3 minute read

Chwasting – pisze Anna Ołów-Wachowicz

Next Article
KRONIKI

KRONIKI

ANNA OŁÓW-WACHOWICZ

Pijarowiec z zawodu, polonistka z wykształcenia, szczecinianka z wyboru. Autorka fejsbukowego bloga „Jest Sprawa”. Mama Filipa i Antosi. Ogrodniczka, bibliofilka, kinomanka. Swoją pierwszą książkę pisze właśnie teraz.

Advertisement

Chwasting

DO PRZEJMOWANIA SIĘ LUDZKĄ OPINIĄ MAJĄ ZAŚ TAK DALEKO, ŻE JEST TO JEST HEN HEN, ZA GÓRAMI ZA LASAMI. BLISKO MAJĄ TYLKO DO LUMPEKSU I ZAGRODY SĄSIADA.

Oglądaliśmy z Aktualnie Najdroższym program o ludziach w naszym wieku żyjących na wsi, a przynajmniej daleko od miasta. Takich, którzy w pewnym momencie stwierdzili, że mają dość, chcą świętego spokoju, nie chcą korporacji, pragną zdrowia i wolności. Chcą czuć powietrze, a nie spaliny, siadać rano z kawą na ganku i patrzeć na owce. Sprzedają swój miejski dobytek i wynoszą się w Bieszczady czy na Warmię, do Pipiszek Małych, Wygwizdowa Górnego czy chociaż do Wałcza Kolonii, albo innych przepięknie położonych dziur, oaz spokoju wśród lasów, pól, łąk i połonin.

Już mnie wkurzają.

Po obejrzeniu któregoś już z kolei odcinka, stwierdziłam, że wszyscy oni mają wspólne cechy: najwyraźniej mają daleko do fryzjera i jeszcze dalej do stereotypów. Do przejmowania się ludzką opinią mają zaś tak daleko, że jest to jest hen hen, za górami za lasami. Blisko mają tylko do lumpeksu i zagrody sąsiada. Zaopatrują się w ubrania, które są im potrzebne, a nie które im się spodobały i skupują urocze antyki do umeblowania własnej adaptowanej stodoły czy młyna. Ewentualnie szkoły. Stare szkoły są bardzo popularne.

Ja bym chciała taką klimatyczną starą szkołę. Nowowiejscy, tak ich nazwijmy, ubierają się do kamery (która przyjechała kręcić cały ten fancy program) w co tam lubią nosić „po domu” mając cudownie wywalone na trendy. Panie bez makijażu, panowie niedogoleni i ten włos: siwy, rozwiany, prostownicą czy lokówą, ba lakierem nawet nie tknięty. Pełna swoboda. Chałupa za to wymuskana, stylowo, polskie boho pełną gębą. Len, drewno, ceramika i wierzbowe gałązki. W głowach mają upartą wizję strugania lub lepienia swojego świata po swojemu. Przemawia przeze mnie teraz czysta zazdrość, ponieważ niejednokrotnie stojąc w korku, albo przy blokującej się nawet od zbyt głośnego oddychania kasie w Biedronce, myślałam, żeby to wszystko rzucić i wyjechać w Bieszczady. Nawet ten skecz o odśnieżaniu krążący od dawna jako copy pasta mnie nie zniechęca. O śnieg będzie już teraz coraz trudniej, niestety. Po podwórku łażą kury, kozy i obowiązkowo wyleguje się kot rezydent. Biegają burki, choć tu można się w ocenie burka pomylić, bo ostatnio oglądałam program w którym po obejściu biegały na moje oko jakieś duże bure i łaciate kundle, a potem się okazało, że to karelski pies na niedźwiedzie, lapinporokoira (lapoński pies pasterski) i łajki zachodniosyberyjskie. Owce są w tym gospodarstwie trzymane wyłącznie po to, żeby te rasowe burki miały co zaganiać, bo lubią. Owieczki zresztą wyglądają jak ekipa baranka Shauna i genialnie się komponują z pejżem przed chałupą.

Nie, no też tak chcę.

Po sąsiedzku nowowiejscy mają albo autochtonów, albo innych takich samych wariatów, którzy wyprowadzili się z miasta, bo chcieli mieć kury, ser i święty spokój. Jak się chwilę zastanowię to sama mogłabym stworzyć mini kolonię ze znajomymi, którzy daliby radę mieszkać na wsi i odnaleźć się w przaśnych okolicznościach przyrody. Na pewno robilibyśmy bardzo dużo nalewek i suszu.

A propos suszu. Różnorakiego autoramentu chwasty mają się w tym świecie doskonale, są cenne i właściwie to tak ważne, że już od dawna istnieje pojęcie chwastingu. Chwasting to w skrócie umiłowanie do chwastów, czyli ziół, bylin i wszystkiego co porasta okolicę. Pozwalanie na rozrastanie się, panoszenie. Absolutnie nie wyrywać, nie usuwać, zostawić samym sobie. Nie ma rośliny bezużytecznej, wszystko daje się zasuszyć, zakisić, zamacerować, zjeść lub wetrzeć. Ewentualnie wypalić lub skompostować w ostateczności, jak jednak przepyszne nie jest lub niejadalne, bo się po spożyciu człowiekowi różnie może porobić. Tak więc bierze się miskę, wychodzi za dom, kilkakrotnie schyla i już sałatka gotowa. Albo farsz, czy inna zupa.

W dzisiejszych, kryzysowych czasach to nader kuszące, a i nie wiadomo, czy to nie nadchodząca konieczność. Może nam wszystkim przyjdzie polubić się z pokrzywami i lebiodą? Może wyprowadzka na wieś, montaż paneli słonecznych i założenie warzywnika oraz zagródki z kozą, krową i paroma kurami wcale nie jest fanaberią?

Chwasting. Zastanawiające jest to nowomodne słowko. Niby dotyczy chwastów z łąki i pola, ale tak czuję, że to zjawisko się rozpełznie dalej, jak podagrycznik. Pozostawione samym sobie chwasty szybko się rozprzestrzeniają, zawłaszczają, zajmują miejsce. I wygląda na to, że najłatwiej jest właśnie nic z tym nie robić. Potem trzeba się będzie tylko wyprowadzić na wieś, bo tam chwasty będą smpatyczniejsze.

This article is from: