Magazyn nurkowy Perfect Diver nr 23

Page 10


cena 25,00 zł w tym 8% VAT nurkowanie freediving pasja wiedza

nr 23

5(23)/2022

JWOJCIECH ZGOŁA

Redaktor Naczelny

uż sama okładka pokazuje, że pod wodą nie ma jesieni, a rafy i jej zacni mieszkańcy pozostają kolorowi, pełną paletą barw. Nawet fanatycy wraków lubią (chyba, że jeszcze o tym nie wiedzą) niesamowite ogrody koralowców, ukwiałów i wszelakich mniejszych i większych żyjątek tam spotykanych.

Jaka jest kondycja wspomnianych raf po ostatnich 2 latach pandemii i wzmożonego ruchu turystycznego w bieżącym roku? W jednym z artykułów odpowiadamy wprost na to pytanie, a Laura Kazimierska „siedzi” w Indonezji i codziennie przygląda się zachodzącym zmianom i zjawiskom. Artykuł okraszony zdjęciami Karoli Takes Photos z wykorzystaniem tylko naturalnego światła zastanego. Ale to nie wszystko w sprawie raf. Mamy też dla Was podwodne spojrzenie na Bali spod pióra Sylwii Kosmalskiej-Juriewicz i świetne zdjęcia Adriana Juriewicza (okładka należy do Adriana!) pokazujące piękno, które możemy oglądać na własne oczy z drugiej strony lustra.

Bieżący numer otwiera artykuł Kurta Stormsa o wrakach Scapa Flow, miejscu zwanym mekką (przynajmniej jedną z) nurków wrakowych. Zobaczcie jak ze swojej perspektywy opowiedział o tych zanurzeniach Kurt.

Kilka kartek dalej Jakub Banasiak ujawnia sensacyjne wiadomości dotyczące znikających delfinów. Pierwszy komunikat maltańskiego delfinarium informował, że delfiny zostały przewiezione do Hiszpanii. Zobaczcie jak to wyglądało naprawdę krok po kroku i nie odwiedzajcie delfinariów.

Ania Sołoducha rozwija i kończy swój tekst o rekinach. One są mega ważne dla stabilizacji ekosystemu na naszej Planecie. Pięknie łączą się też ze wspomnianymi wyżej rafami.

Wydanie Magazynu 4/2022 traktowało dużo o Morzu Śródziemnym. Nie wszystkie artykuły weszły do tamtego wydania, dlatego teraz możecie popatrzeć lub wspomnieć swoje doświadczenia z Czarnogóry i Chorwacji.

A wieczorem, przy kubku ciepłej herbaty zapraszam na spotkanie z opowieścią Mateusza Popka i Szymona Mosakowskiego o polarnej tajemnicy Endurance. Czy można przeżyć 560 dni i nocy w ekstremalnym zimnie? Dokładnie! Wtedy nie było telefonów satelitarnych…

A teraz pytanie! Czy nurek rekreacyjny może nurkować ze stage’m? Czy nurkowanie rekreacyjne jest nurkowaniem dekompresyjnym? Wielu z was lubi ostatni artykuł wydania, bo tam znajduje się wiedza, praktyczna i teoretyczna i zawsze jest możliwość rozwinięcia tematu osobiście z Wojtkiem A. Filipem, autorem owych tekstów.

Na koniec spróbuj wejść w „skórę” łososia, a także posłuchaj piskliwca.

Zapraszam!

66 Butla boczna czyli stejdż (stage). Jak zostać lepszym nurkiem?

Wydawca PERFECT DIVER WOJCIECH ZGOŁA ul. Folwarczna 37, 62-081 Przeźmierowo redakcja@perfectdiver.com

ISSN 2545-3319

redaktor naczelny archeologia podwodna

fotograf

marketing i reklama tłumacze języka angielskiego

opieka prawna projekt graficzny i skład

Wojciech Zgoła

Mateusz Popek

Karolina Sztaba

Hubert Reiss

Agnieszka Gumiela-Pająkowska Arleta Kaźmierczak

Reddo Translations Sp. z o.o.

Piotr Witek

Adwokat Joanna Wajsnis

Brygida Jackowiak-Rydzak

magazyn złożono krojami pisma

Montserrat (Julieta Ulanovsky)

Open Sans (Ascender Fonts) Noto Serif, Noto Sans (Google)

druk Wieland Drukarnia Cyfrowa, Poznań, www.wieland.com.pl

dystrybucja centra nurkowe, sklep internetowy preorder@perfectdiver.com

fotografia na okładce

Adrian Juriewicz

miejsce

Rafy na Bali model Ślimak nagoskrzelny Nembrotha kubaryana

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, nie odpowiada za treść ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo do skracania, redagowania, tytułowania nadesłanych tekstów oraz doboru materiałów ilustrujących. Przedruk artykułów lub ich części, kopiowanie tylko za zgodą Redakcji. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za formę i treść reklam.

Podoba Ci się ten numer magazynu, wpłać dowolną kwotę! Wpłata jest dobrowolna.

PayPal.Me/perfectdiver

WOJCIECH ZGOŁA

Pasjonat nurkowania i czystej natury. Lubi mawiać, że podróżuje nurkując. Pływać nauczył się jako niespełna 6-cio letni chłopiec. W wieku 15 lat zdobył patent żeglarza jachtowego, a nurkuje od 2006 roku. Zrealizował ponad 750 zanurzeń w różnych regionach Świata. Napisał i opublikował wiele artykułów.

Współautor wystaw fotograficznych. Orędownik pozostawiania miejsca pobytu czystym i nieskalanym. Propagator nurkowania. Od 2008 r. prowadzi swoją autorską stronę www.dive-adventure.eu. Na bazie szerokich doświadczeń w 2018 roku stworzył nowy Magazyn Perfect Diver, który od 3 lat, z powodzeniem, wychodzi regularnie co 2 miesiące w języku polskim i angielskim.

„Moja pasja, praca i życie znajdują się pod wodą”. Nurkuje od 2009 roku. Od 2008 roku chodzi po jaskiniach. Z wykształcenia archeolog podwodny. Uczestniczył w licznych projektach w Polsce i za granicą. Od 2011 zajmuje się nurkowaniem zawodowym. W 2013 uzyskał uprawnienia nurka II klasy. Ma doświadczenie w pracach podwodnych zarówno na morzu jak i śródlądziu. Od 2013 nurkuje w jaskiniach, zwłaszcza w górskich, a od 2014 jest instruktorem nurkowania CMAS M1. W czerwcu 2020 obronił doktorat z archeologii podwodnej.

Z zawodu informatyk, ale z krwi i kości handlowiec, który żadnej pracy się nie boi. Nurkowanie zawsze było moim wielkim marzeniem. Na początku miało być wyzwaniem, krótkim epizodem, a okazało się pasją do końca świata i jeden dzień dłużej. Pod wodą odreagowuję i odpoczywam. Jako Divemaster, nurek sidemount Razor, a ostatnio również fotograf, realizuję moje marzenia podziwiając i uwieczniając piękno podwodnego świata. „Pasja rodzi profesjonalizm, profesjonalizm daje jakość, a jakość to luksus w życiu. W dzisiejszych czasach szczególnie...”

Karolina Sztaba, a zawodowo Karola Takes Photos, jest fotografem z wykształcenia i pasji. Obecnie pracuje w Trawangan Dive Centre na malutkiej wyspie w Indonezji – Gili Trawangan, gdzie zamieszkała cztery lata temu. Fotografuje nad i pod wodą. Oprócz tego tworzy projekty fotograficzne przeciw zaśmiecaniu oceanów oraz zanieczyszczaniu naszej planety plastikiem („Trapped”, „Trashion”). Współpracuje z organizacjami NGO zajmującymi się ochroną środowiska i bierze aktywny udział w akcjach proekologicznych (ochrona koralowca, sadzenie koralowca, sprzątanie świata, ochrona zagrożonych gatunków). Jest również oficjalnym fotografem Ocean Mimic – marką tworzącą stroje kąpielowe i surfingowe ze śmieci zebranych na plażach Bali. Współpracowała z wieloma markami sprzętu nurkowego, dla których tworzyła kampanie reklamowe. W roku 2019 została ambasadorem polskiej firmy Tecline. Od dwóch lat jest nurkiem technicznym.

MATEUSZ POPEK
HUBERT REISS
KAROLA TAKES PHOTOS

WOJCIECH A. FILIP

Ma na swoim koncie ponad 8000 nurkowań. Nurkuje od ponad 30 lat, a w tym od ponad 20 lat jako nurek techniczny. Jest profesjonalistą z ogromną wiedzą teoretyczną i praktyczną. Jest instruktorem wielu federacji: GUE Instructor Mentor, CMAS**, IANTD nTMX, IDCS PADI, EFR, TMX Gas Blender. Uczestniczył w wielu projektach i konferencjach nurkowych jako lider, eksplorator, pomysłodawca czy wykładowca. Były to między innymi Britannic Expedition 2016, Morpheus Cave Scientific Project on Croatia Caves, GROM Expedition in Narvik, Tuna Mine Deep Dive, Glavas Cave in Croatia, NOA-MARINE. Zawodowo jest Dyrektorem Technicznym w TecLine w Scubatech, a także Dyrektorem Szkolenia w TecLine Academy.

JAKUB DEGEE

Polski fotograf, zdobywca nagród i wyróżnień w światowych konkursach fotografii podwodnej nurkował już na całym świecie – z rekinami i wielorybami w Południowej Afryce, z orkami za północnym kołem podbiegunowym, na Galapagos z setkami rekinów młotów i z humbakami na wyspach Tonga. Bierze udział w specjalistycznych warsztatach fotograficznych. Nurkuje od 27 lat, zaczął w wieku lat 12 – jak tylko było to formalnie możliwe. Jako pierwszy na świecie użył aparatu Hasselblad X1d-50c do podwodnej fotografii super macro. Niedawno, na odległym archipelagu Chincorro na granicy Meksyku i Belize, zrobił to ponownie, podejmując udaną próbę sfotografowania oka krokodyla obiektywem makro z dodatkową soczewką powiększającą, co jest największym na świecie zdjęciem oka krokodyla żyjącego na wolności (pod względem ilości pixeli, wielkości wydruku, jakości).

Absolwentka Geografii na Uniwersytecie Wrocławskim, niepoprawna optymistka… na stałe z uśmiechem na ustach! Do Activtour trafiła chyba z przeznaczenia… i została tu na stałe. Z zamiłowaniem codziennie spełnia ludzkie marzenia przygotowując wyprawy nurkowe na całym świecie, a sama nurkuje już… ponad połowę życia. Każdego roku eksploruje inny „kawałek oceanu” przypinając kolejną pinezkę na swojej nurkowej mapie świata! W zimie zamienia płetwy na ukochane narty i ucieka w Alpy. Przepis na życie? „Tylko martwy pień płynie z prądem – czółno odkrywców, płynie w górę rzeki!” anna@activtour.pl activtour.pl; travel.activtour.pl; 2bieguny.com

MICHAL ČERNÝ

„Mokre zdjęcia“ fotografował odkąd pamięta. Po kilku latach doświadczenia jako nurek zapragnął zachowywać wspomnienia z podwodnych zanurzeń. Kupił swój pierwszy aparat kompaktowy z podwodną obudową. Z czasem jednak zaczęło dominować pragnienie posiadania najlepszego zdjęcia, co nie było do końca możliwe w przypadku zastosowanego kompaktu. Dlatego przeszedł na lustrzankę Olympus PEN E-PL 5, która pozwala na użycie nawet kilku różnych obiektywów. Wykorzystuje kombinację połączeń podwodnych błysków i świateł. Koncentruje się na fotografii dzikiej przyrody, a nie na aranżacji. Fotografuje zarówno w słodkich wodach „domowych“, jak i w morzach i oceanach świata.

Zdobywał już liczne nagrody na czeskich i zagranicznych konkursach fotograficznych. Więcej zdjęć można znaleźć na jego stronie internetowej, gdzie można je również kupić nie tylko jako fotografie, ale także jako zdjęcia wydrukowane na płótnie czy na innym nośniku.

www.mokrefotky.cz

www.facebook.com/MichalCernyPhotography

www.instagram.com/michalcerny_photography/

Student archeologii na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Początkujący płetwonurek rozpoczynający swoją przygodę z archeologią podwodną. Miłośnik fotografii, przyrody i koszykówki, a od niedawna również nurkowania.

SYLWIA KOSMALSKA-JURIEWICZ

Podróżniczka i fotograf dzikiej przyrody. Absolwentka dziennikarstwa i miłośniczka dobrej literatury. Żyje w zgodzie z naturą, propaguje zdrowy styl życia... jest yoginką i wegetarianką. Angażuje się w ekologiczne projekty, szczególnie bliskie jej sercu są rekiny i ich ochrona, o których pisze w licznych artykułach oraz na blogu www. divingandtravel.pl Swoją przygodę z nurkowaniem zaczęła piętnaście lat temu przez zupełny przypadek. Dzisiaj jest Divemasterem, odwiedziła ponad 60 państw i nurkowała na 5 kontynentach. Na wspólną podróż zaprasza z biurem podróży www.dive-away.pl, którego jest współzałożycielem.

ANNA SOŁODUCHA

WOJCIECH JAROSZ

Absolwent dwóch poznańskich uczelni – Akademii Wychowania Fizycznego (specjalność trenerska –piłka ręczna) oraz Uniwersytetu im. A. Mickiewicza, Wydziału Biologii (specjalność biologia doświadczalna). Z tą pierwszą uczelnią związał swoje życie zawodowe próbując wpływać na kierunek rozwoju przyszłych fachowców od ruchu z jednej strony, a z drugiej planując i realizując badania, popychając mozolnie w słusznym (oby) kierunku wózek zwany nauką. W chwilach wolnych czas spędza aktywnie – jego główne pasje to żeglarstwo (sternik morski), narciarstwo (instruktor narciarstwa zjazdowego), jazda motocyklem, nurkowanie rekreacyjne i wiele innych form aktywności, a także fotografia, głównie przyrodnicza.

AGATA TUROWICZ-CYBULA

Od dziecka marzyłam, żeby zostać biologiem morskim i udało mi się spełnić te marzenia. Skończyłam studia na kierunku oceanografia, gdzie od niedawna rozpoczęłam studia doktoranckie. Moja przygoda z nurkowaniem zaczęła się, kiedy miałam 12 lat. Kocham obserwować podwodne życie z bliska i staram się pokazać innym nurkom jak fascynujące są podwodne, bałtyckie stworzenia.

AGNIESZKA KALSKA

„Nie wyobrażam sobie życia bez wody, gdzie w wolnym ciele doświadczam wolności ducha”.

● założycielka pierwszej w Polsce szkoły freedivingu i pływania – FREEBODY,

● instruktorka freedivingu Apnea Academy International i PADI Master Freediver,

● rekordzistka świata we freedivingu (DYN 253 m),

● rekordzistka i mistrzyni Polski, członkini kadry narodowej we freedivingu 2013–2019,

● finalistka Mistrzostw Świata we freedivingu 2013, 2015, 2016 oraz 2018,

● multimedalistka Mistrzostw Polski oraz członkini kadry narodowej w pływaniu w latach 1998–2003,

● pasjonatka freedivingu i pływania.

IRENA KOSOWSKA

Regionalny Manager Divers Alert Network Polska, Instruktor nurkowania i pierwszej pomocy, nurek techniczny i jaskiniowy. Zakochana we wszystkich zalanych, ciemnych, zimnych, ciasnych miejscach oraz niezmiennie od początku drogi nurkowej – w Bałtyku. Realizując misje DAN, prowadzi cykl prelekcji „Nurkuj bezpiecznie” oraz Diving Safety Laboratory, czyli terenowe badania nurków do celów naukowych.

BARTOSZ PSZCZÓŁKOWSKI

Tak się nazywam i pochodzę z Poznania. Z wodą związany jestem praktycznie od urodzenia a z nurkowaniem, odkąd nauczyłem się chodzić. Pasję do podwodnego świata zaszczepił mi dziadek, ***instruktor CMAS zabierając mnie w każdej wolnej chwili nad jeziora. Pierwsze uprawnienia zdobyłem w 1996 roku. Rok później pojechałem do Chorwacji i dosłownie zwariowałem na widok błękitnej wody, ośmiornic i kolorowych rybek;) Kupiłem swój pierwszy aparat pod wodę – Olympus 5060 i zacząłem przygodę z podwodną fotografią. Swoje doświadczenie nurkowe nabywałem na Wyspach Kanaryjskich, Sardynii, Norwegii, Malediwach i w polskich jeziorach. Obecnie jestem instruktorem Padi oraz ESA, szkolę w Europie zapaleńców nurkowych i przekazuję swoją pasję innym. Wszystkich miłośników podwodnego świata i fotografii zapraszam na Beediver (FB) – do zobaczenia.

