NUMER 02
październik 2010
FREE
JAK TO SIĘ ROBI ... W AGENCJI PRACY czyli o tym, jak nasze pieniądze przestają być naszymi oraz jak zajść w ciążę przez picie wódki s.10-11
WYZNANIA TCHÓRZA s.5
WIELKI KONKURS, WYGRAJ TELEWIZOR LCD
s.13
CO? GDZIE? KIEDY? ZA ILE?
MIEJSKI MISZ-MASZ
KRONIKA LOKALNA
INFORMATOR AMBASADA RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ W LONDYNIE WYDZIAŁ KONSULARNY 73 New Cavendish Street Londyn W1W 6LS Numery telefonów: 0207 2913 900 0207 2913 934 fax: 0207 3232 320 Godziny obsługi interesantów: Poniedziałek 9.00 – 14.00 Wtorek 9.00 – 14.00 Środa 9.00 – 14.00 Czwartek 13.00 – 18.00 Piątek 9.00 – 14.00 Urząd jest zamknięty w czasie świąt państwowych, kościelnych oraz w dni wolne od pracy Wielkiej Brytanii i Rzeczypospolitej Polskiej. W celu uzyskania bardziej szczegółowych informacji, na które nie mogą Państwo znaleźć odpowiedzi na stronie internetowej Wydziału Konsularnego (www.londynkg.polemb.net) prosimy o kontakt mailowy (koniecznie podając numer telefonu) z poszczególnymi działami naszego urzędu: londyn.paszporty@msz.gov.pl (paszporty tymczasowe, 5 i 10 letnie) londyn.konsulat@msz.gov.pl (organizacje polonijne, szkolnictwo i kultura) london.visa@msz.gov.pl (wizy dla cudzoziemców) london.op@msz.gov.pl (informacje dotyczące przewozu zwłok/ prochów obywateli polskich zmarłych na terenie Anglii i Walii wraz z wydawaniem zezwoleń na ich przewóz, sprawy z zakresu zatrzymań, aresztowań, poszukiwania, nieszczęśliwe wypadki) londyn.prawny@msz.gov.pl (czynności notarialne, wydawanie zaświadczeń, ogólna informacja nt. przepisów prawnych, sprawy z zakresu stanu cywilnego) lub w sprawach ogólnych: londyn.konsulat@msz.gov.pl Numer telefonu tylko w sytuacjach wymagających natychmiastowej interwencji konsula np. zgony, wypadki (czynny poza godzinami urzędowania) 07939594278 KONTAKT Z NAJWAŻNIEJSZYMI DZIAŁAMI PETERBOROUGH CITY COUNCIL WSZYSTKIE OGÓLNE SPRAWY I ZAPYTANIA: 01733 747474 BENEFITS (COUNCIL TAX AND HOUSING) – ZASIŁKI (PODATEK LOKALNY I MIESZKANIOWY) T: 01733 452241 E: benefits@peterborough.gov.uk BUSES (timetables) – AUTOBUSY (rozkład jazdy) T: 0871 200 22 33 CHILDREN’S SOCIAL CARE REFERRAL AND ASSESSMENT – OPIEKA SPOŁECZNA DZIECI (SKIEROWANIA I OCENY) T: 01733 864180 COMPLAINTS – SKARGI T: 01733 296331 E: compiain@peterborough.gov.uk
2
| www.pmagazyn.pl
COUNCIL TAX – PODATEK LOKALNY T: 01733 452258 E: local.taxation@peterborough.gov.uk EMERGENCY (OUT OF HOURS) – NAGŁE WYPADKI (POZA GODZINAMI URZĘDOWANIA) T: 01733 864157 FRAUD HOTLINE (BENEFITS) – NUMER SPECJALNY DO ZGŁASZANIA OSZUSTW ZASIŁKOWYCH T: 01733 452250 E: fraud@peterborough.gov.uk HOUSING OPTIONS – WYBÓR MIESZKANIOWY T: 01733 864064 E: housing.options@peterborough.gov.uk NOISE COMPLAINTS – SKARGI DOTYCZĄCE HAŁASU T: 01733 747474 E: eppsadmin@peterborough.gov.uk REGISTER OFFICE – URZĄD STANU CYWILNEGO T: 01733 864646 SCHOOL ADMISSIONS – PRZYJĘCIA DO SZKÓŁ T: 01733 864007 E: admissions@peterborough.gov.uk STREET CLEANING – SPRZĄTANIE ULIC T: 01733 747474 E: street.cieansing@peterborough.gov.uk STREET LIGHTING – OŚWIETLENIE ULIC T: 01733 453523 E: street.lighting@peterborough.gov.uk WASTE AND RECYCLING – ODPADY I RECYKLING T: 01733 747474 E: wmhd@peterborough.gov.uk YOUNG PEOPLE’S SERVICE – DZIAŁ DS. MŁODZIEŻY T: 01733 864500 E: connexions@peterborough.gov.uk
TELEFONY ALARMOWE/INFOLINIE NAGŁE WYPADKI (POLICJA, STRAŻ, POGOTOWIE): zadzwoń pod numer 999 (lub 112, jeśli dzwonisz z komórki), nastąpi połączenie z operatorem, wytłumacz cel telefonu, operator połączy Cię z odpowiednią służbą. NATIONAL GAS EMERGENCY SERVICE: bezpłatny telefon 0800 111 999 (24 godz. 7 dni w tygodniu) – zadzwoń, jeśli wyczuwasz ulatniający się gaz. INFOLINIA NHS: 0845 4647 (24 godz. 7 dni w tygodniu) – dyskretne porady dotyczące zdrowia i informacje dla Ciebie i Twojej rodziny INFOLINIA ALKOHOLOWA: bezpłatny telefon 0800 917 8282 – porady, pomoc i wsparcie dla wszystkich, którzy mają problem z alkoholem lub uważają, że ktoś go ma. CHILDLINE: darmowy telefon 0800 1111 – pomoc dla dzieci i młodzieży do 18. roku życia w przypadku stresu lub innego problemu. NARKOTYKI: bezpłatna linia 0800 77 66 00 – czynna całą dobę, informacja o narkotykach i pomoc dla osób uzależnionych. ZAGINIĘCIA: 0500 700 700 – telefon czynny całą dobę INFOLINIA PRAWNA: 0845 345 4345 – darmowa informacja i pomoc w powszechnie spotykanych problemach prawnych PRZESTĘPSTWA (CRIMESTOPPERS): bezpłatna infolinia do zgłaszania przestępstw – 0800 555 1111
Drodzy Czytelnicy, Już myślałam, że na moment ponownej korespondencji z Wami będę musiała czekać w nieskończoność. Tymczasem, okres jednego miesiąca minął niespodziewanie szybko. I oto znów mogę oddać się ulubionemu rytuałowi. Jest późny jesienno – wrześniowy wieczór, w powietrzu daje się odczuć przyjemny chłód. Zasiadam do komputera (trochę żałuję, że nie do mojej starej i wysłużonej maszyny do pisania, ale cóż.. trzeba iść z duchem czasu). Obok mnie paruje zaparzona przed chwilą kawa. Z głośników wieży sączą się utwory Depeche Mode, U2, Iry, Staszka Soyki i Andrzeja Zauchy. Wiem, wiem – mieszanka wybuchowa! Nikt mi nie przeszkadza. Jestem tylko ja i Wy. Mogę rozpocząć pisanie „wstępniaka” (bo tak właśnie brać dziennikarska go nazywa). Wstępniak jest dla mnie najważniejszą częścią gazety. Okazją do poprowadzenia (czasem bardzo prywatnej, wręcz intymnej) wypowiedzi. Tutaj najlepiej widać, że dla prawdziwego dziennikarza nie powinno… powiem ostrzej – nie ma prawa liczyć się nic innego niż jego Czytelnicy, prawda i etyka. Ktokolwiek myśli i postępuje inaczej – popełnia godzien potępienia występek, stawiając siebie i swoje ego ponad wymienionymi wartościami. A tymczasem, ten dział jest dla Was oraz o Was – Drodzy Czytelnicy i stanowi zapewnienie, że podobnie rzecz ma się z całością pisma. A to w Peterborough Magazynie macie jak w banku! … „words are very unnecessary”… („słowa są bardzo niepotrzebne”) – Depeche Mode Ostro protestuję! Słowa są niezbędne, aby w tym momencie stokrotnie podziękować Wam za tak ciepłe, tak entuzjastyczne przyjęcie pierwszego wrześniowego numeru. Wiara całego zespołu redakcyjnego w powodzenie naszego projektu okazała się niczym w porównaniu z reakcją zwrotną, jaką od Was otrzymaliśmy. Piszecie o P Magazynie, że „właśnie czegoś takiego ludzie potrzebują”, że „nareszcie coś o Peterborough dla Polaków w Peterborough”, że „trzymamy wszystkie możliwe kciuki za P Magazyn i redakcję”. Jedna Pani napisała nawet, że „to super że mamy teraz dostęp do tak wspaniałego miesięcznika. Bardzo dziękuję w imieniu większości rodaków za gazetkę.” O nie! To my dziękujemy – za tak wspaniałych Czytelników! … „proszę Pani, myśmy byli sobie pisani (…) idealnie w parę dobrani”… Andrzej Zaucha O tym, jakie to cudowne uczucie być nagradzanym za swoją pasję, mogliśmy przekonać się na własnej skórze. Teraz czas na Was! W październikowym numerze ogłaszamy wielki konkurs fotograficzny. Dla wszystkich tych, którzy uwielbiają patrzeć na świat przez obiektyw, dla tych, którzy zawsze chcieli to robić i również dla tych, którzy w swoim mniemaniu się do tego nie nadają. Konkurs potrwa do
Jeżeli chcesz zostać dziennikarzem i współpracować z P Magazynem… … radzimy zastanowić się dwa razy. Przed Tobą wiele godzin stresu i oczekiwania na wenę twórczą. Hektolitry kawy, stos nieprzespanych nocy. A do tego praca z prawdziwymi wariatami, którzy są nieobliczalni i momentami aspołeczni. Jeżeli wciąż czytasz tą notatkę oraz myślisz, że jesteś gotowy na taki survival – zapraszamy! WEJŚCIE NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ. Jeżeli chcesz podzielić się z nami swoją pasją/hobby… oraz Jeżeli chcesz, abyśmy opisali w gazecie jakiś konkretny temat lub osobę… … to nie czeka Cię taka szkoła przetrwania, jak powyżej.
Wystarczy się z nami skontaktować: redakcja@pmagazyn.pl.
OD REDAKCJI 10 grudnia a nagrodą jest telewizor LCD. Więcej informacji znajdziecie na stronie 13. Łapcie zatem za aparaty czy telefony komórkowe i róbcie fotki! Lub przejrzycie swoje archiwum domowe – kto wie, jakie skarby fotograficzne może skrywać? Przysyłajcie na nasz adres emailowy redakcja@pmagazyn.pl wszystkie zdjęcia, którymi chcielibyście się z nami podzielić i które coś dla Was znaczą. Miłośników dobrej lektury zapraszamy natomiast na stronę numer 12. W Kąciku Mola Książkowego będziemy przedstawiać Wam pozycje warte przeczytania. Pojedyncze egzemplarze książek, dzięki uprzejmości Księgarni POLBOOKS, wylosowane osoby otrzymają za darmo. … „what you don’t know, you can feel somehow”… („czego nie wiesz, możesz poczuć”) – U2 Tematem miesiąca naszego październikowego wydania są zaniedbania (najdelikatniej rzecz ujmując), jakich dopuszczają się agencje rekrutacyjne w stosunku do osób poszukujących zatrudnienia. Wszystko to, o czym jeszcze nie wiedzieliście lub z czego nie zdawaliście sobie sprawy, dzięki Agnieszce Dudek i jej rozmówczyni, zostanie Wam przedstawione „od kuchni”. Czekamy na Wasze komentarze po lekturze artykułu. I na koniec, korzystając z okazji, chciałabym powitać naszego drogiego Jaśka, który powrócił już z wakacyjnych wojaży po Polsce. Całe szczęście, w jednym kawałku, czego niestety nie można powiedzieć o jego samochodzie… Sprawdźcie sami na stronie numer 4. Przywitanie należy się również naszym dwóm nowym kolegom redakcyjnym: – Robertowi Pepłowskiemu, który wciąż koresponduje z nami z kraju, ale który już za moment zawita do Peterborough – na pewno pokochacie go za jego dość nietypowe podejście do otaczającej nas rzeczywistości – Rafałowi Wojenkowskiemu, który na naszych łamach będzie zajmował się pojęciem „przedsiębiorczości”. Z jego zapałem i potrzebą działania zachęci na pewno niejedną osobę do założenia własnej działalności. Nie zatrzymuję Was dłużej, Drodzy Czytelnicy. Zapraszam do lektury. Reach out and touch faith! (znów Depeche Mode)
Anna Dziuba Redaktor Naczelna wraz z zespołem redakcyjnym
Kontakt z Peterborough Magazynem Anna Dziuba, Redaktor Naczelna redakcja@pmagazyn.pl Stali współpracownicy: Iwona Mróz iwona.mroz@pmagazyn.pl Jasiek Kaszub jasiek.kaszub@pmagazyn.pl Tomasz Kania tomasz.kania@pmagazyn.pl Agnieszka Dudek agnieszka.dudek@pmagazyn.pl Piszą dla nas: Adrian Wójcik Rafał Wojenkowski Robert Pepłowski redakcja@pmagazyn.pl Fotografuje dla nas: Piotr Budakiewicz DTP www.grafika24.com.pl Reklama, marketing, ogłoszenia reklama@pmagazyn.pl Odwiedź naszą stronę: www.pmagazyn.pl
www.pmagazyn.pl |
3
FELIETON
Wakacyjne perypetie
WAKACJE TO WSPANIAŁY CZAS – Z REGUŁY Z PIĘKNĄ, LETNIĄ POGODĄ, GDZIE SŁONECZKO ŁADNIE ŚWIECI, LUDZIE SĄ JAKBY WESELSI, MAMY WOLNE OD PRACY I WYJEŻDŻAMY. RÓŻNIE JEDNAK BYWA Z TYMI WYJAZDAMI... Mieliśmy z żoną dwa tygodnie wolnego we wrześniu, więc zdecydowaliśmy się odwiedzić rodzinkę w Polsce, a że było to aż czternaście dni, decyzja zapadła na podróż samochodem. I to był pierwszy błąd – do samolotu można zabrać piętnaście kilogramów bagażu nadanego i dziesięć kilogramów podręcznego. Samochód nie ma ograniczeń – no, może oprócz szyb i pozamykanych drzwi, które z trudem trzymały całą tę tonę, którą kazała mi zapakować żona. Nie potrafię teraz powiedzieć, co tam było – chyba łatwiej byłoby wyliczyć, czego tam nie było. A było wszędzie – nawet pod siedzeniami. Dobrze, że córka ma tylko roczek i jeszcze krótkie nóżki, bo w przeciwnym razie nie miałaby gdzie ich podziać – oczywiście miejsce pod fotelikiem też wypchane było bagażem. Ludzie, to wszystko na dwa tygodnie? A może uciekamy i zabieramy ze sobą połowę dobytku? Pakowałem wszystko godzinę – udało się po trzecim razie. Została mi tylko para butów żony, której ni jak nie mogłem już upchnąć. Zostawiłem więc klapeczki w domu, oczywiście nic nie mówiąc żonie i okazuje się, że nawet nie zauważyła ich braku. Gdybym wiedział, zostawiłbym też kilka z tych siatek, które przekląłem i po polsku, i po angielsku próbując po raz trzeci wcisnąć je do auta – ich pewnie też nie potrzebowaliśmy. No, ale udało się i o ósmej wieczorem ruszyliśmy ku zachodzącemu słońcu, znaczy się na prom, który odpływał o północy. Ta cześć podróży minęła całkiem spokojnie. Dopóki nie dojechaliśmy do punktu kontroli przed promem. Celniczka zlitowała się nade mną – widząc chyba moje błagalne spojrzenie, żebym tylko nie musiał rozładowywać auta, bo ponowne spakowanie go może się nie udać, a już na pewno zablokuje stanowisko kontrolne na dłuższy czas. Tak więc celniczka zerknęła tylko do środka auta, w sumie nie widząc nic poza milionami upchanych siatek, spojrzała na mnie z politowaniem i pozwoliła wjechać na prom. Z nadzieją na krótką drzemkę usadowiłem się wygodnie na kanapie, a żonę wysłałem z córką do pokoju zabaw – swoją drogą to świetny pomysł taki pokój, bo dzięki temu podróż mija zdecydowanie szybciej i dorosłym, i przede wszystkim dzieciom. Mój plan drzemki spalił jednak na panewce, bo niestety gość siedzący obok mnie zasnął
4
| www.pmagazyn.pl
pierwszy, o czym dowiedział się chyba cały prom, bo chrapał niemiłosiernie głośno. I tak zleciała kolejna cześć naszej podróży. Dalej było już spokojniej, bo i żona i córka spały, a ja korzystając z orzeźwiającej mocy kawy i pustych niemieckich autostrad, docisnąłem pedał gazu niczym Kubica w bolidzie. Kilometry szybko mijały, aż wreszcie dotarliśmy do celu – Polska, dom teściów. Cztery pierwsze dni były nawet fajne. Teściowa spełniała nasze zachcianki kulinarne, więc kaloryfer na moim brzuchu zamienił się w bojler – no, może nie kaloryfer, ale mniejsza o to, co było – ważniejsze jest to, co się pojawiło! Pogoda dopisywała, a że teściowie mieszkają blisko morza, korzystaliśmy z uroków plaży. Sielanka nie trwała jednak długo. Zaczęło się od samochodu – tak, nasze kochane polskie drogi doprowadziły między innymi do pęknięcia przedniej sprężyny w lewym kole i konieczności wymiany wahacza. U mechanika lista napraw okazała się być nieco dłuższa, co oczywiście nie pozostało bez echa w mojej kieszeni. A właściwie powinienem napisać, że pozostało tam już tylko echo. Sprawę samochodu postanowiłem jednak przeboleć za pomocą samorobnej wiśniówki teścia, która – trzeba przyznać – ma swoją moc pocieszania. Gdy już myślałem, że powrócą radosne chwile wakacji, kłopoty przyszły z drugiej strony. Korzystając z wizyty w Polsce, postanowiliśmy wyrobić córce nowy paszport. Biuro paszportowe było pod nosem, opłata śmiesznie niska w porównaniu z tą w konsulacie w Londynie, no i czas oczekiwania na nowy dokument tylko pięć dni. Wszystko było super do momentu, w którym okazało się, że córka nie ma jeszcze numeru PESEL, a to uniemożliwia złożenie wniosku. Niezrażeni jednak tym drobnym niepowodzeniem, udaliśmy się do urzędu miejskiego celem zdobycia Nasze polskie drogi tego jakże ważnego numeru. I tu zaczęły się doprowadziły do schody, bo żeby dostać pęknięcia przedniej jedno, potrzebne było drugie. Otóż musieliśmy sprężyny zameldować córkę, a żeby to zrobić ruszyliśmy całą
maszynę biurokracji, której zatrzymanie, a co za tym idzie pozytywne załatwienie wszystkich spraw, zajęło nam kolejne trzy nerwowe dni z naszego urlopu. Podczas biegania po urzędach przypomniałem sobie jeden z powodów, dla których opuściłem Polskę – biurokracja i panie w okienkach, które w swoim mniemaniu rządzą światem, a interesantów traktują jak intruzów. Koniec końców zanim doczekaliśmy się nadania pożądanego numeru PESEL, urlop dobiegał końca, a że paszport musi odebrać jeden z rodziców, złożenie wniosku w Polsce nie miało już sensu. Tak więc witaj konsulacie w Londynie i gigantyczna kolejko. Gdyby ktoś myślał, że zbliżam się już do końca, na deser zostawiłem wizytę w moim domu rodzinnym. Od dłuższego już czasu mieszkam poza domem. Najpierw jako kawaler, teraz jako mąż i ojciec. Sami z żoną ustalamy zasady w swoim życiu, decydujemy o tym, co i kiedy robimy, na co wydajemy pieniądze. Zazwyczaj odwiedzamy moich rodziców krótko i treściwie – wpadamy na jeden dzień, podczas którego dziadkowie mogą nacieszyć się wnuczką, a my spokojnie porozmawiać o tym, co u kogo słychać. Tym razem – z okazji dłuższego pobytu w Polsce, zostaliśmy trzy dni. O cztery za długo. Mama wtrącała się w absolutnie wszystko – od sposobu przewijania i ubierania dziecka, przez czas naszych posiłków, po ilość i cel wydawanych przez nas pieniędzy. Jako głowa rodziny, która od lat stara się zapewnić jej byt na jak najwyższym poziomie, odwykłem już od wtrącania się rodziców w moje sprawy. Starałem się jednak być miły i puszczałem te uwagi mimo uszu, dusząc poirytowanie gdzieś w sobie. Niestety, wiśniówka została u teścia. Moja żona jest trochę bardziej nerwowa, a fakt, że kolejny nieszczęśliwy wypadek sprawił, że żonie ukruszył się ząb (i to górna jedynka!), jej nerwowość wzrosła o jakieś trzysta procent i to ja obrywałem za wszystkie uwagi mojej mamusi. Od słowa do słowa tak się z żoną pokłóciliśmy, że zanim dwa dni później odwiedziła dentystę i pozbyła sie szpecącego problemu, a tym samym znacząco się uspokoiła, oboje chcieliśmy już skończyć ten cały, pożal się Boże, urlop. Chcieliśmy już wrócić do Peterborough, gdzie mieszkamy sami, nikt nie wtrąca się w nasze sprawy, a moje angielskie auto przystosowane jest Panie w okienkach, do tutejszych dróg. Nie które w swoim było to jednak takie proste, bo czekało nas mniemaniu jeszcze pakowanie. rządzą światem, A uważny czytelnik wie, że to nie taka łatwa a interesantów sprawa. Nie dość, że traktują jak musiałem spakować intruzów nasze rzeczy, to jeszcze teściowie dorzucili kilka smakołyków, których „tam w Anglii na pewno nie macie”. Na nic zdały się tłumaczenia, że mamy tu polskie sklepy, ze świeżą wędliną i wszystkim, czego nam trzeba. Chcąc nie chcąc musiałem zapakować kiełbasy, grzyby w słoiczkach, zawekowane malinki i jagódki dla wnusi. Wszystko było już poupychane do granic możliwości, gdy teść przyniósł jeszcze wiśnióweczkę, dla której – według żony – zadziwiająco szybko znalazłem jeszcze miejsce w aucie. Jedno w tym całym pakowaniu było dobre – auto siedziało tak nisko, że wyglądało jak na sportowym zawieszeniu. Po długich pożegnaniach ruszyliśmy wreszcie w drogę powrotną, która minęła zaskakująco spokojnie i szybko. Wykończeni urlopem myśleliśmy o powrotach do pracy i do naszego życia. Postanowiliśmy też, że w przyszłym roku do Polski po pierwsze – lecimy samolotem, a po drugie – tylko na kilka dni, podczas których spotkamy się rodzinką. Resztę wakacji spędzimy na wycieczce z biurem podróży, które pewnie i tak skasuje nas mniej niż wyszedł ten cały wyjazd. A i nasz samochód będzie zadowolony z takiego rozwiązania. Tak czy owak tegoroczne wakacje dobiegły końca, a ja wspominam je już ze spokojniejszym biciem serca – oczywiście dzięki wiśnióweczce. Jasiek Kaszub
FELIETON
TARGOWISKO OSOBLIWOŚCI czyli Sunday Market po naszemu
KOLEJNA SŁONECZNA NIEDZIELA. O PORANKU MAŁA KAWA PO ŚNIADANIU I… „CO ROBIMY?” – PADA PYTANIE. PO CHWILI NAMYSŁU, JEDZIEMY NA COTYGODNIOWY SUNDAY MARKET. JEST POGODNIE I SUCHO, WIĘC SPRZEDAJĄCY I KUPUJĄCY TŁOCZĄ SIĘ W JEDNYM MIEJSCU ZWANYM TARGOWISKIEM. Nie do końca lubię tego typu miejsca. Natomiast moja żona uwielbia przegrzebywać te wszystkie rzeczy, które dla mnie wydają się tylko niepotrzebnymi przedmiotami za funta i więcej. Nie mogę psioczyć, bo niekiedy trafiają się perełki w postaci jakiejś dobrej płyty lub inny skarb. Przechodząc po raz kolejny obok „stoiska”, które dla mnie wygląda tak samo jak poprzednio mijane, zauważam znajome twarze. Mój wewnętrzny skaner włączył się w poszukiwaniu źródła tej znajomości. Po kilku chwilach odpuszczam – to nie są nasi znajomi. Niemniej zbliżając się czasami do nich w ścisku tego miejsca, udaje mi się podsłuchać, o czym mówią. Okazuje się, że to nasi rodacy na niedzielnych zakupach. Zresztą, jedni z wielu dzisiejszego dnia. Tak na dobrą sprawę dopiero teraz zaczynam zauważać coraz więcej „znajomych” twarzy. Powoli moje uszy wyłapują coraz więcej „znajomych” kur…a, ch..e, ja pie…lę, itd. Chyba znalazłem sobie dobre zajęcie, pomyślałem. Żona zaaferowana marketem, nie do końca zwraca na mnie uwagę. Czasem coś zapyta, ale ja jestem już w świecie dźwięków i słucham, o czym się mówi na niedzielnych, rodzinnych zakupach. Przed nami obserwuję parę z wózkiem. Objuczeni wymiętymi reklamówkami z zakupami. On: Wygolony prawie do skóry blondyn. Ubrany w spodnie jeansowe w odcieniu zielono-niebieskawym z wytartymi plamami. Na nogach a’la Adidasy czy inne Nike. Na swoich barczystych ramionach t-shirt z niezidentyfikowanym napisem (widzę ich od tyłu). Na opalonym karku zawieszony wielki łańcuch, prawdopodobnie srebro. Ona: Drobniutka, tleniona blondynka z odrostami. Na nogach podobne obuwie w kolorze czerwonym. Jeansy,
niemiłosiernie obciśnięte z tyłu (jako one to robią i czy to jest wygodne?). Ramiona okryte białym t-shirtem. Obserwuję tą parę od dobrych piętnastu minut. Ich dialogi najpierw mnie bawią. Po chwili namysłu zaczynam jednak odczuwać swoisty dyskomfort. Po następnych kilku minutach stwierdzam: „Nie odpuszczę, może dowiem się czegoś ciekawego.” Poza tym nawet nie mam wyjścia, idziemy powoli obok siebie w tym samym „korytarzu” zakupowym. On: Ku..a, chodź szybciej bo ci z przodu zaraz nam wszystkie lepsze rzeczy powybierają. Ona: No jak ku..a mam iść szybciej z tym wózkiem i tobołami. Myślę sobie, że mają rację, bo w końcu Sunday Market to swoiste polowanie na okazje i każdy inny kupujący to nasz rywal. On: Ku..a muszę kupić jakąś wiertarkę. W sklepie w ch.j kosztuje a ja nie będę wypier..ł kasy w błoto! Ona: Ku..a idę przecież… Kilka kroków dalej: On: Wczoraj ku..a kupiłem fajki i były jakieś zj...ne, chyba ukraińskie. Ona: Mówiłam ci, że to coś z tą ceną nie tak… Nasza para dociera do stoiska ze sprzętem, tak dziś poszukiwanym przez naszego obserwowanego budowlańca, może hobbystę. Po wymianie kilku gestów i jedynego pytania w języku sprzedającego „How much?” nasz, jak się okazuje, budowlaniec dzwoni do kogoś. Jedyne, co udaje mi się wyłapać z telefonicznego monologu to stek naszych rodzimych przekleństw. Idziemy z żoną dalej. Powoli opuszczamy tą parę i zaczynam już tracić cierpliwość do tego miejsca. Zaczynam odczuwać znudzenie i żar z nieba. Przytłacza
mnie to przeciskanie się pomiędzy ludźmi. Powoli zaczynam marudzić, może żonka zareaguje i litościwie zarządzi odwrót? Kierujemy się do wyjścia. Wprost proporcjonalnie do odległości do naszego auta, mój humor się bardziej poprawia. Już przy samym wyjściu, widzę mój obiekt wcześniejszego zainteresowania. Objuczeni jeszcze bardziej i już chyba też zmęczeni, poruszają się w tym samym kierunku. Po chwili znowu mam okazję posłuchać, co będą mówili. Ku mojemu zaskoczeniu – nie mówią nic. Szkoda, nabrałem dość specyficznej sympatii dla tej pary. Nagle małe zamieszanie i obserwowana para wita się z inną parą, podobnie objuczoną i idącą w tym samym kierunku. On: Siema, co słychać? Ona z nowej pary: Nic się nie dzieje, jedziemy na urlop do Polski. Trzeba odpocząć od tej za…nej Anglii. Pomyślałem w tym samym momencie, że mimo to, iż żyjemy w tym samym kraju i przyjechaliśmy z tego samego miejsca w Europie… to jesteśmy jednak zupełnie z innych światów… NIK
WYZNANIA TCHÓRZA ROZŚWIETLONE WITRYNY SKLEPÓW OFERUJĄCYCH TOWARY DLA NIELICZNYCH. PARY RZEKOMO ZAKOCHANYCH MŁODYCH LUDZI, KTÓRZY WIERZĄ, ŻE SAM RYTUAŁ CHODZENIA BEZ CELU TRZYMAJĄC SIĘ ZA RĘKĘ SPOWODUJE, ŻE ZSTĄPI NA NICH ŁASKA SZCZĘŚCIA W MIŁOŚCI. GRUPY PODCHMIELONYCH MANAGERÓW W SOBOTNIEJ PROCESJI NA CZEŚĆ BACHUSA SZUKAJĄCYCH KOLEJNEJ ŚWIĄTYNI ROZKOSZY. To kolejny odcinek niekończącego się serialu dla pasażerów autobusu wracających do zadupia prowincji po ciężkim dniu pracy w stolicy. Obrazy stale się zmieniają. Cisza i równa praca silnika powoli usypia. Ktoś ze wstydem podgryza kanapkę, starając się jak najciszej uwolnić kolejny kęs z papieru i folii. Jakże różne są te dwa światy podzielone szybą podmiejskiego autobusu. Siedzę grzecznie w tym zaklętym pojeździe, nad głową dostrzegam przycisk do lampki. Nie lubię siedzieć bezczynnie. Coś bym przeczytał. Ale nie mam odwagi włączyć światła. Dlaczego nie, właśnie że włączę. Sięgnąłem po skrypt i nagle ujrzałem te twarze. Oczy wszystkich skierowane na mnie. Dziwne spojrzenia, spokojne, ciekawe tego, co się wydarzy, a jednocześnie przewidujące jakieś nieznane mi konsekwencje tego kroku. Zgasiłem lampkę i wszystko wróciło do normy,
te same obrazy za oknem określające upływający czas podróży. Szkoda mi tych ludzi. A może to ja jestem patologią w tym kraju? Na kolejnym przystanku starszy mężczyzna nieśmiący przekroczyć progu autobusu, zapytał kierowcę: ”Ile kosztuje bilet do … ?” Nie dosłyszałem gdzie. Kierowca odpowiedział: – Trzy złote. – A jak mam dwa pięćdziesiąt? – zapytał jegomość – Nie da rady. Drzwi się zamknęły, autobus ruszył. Krótkie drwiące komentarze i cisza. Facet został w nocy na przystanku, bo zabrakło mu pięćdziesiąt groszy. Chciało mi się krzyknąć: K…a mać ludzie obudźcie się, zatrzymajcie ten tkarawan, dam te p…e pięćdziesiąt groszy, niech facet jedzie do domu! Nie zrobiłem tego. Tak jak inni uznałem, że lepiej się nie wychylać. Nie znałem niestety
tylu sposobów na uciszenie sumienia co inni. Byłem nowy, to kwestia czasu i wprawy. Kilka kolejnych kursów i nauczę się nie przeżywać takich rzeczy. Jakaś mp trójka lub inne zajmujące urządzenie może mi pomóc w mojej przypadłości, jaką jest nadwrażliwość sumienia. Bolesna sprawa, ale jak widać można się z tego wyleczyć. Autobus powoli opuszczają kolejni pasażerowie. Jeszcze kawałek drogi piechotą lub na rowerze i dotrą do domu. Zdążą na kolejny serial o nieszczęśliwej miłości w bezdusznym świecie. Przed szklanym ekranem, stając po stronie bohatera, stoczą walkę ze złem, wytrą łzę wzruszenia i zasną. Jutro pójdą do kościoła i oczyszczeni wrócą do swych norek. W przekonaniu, że miłość bliźniego to chrześcijański obowiązek, obejrzą kolejny odcinek ulubionego serialu. Z Polski dla Peterborough Magazyn Tchórz pospolity Robert Pepłowski www.pmagazyn.pl |
5
LUDZIE NIE ULEGA WĄTPLIWOŚCI, ŻE DO ANGLII PRZYJEŻDŻA SIĘ PRZEDE WSZYSTKIM ZA PRZYSŁOWIOWYM ‘CHLEBEM’: ZA WYŻSZYM WYNAGRODZENIEM, ŁATWIEJSZYM STARTEM, LEPSZYMI STANDARDAMI ŻYCIA. NIEKTÓRZY Z NAS ZDOBYWAJĄ POWYŻSZY CEL PRACUJĄC U KOGOŚ; W FIRMACH, PRZEDSIĘBIORSTWACH. PEWNE OSOBY NATOMIAST POSTANAWIAJĄ PRACOWAĆ NA WŁASNY RACHUNEK. W drugim z cyklu artykułów prezentujących ciekawe osoby i ich sposób na życie na emigracji – rozmawiamy z Panią Elżbietą Kubiak, właścicielką polskiej restauracji. Peterborough Magazyn: Od kiedy funkcjonuje restauracja? Elżbieta Kubiak: Z mężem prowadzimy restaurację od stycznia 2010 roku. A poprzednio pracowałam tu u innych właścicieli i potem przejęłam to miejsce. Staram się jak mogę, wkładam w restaurację całe serce i myślę, że będzie dobrze. PM: Jak to się stało, że postanowiliście Państwo przejąć to miejsce i na własny rachunek prowadzić lokal gastronomiczny? Czy mieli Państwo jakiekolwiek doświadczenie w Polsce? EK: Ja pracowałam w kraju w restauracjach, było to zaraz po ukończeniu szkoły. Następnie zmieniłam nieco kierunek, prowadziłam swoją działalność polegającą na sprzedaży części zamiennych do sprzętu AGD. Po przyjeździe do Peterborough, zatrudniłam się w tym miejscu u poprzednich właścicieli i tutaj zostałam. Lubię gotować. Lubię prowadzić kuchnię. To moja pasja. PM: Czy trudno jest rozpocząć własny biznes w Anglii? EK: Nie jest trudno. Wręcz przeciwnie. Tylko w przypadku restauracji dochodzą do tego wielkie wydatki. Są opłaty za lokal, koszty prądu, gazu i tak dalej. Początki są zawsze trudne. Dajemy jednak radę i przede wszystkim robimy to, co lubimy – to jest dla nas najważniejsze. Jak przychodzi do nas klient po posiłku, dziękuje i mówi, że mu smakowało jak u mamy – to jest największy komplement, jaki może nas spotkać. Poprzednio było tutaj dwóch właścicieli. Pod rządami pierwszego, funkcjonował lokal, który nie cieszył się dobrą renomą. Raz był otwierany, raz zamykany i tak w kółko, często brakowało produktów. Myślę, że również i przez to mieliśmy w jakiś sposób utrudniony start. Musieliśmy i wciąż musimy przekonywać klientów, że nasza kuchnia jest inna i nie ma nic wspólnego z poprzednią. PM: Jaką ma Pani klientelę? EK: Przychodzi do nas dużo Polaków, następnie Słowacy i troszeczkę Anglików. Przyjeżdżają do nas również goście z miast okolicznych. Niedawno zorganizowano u nas wesele pary, która wywodzi się z Corby i która wynajęła u nas salę na przyjecie. PM: Czego szukają Pani klienci, co stało się produktem flagowym restauracji? EK: Wśród Polaków najbardziej popularny jest tradycyjny schabowy. Na drugim miejscu plasuje się golonka. Zatem wybór dosyć tradycyjny. Staramy się namówić naszych rodaków do spróbowania naszych pysznych nowości – na przykład pieczeni przyrządzanej na słodko, z ananasem i rodzynkami, w sosie ciemnym. Dla wielbicieli ostrzejszej kuchni, pieczeń możemy podać z sosem czosnkowo-majonezowym. Słowacy wybierają gulasz oraz pierogi. Serwujemy pierogi własnego wyrobu z mięsem, ruskie oraz z kapustą i grzybami. Wszystko podajemy z barszczykiem. 6
| www.pmagazyn.pl
PM: Z czego powstają dania serwowane w restauracji? Czy używa Pani angielskich wyrobów? EK: Absolutnie nie. Wszystko produkujemy z polskich wyrobów. Mamy dostawców, którzy przywożą nam cały towar z Polski. PM: Ile Państwo pracują dziennie? EK: Pracujemy dwanaście godzin dziennie – od 10. rano do 10. wieczorem. Bez żadnego urlopu, holiday’a. Siedem dni w tygodniu. Czasami zastępuje mnie syn, który wychodzi na salę, obsługuje gości, zatem mam chwilę wytchnienia. PM: W jaki sposób starają się być Państwo konkurencyjni na rynku? EK: Przede wszystkim proponujemy zawsze świeże i bardzo smaczne potrawy. Dania są zawsze przygotowywane na bieżąco. To podstawa. Jeśli chodzi o promocje, to mamy specjalną ofertę dla rodzin (choć nie tylko). Jeżeli przychodzi do nas grupa pięciu osób – płaci ona tylko za cztery obiady, piąty posiłek jest gratis. Zasady wynajmowania restauracji na przyjęcia prywatne też są konkurencyjne. Lokal możemy wynająć do godziny pierwszej w nocy, z pełną obsługą i cateringiem obejmującym przystawki i dania na ciepło. Dla, powiedzmy, dwudziestu osób – całościowy koszt jest bardzo zachęcający.
PM: Obecnie zauważa się tendencję w gastronomii, która polega na oferowaniu jedzenia na wynos. Czy myślała Pani nad rozwiązaniem typu take away? EK: Póki co nie. Klienci, co prawda, mogą zamawiać u nas dania na wynos, ale jeszcze nie mamy możliwości dowożenia ich bezpośrednio do domów, choć myślimy nad tym. Jedzenie na chwilę obecną trzeba odbierać osobiście w lokalu. PM: Jakie mają Państwo inne plany na najbliższą przyszłość? EK: Chcielibyśmy się dalej rozwijać i oferować jak najlepsze rzeczy dla naszych klientów. Wprowadzamy abonamenty, dzięki którym można zjeść dwudaniowy obiad za sześć funtów. Jest zatem zupka i drugie danie – można się najeść do woli i nawet wziąć część posiłku ze sobą do domu na kolację. Nasze danie są duże, zatem nie ma problemu. Docelowo planujemy również zmienić wystrój lokalu i stolików. Chcielibyśmy również w przyszłości zmienić lokalizację, być bliżej centrum miasta. A może nawet zaryzykować otwarcie lokalu w innych miastach: Huntingdon czy Boston? Pożyjemy, zobaczymy. PM: Trzymamy kciuki! EK: Dziękuję!
CO? GDZIE? KIEDY? ZA ILE? NOWOŚCI W KINIE SHOWCASE (MALLORY ROAD, PETERBOROUGH) LITTLE BIG SOLDIER
Obsada i reżyseria: Jackie Chan, Lee-Hom Wang, Yoo Seung-jun, Lin Peng, Xiao Dong Mei. Reżyseruje Sheng Ding. GATUNEK: Film akcji/przygodowy CZAS TRWANIA: 1 godz. 40 min. PREMIERA: 01/10/2010 OPIS: To były mroczne czasy dla Chin, kiedy bezwzględni panowie wojny toczyli boje bez końca. Miliony zginęły, a ci, którzy przeżyli mieli tylko dwie rzeczy do wyboru – zabij albo zgiń. Przeżyły tylko dwie osoby – piechur królestwa Liang (Jackie Chan) i generał królestwa Wei (Wang Leehom). Żołnierz pojmał rannego generała, mając nadzieję, że będzie to jego bilet do wolności. Tak rozpoczyna się długa, pełna przygód podróż, w którym bohaterowie poznają samych siebie.
TAKERS
OBSADA I REŻYSERIA: Matt Dillon, Paul Walker, Idris Elba, Jay Hernandez, Tip „T.I.” Harris. Film w reżyserii Johna Luessenhopa. GATUNEK: Akcja/ przygodowy CZAS TRWANIA: 1 godz. 47 min. PREMIERA: 01/10/2010 OPIS: Film „Takers” przedstawia historię detektywa Jacka Wellesa (w tej roli świetny Matt Dillon). Stróż prawa będzie chciał pokrzyżować plany zorganizowanej grupie kryminalistów planującej spektakularny napad na bank. CO? „JEZIORO ŁABĘDZIE” W WYKONANIU ROSYJSKIEGO BALETU IM. RUDOLFA NUREYEVA. GDZIE? Key Theatre, Embankment Road, Peterborough, PE1 1EF. KIEDY? 31/10/2010 (niedziela) o 14.30 i 20.00 ZA ILE? £17.50 za bilet. OPIS: Prawdziwa gratka dla miłośników baletu i muzyki Czajkowskiego. Balet opowiada historię tragicznej miłości Odetty, księżniczki przemienionej w łabędzia przez czarnoksiężnika oraz księcia Zygfryda. „Jezioro Łabędzie” uważanie jest za jeden z największych klasyków baletowych. CO? ESSENCE OF IRELAND – WIDOWISKO TAŃCA IRLANDZKIEGO. GDZIE? The Cresset, Bretton, Rightwell, Peterborough, PE3 8DX. KIEDY? 21/10/2010 o godzinie 20.00. ZA ILE? £20.00.
WALL STREET: MONEY NEVER SLEEPS/ WALL STREET: PIENIĄDZ NIE ŚPI
OBSADA I REŻYSERIA: Shia LaBeouf, Javier Bardem, Michael Douglas, Carey Mulligan, Charlie Sheen. Reżyseruje oczywiście Oliver Stone. GATUNEK: Dramat CZAS TRWANIA: 2 godz. 7 min. PREMIERA: 06/10/2010 OPIS: Gdy światowa ekonomia staje w obliczu katastrofalnego kryzysu, młody makler z Wall Street pozyskuje do współpracy skompromitowanego Gekko, prosząc go o pomoc w podwójnej misji: chce zapobiec nadciągającemu kryzysowi i odnaleźć tych, którzy doprowadzili do śmierci jego mentora. Kontynuacja „Wall Street” Olivera Stone’a, jednego z kluczowych filmów lat 80-tych. Michael Douglas ponownie w roli Gordona Gekko, która przyniosła mu Oscara, a partnerują mu: Shia LaBeouf („Transformers”) i nominowany do Oscara za film „Milk” Josh Brolin.
ALPHA AND OMEGA/ZAKOCHANY WILCZEK
OBSADA I REŻYSERIA: Głosów użyczyli: Justin Long, Hayden Panettiere, Christina Ricci, Danny Glover, Dennis Hopper. Reżyseria w wykonaniu Anthony’ego Bella i Bena Glucka GATUNEK: Animacja CZAS TRWANIA: 1 godz. i 28 min. PREMIERA: 20/10/2010 OPIS: Dwa wilczki są swoimi kompletnymi przeciwieństwami. Ona należy do rasy Alfa – jest zwinna, zdyscyplinowana i wychowywana na przyszłą przywódczynie stada. On jest Omegą – uwielbia zabawę, śmiech i radości. Niestety sztywne zasady wilczego stada nie pozwalają im się przyjaźnić ze względu na różniące ich pochodzenie. Pewnego dnia oba wilczki zostają schwytane i wywiezione tysiące kilometrów od swojego domu. Czeka je teraz długa i niebezpieczna wędrówka pełna przygód.
RED
LIFE AS WE KNOW IT/OH, ŻYCIE
OBSADA I REŻYSERIA: Reżyseruje Greg Berlanti, występują: Katherine Heigl, Josh Duhamel, Josh Lucas, Christina Hendricks, Jean Smart. GATUNEK: Komedia PREMIERA: 08/10/2010 OPIS: Dwoje singli (w tych rolach Katherine Heigl i Josh Duhamel), dowiaduje się że ich wspólni przyjaciele zginęli w wypadku samochodowym. Na dodatek w testamencie wyznaczyli ich jako opiekunów swojej córki. OPIS: Widowisko zapowiadane jako lepsze od legendarnego Riverdance. Wspaniali muzycy, piękne kostiumy i tradycyjny taniec irlandzki składają się na wielkie show. CO? EAST OF ENGLAND AUTUMN SHOW 2010
GDZIE? East of England Showground, Oundle Road, Peterborough PE2 6XE KIEDY? 10/10/2010, niedziela, 9.00 – 16.30 ZA ILE? Osoba dorosła (£7.50), senior (£5.50), dziecko 5-16 lat (£3.50), bilet rodzinny – 2 dorosłych i 2 dzieci (£15) Opis: Zwiedzający będą mogli tysiące zwierząt różnego kształtu i rozmiarów, od małego inwentarza (myszy czy szczury) po specjalnie wystawiane, rzadko spotykane gatunki zwierząt. Wiele wystaw dotyczyć będzie życia wiejskiego. Można będzie zobaczyć wspaniałe konie Shire, zawody hippiczne czy jazdę na osiołku. Miłośnicy psów zobaczą czworonogów na specjalnych wystawach i konkursach. Ponad 200 kupców wystawi swoje produkty na sprzedaż. A do tego będzie można dobrze zjeść i napić się czegoś równie dobrego. CO? JESIENNY FESTIWAL KWIATÓW GDZIE? Burghley, Burghley House, Stamford, PE9 3JY KIEDY? od 4. do 10. października ZA ILE? Wystawa jest darmowa. Płaci się tylko za wejście na
OBSADA I REŻYSERIA: Obsada w składzie: Bruce Willis, Morgan Freeman, John Malkovich, Helen Mirren, Karl Urban, reżyser – Robert Schwentke. GATUNEK: Akcja/przygodowy CZAS TRWANIA: 1 godz. i 38 min. PREMIERA: 22/10/2010 OPIS: Historia opowiada o grupie emerytowanych agentówzabójców, którzy za namową kolegi po fachu Franka Mosesa (Bruce Willis), znów chwytają za broń i wybuchowe materiały. Ktoś chce zlikwidować Mosesa, ale zaprawiony w boju spec od zabijania nie zamierza poddać się bez walki. teren posiadłości i/lub ogrodów. Cena biletu dla dorosłej osoby to £6.70 lub £11.80 (ze zwiedzaniem ogrodów). Opis: Wystawa mieścić się będzie w 10 pokojach w posiadłości. Każdy pokój, swoim wystrojem, kolorystyką oraz znajdującą się w pomieszczeniu sztuką siedemnastowieczną, dał inspirację do zbudowania wyjątkowej i oryginalnej aranżacji kwiatowej. CO? FESTIWAL DYNI GDZIE? Sacrewell Farm and Country Centre KIEDY? 23/10/2010 Opis: Farma zaprasza na swoje pole pełne dyń o różnych rozmiarach i kształtach. Tą, która wpadnie nam w oko najbardziej, będzie można kupić, a potem nauczyć się, jak ją wydrążyć na święto Halloween. Farma przygotowała również wiele innych atrakcji, z uwzględnieniem świątecznego opowiadania historii czy malowania twarzy.
www.pmagazyn.pl |
7
a rodziców Wa¿na informacja dlszk dzieci w wieku olnym!
MIEJSKI MISZ-MASZ
Co słychać w centrum handlowym? COŚ DLA D
ZIECI I ICH
Od podstaw owego zajm owania się n ząbkowania oworodkiem do organizow do jego kąp ania podróży do których ieli, od młodzi rodzi z dzieckiem ce muszą si – jest wiele Lewis w Qu ę przygotow rzeczy, eensgate zo ać. W sklepie rgan dzień porad John , który odbęd izowany zostanie w ty m celu spec zie się w sob można uzysk jaln otę, 2. paźd ać poradę n ziernika. Będ y a temat bez w samocho zie pieczeństw dzie. Rodzice a jazdy mal również mo u i specjalista sz ka g ą p o rozmawiać mi takich firm z ekspertam , jak Maclare i n, Boori czy Birth Baby B eyond. Do Queensg ate zawitają takż – popularna firma obuwni e nowe marki i nowe sk lepy, a wśród cza Schuh – – firma odzi zajmie miejs nich: eżowa CULT ce po Disney’ , serwująca – MButterly m u od – czyli wszys ę miejską tko, co jest p modnego w otrzebne pa yglądu po ni niom do osią ewygórowan Miłośników gnięcia ej cenie sklepu Repu blic z pewno poszerzyć p ścią ucieszy owierzchnię fakt, że posta sklepu. Więce nowiono j towaru – pr zyjemniejsz e zakupy! Jednak praw dziwe wydar zenie będzi październik e miało mie a, dzięki teat jsce w dniach rowi NIE. W odbędzie si 6. – 16. sklepie, w śr ę dziwna i w odku Peterb spaniała jed Sklep, który orough, nocześnie tr opowiada h ansf istorie, sny, nocne! Zapra legendy i naw ormacja. szamy wszys et koszmary tkich zaintr sklepu i zap ygowanych oznania się do przyjścia z wampiryc przygód war do zn ymi sklepik zywami. Po arzami i żąd słuchacie pie krain, ponie nymi śni z odległy waż tajemn ch, mistyczny iczy piłkarze w podróż, od ch i szalone ro krywając w boty zabiorą iele różnych – w takim sk Was tajemnic. Je lepie jeszcz d n e o jest pewn nigdy nie byl A teraz słow e iście. o krótkiego wyjaśnienia nad wyjątko – te wym projekt atr NIE rozp oczął pracę em „Opowie rok temu. Pr ści ze środka zed miasta” pon ponad tysiąc stawienie oparto na his ad toriach usłys a dzieci z re jonu Peterb zanych od będzie w sa orough. Wsz mym środku ystko odbyw centrum – ‘s Waterstones ać się klepie’ pow . Zwiedzają stałym w m cy, oprócz w mogą spod iejsce ymienionych ziewać się sp wyżej atrakc orej dawki m podczas, gd ji, uzyki oraz w y ak ygłupów z rejonu Pete torzy całej Europy będ ą opowiadać rborough. historie Takie rzeczy tylko w nas zym mieście Bilety w cen ! ie: £5 dla dzi eci, £7 dla d rodzina zap orosłych, łaci £18.
COŚ DLA Z
RODZICÓW
…
AKUPOHO
COŚ DLA W
LIKÓW…
Chociaż rok szkolny dopiero się zaczął, rodzice dzieci, które zaczną naukę w szkołach podstawowych (primary school) i średnich (secondary school) we wrześniu 2011 roku – są proszeni o nadsyłanie zgłoszeń o miejsca poprzez stronę urzędu www. peterborough.gov.uk/admissions. Wszyscy uczniowie roku 6 (Year 6) councilowskich szkół podstawowych powinni otrzymać broszurę oraz informację o tym, w jaki sposób zgłosić się ze swojej placówki do szkoły średniej w przyszłym roku. To samo tyczy się uczniów przenoszących się z zerówki (Year 2, infant school) do szkoły podstawowej (Year 3, junior/primary). Rodzice dzieci urodzonych pomiędzy 1 września 2006 a 31 sierpnia 2007, które zaczynają naukę w zerówce/ szkole podstawowej we wrześniu 2011, powinni zaaplikować o miejsce w reception year. Rodzice dzieci zarejestrowanych w przedszkolu (pre-school lub nursery) powinni otrzymać na ten temat odpowiednią informację poprzez owe placówki. Data przyjmowania aplikacji do szkół średnich (secondary) to niedziela, 31 października 2010 i 15 stycznia 2011 dla szkół podstawowych (primary). Dzieci, których rodzice złożą aplikacje po upłynięciu w/w dat – mogą nie dostać się do swojej wybranej szkoły.
SZYSTKICH
…
Jak informowaliśmy Was już w poprzednim wydaniu P Magazynu, w dniu 10 października obędzie się The Perkins Great Easter Run – maraton w Peterborough. W związku z tym wydarzeniem, możemy spodziewać się utrudnień w poruszaniu się po terenie miasta. Drogi wzdłuż trasy maratonu będą zamknięte dla ruchu od godziny 9.30. Kiedy już ostatni uczestnik biegu przebiegnie daną trasę, przy zachowaniu wszelkich środków ostrożności, drogi będą sukcesywnie przywracane do ruchu. Organizatorzy przewidują, że ten proces rozpocznie się od Eastfield Road/ Newark Avenue od godziny 10.50 i będzie trwał aż do godziny 14.00, kiedy to normalny ruch drogowy powinien zostać przywrócony na wszystkich trasach. Dodatkowo, rozkład jazdy autobusów Stagecoach może ulec zmianie tego dnia – organizatorzy radzą sprawdzić ewentualne utrudnienia komunikacyjne z przewoźnikiem. 8
| www.pmagazyn.pl
Katedra w Peterborough będzie częściowo zamknięta w dniu 16 października, sobota, 9.00 – 17.30. Wszystko w związku ze specjalnie organizowanym dniem modlitewnym. Zwiedzający będą jednak mieli dostęp do nawy głównej w kościele oraz będą mogli uczestniczyć w rozpoczynającym się o godzinie 15.30 anglikańskim nabożeństwie, podczas którego zaśpiewa chór parafialny St Andrew’s Parish Church.
CZY CHCIELIŚCIE KIEDYKOLWIEK ZBUDOWAĆ… DINOZAURA? Jeśli tak, to dzięki Muzeum w Peterborough będzie to możliwe. Muzeum organizuje wielką zabawę rodzinną w dniach 2. – 3. października. Każdy może przyjść i wziąć udział w kreowaniu wielkiej figury dinozaura, która powstanie z niepotrzebnych materiałów i rzeczy poddanych recyklingowi. Kto wie, może uda się osiągnąć wielkość dorównującą replikom dinozaurów? Więcej informacji pod numerem: 01733 864663. Wydarzenie odbywać się będzie w Peterborough Museum and Art Gallery, Priestgate, Peterborough, Cambridgeshire, PE1 1LF.
DJ BOLEK W PULSE8 Miło nam poinformować, że po raz kolejny w klubie Pulse8 zagości polski akcent muzyczny. Z wizytą do Peterborough wybiera się tym razem znany DJ Bolek – rezydent podkrakowskiego klubu Energy 2000. Przy jego muzyce będzie można pobawić się podczas imprezy haloweenowej w dniu 30 października (start o godzinie 22.00 a zakończenie planuje się na 4.00). Wstęp kosztuje 10 funtów.
Kilka informacji na temat DJ’a:
Dj Bolek to Damian Bolechowski, rodowity Zawiercianin, który szybko okazał się utalentowanym dj-em. Swój doskonały styl szlifował od najmłodszych lat. Początkowo bawił ludzi na kameralnych imprezach, ale z czasem udało mu się pokazać szerszej publiczności. Teraz jest rezydentem podkrakowskiego ENERGY 2000, gdzie na każdej imprezie pokazuje swoje dj’skie umiejętności, co zawsze gwarantuje doskonałą zabawę! Mimo niewielkich gabarytów ma w sobie tak ogromną energię, że nie ma szans, aby bezczynnie siedział w miejscu. Dowodem na to jest ilość klubów jakie zaszczycił swoim dj’owaniem. Albatros (Wodzisław Śl.), Alfa(Mierzęcice), Armagedon (Krosno), Diablo (Racibórz), Kameleon (Kraków), Jama(Kraków), Mefisto (Łeba), Miami Nice ( Łeba), Viva (Sopot), Appollo (Sucha Beskidzka), Deja Vu (Radom), Galaktyka (Kielce), Galaktyka (Laski), DNA (Rybnik), Colosseum (Wodzisław Śl.) to tylko niektóre kluby, w których podbił serducha imprezowiczów. Wysoką klasę, jaką reprezentuje DJ BOLEK, potwierdzają znani twórcy muzyki klubowej, z którymi wspólnie kręcił dekami. Brooklyn Bounce, Cosmic Gate, Groove Coverage, Mark van Linden, Dr Motte, Webdriver, Benny Bennassi, Safri Duo, Westbam, Global Deejays, Rocco, Peran – mówią sami za siebie. To jednak tylko kwestia czasu, kiedy te gwiazdy będą chwalić się wspólnym graniem z Bolkiem: ) Oczywiście on nie spoczywa na laurach i zamierza podbijać kolejne parkiety. Praca i zabawa z nim to czysta przyjemność bo nie dość, że jest doskonałym dj’em, to jeszcze świetną osobowością. Bądźcie gotowi na atak DJ BOLKA!
Pulse8, Geneva Street, Peterborough, PE1 2RS, tel.: 01733562601, kom.: 07926252818, info@pulse8club.co.uk www.pulse8club.co.uk,
UWAGA – ZMIANA CZASU! W ANGLII ZMIANA CZASU NASTĘPUJE DWA RAZY W ROKU: 1. W ostatnią niedzielę marca – o godzinę do przodu (z godziny 2.00 na godzinę 3.00) 2. W ostatnią niedzielę października – o godzinę do tyłu (z godziny 3.00 na godzinę 2.00)
NAJBLIŻSZA ZMIANA CZASU NASTĄPI 31 PAŹDZIERNIKA 2010. PRZESTAWIMY ZEGARKI O GODZINĘ DO TYŁU Z GODZINY 3.00 NA 2.00. ZMIANA CZASU – DLACZEGO? Zmiana czasu na czas zimowy czy letni jest podyktowana przede wszystkim oszczędnością wynikającą z efektywniejszego wykorzystywania światła słonecznego. ZALETY ZMIANY CZASU:
* oszczędność energii na oświetleniu – zmiana czasu na letni powoduje, że wschód słońca jest o godzinę później. Dzięki temu jasno robi się np. o godzinie 6 zamiast godziny 5 a ciemno o godzinie 20 zamiast o godzinie 19. Więcej ludzi wstaje po godzinie 6 i kładzie się spać po godzinie 19 – w związku z tym przy zmianie czasu na letni przez krócej musimy palić światło. Oszczędności te pomniejszają się podczas czterech najciemniejszych miesięcy w roku: listopada, grudnia, stycznia i lutego; później włącza się światło wieczorem, ale za to wcześniej rano. Dlatego zimą wraca się do czasu podstawowego. * zwiększone bezpieczeństwo jazdy samochodem – jazda w ciemnościach jest bardziej niebezpieczna od jazdy w świetle słonecznym
WADY ZMIANY CZASU:
* Problemy ludzi a właściwie ich organizmów przy “przestawianiu się” podczas zmiany czasu * Koszty ponoszą firmy kolejowe, lotnicze – operacja zmiany czasu jest dla nich skomplikowana * Koszty uwzględnienia zmiany czasu w systemach informatycznych.
GDZIE OBOWIĄZUJE ZMIANA CZASU ?
Zmianę czasu stosuje się w około 70 krajach na całym świecie. W Europie jedynym państwem, które nie stosuje zmiany czasu jest Islandia. Poza Europą, zmianę czasu stosują m.in. w USA, Kanadzie, Meksyku, Australii i Nowej Zelandii. Jedynym wysoko uprzemysłowionym państwem, które nie wprowadziło zmiany czasu na czas letni jest Japonia.
Polish Business Club LUBIĘ WYZWANIA, LUBIĘ SIĘ SPEŁNIAĆ I UWIELBIAM SMAK ZWYCIĘSTWA... PORAŻKI MNIEJ, ALE TO W KOŃCU TEŻ SMAK, TYLE ŻE MNIEJ PRZYJEMNY. REDAGUJĄC NOWY DZIAŁ, W NOWYM PIŚMIE NA OBCZYŹNIE, MÓGŁBYM GO TYPOWO ZATYTUŁOWAĆ „BIZNES” I PRAKTYCZNIE RUSZYĆ DO PRZODU, ALE NIE TUTAJ, NIE W P MAGAZYNIE. DLACZEGO? DLATEGO, ŻE NIE CHCĘ ZANUDZAĆ PORADAMI, CHCĘ PISAĆ O MARZENIACH I MARZYCIELACH. DLA JEDNYCH „GŁUPKACH”, A DLA INNYCH „WZORACH DO NAŚLADOWANIA”. Ja jestem głupkiem, wierzę w dobro i jasną stronę życia, żyję według zasad i uważam, że na świecie jest miejsce na każdą opinię, nawet tą najmniej konstruktywną, bo przecież i z niej da się wyciągnąć jakąś mądrość. Wiele lat temu prowadzony marzeniami miałem firmę w Polsce. Była konkurencja, rynek konsumentów nie był duży, ale czułem, że ja mogę poprowadzić taki biznes inaczej, że klienci mogą otrzymać wysoki poziom usług, kompetentną obsługę i sklep z charakterem. I jak poszło? Całkiem dobrze. W krótkim czasie miałem wielu zadowolonych klientów, którzy polecali moje usługi dalej i dobre słowo robiło więcej niż jakakolwiek reklama. Co nawaliło? Ze smutkiem przyznam, że JA. Młody chłopak, który nie wiedział za wiele o zarządzaniu, rynku, tych wszystkich nudnych zagadnieniach ekonomii i zdrowej konkurencji. Po wielu latach idee nadal są we mnie, nadal nie potrafię stanąć w miejscu, a po prawie sześciu latach spędzonych w UK uważam, że potrzebuję nowej szansy. Znowu jest konkurencja, znowu jest współzawodnictwo i nadal zdrowa i, niestety, chora krytyka. Co tym razem zrobię inaczej? Wiele rzeczy. Po pierwsze, ja już od wielu lat uczę się żyć w Anglii i dopiero tutaj zrozumiałem, ile rzeczy dowiesz się od znajomych, przyjaciół a nawet wrogów. Dlatego też tak bardzo chciałbym przełożyć ideę wspólnych rozmów i wymiany informacji na poziom biznesu. Stworzyć grupę ludzi, marzycieli jak ja, chcących wziąć sprawy we własne ręce i wychowywać sobie kolejne „dziecko” – własną firmę, bazując na wiedzy innych „rodziców” – właścicieli innych firm. Dziwny pomysł? Myślę, że nie! Czy się sprawdzi?... Ciekawe?! Chciałbym poznawać nowych ludzi, spotykać się z nimi przynajmniej raz w miesiącu, uczestniczyć wspólnie w wykładach prowadzonych przez różne organizacje rządowe albo i nawet samych zainteresowanych – nas, żądnych wiedzy i odpowiedzi na nurtujące nas, Polaków, pytania. Wyjść z ciasnego biura, usiąść w miłej restauracji, zjeść i porozmawiać o interesach... poczuć się jak VIP... sam jestem ciekaw jak to wyjdzie. Świat i tak ciągle się zmienia, więc dlaczego mu troszkę nie pomóc? Ja już zacząłem i w kolejnym odcinku napiszę czy nadal jestem fanem jasnej strony mocy, czy może pożarła mnie czarna magia. Tymczasem pozytywnie zakręconym Polakom mówię, że Polish Business Club rozkłada właśnie swoje skrzydła i szykuje się do startu. Im więcej pasażerów na pokładzie, tym lepiej, im więcej mądrych pomysłów, tym dalej polecimy. Ja już szykuję aparat bo spodziewam się kilku fajnych sytuacji, wartych uwiecznienia.
Nazwa inicjatywy: PBC – Polish Business Club Założyciele: Rafał Wojenkowski i Iwona Łuczak Data powstania: 01/09/2010 Do kogo PBC jest skierowany?: Do polskich przedsiębiorców w UK Na czym polega pomysł?: Na zrzeszeniu wszystkich polskich firm w jednym miejscu, na wymianie doświadczeń i zdobywaniu dalszej wiedzy. Jakie korzyści niesie ze sobą członkostwo w PBC?: Raz w miesiącu spotkania całego klubu w różnych miejscach w Peterborough, salach konferencyjnych, restauracjach, itd. Rozmowy o biznesie, szansach na rozwój, wymianę doświadczeń i polecaniu klientów. Cykliczne spotkania z przedstawicielami Urzędu Skarbowego (HMRC) i Business Link a także innych instytucji wspierających mały i średni biznes. Jak przystąpić do PBC?: Wypełniając formularz na www. pbclub.co.uk lub dzwoniąc na numer 07767 25 68 44. Później należy wnieść opłatę członkowską w wysokości 50 funtów za rok z góry lub 6 funtów miesięcznie.
Rafał Wojenkowski www.pbclub.co.uk www.pmagazyn.pl |
9
JAK TO SIĘ ROBI… W AGENCJI PRACY Z KATARZYNĄ SPOTYKAM SIĘ PO POŁUDNIU, W JEJ DOMU NA OBRZEŻACH PETERBOROUGH. WITA MNIE Z NIEŚMIAŁYM UŚMIECHEM NA TWARZY I ZAPRASZA DO SALONU. NIE DA SIĘ NIE ZAUWAŻYĆ JEJ ZAAWANSOWANEJ CIĄŻY. – TO JUŻ TRZECI TRYMESTR – WYJAŚNIA KASIA. – URLOP MACIERZYŃSKI WZIĘŁAM NAJSZYBCIEJ, JAK MOGŁAM. WCIĄŻ JEDNAK OBOWIĄZUJE MNIE KONTRAKT Z FIRMĄ, WIĘC NIE LICZ NA TO, ŻE PODAM JEJ NAZWĘ. No cóż, nie brzmi to optymistycznie. Mam nadzieję, że w toku dalszej rozmowy uda mi się wyciągnąć więcej informacji. Rozsiadamy się wygodnie na kanapie. I okazuje się, że Katarzyny wcale długo nie trzeba namawiać na zwierzenia. Opowiada o tym, jak po przyjeździe do Anglii cztery lata temu chciała wykorzystać swoją bardzo dobrą znajomość języka angielskiego i pomagać rodakom. Wtedy właśnie po raz pierwszy narodził się pomysł pracy dla agencji rekrutacyjnej. Każde miejsce, do którego się zgłaszała, odprawiało Kasię z kwitkiem. Agencje czytały CV, dochodziły do rubryki narodowość i stwierdzały, że jedyne, co mogą Kasi zaproponować, to praca w fabryce… Swoje pierwsze zajęcie Katarzyna znalazła dzięki Jobcentre – została asystentką w firmie finansowej. Po sześciu miesiącach zmieniła firmę, kierując się względami pieniężnymi. Nastąpiła recesja, trzeba było zatem zmienić również i sektor zatrudnienia. Tym razem Kasia wylądowała w telefonicznym centrum obsługi klienta. Tempo pracy, nieludzkie normy do uzyskania, traktowanie pracowników z minimalnym lub żadnym szacunkiem – to sprawiło, iż Kasia po raz kolejny pomyślała o zmianie. Poroznosiła więc swoje CV po agencjach i spokojnie czekała na odzew. Po dwóch miesiącach zadzwoniła do niej pani z firmy rekrutacyjnej. Znana nazwa, specjalizująca się zarówno w pracy biurowej, jak i fizycznej, zatrudniająca w rejonie Cambridgeshire. Czy wciąż szuka nowego zajęcia? Tak. Czy chciałaby pracować w miłym, przyjaznym zespole biurowym? Pewnie. Czy mogłaby przyjść do agencji natychmiast – są bardzo zdesperowani, ponieważ jej poprzedniczka opuściła pracę bez słowa wyjaśnienia? Oczywiście, czemu nie. – Już wtedy powinnam dwa razy się zastanowić, na wieść o okolicznościach odejścia Amy – stwierdziła Kasia. – Niestety nie zrobiłam tego. Rozmowa kwalifikacyjna trwała zaledwie parę minut. Byli pod wrażeniem CV Kasi. Okazało się, że zaproponowali jej pracę u siebie, na recepcji. Za minimalną krajową. Skusili ją ostatecznie stwierdzeniem, że mają wielu petentów-Polaków, z którymi mogłaby się porozumiewać w języku ojczystym. Wychodząc z biura, kątem oka zauważyła podenerwowanego młodego Anglika, który – nachylony nad biurkiem jednego z pracowników – głośno pytał o powody swojego zwolnienia, żądał wyjaśnień na piśmie i groził złożeniem zażalenia. Kasia zignorowała drugi znak ostrzegawczy. Pierwsze dni pracy Kasi upłynęły na intensywnym szkoleniu. Agencja zaznajomiła ją z wewnętrznym systemem, sposobem rejestracji kandydatów, odbierania telefonów, radzenia sobie z osobami przychodzącymi do biura, sposobem prowadzenia dokumentacji. Najważniejsze było jednak przedstawienie zasad obowiązujących w agencji, które są wynikiem przynależności organizacji do REC – Konfederacji Rekrutacji i Zatrudnienia. Traktowanie wszystkich na równi, przejrzystość procesów, brak dyskryminacji. – Brzmiało pięknie. Kodeks wyryłam prawie na pamięć i cieszyłam się, że będę pracować w tak innym od wszystkich miejscu – mówi Kasia.
10 | www.pmagazyn.pl
„(…) agencja będzie działać w sposób uczciwy w każdym postępowaniu w stosunku do poszukujących pracy (…)” – REC Code Of Professional Practice,
General Principles, Principle 2 –
Kasia z każdym dniem wdrażała się coraz bardziej w sposób codziennego funkcjonowania firmy. Pewnego razu postanowiono, że będzie się ona zajmować również dokumentami kandydatów, którzy odchodzą z pracy, z woli własnej lub niekoniecznie. Kasia miała w ten sposób odciążyć pozostałe koleżanki pod względem administracyjnym. Procedura była prosta. Zatrudnienie danej osoby kończyło się w dniu, kiedy agencja została o fakcie poinformowana albo bezpośrednio przez zainteresowanego/zainteresowaną lub też klienta. W pierwszym przypadku – zawiadomienie musiało być pisemne i zawierać w sobie prośbę o wystawienie P45 (dokument przedstawiający dochody i kwotę podatku od nich odprowadzoną, który pracodawca doręcza pracownikowi, kiedy już zatrudnienie dobiegło końca). Katarzynie zabroniono wystawiania formularza bez wniosku na piśmie, napisanego przez osobę rezygnującą z pracy. – Wydało mi się to dziwne, zapytałam więc o powód – relacjonuje Kasia. – Usłyszałam wtedy, że „różni idioci” potrafią pójść do sądu pracy i oskarżyć agencję o to, że to ona ich zwolniła, wystawiając P45. I że wcale nie nastąpiło dobrowolne odejście z pracy. Ponoć zdarzyło się to kilka razy w przeszłości, więc agencja musi teraz „chronić swoją d…”, a ja mam tego wszystkiego pilnować. Pamiętam, że zaskoczyła i zniesmaczyła mnie agresja, z jaką wypowiedziano te słowa. Oburzyłam się też na sposób określania byłych pracowników. Katarzynę uczyniono również odpowiedzialną za wypłacanie tzw. końcowego PAL. PAL, czyli paid annual leave, to nic innego niż płatne dni urlopowe, które pracownik może wykorzystać w dowolnym celu. W agencji Kasi każdej pracującej osobie należało się 28 dni wolnego (włączając dni Bank Holiday) w roku wakacyjnym, czyli od 1 października danego roku do 30 września roku następnego. Nie zostają one jednak dane pracownikom z góry – trzeba je sobie najpierw „zarobić”. Po każdym przepracowanym tygodniu, system naliczał pracownikom 0.538 dnia urlopowego i dodawał do zgromadzonej wcześniej puli. Aby pójść na zasłużony urlop, kandydat musiał powiadomić agencję minimum dwa tygodnie wcześniej, oczywiście na piśmie i uzyskać jej zgodę. Niewykorzystane w danym roku dni urlopowe nie miały prawa przejść na kolejny okres. – Firma była bardzo aktywna, jeśli chodzi o odpowiednie naliczanie „holiday’ów”, zapłatę za nie i pilnowanie, aby za dużo pracowników nie brało urlopu w tym samym czasie – wspomina Kasia. – Szkoda, że jej nadgorliwość kończyła się wraz z końcem pracy danej osoby. Katarzyna została poproszona o dokładną rewizję pisemnych wypowiedzeń otrzymywanych od pracowników i grupowanie ich na te, które zawierają prośbę o wypłatę zaległe-
go urlopu i na te, które nic na ten temat nie wspominają. W pierwszej kolejności miała zająć się zwykłymi prośbami o P45. Dostała polecenie, aby jak najszybciej zamawiać dokumenty w dziale kadr, aby potwierdzić zakończenie zatrudnienia. Jeżeli natomiast ktoś domagał się wypłacenia urlopu, Kasia miała obowiązek przeliczenia kwoty w systemie i zawiadomienie księgowości. P45 w takim przypadku był zamawiany po wypłaceniu należności na konto kandydata, mniej więcej w odstępie tygodnia. Kasia wspomina, że chociaż zasady były wyłożone w jasny sposób, to jednak nie mogła oprzeć się wrażeniu, że coś tutaj jednak nie gra. Zaczęła zatem zadawać pytania. – Chciałam się dowiedzieć, dlaczego nie możemy wypłacić pieniędzy za urlop wszystkim odchodzącym pracownikom? W końcu wypracowali sobie dni wolne i jeśli ich nie wykorzystali w trakcie pracy, to logiczne jest, że należy im się zapłata pieniężna. W odpowiedzi Kasia usłyszała, że dopóki byli pracownicy o to nie poproszą – to pieniędzy z przydziału urlopowego nie dostaną. – Już miałam powiedzieć, że będę w takim razie przypominać wszystkim o uwzględnieniu takiej prośby w wypowiedzeniu – Kasia uśmiechnęła się przebiegle. – Wtedy kategorycznie zabroniono mi wspominać kandydatom
Agencja zatrzymuje dla siebie pieniądze z urlopu o końcowym PAL’u pod groźbą zwolnienia z pracy z powodu działania na niekorzyść firmy. Po tych słowach zupełnie zgłupiałam. O jakiej niekorzyści oni w ogóle mówią? Po paru sekundach wszystko niestety stało się jasne… – wzdycha Kasia. Jeśli pracownik nie upomina się o zapłatę za dni wakacyjne i odchodzi z pracy – wtedy należność zasila konto agencji, która zatrzymuje pieniądze dla siebie. Jeżeli wystosowano P45 i osoba oficjalnie przestała być pracownikiem agencji, wtedy jej „holiday” przepada. Przepada oczywiście na to samo konto, co powyżej. Agencja zarabiała nawet na tych osobach, które w wypowiedzeniu wspominały o PAL’u. Przy takim a nie innym systemie naliczania dni wolnych, czyli 0.538 dnia za tydzień pracy, rzadko zdarzały się okrągłe liczby. Kandydat mógł mieć do wypłacenia należność za np. 3.77 dnia urlopowego. Agencja płaciła tylko za pełne dni, zatem zawsze zostawał ten „ogonek”, który nie był wypłacany i który agencja sobie zatrzymywała. Nawet zmiana terminu roku wakacyjnego z ogólnie stosowanego styczeń – grudzień na październik – wrzesień miała swój cel. Jeżeli ktoś w porę nie upomniał się o swoje wakacje i chciał je wykorzystać np. w grudniu, to okazywało się, że jest już nowy rok rozliczeniowy i że dni nagromadzone do września nie są już dostępne… Katarzyna starała się omijać zakaz przypominania o PALu. – Najłatwiej było w przypadku Polaków. Kiedy ktoś przychodził z wiadomością, że odchodzi, wtedy dawałam mu kartkę do napisania wypowiedzenia. Informowałam taką osobę
w języku polskim, żeby napisała, iż chce pieniądze za wakacje. Pytałam się, czy pamięta, że wakacje określa się trzema literami i prosiłam o skinienie głową na tak lub nie. Istny cyrk! Na pewno wiele osób myślało, że jestem wariatką, ale dla mnie najważniejsze było, że dostaną pieniądze. Oczywiście, nie umknął uwadze szefostwa fakt, ze coraz więcej wypowiedzeń od naszych rodaków mówi o PAL’u. Zaczęły się komentarze na ten temat, które zazwyczaj ucinałam stwierdzając, że nasz naród wie, jak zadbać o swoje interesy. I słyszałam szepty w stylu „f…. Poles”. „(…) członkowie powinni zwracać uwagę na najwyższe zasady odpowiedzialności społecznej, prawości, profesjonalizmu, sprawiedliwości i uczciwych praktyk w postępowaniu z osobami szukającymi zatrudnienia z zagranicy (…)” – REC Code Of Professional Practice, General Principles, Principle 9 –
Aby agencja, w której pracuje Kasia, mogła zapewnić zatrudnienie danej osobie – musiała ona przejść przez proces rejestracyjny. Pierwszym krokiem było zawsze wysłanie swojego CV drogą mailową lub przyniesienie kopii bezpośrednio do biura. Kasia mogła wtedy ustalić spotkanie kandydata z konsultantem. Takie spotkanie rejestracyjne rozpoczynało się od wypełnienia czterostronicowej aplikacji. Następnie Kasia kopiowała oryginał dowodu tożsamości (paszport lub dowód osobisty) a kandydat w międzyczasie rozmawiał z konsultantem na temat swojego zapotrzebowania na pracę. – Na początku wszystkich przychodzących do biura umawiałam na spotkania. Nie podobało się to jednak ani konsultantom, ani szefostwu. Konsultanci mieli o wiele więcej pracy niż dotychczas a szefostwu nie w smak było, że tracimy „elitarny” wizerunek – wspomina Kasia. – Nie pomogły argumenty, że każdy ma równe szanse i że powinniśmy traktować wszystkich na równi. Nakazano mi przeprowadzanie selekcji i wybór tylko tych kandydatów, którzy mają najlepsze CV. Na początku agencja kazała Kasi weryfikować, czy dana osoba przebywa w kraju na postawie wizy. Wiza oznaczała, że petenta należy jak najszybciej zbyć. Brało się zatem od takiej osoby jej resume i zapewniało, że na daną chwilę żadnej pracy nie ma (nawet, gdy księgi agencji pękały w szwach od zamówień klientów). Potem wpisywało się jej imię i nazwisko na specjalną, „zakazaną” listę w systemie oraz niszczyło CV. Gdyby agencja oferowała zajęcie osobom z wizami – stałaby się automatycznie odpowiedzialna za śledzenie i pilnowanie ważności wizy. A to z kolei wiązało się z dużą ilością roboty papierkowej i ewentualnymi, srogimi karami pieniężnymi, w wypadku przeoczenia terminów. Agencja wolała tego uniknąć. – Na ten temat panowała istna paranoja. Spotykałam się z osobami, które przyjeżdżały na przykład z Indii i miały takie wykształcenie oraz doświadczenie (szczególnie w dziedzinie medycyny i IT), którego na próżno szukać wśród naszych kandydatów. Wiza automa-
tycznie skreślała ich z rynku pracy, przynajmniej w naszej agencji – mówi Kasia. Paranoja, o której wspomina Katarzyna, nie ominęła również pracowników z Europy środkowo-wschodniej. Aby udowodnić swoje prawo do pracy, należało zarejestrować się w Workers Registration Scheme (WRS) czyli uzyskać dokument Home Office. Dokument jest wystawiany zawsze na danego, aktualnego pracodawcę i potwierdza, że osoba może dla niego legalnie pracować. Certyfikat WRS przestaje być potrzebny po upływie 12 miesięcy ciągłego zatrudnienia, bez przerw większych niż 30 dni. Jeżeli w międzyczasie nastąpiła zmiana pracodawcy – pracownik ma obowiązek zgłoszenia tego faktu do Home Office, który wystawi kolejny certyfikat. Pracodawca ma natomiast obowiązek dopilnowania, że jego pracownik uaktualnił swoje dane w WRS. Całą procedurę oraz liczenie kwalifikującego okresu 12 miesięcy zaczynać trzeba od nowa, kiedy przerwa w danym zatrudnieniu była większa niż 30 dni i/lub gdy zmiana pracodawcy nie została zgłoszona do HO w ciągu miesiąca. Kary dla agencji za niedopilnowanie swoich kandydatów w tym temacie nie są tak wysokie, jak w przypadku wiz. Kiedy jednak w hrabstwie zaczęły się wybiórcze kontrole z Home Office – agencja Kasi podjęła zdecydowane działania. – Poinformowano wszystkich zainteresowanych pracowników, że mają tydzień na uaktualnienie danych w WRS. Najważniejsze było wysłanie aplikacji, ponieważ w razie czego zawsze można było powiedzieć, że wniosek wylądował w odpowiednim biurze i czeka na rozpatrzenie. Najwięcej problemów miały osoby, które zgłaszały się do WRS po raz pierwszy. Kwota 90 funtów do zapłaty za aplikację często przerastała ich aktualne możliwości finansowe. Większość pracowników podeszła poważnie do zagadnienia lecz nie wyrobiła się w ciągu 5 dni roboczych – relacjonuje Kasia. W poniedziałek, po upływie terminu, cała firma zabrała się do sprawdzania, kto ma aktualny Home Office i kto wysłał aplikację (kandydaci musieli przedstawić potwierdzenie nadania listu z poczty) – te osoby były bezpieczne. Wszystkie inne zostały zwolnione z kontraktu w trybie natychmiastowym. Powód oficjalny: brak pracy. – Łatwo domyślić się, co tak naprawdę kryło się za zwolnieniem. Agencja pozbyła się kolejnego problemu – wdycha moja rozmówczyni. Kasia nie mogła również rejestrować osób, które dopiero co przyjechały do kraju i nie zdobyły jeszcze żadnego doświadczenia. Musiała także unikać osób, którym zostało dwa, trzy lata do wieku emerytalnego. Nakazano jej bacznym okiem spoglądać na kobiety w wieku produkcyjnym. – Tutaj musiałam poważnie przekraczać granice – mówi Kasia. – Zaczynało się od niezobowiązującej rozmowy w stylu: „Nie wierzę, że ma pani tylko x lat! Proszę nie mówić jeszcze, że ma pani dzieci! No właśnie tak myślałam, jest pani stanowczo za młoda!” A potem zabierałam CV, obiecywałam szybki odzew, wpisywałam na listę imię i nazwisko, po czym niszczyłam dokument. Agencja starała się unikać młodych mężatek z obawy, że ewentualną pracę może przerwać ciąża. Zobowiązania wynikające z płatnego urlopu macierzyńskiego również były agencji nie na rękę, o czym Kasia miała się wkrótce przekonać na własnej skórze.
Rejestracja w agencji pracy miała oznaczać dla danej osoby, ze została oficjalnym kandydatem, którego interesy będą reprezentowane przez agencję. – Bardzo dalekie od prawdy, najdelikatniej rzecz ujmując – stwierdza Kasia. – Kiedy przychodziło co do kryzysowych sytuacji, fakt rejestracji nie miał znaczenia. Jeśli klient zażyczył sobie 150 pracowników do pakowania w magazynie na tzw. „wczoraj”, zazwyczaj urządzało się łapankę z ulicy. Praktycznie każdy, kto w tym momencie przekraczał drzwi agencji – dostawał zatrudnienie. Łatwiej było szybko zarejestrować daną osobę, powiedzieć, gdzie ma się udać i co ze sobą przynieść niż obdzwaniać wszystkich kandydatów z systemu, aranżować ich w grupy, zapraszać do agencji, czekać na ich pojawienie się i tłumaczyć co i jak.
Manager Paul jest reproduktorem Polek Zawsze zatem radziłam kandydatom, pół żartem pół serio, żeby pojawiali się w nas w biurze choćby codziennie. Świat jest jednak mały i wieści roznoszą się w miarę szybko. Po kolejnej, wielkiej akcji rekrutacyjnej, zaczęły się telefony do agencji od osób, które już od dawna figurowały w księgach. Ich znajomi dostali pracę z dnia na dzień, więc dlaczego oni czekają już trzeci miesiąc? – Dla takich delikwentów praca o dziwo znajdowała się od razu. Zamykano im w ten sposób usta – mówi Katarzyna. – Nie mogę powiedzieć jednak, że agencja w pełni panowała nad tym, co się dzieje. Najlepszą ilustracją jest przykład Rafała. Podczas kolejnej akcji rekrutacyjnej do fabryki, agencja przyjęła ponad 80% Polaków. Po paru tygodniach pracy okazało się, że niektórzy z nich nie są predysponowani do takiego zajęcia. Prym wśród nich wiódł Rafał Z. Ciągle się spóźniał, często nie pachniało od niego tylko wodą kolońską, zasypiał przy stole (dodatkowo dorabiał sobie na nocki). No i stało się. Podczas sprawdzania raportów wydajności, klient zauważył, że wyniki Rafała Z. są najgorsze i poprosił konsultantów w agencji, aby go zwolniono. Tak też uczyniono. – Jakie było moje zdziwienie, gdy do następnego dnia do agencji przyszedł Rafał R., jeden z pracowników fabryki. Bardzo sympatyczny chłopak, skromny. Jego żona właśnie urodziła im pierwsze dziecko – mówi Kasia. – Rafał R. zapytał się tylko, co takiego złego zrobił? Otrzymał wczoraj telefon, że już nie będzie potrzebny w pracy. A przecież dobrze pracował i wiedzieli to wszyscy. I w tym momencie naszą rozmowę przerwał konsultant, który stanowczym głosem obwieścił, ze jest mu przykro i że decyzja jest nieodwołalna. Kiedy Rafał R. opuścił biuro, konsultant powiedział do mnie, że zwolniliśmy nie tego Rafała co trzeba i że nie można tego odkręcić, bo będzie wstyd. Rafał Z., pomimo braku poprawy w wynikach pracy, jest wciąż zatrudniony w fabryce. „(…) członkowie powinni wdrożyć takie praktyki biznesowe, które będą zabezpieczeniem przed nieprawną i nieetyczną dyskryminacją (…)” – REC Code Of Professional Practice, General Principles, Principle 3 –
W marcu tego roku okazało się, że Kasia jest w ciąży. – Nie spodziewałam się żadnych fajerwerków z tego tytułu. Zwykłe gratulacje pewnie by wystarczyły. Nie pogratulował mi nikt, zaczęły się natomiast głupie szepty i komentarze, zwłaszcza w późniejszym okresie ciąży. I tak oto Katarzyna mogła się dowiedzieć, że Polki najprawdopodobniej znajdują się w stanie błogosławionym dzięki piciu wódki, który ma w sobie jakiś składnik zapładniający. Albo, że Polki zachodzą w ciążę, bo wieczorami nie ma co oglądać w telewizji. – Wielokrotnie wołano mnie do okna, które wychodziło na główną ulicę i pokazywano kobiety w zaawansowanej ciąży. Pytano się mnie, czy ta i owa jest Polką i liczono, ile ciężarnych Polek pojawia się na drodze w danym odstępie czasu. Czy reagowałam? A czy miałoby to sens? Stwierdziłam, że mam teraz inne priorytety – mówi smutno Kasia, głaszcząc się po brzuszku. Powodów do ubliżania dostarczała sytuacja panująca w dziale re-packu jednego z klientów firmy. Na dwadzieścia zatrudnionych tam kobiet połowę stanowiły Polki a drugą połowę – Hinduski. Średnia wieku w drugiej grupie wynosiła ok. 40 lat. Żadna z tych kobiet nie zaszła w ciążę w czasie pracy dla klienta. W grupie Polek natomiast było inaczej. Rok temu na urlop macierzyński odeszła Julka, a miesiąc potem okazało się, że w ciąży jest też Ania. – Ostatnią osobą była Ewa. Okazało się, że termin ma 1. grudnia czyli będziemy rodzić mniej więcej w tym samym okresie – mówi Kasia. Katarzyna musiała znosić komentarze o spisku Polek, które postanowiły po kolei zachodzić w ciążę. – Najbardziej niewybrednym był ten sugerujący, że manager działu o imieniu Paul jest dla nas wszystkich reproduktorem. Mniej więcej w piątym miesiącu ciąży zaczęto Kasię witać słowami „fat cow” („gruba krowa”). Takie specyficzne angielskie poczucie humoru… Bardzo nieprzyjemna sytuacja pojawiła się na początku lata, kiedy okazało się, że w re-packu szykują się zwolnienia z powodu braku zajęć. Agencja posłużyła się zasadą mówiącą, że ktokolwiek dołączył ostatni do zespołu – ten teraz będzie musiał odejść w pierwszej kolejności. Padło zatem na ciężarną Ewę. Na szczęście inny klient agencji potrzebował dziewcząt do składania pudełek w swoim magazynie. Praca lekka, łatwa i przyjemna, wykonywana na siedząco, bez konieczności przenoszenia ciężkich przedmiotów. Ewa już na drugi dzień po zwolnieniu z re-packu mogła zacząć tam pracować. Minął tydzień. W środę, jak zazwyczaj, w magazynie odbywała się wewnętrzna inspekcja BHP. Inspektor podszedł do Ewy, żeby przywitać się z nowym pracownikiem, porozmawiali chwilę, ale Ewa stwierdziła, ze musi udać się do toalety. Gdy wstała od stołu i oczom inspektora ukazał się jej brzuszek – zaczęło się piekło. Została natychmiast odesłana do domu i zwolniona z pracy, a klient urządził agencji wielką awanturę. Agencja oczywiście podkuliła ogon i potulnie przyrzekła, że podobna sytuacja nie będzie miała miejsca w przyszłości. I zapewne afera na tym by się zakończyła, gdyby nie fakt, że Ewa postanowiła o siebie walczyć. Udała się do Citizens Advice Bureau, gdzie w jej imieniu napisano list do agencji żądający wyjaśnienia całej sytuacji
oraz powodów zwolnienia. – Zrobiło się na tyle nieciekawie, że agencja poprosiła klienta o pilne spotkanie. W obliczu groźby rozprawy sądowej uzgodniono, że Ewę ponownie przyjmie się do pracy, ale tym razem na drugim piętrze, gdzie mieszczą się biura magazynu. Miała wykonywać nieskomplikowane obowiązki administracyjne i przeczekać tam do porodu – opowiada Katarzyna. – Po tej całej sytuacji w biurze uspokoiło się na tyle, że łatwiej było mi dotrwać do mojego urlopu macierzyńskiego. Zapytałam Kasię, czy ma zamiar wrócić po swoim maternity leave do pracy? – Absolutnie nie – unosi się. – Mam zamiar wykorzystać urlop do końca, nawet jego dodatkowy, niepłatny okres a potem skupić się na moim dziecku i spróbować pracy na własny rachunek. Nie będzie to pewnie nic wielkiego, ale zawsze lepsze to niż pracowanie dla kogoś, a tego mam już serdecznie dosyć. Wciąż czuję niesmak po tych wszystkich opisanych i nieopisanych jeszcze wydarzeniach, które miały miejsce w agencji. Swoim znajomym, pracującym przez różne agencje, staram się doradzać i mówić, jak powinni postępować. Opowieść dla P Magazynu też jest próbą pokazania prawdy i apelu, aby walczyć o siebie i o swoje prawa… Rozmawiała Agnieszka Dudek
O komentarz do artykułu poprosiliśmy ACAS (Advisory, Conciliation and Arbitration Service). ACAS jest niezależną organizacją finansowaną ze środków publicznych, której zadaniem jest propagowanie dobrych relacji między pracownikami a pracodawcami. P Magazyn: Jakie są szanse na uzyskanie wypłaty za zaległe dni urlopowe dla pracownika, który odchodzi z pracy? ACAS: Po pierwsze – pracownicy mają prawo do wypłaty urlopu po zakończeniu ich zatrudnienia, którego to urlopu nie zdołali wykorzystać w danym roku wakacyjnym. Jeżeli urlop nie zostanie wypłacony, pracownik ma zazwyczaj prawo złożyć zażalenie do sądu pracy (employment tribunal) w ciągu trzech miesięcy od daty, kiedy wypłata urlopu powinna była nastąpić. P Magazyn: Czy agencja ma jakiekolwiek prawo do odmowy wypłaty PAL (paid annual leave)? ACAS: Nie. Jeśli pracownik wypracował sobie dni urlopowe i nie zostały one wykorzystane w czasie trwania roku wakacyjnego, wtedy agencja musi wypłacić należną kwotę za urlop. P Magazyn: Czy agencja ma prawo zasłaniać się wystawieniem P45 i odmówić późniejszej wypłaty urlopu? ACAS: Nie, P45 jest dokumentem podatkowym i nie ma nic wspólnego z zapłatą za urlop. P Magazyn: Czy nie mylimy sie w myśleniu, że były pracownik może zażądać wypłacenia urlopu w każdym memencie po zakończeniu zatrudnienia aż do końca roku wakacyjnego? ACAS: Zgadza się. Chyba, że kontrakt zatrudnienia pozwala na „przenoszenie” dni urlopowych na kolejny rok wakacyjny. Więcej informacji można odnaleźć na stronie rządowej www.direct.gov.uk w sekcji “Prawa zatrudnienia”. Jeżeli istnieje potrzeba przedyskutowania indywidualnych problemów i zagadnień – prosimy o kontakt z ACAS na numer telefonu 08457 47 47 47. Porady są również zawarte na stronie internetowej www.acas.org.uk. www.pmagazyn.pl | 11
KRZYŻÓWKA
HOROSKOP
SKORPION 23 października – 21 listopada Skorpion to przebiegły człowiek – zawzięty i nieufny. Jeżeli prowadzi firmę, nic się przed nim nie ukryje, nawet brak jednej kartki papieru. Nie lubią seksu na jeźdźca, raczej misjonarska im podchodzi. Pamiętliwe aż do przesady, w szkole podstawowej ukradłeś mu gumę – wypomni Ci to na łożu śmierci. Walczą z każdym, w każdej sprawie niezależnie od poniesionych kosztów. Jeżeli zdarzy im się przegrać potrafią ze złości zlać żonę. Jeżeli staniesz mu na drodze, zje Cię. Nie można na niego liczyć, chyba że chodzi o pieniądze. Kumplują się z Rybami, Strzelcem, Rakiem i Wagą (ten ostatni świetnie sprawdza się na wypadach na wódkę).
KOBIETA SKORPION
Kobieta Skorpion to często alkoholiczka, swą niespożytą energię wykorzystuje przeciwko sąsiadom, walczy o najmniejsze głupstwo. Jeżeli twój pies narobi na jej trawnik, bądź pewny odwetu na wysoką skalę. Twarde, ta twarda ręka często ląduje na tyłkach jej dzieci.
MĘŻCZYZNA SKORPION
Mężczyzna Skorpion przebiera się w ukryciu w damskie fatałaszki, najbardziej lubi różowe szpilki. W towarzystwie niezwykle zazdrośni o swoją drugą połowę – chociażby żona była parszywa jak zgniłe jajo, uważa ją za błogosławieństwo. Wydaje pieniądze na dezodoranty, chociaż powinien pomyśleć o łysinie.
KĄCIK MOLA KSIĄŻKOWEGO W październikowym Kąciku Mola Książkowego chcielibyśmy przedstawić Wam dwie niezmiernie ciekawe pozycje książkowe: jedną wzruszającą autorstwa doskonale znanego Williama Whartona oraz drugą – perypetie pewnego małżeństwa. Obie pozycje dostępne są do zakupu w Polskiej Księgarni POLBOOKS – www.polbooks.co.uk . Nasi czytelnicy mogą jednak otrzymać opisywane pozycje książkowe całkowicie za darmo – szczegóły poniżej.
Kobieta na Marsie. Mężczyzna na Wenus
Niezawinione śmierci
Dowcipna i błyskotliwa książka, okrzyknięta powieściową wersją bestsellera „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus”. Opowiedziana z iście francuskim wdziękiem historia pewnego małżeństwa. Ariana i Hugo są uważani za szczęśliwą parę. Jednak gdy błaha sprzeczka uświadamia im, że rodzinne szczęście zmieniło się w irytującą rutynę, postanawiają przeprowadzić eksperyment i zamienić się rolami. Hugo zajmuje się domem i sprzedażą biżuterii, a Ariana staje na czele firmy wynajmującej sprzęt budowlany. Wszystko jednak zaczyna wymykać się spod kontroli, a na domiar złego swoje trzy grosze próbują dorzucić wścibscy przyjaciele i zbulwersowana teściowa. Bo czy mężczyzna może być żoną, a kobieta mężem? Dużo humoru i jeszcze więcej psychologicznej prawdy o różnicy płci. Na podstawie książki został nakręcony film z Sophie Marceau w roli głównej. Dodatkowe informacje Stron: 238, Format: 12,5x20 cm, ISBN: 978-83-247-1718-7, Rok wydania: 2010, Wydawnictwo: Świat Książki, Cena: 8.90GBP
Najbardziej wzruszająca i wstrząsająca powieść Williama Whartona. William Wharton to jeden z najpopularniejszych pisarzy amerykańskich w Polsce, autor takich bestsellerów, jak „Ptasiek”, „Tato” czy „Spóźnieni kochankowie”. „Niezawinione śmierci” zajmują w twórczości Whartona niezwykłe miejsce. To powieść autobiograficzna, w której autor dzieli się z czytelnikami rozpaczą i gniewem po tragicznej śmierci swojej córki, zięcia i dwóch wnuczek. Autor ukazuje krótki opis życia ofiar przedstawiony z punktu widzenia córki pisarza oraz okoliczności ich dramatycznej śmierci i rozpacz rodziny po stracie bliskich. Wbrew pozorom jednak jest to opowieść o afirmacji życia, o radości, jaką daje miłość, o pogodzeniu się ze śmiercią i głębokim zrozumieniu naszych zmagań z codziennością. Książka, będąca bardzo intymną skargą Whartona, zawiera wiele cennych wskazówek dotyczących sposobu życia i czerpania z niego radości. Dodatkowe informacje Stron: 254, Format: 12,5x19,5 cm, ISBN: 978-83-7510-548-3, Rok wydania: 2010, Wydawnictwo: Rebis, Cena: 8.90GBP
Alix Girod de l`Ain
12 | www.pmagazyn.pl
William Wharton
ROZDAJEMY KSIĄŻKI ZA DARMO Księgarnia POLBOOKS ufundowała po jednym egzemplarzu każdej z opisywanych książek dla czytelników Peterborough Magazynu. Jeżeli chcielibyście otrzymać za darmo którąś z książek – napiszcie do nas na adres redakcja@pmagazyn.pl. Rozdanie pozycji książkowych odbędzie się w drodze losowania.
KONKURS FOTOGRAFICZNY Każdy z nas ma w domu zdjęcia, które śmieszą, bawią, zadziwiają lub wywołują inne emocje. Zdjęcia, które mają to wyjątkowe ‘coś’. Przyszedł czas, Drodzy Czytelnicy, aby się nimi pochwalić! Redakcja P Magazynu ogłasza konkurs fotograficzny.
*Telewizor LCD full HD, 22 cale z wbudowanym DVD, czytnikiem kart, wejściem USB, HDMI, systemem DIVX
Piotr Budakiewicz – fotografią zajmuje się od 8 lat, w tym 5 zawodowo. Fotografuje m.in. dla Pro Wedding Photo, Polskiej Szkoły, 314 Technologies... Samouk, w roku 2009 ukończył pierwszy poziom NCFE Photography w Peterborough Regional College. Jego pasja to fotografia krajobrazowa oraz portret.
Przysyłajcie do nas Wasze ulubione fotki na adres redakcja@pmagazyn.pl z dopiskiem KONKURS. Wszystkie otrzymane fotografie opublikujemy na naszych łamach – a autora najlepszego zdjęcia nagrodzimy wielofunkcyjnym telewizorem LCD*! Na zgłoszenia czekamy do 10 grudnia. Ekspertem oceniającym zdjęcia będzie nasz dobrze znany fotograf Piotr Budakiewicz. Zapraszamy do wspólnej zabawy!
WYKRĘCACZE JĘZYKA Dobra, dość żartów! W poprzednim numerze potłumaczyliśmy sobie trochę dowolnie z polskiego na angielski – a teraz będziemy łamać barierę językową. A raczej ją wykręcać za pomocą tongue twisterów. „W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie” zostawiamy zatem Anglikom, a sami bierzemy się za... PETER PIPER PICKED A PECK OF PICKLED PEPPERS. DID PETER PIPER PICK A PECK OF PICKLED PEPPERS? IF PETER PIPER PICKED A PECK OF PICKLED PEPPERS, WHERE’S THE PECK OF PICKLED PEPPERS PETER PIPER PICKED? … oraz…
THE SHELLS SHE SELLS ARE SURELY SEASHELLS. SO IF SHE SELLS SHELLS ON THE SEASHORE, I’M SURE SHE SELLS SEASHORE SHELLS. Pomoce językowe w postaci wody ognistej są dozwolone. Połamania języka!
SHE SELLS SEA SHELLS BY THE SEA SHORE.
Czy wiesz, że…
… miasto Peterborough to nie tylko Wielka Brytania? Miasta o takiej samej nazwie znajdują się również w USA, Kanadzie i Australii. … nasze Peterborough założone zostało ok. 660 roku a status miejski otrzymało w 1541 roku? >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
... w związku z rozwojem miasta, władze przedstawiły plan dostosowania dodatkowych 22 tys domow, 18 tys prac i ponad 40 tys mieszkańców do roku 2020? >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
… w Peterborough urodził się Sir Henry Royce – współzałożyciel firmy Royce-Rolls? >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
… do słynnych osób wywodzących się z Peterborough należy również Andy Bell z zespołu Erasure? Bell urodził się w rejonie Dogsthorpe, a jego rodzina wciąż rezyduje w mieście i okolicach (np. w Market Deeping). >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
… miastami partnerskimi Peterborough są: Alcalá de Henares w Hiszpanii, Bourges we Francji, włoskie Forlì, niemieckie Viersen oraz Vinnytsya na Ukrainie?
Humor
W Anglii w autobusie jedzie sobie dużo ludzi. Wśród tłumu, pewien facet zagaduje dziewczynę czytającą książkę: – Co czytasz? – „Seksualne statystyki”. – O, ciekawy tytuł o czym to jest? – Na przykład piszą tu że Włosi mają najwięcej stosunków rocznie.... Albo, że Polacy mają najgrubsze przyrodzenia.... A tak w ogóle to my się znamy? – Przepraszam, zapomniałem się przedstawić.... Jestem John Kowalski. Miło Cię poznać! Wchodzi Anglik do baru w Krakowie i mówi: – Słyszałem, że wy, Polacy to jesteście straszni pijacy. Założę się o 500 funtów, że żaden z was nie wypije litra wódki jednym haustem. W barze cisza. Każdy boi sie podjąć zakład. Jeden gościu nawet wyszedł. Mija kilka minut, wraca ten sam gościu, podchodzi do Anglika i mówi: – Czy twój zakład jest wciąż aktualny? – Tak. Kelner! Litr wódki podaj! Gościu wziął głęboki oddech i fruuu... z litra wódki została pusta butelka. Anglik stoi jak wryty, wypłaca 500 funtów i mówi: – Jeśli nie miałbyś nic przeciwko, mógłbym wiedzieć, gdzie wyszedłeś kilka minut wcześniej? – A, poszedłem do baru obok sprawdzić, czy mi sie uda... www.pmagazyn.pl |
SONDA W tym miesiącu pytamy naszych Czytelników…
… Czy emigracja z 2004 roku i okresu późniejszego zintegrowała się z angielskim społeczeństwem? Czy widać już przejawy tej integracji w Peterborough?
Wioleta: Coraz częściej można naszych rodaków spotkać w różnych biurach i instytucjach. Świadczy to o tym, że jednak potrafimy się szybko przyzwyczaić do nowych warunków życia. Bardzo miło jest, kiedy usłyszymy, że osoba obsługująca nas np.: w banku jest Polką czy Polakiem. Coraz rzadziej można nas odróżnić na ulicy. Jeszcze kilka lat temu nie było takiej tendencji.
Karolina: Moim zdaniem największym przejawem dobrej „kondycji” naszej młodej emigracji jest fakt, że coraz odważniej otwieramy własne biznesy i nie opieramy się tylko na doświadczeniu „tubylców” Coraz częściej słyszę głosy, że nie warto być szarym pracownikiem tylko starać się dokształcać i szukać dobrze płatnego stanowiska. O dobrej asymilacji ze środowiskiem świadczy też to, że nasi rodacy podejmują działania niekomercyjne. Realizują się w różnych pozabiznesowych projektach.
Krzysztof: Coraz odważniej pokazujemy się i nie wstydzimy się w swoich działaniach przyznać do narodowości. Często sami Anglicy są nami zainteresowani. Naszą kulturą i kuchnią. Im my sami będziemy się pokazywać – tym większe zainteresowanie wzbudzimy. To niewątpliwie pomoże we wtopieniu się w ten wielokulturowy kraj, jakim jest Anglia. Chyba największym i widocznym procesem jest to, że coraz więcej naszych rodaków posługuje się sprawnie językiem angielskim. 14 | www.pmagazyn.pl
Poleca Pani Ela z restauracji PASIBRZUCH
PRZEPISY KULINARNE LECZO
SKŁADNIKI: 1 duża cebula 2 średnie cukinie (ok. 20 cm długości lub 4 malutkie) 2 duże papryki (najlepiej kolorowe: czerwona i żółta) ok. 3 łyżki oliwy (tyle, by delikatnie przykryć dno garnka) sól, pieprz do smaku 1 łyżeczka suszonego oregano szczypta suszonego tymianku (ok. ¼ łyżeczki) ½ łyżeczki słodkiej papryki w proszku 1 łyżeczka słodkiej papryki wędzonej * szczypta mielonej papryczki chili (do smaku) 1 litr passaty pomidorowej (albo domowego przecieru pomidorowego, a w sezonie ok. 1.5 kg świeżych pomidorów) ok. 300 – 400 g ulubionej wędliny (kiełbaski, parówki, boczek, etc.) * ponieważ wędzona papryka jest dość trudno dostępna – możesz ją pominąć, zamień ją na dodatkową łyżeczkę papryki zwykłej
PRZYGOTOWANIE: Cebulę obierz i posiekaj drobno. Cukinię pokrój w kostkę (nie większą niż 1x1 cm). Paprykę pozbaw gniazd nasiennych, wytnij białe części i pokrój w paseczki lub kostkę. W większym garnku rozgrzej oliwę. Wrzuć poszatkowaną cebulę i delikatnie ją zeszklij. Dołóż cukinię i 1 łyżeczkę soli. Mieszając, smaż ok. 3 minuty. Dodaj pokrojoną paprykę oraz przyprawy: oregano i tymianek (rozetrzyj najpierw w dłoniach, by uwolnić aromat), paprykę w proszku i małą szczyptę papryczki chili. Wymieszaj dokładnie i smaż kolejne 3 minuty. Zalej wszystko pomidorową passatą (jeśli wybrałeś/wybrałaś świeże pomidory, wcześniej zalej wrzątkiem, obierz ze skórek, powycinaj twarde części w okolicach ogonka i pokrój w kostkę). Gotuj przez 20 minut na średnim lub małym ogniu, mieszaj co jakiś czas. W międzyczasie pokrój kiełbaski w plasterki i podsmaż na patelni, na minimalnej ilości tłuszczu. Wrzuć wędlinę do garnka. Dopraw pieprzem, a w razie potrzeby jeszcze dodatkowo solą i chili (wszystko do smaku). Gotuj kolejne 15 minut.
Podawaj na ciepło z bagietką, ciabattą, chlebem lub innym ulubionym pieczywem. Smacznego! :)
Nowi duszpasterze w Peterborough Z POCZĄTKIEM WRZEŚNIA W POLSKIEJ PARAFII POD WEZWANIEM ŚWIĘTEGO JANA CHRZCICIELA W PETERBOROUGH NASTAŁY ZMIANY. KS. PIOTR REDLIŃSKI, DECYZJĄ KS. PROWINCJAŁA ANDRZEJA ZUZIAKA, ZOSTAŁ PRZENIESIONY NA PARAFIĘ DO IRLANDII PÓŁNOCNEJ, ZAŚ DO PETERBOROUGH PRZYBYLI KS. CEZARY KRACZKOWSKI, PEŁNIĄCY FUNKCJĘ PROBOSZCZA, ORAZ KS. ROMAN KOSSAKOWSKI, WIKARIUSZ. Mimo natłoku obowiązków związanych z przejęciem nowych powinności, ks. Cezary i ks. Roman znaleźli jednak chwilę, aby w kilku słowach opowiedzieć Czytelnikom Peterborough Magazynu o sobie i odpowiedzieć na kilka pytań. Ks. Cezary Kraczkowski: Święcenie przyjąłem w 2003 roku w Poznaniu. Następnie dwa lata spędziłem w Pyrzycach, a kolejne dziesięć miesięcy oczekiwałem na wizę na wyjazd do Australii, więc w międzyczasie zastępowałem księży na Białorusi i Ukrainie. Po otrzymaniu wizy pracowałem wśród Polonii w Australii, a następnie – z powodu braku kapłanów i przy ogromie nowej emigracji na Wyspy – nasz Przełożony Generalny poprosił o pomoc, by przysłano trzech kapłanów na kilka lat do Anglii. I tak od 2008 roku pracowałem w Londynie, a od 1 września 2010 zostałem mianowany Proboszczem w Peterborough. Ks. Roman Kossowski: Pochodzę z północnowschodniej Polski z Zambrowa. Ukończyłem Wydział Pedagogiki i Psychologii na Uniwersytecie Warszawskim, a następnie wstąpiłem do Towarzystwa
Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej, którego celem jest roztaczanie opieki duszpasterskiej nad Rodakami żyjącymi poza granicami kraju. Od czasu wyboru drogi posługi kapłańskiej towarzyszą mi słowa, które przeczytałem w Liście św. Judy „… miłosierdzie i pokój, i miłość niech będą udzielone obficie!” (Jud. 2) – aby tak mogło być potrzebny jest ktoś, kto będzie przypominał napotkanym ludziom o Bogu i Jego zaproszeniu każdego z nas do świętości. Słowa te zapisałem na moim obrazku prymicyjnym i staram się, aby przypominały mi nieustannie o moim powołaniu. Po otrzymaniu święceń kapłańskich w Poznaniu, zostałem skierowany do pracy duszpasterskiej na terenach Pomorza Zachodniego – Stargard Szczeciński, Płoty, a następnie w roku 2009 decyzją Przełożonego Generalnego przeniesiono mnie do pracy wśród Polonii angielskiej – Londyn (Ilford, Waltham Cross), obecnie Peterborough. Księże Proboszczu, jakie są Księdza pierwsze wrażenia po przyjeździe do Peterborough? ks. Cezary Kraczkowski: Bardzo przyjaźni ludzie,
takie odnoszę wrażenie:) Najpilniejsze sprawy do załatwienia w parafii? ks. C.K.: Organizacja przygotowania dzieci do I Komunii Świętej, kursu przedmałżeńskiego i kancelarii parafialnej, by każdy miał możliwość spokojnego załatwienia sprawy. A plany duszpasterskie na najbliższą przyszłość? ks. C.K.: W czasie Adwentu roraty o siódmej rano, na które w Londynie przychodziły dziesiątki ludzi przed pracą... i rekolekcje, szczególnie na Wielki Post, rekolekcje, które poprowadzi słynna wspólnota z Polski, rekolekcje dla tych, których Ewangelia nie interesuje. Na razie modlę się, aby do nich dotrzeć, by przyszli do kościoła choć raz... Odnośnie nowego kościoła potrzeba poczekać jeszcze nieco, choć wszystko jest na dobrej drodze. Księdza hobby? ks. C.K: Gra w piłkę nożną i jazda motorem. Dziękując za rozmowę, raz jeszcze witamy Księży w naszej parafii, życząc jednocześnie wszelkiej pomyślności w pracy duszpasterskiej.
O pożegnaniu ks. Piotra Redlińskiego opowiedzieli Karolina i Tomasz Smułka:
fot. Katarzyna Łobejko
KSIĄDZ PIOTR SWOJE ODEJŚCIE OBWIEŚCIŁ 1 SIERPNIA PODCZAS OGŁOSZEŃ DUSZPASTERSKICH. NASTAŁA SPECYFICZNA CISZA W KOŚCIELE, WYMIENILIŚMY MIĘDZY SOBĄ WYMOWNE SPOJRZENIA – DLACZEGO?, CHOĆ WŁAŚCIWIE NALEŻAŁO SIĘ TEGO SPODZIEWAĆ. BYŁ Z NAMI PRZESZŁO TRZY LATA, BYŁ NIE TYLKO KSIĘDZEM, PROBOSZCZEM, ALE I PRZYJACIELEM. NIESTETY, PRZEŁOŻENI ZDECYDOWALI, ŻE NADSZEDŁ CZAS NA ZMIANĘ. KSIĄDZ PIOTR POWIEDZIAŁ: „PO URLOPIE WRÓCĘ I ODPRAWIĘ OSTATNIE MSZE ŚWIĘTE W TYM KOŚCIELE, A BĘDZIE TO 5 WRZEŚNIA.” Mieliśmy miesiąc na przygotowanie się do tego dnia. Chcieliśmy, aby to był szczególny dzień, chcieliśmy podziękować naszemu księdzu za jego posługę, pragnęliśmy, aby poczuł, że go polubiliśmy i będziemy tęsknić. Chcieliśmy, aby ta niedziela pozostała na długo w pamięci nas wszystkich. Msza Święta była bardziej uroczysta niż w pozostałe niedziele. Śpiewaliśmy pieśni, które szczególnie lubi kiądz Piotr, były kwiaty i życzenia. Jako pierwszy przemówił Fr. David Jennings, proboszcz angielskiej parafii, gospodarz miejsca, który w imieniu swojej kongregacji podarował księdzu Piotrowi obraz. Następnie przyszła kolej na dzieci, które ksiądz Piotr szczególnie umiłował, nigdy nie miał za złe ich humorów, wybryków i zawsze
cieszył się, że są w kościele, a żegnały go tymi słowami: KOCHANY KSIĘŻE PROBOSZCZU PARAFII, DZIECI MAŁE KOCHAJĄ CIEBIE SZCZERZE I KOCHAĆ BĘDĄ PRZEZ ŻYCIE CAŁE. AŻ PRZYJDZIE TAKA CHWILA, ŻE CI ULŻYMY W PRACY I POZNASZ KSIĘŻE PIOTRZE, ŻE MIŁOŚĆ DZIECI COŚ ZNACZY. I to chyba był najbardziej wzruszający moment, gdy te maluchy rzuciły się w ramiona swojego księdza, nierzadko ”wujka”. Następnie podziękowała Rada Parafialna, składając na ręce proboszcza słowa uznania i podziękowania za przeszło trzy lata jego wsparcia duchowego dla całej wspólnoty parafialnej. Po Mszy Świętej każdy mógł pójść do salki przy kościele (kawiarenki) i tam osobiście podziękować księdzu. www.pmagazyn.pl | 15
Cantus Polonicum
W MYŚL SŁÓW JERZEGO STUHRA – ŚPIEWAĆ KAŻDY MOŻE, TROCHĘ LEPIEJ LUB TROCHĘ GORZEJ. JEDNO JEST PEWNE: CANTUS POLONICUM ŚPIEWA W PETERBOROUGH NAJPIĘKNIEJ! ZAPRASZAMY DO PRZECZYTANIA HISTORII CHÓRU, KTÓRY – PARAFRAZUJĄC – PO PROSTU MA TALENT.
J
ak to się wszystko zaczęło? Otóż, inicjatorami przedsięwzięcia były osoby, które początkowo spotykały się w kościele na mszy świętej. Wśród nich był pan Zbyszek Brzuszek i państwo Sokół, którzy poznali się jeszcze przed przyjazdem do Anglii, kiedy to śpiewali razem w chórze w Polsce. Okazało się, że wspomnienia z tamtego okresu wciąż były żywe i miłe, co w połączeniu z chęcią do śpiewania pozostałych osób w kościele – zapoczątkowało nieformalnie działalność chóru. Nieformalnie dlatego, ze żadnemu z uczestników spotkań nawet nie przyszło na myśl, aby nazywać tą inicjatywę mianem „chóru”. Bardziej chodziło o to, aby się spotkać, pośpiewać, może nawet na dwa głosy. I tak oto spotkania zaczęły się w prywatnych domach, gdzie pan Zbyszek przygrywał śpiewającym na organach. Zajmowano się oczywiście głównie pieśniami kościelnymi. Pierwszym profesjonalnym utworem, który chór wziął na swój warsztat był „Ave Verum Corpus” Mozarta – utwór napisany specjalnie pod chór, na cztery głosy z akompaniamentem. Śpiewanie dzieła grupa ćwiczyła dosyć długo, ale i liczebność przyszłego chóru była niewielka: dwie dziewczyny w sopranach, jedna w altach, trzech basów i jeden tenor. W miarę upływu czasu wachlarz śpiewanych pieśni powiększał się. Do tego doszła propozycja występu na wspólnej mszy wieczornej podczas Wielkiej Soboty, zainicjowana przez parafię angielską. Miał to być pierwszy oficjalny popis możliwości wokalnych chórzystów przed publicznością polsko-angielską. Trema była wielka – do zaśpiewania parę utworów w różnych częściach Eucharystii. Powyższy występ był dla chóru mobilizujący na wszystkich poziomach. Począwszy od eleganckich biało-czarnych strojów, poprzez ciągłe trenowanie warsztatu, na kolejnych koncertach kończąc. Wiosna zeszłego roku przyniosła bowiem kolejne zaproszenie – tym razem do Katedry w Peterborough, gdzie R
E
CAR
K
SER
JESIENNO - ZIMOWY PRZEGLĄD SAMOCHODU
Unit 33 Mancetter Square Peterborough PE4 6BX carser@vp.pl
| www.pmagazyn.pl
Tel. 07540830318;07709992801
Z TYM KUPONEM GRATIS
odbywała się msza międzynarodowa. Chór po raz pierwszy wystąpił pod dyrekcją dyrygenta Bartosza Drzewieckiego. Zaśpiewano tylko jeden utwór – „Gaude Mater”, ale grupa zdobyła kolejne doświadczenie. Na tym nie poprzestano. Niedługo potem pan Jacek Sokół znalazł w gazecie ogłoszenie dotyczące konkursu muzycznego, dedykowanego między innymi chórom. Grupa stwierdziła, że jest to interesujące wyzwanie i postanowiła zgłosić swój akces. Okazało się, że nie mniejszym wyzwaniem będzie podanie nazwy formacji (wymaganej przy oficjalnej rejestracji konkursowej). Po wielkich i burzliwych naradach padła zatem pierwsza propozycja – Cantus. Jednak dzięki pani dokonującej rejestracji, która podpowiedziała dodanie słowa bardziej charakterystycznego i kojarzącego się z Polską – przyjęto nazwę ostateczną czyli Cantus Polonicum. Występ chóru w tegorocznym konkursie okazał się wielkim, wspaniałym tryumfem. Cantus Polonicum otrzymał pierwsze miejsce w kategorii chórów mieszanych. Sukces był tym większy, iż śpiewających oceniało profesjonalne jury, które swoje punkty, komentarze i uwagi zebrało w specjalnych notatkach, odczytanych później na forum ogólnym. Chór zatem miał okazję dowiedzieć się, czym zaimponował sędziom, co najlepiej zaśpiewał i nad czym musi jeszcze popracować. L
Chór zdobył również największą liczbę punktów wśród wszystkich biorących udział w przesłuchaniach, odbywających się tego samego dnia. Szczególny zachwyt wzbudziło wykonanie utworu „S’nami Bog”, który śpiewa się w języku staro-cerkiewnosłowiańskim. Uwieńczeniem całego wydarzenia było zaproszenie na specjalny koncert galowy, gdzie Cantus Polonicum występował jako jeden z ostatnich wykonawców i zaprezentował trzy utwory. I to zapewne jeszcze nie koniec sukcesów i nagród – Redakcja P Magazynu trzyma kciuki! Repertuar chóru jest już teraz bogatszy o pieśni polskich kompozytorów, jak również światowej sławy mistrzów muzyki, żeby wymienić tylko Randalla Thompsona, Sergeia Rachmaninoffa czy Georga Friedricha Händla. Chór śpiewa także pieśni ludowe, kolędy z różnych krajów i ostatnio – pieśni wywodzące się ze wschodu. Liczba osób śpiewających w chórze jest zmienna. Na chwilę obecną jest ich około szesnastu plus dyrygent. Chór w dalszym ciągu poszukuje ludzi, którzy kochają muzykę i śpiew, a w szczególności tenorów oraz basów. Próby chóru odbywają się zazwyczaj w piątki, w salce (kawiarence) przy Kościele All Souls w Peterborough (Park Road, PE1 2RS). Więcej informacji udziela Pani Karolina Smułka pod numerem telefonu 07731334638 – zapraszamy wszystkich zainteresowanych i przyszłych sponsorów! A
M
A
KRONIKA LOKALNA Chcesz złożyć komuś życzenia, zaprezentować zdjęcia swoich pociech i bliskich, przekazać pozdrowienia, pochwalić się czymś interesującym? Kronika Lokalna jest do tego celu najlepszym miejscem! Piszcie do nas na adres redakcja@pmagazyn.pl
MAJECZCE, Z OKAZJI 1. URODZIN DUŻO ZDRÓWKA I UŚMIECHU NA TWARZY ŻYCZĄ KOCHAJĄCY RODZICE.
PRZESYŁAM DO REDAKCJI ZDJĘCIA
SŁONECZNIKÓW, KTÓRE MIERZĄ JUŻ
Słoneczniki – giganty Pani Doroty
Nasiona słoneczników przysłała mi moja przyjaciółka i mąż je zasiał w naszym ogródku. Słoneczniki mają tak grube łodygi, że praktycznie nie muszą być niczym podpierane a kiedy będzie trzeba je ściąć to chyba tylko piłą. Tydzień temu przyjaciółka od nasion przyleciała do nas w odwiedziny i nie mogła wyjść z podziwu, że takie giganty wyrosły
OLIWCE SELMES, Z OKAZJI URODZIN, ZDRÓWKA I SPEŁNIANIA MARZEŃ ŻYCZY MAJA Z RODZICAMI.
Z OKAZJI PIERWSZYCH URODZIN MAI MRÓZ ŻYCZYMY
SAMYCH RADOSNYCH CHWIL I SPEŁNIENIA NAWET TYCH NAJSKRYTSZYCH MARZEŃ:) SKŁADA KUMPEL KACPEREK Z RODZICAMI:*
IZIE I CHRISTIANOWI WILLIAMSON, Z OKAZJI 2 ROCZNICY ŚLUBU, KOLEJNYCH SZCZĘŚLIWYCH WSPÓLNYCH LAT ŻYCZĄ MROZY :)
3,60 m
z tych nasion. Ona w swoim ALEJ. I ROSNĄ D ogródku w Polsce zasiała te same nasiona i jej słoneczniki mają wielkość 1/3 tych wyhodowanych w Anglii. Być może angielski klimat lepiej im służy i tak wariacko rosną?
AMOWI, D A U M E N KOCHA DZIN, Z OKAZJI UROdowolenia z życia życzy siostra
hę ducha i za iej, miej pociec miłości, pogody się jak najczęśc y aj an ch pl ie e m oj Uś . szystkie Tw ze szwagrem iązek i niech w zw zo y rd an ba ud ę , Ci ów z dzieciak ą. Pamiętaj, że ocnie się spełni zawodowe ow zego! ystkiego najleps kochamy! Wsz
W DNIU URODZIN
TWYCH KOCHANA, POD DOSTATKIEM. ŻYCZĘ SZCZĘŚCIA ABY TROSKI I KŁOP OTY, ODPŁYNĘŁY GD SŁOŃCE NIECH CI ZA ZIEŚ UKRADKIEM. WSZE ŚWIECI, A NA TWARZY UŚMIECH CI NIE BRAKŁO – MA GOŚCI. I BY NIGDY RZEŃ, WIARY I MIŁO ŚCI. IWONCE MRÓZ Z OK AZJI 30-STYCH UROD ZIN MICHAŁ I KACPEREK MOC ŻYCZEŃ PRZE :) SYŁAJĄ ULA,
KACPER KOWI W OJCIECH Z OKAZ OWSKIEM U, ŻYCZĄ CIO JI 1 URODZ CIA IWON I N , W SZYSTK AIW UJEK KAM
IL Z MAJĄ .
IEGO, CO
NAJLEPS
ZE
www.pmagazyn.pl | 17
ZAPRASZAMY DO UMIESZCZENIA BEZPŁATNYCH OGŁOSZEŃ DROBNYCH NA ŁAMACH PETERBOROUGH MAGAZYNU.
Nasza gazeta wydawana jest w trybie miesięcznym – kolejne numery dostępne będą każdego pierwszego dnia miesiąca. Na ogłoszenia będziemy zatem czekać do 15. dnia poprzedniego miesiąca. Innymi słowy, jeżeli chcesz umieścić anons w naszym listopadowym numerze – należy się do nas zgłosić najpóźniej do 15. października. Zgłoszenia otrzymane przez naszą redakcję po dniu piętnastym danego miesiąca – nie będą mogły być opublikowane na czas. Nie mamy zamiaru limitować ogłoszeń, jeśli chodzi o ilość słow. Będzie zatem można na przykład opisać sprzedawany lub poszukiwany przedmiot dowolną liczbą wyrazów. Jako bezpłatne ogłoszenie drobne traktowany będzie każdy anons o niekomercyjnej sprzedaży, kupnie, zamianie, wymianie czy oddaniu za darmo danej rzeczy/produktu. Firmy czy usługodawcy, zainteresowani umieszczeniem swojej reklamy właśnie na Tablicy Ogłoszeń – będą mieli taką szansę. Obowiązywać jednak będzie preferencyjna cena. Po więcej szczegółów prosimy pisać na adres: redakcja@pmagazyn.pl.
JAK ZGŁOSIĆ OGŁOSZENIE DO PUBLIKACJI? – Ogłoszenie można przesłać drogą e-mailową: redakcja@pmagazyn.pl. Prosimy nie zapomnieć o podaniu swoich danych kontaktowych do umieszczenia w reklamie. – Treść ogłoszenia można również przesłać wiadomością tekstową na następujący numer: 07597 674 358. Dla tych osób, które mogą tekstować bezpłatnie do sieci o2 – wiadomość zostanie doręczona bez opłaty. Prosimy sprawdzić u swojego operatora, jaki będzie koszt wysyłki sms’a w przypadku braku darmowej taryfy.
WARSZTAT SAMOCHOD OWY – ENTERPRISE MOTORS
M ROWER 25 SPRZEDA er 25 1.4, rok produkcji
Warsztat samochod
owy – Enterprise Mo tors Serwis, naprawy, M. O.T. Ian Taylor tel.:01733 341133 kom.:07885 269238 Adres: Unit 1A, Warel y Road, Woodston, Peterborou gh, PE2 9PF
Sprzedam row czelka pod 2002, wszystko działa, usz super, lekko ik siln i ło głowicą dobra, sprzęg cena 1395, ra aże pas od wi zarysowane drz 21603 przebieg 78342 tel.: 075319
R
E
K
L
A
M
A
R
E
K
L
A
M
A
DOMOWE WYPIEKI I TORTY
VIOLET TRANSPORT
Transport-Przeprowadzki UK & EU
KONKURENCYJNE CENY SZYBKO I SOLIDNIE
Tel:07746464805
Trasa rowerowa - Grobla Celtycka
AMATORSKIE RADIO PETERBOROUGH
07783 012388 01733 554731 POSZUKUJEMY KANDYDATÓW
?
Tel: 07525210634
Chcesz zaangażować się w działalność amatorskiego radia internetowego?
7.4 mile/12 kilometrów/przewidywany czas 1 godzina 1. Zacznij trasę od Key Theatre i podążaj trasą rowerową Great Eastern wzdłuż rzeki Nene, oznaczoną w kierunku Stanground i Whittlesey. 2. Kontunuuj jazdę wzdłuż North Bank, bezpośrednio obok rzeki Nene. 3. Skręć w lewo i pojedź nachyloną rampą przez drewniany most w kierunku NCN1 i Flag Fen. 4. Wszystko po to, aby zrobić sobie małą przerwę i odwiedzić przepiękne Flag Fen. Po wszystkim można powrócić do North Bank. 5. Kiedy już wrócisz do North Bank, skręć w lewo w kierunku Shanks Millennium Bridge. 6. Przejedź przez Shanks Millennium Bridge. 7. U góry drogi skręć w prawo, w kierunku The Green Wheel. 8. Przejedź przez most na Stanground Lock i podążaj za znakami do centrum. 9. Skręć w prawo na Daffodil Grove. 10. Skręć w lewo na North Street. 11. Skręć w lewo na Mount Pleasant. 12. Ponieważ Mount Pleasant łączy się z Church Street, skręć w prawo na ścieżkę, która mija przód kościoła i kontynuuj przejazd przez przejście podziemne, przed skrętem w prawo. 13. Skręć w pierwszą lewą i zjedź do Embankment. 14. Wróć do Key Theatre.
źródło: travelchoise.org.uk
www.pmagazyn.pl |
1PMTLJF QSPEVLUZ 1PMTLJF XFEMJOZ 1PMTLJF QJXP 1PMTLB QSBTB 1PMTLJF MFLJ 1PMTLJF LPTNFUZLJ 1PMTLB PCTMVHB
5XPK TLMFQ
4LMFQ &VSPQPM KFTU QS[FETUBXJDJFMFN
1S[FLB[Z OB LPOUP 1-/ 1S[FLB[Z OB LPOUP (#1 1S[FLB[Z OB QPD[UF 0QMBUZ SBDIVOLPX X 11S[FLB[Z OB PLB[JDJFMB 1PMTLB mSNB [ XJFMPMFUOJB USBEZDKB X 6, UFSB[ KV[ J X 1FUFSCPSPVHI 1PMTLB m
&63010- -JODPMO 3PBE 1& /% ;BQSBT[BNZ EP TLMFQV | www.pmagazyn.pl