9 minute read
Marsa Alam
Tekst SYLWIA KOSMALSKA-JURIEWICZ Zdjęcia ADRIAN JURIEWICZ
Zawsze cieszyła mnie myśl o nowym dniu, o świeżej próbie, o jeszcze jednym początku, może z odrobiną magii czekającej gdzieś za porankiem.
J.B. Priesley
Kair
Hurghada
MARSA ALAM
Kilka dni wcześniej, zanim jeszcze jakiekolwiek znaki na Ziemi i Niebie wskazywały na to, że nasza podróż do Egiptu się odbędzie, miałam sen. Śniłam o delfinach, które pływały w szmaragdowej zatoce tuż przy plaży, na której zbierałam kolorowe ptasie pióra. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że ten sen jest jak obietnica. Przepowiednia, która wkrótce miała się spełnić... W jednej z dwóch otwartych kawiarni, na międzynarodowym lotnisku Chopina w Warszawie, zamówiłam kawę latte z mlekiem sojowym, na wynos. Dzień wcześniej zrobiłam test na Covid-19, którego wydruk wraz z paszportem schowałam do plecaka, aby okazać go podczas odprawy. Prawie wszystkie sklepy, restauracje i kioski zostały zamknięte. Po licznie podróżujących turystach, gwarze i kolejkach na lotnisku, które pamiętam jeszcze sprzed roku, dzisiaj nie ma już śladu. Wszędzie panuje półmrok i przenikliwa cisza...
Trochę przeraża mnie ten widok. Na tablicy odlotów zawsze wypełnionej po brzegi numerami lotów, dzisiaj widnieje tylko jeden rejs o godzinie 22:30, to właśnie nim lecę do Marsa Alam położonego w południowej części Egiptu. Obudziły mnie ciepłe promienie wschodzącego słońca, które wdzierały się z całą swoją intensywnością do przestronnego hotelowego pokoju. Wyszłam na taras, aby nacieszyć oczy bezkresem bezchmurnego, lazurowego nieba. Hotel otaczają ciągnące się kilometrami ogrody, bujnie obsadzone palmami, krzewami i kwiatami. Wąskie alejki przecinają białe, drewniane pergole, które aż uginają się pod naporem kolorowych bugenwilli. Biorę głęboki wdech i upajam się zapachem powietrza nasyconego pustynią, morzem i kwiatami. Po długich, pochmurnych i deszczowych tygodniach w Polsce prawie zapomniałam jaki piękny i kolorowy jest świat. Idę na plażę, która jest bardzo szeroka i niezwykle urokliwa. Morze Czerwone mieni się akwamaryną, gdzieniegdzie odpoczywają na leżakach turyści. Kładę
się na piasku i zanurzam stopy w morzu, czuję orzeźwiającą bryzę na swoim ciele. Teraz już wiem że naprawdę przybyłam. Następnego dnia o świcie wsiadamy do busa i udajemy się do centrum nurkowego oddalonego około 15 kilometrów od naszego hotelu. Prowadzi tam szeroka, asfaltowa droga. Jedziemy około 20 min przez ten czas nie widzieliśmy żadnego innego auta na drodze. Po prawej stronie, aż po horyzont ciągnie się pustynia. Niedostępny i piaszczysty teren, a po drugiej stronie, widać linię brzegową Morza Czerwonego, które połyskuje w porannych promieniach słońca. Nurkowania u wybrzeży Marsa Alam zazwyczaj odbywają się z brzegu. Centrum nurkowe, z którego korzystamy podczas naszego pobytu w Egipcie, usytuowane jest w idealnym miejscu. Do wszystkich spotów nurkowych jedziemy maksymalnie dwadzieścia minut. Podczas tygodniowych wakacji, aż pięć dni poświęcamy na nurkowanie. Marsa Assalaya jest malowniczą zatoką ze szmaragdową wodą położoną około 8 km od Marsa Alam. To pierwsze miejsce, w którym nurkujemy. Jest idealną lokalizacją dla osób zaawansowanych, jak i tych, które dopiero zaczynają swoją przygodę z nurkowaniem. Piaszczyste dno porośnięte trawą morską bardzo powoli opada w dół, aż w pewnym momencie łączy się z przepięknymi ogrodami koralowymi. Pełna życia rafa koralowa bardzo łagodnie opada do 50 m. Podczas pierwszego zanurzenia spotykamy dwa duże żółwie, które niespiesznie delektują się źdźbłami trawy morskiej. Po kilku minutach zaczynają powoli się wynurzać, aby zaczerpnąć powietrza. Na ich skorupach promienie słońca tworzą kolorowe pryzmaty, które przybierają na sile wraz ze zmieniającą się głębokością. Zawisamy w toni na kilka