nr 3/2019 (76) ISSN 2451-2079
Sztuka na uczelni
W numerze: Intro
Dorota Nieznalska Mikołaj Birek Magazyn // nr 03/2019 (76) Dominika Piętak
Wyższa Szkoła
Magda Louis Łukasz Błąd Informatyki i Zarządzania Piotr Rędziniak
w Rzeszowie
1
Dziewczynka ze wsi łemkowskiej z okolic Krynicy | Girl from Lemko village near Krynica, 1940, Archiwum Uniwersytetu Jagiellońskiego | Jagiellonian University Archives
dorota nieznalska 26.4–18.8.2019
Przemoc i pamięć Violence and Memory
muzeum sztuki współczesnej w krakowie mocak mocak museum of contemporary art in krakow ul. lipowa 4, www.mocak.pl
zrealizowano przy pomocy finansowej województwa pomorskiego. projekt powstał dzięki współpracy z instytutem etnologii i antropologii kulturowej uniwersytetu jagielońskiego i archiwum uj w krakowie with financial support of the pomeranian voivodeship and in collaboration with the jagiellonian university institute of ethnology and cultural anthropology and the jagiellonian university archives in krakow
muzeum sztuki współczesnej w krakowie mocak - instytucja kultury miasta krakowa | mocak the museum of contemporary art in krakow - a cultural institution of the city of krakow partner mocak-u mocak partner
2
patron galerii re re gallery patron
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie patroni medialni media patrons
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
SPIS TREŚCI
Drodzy Czytelnicy Intro.Magazynu! Ten numer „Intro.Magazynu” wydajemy w momencie, w którym już wiemy, że po raz kolejny rekrutacja na Grafikę komputerową i produkcję multimedialną na naszej Uczelni wypadła znakomicie. Od wielu lat kształcenie w tym zakresie jest coraz bardziej popularne w stolicy Podkarpacia, co więcej – wraz z rozwojem nowoczesnych technologii i ich wykorzystania w procesie twórczym, zainteresowanie tą ścieżką jest coraz większe. Wydaje się, że oto nadeszły czasy, kiedy na sztuce i talencie artystycznym można jednak zarabiać – i to całkiem nieźle. Tym, którzy już wybrali Wyższą Szkołę Informatyki i Zarządzania, chcemy zatem przedstawić naszych wykładowców z kierunku graficznego – nie wszystkich rzecz jasna zdradzimy od razu. Chcemy jednak dać Wam namiastkę tego, co Was czeka na kierunku już od października i z kim będziecie mieć do czynienia. Tym z kolei, którzy jeszcze się nie zdecydowali, szukają swojej życiowej drogi, gdzieś ich coś gna i czują w sobie artystyczne zacięcie, ale nie wiedzą co z nim zrobić, chcemy pokazać, jak twórczo można rozwijać się zawodowo, jak przekuć talent w codzienną pracę i być szcześliwym człowiekiem. Nie będę wyliczać, co ciekawego w tym specjalnym artystycznym wydaniu. Sprawdźcie sami, eksplorujcie i dajcie się zaskoczyć. I do zobaczenia w październiku!
SZTUKA ZAANGAŻOWANA
04
Dorota Nieznalska: dla Intro Magazynu Badania w ramach wystawy Przemoc i Pamięć. Kolekcja Institut für Deutsche Ostarbeit, Krakau 1949-1945
SZTUKA NA UCZELNI
08 28 35 44 50 56
Mikołaj Birek: W życiu musisz sobie radzić nawet jeśli jesteś artystą
Dominika Piętak: Nauczanie to też działalność twórcza
Jak kształcimy? Pracownia fotografii cyfrowej w WSIiZ
Magdą Louis: Im więcej piszesz, tym lepiej Ci to wychodzi Łukasz Błąd: WSIiZ ma talent może być początkiem wielkiej przygody
Zaplanuj udział we WSIiZ art Talent 2019
SZTUKA W RZESZOWIE
62 70
Biuro Wystaw prawdziwy dom
Artystycznych.
Dom
sztuki
to
Takiego sezonu w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej jeszcze nie było! Co przegapiliście? Co jest do nadrobienia?
Redakcja: Red. wydania: dr Iwona Leonowicz-Bukała
Dr Iwona Leonowicz-Bukała
Redakcja: Michał Mryczko, Aleksandra Derencz, Patrycja Kot, Kamil Ząbczyk, Sylwia Buksa, Magdalena Kiełbowicz
Wydawca:
Skład:
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania
Izabella Bednarz, Karolina Góraj, Sylwia Wójcik
z siedzibą w Rzeszowie Adres: ul. Sucharskiego 2, 35-225 Rzeszów tel.: 17 866 11 11 fax: +48 17 866 12 22 e-mail: wsiz@wsiz.rzeszow.pl
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Zdjęcia: Dominika Piętak, Adam Piętak, Grzegorz Bukała, Damian Arciszewski, Damian Kramski, Maciej Rałowski
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
3
Sztuka zaangażowana
Badania w ramach wystawy Przemoc i Pamięć. Kolekcja Institut für Deutsche
Dorota Nieznalska
Ostarbeit, Krakau 1949-1945 Dorota Nieznalska dla Intro Magazynu Kiedy wiosną 2016 roku dość przypadkowo trafiłam na najnowsze wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Antropologia i etnologia w czasie wojny, nie przypuszczałam, że temat tej obszernej monografii pochłonie mnie całkowicie na kolejne lata. Podtytuł opracowania: Działalność Sektion Rassen- und Volkstrumsforschung Institut für Deutsche Ostarbeit, Krakau 1940-1944, w świetle nowych materiałów źródłowych, sugerował wchodzenie w obszar nieznanych mi zupełnie badań naukowych, i zdecydowanie nie było to zachęcające. Nic bardziej mylnego! Jak się przekonałam wszystkie zgromadzone teksty różnych autorów okazały się arcyciekawe. Mimo, iż zagadnienie zostało opracowane wszechstronnie i wyczerpująco, miałam potrzebę kontynuowania tematu i poznania wszystkich, nawet z pozoru mało istotnych wątków badań antropologicznych ietnograficznych w kontekście działalności Instytutu Niemieckiej Pracy Wschodniej. W tym miejscu można postawić pytanie, czy sztuka współczesna, którą zajmuję się od dwudziestu lat, w zakresie rzeźby, obliguje
4
mnie równocześnie do bycia antropologiem, etnologiem, naukowcem czy historykiem? Z doświadczenia mogę stwierdzić, że tak. Wiedza, jej zdobycie, pozyskanie jest najciekawszym i najistotniejszym momentem w procesie koncepcji czy realizacji przyszłego projektu. Podczas czteroletniej pracy z materiałami IDO, podstawową intencją, oprócz ujawnienia i upublicznienia mało znanych archiwów powstałych podczas II wojny światowej znajdujących się obecnie w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Archiwum Uniwersytetu Jagiellońskiego, była próba krytycznego przyjrzenia się ich „naukowej” wartości równocześnie upamiętnienie dziedzictwa kulturowego badanych w tamtym czasie regionów. Wykorzystane do projektów archiwalne materiały fotograficzne pochodzą z sekcji rasowo-ludoznawczej, krajoznawczej Institut für Deutsche Ostarbeit (IDO). Instytut miał w intencji Hansa Franka (Gubernatora Generalnego GG) zostać przekształcony
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka zaangażowana
Dziewczynka ze wsi łemkowskiej z okolic Krynicy, Generalne Gubernatorstwo, 1940, Archiwum Uniwersytetu Jagiellońskiego.
w niemiecki uniwersytet w Krakowie. Fotografie ukazywać miały walory przyrodnicze Generalnego Gubernatorstwa, zacofanie kulturowe ziem podbitej Polski, jak również dowodzić odwiecznej niemieckiej obecności na „Wschodzie” tłumaczonej jako „niemiecka misja cywilizacyjna”. Materiały archiwalne, które analizowałam stanowią również refleksję nad wykorzystaniem metod antropologii i etnografii, oraz historii sztuki przez narodowy socjalizm, ukazują uwikłanie nauki w totalitaryzm, a także dwuznaczny status neutralnych i niewinnych na pierwszy rzut oka krajoznawczych i etnograficznych fotografii. Zdjęcia przedstawiające ludność łemkowską, polską, ukraińską, góralską nie różnią się przeważnie od tradycyjnej dokumentacji fotograficznej o walorze etnograficznym czy krajoznawczym. Jest oczywiste, że wszystkie czynności związane z badaniem ludności na okupowanych podczas II wojny terenach, tj.: fotografie twarzy, poszczególnych części
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
ciała, wywiady medyczne, ankiety psychologiczne, socjologiczne, antropologiczne były obowiązkowe, miały charakter przymusowy. Zatem czym był i w jakim celu powstał Institut für Deutsche Ostarbeit (IDO)? Założenie w Krakowie niemieckiej placówki o ambicjach naukowych nastąpiło podczas II wojny światowej po zamknięciu Uniwersytetu Jagiellońskiego. 20 kwietnia 1940 roku – w dniu urodzin Adolfa Hitlera – decyzją Hansa Franka, szefa Generalnego Gubernatorostwa, powołany został Institut für Deutsche Ostarbeit. Frank sam siebie mianował jego prezesem, na dyrektora zaś wyznaczył Wilhelma Coblitza. Instytut umieszczono w murach UJ, jego placówki filialne utworzono w Warszawie i Lwowie; planowano utworzenie dalszych. IDO posiadał jedenaście sekcji zajmujących się rozmaitymi zagadnieniami. Był pomyślany jako zalążek przyszłego niemieckiego uniwersytetu,
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
5
Sztuka zaangażowana
Kobieta, za nią badacz z IDO, Nowa Wieś, Krynica, powiat nowosądecki, Generalne Gubernatorstwo, 1940, Sektion Rassen- und Volkstrumsforschung IDO, Archiwum Uniwersytetu Jagiellońskiego.
podobnego do tworzonego w Poznaniu. Kilka sekcji, w tym głównie sekcja rasowa i ludoznawcza, kierowana przez antropologów austriackich, podejmowało ekspedycje badawcze. Kierowano je między innymi do getta w Tarnowie, na Podhale, ziemię sądecką, do wsi łemkowskich. Część projektów i analiz IDO dotyczyło celów, które władze niemieckie chciały realizować w Europie Środkowej i Wschodniej po wojnie. Chodziło zarówno o politykę ekonomiczną, jak i etniczną: wydzielenie grup etnicznych i segregację podbitej ludności. W połowie 1944 roku, gdy z frontu wschodniego nadeszły wieści o klęskach wojsk niemieckich, dyrektor Coblitz zarządził ewakuację zbiorów IDO. Ukryto je w dwóch bawarskich zamkach: Zandt i Miltach. Gdy Bawaria została zajęta przez armię amerykańską, zbiory IDO przetransportowano do
6
USA pod kuratelę Departamentu Wojny. W lutym 1947 roku instytucja, która skrzynie przechowywała – Medical Inteligence Section of the United States’ Suregon General’s Office – przekazała siedem skrzyń do Smithsonian Institution w Waszyngtonie. 22 stycznia 2008 roku w Ambasadzie RP w Waszyngtonie nastąpiło uroczyste przekazanie Uniwersytetowi Jagiellońskiemu przez władze Smithsonian Institution kolekcji Sektion Rassen- und Volkstumsforschung działającej w ramach Institut für Deutsche Ostarbeit (IDO). Krakowską uczelnię reprezentowali: rektor prof. Karol Musioł oraz dyrektor Archiwum UJ dr hab. Krzysztof Stopka. Do tej pory kolekcja ta była przechowywana w National Museum of Natural History (Smithsonian Institution) w Waszyngtonie. Zgodnie z umową zawartą 14 lipca 2006 roku między UJ a NMNH zbiory zostały poddane konserwacji i digitalizacji. Koszty przedsię-
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka zaangażowana
wzięcia pokrył Uniwersytet Jagielloński oraz US Holocaust Muzeum w Waszyngtonie. Oprócz niewątpliwie zbrodniczych celów i pseudo naukowych badań podporządkowanych nazistowskiej „teorii rasy”, archiwalne materiały, które obecnie tworzą obszerną składającą się z ponad 70 000 tys. plików kolekcję IDO, są według mnie fenomenem. Bardzo dokładnie i skrupulat-
nie opisują oraz ujawniają różnorodność etniczną i kulturową badanych grup ludności, która po przymusowych wysiedleniach i pacyfikacji z terenów Bieszczadów, Beskidu Niskiego, Roztocza, Pogórza Przemyskiego, dokonanych w 1947 roku, podczas akcji „Wisła” bezpowrotnie utraciła swoje domy, dobytek, kulturę, tożsamość.
Dorota Nieznalska Artystka, absolwentka Wydziału Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Mieszka i pracuje w Gdańsku. Brała udział w ponad dwustu wystawach zbiorowych i indywidualnych w kraju i za granicą. Jej prace znajdują się w kolekcjach m.in. Muzeum Narodowego w Gdańsku, NOMUS Nowe Muzeum, MOCAK w Krakowie, Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia, Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku, Galerii Arsenał w Białymstoku, Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku, Norrtelje Konsthalle w Szwecji, Kunstforum Ostdeutsche Galerie w Regensburgu. W 2012 roku otrzymała Stypendium Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego za wybitne osiągnięcia artystyczne. W 2013 roku uzyskała stopień doktora na Wydziale Rzeźby, Kierunek Intermedia w Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. W latach 2010-2017 wykładowczyni na Wydziale Rzeźby i Intermediów. Realizuje prace z zakresu rzeźby, instalacji, fotografii, wideo. W swoich wczesnych pracach wykorzystywała między innymi symbole religijne. Problem silnej tradycji katolickiej panującej w Polsce łączyła z męską dominacją w społeczeństwie. Poruszała także tematy tożsamości, seksualności oraz stereotypowych ról kobiet i mężczyzn. Obecnie interesują ją zagadnienia relacji społecznych i politycznych w kontekście przemocy. Realizuje projekty badawcze dotyczące miejsc pamięci, śladów pamięci/zapomnienia oraz historii.
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
7
Mikołaj Birek: W zyciu musisz sobie radzić, nawet jeśli jesteś artystą
Mikołaj Birek
Ma 32 lata. Urodzony w Łodzi, wychowany w Rzeszowie. Absolwent tutejszej Ogólnokształcącej Szkoły Sztuk Pięknych oraz Wydziału Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie na kierunku Grafika. Autor wystaw indywidualnych, laureat kilku nagród w dziedzinie animacji. Od 2013 związany z Wyższą Szkołą Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, obecnie asystent w Zakładzie Grafiki Komputerowej tej uczelni. Prowadzi zajęcia m.in. z Pracowni animacji, Grafiki multimedialnej, Rysunku i kompozycji oraz Digital paintingu. O tym, jak tworzy siebie jako artystę, z Mikołajem Birkiem rozmawiała Iwona Leonowicz-Bukała.
8
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
Iwona Leonowicz-Bukała: Na początek zechcę zderzyć to, co o Tobie mówi sieć z prawdziwym Mikołajem Birkiem. Zajmujesz się rysunkiem, ilustracją, animacją 2D, montażem wideo, kompozycją i obróbką dźwięku. To bardzo szeroki zakres. Czy któraś z tych dziedzin jest dla Ciebie najważniejsza? Mikołaj Birek: Animacja, na pewno animacja. Pewnie dlatego, że łączy w sobie wiele innych technik, jest najbardziej multimedialna. Dlatego zresztą zacząłem się nią zajmować. Moją pierwotną pasją była grafika, do tego dołączyła muzyka, dźwięk, no i do tego jeszcze ruch. To wszystko spięte w całość tworzy pełny, żyjący świat. Dla mnie to najwyższa forma tego, co jestem w stanie stworzyć. ILB: Mimo to, animacji na swoim koncie nie masz wiele. To chyba bardzo czasochłonna praca? MB: Tak, to jest bardzo trudny proces – długotrwały jak mówisz. Miałem na to czas, kiedy byłem jeszcze na studiach, potem na kilka lat po dyplomie zająłem się pracą komercyjną i fizycznie nie miałem na to czasu. To jest też bardzo wypalające dla mnie, praca nad animacją. Stworzenie filmu trwa długo. Zwolnienie pokładów inspiracji do pracy nad nim i potem ponowne napełnienie tej „studni” trwa. Teraz noszę się z pomysłem na animację, który dojrzewa od kilku dobrych lat, więc sądzę, że powstanie coś dobrego. ILB: Kilka miesięcy temu powstała praca graficzna pt. Density. Skądinąd wiem, że pracowałeś nad nią codziennie około dwóch tygodni. Skąd tyle cierpliwości?
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
MB: Po pierwsze, bardzo mnie uspokaja tworzenie, a przez motywy, które wybieram cierpliwość do tej pracy jest nieodzowna. Z drugiej strony, to trochę śmieszne, że to pada z moich ust, bo generalnie jestem bardzo niecierpliwy i większość rzeczy, które robię, powstaje dość szybko. Wracając do animacji, to właśnie z powodu braku cierpliwości, mój sposób pracy oparty jest na technice wycinanki. Zamiast rysować klatka po klatce poszczególne fazy ruchu, po prostu poruszam pojedyncze elementy, czy to wagony pociągu, czy ręce postaci, która wygląda jak płaska pacynka. To dużo szybszy sposób animowania niż rysowanie klatka po klatce. Mimo tej niecierpliwości, wiele prac, które robiłem, zajęło mi wiele godzin. Nie da się tego zrobić inaczej, jeśli chcę robić to, co robię. ILB: Czyli co? MB: Tworzę sztukę przedstawiającą – poruszam się w estetyce realistycznej, co zakłada konieczność pokazania pewnych detali. Interesuje mnie szczegół, faktura, materie. Myślę nawet, że tworzenie w ten sposób ma dla mnie jakąś wartość terapeutycznie uspokajającą. ILB: Oprócz animacji, bardzo wiele prac, które wychodzą z Twojej pracowni, to prace malarskie. Nie stosujesz jednak tradycyjnych technik, pędzli, farb, sztalug – a tzw. malarstwo cyfrowe. MB: Tak, właściwie jest to dokładnie to samo, co tradycyjne malarstwo, tylko sam akt tworzenia odbywa się w przestrzeni komputerowej, z użyciem odpowiedniego oprogramowania i dodatku do komputera w postaci tabletu graficznego, który po-
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
9
Sztuka na uczelni
zwala mi ruchy pióra – czyli odpowiednika pędzla – przenieść na „cyfrowe płótno”. Na tym płótnie z użyciem pędzli, kolorów, mieszania, nakładania, tworzenia faktur – powstaje obraz. Efekt jest bardzo zbliżony do malarstwa tradycyjnego – choć nie musi tak być. Jest to jakaś decyzja z mojej strony, że takiej stylistyki malarskiej się trzymam. ILB: A czemu malarstwo cyfrowe a nie tradycyjne? Ma jakieś przewagi? MB: Dla mnie ma bardzo dużą przewagę, przede wszystkim jest dużo szybsze… ILB: Czyli jest to technika dla niecierpliwych? MB: Tak, dokładnie tak. Dzięki tej technice potrafię bardzo szybko namalować obraz, choć czasami zdarza się, że się ciągnie i ciągnie. Niemniej, na ogół jest szybsze i czystsze, nie śmierdzi. ILB: Ale wcześniej malowałeś także farbami? MB: Wcześniej malowałem temperą, czyli farbami wodnymi, później farbami olejnymi, chodziłem w plener… To wszystko ma swój urok i jest jakiś etos tradycyjnego artysty w tym wszystkim. Odbiór dzieła namalowanego farbą, technikami analogowymi, też będzie inny oczywiście niż odbiór dzieła cyfrowego. ILB: Dla odbiorcy czy dla twórcy? MB: Wydaje mi się, że jedno i drugie. Sam akt tworzenia wygląda inaczej. Są ludzie, którzy nie chcą malować cyfrowo, bo wolą kontakt z płótnem, wolą robić podmalówki, kochają ten zapach terpentyny, brud farby. Poza tym praca cyfrowa jednak zawsze bę-
10
dzie płaska – a malowanie farbą olejną daje nam możliwość tworzenia tzw. impastów, czyli grubych warstw farby, które tworzą dodatkowe walory przestrzenne. Zatem dla mnie – wybór techniki cyfrowej to wygoda przede wszystkim i szybkość. ILB: Kiedy oglądam Twoje prace, to widzę, że inspiruje Cię głównie natura, podczas, gdy wielu artystów sięga do człowieka przede wszystkim. Dlaczego natura? MB: Tutaj muszę wspomnieć trochę o mojej historii. Wychowałem się właściwie na wsi – przez całe dzieciństwo do 18-19 roku życia, każde wakacje, ferie, spędzaliśmy z rodzeństwem w domu naszych dziadków na Dolnym Śląsku, w malutkiej wiosce położonej pięknie wśród pól, gór, lasów. Tak mocno działało to na mnie przez większą część mojego życia, że jakoś ze mną zostało. ILB: A człowiek? MB: Oczywiście człowiek też mnie interesuje. Bardzo często kiedy szkicuję coś, jest to postać. Mam w doroboku kilka portretów żony na przykład, która jest dla mnie dużym wsparciem – trochę jak kotwica, która mnie trzyma na ziemi, żebym sobie nie odlecia w kosmos. Więc tak, malowałem żonę między innymi. Natomiast w ogóle, prawie nigdy nie rysuję natury, szkicując tak sobie. Przewrotnie – jeśli szkicuję przyrodę, to raczej z natury. Wracając jednak do pytania – to obcowanie z naturą, z przyrodą, oczyszcza mnie jako osobę i to jest główna motywacja jakaś osobista do zajmowania się tym tematem w malarstwie. ILB: Do tego dochodzi jeszcze historia Twojej rodziny… MB: Tak, pierwszy film, jaki zrealizowałem
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
Fot. Dominika Piętak
Fot. Dominika Piętak
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
11
Sztuka na uczelni
(Tory) zbiegł się ze śmiercią mojej babci. Drugi (Pies mojej babci) był już bezpośrednim efektem tej śmierci, która w moim życiu oddziałała na mnie chyba dotychczas najmocniej. Jestem bardzo emocjonalnie związany z tamtymi stronami. Jest tam wielki, poniemiecki dom, któremu zresztą poświęciłem osobne filmy (Dom, Dom II). Te wszystkie okolice to jest mój azyl, takie sanktuarium. Nawet niekoniecznie sama przyroda mnie inspiruje, chociaż też oczywiście, natomiast to ma znaczenie, że to jest tam właśnie – że to są tamte rejony, które ja maluję, tamte lasy, tamte jeziora. ILB: W ostatnim miesiącach malujesz bardzo dużo, co widać choćby po publikacjach w mediach społecznościowych. Otworzyłeś także przewód doktorski na Wydziale Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Jakiś twórczy przełom? MB: Tak, wydaje mi się, że przełamałem główny problem swojej dotychczasowej działalności, jakim była niekonsekwencja. Przez to, że jestem niecierpliwy, często zaczynam coś robić i rzucam to, czy do tej pory rzucałem. W jakiś sposób nie mogłem się skupić na realizacji jednego projektu, nie byłem w stanie utrzymać takiej dyscypliny pracy, która jest niezbędna. To jest spory problem ze studentami – rozmawiamy o tym na zajęciach – jak przełamać zastój twórczy, jak wymusić na sobie kreatywność. ILB: Właśnie o to też chciałam cię zapytać, bo dla wielu ludzi działalność artystyczna, uprawianie sztuki to nie jest „prawdziwa praca” tylko raczej „hobby”. Ciekawi mnie, jak się podchodzi do tego rodzaju obowiązków zawodowych – wstaje się rano z kubkiem kawy? Czy siedzi się jednak w nocy?
12
MB: Ja siedzę w nocy, bo wtedy wszyscy inni śpią. Rankiem robi się inne rzeczy – ogarnia koty, śniadanie, idzie się na zajęcia ze studentami… Natomiast to musi być traktowane jak praca, jeśli chce się to robić sumiennie, poprawiać, ulepszać – musi być w tym pewna dyscyplina. Malowanie to umiejętność manualna i tego typu umiejętności – niewykorzystywane – zanikają. ILB: Można przestać umieć malować? MB: Widzę to tak, że jeśli tylko od czasu do czasu zapalamy jakąś lampkę, to oczywiście widać, że ktoś tą umiejętność posiada, że ona jest. Jeśli jednak nie maluje się na bieżąco, to ten rozwój jest albo bardzo powolny albo wręcz twórca zatrzymuje się na pewnym poziomie i nie rusza z miejsca. W momencie, kiedy maluje się dużo i często, te umiejętności rozwijają się szybko. Zmienia się też podejście do tego, co się tworzy. ILB: Co masz na myśli? MB: Miałem taki problem, że siadając do rysowania czy malowania raz na jakiś czas, zawsze wracałem do jakichś motywów, które sprawiały mi przyjemność, a to niekoniecznie musi oznaczać, że było to wartościowe albo rozwijało mnie twórczo w jakikolwiek sposób. W momencie, kiedy robię tego bardzo dużo, tak jak teraz powstaje bardzo wiele obrazów, mogę się „wymalować” z tych motywów, które w pewien sposób wzbudzają we mnie potrzebę spełnienia tematu – namalowania jakiegoś widoku czy pejzażu i wejścia w inny, poruszania kolejnych tematów i ujęć, szukania nowych inspiracji. W moim przypadku to jest rysowanie w kółko i w kółko pejzaży. W momencie kiedy maluję ich dużo, zaczynam wprowadzać pewne dysntynktywne elementy, zacząłem też budować pewną narrację między kolej-
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
nymi pracami. Wszystko to, nad czym pracuję od kilkunastu miesięcy, traktuję więc jako pewien ciąg, jedną realizację, mimo, że podejmuję nieco inne motywy… Jakie było pytanie? (śmiech) ILB: To co mówisz wciąż dotyczy tematu rozmowy, ale zmieńmy go teraz, odbiegając od pejzaży, a przechodząc do prac, nawiązujących do „Gwiezdnych Wojen”. Może teraz podpadnę, ale zastanawiałam się, czy Cię o to pytać, bo wszyscy pytają – ale Ty chyba lubisz o tym mówić? MB: Teraz trzeba napisać w tekście, że rozmówca podniósł sweter, obnażając z dumą koszulkę z „Gwiezdnymi Wojnami” (śmiech). Tak, „Gwiezdne Wojny” to moja popkulturowa miłość od wczesnego dzieciństwa i tak samo, jak mnie ukształtowały te pejzaże, które mnie uduchawiają i tworzą tą osobę, którą jestem, tak samo „Gwiezdne Wojny”, miecze świetlne, moc, wybuchy, lasery konstruują drugą stronę mojej osobowości. ILB: Rozumiem, ale dlaczego od razu to malować? MB: Jest to – uważam – na tyle wizualnie inspirujące i tak zawładnęło moją świadomością od wczesnego dzieciństwa, że wracanie do tego tematu od czasu do czasu, narysowanie jakiejś sceny czy postaci, sprawia mi po prostu olbrzymią przyjemność. Jeśli założymy, że moją pracą jest malowanie, to wewnątrz tego jest miejsce na niezobowiązujące hobby w postaci malowania „Gwiezdnych Wojen”. ILB: A koty? Zapytam o nie tylko w kontekście twórczości artystycznej, bo to kolejny temat „must be” związany z Twoją osobą.
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
MB: Koty (śmiech). Koty rysuję często na kartkach świątecznych, które rozsyłam znajomym przez Internet, natomiast zdarzyło mi się narysować kilka kotów. Chociaż paradoksalnie zwierzęciem, które miało jakieś bardziej znaczące miejsce w mojej twórczości, był pies mojej babci, który był tytułowym bohaterem filmu (śmiech). Aczkolwiek, pojawia się tam też w jednym ujęciu śpiący kot – dopiero teraz sobie to przypomniałem, bo strasznie dawno nie widziałem tego filmu. ILB: To co z tymi kotami? Bo stanowią ważną część Twojego życia. MB: Tak, natomiast podobnie jak nie poświęcam znacznej uwagi twórczej ludziom, tak samo kotom, które są dla mnie na tym samym poziomie, co ludzie mniej więcej (śmiech). ILB: Albo wyżej… MB: No dobrze, zdecydowanie wyżej (śmiech). Chociaż miałem kilka pomysłów na zabawne kocie portrety, może kiedyś do tego wrócę. ILB: A myśląc jeszcze o inspiracjach – może jakiś mistrz? Wielu artystów ma swoich idoli – Ty masz jakiegoś? Na kogoś się zapatrzyłeś? Z żyjących, nieżyjących? MB: Nie mam jednego mistrza, mam jakiś zestaw inspiracji, które pojawiały się na przestrzeni życia, także edukacji i w jakiś sposób dalej są ze mną. Od początku idąc: impresjoniści, jak Claude Monet; malarze Młodej Polski, jak Leon Wyczółkowski, ale też niemieccy ekspresjoniści, w tym także filmowi, Fritz Lang na przykład. Francis Bacon – może to mniej widoczna inspiracja. Także George Lucas, twórca „Gwiezdnych Wojen” oczywiście. Caspar David Friedrich, malarze romantycz-
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
13
Sztuka na uczelni
ni, którzy bardzo kochali pejzaż. Zresztą, niemieccy romantycy malowali podobne okolice, którym ja poświęcam uwagę. Inspiruje mnie też bardzo muzyka, m.in. zespołu Pink Floyd, a w szczególności Roger Waters i jego bezczelna kreatywność.
wykorzystali do własnych działań. Chciałbym żeby choć w minimalnym stopniu spotkania ze mną przyczyniły się do ich wzrostu jako samodzielnych twórców – żeby potrafili sobie poradzić, choćby na rynku pracy, bo to też przecież jest bardzo ważne w życiu. Nawet jeśli jesteś artystą.
ILB: A Polacy? MB: Polska szkoła animacji zrobiła na mnie swego czasu duże wrażenie i w tej wcześniejszej twórczości, np. w filmie „Tory”, są na pewno jakieś podobieństwa. Piotr Dumała, „Franz Kafka” czy „Łagodna”, czy jego filmowy debiut – „Las” – też bardzo mnie zainspirował. Ryszard Czekała i jego animowany film o wsi pt. „Syn” też zrobił na mnie duże wrażenie. ILB: Czyli sporo tych wzorców jednak konkretnych bardzo. Sam też możesz być takim wzorcem, bo oprócz pracy artystycznej, prowadzisz zajęcia na Uczelni – dlatego zresztą m.in. rozmawiamy dzisiaj. Prowadzisz zajęcia artystyczne, projektowe na kierunku Grafika komputerowa i produkcja multimedialna, także na specjalnościach graficznych na innych kierunkach. Czego oczekujesz od swoich studentów?
Rozmawiała: Iwona Leonowicz-Bukała Rzeszów, 21.06.2019 r. Post scriptum od autorki Mikołaja Birka znam od kilku lat, pracujemy na jednej uczelni. O niektórych tematach z nim nie rozmawiałam, jak o tacie, Wojciechu Birku, znanym w Polsce i nie tylko specjaliście od komiksów, czy mamie, profesor literatury – Magdalenie Rabizo-Birek. Oboje pracują na uczelni i oboje w dużym stopniu wpłynęli na artystyczne poczynania swojego środkowego dziecka. Nie pytałam też o znajomość z pisarką Olgą Tokarczuk, ani o to, który z obrazów mojego rozmówcy zdobi ściany jej wrocławskiego mieszkania. Wreszcie, spośród wielu innych tematów, nie rozmawialiśmy o muzyce, która też jest ważną pasją Mikołaja, ani o krav madze, którą młody artysta trenuje od kilku lat. Tak naprawdę, myślę, że to co chce pokazać światu, to swoje prace, które bronią się same i nie potrzeba im komentarza. Zapraszam zatem do ich obejrzenia.
MB: Pasji jakiejś, oczekuję pasji i zaangażowania…
Iwona Leonowicz-Bukała
ILB: Lubisz, kiedy zadają pytania? MB: A to zależy – jeśli bardzo chcę iść już do domu, np. żeby malować, to może mniej (śmiech). Oczywiście, lubię – pytania, to oznaka zainteresowania i na niczym innym mi nie zależy, jak na tym, żeby na tych zajęciach odkryć coś przed nimi, sprawić, że oczy otworzą im się szeroko ze zdumienia. Zarazić ich czymś. Zainspirować ich do własnych działań, żeby jakoś to, co im mówię,
14
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
Fot. Dominika Piętak
Fot. Dominika Piętak
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
15
Sztuka na uczelni
Mikołaj Birek, Ofelia 2018-08-04
16
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
Mikołaj Birek, Infekcja
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
17
Sztuka na uczelni
Mikołaj Birek, This is getting old
18
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
Mikołaj Birek, Drowing 2018-08-07
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
19
Sztuka na uczelni
Mikołaj Birek, Hollow part II 2018-07-23
Mikołaj Birek, Old Man 2018-10-01
20
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
Mikołaj Birek, Empty 2018-06-10
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
21
Sztuka na uczelni
Mikołaj Birek, Flock 2019-02-17
22
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
23
Sztuka na uczelni
Mikołaj Birek, TrespassingIII 2018-11-18
Mikołaj Birek, Cuenca Trespassing 2019-02-09
24
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
Mikołaj Birek, Fall 2018-10-16
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
25
Sztuka na uczelni
Mikołaj Birek, Empty Dog 2018-12-04
Mikołaj Birek, Pies Mojej Babci 2010-2011
26
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
Mikołaj Birek Autorką fotografii jest Dominika Piętak. Prace pochodzą z osobistych zbiorów artysty
Jeśli chcesz obejrzeć
więcej prac Mikołaja Birka,
wejdź na
MikolajBirek
Mikolaj.VMP.Birek
mikolajbirek
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
27
Sztuka na uczelni
Dominika Piętak:: Nauczanie to też działalność twórcza Od października 2018 roku pracuje w Zakładzie Grafiki Komputerowej Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. Jest fotografką, operatorką i montażystką w Dziale Produkcji Multimedialnej WSIZ. Ukończyła Grafikę komputerową na kierunku Dziennikarstwo i komunikacja społeczna WSIiZ oraz Intermedia na gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych. Jest laureatką nagrody Prezydenta Miasta Gdańska w Dziedzinie Kultury. Od niedawna prowadzi na uczelni zajęcia z fotografii cyfrowej oraz wideo na kierunkach Grafika komputerowa i produkcja multimedialna oraz Dziennikarstwo i komunikacja społeczna. O dydaktyce i studentach rozmawia z nia Kamil Ząbczyk. Kamil Ząbczyk: Pani Magister, ze studentami pracuje Pani od niedawna, ucząc kreatywnych przedmiotów, związanych z fotografią i wideo. Jak odnajduje się Pani w roli dydaktyka?
28
Dominika Piętak: Odnajduję się chyba całkiem nieźle, choć jest to niewątpliwie zajęcie bardzo wymagające. Ogromnym plusem jest dla mnie to, że jest to praca społeczna. Po drugie cenię poczucie spraw-
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
czości. Praca nauczyciela akademickiego może być pracą artysty, w tym sensie, że wymaga kreatywności w tworzeniu sytuacji budujących twórcze postawy wśród studentów, przez co bierze on pewną odpowiedzialność za otaczającą rzeczywistość. Takie myślenie czerpie z idei rzeźby społecznej Josepha Beuysa, którą w Polsce na polu edukacyjnym od wielu lat wprowadzają Janusz Byszewski i Maja Parczewska. Ich postawa jest dla mnie szalenie inspirująca. KZ: Zajęcia, które Pani prowadzi, to laboratoria. Proszę opowiedzieć, jak wyglądają zwykle zajęcia tego typu? Od zwykłych wykładów na pewno się różnią. DP: Wielkim wyzwaniem jest dla mnie takie konstruowanie zajęć, których forma będzie jednocześnie prosta i zrozumiała, jak i nasycona znaczeniem. Laboratoria chcę traktować jak warsztaty, podczas których nie ograniczam się do przekazywania treści. Staram się inspirować studentów do aktywności, szkicować strukturę, którą oni wypełnią, rozwijając własne myślenie twórcze. Jestem otwarta na różne punkty widzenia, subiektywne interpretacje zadań. Określając tematy prac, które mają być efektem zaliczenia końcowego, nie mam w głowie z góry ustalonego klucza, w który student ma się wpisać. Sytuacja braku gotowych odpowiedzi jest dla mnie bardziej wymagająca, ale uczestnikowi otwiera przestrzeń na uzewnętrznienie się, daje możliwość na obrazową wypowiedź o sprawach, które są dla niego ważne. KZ: Skończyła Pani kierunek Intermedia. Może Pani powiedzieć, co obejmuje nauka na takim kierunku? DP: Celem takiego kierunku jest rozwinięcie umiejętności budowania spójnej artystycznej wypowiedzi za pomocą różnych Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
mediów np. rzeźby, wideo, fotografii, performens wobec nieustających przemian współczesnego świata. Twórcą samego pojęcia intermedia był Dick Higgins, który określił tak zbiór trudnych do zdefiniowania interdyscyplinarnych zjawisk w sztuce pojawiających się w latach 60. ubiegłego wieku. Co ciekawe, ten działacz Fluksusa twierdził ponadto: „Artysta daje ci strukturę: możesz sam ją wypełnić” – jest to dla mnie swego rodzaju drogowskaz, także dla działań edukacyjnych, w których rola nauczyciela jako autorytarnego mówcy zostaje przekształcona w otwartego na dialog dyskutanta.
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
29
Sztuka na uczelni
KZ: W trakcie studiów z pewnością zetknęła się Pani z wieloma inspirującymi nauczycielami, artystami. Ciekawi mnie, na ile wykorzystuje Pani ich pomysł na kształcenie studentów w swojej codziennej pracy na WSIiZ? DP: To co cechowało system szkolnictwa na ASP, to dość krótki dystans pomiędzy prowadzącym a studentem. Spotkanie, rozmowa, wzajemne zaufanie, bezpieczeństwo jest tu ważnym elementem wydobywania tego, co dla studenta jest ważne, a co przełożyć może na język sztuk wizualnych. Stworzenie odpowiednich warunków dla rozwoju kreatywności traktuję bardzo poważnie, choć na zajęciach poczucie humoru mnie nie opuszcza. Ponadto, większy nacisk kładzie się na wolność z odpowiednim poziomem wsparcia niż na kontrolę, choć o pobłażaniu nie ma mowy. KZ: Pani wykładowcą była m.in. Dorota Nieznalska, znana przedstawiciela polskiej szkoły krytycznej... DP: Z Dorotą nawiązałam szczególny kontakt, to osoba bardzo pomocna, świetnie przygotowana merytorycznie, zaangażowana w życie uczelni, choć wiem, że na ASP już niestety nie pracuje. W gdańskim środowisku znajdziemy wiele wybitnych artystek i artystów, chociażby Dziekan mojego wydziału prof. Katarzyna Józefowicz - laureatka Paszportu "Polityki", autorka wyjątkowo pracochłonnych konstrukcji, które osobiście, z wielkim wzruszeniem mogłam podziwiać w warszawskim CSW. Nie brakuje też świetnych historyczek i teoretyczek sztuki. Wszystkim jestem bardzo wdzięczna za poświęcony mi czas. W mojej pracy chciałabym podzielić się z innymi tym, co sama otrzymałam. KZ: Na WSIiZ nie uczy Pani studentów kierunku typowo artystycznego - z pewnością
30
system kształcenia na ASP wygląda nieco inaczej. Czy mimo to udaje się Pani wykorzystać jakoś swoje doświadczenia ze studiowania w zakresie kreacji multimedialnej? DP: Na naszej uczelni jest znacznie więcej studentów niż na ASP, jest to różnica, która sprawia, że częściej pracujemy w grupach. Uczymy się współdziałania, zespołowego rozwiązywania problemów, przy okazji budując więzi, a czasem i głębokie relacje z innymi. Wydaje mi się to tym bardziej ważne w czasach epidemii samotności, gdy internetowe media skupiają nas w swoiste obozy koncentracyjne. Pracując na WSIiZ staram się korzystać z interaktywnych metod, wykorzystując nowe media. Czasami sięgam po działania artystów sztuki performance, wprowadzam metody warsztatowe, które poznałam w różnych instytucjach kultury. Chcę, aby studenci czuli się współtwórcami zajęć. KZ: Wiele osób przed wyborem kierunku studiów związanym ze sztuką zastanawia się na pewno, czy się do tego nadaje - np. czy są wystarczająco kreatywni? Czy kreatywności można się nauczyć, czy trzeba to mieć - talent? DP: Oczywiście jest to duże uproszczenie i nie w każdej placówce jest taka sama sytuacja. Niemniej wszyscy zauważamy, że w szkole wkuwamy kosztem rozwijania umiejętności krytycznego myślenia, zadawania pytań, wysnuwania wątpliwości. Osobiście staram się promować otwartość w myśleniu i projektowaniu, nie podsuwam jedynych słusznych interpretacji, gotowych rozwiązań, prowokuję do własnych poszukiwań, wychodzenie poza nudę i utarte schematy, a zatem uczę kreatywności, zachęcam do obrania twórczych postaw. KZ: Co jest niezbędne Pani zdaniem, aby
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
być dobrym fotografem? Pewnie także filmowcem - to w końcu także praca z kadrem, światłem, kompozycją… Czy się mylę? To są odległe umiejętności? DP: Tu trzeba powrócić do poprzedniego pytania. Niestety producentom sprzętu zależy na tym, by wartość obrazu fotograficznego czy filmowego upatrywać w technicznej biegłości, efektach, trickach, czy jak najwierniejszemu oddaniu rzeczywistości. Takie podejście napędza przecież sprzedaż coraz nowszych „ulepszonych” produktów. W konsekwencji skupiamy się jedynie na opanowaniu techniki, zamiast myśleć o fotografowanym/filmowanym temacie, o jego wymiarze symbolicznym, naszych intencjach, skutkach pokazania jednego motywu, a pominięcia poprzez wykluczenie kadrem innego. Problem rozgrywa się pomiędzy ilustrowaniem a symbolizowaniem. Jeżeli w filmie skupiamy się wyłącznie na tworzeniu fabuły przegapimy wszystko to, co może być w nim zawarte poprzez środki wyrazowe. Dziś fotografujemy i filmujemy za pomocą telefonów komórkowych wszyscy, problem nie tkwi więc w braku produkcji, ale w produkcji nadmiernej i bezkrytycznej.
wiek, który nad medium fotograficznym podejmował wyjątkowe rozważania. Naszym działaniom towarzyszy zatem badawcza postawa wobec tworzenia i oglądania fotografii. Spotkania mają formę warsztatów, w grudniu byliśmy w Galerii Labirynt, na wiosnę planujemy kolejny wyjazd, a także wystawę, którą zaprezentujemy w IQ Klubie. KZ: Wiem, że Pani mąż Adam również jest artystą. Zdarza się Państwu współpracować przy wspólnych projektach? DP: Oczywiście pomagamy sobie przy realizacjach prac, choć może nie jesteśmy aż tak twórczo związani jak na studiach, nad koncepcjami każdy z nas pracuje indywidualnie. Adam rozwija się bardziej muzycznie, niedawno wydał płytę z projektem Królówczana Smuga, zachęcam do posłuchania, można znaleźć w Internecie. Rozmawiał Kamil Ząbczyk
KZ: Jest Pani opiekunką Koła Naukowego Fotografii, jaki jest pomysł na prowadzenie zajęć nieobowiązkowych? DP: Podstawą funkcjonowania Koła jest przede wszystkim spotkanie. Tworzymy wspólnotowość, w której indywidualności mogą wypracować własne relacje z innymi i z fotografią. Stawiając jedynie rusztowanie, aktywizuję studentów do działań w obszarze sztuk wizualnych, gdzie swobodnie mogą wykształcić swoje zdanie wobec zaproponowanych idei. Naszym patronem jest Gustav Metzger wybitny artysta-aktywista, paradoksalnie nie fotograf, ale człoIntro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
31
Sztuka na uczelni
Fot. Adam Piętak
32
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
Fot. Adam Piętak
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
33
Sztuka na uczelni
Fot. Adam Piętak
34
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
Jak kształcimy? Pracownia fotografii cyfrowej w WSIiZ Od 2015 roku w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania kształcimy studentów na kierunku Grafika komputerowa. Jednym z przedmiotów na II roku jest Pracownia fotografii cyfrowej. W ramach projektów studenci mają za zadanie wykonanie zdjęć w ramach konkretnego tematu – w roku akademickim był to portret przedstawiciela wybranego zawodu. Poniżej najlepsze prace z pracowni pod opieką artystyczną Dominiki Piętak - jednej z bohaterek wywiadów tego numeru (wywiad czytaj na s. 28).
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
35
Sztuka na uczelni
Fot. Kristina Vasianovych Malarka
36
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
Fot. Dominik Brożnowicz
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
37
Sztuka na uczelni
Fot. Anna Słaby
38
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
Fot. Sylwia Sokół
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
39
Sztuka na uczelni
Fot. Tomasz Hass
40
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
Fot. Małgorzata Martyna
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
41
Fot. Basia Kiełbasa
42
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Fot. Justyna Gołojuch
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
43
Sztuka na uczelni
Magda Louis:: Im więcej piszesz, tym lepiej Ci to wychodzi Czy odkładając kolejną przeczytaną pozycję na półkę swojej biblioteczki, zastanawiasz się kim jest osoba, której nazwisko widnieje na okładce? Zauważamy chwytliwy tytuł, kolorową okładkę, interesującą fabułę, a autora pomijamy. Jednak pisarze to często barwne osobowości, posiadające ciekawy życiorys i intrygujący światopogląd. O pisarstwie, czytelnictwie i pracy tłumacza z Magdą Louis rozmawiała Sylwia Buksa. Sylwia Buksa: Tłumacz w służbie publicznej w Wielkiej Brytanii, dziennikarka, pisarka, rzecznik prasowy. Kobieta pracująca, która żadnej pracy się nie boi? Magda Louis: O nie, niektórych prac bym się bała. Na przykład operacji na otwartym mózgu. Poza tym, co wymieniłaś, można by do-
44
rzucić jeszcze „epizod” żużlowy. Przez 10 lat byłam menedżerem klubu żużlowego Ipswich Witches w Anglii. Różnorodność doświadczeń zawodowych czyni człowieka nie tylko mądrzejszym, ale i spokojniejszym. SB: W 2005 r. wygrała Pani ogólnopolski konkurs „Pisz do Pilcha”. Pani opowiada-
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
nie pt. „Studnia” zostało wybrane przez samego Jerzego Pilcha spośród 3 tysięcy nadesłanych i ukazało się drukiem. Jednak pierwsza powieść (pt. „Ślady hamowania”) Pani pióra ukazała się dopiero w 2011 r. Czy to wyróżnienie jakim była wygrana w konkursie zachęciło Panią do wydania książki? Skąd 6 lat przerwy między wygranym konkursem a samodzielnym debiutem literackim? ML: Było mi oczywiście bardzo miło, bo z tego co pamiętam, tylko 33 opowiadania zakwalifikowały się do druku, jednak wtedy nic z tego nie wynikło – ani dla mnie, ani prawdopodobnie dla innych finalistów. Musiało minąć kilka lat i wiele się zmienić, żebym zaczęła pisać prozę. Mówiąc krótko i banalnie – rozwiodłam się, przestałam pracować w żużlu, zakończyłam jedną ścieżkę zawodową i natychmiast zajęłam się czymś innym. Wydawnictwo Replika w 2009 roku ogłosiło konkurs pod hasłem „Świat kobiety”, o którym dowiedziałam się zbyt późno, ale zdążyłam wysłać na ten na konkurs mój debiut - „Ślady hamowania”. Książka zdobyła wyróżnienie, a ja drobne pieniądze. To był przełom, wtedy zaczęłam pisać na poważnie. SB: Prowadzi Pani również kurs dotyczący pisania… ML: Prowadziłam kurs pod nazwą „Warsztaty kreatywnego pisania” we współpracy z Wyższą Szkołą Informatyki i Zarządzania. Zrealizowaliśmy wspólnie projekt dla Kuratorium Oświaty w Rzeszowie. Myślę, że dzięki temu jak atrakcyjnie udało się połączyć teorię z praktyką, warsztaty spotkały się z dobrym przyjęciem. Oczywiście nie da się nikogo nauczyć genialnego pisania prozy, ale zawsze można poprawić warsztat pisarski i poznać sporo „trików”, żeby to co piszemy, lepiej się czytało.
SB: Biorąc pod uwagę osobiste doświadczenia, ale też obserwując uczestników kursu, co Pani zdaniem jest najtrudniejsze dla początkującego pisarza? ML: Myślę, że jest wiele kwestii, które nurtują osoby, które zaczynają pisać. Najważniejszym jest odpowiedź na pytanie: o czym chcę napisać książkę? O zawiedzionej miłości? O tym, że strata boli dłużej niż cieszy zysk? O tym, że kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada? A może o tym, że mężczyźni wolą blondynki na przykład. Bez odpowiedzi na to pytanie, nie powinno się siadać do pisania. SB: Czytałam, że będąc w Wielkiej Brytanii pisała Pani w nietypowych miejscach - m.in. w pociągach, na ławkach korytarzy sądowych, w więzieniach w oczekiwaniu na widzenie z podejrzanymi lub skazanymi, czyli wszędzie tam, gdzie koncentrowała się Pani praca jako tłumaczki. Przypuszczam, że wielu osobom trudno sobie wyobrazić tworzenie powieści w takich warunkach. Dlaczego decydowała się Pani na pisanie w tych miejscach? ML: Nie miałam innego wyjścia. Dużo pracowałam i cały czas byłam w drodze. Na filmach ma się wrażenie, że sytuacje w celach czy sądach dzieją się szybko, ale w praktyce każda sprawa, do której byłam wzywana trwała co najmniej 3 godziny, czasami 6, nieraz dłużej. Zabierałam ze sobą laptop i pisałam. Powiem więcej, nie przeszkadzał mi ten huk. Nawet tak się od tego uzależniłam, że później książki tworzyłam w kawiarniach, restauracjach, bo ten szum w tle był mi potrzebny. Wtedy to cisza działa na mnie źle. Ostatnie dwie książki pisałam w spokojnych warunkach, więc obecnie mój mózg działa już inaczej. Normalnie. (śmiech) SB: Czy poza ciszą ma Pani jakieś specjalne
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
45
Sztuka na uczelni
Fot. Grzegorz Bukała warunki sprzyjające pisaniu? A może ulubioną porę dnia? ML: To jest kwestia bardzo indywidualna. Tak jak wspomniałaś, pewnie byłam jedną z nielicznych osób, która była w stanie napisać trzy książki w huku. Faktycznie, posterunki policji, izby zatrzymań nie są ciche. Są głośne i śmierdzące. Tam cały czas coś się działo, a jednak wtedy mi to nie przeszkadzało. Natomiast jeżeli chodzi o porę dnia to, Joanna Bator mówiła, że jest pisanie nocne i pisanie dzienne. Racja, moment zabójstwa lepiej opisuje się wieczorem, a rodzinny wyjazd na narty do południa, ale ja piszę tylko rano, do 14.00 powiedzmy. Mój mózg się szybko męczy. Natomiast nocą, tuż przed zaśnięciem, pojawiają się najlepsze pomysły. To jest ten czas, gdy wyłączasz okoliczności, wyłączasz światło, obrazy i wówczas wyobraźnia się wypowiada. Noc sprzyja kre-
46
atywności, bo w ciągu dnia wokół nas dzieje się mnóstwo ważnych i nieważnych rzeczy. Jak w takich warunkach coś wymyślić? SB: „Chcę wierzyć w waszą niewinność” to literatura faktu. Postanowiła Pani zmienić imiona i nazwiska bohaterów oraz miejsca i daty wydarzeń. Czy łączenie faktów i fikcji literackiej to trudne zadanie dla pisarza? ML: To nie tak, że ja postanowiłam. Ujawnianie nazwisk czy miejsc wydarzeń nie byłoby fair. Zresztą wydawnictwo Prószyński mnie przestrzegało przed ewentualnymi procesami. Książka jest oparta na faktach i osoby w niej opisane, czytając wiedziałyby, że to o nich, ale tylko one. Wszystkie miejsca, nazwiska i daty oraz niektóre okoliczności popełnienia przestępstw zostały zmienione. Ja uwielbiam łączenie faktów i fikcji lite-
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
rackiej. W najnowszej książce również zastosowałam ten zabieg, bohaterkę „Soni” poznajemy jak płynie do Polski ostatnim rejsem TSS Batory z Montrealu do Gdyni w 1987 roku, tym rejsem płynęłam ja. Myślę, że książka zyskuje, gdy opowieść umiejscowiona jest na tle konkretnych wydarzeń.
że większość matek nie widziała w tym nic złego, zdrożnego, poniżającego. Jeżeli rodzice nie uchronią dzieci, to kto ma to zrobić? Państwo, szkoła? Nagłośnienie tego, co wydarzyło się w Lubinie, przede wszystkim reakcja rodziców tych dziewczyn, była zapalnikiem mojej historii w „Soni”.
SB: W13 lutego miała premierę nowa książka – „Sonia”. ML: Książka porusza problem pedofilii. Obecnie bardzo dużo wiemy o ofiarach i sprawcach pedofilii. Ja skupiam się w najnowszej książce na najbliższym otoczeniu tych molestowanych dzieci - na rodzicach, rodzeństwie, szkole, sąsiadach. Na tych wszystkich osobach, które nad nimi powinny czuwać, powinny, a jednak tak się nie dzieje. Odwracają oczy. Proszę zauważyć, że ofiary pedofilii nie funkcjonują w próżni, są obok nich rodzice, dziadkowie, rodzeństwo, nauczyciele, i zawsze wysyłają niepokojące sygnały, dają znak, że coś niedobrego się dzieje. Niestety w Polsce mamy kompletny brak edukacji na ten temat, poza straszeniem księdzem pedofilem czy wuefistą pedofilem. Nie mamy też systemu monitorującego przestępcę, który wychodzi na wolność. Za czyny pedofilskie w Polsce nie kara się zbyt surowo i po odbyciu kary, oni wychodzą na wolność, znikają i ślad się urywa. Do napisania „Soni” sprowokowała mnie głośna sprawa otrzęsin w Gimnazjum Salezjańskim w Lubinie. Gdy zobaczyłam w tv ten dziwny rytuał, który polegał na zlizywaniu piany przez piętnastolatki z kolan rozkraczonego księdza, byłam absolutnie przerażona. Kiedy media wzięły temat na warsztat, do kamery rozkrzyczały się matki uczennic, broniąc ohydnych, poniżających praktyk oraz ich adresata, księdza Kozyrę, oskarżając media o manipulację. Brak edukacji, brak wyobraźni, zero odpowiedzialności za własne dziecko. I nie ważne, czy tamtejszy ksiądz posunął się dalej czy wystarczyło mu lizanie kolan, ważne,
SB: To naprawdę trudny temat, ale też bardzo ważny. Dobrze, że są osoby, które nie boją się o tym mówić. Na pewno sięgnę po tę książkę. A co Pani lubi czytać w wolnym czasie?
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
ML: Czytam głównie non-fiction, teraz świetną książkę Małgorzaty Rejmer „Błoto słodsze niż miód. Głosy komunistycznej Albanii”. Nie czytam bestsellerów, są beznadziejne. SB: Ma Pani jakiegoś literackiego mistrza? Wzór do naśladowania dla pisarza? ML: Jak byłam młodsza, to chciałam pisać, jak François Mauriac, przeczytałam „Kłębowisko żmij” chyba cztery razy. Ale to było kiedyś. A teraz? Chciałabym być takim narratorem pierwszoosobowym jak Karl Ove Knausgård w wielotomowej autobiografii pod tytułem „Moja walka”. Sześć tomów opowiadania o sobie… Ktoś pomyśli: nuda! Ale pół świata zachwyciło się jego sposobem narracji. Moim zdaniem to najlepsza pierwszoosobowa narracja od wielu, wielu lat. Nie trzeba czytać całości, ja przeczytałam trzy tomy i byłam absolutnie zachwycona sposobem opowiadania. Bo czym jest książka? Opowieścią. Można wymyślić świetną historię, ale jeśli nie umiesz jej opowiedzieć, to ona przepadnie. SB: Zauważyłam, że w Pani książkach często pojawia się motyw Anglii czy emigracji. Nie sposób nie połączyć tego z Pani życiorysem. Dlatego chciałam zapytać co sądzi Pani o inspiracji – przychodzi do pisarzy
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
47
Sztuka na uczelni
sama wraz z życiowym doświadczeniem? A może należy jej szukać? ML: To zależy… Ja pojechałam do Armenii szukać inspiracji, chociaż w głowie miałam już plan, że bohaterka książki jedzie tam w poszukiwaniu matki. Te miejsca, w które ja jeździłam, później odwiedzała ona. Wydaje mi się, że ludzie powinni pisać o tym, na czym się znają, o tym, co jest im bliskie. Gdybym zaczęła opowiadać np. o tym, co działo się w Paryżu 200 lat temu, to byłabym kompletnie niewiarygodna. Oczywiście, gdyby wszyscy myśleli, tak jak ja, nie powstałaby żadna powieść historyczna. Natomiast ja po prostu lubię pisać o tym, na czym się znam, co jest mi bliskie, a jeżeli nie mam tego komfortu, to robię porządny research. Wyobraźnia autora nie zna granic, a inspiracją może być wszystko. Ostatnio na przystanku widziałam płaczącą kobietę trzymającą wielki doniczkowy kwiat. Od razu zaczęłam się zastanawiać: dlaczego płacze, dokąd jedzie, a ten kwiat w doniczce? Od jednego mało znaczącego wydarzenia, możesz zacząć wielką powieść. Nie musisz jechać na koniec świata, twoją inspiracją może okazać się osoba, którą spotkasz jutro na ulicy. SB: Przez lata, pracując jako tłumacz, stykała się Pani z różnymi przestępstwami – począwszy od drobnych kradzieży aż po gwałty czy morderstwa. Na pewno nie była to łatwa praca. Co było w niej dla Pani najtrudniejsze? ML: Moja bezsilność wobec tego, co się działo. Szczególnie jeśli chodzi o przemoc wobec kobiet. W tamtym czasie wielu Polaków wyjechało do Anglii, a tam poczuli się, jak na innej planecie. Wydawało im się, że mogą wszystko. Szybko dobrali się w pary, dużo pili, bo ciężko pracowali, więc w weekend trzeba się było wyluzować. Dziewczyny przychodziły na posterunek pobite, pocięte, zniszczone psychicznie,
48
składały zeznania, następnego dnia je odwoływały. I tak w kółko. Ze wszystkich przepadków pamiętam tylko jedną kobietę, której udało się odejść od kata. Mąż pobił ją tak mocno, że aż oślepła na jedno oko. Po 2 latach od incydentu spotkałam ją w sądzie na ostatniej sprawie rozwodowej. Większość kobiet niestety zostaje ze swoimi oprawcami. Na początku miałam takie złudzenie, że ja im jakoś pomogę, jakoś je przekonam, ale to nie działało. SB: A czy miała Pani problemy ze zbyt mocnym angażowaniem się w sprawy napotkanych na swojej drodze osób? ML: Z czasem ogarnęła mnie tzw. „znieczulica”, uodporniłam się. Policjant ma do czynienia z przestępcą przy aresztowaniu, potem przejmuje go sąd, następnie skazany trafia do więzienia, a tłumacz jest przy nim na każdym z tych etapów. Wychodzisz z pracy, a te sprawy idą z Tobą do domu. Idziesz z tym spać i z tym się budzisz. Chciałam wierzyć, że te katowane kobiety, czuły, że mogą na mnie liczyć, ale ja im nie byłam potrzebna. Zresztą, nie byłam w stanie ich z tego wyciągnąć, mogłam im tylko powiedzieć, co zrobić, do jakich instytucji się udać. Nie zaprzeczam, moja praca odbijała się na moim zdrowiu psychicznym, tonęłam w oceanie ludzkich tragedii. SB: No właśnie… W książce napisała Pani, że tłumacze, w przeciwieństwie do pracowników sądowych czy policyjnych, nie otrzymywali pomocy psychologa. Co Pani sądzi o takiej decyzji? ML: Tłumacze bardziej potrzebują pomocy psychologicznej niż policjanci, ale tłumacze w Anglii są „najemnikami”, służby: policja, sądy, kurator, więziennictwo, nie traktują ich jako części zespołu. To źle, mam nadzieję, że to się zmieni.
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
SB: Z emigracji wróciła Pani po wielu latach. Z książki wiem, że było to spowodowane m.in. zmianami w regulacjach prawnych normujących pracę tłumacza. Czy powrót do polskiej rzeczywistości był trudny? ML: 24 lata spędziłam w Anglii i 2 lata w Stanach, więc w sumie całe dorosłe życie. Wyjechałam zaraz po maturze, którą zdawałam w ’85. Anglia i Ameryka mnie ukształtowały, ale powrót nie był trudny. Tak jak po maturze wyjazd był dla mnie czymś naturalnym, tak w 2014 naturalny był powrót. Jedne drzwi się otwierają inne zamykają, najważniejsze, żeby nie siedzieć na przeciągu. SB: Obecnie pracuje Pani jako rzecznik prasowy Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. Czy doświadczenie pisarskie przydaje się Pani w tej pracy? ML: Na pewno, bo im więcej piszesz, tym lepiej Ci to wychodzi. Dziś mam takie poczucie, że można u mnie zamówić każdy tekst. Mogłabym nawet napisać esej albo poezję. (śmiech) Na uczelni zajmuję się też kwestią współpracy międzynarodowej i rekrutacją na kierunki ofe-
rowane w języku angielskim. I znowu otwierają się jakieś drzwi… Przychodzą do mojego biura studenci z absolutnie fascynującymi historiami. Z Bangladeszu, Kenii, Zimbabwe, Kuwejtu, a ja sobie z nimi rozmawiam. Kto wie, co jeszcze może z tego wyniknąć… SB: Co będzie w przyszłości robiła Magda Louis? Ma Pani jakieś dalekosiężne plany zawodowe? ML: Po premierze książki w lutym, na pewno daje spokój pisaniu na jakiś czas. Na rok, dwa, może trzy, nie wiem. Jedno jest pewne - moja następna książka będzie bardzo zabawna. Napisze komedię, bo mam duże poczucie humoru, a moje dwie ostatnie pozycje to zdecydowanie nie są książki wesołe. Mam już nawet pewien pomysł… Opisałam wszystkie smutne historie, jakie przydarzyły mi się w życiu zawodowym, czuję, że teraz czas na te wesołe. SB: W takim wypadku życzę Pani wielu inspiracji i dużo radości. Dziękuję bardzo za rozmowę! Rozmawiała Sylwia Buksa
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
49
Sztuka na uczelni
Łukasz Błąd: WSIiZ ma talent może być początkiem wielkiej przygody Konkurs „WSIiZ ma talent” to jedno z najważniejszych wydarzeń w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. Nasza uczelnia organizuje je cyklicznie i zrealizowała już VI edycji. Konkurs charakteryzuje się kreatywnością, a także profesjonalnym wykonaniem. Jego powstanie zawdzięczamy m.in. dr Łukaszowi Błądowi, który jest dyrektorem artystycznym Klubu Akademickiego "IQ" oraz stałym prowadzącym konkursu „WSIiZ ma talent”. Wzbogaca on przebieg każdej edycji posługując się swoim doświadczeniem w tematyce kabaretu i groteski. Za sprawą udziału dr Błąda „WSIiZ ma talent” uzyskał obecny poziom i cechuje się od samego początku oryginalnością. W trakcie VI edycji konkursu zgodził się on udzielić wywiadu właśnie na temat „WSIiZ ma talent”. W rozmowie z Magdaleną Kiełbowicz przybliżył przebieg i istotę konkursu.
50
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
Magdalena Kiełbowicz: Czym był inspirowany konkurs „WSIiZ ma talent”? Łukasz Błąd: Jako uczelnia i jako wykładowcy uświadomiliśmy sobie, że nie zawsze wychwytujemy tych wszystkich młodych ludzi, którzy mają zainteresowania artystyczne. Przede wszystkim sądzę, że stracili oni wiele okazji, do sprawdzenia się na scenie. Kiedyś bardzo często miały miejsce przeglądy i festiwale kultury studenckiej. Organizowano je właściwie na każdej uczelni, ale teraz tego już nie ma. Są oczywiście ogólne talent shows, które najczęściej organizują stacje telewizyjne. Wpadłem więc na pomysł, że warto połączyć tradycję przeglądów twórczości studenckiej z tą nową formą, która została wypracowana właśnie przez stacje telewizyjne. W wyniku tego powstało nowoczesne multimedialne show, które jest szansą dla naszych studentów. Mogą oni przełamać się, wyjść na scenę
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
i pokazać się ludziom. Natomiast dla tych, którzy już tego doświadczyli jest to okazja do dalszych występów. Poza tym mogą posłuchać rad jurorów, które wskażą w którym kierunku powinni iść oraz sprawdzić reakcje publiczności na własny występ. No i wreszcie chcemy mieć możliwość, aby tworzyć ofertę klubu wspólnie z uczestnikami „WSIiZ ma talent”. Przede wszystkim, aby mogli oni swobodnie się tu realizować, poznawać się wzajemnie i zakładać zespoły. Właśnie dlatego powstało „WSIiZ ma talent”. MK: Jak z perspektywy czasu ocenia Pan ewolucję tego konkursu na naszej uczelni? ŁB: Myślę, że przynajmniej wśród naszych studentów ma on już jakąś markę. Kiedy pojawiają się plakaty informujące o kolejnej edycji to raczej wszyscy wiedzą o co chodzi. Od ubiegłego roku wprowadziliśmy nawet drugi konkurs, czyli „WSIiZ art Talent” prze-
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
51
Sztuka na uczelni
znaczony dla osób z talentami plastycznymi. Na pewno „WSIiZ ma talent" z roku na rok się wzmacnia. Zaczynaliśmy od dość prostego castingu i koncertu finałowego. Obecnie bardzo rozbudowywana jest transmisja koncertu finałowego, który od strony technicznej jest realizowany przez profesjonalistów. Są to znakomici ludzie, którzy na co dzień pracują z Michałem Szpakiem. W tym roku też jest dodatkowa nowość dla finalistów VI edycji konkursu. Między castingiem, a finałem będą mieć specjalne warsztaty z instruktorami z Akademii Aktorskiej Artysta. Te warsztaty mają ich przygotować do występu finałowego podczas którego będą walczyć o zwycięstwo. MK: „WSIiZ art talent” to stosunkowo młoda inicjatywa i trochę różni się od klasycznego „WSIiZ ma talent”. Skąd wziął się pomysł na ten konkurs? ŁB: Właściwie od początku istnienia uczelni tutaj w Klubie IQ odbywały się wernisaże i wystawy bardzo znanych artystów. Było to realizowane w ramach cyklu „spotkanie ze sztuką”, który teraz nazywa się „18;18 spotkanie ze sztuką”. Pomysłodawcą był nasz wieloletni prorektor Jerzy Chłopecki. W tym czasie profesjonalni artyści zyskali nowe miejsca w Rzeszowie, żeby się wystawiać. Dlatego postanowiliśmy zmienić profil tych wystaw. Zaczęliśmy stawiać na prace naszych studentów i pracowników. Mamy przecież takie artystyczne kierunki jak grafika komputerowa na którą często trafiają osoby po szkołach plastycznych. Niekiedy też przykuły naszą uwagę pojedyncze osoby z różnymi talentami plastycznymi. A niestety w ramach klasycznego „WSIiZ ma talent” nie było dla nich miejsca. Trudno przecież, żeby oni z tą propozycją artystyczną mogli przygotować trzyminutowy show na scenie. W związku z tym powstała sekcja dla nich. Daliśmy im
52
szanse wyrażania siebie w „WSIiZ art talent”. Wystarczy złożyć swoje trzy prace, a my będziemy dążyć do tego, aby pokazywać ich talenty ludziom. Chcemy dawać im impulsy do dalszego działania, aby nie zeszli ze swej drogi. Kolejnym krokiem artystów z „WSIiZ art talent” jest przygotowanie wystawy indywidualnej bądź zbiorowej w Klubie IQ. MK: Podczas wszystkich edycji „WSIiZ ma talent” przez scenę w Klubie IQ przewinęło się wielu artystów. Jaki był najciekawszy występ, który Pan pamięta? ŁB: Odbyły się tu już bardzo różne przedstawienia. Oczywiście najwięcej jest zawsze wokalistów, instrumentalistów oraz tancerzy. Mieliśmy także wiele szalonych propozycji, które miały charakter studenckich wygłupów. Zwykle w castingu mamy około trzydziestu wykonawców, z których połowa przechodzi do finału. Z takich niecodziennych występów pamiętam żonglera, który jeździł po scenie na rolkach wykonując różne sztuczki. Mieliśmy bardzo profesjonalną tancerkę pole dance. Wystąpił również męski zespół baletowy, który tańczył pokracznie, ale zdobywał własną rzeszę fanów. Z kolei w tym roku mamy znowu iluzjonistę, a tak naprawdę mentalistę, który przedstawia intrygujące sztuczki. Cały czas czekamy na kogoś kto wystąpi we współpracy z jakimiś zwierzętami, bo tego jeszcze u nas nie było. MK: Oprócz tego, że jest Pan wykładowcą na WSIiZ i stoi na straży naszego Klubu IQ to wszyscy znają Pana jako miłośnika kabaretów. Nie brakuje Panu tego rodzaju występów na „WSIiZ ma talent"? ŁB: Rzeczywiście to się jeszcze tu nie pojawiło. Były występy, które miały swego rodzaju ładunek komiczny, ale takiego regularnego kabaretu, a prędzej stand up’u u nas
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
53
Sztuka na uczelni
nie było. Jednak trzeba dodać, że w tych profesjonalnych konkursach też rzadko pojawiają się komicy. Tylko raz był oddzielny konkurs poświęcony stand up’erom. Raczej w konkursach ogólnych talentów komizm jest wykorzystywany przez innych artystów w swoich występach. Może przy którejś edycji pojawi się komizm w czystej postaci. Ja osobiście bardzo na to liczę. MK: To może Pan powinien wystąpić w tym konkursie i pokazać, że warto również rozwijać się w kierunku groteski i kabaretu? ŁB: Tak, jest taka możliwość. Regulamin dopuszcza do udziału w konkursie oprócz studentów także uczniów ALO oraz pracowników uczelni i naszego liceum. Mieliśmy taki przypadek, że dwóch pracowników (nauczyciel i nauczycielka) z naszego akademickiego liceum ogólnokształcącego występowali we „WSIiZ ma talent” i byli nawet finalistami. Natomiast ja póki co jestem prowadzącym tego konkursu. Mam nadzieję, że to w jaki sposób to robię też jest choć trochę humorystyczne. Po pierwsze to mi wystarcza, po drugie jest nie do pogodzenia z występowaniem, a po trzecie czego ja miałbym szukać pośród takich znakomitych artystów jacy zgłaszają się do „WSIiZ ma talent”. MK: No dobrze, powróćmy jeszcze do naszych studentów. Stres to dla wielu osób nieodłączny element występów przed publicznością. Jakie zauważył Pan przejawy tremy scenicznej u uczestników? ŁB: Dobrze jeśli ludzie, którzy występują (zwłaszcza na początku swojej drogi artystycznej) mają tremę, czyli ten szczególny rodzaj stresu przed występem publicznym. Jeśli ktoś nie ma tremy to znaczy, że jest już zblazowany, albo nie ma świadomości na co się piszę lub też nie ma pokory. Dlatego fajnie, gdy ta trema jest. Cenną umiejętnością
54
każdego występującego przed widownią jest to, żeby umieć tą tremę utrzymywać na właściwym poziomie. Powinna być ona mobilizująca, a nie deprymująca. Może ona niekiedy dawać impuls do wydobycia z siebie wszystkiego co najlepsze. Niestety często potrafi paraliżować i działać destrukcyjnie. Osoby, które dostają się do finału mają zazwyczaj wcześniejsze doświadczenia sceniczne. Rzadko się więc zdarza, aby były to pierwsze występy uczestników, ale są takie sytuacje. Na przykład w tym roku są dwie osoby, które bardzo mocno się stresowały. Na szczęście to tylko dodawało im uroku na scenie. MK: Pan się stresuje jak wychodzi na scenę? ŁB: Tak, zawsze jest taka trema: „Jak to będzie?” „Kto jest na widowni?” „Czy się wszystko uda?”. Są przecież pewne rzeczy z niewielką liczbą prób np. nasza piosenka prologowa, którą zazwyczaj mamy na początku. Dlatego jednak człowiek się przejmuje czy to wszystko pójdzie po jego myśli. Ja jako organizator martwię się czy zadziała cała technika, która jest z roku na rok coraz bardziej skomplikowana. Jest takie powiedzenie, że: „ tremę trzeba potraktować jako gorzkie lekarstwo”. Ona musi być, trzeba to przełknąć, a dalej ma być już tylko lepiej. MK: Jakie są możliwości i korzyści dla zwycięzców zarówno „WSIiZ ma talent”, jak również „WSIiZ art talent”? Czy uczelnia towarzyszy im w dalszej realizacji talentu? ŁB: Laureatów zapraszamy również do występów na różnych imprezach. Jednego roku w maju mieliśmy nawet taki koncert w rynku „WSIiZ ma talent dla miasta”. Możliwe, że uda się to zorganizować także po aktualnej edycji. Generalnie ci, którzy występują pojawiają się też w realizacji na
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
YouTube. Co prawda nie na „WSIiZ ma talent”, ale na innym naszym kwietniowym konkursie „Gra Gitara” mieliśmy ciekawą sytuację. Występ dziewczyny, która wystąpiła podczas „Gra Gitara” trafił na YouTube. Z kolei tam wypatrzyli ją łowcy talentów „Mam Talent” ze stacji TVN. Później skontaktowali się z nami, a ona w rezultacie trafiła do konkursu „Mam Talent” i przeszła nawet do finału. Była to rzeszowianka – Magdalena Andres. Według mnie to dowodzi, że warto brać udział w takich konkursach. W przypadku naszych artystów, zawsze służymy promocją oraz pomocą w organizacji wystaw czy koncertów. Na przykład zwyciężczyni IV edycji „WSIiZ ma talent” – Diana Dubenska, czyli DiDu miała zorganizowany tutaj swój koncert solowy z pełną obsługą medialną, promocyjną i z nagraniem video. Zdarza się też, że nasi uczestnicy czy finaliści nawiązują współpracę z jurorami, którzy są wybitnymi przedstawicielami ważnych instytucji kulturalnych
w Rzeszowie. MK: Jaką radę dałby Pan przyszłym uczestnikom przed występem na „WSIiZ ma talent”? ŁB: Nie można ignorować tych sygnałów, które dają nam bliscy. Jeśli słyszymy słowa typu „masz talent i powinieneś coś z tym zrobić” to po prostu zacznijmy działać. Zdecydowanie zachęcam do rozwijania talentów poprzez pracę nad nimi. Ważna jest także konfrontacja z odbiorcami, bo to wzbogaca człowieka. Dlatego taki konkurs jak „WSIiZ ma talent” może być początkiem wielkiej przygody. Dla mnie kabaret, który rozpoczął się przecież na studiach, od pierwszego roku studiów był taką piękną życiową przygodą. Dzięki temu odwiedza się wiele fajnych miejsc, spotyka się świetnych ludzi, a ta satysfakcja, kiedy publiczność życzliwie przyjmuje to, co przygotowaliśmy dla niej, jest niesamowitym przeżyciem. Rozmawiała Magdalena Kiełbowicz
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
55
Sztuka na uczelni
Zaplanuj udział we WSIiZ art Talent 2019 W ramach WSIiZ ma talent już od dwóch lat oragnizowany jest WSIiZ art. Talent – konkurs na prace artystyczne. Jeśli jesteś studentem Uczelni, pamiętaj o tym i zgłoś swoją twórczość do kolejnej, trzeciej edycji. W ubiegłym roku pierwszą nagrodę w WSIiZ art Talent zdobyła Dominika Mazur, studentka I roku Grafiki komputerowej i produkcji multimedialnej WSIiZ. Decyzja jury była jednogłośna - prace młodej artystki doceniono za warsztatową precyzję oraz walory estetyczne. Zwycięska praca to cykl ilustracji do Śpiącej Królewny – w sumie 3 prace pt. Klątwa, Sen i Pobudka. Są tak dobre, że w ocenie jury nadają się do publikacji. - Zgłoszony do konkursu zestaw prac pani Mazur jest przede wszystkim bardzo spójny – mówi mgr Mikołaj Birek, jeden z jurorów z Zakładu Grafiki Komputerowej WSIiZ – Dodatkowo, technicznie prace są bez zarzutu. Malowane tuszem w czerni i bieli,
56
zmyliły nas nieco. Zastanawialiśmy się, czy to wydruk cyfrowy czy praca odręczna. Dominika zdobyła nagrodę główną (500 zł), jednak w konkursie doceniono także dwie inne utalentowane studentki, również z kierunku Grafika komputerowa i produkcja multimedialna, przyznając dwa wyróżnienia. Otrzymały je Tatsiana Kazachonak (II rok), za obraz pt. Guilty, oraz Anna Garbarz (I rok) za cykl fotografii: Dwie twarze, Piegi oraz Światło na dłoni. WSIiZ Art Talent to konkurs na prace artystyczne i impreza towarzysząca WSIiZ ma Talent, jednego z najważniejszych wydarzeń kulturalnych, organizowanych w Klubie Akademickim IQ, działającym w Wyższej
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Autor fotografii: Damian Arciszew
wski
Sztuka na uczelni
Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. 12 grudnia odbyła się już 6. edycja tego wyjątkowego wydarzenia, a po raz drugi do udziału w przedsięwzięciu zaproszono tak-
że talenty w dziedzinie sztuk plastycznych. Do konkursu można było zgłosić prace malarskie i rysunki, fotografie, ale też video art. Iwona Leonowicz-Bukała
Dominika Mazur, Klątwa NAGRODA GŁÓWNA
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Dominika Mazur, Sen NAGRODA GŁÓWNA
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
57
Sztuka na uczelni
Dominika Mazur, Pobudka NAGRODA GŁÓWNA
58
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka na uczelni
Tatsiana Kazachonak, Guilty WYRÓŻNIENIE Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
59
Sztuka na uczelni
Anna Garbarz, Światło na dłoni WYRÓŻNIENIE
Anna Garbarz, Dwie twarze WYRÓŻNIENIE
60
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Anna Garbarz, Piegi WYRÓŻNIENIE Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
61
Biuro Wystaw Artystycznych.. Dom sztuki to prawdziwy dom 62
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka w Rzeszowie
Centrum Rzeszowa, samo południe. Stoję przed nieoczywistym budynkiem, który zawsze pozostawał dla mnie niezauważalny – takim jest też teraz dla wszystkich mijających mnie przechodniów. „BWA? Co to jest BWA?”, dźwięczą mi w uszach pytania znajomych, gdy mówiłam, gdzie idę. Nie rozumiem, dlaczego tak niewiele wiemy o tym, co jest ukryte za przeszklonymi drzwiami. Głęboki wdech i ruszam w stronę wejścia – do jednego z najbardziej niezwykłych miejsc w Rzeszowie. BWA to są dwie duże sale wystawowe, na których prezentujemy na bieżąco czasowe wystawy, które się zmieniają dość często – praktycznie co miesiąc są dwie nowe. Jest to również siedziba dwóch związków twórczych, które w Rzeszowie działają, tj. Związek Polskich Artystów Plastyków Okręg Rzeszowski oraz Związek Polskich Artystów Malarzy i Grafików oddział w Rzeszowie - mówi pan Piotr Rędziniak, niedawno wybrany dyrektor BWA, od wielu lat jednak związany z tą instytucją. To właśnie on opowiada mi o tym miejscu – zarówno o budynku, jak i o tym, co kryje się za jego murami. Wbrew pozorom, nie jest to oczywiste. Biuro Wystaw Artystycznych w Rzeszowie – Dom Sztuki, siedziba dwóch związków artystycznych, kawiarnia, pracownie twórcze, galeria sprzedaży dzieł sztuki... I to wszystko ukryte w murach Synagogi Nowomiejskiej. Jak to w ogóle możliwe?
Zawiłe losy To miejsce jest przesiąknięte historią. Choć pięknie odnowione, to czuć w nim coś, co trudno ocenić słowami. Czy przypadkiem nie słychać rabina odczytującego Torę? Czy w uszach nie dźwięczą ciche modlitwy z czasów wojny błagające o ocalenie? A może to już współczesność i to, co mnie otacza, to ta osławiona i mityczna wena, która od wieków towarzyszy artystom? Po odpowiedzi na te pytania sięgam do książki, podarowanej mi przez dyrektora. Publikacja została wydana z okazji 50-tego jubileuszu Biura Wystaw Artystycznych i jest pełna nie tylko unikatowych zdjęć, ale też historii, której na próżno szukać w internecie. Bo jak zrozumieć to, że Synagoga nosi przydomek Nowomiejskiej, skoro współczesna dzielnica Nowego Miasta znajduje się tak daleko od bożnicy? Dlaczego ten budynek w ogóle powstał? I dlaczego teraz jest siedzibą BWA?
Celem galerii nie jest jedynie pokazywanie dzieł sztuki, ale głównie organizacja życia kulturalnego środowiska plastycznego. ("50 lat BWA w Rzeszowie", 2012)
Badacze nie są zgodni co do czasu budowy tej bożnicy. Wszystkie teorie wskazują jednak
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
na okolice XVII i XVIII wieku. Wiadomo jednak, że powstała za zezwoleniem Hieronima
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
63
Sztuka w Rzeszowie
Augusta Lubomirskiego, który był ówczesnym właścicielem Rzeszowa - ale nie takiego, jakim go teraz znamy. Teren, na którym obecnie znajduje się synagoga, nie należał wtedy do Rzeszowa, lecz do przyległej miejscowości zwanej Nowym Miastem - stąd właśnie nazwa bożnicy. Początek historycznych zawiłości tego budynku miał miejsce w XIX wieku - wtedy to obydwie rzeszowskie synagogi spłonęły i zdano sobie sprawę z ich wartości. Odbudowano je, lecz niedługo potem nadeszła II wojna światowa, która - tak okrutna wobec Żydów - nie mogła być obojętna na żydowski dom modlitwy. Wyposażenie synagogi zniszczono i rozkradziono, zaś w jej środku najpierw urządzono stajnię, a potem składy i magazyny. Dopiero po wojnie zdecydowano – nie bez wahań i oporów – o odbudowie tego miejsca i zmianie jego statusu z domu modlitwy na salę odczytowo-wystawową, zaś później przeznaczono na siedzibę Biura Wystaw Artystycznych. Do budynku dobudowano kolejną kondygnację, która - choć zwiększyła jego funkcjonalność - zniekształciła pierwotny wygląd synagogi. Budynek jest własnością Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Krakowie. My go dzierżawimy na zasadzie bezpłatnego użyczenia: w zamian za to Państwo Polskie odbudowało go, remontowało i inwestowało w niego. Za wszystkie inwestycje, które Gmina Miasto Rzeszów tutaj robi, otrzymujemy przedłużenie dzierżawy -tłumaczy pan Rędziniak. Otwartość na artystów Gdy oglądam piękną, dużą salę mieszczącą się na piętrze i obrazy powieszone na ścianach, czuję się, jakbym przeszła do innego wymiaru. Jest niezwykle jasno i przytulnie, a jednocześnie dostojnie i tajemniczo. Ten budynek całym sobą opowiada swoją historię - przez każdego widzianą w inny sposób. Inauguracyjna wystawa odbyła się tutaj w listopadzie 1965 roku i nosiła tytuł „Jesien-
64
ne konfrontacje”. Czym jednak Biuro Wystaw Artystycznych zajmuje się dzisiaj? Galeria jest miejscem, które ma służyć artystom i ma służyć odbiorcom Dyrektor opowiada mi o działalności galerii z iskrą w oczach. Widzę, jak to miejsce wiele dla niego znaczy. Dowiaduję się, że galeria jako instytucja jest miejscem otwartym w wielu aspektach. Pierwszym z nich jest otwartość na sztukę. W BWA wystawiane dzieła nie należą do tylko jednego nurtu, podstawowym kryterium jest jakość. Przedstawiane są dzieła artystów seniorów, którzy preferują sztukę bardziej tradycyjną, ale galeria również pokazuje najnowsze tendencje w sztuce. Organizowane są wystawy indywidualne, ale również przeglądy i konkursy – w tym coroczny konkurs na całe Podkarpacie pod nazwą „Obraz – Grafika – Rysunek – Rzeźba Roku”. Powróciliśmy też do wystawy, która inaugurowała działalność tej galerii, czyli „Jesienne konfrontacje”, które od 2007 roku odbyły się już cztery razy. W tym roku dźwigam zadanie, żeby ta impreza nie upadła i żeby odbyła się po raz piąty – wyjaśnia Rędziniak. Od kilku edycji konkurs ma znamienitych patronów: Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, władze miasta wraz z Prezydentem Rzeszowa oraz Marszałka Województwa Podkarpackiego. Powrót do pierwszej wystawy jest nie tylko podróżą w przeszłość. Jej celem jest pokazanie, przed wszystkim, najnowszych tendencji w malarstwie polskim. Dowiaduję się, że to jedyne tego rodzaju wydarzenia w tej części Polski i nierzadko jedyna okazja dla osób z Krakowa czy nawet z Lublina, aby zobaczyć wszystkie – również dopiero rodzące się – gwiazdy polskiego malarstwa. Gdy piszę o wystawach i promowaniu artystów, nie mogę zapomnieć o wspomnianych już dwóch związkach twórczych mieszczących się w BWA: Okręgu Rzeszowskiego Związku Polskich Artystów Pla-
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka w Rzeszowie
Fot. Dominika Piętak
Fot. Dominika Piętak
Fot. Dominika Piętak
Fot. Dominika Piętak
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
65
Sztuka w Rzeszowie
styków oraz Oddziału w Rzeszowie Związku Polskich Artystów Malarzy i Grafików. Pan Rędziniak wciąż powtarza, jak ważna jest obecność tych dwóch instytucji w życiu nie tylko BWA, ale i całego Rzeszowa. Opowiada o ścisłej współpracy, o wspólnych plenerach i dwóch ważnych dla niego wystawach: „Biennale ZPAP” i „Postawy ZPAMiG”. Mimochodem, z lekkim uśmiechem, wspomina, że ukradkiem marzy o połączeniu tych dwóch związków artystycznych. Sztuka dla wszystkich Wstyd się przyznać, do niedawna byłam jedną z tych osób, które miały dość niewielkie pojęcie o tym, czym jest Biuro Wystaw Artystycznych w Rzeszowie. Wciąż w myślach mam to jedyne wyjście tam na wystawę w ramach lekcji plastyki w gimnazjum – czyli strasznie dawno temu. Do BWA po raz drugi w życiu trafiłam po niemalże dekadzie w ramach – co bardzo zaskakujące – Social Media Czwartku. Co wspólnego ma Dom Sztuki z wykładem o mediach społecznościo-
wych? Odpowiedź może być tylko jedna: Niezła Sztuka. Osławiona już kawiarnia mieści się na piętrze budynku. Wiedzie do niej wspaniała krata, która jest unikatem i pozostała po nieżyjącym już artyście Marianie Kruczku. W środku wita mnie jazz i uśmiechnięta kobieta za ladą. Wewnątrz kawiarni znajdują się unikatowe meble, zrobione przez artystę rzeźbiarza Józefa Zatheya – również już nieżyjącego. Ten wystrój nie został zmieniony od 1972 roku. Jak przystało na cafe pub zlokalizowany w galerii sztuki, na jednej ścianie wiszą ikony, zaś naprzeciwko nich jaskrawo-kolorowe obrazy przedstawiające niezidentyfikowane kształty. Co ciekawe, autorką i jednych, i drugich, jest ta sama malarka, Beata Olchowy. Za ladą Niezłej Sztuki stoi Dominika Kobiałka. Już od początku uderza mnie jej energia i ciepło. Ma wiele na głowie, ale bez wahania zgadza się na rozmowę i od razu prosi, bym mówiła do niej po imieniu. Wydaje się idealnym dopełnieniem tego miejsca: energiczna i eteryczna; żywiołowa i artystyczna. Jej opowieść tylko potwierdza moje przypuszczenia.
Zobaczyłam to miejsce: piękny, zabytkowy budynek, galeria sztuki w środku i świetna powierzch-
nia, która stała odłogiem, ugorem, zupełnie niewykorzystana, ciemna, smutna i ponura. I pomyślałam z takim żalem: miejsce z takim poten-
cjałem, stoi i marnieje. Powiedziałam Tomkowi: Bierzemy to i działamy! Będzie to orka na ugorze, ale myślę, że warto. (Dominika Kobiałka)
66
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka w Rzeszowie
Fot. Dominika Piętak
Fot. Dominika Piętak
Fot. Dominika Piętak
Fot. Dominika Piętak
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
67
Sztuka w Rzeszowie
Dominika opowiada mi o początkach Niezłej Sztuki; wszak sama kawiarnia od początku była częścią BWA. Piotr Rędziniak we wspomnianej już publikacji z okazji 50-lecia Biura Wystaw Artystycznych pisze o tym, że niekiedy stanowiła ona najważniejsze miejsce spotkań i kontaktów twórców. Przechodziła wielu najemców, aż w końcu właścicielem został Tomasz Drachus, związany ze środowiskiem muzycznym. To dzięki temu w kawiarni dokonała się rewolucja. Warsztaty rysunku, ceramiki, pisania ikon? Niezła Sztuka. Koncerty młodych, ambitnych zespołów? Niezła Sztuka. Wernisaże, szkolenia, Social Media Czwartki? Niezła Sztuka. Sama przez ten rok nauczyłam się mnóstwa ciekawych rzeczy i mamy nadzieję, że to miejsce przetrwa, utrzyma się i że ludzie zaczną tu przychodzić częściej i gęściej; doceniać i korzystać z tego, co tutaj dla nich robimy - mówi Dominika. Rewolucyjny nie jest jedynie fakt organizowania tak wielu wydarzeń. Nie ma dnia, by coś się tutaj nie działo, jednak sam koncert czy szkolenie nie jest tu najważniejsze. Najistotniejsze jest otoczenie, które – niby jest tylko tłem – a tak naprawdę gra pierwsze skrzypce. Największe wydarzenia organizowane przez Niezłą Sztukę odbywają się na dużej sali wystawowej. Tam – w obecności dzieł sztuki – można przeżywać i uczestniczyć w koncertach, warsztatach i we wszystkich innych wydarzeniach. Dominika zwraca uwagę na to, że wszystko razem da się połączyć: zarówno sztukę, jak i organizowane przez kawiarnię wydarzenia. Dyrektor Rędziniak mówi o tym, że chce, aby sztuka była otoczeniem i zwieńczeniem. I to jest chyba najlepsze podsumowanie, za którym idzie nie tylko współpraca z kawiarnią.
68
Dyrektor opowiada z entuzjazmem o planach otwarcia galerii na różne środowiska. -Współczesny odbiorca jest bardzo wymagający i nie wystarcza mu samo oglądanie obrazów - zauważa. Dowiaduję się o niezwykłych planach, takich jak organizacja Dnia Dziecka czy pomysłach na przygotowanie wydarzenia dla starszych ludzi. -Chcę – tak jak nazwa tego budynku, „Dom sztuki” – żeby to był dom: miejsce spotkań różnych pokoleń, różnej wymiany, nie tylko tej artystycznej czy plastycznej. Niezwykłość miejsca Myślę sobie, że faktycznie czuję się tu jak w domu. Nie chcę stąd wyjść, ale wiem, że kiedyśbędę musiała. Rozglądam się po raz kolejny po niezwykłej kawiarni; oglądam, jak wiele –niewiele – się tutaj dzieje, choć jest dopiero godzina trzynasta. Co chwilę dzwoni telefon Dominiki – ludzie dopytują się o najbliższe wydarzenia i warsztaty; malarka przyjechała zabrać swoje obrazy, bo już za chwilę na ścianach kawiarni mają zawisnąć kolejne. W tym wszystkim wciąż wisi jakaś niezrozumiała dla mnie energia. Czyżby... magia? - Dla mnie to miejsce jest magiczne, bo każdy dzień tutaj jest inny. Codziennie spotykam się z innymi ludźmi, bardzo często widzę nowe wystawy, robię i oglądam nowe obrazy, nowe przedmioty sztuki i to mnie rozwija, bo cały czas jest coś innego. Nie przeżyłem chyba dwóch takich samych dni tutaj, a magia jest właśnie w tych spotkaniach z ludźmi - podpowiada Piotr Rędziniak.
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka w Rzeszowie
Chcę - tak jak nazwa tego budynku, „Dom sztuki”
– żeby to był dom: miejsce spotkań różnych pokoleń, różnej wymiany, nie tylko tej artystycznej czy plastycznej. (Piotr Rędziniak)
- Dla mnie to miejsce ma magię w sobie - potwierdza Dominika - Ten budynek był zniszczony, zburzony po wojnie i mieszkańcy miasta to miejsce odbudowali; czyli to jest rodzaj miejsca z taką energią, która wynika z tego, że to miejsce potrafiło się podnieść z gruzów podnieść. Fakt, jaki to jest piękny budynek architektonicznie, to jest druga rzecz. A trzecia rzecz, że właśnie obecność sztuki – i to właśnie takiej sztuki, że można sobie oczy wy-
patrzeć! Ale przede wszystkim całą tę magię tworzą ludzie. Bo wiadomo, że sztuki wyższej nie odbiera byle kto. Gdy wychodzę, wciążz świeci słońce, a ludzie wokół nadal biegają. Tylko jakby inaczej. Aleksandra Derencz
Fot. Dominika Piętak
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
69
Sztuka w Rzeszowie
Takiego sezonu w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej jeszcze nie było! Co przegapiliście? Co jest do nadrobienia? Dla tych, którzy wizytę w teatrze zwykli odkładać „na później” Teatr im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie ma dwie informacje: dobrą i złą... Zacznijmy od tej drugiej. Sezon artystyczny 2018/2019 nieubłaganie zmierza ku końcowi. A dobra wiadomość? W czasie 11 miesięcy na rzeszowskiej scenie wiele się działo, a premierowe i nagradzane na festiwalach spektakle będzie można zobaczyć także po wakacjach. Podczas konferencji zapowiadającej mijający sezon, dyrekcja Teatru ogłosiła kilka propozycji repertuarowych. Ile z nich udało się zrealizować? Niemal wszystkie! Z jakim efektem? O tym niżej... „Lwów nie oddamy”, czyli Polak i Ukrainiec w jednym żyją domu Pierwszą premierą, która odbyła się już w sierpniu w ramach I edycji Międzynarodowego Festiwalu Sztuk TRANS/MISJE, był spektakl „Lwów nie oddamy”. Odważne przedstawienie w reżyserii Katarzyny Szyngiery poruszające ważny i bardzo bliski rzeszowskim studentom temat współczesnych relacji pomiędzy Polakami a Ukraińcami, okazało się hitem Teatru Siemaszkowej. „Lwów...” na swoim koncie ma Główną Nagro-
70
dę 5. Festiwalu Nowego Teatru, zaproszenia na najlepsze festiwale w Polsce (w tym „festiwal festiwali” czyli Warszawskie Spotkania Teatralne) oraz GRAND PRIX czyli Wielką Nagrodę Publiczności 54. Przeglądu Teatrów Małych Form KONTRAPUNKT w Szczecinie. W czym, prócz odwagi twórców, tkwi siła spektaklu? Z opinii recenzentów i widzów wynika, że w jego autentyczności. „Lwów...” nie jest wydumaną wizją twórców, ale opiera się na źródłach zaczerpniętych z życia. Wykorzystane w spektaklu wideoreportaże czy ankiety przeprowadzone wśród uczniów polskich i ukraińskich szkół, dopuszczają do głosu zwykłych ludzi i ich opinie na temat sąsiadów. Co sądzimy o sobie nawzajem? Czego o sobie nie wiemy? Odpowiedzi na te pytania będzie można poszukać w spektaklu i własnym wnętrzu także po wakacjach.
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka w Rzeszowie
„Lwów Nie Oddamy” fot. Maciej Rałowski
Prości ludzie w wielkiej sprawie - teatralna historia rodziny Ulmów O historii ośmioosobowej rodziny Ulmów z podłańcuckiej Markowej, która w czasie wojny została zamordowana za ukrywanie dwóch żydowskich rodzin, zrobiło się głośno przy okazji otwarcia Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej. Wielcy ludzie, prawdziwi chrześcijanie, kandydaci do wyniesienia na ołtarze. Jacy Wiktoria i Józef Ulmowie byli w życiu codziennym? Odpowiedzi na to pytanie postanowił poszukać rzeszowianin Beniamin Bukowski, który w sztuce pt. „Sprawiedliwi. Historia rodziny Ulmów” przedstawił prostą, a zarazem piękną historię ludzkich uczuć, od miłości i przyjaźni po potrzebę pomocy i strach, który przegrywa w walce z sumieniem.
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Spektakl jest wystawiany w Szajna Galerii (specjalna przestrzeń w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie, gdzie mieści się ekspozycja prac prof. Józefa Szajny), której wnętrze niezwykle proste i surowe w formie od samego progu uruchamia wyobraźnię. Spektakl spotkał się z uznaniem tych, którzy rodzinę Ulmów znali osobiście lub pamiętają ją z opowiadań przodków. Czy zakup abstrakcyjnego obrazu może zmienić życie? „Sztuka” według Yasminy Rezy Kolejną premierą mijającego sezonu była sztuka, w której tytułową rolę gra… sztuka. Bohaterowie tej historii to trójka przyjaciół, którzy uwielbiają spędzać czas w swoim męskim gronie. Spotkania są dla nich
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
71
Sztuka w Rzeszowie
„Sprawiedliwi. Historia rodziny Ulmów” fot. Maciej Rałowski
odskocznią od codzienności – pracy, żon, kochanek. Jedno z nich przybiera jednak nieoczekiwany obrót. Wszystko za sprawą obrazu, który zakupił Serge. Dzieło współczesnego malarza Antriosa przedstawia NIC. To po prostu czyste białe płótno. Dyskusja na temat obrazu jest zapalnikiem do kłótni pomiędzy przyjaciółmi. Przy okazji dysputy nad współczesną sztuką i sensem zakupu kontrowersyjnego dzieła, wychodzą na jaw skrywane żale i wzajemne pretensje. Reżyserem przedstawienia jest Waldemar Śmigasiewicz – reżyser, wieloletni profesor Akademii Teatralnej w Warszawie współpracujący z najlepszymi teatrami w całej Polsce i za granicą. Marlene Dietrich wiecznie żywa? Legenda wielkiej gwiazdy na Małej Scenie
72
To jeden ze spektakli niewymagających większej reklamy, bo od premiery, która miała miejsce w styczniu, bilety rozchodzą się w ekspresowym tempie. Marlene Dietrich znamy z czarno-białych filmów i piosenek, których osią przewodnią jest jej charakterystyczny ochrypły głos. Lub po prostu, nie wiadomo skąd, kojarzymy, jak wygląda ta dostojna zimna blondynka, a czasem, w zależności od panującej mody, wzorujemy się na jej nonszalanckim stylu ubierania się. Bo Marlene Dietrich to legenda. Przywrócona do życia przez reżysera Jana Szurmieja i wcielającą się w nią Mariolę Łabno-Flaumenhaft znów bawi, a przede wszystkim wzrusza słodko-gorzką historią swojego życia i piosenkami, z których każda zawiera w sobie ponadczasową, jak uczucia, puentę.
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka w Rzeszowie
„Marlene Dietrich. Błękitny Anioł” fot. Maciej Rałowski
Woland w szlafroku i Azazello w dresach, czyli Bułhakow na nowo Najważniejszą i przygotowaną z największym rozmachem premierą mijającego sezonu była pierwsza w historii Teatru Siemaszkowej inscenizacja powieści Michaiła Bułhakowa „Mistrz i Małgorzata”. Reżyser Cezary Iber (znany już w Rzeszowie z realizacji świetnie przyjętego spektaklu „Pogorzelisko”) podjął się trudnego zadania. Bo jak przedstawić powieść, która w teatrze wystawiana była setki razy? Jak w jednym spektaklu zawrzeć wszystkie najważniejsze wątki książki, kiedy do dyspozycji ma się zaledwie kilka godzin? Jak stworzyć spektakl, który byłby wierny duchowi powieści, a jednocześnie przystępny i atrakcyjny także dla młodego widza? Iber postawił na uwspółcześnienie kanonicznych postaci, co wyraża
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
się m.in. w kostiumach i wykorzystywanych rekwizytach. Uwspółcześniony jest także język powieści (adaptacja została oparta o nowy przekład „Mistrza i Małgorzaty” autorstwa rodziny Przebindów z Krosna), który dobrze „układa się” w ustach aktorów. Do tego dochodzi cała masa teatralnych środków wyrazu, jak m.in. taniec, multimedia, lalki i muzyka, której główne motywy widzowie nucą jeszcze długo po powrocie do domów. Jesteście ciekawi? Warto śledzić repertuar jesienią i szybko rezerwować miejsca. Bilety rozchodzą się w ekspresowym tempie. Teatr w knajpie, czyli Tadeusz Nalepa powrócił do Rzeszowa Wyjątkowym pod wieloma względami spektaklem, jest przedstawienie-koncert, poświęcone pochodzącemu z Rzeszowa,
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
73
Sztuka w Rzeszowie
„Sztuka” fot. Maciej Rałowski
ojcu polskiego bluesa - Tadeuszowi Nalepie. Spektakl był marzeniem zarówno dyrektora Teatru Jana Nowary, jak i autora- reżysera sztuki Tomasza Mana. W spektaklu „Kiedy byłem małym chłopcem” można usłyszeć 11 przebojów grup Breakout i Blackout, które w większości kojarzy każdy. Wykonują je wcielający się w role członków zespołu Breakout aktorzy, którzy specjalnie na potrzeby spektaklu od podstaw nauczyli się gry na instrumentach lub udoskonalili tę umiejętność. Nie jest to spektakl biograficzny, a raczej powstała w wyobraźni reżysera wizja koncertu, którego nie było. Przedstawia problemy Nalepy z ówczesną władzą, relacje z żoną Mirą Kubasińską i członkami zespołu. Spektakl ma jednak przywoływać na myśl przełom lat 60 i 70, kiedy rodziła się legenda Tadeusza Nalepy. Stąd też pomysł na wystawienie go w knajpie, najlepiej takiej, która
74
wystrojem czy klimatem przypominałaby rzeszowski Klub Łącznościowca, gdzie we wrześniu 1965 roku odbył się pierwszy koncert grupy Blackout. Idealnym miejscem okazała się być Klubokawiarnia Rynek Główny przy wejściu do Podziemnej Trasy Turystycznej w Rzeszowie. Z resztą przekonajcie się sami… być może już we wrześniu! 100 lat niepodległości, festiwale, dyskusje o teatrze i życiu Mijający sezon, prócz nowych propozycji repertuarowych, obfitował w masę udanych inicjatyw. Teatr im. Wandy Siemaszkowej jako jedyny instytucjonalny teatr Podkarpacia włączył się w obchody 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości. W ich ramach Teatr zorganizował kilka wydarzeń. Największym bez cienia wątpliwości był,
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
Sztuka w Rzeszowie
„Mistrz i Małgorzata” fot. Maciej Rałowski
wspomniany już, I Międzynarodowy Festiwal Sztuk TRANS/MISJE, na który w sierpniu ubiegłego roku do Rzeszowa zjechali artyści ze Słowacji, Czech, Węgier, Litwy i Ukrainy. W jego trakcie publiczność przez niemal tydzień mogła wybierać spośród kilkudziesięciu wydarzeń z pogranicza różnych sztuk, odbywających się pod wspólnym hasłem „1918. Koniec i początek”. Poza festiwalem, w ramach obchodów 100-lecia odzyskania niepodległości, na deskach rzeszowskiego Teatru odbyły się także gościnne pokazy spektakli „Popiełuszko” oraz „Ziuk! Wspomnienia o Marszałku”. W listopadzie w naszym Teatrze odbyły się 57. Rzeszowskie Spotkania Teatralne 5. Festiwal Nowego Teatru, podczas którego Nagrodę Główną, po raz pierwszy w historii przeglądu, zdobył spektakl Teatru Siemaszkowej,
Intro Magazyn // nr 03/2019 (76)
a w lutym świętowaliśmy 25. jubileuszową edycję Rzeszowskich Spotkań Karnawałowych. Teatr zainicjował także działania Sceny Nowej Dramaturgii oraz Młodej Sceny Teatru. Sporym zainteresowaniem cieszył się także Dyskusyjny Klub Teatralny, czyli odbywające się tuż po pokazach spektakli cykliczne spotkania aktorów, twórców i publiczności. Kończąc wymienianie zalet bycia na bieżąco z wydarzeniami w Teatrze, należy przypomnieć o jeszcze jednej istotnej rzeczy. Teatr im. Wandy Siemaszkowej w każdym miesiącu sezonu ma w ofercie promocyjne bilety dla studentów, które można nabyć pokazując ważną legitymację. Kto jeszcze nigdy z nich nie skorzystał? Dlaczego? Monika Midura
Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie
75