ISSN 1644-9711
BOLI TYLKO TROCHĘ Zuzanna Pleśniak ILUSTRACJE:
Kateryna Oliynyk
Boli tylko trochę I – Może po prostu włożysz tę? – zaproponowałam, przynosząc białą koszulę. Według mnie wszystko było z nią w porządku, ale jej jak zwykle nie pasowało. Musiała mieć swoją ulubioną. Tyle tylko, że jak zwykle nie mogła nic znaleźć. Jest straszną bałaganiarą, a potem wiecznie narzeka, że wszystko pogubiła. Ale to przecież jej wina. – Odpieprz się – rzuciła tylko i przeszła obok, nie zwracając na mnie w ogóle uwagi. Przywykłam już do jej zachowania, ale czasami jeszcze mnie to denerwuje, tak jak teraz, więc poszłam za nią, na złość. Siedziała w kotłowni, na pralce, tam gdzie ja zawsze bałam się zejść. Chyba domyśliła się, że dziś działa mi na nerwy i wiedziała co zamierzam zrobić. Szlag by ją trafił, zawsze musi być taka spostrzegawcza. – Suka! – wypalam w jej stronę, zanim zdążyłam zapanować nad językiem. – Wredna zdzira – odcina się spokojnie, co zwiastuje depresję albo niekontrolowany wybuch spóźnionej furii. – Zamknij ryj. – To się odpieprz, mówiłam – powtarza, wyciągając fajki z jednego z tych tajemniczych domowych schowków. Nieraz próbowałam odkryć gdzie się znajdują i nigdy mi się nie udało, choć przecież tyle razy wyjmowała je przy mnie. Zapala i zaciąga się; mówiłam już dawno, że jak zacznie tak wcześnie, to przestanie rosnąć, ale nie posłuchała. No i proszę – jestem od niej już pół głowy wyższa, a ta tylko wzrusza ramionami i twierdzi, że ja rozwijam się wzrostem, a ona umysłem. W takich momentach mam ochotę wytargać ją za włosy. – Dobra, już dobra – mruczę pod nosem i, ukrywając drżenie kolan, schodzę do niej na dół. Siadam na przeciwko, na tym stole, co kiedyś stał w kuchni, dopóki Lucas nie kupił mamie nowego na urodziny. Też coś. Jakbym to ja dostała stół w prezencie, to roztrzaskałabym go Lucasowi na głowie. Ale na szczęście on nie pamięta o naszych urodzinach. Znów niezauważalnie wyciąga papierosa i mi podaje. Zjeżdżam ją wzrokiem, sam zapach fajek wywołuje u mnie mdłości, więc nie wiem, czemu ona uparcie daje mi je na rozładowanie emocji. I jakim cudem wytrzymuję z nią w jednym pomieszczeniu. Wzrusza ramionami i chowa go do skrytki, a ja znowu nie widzę. – To co, ubierzesz się w końcu? – pytam, patrząc jak wypuszcza obłoczki dymu. Wygląda jak demon na urlopie. – Nie wiem. Nie mogę znaleźć swojej koszuli – przechyla głowę. Jej oczy także śledzą dym. – Czemu nie weźmiesz tamtej? – Bo jest chujowa. – Co w niej jest chujowego? – Wszystko. Przede wszystkim: nie należy do mnie i nie leży tak, jak powinna. Nienawidzę obcisłych rzeczy, dobrze o tym wiesz – syczy mi prosto w twarz. Miejsca jest tak mało, że siedząc po dwóch stronach pomieszczenia, jeśli się wychylimy, możemy dotknąć się nosami. – A nie pamiętasz co zrobiłaś ze swoją? – Właśnie, kurwa, nie – napięcie opada z niej tak szybko, jak się pojawiło. Opiera się plecami o zimną ścianę. – Pamiętam tylko, że weszłam w niej do pokoju, a potem już nic. – Sprawdzałaś tam?
www.pressja.wsiz.pl / boli tylko trochę
3
– Wszędzie sprawdzałam – warczy. Jest bardzo nerwowa, a przy jej zmiennych nastrojach kwietniowa pogoda to zwyczajna amatorka. – Dobra – odpuszczam – chodź, pomogę ci. Znajduję jej koszulę za szafą. Nie mam pojęcia, jak się tam dostała. Niemniej mam z głowy narzekania na inną koszulę albo wagary w pierwszym dniu semestru. Teraz tylko muszę znaleźć jej krawat... O, jest. W lodówce. – Serio, mogłabyś chociaż nie wykraczać poza swój pokój – mówię jej, podając, żeby sobie zawiązała. – Co on robił w lodówce? Patrzy na mnie obojętnie, po czym wzrusza ramionami i bierze torbę. – Idziesz, czy nie? Doganiam ją przy drzwiach. Lucasowi znów nie podoba się to, jak na niego patrzę, więc mierzy mnie groźnym spojrzeniem. Odwracam wzrok. – Chodź! – ciągnę ją za rękaw marynarki. Nie rusza się jednak, tylko nadal obserwuje Pana Domu, który – widzę to w jego ruchach – nabiera ochoty na wyrzucenie nas za próg. Wreszcie zwraca uwagę na moją prośbę i wychodzimy. – Nie podoba mi się, jak on na mnie patrzy – mruczy, wbijając wzrok w chodnik. – Jak patrzy? – podłapuję. – Jakby widział kogoś innego. – Znaczy jak? Zatrzymała się i zmrużyła oczy. – Tobie się tak nie przygląda. Nie zrozumiesz. Daj mi spokój – znów warczy i odchodzi, zostawiając mnie osłupiałą. Nic z tego nie rozumiem. II Wracamy do domu, a ona znów milczy. Milczy i pali. Usiłuję nie zwymiotować, chociaż chyba zaczynam się przyzwyczajać. Męczy mnie przeczucie, że Lucas może bezbłędnie wyczuć fajki i znów jej się dostanie. Nienawidzę, kiedy mnie bije, a jeszcze bardziej nienawidzę, kiedy bije ją. Jest przecież jeszcze drobniejsza i chudsza ode mnie, bardziej krucha, choć jednocześnie bardziej harda. Myślę, że to dlatego ona nigdy nie płakała, kiedy dostawała lanie od Lucasa. Ja czasem – w łóżku – kiedy już nie mogła zobaczyć, ale i tak na pewno słyszała, bo nie umiałam wtedy płakać po cichu. Zresztą to nie ma sensu, bo nikt wtedy nie przyjdzie i cię nie przytuli. Teraz jestem już za stara na takie głupoty, tak mi się wydaje, i czasami płaczę tak, że nikt o tym nie wie. Usiłuję się skoncentrować na czymkolwiek, ale nie bardzo mi to wychodzi, bo moje myśli kręcą się tylko wokół jednego: jestem głodna. Przez Lucasa nie wzięłam ze sobą śniadania do szkoły, a przez moją siostrę nie zdążyłam nic rano zjeść. Teraz pewnie też się nie da, bo on będzie w domu. Chyba, że mama nam jakoś pomoże. – Głodna jestem – jęczę. Obiecywałam sobie, że nie będę tego przy niej robiła, ale nie mogę się powstrzymać. To bardzo trudne przesiedzieć cały dzień bez jedzenia, ale jej jakoś się to udaje. – Trzeba było zacząć palić – stwierdza niewzruszona – To zabija głód. – Serio? – No. – I tak nie chcę – mówię po chwili milczenia. Nie, nie mogłabym tego znieść. To jednak wciąż zbyt wiele. A siostra znów milknie i pogrąża się w swoim świecie. Patrzę na nią i wiem,
