Nr 6/2016 (67) ISSN: 2451-2079
Drogi Czytelniku, Świat, który nas otacza pędzi do przodu jak szalony. Życie w społeczeństwie staje się coraz bardziej uzależnione od informacji. Docierają one do Nas w jeszcze szybszym tempie powodując niejednokrotnie, że gubimy się w ich gąszczu. Będąc w centrum tego pędu trudno czasem odnaleźć w docierających newsach to co najważniejsze. Wszystko z powodu mediów. Ich gwałtowny rozwój sprawił, żeotoczyły Nas z każdej możliwej strony. Mimo pewnych wad, taki stan rzeczy jest dobry, bo dzięki temu mamy stały dostęp do czwartej władzy. Należy jednak przy tym pamiętać, zarówno sam Internet jak i media uzależniają, dając nam złudne poczucie gonienia za trendami, ślepego przynależenia do grup i ciągłego bycia na czasie. W Wasze ręce oddajemy zatem kolejny numer INTRO Magazynu, który pokaże Wam różne strony mediów. Pokaże jak serwisy społecznościowe wpływają na człowieka, absurdy publikowane w Internecie, zagrożenia jakie niesie ze sobą nieostrożne i przesadne korzystanie z nowinek technicznych. To nie wszystko – ukażemy także misyjną stronę mediów. Udowodnimy, że dzięki sieci można zrobić coś niebywałego zarówno dla siebie jak i drugiego człowieka. Przedstawimy Wam losy dwóch nowatorskich projektów będących idealnym zobrazowaniem powiedzenia „chcieć to móc”. Co więcej, potwierdzimy, że nie tylko zwykli obywatele są pod mocnym wpływem Internetu – politykom również się zdarza… Postawimy Was pod ścianą nie dając wyraźnej odpowiedzi jak oceniać media. To wszystko zależy od Was i Waszego postrzegania świata. W nowym numerze INTRO Magazynu wskażemy tylko jedną z wielu dróg jaką można podążać by stać się świadomym odbiorcą rzeczywistości. Miłej lektury.
Redaktor naczelna Aleksandra Żeleźnik
Redaktor naczelny: Aleksandra Żeleźnik Skład: Krzysztof Klimek Opiekun Wydania: mgr Kamil Olechowski Korekta: mgr Kamil Olechowski Wydawca: Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania z siedzibą w Rzeszowie ul. Sucharskiego 2 Teksty autorstwa: Ewa Kuźniar Ewelina Zapart Liudmyla Saienko Maria Tsyupa Natalia Filimoniuk Paweł Sochacki Viktoria Skovron Vladyslav Tsovma
Grafiki autorstwa: Artur Kornaga Joanna Drupka Kateryna Oliynyk Mateusz Małecki Vadym Petrovskyi Yelyzabeth Fedina
Spis treści Selfie - choroba XXi wieku Instagramo-zależni Pościg za trendami Przyjeżdża kosmonauta i wiezie krowę Ukrainer: Projekt alternatywny o turystyce na Ukrainie SKOROVODA: od marzenia do radia Znajomość/miłość/przyjaźń w sieci? Szybkość przekazywania wiadomości przede wszystkim Memy internetowe - abstrakt, który zmienił oblicze internetu
4-5 6-8 10-12 13-15 16-19 21-23 24-25 27-28 29-31
Selfie - choroba XXi wieku
Jeśli w XIX wieku ludzie chorowali na dżumę, to teraz użytkownicy Internetu zapadają na nową chorobę zwaną „selfie”. „Selfie-zależność” – lekarze włączyli to zjawisko do listy chorób XXI wieku. Nowe uzależnienia pod nazwą „selfies” psychiatrzy określają jako niemożność pokonania pragnienia sfotografowania się i wrzucenia tej serii zdjęć na różne strony internetowe. Co najgorsze, po opublikowaniu fotografii ludzie nie robią nic innego, jak tylko czekają na przychylny odzew innych użytkowników. Instagram stał się fenomenem w bardzo krótkim czasie. Za pośrednictwem tego portalu możemy dzielić się zdjęciami, strona pozwala użytkownikom również stosować do nich filtry, a także rozpowszechniać je przez swój serwer i szereg innych sieci społecznościowych takich jak Facebook albo Twitter. Portal został stworzony przez amerykańskiego studenta
4
Kevina Systroma, który gotową aplikację pokazał światu 6 października 2010 roku. W ciągu dwóch miesięcy liczba zarejestrowanych użytkowników przekroczyła milion. Historia selfie Okazuje się, że autoportret w historii fotografii nie jest czymś zupełnie nowym. Był on popularny przez wiele lat, zmieniały się tylko style, sposoby i materiały. Selfie istniało w mniej rozpowszechnionej formie. Można stwierdzić, że wszystko nabrało swoistego rozpędu wraz z momentem pojawienia się przenośnej kamery fotograficznej Brownie firmy Kodak w 1900 roku. Metoda – z reguły – była oparta na fotografowaniu własnego odbicia w lustrze. Mówi się, że księżniczka Anastazja w wieku 13 lat była jedną z pierwszych nastolatek, która zrobiła swoją
własną fotografię przy pomocy lustra. Jak się okazało jej cel był jasny – chciała wysłać je do znajomych. W1914 roku rozsyłała w listach fotografię podpisując ją mniej więcej tak: „zrobiłam ten obraz patrząc do lustra”. Choroba czy zjawisko Uzależnienie od selfie można zaobserwować już u wielu osób. A wszystko przez to, że młodzież fotografuje się każdego dnia: na zajęciach, w domu, w pracy. Liczba wykonywanych zdjęć rzeczywiście może przestraszyć. Zrobienie selfie jest banalnie proste, ale – jak się okazuje – niezwykle uzależniające, co niekiedy trudno sobie uświadomić. Dlatego trzeba być ostrożnym, żeby bezpośrednio nie trafić do pułapki XXI wieku. Fenomen selfie nie ogranicza się tylko do osób młodych. Można zaobserwować, że nawet takie osobistości jak sam papież Franciszek nie boją się tej formy zaprezentowania własnej osoby. Warto też wspomnieć, że słowo „selfie” stało się tak powszechne, że w 2012 roku trafiło do 10 najbardziej znanych słów świata. Chociaż selfie istniało już od wielu lat, to jednak właśnie w 2012 roku termin ten został uznany za tak ważny dla naszej rzeczywistości. Selfie ma też swoją mroczną stronę. Niedawno brytyjski nastolatek próbował popełnić samobójstwo po tym, jak nie spodobała mu się fotografia jego twarzy. Młody Brytyjczyk tracił 10 godzin dziennie na wykonanie оkoło 200 selfie. Maniakalna pasja doprowadziła do tego, że nie wychodził z domu przez 6 miesięcy… I nie jest to odosobniony przypadek. Co więcej, badania pokazały, że nawet ludzie w podeszłym wieku są uzależnieni od selfie. Z tych powodów za selfie wzięli się specjaliści od uzależnień. Na konferencji w Chicago psychiatrzy nie tylko wyznaczyli główne symptomy nowej choroby, ale także podzielili ją na stopnie zaawansowania. Początkowy albo epizodyczny poziom choroby charakteryzuje się pragnieniem robienia autoportretów nie mniej niż trzy razy na dzień. W tym stadium jednak człowiek nie umieszcza ich w social mediach. Drugi stopień choroby zapada, kiedy osoba więcej niż 3 razy na dzień fotografuje się i wystawia wszystkie swoje zdjęcia na strony internetowe. Jeśli człowiek czyni niekontrolowaną liczbę swoich podobizn i wszystkie umieszcza w Internecie (średnio nie
mniej niż sześć razy na dzień) świadczy to o chronicznej fazie choroby. Selfie wywołuje zatroskanie nie tylko wśród amerykańskich psychologów, ale i wielu innych na całym świecie. Na chwilę obecną choroba nie jest oficjalnie uznana. I chore selfie Selfie potrafi też wywołać ogromny skandal. Amerykanka Breanna Mitchell zrobiła fotografię, na której uśmiechała się na tle obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Przez dziką pogoń za sławą w Internecie dziewczyna sprowadziła na siebie krytykę wielu ludzi. „Selfie w koncentracyjnym baraku w Oświęcimiu” - podpisała fotografię Amerykanka i dodała wesołą emotkę. „Co z tego, że się uśmiechnęłam?” – dziwi się dziewczyna i dodaje, że ten wyjazd dużo dla niej znaczył… Moda na selfie wiąże się nie tylko z kontrowersyjnymi działaniami, ale także dziwacznymi modyfikacjami. Lize Darling to studentka kierunku Stosunki Międzynarodowe na Uniwersytecie Brayton. To właśnie ona była pomysłodawczynią nowego rodzaju selfie: „selfiejump”. Idea powstała po obejrzeniu filmu „Jestem na tak” z Jimmem Carrey’em w roli głównej – tak napisała dziewczynana swojej stronie internetowej. Dosłownie w jedną dobę jej zdjęcie zostało polubione przez 50 tys. osób. Można dojść do wniosku, że im głupsza sprawa, tym przyciąga więcej ludzi. Bardzo łatwo „zachorować na selfie”. Robienie sobie zdjęć i wrzucanie ich do sieci samo w sobie nie jest złe, ale trzeba być bacznym, bo między normalnością a chorobą jest cienka granica. Na początku robi się selfie dla zabawy, z czasem trudno wyobrazić sobie dzień bez sfotografowania swojej twarzy i udostępnienia zdjęcia w Internecie… Trzeba we wszystkim zachować umiar. Selfie to nie tylko problem robienia sobie zdjęć, ale także uzależnienia od Internetu. Gdy wewnętrznie czujemy, że nasza obsesja na punkcie „pstrykania fotek” i wrzucania ich na Instagram przewyższa normę powinnyśmy udać się po pomoc do specjalisty. To nic wstydliwego – każdemu się może zdarzyć. Najważniejsze to zdać sobie z tego sprawę i odciąć się od mediów na jakiś czas… Viktoria SKOVRON Autor grafiki: Joanna DRUPKA
5
Instagramo-zależni Wraz ze stworzeniem Internetu na świat przyszło mnóstwo nowych uzależnień. Dla ludzi problemem okazały się być serwisy społecznościowe takie jak Facebook, Twitter, Viber, Snapchat oraz Instagram. Skupimy się jednak tylko na jednym z nich - na Instagramie i na nowej tendencji, która zawładnęła światem – korzystaniu z #hasztagów. Dla niektórych nowy dzień zaczyna się od porannych ćwiczeń, pysznego śniadania oraz kawy. Dla większości jednak – od aktualizacji wszystkich aplikacji w komórce albo dodania nowego zdjęcia na Instagram. Historia stworzenia Instagrama Fotograficzny serwis społecznościowy hostingu zdjęć stworzony został przez Kevina Systroma i Marka Kriegera w San Francisko w 2010 roku. To właśnie oni przerobili swój projekt „Burbn” na aplikację ze zdjęciami. W styczniu 2011 roku twórcy dodali #hashtagi, żeby szybciej znaleźć zdjęcie o tym samym temacie albo wyszukać innych użytkowników. W kwietniu 2012 roku aplikacja już była dostępna dla użytkowników Androida (wcześniej była dostępna tylko na urządzenia firmy Apple), a w 2013 roku dla Windows Phone 8. W 2012 roku Facebook ogłosił, że kupuje Instagram za 1 mld dolarów. Zmiany przyszły, kiedy Facebook zaprezentował nowy regulamin, z powodu którego 25% użytkowników usunęło swoje profile. Od czerwca 2013 roku udostępniono funkcję nagrania 15 sekundowego filmiku. Aplikacja rozwija się bardzo szybko, a ostatnie dane pokazują, że z Instagrama korzysta już 300 milionów użytkowników na całym świecie. Posługują się nim ludzie w różnym wieku, niezależnie od pozycji: od prezydentów po sprzedawców, od studentów po uczniów gimnazjum…
6
Uzależnienie od Instagama Można zaobserwować, że coraz więcej jest takich ludzi, którzy nie mogą spokojnie żyć, jeżeli nie zaktualizują taśmy ze zdjęciami przyjaciół, nie zrobią „selfie” i nie wrzucą go do sieci albo nie postawią like`a. Specjaliści mówią, że to już pierwsze objawy uzależnienia. Rozwija się ono bardzo szybko i można powiedzieć, że „Instagramo-zależność” stoi w jednym rzędzie z alkoholem, tytoniem oraz narkotykami. Robienie zdjęć weszło ludziom w nawyk. Jeżeli wejdziemy na profil wielu nastolatków (a nawet i osoby dorosłej) to można zobaczyć jak wyglądał dzień tej osoby: co jadła na śniadanie, obiad, kolację, gdzie była, co robiła, co widziała, z kim spędziła wieczór, co otrzymała na urodziny... Jeden dzień korzystania z aplikacji Ukrainka Anastazja codziennie wrzuca zdjęcia do Instagrama, żeby pokazać albo nawet podzielić się ze światem spędzonym dniem oraz swoimi sukcesami. Po długiej rozmowie, opisała mi jak robi posty na Instagramie. Najpierw musi znaleźć miejsce, gdzie będzie robić zdjęcie. Światło jest bardzo ważne. Od niego zależy jakość fotografii. Uśmiech! Lampa błyskowa i zdjęcie jest gotowe. Teraz czas zająć się redagowaniem i wyborem doskonałego filtru. Po długim klikaniu po różnych filtrach od„slumber” do „kelvin”, w końcu zawsze wybiera swój ulubiony: „aden” – edytuje ono zdjęcie w spokojnych
MASZ OKAZJĘ ZADECYDOWAĆ NA CO ZOSTANĄ PRZEZNACZONE TWOJE PIENIĄDZE! Nr wpisu do Krajowego Rejestru Sądowego: 0000068639 Nr konta: 60 1500 1100 1211 0002 8210 0000
Przekaż
dacji n u F le e c a n u k t a d po y” t n le a t – ji c a k u d e i „Na rzecz nauki
Twój 1% przeznaczymy m.in. na: stypendia naukowe i socjalne dla uczniom i studentów, wsparcie działalności kół zainteresowań i organizacji studenckich, dofinansowanie wyjazdów uczniów i studentów na seminaria, konferencje i szkolenia, wsparcie rozwoju przedsiębiorczości uczniów studentów i absolwentów, pomoc w rozwoju indywidualnych zainteresowań, talentów i pasji, aktywizację zawodową studentów i absolwentów, wsparcie projektów skierowanych do osób niepełnosprawnych i starszych.
DZIAŁAMY DLA CIEBIE I TWOICH NAJBLIŻSZYCH! Fundacja „Na rzecz nauki i edukacji – talenty” ul. Sucharskiego 2, 35-225 Rzeszów
kolorach. Kolejnym krokiem jest określenie jasności oraz ostrości. Po wszystkim można kliknąć na strzałkę w prawym górnym roku. Trwa ładowanie... Następny krok to opis zrobionego zdjęcia. Im więcej napisze hasztagów, tym więcej ma lajków. Można jeszcze dodać fotografię na mapie oraz oznaczyć swoich znajomych. Niektórzy dzielą się zdjęciem jeszcze w innych sieciach społecznościowych takich jak: Vkontakte, Twitter, Facebook, Tumblr czy Flickr. Kiedy wszystko jest gotowe to klika na białą fajkę na niebieskim tle w prawym górny rogu. Czeka kilka sekund na ładowanie i już gotowe. Co chwilę aktualizuje taśmę, żeby zobaczyć lajki i nowe komentarze pod zdjęciem. Anastazja twierdzi, że nie jest uzależniona od aplikacji, ale szczerze mówiąc, lubi udostępniać coś w sieci. Po zaprezentowaniu nowego zdjęcia, robi to samo znowu albo co chwilę sprawdza aktywność na jej profilu. I tak cały dzień, gdziekolwiek by nie była. Co to jest #hasztag? Hasztag - słowo, hasło, fraza poprzedzone znakiem „#” na Instagramie i Twitterze. Dzięki niemu łatwo znaleźć w Internecie dyskusję na wybrany temat. Obrazując na przykładzie: po kliknięciu w #fashion2015 możemy zobaczyć wszystkie ostatnie nowości związane z modą. A wszystko zaczęło się jeszcze w sierpniu 2007 roku, kiedy to pracownik Google`a Chris Messina zadał pytanie na Twitterze, które zmieniło cały świat: „A co myślicie, żeby grupować dyskusje, używając znaczka #?” (w oryginale „how do you feel about using # (pound) for groups. As in #barcamp [mgr]?”. Społeczeństo zaczęło stosować # już w pażdzierniku podczas wielkiego pożaru w San Diego. Aby szybciej rozpowszechnić informację wśród użytkowników – ludzie pisali #sandiegodfire. W kolejnych latach za pomocą hasztagów informowali świat o różnych ważnych wydarzeniach. Ludzie wrzucają zdjęcie na Instagram i piszą pod nim mnóstwo hashtagów takich jak np. #instagood, #instagirl, #instaboy, #beautiful, #instamood, #film, #selfie, #awesome itd. Naprzykład, gdybym poszła do lekarza, zrobiła sobie tam zdjęcie napisałabym hasztagi: #ulekarza, #szpital, #chora, #polska, #dziewczyna.
8
Robi się tak, nie tylko po to, żeby ktoś znalazł wszystkie zdjęcia z takim podpisem, ale również żeby było więcej lajków (like it, czyli lubię to). #insta: opis czy spamowanie? Co trzeci użytkownik Instagrama dodaje do opisu mnóstwo hasztagów z dodatkiem #insta. Najpopularniejsze z nich to: #istabeach #instababy #instafriends #instaglam #instaparty #instaswag #instadog #instapic #instanature #instagood #instamood #instacool #instalike #instafood #instafashion #instamoment #instahappy #instacute #instafun #instalife #instaweather #instahealth #instafollow #instatag. Ludzie piszą hasztagi nawet jeżeli całkowicie nie pasują do zdjęcia. Ale mają nadzieje, że w taki sposób ich ilustrację zobaczy więcej użytkowników sieci, co spowoduje więcej lajków. Kiedy będziesz udostępniać coś na Instagramie i napiszesz hasztagi pod zdjęciem – przelicz je i zastanów się czy wszystkie są niezbędne. Masz więcej niż 35? Postaraj się, żeby było maksymalnie 8 – więcej jest uznawane jako spam. Tylko wtedy możesz udostępnić wpis. #poconamteznaki? W ostatnich latach z hasztagów aktywnie korzystają różne firmy. Ich celem jest promocja oraz rozpowszechnienie towaru w sieci. Marketingowcy, żeby dotrzeć do jak największej grupy odbiorców wykorzystują właśnie znaczek. Jako hasztag można wykorzystać więc nazwę własnej firmy albo jej slogan. Np. nasza uczelnia wykorzystuje takie hasztagi jak #wsiz oraz #goWSIiZ. Żeby napisać dwa słowa i więcej jak np. #kształcimy_praktycznie, musimy pamiętać, że słowa muszą być połączone znakiem „_”, czyli nie wykorzystujemy spacji. Hashtagi już pojawiają się na ekranie telewizorów, żeby podnieść rating konkursu albo programu telewizyjnego. Oglądając TV zawsze bawimy się smartfonem i kiedy widzimy hasztagowany wpis – automatycznie wpisujemy nazwę lub hasło i czytamy wszystko na ten temat. Z pojawieniem się na świecie Instagrama, pojawiła się też możliwość uzależnienia od tej aplikacji. Nadmierne korzystanie z mediów nie powinno być ignorowane. W przeciwnym razie możemy wpaść w sidła uzależnienia, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Liudmyla SAIENKO Autorzy grafik: Yelyzabeth FEDINA Mateusz MAŁECKI
Proces
doktoryzacji doktorat.wsiz.rzeszow.pl
Seminarium doktoranckie
Seminarium doktoranckie
indywidualny tok kształcenia (2 semestry)
(6 semestrów)
PUBLICZNA OBRONA ROZPRAWY DOKTORSKIEJ
PUBLICZNA OBRONA ROZPRAWY DOKTORSKIEJ
akceptacja rozprawy przez promotora złożenie podania o publiczną obronę rozprawy doktorskiej (w ciągu 10 miesięcy od rozpoczęcia udziału w seminarium)
akceptacja rozprawy przez promotora złożenie podania o publiczną obronę rozprawy doktorskiej
Prezentacja koncepcji rozprawy na zebraniu odpowiedniej Katedry
zatwierdzenie promotora określnie zakresu egzaminów doktorskich
SEMESTRY
Wykłady kursowe
(przygotowujące do egzaminów doktorskich)
Proseminaria z opiekunem naukowym
Złożenie podania o otwarcie przewodu doktorskiego
OTWARCIE PRZEWODU DOKTORSKIEGO:
Wykłady modułowe
egzamin językowy (przy braku certyfikatu) egzamin doktorski z dyscypliny dodatkowej egzamin doktorski z dyscypliny podstawowej
SEMESTRÓW
DECYZJA O WYBORZE PROMOTORA
Seminarium
egzamin językowy (przy braku certyfikatu)
z promotorem
semestr 5. i 6. egzamin doktorski z dyscypliny dodatkowej egzamin doktorski z dyscypliny podstawowej
Prezentacja koncepcji
OTWARCIE PRZEWODU DOKTORSKIEGO:
Seminarium z promotorem
zatwierdzenie promotora określnie zakresu egzaminów doktorskich
rozprawy na zebraniu odpowiedniej Katedry
Złożenie podania
o otwarcie przewodu doktorskiego
Przygotowanie koncepcji rozprawy doktorskiej
Pościg za tredndami Trendy rządzą ludzkim życiem, a ludzie chętnie poddają się ich wpływowi. Dlaczego tak się dzieje i czy możliwe jest by nie ulec owczemu pędowi? Ludzie skłonni są uważać, że świat rozwija się, a oni sami są wolni. W dzisiejszym skomercjalizowanym świecie jednak czyha na nas wiele zagrożeń, które wydają się zupełnie bezpieczne: problem uzależnienia od marki czy sieci społecznościowych. Nie zdążyliśmy nawet zrozumieć, jakim sposobem marka otrzymała pełną kontrolę nad wieloma naszymi decyzjami. Czy można tego uniknąć? Niestety, prognozy nie są optymistyczne. Generacja uzależnionych od marek 19 września 2015 – to ważny dzień dla osób uzależnionych od gadżetów. Wszyscy chętni mogli wreszcie kupić najpopularniejszy smartfon na świecie – IPhone 6. Kolejki mierzone w kilometrach, nerwowe podniecenie i burza
10
emocji. W dzień wielkiej premiery ludzie byli tak radośni, jakby każdy z nich zdobył główną nagrodę w wielomilionowej loterii. Mniej więcej tak samo przebiegła premiera poprzedniej wersji IPhone trzy lata temu. Oficjalna statystyka mówi, że w pierwszy weekend na całym świecie sprzedano około 10 milionów nowych modeli smartfonów, co ustanowiło nowy rekord firmy Apple. O czym świadczy taka „IPhonomania” oprócz niezaprzeczalnej popularności devica? Chyba o generacji ludzi uzależnionych produktów z „jabłuszkiem”. Od niedawna marka nabrała większej wartości niż sama rzecz. Nieważne w którym miejscu, nie ma różnicy w którym kraju. Czy to beztroski Amerykanin czy pretensjonalny Francuz – człowiek obwiesza się popularnymi markami.
Przyczyn jest wiele, ale wszystko sprowadza się do tego samego – ludzie chcą być uznawani, chcą wyróżniać się wśród innych, chcą wyrazić osobowość i pokazać, że są w stanie kupić daną (zazwyczaj drogą) rzecz. Społeczeństwo musi wiedzieć z kim ma doczynienia. Redakcja WB przeprowadziła małe badanie socjologiczne wśród młodzieży w wieku od 17 do 25 lat. Jej wyniki prezentują się następująco: dwadzieścia z trzydziestu zapytanych osób potwierdziło, że preferują ubrania rozpoznawalnej i znanej marki, siedemnaście osób ze wszystkich urządzeń wybierze produkty firmy Apple, natomiast czternaście osób woli podążać za nowoczesnymi trendami, aby zawsze być w temacie nowinek. Wyniki badania potwierdzają zapotrzebowanie współczesnego młodego człowieka do wyrażania siebie za pomocą popularnego logo na metce. Chcę być jak Nina Czasem zdaża się tak, że człowiek nie wie dokładnie, w jaki sposób wyrazić siebie. Wie, że chce wyróżniać się wśród znajomych, ale nie wie jak to zrobić. Tutaj z pomocą przychodzą celebryci. Są oni popularni („znani z tego, że są znani”) oraz atrakcyjni. Prawie każdy z nich ma w życiorysie ciekawe doświadczenia, jakiś dramat w relacjach z bliskimi. Są kochani przez swoich fanów i to właśnie z ich perspektywy zawsze wydaje się, że ich ulubieńcy mają idealne życie. Co najważniejsze, znane osoby nie schodzą z pierwszych stron gazet – to kolejny skandal w tabloidzie, wręczenie nagród filmowych, to prosty spacer po Beverly Hills. Dlatego skopiować od celebrytów można dosłownie wszystko: poczynając od sposobu chodzenia, stylu ubierania się, a kończąc na dykcji i tatuażu za lewym uchem. To własnie robią fani – inspirują się osobowością wykreowaną przez media i starają się być jak najbardziej do niej podobni. Wszystko po to, aby być bliżej wymarzonego świata oraz – to już argument paradoksalny – wyrazić siebie. Tess Christine to dwudziestotrzyletnia beauty bloger ze stanu Wisconsin w USA. Oprócz tworzenia wideo o własnym stylu i lekcjach makijażu, zajmuje się kopiowaniem młodych gwiazdek Hollywoodu takich jak: Demi Lovato, Nina Dobrev, czy obsady popularnego serialu Słodkie Kłamstewka. Dziewczyna w swoich filmikach krok po kroku opowiada jak zrobić dokładnie taki sam makijaż i fryzurę jak u znanej celebrytki, doradza gdzie kupić takie same ubrania za mniejsze pieniądze. Dzięki tej szczegółowej analizie u Tess pojawia się coraz więcej
subskrybentów (już ponad milion). Ludzie dziękują jej za informacje i piszą z radością, że wreszcie chociaż w małym stopniu upodobnią się do swoich idoli. Czasem ludzie, szczególne dziewczyny, powtarzają styl celebrytów, bo uważają go za atrakcyjny i odpowiedni dla siebie. U niektórych osób występuje jednak po prostu ogromna chęć bycia podobnym do kogokolwiek, tylko nie do siebie. Celebryci jak widać również występują jako popularna marka. Dlatego też ludzie – żeby „być trendy” – starają się maksymalnie odpowiadać obecnej modzie: czy to w stylu ubierania się czy sposobie zachowania. Tumblr Girl i kaktus Dziś obok celebrytów (jak już zostało wspomniane) niezwykle ważni stali się blogerzy. To oni stają się trendsetterami – osobami kreującymi nowe trendy – oraz tzw. influencerami – osobami mającymi wpływ na innych. Ta sytuacja tworzy jeszcze jedną markę w społeczeństwie, jakiej młodzież chce odpowiadać. Takim przykładem jest Tumblr Girl. Co można o niej powiedzieć? Nie tak dawno cechami Tumblr Girl były oryginalność w ubiorze, fryzurze, dobra kondycja fizyczna, ciekawe akcesoria. Nie brzmi tak źle, ale w 2015 roku coś diametralnie się zmieniło. Czy dlatego, że do Tumblr dotarły dzieci, czy przez to, że dziewczyny, które zaczeły zakładać blogi przyjęły słowo oryginalność zbyt... oryginalnie. Wchodząc na Tumblr użytkowniczek w wieku 12-21 lat można zobaczyć zdjęcia młodych dziewczyn, które na twarzach mają przyklejone naklejki, emotikony i cyrkonie, a one same są sfotografowane w trakcie „udawanej” konsumpcji… kaktusa. To właśnie z tej sieci społecznościowej wyszła moda na palenie, malowanie swoich brwi na różne kolory czy kłucie igłami warg. To tylko kilka z obecnie panujących w sieci trendów. Związane jest to z pogonią za zwiększaniem liczby subskrybentów. Trzeba zrobić najbardziej oryginalne zdjęcie, które przebije się w sieci – a konkurencja jest spora. Niestety ludzie zapomnieli, że oryginalność i moda nie zawsze oznaczają jedno i to samo, a ślepe podążanie za trendami może sprawić, że osoby te trafią do znienawidzonej przez nich szarej masy. Niech Twitter o mnie opowie Kolejnym czynnikiem „bycia trendy” jast aktywny udział w sieciach społecznościowych. Obecnie konta na Facebooku czy Instagramie nie tylko służą jako jeden z najważniejszych sposobów komunikowania się,
11
ale są również wizytówką każdego człowieka. Patrząc na wypowiedzi na Twitterze, czytelnicy wyrabiają sobie pewną opinię o danej osobie. Dzięki analizie profilu z portalu społecznościowego można dowiedzieć się o zainteresowaniach człowieka, o celach w życiu oraz zdecydować, czy warto tę osobę obserwować. Lajki zaś świadczą o popularności i akceptacji wśród innych użytkowników. Nasza aktywność w sieciach społecznościowych może mieć też przykre konsekwencje. Może się zdarzyć, że nie otrzymamy pracy – wszystko przez fotografię z klubu i podpis w stylu: „po burzliwej nocy nie chce mi się rano wstać do pracy”. Przez głupie zdanie, które mógł zobaczyć każdy, pracodawca może daną osobę uznać za niezorganizowaną i nieodpowiedzialną. Dlatego warto zastanowić się nad tym, jakie treści udostępniamy w sieci, bo dziś jest to jedno z najważniejszych kryteriów pobieżnej oceny człowieka, jego osobowości i kultury wypowiedzi. Jak nie zostać owcą Pojęcie efektu owczego pędu mówi, że konsument kupuje pewne dobra po jakichkolwek cenach tylko dlatego, że inni tak robią (efekt ten dotyczy także innych obszarów działalności człowieka). Ten efekt zmienia ogromną liczbę ludzi w stado posłusznych owiec. W dodatku w dzisiejszym świecie Internetu i wszechobecnego marketingu wszyscy jesteśmy atakowani reklamą. Wszystko po to, aby przekonać nas, że nie jesteśmy w stanie żyć bez produktu danej marki – chociaż jeszcze wczoraj nie mieliśmy o nim pojęcia. To tworzy smutny obraz. Modne ubrania, popularne gadżety, logo firm na kubkach i opakowaniach żywności, naśladowanie celebrytów, przekroczenie granic normalności w użytkowaniu sieci społecznościowych oraz potrzeba wyróżnienia się na siłę, prowadzą tylko do tego, że człowiek staje się uzależniony od modnej marki, którą sam stworzył. Dlatego trzeba dobrze zastanowić się nad prawdziwymi wartościami w życiu i ustalać właściwe priorytety. Tylko to, co jest naprawdę potrzebne, a nie narzucone nową modą, powinno się dla nas liczyć. Maria TSYUPA Autor grafiki: Joanna DRUPKA
12
Przyjeżdża kosmonauta i wiezie krowę... Podróżnik, reporter, wielbiciel autostopu i nowych wrażeń, a jednocześnie laureat Nagrody Literackiej Europy Środkowej Angelus oraz Nagrody Literackej NIKE. Osoba, która potrafi przyciągnąć ludzi poczuciem humoru. Wszystko to można powiedzieć o Witoldzie Szabłowskim, który był gościem tegorocznego Forum Wydawców we Lwowie. Forum Wydawców, które odbyło się w dniach 15-18 września, to najważniejsze targi książki na Ukrainie. Co roku prezentują się na nich wszyscy ukraińscy wydawcy, a na towarzyszący targom festiwal literacki przyjeżdżają do Lwowa pisarze i dziennikarze z wielu krajów. W tym roku ważnym punktem wydarzenia było spotkanie z polskim dziennikarzem i pisarzem Witoldem Szabłowskim. 17 września wziął udział w forum tematycznym pt. “Reportaż bez granic”. Podzielił się własnym doświadczeniem dziennikarskim, a jednocześnie zaprezentował kolejną książkę w języku ukraińskim. Znaczenie Turcji w formowaniu zawodowym Witold Szabłowski studiował dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim oraz Uniwersytecie Stambulskim, odbywał także szkolenie w tureckim CNN. Właśnie dlatego rozmowa zaczęła się od roli Turcji w życiu zawodowym gościa oraz wpływu jaki wywarła ona na decyzję o zostaniu dziennikarzem. — Studiowałem nauki polityczne w Polsce — zaczął dziennikarz — studiowałem w takim momencie, kiedy Polska wchodziła do Unii Europejskiej. Wszyscy moi koledzy i koleżanki z roku byli tak strasznie skupieni na Zachodzie: Bruksela, Belgia, Londyn. Wszyscy tam jeździli na stypendia. A ja sobie powiedziałem, że właściwie jeżeli wszyscy studenci politologii pojadą na Zachód, to będziemy umieć to samo. Jest to trochę bez sensu. I tak sobie wymyśliłem tę Turcję. Najpierw uważał Turcję za kraj, do którego nikt nie jeździ, nikt nim się nie interesuje. Jednak z czasem rola Turcji w świecie zaczęła rosnąć. Dziś Szabłowski nie żałuje, że los zdecydował wysłać go akurat w to miejsce. Co więcej, obecnie Szabłowski stał się ekspertem numer jeden w sprawach Turcji w polskich mediach. Gdy na przykład doszło do ostatniego puczu
wojskowego, musiał tylko skontaktować się z kilkoma znajomymi z Turcji, dowiedzieć się co się dzieje i mógł do rana udzielać wywiadów mediom. udzielać wywiadów mediom. — Napisałem status na Facebooku i myślałem, że piszę dla kilkorga znajomych, którzy też interesują się Turcją. Ale potem do 6 rano udzielałem wywiadów przez telefon. Tak jakbym siedział w Turcji na miejscu i miał jakieś aktualne informacje. To była po prostu analiza tego, co się wydarzyło wcześniej, zmieszana z tym, co to może być teraz — tłumaczy Witold Szabłowski. — Zatem podkreślałem „Nie jestem pewien, ALE...”. Byłoby pięknie, jakby jakiś portal internetowy napisał „Szabłowski: Wiem, że nic nie wiem”. Doświadczenie Szabłowskiego zaowocowało także wydaniem książki. „Zabójca z miasta moreli. Reportaże z Turcji” to ośmioletnia praca pisarza. Szabłowski ma już nowe pomysły napisania kolejnego materiału związanego z tym krajem. Dostał propozycję stworzenia książki biograficznej o Erdoğanie, „który wywraca w tej chwili Turcję do góry nogami”. — W książce „Zabójca...” mam cały rozdział, w którym opisuję życie polityczne Erdoğana z perspektywy jego wąsów. Bo w Turcji przynależność do partii politycznej poznaje się po wąsach. To nie jest żart. Jednak jestem zainteresowany propozycją napisania całej książki. Reportaż za granicą: ważne zasady Witold Szabłowski podzielił się także swoim doświadczeniem i praktyką robienia reportażu w innym kraju. Zauważył, że istnieją dwie podstawowe szkoły lub metody przygotowywania do wyjazdu. Pierwsza szkoła polega na absolutnie „czystej” głowie. To znaczy, że najlepiej jechać bez poznania państwa oraz informacji o nim. Wtedy człowiek wszystkiemu się dziwi.
13
Co dodaje do materiału szczerości, a dziennikarzowi — możliwości jak najczęstszego komunikowania się z mieszkańcami. — Pisałem tę swoją książkę o Turcji przez 8 lat — wspomina reporter. — Jest ona ciekawa, dlatego że można odczuwać ten zachwyt człowieka, który wszystkiemu się dziwi. Bardzo dobrze, że to zdziwienie udało się zachować przez 8 lat. Druga szkoła składa się z ciągłego procesu uczenia — języka, kultury oraz historii. Jest to sposób niezawodny, jednak wtedy traci się prawdziwe emocje. Dziennikarz przypomniał słowa wielkiego reportażysty, Ryszarda Kapuścińskiego: „Na każdą napisaną stronę, trzeba przeczytać 100 stron”. — Uważam, że Kapuściński trochę przesadził. Ale do mojej książki „Sprawiedliwi zdrajcy” każdy rozdział ma kilkanaście innych książek w bibliografii. Na przykład, kiedy pierwszy raz byłem w Kupiczowie na Wołyniu, to mogłem po kolei pokazać kto gdzie mieszkał. Nawet lepiej od jego mieszkańców. Dlatego oba te sposoby są dobre. Szabłowski dał też odpowiedź na pytanie odnośnie ważności wiedzy językowej. Powiedział, że z jego doświadczenia, nie jest on najważniejszą rzeczą. W niektórych przypadkach większą rolę gra intuicja oraz rozumienie kultury narodu. Na szczęście – jak sam uważa – rozumie Turcję podskórnie, trafił na ich „puls”. — W Turcji jak ktoś mówi tak troszeczkę, to „jesteś taki kochany, uczysz się tureckiego”. Ale jak zaczynasz mówić lepiej, to oni się robią podejrzliwi. „O, kurcze! Przyjechał z Polski i gada po naszemu. Pewnie szpieg!” Było tak, że robiłem reportaż i ktoś dzwonił na policję, mówił, że jakiś podejrzany facet się tu kręci. Nie wiadomo o co chodzi, ale przyjedźcie! — śmieje się Szabłowski. Chcę pisać reportaże. Co muszę wiedzieć? Jednym z najciekawych tematów było zagadnienie głównych zasad dobrego reportażu. Witold Szabłowski podkreślał elastyczność reportażu jako gatunku dziennikarskiego. Uważa, że nie można kłamać i wymyślać historii. Że bardzo ważnym jest unikanie nudy. Stwierdził, że lepiej napisać cieniutką książkę, ale żeby była „żywa”: — Nie rozwlekać! Strasznie szanuję ludzi, którzy czytają i właśnie szanuję ich czas. Bo kiedy wyobrażam sobie, jak ktoś czyta i się nudzi... To wtedy ta książka jest niepotrzebna. Uczestnicy spotkania poruszyli także kwestię tego, że wielu ludzi ma niesamowitą historię, ale po prostu nie chcą o tym mówić. Szabłowski przedstawił ten problem na przykładzie z jego
14
książki o Wołyniu. Główny bohater, pierwszy polski kosmonauta, Mirosław Hermaszewski, chciał pojechać na Wołyń, żeby pomóc jakieś rodzinie. Pragnął podziękować Ukraińcom, którzy uratowali jego oraz jego 6 rodzeństwa po rzezi wołyńskiej. Wtedy jedna ukraińska sąsiadka oddała krowę jego rodzinie, żeby dzieci miały trochę mleka. Szabłowski namawiał Hermaszewskiego, aby znaleźć jakąś potrzebującą rodzinę i kupić im kozę lub krowę. — Bardzo zapaliłem się do tego pomysłu, szukałem nawet w internecie ile ta krowa na Wołyniu kosztuje. OLX.UA, jakby ktoś szukał krowy! Ale Hermaszewski w końcu odmówił. Są to takie smutne momenty. Bo wiem, że byłby super reportaż, nawet film dokumentalny. Przyjeżdża kosmonauta i wiezie krowę... Chociaż wiem, że ta przygoda z krową byłaby tak naprawdę na pół strony z 20. Bo ważniejszym jest ten kontekst, cała historia, co tam się stało. Trzeba uważać, kiedy zachęcanie bohatera do pewnych działań jest niepotrzebne. Dalej mówiło się o ograniczeniach działalności dziennikarza, największych trudnościach. Szabłowski uważa, że stereotyp o częstych problemach podczas komunikacji z innymi osobami oraz bohaterami materiałów jest nieprawdziwy. Jego zdaniem „normalny chłopak zawsze się dogada z normalnymi ludźmi”. Trzeba tylko być szczerym. Jeżeli jesteś w pewnym momencie zestresowany, to najlepiej od razu ludziom powiedzieć — bardzo się stresuję, że pan mi odmawia. Dalej podał przykład: — Szczygieł kiedyś miał zrobić rozmowę z Danutą Wałęsą, kiedy Lech Wałęsa startował na prezydenta. Pani Wałęsa nie lubiła „Gazety Wyborczej”. Ale była bardzo religijna, zawsze wtedy chodziła do kościoła itd. Szczygieł do niej zadzwonił i powiedział tak: „Pani Danuto, wiem, że pani chce mi odmówić, ale całą noc się modliłem, żeby pani się zgodziła”. Tylko nie wiem, czy to było szczere! Nowa książka oraz końcowe wskazówki dla dziennikarzy Na koniec zapytano dziennikarza o jego nową publikację „Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia”. Autor wyznał, że książka jest trudna, chociaż pisał ją na wyłączonych emocjach. Skala dramatu była tak duża, że po prostu automatycznie myślał tylko o materiale. Dopiero jak skończył dotarło do niego o czym jest ta książka. — Sam trochę się boję tej historii. Szczerość zawsze rozbija czarno-biały świat. To może komuś się nie spodobać. Ani Polakom, ani Ukraińcom. Chociaż ostrych reakcji jeszcze
nie było. Może niektórzy po prostu dopiero są w szoku! Witold Szabłowski podziękował za możliwość przyjazdu na Forum i na Ukrainę. Przyznał, że lubi podobne wydarzenia, bo dają one sprzężenie zwrotne od czytelników. Co jest bardzo ważne zarówno dla pisarza, jak dla dziennikarza. Stwierdził, że chętnie będzie tłumaczyć swoje prace na język ukraiński i dodał:
— Mam w życiu taką zasadę, że lepiej nie pytać czy można. Bo jeśli się okaże, że nie można – to dopóki nie krzyczą, to można. Jak nie można, a się bardzo chce – to można. Działajcie! Natalia FILIMONIUK Autor grafiki: Kateryna OLIYNYK
15
Ukrainer: Projekt alternatywny o turystyce na Ukrainie Ukrainerto projekt medialny promujący turystykę wewnętrzną na Ukrainie. Twórcy utrzymują, że ich przedsięwzięcie to nie tylko ciekawe miejsca, ale też ludzie.
