4 minute read

Krzywym okiem – pisze Dariusz Staniewski

Next Article
KRONIKI

KRONIKI

„Love is all around” – czyli „miłość jest wszędzie dokoła” śpiewał przed laty w swoim wielkim przeboju zespół Wet Wet Wet. Ale z miłością różnie przecież bywa, wszyscy o tym wiemy. Niektórzy twierdzą, że „miłość jak sraczka przychodzi znienacka”, inni, że o miłość trzeba walczyć, bo nie wszystkim jednak jest ona dana tak po prostu, na talerzu. Są tacy, którzy cierpią od jej nadmiaru, a jeszcze inni szukają jej czasami długo i imają się różnych sposobów, aby ją zdobyć. Itd. Itp. ble, ble, ble... Dobra, dosyć już tego smętnego dziamolenia! Chodzi o to, że kilka tygodni temu na wielkim bilboardzie zainstalowanym w centrum miasta pojawiło się… pewne ogłoszenie matrymonialne. Cóż się w nim znalazło? Otóż mężczyzna lat 40, 180 cm wzrostu, 90 kilogramów wagi, bez zobowiązań, z możliwością wcześniejszego obejrzenia szuka fajnej kobiety. Niestety, nie wiadomo jakie są efekty tych wielkoformatowych poszukiwań. W każdym razie powodzenia! Każdy sposób dobry, aby osiągnąć zamierzony efekt. A na bilboardach było już chyba wszystko. No to przyszedł czas ogłoszenia matrymonialnego. Tylko treści w nich mogą ulec pewnym modyfikacjom. Bo otaczająca nas rzeczywistość podsuwa naprawdę wiele różnych możliwości. Oto kilka przykładów bilboardowego kuszenia:

Polityczny: „Zagorzały zwolennik (tu wpisać nazwę ugrupowania, którego jest się wyznawcą) chętnie pozna panią o podobnych poglądach. Proponuję wspólne życie w myśl zasad ideologicznych propagowanych przez partię urozmaicane udziałem w licznych manifestacjach, pochodach, marszach, protestach, pikietach itp. sposobach zbiorowego spędzania wolnego czasu. W gratisie niewykluczone obsadzenie solidnej synekury za publiczne pieniądze”.

Advertisement

Ekonomiczny: „Posiadacz sporych zapasów chrustu na zimę oraz prawdziwego węgla, a nie jakiejś hałdy kamieni pomalowanych czarną farbą, pozna panią w celu stworzenia fuzji dwóch podmiotów gospodarczych i wspólnej ekspansji na rynki wewnętrzne oraz zewnętrzne. Moim kapitałem są także członkowie rodziny, którzy pełnią lukratywne stanowiska w kilku znaczących firmach. Nie grozi nam więc nagła bessa czy krach finansowy”. Zdrowotny: „Hipochondryk, wielbiciel przesiadywania w poczekalniach przychodni i szpitali, bliski i wierny przyjaciel Dr Googla pozna panią o zbliżonym hobby. Najchętniej taką, która np. sprzątała lub gotowała w domu jakiegoś lekarza. Wiadomo więc, że będzie się znała na medycynie”.

Kulinarny: „Zgodnie z zaleceniami niektórych polityków nie jem dużo, zaciskam zęby albo staram się chodzić po znajomych i ich objadać. Na wszelki wypadek jednak zgromadziłem w piwnicy sporo kartofli, które kiedyś podebrałem dzikom”. Balangowy: „Imprezowicz, birbant i bon vivant chętnie pozna niejedną panią o podobnych zainteresowaniach w celu wspólnego hulania aż po świt i spożywania hektolitrów alkoholu. Jeden warunek – wybranki muszą mieć mniej niż 25 lat. Bo według pewnego starego człowieka takie dobrze dają w szyję”. Yin i Yang: „Mężczyzna rozważny i romantyczny, potrafi stać w nocy pod oknem ukochanej z gitarą w ręku i zawodzić miłosne trele, ale jak trzeba to jak Mac Gyver, przy pomocy scyzoryka, na pustyni, w kilka godzin, wybuduje centrum handlowe. Człowiek o gołębim sercu, ale i o żelaznej pięści, można go do rany przyłożyć, ale w przypadku zagrożenia odpowie śmiertelnym kontratakiem jak np. ostatnio 8-letni indyjski chłopiec, który zagryzł atakującą go kobrę. Szuka damskiego odpowiednika – najlepiej z formacji antyterrorystycznych”.

Długo tak można. Ale miłości niekoniecznie trzeba szukać za pomocą bilboardów. Można ją znaleźć np. na basenie. Ale odkrycie – ktoś może rzec. I ma rację. Ale jedno z centrów wodnych w Zachodniopomorskiem przygotowało specjalną ofertę dla singli – poszukiwania „drugiej połówki” na basenie. I to chyba sztuka podrywania najbardziej prawdziwa, bez tajemnic, widać wszystko jak na tacy – i nieskrywane piękno i wszystkie niedoskonałości, żadnych sztucznych elementów mających uatrakcyjnić osobnika. Panie bez wymyślnych kreacji, makijażu i wypracowanych fryzur. Tylko bikini lub jednoczęściowy kostium. Panowie także nie błysną na basenie wypasionym zegarkiem albo „gajerkiem” od Armaniego. Ewentualnie mogą sobie przypiąć do kąpielówek kluczyki „od fury” licząc, że może dzięki temu urosną (dosłownie i w przenośni) ich akcje w oczach płci pięknej. Nie pomoże zbyt długie wciąganie brzucha ani napinanie resztek mięśni. Tu powinien się liczyć np. styl pływania. Na pewno furorę zrobi „delfin a la porucznik Borewicz” (dla niezorientowanych o co chodzi wystarczy przypomnieć sobie odcinek pt. „Hieny” serialu „07 zgłoś się”), albo „basenowa żabka inżyniera Karwowskiego” – bohatera „Czterdziestolatka”. Na pewno nie ma się co popisywać umiejętnościami w stylu bohaterów filmu Luca Bessona pt. „Wielki błękit”. Baseny takich głębokości nie osiągają a i ratownik wnerwiony długo nie wypływającym osobnikiem może takiego za ucho z wody wyciągnąć. I będzie wstyd zamiast sukcesu. W grę raczej nie wchodzą także popisowe skoki do wody. No chyba, że ktoś pojawia się na basenie tylko i wyłącznie w celu wykonania skoku w bok. Bądźmy sobą. Najwyżej będzie jakaś „wtopa” i trzeba będzie „spływać” w niesławie. Jak mówił jeden z bohaterów kultowej komedii Billy Wildera „Pół żartem, pół serio”: nikt nie jest doskonały. Późniejsze, ewentualne, pretensje dany osobnik może mieć już tylko do siebie – przecież widziały gały co brały. I taki delikwent może wtedy tylko zaśpiewać sobie nową wersję przeboju pt. „Miłość w Zakopanem” niejakiego Sławomira: „Miłość, miłość na basenie, tutaj szampan nie jest w cenie, napinam mięśnie, trzeszczy guma w kąpielówkach”.

Dziennikarz z bardzo bogatym stażem i podobno niezłym dorobkiem. Pracował w kilku lokalnych mediach. Do niedawna dziennikarz „Kuriera Szczecińskiego”, m.in. autor poczytnej (przez niektórych uwielbianej, przez innych znienawidzonej) kolumny pt. „Kurier Towarzyski” (w piątkowym „Magazynie”). Współautor dwóch książek i autor jednej – satyrycznie prezentującej świat lokalnej polityki. Status w życiu i na Facebooku: „w związku” z piękną kobietą. Wielbiciel hucznych imprez, dobrej kuchni i polskiej kinematografii.

This article is from: