Pierwszy numer w 2020 to nowe otwarcie. Zmieniamy się na lepsze.
Będziemy ukazywać się częściej. Po Waszych sugestiach uznaliśmy, że dwumiesięcznik to lepsza formuła niż kwartalnik. Od nowego roku na stałe do naszego zespołu dołączył Bartek Pszczółkowski. Jest autorem świetnych podwodnych zdjęć i ma dobre pióro. Z pewnością lektura jego tekstów będzie ucztą dla oczu i naszej wyobraźni.
Dla tych, którzy lubią wydania papierowe także zmieniamy się na lepsze. Korzystając z Waszych sugestii zmieniliśmy minimalnie format oraz liczbę stron. Dzięki tym zabiegom obniżyliśmy cenę do 19,90 PLN. Perfect Diver kosztuje obecnie mniej niż nabicie jednej butli, a starcza go na dłużej.
Wśród Czytelników i naszych fanów mamy także grono osób interesujących się podwodnym światem, ale jeszcze nienurkujących. Dla nich stworzyliśmy nowy dział – „Podwodny Żółtodziób”. Mamy nadzieję, że teksty w nim zawarte ułatwią Wam podjęcie decyzji i rozpoczęcie przygody życia z nurkowaniem lub freedivingiem.
Magazyn, który trzymacie w rękach lub macie otwarty na ekranie, nie powstałby bez wsparcia otoczenia. Zobaczcie, kto się u nas reklamuje. Nasi Partnerzy wspierają w ten sposób nie tylko redakcję, ale także i Was. To dzięki nim mamy możliwość przygotowywania dla Was ciekawych tekstów i publikowania fantastycznych zdjęć. Bardzo im dziękuję za zaufanie i zaangażowanie w integrację naszego środowiska.
Każdy z Was, fantastycznych Czytelników naszego magazynu, ma w sobie moc zostania Partnerem. Pamiętajcie, że w każdym momencie możecie wesprzeć ideę Perfect Diver, nie tylko zamawiając wersję papierową magazynu, ale dokonując mikropłatności. W każdym numerze, także w tym, zamieszczamy QR kod, który umożliwia przekazanie redakcji dobrowolnej wpłaty. Każdą otrzymaną w ten sposób kwotę, nawet przysłowiową złotówkę, obiecujemy zainwestować w rozwój i pozyskanie ciekawych treści redakcyjnych.
„Bo wszystko ma swój początek w myśli. Od niej zaczyna się pomysł, projekt, przedsięwzięcie, a nawet dzieło”.
Miłej lektury!
podróż E
Nowy sposób na Egipt
Dwa oblicza Sulawesi
Rummu
Kamieniołom w Uzhgorod (Ukraina – Zakarpacie)
Seahorse „Delfinia Rafa” w Ejlacie. Nowe szanse, nowe zagrożenia
Ptasie torpedy
Krab brzegowy
Hazard Identification and Risk
Kopalnia Maria Concordia, nowe miejsce na nurkowej mapie Polski
Po i przed Festiwalem Mocy
ABC: maska, fajka, płetwy. Jak dobrać i bezpiecznie używać sprzęt do snorklowania
Konfiguracje sprzętowe, część 1
Wydawca perfect diver Wojciech Zgoła ul. Folwarczna 37, 62-081 Przeźmierowo redakcja@perfectdiver.com
ISSN 2545-3319
redaktor naczelny felietonistka
archeologia podwodna freediving fotograf
publicysta, fotograf tłumacze języka angielskiego
opieka prawna projekt graficzny i skład
Wojciech Zgoła
Irena Kosowska
Mateusz Popek
Agnieszka Kalska Jakub Degee
Bartosz Pszczółkowski
Agnieszka Gumiela-Pająkowska
Arleta Kaźmierczak
Adwokat Joanna Wajsnis
Brygida Jackowiak-Rydzak
magazyn złożono krojami pisma Montserrat (Julieta Ulanovsky) Open Sans (Ascender Fonts) Spectral (Production Type)
dystrybucja centra nurkowe, sklep internetowy preorder@perfectdiver.com
fotografia na okładce
Karolina Sztaba
modelka
Georgina Swain miejsce
Wyspy Gili, Trawangan Dive Resort
www.perfectdiver.com
Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, nie odpowiada za treść ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo do skracania, redagowania, tytułowania nadesłanych tekstów oraz doboru materiałów ilustrujących. Przedruk artykułów lub ich części, kopiowanie tylko za zgodą Redakcji. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za formę i treść reklam.
Podoba Ci się ten numer magazynu, wpłać dowolną kwotę! Wpłata jest dobrowolna.
PayPal.Me/perfectdiver
Wojciech Zgoła
Często powtarza, że podróżuje nurkując i to jest jego motto. W 1985 roku zdobył patent żeglarza jachtowego, a dopiero w 2006 zaczął nurkować. W kolejnych latach doskonalił swoje umiejętności uzyskując stopień Dive Mastera. Zrealizował blisko 650 nurkowań w różnych warunkach klimatycznych. Od 2007 roku fotografuje pod wodą, a od 2008 również filmuje. Jako niezależny dziennikarz opublikował kilkadziesiąt artykułów, głównie w czasopismach poświęconych nurkowaniu, ale nie tylko. Współautor wystaw fotograficznych w kraju i za granicą. Jest pasjonatem i propagatorem nurkowania. Od 2008 roku prowadzi swoją autorską stronę www.dive-adventure.eu. Na bazie szerokich doświadczeń, w sierpniu 2018 stworzył nowy Magazyn Perfect Diver
MateusZ popek
„Moja pasja, praca i życie znajdują się pod wodą” Nurkuje od 2009 roku. Od 2008 roku chodzi po jaskiniach. Z wykształcenia archeolog podwodny. Uczestniczył w licznych projektach w Polsce i za granicą. Od 2011 zajmuje się nurkowaniem zawodowym. W 2013 uzyskał uprawnienia nurka II klasy. Ma doświadczenie w pracach podwodnych zarówno na morzu jak i śródlądziu. Od 2013 nurkuje w jaskiniach, zwłaszcza w górskich, a od 2014 jest instruktorem nurkowania CMAS M1.
irena kosoWska
Regionalny Manager Divers Alert Network Polska, Instruktor nurkowania i pierwszej pomocy, nurek techniczny i jaskiniowy. Zakochana we wszystkich zalanych, ciemnych, zimnych, ciasnych miejscach oraz niezmiennie od początku drogi nurkowej – w Bałtyku. Realizując misje DAN, prowadzi cykl prelekcji "Nurkuj bezpiecznie" oraz Diving Safety Laboratory, czyli terenowe badania nurków do celów naukowych.
jakub degee
Polski fotograf, zdobywca nagród i wyróżnień w światowych konkursach fotografii podwodnej nurkował już na całym świecie – z rekinami i wielorybami w Południowej Afryce, z orkami za północnym kołem podbiegunowym, na Galapagos z setkami rekinów młotów i z humbakami na wyspach Tonga. Bierze udział w specjalistycznych warsztatach fotograficznych. Nurkuje od 27 lat, zaczął w wieku lat 12 – jak tylko było to formalnie możliwe. Jako pierwszy na świecie użył aparatu Hasselblad X1d-50c do podwodnej fotografii super macro. Niedawno, na odległym archipelagu Chincorro na granicy Meksyku i Belize, zrobił to ponownie, podejmując udaną próbę sfotografowania oka krokodyla obiektywem makro z dodatkową soczewką powiększającą, co jest największym na świecie zdjęciem oka krokodyla żyjącego na wolności (pod względem ilości pixeli, wielkości wydruku, jakości).
agniesZka kalska
„Nie wyobrażam sobie życia bez wody, gdzie w wolnym ciele doświadczam wolności ducha”.
● założycielka pierwszej w Polsce szkoły freedivingu i pływania – FREEBODY,
● instruktorka freedivingu Apnea Academy International i PADI Master Freediver,
● rekordzistka świata we freedivingu (DYN 253 m),
● rekordzistka i mistrzyni Polski, członkini kadry narodowej we freedivingu 2013–2019,
● finalistka Mistrzostw Świata we freedivingu 2013, 2015, 2016 oraz 2018,
● multimedalistka Mistrzostw Polski oraz członkini kadry narodowej w pływaniu w latach 1998–2003,
● pasjonatka freedivingu i pływania.
bartosZ psZcZółkoWski
Tak się nazywam i pochodzę z Poznania. Z wodą związany jestem praktycznie od urodzenia a z nurkowaniem, odkąd nauczyłem się chodzić. Pasję do podwodnego świata zaszczepił mi dziadek, ***instruktor CMAS zabierając mnie w każdej wolnej chwili nad jeziora. Pierwsze uprawnienia zdobyłem w 1996 roku. Rok później pojechałem do Chorwacji i dosłownie zwariowałem na widok błękitnej wody, ośmiornic i kolorowych rybek;) Kupiłem swój pierwszy aparat pod wodę – Olympus 5060 i zacząłem przygodę z podwodną fotografią. Swoje doświadczenie nurkowe nabywałem na Wyspach Kanaryjskich, Sardynii, Norwegii, Malediwach i w polskich jeziorach. Obecnie jestem instruktorem Padi oraz ESA, szkolę w Europie zapaleńców nurkowych i przekazuję swoją pasję innym.
Wszystkich miłośników podwodnego świata i fotografii zapraszam na Beediver (FB) – do zobaczenia.
Ma na swoim koncie ponad 8000 nurkowań. Nurkuje od ponad 30 lat, a w tym od ponad 20 lat jako nurek techniczny. Jest profesjonalistą z ogromną wiedzą teoretyczną i praktyczną. Jest instruktorem wielu federacji: GUE Instructor Mentor, CMAS**, IANTD nTMX, IDCS PADI, EFR, TMX Gas Blender. Uczestniczył w wielu projektach i konferencjach nurkowych jako lider, eksplorator, pomysłodawca czy wykładowca. Były to między innymi Britannic Expedition 2016, Morpheus Cave Scientific Project on Croatia Caves, GROM Expedition in Narvik, Tuna Mine Deep Dive, Glavas Cave in Croatia, NOA-MARINE. Zawodowo jest Dyrektorem Technicznym w TecLine w Scubatech, a także Dyrektorem Szkolenia w TecLine Academy.
Absolwentka Geografii na Uniwersytecie Wrocławskim, niepoprawna optymistka… na stałe z uśmiechem na ustach! Do Activtour trafiła chyba z przeznaczenia… i została tu na stałe. Z zamiłowaniem codziennie spełnia ludzkie marzenia przygotowując wyprawy nurkowe na całym świecie, a sama nurkuje już… ponad połowę życia. Każdego roku eksploruje inny „kawałek oceanu” przypinając kolejną pinezkę na swojej nurkowej mapie świata! W zimie zamienia płetwy na ukochane narty i ucieka w Alpy. Przepis na życie? „Tylko martwy pień płynie z prądem – czółno odkrywców, płynie w górę rzeki!” www.activtour.pl, anna@activtour.pl
Pierwszy kontakt z nurkowaniem był niewinny i przypadkowy, zaczął się od snorkelingu w Bułgarii oraz Grecji pod koniec lat 90-tych. Nieco później, już po zrobieniu pierwszego kursu, nurkowanie stało się jego życiową pasją. Od tego czasu przeszedł wszystkie poziomy przeszkolenia. Działał jako przewodnik podwodny w kilku krajach oraz pracował przy połowach skorupiaków w zimnych szkockich wodach. Z zawodu jest managerem logistyki, co bardzo ułatwia organizację wyjazdów nurkowych. Entuzjasta zalanych jaskiń, grotołaz, poszukiwacz opuszczonych miejsc (kopalnie, sztolnie, fabryki). Instruktor nurkowania oraz pierwszej pomocy SDI/TDI. Uważa, że dobrym nurkiem można zostać tylko poprzez mozolny trening w rozmaitych warunkach. Wielbiciel Bałkanów, które odwiedza od 20 lat. Uwielbia fotografię podwodną, dzikie góry, Azję i jej kuchnię, czarny humor oraz wesołe towarzystwo na kolejnych wojażach. Ambasador SeaYa.
Podróżniczka i fotograf dzikiej przyrody. Absolwentka dziennikarstwa i miłośniczka dobrej literatury. Żyje w zgodzie z naturą, propaguje zdrowy styl życia… jest yoginką i wegetarianką. Angażuje się w ekologiczne projekty, szczególnie bliskie jej sercu są rekiny i ich ochrona, o których pisze w licznych artykułach oraz na blogu www.divingandtravel.pl
Swoją przygodę z nurkowaniem zaczęła piętnaście lat temu przez zupełny przypadek.
Dzisiaj jest Divemasterem, odwiedziła ponad 60 państw i nurkowała na 5 kontynentach. Na wspólną podróż zaprasza z biurem podróży www.dive-away.pl, którego jest współzałożycielem.
Podróżnik, fotograf i filmowiec świata podwodnego, pasjonat kuchni azjatyckiej, instruktor nurkowania PADI. Odwiedził ponad 70 państw i nurkował na 5 kontynentach (dwa pozostałe są w planach przyszłorocznych wypraw). Od kilku lat jest również instruktorem-trenerem lotów bezzałogowymi statkami powietrznymi. Współtworzy biuro podróży dla nurków www.dive-away.pl. Wyprawy dokumentuje zdjęciami i opisami podróży na blogu www.divingandtravel.pl
Z wykształcenia i zawodu nudny programista, z wieloletniej pasji – nurek. Amator podwodnej fotografii i video w wersji budżetowej. Od lat zafascynowany miejscami „z historią” – kopalniami, bunkrami i oczywiście wrakami oraz (choć niekoniecznie w tej kolejności) jaskiniami, w których na własne oczy może zobaczyć cuda tworzone przez naturę, jeśli jej pozostawić wolną rękę i kilka milionów lat na działanie.
Wojciech a. filip
bartek pitala
karol pencil ołóWek
sylWia kosMalska-jurieWicZ
anna sołoducha
adrian jurieWicZ
jakub banasiak
Płetwonurek od 2008 roku. Pasjonat Morza Czerwonego i pelagicznych oceanicznych drapieżników. Oddany idei ochrony delfinów, rekinów i wielorybów. Nurkuje głównie tam, gdzie można spotkać te zwierzęta i monitorować poziom ich dobrostanu. Członek Dolphinaria-Free Europe Coalition, wolontariusz Tethys Research Institute oraz Cetacean Research&Rescue Unit, współpracownik Marine Connection. Od 10 lat uczestniczy w badaniach nad dziko żyjącymi populacjami delfinów oraz audytuje delfinaria. Razem z zespołem „NIE!
Dla Delfinarium” przeciwdziała trzymaniu delfinów w niewoli i popularyzuje wiedzę na temat delfinoterapii przemilczaną bądź ukrywaną przez ośrodki zarabiające na tej formie animaloterapii.
vel „Syrenka”. Instruktorka nurkowania NAUI, EFR (pierwszej pomocy przedmedycznej) oraz ratownictwa tlenowego DAN. Aktorka i wokalistka. Kobieta wszechstronna.
Nurkowanie jest jej pasją oraz sposobem na pomaganie każdemu człowiekowi, z którym pracuje nad i pod wodą. Jej zdaniem nurkowanie to nie tylko eksploracja podwodnego świata. To również poznawanie i integracja z własnym „ja”, budowanie zaufania do siebie oraz sposób na rozwój umiejętności niezbędnych do pokonywania wszelkich problemów życiowych. Specjalistka ds. „trudnych” kursantów i dzieci.
Właścicielka XDIVERS – Twoja Szkoły Nurkowania. Nurek trymiksowy, jaskiniowy i gas blender. Jej największą podwodną miłością są jaskinie, a nurkowym priorytetem – BEZPIECZEŃSTWO. margita@xdivers.pl
Absolwent dwóch poznańskich uczelni – Akademii Wychowania Fizycznego (specjalność trenerska – piłka ręczna) oraz Uniwersytetu im. A. Mickiewicza, Wydziału Biologii (specjalność biologia doświadczalna). Z tą pierwszą uczelnią związał swoje życie zawodowe próbując wpływać na kierunek rozwoju przyszłych fachowców od ruchu z jednej strony, a z drugiej planując i realizując badania, popychając mozolnie w słusznym (oby) kierunku wózek zwany nauką. W chwilach wolnych czas spędza aktywnie – jego główne pasje to żeglarstwo (sternik morski), narciarstwo (instruktor narciarstwa zjazdowego), jazda motocyklem, nurkowanie rekreacyjne i wiele innych form aktywności, a także fotografia, głównie przyrodnicza.
BY ROLAND ST JOHN
Big Blue to marka stworzona przez nurka i miłośnika morskiej fauny, Rolanda St John jako Big Blue Aquatic Gifts. Biżuteria i breloczki z motywami ośmiornic, żółwi morskich, rekinów i innych gatunków, powstają w USA są wykańczane ręcznie, ukazują piękno i różnorodność morskich stworzeń.
Jako dystrybutor Big Blue by Roland St John, Ocean-Tech Sp. z o.o. w pełni podziela zachwyt twórcy nad mieszkańcami oceanicznych głębin. Breloczki, wisiorki, bransoletki i kolczyki Big Blue dostępne są na: nurkowyswiat.pl i sklep.ocean-tech.pl.
Wojciech jarosZ
Margita śliZoWska
Instruktor nurkowania, autor bloga o nurkowaniu, społecznik. Nurkuje od prawie dwudziestu lat, głównie w Polsce, szkoli od sześciu lat i jeszcze udziela się w Grupie Eksplorującej Podwarszawskie Nurkowiska – stołecznej grupie promującej nurkowanie i ochronę świata wodnego. jakub cieślak
Od dziecka marzyłam, żeby zostać biologiem morskim i udało mi się spełnić te marzenia. Skończyłam studia na kierunku oceanografia, gdzie od niedawna rozpoczęłam studia doktoranckie. Moja przygoda z nurkowaniem zaczęła się, kiedy miałam 12 lat. Kocham obserwować podwodne życie z bliska i staram się pokazać innym nurkom jak fascynujące są podwodne, bałtyckie stworzenia.
Podróżniczka, fotografka i producentka programów telewizyjnych. Na co dzień pracuje w TVN Discovery a w wolnych chwilach fotografuje i nurkuje. Odwiedziła ze swoim aparatem 6 kontynentów, a Australia jest w najbliższych planach. Uwielbia fotografować przyrodę, pejzaże i ludzi. Fascynuje ją świat innych kultur i to co przemija. Można ją spotkać na górskich szlakach lub w trawie, kiedy fotografuje macro. Kilka lat temu postanowiła zejść pod wodę i zakochała się w nurkowaniu. Pasjonuje ją zarówno życie podwodne jak i historie kryjące się za wrakami czy zalanymi miejscami. Swoje zdjęcia publikuje na Instagramie.
agata turoWicZ
beata tabak
Seahorse
Tekst i zdjęcia bartosz pszczółkowski
Hippocampus Hippocampus jest mniejszy od swojego kolegi H.Guttulatus – widać dokładnie płetwę grzbietową
Iglicznik w całej okazałości, gdy jest wśród trawy morskiej zlewa się z otoczeniem i nie sposób go wypatrzyć
czy kiedykolwiek słyszałeś powiedzenie, że ten nurek pływa jak konik morski?
Takiego określenia używa się w żargonie, kiedy płetwonurek, zazwyczaj początkujący porusza się pod wodą w pozycji pionowej. Jest to charakterystyczna pozycja dla Pławikonika, bo tak po polsku określa się te zwierzaki.
Należą do rodziny Igliczniowatych, Syngnathidae obejmującą kilkadziesiąt gatunków ryb morskich, w tym również Syngnathus sp. Ciekawostką jest, że w języku angielskim nazwa „Seahorses” odnosi się tylko do rodzaju Hippocampus.
Wyżej wspomniana pozycja pławikoników jest czymś unikalnym w świecie zwierząt, a u ryb praktycznie nie występuje.
Uważa się, że koniki morskie swoją pozycję wykształciły już 25 milionów lat temu.
Po zmianach środowiskowych, zachodzących między Antypodami, a Indonezją, powstały płytkie obszary zarośnięte trawami morskimi, „sargassum”. W tych płytkich wodach pełnych roślinności koniki morskie znalazły schronienie, a pionowa sylwetka pozwoliła im wtopić się w otoczenie.
W Słowenii odnaleziono najstarszą skamieniałość konika morskiego datowaną na 13 milionów lat. Ten skamieniały jest bardzo podobny do koników współcześnie zamieszkujących basen morza Śródziemnego. W Europie występują 2 gatunki konika morskiego: Hippocampus hippocampus (zwyczajowo niewielki, krótki pyszczek, brak „włosów”, często trójkątna głowa) oraz Hippocampus gut -
jak kameleon
Samica Hippocampus Hippocampus z ogonkiem zwiniętym
tulatus (większy 10–13 cm, długi pyszczek, dużo „włosów” głowa bardziej zaokrąglona).
Gatunki te współwystępują ze sobą oraz z innym przedstawicielem rodziny Iglicznikiem Syngnathus sp.
charakterystyka
Ryby te są kiepskimi pływakami, w tylnej części głowy zlokalizowane są niewielkie płetwy piersiowe, a na grzbiecie jedna płetwa mogąca wykonać nawet do 35 ruchów na sekundę. Zamieszkują płytkie wody i wybierają obszary, na których spotkamy piaszczyste dno obok łąk posidonii. Jeśli uda się spotkać konika morskiego i nie będzie się ingerować w jego przestrzeń, z powodzeniem spotka się go ponownie, jeśli tylko konik zechce, a my wytężymy wzrok, by dojrzeć go pośród roślin, korzeni lub piaszczystego dna.
Jest wiele cech wśród tych zwierząt, które zdumiewają i zasługują na uwagę.
kamuflaż
Pławikoniki są mistrzami w zabawie w chowanego. Potrafią dostosować swoją barwę ciała do koloru miejsca, w którym
Samica Hippocampus Hippocampus
Samiec z brzuszkiem Hippocampus Guttulatus
żyją. Z tego powodu bardzo trudno o dobre zdjęcie tego stworzenia w jego naturalnym środowisku. Są zwierzętami terytorialnymi i zamieszkują obszary w pobliżu traw morskich np. Posidonia ps., także piaszczyste dno, na którym gromadzą się szczątki roślinne i zwierzęce.
Posiadają oczy jak kameleon, którymi mogą poruszać niezależnie oraz chwytny ogon, którym przyczepiają się do trawy morskiej lub ogona partnera w miłosnym tańcu godowym.
rozmnażanie
Pławikoniki są jedyne w swoim rodzaju w temacie rozmnażania. Występuje u nich dymorfizm płciowy i odzna-
cza się charakterystycznym tworem „workiem” pod brzuchem samca. Do tego worka samica składa jajka, ikrę.
To Tata konik inkubuje jajka i rodzi już w pełni wykształcone miniaturki mierzące od 2–12 mm. Poród odbywa się w spokojnym otoczeniu traw morskich posidonii z dala od drapieżników i innych zagrożeń. Samica pod brzuchem ma charakterystyczne wcięcie.
Koniki są monogamiczne i łączą się w pary na całe życie, które trwa od 4 do 6 lat.
pożywienie
Pławikoniki żywią się widłonogami, obunogami i krewetkami, małymi rybkami. Sposób polowania polega na
Samica H.Guttulatus używająca chwytnego ogona do trzymania kawałka posidonii
Samica H.Guttulatus podczas jedzenia
Samica Hippocampus Guttulatus w pełnej krasie mierzy nawet do 15 centymetrów
Samiec Hippocampus Hippocampus z ledwo widocznym workiem rozrodczym
Samiec H.Guttulatus z workiem pełnym ikry z widocznym otworem rozrodczym
wciąganiu ofiary do jamy gardzielowej przez wydłużony pyszczek. Są w stanie wessać pożywienie z odległości
3 cm. Układ pokarmowy konika pozbawiony jest żołądka, co zmusza do ciągłego jedzenia i sprawia wrażenie, że jest wiecznie głodny. Jest w stanie zjeść do 3 tysięcy krewetek dziennie.
zagrożenia
Koniki morskie ze względu na swoja budowę nie mają wielu wrogów, ale mogą być zjedzone przez tuńczyka, doradę, płaszczkę czy pingwina oraz człowieka. Ten ostatni jest największym zagrożeniem konika morskiego.
Szacunkowo podaje się, że 20 milionów pławikoników jest sprzedawanych nielegalnie do celów tradycyjnej medycyny chińskiej, japońskiej i koreańskiej. Przypisuje się im właściwości lecznicze w chorobach układu oddechowego oraz w impotencji.
Płytkie zatoki Morza Śródziemnego stanowią doskonałe schronienie dla koników morskich, jednak coraz większe natężenie ruchu wodnego, zbyt zuchwała turystyka mają coraz większe oddziaływanie na środowisko morskie.
W basenie Morza Śródziemnego od kilku lat obserwuje się wymieranie traw morskich Posidonia. Są one schronieniem dla wielu zwierząt, a dla koników morskich również miejscem rozrodu.
Koniki morskie w różnych kulturach są przedstawiane jako magiczne zwierzęta, które przynoszą szczęście każdemu, kto je ujrzy.
Dla mnie każde spotkanie z tymi wyjątkowymi stworzeniami jest magiczne. Jako przewodnik, instruktor nurkowania oraz miłośnik podwodnej przyrody, jestem szczęśliwy, kiedy mogę pokazać koniki innym nurkom. Uważam, że dzięki takim spotkaniom rośnie świadomość ekologiczna i wrażliwość obserwatorów do podwodnego świata i istot w nim mieszkających.
Musimy pamiętać, że jesteśmy gośćmi w podwodnym świecie, obserwatorami i powinniśmy jak najmniej zakłócać spokój tego innego, niesamowitego wymiaru.
Pożywienie koników morskich
Samica H.Guttulatus
płynąca w toni to rzadki widok
Nowy sposób na Egipt
Tekst anna sołoducha
Niezależnie od pory dnia, podczas której ujrzysz którąkolwiek z wiosek nurkowych w Egipcie, z pewnością na chwilę wstrzymasz oddech. Kawałki białego płótna wyłaniające się zza gór, usytuowane nad brzegiem lazurowej wody, migoczące ścieżki oświetlone tysiącami lampionów czy ogromne połacie zieleni lasu namorzynowego w sąsiedztwie terenów pustynnych.
Nurkowe
ecocampy to coś unikatowego, niepowtarzalnego i zaskakującego... Co więcej, cała idea tych miejsc, oparta jest o zrównoważony rozwój środowiska i dbałość o jego naturalne zasoby.
Wioski powstały w 1990 r. i do dzisiaj wiodą prym z zakresu profesjonalnej obsługi, standardu i miejsc do nurkowania w południowej części Morza Czerwonego, oblewającego wybrzeże Egiptu. Marsa Shagra, Marsa Nakari oraz Wadi Lahami znajdują się w rejonie Marsa Alam oraz Hamaty. Każdy z ecocampów, jest certyfikowanym ośrodkiem PADI, w którym stosuje się innowacyjne techniki zarządzania i rozwoju biznesu, zatrudniające ponad 350 pracowników. Miejsca te tworzą doświadczeni instruktorzy i przewodnicy PADI z rozległymi umiejętnościami językowymi, posługując się językiem arabskim, angielskim, francuskim, włoskim i niemieckim. Każdy z ecocampów to wspaniała okazja pobytu na łonie natury w bliskim kontakcie z unikalnym otoczeniem Morza Czerwonego oraz pustyni. Jest to miejsce stricte z klimatem nurkowym. Zamiast 300 pokoi, aquaparku, siłowni i czterech restauracji, zobaczymy tu namioty standardowe, zbudowane z płótna żaglowego, z dwoma szalenie wygodnymi łóżkami, ręcznie robionymi meblami i pełną elektrycznością. Większe od nich – Namioty Królewskie – mające prawie 30 m², osobiście wybieram najczęściej i tym samym – polecam Klientom. Można poczuć się jak w Baśni z 1001 nocy… Wyposażone są w jedno ogromne łóżko lub dwa pojedyncze, wiatrak, lodóweczkę, meble, pufy, stoliki... Wille to natomiast duże, wygodne murowane domki, z własną łazienką, klimatyzacją, toaletką. Jest to najbardziej „luksusowa” opcja, ale ja jednak kocham szum morza, powiew wiatru i zapach pustyni śpiąc w namiocie...
Ecocamp Marsa Shagra oddalony jest o 250 km na południe od Hurghady i 40 km na południe od lotniska w Marsa Alam. Do centrum Marsa Alam jest 18 km. W okolicy znajduje się także kilka sklepików, komora dekompresyjna, kafejki i apteka. Jest to swego rodzaju wioska turystyczna (największy z ecocampów), w której można zakwaterować do 240 osób. Wioska polecana jest także osobom nienurkującym z uwagi na doskonale rozwiniętą infrastrukturę oraz bogatą ofertę atrakcji na lądzie – w tym plac zabaw dla dzieci czy boisko do siatkówki plażowej. Nad brzegiem morza skorzystać można ze stanowiska do masażu, a także baru tlenowego. To co wyróżnia Shagrę, to wspaniała rafa domowa – zamieszkują ją setki gatunków zwierząt morskich oraz piękne odmiany miękkich i twardych koralowców. Shagra po-
łożona jest w płytkiej, naturalnej zatoce z piaszczystym dnem, z rafami wychodzącymi w kierunku północnym oraz południowym. Wewnątrz zatoki osiągniemy głębokość od 2 do 10 m, przy czym wraz z oddalaniem się od brzegu napotkamy uskok schodzący na około 40–50 m – zewnętrzny stok rafy. Częstymi gośćmi są tutaj delfiny, biało i czarnopłetwe rekiny rafowe, napoleony, wielkie żółwie zielone, krowy morskie, manty, a w okresie od kwietnia do czerwca… rekiny wielorybie! Program nurkowy w bazie dobrany został tak, by sprostać oczekiwaniom osób na różnych poziomach zaawansowania. Zawiera 60 miejsc nurkowych położonych na odcinku 300 km najcudowniejszych raf Morza Czerwonego. Przygotowane programy nurkowe dają możliwość nielimitowanego nurkowania na rafach domowych, całodziennych wypraw łodziami na najbardziej odległe rafy, nurkowań z zodiaków, nurkowań nocnych oraz nurkowań technicznych. W bazach Marsa Shagra i Marsa Nakari oferowane są pakiety umożliwiające nielimitowane nurkowania „od świtu do zmierzchu”, na wspaniałych rafach domowych oraz wycieczki z przewodnikiem na rafach położonych w zasięgu ok. 60 km od campów. W ciągu 5-dniowego pakietu nurkowego, mamy możliwość nielimitowanych nurkowań na rafie domowej (z brzegu i z zodiaków) w pakiecie podstawowym, lub w pakiecie rozszerzonym
mamy dodatkowo 8 nurkowań z przewodnikiem w strefach nurkowych dalekiego zasięgu – zgodnie z systemem tzw. kredytów. Na nurkowanie można chodzić o dowolnej porze dnia – w centrum nurkowym znajduje się ekran dotykowy, na którym osoby nurkujące w bazie zapisują się na nurkowania – dopisują do grup lub tworzą nowe, na konkretny dzień i godzinę Warto zawsze pytać przewodnika nurkowego, kiedy organizowane są wyjazdy na Elphinstone, Dolphin House czy na wrak Abu Ghusun. Ecocamp Marsa Nakari zlokalizowany jest w cichej i spokojnej okolicy, nad niewielką i piaszczystą zatoką osłoniętą pustynnymi pagórkami. Miejsce to w czasach rzymskich pełniło funkcje portu – pozostałością są ruiny zabudowań na wzgórzu przy zatoce. Camp oddalony jest o 290 km na południe od Hurghady i 80 km na południe od lotniska w Marsa Alam. Do centrum miasteczka Marsa Alam jest 40 km. Camp stanowi połączenie opisywanej już wcześniej Marsa Shagry, oraz najbardziej wysuniętego na południe – Wadi Lahami. Nakari jest mniejsza niż
Shagra, ale zdecydowanie bardziej kameralna i spokojna. To z pewnością idealna propozycja dla osób ceniących sobie ciszę oraz preferujących wypoczynek z dala od dużych i zatłoczonych kurortów. Program nurkowy funkcjonuje dokładnie w taki sam sposób jak w poprzednim campie – każdy kto tu przyjedzie może wchodzić do wody 4–5 razy dziennie, o każdej porze dnia, zarówno z brzegu jak i korzystając z zodiaków. Z tego campu mamy najszybszy dostęp do słynącej z występowania delfinów rafy
Samadai, wraku Abu Ghusun oraz dziewiczego systemu raf na terenie Parku Morskiego Wadi el Gimal. Znajdują się tu wszystkie możliwe typy zakwaterowania – począwszy od namiotów zwykłych, przez namioty królewskie, bungalowy oraz wille deluxe.
Na końcu drogi prowadzącej na południe, w stronę Sudanu, znajduje się miejsce szczególne... Ecocamp
Wadi lahami, który powstał z myślą o osobach naprawdę kochających nurkowanie. Jest to najbardziej dziewiczy z ecocampów, znajdujący się na „dalekim południu Egiptu”, położony ok 120 km od granicy z Sudanem, 180 km od Marsa Alam, ok. 10 km na południe od Hamaty. Usytuowany jest wśród mangrowców, na obszarze rezerwatu przyrody. Jest najmniejszy i najspokojniejszy – w porównaniu do siostrzanych Marsa Shagra i Marsa Nakari. Wadi Lahami to bardzo kameralne i bezpieczne
miejsce, w które dotarło naprawdę niewielu turystów. Wioska może zakwaterować 94 osoby, a nurkowanie to praktycznie jedyna „rozrywka” w tym miejscu Tutaj nie spotkamy żadnych przypadkowych turystów, nie zobaczymy hoteli, nie usłyszymy hałasu charakterystycznego dla egipskich miasteczek. Tutaj jest… po prostu inaczej. Otoczy Was pustynia, góry, rezerwat mangrowców, turkusowe morze i… tysiące gwiazd rozsianych na przepięknym, nocnym niebie. Pakiet nurkowy w Wadi Lahami zdecydowanie różni się od innych ecocampów. Baza Wadi Lahami oferuje dwa poranne nurkowania z RIB-a na słynnym systemie raf Fury Shoals w ciągu dnia, popołudniowe nurkowanie na jednej z bliższych raf bez przewodnika oraz nocne nurkowanie na rafie domowej. Podczas tygodniowego pobytu wykonacie porównywalną ilość nurkowań do safari nurkowego! System raf Fury Shoal jest jednym z najlepiej zachowanych systemów rafowych w Egipcie. Abu Galawa Kebir/Soraya, Claudia, Bloomen, Lahami South, Stairway to Heaven, Malahi, Angel… to tylko kilka znakomitych miejsc nurkowych znajdujących się w okolicach Wadi Lahami. Niesamowite ogrody koralowe, systemy jaskiń i grot, kolorowe pinakle czy dziewicze miejsca ze stadem ponad 60 sztuk delfinów przyciągają coraz więcej, rządnych pięknych nurkowań płetwonurków. To właśnie w tym miejscu,
można zobaczyć, jak wyglądały ponad 20 lat temu, egipskie rafy. To także ostoja ptactwa oraz fenomenalne miejsce dla miłośników kitesurfingu! Na terenie wioski działa baza, z której można korzystać przez cały pobyt w campie lub w połączeniu z pakietem nurkowym. Wadi Lahami to moje ukochane miejsce w Egipcie…
Twórcy koncepcji nurkowych ecocampów współpracują z szeregiem uniwersytetów, naukowców oraz organizacji, które wspierają rozwój wiedzy i naukę o ochronie Morza Czerwonego. Cyklicznie organizowane są projekty
sprzątania i opieki nad światem morskim. Nierzadkim bywalcem są również przedstawiciele National Geographic… W campach organizowane są także warsztaty fotografii i filmowania, jogi, możliwe są przejażdżki konne, na wielbłądach, quadach czy astro wycieczki. Dziewicze, pro-ekologiczne wioski nurkowe dostępne są cały rok. Zawsze z perfekcyjną organizacją, doskonałymi nurkowaniami i niezapomnianymi wrażeniami służą od lat naszym Klientom. Idea ecocampów skierowana jest do osób, które szukają alternatywy dla standardo-
wych wyjazdów do Kraju Faraonów, bo przecież nie zawsze chodzi o hotelowy komfort, marmurowe posadzki i drinki pod palmami… Wśród nas jest wielu, dla których najważniejsze są: poczucie bliskości z naturą i lokalnym otoczeniem, chęć przeżycia niecodziennej przygody, spokój, możliwość odetchnięcia od cywilizacji oraz samo nurkowanie, po które wybieramy się tak często do Egiptu.
Jest to idealna propozycja dla osób rozpoczynających nurkową przygodę, gdzie podczas nielimitowanych nurkowań na rafach campu Marsa Shagra i Marsa Nakari, zdobędą niemałe doświadczenie. Wytrawni nurkowie natomiast, którzy cały swój pobyt w Egipcie chcą poświęcić na pobyt pod wodą oraz odpocząć od zatłoczonych kurortów – najlepszym rozwiązaniem będzie dziewicze – Wadi Lahami.
Ecocampy to miejsca, które pozwalają, aby na chwilę „zwolnić tempo” i poczuć prawdziwy, nurkowy klimat… tak bardzo w dzisiejszych czasach przez nas wszystkich – nurków – poszukiwany i ten, za którym bardzo tęsknimy.
Zdjęcia użyte za zgodą Red Sea diving SafaRi
Dwa oblicza Sulawesi
Tekst sylwia kosmalska-juriewicz Zdjęcia adrian juriewicz
m inęło osiem lat od naszej pierwszej podróży do i ndonezji. Kiedy tu jestem moje zmysły są stale wyostrzone. c zuje szczególną więź z tym miejscem. Nie sposób wyrazić jej słowami i jak pisał nagrodzony nagrodą Nobla r abidranath
t agore: „ c ieszmy się, że jesteśmy na tym świecie. j esteśmy z nim związani niezliczonymi nićmi, które rozciągają się od ziemi do gwiazd”.
Samolot linii lotniczych Lion Air powoli zniża się do lądowania. Świat z lotu ptaka pozwala nam na wszystko spojrzeć z innej perspektywy. Ocean zazwyczaj lekko wzburzony, wydaje się być nieruchomy jak powierzchnia lustra, w której odbija się szmaragdowe niebo. Niewielkie wzniesienia porośnięte lasami palmowymi, wystające wulkany, tworzą niezwykle piękny krajobraz.
Po chwili koła Boeinga 737 uderzają z ogromną siłą o płytę Międzynarodowego Portu lotniczego Sam Ratulangi w Manado. Jeszcze przez chwilę silniki maszyny pracują na najwyższych obrotach, pilot włączył odwracacz ciągu, aby zatrzymać samolot na pasie startowym.
wszystkich odcieniach amarantu. Miejsce emanuje spokojem, to uczucie potęguje soczysta zieleń, która okala hotel i wioskę, w której jest usytuowany. Dwie strzeliste wieże kościoła katolickiego górują nad niewielką, lokalną społecznością. Mieszkańcy wioski mieszkają w jednopiętrowych, skromnych domach we wszystkich odcieniach tęczy. Szczególnie upodobali sobie kolor pistacjowy, różowy i niebieski. Obok kościoła znajduje się szkoła podstawowa, której ogrodzenie ozdobiono wizerunkami licznych stworzeń morskich, które występują w cieśninie Lembeh. Kolorowe rysunki bardziej przypominają bajkowe stwory niż żywe istoty. Mieszkańcy uśmiechają się do nas życzliwie, a dzieci pytają łamaną angielszczyzną skąd jesteśmy i jak mamy na imię. Przy głównej, asfaltowej drodze, znajdują się dwa sklepy spożywcze, w których asortyment jest bardzo skromy. Główne produkty leżące na półkach to słodycze zapakowane w plastikową folię, którą później widujemy w morzach i oceanach.
Lotnisko jest małe, podobne do tych, które widziałam już wcześniej na Malediwach, Palau czy w Nepalu. Odbieramy bagaże i kierujemy się do wyjścia. Na zewnątrz czeka kierowca, który zawiezie nas do hotelu oddalonego dwie godziny drogi od lotniska.
Spienione fale obmywają brzeg wybrzeża, przy którym stoi nasz hotel i centrum nurkowe. Piasek na plaży jest czarny, powulkaniczny, zupełnie inny niż ten, do którego przywykliśmy podróżując po Indonezji. Niewielki, drewniany pomost nieznacznie wdziera się w morze Moluckie, tworząc przystań dla trzech nurkowych łodzi. Przyhotelowy ogród obsadzony został krzewami bugenwilli we
Nieśpiesznie jemy śniadanie i delektujemy się pyszną poranną kawą, która w przyjemny sposób wprowadza nas w nowy dzień. Dzisiaj szef kuchni poleca Nasi Goreng, czyli ryż smażony z warzywami, bardzo często wzbogacony o kurczaka lub owoce morza. To tradycyjna indonezyjska potrawa, którą mieszkańcy mogą jeść trzy razy dziennie.
Po śniadaniu wypływamy na pierwsze nurkowanie. Wsiadamy do łodzi z pomostu, jest bardzo komfortowa i przestronna, z prysznicem i toaletą na pokładzie. Nasz sprzęt do nurkowania został starannie sklarowany, a wszystkie jego elementy podpisane. Nawet kubek do
picia i ręczniki zostały spersonalizowane. Wspaniały serwis jak na tak małe centrum nurkowe. Wyznaczono też specjalną przestrzeń dla fotografów, gdzie w bezpieczny sposób mogą odłożyć sprzęt.
Pierwsze miejsce nurkowe oddalone jest zaledwie pięć minut drogi od naszego hotelu. Zatrzymujemy się niedaleko wioski rybackiej, gdzie zacumowanych jest kilka maleńkich drewnianych łodzi.
Woda w Cieśninie Lembeh wydaje się być szara, a to za sprawą piaszczystego, ciemnego dna, które w sposób szczególny upodobały sobie niewiarygodne małe stworzenia. Właśnie dla nich nurkowie przemierzają cały świat.
Zanurzamy się powoli, ostre słońce przenika taflę wody, tworząc długie smugi światła, które dotykają piaszczystego dna. Temperatura wody przekracza przyjemne 28°C. Płyniemy za przewodnikiem, tuż nad dnem, ostrożnie odpychając się płetwami tak, aby nie zmącić dna. Pojedyncze ukwiały wyrastają z niego niczym oazy na pustyni. Krajobraz iście księżycowy, pustka jak okiem sięgnąć. Nie ma prądów morskich, a widoczność przekracza 15 m. Po chwili słyszymy metaliczny dźwięk, to nasz dive master stuka metalowym stick-iem o butlę, w ten sposób informuje nas, że znalazł pierwszy okaz. Wystarczy wyostrzyć wzrok i zacząć patrzeć uważnie, obserwować, a to co ukryte ukaże się nam w pełnej krasie. Trudno opi-
sać słowami, ale po chwili zaczęły dziać się cuda: piasek dotąd ciemny i nijaki odsłonił swoje skarby, dno cieśniny ożyło. Dwie kolorowe ośmiornice walczące ze sobą o plastikową butelkę. Jak wszędzie na świecie również i tu, na dnie cieśniny Lembeh, jest sporo śmieci… Morskie stworzenia zaadaptowały je i stworzyły sobie prowizoryczne schronienia. Tu nic się nie marnuje. Ośmiornica w butelce, a zamiast zakrętki muszelka. Schować się tak, aby nie zostać zjedzonym. Zwierzęta morskie na drodze ewolucji wykształciły niesamowite metody kamuflażu i wabienia ofiary. Leaf scorpion fish upodobnił się do liścia, w chwili zagrożenia kładzie się bezwładnie na piasku i udaje, że go nie ma. Hairy frog fish przypomina ukwiał i nęci ofiarę swoistą „wędką z przynętą”, która wyrasta z jego głowy. Macha nią jak oszalały, aby zwrócić na siebie uwagę potencjalnej ofiary. Każdy z okazów gra główną rolę w tym teatrze i chociaż patrzę na wszystko, co mnie otacza, to kiedy na scenie pojawia się frog fish, ośmiornica, mątwa czy krab, reszta scenerii staje się tylko tłem. Wpatruję się w te maleńkie istoty, zupełnie jakby padało na nie światło reflektora, podczas gdy pozostała część sceny: drobne ukwiały, małe rybki pogrążają się w ciemności, wydają się być szare i rozmyte. Czuję ogromną radość, euforię tę samą, którą odczuwałam na początku, kiedy uczyłam się nurkować, a wszystko dookoła było nowe, jakby nie z tego świata.
Odkąd pamiętam zawsze fascynowały mnie filmy przygodowe i dokumentalne, poświęcone w dużej mierze poszukiwaniu skarbów. Pochłaniałam je pasjami, a niektóre z nich oglądam po kilka razy. Nurkując w Cieśninie Lembeh czuję się jak poszukiwacz skarbów, odkrywca stworzeń z innej planety.
Nurkując w c ieśninie l embeh czuję się jak poszukiwacz skarbów, odkrywca stworzeń z innej planety.
Nie tylko nurkowania w Cieśninie Lembeh zasługują na uwagę, ale również Park Narodowy Tangkoko, położony u podnóża góry Dua Saudara w prowincji Bitung. Został stworzony po to, aby zapobiec wyginięciu zwierząt, które występują w tym rejonie świata. Do rezerwatu docieramy przed godziną dziewiątą. To idealna pora, aby spotkać ptaki i inne ssaki, które są najbardziej aktywne rano. Dwa gangi czarnych makaków Rambo I i Rambo II w liczbie ponad 200 sztuk, odpoczywają pomiędzy drzewami oddając się zabiegom pielęgnacyjnym. Małpy są piękne, dorodne i tak bardzo czarne, że trudno dostrzec ich oczy i pyszczki, które zlewają się w jedną całość. Podchodzimy powoli tak, aby ich nie spłoszyć. Obserwujemy się nawzajem, jesteśmy siebie ciekawi. Podchodzi do mnie średniej wielkości makak, samiec z pięknym irokezem na głowie, nie ma stopy, może stracił ją podczas walki z jakimś zwierzęciem albo człowiekiem… Każde stworzenie tak samo jak człowiek ma swoją historię. Delikatnie dotyka mojej łydki, natychmiast nieruchomieje. Widzi tą scenę nasz przewodnik i mówi: „Nie bój się, makak chce ciebie poznać, sprawdza twój zapach”. Zanim przyjechaliśmy do dżungli zużyłam pół tubki preparatu na komary, smarowałam dokładnie miejsce przy miejscu. Mój zapach może ją tylko odstraszyć – pomyślałam. I tak się stało, komary krążyły nad nami nieustraszone, makak uciekł w głąb dżungli jak poparzony, a wraz z nim reszta stada. Jeszcze przez chwile przemierzaliśmy wspólnie deszczowy las, obserwując siebie wzajemnie. Pot spływa nam po kręgosłupie długimi stróżkami, wilgotność powietrza przekracza 80%, w takich warunkach bardzo szybko można się odwodnić. Pijemy wodę z bidonu bardzo powili, małymi łykami, to najlepszy sposób nawadniania organizmu.
Zatrzymujemy się pomiędzy dużymi drzewami tekowymi: „Patrzcie w górę – mówi nasz przewodnik – to kuskusy, misie z rodziny torbaczy, gatunek endemiczny zagrożony wyginięciem. Misie łączą się w pary na całe życie i mieszkają wysoko na drzewach, nie schodzą na ziemię, boją się człowieka”. Trudno je dostrzec w koro-
nach drzew i trudno się im dziwić. Kiedyś z braku pożywienia strzelano do nich. Dzisiaj też się do nich strzela, ale z innego powodu – po to, aby przygotować posiłek dla turystów i zaspokoić ich ciekawość kulinarną. To samo dotyczy małp, jaszczurek i ptaków. Nie rozumiem, jak można zabijać zwierzęta dla rozrywki czy fanaberii. W hotelach w Manado i okolicy można kupić wycieczkę do wioski w górach, gdzie są serwowane potrawy
z dzikich zwierząt. Im bardziej zagłębiamy się w las, tym więcej zwierząt napotykamy na swojej drodze: ptaki, terasiery (najmniejsza naczelna), jaszczurki z czerwonymi kołnierzami, węże i wiele innych stworzeń. Dżungla daje schronienie niezliczonej ilości dzikich zwierząt. Jest rezerwatem stworzonym po to, aby istoty, które tu mieszkają mogły żyć bez strachu, że człowiek pozbawi je życia.
Po kilku dniach spędzonych u wybrzeży Cieśniny Lembeh popłynęliśmy do Morskiego Parku Narodowego Bunaken. Został założony w 1991 roku i w jego skład wchodzą zarówno tereny morskie jak i lądowe. Nurkowania w Parku Narodowym Bunaken bardzo różnią się od tych w Cieśninie Lembeh. Zazwyczaj nurkujemy przy stromo opadających ścianach porośniętych koralowcami i pięknymi gorgoniami. Widoczność przekracza 30 m i tak jest przez cały rok. Rafa koralowa przypomina tę, którą widziałam na Raja Ampat, jest bardzo dobrze zachowana. Podczas jednego nurkowania spotykamy ogromne żółwie odpoczywające na półkach skalnych albo pływające tuż przy powierzchni wody, rekiny white tip, black tip i silver tip. Podczas naszej wizyty w Parku Narodowym Bunaken, odwiedziliśmy również lokalną wioskę, gdzie mieszkańcy wiodą spokojne, skromne życie… dbają o rodzinne i sąsiedzkie relacje, spotykają się, rozmawiają i celebrują wspólny czas. Doświadczają chwil, które w Europie należą już do rzadkości…
„Delfinia Rafa” w Ejlacie
Tekst i zdjęcia jakub banasiak nowe szanse, nowe zagrożenia
d roga do wolności często obfituje w zaskakujące dramatyczne sytuacje. Największą szansą na wolność dla butlonosów na „ d elfiniej r afie” w Ejlacie okazał się morski incydent, jaki miał tu miejsce. z niszczenia spowodowane przez dryfujący statek doprowadziły do tego, że delfiny, zamknięte dotychczas w wielkiej morskiej zagrodzie, mogą od tamtego czasu swobodnie wypływać na otwarte wody z atoki a kaba.
Jest
końcówka października 2015 roku. W czasie holowania do portu w Ejlacie wielki frachtowiec Suprastar pod banderą Wysp Marshalla zostaje zepchnięty przez bardzo silny wiatr wprost w kierunku ogrodzenia „Delfiniej Rafy”. W ostatniej chwili, aby zapobiec katastrofie, kapitan uruchamia wszystkie silniki statku i cudem ustawia jednostkę na właściwym kursie. Jednak działanie potężnych śrub napędowych niszczy sieci odgradzające delfiny od wód zatoki oraz część pływającej bariery. Deski i konstrukcja ogrodzenia składają się niczym kostki domina, zerwana sztywna sieć dewastuje koralowce. Pomosty widokowe tańczą na olbrzymiej fali. Turyści uciekają w popłochu na
plażę. Wszystko kończy się na strachu i dużych stratach materialnych. Wkrótce właściciele „Delfiniej Rafy” podejmują decyzję – na nowym pływającym ogrodzeniu nie zawisną już sieci, które odgradzałyby delfiny od wolności. Butlonosy, kiedy tylko chcą, mogą od tej pory wypływać pod wodą poza obręb morskiej zagrody...
