Od Redakcji:
Spis treści:
4 Szukaj pracy z biurem karier 6 Koło Naukowe BOSS 8 Każdy powinien stworzyć własną demokrację 12 Jesteś studentem, więc stypendia są dla Ciebie 14 Drugi język ojczysty 19 Анорексія хвороба жінки XXI століття 20 Чорнобильське лихо. Біль кожного 21 Студентське самоврядування в УІТ М 22 «Інтернет-поезія, або як стаютьпопулярними в соц.мережах» 24 Любовні відносини в молодому віці: за і проти 26 Польща , яку ти не знав 28 Секрети студентських заощаджень, або «чорна діра» в кишені студента та порятунок від неї 30 В ефірі radioeter.fm українська субота
Czytelnicy! Mamy nadzieję, że spodobała się Wam nasza elektroniczna twarz, którą pokazaliśmy Wam w poprzednim numerze, a także nasz nowy artystyczny dodatek - Magazyn „Pressja.art” (sami nie wiemy, czy nazywać go dodatkiem czy wydaniem specjalnym, ale kto powiedział, że wszystko musi być nazwane?). Z nadzieją na równie ciepłe przyjęcie najnowszego numeru „Pressji”, zapraszamy do czytania w sieci nr 51 naszego studenckiego magazynu. Tym razem proponujemy Wam kapkę wiedzy o arabskiej wiośnie w wywiadzie z Zofią Sawicką i Maciejem Milczanowskim, co nieco o stypendiach (które tak naprawdę nie są tylko dla wybitnych), przydatne informacje z pierwszej ręki dla marzących o studiowaniu w Wielkiej Brytanii, garść ironii i sarkazmu na system edukacji i nie tylko, w lekkich tekstach naszych publicystów, porządna dawka podróży (tym razem kierunek Macedonia) i wreszcie – tekst o rzeszowskiej scenie klubowej (tak naprawdę o Junkie Punks). Do kompletu kilka tekstów naszych studentów obcokrajowców działających w ramach Pressji UA. Mamy nadzieję, że każdy z Was znajdzie w najnowszym numerze coś interesującego, do czytania na plaży w Egipcie, w londyńskim metrze, macedońskich górach albo w rzeszowskich klubach – czy gdzie tam jeszcze spędzicie wakacje! 32 Медичне страхування в Польщі: як, чому для чого і… чи варто? 36 Lingering Memories 38 Britain is calling 42 Szkoła życia 46 Kto nas ogłupia? 48 Magister will work for food 50 Utopia 52 Macedonia. To nie kraj, to stan umysłu 60 Dziewczyna, która żyje tańcem 62 Życie jak droga bez końca 65 Okiem studenta: sprawa Lance’a Armstronga 66 Dziennikarz Samouk? 70 Junkie Punks – zbawcy rzeszowskiego clubbingu
Wydawca: Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania z siedzibą w Rzeszowie ul. Sucharskiego 2 pressjamagazyn@gmail.com www.pressja.wsiz.pl
Opiekunowie wydania: Anna Martens, Iwona Leonowicz-Bukała, Olga Kurek Korekta ukraińska: Iryna Bilousova, Irena Szara Korekta angielska: Lucyna Tomaka
pressja
04
SZUKAJ PRACY Z BIUREM KARIER Biuro Karier Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie od lat pomaga studentom, absolwentom i wszystkim, którzy się do niego zgłoszą, w znalezieniu pracy. Wszechobecny kryzys gospodarczy wydaje się nie słabnąć, więc na pewno wielu z Was czarno widzi swoją przyszłość na rynku pracy. Tymczasem – jeśli spojrzeć na oferty dostępne w Biurze Karier WSIiZ – nie jest wcale tak najgorzej. Szczególnie dla specjalistów.
WIĘCEJ OFERT PRACY
W porównaniu z końcem 2012, liczba ofert pracy w od stycznia do marca tego roku znacząco wzrosła. W grupie zawodów informatycznych, większość stanowiły oferty skierowane do programistów, specjalistów do spraw rozwoju aplikacji mobilnych oraz grafików. To trend, który utrzymuje się od dłuższego czasu. - To już niemal tradycja, że najwięcej ofert pracy notujemy w branży informatycznej. Pracodawcy z całej Polski zgłaszają się do naszego Biura w poszukiwaniu absolwentów i studentów informatyki – mówi Barbara Leśniak, kierownik Biura Karier WSIiZ. Specjaliści i osoby z wyższym wykształceniem, otrzymują oferty na stanowiskach finansowych, kierowniczych i inżynierskich. W kategorii doradcy/obsługa klienta, najwięcej ofert dotyczyło sprzedaży, między innymi poszukiwano handlowych oraz sprzedawców. - Do Biura Karier wpłynęło także wiele ofert pracy na stanowisko merchandisera, animatora czasu wolnego, ale też np. mechanika samochodowego – dodaje Barbara Leśniak.
ZNAJDZIESZ PRACĘ, PRAKTYKI I STAŻ
Do Biura Karier WSIiZ mogą zgłosić się i zarejestrować w bazie osób poszukujących pracy wszyscy zainteresowani. Dzięki temu będą mieli dostęp do aktualnych ofert zatrudnienia, staży i praktyk. Można je sprawdzać także na stronie internetowej Biura Karier. Dodatkowo, zarejestrowane osoby, będą też mogły skorzystać z bezpłatnych kursów i szkoleń. A te, które nie wiedzą jeszcze jak odpowiednio zaprezentować się podczas rozmowy z pracodawcą, mogą zapisać się na spotkanie z doradcą zawodowym. Ekspert podpowie między innymi, jak dobrze napisać CV i list motywacyjny. Pomoże w odpowiednim przygotowaniu się do rozmowy kwalifikacyjnej. W ten sposób można zwiększyć swoje szanse na otrzymanie pracy. Wszyscy, którzy chcieliby dowiedzieć się więcej, dodatkowe informacje znajdą na stronie www.biurokarier.wsiz.pl Kinga Górecka
2013 #051 pressja |
05
pressja
06
KOŁO NAUKOWE BOSS DZIAŁAMY!
Zapewne większość z Was już słyszała o Kole Naukowym BOSS, które w ostatnim czasie bardzo prężnie działa przy Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania. Było o nim głośno chociażby za sprawą wygrania 35. Międzynarodowego Konkursu Marketplace
BOSS, czyli Biznes od Studenckiej Strony, to „najmłodsze” koło naukowe na uczelni, jednakże już szczycące się dużymi dokonaniami. Nie uszło to uwadze Rady Kół Naukowych, która po I kwartale roku akademickiego 2012/2013 wraz z Działem Nauki nagrodziła KN BOSS tytułem Najlepszego Koła Naukowego. I chyba słusznie. Oprócz wygranej w Marketplace, Koło Boss organizuje bezpłatne szkolenia własnego pomysłu dla studentów – Kuźnia Menedżerów i Akademia ProTrader’a. Ostatnio jego członkowie wyszli także z inicjatywą do szkół ponadgimnazjalnych, organizując konkurs „Wirtualny Menedżer”.
Jak się ostatnio przekonaliśmy, tej młodej grupce studentów jest ciągle mało. 22. maja 2013 roku miała miejsce premiera piosenki wraz z teledyskiem, opowiadającej o działalności koła. Film można znaleźć w serwisie YouTube pod hasłem: „KN BOSS atakuje!!!”. Jest to pionierski i niezwykle kreatywny pomysł, na który jako pierwsi wpadli właśnie studenci z BOSS’a. Aktorami, którzy wzięli udział w nagraniu video są opiekunowie grupy, Elżbieta Szczepaniak i Wojciech Pitura, członkowie koła, a także Piotr Nowakowski, zawodnik Asseco Resovii oraz reprezentant Polski w siatkówce, który niestety z braku czasu nie może wspo-
móc BOSS’a w codziennych inicjatywach, jednakże jak najbardziej poleca wstąpienie w jego szeregi. Wiadomością z ostatniej chwili jest informacja, że reprezentanci Polski w siatkówce, którzy aktualnie przygotowują się w Spale do sezonu reprezentacyjnego, także obejrzeli teledysk i są pod dużym wrażeniem. Teledysk wywołał także spore zamieszanie w lokalnych mediach. Radio Rzeszów już następnego dnia po premierze przeprowadziło wywiad z opiekunami i członkami Koła. Także sporo fanpage’ów związanych z miastem Rzeszów udostępniło link z teledyskiem. Pojawiło się też sporo pozytywnych komentarzy, cho-
ciażby takie jak: nawet Kate Moss lubi Koło BOSS lub że Hans Kloss chciał być w Kole BOSS. Jak wynika z napisów końcowych teledysku, tekstem i wokalem zajął się jeden z członków BOSS’a, ukrywający się pod pseudonimem Sensej, którego kilka dobrych kawałków już jakiś czas temu obiegło Internet. Zdjęcia i montaż wykonał pracownik WSIiZ’u, Adam Janusz. Jeszcze raz serdecznie polecamy teledysk pt. „KN BOSS atakuje!!!”, oczywiście nie zapomnijcie zalajkować i udostępnić. Kacper Gołoś student KN BOSS i Mistrz świata 2013 w Marketplace
2013 #051 pressja |
07
pressja
08
KAŻDY POWINIEN STWORZYĆ WŁASNĄ DEMOKRACJĘ „Dwa odcienie rewolucji arabskiej: Egipt i Syria” to najnowsza publikacja autorstwa Macieja Milczanowskiego oraz Zofii Sawickiej, skupiona na burzliwych wydarzeniach Arabskiej Wiosny. O książce oraz rejonie MENA (Middle East, North Africa – Bliski Wschód, Afryka Północna) rozmawali z autorami Kamil Olechowski oraz Paweł Serewko. Pressja: Dlaczego warto zainteresować się tematyką rejonu MENA? Zofia Sawicka: Przede wszystkim dlatego, że bardzo dużo tam się teraz dzieje, a ten region jest położony w niewielkiej odległości od Europy. Jego bezpieczeństwo będzie więc w dużej mierze wpływało na bezpieczeństwo europejskie. Poza tym względy demograficzne. W państwach z obszaru MENA jest wysoki wskaźnik przyrostu naturalnego. Na Starym Kontynencie liczba ludności maleje, więc może się zdarzyć, że za kilka dekad obywatele krajów Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu będą przyjeżdżać nie tylko do państw Europy Zachodniej, ale również do naszego kraju. Maciej Milczanowski: MENA jest częścią Partnerstwa Eurośródziemnomorskiego, czyli częścią polityki zagranicznej Unii Europejskiej. Jeżeli patrzymy na UE jako zintegrowany organizm, to utrzymywanie dobrych relacji z MENA powinno być domeną każdego państwa europejskiego. Zaskakujące jest, że tym obszarem interesują się nie tylko kraje położone najbliżej geograficznie, czyli południowoeuropejskie, ale także np. skandynawskie. Z kolei Europa Środkowa w związku ze swoją trudną historią wciąż ma różne obawy. Niezależnie od położenia geograficznego, każde państwo, jeśli rozumie i zna swoje potrzeby oraz interesy geopolityczne, szuka dialogu z innymi. P: Kiedy pojawiła się inspiracja do napisania tej książki i jakie były okoliczności jej powstania? Z.S.: Sytuacją i konfliktami w rejonie MENA zajmujemy się z doktorem Milczanowskim bardzo długo, to jest nasza pasja. Na pewno przyczynkiem do powstania książki była sama Arabska Wiosna. W Polsce brakuje publikacji na temat państw arabskich. Stwierdziliśmy, że wydarzenia mające tam miejsce są na tyle ważne, że warto temu poświęcić całą książkę.
M.M.: Ja również tym tematem zajmowałem się dużo wcześniej, ale ta arabska rewolucja jest czymś naprawdę wyjątkowym, to są bardzo głębokie zmiany. Tam młodzi ludzie mają wpływ na władzę. To jest ogromna, fundamentalna transformacja, dlatego właśnie mówimy o rewolucji. Wielu w Europie tego nie rozumie. Dla nich to kolejna zmiana reżimu, zupełnie bez znaczenia. Obawy powstają z ignorancji i braku wiedzy. Im mniej wiemy o kulturze islamskiej, tym bardziej się jej boimy – stąd bierze się islamofobia w Europie. Jakbyśmy trochę więcej czytali, więcej wiedzieli, to mniej byśmy się bali, a i muzułmanie przyjeżdżając do Europy mogliby się czuć bardziej swobodnie. Na świecie pojawia się mnóstwo książek o arabskiej rewolucji, w Polsce jak dotąd dosłownie kilka. Efekt jest taki, że pojawiają się obawy związane z przejmowaniem władzy przez islamistów i ich rzekomej agresji wobec Europy. P: Studenci jakich kierunków powinni w szczególności zainteresować się tą książką? Z.S.: To jest książka, która trafi do każdego, kto interesuje się Bliskim Wschodem i chciałby choć trochę zrozumieć co tam się stało, dlaczego i jakie to może przynieść skutki. Zawodowo, może przydać się studentom z bezpieczeństwa wewnętrznego, stosunków międzynarodowych, również studentom dziennikarstwa, żeby wiedzieli – kiedy będą pisać o tym rejonie świata – co, jak i dlaczego. M.M.: Na pewno ci studenci, którzy zajmują się polityką. To dla nich ważne, aby rozumieć co się dzieje na świecie, a Bliski Wschód jest kluczowy i dla polityki i dla bezpieczeństwa. To co się tam dzieje, powinno być przedmiotem analizy znacznie głębszej niż dotychczas w naszym kraju. P: My studiujemy dziennikarstwo, dlatego szczególnie interesuje nas, skąd bierze się nieobiektywność
mediów, szczególnie ze Stanów Zjednoczonych, jeśli chodzi o relacjonowanie konfliktu izraelsko-palestyńskiego?
P: Dlaczego analitycy sytuacji w krajach arabskich nie zwracali uwagi na takie aspekty jak nastroje społeczne i różnice kulturowe?
Z.S.: W Stanach Zjednoczonych istnieje ogromne lobby izraelskie. Przed ubiegłorocznymi wyborami prezydenckimi Barack Obama, bojąc się utraty poparcia tego lobby, swoje kroki w stosunku do Izraela bardzo markował. Teraz się to trochę zmieniło, bo wygrał wybory i przez pierwsze dwa lata prezydentury rzeczywiście może sobie na dużo więcej pozwolić. W dużej mierze nieobiektywność wynika też z tego, że jest taki paradygmat USA jako żandarma światowego, którego wartości i idee są najważniejsze i najlepsze, a wszyscy, którzy nie są z nimi, są przeciwko nim, w związku z tym prowadzą tak a nie inaczej swoją politykę.
Z.S.: Dociekliwi badacze na pewno zwrócili uwagę na to co się dzieje, ale powszechna opinia skupiła się głównie na tym, że islam jest religią wojowniczą, a jego wyznawcy chcą nam zrobić krzywdę, a te reżimy autorytarne jakoś trzymały go w ryzach. Tak więc władcy autorytarni byli bardzo Zachodowi potrzebni, bo ich zdaniem zapewniali bezpieczeństwo Europie, stali na straży tego, żeby nastroje terrorystyczne nie były importowane do nas. Niechlubnie wsławiła się tutaj Francja, bo już podczas powstania przeciwko Ben Alemu w Tunezji, rewolucjoniści zatrzymali broń, która została przesłana reżimowi w celu stłumienia powstania. Przez długi czas podobnie było w Egipcie. Stany Zjednoczone wspierały Mubaraka i dopiero kiedy okazało się, że nie ma on szans na utrzymanie władzy, zaczęły „grać w inną grę”. Wydaje mi się, że nie bierzemy pod uwagę pewnych faktów, bo tak jest nam wygodniej, mamy taką a nie inną wizję świata i postrzegamy ją jako jedyną słuszną.
M.M.: Zdaniem decydentów w USA, strategiczny sojusz z Izraelem jest kluczową kwestią dla utrzymywania bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie. Tak naprawdę jest odwrotnie. W naszym mniemaniu, bezwzględne wspieranie Izraela, czego skutkiem jest antagonizowanie Izraela z Palestyną, ale też z Egiptem, Syrią czy Libanem, powoduje, że pojawia się więcej aktów terroryzmu, właśnie dlatego, że wszyscy czują się tam zagrożeni. Zarówno ze strony Izraela jak i ekstremistycznych ugrupowań stosujących terroryzm. Jak mówił jeden hinduski uczony – nie ma dobrotliwych mocarstw, każdy dba tylko o siebie. I to jest prawda. Amerykanie zabezpieczają samych siebie. Ostatnio miał miejsce bardzo ciekawy wątek, jeśli chodzi o konflikt w Syrii i w Izraelu. Iran zaproponował pomoc USA w negocjowaniu pokoju w tamtych krajach. Amerykanie w ogóle nie podjęli tego tematu, a wiemy przecież ze wszystkich teorii zarządzania konfliktem, że współpraca jest zawsze najlepszą metodą w wykorzystania konfliktu dla korzyści obu czy wszystkich stron. Nie zrobili tego dlatego, że dla nich Iran jest głównym wrogiem.
M.M.: Tutaj też istotna jest polityka amerykańska. W USA już dawno stwierdzono, że demokratyzacja na Bliskim Wschodzie jest niebezpieczna, dlatego że społeczeństwa mają odmienne stanowisko od reżimu. Reżimy są gotowe do współpracy za możliwość jak najlepszego urządzenia siebie i swojego otoczenia, a społeczeństwem się nie przejmują. Amerykanom to bardzo odpowiadało. Oczywiście oficjalnie wciąż mówili o wspieraniu demokracji, ale tak naprawdę robili wszystko, żeby do niej nie doszło. Woleli utrzymywać współpracę z reżimami – to było bezpieczne, przejrzyste, dość łatwe. A procesy demokratyzacyjne oznaczały nieprzewidywalne wybory. Ludzie będą głosować na różne ugrupowania. W takiej sytuacji Amerykanie cały czas muszą inwestować w nowe rządy. To jest dla nich bardzo niekorzystne. Przewrót 2013 #051 pressja |
09
pressja
010
w Egipcie był symptomatyczny, bowiem popieranie Mubaraka, jeszcze w styczniu 2011 roku, przy władzy miało na celu doprowadzenie do stłumienia rewolucji. Okazało się, że ludzi młodych, z dostępem do Internetu, zdeterminowanych i dobrze wykształconych po prostu nie da się już zatrzymać. P: W książce często można natknąć się na stwierdzenie, że demokracja w wyobrażeniach Egipcjan jest inna od tej zachodniej. Czy moglibyście Państwo ją zdefiniować? Z.S.: Tu chodzi nie tylko o demokrację w samym Egipcie, ale w ogóle o demokrację arabską. My mamy wizję modelu demokracji zachodniej, ona jest wykształcona tutaj i wspiera te wartości, które głosimy na co dzień. Wartości arabskie pod tym względem niekoniecznie są zbieżne z naszymi. O ile u nas najważniejsza jest wolność, to w tamtych krajach największą wartością jest sprawiedliwość, a demokracja rozumiana w sposób zachodni nie do końca jest sprawiedliwa. Komuś, kto nie został wykształcony w naszej kulturze i wartościach, trudno będzie wytłumaczyć, że 51% ma rację, a 49% już niekoniecznie. Arabowie muszą sobie stworzyć swój własny model demokracji, a my nie możemy im w tym przeszkadzać ani narzucać niczego konkretnego. M.M.: Demokracja to nie jest jeden system. Już Arystoteles pisał o różnych rodzajach demokracji i dzisiaj Arabowie stworzyli własne wzorce. W Algierii jeden z przedstawicieli Bractwa Muzułmańskiego stworzył model szurokracji, czyli demokracji arabskiej. System ten jest inny od zachodniego wzorca, bo nie wszyscy mogą swobodnie głosować. Zresztą to i tak nie do końca wchodzi w grę w krajach arabskich, bowiem funkcjonuje tam system klanowy i jeżeli starszyzna rodu mówi jak głosować, to pozostałym nawet przez myśl nie przejdzie aby zrobić inaczej. Oczywiście są też młodzi ludzie, którzy przyjmują styl zachodni, oni chcą znowu czegoś innego, ale i oni nie przyjmują
wzorców zachodnich bezkrytycznie. Zachód wprowadza na siłę swój model, uważając, że jest jedynie słuszny, jednakże powinno się pozwolić, by każdy stworzył własny model demokracji. Egipcjanie wyraźnie mówili – my chcemy demokracji, ale nie chcemy jej od was, od Europejczyków. Chcą sami ją stworzyć i mają do tego pełne prawo. Powinniśmy ich w tym wspierać i wtedy zyskamy ich przyjaźń oraz partnerstwo w interesach. P: Jak właściwie widzą obecną sytuację w swoim kraju sami Syryjczycy? Z.S.: Ostatnio rozmawiałam z Syryjczykiem, który uciekł ze swojej ojczyzny, przyjechał do Polski i pracuje tu jako dziennikarz. Powiedział mi, że nie uciekł z Syrii z powodu wojny domowej, ale z powodu działań terrorystów. Stwierdził, że chociaż nienawidzi Baszara al-Asada i kilkukrotnie siedział w więzieniu przez publikowanie artykułów przeciwko władzy, to głosowałby na niego. Powiedział, że to jedyna osoba, która jest w stanie utrzymać Syrię w takim kształcie, w jakim powinna ona być. I to jest bardzo znaczące. Terroryści zdobywają kolejne wioski, wprowadzają szariat, czyli prawo koraniczne, co się Syryjczykom nie podoba, bo Syria była zawsze krajem bardzo liberalnym. Religijnym, ale liberalnym. Oni nie chcą takiej Syrii. M.M.: Powtarza się sytuacja z Iraku, gdzie wszyscy nienawidzili Husajna, ale po tym co zrobili Amerykanie, Irakijczycy mówią, że oni naprawdę woleliby dyktatora z powrotem. P: Jakie skutki dla innych państw z obszaru MENA mają konflikty w Egipcie i Syrii? Z.S.: Jeśli chodzi o Syrię, to ogromne, bo sąsiaduje ona z Jordanią, Turcją oraz Libanem. Liban jest zawsze lustrem tego, co się dzieje w Syrii, więc jeśli ona upadnie, to niepokoje rozleją się na cały region. Takie
państwa jak Turcja, Jordania i Liban, mają problem z uchodźcami syryjskimi, bo jest ich ogromna liczba, dlatego brakuje pieniędzy na pomoc tym ludziom. Całkowicie zmienił się honor syryjskiego mężczyzny oraz kobiety – w ośrodkach dla uchodźców dochodzi do scen gorszących - prostytucja jest tam na porządku dziennym. Poza tym wydaje się, że jeżeli reżim Baszara al-Asada upadnie, to będziemy mieć wojnę w regionie i będzie to wojna krwawa, bo oparta na nienawiści religijnej i etnicznej, a takie wojny – jak nauczyła nas historia – są zawsze najbardziej krwawe i trudne do rozwiązania. P: A to będzie mogło się przerodzić w III Wojnę Światową? Z.S.: W III Wojnę Światową raczej nie, ale na pewno zaangażuje to siły mocarstw, które będą wspierały jedną albo drugą stronę. Będzie to konflikt, który znowu zmobilizuje wojska zachodnie w rejonie dla siebie obcym i na pewno zginie wielu ludzi, którzy nie powinni tam się znaleźć i nie powinni zginąć, podobnie jak było w Afganistanie czy Iraku. M.M.: Ciągle słyszę o zagrożeniach III WŚ, czy to z Korei Północnej, Iranu czy z Syrii. Kiedyś istniały dwa bloki, które groziły sobie całym swoim potencjałem, i to mogło przerodzić się w wojnę światową. Obecnie trwają jedynie wojny regionalne. Czemu Iran miałby w odwecie za atak na swoje terytorium atakować np. Polskę czy Wielką Brytanię? To bez sensu. On będzie atakować Izrael, więc wszystko zostanie w regionie. Sądzę, że nie ma zagrożenia wojną światową, choć skutki wojen regionalnych mogą także wpływać na cały świat. Dalsza destabilizacja Syrii (i w tej kwestii mam nieco inny pogląd niż Zosia), nie musi przerodzić się w totalną wojnę w regionie, choć przyznaję, że takie zagrożenie istnieje. Może powtórzyć się sytuacja z Iraku, czyli wojna wewnętrzna – bardzo krwawa, brutalna, okrutna, gdzie wszyscy wszystkich zwalczają i
niestety decydujący jest wpływ wielu państw na sytuację wewnętrzną. P: A więc przyszłość rejonu MENA to prawdopodobnie wojna? M.M.: Wszystko zależy od mocarstw. Jeżeli dalej będą się tak uparcie spierać między sobą, to tak – one zaogniają te wszystkie konflikty. W tej chwili problemem jest zaopatrzenie w żywność czy leki w Syrii, jednak nie ma problemu z dostępem do broni. Tak więc istnieje zagrożenie konfliktem regionalnym, ale moim zdaniem w dużej mierze z uwagi na głębokie różnice w działaniach mocarstw i państw regionu ingerujących w sprawy wewnętrzne Syrii.
P: Czy macie Państwo plany pisania kolejnych książek o zbliżonej tematyce? Być może teraz coś o Tunezji i Libii? M.M.: Teraz skupimy się na własnych pracach naukowych… Z.S.: …ale być może, jeżeli będzie dalszy ciąg tej historii… Musimy poczekać na to, co wydarzy się w Egipcie, czy okrzepnie na tyle, by wydostać się z impasu, w którym jest obecnie. Zobaczymy też jak potoczy się sytuacja w Syrii i jaka będzie jej przyszłość, być może wtedy napiszemy następną część. Myślę, że to bardzo możliwe, pokażemy wtedy, co stało się w tych państwach i czy mieliśmy rację przewidując taką, a nie inną przyszłość. Rozmawiali: Kamil Olechowski i Paweł Serewko Wywiad został opublikowany przez portal Bilskiwschod.pl Fot.: Adam Janusz
2013 #051 pressja |
011
pressja
012
JESTEŚ STUDENTEM, WIĘC STYPENDIA SĄ DLA CIEBIE!
Zarabianie na studiach nie musi oznaczać poświęcania każdego popołudnia na stanie przy zmywaku. Stypendia, konkursy i granty są dostępne dla każdego, wystarczy tylko chcieć. Czego dokładnie… studenci powinni więc szukać? Przygotowaliśmy dla Was garść informacji na temat najpopularniejszych, a zarazem najcenniejszych źródeł finansowania waszych studenckich potrzeb – tych codziennych i naukowych. Na koniec zaś – kilka porad okołostypendialnych. Stypendium Rektora Najprostsze do zdobycia z puli programów opartych na środkach Skarbu Państwa. Najczęściej wynosi kilkaset złotych miesięcznie. W WSIiZ waha się od 200 do 550 zł, co w skali roku daje 2000 - 5500 zł. Za co? Nie tylko za średnią, choć też jest punktowana, i to wysoko. W praktyce uwzględniane jest w zasadzie wszystko. Od publikacji naukowych, osiągnięć sportowych, działalności w kołach i organizacjach studenckich (także w „Pressji”), po wszelaką działalność artystyczną. Należy kierować się zasadą – jeśli nie wiesz, czy coś zostanie zaliczone, zwyczajnie to wpisz do wniosku, a niech inni oceniają. Krok dalej, czyli Stypendium Ministra Tutaj konkurencja jest już znacznie większa, idzie to jednak w parze ze środkami. Obecnie kwota dofinansowania wynosi 14 000 zł i jest wypłacana jednorazowo. Wniosek składamy do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego za pośrednictwem uczelni (dokumenty muszą być zaopiniowane przez Radę Wydziału). Wystarczy dobra średnia (dająca pozycję w 5% najlepszych studentów danego kierunku) oraz garść osiągnięć. Punktowane są publikacje nauko-
we, wystąpienia na konferencjach, międzynarodowe osiągnięcia, dzieła artystyczne „o wybitnym znaczeniu”, etc. Szczegółowy wykaz znajdziecie na stronach Ministerstwa.
Diamentowy Grant Do zdobycia 200 000 zł + doktorat. Nie pomyliłem się zarówno w kwestii zer, jak i stopnia naukowego. Wystarczy pomysł na badania i trochę samozaparcia. Po ustaleniu, co chcecie badać, należy znaleźć promotora. Narodowe Centrum Nauki (do którego składa się aplikacje) bierze pod uwagę ocenę Was, promotora oraz merytoryczną samego wniosku. W tym roku złożono zaledwie 300 wniosków, a koło 100 dostanie dofinansowanie. Projekt nie jest jednak dla każdego. Musicie być na 3. roku licencjatu lub skończyć studia I stopnia w roku złożenia aplikacji. W zamian dostajecie możliwość pominięcia studiów magisterskich oraz do 200 000 zł na badania. Cała pula może także zakładać wypłatę wynagrodzenia dla Was, w kwocie minimum 2500 zł/miesięcznie. Konkurencja jest ogromna, ale myślę, że warto spróbować. Wszystko inne… …czyli pieniądze od fundacji, samorządów, stowarzyszeń, etc. Tutaj jest prawdziwe pole do popisu. Każde województwo, często każde miasto i powiat, ma osobne programy stypendialne. Niekiedy warunkiem aplikacji jest miejsce zameldowania – więc możecie studiować w Rzeszowie, a dostawać pieniądze od UM w Szczecinie. Programy dotyczą nie tylko nauki. Często jednym z kryteriów jest trudna sytuacja finansowa, jednak i tutaj można znaleźć programy uwzględniające jedynie uzyskane oceny lub osiągnięcia sportowe/artystyczne. Każde rządzi się własnymi prawami,
dlatego najlepiej zacząć poszukiwania we wszelakich urzędach i fundacjach, w miejscu zamieszkania oraz studiów.
Mentalność zwycięzców Większość programów stypendialnych ma, wbrew pozorom, niewygórowany poziom. Studenci uważają, że konkursy stypendialne są „dla wybitnych jednostek”, przez co odpuszczają je bez walki. Tymczasem, jedynym wymogiem niezbędnym do zdobycia jakichkolwiek funduszy są chęci. Sam już drugi rok z rzędu mam najwyższe stypendium Rektora i Ministra. Przez pierwsze lata studiów nie składałem wniosków, bo... W zasadzie sam nie wiem dlaczego. Obecnie określiłbym to mianem czystej głupoty. Wtedy po prostu uznałem, że to nie dla mnie. Jeżeli myślisz podobnie – nic bardziej mylnego. Jesteś studentem, więc stypendia są dla Ciebie. Chyba, że wolisz zmarnować kolejne popołudnie kelnerując w jakiejś knajpie. Powodzenia! Jakub Ochnio
ilustracja: Adam Piętak
Jak? Czasem pojawia się problem z odszukaniem programu, jednak z pomocą przychodzi sieć: www.mojestypendium.pl to wyszukiwarka większości stypendiów z naszego (i nie tylko) kraju. Z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie. Oczywiście, nie wystarczy odwiedzić strony tylko raz. Czasem monitorowanie na bieżąco daje znacznie lepsze efekty. Czy jednak „strata” 15 minut tygodniowo jest tak dużym problemem? W końcu czas to pieniądz, a skoro stawka jest wysoka, czasu też nie powinno się skąpić. Wypełnienie wniosku stypendialnego na początku zajmuje też kilka ładnych godzin, ale robi się to praktycznie tylko raz. Do każdego kolejnego wystarczy kopiować wcześniej przygotowaną listę osiągnięć. Każdy program ma osobne regulaminy, więc nie będę się tutaj nad nimi rozwodził. Wymienione możliwości to wierzchołek góry lodowej. Programów jest mnóstwo, większość z nich bardzo dobrze opisana czy to na stronie samego ministerstwa, czy na innych ła-
twych do odszukania.
2013 #051 pressja |
013
pressja
014
Drugi język ojczysty
ilustracja: Katarzyna Wojtyszyn
Podczas gdy Polacy przygotowują się do sesji, ucząc się z różnych przedmiotów, ukraińscy studenci martwią się o swój język. Według danych Ambasady Polski na Ukrainie z lat 2012 i 2013, ponad 7.5 tysięcy Ukraińców studiuje dzisiaj w Polsce. Jest to bardzo liczna grupa wśród studentów cudzoziemców.
WSIiZ jak magnes na Ukraińców? Na WSIiZie studiuje obecnie blisko 1,5 tys. Ukraińców. Nieoczekiwany napływ ukraińskich studentów zaczął się w 2005 i każdego roku rośnie liczba kandydatów ubiegających się o miejsce na tej uczelni. Dlaczego Ukraińcy porzucają rodzinny dom i jadą uczyć się do innego kraju? Co ich do tego popycha? Odpowiedzi na to pytanie są bardzo różne: dla jednych to po prostu świetna możliwość wyjechania z Ukrainy i trafienia do Europy, gdzie, jak wiadomo, żyje się lepiej. - Studiowanie za granicą to szansa na wyższy poziom życia - uważa student drugiego roku WSIiZ - Jeszcze długo przed zakończeniem szkoły wiedziałem, że będę uczył się właśnie w Polsce. Dla innych studia za granicą to możliwość poznania innej kultury, nauczenia się języka oraz zdobycia nowych doświadczeń, żeby po powrocie na Ukrainę, wprowadzać reformy – tak jak to robią Polacy. - Jeszcze kiedy uczyłam się w szkole, zaczęłam krytycznie myśleć o ukraińskiej edukacji - mówi Nastia, przyszły ekonomista z Ukrainy - Ta niesprawiedliwość, korupcja, nędza i prostota odstrasza, kiedy stoisz na rozdrożu życia po zakończeniu szkoły. Swoje wyjaśnienie dłuższego pobytu na WSIiZ wśród cudzoziemców ma też przedstawicielka jednej ze szkół na Ukrainie, pani Natalia - Już kilka lat współpracuję z Wyższą Szkołą Informatyki i Zarządzania – mówi. - Z każdym rokiem ilość studentów rośnie i stale zadaję sobie pytanie - dlaczego? Jak tłumaczy pani Natalia, rodzice uczniów wybierających sie na studia są przyzwyczajeni, że za wszystko trzeba „dodatkowo“ zapłacić - Nie mogą uwierzyć, że
można osiągnąć sukces również bez łapówek. Niektórzy specjalnie przyjeżdżają lub telefonują, nawet kiedy ich dzieci już zaczynają studia i jeszcze kilka razy mnie pytają, czy na pewno nic nie trzeba będzie dodatkowo płacić. Pani Natalia tłumaczy, że to dzięki przejrzystym zasadom popularność rzeszowskiej uczelni rośnie wśród Ukraińców. Wspólna bariera Niezależnie od tego, jaki cel stawia przed sobą każdy z cudzoziemców, łączy ich jedno – bariera językowa. Natychmiast, po podjęciu decyzji o wyjeździe na studia za granicę, każdy z nich musi zacząć uczyć się obcego języka i to jest chyba największy problem dla zagranicznych studentów. Po pierwsze dlatego, że bardzo często decyzję o nauczaniu podejmuje się miesiąc czy dwa przed rozpoczęciem studiów, a przez tak krótki czas nikt nie jest w stanie nauczyć się płynnie języka. Polskie uczelnie nie prowadzą egzaminów wstępnych ani rozmów kwalifikacyjnych - nawet jeśli słabo znasz język, możesz dostać się na studia. To sprawia, że do Polski przyjeżdża obecnie tak wielu studentów z Ukrainy, którzy języka uczą się dopiero na miejscu. To oczywiście nie dotyczy wszystkich. Są i tacy, którzy uczą się długo przed przyjazdem i przyjeżdżają tu już z dobrą znajomością języka. Te osoby maja łatwiej, choć wcale nie znaczy to, że nie mają problemów i trudności związanych z uczeniem się w obcym języku. Historia jakich wiele Był zwykły grudniowy dzień. Idąc korytarzem
2013 #051 pressja |
015
pressja
016
uczelni, usłyszałam dziwny dialog mojej znajomej Ukrainki Julii z nauczycielką. - Chcę wziąć od niej książkę, żeby zrobić sobie kopię niektórych stron, lecz ona mnie nie rozumie – powiedziała mi dziewczyna. Pomogłam jej, porozmawiałam z nauczycielką oraz podpowiedziałam gdzie i jak można skserować podręcznik. Julia natychmiast zarzuciła mnie różnymi prośbami – wszystkie dotyczyły jednego: problemów językowych. - W żaden sposób nie mogę wyrazić swojego zdania i porozumieć się z Polakami – skarżyła się dziewczyna. Zapytałam ją dlaczego nie uczyła się polskiego przed przyjazdem do Polski – Ależ uczyłam się – odpowiedziała – Ale decyzję o wyjeździe podjęłam w lipcu, czyli zostało za mało czasu na studiowanie języka. Zapewniali mnie, że nie będzie ciężko, że jakoś wykręcę się, że nie będę jedyna, że są studenci, którzy jakoś dają sobie radę w ogóle nie znając języka. A ja znałam podstawy polskiego i - jak mi się zdawało - na dostatecznym poziomie – tłumaczyła Julia - Ja wszystko rozumiem – dodała - mogę napisać, lecz ciężko jest mi czytać trudne książki, a to jest konieczne, żeby zaliczyć przedmiot, ciężko też wypowiedzieć się szerzej oraz wyjaśnić własną opinię. Aby lepiej zrozumieć językową sytuację Ukraińców, postanowiłam odwiedzić kursy języka polskiego, które przeprowadza się specjalnie dla ukraińskich studentów, aby porozmawiać z jedną z nauczycielek. Kursy są bezpłatne i obowiązkowe dla wszystkich studentów pierwszego roku. Obcokrajowcy powinni uczyć się języka dopóki nie osiągną odpowiedniego poziomu. - Już parę lat uczę ukraińskich studentów. Nie rozumiem z czym jest to związane, ale poziom wiedzy, chęć nauki języka i uczestnictwo w zajęciach studentów z każdym rokiem spada. Najpraw-
dopodobniej właśnie to jest główną przyczyną tego, że mimo, iż język polski nie jest znacznie cięższy od ukraińskiego, jest on problemem dla większości studentów cudzoziemców.- wyjaśnia pani Agnieszka. - Nie dotyczy to wszystkich, bowiem są tacy, którzy pięknie się uczą i regularnie uczęszczają na zajęcia. U mnie zdarzali się studenci, którzy przychodzili znając zaledwie alfabet, a kończyli moje kursy na najwyższym poziomie. Oznacza to, że od samego studenta i jego pragnienia zależy to, jak poradzi sobie z problemem. Uczyć się języka polskiego jednocześnie studiując na równym poziomie z Polakami jest całkiem realne - mówi lektorka. Dziwny i jednocześnie ciekawy jest fakt, że wielu studentów, którzy słabo mówią po polsku, wybierają dziennikarstwo - kierunek, który zdawałoby się, nie znając języka, należy omijać szerokim łukiem. Bardzo trudno osiągnąć sukces w dziennikarstwie bez doskonałej znajomości języka. Dlaczego jednak wybierają ten kierunek? Odwaga czy nierozerwalna miłość do pióra? Od dzieciństwa lubię komunikować się z ludźmi i od dawna wiedziałam, że będę dziennikarką mówi Wiktoria - Zmieniać swoją decyzję, iść wbrew pragnieniu, uczyć się tego, co mi się nie podoba, a później pracować całe życie na siłę i żałować? Nie, tego nie chciałam. Przyznaję, że jeśli uczyłabym się języka przed przyjazdem, teraz byłoby mi lżej. Jednak staram się, chodzę na kursy i wierzę, że wszystko będzie dobrze. Inne spojrzenie mają na to moi rozmówcy. - Zwyczajnie ciężko. Musimy dużo pisać w obcym języku. Oceniają nas na takim samym poziomie jak Polaków. Myślę jednak, że poradzimy sobie ze wszystkim, przecież mamy pragnienie i cel, do którego dążymy z podniesioną głową - uważają przyszli dziennikarze z Ukrainy.
W kontynuowaniu nauki w Polsce, pomaga Ukraińcom wyrozumiały stosunek wykładowców. Rozumieją, że studentom jest ciężko, a bardzo często nawet dziwią się i zachwycają, że tak młode osoby odważyły się na taki odważny krok. Nie każdy potrafi świadomie podjąć taką decyzję. - Rozumiem te dzieci i szczerze mówiąc niekiedy jest mi ich szkoda - mówi mgr Iwona Leonowicz-Bukała, prowadząca na WSIiZ zajęcia z warsztatu prasowego - Byli tacy studenci, którzy przychodząc do mnie w ogóle nie pojmowali co się dzieje, zostawali po zajęciach i już po pół roku czy roku, wszystko pięknie rozumieli. Jeśli się czegoś pragnie, można dużo dosięgnąć. Tania, ukraińska studentka dziennikarstwa, mówi - Żeby jakoś dać sobie radę, prosimy o pomoc polskich kolegów. Dobrze, że pomagają i wyjaśniają, chociaż im też jest ciężko nas zrozumieć. Jak przyjechaliśmy tu, myśleliśmy, że będą się śmiali z nas oraz z naszej wymowy, lecz naprawdę nie odczuwamy żadnej dyskryminacji, a nawet przeciwnie. Wielu Polaków podchodziło z pytaniami: „Jak odważyliście się na taki krok? Podziwiamy was, bo samym nam jest ciężko uczyć się i zdawać sesję, a Wy robicie to w dodatku w obcym języku”. Rodzice wiedzą o tym, jak wyglądają studia? - Nie, moi nie wiedzą. Nie przyzwyczaiłam się do żalenia. Jestem już dorosła, więc sama jakoś rozwiążę ten problem.- przyznaje jedna ze studentek. - Sama chciałam przyjść się tu uczyć. Jeśli im teraz powiem, że mi ciężko, to ich rozczaruję. Być może zaczną mnie prosić o powrót i uczenie się w domu, a tego nie chcę. Jestem pewna, że jeżeli podjęło się raz decyzję, to należy się jej trzymać do końca. Ten upór ukraińskich studentów dostrzegany jest przez
wykładowców – Wśród obcokrajowców nastawienie do studiów jest inne. Mają jasny cel i wielką determinację. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale większość z nich wkłada ogromny wysiłek w studia i szybko robią postępy. Są bardzo ambitni i praca z nimi to przyjemność – przyznaje dr Anna Martens, wykładowca na kierunku Dziennikarstwo. - Gdy przyjechałem do Polski, początkowo było bardzo ciężko - opowiada Roman, ukraiński absolwent WSIiZu - Na moim pierwszym roku było troje Ukraińców. Teraz jest im lżej, bo jest ich więcej. Ważne jest to, aby widzieć, że nie jest się samemu i ma się wsparcie innych. Pamiętam jak przeżywałem, że nie zdam sesji, chodziłem do nauczycieli po zajęciach, żeby wyjaśnili mi jeszcze raz materiał. Pamiętam, że były nawet momenty, kiedy myślałem: to koniec, zabieram torbę i jadę na Ukrainę. Jednak z Bożą pomocą, dużymi chęciami i włożoną pracą przeszedłem to i teraz jestem bardzo zadowolony z życia. Jest ciężko, lecz „nie taki problem straszny jakim go malują”. Nikt nie jest wrogiem studentów z zagranicy, wszyscy chcą, żeby osiągnęli sukces. Wykładowcy pomagają w zrozumieniu materiału, a uczelnia organizuje bezpłatne kursy języka. Ten kto będzie pracował, chciał coś osiągnąć, da sobie radę. Jak mówił wielki ukraiński filozof, Grigorij Skoworoda: - Sam obrałem sobie tę rolę - i nie żałuję. Musimy wziąć te słowa za własne życiowe credo i iść naprzód, mimo wszystkich problemów. Przecież sami sobie obraliśmy taką drogę.
Oksana BANIAS
2013 #051 pressja |
017
АНОРЕКСІЯ ХВОРОБА ЖІНКИ XXI СТОЛІТТЯ Восьма ранку. Дзвінок будильника. Дівчина підіймається з ліжка і навіть не встигнувши прокинутись йде зважуватись. З хвилюванням вдивляється в показник на вагах – 45 кілограмів. Нічого не змінилося, а отже можна жити далі. Анорексія – «біч» сучасного суспільства. Страшна хвороба, котра призводить до катастрофічного зниження маси тіла та висихання організму. Майже кожна «анорексічка» починає і закінчує свій день на вазі. Їхнє життя сповнене сірої рутини. Збільшення ваги, хоча б на сто грамів недопустиме. Такі дівчата живуть у вічному страху розповніти. Все починається з банальної дієти. Дівчина, котра має деякі проблеми з фігурою, набуває комплексів, її висміюють однолітки, сторінки улюблених журналів майорять худенькими дівчатами-моделями, а симпатичний їй хлопець не звертає уваги. Стомившись від такого розкладу подій, вона приймає доленосне рішення – схуднути, і таким чином, довести іншим і собі, що також може бути стрункою та привабливою. Зазвичай, подібного роду рішення, дівчата приймають не порадившись ані з рідними, ані з подругами. І ось перший подвиг і маленький крок назустріч мрії – дієта, старанно вишукана в інтернеті, вона легка, коротка і обов’язково повинна привести до гарного результату. Дівчина з ентузіазмом дотримується всіх умов обраної дієти, відмовляється від улюблених солодощів та булочок. Проходить вказаний термін – 3 тижні, а результатів практично немає. Вона сумлінно виконувала всі вказівки, старалася, але позбулася лише трьох кілограмів, замість обіцяних десяти. Ось тут починаються проблеми. Дівчина вирішує, що дієти, описані в інтернеті абсолютно не дієві і вона сама здатна позбутися зайвої ваги. Вона повертається до попереднього харчування, але зменшує дозу їжі вдвічі. Тиждень, прожитий за таким режимом не приносить блискучих результатів, втрачено всього один кілограм. Вона вирішує ще більше зменшити звичну порцію, а на додаток ввести інтенсивне фізичне навантаження. Проживши тиждень за такими критеріями, дівчина досягає гарного результату – мінус шість кілограмів. Від колишніх шістдесяти залишилось всього п’ятдесят і, здавалося б це те, до чого вона прагнула, але зараз, виявляється найсумніше,
дівчина не може зупинитися, тому що в її мозку зародилася, скажемо так, манія схуднення. Наступний тиждень її життя минає без їжі. Вона п’є тільки воду та знежирений кефір, продовжуючи виснажувати себе фізичними вправами. І ось… Цей тиждень став вирішальним. Зважування – 40 кілограмів. Раніше, круглолиця та рум’яна дівчинка перетворилася на блідий кістяк, з синяками під очима, зіпсованими нігтями та випадаючим волоссям. Вона вийшла з кімнати аби привітатися з мамою, а та в секунді поринула в гіркі ридання, і, схопивши за руку потягла на кухню – годувати. Дівчина з болем заштовхнула в себе кашу та шматок м’яса, але марно, за п’ятнадцять хвилин їжа вийшла з неї. Наступний ранок почався в клініці, на прийомі у лікаря, який знається на проблемі. Потім похід до психолога, якому вона мусила розповісти все, з болем відкриваючи кожен куточок своєї душі, здуваючи пил зі старих таємниць. Такі походи продовжувались приблизно два роки, саме стільки часу знадобилося, аби відновити функціонування організму і повернутися до нормального життя. Анорексія – суспільна проблема, про яку мовчать, а навіть більше - популяризують її, встановлюючи суворі параметри, такі як 90 – 60 – 90. І ніби ніхто не змушує їм відповідати, але всі прагнуть бути ідеальними, забуваючи про те, що це абсолютно безглуздо. На сам перед потрібно залишатися особистістю. Ми всі різні, у нас різна будова організму та різні фігури, але кожен з нас по своєму чудовий. Звісно, ніхто не говорить про те, що не варто за собою доглядати, але всього повинно бути в міру. Дівчата, жінки, притримуйтесь здорового способу харчування та виконуйте регулярні фізичні вправи, аби залишатися в гарній формі і ні в якому разі не наслідуйте когось. Любіть себе, ви прекрасні такими, які ви є. І ніхто не в праві диктувати вам, що гарно, а що ні. Valeria Poligova
2013 #051 pressja |
019
pressja
020
Чорнобильське лихо. Біль кожного Двадцять сім весен минуло з часу аварії на Чорнобильській АЕС, однак рани, завдані трагедією, не загоюються: скалічені людські долі, загублені життя, сплюндрована природа. Минуло вже багато років, але ці гіркі, мов полин, дні, з жалем згадують і вшановують не тільки в Україні, але і за її межами. Чорний ранок 86-го Була тиха ніч з 25 на 26 квітня 1986 року. Ніщо не передбачало біди. Українське атомне містечко Чорнобиль, як і всі інші, спало мирним сном. Яскравий місяць і зоряне небо приглушеним світлом освітлювали місто. Звідкись доносився гавкіт собак. Природа мирно спала в очікуванні нового дня, як раптом трапилося непоправне. Четвертий реактор Чорнобильської атомної електростанції прогримів страшним вибухом та злетів у повітря клубком чорного диму. Чорним полотном вкрилося небо і темною хмарою повисло над Україною. Ранок вона зустріла вже поглинена радіацією. Він назавжди закарбується у пам’яті українців. Гіркий присмак трагедії Багато часу пройшло з того дня, багато води віднесла напівмертва Прип’ять у Дніпро, але ця трагедія ніяк не дає про себе забути. Багато змінилося відтоді. Колись мальовниче і процвітаюче місто стало глухим пустирем серед багатих українських полів. Не літають вже птахи і своїм співом не тішать природу. Люди не ходять на роботу, діти не бігають і не відвідують. Місто і його тридцятикілометрова околиця спить мертвим сном. Страшним лихом для всього українського народу стала ця аварія на атомній станції. Це тисячі хворих і калік, села і міста, які аж «світяться» від радіонуклідів. Рівень радіації у деяких місцях у десятки разів перевищує допустимі норми. Забруднені всі райони, куди тільки сягнула чорна хмара чорнобильського лиха. Природа поступово вмирала, а радіація
продовжувала поширюватись і набирала величезного розмаху. Вона вбивала та калічила усе живе: життя людей, поглинала тварини, дерева, квіти. Пошкоджена територія поступово ставала пусткою. Як би не старалася людина, але те, що втрачене, відновити нелегко. Зараз на Чорнобильщині немає життя. Криниці і колодязі повкривані целофаном, люди виселені, будинки майже розвалені. Це територія, огороджена колючим дротом, яка просякнута радіацією. Пам’ятаймо, бо ми – люди Ця трагедія стала наче Божою карою для всього світу. Ніби знаком із неба, що людині пора схаменутися, адже всі біди, які терпить природа, викликані тільки людиною. Ми не помічаємо, що саме від рук людини так швидко і беззахисно гине все живе довколо. Кому, як не нам, людям, про неї подбати? Природа не вибачає жорстокості й недбалості до себе, вона завжди віддячує взаємністю. І аварія на ЧАЕС якраз є прикладом такої «подяки». Кожна людина має замислитися над своїм власним ставленням до природи, до рідної землі. Обов’язок кожного - добре пам’ятати, що Україна – одна, і треба її берегти. Треба жити в єдності з природою, берегти і примножувати її багатства. Кожен справжній патріот повинен цінувати свою землю, піклуватися про її благополуччя, щоб чудові краєвиди завжди милували не тільки наше око, але й наших нащадків. Марія Павлюк Mariia Pavliuk
Студентське самоврядування в УІТМ Студенти кожного вищого навчального закладу мають право на студентське самоврядування. В нашому університеті інтереси студентів представляє Samorząd Studencki. Студентське самоврядування в УТІМ існує від дня заснування університету. Всі студенти УТІМ становлять владу навчального закладу, але є Рада Студентів, яка включає в себе 7 осіб, що репрезентують та захищають інтереси студентів. Самоврядування відповідає за: - студентську діяльність в університеті; - поділ грошових коштів серед студентів; - безпосередній контакт зі всіма викладачами та владою в університеті; - проведення різних студентських тренінгів, на які запрошують професіоналів; - організування різноманітних заходів: від турнірів до вечірок. Студентське самоврядування завжди інформує студентів нашого університету про різні знижки, акції, новинки. Також надає можливість придбати купони зі знижками до різних закладів в місті та купити білет на концерт за спеціальною ціною. Одним з напрямків роботи студентського самоврядування є співпраця з іншими вузами та фірмами у місті, що надають найрізноманітніші послуги. Чим саме може допомогти студентська рада українцеві? Перш за все, якщо Ти загубив в університеті якусь важливу річ: телефон, легітимацію або ключі, то обов’язково звернись до студентського самоврядування з проханням повідомити про загублені речі. Також можеш просто запропонувати своє цікаве оголошення, пропозицію, наприклад про якийсь концерт, фестиваль або запросити до свого гуртка. Маєш власні питання, зв’язані з життям студента в УТІМ? Завітай до RA52 і отримай відповіді або напиши листа: samorzad@student.wsiz.rzeszow.pl Daria Motsar
2013 #051 pressja |
021
pressja
022
«Інтернет-поезія, або як стають
Питання, з якого я почну: хто пише вірші? Питання риторичне, бо по-перше, на нього відповідь очевидна, по-друге кожен має відповісти на нього сам. І відповідь буде – майже кожен! Бо хто ж не писав вірші після першого невдалого кохання? Або ще з якогось особистого приваду? Звісно, не так багато наважились їх показати кому-небудь, наприклад, друзям. А ще менше осіб пробували десь опублікувати свої тексти. Колись поету, щоб донести свою творчість до широкого загалу, треба було проходити цензуру в літературних газетах, збирати людей на вечори тільки за допомогою афіш та «сарафанного радіо», а книги видавались самвидавом по кілька сотень, чи десятків і передавались з рук в руки. Але ці часи минули. Тепер відомим може стати кожен, бо кожен має профіль в соціальних мережах чи блог (або кілька блогів та профілів) і може легко поділитись своєю творчістю з сотнями друзів. Або може викласти вірші на сайтах для цього призначених, і там отримати перших своїх читачів. Те, що колись робилось роками, тепер робиться в декількох кліках миші. Звісно, на загальну якість поезії це вплинуло не дуже добре, бо можливість стати популярним з’явилась у кожного, а не кожен вірш дійсно вартий суспільної уваги. Але з іншого боку у
дійсно талановитих людей з’явилась можливість отримувати заслужене визнання. Можна створювати групи і «пабілки», власні блоги і мікроблоги, запрошувати друзів на поетичні вечори і спокійно ставати відомим. Дуже багато вже давно зрозуміли всю силу соціальних мереж і впевнено нею користуються. В кожному місті стали організовуватись різні літературні клуби, в рамках який стали відомими десятки авторів. Частина поетів самостійно здобувала популярність. Багато хто став часто виступати (при чому не тільки в своїх містах), видавати книжки і організовувати власні вечори. Я сам став організатором різних літературних проектів і фестивалів за останні кілька років. В тому числі найбільшого літературного проекту в Україні – «Поезія виходить на площі», в рамках якого за рік існування більш ніж 150 поетів з різних міст читало вірші на головній площі Дніпропетровська, та LSD (Lітературні Sемові Dобої) – це поетичного турніру, котрий і зараз проходить регулярно в Дніпропетровську, Харкові, Одесі, Бєлгороді (Росія), Кременчуку, та ще десятки різних проектів. Оскільки сам пишу, то встиг виступити в 16 різних містах України, в більшості багатократно, випустити дві книги і побувати на багатьох різних фестивалях. Це все я до того, що пишу про речі реальні, котрими вже на практиці скористався я і
популярними в соц.мережах»
ще сотні молодих поетів. Звісно можна до нескінченності перераховувати прізвища авторів, котрі стали доволі відомими в інтернет-просторі і мають сотні чи тисячі своїх читачів. Але я хочу тут згадати про одного з найвідоміших (а може й найвідомішого) поета, котрий став популярним в інтернеті, а згодом почав виступати і випускати книги. Це Євген Соя, більше відомий, як Ес Соя. Сумарно читачів на його сторінках різних соціальних мереж вже більше 50 000 людей. Він входить в 10ку найпопулярніших авторів stihi.ru, найбільш відвідуваного сайту для розміщення віршів на терені СНД. Після того, як він виклав свої перші вірші, Євген доволі швидко здобув читачів і перші запрошення на виступи. А далі все тільки розвивалось. Зараз Женя Соя – це автор, який збирає регулярно сотні людей на свої вечори в десятках міст України, Росії і Білорусії. Він самостійно випускає свої книги і продає їх по декілька десятків на кожному вечорі, хоча збірка його віршів вже виходила в одному з найбільших російських видавництв, пітерській «Азбукі». Зараз вже готова його четверта збірка віршів «Вереск», а тур в її підтримку буде складатися десь з 40 міст в чотирьох країнах. Звісно в цій статті можна було б детальніше зупинитись на тому, як себе рекламувати в
соціальних мережах, взагалі розказати про позиціонування себе і маркетинг в інтернеті. Але, як на мене, не цим має займатись хороший автор. Він має писати гарні вірші і постійно самовдосконалюватись, а головне, не боятись використовувати всі можливості, які дають соціальні сервіси. Але автор не має займатись регулярним просуванням себе, спамом і подібними речами. Чому? Бо поезія – як «вірусний» контент. А вірусному контенту (наприклад смішній картинці) достатньо першого поштовху (у вигляді друзів, фоловерів, читачів на сайтах віршів), а далі вона поширюється «вірусно», тобто без участі самого автора. З поезією то само. Якщо «віросної» складової немає, то значить автору треба займатись самовдосконаленням, а не саморекламою. Тому, підсумовуючи, хочу сказати, що стати популярним поетом може кожен. Звісно головне – це хороші вірші, але треба не боятись ці вірші показувати і приймати критику. Не боятись створювати власні «пабліки» в соціальних мережах і вести творчі блоги. Ми живемо в еру, коли кожен може стати відомим, гляньте он тільки на нещодавні «Gangnam style» та «Harlem Shake». Але не тільки завдяки дивакуватості можна стати популярним, тому пишіть і не бійтеся показувати свою творчість іншим.
2013 #051 pressja |
023
pressja
024
ЛЮБОВНІ ВІДНОСИНИ В МОЛОДОМУ ВІЦІ: ЗА І ПРОТИ «КОХАННЮ ВСІ ВІКИ ПОКІРНІ». МАБУТЬ, УСІМ ВІДОМИЙ ЦЕЙ ВИСЛІВ ВЕЛИКОГО РОСІЙСЬКОГО ПОЕТА, І, МАБУТЬ, БІЛЬШІСТЬ З ЦИМ ПОГОДЖУЄТЬСЯ. АЛЕ, ЯКЩО ПРИПУСТИТИ, ЩО КОХАННЯ ЗАВЖДИ ПОВ’ЯЗАНЕ З ПЕВНИМИ ОБОВ’ЯЗКАМИ, ТО ЧИ ДОЦІЛЬНЕ ВОНО КОЖНОГО ПЕРІОДУ НАШОГО ЖИТТЯ? ОСОБЛИВО СТУДЕНТСЬКОГО…
Студентське життя, невід’ємно пов’язане з відносинами між протилежними статями, і досить часто вони виходять за рамки дружніх. І це не дивно, адже саме в цей вік, зазвичай, в організмі відбуваються інтенсивні зміни, людина дорослішає, і інстинкт продовження роду дає про себе знати. Це і є тим, що викликає спочатку відчуття потягу до протилежної статі, а, згодом, і почуття любові. Звісно, коли вперше закохуєшся, дуже хочеться, щоб ці почуття були взаємними і тривали вічно. Спершу заради цього ти готовий піти на все, що завгодно, проте тільки з часом починаєш розуміти цінність цих жертв. І тепер доводиться вирішувати, чи готовий ти принести їх, щоб ступити на нову доріжку життя, адже в молодому віці ці жертви представлять особливу цінність. Чим ми жертвуємо, та заради чого, або які є «за» і «проти»? По-перше, якщо у вас з’явиться друга половинка, то доведеться майже докорінно змінити спосіб життя. Тепер в плани потрібно включати не тільки свої власні бажання, але й бажання партнера. Відповідно, ми жертвуємо нашим простором та часом. Не кожен готовий на це піти: поступитись такими речами, як спокійно провести вихідні вдома, присвятити вільний час своїм хобі, прогулянці з друзями або навчанню, чи просто пограти в «Доту»… По-друге, доведеться збільшити свої витрати.
Студенти і так вважаються народом не з найбагатших, а обов’язки перед партнером тільки погіршать це положення: подарунки на свята, походи в кіно та кафе і так далі, явно не весело відобразяться на вашому бюджеті. По-третє, можливими будуть проблеми з батьками. Часто батьки не хочуть, щоб їхні діти вступали в відносини у ранньому віці. Іноді це буває через ревність, особливо, якщо дитина в сім’ї одна. Також можлива недовіра з боку батька або матері до вибору партнера їхнім чадом, або ж дійсно невірний вибір. Загалом, існує багато причин, які можуть спричинити даний конфлікт, але вони залежать від ситуації та стосунків в сім’ї. Проте, якщо батьки відпустили Вас самого до чужої країни, то скоріш за все, вони повністю довіряють вам і вважають, що ви готові до самостійного життя. І нарешті, постійні сварки, ревнощі і тому подібне, будуть виснажувати вас зсередини. Можливо, спочатку все буде ідеально, але з часом партнери все більше і більше починають звертати увагу на недоліки одне одного та розуміють, що не готові з ними миритись. Проте, спільне життя несе не тільки збитки. Адже маючи поряд людину, на яку можна покластись (а саме такою має бути друга половинка) набагато легше виконати навіть найскладнішу роботу. А, якщо у житті виникають труднощі, то завжди буде хтось, хто вас підтримає. Зрозуміло, що для людей в молодому віці це має неабияке значення,
особливо для студентів, котрі навчаються далеко від рідної домівки і майже позбавлені батьківської підтримки. Попри це, наявність другої половинки слугує неабиякою мотивацією для саморозвитку, особливо, якщо ви бачите в ній ті якості, якими хотіли би володіти самі. Найбільш дієво це для осіб чоловічої статі, які зазвичай вважають, що саме вони повинні в усьому допомагати своїм супутницям, і ніяк не навпаки. І, нарешті, просте відчуття тепла поруч з близькою людиною щодня додає нових сил та бажання жити. Які існують особливості позитивних та негативних сторін близьких відносин для українських студентів в Польщі. Перш за все, це можливі довгі розлуки з коханими. Якщо починати відносини з людьми, з котрими навчаєшся, то набагато ймовірніше, що ваша друга половинка проживатиме у іншому районі чи, навіть, області. Таким чином, під час канікул можливість бачитись одне з одним буде обмежена. Хоча, з іншого боку, цей аспект може також посилити бажання бути разом, скріпить відносини і заодно зменшить обмеження в свободі, яку вони накладають. І друге — це відносини з чужоземцями: не тільки з аборигенами Польщі, але й представниками далеких національностей, які навчаються в нашому університеті. В цьому випадку потрібно розуміти, що у кожної країни є свої особливості
в понятті будь-яких відносин, не кажучи вже про відносини між протилежними статями. Перед тим, як приймати будь-які рішення в даному напрямку потрібно добре знати культуру країни вашого потенціального партнера, а також врахувати можливий мовний бар’єр. Що ж робити, якщо відмовитись від цього? І все ж, навіть якщо відмовитись від бажання мати біля себе когось близького, вас все одно буде тягнути до протилежної статі, не зважаючи на те, чи хочете ви цього свідомо, чи ні. Просто намагатись блокувати, чи не звертати увагу на це, звісно, немає сенсу. Окрім того, це малораціональне використання енергії, якої, під час закоханості, відчувається не мала кількість. Отже, найкращим, та найбільш раціональним варіантом буде перенаправити цю енергію на інші види діяльності, такі як мистецтво, спорт, навчання і так далі... Близькі відносини між протилежними статями були і залишаються невід’ємною частиною людського буття. Але в молодому віці, коли і свобода, і почуття представляють особливу цінність, потрібно все ж вирішити, що є для вас дорожчим. Звісно, можливо, знайти людину, яка б, наприклад, мала інтереси подібні до ваших, та з якою можна поєднати ці два, такі різні, способи життя, проте шанси на це дійсно дуже малі. Sergiy Minin Grafika: Alona Kolomiiets 2013 #051 pressja |
025
pressja
026
ПОЛЬЩА, ЯКУ ТИ НЕ ЗНАВ Як швидко летить час! Українські студенти живуть в Польщі вже більше ніж півроку,а деякі мешкають тут вже другий, третій та навіть четвертий рік! А що ви встигли дізнатися про цю країну під час свого перебування в ній? Скільки міст відівідали,чим можете похизуватися перед друзями з України? Напевно більшість відвідала столицю країни, славетну Варшаву, та душу Польщі - Краків. Про ці міста, про їхню історію та величність знає кожен українець, котрий мешкає в Польщі. Скоріш за все кожен другий студент вважає, що побувавши в цих двох містах можна спокійно вважати, що відвідав всю Польшу і нічого цікавого не залишилось. Отож повстає питання, що можна відвідати щоб ближче познайомитись з культурою та духовністю країни, в котрій кожен з нас проведе частину свого життя, а можливо і залишиться тут назавжди? Скільки гномів знайдеш ти? Перш за все варто відвідати місто котре знаходиться від Жешова на відстані приблизно 450 кілометрів, та розташоване на двох берегах ріки Одри. Це місто - Вроцлав, і воно має дві особливості: гноми та мости. Мостів котрі з’єднують частини міста насправді величезна кількість, в наш час їх можна нарахувати приблизно двісті! Розпочати свою подорож варто з Тумського мосту. Цей пішохідний міст служить своєрідною сполучною ланкою між Старим і Новим містом; основна частина історичних пам’яток Вроцлава знаходиться на території Тумського острова. Його недаремно називають «святою землею»: тут представлено
величезну кількість релігійних пам’яток і святинь. Вроцлав поеднує в собі безліч архітектурних стилів, таких як барокко, готика, неокласицизм та інші. Щодо гномів, котрі роблять це місто особливим, існує карта, за допомогою якої їх, наче скарб можна зайти. Цікаво що кожний з них має своє ім’я і з кожним роком на вулицях міста їх стає все більше. Отже варто відвідати це місто, побачити величні архітектурні споруди, пройтись по мостах наповнених духом середньовічньої епохи, і, звичайно знайти всіх гномів та добре провести час! Кораблі «плавають» по землі... Острудско-Ельблонгський канал - єдина в світі велика гідротехнічна споруда з діючими старовинними механізмами. Загальна протяжність штучної водної системи складає 147 км, довжина водного шляху по каналу - 83,4 км. Використовуються два шлюзи і п’ять стапелів, за якими на висоту від 13 до 22 метрів по суші в спеціальних роликових візках на рейках переміщаються суда. Самі візки, як і всі механізми каналу, приводяться в рух напором води, а кораблі “плавають” по землі. Маршрут по Острудско-Ельблонгському каналу знайомить мандрівників з одним з найцікавіших куточків Польщі. Подорож починається від річкової пристані в центрі Ельбльонга. По руслу річки пасажирські судна прямують вгору за течією до озера Друзно. Під час подорожі туристів чекають дивовижні пейзажі ландшафтних парків, лісів, багата фауна і флора заповідників Польщі. Рейси по каналу виконуються(я хз шо тут вліпить, но виконуються явно некатіт) з першого травня до кінця
вересня. Отже любителям насолодитись красою природи варто спробувати такий цікавий та єдиний в усьому світі спосіб подорожі на судні. Живі піщані дюни Особи котрі хочуть побувати в пустелі Сахара не повинні долати відстань в дві тисячі кілометрів, адже існує Словінський парк, розташований на відстані приблизно 115 кілометрів на північний захід від Гданська. Цікавинкою парку є рухомі дюни, які сягають висоти декількох десятків метрів і є одними з найбільших в Європі. Дюни повільно рухаються зі швидкістю від 3 до 10 метрів в рік. Величезні гори піску створюють ілюзію пейзажу сахарської пустелі. Якщо пощастить, тут можна побачити піщану бурю. Незабутні відчуття для любителів нових вражень! Резиденція Тевтонського ордена Любителі середньовічних часів можуть відвідати замок Мальборк - найбільший у світі замок побудований з цегли, який служив резиденцією великого магістра Тевтонського ордену в чотирнадцятому та середині п’ятнадцятого століття. Це найбільший готичний замковий комплекс в світі, площа якого становить 21 гектар. Оточений глибокими ровами і кількома рядами оборонних стін, він приховує численні презентабельні приміщення, зокрема костел св.Діви Марії, під яким знаходиться каплиця св.Анни - місце поховання великих магістрів. Туристи можуть відвідати постійні виставки, в тому числі багаті колекції військової зброї та готичних скульптур. Особливої уваги заслуговують
«Бурштинові контексти» - всесвітньо відома колекція бурштину в Мальборку. Перебуваючи в замку можна побачити театралізовані вистави лицарських турнірів, спортивні заходи, інсценізацію «Облога Мальборка», які дають можливість перейнятися духом та історією цієї величної споруди. Цікавий не тільки замок, але і саме місто Мальборк. Тут можна спробувати свій талант гончара в керамічному цеху,створивши своїми руками вироби з фарфору. А також можна просто прогулятися по околицях або спробувати зловити фантастично-величезну рибину в одному з місцевих озер. Отже місто приваблює всіх небайдужих до культури та архітектури середньовічча. Край тисячі озер Гордість поляків, місце від якого захоплює дух, - Мазурські озера - знаходятся в північно-східній частині Польщі.Тут кожен може знайти заняття собі до душі. Любителі активного відпочинку можуть займатися водними видами спорту та насолоджуватись красою озер та лісів що їх оточують. Спокійно провести час та відпочити можна на катері або яхті, спостерігаючи за заходом сонця, гуляючи по лісу, або просто поєднати всі ці способи відпочинку та отримувати незабутні враження та позитивні емоції. Польша яку ви не знали раніше перед вами. Не гайте часу, попереду весна, пора для нових знайомств, відкриттів та незабутніх вражень! Розвивайтесь та ніколи не зупиняйтесь,подорожуйте, дороги завджи відкриті,все залежить тільки від вас! Альона Коломієць / Alona Kolomiiets 2013 #051 pressja |
027
pressja
028 Секрети студентських заощаджень, або «чорна діра» в кишені студента та порятунок від неї Сергій Мінін, Sergiy Minin,2LED Ekonomia, International Mangement Однією з головних проблем, з якою зустрічається майже кожна людина, переходячи на стадію розвитку «студент», — гроші. Точніше їх нестача. А ще точніше — невміння ними розпоряджатись. Адже живучи з батьками, мало хто цікавиться, як вони розраховують свій бюджет, і тому, починаючи самостійне життя, студенти повинні розвивати ці необхідні навики самостійно, так званим, методом «спроб та помилок». Відчуття повної свободи та незалежності — перше, що охоплює підлітка, коли він, нарешті, відчуває відсутність батьківського контролю. Це і є початком та піком формування великої «чорної діри» в гаманці студента. Зазвичай, за перші два тижні витрачаються гроші, які були виділені на місяць чи, навіть, більший термін, але ж наступного разу батьки поповнять карточку нескоро… Усвідомивши це, студент, зазвичай, усвідомлює й необхідність зменшення та регулювання своїх витрат. Такий перебіг подій, скоріш за все, знайомий кожному з вас. Проте, чи вдалося вам зменшити їх до бажаного рівня? Чи «чорна діра» й досі невпинно пожирає все, що потрапляє до вашої кишені? Якщо так, то, напевно, вам буде цікаво, які існують способи, щоб від неї позбутись, або, принаймні, частково зменшити, та якими з них користуються студенти, котрі вчаться поруч. Перш за все, давайте подивимось, як намагаються заощадити студенти, та чи вдається їм це. Студент інформатики, 4 курс. «Чи стосується мене ця проблема? Звісно ж, що так, як і будь-якого іншого студента. Щодо моїх методів економії, то я намагаюсь, перш за все, оплачувати вчасно всі рахунки, щоб уникнути додаткових відсотків. Наступне, що намагаюсь робити, це перед покупками обрати, що для мене є найважливішим. Загалом, я не можу сказати, що я так вже сильно намагаюсь економити. Так, наприклад на їжу я ніколи не шкодую грошей.» Студентка 4 туризму, 4 курс «Проблема існує, але зайві 500 злотих її легко вирішили б. Хоча… Мабуть, мені так лиш здається, бо завжди знайдеться ще щось хороше, що я захочу купити. Способи щоб цій проблемі зарадити? Та вони просто на кожному кроці. Навіть праця в університетському гардеробі, кіоску біля RA3 чи
117 кабінеті можуть покрити деяку частину витрат. А взагалі, все залежить лиш від суми, котру хочеш заробити. Роботу можна знайти доволі легко, якщо мати бажання.» Студентка Aviation Management, 1курс «Одвічна проблема грошей і студента - це як проблема війни і миру. Щодня ми вирішуємо складні економічні задачі: як витратити наші обмежені ресурси щоб максимально задовольнити наші необмежені бажання. Особисто я лише віднедавна навчилася контролювати свої витрати, а саме тоді, коли вступила до УІТМу. Тоді в мене з’явився доступ до набагато більших грошей,ніж я мала в школі. І було дуже важко не зайти в магазин і не спустити весь бюджет на місяць. Для того, аби хоч якось зупинити дівоче бажання «купити все блискуче і все, що на мене дивиться» я, насамперед, поклала гроші на карточку і сховала її далеко-далеко. Кожного тижня знімаю певну суму і повинна в неї якось вкластись. А ще я навчилась збирати чеки, щоб в кінці місяця проаналізувати, які покупки я зробила - потрібні чи ні. Ну і з часом це перейшло в звичку. А ще чудовий спосіб не «транжирити» - це знайти собі мотивацію. Наприклад, в кінці року хочу собі купити щось таке, на що б ніколи не наважилася. Спосіб дієвий, але й бажаний предмет має бути дійсно ду-у-уже бажаний.» Студент інформатики, 1 курс «Звісно мне дана проблема стосується. Досить великі витрати на їжу плюс оплата житла, без якого ніяк, також бажання купити чогось солодкого, піти на дискотеку або розважитись будь-яким іншим чином в результаті дають доволі таки велику суму. Як я заощаджую? Я часто не їм або їм один раз в день. Не впевнений, що це правильний метод, але досить дієвий. Їжу я намагаюсь заміняти водою і так, часом, вдається зекономити досить багато.» Студентка Aviation management, 2 курс «Досить часто, коли ти їх не чекаєш, вони з’являються - незаплановані витрати… Наприклад, день народження у друга, або похід на вечірку. Ну і ще є така річ як «не змогла пройти повз і … купила», думаю що всім знайомо. Подолати цю проблему? Хмм... звичайно намагаюся. Ось наприклад грію крісло у гардеробі. Робота хоч і нудна, зате неважка і вже
грошей більше. Ще один спосіб — дуже дієвий доречі — це уникати магазинів на зразок «Теско» , «Ашану» ну і так далі. Голодний шлунок — теж далеко не найкращий «радник» якщо ви вирішили піти по магазинах або до університету. І непоганим способом, як на мене, є економити де це розумно і можливо. Наприклад квартиру винаймати дешевшу абощо.» Студентка журналістики, 1 курс «Проблеми як такої особливо й нема. Тому що студент є настільки бідним, наскільки себе таким вважає. Зазвичай, ми не рахуємо витрати, ми просто витрачаємо. І виходить так, що у підсумку грошей немає і в той момент починаємо економити. Витрати грошей на непотріб стосуються й мене, але треба мати розумні межі, і визначити, які потреби є найважливішими. Останнім часом, я, наприклад, ходжу до спортзалу, тому не витрачаю на шкідливі дрібничкии, такі як чіпси, солодощі, напої... В цьому теж частково проявляється економія, як для мене.» Як Ви бачите, кожен студент має свої власні методи економії, деякі більш, деякі менш дієві. Проте існують, деякі проблеми, які зможуть змусити Вас купувати більше, ніж потрібно. Поперше це, як вже було раніше зазначено, похід до магазину в «стані вовчого голоду», так як тоді дуже важко втриматись від зайвих покупок, коли хочеться їсти. По-друге, це різниця в цифрах на польських та українських цінниках. Як Ви знаєте, вартість злотого, приблизно, в 2,5-2,7 разів більша, ніж вартість гривні. Тому числа на цінниках в Польщі менші, ніж на українських. Досить часто через цей фактор студенти починають купувати речі, від яких би відмовлялись в Україні через високу ціну, і разом ці речі виливаються у доволі таки кругленьку суму. І нижче наведені деякі рекомендації, які, можливо, допоможуть вам зменшити витрати, та дадуть змогу користуватись бюджетом дещо довший час. Складіть план витрат. Це один з найбільш ефективних методів по боротьбі з незапланованими витратами. Звісно, дуже добре б було розписати його на тиждень, чи навіть місяць, але якщо такої можливості немає, то достатньо просто перед походом в магазин скласти список того, що вам потрібно купити. Це допоможе утриматись від спокуси стягнути з полички пачку
чіпсів чи шоколадку. Витрачайте гроші тільки на потрібне. Подумайте, чи все, на що ви витрачаєтесь, є для вас необхідним? Або, принаймні, чи приносить воно користь, яка покриває грошову вартість того чи іншого товару? Перевірте план витрат, і точно знайдете тисячу й одну річ, які попросту «з’їдають» ваші заощадження. Слідкуйте за своїми витратами. Постарайтесь завести зошит або блокнот, в якому ви будете записувати всі свої витрати і в кінці дня, тижня або місяця підраховувати суми. Візуальне зображення великих цифр тільки збільшить бажання виключити з плану витрати, без яких можна обійтись. Тримайте в кишені якнайменше грошей. Наприклад, йдучи в магазин, до університету, чи просто гуляти на вихідних, постарайтесь порахувати приблизну суму, яку ви можете витратити, та, орієнтуючись на неї, беріть з собою відповідну кількість грошей. А якщо після повернення іще дещо залишиться покладіть це до скарбнички, а в кінці місяця порахуйте, скільки вам вдалось заощадити. Навчіться готувати самостійно. Порівняно з ресторанами або фаст-фудами це обійдеться в 4-5 разів дешевше. І хоча в перші рази це буде не так смачно, з часом ваші навички вдосконаляться. До того ж, самостійно купуючи та готуючи інгредієнти, можна більш впевнено сказати з чого саме страва зроблена. Слідкуйте за акціями та знижками. В супермаркетах майже завжди можна знайти товари, які продаються по акційним цінам. Зазвичай вони дешевші на 20-30%. Також, добре було б купувати одяг в кінці сезону. Так, наприклад, на початку весни можна купити зимовий, а в кінці осені — літній. Купуючи таким чином ви можете зекономити від 50% до 70% від звичайної вартості, або навіть і більше. І цей список можна продовжувати ще досить довго. Обирайте, знаходьте, винаходьте та використовуйте методи, які ви вважаєте найбільш ефективними. Проте пам’ятайте, що жоден з них не буде працювати, якщо не докладати сили волі. Адже саме вона являється ключовим фактором для студентських заощаджень.
2013 #051 pressja |
029
pressja
030
В ЕФІРІ RADIOETER.FM
В нашому університеті можна доволі часто почути українську мову – це коридори, кабінети, буфет, шатня. Солов’їну можна почути не тільки з вуст учнів, але й з вуст викладачів-українців. А що ж діється в закутках нашого закладу: в засобах масової інформації? Ні для кого не секрет, що в УІТМі існує медіальна організація Radioeter.Fm і що в ній задіяна не така вже й мала кількість представників нашої країни. Напевно, щодня, включаючи відеоспостерігач в сервізі радіо, можна помітити усміхненого реалізатора-українця, який сидить на пультом перемикання і управління матеріалами в програмах, а простіше кажучи і творить усю атмосферу в ефірі. Але праця наших співвітчизників не обмежується на реалізаторстві. Кожний з них розвивається по-своєму. Іноді, йдучи університетом, можна побачити, як заклопотана українка бере інтерв’ю у студентів, викладачів, в інші хвилини – помічаємо нашого земляка, котрий сприяє розвиткові radioeter.fm навіть в рекламній діяльності радіо. За кожного з них в душі відчувається піднесенна радість
і гордість. Не беручи до уваги проблеми мовного бар’єру, майже всі «мешканці» університетського радіо віднайшли себе і працюють в атмосфері чудових радіохвиль. Такою була ситуація донедавна, але в цю суботу доля українських радіовців стрімко змінилась. Ми «вибороли» собі цілий день наших ефірів і, власне, о 16:00, першою стартувала програма «Starter», яку проводили Божена Губич та Катерина Кузнєцова. Дівчата чудово ввели нас в курс новин УІТМу та не тільки. Можна було насолодитись гарною українською мовою, покращити собі настрій, тому що в студії атмосфера була справді гарячою та веселою. Гарний дебютний ефір продовжився о сімнадцятій англійською програмою «Hello to the world». Її ведучими були, звісно ж, українки, студентки англомовного факультету Aviation Managment, Анастасія Булавка та Юлія Духнич. В наступному ефірі кожний із слухачів radioeter. fm мав змогу відпочити від важких буднів і вирушити у таку собі віртуальну подорож разом з Ігорем
УКРАЇНСЬКА СУБОТА
Чуприною та Оленою Шершньовою в програмі «На валізках». Починаючи від вісімнадцятої години, можна послухати цікаві та важливі відомості для туристів, а темою дев’ятого березня була поїздка в Хорватію. Думаю, студент має відпочивати якнайкраще! Чудовим завершенням українського дня був ефір «Лови момент», проведенний Настею Булавкою та Максимом Волоханем. Цього разу ми вже, всією нашою діаспорою святкували день народження Тараса Шевченка, супроводжуючи це все прекрасною поезією та музикою. Перший український ефірний день пройшов дуже вдало: не тільки з великою кількістю слухачів, але й з масою позитивних емоцій. Подякувати хочеться не тільки ведучим, але й людям, без котрих неможлива була б реалізація програм з технічного та музичного боку: Олі Васильєвій та Івану Гопку. Українська редакція radioeter.fm має дуже багато запланованих проектів, нових аудицій. Аж страшно, чи на це все вистачить часу на антені. Анастасія Булавка, котра саме зібрала всю радіо-
родину, коментує: «Ми сформували колектив активних студентів, котрі бажають втілити свої креативні ідеї на благо нашого радіо і зробити життя цікавішим. Наша команда завжди готова до всього нового і оригінального. Вважаю, що кожному українцю дуже приємно чути відлуння рідної мови на хвилях польського радіо». Наша редакція безмежно радіє від кожному новому слухачеві, від того, що нас не тільки слухають, але й дивляться через веб-камери студії. Відтепер увімкнути наш ефір можна навіть з сайту університетського часопису «Пресія». Українці в нашому університеті – це не просто діаспора, це не просто гілочка, відірвана від материнського дерева. Це вже саджанець, який з першого погляду молоденький, але дуже міцний і витривалий. Він вже ось-ось подарує соковиті плоди. Насолоджуйтесь і приєднуйтесь, адже українське – це рідне, а значить – найкраще. До наступних ефірів!
Olena Shershnova 2013 #051 pressja |
031
pressja
032
МЕДИЧНЕ СТРАХУВАННЯ В ПОЛЬЩІ: ЯК, ЧОМУ, ДЛЯ ЧОГО І… ЧИ ВАРТО? Від першого семестру свого навчання користувалася послугами медичного страхування від Національного фонду здоров’я (NFZ). У тому ж таки семестрі була нагода скористатись нею: застуда. Обслуговування в лікарні, до котрої звернулась, було більш приємним, ніж на Україні, проте решта навіть розчарувала. Чи то я чекала якогось особливого європейського рівня? Відзначу одразу, що серед плюсів медичного страхування в Польщі, – менше хвилювань і невмілих самолікувань, медична довідка від польського лікаря, так зване «zaświadczenie lekarskie”, - і ніяких тут тобі претензій чи зауважень з боку викладачів. Полежала спокійно отак із застудою кілька днів, «харчуючись» антибіотиками зі знижками (власне, медична страхівка передбачує також знижки на певні ліки, про них варто нагадувати лікарям, коли останні не дуже акуратним почерком виписують рецепт). Також зекономила близька 100 злотих за один тільки прийом у лікаря (за словами очевидців, саме стільки він коштує, якщо ти не застрахований).
2013 #051 pressja |
033
pressja
034
Отож, на цьому мої «першокурсницькі» пригоди в медичній сфері Польщі, зокрема міста Жешова, закінчились. Правда, наприкінці навчального року писала відмову від страхування, щоб не переплачувати за літні місяці, коли була вдома. Цього року знову вирішила не ризикувати зі здоров’ям, тобто в черговий раз застрахувалась. І, коли вдруге довелось звернутись до лікаря, була ще більше розчарована. На огляд у «несімейного» лікаря треба було записуватись на місяць вперед. З думкою, що до цього часу можна вже й Богу душу віддати, серйозно задумалась над питанням: «Чи варто мати медичне страхування в Польщі?». Відверто кажучи, мій негативний досвід з 30-денним очікуванням прийому у лікаря не виключає того факту, що можна звернутися до інших медичних закладів: приватних (котрі підписали угоду з NFZ) або ж державних, з більш відрегульованим графіком прийомів. Та все ж спробуємо разом дати відповідь на питання: «Навіщо мати медичну страхівку в Польщі?» Декілька сухих фактів про страхування (знати які необхідно) Як вже стало зрозуміло, щоб безкоштовно користуватись медичними послугами, потрібно застрахуватися в Національному Фонді Здоров’я. Завдяки страхуванню в NFZ можна також користуватися послугами приватних медичних закладів, однак такий заклад повинен мати підписаний договір з Фондом Здоров’я (на замітку: значок-напис «NFZ» при вході до лікарні повідомляє, чи такий договір підписаний). Як уже було мною підмічено, відсутність медичного страхування може бути причиною високих витрат на медичні послуги у разі хвороби або за необхідності негайної медичної допомоги. Вартість же такого страхування для студентівіноземців складає 520 злотих на рік, тобто щомісячний внесок - 46,80 злотих. Здавалося б багато, еге ж, але якою є найчастіше наша відповідь на питання про найважливіше в житті, або ж чого бажаємо нашим рідним в першу чергу? Звісно, здоров’я. «Здоров’я – головне», «перш за все бажаю здоров’я», «щастя, здоров’я»… Ой, але не про це мова. Думка українських студентів про страхування Вирішила задля виключення суб’єктивності
запитати про медичну страхівку у студентів УІТМ-у. І тут я побачила чітку розмежованість двох таборів: для перших – «здоров’я – головне», а іншим – наплювати. Другий «табір» складається зі сміливців, котрі вважають, що не захворіють на жодну загрозливу хворобу, а витрачати майже 50 злотих на «а може», чи «а всяке буває», не варто. Оскільки я відношусь до першого «табору», то… всяке ж трапляється! Зі мною погодилась Марія: - Маю страхування ще з першого курсу. Я з тих людей, котрі не ризикують своїм здоров’ям, тому після приїзду в Польщу відразу підписала договір. Скористалась послугами лікаря тільки один раз. Йшла на прийом до „родинного лікаря” у медичний заклад на вулиці Важивній ( ul. Warzywna). Без черг. Оглянув – виписав рецепт. Єдине, у польських лікарів такі ж коряві почерки, як і в українських. Береженого Бог береже. Тому, раджу всім скористатись послугою медстрахування. А розповідь Андрія не залишає жодних сумнівів про сумлінність працівників відділу співпраці зі студентами-іноземцями в інформуванні про обов’язковість страхування: - Медичне страхування в Польщі - річ потрібна. Хоча я і знав про нього від початку навчання в Польщі: від працівників «рекрутації», опікуна, зі студентської пошти, проте не став його робити. Бо на виготовлення страхівки потрібно було потратити гроші і час. Тим більше, мені розказували студенти зі старших курсів, що навіть коли і маєш медичне страхування, добитися безплатного лікування дуже важко. Хоча мені відомий випадок, коли одна знайома звернулася по швидку допомогу і завдяки страхуванню не оплачувала цей виклик. Тому, вважаю, що медстрахування варто робити, особливо, якщо ви схильні до захворювань чи травмувань. Краще оплатити його, ніж потім дороге лікування. Я порекомендував би робити страхування в першу чергу першокурсникам, бо вони ще молоді, «зелені» і не знають, якими районами слід ходити ввечері, - додає з долею жарту (як ми знаємо, у кожному жарті є доля правди). - Я найближчим часом збираюся робити медичне страхування і раджу слідувати моєму прикладу».
Медичне страхування є необхідним документом для легалізації перебування в Польщі при виготовленні дозволу на тимчасове проживання (Karty Pobytu). Тому багато студентів мотивують свій вибір саме цією умовою, як-от, наприклад, Ігор: - Відверто кажучи, я ніколи не користувався польським медстрахуванням, тільки формальним, купленим в Україні для галочки. Та все ж страхівку буду робити, але тільки тому, що мені потрібна «карта побиту», серед умов отримання якої є медичне страхування. Студентам, звичайно, рекомендую застрахуватись, бо знайомий одного разу з нападом апендициту їздив - робив страхівку. А ось і студенти-сміливці, котрі мотивують своє небажання страхуватись тим, що ніяка пригода з ними не трапиться (до речі, така формула позитивного мислення дуже часто спрацьовує, але якщо справді в це беззаперечно вірити). Порозмовляла я з однією такою сміливою студенткою, Анною: - Я не маю медичного страхування. І за півтора року жодного разу не пожаліла про це. Хтось може зі мною не погодитись, бо бувають різні ситуації. Але я не відношусь до тих людей, які впадають в паніку, коли бачать на градуснику 37,6. Мабуть через те, що звикла лікуватись вдома і рідко звертаюсь до лікарів. Так вже склалось, що навіть з лікарями в місцевому медичному закладі в мене завжди були конфлікти. То що ви тепер думаєте про медичне страхування? Варто чи ні? Не переходячи на жодну зі сторін, я б побажала якнайбільше позитивних думок і не йти на неправильний ризик (читай: застрахуватись), бо відома фраза: «Хто не ризикує, той не п’є шампанського» тут не завжди справджується. Як? Якщо ви дочитали аж до цього абзацу (честь вам і хвала!), то тут ви знайдете покрокову інформацію про те, як застрахуватись в NFZ. По-перше, для укладення договору як студент – іноземець, кожен повинен мати з собою: - документ, що засвідчує особу (це паспорт чи карта тимчасового перебування); - номер PESEL (номер соціального забезпечення, попередньо отриманий в Urzędzie
miasta Rzeszowa, а це, в свою чергу означає, що прописку (zameldowanie) ви вже маєте); - студентський квиток. Для того, щоб укласти договір про добровільне медичне страхування, потрібно звернутися до відділення NFZ, що знаходиться на вулиці Замковій 8 (Zamkowa 8). Там привітні працівники з досвідом співпраці з іноземними студентами допоможуть заповнити заяву про добровільне страхування. Коли договір буде підписано, потрібно протягом 7 днів подати бланк ZUS ZZA («Зголошення до медичного страхування» - «Zgłoszenie do ubezpieczenia zdrowotnego») у відділення ZUS-у (Zakład Ubezpieczeń Społecznych), що міститься на алеї Пілсудського, 12 (Al. Piłsudskiego 12). Там медичне страхування реєструють. До речі, не забудьте в поштовому відділенні оплатити перший внесок за користування страхівкою. І тільки тоді ви виконаєте усі формальності, пов’язані з оформленням медичного страхування. Від моменту підписання договору, ви зобов’язані щомісячно оплачувати послуги страхування до 15 числа кожного місяця (наприклад, оплата за січень – до 15 лютого). Сума ця складає 46,80 злотих, як вже було згадано вище. Не забувайте, що доказом страхування є: екземпляр умови NFZ, бланк заяви в ZUS і підтверджена оплата внеску за останній місяць. Окрім того, після оплати, треба щомісяця подавати бланк про її здійснення до відділення ZUS-у. По правді, інколи дратує такий бюрократизм. Маю на увазі постійне віднесення підтвердження оплати до ZUS-у. На власному досвіді переконалась, що заносити її кожного місяця необов’язково. Можна віднести кілька таких заборгованих папірців пізніше, але тут, як кажуть: «Відтворення подібних трюків в реальному житті може вам зашкодити». І тоді проблем не збудешся. Про те, як впливає медичне страхування на впевненість Вибір за тобою, любий друже. Але охоче поділюсь такою думкою: для чогось те страхування розумні люди та й придумали. Отже, недарма і не випадково. Тому бажаю міцного здоров’я і раджу страхуватись, щоб бути впевненим у його міцності ще й завтра! Наталія Сікора Ilustracja: Olia Vasylieva
2013 #051 pressja |
035
pressja
036
Lingering memories Whenever I open my photo album, the door of the past opens for me again. There is always something beautiful there that clutches my heart tightly, softens the hard corners of life, and fills me with tears of excitement. Time flies. One month has passed since I left Poland. I feel as if I were a traveller, travelling in a circle, and returning back to the beginning. I am back to my normal self again. But there is always a hollow in my mind, which I want to fill by recalling the past good days. The memories are too deep to express them with words. Before I went to Poland, I had been a little concerned whether we Chinese were welcomed by native people or not, and whether I could handle the culture difference with ease. Also, usually people like each other only because they are similar to each other. I had been wondering how much Polish people knew about Chinese people. My doubts disappeared when some of my classmates welcomed me warmly and sincerely. They asked me about my name and I said, “Feng Ping.” They tried hard to pronounce it, but only managed to utter some strange syllables. Then we laughed wildly. When one guy called me ‘Ms Ping’, I was quite confused at first and did not response immediately. Later I explained to them that my family name was ‘Feng’, not ‘Ping’, and that in China we put a family name in front of a given name. Then we made a lot of jokes with names. Two of my other friends’ names were Yang and Ning. When Polish friends heard our introduction, they laughed. I asked them what was so funny. One guy said, “Ping, Yang, Ning.” Then friends around us laughed again. “The three names combined together sound like a Polish word which means ‘drunk’!” the guy explained. Then we laughed together and this is how our friendship started. The friendship developed successively and steadily during the following classes. Our cultural differences amused each other very much. In one class we were required to make a presentation about food and drinks in our own countries. Both Chinese and Polish students introduced the traditional food in our countries. I had gone to some Polish restaurant before that class, and I thought that Polish food was lighter and sweeter, unlike spicy Chinese food. For example, in China we fry vegetables with salt and pepper, while in Poland, in my view, the vegetables are mainly eaten raw, as salad. In that class, we showed a lot of pictures of Chinese food, including Peking duck (duck is also served in Poland with apples, but Peking duck tastes different), noodles with soybean paste, Kong Pao Chicken, and so on. The dishes impressed my Polish friends a lot. “Your presentation made my mouth water and I hoped I could have a taste,” one of my Polish friend said to me. Several days later, we invited a few friends to our dormitory and we prepared them a good feast. One girl was a little afraid when she saw the way we cooked the chicken. I promised her that she would never be disappointed if she tried a little. She still dared not to try. I got an idea: I put the plate directly under her nose. She kept away from it at first, but suddenly grabbed it at once in her hand and, holding it tightly, said, “This smell is awesome.” Then she gobbled the chicken greedily.
One day we went to the Irish Pub with our Polish friends and other international students. We sat at the table in a circle, talking joyfully. They learnt some Chinese characters from us, and we learnt some Polish words from them. The problem was that we could not understand each other completely sometimes, so we had to use hands and feet to explain things to each other. While talking with my new friends, I was really amazed by how we perceived the same things differently and how different our value systems were. I remembered when I first introduced myself to a Turkish guy, I said, “My English name is Hermione, like the heroine in the book Harry Potter, who is both smart and beautiful, but I am neither smart nor beautiful.” It is very popular in China to introduce oneself this way, as it is a way to show the Chinese modesty. But this introduction confused other international students. They could not catch what I meant. The same situation happened to one of my friends too. When one the Polish friend asked her whether the show we saw was interesting or not, she said, “It wasn’t interesting,” she paused, “It was very interesting.” My friend was trying to emphasize how deeply impressed she was by the show and how much she liked it. This could be regarded as Chinese humour, but it confused the Polish friend who did not know much about the Chinese culture. The days I was in Poland were filled with misunderstandings and tolerance. It was this exciting life that made me still dream about UITM at night even when I returned back to China. To be honest, I always travel back to the past, wondering why I did not react properly when I talked with my Polish friends. I also regret that I did not explain Chinese culture clearly to them. Things become precious only when they turn into memories. During the four months’ stay in Poland, I changed into a person who wants to seek something different in life. My friends in China all say that I am no longer who I was, but a girl who is more willing to accept the differences, an independent and vigorous person. This stay in Poland will be cherished by me for the rest of my life. I hope that years later I will return to Poland and embrace the atmosphere again. Author: Feng Ping, China Edited by: Lucyna Tomaka, BA Translation and TEFL, MA student of Bilingual Translation
2013 #051 pressja |
037
pressja
038
Britain
is calling!
ALL YOU NEED TO KNOW BEFORE YOU DECIDE TO CONTINUE YOUR Queen! Big cities! Theatres! Double-deckers! Red phone booths EDUCATION IN THE The and black cabs! And on top of that, some of the most renowned UNITED KINGDOM academic institutions in the world! Sounds good? Maybe you are
considering continuing your education on a postgraduate level in Britain? Or planning to study in London after your MA graduation in Poland? Below you will find all the information you need before you can make this decision. Studying abroad is exciting, it will further your career prospects and let you meet some wonderful people – but it will also be stressful, expensive and sometimes lonely. Not discouraged? Then read on! Applying to University Applicants for all postgraduate degrees should normally hold a university bachelor degree or an equivalent qualification in an appropriate subject. Please note that it does not mean that if you have a degree in sociology you cannot take a law course, but you may not get a place on an engineering course if you have an undergraduate degree in music. Before registration, you will need to submit original certificates or certified copies of your relevant degrees and other qualifications. The closing date for applications is determined by each university and may be as early as February for courses starting in September. You are advised to apply as early as possible as competition for places on many courses is extremely strong and they may be fully subscribed well before the closing date. Postgraduate applications are made directly to university so you would have to visit the website of the institution you are interested in to find out the exact entry requirements and application procedure. If you do not have any idea where you would like to study or what course you can choose, you can visit a number of websites which compile lists of all courses in all institutions around the UK; for example:
www.hotcourses.com, www.findamasters.com www.prospects.ac.uk/search_courses.htm
or
Language Requirements All applicants are required to demonstrate that their ability to understand and express themselves in both written and spoken English is sufficient for them to be able to benefit from their course and fully participate in it. A majority of universities require a certificate of English language proficiency obtained by passing one of the following exams, unless you have completed your undergraduate degree in English (you would have to provide evidence of that), or you are from a country where English is used as the official language: IELTS (International English Language Testing System)-– test of the British Council – different scores are required by particular institutions and generally you will have to achieve higher results for courses like law, business or journalism, and lower results for courses in mathematics, engineering or informatics. You can take IELTS at British Council offices in Warsaw and Krakow, as well as in examination centres in Gdansk, Lublin, Poznan, Wroclaw and in Szczecin. The test can also be conducted at other venues at the request of an institution registering a large group of candidates. For more details visit www.britishcouncil. org/poland-ielts.htm. Test of English as a Foreign Language (TOEFL), which can be taken online (www.ets.org/toefl/). Please note that TOEFL is not considered suitable for Jo-
urnalism courses. UCLES (University of Cambridge Local Examinations Syndicate) Certificate of Proficiency in English (CPE) – usually at grade C or above. Information about taking this test in Poland can be found at www. cambridgeesol.pl/recognition/index.php. Tuition Fees and Costs Tuition fees for postgraduate study differ from institution to institution and from course to course (fees are more expensive for non-EU students), but you can expect to pay anything from £4000 to £15000 (it is more expensive to study in big cities like London and in bigger, more renowned institutions). If you decide to study part-time (it would take you two to four years to complete your master’s degree this way), the cost will be split into yearly instalments. You must also consider the costs of living; it will be more expensive in big cities but there you also have better chance of finding a part-time job. For example in London, you would have to include the following amounts in your budget: Accommodation - £100-£260 per week Food - £30-£60 per week Electricity/Gas (if your bills are not included in your rent) - £10 per week Study Materials - £5-£10 per week Travel - £10-£30 per week TV Licence - £3 per week Mobile Phone and Internet Costs - £10 per week Entertainment - £20-£50 per week
2013 #051 pressja |
039
pressja
040 Miscellaneous (toiletries, clothes etc.) - £20 per week As postgraduate courses are heavily based on self-study, you won’t have to attend many lectures in a week, and so you should be able to work part-time (but probably not more than 20 hours a week). However, this is not likely to cover all your costs, so it is important that you explore all funding opportunities beforehand. Funding and Financial Support Scholarships Many universities offer scholarships to postgraduate students – search their websites and apply as soon as possible (cut-off dates will often be well before the deadline for course applications). Further, there are eight Research Councils in UK that may provide assistance in funding your studies. You will need to contact the relevant Council directly for more information about eligibility criteria and application forms. You should do this early on as many Councils have closing dates within the first half of the calendar year. The eight councils are: Arts and Humanities Research Council (AHRC) Biotechnology and Biological Sciences Research Council (BBSRC) Engineering and Physical Sciences Research Council (EPSRC) Economic and Social Research Council (ESRC) Medical Research Council (MRC) Natural Environment Research Council (NERC) Science & Technology Facilities Council (STFC). The British Council is a good source of information about postgraduate study and funding for international (non-EU) students planning on studying in the UK. You can search for scholarships online through their website at www.educationuk.org. Finally, you can apply to various charities, foundations and trusts for partial funding opportunities. Funding is often dependent on what you will be studying and can range from a small award to cover the cost of travel expenses to partial help with tuition fees or living expenses. You can search for different funding opportunities on websites like www.scholarship-search.org.uk. Professional and Career Development Loans If you are unable to get funding from scholarships,
studentships or other sources, you can apply for a Professional and Career Development Loan from one of the high street banks. You can borrow between £300 and £10,000 and your interest will be subsidized by the government agency. These loans are to help you pay tuition fees and living expenses and you will not have to make any repayments until you complete the course. Check if you are eligible and request application pack at www.gov.uk/career-development-loans/overview. Accommodation Many universities in the UK have their own halls of residence. These are usually cheaper than living in private residence (although this is not necessary the case in big cities like London). These are student only dormitories, with all bills being included in the rent you pay. If you do not have a place in halls, usually an accommodation team within the university of your choice can provide information to help you find accommodation in the private sector. In London, July and August are the best times to find private accommodation for the following academic year. If you are renting a room in a shared house, you will have to pay rent and you may be expected to pay a share of the household bills (please check if these are included in rent or not before you sign the contract with the landlord). To search for a flat share you can visit a number of websites, for example: www.spareroom. co.uk , www.uk.easyroommate.com or http://londynek.net/. International Students If you are coming to study in the UK from outside the European Union, you will need to apply for a Tier 4 visa. This visa scheme has very strict requirements and you should read the guidance at www.ukcisa.org.uk/ student/immigration.php carefully, even if you have applied for a UK Student Visa before. You cannot apply until you have accepted an unconditional offer. When you apply, you need to show that you have: Your CAS statement confirming your place on a full-time course of study which includes details of your course and the university’s Sponsor Licence Number. Confirmation that you have enough money to pay your tuition fees and a specific amount of money to cover living expenses for yourself (and any dependants) for at least 9 months. This is called the Maintenance Requirement.
DO YOU LIKE WHAT YOU READ SO FAR? Then go on! Do some more research, choose the university, choose the course you would love to take and embark on the adventure – the most exciting of all – of studying in another country! If you are still unsure – then try it out first! If you are a second year undergraduate student and your English is on a level B2 or above, you can apply to take part in the ‘Double Degree’ Programme offered by WSiZ (Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania), and complete your final year of studies at one of prestigious British universities. For more information please visit the following webpage: http://www.wsiz.rzeszow.pl/pl/Uczelnia/dzialy_ds_nauczania/dzial_wspolpracy_z_zagranica/studia_za_granica/Strony/studia_za_granica.aspx#Wielkiej%20Brytanii.
Agata Lambrechts LLB (Hons), professional student adviser at one of London universities, MA student of politics ilustracje: Katarzyna Wojtyszyn
fot. Ilona Denisiuk
SZKOŁA ŻYCIA
PRZECZYTAJ I SKOŃCZ STUDIA BEZ NAŁOGÓW Studia, przez wielu nazywane najlepszym okresem w życiu, dla niektórych nie wyglądają tak kolorowo. Są studenci, którzy decydują się na studiowanie, bo to dla nich ostatni dzwonek, aby się wyszaleć i poimprezować. Jeśli jest to ich świadomy wybór, to czemu nie? Niestety, zdarzają się też przypadki młodych osób, które wyruszyły do obcego miasta, aaby zdobyć wiedzę, a skończyły kiepsko, uzależnione od używek.
2013 #051 pressja |
043
pressja
044
ZAWSZE ZNALAZŁA SIĘ OKAZJA, ŻEBY SIĘ NAPIĆ
Adrian pochodzi z małej miejscowości nieopodal Lublina. Wychowywał się w dobrym domu, miał dużo znajomych, którzy też pochodzili z porządnych rodzin. Gdy zdał maturę, za cel obrał sobie przeprowadzkę do Rzeszowa, aby studiować geodezję. Zamieszkał w typowym, studenckim mieszkaniu, w którym łącznie z nim było pięciu innych chłopaków. Towarzystwo okazało się bardzo otwarte i atmosfera już od pierwszego dnia była iście szampańska. - Ledwo co odjechali moi rodzice, a chłopcy zawołali mnie do dużego pokoju. Tam na stole stały już 4 flaszki, napoje i symboliczne chipsy. Czemu miałem się nie napić? Wiadomo, że wtedy łatwiej się poznać. Po pierwszej „udanej” nocy przyszedł nieco bolesny poranek. Ekipa postanowiła uśmierzyć swój ból kolejną dawką alkoholu. W efekcie błędne koło trwało praktycznie przez cały rok, z kilkudniowymi przerwami na święta bądź inne okazje do rozjazdów do domu. - Piliśmy praktycznie cały czas. Rodzice wysyłali kasę, nasi starsi wszyscy byli nieźle sytuowani, więc nie było z tym problemów. Były imprezy, dziewczyny i dużo śmiechu. Jak do kogoś mieli wpaść starzy, to na ten czas ogarnialiśmy mieszkanie i udawaliśmy, że zakuwamy. Sesja też nie była przeszkodą, a jak już zdaliśmy, to piliśmy jeszcze więcej. W sumie to zawsze znalazła się okazja, żeby się napić. Adrian niczego nie żałował. Poznał masę nowych ludzi i był lubiany za swoje luzackie podejście. Jednak przed sesją letnią zaczęły się problemy zdrowotne spowodowane niezdrowym żywieniem. Praktycznie każdy grosz przeznaczał na alkohol, redukując wydatki spożywcze do minimum. Jego standardowy, dzienny posiłek ograniczał się do jogurtu z bułką na śniadanie, zupki chińskiej na obiad i... jogurtu bądź piwa na kolację. Jego matka zaczęła się martwić, ale to też go nie powstrzymało. - Moja matka zaczęła się dopytywać, co mi jest. W 7 miesięcy schudłem 10 kilo, a wcześniej \byłem już chudzielcem. Chodziłem w szerokich ubrniach, co trochę to maskowało, ale gdy zobaczyła mnie w domu bez koszulki wystraszyła się. Ale i z tego udało mu się wybrnąć. Powiedział matce, że wszystkich studentów przeważnie „ubywa” na studiach. Ojciec zajęty prowadzeniem firmy, nawet się nie zainteresował problemem. Adrian obiecał mamie, że zacznie dbać o siebie. Niestety, organizm wcześniej dał o sobie znać. - Przed sesją piliśmy na umór. Jednej soboty ruszyliśmy na kluby, a jak wróciliśmy, jeszcze się doprawiliśmy. Urwał mi się film, a gdy rano się obudziłem, ledwo mogłem się przemieszczać przez ciągłe zawroty głowy. Zacząłem wymiotować. Najpierw resztkami pizzy z poprzedniego dnia, którą zjadłem na mieście, a potem żółcią. Zemdlałem. Koledzy nie mogli go dobudzić. Adrian trafił do szpitala gdzie przeszedł płukanie żołądka i odtruwanie. Był tak wycieńczony i odwodniony, że musiał spędzić kilka dni w szpitalu, aby uzupełnić braki witamin przez kroplówkę. Zrobiono mu próby wątrobowe, których wyniki były szokujące. - Lekarz powiedział mi wprost, że jeśli dalej będę tak pił, to moja wątroba nie dotrzyma końca studiów. Postanowiłem coś zmienić. Rodzice początkowo chcieli, aby Adrian przerwał studia, ale uprosił ich, by zmienili zdanie. Po wyjściu ze szpitala przeprowadził się do pokoju w domu jednorodzinnym u starszego małżeństwa. Obowiązywał tam surowy zakaz spożywania alkoholu. - Wiedziałem, że muszę odciąć się od towarzystwa, bo inaczej nic z tego nie będzie. Dziś Adrian ma mniej znajomych niż wcześniej, niektórzy już się do niego nie odzywają. W zamian za to ocalił zdrowie, udało mu się nabrać trochę wagi i ma nadzieje, że pomyślnie zamknie drugi rok studiów.
MIAŁEM WZIĄĆ TYLKO TE KILKA RAZY
Kamil już przed wyjazdem na studia lubił zapalić sobie trawkę, ale nigdy nie próbował niczego cięższego i zawsze zarzekał się, że tak pozostanie. Z natury był spokojnym człowiekiem, pokojowo nastawionym do otoczenia. Udało mu się dostać na wymarzony kierunek na jednej z wrocławskich uczelni. Zamieszkał w akademiku, bo miał nadzieję nawiązać nowe znajomości w miejscu oddalonym o ponad 400 kilometrów od jego rodzinnego miasta.
Kamilowi szybko spodobało się życie z dala od rodziców i ich kontroli. Zaczął palić trawkę częściej niż raz dziennie. - Nie było problemów z tematem. Na akademikach dostaniesz wszystko i przeważnie każdy wie „kto ma”. Ja miałem jeszcze większego farta, bo skumałem się z dilerem. Słuchaliśmy tej samej muzy, ogólnie dobrze się dogadywaliśmy. Czasami pomagałem mu coś pogonić i miałem palenie za friko. Sielanka trwała w najlepsze. Łukasz regularnie opuszczał zajęcia, bo miał do roboty coś lepszego. Na sesji oblał 3/4 egzaminów. Jego rygorystyczni rodzice postawili mu ultimatum: zda wszystko w sesji poprawkowej, albo wraca do domu. Z pomocą przyszedł kumpel diler. - Polecił mi amfę. Na początku nie chciałem, a może w sumie chciałem, tylko bałem się do tego przyznać. Uległem i przed sesją poprawkową zacząłem wciągać. Miałem wziąć tylko te kilka razy, żeby pozaliczać egzaminy i mieć święty spokój. Kamil zamknął sesję poprawkową i mógł zostać we Wrocławiu. Był to jednak początek jego upadku. Amfetamina spodobała się i zaczął brać najpierw tylko na imprezy, a potem regularnie, praktycznie codziennie. - Jak sie nafukałem, to miałem siłę i gadkę. Czułem się niesamowicie elokwentny i wygadany. Nie było to tylko złudzenie. Na imprezach podbijałem do dziewczyn i łatwo bajerowałem. Każdego ziomka mogłem zagadać na śmierć. Zdarzało mi się brać tyle, że gdy szedłem ulicą prawie odrywałem się od ziemi. Ale kolega diler nie dawał amfy za darmo. Kamil wykonywał dla niego coraz więcej przysług, ryzykując złapanie przez policję, ale i tego było za mało, żeby pokryć koszty ćpania. Doszło do tego, że zaczął nawet sprzedawać swoje ciuchy za marne grosze. - Gram amfetaminy kosztuje 4 dyszki, a ja potrafiłem przez dobę tyle przyswoić. Jak mi schodziło, to dopadała mnie zwała, kołatało mi serce i było ogólnie do niczego. Musiałem brać, żeby utrzymywać wysokie obroty. Do tego dużo piłem i paliłem trawę, bo po fecie chce się więcej czegoś innego. Odczuwałem ciągłe pragnienie alkoholu, ale nie mogłem się upić. Kamil nie miał już skąd brać kasy na narkotyki. Miał długi u kolegów, coraz więcej osób odwracało się do niego plecami, bo pożyczał i nie oddawał. Zdesperowany zatrudnił się dorywczo w barze, aby móc zaciągnąć pożyczkę w Providencie. Zadłużył się na 7 tysięcy. - Planowałem kupić za to towar, część sprzedać, a resztę wyćpać. Skończyło się na tym, że wszystko wydałem na imprezki. Nie miałem z czego spłacić pierwszej raty, a procent był zabójczy. Po czterech miesiącach niespłacania pożyczki pojawili się ludzie z firmy windykacyjnej. Oczywiście Kamil w swoim pokoju w akademiku nie miał nic wartościowego. Sprawa trafiła do sądu, a o wszystkim dowiedzieli się rodzice. - Byli wściekli, myślałem, że ojciec mnie zatłucze. Musiałem im wszystko powiedzieć. Gdy rodzice dowiedzieli się o przyczynach problemów finansowych syna zachowali jednak zimną krew i postanowili wyciągnąć go z bagna. Ojciec spłacił dług, w zamian za to Kamil wrócił w rodzinne strony, aby odrobić to w firmie znajomego. Ale nie był to koniec problemów. Chłopak zaczął być agresywny, raz nawet groził swojemu bratu nożem, bo ten nie chciał dać mu pieniędzy. Trafił do przymusowego ośrodka odwykowego. – Nie chciałem tam być. Myślałem, że tam są same ćpuny i psychole. Nie mogło do mnie dotrzeć, że ja sam jestem uzależniony. To była jakaś masakra. Po trzech miesiącach odwyku Kamil wrócił do świata żywych. Dzisiaj nadal pracuje w firmie znajomego. W przyszłym roku planuje wrócić na studia, ale zaoczne. Zaufał swoim rodzicom i póki co nie zamierza już od nich uciekać.
WSZYSTKO Z UMIAREM
Studia to niewątpliwie piękny czas. Nawiązujemy nowe kontakty, poszerzamy horyzonty, być może poznajemy miłość naszego życia. Jednakże przykład obu bohaterów pokazuje, że na nieostrożną, młodą osobę bardzo łatwo może wpłynąć nieodpowiednie towarzystwo, doprowadzając ją na skraj przepaści. Wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem. I – jak pokazują doświadczenia – nie dla wszystkich. Może lepiej nie przekonuj się, że właśnie nie dla Ciebie. Jakub Jastrzębski
2013 #051 pressja |
045
pressja
046
KTO NAS OGŁUPIA?
OD DŁUŻSZEGO JUŻ CZASU WYCZUWAM FETOR. Wyniuchałem
go wśród polskiego społeczeństwa. Staliśmy się zaplutymi malkontentami. Narzekamy na wszystko – od dziur na ulicach, przez kolejki w urzędach, na politykach i decyzjach wagi państwowej kończąc. Te dwie pierwsze przyczyny marudzenia obserwujemy na co dzień. Wiedzę o tych ostatnich czerpiemy najczęściej z mediów – i tu pojawia się pytanie: co jest początkiem tego zła, które nas, Polaków, tak bardzo wkurza? Polityka, serwisy „Media zajmują się pierdołami, pokazują materiały dotyczące mało istotnych spraw”. „Na Wiejskiej nie robią nic poza wzajemnym skakaniem sobie do gardeł”. „Rząd nie prowadzi działań w kierunku polepszenia sytuacji w Polsce, myśli tylko o tym, jak utrzymać władzę”. Któż z nas nie słyszał tego typu stwierdzeń podczas rozmowy na tematy polityczne bądź społeczne? Mediom zarzuca się brak obiektywizmu, powierzchowność i stronniczość, politykom – lenistwo, egoizm, brak trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość, którą przysłania linia polityczna danej partii. Dlaczego tak się dzieje? Kto jest temu winien? Jak dla mnie, odpowiedź jest banalnie prosta – my sami, zwłaszcza młodzi ludzie. Uczniowie szkół średnich, studenci, czasem też nieco bardziej rozgarnięci gimnazjaliści mają już wyrobioną pewną wizję polityczno-społeczną. Potrafią określić swoje stanowisko na tematy wzbudzające kontrowersje, choć to oczywiście nie oznacza, że z czasem nie zmieni się ono o 180 stopni. Niestety w szkołach, ale przede wszystkim za pośrednictwem mediów, następuje coś, co nazwałbym „ujednolicaniem światopoglądów”, czyli dostrajaniem ludzi do konkretnego ugrupowania politycznego. Prowadzi to też do pospiesznych osądów i mylnego wyobrażenia o człowieku. Nie wykluczasz zamachu w Smoleńsku? Więc z pewnością jesteś „PiSiorkiem”, a skoro jesteś „PiSiorkiem”, to na dodatek jesteś fanatycznym katolem, czytujesz Gazetę Polską oraz Sieci, nie oglądasz TVN,
a nad łóżkiem masz obraz autorstwa Hofmana zatytułowany Prezes z kociczką. Jesteś przekonany, że zamachu nie było? Na sto procent głosowałeś na Platformę, ty lemingu! Popierasz reformę emerytalną i związki homoseksualne, wyśmiewasz moherowe berety, świata poza Gazetą Wyborczą i Newsweekiem nie widzisz, nie słuchasz Radia Maryja i kochasz Unię Europejską. Tak, to media kreują i lansują takie wzorce, ale to my łykamy je jak pelikany i ciężko nam zmusić się do jakiejkolwiek zadumy nad „medialną papką”, a co dopiero do ocenienia jej w sposób trzeźwy i próby polemiki. Telewizja, gazeta czy tygodnik opinii to nie jest jakiś tam samoistny byt. Za tym kryją się ludzie, którzy w ten sposób zarabiają na chleb. Nie zarabialiby, gdyby ludzie dali wyraźny, silny sygnał, że treści przez nich przedstawiane im się nie podobają i chcą konkretów, informacji ważnych z punktu widzenia Polaka i obywatela Unii Europejskiej, które w żaden sposób nie byłyby uzupełnione oceniającą wypowiedzią dziennikarza. Serwisy informacyjne nazywają się Fakty, Wiadomości, Wydarzenia, w skrócie – nawiązują do informacyjnego stylu dziennikarstwa. Dlaczego więc tak wiele materiałów kończy się bądź zaczyna dziennikarskim komentarzem?! Co kogo obchodzi co Durczok, Kraśko bądź Kuźniar sądzą o słowach prof. Pawłowicz na temat „Marszu Szmat” lub Janusza Korwin-Mikkego o poseł Annie Grodzkiej? Oni są od przedstawiania informacji, a nie wyrabiania opinii wśród odbiorców!
Jeśli już tak rwą się do oceniania, to mogliby chociaż komentować rzeczy poważne, a nie takie kontrowersyjne „zapychacze”. Przez tego typu materiały, serwisom informacyjnym bliżej do tabloidów niż do wiarygodnych źródeł informacji. Osobiście chętnie obejrzałbym dziesięciominutowy materiał dotyczący stanu polskiej gospodarki, pomysłów rządu na wysoki poziom bezrobocia, emigrację bądź kryzys gospodarczy. Zamiast tego otrzymuję pięć minut, okrojone, upchane tak, aby zmieściło się w czasie antenowym, często ze zdaniami powycinanymi z kontekstu, i dodatkowe pięć minut o procesie mamy Madzi z Sosnowca, dalszych losach drzewka sadzonego przez Jarosława Kaczyńskiego podczas którejś z kampanii lub o kolejnej idiotyczno-żenującej wypowiedzi Niesiołowskiego, Pawłowicz bądź Palikota na jakiś błahy temat. Tego typu spraw nie powinno pokazywać się w głównym wydaniu serwisu informacyjnego, ale w programach satyryczno-publicystycznych. Lista grzechów mediów jest długa, ale w konsekwencji sami jesteśmy sobie winni, bo godzimy się na taki stan rzeczy. Z podobną pokorą przyjmujemy wydarzenia na scenie politycznej, tak, jakby naszym jedynym obywatelskim obowiązkiem było pójście na wybory, a po nich nic, zero kontroli i weryfikacji spełniania obietnic przedwyborczych. A może to też po części wina mediów, bo wprowadzają taki zamęt, że czujemy się nie do końca doinformowani i sami już nie wiemy co na dany temat sądzić? Ludźmi niepewnymi łatwiej jest rządzić i kierować.
To nasze pokolenie najboleśniej odczuje reformę emerytalną. Nie służy nam ani emigracja zarobkowa młodych ludzi za granicę ani coraz niższy przyrost naturalny. Przypomnij sobie, czytelniku, o ilu manifestacjach młodych ludzi słyszałeś, gdy rząd podnosił wiek emerytalny do 67. roku życia? A o ilu podczas decyzji o przyjęciu przez Polskę ACTA? No właśnie. Walczyliśmy o teraźniejszość – swobodny dostęp do Internetu, o rozrywkę. Wiadomo, ACTA miało też inne wady (m.in. wykluczenie z rynku tańszych zamienników drogich leków), ale młodzież strajkowała w większości w imię sieci. Zrobiliśmy to – w moim odczuciu – w dość festyniarski sposób, ale się udało. Ale co z walką o przyszłość? Dlaczego nie zbuntowaliśmy się przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego, dlaczego nigdy nie patrzymy dalekosiężnie i skupiamy się tylko na tym, co jest tu i teraz? Fetor by się rozrzedził, gdyby malkontenctwo pociągnęło za sobą solidarne działanie, ale zdolność do niego najwidoczniej Polaków opuściła. Marudzenie nie. Wojna polsko-polska trwa w najlepsze i będzie trwać dopóki my, młodzi ludzie, nie przestaniemy być tacy gnuśni, bierni, obojętni, ospali, leniwi, nijacy i niezainteresowani własnymi sprawami. Bo przecież polityka i działania z nią związane nie dotyczą tylko tych, którzy czynnie się nią zajmują, ale nawet tych, którzy nie znają się na niej kompletnie. Paweł Serewko Ilustracja: Natalia Klocek
2013 #051 pressja |
047
pressja
048
MAGISTER WILL WORK FOR FOOD Ferdek Kiepski: Magister? A jak coś takiego wygląda? Pan Edzio: Takie do psa niepodobne, brodę ma, okulary, fajkę pali i ten angielski zna! Czas pozbyć się złudzeń. Wielu z nas, studentów, nie znajdzie pracy w wymarzonym zawodzie. Sam papier z uczelni nie zapewni nam uznania pracodawcy. Skrót mgr nie robi już takiego wrażenia jak 15 czy 10 lat temu. Wymagania przyszłych szefów wciąż rosną, trzeba wiedzieć i umieć coraz więcej. Rzadko kiedy można znaleźć ofertę, w której nie jest wymagane doświadczenie. Praktyki, chociaż wprawiają nas w zawodzie, to i tak nie są doceniane przez osoby odpowiedzialne za rekrutację. Gorsze jest to, że większość z nas studentów, chociaż jest tego świadoma, to i tak nie robi nic ponad to, co jest wymagane, by tylko zaliczyć kolejny rok, a w końcu dostać papier. Tylko, co nam z tego, skoro będziemy jednymi z tysięcy magistrów, inżynierów i innych szarych absolwentów, którzy poza dyplomem, nie mają nic, czym mogliby się wykazać? I dlatego część skończy za ladą w McDonaldzie lub KFC, narzekając najgłośniej ze wszystkich na system edukacji i wszystko dookoła. Boczek: Panie Ferdku a ten magister to, od czego jest tym magistrem? Ferdek Kiepski: Panie Boczek, on jest właściwie od tego, że on jest od tego, że on jest do niczego. Dlaczego my, studenci, nie robimy nic ponad to, co jest wymagane? Przyczyn jest wiele. Bardzo popularną jest to, że całkowicie inaczej wyobrażaliśmy sobie studia. Część z nas znała studia jedynie z opowiadań o najlepszych imprezach, całkowicie pomijających zaś aspekt nauki. Jeśli mamy takie podejście, po rozpoczęciu studiów możemy zostać nieźle zaskoczeni i już na starcie skończyć swoją edukację. Sporo pierwszoroczniaków niestety już po pierwszej sesji wraca do rodzinnych domów. Rozczarowanych. Innym powodem, dla którego nie przykładamy się do studiów jest to, że tak naprawdę nie chcemy się uczyć, a uczelnię wybraliśmy ze względu na rodziców, którzy nie wyobrażali sobie, żeby ich pociechy po liceum lub technikum szły do pracy. Wyobraźmy sobie dumę rodzica, który to rodzic spotyka się ze znajomymi, których dawno nie widział i mówi: „moja Małgosia dostała się na studia, już kończy pierwszy rok!”. A Małgosia tak naprawdę chciała po liceum wyjechać do Niemiec na ogórki, zarobić trochę euro i wybyć do znajomych do Anglii, bo słyszała, że tam to jest życie. Rodzice jednak mieli inne plany wobec niej, więc nasza wyimaginowana Małgosia kończy studia, ma papier, ale co dalej, skoro nie ma w niej chęci rozwoju. A praca, którą udało jej się znaleźć, nie daje satysfakcji. Wciąż z tyłu głowy gdzieś pojawia się myśl, że mogła jednak wyjechać. Sytuacja jest całkowicie zmyślona, ale pasuje do kolejnych kilkudziesięciu procent żaków, którzy muszą wybierać pomiędzy oczekiwaniami rodziców, a tym, czego naprawdę sami chcą. Ferdek Kiepski: Pańskie życie, panie, jest jak papier toaletowy. Długie… Szare… I sam Pan wiesz do czego. Odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie chcemy robić nic ponad to, co jest wymagane, istnieje o wiele
więcej. Nie byłoby podobnych zagadek, gdyby więcej z nas, studentów, wiedziało, że wybór studiów powinien być świadomą decyzją, którą podejmujemy sami. Lepiej zrobić sobie rok przerwy, żeby odnaleźć siebie i swoje powołanie, niż zmarnować kilka lat życia i znaleźć pracę, z której nie będziemy zadowoleni. Jeżeli będąc studentem nie czujemy się dobrze na danym kierunku, to niemożliwe jest, żebyśmy później czuli się dobrze w pracy związanej z naszym wykształceniem. W takim wypadku całe nasze życie możemy wyobrazić sobie jako linię, która z kolorowej, do momentu wyboru studiów, staję się coraz bardziej szara i bez wyrazu. Egzystencja powoli zaczyna przypominać wegetację. W takich wypadkach istnieje większe ryzyko, że wpadniemy w depresję, a swoją frustrację będziemy przenosić z pracy na dom. Oprócz nas, zacznie cierpieć nasza rodzina. Staniemy się kolejnym składnikiem szarej masy, która na dźwięk budzika wstaje o konkretnej godzinie i jak robot wykonuje kolejno zaprogramowane czynności, nie czerpiąc z tego żadnej przyjemności. Ferdek Kiepski: Walduś, weźże dyszkę i skocz na bazara, może będzie jaka promocja magistrów, albo jaka przecena będzie magistrów. Idźże Waldusiu może coś załatwisz. Problem nadmiaru magistrów przekłada się na to, że pracodawcy stawiają poprzeczkę coraz wyżej. Edukacja nie ma dziś tak dużego wpływu na nasze zatrudnienie, jak zdobyte doświadczenie. W ostatnich latach jednak jeszcze bardziej zmalała wartość tego jaką szkołę ukończyliśmy. Sam nadmiar absolwentów szkół wyższych związany jest z polskim babyboom’em, który miał miejsce od końca lat 70 do mniej więcej 84 roku. Wpłynęła też na to zmiana w systemie edukacji po 90 roku – znacznie łatwiej było dostać się na studia i je skończyć. To poskutkowało po 2000 roku… „boomem magisterskim”. Dlatego właśnie teraz możemy spotkać absolwentów prawa rozwożących pizzę w miejscowych restauracjach. Nie ma wystarczającej liczby miejsc pracy dla wszystkich, dlatego właśnie… nie możemy być jak wszyscy! Ferdynand Kiepski: Bycie magistrem, a bycie mądrym to dwie różne rzeczy. Jak odnaleźć się w czasach, kiedy zza lady jedzenie może podawać nam absolwent kulturoznawstwa? Żeby nie skończyć podobnie, musimy być pewni kierunku, który wybieramy. Kiedy już jesteśmy na studiach, dać z siebie więcej, niż wymagane minimum. Na uczelniach działa wiele kół naukowych, każdy znajdzie coś dla siebie. Pomoże nam to nabrać wprawy w wymarzonej przez nas przyszłej pracy, dowiedzieć się czegoś więcej i poszerzyć swoje umiejętności. Bierzmy udział w warsztatach organizowanych przez uczelnię, organizowane są dla nas. Starajmy się chwytać każdą okazję jaka się pojawia. Jeżeli masz jakiś dobry pomysł to wprowadź go w życie, wykaż inicjatywę. Wystąp przed szereg. Chyba, że później razem z tym szeregiem chcesz pytać zza lady czy do Big Maca życzy Pan sobie pepsi i frytki w zestawie. Ale uważaj, bo i tam może zacząć brakować miejsc pracy. A wtedy zostanie jedynie plastikowy kubeczek i napis „Will work for food”. Marek Maśniak
pressja
050
UTOPIA Miałam SEN . Piękny SEN ! A w tym ŚNIE polski uczeń, który nie może narzekać na współczesny system edukacji. Widziałam, bardzo wyraźnie, młodych ludzi, którzy po powrocie ze szkoły mają czas na rozwijanie własnych zainteresowań. Moim oczom ukazali się licealiści, którzy mają poczucie, że wszystko, czego się uczą, będzie im przydatne w późniejszym, dorosłym życiu.
Ujrzałam nastolatków, którym chce się chodzić do szkoły, bez zupełnie niepotrzebnych stresów wywołanych nieustannymi kartkówkami, sprawdzianami i odpowiedziami ustnymi. Ach, cóż to był za obraz! W moim śnie klasy humanistyczne nie miały w drugiej klasie dwóch godzin biologii czy fizyki, nie obchodziły ich szeregi homologiczne alkanów, ani ruchy drgające wahadeł matematycznych. Przedmioty, które tak naprawdę mogłyby dla nich nie istnieć, były realizowane w absolutnie minimalnym stopniu, z przymrużeniem oka i w wersji light. Coś jak Coca Cola Zero, jedynie z dodatkiem słodzików, bez cukru zawierającego rzeczy, które nie będą potrzebne nawet przy rozwiązywaniu krzyżówek. W końcu przeciętny humanista ma daleko gdzieś wszystkie owieczki Dolly świata. Ludzie, którzy w przyszłości będą dziennikarzami, prawnikami i politykami nie zapisywali na każdej lekcji czterech stron wzorów, wykresów i regułek dotyczących oddziaływań magnetycznych pomiędzy ładunkami w próżni. Śniłam o klasach biologiczno-che-
micznych tuż przed maturą, które nie muszą uczyć się historii ani recytować wierszy w wymarłym języku. Pamiętam dokładnie, byli zachwyceni, że mogą skupić się na egzaminie dojrzałości, żeby dostać się na wymarzone studia. W końcu chcą być znakomitymi lekarzami i farmaceutami. Na wieść, że ktoś mógłby kazać im się uczyć wierszy na pamięć po łacinie na krótko przed próbnymi testami, wybuchają śmiechem i chwalą rozmówcę za dobry żart. To był bardzo długi sen… Miałam okazję zerknąć na podział godzin maturzysty i zobaczyłam, że nie zaśmiecają go dodatkowe godziny podstaw przedsiębiorczości czy wiedzy o kulturze. Takim uczniom to dobrze, „wyższe władze” wiedzą przecież, że fakultety i korepetycje to wystarczająco dużo, więc nie ma powodów, dla których trzecioklasiści muszą marnować godziny na bezproduktywne siedzenie w szkole. Śnili mi się zadowoleni ludzie, którzy nie muszą spędzać na lekcjach trzydziestu sześciu godzin tygodniowo. Śnili mi się uczniowie, którzy nie zarywają nocy i nie wstają rano z podpuchniętymi oczami przez nawał nauki,
większy niż ktokolwiek jest w stanie sobie wyobrazić. Śniło mi się młode pokolenie nie muszące wybierać między dobrymi ocenami a rozwijaniem swoich zdolności i pasji, czy udziałem w olimpiadach. Śniły mi się wolne weekendy, ferie i przerwy świąteczne, które były czasem wypoczynku, do którego KAŻDY, nawet młodociany człowiek, ma święte prawo. I wreszcie, śnili mi się nauczyciele, którzy rozumieją, że wszystkiego nastolatki zrobić nie są w stanie i mający świadomość, że nie tylko ich przedmiot znajduje się w planie zajęć. W moim idealnym, nocnym widzeniu można było wybrać na jakie przedmioty chce się chodzić, żeby szlifować jeszcze bardziej to, w czym jest się dobrym. Szkoła nie kojarzyła się z jedną wielką męką, która może przyprawiać o mdłości. Czytanie trzech lektur naraz wydawało się czymś abstrakcyjnym i nie do pomyślenia. Moje senne marzenia nie ukazywały uczniów, o których mówi się, że są ogólno wykształceni, a tak naprawdę nie są wyspecjalizowani w niczym. Idealna edukacja pomagała i była niejaką autostradą do
wymarzonej kariery, nie tworzyła na niej niepotrzebnych skrzyżowań i nakazów skrętu. To nieskazitelne widzenie było przyjemną częścią dorastania przyszłości narodu, która będzie decydowała o losach wcześniejszych i późniejszych pokoleń. Uczniowie nie bez powodu wybierają taki czy inny profil. Mają cel, do którego chcą dążyć i pragną jedynie móc go realizować, zamiast tracić godziny na naukę przedmiotów dla nich zupełnie zbędnych. Rozumieją, że należy mieć ogólną wiedzę o wszystkim, jeżeli chcą się nazywać ludźmi wykształconymi. Trzeba jednak znać granicę, bo w pewnym momencie zaczyna się inaczej pojmować ten OGÓŁ, który przechodzi we WSZYSTKO NA RAZ. Spotykają się ze zrozumieniem i korzystają z danych im szans ile się da, mogą skupić się wyłącznie na interesujących ich zagadnieniach. Niestety, zostałam brutalnie obudzona przez budzik. Tak, to był tylko sen… Weronika Wilkos (I LO w Rzeszowie) Ilustracja: Maria Gonchar 2013 #051 pressja |
051
pressja
052
MACEDONIA TO NIE KRAJ TO STAN UMYSŁU O Macedonii przed wyjazdem wiedziałam niewiele. Natłok obowiązków nie pozwolił mi się należycie spakować, więc na autokar biegłam z jęzorem na brodzie, niewyspana, zapominając masę rzeczy. Po drodze starałam się uporządkować informacje o kraju, do którego zamierzałam się udać. Wiedziałam, że Macedonia nie leży w Rosji, a jej stolicą jest Skopje. Do Macedonii pojechaliśmy na wymianę studencką w ramach projektu Betwixt Borders – polish & macedonian cooperation. Ośmiu studentów, dwóch koordynatorów – Majka i Kristijan, a także dwóch opiekunów.
2013 #051 pressja |
053
pressja
054 Przygotowania do projektu trwały ponad rok i okupiono je łzami, krwią i potem. Majka zaczęła uczyć się macedońskiego, ja ograniczyłam się do kupienia pasjonujących rozmówek macedońsko – polskich. Przykłady tam zamieszczone były niezwykle przydatne i komunikatywne... Weźmy na przykład mi gnói zábot, co oznacza ząb mi ropieje. Z radością używałam później tego i wielu innych podobnych zwrotów dla przyjaznej rozmowy z Macedończykami… A tak naprawdę postawiłam na spontaniczność i „chapsnięcie” paru słówek bezpośrednio na miejscu. Poza tym zawsze zostaje angielski i rozmowy na migi. Szok o czwartej nad ranem Autokar, którym jechaliśmy do Macedonii, wiózł nas do celu ponad dwadzieścia godzin. W tym czasie poznaliśmy dziury na drogach na Słowacji, pożegnaliśmy granicę UE na Węgrzech i dostaliśmy pieczątki w paszporcie u Serbów. Wbrew doniesieniom o strzelaninie w Serbii i oczekiwaniom naszych babć, że w każdej minucie wybuchnie gdzieś wojna, przeżyliśmy. Kumanovo, do którego zmierzaliśmy, leży niedaleko od granicy. Pół godziny po odprawie granicznej byliśmy na miejscu. Niestety, kierowca stwierdził, że nie będzie dla nas jechał przez centrum miasta, więc wysadził nas na stacji benzynowej na jego obrzeżach. Czwarta nad ranem. Ciemno, zimno. Oczy mi się kleją, bo nie jestem nocnym markiem, a na dodatek niemiłosiernie burczy mi w brzuchu. Jesteśmy tylko my i cała sterta bagażu. Patrzę z utęsknieniem na mój w pośpiechu zwinięty śpiwór. No i gdzie to ciepło z prognozy pogody? Gdzie te piękne górskie widoki z grafik w przeglądarce Google?! Majka dzwoni do dr Sinisy, koordynatora projektu od strony macedońskiej, i informuje go, że jesteśmy. Piętnaście minut później z piskiem opon zajeżdża mały, biały bus z podświetlaną (na różowo) podłogą, (na niebiesko) sufitem i skórzanymi fotelami. Szok i konsternację mamy wymalowane na twarzach. Z busa wysiada nieprzyzwoicie przystojny kierowca w garniturze, który swoim uśmiechem rozbraja nasze niewieście serca. Zaczyna do nas mówić po macedońsku, ale widząc nasze zmieszanie rezygnuje z tego pomysłu. Gestami i hasłem: „duzia walizka, mała walizka” rozwala nas na łopatki. Jadąc do hotelu czuję, że właśnie nasza przygoda rozpoczęła się na dobre. Graffiti i pomnik zwykłego człowieka Kumanovo to miasto trzecie pod względem wielkości w Macedonii. Liczba jego mieszkańców to niecała połowa mieszkańców Rzeszowa. Napisy i bohomazy pseudo-grafficiarzy, brak koszy na śmieci, oblepione pozostałościami po plakatach płoty to normalny widok na ulicach tego miasta. W pokoju, w którym mieszkam z Niną, mamy małżeńskie łoże i niemiłosiernie głośno chodzący wentylator w łazience. Notuję też, że macedońskie pająki są nieco większe niż polskie (jak wszelkie owady i robale!). Rankiem z okna widzę rozciągające się pagórki i mnóstwo dachów.
Po obiedzie lądujemy w centrum, które jest bardziej zadbane: są tu rabaty kwiatowe, fontanna, ładne kawiarnie. Uwagę przyciąga znajdujący się tam pomnik. Oczywiście nie rozumiemy napisu, więc dopytujemy. Dr Sinisa odpowiada, że był to zwykły człowiek, któremu ktoś wystawił pomnik za to, że lubił kobiety i alkohol. Po prostu. Macedonia timeless Macedonia jest idealna dla kogoś, kto chce odpocząć i uciec od stresu. W tym kraju panuje całkowity chillout. Wyznaje się tu zasadę, że życie jest zbyt krótkie, żeby spędzić je na przejmowaniu i zamartwianiu się. Macedonka Ana mówi mi: Bądź optymistką! Ja zawsze mówię, że wszystko będzie ok. Jakież to inne od polskiego narodowego sportu: narzekania! Najcenniejsze jest dobre samopoczucie i życie w zgodzie ze sobą. Macedończycy częściej się uśmiechają, dużo gestykulują i głośniej mówią. Są wobec siebie bardziej otwarci i szczerzy. Czasem boleśnie szczerzy: najprostszym sposobem rozwiązania konfliktu jest oczywiście bójka. Może to być potyczka o kobietę w klubie, albo np. tłum Pudzianów biegnących za jednym, któremu należało się lanie. Macedończycy są też o wiele bardziej wyluzowani od Polaków. Asia, uczestniczka wyjazdu, kwituje – Czas u Południowców płynie zupełnie inaczej, wolniej, swobodniej... Na ulicy nikt się nie spieszy, ludzie delektują się każdą chwilą. Taka cecha narodowa. Macedończycy są uroczo beztroscy – dodaje. Macedońskie pięć minut to polskie pół godziny – ze świecą w ręce szukać niemieckiej punktualności, ba, nawet polskiej punktualności nie ma. Zdarza się na przykład, że obiad zamawia się na godzinę drugą popołudniu, a podają go o czwartej. Czemu? Przecież nikomu się nie spieszy! Co ciekawe, w restauracjach przez cały dzień przesiadują ludzie, a w najbardziej popularnym Cafe Irish Pub często brakuje wolnych miejsc. Każda pora dnia jest dobra na pogaduchy ze znajomymi. Pytanie: kiedy oni w takim razie pracują albo się uczą? Nooo, na pewno nie w nocy. Macedoński klimat sprzyja nocnemu imprezowaniu, czyste powietrze powoduje, że następnego dnia wstaje się przeważnie bez bólów głowy i wszelkich kacopodobnych objawów. Każdy, kto chce imprezować, musi jednak liczyc się w tym, że od godziny 19:00 obowiązuje w sklepach zakaz sprzedaży alkoholu. Procentowych zakupów nie należy więc odkładać na wieczór. Jeśli jedank zapomnimy się, zawsze można sięgnąć po doskonałe wyroby domowe. Pędzony bimber zwany rakiją, wina, nawet domowa whisky się znajdzie. U siebie nie tańczę Nocna sklepowa prohibicja sprzyja nie tylko doskonaleniu technik domowego wyrobu alkoholi, ale przede wszystkim interesom pubów i klubów, w których zawsze jest mnóstwo młodych ludzi. Bardzo popularne w Kumanovie są tzw. standing party, na których dosłownie stoi się wokół ustawionych stolików.
Cel wyprawy do takiego miejsca? Po prostu się pokazać. My też więc chcielismy się pokazać. Co prawda w miejscu, do którego się wybraliśmy, obowiązywała selekcja co najmniej jak w rzeszowskim Fashion. Szczęśliwie, jako zagraniczni goście, weszliśmy niczym VIP-y. W środku neonowo podświetlany sufit, wszystko in modern style (toaleta natomiast model specjalny – à la dziura w podłodze). Śrubująca uszy i mózg muzyka zagłusza wszelkie dźwięki, ucinając możliwość rozmowy ze znajomymi, a miejsca do tańczenia jak na lekarstwo. Będąc na Bałkanach mimo wszystko postanowiliśmy spróbować poplątać się po skromnym dancefloorze. W końcu Polak potrafi i jak się bawić, to się bawić! Niestety, ku naszemu zdziwieniu, tylko nieliczne macedońskie przypadki odważyły się do nas dołączyć. Dowiedzieliśmy się, że to podobno z powodu niechęci przed wywołaniem plotek. W Kumanovie każdy o każdym wie wszystko. Dziś odchylasz się od normy, jutro jesteś na językach. Polki – egzotyka z UE Nam było już w zasadzie wszystko jedno, bo i tak o Polakach było głośno. O naszej wymianie pisała gazeta lokalna, telewizja też zrobiła o nas materiał. Poza tym wyróżnialiśmy się w tłumie. Zwłaszcza my, Polki, cieszyłyśmy się powodzeniem u mężczyzn od pierwszego spaceru po Kumanovie. Naturalna blondynka z mleczną cerą to coś niespotykanego. Dwie małe, chude oraz skąpo – jak na to miasto – ubrane dziewczęta przyciągały wzrok. Trud-
no uwierzyć, że przy trzydziestu stopniach kobiety noszą tu długie spodnie, co nam wydawało się abstrakcją nie do wytrzymania! Wołano za nami, trąbiono, zagadywano, a nawet na nas „dmuchano”, choć nie udało mi się ustalić, co to znaczyło. Co więcej kilkakrotnie pytano się nas, czemu jesteśmy takie chude? Czyżbyśmy były chore? Cierpliwe tłumaczenie, że mamy szybką przemianę materii jakoś nie wyjaśniało naszego wyglądu. Rakija connecting people Wróćmy jednak do macedońskich przyjaciół, którzy nie chcieli z nami tańczyć w Kumanovie. Szybko okazało się, że wyrwawszy się spod bacznego oka miejscowej społeczności, nasi bałkańscy bracia i siostry nabrali chęci do zabawy. Przekonaliśmy się o tym w autokarze, gdzie wszyscy śpiewali bałkańskie piosenki. My, Polacy, intuicyjnie przerobiliśmy nieznane wersy, które w oryginale brzmią: Srce nije kamen, na mniej romantyczne Zrób mi tę kawę! Na miejscu, podczas kolacji z muzyką graną na żywo, okazało się, że Macedończycy też lubią tańczyć. Nauczyliśmy się tradycyjnego tańca: trzy kroki w prawo, lewa do przodu, prawa do przodu. Takie to proste, a dało tyle radości! Jak impreza, to i alkohol. – Kultura picia Macedończyków zaskoczyła mnie od samego początku pobytu – wspomina Piotrek – Pierwsza konfrontacja z tubylcami przy szklance alkoholu i uruchomiły się stereotypy. Czy wypiją na raz pół szklanki rakiji i do tego bez przepicia? Czy będę tam skromnym amatorem? 2013 #051 pressja |
055
Najważniejsze, to nie dać po sobie poznać – myślałem. W końcu to Bałkany – twardzi ludzie, mocny alkohol i wypas owiec. Rzeczywistość – wbrew oczekiwaniom Piotra – okazała się całkowicie inna. – Alkohol pije się tu powoli, małymi łyczkami, dosłownie zwilżając język i usta – opowiada chłopak i konkluduje – Trochę mało w tym sensu, bo ani im ta rakija nie smakuje, ani nie dadzą rady się nią upić…. To prawda. Rakija, czyli najpopularniejszy trunek bałkański – bimber, podobno wcale Macedończykom nie smakuje. Co nie znaczy, że go nie pijają. Smaków rakiji jest tyle, ile domów w Macedonii. Podobno uraczono nas nawet 25-letnim napitkiem, którego w całej Macedonii było trzy butelki. Trzeba jednak przyznać, że trunek – mimo iż niezbyt smaczny – rozwiązuje język. Nie na darmo stworzono na Facebook’u profil Rakija connecting people. Dla tych, którzy wolą coś słabszego, polecam piwo Skopsko. Poza przeciętnym rozmiarem butelki, Skopsko można kupić w małej puszce, a także w dwulitrowej butelce. Dla każdego coś dobrego. Postuluję jednak, żeby główne hasło reklamowe: Skopsko, and everything is possible zamienić na: Rakija, and everything is possible. Definitywnie. A jak jest z trunkami niemacedońskimi? Piotrek wspomina pobyt w lokalu Frans (jeden z kluczowych punktów życia kulturalnego Kumanova) – Postanowiliśmy zamówić shoty wódki. Zajęło nam trochę czasu, aby przekonać kelnera, aby podał nam wódkę w kieliszkach i do tego dzbanek Coca Coli. Nie spodziewaliśmy się jednak, że zamiast zamówionych kie-
liszków przyniosą nam wypełnioną do połowy wódką szklankę typu highball. Z limonką. I słomką. Bez Coli. Bo w Macedonii jeśli już pija się wódkę, to z sokiem. Ci, którzy myślą, że w Macedonii tylko piliśmy i lansowaliśmy się w miejscowych dyskotekach, mylą się jednak, choć oczywiście poznawaliśmy macedońską kulturę od podszewki. W czasie naszej wymiany udało nam się jednak również zwiedzić parę naprawdę ciekawych miejsc. Geograficzne all in one Macedończycy pytani o najpiękniejsze miejsce w Macedonii odpowiadali: Ohrid. Potwierdzamy, choć dotarcie do niego okazało się dla nas karkołomne. Ze względu na wypadek na drodze musieliśmy niestety jechać okrężną drogą, która zamiast trzech godzin zabrała nam sześć. Ale dla tych zapierających dech w piersiach widoków naprawdę warto jechać okrężnymi trasami! Kraj wielkości mniej więcej polskich dwóch województw jest w 85% terenem górzystym. Różnorodne formy geograficzne występujące obok siebie są niczym kumulacja w Lotto. Bieszczady leżą obok Tatr, Beskidy vis-à-vis Gór Świętokrzyskich, a wszystko otaczają mazurskie jeziora! Wyobraź sobie powolne „wspinanie się” autokaru pod górę, z której widzisz rzekę koloru szafirowego ciągnącą się poza horyzont między zielonymi pagórkami. Kwitnące białym kwieciem drzewa dodają nierealności całej scenerii. Z moich ust co chwilę wydobywały się jęki zachwytu (po drugiej stronie drogi można było za to zobaczyć
unikatowe podziurawione znaki drogowe. Jedną z zabaw macedońskich, zwłaszcza na terenach górskich małych wiosek, jest bowiem strzelanie do znaków. Taki tam narodowy sport). Na trasie do Ohrid postanowiłam spróbować tradycyjnej macedońskiej przekąski. Okazało się, że kelner świetnie mówi po angielsku, więc zdałyśmy się na jego propozycję ciasta francuskiego z nadzieniem serowo-jajecznym, a do tego do picia coś pomiędzy śmietaną a kefirem. Mimo mojego wstrętu do jajek, posiłek okazał się nader smaczny, a całość śmiesznie tania (110 denarów, czyli niecałe 8 złotych). Przy tej okazji nie pierwszy raz okazało się, że polski i macedoński są do siebie podobne. Kiedy wymówiłam na głos cenę potrawy, usłyszałam, że, bardzo dobrze mówię po amcedońsku. Mina zdziwionego kelnera, któremu wytłumaczyłam, że to jest język polski: bezcenna. Antyczny czar Ohrid Po dotarciu do Ohrid mieliśmy czas dla siebie. Jedni postanowili coś zjeść, drudzy odpocząć. Jeszcze inni postanowili pozwiedzać. Ja – uciekając przed za bardzo mną zainteresowanym Macedończykiem – wybrałam opcję ostatnią, ale w wersji Zosia samosia, czyli samotnie. Wprawdzie dostała mi się bura za nieodpowiedzialność, ale warto było. Ohrid jest pełne wąskich i krętych uliczek, z których wiele to ślepe zaułki. Kiedz już się po nich nachodziłam, napatrzyłam na widoki nad jeziorem, pozachwycałam nad łódeczkami i czystą wodą, postanowiłam
działać. Miałam jasno wyznaczony cel: antyczny teatr i twierdza. Bez zobaczenia tych dwóch miejsc nie mogłabym powiedzieć, że byłam w Ohrid. Cóż jednak, skoro antyczny teatr… wydał mi się za mały. Ot, zbita z desek scena i kupa kamieni ułożonych w półkrąg. Z bliskiej perspektywy nie robiło to oszałamiającego wrażenia. Z teatru pozostała tylko niższa część, nie wiadomo jak wysoko sięgała oryginalnie ta konstrukcja. Przeszłam na widownię, siadłam w najwyższym rzędzie i popatrzyłam przed siebie. Moim oczom ukazała się nie tylko scena, ale również piękny widok na jezioro i góry. Ten krajobraz musiał w Antyku zdecydowanie potęgować, tak ważne wówczas w teatrze, odczucie sacrum. Wyobraziłam sobie siebie ubraną w białą długą tunikę, czekającą na spektakl. Pewnie jeszcze długo bym tak siedziała rozmarzona, ale nadeszli kolejni turyści. To zmotywowało mnie do dalszej drogi. Może chociaż twierdza zrobi na mnie większe wrażenie? – zastanawiałam się. Gnana pragnieniem zobaczenia twierdzy i upływem czasu, popędziłam w górę. Niby na horyzoncie widać mury, ale nie tak łatwo dojść do celu. Zwłaszcza jeśli w języku macedońskim prosto znaczy prawo. Po drodze niechcący zahaczyłam więc o kilka pięknych prawosławnych kościołów i pozostałości po starożytnych świątyniach. Po kluczeniu i przedzieraniu się przez krzaki i ścieżki pełne wylegujących się jaszczurek, dotarłam wreszcie do celu. Już zastanawiałam się, jak zapytam o cenę biletu, gdy usłyszałam – !!! – język polski. A więc to prawda, że Polacy są wszędzie! Nawet w tym kraju europejskim podobno najrzadziej 2013 #051 pressja |
057
pressja
058