4
www.pressja.wsiz.pl / boli tylko trochę
że za nic nie powie mi, co jej chodzi po głowie. Szkoda. Czasami mogłaby się trochę otworzyć. Przypomina mi się, co mówiła rano o Lucasie. – Zoya? – zagaduję ją ostrożnie. – Hm? – O co chodziło z tym Lucasem dziś rano? Nie odpowiada. Przyglądam się jej długim włosom; dawno nie widziałam, żeby się czesała. Mam ochotę ich dotknąć i sprawdzić, czy nadal są miękkie. Czy nie ma kołtunów. W pewnym sensie zachowuję się jak jej starsza siostra, a nie bliźniaczka. Właściwie to przecież jestem starsza. Kiedy byłyśmy małe, często się nią opiekowałam zamiast mamy, ale wydaje mi się, że to ona jest tą dojrzalszą. Ja tylko potrafię bez gadania zrobić to, co do mnie należy. Nawet jeśli wcale nie mam ochoty. Otwieram drzwi i ostrożnie wsuwam się do środka. Nie słyszę ani Lucasa, ani mamy, w domu panuje przeraźliwa cisza. Siostra idzie za mną jak duch. Delikatnie otwieram lodówkę, ale jest pusta. Sięgam do szafki. To samo, ale jej już nie udaje mi się zamknąć tak bezszelestnie i po chwili na schodach rozlegają się szybkie kroki. Do kuchni wpada Lucas. – Co tu robicie, wy brudne bachory? – krzywi się do nas, rozwścieczony. Nie znoszę, kiedy przyłapuje nas na podkradaniu jedzenia. – G... głodna jestem – skarżę się cicho, drżącym głosem. Ojczym drwiąco unosi brwi. – Sugerujesz, że twój ukochany tatuś cię głodzi? – szydzi. – Nie ma żarcia, gówniaro, bo wasza paskudna matka nawet nie zrobiła zakupów! – wrzeszczy coraz głośniej. Boję się. Zoya ucieka do łazienki, ale on wbiega za nią i zamyka drzwi. – Zostaw ją! – krzyczę, dobijając się. Kopię, szarpię za klamkę i tłukę pięściami w mleczną szybę, ale to nic nie daje. Osuwam się po ścianie i siadam na podłodze. Nie mam odwagi znów poszukać czegoś jadalnego. Przykładam ucho do drzwi, ale cokolwiek tam się dzieje, zagłusza to szum. Lucas odkręcił wodę. Wzdycham cicho i czekam. Wydaje mi się, że zasnęłam, bo budzi mnie mocny cios w głowę. Za oknami jest już bardzo ciemno. Stoi nade mną i uśmiecha się szyderczo. – Zjeżdżaj stąd, śmieciu! Niepewnie staję na nogi i zaglądam do łazienki. Jest pusta. Wlokę się na górę, do naszego pokoju, i jest. Leży skulona na łóżku, z głową pod kołdrą. – Hej, Zo – mówię cicho, ciągnąc ją za kostkę. – Co? – odpowiada mi jej stłumiony głos. Pewnie wcisnęła twarz w poduszkę. – Co ci zrobił? – szepczę. – Nic. Zostaw mnie. – Błagam cię, pokaż... – staram się panować nad głosem, żeby nie usłyszała w nim paniki, ale średnio mi wychodzi. Odkrywa się, patrząc na mnie ponuro. Powstrzymuję krzyk. Z czoła kapie krew. Pod okiem ma wielkiego siniaka. Mokre włosy przykleiły się jej do skóry. – Wstawaj, pomogę ci – mówię jej, wyciągając rękę. Nie protestuje, ale wyjątkowo nieporadnie zsuwa się po drabince. Łapię ją i prowadzę do drugiej łazienki, tej na naszym piętrze. Ściągam z niej to zakrwawione ubranie; będziemy musiały je wyprać, bo nie ma nic innego do szkoły. Patrzę na nią i dopiero teraz widzę, jak dużo ma tych siniaków. Lucas jest silny, a ona mała i drobna. Gdybym to ja była na jej miejscu, na pewno bym się poryczała, bo przy każdym ruchu okropnie bolą żebra, pamiętam. Ojczym uwielbia głośne, zasmarkane przeprosiny,
www.pressja.wsiz.pl / boli tylko trochę
5
dlatego Zoya nie płacze i milczy. – Zo... – zagaduję ją. Stoi ze wzrokiem wbitym w podłogę i nic nie robi. Kładę jej dłoń na ramieniu. – Chodź tu, trzeba to zmyć. Sadzam ją na ręczniku, żeby było cieplej. Ścieram krew z jej twarzy, ale ona wciąż nie reaguje. Znów zamknęła się w swoim świecie. Nienawidzę Lucasa. III Otwieram oczy i widzę ją na parapecie. Siedzi i pali. Okno zostało zabite dechami, czasem tylko jedna, mała smuga światła się przedostaje, oczywiście w dzień. Teraz jest ciemno. Dym unosi się w powietrze, zbierając u sufitu, a mi znów jest niedobrze. – Hej, co ty robisz? – szepczę, podnosząc głowę. Wzrusza tylko ramionami i bawi się, wypuszczając kółka. Ładne. Chciałabym coś umieć tak dobrze, jak ona. Siadam na łóżku, owijając się kołdrą. Zimno mi jak patrzę na jej drobne ciało, zakryte tylko cienką, czarną koszulką. – Spalmy to, Annette – odzywa się cicho, a ja zamieram. Ona nigdy nie zwraca się do mnie pełnym imieniem, więc chyba mówi poważnie. – A jak stąd wyjdziemy? – pytam, bo to w końcu ja jestem tą trzeźwo myślącą. – Okna nie ma, a nie wiesz, czy Lucasowi nie odjebie i znów nie zamknie drzwi na klucz. – Nie musimy. Możemy tu spłonąć – mówi, nadal zamyślona i patrzy gdzieś w dal, chociaż nie bardzo wiem gdzie, bo widoków tutaj nie ma. Wygląda trochę jak w transie, ale przywykłam, ona czasami tak ma. Tyle, że ja nie chcę umierać. – A mama? Jej też chcesz zrobić krzywdę? – I tak nas przed nim nie obroni, dobrze wiesz. – To nie znaczy, że musi zginąć... Przecież nie chcesz jej tego zrobić, no... – rozpaczliwie próbuję przywołać ją do porządku. Nigdy nie wiedziałam, że ma w sobie jakieś mordercze instynkty wobec kogokolwiek. Boję się. – Jeśli nas straci, to będzie jej jeszcze bardziej przykro, niż jak sama umrze i będzie z nami – patrzy na mnie i znów ma swój zwykły ton głosu. Ciekawe, przecież ona nie wierzy w życie po śmierci. Czuję, że dużo zrobi, żeby mnie przekonać. – To ucieknijmy – proponuję nieśmiało po chwili. – Jak? – Jeszcze noc. Damy radę. – Nie chcę. Złapie nas i będziemy miały przejebane. Ja wolę umierać. – Przestań – nie lubię kiedy tak mówi, więc krzywię się lekko. Wzrusza ramionami i gasi papierosa w popielniczce. Skąd ona ją wzięła? – Nie to nie – zeskakuje z parapetu, po czym wrzuca kilka ubrań do torby. Patrzę na nią zdumiona. – Ruszaj się! – pogania mnie, wciągając spodnie. Wiszą na niej, jak wszystko, ale nic nie poradzi na to, że jest taka mała. Idę jej śladem i ubieram się. – Dokąd chcesz pójść? – Nie wiem, to był twój pomysł, ta ucieczka. – Nie musimy... – Więc podpalę tę ruderę – przystaje i zagląda mi głęboko w oczy. Jej spojrzenie przeszywa mnie na wylot; robi mi się zimno. – Ann, nie zostanę tu. Rozumiesz? Nie mogę.
6
www.pressja.wsiz.pl / boli tylko trochę
Powiedziała ‚An’, więc oddycham z ulgą. – No dobra, chodź – wzdycham cicho i pakuję pierwsze lepsze ciepłe ubrania. Bezszelestnie otwieram drzwi i wysuwam się z pokoju. Siostra idzie za mną, czuję to. Niektóre stopnie schodów trochę skrzypią, ale na szczęście dobrze wiemy, które to i staramy się ich unikać. Gorzej z drzwiami wejściowymi, bo jeśli Lucas je zatrzasnął, to będziemy musiały wyjść oknem... a to nie bardzo mi się podoba. Nie jestem w tym zbyt dobra. Na szczęście udaje się wyjść po ludzku; na zewnątrz Zoya ze stoickim spokojem zapala papierosa. Kaszlę, bardziej po to, żeby wyrazić dezaprobatę, niż dlatego, że aż tak mi to przeszkadza. – Mam was – słyszę za plecami i czuję lodowaty dreszcz na plecach. Głos Lucasa. A siostra już gdzieś zniknęła, naprawdę nie wiem, jak ona to robi, ale zazdroszczę jej. Odwracam się powoli. Robię unik, kiedy on bierze zamach. Dobrze przynajmniej, że wypił dużo piwa i ledwo trzyma się na nogach, nie mówiąc już o trafianiu w cokolwiek. Z łatwością wsuwam się pod stół, a stamtąd biegnę do łazienki. Zamykam się po ciemku, żeby nie pamiętać o tym, jak wyglądała wanna,
www.pressja.wsiz.pl / boli tylko trochę
7
kiedy ostatnio Lucas siedział tu z Zoyą. Kucam na ziemi i chowam głowę między kolana. W ustach czuję smak krwi. Wypluwam do umywalki i płuczę wodą. – Zo? – szepczę, mając nadzieję, że też wpadła na pomysł, żeby się tu ukryć. Nie słyszałam, jak wychodziła z tej dużej szafki pod sufitem, ale czuję, że siedzi na brzegu wanny i przeczesuje mi włosy palcami. Ona zawsze porusza się tak cicho, jak kot. I niewiele mówi. – Kiedy tu wlazłaś? – irytuję się mimowolnie, ale to niesprawiedliwe, że się pojawia i ulatnia kiedy chce. Ja tak nie potrafię, dlatego rzadko kiedy udaje mi się uciec przed laniem. Chociaż ona ma chyba gorzej ode mnie, kiedy już ją dopadnie... Głowa mnie boli od rozmyślania o tym, więc opieram się o jej kolana. – Nie pamiętam – odpowiada, siadając obok mnie, żeby było mi wygodniej. Czuję na twarzy coś mokrego, pewnie namoczyła chusteczkę, ale jest zimna i przyjemna, więc przymykam oczy. Nie chcę jej powstrzymywać, choć wolę, kiedy to ja muszę się zajmować nią. – Coś ci zrobił? – Nic – stwierdza twardo, wyrzucając chusteczkę do śmieci. Odpuszczam, bo i tak zobaczę, kiedy wyjdziemy. IV Kaszlę, kiedy dym dostaje mi się do płuc. Ledwie widzę drzwi, ale dopadam klamki i szarpię. Zamknięte, cholera. Szara chmura szczypie. Kopię, próbując wybić dziurę. – Otwórz! – wrzeszczę. Odpowiada mi tylko dźwięk płonącego pomieszczenia. Jak na razie ogień jest za moimi plecami. Na razie. Wpadam w coraz większą panikę, ale ten bezduszny typ nie odzywa się ani słowem. – Ty chuju! Ty pierdolony skurwysynu! Rzadko tracę nad sobą panowanie, zwłaszcza do tego stopnia, ale niesamowicie boję się tego pożaru. – Lucas! – wyję, zapominając, że nie mamy prawa mówić do niego po imieniu. Wszystko mi jedno, jeśli teraz słyszy, to wcześniej też słyszał, więc i tak mi się dostanie. – Błagam cię, otwórz te drzwi! – jęczę. Łzy płyną mi po twarzy. Czyjaś dłoń dotyka mojego ramienia, więc odruchowo biorę zamach i walę na oślep. Coś czuję, że trafiłam prosto w oko. – Pojebało cię? – słyszę nad uchem jej niezadowolony głos. Mrugam gęsto powiekami i z ulgą odkrywam, że leżę w łóżku, a ona pochyla się nade mną, zasłaniając prawą część twarzy. – Dlaczego? – siadam ostrożnie i drapię się po głowie. Patrzę na nią przez chwilę nieprzytomnym wzrokiem. – Lucas cię dopadł? – Akurat – prycha cicho. – Znów ci się to śniło, no nie? – Co? – Tamten pożar. – Może – odpowiadam wymijająco, mając pewność, że ona i tak wie. Ona wie wszystko, to trochę dziwne. – Na pewno. – Bo to było okropne – mówię nagle. Szlag by to, a miałam jej nic nie mówić, tak jak ona mnie. Chyba nie jestem stworzona do bycia Zoyą. – Wiem – mruczy pod nosem.
www.pressja.wsiz.pl / boli tylko trochę
9
– Skąd? – Przecież tam byłam – marszczy brwi, jak zwykle, kiedy ma o coś pretensję. – Nie – kręcę głową. – Ciebie nie było. Byłam tam sama, a ty jak zwykle uciekłaś, jak ostatni tchórz! – A właśnie, że tam byłam! – wrzeszczy. – Pamiętam to! Wcale nie uciekłam, zostałam z tobą! – Nieprawda! – Prawda! – Nie! – Tak! A kto zrobił siekierą dziurę w ścianie? – Ja! – teraz już drę się na całe gardło. Jak zwykle chce sobie przypisać moje zasługi, a i tak jest ode mnie lepsza w większości rzeczy. – Ale ściemniasz! – krzyżuje ramiona na piersi i patrzy na mnie spode łba. – Zazdrosna suka. – Sama jesteś suka! – rzucam się na nią, porwana przypływem furii i tłukę gdzie popadnie. Ona pewnie nie pozostaje dłużna, co odczuję później, ale teraz jestem tak wściekła, że nie czuję bólu. Ciekawe, bo zazwyczaj to ona tak łatwo się denerwuje. Zgniata mi rękę tym swoim glanem, więc puszczam ją i przez chwilę patrzymy na siebie z nienawiścią, dysząc z wysiłku. – Rozejm? – proponuję, a ona kiwa głową. Do podbitego oka doszła podrapana twarz, ręce i siniaki. Zastanawiam się, czy ja wyglądam podobnie. A ręka robi się fioletowa. Wyciągam drugą; ona podaje swoją. – Przepraszam, ale należało ci się – wskazuje podbródkiem na moją spuchniętą dłoń. – Cena za oko. No i nie chciałaś mnie wypuścić – uśmiecha się krzywo, po czym wychodzi z pokoju. Z dołu dobiega krzyk mamy. Zbiegam po schodach, gotowa jej bronić, jeśli to wina ojczyma, ale ona tylko załamuje się stanem mojej siostry. – Nie dość, że chodzicie całe w siniakach przez Lucasa, to jeszcze same je sobie nawzajem nabijacie?! Wynocha z kuchni! – krzyczy. V Budzi mnie mocne uderzenie w twarz. Krzyczę, zanim jeszcze otwieram oczy, bo spadam z łóżka na twardą, zimną i nieprzyjemną podłogę. Obok ląduje ona; spadła z większej wysokości niż ja, ale nie wydaje z siebie żadnego dźwięku, natomiast wyraźnie słychać, jak pęka jej jakaś kość. Patrzę na nią niespokojnie, bo zrobiła się blada jak ściana, jeszcze bledsza niż zwykle. Lucas stoi nad nami i śmieje się ohydnie. – Do szkoły, bachory – warczy i wychodzi. Towarzyszy temu trzaśnięcie drzwi. Przysuwam się do Zoyi i delikatnie sprawdzam jej lewą rękę. Złamała nadgarstek, to wina Lucasa, ale mama i tak nie uwierzy. – Boli cię? – pytam cicho. Kręci przecząco głową i ostrożnie staje na drżących nogach. Widać, że nie czuje się zbyt dobrze, ale nie pozwoli sobie pomóc, znam ją. Podsuwam jej stary szalik i gazetę, żeby usztywniła rękę. Patrzy na mnie pustymi oczami, więc sama się za to biorę. Nie reaguje na ból. – Czekaj tu, pójdę po nasze ubrania – mówię jej. Zakładam zielone spodnie, ale po chwili uświadamiam sobie, że Lucas i mama domyślą się, jeśli nie pójdziemy w mundurkach. Ubieram więc swój i przynoszę siostrze jej spódniczkę i marynarkę. Ma czarne rajstopy, a ja białe, buty też mamy inne.
10
www.pressja.wsiz.pl / boli tylko trochę
– Chodź – wyciągam do niej dłoń i ciągnę za sobą. Cicho schodzimy na dół, starając się unikać ojczyma. Na szczęście bierze prysznic przed pracą. Rozglądam się za mamą – jest w kuchni. – Mamo, on złamał Zo rękę – ryzykuję jednak. Patrzy na mnie bardzo groźnie, robi mi się zimno. Instynktownie wycofuję się do przedpokoju, wypadamy przez drzwi i biegniemy na przystanek. Zastanawiam się za co kupimy bilety. – Hej, Zo, masz jakąś kasę? – zagaduję. Wyciąga kilka stówek z wewnętrznej kieszeni kurtki. Pomiędzy nimi ukryła się pięciozłotówka, tak! Patrzę oniemiała. Teraz na pewno nas stać. Tylko skąd ona ma tyle pieniędzy? Milczy. Nie chcę wypytywać, ale zjada mnie ciekawość. Przełykam ją z trudem i proponuję, żebyśmy później poszły na jakieś śniadanie. Przytakuje skinieniem głowy, ale podjeżdża nasz autobus i jedziemy do szpitala. Zoya nie odzywa się całą drogę. Doktor Richard jest bardzo miły, ale od niej czuć chłód obojętności. Tłumaczę za nią co zaszło, że spadła z łóżka, doktor pyta o siniaki na jej rękach i twarzy, ale mówię szybko, że to od bójek między nami i pokazuję mu swoje. Wiem, że nie powinno się kłamać, ale co miałam powiedzieć? Doktor śmieje się pod nosem. – Zoya, czy ty coś jesz? Jesteś strasznie chuda. – Geny, ma to po naszej mamie – wyjaśniam natychmiast. Przygląda się uważnie, ale gipsuje Zo złamany nadgarstek. – Masz szczęście, że kość nie przebiła skóry – stwierdza i uśmiecha się przyjaźnie. Twarz mi się rozjaśnia, ale ona pozostaje smutna i cicha. Doktor chce nas podwieźć do szkoły, ale dziękuję grzecznie i ciągnę Zoyę na przystanek. – Dobrze się czujesz? – pytam niepewnie. – Nie chcę iść do szkoły. Odezwała się pierwszy raz od rana, więc w środku podskakuję z radości i jestem gotowa przystać na jej propozycję. – To jedźmy gdzieś. Na jedzenie. Stać nas. Zoya się zgadza. – Co chcesz? – spoglądam na pierwsze lepsze menu i mam na wszystko ochotę. Jestem taka głodna. Biorę ciastko francuskie z malinami i czekoladą, kawałek tortu czekoladowego z kremem i wielki kubek gorącej czekolady do picia. Uwielbiamy czekoladę, ale Zo nie chce jeść. – Niedobrze mi – potrząsa głową. Głupio mi: jem za jej pieniądze; w głębi duszy czuję złość, że mi o nich nie powiedziała i że nie wiem, skąd je ma. Chyba nie ukradła, prawda...? Wzruszam ramionami i zajadam się tortem. Mniam. Ile czekolady. Ostatnio jadłam tyle u babci, jak miałam cztery albo pięć lat. – Chcesz? – proponuję uprzejmie. – Albo kup coś innego. Musisz coś zjeść. Proszę. Jeśli nie chcesz rozmawiać z tą kelnerką, to zamówię za ciebie. Proszę, zjedz – błagam ją. – Nie chcę nic za te pieniądze – mówi cicho, zachrypniętym głosem. – Czemu? – Bo nie. Jedz sobie. Smacznego. Unoszę brwi i kończę jeść. Zastanawiam się czy nie mam ochoty na coś jeszcze. Jej wyraźnie to nie przeszkadza. – A w domu coś zjesz? – Zjem. Wzdycham z ulgą. Nie pozwolę się jej zagłodzić.