Kiedy jakiś czas temu usłyszałem tę historię, byłem dość sceptyczny. Nie bardzo wierzyłem, że delfiny z „Dolphin Reef” są naprawdę wolne. Znam dość dobrze ten obiekt, spędziłem tu pośród delfinów mnóstwo czasu, robiłem tu kurs biologii delfinów i delfinoterapii Uniwersytetu Ben Guriona. Przebywanie tutaj przez kilkanaście dni,
na zupełnie innych zasadach niż turyści, a potem kolejna wizyta, dały mi całkiem dobry wgląd w to, jak funkcjonuje to miejsce. Owszem, przed laty delfiny mogły wypływać na otwarte wody zatoki przez specjalne wrota w siatce. Ale potem zamknięto to „okno” na stałe właśnie po to, by delfiny bez kontroli nie wydostawały się już na zewnątrz, bo przysparzało to rozlicznych kłopotów, narażało delfiny na bezmyślne zachowania turystów, nie tylko u brzegów Ejlatu, ale też po stronie egipskiej. Przecież takie było oczekiwanie władz, które wymagały, aby właściciele delfinów, prawnie odpowiadający za ich bezpieczeństwo, nie narażali zwierząt na próby karmienia przez postronne osoby, ryzyko przypadkowego odłowu czy akty agresji ze strony rybaków (decyzja Urzędu ds. Zasobów Naturalnych z 2002 r.). Poza tym są to butlonosy czarnomorskie – Tursiops truncatus ponticus – czyli obcy tutaj gatunek. A teraz delfiny miałyby zupełnie samopas funkcjonować i przemieszczać się, gdzie tylko im się spodoba? Raczej wątpliwe... Jedyne rozwiązanie to sprawdzić dokładnie wszystko samemu.
Muszę przyznać, że mam bardzo ambiwalentny stosunek do „Dolphin Reef”. Wprawdzie nie jest to klasyczne delfinarium, a raczej bardzo duża morska zagroda, zamieszkała przez rodzinną grupę butlonosów, z prywatną plażą i terenami rekreacyjnymi, ale jednak skazuje delfiny na życie w ograniczonej przestrzeni i na obecność turystów. Sam fakt kontaktów z opiekunami i przewodnikami programów nurkowania i pływania z delfinami (którzy dotykają i głaszczą delfiny), obecność turystów w wodzie oraz to, że są kilka razy dziennie dokarmiane, wpływa na ich behawior. Na pierwszy rzut oka widać, jak silny jest to proces habituacji i jak bardzo zwierzęta są przywiązane emocjonalne do opiekunów i przyzwyczajone do dodatkowych posiłków.
Butlonos indopacyficzny
Delfinia rafa
Z drugiej strony delfiny żyją tu w morskiej wodzie na ponad 14 tysiącach metrów kwadratowych, nie są do niczego zmuszane, robią co chcą, nie podlegają żadnej tresurze, treningowi ani rygorowi. Nie pracują i nie są w żaden sposób nakłaniane do interakcji z turystami ani pacjentami w procesie delfinoterapii. Ryby, które dostają, nie są nagrodą za posłuszeństwo, czy za jakąkolwiek aktywność. Stanowią po prostu regularny, przewidywalny posiłek, serwowany 5 razy dziennie i stanowiący około 40–50% dziennego zapotrzebowania. Resztę delfiny muszą upolować sobie same.
Opiekunowie pilnują, aby nurkowie i pływacy nie dotykali zwierząt i nie stresowali ich w żaden sposób. Jeśli delfiny same podpłyną do ludzi – to OK, ale jeśli nie mają takiego zamiaru, nie są zmuszane do kontaktu z ludźmi. Dotyczy to także sesji terapeutycznych. Bez względu na oczekiwania rodziców, jeśli delfiny nie mają zamiaru nawiązać relacji z dzieckiem, po prostu nie podpłyną i cała praca terapeutyczna będzie się odbywała tylko w oparciu o ludzkiego terapeutę. Poziom dobrostanu mieszkających tam obecnie czterech delfinów jest więc diametralnie inny i wyższy niż w jakimkolwiek innym delfinarium. Wydaje się, że gdyby jeszcze rzeczywiście mogły swobodnie opuszczać „Delfinią Rafę”, wypływać i wracać kiedy chcą, w dużej mierze obiekt ten funkcjonowałby
niczym morskie przybrzeżne sanktuarium dla delfinów. Oczywiście pod warunkiem, że zlikwidowano by programy pływania i nurkowania z delfinami i ograniczono do minimum bliskie relacje z opiekunami.
Pięć grudniowych dni ubiegłego roku, spędzonych wewnątrz „Dolphin Reef” i w jej okolicy, pozwoliło dokładnie sprawdzić, na ile butlonosy mają swobodę poruszania się i wypływania poza pływającą barierę. I rzeczywiście –to co brzmiało tak pięknie, okazało się faktem :). Widok płetw grzbietowych wśród fal na zewnątrz zagrody to coś wspaniałego i mega pozytywnego. Okazało się, że delfiny rzeczywiście w każdej chwili mogą przepłynąć w dowolnym miejscu pod ogrodzeniem i cieszyć się swobodą. Pod wodą nie ograniczają ich żadne siatki, poza jedyną oddzielającą kąpielisko przy plaży od reszty zagrody. Zwierzęta wypływają najczęściej w godzinach popołudniowych i wieczorem, udając się na polowanie – podobnie jak ich wolni bracia – wraz z zapadnięciem zmierzchu. Delfiny często żerują na zewnątrz i eksplorują okolicę także o świcie. Dlatego we wczesnych godzinach porannych zdecydowałem się przez dwa dni z rzędu monitorować ich aktywność, tym razem w wodzie i pod wodą, pływając w pobliżu „Delfiniej Rafy”, na zewnątrz od strony otwartego morza. Jednoznacznym sygnałem i najlepszym motywatorem, aby ruszyć do wody, były migające wśród
Butlonos zwyczajny
fal zarysy płetw i charakterystyczne odgłosy delfinich oddechów. Kilka chwil wyczekiwania w wodzie i na widok delfinów płynących w moim kierunku, swobodnie przekraczających granicę morskiej zagrody, czuję, jak buzują we mnie hormony szczęścia. Delfiny pojawiają się i znikają, zajęte swoimi sprawami, co parę minut przepływając w pobliżu, wracając do zagrody, to znów wypływając na zewnątrz w innym miejscu. Czasem pojawiał się jeden, czasem dwa osobniki. Raz trzymały się na dystans, innym razem podpływały na odległość metra albo zaglądały wprost w maskę i obiektyw podwodnej kamerki. Pod wodą ani śladu siatki czy innej przeszkody. Nareszcie delfinom nic nie ogranicza życiowej przestrzeni!
Przebywając z kolei wewnątrz „Delfiniej Rafy” i nurkując tam, aby także od wewnątrz sprawdzić obecne warunki życia, mogłem kilkakrotnie przekonać się, że na teren obiektu wpływają też obce, dzikie delfiny. Od dwóch tygodni przypływał tu regularnie butlonos indopacyficzny. Łatwo odróżnić ten gatunek, bo butlonosy indopacyficzne są mniejsze, smuklejsze niż butlonosy zwyczajne, mają dłuższe dzioby i plamki bądź cętki na brzuchu. Nie przypuszczałem, że spotkam go i wewnątrz i na zewnątrz „Delfiniej Rafy”. Gdy kolejnego dnia wypłynąłem w pobliże zagrody, nie podpływał aż tak blisko jak macierzyści mieszkańcy „Dolphin Reef”, ale był wyraźnie
...na teren obiektu wpływają też obce, dzikie delfiny. Od dwóch tygodni przypływał tu regularnie butlonos indopacyficzny.
Łatwo odróżnić ten gatunek, bo butlonosy indopacyficzne są mniejsze, smuklejsze niż butlonosy zwyczajne, mają dłuższe dzioby i plamki bądź cętki na brzuchu.
zainteresowany i pojawiał się w pobliżu co kilka minut. Wpływał do zagrody, by za moment znowu ruszać na zewnątrz, w moim kierunku. Od szóstej do dziewiątej rano byłem tu jedyną osobą w wodzie, światło dzienne było już wystarczające, aby obserwować wszystko dokoła.
„Mój” dziki towarzysz głównie pływał sam, czasem tylko pojawiał się z którymś z pozostałych butlonosów, ale nie wchodził z nim w żadne bliższe interakcje. Za to coraz bardziej oswajał się z moją obecnością i coraz dłużej mi towarzyszył w bezpośredniej bliskości. Spotkanie z delfinami na wolności to coś zupełnie innego niż nurkowanie z nimi w wygrodzonej zatoczce, sto metrów dalej.
Butlonos indopacyficzny
Możliwość swobodnego wypływania delfinów poza granicę „Dolphin Reef” ma jednak swoje drugie oblicze. Zawsze jest jakaś cena wolności. Okazało się bowiem, że wypływające na zewnątrz butlonosy są magnesem dla turystów przypływających tu na motorówkach i małych statkach wycieczkowych. Zresztą motorówki są także magnesem dla delfinów. Nie wiadomo, co dla tych morskich ssaków jest największą atrakcją – czy wibracje śrub motorówek, czy dźwięk silników, czy fale, które tworzą. Upatrzyły sobie zwłaszcza dwie szybkie łodzie motorowe, generujące duże fale i z upodobaniem baraszkują zarówno na falach dziobowych jak i w kilwaterze. Problem polega jednak na tym, że w popołudniowych godzinach pod barierę podpływa kilka łodzi jednocześnie. Czasem jest ich więcej niż pięć w tym samym momencie. Przyśpieszają, kręcą bączki, rozpędzają się na krótkim dystansie, a wszystko to w bezpośredniej bliskości delfinów, po to, by przyciągnąć ich uwagę i sprowokować do podpłynięcia i zabawy. Wiadomo – chodzi o to, by turyści na pokładzie mieli jak największą frajdę i jak najlepszą okazję do zdjęć. W takich warunkach nietrudno o kolizję
z delfinem. A przecież rany w wyniku zderzenia ze śrubą motorówki to najczęstsza przyczyna śmierci delfinów w akwenach obleganych przez turystów.
Rośnie też presja nurków i freediverów na delfiny polujące i baraszkujące na zewnątrz „Dolphin Reef”. Poranne nurkowania w okolicy, z nadzieją na spotkanie z butlonosami, stają się coraz bardziej popularne. Rzadko zdarza się sytuacja, której mogłem doświadczyć, kiedy byłem jedyną osobą w wodzie. W sezonie o świcie pobliskie parkingi zastawione są samochodami, którymi przyjeżdżają tu amatorzy podmorskiego świata. Ilu z nich przestrzega podstawowych zasad nurkowania z delfinami? Bardzo niedobrze by się stało, gdyby delfiny, zestresowane obecnością coraz większej ilości ludzi w wodzie, próbowały polować gdzieś dalej. Zatoka Akaba nie jest zbyt przyjazna dla morskich ssaków. To bardzo ruchliwy trakt komunikacyjny, dużo tu prywatnych motorówek, skuterów wodnych, statków handlowych, szybkich małych ścigaczy marynarki wojennej. Z kolei pobliskie wybrzeże egipskie to jeszcze większa presja turystów. Równie niedobrą alternatywą byłoby, gdyby zestresowane butlonosy pozostawały w obrębie zagrody „Dolphin Reef”, która znowu stałaby się dla nich więzieniem.
Jak zwykle wszystko zależy od nas jako ludzi, od naszego odpowiedzialnego podejścia do turystyki, do nurkowania, obcowania z przyrodą. Gdy w 2013 r. uczestniczyłem tu w kursie biologii delfinów, w „Dolphin Reef” było 8 butlonosów. Dzisiaj z tej grupy żyją tylko 4. Dwa padły z powodu zatrucia pokarmem, które serwowali im turyści na pobliskich plażach i rafach. Ile przetrwa do mojej kolejnej wizyty w Ejlacie?
A TY? KIEDY WYBIERZESZ
A TY? KIEDY WYBIERZESZ
A TY? KIEDY WYBIERZESZ
A TY? KIEDY WYBIERZESZ
A TY? KIEDY WYBIERZESZ
SIĘ NA SPACER?
SIĘ NA SPACER?
SIĘ NA SPACER?
SIĘ NA SPACER?
SIĘ NA SPACER?
Aktywność fizyczna poprawia kondycję.
Rehasport
Rehasport
Rehasport
Rehasport
www.rehasport.pl
www.rehasport.pl
Rehasport www.rehasport.pl
www.rehasport.pl
www.rehasport.pl
Aktywność fizyczna poprawia kondycję.
Aktywność fizyczna poprawia kondycję.
Aktywność fizyczna poprawia kondycję.
Aktywność fizyczna poprawia kondycję.
78% POLAKÓW NIE JEST DOŚĆ
78% POLAKÓW NIE JEST DOŚĆ
78% POLAKÓW NIE JEST DOŚĆ
78% POLAKÓW NIE JEST DOŚĆ
78% POLAKÓW NIE JEST DOŚĆ
AKTYWNYCH FIZYCZNIE*
AKTYWNYCH FIZYCZNIE*
AKTYWNYCH FIZYCZNIE*
AKTYWNYCH FIZYCZNIE*
AKTYWNYCH FIZYCZNIE*
Hazard ideNtificatiON aNd risk assessmeNt – Hira
Program dan hazard identification and risk assessment (hira) został stworzony, aby pomóc ci zidentyfikować i ograniczyć ryzyko związane z prowadzeniem firmy w branży nurkowej. program ten jest adaptacją dobrze znanych praktyk hira stosowanych w lotnictwie, medycynie, produkcji i innych dziedzinach oraz przez służby bezpieczeństwa na całym świecie. dan dostosował program, aby uwzględnić rzeczywiste zagrożenia nurkowe, oferując realistyczną i pragmatyczną ocenę ryzyka oraz strategie ich łagodzenia.
Program HIRA DAN jest podstawowym elementem pracy DAN w kultywowaniu kultury bezpieczeństwa w społeczności nurkowej; jego wartość i użyteczność są wspierane przez ekspertów branżowych, a także ekspertów DAN na całym świecie.
Program DAN HIRA pomaga właścicielom centrów nurkowych, operatorom nurkowym oraz ich pracownikom identyfikować zagrożenia, zanim doprowadzą do wypadku.
Jeśli prowadzisz biznes nurkowy, musisz być dobrze przygotowany i wyposażony. Tylko tak będziesz mógł w bezpieczny sposób realizować nurkowania oraz radzić sobie z sytuacjami awaryjnymi czy wypadkami. W ten również sposób będziesz postrzegany jako profesjonalista zarówno przez Klientów, jak i swoich pracowników.
Program DAN HIRA został stworzony jako wskazanie strategii proaktywnego zapobiegania wypadkom i łagodzenia ich skutków, abyśmy mogli cieszyć się nurkowaniem w zawsze bezpieczny sposób.
Podstawową korzyścią z wdrożenia programu DAN HIRA jest zmniejszenie prawdopodobieństwa, dotkliwości i wpływu incydentów. Korzyści są jednak znacznie szersze:
• zminimalizowanie dotkliwości incydentów i ich wpływu na Twój biznes
• zmniejszenie potencjalnych obrażeń u klientów i pracowników
• wykorzystanie wkładu marketingowe DAN; DAN będzie promować Twoją działalność i osiągnięcia HIRA
• ustanowienie i utrzymanie kultury bezpieczeństwa w organizacji
Program DAN HIRA został podzielony na 3 poziomy (HIRA Level 1, HIRA Level 2, HIRA Level 3) oraz 3 kategorie dedykowane różnym grupom związanym profesjonalnie z nurkowaniem – Instruktorzy Nurkowania, Centra Nurkowe, Operatorzy Nurkowi.
Poziomy 1 i 2 oparte są na uczciwej samoocenie wypełniającego kwestionariusz, poziom 3 zaś, dedykowany dla Firm Nurkowych zatrudniających wielu pracowników, to fizyczny assessment w siedzibie Centrum/Operatora Nurkowego.
hira level 1
Udział jest bezpłatny dla członków DAN i partnerów biznesowych DAN.
Centra nurkowe – Operatorzy nurkowania – Instruktorzy nurkowania.
Wymagania certyfikacyjne poziomu pierwszego
TRENING – Personel przeszkolony w zakresie pierwszej pomocy, BLS i podawania tlenu
SPRZĘT – Apteczki i zestawy tlenowe są łatwo dostępne w miejscu nurkowania lub basenie
UBEZPIECZENIE – Wymagane jest ogólne ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej i / lub zawodowej
STANDARDOWE PROCEDURY OPERACYJNE* – Instrukcje bezpieczeństwa przed nurkowaniem (dla basenu i miejsca nurkowania), Informacje dotyczące bezpieczeństwa łodzi, Odprawy po nurkowaniu i liczba osób po nurkowaniu za pomocą fizycznej listy kontrolnej
PLANY DZIAŁANIA AWARYJNEGO* – EAP stworzone dla zagubionych nurków, nurków i innych obrażeń
hira level 2
Poziom drugi również jest bezpłatny dla członków DAN i partnerów biznesowych DAN. Obejmuje spełnienie wszystkim wymagań poziomu pierwszego oraz wdrożenia praktyki szerszego zakresu procedur operacyjnych i planów awaryjnych.