odwiedzanym przez turystów! Dzięki napotkanej parze dowiedziałam się, że bilet to jedyne 30 denarów, czyli ok. 2 zł. Twierdza jest ogromna, jednak tylko jej część dostępna jest dla turystów. Atrakcją jest chodzenie po obwarowaniach niczym po Chińskim Murze. Można podziwiać widoki na całe Ohrid i jezioro, co doprowadziło mnie do wzruszenia na najwyższym poziomie. W drodze powrotnej musiałam się nieco uspokoić – schodząc stromymi schodami z obwarowań można łatwo stracić zęby na śliskich stopniach. Ja na szczęście wciąż mam wszystkie. Olek M. Pozdrawia Po Ohrid, już wszyscy razem pojechaliśmy do Skopje, stolicy Macedonii. Leży ona nad rzeką Wardar, która oddziela dwie całkowicie różne od siebie części: prawosławną i muzułmańską. W centrum prawosławnym miasta od dwóch lat znajduje się ogromny pomnik Aleksandra Macedońskiego zbudowany podobno za – bagatela – 10 milionów euro. Trzeba jednak przyznać, że robi wrażenie. I kojarzy się trochę z Wiedniem. Inaczej rzecz ma się ze stroną muzułmańską stolicy, która jest różnokolorowa i zdecydowanie bardziej azjatycka niż europejska. Pełne sklepików uliczki, stare meczety, ozdobne dywany. Jedną z ciekawszych rzeczy, która przykuła naszą uwagę, była lampa opleciona różnymi kolorami włóczki. Obok było równie kolorowe okno. Stwierdziliśmy, że to naprawdę ciekawy pomysł, a jeszcze piękniej wyglądałaby cała ulica w
takich latarniach (już po powrocie do Polski dowiedziałam się, że to podobno było oznaczenie rewiru jednej z pań do towarzystwa). Ponadto, w muzułmańskiej części Skopje w oczy rzucają się butiki z krzykliwymi sukniami, balowymi i ślubnymi. W jednym z nich zobaczyłam biały turban zakrywający kobiecą głowę, skrojony do typowej u nas sukni ślubnej. Natknęłam się też na salon fryzjerski jak z lat 80. (niestylizowany!), a także sklep rzeźnika, u którego na wystawie można zobaczyć wiszące, mięso jak na obrazach Francisa Bacona. Na tamtejszy, muzułmański targ poszli tylko nieliczni, ze względu na przerażenie, jakie malowało się na twarzy towarzyszącej nam prawosławnej Macedonki. Reszta, zamiast targowania się, wybrała zajadanie się pysznymi kebabczami w jednym z qebabtore, gdzie przez szybę obserwować można cały proces pieczenia i smażenia mięsa i warzyw. Oliwki, grzybki i baklava Wspomniane kebabcze to bynajmniej nie jest inna nazwa dania znanego w Polsce jako kebab. To dziesięć paluszków mięsnych, kilka frytek, do tego zapiekana papryka, cebula, a także pieczywo – coś pomiędzy bułką a chlebem. Odchodząc od wpływów tureckich, w macedońskiej kuchni serwuje się ogromne ilości mięsa (żeby życie miało smaczek, raz baranina, raz kurczaczek). Wegetarianie muszą cierpliwie tłumaczyć kelnerowi, że posiłek dlań ma być bez meso, w nagrodę zaś dostają w miejsce mięsa – smażone grzybki. Nietypowym przysmakiem są, również
smażone, bakłażany w sezamie. Najbardziej jednak tęsknię za dużymi i bardzo słonymi oliwkami z pestkami, które często towarzyszą popularnym tu przystawkom. Należy uważać przy spożywaniu posiłków, żeby przypadkiem nie stracić kilku zębów (znowu!). Moje serce podbiła także baklava – ciasto przełożone warstwami pokrojonych orzechów i miodem, polane sosem klonowym. Słodka i zapychająca, ale uzależnia. Do tej pory ślinka mi cieknie na myśl o tym deserze. Święty i pawie Po Ohrid pojechaliśmy do Parku Narodowego Galicica, do Sv. Naum. Po drodze zahaczyliśmy o unikatowy skansen na wodzie, który kojarzył mi się raczej z Bora Bora niż Macedonią. Stojąc na molo po raz kolejny zachwycałam się krystalicznie czystą wodą i podziwiałam koloryt toni pełnej wszelkich odcieni morskiego, szmaragdowego czy błękitu. Okazało się wkrótce, że w Macedonii można ujrzeć jeszcze czystszą wodę! To źródła świętego Nauma, które wpływają do jeziora Ohrid. Płynąc po nich łódką, miałam wrażenie, że jezioro jest płytkie, w końcu dno było widać tuż pod powierzchnią wody. Ze zdziwieniem usłyszałam, że w rzeczywistości to było ładnych parę metrów w dół. Szczęka opadła mi w dół jednak z innego powodu. Pod wodą widzieliśmy skorupy naturalnego wapna porastające dno, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Zobaczyliśmy też podwodne gejzery niczym mini-wulkany plujące powietrzem. Nad wszystkim pływało kilka żółwi, z których każdy
miał swoje stanowisko. Zachwyt to jedyne słowo, które przychodzi mi do głowy… Kolejny czekał na nas w Sv. Naum, do którego dotarlismy na końcu. Znajduje się tam klasztor św. Nauma ze starymi malowidłami, ikonami i freskami pełnymi symboli. Mistycyzm potęgują pieśni wykonywane przez chór mnichów. Z wrażenia zastygłam w bezruchu z ciarkami na plecach. Legenda głosi, że kto przystawi ucho do znajdującej się tam płyty grobu św. Nauma, ten usłyszy bicie jego serca. Wychodząc z kaplicy, natknęliśmy się na dumnie spacerujące pawie, które są jednym z symboli Macedonii. Jeden z nich zawędrował aż na dach, co podobno nieczęsto się zdarza. Paw widnieje między innymi na banknocie o nominale 10 denarów, który noszę w portfelu od powrotu z Macedonii. Dodam, iż banknot ten jest uznawany za najpiękniejszy w całej Europie. Nasz wyjazd był pobłogosławiony łzami zarówno po stronie macedońskiej, jak i polskiej. Cel projektu, jakim była wymiana doświadczeń i poglądów na świat, a także wzajemne poznanie kultur uważam za prawdziwe mission completed. Studenci z Kumanova obiecali przyjechać w przyszłym roku świętować z nami Juwenalia. My obiecaliśmy zjawić się jeszcze w Macedonii. Tam zostały nasze serca, przecież musimy kiedyś po nie wrócić. Kamila POTAPIUK
Fot.: Kamila Potapiuk
pressja
060
DZIEWCZYNA,
KTÓRA ŻYJE TAŃCEM Balet – cząsteczka życia, treść którego otwiera się za pomocą tańca, mimiki, gestów. O sztuce jednak można mówić godzinami i wszystko to tylko słowa, lecz są osoby dla których balet to życie, w pełnym tego słowa znaczeniu. Ludzie ci pracują, nie bacząc na znużenie czy nawet ból, oni dają z siebie wszystko, po to by osiągnąć zamierzony cel. Roksolana Iskra poświęciła swoje życie tańcu. Teraz jej praca jest częścią niej samej. Opowiada nam o swojej pasji i o tym, że dla człowieka niema nic nie możliwego. Rozmowa Sofii Prots.
Pressja: Dlaczego wybrałaś właśnie balet? Roksolana Iskra: Za mnie, tak jak i za większość malutkich chłopczyków i dziewczynek, zadecydowała mama. Od dziecka byłam bardzo wytrwała, energiczna i dlatego też oddano mnie na gimnastykę. Po upływie 2 lat, jako sześciolatka, po raz pierwszy wygrałam konkurs tańca. Jednakże byłam za mała, żeby to zrozumieć i chciałam nawet rzucić taniec. P: Miałaś już jakiś sukces na swoim koncie, dlaczego chciałaś zrezygnować z tańca? R.K.: Nowa nauczycielka zachowywała się niepoprawnie, można powiedzieć strasznie! Krzyczała na malutkie dzieci, biła je, nie mogłam tego znieść! Wtedy jeszcze nie wiedziałam o tym, że taka metoda jest bardzo popularna w sporcie i w sztuce baletowej... P: Dlaczego zmieniłaś zdanie ? R.I.: Na gimnastyce wykładała choreografię bardzo dobra kobieta - Natalia Ołeksandr, poradziła mi, żebym zaczęła zajmować się baletem, ponieważ widzi we mnie potencjał. Zaczęłam uczęszczać na zajęcia do studia „Arаbesсk”, które były prowadzone przez męża pani Ołeksandry, Mаtwejа Wiktora Włodzimierza. To najlepsi w świecie pedagodzy i świetna para. Wykładali z miłością. Wkładali wszystkie siły w swoją pracę. Byłam jednak malutka i często to wszystko mnie przerastało, dlatego też zdarzało się, że spałam na lekcjach. Kiedy miałam 7 lat, do tej szkoły odprowadzała mnie moja babcia. Gdyby nie ona, nie miałabym możliwości uczestniczenia w zajęciach, gdyż odbywały się one wieczorem, a szkoła mieściła się daleko od mojego domu. Codziennie, oprócz niedzieli, babcia przyprowadzała mnie do szkoły. Dalej leniłam się i były mi obojętne całe te batmen tаndiu, plije i rzеtе. P: Dziecku ciężko uświadomić sobie, że trzeba rozwijać talent. Co stało się przyczyną tego, że pojawiło się marzenie? R.I.: Punktem zwrotnym był pierwszy, międzynarodowy, młodzieżowy konkurs choreografii klasycznej „Galicja Тepsychowa 2006”. Moja klasa występowała z grupą „Pierwiosnek” i przeszliśmy całe 3 tury, a na dodatek zajęliśmy 2 miejsce! Po tej wygranej zaczęłam rzeczywiście się starać, po każdej lekcji nie mogłam się doczekać kolejnej. Uważnie wsłuchiwałam się w słowa Nelli Wasilija. Jestem jej bezgranicznie wdzięczna za swoje sukcesy na konkursach, koncertach i w klasie, dzięki niej pokochałam sztukę. P: Na dzień dzisiejszy możesz powiedzieć że balet to twoja pasja? R.I.: Baletowi rzeczywiście poświęciłam większą część swojego życia i nie żałuję absolutnie, ponieważ balet to część mnie samej. Kiedy odczuwasz jego siłę w swoim ciele, nie potrafisz myśleć o niczym innym. Taniec jest jak narkotyk! Próbujesz, próbujesz i uzależniasz się na zawsze. Lekarstwo na nie - nie istnieje. Rzeczywiście zakochałam się w tańcu. Nawet wybierając studia, z myślą o stabilnej, dobrze płatnej pracy, odczuwam, że nie potrafię przestać zajmować się baletem. Nie zajmując się długi czas tańcem, nie umiem sobie znaleźć miejsca, nie jestem spełniona, dlatego też zaczynam dzień od tych samych ruchów, które zwykły człowiek nazwałby nudnymi.
P: Co jest najważniejsze w tańcu? R.I.: Na pewno harmonia, technika, charyzma tancerza i muzyka. P: Czy przeżywasz w życiu takie momenty, jak na scenie? R.I.: Tak, można powiedzieć, że przeżywam. Przecież musisz logicznie myśleć, planować i ważyć każdy ruch, koordynować go, musisz zmusić człowieka do zachwycania się tobą, w tej chwili przeżywając całe życie na scenie. Tygodnie, miesiące, lata poświęcasz na to, żeby przygotować się do roli, żeby przekazać uczucia bohatera. Po kilku minutach na scenie musisz wprowadzić widza do swojego świata. Widzowie powinni zapomnieć wtedy o sobie, powinni przeżyć razem z tobą każdy ruch, każdy gest. A potem jeszcze przez pewien czas żyć niby w baśni, zamglonymi wrażeniami. Artysta pokazuje życie w nowych kolorach, jak przeczytaną książkę. Trzeba celnie wstawić frazę, wyraźnie opisać obraz, dotrzeć do czytelnika. P: Więc występ to dla ciebie jak jeszcze jedno przeżyte życie. Które występy znaczą dla ciebie coś szczególnego? R.I.: Było w moim życiu przepiękne doświadczenie, miałam wtedy15 lat i występowałam w Hiszpanii i Маrоku. Jako młoda osoba nie do końca rozumiałam jakie to wielkie wyróżnienie, być na jednej scenie z artystami lwowskiego teatru opery i baletu іm. S.Kruszelnickiej. Wykonywałam to co od mnie należało, lecz wspominam te półtora miesiąca jako jedne z najlepszych dni swojego dzieciństwa. Właśnie ta podróż zostawiła we mnie wspomnienia Europy, morza i oceanu. Byłam pod wrażeniem ogromu świata i możliwości spełnienia marzeń, zaczęłam jeszcze więcej pracować. Wtedy też zaczęłam na poważnie myśleć o zdobyciu cennej edukacji w Kijowskim Państwowym Choreograficznym Kolegium. P: Już niedługo skończysz Kijowską Państwową Choreograficzną Szkołę i co dalej? R.I.: Zakończę edukację w Kijowe… lecz, jakby to dziwnie nie brzmiało, to za mało, żeby czuć się pewnie w każdym teatrze, ...myślę, że to za mało dla mnie... Właśnie zaczęłam rozumieć czego rzeczywiście od mnie wymaga mój świetny pedagog „od Boga”! Jeszcze nie jestem gotowa, żeby zostawiać te mury, chociaż czuję, że nic z tym zrobić nie mogę, przecież czas nie stanie w miejscu. Jestem bezsilna w tym wypadku, w związku z tym muszę zdecydować co chcę robić dalej ze swoim życiem. P: Co trzeba zrobić, aby osiągnąć sukces? R.I.: Trzeba być w życiu perfekcjonistą, nieważne w jakiej dziedzinie. Jeśli wybraliście drogę taką, żeby coś tworzyć, to bądźcie fachowcami. Nie bądźcie ani szarzy ani przeciętni. Ciężko zrozumieć jak ważny jest dla człowieka taniec. Dla zwykłych ludzi to po prostu sposób odpoczynku, polepszenia swojej kondycji fizycznej. W życiu ważnie jest, by robić to co się naprawdę kocha. Za nic nie przestanę zajmować się baletem, przecież tylko kiedy tańczę czuję się szczęśliwa. Taniec to życie, które można przeżyć nie jeden raz. Sofiia PROTS
2013 #051 pressja |
061
pressja
062
ŻYCIE, JAK DROGA BEZ KOŃCA
Żeby zwiedzić swiat, nie trzeba mieć dużo pieniędzy. Wystarczy pragnąć spełnić swoje marzenia, być przyjaznym w stosunku do ludzi i ufać Bogu. Tak uważa Iwan Onysko, któremu udało się pokonać 11 tys. kilometrów w 2 miesiące, mając w kieszeni 200 euro. O podróżowaniu autostopem w drodze z Ukrainy do Macedonii rozmawia z Yaryną Onishechko. YO: Od czego wszystko się zaczęło? Ile czasu już podróżujesz autostopem? IO: Pierwszą moją podróżą autostopem była droga z Czernowitz do Tarnopola 5 lat temu. Wracałem wtedy ze studiów do domu. Miałem pieniądze, jednak przypomniałem sobie, że wcześniej gdzieś widziałem autostopowiczów i zechciałem sam spróbować czegoś takiego. Jechałem wtedy trochę dłużej, niż autobusem, ale spodobało mi się. Lęku raczej nie było, nie miałem tylko pewności, czy dam radę dotrzeć do domu w taki sposób. I udało mi się! Potem za każdym razem zwiększałem odległości, na jakich podróżowałem autostopem, a wraz z tym wzrastała moja pewność siebie. YO: W jakich krajach już byłeś? IO: W Polsce, Niemczech, Królestwie Danii, Belgii, Republice Portugalskiej, Szwajcarii, Rosji, Gruzji, Turcji, Francji, Hiszpanii, Holandii. YO: Oczywiste jest, że nie da się pojechać dokądkolwiek z prawie pustymi kieszeniami. Czy na wszelki wypadek bierzesz ze sobą więcej pieniędzy? IO: Ostatnie moje doświadczenie było bardzo ciekawe. Świadomie zdecydowałem się pojechać w ogóle bez pieniędzy. Moja podroż zaczęła się we wsi Podobowets w obwodzie Zakarpatckim i skończyła się w Stambule. Droga zajęła mi 3 dni na Ukrainie, jeden dzień w Rosji, jeden w Gruzji i 2 dni w Turcji. Ani razu nie byłem głodny. Do Stambułu przyjechałem nawet z tysiącem rubli, które dostałem od bardzo miłych ludzi ze Sławiańska nad Kubaniem w Rosji. Ci ludzie zaprosili mnie do siebie do domu, gdzie mogłem wziąć prysznic, przenocować i zjeść smaczną kolację i śniadanie. Wciąż mam ten tysiąc rubli! Więc nie, nie myślę o tym, żeby wziąc pieniądze na wszelki wypadek. Całkowicie ufam Bogu. Kiedy znajdujesz się w sytuacji bez wyjścia, masz tylko dwa rozwiązania: albo pozwolić, żeby lęk związał Ci ręce, albo szukać pomocy u Boga. Zawsze wybieram to drugie i nigdy jeszcze nie skończyło się to dla mnie źle. YO: Która podróż najlepiej zapadła Ci w pamięć? IO: Właśnie ta ostatnia. Wyjechałem spod Kijowa 10 maja, a do Turcji dotarłem 16 maja. YO: Czy przed podróżą tworzysz sobie jakiś plan? IO: Nie planuję, lubię improwizować. Wyznaczam
sobie tylko konieczny punkt wędrówki i może kilka interesujących pośrednich. Resztę czasu spokojnie spędzam w drodze, poruszając się „z nurtem rzeki” w zamierzonym kierunku bez pośpiechu. Zawsze pociągały mnie podróże. Podoba mi się, kiedy budzę się rano i nie wiem, gdzie położę się spać. Odczuwam wtedy niezwykłą radość z życia. YO: Czy zdarzało Ci się podczas wędrówek korzystać ze środków komunikacji miejskiej? IO: Podczas moich podróży trzykrotnie podwozili mnie taksówkarze za darmo na duże odległości. Zdziwiła mnie tradycja autostopu w Turcji. Tam można podróżować autostopem, korzystając z najbardziej eleganckich autobusów. Trzeba tylko spełnić jeden warunek: wcześniej umówić się na przewóz z kierowcą lub firmą przewozową. YO: Czy jest różnica między podróżowaniem autostopem na Ukrainie a w Europie? IO: W Europie stworzono bardziej komfortowy klimat dla autostopowiczów. Chociaż może odczuwam to tak dlatego, że przed moim wyjazdem za granicę podróżowałem w taki sposób dużo na Ukrainie. To była dla mnie dobra szkoła. U nas ludzie są ostrożniejsi w stosunku do tych, którzy podróżują autostopem. W Europie kultura autostopowiczów powstała jeszcze w drugiej połowie XX wieku. Niektórzy z podwożących mnie ludzi przyznawali się, że robią to dlatego, że pamiętają jeszcze te czasy, jak sami byli autostopowiczami. Kiedy oni podróżowali, Ukraina jeszcze była w Związku Radzieckim, i mieliśmy całkiem inne warunki. Kultura autostopu pojawiła się na Ukrainie dopiero ze zdobyciem niepodległości, więc nie jest dziwnym to, że ludzie jeszcze nie wiedzą jak to wszystko traktować. W porównaniu z Ukrainą o wiele łatwiej jest przemieszczać się po Europie. YO: Spotkałeś się kiedyś z negatywnym nastawieniem do Ciebie dlatego, że jesteś Ukraińcem? IO: Z negatywną postawą wobec Ukraińców nie spotykałem się. Wolę budować relacje z ludźmi w płaszczyźnie człowiek-człowiek. Tak ja postrzegam ludzi, których spotykam w drodze, i oni mnie też. Nie lubię komunikować się z innymi na poziomie narodowość-narodowość. To stwarza dodatkowe bariery. YO: Czy podczas twoich wędrówek miały miejsce ja-
2013 #051 pressja |
063
pressja
064
kieś nieprzyjemne sytuacje? IO: Miały miejsce tylko pozytywne przygody. Starałem się omijać potencjalnie niebezpieczne okoliczności i konfliktowe sytuacje. Na przykład, czasem trzeba było znaleźć kryjówkę w centrum wielkiego miasta, gdzie można by było ustawić namiot tak, żeby ani policja, ani chuligani mnie nie znaleźli. Wydaje się, że to jest niemożliwe, jednak udawało mi się znajdować takie miejsca. W sumie było bardzo pozytywnie. YO: Jesteś założycielem ruchu społecznego „Kawowe podróże”. Na czym polega idea stworzenia takiego ruchu i jakie są jego główne cele? IO: Bardzo podoba mi się podrożowanie. Jednak za każdym razem spotykam się z pewnymi ograniczeniami, głównie czasowymi i finansowymi. Kończą się pieniądze i trzeba znowu gdzieś je zdobyć, żeby móc zwiedzać świat dalej. Za pomocą kawy staram się obalić istniejący dotychczas stereotyp, który głosi, że nie da się podróżować, nie zarobiwszy przed tym dość pieniędzy. Ludzie wszędzie piją kawę. Właśnie to spostrzeżenie zainspirowało mnie do stworzenia takiego ruchu. Wszystko zaczęło się od przemyślenia sytuacji, w której się znalazłem. Chciałem podróżować, ale nie podobało mi się, że najpierw muszę zarobić pieniądze, a potem dopiero mogę ruszyć w podróż. Zostałem kimś na kształt przedstawiciela handlowego – podróżuję, rozmawiam z ludźmi i sprzedaję im kawę.
Z zarobionych pieniędzy finansuję moją podróż. Ta ideą chciałem podzielić się z innymi, więc założyłem ten ruch. YO: Jakich zasad powinni trzymać się ci, którzy chcą po raz pierwszy pojechać dokądś autostopem? IO: Po pierwsze, dziewczynom nie wolno podróżować samym, lepiej razem z inną dziewczyną albo chłopakiem. Nie wiem dlaczego, ale tandem dziewczyna-chłopak przemieszcza się w drodze szybciej. Po drugie, ważna jest znajomość gestów, za pomocą których można zatrzymać samochód. Zrobić to można na dwa sposoby: poprzez wystawienie do góry wielkiego palca na wyciągniętej ręce albo pokazując wyciągniętą rękę z odwróconą do dołu dłonią. Trzeba podkreślić to, że w niektórych krajach tym drugim sposobem zatrzymują tylko taksówki, a pierwszy jest uniwersalny. Trzecim sposobem zatrzymania samochodu jest podniesienie tabliczki z napisanym na niej punktem koniecznym wędrówki. Wreszcie, trzeba mieć dobry humor, bo nikt nie zechce podwozić smutnego autostopowicza. Każdy podróżni dla kierowcy jest współrozmówcą, z którym można będzie miło spędzić czas w drodze. Powinniśmy cieszyć się przecież z tego, że zwiedzamy świat, poznajemy inne kultury i zdobywamy nowe doświadczenia. YO: Dziękuję za rozmowę i życzę udanej podróży!
