>>> Bezpłatny Magazyn Studencki
www.podprad.pl
Nr 30/grudzień 2008
issn 1507-210x
48 osób na km2 Cyberspace Akademik Miasto Scena Przestrzeń
Cyberspace foto: Natalia Balcer Mam problemy z pociągiem. Boję się zasnąć. Strach przed rozwartą szczęką i cieknącą po brodzie stróżką śliny zabija perspektywę przyjemnej drzemki. Pozostaje wpatrywanie się w niewielką przestrzeń przedziału. Ukradkowe zerknięcia na wiercącego się przede mną pana. Szturchanie się nogami z panią, która próbuje je gdzieś upakować. Zapatrzenie się w okno i nagle karcące spojrzenie siedzącej przy drzwiach pani, której beznamiętnie wgapiałam się w dziergany beret. Uciekam wzrokiem w kierunku uchwytu okna, przeskakuję na rączkę od ogrzewania, na klapę śmietnika, zatrzymuję się chwilę na firanie, której oberwały się zaczepy, składanym stoliku oraz kratownicy na bagaże. Jedyną ucieczką z tej klaustrofobicznej przestrzeni jest wyobraźnia. Ostre hamowanie... Leci waliza... Trach! Wiercącego się pana miażdży jednym plaśnięciem. Mam nadzieję, że ty też tak masz... Tematem przewodnim tego numeru jest trudno definiowalne określenie przestrzeni. Właściwie jest to coś wokół nas, też czasami i w nas. Może być w sieci albo w akademiku. Stylizuje piękne wnętrze lub robi z niego kawał kiczu. Przeszkadza w rozwoju albo go napędza. Otaczająca nas przestrzeń często warunkuje nasze samopoczucie. Często zastanawiam się jadąc pociągiem, kto projektował tę przestrzeń. Czy robił to tylko na kartce? Zawsze dochodzę do wniosku, że musiał przyjąć jakieś błędne założenia. Może myślał, że statystyczny Polak ma tylko jedna nogę? Albo pomyliły mu się jakieś cyferki? Jedno mnie pociesza. On też prawdopodobnie czasami korzysta z naszej kolei. Miłej podróży życzę. 2
Kasia Michałowska naczelna@podprad.pl
|www.podprad.pl
Wyj
zc
Świat alternatywy cyberprzestrzeni to w zasadzie prywatny świat idealny, w którym każdy kontroluje ujawniane informacje. Nie zdradza się tu pełnej tożsamości, a dwie osoby są fizycznie od siebie oddalone.
Aaron Ben-Ze’ev, Miłość w sieci
Minął rok, od kiedy na dobre zado- sively Multiplayer Online Game (MMOG mowił się w virtualu. Poznał tam wielu lub MMO)]. Tam mogli się spotkać pod wspaniałych ludzi, bez których nie po- postaciami swoich cyfrowych awatarów trafił już żyć, nawet jeśli z niektórymi ni- z setkami innych użytkowników we wspólnej grze. gdy w życiu się nie spotkał. Okazało się Powiedziałem, że zadomowił się w bowiem, że sieć wcale nie musi służyć ukrywaniu tożsamości. Panująca w niej virtualu. On tam żył. Szczerze mówiąc, względna anonimowość sprzyja wręcz mogę na palcach jednej ręki policzyć odkrywaniu własnego wnętrza i budo- wieczory, których nie spędził przed komwaniu indywidualnego wizerunku. Nie puterem. Zawsze, nawet o piątej nad ranem, kiedy wracałem przeszkadzały tam z drugiej części miasta, ani krzywe zęby, ani w oknie dawało się skrzekliwy głos, ani zauważyć niebieską dziurawe buty. poświatę monitora. Wszystko zaczęło Sieć wcale W zależności od tego, się od wizyt w chat nie musi służyć jak szybko migotała, roomach na najpomożna było stwierpularniejszych portaukrywaniu dzić, czy gra, czy też lach. Chodził po nich tożsamości czyta. Choć mieszkaprzez kilka tygodni, liśmy na kilku metrach szukając dla siebie kwadratowych to częczegoś ciekawego. sto wydawało się, że Przy którejś wizycie nie ma go w pokoju. w pokoju o nazwie Obecny był jedynie ciałem, myśli żegloFilozofia trafił na dyskusję, która go zainteresowała. Nie rozumiał całej meta- wały gdzieś daleko po nieznanym świefizycznej terminologii, ale odważył się cie. Jedynie odgłos klepania w klawiaturę i cichy warkot wiatraczków w kompuwtrącić do rozmowy i okazało się, że jego własne spostrzeżenia przedstawiają terze pozwalały domyślić się, że jednak ciągle jest w swoim pokoju. dla innych wartość. Na szczęście przyszedł moment, kieZaczął odwiedzać to miejsce częściej, dy zaproponowano mu spotkanie w reale mimo ciekawych rozmów, czuł różalu. Z pierwszego wrócił lekko oszołonicę poziomów wiedzy. Znajomi z roomu miony, bo okazało się, że jego najlepszy przesłali mu mnóstwo linków, a jeden prokolega jest dziewczyną, która nawet nie wadził do ogromnej biblioteki traktatów zwróciła uwagi na wspomniane krzywe filozoficznych. Długo po niej błądził i przezęby. Spotykali się coraz częściej, w staglądał e-booki. Ale kiedy zadomowił się w le powiększającym się gronie (bo spora niej na dobre, nierzadko całe dnie spędzał część znajomych wcale nie mieszkała na czytaniu, wychodząc tylko na kawę albo tak daleko, jak przypuszczał). Z czasem do toalety. A potem nocą dyskutował ze zatłoczona kawiarnia czy pub przestały znajomymi o tym, co przeczytał. Relacje online z ludźmi siedzącymi być problemem, jak to było na początgdzieś daleko przed innym komputerem ku. Chłopak nauczył się chyba, że niezanie ograniczały się tylko do rozmów. Z leżnie od świata, w którym się porusza, niektórymi wychodził czasem pobawić może być sobą. jakubusk@gmail.com się do jednego ze światów MMO [Mas-
foto: Ryszard Grzesiak
▪▪
Dlaczego postanowiłeś założyć swoją stronę? Internet jest dla mnie najprostszą drogą, aby pokazać swoje fotografie większej ilości ludzi. Kiedy zaczynałem, byłem zbyt młody na spotkania w związku fotografów, a moje zdjęcia niekoniecznie nadawały się na wystawy. Własna strona dała mi możliwość publikacji efektów mojej pracy, a także poznania innych fotografów przyrody, którzy trafili na mój adres. Czy nie żałujesz założenia tej strony? Nie! To był bardzo istotny krok w rozwoju mojej kariery. Moje zdjęcia mogły być oceniane, a ja przestałem być anonimowy dla fotografów z branży. Dzięki poznanym przez moją stronę ludziom, trafiłem do grup dyskusyjnych, zrzeszających najlepszych w Polsce
▪▪
jście
cienia
Jerzy Grzesiak jest jedną z osób, które założyły stronę, by pokazać światu swoje zdjęcia. Fotografowanie przyrody jest jego pasją, a swój kunszt nieustannie rozwija. Strona umożliwiła mu nie tylko pokazania efektów ciężkiej pracy, ale również poznanie wielu fascynujących osób, a także nawiązanie kontaktów w świecie fotografii. Odnalazła go w sieci Joanna Zimnoch. fotografów przyrody. Są one źródłem to pochlebna opinia jest zawsze przynieustającej inspiracji i wiedzy. jemna. Czy strona pomogła ci coś osiąCo byś poradził osobom, które gnąć? chcą założyć swoją stronę lub bloMoje zdjęcia były wielokrotnie publi- ga? kowane w książkach, czasopismach, kaKażdy, kto ma coś do pokazania, lendarzach. Wszystpowinien mieć odkie te publikacje wagę się tym poDzięki mojej zawdzięczam mojej chwalić. W Internestronie stronie, na którą cie jest to łatwiejsze trafiłem natrafili redaktorzy, niż gdziekolwiek do grup szukający ciekawych indziej. Poza tym, fotografii. Jest ona strona może być dyskusyjnych moim portfolio, jak i bodźcem do dalszej zrzeszających kompleksową ofertą pracy, jak również najlepszych zdjęć. Poza tym dodoskonałym archifotografów staję wiele listów od wum naszych pointernautów, którym stępów i osiągnięć. przyrody podoba się to, co robię. Choć wiem, Strona że solidna krytyka jest bardziej przydatna, J. Grzesiaka: www.grzesiak.kei.pl/jurek
▪▪
▪▪
Blog
zrób to sam Skrawek przestrzeni w sieci? To proste. Parę linijek kodu HTML skopiowanych z samouczka i wrzuconych na serwer wystarczy, żeby stać się posiadaczem własnej strony. Założenie bloga wymaga jeszcze mniej wysiłku. Pomysłowość blogerów jest niewyczerpana. Jednym wystarczą słowa, inni sięgają po grafikę, pliki muzyczne czy filmy. Są osobiste pamiętniki i takie blogi, których autor w ogóle się nie ujawnia. Jedne zawężone są do konkretnego tematu, którym może być polityka, sport, kino indyjskie czy komunikacja miejska. Inne traktują o wszystkim. Ktoś złośliwy dodałby, że najwięcej jest blogów o... niczym. Być może i Ty chcesz mieć własny internetowy dziennik? Może moje doświadczenie nie rzuca na kolana, ale w końcu bloguję już ponad trzy lata. Pozwól więc, że pobawię się w Wujka Dobrą Radę i udzielę Ci kilku wskazówek, które pomogą w prowadzeniu bloga, tak aby dawało Ci to satysfakcję, oraz aby czytelnicy odwiedzali Twój skrawek sieciowej przestrzeni z prawdziwą przyjemnością. Pisz w miarę regularnie (choć bez przesady). Zbyt długie przerwy spowodują, że znudzeni czytelnicy przestaną odwiedzać Twojego bloga. Po co wracać w miejsce, gdzie od miesięcy nic się nie dzieje? Z drugiej strony, nie narzucaj sobie z góry, że będziesz dodawać wpis np. codziennie, bo może Ci na przykład zabraknąć weny. A wymuszone pisanie jest straszliwą męką (a czytanie tego jeszcze większą). Po kilku pierwszych notkach poznasz swoje twórcze możliwości. Uprzedź też czytelników, jeśli przez dłuższy czas (wakacje, praca, sesja...) nie będziesz mógł się zajmować blogiem. Dyskutuj. Zamieszczaj komentarze u innych, dyskutuj i pobudzaj dyskusję u siebie. Korzystaj z wyszukiwarki blogów, popytaj znajomych – może oni też piszą. Nie usuwaj komentarzy niezgodnych z Twoimi poglądami, bo cenzura zniechęca czytelników. Raczej zapytaj o argumenty, spróbuj przekonać autora do swoich racji. Ale jeśli to się nie uda – kulturalnie zakończ rozmowę. Możliwość swobodnej wymiany myśli to jedna z największych zalet Internetu. Wykorzystaj ją! Zaskakuj. Człowiek jest tak zaprogramowany, że jeśli przez cały czas dostaje to samo, to w końcu zaczyna się zwyczajnie nudzić. Eksperymentuj z formą notek: jeśli piszesz prozą, to co jakiś czas zamieść fragment wiersza (pamiętając o prawach autorskich), wzbogacaj tekst o grafikę, napisz o czymś mało znanym. Nie zaszkodzi też co jakiś czas zmienić szablon. Zadowolony czytelnik to czytelnik stale zaciekawiony. Rzecz najważniejsza: dobre wychowanie. Nie obrażaj rozmówców, nie zaśmiecaj przestrzeni wulgaryzmami, nie KRZYCZ bez potrzeby, nie używaj uśmieszków w nadmiarze, nie rozsyłaj łańcuszków czy innego spamu. No, i oczywiście nie propaguj treści zakazanych przez prawo. O ortografii nie wspominam, bo skoro masz już bloga, to z zainstalowaniem Firefoksa z wbudowaną korektą pisowni, też sobie bez trudu poradzisz. Nie rozpaczaj, jeśli masz mało komentarzy, nie jesteś zadowolony ze swoich notek albo nie masz czasu na zajmowanie się blogiem. To w końcu TYLKO blog. Zawsze możesz go skasować i więcej nie wracać do pisania. Albo też założyć nowego i nadal dzielić się z internautami swoimi przemyśleniami. Na koniec: niezależnie od tego, jak dobrze by Ci było w wirtualnej przestrzeni, pamiętaj, że poza nią jest jeszcze real. I nie chodzi tu o sieć supermarketów. Roman Czubiński (http://robmyswoje.wordpress.com/) www.podprad.pl|
3
foto: 123RF
48 osób na km2
Mam 177 cm wzrostu i ważę niecałe Bo chyba nie jesteśmy ze sobą szczę70 kilo, więc zajmuję nieco mniejszą śliwi, skoro bezustannie obrzucamy przestrzeń niż słynny zawodnik sumo się obelgami, szturchamy łokciami a – Akebono Taro wraz z jego 203 cm w skrajnych, choć wcale nie tak rzadwzrostu i blisko 240 kg kich przypadkach, nie żywej masy. Jednak ja i mogąc się dogadać, on to przecież jeszcze zaczynamy wywijać nie wszyscy. W moim mieczami. Źle nam mieście żyje ponad 450 w tym tys. przedstawicieli gaJednak gdyby kotłumie tunku homo sapiens. W mukolwiek z nas zakraju nad Wisłą jest nas proponowano pusty więcej niż 38 milionów, kawałek przestrzeni a na całym bożym świetylko dla siebie – włacie grubo ponad 6 miliardów. A według sny, luksusowy erem, czy znalazłby wszelkich prognoz, w przyszłości ludzi się jakiś chętny? Chętny na przebyma być jeszcze więcej. wanie samemu w ciszy, w której, nie daj Boże, można usłyszeć własne Może więc przyjdzie taki moment, gdy myśli. W ciszy, w której nie można zaczniemy potykać się o siebie nawza- uciec od pytań i jeszcze niechcący jem, a ziemia pod naszym ciężarem pomożna zranić się odrobiną niezapadnie w skrajną depresję. Może nasta- mierzonej samokrytyki. Nagle okaże nie taka chwila, gdy zjemy już wszystko, się, że ludzie, którzy w jakiś sposób co zjeść się dało, wypijemy wszystko, wypełniają naszą przestrzeń, wcale co było do wypicia zdatne i dotrzemy w nie są tacy straszni. Przynajmniej jest ostatni nieznany zakątek naszej planety. o kim powiedzieć złe słowo. Nagle Może przyjdzie taki dzień, że będziemy myślimy sobie, że Adam, póki miał zmuszeni szukać dla siebie nowego wszystkie żebra, musiał być cholernie miejsca w kosmosie. I po raz kolejny nieszczęśliwy. stwierdzimy, że źle nam w tym tłumie. dominik 48 osób na km2 to średnia gęstość zaludnienia na świecie w 2006 r. podawana przez „Mały rocznik statystyczny Polski 2008”
4
|www.podprad.pl
Słoik t Wybierając się na studia do innego miasta, można doznać szoku. Opuszczamy swój pokój, zamieniamy go na akademik i rozpoczynamy prawdziwe życie
Akademik jest jak słoik pełen upchanych truskawek w krwistoczerwonej, słodkiej galaretce. Z jednej strony słodycz, a z drugiej mocno ściśnięte, soczyste owoce. Jest to najpopularniejsze lokum wśród studentów. Tego miejsca nigdy się nie zapomina. To dzielenie pokoju z ludźmi, którzy stają się naszymi powiernikami i towarzyszami w niejednej wieloprocentowej podróży do granic podświadomości.
Inwigilacja? Wynajmując pokój w akademiku musimy liczyć się z tym, iż nasza przestrzeń życiowa będzie niewielka. Zamieszkamy niby z jedną lub dwiema osobami w pokoju, ale tak naprawdę ze wszystkimi bywalcami budynku. Staniemy się częścią pewnej społeczności. A ponieważ wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą, będziemy pod stałą obserwacją. Na pewno nie poczujemy się jak w filmie braci Coen Tajne przez poufne,
akademik
▪▪
truskawek
Czy trudno jest Ci się przyzwyczaić do dzielenia z kimś swojej własnej przestrzeni? Bardzo trudno, ponieważ przez ostatnie 10 lat mieszkałem sam w pokoju, który był moim królestwem, moim terenem prywatnym. Mogłem się tam zamknąć i odciąć od świata. Miałem tam to, czego potrzebowałem – moją gitarę, keyboard i komputer. Teraz dzielę pokój z kimś i muszę się liczyć z jego potrzebami. Niełatwo jest zmieniać swoje nawyki, dostosowywać się do kogoś, docierać wzajemnie. Muszę pogodzić się z nawykami współlokatora, wobec których jestem bezsilny. Łukasz, I rok filologii
▪▪
foto: Robin http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/4ea07cc514e8d61b.html ponieważ wszyscy gramy w jednej drużynie i poza małymi wyjątkami nikt nie będzie nikogo niepokoił. Możemy zatem przemilczeć wszelkie niewygody na rzecz nieustannej, przyjaznej atmosfery. Prawo dżungli Jeżeli chcemy jakoś przetrwać, musimy stać na straży prawa i z wyczuciem dbać o własny rewir. Czy tutaj zawsze wygrywa silniejszy? Tak i nie, dużo zależy od stopnia znajomości współlokatorów. Do tego trzeba nauczyć się dzielić
swoją przestrzeń życiową z innymi. Mam na myśli również łazienkę, lodówkę, a nawet pudełko z herbatą. Podobnie jak podczas jazdy samochodem, w akademiku również obowiązuje nas zasada ograniczonego zaufania. Powinniśmy się liczyć z pewnymi niedogodnościami, częstymi wizytami znajomych znajomych i ich znajomych. Szukanie samotności Schody zaczynają się podczas sesji lub w momentach, gdy potrzeby sa-
motności czy intymności. Do wielu rzeczy w akademiku mamy prawo, ale na pewno nie do ciszy. Spokoju możemy poszukać w wielu ciekawych miejscach. Jednym z doraźnych rozwiązań jest samotny spacer lub tylko położenie się na ławce w parku, zamknięcie oczu i chłonięcie otoczenia innymi zmysłami. Bowiem nie każdy może poczuć przestrzeń. Alicja Łoś
Co uważasz za największą wadę, a co za największą zaletę mieszkania w akademiku? Trudno jest mi się przyzwyczaić do tego, że za każdym razem, kiedy wychodzę z pokoju, muszę pamiętać, aby zamknąć drzwi na klucz. To cały czas przypomina mi o tym, jak małą przestrzeń mam dla siebie, a muszę ją jeszcze z kimś dzielić. Jest to tylko niewielki pokój, a przecież tutaj staje się on dla mnie całym mieszkaniem. Jest jednak też kilka zalet związanych z mieszkaniem w akademiku, w szczególności, jeżeli mieszka się z osobą ze swojej grupy. Można wymieniać się notatkami, pomagać sobie wzajemnie. Poza tym tutaj zawsze mam towarzystwo. Aneta, I rok Wywiady: Marta Frąszczak www.podprad.pl|
5
h c i n o y M
Z Cyprianem Fijało studentem Mechaniki i Budowy Maszyn, Wydziału Mechanicznego, Politechniki Gdańskiej, o japońskiej egzotycznej przestrzeni rozmawiała Katarzyna Michałowska.
▪▪
W jaki sposób znalazłeś się w Japonii? Mój przyjaciel Mateusz pół żartem pół serio powiedział, że znalazł szesnastodniową konferencje w Japonii i zapytał czy nie chcę jechać. Nie zastanawiając się chwili, powiedziałem, że jadę. Pierwsze spostrzeżenia... Ludzie jacyś inni... Na początku nie mogłem zrozumieć czym, poza wyglądem, różnią się od Polaków. Z zaciekawieniem rozglądałem się dookoła, a oni wszyscy, jeżeli już gdzieś patrzyli, to na mnie. Aż było mi głupio... Z moich pierwszych obserwacji w pociągu wynikło, że ludzie nie rozmawiają ze sobą. Jedynym zajęciem było spanie albo słuchanie muzyki, albo pisanie smsów. Kompletna cisza. Każdy zajęty sobą, jakby był sam na świecie. Dlaczego się Tobie przyglądali? Chodziło o moje niebieskie oczy i długie blond włosy. Japończycy tego zazdroszczą europejczykom. Wpadają na tym punkcie w szał i robią wszystko, by posiadać takie cechy. Farbują się, ale niestety ich ciemne włosy po przefarbowaniu na blond wyglądają jak rude. Zawsze wzbudzałem zainteresowanie swoją osobą, we wszystkich publicznych miejscach.
▪▪
▪▪
|www.podprad.pl
wind
i
Japończycy znają Polskę? ▪▪Czy Pewien policjant, gdy dowiedział się,
łem cały przekrój społeczeństwa. Od ludzi chorych i starych, po młodych że jestem z Polski, zapytał czy byłem zdrowych. Spali wszędzie na ławkach, na trawie, w namiow Gdańsku i czy słyszatach. Niektórzy mieli łem o Lechu Wałęsie. swój cały dobytek na Zaskoczyło mnie to W pociągu wózkach i rowerach, całkowicie, zwłaszcza że wszyscy inni wyglądali, jakby studiuję w Gdańsku. Poprzyszli, tam odpoczułem się przez chwilę patrzyli cząć. Jedyna pomoc, jakby świat był naprawtylko na jaka była zapewniona dę mały. Pan opowiadał, mnie tym ludziom, to wyże dla niego Wałęsa jest budowane w paru ikoną solidarności. To miejscach łazienki, największy i godny nagdzie mogli się umyć. Kilkoro z nich pyśladowania człowiek o jakim słyszał. tałem, czemu tak żyją, bo nie wyglądali A co jadłeś? ani na narkomanów, ani na pijaków. Różne rzeczy. Owoce morza, glony, ryż bez soli a do tego zimna zielona Większość odpowiadała, że nie stać herbata bez cukru. Wszystko smakowa- ich na opłacanie mieszkań, ponieważ ło znakomicie, poza pewną rzekomo żyją z pracy dorywczej, a opłaty za zdrową zupą, która pachniała jakby mieszkanie są bardzo wysokie. Praca w Japonii... ktoś wymoczył w niej tydzień noszone skarpetki. Ciekawe jest to, że jedliśmy Bardzo dużo słyszałem o tym, że prapałeczkami siedząc na podłodze. Kręgoca jest potrzebna, że trzeba pracować. słup zaczyna boleć po pięciu minutach. Podkreślano, że czas to pieniądz i jeśli nie Największe zaskoczenie? będziemy pracować, to nic nie osiągniemy. Ważne są pieniądze, awans i praca. W Japonii pierwszy raz z życiu, zoMówiono o tym, że cały czas trzeba baczyłem jak ludzie mieszkają w kartomyśleć o pracy, w pracy, w restauracji, na nach. Bezdomni opanowują Tokyo po dwudziestej drugiej, gdy zamykane są imprezie, przy obiedzie, wtedy się osiągnie sukces... sklepy i biurowce. O tej porze ujrza-
▪▪
▪▪
▪▪
Specjalne podziękowania dla Koła Naukowego Mechanik działającego na Wydziale Mechanicznym na Politechnice Gdańskiej, dr inż. Sylwii Sobieszczyk opiekun koła oraz ówczesnemu dziekanowi ds. studenckich dr inż. Jerzemu Niegodzie za dofinansowanie wyjazdu na konferencję.
6
Kośc
Prawda jak zwykle, i zupełnie stereotypowo, leży po środku. Jak uświadomiła mi blondwłosa Kalifornijka, przeciętny Amerykanin nie potrafi wymówić żadnego polskiego nazwiska, ale też dowcipy o Polakach nie śmieszą go bardziej niż dowcipy o Francuzach (Ile jest dowcipów o Francuzach? Jeden, pozostałe to prawda). Po europejsku i po polsku Jordan Myers, mieszkanka Santa Barbara o śnieżnobiałym uśmiechu, przyjechała do Polski zachęcona cenami biletów lotniczych Ryanair. I zastała kraj w wielu aspektach tak samo europejski jak Wielka Brytania, gdzie obecnie studiuje, a przy tym wciąż intrygująco egzotyczny dla przybysza zza oceanu. W Krakowie nocowała więc we francuskim hotelu, jadła w restauracji z polsko-włoską kuchnią fusion i kupowała pamiątki made in china. Z drugiej strony, w zakopanym w śniegu i zalanym japońskimi turystami mieście dostrzegła ślady historii i tradycji, które sprawiają, że zamiast obywatelami Unii Europejskiej, wciąż najbardziej czujemy się obywatelami Polski.
i
e r e t s
y p y t o
Jak postrzegani są Polacy w Ameryce? Optymiści przypominają historyczne zasługi Kościuszki i Pułaskiego. Pesymiści wspominają z kolei o stereotypie nierozgarniętego Polaka z tzw. Polish jokes (Różnica pomiędzy polskim ślubem a pogrzebem? Na weselu jest o jednego pijanego więcej).
Trudne dziękuję Przede wszystkim zadziwił Jordan język polski. Bo choć biegle posługuje się francuskim i arabskim, to wymowa naszego języka okazała się przeszkodą nie do pokonania. Podstawowe zwroty, takie jak dziękuję czy proszę brzmiały w jej ustach jak nazwy chińskich miejscowości i okazywały się mało pomocne w komunikacji. Język polski potrafi być dla Amerykanina również zabawny, zwłaszcza, gdy okazuje się, że polskie i angielskie słowa o identycznej pisowni mają zupełnie inne znaczenie. I tak w hotelowym holu Jordan zaniepokoiła się, gdy dostrzegła napis windy (ang. wietrznie) czekając na windę, która miała zawieźć ją na wyższe piętra… Lekcje historii Fascynująca okazała się również polska historia, a zwłaszcza piętno, jakie odcisnęła nie tylko na krajobrazie (średniowieczne zamki i wieżowce z betonowej płyty), ale także w mentalności ludzi. Z jednej strony Jordan była więc zachwycona świadomością historyczną i polityczną Polaków (pani sprzedająca zimowe czapki godzinami opowiada-
ła o wizycie Papieża w Krakowie, a pan rozdający zaproszenia na wieczorny koncert agitował za rządem Tuska). Z drugiej jednak, w krakowskich piwnicach, nad kuflem piwa, wiele słyszała o niespełnionych marzeniach pokoleń dorastających przed 1989 rokiem i rozgoryczeniu dzisiejszą postkomunistyczną rzeczywistością. Dużo i tłusto Pomimo stereotypu, że amerykańskie jedzenie to wyłącznie fast foody typu McDonald’s (założyciel, Raymond Kroć, był polskiego pochodzenia), po wizycie w USA tamtejszą kuchnię wychwalał niejeden europejski smakosz. Jordan z kolei zajadała się pierogami, barszczem, kapuśniakiem i gołąbkami. Całkowitym zaskoczeniem był również kefir, który podobno w Nowym Jorku jest sprzedawany pod nazwą continental natural yoghurt (pol. kontynentalny jogurt naturalny). Jedynie smalec ze skwarkami okazał się nie do przełknięcia dla dbającej o linię Amerykanki wychowanej w kulturze fitness.
O.M. Ladrowska
Olga Kupicz w krótkiej sondzie przepytała obcokrajowców z różnych stron świata. Wiele ich dzieli, jedno łączy – mieszkają w naszym kraju. Przeczytajcie dlaczego są w Polsce, co ich u nas zaskakuje lub bawi i czy mamy coś, na czym szczególnie im zależy.
Walerij, 26 lat, Litwa Wybrałem Polskę ze względu na pochodzenie. Moja mama jest Polką. O wyborze waszego kraju zdecydowało również stypendium, które gwarantuje mi niezależność. Dzięki temu, będąc jeszcze nastolatkiem – i to tak daleko od domu – mogłem poczuć się naprawdę samodzielny i wolny. Najbardziej śmieszą mnie i moich kolegów wasze słowa: kaloryfer i helikopter. Polska wymowa jest dla Litwinów dziwna – wiele jest rz, czy sz, dlatego na Polaków mówimy żartobliwie Pszeki.
Sergiej, 20 lat, Białoruś Mogłem studiować w Estonii, ale zdecydowałem się na Polskę ze względu na podobny język i obyczaje. Tutaj jest mi po prostu łatwiej. Polacy mają bardzo dziwną wymowę – słychać te ą, ę. Podoba mi się wasza otwartość i pozytywne nastawienie do ludzi. No i macie łatwiejszy dostęp do używek.
Anna-Lisa, 22 lata, Belgia Zaczęłam się uczyć polskiego, gdy
pierwszy raz usłyszałam piosenkę Myslovitz Długość dźwięku samotności. Nie wierzyłam, że istnieje taki język! Tak bardzo mnie to zafascynowało, że postanowiłam studiować polonistykę i slawistykę. W tej chwili jestem na ostatnim roku i przyjechałam do Polski, aby poprawić swoją wymowę. Najbardziej zaskoczyło mnie słowo katar, ponieważ w moim języku, mówi się tak, gdy ktoś jest pijany lub ma kaca. W waszym kraju poznałam swojego chłopaka.
foto: Olga Kupicz
dy
oni o nas
ojczyzna
ciuszko,
Ying, 22 lata, Chiny O Polsce wiele wiedziałam z historii. Jestem tutaj, ponieważ otrzymałam stypendium na wyjazd do waszego kraju. Bardzo podoba mi się to, że studiuję nad morzem. Nie znam języka – akcent i gramatyka są wyjątkowo trudne. Studiuję angielski i nim posługuję się będąc w Polsce. Bardzo polubiłam polską czekoladę.
Katherina, 25 lat, Niemcy Europa wschodnia jest dla mnie bardzo ciekawa, ponieważ tutejsza kultura różni się od niemieckiej. Ludzie w Polsce są spokojniejsi niż w Niemczech. Zdecydowałam się studiować język polski, ponieważ lubię ten kraj i wasze miasta. Literatura polska jest w Niemczech prawie nieznana i to mnie fascynuje. Chciałabym odkryć coś nowego. Na razie odkryłam ptasie mleczko. www.podprad.pl|
7
Hala turbin
▪▪
Tych z nas, którzy zdecydują się na spacer, a nie dojazd samochodemwita Muzyczna Fontanna. O tej porze roku pozbawiona już niestety wody. A szkoda.
▪▪
Stylistyka wnętrza, której głownym motywem, jest kute żelazo oraz nieotynkowana cegła, przypomina nam, o industrialnej przeszłości budynku.
▪▪
Pomimo wszystkich atrakcji, jakie zapewnia nam budynek FB, to muzycy zawszę pozostają najważniejsi.
Teraz po wnętrzach Elektrociepłowni na Ołowiance, nie krzątają się już usmoleni robotnicy, uzbrojeni w nauszniki, odgradzające ich od przenikliwego świstu turbin parowych. Nie ma też półprzytomnych ze zmęczenia palaczy, sprawujących pieczę nad rozgrzanymi do czerwoności piecami czy też kotłami drgającymi i zgrzytającymi od mocy w nich uwięzionej, z któ8
|www.podprad.pl
rych co kilka chwil z przeraźliwym sykiem wydobywały się białe obłoki pary. Ucichły także krzyki ludzi, próbujących mimo wszystko porozumieć się w tym nigdy niekończącym się chaosie.
Dziś nie ma już robotników i maszyn. Zniknęli, by ustąpić miejsca wspaniałej idei. Surowe wnętrze zostało odnowione z wielkim polotem i wyobraźnią – nie szczędzono ludzkiej pracy, a tym bardziej pieniędzy sponsorów. Wszystko po to, by stworzyć coś niepowtarzalnego w swym klimacie.
Kilka razy w tygodniu odwiedzają to miejsce wytwornie ubrane osoby, świadome celu swej wizyty. Chcące choć przez te kilkadziesiąt minut przebywać w innym świecie, którego zaczątkiem jest absolutna cisza wypełniającą salę koncertową. Zamykamy na chwilę oczy i wsłuchujemy się w subtelne dźwięki płynące z instrumentów – wydobywane przez naj-
AKTOR POWINIEN scena
BYĆ
Z Bartłomiejem Błaszczyńskim studentem drugiego roku Szkoły Teatralnej w Łodzi, o przemianie jaka zachodzi w aktorze w trakcie spektaklu i o tym jak zapobiec nierealności na scenie rozmawia Karolina Jaciubek.
▪▪
▪▪
Przerwa, w pracy. Pan sprawujący pieczę nad akustyką, ma dziś spotkanie z Robertem Ludlumem.
Słowa gra lub aktorstwo łatwo możemy połączyć z kłamstwem i oszustwem. W pewnym sensie, stojąc na scenie, pokazujesz coś, czego tak naprawdę nie ma. Nie razi cię to? Aktor nie powinien grać, powinien być – przynajmniej tak ktoś mi kiedyś powiedział. Po prostu nie można udawać, bo kłamstwo, oszustwo, to całe udawanie wychodzi na scenie jako tzw. słabe aktorstwo. Ale w momencie, kiedy ktoś naprawdę wejdzie w swoją postać, wykreuje ją sobie, stworzy całą osobowość, wtedy myślę, że nie ma mowy o oszustwie. Gdy przebywasz na scenie, jesteś po prostu Bartkiem Błaszczyńskim? Zasada jest taka, że kiedy idziesz do teatru na Romea i Julię, to nie oglądasz Romea i Julii tylko tych aktorów, którzy to grają, ale też nie ich prywatnie. Grając, dajesz coś od siebie tak, jakbyś filtrował postać, którą tworzysz. Trzeba tę postać w pewnym stopniu wypełnić sobą. Świetnie przedstawił to Wasilij O. Toporkow w książce Na próbie u Stanisławskiego. Od reformy Stanisławskiego teatr stał się naprawdę bardziej prawdziwy i przystępny. Stał się po prostu rzeczywistością. Co może być dla ciebie przeszkodą? Jakiej roli byś się obawiał? Mam taką… nie no, nie myślę o tym w ten sposób, że bym czemuś tam nie
▪▪
wrażliwsze ruchy dłoni światowej klasy muzyków. Siedząc w bardzo wygodnych fotelach i słuchając tonów płynących ze sceny, przechodzi się w stan błogości... Taki dziwny i niespotykany w naszym codziennym, szarym, zabieganym życiu. Jest to filharmonia, wyczarowana także dla Ciebie! Możesz nie być melomanem, ale kto Ci zagwarantuje, że to pierwsze prawdziwe spotkanie z tego typu muzyką nie zmieni Twoich
muzycznych upodobań… Odsłuchiwanie nagrań audio, bądź oglądanie koncertów w telewizji jest jedynie lizaniem cukierka przez szybę. Jeżeli więc twoja lepsza połowa nie przejawia wrogości do Mozarta, Brahmsa i całej reszty towarzystwa, to musicie koniecznie zabrać Ją w to niecodzienne miejsce. Tym bardziej, że bilet dla studenta, można mieć już od 5zł (plus ewentualnie koszt biletu kolejowego do Gdańska). tekst i foto: Marcin Hołowiński
▪▪
foto: Roman Czubiński
To zwykły paradoks losu, by zaniedbany budynek (dawano temu hala turbin) straszący swym okropnym wyglądem, z czasem przerodził się w prawdziwą perłę...
podołał. Na pewno za każdym razem jest tak samo trudno. Za każdym razem zaczynasz od początku, od zera. W tym zawodzie wszyscy chcieliby spróbować wszystkiego, dlatego trudno jest powiedzieć nie podołałbym. Nawet jeśli byłby jakiś problem, każdy chciałby przekroczyć granicę swoich możliwości i odkryć takie rzeczy, których nigdy w sobie nie zauważał. Jakie cechy charakteru pomagają, a jakie przeszkadzają w pracy na scenie? (śmiech) Na pewno przeszkodą jest, gdy człowiek jest zamknięty w sobie. Ja taki bywam – to zależy od dnia. Mówią, że bardzo pomaga wrażliwość. Wydaje mi się, że największy problem mam z tym, że nie do końca potrafię przekazać to, co dzieje się we mnie, w środku. Bo można pokazywać, ale to nie chodzi o to. Jeśli masz zagrać ból serca, nie wykrzywiaj się, nie łap sie za klatkę piersiową. To nie o to chodzi. Ucząc się swojej postaci, nie czujesz się jak psycholog? Trzeba zrozumieć psychologiczny aspekt postaci. Po psychologii wiedziałbym więcej. Tutaj jest to bardziej intuicyjne. Taka psychologia podwórkowa. Trzeba siedzieć na przystanku, chodzić po ulicach, obserwować ludzi. Jak to mówi moja pani profesor wszystko zbieramy do plecaczków, by potem w odpowiednim momencie to wyjąć.
▪▪
▪▪
www.podprad.pl|
9
Człowiek człowiekowi W naszym kraju jest ponad pięć milionów niepełnosprawnych. Dlaczego nie widać ich na ulicy? Czy to na pewno ich wybór? A może jednak ktoś zadecydował za nich.
Serce
wypełnione dumą Ania Obuchowicz jest z natury ciepłą i pełną radości osobą. Ukończyła studia polonistyczne na Uniwersytecie Gdańskim a kilka lat później uzyskała tytuł doktora nauk humanistycznych na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. Mówi o sobie, że jest żywym dowodem na to, jak można, pomimo różnorakich problemów, zrealizować swoje plany życiowe.
▪▪
Wydajesz się być osobą pogodną, kowsko-Częstochowska), gdzie każdego dnia wspinałam się na inną skałę. Kiedy jak to robisz? To zasługa moich rodziców i ich po raz pierwszy wchodziłam na ścianę miłości do mnie, dali mi poczucie bez- skalną, z jednej strony czułam paniczny pieczeństwa. Mam też fantastycznych strach, a z drugiej niesamowitą radość. przyjaciół. Każdy z nas, a szczególnie Zdarzały się chwile zwątpienia, szczególosoba niepełnosprawna, potrzebuje nie, gdy ręce były już bardzo zmęczone, akceptacji otoczenia. Lubimy czuć, że a nogi odmawiały posłuszeństwa. Pływałaś też kajakiem... ktoś nas darzy sympatią, że jesteśmy dla kogoś ważni. Tak, z łezką w oku wspominam stuJak odnajdowałaś denckie spływy kajakowe Czarną Hańczą, podczas się w przestrzeni stuNawet, jeśli których na równi z innydenckiej? mi wiosłowałam. Dużym lokal nie Przestrzeń, to nie przeżyciem była dla mnie tylko budynki, w któposiadał wyprawa wodna do Kurych likwiduje się bariebarierek, drynek. Jest to miejscory architektoniczne, to żadne schody wość położona niedaleko przede wszystkim ludzie nie stanowiły białoruskiej granicy. Autoją tworzący. Z własnego karem trasę tę można podoświadczenia wiem, problemu konać w godzinę, kajakami że mimo iż chodziłam płynęliśmy prawie siedem. o kulach, nie było przeszkodą, by wybrać się z kolegami i kole- W tym czasie nie myślałam, ani o przeżankami do kina, teatru, czy też do pubu nikliwym chłodzie, ani o potwornym na piwo. Nawet jeśli lokal nie posiadał wysiłku. Moje serce rozpierała duma. Dlaczego wszyscy nie są tak akbarierek, żadne schody nie stanowiły problemu. tywni jak ty? Wiem, że brałaś udział w wypraMyślę, że ludzie niepełnosprawni, nie robią tego z obawy przed lękiem wie wspinaczkowej ... Na piątym roku studiów nawiązałam odrzucenia, boją się aktywnie uczestnikontakt ze studentami z innych uczelni. czyć w życiu akademickim, czują się wyLudzie ci od wielu lat uprawiali wspinacz- alienowani, a czasami wystarczy jedynie kę skałkową, a także posiadali doświad- zasygnalizować: słuchajcie mam problem, czenie w pracy z niepełnosprawnymi. pomóżcie i kłopoty znikają, jak za dotknięK.M. Pojechałam z grupą do Podlesic (Jura Kra- ciem czarodziejskiej różdżki.
▪▪
▪▪
▪▪
▪▪
10 |www.podprad.pl
Trzy lata temu, w Warszawie, miała miejsce akcja Miasto bez barier. Na jeden dzień młodzi architekci, w ramach warsztatów, przesiedli się na wózek inwalidzki. Zakosztowali życia z perspektywy niższej o co najmniej pięćdziesiąt centymetrów. I nagle okazało się, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. WC, prosta sprawa? Przyjrzyjmy się toaletom stworzonym specjalnie dla ludzi na wózkach. Niby duże, jest w nich przestrzeń, bo wjechać, owszem, można. Ale wyjechanie stanowi już problem. Jak tego dokonać, skoro nie sposób zrobić w nich obrót na wózku? Osoba niepełnosprawna wjeżdżając do toalety uśmiecha się promiennie: widzi uchwyty i sedes zainstalowany na odpowiedniej wysokości. Jednak jej uśmiech natychmiast zamienia się w grymas, gdy dostrzega, że wodę w toalecie może spuścić wyłącznie za pomocą... nogi. Przycisk-spłuczka nie jest wmontowany w podłogę, jak w większości toalet, ale w ścianę na wysokości stopy, by ułatwić korzystanie. Wymyślono, że skoro osoba niepełnosprawna nie może samodzielnie zejść z wózka, to uniesienie np. sparaliżowanej nogi nie będzie już problemem. A jednak dyskryminacja Katarzyna Górska-Lis, koordynatorka zespołu edukacyjnego Amnesty International na Pomorzu, twierdzi, że częste niezrozumienie problemów osób z niepełnosprawnością prowadzi do ich dyskryminacji. Uprzedzonym urzędnikom i architektom nierzadko brakuje wyobraźni i dobrej woli, powstają przez to absurdy architektoniczne i przeszkody prawne. Urzędnicy, niejednokrotnie posiadając fundusze, nie wykazują chęci, by pomóc – czasem jeden podpis zdaje się być dla nich męką. Kasia jest trenerką praw człowieka – prowadzi szkolenia w różnych placówkach z ramienia Amnesty International: szkołach, uniwersytetach, firmach – uświadamia i uwrażliwia ludzi, ukazuje, jak niewiele potrzeba, by pomóc i jak krzywdząca jest taka dyskryminacja. Chodzi tutaj również o nastawienie ludzkie – niektórzy sądzą, że ludzi niepełnosprawnych nie ma, bo przecież nie widać ich w życiu społecznym. A prawda jest
niezaprzeczalna: jest ich ponad pięć milionów. Tutaj rodzi się pytanie: gdzie oni wszyscy są? Gdzie oni są? Otóż większość z nich (około 80%) mieszka w blokach wybudowanych przed 1994 rokiem, w którym to dopiero weszła ustawa zobowiązująca do budowania obiektów przystosowanych dla ludzi z niepełnosprawnością. Tutaj należy zaznaczyć, że to nie tylko ci poruszający się na wózkach inwalidzkich – są to także niewidomi, niemi, niesłyszący… Często mieszkają na czwartym piętrze; w kamienicy, w której nie ma windy; w mieszkaniu z wysokimi progami i zbyt wąskimi przejściami. A kiedy już im wszystkim uda się wydostać z domu nieprzystosowanego do życia, wychodzą na ulicę również do tego nieprzystosowaną: wysokie krawężniki, przejścia dla pieszych w większości bez sygnałów dźwiękowych, ostre podjazdy do budynków (jeżeli się bardzo dobrze rozpędzą, to nawet uda im się wjechać), zakaz wprowadzania zwierząt do sklepów (w tym również psów-przewodników). Przeszkodą w dostępie do wiedzy nie jest niepełnosprawność, cecha fizyczna, ale rząd schodów prowadzących do biblioteki. Nawet kościoły, które powinny jednoczyć, dzielą. Duża ilość schodów uniemożliwia uczestniczenie we mszy ludzi na wózkach. Przyglądając się polskim kolejom, również można odnieść wrażenie, że podróżowanie nie wszystkim jest dane. Wąskie przejścia w przedziałach zmuszają ludzi na wózkach, by przebywali całą podróż przy wejściu do pociągu, gdzie jest więcej przestrzeni. Przez to innym trudno przejść, gdyż osoby niepełnosprawne zajmują cały korytarz. Po takich zajściach proponuje się im podróż w wagonie towarowym. Jest nadzieja W mediach coraz więcej mówi się o pełnosprawnych w pracy… Nagle okazuje się, że pomoc w przejściu niewidomemu na drugą stronę ulicy jest zwykłą ludzką życzliwością, a wybudowanie podjazdu do kościoła czy biblioteki nie jest żadnym wysiłkiem. Człowiek człowiekowi bliźnim, a przecież z bliźnim się można zabliźnić. Natalia Filipiak
foto: Teodor Jeske-Choiński
zdrowia życzę!
(nie)moc
Powodzenia,
Czas nadszedł. – Wypij to! Pewnie jest pyszne – myślę. Piję. Wstrętne. Czekam. Ma się kręcić w głowie. Nie kręci się. Jadę długim zielonym korytarzem, potem windą w dół, coraz niżej i niżej. Myślę, że to tam, gdzie obcym wstęp wzbroniony.
Jestem w brzuchu szpitala. Rury, jarzeniówki, nieduża sala. Zielone ściany. Odcień? Szpitalny. Moje ciało jest bez czucia, ale ja czuję się świetnie. Prowadzę konwersację i się śmieję. Nie podoba mi się, że chcą mi zakryć widok prześcieradłem. Chcę wiedzieć, co ze mną robią. Wykręcam głowę, ale udaje mi się zobaczyć tylko krew. Dostaję burę. Nie, nie boję się. Jest mi wesoło i chcę wiedzieć, co tam się dzieje. Nie chcę Pewnie, że ja wiem, że to dla mojego dobra. Tylko, że tak mi się strasznie nie chce. Bo jest czerwiec, sesja, ciepło. Dzisiaj będą puszczać sztuczne ognie na Starówce. A pani Lusia nawija. Mówi i mówi. O tym, gdzie są najlepsze spływy, i dlaczego kajaki są lepsze niż żagle. Jak jej syn potknął się i uderzył głową o stół. Albo jak pasteryzowała powidła i pękł słoik. Na szczęście była w jeansach, więc się nie oparzyła. Albo o tym, że zawsze wstaje wcześnie rano, żeby nie marnować czasu, tylko korzystać z życia. Bo takie marnowanie czasu nikomu nie wychodzi na dobre, bo nigdy nie wiadomo, kiedy coś się zawali i będzie za późno. Co na przykład? No, choroba jakaś, albo coś… Strach Pani Danuta i pani Ania są opero-
Trafił tu po tym, jak spadła mu na głowę szafka, która wisiała tuż nad kuchenką gazową. Stracił przytomność, a jego ubranie zapaliło się od włączonego palnika. Mówi, że przeszczepiono mu nie tylko skórę, ale też mięśnie i kości.
zadzwonić do swojego dawnego szefa. Szef przyjedzie po niego aż ze Szczecina, bo podobno jest dobrym człowiekiem. Bo pan Janek nie ma nikogo innego, kto by mógł po niego przyjechać.
Jutro Codziennie rano na obchodzie, pytam lekarza, czy dziś będę mogła wstać. Codziennie słyszę, że jutro to już na pewno, a jak wstanę dzisiaj, to wszystko Grzebień koguta na nic, cała operacja zmarnowana. Moje Bardzo mnie denerwuje gruby ośmiożycie niepokojąco zawęża się do rozlatek, dzielący ze mną pokój w pierwszych dniach. Na kolanach ma laptopa, miarów łóżka. Mogę usiąść i wiercić się, ale nie wolno mi opuszczać nóg. Nawet z którego na cały oddział niesie się Scooby wózek inwalidzki jest Doo czy jakiś inny Kubuś zakazany. W chwilach Puchatek. Do chłopca intymności po prostu przychodzi mała, brzydZasłaniam biały zasłaniam biały paraka dziewczynka i razem parawanik i już wanik i już jesteśmy oglądają te puchatki. sami… tylko ja i baCzasem przychodzi też jesteśmy sami… pielęgniarka, żeby zmietylko ja i basen sen. Z lewej strony mam okno, przez nić wielki opatrunek na które widać niebo jego głowie (ten opatrui płaski dach budynnek wygląda jak grzebień ku obok. Z prawej są dwa łóżka, ale nie koguta). Kiedy dzieci słyszą zbliżającą się mają stałych właścicielek. Po zabiegach siostrę, chowają się za drzwiami, a chłokobiety trafiają do sali pooperacyjnej, piec płacze. a zanim wrócą, ich miejsca zajęte są przez następne pacjentki. Pan Janek Jutro pan Janek wychodzi ze szpiCzasami do sali przyjeżdża na wózku tala. Prosi panią Lusię o pożyczenie pan Janek, dla którego szpital od kilkunastu miesięcy jest drugim domem. telefonu komórkowego, żeby mógł
Niewiadoma Któregoś dnia pani Lusia zostaje wypisana, a na jej miejsce wsuwa się może trzydziestoletnia, tęga kobieta. Nieśmiało stawia walizki na podłodze i kładzie się na samym brzegu łóżka. W ogóle się nie odzywa. Żal mi jej, bo nawet nie tyka śniadania. Jem jajko na twardo, a ona z uporem ogląda spis treści jakiejś gazetki. Idę spać, a gdy się budzę, ona wciąż patrzy na tę samą stronę. Obok niej siedzi mąż. Też nic nie mówi, trzyma tylko rękę na kołdrze.
wane tego samego dnia. Obie mają raka piersi. Pani Ania przyjechała tu aż z Tych, bo tak jej polecano. Pani Danuta zostawiła firmę w Suwałkach i teraz zarządza nią przez telefon. Pani Danuta strasznie się boi, ale nikomu o tym nie mówi. Boi się w samotności, po cichu. W smutny i zmęczony sposób. A na zewnątrz tryska energią, chodzi i zawiera znajomości.
Nagle drzwi otwierają się i wbiega lekarz. – Ma pani niewiarygodne szczęście. Ten guz jest niezłośliwy, mam wstępne wyniki badań! Może się pani pakować i wracać do domu. Małżeństwo wybucha płaczem, więc szybko odwracam wzrok. Już w progu zatrzymują się i słyszę pierwsze słowa z ust tej kobiety – Życzę zdrowia! Powodzenia. To samo mówi każdy, kto opuszcza szpital. olga w. www.podprad.pl| 11
Zaprojektuj na dobre! PROJEKTOR – wolontariat studencki Ludzie PROJEKTORA wiedzą, że warto działać. Wyjazdy w najdalsze zakątki Polski, przyjaźń, radość, zabawa i wyzwania! To tylko niektóre z korzyści bycia wolontariuszem. Targi Banków III, to inicjatywa, która odbyła się w Łodzi, na wydziale Ekonomiczno – Socjologicznym Uniwersytetu Łódzkiego, w dniach 19 – 20 listopada 2008 roku. Odbyły się 2 panele: warsztaty i szkolenia z zakresu finansów i bankowości oraz spotkanie ze znanymi osobistościami ze świata finansów. Projekt organizowany był przez Studenckie Koło Naukowe PROGRESS, a jego celem było wdrożenie młodych i ambitnych ludzi w świat bankowości oraz zaprezentowanie możliwości, jakie niesie one dzisiejszej gospodarce i podmiotom w niej uczestniczącym. Projekt został stworzony biorąc pod uwagę zainteresowania studentów kierunków ekonomicznych i spotkał się z aprobatą tych, którym bankowe aspekty rynku nie są obce i które pragną poszerzać swoją wiedzę w tym właśnie zakresie.
Posmakuj obcego języka! W dniach 17 - 23 listopada odbyły się w Krakowie Europejskie Dni Języków (European Day of Languages – w skrócie EDL). Jest to coroczna impreza organizowana przez Europejskie Forum Studentów AEGEE Kraków, adresowana do uczniów, studentów oraz wszystkich osób zainteresowanych językami obcymi i dialogiem międzykulturowym. Można było wysłuchać wykładów na temat języków obcych, różnic kulturowych i obyczajowych w różnych krajach. Pooglądać pokazy tańców międzynarodowych i projekcje filmów (we współpracy z krakowskimi kinami) oraz spróbować międzynarodowej kuchni. Uczestnicy mieli możliwość poznać kulturę innych narodów oraz mniejszości narodowych w Polsce, które zostały zaprezentowane podczas Wioski Językowej 20 listopada w Klubie Studio. AEGEE-Kraków jest jedną z największych organizacji studenckich w Krakowie. Głównymi celami naszej organizacji jest promowanie idei zjednoczonej Europy, wspierania kontaktów i współpracy między studentami różnych krajów, przez co przyczynianiu się do budowania otwartego i tolerancyjnego społeczeństwa. Dotychczas organizowaliśmy wiele projektów o randze międzynarodowej m.in.: Public Relations European School (kwiecień-maj 2006), Kongres Studencki Network Meeting (16-18 listopada 2007), Symulację obrad Rady Bezpieczeństwa ONZ (16-17 marca 2008), dziewięć uniwersytetów letnich (corocznie w latach 2000-2008) oraz liczne wymiany międzynarodoweCotygodniowe spotkania ogólne odbywają się w każdy czwartek o godz.20:00 na Rynku Głównym 34 w sali 33. Więcej szczegółowych informacji na stronie internetowej organizacji www.aegee.krakow.pl Krystyna Dul
12 |www.podprad.pl
PROJEKTOR… a więc o co chodzi? „PROJEKTOR - wolontariat studencki” to przestrzeń dla Twojego twórczego działania, miejsce, w którym swoją energię i zainteresowania możesz zamienić na kreatywne projekty edukacyjne. Celem Programu jest dotarcie do dzieci i młodzieży z małych miejscowości z aktywnością i wiedzą studentów, którzy przekazują pozytywne wzorce osobowe i swoją postawą zachęcają uczniów do dalszego rozwoju. Chcesz do nas dołączyć? To proste! Wystarczy zarejestrować się w elektronicznej bazie projektów na projektor.org.pl, zebrać grupę, opracować projekt i… wyruszyć! Nie tylko pracą… Na co dzień wolontariusze Programu realizują projekty edukacyjne w małych miejscowościach. Tworząc autorskie scenariusze zajęć, oparte na własnych zainteresowaniach, sprawiają, że najmłodsi stawiają na rozwój. To jeszcze nie wszystko! PROJEKTOR nie samą nauką żyje. Co roku Program włącza się i realizuje szereg akcji, np. Międzynarodowe Targi Wolontariatu przy OFF Festiwalu czy też Letnią Akademię PROJEKTORA z udziałem Przyjaciela Programu, profesora Jerzego Buzka. „PROJEKTOR – wolontariat studencki” to program Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności realizowany przez Stowarzyszenie KLANZA. projektor.org.pl
▪▪Wolontariusze PROJEKTORA na nagraniu Szymon Majewski Show.
W dniach 22-23 listopada odbył się w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie cykl szkoleń pod nazwą Expert 2008. Tematy wykładów i warsztatów dotyczyły miedzy innymi efektywnego zarządzania relacjami, sprawnej komunikacji, oddziaływania na otoczenie, a także kształtowania własnej osobowości. Jak zarządzać sobą, czasem, ludźmi, jak mówić, jak się zachowywać i jak wyglądać – to tylko niektóre z umiejętności, które wielu uczestników konferencji mogło podszlifować. Studenckie Koło Naukowe Psychologii Zarządzania
dusza foto: 123RF
Poczucie bezsilności i ograniczenia. Czy nie tak brzmiałaby najczęściej słyszana odpowiedź na pytanie o to, co najgorszego może spotkać człowieka? Bo skąd czerpać nadzieję i radość, kiedy utraci się wpływ na własne życie?
Motyl i skafander to tytuł filmu opartego na autobiografii francuskiego dziennikarza Jeana-Dominique’a Bauby’ego. Autobiografii niezwykłej, przez samego autora określonej jako dziennik z nieruchomej podróży rozbitka na wybrzeżu samotności. Jean-Do – tak nazywali go bliscy i przyjaciele albo raczej ludzie, których za takich uważał – miał 42 lata, kiedy w wyniku udaru popadł w stan określony przez lekarzy, jako syndrom zamknięcia. Został całkowicie sparaliżowany, ze sprawną jedynie lewą powieką. Niezdolny do wydania najmniejszego dźwięku ani wykonania ruchu, a zarazem całkowicie świadomy swojego ograniczenia. Skazany na szpitalne łóżko, pełne współczucia spojrzenia i widok poruszanej przez nadmorski wiatr firanki w oknie, przez które światło padło czasem na przyklejone do ściany zdjęcia z przeszłości. W filmie nie brak pięknych i mądrych scen, poruszających tym bardziej, że są próbą oddania rzeczywistych doświadczeń. Świat ukazany został z perspektywy Bauby’ego. Słysząc jego myśli i podążając za jego wzrokiem, choć w niewielkim wymiarze, pojąć można bezsilność targającą nieruchomym cia-
łem. Wydaje mi się, że całe moje życie było serią małych niepowodzeń. Kobiety, których nie potrafiłem kochać. Okazje, których nie wykorzystałem. Chwile szczęścia, które mi umknęły. Wyścig, którego wynik znamy, ale nie możemy postawić na zwycięzcę. Czy potrzeba było nieszczęścia, bym uświadomił sobie swoją prawdziwą naturę? – słysząc te słowa, relację z podróży w głąb siebie, widz obserwuje spadające do oceanu bryły topniejącej góry lodowej oraz mętną toń, z której wyłania się niewyraźna postać mężczyzny uwięzionego w skafandrze... Jean-Do podjął walkę ze swoim ograniczeniem, choć był w stanie komunikować się ze światem jedynie poprzez mrugnięcia powieką przy odpowiedniej literze z wymawianego przez drugą osobę alfabetu. Nie pogodził się z zamknięciem w cielesnym skafandrze, zapragnął opuścić go tak, jak motyl, który zostawia swój kokon. I wygrał! Owocem tego zwycięstwa jest podyktowana przez niego książka, po którą po prostu musiałem sięgnąć zaraz po obejrzeniu filmu. Wspomniałem, że próba spojrzenia na świat oczami osoby dotkniętej ogra-
niczeniem pozwala w pewien sposób Bóg przez cały ten czas był, jest i będzie z nami! Tak, jak obiecał w Swoim uzmysłowić sobie jej ból. Jednak czy jest Słowie, nie dopuści, aby nas doświadto naprawdę możliwe? Od momentu, czano ponad siły (I Kor. 10;13), a Jezus, kiedy kilka lat temu z powodu udaru który sam przeszedł przez cierpienie odeszła moja babcia, razem z rodzicami i próby, może pomóc opiekujemy się dziadtym, którzy przez kiem. Doświadcza próby przechodzą on jakby zamknięcia Próba spojrzenia (Hebr. 2;18). Gdyw bezsilności swojena świat oczami by nie to doświadgo umysłu. Cierpi na osoby dotkniętej czenie, nie byłbym chorobę Alzhaimmetym, kim jestem. ra. Dopiero niedawograniczeniem no uświadomiłem pomaga uzmysłowić Widzę, ile pokory, cierpliwości, radości sobie, jak przez te sobie jej ból z pozornie małych lata choroba przerzeczy i dystansu chodziła w kolejne do świata się nastadia, czyniąc coraz uczyłem. Bóg daje pokój i siłę w trudwiększe spustoszenie w umyśle mojego dziadka oraz ile poświęcenia kosztowa- nych chwilach. Wystarczy mu zaufać i, chociaż nie zrozumie się wszystkieło to naszą rodzinę. Z trudem szukam go, polegać na Jego planie. słów, by opisać to, co przeżywaliśmy Nie wiem, co dzieje się w umyśle i przeżywamy, bo wiem, że ktoś, kto sam tego nie doświadczył, nie będzie człowieka zamkniętego w swoim ograniczeniu, jak w skafandrze, nie mow stanie tego zrozumieć. gącego o własnych siłach wstać i nieNie brak było moich pytań do Boga. Czy to musiało się stać? Skąd taka pró- zdolnego do najprostszych czynności. ba? A przede wszystkim, jaki sens ma Ale wiem, że istnieje Bóg otwierający nowe perspektywy i tylko z Nim możtakie życie dla chorego? Dziś nie mogę powiedzieć, że zostałem bez odpo- na pokonać duchową bezsilność. Mariusz Podsiadły wiedzi. Bo jestem świadomy jednego: www.podprad.pl| 13
Robimy
to, co lubimy
Łowcy.B to kabaret z Cieszyna. Tworzą go studenci Uniwersytetu Śląskiego. Prezentują oni absurdalny humor z przewagą pantomimy nad komunikatami werbalnymi. W 2003 roku kabaret Łowcy.B zwyciężył w Przeglądzie Kabaretów PAKA. W latach 20042006 dwa razy wygrał Ogólnopolski Festiwal Piosenki Kabaretowej O.B.O.R.A. W skład kabaretu wchodzą: Bartek Góra – Góra, Bartek Gajda – Prymus, Sławek Szczęch – Zlew, Paweł Pindur – Zakleszcz, Maciek Szczęch – Maćkowy Potwór, Mariusz Kałamaga – Basen.
▪▪
Istnieliście zaledwie kilka miesięcy. Pojechaliście na PAKĘ i wygraliście. Co się zmieniło od tego czasu? Całe nasze życie się zmieniło. Okazało się po PACE, że kabaret to będzie nasza praca. To jest megazmiana, jak się nagle okazuje, że pracujesz nie w tym zawodzie, którego się uczyłeś na studiach, tylko w tym, który pokazałeś na PACE. Publiczność na waszych występach świetnie się bawi. Ciekawa jestem, jak wy sami się bawicie podczas występu. To dla was tylko praca, czy forma rozrywki? Przede wszystkim robimy to, bo to lubimy, kochamy. Każdy z nas chciał być związany z estradą. Co zresztą mówi nasz kierunek studiów: animacja społeczno-kulturalna. Pin już wcześniej śpiewał w zespole. Góra do tej pory gra na perkusji. Mariusz występował w teatrze. My mieliśmy kabaret z Gajdą za czasów liceum. To jest nasza praca, ale też i przyjemność. Myślę, że będziemy istnieć, dopóki będzie nam to dawało jakąś radość i będziemy z tego czerpać satysfakcję. Jaka publiczność jest dla was idealna? Taka, która obrzuca was kwiatami czy krytyczna, niebojąca się po-
▪▪
▪▪
14 |www.podprad.pl
kazać swojego niezadowolenia? Ten, kto przychodzi, ma prawo pokazać, że mu się nie podoba. Jeżeli ktoś przyjdzie na nasz spektakl i wyjdzie sobie w połowie, co prawda tak się nie zdarzyło nigdy, ale... Czy spotkaliście się kiedyś z negatywną opinią lub brakiem zrozumienia waszych skeczy? Wydaje mi się, że są pewne reguły, które powinny obowiązywać na występach. Jeśli się komuś podoba, to fajnie, niech się śmieje, cieszy i raduje. A jeśli nie niech nie rzuca pomidorami, nie gwiżdże tylko po występie przyjdzie i powie, co było nie tak, bo przez takie zachowanie podczas występu przeszkadza innym. A sama nazwa kabaretu skąd się wzięła? Kto ją wymyślił i dlaczego właśnie taka? Nazwę wymyślił nasz znajomy ze Stanów – George Clooney. Ja mu trochę pomogłem w tym wszystkim. Nazwa związana jest generalnie z pewnymi wydarzeniami, które miały miejsce siedem lat temu gdzieś w środkowej Polsce. Dokładnie nie mogę powiedzieć – gdzieś koło Sieradza, tak na prawo bardziej. Tak na północ jadąc jedynką. Po prostu jesteśmy łowcami pod każdym względem. Jesteśmy stworzeni do tego, żeby łowić.
▪▪
▪▪
co lubicie samych siebie? ▪▪Za Ja lubię Sławka… ▪▪Ale ty nie masz na imię Sławek…
Mariusz: A niech to! Zostanę jednak przy mięsie, bo okazało się, że to szadź i popiół z petów. Także przepraszam – pomyliło mi się. Bartek: Chcemy robić dalej to, co Aaa... Za co lubimy siebie, tak? Ja lubię siebie za to, że jestem fajny. Po robimy. Maciek: W ostatnim czasie wydaliprostu lubię przebywać w swoim tośmy płytę DVD. warzystwie. Sławek: Udało nam się nagrać doChyba nie masz wyboru. No nie mam wyboru, ale zawsze bry występ, bo śmieszny, czyli że lumogę skończyć ze swoim życiem, dzie się śmiali. Premiera będzie pod koniec listopada. W okresie przedsam sobie je odebrać. Ale nie robię świątecznym, więc każdy będzie mógł tego, bo lubię przebywać w swoim kupić naszą nortowarzystwie. Lubię malną płytę, a nie siebie za wrażliwość. z YouTube, skecze Proszę zdradźPo prostu cie na koniec wajesteśmy łowcami skądś tam ściągnięte. I tutaj apelujemy sze plany na przypod każdym właśnie do wszystszłość. względem. kich ludzi, którzy Mariusz: W plaprzychodzą na naJesteśmy nach mam wychosze występy, prowanie mojej córeczki stworzeni do szę nie nagrywajcie na dobrą obywatelkę tego, żeby i nie wrzucajcie! tego kraju i jeszcze łowić Serdecznie zapraoprócz tego mam szamy do kupna taki plan, że muszę naszej płyty, z naprzejść bardziej na warzywa z mięsa, bo jem za dużo szymi najlepszymi skeczami. Jest też mięsa, a mało warzyw. I robią mi się parę dodatków, które mogą cieszyć oko i ucho oglądających to DVD. takie białe na tym… na paznokciach. Rozmawiała Natalia Walkowiak To jest brak witamin. Zdjęcia: Aleksander Piórkowski Bartek: To jest szadź.
