Priv. no 9

Page 1

priv. No 9 .


ZD JĘCI E NA O KŁA DCE: Wojtek Ła zaro wicz, proj ekt m a ski: Matyl da Sał aj ew s ka

INTERIORS / DESIGN / ART / CULTURE

4

18

24

werkbund warszawski

scandi love

powoli i dowoli


private

Ania

STO RI E S

interior

38

42

50

scandi -polo

art busters #1

wyspa designu


w e r k b u n d

warsza wski

Brak słońca, deszcz i chłód nie są dostatecznymi powodami aby zostawać jesienią w domu. Wręcz przeciwnie, bo właśnie w tym okresie warto zadbać o dodatkowe dotlenienie organizmu a przy okazji kolekcjonować estetyczne doświadczenia. Wcale nie muszą być one związane z polską złotą jesienią. Mogą na ten przykład dotyczyć modernistycznej architektury. Jednym z najefektowniejszych założeń mieszkaniowych wykorzystujących modernizm lat 30. XX wieku jest osiedle Werkbundu w Wiedniu. W Warszawie jego bratem po kądzieli jest klimatyczna ulica Jana Chryzostoma Paska na Żoliborzu.








flickr.com

Po lewej ulica Paska w Warszawie. Po prawej archiwalne zdjęcia

caoi.ir

osiedla Werkbundu w Wiedniu.




www.trianglemodernisthouses.com

Powyżej wnętrze jednego z domów na osiedlu Werkbundu w Wiedniu. Po prawej ulica Paska w Warszawie.



Ponişej asfalt na ulicy Paska w Warszawie. Po prawej archiwalne zdjęcia osiedla Werkbundu w Wiedniu.


www.werkbundsiedlung-wien.at

Deutscher Werkbund (Niemieckie Stowarzyszenie Twórcze) było organizacją zrzeszającą architektów, inżynierów i plastyków. Powstała w 1907 roku w Monachium na znak protestu przeciwko upadkowi kultury, wynikającemu z industrializacji. Do Werkbundu należeli najsłynniejsi niemieccy artyści i architekci XX wieku m.in. Walter Gropius, Ludwig Mies van der Rohe, Bruno Taut, Hans Poelzig. Wiedeńskie osiedle powstało jako rodzaj wystawy prezentującej 70 w pełni wyposażonych i gotowych do zamieszkania domów. Z założenia miały być one tanie, funkcjonalne i urządzone ze smakiem. Nie miałam okazji przekonać się jak urządzone są wnętrza domów przy ulicy Jana Chryzostoma Paska w Warszawie. Ale spacer tą liczącą zaledwie 350 metrów uliczką jest prawdziwą przyjemnością zwłaszcza, jeśli po pewnym czasie okazuje się, że w wykrojach okien i kompozycjach fasad – dziś nieco już zapuszczonych – zaczyna się dostrzegać intymny wymiar modernizmu. Taki efekt możliwy jest tylko jeśli modernistyczne budynki są oglądane razem, jeden obok drugiego.


s c a n d i

love

Styl skandynawski jest dziś jak dobra plotka: wszyscy o nim słyszeli, wszyscy go pragną, ale nikt nie pamięta już skąd się właściwie wziął i dlaczego jest taki popularny. I tak, jak w każdym kłamstwie jest ziarno prawdy, tak atrakcyjność stylu skandynawskiego na pewno nie bierze się z powietrza. No właśnie, ale właściwie to z czego się bierze? W jaki sposób design ze Skandynawii przez tyle lat utrzymuje się na pierwszym miejscu wnętrzarskiej listy przebojów (jeśli takowa kiedykolwiek powstanie)? A co najważniejsze: czy jego prymat jest dziś zagrożony? Oto materiał, z którego dowiecie się wszystkiego, co zawsze chcieliście wiedzieć o stylu skandynawskim, ale baliście się spytać. Lub byliście zbyt leniwi by sprawdzić w internecie.