www.pressja.wsiz.pl / boli tylko trochę
11
– To chodź. – Dokąd? – Szukać sklepu. Chodź, Zo. Zaglądam przez drzwi szukając Lucasa wzrokiem. Śpi na kanapie, obok stoją puste puszki po piwie. Nie liczę, ale jest ich dużo, duużo... Chyba nie obudzi się tak łatwo. Otwieram lodówkę, łapię ser żółty i keczup, kradnę także trochę chleba tostowego z szuflady. Lucas go lubi, więc kupujemy tylko taki, a i ona za nim przepada. Niosę łup na górę. Moja siostra leży w łóżku. – Ej, Zo. Odwraca się; w jej oczach odbija się cierpienie. Przechodzi mnie dreszcz. – Mam dla ciebie kanapki – mówię, polewając keczupem kromki. Siada i bierze ode mnie jedzenie, ale żuje powoli, jakby niechętnie. – Nie bój się, nie przytyjesz od tego – rzucam kąśliwie. VI – O kurwa – wyrywa mi się kiedy ledwo przekraczam próg pokoju. Zamykam za sobą drzwi, ale nie odwracam się, tylko ciągle patrzę w okrągłe, ciemne oczy tej rudowłosej istoty, która zajęła mojej siostrze łóżko. Przydługa grzywka plącze się z czarnymi, niesamowitymi rzęsami. Wydaje mi się, że muszę wyglądać idiotycznie, wciąż tak się na nią gapiąc, ale nic nie poradzę, nie mogę oderwać wzroku. – To peruka, kretynko – mówi obca dziewczyna głosem Zoyi. Otrząsam się i wyciągam rękę, żeby dotknąć rudego pasma. Rzeczywiście, trochę inne niż jej włosy. – Malowałaś rzęsy? – Skąd. Zawsze takie mam. – Tak? – No. – To czemu nigdy nie widziałam? – robię się irytująca, wiem, nie potrafię nad tym zapanować. Jakbym musiała wszystko o niej wiedzieć, jakby mi coś kazało wciąż pytać. – Bo nigdy nie patrzyłaś mi prosto w oczy. W każdym razie nie tak. – Bo ty zawsze się odwracasz. – No bo jestem Zoyą. – A teraz nią nie jesteś? – dziwię się. – To tylko peruka, sama mówiłaś. Wzrusza ramionami i odpala papierosa. Skąd ona go wzięła? Znów się zaczyna. – Tak jakby jestem – przewraca się na plecy i wpatruje w sufit. – Ale mam włosy kogoś innego. To trochę tak, jakbym częściowo była... kimś innym. – Przecież pod spodem masz swoje włosy – nie potrafię jej zrozumieć. Często mówi takie dziwne rzeczy, ale staram się, bo to moja siostra i mi na niej zależy. Wzdycha cicho. – Ale ty ich nie widzisz. I dopóki ci nie powiedziałam, myślałaś, że jestem obcą osobą. Może i racja. Macham ręką, nie będę zagłębiać się w temat, w którym nie czuję się pewnie. Ale właściwie – w jakim się czuję? Brzuch mnie boli, nie wiem, czy z głodu, czy z zamieszania w głowie, ale wyciągam z szuflady żelki i napycham się nimi. Zoya patrzy na mnie obojętnie. Jej oczy są czujne i nieruchome. – Co? – pytam, kiedy udaje mi się przełknąć. – Nic, nic – odpowiada natychmiast i wyrzuca niedopałek do filiżanki z wodą.
www.pressja.wsiz.pl / boli tylko trochę
13
Czasami zachowuje się jakby widziała o wiele więcej niż ja, tylko nie chciała mi o tym opowiedzieć. Nie lubię tego, ale przynajmniej ze mną rozmawia, a nie milczy, co zdarza się chyba jeszcze częściej. Nadal wpycham w siebie żelki, ale mi nie smakują, w dodatku brzuch nadal mnie boli. Idę do łazienki. Chciałabym zwymiotować, ale nie potrafię tak na zawołanie, boję się, że Lucas mnie nakryje i nie wiadomo, co zrobi. Na pewno wykorzysta to przeciwko mnie. Wracam do pokoju i zamyślona siadam na łóżku. Moja ruda siostra nadal tak dziwnie na mnie patrzy. Przypomina mi się, jak kiedyś wściekała się na Lucasa za dziwny wzrok, ale on chyba patrzył inaczej, bo nie ma takiego przeszywającego spojrzenia, tylko najwyżej groźne. Nie wiem, bo to ona była jego ofiarą, nie ja. Bawię się jej sztucznymi włosami. – Wiesz co, Zo? – Hm? – Nawet ci ładnie. – Dzięki. – Tylko, że teraz nie wyglądamy już tak samo. – Normalnie też nie. – A tam, normalnie. Praktycznie nikt nas nie odróżnia, no, chyba, że po stroju. – Ja mam dłuższe włosy... – Ale jak zwiążemy, to będziemy takie same. – A ty jesteś wyższa. Ann, nie jesteśmy bliźniaczkami z filmów. Żadnych głupich kawałów, czy chuj wie. Życie to nie bajka i tak dalej. Poza tym ja mam złamaną rękę. I zupeeełnie inny charakter, myślisz, że nikt się nie pozna? Jesteśmy całkiem różne, siostrzyczko. Smutno mi się robi, nie powiem, to przykre kiedy robi mi takie wykłady. Jakbym nie mogła marzyć. Nic nie trzyma jej przy ziemi, tak jak mnie, a mimo to czasami wydaje mi się, że stoi na niej jeszcze mocniej niż ja. Według niej to się nazywa „uświadamianie prawdy”, ale ta prawda wcale nie jest mi potrzebna. – Chuj ci w dupę – mruczę pod nosem, ale ona mnie słyszy. Szykuję się na mocny cios z jej drobnej dłoni, ale nic takiego nie następuje. Patrzy na mnie przeszywająco. Odwracam wzrok. VII Zerkam na nią ukradkiem. Siedzi jak zahipnotyzowana nad miską płatków, które powoli robią się miękkie i kleiste. Przecież ona takich nie lubi. Chociaż tak właściwie, to w ogóle nie lubi płatków z mlekiem, więc może dlatego ich nie je. Ja już dawno skończyłam i siedzę cicho, żeby Lucas nie przyszedł do kuchni. I tak spodziewam się wypominania, jaki to on nie jest dobry, bo robi nam, bachorom, śniadanie przed szkołą. Uparcie wpatruję się w moją siostrę, próbując zwrócić jej uwagę, ale ona jak zwykle ma to gdzieś. – Zo – szepczę najciszej jak umiem. – Ej! Na dźwięk kroków zamieram na krześle, wbijając wzrok w stół. Lucas przesuwa swoje wredne oczka z niej na mnie. Obie siedzimy cicho, ale denerwuję się. Do niej chyba w ogóle nie dociera co się dzieje. Albo co się stanie za moment. – Która z was jest na tyle bezczelna, żeby przeszkadzać ojcu w odsypianiu nocnej zmiany? – warczy nad moją głową, kulę się. – M-może telewizor... – podsuwam mu; głos mi się trzęsie, chociaż za wszelką cenę staram się go opanować. Czuję jak jego dłonie zaciskają się na oparciu. Zamykam oczy, przygotowana na
14
www.pressja.wsiz.pl / boli tylko trochę
uderzenie, ale przeszkadza mu w tym Zoy’a, która nieporadnie złazi z krzesła, przewracając je przy okazji. – To ja – mówi spokojnie, patrząc na niego pustym wzrokiem psychopatki. Drżę od środka, chciałabym zaprotestować, ale mam coś dziwnego w gardle i głos nie chce się przez to przebić. Lucas nachyla się nad nią – jest bardzo wysoki – i szczerzy zęby w ohydnym uśmiechu. – To chyba teraz musisz coś dla mnie zrobić, żeby zrekompensować straty, prawda? Ciekawa jestem, czy on zna nas na tyle dobrze, czy te różnice w naszej inteligencji rzeczywiście tak widać. Do niej zawsze zwraca się tak, jakby rozmawiał z profesorem uniwersytetu, wyszukane słownictwo i w ogóle, a na mnie tylko wrzeszczy i buduje jak najprostsze zdania, jakbym była ograniczona umysłowo, czy coś. Wiem, że nie jestem taka mądra jak siostra, ale mimo wszystko... Przynajmniej nie rozmawia ze mną tym lepkim, cukierkowym głosem, co z nią. Wydaje mi się, że to oznacza coś gorszego niż zwykłe lanie, ale nigdy jej nie zapytam, boję się. Czasem, kiedy on do niej mówi, mam wrażenie, że widzę, jak jego głos oblepia jej całe ciało, jak pająk łapie muchy w swoją sieć. Może to dlatego ona nigdy mu nie odmawia, nie potrafi. Może też się boi – podpowiada mi głos w mojej głowie, ale przepędzam go. Gdzie tam, Zoya i bać się czegoś. Bez sensu. Ona niczego się nie boi i to kolejny powód, dla którego uważam, że jest ode mnie mądrzejsza. Twierdzi, że strach nic nie pomaga. Chociaż... może czegoś się boi, a ja o tym po prostu nie wiem? Zo kiwa głową, przytakując mu. Łapie ją za chude ramię i ciągnie za sobą do pokoju. Modlę się, żeby na mnie spojrzała, ale nie robi tego, a za chwilę słyszę tylko trzaśnięcie zamykanych drzwi. Ostrożnie przysuwam się do nich i przykładam ucho, żeby w razie czego pomóc. W końcu wzięła na siebie moją winę, to trochę dziwne, żadna z nas wcześniej tego nie robiła. Czasami tylko próbowałyśmy go odstraszyć albo zminimalizować karę, ale to nigdy nie działało, więc dałyśmy spokój. Odgłos uderzenia rozlega się nagle, ale tylko raz, jakby dostała w twarz i przewróciła się. Czekam aż nastąpi kolejne, kolejne i kolejne, ale nic takiego się nie dzieje. Nie wiem ile czasu już minęło, ale chyba dużo, może zaraz ją wypuści? Wpełzam pod schody; zobaczę stąd, jak będą wychodzili, ale oni mnie nie zobaczą. Ciekawe czy zdążymy do szkoły. Pewnie nie. Wydaje mi się, że całe wieki już minęły, kiedy drzwi otwierają się. Lucas zasuwa zamek w spodniach, Zoya przygładza rozczochrane włosy. Patrzę oniemiała. Wiedziałam. Teraz mam prawie całkowitą pewność. – Zo! – wołam ją po cichu. Lucas już poszedł, poklepując ją wcześniej po głowie, ze wstrętnym uśmieszkiem. Odwraca się w moją stronę, jej oczy błyszczą i są ogromne ze zdumienia. – Co ty tu robisz? – Chciałam cię uratować... – mówię niepewnie, prawie płaczę. – Czego on chciał? – Niczego – syczy, kierując się do naszego pokoju. Łapię ją za rękę, tym razem nie odpuszczę tak łatwo. – Puść mnie, kurwa. – Proszę cię, Zoy, powiedz mi. – Spierdalaj. – No ej... – błagam ją. Chętnie pociągnęłabym ją za nadgarstek, ale boję się, bo ma takie kruche i delikatne rączki, jak porcelanowa lalka. A porcelanowa lalka patrzy na mnie z wściekłością. Zrywam się na nogi i idę za nią, słyszę jak przeklina pod nosem, ale nie obchodzi mnie to. Muszę jej pomóc, muszę. Nawet, jeśli ona tego nie chce.