▪▪
▪▪
kicze
Zdjęcia nie podpisane Roman Czubiński
▪▪Był dom - nie ma domu. ŁÓDŹ
▪▪Od przybytku głowa nie boli. ŁÓDŹ
kicze
architektoniczne
▪▪Skansen w środku blokowiska. Czemu nie? ŁÓDŹ ▪▪Spokojnie, to tylko... apteka. ŁÓDŹ
▪▪Na ruinach miasta zostało ich dwóch. Który zwycięży? P.S. tramwaj został pobazgrany legalnie. ŁÓDŹ
▪▪
Była „brzydka” kamienica, jest „ładny” blok. ŁÓDŹ
▪▪Pół okna. Pszczyna foto Mariusz Podsiadły
foto Mariusz Podsiadły
▪▪Ul. Zachodnia - wizytówka miasta. ŁÓDŹ ▪▪The doors. ŁÓDŹ
www.podprad.pl| 15
Gra w m i as t o
w grze
foto: Roman Czubiński, Bielsko-Biała 16 |www.podprad.pl
Przestrzeń naszych miast wypełniają ulice, place, budynki, parki czy lasy. Każdego dnia bywamy w wielu różnych miejscach – korzystamy z miejskiej komunikacji, mijamy kolejne ulice i skrzyżowania. Można powiedzieć, że przestrzeń miejska jest przestrzenią naszej codzienności. Ale czy na pewno ją dobrze znamy? A czy próbowaliście kiedykolwiek dzin stawali się młodymi powstańcami, spojrzeć na miasto z nieco innej perroznosili meldunki i organizowali akcje spektywy, a mianowicie jako na... przeciwko okupantowi. Tutaj również planszę do gry? W ostatnich latach w uczniowie mogli poznać lepiej historię naszym kraju coraz większą popularstolicy i utożsamić się z walczącymi o nością cieszą się tzw. gry miejskie. Ich jej wolność. idea oparta jest na prostym założeniu: Nieco zapomnianą historię Łomiasto to teren gry, po którym porudzi wskrzeszają z kolei zapaleńcy ze szają się gracze rywalizujący o zwycięStowarzyszenia Inicjatyw Miejskich stwo. Gry mają oswajać graczy z miaTopografie. W dwóch grach promostem, przybliżać przestrzeń miejską, wali wiedzę o dawnej Łodzi. Wiosną, budować więź z miejscem zamieszkaw zabawie pt. Łap złodzieja! namawiali nia. Rodzajów gier jest conajmniej kilka. do złapania Ślepego Maksa, legendarMożna np. wyróżnić te o charakterze nego przedwojennego przestępcy. historycznym, bądź tematycznym. A tej jesieni zachęcali do zmotania W grach miejskich biorą zwykle fabryki, czyli przenieśli łodzian w erę udział kilkuosobowe zespoły, które burzliwego rozwoju miasta, gdy jego mają do rozwiązania szereg zagadek, ojcowie założyciele budowali swoje niekiedy naprawdę trudnych i wymabawełniane imperia. Podczas tej gry gających od grających bystrości, intelimieszkańcy mieli na przykład okazję gencji i niemałej wiedzy. Liczy się zgraspotkać się z żydowskim fabrykantem, nie ekipy i szybkość w podejmowaniu który pozostawił im zakodowane wskadecyzji. zówki w… gazecie z tamtego okresu! Grę można zorganizować wszęI właśnie o to w grach w miejskich chodzie. Wśród miast, w których można dzi. Uczestnicy szukają różnych miejsc, było pograć, znalazły rozwiązują zagadki, się już m.in. Poznań, odpowiadają na pyUczestnicy mówią, Trójmiasto, Warszatania napotkanych że nie wiedzieli, wa czy Łódź. Każpostaci, nierzadko da z gier miała inny że ich miasta kryją przebranych w strocharakter. I tak na je z epoki. Wyniki są w sobie tyle przykład w stolicy zazwyczaj ogłaszatajemnic Wielkopolski w 2006 ne w Internecie. r. przygotowano speW taki oto cjalne rozgrywki w celu upamiętnienia sposób miasto i jego przestrzeń są 50. rocznicy wydarzeń z czerwca 1956 r. wykorzystywane w sposób twórczy Uczestnicy wcielili się w rolę robotników i oryginalny. A na dodatek realizowane walczących o swoje prawa, a w czasie są różnorakie cele: edukacyjne, wychozabawy musieli nawet walczyć z odwawcze, patriotyczne czy promocyjne. działami milicji! Nie trzeba chyba doKorzystają na tym wszyscy. Miasto, bo dawać, że było to szczególnie atrakcyjtanim kosztem uzyskuje niebanalną ne dla młodych poznaniaków, którzy promocję. Organizatorzy, bo uczą się historię poznają na co dzień głównie wielu nowych rzeczy i rozwijają swoją z podręczników. Warto nadmienić, że kreatywność. Wreszcie uczestnicy, któw Poznaniu tradycja gier miejskich jest rzy nierzadko przecierają oczy ze zduwyjątkowo długa, bo są one tam orgamienia i mówią, że nie wiedzieli, że ich nizowane już od 9 lat. miasta kryją w sobie tyle tajemnic. Na popularyzowanie historii po Piotr Niedzielski stawiono też w Muzeum Powstania Gry miejskie w Internecie: Warszawskiego. W ciągu ostatnich www.gramiejska.pl lat zorganizowano kilka gier przenowww.zmotajfabryke.pl szących młodzież w czasy Powstania www.old.partyzantz.com Warszawskiego. Gracze na kilka gowww.infopraga.com.pl/gra.html
ROZRYWKA
odpoczynek
EKSTREMALNA Ponad 700 osób wzięło udział w organizowanym na Pomorzu ekstremalnym biegu na orientację Harpagan.
Na jesieni do miejscowości Sierakowice na Pomorzu z różnych stron Polski przybyło wielu śmiałków, chcących zmierzyć się z własnymi słabościami i poznać swoją wytrzymałość fizyczną i psychiczną. Miała tam miejsce trzydziesta szósta edycja amatorskich zawodów sportowych łączących elementy maratonu i biegu na orientację. Rajd Harpagan dzieli się na trzy konkurencje: pieszą, rowerową i mieszaną. Uczestnicy trasy pieszej w ciągu jednej doby mają do pokonania 100 km, rowerzyści w czasie dwa razy krótszym muszą pokonać 200 km, natomiast trasa mieszana łączy w sobie przejście 50 km i przejechanie 100 km w 18 godzin. Największą popularnością cieszy się co roku trasa piesza, w której wystartowało trzystu dziewięćdziesięciu zawodników. 290 osób próbowało swoich sił na trasie rowerowej i 41 na trasie mieszanej. Trasa rajdu przebiegała tak, by mogli ją przejść jedynie nieliczni. Zadaniem zawodników było dotarcie do punktów zaznaczonych na mapie i podbicie tam karty startowej. Trasa dojścia na punkty była dowolna i zawodnicy sami decydowali, jaką drogą chcą dotrzeć do tzw. punktów kontrolnych. W związku z tym większość zawodników pokonywała trasę dłuższą niż przewidziana przez organizatorów, by iść drogą pewniejszą. Duża część zawodników zdawała się jednak na kompas, mapę i zdolność orientacji w terenie by trasę pokonać szybciej. Start imprezy miał miejsce o godz. 21:30. Chwilę wcześniej za-
wodnicy dostali mapy i mieli zaledwie Kolega przyszedł i powiedział, że wybiera się na Harpagan. Nie chciałem, minutę na zapoznanie się z nią. Każdy żeby jechał sam. Poza tym lubię takie zabrał na trasę prowiant według uznania. Z racji, że marszruta przebiegała imprezy. Fakt, że ta wymęczyła mnie głównie przez lasy a podróż rozpoczęła bardzo, ale za tydzień będę wypoczęty i mógłbym iść jeszcze raz. Mam nawet się w godzinach nocnych, uzupełnienie zapasów było trudne, każdy musiał za- na oku jeden rajd 50-kilometrowy. Mibrać ze sobą jedzenie, picie i ubranie chał Ludwicki – matematyk z Leszna na nocne godziny. W połowie trasy wspomina – Myślałem, że to będzie przewidziany był punkt w szkole, gdzie ten raz. Było blisko, ale jednak dobrze schowane punkty, jeden znaczny błąd można było chwilę odpocząć. Miałem przyjemność wziąć udział w odczytywaniu mapy i kontuzja kolana uniemożliwiły ukończenie rajdu. Impreza w tej imprezie jako członek team’u Kumple. Zdążyłem doświadczyć tru- była wspaniała. Mam nadzieję, że za rok znowu wystartuję i spotkam starych znadów wędrówki a także poznać wielu ciekawych ludzi i spisać ich relacje. – jomych. Uważam, że w takich imprezach niekoniecznie Kiedyś trzeba zdochodzi o przejście być ten tytuł. Teraz całości, ale bardziej się nie udało, ale jak W trakcie trasy o poznawanie siebie, mówią: do trzech bywają trudne swoich słabości i wyrazy sztuka – komomenty. Czasem trzymałości w ekstrementuje swój udział nie wytrzymuje malnych sytuacjach. w imprezie Marcin Wójciuk – infororganizm, czasem Wśród uczestników znacznie przeważali matyk z Warszawy, psychika mężczyźni, co nie który biegł w Harznaczy, że kobiet nie paganie po raz drugi. – Miałem ambicję, żeby przejść całość. było. Magdalena Czarnecka, studentka Wiedziałem, jak to wygląda i wydawało Pedagogiki z Warszawy – Uważam, że impreza wcale nie jest przeznaczona się realne, ale się nie udało. W trakcie trasy bywają trudne momenty. Cza- jedynie dla mężczyzn. Po prostu nie każdą dziewczynę coś takiego kręci. sem nie wytrzymuje organizm, czasem psychika. Chwilami bywa tak, że chce Mnie owszem. Chciałam przejść Harpagona i umrzeć z honorem. Niestety się siąść nawet w zimnym rowie i nie iść dalej. Tylko znajomi mogą wtedy umarłam bez honoru – żartuje Magda, która zajęła pozycję w pierwszej zmotywować do wstania – podsumopołowie uczestników. – Bardzo mi się wuje Marcin. Jego kolega Tomasz Włodarczyk opowiada o swojej obecności podobało i mam zamiar przyjeżdżać do – Przyjechałem pod wpływem chwili. skutku. Brałam już udział w przygodo-
wych biegach na orientację, gdzie, poza trasami pieszymi, były etapy rowerowe, kajakowe oraz przeprawy linowe. Nic jednak nie wymęczyło mnie tak, jak ten rajd. Polecam go miłośnikom turystyki, jednak przypominam, że to forma ekstremalna, trudniejsza niż spacer po górach – podsumowuje. Spośród uczestników rajdu pieszego pierwszą pętlę – 50,5 km, pokonało 275 osób, a na drugą ruszyło już zaledwie 95. Trasę udało się pokonać dwudziestu sześciu osobom, które zdobyły tytuł Harpagana. Zwycięzcami zostali Bogdan Rycerski i Mariusz Pleciński, którzy pokonali trasę w 16 godzin i 26 minut. Mi udało się przejść 67 km, co dało mi 79 miejsce. Na drugą pętlę wyruszyłem samodzielnie i przekonałem się, że bez znajomych u boku, którzy mobilizują, dużo ciężej jest pokonać trasę. Także dlatego, że nie pozwalają zasnąć. Trasy mieszanej i rowerowej w całości nie pokonał żaden z zawodników. Harpagan jest jedną z najbardziej znanych imprez tego typu w Polsce, ale nie jedyną. Podobne rajdy odbywają się na terenie całego kraju. Więcej informacji o imprezach można uzyskać na stronie www.harpagan.pl, www.napieraj.pl lub www.pttk.pl. Gorąco polecam ten rodzaj aktywnego wypoczynku, jako okazję do rozruszania mięśni, poznania i poczucia mięśni, z których istnienia nie zdawaliśmy sobie sprawy, a także dla poznania i sprawdzenia siebie. Przemysław Zyra www.podprad.pl| 17
gadżetomania Do czego służy w komputerze port USB? Na pewno odpowiecie: do podłączenia drukarki, pamięci PenDrive czy aparatu cyfrowego do komputera. Ale czy to koniec jego zastosowań? Oczywiście, że nie. USB, czyli Universal Serial Bus – uniwersalna magistrala szeregowa, był zaprojektowany jako uniwersalny port do wszystkiego. I tak właśnie jest. To, co za jego pomocą można podłączyć do komputera ogranicza chyba tylko ludzka wyobraźnia. Zasilany z portu USB, grający na perkusji Mikołaj. Aby umilić sobie święta w pracy można nabyć takiego oto mikołaja. Wygrywa jedną z 5 melodyjek i dodatkowo bębni w takt muzyki.
