4 minute read

Macierzyństwo i własny biznes? To możliwe!

Macierzyństwo i własny biznes?

To możliwe!

Advertisement

Swoją firmę zarejestrowała w tym samym miesiącu, kiedy zaszła w ciążę z pierwszym synkiem. Sprzedaż muzycznych zabawek dla dzieci rozpoczęła na miesiąc po jego urodzeniu. Co dało jej odwagę do stworzenia własnego biznesu? Jak łączy pracę z macierzyństwem i wychowywaniem dwóch chłopców? Opowiada nam Joanna Skubisz, twórczyni marki “Mali Wirtuozi”, która sprzedaje muzyczne misie o wielkich imionach - Freyderyk, Amadeusz i Ludwig.

Rozmowa z Joanną Skubisz, założycielką marki “Mali Wirtuozi”.

PRO ZDROWIE: Skąd pomysł na

stworzenie marki produkującej muzyczne zabawki dla dzieci? Co było dla Pani największą inspiracją?

Joanna Skubisz: Główną motywacją była potrzeba przejścia na tzw. swoje i przejęcie kontroli nad własnym czasem. Od 2004 roku mieszkam za granicą. Chciałam mieć możliwość częstszych przyjazdów do rodziny w Polsce a nie tylko na dwa tygodnie w ciągu roku, na które zezwalał urlop. Ponadto planowałam założyć własną rodzinę i wizja bycia „weekendową mamą” mi nie odpowiadała. Pomysłów na biznes miałam wiele, ale przez długi czas brakowało mi albo odwagi albo odpowiedniej stabilizacji finansowej, aby podjąć ryzyko. Pomysł na misie pojawił się, gdy przebywałam w Polsce i z nostalgii do lat dzieciństwa postanowiłam ponownie zacząć uczyć się grać na pianinie. Nauka nie szła mi już z taką łatwością, jak wtedy gdy byłam młodsza. Żałowałam, że się mocniej nie przyłożyłam, gdy pianino było moją dziecięcą pasją. Pomyślałam sobie, że być może gdyby mój kontakt z muzyką poważną wyglądał inaczej niż: “Chopin wielkim kompozytorem był, trzeba go grać”, miałabym więcej entuzjazmu i zapału do grania na pianinie. Wtedy też przyszedł mi do głowy pomysł na misie przedstawiające kompozytorów i grające ich muzykę. Pomyślałam, że jeżeli dziecko pozna muzykę klasyczną poprzez milutkiego w dotyku, uroczo wyglądającego pluszowego misia, wpłynie to pozytywnie na jego odbiór klasycznego repertuaru. Podczas analizy pomysłu trafiłam na mnóstwo artykułów opisujących walory muzyki klasycznej i jej wpływ na małe dzieci. To sprawiło, że uwierzyłam, że to dobry pomysł i warto sprobować.

PZ: Proszę nam zdradzić jak wygląda firma od kuchni. Kto zapro-

jektował maskotki? Kto szyje? Dlaczego padło akurat na tych trzech kompozytorów? Jak zaczęła się ta historia?

J.S.: Projekt Misia Mozart oraz Beethoven’a wykonała artystka z Kalifornii. Chopin pojawił się później. Jego projekt wyszedł spod ołówka artystki z Białorusi. Podczas procesu tworzenia misiów współpracowałam z bardzo wieloma osobami, również z Polski. Są to osoby z którymi nawiązałam kontakt przez internet. W sieci też znajdowałam informacje na temat tego, co należy brać pod uwagę przy produkcji zabawek dla dzieci. Jakie normy bezpieczeństwa muszą one spełniać. Gdzie znaleźć odpowiednich wykonawców. Internet pomógł mi również w podjęciu decyzji dotyczącej wyboru kompozytorów. Pierwszymi dwoma misiami zostali więc Mozart i Beethoven, gdyż są to najbardziej znani kompozytorzy w Stanach Zjednoczonych. To właśnie tam planowałam rozpocząć ich sprzedaż w pierwszej kolejności, oczywiście również przez internet.

fot. archiwum Joanny Skubisz

Pomysł na misie pojawił się, gdy przebywałam w Polsce i z nostalgii do lat dzieciństwa

postanowiłam ponownie zacząć uczyć się grać na pianinie.

PZ: Czy tworzenie takiego biznesu było trudne? Jak Pani łączy macie-

rzyństwo z pracą? Ma Pani “na pokładzie” dwóch synków.

J.S.: Prowadzenie własnego biznesu jest na pewno wyzwaniem, gdy “na pokładzie” jest dwoje pełnych energii chłopców. Firmę zarejestrowałam w tym samym miesiącu, w którymy zaszłam w ciążę z Heniem (starszym synkiem), natomiast sprzedaż misiów rozpoczęłam na miesiąc po jego urodzeniu. 17 miesięcy później przyszedł na świat Hugo. Większość pracy wykonywałam, gdy chłopcy szli spać. Dużą pomoc otrzymałam też od niani. Musiałam znaleźć kompromis pomiędzy rozkręcaniem biznesu a wychowywaniem dzieci. Wiązało się to z jednej strony z pewnymi “straconymi” okazjami do szybszego rozwoju biznesu na większą skalę a z drugiej strony z wyrzutami sumienia że nie spędzam więcej czasu z dziećmi. W momencie, gdy obydwaj zaczęli uczęszczać do przedszkola, wygospodarowanie czasu na pracę stało się łatwiejsze.

PZ: Co Pani daje macierzyństwo? J.S.: Poczucie, że jestem potrzebna.

PZ: A co najbardziej zaskoczyło w byciu mamą? J.S.: To, że spełniam się w roli mamy całkiem dobrze. Nigdy nie byłam osobą, której kontakt z dziećmi przychodził naturalnie. Kiedy w wieku 32 lat zaszłam w ciążę z Heniem, miałam kilka “niepoukładanych” rzeczy w życiu. Myślałam, że skoro ja nie znam odpowiedzi na wiele “życiowych” pytań, to nie będę w stanie być przewodnikiem życia innego człowieka. Tak jednak nie jest. Całe życie się uczymy siebie a w międzyczasie uczymy innych.

PZ: Wracając do biznesu. Jaka będzie przyszłość “Małych Wirtu-

ozów”? Czego Pani sobie życzy? Jakie są marzenia firmy?

J.S.: Chciałabym, aby kolekcja Małych Wirtuozów powiększała się o nowych członków i aby grali swoje koncerty w dziecięcych pokojach na całym świecie. Mam również pomysły na nowe produkty, bo tych nigdy mi nie brakowało. Do ich realizacji jednak muszę zbudować zespół. Do tej pory pracowałam w pojedynkę angażując freelancerów do konkretnych projektów.

PZ: Jaką radą mogłaby się Pani podzielić z innymi mamami, które

chcą założyć własny biznes?

J.S.: Warto podjąć ryzyko. Praca, która nie musi odbywać się w ściśle określonych godzinach, jest świetnym rozwiązaniem dla młodych mam, dla których połączenie macierzyństwa i rozwoju kariery zawodowej jest dużym wyzwaniem. Pełna kontrola nad własnym czasem jest bezcenna. Świat należy do odważnych. Rozwój zawodowy nawet w okresie wczesnego macierzyństwa jest formą dbania o siebie, swoje samopoczucie, swoją formę psychiczną. Nie warto z niego rezygnować.

Rozmawiała: Dominika Czapkowska

This article is from: