5 minute read
Spadający Holender
„Cichy bohater,” „płuca Liverpoolu”, „głównodowodzący akcji: wyrzucić Barcelonę z LM”, ale też „bezużyteczny” czy „przeceniany” . W stosunku do Giniego Wijnalduma przez lata padały różne określenia. Sam zawsze stawałem murem za tym piłkarzem, niejako broniąc go przed krytyką właśnie wymienionymi na początku określeniami. Przygoda Holendra na Anfield zdaje się powoli dobiegać końca. Sprawdźmy więc, jak to naprawdę wyglądało. Hamulec The Reds czy niezastąpiony box-to-box? Zaznaczę tylko, że wszystkie zgromadzone tutaj statystyki dotyczą wyłącznie meczów w Premier League i możemy zaczynać analizę. Zapraszam!
Advertisement
BARTEK BOJANOWSKI
Być może nie każdy pamięta, ale Wijnaldum zamienił barwy Newcastle United na kolor czerwony w lipcu 2016 roku. Od samego dołączenia do zespołu, Gini cieszył się bardzo dużym zaufaniem Kloppa. Dość powiedzieć, że na 38 ligowych kolejek, w swoim pierwszym sezonie na Anfield wystąpił w… tak, 38 meczach. Następne sezony to kolejno: 36, 33, 35 oraz 37 meczów. To bardzo dobrze pokazuje, jak ważnym piłkarzem w układance Kloppa był, czy też nadal jest Holender. Takiemu stanowi rzeczy sprzyja oczywiście też fakt, że Wijnaldum jest od momentu zmiany barw praktycznie odporny na kontuzje. Próżno szukać u niego informacji o urazach, który wykluczyłyby go z gry w koszulce The Reds. Serio, sprawdźcie sobie. Zawsze, gdy pojawiała się mediach informacja o potencjalnej pauzie spowodowanej kontuzją – Gini magicznie witał nas w podstawowej jedenastce. Cytując Michała Milowicza z mojej ulubionej polskiej komedii: „A co on jest ku***, RoboCop?”
Frustrująca stagnacja
Jednak bycie dostępnym przy układaniu składu nie może być wyznacznikiem użyteczności piłkarza. Sprawdźmy więc, czy najczęstszy zarzut w stronę Holendra – brak liczb ukazujących wkład w zdobywanie bramek – jest zasadny. Pierwsze 2 sezony na Anfield, czyli kampanie 2015/16 oraz 2016/17 były pod tym kątem całkiem niezłe. Gini zdobył w pierwszym z tych sezonów 11 bramek oraz 5 asyst, notując wynik na poziomie 6 bramek i 9 ostatnich podań rok później. Warto oczywiście zaznaczyć, że w tych dwóch kampaniach, Klopp bardzo często wystawiał go na pozycji skrajnej – nawet na skrzydle – gdzie miał więcej pola do podłączenia się bezpośrednio pod atak. Zaraz zrozumiecie, dlaczego to takie ważne. Bo, gdy spojrzymy na liczby od sezonu 2017/18 wzwyż i nie weźmiemy tego pod uwagę, możemy jedynie złapać się za głowę i zapytać: „Co się stało?” Kampanię 2017/18 zakończył bowiem z 1 trafieniem oraz 2 ostatnimi podaniami. 2018/19 to 3 gole, a następny 4. W tych 2 przypadkach nie było nawet mowy o ani jednej asyście, ani jednej! W momencie, w którym tworzę ten materiał, Liverpool ma za sobą 14 ligowych kolejek – oczywiście Wijnaldum zagrał w każdej z nich. Niestety znowu nie wygląda to dobrze – 1 bramka i znów brak wyłożenia piłki koledze z drużyny. Tutaj nawet ja, zagorzały obrońca Giniego muszę postawić sprawę jasno. Pomocnik, który nie notuje ostatniego podania przez 6832 minuty meczowe, nie może grać w drugiej linii zespołu aspirującego o miano najlepszej drużyny świata.
Pewne podania… lecz jakim kosztem?
