Płyń Pod Prąd marzec 2012 Pasja

Page 1


Kantata. Majestat Życia Kantata. Majestat Życia to dzieło wokalno-instrumentalno-taneczne, stworzone przez Piotra Piątkowskiego, Łukasza Kłysza oraz Dianę Izdebską. W jego skład wchodzą: orkiestra symfoniczna, chór mieszany, soliści, gitary, perkusje, DJ, raper i zespół taneczny. Opowiada o miłości, bólu, cierpieniu, radości – uczuciach, które towarzyszą człowiekowi przez całe jego życie. Mówi o wierze i nadziei, które są potrzebne każdemu z nas. Kantata, wg słów autora tekstów, Łukasza Kłysza: jest wołaniem o ludzkie uczucia do ludzi, którzy zapomnieli, co to znaczy wybaczyć, darować winy, zaprzestać zemsty. Jest podkreśleniem słów trzeba kochać, nam nie wolno nienawidzić, zło zniszczy samo siebie. Projekt będzie miał swoją premierę w kwietniu bądź maju bieżącego roku, w Łodzi.

Dendrologium Dnia 28 lutego w okolicach Jeleniej Góry rozpoczęły się zdjęcia najnowszej polsko-niemieckiej produkcji Dendrologium. Reżyserami filmu są: Rafał Stemplewski i Amin Azam, operatorem Sergiej Jurizditski (współpracujący wcześniej z wybitnym reżyserem Aleksandrem Sokurowem). W filmie zagrają m.in.: członkowie kabaretu Paka, aktorka Małgorzata Osiej-Gadzina oraz aktor Tadeusz Rybicki. Film jest współczesną baśnią zawierającą inteligentne dialogi oraz uniwersalny przekaz odziany w lekką szatę. To zagadkowy, ale i trzymający w napięciu spektakl filmowy dla widza w każdym wieku. Dendrologium rozgrywa się gdzieś na ziemi, w czasach sprzed rewolucji przemysłowej. Jej bohater, udaje się na wyprawę w poszukiwaniu mistycznych słodkich owoców. Alegoryczna podróż prowadzi go do mędrców tego świata, dzierżących władzę, posiadających bogactwo i słynących z otwartości umysłu.

Życie to nie teatr Przeżyć swoje życie! Zdanie może się wydawać tautologią, ale w istocie jest tak, że często życie składa się z realizacji oczekiwań innych. Z planów, które trzeba zrealizować, z wymagań do spełnienia. Trochę tak jak w teatrze, jest scenariusz, reżyser, trzeba trzymać się tekstu. Projekt Życie to nie teatr, to nowoczesne, interaktywne rekolekcje prowadzone przez o. Wacława Oszajca sj. Rekolekcje startują 25 marca. Na stronie, przez 8 dni będą publikowane rozważania w formie klipu filmowego. Przy tej okazji prowadzony będzie konkurs fotograficzny pod hasłem Żyć bardziej. Zapraszamy do udziału każdego, kto pragnie, aby jego życie nabrało wyjątkowego, mocnego i pociągającego smaku. Kilknij na: www.SztukaLatania.org

Tożsamość. Rozwój-kryzys -poszukiwanie Stowarzyszenie Psychologów Chrześcijańskich oddział Gdański zaprasza na XVI Ogólnopolską Konferencję Naukową Tożsamość. Rozwój-kryzys-poszukiwanie (17-18 marca 2012, Centralne Muzeum Morskie, ul. Ołowianka 9-13, Gdańsk). Tematem konferencji jest kształtowanie się tożsamości człowieka w rodzinie, we współczesnym świecie, z uwzględnieniem zmian społeczno-cywilizacyjnych i technologicznych i wpływem języka i kultury na tożsamość jednostki. Przegląd zagadnień psychologicznych i psychoterapeutycznych związanych z problematyką kryzysu tożsamości widzianą z różnych perspektyw. Więcej: www.spchgdansk.pl

Rozmowa kwalifikacyjna z autoprezentacją Jak udowodnić, że spośród 50 kandydatów jest się tym właściwym? W Poznaniu, 22 marca 2012 od 09:00 do 17:00 odbędą się odpłatne warsztaty skierowane do studentów i absolwentów wchodzących na rynek pracy. Przykładowe tematy to: dlaczego wysyłam cv, a nie jestem zapraszany na rozmowę, co mówić o sobie, a czego nie, radzenie sobie ze stresem. Trenerem będzie Sylwia Hofman, z wykształcenia psycholog, licencjonowany doradca zawodowy, konsultant testu wyboru ścieżki kariery (Kompas Kariery Crown) oraz trener kariery i rozwoju osobistego. Zapisy do 15 marca pod nr. tel.: 502 829 990 lub e-mailem kontakt@sylwiahofman.pl 2

|www.podprad.pl

Prawdziwe zwycięstwo Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej UEFA EURO 2012 rozpoczną się 8 czerwca, a zakończą meczem finałowym w niedzielę 1 lipca. Sposobem na dobre przygotowanie do mistrzostw jest nie tylko poznanie ich historii, ale również odkrycie piłkarzy od innej strony… Najważniejszym wydarzeniem w karierze Marcosa Senny było zwycięstwo w Mistrzostwach Europy w Piłce Nożnej w 2008 roku. – W noc przed finałem myślałem, że nie zasnę. Wziąłem tabletkę nasenną i tylko dzięki temu spałem do rana – mówi Marcos Senna wspominając finał. – Natomiast podczas meczu byłem naprawdę zaangażowany w grę. To był niezwykły dzień. Wygraliśmy! Nie tylko wszyscy gracze, ale i cała Hiszpania świętowała zwycięstwo. Mecz ćwierćfinałowy z Włochami był równie ciekawą rozgrywką, którą rozstrzygnęły dopiero rzuty karne. – W ćwierćfinałach świętowaliśmy zwycięstwo nad Włochami nawet bardziej niż zwycięstwo w finale – wspomina Senna. – Wszystko dlatego, że Hiszpania, w dużych rozgrywkach, nie potrafiła wyjść poza ćwierćfinał. No i oczywiście Włochy wygrały Mistrzostwa Świata w 2006 roku. Dzień wcześniej ćwiczyliśmy rzuty karne, ale tego dnia graliśmy przez 90 minut plus dodatkowy czas. Byłem wykończony i miałem skurcze w całym ciele. Wiedziałem, że będę jednym ze strzelających rzuty karne. Mimo to byłem spokojny i czułem jak Bóg daje mi pokój i jasność umysłu. Udało mi sie zdobyć bramkę! Marcos Senna w wywiadzie mówi nie tylko o tym, jak zachował pokój w stresującej sytuacji, ale również tłumaczy, dlaczego, mówiąc o piłce nożnej, wspomina o Bogu. Jeśli chcesz dowiedzieć się czym jest prawdziwe zwycięstwo i otrzymać przewodnik po Mistrzostwach Europy w Piłce Nożnej, napisz na adres: biuro@aiapolska.com Przewodnik po Mistrzostwach Europy w Piłce Nożnej zawiera: Historię Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej Poprzednich zwycięzców Wyniki Polski i Ukrainy Miejsca rozgrywek Profil wybranych graczy Harmonogram W jaki sposób odbywały się kwalifikacje Euro 2008 Prawdziwe zwycięstwo


wstępniak

K PUNKT

H

Pan Henryk bez telewizji nie zaśnie. Na stole stawia butelkę. Żaden tam pan. Od tej chwili, mimo dzielącej nas różnicy ponad dwudziestu lat, jest po prostu Heńkiem. foto: S. Gigoń

H

eniek jest energetykiem. Dwa razy spadł z czternastometrowego słupa, ale nic mu się nie stało. W ogóle jest bardzo sprawny – w każdej chwili może założyć sobie nogę za głowę, czego nie omieszka udowodnić między jedną a drugą kolejką. Heniek zbiera Amigi. Ma ich już ponad dwadzieścia. Jest wielbicielem gier komputerowych, ale tylko tych z duszą, czyli na dyskietkach. Taki Aladyn – trzy dyskietki i trzydziestodwubitowa grafika. To jest coś. Przyznaję mu rację, choć na oczy tej gry nie widziałem i nigdy nie miałem Amigi. Ale nic nie szkodzi. Aż do później nocy kiwam z uznaniem głową, próbując ukryć swoją całkowitą ignorancję w temacie nie tylko Amigi, ale również głośników, korektorów, magnetofonów szpulowych i adapterów. Wszelkich Tonsilów i Radmorów. One też mają duszę. Heniek może mówić o nich godzinami. Po każdym wymienionym modelu dopytuje: wiesz który? Oczywiście, że nie wiem, ale przecież nie będę robił Heńkowi przykrości. Z takim uczuciem mówi o tym sprzęcie. Dwui trzydrożnym. O korektorze z pięcioma wskaźnikami, podświetlanymi na zielono, którego szuka od tak dawna. Daje nam swój numer telefonu, bo a nuż gdzieś na

ten korektor trafimy – w końcu mój kolega A podobno w tym roku i tak kibiców mieszka niedaleko fabryki Radmoru. Ale jest mniej. Cóż, z Małyszem czy bez, Heniu ma jeszcze jedną słabość – skoki życie toczy się dalej – nadal sprzedają się narciarskie. trąbki, kiełbaski i piwo. Jesteśmy razem. W Zakopanem skaczą szczupli pano- My i nasz skoczek, który, odbijając się od wie w goglach, którzy chcą sprawdzić, progu, zabiera w podróż kilkaset tysięcy na ile pozwoli im fizyka. W stronę Wiel- swoich rodaków, by razem przekroczyć kiej Krokwi ciągnie tłum, który będzie punkt K. I nie ma większego znaczenia podziwiał ich wyczyny. Razem z kolegą czy wygrają, czy przegrają – lot jest najpodążamy w odwrotnym kierunku – tego ważniejszy – odrywa od rzeczywistości, dnia dużo wcześniej zeszliśmy ze szlaku, jest pasją, jaśniejszym motywem w tkaninie ale najtrudniejsza część wyprawy była codzienności… dopiero przed nami. Późnym wieczoIdąc pod prąd, przedzierem, po zaśnieżonych Ta rzeka ramy się przez wezbraną ulicach, błąkają się pokrzykuje rzekę biało-czerwonych jeszcze ostatni kibice. kapeluszy, czapek, szaSą wśród nich tacy, i trąbi którzy, idąc, prawie lików, peruk i Bóg wie czego jeszcze. Ta rzeka dotykają głowami kolan, jednak nie szumi. Rzeka pokrzykuje i trąbi. a z obu stron, za wyciągnięte ramiona, Nad uchem, prosto w twarz. Dziecko, podtrzymują ich koledzy. I chociaż byli które mijamy, każdy wydech kończy na zawodach, podobnie jak my, nie mają pojęcia, kto wygrał. wyjątkowo żałosnym dźwiękiem piszczałki – jakby nie mogło wyjąć jej sobie A w kwaterze znów spotykamy z ust. Kroczymy ciemną doliną, otoczeni Heńka. Pyta, o której dziś zaczynamy ścianami budek z kiełbasą, golonką, bigo- pić. Z ciężkim sercem, ale jednak odmasem, piwem i oscypkami. Nad głowami wiamy. Czeka na nas nocny pociąg do powiewają narodowe flagi, które można realnego świata. kupić na każdym rogu, obsmarowane nazwami najróżniejszych miejscowości. Dominik Pietrzak

ierarchia potrzeb Maslowa jest nam wszystkim znana od liceum. Maslow stwierdził, że ludzie, którzy nie zaspokoili swoich podstawowych potrzeb, nie są w stanie wejść na wyższy szczebel struktury. Ostatecznie tylko ten, kto zaspokoił wszystkie inne potrzeby, może dążyć do samorealizacji. Maslow zbadał, że tylko nieliczny odsetek ludzi dochodzi do najwyższego szczebla jego piramidy. W tym numerze przedstawiamy Wam osoby, które tego dokonały. Przedstawiamy ludzi, którzy, dążąc do samorealizacji, rozwijali swoje zainteresowania, by w końcu przerodziły się w pasje. Często słyszymy sąd, że każdy musi mieć jakieś hobby, ale jak dowodzi piramida Maslowa, nie każdy może. Pomysł na siebie można znaleźć wszędzie – niektórych intrygują ogromne sapiące maszyny, jak bohatera artykułu Pociąg do kolei, a innych małe włochate kuleczki powstałe z nawiniętych nitek, z których można zrobić wszystko – o tym w dziale Gadżetomanii. Są też ludzie, którzy osiągnęli to, o czym większość z nas zawsze marzyła, ale nie miała odwagi tego zrobić. Bo czy nigdy nie wyobrażałeś sobie, jak w małej łódeczce okrążasz świat? O takiej właśnie przygodzie w artykule Wyspy Karola. Okazuje się, że również na dwóch kółkach, a nawet na dwóch nogach, można dotrzeć do wspaniałych miejsc. Jeśli tylko znajdzie się w sobie trochę siły i ochoty. A jeśli nie? O tym, jak zawsze godny polecenia, felieton Dominika Pietrzaka, który tym razem demaskuje naszą polską duszę kibica. Ja jestem jeszcze na czwartym szczeblu struktury Maslowa – nie mam pasji, która angażowałaby mnie całkowicie. Może z tego powodu moje życie jest szare, ale przecież jeszcze wiele przede mną. Niektórzy odkrywają swoje prawdziwe zainteresowania u schyłku życia. Mam nadzieję, że zdążę wcześniej… A Ty? Czy masz swoją pasję?

Kamila Kuchta www.podprad.pl|

3


Najdziwniejsza

pasja,

o jakiej słyszałeś?

D

ziadek mojego kolegi ma dziwną pasję. Uwielbia zwiedzać galerie handlowe w całej Polsce. Dla przykładu: wsiada w pociąg z Gdańska do Krakowa i po drodze wysiada w Warszawie, by pochodzić po tamtejszych galeriach. W Krakowie robi to samo. Oczywiście, nic nie kupuje. Chodzi o to, by zobaczyć wygląd danej galerii, jakie są w nich sklepy, itp.

M

am kolegę, który jest wielkim smakoszem tanich win. Jego pasją jest kolekcjonowanie butelek po nich. Na półkach w domu ma bardzo bogatą kolekcję. Każda z butelek jest dokładnie opisana. Kolega ocenia ich smak, a także moc każdego z win.

Bo

J

a mam najdziwniejszą pasję, jaką znam. To studiowanie fizyki! A tak na serio najdziwniejsza pasja, o jakiej słyszałem, to różdżkarstwo. Zajmuje się tym jeden z moich wykładowców.

Jacek,

fizyka techniczna

Patryk,

europeistyka

Tadeusz,

fizyka techniczna

S N

ajdziwniejsza pasja to według mnie zbieranie owadów. Nie rozumiem, jak można podniecać się zbieraniem, suszeniem, laminowaniem i oglądaniem tych małych żyjątek...

Szymon, matematyka

sonda: Maciej Pietrzak, foto: Karolina Gizara 4

|www.podprad.pl

D

ziwną pasją nie dla mnie, lecz dla mojego otoczenia jest to, że lubię tworzyć piosenki na telefonie komórkowym. Po prostu biorę nuty i na klawiaturze numerycznej gram dany utwór. Ostatnio zagrałem np. Wlazł kotek na płotek. Fajna zabawa.

Damian, geodezja i kartografia

J

eden z moich znajomych zajmuje się tworzeniem strojów bohaterów z Gwiezdnych Wojen, Iron Mana. Materiały kupuje u krawca, ale całym krojem i obróbką zajmuje się sam. W takich strojach jeździ na różne konwenty fanów fantastyki.

Piotr,

architektura

tep to jest magia – mówi Karol, który uległ jej czarowi ponad siedem lat temu. Z tą formą tańca zetknął się w Studium Wokalno-Aktorskim im. Danuty Baduszkowej w Gdyni. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Obowiązkowe zajęcia nie wystarczały. Ćwiczył codziennie. Zdarzało się, że i po siedem godzin. – Po półtora roku treningów zdecydowałem się z kolegą wystąpić w programie Mam talent – opowiada Drzewoszewski – i choć nie wygraliśmy, to występ pomógł w dalszym rozwoju. Dziś doświadczenie Karola pozwala mu dzielić się swoją pasją z innymi. – Jeździłem na warsztaty stepu pod Warszawę, potem


step

taniec

we mnie jest

O tym, że zajęcia się zaczęły, słyszę już na końcu

korytarza. Zbliżając się do drzwi, zauważam, że sama zaczęłam iść w rytmie dobiegających dźwięków. Na sali skupienie – Flap, brush, ball change – mówi Karol Drzewoszewski, nauczyciel stepowania, a grupa

foto: Artur Kopaczewski

powtarza pokazane przez niego kroki.

foto: Piotr Manasterski

foto: Marta Szagżdowicz trafiłem do Brukseli. Chodziłem jak wariat na zajęcia dla wszystkich grup, by zaczerpnąć jak najwięcej – wspomina. Dzięki temu stał się jednym z nielicznych instruktorów stepu w Polsce.

w latach trzydziestych XX wieku, za sprawą mistrza tancerzy Freda Astaira. Step to połączenie irlandzkich tańców ludowych z tradycjami afrykańskimi, które dotarły do Europy i Ameryki za sprawą niewolników. Swoją karierę sceniczną rozDomowe sposoby począł dopiero wraz z popularnością musi– Stepowanie jest dla wszystkich. Amacali. – Singin’ in the rain z Gene Kellym to torzy traktują to jako formę najsłynniejsza piosenka relaksu, rozwój. Nie jest ze stepowaniem w roli ważne, by było równo, ale Trenował po głównej. Po obejrzeniu filmu stwierdziłem, że też chcę tak tańczyć – mówi Maciej Glaza, student Akademii Muzycznej w Gdańsku. by tańczenie było przyjemne siedem godzin – zapewnia Karol Drzewoszewski. Podobnie uważa stepująca od – Step to zabawa, a przy tym gracja i delikatność – mówi. – Nogi dziennie dwóch lat Ada Rychlińska, która na co dzień studiuje informatykę. – same zaczynają wybijać rytm. To jest proste – przekonuje Maciek Ciągle siedzę przed komputerem. Na studiach, w domu i w pracy. i zaczyna prezentować podstawowe kroki. Pasja zawładnęła jego Tańczenie to dla mnie świetna odskocznia. Początkowo miałam problemy z koordy- życiem. – Gdy chodzę z wózkiem po markecie, to też stepuję. Oczywiście, wtedy w zwykłych butach – przyznaje. nacją i równowagą, ale widzę, że jest coraz lepiej – opowiada studentka. – Wiem, że nie będę tańczyć na scenie. Robię to dla siebie, lubię czuć zmęczenie po treningu – dodaje. – Kiedy stepuję, mam wrażenie, że moje ciało staje się instrumentem Lekkość wypracowana – przyznaje Michał Szagżdowicz, który pół roku temu zainwestował w specjalne – Gdy ktoś nie próbował, nie może się nadziwić, jak to się dzieje – mówi Maciej buty (koszt ok. 200–300 zł) i tak rozpoczął swoją przygodę z tańcem. – Mam Glaza – dlatego patrzenie na stepujących wciąga. Wszystkie ruchy wyglądają sponw domu deski, na których ćwiczę. Trochę się boję o to, jak długo zniosą to sąsiedzi tanicznie. Tak, jakby tancerz unosił się nad ziemią i w ogóle nie myślał, co dzieje się z jego ciałem. A tymczasem to konkretny wysiłek wymagający kondycji i ćwiczeń – śmieje się. W Internecie znaleźć można filmiki, które pomagają w samodzielnej – tłumaczy Maciej. – Myślę, że w Polsce stepowanie stanie się coraz bardziej popularne nauce. – Lepiej jednak znaleźć grupę. Wtedy wyraźnie słychać rytm i widać świetny efekt – zwraca uwagę Ada. – stwierdza Karol Drzewoszewski. Na razie nie mogą narzekać tylko warszawiacy, bo w stolicy łatwo znaleźć szkołę stepu. – Ale ludzie uwielbiają oglądać występy Pomiędzy półkami steperów – mówi instruktor – więc step to przyszłość. Step oprócz głośnych butów kojarzy się z elegancją. Dopasowane fraki, białe muszki, obowiązkowo kapelusz i czasami laseczka. Ta wersja zrodziła się dopiero Marta Szagżdowicz www.podprad.pl|

5


Pasja (nie)tylko dla mężczyzn!

foto: rajd karkonosze_kuchar.net

STOP! Jestem sędzią sportowym Polskiego Związku Motorowego. Od ładnych paru lat rajdy samochodowe są moim tlenem. Jestem dziewczyną, żyję na tym świecie dziewiętnaście lat i, porównując sytuację kobiet z poprzednich wieków do mojej,

foto: rajd polski2_kuchar.net

śmiało mogę stwierdzić, że jest o niebo lepsza. Jednak czy oznacza to, że jest idealna? foto: Dominik Kalamus foto: QHR_Lotos_kuchar.net

C

zy nasze równouprawnienie ma dotyczyć tylko praw wyborczych i jednakowego traktowania w miejscu pracy? A co z wyborem pasji? Czy my, kobiety, możemy bez przeszkód interesować się wszystkim, co tylko w naszym mniemaniu jest tego warte, nie bojąc się odrzucenia przez męską część społeczeństwa?

Zakazana pasja Podejrzewam, że teraz niejeden czytający ten tekst mężczyzna przeciera ze zdumienia oczy, a pod nosem szepcze: Jak to? Czy my moglibyśmy odrzucić jakąkolwiek dziewczynę ze względu na jej specyficzne zainteresowania? Nie ma takiej opcji! A jednak. Oto krótki opis sytuacji, w której wyjawiam nowo poznanemu, oczarowanemu mną facetowi, co stanowi moją największą pasję. Jest pięknie, jest romantycznie i są wyraźne szanse, by wynikło z tego coś więcej. Aż pada magiczne pytanie: Czym się interesujesz? 6

|www.podprad.pl

Spotkanie mnie w męskiej toalecie byłoby mniejszym szokiem

Moja odpowiedź powoduje natychmiastowy spadek z pozycji potencjalnej partnerki życiowej na stanowisko zwyczajnej kumpeli, by nie powiedzieć: kumpla. Zupełnie jakby właśnie przyłapał mnie na sikaniu na stojąco. Czasami wydaje mi się, że spotkanie mnie w toalecie z trójkącikiem na drzwiach, byłoby dla mężczyzn mniejszym szokiem niż dowiedzenie się prawdy o mnie i o rajdach.

Jak kameleon Dziś można spotkać wiele kobiet pokroju Martyny Wojciechowskiej czy Moniki Milewskiej z serialu Prosto w serce. Gdy trzeba, wciągają dres i trampki lub

ortalionową kurtkę i trapery, a kiedy indziej zakładają mini, szpilki i czarują wszystkich na imprezie swoim seksapilem. Faceci jednak ciągle nie są w stanie uwierzyć, że istnieją dziewczyny pasjonujące się boksem, piłką nożną, Formułą I, wspinaczkami, czy nawet takie, które kochają spędzać czas w warsztacie.

Mężczyzna pragnie Barbie Moi koledzy z branży wcale nie są lepsi. Większość z nich przenigdy nie zakochałaby się w koleżance z automobilklubu. No bo jak to? Przecież ona jest

prawie jak facet – śpi razem z chłopakami w tym samym pokoju hotelowym, zna się na autach, nosi opony i barierki, krzyczy na kibiców, a wieczorem pije piwo przy ognisku. Tymczasem od tego wcale nie ubywa jej ani centymetrów w obwodzie klatki piersiowej, ani umiejętności zalotnego trzepotania rzęsami, ani żadnej innej kobiecej cechy. Powiem nawet więcej: takie dziewczyny to prawdziwy skarb! Bo który facet nie chciałby, zamiast kolejnej sceny zazdrości o mecz oglądany z kumplami, otrzymać biletów i obejrzeć go na żywo razem z ukochaną?

Angelika Gola Szkuta


Po dachach i piwnicach, dziury

czyli miejscy eksploratorzy Urban exploring. Urbex. Explo. Większości studentów te słowa pewnie nic nie mówią. W końcu kogo może obchodzić, że banda zapaleńców buszuje po opuszczonych fabrykach, kamienicach lub wchodzi do kanałów ściekowych?

foto Łukasz Karolewski

Z

jawisko urban exploringu, zwanego w gwarze po prostu explo, jest jednak dużo bardziej złożone, niż mogliby przypuszczać zwykli zjadacze chleba. Brak znajomości tego tematu wynika z faktu, że explo jest swego rodzaju strefą cienia. Penetratorzy niechętnie udzielają wywiadów z obawy przed zdekonspirowaniem interesujących obiektów oraz z powodu półlegalnego charakteru ich działalności. Upowszechnienie informacji o niektórych miejscach spowodowałoby masowe pielgrzymki źle przygotowanych amatorów, a w konsekwencji, wzmożenie ochrony miejscówki, czyli jej spalenie. Stąd zainteresowania osób postronnych, a zwłaszcza mediów, eksploratorzy unikają jak ognia.

Założenia Istotą explo jest zwiedzanie opuszczonych obiektów architektonicznych. Z reguły znajdują się one na terenie miejskim, choć nie zawsze (np. bunkry). Jest to działalność nieoficjalna, w obiektach, których status prawny zwykle jest niewyjaśniony, ale które zostały wyłączone z eksploatacji i z reguły oczekują na wyburzenie. Niektóre lokacje są wolno dostępne, do innych zaś trzeba wchodzić w sposób mniej lub bardziej inwazyjny, czasem używając sprytu i podstępu.

Środowisko Ostoją eksploratorów są fora internetowe, gdzie pocztą pantoflową przenoszone są informacje o miejscówkach i zazdrośnie strzeżone są sposoby wejścia

Drugim mało uwiecznienia miejsca na kliszy, więc zabierają pamiątki do domu. Zresztą kwestia owych pamiątek dzieli środowisko. Toczy się spór między kolekcjonerami, zwanymi przez oponentów szabrownikami, a fotografami hołdującymi zasadzie take nothing, but photos, leave nothing, but footprints. Z punktu widzenia praktyczności, lepiej żeby nieraz cenne i ciekawe przedmioty znalazły się w kolekcjach eksploratorów zamiast ulec destrukcji. Z kolei fotograficy zwalczają zajadle zabieranie im motywów do zdjęć, w myśl zasady jeden zabierze, choć dziesięciu mogło pstryknąć. Czasem trafiają się prawdziwe perełki. M.in. w Otwocku w zrujnowanym Pol-Hotelu znaleziono dokumentację archiwum komunistycznego ruchu młodzieżowego z oryginalnymi donosami i aktami personalnymi z lat 40. Jednak zwykle znajduje się tylko różne drobiazgi codziennego użytku, choć każdy z eksploratorów poszukuje własnego św. Graala. Relacje o magazynach powstańczej broni wykopanych po wojnie na warszawskiej Starówce, rozpalają umysły i skłaniają do opukiwania ścian sklepionych piwnic i zaglądania pod belki stropowe. Zazdrość wzbudzają znaleziska w rodzaju starych fotografii, poniemieckich dokumentów czy nawet pamiętnika lesbijki z lat 70.

do nich. Na forach zbierają się również ekipy na wypady. Środowisko jest dość nieprzychylne nowicjuszom, często odnosząc się do nich z wyższością lub politowaniem. Znamienne jest powiedzenie eksplorator nie pyta, jak wejść, eksplorator to wie. Jednak trudno powiedzieć, by grupa była hermetyczna. Eskapady ustala się ad hoc, rzucając hasło udania się w jakieś miejsce, po czym nieraz zupełnie nieznani sobie ludzie spotykają się w umówionym punkcie i idą razem dzielić trudy i niebezpieczeństwa wyprawy. W akcji pomagają słabszym np. przy pokonywaniu przeszkód. Względem siebie są życzliwi, dużo bardziej niż w sieci. Następnie wymieniają się zdjęciami i wracają do swoich Akcja zajęć, ale kontakt trwa w oczekiwaniu Na wyprawy jedni idą uzbrojeni jak następnej eskapady. Potem zdarza się na wojnę, w kasku i ochraniaczach. Inni odebrać nagły telefon z zapytaniem od prosto z imprezy lub pracy, z kieszonkową kolegów, szukających latarką lub, co jest uwaKażdy wejścia do obiektu czy żane za szczyt amatoreksplorator drogi do niego. – Kiedyś stwa, świecąc komórką. poszukuje nakierowywałem ekipę Najlepsi inwestują przez telefon, patrząc w profesjonalny ekwiwłasnego na mapę satelitarną punek wspinaczkowy, na św. Graala i podając koordynaty – miejsce akcji dojeżdżając śmieje się eksplorator. Kim są eksplorasamochodami. Bezpieczeństwo spędza torzy? Jeżeli myślisz, że wyglądają niczym sen z powiek rodzinom eksploratorów. bohaterowie cyberpunkowych komiksów, Najbardziej oczywistym wydaje się być to jesteś w błędzie. Na co dzień to zwykli zagrożenie budowlane, niektóre obiekty ludzie uczący się, pracujący. Łączy ich są mocno nadwątlone i dosłownie sypią jednak niezwykła pasja. się pod stopami. Nawet pozornie stabilne budynki mogą okazać się zdradliwe. Trofea W nieistniejącej już kamienicy przy ul. Bema Jedni penetratorzy gustują w kanałach, w Warszawie, eksplorator zapadł się po pas inni w kominach lub bunkrach. Niektó- w zmurszały strop, który wyglądał zupełnie rym wystarczy sam fakt zdobycia obiektu. bezpiecznie. Często też niebezpieczne są

ciemne bunkry pełne głębokich, wąskich studzienek zalanych wodą. Stosunkowo bezpieczne są kamienice z międzywojnia, wyposażone w solidne stropy stalowoceglane, a także powojenne bloki i fabryki z żelbetu. Ale nie zagrożenie budowlane jest najpoważniejsze. Dużo groźniejsi są autochtoni, szczególnie jeżeli występują w większej grupie. Zamieszkując nielegalnie różnorakie pustostany, obawiają się interwencji służb porządkowych. Zwłaszcza jeżeli zajmują się kradzieżą złomu bądź ukrywają przed wymiarem sprawiedliwości. Ryzyko spotkania z bezdomnymi lub narkomanami sprawia, że penetratorzy raczej nie chodzą samotnie. Dwie osoby to minimalna załoga, zwłaszcza przy nieznanym obiekcie, który może być zamieszkany. Im liczniejsza grupa (do pewnych granic, zbyt liczna wprowadza niepotrzebne zamieszanie), tym większa szansa, że nury uciekną lub zamelinują się gdzieś po kątach, zamiast szukać konfrontacji. Bezdomni raczej nie są agresywni i często sami są bardziej przerażeni niż eksploratorzy.

Kontrowersje Aspekt prawny jest drażliwą kwestią. Przy obiektach otwartych, gdzie można wejść z ulicy, sprawa jest jasna. Trudniej wytłumaczyć się z przechodzenia przez siatkę czy wchodzenia oknem. Jeżeli lokacja nie jest chroniona, uniknięcie przypału zależy od otoczenia miejscówki i natężenia ruchu wokół. Oczywiście, trzeba mieć również szczęście i umiejętności. Dyskusje z ochroną mogą mieć różny finał, czasem pomaga aparat fotograficzny. Drobny datek też może zdziałać cuda. W przeciwnym razie pozostaje manewr nożny. Zdarza się też, że zwykła rozmowa z wytłumaczeniem celu wizyty otwiera bramę. Choć zwykle próbuje się najpierw wejść (i wyjść) dyskretnych. Wścibstwo sąsiadów, przypadkowych przechodniów czy pracowników okolicznych instytucji, może również narobić kłopotów. Najtrudniej mają kanalarze, choć tłumaczenia o pierścionku, który wpadł do studzienki, czasem działają. Miny spacerowiczów zaś, którym na środku chodnika nagle otwiera się właz unoszony przez umorusaną postać, są po prostu bezcenne. Łukasz Karolewski www.podprad.pl|

7


Pociąg

foto: Michał Kościuk

do kolei

Michał Kościuk jest studentem medycyny. Jednak w jego pokoju, zamiast szkieletu, zobaczymy makietę kolei, a miejsce atlasów anatomicznych zajmują albumy i książki, na przykład o pociągach pancernych czy roli kolei w strukturach Układu Warszawskiego. O miłość do tego typu transportu i jego pozytywne strony w Polsce, pyta Magda Ludynia.

▪▪

Jak to się stało, że pociągi zaczęły które są podzielone na pięć segmentów. cię pasjonować? Z jednej strony zakończona jest specjalnym Mój tata interesował się koleją i dużo znormalizowanym profilem, by móc połąo niej opowiadał. Dzięki niemu, gdy czyć ją z innymi makietami. Model powstaje miałem sześć lat, złapałem bakcyla. Dziś w skali 1:87 (H0). Póki co, jest to tylko tor w moim pokoju wisi z otoczeniem – nie ma mapa sieci kolejowej żadnej stacji, ponieważ Mój szlak w Polsce. Mam także jej odwzorowanie jest kolekcję biletów, ale kolejowy ma dużo trudniejsze – nie wystarczy kupić budyprzede wszystkim posiatrzy metry dam zbiór książek na ten neczku świecącego platemat. Prowadzę nawet stikiem. Za to samych ich spis. Są tu wydawnictwa polskie, nie- wagonów mam stosunkowo dużo, ok. mieckie, angielskie, francuskie, ukraińskie, 30–40. hiszpańskie… Doliczyłem się już ponad dwustu pozycji. Na czym polegają wycieczki kolejowe, w których uczestniczysz? I oprócz tego masz też wielką Są to przejazdy po linii kolejowej makietę? zamkniętej dla ruchu pasażerskiego lub Tak. Zacząłem ją budować cztery lata po prostu ciekawej krajobrazowo. Organitemu. Przedstawia fragment szlaku kolejo- zator wynajmuje czasem historyczny skład wego. Na razie obejmuje trzy metry torów, – lokomotywę, wagony – i jedziemy.

▪▪

▪▪

8

|www.podprad.pl

Pociąg zatrzymuje się w atrakcyjnych miejscach. Są to tzw. fotostopy. Wtedy można wysiąść i robić zdjęcia czy filmy. Na niektórych stacjach są organizowane festyny. Tam, gdzie pociągi nie jeżdżą już od 15, 20 lat, jest to duże wydarzenie. swoją ulubioną imprezę ▪▪Masz kolejową? Co roku bywam z tatą na paradzie parowozów w Wolsztynie. Zjeżdżają tam parowozy z Niemiec, Czech, Słowacji i Austrii. Ale lubię też indywidualne wypady. W te wakacje zrobiliśmy sobie wycieczkę po północnych Niemczech. Zwiedzaliśmy budowle z pogranicza transportu kolejowego i wodnego, na przykład bardzo wysokie mosty nad Kanałem Kilońskim czy promy kolejowe. Oprócz tego w wakacje jeżdżę do Skierniewic, gdzie działa Polskie Stowarzyszenie Miłośników Kolei. Pomagam tam w restaurowaniu zabytkowego taboru.

▪▪

foto: Magda Ludynia

Polska kolej nie cieszy się dobrą opinią. Co o niej sądzisz? Kolej w Polsce jest zacofana, przede wszystkim jeżeli chodzi o jakość torowisk i taboru. Jest to wynik wieloletnich zaniedbań. Teraz na wszystkich głównych liniach trwają modernizacje, ale na prawdziwie nowoczesną kolej przyjdzie nam jeszcze poczekać. Najgorzej jest jednak z estetyką: czystością na dworcach itp. widzisz jakieś pozytywy? ▪▪Czy W zagranicznych pociągach, ze względu na dużą prędkość, okna są zablokowane. W polskich przeciwnie: można otworzyć sobie okno, wychylić się, popatrzeć. Ale moja opinia nie jest obiektywna. Lubię jeździć pociągami, mógłbym w nich siedzieć cały dzień!

Magda Ludynia


Zły Brat Bliźniak

Zły Brat Bliźniak to internetowy nick

Wojciecha Gala. Dwudziestosześciolatka z Malborka. Jego całe życie kręciło się wokół gier komputerowych, ale zamiast w nie grać, jak jego znajomi, pomagał budować społeczność skupioną wokół gry na forach

Konkurs

Odpowiedz na pytanie i wygraj jedną z jedenastu nagród.

Fiszki

po angielsku dla średniozaawansowanych, życie codzienne i 15 innych tematów (Edgard, jezykiobce.pl)

internetowych (tzw. gildie).

Byłem zbyt zajęty sprawami na stronie

foto: rf 123

P

ierwsze kroki stawiał w grze World of Warcraft (WoW) – był to czas poznania gry i innych graczy. Po jakimś czasie został poproszony o opiekę nad forum Szwadron.net. – Choć z pozoru to tylko gra, samo zarządzanie gildią wymagało masy pracy. Nieraz zdarzały się nieprzespane noce, nie z powodu samej gry, a spraw administracyjnych. Jednakże wtedy miałem świadomość, że dzięki temu innym gra się przyjemniej, a i ja przez to czuję się świetnie.

Gramy na Żywo Kolejnym etapem rozwoju pasji Wojtka było powstanie bloga o grach Złybratbliźniak.pl. – Jeszcze rok temu był to zwykły projekt. Powróciłem do WoW’a, ale postanowiłem, że przy tym przekażę wrażenia z gry widzom na YouTube. Chciałem to gdzieś udokumentować i dlatego powstał blog. – Eksperyment przerodził się w audycję Gramy na Żywo, podczas której Wojtek jednocześnie grał i komentował to, co działo się na ekranie. – Najlepsze pomysły na recenzje przychodziły mi do głowy podczas gry. Przyciągało to coraz więcej widzów, ale mimo to nie byłem zadowolony i zapragnąłem czegoś więcej.

Wystarczy dobry pomysł Z coraz większego powodzenia dotychczasowych działań zrodziła się idea przekształcenia portalu w multiblog, na którym także inni mogli się wypowiadać i przedstawiać swoje osiągnięcia. Był to

wspólny pomysł Wojtka i Sabiny Janickiej. Sabina także zamieszczała swoje prace w sieci, choć trudno jej było zdobyć zainteresowanie. Obydwoje zrozumieli, że jest mnóstwo takich twórców, jak oni, a platforma, którą mieli zamiar stworzyć, miała ułatwić im zdobycie odbiorców. – W końcu była to szansa na znalezienie się w gronie podobnych sobie, z którymi można było się poznać – wspomina Sabina. Wojtek natomiast początki wspomina tak: – Gdy przyglądam się moim pierwszym doświadczeniom z grami, widzę wyraźnie, że to było jak trening kreatywności. Nawet mogę to porównać do tutoriala, jaki często jest na początku gier. Po prostu musiałem to przejść, aby rozpocząć prawdziwą grę.

Trudne wybory Praca w redakcji portalu Złybratbliźniak.pl nie jest szablonowa. Mimo że Wojtek zajmuje się głównie audycją Gramy na Żywo, to w praktyce bardzo dużo czasu spędza również na blogu. – Nie raz zdarzyło mi się odmówić wyjścia ze znajomymi czy też spotkania przy piwie, bo byłem zajęty sprawami na stronie. To bez wątpienia jest minus, ale ja staram się tak na to nie patrzeć. Jest to czas, który muszę poświęcić, by witryna się rozwijała. Oprócz tego pilnuję ważnych premier czy wydarzeń ze świata gier. Jest z tym urwanie głowy, bo z jednej strony muszę wypatrywać nowych twórców w sieci, z drugiej, być na bieżąco ze sceną gier, z trzeciej, analizować i prognozować zainteresowanie widza, a następnie realizować projekt właśnie w oparciu o te dane.

Podstęp

- Marcin Szerenos

Prawie jak rodzina Wojtek podkreśla, że jest to bardziej frajda niż praca. Wszyscy pomagają sobie nawzajem w miarę możliwości, czasu i umiejętności, ale większość projektów każdy tworzy sam. – Jesteśmy jak rodzina i tak też się tutaj czujemy. Każdy pomysł, który zawisł w powietrzu, został zrealizowany, co mnie bardzo cieszy. – Wojtek najczęściej ma głos doradczy i odwala kawał dobrej roboty – jak komentuje to Sabina.

Opowieści Central Parku - Przemesław Borkowski

Pomysł na siebie Wojtek współpracuje z redakcją, dostarczając materiały, pomysły i przemyślenia. W zamian otrzymuje pomoc przy prowadzeniu Gramy na Żywo. – Kiedy przyglądam się ludziom, którzy współpracują ze stroną, widzę w nich masę świetnych pomysłów, które aż rwą się do tego, by zostały uwolnione. Z tą kreatywnością trzeba się urodzić. – Jednakże rozrost serwisu nie przypomina prostej linii. Wojtek wspomina, że było bardzo dużo błądzenia – co publikować, jak i kiedy oraz na jakich serwisach. Na początku nikt tego nie wiedział. – Nic na siłę, ja chcę tutaj tylko dobrze zrealizowanych pomysłów, a nie sztuki dla sztuki – dodaje. – Dziś witryna Zlybratblizniak.pl jest jeszcze za mała, by była moim sposobem na życie, ale mimo wszystko powoli do tego dążę. Chciałbym zbudować dla ludzi miejsce pracy, która ich kręci. Czy to się uda? Nie wiem, ale codziennie widzę przed sobą taki właśnie cel.

Dominika Stańkowska

Książki wydawnictwa PISZE SIĘ

Wymień przynajmniej jedno nazwisko osoby z pasją, opisanej w jakimś artykule na łamach tego magazynu. Wyślij odpowiedź do 31 marca 2012 roku na adres redakcja@podprad.pl.

ANGIELSKI fiszki dla średnio zaawansowanych ŻYCIE CODZIENNE i 15 innych tematów to unikalny zestaw do skutecznej nauki języka. Tworzą go: ponad 1000 ponumerowanych fiszek oraz praktyczne pudełko. Nauka z kursem pozwala szybko i skutecznie opanować słówka, które umożliwiają swobodną komunikację. Zapraszamy do wzięcia udziału w konkursie! Jeśli chcesz być na bieżąco, odznacz, że nas lubisz na facebooku: plynPodPrad


Wyspy

Karola

Na wyspach Polinezji Karol zostaje zaproszony na ucztę. Ma odpłynąć z dwoma Polinezyjczykami na niezamieszkałą wysepkę. Miejscowi wyruszają, zabierając ze sobą maczetę, wodę i sól. Karol jest przerażony, ponieważ członkowie tego plemienia do niedawna jadali ludzi. Ryzykuje. Wypływa z nimi.

Największa złapana przez załogę jachtu ryba - 1,5 metrowa, mahi-mahi. foto: Henrik Gard

Zachód słońca widziany z Tahiti. foto: Karol Janas

P

rzede mną siedzi wysoki chłopak, który z uroczym uśmiechem stara mi się opowiedzieć o tym, co robił prawie rok na Oceanie Spokojnym. Student piątego roku wydziału mechanicznego Politechniki Gdańskiej. Karol Janas. Rozmawiam z nim rok po powrocie z wyprawy Jachtem od Kanady do Australii.

Polskie korzenie O tym, że ktoś z Kanady zbiera załogę na rejs do Australii, Karol dowiedział się od swego przyjaciela Grzegorza. Do niego napisał Łukasz, Polak mieszkający w Kanadzie. Zainteresowały go fotografie ze spływu tratwą po Wiśle. Grzegorz i Karol rok wcześniej wpadli na pomysł zbudowania katamaranu z pustych butelek i przepłynięcia nim z Krakowa do Gdańska. Łódkę wykonali samodzielnie. Tak jak ojciec Łukasza, który wraz z braćmi, pod koniec lat osiemdziesiątych, na działce w Nowym Sączu, zbudował jacht. Twórcy nazwali go Nekton, zwodowali w Szczecinie i wypłynęli z zamiarem okrążenia świata. Pomysłu nie zrealizowali, bo zatrzymali się w Kanadzie, gdzie zamieszkali. Obecnie Łukasz pływa tym jachtem w dalekie wyprawy. Pomyślał, że do Australii chciałby wyruszyć z Europejczykami.

Załoga Karol i Grzegorz decydują się zaciągnąć na jacht. Nie mają funduszy, więc w waka10 |www.podprad.pl

cje jadą zarabiać do Szkocji. Pomimo napotykanych problemów, przywożą do Polski trochę pieniędzy. W ostatniej chwili Grzegorz rezygnuje z wyprawy, a Karol pisze podanie z prośbą o urlop dziekański. Okazuje się, że zrobienie sobie rocznej przerwy nie jest takie proste. Jego rocznik to ostatki systemu pięcioletniego. Po wielu spotkaniach, prośbach i podaniach udaje mu się uzyskać podpis na karcie urlopowej. Na początku marca Karol wylatuje z Polski do Vancouver. Tam przez dwa miesiące pracuje przy renowacji jachtu, by zarobić na rejs marzeń. Grzegorza zastępuje jego kolega ze Szwecji – Henrik. Dodatkowo do załogi dokooptowany zostaje znajomy Łukasza, pewny siebie, zafascynowany sportami ekstremalnymi Kanadyjczyk – Rory.

28 dni na oceanie Jedenastego maja Łukasz, Karol, Henrik i Rory wyruszają, by zmierzyć się z Oceanem Spokojnym. Pogoda jest brzydka. Kierują się na południe. Przez pierwsze dni rejsu poznają się lepiej. Rory uważa, że jeśli sprawdził się w ekstremalnych sportach, to poradzi sobie z oceanicznym żeglarstwem. Po raz pierwszy znajduje się na otwartym morzu. Wiatr przybiera na sile. Nadchodzi ciężki do opanowania sztorm. Rory od wypłynięcia cierpi na chorobę morską. Prawie nie je i nie śpi. Wiatr dmie z prędkością 11 w skali Beauforta. Ogromne fale bujają łódką w każdą stronę. Żeglarze starają się trzymać kurs,

Z naszymi gospodarzami na wyspie Palmerston. foto: Henrik Gard


Wielka rodzina

przygoda

Podróżnicy nie spieszą się. Pływają z wyspy na wyspę. Poznają ludzi i prowadzą rytualną wymianę. – Przetworzone produkty są wiele warte, ponieważ sklepy należą do rzadkości – mówi Karol. – Kupione w Kanadzie za 2 dolary wino, wymieniają na metrową kiść bananów oraz pięć kilogramów limonek. Dopływają do Palmerston na Wyspach Cooka, która została zamieszkana sto pięćdziesiąt lat temu przez Anglika Williama Marstersa oraz jego trzy maoryskie żony. – Mieszkańcy wyspy noszą to samo nazwisko, mimo że obecnie podzieleni są na trzy rody wywodzące się od żon patriarchy – opowiada Karol. – Rody rywalizują między sobą o ugoszczenie przypływających żeglarzy. Do swego domu zaprasza ich Bob Marsters. Pomimo tego, że na nieurodzajnej glebie rosną tylko palmy, rodzina częstuje ich tym, co posiada. Oni w zamian pomagają karmić kokosami ich kury i świnie.

Dwa tygodnie

jednak fale są na tyle wysokie, że kierują ich na północ, z powrotem do Kanady. Choroba Rory’ego wzmaga się. Atmosfera na jachcie staje się napięta. Łukasz wie, że musi podjąć decyzję. Kierują się do San Francisco. Tam żegnają się z Rorym. Ustalają częstsze wachty i płyną przez 28 dni, by pokonać 3 000 mil (około 6 000 kilometrów), już w spokojniejszych okolicznościach.

Szok kulturowy Pod koniec czerwca polski jacht dopływa do Markiz, pierwszych wysp Polinezji. – Po miesiącu na oceanie zapach gleby wydaje się cudowny – mówi Karol. – Na lądzie oczarowały mnie Polinezyjki. Wszystkie z kwiatami we włosach, girlandami na szyi oraz uroczymi uśmiechami. Gdy żeglarze dopłynęli na wyspę, w wiosce trwały wybory miss. Jako jedyni biali ludzie mogli je obserwować. – Na wyspach spotkaliśmy się z niezwykle miłym przyjęciem – opowiada Karol. – Podczas długiego rejsu czytałem wiele książek na temat historii tego miejsca i dowiedziałem się, że narody te doznały wiele złego od białego człowieka.

Karol i jego towarzysze, pływając, orientują się, że wysepki powstałe na koralowcach są nieurodzajne. Natomiast wyspy wulkaniczne, to raj na ziemi. Mieszkające tam plemiona, do momentu przypłynięcia chrześcijańskich misjonarzy, Po miesiącu na wierzyły, że zjedzenie drugiego człowieka daje moc. oceanie zapach – Zostałem zaproszony przez tubylców na obiad. gleby był Zacząłem się bać, gdy wzięli ze sobą tylko maczetę, cudowny wodę i sól. Ale dzięki tej wyprawie dowiedziałem się, że tu można dużo zjeść w każdym miejscu. Należy się tylko rozglądać. Na wyspie jest tak, jak w supermarkecie. Trzeba wiedzieć, jakiej półki szukać – podsumowuje Karol. Dopływają do Fidżi. Tu robią dwutygodniową przerwę w rejsie. Do Łukasza przylatuje rodzina, Henrik przez ten czas surfuje, a Karol bierze namiot i dwa tygodnie spędza, poznając mieszkańców wyspy. – Tylko jedną noc spędziłem w namiocie, ponieważ zawsze ktoś mnie zapraszał do swego domu – mówi. Zaprzyjaźnia się z pewną rodziną, która, nie chcąc, aby jechał w pojedynkę w góry, wysyła go ze swoim piętnastoletnim synem jako przewodnikiem. – Dzięki temu odwiedziłem ich dziadka w nieprzyjaznym, górzystym sercu wyspy – wspomina. – Tamta ludność rzadko widuje białych ludzi. Gdy mnie zobaczyli, jedni byli nieufni, a inni okazywali zainteresowanie.

Mały Fidżyjczyk. foto: Karol Janas

W ogniu Po wznowieniu rejsu w kierunku Australii, żeglarze dopływają do Vanuatu. Tam pewna rodzina za przywieziony prowiant odpłaca się wycieczką do czynnego wulkanu Mt. Yasur. – Tu przeżyłem chwile grozy. Wulkan co kilka minut wyrzucał z siebie porcje wrzącej lawy, lecącej kilkaset metrów w górę. Po pierwszym wybuchu chciałem uciekać. Na szczęście roztopiona skała nie była w stanie nas dosięgnąć – wspomina Karol. Życie na wyspach toczy się swoim leniwym rytmem. – By choć trochę poznać którąś z wysp Oceanii, należy mieć wiele czasu. Biali turyści chcący szybkiego zwiedzania, nieznoszący opóźnień i zmian planów, wyjadą stąd rozczarowani. Tu trzeba dostosować się do polinezyjskiego tempa życia. Spokojnie i bez paniki – podsumowuje Karol. Ostatnie dwa miesiące spędza na samotnej wyprawie po Australii. – To jest zupełnie inny, choć również ciekawy kraj, ale o tym opowiem ci innym razem – kwituje. Katarzyna Michałowska

Łodzie są nieodłącznym elementem życia Polinezyjczyków. foto: Karol Janas

Czas trwania rejsu: 11.05.2010-23.11.2010 Odwiedzone miejsca: Vancouver (Kanada), San Francisco (USA), Markizy, Wyspy Tuamotu, Wyspy Towarzystwa, Palmerston (Wyspy Cooka), Niue, Tonga, Fidżi, Vanuatu, Brisbane (Australia).

Trasa rejsu z Kanady do Australii. www.podprad.pl| 11


Artystą bywa się

czasami

foto: Józef Ciężki

jak poezja. Różni się jedynie środkiem wyrazu. Do jednego i drugiego używa się głowy i serca, a dłonie są tylko narzędziem do trzymania pędzla, dłuta czy pióra – rozmyśla pan Józef.

Z wieży widokowej we Wdzydzach Kiszewskich widać ogromne Kaszubskie Morze, czyli bezkres jezior. Dostrzec też można domki malowniczej wioski. Wśród nich wyróżnia się jeden. Mieszka w nim Józef Ciężki, znany wśród kaszubskiej gawiedzi malarz, rzeźbiarz, fotograf i poeta. Podczas spotkania przekonuję się, że jego dom to prawdziwa galeria sztuki.

M

istrz, jak jest nazywany Józef kiego pierwszą inspiracją stał się obraz Ciężki, zaprasza gestem Bitwa pod Grunwaldem Jana Matejki. Zobado środka. Już od samego czył go dawno temu, ale to była iskra, początku czuję, że trafiłem do miejsca która już w dzieciństwie pozwoliła odkryć niezwykłego. Nie na co dzień wchodzi pasję na całe życie. – Jeżeli mam wenę się do domu zrobionego i talent, to mogę być niemalże całkowicie przekaźnikiem pomięz drewna, materiału, Talent to dzy tym, co chcę wyraktóry panu Józefowi zić i pomiędzy ludźmi, dziwna siła jest szczególnie bliski. którzy niekoniecznie w tobie Otaczają mnie rzeźby widzą świat tak samo, i obrazy. Nawet meble jak ja – wyjaśnia pan to rękodzieła. Spora część twórczości Józef. – Poza tym, to po prostu jest coś, odnosi się do natury. To zasługa bliskości co jestem w stanie robić – dodaje. ukochanego przez Mistrza jeziora Wdzydze. Jego błękitne wody są dla pana Józefa Ból rozstania głównym natchnieniem. – Więź pomiędzy mną a tym, co stworzyłem, jest wielka. Oddając niektóre Twórcza energia z moich dzieł, czuję niemalże fizyczny – Kiedy odczuwasz energię, dziwną ból. To trochę tak, jakby pozbyć się własnych dzieci – przyznaje artysta. Obrazy siłę, która każe ci się realizować: to właśnie jest talent – mówi pan Józef. – Artystą Józefa Ciężkiego wyrażają to, co czuł bywa się czasami. Właśnie wtedy, gdy czuł w momencie tworzenia. Cierpienie, rozpiera cię taka moc. Nie każdy to potrafi radość, szczęście. Można to dostrzec – snuje refleksję Mistrz. Dla Józefa Cięż- poprzez kolorystykę. – Malarstwo jest 12 |www.podprad.pl

Magia drewna Wdzydzki artysta rzeźbi w drewnie. Oglądam płaskorzeźby żaglowców i kobiece akty. – Drewno to najwdzięczniejszy ze wszystkich materiałów. Ciepło można wywołać w kamieniu, ale po co to robić, skoro w drewnie jest ono od samego początku? – pyta pan Józef. – Tworzę głównie w olsze i wierzbie. Tego materiału na Kaszubach mam pod dostatkiem, oba związane są z wodą i jeziorem. Szczerze się przyznam, że czasem w pracy pomagają mi bobry, obgryzając pnie – śmieje się pan Józef. – Rzeźba musi oddawać pewne prawdy, o których człowiek myśli lub do których dąży – podkreśla Mistrz.

Miejsce święte Józef Ciężki byłby innym człowiekiem, gdyby nie mieszkał we Wdzydzach Kiszewskich. Wszystko, co robi, bierze się z miłości do tutejszego jeziora. Widać to nie tylko w jego twórczości, ale także w nim samym. Dla pana Józefa jezioro zawsze jest ciekawe. Niezależnie od pory dnia czy roku, uwielbia w nim wszystko: przyrodę, ptactwo, zachody i wschody słońca. Jezioro tak go urzekło, że marzy być jego częścią nie tylko teraz – za życia – ale także i po śmieci. – Chcę, by moje prochy spoczęły tu, w wodzie. Tak chyba będzie najbardziej… prawdziwie – wyznaje Mistrz.

Marcin Zalewski


Muzykalni muzyka

przez krew

Muzyka to było połączenie zamiłowania z zawodem. Myślę, że to prawidłowe. Profesor Wiłkomirski mawiał: kto nie ma hobby, ten więcej zrobbi – opowiada pani Maria. foto: Dominika Stańkowska

M

foto: rf 123

ama pani Marii (ur. 1942) śpietego zakazu była Fryderyka Elkana, którą wała jak każda mama, a tata wyrzucili za występ. Potem na zachodzie był muzykiem. Ona sama jest zrobiła karierę jako wokalistka jazzowa. w czwartym pokoleniu organistką. Do – PRL szczególnie dał nam się we znaki po aresztowaniu męża za rozdawanie rezolucji szkoły muzycznej, gdy była w podstawówce, zapisał ją ojciec. Myślała, że to w czasie strajków w 1968 roku, kiedy musiał tak dla rozrywki. Kontynuowała naukę zaliczyć semestr. Okazało się, że recenzent w Średniej i potem Państwowej Wyższej w ogóle nie przeczytał pracy zaliczeniowej Szkole Muzycznej na męża i mimo to ocenił ją na niedostateczny. Więc wydziale Wychowania Kto nie ma całe lato dolewaliśmy Muzycznego. – Wymarzony zawód: przekazywody, bo merytorycznie hobby, ten wać wiedzę muzyczną nic nie dało się zmienić. więcej zrobbi – mówi pani Maria. Pamiętam, jak po wyjściu Czy to była jej pasja? z sali promotor przeprosił – Pasja? To się toczyło. Gdybym tego za swoich kolegów, bo to naprawdę było nie lubiła, to wzięłabym się do czegoś śmiechu warte. innego. Muzyka jest dla każdego: jeden może śpiewać, drugi brzdąkać na gitarze, Zaspa a trzeci może być odbiorcą muzyki czy jej Karierę pedagoga musiała przerwać na nauczycielem – odpowiada pani Maria. pięć lat z powodu trójki dzieci. Najstarsza, Pani Maria jest mężatką od 44 lat. Joanna, śpiewa w chórze, a Karol i Adam są Poznała pana Kazimierza w szkole średperkusistami. Pani Maria wróciła do pracy niej. – Nikt nie był w stanie go rozgryźć. w przedszkolu i zerówce. W Gdańsku podZ Trybuną Ludu chodził w kieszeni. jęła się także gry na organach. – Najpierw Myśleliśmy, że to tajniak. Dopóki jedna grał mąż, a potem i ja dołączyłam. I tak ze znajomych nie przystąpiła z nim do przez 25 lat – na Zaspie, we Wrzeszczu i w Sopocie – opowiada kobieta. komunii w kościele. W 1998 roku w jednym z pokojów PRL w mieszkaniu pani Marii i pana Kazimierza Pani Maria opowiada, że jako studenci powstał antykwariat. Pani Maria wiedziała, nie mogli pracować zarobkowo. – My że nie będzie wiecznie uczyć czy grać, z mężem po partyzancku dorabialiśmy pry- dlatego chciała mieć zajęcie, które by ją watnymi lekcjami – zdradza. Jedną z ofiar interesowało i dawało dochód. – Zaczę-

liśmy od własnych nut. A teraz antykwariat dorobił się strony internetowej antykwariatnutowy.pl – dodaje z dumą.

Córka, 1969 Ratusz w Gdańsku. Sala wypełniona po brzegi. Jeden z członków chóru wszedł do garderoby: – Będziemy musieli śpiewać szybciej, bo tlen się kończy w sali. – Śpiewanie to pasja. Mogę to robić kosztem wielu wyrzeczeń. Bez satysfakcji finansowej i z taką niecierpliwością we wnętrzu – zaczyna pani Joanna. – Pamiętam, jak podczas jednego z koncertów chóru jedna ze słuchaczek skomentowała, że nie będzie mogła zasnąć w nocy. Stojący niedaleko chórzysta zrozumiał, że w trakcie nie mogła zasnąć. W klasie maturalnej trafiła do chóru Akademii Medycznej. Później skorzystała z propozycji przyjęcia do trójmiejskiego chóru, scholi. – Byłam jedną z nielicznych osób bez wyższego wykształcenia, które się dostały. – Równocześnie była chórzystką w chórze Politechniki Gdańskiej, gdzie poznała swojego męża (akustyk muzyczny).

Przerwa Podobnie jak jej mama, pani Joanna musiała przerwać pracę zawodową na rzecz wychowania piątki dzieci. Wspomina, że brakowało jej codziennego śpiewania: tempa, mobilizacji i koncertów. – W ciągu 14 lat przerwy w karierze

chórzystki dużo się zmieniło. Dawniej koncerty zagraniczne były dobrze opłacane w obcej walucie i było ich sporo. Obecnie bardziej dochodowe jest śpiewanie w kraju – mówi.

Wnuczka, 1995 – W szkole muzycznej wybrałam jako instrument główny flet, jednakże był to mój drugi wybór – Ola rozstawia stojak z nutami i wyciąga flet w pokoju. Za pół roku młoda flecistka kończy szkołę muzyczną pierwszego stopnia. Myśli o tym, żeby dostać się na studia wokalne na Akademii Muzycznej, ale jeśli się nie uda, pozostanie przy flecie. – Granie i śpiewanie to dla mnie pasja, chciałabym to robić w przyszłości, zarabiać z tego. Ola przyznaje, że babcia i mama były dla niej inspiracją, z której czerpała. W miarę możliwości udzielały jej wskazówek i podpowiadały. Babcia też wspiera Olę nutami z antykwariatu. – A chłopak jest muzykalny? – pytam. – Kuba bardzo lubi śpiewać… – odpowiada Ola, uśmiechając się. W tym momencie do pokoju wchodzi dwuletnia Emilka. Śpiewa pod nosem: Cztery słonie, zielone słonie. Każdy kokardę ma na ogonie. Ten kudłaty, ten smarkaty. Kochają się jak wariaty!

Dominika Stańkowska www.podprad.pl| 13


Młodość spędziłam na staniu w sklepowych kolejkach. Poza obowiązkami związanymi z pracą i rodziną musiałam jeszcze na wszystko polować. Teraz mam takie miejsce, gdzie mogę wyrzucić z siebie to, co mnie trapi. I pomyśleć, że nigdy wcześniej nie miałam pędzla w ręku – zdradza Elżbieta Sitarska, studentka Uniwersytetu Trzeciego Wieku.

Odzyskane

życie W

1975 roku powstał pierwszy Uniwersytet Trzeciego Wieku w Polsce. Główną ideą tego typu uczelni jest podnoszenie jakości życia osób starszych. Osób, którym młodość przyszło spędzać w innej rzeczywistości społecznej i politycznej. Dziś, gdy coraz większy odsetek społeczeństwa stanowią osoby po 50. roku życia, zainteresowanie się potrzebami tej grupy nabiera coraz większego znaczenia. Obecnie w Polsce działa około 360 UTW. Zrzeszają blisko 100 tys. studentów. Część z nich powstaje przy uczelniach wyższych, inne przy stowarzyszeniach lub domach kultury. Słuchacze wykładów, uczestnicy warsztatów i kursów zdobywają wiedzę, umiejętności, odkrywają swoje talenty i pasje. Poza rozwojem intelektualnym mają możliwość budowania relacji z innymi, przez co łatwiej jest im odnaleźć się w społeczeństwie. I, co najważniejsze, czerpać radość i satysfakcję z życia.

Senior w Zaciszu W warszawskim Domu Kultury Zacisze działa jeden z tego typu uniwersytetów. Średnio jest tam 160 studentów. Uczestniczą oni w poniedziałkowych wykładach i seminariach, spotkaniach Międzyuczelnianego Klubu Ludzi Kultury, Klubu Podróżnika. To dla nich przeznaczone są warsztaty psychologiczne, komputerowe, plastyczne i wokalne. – Tutaj wstaw -ing i będzie poprawnie. – To zdanie ma być w present continuous – takie dyskusje na korytarzu są częste wśród seniorów przed lektoratem z angielskiego. Od 11 lat działa chór Zacisze, który na swoim koncie ma koncert z seniorami 14 |www.podprad.pl

z Japonii w Filharmonii Narodowej. już jakieś doświadczenie w malowaniu Część osób śpiewa w zespole wokalnoi wiadomości teoretyczne. estradowym Zaciszańska Nuta. Studenci uczestniczą w przeglądach, konkursach. Malarstwo to Zdobywają liczne nagrody i wyróżnienia. rzemiosło Grupa malarzy pracuje ze sobą od czteUniwersytet skupia również amatorów gry w brydża, entuzjastów tańca i gimnastyki. rech lat. Spotkania odbywają się raz w tygoFani kina mogą uczestniczyć w cyklu spodniu. Poziom, który reprezentują uczestnicy tkań z filmem. – W tych zajęciach chodzi warsztatów, jest wysoki. W tym roku akademickim udało o to, by móc się dobrze się zorganizować trzy bawić. Każda minuta śmiewystawy. – Malarstwo chu przedłuża życie. Gdy Student UTW to rzemiosło. Tego pojawia się nowa osoba, powinien mieć można się nauczyć. pozostałe starają się nią ukończone 55 lat zaopiekować, by nie czuła Oczywiście, gdy ma się nieswojo. – To taka niesię talent, z pewnością łatwiej jest to wszystko pisana zasada – wyjaśnia osiągnąć. Wiek nie jest tu żadną barierą Taida Załuska, koordynator UTW w Zaci– mówi Bogusława Ołowska, instruktorka szu. – Jedynym wymogiem, by zostać studentem UTW, jest wiek: ukończone 55 zajęć z malarstwa. I rzeczywiście, w tej lat. Ludzie starsi mają inne doświadczenia, grupie nie ma osób, które miałyby wczeprzeżycia, mogą mieć problemy z pamięcią, śniejsze doświadczenia w malowaniu. – Na z wykonywaniem pewnych czynności. początku bardzo się bałam, że nic nie potraMogliby nie znaleźć zrozumienia w gronie fię i będę wyśmiana na zajęciach. Później młodszych studentów, którzy są bardzo okazało się, że my wszyscy tutaj zaczynamy zniecierpliwieni, nerwowi, inaczej patrzą od zera. W tym momencie malarstwo jest na życie – dodaje. – Nie zawsze jest tak, dla mnie pasją. Maluję kwiaty, bo kocham że ludzie, którzy tu przychodzą, wiedzą, przyrodę. Kiedyś je hodowałam. Zrobiłam czego chcą, jakie mają marzenia. Często nawet kurs bukieciarstwa. Wydaje mi się, odkrywają siebie na nowo, uczestnicząc że podświadomie poszukiwałam tej pasji w zajęciach. Dopiero wtedy budzą w sobie – mówi Elżbieta Sitarska. drzemiące talenty – mówi Taida Załuska. Każda z osób, która przychodzi na Terapia warsztaty malarstwa UTW dostaje ściśle Studenci UTW często powtarzają, określony program, który musi zrealizoże możliwość uczestnictwa w różnego wać. Zaczyna od farb plakatowych. Potem rodzaju zajęciach ma wymiar terapeuprzerabia kilkadziesiąt tematów związanych tyczny. Wyjście z domu pozwala zapoz malowaniem pejzaży, martwej natury. mnieć o problemach ze zdrowiem lub Uczy się mieszania kolorów, dobierania utracie najbliższych. To okazja do integroproporcji. Gdy przechodzi na płótno, ma wania się ze środowiskiem osób o podob-

foto: Archiwum Domu Kultury Zacisze.

nych doświadczeniach i zainteresowaniach. – Po śmierci mamy, którą opiekowałam się kilka lat, miałam taki moment, że nie chciałam się z nikim spotykać, rozmawiać. Pewnego dnia przeczytałam w gazecie informację o uruchomieniu uniwersytetu. Przyjechałyśmy z siostrą i zostałyśmy. To już prawie 4 lata – zdradza Bożena Ptaszkowska, uczestniczka warsztatów z malarstwa. – Dopiero tutaj odnalazłam swoją pasję. Z wykształcenia jestem prawnikiem. Interesowałam się sztuką, chodziłam na wystawy, zbierałam albumy, czytałam biografie artystów. Ale nie miałam nigdy czasu ani motywacji, by przekonać się, że sama coś potrafię namalować. Przykre jest, gdy osoby młode uważają, że po przekroczeniu pewnego wieku w zasadzie nie ma się już żadnych potrzeb, oczekiwań. To nieprawda. My tak samo czujemy, jak młodzi, chcemy spotykać się z przyjaciółmi, rozwijać swoje zainteresowania – dodaje. O tym, że warto w życiu mieć jakieś zainteresowania, przekonuje też Elżbieta Sitarska. – Pasja w życiu seniora jest bardzo ważna. Bez niej pozostaje tylko umartwianie się swoimi chorobami albo narzekanie, że emerytura jest za mała. Ubolewam, że wielu starszych ludzi zamyka się w swoich domach. Przecież wśród nas nie każdy ma dużą emeryturę. Nie zawsze zdrowie nam dopisuje. Ale kto tu o tym pamięta? Nikt. Spotykamy się na wieczorkach tanecznych. Szalejemy jak nastolatki, chociaż następnego dnia musimy to odchorować. Ale to jest cudowne. Możemy zapomnieć o bożym świecie. Małgorzata Maciejewska


foto: Marcin Joachim Grzegorczyk

spacer

Długodystansowcy

Biegacze i piesi. Profesjonaliści lub amatorzy. Pokonują pasma górskie, długość wybrzeża lub dystans dzielący ich od bieguna. Znani, jak Marek Kamiński, lub nieobecni w mediach, jak Anna Kassolik czy Maks Skrzeczkowski. Łączy ich niezwykła przyjemność, którą czerpią z podróżowania per pedes.

Ania Gdańszczanka. Lektorka i tłumaczka. Członkini Błękitnego Patrolu WWF: – Jest to grupa patrolująca wybrzeże Bałtyku. Każdy wolontariusz wypatruje na swoim odcinku zagrożeń dla przyrody – wyjaśnia. Długodystansowcem została, przechodząc spontanicznie 115 km. Zaczęła w Karwi. – Mój patrolowy odcinek wydał mi się zbyt krótki. Zaczęłam więc odwiedzać sąsiadów – wspomina Ania. Czterodniowy urlop we wrześniu postanowiła wykorzystać na dłuższą przechadzkę. Wyposażona w mapy i listę zaprzyjaźnionych noclegów, ruszyła w drogę. – Nie spieszyłam się, bo nigdzie nie musiałam zdążyć – opowiada. Nasyciła oczy widokiem ptaków, lecących z dalekiej północy na południe. – Niektóre gatunki nie znają ludzi, więc się ich nie boją – tłumaczy.

W Ustce, gdzie dotarła ostatniego dnia, lało. – Ale i tak żal mi było, że nie mogę już pójść dalej. Ania nie boi się samotnych spacerów. Pytana o motywację, odpowiada po prostu: – Poszłam, bo chciałam pójść. Tak samo, jak chce się iść do kina, na dyskotekę… Czy stawia sobie cele w postaci liczby kilometrów? – Żadnych – odpowiada. – Chcę tylko przez chwilę mieć na własność kawałek Bałtyckiego Świata i podziwiać jego piękno. To takie skrzywienie. Zupełnie nieszkodliwe społecznie.

foto: Dariusz Bógdał

P

oczet Bałtyckich Długodystansowców to grupa osób, która tylko (lub aż) raz przeszła 100 km polskiego wybrzeża. Kuba, twórca pocztu, wspominał: – Co roku w letnim sezonie z grupą chętnych ludzi przebywam odcinek od Świnoujścia do Helu. Ale najwytrwalsi, ci, co mają jeszcze czas, siły oraz chęci, dochodzą do Piasków. Do tego grona zalicza się Konrad, student z Międzyzdrojów. W 2011 roku samotnie przeszedł całe polskie wybrzeże w kierunku zachodnim. Jak mówi: – Jedyne, co trzeba zrobić, to spakować plecak, ubrać wygodne buty oraz zabrać z sobą swój zapał i chęć.

Poszłam, bo chciałam pójść

Maks Artysta, fotograf, podróżnik z Kazimierza Dolnego, człowiek, który zimą 2011 roku przeszedł samotnie całe polskie wybrzeże od Świnoujścia do Piasków. – W październiku czułem już w kościach, że zbliża się zima – mówi – to czas, kiedy mało kto wykazuje większą aktywność. Utarło się, że trzeba ten okres jakoś przetrwać. Postanowił, że pojedzie nad morze. Tylko o tej porze roku można je zwiedzić, omijając tłumy. Dodatkowo chciał pokazać wszystkim ludziom, że zimą też można się ruszać i uprawiać sport. – A nie siedzieć w domu, pod kocem narzekając na złą pogodę. Trzeba jej stanąć naprzeciw i jej pokazać! Na pytanie, jak wyglądają przygotowania do takiego spaceru, odpowiada: – Jesienią zacząłem ćwiczyć. Najpierw

biegałem, a potem spacerowałem. Po jakimś czasie, nawet w mrozy i zawieje, chodziłem z ciężkim plecakiem. Jedyną niepewność w tej podróży stanowiły ostry, długotrwały, wschodni wiatr prosto w twarz lub nagła kontuzja. – Na swojej drodze spotykałem rybaków, morsów, biegaczy, poławiaczy bursztynów, poszukiwaczy skarbów z wykrywaczami metali, ale niewielu turystów – mówi Maks. Przez to bywało trudno o nocleg. Zimą wszystkie turystyczne ośrodki są pozamykane albo w trakcie remontów. – Przed podróżą myślałem, że jeśli coś pójdzie nie tak (nie znajdę noclegu), to będę spał w przybrzeżnych lasach. Na swoje szczęście udawało mu się znajdować ciepłe noclegi, ponieważ, jak sam

mówił: – Dziesiątego dnia znalazłem pięć zagryzionych saren. W końcu natrafiłem na ludzi z Błękitnego Patrolu WWF – wspomina. Przez dalszą część podróży zapraszali go do siebie na noclegi i częstowali specjałami. Na przykład pani Ania upiekła dla niego cynamonowe ciasteczka, a u mamy jednego z patrolowiczów został poczęstowany świeżusieńką (wręcz prosto z morza) rybą. Na Helu zaproszono go na nocleg w stacji badawczej i można powiedzieć, że spał z fokami. Maks nie przeszedł wybrzeża dla wspomnień. – Chcę zachęcić wszystkich do takich podróży. Aby zostać spacerowiczem nie trzeba od razu pokonywać 500 kilometrów, można przyjechać do Świnoujścia i przejść pieszo do Międzyzdrojów, a za rok wrócić nad morze i pokonać kolejny fragment wybrzeża. Podobno właśnie taka jest recepta na szczęście: – Trzeba raz w roku pojechać tam, gdzie się jeszcze nie było – mówi Maks. Nie ma co namawiać kogoś, kto nie ma ochoty na tego typu wędrówki. Jednak jeżeli komuś wewnętrzny głos szepcze, że powinien wybrać się na taki spacer, ale odczuwa niepokój, to niech wie, że wyprawa ta daje olbrzymią satysfakcję.

Marcin Joachim Grzegorczyk www.podprad.pl| 15


Rowerem po świecie?

Czemu nie? Raczej drobnej postury, schludnie ubrany chłopak. Marek Klimowicz. Student Politechniki Gdańskiej. Nie ma w sobie nic, co by zdradzało tysiące przejechanych kilometrów po trasach rowerowych całego świata.

foto: Roman Bednarek

foto: Marek Klimowicz

P

oważną jazdą na dwóch kółkach zainteresowałem się dość późno, bo dopiero w liceum – mówi Marek. Zaczynał od wycieczek po okolicach Trójmiasta i Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Unikał miast, centrów i ulic. Po raz pierwszy w dłuższą trasę wybrał się w ostatnim roku liceum. Wraz z kolegami zaczął podróż w Zgorzelcu, potem jechał na północ w kierunku Szczecina. – Stamtąd odbiliśmy na ścianę wschodnią i pętlę zamknęliśmy w miejscu, z którego wystartowaliśmy – opowiada Klimowicz.

Bałkański kalejdoskop wrażeń W kolejną, liczącą prawie 3000 km podróż, Marek wybrał się z osobą poznaną na forum internetowym dla rowerowych maniaków. Cel: Europa i Bałkany. Po zapoznaniu na żywo w Zakopanem, ruszyli w stronę granicy polsko-słowackiej. – Przez pierwsze dni pogoda nas nie rozpieszczała, bo ciągle padało, a to psuło nastroje – wspomina rowerzysta. Następnym przystankiem były Węgry. – Tam jeździło się łatwo, cały czas płasko, bez większych wzniesień i konieczności wspinaczki, więc szybko przejechaliśmy kraj. Z Budapesztu do Serbii zaliczyli pierwszą jazdę pociągiem. Natomiast druga podróż, regionalnym pociągiem na pogranicze serbsko-czarnogórskie, wywołuje uśmiech na twarzy Klimowicza: – Cały skład tworzyła lokomotywa plus wagon w kiepskim stanie. Nie było w nim miejsca na rowery, więc daliśmy je na koniec, a tam drzwi się nie domykały, więc musieliśmy spiąć je spinką, żeby się ni stąd, ni zowąd nie otworzyły. W Czarnogórze przejeżdżali przez góry, by potem skręcić na południe. – Chcieliśmy się trochę powygrzewać na plaży, więc zaliczyliśmy Budvę i miasteczka na wybrzeżu Adriatyku – wspomina Marek. – Kraj ma fajne górki i przełęcze – dodaje. Przygód rowerzystom nie brakowało nawet na ostatnim odcinku do kanionu Tary, czyli największego kanionu w Europie. – Po prostu błądziliśmy, aż drzewa na poboczu i wokół się skończyły i nagle otworzył się przed nami spad – to był właśnie ten kanion. Czyli koniec końców trafiliśmy, gdzie trzeba.