TRENING – Dodatkowe szkolenie, które obejmuje obrażenia związane z życiem morskim (w zależności od adekwatności), badanie neurologiczne i AED, jeśli nie były uwzględnione w poprzednich kursach; w centrach nurkowych powinien być co najmniej jeden instruktor pierwszej pomocy
STANDARDOWE PROCEDURY OPERACYJNE – właściwa konserwacja i utrzymanie apteczek i zestawów tlenowych; procedury odmowy nurkowania ze względu na stan zdrowia; regularne symulacje/ćwiczenia procedur awaryjnych
PLANY DZIAŁANIA AWARYJNEGO – Dodatkowe EAP oparte na zakresie działań – dostarczona lista kontrolna
hira level 3
Poziom 3 HIRA to kompleksowa ocena i szczegółowa ocena zagrożeń. Na tym poziomie omawiany jest prawie każdy aspekt operacji biznesowych i nurkowych, a dodatkowe EAP wymagane są w zależności od zakresu działań.
Już dzisiaj przystąp do programu wypełniając kwestionariusz na www.daneurope.org, zakładka SAFETY > HIRA
Jeśli masz jakieś pytania dotyczące tej oceny, napisz do nas na adres hira@daneurope.org
* o tym przeczytasz w kolejnym numerze Perfect Diver
Wikingowie
władcy mórz
Tekst mateusz popek Zdjęcia wikimedia commons z wolnego dostępu północno-wschodnia anglia, wstaje mglisty poranek późną wiosną 793 roku. spokojni milczący mnisi, krzątają się w obejściu. część z nich przygotowuje się do nabożeństwa. powietrze wypełnia modlitwa i cicha spokojna praca. spokój przerywa żagiel wyłaniający się z morskiej mgły. zaciekawieni mnisi z ufnością przyglądają się przybijającej łodzi. Nikt nie spodziewa się co nastąpi.
Dopiero gdy z łodzi wyskakują uzbrojeni mężczyźni przerażenie pojawia się na twarzach duchownych. Ostatnie co usłyszą w swoim życiu to niezrozumiałe krzyki w nordyckim języku.
Nie jest to opis pierwszego odcinka serialu Wikingowie, ale opis prawdziwych wydarzeń mających miejsce pod koniec VIII wieku. To właśnie od ataku na klasztor Lindfarne zaczynają się dzieje dominacji Wikingów na
morzach. O tym jaki postrach budzili w Europie może świadczyć fragment modlitwy: A furore Normannorum libera nos, Domine (przed gniewem Normanów ocal nas, Panie).
W Sagach islandzkich, stwierdzenie „wyruszyć na viking” oznacza, wyruszyć na wyprawę łupieżczą. Od tego słowa pochodzi też staronordycki rzeczownik męski víkingr, oznaczający osoby będące uczestnikami takiej wyprawy. Słowo to pojawia się w poezji skaldów oraz na kamieniach runicznych. Na początku wikingowie pochodzili głównie z terenów obecnej Szwecji, Norwegii i Danii. Późnej tej szeroko pojętej grupy dołączali rów-
Łódź z Oseberg
nież przedstawiciele innych ludów między innymi Słowianie.
Przez kilkaset lat Nordowie opanowali Bałtyk, Morze Północne, Morze Śródziemne, rzeki Rusi, a nawet dotarli do Ameryki. Nic nie mogło ich powstrzymać, nawet największe ówczesne Państwo Franków. Niecałe 100 lat po złupieniu angielskiego klasztoru w roku 885 wielka Duńska flota, licząca 700 statków, wpływa do Loary. Żądają od króla Karola III Otyłego ogromnego trybutu. Gdy władca odmawia rozpoczyna się trwające ponad rok oblężenie Paryża. Zmęczony ciągłymi walkami król płaci wikingom 350 kg srebra okupu. Flota zgodnie z umową odpływa jednak na deser plądruje jeszcze Burgundię.
Nie zawsze ludy północy zajmowały się grabieżą. Byli również najemnikami. W okolicy 1000 roku cesarz bizantyjski Bazyli II Bułgarobujca, powołuje elitarną jednostkę złożoną głównie z ludzi północny nazywając ją Gwardią Wareską. Był to wierny cesarzowi oddział mający chronić go przed wewnętrznymi wrogami. Członkiem tej formacji był nawet późniejszy król Norwegii Harald III Surowy.
Nie zawsze jednak wikingowie walczyli. Byli również bardzo zdolnymi kupcami, których łodzie docierały
w najdalsze zakątki Europy, a nawet do świata arabskiego. Byli również odkrywcami. Często do odkryć dochodziło w nieoczekiwanych okolicznościach. Pod koniec X wieku mieszkający na Islandii Eryk Rudy popada w konflikt ze swoim przyjacielem i zabija mu dwóch synów. W efekcie zostaje wygnany na trzy lata z Islandii. Wsiada na swoją łódź i odpływa na północny-zachód, gdzie natrafia na nowy ląd. Spędza tam 3 lata wygnania po czym wraca na Islandię i reklamuje swoje odkrycie jako „Grenlandia” czyli zielona wyspa.
Islandczycy dają się namówić i tak kolonizują tą wyspę. Latem 986 roku kupiec skandynawski chcąc dopłynąć do Grenladnii traci kurs we mgle i po trzech dniach dociera do nieznanego lądu. O swojej przygodzie opowiada synowi Eryka Rudego, Leifowi Ericsonowi, który zakłada w nowej ziemi nazwanej Winladnią osadę, która prawdopodobnie znajdowała się w Nowej Funlandii. Historia ta do 1960 roku była uważana za legendę. Jednak to właśnie w tym roku odkryto ślady osady wikingów L'Anse aux Meadows na Nowej Funlandii.
Może i wikingowie byli władcami mórz jednak nawet ich statki musiały tonąć. Pomimo że zatonęło ich tysiące w tej chwili niemożliwe jest zanurkowanie na takim wraku. Odkrycia zatopionych statków wikińskich są niezwykle rzadkie, a same wraki bardzo delikatne. Dlatego częściej można je podziwiać w muzeum niż w morzu. Dzięki specyficznemu sposobowi chowania zmarłych, których składano w łodziach, a następnie przykrywano kopcem, zachowały się do naszych czasów doskonale zachowane statki. Jed-
Podboje wikingów
Helge Ask rekonstrukcja wojennej łodzi ze Skuldelev
nym z nich jest łódź z Oseberg odkryta w 1903 roku. W tej pięknie zdobionej jednostce złożono kobietę z elit społecznych. Również na brzegach tego samego Oslofjordu w miejscowości
Gokstad odnaleziono kolejny kurhan z łodzią wikingów wewnątrz. Jak bardzo wikingowie musieli być złączeni z morzem i swoimi statkami, że zabierali je nawet w zaświaty. Jeśli nie możliwe było zabranie w zaświaty całej łodzi to rodzina starała się upodobnić pochówek do statku układając kamienie w takim kształcie.
Jednak najwięcej o żegludze i statkach wikingów przyniosło odkrycie ze Skuldelev w fiordzie Roskilde (Dania). Pod koniec XI wieku Duńczycy zatopili w tym miejscu 6 statków, aby zablokować wejście do portu. To dzięki temu, współcześni naukowcy mogli się dowiedzieć, jak wyglądały statki w tamtych czasach. Aby móc jak najdokładniej zbadać miejsce zatonięcia, archeolodzy otoczyli wrakowisko ścianą larsena i wypompowali
wodę. W ten sposób podniesiono 6 wraków. Dwa z nich to pozostałości łodzi wojennych. Jeden z nich miał 17, a drugi aż 30 metrów długości. Większy z nich mógł rozwinąć
prędkość nawet 17 węzłów i zabrać na pokład 70 wojowników. Leżały tam też wraki dwóch statków towarowych. Były znacznie bardziej krępe od wojennych i mogły zabrać na
Łódź z Oseberg
Łódź z Oseberg
Łódź z Oseberg
pokład nawet 20 ton ładunku. Jedna z nich była przystosowana do żeglugi po Atlantyku. Wraki te pokazują jak płynnie wojna i handel przeplatały się w świecie wikingów.
To niesamowite jak zimna, niepłodna ziemia mogła zrodzić tak wielkich żeglarzy i wojowników, a może to właśnie surowy klimat spowodował, że rodzili się tam ludzie na tyle twardzi, że gotowi byli podbić cały ówczesny świat. Przez te kilkaset lat statki wikingów dopływały na krańce znanego średniowiecznej Europie świata, a nawet je przekraczały. Byli piratami, najemnikami, kupcami i odkrywcami. Byli ludźmi morza, z którym nie mogli rozstać się nawet po śmierci. Byli po prostu wikingami.
Miecz wikiński
Kamień runiczny
Głowica miecza wikińskiego
Miecze wikingów
reklama
Kopalnia Maria Concordia
nowe miejsce na nurkowej mapie polski
Tekst i zdjęcia bartek pitala
l udzie czerpiący przyjemność z nurkowania w przestrzeniach zamkniętych – czy to kopalniach, czy jaskiniach, czy innego rodzaju antropogenicznych strukturach – nie mają w p olsce łatwego życia. z alane jaskinie to w naszym kraju jedynie krótkie syfony spotykane w głębi suchych partii jaskiń, przede wszystkim tatrzańskich, do których dostęp wymaga raczej zaawansowanej znajomości technik speleologicznych.
Zkopalniami jest nieco lepiej, lecz wciąż mówimy tutaj głównie o krótkich, płytkich, często bardzo niestabilnych i znanych jedynie garstce zapaleńców lokacjach. Trudno się więc dziwić, że każde nowe odkrycie wzbudza żywe zainteresowanie rodzimych „jaskiniowców”. W ostatnich latach taką nowością stała się zlokalizowana w Sobótce na Dolnym Śląsku kopalnia Maria Concordia.
Oczywiście, mówiąc o nowości mam na myśli miejsce przystosowane do „turystycznego” nurkowania. Sam fakt istnienia kopalni znany był poszukiwaczom i eksploratorom od lat, a burzliwa historia eksploatacji, zamknięcia, i późniejszych eksploracji to temat na osobny, bardzo ciekawy artykuł. W telegraficznym skrócie – założenie kopalni datowane jest na okres poprzedzający I Wojnę Światową. Istnieją dokumenty świadczące, że podczas II Wojny Światowej w kopalni działały fabryki produkujące części do samolotów oraz ciężkich ciągników artyleryjskich. Co ciekawe – te części kopalni nie zostały po wojnie odnalezione, mimo dużej przestrzeni, którą zajmowały – wg dokumentów mówimy tu o wielkościach przekraczających 8000 m³. Zakończenie działania kopalni to lata 60. XX wieku. Wtedy to została zlikwidowana większość szybów pozwalających na odkrycie tajemnic skrywanych przez podziemia, a pamięć o samej kopalni zaczęła się zacierać wraz ze śmiercią jej niegdysiejszych pracowników i okolicznych mieszkańców.
Ponowne udostępnienie kopalni zawdzięczamy grupie pasjonatów, którym po latach poszukiwań, w 2012 roku, udało się odkryć wejście szybu „Ewa” na dnie kilkudziesięcioletniej sterty śmieci oraz gruzu. Z uwagi na zainteresowanie tematem innych odkrywców oraz wcześniej-
wrocław
sOBótka
sze „spalone” w wyniku nierozważnych działań wejścia do kopalni, grupa zdecydowała się zachować fakt odnalezienia szybu w tajemnicy. Przez następne trzy lata ekipa prowadziła eksploracje suchych oraz zalanych partii kopalni pod osłoną nocy. Aby dopełnić obrazu trzeba tu wspomnieć o jednym, drobnym szczególe – w celu dotarcia na dno suchej części konieczne jest wykonanie 40-metrowego zjazdu na linie. A potem pokonanie tej samej drogi do góry. Nie wspominając o sprzęcie nurkowym... Cały ten wysiłek mógł zostać zniweczony w 2016 roku. Wtedy to otwór prowadzący do szybu został niespodziewanie ponownie zasypany ziemią i gruzem. Okazało się, że gmina rozpoczęła porządki związane z wystawieniem na sprzedaż gruntu, na którym znajdowało się wejście do kopalni. W wyniku takiego obrotu spraw, eksploratorzy zdecydowali się na ujawnienie swojej działalności władzom miasta. Na szczęście okazało się, że władze nie tylko nie są przeciwne, ale wręcz popierają inicjatywę zachowania kopalni dla działalności nurkowej i turystycznej. Ostatecznie, na przełomie 2016 i 2017 roku, grupie udało się zakupić grunt i oficjalnie rozpocząć projekt nazwany przedwojenną nazwą kopalni – „Maria Concordia”.
Jesienią 2019 roku nadarzyła się w końcu okazja, aby osobiście zwiedzić zalane korytarze Marii Concordii. Szczególnie ciekaw byłem wspomnianego wcześniej 40-metrowego zjazdu na dno szybu – w końcu nieczęsto dojście do wody wymaga aż takich „fikołków”. Ważna informacja dla tych, którzy niekoniecznie uważają wiszenie nad kilkudziesięciometrową dziurą w ziemi za super atrakcję – cały zjazd jest nadzorowany przez przynajmniej dwóch członków zespołu Marii Concordii, bardzo dobrze obeznanych w technikach linowych, a samo stanowisko zjazdowe – wystarczy spojrzeć na zdjęcie 1 – to profesjonalna instalacja gwarantująca najwyższy poziom bezpieczeństwa. Drugą, równie ważną o ile nawet nie ważniejszą informacją jest to, że za zwiezienie nas, i kilkudziesięciu kilogramów naszego sprzętu na dół odpowiada sterowana elektrycznie wyciągarka, więc nie trzeba być w formie „Pudziana”, żeby w ogóle myśleć o zanurkowaniu w kopalni. Dzięki zastosowaniu wyciągarki oraz profesjonalnemu zespołowi supportowemu, transport czterech nurków i ich sprzętu na dół to kwestia trochę ponad godziny. I drugie tyle na powrót. Widać więc, że jest to akcja, którą w zależności od stopnia ogarnięcia członków zespołu, można zamknąć w kilka godzin.
Zdjęcie 1
Gdy już cały nasz „szpej” znajdzie się wraz z nami na dnie suchej części kopalni, przychodzi czas na przygotowanie się do nurkowania – założenie skafandrów, skręcenie dodatkowych butli bocznych, kontrolę sprzętu, itp. Kolejną miłą niespodzianką jest to, że nurkowanie zaczynamy w tym samym szybie, którym pokonaliśmy drogę z powierzchni – dzięki temu nasze graty czekają na nas przy samej wodzie, nie ma potrzeby męczącego i długotrwałego transportu w dalsze partie kopalni. Szyb ten sam w sobie jest ciekawy, ale jego wymiary wymuszają zanurzanie się szykiem „jeden nad drugim”, przez co osoby wchodzące do wody jako ostatnie muszą liczyć się z darmowym jacuzzi w fazie zanurzania ;)
Dużym atutem podwodnej części kopalni jest zróżnicowanie głębokości – zalanych jest kilka poziomów, na głębokościach (około) 6, 15, 22, oraz 35 m – każdy znajdzie coś dla siebie. Najbardziej rozległy jest poziom 6 m, co czyni z niego idealne miejsce do spędzenia dłuższej lub krótszej dekompresji po wizycie na niższych pozio-
mach. Poziom ten oferuje nam kilka korytarzy o łącznej długości kilkuset metrów. Osobiście, duże wrażenie zrobił na mnie odcinek z doskonale zachowanym ostemplowaniem – jest to bardzo fotogeniczne miejsce (zdjęcie 2). Najbardziej kompaktowy jest z kolei poziom najgłębszy –jego opłynięcie to kwestia maksymalnie kilkunastu minut. Wizura w kopalni jest bardzo dobra, wielokrotnie lepsza od polskiego „standardu kamieniołomowego”. Z kolei dzięki dość dużym wymiarom korytarzy i sal, wzbudzone osady i wynikający z nich brak widoczności nie powinny stać się problemem dla zespołu potrafiącego kontrolować swoją pływalność. W wielu miejscach natkniemy się na hałdy głazów przypominające zawaliska – są to w rzeczywistości tamy, stworzone przez górników pod koniec eksploatacji kopalni. Wiele z nich zostało przez ekipę eksploratorów rozkopanych w stopniu umożliwiającym ich przepłynięcie do dalszych części, wciąż jednak prowadzone są prace mające na celu udostępnienie kolejnych, na razie zablokowanych, partii kopalni. Charakterystycznym
Zdjęcie 2
zjawiskiem, z którym nie spotkałem się w innych kopalniach, które do tej pory odwiedziłem, są pojawiające się w ścianach srebrzystobiałe żyły magnezytu. Miejscami przyjmują one naprawdę imponujące rozmiary, jak ta na zdjęciu 3. Miejscami, na spągu kopalni zalega glina. Nie byłoby w tym nic przesadnie ciekawego, gdyby nie to, że w tej glinie zachowały się odciski butów ludzi przemierzających chodniki, gdy kopalnia była jeszcze eksploatowana. Co prawda nie są to ślady prehistoryczne, ani nawet śre-
dniowieczne, ale i tak zjawisko to pogłębia dobrze znane nurkom wrażenie znajdowania się w „wehikule czasu”. Naturalnie, w kopalni znajdziemy również „standardowe” atrakcje miejsc tego typu, czyli pozostałości eksploatacyjnej infrastruktury – rury, części maszyn, cała konstrukcja szybu, którym zanurzamy się na kolejne poziomy kopalni, drewniane konstrukcje czy torowiska. Zwiedzenie każdego dostępnego zakątka wymaga od nas spędzenia około 1,5–2 godzin w wodzie. Możemy albo „opędzić” całą kopalnię w trakcie jednego, dłuższego nurkowania,
Zdjęcie 3
albo zdecydować się na wykonanie dwóch krótszych. oczywiście, do zanurkowania w kopalni będziemy potrzebować uprawnień jaskiniowych. Moim zdaniem miejsce to jest zdecydowanie warte zobaczenia, nawet jeśli byliśmy już w Kobanyi, Dubniku, Miltitz czy Kowarach. Maria Concordia łączy w sobie różne cechy tych kopalni – zanurzenie szybem, ciekawy materiał skalny, elementy infrastruktury wydobywczej, korytarze, ciaśniejsze tamy, bardziej przestrzenne komnaty – a do tego dokłada kilka swoich własnych, unikatowych cech. Ten miks sprawia, że nurkowanie tam jest ciekawym doświadczeniem, które prawdopodobnie będziecie chcieli powtórzyć.
Z ekipą zarządzającą można się kontaktować i umawiać przez fanpage Facebook: „Kopalnia Maria Concordia”
Rummu
Tekst i zdjęcia beata tabak
r ummu w Estonii to zalana dawna postsowiecka kolonia karna i kamieniołom. g dy zakończono wydobycie i pompy przestały działać, wyrobisko wypełniło się wodą, tworząc niezwykłe turkusowe jezioro o wspaniałej przejrzystości z zatopionymi budynkami, fragmentami murów, konstrukcjami, maszynami i drzewami. o d wielu lat miejsce to kusi nurków, żadnych ciekawych podwodnych widoków.
Estonia
jest małym państwem o powierzchni niewiele większej od Danii i liczbie ludności mniejszej niż Warszawa. Największą atrakcją turystyczną Estonii jest Tallin z przepiękną średniowieczną starówką, a o turystów konkurują też sielskie wyspy i parki narodowe. Ale dla miłośników podwodnych eksploracji, zaledwie 30 kilometrów od Tallina, znajduje się inna atrakcja, choć może nie jest to najwłaściwsze słowo ze względu na historię tego miejsca. Niebieskie wody sztucznego zbiornika Rummu, przez miejscowych nazywanego „Błękitną laguną”, skrywają pozostałości dawnego sowieckiego więzienia i kamieniołomu.
Kamieniołom Rummu został otwarty w 1938 r. i wydobywano w nim wapień, zwany marmurem Vasalemma (nazwa pochodzi od pobliskiej miejscowości). Od początku istnienia tego miejsca siłą roboczą byli więźniowie mieszczącego się obok więzienia Murru. Przez kilkadziesiąt lat, pracując na trzy zmiany, w ciężkich warunkach, więźniowie wydobyli tony wapienia. Dowodem są hałdy wapienne wznoszące się na kilkadziesiąt metrów obok zbiornika, obecnie przejmowane przez przyrodę, poprzedzielane głębokimi rowami wydrążonymi przez wody opadowe. Ze szczytu tych „wzgórz” rozciąga się wspaniały widok na okolicę i zbiornik Rummu, widać wystające z wody budynki oraz majaczące pod nią inne pozostałości po dawnych zabudowaniach. Kamieniołom działał do 1991 roku, gdy zmalał popyt na wydobywany surowiec, wyłączono pompy a wody gruntowe szybko zalały kamieniołom i część więzienia, tworząc wyjątkowy sztuczny zbiornik.
wilno
ryga
tallin
litwa
ŁOtwa
estONia
rummu
d obrym okresem na nurkowanie jest wiosna i jesień, wówczas jest najlepsza widoczność. ... Głębokość to ok. 12 m, choć są tacy co zanotowali 13 m, ale bardzo trzeba się postarać, aby ją znaleźć, większość atrakcji znajduje się płycej.
Jezioro Rummu ma 88 ha powierzchni, jest terenem prywatnym i w większości otoczonym dość już sfatygowanym murem. Od strony hałd i w pobliżu wyrastających nad wodą budynków w lecie działa półdzikie kąpielisko. Po przeciwnej stronie jeziora znajduje się ośrodek Paekalda Puhkekeskus, w którym można się zatrzymać i nurkować z brzegu. Widoczność pod wodą sięga od 5–10 metrów, temperatura podobnie jak w polskich wodach w zależno-
ści od miesiąca ma od kilku do kilkunastu stopni. Dobrym okresem na nurkowanie jest wiosna i jesień, wówczas jest najlepsza widoczność. Wprawdzie można nurkować o każdej porze roku, ale ze względu na działające kąpielisko lepiej unikać okresu wakacyjnego, kiedy to kąpiący się skutecznie psują nurkom wizurę. Głębokość to ok. 12 m, choć są tacy co zanotowali 13 m, ale bardzo trzeba się postarać, aby ją znaleźć, większość atrakcji znajduje się płycej. Nurkować można z brzegu, ale poza ośrodkiem Paekalda Puhkekeskus, gdzie jest wygodny dojazd i pomost, dostęp do wody w innych miejscach oznacza konieczność noszenia sprzętu kilkadziesiąt metrów i przechodzenia przez dziury w płocie. Alternatywnym rozwiązaniem jest wypożyczenie pływającego podestu, który można zacumować wprost nad miejscem nurkowym. Unika się też wtedy konieczności dopływania pod wodą do miejsc położonych dalej od brzegu. Poręczówki istnieją, ale informacje o ich położeniu są lakoniczne i nie zawsze wiadomo, dokąd prowadzą.
Miejsce, od którego warto zacząć znajduje się blisko kąpieliska przy wystających budynkach z wody. W zasadzie to potrójna miejscówka i jeśli jest na tyle czasu dobrze jest jej poświęcić dwa nurkowania. Żelbetonowe poprzemysłowe budynki pod wodą wyglądają bardziej atrakcyjnie niż to co widać nad nią. Gdy świeci słońce, magiczna gra świateł wpadających przez okna lub wyrwy w ścianach tworzy bajeczną podwodną scenerię. Szerokie pomieszczenia pozwalają na bezpieczną eksplorację, ale jeśli jest się w tym miejscu po raz pierwszy to lepiej skorzystać z przewodnika. Głębokość to zaledwie 5 metrów. Obok dużego budynku, jest kilka mniejszych, które też warto zobaczyć. W zasadzie całe jedno nurkowanie można poświęcić na te zabudowania, szczególnie jeśli jest się fotografem podwodnym.
Niedaleko znajduje się inne ciekawe miejsce, do którego dopływa się z budynków, po drodze podziwiając podwodne zielone łąki i od czasu do czasu przemykające szybko ryby. To słynny mur więzienny. Kiedyś niemożliwy do sforsowania, wysoki na ponad dwa metry, wzmocniony drutem kolczastym, teraz można sobie spokojnie nad nim przepłynąć i podziwiać z każdej strony. Gdzieniegdzie ostały się jeszcze latarnie zamontowane na murze, oplecione podwodną słodkowodną roślinnością, tworząc dosyć ponury a jednocześnie fascynujący podwodny widok. Płynąc wzdłuż muru można dopłynąć do bramy, którą przechodzili kiedyś więźniowie zmierzając do pracy.
Ale to nie koniec, jeśli zostało jeszcze powietrze w butli to kawałek od muru znajduje się magiczny podwodny las. Kilkadziesiąt drzew i krzewów o gałęziach fantazyjnie w każdą stronę powykręcanych tworzą przepiękną scenerię. W słoneczny dzień promienie przebijającego się światła dopełniają całość. Łatwo w nim stracić orientację i zagubić się.
Najgłębszym miejscem, tym w którym jak się ktoś postara to może i 13 metrów zaliczyć, jest przepompownia. Sam budynek pozwala na eksplorację zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz. Pływając wokół stacji pomp odkryjemy transformator, walec, inne baraki czy różne pozostałości po dawnej działalności w postaci drabiny, krzesła czy patelni.
Innym ciekawym miejscem są drewniane baraki. W tym słodkowodnym środowisku pomimo tylu lat drewno świetnie się zachowało. Nurkowanie zaczyna się od pozostałości murowanego budynku, labiryntu korytarzy, gdzie w oczy rzuca się metalowa szafa po dokumentach. Ciekawe jakie papiery w niej chowano, już tego się nie dowiemy. Kilka metrów dalej znajduje się pierwszy barak,
r ummu leży około 1000 km od warszawy i trzeba przeznaczyć cały dzień na dojazd. to fajne miejsce na przedłużony weekend, jest tam tyle pod wodą, że starczy atrakcji na 5 czy 6 nurkowań.
na całym terenie jest ich kilka, większość drewnianych. Co ciekawe obok jednego z nich znajduje się tabliczka z planem, który ułatwia poruszanie się po terenie. Niektóre budynki pozwalają wpłynąć do środka, gdzie nadal znajdują się rzeczy pozostawione przez dawnych mieszkańców czy pracowników.
Kamieniołom to także ogromne maszyny wiercące i te też znajdziemy w Rummu. Są one niemal na środku je-
ziora i dopłynięcie z brzegu może być trudne, bo to spory kawałek do pokonania. Jedna z poręczówek prowadzi do tego miejsca. Tutaj o wiele lepszą opcją jest barka, którą cumujemy nad jedną maszyną i schodzimy na ok. 9 metrów. Od niej korzystając z poręczówek dopływamy do pozostałych. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, poszczególne grupy maszyn są oddalone od siebie kilkadziesiąt metrów a pomiędzy nimi rozciąga się płaska łąka, w której czasami pojawiają się jakieś rybki, ale generalnie do pokonania jest jednostajny i nudny odcinek. Maszyny na powierzchni uznalibyśmy jedynie za złom, pod wodą nabierają majestatu. Rozpadające się i porozrzucane po dnie, stają się domem dla ryb i roślinności słodkowodnej. W tym wydaniu trudno odkryć ich dawne przeznaczenie, część być może służyła wydobywaniu wapienia, część wspomagała transport.
Na koniec można zostawić nurkowanie z brzegu przy ośrodku Paekalda Puhkekeskus i zrobić je w nocy. Wody Rummu są ubogie w ryby, po zmroku jest większa szansa ich spotkania, ale gwarancji nie ma. W tym miejscu pod wodą można podziwiać spektakularne ściany i hałdy kamieni, z pewnością było to miejsce wydobycia. Kilkumetrowe kamienie piętrzą się jeden na drugim, tworząc wzniesienia poprzecinane dolinami, wygląda to jak księżycowy krajobraz.
Rummu leży około 1000 km od Warszawy i trzeba przeznaczyć cały dzień na dojazd. To fajne miejsce na przedłużony weekend, jest tam tyle pod wodą, że starczy atrakcji na 5 czy 6 nurkowań. Dodatkowo można je połączyć z wypadem do Tallina i zwiedzaniem średniowiecznej starówki. Warto odwiedzić muzeum morskie i zajrzeć do podwodnego estońskiego okrętu Lembita. W drodze powrotnej można jeszcze zahaczyć o Hańczę i odwiedzić dłubanki czy poszukać raków.
Kamieniołom w Uzhgorod
(ukraina – zakarpacie)
Tekst karol p encil o łówek Zdjęcia karol p encil o łówek, m ałgorzata h abel
„każde nieznane dokądś prowadzi”.
david mitchell – atlas chmur
Witam ponownie wszystkich czytelników w cyklu podróży przez nurkowiska nieznane oraz mało znane
O Ukrainie i jej akwenach nie słyszymy na co dzień w tematyce popularnych kierunków nurkowych. O ile Morze Czarne i zatopione w nim wraki są odwiedzane przez nurkowych turystów, o tyle jeziora i kamieniołomy są nadal bardzo mało znane. Kolejny raz przekonaliśmy się, że są to miejsca interesujące i niecodzienne
Skąd pomysł zanurkowania w ukraińskim kamieniołomie?
Kilka lat wstecz nurkowaliśmy ze znajomymi w jeziorze Świtaź leżącym w grupie jezior szackich – było to dla nas niezapomniane doświadczenie, nie tylko ze względu na same widoki podwodne, ale również ciekawą otoczkę związaną z wyjazdem nurkowym w te dość nietypowe miejsca.
W ubiegłym roku podczas zwiedzania ukraińskiego Zakarpacia udało się odnaleźć malowniczo położony zbiornik nieopodal centrum stolicy regionu Uzhgorodu. Zagościliśmy tam latem i już z brzegu było widać, że widoczność po prostu nie istnieje. Zielono-brunatna
woda nie zachęciła tego dnia do wejścia i nurkowanie się nie odbyło. Obiecaliśmy sobie wówczas, że powrócimy w to miejsce jesienią lub zimą, gdyż jak wiadomo woda w tego typu wyrobiskach z reguły klaruje się w chłodniejszych miesiącach.
Dojazd od strony Krakowa do Uzhgorodu przez Słowację nie stanowi większego problemu, ale niestety tylko fragmentami w stronę Ukrainy prowadzi nieco szybsza trasa. Musimy uzbroić się w cierpliwość przemierzania średniej jakości niezbyt szybkich dróg lokalnych. Niestety kolejną próbą naszej odporności psychicznej jest słowacko-ukraińskie przejście graniczne z niemiłą obsługą obydwu krajów. Oczekiwanie w pierwszą stronę trwało około 2 godzin. Ukraińcy nie ukrywali swego zaskoczenia kilkukrotnie pytając w jakim celu ktoś jedzie do nich nurkować.
lwów
kijów
uzHGOrOd
Na miejscu drogi są w nie najlepszym stanie, a sam zjazd do kamieniołomu to już raczej wyzwanie dla samochodu 4x4 (samochody z bardzo niskim zawieszeniem mogą mocno ucierpieć).
Według nielicznych źródeł uzhgorodzki kamieniołom powstał około 1880 roku. Funkcjonował jako miejsce wydobywania andezytu – materiału pod tory kolejowe oraz do budownictwa. W wyrobisku przez lata działał raczej słabo wydajny transport wąskotorowy. Zakład zakończył działalność w latach 70-tych XX wieku i od tego czasu zbiornik zaczął stopniowo wypełniać się wodą.
Według różnych źródeł głębokość wynosi od 30 do 40 metrów.
Obecnie miejsce to sprawia dość przygnębiające wrażenie. Na brzegu straszy opuszczona restauracja wraz z pozostałościami budynków kamieniołomu pamiętającymi jeszcze ubiegłą epokę. Widoczne są resztki maszyn i bardzo dużo śmieci.
Sobotniego poranka zjechaliśmy do kamieniołomu, po drodze udzielając pomocy miejscowym z przebitą
oponą. Podczas skręcania sprzętu już przy wodzie pojawiło się kilka samochodów wyższej klasy z lokalnymi raczej szemranymi bywalcami siłowni którzy jednak grzecznie się przywitali i swoje interesy załatwiali na boku. Taki miejscowy koloryt
Po wejściu do wody bardzo pozytywne zaskoczenie. Widoczność po tym, co widzieliśmy latem rok wcześniej jest bardzo przyzwoita i wynosi ok 5–8 metrów. Ciekawe ścianki, dużo roślinności. Przepływamy przez środek akwenu chcąc znaleźć najgłębsze miejsce. Po drodze spotykamy resztki maszyn i rurociąg biegnący w stronę dna. Na kilkunastu metrach głębokości widoczność spada do absolutnego zera i po zbadaniu okolicy nie decydujemy się na zejście niżej – dużo ostrych krawędzi, blach i złomu – widocznego tylko „na dotyk”.
Opływamy zbiornik wokół znajdując dalsze ukraińskie ciekawostki tzn. wiele aut w całości lub pociętych na części wraz z numerami rejestracyjnymi również skutecznie przerobionymi na puzzle. Lokalne miejsce do utylizacji tajemniczo znikających samochodów Na szczęście w żadnym z nich nie było właściciela.
Z ryb spotykamy raczej mniejsze okazy, ale za to pod kamieniami i w szczelinach skalnych żyje dużo raków.
Głębokość maksymalna tego nurkowania to ok.15 metrów (niżej widoczność zerowa – zbyt duże zagrożenie,
nieznany zbiornik), temperatura wody to 15 stopni przy powierzchni (październik 2019) i 8 stopni na głębokości.
Pomimo sporego zaśmiecenia akwen jest ciekawy, aczkolwiek niebezpieczny: mnóstwo drutów, żyłek, blach, potłuczonego szkła.
Całość tego wyjazdu to kolejne ciekawe doświadczenie. Przy okazji, dobra ukraińska kuchnia i nowe, choć niełatwe miejsce nurkowe. Trzeba mieć szczęście do widoczności i nurkować bardzo uważnie.
Powrót do kraju to ponownie duże problemy na granicy, tym razem 4 godziny w kolejce i nadgorliwy ukraiński celnik, który nie miał się do czego doczepić tylko do butli w których na pewno przemycamy jakąś kontrabandę.
Dla osób wybierających się w miejsca za granicą i kontrolą graniczną mała porada: warto mieć spisaną listę (deklarację) sprzętu, który wwozimy na teren kraju poza UE. Wracając unikniecie wielu nieprzyjemnych dyskusji.
Ciekawym podsumowaniem tej małej wyprawy może być sytuacja z przejścia granicznego. Przy kłopotach z celnikami pokazaliśmy im zdjęcia zatopionych samochodów, które ich bardzo zaciekawiły i przez to rozluźniły nieco ich służbowe podejście. Padło wówczas pytanie: a czy w tych autach było dużo szkieletów?... to pokazuje z jakim klimatem możemy się spotkać wybierając podobne zagadkowe miejsca w nietypowych krajach.
Ptasie torpedy
Tekst i zdjęcia wojciech jarosz
o pływowa sylwetka, napęd ulokowany blisko rufy, duży zasięg – no torpeda. a le nie bezduszna, zimna, stalowa, której jedynym celem jest trafić w cel i spektakularnie go zniszczyć. z a to pierzasta, całkiem bystra i do tego wielokrotnego użytku. Kormoran pod wodą to kwintesencja skutecznego myśliwego!
Kormorany są w swym nurkowaniu diablo skuteczne, bo dobór naturalny i miliony lat ewolucji zrobiły swoje.
Posiadają błonę pławną między palcami, co oczywiście nie jest czymś wyjątkowym wśród ptaków wodnych, ale na tym nie kończy się lista przystosowań kormoranów do nurkowania. Zupełnie wyjątkową sprawą jest brak charakterystycznej dla wielu innych ptasich pływaków wodoodporności. Kormoranie pióra nasiąkają wodą, dzięki czemu ptaki łatwiej się zanurzają i nie muszą pokonywać wyporu powietrza uwięzionego pomiędzy promieniami piór. Po skończonym polowaniu muszą oczywiście sprzęt
Kormorany czarne (zwyczajne), Polska
do latania wysuszyć, bo na mokrych skrzydłach ciężko się lata. Warto wspomnieć, że skrzydła mają kormorany stosunkowo niewielkie jak na swoje rozmiary i dlatego koszt energetyczny lotu też mają bardzo wysoki w przeliczeniu na masę ciała. Takie skrzydła za to mniej przeszkadzają pod wodą, i choć z reguły pozostają złożone, to mogą być wykorzystywane do precyzyjnego sterowania w głębinach. Nie poniosło mnie wcale z tymi głębinami, bo okazuje się, że kormorany potrafią zejść naprawdę głęboko. Maksymalna odnotowana głębokość na jaką zanurkował kormoran żałobny (Phalacrocorax atriceps melanogenis), podgatunek kormorana niebieskookiego żyjący na subantarktycznych Wyspach księcia Edwarda i Wyspach Crozeta (Ocean Indyjski) wynosi 145 m! Najczęściej rzecz jasna, kormorany poszukują zdobyczy o wiele płycej, szczególnie na śródlądziu. Preferują wody przejrzyste, gdzie ich podstawowe pożywienie widać najlepiej, a do patrzenia pod wodą też są nieźle przygotowane – ich oczy mają niesamowite zdolności akomodacyjne (nawet o 40–50 dioptrii!). Tam, gdzie widać słabo, też potrafią sobie poradzić. Działają wtedy zespołowo. Gdy nurkują w stadzie, nie ma między nimi jednego „dive-mastera”, który rządziłby grupą (tym bardziej, że z urodzenia wszystkie kormorany mają najwyższe uprawnienia nurkowe). Tworzą szyk,
często w kształcie łuku, którego zadaniem jest zagonić ryby w kierunku brzegu, gdzie będzie łatwiej ptakom je dorwać i połknąć. Oczywiście kormorany dokonują przegrupowania w czasie kolejnych ataków, by każdy osobnik mógł się najeść. Takie zbiorowe polowanie jest niejedynym przejawem towarzyskości kormoranów. Kormorany razem mieszkają – to wcale nie my, ludzie, wymyślając bloki mieszkalne jako pierwsi musieliśmy się zmierzyć z problemem niesympatycznego sąsiada żyjącego tuż obok. Kormoranom ścisk w koloniach wydaje się aż tak bardzo nie przeszkadzać, a zyski dla populacji z takiego modelu zakwaterowania przewyższają niedogodności. Młode kormoranów są bowiem częstym celem dla większych ptaków, a w niektórych miejscach także ssaków. W masie sąsiedzkiej siła – szanse na odparcie ataku drapieżcy w kolonii są większe niż w przypadku pojedynczego lęgu. Kormorany zakładają swoje zbudowane najczęściej z patyków i trzcin kawalerki na drzewach, a tam, gdzie drzew brakuje, również na pólkach skalnych i kamieniach, jak np. kormoran arabski (Phalacrocorax nigrogularis) występujący w rejonie Zatoki Perskiej i na wschodnim wybrzeżu Afryki. No właśnie, gdzie spotkamy kormorany?
W bardzo wielu miejscach, zarówno nad wodami słonymi, jak i słodkimi. Praktycznie większość stref przybrzeżnych
Kormorany czarne (zwyczajne), Polska
wędkarze i rybacy nie mogą darować
kormoranom, że każdy ptak zjada
dziennie około pół kilograma ryb (nawet jak są to w większości
jazgarze i płocie). z amiast zwalczać te ptaki, japońscy i chińscy rybacy wykorzystywali je do połowów, zakładając im na szyje obrączki, by nie mogły przełknąć większej zdobyczy.
świata, aż po strefy subarktyczne, jest przez różne gatunki kormoranów zasiedlona. Gatunków tych, zgrupowanych w dwóch rodzajach, jest w tej chwili 31 (w tym jeden wymarły), ale wyróżnia się również wiele podgatunków – specjaliści od ptasiej taksonomii nadal mają czym się zajmować w przypadku tej grupy ptaków. Tym bardziej, że część gatunków wcale nie została jeszcze dogłębnie zbadana, szczególnie gdy chodzi o te mieszkające na izolowanych wyspach, jak chociażby kormoran kergueleński
(Phalacrocorax verrucosus), który zgodnie z nazwą pochodzi z Wysp Kerguelena położonych w ryczących czterdziestkach na Oceanie Indyjskim (Francuskie Terytoria Południowe i Arktyczne). W Europie mamy występującego w kilku odmianach kormorana zwyczajnego (P. carbo) i czubatego (P. aristotelis). U wymienionych, jak i u większości gatunków kormoranów w ubarwieniu dominuje czerń, której często towarzyszą mniejsze bądź większe plamy bieli. Ale i w tej kwestii nie brakuje wyjątków. Najjaskrawszym jest mieszkaniec zachodniej części Ameryki Południowej, kormoran czerwononogi (P. gaimardi), którego nogi jak w nazwie, długa biała plama po każdej stronie szyi i naga (pozbawiona piór) pomarańczowa skóra okolic dzioba (tzw. maska) czynią najbarwniejszym wśród czarno-białych, a czasem szarych kuzynów. Skoro już o kolorach, to dorosłe kormorany pochwalić się mogą pięknymi oczami. Ich źrenice mogą być szmaragdowozielone czy też ultramarynowe (jeżeli szanowny Czytelnik nie rozróżnia takich kolorów chodzi o różne odcienie zieleni i niebieskości).
W Polsce nie ma obecnie problemu ze spotkaniem kormorana. Choć przez dziesięciolecia był ptakiem nielicznym (trzebionym ze względu na swoją skuteczność
Zdjęcie Angel Tobar
w łowieniu ryb), dzięki regulacjom ochronnym jego populacje się odbudowują. Co prawda nie są wciąż mile widziane na stawach rybnych i w miejscach, gdzie człowiek próbuje pozyskiwać ryby na swoje potrzeby, ale przyrodnicy próbują wskazywać sposoby na możliwie najmniej kłopotliwą koegzystencję między Homo sapiens a Phalacrocorax carbo. Wędkarze i rybacy nie mogą darować kormoranom, że każdy ptak zjada dziennie około pół kilograma ryb (nawet jak są to w większości jazgarze i płocie). Zamiast zwalczać te ptaki, japońscy i chińscy rybacy wykorzystywali je do połowów, zakładając im na szyje obrączki, by nie mogły przełknąć większej zdobyczy. Wracając do możliwości podziwiania kormoranów, nawet osoby stroniące od bywania w terenie niezurbanizowanym, mają szansę na obserwację tych ciekawych ptaków. Od pewnego czasu zupełnie się nie wysilając można obserwować kormorany nad Wisłą w Warszawie, jak też nad Jeziorem Maltańskim czy w Parku Sołackim w Poznaniu i w masie innych miejsc.
Wszystkim nurkującym życzę by mogli kiedyś popatrzeć na kormorany pod wodą, a tym, którzy nie koniecznie chcą się moczyć, polecam dostępne filmy zrobione przez tych pierwszych.
Kormoran białolicy, Nowa Zelandia
Kormoran czarny (zwyczajny), Niemcy
Krab brzegowy
Tekst agata turowicz
Zdjęcie clement blin
Wody Morza bałtyckiego kryją wiele niezwykłych i ciekawych stworzeń. jednymi z nich są kraby. bałtyk aktualnie zamieszkują trzy gatunki: największy krab wełnistoszczypcy (Eriocheir sinensis), malutki krabik amerykański (Rhithropanopeus harrisii) oraz krab brzegowy (Carcinus maenas).
Ten ostatni jest średnich rozmiarów (jego pancerzyk dorasta do kilkunastu centymetrów) i żyje w płytkich wodach pośród kamieni i piasku lub podwodnych roślin. Jego kolor jest bardzo zróżnicowany, od zielonego do brązowego przez szary lub czerwony. Różnice w ubarwieniu oprócz uwarunkowań genetycznych, w dużej mierze spowodowane są lokalnymi czynnikami środowiskowymi. Osobniki, które opóźniają tzw. wylinkę, to znaczy zmieniają pancerz później niż zazwyczaj, stają się częściej czerwone niż zielone. Co ciekawe, udowodniono, że osobniki ze szkarłatnym ubarwieniem są silniejsze i bardziej agresywne, ale niestety mają mniejszą tolerancję na nagłe zmiany zasolenia czy natlenienia niż ich szmaragdowi bracia. Młode osobniki mają wyraźniejsze ubarwienie, które z wiekiem straci swoje intensywne nasycenie.
Podobnie jak pozostałe gatunki krabów jest bardzo zwinny, ale nie potrafi pływać. Może poruszać się do przodu, do tyłu lub bokiem krocząc sprytnie po dnie używając swoich ośmiu odnóży i pary szczypiec. Jak u wielu innych krabów, jeden z jego szczypiec jest dużo większy niż drugi. To charakterystyczna cecha samców, których przerośnięte szczypce odgrywają bardzo istotną rolę w okresie godowym w trakcie zalotów.
Żeby schować się przed ciekawskimi rybami często lekko zakopuje się w piasku zostawiając wystawione ponad jego powierzchnię oczy, bacznie obserwujące otaczający go świat.
Gatunek ten ma szeroki zakres tolerancji zasolenia (od 5 PSU do 35 PSU) oraz temperatury, dzięki czemu może przetrwać w ciepłych wodach i w ekstremalnie zimnych klimatach pod lodem. Przypadłość ta sprawia, że z sukcesem kolonizuje nowe zbiorniki i został uznany przez naukowców za jeden ze 100 najbardziej inwazyjnych gatunków na świecie.
Nurkowie w Morzu Bałtyckim mogą go z powodzeniem spotkać w płytkich wodach Zatoki Gdańskiej lub w rejonach przyujściowych rzek.
Przeglądam zdjęcia z poprzednich edycji i wciąż nie dowierzam, że niedawno skończyła się szósta już edycja nfMu. sześć lat z rzędu z całkiem pozytywnie rosnącym skutkiem udaje się zebrać gromadkę ludzi w urokliwych okolicznościach przyrody otaczającej ośrodek „nemo w kulce” nad jeziorem łęsk. Ośrodek ma swoją ograniczoną pojemność, standard pokoi i domków jest raczej podstawowy, ale i tak miejsce to przyciąga nas co roku. Lubimy tu wracać dla ciszy otaczającej nas przyrody, dla braku zasięgu naszych telefonów, dla atmosfery miejsca i gościnności, a wręcz opiekuńczości gospodarzy. Czujemy się tutaj jak w domu. Nic tylko zrzucić buty i wycelować skarpety w stronę kominka trzymając w jednej ręce kubek aromatycznego grzanego wina i książkę w drugiej. Idealne warunki do spotkania z nurkami. Nurkowy Festiwal Mocy to spotkania między nurkami. Oczywiście podstawą programu imprezy jest testowanie sprzętu. Mamy więc do testowania systemy grzewcze, zasilanie do niego, mamy też latarki nurkowe – te „poważniejsze” – dzielone i te prostsze. Do tego dochodzą komputery nurkowe i inna elektronika bądź akcesoria chroniące tą elektronikę. Wszystko pod znakiem prądu – mocy. Wszystko kryjące się pod hasłem festiwalu z założenia powinno być zasilane. Jednak nie tym razem. Już przy okazji edycji 2018 zaczęliśmy rozmowy o rozszerzeniu formuły. Podstawowa zmiana miała dotyczyć terminu. Mieliśmy spotkać się w jesz-
pO i przed festiwalem mO cy
Tekst i zdjęcia jakub cieślak
cze cieplejszym miesiącu, może we wrześniu, ewentualnie w październiku. Wyjść na dwór, rozstawić namioty i spotkać się większym gronie. Tak by „piankowcy” mogli też dołączyć do imprezy. Splot różnych wydarzeń wymusił jednak powrót do pierwotnego terminu w grudniu. Nie omieszkaliśmy mimo to spróbować otworzyć formuły na sprzęt typu „unplugged” i rodzimy producent charakterystycznych pomarańczowych skafandrów pojawił się ze swoją nową gamą ekstremalnych ocieplaczy, co wywołało całkiem duże zainteresowanie. Edycja z 2019 przyniosła pozytywne emocje – chętnych znowu nie brakowało, ośrodek był wypełniony gośćmi, a na prelekcjach dopisała wysoka frekwencja. W tym roku „ograniczyliśmy” się do wystąpienia Kamila Jakuzy Jaczyńskiego o propagowaniu ekologii i organizacji nurkowych imprez ekologicznych, potem poprowadziliśmy dwa panele dyskusyjne z udziałem Marcina Bramsona. Dyskutowaliśmy o nurkowaniu na nitroksie w Polsce i o przyszłości rebriderów i oszczędzarek (sCCR) w nurkowaniu rekreacyjnym. Wszystkie te spotkania wypełniły salę
i pobudziły uczestników do rozmów, do dzielenia się swoimi przemyśleniami. To jest właśnie to, co dla mnie stanowi o sile imprezy – spotkania między nurkami. Te rozmowy przed zebraną publicznością i te kuluarowe. Mam nadzieję, że impreza będzie toczyć się wyznaczonym torem i kolejne jej edycje przyniosą kolejne pozytywne emocje. Mam nadzieję, że spotkamy się w 2020 roku, już we wrześniu.
aBc: maska, fajka, płetwy
Jak dobrać i bezpiecznie używać sprzęt do snorklowania
Tekst margita ś lizowska Zdjęcia wiktor zdrojewski
“a” jak Maska. Dzięki masce oglądamy to, co dzieje się pod wodą, więc ważne jest jej idealne dopasowanie. Jak to zrobić? Odgarniamy włosy i przykładamy do twarzy silikonowe uszczelnienie. Nie zakładamy paska. Teraz wciągamy powietrze nosem tak, żeby maska przylgnęła do twarzy. Jeśli potrząśniemy głową, a maska trzyma się dobrze – zakładamy na tył głowy pasek. Uwaga na jego zbyt mocne zaciśnięcie! Może ono spowodować, że maska zacznie przeciekać lub uciskać twarz. Jeśli pasek jest poluzowany, a w wodzie nadal czujemy zbyt duży ucisk – lekko wdmuchujemy powietrze nosem do maski. Powinno pomóc.
Nową maskę należy odtłuścić. Można namoczyć ją w letniej wodzie z płynem do naczyń lub w coli i zostawić na kilka godzin. Przed snorklowaniem spinamy długie włosy, które mogą ograniczać widoczność, powodować nieszczelność lub przesuwanie
się maski. Polecam snorklować w kapturze z cienkiego neoprenu. Kaptur przytrzymuje włosy, chroni głowę przed słońcem, a zatoki i uszy przed wychłodzeniem lub zawianiem. Żeby zapobiec parowaniu maski tuż przed wejściem do wody plujemy na suche szybki, rozcieramy ślinę palcami, a po chwili ją płuczemy. Można użyć specjalnego płynu ale polecam ślinę, bo przecież zawsze mamy ją przy sobie ;-) Nurkom SCUBA przypominam, że do nurkowania sprzętowego zawsze używamy maski z hartowanymi szybkami! Do snorkelingu może być plastikowa, choć plastik szybko się rysuje... Ze względu na jakość widzenia pod wodą oraz ze względów estetycznych polecam maski z czarnym silikonem. Uwaga! Na powierzchni wody lepiej nie zdejmować maski. A jeśli już naprawdę musimy – trzymajmy ją na szyi, a nie na czole czy w ręku. Bo w razie nagłej potrzeby – na szyi zawsze ją znajdziemy
3 dOBre pOwOdy dO NurkOwaNia w sucHym skafaNdrze
izolacja cieplna to kluczowy element komfortowego nurkowania. Jeśli nie marzniesz i czujesz się komfortowo w wodzie, to nie tylko oszczędzasz powietrze, ale też zwiększasz swoje bezpieczeństwo pod względem nasycenia azotem, zmęczenia i koncentracji.
