Stworzeni z wyobraźni Ogólnopolski Projekt Edukacyjny 2016/2017 Powieść młodzieżowa Opracowały: Weronika Rubajczyk, Marlena Kowalska
WRZESIEŃ 2016
JA- FARAON XXI WIEKU GIMNAZJUM PUBLICZNE IM. A. FIEDLERA W DĘBNIE
Pierwszy dzień w nowej szkole to jedno z najbardziej stresujących i zapadających w pamięci przeżyć dla każdego nastolatka. Szczególnie, jeśli nikogo tam nie znasz, ponieważ dopiero się przeprowadziłeś z małej wioski, w której wszyscy marzą o tym, aby zamieszkać w dużym mieście. Tak było również w moim przypadku. Stres dał o sobie znać zaraz po obudzeniu. Doczłapałem się do łazienki z nadzieją, że znajdę leki przeciwbólowe. Od razu po wejściu moim oczom ukazało się wielkie lustro. Zdobiona rama świadczyła o tym, że od dawna znajduje się w naszej rodzinie. Moja mama ma świra na punkcie swojego wyglądu i antyków. Okupuje łazienkę z tego powodu, uniemożliwiając korzystanie z niej innym członkom rodziny. Ponadto codziennie biega, zdrowo się odżywia, a na zakupach potrafi spędzić kilka godzin, wybierając idealne buty. Mogłaby nimi obdarować kobiety w całym naszym bloku. Przejrzałem się w nim i od razu dostrzegłem, że moje zmęczenie widoczne jest na pierwszy rzut oka. Cienie pod oczami, widoczne żyłki sprawiały, że wyglądałem na niewyspanego. Spałem tylko dwie godziny, więc nie byłem zaskoczony wizerunkiem 1|S tro n a
w zwierciadle. W nocy nie mogłem spać. Nawet liczenie owiec nie pomogło. Cały czas myślałem o tym, czy zaaklimatyzuję się w nowym mieście, a dokładniej w technikum, do którego mnie przyjęto.
Martwiłem się, czy nowi koledzy mnie polubią. Bałem się wymagających
nauczycieli, a szczególnie matematyki, fizyki i chemii. Zastanawiałem się, czy dziewczyny zwrócą na mnie uwagę, a trener zaproponuje przyłączenie się do drużyny piłki nożnej. Te wakacje były cudowne, więc kompletnie się nie przejmowałem przeprowadzką, do czasu, kiedy przeglądając karty kalendarza, uświadomiłem sobie, że już jutro stanę się obiektem zainteresowania społeczności nowej szkoły. Zacząłem się bać, nogi zrobiły mi się jak z waty, a serce waliło jak oszalałe. Nawet słuchanie ulubionego przeboju nie pomagało. No cóż… nie jestem słabeuszem. Nie będę mdleć jak baba ani beczeć jak dziecko. Wróciłem do swojego pokoju. Wśród nierozpakowanych pudeł znajdował się materac, biurko i staromodna komoda. Nie wiedziałem, jak moja mama weszła w jej posiadanie, ale miałem ochotę się jej pozbyć. Chciałem urządzić pokój w stylu skandynawskim. Widziałem taki na okładce czasopisma, które prenumerował mój wujek. Wyciągnąłem mój standardowy strój, czyli bluzę, zielone skarpetki w groszki, niebieską bluzkę oraz dżinsy. Nie zamierzałem się wyróżniać. Wystarczyło, że ludzie zwracali na mnie uwagę z powodu mojej karnacji. Dość często krzywo na mnie patrzono. Może uważano, że jestem uchodźcą ? Założyłem ukochane buty i skierowałem się do kuchni. Już z daleka słyszałem dyskusję moich rodziców na temat problemów z wyprawą odkrywczą do południowo wschodniej części Egiptu. Gdy wszedłem do kuchni, ujrzałem krzątającą się po niej mamę. Wyglądała na poirytowaną i zmartwioną. Z tego, co wywnioskowałem, potrzebuje pomocy. Poszukiwany jest jakiś klucz do grobowca jednego z faraonów. Było to równoznaczne z tym, że przez tydzień lub dwa zostanę sam w domu. Przez ten czas zamierzałem skupić się na treningach piłki nożnej, ponieważ kochałem ten sport, jak i na nauce. Chciałem na początku roku szkolnego osiągnąć jak najlepsze wyniki w nauce, aby zrobić dobre wrażenie na nauczycielach. Tym bardziej, jeśli mogłem rozładować kłębiące się we mnie 2|S tro n a
emocje. W tym momencie, kiedy miałem odłożyć talerz, mama zapytała: - Podwieźć cię do szkoły? Muszę pojechać do urzędu, aby złożyć wniosek o nowy paszport, więc mogę cię zabrać ze sobą. Spojrzałem na nią i wymamrotałem: - Nie trzeba. Myślę, że krótki spacer dobrze mi zrobi. - Jak uważasz, ale na pewno dobrze się czujesz? - Mamo, znasz mnie, takie sytuacje to dla mnie bułka z masłem. - Wiem synku. Sama nie czuję się najlepiej i widzę niestworzone rzeczy oczami swojej wyobraźni-roześmiała się mama. - Pewnie tak! - dodałem z uśmiechem na twarzy, choć tak naprawdę czułem się okropnie. Nie chciałem przecież dodawać mamie zmartwień. Ludzie twierdzili, że ja i moja mama jesteśmy jak dwie krople wody. Oboje mamy czarne włosy, ciemnobrązowe oczy i małe, ale pełne usta. Byłem tym zaskoczony, ponieważ tak naprawdę, gdyby się dokładniej przyjrzeć, różnimy się niebywale. Mam pozostałości po złamaniu nosa oraz brakuje mi fragmentu powieki, choć na to ludzie nie zwracają uwagi z powodu „firanki” moich rzęs. Niestety, odziedziczyłem po niej niski wzrost. Nie narzekam na to, ponieważ nie przeszkadza mi to w grze, ale wolałbym być wyższy. Wzrokiem poszukałem plecaka, podniosłem go i zarzuciłem na ramię. W pośpiechu wbiegłem na klatkę schodową. Siedzenie w tej klitce doprowadza mnie do szału, więc korzystałem z każdej możliwości wyjścia. Lubiłem założyć słuchawki i wyjść na spacer, poprzyglądać się ludziom. Tym razem też tak zamierzałem zrobić, kierując się w stronę nowej szkoły. Droga
przez
park
wydawała
się
niezwykła.
Dotychczas
widywałem
ludzi
uśmiechniętych i pełnych życia. Jednak teraz było inaczej. Założyłem
słuchawki
i
“odpłynąłem”
wraz
z
muzyką.
Idąc
przed
siebie,
zastanawiałem się, jak przyjmą mnie nowi koledzy. Liczyłem, że specjalnie nie przejmą się moim wyglądem i charakterem. Muzyka umiliła mi czas, jednak za chwilę miałem wejść 3|S tro n a
do szkoły, więc stres znów wrócił. Chciałem wrócić do domu, jednak pomyślałem, że do odważnych świat należy. Gdy przekroczyłem próg szkoły, podszedłem do planu lekcji, żeby sprawdzić, jaką mam pierwszą lekcję. Ciężko było się dopchać, ponieważ gromada uczniów stała przy nim i nie chciała się odsunąć. Zrobiłem zdjęcia planu i udałem się na lekcje. Pierwsza była biologia. Usiadłem w ostatniej ławce przy oknie. Miałem nadzieję, że ta lekcja szybko dobiegnie końca. Pani patrzyła na mnie spod byka. Wydawało mi się, że nauczycielka jest do mnie wrogo nastawiona. Inni patrzyli na mnie jak na dziwoląga. Chciałem zapaść się pod ziemię, ale właśnie zadzwonił dzwonek na przerwę i uświadomiłem sobie, że wcale nie było tak źle, jak myślałem przed pójściem do szkoły. Korytarz wydawał mi się bardzo długi. Może dlatego, że większość uczniów wyszła na boisko grać w nogę. Ja nie miałem ochoty na grę, a zresztą, zaraz miała być następna lekcja - matematyka! Na samą myśl o tym przedmiocie robiło mi się niedobrze. Moją królową nauk była historia. Wszedłem do poprzednich
na
lekcję
nauczycieli,
pewnym krokiem. dość
wyluzowana.
Matematyczka Nawet
była,
sprawiła,
że
w
porównaniu te
magiczne
i niezrozumiałe dla mnie liczby stały się czytelne i proste. Do czasu… - E, skoro tak dobrze ci idzie, to wykaż się przy tablicy - usłyszałem głos z tyłu klasy. - No niech go Pani spyta! - usłyszałem prośbę za swoimi plecami. Odwróciłem się i warknąłem do siedzącego za mną chłopaka: - Zamknij się. Nikt nie pytał cię o zdanie! Pani jednak wzięła mnie do odpowiedzi, a ja wściekły podszedłem do tablicy. Zdawałem sobie sprawę z tego, że ja wcale dobry z matematyki nie byłem, a pierwsze wrażenie może być mylne. Z zadaniem sobie nie poradziłem, a siedzący za mną chłopak bawił się moim kosztem do końca lekcji. Ze zniecierpliwieniem czekałem do upragnionego dzwonka. 4|S tro n a
PAŹDZIERNIK 2016
BILECIKI DO KONTROLI ! GIMNAZJUM MIKRON W ŁODZI
Szybko okazało się, że nie jest to wymarzona szkoła dla mnie. Nie chodzi mi o sam budynek. Trzeba przyznać, że akurat on reprezentował się bardzo dobrze. Niezbyt wielka budowla, widać świeżo malowana, zachęcała do zajrzenia do środka. Korytarze jak korytarze, niczym szczególnym się nie wyróżniały. Uczniowie też niezbyt wyjątkowi. Na pierwszy rzut oka rozpoznałem kto należy do tych “fajnych”, a kto do lamusów. Zgadnijcie do jakiej grupy trafiłem? Tak wiem, to było pytanie retoryczne. Pozostałe lekcje minęły mi bez żadnych fajerwerków. Oczywiście musiałem być na każdym przedmiocie pytany, ponieważ nauczyciele “chcieli sprawdzić mój poziom”. Dodatkowo babka od geografii zdecydowanie się na mnie uwzięła. No bo skąd miałem pamiętać współrzędne geograficzne Wysp Owczych czy Nowej Zelandii. Zdecydowanie to był jeden z najdłuższych dni w moim życiu. Już miałem wychodzić do domu. Musiałem jeszcze tylko zostawić większość książek 5|S tro n a
w szafce. To taka miła odmiana po poprzednich szkołach- nie trzeba dźwigać niepotrzebnych ciężarów. Niestety z luksusem posiadania rzeczownej szafki wiązały się też małe niedogodności. W mojej, na przykład, potwornie zacinały się drzwiczki, więc należało włożyć w ich otwieranie nieco siły i sporo sprytu. Z impetem dostałem się w końcu do czarnego wnętrza, kiedy usłyszałem: - Auua! Uważaj trochę! Wyjrzałem zza szafki i oczom moim ukazała się rudowłosa, pulchna dziewczyna o zielonych oczach miotających iskrami. - Przepraszam...nie chciałem...nie zauważyłem Cię...to było przypadkiem- zacząłem się niezdarnie tłumaczyć. Gdyby nie burza otaczających głowę włosów, pomyślałbym, że jest podobna do gremlina. Aureola płomiennych loków nie pozostawiała jednak wątpliwości w kwestii płci istoty, która wydała z siebie zduszony okrzyk. - W porządku. W sumie mogłeś mnie nie zauważyć. Nic się nie stało. A tak w ogóle, to mam na imię Ada. A ty? - Jestem Igor. Do której klasy chodzisz? - Do 2C. - Serio? Ja też. Nie zauważyłem Cię… - w myślach zacząłem się zastanawiać, jak to w ogóle możliwe, by przeoczyć taką postać. - Właściwie to nic nowego, przyzwyczaiłam się. Dalsza rozmowa nie kleiła się specjalnie. Doszliśmy jednak wspólnie do szatni i już miałem się pożegnać, gdy zmieniłem zdanie i zapytałem (próbując zatrzeć nieco pierwsze wrażenie): - Czym wracasz do domu? Bo ja autobusem 69, prawie do końca. - O, ja również. Wysiadam na przedostatnim przystanku. - Jeśli chcesz, to możemy razem wrócić- nawet ucieszyła mnie odpowiedź dziewczyny – Wiesz, jesteś pierwszą osobą, z którą udało mi się dzisiaj pogadać - przyznałem szczerze. - Ok, spoko. Daj mi tylko chwilkę, żebym zdążyła się ogarnąć. Zbieranie się zajęło Adzie nieco ponad czterdzieści minut. Ehh te kobiety. Ile można zostawiać w szafce książki i zakładać buty…. Wychodząc ze szkoły natknęliśmy się 6|S tro n a
na Patryka. Rozglądał się wokoło, jakby kogoś szukał. Ada przedstawiła nam sobie. Okazało się, że on również mieszka niedaleko mnie. Udało nam się nawet przeprowadzić całkiem niezłą rozmowę, przed szkołą. Dowiedziałem się, że znają się już bardzo długo i przyjaźnią jak nikt na świecie (ale, że serio?). Do autobusu ruszyliśmy we troje. W drodze na przystanek wskoczyliśmy jeszcze do pobliskiej piekarni, żeby kupić pączki. Najbardziej zaskoczyło mnie jak dużo jedzenia jest w stanie władować w siebie tak szczupła osoba, jaką jest Patryk. Dojście do celu zajęło nam nieco ponad dziesięć minut. Od zawsze lubiłem czekać na autobus. W miejscu takim jak przystanek można bardzo dużo dowiedzieć się o ludziach. Tym razem natknąłem się na kilku gimbusów, starszego pana w stroju trudnym do zidentyfikowania i trzy babunie z siatami wypełnionymi po brzegi jedzeniem, rozprawiające o polityce (we wszystkich miejscach, w których mieszkałem, to nieodłączny temat przystankowych rozmów). Autobus przyjechał niespodziewanie szybko. Ledwie udało nam się do niego wcisnąć. W środku nie było nawet, gdzie stopy postawić. Po co WF w szkole? Skoro w autobusie mamy zagwarantowaną gimnastykę na najwyższym poziomie. Zapraszamy do łódzkiego MPK!
Wszyscy
ludzie byli powyginani niczym znaki zapytania.
Trzeba przyznać,
wyglądało to nieco komicznie. Młodzi i starzy, wszyscy bez wyjątku. I jeszcze ten cudowny swądek parującego deszczu… nie cierpię jesieni w komunikacji miejskiej. To poniżej godności przeciętnego człowieka przebywać w taki tłoku. Pojazd ruszył wreszcie, po kilku nieudanych próbach zamknięcia drzwi. Nie obyło się bez interwencji kierowcy. Surowy głos brzmiał z szoferki: - Proszę odsunąć się od drzwi! Bo nie ruszymy! Po drodze minęliśmy jakiś stary teatr (lubię chodzić na spektakle, muszę się koniecznie dowiedzieć, co to za miejsce). Drzewa w parkach, których liście przypominały wielobarwne kwiaty stanowiły przyjemne urozmaicenie szarego krajobrazu. Podróżując ze szkoły do domu poznałem całkiem sporą część Łodzi (czy to normalne, że trasa autobusu jest tak zawiła?).
Jedziemy sobie spokojnie, patrzymy w okno, rozmawiamy to o szkole, to o filmach, to o naszych zainteresowaniach. 7|S tro n a
Już prawie dotarłem do upragnionego przystanku, kiedy usłyszeliśmy słowa: - Poproszę bileciki do kontroli. I wtedy zorientowałem się, że zapomniałem migawki...
8|S tro n a
LISTOPAD 2016
TAJEMNICE PUBLICZNE GIMNAZJUM NR 3 W PIELGRZYMOWICACH
Strach zawładnął moim ciałem jak koszmar śniący się małemu dziecku. Miałeś może kiedyś tak, że śniło ci się coś strasznego, chciałeś się wydostać z tego koszmarnego snu, krzyczałeś, ale tak naprawdę wcale się nie ruszałeś ? No właśnie. Byłem blady jak ściana, a w środku cały się trząsłem. Wszyscy wokół wyciągali bilety, migawki, a ja ?! Stałem jak głupiec, który nie rozumie najprostszych słów. Dopiero gdy Ada zwróciła na mnie uwagę i zapytała czy dobrze się czuje, strach przerodził się w panikę. Zacząłem od razu wszystko dla pewności przeszukiwać, wierząc że może się znajdzie ta cholerna migawka, ale nie tym razem. Przede mną było już tylko parę osób do sprawdzenia biletu. - Igor, słyszysz?! Co się dzieje ? - pyta mnie już bardzo wystraszona, ale i poirytowana brakiem odpowiedzi Ada. - Nie mam migawki! Została w domu! - głośnym szeptem mówię jej do ucha.
9|S tro n a
Patryk słysząc to, starał się jakoś pomóc. I właśnie w tym momencie nadeszła kolej na mnie. Kontroler biletów nastawił czytnik czekając, aż pokażę migawkę. Mówi się, że chłopaki nie płaczą, ale ja byłem bliski łez, gdy spostrzegłem, że autobus zatrzymuje się na moim przystanku. Obejrzałem się za siebie, w duchu modląc się żeby tył nie był bardzo zatłoczony, po czym pędem pobiegłem, czekając, aż tylne drzwi autobusu otworzą się. Oczywiście, moje szczęście jak zawsze miało czas, ale zanim kanar zdążył mnie złapać puściłem się biegiem do domu, potrącając przy tym parę osób. Dotarłem do domu w niebywale krótkim czasie. Jednak wakacyjne treningi piłki nożnej przyniosły rezultaty. Cały spocony i zdyszany zdejmowałem buty, gdy weszła mama i spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Nie chciałem jej tego tłumaczyć, bo wiedziałem, że się zdenerwuje, lecz jej twarz przybrała już lekko różowawy odcień, który informował mnie, że już jest zdenerwowana i mam jej niczego już dziś nie utrudniać. Zresztą jak zawsze. Często była zdenerwowana, bo wiele rzeczy nie szło po jej myśli, a jej zdenerwowanie przechodziło również na mnie. Wiedziałem, że nie mam wyjścia i muszę się jej do wszystkiego przyznać. Usiedliśmy na kanapie i zacząłem opowiadać. Gdy skończyła się historia o kontrolerze biletów przybrałem niewinną minę małego chłopczyka. Nastała długa ( przynajmniej tak mi się wydawało) cisza, po czym mama wstała i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju. Była tak zdenerwowana, że gniew wyleciał z niej jak woda z nowej fontanny. - Igor! Czy ty w ogóle myślisz?! Chcesz znowu mieć problemy ? - Nie !...Wiem, znowu zawiodłem...Przepraszam...To się więcej nie powtórzy - wydukałem przerażony, ale i zdenerwowany, gdy mama ostrym jak brzytwa wzrokiem popatrzyła na mnie. - Przepraszam ?! To się więcej nie powtórzy?! - cedziła przez zaciśnięte zęby - Ile razy już to słyszałam? Dwa? Trzy? Nie ! Kilkadziesiąt razy aż do ... - Tak! Wiem! Zawiodłem! Znowu! Ale nie widzisz, że się staram ? Zawsze tylko wytykasz mi błędy! A pomyślałaś choć raz jak ja się czuję?! Zawsze liczy się tylko twoja praca! O to jak się czuję, pytasz tylko wtedy , gdy się przeprowadzamy i mam iść do nowej szkoły. Mam już tego dość! Ciągle mnie ranisz , nie widzisz tego?! - krzyknąłem już, kipiąc ze złości. Wziąłem telefon , portfel i wybiegłem z domu. Czułem ulgę, zostawiając ją z otwartą buzią i przerażeniem w oczach. Od dawna nie czułem się tak lekko. Miałem dosyć takiego życia. Tych ciągłych przeprowadzek, nowych szkół, ran, które zadawała mi mama. Moje serce było pełne strzał, które z każdym jej słowem krytykującym mnie i moje wybory 10 | S t r o n a
powiększało swoje dziury. Kochałem moją mamę, ale jej praca stawała się ważniejsza ode mnie. Zdenerwowany i drżący ze złości dotarłem na koniec ulicy. Zatrzymałem się i zastanawiałem dokąd pójść, żeby ochłonąć, gdy moim oczom ukazała się burza rudych, kręconych włosów. Bez zastanowienia ruszyłem w jej stronę. Podszedłem niepostrzeżenie, zasłoniłem jej oczy i .... nagle zaczął mnie boleć tyłek. Po chwili zdałem sobie sprawę, że leżę na ziemi, a Ada pochyla się nade mną ze zmartwioną miną , próbując powstrzymać uśmiech. - Nic ci nie jest ? - zapytała, starając się zatuszować jakoś rozbawienie. - Wszystko w porządku - odparłem - Gdzie się tego nauczyłaś?- zapytałem zaciekawiony . - Nieważne...Nie lubię o tym mówić- a zmieszanie i strach kryło się w jej oczach. - Dobrze. Spokojnie. Rozchmurz się - dodałem z uśmiechem, głaszcząc jej ramię - Chodźmy gdzieś, gdzie jest spokojnie. Znasz takie miejsce? - zapytałem z nadzieją. Ada pokiwała głową i wskazała kierunek. Szliśmy w ciszy, za co dziękowałem, bo nie miałem ochoty na rozmowę. Nim się spostrzegłem, już byliśmy na miejscu. Staliśmy na moście .Było to piękne miejsce, bardzo romantyczne, ale nie zwracałem na to uwagi, gdyż chciałem się uspokoić. Adę znałem raptem jeden dzień, a tak bardzo ją polubiłem. Może dlatego, że nie zadaje pytań ...Znaczy... Ona wie kiedy może je zadać, a kiedy nie. Nigdy nikogo takiego jeszcze nie spotkałem. Wszyscy zawsze chcieli wszystko wiedzieć. A przy niej nie muszę udawać, że wszystko jest dobrze. Ona daje mi czas. Czas, żebym sobie wszystko przemyślał, poukładał. Staliśmy oparci o most, nic nie mówiliśmy i nagle Ada podała mi jakiś dokument. Okazało się, że zapomniałem legitymacji w szkole. Podziękowałem i poszliśmy dalej. Szliśmy powoli, gdy ktoś rzucił czymś w moje plecy. Odwróciłem się i zobaczyłem Patryka, który miał ręce pełne żołędzi i głupkowaty uśmiech na twarzy. - Jaka śliczna z was para - zaczął się śmiać, po czym przyszedł przytulić Adę i ze mną przybić piątkę. - Po co ci tyle żołędzi ? - zapytała Ada z bardzo zaciekawioną miną. - Ktoś przecież musi zadbać o wiewiórki - odparł Patryk i razem zaczęliśmy się śmiać. Ada pokazała nam język, ale po chwili turlała się ze śmiechu razem z nami do chwili, gdy zauważyła, że jest już późno. Była bardzo zdenerwowana. Żaden z nas nie wiedział, co się właściwie dzieje z Adą. Mówiła sama do siebie, nie zwracała na nikogo uwagi i wyglądała jakby miała się rozpłakać. Zachowywała się jak małe dziecko, które się oddaliło i straciło rodziców z pola widzenia. 11 | S t r o n a
Stałem i patrzyłem, aż Patryk powiedział, że mam iść, a on się nią zajmie. Trochę się opierałem i powiedziałem, że chcę mu pomóc, ale w końcu odpuściłem. Gdy wracałem do domu, zastanawiałem się, co się właściwie stało. Nic z tego nie rozumiałem, ale intuicja podpowiadała mi, że u Ady dzieje się coś niepokojącego. Właśnie zastanawiałem się, jak jej pomóc, gdy wchodząc do mieszkania, zobaczyłem totalną pustkę w miejscach, gdzie stały antyki mamy. Przerażony zacząłem wołać mamę , ale nikogo nie było. Zadzwoniłem na policję. Gdy policjant zapytał, czy zamek jest cały, dotarło do mnie, że drzwi były otwarte, a zamek nienaruszony...
12 | S t r o n a
GRUDZIEŃ 2016
BŁĘDNE KOŁO PUBLICZNE GIMNAZJUM NR 16 IM. BŁ. KS. M. SOPOĆKI W BIAŁYMSTOKU
Zastanawiałem się jeszcze chwilę, co tak naprawdę mogło się stać. Rozmyślanie przerwał mi głos ze słuchawki: - Halo? Czy zamek jest naruszony? - Nie, to dziwne… nikogo nie ma w domu, wydaje mi się, że zginęły niektóre przedmioty i nikogo nie ma w środku. Jest za to bałagan. - Tak, to wygląda nieciekawie, już wysyłam policję i detektywów, z bliska przyjrzą się tej sprawie… Na jaki adres? - Ulica Henryka Sienkiewicza 14 mieszkania 8. - Dziękuję, do widzenia - po rozmowie rozłączyłem się i czekałem. Usiadłem na schodach, w kącie klatki schodowej. Przez głowę przechodziły mi najczarniejsze
scenariusze.
Czas
płynął tak
szybko,
że
nie
zdążyłem zauważyć,
kiedy policja była tuż obok. - Co się tak mianowicie stało? - zapytał funkcjonariusz. - Nie wiem, tak mianowicie nie byłem przy tym. 13 | S t r o n a
- Ja… Ja wiem - powiedziała zza moich jakaś obca dziewczyna. - Nazywasz się? - zapytał policjant. - Karolina - w ręce trzymała książkę, była miła, biła od niej pozytywna energia, której mi brakowało. - Dobrze, opowiedz, jak doszło do zajścia. - W czasie całej akcji, przepraszam - zajścia, siedziałam na schodach i czytałam książkę, po chwili usłyszałam trzask w mieszkaniu wyżej, więc ze strachu ukryłam się za ścianą, aby mnie nie zauważyli. Co chwilę się wychylałam i nagle zobaczyłam jakiegoś wysokiego faceta, który wbiegł na górę i rozglądał się, obserwował schody. Zadzwonił do niego telefon, ale nie zrozumiałam, co mówił, to była bardzo krótka rozmowa. Na plecach miał czarny duży zapewne
plecak,
tam schował cenne
rzeczy.
Niestety
bałam się
zainterweniować,
przepraszam.... - To bardzo rozsądnie, dzięki tobie wiemy chociaż, co się stało. Dziękujemy za udzielenie informacji - odpowiedział funkcjonariusz, zapisując coś w swoim notesie - A czy widziałaś, jak wyglądał ten mężczyzna? - Nie, miał kaptur na głowie i stał tyłem, więc nie widziałam jego twarzy, ale sylwetkę miał atletyczną, był umięśniony, mogę tylko dodać, że plecak musiał być ciężki, bo podtrzymywał go ręką. - Taak… może zabrał wszystko, co było w zasięgu ręki. - odpowiedziałem z rezygnacją. - Dobrze… Sprawdzimy wszystko, a na razie proszę uzbroić się w cierpliwość i czekać na nasze informacje - powiedział policjant i poprawił swoją czapkę. - A teraz dziękuję i proszę o spokój. Do widzenia. - Do widzenia - odpowiedzieliśmy razem z Karoliną, a ona uśmiechnęła się do mnie. - Dziękuje Ci, że pomogłaś mi w sprawie włamania, bez Ciebie nie moglibyśmy ustalić, co się stało. - Ależ nie ma za co - powiedziała uśmiechając się. - Teraz muszę iść, życzę powodzenia w sprawie. Cześć. Pożegnałem się z dziewczyną i usiadłem na fotelu, myśląc o tej całej sprawie. Po 10 minutach wstałem zrobić sobie herbatę. Postawiłem na Earl Grey - na uspokojenie, martwiłem się jednak o moją mamę. Nie odbierała telefonu, więc napisałem jej smsa. Po wypiciu gorącego napoju postanowiłem popytać sąsiada, czy nie widział, co się tu działo. Wyszedłem z domu, uprzednio zamykając drzwi na klucz. Zapukałem do drzwi naprzeciwko. Otworzył mi siwy starszy pan, zauważyłem, że laska z rękojeścią w kształcie głowy lwa, stała oparta o ścianę. 14 | S t r o n a
- Dzień dobry panu. - Witaj młodzieńcze, jeśli dobrze kojarzę, jesteś nowym sąsiadem? Wejdź, wstawiłem wodę na herbatę. - Eeeh… Tak, dopiero się wprowadziliśmy, jestem Igor. Nie chcę robić kłopotu, mam tylko pytanie…. - Wchodź, nie będziemy rozmawiać w progu - starszy pan zadecydował za mnie i wciągnął mnie siłą do mieszkania. Rozejrzałem się po pomieszczeniu z ciekawością. Moją uwagę przykuły dwie rzeczy tajemnicza tablica na ścianie, zakryta częściowo kolorową chustą oraz przedmioty leżące na stole. Pozornie zwykły starszy pan musiał mieć ciekawe hobby, gdyż stały tam między innymi mikroskop,
krótkofalówki (w tym jedna rozkręcona),
podświetlana
wiele śrubokrętów i innych narzędzi,
lupa,
ogromnych rozmiarów
jakieś zeszyty,
odczynniki
chemiczne, słoiki z kolorowymi cieczami. Tyle zauważyłem, patrząc przez chwilę w tamtą stronę. Wydało mi się to zagadkowe. Popytam o tego staruszka Adę i Patryka, może wiedzą o nim coś więcej. - Może Earl Grey? - głos sąsiada wyrwał mnie z zamyślenia. - Słucham? - odpowiedziałem zaskoczony. - A, tak, może być, dziękuję. - Zaraz będę, rozgość się. Postanowiłem wykorzystać tę chwilę na przyjrzenie się intrygującej mnie tablicy. Podszedłem do ściany i odchyliłem nieco kolorowy materiał. Moim oczom ukazały się poprzyczepiane do korkowej powierzchni wycinki z gazet i zdjęcia. Od razu zauważyłem zakreślone czerwonym flamastrem ogłoszenie. Używane spadochrony sprzedam hurtowo. Cena do ustalenia. Niektóre nadpalone. Pilne. C.W. Popatrzyłem na zdjęcia, same stare i jakby nie z Polski... Jakaś zniszczona kamienica, para turystów na tle ogromnego wieżowca, mężczyzna w okularach… Wygląda na to, że sąsiad prowadzi jakieś prywatne śledztwo. Może mam szczęście i jest tak spostrzegawczy, jak się wydaje. - Szukam brata - podskoczyłem, przyłapany na gorącym uczynku. - Ja nie… przepraszam, chciałem tylko…. - Nie szkodzi, sam cię zaprosiłem. Mój brat zaginął jakiś czas temu i tak sobie czas organizuję.. No ale co cię sprowadza? Pij herbatkę. - No właśnie! Ktoś się włamał do naszego mieszkania. Widział pan coś? - O masz ci los, a to klops. Coś zginęło? 15 | S t r o n a
- Z tego co zauważyłem, może trochę rzeczy mamy, antyki i może jakieś jej nierozpakowane starocie. Zaraz powinna przyjechać, to sama oceni. Ale bardziej interesuje mnie, czy widział pan kogoś podejrzanego.. A może słyszał pan dziwne odgłosy? - Dziwne raczej nie… Wydawało mi się, że ktoś otwiera drzwi kluczem, później , po jakimś czasie, może kwadransie drzwi trzasnęły. Myślałem, że to może ktoś z was, więc nawet się nie interesowałem. - Dziwne, ktoś miał klucz do naszego mieszkania. - Igor! - w progu stanęła mama. - Tak się bałam o ciebie. Nic ci nie jest, synku? Przyjechałam jak najszybciej się dało. Sąsiad chrząknął i zrobił krok do przodu. - Mirosław Leszczyński, jestem państwa sąsiadem, miło mi. To znaczy przykro mi... przez to zajście. Mogę jakoś pomóc? - Witam, Lidia Bruns. Dziękuję za zajęcie się Igorem, ale muszę porozmawiać z synem. Pójdziemy już. Do widzenia. - Do zobaczenia - odpowiedział nieco zawiedziony pan Mirosław, wręczając mi bardzo krzykliwy zielony kubek z tęczą. - To na powitanie…No. Ledwie weszliśmy do mieszkania, mama rozpłakała się. Musiałem ją uspokoić, więc oczywiście znowu wypiłem z nią Earl Greya i po chwili czułem się już jak fontanna, którą ktoś zatkał palcem. Pobiegłem do toalety. Próbowałem zebrać myśli. To zdecydowanie nie był dobry początek mieszkania w Łodzi. Co się jeszcze stanie? Gdy wróciłem do mamy, zauważyłem, że przegląda pudła i coś notuje. Spytałem o straty, ale powiedziała, że ktoś tylko pootwierał pudła i powyrzucał jej rzeczy. Antyki przestawił na krzesło i zostawił. Możliwe, że nic nie skradziono. - Ja też bym zrezygnował, gdybym zobaczył te wszystkie rzeczy, skusiłyby chyba tylko mole i handlarzy starzyzną - próbowałem rozładować napięcie żartem. - Właściwie, całe szczęście, że ktoś nie znał ich prawdziwej wartości, bo wszystko, co cenne zostawił w spokoju. - Zaraz… W takim razie co miał w plecaku? Karolina mówiła, że miał ciężki, wypchany plecak… - Karolina? Jaka Karolina, jaki plecak, kto miał plecak? - Mamo, gdzie schowałaś mój sprzęt? - Jaki sprzęt? - No konsolę i mikser, mikrofony, wzmacniacz… gdzie to jest? - W schowku pod schodami… 16 | S t r o n a
Jak burza wpadłem do ciemnej kanciapki, szukając dużego pudła z napisem 'Igor-mix'. Nie… tylko nie moje rzeczy… tyle czasu na nie zbierałem… Pudło leżało na podłodze, otwarte, rozdarte i puste. Zostawił mi tylko jeden kabel. Pół metra przewodu zakończonego dużymi Jackami. Czy mogło być jeszcze gorzej? I właśnie wtedy pojawiła się Ada.
17 | S t r o n a
STYCZEŃ 2017
Dalszy ciąg złych wiadomości ZOSS STO BYTOM
- Co się stało? Czemu jesteś taki roztrzęsiony? - zapytała dziewczyna. - Okradli mnie - odpowiedziałem. Przez chwilę zacząłem się zastanawiać skąd ona się tu wzięła, ale byłem zbyt zdenerwowany na takie rozmyślania. - Nie wiem co mam powiedzieć... Mogę Ci jakoś pomóc? - na jej twarzy malował się wyraz smutku i współczucia. - Jedyne co możesz dla mnie zrobić to sobie stąd pójść.
18 | S t r o n a
Pewnie coś o tym wie, albo co gorsza ma coś z tym wspólnego. W tym momencie nie obchodziło mnie to jak ona się poczuje. Obchodziło mnie tylko to, co się stało z moim sprzętem. Chciałem, żeby sprawca został sprawiedliwie ukarany. Ada szybko
opuściła moje
mieszkanie. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić,
więc postanowiłem się zdrzemnąć. Sprawa jednak nie dawała mi spokoju, uniemożliwiając mi zaśnięcie.
Zacząłem się zastanawiać skąd wzięła się na schodach w moim domu
tajemnicza Karolina oraz skąd Ada wiedziała gdzie mieszkam. W końcu zmęczony po całym dniu zasnąłem. Obudziłem się po północy. Nie wiedziałem gdzie jestem, całe pole widzenia zajmowały mi liście jakiejś rośliny. Po chwili zorientowałem się, że to palma mojej mamy, którą ktoś przesunął kiedy spałem. To musiała być mama - znowu zrobiła mi na złość. Przed zaśnięciem nie wziąłem prysznica, więc teraz postanowiłem to zrobić. Ściągając bluzę zauważyłam, że wypadła mi z niej jakaś kartka. Zdziwiłem się, bo nic dzisiaj nie wkładałem do kieszeni. Podniosłem ją i zacząłem czytać napisany na niej list.
Drogi Igorze! Dziękuję za dobry sprzęt, na pewno mi się przyda. Raczej go już nie odzyskasz, ale możesz żyć nadzieją. Pamiętaj, dziewczyna jest moja! Jeśli się do niej zbliżysz możesz się pożegnać ze swoją słodką buźką. Nowy właściciel sprzętu :) Przeczytałem to już pięć razy i nadal nie dowierzałem. O co chodzi? Kto byłby w stanie to napisać? Przecież, na razie, nie miałem żadnych wrogów. I o jaką dziewczynę może chodzić? To dopiero pierwszy dzień w nowym mieście, a już tyle problemów. Jedyne co wiedziałem to to, że ta zagadka będzie trudna do rozwiązania. Jedyne, co mogłem w tym momencie zrobić, to położyć się spać. Następnego
dnia
pierwszą
lekcją
była
moja
ulubiona
historia.
Omawialiśmy piramidę feudalną ludności średniowieczna - temat względnie ciekawy. Druga lekcja nie była nawet względnie ciekawa, więc z nudów zacząłem rozglądać się po klasie, jednak nigdzie nie zauważyłem Ady. Był jednak Patryk. Patrzył przez okno nieobecnym 19 | S t r o n a
wzrokiem. Coś na pewno było nie tak, przecież wczoraj był taki wesoły i pełny energii. Na przerwie postanowiłem do niego zagadać. - Gdzie jest Ada? - spytałem zaniepokojony - Most... - odpowiedział, a jego oczy zaszkliły się - Ten, na którym byliśmy wczoraj? Gdzie on jest? Czy coś jej się stało? Chłopak jednak nic nie odpowiedział. Nie mam pojęcia co się stało, ale wiem, że to coś złego. Muszę ją znaleźć. Do
końca dnia siedziałem jak
na szpilkach.
Wróciłem jak najszybciej do domu,
zdeterminowany do działania, jednak mama ostudziła mój zapał, znowu mieszając mnie z błotem. - Znowu nie posprzątałeś ubrań! A łazienka? Widziałeś w jakim stanie zostawiłeś łazienkę? Jest cała zalana! Czy ty w ogóle myślisz? A zobacz sobie tę rysę na mojej antycznej komodzie! Widać ją na kilometr! Mieliśmy pojutrze wyjechać na badania, ale widzę, że nie można ci nic zostawić pod opieką. Och, zapomniałabym, najpierw musimy jeszcze załatwić sobie nowe auto, bo dzisiaj mieliśmy wypadek! Jakiś palant z nauki jazdy we mnie walnął! Czy ta kobieta zawsze musi się tak wydzierać? Jestem drugi dzień w nowej szkole, zdążyli mnie już okraść, mało co nie dostałem mandatu, moja jedyna koleżanka gdzieś zaginęła. Nie wiedziałem gdzie miałem jej szukać. Miałem pisać rozprawkę na polski, ale wrzask z kuchni, że muszę pozmywać naczynia, przekonał mnie, żeby wyjść z domu. Zbiegłem po schodach i pomachałem panu Mirosławowi, który przyjaźnie mi się przyglądał i ruszyłem na poszukiwanie mostu i Ady.
*** Pamięci Karoliny
20 | S t r o n a
LUTY 2017
WYMYK NIEPUBLICZNE GIMNAZJUM NR 1 W SOSNOWCU
Most. Co to może znaczyć? Kompletnie załamany siedziałem w pokoju, słuchając dobiegających z każdego kąta okrzyków kipiącej ze złości mamy. Cóż mi dał ten półgodzinny rajd po mieście? Niczego się nie dowiedziałem i byłem jeszcze bardziej skołowany, niż przed wyjściem. Nie było mi dane odpocząć. Od drzwi otrzymałem uderzenie młotem - to był wrzask. - Wynoś się stąd, precz! - poziom jej zdenerwowania wzrastał coraz bardziej. - Patrz jaki syf tu zostawiłeś! Ten dom jest jak chlew! Na dodatek jestem z tym sama, nie masz ojca. Myślisz, że
praca w firmie połączona z wychowywaniem w domu takiego
rozwydrzonego
czternastolatka to przyjemność?! Na dwór, durniu, nie pokazuj mi się tu do końca dnia! - I wybiegła zalewając się łzami. Zapewne powróciła do śledzenia ekranu włączonego laptopa, gdzie w Exelu były wykonywane jakieś skomplikowane obliczenia. Zawsze w ten sposób uciekała od świata, gdy najeżała się na wszystko niczym kaktus. Patrzyłem w ślad za nią i wydało mi się nagle, że mama pękła. Wybuchła. Te wszystkie zdarzenia były takie gwałtowne, dziwaczne. Zdawało mi się, że coś skrada się w cieniu, jak wąż i tylko czeka, by zaatakować. I jeszcze te napady nerwów - były coś nie w jej stylu. Wszystko wokół nas zdawało się być zatrute, nasze relacje stały się silnie toksyczne. 21 | S t r o n a
Szósta wieczór, piątek. Ta ilość problemów, które mieliśmy nagle na głowie, doprowadzała mnie do jakiejś nieznanej choroby psychicznej! Już od wczoraj ciekawość wezbrała we mnie. Ta sprawa z zaginięciem Ady była niepokojąca. Powtarzałem sobie w myślach treść listu-groźby i bezwiednie grzebałem w śmieciach na moim biurku. W pewnej chwili mój wzrok natrafił na malutką kartkę złożoną na czworo. Nie wyglądała na moją. Pomimo ogromnego bałaganu w pokoju, byłem w stanie rozpoznać własne śmieci. Należy do mamy? Mało prawdopodobne, nie postawiłaby nogi w to bagno. Ada? Czy zgubiła to wtedy, gdy tak bezceremonialnie wyprosiłem ją stąd? Cóż, należało sprawdzić, ale już po przeczytaniu pierwszych słów tej instrukcji poczułem się jeszcze bardziej zagubiony. Skład: cztery koła zębate dwucalowe, jedno opakowanie Poxiliny, prowadnica, przewód łączący miedziany, czujnik ruchu led. Instrukcja wykonania łączenia mostowego: 1. Koła zębate zespoić z elementem przekaźnika w windzie. 2. Prowadnicę przymocować przy pomocy Poxiliny do przełącznika napięcia. 3. Wykonać obwód zabezpieczający przy pomocy przewodów łączących, końcówki zespawać i zabezpieczyć taśmą scotch. 4. W jednym z kół zębatych umieścić czujnik. 5. Baterię czujnika zabezpieczyć przed wilgocią. Mrugałem powiekami, czytając po raz pięćdziesiąty tę dziwaczną instrukcję. Cóż to mogło być? Plan konserwatora wind? Skąd się to mogło wziąć wśród moich gratów? Próbowałem sobie wyobrazić konstrukcję powstałą w efekcie postępowania krok po kroku zgodnie z przeczytaną listą, ale nie potrafiłem znaleźć sensu w tworzeniu obejść i obwodów na czymś, co należy do gotowego urządzenia. Chyba, że... Nie, to było już kompletnym wariactwem! Mama akurat zamknęła się na klucz w swoim pokoju. To był idealny moment, aby wyrwać się stąd choćby na chwilę. Już nie raz wymykałem się z domu. Przestałem pytać mamę o jakąkolwiek zgodę i sam podejmowałem decyzję. Kiedyś osaczała mnie jak ośmiornica, próbowała wszystko kontrolować. Teraz, po tym, jak zacząłem chodzić do tej nowej szkoły, mam wrażenie, że mama zupełnie przestała sobie radzić ze światem i wylewa na mnie dzień w dzień pomyje absurdu. Rysa na szafce!
Czy to naprawdę jest powód
do piętnastominutowego jazgotu? Jednak nie mogę przecież ot tak pokazać się na mieście, szukając miejsca całego zajścia. Na szybko ułożyłem w głowie cały plan działania. Chociaż było ciepło, z mojej pojemnej szafy wyjąłem długą bluzę z kapturem, 22 | S t r o n a
którą kiedyś dostałem od dziadka. Okazała się jednak za duża i od tego czasu kurzyła się w moim “ciucholandzie”. Zaczesałem moją długa grzywkę na bok, ubrałem luźne dresy i adidasy. Włożyłem znaleziony wśród rupieci na półce modny zegarek i na szyję założyłem czarno-niebieskie słuchawki. Jeszcze tylko bandana i okulary przeciwsłoneczne. Teraz wyglądałem jak nie ja. Raper Igor. Nie brzmiało to zachwycająco, ale musiałem jakoś się kamuflować. Wyszedłem. Pewnym krokiem przeciąłem ulicę przy moim lokum i udałem się w stronę jedynego mostu, jaki znajdował się w tym mieście. To pewnie tam stało się coś z Adą. Dobrze by było, gdyby się jednak znalazła. Jestem w stanie ogarnąć wrzeszczących, złodziei, grożących, ale zupełnie nie radzę sobie ze znikającymi. Ludzie patrzyli na mnie spod oka. W pewnej chwili obok mnie pojawiła się jakaś nieznana grupa. Wyglądali zupełnie podobnie do mnie. Prawdziwi fani rapu. Najwyższy z nich był obwieszony złotymi łańcuchami i głośno podśpiewywał ulubione kawałki. Szli w tę samą stronę co ja. Super. Dyskretnie dołączyłem się do jednego z kompanów z nowoczesną fryzurą. Szedłem tak, by nikt mnie nie dostrzegał. Powoli i spokojnie. Udawałem, że słucham muzyki i niemo wypowiadałem jakieś nieznane mi, wymyślone wyrazy imitujące tekst piosenki. Przed mostem był las. Całkiem dziwny, bo odkąd pamiętam, nigdy gałęzie nie były zielone. Ada, proszę cię, bądź tam!
23 | S t r o n a
MARZEC 2017
BLEF GIMNAZJUM NR 18 W LUBLINIE
Im dłużej patrzyłem się na ten las, tym bardziej tajemniczy i dziwaczny mi się wydawał. Przez chwilę miałem nawet wrażenie, że cienie są oderwane od przedmiotów - tak jakby żyły własnym życiem. Kilka sekund zastanawiałem się, czy wchodzić w tę dziwną, niepokojącą przestrzeń, ale stwierdziłem, że zrobię to dla Ady. I kiedy wydawało się, że nic nie stanie mi na przeszkodzie, kiedy nagle jakiś chłopak odwrócił się do mnie. Popatrzył na mnie, nucąc nieznaną mi piosenkę. Po chwili zawiesił głos i zapytał: - Elo, a ktoś ty? - Igor - odpowiedziałem krótko - Jestem raperem - skłamałem. - O, to znasz pewnie ten nowy kawałek „Mięcha”. Kojarzysz refren? - rzucił. - Yyy… - kłamstwo szybko zaczęło wychodzić na jaw - zerwałem się i pobiegłem ile sił 24 | S t r o n a
w nogach w stronę lasu. -Ej! Leszczu! Wracaj tu! - słyszałem jeszcze, jak za mną krzyczał. Ale nie słuchałem go już. Myślałem tylko o Adzie. Wbiegłem do lasu. Był ogromny, ciemny i straszny. Rosły w nim nie tylko drzewa liściaste, ale też jakieś dziwne kolczaste krzaki. Od razu przypomniałem sobie o bijącej wierzbie, a od niej myśli same pobiegły do różdżki Harry’ego Pottera i innych z Hogwartu. Ach, gdyby ją teraz mieć przy sobie! Co rusz napotykałem na połamane gałęzie i porozrzucane szyszki. Nie raz utknąłem stopą w mchu. Serce biło mi coraz mocniej. Nie miałem pojęcia, jak ja w tej ciemności znajdę Adę, ale cóż: musiałem spróbować! W pewnym momencie na rozwidleniu słabo widocznej ścieżki, natknąłem się na drzewo, w które wbita była... strzała! Pod nią widniał plakat o poszukiwanym. Osobnik o podejrzanym obliczu, istny zakapior - Roman Wągier - zabójca. Orli nos, blizna na prawym policzku, lekko zezowate spojrzenie, krzywy uśmiech. Przystojniaczek, tiaaa… Nagle zauważyłem, że spod strzały wydobywają się jakby… krople krwi! Przerażony patrzyłem na strzałę, ponieważ widok krwi przyprawiał mnie o mdłości. Opamiętałem się po chwili i zacząłem myśleć o Adzie. Zastanawiając się gdzie ona jest przeszukiwałem las w całości. Nigdy nie mógłbym zostać lekarzem czy ratownikiem medycznym. Z rozmyślań o pochodzeniu krwi, wyrwał mnie krzyk: - Halo!? Czy ktoś tu jest? Szybko schowałem się w krzaki i obserwowałem co się dzieje. Nagle zauważyłem dziwną postać przemieszczającą się w głąb lasu. Śledziłem jej kroki. Nie mogłem rozpoznać jej płci, ponieważ miała na sobie długi płaszcz. Jednak gdy zbliżała się do mnie usłyszałem znajomy głos. Był niewyraźny, ale dziwnie znajomy. Skoncentrowałem się, wytężyłem słuch i już po chwili byłem pewny, że to … Ada! Wyskoczyłem zza krzaków i krzyknąłem. Dziewczyna się przestraszyła i zaczęła uciekać. Pobiegłem za nią. Biegliśmy tak dobre kilkaset metrów, gdy dotarliśmy na polanę. Oczy otworzyły mi się ze zdumienia. Stała tam budowla o kształcie piramidy a wokół niej biegali ludzie z maskami niczym kosmici, niektórzy na swoich dziwacznych strojach mieli narysowane ryby. To było bardzo dziwne, lecz od myśli oderwał mnie nagły ucisk na mojej ręce. “Auć!” - pomyślałem. Spróbowałem się obejrzeć, ale poczułem ostrze na szyi. Chciałem uciec, lecz moje ciało struchlało, a ręce drżały, jak nigdy wcześniej. - Ha! Dałeś się wrobić! - usłyszałem niski męski głos. Zobaczyłem odwracającą się Adę, śmiejącą się szyderczo wraz z mężczyzną. Nie wiedziałem, o co chodzi i dlaczego ona śmieje się razem z nim! - Tak, to ja. Zapewne widziałeś mój list gończy, jestem Roman Wągier. A o tę dziewczynę się 25 | S t r o n a
nie martw, za kilka dni już jej nie będzie. Nic nie poczuje… Ha! Żartowałem! Poczuje i to bardzo...! - Ada!! - ale ona mnie nie słyszała. To nie ona, on jej coś dał. Jestem tego pewien. Muszę ją jakoś wyrwać z tego transu, przecież ten zbir coś jej zrobi! Ale co ja mogę? Mam nóż na gardle (dosłownie!), udaję rapera, którym nie jestem i na dodatek nie mam pojęcia, w którą stronę zwiewać. Boże! Po co mi to było!? Wpakowałem się w okropne tarapaty. A Ada? Jak ja ją z tego wyciągnę? Muszę coś wymyślić, zanim ten mężczyzna zabije nas oboje. Próbowałem coś wymyślić, jak ocalić nasze życie, ale byłem tak sparaliżowany strachem, że nie byłem w stanie wpaść na logiczne rozwiązanie zaistniałej sytuacji. Tak bardzo się bałem. Zimno ostrza na gardle przeszywało mnie na wylot. Trwaliśmy tak w ciszy i jedynie ludzie w maskach wydawali dziwne odgłosy. Kojarzyło mi się to z jednym z moich ulubionych filmów pod tytułem „Star Wars”, jednak w rzeczywistości to było znacznie gorsze. Nagle zawiązali mi oczy przepaską i zaprowadzili mnie w nieznane. Gdy tylko zdjęli mi opaskę i wyszli, domyśliłem się, że uwięzili mnie w bunkrze. Było tam bardzo ciemno i zimno. Usłyszałem odgłos zamykających się drzwi. Wstałem i podszedłem. Przez dziurkę od klucza zobaczyłem Adę. Już miałem do niej krzyknąć, lecz powstrzymałem się w obawie tych napakowanych gości. Mogliby mi coś zrobić, albo co gorsza Adzie! Poczułem się bezużyteczny. Co ja mogę zrobić, tutaj? Gdyby tylko ktoś mi pomógł… - Pssst.- usłyszałem. - Pssst. Tutaj jestem. - powiedział cichy głos. - Kto tam? - zapytałem również szeptem. - Mogę cię stąd wydostać. Ale pod jednym warunkiem… - JAKIM…? To, co usłyszałem, nieomal zwaliło mnie z nóg.
26 | S t r o n a
KWIECIEŃ 2017
ZŁY SEN ZSJB PIOTRKÓW
Nie wiem, gdzie jestem. Moje powieki są tak ciężkie, że trudno mi je podnieść. Czuję się słaby, nie daję rady nawet podnieść głowy… moja głowa, o rany, jak ona mnie boli. Słyszę pikające odgłosy jakichś urządzeń, ale czy to możliwe, żeby w pustym i przerażający bunkrze, mieściły się jakiekolwiek dziwne maszyny? A może to jakieś narzędzia tortur... muszę się uwolnić. No dalej otwórz oczy. Dasz radę po prostu to zrób… Powoli udaje mi się osiągnąć swój cel. Nie widzę jednak nic oprócz białego światła. Czyżbym był martwy?! Nie, to niemożliwe! Ratunku! Coś mnie oślepia, przecież wcześniej było ciemno! Co się dzieje? Ja nic nie złego nie zrobiłem! Gdzieś z oddali docierają do mnie słowa: - Siostro, proszę podać pacjentowi lek na uspokojenie... Dzień dobry młody człowieku, widzę, że już się obudziłeś, ale na razie musisz jeszcze trochę odpocząć, przeszedłeś gruntowne płukanie żołądka. 27 | S t r o n a
Moje powieki znów są zbyt ciężkie, zasypiam… - Igor, Igor… słyszysz mnie? - dociera do mnie spokojny męski głos. Czuję, że powoli odzyskuję świadomość. - Jak się czujesz? Trudno mi uwierzyć, że to zrobiłeś, ale jak, już lepiej? Boże, jak to dobrze, że do mnie wtedy zadzwoniłeś. Nie wiem, do czego mogłoby dojść… i wolę o tym nie myśleć. - Patryk?! Że co? O co ci chodzi?! I gdzie ja w ogóle jestem?! - Jak to, nic nie pamiętasz? Przedwczoraj nawaliłeś się w nocnym klubie i zadzwoniłeś do mnie. Wygadywałeś jakieś bzdury o piramidzie i ludziach w maskach. Miałeś taki dziwny głos. Stwierdziłem, że jesteś pijany, więc pojechałem do knajpy, która była najbliżej twojego mieszkania. - Nie mogę w to uwierzyć. Ja, ja... nic nie pamiętam… Miałem bardzo przerażający sen... Myślałem, że to wszystko dzieje się naprawdę. - Przepraszam, ale muszę już iść, poza tym twoja mama chce do ciebie zajrzeć. Cześć, zdrowiej szybko. - Cześć - odpowiadam wciąż zdezorientowany. O mój Boże. Teraz czeka mnie rozmowa z mamą. To będzie chyba najtrudniejsza rozmowa w moim życiu. Znowu ją zawiodłem, wszystko znowu zepsułem, znowu... znowu…, ale czy na pewno? -
Synku, jak się masz?- zapytała mnie, niepewnie się uśmiechając. - Strasznie mnie
wystraszyłeś, ale nie martw się, jakoś wszystko się poukłada. Nie mogę w to uwierzyć. Moja mama na mnie nie nawrzeszczała?! -
Bo widzisz syneczku, ja coś zrozumiałam i to dzięki twojemu ojcu… To było dla mnie
trudne - znaczy nasze rozstanie, ja nie umiałam sobie z tym poradzić, nie wiedziałam, jak mam ogarnąć życie, które mnie czeka: dom, twoje sprawy, pracę. Chcę ci obiecać jedno wszystko się zmieni, a ja już się zmieniłam… - usłyszałem wzruszoną mamę. - To jest kartka z pamiętnika twojego ojca, on mieszka w Australii, w Sydney. Wiem... nigdy ci tego nie mówiłam... Ma drugą żonę i trójkę dzieci… Nie chciałam się z nim widzieć, więc nie pozwoliłam mu przyjechać, gdy się dowiedział o tym, co zrobiłeś. Za to przysłał coś dla ciebie. Proszę, jeśli chcesz - przeczytaj. Zszokowany całą tą rozmową przytaknąłem tylko i przytuliłem swoją mamę z całych sił. Oboje zaczęliśmy płakać, nie mogąc wytrzymać całego tego napięcia. - Kocham cię mamo - szepnąłem przez łzy. 28 | S t r o n a
- Ja ciebie też synku. Ja ciebie też. ……………………………………………………… 8 kwietnia 2014 Nie mogę już tak dłużej. Ta sytuacja mnie dobija. Mam dość ciągłych kłótni i wyrzutów. "Nie wstawiłeś prania... Nie pozmywałeś naczyń.... Przecież mówiłam ci wyjeżdżam i masz zająć się Igorem..." Po prostu to mnie przerasta. Ona nie jest już tą kobietą, w której się zakochałem. Zmieniła się, więcej czasu poświęca pracy niż rodzinie. A przecież ja też chciałbym chwilę odpocząć, spędzić z nią miły wieczór we dwoje. Zamiast tego ciągłe pretensje. Podjąłem ostateczną decyzję. Chcę rozwodu.
21 maja 2014 Podjąłem kolejną ważną decyzję. Zaczynam nowe życie. Pamiętam, zawsze marzyłem o wyjeździe do Australii. Wiem, że moje młodzieńcze marzenie wkrótce się spełni. Jestem pewien, tak! Jedyną osobą, za którą będę tęsknił, będzie mój syn. Pragnę go ze sobą zabrać, ale wiem, że nie mogę. Lidia wygrała, a ja odpuściłem. Wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Ehhhh... Mam tylko do siebie żal, że go zostawiam, nie chcę tego robić, ale muszę.
15 lipca 2016 Nie mogę w to uwierzyć! Zostałem ojcem! Urodziła mi się śliczna córeczka. Jestem taki szczęśliwy. Ma na imię Amy. Jestem taki dumny… Wciąż jednak przypominam sobie moment, kiedy urodził się Igor. Byłem wtedy taki młody. Razem z Lidią byliśmy szczęśliwym małżeństwem, ale teraz to przeszłość. Mimo wszystko nie mogę sobie wybaczyć, że go zostawiłem. Tak bardzo go kocham. Czasami zastanawiam się, czy lubi piłkę nożną tak bardzo jak ja, czy jest do mnie podobny, czy ma już dziewczynę. Wiem, że powinienem był o niego walczyć, ale niestety nie cofnę czasu. Mam nadzieję, że kiedyś się z nim zobaczę. …………………………………………………………… Nareszcie w domu, z mamą która znowu zaczęła być MAMĄ. Po pobycie w szpitalu wyjechaliśmy na kilka dni nad morze. To były piękne, 29 | S t r o n a
szczęśliwe chwile. Będąc jeszcze na szpitalnym łóżku, przeczytałem kartki z pamiętnika taty postanowiłem mu wybaczyć. Nie mam już do niego żalu i… jest mi z tym dużo lepiej. A teraz - już całkiem spokojny - pójdę na spacer, jest piękna pogoda. Ada? To… ona? Nie odwiedziła mnie w szpitalu, ale widzę, że idzie w moją stronę… Może też przyszła pospacerować? - Hej - przywitałem się. - Cześć - wymamrotała Ada. - Coś się stało? - zapytałem. - Tak, muszę z tobą porozmawiać, usiądźmy. - Okej - odpowiedziałem, nie wiedząc czego się spodziewać. - Posłuchaj, ja nie chciałam tego robić… - Czego? - No bo wiesz… to… to ja ukradłam twój sprzęt, znaczy z moim starszym bratem. - Co?! Ale dlaczego, po co, Ada...Ty? Jak mogłaś?! - Nikt nigdy nie miał się o tym dowiedzieć, ale tobie muszę zaufać. Zdradzę ci moją wstydliwą tajemnicę: mój ojciec pije, a matka nie żyje od kilku lat. Musimy z bratem utrzymać dwójkę młodszego rodzeństwa. Ja musiałam, ale wcale nie chciałam tego robić, ja wiem, nie powinnam…- odrzekła, drżącym głosem. - Skąd miałaś klucze do mojego mieszkania? - Ukradłam ci je z plecaka. Widziałam, że miałeś zapasowe, to ułatwiło całą sprawę. - Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi! Ufałem ci i naprawdę cię polubiłem! - Wiem, że nie będziesz chciał być moim przyjacielem, ale mój brat zdobył przedwczoraj pracę i postanowiliśmy oddać ci pieniądze. Może to w jakiś sposób sprawi, że nie będziesz mnie nienawidził. - Nie wiem… muszę to wszystko przemyśleć. - Rozumiem…- uśmiechnęła się smutno i odeszła.
30 | S t r o n a
MAJ 2017
DOŚĆ GIMNAZJUM NR 2 W KŁODZKU
Wróciłem do domu i od razu opadłem na kanapę. Mama znów była w pracy, więc nie musiałem się trudzić ze zdejmowaniem butów. Byłem strasznie zmęczony, choć przez cały dzień nie zrobiłem nic, co mogłoby wywołać u mnie taki stan. Jednak krótka rozmowa z Adą sprawiła, że nie wiedziałem już, co dzieje się dookoła. Przed oczami miałem burzę rudych włosów. Jakby składała się tylko z tych marchewkowych loków. Inne szczegóły wyglądu nie miały znaczenia. Moje myśli wciąż krążyły wokół jej wyznania. Jak mogła mi to zrobić? Rozumiem jej trudną sytuację rodzinną, ale dlaczego nie mogła mi wszystkiego opowiedzieć? Może nie 31 | S t r o n a
znam jej zbyt długo, ale chętnie bym jej pomógł. Coś byśmy wymyślili. Nie musiała mnie okradać…Wierzyłem jej ślepo! Ufałem bezgranicznie! Miałem ochotę zgrzytać zębami. Przekleństwa same cisnęły mi się na usta. Po
kilkunastu
minutach
bezczynnego
leżenia
postanowiłem zrobić
sobie
coś
do jedzenia. Podniosłem się z kanapy i ruszyłem w kierunku kuchni, włączając przy okazji swoją ulubioną stację radiową z młodzieżową muzyką. Wyjąłem z lodówki mleko i zatrzasnąłem drzwiczki, dostrzegając na nich coś, czego nigdy bym się nie spodziewał.
Na lodówce wisiał rysunek szczęśliwej rodziny. Mojej rodziny. Narysowałem to w przedszkolu,
pamiętam to
jak
dziś.
Uśmiechnąłem się pod
nosem i wróciłem
do przygotowywania jedzenia, ciesząc się, że moja mama jednak zachowała ten obrazek. Wieczorem leżałem w łóżku, odbijając piłeczkę od tenisa o sufit. Nie obchodziło mnie, czy robię hałas. Myślami znów byłem gdzie indziej. Znów szukałem odpowiedzi. Zastanawiało mnie, czemu to właśnie ja zostałem okradziony przez starszego brata Ady. Byłem osobą dociekliwą i dość wytrwałą, więc bardzo chciałem uzyskać odpowiedź. Zastanawiałem się nad zatelefonowaniem do dziewczyny, jednak odrzuciłem ten pomysł. Muszę wszystko przemyśleć jeszcze raz, na spokojnie. Boję się, że w trakcie rozmowy z nią poniosłyby mnie nerwy. Potrzebuję jednak czasu. Wtedy przypomniało mi się, jak powaliła mnie na ziemię, gdy niespodziewanie zasłoniłem jej oczy. Nie ma co, zadziałała szybko. I bez zastanowienia. Instynktownie. Czy to świadczy o tym, że była impulsywna? Raczej nie. Przecież nie zwyzywała mnie, gdy walnąłem ją szafką… Musiało chodzić o coś innego. Tak reaguje ktoś, kto wiele razy musiał się obronić przed zaczepkami. Przed nagłym atakiem od tyłu, z zaskoczenia...
32 | S t r o n a
Myślałem, że Ada to nieskomplikowana dziewczyna. Miła i życzliwa - w końcu ona jedyna porozmawiała z nowym uczniem. A teraz okazuje się, że wszystko jest bardzo tajemnicze i skomplikowane. I to jej dziwne zachowanie o zmroku… Wtedy Patryk… Właśnie! Patryk! Na pewno coś wie. Zerknąłem na zegarek. 21.10. Za oknem zrobiło się szaro. Nie ważne. Mamy i tak nie było, więc nie musiałem wymyślać bzdurnych wymówek przed wyjściem o tej porze. Jeśli wróci przede mną, to jakoś się wykręcę. Nie namyślając się długo wybiegłem z domu. Przeskakując po kilka schodów szybko wypadłem z bramy. Po drodze już wysyłałem wiadomość do Patryka. Wiem, że odczyta. Zawsze ma włączone powiadomienia. Muszę jeszcze dziś z nim porozmawiać! Dość mam tych tajemnic.
33 | S t r o n a