Ekipa Ukrainera
Bohdan Logvynenko, autor projektu
Nie chcemy powiedzieć, że jesteśmy pierwsi, jedyni czy wyjątkowi. Oczywiście, że będziemy dążyć do tego, ponieważ stawiamy przed sobą wiele ambitnych celów. Pierwsze, co byśmy chcieli, to dołożyć się do rozwoju reportażu na Ukrainie, co sprzyjałoby rozwojowi turystyki wewnętrznej. Drugim ważnym
16
aspektem będzie odkrycie nieznanych miejsc i ludzi, czyli opowiedzenie jak najwięcej insajderskich historii. Trzecim, najważniejszym i najbardziej globalnym celem jest popularyzacja Ukrainy i przyczynienie się do polepszenia publicznej dyplomacji. Z ostatnich badań wynika, że Ukraina znajduje sie na 8 pozycji wśród najbardziej niebezpiecznych krajów. Ta informacja budzi lęki u setek tysięcy potencjalnych turystów z zagranicy. To da się zmienić, ale nie zaprzeczając temu, a tylko tworząc alternatywną informację. Dlatego w wyniku naszej ekspedycji, planujemy wyjść drukiem w formacie przewodników w kilku językach. To spowodowane jest nie tylko mało rozwiniętym systemem transportowym, ale też brakiem prostej i precyzyjnej informacji, ponieważ większość ludzi po prostu nie wie gdzie można pojechać. Jestem pewien, że najpierw ma się rozprzestrzenić tzw. intelektualna turystyka wewnętrzna, a potem pojawi się turystyka masowa.
Dmytro Ohrimenko, operator kamery
Taras Kovalchuk, fotograf
Projekt Ukrainer jest dla mnie możliwością zobaczenia, jak tak naprawdę wygląda mój kraj, jacy ludzie w nim mieszkają. Daje mi też okazję do znajdowania nowych atrakcji turystycznych, w tym także powodów do dumy z Ukrainy. Mamy mozliwość pokazania turystom z zagranicy, że nasze widoki nie są gorsze od tych, co w Islandii, że ludzie tutaj są nie mniej utalentowani, niż we Francji, a kuchnia niczym nie ustępuje włoskiej. Chcę, żeby ludzie mieli tak dobre wrażenia, jakie mam osobiście z podróżowania po innych krajach. Ponieważ Ukraina to kraj, który ma wielki potencjał, imponuje różnorodnością kultur, niesamowicie smaczną kuchnią i najwspanialszymi ludźmi, których kiedykolwiek spotkałem. Jestem pewien, że Ukraińcy chcą zbadać głębiej własny kraj. Warto tylko pokazać dokąd można pojechać, co zobaczyć i z kim sie zapoznać.
Ukrainer jest dla mnie szansą, aby poznać dotychczas nieznaną Ukrainę, osiągnąć jej naturalną i kulturalną różnorodność. Co więcej, w tym projekcie mam okazję pokazywać w swoich zdjęciach rutynowe życie, ponieważ wielu ludzi ma talent do życia i bycia szczęśliwymi z powodu prostych rzeczy. Właśnie robiąc zdjęcia, które pokazują codzienne czynności i emocje, chcę przekazać, jacy są piękni. Chcę żeby poznali sami siebie i poznali się ze sobą. Dla mnie Ukraina to są ludzie i ich tradycje. Chciałbym pokazywać i opowiadać o Ukrainie właśnie przez ludzi – ambitną i otwartą młodzież, doświadczone i mądre starsze pokolenie, dziwaków, którzy tworzą oryginalne rękodzieła. Za pomocą takich opowieści, chciałbym inspirować innych, pokazać to, co już mamy. Dlatego żeby otworzyć całą niezwykłość Ukrainy, zaprezentować ją z mojego punktu widzenia, jestem gotowy na nieoczekiwane przygody. Jestem gotowy trzymać kamerę w rękach już o 4 rano, żeby złapać najlepsze światło. Jestem gotowy na wspinanie się na najwyższe góry, żeby złapać najlepszy widok. Zresztą, jestem gotowy na prawie wszystko.
17
Jak opowiedzieć ludziom o innej Ukrainie? Ukrainer zaczął działać latem 2016 roku. Zaplanowane są ekspedycje do 16 historycznych regionów Ukrainy. Do tej pory udało się obejrzeć ciekawe miejsca, ale też spotkać inspirujących ludzi na Zakarpaciu, Przyaozowii i Połtawszczynie, którzy z pasją zajmują się swoim dziełem. – Pomysł na projekt pojawił się gdy zastanawiliśmy się nad tym, czy nie pokazać takiej prawdziwej Ukrainy, której nie ma w europejskich i ukraińskich mediach. Przez to, że na Ukrainie mamy kryzys ekonomiczny oraz wojna, nie ma miejsca aby pisać o tym, co dobrego się dzieje na Ukrainie, a przecież dzieje się dużo dobrego w tym czasie – zapewnia Bohdan Logvynenko w rozmowie z Intro. – Właśnie dlatego powstał ten projekt. Chcemy jeździć do zwykłych ludzi na wieś, do małych miast i pokazywać, jak oni mieszkają, czym się zajmują, jak tworzą swoje małe projekty. Naszym zdaniem od takich ludzi zaczyna się tak naprawdę każdy kraj. Na początku Ukrainer nie miał wsparcia, dopiero po kilku wysłanych propozycjach do różnych firm pojawił się cień nadziei na pomoc. Pomysł zyskał wsparcie m.in. w postaci wyposażonego samochodu, możliwości odebrania obiadów w stołówkach, sfinansowania lotów czy pomocy w realizacji strony internetowej. Projekt nie traci czasu i tworzy odrazu kilka rodzajów materiałów. Prowadzony jest blog na YouTube, gdzie wrzucane sąosobne opowieści różnych ciekawych ludzi. Publikowane są także reportaże na stronie internetowej ukrainet.net. W poszukiwaniu ciekawych tematów pomagają im zwykli ludzie, którzy po prostu znają miejsca i kojarzą inspirujące osoby. – Mamy aplikację, w której można wyłapać ludzi chwilę przed tym, kiedy wyjeżdżamy do innego regionu. Tak właśnie szukamy kontaktów, które są dla nas bardzo ważne. Publikujemy przetłumaczone materiały na język polski, niemiecki i angielski. Ostatnio pojawiła sie polskojęzyczna strona naszego projektu – opowiada Logvynenko.
18
Ekspedycja W lecie ekipie Ukrainer udało się pojechać do regionu zakarpackiego. To pierwszy z szesnastu regionów Ukrainy, których odwiedzenie jest zaplanowane w całej ekspedycji. Na miejscu ekipa projektu spotkała się z Niemczech, który prowadzi ośrodek zajmujący się reprodukcją i eksportem wołów zakarpackich. Takich zwierząt zostało na świecie około 500, a 50 z nich znajduje się właśnie pod opieką Michela. – Wydaje mi się, że tutaj mogę odnaleźć ekowarunki naszych przodków, ponieważ w Niemcach ich już nie ma. Ludzie powinni mieszkać blisko natury. To właśnie chcę pokazać na swoim przykładzie – cytuje hodowcę Ukrainer. Kolejnym bohaterem był pan Piotr, który zdobył doświadczenie w mleczarskim przemyśle w Alpach. Po jakimś czasie wrócił na Zakarpacie do Nyżniego Selyszcza i postanowił, że tam założy własną firmę i zacznie produkować sery. – Teraz coś się zmienia w naszej wiosce. Nie mamy problemów z mieszkańcami, którzy nas wspierają. Współpracujemy z nimi – dają nam mleko. Chociaż na początku trudno było nawiązać jakieś relacje z nimi – mówi właściciel serowarni w materiale Ukrainer. Również na Zakarpaciu Ukrainer przejechało koleją z czasów austriackich w mieście Wynogradiw, która łączy trzy miejscowości. Zapoznali się tam z autorami kreskówki zatytułowanej Nasza Fajta, która opowiada o współczesnym Zakarpaciu. Redaktorzy zwiedzili także zamek Sent-Miłosz. Ostatnio Ukrainer przejechał jeszcze przez dwa regiony: Przyazowie i Połtawszczynę.Wkrótce można będzie dowiedzieć się o nich na stronie projektu. Ekipa planuje zwiedzić jeszcze 13 regionów. Publiczność na prezentacjach projektu w Europie bardzo pozytywnie reagowała na taką inicjatywę. Bohdan Logvynenko mówi, że Ukraina jest wyjątkowym krajem w porównaniu z Europą, ponieważ jeszcze nie została „zeuropeizowana”. – Ukraina nie jest krajem zwiedzonym
przez turystów, nawet polskich, chociaż Polska leży tuż obok. Jeżeli pokazujesz ludziom jakieś znane zjęcia z Indonezji, Tajlandii lub Malezji, to oni częściej reagują na to, niż na ukraińskie widoki. Po prostu ukraińskie widoki nie są znane wśród ludzi – mówi Logvynenko w wywiadzie dla Intro. - Dlatego opowiadałem na tych prezentacjach parę historii i właśnie za ich pomocą próbowałem zainteresować publiczność. Historie, o których ludzie nie wiedzą w Polsce. Których nie ma w polskich księgarniach, chociaż jest trochę reportaży o Ukrainie. Ale coraz częściej widzę takie reportaże o Transsybirskiej Magistrali. Kiedyś ktoś napisał żart: to jest marzenie dla polskiego turysty, aby pojechać Transsybirską Magistralą, która prowadzi do Czarnobyla – oczywiście to nie jest prawda. Po prostu są małe miasta i wioski nieznane w Europie, nie dlatego, że tam nic nie ma, a tylko przez to, że nikt nie zrobił zdjęcia i nie napisał o tym historii. To właśnie powód, dla którego wykonujemy taką funkcję. Ukraina wciąż pozostaje krajem nie do końca znanym dla wielu osób, ponieważ nawet mieszkańcy miast nie zawsze wiedzą, co jest poza granicami ich miejscowości. Być może ta świadomość zmieni się za pośrednictwem projektu medialnego, jakim jest Ukrainer. Może wtedy ludzie będą jeździć nie tylko nad morze i w góry, ale i wyjeżdżać na wieś do ciekawych ludzi i miejsc. Vladyslav TSOVMA Zdjęcia: ukrainer.net
19
STUDIA PODYPLOMOWE W WSIiZ Tego nie znajdziesz nigdzie indziej:
W Praktyczny charakter zajęć W Akademia w chmurze czyli wykłady online W Płatności miesięczne bez dodatkowych kosztów W 20% zniżki dla naszych absolwentów Podejmij kształcenie podyplomowe po uzyskaniu tytułu LICENCJATA/INŻYNIERA
ZARZĄDZANIE Menedżer logistyki Podyplomowe studia menedżerskie
SPECJALISTYCZNE Administracja publiczna z elementami e-administracji
Zarządzanie audytem wewnętrznym w jednostkach finansów publicznych
Analityka biznesowa dla menedżerów
Zarządzanie jakością procesów produkcyjnych
BHP - Zarządzanie bezpieczeństwem
Zarządzanie projektami
i higieną pracy
Zarządzanie sprzedażą i marketingiem Zarządzanie w ochronie zdrowia Zarządzanie zasobami ludzkimi Zintegrowane systemy zarządzania SAP ERP
Behawiorystyka zwierząt
Doradca podatkowy Doradztwo zawodowe Fizjoterapia geriatryczna Handel zagraniczny i negocjacje Marketing internetowy
INFORMATYKA Analityk biznesowy systemów informatycznych Informatyka w praktyce biznesowej Inżynieria oprogramowania Grafika komputerowa Systemy i sieci komputerowe Tester oprogramowania
Mediacje i negocjacje z elementami psychologii Podyplomowe studia pedagogiczne Rachunkowość Szacowanie nieruchomości Wzornictwo przemysłowe i druk 3D Zamówienia publiczne Zarządzanie ochroną informacji niejawnej i danych osobowych
Zarządzanie projektami IT
Więcej informacji na:
www.podyplomowe.wsiz.pl
SKOVORODA: od marzenia do radia 15 września 2015 roku we Lwowie założono pierwsze podróżujące ukraińskojęzyczne online-radio SKOVORODA. Progresyjne, otwarte, samodzielne – takie hasło skierowano do odbiorców. Jak okazało się – skutecznie. Format od razu spodobał się tysiącom słuchaczy, a radio sukcesywnie funkcjonuje już ponad rok i buduje dalsze plany na przyszłość.