Obecnie pracuje jako PADI Course Director w Trawangan Dive Centre na indonezyjskiej wysepce Gili Trawangan. Założycielka portalu Divemastergilis. www.divemastergilis.com @divemastergilis Od ponad 7 lat mieszka i odkrywa podwodny świat Indonezji. Jest nie tylko zapalonym nurkiem technicznym, ale także twarzą platformy Planet Heroes oraz ambasadorem marki Ocean Mimic. Aktywnie przyczynia się do promowania ochrony koralowców i naturalnego środowiska ryb i zwierząt morskich, biorąc udział w projektach naukowych, kampaniach przeciw zaśmiecaniu oceanów i współpracując z organizacjami pozarządowymi na terenie Indonezji. @laura_kazi

REKLAMA
LAURA KAZIMIERSKA

Zawodowy żołnierz, odkrywca podwodnych jaskiń i aktywny instruktor nurkowania technicznego/jaskiniowego/rebreatherowego dla IANTD. Karierę nurkową rozpoczął w Egipcie na wakacjach, a pasja trwa nadal. Kurt jest też założycielem i dyrektorem generalnym Descent Technical Diving. Nurkuje na kilku CCR, takich jak AP, SF2, Divesoft Liberty SM. Kurt bierze udział w tworzeniu dokumentu o nowej kopalni soli w Belgii (Laplet). Projekt ten gościł w wiadomościach w Nationale TV.

Prywatnie prawdziwą pasją Kurta są głębokie nurkowania jaskiniowe. Jego żona (Caroline) dzieli pasje męża i również nurkuje w jaskiniach. W wolnym czasie zwiedza belgijskie kopalnie łupków, a kiedy nie eksploruje, zabiera kamerę by dokumentować nurkowania.

Profesor Wydziale Socjologii Uniwersytetu im. A.Mickiewicza. Psycholożka, socjolożka i biegła sądowa z zakresu dobrostanu zwierząt, etologii psa oraz relacji ludzi i psów. Inicjatorka utworzenia Sekcji Relacji Międzygatunkowych w Polskim Towarzystwie Socjologicznym. Członkini Lokalnej Komisji Etycznej ds. Eksperymentów na Zwierzętach. Dwukrotna stypendystka Fundacji Fulbrighta, British Council, Leibniz Institute for Regional Development and Structural Planning w Erkner (Niemcy), Central European University w Budapeszcie, European University Institute we Florencji, Fundacji im. Stefana Batorego, laureatka akcji stypendialnej Polityki, licznych nagród i wyróżnień. Wielokrotna uczestniczka programów Socrates Erasmus oraz Socrates Erasmus Mundus. Wykłada

Instruktorka nurkowania PADI oraz wideografka. Większość czasu spędza w wodzie dokumentując fascynujący podwodny świat. Absolwentka ASP na kierunku Projektowania Mody w Łodzi oraz Filmoznawstwa na UAM w Poznaniu, z wykształcenia krawcowa, a z zamiłowania miłośniczka natury oraz sporej dawki adrenaliny. Kocha wszystko co z woda związane. Jej przygoda z nurkowaniem zaczęła się od podroży z plecakiem w 2016 roku. Podczas pobytu w Tajlandii zanurkowała po raz pierwszy i od tamtego momentu straciła głowę i serce dla tego sportu. Spędzając ostatnie lata i większość swoich dni pod woda, ucząc i pokazując piękno podwodnego świata wierzy, że nurkowanie jest jednością – z samym sobą, naturą i niezwykłymi stworzeniami. @waterographyk

Płetwonurek od 2008 r. Pasjonat M. Czerwonego i pelagicznych oceanicznych drapieżników. Oddany idei ochrony delfinów, rekinów i wielorybów. Nurkuje głównie tam, gdzie można spotkać te zwierzęta i monitorować poziom ich dobrostanu. Członek Dolphinaria-Free Europe Coalition, wolontariusz Tethys Research Institute oraz Cetacean Research & Rescue Unit, współpracownik Marine Connection. Od 10 lat uczestniczy w badaniach nad dziko żyjącymi populacjami delfinów oraz audytuje delfinaria. Razem z zespołem „NIE! Dla Delfinarium” przeciwdziała trzymaniu delfinów w niewoli i popularyzuje wiedzę na temat delfinoterapii przemilczaną bądź ukrywaną przez ośrodki zarabiające na tej formie animaloterapii.

w Polsce i za granicą, prowadzi szeroko zakrojoną współpracę międzynarodową ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki. Działa na rzecz zrozumienia zwierzęcych potrzeb i promowania dobrostanu zwierząt w ludzkiej praktyce społecznej. W pracy naukowej przykłada znaczną wagę do tworzenia interdyscyplinarnych połączeń między różnymi dziedzinami nauki tak by integrować działania i informacje promujące takie podejście do relacji ludzi i nie-ludzi, które są oparte na zrozumieniu potrzeb. Współpracuje z organami ścigania w ramach dochodzeń z Ustawy o ochronie zwierząt. Współpracuje też z organizacjami pozarządowymi, samorządami i schroniskami dla bezdomnych zwierząt. Prowadzi dom tymczasowy dla psów lękowych, wycofanych i nieufnych.

KLAUDYNA BRZOSTOWSKA
JAKUB BANASIAK
HANNA MAMZER
KURT STORMS

Scapa Flow

NIEMIECKA „SIÓDEMKA”

KTO NIE CHCIAŁBY POJECHAĆ NA NURKOWANIE

DO SCAPA FLOW? MYŚLAŁEM O TYM OD LAT.

Z POWODU RÓŻNYCH OKOLICZNOŚCI NIE UDAŁO

MI SIĘ TAM WCZEŚNIEJ DOTRZEĆ, AŻ PEWNEGO

DNIA NAPISAŁ DO MNIE MÓJ PRZYJACIEL

STIJN. PYTAŁ, CZY NIE CHCIAŁBYM WYBRAĆ SIĘ

NA DALEKĄ PÓŁNOC SZKOCJI.

Nie wahałem się długo z podjęciem decyzji i po około czterech godzinach łódka Stijna była pełna. Łódź czarterowa, z której mieliśmy nurkować, nazywała się MV Huskyan, a jej kapitanem była Emily. Nigdy wcześniej nie widziałem takiej łodzi nurkowej – łódź była doskonale wykończona, zaprojektowana i wykonana przez nurków i dla nurków.

FLOTA NIEMIECKA W SCAPA FLOW

Scapa Flow to duży naturalny port w archipelagu Orkadów, obejmująca ponad 100 mil kwadratowych dość spokojnych wód. Wyspy były schronieniem dla floty brytyjskiej podczas obu wojen światowych. Po podpisaniu zawieszenia broni 11 listopada 1918 r. flota niemiecka została internowana w Scapa Flow z niezbędną załogą do momentu podjęcia dalszych decyzji o jej losie. Admirał von Reuter błędnie uznał, że ma wybuchnąć wojna i 19 czerwca 1919 r. wydał rozkaz samozatopienia floty. Rozkaz wykonano błyskawicznie w momencie, gdy brytyjskie okręty nadzorujące niemieckie jednostki wypłynęły w celu przeprowadzenia manewrów i nie były w stanie powstrzymać samozatopienia. Na dnie Scapa Flow spoczęło łącznie 51 okrętów, a pozostałe odholowano na płyciznę, aby nie zatonęły.

Tekst i zdjęcia KURT STORMS
SMS Brummer

Po wojnie większość okrętów zezłomowano, ale siedem z nich nadal jest zatopionych w Scapa Flow.

Scapa Flow to prawdziwa perełka wśród brytyjskich miejsc do nurkowania. Pozostałości floty niemieckiej są nadal obmywane przez prąd, co stanowi skuteczne zabezpieczenie przed szabrownikami czy ingerencją nurków. Są to miejsca nurkowe zaliczane do najciekawszych na świecie – znajdujące się na głębokości od 47 do 20 m wraki okrętów wojennych z wyrzutniami wycelowanymi w bezkres morza, jakby ciągle patrolowały okolicę. Leżące na burtach zniszczone krążowniki, których nadbudówki powoli opadają na dno po ponad 100 latach pod wodą.

JAK DOSTAĆ SIĘ DO SCAPA FLOW:

Dotarcie do Scapa Flow to wyzwanie logistyczne dla wszystkich nurków z kontynentalnej Europy. Razem z moim partnerem nurkowym Willemem i moją żoną Caroline podróżowaliśmy furgonetką.

Trasa była następująca: pojechaliśmy do miejscowości Hoek van Holland i stamtąd popłynęliśmy promem do Harwich. Podróż zajęła nam około sześciu godzin, więc mogliśmy trochę odpocząć przed jazdą na daleką północ. Po około 12 godzinach jazdy dotarliśmy do Scarbster, gdzie spotkaliśmy się z resztą członków zespołu, którzy dotarli tam inną drogą.

W Scarbster wsiedliśmy na prom i po około 90 minutach byliśmy w Stromness.

Zamieszkaliśmy w 12-osobowym wiejskim domu, który posiadał wszelkie niezbędne udogodnienia. Jedną z jego największych zalet było to, że znajdował się w odległości zaledwie 3-minutowego spaceru od przystani, w której cumuje łódź MV Huskyan.

Mogliśmy bezpiecznie zapakować na łódź nasz sprzęt, w tym rebreathery i twinsety, jeszcze tego samego wieczoru, więc następnego dnia mieliśmy czas, aby odbyć długą odprawę.

Emily wypływa swoją łodzią codziennie około 8:30. Wszystkie miejsca nurkowe są oddalone o około godzinę, więc za każdym razem Emily ma czas, aby podzielić się swoją rozległą wiedzą na temat wraków. Jej znajomość historii i Scapa Flow jest imponująca. Gdybym kiedykolwiek chciał się z nią umówić, samo to stanowiłoby wystarczająco dobry powód. Większość naszej grupy stanowili nurkowie jaskiniowi, więc identyfikowanie i rozpoznawanie części wraków było dla nas bardzo trudne.

Dzięki fascynującym opisom Emily, zawierającym wskazówki dotyczące najlepszych dróg zwiedzania wraku i robienia ładnych zdjęć, każde nurkowanie sprawiało nam dużą przyjemność. Udało nam się nawet rozpoznać niektóre części wraków, które inaczej uznalibyśmy za zwykły kawałek metalu.

SMS Dresden

OTO SŁAWNE MIEJSCA NURKOWE, KTÓRE ODWIEDZILIŚMY:

SMS Dresden

Krążownik Dresden leży na lewej burcie na głębokości od 23 metrów po stronie dziobu do 38 metrów po stronie rufy. Odległość od powierzchni wody do kadłuba wynosi około 20–22 metrów.

Historia

SMS Dresden to krążownik lekki typu Cöln, jeden z zaledwie dwóch wybudowanych okrętów tej klasy. Drugi okręt, SMS Cöln, również spoczywa na dnie Scapa Flow.

SMS Dresden został wybudowany w stoczni Howaldtswerke w Kilonii i zwodowany 25 kwietnia 1917 r. Zastąpił poprzedni okręt o tej nazwie, który zatonął w pobliżu wysypy Robinson Crusoe przy wybrzeżu Chile po bitwie koło Falklandów w 1915 r.

Dresden i jego siostrzana jednostka SMS Cöln zostały ukończone w trakcie I wojny światowej.

Po kapitulacji Niemiec w 1918 r. SMS Dresden stał się jednym z dwóch ostatnich okrętów internowanych w Scapa Flow. W związku z awarią turbiny SMS Dresden nie był wstanie przypłynąć do Scapa Flow w listopadzie razem z resztą niemieckiej Floty Oceanicznej. Krążownik dopłynął do Scapa Flow 6 grudnia 1918 r. i był poważnie uszkodzony.

SMS Dresden
SMS Dresden
SMS Dresden
SMS Dresden

SMS Cöln

SMS Cöln leży na prawej burcie na głębokości 34–36 metrów, a szczyt masztu znajduje się mniej więcej na 22 metrach.

Krążownik jest w bardzo dobrym stanie, żyje w nim wiele organizmów, prąd jest słaby, a lina opustowa schodzi na głębokość około 22 metrów, co sprawa, że nurkowanie jest wyjątkowo łatwe. Historia

SMS Cöln to krążownik lekki typu Cöln, jeden z zaledwie dwóch wybudowanych okrętów tej klasy. Drugi to siostrzana jednostka SMS Dresden.

SMS Cöln wybudowano w stoczni Blohn & Voss w Hamburgu pod numerem konstrukcyjnym 247. Budowę SMS Cöln rozpoczęto w 1915 roku, a wodowanie odbyło się 5 października 1916 r.

Był to drugi okręt noszący tę nazwę –poprzedni Cöln (1909) został zatopiony podczas bitwy koło Helgolandu, pierwszej bitwy morskiej w trakcie I wojny światowej stoczonej 28 sierpnia 1914 r.

Historycznie pisownia nazwy budziła pewne wątpliwości – Cöln czy Köln? Köln to nazwa miasta Kolonia, Cöln to poprawna pisownia, co można wyraźnie zauważyć na dzwonie okrętu w muzeum w Lyness na wyspie Hoy.

Krążownika SMS Cöln nie wykorzystywano często podczas wojny.

21 listopada 1918 r. SMS Cöln przybył do Zatoki Firth of Forth, a następnie wypłynął dalej na północ na internowanie w Scapa Flow.

SMS Karlsruhe

Karlsruhe leży na prawej burcie pod kątem około 45 stopni, spoczywa na maksymalnej głębokości 27 metrów i wznosi się do głębokości około 16 metrów.

To najpłycej położony i najbardziej zniszczony wrak floty niemieckiej, ale jest również najpiękniejszym z nich i znajduje się w nim wiele ryb i morskiego życia.

Historia

SMS Karlsruhe to krążownik lekki typu Königsberg, zbudowany w Wilhel-

SMS Karlsruhe
SMS Karlsruhe
SMS Karlsruhe

mshaven w Kaiserliche Werft pod numerem konstrukcyjnym 41. Okrętowi nadano nazwę Karlsruhe po jego imienniku, który zatonął na Karaibach w 1914 r. Krążownik SMS Karlsruhe miał trzy siostrzane jednostki – Emden, Königsberg i Nürnberg.

Został on oddany do służby w niemieckiej Flocie Oceanicznej w listopadzie 1916 r. Służył w II Grupie Zwiadowczej wraz z SMS Königsberg i Nürnberg. Okręty patrolowały Zatokę Helgolandzką na Morzu Północnym, gdzie chroniły trałowce przed lekkimi brytyjskimi jednostkami.

Karlsruhe był jedynym tego typu okrętem, który został zatopiony przez Niemców; SMS Nürnberg i Emden zostały zatopione przez Brytyjczyków.

Wrak sprzedano w 1962 r., a między 1963 r. a 1965 r. częściowo pękł.

SMS Kronprinz Wilhelm

Okręt „Seiner majestät Schiff” (SMS)

Kronprinz leży przechylony na głębokości 38 metrów, lewą burtą do góry, wznosząc się do głębokości 12 metrów w najpłytszym miejscu.

Historia

Kronprinz Wilhelm nazywał się początkowo Kronprinz, ale później w 1918 r. zmieniono jego nazwę na Kronprinz Wilhelm na cześć następcy tronu Wilhelma. Był to krążownik liniowy typu König i był jednym z czterech okrętów tego typu. Pozostałe trzy to König, Grosser Kurfürst i Markgraf.

Kronprinz został wybudowany w Kilonii w 1911 r. i zwodowany w lutym 1914 r. W marcu 1917 r. Kronprinz został staranowany przez siostrzaną jednostkę Grosser Kurfürst, co zaczęło stawać się w pewnym sensie nawykiem. Zderzenie spowodowało otwarcie kadłuba i zalanie tonami wody oraz wymusiło powrót okrętu do suchego doku w Wilhelmshaven w celu przeprowadzenia napraw.

Kronprinz uczestniczył w bitwie jutlandzkiej i był częścią floty straży przedniej; nie poniesiono żadnych stra t ani żaden z członków załogi nie zginął.

SMS Markgraf

Nurkowanie na tym wraku od maksymalnej głębokości 47 metrów na wysokości dziobu do 24 metrów w najpłycej położonym miejscu będzie prawdopodobnie jednym z najbardziej niezapomnianych przeżyć. To naprawdę pokazuje skalę wraku w perspektywie; oba stery mają wysokość 3,5 metra – to prawdopodobnie najbardziej znany wrak w Scapa.

Historia

Seiner Majestät Schiff (SMS) Markgraf został zbudowany w Niemczech jako nr 186 przez A. G. Weser w Bremie według tych samych specyfikacji, co jej jednost-

ki siostrzane König, Kronprinz i Grosser Kurfürst.

Był to trzeci z czterech pancerników typu König, mogący pomieścić załogę składającą się z 1136 oficerów i marynarzy.

Wodowanie odbyło się 4 czerwca 1913 r.

Dwa lata później, w 1916 r., z części okrętu pod mostkiem usunięto sześć dział o kalibrze 3,4 cala, robiąc tym samym miejsce na dodatkowe miejsca noclegowe i dodatkowe kabiny radiowe.

Okręt uczestniczył w bitwie jutlandzkiej pod dowództwem kapitana Seiferlin-

SMS Karlsruhe
SMS Karlsruhe
SMS Markgraf
SMS Markgraf
SMS Markgraf

ga. Podczas bitwy dosięgły go trzy pociski kalibru 15 cali, z czego dwa pierwsze nie eksplodowały, ale trzeci zrobił ogromną dziurę w burcie, tuż za tylną wieżą artyleryjską.

SMS König

Obecnie wrak tego okrętu leży całkowicie do góry dnem, a jego dziób jest zwrócony w kierunku północnym.

König leży na głębokości 40 metrów, a jego kadłub na głębokości 24 metrów, dzięki czemu nurkowie na niemal każdym poziomie mogą go obejrzeć.

To najbardziej zniszczony wrak floty niemieckiej z powodu obszernych działań Nundy mających na celu odzysk materiałów (Metal Industries). Nurkowanie na tym wraku jest bardzo interesujące, ponieważ to jedyny wrak, w którym można obejrzeć wewnętrzną budowę tych potężnych pancerników.

SMS König
SMS König

Historia

Wybudowany w 1911 r. i wodowany w 1913 r. König był jednym z czterech pancerników typu König w niemieckiej Cesarskiej Flocie Oceanicznej. Okręt został oddany do użytku w 1914 r. i stał na czele floty podczas bitwy jutlandzkiej.

Na początku służby w grudniu 1914 r. okrętowi brakowało szczęścia – najpierw osiadł w Kanale Cesarza Wilhelma, a później w jego rufę wpłynęła siostrzana jednostka Grosser Kurfürst.

König uczestniczył w najcięższych bitwach podczas bitwy jutlandzkiej. O godzinie 19:32 pierwszego dnia okręt został trafiony i zdecydowano o jego wysłaniu do portu.

Okręt doznał 10 ciężkich i 6 średnich trafień. Zginęło 45 osób, w tym jeden oficer, a 27 osób zostało rannych.

6 grudnia 1918 r. König i krążownik Dresden były ostatnimi okrętami, które dotarły do Scapa Flow na internowanie.

SMS Brummer

Brummer leży na prawej burcie na głębokości około 36 metrów i wznosi się do głębokości około 22 metrów. Proste i przyjemne nurkowanie przy bardzo słabym prądzie dla osób na dowolnym poziomie.

Historia

Brummer był szybkim krążownikiem stawiającym miny i był lżej opancerzony i korzystał z lżejszego uzbrojenia niż krążowniki lekkie. Mógł transportować 400 min, od dwóch do czterech razy tyle co krążowniki lekkie i był bardzo sterowny.

SMS König
SMS Brummer

Został zbudowany przez A. G. Vulcan w Szczecinie pod numerem konstrukcyjnym 422. Wodowanie odbyło się 11 grudnia 1915 r.

W październiku 1917 r. Brummer był jednym z dwóch okrętów wykorzystanych w celu przechwycenia brytyjskiego konwoju na trasie z Bergen do Lerwick. Wybrano go do tego zadania ze względu

Dane kontaktowe:

Emily Turton

Tel. kom. +44 (0)7974 178612

Tel: +44 (0)1856 850 292

Email: info@huskyan.com https://www.huskyan.com

Adres:

Huskyan Dive Charters

110 Victoria Street

Stromness, Orkney

KW16 3BU, Wielka Brytania

na jego wysoką prędkość i fakt, że przypominał krążownik brytyjski.

W przygotowaniu do ataku załoga przemalowała okręt na ciemny odcień szarego, aby jeszcze bardziej przypominał okręt brytyjski.

SMS Brummer przybył do Scapa Flow na internowanie w listopadzie 1918 r.

POSŁOWIE:

Wszystkie te wraki są ogromne. Nurkowanie na nich jest świetne, ale czas wyrządził już pewne szkody. Wciąż jednak oferują one niezapomniane piękno podczas nurkowania.

Szczególnie dzięki informacjom od załogi – Duncana, Jeffrey'a i Emily, nigdy nie zapomnimy tego tygodnia.

SMS Brummer
SMS Brummer

Bali

Tekst Sylwia Kosmalska-Juriewicz
Zdjęcia Adrian Juriewicz c.d.

Następnego dnia po śniadaniu wyruszamy na nurkowanie, płyniemy z Sanur na miejsce nurkowe speed boat przez około 45 minut. Po wypłynięciu z portu kapitan nagle wyłącza silniki, łódź zatrzymuje się, nastaje cisza, słychać tylko uderzenia długich, oceanicznych fal o burtę statku. Putu, pomocnik kapitana, bierze w dłonie bambusowy koszyczek dziękczynny wypełniony kwiatami oraz ryżem i zapala kadzidełko, wypowiada prośby do bogów, prosi ich o ochronę podczas nurkowania, kładzie koszyczek na wodzie, a fale porywają go w swoje objęcia. Po tym niezwykłym obrządku kapitan włącza silniki łodzi i płyniemy do naszego pierwszego miejsca nurkowego. Dzisiaj są to wybrzeża wyspy Nusa Penida, w lokalizacji o nazwie Manta Point. Po dotarciu na miejsce ubieramy się w pianki i wskakujemy do wody, jest przybój, który popycha nas w stronę skał porośniętych drzewami. Na trzy-czte-ry wypuszczamy całe powietrze z płuc i nieśpiesznie zanurzamy się pod powierzchnię wody. Kamieniste dno porasta niewielka rafa, a widoczność przekracza 10 metrów. Poddajemy się sile przyboju, który wydaje się być jak oddech Oceanu. W momencie kiedy Ocean nabiera powietrza w płuca cofamy się, a kiedy robi wydech płyniemy do przodu poruszając szybko płetwami. Zanurzamy się niżej, gdzie po chwili słyszymy odgłosy grze-

Jeśli istnieje magia na tej planecie, to jest zawarta w wodzie.

Loren Eiseley

chotki używanej przez naszego przewodnika nurkowego, aby zasygnalizować pojawienie się manty. Najpierw przypływa jedna, powoli macha „skrzydłami”, tak jakby miała się za moment wzbić w powietrze. Po chwili pojawia się następna i kolejna. Staram się opanować emocje, które są tak gwałtowne jak burza w środku lata, w jednej chwili czuję radość i ogromne wzruszenie. Słyszę, jak pozostali krzyczą z radości w swoje automaty oddechowe. To przeogromne szczęście i przywilej móc przebywać w tym innym, zachwycającym świecie. Od czasu do czasu poruszamy płetwami podziwiając niesamowity taniec jednych z najpiękniejszych stworzeń zamieszkujących Oceany.

Po godzinnej przerwie powierzchniowej, podczas której zjedliśmy pyszny lunch, przyszedł czas na kolejne nurkowanie tym razem w miejscu nazywającym się Cristal Bay. Ta niezwykła lokalizacja znajduje się naprzeciwko pięknej koralowej plaży, na której z daleka można dostrzec kolorowe parasolki, a tuż za nimi ścianę zielonych palm kokosowych. Piękny, bardzo egzotyczny obrazek tworzy niezwykłe tło dla niepowtarzalnych nurkowań. U wybrzeży Nusa Penida w okresie od lipca do listopada (termin jest ruchomy i umowny) można zaobserwować arcydziwne, a zarazem piękne ryby Mola Mola zwane również samogłowami. Te niezwykłe stworzenia na co dzień żyją

na znacznych głębokościach dochodzących do 350 m. Wraz z zimnymi prądami oceanicznymi wypływają ku powierzchni, gdzie poddają się zabiegom pielęgnacyjnym, aby pozbyć się pasożytów ze swojej skóry. Ogromną rolę w tym procesie odgrywają małe rybki czyścicielki bannerfish czy angelfish. Mieliśmy ogromną przyjemność nurkowania z samogłowem trzy lata temu, we wrześniu. Natknęliśmy się na mola mola zaraz po zanurzeniu na około 15 metrze. Do tej pory pamiętam moje ogromne zadziwienie i radość jakie wywołało to niezwykłe spotkanie. Tym razem podczas nurkowania nie udało nam się

zobaczyć tej niezwykłej ryby, ale nurkowanie nad rafą, było również emocjonujące i obfitowało w wiele pięknych spotkań z trochę mniejszymi, ale jakże uroczymi stworzeniami. Ławice małych rybek chowają się w większych koralowcach, a konik morski śpi na piasku, kołysany lekkim prądem, żółw morski przepływa tuż obok niewzruszony naszą obecnością, a znacznych rozmiarów murena skrywa się w szczelinie skalnej i wydaje się jej, że jest niewidzialna.

U wybrzeży wyspy Nusa Penida nurkowaliśmy jeszcze trzy razy podczas naszego pobytu na Bali. Miejsca, które wybraliśmy to SD Point, PED, Toyapakeh.

SD jak i Pura PED znajdują się na północy wyspy i są usytuowane niedaleko siebie. Charakteryzują się też podobnym typem nurkowania, zazwyczaj jest to nurkowanie w prądzie czyli drift dive. Oba te miejsca wyróżniają się bardzo dobrą przejrzystością wody i tętniącymi życiem rafami koralowymi, które mam wrażenie, że po dłuższej nieobecności turystów odbudowały się i stały jeszcze piękniejsze. Nasza łódź zacumowała równolegle do brzegu, gdzie widzimy niskie zabudowania i wspaniałą roślinność, która góruje nad nimi. Wskakujemy do wody tuż nad przepiękną rafą koralową znajdującą się pod nami. Zatrzymujemy się na około 10 metrze i płyniemy głębiej wzdłuż opadającej ściany porośniętej koralowcami. W granatowej głębi pojawiają się zarysy dużych ryb, barakud, orleni, które powoli przepływają obok nas. Widzimy też żółwie i mniejsze stworzenia, ślimaki nagoskrzelne, kraby które chowają się w rafie koralowej. Te miejsca tętnią morskim życiem, za sprawą prądów morskich, które mam wrażenie, że nasilają się z minuty na minutę. Zarówno SD Point jak i PED są nie lada wyzwaniem dla fotografów. Obiektów do fotografowania jest mnóstwo, ale trudno się nad którymś z nich zatrzymać na dłużej, ze względu na silny prąd, który cały czas pcha nas dalej i dalej. Po wspaniałym nurkowaniu jemy soczyste owoce na łodzi z widokiem na zieloną, piękną wyspę Nusa Penidę.

Zarówno SD Point jak i PED są nie lada wyzwaniem dla fotografów. Obiektów do fotografowania jest mnóstwo, ale trudno się nad którymś z nich zatrzymać na dłużej, ze względu na silny prąd, który cały czas pcha nas dalej i dalej.

Każdy nasz dzień na wyspie Bali obfituje w przepiękne doświadczenia, widoki, wschody i zachody słońca, wspólne spacery po plaży, posiłki spożywane nad brzegiem Oceanu, pyszną kawę o każdej porze dnia, nurkowania w różnych przepięknych i wyjątkowych miejscach takie jak Tulamben.

Do Tulamben małej rybackiej wioski, jedziemy około dwóch i pół godziny z krótką przerwą na kawę. Na miejsce docieramy przed godziną jedenastą, zatrzymujemy się na niewielkim parkingu, otulonym tropikalną zielenią. Po wyjściu z busa kierujemy się w stronę dużej restauracji otwartej na Ocean, basen i ogród z palmami kokosowymi. Zajmujemy miejsca przy długim stole nakrytym obrusem i zamawiamy dania na obiad, które kucharz zaserwuje nam po pierwszym nurkowaniu. Przepiękna okolica, bardzo zielona i upalna pogoda sprawiają, że zanim pójdziemy nurkować część osób postanawia schłodzić się w basenie. Podczas breafingu dowiadujemy się nie tylko o stworzeniach, które możemy spotkać pod powierzchnią wody, ale również poznajemy historię wraku, na którym będziemy za moment nurkować.

Nurkowanie na wraku USS Liberty odbywa się z brzegu. Dostępu do okrętu broni kamienista plaża, po której wchodzimy do wody kołysani i przewracani przez fale, które z dużą siłą wdzierają się w ląd. U wybrzeży Tulamben spoczywa zatopiony okręt Armii Stanów Zjednoczonych USS Liberty, storpedowany 11 stycznia 1942 przez japoński okręt podwodny. Przewoził cenny ładunek, dlatego po zbombardowaniu dwa amerykańskie niszczyciele wzięły go na hol, żeby uratować to co transportował. Zniszczenia okazały się jednak na tyle poważne, że nie

udało się doholować USS Liberty do Singaraja, miejsca docelowego. Zdecydowano posadzić tonący okręt na najbliższej plaży w Tulamben, aby uratować ładunek. Tam leżał 20 lat pozostawiony na silne działanie słońca, wiatru i ludzi, którzy po kawałku rozbierali okręt i zabierali cenną stal. Wykorzystywali ją później do budowy domów. Do 1963 roku wrak spoczywał na plaży, aż do wybuchu wulkanu Mount Agung, na który dzisiaj patrzę. Erupcja była na tyle silna, że okręt został zepchnięty do wody. Kadłub rozpadł się na dwie części, a wrak spoczął na stromym zboczu na prawej burcie. Na wraku mogą nurkować zarówno doświadczeni nurkowie jak i tacy, który dopiero zaczęli swoją przygodę z nurkowaniem, ponieważ jego minimalna głębokość to 10 metrów, a maksymalna 30 m. Okręt jest już w bardzo zaawansowanym rozkładzie i trudno dostrzec jego pierwotny kształt. Morskie stworzenia bardzo szybko zaadoptowały metalowy szkielet USS Liberty, a Ocean go pochłonął. Koralowce porastają każdy wystający, metalowy element statku, a ryby zadomowiły się w jego wnętrzu. Piękno tego miejsca rekompensuje trudy wejścia i wyjścia z wody po szarych kamieniach obmywani falami o dużej sile. Po zakończonym nurkowaniu jemy pyszny posiłek i odpoczywamy w ogrodzie, z którego rozpościera się niepowtarzalny widok na Ocean.

Okręt jest już w bardzo zaawansowanym rozkładzie i trudno dostrzec jego pierwotny kształt. Morskie stworzenia bardzo szybko zaadoptowały metalowy szkielet USS Liberty, a Ocean go pochłonął.

Do następnego miejsca nurkowego, znajdującego się tuż obok USS Liberty jedziemy pięć minut samochodem ubrani w pianki do nurkowania. Siedzimy na pace samochodu pic-up'a, podskakując na wszystkich dziurach w drodze. Ten dość nietypowy transport dodaje kolorytu i tylko pobudza naszą wyobraźnię na to, co wydarzy się za chwilę. Z głównej, asfaltowej, bardzo ruchliwej drogi skręcamy w lewo, mijamy dwa duże drzewa i wąską ścieżką zagłębiamy się w tropikalną zieleń. Na końcu drogi widać rozwidlenie przypominające okno z widokiem na Ocean. Plaża jest węższa niż ta, z której wchodziliśmy nurkować na wraku i cała pokryta równo ustawionymi

na palach kolorowymi łodziami. Nasz sprzęt już na nas czeka, ubieramy się w niego na plaży i powoli wchodzimy do wody.

Miejsce nazywa się Tulamben Wall (Drop Off). Od samego wejścia i zanurzenia się pod powierzchnię wody czujemy lekki prąd, który popycha nas w stronę pionowo opadającej ściany. Pod nami widać ciemny piasek podobny do tego w cieśninie Lembeh w północnym Sulawesi. Z ciemnego podłoża „wyrasta” las węży (sea snake), w momencie kiedy podpływamy bliżej chowają się w piasku, zostaje po nich tylko niewielkie wgłębienie, które po chwili również znika. Wynurzą się ponownie jak tylko

odpłyniemy, wystawią z ciekawością swoje długie ciała. Zaraz obok lasu węży stoi stelaż, na którym została posadzona rafa, różne gatunki tych niezwykłych stworzeń równo przyczepione do metalowej konstrukcji tworzą coś na kształt nowoczesnej rzeźby. Rzeźby, od której tak naprawdę zależy życie na naszej planecie...

Dopływamy do pionowej ściany, która opada do 60 m. Porastają ją piękne, żywe koralowce, różnorodne gąbki i gorgonie. Jest też dużo ślimaków nagoskrzelnych, krewetek, skrzydlic, muren i małych rybek, które pływają w niewielkich ławicach.

Wielokrotnie będąc na Bali nurkowaliśmy na wraku zarówno w dzień jak i w nocy, ale nigdy w miejscu Drop Off, które z pewnością dopisuję do mojej listy ulubionych lokalizacji nurkowych. W trzydziestej minucie naszego nurkowania dostrzegamy na około 15 m żółwia, którego nasi przewodnicy nazywają PINIU, albo Kura Kura (wymowa fonetyczna), odpoczywa w zagłębieniu skalnym. Zbliżamy się do niego powoli, tak, aby go nie wystraszyć...

Po kilku dniach spędzonych na Bali płyniemy na wyspę Gili Trawangan, ale to już inna opowieść...

REKLAMA

RAFA w czasach zarazy

WPŁYW OKRESU PANDEMII NA RAFY KORALOWE

Tekst Laura Kazimierska

Zdjęcia Karola Takes Photos

POST PANDEMICZNY SZAŁ PODRÓŻY RUSZYŁ

PEŁNA PARĄ. LOTNISKA SĄ PRZEŁADOWANE, BAGAŻE LĄDUJĄ NIE TAM, GDZIE POWINNY, KOLEJKI DOPROWADZAJĄ WIĘKSZOŚĆ

PODRÓŻNIKÓW DO SZAŁU, CENY BILETÓW

LOTNICZYCH SIĘGAJĄ ZENITU, ALE NAWET

TO NIE ZATRZYMUJE SPRAGNIONYCH WYPOCZYNKU TURYSTÓW.

Tropikalne destynacje w końcu otworzyły granice i zniosły większość obostrzeń. Wiadomość jest jedna „Przyjeżdżajcie! Zapraszamy!”

Siedząc na Gili Trawangan w pękającej w szwach kafejce ciężko mi uwierzyć, że jeszcze pół roku temu siedząc w tym samym miejscu, poza znudzonym kelnerem, nie uświadczyłabym żywego ducha. Okres pandemii dotknął każdego. Wielu z nas poświęciło ten czas na refleksję, ewaluację prio-

rytetów, czas na rozwój osobisty, dla innych był to okres finansowej porażki, wiele biznesów szczególnie na Gili Air, Meno i Trawangan nie przetrwało. Brak dochodu z turystki zmusił lokalną populację do szukania alternatywnych sposobów zarobku.

Jak z okresem pandemii poradziły sobie nasze rafy koralowe? Kiedy większość populacji była skazana na izolację w domu lub granicach własnego kraju, środowisko

naturalne przeżywało okres odrodzenia. Ze względu na lockdown, w wielu miejscach na świecie w tym także Indonezji, odnotowano poprawę jakości wody. A to przyczyniło się do rozwoju środowiska morskiego między innymi morskich ptaków, ryb, ssaków morskich, a także dynamiczną poprawę kondycji namorzyn i raf koralowych. Wiele dzikich zwierząt doceniło wolne od zgiełku i zanieczyszczeń środowisko bez ingerencji człowieka. W prasie pojawiały się liczne doniesienia o tym w jaki sposób „Natura odzyskuje swoją przestrzeń”.

Brak turystów, hałasu łodzi motorowych i wstrzymanie wielu gałęzi przemysłowych wpłynęło bardzo pozytywnie na indonezyjskie rejony przybrzeżne. W wielu miejscach odnotowano wzrost ilości ryb, żółwi i ogólnej aktywności rafy koralowej. Odwiedzając popularne nurkowisko „Turtle Heaven”, które zazwyczaj jest oblężone przez nurków i snorklerów, zauważyłam, że koralowiec, który wcześniej był w opłakanym stanie regeneruje się w zaskakującym tempie. Ten sam fenomen dotyczy i innych raf koralowych nie tylko dookoła Gilis, ale także Komodo i Raja Ampat. One też miały czas odetchnąć od tłumów i spokojnie zregenerować się w okresie izolacji.

Koralowce są jednym z najbardziej wrażliwych i zróżnicowanych ekosystemów. Wspierają miliony gatunków żyjących w obszarach raf ponadto uważane są za kluczowy punkt bioróżnorodności. Służą jako tereny do rozwoju różnorodnych ryb i skorupiaków, a także przyczyniają się do produkcji tlenu i recyklingu dwutlenku węgla w globalnym ekosystemie.

Z powodu rewolucji przemysłowej, ocieplenia oceanów, zwiększonej emisji dwutlenku węgla, rafy koralowe zmagają się z utrzymaniem równowagi. A to wszystko za sprawą ludzkiej działalności. Nawet chwilowa pauza, znacznie poprawiła kondycję i funkcjonowanie tego delikatnego środowiska.

Podniesiony poziom gazów cieplarnianych znacznie przyczynia się do zanieczyszczenia i osłabienia morskich ekosystemów. Wzrost kwasowości wody ma degradujące skutki na populację mięczaków jak i na naturalny przyrost koralowca. Wysoka kwasowość wody spowalnia lub nawet zatrzymuje rozwój struktury szkieletowej, rozpuszczając węglan wapnia, który jest głównym składnikiem budulcowym. Brak ruchu powietrznego, zamknięcie wielu przedsiębiorstw przemysłowych lub ograniczenie ich działalności przyczyniło się do obniżenia stężenia dwutlenku węgla,

a przy tym kwasowości wody, co ma regenerujący wpływ na rafy koralowe.

Ostanie badania sugerują, że występowanie hałasu o dużej intensywności ma negatywny wpływ na zachowanie, a nawet reprodukcje organizmów zamieszkujących rafy koralowe. Odgłosy antropogeniczne, jak hałas statków czy łodzi motorowych mogą powodować zamotanie sensoryczne wśród mieszkańców raf. W szczególności dotyka to ssaków morskich, dla których dźwięk jest podstawowym elementem komunikacji i socjalnej interakcji.

Podczas blokady Covid-19 ograniczono większość gałęzi przemysłu, między innymi motoryzację i transport publiczny, a także zredukowano działalność żeglugi komercyjnej i prywatnej. Pociągnęło to za sobą redukcję natężenia hałasu w środowisku wodnym i lądowym, a co za tym idzie, pojawienie się gatunków ssaków morskich w miejscach, gdzie nie widziano ich od lat.

W okresie pandemii w popularnych ośrodkach turystycznych pozamykano większość barów i restauracji plażowych. Co pociągnęło za sobą prawdziwy boom wśród żółwi morskich powracających na dawne tereny lęgowe. Na Gili Trawangan wiele samic żółwi zielonych i szylkretowych znalazło idealne środowisko do składania jaj. Plaże lęgowe były wol-

ne od turystów, z racji tego zmniejszyła się ilość odpadów, a także liczba przypadkowego zgniecenia żółwich jaj. Żółwie morskie miały wystarczająco dużo czasu na inkubację, co skutkowało wyższym wskaźnikiem wylęgu. Brak zakłóceń ze strony człowieka i sztucznego światła, które często dezorientuje nowonarodzone osobniki było dodatkowym bonusem.

Mimo tego, że Covid był porażką dla wielu z nas, można by przypuszczać, że było to błogosławieństwem dla wielu środowisk wodnych, które są skazane na eksploatację z ręki człowieka. Światowy lockdown umożliwił im

złapanie oddechu. Tragiczne okresy dla ludzkości, chociażby takie jak II Wojna Światowa pokazały, że przerwy w komercyjnym rybołówstwie przyczyniają się do przyrostu wielu gatunków ryb na obszarach oceanu. Taki sam skutek miał okres globalnej kwarantanny. Niestety ze względu na brak dochodów z turystyki wiele rodzin wróciło do rybołówstwa. Ograniczone monitorowanie wodnych parków narodowych takich jak Komodo czy Raja Ampat, doprowadziło do zwiększonej nielegalnej i nieraportowanej działalności połowowej i spowodowało zakłócenia w lokalnym ecosystemie. Wysokie

REKLAMA

ceny i zmniejszona dostępność ryb na rynku zachęciły miejscową ludność do eksploatacji populacji dzikich ryb popychając je jeszcze bardziej w kierunku wyginięcia. W Narodowym Parku Komodo podczas nurkowań zauważono wzrost specjalistycznego sprzętu do połowu rekinów i powrót do praktyk takich jak używanie dynamitu.

Covid-19 pozostawił po sobie nie tylko wyrazisty ślad w naszej pamięci, ale także tragiczną pamiątkę na kolejne tysiące lat w środowisku naturalnym. Z racji prób powstrzymania rozprzestrzeniającego się wirusa wszelka odzież i akcesoria ochronne znacznie przyczyniły się do zanieczyszczenie wód i plaż plastikiem. Na co-tygodniowych sprzątaniach plaży i podczas nurkowań, coraz częściej dało się zauważyć maseczki, plastikowe rękawiczki, jednorazowe testy antygenowe czy plastikowe skafandry ochronne. Odnotowaliśmy także wzrost styropianowych i plastikowych opakowań po jedzeniu na wynos.

Mimo pozytywnych zmian na rafach koralowych, problem plastikowych odpadów wydaje się być coraz większy. Indonezja jest jednym z czołowych krajów przyczyniających się do zaśmiecania oceanu. Pandemiczny

trend do pakowania wszelkich produktów spożywczych w plastik, zakupy w sieci, jedzenie na wynos czy akcesoria medyczne jeszcze bardziej pogłębiło ten problem.

A co za tym idzie, degradację środowiska naturalnego na całym świecie.

Po ponad dwóch latach pauzy Indonezja znów przeżywa natłok turystów spragnionych doznań. Centra nurkowe odnotowują rekordowe liczby certyfikatów nurkowych, a łódki wypływające na rafy koralowe pękają w szwach. Czas pandemii pokazał, jak ogromy wpływ na ekosystem morski ma działalność człowieka. Mimo najlepszych chęci, jako nurkowie, w pewnym stopniu przyczyniamy się do destrukcji naszych ukochanych raf koralowych. Warto więc się zastanowić, co możemy zrobić, by zmniejszyć nasz negatywny wpływ na podwodny świat.

Centra nurkowe na Gili Trawangan i ja serdecznie zapraszamy do odwiedzin. Zastanawia mnie czy mieszkańcy raf koralowych podzielają mój entuzjazm?

Jako nurkowie mamy wyjątkową więź z oceanem. Z tego względu każdy z nas ma szansę przyczynić się do ochrony tego, co kochamy, gdy nurkujemy, podróżujemy i nie tylko.

OGRANICZ ILOŚĆ ŚMIECI, KTÓRE POZOSTAWIASZ ZA SOBĄ. Postaraj się nie kupować napojów w plastikowych butelkach, napełniaj wodę do butelki wielokrotnego użytku. Nie zabieraj plastikowych torebek i odmawiaj słomek.

TRZYMAJ RĘCE PRZY SOBIE, szanuj podwodne stworzenia, a podczas nurkowania pracuj nad doskonałą pływalnością, by nie ranić koralowców.

KUPUJ KREMY Z FILTREM PRZYJAZNE DLA RAF. Oksybenzon, powszechny aktywny składnik filtrów przeciwsłonecznych, uszkadza rafy koralowe.

ODPARUJ MASKĘ EKOLOGICZNIE. Wzbraniaj się od używanie mydła czy pasty do zębów powszechnie używanych do odparowania maski przed nurkowaniem. Stosuj defoggery nie zawierające szkodliwych składników. No i oczywiście nie ma to, jak ślina.

NIE KUPUJ PAMIĄTEK POCHODZĄCYCH Z RAF KORALOWYCH. Od muszelek, po dekoracyjne koralowce i zęby rekina. Twoje zakupy przyczyniają się do degradacji raf koralowych i naturalnego środowiska morskiego.

WSPIERAJ LOKALSÓW. Podróżując staraj się jadać i kupować lokalne produkty, w ten sposób przyczyniasz się nie tylko do wspierania lokalnej gospodarki, ale także ograniczasz emisję dwutlenku węgla wytwarzanego podczas importu towarów.

REKLAMA

Zanurkuj na słynnym wraku Zenobia, jednym z 5 najlepszych wraków na świecie, z DIVE

STOP CYPRUS i naszymi ekskluzywnymi pakietami „Dive Easy”.

DANE KONTAKTOWE:

DIVE STOP CYPRUS jest jedynym centrum nurkowym na Cyprze, które oferuje pakiety nurkowe dostosowane do potrzeb klienta bez dodatkowych kosztów. Jesteśmy również jedynym centrum nurkowym w naszej okolicy, które posiada własny, specjalnie skonstruowany RIB oferujący nam pełną elastyczność i dostęp do miejsc nurkowych bez limitu.

Jeśli nigdy nie nurkowałeś na Cyprze, musisz zarezerwować tę niewiarygodną ofertę! Nurkowanie na Cyprze to jedno z najlepszych doświadczeń na świecie. Oprócz epickiego wraku Zenobia mamy wiele innych miejsc nurkowych, oferujących unikalne nurkowania w jaskiniach, wspaniałe nurkowania przy ścianach i malownicze safari z żółwiami! Jest to oferta ograniczona czasowo, więc nie zwlekaj, zarezerwuj swoją przygodę z nurkowaniem już dziś – z najlepszym centrum nurkowym na Cyprze!

PONIŻEJ TROCHĘ INFORMACJI O DIVE STOP

Założone w 2018 roku DIVE STOP to angielskie centrum nurkowe, które oferuje naszym klientom przyjazną, osobistą obsługę, z poczuciem humoru oraz relaksującą atmosferę. Moje centrum nurkowe jest uznawane jako jedno z najlepszych na Cyprze. Nurkowałem i pracowałem na Cyprze przez ponad 20 lat i mam wyjątkową lokalną wiedzę. Własnoręcznie dobierałem mój zespół, aby mieć pewność, że zapewnimy Wam najlepszą możliwą obsługę i doświadczenia nurkowe.

NIE WIERZ NAM NA SŁOWO, SPRAWDŹ SAM.

ZAREZERWUJ SWOJĄ NAJLEPSZĄ PODRÓŻ NURKOWĄ W BASENIE MORZA ŚRÓDZIEMNEGO!

Tekst i zdjęcia Wojciech Zgoła

CHORWACJA JEST

NIESAMOWITA.

WYSTARCZY

PRZEJECHAĆ KAWAŁEK

LĄDEM, ZAJRZEĆ

DO KOLEJNEJ ZATOCZKI,

WEJŚĆ NA WZNIESIENIE,

ODPOCZĄĆ

W NAJZWYKLEJSZYM

BARZE, A KOLEJNY RAZ

BĘDZIEMY ZASKOCZENI

I OBIECAMY SOBIE, ŻE MUSIMY TU WRÓCIĆ.

Osobiście lubię odkrywać nowe fragmenty Mapy Świata. Dlatego w drugim roku pandemii, gdy Chorwacja ogłosiła, że wpuszcza tak zaszczepionych, jak i niezaszczepionych, zdecydowaliśmy się na największą wyspę KRK. Był to już kolejny raz na tej ziemi, jednak wybraliśmy jedną z najbliższych destynacji od Polski. I gdyby nie 5-godzinne czekanie na granicy na wjazd, podróż byłaby jedną z najszybszych do tej pory.

Dotarliśmy późnym wieczorem, tuż przed zamknięciem recepcji. Nie jedliśmy obiadu ani kolacji, bo staliśmy na tej koszmarnej granicy i chcieliśmy zdążyć się zameldować, by nie spać pod chmurką.

Okazuje się, że w Chorwacji na wyspie KRK i w mieście o tej samej nazwie, po 23:00 wcale nie jest łatwo coś zjeść. Kuchnie zamykają ok. 21:30 i do knajpy można wejść i wypić drinka owszem, ale do jedzenia nie mają już nic. Po drodze stoją budki z lodami, goframi i innymi słodkościami… W końcu trafiamy na panią, która sprzedawała kukurydzę i chcąc nie chcąc mieliśmy po chwili bardzo romantyczną kolację we dwoje. Siedzieliśmy na murku plaży, nogi moczyliśmy w Adriatyku i pochłanialiśmy lekko soloną kukurydzę.

Swoim starym zwyczajem, ze dwa tygodnie przed wyjazdem, napisałem kilka wiadomości do różnych centrów nurkowych na KRK. Pierwsze 3 odpowiedziały, że nie mają wolnych miejsc do końca sierpnia. Trochę zacząłem się martwić, na szczęście wtedy nadeszła odpowiedź z Centrum Nurkowego Diver Krk. Wybór okazał się dobry.

Siedziba mieści się w centrum miasta Krk, blisko portu, z własnym, ogrodzonym parkingiem. Profesjonalna obsługa. Miło i sympatycznie. Na zewnątrz słońce i gorąco, wewnątrz przyjemny chłód klimatyzacji. Po sprawdzeniu naszych certyfikatów i ubezpieczeń, wypełniliśmy odpowiednie formularze, zapakowaliśmy busa, który pojechał do portu pod naszą łódź. Nurkowie powędrowali pieszo, co zajmowało 5 minut.

Wreszcie znaleźliśmy się na łodzi, która mknęła pomiędzy niewielkimi falami w kierunku wyspy Cres. To przy niej odbyły się dwa nasze pierwsze nurkowania. Najpierw poczuliśmy zapach, a zaraz potem smak morskiej wody. Słońce głaskało nas z góry, a temperatura 32°C zdawała się przyjemną dzięki szybkości, jaką nabraliśmy.

Cumowaliśmy w zatoczkach nad szerokimi plato, gdzie w spokoju odbywaliśmy przystanek bezpieczeństwa. Wcześniej

schodząc na niespełna 30 m głębokości podziwialiśmy niesamowitą rzeźbę skał z licznymi mini jaskiniami, ścianami i nawisami. Widoczność na poziomie 20–25 m pozwalała dostrzec sporej wielkości ryby Dentex dentex, które pływają w znacznej odległości, są płochliwe.

Naszym przewodnikiem był Goran. Doskonale wiedział gdzie się znajdujemy i swoim profesjonalizmem wprowadzał spokojną atmosferę. Grupa liczyła 5 osób.

Przez cały czas towarzyszyły nam ławice drobnych ryb. Podziwialiśmy ukwiały, osłonice i ślimaki, których naliczyliśmy 3 różne gatunki. Wyczuwaliśmy delikatny prąd. Wracając dobre 10 minut penetrowaliśmy wspomniane plato szukając krabów, ośmiornic i innych stworzeń. Temperatura wody przy powierzchni wynosiła 25°C, natomiast na 30 m już tylko 17°C. Warto o tym pamiętać i być przygotowanym na zimniejsze momenty :)

Następnego dnia wiał wiatr Bora. Niebo było bezchmurne ale ciśnienie wysokie. Bora uderza z północnego wschodu i latem wieje przeważnie tylko kilka godzin. Dzieje się tak, gdy między górami Dynarskimi a wybrzeżem Adriatyku pojawia się duża różnica ciśnień. Chłodne górskie powietrze napiera na gorące wybrzeże.

I choć zrobiło się przyjemniej na dworze, bo dzięki wiatrowi zelżał chwilowo upał, odwołano nam nurkowania na cały dzień i wypłynąć mogliśmy dopiero na nurkowanie dnia następnego. Tym razem Goran miał mnóstwo kursantów i nie popłynął z nami. Okazało się, że Vlad (właściciel Bazy, który był też kapitanem łodzi) stwierdził, że radzimy sobie bardzo dobrze pod wodą i możemy nurkować bez przewodnika. Byliśmy sami, Dominika i ja. Vlad przeprowadził z nami briefing i wskoczyliśmy do wody. Szybko osiągnęliśmy 26 m głębokości. Zrobiło się zimno, więc wypłyciliśmy. Tu pojawił się prąd odsuwający nas od ścianki. Musieliśmy wzmocnić machnięcia płetwami. Gdy dotarliśmy do półki skalnej, prąd zniknął i spokojnie zaczęliśmy wracać blisko skał, aż do plato. Bora nie zepsuła widoczności

KRK jest największą wyspą Chorwacji. Jej powierzchnia wynosi

405,22 km2. Jest położona w zatoce Kvarner na Morzu Adriatyckim. Wyspa połączona jest ze stałym lądem mostem (krcki Most) o długości blisko 1,5 km, który wybudowano w 1980 r. Przejazd jest bezpłatny. Długość linii brzegowej KRK wynosi 219,2 km.

i wciąż mieliśmy dobre 20–25 m. Bardzo spodobało nam się tutejsze ukształtowanie terenu. Mini kaniony, łuki skalne i stożki wznoszące się tuż nad powierzchnię morza, omywane ciągle nowymi falami.

Kolejny dzień spędziliśmy nurkując z trzecim nurkiem, był nim bardzo sympatyczny Niemiec Gerhard, który liczył sobie już ponad 70 wiosen i mówił bardzo dobrze po angielsku. Miał największe z nas doświadczenie, nurkował od 42 lat i, jak się przyznał, chce osiągnąć 1000 nurkowań. Brakowało mu nie-

wielu, a wszystko od samego początku (od pierwszego nurkowania) zapisywał w swoim logbooku.

Po briefingu schodzimy na ponad 30 m głębokości. Gerhard prowadzi. Mijamy obserwując bardzo ciekawe i kolorowe dno. Mamy delikatny prąd. Próbuję uchwycić różne podwodne momenty w klatkach aparatu. Są tu duże konary drzew, jest sieć rybacka zaplątana w skały i ławice drobnych ryb. Gdzieś na półce pojawia się mała skorpena, a w niektórych miejscach widzimy ślimaki. Nurkowanie kończymy na kolejnym przepięknym plato.

Zarówno pod wodą, jak i po wyjściu z niej, Gerhard dziękuje nam za pożyczony kaptur. Okazało się, że zapomniał swojego, a my mieliśmy zapasowy. Nie powiem, przydał się bardzo. Rękawiczki również. Bora sprawiła, że temperatura przy powierzchni morza wynosiła już tylko 23°C, a nie jak wcześniej 25. Natomiast na głębokości 28–35 m temperatura spadła z 17°C do zaledwie 14°C. W piankach 7/8 mm jest zimno. Suchy skafander latem w Adriatyku to bardzo mądre rozwiązanie ;) Kaptur i rękawice – to takie „must be”.

Po powrocie do bazy, uiszczeniu opłaty za nurkowania, Gerhard, ni stąd ni zowąd, zaprosił nas do siebie. Zdziwiliśmy się, ale przyjęliśmy zaproszenie. Nie mieliśmy planów na późne popołudnie. Mieszkał na Dużym Campie w swoim kamperze wraz z żoną. Naprzeciwko

w swoim kamperze mieszkali jego syn z żoną i dwójką wnuków. Poprosił byśmy jechali za nim, czyli za skuterkiem, który woził podróżując kamperem. Kolejne 2 godziny spędziliśmy popijając kawę, piwo i zajadając przystawki zorganizowane naprędce przez sympatyczną i zaskoczoną (chyba) żonę Gerharda. Rodzinie powiedział, że uratowaliśmy mu życie, pożyczając mu kaptur.

Ostatnie dwa dni przed podróżą do Polski spędziliśmy zachwycając się urokami zakątka, w jakim się znaleźliśmy. Podziwialiśmy parę kormoranów, która na przemian wskakiwała do wody, nurkowała łapiąc ryby, a potem wychodziła na głaz susząc pióra. Snorklowaliśmy, również w nocy po 22-giej, co przysporzyło gapiów, a nam pozwoliło wypatrzeć ośmiornicę.

Chorwacja, niezmiennie, zawsze nas zachwyca.

MONTENEGRO

CZARNA PERŁA ADRIATYKU

Tekst i zdjęcia Klaudyna Brzostowska

Podwodne kaniony, wypiętrzone skały, groty, jaskinie, wraki –Czarnogóra okazała się ogromnym zaskoczeniem nurkowym. Od pierwszego dnia zachwycałam się tym, co pod wodą i tym, co na lądzie.

Górzyste tereny porośnięte bujną zielenią, unoszący się w powietrzu zapach oregano i lawendy, autentyczni i życzliwi mieszkańcy oraz dobra kuchnia – to tylko kilka powodów, dla których przerwy powierzchniowe w Montenegro nabierają zupełnie nowego wymiaru. Pierwsze nurkowania odbyły się w okolicach turystycznego miasteczka Budva. Dzięki uprzejmości załogi Budva

Diving udało nam się eksplorować pobliskie nurkowe spoty. Właściciel centrum Dusan wraz z synem wspólnie prowadzą najstarsze w Czarnogórze centrum nurkowe. Od 25 lat organizują codzienne wyprawy i widać w nich zaangażowanie oraz pasję. Wspólnie odbyliśmy kilka nurkowań wokół Wyspy Św. Mikołaja. Nazywana przez niektórych Hawajami regionu, jest to niedużych rozmiarów wyspa naturalna, która ma długość ok.

2 km, posiada kilka kawern oraz jaskiń. Oprócz interesujących formacji skalnych pierwsze nurkowania zaskoczyły mnie ilością ryb, oraz dość bujną fauną i florą. Często spotkać można tutaj różne gatunki głowonogów, mureny śródziemnomorskie (Muraena helena), ślimaki nagoskrzelne, takie jak: Flabellina affinis oraz Doris plamista oraz gromady morskich drapieżników, czyli nic innego jak rozgwiazdy. Jedną z pereł

Czarnogóry jest wrak Oreste. Wyprodukowany w 1896 roku w Anglii, statek zatonął w 1942 roku w Zatoce Trsteno najprawdopodobniej po kontakcie z miną. Obecnie leży na 30 metrach głębokości i jest niewątpliwie jedną z najciekawszych nurkowych atrakcji. Nasz przewodnik Dusan współtworzył aplikację MeDryDive (https://medrydive.eu/), która ma na celu promocję dziedzictwa kulturowego basenu Morza Śródziemnego oraz edukacji. Dzięki tej aplikacji każdy może stać się wirtualnym uczestnikiem penetracji wraku (poprzez VR oraz AR).

Kolejnym zagłębiem nurkowych atrakcji jest Zatoka Kotorska. Niedaleko miasta Herceg Novi w promieniu

Sezon: Maj – Październik

Temperatura wody: 15°C–24°C

Wizura: 10–25 m

Waluta: Euro

Transport z Polski: samolot / samochód / motocykl

Polecane centra nurkowe: BudvaDiving w Budvie oraz

DivingMontenegro w Herceg Novi

kilkunastu kilometrów ukrytych jest ponad 30 spotów nurkowych. Liczne wraki, dziesiątki jaskiń i kawern, ściany raf oraz baza okrętów podwodnych – to wszystko kryje się pod wodą. Miałam przyjemność być oprowadzoną po tych spotach przez DivingMontenegro, kameralne centrum nurkowe, które urzeka załogą profesjonalnych i wesołych Czarnogórzan. Pierwsze nurkowanie zrobiliśmy w bazie okrętów podwodnych. Wybudowany przez Niemców podczas II Wojny Światowej luk był używany po wojnie przez marynarkę

wojenną Jugosławii. Luk ma 100 metrów długości, 12 metrów szerokości i głęboki jest na 10 metrów. Niecodzienne miejsce, które zdecydowanie budzi emocje. Innym przyprawiającym o sporą dawkę wrażeń nurkowaniem było to na wraku obok wyspy Mamula. PATROLOWIEC PBR 512 został wybudowany w 1952 roku i był statkiem patrolowym Jugosłowiańskiej armii. Zatopiony w 1983 roku podczas szkoleń wojskowych był celem szkoleniowym dla Jugosłowiańskich rakiet, z użyciem których szkolili się żołnierze marynarki tego

kraju. Czterdziestometrowy wrak jest w bardzo dobrym stanie, leży na 24 metrach, zdecydowanie godny polecenia. Trzeba przyznać, że Czarnogóra niezwykle dobrze prezentuje się na europejskiej mapie nurkowych enklaw. Udając się do Czarnogóry, nie oczekiwałam zbyt wiele. Dzisiaj wiem, że jest to destynacja warta polecenia. Główne zalety to ciekawe i różnorodne miejsca do nurkowań, puste spoty bez innych łodzi nurkowych, doskonała wizura, atrakcyjne ceny, i bardzo dobra atmosfera na lądzie.

ENDURANCE

POLARNA TAJEMNICA

Tekst Mateusz Popek, Szymon Mosakowski Zdjęcia Wikimedia Commons

Półtora roku, czyli pięćset sześćdziesiąt cztery dni i noce.

Tyle o życie walczyła załoga statku

Endurance uwięziona na Antarktyce.

Pięćset sześćdziesiąt dni i nocy w miejscu gdzie zarejestrowano najniższą temperaturę na ziemi wynoszącą 89 stopni poniżej zera. Gdzie noc może trwać pół roku. Gdzie każdy niedźwiedź polarny postrzega człowieka jako lunch. Tyle o życie walczyła załoga Ernesta Shackletona. Przeżyli… wszyscy!!!

Gdy Shackleton poszukiwał załogi na wyprawę, w gazecie umieścił takie ogłoszenie: “Szukam ludzi na niebezpieczną wyprawę. niskie stawki, nieludzkie zimno, długie miesiące w całkowitej ciemności, nieustanne niebezpieczeństwo, bezpieczny powrót do domu wątpliwy. Honory i uznanie w przypadku powodzenia misji.” Już wtedy musiał wiedzieć jak bardzo trudne czekają ich wyzwania. W końcu był już po dwóch wyprawach na tereny podbiegunowe. Był doskonałym polarnikiem i przywódcą, który wiedział czego chce i jak zarządza się ludźmi. Jednak nie spodziewał się, że tym razem życie zgotuje mu najważniejszy egzamin.

Na ogłoszenie odpowiedziało dwadzieścia osiem osób, które 8 sierpnia 1914 roku weszły na pokład statku Endurance. Ich trasa prowadziła z Wielkiej Brytanii na południe, w stronę najmroźniejszego kontynentu ziemi. Pierwsze tygodnie żeglugi przebiegały spokojnie i zgodnie z planem, a plan był ambitny. Celem Ernesta Shackletona było dotarcie do Antarktydy. Następnie cała załoga miała wsiąść na psie zaprzęgi, po czym przemierzyć cały kontynent. Tam nad Morzem Rossa miał ich odebrać żaglowiec Aurora.

Jednak 18 stycznia 1915 roku na Morzu Weddella statek zatrzymała kra lodowa, zaledwie 160 kilometrów od planowanego miejsca lądowania. Tutaj zaczęła się walka o życie. Załoga, która nie miała możliwości wydostania statku z lodu, po prostu z nim dryfowała wzdłuż kontynentu. W tym położeniu ludzie Shackletona spędzili niemal 9 miesięcy. Trudno sobie wyobrazić ich sytuację. Jednak lider wiedział jak zarządzać zespołem. Rozsądnie rozdzielał racje

Ernest Shackleton Endurance pod pełnymi żaglami, Frank Hurley State Library

lat 1914–1917

żywnościowe i zapewniał załodze rozrywkę. Uprawiali sport, zajmowali się bieżącymi naprawami, a nawet wystawiali sztuki teatralne. Wszystko po to, by morale marynarzy nie upadło i po to, by oddalić myśli o tym, w jak złym położeniu się znaleźli. 27 października załoga opuściła statek i założyła obóz w pobliżu. Jednak niecały miesiąc ogromne siły wcisnęły statek pod lód, gdzie pochłonęło go morze. Teraz gdy nie mieli już żadnego zaplecza, nie pozostało im nic więcej jak ruszyć w drogę.

Wiosną następnego roku lód odpuścił na tyle, by załoga mogła zwodować szalupy zabrane z Endurance. Po kilku dniach żeglugi wszyscy dotarli do Wyspy Słoni. Byli wciąż w strefie podbiegunowej, ale stały ląd dawał możliwości na przeżycie. Tutaj Schackleton podjął decyzję o pozostawieniu załogi i razem z pięcioma najlepszymi żeglarzami wyruszył po pomoc na najbliższą zamieszkałą wyspę, która znajdowała się zaledwie 1300 km od Wyspy Słoni. Kapitan Endurance dopiął swego i 30 sierpnia pozostała załoga została uratowana. Nikt nie zginął.

Historia tej wyprawy to niezwykła opowieść o harcie ducha, woli walki i umiejętnościach przywódczych na najwyższym poziomie. Niewielu liderów miało okazję zarządzać swoimi ludźmi w tak skrajnej sytuacji i robić to tak doskonale. Jednak na tym nie kończy się historia. Jeden pionier jest inspiracją dla pokoleń kolejnych. Zmieniają się jednak cele, a takim dla współczesnych odkrywców stało się znalezienie wraku Endurance. Takimi pasjonatami, chcącymi odkryć wrak Endurance, jest zespół Falklands Maritime Heritage Trust. Jest to organizacja charytatywna, której zadaniem jest zachowanie bogatej i zróżnicowanej historii morskiej Falklandów oraz osób związanych z tym obszarem. Wśród członków ekspedycji zgromadzono jednych z najwybitniejszych specjalistów na świecie w wielu dziedzinach, w tym archeologów morskich, inżynierów, techników i naukowców zajmujących się mroźnymi wodami Antarktydy. Ekspedycja Endurance22 rozpoczęła się 5 lutego 2022 roku, czyli w 100 rocznicę śmierci sir Ernesta Shackletona i trwała 35 dni aż do momentu odnalezienia wraku. Misja została przeprowadzona z wykorzystaniem 134 metrowego statku badawczego klasy polarnej 5 S.A. Agulhas II, który jest własnością rządu Republiki Południowej Afryki. Jest on jednym z największych i najnowocześniejszych statków badawczych na świecie, potrafi przebijać się przez lód o grubości 1 metra z prędkością około pięciu węzłów. Wyposażony został w szereg specjalistycznych laboratoriów naukowych i udogodnień, które stanowią potężną i skuteczną jednostkę do multidyscyplinarnych badań.

Na podstawie informacji dostarczonych w 2019 przez Weddell Sea Expedition, wrak Endurance został uznany za pomnik historyczny w ramach Układu Antarktycznego. Z tego powodu działania odkrywców nie mogły w jakikolwiek sposób ingerować we wrak.

Trasa Imperialnej ekspedycji transantarktycznej z
Endurance w lodowcu

Psi zaprzęg na lodzie z niezidentyfikowanym członkiem załogi

Początkowo przeprowadzono szeroko zakrojoną kwerendę archiwalną w archiwach w Wielkiej Brytanii, Norwegii oraz na Falklandach. Do tego zadania wykorzystano również pomoc innych ekspertów, aby ustalić możliwą lokalizację, w której Endurance mógł spocząć. Z wykorzystaniem najnowocześniejszych technologii ekspedycja wyruszyła w kierunku Morza Weddella.