Kiedy wchodzisz do wody zimniejszej niż temperatura ciała (oprócz wyjątkowych sytuacji), nawet przy umiarkowanej temperaturze, po długiej ekspozycji, organizm wychładza się i może dojść nawet do hipotermii.
Czy kiedykolwiek byłeś na nurkowaniu, podczas którego było ci tak zimno, że aż miałeś dreszcze? Dreszcze są symptomem hipotermii. Inne symptomy, które mogą wystąpić lub być objawem hi-
1. w sUchaczU jEst ciEplEj
Kiedy nurkujesz w suchym skafandrze, jest ci cieplej niż w przypadku pianki, bo od początku jesteś suchy. Dodatkowo, możesz dobrać grubość ocieplacza i regulować izolację cieplną w zależności od temperatury wody i własnych preferencji. Tym, którzy nigdy nie nurkowali w suchym skafandrze wyjaśniamy, że nurkowanie w zimnej wodzie w suchym skafandrze przypomina wyjście na zewnątrz w zimny dzień. Jesteś w zimnym środowisku, czujesz, że jest zimno, ale zachowujesz ciepło i jesteś SUCHY.
2. KomprEsja sKaFaNdra Poza oczywistymi kwestiami, są jeszcze inne uwarunkowania dotyczące nurkowa-
zNajdŹ sKaFaNdEr barE
potermii to niezdarność, dezorientacja, podejmowanie złych decyzji i brak energii. Dla wytrzymałych, zimna woda to taka, która będzie miała kilkanaście stopni Celsjusza. Jednak dla większości będą to wyższe temperatury, niektórzy powiedzą nawet, że zimna woda ma 22–24 stopni Celsjusza. Niezależnie od tego, jaki wyznacznik przyjmiemy, jeśli marzniesz podczas nurkowania, to jest fatalnie. Jak zaczyna ci być zimno, myślisz o tym, żeby się ogrzać, a może nawet zastanawiasz się, kiedy wreszcie skończy się nurkowanie. W przypadku izolacji cieplnej dostępne są dwie opcje, na sucho lub na mokro. Poniżej znajdziesz kilka argumentów przemawiających za suchym skafandrem.
nia w skafandrze suchym w porównaniu z mokrym. Wraz ze zwiększaniem głębokości podczas nurkowania, wpływa na nas prawo Boyle’a (ciśnienie). Na głębokości 10 metrów mokry skafander ulegnie kompresji w 50%. Na głębokości 30 metrów na Twój mokry skafander oddziałuje ciśnienie równe 4 atmosferom, co oznacza kompresję do około 25% oryginalnej grubości skafandra. Kompresja mokrego skafandra może wpływać na pływalność oraz komfort cieplny podczas pobytu przy dnie. W wielu przypadkach z najzimniejszą wodą mamy do czynienia właśnie przy dnie. Nurkując głębiej w suchym skafandrze, skafander ulega kompresji, ale nie zmienia się jego realna grubość. Żeby zachować komfort, dodajesz powietrza do suchego skafandra. Ta przestrzeń powietrzna pozwala zachować ciepło oraz pływalność przez całe nurkowanie. Najbardziej interesujące jest to, że jeżeli przy dnie jest zimniej, ty zachowujesz ciepło, jesteś suchy i czujesz się komfortowo.
3. NasycENiE azotEm
Nawet podczas nurkowań bezdekompresyjnych organizm nasyca się azotem w trakcie nurkowania. W przypadku większości nurków, 3-minutowy przystanek bezpieczeństwa będzie wystarczający, aby usunąć azot z organizmu i bezpiecznie wynurzyć się na powierzchnię. Badania różnych naukowców zajmujących się dekompresją pokazały, że dekompresja w ciepłej wodzie bardziej sprzyja uwalnianiu azotu niż w zimnej wodzie. Nurkując w suchym skafandrze, utrzymujesz komfort cieplny przez całe nurkowanie i zachowujesz ciepło podczas istotnego przystanku bezpieczeństwa (lub przystanku dekompresyjnego), kiedy jesteś zrelaksowany i w większości bez ruchu w wodzie.
BARE oferuje różnorodne suche skafandry z trilaminatu lub z caus-neoprenu dla nurków od poziomu podstawowego do technicznego oraz dla nurków zawodowych, wojska, policji i straży pożarnej.
Zdjęcie Ambasador BARE Martin Strmiska
Zdjęcie Ambasador BARE Martin Strmiska
kONfiGuracje sprzętOwe
Część 1
Tekst wojciech a. f ilip
Zarówno elementy sprzętu, jak i techniki nurkowania powtarzają się w różnych zestawieniach tworząc różne konfiguracje i procedury sprzętowe.
W kilku następnych artykułach opiszemy sprzęt i procedury tak, aby każdy nurek mógł dopracować swoją, perfekcyjną konfigurację.
Miejsce zamocowania butli na nurku mówi o podstawowej nazwie jego konfiguracji sprzętowej.
I tak butle zamocowane na plecach to backmount, z boku to sidemount, pchane przed nurkiem to nomount, a mocowane z przodu, tak jak np. wojskowe rebreathery to frontmount. Dodatkowo, każdy z nas czy to ze względu na przynależność organizacyjną, czynności wykonywane pod wodą, czy
własne upodobania, doposaża swoją podstawową konfigurację w różne elementy sprzętu. Ilość, rodzaj i położenie tych dodatków dookreśla konfigurację. Tutaj znacznie trudniej o ujednolicenie nazewnictwa, które zmieniać się może tak ze względu na sprzęt, jak i różne punkty widzenia nurków. Możemy więc spotkać się z określeniami, że konfiguracja jest rekreacyjna, rekreacyjna typu DIR*, techniczna, jaskiniowa, oceaniczna i wieloma, wieloma innymi.
To od grupy nurków, z którymi nurkujemy i od ich sposobu nazywania konfiguracji będzie zależeć to, jak o danym zestawieniu sprzętu będziemy myśleć czy mówić. Co ciekawsze to, że jedna grupa nurków określa swoją konfigurację jako np. „dirową”, wcale nie oznacza, że będzie ona tak postrzegana przez inną grupę nurków
Zdjęcie Marcello di Francesco
Zdjęcie Krzysztof Niecko
*ponad 20 lat temu rozpowszechniło się określenie DIR „do it right” (zrób to dobrze), które dotyczyło zarówno sprzętu, jak i procedur nurkowych. Sposób nurkowania
DIR początkowo związany był z minimalizmem sprzętowym i logicznym realizowaniem procedur podnoszących bezpieczeństwo nurkowania (najczęściej kojarzony ze sposobem nurkowania propagowanym przez organizację Global Underwater Explorers). Z biegiem czasu DIR stał się synonimem nurków technicznych, a jeszcze później sposobem na reklamowanie sprzętu i sposobu szkolenia jako wyjątkowo skutecznego. Warto dodać, że w wielu przypadkach zarówno sprzęt jak i sposób realizacji nurkowań ma niewiele wspólnego z pierwotnym postrzeganiem DIR.
Każda konfiguracja (niezależnie od nazwy) ma punkty wspólne.
Popatrzmy, jak możemy efektywniej używać tych elementów sprzętu, który powtarza się we wszystkich konfiguracjach. Dobór sprzętu zależy od jego użytkownika. Poznajmy, nie zawsze znane, cechy i sposoby użycia sprzętu poprawiając tym samym komfort swoich nurkowań.
maska
Od niej zależy jak będziemy widzieć podwodny świat. Wiele zależeć będzie od jej właściwego dopasowania. Warto wiedzieć, że ten sam model maski może być produkowany w 3 rozmiarach „kontynentalnych”. Najmniejszy, na rynek azjatycki, średni na europejski i największych na rynek amerykański. Bywa, że chcąc kupić znany sobie model maski, nabywamy go przy okazji pobytu za granicą i okazuje się, że przylega do naszej twarzy inaczej niż „ta sama” stara maska.
Pole widzenia maski zależy w głównej mierze od odległości szybki maski od naszych oczu. Im bliżej, tym widzimy szerzej. Maski o szerokim kącie widzenia mają bardzo wąski fartuch (silikonowy element przylegający bezpośrednio do naszej twarzy), dodatkowo są wygodniejsze w przechowywaniu i transporcie. Maski możliwie mało odstające od twarzy zdecydowanie lepiej sprawdzają się w czasie nurkowania ze skuterem (zgubienie odstającej maski w czasie korzystania ze skutera nie jest trudne: wystarczy popatrzeć w bok, a opór wody może łatwo zdjąć nam maskę).
Przypatrzmy się bliżej jaki rodzaj paska i sposób jego regulacji ma nasza maska. Dobrze dobrana maska nie przecieka przy lekko dociągniętym pasku. Wystarczy raz ustalić
jego długość i zawsze ją stosować. Dzięki temu możemy zastąpić oryginalny silikonowy pasek, paskiem na rzep (velcro) z neoprenową nakładką. Typowy, dołączany do maski pasek silikonowy potrafi pęknąć w najmniej oczekiwanym momencie nurkowania. Natomiast w trakcie transportu zdarza się, że pęka jego plastikowe mocowanie. Wymiana mocowania na prosty element metalowy w połączeniu z paskiem na rzep umożliwia szybkie założenie maski jedną ręką, pasek nie ciągnie za długie włosy, a właściwie dobrana neoprenowa nakładka powinna utrzymywać maskę na powierzchni wody.
Zdjęcia Bartek Trzciński
zapasowa maska
Zapasowa maska powinna być stale z nami. Jeżeli nasz skafander wyposażony jest w kieszenie, wkładamy ją do prawej kieszeni, zabezpieczając przed parowaniem, przed każdym nurkowaniem.
W nurkowaniu rekreacyjnym po lewej stronie mamy konsolę, a w technicznym butle boczne, a latarkę trzymamy lewą ręką. Tym samym sięgnięcie do prawej kieszeni jest wygodniejsze, a ewentualną utratę maski możemy od razu sygnalizować latarką. Dodatkowo prawa ręka jest zwykle tą, która łatwiej sobie radzi z operacjami sprzętowymi.
warte zapamiętania!
Zapasową maskę umieszczamy po prawej stronie ciała nurka, w kieszeni skafandra lub dodatkowej kieszeni transportowej – ćwiczymy jej wyjmowanie prawą ręką.
automaty
Idealnie, gdyby miały możliwość płynnej regulacji oporów oddechowych oraz dodatkowego wspomagania oddechu. Nie mniej istotne, żeby użytkownik rozumiał, jak działają i efektywnie korzystał z różnych ustawień w czasie każdego nurkowania. Jeżeli nie używamy tych regulacji, ich mechanizm zaciera się pozostając w jednej pozycji, a to związane jest z koniecznością serwisowania automatu. Nurkowania z użyciem skutera są bardziej komfortowe, kiedy korzystamy z różnych ustawień automatu. Nie mniej istotny może okazać się fakt, że jeżeli nie korzystamy z pokręteł i dźwigni ustawień, to niepotrzebnie płacimy za automat od 30 do nawet 100% więcej.
Automaty spełniające wymogi normy EN250/2014 (A) (oznaczenie takie powinno być na I i II stopniu automatu) są przygotowane do nurkowań w zimnej wodzie (co w żaden sposób nie przeszkadza, aby korzystać z nich w ciepłej
Afryce ) .
Dobrym sposobem na przygotowanie bezpiecznej konfiguracji jest zastosowanie w każdym jej miejscu tego samego modelu II stopnia automatu (zamiast np. tańszej wersji octopusa). Daje to możliwość wymiennego stosowania automatów, ale co dużo istotniejsze, kiedy w sytuacji awaryjnej korzystamy z automatu zapasowego oddycha nam się równie swobodnie jak z podstawowego.
automaty w nurkowaniach technicznych W nurkowaniu technicznym warto przemyśleć zastosowanie czystości tlenowej we wszystkich używanych automatach. Może to pomóc szybkiej wymianie automatów (również pod wodą) w złożonych nurkowaniach wielobutlowych. W sytuacji awarii na powierzchni, możemy natychmiast wymienić automat na dowolny inny. Takie rozwiązanie wymaga utrzymania czystości tlenowej, czyli ładowanie wszystkich niekompatybilnych tlenowo gazów przez odpowiedni filtr.
Bóle głowy po nurkowaniu mogą być spowodowane przez uszkodzony ustnik, który coraz silniej zagryzamy, aby utrzymać automat we właściwym położeniu. Stałe napięcie mięśni może powodować niepotrzebny dyskomfort i ból głowy, który w nurkowaniu technicznym może być niewłaściwie kojarzony ze wzrostem CO2 wynikającym z niewłaściwej techniki nurkowania. Proste rozwiązanie to posiadanie zapasowych ustników i opasek zaciskowych. Zawsze sprawdzamy stan ustnika, a jeżeli uszkodzenie stwierdziliśmy tuż przed wejściem do wody, to można wymienić ustnik tuż przed nurkowaniem.
nadgryziony ustnik może być przyczyną bólów głowy oraz zwiększonego zużycia gazu.
Większość firm produkująca automaty oddechowe zrezygnowała z długich kierownic wydechu. Jest to związane z coraz częstszymi nurkowaniami z użyciem skuterów, a także szeroko spopularyzowaną konfiguracją sidemount. W pierwszym przypadku, w związku ze znacznie zwiększonymi oporami wody w czasie szybkiego poruszania się rośnie ryzyko wyrwania automatu z ust, natomiast w drugim (podobnie jak w czasie nurkowania z długim wężem) istnie-
Zdjęcie Bartek Trzciński
ACADEMY
je możliwość zahaczenia o automat wiszący na szyi w czasie podawania/zmiany automatów.
Jeżeli ktoś lubi długie kierownice wydechu, to niektórzy producenci proponują je jako opcjonalne wyposażenie. Ciężar: przy planowaniu wyjazdów nurkowych, i pakowaniu wielu automatów mniejszy automat = mniejsza waga (każdy element lżejszy ma wtedy znaczenie).
krótka kierownica wydechu to
• mniejsze opory w czasie nurkowań ze skuterem
• mniejsze ryzyko zahaczenia
• mniejsza waga automatu
automat zapasowy w nurkowaniu technicznym
Automat zapasowy, tzw. backup, czyli ten, który na gumce wisi pod szyją. Warto zwrócić uwagę na długość i sposób mocowania gumki. Jej długość powinna być tak dobrana, aby zapasowy automat nie wisiał zbyt nisko, stając się elementem haczącym o np. fragmenty wraku, albo zasłaniającym zawór dodawczy suchego skafandra. Z kolei zbyt krótka gumka może przeszkadzać w czasie patrzenia w dół (dzieje się tak kiedy automat znajduje się tuż pod brodą), albo w czasie akcji ratowniczej związanej z wydobyciem nurka na powierzchnię. W nurkowaniu technicznym warto tak dobrać długość gumki, aby nurek zagrożony utratą przytomności (przez np.
oxy tox) mógł przełączyć się na automat zapasowy, zakładając gumkę z odpowiednio dobraną długością na głowę, przez co uniemożliwi wypadnięcie automatu z ust. Nie ma jednej uniwersalnej długości gumki bungee – najlepszym sposobem jest jej indywidualne dopasowanie.
Warto zwrócić uwagę na to, aby gumka zamocowana była do automatu w sposób uniemożliwiający jej zerwanie – można to uzyskać zawiązując na jej końcach węzły, a następnie mocując ją przy użyciu opaski zaciskowej tuż za ustnikiem.
Przełożenie gumki przez kierownicę wydechu może powodować otwieranie się zaworu wydechowego w czasie korzystania z automatu i podawanie wody w czasie oddychania.
Zdjęcie Bartek Trzciński
Zdjęcie Bartek Trzciński
Zdjęcie Wojciech A. Filip
Dostosowując konfigurację sprzętową do swojego sposobu nurkowania, budowy ciała oraz zadań jakie chcemy zrealizować w czasie nurkowania możemy znacząco wpłynąć na komfort i bezpieczeństwo naszych nurkowań.
Budowę własnej, perfekcyjnej konfiguracji warto zacząć od poznania cech sprzętu, z którego korzystamy, albo który mamy zamiar kupić.
Zapraszamy na drugą część artykułu do kolejnego numeru Perfect Diver – tym razem szybciej, bo już za 2 miesiące !
Zagadnienia doboru, dopasowania i używania sprzętu nurkowego poruszane są na seminariach w Tecline Academy. Zainteresowanych zapraszamy do kontaktu.
WAF
Zdjęcie Gijs Doornbusch
Zdjęcie Karola Sztaba
DAN dba o to, abyście mogli beztrosko nurkować, w dowolnym miejscu i czasie
Ogólnoświatowe Assistance w razie wypadku, działające 24/7
Wyłączny dostęp do nurkowych planÓw ubezpieczeniowych
Porady medyczne i zalecenia specjalistów
Udział w programach badawczych z zakresu medycyny nurkowej