21
„Dwa niewielkie plecaki z techniką w ręce i jakikolwiek punkt świata, gdzie jest internet – nasz” - tak krótko opisują swoją działalność twórcy pierwszego na Ukrainie radia internetowego SKOVORODA. Środowisko medialne w sytuacji intensywnej globalizacji oraz rozwoju zostało nasycone różnymi projektami. Dlatego nie jest tak łatwo promować swój – nawet bardzo perspektywiczny – pomysł. Jednak nic nie jest niemożliwie, co udowadnia start-up ze Lwowa. Radio wolnych idei Pomysł nowego dla Ukrainy, a nawet większości Europy Wschodniej, formatu radiowego, powstał dzięki czterem zwolennikom radia. Andrij Czemes, Volodymyr Biegłow, Marjana Romaniak i Artem Halyckyj – dziennikarze, nowatorzy i współtwórcy znanego już nie tylko we Lwowie, pierwszego podróżującego radia. Każdy z nich miał doświadczenie w pracy w radiu zwykłego formatu, jednak w pewnym momencie wszyscy zrozumieli – nie wystarcza im tam wolności. Radio SKOVORODA szybko weszło na rynek radiowy i już w ciągu roku swego istnienia zdobyło wielu wiernych słuchaczy. Jak zauważają twórcy, akurat oni są pierwszym „radiem wolnych ludzi”. Okazało się, że dla realizacji podobnej idei nie są potrzebne studia, nowoczesna technika czy inne drogie narzędzia. Radio na razie składa się z kilku mikrofonów, słuchawek, laptopa, nadajnika sygnału, internet-hostingu i zmotywowanych ludzi. I mamy bezpłatne radio, które działa na komputerach. – Długo nie mogliśmy wymyślić nazwy. W pewnym momencie zaczęliśmy przypominać sobie sylwetki znanych Ukraińców i do głowy przyszedł Grygorij Skovoroda (ukraiński wędrujący filozof i nauczyciel; 1722-1794) – opowiada Andrij Czemes. – Dla nas było ważne, żeby jego obraz był zrozumiały i jasny dla Wschodu i Zachodu Ukrainy. Dlatego została wybrana nazwa, która by połączyła w sobie coś ukraińskiego, progresywnego, a trochę nawet filozoficznego. Nic, tylko robić z tego brand! „Tu samochód teraz jedzie, dlatego odchodzimy, inaczej nie będziemy mieć studia” – SKOVORODA – jest to maksymalnie wolne i podróżujące radio. Faktycznie każdego tygodnia nasze studio zmienia adres. Idea pojawiła się nie chęci dobrego życia – kontynuuje Czemes. – Po prostu nie mieliśmy skąd wychodzić do eteru. Więc poszliśmy z prośbą do znajomych, a oni ze swej strony zaczęli wpuszczać nas do swoich kawiarni. Jednak idea podróży
22
umocniła się w radiu. Teraz już ma stałe miejsce, aczkolwiek zwykła zmiana lokacji została przyjęta przez odbiorców i dodała wolności eteru. 1 października 2015 roku odbyła się pierwsza oficjalna audycja. Ukraińska piosenkarka Chrystyna Solovij prezentowała swoją pierwszą płytę „Żywa woda” w… witrynie księgarni w centrum miasta. – Nasz pomysł polegał na tym, żeby dźwięk wychodził zarówno na ulicę jak i online. Dla nas to było wyzwanie! Bardzo się denerwowałem, chociaż mam sześcioletnie doświadczenie pracy na żywo. Może dlatego, że na Ukrainie nikt wcześniej nie robił czegoś podobnego – dzieli się współautor. Po tym wydarzeniu zaczęto ich zapraszać i dawać lokalizację dla studia. Jak przyznało się radio – teraz mają nawet kolejkę zaproponowanych miejsc po całej Ukrainie z półrocznym wyprzedzeniem. Zespół radia chce likwidować różne stereotypy odnośnie stacji radiowych. Np. idealny dźwięk i jasny harmonogram teraz nie są obowiązkowe! Autorzy uważają, że zaletą ich radia jest treść i osobowości, dlatego odbiorca przebacza różnego typu wady techniczne powiązane z niedostatkiem środków finansowych. By radio funkcjonowało co miesiąc jest potrzebne 10 000 UAN (około 1430 PLN). W tym momencie, jednymi możliwościami utrzymania są projekty partnerskie oraz sprzedaż swego merchandisingu. – Na razie jesteśmy bardziej projektem podobnym do wolontariatu niż komercyjnym. Jednak przez rok do naszego projektu dołączyło ponad 60 partnerów. Dzięki temu opłaca się. Przyjemny „soundtrack życia” „Działamy dla aktywnej, twórczej i świadomej młodzieży. Mówimy o kulturze, muzyce, społeczeństwie obywatelskim i prawach człowieka, o zdrowiu i nawet IT” – możemy przeczytać na oficjalnym portalu radia. Analizując kontent na ukraińskim rynku radiowym, ma się wrażenie, że tylko SKOVORODA nie jest ograniczona standardami oraz kliszami. Tu możemy usłyszeć jazz i muzykę elektroniczną, ukraińskie i zagraniczne nowości muzyczne. A w niektóre dni po prostu fascynować się godzinnymi rozmowami z autorytetami i ekspertami, zadając pytania za pomocą Facebooka. – Uważamy się za stację ogólnopaństwową, a nie lokalną. Mamy nawet swoje wewnętrzne hasło – myśl globalnie, działaj lokalnie – tłumaczy Volodymyr Biegłow. – Moim zdaniem radio online nie może mieć ograniczeń, musi być uniwersalne. Zadanie prowadzącego – zrobić każdą audycję ciekawą, niezależnie czy
siedzi z tobą Barack Obama czy lokalny startuper, czy jesteś sam w studiu. Radio jest słuchane co miesiąc przez średnio 130 000 unikalnych odbiorców i 5000 osób dziennie. Nowy i wolny format, a także chęć promocji Ukrainy, stały się głównymi katalizatorami popularyzacji projektu. – Radio nie musi być idealne. W takim wypadku staje się przewidywane, a musi zawsze czymś zadziwiać. Widzę radio SKOVORODA jako potężną platformę dla ludzi, którym nie jest wszystko jedno. Jest to miejsce tworzenia idei, pomysłów i planów – mówi Artem Halyckyj, współtwórca i reżyser muzyczny. „FM nas szukał, ale nie złapał” 2016 rok stał się czasem otwarcia radia online na Ukrainie, co zwiększyło konkurencyjność, ale także motywację do realizacji nowych pomysłów. Jednak SKOVORODA tym się nie martwi. – Często podajemy aforyzm Skovorody w nowej szacie (oryginalna wersja – świat mnie szukał, ale nie złapał). To znaczy, że liczby standardowe nie są dla nas ważne. Cenimy sobie umiejętność fascynowania oraz dziwienia. Nie trzeba biegać za rankingami, lepiej zmieniać świat! – twierdzi Volodymyr Biegłow. Na swojej stronie na Facebooku SKOVORODA podbiło wyniki swojej rocznej działalności. W tym czasie radio, na które składa się 20 osób, prowadziło audycje w 60 lokalizacjach, w 10 państwach, transmitowało ponad 30 koncertów i zaprosiło do siebie około 1000 gości. Trzeba też wspomnieć o projektach specjalnych: stworzenie festiwalu SKOVORODA Fest, relacje na żywo z Eurowizji 2016 oraz EURO2016. Nie zostaniemy w stałym formacie radiowym. Chcemy poszerzać własne granice – dzieli się pomysłami Halyckyj. – Być może będą to studia w różnych miastach Ukrainy. Ambicje i plany na 2017 rok są godne podziwu. SKOVORODA planuje dalej zwracać uwagę na podróże. Zespół chce zrobić wielki projekt w Stanach Zjednoczonych. Pojechać do niektórych miast i zrobić projekt o młodzieżowej diasporze ukraińskiej: porozmawiać o ich opiniach i spostrzeżeniach odnośnie państwa i tego, co w nim teraz się dzieje. – Jesteśmy wędrującym studiem, bez jakichkolwiek ograniczeń. Możemy rozłożyć się w minutę w jakimkolwiek miejscu i mówić na cały świat! Natalia FILIMONIUK Autor grafiki: Kateryna OLIYNYK
23
Znajomość/miłość/przyjaźń w sieci?!
Portale randkowe? Miłość? Znajomość? Internet? Mogłoby się wydawać, że to całkiem śmieszne połączenie, mających niewiele ze sobą wspólnego wyrazów. Tak samo jak śmieszne wydają się reakcje ludzi na to wyjątkowe zdanie: „poznaliśmy się w sieci”.