Ostateczne zatonięcie Endurance

Załoga spodziewała się trudnych warunków pracy i opracowała plan, który zakładał, że w przypadku gdy statek badawczy nie będzie w stanie zbliżyć się do miejsca spoczywania wraku, powstanie jeden lub dwa obozy lodowe, w których zostaną wywiercone otwory w lodzie. Dzięki nim uda się opuścić pojazdy podwodne, których zadaniem będzie odnalezienie wraku. Wspomniane pojazdy podwodne to dwa modele SAAB Sabertooth (AUV) wyposażone w najnowocześniejsze technologie do badań wizualnych i sonarowych. Obszar poszukiwań wraku obejmował aż 120 mil kwadratowych głębin wokół ostatniej zapisanej pozycji przez kapitana Endurance. Sonary i echosondy mapowały każdy najmniejszy fragment tego ogromnego obszaru, a roboty podwodne zanurzały się na nieosiągalne dotychczas głębokości.

Każdego dnia ekipa naukowców, inżynierów i specjalistów godzinami obserwowała obraz nadawany przez roboty oraz wyniki mapowania dna. 5 marca 2022 miał być kolejnym zwykłym dniem dla naukowców na statku badawczym. Gdy na ekranie komputerów załogi ukazał się długo poszukiwany wrak nikt nie mógł w to uwierzyć. 7,7 kilometrów od pierwotnej, zapisanej przez kapitana, lokalizacji, na głębokości 3008 metrów, w niemal nienaruszonym stanie, spoczywał Endurance. Warunki panujące na takiej głębokości miały ogromny wpływ na tak dobre zachowanie wraku, które bez problemu pozwoliły go zidentyfikować. Dzięki technologii i zapałowi zespołu badawczego po 107 latach Endurance ponownie rozpalił emocje wśród otaczających go ludzi.

Obóz założony na lodzie, Morze Weddella
Impreza na Morzu Weddella

UMÓW WIZYTĘ ONLINE

Znajdź uraz

Wybierz część ciała, w której odczuwasz dolegliwości bólowe.

Rehasport - medycyna ruchu
Specjalizacja lub nazwisko
Miasto
Szukaj

ZNIKAJĄCE DELFINY

WIELU NURKÓW ODWIEDZA

MALTĘ CIESZĄC SIĘ UROKAMI

TEJ BLISKIEJ I INTERESUJĄCEJ

DESTYNACJI. MALTA MA

JEDNAK PEWNE MIEJSCE

OKRYTE ZŁĄ SŁAWĄ, W KTÓRYM ROZEGRAŁO

SIĘ WIELE DRAMATÓW

NASZYCH MORSKICH

PRZYJACIÓŁ – DELFINÓW. MOWA O MEDITERRANEO

MARINE PARK – JEDNYM

Z NAJGORSZYCH

DELFINARIÓW W EUROPIE.

Między sierpniem a wrześniem 2021 roku trzy delfiny w tajemniczy sposób zniknęły z tego obiektu. Delfinarium w tym okresie informowało odwiedzającym, że zwierzęta zostały przeniesione do Hiszpanii. Takie zdarzenia, w tym niezapowiedziany transfer ssaków morskich pomiędzy delfinariami, zawsze niepokoi organizacje zajmujące się ochroną i dobrostanem delfinów. Jedna z takich organizacji – brytyjska Marine Connection – zwróciła się ze stosownym zapytaniem w tej sprawie zarówno do władz w Hiszpanii, jak i na Malcie. Odkryto, że zwierząt tych wcale nie przeniesiono do innego obiektu. Okazało się, że wszystkie trzy delfiny zginęły w Mediterraneo Marine

Park. Fakt ten pomogła ujawnić lokalna organizacja Animal Liberation Malta (ALM). Wiadomość o śmierci trzech samic w Parku Morskim Mediterraneo na Malcie nie została upubliczniona ani nie została zarejestrowana w niekomercyjnym rejestrze waleni Ceta-Base, co jest powszechną praktyką w innych delfinariach i oceanariach. Dwie ze zmarłych samic delfinów, Onda i Mar, miały odpowiednio około 20 i 25 lat, zostały złapane na wolności na Kubie i trzymane w Mediterraneo od 2000 roku. Trzecia delfinica, Melita, miała zaledwie siedem lat i urodziła się tutaj w niewoli w 2014 roku.

Obecnie wiadomo już, co się tak naprawdę stało. Samo delfinarium ujawniło

Tekst i zdjęcia Jakub Banasiak
Brighton – upamiętnienie ofiar niewoli

w końcu szczegóły. Okazało się, że przyczyną śmierci było zatrucie ołowiem i to – o zgrozo – pochodzącym z balastu nurkowego. Pietro Pecchioni, kierownik nadzorujący pracę w ośrodku, przyznał, że incydent miał miejsce latem 2021 r., kiedy balast nurkowy z granulowanym ołowiem pozostawiony bez opieki przez wynajętego nurka czyszczącego basen, wpadł do wody. Dwie dorosłe karmiące samice i ich cielęta oraz młoda samica zaczęły wykazywać oznaki choroby. Zdjęcia rentgenowskie wykazały obecność granulek ołowiu u dwóch osobników. Jedno cielę nie miało ołowiu w żołądku, ale ujawniono bardzo wysokie stężenie

ołowiu we krwi, który prawdopodobnie przeniknął z mlekiem matki.

Peccioni stanowczo stwierdza, że stosowanie tego typu balastu jest zabronione w parku. Potwierdził, że delfiny zginęły po spożyciu ołowianych granulek, ale zaprzeczył, jakoby obciążenie do pasa pochodziło z parku, podkreślając, że takie woreczki z ołowiem są tu zakazane od lat.

Margaux Dodds, dyrektor ds. niewoli delfinów w Marine Connection, zauważa jednak: „Jeśli to był naprawdę tragiczny wypadek, dlaczego park, kiedy początkowo informował o zniknięciu tych delfinów, celowo podał niejasny i nieprawdziwy opis

miejsca pobytu zwierząt? Co więcej, teraz mówią, że ten nurek pomocniczy, niezatrudniony bezpośrednio przez park, mógł pracować bez nadzoru na terenie basenu z delfinami i ze sprzętem, który, jak sam przyznał pan Pecchioni, jest zabroniony do użytku na terenie parku."

Dziwne przypadki zgonów delfinów w niewoli, zatajanie ich śmierci, wprowadzanie opinii publicznej w błąd to niestety częste zjawisko w tym kontrowersyjnym i nieetycznym biznesie. Podobnie jak znikające delfiny…

Specjaliści i organizacje zajmujące się ochroną delfinów są poważnie zaniepokojeni brakiem przejrzystości w międzynarodowym handlu waleniami, gdzie praktycznie niemożliwe jest skuteczne śledzenie transferu delfinów z jednego obiektu do drugiego. Istnieje również niewiele przepisów, które zapobiegałyby niekontrolowanemu handlowi dzikimi waleniami, a wymagane dokumenty nie stanowią specjalnej przeszkody dla handlarzy i grup zajmujących się nielegalnym odłowem oraz transferem zwierząt. Dodatkowo placówki rzadko ogłaszają jakiekolwiek zgony i nie są pociągane do odpowiedzialności za utratę życia przez delfiny pozostające pod ich opieką. Wydaje się, że akceptują śmierć zwierząt jako nieodłączną część branży,

Delfinarium na Malcie
Delfinarium na Malcie
Delfinarium na Malcie

Gdy padnie dorosły osobnik, wystarczy fakt ten ukrywać do momentu, gdy uda się sprowadzić kolejnego delfina.

Stan liczebny będzie się zgadzał a praktycznie nikt z zewnątrz nie zorientuje się, że to inny delfin.

po prostu zastępując martwe zwierzę kolejnym, bez żadnych kar ani reperkusji prawnych.

W delfinariach szczególnie wysoka jest śmiertelność nowo narodzonych cieląt, ale opinia publiczna często nie dowiaduje się w ogóle o tym fakcie.

Gdy padnie dorosły osobnik, wystarczy fakt ten ukrywać do momentu, gdy uda się sprowadzić kolejnego delfina.

Stan liczebny będzie się zgadzał a prak-

tycznie nikt z zewnątrz nie zorientuje się, że to inny delfin. W razie kłopotów albo fiaska takiej operacji zawsze można powiedzieć, że wysłano brakującego delfina do innego obiektu, ewentualnie podać naturalną przyczynę zgonu, gdy nie da się już dłużej ukrywać śmierci zwierzęcia. Dokumenty poza UE też nie są aż tak wielkim problemem. Już nie raz ujawniono fałszerstwa w dokumentach eksportowych i przewozowych. Kilka lat temu ujawniono skalę tego procederu dotyczącego delfinów nielegalnie odławianych z Morza Czarnego i sprzedawanych do lokalnych delfinariów oraz na Bliski Wschód. Organizacje zajmujące się dobrostanem delfinów odnotowały podobny problem np. w meksykańskich delfinariach.

Działacze organizacji Empty the Tanks ujawnili, że co najmniej kilka delfinów zginęło w obiektach sieci Dolphinaris w Meksyku w ostatnich latach. Jedną z ofiar był młody delfin, który zmarł kilka tygodni po urodzeniu po zjedzeniu liścia palmy. Raport z sekcji zwłok wykazał, że przyczyną śmierci była blokada jelit.

Delfiny z Festa Delfinarium w Warnie
Delfiny z Festa Delfinarium w Warnie

Inne delfiny w obiektach Dolphinaris zmarły z powodu infekcji płuc wywołanych chemikaliami zawierającymi chlor, który utrzymuje wodę w czystości i chroni przed rozwojem glonów. Nie wiadomo, co stało się z małym delfinem z Dolphinaris Riviera Maya, który nagle zniknął z obiektu, mimo, że jeszcze kilka dni wcześniej działacze na rzecz delfinów udokumentowali jego obecność w delfinarium. Jak twierdzi Empty the Tanks, dyrektor generalnym delfinarium odmówił odpowiedzi na pytania. Ze względu na brak standardów raportowania w Meksyku, ale też w wielu innych krajach, firmy takie jak Dolphinaris nie muszą być transparentne w przypadku urodzeń, zgonów, chorób i urazów delfinów w niewoli.

martwych cieląt zgłoszonych przez portal Dnevnik w zeszłym roku nie zostały wymienione. Takie przeoczenia sprawiają, że zastanawiamy się – ile jeszcze cieląt urodziło się i zmarło w tym zbiorniku bez wiedzy nikogo?”

Problem znikających delfinów i niewyjaśnionych śmierci w parkach morskich jest powszechny. Również blisko nas – w tak chętnie odwiedzanej przez Polaków Bułgarii, odnotowano podobne dramaty. Po śmierci małego delfina w Festa Dolphinarium w Warnie w sierpniu 2019 organizacje The Last Cage i ProWal rozpoczęły wspólne dochodzenie w sprawie działalności tego obiektu. Znalazły dane o ponad 27 delfinach, które padły lub „zaginęły” w Festa Dolphinarium od czasu jego otwarcia –przypadki te zostały udokumentowane w prasie. Jak stwierdza organizacja The Last Cage na swoich stronach: „W Delfinarium Festa, od jego otwarcia w 1984 roku, udokumentowano 13 delfinów (5 żyje do dziś). Jednak 3 z 4 niezarejestrowanych

Działalność organizacji i niezależnych specjalistów walczących przeciw trzymaniu delfinów w niewoli jest niezwykle ważna. Pomaga ujawniać to, co jest skrzętnie zasłaniane przez nachalny marketing delfinariów, nagłaśnia sprawy, które właściciele delfinariów chcą ukryć przed opinią publiczną, edukuje turystów i społeczeństwo, dostarcza materiały niezbędne do rozpoczęcia postępowania administracyjnego czy karnego.

Jeśli tylko możemy, wspierajmy ich aktywność, prowadzone przez nich nieformalne audyty w delfinariach, kampanie informacyjne i akcje edukacyjne.

OD REDAKCJI – NIE KUPUJMY BILETÓW DO DELFINARIÓW, NIE POSYŁAJMY DO NICH NASZYCH DZIECI. O WIELE LEPSZYM ROZWIĄZANIEM JEST UCZESTNICTWO W OBSERWOWANIU DELFINÓW W ICH NATURALNYM ŚRODOWISKU, Z ŁODZI, WRAZ Z ODPOWIEDNIO PRZESZKOLONĄ ZAŁOGĄ.

Delfinarium Festa w Warnie
DFE – upamiętnienie ofiar niewoli na Whale Fest 2015

Sharks

Tekst Anna Sołoducha, anna@activtour.pl
Zdjęcia Łukasz Metrycki cz. II

NA ŚWIECIE ISTNIEJE PONAD

500 GATUNKÓW REKINÓW, OD NAJMNIEJSZYCH –KILKUCENTYMETROWYCH DO PONAD 18-METROWYCH. Z TEJ OGROMNEJ ILOŚCI GATUNKÓW, TYLKO 12 MOŻE ZAATAKOWAĆ. Z TEGO TUZINA, 5–6 GATUNKÓW MOŻE NAM FAKTYCZNIE ZAGRAŻAĆ.

Rekiny boją się ludzi, choć przewyższają nas szybkością i wielkością – one o tym nie wiedzą. Największym problemem jest strach przed rekinami. A jeśli czegoś się boimy, to tego nie chronimy. Populacja rekinów zmniejszyła się drastycznie. Nikogo nie obchodzi, że rocznie zabija się 100–150 mln osobników, choć niektóre statystki mówią nawet o 200 mln. Powszechnie o tym wiadomo, ale nie powstrzymujemy tego, bo uważamy, że pozbywamy się zagrożenia. Tak naprawdę rekiny atakują ludzi bardzo rzadko. Rocznie odnotowuje się średnio 10 ataków rekinów ze skutkiem śmiertel-

nym. Więcej ludzi rocznie umiera ukąszonych przez komary (725 tys.), węże (50 tys.) czy psy (25 tys.). Ludzie boją się rekinów. Dlaczego? Tego nie wiedzą. Nie jesteśmy gotowi na walkę z nimi. Jeśli strach i mylne przeświadczenie, że rekiny są dla nas zagrożeniem nie miną – stracimy ten gatunek, oraz wody – których są one regulatorami. W ekosystemie pozbawionym dużych drapieżników zmieni się hierarchia. Gatunki które są ofiarami – zaczną się mnożyć w niezrównoważony sposób. Alarmującym przykładem może być ropucha olbrzymia, która opanowała Australię i zagraża całemu ekosystemowi. Zmniejszenie populacji rekinów w niektórych regionach doprowadziło do podobnego zjawiska. Na wschodnim wybrzeżu USA liczba rekinów spadła w skutek przełowienia, nie ma możliwości kontrolowania tego obszaru. Zauważono natomiast wzrost płaszczek, które zagrażają naturalnej równowadze. Wody Australii Południowej opanowały foki. Żarłacz biały niemal całkowicie zniknął z tego rejonu. Populacja fok rośnie, więc wiele osobników umiera z głodu, ponieważ brakuje pożywienia. Te przykłady pokazują, że efektem jest wymieranie gatunków.

Na Ziemi, niewiele jest drapieżników ważących ponad 50 kg. Skoro natura dla równowagi stworzyła aż tyle rekinów, arogan-

cją z naszej strony jest pozbywanie się ich. Jeśli nie zmienimy postępowania, w pewnym momencie będzie za późno, a takiej straty – nie da się naprawić. Istotnym problemem jest poławianie rekinów. Utarło się, że jest to domeną krajów Dalekiego Wschodu. Prawda jest natomiast taka, że Hiszpania, Wielka Brytania, Francja i Portugalia to kraje należące do czołówki poławiaczy rekinów. Hiszpanie odławiają rocznie 60 tys. ton czyli 46 % kwoty połowowej przyznanej przez Komisję Europejską. 165 hiszpańskich jednostek rybackich ma licencję na pozyskiwanie rekinów. Rekiny są łowione głównie ze względu na ich cenne mięso i płetwy, ale także skórę, chrząstki i wątrobę. Wartość światowego handlu produktami pochodzącymi z rekinów osiąga prawie miliard dolarów rocznie.

W tym miejscu nie sposób wspomnieć o procederze, który ma znaczący wpływ na zmniejszenie populacji tego gatunku. Finning, czyli odcinanie płetw żywym rekinom. Aktualnie szacowana liczba przypadków odcinania płetw to 70 mln rekinów rocznie. „Shark finning to proceder polegający na odcinaniu płetw żywym rekinom w celach zarobkowych.” Najczęściej używana i najwydatniejsza jest metoda długiej liny. Ma ona od 80 do 100 metrów długości, a na niej – w różnych odstępach zamontowane są haki. Na jej końcu znajduje się przynęta, która

Podejmowano próby zakazu finningu, ale luki w prawie niweczą te starania. Główne rynki zbytu to Chiny, Hongkong, Tajwan, Malezja, Singapur i Tajlandia. Z odcinanej płetwy przygotowuje się… zupę. Najdroższą zupę na świecie.