Pszczółka masażystka. Ulżyj swym przemęczonym i obolałym mięśniom! Kup pszczółkę masażystkę! Zasilana z portu USB masażystka szybko uśmierzy ból i stres, sprawiając, że uśmiech zagości na Twojej twarzy. Biegający Chomik na USB. Realistycznie wyglądający chomik pozwoli Wam przetrwać najgorszy nawet dzień spędzany w biurze. Ten zasilany z gniazdka USB gadżet po prostu powala śmiechem. Szybkość z jaką chomik biega w swojej karuzeli zależy od szybkości waszej klawiatury. Im szybciej piszesz – tym szybciej on biegnie! Akwarium USB. Jesteś zestresowany? Pooglądaj sobie plastikowe tropikalne rybki pływające w tym akwarium. Poczuj jak całe napięcie mija. Wbudowane kolorowe diody led tworzą niepowtarzalne oświetlenie. Bardzo sympatyczny gadżet, idealny na długie zimowe wieczory i szare dni.
Kameleon na USB. Po podłączeniu go do gniazdka USB - zacznie on od czasu do czasu poruszać swoimi wybałuszonymi oczkami i wystawiać jęzor.
Podgrzewane rękawiczki pod USB. Wymyślone i zaprojektowane by Twoim palcom było cieplej! Każda z rękawiczek posiada 2 grzejące wkładki. Temperatura rękawiczek podnosi się o 10° w ciągu 5 minut. Niszczarka Dokumentów. Nie pozwólmy obcym osobom wygrzebać ze śmietnika naszych detali bankowych ani innych ważnych dokumentów. Używanie niszczarki to dobra zabawa i praktyczna konieczność. Urządzenie to posiada również funkcję otwierania kopert! Masz pomysł na gadżet? Napisz do mnie! Łukasz Wysocki wysoccy@gmail.com Opisy i zdjęcia zaczerpnięte z: www.2future.pl, www.usbtoys.pl www.gadzeter.pl, www.ministerstwogadzetow.com
Pressówka Zmarł jeden z najcięższych ludzi na świecie. Meksykanin Jose Luis Garza (47 lat) ważył 450 kg. Pracownicy pogotowia musieli wyburzyć ścianę domu, w którym mieszkał, by móc załadować jego zwłoki na ciężarówkę. Ciężko to skomentować. Polska The Times, dodatek Męska rzecz W Wielkiej Brytanii przeprowadzono sondaż, w którym zapytano rodziców, jak często oszukują dzieci. Okazało się, że przeciętny Brytyjczyk jako dziecko słyszy nawet 3 tys. nieprawdziwych wyjaśnień nurtujących go problemów. Najbardziej rozpowszechnione jest oszustwo o św. Mikołaju. Ankietowani przyznali, że historyjki, które opowiadają swoim dzieciom, kiedyś usłyszeli od własnych rodziców. A tobie jakie kity wciskała mama do spółki z tatą? Dziennik Pewien 80-letni Norweg ma rogówkę oka, liczącą sobie... 123 lata. Jak to możliwe? Otóż przeszczepiono mu ją pół wieku temu, a dawcą był mężczyzna urodzony w 1885 r. Jest to najstarsza znana część ludzkiego ciała, która działa do dziś, choć właściciel przeszczepu narzeka... że nie widzi już tak dobrze, jak kiedyś. Rzeczpospolita Czy wiecie, że odtwarzacz MP3 może być niebezpieczny? I nie chodzi wcale o uszkodzenie słuchu. Według statystyk brytyjskiej firmy ubezpieczeniowej osoby poruszające się po ulicach ze słuchawkami w uszach spowodowały wzrost liczby wypadków z udziałem pieszych. Metro 40-letnia Włoszka otrzymała mandat w wysokości 104 euro, gdyż prowadząc samochód, rozmawiała równocześnie przez dwa telefony komórkowe, a kierownicą kręciła za pomocą kolana. Ciekawe, czym zmieniała biegi... Gazeta.pl W Milwaukee pewien czternastolatek został sprasowany wraz ze śmieciami w śmieciarce, nie odnosząc większych obrażeń. W śmieciarce znalazł się po tym, jak uciekając z parawojskowego obozu dla nastolatków, schował się w koszu do recyklingu papieru. Na pewno stał się bohaterem lokalnej prasy. Onet.pl
Adres redakcji: ul. Pilotów 19A/4 80-460 Gdańsk tel./fax 058 710 82 54 redakcja@podprad.pl Skład redakcji: redaktor naczelna: Katarzyna Michałowska; zespół redakcyjny: Dominik Pietrzak, Małgorzata Olędzka, Łukasz Rudziński, Bartłomiej Serkowski, Natalia Filipiak, Natalia Balcer, Olga Kupicz, Maciej Badowicz, Jakub Kupracz, Marcin Hołowiński, Anita Niemczyk, Tomasz Zdunek; korekta: Małgorzata Olędzka, Łukasz Rudziński, Katarzyna Pelplińska, Milena Ważny, Monika Penkol, Anita Niemczyk, Natalia Filipiak. Jeśli chcesz zaangażować się w tworzenie gazety – napisz: redakcja@podprad.pl Zapytanie o reklamę: reklama@podprad.pl Skład i projekt okładki: Sylwester Gigoń Oddziały w Polsce: Kraków: Agnieszka Sitek, krakow@podprad.pl, 503 490 351; Łódź: Marcin Kołton, lodz@podprad.pl, 663 224 487; Poznań: Ewelina Haliżak, poznan@podprad.pl, 663 224 546; Warszawa: Anita Niemczyk, a.niemczyk@podprad.pl, 663 224 480. Magazyn jest tworzony m.in. przez studentów z Ruchu Akademickiego Pod Prąd z pięciu głównych miast akademickich Polski. Skupia on katolickich i protestanckich studentów, którzy pragną żyć w przyjaźni z Bogiem i inspirować do tego innych.
okiem czachora
Clubowa przestrzeń Stojąc w kolejce po poranne piwo Pokrętek przeczytał artykuł o clubbingu. Długo nie potrafił załapać o co tak naprawdę chodzi, ale udzieliła mu się pasja autora. W przeczytanym tekście ogólnie siedział cały wieczór w jednym miejchodziło o to, że na Zachodzie każdy scu, ale do rana odwiedzi kilka. klub jest trochę inny, zaspokaja inne Zaczął od Słoneczka. Wypił kilka piw potrzeby konsumenta, dlatego nasi sąi zaczął się zbierać. Koledzy byli niesiedzi w ciągu jednej nocy odwiedzają zwykle zaskoczeni, bo myśleli, że chce kilka miejsc. Klub jest, jak sama nazwa już iść do domu. Zaczął im tłumaczyć wskazuje – czytał Pokrętek – instytucją ideę clubbingu i kilku nawet udało mu zrzeszająca pasjonatów. Niezależnie się przekonać. Już w siedmiu poszli do od tego czy jest to muzyka, sztuka, liDziupli. teratura, czy niezależne koło gospodyń Zajęli sześcioosobowy stolik (jewiejskich, zrzesza on den clubber gdzieś ludzi odbierających te im się po drodze Najwięcej same fale [sic!] i nastazapodział) i zaczęli fal i wrażeń wiających się na odbiór porównywać Słoestetycznych podobnych wrażeń esneczko i Dziuplę. można było tetycznych*. Pokrętek Rzeczywiście oba jak najbardziej utożsabary zaspokajały doświadczyć mił się z tym opisem. inne potrzeby byw WC Bary piwne, które odwalców. Właściciel wiedzał co najmniej raz w tygodniu, Słoneczka poszedł raczej w tanie piwo, jak najbardziej pasowały do opisu ina w Dziupli stawiano na wystrój wnęstytucji zrzeszającej pasjonatów. trza (na ścianach wisiało wiele bardzo, Pokrętek jakoś poczuł sympatię do ale to bardzo ciekawych plakatów). DJ’a, który tak bardzo chciał zmienić Do kolejnego klubu dotarł Pokrętek polską kulturę klubową. Zdecydował z trzema kolegami (dwóch zostało w więc, że już od tego piątku nie będzie Dziupli, żeby kontynuować ożywioną
różności
Magazyn Studencki, copyright © płyń POD PRĄD Wszelkie prawa zastrzeżone www.podprad.pl
foto:123RF dyskusję z barmanem na temat zawartości H2O w piwie). Boryna to chyba najstarszy bar w dzielnicy. Trudno było jednym zdaniem określić jego charakter. Przychodziło się do niego raczej ze względu na stałych bywalców. Z całą pewnością można powiedzieć, że spotykało się tutaj ludzi odbierających te same fale i nastawiających się na odbiór podobnych wrażeń estetycznych. Najwięcej fal i wrażeń estetycznych można było doświadczyć w WC. Po kilku kolejnych piwach Pokrętek już sam opuścił bar (tym razem nie miał pojęcia co się stało z kolegami, miał tylko niejasne wrażenie, że pod stolikiem jest czarna dziura). Na dalszy clubbing nie miał już, niestety, ani sił, ani środków. W następny piątek Pokrętek nie odwiedzał już barów. Zniechęcił się. Przeczytał kolejny artykuł, w którym pisano, że prawdziwy clubber nosi ze sobą kosmetyki i ubranie na zmianę i prosto z ostatniego klubu idzie do pracy. A skąd on miał wziąć nagle pracę? aniemczyk@podprad.pl * Cytat ze strony www.topdj.pl, autor Adam Novy.
www.komikskc.ocom.pl
www.podprad.pl| 19