minut, obserwując to wyjątkowe widowisko, które odbywa się tuż pod powierzchnią wody. Ktoś, kto teraz stoi na plaży i wpatruje się w morze, nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że tuż przy brzegu, na małej głębokości, dwa olbrzymie żółwie morskie jedzą śniadanie. Nurkowanie już samo w sobie jest czymś doskonałym w swojej prostocie. Dodając do niego podwodną faunę i florę, absolutną ciszę przerywaną oddechem i powolnymi ruchami rąk i nóg oraz magiczne chwile samotności, otrzymamy uzależniającą mieszankę, którą trudno opisać słowami. Dla spotkań z podwodnym światem jesteśmy w stanie poświęcić wiele, nawet 10-dniową kwarantannę po powrocie do kraju. Dzieje się tak dlatego, że nic innego na świecie nie jest w stanie dać nam takiego poczucia wolności, szczęścia i spełnienia, jaką daje nam możliwość obcowania
z mieszkańcami mórz i oceanów. Niczym innym nie możemy wypełnić pustki jaka powstaje w momencie, kiedy coś, co kochamy, zostaje nam odebrane nawet na chwilę. Marsa Samadai z zewnątrz jest zupełnie niepozorną lokalizacją nurkową, znajdującą się tuż przy asfaltowej drodze 7 km od Marasa Alam. To otwarty pustynny teren z szeroką, piaszczystą zatoką, z każdej strony narażoną na wiatr. Podobnie jak poprzedni spot nurkowy, miejsce również jest odpowiednie do nurkowania dla osób zaawansowanych jak i tych, które dopiero ukończyły podstawowy kurs nurkowania OWD. Piaszczyste dno bardzo powoli opada w dół do 30 m. Nurkując tu, odnosimy wrażenie jakby bujna rafa koralowa otaczała nas z każdej strony, a ogromne bloki skalne porośnięte koralowcami, tworzą naturalne schronienie dla stworzeń morskich takich zwierząt, jak: żabnice, ryby krokodyle, żółwie, płaszczki czy mureny. Najdalej wysuniętym punktem nurkowym, do któNurkując tu, odnosimy wrażenie jakby bujna rafa koralowa otaczała nas z każdej strony, a ogromne bloki skalne porośnięte koralowcami, tworzą naturalne schronienie dla stworzeń morskich takich zwierząt, jak: żabnice, ryby krokodyle, żółwie, płaszczki czy mureny.
rego dotarliśmy jest Gebel Rossa, gdzie nurkowaliśmy dwa dni. Malownicza, wąska zatoka z obu stron osłonięta piaszczystymi klifami, chroniącymi nas przed wiatrem (który w styczniu jest czymś naturalnym w tym rejonie świata).
Dzień jest słoneczny, a temperatura powietrza przekracza 25°C. Na piaszczystym brzegu, w równym rzędzie stoją wkopane w piasek parasole przeciwsłoneczne, które lata świetności mają już dawno za sobą. Wtapiają się idealnie w krajobraz i tworzą wakacyjny klimat. Powoli ubieram się w suchy skafander, ale zakładam go tylko na bieliznę termiczną. Temperatura wody waha się pomiędzy 22, a 23°C, w zależności od miejsca i głębokości. Dzięki suchemu skafandrowi czuję komfort pod wodą. Pozostałe osoby, które nam towarzyszą nurkują w 5 mm piankach. Od tak dawna nurkuje w suchym skafandrze, że odnoszę wrażenie, iż stał się moją drugą skórą. Brodząc w wodzie niespiesznie wchodzimy w głąb Morza Czerwonego, zakładamy płetwy, a po chwili zanurzamy się na głębokość 18 m. Prawie od razu napotykamy się na ścianę porośniętą bujną rafą koralową, w toni zaś obserwujemy barakudy i inne ryby. W piasku tuż pod nawisem skalnym bardzo szybko zagrzebuje się drętwa (płaszczka), a tuż nad nią przepływa żółw morski. Zapomniałam już, jak piękna i bogata w życie, jest rafa koralowa Morza Czerwonego. Po nurkowaniu odpoczywamy pod niewielkim, drewnianym zadaszeniem, które jest tak usytuowane, że chroni przed prażącym słońcem jak i wiatrem. W oddali na tle piaskowych gór, jakby majaki, ukazują się trzy postaci. Zmierzają bardzo powoli w naszą stronę. To trzy kobiety Beduinki: matka, córka i wnuczka. Ubrane w kolorowe szaty, które pięknie kontrastują z lazurowym niebem i piaskiem pustyni. Każda z nich niesie małe zawiniątko w dłoni. Zatrzymują się tuż przy linii brzegowej, pomiędzy dwiema zacumowanymi łodziami. Siadają po turecku na piasku, a z małych tobołków wyciągają kolorowe i różnorodne bransoletki. Równomiernie układają je na materiale
rozłożonym na plaży. Delikatnym ruchem dłoni zachęcają nas, abyśmy podeszli bliżej i obejrzeli te wszystkie paciorki, którymi wypełniły materiałową powierzchnię. Bardziej od bransoletek interesują mnie same kobiety pustyni. Dwie z nich matka i córka mają zasłonięte twarze. Kupuję bransoletki od dziewczynki, która uśmiecha się do mnie życzliwie. Najstarsza kobieta opiera się plecami o jedną z drewnianych łodzi. Wyjmuje małe, podręczne wrzeciono i przędzę. Na drewniany kołowrotek, który łagodnie wprawia w ruch dłonią zaczyna nawijać pojedyncze pasma wełny, którą formuje palcami. Podziwiam jej talent i łatwość z jaką to robi. Nie wiem skąd, ale po chwili młoda kobieta przynosi chrust i zaczyna rozpalać ognisko na piasku. Wkrótce potem stawia na nim lekko zużyty, srebrny czajnik, do którego wcześniej wsypała drobno zmieloną kawę z imbirem i zalała ją zimną wodą. Obok paleniska ustawiła cztery czarki, które wyglądaj jak „wyrośnięte” naparstki. Kolejno wsypuje do nich
po łyżeczce cukru, a następnie wlewa zaparzoną kawę. Powietrze wypełnia nieziemski aromat świeżo zaparzonej kawy, którą zostaję poczęstowana. Nie wiem jak długo siedziałam na piasku w towarzystwie kobiet pustyni, delektując się każdym łykiem ciemnego nektaru. W końcu wstałam, oddałam pustą czarkę i podziękowałam z głębi serca – najlepiej jak tylko potrafiłam, za chwilę prawdziwej, niczym nie zakłóconej przyjemności i normalności... Każde miejsce na ziemi ma przynajmniej kilka wyjątkowych lokalizacji, które w jakiś sposób je określa i wyróżnia. Według mnie takim wyjątkowym miejscem, które cechuje nurkowiska u wybrzeży Marsa Alam, jest rafa Samadai zwana również Delphin Hous. Płyniemy około 1,5 godziny dużą łodzią nurkową zanim docieramy na miejsce. Słońce powoli wspina się po niebie, a wiatr rozbija fale o burtę. Dziewiczą rafę Samadai w kształcie półksiężyca zamieszkuje około 60 delfinów długodziobych. Od niepamiętnych czasów te stadne zwierzęta przychodzą tu na świat, polują, płodzą młode, odpoczywają i przede wszystkim czują się bezpiecznie. Wydawać by się mogło, że na przestrzeni lat zdążyły przywyknąć do obecności człowieka. To jedno z nielicznych miejsc na świecie, gdzie możemy pływać i nurkować z delfinami w ich
naturalnym środowisku. Już dwukrotnie podczas naszych wcześniejszych pobytów w Marsa Alam odwiedzaliśmy tę lokalizację ale za każdym razem delfinów nie było w domu. Tym razem dzieje się inaczej… Istnieje takie przedziwne uczucie, jakby świat na chwilę się zatrzymał, kiedy na horyzoncie pojawiają się połyskujące w słońcu szare grzbiety delfinów. Wszystko inne przestaje mieć znaczenie, staje się blade i permanentne. Duże stado płynie w zwartej grupie co jakiś czas wynurzając się na powierzchnię, aby zaczerpnąć powietrza. Dzięki zdolności do magazynowania tlenu w mięśniach, mogą dłużej przebywać pod wodą. Delfiny mają duży mózg, są niezwykle inteligentnymi zwierzętami, które według naukowców swoim intelektem dorównują szympansom. Szybko się uczą, co wykorzystał w okrutny sposób człowiek. Delfiny odławiane są i umieszczane w delfinariach, które niczym nie różnią się od więzień. Podczas gdy na wolności dożywają nawet do 50 lat, w niewoli żyją maksymalnie średnio 2 lata. W zamknięciu bardzo chorują, mierzą się z depresją, której najczęstszą przyczyną jest utrata wolności i tęsknota za stadem – rodziną. Na przestrzeni tysięcy lat powstały liczne legendy związane z delfinami. Australijscy aborygeni uważali, że są magicznymi stworzeniami, które przybyły z gwiazd, aby nauczyć człowieka jak czerpać radość z życia...
Don’t settle for less.
Elite design. Top performance. With Atomic Aquatics, the only limits are your own.