Ukrywane (nie zawsze) uśmieszki, politowanie w oczach i nawet wiązanka określeń związanych zbrakiem dojrzałości, łatwowiernością oraz desperacją. Możemy sobie mydlić oczy stwierdzeniami, że tolerancja i zrozumienie wzrasta. Prawda jest taka, że każdy, któremu wygodnie udało się znaleźć drugą połówkę wśród znajomych „na żywo”, będzie patrzył z góry na parę, która poznała się przez Internet. Parę lat temu w ogóle nie do pomyślenia byłby fakt, że można poznać kogoś wartościowego dzięki tej „złej sieci”. Dzięki niepewnemu źródłu jakim jest Internet. Dzięki niemal jego czarnej i fałszywej stronie, jak niekiedy można usłyszeć o portalach randkowych. Przecież to siedlisko zboczeńców, psychopatów, przeróżnych zwyrodnialców i potencjalnych morderców, którzy tylko czyhają na swoją kolejną ofiarę niewinnie buszującą w Internecie, poszukującą szczęścia.
24
Jednak czy nie możemy powiedzieć tego samego o klubach i pubach? Skąd wiesz, czy ten przystojniak, który właśnie zaproponował ci drinka, nie chce cię upić i zgwałcić? Skąd wiesz co ma na sumieniu ta miła dziewczyna z krzesła obok? Nie masz zielonego pojęcia. Dlatego tutaj pojawia się swoista wyższość Internetu. Masz bezpieczną barierę szklanego monitora, która obroni cię przed przynajmniej początkowymi zagrożeniami. Wielka sieć WWW jest dla wielu z młodych ludzi drugim (nieraz jedynym) domem. W jaki sposób utrzymujemy kontakt ze znajomymi? W jaki sposób dowiadujemy się o najnowszych wydarzeniach, imprezach, szczególnie w naszej okolicy? Poczta? Gazety? Nawet telefony mają przecież dostęp do Internetu. Nie ma powodu się oszukiwać, jest to wielka część naszego życia i na pewno nagle nie zniknie, a będzie się ciągle poszerzać i rozwijać.
Niemniej wciąż żywe są obawy przed korzystaniem z portali randkowych. Po założeniu konta pojawia się strach przed umieszczeniem zdjęcia, podaniem podstawowych danych, listy zainteresowań czy opisu charakteru. Niepewność i stres wywołany „możliwością napadnięcia w sieci”. Paradoks polega na tym, że strach ten już dawno powinien zostać oswojony przez portale społecznościowe, na których dzielimy się często bardzo osobistymi informacjami. W dzisiejszym świecie Facebook można uznać za doskonałe narzędzie, które może posłużyć do nagminnego śledzenia i nękania osób – co nazywamy cyberstalkingiem. Bez trudu można sobie wyobrazić, że w sieci mógł nas znaleźć i wykończyć morderca psychopata, który akurat obrał sobie za cel średniego wzrostu brunetki, które przefarbowały się na blond. Takie myślenie prowadzi jednak
do paranoi. Inną kwestią jest korzystanie z Internetu przez dzieci, która związana jest z kompetencjami i czujnością rodziców. Chociaż istnieje potencjalne zagrożenie (które zresztą można dostrzec w każdej ludzkiej działalności), to wydawałoby się, że sieć przestała być dla nas tak przerażająca. Pokazuje to przykład portali społecznościowych. Dlaczego więc obawiamy się portali randkowych? Dają przecież ogromne możliwości poznania ciekawej osoby, bez konieczności natychmiastowego i bezpośredniego angażowania się. Bardzo prosto przedstawili to ludzie z BuzzFeed – poznajesz nową osobę na żywo, pojawia się wrażenie, że może wyjść z tej znajomości coś ciekawego. Nagle po tygodniu dowiadujesz się stopniowo o sprawach, które ci nie odpowiadają. Totalna niezgodność zainteresowań poza tym jednym, o którym tak dużo rozmawialiście? Tematów zaczęło brakować? Diametralnie różny smak? Gust muzyczny? Owszem, niekiedy nie jest to wielki problem, ale zazwyczaj kończy się to po prostu zapomnieniem o całej sprawie i posiadaniem jednego więcej „zbędnego znajomego na fejsie”, z którym cała znajomość polega na ewentualnym (bardzo rzadko) powiedzeniem „cześć” na ulicy. Czy nie łatwiej i wygodniej jest spędzić ten czas w sieci, mając kontakt pod ręką, tym samym potencjalnie ratować czas, który mógłby zostać zmarnowany? Setki wiadomości, dogadanie się, rozmowy wideo, przesyłanie linków, wspólne cieszenie się z nowego albumu ulubionego wykonawcy i tak dalej, i tak dalej. Spotkanie się na żywo z osobą poznaną wsieci często poprzedzone jest wieloma stronami wiadomości. Przekonał się o tym nawet autor niniejszego tekstu, który po skopiowaniu wiadomości z portalu (na pamiątkę) otrzymał około 200 stron A4 w programie MS Word. Dlaczego więc nie dowiedzieć
się wcześniej, że druga osoba nie lubi naszego ukochanego zespołu i zastanowić się, czy pozostałe jej zainteresowania lub cechy charakteru nadrabiają tę stratę. Nie oszukujmy się, że nie wartościujemy w taki sposób w trybie natychmiastowym. Przecież nie mamy czasu na bajki. Jeśli wydaje się nam, że jest inaczej, to żyjemy w świecie pobożnych życzeń. Boimy się mimo wszystko spotkać kogoś z „drugiej strony monitora”? Mamy tyle możliwości aby nie umawiać się samemu, bądź możemy wybrać miejsce wystarczająco dla nas bezpieczne. Przede wszystkim nie zapominajmy, że prawdopodobieństwo trafienia na oszusta w sieci wcale nie jest większe niż poza nią. Zbiór pasztetów, nieudaczników i ludzi skrzywdzonych psychicznie. Dla każdego, kto miał styczność z portalami randkowym to zdanie nie jest nowością. To tylko stereotyp mówiący, że za monitorem chowają się tylko ci, którzy swoim wyglądem bądź zachowaniem odstraszają wszystkich ze swojego otoczenia. Jak podkreśla psycholog Parzuchowski: „Badania dowodzą, że komunikacja on-line jest domeną osób nieśmiałych szukających w wirtualnym świecie kompensacji braku prawdziwych relacji – jest raczej kolejną formą kontaktowania się osób społecznie aktywnych.” Nie zapominajmy też o tym, że „pasztet” dla jednej osoby, może okazać się całkiem przystojny dla innej, poza tym – chociaż zabrzmi to sentencjonalnie – liczy się także intelekt i osobowość. Jak okazuje się, badania przeprowadzone przez M.T.Whitty i A. Carr’a pokazują, że w sieci wcale nie bywamy aż tak instrumentalni. Wyjątkową wagę mają zbliżone zainteresowania i wartości. Opowiedziało się za nimi aż 85% ankietowanych randkowiczów. Równie ważnym dla ankietowanych był także charakter, aż 71% uznało go za kluczową cechę.
Sylwetka i waga była istotnym wskaźnikiem atrakcyjności partnera jedynie dla 40% ankietowanych. Internet pozwala nam na dokonywanie zakupów, zdobywanie informacji, poszukiwanie pracy. Dlaczego więc nie potraktować go jako naturalne narzędzie (medium), które da nam możliwość spotkania bliskiej osoby. Przecież sam fakt zawiązania się takiej relacji to tylko pierwszy etap, potem – jeżeli wszystko rozwinie się po naszej myśli – przejdzie ona do świata realnego. Potem to już już samo życie: może skończyć się wspaniałym happyendem lub może okazać się, że największą kłótnią była ta o brak pokrywki na patelnię wmieszkaniu. Zawsze można nauczyć się i dowiedzieć czegoś nowego. Niech to będzie pół roku, kilka miesięcy, czy czasem kilka spotkań i tylko materiał na znajomość. Nie można jednak zamykać możliwości Internetu pod kloszem „niebezpiecznego”. Serwisy shaadi.com, match.com, czy eHarmony.com chwalą się wynikami sięgającymi 750 tys. połączonych par, a nawet ponad 200 małżeństw zawieranych dziennie. Kwestia podejścia do znajomości „z sieci” i portali randkowych w ciągu ostatnich lat uległa pewnym zmianom. Rosnąca ilość zakładanych kont użytkowników, tym samym więcej par połączonych właśnie przez Internet. Korzystamy z niego codziennie i to właśnie od nas zależy czy wykorzystamy odpowiednio dla siebie jego potencjał oraz czy będziemy tworzyć obraz na jego temat w krzywym zwierciadle. Może właśnie przyszła pora na to, żeby przestać się wstydzić życia wirtualnego? Nie ma co się oszukiwać, każdy ma w nim jakiś swój kawałek podłogi. Paweł SOCHACKI Autor grafiki: Artur KORNAGA
25
Specjalności:
Zooterapia dla studentów Wydziału Medycznego oraz absolwentów WSIiZ i osób spoza WSIiZ
Start już w marcu! A WA TRW JA TR ACJA RE UTAC KRUT REKR 17 2017 CA 20 ARCA DO MAR 12 M DO 12
diów m.in.: W programie stu
HIPOTERAPIA DOGOTERAPIA FELINOTERAPIA
iejsca! Ostatnie wolne m ! Zapisz się już dziś Zajęcia praktyczne ze zwierzętami będą się odbywać w Centrum Zooterapii w Kielnarowej, do 2 razy w tygodniu w godzinach popołudniowych (od 17.00) Opłata za specjalność wynosi:
760 zł
Uwaga!!! Przedpłata w kwocie 200 zł przed uruchomieniem specjalności, reszta kwoty przed otrzymaniem certyfikatów ukończenia specjalności Studenci wsiz płatność do końca studiów
partnerzy:
kontakt: dr Daria Sawaryn Centrum Zooterapii WSIiZ tel. +48 609 737 180, e-mail: dsawaryn@wsiz.rzeszow.pl
www.zooterapia.wsiz.pl
SZYBKOŚĆ PRZEKAZYWANYCH WIADOMOŚCI PRZEDE WSZYSTKIM
Podobno czas to pieniądz. Dlatego chcemy żeby informacje były przekazywane szybko, skrótowo i w ciekawej formie. My wymagamy, a media próbują się dostosować. Korzystanie z Internetu jest dla nas codziennością. Współcześnie chcemy aby informacja docierała do nas szybko, niemalże natychmiastowo. Jeżeli tak się nie dzieje, zaczynamy snuć podejrzenia. Skoro nie piszą, to na pewno coś kombinują. Nikomu nie przychodzi do głowy, że dziennikarz stara się zweryfikować widomości, co z kolei wymaga czasu. Powstanie Internetu, a później wejście w życie ery Web 2.0 spowodowało, że praca dziennikarza zmieniła się. Wcześniej, poprzez tradycyjne media, profesjonaliści przekazywali nam informacje z kraju i zagranicy. To ich zadaniem było węszyć, dopytywać i kontrolować to, co dzieje się na scenie politycznej. Kontakt z dziennikarzem był ograniczony. Komunikacja między nadawcą a odbiorcą była jednostronna. Dzisiaj, w erze portali społecznościowych, większość ludzi związanych z tradycyjnymi mediami posiada konta na stronach takich jak: Twitter, czy Facebook. Internauta w łatwy i szybki
sposób może wejść w interakcje z dziennikarzem, poprzez dodanie komentarza lub kliknięcie rozsławionego symbolu „LubięTo”. Zmianie uległy również relacje między dziennikarzami a politykami. Często jest tak, że reporterzy czekając na konferencje prasową rządu, odświeżają z niecierpliwością Twittera, licząc na jakiś wpis ze strony ministrów. Aby być na bieżąco, zobowiązani są śledzić to, co dzieje się na portalach społecznościowych. Współcześnie, najważniejszym elementem przekazu informacji jest czas. Im szybciej, tym teoretycznie lepiej. Taką sytuację świetnie wykorzystują politycy. Internet stał się dla nich miejscem, gdzie sami mogą kreować swój wizerunek. Dodatkowo, korzystanie z portali takich jak Facebook, Twitter czy Instagram prowadzi nie tylko do promocji danej osoby, ale również do upowszechnienia jej poglądów. Obecnie, w dobie Internetu, politycy mają możliwość interakcji ze społeczeństwem. Jest to
27
ogromna szansa na wykreowanie samego siebie. Tradycyjne media nie dają takich możliwości. Polityk idąc do programu publicystycznego, zdaje sobie sprawę, że media będą interesowały tematy wzbudzające kontrowersje. W telewizji, radiu czy prasie to właśnie dziennikarze kreują wizerunek polityków, który raz zszargany ciężko jest odbudować. W mediach społecznościowych wygląda to zupełnie inaczej. Użytkownik dodaje post na taki temat jaki zechce. Może prowadzić konta na portalach społecznościowych konsekwentnie kreując swój wizerunek na taki, jaki jest mu potrzebny. Niestety, nie wszystko jest takie piękne i kolorowe jakby się mogło wydawać. Niektórzy zapominają o tym, że rzecz raz zamieszczona w Internecie, zostaje tam na zawsze. Politycy często nie zwracają uwagi na to, co robią na portalach społecznościowych. Udostępnianie dziwnych linków, wstawianie postów, które są wylewem frustracji, wdawanie się w obraźliwe i niepotrzebne dyskusje. Przyzwyczailiśmy się do tego, że politycy lubią coś czasem chlapnąć nieprzemyślanego. Autor grafiki: Vadym PETROVSKYI
Ostatnio bardzo głośno komentowany był profil na Twitterze prezydenta Andrzeja Dudy. Głowa państwa na swoim koncie obserwuje użytkowników o nickach, np: „Pimpusia Sadełko” lub „Foczka”. Kontrowersje wzbudzają nocne konwersacje prezydenta ze swoimi obserwatorami. Część specjalistów od PR łapie się za głowę i pyta gdzie są doradcy wizerunkowi prezydenta. Z kolei dla niektórych takie zachowanie świadczy tylko o dobrym zachowaniu Andrzeja Dudy. W końcu odpowiada na pytania swojego elektoratu, który czuje, że prezydent ich nie lekceważy, tylko wysłuchuje. Głowa państwa ma dwa konta na Twitterze. Jedno prowadzone przez specjalistów i ludzi z partii, drugie prywatne, którego administratorem jest on sam. To właśnie na tym drugim pozwala sobie wdawać się w konwersacje, na czasem bardzo błahe tematy. Media społecznościowe wywarły znaczący wpływ, nie tylko na nas, zwykłych obywateli, ale również na relacje między dziennikarzami a politykami. Forma komunikacji zmieniła się. Era Web 2.0 zdominowała media tradycyjne. Coraz więcej osób zamiast iść po gazetę do kiosku, decyduje się na przegląd treści znajdujących się na portalach społecznościowych. Komunikacja stała się o wiele szybsza, łatwiejsza, a odbieranie i udostępnianie informacji stało się bardzie mobilne. Wszystko znajduje się pod ręką, w naszych smartfonach. Zarówno dziennikarze, jak i politycy próbują tylko nadążyć za tym, co odbiorcy i obywatele pragną usłyszeć, zobaczyć i przeczytać. Ewa KUŹNIAR
28
Memy internetowe – abstrakt, który zmienił oblicze internetu Przeglądając Facebooka zauważyłam ostatnio, że niemal połowę zamieszczonych postów stanowią memy. Wiadomo, że w sieci cieszą się ogromną popularnością. Ten sposób przekazu informacji zdecydowanie aktywizuje współczesnych odbiorców, opierając się na dwukierunkowości przekazu.
Swoim zasięgiem zdążyły objąć prawie wszystkie dziedziny życia, a także dały światu możliwość komentowania bieżących spraw politycznych i społecznych. Jeszcze nie tak dawno, przed popularyzacją medium jakim jest Internet, wiele osób świata nauki twierdziło, że wraz z jego rozwojem słowo pisane umrze. Stało się dokładnie odwrotnie – w warunkach nowych mediów jest coraz więcej aktywności pisanej. Z tą różnicą, że prezentowane wypowiedzi są znacznie krótsze. Jednym z badaczy, zajmujących się tą tematyką jest Wiktor Kołowiecki, który twierdzi, że: „Mem jest jednostką ewolucji kulturowej analogiczną do genu, który jest jednostką ewolucji biologicznej. Jest to niepodzielna jednostka informacji zapisana w mózgu lub na zewnętrznym nośniku danych (płyta cd, książka, zdjęcie) zdolna do kopiowania się z osoby do osoby”. Memy są przykładem aktywnego i impulsywnego angażowania społeczności. Każde słowo, wyrażenie, zachowanie staje się memem przeważnie przybierając formę graficzną. Rozpowszechniane „komiksy” oferują swego rodzaju szablony dla ekspresji poglądów, lęków i pragnień. Dobry mem działa jak wirus, niczym „zaraźliwy wzorzec” jest regularnie powielany przez internautów i rozprzestrzeniany za pośrednictwem portali społecznościowych, for internetowych oraz komunikatorów. Zazwyczaj taki mem nie znika szybko, a staje się chętnie modyfikowany. Przykładem niekończącej się kreatywności użytkowników jest zdecydowanie „zrzędliwy kot”, który zazwyczaj ma na celu przekazanie gburowatej, a zarazem błyskotliwej refleksji na temat otaczającego świata i ludzi.
Źródło: www.kwejk.pl Kolejnym przykładem popularnych memów są te kojarzone pod nazwą: „zaiste milordzie” prezentujące z wyższością przedstawienie aprobaty dla pomysłu, który wcześniej już stał się oczywisty.
Źródło: www.kwejk.pl
29
Me gusta w języku hiszpańskim oznacza „lubię to”. Memy oznaczone tym terminem przestawiają jakąś czynność bądź uczucie, które może sprawiać przyjemność. Charakterystyczną cechą dla tego rodzaju memów jest pojawiający się widok przejaskrawionej rozanielonej twarzy.
z jego udziałem powstało tysiące obrazków przedstawiających go m.in. na boisku z młotem pneumatycznym czy też te porównujące go do Lorda Vadera z filmu „Gwiezdne Wojny”. Sytuacją, która zapoczątkowała ten trend była postawa Balotelliego, którą przyjął podczas meczu w trakcie mistrzostw Euro 2012. Po strzelonej bramce stanął bez koszulki w charakterystycznej pozie napinając mięśnie. Na początku wzbudziło to podziw (tym samym stając się symbolem sprawności fizycznej i męskości), a następnie rozśmieszyło odbiorców oraz stało się tematem szerokiej parodii.
Źródło: www.fabrykamemmow.pl Swego czasu hitem były też memy propagujące „łopatologiczne” podejście do przekazywania gotowych wzorców zachowań, które z punktu widzenia twórcy wydają się być oczywiste.
Natomiast jeśli chodzi o Polskie realia, to jednym z najczęściej używanych wizerunków przez internautów jest Aleksander Kwaśniewski w połączeniu z aspektem alkoholu. Sam zainteresowany tłumaczył w jednym z wywiadów prowadzonych przez Monikę Olejnik, że jego zdaniem „Memy to jest jakiś rodzaj takiego, że tak powiem dowcipnej Polski, dosyć złośliwej, dosyć też bym powiedział momentami wrednej”.
Oczywiście typów memów jest bardzo wiele. Ich charakterystyczną cechą jest ciągły rozwój oraz modyfikacje, a ich twórcy – internauci – nie dają się sterować, stąd też różnorodność pojawiających się obrazków. Nie zawsze są one śmieszne, a wiele z nich jest zawiera słowa uznawane za niecenzuralne. Czy zostanie bohaterem internetowego mema jest wyróżnieniem? Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Ważny tutaj jest kontekst sytuacji, który dał impuls do jego stworzenia, a także podejście samego zainteresowanego. Najsłynniejszym bohaterem jednego ze światowych typów memów jest Mario Balotelli. To właśnie
30
Wykorzystanie czyjegoś wizerunku w tworzeniu mema może przynieść wiele nieprzyjemności, zadziałać niekorzystnie na wypracowane zdanie, a także stać się przekleństwem. Niepokojącym jest fakt, że wizerunek każdego może zostać
wykorzystany wsposób obraźliwy, a także w bardzo szybki i prosty sposób rozpowszechniony. Czarną stroną tej działalności jest także anonimowość twórców, którzy pozostają bezkarni. Dlatego też najbezpieczniejszym wyjściem z tej sytuacji jest tworzenie memów z udziałem postaci rysowanych lub też zwierząt. Idąc śladem Wiktora Kołowieckiego wydaje się, że największą siłę internautów i tworzonych memów internetowych mogliśmy zaobserwować podczas protestów przeciwko podpisaniu przez Polskę umowy ACTA. To właśnie wtedy zaczęły dominować banery na których zamieszczone treści były przedstawione w formie memów. Istotą tworzenia memów są kwestie poruszane w nich przez młode pokolenie. Pomimo lekkiej, żartobliwej formy niosą za sobą często dosadne przesłanie. Takie działanie przeobraziło się we współczesną formę ekspresji poglądów, a Internet stanowi idealne środowisko do wyrażania ich w sposób wolny i anonimowy. Poprzez powielanie pewnego schematu, symbolu, hasła wytwarza się sfera wspólna dla odbiorców z całego świata. Ewelina ZAPART
31