esys.org


Określenie „design skandynawski” pochodzi od wystawy „Design in Scandinavia”, która podróżowała po Stanach i Europie w latach 1954-1957. Jej celem była promocja skandynawskiego stylu życia. Prezentowała głównie projekty norweskie i utrwaliła myślenie o północnym wzornictwie jako synonimie jakości, solidności, dbałości o szczegóły i radości ze spędzania czasu w dobrze urządzonym mieszkaniu. Drugą ważną ekspozycją była Arts of Denmark Exhibition w Metropolitan Museum w Nowym Jorku. Zorganizowano ją z okazji oficjalnej wizyty duńskiej królewskiej pary w USA w 1960 roku. Na wykrystalizowanie się takiego podejścia Skandynawów do projektowania miały wpływ ruchy artystyczne z początku wieku takie jak art deco czy konstruktywizm. W Szwecji padły one na specyficzny grunt jakim była długa tradycja rzemieślnicza. Tradycję tę kultywowała instytucja jaką była Swedish Society of Industrial Design (założona w 1845). Jej zadaniem było promowanie wzornictwa które miało być nie tylko powszechnie dostępne. Dla Swedish Society było to szczególnie ważne w latach 20 i 30 XX wieku, gdy coraz więcej osób przeprowadzało się do miast. Design miał jednocześnie „przynosić radość” z powodu swojej funkcjonalności. Kładzenie nacisku na ten drugi aspekt było szczególnie charakterystyczne dla tego rejonu świata.


Ta różnica w podejściu do ludzkich potrzeb podczas projektowania najlepiej była widoczna w dyskusjach toczonych wokół wystawy Sztokholm 1930. Organizatorem była wspomniana Swedish Society. Chodziło o pokazanie głównie Ameryce i Europie, że szwedzki design jest nowoczesny, ale mniej radykalny niż ten spod znaku Le Corbousiera czy Waltera Groupiusa. Kolejnym pokazem siły skandynawskiej myśli projektowej były międzynarodowe targi projektowo-architektoniczno-przemysłowe w Helsinborg w 1955 (w skrócie H55). Na długim na 800 i szerokim na 30 metrów falochronie zbudowano liczne pawilony wystawowe. Uczestnicy pochodzili między innymi ze Szwecji, Zachodnich Niemiec, Francji czy Japonii. Dla wielu skandynawskich projektantów jak na przykład Alvar Alto czy Arne Jacobsena, udział w H55 był przełomem w karierze. Poza architekturą i wystrojem wnętrz wystawa prezentowała nowości technologiczne. To tam po raz pierwszy pokazano trójkątne kartony do mleka wymyślone przez szwedzką markę Tetra Pak.



Z ustalaniem prawdziwej przyczyny

jednak wzgląd na ludzki wymiar projekto-

popularności stylu skandynawskiego

wania oderwał się od polityki i stał autono-

jest o tyle problem, że większość z osób

miczną wartością.

piszących o jego zaletach sama pochodzi z tamtego rejonu. Z kolei autorzy tekstów

3) Bliski związek między projektowa-

z innych regionów świata dzielą się na

niem, rzemiosłem i sztuką. Konflikt prze-

dwie kategorie: gorących entuzjastów pi-

mysłu i rzemiosła nigdy w Skandynawii nie

szących trochę pod modę i publiczkę lub

istniał. W chwili pojawienia się masowej

wyraźnych oponentów wyśmiewających

produkcji wciąż kładziono nacisk na jakość

skandynawski styl życia. Nie da się jednak

i urok przedmiotów.

nie wziąć pod uwagę faktu, że styl skandynawski tak, jak żaden inny na świecie

4) Człowiek na pierwszym miejscu. Niby

ma wyraźną i niepodrabialną tożsa-

banał, ale jednak ważny. W drugiej połowie

mość. Jakie zajmie się wobec niej stanowi-

XX wieku gdy rodził się konsumpcjonizm a

sko to już sprawa osobista. Przyjrzyjmy się

jakość masowo produkowanych produk-

jednak faktom, które tę tożsamość tworzą.

tów wciąż spadała, skandynawskie meble pozostały niezmiennie solidne i piękne.

1) Państwowe instytucje, które zajmują

W ten sposób utrwaliło się przekonanie, że

się ochroną i promowaniem narodo-

nordyckie produkty powstają z myślą

wego wzornictwa. Svensk Form w Szwe-

o użytkowniku i jego zadowoleniu. Dziś,

cji skupia się na pokazywaniu zależności

gdy rośnie popularność ruchu „slow” hasła

między dobrym projektowaniem a rozwo-

te są jeszcze bardziej aktualne.

jem społeczeństwa. Danish Design Center dba o związki projektowania z duńskim

5) Brak kompleksów i bezkompromiso-

biznesem. Iceland Design Centre organi-

wość. Brzmi górnolotnie, ale faktem jest

zuje cykliczne spotkania, wykłady i inicjuje

że skandynawscy projektanci zawsze byli

wspólne projekty lokalnych designerów i

samodzielni w swoim podejściu. Gdy in-

artystów. Z kolei Norwegian Design Coun-

spirowali się konstruktywizem postanowili

cil promuje design jako narzędzie w budo-

nadać mu bardziej „ludzki” wymiar. Gdy

waniu innowacji.

potem w latach 60., świat oszalał na punkcie plastyczności tworzyw sztucznych, oni

2) Społeczny wymiar projektowania. Na

pozostali wierni solidności i skupili swoje

początku dwudziestego wieku wymiar so-

siły na tworzeniu kolorowych i zwariowa-

cjalny był podobnie jak w innych krajach

nych w kształcie foteli, które wciąż były

Europy podsycany politycznie. Z czasem

trwałe (np. Egg, Jacopsena).


p owo l i

i do woli

Napędem skandynawskiego wzornictwa jest racjonalizm. Jest to racjonalizm szczególny bo w zgodzie ze wszystkim tym, co bliskie ludzkiemu sercu: z wygodą, wewnętrznym zadowoleniem i poczuciem bezpieczeństwa. Takie podejście do projektowania wypływa i jest jak wiadomo nierozerwalnie związane z konkretnym stylem życia. Powolnego, satysfakcjonującego, stabilnego. Jednym słowem takiego, do którego większość osób otwarcie aspiruje. Czy zatem Skandynawowie są narodem skończenie idealnym?




P

od podobnym tytułem ukazał się na początku tego roku napisany z przekąsem artykuł w The New Yorkerze. „Do the Scandinavians really have it all figured out?” traktuje między innymi o różnicach między amerykańskim, a skandynawskim stylem życia ze wskazaniem na minusy tego drugiego. O ile słabymi stronami american dream kultura wysoka zajęła się już dawno, o tyle scandinavian living faktycznie wydaje się póki co podejrzanie idealny. Na dzień dzisiejszy wszystko, co najlepsze pochodzi z północy Europy: kryminały, piękne meble, filozofia życia opartego na celebracji czasu w gronie rodziny i przyjaciół, zdrowe jedzenie.

Wygląda więc na to, że pod pewnymi względami historia zatoczyła koło i tak, jak kiedyś Wikingowie podbijali Europę dzisiaj ich przodkowie także ją kolonizują tyle, że na bardziej pokojowych warunkach i za czynnym udziałem kolonizowanych. Dodatkowym skutkiem tego procesu jest homogenizacja społeczeństwa. Mówi się, że Skandynawowie są najlepsi w byciu jednakowymi. I my nie-Skandynawowie, poprzez swoje wybory estetyczne, także stajemy się jednakowi. Coraz bardziej pociąga nas też kolektywność, działanie zespołowe. Networking to przecież mantra nowoczesnego biznesu.


Tymczasem sam slow movement narodził wiele lat wcześniej, bo już w 1986 roku. I wcale nie na północy naszego globu lecz na południu, a konkretniej we Włoszech. Można by pomyśleć: „hej, czy to nie jest lekka przesada? Jedną z pierwszych książek o ruchu

Nie dość, że Włosi dali nam da Vincie-

“slow”, która osiągnęła status best-

go, są słynni z designu i mają jeden

selleru

z najlepszych klimatów na świecie

nikarz

napisał Carl

kanadyjski

Honore.

dzien-

Nazywała

się

to jeszcze mają czelność by nawoły-

„In prasie of slowness” („Pochwałę

wać do tego byśmy sobie odpuścili

powolności” w Polsce wydało Wydaw-

i trochę zwolnili?”.

nictwo Drzewo Babel) i ukazała się w 2004 roku.

Tymczasem, jak to u Włochów, chodziło o kuchnię. Ruch slow zaczął się od

protestu

kulinarnego

krytyka

tak e it slo w

Carlo Petriniego przeciw restauracji McDonald, która miała zostać otworzona przy Schodach Hiszpańskich. Slow food został więc nazwany tak, a nie inaczej jako przeciwieństwo fast foodu. Włosi są również twórcami pojęcia Cittaslow, czyli powolnych miast, których funkcjonowanie walczy programowo z globalizacją.


Jak więc doszło do tego, że dziś ruch

Najnowszym wynalazkiem w dziedzi-

„slow” kojarzy się głównie z kraja-

nie slow movement jest slow TV, któ-

mi Skandynawskimi? Po części jest

ra powstała w Norwegii. Polega ona

to wpływ Carla Honore, który podkre-

na nadawaniu programów na żywo

ślał związek między filozofią „slow”

z prozaicznych czynności typu podróż

a jakością i powoływał się na Skandy-

pociągiem (pięć i pół godziny), rejs

nawów, którzy pracują mniej niż resz-

statkiem (kilka dni) czy robienie na

ta Europy i są dzięki temu bardziej

drutach (dwanaście godzin). Relację

produktywni. Stosunek czasu produk-

z podróży pociągiem obejrzał co trze-

cji do jakości jest także sednem skan-

ci Norweg.

dynawskiego podejścia do projektowania. Od 2011 roku wielką rolę w propagowaniu ruchu „slow” w wydaniu północnym odgrywa też magazyn Kinfolk. Ich najnowsza publikacja książkowa zdaje się nawet rościć sobie prawa do tego by kinfolkowa estetyka była doktryną powolnej filozofii. Na okładce czytamy: „The Kinfolk Home explores the slow living movement from a global perspective, presenting tours of

creatively

conceived

domestic

environments from Tokyo to Toronto. Featuring stunning photography and thought-provoking essays, the book is a reexamination of what it means

kinfolk.com; theguardian.co.uk

to live small and conscientiously.”


Wraz z przemijaniem amerykańskiego kultu jednostki odchodzi w przeszłość schemat dotychczasowych zachowań konsumenckich (ruch slow life jako pierwszy rozszerzył o aspekt postawy zakupowej niejaki Jason Drebitko). Nasza najsłynniejsza i najlepsza prognostyczka trendów Zuza Skalska mówiła na wykładzie 12 października w BoConcept w Warszawie, że dziś odbywa się proces przechodzenia od „ja” do „my”. Nie chodzi więc już o to by kupić coś i posiadać dla siebie, ale aby dany wybór miał wielowymiarowy sens. Skandynawizacja przewartościowuje nasze potrzeby. Dlatego m.in. według Zuzy Skalskiej design powinien dziś odpowiadać przede wszystkim na pytanie „dlaczego?”. To kwestia szczególnie aktualna w Polsce, ale z zupełnie innych powodów niż w reszcie świata. Nie tylko dlatego, że tak agresywnie doświadczyliśmy amerykanizacji po 89’. Również z powodów opisanych przez Marcina Wichę oraz Filipa Springera. Na Zachodzie pytanie o powody projektowania jest kwestią ekonomii, w Polsce – konieczności wprowadzenia higieny projektowej i porządku na przykład w przestrzeni publicznej. Nie chodzi tylko o to by było ładnie, ale by było z sensem. To jest rodzaj skandynawskiej lekcji, którą dopiero zaczyna się w Polsce przyswajać.



future starts slo w

„Future starts slow” śpiewał zespół The Kills/ Wedle prognostyków trendów nadchodzące dziesięciolecia mają bardziej przypominać czasy naszych dziadków lub pra-pra dziadków niż rodziców. Wraz z powrotem zamiłowania do rzemiosła i rozwojem nowego pojęcia luksusu jakim jest czas wolny, wydaje się jakby historia zatoczyła koło. 135 lat temu William Morris powołał do życia ruch Arts&Crafts, a 120 lat temu bracia Lumiere nakręcili swój słynny film „Wyjście robotników z fabryki w Lionie”. W dzisiejszym kontekście ten jednominutowy klip ma zupełnie nowy, symboliczny wyraz. Na stronie obok limitowana okładka magazynu Wallpaper z 2014 roku z podobizną Williama Morrisa. Plamy koloru to nadruk metodą sitodruku

źródła: weesociety.com, instagram

autorstwa Jeremiego Dellera.



Niestety rodzima skandynawizacja jest bardzo „kapitalistyczna”: przejmowane są wyrwane z kontekstu gotowce wystroju wnętrz i pojedyncze elementy tak zwanego slow lifu. Styl skandynawski u nas to w większości rodzaj tandety: zapachowe świeczki, pledy które mechacą się po miesiącu, najlichsze stoliki kawowe z Ikei. Z drugiej strony nie ma chyba lepszego miejsca na Ziemi, w którym funkcjonalne rozwiązania stylu skandynawskiego byłyby nie tyle wyborem, co jedynym wyjściem dla młodych. Lekkie konstrukcje, tanie meble i jasne kolory świetnie sprawdzają się w małych mieszkankach w prl-owskich blokach rewelacyjnie . W tak zwanym międzyczasie prawdziwą mekką slow lifu i stylu skandynawskiego staje się właśnie Ameryka. Nie jest to wyłącznie kwestią mody, ale wiąże się z próbą zapełnienia pustki po erze przemysłowej. W dokumencie „After the factory” z 2012 roku widać na przykład jak mieszkańcy Detroit zaczynają uprawiać warzywa w prywatnych ogrodach a potem sprzedają swoje wyroby na lokalnym rynku.




Także w Stanach zaczyna się przywiązywać coraz więcej uwagi do celebrowania posiłków. Jedną z oznak tego trendu jest moda na zapraszanie nieznajomych do swojego domu na obiad lub kolację. O trendzie można przeczytać w internecie wpisując frazę „peer-to-peer dining”. Portale zrzeszające entuzjastów gotowania i poznawania nowych osób (np. EatWith.com, EatFeastly.com), wzorowane są na firmach typu AirBnb czy Uber, które praktycznie nie posiadają fizycznych zasobów, sprzedają wyłącznie usługi. Ostatnią, niecodzienną manifestacją slow lifu

jest

amerykański

film

„Marsjanin”

z Mattem Damonem z tegp roku. Główny bohater przez przypadek zostaje sam na Marsie, a ekspedycja która może go uratować jest w stanie wrócić po niego dopiero za cztery lata. Rozbitkowi nie pozostaje więc nic innego jak podejść do sprawy niczym Robinson Cruzoe i stworzyć sobie warunki do życia od zera. And all he has

www.scified.com

is time.


sc a n d i p o l o

Polacy są bardzo kreatywni w przyswajaniu zagranicznych mód i styli. Ich wrażliwość praktycznie nie posiada granic o czym świadczą nie tylko facebookowe profile typu „Polisz arkitekczer” ale na przykład najnowsza książka wydawnictwa Czarne pod tytułem „Hawaikum”. I tak nawet solidny styl skandynawski zdaje się zmieniać pod wpływem polskiego powietrza w coś swojskiego i nie zawsze smacznego. Do stylu „scandi-polo” istnieje na szczęście alternatywa w postaci oryginalnch, nordyckich mebli sprowadzaonych z zagranicy. Ich nowi, polscy właściciele traktują je jako inwestycję lub uzupełnienie swojego i tak już eklektycznego mieszkania. Gdzie udają się na łowy? Najpewniej do Kompletu - jedynego w Polsce sklepu z

oryginalnym

Norweskim

wzornictwem.

O prowadzeniu sklepu jako sposobie na życie, fotografowaniu i potrzebie otaczania się pięknymi przedmiotami opowiada współwłaścicielka Kompletu, Ania Orłowska.



w coś, budować. Wraz z Mateuszem Lipińskim, współwłaścicielem Kompletu jesteśmy fotografami. Fotografujemy wnętrza domów, mieszkań w Polsce i za granicą. Interesują nas proporcje, kolorystyka, zestawienia, funkcje, to co wisi na ścianach, wszystko to czym otaczają się ludzie w miejscach gdzie intymność jest ważna. Czyli w swoich domach. Okres w designie który nas interesował to lata 50 i 60 -te i to co działo się w tamtym okresie w Danii. Widzimy, że do tego co działo się w tamtym krótkim czasie odnosi się dziś cały świat. To nas zaciekawiło, postanowiliśmy się w to zanurzyć. I tak mijają już 3 lata. Oboje z Mateuszem jesteśmy po artystycznych szkołach ( ja po łódzkiej Filmówce, Mateusz po ASP w Poznaniu). Te dwie szkoły

k om plet

an n a o rło w s k a

bardzo różnią się od siebie. CieSklep jako miejsce powstał, na początku z chęci chodzenia do pracy. Chcieliśmy mieć swoje miejsce by spotykać się z ludźmi, inspirować, wymieniać doświadczeniami, robić kawę w ekspresie, mieć swoje biurko, przestrzeń by pomyśleć o nowych projektach. Ale też by robić coś poważnego, tworzyć markę. Zaangażować się

szę się że te różnice mogliśmy zawrzeć w naszej współpracy. Mam poczucie, że w Komplecie jest i fantazja ale też duża uważność na jakość wykonania, na detal, rodzaj materiału z którego zrobiony jest mebel. Wspólnie wybieramy meble do kolekcji Kompletu jeżdżąc do Danii. Mateusz osobiście zajmuje się renowacją.


Ja udałam się na podyplomowe stu-

którzy po prostu lubią te kształty,

dia z historii i krytyki designu, by wię-

tę estetykę, czują się dobrze wśród

cej dowiedzieć się o tym czym się zaj-

funkcjonalnych mebli wykonanych

mujemy. To się nie kończy, co chwilę

z dbałością. Jedni klienci są zaanga-

pojawia się nowy wątek. Szkło, cera-

żowani w temat, Komplet jest dla

mika, meble. Niewiele wiem o skan-

nich miejscem w którym mogą do-

dynawskim malarstwie, to temat do

pełnić swoją kolekcję, uzupełnić ją.

rozwinięcia.

Są klienci, których zaciekawia design duński, wiedzą już że szukają meb-

Otwierając Komplet nie zastana-

la na dłużej. Mają przesyt beleja-

wialiśmy się czy jest w Polsce ape-

kością, seryjnością. Szukają czegoś

tyt na skandynawski design. Bar-

prawdziwego,

niepowtarzalnego.

dziej kręciło nas, że jesteśmy pierwsi. My raczej staramy się odnosić do sie-

Przyznam, że u mnie z wiekiem po-

bie, nie zastanawiam się czy ten styl

trzeba by mieć coś na dłużej roś-

jest popularny. Żyjemy w środowisku

nie. Niedawno kupiłam u nas biurko.

bardzo specyficznych ludzi. Część

Jest piękne, tekowe, bardzo wygod-

z nich poznaliśmy przez Komplet.

ne. Siedzę przy nim i jest mi po pro-

To fascynaci, ludzie którym nie jest

stu dobrze. Mogę skupić się na re-

wszystko jedno jak mieszkają, w co

alizowaniu

się ubierają, na co patrzą, czego słu-

Jestem idealnym klientem Kompletu

chają. Rozmowa bardzo często nie kończy się na meblach. Jest tyle ciekawych rzeczy, które inspirują, Komplet to bardziej przestrzeń do wymiany doświadczeń, rozwiązań, pomysłów. Przychodzą do nas kolekcjonerzy, którzy mają poczucie, że warto jest zainwestować w ikonę designu- fotel czy lampę Arne Jacobsena, szkło Holmegaard czy w sygnowaną fotografię. To jest obok potrzeby by obcować z pięknym przedmiotem.

Przychodzą

też

klienci,

kolejnych

pomysłów.

.


a r t

busters #1

Tekst: Maria Ancukiewicz Trochę szkoda, że coraz częściej udział w wystawach ogranicza się do kliknięcia „wezmę udział w wydarzeniu”. To symbol końca pewnej ery. W czasach rozwoju nowych technologii degradacja tradycyjnej modernistycznej przestrzeni galerii o białych ścianach (tzw. „white cube”) wydaje się być przesądzona. Wraz z nią umiera towarzyski wymiar sztuki. Jednak fakt, że słowa Kantora o tym, że rewolucje artystyczne zaczynają się w kawiarniach są dziś mocno zdezaktualizowane wcale nie musi być powodem do smutku.