Źródło Wikipedia

„przyciąga” do siebie drapieżniki. Po „złapaniu” rekinów – linę wciąga się na łódź. Rekin, któremu zostały odcięte płetwy, jest żywcem wyrzucany za burtę, gdzie powoli umiera w męczarniach, nie mogąc pływać, z utraty krwi lub będąc jedzonym przez inne zwierzęta. Podejmowano próby zakazu finningu, ale luki w prawie niweczą te starania. Główne rynki zbytu to Chiny, Hongkong, Tajwan, Malezja, Singapur i Tajlandia. Z odcinanej płetwy przygotowuje się… zupę. Najdroższą zupę na świecie. Zupa z płetwy rekina jest tradycyjnym daniem kuchni azjatyckiej. Można ją kupić w wielu nadmorskich kurortach czy restauracjach. W rzeczywistości, za jej smak odpowiadają jedynie przyprawy, gdyż płetwa sama w sobie nie ma żadnego smaku. Jej „smakosze” twierdzą, że również wzmacnia kości i korzystanie wpływa na potencję. Dodatkowo, części ciała rekinów są również wykorzystywane w azjatyckiej medycynie ludowej. Jednak ich lecznicze właściwości nie są prawdą, co udowadniają badania – płetwy często zawierają niebezpieczne stężenia neurotoksyny BMMA (inaczej B-Metylamino L-Alaniny), produkowanej przez sinice i współodpowiedzialnej za chorobę Alzheimera oraz chorobę Parkinsona. Oprócz przełowienia, na wymieranie rekinów wpływa ich późne dojrzewanie, bo niektóre z nich rozmnażają się dopiero osiągając wiek 20 lat. Co więcej – rekiny rozmnażają się bardzo powoli. Mają tylko kilka młodych w jednym rzucie.

Znamy ok 500 gatunków rekinów, z czego od 60 do 100 jest przetrzebionych. Blisko 20 z nich to gatunki zagrożone, np. żarłacze białe, rekiny wielorybie czy długoszpary. Te rekiny nie przetrwają nawet jeśli będą pod ochroną, dlatego (choć to brutalne) powinniśmy chronić gatunki, których populacja jest stabilna i które mają jakiś wpływ na stan naszych wód. Rzadkie gatunki – nie mają szansy przetrwać.

100 mln lat temu, rekiny stanowiły 60 % gatunków w oceanie. Obecnie – niecałe 3 %. Widać zatem korelację między agresywnym przełowieniem a spadającą liczbą rekinów w na-

Źródło Wikipedia

szych wodach. Gdy wyginą, będzie to miało katastrofalne, wręcz niewyobrażalne skutki dla środowiska morskiego. Rekiny nazywane są „szczytowymi drapieżnikami”, co oznacza, że nie mają naturalnych wrogów. Rekiny regulują populacje innych zwierząt, polując na chore, słabe, stare czy bliskie śmierci osobniki. Presja ze strony rekinów stanowi mechanizm doboru naturalnego zapewniającego przetrwanie tylko najlepiej przystosowanym, najsilniejszym przedstawicielom innych gatunków. Bez rekinów, populacje gatunków znajdujących się niżej w łańcuchu pokarmowym (rekiny stanowią górne ogniwo łańcucha pokarmowego), mogłyby się nadmiernie rozmnożyć, co zwiększyłoby znacząco presję na inne zwierzęta oraz rośliny, którymi się żywią. Tym sposobem, zostałaby zaburzona równowaga morskiego świata. Musimy zrozumieć, że stabilność równowagi w przyrodzie, wpływa nie tylko na życie zwierząt, ale również ludzi. Bądźmy otwarci na wiedzę i spójrzmy w końcu na rekiny – przyjaznym okiem.

DLACZEGO REKINY SĄ WAŻNE?

● Na całym świecie żyje ponad 500 gatunków rekinów.

● Zamieszkują nasze oceany od ponad 400 milionów lat.

● Niektóre są doskonałymi drapieżnikami, inne są „ekipą sprzątającą” ocean.

● Ich różnorodne role są częścią równowagi potrzebnej dla zachowania zdrowych oceanów.

● Nawet 100 milionów rekinów może zostać zabitych każdego roku na komercyjnych łowiskach.

● Populacja wielu rekinów zmniejszyła się o ponad 90 % z powodu przełowienia, zmiany klimatu i utraty siedlisk.

● Utrata rekinów może zakłócić delikatną równowagę ekosystemu, którą pomagają utrzymać.

● Nasza przyszłość zależy od oceanów. Reperkusje oceanów bez rekinów są złożone i potencjalnie niszczycielskie.

JAK MOŻEMY POMÓC?

● Unikaj produktów z rekinów. Pojedynczy rekin może być wart ponad milion dolarów rocznie dzięki turystyce, ale tylko 100 dolarów, jeśli poławia się go na mięso. To, jak wydajemy nasze pieniądze, decyduje o tym, jak wykorzystuje się rekiny.

● Wybór renomowanych operatorów wycieczek utrzymuje rekiny przy życiu i często wspiera obszary chronione, które zapewniają im bezpieczeństwo.

● Rozpowszechniaj informacje! Jesteśmy najlepszymi sojusznikami rekinów. Podziel się swoją pasją i wiedzą z rodziną i przyjaciółmi. Razem możemy coś zmienić!

WYBIERZ KIERUNEK

JAK TO JEST BYĆ ŁOSOSIEM?

Tytuł tego tekstu jest parafrazą artykułu

Thomasa Nagela “Jak to jest być nietoperzem?”, który został opublikowany w 1974, i w którym autor podnosił, iż mimo tego, że mamy wiedzę na temat echolokacji czy układu nerwowego, nie umiemy jednak odpowiedzieć na pytanie: jak to jest naprawdę być nietoperzem? Jakie to odczucie?

Możemy najwyżej wyobrazić sobie jak MY byśmy się czuli mając skrzydła i ciało nietoperza, ale nigdy nie odpowiemy na pytanie jak czuje się ON. Nietoperz. Był to filozoficzny traktat na temat niemożliwości wcielania się w inne byty i rozumienia świata, tak jak one go rozumieją. Jako stworzenia lądowe mało interesujemy się morskimi toniami – nie jesteśmy w stanie ich przemierzyć, ani poznać, nie rozumiemy funkcjonujących tam zwierząt i nie umiemy wczuwać się w ich emocje. Zwierzęta morskie prowadzą tryb życia tak odmienny od ludzkiego, że wydaje się nam często, że się nie

Tekst Dr hab. Prof. UAM Hanna Mamzer
Zdjęcie Paweł Vogelsinger

komunikują i nie czują. O tym, że nie da się wejść „w skórę” innego zwierzęcia pisali też inni filozofowie prezentując temat w różnych perspektywach. Zagadnienie to pojawiło się też w książce Martina Lee Muellera zatytułowanej „Being Salmon, Being Human: Encountering the Wild in Us and Us in the Wild” (opublikowanej w 2017 roku), w której przedstawiał relacje człowieka ze światem dzikich zwierząt opierając się na związkach łączących ludzi i… łososie. Na przykładzie społeczeństwa norweskiego i niektórych społeczności zamieszkujących północno-zachodnie wybrzeża Pacyfiku, autor śledzi wzajemne powiązania nas – ludzi i ich – ryb. Wydawać by się mogło, że łosoś, jak to łosoś – jest po prostu rybą, którą zjadamy. Okazuje się jednak, że łososie odgrywają istotną rolę w życiu wielu wspólnot, dla których ważne są aktywności związa-

ne z połowami. Połowy jako czynności istotne dla przetrwania społeczności otoczone są całą gamą rytuałów i czynności, które trzeba wykonać by wyprawy na łososie były skuteczne. Trzeba się nauczyć jak łowić i to jest przedmiotem międzypokoleniowej transmisji wiedzy. Dzielenie i spożywanie zdobyczy były czynnościami integrującymi wspólnotę. Ryby, ich łowienie, dla tych społeczności były ważnym elementem występującym w przekazach o charakterze religijnym. Podobnie zresztą działo się w społecznościach północnoamerykańskich Indian, dla których tak polowania jak i zbieranie „darów” lasu, było nie tylko czynnością zapewniania sobie pożywienia. Niszczenie Środowiska, wysiedlanie Indian niszczyło możliwości wykonywania tych czynności i stało się jednym z przyczynków erozji tradycji kultury. W dobie produkcji przemysłowej, napędzającej konsumpcję, produkujemy łososie w ramach zaawansowanych inżynierii zootechnicznych. Zlokalizowane na przykład u wybrzeży Norwegii, Wielkiej Brytanii, Kanady czy Stanów Zjednoczonych akwakultury prowadzą zautomatyzowaną i przemyślaną produkcję łososia. Ryby stłoczone w gigantycznych koszach, karmione są karmą w granulkach przypominającą karmy dla psów i kotów. Pod koszami na dnie morza znajdują się pokłady odchodów wydalanych przez ryby, co sprzyja rozwojowi fitoplanktonu w stopniu niekorzystnym dla ekosystemu. Łososie żyją w skrajnym przegęszczeniu co powoduje u ryb stres, agresję, wzajemne zarażanie się pasożytami i chorobami. Trzeba więc temu zapobiegać, podając antybiotyki, by uniknąć strat w produkcji. Mięso łososi może przyjmować całą gamę barw (ocenianą według piętnastostopniowej skali SalmoFan), a konsumenci w różnych kręgach kulturowych preferują różne odcienie mięsa. Dlatego też niektórzy producenci posuwali się do dodawania chemicznych barwników do paszy, zmieniających kolor tusz. Przed ubojem ryby

Tłum skaczących łososi Źródło www.rawpixel.com

poddaje się trzydniowej głodówce, następnie nagania sieciami do specjalnych koszy przypominających ogromne kojce i przepompowuje żywe do łodzi, którymi są dostarczane do ubojni. Efektywność produkcji liczona jest w tonach, nie w sztukach osobników.

Łososie żyjące dziko są dużymi rybami dorastającymi do 150 cm długości. Mogą ważyć ponad 25 kg i są rybami drapieżnymi, żywiącymi się planktonowymi skorupiakami, larwami owadów a także niedużymi rybami. Łosoś jest jedną z ryb anadromicznych, a więc wędrujących z mórz do rzek na czas tarła. W trakcie tych wędrówek w ich organizmach zachodzą zmiany fizjologiczne oraz biochemiczne pozwalające im na przystosowanie się do życia w innym ekosystemie. W czasie wędrówki na tarło, liczącej nieraz setki kilometrów, ryby mało jedzą koncentrując się na dodarciu do zimnych napowietrzonych wód, gdzie w ziemnych jamkach składana jest ikra. Po zapłodnieniu i kilkumiesięcznym okresie inkubacji na wiosnę wylęgają się larwy, przez około 40 dni wchłaniające pęcherzyk żółtkowy, a potem przez kolejne 2–3 lata żyjące w słodkiej wodzie, po to by po osiągnięciu dojrzałości wybrać się w podróż do słonych wód morskich, tam żyć kolejne 2–3 lata, a na tarło wracać do tej samej rzeki. W przemysłowej produkcji ryby są zabijane i z martwych wydobywa się ikrę oraz spermę, sztucznie doprowadza

do zapłodnienia mieszając je w pojemnikach, a potem rozpoczyna się proces inkubacji. Po wykluciu z jaj ryby są utrzymywane jeszcze przez jakiś czas w pojemnikach w halach, a potem są przepompowywane do morskich klatek (ang. „maricultures”) wynalezionych w latach 60-tych dwudziestego stulecia w Norwegii. Karmi się je karmą przez następne 12 do 24 miesięcy. Karma składa się z odpadów z połowu innych ryb oraz zbóż. Szacuje się, że 1,2 kg karmy pozwala na wyprodukowanie 1 kg łososia. Ryby powinny być ogłuszane (elektrycznie lub pneumatycznie) przed zabiciem (uderzeniami pałką), ale niestety, także z powodu szybkiego tempa pracy, bardzo często zabijane są i oprawiane w pełni świadome (to problem dotyczący przemysłowego uboju wszystkich zwierząt). Ryby odczuwają ból tak jak ssaki, ale ich receptory dotyku znajdujące się w skórze są znaczniej bardziej wrażliwe – więc dotyk, który dla ssaków nie jest awersyjny, dla ryb może być już bodźcem bólowym. Antropopresja jest poważnym problemem dla ekologii łososia. Tamy wodne, regulowanie rzek, zapory na nich powodują, że ryby nie mogą odbywać wędrówek i giną. Łososie są w stanie przeskoczyć małe przeszkody, ale do pokonania większych potrzebują pomocy. Dlatego przy zaporach i elektrowniach wodnych konstruowane są specjalne windy. Mają one postać klatek, do których specjalnym korytarzem wpływają ryby, są

Łososie próbujące przeskoczyć przez wodospad Źródło www.rawpixel.com

Ryby odczuwają ból tak jak ssaki, ale ich receptory dotyku znajdujące się w skórze są znaczniej bardziej wrażliwe – więc dotyk, który dla ssaków nie jest awersyjny, dla ryb może być już bodźcem bólowym.

w nich gromadzone (stłaczane), a potem klatka unosi się i niejako przenosi cały czas pozostające w wodzie ryby na drugą stronę tamy. Tam otwierane są wrota i ryby mogą wypłynąć. Cykle takie trwają kilkanaście minut i w czasie migracji ryb są powtarzane wielokrotnie w ciągu doby. Ryby są monitorowane i liczone, a ich przepływanie mogą także oglądać postronne osoby jako rodzaj atrakcji turystycznej.

Zanieczyszczenie wód rzecznych i morskich jest kolejnym czynnikiem zagrażającym życiu i zdrowiu ryb. Rozmnażanie nie jest możliwe jeśli tarliska są zamulone, co zdarza się przy regulowaniu rzek. W morzu ryby doświadczają zanieczyszczenia hałasem (oraz wibracjami). Jest to bardzo rzadko omawiane zjawisko i mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jakie natężenie dźwięku generują morskie statki, platformy wiertnicze, promy. Wszystkie te czynniki spowodowały wyginięcie łososi w rzekach w wielu miejscach, także w Polsce. Restytucja tego drapieżnika

Źródło www.pixabay.com, Cock Robin

w polskich rzekach spotkała się z umiarkowanych sukcesem i jest to u nas gatunek nadal zagrożony wyginięciem. Mueller w swojej książce próbuje opisać świat tak, jak widziałyby go łososie. Ale pokazuje też różnice w stosunku Społeczności tradycyjnych i ponowoczesnych do zwierząt, od których uzależniony był ich los.

GŁOŚNE BRODŹCE

Brodźce piskliwe to jedne z tych ptaków, które nie sposób wypatrzeć wcześniej nim zauważą nas one.

Nie są ani specjalnie małe (choć duże też nie – tak mniej więcej wielkości szpaka), kamuflaż posiadają też nie wyjątkowo wymyślny, do tego są całkiem głośne. Jednak najczęściej widzimy je wtedy, gdy wędrując brzegiem rzeki, rzadziej jeziora, uciekają kiedy za bardzo się do nich zbliżymy. Gdy już wzlecą, mamy szansę poprzyglądać im się tylko przez chwilę, bo latają bardzo sprawnie i szybko zmieniają miejsce żerowania na takie, w którym nie są niepokojone przez intruzów (no chyba, że naruszyliśmy ich terytorium i zbliżamy się do gniazda, to wtedy możemy być przez piskliwce piskliwie nakłaniani do niezwłocznego oddalenia się (co dla dobra ptaków powinniśmy rzecz jasna uczynić).

Piskliwce, czyli formalnie brodźce piskliwe (Actitis hypoleucos), zwane też czasem kuliczkami piskliwymi (raczej dawniej) lub brodźcami krzykliwymi nazwę gatunkową zawdzięczają swej akustycznej ekspresji, której dają upust przede wszystkim w czasie toków (toki – zachowania lęgowe ptaków służące tworzeniu par dla celów rozrodczych – przypis redakcji), ale również wtedy, gdy zostaną spłoszone – nie uciekają po cichutku, lecz jakby dają wyraz swej irytacji na konieczność przerwania żerowania. Zazwyczaj wcale nie odlatują daleko, co daje pewne szanse na obserwacje tych ptaków nie tylko będąc pod wpływem strzału adrenaliny wywołanego nagłym poderwaniem się czegoś piskliwego niemal spod nóg, ale również chwilkę później, gdy tętno obserwatora zacznie spadać i będzie mógł w mniej już drżących rękach utrzymać lornetkę. Lub aparat, choć z tym sprzętem na piskliwce to zgodnie z prawem polskim tak wcale nie za bardzo. Brodźce piskliwe objęte są w Polsce ochroną gatunkową i zostały dodatkowo wpisane do katalogu gatunków, których fotografowanie bez specjalnych zezwoleń nie jest legalne. Oczywiście, gdy podczas przelotów, poza okresem lęgowym, piskliwce same nadlecą i zaczną w charakterystyczny dla siebie sposób kiwać swym ogonkiem przed obiektywem foto-

Tekst i zdjęcia Wojciech Jarosz

grafa przysypiającego podczas absolutnie niezakamuflowanej zasiadki nad brzegiem mocno eksploatowanego turystycznie jeziora, ten oczywiście z okazji skorzysta i popełni mniej lub bardziej udane ujęcia (chyba, że znowu ten strzał adrenaliny nie pozwoli mu ustawić aparatu jak należy) nie łamiąc raczej prawa. Tak właśnie powstały moje zdjęcia, którymi niniejszy tekst ilustruję. Czytających ten tekst (choć nie spodziewam się) inspektorów ochrony środowiska uprzejmie proszę o jak najmniej srogi wymiar kary. Nieco już bardziej poważnie, rzeczywiście jest sens chronić te i podobne im ptaki, choćby ze względu na malejącą liczebność. W naszym kraju (Polska) par lęgowych piskliwców jest obecnie nie więcej niż dwa tysiące. To mało, choć nie ma do końca wiarygodnych danych jak było np. 150 lat temu. Wiadomo natomiast, że brzegów nieuregulowanych rzek, dostępnych dla lubiących spokój ptaków, szczególnie podczas lęgów, nie przybywa, a wręcz przeciwnie. Antropopresja robi swoje i szczególnie regulacja rzek, likwidacja wysp rzecznych, zabudowa rzecznych brzegów, ptakom takim jak piskliwce bynajmniej nie pomaga. Są one przystosowane do zdobywania pokarmu na granicy wody i lądu, więc gdy nie znajdują miejsc gdzie mogą się najeść, odlatują dalej w ich poszukiwaniu. Piskliwce cenią sobie najbardziej brzegi piaszczyste, kamieniste i żwirowe średnich i dużych rzek, ale

Antropopresja robi swoje i szczególnie regulacja rzek, likwidacja wysp rzecznych, zabudowa rzecznych brzegów, ptakom takim jak piskliwce bynajmniej nie pomaga. Są one przystosowane do zdobywania pokarmu na granicy wody i lądu, więc gdy nie znajdują miejsc gdzie mogą się najeść, odlatują dalej w ich poszukiwaniu.

zdarza im się również przebywać i żerować na brzegach mulistych. W trakcie przelotów, gdy grupują się w stada i można je nieco łatwiej wypatrzyć przebywają też chętnie nad zbiornikami zaporowymi, nad stawami i innymi zbiornikami wodnymi. Bo piskliwce, jak w zasadzie wszystkie siewkowce, przylatują do nas tylko na czas lęgów (oczywiście są też takie, które widujemy wyłącznie na przelotach, co to traktują nasze okolice jako przydrożne stacje benzynowe, gdzie uzupełniają paliwo i lecą np. na daleką Północ). Nasze piskliwce na chłodną część roku odlatują najczęściej do Afryki i spotyka się ptaki u nas obrączkowane w jej subsaharyjskiej części, ale także zachodniej i północnej. Część ptaków pozostaje w cieplejszych częściach Europy zachodniej i nad Morzem Śródziemnym. Najliczniejsze populacje tych brodźców występują w Skandynawii i krajach nadbałtyckich. W Polsce najczęściej spotyka się pary lęgowe w Środkowym dorzeczu Wisły, ze względu na nieuregulowany charakter wielu jej dopływów, zwłaszcza nad Narwią i Pilicą. Inne rejony, gdzie łatwiej o spotkanie z piskliwcem to Podkarpacie i Karpaty, Pomorze Środkowe, a już trudniej o takie rendez-vous w dorzeczu Warty w Wielkopolsce czy też Odry na Śląsku.

Gdzie by nie były ich dieta w zasadzie wygląda podobnie. Swym długim dziobem (choć krótszym niż u pozostałych brodź-

ców) wyszukują owady i ich larwy, skorupiaki, mięczaki, dżdżownice, a także kijanki i mniejsze żaby. Nie wyróżniają się tu jakoś specjalnie od swoich kuzynów, choć raczej podnoszą to, co na powierzchni gruntu wypatrzą lub to, co wyrzuci woda, a rzadziej wciskają w grunt swój dziób na pełną jego długość (co świetnie potrafią niektóre inne siewkowce). Potrafią również łapać swą zdobycz w locie.

No dobrze, to jak rozpoznać, że ptak z długim dziobem i takimiż nogami to piskliwiec właśnie. Można oczywiście rozpatrywać szczegółowo proporcje długości dzioba, jak i nóg, ale to ścieżka raczej dla opatrzonych już w ptasiej menażerii. Piskliwce najłatwiej więc rozpoznać po głosie (nieustannie zachęcam do słuchania głosów ptaków na coraz większej liczbie stron internetowych i portali – tu nawet popularny serwis Youtube coraz częściej przychodzi nam z pomocą). Można również skorzystać z rekla-

mowanej już przeze mnie we wcześniejszych artykułach na łamach Perfect Diver aplikacji do rozpoznawania ptasich głosów (BirdNET) – w terenie działa rewelacyjnie! W zachowaniu piskliwców najbardziej charakterystyczne jest wspomniane potrząsanie tułowiem – takie swoiste kiwanie się. W locie natomiast, szybko uderza o powietrze wąskimi skrzydłami, by po chwili ślizgać się na nim przez chwilę ze skrzydłami rozpostartymi i nieco opuszczonymi. Najłatwiej piskliwca pomylić z łęczakiem i samotnikiem (o nich też kiedyś dla szanownych Czytelników napiszę), ale jest kilka szczegółów które mogą wskazać na piskliwca – np. brak białej plamy u nasady ogona i dużo bieli w spodniej części skrzydeł (u samotnika czarne, u łęczaka szare).

Artykuł ten piszę podczas rejsu po Wielkich Jeziorach Mazurskich, podczas której to podróży miałem przyjemność spotkać piskliwca i nacieszyć oczy jego zgrabnymi ruchami. Przyglądajcie się czujnie nadwodnym brzegom – może pokiwa do Was kiedyś piskliwiec?

BUTLA BOCZNA CZYLI STEJDŻ (STAGE)

JAK ZOSTAĆ LEPSZYM NURKIEM?

Stage, to dodatkowa butla, dopinana z boku nurka, a zabierana na nurkowanie z pojedynczą butlą lub twinem z 3 powodów*:

´ jako zbiornik gazu dennego

´ jako zbiornik gazu dekompresyjnego

´ jako zbiornik gazu do napełniania/ zasilania dodatkowych urządzeń

Jak dobrać jej wielkość? Dlaczego nurkowie rekreacyjni nie używają stage?

Tych z was, którzy już używają stage zapraszam do odświeżenia wiedzy, tych

Zdjęcie Jon Borg
Tekst Wojciech A. Filip

ACADEMY

którzy do tej pory widzieli taką butlę tylko na zdjęciach, zachęcam do jej poszerzenia.

* Niniejszy artykuł dotyczy zastosowania butli bocznych w konfiguracji OC backmount, czyli sytuacji kiedy nurek jako podstawowej używa pojedynczej butli lub twina.

ALUMINIOWA CZY STALOWA?

Zdania w tej sprawie bywają podzielone – czasem użycie stage z takiego czy innego materiału, o przypadkowej pojemności jest wynikiem tego, że akurat taka butla była pod ręką i tak już zostało. Moja propozycja: aluminiowa. Jeżeli napełnimy ją nawet ciężkim gazem (takim o dużej zawartości tlenu) to przy ciśnieniu ok. 100 bar (pojemność 11,1 l) butla zacznie być neutralnie pływalna. Inaczej mówiąc nie będzie przeważała nurka w żadną stronę, a wypięta zawiśnie obok właściciela.

Nie stanie się tak w przypadku najmniejszych butli aluminiowych o pojemności 5,7 litra. Dobrym pomysłem, jest sprawdzić jak zachowuje się mój stage z różną ilością gazu.

JAKA POJEMNOŚĆ?

Teoria mówi, że od nadmiaru gazu głowa nie boli, jego brak, bywa niebezpieczny. Czy zatem najlepszą butlą jest aluminiowa 11,1 l? To bardzo uniwersalny zbiornik gazu. Jeżeli nurkujemy rekreacyjnie, to zabranie takiej butli pod wodę może wydłużyć czas naszego nurkowania w znaczący sposób. Jeżeli w butli bocznej planujemy zabrać tlen jako gaz dekompresyjny, a czas dekompresji na tym gazie będzie oscylował w okolicach kil-

PORADA

Zabierz na proste nurkowanie swoją butlę boczną napełnioną do 200 bar. Zużywaj z niej gaz i sprawdzaj jaką butla ma pływalność w odstępach 50 barowych. Jeżeli używasz butli 11,1 l (to duża aluminiowa butla bardzo często nazywana aluminiową 12 litrową), bądź ostrożny przy niskim ciśnieniu. Butla puszczona wolno zacznie powoli wypływać na powierzchnię.

kunastu minut, to warto przemyśleć zabranie butli o mniejszej pojemności. Tlen jest najcięższym z gazów oddechowych, które zabieramy pod wodę. Duża butla boczna wypełniona tym gazem będzie ujemnie pływalna przez całe nurkowanie (będzie nisko wisieć dając wyraźne odczucie przeważenia). Aby nie męczyć się tym przeważaniem, taką butlę zawiesza się na specjalnej smyczy wpiętej w d-ring biodrowy i przerzuconej pomiędzy nogi nurka. Jeżeli nie potrzebuję bardzo dużej ilości tlenu, butla mniejsza będzie bardziej wygodna.

Zdjęcie Mariusz Czajka

Wyjaśnienie dla nurków rekreacyjnych: zazwyczaj nurkujemy tak, że czas nurkowania jest zależny od ilości gazu w naszej butli. Bardzo rzadko wynurzamy się, bo skończył się nam zaplanowany czas, a zdecydowanie częściej, bo strzałka manometru zbliżyła się do czerwonego pola oznaczającego 50 bar. W nurkowaniu technicznym dzieje się trochę inaczej. Plan zaczynamy od określenia ilości gazów dekompresyjnych, jakie jesteśmy w stanie bezpiecznie za-

brać ze sobą na nurkowanie, a to pozwoli nam określić jak długo i jak głęboko będziemy mogli pozostawać pod wodą. Duża ilość butli bocznych wygląda dobrze na zdjęciach, ale w nurkowaniu przede wszystkim przeszkadza. Dlaczego nurkowie rekreacyjni nie używają butli bocznych? Najpierw sprawa techniczna. Każdy nurek, używający pojedynczej butli na plecach, może sobie bez najmniejszego problemu podpiąć 1, 2 czy inną ilość

butli bocznych. Zanim to zrobi, powinien sprawdzić możliwości swojego sprzętu. Dostępne na rynku modularne systemy wypornościowe np. Tecline Peanut 21 zapewniają dużą swobodę działania przy nurkowaniach z 1 butlą na plecach i kilkoma butlami bocznymi.

Czy to oznacza, że jeżeli jestem nurkiem AOWD to mogę nurkować z dodatkowymi butlami?

PORADA DLA NURKÓW REC

Zapytajcie swojego instruktora jak obliczyć szybkość zużywanego gazu na różnych głębokościach.

Zobaczycie, że planowanie nurkowania to fajna i bardzo przydatna umiejętność. Przypomina ona wyjazd samochodem na wakacje gdzieś, gdzie jest mało stacji benzynowych. Warto wtedy dowiedzieć się ile spala samochód i jak daleko mogę nim pojechać bez tankowania.

Nie polecam tego rozwiązania bez wcześniejszego dobrego treningu pod okiem doświadczonego szkoleniowca, a takich treningów na rynku szkoleń rekreacyjnych… nie ma.

To co powinniśmy opanować przed nurkowaniem z butlą boczną to planowanie nurkowania dłuższego niż tzw. „bezdekompresyjne” oraz opanowania poszerzonych umiejętności związanych z właściwym skonfigurowaniem sprzętu i bardzo dobrej kontroli pływalności.

Zdjęcie Mariusz Czajka

NIEPOPRAWNE NOSZENIE BUTLI I SKUTKI POD WODĄ

…tymczasem w nurkowaniu technicznym 

OTO INFORMACJE PRZYDATNE

W CZASIE NURKOWAŃ Z BUTLAMI BOCZNYMI

1. Uprząż butli bocznej służy do stabilizacji położenia zaworu, a co za tym idzie automatu i manometru pod wodą. Powinna być bardzo mocno napięta. Dzięki temu możemy nie tylko stale obserwować manometr bez konieczności odwracania butli, ale także swobodnie przeprowadzać zmodyfikowanego v-drilla. Uprząż nie służy do noszenia butli (butlę nosimy trzymając za zawór).

Butla noszona na powierzchni za uprząż, pod wodą obraca się w osi po podpięciu do nurka. Najniższym punktem staje się zawór, którym

bardzo łatwo jest zahaczyć o linki poręczowe, wąż do II stopnia będzie mocno napięty wyrywając automat z ust, a kontrola manometru będzie wymagała odwracania butli za każdym razem.

2. Oznaczenie butli bocznej, czyli naklejkę z tzw. MOD umieszczamy tuż pod kielichem, po 2 stronach butli. Właściwe naklejenie to gwarancja łatwej identyfikacji gazu również w trudnych warunkach (np. stres, słaba widoczność). Połóżmy butlę na podłożu tak, aby otwór zaworu był skierowany w górę. Pierwszą z nalepek z MOD umieszczamy tak aby stojąc po stronie gałki odczytać ją jako poziomo umieszczoną wartość liczbową np. 21. Taką samą naklejkę umieszczamy z drugiej strony butli.

3. Oznaczenie właściciela butli umieszczamy w jej dolnej części, z przesunięciem o 90 stopni w stosunku do MOD. Jeżeli zrobiliśmy to poprawnie, to odczytując MOD nie widzimy żadnego innego oznaczenia.

4. Nurkując z 1 butlą boczną można skrócić dolną cześć uprzęży przez co pusta butla nie będzie wystawać poza obrys twina. Robimy to przekładając dolny karabinek pod uprzężą ruchem odwrotnym do ruchu wskazówek zegara jeżeli butla wpięta jest z lewej strony nurka (zgodnie z ruchem wskazówek jeżeli butla wpięta jest po prawej stronie). To z kolei poprawi położenie zaworu butli.

5. Jeżeli korzystamy z 2 lub większej ilości butli bocznych, to z przodu nurka pozostają zwykle 2. Bliżej ciała wpina-

POPRAWNE NOSZENIE BUTLI I EFEKTY POD WODĄ
Zdjęcia Jon Borg

ROTACJA BUTLI BOCZNYCH

To podwodne przepinanie butli (jeżeli jest ich więcej niż 2) mające na celu, aby ta zawierająca potrzebny na danej głębokości gaz znalazła się w najwygodniejszym dla nurka położeniu.

my butlę, z której zużyliśmy gaz. Uzyskujemy w ten sposób równą pozycję obydwu butli (pusta lekko podnosi pełną) i łatwiejszy dostęp do zaworu aktualnie używanej butli.

6. W czasie złożonych nurkowań, nurek może wykorzystywać więcej niż jedną butlę boczną.

Zazwyczaj jest to 3 do 6 butli. W każdej z nich jest jakiś gaz potrzebny na różnych głębokościach.

Aby móc się swobodnie poruszać i nie być przeważonym, z boku wpina się zwykle nie więcej niż 2 butle.

Reszta jest wpięta w specjalne pętle nazywane „smyczami”, które wpięte do d-ringów na biodrach nurka wsuwamy pomiędzy nogi.

7. Nurkowanie w przestrzeniach zamkniętych związane jest z rozkładaniem tzw. „depozytów”. Są to butle boczne wpięte w linkę poręczową w określonych miejscach jaskini lub wraku. Tym samym nurek ma dużo większą swobodę nie musząc transportować przez cały czas wszystkich butli.

8. W wodzie otwartej puste butle można „wysłać” na powierzchnię korzystając

z linki połączonej z bojką sygnalizacyjną. Butle 11,1 l wynurzają się dnem do góry, więc warto wpiąć je w linkę górnym karabinkiem.

Każda organizacja szkoląca nurków w zakresie używania butli bocznych stosuje określone procedury z tym związane. Warto je dokładnie poznać i opanować. Porównajcie stosowane przez was metody z opisanymi w naszym artykule. Próby praktyczne pomogą w znalezieniu swojej perfekcyjnej konfiguracji.

Bezpiecznych nurkowań, WAF

PS.

O swoich przemyśleniach piszcie do redakcji Perfect Diver. Jeżeli wolicie porozmawiać na żywo zapraszam do Akademii Tecline.

https://teclinediving.eu/pl/akademia-tecline/#/

Zdjęcie Jon Borg

Klapki w stylu „japonek”

Calzuro Aqua

Wykonane z materiału bezlateksowego EVARITE®, o doskonałych parametrach technicznych.

Stworzone z pojedynczego bloku, co ogranicza możliwość łamania klapek w krytycznych punktach.

Calzuro Aqua są tak ukształtowane, że powierzchnia sprzyja prawidłowemu ukrwieniu. Antypoślizgowa podeszwa zapewnia trzymanie stóp w takich miejscach jak baseny, spa czy plaże.

Calzuro Aqua to komfort, relaks, lekkość i wodoodporność.

DOSTĘPNE W WIELU KOLORACH

CHCESZ WIEDZIEĆ WIĘCEJ?

Zapytaj o cenę i dostępność: info@tecres.pl

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.