Od lat broniłem Giniego skutecznością podań. Praktycznie rok w rok jest na czele tej klasyfikacji – ze średnią zawsze oscylującą na poziomie mnie więcej 90%. Jest to wynik bardzo dobry, można wręcz powiedzieć wybitny. Jednak, gdy zagłębimy się w nieco bardziej dokładne statystyki, szybko pojmiemy dlaczego właśnie tak się dzieje. Weźmy taki zeszły sezon – statystyka celności podań to 90,7%. Pięknie, prawda? No, nie do końca. Jeśli chodzi o średnią ilość podań na 90 minut meczowych, Wijnaldum takowych wykonuje około 50. Henderson, Milner czy Keïta wykonują w tym czasie około 75 zagrań. Fabinho oraz nawet Lallana to wyniki na poziomie około 65 podań. By nikt nie zarzucił mi tendencyjnych zestawień, wspomnę, że jedynie Oxlade-Chamberlain zanotował gorszy wynik – około 45 podań na 90 minut. Ale co właściwie wynika z tych liczb? A no to, że Gini unika wszelkiego ryzyka związanego z zagraniem piłki koledze z zespołu. Nieprzekonani? To jedziemy dalej. Mimo, że w zeszłej kampanii zagrał zdecydowanie więcej minut niż każdy wymieniony w tym akapicie zawodnik, dystans jaki pokonała piłka po kopnięciu Holendra jest dość niski. Zsumowana odległość na jaką została dostarczona piłka oraz średnia ilość podań pozwoliła mi wyciągnąć średnią długość podania. Spójrzcie na wyniki:
Jordan Henderson – średnio 17,38 metra Fabinho – średnio 17,7 metra James Milner – 17,47 metra Gini Wijnaldum – 15,64 metra
Zwróć cie uwagę, jak niewielkie są to różnice przy trzech pierwszych pozycjach. W tym momencie różnica pokroju 2 metrów w jednym podaniu zdaje się zyskiwać na znaczeniu, prawda? Jeśli chodzi o segment związany z szeroko pojętym podawaniem piłki, ciekawie prezentują się również statystyki skierowane w stronę ofensywnej użyteczności takowych zagrań. Kluczowe zagrania – podania, które bezpośrednio prowadzą do oddania strzału. Gini jest tutaj gorszy od każdego innego gracza 2 linii. Niestety, dramat. Nie jest lepiej, jeśli spojrzymy na zagrania dostarczane w „tercję”, której broni przeciwnik. Nie będę nawet dobijał Holendra wrzutkami w pole karne, bo podczas całej zeszłej kampanii zanotował okrągłe 0 takich zagrań.
Ostatnia deska ratunku
No okej, sam jestem trochę smutny i zaskoczony danymi, które dane mi było przeglądać w poprzednich segmentach. Sprawdźmy na koniec, jak Wijnaldum radzi sobie pod kątem defensywy. W końcu to właśnie taką rolę najczęściej odgrywa. No i tutaj dosłownie opada mi szczęka, ręce i poziom cukru. Łapcie po prostu statystyki. Na początek próby odbioru piłki. Wijnaldum zagrał o około 1000 minut więcej od Hendersona i Fabinho, ale jego licznik prób odbioru zatrzymał się na liczbie 37. Henderson zanotował 65 prób, Fabinho 77. Możemy pójść o krok dalej i podzielić boisko na 3 równe strefy – obrony, środkową oraz ataku. W takim zestawieniu Holender znajduje się zawsze w dolnej połowie tabeli ze wszystkich naszych pomocników. Gini zakłada również najmniejszy pressing na rywalu. Notuje również najmniej przechwytów oraz najmniej bloków. Na papierze wygląda wręcz koszmarnie.
Podsumowanie… kariery w Liverpoolu?
W mediach coraz głośniej ostatnio o potencjalnym odejściu Holendra w lecie przyszłego roku.
Sam mam bardzo duży sentyment do sympatycznego pomocnika i zawsze będę pamiętał ikoniczny wręcz moment, gdy sędzia, przy wyniku 4:0, zagwizdał po raz ostatni na Anfield, a Wijnaldum odprawiając z kwitkiem Barcelonę, osunął się na kolana z niedowierzaniem. Ten obrazek zostanie ze mną do końca życia i za to jestem mu ogromnie wdzięczny.
Jednak spoglądając obiektywnie na wszystkie przytoczone przeze mnie liczby, jasne staje się, że użyteczność Giniego w naszych barwach jest po prostu echem przeszłości. To odejście to jeszcze nic pewnego, jednak pozwolę sobie już to zrobić. Dziękuję za wszystko, Gini! Zostaniesz zapamiętany, powodzenia w przyszłości!