Wręcz przeciwnie. Sztuka w swej formie ewoluuje, a kuratorom nie brak pomysłów na wykorzystanie nowej siły, jaką stał się Internet. Obecność wirtualnych muzeów i galerii staje się normą, dlatego organizatorzy ekspozycji idą o krok dalej. Jako narzędzia pracy zaczęli wykorzystywać na przykład portale społecznościowe. Facebook, Twitter czy Snapchat jako przestrzeń wystawy? Oto miejsca, w których zaczyna się dziać artystyczna magia na miarę XXI wieku. Jednym z przykładów takiego podejścia jest Creative Time Tweets z 2011 roku zorganizowany przez Shane Brennan. Kurator zaprosił do uczestnictwa w wirtualnej wystawie site-specific trzech artystów – Man’a Bartlett, David’a Horvitz i Jill’a Magid, którzy stworzyli prace artystyczne używając Twittera. Zdaniem Brennan’a działanie Twittera można porównać do funkcjonowania realnego miasta. Hashtagi (symbol # wpisany obok tweeta) łączą pojedyncze wpisy w spójne rozmowy i niczym kina lub kawiarnie stają się miejscami interaktywności, gdzie ludzie zbierają się w celu omówienia konkretnego tematu lub problemu. W ten sposób Twitter rozszerzył pojęcie przestrzeni publicznej.


I tak na przykład Man Bartlett stworzył na potrzeby projektu realizację #24hPort (fotografia obok). Artysta spędził dwadzieścia cztery godziny w nowojorskim Port Authority Bus Terminal. W tym czasie zadawał spotkanym przypadkowo ludziom, a także użytkownikom on-line dwa pytania: „Gdzie byłeś?” i „Gdzie idziesz?”. Zbierając te historie Bartlett połączył ze sobą dwie grupy odbiorców – fizycznych przechodniów i internautów rozproszonych geograficznie, wchodzących w wirtualną interakcję z artystą. Te wysiłki były w czasie rzeczywistym rejestrowane na Twitterze, tworząc dokument tego zbiorowego doświadczenia. Z kolei David Horvitz prosił internautów, aby w ciągu kilku dni czerwca poprzedzali swoje posty hashtagiem #VadeMecum (łacińskie „pójdź za mną”). Następnie zapiwww.creativetime.org

sał wszystkie wiadomości na kartce papieru i jako posłaniec przewiózł je pociągiem na trasie pierwszego międzykontynentalnego telegramu wysłanego w 1861 roku (z San Francisco do Waszyngtonu). Po przyjeździe do stolicy kraju artysta przekazał całą kolekcję do publicznego archiwum Biblioteki Kongresu. Publiczność mogła na bieżąco śledzić wyprawę Horvitza na Twitterze, gdzie zamieszczał wpisy z podróży. Dzięki temu poprzez aktywność w Internecie obserwujący stali się także w pewnym sensie współtwórcami pracy Horvitza.


Projekt Creative Time Tweets

spowo-

Podobne zastosowanie może mieć zdoby-

dował więc, że splotły się ze sobą dwie

wający coraz większą popularność Snap-

rzeczywistości

fizyczna.

chat, na którym przesyłane filmy i zdjęcia

Być może to banał, ale z punktu widzenia

ulegają autodestrukcji zaraz po obejrzeniu.

ostatnich dwudziestu lat historii sztuki jed-

W ten sposób ma się wrażenie, że materiał

nak pewnego rodzaju przełom. Zupełnie

oglądany jest „na żywo”. Podczas, gdy dla

inna, nowa sztuka pomimo zmiany formy

większości użytkowników to zwyczajna for-

wraca do korzeni i ostatecznie operuje re-

ma codziennej komunikacji, dla kuratorów

alnym medium, tak jak to było od wieków.

Paula Papera i Maxa Marshalla aplikacja

Internet natomiast sprawia, że tego typu

stała się pretekstem do stworzenia wysta-

akcje artystyczne pozwalają na interakcję

wy This is it/now.

-

wirtualna

i

z publicznością, która na bieżąco i z zainteresowaniem śledzi tworzone hashtagi.


