoś mężczyzny przypuszczam, 20


że był to właściciel. Rezydencja na pierwszy rzut oka wyglądała na opuszczoną. Obrazy. Mnóstwo obrazów. Były takie piękne. Jedne przedstawiały ludzi, inne krajobrazy. Moja ciekawość była jednak silniejsza od zdrowego rozsądku, bo postanowiłam zobaczyć, co jest na górze. Weszłam na pierwszy stopień. Zaskrzypiał głośno. Weszłam na następny i nawet nie zauważyłam, że jestem już na górze. Oparłam się na balustradzie i nagle runęła, a razem z nią ja. Poczułam silne ręce, które mnie złapały. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam jego twarz. Czarne, mroczne i pełne grozy oczy. Blada cera. Ciemne włosy. Rzucające się w oczy kości policzkowe.

Duże

usta.

Ideał.

Ostrożnie

postawił

mnie

na

podłogę.

Chciałam

mu podziękować, ale byłam w szoku. Ruszył w stronę korytarza. Chciałam z nim pójść, ale dał mi znak, że mam zostać. Kiedy czekałam na nieznajomego, rozglądałam się wokół siebie. Zauważyłam ogromny stojący zegar. Był naprawdę dziwny. Tak jakby chciał mi coś przekazać... Ciemno. Znowu. Gdzie ja jestem? Odwróciłam się i zobaczyłam małe jeziorko,

po którym

pływał śliczny, biały łabędź. Nagle coś błysnęło na niebie. Podniosłam wzrok na niebo i natknęłam się na księżyc. Chwilę później ujrzałam spadającą gwiazdę. Pomyślałam życzenie. Chciałam wrócić do domu. I znalazłam się w wieży. Na stole leżała kartka. Było na niej napisane, że mam pójść za odciskami stóp. Nie chciałam tego, ale nie miałam innego wyjścia. Weszłam do komnaty. Była tam tylko waga...

21


KWIECIEŃ 2017

Coraz bliżej prawdy... Publiczne Gimnazjum nr 16 im. Bł. ks. M. Sopoćki w Białymstoku

Podeszłam bliżej do wagi i uważnie się jej przyjrzałam. Była na niej mała pergaminowa kartka zapisana równym starannym pismem. Wydaje mi się, że była to kartka z pamiętnika. Tylko czyjego? Wczytałam się w tekst.

Święto duchów...

31.10

Słyszę głosy. Na razie są ciche, jakby dobiegały z oddali. Dobrze wiem, co to oznacza. Nawet zbyt dobrze. Nie ma czasu na odpoczynek. Moi nowi przyjaciele już tu są. Nikt mi nie wierzy, bo nikt ich nie widzi... Co mam zrobić? Decyzje muszę podejmować szybko, czas nie jest moim sprzymierzeńcem. Nie miałam nawet chwili na to, by stać i cokolwiek rozważać. Weszłam do mojej komnaty. Najpierw ożyły wspomnienia, znajoma przestrzeń, ten zapach, mieszanka prażonych migdałów i starego kadzidła… Po prawej stronie znajdowało się łóżko. Dotknęłam go dłonią i uśmiechnęłam się. Miękka barania skóra obudziła w głowie obraz beztroskiego dzieciństwa i wylegiwania się w łóżku w niedzielne poranki. Przy wdechu prawie poczułam zapach gorącego koziego mleka i słonawego wędzonego sera. Szybko jednak rozproszyłam ten nostalgiczny nastrój. Nie teraz. Rozejrzałam się. Okna zasłonięte były kotarami, przez które prześwitywały promienie słońca, tworząc na ziemi złote linie. Odsłoniłam jedną z nich i pozwoliłam oczom przywyknąć do jasności. Szukałam wzrokiem 22


znajomych sprzętów i przedmiotów w komnacie. Jednak nie zastałam w niej moich rzeczy... Wszystko wyglądało jak dawniej, ale... jakby mnie tam nigdy nie było… Zajrzałam do kufra z żelaznymi okuciami. Tutaj trzymałam swoje suknie i pasy. Była pusta, tylko na dnie leżał stary kościany guzik i porwany rzemień. Za stołem, w niewielkiej wnęce w ścianie, trzymałam swoje rysunki. Pusto… Nad łóżkiem nie znalazłam wyrytej na pamiątkę przymierza z naturą małej sówki. Gładka deska, bez śladu dłubania w niej nożem. A jednak wszystko poza tym tak samo. Gdzie ja jestem? Czy to czary? Czy może sen? Czyżbym lunatykowała? Nie jestem u siebie...? Jeżeli tak, po co tu przyszłam? Po co...? Zaraz, zaraz…. Próbowałam się skupić i poszukać konkretów. W moim pokoju na stole stoi tylko waga. Do czego była potrzebna? Na stole nie ma kurzu, ktoś musiał jej niedawno używać. Ściany były wyblakłe, a w świetle słonecznym migotały odrobiny kurzu, który wzbijał się w powietrze z każdym moim ruchem. Co się tutaj działo? Przysiadłam na łóżku i poczułam, jak bardzo jestem zmęczona. Nie dane mi było odetchnąć, gdyż po chwili usłyszałam przeraźliwy głośny krzyk. Poderwałam się na równe nogi i nasłuchiwałam. Wydawało mi się, że stoję wtopiona w ciszę dobrych kilka minut, gdy w tym czasie przez moją głowę galopowały myśli. Czy komuś coś się stało? Kto mógł tak przeszywająco i boleśnie krzyczeć? Czy powinnam to sprawdzić? Czy powinnam opuszczać to pomieszczenie? Czy jest tu bezpiecznie? Czy jestem w stanie pomóc ofierze? Pytania przelatywały jak szalone, by po chwili zejść na inny kierunek. Czy mogę polegać na swoich zmysłach? Czy to wszystko dzieje się naprawdę? Czy to wytwór mojej wyobraźni? Czy głosy w mojej głowie miały rację? Czy możliwe jest to, co powtarzały, choć zaciskałam pięści na uszach? Czy naprawdę mogę władać światem? Czy jest mi przeznaczony taki los? Czy jestem na taki los skazana? Nie… Nie dam rady o tym myśleć. Muszę przestać. Muszę! Muszę wrócić myślami do czegoś konkretnego. Waga na stole. Obejrzę ją dokładniej. Nie jest jakimś prymitywnym drewnianym narzędziem do odważania zboża. Wykuta jest z metalu, pokryta rzeźbami, jakimiś napisami w języku, którego nie znam. Języczki wagi są w kolorze miedzianym, a całość wygląda na drogą robotę. Już widzę - są tu obrazki szalek i naczyń oraz bardzo dokładna podziałka. Ta waga, służy do ważenia substancji. Alchemicy? To tylko przypuszczenie.. Oglądam ją z drugiej strony. ktoś uronił kroplę metalicznej cieczy. Zaschła zupełnie i nie moge jej zdrapać. Ale zauważam coś jeszcze. Obok wagi, pod rozwiniętą jagnięcą skórą, leży księga. Księga czarów? Otwieram, by potwierdzić swoje przypuszczenia. Tak… Po przeczytaniu pierwszych słów rozumiem z niej wszystko, choć nigdy nie znałam tego języka. Teraz widzę wszystko jasno. Już wiem. Wiem, co powinnam zrobić. Wiem, gdzie iść. Wiem, że mogę osiągnąć cel. Być wielką. Zostać królową. To moje przeznaczenie. Znów słyszę ten przeraźliwy krzyk. Teraz jestem gotowa. Nadchodzą. Są coraz bliżej. Muszę się spieszyć.” 23


To były ostatnie słowa zapisane coraz bardziej rozchwianym pismem. W głowie miałam wielki znak zapytania. Poczułam, że jest koszmarnie zimno, musiałam zatrzymać się na dobry kwadrans w bezruchu. Zgrabiałymi rękoma składałam pergaminową kartę. Wiele wyjaśniała, ale jeszcze więcej komplikowała. Stałam na wieży, patrząc w nicość… dookoła mnie pustka i cisza. Wiatr rozwiewał moje włosy i przeszywał chłodem i wilgocią. Rozejrzałam się i schowałam znalezisko do skórzanej torby, która trzymałam pod płaszczem. Ile jeszcze przede

mną…?

Co

mnie

czeka…

?

Pod

moimi

nogami

przebiegł

szczur.

Pisnęłam zaskoczona szybkim ruchem zwierzęcia. Zachwiałam się i przegięłam do przodu, podpierając się ręką o śliski bruk. Coś jasnego mignęło mi przed oczami, pochyliłam się i zajrzałam pod krzak Zauważyłam kolejną kartkę… Musiała się wplątać w gałęzie przy podmuchu wiatru. Szybko podniosłam kolejny skarb i wyprostowałam pognieciony pergamin kartki. Jej treść była następująca: Zapar piękności 2 głowy nietoperza, 19 nóżek pająka, 6 skrzydełek pszczół Czy to może być jakiś znak? Bardzo lubię zagadki. A to była jedna z nich. Poczułam, jak krew zaczyna szybciej krążyć w moich żyłach, serce zabiło mocniej, a ręce przestały się trząść. Przeczytałam notatkę jeszcze raz. Jakiś przepis... Jednak nic z tego nie rozumiem. Jeszcze raz odczytałam wszystko powoli, tym razem na głos. Po chwili poczułam się słabo, zobaczyłam ciemność i zemdlałam. Poczułam chłód na moim czole, jakby ktoś położył na nim bryłę lodu. Powoli otworzyłam oczy. Okazało się, że jestem na kamiennym moście. Nie mogłam się ruszyć. Przede mną paliło się wierzbowe drzewo. Nagle z hukiem runęło, a gałęzie zamoczyły się w wodzie, nad którą stał most. Na poręczy mostu zauważyłam jabłko. Zupełnie nie pasowało do całości. Coś sprawiło, że sięgnęłam po nie i po chwili miałam je zjeść, gdy nagle z moich rąk wyrwała je strzała i wbiła je w stare spróchniałe drzewo. Oszołomiona spojrzałam w tamtą stronę, jakaś chłodna i duża ręka złapała mnie w pasie, a druga zakryła mi usta. Przed sobą widziałam tylko ciemność. Pojedyncze promienie oślepiały mnie co parę chwil. Ciemność. Przebłysk. Ciemność. Przebłysk. Ciemność.

24


Teraz leżę na polu. Polu pełnym słoneczników… Jest ciepło, spokojnie, powoli podnoszę się, opierając się na łokciach. Słońce razi mnie w oczy. Obok mnie przebiegła dwójka młodych ludzi. Mrużę oczy, by im się przyjrzeć. Poznaję tego młodzieńca! Widziałam go na portrecie. Chwila, ta dziewczyna to pewnie…

25


MAJ 2017

Wiadomość od C. ZOSS STO Bytom

Słońce raziło mnie w oczy. Widziałam dwoje przytulających się ludzi. Byłam pewna, że jest to Edward i Elizabeth. Wyglądali tak pięknie. Obok mojej nogi znalazłam list. Był podpisany: od C. Edward

opowiadał

mi,

że

Elizabeth

była

cudowną

i

pięk ną

k obietą. Pochodziła z bardzo biednej rodziny. Kiedy miała osiemnaście lat uciek ła z domu. Od tamtej chwili mieszk ała z Edwardem. On był od niej starszy o dwadzieścia lat, ale wiek nie miał dla nich znaczenia.

26


Elizabeth miała niezwyk le jasną cerę. Jej rude włosy i zielone oczy dodawały jej urok u. Była bardzo wysok a jak na k obietę. N ręk ach i na zadartym nosk u miała pełno piegów. Na lewym ramieniu miała wytatuowaną dużą literę L. Edward

opowiadał

mi,

że

była

ją k siążk i psychologiczne i miłosne.

molem książkowym. Pasjonowały

Uwielbiała,

gdy

Edward

zabierał

ją do wesołego miasteczka. Było to raz w rok u podczas festynu, na k tórym zbierało się całe ich miasteczk o. Na ostatnim festynie przed k atastrofą Edward k upił Elizabeth przepięk nego, drewnianego chłopca. W brzuchu chłopca była mała

k ieszonk a,

w

k tórej

dziewczyna

znalazła

pierścionek

zaręczynowy.

Edward był znany z bardzo nietypowych pomysłów. Ale młoda k obieta to w nim k ochała. Albo tylk o tak mu się wydawało. Po dwóch tygodniach od zaręczyn wzięli ślub. Bardzo k ameralny, ponieważ byli tylk o oni i k siądz. Postanowili wyjechać na miesiąc miodowy. Postanowili udać się w zaciszne miejsce nieopodal miasteczk a Terrent. W dniu wyjazdu działy się bardzo dziwne rzeczy. W torbie Edwarda znaleźli ogromnego pająka, a na ścianach ich domu pojawiły się plamy, k tórych nigdy wcześniej nie było. Gdy byli na lotnisk u spotk ali tajemniczego człowiek a. Prowadził

na

porozmawiać z

smyczy parą,

małego

i

ale Edward

obrzydliwego szczura. szybk o

Mężczyzna

chciał

się odsunął od nieznajomego.

Natomiast Elizabeth zachowywała się tak jak by go znała, podała mu ręk ę i dała mu jak iś znak . Edward chciał wyciągnąć od żo ny sk ąd zna tego człowiek a, ale ona nie chciała mu powiedzieć. Gdy już byli w

samolocie, Elizabeth k ilk a razy wychodziła do toalety.

Przynajmniej tak mówiła Edwardowi. Dziesięć minut przed lądowaniem zgasło światło w całym samolocie. Zaczęły się mocne turbulencje. W samolocie zapadł zupełny mrok . Ludzie wpadli w panik ę. Z k ońca samo lotu było słychać dziwne odgłosy.

Były

pełne

grozy.

Straszliwy

głos

zaczął

odliczać…

Dziesięć…

dziewięć… osiem…siedem… sześć… pięć… cztery… trzy… dwa…jeden. Gdy głos sk ończył odliczać, w samolocie zapadła zupełna cisza. Wydawało się, że ludzie przestali oddychać. Edward zauważył, że jego uk ochana znik nęła. Czas stanął w miejscu. I nagle samolot zaczął spadać. Po k ilk u sek undach maszyna rozbiła się.

27


Edward nie pamiętał wszystk ich szczegółów. P rzez prawie dwa miesiące leżał w śpiączce. Po przebudzeniu się nie pamiętał prawie niczego. Jedyne co pamiętał to Elizabeth. Po opuszczeniu szpitala zamieszk ał w mrocznym zamk u. Od tego czasu k rążyły o nim różne legendy. Jedna legenda mówi, że Elizabeth urodziła dzieck o. Była to

dziewczynk a.

Niek tórzy

Przyszła

twierdzą,

że

na

świat

tu ż przed

dziewczynk a

zma rła

ich miodowym miesiącem. k ilk a

dni

po

porodzie,

inni natomiast mówią, że dziewczynk a ciągle żyje. Gdy skończyłam czytać list, nie wiedziałam co myśleć. Miałam mnóstwo pytań. Kiedy podniosłam głowę do góry zauważyłam, że zmieniłam miejsce. Wróciłam do starego zamku. Byłam kompletnie sama. Siedziałam na podłodze. Ledwo łapałam oddech. Ciągle zastanawiałam się nad listem. Nie dawał mi spokoju. Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Z sekundy na sekundę bałam się coraz bardziej. Gdzieś w oddali słyszałam szepty. Nie potrafiłam opanować zdenerwowania. Postanowiłam się schować za szafą. Dwoje młodych ludzi weszło do pokoju. To znowu oni. Elizabeth i Edward. Tym razem trochę starsi. Rozmawiali o wadze i o dwójce więźniów. Nie miałam pojęcia o jaką wagę i o jakich więźniów mogło im chodzić. Nagle Elizabeth zniknęła. Edward zaczął krzyczeć. Na podłodze znalazłam kolejny list. Tym razem bez podpisu, o krótkiej treści: Potrzebuję twojej pomocy! Czy ten list jest do mnie? Jak on się tutaj znalazł? Czy on jest od Edwarda? Czy on chce, żebym znowu spotkała się z wiedźmą? Byłam bezsilna. Nie wiedziałam co zrobić. Edward ciągle krzyczał w niebogłosy. Postanowiłam zebrać się na odwagę i z nim porozmawiać…

28


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.