www.pressja.wsiz.pl / boli tylko trochę
15
VIII Zoy nie ma dzisiaj w szkole. Źle się czuła i Lucas nie pozwolił jej wyjść. Kolejna różnica między nami, bo mnie zawsze wygania z domu, nawet jeśli mam gorączkę i ledwo mówię. Zo ma złamaną rękę i boli ją brzuch. Nie chciało jej się nawet wyjść spod kołdry, żeby się ze mną pożegnać, w końcu prawie nigdy nie chodzimy do szkoły w pojedynkę. Nie to nie, trudno. To boli, że mnie olewa, i jestem zła. Pewnie mi przejdzie niedługo. Ale na razie nie przechodzi. Wracam do domu autobusem i coraz bardziej mi źle. O, przystanek. Stąd już niedaleko. Mamy jeszcze nie ma, tak myślę, przyjdzie dopiero w nocy. Całą drogę żalę się w myślach na Zoyę. Tylko nie wiem komu. Otwieram drzwi, ale widzę żółty materiał dookoła. To koszula, moja koszula, a ja weszłam do kieszeni i nie umiem znaleźć wyjścia. Wydaje mi się, że mam, ale to jednak rękaw. Plączę się coraz bardziej, wszystko wokół mnie ma takie jaskrawe barwy. Dlaczego tak bardzo lubię tę koszulę, skoro od niej tak bolą oczy? Koszula zaciska się dookoła, nie mogę już wyjść, duszę się. Nagle do płuc wlatuje ogromna ilość powietrza. Kaszlę, zgięta w pół. Stoję w dużym pokoju, jak ja tu doszłam? Koszula gdzieś zniknęła, dziwnie się czuję. Podłoga faluje, a ja nie wiem co się stało. W łazience pali się światło, podchodzę do drzwi i otwieram cicho. Zoya rzyga. Biedna, pewnie przez ten brzuch. Siadam obok na podłodze i głaszczę ją po włosach. Zamknęła oczy, opiera się o białą muszlę – jej twarz jest równie blada. – Zo? – pytam cichutko. – Hmm? Wróciłaś? – nie podnosi się. – Niedobrze ci? – Już chyba nie – mówi słabo, jej przemęczony głos rozbrzmiewa w mojej głowie. – To zabiorę cię do pokoju – podnoszę ją delikatnie, ale nie ma siły iść. Jest lekka, więc udaje mi się ją wciągnąć po schodach i położyć na moim łóżku, jest niżej. Na prawym nadgarstku ma ciemnofioletowy, prawie czarny ślad, jak siniak. Nadal nie otworzyła oczu, więc nie widzi, że się jej przyglądam. To dobrze. Zakradam się do kuchni, chciałabym zrobić herbatę, ale nie wiem gdzie jest Lucas i boję się, że usłyszy. Wolę mu nie dawać powodów do lania. Chociaż według niego chyba i tak każdy jest dobry. Zaglądam do dużego pokoju. Oho, siedzi na kanapie. – Herbatę? – pytam grzecznie, pukając lekko w drzwi. – Życzysz sobie...? – zawiesza głos, patrząc na mnie złośliwie. Doskonale wie, że się go boję i zrobię, co każe. – Życzysz sobie herbatę... tatusiu? – wymawiając ostatnie słowo trzęsę się z obrzydzenia. – Oczywiście – szczerzy się jeszcze szerzej. Wracam do kuchni i nastawiam wodę. W głębi duszy czuję ulgę, pomimo tego, że musiałam go posłuchać. Teraz oboje na tym skorzystamy, jeśli uda mi się nie rozlać wody i nie rozsypać cukru na jego oczach. Na mały talerzyk wykładam dwa kruche ciasteczka – czasem wydaje mi się, że coś we mnie automatycznie robi wszystko, żeby mu się podlizać – i niosę Lucasowi. W jego oczach przez moment dostrzegam zadowolenie, z aprobatą kiwa głową. Wycofuję się. Kradnę z paczki jeszcze dwa ciastka dla nas i szybko chowam do kieszeni, a potem zanoszę na górę kubki z herbatą. – Zo, śpisz? – Nie. – A chcesz pić?
www.pressja.wsiz.pl / boli tylko trochę
17
– Daj. Podaję jej kubek. Drży jej ręka, chciałabym pomóc, ale wiem, że nie pozwoli. Głupio jej, że w ogóle musiałam ją tutaj zanieść, bo nie mogła sobie poradzić. Ja wiem, że to nic złego, ale moja siostra właśnie taka jest. Chciałaby wiecznie być silna. Najsilniejsza. IX Mam wrażenie, że śniło mi się coś okropnego, ale nie mogę sobie przypomnieć. Słychać jakieś szmery, wydaje mi się, że to w mojej głowie. Próbuję uderzyć w nią parę razy dłonią, ale moje ciało mnie nie słucha. – Śpij! – dociera do mnie warknięcie Lucasa i czuję jakiś dziwny zapach. Mięśnie mam jak galaretka, którą jadłam wczoraj w szkole, oczy mi się zamykają. Czyjeś ręce podnoszą mnie do góry i niosą. Jest zimno, chyba wychodzimy przed dom. O, skręcamy. Tu trochę cieplej, ale wolałabym wrócić do łóżka. Ktoś kładzie mnie na zimnych płytkach, drżę, śmiesznie, bo jednocześnie to czuję i nie czuję. Dziwny ten sen... Jakiś mężczyzna śmieje się okropnie, drzwi zatrzaskują się. Dziewczynka w mojej głowie krzyczy. A ja odpływam, morze unosi mnie na swoich falach, nie mam materaca, ani nic dmuchanego, ale to nic, potrafię pływać jak zawodowiec. Patrzę w dół. Rekiny. Boję się, rekin-Lucas szczerzy kły. Zaraz mnie ugryzie. Odgryzie mi całą nogę, albo połowę, albo sam mięsień, jak w tej historii, którą ostatnio czytałam w gazecie. Chcę uciec, ale teraz nie potrafię się ruszyć, tylko opadam na dno, coraz niżej, niżej... Zamykam oczy, w pamięci mam wciąż jego wzrok. Nie lubię takich imprez, nie wiem, jak ja tutaj dotarłam, ani którędy wyjść, ale muszę, bo oszaleję. Od tej muzyki pęka mi głowa i ci ludzie tak bardzo się rozpychają. Jakiś naćpany facet patrzy na mnie pustymi oczami, przeraża mnie taki widok. Zagląda mi prosto w twarz, jakby chciał coś z niej wyczytać, odpycham go na ścianę i biegnę. Już od kilku godzin deszcz pada na moją twarz i zmywa mi makijaż. Ale co tam, przynajmniej nie ma Lucasa. Patrzę w lustro, wyglądam jak gruszka, to całkiem zabawne. Wybucham śmiechem, ale szybko przestaję, bo od tego niebezpiecznie chwieje się ten mur obok. Wchodzę do tunelu, jedzie pociąg, tory są całkiem połamane. Idę obok, bolą mnie już nogi, więc ledwo je za sobą ciągnę. Walają się tu butelki i strzykawki, ciekawe kto się tutaj szczepił. Światła okropnie rażą mnie w oczy... Ktoś krzyczy. Czy to ja? Obolała wstaję z podłogi, głowę mam taką ciężką, że ledwo mogę ją utrzymać. Opieram się o wannę, nie mam pojęcia, co się stało. Czuję macki strachu, który do mnie przypełzł. Oplata mnie całą, aż bolą mnie płuca. Jak tu zimno... Chyba się trzęsę, nie jestem pewna, bo jest trochę tak, jakby ktoś wyłączył część mnie, niestety tylko tę fizyczną. Zamykam oczy, bo podłoga jeszcze trochę faluje. Myślę o galaretce, zielonej galaretce, którą jadłam wczoraj w... Moje myśli rozsypują się jak stos puzzli, przecież już o tym myślałam. Ale kiedy? Czas się chyba załamał, ostatnie, co pamiętam, to... Śpij! Potrząsam głową, ale to chyba błąd, bo robi mi się niedobrze i wymiotuję na podłogę. Ble, ohyda. Posprzątałabym to, ale nie mam nawet siły podnieść samej siebie, a co dopiero utrzymać się w pionie... Nadal drżę, trochę z zimna, a trochę ze strachu i niepewności. Nie wiem skąd się tu wzięłam. Musiało się coś stać, ale ja nic nie pamiętam... I nagle przypominam sobie Zoyę. Ostatni raz widziałam ją jak leżała w łóżku, milcząca i smutna. Na poduszce były jakieś ciemne ślady, jakby krew. I wiem, że nie chciała mi nic powiedzieć, to wtedy wróciła w środku nocy do pokoju,
18
www.pressja.wsiz.pl / boli tylko trochę
a ja mam dziwne przeczucie, że nie wyszła na siku, ani się napić. Czy ona tu jest? – Z... Zzzo? – język mi się plącze i cała jestem skostniała, więc nie mówię zbyt wyraźnie, ale jeśli jest ze mną, to usłyszy. Słyszy nawet najcichszy szept. Kaszlę lekko i ponownie próbuję ją zawołać. Odpowiada mi cisza. Przytrzymuję się brzegu wanny i próbuję stanąć na nogi. Uff, udało się, chociaż są jak z waty i boję się zrobić krok. Dam radę, muszę. Idę naprzód i łapię się ściany, żeby nie upaść. Chyba jednak to nie najlepszy pomysł. Zaciskam zęby i próbuję jeszcze raz. Jest. Idę. Ledwo, ale zawsze coś. Obchodzę całą łazienkę dookoła, nie należy do tych najmniejszych, ale sprawdziłam we wszystkich kątach, w których Zoya mogłaby się ukrywać. Naprawdę jej nie ma. Siadam na lodowatych płytkach i płaczę. Tęsknię za nią tak strasznie, że to aż fizycznie boli. Nigdy nie byłyśmy rozdzielone na siłę... w każdym razie nigdy tak. Przypominam sobie o naszych rozstaniach. Ostatnio jak była chora. I wtedy w nocy, ale ja o tym nie wiedziałam, więc nie liczy się. Raz jak poszłam bawić się do koleżanki, jeszcze w podstawówce, i zostawiłam ją samą, potem bardzo żałowałam. Od progu czułam, że Lucas ją dopadł. Może gdyby była wtedy ze mną... I czasami, jak któraś z nas musiała zostać z nim sama. Kiedy byłyśmy młodsze, często spałyśmy razem. Nie kładłyśmy się nawet w jednym łóżku, po prostu czasem w środku nocy czułam jej drobne ciało, wtulające się we mnie i nigdy nie wiedziałam, kiedy przyszła. Była bardzo cicha, jak duch. Nie wyganiałam jej, udawałam, że śpię, tylko po to, żeby mogła się jakoś pocieszyć, a przecież od zawsze twierdziła, że tego nie potrzebuje. Lucas nie lubił nas od początku, ale mama przestała być dla nas miła dopiero wtedy, kiedy z nim zamieszkałyśmy, a potem... Drzwi otwierają się i zamykają niemal w sekundę. Śmiertelnie blada postać w białej sukience patrzy na mnie nieprzytomnie. Cała jest we krwi. Krzyczę. Walę pięścią w okno, ale nie umiem rozbić szkła, poza tym to na pewno boli. Skąd Lucas wziął tego upiora? Dziwne tylko, że ta krew płynie z jej rąk... – Ann – szepcze ledwo słyszalnie. – Chciałabym już umrzeć... to śmieszne... Prawie przewraca się na podłogę, łapię ją i dobijam się do drzwi. Od zapachu krwi jeszcze bardziej mi niedobrze. – Otwórz, kurwa! – wrzeszczę, wściekła na niego tak, że mogłabym go zamordować. Chyba o tym wie i dlatego nie ma zamiaru otworzyć. – Lucas! – jęczę przerażona, usiłując nie patrzeć na moją siostrę. Ze strachu zapominam, jak zwykle, że nie mam prawa zwracać się do niego po imieniu. Podczołguję się najbliżej drzwi i drapię. Tak strasznie kręci mi się w głowie. – Tatusiu... Wszystko dzieje się tak szybko, że znów cierpię na braki pamięci. Jadę z Zoyą do szpitala, karetką, płaczę jak nigdy w życiu. Teraz sama jestem cała we krwi, w jej krwi, to chyba nigdy nie zejdzie. Nie wiem czemu myślę o praniu w takiej chwili, ale czuję, jakbym musiała to robić. Nie kontroluję siebie. Trzymam rękę Zo, słyszę urywek zdania, że nasz tato jedzie za nami samochodem. Chcę wykrzyczeć im w twarz, że to gnojek, a nie nasz ojciec, ale nie potrafię skupić myśli. Mam jakąś czarną plamę w pamięci, leżę z siostrą na łóżku i głaszczę ją po zabandażowanych rękach. – Wcale nie chcesz umrzeć, nie chcesz, nie chcesz...
www.pressja.wsiz.pl / boli tylko trochę
19
tekst: Zuzanna Pleśniak ilustracje: Kateryna Oliynyk koretka: Kamil Olechowski skład: Krzysztof Klimek