Głównym celem projektu było badanie nowej koncepcji ekspozycji jako takiej. Na przełomie sierpnia i września tego roku sześciu artystów prezentowało swoje prace za pośrednictwem Snapchata pod nazwą użytkownika ”thisisitnowshow”. Każdy z artystów udostępniał swoje fotografie w ciągu 24 godzin, pozwalając użytkownikom na oglądanie zdjęć i filmów przez kilka sekund, zanim znikną. Uczestnicy wystawy mieli kontrolę nad czasem w jakim były wyświetlane ich prace. Ingerowali też w zamieszczane przez siebie zdjęcia tak, jak robią to inni użytkownicy Snapchata, na przykład rysując po nich, wstawiając ikony i podpisy.

www.thecreatorsproject.vice.com


Były to rzecz jasna dość prymitywne ingerencje, bo edytor w aplikacji jest bardzo ograniczony. Jednak ostatecznie wystawa okazała się spójna z indywidualnymi praktykami i problemami podejmowanymi przez zaproszonych artystów. Wszystkich łączyło bowiem poszukiwanie w swojej twórczości idei ingerencji w obraz fotograficzny. Dodatkowo uczestnicy musieli zmierzyć się z ograniczonym czasem wyświetlania zdjęć, przez co stawały się – wbrew idei samej fotografii - ulotne. Co więc zyskuje sztuka wykorzystująca specyficzne możliwości jakie oferuje dzisiaj Internet, a w tym portale społecznościowe? Przede wszystkim pokonuje ograniczenia logistyczne. Dzieła docierają bezpośrednio do widza, bez względu na jego położenie geograficzne zapewniając dużo większą ilość odbiorców, którzy na dodatek są naprawdę zaangażowani w wydarzenie. Takiej liczby publiczności na pewno nie pomieściłoby żadne realne muzeum czy galeria. Sztuka zaczyna być bardziej dostępna, a odbiorca nie jest już zbytecznym meblem jak w sterylnej przestrzeni white cube. Szkoda tylko, że wciąż nie można wypić lampki wina przez Internet, może właśnie dlatego nadal chętnie chodzę na wernisaże „analogowych” wystaw.


facebook.com/sztucznefiolki


wyspa

d e s i g n u

W Polsce status quo festiwali designu jest następujący: na pierwszym miejscu jest Łódź Design, a potem długo, długo nic. Kolejność na pozostałych miejscach jest trochę bez znaczenia bo łódzka gwiazda i tak świeci najjaśniej. Pod względem rozmachu i medialnego szumu, Łódź Design jest samotną wyspą na oceanie polskich imprez poświęconych projektowaniu. I choć coraz więcej osób z branży zastanawia się nad tożsamością i strukturą łódzkiej imprezy, dla szerokiej publiczności to niezmiennie znak jakości w kategorii: pokazywanie pięknych przedmiotów w efektownej oprawie. Między innymi dlatego jest to impreza obok, której zwyczajnie nie można przejść obojętnie.




Tegoroczna edycja przyjemnie zaskakiwała pod względem oprawy scenograficznej zrealizowanej według projektu Kasi i Pawła Lewoców. Poziom wizualny ekspozycji i całej aranżacji festiwalu był spójny i na wysokim poziomie. O samych eksponatach, najlepszych i najsłabszych wystawach, moich przemyśleniach nad rozwojem festiwalu oraz aktualności motywu przewodniego („Konsekwencje”) przeczytacie w mojej relacji z najbliższym numerze magazynu Format. Tymczasem zobaczcie jak wiele straciliście jeśli nie udało się Wam dotrzeć na wystawę „Niewidzielni Bohaterowie” w Art._Inkubatorze na ulicy Tymienieckiego.



REDAKCJA TEKSTY I KONCEPCJA: ANIA DIDUCH / ZDJĘCIA (JEŚLI NIE PODANE INACZEJ): ANIA DIDUCH / MAKIETA: MAGDALENA JAMROZY KONTAKT: REDAKCJA@PRIVMAG.COM


„like”

matters

Podobało Ci się to, co zobaczyłeś w tym numerze? Polub priv. na facebooku i udostępnij informację o nim swoim znajomym. Dzięki Tobie magazyn będzie rósł w siłę. Dzięki!

facebook.com/privmag


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.