4 minute read
Za dobry na Barcelonę, za słaby na Liverpool?
ZA DOBRY NA BARCELONĘ,
ZA SŁABY NA LIVERPOOL?
Advertisement
Wróćmy dziś myślami do rewanżowego meczu z Barceloną w półfinale Ligi Mistrzów, który odbył się 7 maja 2019 roku. Czy wierzyliście w to, że uda nam się odrobić straty, mimo braku kontuzjowanych Mohameda Salaha oraz Roberto Firmino? Czy jako kibice The Reds wyobrażaliście sobie, że Xherdan Shaqiri oraz Divock Origi będą potrafili zdominować takich zawodników jak Jordi Alba, Gerard Piqué, Clément Lenglet czy Sergi Roberto?
DAMIAN ŚWIĘCICKI
Ja wierzyłem. Kłóciłem się na przeróżnych forach, że to nie koniec rywalizacji, chciałem zakładać ze znanymi mi fanami Barcelony o awans The Reds do wielkiego finału, ale Ci tylko patrzyli na mnie z politowanem. Nigdy jednak nie sądziłem, że bohaterem tego meczu może zostać Divock Origi, który nigdy wcześniej nie przekonywał mnie swoją grą. Gdy kilka tygodni później przypieczętował dla nas szósty tytuł najlepszej drużyny Europy, wśród kibiców The Reds wybuchła mania gloryfikowania wychowanka belgijskiego Genk. Wiele osób sądziło, że w głowie młodego Belga coś się przestawiło, że będzie on realnym wzmocnieniem drużyny Kloppa, że stanie się on zawodnikiem, który będzie w stanie odciążyć nasze przemęczone trio - Salah, Firmino, Mané. The Normal One od początku sezonu 2019/2020 dawał byłemu piłkarzowi Lille niezliczoną ilość szans. Gdy w pierwszej kolejce Divock w spotkaniu przeciwko Norwich strzelił bramkę oraz zaliczył asystę, wydawało się, że nasze marzenia o nowym napastniku można odłożyć do szuflady. Później jednak w grze naszego bohatera nastąpił przestój, który trwał aż do derbowego spotkania z Evertonem w piętnastej kolejce Premier League. W tym szalonym meczu, który wygraliśmy 5:2, reprezentant Belgii ustrzelił dublet. Później jednak znów celownik Origiego się zaciął, a Jürgen Klopp coraz mniej wierzył w umiejętności wychowanka Genk. Ilość otrzymywanych minut diametralnie spadła, bywały nawet spotkania jak te z Southampton, Norwich i West Hamem, gdy Belg, nawet mimo wysokiego prowadzenia The Reds, nie podniósł się z ławki rezerwowych. Gołym okiem było widać, że styl gry Origiego, ani nie pasuje do roli środkowego napastnika, który u Kloppa często pełni rolę pierwszego obrońcy oraz rozgrywającego, ani do roli skrzydłowego, który musi wykazywać się niesamowitą szybkością oraz umiejętną współpracą z bocznymi obrońcami. O ile Mané i Salah nie mają trudności w zamienieniu się stronami, to ja nie przypominam sobie momentu, w którym widziałbym Belga, który operuje bliżej prawej strefy boiska. W kadrze The Reds brakowało alternatywy. Wiedział o tym Klopp, wiedział o tym również Edwards,
ZA DOBRY NA BARCELONĘ,
który wykorzystał okazję i podpisał kontrakt z wszechstronnym atakującym Red Bull Salzburg - Takumim Minamino, który może zarówno pełnić rolę skrzydłowego oraz cofniętego napastnika. Sprowadzenie reprezentanta Japonii było jasnym sygnałem dla Origiego, że klub szuka nowych rozwiązań. Wydawało się, że sytuacja ta podziała na Belga jak płachta na byka. Nic bardziej mylnego. Divock coraz bardziej gasł, a jego występy przechodziły bez wielkiego echa. Gdy latem The Reds ubiegali się o podpis Timo Wernera, stało się jasne, że zbyt szeroka kadra musi zostać uszczuplona. Większość kibiców Liverpoolu była przekonana, że to ostatnie chwilę wychowanka Genk na Anfield. Nie udało się z Wernerem, udało się za to z Diogo Jotą, którego transfer okazał się strzałem w dziesiątkę,
Posiadanie w zespole Firmino, Salaha, Mané, Minamino i Joty niewątpliwie zmarginalizowało pozycję Origiego na Anfield. Prawdziwym gwoździem do jego trumny były jednak występy w obecnej edycji Lidze Mistrzów, gdzie Divock nie zrobił absolutnie nic, by przekonać do siebie Kloppa. Nawet w starciu z FC Midtjylland wyglądał przy piłkarzach duńskiej czerwonej latarni jak ubogi krewny, któremu brakuje przede wszystkim chęci do gry. W obecnej kampanii Premier League Origi zagrał dokładnie… 7 minut. Dla porównania w tym samym okresie Takumi Minamino otrzymał od Kloppa 280 minut. Sytuacji Origiego nie zmieni nawet kontuzja Diogo Joty, ponieważ do zdrowia powrócili Xherdan Shaqiri oraz Alex Oxlade-Chamberlain, któ-
Takich magicznych dotknięć, jak te w meczu z Barceloną w 2019 r. w wykonaniu Belga później już nie widzieliśmy. Czy Divocka Origiego stać jeszcze na wzniesienie się na wyżyny swoich umiejętności i dać The Reds to czego oczekuje od niego trener? fot.: independent.co.uk
rzy mogą występować zarówno w środku pola oraz jako zmiennicy dla Sadio Mané i Mohameda Salaha. The Athletic oraz Daily Mail w ostatnich dniach podali, że usługami Belga zainteresowani są właściciele Wolverhampton Wanderers, którzy szukają alternatywy dla poważnie kontuzjowanego Raúla Jiméneza oraz niedoświadczonego Fábio Silvy. Żądana kwota przez Liverpool ma oscylować w granicach 20 milionów funtów. Edwards, musisz! Gdy Origi podpisywał kontrakt z Liverpoolem, wydawało się, że dołączy on do grona niesamowitych wychowanków Blauw-Wit: Thibaut Courtois oraz Kevin De Bruyne to najjaśniejsze przykłady fantastycznego szkolenia w belgijskim klubie. Dodatkowo na korzyść Divocka przemawiał fakt, że grał on w klubie, który ukształtował takich zawodników jak: Gervinho, Eden Hazard, Lucas Digne, Michel Bastos, Idrissa Gueye, Éric Abidal, Benjamin Pavard czy Bruno Cheyrou.
Dziś już wiemy, że dla Belga nie ma miejsca w Liverpoolu. Zimowe okno transferowe to dobry czas, by sprzedać piłkarza. Wolves jest zdeterminowane, The Reds również powinni być. Skoro udało się sprzedać takich zawodników za Benteke, Sakho, Ibe, Brewster, czy Solanke, to i z Origim nie powinno być problemu. 147 spotkań, 35 bramek oraz 14 asyst to zdecydowanie za mało jak na taki klub. Tutaj nawet nie chodzi o liczby, ale o zaangażowanie i chęć dostosowania się do wymagań, jakie stawia przed Tobą trener.
Nigdy nie zapomnimy spotkania z Barceloną, ale każdy cykl się kiedyś kończy. Powodzenia, Divock.