OKIEM STUDENTA: sprawa Lance’a Armstronga Cały świat sportu był w ogromnym szoku, kiedy to pod koniec sierpnia 2012 roku Amerykańska Agencja Antydopingowa pozbawiła Lance’a Armstronga wszystkich zwycięstw i odebrała wszystkie medale. Jeden z najbardziej utytułowanych amerykańskich sportowców, siedmiokrotny zwycięzca największego i najbardziej prestiżowego wyścigu kolarskiego – Tour de France, został dożywotnio zdyskwalifikowany. Dla wielu Amerykanów Lance Armstrong był nie tylko wspaniałym kolarzem i zdobywcą wielu medali, ale głównie wspaniałym symbolem. Symbolem walki z rakiem, pokonywania własnych słabości. Kiedy w 1996 roku wykryto u niego chorobę nowotworową, nikt nie wierzył, że kiedykolwiek powróci on do wyścigów. Jednak wbrew wszystkiemu pokonał on swoją chorobę i 3 lata później wygrał Tour de France. Ludzie mieli nowego bohatera w świecie sportu. Armstrong wygrywał Tour de France przez siedem lat z rzędu. W 2005 roku po zdobyciu siódmego tytułu zapowiedział, że kończy karierę. Wrócił jednak do ścigania trzy lata później, aby, jak sam powiedział, promować walkę z rakiem. Był idolem wielu młodych kolarzy, oraz bohaterem i przykładem do naśladowania w całym świecie sportu. Już wtedy jednak na jego lśniącej zbroi zaczęły pojawiać się coraz głębsze rysy. Oskarżenia o stosowanie dopingu skierowano przeciwko niemu już w 2001 roku. Tuż przed rozpoczęciem Tour de France w 2005 roku, na łamach francuskiego dziennika L’Equipe ukazał się artykuł Davida Walsh’a, w którym dziennikarz oskarża Armstronga o stosowanie EPO – środka dopingowego, podnoszącego utlenowanie krwi, przez po mięśnie zdolne są do większego wysiłku. Rok wcześniej na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata skazany został długoletni opiekun kolarza. Otrzymał też zakaz wykonywania zawodu przez dwa lata. Również koledzy z zespołu często kierowali oskarżenia przeciwko siedmiokrotnemu zwycięzcy TdF. Dowodów jednak zawsze brakowało. W czerwcu 2012 roku Lance Armstrong został oficjalnie oskarżony przez Amerykańską Agencję Antydopingową (USADA) o stosowanie dopingu w latach 1996-2011. W światowej prasie zawrzało. Według wszystkich amerykańskich dzienników, jeden z bohaterów i ikon światowego sportu okazał się zwykłym oszustem. Sam Armstrong odmówił współpracy z USADA i twierdził, że jest niewinny. Mimo to 10 października 2012 roku Agencja przekazała kolarzowi dowody i decyzję o dożywotniej dyskwalifikacji. Dwa tygodnie później USADA odebrała Armstrongowi wszystkie tytuły zdobyte od 1 sierpnia 1998 roku do końca jego kariery. Legenda fantastycznego kolarza, wygrywającego walkę z nowotworem i powracającego na szczyt legła w gruzach. Zaraz po ogłoszeniu wyroku amerykańskie media były oburzone i wstrząśnięte tą wiadomością. W tym czasie Lance Armstrong pojawiał się w sądzie i przysięgał, że nigdy nie stosował dopingu. Jeszcze wcześniej występował w programach takich jak na przykład: Larry King Live i twierdził, iż nigdy nie stosował dopingu, gdyż jest to niegodne sportowca. Po ogłoszeniu wyroku i przedstawieniu dowodów prasa
amerykańska była zbulwersowana. Kolarza nazywano wtedy największym kłamcą na świecie, zarzucano oszustwo i kłamstwa. Oburzenia nie kryło również społeczeństwo, gdyż jednym ze sponsorów teamu kolarskiego Lance’a Armstronga była Poczta Amerykańska, co sprawiło, że podatnicy, płacący podatki na urząd pocztowy poczuli się oszukani. Przełomowym momentem było wystąpienie Lance’a Armstronga w programie The Oprah Winfrey Show, w którym kolarz oficjalnie przyznał się do stosowania dopingu. Wydarzenie to, komentowane przez prasę światową było kamieniem milowym w historii tej afery dopingowej. Media zalały Armstronga falą krytyki. Zarzucano mu już nie tylko stosowanie dopingu, ale również kłamstwa na oczach całego świata, nie tylko w mediach, ale i w sądzie, gdzie był przesłuchiwany w związku z całą sprawą. Koniec sprawy był dla legendy kolarstwa niechybny. Sąd nakazał zwrot pieniędzy wszystkim sponsorom Lance’a. Kolarz musiał, więc oddać ponad 100 milionów dolarów by spłacić dług wobec firm sponsorskich, które wierzyły, że jego sukces jest całkowicie uczciwy. Czy Armstrong spłacił jednak dług wobec społeczeństwa? Afera z udziałem Lance’a Armstronga była jednym z najczęściej komentowanych wydarzeń w kraju. Jak można się spodziewać, zawsze znajdziemy masę dziennikarzy i ludzi sądzących, że siedmiokrotny zwycięzca Tour de France jest oszustem i równie wiele twierdzących, że w sumie nic się nie stało. Przecież każdy wtedy korzystał z dopingu… Sprawa ta jednak, według mnie. ma drugie dno. Zaufanie. Jako możemy zaufać obecnym sportowcom, skoro legenda światowego kolarstwa i ikona wielu młodych ludzi nagle okazuje się, nie bójmy się tego przyznać, oszustem? Skąd mamy wiedzieć, że współcześni zdobywcy medali olimpijskich nie korzystają ze środków EPO? W takich czasach znamienita idea sportu odchodzi w zapomnienie, gdyż szanse nie są równe dla wszystkich. Zamiast zastanawiać się, kto zwycięży, przed każdymi zawodami można snuć przypuszczenia, kto coś bierze… Afera z udziałem Lance’a Armstronga może dać nam do zrozumienie bardzo wiele. Otóż trzeba zastanowić się, jak cienka granica dzieliła nas od uznania tego kolarza jednym z najznakomitszych sportowców w historii? Granica, która na szczęście pękła i ukazała jednego z najznakomitszych oszustów, jakich widział świat sportu w ostatnich latach. Do starożytnej maksymy „szybciej, wyżej, dalej” należy, więc od tego czasu dodać słowo „uczciwiej”. Tomasz ŁADOŚ
2013 #051 pressja |
065
pressja
066
DZIENNIKARZ SAMOUK? Z pewnością każdy, kto interesował się branżą dziennikarską wie, że najbardziej cenieni dziennikarze to ci bez wykształcenia dziennikarskiego. Otóż, według licznych znawców, najlepszymi dziennikarzami są eksperci z danej dziedziny. Relacje sportowe prowadzone przez absolwentów AWF, pogoda omawiana przez nauczycieli geografii – to nie są wyssane z palca myśli, to rzeczywistość, która nas otacza. Łatwo można sobie wyobrazić tą pasję, chęć przekazywania innym wiedzy, którą tacy dziennikarze zdobyli. Połączenie wspomnianej wiedzy oraz zamiłowanie do tego co się robi, jest kluczem do sukcesu. Faktem jest, paradoks, że prawdziwy dziennikarz – magister, nie ma pojęcia o niczym. Jest osobą, która dotknęła wielu dziedzin nauki, lecz nie może czuć się dobra w żadnej z nich. Do tego potrzebna jest pasja, którą albo samemu się odnajdzie i wypracuje, albo będzie się redakcyjnym nikim. Cała sztuczka polega na tym, że dziennikarze z wykształcenia potrafią słuchać, dociekać i analizować. Znają się na budowie przekazów medialnych, potrafią pisać, by zainteresować. Pomocna jest wiedza z zakresu psychologii, socjologii, którą wykorzystują, by zbudować zaufanie i stworzyć sytuację, w której odbiorca czuje, że dziennikarz zna się na sprawie. Dzięki temu dorównują specjaliście z każdej dziedziny, który ma potencjał oraz wiedzę, ale niekoniecznie posiada umiejętność jej przekazania. W tym miejscu powinniśmy się zatrzymać i postawić grubą kreskę, oddzielającą dziennikarzy od przypadkowych zjadaczy chleba. Dziennikarstwo nie jest zarezerwowane tylko dla wybranych. Może się nim zająć każdy, bardziej lub mniej udolnie… W tym artykule poruszę temat portali internetowych o zasięgu regionalnym, które wyrastają jak grzyby po deszczu. Większość przesiąkniętych jest komercją. Reklamy atakują nas z każdego rogu ekranu, natomiast informacje traktowane są po macoszemu. Przykładem „informacyjnego” portalu regionalnego jest TVPodkarpacie.pl, a właściwie cała rodzina portali o przeróżnych adresach. Pamiętajmy, że powodem, dla którego ludzie zaglądają na te portale są umieszczane tam informacje z regionu. Mówiąc schematem dziennikarza, głównego bohatera mojej analizy - Postanowiliśmy sprawdzić jaki jest z poziomem języka w ich materiałach i relacjach (ciekawe czy zdaje sobie sprawę, że często używane przez niego słowo - relacja – dotyczy tylko wydarzeń, które przekazujemy „na żywo”, a jego wytwory to co najwyżej sprawozdania – górnolotnie rzecz ujmując...).
Cz. I. Analiza Video
Zarówno styl wypowiedzi jak i poprawność językową autora analizowanych przeze mnie materiałów można określić mianem niechlujstwa. Oto główne błędy, które możemy często zaobserwować: • Powtarzalność jednego typu zdań, a skrajnie ich kopiowanie, co sprawia, że każdy z oglądanych materiałów staje się podobny. Gdy mamy przyjemność oglądania filmiku o deficycie środków w budżecie naszego miasta, czujemy identyczne napięcie, jak w informacji o problemie jednego z mieszkańców, spowodowanym kałużą przy drodze; • Zdania nie zawierające żadnych informacji lub przesadnie przeładowane danymi; • Nieprawidłowa intonacja; • Błędne wprowadzane cytatów, jak również niejednorodność ich wplatania w obrębie tekstu; • Źle dobrane słownictwo; • Kończenie wypowiedzi za rozmówce; • Zbyt duża ilość jednosylabowców, dokładanych zbędnych składników zdania; Dobrym przykładem do analizy przedstawionych mankamentów, jest materiał video:
http://tvpodkarpacie.pl/2012/w-rzepedzi-mamy-meksyk-video-hd/ 0:19 „Mowa o organizacji ruchu, jaka funkcjonuje w Rzepedzi, a związana jest z przebudową drogi wojewódzkiej 892, Zagórz-Komańcza”. Autor cytowanych słów powinien używać jak najprostszych zdań, zwłaszcza, że są to słowa dodane „redakcyjnie”, w zaciszu swojego biurka. Zabieg pominięcia spójnika „a” oraz rozdzielenie zdań na krótsze, znacząco poprawi ich prezencję, uprości przekaz, który stanie się poprawniejszy. Zobaczmy: 0:19 Mowa o organizacji ruchu, która funkcjonuje w Rzepedzi. Związana jest z przebudową drogi wojewódzkiej 892, Zagórz-Komańcza. (I ciąg dalszy…) Następnie możemy zauważyć brak przerw w wypowiedzi, w miejscu, gdzie znajduję się przecinek. Słuchając reportera mamy wrażenie, iż zdanie wyglądało następująco: 0:35 ” (…) gdzie na dwóch|ponad dwukilometrowych (…)”. Warto również zwrócić uwagę na nieprawidłową intonację. Autor, pełniąc rolę lektora, powinien dbać o to by jego komentarz był prawidłowo odbierany. Same słowa to tylko półśrodki, warto pamiętać o mocniejszym akcentowaniu słów kluczowych, które „poprowadzą” odbiorcę przez materiał.
2013 #051 pressja |
067
pressja
068 GDY zapiszemy tO, W JAki sposób AUTor wypoWIADAa zdaNIA, zauWAŻymy, że Mamy do CZYNIenia ze swoISTYM węŻYKIem, (tzw. Melodyjką). 1:40 do 1:44 Ciąg dalszy, moim zdaniem, jest najlepszym przykładem, potwierdzającym całkowity brak profesjonalizmu ze strony dziennikarza - autora omawianego filmu. Widać rozpaczliwą chęć połączenia dwóch nagranych urywków w jeden ciąg wydarzeń… Co wyszło? Pozostawiam do refleksji odbiorcom. Alternatywa: (…) Z czego wynika problem mieszkańców? Postanowiliśmy zapytać wykonawcę: (wypowiedź…) lub (…) Z czego wynika problem mieszkańców? O zdanie zapytaliśmy wykonawcę: (wypowiedź…) Bardzo miłym zaskoczeniem jest dalszy fragment materiału video, w którym dobór słów oraz ich ilość jest wprost wzorcowa. Z przykrością stwierdzam, to wyjątek. Przykład pozytywny:
2:38 (…) Taką sytuacje przewidział urząd gminy w Komańczy: (wypowiedź wójta…)
Cz. II. Analiza wybranych tekstów
Znamy już poziom stylistyczny języka i jego kulturę w materiałach audio-video. W dalszej części postaram się przeanalizować teksty, zwracając szczególną uwagę na ich budowę oraz styl. Postawmy sobie pytanie: Czy dziennikarz powinien znać wszystkie gatunki dziennikarskie? Tu zdania mogą być podzielone. Z pewnością osoba, która nosi miano dziennikarza potrafi napisać informację prasową. Każdy, kto chodź trochę interesował się tą profesją, bądź jest spostrzegawczy zauważy podział tekstu na lid oraz korpus. Popatrzmy:
http://esanok.pl/2012/sanok-grozil-pozbawieniem-zycia.html
Niestety nie potrafię wytłumaczyć dlaczego autor zapomniał wyodrębnić lid. Czy to edytorskie niedopatrzenie? Przemilczę interpunkcję tego tekstu. Sprawdźmy kolejny tekst jego autorstwa:
http://esanok.pl/2012/w-rzepedzi-mamy-meksyk-video-hd.html
Pod wcześniej omawianym materiałem video, mamy do czynienia z fenomenem w dziennikarstwie – lid składający się z dwóch akapitów. Być może, autor aspiruje do roli prekursora w tej dziedzinie… Fakt, iż teksty publikowane w Internecie noszą przede wszystkim miano hipertekstów, nie oznacza możliwości pisania sprzecznie z ogólnymi zasadami. Dodatkowo, pragnę zwrócić na uwagę na naganne komentarze, odnoszące się do wypowiedzi mieszkańców. Oto przykład: „Wczoraj mieliśmy tu Meksyk – mówi jeden z mieszkańców Rzepedzi, którego ulubionym zajęciem od czasu rozpoczęcia remontu jest obserwowanie tego, co dzieje się na drodze.” Jako czytelnik odbieram te słowa z pewną pogardą dla rozmówcy. Użycie sformułowania „ulubionym zajęciem” powinien zastąpić „z zaciekawieniem”, „z zafascynowaniem ogląda to, co dzieje na (…)”.
Powtórzenie zdania
(odstępy) Zabawna próba wplatania słów podwyż- szających poziom językowy – podobnie w tytule.
Czasy ustawione są w sposób nieracjonalny Mieszkańcy Rzepedzi narzekają też na sygnalizację świetlną. Ich zdaniem interwały między światłem czerwonym, a zielonym zostały źle ustawione. Czasy ustawione są w sposób zupełnie nieracjonalny. Sytuacja odwrotna do poprzedzającej. W tym miejscu powinno być użyte słowo „nieprawidłowo”.
Powtórzenie zdania
Wnioski płynące z powyższej analizy świadczą o jakości przekazywanych informacji w dziesiątkach portali, które z łatwością znajdziemy w sieci. Powinnyśmy zadać sobie pytanie: dlaczego taka sytuacja ma miejsce? Odpowiedź jest prosta. Przekaz jest akceptowany przez przeciętnego odbiorcę, który nie zdaje sobie sprawy z tego, że publikowane informacje dalekie są od obiektywizmu i rzetelności dziennikarskiej, a co gorsze, zawierają błędy. Na szczęście świadomych czytelników przybywa. Z pewnością warto będzie zbadać ponownie temat za parę lat, żeby sprawdzić czy coś się w tej materii zmieniło. Tekst i ilustracje: Tomasz Korżyk
2013 #051 pressja |
069
pressja
070
JUNKIE PUNKS
ZBAWCY RZESZOWSKIEGO CLUBBINGU Ten tekst w zasadzie jest o Junkie Punks. Pozwólcie jednak, że zacznę od wprowadzenia – dla tych, którzy nie wiedzą czym jest EDM. A to całkiem możliwe, że takich ludzi jest jeszcze sporo. Każdy gatunek muzyki ma swoich zwolenników i przeciwników, ale wydaje się, że to muzyka klubowa miała najbardziej pod górkę. Być może dlatego, że jest najmłodsza spośród wszystkich najważniejszych dziś gatunków.
Kiedy świat słuchał Beatles’ów, Rolling Stones’ów, kiedy swoją twórczość rozpoczynała Madonna, muzyka klubowa była dopiero w powijakach. Co prawda doskonale znana była muzyka disco, to jednak nie należy jej traktować jako bezpośredniego przodka obecnie znanej elektronicznej muzyki klubowej (z ang. EDM – electronic dance music). Od kilkunastu lat coraz łatwiej znaleźć muzykę elektroniczną w radiu czy w telewizji.
Idzie nowe Ostatnie dwa lata przyniosły ogromne zmiany na rynku muzycznym. Nie wszystkim się one podobają, ale wygląda na to, że nic już tego nie powstrzyma. Jedni te zmiany nazywają ewolucją stylów muzycznych poszczególnych artystów, którzy dotychczas tworząc np. trance przerzucają się na electro house, inni mówią wprost – tworzenie tego co modne, aby przypodobać się publiczności, która zechce wyłożyć na to swoje pieniądze. Komercjalizacja przyczynia się do powstawania nowych gatunków. Osobiście nie mam nic przeciwko temu, pod warunkiem, że za tworzenie muzyki klubowej biorą się osoby znające się na tym, a nie takie, które do tej pory zajmowały się kompletnie odmiennym stylem i nagle tworzą EDM. Koniec końców, takie produkcje okazują się słabą podróbką. Jeszcze gorzej jest, kiedy ludzie nie interesujący się do tej pory muzyką elektroniczną, biorą takie osoby za autorytety, a klasyków (bo można już mówić o klasykach) pomijają.
To nie jest techno Również mentalność potencjalnych odbiorców ma ogromne znaczenie w postrzeganiu muzyki klubowej. Ogromna ilość osób określa ją błędnie mianem „techno”, dodając do tego różnorakie przymiotniki, mówiące ogólnie o jej słabości. Zazwyczaj wśród takich osób można zauważyć ogromne przeświadczenie o geniuszu tego, czego słuchają, a lekceważeniu EDM. Cytując mojego kolegę: - Jak można takie g**no porównywać z reggae czy rockiem? Ano można, wystarczy się wsłuchać, żeby przekonać się, że EDM to nie tylko „łup, łup, łup” (nomen omen, najczęstsze określenie używane przez rodziców), ale rozbudowane linie melodyczne, często dużo bardziej skomplikowane niż w przypadku wcześniej wspomnianych gatunków, wymuskane brzmienia wysokich i niskich tonów, i przede wszystkim tajemniczość, która kryje się za tzw. dropem czy breakdownem, który za chwilę ma się pojawić w utworze. Wszystko zależy od gatunku jakiego się słucha: trance, techno, minimal, house, trap czy electro house, to tylko niewielka część ogromnej różnorodności stylów. Jeżeli chodzi o mnie, zawsze lubiłem mocne brzmienia, czyli takie, na które osoby – nie słuchające na co dzień EDM – mówią „przełącz to”. Sytuacja w
odbiorze tego rodzaju muzyki zmienia się diametralnie, kiedy ci ludzie idą do klubów, żeby się pobawić. Wtedy okazuje się, że da się słuchać muzyki klubowej. Ba, można się nawet przy niej bawić. Nie wiem jednak, na ile to zasługa samej muzyki, a na ile alkoholu. I wreszcie o Junkie Punks W samym Rzeszowie niewiele jest miejsc, gdzie można spotkać gwiazdy polskiej sceny muzyki elektronicznej. Na szczęście, sytuacja zaczyna się zmieniać, a to ze względu na pojawienie się jakiś czas temu trio noszącego nazwę Junkie Punks. To trójka dj’ów, w skład której wchodzą Yapa (Mateusz Japa), Pendzel (Michał Szpunar) oraz Satora (Wojtek Surma). Pierwszy pochodzi z podkrakowskich Michałowic, drugi i trzeci to Rzeszowianie. Na początku Junkie Punks tworzyli tylko Yapa i Pendzel, którzy spotkali się w Krakowie i choć sami należeli do środowiska punkowego, polubili muzykę elektroniczną i podążyli w tym kierunku. W krótkim czasie udało im się pokazać z bardzo dobrej strony w krakowskim światku klubowym. Szczególnie znani są ze sławnego Kitschu, Carycy oraz Pixela. Po tym, jak niecałe dwa lata temu dołączył do nich Wojtek – młody (bo zaledwie 19-letni), ale niezwykle zdolny chłopak, który ma smykałkę do tworzenia muzyki, ich
kariera (choć sami tego tak nie nazywają) nabrała rozmachu. Udało im się zagrać obok takich sław jak Steve Aoki, Dimitri Vegas & Like Mike, czy Tristan Garner. Pod swoje skrzydła przyjął ich jeden z najbardziej znanych polskich raperów – Pezet. Koka Beats, Sunrise Festival i Kitsch Jeżeli ktoś sądzi, że rap z muzyką klubową ma niewiele wspólnego, to jest w ogromnym błędzie. Jak już wcześniej wspomniałem, muzyka ewoluuje, gatunki się mieszają, a Pezet akurat jest jednym z tych, którzy nie boją się tego robić, nawet jeżeli jest regularnie krytykowany przez środowisko. Współpraca z Koka Beats – wytwórnią Pezeta – zaowocowała już audycjami w RMF Club, a w chwili obecnej trwają prace nad wydaniem małego albumu. Jakby tego było mało, jakiś czas temu organizatorzy Sunrise Festival – największego i najlepszego festiwalu muzyki klubowej w Polsce, oficjalnie potwierdzili, że Junkie Punks znajdą się w line-up’ie wydarzenia. Podczas dwudniowej imprezy będą mieli szansę zagrać obok swoich idoli, których kawałki do tej pory mogli puszczać na imprezach. Teraz dostają szansę na pokazanie się ogromnej rzeszy fanów i zebranie 2013 #051 pressja |
071
pressja
072
opinii od najlepszych na światowej scenie artystów. Kto wie, może zaprocentuje to spektakularną współpracą? Te wszystkie małe sukcesy Junkie Punks złożyły się na jeden wielki sukces – otwarcie własnego klubu w Rzeszowie, które nastąpiło na przełomie marca i kwietnia. Jak zresztą powiedział Satora: – Otwarcie Kitschu to jeden z największych sukcesów w naszym życiu. Nic dziwnego, skoro na imprezy regularnie zapraszane są znane nazwiska, imprezy tematyczne cieszą się dużym powodzeniem, w klubie zawsze jest spora grupa osób. Sama siedziba klubu podzielona jest na trzy części, w każdej jest inna muzyka, co stwarza możliwość zaznajomienia rzeszowskiej publiczności z mocnymi, klubowymi brzmieniami. Jeżeli się nie spodoba, można zmienić salę i dalej się bawić, ale zawsze istnieje szansa, że ktoś zostanie na dłużej. Natomiast ten, kto lubi taki styl automatycznie wie gdzie się kierować, aby mieć satysfakcję z wieczoru. Przychodzę, bo mój znajomy gra, gram lepiej, bo moi znajomi przychodzą Normą stało się, że kiedy pojawia się informacja, że zagrają Junkie Punks (a właściwie Satora, bo to on odwala najwięcej roboty), można spodziewać się sporej frekwencji. W Rzeszowie to już wyrobiona marka i każdy wie czego można oczekiwać. Ogromne znaczenie ma tutaj dodatkowo fakt, że Satora ma wielu znajomych i to właśnie stworzyło regułę: przychodzę, bo mój znajomy gra, gram lepiej, bo moi znajomi przychodzą. Dzięki temu, poziom się podnosi,
a powstałą na parkiecie energią możnaby oświetlić pół miasta. XX Rzeszowskie Juwenalia to potwierdziły, drewniany parkiet nie wytrzymał, gdy za konsolą stał Wojtek. Na Podkarpaciu Junkie Punks to marka postrzegana w sposób jak najbardziej pozytywny, choć ogromna w tym zasługa Satory. Jeżeli chodzi o Kraków, to ich wizerunek tam się zmienił. Yapa i Pendzel nazywani są złodziejami i beztalenciami. Nie tak dawno powstał anty-fanpage na Facebooku pod nazwą Junkie Pedals (usunięty po około miesiącu funkcjonowania). Pojawiały się tam przeróbki zdjęć, sugerujące inną orientację seksualną chłopaków. Do tego oskarżenia o branie zbyt dużych pieniędzy za granie na imprezach w porównaniu z prezentowaną jakością. Żeby było ciekawiej, nie dotyczy to w ogóle Satory, którego sami „hejterzy” wspierają i otwarcie przyznają, że zna się na tym co robi, a pozostała dwójka do niczego nie jest mu potrzebna. Ilu ludzi, tyle opinii. Nie zmienia to faktu, że chłopaki z Junkie Punks są swego rodzaju fenomenem na rzeszowskiej scenie muzyki klubowej. Niewielu ma skłonność do przyciągania tak dużej publiczności i organizowania imprez na najwyższym poziomie. To oni kreują gusty, nie muszą dostosowywać się do ludzi, którzy podchodzą do didżejów i proszą o włączenie im utworu znanego z radia. Jak sami stwierdzili, są ogromną konkurencją dla całego środowiska klubowego w Rzeszowie. Moim zdaniem, konkurować mogą z najlepszymi w Polsce, bo jeżeli chodzi o stolicę Podkarpacia, zostawili wszystkich w tyle.
https://www.facebook.com/junkiepunksdj https://www.facebook.com/SatoraOfficial Junkie Punks możesz posłuchać na https://soundcloud.com/junkie-punks
Maciej Mila Fot. J. Patrowicz
TH!NK
Studenckie Naukowe Czasopismo Internetowe
think.wsiz.rzeszow.pl Publikujemy naukowe teksty studentów Ka¿dy tekst jest recenzowany Taka publikacja to dobry punkt w Twoim
CV
a i o stypendium ³atwiej...
TH!NK
studenckie naukowe czasopismo internetowe
Zespó³ Redakcyjny TH!NK Studenckiego Naukowego Czasopisma Internetowego Wy¿szej Szko³y Informatyki i Zarz¹dzania z siedzib¹ w Rzeszowie: Redaktor merytoryczny: dr Marcin Szewczyk Redaktor techniczny: mgr El¿bieta Szczepaniak think@student.wsiz.rzeszow.pl