Alpejska próba sił Marek Klimowicz, jak sam mówi, niespecjalnie przygotowuje się do każdej podróży. – Wiem, że powinienem, ale nigdy nie potrafię się do tego zabrać – przyznaje. Chociaż 16 |www.podprad.pl


podróż

zdarza mu się w sezonie zrobić więcej kilometrów: – Ale to wychodzi w zasadzie przypadkiem, bo jest ciepło, pogoda dopisuje, więc nie chce się zejść z siodełka. Mimo to nigdy na trasie nie zdarzył mu się moment załamania czy poważnej kontuzji. – Nie czułem się też na tyle zmęczony, bym miał powiedzieć sobie, że tu trzeba skończyć, bo dalej nie dam rady i pora wracać do domu – dodaje. Nie poddał się również podczas swojej trzeciej przeprawy, tym razem przez Alpy. – Tamte trasy były ciężkie. Jednego dnia podjazd pod przełęcz, by następnego dnia wdrapywać się pod górę ze średnią prędkością 6–8 kilometrów na godzinę – wspomina Marek. – U mnie był jeszcze taki problem, że wcześniej rozwaliłem przerzutkę na Słowacji, więc najmniejsze (najlżejsze?) przełożenie nie wchodziło i musiałem jechać na tym cięższym. Bardziej się męczyłem, ale za to jechałem szybciej od reszty i na górze przełęczy byłem wcześniej od innych. Gdy oni do mnie docierali, ja zdążyłem już odpocząć, a przede wszystkim zmarznąć i nic dziwnego, że chciałem natychmiast jechać dalej.

Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem… Zeszłoroczna, czterotygodniowa wyprawa rowerowa po Peru również nie należała do najłatwiejszych. Marek wybrał się wraz z czteroosobową grupą. Jak sam przyznaje, grupa daje duże wsparcie psychiczne i techniczne. Ale, podobnie jak samotna jazda, ma swoje minusy. Na przykład różne pory wstawania współtowarzyszy czy długość przygotowywania posiłków. – Jeśli nie masz towarzyszy, ze wszystkim musisz radzić sobie sam czy to w dziedzinie mechaniki, czy aprowizacji. Poza tym nie możesz z nikim pogadać i czasem robi się nudno.

Bliskie spotkania Podróże to też kontakty z mieszkańcami odwiedzanych miejsc. Rowerzyści najczęściej zatrzymują się na przydomowych działkach, w garażach lub w szopach na sianie. Rozkładają na noc namioty bądź śpiwory. Często gospodarze proponują im wspólne śniadania… lub coś innego. Na przykład w Austrii poczęstowano Marka rakiją, czyli bardzo mocnym alkoholem. W wiosce w Peru natomiast dalszą podróż rowerzystów zagrodziła procesja mieszkańców z okazji lokalnego święta. Tubylcy nalegali, by wypić z ich kielichów nieznany czerwony płyn. – Nie miałem wyjścia,

foto: Marek Klimowicz

Ten sposób podróżowania daje inne możliwości

musiałem posłuchać, by jechać dalej. Nigdy nie wiesz, jacy to ludzie i co pijesz, ale czujesz, że nie zrobią ci krzywdy – dodaje podróżnik. Czasem jednak zdarzają się trudne do przewidzenia rzeczy. Tak było w czasie wyprawy na Bałkany. Pewnego wieczoru zatrzymali się koło wiaty, która wydawała się dobrym miejscem na nocleg. – Obudziły nas strzały, a potem niedaleko nas podjechała jakaś ciężarówka, z której wysiedli mężczyźni, celujący do czegoś z karabinów. Na szczęście po pół godzinie pojechali – opowiada Klimowicz. – Rankiem zorientowaliśmy się, że prawdopodobnie było to miejsce spotkań myśliwych.

Czy nie można inaczej? Co daje podróż rowerem? Marek opowiada następującą historię: – Kiedyś rozmawiałem z kumplem, który pojechał na urlop do Egiptu i zapytałem go, co widział w tym Egipcie. Z pewnym zażenowaniem przyznał, że w zasadzie to tylko okolice hotelu, bo większość czasu spędził na rowerze. Mój sposób podróżowania daje mi zupełnie inne możliwości. Ja, przejeżdżając przez jakiś kraj, poznaję go naprawdę, wnikam w niego, stykam się bezpośrednio z jego drogami, zapachami, ludźmi, biednymi bądź nie, ale zawsze takimi, jakimi są. To nie jest uśmiechnięta obsługa hotelowa, ale mieszkańcy miasteczek i wsi, którzy udzielają gościny, bo mają po prostu dobre serca. Paradoksalnie, rowerzysta dodaje, że dzięki temu sposobowi podróży jest w stanie poznać więcej miejsc, więcej ludzi i atrakcji nieujętych w przewodnikach i to wszystko mniejszym kosztem niż poprzez biuro turystyczne. Ale tak naprawdę: – Chodzi o to poczucie wolności, którego nie da ci wycieczka wykupiona w biurze podróży. Przed każdym wyjazdem możesz mieć obiekcje, wątpliwości, bać się, że tym razem będzie za trudno, ale w końcu zawsze będziesz chciał wrócić na trasę. Nie usiedzisz w miejscu zbyt długo. Teraz jest tak samo – opowiada. Co to znaczy? Czyżby plany na następny wyjazd? – Latem obmyślam wyprawę do Azji Środkowej i pokonanie części drogi zwanej Pamir Highway – wyjaśnia. – To jedna z najwyżej położonych i najtrudniejszych tras na świecie. Czuję prawdziwy dreszczyk emocji na myśl o tej podróży, tym bardziej, że jej część, co prawda bardzo drobna, ale jednak, przypada na Afganistan. Nie patrzę jednak na to przez pryzmat niebezpieczeństw. Dla mnie to przede wszystkim kolejne marzenie, które może się spełnić.

Marek Goraj


Pressówka

gadżetomania

Wełniany świat

N

Ponieważ Łukasz Wysocki, nasz dziennikarz od gadżetomanii, chwilowo przebywa za granicą, znaleźliśmy osobę, która sama potrafi wyprodukować sobie gadżety. Justyna Lorkowska jako mała dziewczynka zaczęła od robienia ubranek dla lalek – podpatrywała mamę i starała się sama coś wydziergać.

J

L

N

S

K

18 |www.podprad.pl

J

ako nastolatka chwyciła za szydełko, ale po kilku nieudanych próbach poddała się i zainteresowała szyciem na maszynie. Potem wolny czas zabrały jej studia i praca. Niedawno, po narodzinach syna, sfrustrowana cenami w sklepach i niemożnością znalezienia tego, czego potrzebuje, odkurzyła druty. Dzierga właściwie wszystko: swetry, skarpetki, czapki, rękawiczki. Zrobiła także zabawkę Elmo dla synka, a ostatnio nawet obrus. Lubi tworzyć interesujące wzory, które przyciągają wzrok ciekawym detalem. Justyna Lorkowska (nick: Lete) spotyka się z dziergaczkami z całego świata na Ravelry. Jest to strona internetowa skupiająca miłośniczki robienia na drutach i szydełkowania. Są tam: grupy wsparcia, fora oraz ogromna baza wzorów swetrów, czapek, szalików, skarpetek i czego dusza zapragnie. Poza tym jej dzieła można odnaleźć na portalu WollySheep i na blogu (blog.lorki.pl). Marzeniem Justyny jest publikacja jej dzieł w poważnych magazynach lub współpraca z profesjonalną firmą. W styczniu amerykański webzin z ubraniami dla dzieci Petite Purls opublikował już jej wzór na czapkę. Ile czasu poświęcasz na dzierganie? Tak naprawdę dopiero niedawno odkryłam, jak cudowne może być dzierganie. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy nauczyłam się bardzo dużo. Siedziałam po nocach, czytając strony internetowe i oglądając filmiki. Studiowałam wzory w książkach i metodą prób i błędów coś tworzyłam. Obecnie zajmuję się synem w domu i oczekuję drugiego dziecka. Staram się jednak w każdej wolnej chwili zrobić choć kilka rzędów. Powiem więcej, w mojej torebce zawsze jest jakaś mała robótka i gdy czekam gdziekolwiek, u lekarza, na przystanku, wyciągam ją i dziergam.

foto: Justyna Lorkowska

aukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego dowodzą, że cukier jest niezwykle groźny dla zdrowia, a jego sprzedaż powinna być uregulowana prawnie, tak samo jak handel papierosami i alkoholem. Okazuje się, że rocznie 35 milionów osób umiera w efekcie powikłań związanych z nadużywaniem tej substancji. Wirtualna Polska edna z firm produkujących karmę dla psów emituje w reklamie dźwięki słyszalne wyłącznie dla zwierząt. Dźwięki o wysokiej częstotliwości mają zachęcać psy do jedzenia tego właśnie produktu i pośrednio w ten sposób wpływać na decyzje zakupowe właścicieli. Rzeczpospolita.pl ondyński City University jest pierwszą uczelnią, która oferuje swoim studentom studia magisterskie z zakresu… pisania powieści kryminalnych. Nietypowa oferta studiów jest odpowiedzią na oczekiwania rynku. City University ma już w swojej ofercie kursy powieściopisarskie. Forbes.pl ietypowe biuro podróży powstało w Pradze. Agencja Corrupt Tour organizuje wycieczki śladami najgłośniejszych afer korupcyjnych w Czechach. Turystom pokazuje się miejsca związane z wykrytymi nadużyciami w praskim ratuszu, zabiera się ich do Uścia nad Łabą – miasta, kojarzonego z niejasnym procesem prywatyzacji czeskich spółek węglowych. Oferta Corrupt Tour obejmuje oglądanie w Pradze luksusowych osiedli kadry menedżerskiej i willi lobbystów. Tokfm.pl tałe uciski w tempie piosenki Stayin Alive mogą uratować komuś życie. Przy pierwszej pomocy reanimacyjnej wobec osób, które straciły przytomność wskutek nagłego zatrzymania akcji serca, należy uciskać klatkę piersiową w takt przeboju Bee Gees zamiast metody usta usta lub usta nos. To zalecenie brytyjskiej fundacji chorób serca BHF. Gazeta.pl ornwalijska firma z miejscowości Truro, produkująca tradycyjne, nadziewane ciasto tzw. cornish pasty (rodzaj zapiekanego dużego, pękatego pieroga), wprowadziła do sprzedaży odmianę z nadzieniem z szarej wiewiórki. Część zysku ze sprzedaży nowego produktu kornwalijska firma przeznaczy na ochronę zagrożonych wymarciem wiewiórek rudych. Rzeczpospolita.pl

Jak godzisz codzienne obowiązki ze swoim zamiłowaniem? Nie jest to takie trudne, jak się innym wydaje. Staram się szybko wykonać obowiązki domowe tak, by nie zajmowały mi całego dnia, a kiedy synek śpi, mam wolną chwilę na dzierganie i skupienie się nad swoimi wzorami. No i dziergam wieczorami. Wtedy jest najlepiej – siadam i tworzę. Dzierganie w twoim życiu jest formą relaksu czy także źródłem dochodu? Przede wszystkim jest ogromnym źródłem radości, że stworzyłam coś od samego początku, sama własnymi rękoma – coś, co jest niepowtarzalne, dokładnie takie, jakie sobie wymarzyłam. Pomysły na nowe rzeczy pojawiają się w mojej głowie bezustannie. Nie traktuję dziergania jako źródła dochodu, ale bardziej jako hobby, dzięki któremu mam pieniądze na nowe włóczki. Bardzo rzadko dziergam na zamówienie. Częściej dlatego, że brakuje czegoś w szafie, czasami pomysł na coś nowego po prostu wpadnie mi do głowy i muszę to wydziergać. Robię też coś dla innych w prezencie. Właściwie jedyne pieniądze, jakie mam z dziergania, to te, które pochodzą z publikacji i sprzedaży moich wzorów.

Ewa Górecka


Adres redakcji:

ul. Pilotów 19A/4, 80-460 Gdańsk tel./fax 058 710 82 54 redakcja@podprad.pl

Geografia pasji W społeczeństwach Zachodu, gdzie zbyt często konkretny człowiek oceniany jest przez pryzmat tego, jak się ubiera, jak mieszka i jakim samochodem jeździ (jak cię widzą, tak cię piszą – jedno z najbardziej perfidnych kłamstw funkcjonujących

redaktor naczelna

w obszarze międzyludzkich współistnień), ktoś, kto jest pasjonatem, wzbudza

Katarzyna Michałowska REDAKTOR WYDANIA

Kamila Kuchta zespół redakcyjny:

Dominik Pietrzak, Maciej Pietrzak Olga Kupicz, Kamila Kuchta, Kamila Brodzik, Karolina Gizara, Marta Szagżdowicz, Kasia Wodzikowska, Cyryl Sochacki, Anna Iwanowska, Dawid Linowski, Anna Górecka, Tomasz Czapla, Marcin Grzegorczyk, Marcin Zalewski, Natasza Wylężek, Marcin Hołowiński, Dominika Stańkowska. korekta: Anna Iwanowska, Liliana Wujczyk,

Kamila Kuchta, Kasia Wodzikowska, Dominik Pietrzak, Anita Piasecka, Jagoda Wyrzykowska, Magdalena Nowińska, Aneta Fuhrmann. Jeśli chcesz zaangażować się w tworzenie gazety – napisz: redakcja@podprad.pl Zapytanie o reklamę: reklama@podprad.pl Skład i projekt okładki:

Sylwester Gigoń; Oddziały w Polsce: Kraków: Renata Matuszczak, krakow@podprad.pl; Łódź: Dominika Wit, lodz@podprad.pl; Poznań: poznan@podprad.pl; Warszawa: Anna Marcinowicz,

ania.marcinowicz@gmail.com Magazyn jest tworzony m.in. przez studentów z Ruchu Akademickiego Pod Prąd z pięciu głównych miast akademickich Polski. Skupia on katolickich i protestanckich studentów, którzy pragną żyć w przyjaźni z Bogiem i inspirować do tego innych.

różności

www.podprad.pl

naszą naturalną ciekawość, czasem podziw.

Jednak zieje się tak pewnie dlatego, że ludzie z pasją wymierają masowo, Pasja może też wyniszczać. Być nie wytrzymując presji wszędobylskiego destrukcyjna. Realizowanie własnych pasji przymusu osiągnięcia sukcesu. Ostają może być okrutnym złodziejem czasu. się jeszcze nieliczni, którzy albo znajdują Może niszczyć relacje. Może odbywać w sobie wystarczająco dużo sił, żeby się kosztem najbliższych. Cóż bowiem z koloryzującej szarą swoje zainteresowania stawiać ponad, rzeczywistość aktywności, jeżeli moje albo szczęściarze łączący pasję z pracą zawodową. dzieci wyrastają w domu z wiecznie nieobecnym ojcem? Ich emocjonalnych To jest, oczywiście, takie moje subiekpotrzeb nigdy nie zastąpi, nawet najtywne, pierwsze skojarzenie. Pasjonat, efektowniejsze, nowe oprogramowanie czyli ciekawy człowiek, może czasem dzikomputera, kupione wak i oryginał. Ktoś, kto z okazji wyrzutów świat, mimo wszystko, Wraz czyni barwniejszym, sumienia tatusia, który z pasją można zapamiętale kolekcjood wielkiego dzwonu, dopuszczać się po paru drinkach, zwykł nując modele elektryczohydy przypominać sobie, że nych kolejek (jakby mnie to kręciło...!), hodując jest... tatusiem. rybki, lub ktoś będący słynnym i wziętym architektem, oddającym się bez reszty Jednak projektowaniu wspaniałych budynków, Wraz z pasją można również dopuszczać się ohydy. Religijni fanamostów itp. Choć niezręcznie mi o tym pisać, to tycy (pasjonaci?!) onegdaj z zapałem wspomnę, że sam też należę do tej elitaroddawali się nauce pilotażu, by późnej grupy szczęśliwców, którzy od wielu niej z pasją zabić 3 tys. osób, wbijając lat utrzymują się z pracy będącej ich pasją. się wielkimi pasażerskimi samolotami Robię to, co kocham. To jest naprawdę w dwa najwyższe budynki finansowej wielka rzecz! Każdemu tego życzę. stolicy świata.

D

Tomek Żółtko – muzyk, kompozytor, poeta i publicysta. Jedna z najbardziej barwnych i niekonwencjonalnych postaci współczesnej piosenki autorskiej. Niektóre utwory takie, jak Bóg kocha chorych na AIDS, wywołały fale oburzenia, natomiast rozgłos przyniósł mu album Klatka skandalu. Pochodząca z tego albumu piosenka Kochaj mnie i dotykaj przez blisko 30 tygodni utrzymywała się w pierwszej dziesiątce Muzycznej Jedynki. Na swej najnowszej płycie Może ostatni taki głupiec autor zmusza do głębszego spojrzenia na siebie i otaczającą nas rzeczywistość. Śpiewa o trudnych i czasami kontrowersyjnych tematach: pornografii, zwątpieniu, nienawiści, antysemityzmie i potrzebie przebaczenia. Poeta pochodzi z Gdańska, a obecnie mieszka w Krakowie.

Można być pasjonatem całe życie, śledzącym żydowsko-masońskie spiski, nikczemnie oplatające ten nieszczęsny glob, i zatruwać w ten sposób życie wielu. Można misyjnie krzyczeć: Niech żyją wolne konopie i gorąco utrzymywać, że wszystko, co w nas, da się wytłumaczyć procesami chemicznymi zachodzącymi w mózgach, które to mózgi powstały kiedyś tam w wyniku nieprawdopodobnie długiego i chaotycznego zderzania się drobin materii. Tak nawiasem – jeżeli np. nasza abstrakcyjna refleksyjność jest czystą chemią, to wolność dla konopi, proponowałbym zamienić raczej na wolność dla wąchania kleju.

Więc Kończąc, zupełnie nieodkrywczo, napiszę tak. Brak pasji świadczy o mnie. Jej posiadanie – tym bardziej. To, czym ona jest, jeszcze bardziej. To jak, Czytelniku, odnajdujemy siebie w tej geografii? Ty i ja...? Pozdrowienia dla wszystkich pasjonatów Podprądu. Tomasz Żółtko, Kraków 07.02.2012 www.tomekz.com.pl www.facebook.com/TomaszZoltko

foto: Bartek Serkowski

Magazyn Studencki, copyright © płyń POD PRĄD Wszelkie prawa zastrzeżone

www.podprad.pl| 19


84 POLON Laboratorium Wyjazdowe 84POLON, to coroczny wyjazd naukowo-techniczny przeznaczony dla wyróżniających się studentów Politechniki Gdańskiej. Odbędzie się on na przełomie kwietnia i maja tego roku. Organizowany jest przez Studenckie Koło Stowarzyszenia Elektryków Polskich Politechniki Gdańskiej. – Tegoroczna edycja jest wyjątkowa ze względu na ambitne cele jakie sobie postawiliśmy – mówi inż. Dominik Binczyk organizator wyjazdu. – Kluczowym punktem wyjazdu jest odwiedzenie elektrowni jądrowej w Mochovcach. Głównym celem laboratorium wyjazdowego jest zapoznanie studentów z obecnie stosowanymi rozwiązaniami technicznymi w przemyśle. Jest to również okazja, by poznać zagadnienia związane z produkcją, eksploatacją oraz remontem różnorodnych maszyn i urządzeń elektrycznych, a także pracą największych elektrowni w Polsce.

Jak sprawdzić

swoją kreatywność? Wystarczy kilka desek, kilogram gwoździ i dwa łokcie sznurka... Taśma, plastikowa butelka oraz tuzin kartek A4. Tyle właśnie potrzebne będzie studentom, którzy wezmą udział w VI edycji konkursu European BEST Engineering Competition Poland 2012. Aplikować można w 4-osobowych drużynach do jednej z dwóch kategorii: Case Study lub Team Design. Pierwsza konkurencja polega na stworzeniu optymalnego planu działania dla zadanego problemu teoretycznego. Druga wymaga skonstruowania urządzenia o określonej użyteczności. Chcesz zmierzyć się z innymi? Chcesz zawalczyć o przepustkę na Finał Ogólnoeuropejski w stolicy Chorwacji – Zagrzebiu? Wejdź i zarejestruj się na www. EBEC.BEST.org.pl

CIMA Global Business Challenge Po raz pierwszy w Polsce studenci będą mogli wziąć udział w międzynarodowym konkursie Global Business Challenge (GBC), organizowanym przez Instytut Rachunkowości Zarządczej CIMA. Pierwszym etapem jest analiza studium przypadku. Po rejestracji zespół otrzyma dostęp do materiałów, na podstawie których przygotuje raport. W materiałach: studium przypadku, scenariusz, wskazówki techniczne. Drugim jest streszczenie i prezentacja (finał krajowy), tu wystąpią 4 drużyny, które przygotują streszczenie, raport, przedstawią się w nagraniu video. Prezentacja (finał globalny) zwycięska drużyna z każdego kraju poleci na Sri Lankę i weźmie udział w sesji Q&A. Zwycięzca finału otrzyma nagrody oraz certyfikaty. Globalny partner: Barclays, natomiast w Polsce: Unilever, Infosys, Deloitte, AIESEC. Dla najlepszych praktyki w firmach Unilever oraz Infosys. Wszyscy uczestnicy warszawskiego finału otrzymają nagrody. Więcej informacji: www.cimaglobal.com/gbc

Olimpiada Międzyakademikowa UJ Organizatorem I Olimpiady Międzyakademikowej UJ jest Rada Domów Studenckich UJ. Projekt odbywa się po raz pierwszy, w jej ramach rozgrywanych będzie 16 konkurencji. Będą to dyscypliny na poważnie (piłka siatkowa) i z przymrużeniem oka (scrabble). Każdy z siedmiu akademików Uniwersytetu Jagiellońskiego opiekuje się przynajmniej jedną dyscypliną poważną i jedną z przymrużeniem oka. Rozgrywki odbywać się będą przez cztery miesiące, od lutego do maja, podczas weekendów. Przebieg Olimpiady zainteresowani będą mogli śledzić poprzez informacje zamieszczane na plakatach, oraz na fanpage’u w portalu społecznościowym.

Zostań najlepszym

Emerging Markets

studentem RP

Business Summit

IV edycja Studencki Nobel to jedyny w Polsce Konkurs, wyróżniający najlepszych studentów uczelni publicznych i prywatnych. Tegoroczne przedsięwzięcie obejmie swoim zasięgiem ponad 100 szkół wyższych w Polsce. Spośród kandydatów zostaną wyłonieni kolejno najlepsi na poszczególnych uczelniach, w województwach i ostatecznie zdobywca Studenckiego Nobla 2012 – najlepszy student RP. Ponadto równolegle odbędzie się konkurs na najlepszego studenta w danej branży (kategorie zostały wyróżnione w regulaminie Konkursu). Zgłoszenia kandydatów, ubiegających się o tytuł najlepszego studenta RP, będą przyjmowane drogą elektroniczną od 1 do 31 marca 2012 roku. Więcej informacji: www.studenckinobel.pl

Discover Europe Ogólnopolski konkurs fotograficzny Discover Europe jest organizowany przez organizację studencką Erasmus Student Network. Ideą konkursu jest promowanie i upowszechnianie kultury europejskiej wśród zainteresowanych fotografią studentów. Celem Discover Europe jest spojrzenie na Europę i różnice kulturowe oczyma zarówno polskich, jak i zagranicznych studentów, w tym studentów wyjeżdżających na wszelkie wymiany i stypendia. Zgłaszanie prac odbędzie się w marcu. Zachęcamy do udziału w konkursie każdego kto lubi podróże przynajmniej w podobnym stopniu, jak fotografowanie.

Emerging Markets Business Summit to nowatorski projekt organizowany przez studentów SGH oraz uczelnię biznesową w Ameryce Południowej – Fundacao Getulio Vargas (FGV) – Escola de Administração de Empresas de São Paulo. EMBS składa się z dwóch trzynastodniowych wizyt – delegacji polskiej w Brazylii (30.03-12.04.2012) oraz delegacji brazylijskiej w Polsce (02.07-15.07.2012). Podczas pobytu w każdym z krajów studenci będą brać udział w spotkaniach oraz debatach z przedstawicielami świata biznesu, polityki i świata naukowego. Wizyty w ważnych dla obu kultur miejscach oraz rozmowy, pozwolą poznać mentalność i aktualną sytuację społeczną obu krajów. Więcej informacji na: www.embs.bz

KAROLE Konkurs KAROLE jest organizowany na Wydziale Zarządzania i Ekonomii Politechniki Gdańskiej, przez studentów z Międzywydziałowego Koła Naukowego Politechniki Gdańskiej Project Management. Tegoroczna, 20. edycja odbędzie się 27. kwietnia. W konkursie nagrodzeni zostaną najzdolniejsi studenci Wydziału Zarządzania i Ekonomii, którzy podczas realizowanych na uczelni przedmiotów wykonali prace projektowe w ramach jednej z kategorii: innowacje i planowanie produktu, biznes plan, zarządzanie produkcją, badania marketingowe, zarządzanie przedsięwzięciami z wykorzystaniem MS Project, projekty informatyczne. Więcej o konkursie na stronie: www.karole.zie.pg.gda.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.